8268
Szczegóły |
Tytuł |
8268 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8268 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8268 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8268 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Agnieszka Sewer
Pinokie
Za oknami autobusu umyka�y zielone, upstrzone krowami wzg�rza i pojedy�cze
gospodarstwa. Przy polnej drodze, nie zmieniona od lat, k�ania�a si� krzywym
dachem zabytkowa kapliczka, lecz kilka minut jazdy dalej zza wzg�rza wy�oni�o
si� co�, czego wcze�niej nie by�o, okaza�a willa. Cho� jeszcze dwa lata temu
pas�y si� w tym miejscu stada owiec, bez wahania zaliczy�am bia�e �ciany, nie
wyko�czony basen i pusty ogr�dek do �wiata swojego dzieci�stwa. Nowe domy,
bogatsze wystawy, wi�cej sklep�w - to wszystko nie mia�o znaczenia. Liczy�o si�
tylko miejsce, zawsze to samo, niezmienne miejsce na ziemi, Borkowo. Roz�o�ona
leniwie w�r�d wzg�rz, zepchni�ta na pobocze autostrady przemian, senna mazurska
osada.
Czu�am, jak ro�nie we mnie niechciane wzruszenie, i by�am z�a. Nie powinnam si�
wzrusza�, z tym miejscem, z mieszkaj�cymi w nim lud�mi nie ��czy�o mnie nic
pr�cz niech�tnych wspomnie�. Przyje�d�a�am tylko dla rodzic�w, brata i...
oczywi�cie, przede wszystkim dla nich, moich pinoki�w.
A wiec wr�ci�am.
Znowu znalaz�am si� na wytyczonej odrapanymi murami uliczce. Tutejsza, Cho�
bardziej obca ni� jakikolwiek przybysz z zewn�trz. Pociecha dla starych matek,
kt�re z dum� por�wnaj� ze mn� swe przedwcze�nie zwi�d�e, obarczone dzie�mi i
niewykszta�cone, lecz za to zam�ne c�rki.
Dosz�am do skrzy�owania i zignorowawszy ledwie widoczne pasy przej�cia dla
pieszych, przeci�am je na skos. Dalej, rozgl�daj�c si� ciekawie, pomaszerowa�am
ulic� Mickiewicza, je�li mo�na tak si� wyrazi�, g��wn� "arteri�" Borkowa.
Jedynym l�ni�cym �wie�� farb� budynkiem by� Urz�d Miasta i Gminy, pozosta�e
domy, poniemieckie pi�trowe kamieniczki o spadzistych dachach, straszy�y
zaciekami i p�atami odpadaj�cego tynku. Chodniki i asfalt zia�y dziurami, sk�d
dolatywa� kr�c�cy w nosie smr�d gnoj�wki. Mijaj�c park zwolni�am. Na jednym z
wy�ysia�ych trawnik�w sta�y pomalowane na czarno przyczepy. Wygl�dem
przypomina�y dawne objazdowe strzelnice, lecz mimo popo�udniowej pory by�y
zamkni�te.
Od strony ulicy ustawiono kilka krzykliwie kolorowych tablic, nie potrafi�am
jednak dostrzec g�oszonej przez nie tre�ci; wszystkie by�y poprzewracane. Gnana
ciekawo�ci� opu�ci�am chodnik i zag��bi�am si� w park. Z bliska przekona�am si�,
�e tablice nie tylko zosta�y przewr�cone, lecz czyje� r�ce, uzbrojone w zielony
spray, postara�y si�, by pozosta�y nieczytelne. Mog�am jedynie dostrzec
fragmenty wypisanych drobnym drukiem ofert: "hair balm na porost w�...,
...odm�adz..., ...usuw...ie c... �y... we w�asnej �a..." i tym podobne. By�a to
dostateczna ilo�� informacji, �ebym poj�a charakter prowadzonej przez
w�a�cicieli woz�w dzia�alno�ci, jednak nadal co� mnie intrygowa�o. Kr��y�am
niezdecydowanie dooko�a, p�ki na ramieniu nie wyl�dowa�a mi czyja� d�o�.
Obejrza�am si� przestraszona niby przy�apany z�odziej. Mia�am przed sob� kr�pego
m�czyzn� w rozwleczonej, niegdy� bia�ej koszulce z magicznym kapeluszem i
kr�likiem na piersi oraz w obsuwaj�cych si� z wydatnego brzucha, powypychanych
kr�tkich spodenkach. Ciemne w�osy, zaczesane do ty�u i zwi�zane w gruby kucyk
ra��co kontrastowa�y z nieoczekiwanie bia�ymi brwiami. Odnios�am niemi�e
wra�enie, �e pod brwi, tam gdzie powinny by� oczy, jaki� dowcipni� wetkn�� mu
dwie kulki lodu.
- Czym mog� s�u�y�? - zapyta� tonem o nazwie: "Spieprzaj ma�a, nic tu po tobie".
B�kn�am co� wymijaj�co, �agodnie uwalniaj�c ramie od ci�aru jego reki. Ten
jednak natychmiast przeni�s� chwyt na nadgarstek, wpijaj�c we mnie spojrzenie,
kt�rego nie powstydzi�aby si� kobra. Przygl�da� mi si� jaki� czas, a� wreszcie
jego twarz rozja�ni� przyjacielski u�miech. Cho� mo�e nale�a�oby powiedzie�;
"W�o�y� na twarz mask� przedstawiaj�c� u�miech", tak nieoczekiwana by�a ta
zmiana Wzi�� mnie pod �okie� i uprzejmie, acz zdecydowanie poprowadzi� w stron�
jednego z woz�w.
- Pani dopiero przyjecha�a? No to ciekawo�� ca�kiem naturalna... zapraszam. -
Pchn�� mnie w stron� otwartych drzwi.
Wspi�am si� po trzech schodkach, zagl�daj�c nieufnie do ton�cego w mroku
wn�trza. �wiat�o dzienne ujawni�o d�ugie szeregi oblepiaj�cych �ciany p�ek.
Ka�d� z nich zastawiono g�sto s�oikami, flakonikami i puzderkami. W nozdrza
uderzy� mnie skondensowany zapach zi�. Stan�am niezdecydowanie w progu.
M�czyzna si�gn�� ponad moim ramieniem, zapali� �wiat�o i wepchn�� mnie do
�rodka.
- Na tych p�kach, droga pani, znajdzie si� spe�nienie ka�dego marzenia!
Spojrza�am na niego ze zdumieniem. Zmienny jak kameleon, m�j towarzysz
przeistoczy� si� w g�o�nego, przesadnego w gestach aktora. Spektakl nosi� tytu�:
"Prezentacja". .
- Pragnie pani mie� pi�kne, g�ste w�osy? - m�wi�, ,grzebi�c gor�czkowo na jednej
z p�ek. - Nic prostszego. Oto balsam, kt�ry sprawi, �e w tydzie� z ka�dego
w�osa na pani g�owie zrobi� si� dwa.
Gestem prestidigitatora podsun�� mi pod nos u�miechni�t� szklan� g�ow�, po same
brwi wype�nion� zielonkawo-m�tn� ciecz�.
- Chocia� nie! - Wyrwa� mi j� niecierpliwie. - Pani marzeniem, nie obra�aj�c,
jest pewnie schudn��? Mam co�, czego u�ywaj� wszystkie modelki. - Mrugn��
porozumiewawczo.
C�, trafi� m�j s�aby punkt... co nie znaczy, �e zamierza�am kupi� jego
niezawodny pas odchudzaj�cy. Odchudza� w cztery dni.
- A mo�e to? - Uroczystym gestem podsun�� mi pod nos zdobione kwiatami puzderko,
odczeka�, a� nazastanawiam si�, co jest w �rodku, i dopiero wtedy, tonem pe�nym
dumy wyja�ni�:
- Lubczyk! Dzia�a na sto procent, jeszcze nigdy nie mia�em reklamacji.
Na pewno by� dobrym sprzedawc�. Jego prezentacja mia�a w sobie hipnotyczny urok
dobrego, diabelskiego kuszenia i w pierwszej chwili trudno by�o jej si� oprze�.
Dlatego postanowi�am co� wyja�ni�:
- Przepraszam, ale traci pan czas. Nie przysz�am tutaj na zakupy - powiedzia�am
zdecydowanie, kieruj�c si� do wyj�cia.
By�am ju� w progu, gdy dobieg� mnie cichy, przenikliwie wibruj�cy d�wi�k. Jak
krzyk dr��cego kryszta�u. Odwr�ci�am si� zaintrygowana, szukaj�c wzrokiem jego
�r�d�a. Moje spojrzenie prze�lizn�o si� wzd�u� � prze�adowanych p�ek, omiot�o
zawieszony p�kami zi�, szmacianymi kuk�ami i innymi, .bli�ej nieokre�lonymi
przedmiotami sufit, l�duj�c nieomylnie w jednym z najbardziej oddalonych k�t�w.
Sta� tam du�y, szklany s��j. Nie mia�am w�tpliwo�ci, �e d�wi�k wydobywa� si� z
niego. W �rodku, niczym zatopiona w przejrzystym bursztynie wci�� jeszcze �ywa
muszka, tkwi�a porcelanowa tancerka. Schylaj�c z trosk� swoj� drobn� g��wk�,
ogl�da�a r�bek delikatnej sukni.
Serce zabi�o mi z si�� pneumatycznego m�ota. Pinokia! Prawdziwa �ywa magia!
Zerkn�am na gospodarza spogl�daj�cego w te sam� stron� co i ja. Niewielu ludzi
dostrzega �yw� magie, mo�e... Jakby czytaj�c w moich my�lach, odwr�ci� powoli
g�ow�, spogl�daj�c mi wyzywaj�co w twarz. No tak, wszystko jasne. Ponownie
Zerkn�am na tancerk� i przerazi�am si�. siedzia�a na szklanym dnie, skurczona,
z twarz� ukryt� w d�oniach i przygarbionymi ramionami, a mimo to nadal pe�na
wdzi�ku. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e p�acze. Wiedzia�am, �e nie chodzi o
sukienk�, ta by�a ca�a. Nie da si� jednak ta�czy� w przestrzeni, w kt�rej z
trudem da�oby si� zrobi� w linii prostej cztery drobne kroki.
Prze�kn�am �lin�.
- W�a�ciwie, ch�tnie kupi�abym te porcelanow� tancerk�.:.
Pokiwa� g�ow� z udanym politowaniem:
- Tak, to m�j najlepszy towar, niestety, bardzo drogi... Nie s�dz�, �eby by�o
pani� sta�.
- Ile? - upiera�am si�. ,
Wymieni� cen�, istotnie, musia�abym wygra� w totka. Pokonana, nie mog�c patrze�
na nieszcz�sn� tancerk�, czym pr�dzej wysz�am. Schodz�c z ostatniego stopnia, po
raz drugi dzisiaj poczu�am zaciskaj�c� si� na moim ramieniu d�o�. Obejrza�am si�
zirytowana. Sta�, g�ruj�c nade mn� i natarczywie patrzy� mi w oczy.
- Gdyby mia�a pani co� na sprzeda�, zapraszam - powiedzia�. - Interesuj� mnie
gobeliny, obrazy lub... rze�by. Dobrze p�ac�. - U�miechn�� si� weso�o, uwolni�
moje ramie i wyprostowa� si�. - Tak dobrze, �e nie trzeba ju� wygrywa� w totka.
Skin�am g�ow�:
- Do widzenia.
Id�c w stron� domu nie rozwa�a�am jego propozycji. W moim poj�ciu sprzedawanie
pinoki�w by�oby r�wnie zbrodnicze jak handlowanie dzie�mi. A handlowanie
dzie�mi, zw�aszcza swoimi, to dla mnie r�wnie niepoj�te jak zjadanie ich. Koniec
uzasadnienia.
W nocy mia�am straszny sen. �ni� mi si� wielki po�ar, p�omienie otacza�y mnie,
napieraj�c rozd�tym brzuchem �aru, d�awi�cy dym gryz� w oczy nie pozwalaj�c
rozejrze� si� za drog� ucieczki, zewsz�d dochodzi� przera�aj�cy, monotonny huk
rozszala�ego �ywio�u. Zbudzi�am si� ca�a mokra, a mimo to dr��ca i w�ciekle
st�skniona za widokiem moich ma�ych drewnianych skrzat�w. Poniewa� by� ju�
wczesny ranek, nie pr�bowa�am dalej spa�. Chwyci�am torb� ze sprz�tem "do
d�ubaniny", jak okre�la�am swoje rze�biarskie hobby, przek�si�am w biegu kawa�ek
chleba i niecierpliwie pogna�am w stron� lasu.
Ilekro� wraca�am tu po d�u�szej przerwie, ba�am si�, �e Uroczysko ju� mnie nie
zaprosi. Co prawda, moja funkcja w tym miejscu nie by�a banalna, mo�na
powiedzie� nawet, �e stanowi�am rodzaj ignorowanego przez swoje twory Boga,
jednak w przeciwie�stwie do Boga rzeczywistego nie by�am niezast�piona. By�
mo�e, w ci�gu tego roku znalaz� si� kto� obdarzony darem magii i talentem
artystycznym wystarczaj�cym, by Uroczysko zapragn�o zmiany. A nie pos�dza�am go
o tani sentymentalizm. Miotana obawami przeby�am dziel�ce mnie od lasu trzy
kilometry i zag��bi�am si� w jego z�ocisto-cieniste wn�trze. Nie wybiera�am
�cie�ki, droga by�a nieistotna. Je�eli mam doj�� do celu, dojd� ka�d� tras�.
Przypomnia�am sobie, jak kiedy�, dobrych par� lat temu, postanowi�am pokaza�
Uroczysko przyjaci�ce. Nie wiem, dlaczego to zrobi�am, mo�e dlatego, �e by�am
jeszcze bardzo m�oda i niedo�wiadczona, bo przecie� na og� wiedzia�am, co
wolno, a czego w �adnym wypadku nie. Uroczysko rz�dzi�o si� w�asnymi prawami,
kt�re bez trudu da�oby si� uj�� w zwi�z�ym kodeksie. Wszystkie jego punkty
zna�am od zawsze, jakbym wiedze o nich wyssa�a z mlekiem matki. Dlaczego wiec
pr�bowa�am je wtedy z�ama�?
Dlatego, �e zawsze chcia�am imponowa�. Marzenia o ol�nieniu tej m�odej siksy
przy�mi�y we mnie zdrowy rozs�dek.
Uroczysko szybko mi go przywr�ci�o. Gdy po kilkugodzinnym b��dzeniu g�odne i
zabeczane wylaz�y�my wreszcie na szos�, by�am najnieszcz�liwszym dzieckiem pod
s�o�cem. Bo dopiero gdy je straci�am albo zdawa�o mi si�, �e straci�am,
zrozumia�am, jakim skarbem, jak niepowtarzalnym by�o ono miejscem. Przez cia�o
przebieg� mi rozkoszny dreszcz, po chwili drugi. Wchodzenie w Uroczysko mia�o w
sobie co� z seksu. Lubi�am to. T�skni�am za tym. Przepe�niona s�odkim dr�eniem
Stan�am wreszcie na polance, a przede mn� roztoczy� swe uroki dobrze mi znany
le�ny �wiat.
Odetchn�am g��boko i otar�am spocone czo�o. Czu�am si�, jakbym dopiero teraz
wr�ci�a do domu. Uroczysko trwa�o przede mn� niby cichy i pi�kny odlew w
zieleni. Nawet sadzawka, pnie drzew i ga��zie krzew�w, nawet powietrze -
wszystko zdawa�o si� by� wi�ksz� lub mniejsz� jej kondensacj�. W zasadzie nic
si� nie zmieni�o. Troch� wi�cej by�o wszechobecnego puszystego mchu.
Troch� pot�niejsze ni� pami�ta�am okaza�y si� niekt�re drzewa, zw�aszcza te
wynurzaj�ce si� w niebo wprost z pokrytej gesti� rz�s� sadzawki. Ich omsza�e
pnie emanowa�y moc� przys�uguj�c� raczej filarom stalowego mostu ni� ro�linom.
W�a�ciwie ca�e Uroczysko mia�o w sobie co� z charakterystycznej atmosfery
"podmo�cia", chwilowego, lecz skutecznego schronienia przed wichrem i deszczem,
w kt�rym mo�na Troch� si� przespa�, mo�na co� zje��, wypi�, a nawet pokocha�
si�.
Dom dla bezdomnych, azyl dla �yciowych rozbitk�w. Podesz�am do ci�gn�cego si�
jak ogrodzenie pasa paproci i rozgarn�am je. Ujrza�am stoj�ce wzd�u�
krzy�uj�cych si� �cie�ek metrowej wysoko�ci sza�asy. Zbudowano je z ga��zi, a
nast�pnie pracowicie pokryto traw� i li��mi. Efekt, w zale�no�ci od wyobra�ni
budowniczego, bywa� r�ny, lecz na og� przyjemny dla oka. Po �cie�kach
w�drowali niespiesznie mieszka�cy tej miniaturowej osady, niekt�rzy toporni i
brzydcy jak wytw�r ambitnego studenta Sztuk Pi�knych, inni smukli i wyg�askani o
proporcjonalnym ciele i pi�knej twarzy, wszyscy drewniani. Moje wystrugane przez
lata Pinokia.
Sta�am, ch�on�c wzrokiem ich sylwetki, gesty, s�uchaj�c ich melodyjnych g�osik�w
i, jak zawsze w takiej chwili, bolej�c nad niemo�no�ci� kontaktu z nimi. Bo
cho�bym krzycza�a i tupa�a, cho�bym po�apa�a wszystkie Pinokia i zdepta�a
wszystkie sza�asy, nadal by�abym dla nich Osob�, Kt�rej Nie Ma. I nie pytajcie
mnie dlaczego. Po prostu kodeks.
Odwr�ci�am wzrok od osady, spogl�daj�c na prawo, gdzie k�tem oka zauwa�y�am
jaki� ruch. Nic nie zobaczy�am, mimo to posz�am w tamt� stron�. Sz�am wzd�u�
pasa paproci, d�oni� delikatnie wodz�c po li�ciach.
W ko�cu dosz�am do miejsca, gdzie sznurek ro�lin zdecydowanie odbiega� w lewo,
g��bokim zakolem wyznaczaj�c przytuln� polank�. Post�pi�am dwa kroki naprz�d i
Stan�am. siedzia� tu nieznajomy, dwudziestokilkuletni M�czyzna. Jedn� nog�
mia� wyprostowan�, drug� podci�gn�� wspieraj�c na niej ramie. Ca�y sk�ada� si� z
ko�czyn i przestrzeni miedzy nimi, niby nowoczesna rze�ba. Nieco zbyt ma�� g�ow�
porasta�y proste, ch�opi�ce, d�ugie jasne w�osy. Z okolonej nimi bladej twarzy
spogl�da�y na mnie �adnie wykrojone, lecz nieprzyjemnie wodniste oczy. Patrz�c
na jego sk�r�, oczy i w�osy mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e kto� w�o�y� go do
wody i zapomnia� wyj��; a kiedy sobie przypomnia�, by�o ju� za p�no - wszystkie
barwy zosta�y sp�ukane. W�a�nie ta wyblak�o��, a zw�aszcza oczy, kt�re a� si�
prosi�y o przymiotnik "z�e", sprawi�y, �e poczu�am do nieznajomego
natychmiastow� antypatie. Tym bardziej �e siedzia� w Uroczysku, miejscu, kt�re
przez minione lata zd��y�am uzna� za swoje sanktuarium.
Na m�j widok ko�ce przekre�laj�cej doln� cz�� twarzy kreski pobieg�y w g�r�,
imituj�c zdumiony p�u�miech. M�czyzna wsta�, by� wysoki i szczup�y, a mimo to
nie by� w�t�y. Wr�cz przeciwnie, zmys� niezale�ny od wzroku kaza� domy�la� si� w
nim ukrytej si�y, jak w pasku stalowej blachy.
- Hej? - B�kn�am niewyra�nie, zaskoczona.
- Cz��.
Lustrowali�my si� chwile niech�tnie, wreszcie wyci�gn�� do mnie d�o�:
- Jestem Adam. Nie spodziewa�em si�, �e kto� jeszcze tutaj trafi - powiedzia� z
cieniem uznania w glosie. - Zwykle w takich miejscach jestem sam.
Jak gdyby profesora matematyki pochwali� za znajomo�� tabliczki mno�enia.
- Ewelina. Obawiam si�, �e twoja obecno�� tutaj jest bardziej oczekiwana -
odpowiedzia�am zawile, zastanawiaj�c si�, z jakiego �rodowiska wyni�s� nawyk
"tykania si�". Najpewniej jest studentem, ;zdecydowa�am A g�o�no doda�am:
-Ja bywam w Uroczysku ju� od lat. - Zdj�am plecak, kt�rego paski jakiego� czasu
zbyt dotkliwie wrzyna�y mi si� w barki. - Cz�sto bawi� si� tu drewnem.
- Rze�bisz?
- No, mo�na tak powiedzie�, Cho� z prawdziwym rze�bieniem nie ma to pewnie nic
wsp�lnego. Nie ten talent - wyja�ni�am skromnie.
Im d�u�ej go obserwowa�am, tym bardziej utwierdza�am si� w przekonaniu, �e nie
jest to cz�owiek, z kt�rym potrafi�abym si� zaprzyja�nia. Tacy jak on trzymaj�
si� zwykle na czele stada, a �wiat postrzegaj� przez pryzmat w�asnej wy�szo�ci.
Ale g�os, musia�am przyzna�, mia� mi�y. Aksamitny.
Zapanowa�o niezr�czne milczenie, wreszcie Adam odchrz�kn�� zak�opotany i
wskazuj�c na m�j plecak spyta�:
- Sprz�t? - (Tak, stanowczo mia�-w sobie pewien wdzi�k.) - B�d� m�g� popatrze�?
Nigdy dot�d nie rze�bi�am w czyim� towarzystwie i nie pali�am si� do robienia,
pod m�tnym okiem obcego albinosa. Niemniej wychowano mnie w szacunku dla
grzeczno�ci i przyjmuj�c obecno�� intruza za fakt dokonany, nie zaprotestowa�am.
Wr�cz przeciwnie, wyraziwszy co� w rodzaju zgody, z miejsca zabra�am si� do
pracy. Od roku o niczym innym nie marzy�am.
Niezgrabnie manipuluj�c przy plecaku wysypa�am na ziemie klocki lipy i zestaw
d�ut. Ledwie poczu�am w nozdrzach znajomy zapach drewna, a w d�oni jego nie
obrobiony, t�tni�cy ukrytym �yciem kszta�t, zapomnia�am o swojej animozji.
- Uwielbiam tutaj rze�bi� - westchn�am. - To cudowne, kiedy co�, co wystrugasz,
postawione na ziemi nagle o�ywa i zaczyna chodzi�. Najpierw ogl�da swoje cia�o,
rusza rekami, nogami, p�niej zerka ciekawie dooko�a, skubie listki i jest takie
zdumione, takie zachwycone, jakby... - szuka�am w�a�ciwego s�owa.
- Jakby w�a�nie otrzyma�o w darze �ycie - doko�czy� ciep�o Adam.
- Nie wiedzia�em, �e to wszystko twoje, przepraszam.
- W�a�nie, �ycie - przytakn�am, nieoczekiwanie zmieszana.
Tego dnia nie rozmawiali�my zbyt wiele. Ot, kr�tka wymiana informacji na sw�j
temat.
Rzeczywi�cie by� studentem, ko�czy� historie. Pod Borkowem od niedawna
prowadzi�a gospodarstwo jego ciotka, wpad� do niej na dwa tygodnie. Zna� i
dostrzega� �yw� magie, ale nie mia� zami�owa� artystycznych. Lubi� podr�owa�.
Niezwykle zajmuj�co opowiada� o swoim p�rocznym pobycie w Grecji: Jak si�
okaza�o, oboje uwielbiali�my historie tego regionu, tyle �e on by� fachowcem. W
mojej osobie znalaz� wiec wdzi�cznego s�uchacza.
Do domu wr�ci�am p�nym popo�udniem. Nie odprowadzi� mnie, rozstali�my si� na
skraju lasu.
D�ugo jeszcze widzia�am jego w�druj�c� przez pola smuk�� sylwetk�, zastanawiaj�c
si�, gdzie jest owo odludzie, na kt�rym, jak twierdzi�, mieszka jego ciotka.
A je�li wi�cej go nie spotkam?
Na my�l o tym, o dziwo, zrobi�o mi si� przykro.
Nast�pnego dnia znowu posz�am do Uroczyska. Zdenerwowa�o mnie moje rozczarowanie
nieobecno�ci� Adama. Nigdy przedtem, id�c tutaj, nie spodziewa�am si�
towarzystwa, dzi�ki czemu nie czu�am si� samotnie. Teraz to si� sko�czy�o. Wiec
jednak co� mi odebrano.
W�a�ciwie dopiero tego dnia, gdy d�uba�am niezdecydowanie w drewnie i �adna z
moich rze�b nie o�y�a; dopiero wtedy poj�am donios�o�� ca�ego zaj�cia. Kto�
opr�cz mnie m�g� teraz podgl�da� moje skrzaty, siedzie� na mchu opieraj�c si� o
pochy�y pie� ulubionej brz�zki lub duma� ze wzrokiem wbitym w prze�wituj�ce g�r�
niebo.
Dlaczego?
Nawet nie by� artyst�.
"Ale dostrzega �yw� magie" - zad�wi�cza�o mi w g�owie. A zaraz p�niej zerwa�am
si� na r�wne nogi. Czy to oznacza, �e ka�dy, kto spostrzega magie, mo�e wej�� do
Uroczyska? Je�li tak, to ten handlarz...
Na sam� my�l o tym zamar�o mi serce. Nie mog�am ju� d�u�ej pracowa�, zebra�am
swoje rzeczy i pobieg�am do domu. Specjalnie nad�o�y�am drogi, �eby zajrze� do
parku. Oba wozy sta�y tam nadal, lecz teraz kr�ci�o si� wok� nich paru ludzi.
Cho� drzwi jednego z woz�w by�y zach�caj�co otwarte, tylko ruda, drobna
dziewczyna, chyba kt�ra� z Der�anek, drepta�a niepewnie ko�o schodk�w, jakby
zamierza�a co� kupi�.
Reszta obecnych, znane mi z widzenia ponure starsze panie o zaci�tych ustach,
kilku kopi�cych niezdecydowanie w opony m�odzik�w i zawiany jak zwykle stary
Kolczycki, wygl�da�a raczej na niech�tnych gapi�w. Czu�o si�, �e wystarczy
odpowiednio charyzmatyczny przyw�dca, aby ca�e towarzystwo z ochot�
przeistoczy�o si� we wrog� demonstracje. Mo�e z wyj�tkiem kupuj�cej co� wreszcie
Der�anki.
Na klatce schodowej, tarasuj�c przej�cie, czeka�a na mnie przykra niespodzianka
- Gruby. Przez dwa lata pobytu w poprawczaku chyba Troch� schud�, ale nie doda�o
mu to urody. Brzuch nadal niesfornie wy�azi� mu ze spodni, a na nalanej twarzy
kr�lowa� dawny g�upkowaty u�miech.
Z rozkosz� zdar�abym go razem z twarz�, nie zaszkodzi�oby to urodzie Grubego,
lecz nie pr�bowa�am zbyt cz�sto; m�j g�upkowaty amant potrafi� by� brutalny.
Podejrzewam nawet, �e zn�canie si� nade mn� sprawia�o mu tyle samo frajdy co
obmacywanie mnie. Blokuj�c sob� przej�cie, kt�ry to zabieg stosowa�, odk�d
si�gam pami�ci�, mia� pewnie jednakow� nadzieje na jedno, jak i na drugie.
Westchn�am ci�ko, przeprawa z Grubym to nie to, co tygryski lubi� najbardziej.
I tak zreszt� sko�czy si� na macance, zawsze tak si� ko�czy�o. Kiedy� pr�bowa�am
awantur, skarg, ale wszystko na nic - nie znajduj�c innego wyj�cia,
zoboj�tnia�am, nabieraj�c do ca�ej sprawy dystansu. Ale dwa lata to d�ugo,
cz�owiek mo�e si� odzwyczai�.
- Zabieraj si� st�d! Chce przej�� - warkn�am, rozpoczynaj�c konwersacje.
- To przechod�, szkodz� ci?
- Szkodzisz!
- E tam... - Podrapa� si� po brzuchu, charkn�� i splun��.
Uwielbia� robi� wszystko, czym najbardziej si� brzydz� Maluj�cy si� na mojej
twarzy wyraz odrazy musia� sprawia� mu swego rodzaju masochistyczn� przyjemno��
Zrobi�am krok, jakbym zamierza�a zanurkowa� w prze�wit, kt�ry pozostawi�, a
kiedy rzuci� si�, �eby go zablokowa�, skoczy�am w utworzon� luk�. Zbyt cz�sto
stosowa�am ten numer, nawet po tak d�ugim czasie Gruby zna� go na pami��.
Przygwo�dzi� mnie do �ciany jak obrazek, podczas gdy jego r�ce ochoczo
rozpocz�y taniec na moim ciele: Daremnie pr�bowa�am je powstrzyma�.
- Przesta�! - wrzasn�am, odwracaj�c twarz, nie mog�am ju� wytrzyma� bij�cego od
niego smrodu przetrawionej cebuli.
W odpowiedzi zachichota�, ugniataj�c mi piersi.
- Jezu, nie nosi stanika! - zapia�.
Wtedy nareszcie wyrwa�am si�.. Przeskakuj�c co dwa schodki pogna�am na g�r�,
szcz�liwa, �e ju� po wszystkim.
Nie podejrzewa�am, jaki robie b��d - zapomnia�am, �e nie jeste�my ju� dzie�mi.
Od tamtego dnia starcia z Grubym sta�y si� regularne, pogodzi�am si� z nimi, jak
chory na raka godzi si� z b�lem, i natychmiast po fakcie nie zaprz�ta�am sobie
spraw� g�owy. Zaj�ta by�am wizytami w Uroczysku i Adamem. W ci�gu nast�pnych
trzech dni spotkali�my si� dwukrotnie i nie�mia�o zaczyna�am podejrzewa�, �e
sprawc� naszych spotka� nie by� przypadek. Nie�mia�o, poniewa� nieoczekiwanie
dla siebie samej odkry�am w Adamie obfite pok�ady zalet, imponowa� mi oczytaniem
i darem zajmuj�cego opowiadania, lecz przede wszystkim ujmuj�cym taktem, takim
jaki kobiety lubi� najbardziej: niewymuszonym i subtelnym. Nie mie�ci�o mi si� w
g�owie, �e kiedy� (trzy dni wcze�niej!) uzna�am go za osob� antypatyczn�. Krotko
m�wi�c, by�am na najlepszej drodze do zadurzenia si�. A nie przepadam za tym
stanem, jest on niepokoj�co podobny do choroby psychicznej, r�wnie jak ona
nieprzyjemny i obfituj�cy w natr�ctwa my�lowe.
By�o jednak co�, co zak��ca�o moj� mi�osn� euforie - nieustanna obawa przed
handlarzem. Kiedy tylko mog�am, chodzi�am do parku sprawdza� czy wreszcie
wyjecha�. Kt�rego� dnia, bodaj�e pi�tego, licz�c od mojego przyjazdu, wyda�o mi
si�, �e widz� stoj�cego przy wozach Adama. Przyspieszy�am kroku, lecz w�a�nie
wtedy napatoczy�a si� Jolka, moja dawna kole�anka z klasy.
- Jej, Ewelina! - zapiszcza�a z drugiej strony ulicy, b�yskawicznie
przemieszczaj�c si� na moj�. Za ni� dostojnym krokiem pod��y� �ysawy, dobrze
od�ywiony M�czyzna z dziecinnym w�zkiem przed sob�.
Zmieni�a� fryzur�? - Omiot�a spojrzeniem moje ostrzy�one na kr�tko w�osy i nie
powiedzia�a na ich temat nic wi�cej.
Nie widzia�am Jolki ju� od dw�ch, mo�e trzech lat. Spojrzawszy teraz na jej
twarz dozna�am wstrz�su. ��ycie star�o z niej dawn� dziewcz�c� naiwno��,
zast�puj�c j� ukrytym sprytnie w k�cikach ust zm�czeniem i Nie mia�am przed sob�
dwudziestojednoletniej dziewczyny, dawna Jolka nie istnia�a, jej miejsce zaj�a
bezceremonialna i pewna siebie pani domu. Kobieta doros�a, pracuj�ca,
odpowiedzialna. Cho� r�wna mi wiekiem; w swoim poj�ciu wystarczaj�co dojrzalsza,
by w jej g�osie zago�ci� �w charakterystyczny mentorski ton.
Istota skupiona na pieluszkach, m�u i pieni�dzach. Intelektualny trop.
- Cze��, to twoje? - Zajrza�am w czelu�� w�zka, nadziewaj�c si� na patrz�cego z
w�ciek�o�ci� niemowlaka.
By� brzydki jak p�zdech�a larwa.
-Tak, to Bartu�, a to Jacek, m�j m�� - wyja�ni�a, z dum� akcentuj�c s�owo
;,m��". Ciekawe, jak d�ugo jeszcze utrzyma si� w z�udnym prze�wiadczeniu, �e
ma��e�stwo jest wszystkim, o co warto w �yciu walczy�. Rok? Dwa? Dziesi�� lat?
Wiedzia�am, co teraz nast�pi, i nie pomyli�am si�:
- A ty? Ci�gle nic?
Wzruszy�a ramionami.
- Nie pali mi si� Najpierw sko�cz� studia. - Tak jak ona na s�owo "m��", tak ja
po�o�y�am nacisk na "studia". �udzi�am si�, �e ma p tym wzgl�dem kompleksy. Nie
dostrzeg�a prowokacji:
- Oj, Ewi, ch�opcy nie b�d� czeka� - upomnia�a mnie ze skrywa uciech�.
- A Go�ka ma ju� dwoje dzieci, wiesz? - dorzuci�a tonem, jakim jeden
przedszkolak chwali si� przed drugim.
Znowu wyda�o mi si�, �e widz� Adama.
- S�uchaj Jolka, �piesz� si� - powiedzia�am szybko. - Wpadnij kiedy to
pogadamy, co?
Pospiesznie ruszy�am w g��b parku.
- Pozdr�w ode mnie brata! - dobieg� mnie jeszcze jej krzyk.
Adama ju� nie znalaz�am. Mo�e w og�le go tutaj nie by�o?
Wracaj�c do domu, czu�am wrz�c� w �y�ach krew. Niewa�ne, jaki masz wykszta�cenie
(na studia idzie si� przecie�, �eby z�apa�a m�a niewa�ne, czy masz zaw�d i czy
jeste� w nim dobra, jedyne, co si� licz; to m��, dzieci i pieni�dze. "Kobiet�
staniesz si�, dopiero gdy urodzisz dziecko", zwyk�a mawia� moja konserwatywna
babka. Oczywi�cie, mia�a na my�li syna. Rodzenie dzieci nie by�o r�wnie
naturalne jak oddychanie... I wymagaj�ce r�wnie ma�o umiej�tno�ci.
Nast�pne dni sp�dza�am g��wnie w Uroczysku, z Adamem. Moje chorobliwe
zauroczenie sprawi�o, �e jego obecno�� w Uroczysku straci�a cechy bezczeszczenia
sanktuarium i sta�a si� wielce po��dana. Z entuzjazmem pokazywa�am mu pinokia,
po raz pierwszy w �yciu opowiadaj�c komu� nieskomplikowan� historie ma�ej osady
i jej drewnianych mieszka�c�w. Wsp�lnie pr�bowali�my rozszyfrowa� tutejsze
liczne tajemnice, jak nieustannie rze�bione skrzaty czy podstawow� - zagadk� ich
o�ywania.
Kiedy� siedzieli�my razem, ja rze�bi�am, Adam �u� �d�b�o trawy i w zadumie
�ledzi� prace moich r�k.
- Cholera, nic z tego, nie o�yje - zakl�am w pewnym momencie, ze z�o�ci�
ciskaj�c nieudan� rze�b� do torby.
-Czekaj, poka�! - Wydoby� figurk� z powrotem na �wiat�o dzienne i w skupieniu
obr�ci� j� w d�oniach.
-Co z ni� zrobisz? Wyrzucisz?
Wzruszy�am ramionami, my�lami b��dz�c ju� gdzie indziej.
- Schowam w piwnicy, jak poprzednie, zim� p�jd� do wersalki.
- Nie pr�bujesz ich sprzedawa�? S� ca�kiem niez�e.
- Szkoda zachodu. - Wzi�am w d�o� nowy klocek drewna i przyjrza�am si� jego
strukturze - Mam ich najwy�ej kilkana�cie
Nast�pne s�owa Adama sprawi�y, �e chwilowo zrezygnowa�am z obmy�lania nowej
rze�by
- No, z pinokiami masz ich z pi��dziesi�t... - powiedzia�.
- Z pinokiami? - powt�rzy�am wstrz��ni�ta - Musia�abym oszale�, �eby sprzeda�
pinokia! Nie wiem, jak mog�e� co� takiego w og�le pomy�le�?!
Adam uni�s� obronnym gestem ramiona; udaj�c uchylanie si� przed gradem moich
s��w:
- W porz�dku! W porz�dku, nie denerwuj si� tak. Cofam, co powiedzia�em.
Po raz ostatni obr�ci� w d�oniach rze�b� i odda� mi j�:
- Faktycznie, brak w niej �ycia. Ciekawe, od czego to zale�y?
Nie odpowiedzia�am. Raz, �e ci�gle jeszcze parowa�a ze mnie z�o��, dwa, �e po
prostu nie wiedzia�am. siedzieli�my w ciszy, ka�de zaj�te swoimi my�lami niby
wieloletnie ma��e�stwo. Wreszcie Adam otworzy� przymkni�te dot�d oczy i spojrza�
na mnie z zastanowieniem:
- Wiesz, �e Birek pobi� wczoraj Klima?
Unios�am g�ow� znad pracy.
-A co to ma do rzeczy? Cz�sto si� lej�, nic na to nie poradz�, nie s� anio�kami
- wyburcza�am.
Bo te� nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e pinokia anio�kami nie s�. Z�o�liwo��, egoizm,
nawet okrucie�stwo - �adna z tych cech nie by�a. im obca.
- W�a�nie - przytakn�� Adam, jakby tylko czeka� na te s�owa i podpieraj�c si�
�okciem u�o�y� si� na boku. - Nie s� anio�kami. A mo�e te, kt�re nie o�y�y,
w�a�nie mog�y nimi by�? Mo�e zabrak�o w nich z�a?
Zagryz�am w zadumie drewnian� r�czk� d�uta.
- Mo�e? - przytakn�am. - W schodnie religie g�osz�, �e ca�y �wiat opiera si� na
walce przeciwie�stw, a dobro i z�o s� mu w tej walce jednakowo potrzebne.
-To by si� zgadza�o. Odk�d pami�tam, zawsze my�la�em, �e nie ma ludzi naprawd�
dobrych, w ka�dym siedzi jakie� z�o. Ca�a sztuka to umie� je poskromi�. - Smuk�e
palce m�czyzny wyrwa�y k�pk� mchu i odrzuci�y j�. - A z drugiej strony, skoro
siedzi w ka�dym z nas, to chyba nie bez powodu?
Powinnam uwa�niej wtedy s�ucha�, zw�aszcza kiedy doda�:
- Dla mnie, na przyk�ad, uosobieniem siedz�cego w mojej duszy z�a s� pieni�dze.
Cholera, za bardzo je lubi�.
Ja jednak nie zwr�ci�am na to wyznanie uwagi Nawet wieczorami, kiedy ponownie
prze�ywa�am nasze rozmowy, nie znajdowa�am w nich niczego niepokoj�cego. Ca�e
zasoby obaw ulokowa�am wtedy w osobie Grubego.
Chodz�c do lasu, zbyt cz�sto odnosi�am wra�enie, �e widz� majacz�c� w oddali
znajomo toporn� sylwetk�. Kt�rego� dnia postanowi�am mecz�ce podejrzenie
zweryfikowa� i mijaj�c zakr�t drogi, ukry�am si� w roz�o�ystych krzakach,
cierpliwie czekaj�c. Nie pomyli�am si�, niczym przyro�ni�ty ogon ci�gn�� si� za
mn� nieugi�ty w prze�ladowaniach Gruby.
Nadszed� po paru minutach, a ujrzawszy przed sob� tylko pust� wst�g� drogi,
zacz�� uwa�nie si� rozgl�da�. W pewnej chwili wyda�o mi si�, �e jego wzrok
przenikn�� nie do�� g�ste ga��zie i sp�oszona cofn�am si�. Ale z ty�u tak�e
pi�trzy�y si� krzaki, zahaczy�am o co� nog�, machn�am ramionami w beznadziejnej
pr�bie z�apania r�wnowagi i z hukiem run�am na ziemie. Zanim si� pozbiera�am,
wyros�a nade mn� zwalista posta� prze�ladowcy. Nie przyj�am podanej mi d�oni:
- �ledzisz mnie! - warkn�am.
Odpowiedzia�o mi wzgardliwe wzruszenie ramion:
- A nawet jakby, to co?
Zgarn�am z bluzki jakie� li�cie:
- G�wno! Nie �ycz� sobie, rozumiesz?
- Nie �a� tak cz�sto do lasu, to zobaczymy...
Tak jakby mia� jakie� prawo dyktowa� mi, co mog� robi�, a czego nie!
- A kim ty jeste�, �eby mi zabrania�?! Nie przypominam sobie, �eby� mnie
kupowa�. - Rozgarn�am ga��zie, usi�uj�c si� dosta� z powrotem na drog�, ale
Gruby z�apa� mnie za przedrami� i bole�nie �cisn��:
-M�wi� ci, kurwo: za du�o �azisz do lasu. Pewno �ajdaczysz si� tam z jakim, co?
- Wzmocni� chwyt na mojej r�ce, niemal krusz�c mi ko��.
- No powiedz, �ajdaczysz si�?
Skr�ci�am si�, usi�uj�c odzyska� wolno��:
-Au! To boli! -pisn�am.
Jego palce rozlu�ni�y si� nieco, szarpn�� mn�, ustawiaj�c moj� twarz tu� przed
swoj�.
- Jak was kiedy� z�apie - sykn�� mi prosto w nos - Oh! Wtedy dopiero
Musia�am zrobi� przera�on� min�, .bo po chwili roze�mia� si� uradowany i uwolni�
mnie.
- Jeste� nienormalny - burkn�am z przekonaniem, wy�a��c w po�piechu z
krzaczastej pu�apki.
Na drodze posta�am chwile niezdecydowanie, zastanawiaj�c si�, co dalej, a�
postanowi�am kontynuowa� wycieczk� do lasu. Nie podoba�a mi si�, co prawda,
perspektywa dalekiego spaceru z Grubym, jednak powr�t do domu by�by jawn�
kapitulacj�. Nie potrafi�am si� na to zdoby�. Dalej szli�my wiec razem. Droga
wi�a si� miedzy polami, wczesne ranne powietrze nios�o jeszcze rze�ki zapach
rosy. Rozpoczyna�y si� �niwa, kombajny pe�za�y po z�otej p�achcie zb�, nie
pami�taj�c ju�, ie noc� dziurawi�y j� iskierki gwiazd.
Zerkn�am w bok, na Grubego. Nie podziwia� krajobraz�w. Szed� ze wzrokiem wbitym
w swoje rozlaz�e sanda�y, zaci�ni�te gniewnie usta przypomina�y od�o�ony na
p�k� wykrzyknik. Nagle ujrza�am go tak, jak musieli postrzega� go obcy, i widok
ten wprawi� mnie w pop�och Odwr�ci�am czym pr�dzej wzrok. Ko�o ucha przelecia�
mi z hukiem jaki� b�k.
Milczeli�my. Na pocz�tku pr�bowa� nawet rozmowy, ale ja nie reagowa�am. Bo i o
czym mieli�my m�wi�? Jedyne, co nas ��czy�o, to znajomo�� takich samych s��w.
Tyle �e stosowali�my je w spos�b tak odmienny, ie na dobr� spraw� jedno z nas
mog�oby by� kosmit� - nie rozumieliby�my si� ju� gorzej.
Kiedy� spyta� mnie, ile ziemi wypali�aby spadaj�ca gwiazda? Metr? Dwa? A gdyby
spad�o S�once?
Od tej pory nie prowadzili�my dyskusji naukowych. Gruby nie czytywa� nawet
og�osze� w gazetach, zastanawia�am si�, ' czy w og�le umie czyta�. Na wszelki
wypadek nie sprawdza�am. Las by� coraz bli�ej, mog�am ju� dostrzec drobniejsze
ga��zki i zarysy li�ci. Czas by�o co� postanowi�. Ale co? W g�owie mia�am
pustk�. Ostatecznie zdecydowa�am si� na ma�o sprytn�, lecz nie pozbawion� szans
na sukces ucieczk� miedzy drzewa. Gruby zwinno�ci� nie grzeszy, powinno si�
uda�. Niestety, sta�o si� inaczej. Ledwie zeszli�my z odkrytej przestrzeni, m�j
towarzysz z�apa� mnie za ramie i brutalnie rzuci� w biegn�cy wzd�u� drogi r�w.
A� roi�o si� w nim od ost�w i pokrzyw, lecz ze strachu nie czu�am b�lu.
Przewr�ci�am si� na bok, usi�uj�c wsta�. Bezskutecznie, zwaliste cielsko
napastnika przygniot�o mnie z .moc� ci�ar�wki, pozbawiaj�c tchu. Kiedy
wreszcie, po rozpaczliwej walce, uda�o mi si� zaczerpn�� powietrza, poczu�am
zaciskaj�c� si� na ustach szorstk� d�o� i nie krzykn�am. Zamiast tego
zwiotcza�am, ruchem niemal pieszczotliwym przesuwaj�c ramionami wzd�u�
szerokiego pasa jego plec�w. Woln� d�oni� Gruby zaatakowa� moje spodnie. Nagle
dotar�o do mnie, �e to nie jest ju� zwyk�a macanka. Je�li zaraz czego� nie
wymy�le, niechybnie zostan� zgwa�cona. Nic nie wymy�li�am. W jaki� czas p�niej,
nie mia�am poj�cia jak, Gruby stoczy� si� ze mnie i sapi�c ze zm�czenia,
wci�gn�� spodnie. Zanim odszed�, pot�nie z zamachu, uderzy� mnie w twarz.
Macaj�c w poszukiwaniu majtek, zastanawia�am si� niemrawo nad znaczeniem tego
ciosu. Mo�e mia�a to by� kara za uleg�o��? Poczucie'; moralno�ci by�o jedynym
z�o�onym elementem jego duszy, nie potrafi�am; go rozgry��. Przysz�o mi na my�l,
�e powinnam ruszy� si� spomi�dzy tych ost�w i gdzie� na drodze doprowadzi� do
porz�dku, ale poprzesta�am na samym' pomy�le. Zamiast tego pad�am na ziemie,
zamieraj�c w bezmy�lnym', transie.
Nie wiem, kiedy miejsce k�uj�cych chwast�w zaj�� mi�kki mech. Uroczysko przysz�o
do mnie niby zatroskana matka i otuli�o swoj� magi� jak snem. Dos�ownie. Spa�am
snem zm�czonego niemowlaka i tylko senne rojenia mia�am mniej niewinne.
Zbudzi�a mnie czyja� zaci�ni�ta na ramieniu d�o�. Szarpn�am si� w irracjonalnym
napadzie strachu, lecz szybko przysz�o opami�tanie. Adam. Oczywi�cie, kt�by
inny? Jestem w Uroczysku.
- Ogie� - powiedzia�am bez sensu. - �ni� mi si� straszny Ogie�, wszystko doko�a
bucha�o �arem.
- Co ci si� sta�o? - Twarz Adama by�a blada. - Wygl�dasz, jakby przelecia� ci�
kombajn. �
- Mo�e i co� przelecia�o, ale na pewno nie kombajn - powiedzia�am tajemniczo,
dotykaj�c policzka w miejscu, gdzie powinna by� opuchlizna i znajduj�c j� tam. -
Jaki� dupek na motorze str�ci� mnie z nasypu i zwia�. Nic mi nie b�dzie, to
tylko par� si�c�w.
Nie wygl�da� na przekonanego, lecz nie dopytywa� si� wi�cej. Zamiast tego wyj��
z kieszonki na piersi b��kitn� chustk� do nosa, przywo�a� mnie nad brzeg
sadzawki i delikatnie przemy� szyje oraz twarz. Spokojne mu�ni�cia jego d�oni i
ch��d wody nios�y niewymown� ulg�. Pomy�la�am, �e to nasz pierwszy bliski
kontakt fizyczny i zamarzy�am, by nie by� ostatni.
Sierpie� przyni�s� och�odzenie; Czasem pojawia� si� nawet kr�tki deszcz, kt�ry
jednak natychmiast znika� w spragnionej wody glebie. W tej sytuacji wdepniecie w
ka�u�e nadal by�o sztuk� nie lada, lecz ja tej sztuki dokona�am. Zakl�am
szpetnie, patrz�c na to, co zosta�o z mojej czystej, ��tej tenis�wki. Na niebie
kpi�co wyszczerzy�a kolory t�cza.
Ni st�d, ni z zow�d przypomnia�am sobie, �e do wyjazdu Adama pozosta�o ju� tylko
pi�� dni, a wtedy znowu b�d� w Uroczysku sama. Kopn�am ze z�o�ci� kanciasty
kawa�ek ceg�y. Pogr��ona w ponurym nastroju pokona�am trzy drobne schodki i
wesz�am do apteki. Prowadzi�a j� pani Basia, przewodnicz�ca Rady Parafialnej.
Pewnie dlatego nie sprzedawano tu �adnych �rodk�w antykoncepcyjnych, nawet
prezerwatyw. W �rodku zasta�am drobn� w�a�cicielk�, ni mniej, ni wi�cej siw� ni�
zawsze, oraz zwalist� pani� Kasi�, szefow� Ko�a Gospody� Wiejskich, kt�rej
fantastyczne nale�niki wspomina� b�d� a� do �mierci. Umilk�y, kiedy wesz�am. Nie
spodoba�o mi si� to. Co gorsza, pani Basia na m�j widok u�miechn�a si�. Nie ma
w Borkowie bardziej z�owieszczego znaku ni� u�miech przewodnicz�cej Rady
Parafialnej. My�l�, �e w dawnych czasach, powiedzmy w �redniowieczu, osoby
wskazane tym u�miechem ko�czy�yby na stosie.
Zrobi�am czym pr�dzej zakupy i wysz�am.
Mama czeka�a na mnie w kuchni.
- Siadaj! - rzuci�a ostro, wskazuj�c taboret.
Usiad�am pos�usznie, czuj�c, jak marzn� mi usta, mama by�a w�ciek�a.
- Czy to prawda? - Jej twarz tworzy�a pl�tanin� ostrych kant�w, nie patrzy�a mi
w oczy.
- Nie rozumiem. - Potrz�sn�am bezradnie g�ow�. Mia�am nadzieje, �e wygl�da�o to
dostatecznie rozczulaj�co.
- Nie udawaj, Ewa! Nie tym razem.
- Mamo, ja naprawd� nie wiem, o co chodzi!
- Ca�e Borkowo a� huczy od plotek, wstydz� si� wyj�� na ulice. - Kolejny
papieros wyskoczy� z paczki wprost w jej nerwowe palce.
- Jezu, co huczy?! O czym? Powiedz wreszcie co� z sensem! - wrzasn�am.
Mia�am do��.
- O twoich - zawaha�a si� w poszukiwaniu w�a�ciwego s�owa - gachach! O tym, �e
puszczasz si� w lesie, a� echo idzie, �e przyczepi�a� si� do Krackiego i ci�gle
mu si� podk�adasz, a on to wszystkim opowiada; Ja nie mia�am poj�cia...
Urwa�a, zaci�gaj�c si� papierosem.
�eby nie by�o w�tpliwo�ci, Kracki to Gruby.
Szlag mnie trafi�. Wsta�am i bez s�owa wysz�am na korytarz. Nie. wiem, jak
dosz�am do drzwi jego mieszkania, ale by�am tam chyba w sekund�. Niestety, Cho�
wali�am, kopa�am i kl�am, nikt mi nie otworzy�
By�a niedziela. Tu� po mszy i ognistym kazaniu proboszcza dziesi�tki B parafian
ruszy�y rozjuszon� grup� do parku w mocnym postanowieniu usuni�cia tkwi�cego tam
niby pryszcz w�drownego szarlatana. Zaalarmowana przez dr�c� si� na podw�rku
dzieciarnie, pobieg�am zobaczy� widowisko. Oczami wyobra�ni widzia�am mro��ce
krew w �y�ach sceny z ameryka�skich film�w: ukamienowanie, lincz, podpalenie...
Zamiast tego ujrza�am tylko garstk� rozgoryczonych m�okos�w.
Znikn�y czarne wozy, znikn�� ich w�a�ciciel z piek�a rodem.
- Kurwa, jeszcze rano tu by�! - Nie m�g� uwierzy� w�asnym oczom wysoki brunet w
sk�rzanej kamizelce.
Nie wygl�da� na gorliwego chrze�cijanina.
Po powrocie do domu odczu�am ulg� i rado��. Dawno ju� nie by�am w tak
szampa�skim nastroju, �e nie zepsu� mi go nawet pomys� ojca, �eby odwiedzi�
dziadk�w. Pojechali�my, wys�ucha�am grzecznie wszystkich troskliwych rad babki,
znios�am smr�d pranych od wiek�w gaci dziadka i wr�cili�my. By�o p�ne
popo�udnie, wiec nie zwlekaj�c pogna�am do Uroczyska.
Mia�am pewne plany na wiecz�r, a g��wn� role gra� w nich Adam i seks. Droga do
lasu prowadzi�a w kierunku wschodnim, jakby na spotkanie nowego dnia. Za plecami
mia�am ci�ko zawieszon�, krwistoczerwon� tarcze s�o�ca. Niedaleka �ciana lasu
pi�trzy�a si� gro�n� wieczorn� czerni�, bli�ej po�o�one przydro�ne jab�onie,
grusze i sporadycznie pojawiaj�ce si� jarz�biny sta�y dostojnie, sk�pane w
purpurowo-z�otym blasku. Ten sam blask zwielokrotnia� barwy okolicznych p�l,
r�yska i nie z��te jeszcze �any zb� l�ni�y niczym roz�cielone na krzywiznach
wzg�rz drogocenne tkaniny, ��ki pospolicie lecz soczy�cie zieleni�y si�. Nogi
nios�y mnie z lekko�ci� skrzyde�, mimo to moja w�dr�wka zda�a si� trwa�
wieczno��. Polna droga, kt�r� sz�am, wiod�a grzbietem nasypu, jedynej
pozosta�o�ci po biegn�cej tutaj przed wojn� kolei. Czasem nasyp zr�wnywa� si� z
okolic�, a czasem wznosi� niby grzbiet g�rskiego pasma. W�a�nie by�am na takim,
ostro zakr�caj�cym, wypi�trzonym fragmencie, gdy ujrza�am przytulone do siebie
dwa czarne wozy. Sta�y na prawo ode mnie, tu� pod lasem. Nie wiem, jak tam
dotar�y, bo nie prowadzi�a w to miejsce �adne droga. Prawd� m�wi�c, w og�le nie
wiedzia�am, jak si� porusza�y, skoro nadal nie towarzyszy�o im nic mog�cego
uchodzi�a za ci�gnik.
Ale nie zastanawia�am si� nad tym. Jedyne, co mnie w�wczas zajmowa�o, to problem
z�apania handlarza, zanim zostan� okradziona. Bo nie w�tpi�am, �e o to mu
w�a�nie chodzi.
W skupieniu przyjrza�am si� ca�ej okolicy. Najlepiej b�dzie jednak doj�� do lasu
i dopiero wtedy p�j�� jego skrajem w prawo, postanowi�am. Id�c na prze�aj
ryzykowa�am wpakowanie si� w jakie� mokrad�o albo krzaki, co mog�oby mnie tylko
niepotrzebnie op�nia. Poza tym by�abym zbyt widoczna.
Zreszt�, kiedy si� lepiej przyjrza�am, zobaczy�am, �e wozy nie stoj� tak daleko
od nasypu; jak mi si� wydawa�o. Prawdopodobnie dzieli�o je od drogi nie wi�cej
jak sto metr�w.
Gdy dotar�am na miejsce, by�am mokra od potu i z trudem �apa�am zg�stnia�e nagle
powietrze.
Opar�am si� o �cian� jednego z pojazd�w, pr�buj�c rozezna� si� w sytuacji. Je�li
nie liczy� ch�ralnego cykania �wierszczy i kumkania �ab, by�o cicho. I pusto.
Kocim krokiem obesz�am doko�a prostopad�o�ciany woz�w. Unikaj�c skrzypienia
desek, wdrapa�am si� do ich drzwi i spr�bowa�am je otworzy�. Daremnie.
Przywar�am uchem do czarnej �ciany ka�dego z nich, lecz wsz�dzie niezmiennie
s�ysza�am cisze.
W tej sytuacji w�a�ciciela mog�am szuka� tylko w Uroczysku. Nie zastanawiaj�c
si� wiele wesz�am do lasu. Mo�e gdybym da�a doj�� do g�osu rozs�dkowi zamiast
emocjom i po prostu cierpliwie zaczeka�a, wszystko potoczy�oby si� inaczej...
Jak na z�o�� tego dnia Uroczysko by�o daleko, a� za malinow� polan�, na kt�rej w
dzieci�stwie masochistycznie dawa�am si� �re� milionom komar�w. Zanim do niego
wesz�am, w lesie zd��y� rozgo�ci� si� mrok. Wraz z dziennym �wiat�em wycieka�a
ze mnie bu�czuczna pewno�� siebie, ust�puj�c miejsca narastaj�cemu poczuciu
bezradno�ci.
W Uroczysku nie by�o wcale ja�niej, ale jako� tak... bardziej przejrzy�cie.
Stan�am nas�uchuj�c. Nie myli�am si�, by� tutaj i , s�dz�c po dobiegaj�cych od
strony sza�as�w klekocz�cych d�wi�kach, pakowa� do torby moje pinokia. Staraj�c
si� st�pa� jak najciszej, pomkn�am w tamt� stron�. Jest!
Lecz nie sam. Obok niego, ramie w ramie �apa� drewniane skrzaty Adam. Krew
odp�yn�a mi do piet, ukl�k�am i z g�ow� przy ziemi my�la�am gor�czkowo, co
dalej. Dw�m nie dam rady... O Bo�e, jak on �mia�! Jak on m�g�?!
Zaciskaj�c pie�ci, skoczy�am na r�wne nogi.
-Ty zdrajco! -wrzasn�am. -Ty cholerny, pieprzony zdrajco!
Na d�wi�k mojego g�osu Adam odwr�ci� si� gwa�townie, upuszczaj�c z�apanego przed
chwil� pinokia. Rozleg� si� cichy trzask i przera�liwy, bolesny pisk.
Nie mog�am tego s�ucha�, rzuci�am si� na nich gotowa pozabija�. Oczywi�cie, nie
mia�am �adnych szans. Handlarz uchyli� si� przed atakiem, a kiedy go mija�am,
z�apa� mnie za kark i odrzuci� jak zu�yt� lalk�.
Sza�as, na kt�ry upad�am, rozpad� si� pode mn� z wielkim hukiem. D�oni�
natrafi�am na wij�c� si�, pod�u�n� rzecz, podnios�am j� do oczu i natychmiast
cisn�am za siebie. By�a to urwana drewniana r�ka.
W tym czasie w�a�ciciel cudownych lek�w, pragn�cy przeistoczy� si� we
w�a�ciciela cudownych drewnianych niewolnik�w, porwa� pe�en krzyku worek i
pobieg� na skraj Uroczyska. Zanim podnios�am si� spo�r�d po�amanych szcz�tk�w,
ju� go nie by�o.
Rzuci�am si� w pogo�, lecz drog� zabieg� mi Adam. Szamota�am si� chwile w jego
ramionach, wreszcie zamar�am.
- Pu�� mnie - rozkaza�am spokojnie, zadzieraj�c g�ow�, by spojrze� mu w twarz
Nie czu�am �adnej z emocji, jakich oczekiwa�abym w takiej sytuacji jeszcze tego
ranka. Niczego opr�cz w�ciek�o�ci.
Odsun�� mnie nieco i zajrza� g��boko w oczy.
- Ewi - zacz�� mi�kko - uspok�j si� i zacznij my�le�.
Potrz�sn�� mn� delikatnie, jakby budz�c z niepo��danego snu.
- Pu��! - powt�rzy�am dobitnie.
W lewej r�ce trzyma�am starannie ukryty gruby patyk, fragment zrujnowanego
sza�asu.
- Dostaniesz po�ow�, a jak zechcesz, to i trzy czwarte zysku, nie chce ci�
okrada�. Po prostu nie mog�em patrze�, jak marnuje si� �wietny interes!
Milcza�am, potrz�sn�� mn� jeszcze raz, wyra�nie traci� cierpliwo��.
- No, o co ci chodzi? O tych par� wystruganych pniak�w? - wykrzywi� si�
pogardliwie. - Przecie� to tylko rze�by, w kilka dni zrobisz sobie nowe. By�
odra�aj�cy, zupe�nie jak wtedy, przy pierwszym spotkaniu. Nigdy ju� nie
zlekcewa�� pierwszego wra�enia.
Napi�am mi�nie, wyszarpn�am r�k� i z ca�ej si�y uderzy�am go kijem w twarz
Zatoczy� si� do ty�u, unosz�c odruchowo ramiona. By�am wolna. Natychmiast
rzuci�am si� do ucieczki. Uroczysko wyplu�o mnie na pierwsz� krzy��wk�, przede
mn� wi�a si� wygodna droga po nasypie. Nieprzytomna ze strachu, �e przyb�d� za
p�no, pomkn�am ni� prosto w widoczn� w oddali jasn� plam� otwartej
przestrzeni.
Nie min�o wiele czasu, a us�ysza�am za sob� tupot czyich� n�g. Ignoruj�c
rosn�c� w boku kolk�, zacisn�am z�by i jeszcze przyspieszy�am. Jednak biegi
d�ugodystansowe nigdy nie by�y moj� mocn� stron�, odg�osy po�cigu nieub�aganie
zacz�y si� zbli�a�. Ledwie �ywa z wyczerpania wypad�am wreszcie na skraj lasu.
Tutaj, nie zwalniaj�c, Skr�ci�am w lewo. Zd��y�am zrobi� tylko par� krok�w,
kiedy kto� brutalnie podci�� mi nogi. Zamiast twardej gleby poczu�am chwytaj�ce
mnie r�ce, a za chwile twarz owia� mi smr�d przetrawionej cebuli.
- Jeste�, dziwko! - wrzasn�� triumfalnie Gruby.
Nie widzia�am go od czasu gwa�tu. Powinnam si� domy�li�, �e rzekomy brak
zainteresowania by� tylko nowym manewrem i nie traci� czujno�ci.
Z niedaleka dobieg�y odg�osy szamotaniny, przekle�stw i wreszcie st�umiony
okrzyk:
- Mamy faceta!
Gruby chwyci� mnie za ramiona i wykr�ci� mi je na plecach, niemal przy tym
wy�amuj�c. J�kn�am z b�lu. Pami�tasz, co m�wi�em? Jak z�apie ci� z ch�opem, to
wam nogi z dupy powyrywam - sykn��. - No i teraz to zrobi�.
- �wiat�o! - wrzasn��.
Zrozumia�am, �e nadszed� czas na drug� z ulubionych rozrywek Grubego - bicie.
Wyci�gaj�c niewygodnie g�ow�, usi�owa�am dojrze�, czy wozy handlarza jeszcze
stoj�. Wyda�o mi si�, �e widz� przycupni�te pod lasem dwa smuk�e cienie. Dooko�a
rozb�ys�y zapalone ga��zie. W ich �wietle ujrza�am kumpli Grubego i le��cego na
boku; skurczonego z b�lu Adama Gruby szarpn�� mnie, podprowadzi� par� krok�w i
rzuci� obok niego.
- No, to pieprz si� z nim teraz, dziwko - rozkaza�.
Reszta popar�a go z entuzjazmem.
Nie zareagowa�am, gor�czkowo rozgl�daj�c si� w poszukiwaniu drogi ucieczki.
Czyj� ci�ki but zmusi� mnie jednak do ruchu.
Obejrza�am si�, rozpoznaj�c brunecika w sk�rzanej kamizelce. Przez chwile
zab�ys�a mi w g�owie my�l, �eby powiadomi� go, kto urz�duje par� metr�w dalej,
ale nie zrobi�am tego. Nie mia�am �adnych gwarancji, �e pinokia wysz�yby z
takiej awantury ca�o, Wr�cz przeciwnie, prawdopodobnie obydwa wozy wraz z ich
zawarto�ci� zosta�yby bezlito�nie zniszczone.
Dw�ch typk�w zbli�y�o si� do mnie, marszcz�c w z�owrogim u�miechu o�wietlone
blaskiem ognia twarze.
"Teraz albo nigdy" - Pomy�la�am i zanurkowa�am miedzy oprawcami, rzucaj�c si� w
obj�cia wieczornego mroku.
Szcz�liwie, Gruby zaj�ty by� w�a�nie rozpalaniem nowej "pochodni", wiec zanim
si� ruszy�, zanim ktokolwiek zorientowa� si� jak nale�y w sytuacji, zbiega�am
ju� w d� nasypu, zmierzaj�c w stron� lasu.
Ale nie doceni�am Grubego: Gna� za mn� niby rozp�dzony ekspres. W uniesionej
d�oni trzyma� p�on�c� ga���, widzia�am, jak skraca si� i wzmacnia m�j cie�.
By�am ju� w lesie, kiedy z�apa� mnie za koszulk�. Jakim� cudem wyrwa�am j� i
�lizgiem wpad�am w k�p� paproci. Przyczajona w ich g�szczu s�ucha�am mijaj�cego
mnie tupotu n�g. Ledwie si� oddali�, wyskoczy�am ze swojej kryj�wki i pogna�am w
prawo, karmi�c si� nadziej� na spotkanie Uroczyska.
Nie zawiod�am si�. Jednak zamiast przekroczy� jego granice, Stan�am, by
sprawdzi�, gdzie jest Gruby. Ko�o twarzy �mign�a mi rzucona sk�d p�on�ca ga���,
za ni� nast�pna.
Teraz ju� zdecydowanie wbieg�am do Uroczyska i ... zamar�am. M�j cie�,
rozta�czony i kr�tki, powr�ci�. Obejrza�am si� gwa�townie, lecz to nie by�a
pochodnia. P�on�y zaro�la.
Ogie� po�era� je z �apczywo�ci� chorego z g�odu drapie�nika. Kiedy wreszcie
wr�ci�a mi zdolno�� dzia�ania, p�on�o ju� p� Uroczyska. Pobieg�am w stron�
sza�as�w z nadziej� znalezienia tam zagubionego pinokia, ale znalaz�am tylko
drgaj�ce bole�nie; po�amane szcz�tki. Pozbiera�am je i z p�aczem wrzuci�am w
Ogie�.
Dopiero wtedy Pomy�la�am o ratowaniu siebie. Rozejrza�am si� bezradnie, wsz�dzie
napotykaj�c �wietlist� �cian� ognia, w oczy i nos wciska� si� �ar i gesty,
gryz�cy dym. Wyda�o mi si�, �e dostrzegam w po�arze luk�, aby do niej dotrze�,
musia�am przeby� sadzawk� Woda w niej przypomina�a gesti� od wodorost�w zup�,
kiedy wysz�am na przeciwleg�y brzeg, wygl�da�am jak legendarny wodnik. Istotnie,
po�ar nie dotar� tu jeszcze w ca�ej swej sile. Zanim przedar�am si� przez
barier� rodz�cego si� dopiero ognia, spojrza�am po raz ostatni za siebie, na
Uroczysko. Je�li dawniej mo�na by�o odnie�� z�udzenie, �e ca�e utkane zosta�o z
zieleni, to teraz zdecydowanie dominowa�a czerwie�. ��ywio� hucza� i wi� si�,
gdzie� znikn�� panuj�cy tutaj od wiek�w bezruch. W gardle wyros�a mi bolesna
kula, zamkn�am oczy i rzuci�am si� w przerwie miedzy p�on�cymi krzewami. Owia�
mnie intensywny �ar, uszy wype�nia� huk, a zaraz p�niej nasta�a cisza i ch��d.
Wydosta�am si�.
Widz�c otaczaj�c� mnie ciemno��, niemal uwierzy�am, �e ca�e zaj�cie by�o niczym
innym, jak jeszcze jednym snem. Ale piek�ca sk�ra na rekach; nogach i twarzy
przywr�ci�a mnie szybko rzeczywisto�ci. Z oczu nadal bezwiednie ciek�y mi �zy.
Ruszy�am na o�lep przed siebie, ciemno�ci ca�kowicie pozbawia�y orientacji, nie
mia�am poj�cia, w kt�r� stron� powinnam si� teraz zwr�ci�. Otacza� mnie las
li�ciasty, pe�en m�odych drzewek i krzew�w, ci�ki do przebycia nawet w jasnym
�wietle dnia, tote� marsz naprz�d przychodzi� mi z wielkim trudem. Z powodu
g�stych koron drzew nie mog�am te� dostrzec wi�kszego obszaru nieba, jedyne, co
widzia�am, to b�yskaj�ce filuternie pojedyncze ogniki gwiazd. W pewnej chwili
po�r�d r�norodnych odg�os�w nocnego lasu da�o si� wyr�nia jeden obcy - d�wi�k