993
Szczegóły |
Tytuł |
993 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
993 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 993 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
993 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jerzemu Giedroyciowi tw�rcy i redaktorowi KULTURY
Anna Stro�ska
DOP�KI MILCZY UKRAINA
Wydawnictwo TRIO Warszawa 1998
Projekt ok�adki:
Wiktor J�drzejec
Redaktor:
Kazimierz Bidakowski
Ksi��ka zosta�a wydana przy pomocy Funduszu Promocji Tw�rczo�ci Ministerstwa Kultury i Sztuki
c Copyright by Anna Stro�ska, Warszawa 1998
ISBN 83-85660-71-2
Wydawnictwo TRIO Warszawa, ul. Nowy �wiat 18/20
Wyd. I. Ark wyd. 12,6 Druk i oprawa: A-Z DRUK Raszyn
ul. S�owikowskiego 21c
Nad Smotrycz, za Zbrucz
Za ogromne pieni�dze - sto osiemdziesi�t dolar�w, tutaj to fortuna - wynajmuj� �ad�, kt�ra obwiezie mnie - na chybcika, ale jednak - po podolskich krzemieniach i kamieniach. Kierowca, pan W�adziu, jako rasowy syn Lyczakowa czy Zamarstyno-wa prowincj� w �yciu si� nie interesowa�, trasy nie zna, mapy nie posiada, wi�c udost�pniam w�asn�, prezent z konsulatu. Po alfabecie i ko�lawej transkrypcji s�dz�c, mapa jest adresowana do niemieckich turyst�w, na wyrost, bo Niemcy za delikatni na przeja�d�ki po kraju bez moteli i stacji benzynowych.
Najwygodniej i najnudniej podr��uje si� po autostradach. W wypadku Ukrainy nale�a�oby raczej m�wi� o drogach szybkiego ruchu, ale ka�da z nich przynajmniej pod tym jednym wzgl�dem spe�nia warunki autostrady: smu�y si� bezbarwnie, p�ynie po p�aszczy�nie, omija miejscowo�ci, a na domiar z�ego obrasta w "posadki", g�ste, szczelne kordony drzew i krzew�w odcinaj�ce asfalt od �ywego �wiata. Oczywi�cie Polacy zaraz umy�lili sobie, �e to przez parszyw� perfidi� sowieck�, bo "Ruski" nie chcia�y, �eby si� rozgl�da�... Bzdura. "Posadki" s� od �nieg�w. Owszem, istnia�y trasy zakazane cudzoziemcom, sama
5
zostawi�am sobie na pami�tk� karteluszek z "Inturista", jeszcze w siedemdziesi�tych latach przestrzegaj�cy: "Riga-Minsk tolko samolotom!" To zn�w w drodze z Kiszyniowa do Wilna mi�dzy-l�dowanie mieli�my we Lwowie, dwie godziny postoju, wyszli wszyscy, a mnie nie pozwolono. "Przecie� ja tylko do toalety" - molestowa�am stewardess�. Usadzi�a mnie ostrym: "U was wizy niet. Inostrancom nie Izia".
Nie te czasy. Droga wolna. Zabra� si� z nami dziennikarz z polskiej "Gazety Lwowskiej", Emil Legowicz, bezb��dny w trudnych sytuacjach. Wie, kiedy powo�ywa� si� na "Lwowsk�" a kiedy na "Wysokyj zamok". Respekt przed pras�, nam to ju� zupe�nie przesz�o, im jeszcze nie.
W�adziu opieku�czy: ta trzeba okno przymkn��, �eby nam Legowicza nie wydu�o. I dodaje przede wszystkim sobie ducha na wybojach: no nic, szorujemy.
Z tym szorowaniem nie tak prosto, zakr�t�w niema�o, a za ka�dym mo�e czai� si� milicjant. Dop�ki drogowskazy wskazywa�y Briest i Kijew, na stukilometrowym odcinku spotkali�my a� cztery patrole: pierwszy zaraz za Lwowem. Milicjant z pierwszego tylko sprawdzi� papiery kierowcy, milicjant z drugiego domaga� si� mandatu za przekroczenie szybko�ci a� o dwana�cie kilometr�w, ale pomog�a elokwencja Legowicza i nie musieli�my zap�aci�.
- Dawaj do przodu - sam siebie zach�ca pan W�adziu, i natychmiast monituje: cicho, cicho. Co oznacza: tylko bez nerw�w. Bez szale�stw na strze�onej drodze.
Brody, obok Gr�dka Jagiello�skiego, Zbara�a czy Trembowli - jedno z tych miasteczek, w kt�rych uchowa� si� koloryt kres�w, mimo wyburze� i naporu monotonnych blok�w. Ale wsz�dzie jest �wie�szy akcent do legendy o Rzeczypospolitej co najmniej dw�ch kochaj�cych si� narod�w. We Lwowie obok ko�cio�a �w. El�biety stanie pomnik Bandery. W Brodach ogl�dam pierwszy i nieostatni na wybranej trasie obelisk "Ofiarom stalinowskich represji". Z tablicy wynika, �e wi�kszo�� represjonowanych wojowa�a w UPA.
6
Ziele� i fiolet, to barwy Wo�ynia, migaj�cego w niecz�stych przerwach mi�dzy "posadkami". Odbijamy od autostrady. Nadal nic ciekawego. P�oty, wertepy, fasolowe grz�dki. I nieoczekiwany na tej przypodolskiej, ale jeszcze wo�y�skiej, przestrzennej, sto�owatej r�wninie Poczaj�w. G�ra, dopiero gdy si� patrzy z g�ry, wydaje si� ogromna. W dole p�aski, zma'a�y Poczaj�w, poprzeszywany zieleni�, rozwleczony po ogr�dkach. Tak wysoko, tak nisko... Zdumiewaj�ca sklejka krajobraz�w.
Wok�� �awry staruszki. W tym straszliwym upale siedz� albo i le�� na �awkach zakutane jak na ci��ki mr�z, w szalach, szubach, walonkach. Mo�e tak bezpieczniej. Co na sobie - nie zginie. Modl� si�, oszcz�dnie �uj� chleb, patrz� w przestrze� -jak kt�rej pasuje. One wiekowe, i jaka� pora�aj�ca odwieczno�� sytuacji. Tak jest i pewnie zawsze tak tu by�o, bez wzgl�du na potrz�saj�ce �wiatem huragany.
W Poczajowskiej �ladu po folderach, osi�galny tylko jeden druczek, i to zajmuj�cy si� nie �awr�, a �wiadkami Jehowy. Agitka nawet nie ukrai�ska, rosyjska - energicznie bierze si� za przeciwnika. Jehowici ju� przywykli do �garstwa i dobroci� z nimi nie poradzisz. Intencje tekstu wyartyku�owane, powiedzie� mo�na, szczerze i bez zahamowa�. "Nienawi�� �wiadk�w Jehowy do chrze�cija�stwa t�umaczy si� tym, �e w za�o�eniach swoich sekta opiera si� na judaizmie..." No, to�my w domu. Dalej wychodzi na to, i� przewrotni �wiadkowie lansuj� Antychrysta. Niby to wyczekuj�c Mesjasza - spodziewaj� si� "cz�owieka grzechu, syna ciemno�ci".
Krzemieniec - d�uga ulic�wka, miasteczko na osnowie wsi. Od tej g��wnej, r�wninnej - odpryski bocznych ulic, stromych, dla mnie, oczywi�cie po przemysku. Za d�ugo tu nie zabawimy, gdy� Krzemieniec jest tematem dy�urnym, pisze o nim kto mo�e, tylko bez efektu.
Przed noc� - i ca�e szcz��cie, bo to nie s� strony na nocne podr��e - dobijamy do Zbara�a. M�j portfel prawie pusty. Gdzie by tu przenocowa� omijaj�c hotel? Legowicz zawsze co� wymy�li, tym razem te� nie zawi�d�: jedziemy do ksi�dza.
Samotny lokator zrujnowanego klasztoru mieszka w pokoju bez pieca. Kancelaria (du�e s�owo) te� nie ogrzewana. Na dworze upa�, tu przeszywaj�cy ch��d. Nawet w niezno�nie letni, przegrzany dzie� majowy kamienna pod�oga w refektarzu jakby �wie�o myta: co tam myta, zlana wod�. Sadzawka w lecie, a �lizgawka w zimie. Ksi�dz przystojniak, na oko - si�acz, ros�y, umi��niony, ju� ma w wyroku bolesny �ywot reumatyka. A wita nas pogodnie. Przedstawiwszy si�: "ksi�dz �ydowski jestem", dorzuca: "takie nie�adne nazwisko nosz�, co robi�..." Faktycznie. �eby to cho�: Jewrejski...
To jego sz�sty rok na Ukrainie, przed Zbara�em - na g��bokiej Ukrainie, bli�ej Odessy. Powiada, �e tam praca by�a l�ejsza, a Polak�w wi�cej. Radzi� sobie, cho� trafi� do parafii od siedemdziesi�ciu lat pozbawionej ksi�dza. Zamieszka� - jak to pogodnie okre�la - w chatce na cmentarzu. W dawniejszej przechowalni zw�ok. "Wstawi�em ���ko, stolik, krzes�o... Wi�cej i tak by si� nie zmie�ci�o. Wod� to szanowa�em jak z�oto. Ko�ci�� tam kiedy� by�, d�ugo by�, bo postawiony w 1662 roku. Po rewolucji zamkni�ty, najpierw zamienili go na sk�ad nawoz�w sztucznych, potem w prezbiterium porobili mieszkania, druga cz��� posz�a na kino, trzecia na sal� ta�ca. Z ko�cio�a zosta� tylko obraz. Jeden, tak. Ogromnie zniszczony".
W Zbara�u puste �ciany, kt�re jeszcze by�yby do odratowania. Nie gustuj� w baroku, ale to uderzaj�co pi�kny ko�ci��. Ksi�dz nie przeoczy� mojego zachwytu, wyczu� sojuszniczk� i agituje: "Gdyby nasze ministerstwo kultury i sztuki zainteresowa�o si�, co z funduszami przys�anymi przez Kij�w na ko�ci�� zbaraski, czemu one tu przepad�y... na co posz�y..."
Ko�ci��, nieopodal cerkiew prawos�awna, w pobli�u greko-katolickiej, niedaleko od kaplicy baptyst�w. Mo�e zosta� �lad po synagodze, ale jako� mi niepor�cznie pyta� ksi�dza �ydowskiego. Niech najpierw Legowicz za�atwi co� do spania. Udaje si� nadspodziewanie �atwo. Mili, us�u�ni ci tutejsi ksi��a, co sobie p��niej potwierdz� i w Kamie�cu Podolskim, i w Mo�-
8
ciskach. Ta ich ufno��, gotowo�� do pomocy, to a� zaskoczenie, to jak z zamierzch�ej bajki. My�my w kraju dawno ju� odwykli... Poza tym, c�� on o nas wiedzia�? Jestem z Polski, m�wi�, wysiadaj�c z wozu z ukrai�sk� rejestracj�, i my Polacy, do��czaj� si� dwaj moi towarzysze, kt�rych akcent ju� nie daje gwarancji. A gdyby nawet? Przecie� w Zbara�u (ksi�dz si� o tym nie zaj�kn��, inni powiedzieli) ju� by�y z rodakami r��ne z�e do�wiadczenia. "Mam oko" powie ksi�dz, kt�remu - ale dopiero nazajutrz, wyspani, wyk�pani - wytykamy nieostro�no��. "Mam oko, ja rozpoznam cz�owieka". Tak si� m�wi, ale...
Ot�� to. C�rka Piechowej by�a mniejsz� optymistk�, rano zajrza�a, czy ksi�dz si� nie pomyli� i czy matka �yje.
Piechowa to Polka, matka Ukrainki, babka Ukrai�ca i Polaka. Dostali�my si� jej na przenocowanie. Ksi�dz rekomendowa�: kobieta powa�na, starszawa, nie ubli�y go�ciom, mo�e i ucieszy si�, zw�aszcza �e dom do pochwa�y. Sami zobaczymy.
Parafia ksi�dza �ydowskiego liczy pi�tna�cie tysi�cy Polak�w (nie powie: wiernych. Na jedno wychodzi. Piel�gnowany kanon kresowy: wiara r�wna narodowo�ci). Tak, b�dzie z pi�tna�cie tysi�cy, cho� wielu ju� zniszczonych. Mimo to: wiernych? R��nie. Ksi�dz �yje "w bardzo dobrej zgodzie" ze swiasz-czennikiem grekokatolickim, ale podejrzewam, �e troch� taka to za�y�o�� jak prokuratora z adwokatem: nawet prywatni przyjaciele jednak wojuj� na s�dowej sali. Toga obliguje, sutanna te�. U Piechowej od pierwszych chwil czujemy si� po domowemu, bo i wino znalaz�o si� domowe, nam weso�o, a ksi�dz nie zasypia gruszek w popiele, pracuje nad Halin�. Zach�ca, by zamiast do cerkwi chodzi�a do ko�cio�a, lecz to twarda sztuka. Pozna�, �e nie ust�pi. Spieraj� si� dyplomatycznie, ostro�nie, bez przeci�gania struny. Ksi�dz niby to p���artem: "U nas �adniej..." Halina, ju� zniecierpliwiona: "Mnie wystarczy tamto".
Ani si� nie dogadaj�, ani nie pok��c�.
Z t� chwil� rozmowa ju� zdecydowanie �wiecka. Ksi�dz namawia Piechowa na popraw� zdrowia i urody. "Czemu sobie
9
z�b�w nie wstawisz?" W�adziu z Legowiczem te� s� za tym. I wcze�niej du�o ludzi by�o, przyznaje Piechowa, a znowu� inni odradzali: "Nie wstawiaj, lepiej chodzi� pusto".
Nie wstawi.
W nocy d�ugo nie �pimy: ja pewnie ze zm�czenia, Piechowa ze strachu, czy jej nie poder�niemy gard�a, bo to ksi�dz ksi�dzem, paszport paszportem, a obcy obcym, jednak. Wobec czego rozmowa. W�a�nie o strachu, ale tym tutejszym, mulistym, z�ym jak bagno, s�cz�cym si� na sowieck� Ukrain� przez dziesi�tki lat. Piechowa oponuje. "Strachu nie by�o - powiada. - Strach by� za Stalina, a potem to ju� nie".
Cichutko smu�y si� rozmowa. O rodowodach. "Ja z domu Omawka, po�lubi�am Piecha. M�� by� Ukrainiec, ale syn Polaka. On chodzi� do cerkwi, ja sz�am do ko�cio�a. Ludzie zaraz ciekawi:
a czego wy si� roz��czacie? To m�wi�: my si� w niebie z��czymy".
Od c�rki Haliny Piechowa ma wnuk�w. Starszy w dwa wieczory polskiego ojcze nasz wyuczy� si�, m�odszy woli cerkiew. "Ja choczu s�ucha�y po ukrai�sku". Babka nie oponuje. "Chcesz i�� - id� do cerkwi. Tam cho� ciep�o".
W czterdziestych latach Omawkowie chcieli ucieka� przed banderowcami, powstrzymali ich ukrai�scy s�siedzi: "Zosta�cie, nie damy krzywdy zrobi�".
Piechowa unika okre�lenia "banderowcy" i uchyla si� od komentarzy. Dosy� typowe dla tutejszych: wida� jeszcze dzisiaj bezpieczniej jest zmilcze�, czy nie m�wi� wprost. S� takie niedobre tematy. Lepiej od nich z daleka. "By�a wojna, by�a. Przyszed� �yd Brojda: panie Omawka, daj pan cho� gor�cej wody, �ebym nie zmarz� na l�d. Panie Brojda, id� pan st�d, bo b�dzie nieszcz��cie. Panie Omawka, niech ja cho� przy krowach w stajni ogrzej� si�, no przez godzink�. I co z nim by�o robi�? Tak si� jako� przechowa�: troch� tu, troch� tam. Po wojnie przychodzi� dzi�kowa�..."
Tu by�o du�o �yd�w, zgadza si� Piechowa. A gdzie s�? Powyje�d�ali. Czy�by? A dok�d? "Nie wiem. Pewno do siebie".
10
Ryzykuj� pytanie, czy "Brojda" te� wyjecha�. O dziwo, tak. Piechowa o�ywi�a si�, przez moment znowu jest na twardym gruncie. Uratowa� si�, przed wyjazdem przychodzi�, kilka razy zaszed� i dzi�kowa�... Panie Brojda, m�wi jemu ojciec, tylko Bo�e bro�, �eby pan list przys�a�. No to obieca�, �e nie, i na tym si� sko�czy�o.
Popl�tane by�yby korzenie i chromy pie� drzewka tej sprawiedliwo�ci.
Smu�y si� noc, ko�ysze si� rozmowa. Zza �ciany miarowe, zas�u�one pochrapywanie W�adzia. Wyczerpa�y go ca�odzienne dyrektywy. Wi�c co si� sta�o z �ydami ze Zbara�a? Wyjechali, odpowiada Emilka. Ci ze Lwowa - z wcze�niejszej opowie�ci Adamskiej - te� powyje�d�ali. Pora�aj�ca jednomy�lno��. Zupe�nie jakby nie by�o oboz�w �mierci i nikt nawet nie s�ysza� o rozstrzeliwanych nad pierwszym z brzegu jarem, wybitych, spalonych. Nie ma, to nie ma. Nikt ich nie szanta�owa�, nie wydawa�, nie likwidowa� niekiedy nawet bez udzia�u Niemc�w, r�kami ukrai�skiej policji.
O tym si� milczy, to jest ska�ona strefa. Powyje�d�ali -�agodnie, poczciwie zapewnia mnie Piechowa. Wszyscy? No, du�o wyjecha�o. - Nie zabijali ich? - dociskam. Piechowa: Niemcy troch� wybili. Ja: Tylko Niemcy? Piechowa: Dlaczego? Du�o wyjecha�o. No, kt�ry� m�g� i przepa��.
Z wojny pami�ta partyzant�w. Przychodzili po nocy, t�ukli w drzwi: chaziain, otkrywaj. Hospodar, widkryj. Raz Ruscy, a raz Ukrai�cy. Jak im tam pasowa�o. A miejscowym co za r��nica, kogo karmi�: dawaj, cho� sam nie dojesz, spr�bowa�by� odm�wi�.
Tak to zesz�o. Ojciec robi� w polu, kiedy nadbieg�a kobieta i rozkrzycza�a si�, �e ju� koniec wojny. Piechowa, wtedy jeszcze Omawka, lat mo�e trzyna�cie, pami�ta mokr� od szcz��liwych �ez twarz tamtej: "Tato nawet na chwile�k� zaniecha� roboty i pyta si�: a kto wygra�, Niemiec czy Ruski?" Emilka koniecznie chcia�a na parad� zwyci�stwa, ale si� nie da�o, robota nie pu�-
11
ci�a. "Tato m�wi: zasia�em j�czmie�, a to musisz poskradli� ko�mi wszystko..."
Smu�y si� noc. Nie �pimy. Piechowa tylko wzdycha, gdy w s�siednim pokoju zatrzeszczy ���ko (wstaj�? znaczy - po niej). Nawet mi si� nie chce �mia�, bo w ko�cu tylko my troje wierny, �e wy�yje. Do zainteresowanej ta radosna pewno�� dotrze, kiedy jutro �ada wytoczy si� z podw�rka. A noc d�uga. C�� mo�na robi� w tych warunkach? Opowiedzie� �ycie. Piechowa tutejsza, m�� by� spawaczem, ona telefonistk�. Najgorzej nie mieli, pobudowali si� tak mi�dzy 1956 a 1957 rokiem. "Wszystko my dwoje. Sami. Z tych dziesi�� palc�w". Sowieckie czasy? Manna z nieba nie lecia�a, ale mo�na by�o si� dorobi�, mo�na by�o �y�. "Nie ba�e� si� siwizny. Nie a� tak".
Bieda przysz�a z wolno�ci�. Emerytka Piechowa pobiera cztery miliony papierk�w, na pieni�dze licz�c - dwadzie�cia dolar�w w miesi�cu. "Pani, ja pracowa�a od 1943 i co: mam na p�� rachunku za gaz i na p�� za �wiat�o, a jeszcze trzeba je��". Emerytura w dw�ch ratach, rozumie si� z op��nieniami. Dobrze Piech przeczuwa�! "M�� zawsze prosi� Boga, �eby on zmar� pierwszy, �eby to ja jego pochowa�a. U nas grabarzy nie ma, sami jam� kopiemy".
I zn�w ta niepokoj�ca, szczera konstatacja: bieda przysz�a z wolno�ci�. "Pani, a przedtem c�� my takiego niedobrego mieli?" Strach - podpowiadam. A spokojny g�os z ciemno�ci szemrze: "Nie, pani. Jego ju� nie by�o. Strach by� za Stalina".
Rano odjazd. Po obejrzeniu rozbudowanego, odmienionego wielopi�trowcami - rzeczywi�cie sporo ich. Cz��� ju� z "ukrai�skich" czas�w - Tarnopola wreszcie odbijamy od g��wnej ulicy. Co za ulga! Oczywi�cie nie dla �ady, kt�ra trz�sie si� i charczy, ale sunie jak czo�g, pokonuj�c pag�ry wiejskiej drogi. W�adziu a� si� skurczy�, ale milczy, wszak sto osiemdziesi�t dolar�w piechot� nie chodzi, a ja nareszcie mam sw�j pejza�, wielkie po-dole ciszy, jak je nazwa� w wierszu poeta Olbromski, na co dzie� kierownik wojew�dzkiego wydzia�u kultury w Przemy�lu. Coraz
12
pi�kniej wspina si� ta droga, zbacza, podrywa si� i zni�a, bokami - na wysokich skarpach - p�oty i kolorowe futryny. Wie� ukrai�ska przynajmniej z wygl�du nie jest taka n�dzna, jak sugeruje si� w korespondencjach. Domy raczej zadbane, sporo nowych, nie brzydszych ni� w Polsce. Jeste�my po�rodku Iwa-nowki, na ka�u�astym majdanie, kt�rego jedyn� ozdob� stanowi sklepik z ���tym szyldem, kiedy Legowicz podrywa si� z siedzenia i wrzeszczy.
- Wracamy! Ale ju�!
- Ta co ty, zdumia�? - upewnia si� pan W�adziu. A tamten swoje:
- Zawracaj! Zaraz zawracaj! S�yszysz, W�adek? A� wypiek�w dosta�. Ki diabli, jak mawiali w mojej Galicji? Pan W�adziu ju� nie protestuje, nawet mnie zatka�o, cho� to wielka rzadko��. Legowicz zdenerwowany, czerwony z przej�cia, dyryguje, pogania: dopiero na tamopolskiej szosie wyja�ni si�, �e jego zdaniem nad�o�yli�my sze��dziesi�t kilometr�w. No, mo�e trzydzie�ci. Po�a�owa� W�adzia (benzyna!) i tym sposobem znowu za�ywam autostrady. Z kt�rej i tak trzeba b�dzie zboczy� do Kamie�ca. Droga z legowiczowego wyboru okazuje si� r�wnie kiepska, jak ta przez Iwanowk�, i ju� nieciekawa. Bajeczny pejza� zostawili�my przy tamtych grudach i wybojach. Legowicz skruszony: nie chcia� �le, samo tak wypad�o. Co samo, jakie samo? Brn� w pracowit� pysk�wk�, ale to bez sensu, przecie� ju� s�ysza�am, �e nie chcia� �le, ta sk�d...
Przed ostatni� wojn� Kamieniec ju� nie by� nasz, odp�yn�� w histori�. Ale� tu wysoko! Gdzie to ja udawa�am przed sam� sob�, �e nie mam l�ku przestrzeni? W Bristolu. Tamten most nie by� wy�ej zawieszony od kamienieckiego, a widoki podobne. Tyle �e w Bristolu nie ma rynku krzywego, jak z rysunku Schul-za, i kamieniczek nieomal mniejszych od swych ciemnych bram, w kt�rych mie�ci�y si� kopiaste furmanki. Chc� zajrze� na kt�re� podw�rze, ale wyrasta przede mn� m�odzieniec z papieros-kiem w k�cie ust, i drugi, te� w kaszkiecie. Nic nie m�wi�, patrz�. Zupe�nie jak na Pradze.
13
To gdzie� tutaj mieszka� rabi Gutman, kt�ry w 1918 zarz�dzi� mod�y za pomy�lno�� atamana, ale ze z�ym wynikiem. Pan B�g czemu� nie chcia� po�redniczy� mi�dzy Gutmanem a Pet-lur�. Kurenie �mierci wymordowa�y prawie sto tysi�cy �yd�w.
W aktorze musi by� tajemnica, jak mawia�a Ryszarda Hanin. A w domach to nie? Cho� slumsy by�y okropne, mia�y wyraz. Blokowiska nie maj�. W sowieckiej Europie budowano du�o, tylko smutno. Przera�liwe wra�enie wywar� na mnie Leningrad, miasto wtedy ju� chyba siedmiomilionowe, wyolbrzymione seri� dzielnic - sk�adanek z dok�adnie takich samych pi�ter, rozpoznawalnych jedynie po nazwach ulic i numer�w dom�w: co najmniej przez godzin� mia�am je po bokach samochodu, wydostaj�cego si� z blokowisk na rogatki. Koszmarne, wielopi�trowe, za wysokie, �eby je nazywa� kamienicami, za niskie, �eby m�wi� o drapaczach chmur. Mrowiska. Dzie� eksponuje ich brzydot�, a noc groz�. To te� by�aby sceneria na "Staikera".
Jestem ze wschodniej Galicji, zawsze mnie intrygowa�y podo�a, pokucia, zadniestrza, zadnieprza, zakarpacia. Przecie� i tych sto osiemdziesi�t dolar�w lekk� r�k� da�am na sprawdzenie, czy si� gdzie nie znajdzie prowincja Rotha, Babla, Pruszy�skiego... Chy�kiem, bokiem co� si� zawsze uchowa na wertepach �wiata. Bu�garzy wo�� go�ci do Ba�cziku, w kt�rym minarecik bia�y jak koszula na niedziel� zadaje egzotyki w miasteczku g�uchym i niedba�ym, drewnianymi czelu�ciami sieni otwartym na niebrukowany rynek. "Jak w Berdyczowie albo w �ydaczowie" - wykrzykn��am z ogniem. Kijowianin Jura przytakn�� mechanicznie, po czym zdumia� si�: "To by�a�?" Nie by�am, wtedy jeszcze nie.
W Kamie�cu wypada rzuci� okiem, gdzie nam zgin�� pan Wo�odyjowski... Swoj� drog� ciekawe, co zosta�oby do dzisiaj z zamku, gdyby�my mieli s�absze poczucie honoru.
Nie za przyjemne wra�enie robi� rozleg�e mury, stercz�ce nad urwiskiem jak bia�e kikuty. Mi�dzy nimi snuje si� wycieczka. Zatrzymuje mnie kobieta, kt�rej wieku nie umia�abym okre�li�,
14
dziwna osoba, jaka� nieprawdziwa w tym swoim, chcia�oby si� powiedzie�, przebraniu za proletariuszk�. R�ce zmacerowane prac�, twarz rasowej inteligentki. Zaczynamy rozmawia�. Jej polszczyzna jest s�aba, co jeszcze nie przes�dza o narodowo�ci.
- Pani tutejsza? - nic oryginalniejszego nie przychodzi mi do g�owy.
- Gdzie� si� trzeba by�o urodzi�.
- Polka?
U�miecha si�. Nie odpowiada. Ja, znowu swoje:
- Sk�d pani pochodzi?
- A, ju� sama nie wiem.
�mieje si�. Widzi, �e nie wierz�. I po chwili:
- W Polsce ju� jest dobrze, prawda?
- No, rozmaicie.
- Ale da si� �y�, prosz� pani?
- To z pewno�ci�.
- Aha... czyli macie dobrze. Chwa�a Bogu, chwa�a Bogu. Przynajmniej �yjecie.
- A tutaj?
- Tutaj: co? - udaje, �e nie zrozumia�a.
- Jakie pani mia�a �ycie?
- Nudne by�o.
- Czy�by?
- No tak. Za d�ugie.
U�mieszek. I pob�a�liwy rozbawiony wzrok osoby, kt�ra dobrze wie, �e nie dzieli si� do�wiadcze�. Nie wytrzyma�am, naciskam:
- Nic mi pani o sobie nie opowie?
Zachmurzy�a si�. Od razu obca, nieprzyjemna.
- A id�, ty...
Gwa�townie wstaje, odchodzi potr�caj�c mnie niby to nie naumy�lnie.
15
Malowniczy, ale w�ciekle stromy ten Kamieniec. Zadyszana wracam z resztek posienkiewiczowskiej twierdzy. Chyba nikomu od nas inaczej tu si� nie pomy�li. Ruiny nawet zadbane, lecz na to rady nie ma, �e wi�cej z Kamie�ca Podolskiego zachowa�o si� w trylogii ni� w kamieniu.
W �adzie cisza. Co� zasz�o - naradzili si� pod moj� nieobecno��? Bo zatroskany Emil wychodzi mi naprzeciw i komunikuje, �e W�adziu �le oblicza�, tyle tych kilometr�w narobi�o si�, a droga jaka szkodliwa dla maszyny... Ja, ch�odno: o drogach W�adziu wiedzia�, map� dosta�, �le nie p�ac�. Emil: �le to nie, tylko ma�o. W�adziu czeka w �adzie, uroczysty, tragiczny. Nie odzywa si�. I nagle: prosz� bardzo, on mo�e nie wzi�� pieni�dzy nawet za benzyn�, on w og�le nic nie musi, tak �le jeszcze nie jest... Podk��camy si� coraz mniej zobowi�zuj�ce, ju� tylko dla przyzwoito�ci. Konflikt za�egnany. - Fajno, zaiwaniamy - cieszy si� Legowicz. Teraz on za szofera. Poklepuje kierownic�, jak strudzonego konia. Jedziemy. W�adziu smutny, chyba przestraszy� si�, �e wezm� serio jego pochopn� deklaracj� w kwestii niep�acenia.
Im bardziej Podole, tym wi�cej pog�rza. Podole... Przewrotna nazwa. Kulminacja pejza�u jeszcze ze trzysta kilometr�w st�d, na Bukowinie, w Mo�dawii, przypominaj�cej Wali�, ale pi�kniejszej, niemniej wysz�am na swoje, bo za Kamie�cem wyra�nie ju� ta ziemia, kt�r� dobry Pan B�g rozko�ysa�, rozhu�ta� i zatrzyma� w p�� ruchu. Gdyby�my nie zrezygnowali z Iwa-nowki... Legowicz pokomiutki, bo�y si�, �e on tylko mapy pos�ucha�, �e chcia� dobrze dla mnie. Mapa nas zmyli�a. Nas!
�al mi tamtej dzikiej, wspinaj�cej si� jarami drogi. Wy�ej rozlewisko zb��, przestrze�, po horyzont olbrzymie strome ��ki. Podole: ziemia jak znieruchomia�e morze. Z rzadka chutory, przykryte r�cznikami sad�w. Ca�ych dwadzie�cia lat temu by�am na znacznie g��bszym Podolu i co� nieco� wiem o wspania�ej urodzie Ukrainy. Z Mohylewa Podolskiego do Kiszyniowa po drogach pi�knie, ale bezskutecznie anonsowanych kierowcom
16
jako "hord�", harde, dawno temu wi�z� mnie do Kiszyniowa pan Sienkiewicz. Zawija� autobusem jak bryczk� na weselu. Od razu przy wyje�dzie by�y z nim k�opoty. My ju� w autobusie, on jeszcze u dy�urnego. - Zachoditie, Sienkiewicz - niecierpliwi� si� kontroler. Wreszcie wsiad�, du�y, t�usty, w przepoconej gimnastior-ce. Jechali�my wzd�u� Dniestru. Wraca�am z Jampola. Co� mi si� jednak nie wydaje, �eby ten Sienkiewicz czyta� Sienkiewicza.
Ale� to pi�kny kraj. I nieszcz��liwy, od zawsze. W kajdaniar-skim "zwi�zku republik swobodnych" zamorzony niechlujn� fa-bryczno�ci�, struty radiacj�, wytrzebiony z czamoziemu. Ukraina: mocny przyk�ad, ile potrafi przeciw sobie zdzia�a� cz�owiek. W potencjalnym spichrzu Europy zrujnowano rolnictwo. Podobno t� �wietn� ziemi�, o kt�rej powiada�o si�: urodzi, byle nie przeszkadza�, nawet mniej zniszczy� priorytet przemys�u, sobiepana depcz�cego wszystko co na drodze, ni� orka, tak jest, traktorowa orka na g��boko�� mordercz� dla lessowych gleb.
Tamt� odleg��, pierwsz� moj� Ukrain� dziel� na kolory. Jasnopopielaty, bia�y na mglistej podszewce: Odessa. Do jaskrawo�ci bia�y, wyelegantowany, z cerkiewn� poz�otk�: Kij�w. Martwa wapienna schludno�� �wi�ty� i ziele� grubym cieniem po cichoczamej Desnie: Czemih�w. Ta wielka i wygl�daj�ca na ospa�� rzeka ma swoje ciemne drogi, maskuje j� widowiskowy b�r. P��polesie, p��noc Ukrainy. Ziele� nad Desn� jest mroczna i puszysta, troch� boeklinowska. Zachwyca�a Dow�enk�, por�wnywanego z Eisensteinem, chocia� kto dzisiaj pami�ta o Dow-�ence?
A w stron� Dniestru zupe�nie inne lasy, klarowne, podszyte czystym �wiat�em zagony p�owych d�b�w.
Poby� tutaj, nacieszy� si� wielkim pi�knem tej ziemi. Bo co my wiemy o Ukrainie? Z obszaru - dwie Polski, z ludno�ci prawie �e p��tora. I tyle, tyle lat wsp�lnoty w nienawi�ci. Do poduszki Ogniem i mieczem, do zamy�lenia si� - Zarudzie.
Gdy z Rzecz�pospolit� by�o �le - zwo�ywa�a Kozak�w do wojska, mami�a nadziejami. Zagro�enie si� ko�czy�o, �o�du nie
17
widzieli. I zn�w przychodzi�o by� ch�opami, cierpie� niebywa�y wyzysk. I odp�aca� za krzywdy. W tym Polacy nie pozostawali d�u�ni. Samoi� We�yczko opisuje Ukrain� po pacyfikacji w 1654 roku: "Widzia�em wiele grod�w i zamk�w bezludnych i pustych, schronisko dzikich zwierz�t. Widzia�em pola i szerokie doliny, lasy, sady, rzeki i stawy zapuszczone, mchem i traw� poros�e. Widzia�em po r��nych miejscach ludzkie ko�ci, suche i nagie".
Ma�o co w ich historii obesz�o si� bez polskiej r�ki. Pierwsz� wsp�lnot� kozack�, pierwsz� Sicz, zak�ada� ksi��� Wi�niowiecki. Oczywi�cie nie Jeremi Wi�niowiecki, tylko Dymitr, w kt�rym ostatni z Jagiellon�w chcia� widzie� obro�c� u k r a i n y, a kt�ry da� dobitny przyk�ad sobiepa�stwa. Politykowa� z Rzecz�pospo-lit�, wysy�a� pos��w i do cara, i do w�asnego kr�la... To by�a posta�! Zamierza� w sojuszu z Polsk� (!) oraz Rosj� rozgromi� Tatar�w. Wreszcie, po nieudanej wyprawie na Mo�dawi� wydany su�tanowi przez swoich Kozak�w (co nie przeszkodzi�o legendzie; �piewali o nim pie�ni) zgin�� z tureckiej r�ki tak, jak gin�li p��niej Kozacy z r�ki Jaremy, i jak si� umiera�o w tamtych strasznych czasach r�wnie� z rozkazu siczowego atamana na Wyspie Monastyrskiej, na Ma�ej Chortycy czy na Bazaw�uku. Wbity na hak - powtarzam za Beauplainem - "... za �ebro uwi�z� i tak oczyma si� obr�ci� ku g�rze, przeto by� �yw do trzeciego dnia, gdy go Turcy zastrzelili z �uku..." Nie z lito�ci zreszt�. Przeklina� Mahometa, co na jego szcz��cie poruszy�o wyznawc�w proroka.
Rzeczpospolita w�a�ciwie nie mia�a wyra�nej wschodniej granicy - z tym ba�aganem porz�dek zrobi� dopiero pierwszy rozbi�r. Na upartego mo�na tamtej niegdysiejszej kolosalnej Polsce przypisywa� ziemie - de facto - niczyje, bo bezludne. Przecie� Kamieniec Podolski, Kani�w, Czerkasy - to ju� by� koniec osiad�ego �ycia, Zadnieprze urywa�o si� za Czernihowem. Jeszcze w XVI stuleciu za u k r a i n � uchodzi�y dwa wojew�dztwa, kijowskie i brac�awskie. W XVII dosz�o czemihowskie.
Na Dzikich Polach kryli si� uciekinierzy, ludzie o temperamentach dalekich od franciszka�skiego. Pola by�y dzikie, a ludzie
18
niczyi. Ten osobliwy, pe�en nie zawsze w ko�cu z�ych niespodzianek i zaskocze�, spi�ty rytm �ycia przytrzymywa�. Zostawali na zawsze, spici i hory�k�, i stepem.
"Ludzie swawolni", jak ich okre�la dziejopis, chadzali i na Tatar�w, i na Turk�w pod magnack� komend�, z Potockimi, Zbarskimi, Koreckimi. Historia �wczesnego kozactwa jest burzliwa, zlana krwi�, oz�ocona �upami. Ju� nie nadaliby si� do zginania karku ci doskonali wojacy, kt�rzy potrafili na czajkach dop�yn�� do Konstantynopola, zburzy� latarni� morsk� i uj�� tym �atwiej, �e nie odwa�ono si� ich �ciga�, mimo okr�t�w w porcie. Wr�cili na Sicz czy rozbiegli si� po stepie, przycichli w kryj�wkach na s�abo dost�pnym rozlewisku Dniepru. Poni�ej poroh�w starczy�o miejsca dla dwustu sze��dziesi�ciu wysepek! Mi�dzy nimi spore. By�o si� gdzie urz�dza�. Pisa� Beau-plain o siczy na Bazaw�uku, nast�pczyni zniszczonej Wyspy Klasztornej: "Dniepr mo�e mie� tu mil� szeroko�ci. Ca�a pot�ga turecka nic z Kozakami w tym miejscu dokaza� nie mo�e".
Czy porohy by�y do uratowania? Raczej nie, zw�aszcza w czasach barbarzy�skiej (i nie tylko w Zwi�zku Sowieckim) hegemonii gospodarki nad urod� �wiata. Z opisu pozostawionego przez Beauplaina, wynika�oby, �e mieli�my na S�owia�szczy�nie Nia-gar�. "[...] Trzeba sobie wyobrazi� �a�cuch skalistych kamieni, zagradzaj�cych w poprzek ca�� rzek�: niekt�re z nich ukryte s� pod wod�, inne stercz� nad nurtem [...] tak jak du�e domy, i tak blisko siebie, i� zdaj� si� by� grobl� [...] z niej to spada rzeka, z r��nej wysoko�ci [...]". Ciekawe, czy na tej atrakcji turystycznej Ukrai�cy nie zarobiliby lepiej, ni� na ujarzmieniu Dniepru.
Kozactwo: dziko�� i dyscyplina. Swoboda i musztra. Zapo-ro�cy uczestniczyli w wojnach regularnych oraz w tych prowadzonych na w�asn� r�k� przez magnat�w. Pod Chocimiem bezspornie przyczynili si� do uratowania Polski. A potrafiono traktowa� ich haniebnie. Ju� pod ber�em Zygmunta Starego -czyli w czasach wzgl�dnej zgody - przecie� nie wyp�acono im �o�du. Co sta�o si� nagminne. A ju� za silni byli i zbyt �wiadomi
19
swej �o�nierskiej warto�ci, by ugina� kark. Do niepoliczonych w naszej polityce - i taktyce pa�stwowej - b��d�w nale�y unia brzeska, kt�ra jedynie zaogni�a wrogo��. Przyszed� wiek XVII, a z nim pot��niej�ce nastroje antyszlacheckie, rebelia Nalewajki, Huni, wszystkie bezprawia walk o prawa czerni. Ju� otwarta - i na zawsze - wojna.
Historia Ukrainy jest widowiskowa, obfituje w akcje z film�w szpady i miecza. No, i z film�w grozy.
Pokora nie le�y w tradycjach ukrai�skich. Tutejsi ch�opi stawali si� chleborobami bardzo p��no i nigdy bez opor�w.
To jest plebejska historia, gwa�towna, malowana ostrymi kolorami. Na tej ziemi, je�li chata przetrwa�a dziesi�� lat, to ju� by�o d�ugo. Pod koniec XVI wieku w nieprawdopodobnie kr�tkim czasie - starczy�o pi�ciu lat! - o jedn� trzeci� zmala�a liczba wsi podolskich, zniesionych z powierzchni ziemi przez Tatar�w. Mimo to zwi�ksza� si� dysonans spo�eczny, pot��nia�o ja�nie-pa�stwo. Nasz Sienkiewiczem u�wi�cony ulubieniec, Jeremi Wi�-niowiecki, har�wce dwustu trzydzie�ci tysi�cy poddanych zawdzi�cza� sze��set tysi�cy z�otych rocznego dochodu. �wczesnych z�otych! W tym celu trzyma� pod batogiem trzydzie�ci osiem tysi�cy gospodarstw ch�opskich i mieszcza�skich. Maj�tki magnaterii niejednokrotnie bywa�y wi�ksze od kr�lewskich. Mo�na m�wi� o zawrotnych fortunach Ostrogskich, Zas�awskich, Sanguszk�w, Czetwerty�skich. Tylko na jednym z podleg�ych sobie obszar�w, w samym Brac�awskiem, sto siedemdziesi�t miast, siedemset czterdzie�ci wsi mia� Stanis�aw Koniecpolski. Dobre nazwisko do ju� wtedy nieodleg�ej sytuacji.
Min��y czasy, kiedy osiedlaj�c si� na Ukrainie ch�op m�g� liczy� nawet na kilkana�cie lat wolnych od podatk�w. Mi�dzy 1570 a 1630 rokiem wymiar pa�szczyzny wzr�s� dwukrotnie. Na pa�skim przychodzi�o ju� pracowa� nawet przez pi�� dni. Strach pisa� o niesprawiedliwo�ci spo�ecznej, bo to dzisiaj niedobrze si� kojarzy, ale pozostaje faktem, i� z t� kwesti� autor
20
Ogniem i mieczem obszed� si� do�� beztrosko. Portret "Jare-my" jest ze�gany, akurat ten potentat jako wzorzec cn�t polskich powinien o�ci� w gardle stawa� admiratorom naszej arystokracji, do kt�rej na ka�dym kroku odprawia si� dzi� histeryczne nabo�e�stwo.
Pos�dze� o komuchowato�� wyra�nie nie ba� si� pewien raczej popularny u nas Francuz, na kt�rego powo�uje si� w swym szkicu Rzeczpospolita obojga narod�w: a gdzie wtedy by� ten trzeci?, zamieszczonym w ukazuj�cym si� od kilku lat, bardzo ciekawym kijowskim periodyku "Polityczna Dumka", Wo�ody-myr Skuratyw�kyj. Po sympatycznej (a nie jedynej po�r�d mi�ych polskiemu uchu) konstatacji: "Od okresu wczesnego baroku a� do czas�w M�odej Polski, teatru Wyspia�skiego i muzyki Lutos�awskiego, polska elita odnosi�a sukcesy w tworzeniu jednej z n�j�wietniejszych tradycji kulturalnych w Europie... - zimny prysznic - lecz nie powinno si� zapomnie�, i� w 1944 roku Charles de Gaulle bardzo tolerancyjnie spogl�da� na lubelski rz�d komunistyczny, kt�ry wed�ug s��w przyw�dcy "Wolnej Francji" dokona� tego, co Francja przeprowadzi�a u schy�ku XVIII wieku - ofiarowa� ch�opom ziemi�". Cytat nawi�zuj�cy do opinii Skuratywskiego, �e ta sama Polska, kt�rej elity za panowania Zygmunta III tak szybko i ch�tnie przyswoi�y sobie idee liber-tynizmu na u�ytek w�asny - zupe�nie inn� miar� mierzy�a sprawy po�o�enia ch�opstwa zar�wno polskiego jak ukrai�skiego, aprobuj�c i kontynuuj�c sytuacje daj�ce si� przyr�wna� do "kolorowego" niewolnictwa w postkolumbijskiej Ameryce.
Przesz�o�� i tu zgrzyta. Autor na jednym oddechu wymienia jako dowody negatywnego stosunku Polski do ukrai�sko�-c i po�o�enie Ukrai�c�w w unii polsko-litewskiej i... akcj� "Wis�a". Obydwie te sprawy uwa�a za "nieomylne znaki traktowania kwestii ukrai�skiej jako drugorz�dnego historycznie elementu".
Wr�c� do tej nadal bardzo - a� za bardzo - �ywej kwestii w rozdziale Lachy i rizuny. Pretensje ukrai�sko-polskie s� efektem stuleci, i jeszcze wci�� zdarzaj� si� podejrzliwo�ci. Kiedy�
21
pop�yn��am do Kaniowa Dnieprem. Dwie, je�li nie trzy, godziny �lizgawki po szerokiej wodzie. S�siadka w "rakiecie", prowincjonalna nauczycielka, inteligentna i dosy� osch�a, jakby czyta�a w my�lach, bo pyta, czy ju� by�am w Humaniu. A dlaczego nie by�am? Przecie� tam te ogrody, te polskie pami�tki.
Starsza pani nalega, czemu wybra�am si� w stron� dla mnie oboj�tn� (tak si� wyrazi�a), a nie do Humania? Przy czym ten Huma�, przez Rosjan Gumaniem nazywany, w jej ustach brzmia� jak Uma�. Odpar�am najzgodniej z prawd�, �e gdyby czas pozwoli�, pop�yn��abym tym statkiem i do Zaporo�a, poniewa� interesuje mnie krajobraz Ukrainy. Popatrzy�a nie przekonana.
- Ale o Potockim pani s�ysza�a, prawda? Jego si� tutaj pami�ta.
Wzi�ci w kr�tkie cugle przez Katarzyn� II, Zaporo�cy wydali na siebie wyrok wspomagaj�c rebeli�. W rewan�u caryca zabroni�a im nawet nazywania siebie zaporoskimi Kozakami. W 1775, po �mierci Pugaczowa - kres Siczy. Ale klamka zapad�a wcze�niej, ju� w Perejas�awiu.
Za sowieckich czas�w sta� tam niedu�y, niski, wr�cz niepo-ka�ny na wszechobecnym tle monumentalizmu granit z informacj�, �e w tym miejscu w roku 1654 pojedna�y si� narody ukrai�ski i rosyjski. Miejscowe (albo i nie miejscowe) w�adze do�� pow�ci�gliwie obesz�y si� z tym faktem. Jakby go nie chciano nag�o�ni�. W historycznym Perejas�awiu nie by�o nawet pomnika Chmielnickiego, z lepszym traktowaniem hetma� spotka� si� dopiero w stolicy republiki, czyli pod wyj�tkowo dobrze strze�onym adresem. Tu wspi�� si� na cok�� w postaci bu�czucznego je�d�ca zdzieraj�cego rumaka nad zagonem tulipan�w, s�u��c do fotografowania go�ci. Nie stanowi�am wyj�tku, i w�adowano nas na bia�o-czame zdj�cie: zbuntowanego szlachcica, konia w paradnym skoku, a z �ywych - mnie i tulipany. Dosta�am te� prezent, album z reprezentacyjn� informacj�: "Boh-danu Chmelny�komu, jakyj oczo�yw wyzwolnu wijnu (1648-
-1654) ukrai�skoho narodu proty szlache�koj Polszi i ruch za wozzjednannia Ukrainy z Rosijeju". Niezamierzonego (cho�, kto
22
wie?) wdzi�ku dodawa�a pami�tce scena, odfotografowana w kt�r�� z nielekkich rocznic pojednania. Chmielnickiego obta�co-wywa� kr�g krasnoarmiejc�w, wirowali w prysiudach pod spi�owym kopytem.
Perejas�aw dla Ukrai�c�w sko�czy� si� fatalnie, ale to ich wiedza p��niejsza, wtedy - wybawieniem od Polski by�a tylko Moskwa.
Jedziemy przez P�oskir�w, obecnie: Chmielnicki. Przez Jar-moli�ce. No tak, to ju� szlak Zag�oby. I go�ciniec, jak za jego czas�w. Pokonanie pi�tnastu kilometr�w zabiera p�� godziny. Pomoc drogowa, tutaj? Przejechawszy kilkaset kilometr�w, nie zauwa�y�am ani jednej stacji obs�ugi czy niechby budki telefonicznej. Na go�ci�cach - pustka, przez dwa dni nieomal bezustannej jazdy spotkali�my mo�e pi��dziesi�t woz�w, g��wnie ci��ar�wek. Gdzie indziej wi�kszo�� dawno posz�aby na z�omowisko. Jak to si� dzieje, �e jeszcze je�d�� - nie wiem. Kierowcy te� nie wiedz�.
Wyboje jak kratery, ale nie mniejszy problem stwarza brak znak�w drogowych. Skrzy�owania, rozjazdy - bez tablic. Pewnie na zasadzie: a po co, sw�j i tak dojedzie. W ka�dej wsi parokrotnie zatrzymujemy si�, by wys�ucha� skomplikowanych obja�nie�: priamo... i w prawo... i w liwo... i jeszcze priamo, priamo... a tam znowu spytacie...
Zaiwaniamy do Gr�dka Podolskiego. Tu - jak w dym - pod seminarium. Zn�w ta zachwycaj�ca, niegdysiejsza go�cinno��. Panie Hermi�ska i Zag�rska (z domu Zagorowska), dzia�aczki Federacji, oczekuj� nas z kwiatami, z butelk� dobrego wina i pude�kiem czekoladek. Polskich... To� to maj�tek! Po d�ugich i nie�atwych pertraktacjach przyjmuj� tylko kwiaty, ku gorzkiemu zawodowi W�adzia oraz Legowicza. Ju� tego si� nie spodziewali. Nawet po mnie.
Sp��nili�my si� haniebnie, panie czekaj� od wczoraj. A to nie by�o telefonu? Mo�e i by�, ale lepiej zaczeka�. Jakby si� co odmieni�o, przyje�d�amy... i co? Drzwi zamkni�te? Dobijaliby�-
23
my si�, uspokajam. Zreszt�, noce ju� ciep�e... Panie ze zgroz�:
Pod go�ym niebem mia�y nas zostawi�? Bez pierzynki? Bez kolacji? Chyba ja �artuj�!
Rozmowa grzeczna, o niczym. Jak nam si� jecha�o? Emil, szybko: mapa by�a niedok�adna, b��dzili�my jak durni...
Przy smacznym obiadku uskar�amy si� ksi�dzu Franciszkowi, kt�ry zaraz pyta, czy wolno �arcik powiedzie�. Bo to teraz tak si� porobi�o, przedtem ludzie nie b��dzili, przeciwnie, w ka�dej miejscowo�ci Lenin z pomnika wskazywa� kierunek: t�dy, towarzysze... t�dy...
W samym Gr�dku nie b�dziemy mie� k�opot�w, trwa ulica Lenina, zdobna w jego pomnik. Wcale �wie�y, sprzed o�miu lat. Przy Leninie, rami� w rami�, ale na w�asnym pode�cie, Matka Boska, z uniwermagiem w tle. Mo�na odnie�� wra�enie, �e si� pogodzili i tak sobie stoj�, nie wadz�c nikomu nad sennym Smotryczem.
Seminarium gr�deckie, czynne od niespe�na pi�ciu lat, kszta�ci sze��dziesi�ciu o�miu kleryk�w. Drugie rzymskokatolickie seminarium na Ukrainie - kijowskie - funkcjonuje od roku. Dosz�o trzecie, pod Lwowem.
Chmielnicka ob�ast', misto Horodok, Prowu�ok Pioner�kyj nr 14: tak trzeba adresowa� poczt� do ksi�dza Franciszka. "Nazwisko moje Harasiewicz, a znowu� ksi�dz rektor seminarium tutejszego - Jan �lepowro�ski. Tak to wygl�da".
Cichutki, drobny, u�miechni�ty. Maniery dyplomaty.
Lenin odegra� rol� w osobistym �yciu ksi�dza Franciszka. Gdy w 1972 w�adze chcia�y przenie�� kap�ana za P�oskir�w, pod pomnikiem zebra� si� kilkusetosobowy t�um, zagrzmia� krzyk:
"Lenin, oddaj nam ksi�dza". I pomog�o.
Wielu Lenin�w w �rodkowej, a co dopiero na wschodniej Ukrainie. Poprzedniego min�li�my w Ko�omnej, nieopodal niezapomnianej Iwanowki. Wjazd do jeszcze innej wsi przyozdabia� obelisk z sierpem i m�otem. "Na zachodniej to ju� niemo�liwe",
24
uspokajaj� ksi��a. Te� z tym r��nie, cho� generalnie "zachid-nia" przestawi�a si� na inny zegar, �yje w�asn� pami�ci�. W�tpi�, czy si� pogodzimy w jej ocenie.
Tak blisko, tak daleko. Ostatnia miejscowo�� przed dawn� granic� - Ska�a Podolska. Tam jeszcze trwaj� rachityczne cha�upki ze szparkami okien i brzuchate balkony na chudych kamieniczkach. Bardzo niegdysiejsza jest ta Ska�a, budowana bez �adu i sk�adu, jak si� komu w duszy gra�o, rozrzucona, rozba-�aganiona po skarpach, z drog� gwa�townie w d��, z nieoczekiwanym widokiem na polskie ruiny i ukrai�ski pomnik. Mam to w oczach: zakr�t, ogromne, p��r�wninne pola i obok resztek po zamku, po pa�acu, w ka�dym razie po czym�, co zanim przeinaczy�o si� w gruz, musia�o by� polskie - obelisk. "Wiczna pamiat'" ufundowana ofiarom bolszewizmu przez "Wseukrain�-kie bractwo wojakiw UPA".
Wi�c Ska�a Podolska, drugi wstrz�s po Zbara�u. Tam wspania�y ko�ci�� w ruinie, tu szkielet �wieckiej �wietno�ci. Ju� si� z martwych nie podniesie. Na Ukrainie mo�na si� przekona�, jak wstrz�saj�ca bywa �mier� kamieni. Szczeg�lnie tych zabijanych nie z biedy. Z intencj�. L�k ogarnia, gdy nar�d - ka�dy! -wyzbywa si� �wiadectwa wiek�w. Tak na dobr� spraw� - o czym �wiadczy strach przed "cudz�" kultur�? Czy�by w�asna by�a tak niedoceniana, by si� l�ka� por�wna�? Bolesnym przyk�adem Lw�w. Ukrai�cy jakby wci�� nie byli pewni swej drugiej stolicy. Architektura m�wi za siebie i nie po ukrai�sku. Od-polszczy� Lw�w - znaczy�oby: zburzy� go. Inny spos�b nie istnieje. Zatrzymuj�c miasto, Ukrai�cy za�atwili sobie ci��szy kompleks ni� we Lwowie przedwojennym. Gdyby rzeczywi�cie czuli si� tu u siebie jak w Kijowie albo �ytomierzu, nie by�oby a� takiej koncentracji akcent�w jednak stonowanych na wschodzie republiki. Si�y nacjonalistyczne skoncentrowa�y si� we Lwowie. Sporo ludzi przy w�adzy �yje z�udzeniem, �e te mury dadz� si� zakrzycze�.
25
Tak daleko, tak blisko... I ju� Zbrucz, leniwa, ma�a rzeczka. W tym miejscu - po drodze z Gr�dka Podolskiego do Trembowli - nieomal przeskoczy� mo�na by�o tasiemk� ciemnej wody. Zbrucz mi�dzy Kamie�cem a Trembowl� jest tak w�ski, �e �o�nierz z KOP-u z ich pohranicznikiem mogli sobie nad t� spokojn� i powoln� wod� poda� r�ce.
Nie podali.
Gorzka wolno��
Od Trembowli wyra�ne "przysiadanie" terenu, znak, �e zacz�li�my si� rozstawa� z p�yt� podolsk�. Po prawej intensywniej�cy w krajobrazie Wo�y�. Sze��dziesi�t kilometr�w do R�wnego. Wczesny wiecz�r, a ja czuj� senno��. Obezw�adniaj�c�. Ziewam do b�lu szcz�k. Co si� dzieje? Pewno skok ci�nienia. Legowicz z W�adziem te� nieswoi.
Rano, wychodz�c z domu - ju� we Lwowie - s�ysz�, �e s�siad zagania synka do mieszkania. Przezi�biony? A nie, tylko w R�wnem zn�w co� si� wydarzy�o i przedszkola nieczynne. Syn s�siada urodzi� si� dobrych kilka lat po Czarnobylu, z�by ma bez szkliwa, nadzieja w tym, �e mleczne, wi�c doktor kaza� czeka�. Wspominam o wieczorze. S�siad fachowo: senno��, tak, zgadza si�. Chryp� pani ma? M�wi� do Legowicza: "Jak si� dobrze �ciemni, trzeba spojrze� w lustro, czy �wiecimy". �art, ale ze strachem na dnie. By�o co� w R�wnem czy nie by�o? Przecie� bezustannie co� si� dzieje, wkracza Adamska. Podobno w�a�nie takie ostre i ra��ce s�o�ce jak dzisiejsze, oznacza wzrost radioaktywno�ci.
27
Waham si�, co robi�. Ogl�da� Lw�w czy zosta� w domu? M�ody Adamski wyczu� m�j brak zdecydowania, podpowiada:
..Na pani miejscu ja bym zosta�. My to co innego, nam ju� ma�o przeszkadza".
S�oneczko jakie� rdzawe, z�e i nadal mam ten metaliczny posmak w ustach. "�eby jak najszybciej do Przemy�la" - wzdycha Robert, tamtejszy kierowca. Optymista. De mo�e by� z R�wnego do Przemy�la w linii prostej? "Zawsze troch� dalej ni� z R�wnego do Lwowa". No, je�li niespe�na sto kilometr�w wystarcza mu na pocieszenie...
Robert regularnie przywozi i odwozi prelegent�w, finansowanych przez przemyski wydzia� kultury, wi�c Adamscy musieli s�ysze� wi�cej takich rozm�w.
Wstyd mi przed Adamskimi, tylko dlatego wychodz�, zanurzam si� w nieprzyjemny, duszny, rozpra�ony dzie� nag�ego lata, w wynaturzon� majow� pogod� ci��k� od s�o�ca jak g��boki lipiec. Na lwowskim bazarze wypatrzy�am tryzub. Mosi��ny, odpucowany. Chyba zdj�ty z drzewca chor�gwi. Ciekawe, kto j� d�wiga� i przeciwko komu.
Kupuj� tryzub za dwa i p�� dolara - drogo. Sprzedawca podekscytowany, �egna mnie jowialnym: "Niech �yje wolna Polska". Odwdzi�czam si� dyplomatycznym: "�ycz�, szcz��cia na wolnej Ukrainie". Rozstajemy si� w przekonaniu, �e zrobili�my dobry interes. Oby w bilateralnych stosunkach polsko-ukrai�-skich dzia�o si� podobnie.
By�am u nich kilkakrotnie o r��nych politycznych porach, w r��nych miejscach w g��bi kraju, i nigdy nie spotka�am si� z niech�ci� jako Polka, ale teraz to Lw�w, we Lwowie �yczliwo�� dla nas liczy si� podw�jnie. Na tym orzechu zadr�y jeszcze kilka plomb w ich i w naszych z�bach.
Lw�w �wiadectwem, jak wiele trwa�ych �lad�w zostawili�my na kresach, i tu nasz kompleks - historyczny - zderza si� z ukrai�skim. �ywym. Za m�oda, za obola�a jest ich pa�stwowo��, �eby si� umieli zdoby� na tolerowanie niechby pami�ci o naszej od
28
stuleci dominacji. Polska zatraci�a swoj� wielk� przecie� niegdysiejsz� rol� w przekazie na Wsch�d kultury europejskiej. Nowe czasy. Po�rednicy ju� zbyteczni. Czy to by�o do unikni�cia? Mo�e - pomimo wszystko - by�o.
Lw�w up to dat�. Na �yczakowie ulica Krzywonosa z szyldem w bukwach: "Magazyn Second-Hand". No prosz�, czyli nie pomyli�am si� w mojej twardej tezie, �e nie ma fikcji, kt�ra sprosta�aby rzeczywisto�ci.
W �r�dmie�ciu potworny kurz. Przy Serbskiej rozwalaj� trzypi�trow� kamienic�. W zag�adzie domu jest co� nieprzyjemnego, zawsze, ale nie w tym rzecz. Przy Serbskiej egzekucja przeprowadzana bez firanki, �adnych tam os�on, plastiku. Dooko�a a� bia�o. Nie ma czym oddycha�, kilogramy brudnego tynku fruwaj� w przes�onecznionym powietrzu, a nieopodal na skwerku ludzie obsiedli �awki, wypoczywaj� sobie, im to nie przeszkadza.
Snuj� si� po Lwowie, mijam uniwersytet ojca, potem na by�ej Akademickiej bez powodzenia - nikt z zagadni�tych nie mieszka� tu przed wojn� - szukam miejsca po cukierni Zales-kiego, niesiona przez t�um ca�kowicie, najzwyczajniej spokojny i codzienny. Sta�o si�? Nie sta�o si�? Jednak by�a informacja w polskim radiu. Do konsulatu wiadomo�� nie dotar�a, teraz sprawdzaj�, telefonuj�. No owszem, by� po�ar, lecz niegro�ny. "Niepromieniuj�cy". Po kilku dniach we lwowskiej prasie lakoniczna wzmianka, �e w Chmielnickim (wi�c nie w R�wnem?) dosz�o do niewielkiego wycieku radioaktywnego, nie ma mowy o jakimkolwiek zagro�eniu.
"Nic nie by�o" - to ju� nieraz s�yszeli. Ukrai�skie media wykluczy�y radiacj�, a jednak we Lwowie zaj�cia w przedszkolach zawieszono na dwa dni, sp�ukiwano pod�ogi.
Sta�o si�? Nie sta�o si�? Ulice wymiecione z dzieci, poza tym bez zmian, i z niczyjego zachowania nic mi nie wynika. Spaceruj� sobie ludzie? Spaceruj�. Wida� panik�? Nie wida�. Czyli �ycie toczy si� po staremu i bez obaw, �wiat si� nie zawali. Od
29
rana nic nie jad�am, ale nie mam odwagi na hot doga z kiosku. �wie�e w nim jest chyba tylko napromieniowanie. Dziwne, ale ten mankament jakby mi przestawa� wadzi�. Szybko si� zasymilowa�am. Nieomal jak w tym rosyjskim reporta�owym dokumencie z Czarnobyla, jeszcze za Gorbaczowa pokazanym w telewizji. Ot�� s� dwie prawdy czamobylskie. Jedna, nag�o�niona, o dramacie �mierci, druga, cichsza, o przekorze �ycia.
W reporta�u sowiecki day a/ter. Strefa ska�ona, ale nie bezludna. Ilu� tam mieszka�c�w albo przyczai�o si� i nie da�o si� ewakuowa�, albo te� - wr�ci�o. Chwal� sobie, �yj� - niczego sobie, w sklepiku bez t�oku... Kamera ukazuje rybak�w nad potokiem: no jak�e, wiedz�, nie mo�na nie wiedzie�. By� ogie�, by� wypadek, od razu krzyk si� zrobi�, gadanie o zag�adzie, a jaka to zag�ada, kiedy ryba �ywa i oni z niej �yj�. Od kiedy ju� �owi�, i co: �wiec�? Chichot. Oko do kamerzysty. Za�miewaj� si�, rozweseleni, �e tak wszystkich oszukali, i milicj�, i ca�� nauk�.
W�adza pilnowa�a, ale niekt�rym si� uda�o. Teraz dopiero jest dobrze, m�wi�, nikt nie stoi nad g�ow�, nie pogania, �yjesz, jak chcesz... Teraz si� oddycha.
Pami�tam te sekwencje. Czarnobylscy �miej� si� z naszego pop�ochu, pokazuj� ryb� - zdrowa, wskazuj� na siebie - zdrowi, wi�c o co chodzi, o czym my m�wimy, niby gdzie jest to niebezpiecze�stwo. Nie wida� go. I na co to wmawia� narodowi g�upstwa r��ne. Nauka �wiatowa, zawracanie g�owy... dzisiaj wszyscy m�drzy. A czemu ci uczeni nie wymy�l� co robi�, �eby ludziom l�ej by�o?
I z�by w ryb�. I zdrowy �miech.
Dawno. Jest rok 1996 i Iwowianka, Polka, konstatuje spokojnie, bagatelizuj�ce: S�oneczko jaskrawe. Znowu co� si� dzieje. Jak jest awaria w R�wnem zawsze mamy takie s�o�ce. No trudno. Nic nie poradzimy. Trzeba �y�, wykorzysta� ka�d� sekund� tego �ycia.
Rejteruj� do mojej kwatery u Adamskich na poboczu Gr�deckiej. Sowieci zostawili im ten domek i nawet nikogo nie
30
dokwaterowali, ho�ubi�c profesora politechniki, kt�ry po wojnie jednak nie repatriowa� si� ze Lwowa.
Z ogrodu witaj� mnie Rex i Zagraj (jakie� to niegdysiejsze! kto dzi� nazywa psa Zagrajem?). Przychodzi m�ody Adamski, zi�� gospodarzy. Zgaszony. Sta�o si� co�? A owszem. Ukradli dzieciom rowery. Dwa. - Du�o kosztowa�y? - pytam g�upio, jakbym nie wiedzia�a, �e tu nie ma nic taniego. Macha r�k�. Miliony. Dopiero w kraju, w kt�rym wi�kszo�� cen albo si�ga miliona, albo go przeskoczy�a, takie stwierdzenie brzmi naprawd� tragicznie. Adamski psioczy na psy - w�a�ciwie od czego s�, je�li nie szczekaj� - ale troch� jego w�asnej winy te� tu jest, nie zamkn�� na noc sionki. "Przedtem w lecie nie kradli, bo z�odzieje jechali na Krym, na wakacje" - mruczy Adamska.
Jej nieodosobniony punkt widzenia: przez czterdzie�ci pi�� lat komuni�ci budowali, w trzy lata demokraci rozchapali. Czterdzie�ci pi�� lat: zachodniogalicyjski rachunek. W g��bi kraju przyjemno�� trwa�a d�u�ej.
W 1996 �redni miesi�czny doch�d Ukrai�ca wynosi� sze�� tysi�cy czterysta dziewi��dziesi�t dziewi�� karbowa�c�w, to znaczy: trzydzie�ci siedem dolar�w i czterna�cie cent�w.
Fizyk, zatrudniony na lwowskim uniwersytecie, zarabia r�wnowarto�� stu pi��dziesi�ciu dolar�w miesi�cznie, wi�c du�o. Co z tego, je�li grudniowe pobory wyp�acono mu w marcu, w dwa miesi�ce p��niej czeka� na pi�� zaleg�ych pensji.
Rzeczywisto�� ukrai�ska 1996: sprz�taczka dostaje (js�sii dostanie, bo p�ace docieraj� z kwartalnym op��nieniem) milion osiemset tysi�cy karbowa�c�w miesi�cznie. Starczy na dwa kilogramy kie�basy.
A jak si� �yje przedszkolance? Na r�k� dziewi�� milion�w karbowa�c�w (z czego za gaz - cztery i p�� miliona, za przedszkole dla c�rek - dwa miliony sze��set tysi�cy, reszta do przejedzenia). Kilogram ryb - sze��set tysi�cy karbowa�c�w. Kilogram kurczaka - pi��set tysi�cy. Ziemniak�w - dziewi��dziesi�t tysi�cy. Cukru - osiemdziesi�t. Chleba - pi��dziesi�t tysi�cy.
31
By�y urz�dnik na kierowniczym stanowisku utrzymuje si� z pi�ciu milion�w, czyli sta� go a� na sto pi��dziesi�t bochenk�w. Narzeka� nie mo�e, skoro s�siadka - te� emerytka - pobiera miesi�cznie dwa miliony, za gaz i elektryczno�� ma zap�aci�... trzy. Samotnemu dobrze, l�ej umiera, m�wi� ludzie.
Poza dzie�mi z przedszkola Luba Lewak wychowuje w�asne. W maju dowiedzia�a si�, �e je�li w og�le otrzyma jeszcze jak�� pensj�, to najwcze�niej w pa�dzierniku. Nie na pewno. Przedszkola, kt�re w Zwi�zku Sowieckim funkcjonowa�y bez przerwy wakacyjnej, zamkni�to na lato. Na trzy letnie miesi�ce, posy�aj�c personel na urlopy, rozumie si� - bezp�atne. Co najmniej kwarta� do prze�ycia bez wynagrodzenia - bo si� nie pracuje, bez zasi�ku - bo przecie� si� pracuje...
Za kilogram "r�banki", czyli mi�sa z ko�ci� - czterysta pi��dziesi�t tysi�cy. Surowej pol�dwicy - sze��set tysi�cy. W�dzonej - ju� dwa razy tyle, dok�adnie tysi�c dwie�cie. Kiedy tu wr�c�, ceny w "papierkach" przejd� do historii, zacznie si� przygoda z hrywn�, walut� wyczekiwan� przez Ukrain�, lecz nie przez Ukrai�c�w. Polakom ju� przechodzi monogamiczna mi�o�� do "zielonych", ale tutaj ufa si� wy��cznie dolarowi. Przec