9121

Szczegóły
Tytuł 9121
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9121 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9121 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9121 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Juliusz Dankowski Europa nie pozwoli Projekt serii Jan Bokiewicz Ilustracja na obwolucie Wies�aw Wa�kuski Opracowanie typograficzne obwoluty, ok�adki i stron tytu�owych AndrzejLudwik W�oszczy�ski Copyright by Juliusz Dankowski, Warszawa 1988 ISBN 83�06�01704�8 Ju� oko�o godziny trzeciej na Rynek Starego Miasta wkroczy�a niewielka grupa student�w. Rozeszli si� mi�dzy stragany i grzecznie, cho� stanowczo kazali je zwija�, t�umacz�c, �e dzisiaj jest narodowe �wi�to, tutaj odb�dzie si� uroczysto�� i nie wypada, by dobry Polak handlowa� w takiej chwili jak w dzie� powszedni. Przekupki i przekupnie, przyzwyczajeni, �e ostatnio ci�gle co� dzieje si� niezwyk�ego, nie protestowali, pos�usznie upychali sw�j towar do koszy i work�w i zdejmowali lady ze stojak�w. Widocznie kto� jednak zawiadomi� komisariat, bo przed up�ywem kwadransa spiesznie nadesz�o kilku policjant�w; rozbiegli si� po Rynku i kazali z powrotem ustawi� stoiska. Zbywano ich wzruszeniem ramion albo gniewn� odpowiedzi�. Kt�ry� chwyci� przekupk� za r�ce, ta odepchn�a go, a pozosta�e podnios�y jazgot. Straganiarze przerwali robot� i nie wypuszczaj�c z r�k fragment�w rozbieranych konstrukcji, wiedzeni ciekawo�ci� zbli�yli si� do miejsca zdarzenia. Wygl�da�o to raczej do�� gro�nie i policjanci tak oceniwszy zbiegowisko wycofali si� z Rynku. Po kilku minutach rejterada uros�a w przechwa�kach przekupni�w prawie do zwyci�stwa. Nie wiadomo jak, lecz w mgnieniu oka rozesz�a si� wie�� po Warszawie, jakoby na Starym Mie�cie rozp�dzono policj� i opanowano Rynek. Jedni drugim powtarzali, �e mn�stwo ludzi ju� tam przyby�o, by broni� przyst�pu, i czeka na rozpocz�cie uroczysto�ci, chocia� ma ona odby� si� dopiero o p� do sz�stej. Wprawdzie daleko by�o do tej godziny, lecz podnieceni warszawiacy zacz�li spiesznie nadci�ga� ku Rynkowi. Rzemie�lnicy i kupcy, czeladnicy i subiekci, studenci i gimnazi�ci, urz�dnicy i domokr��cy, �ebracy i nadwi�la�skie urwisy, modnie ubrane panie i ich s�u��ce, baby w chustach i obdarte �ebraczki � wszyscy oni wkr�tce zape�nili rozleg�y plac. Ci, kt�rzy przyszli pierwsi, byli zdziwieni, �e Rynek 5 jest prawie pusty i wygl�da nie tak, jak si� spodziewali, lecz t�um wci�� wzrasta� i ju� nast�pni nie doznawali zawodu. Podczas czekania na ch�odzie wdawano si� w przygodne rozmowy, pada�y patriotyczne s�owa, podchwytywali je inni i dok�adali swoje. Ka�dy zgadza� si� z ka�dym i ka�dy by� przeciwko znienawidzonym w�adzom. Poczucie wsp�lnoty wzmaga�o pewno�� siebie t�umu, tote� gdy wkroczy� oddzia� policji, ludzie nie okazali l�ku, przeciwnie, przyj�li wyzywaj�c� postaw�. Na Zamku odbywa�a si� narada. � Wasza ksi���ca mo�� � m�wi� Trep�w � ju� od d�u�szego czasu narasta w mie�cie nastr�j buntu. Manifestacja, kt�ra ma dzisiaj si� odby�, nie jest pierwsz�. Pozwol� sobie przypomnie� dzie� dwudziestego dziewi�tego listopada i to, co dzia�o si� tydzie� p�niej. Bezkarno�� o�miela do czyn�w coraz zuchwalszych. Ekscesy wymierzone przeciwko w�adzom sta�y si� czym� powszednim. Je�eli nie po�o�ymy temu kresu, Warszawa zarazi buntem ca�y kraj. Dosz�o do tego, �e pod�egacze rozsy�aj� takie ulotki, prosz� pos�ucha�: �Wzywamy was, bracia, do jak najliczniejszego zebrania si� w dniu 25 lutego, w poniedzia�ek, o godzinie p� do sz�stej wieczorem, na Rynku Starego Miasta w celu uroczystego obchodu trzydziestej rocznicy zwyci�stwa Polak�w na polach Grochowa." To bezczelne wezwanie odnios�o skutek: Rynek jest pe�ny, a policja nie mo�e sobie da� rady... � Rozej�� si�! � krzykn�� oficer. Odpowiedziano mu gwizdem. � Wy�uskujcie pojedynczych z t�umu! � da� rozkaz. Policjanci niemrawo ruszyli do przodu i rozproszyli si�, by jak najwi�cej spo�r�d stoj�cych sk�oni� do opuszczenia zbiegowiska. Przezornie upatrywali m�odych i biednie ubranych, ale ci w�a�nie okazywali si� hardzi i odpowiadali szyderczo na upomnienia. Nawi�zywa� si� dialog mi�dzy przedstawicielem w�adzy i obdartusem: � Po co tu stoisz? � g�os policjanta. � A ty po co tu stoisz? � kpi�ca odpowied�. � Ruszaj si�, ale ju�! Tu sta� nie wolno! � Nie wolno sta� na ulicy? A gdzie to jest napisane? � Zaraz inaczej z tob� pogadam! � Spr�buj! � Trzeba wys�a� wojsko i rozp�dzi� t�um si�� � kontynuowa� Trep�w. Ksi��� Gorczakow spojrza� na le��cy na biurku list, kt�ry dzi� rano nadszed� od wicekanclerza. Przypomnia� sobie fragment: �Z lokalnych nieporz�dk�w nie robi� kwestii, kt�ra mo�e przekszta�ci� si� w problem polityczny i dyplomatyczny..." � Nie � zdecydowa�. � Prosz�, �eby pan osobi�cie sprawdzi�, co si� tam dzieje. Przy rogu Freta i D�ugiej, w zakrystii ko�cio�a ojc�w Paulin�w grupa m�odzie�y ko�czy�a gor�czkow� dyskusj�. S�ycha� ju� by�o g�os celebransa �piewaj�cego: �Ite, missa est." Godlewski w po�piechu odpowiada� na czyje� zastrze�enia: � Nie wystarcz� same has�a polityczne. Czym� takim mo�na trafi� tylko do cz�ci inteligencji. Wpada w entuzjazm, ale co z tego? To tak, jakby�my wywo�ali po�ar stogu siana: wybuchnie i szybko zaga�nie. Zreszt� ilu jest inteligent�w? Ma�o. To �adna si�a. Rewolucj� robi� masy, trzeba je tylko poruszy�. Ale masy jeszcze s� nieu�wiadomione i nie rozumiej� hase� czysto politycznych. Trzeba dorzuci� inne, takie, kt�re chwyc�. A co wzbudza powszechn� emocj�? Prze�ladowanie Ko�cio�a i w og�le katolicyzmu. To boli wszystkich, tak�e prostych ludzi. By�oby g�upot� nie wykorzysta� tego. A� si� prosi, �eby has�o obrony wiary po�� czy� z has�em obrony ojczyzny. Je�li spleciemy te dwie sprawy, to m�wi� wam, panowie, ludzie poderw� si�, by walczy� o Polsk� tak jak o wiar�. Chod�my, ju� p�no, czekaj� na nas. Bracia Frankowscy podnie�li du�� skrzyni� i ca�a grupa przesz�a do zape�nionego ko�cio�a. Otworzono wieko i zacz�to rozdawa� bia�oczerwone chor�giewki. W rozleg�ej sali Namiestnikowskiego pa�acu, rozjarzonej �wiat�em gazowych �yrandoli, obradowali cz�onkowie Towarzystwa Rolniczego. Prawie wszystkie miejsca by�y zaj�te. Oko�o tysi�ca os�b s�ucha�o s��w prezesa. Hrabia Andrzej przemawia�: � Mno�� si� manifestacje. To bardzo �le, panowie! Trzeba si� przeciwstawi� nieodpowiedzialnym demagogom. Tymczasem widz� tutaj sporo pustych krzese� i nie mog� oprze� si� wra�eniu, �e niekt�rzy wol� bra� udzia� w pochodach ni� w naszych obradach. No tak, tam si� wznosi okrzyki, a tutaj rozwa�a przyziemne sprawy. Tam wszystko wydaje si� �atwe, tu omawiamy ka�de za i przeciw. S� tacy, kt�rzy w tych namys�ach i wahaniach widz� tylko niemoc i beznadziejno��. Myl� si�. My po prostu znamy sw�j obowi�zek, my wiemy, �e losu narodu nie wolno wystawia� na hazard. Odwo�uj� si� do waszego rozumu i odwagi cywilnej, panowie! Jeste�my moraln� reprezentacj� kraju. Chro�my nar�d przed zgubnymi wp�ywami tych, kt�rzy rozniecaj� nierealne nadzieje. U�wiadamiajmy ludowi, w czym le�y jego prawdziwy interes. Dzisiaj znowu jest jaki� wiec czy poch�d. Ludzie wy�ywaj� si� w takich imprezach. Trzeba si� zastanowi�, jak uj�� w karby t� potrzeb� aktywno�ci, i co robi�, by przerodzi�a si� w jakie� powa�ne dzia�anie. To jest nasz obowi�zek. Oby�my tylko nie pope�nili b��du, kt�ry by �ci�gn�� na nas zas�u�one nieszcz�cie. Trep�w demonstracyjnie kaza� wjecha� powozem w t�um i wysiad� dopiero wtedy, gdy konie nie mog�y posuwa� si� dalej z powodu g�stej ci�by. Szed� �mia�o ku �rodkowi Rynku, w kierunku fontanny, z oczami jakby nie widz�cymi, a ludzie �cie�niali si� robi�c mu przej�cie. Doszed�szy do celu, wspi�� si� na kraw�d� obejmuj�c� wodotrysk i g�osem dono�nym zawo�a�: � Rozej�� si�! Us�ysza� g�uchy pomruk, �miechy i gwizdy. Zatrzyma� wzrok na pierwszej z brzegu twarzy. Bezczelny student szyderczo �mia� mu si� w nos. Trep�w zeskoczy� z podwy�szenia i podszed� do m�okosa. � Ty swo�ocz � wycedzi� gro��c palcem. U�miech tamtego znik� jak starty i nagle d�o� studenta plasn�a z ca�ej si�y w lewy policzek Trepowa. Pu�kownikowi spad�a czapka, kto� j� kopn��, drugi zdepta�. Trep�w si� schyli� i poczu� kopniak poni�ej krzy�y. �miech gruchn�� znowu. Pu�kownik rozdygotany i blady, �api�c spazmatycznie oddech, z go�� g�ow� przeciska� si� do powozu. Dochodzi�y go g�osy tych, co stoj�c dalej, nie widzieli zaj�cia: � Dosta� po pysku przy fontannie. � Kto? � Policmajster. � Sam policmajster? � Tak, policmajster. A gdy ju� opad� na sk�rzane poduszki, us�ysza� przenikliwy dyszkant wy�piewuj�cy w mig zaimprowizowan� piosenk� pod katarynkow� melodi�: Na Starym Mie�cie przy wodotrysku Pan policmajster dosta� po pysku... Buchn�a salwa �miechu, a Trepowowi krew odp�yn�a z twarzy i �wiat zawirowa� w oczach. Z ko�cio�a ojc�w Paulin�w wysz�a procesja. �andarmi dowodzeni przez pu�kownika Rozpopowa, kt�rzy stali przed wej�ciem, rozst�pili si� i przepu�cili ludzi. Po ch�d, �piewaj�c ��wi�ty Bo�e, �wi�ty, Mocny i Nie�miertelny...", skierowa� si� ku ulicy Go��biej. U jej wylotu, na placu przed Podwalem, sta� naprzeciwko jatek w�z woziwody przykryty plandek� i zniszczon� burk�. Kto� zrzuci� burk�, zerwa� p��tno i oto nagle wzni�s� si� nad g�owy t�umu amarantowy sztandar z Or�em i Pogoni�. Rozleg� si� krzyk uniesienia. Coraz wi�cej ludzi zape�nia�o chodniki i do��cza�o do pochodu. M�odzie� zacz�a dobywa� z wozu bia�oczerwone chor�giewki i rozdawa� ka�demu, kto zdo�a� si� po nie docisn��. Godlewski rozwin�� wielk� chor�giew z Matk� Bosk� Cz�stochowsk�. Z domu zwanego �Gda�ska Piwnica" wybieg� Leon Frankowski z p�on�c� pochodni�. Uczniowie gimnazjum si�gn�li po �uczywa, ukryte pod paltami, i wkr�tce mn�stwo p�omieni zamigota�o na wietrze. Kto� zaintonowa�: �Bo�e, co� Polsk�..." i poch�d ruszy� ku Rynkowi Starego Miasta. Trep�w wbieg� do gabinetu, w kt�rym czeka� na wie�ci namiestnik, otoczony licznym gronem wy�szych oficer�w. � Wasza ksi���ca mo�� � powiedzia� za�amuj�cym si� g�osem � prosz� spojrze� na mnie, Rosjanina i oficera. Zniewa�ono mnie czynnie, zel�ono mundur; tak si� sko�czy�a pr�ba uspokojenia t�uszczy! Odpowiadam za to, co m�wi�: sytuacji nie da si� opanowa� bez u�ycia si�y. Namiestnik powi�d� starczymi oczami po obecnych. Byli poruszeni, patrzyli na niego wyczekuj�co. � Majorze �idikow � rozkaza� � we�mie pan konnych �andarm�w i rozp�dzi t�um. Oddaj� pana pod komend� pu�kownika Trepowa. Czo�o d�ugiego pochodu wychyn�o z Nowomiejskiej i wchodzi�o na Rynek. Na widok sztandaru, chor�gwi, pochodni zebrany tam t�um umilk�, odkry� g�owy i pokonuj�c szloch, do��czy� swe g�osy do pie�ni. Poch�d p�cznia� wszerz i wzd�u� wch�aniaj�c ludzkie mrowie i sun�� 10 w kierunku ulicy Piwnej. Pot�niej�ca pie�� zg�uszy�a stukot �elaznych podk�w. Z mrocznej uliczki nagle wypadli je�d�cy w b�yszcz�cych kaskach. Rozwin�li szyk w p�kole i wbili si� w t�um piersiami koni. Pu�kownik Trep�w stan�� w strzemionach i przekrzykuj�c ha�as zawo�a�: � Rozej�� si�! Lecz ty� pochodu tworzy� ju� taka g�stw�, �e jego pierwsze szeregi nie mog�y si� cofn�� i pchane do przodu par�y na konie, kt�re zacz�y si� �lizga� w przysiadzie i krzesa� iskry na bruku. Major �idikow zawr�ci� oddzia� i wyda� ponown� komend�: � Szable w d�o�! P�azowa�! Oddzia� zerwa� konie do szar�y, a wtedy nad g�owy k��bi�cego si� t�umu kto� nagle wysoko podni�s� bia�oamarantowy sztandar i zacz�� �piewa� �Jeszcze Polska nie zgin�a..." Genera�owie siedzieli w milczeniu. Zdawa�o si� im, �e ksi��� Gorczakow przysn��. Mia� g�ow� spuszczon� i oczy przymkni�te za dwoma kr��kami szkie�. Nie spa�, udawa� tylko, �e drzemie. K�opota� si� o przebieg dzisiejszych zaj�� i o to, jak je przedstawi� w jutrzejszej depeszy, by nie rozgniewa� cesarza i nie narazi� si� innym. Bo w Petersburgu by�a wp�ywowa koteria, kt�ra pragn�a liberalizacji i cierpliwie popycha�a Aleksandra do reform. Ci ludzie nie wybacz� nikomu, kto w jakiej� cz�ci imperium skutecznie zastosuje miko�ajowskie metody i swym przyk�adem, cho�by i mimo woli, skusi wahaj�cego si� monarch� do ponownego wci�gni�cia ca�ej Rosji w tryby takich rz�d�w. S� dostatecznie zr�czni, by utr�ci� wielkorz�dc�. Z drugiej za� strony cesarz... Genera�owie z niesmakiem patrzyli na starca, przygarbionego w fotelu. Nagle Gorczakow otworzy� oczy i wyprostowa� si�. � Gdzie jest Trep�w? � warkn�� zniecierpliwiony. � Co si� tam dzieje? 11 Na Rynku Starego Miasta obskoczony przez konnych �andarm�w t�um kot�owa� si� bez�adnie pod razami p�azuj�cych szabel. Ludzie zacz�li wymyka� si� i uchodzi�, ale by� �cisk i wi�kszo�� nie mog�a si� szybko rozproszy�. Usi�owano si� broni�, straszono konie pochodniami, kt�re gas�y jedna po drugiej. Osmolonymi �uczywami pr�bowano odbija� ciosy i uderza� je�d�c�w po udach. W tumulcie zgubiono obie chor�gwie, t� z Or�em i Pogoni� i t� z Matk� Bosk�. T�um rzedn��. W g��bokich ciemno�ciach rozbrzmiewaj�cych wrzaw� ludzie pierzchali w boczne uliczki. Stoj�c na podium przemawia� W�gle�ski: � Hrabia Zamoyski ma racj�. Zamiana pa�szczyzny na czynsze jest spraw� naprawd� piln�. Musimy zaraz przyst�pi� do zawierania dobrowolnych um�w. Niech�e ch�opi zobacz� na w�asne oczy, �e w�a�nie my troszczymy si� o ich los. By�oby bardzo �le, prosz� pan�w, gdyby t� spraw� zaj�li si� obcy. Nie mo�emy da� si� ubiec. Ch�opi powinni wszystko zawdzi�cza� nam. Najwy�szy czas, �eby raz na zawsze zlikwidowa� ich nieufno�� do szlachty. Wiem, �e z pocz�tku b�dzie trudno przestawi� si� na nowy system gospodarowania, ale nowoczesne narz�dzia, selekcja ziarna, umiej�tne wykorzystanie obornika... M�wcy przerwa� trzask otwieranych drzwi. W rozpi�tym futrze wbieg� zdyszany m�czyzna. Zatrzyma� si� na �rodku i �api�c oddech zawo�a�: � Panowie! Wy tu debatujecie o gnoju, a tam naszych morduj�! �andarmi bij� ludzi na Rynku! Zrobi�o si� zamieszanie: � Chod�my! � kto� krzykn��. � Gi�my razem! � i cz�� zebranych zerwa�a si� z krzese�. Pan Andrzej energicznie potrz�sn�� dzwonkiem i gwar przycich�. � Naszym obowi�zkiem jest pozosta� tutaj � powiedzia� stanowczo � a pan � zwr�ci� si� do przyby�ego � powinien by� z nami, a nie spacerowa� po ulicach. Niech�tnie zaj�to ponownie miejsca i s�ycha� by�o szmer 12 niezadowolonych g�os�w. Zamoyski uzna�, �e zebranie nale�y zako�czy�; panowa� nastr�j podniecenia i mog�o doj�� do powa�nych rozd�wi�k�w, zagra�aj�cych zwarto�ci Towarzystwa. Odroczy� wi�c obrady pod pretekstem, �e sekcje musz� przygotowa� wnioski. Sala zacz�a si� opr�nia� i hrabia te� zbiera� si� do wyj�cia, lecz gdy ju� zmierza� ku drzwiom, obst�pi�a go grupa m�odych ziemian. Byli to znani mu delegaci k� wojew�dzkich. Domy�li� si�, co mu powiedz�, bo wiedzia�, o czym od kilku dni rozprawiali w swoim gronie. I rzeczywi�cie, chodzi�o im o to, by wobec nastroju napi�cia w mie�cie i kraju wyst�pi� z adresem do Aleksandra II o reform� rz�d�w w Kr�lestwie. Pan Andrzej przyrzek�, �e da odpowied� jutro, i niezw�ocznie pchn�� go�c�w, by jeszcze dzi� w nocy zgromadzi� u siebie czo�owych dzia�aczy Towarzystwa na obrady. Rynek i uliczki Starego Miasta opustosza�y. Major �idikow rozes�a� patrole i z reszt� konnego oddzia�u zawr�ci� w kierunku Zamku. � Dobrze posz�o � powiedzia� z zadowoleniem Trep�w, jad�c z majorem strzemi� w strzemi�. �idikow milcza�. � I co? � spyta� ksi��� Gorczakow, nerwowo wstaj�c zza biurka. � W porz�dku, wasza ksi���ca mo�� � zameldowa� policmajster. � Mot�och dosta� nauczk�, aresztowano trzydzie�ci os�b, ulice s� puste, miasto �pi. Uwa�am, �e teraz b�dzie spok�j. � To dobrze � odetchn�� namiestnik. Ulice rzeczywi�cie by�y puste, ale miasto nie spa�o. W wi�kszo�ci mieszka� omawiano w podnieceniu wydarzenia dzisiejszego wieczora i snuto przewidywania, co przynios� nast�pne dni. Niekt�rzy byli strwo�eni, inni czuli si� podniesieni na duchu, �e tam, na Rynku, ludzie potrafili zachowa� si� tak odwa�nie. 13 Karol Majewski zas�oni� okno wychodz�ce na ulic� Chmieln�, by �wiat�o nie sprowokowa�o patrolu do wtargni�cia. Niewielki pok�j by� siny od papierosowego dymu. Grupka m�odzie�y, kt�rej uda�o si� tu przedosta�, skupi�a si� przy stole i gor�czkowo omawia�a wypadki. � Kochani! � entuzjazmowa� si� Go��bierski. � Uda�o si�! Nie wolno zaniecha� dalszych manifestacji. Ludzie byli wspaniali! Pe�ni patriotyzmu! Nie mo�emy zawie�� naszych warszawiak�w. Je�eli zrobimy przerw�, opadn� nastroje i potem trudno b�dzie je rozhu�ta�. Sami wiecie, ile trzeba wysi�ku, �eby poruszy� masy. Kujmy �elazo, p�ki gor�ce, rozpalajmy emocje, mn�my demonstracje... � Dobrze, dobrze � przerwa� zniecierpliwiony Majewski. � Wszystko to wiemy. Chodzi o rzeczowy plan. Mam na przyk�ad konkretne pytanie: pojutrze ko�cz� si� obrady Towarzystwa Rolniczego. Brzuchaci w�sacze spokojnie rozjad� si� do dom�w. Mamy do tego dopu�ci�? � Rozjad� si� z nienaruszonym autorytetem ojc�w narodu � dorzuci� ironicznie Roman Frankowski � pogadawszy sobie o pracy organicznej, o poprawie materialnego bytu i o innych m�drych rzeczach. � Tylko rewolucja mo�e wyzwoli� kraj! � zawo�a� Leon Frankowski. � Ale oni nie chc� rewolucji, robi� wszystko, �eby odwr�ci� od niej uwag� mas. Boj� si�. Boj� si� nawet wyst�pi� z adresem do cara. ��dali�my przecie� tego. � Do rzeczy, panowie � w��czy� si� znowu Majewski. � Powtarzam pytanie: co robi�? � Zmusi� tych, po�al si� Bo�e, wodz�w narodu do jakiego� stanowczego kroku � krzykn�� rozw�cieczony Leon Frankowski. � Niech si� nie wymiguj� od ryzyka. Niech poka��, czy w ich �y�ach p�ynie krew, czy woda. Jutro nie zd��ymy, ale proponuj�, �eby pojutrze, zanim si� poroz�a��, dotrze� pochodem do Pa�acu Namiestnikowskiego, wkroczy� na sal� obrad jak t�um paryski na posiedzenie Konwentu i zmusi� tych trutni�w do po��czenia si� z manifestuj�cym ludem. A potem niech pisz� adres do cara. Je�li od 14 m�wi�, ca�a Polska zobaczy, kim s�! B�dziemy ich mieli z g�owy. � Czy musisz do nas przemawia� jak na wiecu? � spyta� Majewski. � Daj spok�j � zmitygowa� go Asnyk. � Pomys� jest dobry, tylko czy zd��ymy zgromadzi� tysi�ce ludzi? Nie da si� tego zrobi� za pomoc� plakat�w. Policja je pozdziera. B�d� czujni po tym, co by�o dzisiaj. � Nie trzeba plakat�w � odpar� Leon Frankowski � wystarcz� gromady moich smarkaczy. Rozbiegn� si� po mie�cie, powiadomi� ludzi, a ci z kolei przeka�� wiadomo�� innym. R�cz� za skutek. � Stare Miasto b�dzie obsadzone przez �andarm�w � zauwa�y� Majewski. � Tote� trzeba wyznaczy� inny punkt zbi�rki � powiedzia� Go��bierski. � Ale jaki? � Ko�ci� Karmelit�w na Lesznie � zaproponowa� Leon Frankowski. Uprzejmym gestem margrabia wskaza� go�ciowi fotel. Radca stanu Enoch sk�oni� si� lekko i zaj�� miejsce. Wielopolski podkr�ci� knot naftowej lampy i usiad� naprzeciwko. � Mi�o mi pana widzie� � zagai�. � Spotykamy si� rzadko, a znamy od niepami�tnych czas�w. � Od dzieci�stwa � potwierdzi� go��. � M�j ojciec cz�sto zabiera� mnie do pa�stwa. � Jaki� to by� znakomity lekarz! Kuro wa� nas wszystkich � powiedzia� margrabia. � A uzdrowisko w Busku.? Przecie� to jego dzie�o. Odznacza� si� szerokimi pogl�dami i rozs�dkiem. Rozs�dek jest u nas rzadk� cnot�. � Niestety � westchn�� Enoch. � Pan j� na szcz�cie ma, a ja pragn� to wykorzysta� � u�miechn�� si� Wielopolski. � Mamy podobne pogl�dy i spos�b my�lenia. � Istotnie, i bardzo mi to pochlebia. 15 � Jest pan cz�owiekiem dok�adnie zorientowanym, zasiada pan w Radzie Administracyjnej i cieszy si� zaufaniem namiestnika. Chc� zasi�gn�� pa�skiej opinii. Zgodzi si� pan zapewne, �e to, co si� dzieje co najmniej od roku, te manifestacje i ekscesy, to narastaj�ce wrzenie, nie rokuje niczego dobrego. Trzeba temu nada� jaki� polityczny sens. Wykorzysta� na tyle, na ile si� da, a potem uj�� w karby i ukr�ci�. Wed�ug mojej oceny jedyn� racjonal� my�l�, kt�ra przewija si� w irracjonalnych frazesach, jest pomys� adresu do cesarza. Czy nie uwa�a pan, �e uspokoi�oby to rozpalone emocje i stworzy�o szans� wymuszenia reform od w�adz? Przecie� w statusie prawnym Kr�lestwa nic si� nie zmieni�o od czas�w Paskiewicza. Jest to stan nie do zniesienia na dalsz� met�. O ile wiem, w Petersburgu m�wi si� o reformach w cesarstwie. Warto wykorzysta� t� koniunktur�. Rosji zale�y na spokoju tutaj. Wprowadzenie w Kr�lestwie autonomicznych instytucji rozwi�za�oby kwesti�. Co pan s�dzi o tym? � Adres nie jest mile widzian� form� � zauwa�y� radca stanu � ale zwa�ywszy na specyfik� sytuacji, mo�na by zaryzykowa� taki krok. Tylko kto mia�by go zrobi�? Przecie� nie osoba prywatna. � Towarzystwo Rolnicze. � Za��my, cho� nie s�dz�, by pan Andrzej mia� na to ochot�. � Towarzystwo Rolnicze to nie tylko Zamoyski. � Podstawow� rzecz� jest tre�� adresu, zakres postulat�w. � W�a�nie � przytakn�� Wielopolski. � Opracowa�em projekt i chcia�bym, �eby go pan przeczyta�. Jest na stole. Enoch zawaha� si�. � Panie margrabio � powiedzia� po chwili � ja tak�e uwa�am, �e trzeba co� zmieni� w tym kraju, a do pana mam zaufanie i ch�tnie podziel� si� r�nymi informacjami, ale... � Ale piastuje pan urz�d � podchwyci� Wielopolski � i nie mo�e pan jawnie w��czy� si� w �adne pozaoficjalne akcje. To jasne, panie Juliuszu. 16 Enoch ju� bez s�owa przesiad� si� na krzes�o w pobli�u lampy i przysun�� do siebie arkusze zapisanego papieru. Margrabia patrzy� na drobn� figurk� go�cia, jego wysokie czo�o, bystre oczy i d�ugi nos. Radca stanu czyta�: �Najja�niejszy Panie! Kongres wiede�ski wypowiedzia� si� w sprawie losu rozmaitych cz�ci dawnej Polski i uprzywilejowa� ustrojowo oraz politycznie Kr�lestwo podleg�e obecnie ber�u Waszej CesarskoKr�lewskiej Mo�ci. Wed�ug postanowie� traktatu wiede�skiego wszyscy Polacy, kt�rzy zostali poddani rz�dom b�d� rosyjskim, b�d� austriackim, b�d� pruskim, mieli otrzyma� narodowe reprezentacje i instytucje, a Kr�lestwo ponadto odr�bn� Ustaw� Konstytucyjn�. I rzeczywi�cie, Polacy, kt�rzy dzisiaj �yj� pod panowaniem Austrii i Prus, korzystaj� ze swob�d politycznych, obecnie jeszcze rozszerzonych, i z w�asnych instytucji narodowych. B�agamy pokornie Wasz� CesarskoKr�lewsk� Mo��, a�eby� raczy� zachowa� swobody, kt�rymi Najja�niejszy Cesarz Aleksander I obdarzy� nas zgodnie z wol� wielkich mocarstw. Mocarstwa te okaza�y tak wielk� dba�o�� o zabezpieczenie nam wspomnianych praw, �e podczas prowadzonych na kongresie rokowa� niekt�re, a mianowicie Anglia, Francja i Austria, okaza�y si� sk�onne do przywr�cenia pe�nej niepodleg�o�ci naszej ojczy�nie. Ze swej strony Najja�niejszy Cesarz Aleksander I, pragn�c przekre�li� krzywdy przesz�o�ci, oznajmi� zamiar wskrzeszenia Polski pod swoim ber�em, z��czonej z Litw� oraz innymi cz�ciami dawnej Rzeczypospolitej, kt�re zosta�y poprzednio przy��czone do cesarstwa. O tym szlachetnym zamy�le �wiadcz� nast�puj�ce ust�py traktatu: �Jego Cesarska Mo�� zastrzega sobie prawo nadania temu krajowi, kt�ry otrzymuje sw�j odr�bny rz�d, takiego obszaru, jaki uzna za stosowny.�" � Panie margrabio � powiedzia� Enoch sko�czywszy lektur� � mam kilka zasadniczych uwag. Po pierwsze s�dz�, �e powo�anie si� na mi�dzynarodowe gwarancje obruszy cesarza, a przypomnienie, i� Anglia, Francja i Austria planowa�y przywr�cenie Polsce niepodleg�o�ci, zostanie odczytane jako zawoalowana gro�ba odwo�ania si� do obcej interwencji. 2 � Dankowski 17 Wywrze to fatalne wra�enie. Wiadomo przecie�, �e te mocarstwa szykowa�y si� w�wczas do wojny z Rosj�. Po drugie my�l�, �e sugestia dotycz�ca Konstytucji oraz spe�nienia obietnic Aleksandra I jest niestrawna dla wszystkich od�am�w opinii publicznej Rosji. � W takim razie o co prosi�? � zapyta� chmurnie margrabia. � O reformy w samym Kr�lestwie � odpowiedzia� Enoch. � Na przyk�ad o wprowadzenie w �ycie Statutu Organicznego. � Co to, to nie! � zaprotestowa� energicznie Wielopolski. � Statut Organiczny by� od samego pocz�tku martwym p�odem. To zakurzony akt archiwalny. Nie wyci�gajmy go na �wiat�o dzienne. Wol� p�ynn� sytuacj� prawn�, w kt�rej mo�na przynajmniej �eglowa� w kierunku konstytucji, ni� utrwalony prawnie stan bezkonstytucyjny. � Bardzo dobry program � podchwyci� Enoch. � Jaki program? � spyta� margrabia. � Domaga� si� reform nie powo�uj�c si� na Statut ani na konstytucj�, uzyskiwa� reformy po kawa�ku i milczkiem sterowa� ku konstytucji. W pewnym momencie jej nadanie oka�e si� bezbolesn� formalno�ci� sankcjonuj�c� stan rzeczy, kt�ry i tak ju� b�dzie faktycznie istnia�. � Panie Juliuszu � powiedzia� serdecznie margrabia � przerobi� projekt adresu. Litwa i Ru� musz� poczeka�. Zreszt� niech same si� dobijaj� podobnych praw. � Byle nie r�wnocze�nie z nami � wtr�ci� Enoch � bo wzbudzi to podejrzliwo�� Petersburga. � Tak, tak, etapami, etapami � mrukn�� w zadumie Wielopolski. jj � Ale, panie margrabio � rzek� radca stanu � przypo i minam moj� w�tpliwo��. O ile wiem, hrabia Zamoyski nie chce s�ysze� o adresie. Proponowano mu to. Odrzuci�. � Przekonam Tomasza Potockiego. Potrafi skaptowa� dostateczn� ilo�� zwolennik�w i wywrze� skuteczny nacisk. � Pa�ski szwagier istotnie cieszy si� wielkim autorytetem, ale i on nie b�dzie mia� �atwego zadania. 18 � Zobaczymy � rzek� Wielopolski. Podszed� do okna i odsun�� firank�. Ulica Wierzbowa by�a ciemna i pusta. � Ju� noc � powiedzia�. � Nasz prezes przejrzy�cie zreferowa� spraw� � zabra� g�os Konstanty G�rski. � Ja jednak widz� j� w ciemniejszym kolorze. Nie oszukujmy si�: spiskowcy osi�gn�li sukces, przeci�gn�li na swoj� stron� masy rzucaj�c chwytliwe has�a. Dowodem tego t�umne manifestacje. W�adza okazuje brak zdecydowania i to ich o�miela. M�okosy pr� do awantury i mog� sprowadzi� nieszcz�cie. Nar�d p�jdzie za nimi, bo go otumanili, a my zostaniemy zepchni�ci na bok. Staniemy si� politycznym trupem. Jedyny spos�b, �eby utrzyma� ster w d�oni, to przej�� te has�a, a zrobiwszy to, dzia�a� roztropnie i ostro�nie. Wytr�cimy tamtym bro� z r�ki i ludzie si� uspokoj�. Oczywi�cie nie mo�emy zawie�� wszystkich oczekiwa�. To by�aby gra na kr�tk� met�. Rozemocjonowane miasto domaga si� adresu do cara i uw�aszczenia ch�op�w. Chc� tego r�wnie� niekt�rzy cz�onkowie naszego Towarzystwa. Trzeba wyst�pi� z takim adresem i domaga� si� autonomii Kr�lestwa, przypomnie� postanowienia traktatu wiede�skiego. Trzeba r�wnie� podj�� uchwa�� o uw�aszczeniu; nie ma w tym ryzyka, bo w�adze upowa�ni�y nas do wyra�enia opinii w tej kwestii. W ka�dym razie nie mo�na zignorowa� panuj�cych nastroj�w i pojutrze rozjecha� si� jak gdyby nigdy nic. � Jestem tego samego zdania � o�wiadczy� Tomasz Potocki. � Ja r�wnie� � do��czy� Stawiski. W obszernej bibliotece o�wietlonej ogniem kominka i p�omykami �wiec zrobi�o si� gwarno. Trzydziestu pan�w w surdutach zacz�o z sob� zawzi�cie polemizowa�. Andrzej Zamoyski odczeka� chwil�, po czym wsta� na znak, �e chce przem�wi�, a gdy si� uciszy�o, powiedzia�: � Panowie! Po co pisa� adresy? Czy adres wzruszy rz�d, kt�ry nienawidzi Polak�w i nigdy im nie zaufa? Poza tym wszelkie 19 konkretyzowanie polskich ��da�, jest zdrad� polskiej sprawy. Czegokolwiek b�dziemy si� domaga�, to b�dzie i tak za ma�o. Zreszt� adres to nie ��danie, lecz pro�ba, a pro�ba jest jakby wdawaniem si� w konszachty z wrogiem. To jest zakucie w�asnego sumienia w kajdany, to jest po prostu kompromis z istniej�cym stanem rzeczy. � Celem adresu jest ��danie zmian � odezwa� si� kto� z g��bi sali. � ��da� nie mamy prawa, a prosi� nie powinni�my � odpar� Zamoyski. � Niczego nie ��da�, o nic nie prosi�, oto jest najgodniejsze i najuczciwsze post�powanie Polaka. � Czy bierze pan pod uwag�, panie hrabio, �e nasze ma�e robespierki postawi�y nam ultimatum? � spyta� Konstanty G�rski. � Uprzedzili, �e je�li bez wzgl�du na sprzeciw namiestnika nie wyst�pimy z adresem, z ��daniem reform, to nie zaprzestan� manifestacji i b�d� je mno�y� nie ogl�daj�c si� na nic. A je�li spadnie nieszcz�cie, win� za nie obci��� nas. Wyra�nie powiedzieli, co b�d� rozg�asza�: ano to, �e my wy�ej cenimy swoje dobre stosunki z Rosj� ni� szcz�cie ojczyzny, a oni nios� krajowi w ofierze sw� przysz�o��, sw� wolno�� i �ycie. � Powtarzam, �e adresem niczego si� z rz�dem rosyjskim nie za�atwi � odpar� Zamoyski. � Ma on w r�ku si�� i niczego pr�cz si�y nie rozumie. Polski nie odzyska si� r�wnie� za pomoc� ulicznych manifestacji. � Zgadzam si�, �e Polski nie odzyska si� manifestacjami � zabra� ponownie g�os Tomasz Potocki � ale s� one faktem. Rz�d wreszcie si� ocknie i zdusi je, ale czy b�dzie wtedy sk�onny o cokolwiek z nami pertraktowa�? Nie! Trzeba wi�c co� zrobi�, p�ki trwa nacisk na rz�d. � W�a�nie! � przytakn�� G�rski. � Panowie! � odpar� Zamoyski z trudem hamuj�c zdenerwowanie. � Adres zosta�by potraktowany jako polityczna prowokacja, za kt�r� postarano by si� nas ukara�. Jak? Rozwi�zaniem Towarzystwa Rolniczego. Czy mamy prawo nara�a� jego byt? Kto b�dzie wtedy reprezentowa� ekonomi 20 i czne i agrarne interesy kraju? Uczniowie i studenci? Nikt! Zahamowane zostan� reformy. Na razie rz�d jest do nich zmuszony zbiegiem r�nych okoliczno�ci, r�wnie� postaw� rosyjskiej inteligencji, ale nasza niezr�czno�� mo�e zmieni� przychylne nastroje. Niema�o przyczyni�em si� do powstania naszej organizacji i jestem jej prezesem. Mam moralny obowi�zek troszczy� si� o jej los zgodnie z w�asnym niezachwianym przekonaniem i sumieniem. O�wiadczam w spos�b stanowczy: je�eli zapadnie uchwa�a o wys�aniu adresu, ust�pi� ze stanowiska prezesa. A teraz chc� wiedzie�, czy jutro na walnym zebraniu b�d� mia� wasze poparcie. G�osujmy! � A co ze spraw� uw�aszczenia w�o�cian? � spyta� K�obukowski. � To jest odr�bne zagadnienie � uci�� Zamoyski. � Zdaje si�, �e uda�o mi si� wykaza�, i� te dwie kwestie s� ze sob� zwi�zane politycznie � powiedzia� G�rski. � Je�eli obie za�atwimy negatywnie, stracimy zaufanie szerokich kr�g�w i b�dziemy reprezentowa� nie kraj, lecz siebie samych. � Spos�b rozstrzygni�cia jednej nie przes�dza o sposobie rozstrzygni�cia drugiej � odparowa� Zamoyski. � Za�atwmy najpierw kwesti� adresu. Od tego zale�y, czy b�d� waszym prezesem. G�osujmy! � Pan stawia ultimatum � oburzy� si� G�rski. � Tak, stawiam ultimatum. � No dobrze � w��czy� si� Tomasz Potocki � ale niezw�ocznie po g�osowaniu zajmiemy si� kwesti� w�o�cia�sk�. � Jest p�na noc, zbli�a si� ranek � rzek� Zamoyski. � Mamy wi�c negatywnie za�atwi� jedn� spraw�, a drug� zostawi� otwart�, czyli wcale jej nie za�atwi�, a prawd� m�wi�c, te� za�atwi� j� negatywnie? � spyta� G�rski. � Tego nie powiedzia�em. Jest p�na noc, trzeba si� wreszcie przespa�. � W takim razie zbierzmy si� jeszcze jutro po po�udniu � zaproponowa� Tomasz Potocki. 21 � Dobrze. A teraz g�osujmy. Podnios�y si� r�ce, Zamoyski policzy� i z satysfakcj� oznajmi�: � Adresu nie b�dzie! Edward Jurgens �le spa� tej nocy. Dr�czy� go niepok�j o nast�pstwa wczorajszych wydarze�. Nie mia� z�udze�, zna� m�odych zapale�c�w, wiedzia�, �e po wczorajszym starciu pomno�� swoje wysi�ki i zdo�aj� porwa� rozgoryczone masy do czyn�w, kt�re mog� przerodzi� si� w zbrojn� walk� bez szans powodzenia. Zna� r�wnie� pogl�dy hrabiego Andrzeja i przewidywa�, �e b�dzie on chcia� si� wymiga� od jakiej� wi�kszej akcji, �eby uchroni� sw� organizacj�. Szerokie znajomo�ci dawa�y Jurgensowi dobr� orientacj� w nastrojach r�nych kr�g�w spo�ecznych Warszawy. Nie bez znaczenia by�a te� praca w Komisji Spraw Wewn�trznych. Dzi� postanowi� nie p�j�� do urz�du. Wsta� wcze�nie i wyszed� na miasto, by �ci�gn�� swych politycznych przyjaci� na wsp�ln� narad�. Zazwyczaj zbierali si� w Hotelu Europejskim w cukierni Contiego, w ma�ej salce za pokojem bilardowym. Oko�o po�udnia by�o w niej pe�no. Opr�cz innych przybyli r�wnie� najznamienitsi: bankierzy Kronenberg i Ro�en, kupiec Szlenkier, pisarz Kraszewski, winiarz Fukier, doktor Cha�ubi�ski i popularny w Warszawie szewc Hiszpa�ski. Zagai� Jurgens. � Panowie! � powiedzia�. � Wypadki tocz� si� coraz szybciej, o wiele za szybko i w niebezpiecznym kierunku. Miasto jest dzisiaj bardziej wzburzone ni� wczoraj. Gromady wyrostk�w biegaj� po ulicach i wzywaj� ludzi do ponowienia manifestacji jutro. Szczuj� na Towarzystwo Rolnicze, rozpowszechniaj� zmy�lone pog�oski, �e car depesz� pochwali� obraduj�cych ziemian. Z kolei ci potracili g�owy, czuj� si� sterroryzowani i przemykaj� si� chy�kiem w obawie przed afrontem. Dowiedzia�em si�, �e marsza�kowie szlachty udali si� na Zamek, �eby wyjedna� zwolnienie aresztowanych. Namiestnik odm�wi�, a oni podali si� do dymisji. Wiem r�wnie�, �e w nocy postanowiono u pana Andrzeja nie 22 wyst�powa� z adresem do cara. Wyobra�cie sobie, panowie, co b�dzie si� dzia�o, gdy si� rozejdzie ta wiadomo��. Wzburzenie t�umu mo�e doprowadzi� do star� na wi�ksz� skal� ni� wczoraj, do zamachu na szlacht�, do og�lnego chaosu i do zbombardowania miasta. Armaty Cytadeli nie s� atrap�. Utoniemy w potokach krwi, rozdzieli nas wzajemna nienawi��, staniemy si� rozproszkowan� mas� niezdoln� przez d�ugie lata do oporu. Kraj b�dzie rz�dzony jak za Paskiewicza. Skoro jedni s� szale�cami, a drudzy kunktatorami, my musimy zacz�� dzia�a�. Skrajne pomys�y ludzi pokroju Majewskiego i zamykanie oczu na rzeczywisto�� przez takich jak pan Zamoyski nie doprowadz� do niczego dobrego. � S�dz�, �e nie zauwa�y� pan mojej obecno�ci � odezwa� si� spod drzwi Karol Majewski. � Czy mam wyj��? � Ale� nie, panie Karolu � odpar� nie zmieszany Jurgens. � Rzeczywi�cie nie dostrzeg�em, �e pan przyszed�, ale dobrze, �e pan jest. � Ja tak�e jestem � odezwa� si� zza czyich� plec�w adwokat Za�ci�ski. � Us�ysza�em, �e panowie rozmawiacie, i pozwoli�em sobie wej��. Obawiam si�, �e jako stronnik pana Andrzeja jestem tu intruzem. � Nic podobnego, panie mecenasie. Niech�e pan zostanie. Skorzystam z pan�w obecno�ci i jeszcze raz z�o�� swoje polityczne wyznanie wiary, �eby nie by�o nieporozumie�, bo r�ne rzeczy m�wi si� o mnie z prawa i z lewa. Jedni nazywaj� mnie rewolucjonist�, drudzy ugodowcem. W pewnym sensie jestem i tym, i tym. � A to ciekawe! � zauwa�y� g�o�no Majewski. � Zaspokoj� pa�sk� ciekawo�� i prosz�, �eby pan wiernie powt�rzy� moje s�owa swoim przyjacio�om. Ot� jestem rewolucjonist�, bo uwa�am, �e ka�dy Polak ma obowi�zek d��y� do wskrzeszenia Polski drog� rewolucji. Ale ja nie nale�� do polityk�w serca, ja kieruj� si� rozumem. Wed�ug mnie rewolucja powinna by� starannie przygotowana d�ugotrwa�� i usiln� prac�. Nie mam najmniejszych w�tpliwo�ci, �e zbrojny zryw wywo�any nie w por� jest zbrodni�. Tak, panie Karolu, jestem rewolucjonist�. Ale jestem i ugodo 23 wcem, bo uwa�am, �e tylko stopniowe wymuszanie na rz�dzie ulg i ust�pstw, tylko wyzyskiwanie we w�a�ciwym czasie ka�dej nadarzaj�cej si� okazji jest odpowiednim sposobem patriotycznego dzia�ania. Tylko tak mo�na przygotowa� grunt do osi�gni�cia ostatecznego celu, gdy pojawi si� pomy�lna koniunktura. Nie nale�y bojkotowa� w�adzy, przeciwnie, warto dochodzi� do jakiego� godziwego z ni� porozumienia. W�adza jest silna i jawna z ni� walka jest albo ca�kowicie beznadziejna, albo co najmniej niezwykle trudna. Ale t� w�adz� da si� kosztem niewielkiego wysi�ku wyzyska� na korzy�� narodu. To kwestia umiej�tnej taktyki. Dlatego jestem zdania, �e nie nale�y odrzuca� proponowanych stanowisk, co robi� pa�scy koledzy z Towarzystwa Rolniczego, panie mecenasie, lecz nawet stara� si� o nie we wszystkich ga��ziach s�u�b publicznych. Nie sabotowa� i nie op�nia� ofiarowywanych reform, ale o ile si� da, przy�piesza� je i u�atwia� wdra�anie. Tak post�puj�c nie zapomina�, �e ostatecznym celem jest zbrojne powstanie, wzniecone wtedy, gdy skumuluj� si� sprzyjaj�ce okoliczno�ci. � Za tysi�c lat! � zawo�a� Majewski. � Nie wiem, za ile. Dzisiaj nie czas na prorokowanie. Trzeba niezw�ocznie co� postanowi�, �eby zapobiec przedwczesnemu wybuchowi. � Czy ma pan jak�� propozycj�? � spyta� Kronenberg. � Tak � o�wiadczy� Jurgens. � Co wywo�uje najwi�ksze emocje? Sprawa adresu do cara i kwestia uw�aszczenia. Je�li rozejdzie si� wie��, �e oba problemy zosta�y za�atwione zgodnie z oczekiwaniem, opadn� fale wzburzenia. Skoro pan Andrzej nie dopuszcza, by ziemianie wyst�pili z adresem, my to musimy zrobi�. � Czy s�dzi pan, �e nasz adres b�dzie mia� tak� sam� wag�? Kto go podpisze i w czyim imieniu? � spyta� Aleksander Ciszek. Jurgens powi�d� oczami po obecnych. � Widz� tutaj najbardziej powa�anych obywateli miasta � o�wiadczy�. � My z�o�ymy podpisy w imieniu stolicy Kr�lestwa, a wi�c niejako w imieniu ca�ego kraju. Czy b�dzie 24 mia� wag�? W odczuciu mieszka�c�w Warszawy � tak. Czy tak� sam�? Nie wiem. Lecz jaki mamy wyb�r? Mo�emy nic nie robi�, ale sami sobie nie wybaczymy tego w przysz�o�ci. � Niewykluczone, �e wiadomo�� o naszym postanowieniu wp�ynie na zmian� decyzji hrabiego Andrzeja � powiedzia� Leopold Kronenberg. � Trzeba opracowa� projekt, zanie�� hrabiemu Andrzejowi, zaproponowa�, by go firmowa� imieniem w�asnym i szlachty, no i uprzedzi�, �e w razie odmowy adres wy�lemy sami. � To dobry pomys� � zgodzi� si� Jurgens. � A co do kwestii uw�aszczenia w�o�cian, jestem optymist�. S�dz�, �e na plenaYnym zebraniu Towarzystwa zapadnie taka uchwa�a nawet wbrew panu Andrzejowi. O ile wiem, przybywa jej zwolennik�w, a bie��ce wypadki pomno�� ich liczb� i wzmog� energi�. Zakrawa na to, �e wi�kszo�� b�d� stanowi� oni. My skoncentrujmy si� na sprawie adresu. Trzeba wybra� komitet redakcyjny i rzecz za�atwi� szybko, rajdalej jutro. Prosz� o zg�aszanie kandydat�w. � Doktor Cha�ubi�ski! � Ksawery Szlenkier! � J�zef Kraszewski! � Redaktor Kenig! � Genera� Lewi�ski! � Ksi�dz Stecki! � Ksi�dz Wyszy�ski! � A Jurgens? � Oczywi�cie Jurgens. To si� rozumie samo przez si�. � Jutro udost�pni� panom Resurs� Kupieck�, tam b�dziecie mogli spokojnie pracowa� � zapewni� Kronenberg. � Jutro adres b�dzie got�w � obieca� Jurgens. W Akademii Medycznej, w holu na parterze Pa�acu Staszica, t�um student�w s�ucha� patetycznej tyrady kolegi, kt�ry stoj�c na stopniu kamiennych schod�w w�a�nie ko�czy� przem�wienie. 25 � Po uci�nionych ludach � wo�a� � przebiega tajemniczy dreszcz odrodzenia. Budz� si� i ponad g�owami ciemi�ycieli podaj� sobie d�onie. Czy mamy spa�, bracia, kiedy rozb�yska wielka jutrznia odnowy �wiata, a pod w�oskim niebem wznosi si� purpurowy sztandar rewolucji? Nie, nie, i jeszcze raz nie! Je�li prze�pimy t� chwil� dziej�w, je�li si� damy zastraszy�, je�li spotulniejemy, b�dziemy niegodni wolno�ci, za kt�r� gin�li nasi ojcowie. Trzeba rozp�omienia� masy, by �wi�te dr�enie ogarn�o ca�y nar�d, a w jego sercu zap�on�� ofiarny ogie� mi�o�ci ojczyzny. Nastanie wreszcie dzie�, �e z ziemi w�oskiej do Polski na czele szyk�w przyb�dzie zmartwychwsta�y w�dz i spot�nia�y garn�cym si� ludem zada cios po ciosie, jak anio� rewolucji, staremu porz�dkowi �wiata. Niech �yje Mieros�awski! Niech �yje Garibaldi! Do jutra, koledzy! Zszed� ze schod�w i wtopi� si� w gromad�, a ju� nast�pny stan�� na podwy�szeniu i czeka�, a� umilkn� okrzyki, by zabra� g�os. � W mie�cie jest niespokojnie � powiedzia� genera� Jo�szyn. � Na jutro szykuje si� manifestacja. Mo�e doj�� do rozruch�w. Nale�y przeciwdzia�a�. � Niech pan nie wpada w panik� � odpar� namiestnik. � Trzeba by� przygotowanym, ale zachowa� spok�j. Mo�e wszystko rozejdzie si� po ko�ciach. Jo�szyn z trudem powstrzyma� wzruszenie ramion. � Warszawskie mieszcza�stwo przygotowuje adres � powiedzia� margrabia. � Jed� do Kraszewskiego i postaraj si�, �eby przyj�to m�j. Hrabia Zygmunt spojrza� zdziwiony na ojca: � Chcesz wi�za� si� z t� ho�ot�? � zapyta�. � Z nikim nie chc� si� wi�za�. Chc� im podsun�� sw�j projekt i uzyska� ich podpisy. Pos�uchaj: postanowi�em forsowa� w�asn� koncepcj�. My�la�em, �e b�d� musia� po 26 s�u�y� si� Towarzystwem Rolniczym. No c�, Zamoyski jest prezesem, wi�c gdyby si� w to zaanga�owa�, automatycznie zaj��by pierwsze miejsce, a ja dopiero krok za nim. Liczy�em co prawda, �e wkr�tce wysun��bym si� do przodu, bo w sferze polityki Zamoyskiemu ju� przed podj�ciem dzia�ania opadaj� r�ce. Formalnie jednak on sta�by na czele. Teraz pojawia si� zupe�nie inna mo�liwo��. Spr�buj� odwr�ci� role. � Nie rozumiem � wyzna� hrabia Zygmunt. � To proste � rzek� margrabia. � Przedstawiciele Warszawy przygotowuj� adres bez udzia�u Zamoyskiego. Je�li przyjm� m�j projekt, to w tej akcji ja automatycznie zajm� pierwsze miejsce. � Hm � mrukn�� hrabia. � Tak, pierwsze miejsce z dw�ch oczywistych powod�w: primo � autorstwo, secundo � moja pozycja. � Nadal nie rozumiem, ojcze. Chcesz pertraktowa� z cesarzem stoj�c na czele grupy jakich� nieznanych kupc�w i kancelist�w? � Nie, m�j drogi, oczywi�cie nie � odpar� margrabia. � Moja kombinacja jest bardziej wyrafinowana. Wiesz, na co licz�? Na bzika, kt�rego ma Zamoyski na punkcie popularno�ci. Za�o�� si�, o co chcesz, �e gdy nasz melancholijny prezes dowie si�, �e miasto uzna�o za mo�liwe obej�� si� bez niego i zrobi�o krok, kt�ry wywo�a� owacje, spu�ci z tonu i szybko przyjdzie z pi�rem w d�oni. Ogarnie go l�k, �e po oklaskach rozlegnie si� tupanie na tych, kt�rzy si� zdystansowali. A gdy ju� z�o�y podpis, podpisz� inni dzia�acze Towarzystwa. Nie stan� wi�c na czele grupy nieznanych indywidu�w, m�j drogi, ale na czele prawdziwej reprezentacji kraju. Co za szcz�liwy traf! Nie ja do Zamoyskiego, lecz Zamoyski b�dzie musia� przyj�� do mnie. Jed� do Kraszewskiego, to cz�owiek nieg�upi, i przekonaj go. � Ojcze! Nie bierzesz pod uwag� dw�ch rzeczy. � Jakich? � Po pierwsze, �e ci z Resursy mog� mie� w�asne ambicje i wcale nie zechc� tobie odst�pi� oklask�w. Po drugie... � Poczekaj � przerwa� margrabia � to s� os�y, ale 27 nawet osio� zrozumie, �e pod adresem do monarchy musi widnie� podpis kogo� o wielkim nazwisku, je�eli dokument ma trafi� gdzie trzeba, a nie do kosza na �miecie. Ja proponuj� im taki podpis. Wyt�umacz to Kraszewskiemu. Nie maj� wyboru, skoro Zamoyski si� upar�. � Pozw�l, ojcze! Nie doko�czy�em my�li. � To doko�cz. � Liczysz na pierwsze miejsce, bo zg�osisz si� wcze�niej, lecz zapominasz, �e oni s� tak wpatrzeni w swego pana Andrzeja, i� nawet gdy si� sp�ni, ust�pi� mu honorowego fotela. � S�uchaj � zirytowa� si� margrabia � wiem, �e nie kochaj� mnie r�ne pismaki i szewcy, wi�c mo�e si� sta�, jak m�wisz. Kto nie gra, nie przegra, lecz i nie wygra. Zreszt� co ryzykuj�? W najgorszym razie uzyskam to, co planowa�em poprzednio: drugie miejsce o krok za Zamoyskim. Ale przynajmniej nie b�d� si� p�ta� po jego salonach jako suplikant. Dobre i to. A mo�e uda mi si� tak usadowi�, �e nie dam si� zepchn��? Sk�d wiesz, �e nie? Niewykluczone, �e Zamoyski ozdobi sob� prezydialny fotel, ale dzia�a� nie b�dzie, bo nie ma serca do ca�ej tej akcji. A ja b�d� dzia�a� i wtedy wszyscy zobacz�, kto jest kapelmistrzem. � Mo�e masz racj�, ojcze. � Zobaczymy. We� t� kopert� i jed� do Kraszewskiego. Po�piesz si�, by zd��y�, zanim opracuj� w�asny projekt. Wiesz, jak to jest: przywi��� si� do niego i nie zechc� s�ysze� o zmianach. I wracaj zaraz. Czekam. W prywatnym gabinecie Leopolda Kronenberga zasiedli w fotelach warszawscy rabini Mayzeles, Kramsztyk, Jastrow i Feinkind, bankierzy Ro�en i Frenkiel oraz hurtownik Landauer. D�uga narada dobiega�a ko�ca. M�wi� Ro�en: � Nie wiem, czy uda si� wymusi� jakie� ust�pstwa dla Kr�lestwa, oby! Ale tak czy owak, ten ruch to okazja. W�a�nie teraz trzeba si� dobija� o r�wnouprawnienie �yd�w. Pan 28 Kronenberg ma racj�: rz�d naj�atwiej ust�pi w tym punkcie, bo to najmniej go b�dzie kosztowa�. Tylko �e najpierw kto� musi wysun�� t� kwesti�. Jeste�my wdzi�czni panu Kronenbergowi, �e nam powiedzia� o adresie. � Za�atwi� to � obieca� Kronenberg. � Pro�ba na papierze to za ma�o � zwr�ci� uwag� Frenkiel. � Potrzebne jest powszechne poparcie, nacisk na rz�d, bez tego ca�a rzecz si� rozp�ynie. � S�usznie, ale jak to osi�gn��? � zatroska� si� Landauer. � Jest jedna rada � powiedzia� Kronenberg. � �ydzi musz� pokaza�, �e si� solidaryzuj� z polskim ruchem. Polacy s� troch� jak dzieci. Dam g�ow�, �e gdy zobacz� �yd�w t�umnie manifestuj�cych wraz z nimi, wpadn� w zachwyt. Wspomnicie moje s�owa: has�o r�wnouprawnienia stanie si� patriotyczn� mod�. � Tak b�dzie � zgodzi� si� Frenkiel. � Zreszt� dlaczego �yd, nie wyrzekaj�c si� wiary, nie mia�by zosta� dobrym Polakiem? � ci�gn�� Kronenberg. � Trzeba i�� z duchem czasu. Po co ta izolacja? Doktor Jastrow popatrzy� na gospodarza. � To, �e si� wychrz�ci�em, nie ma nic do rzeczy � zastrzeg� si� Kronenberg, podchwyciwszy spojrzenie Jastrowa. � Jeste�my wdzi�czni, �e pan o nas pami�ta � wtr�ci� szybko nadrabin Mayzeles. � Du�o zale�y od was, panowie � zwr�ci� si� do rabin�w Ro�en � od waszego wp�ywu na �ydowsk� ludno��. � Zrobimy, co w naszej mocy. Hrabia Zygmunt wbieg� do hotelowego pokoju, spojrza� na ojca siedz�cego z ksi��k� w fotelu i milcz�c po�o�y� na stole r�kopis. Margrabia wsta�. � Zrezygnowali z adresu w og�le czy tylko nie chc� mojego? � spyta�. � Nie chc� twojego. Nie kochaj� nas. � Do diab�a z nimi! Jad� natychmiast do Tomasza. � O ile wiem, Potocki jest u Zamoyskiego, ojcze. � To niedobrze. B�d� musia� od�o�y� spraw� do jutra. 29 Tomasz Potocki w milczeniu przys�uchiwa� si� s�owom Zamoyskiego. Postanowi� nie replikowa�. Niech inr zbijaj� argumenty pana Andrzeja; je�eli im samym uda sij prze�ama� op�r, tym lepiej; kiedy przy nast�pnej okazji padnie rzuci� sw�j g�os na drug� szal�, nie b�dzie wygl�da�o," �e jest nieustannym oponentem prezesa. Przem�wienie Zamoyskiego dobiega�o ko�ca. � Dla ch�opa b�dzie lepiej � podsumowywa� � gdy najpierw zostanie dzier�awc�, a nie w�a�cicielem. Nie b�dzie obci��a� gruntu d�ugami i traci� maj�tku; nie b�dzie rozdrabnia� gospodarstwa dzia�ami rodzinnymi i ubo�a�. Ch�op powinien powoli przyzwyczaja� si� do samodzielnego gospodarowania. Zreszt� uw�aszczenie musia�oby i�� w parze z przyznaniem pe�nych praw politycznych, a chyba nie macie w�tpliwo�ci, panowie, �e do tego ch�opi jeszcze nie doro�li. Uwa�am, �e nale�y zacz�� od oczynszowania na mod�� angielskich d�ugoterminowych dzier�aw. Zgodnie z przewidywaniem Potockiego pierwszy zabra� g�os Feliks Zieli�ski. � Panie hrabio � powiedzia� � to by�oby dobre, gdyby�my �yli w Anglii, ale my mamy obcy rz�d, kt�ry nie b�dzie ch�tnie patrzy� na konsolidacj� narodu. Czy s�dzi pan, �e pozwoli, �eby stosunki mi�dzy polsk� szlacht� i polskimi ch�opami u�o�y�y si� przyja�nie? Ja w to nie wierz�. System dobrowolnych dzier�aw czasowych nie za�atwi sprawy. Przecie� wszyscy dobrze wiemy, �e interes dzier�awcy jest sprzeczny z interesem w�a�ciciela. Powstaje ogromne pole do nieustannych konflikt�w, kt�re rz�d mo�e wygrywa� i wygrywa�. Co innego uw�aszczenie. � Demonizuje pan � odpar� chmurnie Zamoyski. � Je�eli umowy b�d� zawierane na zasadach korzystnych dla obu stron, nie powstan� konflikty. � S�usznie, panie hrabio � podchwyci� Zieli�ski � ale jak� ma pan gwarancj�, �e w�a�nie tak b�d� zawierane? Pope�nia pan b��d wynikaj�cy z pa�skiej szlachetno�ci. Ziemia�stwo wcale nie jest takie ofiarne i nie b�dzie dobrowolnie zawiera� um�w na sprawiedliwych warunkach. Czy napra 30 wd� pan s�dzi, �e og� szlachty zechce prze�o�y� moralne zasady i obywatelsk� powinno�� nad swoje interesy tak jak pan? Ja nie mam z�udze�. Zamoyski bezradnie roz�o�y� r�ce, a Potocki spojrza� z uznaniem na Zieli�skiego i postanowi� szybko wykorzysta� efekt jego dyplomatycznych talent�w. Za�wita� mu pomys� pozornie kompromisowej formu�y. � Mo�na by � powiedzia� � ustawowo okre�li� wysoko�� czynsz�w i prawnie zobowi�za� jak�� instytucj� finansow�, by zrycza�towa�a te czynsze i wykupi�a od ziemian za got�wk�, kt�r� ch�opi zwracaliby jej w oprocentowanych ratach, przej�wszy ziemi� na w�asno��. � Przecie� to jest odwr�cenie projektu hrabiego Andrzeja do g�ry nogami! � wykrzykn�� W�gle�ski. � W projekcie prezesa � zauwa�y� Kurtz � jest tak�e przewidziany skup czynsz�w. My proponujemy tylko przy�pieszenie ca�ej operacji. � Tylko! Ca�a idea polega na tym, by reform� przeprowadzi� w dw�ch etapach. Chodzi o to, �eby mia�a przebieg d�ugofalowy i harmonijny. � D�ugofalowy i harmonijny? � sarkastycznie spyta� K�obukowski. � W naszej sytuacji? Czy�by pan nie widzia�, co dzieje si� w mie�cie i kraju? Wypadki tocz� si� jak lawina, a my co? Wczoraj odst�pili�my od my�li o adresie, dzisiaj mamy porzuci� my�l o uw�aszczeniu? �adnie na tym wyjdziemy! Nie! Przynajmniej t� spraw� trzeba za�atwi� za jednym zamachem, �eby Moskale nie mogli ku� z niej miecza na kark ca�ego narodu. Powtarzam: wypadki tocz� si� szybko. Jutro my, kt�rzy uwa�amy si� za moraln� reprezentacj� kraju, mo�emy osi��� na mieli�nie. � Nie chc� si� powtarza� � odezwa� si� Konstanty G�rski � aczkolwiek nie zmieni�em zdania. Nadal uwa�am, �e sprawa adresu i sprawa uw�aszczenia s� ze sob� zwi�zane. Odmowne za�atwienie obu to �mier� polityczna. Pragn� zada� panu, panie hrabio, pytanie: Co b�dzie, je�eli na najbli�szym og�lnym zebraniu wi�kszo�� opowie si� za uw�aszczeniem? Czy nie s�dzi pan, �e kategoryczna odpo 31 wied� �nie" doprowadzi do rozbicia Towarzystwa Rolniczego? Wprawdzie nie b�dzie ani adresu, ani uw�aszczenia, ale nie b�dzie r�wnie� i Towarzystwa. Kto pozostanie? Politycy bez w�s�w! Oczy wszystkich zwr�ci�y si� na Zamoyskiego. Pan Andrzej milcza� pos�pnie, przeprowadzaj�c w my�lach szybk� kalkulacj�. Istotnie, przybywa�o zwolennik�w uw�aszczenia; kto wie, czy nie b�d� stanowili wi�kszo�ci. Je�li w atmosferze rozpalonych emocji post�pi despotycznie, mo�e to rzeczywi�cie doprowadzi� do rozpadni�cia si� Towarzystwa, a przecie� dlatego upar� si� w kwestii adresu, by je za wszelk� cen� zachowa�. � No c� � powiedzia� niech�tnie � b�d� broni� swego pogl�du, lecz je�li wi�kszo�� si� sprzeciwi, poddam si� woli,j wi�kszo�ci. Jestem prezesem, nie dyktatorem. Rozleg�y si� oklaski, nast�pi�o odpr�enie, narada by�a, sko�czona. Teraz, przed rozej�ciem si�, ju� na stoj�co, w mieniano lu�ne uwagi: � Ciekawe, jak na to wszystko patrz� w Petersburgu? Czy s� jakie� wiadomo�ci z Pary�a? � Drogi Gorczakow � powiedzia� Aleksander przechadzaj�c si� po jasno o�wietlonym gabinecie w Pa�acu Zimowym � tw�j brat stryjeczny niemrawo sobie poczyna w Warszawie, chocia� mu nakazuj� stanowczo��. Przyznaj si�, �e do moich instrukcji do��czasz w�asn� interpretacj� i powstrzymujesz go