5166

Szczegóły
Tytuł 5166
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5166 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5166 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5166 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STANIS�AW LEM MASKA SCAN-DAL MASKA Na pocz�tku by�a ciemno�� i zimne p�omienie, i huk przeci�g�y, a w d�ugich sznurach iskier czarno osmalone haki wielocz�onkowe. kt�re podawa�y mnie dalej, i pe�zaj�ce metalowe w�e, co dotyka�y mi� ryjkowato sp�aszczonymi �bami, a ka�de takie dotkni�cie budzi�o dreszcz b�yskawiczny, ostry i rozkoszny prawie. Zza szkie� okr�g�ych patrza� we mnie wzrok niezmiernie g��boki, nieruchomy i oddala� si�, ale to chybam ja si� przesuwa�o dalej i wchodzi�o w kr�g nast�pnego spojrzenia, budz�cego dr�twot�, szacunek i l�k. Ta w�dr�wka moja na wznak trwa�a czas niewiadomy, a w miar� jej post�p�w powi�ksza�om si� i rozpoznawa�em siebie, do�wiadczaj�c w�asnych granic i nie potrafi� wyjawi�, kiedym mog�o ju� dok�adnie ogarn�� w�asny kszta�t, rozpozna� ka�de miejsce, gdziem ustawa�o. Tam si� �wiat zaczyna�, hucz�cy, p�omienny, ciemny, a potem usta� ruch i cienkie trzpienie sta�wonogie, co podawa�y mi� sobie, unosi�y lekko w g�r�, oddawa�y c�gowym gar�ciom, podsuwa�y p�askim ustom w otoku iskier, znik�y, i le�a�om jeszcze bezw�adne, cho� zdolne ju� do w�asnego ruchu, lecz w pe�ni wiadomo�ci, �e jeszcze nie czas i w tym zmartwia�ym przechyle � bom spoczywa�o wtedy na sko�nej r�wni � ostatni pr�d, wiatyk bez tchu, poca�unek rozedrgany spr�y� mnie i to by� znak, �eby zerwa� si� i wpe�zn�� w okr�g�y otw�r bez�wietlny i ju� bez wszelkiego przynaglania dotkn�om zimnych, g�adkich, wkl�s�ych p�yt. aby spocz�� na nich z kamienn� ulg�. Lecz mo�e by� to sen. O przebudzeniu nic nie wiem. Szelesty niezrozumia�e pami�tam i p�mrok ch�odny i siebie w nim. �wiat otworzy� mi si� �wiat�em szerokim, po�yskliwo�ci� rozbit� w barwy, i to jeszcze, jak wiele zdumienia by�o w mym ruchu, gdym przekracza�o pr�g. Silne blaski sp�ywa�y z g�ry na barwny zam�t pionowych kad�ub�w, widzia�em ich kule, obracaj�ce ku mnie l�ni�ce wod� guziki, powszechny gwar zamar� i w powsta�ej ciszy uczyni�em jeszcze jeden ma�y krok. Wtedy z niepos�yszanym. odczutym tylko d�wi�kiem cieniutkiej struny, co p�k�a we mnie. uczu�am nap�yw p�ci tak gwa�towny, �e chwyci� mnie zawr�t g�owy i przymkn�am powieki. A gdy sta�am tak, z zamkni�tymi oczami, dobieg�y mnie ze wszech stron s�owa, bo razem z p�ci� wszed� we mnie j�zyk. Otwar�am oczy i u�miechn�am si�, i ruszy�am przed siebie, a moje suknie sz�y ze mn�. powa�nie sz�am, otoczona krynolin�, nie wiedz�c dok�d, ale zmierza�am dalej, bo to by� dworski bal. i wspomnienie w�asnej pomy�ki sprzed chwili, kiedym wzi�a g�owy za kule a oczy za mokre guziki, bawi�o mnie jak ma�e dziewcz�ce g�upstwo, dlatego u�miecha�am si�, ale ten u�miech by� skierowany tylko do mnie. S�uch m�j si�ga� daleko, wyostrzony, wi�c rozpoznawa�am w nim szmer wytwornego uznania i oddechy pan�w zatajone, i zawistne pa�, a sk�d to takie dziewcz�, wicehrabio? A ja sz�am przez olbrzymi� sal�, pod kryszta�em paj�k�w, z sufitowej sieci kapa�y p�atki r�. przegl�da�am si� w niech�ci, wype�zaj�cej na umalowane twarze kobiet, i w po��dliwych oczach smag�ych par�w. Za oknami od stropu po parkiety zia�a noc, kufy p�on�y w parku, a w mi�dzyokiennej niszy, u st�p marmurowego pos�gu, sta� cz�owiek ni�szy od innych, otoczony wie�cem dworak�w odzianych w pasiast� czer� i ���, kt�rzy zdawali si� prze� ku niemu, lecz nie przekraczali pustego kr�gu, i ten jedyny nawet nie spojrza� w moj� stron�, kiedy si� przybli�a�am. Mijaj�c go przystan�am i cho� wcale nie patrza� w moj� stron�, uj�am samymi ko�cami palc�w krynolin�, spuszczaj�c oczy, jakbym chcia�a mu z�o�y� g��boki uk�on, lecz popatrzy�am jedynie na w�asne r�ce smuk�e i bia�e, nie wiem jednak czemu dla mnie ta biel, gdy zaja�nia�a na b��kicie krynoliny, mia�a w sobie co� przera�aj�cego. On za�, �w niski pan czy par, otoczony dworakami, za kt�rym sta� blady rycerz w p�zbroi, z obna�on� blond g�ow� i trzyma� w r�ku ma�� jak zabawka mizerykordi�, nie raczy� spojrze� na mnie, m�wi�c co� niskim, jakby st�umionym nud� g�osem przed siebie, bo do nikogo. A ja, nie z�o�ywszy mu uk�onu, lecz tylko patrz�c Nan kr�tk� chwil� bardzo gwa�townie, �eby zapami�ta� jego twarz, ciemnosko�n� przy ustach, bo ich k�t grymasem znu�enia podgi�a bia�a blizenka, wpijaj�c si� oczami w te usta, okr�ci�am si� na pi�cie, a� zaszumia�a krynolin� i posz�am dalej. Wtedy dopiero spojrza� na mnie i poczu�am doskonale ten wzrok przelotny, zimny, a taki zw�ony, jakby mia� niewidzialn� fuzj� u policzka i muszk� jej celowa� w m�j kark, mi�dzy rulony z�otych pukli, i to by� drugi pocz�tek. Nie chcia�am si� odwr�ci�, lecz uczyni�am to i pochyli�am si� w niskim, bardzo niskim dygni�ciu, unosz�c obur�cz krynolin�, jak gdyby wchodz�c poprzez jej sztywno�� w blask posadzki, bo to by� kr�l. Potem odesz�am wolno, zastanawiaj�c si� nad tym, sk�d wiem to tak dobrze i na pewno, a te� bliska zrobienia czego� niestosownego, bo skoro nie mog�am wiedzie�, a wiedzia�am, w spos�b natarczywy i bezwzgl�dny, wzi�am wszystko za sen, a c� znaczy we �nie � chwyci� czyj� nos? Przel�k�am si� odrobin�, bo nie uda�o mi si� tego uczyni�, jakbym mia�a w sobie niewidzialn� granic�. Tak si� waha�am, id�c bezwiednie, pomi�dzy przekonaniem o jawie i o �nie, a zarazem wp�ywa�a we mnie wiedza, po trosze jak fale wp�ywaj� na brzeg i ka�da fala pozostawia�a we mnie nowe powiadomienie, tytu�y jak utkane z koronek; w po�owie sali. pod rozjarzonym kandelabrem, szybuj�cym jak statek w ogniu, ju� zna�am wszystkie miana dam, kt�rych zu�ycie wspiera� troskliwy kunszt. Wiedzia�am ju� tak wiele, jak dobrze ockni�ty z koszmaru, ale pami�taj�cy go jeszcze z oci�ganiem, i to, co zostawa�o mi niedost�pne, rysowa�o si� w mym umy�le jak dwa za�mienia � przesz�o�ci mojej i tera�niejszo�ci, bo wci�� jeszcze nie zna�am ani troch� siebie. Czu�am za to ju� w pe�ni moj� nago��, piersi, brzuch, uda, szyj�, ramiona, niewidzialne stopy, skryte bogatym strojem, dotkn�am topazu w z�ocie, �wietlikiem pulsuj�cego mi�dzy piersiami, czu�am te� wyraz mej twarzy, nie daj�cej nikomu nic zgo�a, wyraz, kt�ry musia� zadziwia�, bo kto tylko spojrza� na mnie, doznawa� wra�enia u�miechu, lecz gdy uwa�nie przypatrzy� si� mym ustom, oczom, brwiom, dostrzega�, �e nie ma tam ani �ladu weso�o�ci, nawet grzecznej tylko, wi�c szuka� go jeszcze raz w oczach, ale by�y zupe�nie spokojne, wi�c przechodzi� do policzk�w, doszukiwa� si� go w podbr�dku, ale nie mia�am trzpiotowatych do�eczk�w. policzki moje by�y g�adkie i bia�e, podbr�dek uwa�ny, cichy, rzeczowy, a tak doskona�y jak szyja, kt�ra nie zdradza�a nic. Wtedy zapatrzony popada� w konsternacj�, bo nie pojmowa�, sk�d przysz�o mu do g�owy, �e u�miecham si� i w oszo�omieniu, wywo�anym swoj� rozterk� i moj� pi�kno�ci�, cofa� si� w g��b t�umu lub sk�ada� mi g��boki uk�on, �eby cho� w tym ge�cie ukry� si� przede mn�. A ja wci�� jeszcze dw�ch rzeczy nie wiedzia�am, aczkolwiek pojmowa�am, cho� niejasno jeszcze, �e one s� najwa�niejsze. Nie rozumia�am, czemu kr�l nie popatrza� na mnie przechodz�c�, czemu nie chcia� mi spojrze� w oczy, cho� ani si� nie l�ka� mojej urody, ani jej po��da�, owszem, wyczu�am, �e jestem mu wprawdzie cenna, lecz w niewys�owiony spos�b, jak gdyby za nic mi� mia� sam�, jakbym by�a dla niego kim� spoza tej sali wyiskrzonej, nie stworzona do ta�ca po lustrzanych od wosku parkietach, u�o�onych w intarsje wielobarwne, pomi�dzy kutymi w spi�u herbami nadpro�y, lecz gdy go mija�am, nie powsta�a w nim ani jedna z my�li, w kt�rych mog�abym si� dokopa� woli kr�lewskiej, a kiedy pos�a� za mn� wzrok przelotny i niedba�y, lecz sponad niewidzialnej lufy, poj�am to nawet, �e nie we mnie mierzy� bladym okiem, kt�re domaga�o si� ukrycia za ciemnymi szk�ami, bo oczy te nie udawa�y niczego, inaczej ni� dobrze u�o�ona twarz, i tkwi�y w t�umnej wytworno�ci jak ostatek brudnej wody w miednicy. Nie, jego oczy by�y jakby czym� ju� dawno wyrzuconym, co trzeba chowa�, co nie znosi dnia. Czego� mo�e ode mnie chcia�, ale czego? Nie mog�am jednak rozmy�la� nad tym, bo musia�am si� skupi� na innej rzeczy. Zna�am tu wszystkich, ale mnie nikt nie zna�. Chyba on jeden: kr�l. Mia�am na podor�dziu ju� i o sobie wiedz�, dziwaczne stawa�y si� moje uczucia, gdy zwalnia�am kroku, w trzech czwartych sali ju� przemierzonej, a w t�umie r�nokolorowym, w�r�d twarzy skostnia�ych, ze srebrn� szadzi� bokobrod�w, i twarzy przekrwionych, od�tych, spoconych pod grudkowatym pudrem, w�r�d orderowych wst�g i szamerowa� otwar� si� korytarz, abym sz�a niczym kr�lowa jaka� t� w�sk� �cie�k� mi�dzyludzk�, na wodzach spojrze� przeprowadzaj�cych � dok�d�e tak sz�am? Do kogo�. A kim by�am? Poniewa� my�la�o mi si� z bieg�o�ci� potoczyst�, poj�am w jednej sekundzie, jak jest osobliwy rozd�wi�k mi�dzy moim stanem a tej tu ci�by dystyngowanej, bo ka�dy z nich mia� dzieje, rodzin�, odznaczenia jednego rodzaju, jedn� nobilitacj� z intryg, matactw, i obnosi� sw�j p�cherz nikczemnej dumy, ka�dy histori� w�asn� wl�k� za sob� jak wzbity kurz ci�gnie si� za wozem pustynnym, trop w trop, gdy ja by�am z tak dalekich stron, jakbym nie jedn� mia�a histori�, lecz ich wielo��, poniewa� los m�j uczyni� m�g� zrozumia�ym dla nich tylko stopniowy przek�ad na obyczaj tutejszy, na t� mow� obc�, cho� ju� mi swojsk�, wi�c mog�abym si� tylko przybli�a� do ich pojmowania, a pod�ug dobranych okre�le� stawa�abym si� coraz inn� istot� dla nich. Czy i dla siebie te�? Nie� a jednak prawie �e tak, nie posiada�am wiedzy ponad t�, co wdar�a si� we mnie na progu sali jak woda, gdy burzy si� i zalewa pustk�, wysadziwszy dot�d trwa�e zapory, ponad t� wiedz� rozumowa�am logicznie, czy� mo�na by� wielo�ci� naraz? Pochodzi� z wielu porzuconych przesz�o�ci? Logika moja, wyj�ta z blekotu wspomnie�, m�wi�a mi, �e nie mo�na, �e musz� mie� jak�� przesz�o�� jedn�, a skoro jestem hrabiank� Tlenix, Duenn� Zoroennay, m�od� Wirgini�, osierocon� w zamorskim kraju Langodot�w przez r�d walandzki, skoro nie umiem odr�ni� zmy�lenia od rzeczywisto�ci, odnale�� siebie we w�asnej prawdziwej pami�ci, to mo�e jednak �ni�? Lecz ju� gdzie� rozlega�a si� orkiestra i bal napiera� jak lawina g�az�w � nie spos�b by�o si� sk�oni� do wiary w bardziej jeszcze rzeczywist�, od przebudzenia p�kn�� zdoln� rzeczywisto��! Sz�am w niemi�ym teraz oszo�omieniu, pilnuj�c ka�dego kroku, bo wraca� zawr�t g�owy, kt�ry nazywa�am vertigo. O w�os nie zesz�am z mego kr�lewskiego st�pania, cho� olbrzymi by� to wysi�ek, jakkolwiek niewidzialny i pot�gowany ow� niewidzialno�ci� w�a�nie, a� poczu�am wsparcie z oddali, by�y to oczy m�czyzny, kt�ry siedzia� w niskiej framudze okna uchylonego, z niepowa�nie przerzuconym przez rami� fontaziem brokatowej zas�ony, szytej w czerwonosiwe lwy koronowane, lwy strasznie stare, co trzyma�y w �apach ber�a i jab�ka, jab�ka zatrute, rajskie. Ten cz�owiek okryty lwami, odziany czarno, dostatnio, lecz i z naturaln� jak�� niedba�o�ci�, kt�ra nie ma nic wsp�lnego ze sztucznym pa�skim nie�adem, ten obcy, nie dandys, cicisbej, �aden dworak czy pi�kni�, ale i niestary, patrza� na mnie ze swego osamotnienia w powszechnym zgie�ku � sam tak zupe�nie, jak ja by�am sama. A wok� ci, co zapalaj� cygarillo przed oczami partner�w taroka zwini�tym banknotem, rzucaj� z�ote dukaty na zielone sukno, jakby ga�ki muszkato�owe ciskali �ab�dziom do sadzawki, ci, co nie mog� uczyni� nic g�upiego ani ha�bi�cego, bo jasno�� ich osoby nobilituje ka�dy uczynek. M�czyzna nad wyraz nie nadawa� si� do tej sali, i bezwiedne jakby przyzwolenie, kt�re da� sztywnemu brokatowi w lwy kr�lewskie, �eby przewisa� mu przez bark, rzucaj�c mu w twarz odblask tronowej purpury, to przyzwolenie zdawa�o si� najcichszym szyderstwem. Nie ca�kiem ju� m�ody, ca�� swoj� m�odo�� mia� �yw� w oczach ciemnych, nier�wno zmru�onych, i s�ucha� albo i nie s�ucha� swego interlokutora, grubego i ma�ego �yska, o minie przejedzonego �agodnego psa. Kiedy siedz�cy powsta�, zas�ona ze�lizn�a mu si� z ramienia jak fa�szywy odrzucony szych i oczy nasze spotka�y si� mocno, lecz moje zesz�y z jego twarzy natychmiast, jak w ucieczce. Przysi�gam. Ale pozosta�a mi na dnie oczu jego twarz, jakbym o�lep�a na mgnienie i s�uch m�j sczez�, tak �e zamiast orkiestry s�ysza�am przez chwil� tylko w�asne t�tno. Zreszt�, nie wiem. Twarz mia�, zapewniam, dosy� zwyczajn�. Owszem w rysach znieruchomia�a mu asymetria urodziwej brzydoty tak w�a�ciwej rozumno�ci, ale musia� by� ju� zm�czony w�asn� inteligencj�, zbyt przeszywaj�c� i te� po trosze niszcz�c� jego samego, zapewne zjada� nocami sam siebie, wida� by�o, �e mu z tym ci�ko i �e s� godziny, w kt�rych rad by si� jej pozby� niczym kalectwa, nie jak przywileju i daru, bo nieustaj�ca my�l musia�a mu doskwiera�, zw�aszcza kiedy by� samotny, a to by�o dla� rzecz� cz�st� � wsz�dzie, wi�c i tutaj. A cia�o jego. pod odzieniem dobrym, przyzwoicie skrojonym, lecz niezbyt obcis�ym, jakby strofowa� by� i pow�ci�ga� krawca, zmusi�o mnie, bym pomy�la�a o jego nago�ci. Do�� �a�obna musia�a to by� nago��, nie wspaniale m�ska, atletycznie muskularna, �lizgaj�ca si� w sobie w�owiskiem nabrzmie�, brzu�c�w, �ci�gnami � strunami, �eby budzi� oskom� staruch, jeszcze nie zrezygnowanych ze wszystkim, jeszcze oszala�ych nadziej� tar�a. Lecz on g�ow� tylko mia� tak m�sk�, pi�kn�, przez zarys genialno�ci w ustach, przez gniewliw� zapalczywo�� brwi, mi�dzy brwiami w zmarszczce, .jak ci�cie rozdzielaj�cej obie. i poczucie w�asnej �mieszno�ci w mocnym, t�usto l�ni�cym nosie. Och. nie by� to urodziwy m�czyzna i w�a�ciwie nawet brzydota jego nie by�a poku�liwa, by� po prostu osobny, a gdybym nie rozdr�twi�a si� wewn�trznie, kiedy�my si� zderzyli oczami, pewno mog�abym p�j�� dalej. Co prawda, gdybym to uczyni�a, gdyby uda�o mi si� wymkn�� z tej strefy ci��enia, mi�o�ciwy kr�l drgni�ciem sygnetu, k�tem wyblak�ych �cz, �renicami jak szpilki, ju� by si� mn� zaj�� i powr�ci�abym, sk�d przysz�am. Lecz w owym miejscu i czasie nie mog�am tego przecie� wiedzie�, nie pojmowa�am, �e to, co patrzy na przypadkowe zetkni�cia spojrze�, co jest ulotnym skrzy�owaniem czarnych dziurek �renicznych w t�cz�wkach dwojga istot, bo� to w ko�cu s� dziurki, kr�g�ych narz�d�w, co si� zwinnie �lizgaj� w otworach czaszek � �e to jest w�a�nie przeznaczone, sk�d bowiem mog�am o tym wiedzie�. Ju�em sz�a dalej, kiedy wsta� i str�ciwszy z r�kawa przewieszony skraj brokatu, jak gdyby dawa� zna�, �e komedia si� sko�czy�a, ruszy� za mn�. Zatrzyma� si� po dwu krokach, bo ju� nim ow�adn�o zrozumienie, jak impertynencki by� �w zdecydowany post�pek, jakim gapiostwem si� zdawa�o tak i�� za nieznajom� pi�kno�ci� niczym zapatrzony g�upek za orkiestr�, wi�c stan��, a wtedy ja zamkn�wszy jedn� d�o�, drug� zesun�am z nadgarstka p�tliczk� wachlarza. �eby upad�. Wi�c on natychmiast� Przypatrywali�my si� sobie ju� z bliska, nad per�ow� maciczk� r�koje�ci tego wachlarza. By�a to chwila wspania�a i straszna, zimno �miertelnym kolcem przeszy�o mi krta�, abym nie mog�a odezwa� si�, czuj�c wi�c, �e g�osu nie wy�dob�d�, tylko chrypk�, skin�am mu g�ow� � i �w gest wypad� prawie tak samo jak poprzednio, kiedym nie doko�czy�a uk�onu przed kr�lem nie patrz�cym. On si� nie odk�oni�, by� bowiem nazbyt zaskoczony i zdumiony tym, co si� z nim samym dzia�o, bo si� tego nie spodziewa� po sobie. Wiem, bo mi potem m�wi�, ale gdyby nie wyzna�, te� bym wiedzia�a. Zale�a�o mu na tym. �eby co� powiedzie� i �eby si� nie zachowa� na podobie�stwo idioty, jakim by� w owym momencie na pewno, i wiedzia� o tym. � Pani � rzek�, pochrz�kuj�c jak prosi�. � Pani. oto wachlarz� Ju� dawno mia�am go na powr�t w r�ku. I siebie te�. � Panie � powiedzia�am, a g�os m�j by� w timbrze odrobin� matowy, zmieniony, lecz m�g� my�le�, �e to m�j g�os zwyk�y, nigdy wszak nie s�ysza� go dot�d � czy mam go upu�ci� raz jeszcze? I u�miechn�am si�, och. nie kusz�co ani uwodzicielsko, ani promiennie. U�miechn�am si� tylko dlatego, gdy� poczu�am, �e si� rumieni�. Ten rumieniec nie by� naprawd� m�j, wp�yn�� mi na policzki, ogarnia� twarz, zar�owi� p�atki uszu, co wybornie czu�am, lecz ja ani si� zmiesza�am, ani zachwyci�am, ani zadziwi�am tym obcym cz�owiekiem, w ko�cu jednym z wielu, zagubionym pomi�dzy dworakami � powiem wyra�niej: z rumie�cem tym nie mia�am nic wsp�lnego, by� tego� pochodzenia, co wiedza, kt�ra wst�pi�a we mnie na progu sali, za pierwszym krokiem na jej lustrzan� g�ad� � ten rumieniec zdawa� si� cz�ci� dworskiej etykiety, tego co w�a�ciwe, podobnie jak wachlarz, krynolina, topazy i uczesanie. Wi�c �eby uczyni� ten rumieniec ma�oznacznym, chc�c mu przeciwdzia�a�, dla obrony od fa�szywych pos�dze� u�miechn�am si� nie do niego, ale nad nim, korzystaj�c z przej�cia mi�dzy weso�o�ci� a drwin�, on za� roze�mia� si� wtedy cicho, bez wydania g�osu, jakby do �rodka, i by�o to podobne do �miechu dziecka, wiedz�cego, �e najsurowiej w �wiecie zakazano mu si� �mia�, wi�c w�a�nie dlatego nie potrafi si� opanowa�. Przez co odm�o�dnia� w okamgnieniu. � Gdyby pani da�a mi chwil� zw�oki � rzek�, przestaj�c si� �mia� nagle, jakby trze�wiej�c od nowej my�li � m�g�bym wymy�li� odpowied� godn� twych s��w, to znaczy nader dowcipn�. Ale na og� doskona�e my�li przychodz� mi ju� na schodach. � Tak kiepsko jest z pana inwencj�? � spyta�am, kieruj�c wysi�ek woli w stron� twarzy i uszu, zgniewa� mi� ju� bowiem ten rumieniec nieust�pliwy, co by� naruszeniem mej w�asnowolno�ci, pojmowa�am bowiem, �e stanowi efekt tego samego rozmys�u, z jakim oddawa� mnie przeznaczeniu kr�l. � Powinnam mo�e doda� �czy na to nie ma rady?� A pan odpowie, �e nie ma w obliczu urody, kt�rej doskona�o�� zdaje si� potwierdza� hipotez� Absolutu. Wtedy by�my oboje spowa�nieli na dwa takty orkiestry i z nale�yt� zr�czno�ci� wydostaliby�my si� na zwyklejszy dworski grunt. Lecz skoro widzisz mi si� pan na tym gruncie do�� niesw�j, mo�e b�dzie lepiej, je�li nie tak b�dziemy rozmawiali� Naprawd� przel�k� si� mnie dopiero, gdy us�ysza� te s�owa � i naprawd� nie wiedzia�, co rzec. W oczach jego by�a taka powaga, jak by�my stali pod burz�, mi�dzy ko�cio�em i lasem � albo tam, gdzie nie ma ju� nic. � Kim jeste�? � spyta� twardo. Nie by�o w tym ju� ani �ladu zdawkowo�ci, udania, ju� tylko ba� si� mnie. Ja nie ba�am si� go wcale, doprawdy ani troch�, cho� w�a�ciwie powinnam si� by�a przerazi�, bo czu�am, jak z jego twarz�, z jej porowat� sk�r�, z nastroszonymi krn�brnie brwiami, z jego du�ymi ma��owinami uszu ��czy si� we mnie moje dot�d zamkni�te oczekiwanie, jak gdybym nosi�a w sobie jego nie wywo�any negatyw, kt�ry si� w�a�nie wype�nia�. Je�li nawet by� moim wyrokiem, nie ba�am si� go. Ani siebie, ani jego, zadr�a�am jednak od nieruchomej we mnie si�y tego z��czenia � nie jak cz�owiek, ale jak zegar, kiedy ze z�o�onymi wskaz�wkami rusza, a�eby wybi� godzin� � cho� jeszcze milczy. Tego dr�enia nie m�g� dostrzec nikt. � Powiem to panu niebawem � odpowiedzia�am bardzo spokojnie. U�miechn�am si� lekko, nik�ym u�miechem, jakim dodaje si� otuchy chorym i s�abym, i roz�o�y�am wachlarz. � Napi�abym si� wina. A pan? Skin�� g�ow�, usi�uj�c wci�gn�� na siebie jak sk�r� te maniery, co by�y mu obce. odstaj�ce, niewygodne, i od tego miejsca na sali poszli�my po posadzce, ociek�ej perlistymi stru�kami woszczyn, co kropli�cie pada�y z �yrandola, w filowaniu �wiec, rami� w rami�, tam gdzie u �ciany per�owi lokaje lali trunki w kielichy. Nie powiedzia�am mu tej nocy. kim jestem, nie chcia�am mu bowiem k�ama�, a nie zna�am prawdy. Prawda nie mo�e by� sprzeczna, a ja by�am duenn�. hrabiank� i sierot�, wszystkie te genealogie kr��y�y we mnie, ka�da mog�a si� wype�ni�, gdybym przyzna�a si� do niej, pojmowa�am ju�, �e prawd� wyznaczy m�j wyb�r i kaprys, cokolwiek wypowiem, zdmuchnie obrazy pomini�te, lecz trwa�am chwiejna w�r�d owych szans, bo mi si� w nich czai� jaki� podst�p pami�ci � by�a�bym najzwyczajniej niespe�na rozumu konfabulantk�, kt�ra wymkn�a si� pieczy zatroskanych nale�ycie bliskich? Rozmawiaj�c z nim, pomy�la�am, �e je�li jestem wariatk�, wszystko sko�czy si� pomy�lnie. Z ob��du mo�na wyj�� jak ze snu � obojgu wi�c przy�wieca nadzieja. Gdy�my w p�nych godzinach, a nie odst�powa� mego boku, przeszli obok majestatu na chwil�, nim raczy� oddali� si� do swych apartament�w, poczu�am, �e w�odarz ani spojrza� w nasz� stron�, i by�o to straszliwe odkrycie. Nie sprawdzi� bowiem mego zachowania u boku Arrhodesa. wida� by�o to zb�dne, jakby wiedzia� ponad wszelk� w�tpliwo��, �e mo�e mi zaufa� ca�kowicie, tak jak ufa si� w pe�ni wys�anym skrytob�jcom, kt�rzy nie zawiod� do ostatniego tchu, los ich bowiem zamkni�ty jest w r�ku wysy�aj�cego. Powinnam by�a raczej zetrze� moj� podejrzliwo�� oboj�tno�ci� kr�lewsk�, skoro nie spojrza� w moj� stron�, to nie znaczy�am mu nic, a zatem nieust�pliwo�� prze�ladowczych domniema� przechyla�a wag� na rzecz szale�stwa. Wi�c jako anielsko pi�kna wariatka �mia�am si�, przepijaj�c do Arrhodesa, kt�rego kr�l nienawidzi� jak nikogo, lecz poprzysi�g� umieraj�cej matce, �e je�li z�y los spotka tego m�drca to z jego w�asnego wyboru. Nie wiem, czy mi to kto� powiedzia� w ta�cu, czy mo�e dowiedzia�am si� tego z siebie samej, bo noc by�a d�uga i zgie�kliwa, t�um ogromny wci�� nas roztr�ca�, ale�my si� odnajdywali nieumy�lnie, tak jakby tu wszyscy oddani byli tej samej zmowie � oczywisty majak, przecie nie znajdowali�my si� w�r�d mechanicznie ta�cz�cych manekin�w. Rozmawia�am ze starcami, z pannami zazdroszcz�cymi mi urody, rozpoznaj�c niezliczone odcienie g�upoty zacnej i skorej do z�ego, tn�c i przeszywaj�c tych marnych poczciwc�w i te dziewuszki z tak� �atwo�ci�, a� mi ich si� stawa�o �al. Musia�am by� rozumem wcielonym, pe�nym wyostrze�, oczom moim dodawa�a blasku ol�niewaj�ca bystro�� s��w � od rosn�cej trwogi udawa�abym ch�tnie ciel�, by ratowa� Arrhodesa. lecz tego jednego nie potrafi�am wcale. Nie by�am a� tak wszechstronna, niestety. By��eby m�j rozum, a on znaczy prawo��, podleg�y k�amstwu? Takim refleksjom oddawa�am si� w ta�cu, wchodz�c w obroty menueta, gdy Arrhodes. kt�ry nie ta�czy�, patrza� na mnie z oddali, czarny i smuk�y na tle purpurowego brokatu w koronowane lwy. Kr�l odszed�, i nied�ugo potem po�egnali�my si�, nie pozwoli�am mu nic powiedzie�, o nic pyta�, pr�bowa� i blad�, s�ysz�c, jak powtarzam �nie�, zrazu ustami, potem ju� tylko z�o�onym wachlarzem. Wychodz�c, nie wiedzia�am ani troch�, gdzie mieszkam, sk�d przysz�am, dok�d oczy skieruj�, wiedzia�am tylko, �e to do mnie nie nale�y, podejmowa�am pr�by, ale by�y daremne � jak�e wyja�ni�? Ka�dy wie, �e nie mo�na odwr�ci� ga�ki ocznej tak, aby �renica zajrza�a w g��b czaszki. Pozwoli�am odprowadzi� mu si� do bramy pa�acowej, park zamkowy poza kr�giem ci�gle p�on�cych kuf ze smo�� by� jak z w�gla skrzesany, w zimnym powietrzu daleki �miech, nieludzki, to fontanny mistrz�w z po�udnia na�ladowa�y go perli�cie � albo gadaj�ce pos�gi podobne do bia�awych maszkar zawis�ych ponad klombami, s�owiki kr�lewskie �piewa�y te�, chocia� nikomu, w pobli�u oran�erii jeden odcina� si� od tarczy ksi�ycowej du�y i ciemny na ga��zi � doskona�y w stylu! �wir chrz�ci� pod naszymi krokami, a z�ocone ostrza ogrodzenia rz�dem stercza�y ponad mokre listowie. Z niedobr� skwapliwo�ci� chwyci� mnie za r�k�, kt�rej mu nie umkn�am od razu, zaja�nia�y bia�e pasy na koletach grenadier�w JKMo�ci, kto� wywo�ywa� m�j pojazd, konie bi�y kopytami, od fioletowych okienek latarni zab�yszcza�y drzwi karety, opad� stopie�. Nie m�g� to by� sen. � Kiedy i gdzie? � spyta�. � Mo�e lepiej: nigdy i nigdzie � powiedzia�am szczer� prawd� moj�, i doda�am szybko, nieporadnie: � Nie przekomarzam si� z panem, mo�ci m�drcze, wejd� w siebie, a zrozumiesz, �e ci dobrze radz�. Tego, co jeszcze chcia�am doda�, nie uda�o mi si� ju� wys�owi�, my�le� mog�am wszystko, jakie� to by�o dziwne, jeno g�osu wydoby� za nic, nie mog�am dotrze� do tych s��w. Chrypka, niemota, jak z obr�cenia klucza w zamku, jakby rygiel wszed� mi�dzy nas. � Za p�no � powiedzia� cicho, z opuszczon� g�ow�. � Naprawd� za p�no. � Ogrody kr�lewskie s� dost�pne od rannego do po�udniowego hejna�u, rzek�am z nog� na stopniu. � Tam, gdzie staw �ab�dzi, jest wypr�chnia�y d�b. W samo po�udnie jutro albo w dziupli wiadomo�� znajdziesz pan. A teraz �ycz�, �eby� niepoj�tnym cudem zapomnia� przecie�, �e�my si� spotkali. Gdybym wiedzia�a jak. modli�abym si� o to. By�y to bardzo niew�a�ciwe s�owa, banalne w tym osaczeniu, lecz ju� niczym nie wyrwa�abym si� temu �miertelnemu bana�owi, poj�am to. gdy kareta ruszy�a, m�g� przecie� t�umaczy� sobie to. co powiedzia�am tak, �e l�kam si� uczucia, kt�re we mnie wzbudzi�. Tak te� by�o: l�ka�am si� uczucia, kt�re wzbudzi� we mnie, nie mia�o jednak nic wsp�lnego z mi�o�ci�, lecz m�wi�am to, co mog�am powiedzie�, jak w mroku na mokrad�ach pr�buje si� stop� wysuni�t�, czy nast�pny krok nie wtr�ci w topiel. Tak sz�am s�owami, wymacuj�c oddechem, co mog�, a czego nie b�dzie mi dane rzec. Ale on nie m�g� tego wiedzie�. Rozstali�my si� bez tchu, w os�upieniu, w trwodze podobnej do nami�tno�ci, bo tak si� rozpoczyna�a nasza zguba. Ale ja jednak, wiotka i s�odka, dziewcz�ca, ja�niej pojmowa�am, �e jestem jego losem w tym straszliwym znaczeniu, kt�rego nie odeprze�. Pud�o karety by�o puste � szuka�am ta�my, przyszytej do r�kawa stangreta, ale nie by�o jej. Okien te� nie by�o � czy mo�e czarne szk�o? Mrok wn�trza by� tak zupe�ny, jakby nie nale�a� si� nocy, lecz nico�ci. Nie by� brakiem �wiat�a, by� pustk�. Wodzi�am r�kami po wkl�s�ych �cianach, obitych pluszem, lecz nie odnalaz�am ramy okiennej ani klamki, niczego pr�cz tych p�aszczyzn wy�cie�anych mi�kko przede mn� i nade mn�, dach zadziwiaj�co niski, jakbym zestala zatrza�ni�ta nie w pudle karety, lecz w drgaj�cym, pochy�ym pojemniku, nie s�ysza�am ani odg�osu kopyt, ani zwyk�ego w je�dzie toczenia si� k�. Czer�, cisza i nic. Wtedy zwr�ci�am si� ku sobie, sobie by�am bowiem gro�niejsz� zagadk� ni� wszystko, co si� ze mn� dot�d sta�o. Pami�� mia�am zachowan�. S�dz�, �e tak musia�o by�, �e nie mo�na by�o urz�dzi� tego inaczej, pami�ta�am tedy moje pierwsze ockni�cie, jeszcze wyzbyte p�ci, tak ca�kowicie nieswoje, jakbym wspomina�a przepoczwarzaj�cy zjadliwie sen. Pami�ta�am budzenie si� w drzwiach sali pa�acowej, kiedy by�am ju� na jawie niniejszej, pami�ta�am nawet lekkie zgrzytanie, z jakim otwar�y si� te rze�bione podwoje i mask� twarzy lokaja, upodobnionego s�u�bist� gorliwo�ci� do pe�nej uszanowania lalki � �ywy woskowy trup. Teraz wszystko to by�o mi we wspomnieniu jedno�ci�, a przecie� mog�am si�gn�� wstecz, tam, gdzie nie wiedzia�am jeszcze, co to � podwoje, co to bal i co � ja. Pami�ta�am zw�aszcza w spos�b do dreszczu przeszywaj�cy, bo tak z�o�liwie tajemniczy, �e moje pierwsze my�li ju� wgnie�d�ane na po�y w s�owa formu�owa�am w porz�dku innej p�ci. Sta�om. widzia�om. wesz�om � to by�y formy u�yte przeze mnie. nim blask sali, buchaj�c przez otwarte drzwi, nie porazi� mych �renic i nie odemkn��, chyba on, bo c� innego, nie otwar� we mnie m�wi� szybr�w i zasuw, zza kt�rych wst�pi�o we mnie, z bolesn� raptowno�ci� nawiedzenia, cz�owiecze�stwo s��w, dwornych porusze�, wdzi�ku nadobnej p�ci, wraz z pami�ci� twarzy, w�r�d kt�rych twarz tego m�czyzny by�a pierwsza � a nie kr�lewski grymas � a chocia� nikt nigdy nie m�g�by mi tego wyja�ni�, wiedzia�am z niezbit� pewno�ci�, �e przed kr�lem zatrzyma�am si� od b��du � �e by�a to pomy�ka, to znaczy nieporozumienie mi�dzy przeznaczonym mi i wype�niaj�cym owo przeznaczenie. Pomy�ka � wi�c nieprawdziwy to by� los. skoro podatny na b��dy � wi�c mog�a�bym jeszcze si� uratowa�? Teraz w tym doskona�ym odosobnieniu, kt�re nie trwo�y�o mnie owszem, by�o mi wygodne, bo mog�am tak dobrze w nim, w takim skupieniu my�le�, kiedy chcia�am dowiedzie� si� siebie, wypytuj�c wspomnienia, tak ju� przyst�pne i porz�dnie uszeregowane, �e mia�am je na podor�dziu, jak si� ma od lat znajome sprz�ty w starym mieszkaniu, kiedy stawia�am pytania, widzia�am wszystko, co zasz�o tej nocy � lecz by�o to jasne i ostre tylko do progu dworskiej sali. Przedtem � ot� w�a�nie. Gdzie by�am � by�om!? � przedtem? Sk�d si� wzi�am? Uspokajaj�ca, najprostsza my�l g�osi�a, �em nie ca�kiem zdrowa, �e powracam z choroby jak z egzotycznej, pe�nej dziwacznych przyg�d, podr�y, �e jako subtelna dziewica, zaiste ksi��kowa i romansowa, jako dystraktka, dziwaczka, nazbyt delikatna dla tego brutalnego pado�u, dozna�am majaczliwych nawiedze�, mo�e roi�am sobie w histerycznej gor�czce poch�d przez metalowe piek�a, niew�tpliwie na ��ku z baldachimem, w koronkami obszytej po�cieli, by�oby mi z m�zgow� gor�czk� do�� nawet do twarzy w blasku �wiecy, rozwidniaj�cej alkow� na tyle, bym. w ockni�ciu, nie przel�k�a si� zn�w czego� i w postaciach pochylonych nade mn� rozpozna�a niezw�ocznie kochaj�cych opiekun�w: c� za mi�e k�amstwo! Miewa�am zwidy, nieprawda�? I one. wtopiwszy si� w czysty nurt mej jedynej pami�ci, rozszczepi�y ja na dwoje. Rozszczepiona�? Bo pytaj�c, s�ysza�am w sobie ch�r odpowiedzi, gotowych, czekaj�cych: Duenna. Tlenix. Angelitanka. A to co znowu? Mia�am te wszystkie zwroty gotowe, by�y mi dane i ka�demu odpowiada�y nawet obrazy, gdyby� tylko jeden ich �a�cuch! One wsp�istnia�y jednak tak. jak wsp�istniej� korzenie rozchodz�ce si� drzewa i teraz ja. z konieczno�ci jedna, naturalnie jedyna, mia�a�bym kiedy� by� wielo�ci� rozga��zie�, co si� we mnie zla�y, jak zlewaj� si� strumienie w nurt rzeczny? Ale to przecie� nie mo�e by�. rzek�am sobie. Nie mo�e by�. Tego by�am pewna. I ujrza�am m�j los dotychczasowy tak rozdzielony: do progu pa�acowej sali zdawa� si� sk�ada� z r�nolitych w�tk�w, a od progu by� ju� jedyny. Obrazy pierwszej cz�ci mego losu by�y przebiegami r�wnoleg�ymi i nawzajem k�am sobie zadawa�y. Duenna: wie�a, ciemne granitowe g�azy, zwodzony most, krzyki w nocy, krew na miedzianym p�misku, rycerze o wygl�dzie rze�nik�w, topory zrudzia�e halabard i moja blada twarzyczka w owalnym p�lepym lustrze mi�dzy ram� okna m�tnego b�onnego a wezg�owiem rze�bionym � stamt�d przysz�am? Lecz jako Angelita by�am chowana w spiece po�udnia i patrz�c w t� stron� wstecz, widzia�am bia�e mury odwr�cone wapiennymi plecami do s�o�ca, usch�e palmy, dzikie psy o potarganej sier�ci u tych palm, oddaj�ce spieniony mocz na ich �uskowate korzenie, i kosze pe�ne daktyli, zasch�ych lepk� s�odycz�, i medyk�w w zielonych szatach, i schody, kamienne schody opadaj�cego ku zatoce miasta, wszystkimi murami odwr�conego od upa��w, sterty rozsypanych winnych gron, ��kn�cych w rodzynki, podobne do kup gnoju i znowu moj� twarz w wodzie, nie w lustrze, a woda la�a si� z dzbana srebrnego � przy�mionego staro�ci�. Pami�ta�am nawet jak nosi�am �w dzban i jak woda, poruszaj�c si� w nim ci�ko, obci�ga�a mi d�o�. A moje ono i jego w�dr�wka na wznak, i poca�unki, sk�adane na moich r�kach i nogach, na czole przez ruchliwe �mije z metalu? Ta groza poszarza�a ju� ca�kiem i z najwi�kszym trudem mog�am j� ledwie wspomnie�, jak w�a�nie z�y, do s��w dost�pu nie maj�cy, sen � nie mog�am prze�y� ani naraz, ani po kolei los�w tak sobie zaprzeczaj�cych! Co wi�c pewnego? Pi�kna by�am. Tyle� rozpaczy, co triumfu wsta�o we mnie, kiedy przegl�da�am si� w jego twarzy jak w �ywym lustrze, bo taka bezwzgl�dna by�a doskona�o�� moich rys�w, �e cokolwiek bym uczyni�a szalonego, czy za�wrzeszcza�abym z pian� op�tania na ustach, czy gryz�abym krwawe mi�so, pi�kno nie odst�pi�oby mej twarzy � ale dlaczego my�la�am �mej twarzy�, a nie po prostu �mnie?� Czy by�am kim� niezgodnym i nie doprowadzonym do jedno�ci z w�asnym cia�em i twarz�? Czarownic�, gotow� rzuca� uroki. Mede�? To by� mi nonsens i g�upstwo. A i to nawet, �e my�l tak mi sz�a. jak klinga wy�wiechtana w r�ku wyzbytego klejnotu rycerza rozb�jnika, �e rozcina�am my�l� ka�dy przedmiot bez wysi�ku, samochc�ce to my�lenie moje wydawa�o mi si� w swej perfekcji nazbyt ju� zimne, nadmiernie spokojne, bo l�k trwa� poza nim � jak gdyby nadwidzialny. wszechobecny, ale osobny � dlatego i my�lenie w�asne mia�am w podejrzeniu. Lecz je�li ani twarzy swojej nie ufa�am, ani my�li, przeciwko czemu w�a�ciwie mog�am �ywi� strach i podejrzliwo��, skoro opr�cz duszy i cia�a nie ma nic? To by�o zagadkowe. Rozrzucone korzenie mych przesz�o�ci nie zdradza�y mi niczego istotnego, lustracja stawa�a si� przesypywaniem barwnych obraz�w, jako Duenna p�nocy, Angelita skwar�w, Mignonne, by�am ka�dym razem inn� osob� o innym nazwisku, stanie, rodzie, spod innego nieba, nic tu nie mia�o prymatu � krajobraz po�udnia wraca� do moich oczu jakby wysilony przes�odzeniem kontrast�w, kolorem co naci�ga� lazurami zbyt ostentacyjnymi, gdyby nie te psy sparszywia�e. dzieci p�lepe o zaropia�ych powiekach i wyd�tych brzuszkach, bez wydania g�osu konaj�ce na spiczastych kolanach zakwefionych matek, by�oby mi to palmowe wybrze�e nadto g�adkie, �liskie jak k�amstwo. A p�noc Duenny, z jej wie�ami w �niegowych czapach, niebo skot�owane buro. zimy z kr�tymi postaciami �niegu wymy�lonymi przez wiatr, co pe�z�y do fosy po blankach i przyporach, wst�powa�y od przyciesi zamkowych swymi bia�ymi j�zorami po g�azie i �a�cuchy mostu zwodzonego jakby sp�akane ��to, a to tylko rdza zabarwia�a sople ogniw, w lecie za� wod� fosy pokrywa�a ko�uchem ple��: tak dobrze i to wszystko pami�ta�am! Lecz i m�j trzeci byt; ogrody, wielkie, ch�odne, strzy�one, ogrodnik�w z no�ycami, sfory chart�w i doga arlekina. kt�ry le�a� na stopniach tronu � znudzona rze�ba w nieomylnej gracji bezw�adu poruszanego oddechem �eber � a w jego ��tawych, oboj�tnych oczach po�yskiwa�y, mo�na by�o my�le�, zmniejszone kszta�ty kataryj albo niekrotek. I te s�owa, niekrotki, katarie, nie wiedzia�am teraz, co znaczy�y, ale musia�am chyba kiedy� wiedzie�, kiedy tak wg��bia�am si� w t� zapami�tan� do smaku �d�be� gryzionych przesz�o��, czu�am, �e nie powinnam tak wraca� ani do trzewiczk�w. z kt�rych wyros�am, ani do pierwszej d�ugiej sukni wyszywanej srebrem, jakby nawet dziecko, kt�rym by�am, kry�o w sobie zdrad�. Dlatego przywo�a�am wspomnienie najokrutniej obce � martwej podr�y na wznak, odr�twiaj�cych poca�unk�w metalu, kt�ry dotykaj�c mego nagiego cia�a wydawa� szcz�kliwy odg�os, jakby moja nago�� by�a og�uch�ym dzwonem, kt�ry nie mo�e rozebrzmie�. poniewa� nie ma jeszcze serca. Tak, do tego nieprawdopodobie�stwa odwo�ywa�am si� ju� nie zdziwiona, �e z tak� trwa�o�ci� zakrzep�a we mnie pami�� wymajaczonego koszmaru, musia� to by� bowiem koszmar � �eby podtrzyma� t� pewno��, dotyka�am palcami, samymi opuszkami, mi�kkich przedramion, piersi; by�o to bez w�tpienia natr�ctwo, kt�remu ulega�am dr��c, jakbym z odchylon� w ty� g�ow� wst�powa�a pod lodowate strumienie trze�wi�cego deszczu. Nigdzie odpowiedzi na moje pytanie, wi�c cofn�am si� od tej otch�ani mojej i nie mojej. A zatem na powr�t do tego, co jedyne. Kr�l, wiecz�r balowy, dw�r i ten m�czyzna. By�am dla niego stworzona, on dla mnie, wiedzia�am to, ale zn�w w l�ku, nie. nie by� to l�k, lecz �elazna obecno�� przeznaczenia, nieuniknionego, niedocieczonego, i w�a�nie ta nieunikniono��, ta wie�� jak �mier�, �e ju� nie mo�na odm�wi�, uchyli� si�, odej��, uciec, wreszcie mo�e zgin��, ale zgin�� inaczej � w tej lodowatej obecno�ci pogr��a�am si� bez tchu. Nie mog�c jej znie��, powtarza�am samymi wargami �ojciec, matka, rodze�stwo, przyjaci�ki. Bliscy� � jak dobrze rozumia�am te s�owa, pojawia�y si� ch�tne postaci, znane, musia�am si� do nich przyznawa� przed sama sob�. ale� niepodobna mie� czterech matek i tylu� ojc�w, wi�c zn�w ten ob��d? Taki g�upi i taki uparty? Pr�bowa�am wreszcie arytmetyki: jeden a jeden jest dwa. z ojca i matki powstaje dzieci�, by�a� nim. masz dzieci�ce wspomnienia� Albo by�am szalona, rzek�am sobie, albo nadal ni� jestem, i b�d�c �wiadomo�ci�, jestem bia�o przy�mion� �wiadomo�ci�. Nie by�o balu, zamku, kr�la, wst�pienia w byt gwa�townie poddany nakazowi harmonii przedustawnej. Iskr� �alu poczu�am, op�r wywo�any my�l�, �e musze te� rozsta� si� z moj� pi�kno�ci�. Z element�w niezgodliwych niczego nie zbuduj�, chyba �e odnajd� w budowanym jego ko�lawo��, szpary, w kt�re wnikn�, aby rozsadzi� i wej�� w g��b. Czy doprawdy wszystko sta�o si� tak, jak si� mia�o sta�? Je�li by�am w�asno�ci� kr�la, to jak mog�am o tym wiedzie�? Nawet nocne pomy�lenie o tym winno by�o mi zosta� wzbronione. Je�li on sta� za wszystkimi, to czemu chcia�am odda� mu uk�on i zrazu nie odda�am mu go? Je�li przygotowania odznacza�y si� doskona�o�ci�, to czemu pami�ta�am rzeczy, jakich nie nale�a�o mi pami�ta�, przecie� za odwo�anie maj�c tylko dziewcz�c� i dziecinn� przesz�o��, nie wesz�abym w rozterk� tego zw�tpienia, kt�ra przyprawia�a o rozpacz, wst�p do powstania przeciw losowi? A ju� na pewno zdmuchni�cie nale�a�o si� owej w�dr�wce na wznak, o�ywaj�cej od iskrowych poca�unk�w martwocie mojej i nago�ci bezd�wi�cznej, lecz w�a�nie i to tak�e sta�o si�. i by�o teraz ze mn�. Kry�a�by si� w zamy�le i w wykonaniu niedoskona�o��? B��dy nieopatrzne, nieuwaga, przecieki ukradkowe, brane za zagadki albo za z�y sen? Lecz w takim razie odzyskiwa�am nadziej�. Czeka�. Czeka�, aby nagromadzi�y si� w dalszym ziszczaniu nast�pne niesk�adno�ci, uczyni� z nich ostrze do skierowania w kr�la, w siebie, wszystko jedno w kogo, byle niezgodnie z narzuconym losem. A wi�c podda� si� temu urokowi, trwa� w nim, p�j�� na um�wione spotkanie z samego rana, a wiedzia�am, nie wiem jak ani sk�d, �e TEGO nic mi nie wzbroni, owszem, wszystko w�a�nie w t � stron� mnie skieruje. A tera�niejsza moja zewn�trzno�� by�a tak prymitywna. c� �cianki, zrazu poddaj�ce si� mi�kko palcom, podatne obicia, pod nimi op�r stali czy muru, nie wiedzia�am, ale mog�am rozszarpa� paznokciami t� przytuln� mi�kko��, wsia�am, g�owa dotkn�a wkl�s�o zaokr�glonego pu�apu. To wok� mnie i nade mn�. ale wewn�trz, ja. ja sama? Wietrzy�am dalej niegodziwo�� w tym moim nierozumieniu siebie, a poniewa� zaraz pi�tra na pi�trach my�li skokami si� nabudowywa�y. my�la�am ju� sobie, �e powinnam w�tpi� we w�asne moje mniemanie, sk�rom, szalona topielica, jak owad w jasnym bursztynie, zamkni�ta w mojej obnubilatio lucida. to zrozumia�e, �e � Zaraz. Sk�d tak �wietnie rozcz�onkowane moje s�ownictwo, owe terminy uczone, �aci�skie, te zwroty logiczne, sylogizmy. owa bieg�o�� nie nale�na s�odkiej dziewicy, kt�rej widok by� p�on�cym stosem m�skich serc? I sk�d to poczucie nieszcz�snego bana�u w sprawach p�ci, zimna pogarda, dystans, och. tak. on mnie ju� mo�e kocha�, ju� mo�e i oszala� mn�. chcia� mnie widzie�, s�ysze� m�j g�os, dotyka� moich palc�w, a ja patrza�am w jego nami�tno�� jak w preparat pod szk�em. Nie by�o� to zadziwiaj�ce, sprzeczne i niesynkategorematyczne? Mo�e wszystko mi si� przecie� roi�o, a ostateczno�ci� i dnem by� stary, wyzi�b�y m�zg, spl�tany w do�wiadczeniu niezliczonych lat? Mo�e wyostrzona m�dro�� tylko by�a jedyn� moj� prawdziw� przesz�o�ci�, z logiki powsta�am, ona stanowi�a moj� autentyczn� genealogi� Nie uwierzy�am w to. By�am niewinna, tak, i zarazem winna straszliwie. Niewinna by�am we wszystkich zbiegaj�cych si� ku mej tera�niejszo�ci szlakach czasu przesz�ego dokonanego, dziewcz�ciem tak bywa�am, podlotkiem chmurnie milkliwym w zimach szarosiwych i w upalnym st�chu pa�ac�w i by�am niewinn� tego, co zasz�o dzi�, u kr�la, bo nie mog�am by� inna, a wina moja, okrutna, tkwi�a tylko w tym. �e ju� tak dobrze wszystko to wiedzia�am i �e mia�am za blichtr, fa�sz, pian�, i �e chc�c zej�� w g��b mej zagadki, ba�am si� tego zej�cia i odczuwa�am pod�� wdzi�czno�� dla niewidzialnych przegr�d, powstrzymuj�cych mnie na tej drodze. Tak wi�c mia�am ducha skalanego i prawego, c� pozosta�o mi jeszcze, o, zapewne pozosta�o, mia�am jeszcze cia�o moje i j�am dotyka� go i bada�am je tak w tym czarnym zamkni�ciu, jak wytrawny urz�dnik �ledczy bada miejsce dokonanej zbrodni. �ledztwo szczeg�lne! � bo szukaj�c dotkni�ciami nagiego cia�a, mia�am w palcach lekko mrowi�ce odr�twienie, by��eby to strach m�j przed sam� sob�? Ale� by�am pi�kna i mia�am mi�nie zwinne, spr�yste, bior�c w gar�ci uda tak. jak nikt ich sam nie ujmuje, jak gdyby obce by�y, mog�am w t�ej�cym uchwycie wyczu� pod g�adk� i pachn�c� sk�r� ko�ci d�ugie, lecz nadgarstk�w oraz wn�trza mych przedramion u �okci ba�am si� czemu� dotkn��. Usi�owa�am przem�c ten op�r. c� mog�o tam by�. r�ce mia�am spowite koronkami, nieco szorstkimi przez sztywno��, niepor�cznie sz�o, wi�c ku szyi. Tak� nazywaj� �ab�dzi� � g�owa osadzona na niej z nie postanowion�, naturaln� dum�, budz�c� uszanowanie, konchy uszu pod splotami w�os�w ma�e. j�drne p�atki uszne, bez klejnot�w, nie� przek�ute, czemu, dotyka�am czo�a, policzk�w, ust. Ich wyraz, wykryty koniuszkami cienkich palc�w, zn�w mi� zaniepokoi�. Inny by� ni� s�dzi�am. Obcy. Ale jak mog�am by� sobie obca inaczej ni� z choroby, szale�stwa? Ukradkowym ruchem, co godny by� naiwno�ci ma�ego dziecka, otumanionego bajkami, si�gn�am ku nadgarstkom przecie� i ku �okciom, tam gdzie rami� przechodzi w przedrami�, by�o tam co� niezrozumia�ego. Zatraca�am czucie w opuszkach palc�w, jakby co� uciska�o moje nerwy, naczynia krwiono�ne i zn�w przeskoczy�am my�l� w my�l podejrzliw�: sk�d takie wiadomo�ci do mnie, dlaczego bada�am siebie jak anatom, nie le�a�o to w stylu dziewicy, Angelity ani jasnow�osej Duenny, ani lirycznej Tlenix, jednocze�nie za� czu�am uspokajaj�cy mus: to jest w�a�nie zwyczajne, nie dziw si� sobie, rozdziwaczona kaprysami trzpiotko, je�li by�a� troszk� nieswoja, nie wracaj tam, zdrowiej, my�l o um�wionym spotkaniu� Ale �okcie, nadgarstki? Pod sk�r� jakby twarda grudka, nap�cznia�e w�z�y ch�onne? Zwapnienia? Niemo�liwe, bo sprzeczne z urod�, z jej absolutn� pewno�ci�. By�a tam przecie� twardziel, male�ka, wyczu�am j� dopiero przy silnym ucisku, wy�ej d�oni, gdzie nie si�ga puls, i jeszcze w zgi�ciu �okciowym. A wi�c cia�o moje te� mia�o tajemnice, odpowiada�o inno�ci� inno�ci ducha, jego strachowi w samozapatrzeniach, by�a w tym prawid�owo��, odpowiednio��, symetria: skoro tam, to i tu. Skoro umys�, to i cz�onki. Skoro ja, to i ty. Ja, ty, zagadki, by�am znu�ona, przemo�ne zm�czenie wesz�o mi w krew, powinnam by�a mu si� podda�. Usn��, zapa�� w nieprzytomno�� innego, wyzwalaj�cego mroku. Wtedy przeszy�o mnie postanowienie, �eby odm�wi� z�o�liwie zgody tej ch�tce, �eby sprzeciwi� si� wi���cemu mnie pud�u tej stylowej karety (ale wn�trze nie by�o ju� tak stylowe!), temu duszkowi dziewicy zbyt m�drej, nazbyt dociekliwej w rozumowaniu! Przekora wobec samocielesnej pi�kno�ci, co mia�a swe ukryte stygmaty! Kim jestem? Op�r m�j by� ju� w�ciek�o�ci�, od kt�rej duch m�j gorza� w mroku i przez to zdawa� mi si� ja�nie�. Sed tamen potest esse totaliter aliter, co to. sk�d? Duch m�j? Gratia? Dominus meus? Nie, by�am sama i sama zerwa�am si�, aby z�bami wpi� si� w te mi�kko spowite �ciany, rwa�am obicia, suchy, szorstki materia� trzeszcza� mi w z�bach, wypluwa�am w��kna wraz ze �lin�, paznokcie po�ami� si�, w�a�nie tak dobrze, w�a�nie tak, nie wiem przeciw sobie czy komu, ale nie, nie, nie, nie. nie, nie. B�ysk ujrza�am, wyp�czkowa� przede mn� jakby �ebek w�a. ale to by�a metalowa g��wka. Ig�a? Co� mnie uk�u�o, wy�ej kolana, w udo, z zewn�trznej strony, to by� ma�y, nik�y b�l, uk�ucie i ju� nic. Nic. Ogr�d by� pochmurny. Park kr�lewski w �piewaj�cych fontannach, �ywop�oty wystrzy�one pod jeden strychulec, geometria drzew, krzew�w i stopnie, marmury, konchy, amorki. I nas dwoje. Tanich, zwyk�ych, romantycznych, pe�nych rozpaczy. U�miecha�am si� do niego, a mia�am na udzie znak. Uk�uto mi�. Duch m�j tam, gdzie buntowa�am si� i cia�o tam, gdzie ju� je nienawidzi�am, mia�y zatem sojusznika. Okaza� niedostateczn� zr�czno��. Teraz nie ba�am si� go ju� tak bardzo, teraz gra�am ju� rol�. Owszem, by� do�� zr�czny, skoro narzuci� mi j�, od wewn�trz, wdar�szy si� do twierdzy. Zr�czny, lecz nie dosy� � widzia�am sid�a. Nie pojmowa�am jeszcze celu, alem je zobaczy�a, poczu�a, a kto ujrzy, ju� nie taki przera�ony jak ten, kto musi �y� samym domys�em. Tyle mia�am z sob� fatygi, boryka�, nawet �wiat�o dnia mi przeszkadza�o solenno�ci� swoj�, ogrodami do podziwiania majestatu, nie zieleni, doprawdy wola�abym teraz mie� moj� noc. ani�eli ten dzie�, lecz by� dzie� i m�czyzna, kt�ry nic nie wiedzia�, niczego nie rozumia�, �yj�c parz�c� s�odycz� lubego ob��kania, czarem przeze mnie rzuconym, nie przez kogo� trzeciego. Sid�a, wnyki, pu�apka z ��d�em �miertelnym, i wszystko to � ja? A te� po to bicze fontanny, ogrody kr�lewskie, mgie�ka oddali? To� to g�upie. O czyj�� sz�o ruin�, �mier� czyj�? Czy nie starczy�o fa�szywych �wiadk�w, starc�w w perukach, stryka, trucizny? Mo�e o co� wi�kszego sz�o? Intrygi zatrute, jak to na kr�lewskich posadzkach. Ogrodnicy w sk�rzniach, oddani zieleniom mi�o�ciwego majestatu, nie zbli�ali si� do nas. Milcza�am, bo tak by�o wygodniej, siedzieli�my na stopniu schod�w ogromnych, jakby zbudowanych w oczekiwaniu olbrzyma, kt�ry zst�pi kiedy� z ob�ocznych wysoko�ci, aby uczyni� z nich u�ytek. Symbole, wyd�te w g�azy, nagie amorki, fauny, syleny, �liskie ociek�ym wod� marmurem, upodobnia�y si� chmurno�ci� do szarego nieba. Idylliczna scena, jaka Laura z Filonem, ile� lukrecji! Na dobre ockn�am si� w tych ogrodach, kiedy kareta odjecha�a i posz�am lekko, jakbym wysz�a co dopiero z paruj�cej wonnej k�pieli, a moja suknia by�a ju� inna. wio�niana, przymglonym deseniem odwo�ywa�a si� do kwiat�w nie�mia�o, aluzj� by�a do nich. pomaga�a wzbudzi� cze��, otacza�a mnie nietykalno�ci�, Eos Rhododaktylos. ale sz�am mi�dzy b�yszcz�cymi od rosy �ywop�otami z pi�tnem na udzie, nie musia�am, ani nawet nie mog�am by�a go dotkn��, pami�ci starczy�o, nie zatarto mi jej. Rozumem by�am uwi�zionym, skutym w powiciu, urodzonym w niewoli, ale rozumem. I dlatego zanim si� pojawi�, widz�c, �e teraz jest m�j czas, �e nie ma w pobli�u ani ig�y. ani pods�uchu, j�am, jak aktorka, przygotowuj�ca si� do wyst�pu, m�wi� szeptem rzeczy, o jakich nie wiedzia�am, czy uda mi si� je przy nim wypowiedzie�, czyli granice mojej wolno�ci bada�am, w �wietle dnia dotyka�am ich po omacku. Co takiego? Sam� prawd�, najpierw � przemian� formy gramatycznej, potem wielo�� moich plusquamperfekt�w, wszystko te�, co przesz�am i uk�ucie pora�aj�ce bunt. Czy to ze wsp�czucia ku niemu, �eby go nie pogr��y�? Nie, bo nic go nie kocha�am. To by�a zdrada: wtargn�li�my w siebie ze z�ej woli. Wi�c TAK to mia�am rzec? �e chc� go wybawi� od siebie po�wi�ceniem jako od zguby? Nie � by�o to ca�kiem inaczej. Mi�o�� mia�am gdzie indziej � dobrze wiem, jak to brzmi. To by�a mi�o�� p�omienna, czu�a i bardzo zwyk�a. Odda� mu chcia�am dusz� i cia�o, lecz nie w prawdzie, a tylko w stylu mody, obyczaju, wymaga� dworskich, bo nie byle jaki. wszak mia� to by� cudowny, ale dworski grzech. By�a to bardzo wielka mi�o��, zniewalaj�ca do dr�enia, przyspieszaj�ca t�tno, widzia�am, �e jego widok uczyni mnie szcz�liw�. I bardzo by�a ma�a, bo mia�a granice we mnie. poddana stylowi, jak wypracowane starannie zdanie, wyra�aj�ce bolesny zachwyt spotkania we dwoje. A wi�c poza obr�bem owych uczu� wcale nie zale�a�o mi na tym, �eby go ratowa� przede mn� czy nie tylko przede mn�, bo kiedy poza moj� mi�o�� wykracza�am my�l�, nie obchodzi� mnie zupe�nie, lecz potrzebowa�am sojusznika w walce z tym, co mnie w nocy uk�u� jadowitym metalem. Nie mia�am nikogo innego, a on by� mi oddany ze wszystkim: mog�am na niego liczy�. Wiedzia�am co prawda, �e nie mog� liczy� na niego poza uczuciem, jakie �ywi� do mnie. On nie dost�pi� �adnej reservatio mentalis. Dlatego nie mog�am mu zdradzi� ca�ej prawdy: �e moja mi�o�� ku niemu i uk�ucie jadowite s� z tego samego �r�d�a. �e ju� przez to brzydz� si� obojga, oboje mam w nienawi�ci i oboje chc� zdepta� jak tarantul�. Tego nie mog�am mu wyjawi�, gdy� musia� by� konwencjonalny w swojej mi�o�ci, nie �yczy�by sobie takiego wyzwolenia mojego, jakiego pragn�am, takiej mojej wolno�ci, co by go odrzuci�a precz. Dlatego nie mog�am inaczej, jak tylko dzia�aj�c k�amliwie, nazywaj�c wolno�� fa�szywym mianem mi�o�ci, tylko w niej i poprzez ni� ukaza� mu siebie jako ofiar� niewiadomego. Kr�la? Ale� nawet gdyby si� targn�� na majestat, nie uwolni�oby mnie to, kr�l, je�li w samej rzeczy by� sprawc�, to tak dalekim, �e �mier� jego o w�os by nie zmieni�a mojego nieszcz�cia. Wi�c �eby spr�bowa�, czy zdo�am tak sobie poczyna�, zatrzyma�am si� u pos�gu Wenery, kt�ry swym nagim zadem wystawia� pomnik wy�szym i ni�szym pasjom ziemskiego kochania, by w dobrej samotno�ci przygotowa� monstrualne u�wiadomienie z wyostrzonymi argumentami, t� diatryb�. Jak gdybym ostrzy�a n�. By�o to bardzo trudne. Wci�� d