6471

Szczegóły
Tytuł 6471
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6471 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6471 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6471 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Winnetou Spis tre�ci Tabela z 2 kolumn i 19 wierszy Do Czytelnik�w ROZDZIA� PIERWSZY ROZDZIA� DRUGI ROZDZIA� TRZECI ROZDZIA� CZWARTY ROZDZIA� PI�TY ROZDZIA� SZ�STY ROZDZIA� SI�DMY ROZDZIA� �SMY ROZDZIA� DZIEWI�TY ROZDZIA� DZIESI�TY ROZDZIA� JEDENASTY ROZDZIA� DWUNASTY ROZDZIA� TRZYNASTY ROZDZIA� CZTERNASTY ROZDZIA� PI�TNASTY ROZDZIA� SZESNASTY ROZDZIA� SIEDEMNASTY ROZDZIA� OSIEMNASTY Do Czytelnik�w Do napisania tej ksi��ki sk�oni�y mnie namowy przyjaci� i m�odych czytelnik�w, kt�rzy odwiedzaj�c moje domostwo w Jerzwa�dzie na Mazurach z trosk� zastanawiali si� nad przysz�o�ci� Pojezierza Mazurskiego. Niew�tpliwie bowiem traci ono swoje niepowtarzalne pi�kno na skutek zabudowania brzeg�w o�rodkami wczasowymi. Pisz�c t� ksi��k� da�em si� wzi�� na lep pochlebstw, �e jestem niejako predysponowany do podj�cia tego tematu, gdy� ��cz� w sobie dwie postawy: turysty-wodniaka, buszuj�cego po jeziorach, i zarazem kogo�, kto mieszka tam na sta�e. Widz�, jak mechaniczne pi�y obalaj� dwusetletnie sosny i buki, obserwuj� z roku na rok zwi�kszaj�c� si� inwazj� turyst�w, a bia�y �agiel mojego jachtu pozostaje na jeziorach a� do p�nej jesieni; gdy pustoszej� akweny, na brzegach pozostaj� tylko sterty �mieci, butelek i opakowa�, fale za� ko�ysz� smugi rozlanej oliwy z silnik�w motor�wek i �lizgaczy. Mog�em opisa� w tej ksi��ce konkretne miejscowo�ci i jeziora, wymieni� z nazwy o�rodki wczasowe, kt�rych urz�dzenie i spos�b u�ytkowania godne s� najwi�kszego pot�pienia. Wymy�li�em jednak �w Z�oty R�g, O�l� ��k� i Jezioro Zmierzchun, aby wielu mog�o si� w tej ksi��ce odnale�� i zrozumie� sw� win�. Pocz�tkowo ksi��ka ta mia�a by� pastiszem, na�ladownictwem literackiej powie�ci india�skiej i przygodowej. Czytelnicy i wielbiciele tego gatunku zapewne odnajd� u mnie jakby echo swoich lektur, strz�py i zbitki znanych im sk�din�d sytuacji. Ale w miar� tworzenia forma wymkn�a si� spod mojej kontroli, anga�uj�c mnie bardziej, ni� si� tego mog�em spodziewa�. Oczywi�cie, brzmi� w tej ksi��ce echa wspomnianych lektur, lecz ju� bez tej zamierzonej lekkiej drwiny. Albowiem odzywaj� si� one w ka�dym z nas, gdy znajdzie si� twarz� w twarz z niek�aman� przyrod�. Przypominaj� si� wtedy historie o Winnetou i tropicielach �lad�w, o w��cz�gach, trampach i wspania�ych �eglarzach. Na czas urlopu, oderwany od swych codziennych zaj��, niemal ka�dy turysta rozstawiaj�cy nad brzegiem jeziora p��cienny �wigwam� zaczyna identyfikowa� si� z idolami swojej m�odo�ci. Podnosz�c �agiel na ukochanej mini-�ajbie rusza, albo odkry� nieznany l�d i spotka� prawdziw� przygod�. �yje we mnie nadzieja, �e podobnie jak ogl�dam m�odych harcerzy z bia�ymi sznurami, pilnuj�cych porz�dku na ulicach naszych miast, zobacz� w przysz�o�ci specjalnie przeszkolone zast�py i dru�yny, zajmuj�ce si� ochron� przyrody, strzeg�ce latem rezerwat�w przed wandalizmem. Mo�e zdarzy mi si� spotka� w lasach patrole harcerskie z emblematami �Stra� Ochrony Przyrody�, wdra�aj�ce niesfornych turyst�w w zasady przepis�w o ochronie �rodowiska naturalnego. Komu bowiem jak nie ludziom m�odym musi zale�e� na tym, aby pozosta�o dla nich to, co by�o jeszcze i naszym udzia�em � pi�kno i urok polskich jezior i las�w. Ale powie�� ta nie jest adresowana jedynie do m�odzie�y. Stara�em si� nada� jej tak� form�, aby odrobin� zadowolenia znalaz� w niej i czytelnik starszy. To my, doro�li, ponosimy odpowiedzialno�� za owe po�acie obalonych starodrzew�w, za zniszczone brzegi jezior, za smugi oliwy na wodach Pojezierza Mazurskiego. B�d� szcz�liwy, je�li kto� z Was wstrzyma si� wiosn� z zerwaniem konwalii majowej, a kt�ry� z kierownik�w o�rodka wczasowego zdejmie z drzew le�nych tuby gigantofon�w. Albowiem ambicj� chyba ka�dego pisarza jest nie tylko ukazywa� z�o�ono�� spraw, bawi� i uczy�, ale tak�e i kszta�towa� obyczaje. Zbigniew Nienacki Jerzwa�d , luty 1974 r. ROZDZIA� PIERWSZY [top] KTO DEWASTUJE RUINY ZAMKU? � Z�OTY R�G � OSIEM STOPNI W SKALI BEAUFORTA � DWA KLANY WODNIAK�W � W OPARACH DYMU I W PIEKLE HA�ASU � JAK WYGL�DA KRWAWA MARY? � ZAMACH NA WOLNO�� � TAJEMNICZY �EGLARZ � �MOBY DICK� I �SWALLOW� � ZWYCI�STWO LATAJ�CEGO HOLENDRA � DZIWY W KAWIARNI � ZAG�USZACZ RADIOODBIORNIK�W � MILCZ�CY WILK, WINNETOU I MISS KAPITAN To mia�y by� prawdziwe wakacje. Bez rozwi�zywania zagadek historycznych, bez przyg�d i tropienia przest�pc�w, godz�cych w skarby kultury narodowej. Zamierza�em wyjecha� na Mazury i wypoczywa�: p�ywa� i opala� si� w s�o�cu. Ale w przeddzie� mego wyjazdu na urlop � a by�o to na pocz�tku lipca � dosz�a do naszego departamentu w Ministerstwie Kultury i Sztuki wiadomo��, �e pewien wielki zak�ad przemys�owy, posiadaj�cy sw�j o�rodek wypoczynkowy w miejscowo�ci Z�oty R�g nad jeziorem Zmierzchun, postanowi� rozebra� znajduj�cy si� nie opodal stary zamek i na jego miejscu zbudowa� klub-kawiarni�. W tej sytuacji dyrektor Marczak, kt�remu podlega�y nie tylko muzea, lecz i sprawa ochrony zabytk�w, poleci� mi, abym jad�c na wypoczynek, niejako po drodze, zbada� spraw� na miejscu. Nie pierwszy to bowiem ju� raz musieli�my przeciwdzia�a� zamachom na zabytkowe budowle, kt�re przer�ne instytucje pr�bowa�y rozbiera� lub przerabia� bez zgody g��wnego lub wojew�dzkiego konserwatora. Usi�owano je �unowocze�ni�, przystosowa� do nowych potrzeb nie uwzgl�dniaj�c jednak, �e w ten spos�b trac� sw�j pierwotny historyczny charakter. Tak by�o i tym razem. Dlatego nie namy�laj�c si� wiele wyszuka�em na mapie jezioro Zmierzchun � nigdy bowiem tam nie by�em � i zabrawszy z archiwum teczk� z dokumentacj� dotycz�c� zamku w Z�otym Rogu, nazajutrz wczesnym rankiem wsiad�em w sw�j wehiku� i wyruszy�em w drog�. Dzie� by� s�oneczny, ale niezwykle wietrzny. Na niebie nie by�o ani jednej chmurki, wia� jednak tak silny wiatr, �e na otwartych przestrzeniach samoch�d nieomal spycha�o do rowu. Aby utrzyma� w�a�ciwy kierunek, trzeba by�o nieustannie nadrabia� kierownic�, jecha� wolno i ostro�nie. I dlatego dopiero po pi�ciu godzinach jazdy od Warszawy zobaczy�em drogowskaz z napisem Z�oty R�g � 10 kilometr�w. Strza�ka wskazywa�a boczn�, w�sk�, asfaltow� drog�, prowadz�c� w g��b wielkiego kompleksu le�nego. Skr�ci�em w ni� i odt�d po obydwu stronach drogi rozci�ga�y si� lasy pe�ne cienistego buka. A� do Z�otego Rogu nie dostrzeg�em �adnej wsi, �adnego osiedla � wymarzone okolice dla kogo�, kto szuka spokoju i samotno�ci. Lecz oto las si� nagle sko�czy�. Ujrza�em ogromn� to� jeziora a� bia�ego od piany, kt�r� nios�y pot�ne, rozko�ysane przez wiatr grzywacze. Po prawej stronie las ci�gn�� si� nieprzerwan� ciemn� lini� a� po horyzont, gdzie jezioro zw�a�o si� w przesmyk, ��cz�cy je z drugim, nieco wi�kszym, i trzecim � jeszcze wi�kszym jeziorem. Dalej, jak to widzia�em z mapy, prowadzi� kana�, wi���cy te trzy akweny z pot�nym zbiornikiem �niardw. Asfaltowa szosa skr�ca�a na lewy, nie zalesiony brzeg i ko�czy�a si� �lepo przed bram� du�ego o�rodka wypoczynkowego, usytuowanego na piaszczystym p�wyspie. Ju� z daleka wida� by�o dziesi�tki brzydkich domk�w campingowych, a nie opodal p�wyspu, na niewysokim wzg�rzu obro�ni�tym starymi drzewami � wznosi�y si� brunatne ruiny starego zamku: na wp� zrujnowana wie�a i kawa�ek �ciany z oczodo�ami okien. Wzd�u� szosy, prowadz�cej do o�rodka wypoczynkowego, tu� nad brzegiem jeziora rozci�ga�o si� kilkana�cie zagr�d ch�opskich i dom�w. Najpierw widoczne by�y kompleksy czerwonych dach�w zabudowa� nadle�nictwa Z�oty R�g, potem zagrody ch�opskie i drewniany d�ugi hangar nad wod�, zapewne rybacz�wka. Jeszcze dalej sta�, zbudowany z prefabrykat�w betonowych i szk�a, pawilonik kawiarni gminnej sp�dzielni oraz czerwony budynek poczty, sklep, szko�a podstawowa i remiza stra�acka. Na ko�cu znajdowa� si� o�rodek wypoczynkowy i tu si� ko�czy�a szosa, a za o�rodkiem, ju� w lesie, rozci�ga�a si� du�a polana pe�na r�nokolorowych namiot�w i cumuj�cych przy brzegu �agl�wek � zapewne pole namiotowe. Tury�ci zasiedlili chyba tak�e male�k� wysepk�, znajduj�c� si� na przed�u�eniu p�wyspu i stanowi�c� jakby ma�� kropk� nad i, bo w�a�nie liter� �i� przypomina� p�wysep, zaj�ty przez o�rodek wczasowy. Wok� wysepki ko�ysa�o si� na falach kilkana�cie motor�wek, w zieleni drzew i krzak�w prze�witywa�y p��tna namiot�w. Czu�em si� zm�czony podr� i przed przyst�pieniem do czynno�ci s�u�bowych � obejrzenia zamku i rozmowy z kierownictwem o�rodka � postanowi�em si� pokrzepi� szklank� czarnej kawy. Zatrzyma�em wi�c wehiku� na ma�ym parkingu przed kawiarni�, gdzie sta�o ju� kilka samochod�w. Wysiadaj�c z wehiku�u, rozprostowuj�c nogi i plecy � zobaczy�em, �e od strony jeziora kawiarnia posiada bardzo �adny taras ze stolikami, a od tarasu schodzi w wod� drewniany pomost, przy kt�rym po lewej stronie ko�ysa�o si� na falach kilka �agl�wek, a po prawej kilka motor�wek i �odzi motorowych. To zapewne wichura szalej�ca na jeziorze sp�dzi�a wodniak�w do brzeg�w, jednych pod namioty, innych do kawiarni, gdzie mogli w zaciszu poczeka�, a� wiatr przestanie d�� i uspokoj� si� fale. Nawet taras kawiarniany okaza� si� zupe�nie pusty, nikt bowiem nie chcia� si� wystawia� na uderzenia wichury, kt�ra w porywach osi�ga�a chyba si�� o�miu stopni w skali Beauforta. Otworzy�em drzwi kawiarni i nieomal cofn��em si�. W twarz uderzy�y mnie g�ste k��by dymu tytoniowego, a b�benki uszu bole�nie zareagowa�y na wrzask kilku graj�cych radioodbiornik�w turystycznych. Dym potrafi� znie��, poniewa� sam pal�, lecz na ha�as reaguj� gwa�townie i bole�nie. Nie ma dla mnie nic bardziej nienawistnego ni� widok m�odzie�ca czy dziewczyny id�cych po ulicach lub alei parkowej, na brzegu morskim czy nad jeziorem � z graj�cym aparatem tranzystorowym w r�ku. Uwa�am za szczyt chamstwa i nietaktu, gdy kto� z graj�cym aparatem wchodzi do publicznego lokalu i zmusza wszystkich do s�uchania tego, czego on sam s�ucha. Ale tu nie mia�em wyboru. Chcia�em si� napi� kawy, wi�c musia�em wej�� w dym i ha�as. Z trudem � poprzez sin� zas�on� tytoniowego smrodu � odkry�em pusty stolik w rogu sali. Poprosi�em kelnerk� o szklank� podw�jnie wzmocnionej kawy i zamierza�em zaproponowa� otworzenie okna, ale pomy�la�em, �e na nic to si� nie zda, poniewa� to wichura na dworze spowodowa�a, �e okna zosta�y zamkni�te, aby nie wyrwa�o ich z futryn. Innymi s�owy, nale�a�o przypuszcza�, �e w bezwietrzny dzie� w kawiarni jest zno�ne powietrze. Ale ten ha�as? Tych kilka radioodbiornik�w � czy wy�y tutaj ka�dego dnia? Pami�taj�c o motor�wkach, kt�re widzia�em ko�o wyspy i przy pomo�cie kawiarni, pomy�la�em, �e w takim ha�asie przenigdy nie chcia�bym sp�dzi� urlopu w Z�otym Rogu. Za�atwi� spraw� starego zamku i odjad� st�d natychmiast tam, gdzie jeszcze mo�na pos�ucha� szumu wiatru i be�kotu fal. Kawa okaza�a si� nad wyraz dobra. Pij�c j� drobnymi �ykami zacz��em bezwiednie rozgl�da� si� po sali, pr�buj�c si� zorientowa�, jakich to turyst�w i wczasowicz�w zwabiaj� lasy i jeziora w Z�otym Rogu. Od razu si� rzuca�o w oczy, �e klientela kawiarni dzieli�a si� jakby na dwie zasadnicze grupy. Po prawej stronie siedzieli chyba �eglarze, co poznawa�o si� po bia�ych kurtkach, brodatych twarzach, fantazyjnych kapeluszach. Po lewej za� zajmowali stoliki motorowodniacy � w sk�rzanych kurtkach, w wybrudzonych smarami spodniach. Motorowodniaka pozna� zreszt� bardzo �atwo. Na naszych wodach rzadko spotkasz ��d� z silnikiem typu �Johnson� lub �Merkury�. Przewa�aj� ha�a�liwe bzykacze-dwusuwy: warty, tummlery, D-6, moskwy, wichry. A jeszcze nie zdarzy�o mi si� spotka� dwusuwowego silnika, kt�ry pracowa�by na wodzie bezb��dnie, nie zalewa�aby mu si� �wieca, sprawnie dzia�a� iskrownik, nie zatyka� si� ga�nik. Dlatego ka�dy w�a�ciciel takiego silnika po jakim� czasie ma za paznokciami i na ubraniu trudno usuwalne �lady oleju. I w�a�nie sprawa do�� charakterystyczna: na stolikach motorowodniak�w sta�y rycz�ce aparaty radiowe. No c�, ha�as motoru �lizgacza si�� rzeczy przyt�pia s�uch. Gdy p�ynie si� z takim silnikiem, trzeba g�o�no krzycze�, aby si� porozumie�, i nic dziwnego, �e potem trzeba s�ucha� radia na pe�ny regulator. Inaczej zupe�nie �eglarstwo. To sport cichy, wymagaj�cy skupienia i spokoju. Szanuj�cy si� �eglarz �r�dl�dowy nie tylko nie wchodzi na �agl�wk� w butach, ale nie zabiera z sob� w rejs aparatu radiowego. Etyka �eglarska zakazuje gwizda� i krzycze� na wodzie, nawet podnoszenie g�osu jest niemile widziane, i nic dziwnego, �e sport ten wychowuje ludzi, kt�rzy nie tylko kochaj� wiatr, lecz i szanuj� cisz�. Nawet gdy wyjd� na l�d. Nie dziwi�em si� wi�c zauwa�aj�c niech�tne spojrzenia, jakie �eglarze posy�ali w stron� motorowodniak�w. Rozumia�em r�wnie�, dlaczego siedzieli oddzielnie, dlaczego po przeciwnych stronach pomostu kawiarnianego cumowa�y �agl�wki i motor�wki, dlaczego przy brzegu polany le�nej widzia�em same maszty, a wok� wysepki ko�ysa�y si� same motor�wki. W Z�otym Rogu mi�dzy dwiema grupami wodniak�w panowa� ostry konflikt. Rzecz jasna, go�cie kawiarni nie sk�adali si� z samych �eglarzy i motorowodniak�w. By�o tu tak�e kilku automobilist�w, kt�rych samochody widzia�em na parkingu, jacy� przejezdni tury�ci, przewa�nie m�czy�ni z �onami i dzie�mi. Jeden z tych pan�w kilkakrotnie b�agalnie sk�ada� r�ce, zwracaj�c si� do motorowodniak�w, aby �ciszyli radia, lecz jego pro�ba pozostawa�a bez echa. W pewnej chwili kelnerka � m�oda dziewczyna w kr�tkiej sukience i ma�ym fartuszku � wysz�a na zaplecze kawiarni i wr�ci�a trzymaj�c w r�ku wywieszk�. Skierowa�a si� w stron� stolik�w motorowodniak�w i wywieszk� uczepi�a do kinkietu na �cianie. Teraz mogli�my odczyta� tre�� wywieszki, wypisan� kolorowym flamastrem: Uprasza si� o cisz� i niew��czanie radioodbiornik�w. Rzuci�a mi si� w oczy bardzo r�na reakcja go�ci. Automobili�ci odetchn�li z ulg�. Na ustach �eglarzy pojawi�y si� triumfuj�ce u�mieszki. Natomiast twarze motorowodniak�w sta�y si� z�e, zaci�te. I jak na komend� �ciszyli aparaty radiowe. Ale nie, nie dlatego, �e przyj�li do wiadomo�ci tre�� wywieszki. Po prostu zamierzali polemizowa� z kelnerk�, a wrzask graj�cych pude� m�g� im w tym przeszkodzi�. G�os zabra� ros�y brodacz z �afryka�sk�� czupryn�. � Halo, prosz� pani, co ma znaczy� ten napis? � Nie umie pan czyta�? � kelnerka uda�a zdumienie. � Umiem, prosz� pani. I dlatego w�a�nie pytam: kto wyda� zakaz w��czania radioodbiornik�w? � Nasza kierowniczka. � Ach, wi�c to sprawka Krwawej Mary � oburzy� si� Kud�acz. � Prosimy bardzo, niech ona tu przyjdzie i wyt�umaczy si� przed nami. Od stolika zerwa� si� ma�y blondynek w okularach i sk�rzanej kurtce: � Co to ma znaczy�? W �adnej kawiarni nie ma takich wywieszek. Nigdzie nie jest zabronione w��czanie radioodbiornik�w. Wiem o tym, jako student prawa nieco orientuj� si� w przepisach. � Tak jest. Adwokat ma racj�. Niech tu do nas przyjdzie Krwawa Mary � dar�o si� bractwo motorowodniak�w. Kelnerka wzruszy�a ramionami i wysz�a na zaplecze. Z niecierpliwo�ci� oczekiwali�my jej powrotu w towarzystwie kierowniczki kawiarni. Jedni, bo spodziewali si� awantury, kt�ra urozmaici� mog�a �ycie na wczasach, jeszcze inni, bo ciekawi byli osoby o tak gro�nie brzmi�cym przezwisku. Krwawa Mary? Wyobrazi�em sobie ros��, t�g� kobiet� o gro�nym wejrzeniu i r�kach a� do �okci umazanych we krwi. A wysz�a do nas bardzo m�oda i �adna dziewczyna o jasnych, g�adko zaczesanych w�osach, zwi�zanych z ty�u kokard�. Mia�a na sobie obcis�e spodnie z welwetu i koszul� o m�skim kroju. Rysy jej twarzy wyda�y mi si� delikatne, cho� jak na m�j gust mia�a zbyt szeroko rozstawione oczy i wystaj�ce ko�ci policzkowe. Spokojnym krokiem podesz�a do motorowodniak�w i powiedzia�a bez odrobiny irytacji w g�osie: � Nie �ycz� sobie, �eby mnie nazywano Krwaw� Mary. Na imi� mam Maria. Podoba�y mi si� jej s�owa. Ja tak�e nosi�em przezwisko Pan Samochodzik. Ale uwa�a�em, �e w ten spos�b mog� o mnie m�wi� jedynie moi przyjaciele. � A co dotyczy wywieszki � ci�gn�a dalej � zrobi�am j� na �yczenie wielu go�ci. Od pewnego czasu zwracali mi oni uwag�, �e w prowadzonej przeze mnie kawiarni jest zbyt g�o�no. A przecie� jest to kawiarnia wczasowa, ludzie przyje�d�aj� do Z�otego Rogu, aby odpocz�� od ha�as�w w mie�cie. Odkrzykn�� jej Kud�acz: � My wiemy, jakich go�ci ma pani na my�li. �eglarzy. Oni od dawna na nas krzywo patrz�. Ale my, motorowodniacy, kt�rzy tak�e jeste�my klientami tej kawiarni, chcemy w niej s�ucha� m�odzie�owej muzyki. Nasze �yczenia te� nale�y uwzgl�dni�. Od stolika znowu zerwa� si� Adwokat: � Szanowna pani zapomnia�a, �e do wielu kawiar� specjalnie kupuje si� szafy graj�ce, magnetofony, radia, a nawet sprowadza orkiestry, aby go�cie mogli pos�ucha� muzyki. Tak dzieje si� nie tylko w kawiarniach miejskich, lecz i w kawiarniach wczasowych. Dlatego uwa�amy, �e wydany przez pani� zakaz jest bezprawny i nie b�dziemy si� do niego stosowa�. Prosz� mi pokaza� ok�lnik, kt�ry zabrania w��cza� radioodbiorniki w publicznych lokalach. Niestety, mia� racj�. Jak do tej pory ani Ministerstwo Handlu Wewn�trznego, ani poszczeg�lne dyrekcje zak�ad�w gastronomicznych nie wyda�y w tej sprawie �adnego ok�lnika. Ale m�oda kierowniczka kawiarni w Z�otym Rogu by�a sprytn� os�bk�. � Pan ma tylko cz�ciowo racj� � odpar�a spokojnie. � Prosz� nie zapomina�, �e ka�da kawiarnia ma swoj� specyfik�. Na �yczenie klient�w i za zgod� kierownictwa lokalu mo�na wprowadzi� szaf� graj�c� i w okre�lonych godzinach organizowa� nawet wieczorki taneczne przy magnetofonie lub orkiestrze. Ale skoro moi go�cie �ycz� sobie ciszy, musz� uwzgl�dni� ich ��dania. � To bezprawie! Pani jest po stronie �eglarzy! � wo�a� Kud�acz. Krwawa Mary potrz�sn�a g�ow�: � Nie interesuje mnie rodzaj sportu uprawiany przez mych go�ci. Uwzgl�dniam tylko ich �yczenia. A panowie, je�li nie zastosuj� si� do wywieszki, odpowiada� b�d� za zak��cenie spokoju publicznego. � Co takiego? � zdumia� si� Adwokat. � Ja znam przepisy, pani nie ma prawa tyranizowa� nas swymi lokalnymi zarz�dzeniami. Turystyczne radioodbiorniki s� do kupienia w sklepach, a wi�c ka�dy obywatel ma prawo ich u�ywa�, bo po to s� sprzedawane. Krwawa Mary znowu potrz�sn�a g�ow�: � Pan si� myli, panie Adwokacie. Dam panu przyk�ad. Czy wolno ka�demu �piewa�? Tak. S� nawet specjalne budynki, zwane operami, gdzie si� oklaskuje �piewak�w. Ale je�li pan zechce �piewa� w kawiarni, zostanie pan ukarany za zak��cenie spokoju publicznego. Znowu odezwa� si� Kud�acz: � My wiemy, co si� kryje za t� wywieszk�. Dosz�a do nas wiadomo��, �e w Z�otym Rogu powsta�a tajna grupa pod nazw� �Liga do Walki z Ha�asem� i pani zapewne zosta�a jej cz�onkiem. � Tak jest � podchwyci� jego s�owa Adwokat. � Dosz�y nas s�uchy, �e na czele owej ligi stoi Winnetou. Krwawa Mary wzruszy�a ramionami: � Nie nale�� do �adnej tajnej organizacji. Nie mam te� nic wsp�lnego z Winnetou. Od czasu, gdy zabi�am w naszym okr�gu �owieckim jelenia o najwi�kszym poro�u, on wst�pi� wobec mnie na �cie�k� wojenn�. � Ale prawd� jest, �e Winnetou napisa� do Urz�du Rady Ministr�w wielki memoria�, aby to jezioro obj�� stref� ciszy � zawo�a� Kud�acz. � A to jest ju� koniec dla nas, motorowodniak�w. I pod memoria�em Winnetou podpisali si� �eglarze, a tak�e i pani, jako kierowniczka kawiarni. Wczoraj ca�y wiecz�r warcza� b�ben na drugim brzegu jeziora. Wszyscy ju� wiedz�, �e Winnetou chce wykopa� przeciw nam sw�j top�r wojenny. Tylko, �e my si� nie damy. Mamy pot�nych przyjaci�. Z nami jest o�rodek wczasowy, bo oni te� posiadaj� motor�wk�. A z o�rodkiem wczasowym nie wygracie. � Tak jest � poderwa� si� z krzes�a Adwokat. � Czy pani zdaje sobie spraw�, z kim zadzieracie? O�rodek wczasowy podlega Ministerstwu Przemys�u Ci�kiego, czy pani to rozumie? To kluczowy przemys�, prosz� pani. Co daj� pa�stwu �eglarze? Czy przysparzaj� dewiz, czy pomna�aj� doch�d narodowy? Nie, nawet zabieraj� dewizy na swoje r�ne rejsy zagraniczne. Dlatego, jak pani my�li, czyje ��dania zostan� uwzgl�dnione? �eglarzy, kt�rzy chc� ciszy, czy o�rodka wczasowego? Kto wygra? Winnetou i garstka �eglarzy, czy pan Purtak, kierownik o�rodka wczasowego? Ten potok s��w zdawa� si� zalewa� m�od� kierowniczk� kawiarni. Zdania brzmia�y gro�nie, argumenty by�y wa�kie. Nic wi�c dziwnego, �e Krwawa Mary milcza�a bezradnie, spogl�daj�c to na �eglarzy, to na swoj� wywieszk�. Jej chwilow� s�abo�� wykorzysta� Kud�acz. � Panowie! � wrzasn�� do swoich koleg�w � grajcie na tranzystorach. Nie przyjmujemy do wiadomo�ci zakaz�w Krwawej Mary. Je�li Winnetou i ich tajna liga chce z nami wojny, to teraz og�aszam wszem i wobec: my tak�e wykopujemy top�r wojenny i wyp�dzimy st�d nie tylko Winnetou, ale i wszystkich �eglarzy, je�li im si� nie podoba zapach naszych spalin i warkot naszych silnik�w. I radioodbiorniki rykn�y jeszcze g�o�niej ni� przedtem. Ciekawy by�em, jak w tej sytuacji zachowa si� Krwawa Mary. Czy da spok�j ca�ej sprawie, uwa�aj�c si� za pokonan�? A mo�e pobiegnie na posterunek, aby z pomoc� milicjanta zaprowadzi� spok�j w swej kawiarni? Ale zdarzy�o si� co�, co uwag� i jej, i moj�, i wszystkich go�ci zwr�ci�o zupe�nie w innym kierunku. Oto z przesmyku na jeziorze Zmierzchun wyp�yn�� jacht � mimo sztormowej pogody i tak silnych szkwa��w, �e porywa�y pian� z fali i roznosi�y j� po ca�ym rozszala�ym jeziorze. �eglarz, kt�ry przy takim wietrze zdecydowa� si� p�yn��, musia� mie� nie lada odwag�, a i jego jacht posiada� chyba wielk� odporno�� na fale. Mo�e by� to ma�y, stabilny kiler? [1]. Ale kilery rzadko zjawiaj� si� na jeziorach mazurskich, poniewa� trudno im dobi� do p�ytkich brzeg�w, wody za� obfituj� w nie oznaczone mielizny. Wiatr wia� od przesmyku, jacht p�yn�� fordewindem, czyli kursem wiatru pe�nego, m�g� wi�c osi�gn�� du�� szybko�� i nieomal r�s� w naszych oczach, z ka�d� chwil� staj�c si� wi�kszy i wi�kszy. � To jaka� �mieszna samor�bka � pogardliwie zawo�a� kt�ry� z �eglarzy. � W�a�ciciel zapewne sam j� sobie zrobi� i sam uszy� �agle, bo takie jakie� dziwne wida� olinowanie. A widzicie, co to za �agiel? No c�, nie dziwi�o mnie ich zdumienie. Przy kawiarnianym pomo�cie widzia�em tylko omegi, finny, BM- ki, hetki i cadety [2]. S� to jachty jednomasztowe z do�� prostym o�aglowaniem typu �Marconi� [3]. Dzi� na takich jachtach uczy si� u nas �eglarstwa �r�dl�dowego. Lecz ja zdoby�em patent sternika w swoich studenckich czasach, par� �adnych lat temu, gdy nale�a�em do Akademickiego Zrzeszenia Sportowego. Widywa�o si� wtedy na jeziorach najr�niejsze �ajby. Zbli�a�a si� ku nam niezwykle zgrabna jol z grot-masztem i bezanmasztem [4] umieszczonym za sterem. Mia�a o�aglowanie typu gaflowego [5] � do�� rzadko dzi� spotykane na jeziorach mazurskich. Z powodu silnego wiatru kieruj�cy jachtem �eglarz zrefowa� [6] wielki �agiel i zrzuci� bezan. Nie dziwi�a mnie te� tak du�a liczba fa��w, czyli lin przy maszcie g��wnym. Albowiem �agiel gaflowy opr�cz grotfa�u potrzebuje jeszcze dirka [7] i pikfa�u. Z dziobu wystawa� bukszpryt [8], a wi�c znaczy�o to, �e �eglarz m�g� si� pos�ugiwa� nie tylko fokiem, lecz i kliwerem, a i do spinakera musia� by� osobny fa�. Rzadko dzi� na naszych jeziorach zobaczy� mo�na �agiel bryfok, balonfok czy genuafok [9] � st�d te� i zdziwienie m�odych �eglarzy �r�dl�dowych, gdy trafi si� jednostka z bardziej skomplikowanym o�aglowaniem. Jol by�a ju� blisko, widzieli�my j� bardzo wyra�nie. Za sterem siedzia� ros�y m�czyzna w grubym czarnym swetrze i z rozwian� szop� jasnych w�os�w. Bystre oko mog�o ju� teraz przeczyta� napis na burcie, wymalowany du�ymi literami: MOBY DICK. Przypomnia�em sobie wspania�� ksi��k�, kt�ra w dzieci�stwie i latach m�odo�ci da�a mi tyle niezwyk�ych prze�y�, zap�adnia�a moj� wyobra�ni�. Historia o ogromnym bia�ym wielorybie, zwanym Moby Dick, o szalonym, a mo�e wspania�ym kapitanie, kt�ry go �ciga� i zgin�� wraz z za�og� swego wielorybniczego statku � dostarcza�a mi wiele temat�w do rozmy�la�. I by�em niemal pewien, �e cz�owiek, kt�ry imieniem Moby Dicka nazwa� sw�j jacht, nie m�g� by� przeci�tnym �eglarzem, bo ci zazwyczaj daj� swym �ajbom imiona dziewcz�t, ptak�w, ryb. Na jeziorach roi si� od �Neptun�w�, �Rybitw�, �Wand�, �Mew� i tym podobnych. Nagle w przesmyku pokaza� si� znowu bia�y �agiel. P�yn�� drugi �eglarz, nie mniej odwa�ny od tego na �Moby Dicku�. Nie, by� chyba po stokro� odwa�niejszy, albowiem p�yn�� na pe�nych �aglach. Wydawa�o si�, �e po prostu leci po falach z ka�d� sekund� poch�aniaj�c przestrze� jeziora. Przed chwil� jeszcze jacht by� male�ki, ledwie widoczny, a ju� teraz zbli�a� si� do �Moby Dicka�, p�dz�c w �lizgu z niepoj�t� szybko�ci�. Zaiste, s�usznie uczyni� jego w�a�ciciel maluj�c na burtach nazw� �Swallow�, co znaczy �Jask�ka�. Jacht bowiem zdawa� si� unosi� na swoich dw�ch napi�tych �aglach jak na skrzyd�ach. �Swallow� mia� na �aglu litery FD, co znaczy Flying Dutchman. Ale nawet bez tych liter do�wiadczony �eglarz natychmiast rozpozna sylwetk� takiego jachtu w�r�d dziesi�tk�w innych. Oto p�yn�� ku nam Lataj�cy Holender � wyczynowy jacht regatowy, o jakim marz� setki �eglarzy. Jest to jeden z najszybszych jacht�w dwuosobowych, jakie mo�na spotka� na wodach �r�dl�dowych. P�ywanie na Lataj�cym Holendrze wymaga ogromnego do�wiadczenia. To nie omega ani nawet finn. Rzadko p�ynie si� na nim siedz�c w kokpicie [10], cz�ciej balastowa� trzeba na trapezie, to na lewej, to zn�w na prawej burcie. Zbyt powolne wyj�cie na trapez albo zbyt powolny powr�t do kokpitu grozi wywrotk�. Prawdziwej akrobacji trzeba, aby utrzyma� nad wod� pi�tna�cie metr�w kwadratowych �agla na �ajbie stosunkowo w�skiej i lekkiej, o niewielkim zanurzeniu. A na �Swallowie� p�yn�a kobieta. I to samotnie, podobnie jak samotnie p�yn�� �eglarz na �Moby Dicku�. Widzieli�my j� na trapezie, zwieszon� nad wzburzonymi falami. Mia�a bia�e w�osy i bia�y kapok [11]. Nie patrzy�em na zegarek, ale min�o chyba tylko kilka minut, gdy �Swallow� dop�dzi� �Moby Dicka�, zr�wna� si� z nim, a potem wyprzedzi�. � Brawo! � zawyli �eglarze w kawiarni. � Brawo, �Swallow�! �eglarka na �Swallowie� zapewne nie zamierza�a jednak dobija� do pomostu kawiarni. Raptem zrobi�a zwrot, kieruj�c jacht do obozowiska �eglarzy. I wtedy wiatr j� po�o�y�. Upad�a na wod� jak motyl ze zwartymi skrzyd�ami. Sternik na �Moby Dicku� zerwa� si� z miejsca, got�w skierowa� sw�j jacht na pomoc ton�cej. Ale ona da�a mu r�k� znak, �e nie potrzebuje pomocy. B�yskawicznie wskoczy�a na miecz swego jachtu i w mgnieniu oka postawi�a go na wodzie, dziobem do wiatru. Potem z koci� zr�czno�ci� wskoczy�a na trapez i ostro�nie, prawym halsem [12] ruszy�a w kierunku obozowiska �eglarzy. Albowiem nie mo�e p�yn�� na Lataj�cym Holendrze ten, kto nie zna sztuki b�yskawicznego stawiania jachtu na wodzie. Obramowanie okna i �ciana kawiarni zas�oni�y wkr�tce Lataj�cego Holendra. Pozosta� nam tylko widok �Moby Dicka�, kt�ry szed� wprost na brzeg. Lecz gdy mija� pomost kawiarni, sternik nagle dokona� zwrotu, ustawi� jacht pod wiatr i zrzuci� �agiel. Silny podmuch os�abi� p�d �Moby Dicka� do tego stopnia, �e wolniutko zbli�y� si� do desek pomostu praw� burt�. Zw�j grubej liny, zwany �bucht��, ochroni� brzeg burty przed otarciem o kant pomostu. �eglarz wyskoczy� na pomost, przytrzyma� jacht i zarzuci� lin� cumownicz� na wystaj�cy pacho�ek. Potem wyj�� z kabiny torb� podr�n� i pu�ci� wolno jacht, kt�ry porwany przez fale odszed� kilka metr�w od pomostu i szarpa� si� na linie jak narowisty ko� trzymany cuglami. Za chwil� �eglarz wszed� do kawiarni. I podobnie jak ja zatrzyma� si� w drzwiach uderzony bole�nie wrzaskiem tranzystorowych radioodbiornik�w. Wyraz jego twarzy zdawa� si� m�wi� �O Bo�e, czemu tu taki ha�as?� Bezradnie rozgl�da� si� po zadymionej sali, na pr�no szukaj�c wolnego stolika. Ale oto naprzeciw niemu ruszy�a Krwawa Mary. I ona, podobnie jak go�cie z kawiarni, podziwia�a samotnego �eglarza, kt�ry w t� wietrzn� pogod� wyp�yn�� na jezioro. By� mo�e zachwyci�a j� tak�e jego ros�a sylwetka, opalona, pi�kna twarz i ogromna szopa jasnych w�os�w. Zapraszaj�cym gestem wskaza�a mu s�u�bowy stolik, znajduj�cy si� przy bufecie. Olbrzym skinieniem g�owy podzi�kowa� jej za t� uprzejmo��. Nie wyrzek� ani s�owa, bo i tak zag�uszy�by je wrzask aparat�w radiowych. Skromnie usiad� przy wskazanym mu stoliku, postawi� swoj� podr�n� torb�. Gdy przyjrza�em mu si� dok�adniej, doszed�em do wniosku, �e ma chyba oko�o czterdziestu lat, ale odm�adza�a go szczup�a, m�odzie�cza sylwetka. Podesz�a do niego kelnerka, aby przyj�� zam�wienie. Olbrzym m�wi� co� do niej, ale ona widocznie go nie s�ysza�a. Kr�ci�a g�ow�, wskazuj�c rycz�ce pude�ka na stolikach. Olbrzym zmarszczy� gro�nie brwi. A potem w�o�y� d�o� do swej torby podr�nej. I w tym momencie sta�o si� co� zadziwiaj�cego. Jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki umilk�y wszystkie turystyczne radioodbiorniki. W kawiarni nasta�a taka cisza, �e chyba i bzyczenie muchy by si� us�ysza�o, gdyby mucha mog�a �y� w takim dymie. � Prosz� o szklank� herbaty i ciastko dro�d�owe � zabrzmia� w kawiarni tubalny g�os olbrzyma. Motorowodniacy zacz�li ogl�da� swoje aparaty radiowe. Pukali w nie zagi�tymi palcami, przyk�adali uszy do g�o�nik�w, kr�cili ga�kami, wyjmowali i sprawdzali baterie. Na pr�no. Aparaty radiowe ucich�y, cho� wydobywa� si� z nich cichute�ki szmer, najlepszy dow�d, �e nic si� w nich nie zepsu�o. Sprawia�y wra�enie, jakby kto� � jaka� dziwna si�a � odepchn�� od nich fale radiowe lub zak��ci� ich odbi�r w taki spos�b, �e tylko szemra�y niewyra�nie i be�kotliwie. Domy�la�em si� przyczyny tego zjawiska. Podczas swej podr�y do Francji, przeje�d�aj�c przez Republik� Federaln� Niemiec, widzia�em w tamtejszych sklepach aparaty do zag�uszania aparat�w radiowych w cenie trzydziestu siedmiu dolar�w i wi�cej, w zale�no�ci od tego, czy dzia�a�y one w promieniu stu, czy czterystu metr�w. By�y to aparaty zminiaturyzowane, niekt�re wielko�ci p�askiej latarki elektrycznej, inne jeszcze mniejsze � wielko�ci pude�ka papieros�w. I podobnie jak radiowe aparaty tranzystorowe, zasilane by�y przez baterie elektryczne. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e jasnow�osy, �eglarz w��czy� taki w�a�nie �zag�uszacz radiowy�. Trzyma� go w torbie podr�nej i zdenerwowany ha�asem � uruchomi�. A teraz z najniewinniejsz� min� obserwowa� motorowodniak�w, opukuj�cych swoje radioodbiorniki. Post�pi� oczywi�cie wbrew prawu, gdy� podobnie jak nie wolno nikogo zmusza� do s�uchania radia, tak samo nie wolno nikomu zabrania� s�uchania. W jednym i drugim wypadku jest to zamach na wolno�� obywatela. � Panowie! � wrzasn�� nagle Kud�acz: � To jaka� granda! Kto� nam zrobi� g�upi kawa�. Szczup�y, wysoki ch�opak w ciemnych okularach, tak�e motorowodniak � oskar�ycielskim gestem wyci�gn�� r�k� w stron� jasnow�osego �eglarza. � Chcecie wiedzie�, kto zag�uszy� nasze radioodbiorniki? To on. Ten osobnik, kt�ry przyp�yn�� tu przed chwil�. Ja go znam, panowie. On by�, i chyba jest nadal, docentem na wydziale elektroniki na politechnice. Przez niego obla�em trzeci semestr i wyrzucili mnie z uczelni. Przez niego musia�em powt�rnie zdawa� egzamin na inn� uczelni�. Jestem przekonany, �e posiada aparat, kt�ry zag�usza g�os naszym radioodbiornikom. Spojrzenia wszystkich go�ci w kawiarni skierowa�y si� na jasnow�osego �eglarza. Ale on zdawa� si� tego nie widzie�, podobnie jak udawa�, �e nie s�yszy oskar�e�, kt�re pada�y pod jego adresem. Z najwi�kszym spokojem jad� ciastko i popija� je gor�c� herbat�. Krwawa Mary patrzy�a na niego z uwielbieniem. � Prosz� pa�stwa � powiedzia�a � nie wiem, kto w��czy� ten cudowny zag�uszacz. Ale w imieniu wielu tu obecnych pragn� mu za to serdecznie podzi�kowa�. Jej s�owa spowodowa�y lawin� wrzasku od stolik�w motorowodniak�w. �eglarze klaskali w r�ce, aby wyrazi� sw�j podziw dla tajemniczego w�a�ciciela �zag�uszacza�, przy��czyli si� tak�e do nich automobili�ci. Motorowodniacy jednak wo�ali jeden przez drugiego: � To skandal! To bezprawie! To nikczemno��! Kupili�my radioodbiorniki w pa�stwowych sklepach! Nikt nie ma prawa zabrania� nam na nich gra�. Niech kto� p�jdzie na milicj�. Tego osobnika powinno si� aresztowa�! Ale mimo pogr�ek, �aden z nich nie ruszy� si� od stolika. Czuli si� r�wnie� winni, poniewa� wbrew wywieszce w��czyli przedtem swoje turystyczne radioodbiorniki. Olbrzym jad� i pi� spokojnie, udaj�c, �e nic nie s�yszy i nic nie rozumie. A gdy sko�czy�, zap�aci� kelnerce i wsta�. Gotowa� si� w�a�nie do wyj�cia, gdy do kawiarni wszed� �redniego wzrostu szczup�y brunet, o g�adko zaczesanych w�osach i pi�knie opalonej twarzy. M�g� mie� oko�o trzydziestu dw�ch lat, ubrany by� z wyszukan� sportow� elegancj�. Ani jedna rzecz, kt�r� mia� na sobie, nie pochodzi�a ze sklepu ze standardow� konfekcj�, a by�a szyta na zam�wienie, wed�ug indywidualnego pomys�u. Na nogach mia� w�skie zamszowe spodnie be�owego koloru, wpuszczone w oryginalne india�skie mokasyny, obcis�e i mi�kkie. Zamszowa bluza w�o�ona by�a w spodnie, wok� rozchylonego ko�nierza czerwieni�a si� jedwabna chustka. Jasnow�osy znieruchomia� na widok tego cz�owieka. Otworzy� szeroko ramiona i zawo�a� na ca�� kawiarni�: � Winnetou, m�j bracie i przyjacielu... I obydwaj padli sobie w ramiona, obejmuj�c si� mocnym, braterskim u�ciskiem. � Id�c nad jeziorem widzia�em kanu Milcz�cego Wilka, kt�ry kierowa� si� w t� stron� � powiedzia� Winnetou. � I natychmiast przybieg�em tutaj, aby uradowa� oczy widokiem mojego brata. Dlaczego Milcz�cy Wilk omin�� wigwam Winnetou i przyby� do zadymionego wigwamu bladych twarzy? Czy serce Milcz�cego Wilka nie m�wi�o mu, �e Winnetou czeka na niego z ut�sknieniem? � Nie chcia�em zak��ca� spokoju Winnetou � odpar� olbrzym. � Wiem, �e m�j brat lubi samotno��. Dusza moja t�skni�a za lasem i jeziorem w Z�otym Rogu, dlatego przyby�em tutaj znowu. Nie chcia�em narzuca� si� Winnetou. � M�j wigwam jest twoim wigwamem � powiedzia� Winnetou k�ad�c r�k� na ramieniu Milcz�cego Wilka. � P�y�my st�d zaraz, bracie m�j. Winnetou nie lubi ha�a�liwego wigwamu Krwawej Mary. I oboj�tnie rozejrza� si� po twarzach go�ci siedz�cych w kawiarni. A oni wpatrywali si� w niego ze zdumieniem i zaciekawieniem, niekt�rzy nawet z rozbawieniem. Nie codziennie si� przecie� zdarza zobaczy� dw�ch m�czyzn, kt�rzy m�wi� do siebie j�zykiem znanym ka�demu, kto w m�odo�ci rozczytywa� si� w ksi��kach india�skich Karola Maya. Wzrok Winnetou spocz�� d�u�ej tylko na Krwawej Mary. Widzia�em, jak dziewczyna si� zarumieni�a pod tym spojrzeniem, a chc�c ukry� rumieniec, szybko odwr�ci�a twarz. Winnetou tak�e odwr�ci� si� gwa�townie i ruszy� do drzwi kawiarni. Milcz�cy Wilk podj�� z pod�ogi swoj� torb� podr�n� i po�pieszy� tu� za nim. Gdy mijali m�j stolik, us�ysza�em, jak Milcz�cy Wilk szepn�� do swego towarzysza: � Widzia�em dzi� na jeziorze Miss Kapitan. Pop�yn�a na bindug�. Winnetou przystan�� gwa�townie. Jego twarz sta�a si� ponura, usta mia� mocno zaci�ni�te. � I ja j� widzia�em, m�j bracie. Winnetou ma z�e przeczucie. W zamy�leniu potrz�sn�� g�ow�, jakby stara� si� pozby� z�ych my�li, kt�re go ogarn�y. Potem otworzy� drzwi kawiarni i przepu�ci� przodem Milcz�cego Wilka. Przez okna kawiarni widzieli�my, jak obydwaj zgrabnie wskoczyli na jacht. Milcz�cy Wilk ustawi� �Moby Dicka� pod wiatr i wci�gn�� �agiel gaflowy, a Winnetou uwolni� jacht od cumy. Odeszli od pomostu prawym halsem, potem Milcz�cy Wilk wyostrzy� �agiel i zrobi� zwrot przez sztag. Teraz lewym halsem przeci�li jezioro i skierowali si� do zaro�ni�tego lasem brzegu. Odp�yn�li od kawiarni najwy�ej czterysta metr�w, gdy znowu rykn�y aparaty radiowe. Niewielk� sal� na powr�t wype�ni� wrzask. Ale po tym, co si� tu przed chwil� sta�o � motorowodniacy mieli uczucie kl�ski. Kolejno wy��czali swoje pud�a, a potem zacz�li ze sob� p�g�osem rozmawia�. By�em pewien, �e m�wi� o Winnetou i Milcz�cym Wilku. I �e nie wyra�aj� si� o nich z sympati�. ROZDZIA� DRUGI [top] ZDEWASTOWANE RUINY � O�RODEK WCZASOWY CZY TWIERDZA? � JAK ROZGRABIA SI� LASY I JEZIORA � Z�A REALIZACJA PI�KNEJ IDEI � KTO LUBI GIGANTOFONY? � SKUTKI PEWNEJ OMY�KI � TAJNE PLANY KIEROWNIKA PURTAKA � WYK�ADAM SWOJE KARTY � PRO�BY I POGRӯKI � CO LUBI� ROBOTNICY? � KIM JEST WINNETOU? � KTO UKRAD� PSA? Zamek nad jeziorem Zmierzchun zbudowany zosta� w roku 1386 przez prepozyta katedry pomeza�skiej, Henryka ze Skolina. Kiedy� s�u�y� ku obronie i posiada� kilka baszt oraz wysokie mury otoczone fos� po��czon� z jeziorem. Przebudowany w XV, XVI i XVIII wieku utraci� sw�j obronny charakter i sta� si� rezydencj� mieszkaln� ze wspania�� wie�� bramn�, zwie�czon� renesansowym pi�knym szczytem. Ale w nast�pnych wiekach popad� w ruin� i do dzi� ocala�y tylko fragmenty kilku baszt, resztki mur�w obronnych, wspania�a wie�a bramna i dwie �ciany mieszkalnego skrzyd�a w po�udniowym naro�u. Ruiny poros�a wysoka trawa, kikuty stercza�y po�r�d starych buk�w, kt�re wyros�y na niewielkim wzg�rzu zamkowym. Wie�a i resztki �cian z oczodo�ami okien widoczne by�y z daleka, a� z drugiego brzegu, malowniczo rysuj�c si� w tle zielonych las�w i jasnego nieba. O odbudowie tego zamku nikt oczywi�cie nie my�la�, zbyt wielki by�by to bowiem koszt i chyba zupe�nie niepotrzebny. Niemniej jednak, ze wzgl�du na sw�j historyczny charakter, a tak�e dlatego, �e stanowi� pi�kny element krajobrazu, stary zamek podlega� opiece Ministerstwa Kultury i Sztuki � stanowi� obiekt chroniony prawem, o czym informowa�a czerwona tabliczka z god�em pa�stwowym. W obiekcie tego rodzaju nie wolno przeprowadza� jakichkolwiek zmian bez zgody konserwatora wojew�dzkiego. Nawet przesuni�cie kilkunastu cegie� jest karalne, nie m�wi�c o zabieraniu st�d cegie� czy kamieni jako materia�u budowlanego dla innych obiekt�w. A tymczasem w ruinach zamku w Z�otym Rogu ujrza�em kilka pryzm starannie u�o�onych renesansowych cegie�, pochodz�cych z rozbi�rki. Wewn�trz mur�w wala�y si� nowe deski przygotowane do wzniesienia jakiego� rusztowania, le�a�y worki z cementem i kupy nawiezionego �wiru oraz pojemniki do rozrabiania zaprawy murarskiej. Innymi s�owy, kto� chcia� tu co� zbudowa�, wykorzystuj�c stare ceg�y jako materia� budowlany. Nie spotka�em w ruinach robotnik�w ani w og�le �adnego cz�owieka, ale i nie musia�em wypytywa� o sprawc�. Wiedzia�em przecie�, �e to po�o�ony po drugiej stronie drogi o�rodek wczasowy jednego z wielkich zak�ad�w pracy prawem kaduka zaanektowa� ruiny i postanowi� przebudowa� je na klub-kawiarni�. Jak wspomnia�em, o�rodek wczasowy mie�ci� si� na p�wyspie, do�� g��boko wchodz�cym w jezioro. Nasad� p�wyspu przeci�to wysok� siatk� z dodatkow� ochron� w postaci dw�ch linii drut�w kolczastych. Tylko w�ska brama z budk� portiera prowadzi�a na p�wysep, gdzie sta�o kilka szereg�w, podobnych do psich bud, domk�w campingowych i d�ugi, jaskrawo pomalowany barak, stanowi�cy zapewne sto��wk� i pomieszczenie administracji. � Pan do kogo? � zatrzyma� mnie przy bramie g�os brodatego staruszka. � Do kierownictwa o�rodka � odpowiedzia�em. � Pan nie jest u nas na wczasach? � Nie. Mam spraw� s�u�bow�. � W takim razie musz� panu wypisa� przepustk� do kierownika o�rodka, pana Purtaka. Prosz� da� mi dow�d osobisty albo legitymacj� s�u�bow�. A przepustk�, prosz� pami�ta�, �eby kierownik podpisa�, bo inaczej ja pana st�d nie wypuszcz�. W milczeniu poda�em swoj� legitymacj� s�u�bow� i u�miechaj�c si� pod nosem oczekiwa�em, a� portier wype�ni kilka rubryczek przepustki. U�miecha�em si�, cho� ogarn�o mnie uczucie irytacji. Jest bowiem czym� oczywistym, �e bez przepustki nie wpuszcza si� nikogo do �adnego powa�nego zak�adu pracy, gdy� nie jest spraw� s�uszn�, aby kr�cili si� tam ludzie obcy i nie upowa�nieni. Ale tu by� przecie� tylko o�rodek wypoczynkowy, gdzie nie kry�y si� �adne tajemnice produkcji, a co najwy�ej obcy przybysz m�g� stwierdzi� � �adne czy brzydkie panienki przyjecha�y na wypoczynek. Irytowa�y mnie tak�e wysoka siatka i drut kolczasty nad ni� rozpi�ty. Wydawa�o mi si�, �e wystarczy�by zwyk�y niski p�ot, aby oddzieli� teren o�rodka wypoczynkowego. Wysokie ogrodzenie jak gdyby chcia�o da� wszystkim do zrozumienia: wara wam od nas, nikt nie ma tu prawa wst�pu, tylko my mamy prawo korzysta� z wody i s�o�ca. Idea, aby nad jeziorami budowa� o�rodki wczasowe, gdzie ludzie mogliby znale�� wypoczynek po ca�orocznej pracy � jest s�uszna i trzeba j� upowszechnia�. Ale niekiedy po prostu mo�na odnie�� wra�enie, �e poszczeg�lne wielkie zak�ady pracy chcia�yby niemal rozdrapa� mi�dzy siebie polskie rzeki i jeziora, pozostawiaj�c innym tylko brzydkie, ma�o atrakcyjne okolice. Wypacza si� te� t� pi�kn� ide� buduj�c o�rodki na �apu-capu, bez uwzgl�dnienia �ycze� konserwator�w przyrody. Brzegi rzek i jezior zostaj� upstrzone setkami szkaradnych budek, z prymitywnymi urz�dzeniami, kt�rych �cieki zatruwaj� wody tych�e jezior i rzek. � Prosz�, oto pa�ska przepustka � obudzi� mnie z zamy�lenia g�os brodatego portiera. Podzi�kowa�em skinieniem g�owy i ruszy�em w kierunku jaskrawo pomalowanego baraku. Szed�em wyasfaltowan� uliczk�, obsadzon� lampami jarzeniowymi. Tu i �wdzie na s�upach latar� wisia�y ogromne gigantofony, z kt�rych rozlega�y si� jazgotliwe d�wi�ki skocznych walczyk�w i starych, ogranych piosenek. Muzyczk� nadawano z p�yt mocno zdartych, gigantofony skrzecza�y bardzo g�o�no. A �e po wodzie g�os biegnie szeroko, nie by�o chyba miejsca na jeziorze, gdzie nie dochodzi�by ten ha�as. I jak�e w takich warunkach napawa� si� cisz� lasu i wody, s�ucha� szumu trzcin przybrze�nych, plusku fal, gaw�dy dzikiego ptactwa? Pomy�la�em z �alem, �e na skutek ha�asu wkr�tce zapewne wynios� si� st�d �ab�dzie i dzikie kaczki, siwe czaple i kormorany. A robotnik, kt�ry prawie ca�y rok pracuje w zgie�ku maszyn i przyb�dzie tu z nadziej� znalezienia ciszy i spokoju � prze�yje ogromne rozczarowanie. � Posz�a Karooolinka do Gogolinaaa... � chrypia�y gigantofony star� piosenk� sprzed lat. Melodia ta towarzyszy�a mi a� do drzwi z napisem Administracja O�rodka. Przycisn��em klamk� i znalaz�em si� w niedu�ym, jasnym pokoiku. Za ogromnym biurkiem z telefonem prze��cznikowym siedzia�a m�oda, �adna blondyneczka. Nie mia�a chyba zbyt wiele pracy, bo na biurku le�a�a otwarta saszetka z przyrz�dami do manicure. Ale w tej chwili blondyneczka udawa�a bardzo zaj�t� i z surow� min� przemawia�a do brzydkiej, m�odej panienki, kt�rej towarzyszy� starszy pan z sumiastymi w�sami, w okularach w drucianej oprawce. Przypomina� wygl�dem majstra z ogl�danej kiedy� przeze mnie sztuki czeskiej zatytu�owanej Brygada szlifierza Karhana. Brzydka panienka by�a w kostiumie k�pielowym, a starszy pan w garniturze i z walizeczk� w r�ku. Domy�li�em si�, �e panienka dopiero co przyjecha�a na wczasy, gdy� cia�o mia�a bia�e, a starszy pan w�a�nie chyba opuszcza� o�rodek wczasowy, gdy� twarz mia� ogorza�� od s�o�ca. Zreszt�, przed bram� o�rodka zauwa�y�em du�y autokar, przy kt�rym zbiera�y si� gromadki ludzi. Zapewne ko�czy� si� w�a�nie jeden turnus, a zaczyna� nast�pny. � M�wi�am ju� pa�stwu, �e pan kierownik Purtak jest bardzo zaj�ty � wyja�nia�a sekretarka. � Ma konferencj� z instruktorem kulturalno-o�wiatowym, panem Noskiem. A poza tym, mog� wam z g�ry o�wiadczy�, �e wasze �yczenie nie b�dzie spe�nione. Pan kierownik musi si� trzyma� programu. Starszy pan wzruszy� ramionami. � Sp�dzi�em tu dwa tygodnie urlopu. My�la�em, �e b�d� m�g� �apa� rybki i wypocz��. Ale ryby zosta�y wytrute przez te diabelskie motor�wki, a gigantofony nie dawa�y mi spa�. Koledzy upowa�nili mnie, abym wni�s� t� spraw� pod rozwag� kierownika o�rodka. Wracam do Warszawy, ale ta m�oda osoba tu pozostaje i b�dzie musia�a s�ucha� wrzask�w gigantofon�w. J� upowa�ni�a m�odzie� naszego zak�adu, �eby interweniowa�a u kierownika. � Bez przerwy tylko �Paryski Gavroche� albo �Karolinka� � burkn�a panienka. � Czy to ju� nie mo�na nadawa� innych, nowszych melodii? � Zwr��cie si� do dyrekcji fabryki, �eby da�a pieni�dze na nowe p�yty � wzruszy�a ramionami sekretarka. � Ach, nie o to chodzi. Po co w og�le ci�gle uruchamia� radiow�ze�? � powiedzia� starszy pan. Panienka zza biurka spojrza�a na niego ze zdumieniem. � Taki jest program, prosz� pana. Dyrektor naczelny o�wiadczy� panu kierownikowi Purtakowi, �e robotnicy maj� odpoczywa� w atmosferze przyjemnej i radosnej. A czy mo�na j� stworzy� bez muzyki? � Dyrektor naczelny nie przyje�d�a tu na wczasy, tylko je�dzi do Jugos�awii � mrukn�� starszy pan. � Gdyby tu cho� raz przyjecha� na kilka dni, to by mu si� odechcia�o tej muzyczki. Ale ja o tym wszystkim poinformuj� nasz� rad� zak�adow�. Chcemy ciszy, pani rozumie? Blondyneczka zza biurka dosz�a do wniosku, �e ta rozmowa przybiera niew�a�ciwy obr�t, bo nagle raczy�a zwr�ci� uwag� na moj� osob�. � A pan w jakiej sprawie? S�ysza� pan chyba, �e kierownik Purtak jest zaj�ty. Ma konferencj�. � Wiem. Z instruktorem kulturalno-o�wiatowym, panem Noskiem � przytakn��em z�o�liwie. � Ale prosz� mu powiedzie�, �e przyjecha� do niego go�� z Warszawy. Z ministerstwa... Nawet nie da�a mi doko�czy�. Pisn�a rado�nie i jak bomba wpad�a do drugiego pokoju. � Panie kierowniku! Przedstawiciel ministerstwa przyjecha�... Natychmiast na progu ogromnego gabinetu pokaza� si� m�ody, przystojny brunecik w bia�ej koszuli, krawacie, nienagannie skrojonym ciemnym garniturku. � Przedstawiciel z ministerstwa � powt�rzy� z entuzjazmem i szerokim gestem wskaza� mi wn�trze gabinetu. � Prosz�, bardzo prosz�, w�a�nie na pana czekamy ju� od kilku dni. Zaprezentowa� mi instruktora kulturalno-o�wiatowego, pana Noska, malutkiego, w�cibskiego cz�owieczka z wydatnym nosem, kt�rym co chwila poci�ga�, jakby wietrzy� co� nieprzyjemnego albo mia� katar sienny. Zasiad�em w g��bokim klubowym fotelu naprzeciw l�ni�cego biurka. Takich foteli i takiego biurka nie mia� nawet minister kultury i sztuki, do kt�rego raz w �yciu zosta�em wezwany. Na pod�odze le�a� gruby dywan, na �cianie wisia�a jaka� mapa lub obraz okryty zas�onk�. Chcia�em wy�uszczy� swoj� spraw�, ale pan Purtak nie da� mi doj�� do g�osu. Ci�gle m�wi� i m�wi�: � Konferowa�em w�a�nie z panem Noskiem na temat naszej dalszej dzia�alno�ci. Z wielk� niecierpliwo�ci� oczekiwali�my pa�skiego przyjazdu. Potrzebna jest nam aprobata i pomoc ministerstwa. Chcemy, aby ministerstwo dopomog�o nam w realizacji naszych wspania�ych plan�w. Trzeba bowiem panu wiedzie�, �e napotykamy kolosalne trudno�ci, a z naczelnej dyrekcji pomoc otrzymujemy bardzo niewielk�. Dyrektor naczelny ograniczy� si� tylko do jednego. Powiedzia� mi: �Purtak, r�b pan, co chcesz, a my musimy mie� najwspanialszy o�rodek wypoczynkowy w Polsce. Je�li oka�e si�, �e ma pan zdolno�ci organizacyjne, zabior� pana do siebie do Warszawy�. I staram si� jak mog�, ale napotykam trudno�ci, kt�re tylko ministerstwo mo�e pokona�. Zaczn� od wtajemniczenia pana w nasze plany... Otworzy�em usta, aby wyja�ni� mu, �e zasz�a pomy�ka, bierze mnie za przedstawiciela Ministerstwa Przemys�u Ci�kiego, gdy ja jestem z Ministerstwa Kultury i Sztuki. Ale Purtak znowu nie da� mi doj�� do s�owa. Zerwa� si� z krzes�a i ods�oni� map� wisz�c� na �cianie. � Oto, prosz� pana, tak b�dzie w najbli�szej przysz�o�ci wygl�da� nasz o�rodek... Umiem szybko czyta� mapy. Ujrza�em zarys jeziora, wysepk�, ruiny zamku, polank�, gdzie mieszkali �eglarze. Gruba czerwona krecha, oznaczaj�ca granice o�rodka, obejmowa�a na planie i wysepk� motorowodniak�w (po��czona by�a z p�wyspem czym� w rodzaju mostu), i polan� �eglarzy, i ruiny zamku. Niemal ca�y lewy brzeg by� na planie w�asno�ci� o�rodka. W zrozumieniu sprawy dopom�g� mi zreszt� sam Purtak. � Wysepka jest na razie w�asno�ci� zespo�u pa�stwowych gospodarstw rybackich i zamieszkuj� j� tury�ci motorowodniacy. Dyrekcja zespo�u nie chce nam wysepki wydzier�awi�. Z uwagi na turyst�w. Ale my, to znaczy ja i pan Nosek, znamy ju� spos�b na wykurzenie z niej motorowodniak�w. Ta polana pozostaje miejscem campingowym dla �eglarzy i stanowi w�asno�� nadle�nictwa, gdy� jest to stara binduga. Wsp�lnie z panem Noskiem opracowali�my plan usuni�cia stamt�d �eglarzy. Je�li jeszcze ministerstwo dokona odpowiedniego nacisku na nadle�nictwo, wejdziemy w posiadanie tak�e i bindugi. � Naprawd�? Macie spos�b na �eglarzy i motorowodniak�w? � zapyta�em zaciekawiony. � A tak � roze�mia� si� szyderczo Purtak. � Po prostu napu�cimy jednych na drugich, bo oni si� strasznie nie lubi�. Tury�ci wezm� si� za �by, a my wezwiemy milicj�, aby zaprowadzi�a spok�j, czyli innymi s�owy � wyprosi�a ich z jeziora. Wtedy b�dzie ju� �atwiej wej�� w posiadanie i wyspy, i polany. Zreszt�, pan Nosek opracowa� piekielnie sprytny plan, w kt�ry pana wtajemniczymy, je�li pan zechce nam okaza� pomoc. � Rozumiem � kiwn��em g�ow�, cho� wyznaj�, �e zimny dreszcz przeszed� mi po plecach. � A te ruiny? � wskaza�em map�. � Ruiny wkr�tce rozbierzemy i stanie tam nasz klub. Mamy ju� zatwierdzone plany. B�dzie salka z telewizorem, kawiarnia, sale bilardowe oraz sala kinowa. � Chcecie rozebra� ruiny? � uda�em zdumienie. � A czy n