6191

Szczegóły
Tytuł 6191
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6191 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6191 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6191 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Zbigniew Nienacki Nowe przygody Pana Samochodzika ROZDZIA� PIERWSZY SPOTKANIE U PRZEPRAWY � PAN, KT�RY ZNA SI� NA WSZYSTKIM � PIERWSZA PRZYGODA � GANG CZARNEGO FRANKA � TCH�RZ � BIA�Y JACHT � JEGO WYSOKO�� KSI��� SPINNINGU � TAJEMNICZY LIST � KIM JEST KAPITAN NEMO � SZARY �LIZGACZ Na pocz�tku lipca w pachn�cej skwa�nia�ym piwem gospodzie ludowej �Nad Jezio-rakiem" zebra�o si� bardzo liczne towarzystwo. Prom, kt�ry na drug� stron�, do�� w�skiego w tym miejscu, jeziora przewozi� samochody i podr�nych, by� w�a�nie zepsuty i obiecywano go uruchomi� nie wcze�niej ni� za godzin�, wi�c kto tylko nadjecha� albo natychmiast wraca�, decyduj�c si� nadrabia� czterdzie�ci kilometr�w drogi wok� jeziora, albo te� pozostawa�, czekaj�c na napraw�. W ch�odnym wn�trzu gospody pi� piwo lub oran�ad�, jad� kie�bas� z musztard�, nic bowiem innego do picia i do jedzenia tam nie by�o. M�j wehiku� zajmowa� drugie miejsce w niezbyt d�ugim rz�dzie samochod�w stoj�cych na podje�dzie do promu. Wyprzedza�a mnie stara, zdezelowana ci�ar�wka z jakiego� mazurskiego pegeeru, kt�r� przyjecha�a dwunastoosobowa grupa ch�opc�w i dziewcz�t. Z pocz�tku s�dzi�em, �e m�odzie� ta jedzie do prac polowych, ale po chwili widz�c jak zdejmuj� z samochodu plecaki, pogniecione mena�ki i poobt�ukiwane kocio�ki, zorientowa�em si�, �e grupa ta przyjecha�a autostopem na wyraj nad Jeziorak. Zapewne dopiero co rozpocz�li swoj� letni� w��cz�g�, bo mieli jeszcze pieni�dze; obsiedli jeden wielki st� w gospodzie i obficie raczyli si� piwem, ha�asuj�c przy tym i u�ywaj�c niewybrednego s�ownika ulicznik�w. Tu� po mnie nadjecha�y dwa osobowe samochody: syrena i wartburg z warszawskimi rejestracjami. Przykr�cony do dachu syreny baga�nik a� ugina� si� pod ci�arem sprz�tu kempingowego: work�w ze �piworami, namiotami, nadmuchiwanymi materacami. Wartburg za� ci�gn�� za sob� dwuk�k�, na kt�rej spoczywa�a niedu�a ��dka. Mimo przebytej drogi samochody l�ni�y czysto�ci�, a ��dka wygl�da�a na jeszcze nie u�ywan�. Z syreny wysiad�a para w �rednim wieku: on � szczup�y, szpakowaty, z zaaferowan�, a jednocze�nie dumn� min� �niedzielnego kierowcy", kt�ry po raz pierwszy w �yciu odby� w�asnym samochodem a� tak wielk� tras�: z Warszawy na Mazury, ona � wysoka, chuda, w okularach, przypominaj�ca star� Angielk� z filmowych komedii. Z wartburga wytoczy�a si� korpulentna pani, a zza kierownicy wysiad� gruby starszy pan z w�sikami i straszliwym marsem na czole. Jego widok m�g� wywo�a� paroksyzm �miechu u ka�dego obie�y�wiata. Nosi� bluz�, jak� naby� mo�na w zagranicznych sklepach rybackich, upstrzon� dziesi�tkami mniejszych i wi�kszych kieszonek. Podobnie bogate w kieszenie mia� spodnie. A poniewa� wszystkie kieszenie by�y wypchane, wydawa�o si�, �e osobnik ten jest jakby miniatur� wielkiego domu towarowego; mo�na by si� u niego zaopatrzy� nie tylko w szpul� nici ��danego koloru, ale i w ig�� ��danej grubo�ci, ka�dy rodzaj haczyka do w�dki, kamienie do zapalniczek, sznurki, �y�ki, sk�adane wieszaki do ubrania, spr�ynki do spinningu, no�yczki, sznurowad�a do but�w, tasiemki, agrafki i tym podobne akcesoria, ��cznie z zapasowymi �ledziami do namiotu. Mia�em niemal pewno��, �e pan ten przez dwa tygodnie przygotowywa� si� starannie do urlopu, uwzgl�dniaj�c ka�d� sytuacj�, jaka mu si� mo�e przydarzy� na kempingu. A wi�c w lewej g�rnej kieszeni nosi� na pewno zapalniczk� na benzyn� wraz z zapasowymi kamieniami. Na wypadek gdy benzyna si� wyczerpie, w prawej dolnej kieszeni trzyma� zapalniczk� na gaz. A gdyby i ona przesta�a dzia�a�, w prawej g�rnej kieszeni kry� pude�eczko zapa�ek. By�em te� przekonany, �e gdy ju� rozbije sw�j namiot, oka�e si�, �e w�a�nie zapomnia� zabra� czego� niezwykle wa�nego i nieodzownego. U szerokiego pasa wisia� mu przyrz�d stanowi�cy skrzy�owanie toporka z pi��, saperk�, m�otkiem i no�em fi�skim. U drugiego boku ko�ysa� si� na �a�cuszku ogromny scyzoryk o kilku ostrzach i jaki� sk�adany aparat, kt�rego przeznaczenia nie znali chyba sami producenci. Na przegubie lewej r�ki nosi� zegarek, a na przegubie prawej tkwi�a busola. Na nogach mia� papucie we�niane r�cznej roboty ze specjalnie przyszytymi podeszwami. Gdy tylko wysiad� z wozu, �ona poda�a mu buty. Pan spojrza� najpierw na zegarek, potem na busol�. � Jedziemy w prawid�owym kierunku � rzek� do pary z drugiego wozu. A potem zdj�� papucie i wzu� trzewiki. � Uwa�am � rzuci� pod adresem szpakowatego pana, zapewne swego przyjaciela � �e twoja �ona r�wnie� powinna ci uszy� podobne papucie. Gdy prowadzisz samoch�d i trzymasz nog� na gazie, nie m�czy ci si� stopa. O nogi nale�y dba� podczas podr�y. Pami�taj: na kempingu noga rzecz najwa�niejsza. Na obola�ych nogach niczego nie zdzia�asz. M�wi� to takim tonem, jakby przyszed� tu z Warszawy pieszo, a nie przyjecha� samochodem. Gdy dowiedzia� si�, �e prom b�dzie czynny nie wcze�niej ni� za godzin�, srogi mars na jego czole jeszcze bardziej si� pog��bi�. Wsp�lnie ze swoj� ma�� gromadk� wkroczy� do gospody ludowej, g�o�no przemawiaj�c do przyjaciela: � Pami�taj, Kaziu, �e podczas upa�u nie wolno pi� piwa ani oran�ady, gdy� to tylko wzmaga pragnienie. Nale�y pi� albo czarn� kaw�, albo gorzk�, mocn� herbat�. Urwa�, zobaczy� bowiem mnie, siedz�cego przy stole i zapijaj�cego oran�ad� kie�bas� z musztard�. � O, w�a�nie � wskaza� mnie palcem � ten pan nie ma do�wiadczenia turystycznego. B�dzie przez ca�y dzie� odczuwa� narastaj�ce pragnienie. Bezradnie roz�o�y�em r�ce. � Niestety, szanowny panie, w tej gospodzie nie ma ani czarnej kawy, ani gor�cej herbaty. Oko grubego pana b�ysn�o triumfuj�co. � S�yszycie? � zawo�a� do swej gromadki. � Oto przyk�ad braku do�wiadczenia turystycznego. Co bowiem cechuje prawdziwego turyst�? Ot� cechuje go przezorno��. Prawdziwy turysta wozi ze sob� w jednym termosie czarn� kaw�, a w drugim gor�c� herbat�. Mi�a Myszko � zwr�ci� si� do �ony � czy mo�esz nas pocz�stowa� herbat�? Z uznaniem pokiwa�em g�ow� i u�miechn��em si� �yczliwie do �do�wiadczonego turysty". Uwa�am ten gatunek ludzi za do�� denerwuj�cy, ale dla przyrody s� oni zupe�nie nieszkodliwi. Jeszcze si� nie zdarzy�o, aby taki pedantyczny i dok�adny turysta pozostawi� na swym kempingu nie zakopane puszki po konserwach albo zapr�szy� ogie� w lesie. Pan Anatol � takim imieniem zwali go �ona i przyjaciele � zagarn�� swoj� gromadk� do s�siaduj�cego z moim sto�u i pocz�� raczy� ich napitkiem z termosu. A poniewa� �yczliwie odnios�em si� do jego s��w, nawet przede mn� postawi� plastykowy kubeczek z herbat�. � To chyba pa�ski samoch�d stoi przed gospod�? � zapyta� mnie uprzejmie i nie czekaj�c na odpowied� o�wiadczy�: � Sam pan go zbudowa�, prawda? Od razu, na pierwszy rzut oka wida�, �e zrobiony zosta� na silniku motocyklowym. Szybko�� zapewne ma bardzo ograniczon�, ale zawsze to cztery k�ka i na rybki mo�na si� wybra�. Nie zaprzeczy�em. Nie chcia�em pozbawi� go wra�enia, �e jest znawc� motoryzacji. Stanowi� klasyczny typ �besserwissera"[1], wda� si� z nim w dysput�, znaczy�o � obrazi� go �miertelnie. Od dalszej rozmowy z panem Anatolem uratowa�o mnie wej�cie siedemnastoletniej dziewczyny, kt�ra przed gospod� zajecha�a na rowerze. By�a to �adna, szczup�a blondynka z grubym, jasnym warkoczem na plecach. Do baga�nika roweru przytroczon� mia�a odrapan� walizk�. Wygl�da�a na os�bk�, kt�ra pierwszy raz w �yciu samodzielnie wyruszy�a na wczasy. Jej wej�cie powita� ryk popijaj�cych piwo wyrostk�w. � O, nowa laleczka! � wrzeszczeli. � Dzieweczko, chod� do nas. Przysi�d� si� do weso�ej kompanii. Z nami nie zginiesz, laleczko! Chod� do nas, Czarny Franek ci� zaprasza. Na ustach dziewczyny pojawi� si� pogardliwy grymas, jej twarz spochmurnia�a. W odpowiedzi na wrzaski wyrostk�w wzruszy�a ramionami i skierowa�a si� do mojego sto�u, jedynego zreszt� z wolnymi miejscami. � Czy mog� si� przysi���? � zapyta�a. A kiedy skin��em g�ow�, usiad�a na brze�ku krzese�ka. Z przewieszonej przez rami� torby wyj�a dwie kanapki owini�te w bibu�ki, roz�o�y�a posi�ek na stole i podesz�a do bufetu, aby zam�wi� co� do picia. Banda wyrostk�w ci�gle nie dawa�a jej spokoju, gestami i wrzaskiem zapraszaj�c dziewczyn� do swego sto�u. Nie reagowa�a na ich zaczepki, wzi�a od bufetowej butelk� oran�ady i wr�ci�a z ni� do mego sto�u. � To pani znajomi? � zagadn��em j�. Spojrza�a na mnie zdumiona. � Nie znam ich w og�le. Chcia�em zapyta�, z jakiego miasta przyjecha�a, ale w tym momencie od sto�u wyrostk�w podni�s� si� ch�opak z ogromn� czarn� czupryn�, kt�ra upodabnia�a go do kruka z rozpostartymi skrzyd�ami. To by� chyba �w Czarny Franek. Podszed� do nas, ko�ysz�c si� jak marynarz, z r�kami g��boko wsuni�tymi w kieszenie brudnych d�ins�w. � Czemu nie s�uchasz naszych g�os�w, laleczko? � zagadn�� dziewczyn� pochylaj�c si� ku niej. � Jest nas trzyna�cie os�b, a trzynastka, jak wiesz, to feralna liczba. Ty by�aby� czternasta. � Nie �ycz� sobie waszego towarzystwa � burkn�a dziewczyna. Czarny Franek a� wyprostowa� si�, jakby go kto� d�gn�� w plecy. � Tylko nie podskakuj � warkn��. � Chyba s�ysza�a� o gangu Czarnego Franka? � Nie s�ysza�am � odpali�a. Z ubolewaniem pokiwa� g�ow�. � Znaczy si�, panienka gazet nie czytuje, niewykszta�cona os�bka. Bo w �Ekspre-siaku" du�y artyku� wydrukowali o gangu Czarnego Franka z Ochoty. �e niby spokoju przez nas nie ma w ca�ej dzielnicy. To ja jestem Czarny Franek, rok poprawczaka mam za sob�� powiedzia� z tak� dum�, jak �o�nierz o bojowych odznaczeniach. Dziewczyna znowu lekcewa��co wzruszy�a ramionami, co mocno ubod�o ch�opaka, tym bardziej �e ca�a banda przys�uchiwa�a si� ich g�o�nej rozmowie. �liczna ruda dziewczyna w bluzeczce o pal�cej jak ogie� czerwieni z niezadowolon� min� obserwowa�a zachowanie si� Czarnego Franka. Teraz pogardliwie wzd�a wargi i krzykn�a: � Daj jej spok�j! Czy nie widzisz, �e to prowincjonalna g�? Ch�opak roze�mia� si�, do wt�ru zabrzmia� ryk jego bandy. � A wi�c panienka jest prowincjonaln� g�si�? Ale teraz panienka ju� wie, kto ja jestem. A skoro grzecznie zapraszam, to nale�y s�ucha�. No, jazda! � krzykn�� i mocno chwyci� dziewczyn� za rami�. Podnios�em si� od sto�u. � Stop, m�ody cz�owieku. Maszeruj na swoje miejsce i zostaw t� pani� w spokoju. Czarny Franek poczerwienia� z gniewu. W gospodzie zapad�a taka cisza, �e us�ysza�em szept pani Anatolowej: � B�agam was, nie wtr�cajcie si�. To s� chuligani... Pan Anatol rozejrza� si� dooko�a bezradnie. Wida� by�o, �e ma wielk� ochot� da� folg� swoim przyzwyczajeniom do pouczania wszystkich. Teraz by�a ku temu szczeg�lna i mo�e w�a�ciwa okazja. Ale zobaczy� ponure, zaci�te miny wyrostk�w i chyba tch�rz go oblecia�. Odwr�ci� si� do mnie plecami, jakby daj�c wszystkim do zrozumienia, �e on si� do niczego nie wtr�ca. �Tch�rz" � pomy�la�em o nim z pogard�. I natychmiast straci�em ca�� sympati� dla niego i jego nauk. A dziewczyna? Zauwa�y�em, �e przyblad�a. P�niej zerkn�a na mnie, rzuci�a spojrzenie na Czarnego Franka. I raptem zrobi�a co�, co wprawi�o mnie w bezbrze�ne zdumienie. Wsta�a od sto�u i powiedzia�a do ch�opaka: � Ostatecznie mog� si� do was przysi���. Nawet ciekawa jestem, co z was za kompania... I posz�a do ich sto�u, gdzie ca�a banda przywita�a j� nieludzkim wrzaskiem. Czarny Franek skrzywi� twarz w grymasie pogardy i odchodz�c za dziewczyn�, rzuci� w moj� stron�: � No i po co pan si� wtr�ca, panie starszy? Poczerwienia�em. � Taka jest ta dzisiejsza m�odzie� � mrukn�� g�o�no pan Anatol. Drobnym truchcikiem przydrepta�a do mnie bufetowa w brudnym fartuchu. � O Bo�e, jaki pan nieostro�ny � z�o�y�a modlitewnie r�ce i opar�a je na wydatnym brzuchu. � Przecie� mog�a z tego wynikn�� straszna awantura. Ja ich znam, t� band� Czarnego Franka. Oni tu ju� byli w ubieg�e lato, ca�y miesi�c grasowali nad Je-ziorakiem, zanim ich milicja nie uspokoi�a. A co szk�d narobili! Kilka ��dek ukradli i rozwlekli po ca�ym jeziorze, wybierali rybakom ryby z sieci. A tak przy tym sprytnie to robili, �e milicja nie potrafi�a im niczego udowodni� i nie mogli ich zamkn�� w kryminale. Teraz znowu tu wr�cili. O, nieweso�e si� nam lato zapowiada. Wystrasz� turyst�w i zarobki b�d� mniejsze. Uwa�niej ni� dot�d popatrzy�em na wrzeszcz�c� gromad�. A wi�c nie by�a to po prostu banda rozwydrzonych ch�opak�w i dziewcz�t, ale ju� przest�pcy. Gang �obuz�w i chuligan�w, a nawet z�odziejaszk�w. A przecie� �aden z nich nie mia� wi�cej ni� siedemna�cie lat. Czarny Franek wygl�da� nawet troch� m�odziej. �Co sk�oni�o ch�opaka do wkroczenia na tak� drog�?" � zastanawia�em si�. Albo ta ruda dziewczyna w czerwonej bluzeczce. Prezentowa�a bardzo subtelny typ urody, d�onie mia�a delikatne, w�osy starannie uczesane, nosi�a eleganckie sztruksowe spodnie. Wygl�da�a, jak to si� kiedy� m�wi�o, na �panienk� z dobrego domu". I sk�d ona znalaz�a si� w�r�d tego wilczego stada? Wrzask wyrostk�w nagle ucich�. Kt�ry� z ch�opak�w zobaczy� przez okno, �e do brzegu przybija du�y, bia�y jacht. Ca�a banda natychmiast wypad�a z gospody. Blondynka z warkoczem tak�e wysz�a z nimi na brzeg. Wygl�da�o na to, �e �wietnie si� czuje w nowej kompanii. � Uff � g�o�no, z ogromn� ulg� odsapn�� pan Anatol. I zaraz obudzi�a si� w nim ochota do poucze�. � Najlepiej trzyma� si� od nich z daleka � odezwa� si� do mnie. � Na szcz�cie Jeziorak to bardzo du�e jezioro i mo�na b�dzie jako� unika� spotkania z nimi. A swoj� drog�, dlaczego milicja nie zrobi porz�dku z takimi �obuzami? Rozgniewa�o mnie to gadanie. By�em na niego z�y za tch�rzostwo. � Najbli�szy posterunek milicji jest, o ile wiem, o pi�tna�cie kilometr�w st�d. A zreszt� milicja nie mo�e by� wsz�dzie i nie trzeba jej wzywa� w wypadku ka�dego gru-bia�stwa. Wystarczy, je�li obywatele w�a�ciwie zareaguj� w odpowiednim momencie, zamiast odwraca� si� plecami, gdy widz� z�o. Obrazi� si�. Jego �ona po�pieszy�a mu z odsiecz�. � Uwa�amy � powiedzia�a � �e ka�dy powinien pilnowa� swojego nosa. Co pana obchodzi�a ta dziewczyna? Wtr�ci� si� pan i kto wie, czy nie dosz�oby do b�jki. A ta dziewczyna okaza�a si� nie lepsza od tamtych. Wzruszy�em ramionami. Uwa�a�em, �e post�pi�em s�usznie, niezale�nie od tego, jak zachowa�a si� blondynka z warkoczem. Ale nie mia�o sensu przed�u�anie dyskusji z pani� Anatolow�. Uda�em, �e i mnie zainteresowa� jacht przybijaj�cy do brzegu i prze-siad�em si� bli�ej okna. Jacht by� pi�kny � bia�y, wysmuk�y. Motorowo-�aglowy. W tej chwili przyp�yn�� na motorze. P�nagi, brodaty m�czyzna zarzuci� cum� na pal, a m�oda kobieta wysun�a z jachtu drewniany trap. Potem z kabiny wyszed� m�odzian maj�cy na oko oko�o dwudziestu dw�ch lat � chudy, blady, wymoczkowaty. W jego sylwetce nie by�o nic ze sportowca-wodniaka, cho� na g�owie nosi� czapk� jacht-klubu i by� chyba kapitanem jachtu. Te trzy osoby stanowi�y ca�� za�og� jachciku. Po trapie przemaszerowali na brzeg i skierowali si� do gospody. Banda wyrostk�w przygl�da�a si� przybyszom w niemym zachwycie, zapewne �w jacht bardzo im zaimponowa�. Wymoczkowaty m�odzian dostrzeg� ten zachwyt, wyprostowa� si� dumnie i odt�d stara� si� i�� rozko�ysanym krokiem starego wilka morskiego. Do gospody wkroczyli g�siego. Na przedzie wymoczek, za nim m�oda kobieta, na ko�cu za� p�nagi Brodacz. M�oda kobieta nie odznacza�a si� urod�, ale nosi�a pi�kny kostium k�pielowy. Sk�r� mia�a opalon�, kontrastowa�y z ni� utlenione na bia�o w�osy. Lecz mimo, �e przyp�yn�a na jachcie, da�bym sobie g�ow� uci��, �e jej opalenizna powsta�a od promieni solluxu. Wygl�da�a, jakby dopiero wczoraj wsiad�a na jacht. Upewni�em si� co do tego jeszcze bardziej, gdy zobaczy�em jej straszliwie d�ugie i starannie wymalowane paznokcie. Z takimi paznokciami nie rozpina si� �agla ani nawet nie gotuje posi�k�w na wodniackim szlaku. Tylko p�nagi Brodacz robi� wra�enie sportowca-wodniaka, cho� nie nosi� bia�ej czapki, lecz wyszarza�� od s�o�ca d�okejk�. Przez opalone, prawie czarne rami� przewieszon� mia� kamer� filmow�, z kt�r� zdawa� si� nigdy nie rozstawa�, jak operator kroniki filmowej. Razem z nimi powr�ci�a do gospody banda wyrostk�w. Dziewcz�ta i ch�opcy opanowali ju� sw�j zachwyt dla jachtu i zacz�li si� prze�ciga� w zaczepkach wobec przyby�ych. Nie by�y to jednak ordynarne okrzyki, a po prostu bardzo smarkaczowskie zawo�ania w rodzaju: �Panie, niech mnie pan sfilmuje"! �Ile kosztuje taki statek?" �Jak szybko si� na nim p�ynie?" �Mo�e nas pa�stwo ze sob� zabior�?". Przybyli nie reagowali na te zaczepki. Wymoczkowaty kapitan podszed� do bufetu i obwie�ci� gromko: � Chcemy kupi� dwie skrzynki piwa. Zap�ac� za butelki i za skrzynki. Zabierzemy je na jacht, jest taki upa�, �e nawet na wodzie mo�na ducha wyzion�� z pragnienia. Bufetowa mia�a na sk�adzie tylko jedn� skrzynk� z butelkami pe�nymi piwa. Przynios�a j� z zaplecza i postawi�a przed kapitanem. Ten skin�� na Brodacza, aby odni�s� skrzynk�. Zapewne Brodacz odgrywa� na jachcie rol� s�u��cego. Gdy ca�a tr�jka ruszy�a ju� w stron� drzwi, pan Anatol poderwa� si� nagle od sto�u. � Ju� wiem, sk�d ja pana znam! � zawo�a� g�o�no w stron� wymoczkowatego kapitana. � Widzia�em w gazecie pana zdj�cie. Pan jest �kr�lem spinningu". � Tylko ksi�ciem, drogi panie. Tylko ksi�ciem � �askawie skin�� mu g�ow� wymoczkowaty kapitan. � Nie, nie. Pan jest prawdziwym kr�lem � zaaferowany pan Anatol ju� spieszy� w jego stron�. � To pan schwyta� na spinning sandacza o wadze jedenastu kilogram�w. Czy wolno mi, skromnemu rycerzowi spinningu, u�cisn�� pana prawic�? �Jego Wysoko��" �askawie poda� mu swoj� d�o�, ale skromno�� znowu kaza�a mu sprostowa� pogl�dy entuzjasty w�dkarstwa. � Z�owi�em nie sandacza, lecz szczupaka o wadze trzynastu kilogram�w, za co otrzyma�em tylko srebrny medal, drogi panie. Stosuj�c wi�c pana okre�lenia, mam chyba prawo jedynie do tytu�u �ksi�cia spinningu". Rekordzistk� Polski w ubieg�ym roku, a zarazem zdobywczyni� z�otego medalu jest jaka� dziewczyna, kt�ra tu w�a�nie, na Jezioraku, schwyta�a na spinning suma o wadze trzydziestu o�miu kilogram�w. Ona zosta�a �kr�low� spinningu", cho� niekt�rzy kwestionowali jej prawo do tytu�u. Bo niech pan sobie wyobrazi: m�oda dziewczyna i ogromny sum o wadze trzydziestu dziewi�ciu kilogram�w. To przecie� nieprawdopodobne. Pan Anatol a� z�apa� si� za g�ow�. � S�yszysz, Myszko? � zawo�a� do �ony. � Szczupak o wadze trzynastu kilogram�w. Sum o wadze trzydziestu dziewi�ciu kilogram�w. Jakie� wspania�e wyniki osi�gaj� niekt�rzy, �owi�c na spinning. Patrz, Kaziu, na pana! � krzykn�� do przyjaciela. � Oto jest ksi��� spinningu. Podziwiaj, ucz si�, jak �owi� ryby. Mo�e i ty kiedy� zostaniesz ksi�ciem? �Jego Wysoko��" znowu �askawie skin�� g�ow�, a entuzjazm pana Anatola doszed� do zenitu. � Mo�ci ksi��� � rzek� do wymoczkowatego kapitana � czy wolno mi wiedzie�, w jakim celu przyby� pan nad Jeziorak? Domy�lam si�, �e b�dzie pan tutaj pr�bowa� �owi�. Lecz czy wolno mi zaspokoi� swoj� ciekawo��: na jak� ryb� zamierza pan polowa� i w jakim miejscu? Entuzjazm pana Anatola, a przede wszystkim jego uni�one uk�ony wygl�da�y tak zabawnie, �e wywo�a�y now� fal� drwin u bandy wyrostk�w. Ruda dziewczyna z b�aze�-sk� min� podesz�a do ksi�cia i z�o�y�a przed nim dworski uk�on. � O, jak�e jestem zaszczycona, mo�ci ksi���, przebywaj�c w tak wybitnym towarzystwie � powiedzia�a kpi�co. Czarny Franek splun�� na pod�og� i burkn�� g�o�no: � Co za arystokracja, psiako��! Kr�lowie i ksi���ta, panowie magnaci. A ja kicham na wasze arystokratyczne tytu�y, na wasze spinningi. �owi� ryby, kiedy mi si� podoba i jak mi si� podoba. Zreszt� � jeszcze raz splun�� pogardliwie � pan nie jest �aden ksi���. Nazywaj� pana w Warszawie Wacek Krawacik, bo pana matka ma sklepik z krawatami w pawilonach na Marsza�kowskiej. Kupi�a panu ten jacht, kt�rym si� pan teraz rozbija po jeziorach. Na te s�owa wr�ci�a do gospody blondynka z warkoczem. D�u�ej ni� inni podziwia�a bia�y jacht. Us�ysza�a wypowiedziane przez Czarnego Franka przezwisko w�a�ciciela jachtu i roze�mia�a si� g�o�no. A Czarny Franek �jak gdyby zazdrosny o s�aw� Wacka Krawacika � perorowa� dalej: � Ryby g�osu nie maj�, wi�c nie powiedz�, co my�l� o pana rekordach i medalach. Mo�e mamusia kupi�a na Targ�wku du�ego szczupaka i ten medal ma pan od niej, tak jak i jachcik? Kicham na ksi���ce tytu�y. I zapewniam pana, �e to ja b�d� kr�lowa� na Jezioraku, a nie pan, panie Krawacik. Cho� nie uwa�am si� za psychologa, pomy�la�em: �Zdaje si�, �e wiem, co tego ch�opaka sprowadzi�o na z�� drog�. Jest w nim przeogromna ch�� imponowania innym. Nie potrafi im imponowa� w dobrym, robi to w z�ym". �askawo�� znikn�a z oblicza ksi�cia. Zacisn�� usta i burkn�� do Brodacza: � Zabieraj t� skrzynk� z piwem i wracamy na jacht. Udaj�c, �e nie dostrzega wyrostk�w, zwr�ci� si� wy��cznie do pana Anatola. To jednak co m�wi�, skierowane by�o wyra�nie do Czarnego Franka. � Pyta� mnie pan o moje plany rybackie. Drogi panie, b�d� pr�bowa� na Jezioraku polowa� na sandacze. A m�j przyjaciel � wskaza� Brodacza � kt�ry jest filmowcem-amatorem, zamierza zrobi� film o moich rzutach spinningiem. Nakr�ci kr�tki o�wiatowy film o tym, w jaki spos�b �owi� za pomoc� b�yszczki. Potem wy�wietlimy ten film w naszym kole Polskiego Zwi�zku W�dkarskiego. � Gdzie? Gdzie pan b�dzie �owi�? � zapyta� pan Anatol. � Chcia�bym cho� raz zobaczy� pana s�ynne rzuty. A mo�e miejsce swoich �owisk okrywa pan tajemnic�? �askawo�� znowu zago�ci�a na obliczu ksi�cia. � B�d� �owi� ko�o Przyl�dka Sandacza � odpar�. � Nie mam poj�cia, gdzie to jest � zmartwi� si� rycerz spinningu. � Czyta�em dok�adnie przewodnik po Jezioraku, ale takiego przyl�dka tam nie by�o. � By� mo�e � przytakn�� pan Krawacik. � Od pewnego znawcy Jezioraka kupi�em map� z zaznaczonymi na niej �owiskami r�nego rodzaju ryb. Ten znawca jeziora wykorzysta� nazwy u�ywane przez okoliczn� ludno��. Januszku � obr�ci� si� do Brodacza � czy nie m�g�by� przynie�� z jachtu naszej mapy? Wska�emy panu, gdzie jest Przyl�dek Sandacza. Tego pana interesuj� moje rzuty... Brodacz zbuntowa� si�. � Sam sobie przynie� t� map� � burkn��. � A zreszt�, zdaje si�, zapomnieli�my zabra� j� z domu. To powiedziawszy wzi�� z pod�ogi skrzynk� z piwem i mrucz�c gniewnie pod nosem wyni�s� si� z gospody. Autorytet ksi�cia znowu uleg� zachwianiu. Postanowi� wi�c szybko zako�czy� rozmow�. � Przyl�dek Sandacza le�y w p�nocnej cz�ci Jezioraka. Tam mnie pan znajdzie. M�j jacht nietrudno zauwa�y� � doda�. I na po�egnanie wyci�gn�� r�k� do pana Anatola, kt�ry u�cisn�� j� z ogromn� uni�ono�ci�. A wtedy ksi��� i jego dama skierowali si� do wyj�cia. W tym czasie do gospody wbieg� bosy wiejski ch�opak i poda� Czarnemu Frankowi jak�� kartk�. Zanim Czarny Franek zd��y� j� przeczyta�, ch�opak ju� czmychn�� z gospody. Bia�y jacht odbija� od brzegu. Ale nikt z wyrostk�w tego nie ogl�da�. Czarny Franek wyszed� na �rodek gospody i wrzasn�� na swoj� band�: � Cicho ho�ota! Tu mi jak�� kartk� przyniesiono. I przeczyta�: Jeste�cie band� opryszk�w. Je�li zn�w w tym roku spr�bujecie grasowa� nad Jeziora-kiem, po�a�ujecie tego. Rozprawi� si� z wami. Kapitan Nemo. Gospod� wype�ni�y okrzyki wyrostk�w: � Kto przyni�s� t� kartk�? � Kto nam tak grozi? Kt�ry� z ch�opak�w wyskoczy� na dw�r, �eby odnale�� bosego malca, lecz powr�ci� samotnie. Ch�opca ju� nie by�o ani w pobli�u gospody, ani na brzegu jeziora. Czarny Franek g�o�no wykrzykiwa�: � S�yszycie? Grozi nam. Ju� my si� z nim rozprawimy. Chcia�bym jednak wiedzie�, co to za kapitan Nemo? Odezwa�em si�: � Nie czytali�cie ksi��ek Verne'a: 20.000 mil podmorskiej �eglugi i Tajemniczej wyspy? Czarny Franek wzruszy� ramionami. � Pewnie, �e czyta�em te ksi��ki. Ale pan chyba nie my�li, �e to kapitan Nemo mieszka nad Jeziorakiem? Ruda dziewczyna pogrozi�a pi�ci� w stron� okna i widocznego przez nie jeziora. � Patrzcie, pa�stwo, bohater z ksi��ki o�y� i zaczyna nas straszy�. Niech no si� on nam poka�e... W tym momencie, jakby w odpowiedzi na rzucone wyzwanie, na jeziorze g�ucho, zahucza� ma�y holownik mijaj�cy si� z bia�ym jachtem Wacka Krawacika. Holownik ci�gn�� za sob� nowiutki, szary �lizgacz. Ujrzeli�my wymalowan� na burcie �lizgacza nazw�: Kapitan Nemo. ROZDZIA� DRUGI WEZWANIE NA MILICJ� � FA�SZYWE IKONY I BURSZTYNOWA WENUS � HISTORIA BURSZTYNOWEJ FIGURKI � CZ�OWIEK Z BLIZN� NA PRAWYM POLICZKU � GDZIE JEST ZATOPIONA CIʯAR�WKA � UCIECZKA POD BOMBAMI � PODRӯ PALCEM PO MAPIE � PODEJMUJ� RYZYKOWNE PRZEDSI�WZI�CIE Historia mego przybycia nad Jeziorak mia�a sw�j pocz�tek jeszcze w zimie... W lutym otrzyma�em wezwanie do Komendy G��wnej Milicji Obywatelskiej. Wyja�niono mi telefonicznie, �e milicji zale�y na mojej opinii dotycz�cej jakich� starych dzie� sztuki i zabytk�w. Nie zaskoczy�o mnie to, poniewa� od czasu, gdy podj��em prac� na stanowisku referenta do specjalnych zada� w Naczelnym Zarz�dzie Muze�w w Ministerstwie Kultury i Sztuki, cz�sto zdarza�o mi si� wsp�pracowa� z organami �cigania. Z ramienia ministerstwa zajmowa�em si� poszukiwaniami zaginionych podczas wojny zbior�w muzealnych i prywatnych kolekcji, wojowa�em z handlarzami antyk�w, fa�szerzami dzie� sztuki, a tak�e zwyk�ymi rabusiami przedmiot�w cennych dla naszej kultury narodowej, nic wi�c dziwnego, �e nierzadko odwo�ywa�em si� do pomocy milicji lub milicja odwo�ywa�a si� do mojej pomocy, prosz�c o dokonanie ekspertyzy jakiego� dzie�a sztuki, odnalezionego u z�odzieja czy przemytnika. Zaprowadzono mnie do pokoju kapitana J�wiaka, trzydziestoletniego szczup�ego blondyna o weso�ych, zielonkawych oczach i sympatycznym u�miechu. Posadzi� mnie wygodnie za swoim biurkiem, z kasy ogniotrwa�ej wyj�� dwie ikony malowane na desce i jak�� niedu�� figurk� zrobion� z bursztynu. Wszystkie te przedmioty po�o�y� przede mn� na biurku i powiedzia�: � Interesuje nas, co pan s�dzi o tych rzeczach. Mia�em ze sob� teczk�, kt�r� zazwyczaj zabiera�em na konsultacje. W teczce nosi�em lup� i kilka buteleczek z r�nymi chemikaliami przydatnymi niekiedy do dokonania szybkich analiz. Umo�liwia�y one stwierdzenie, czy obraz jest autentycznie stary. Ale tym razem w og�le nawet nie musia�em otwiera� teczki. Ju� na pierwszy rzut oka zauwa�y�em, �e obrazy na desce s� imitacj� starych �emkowskich ikon. Wykonano je z du�ym talentem, lecz ten, kto je malowa�, nawet specjalnie nie sili� si�, �eby ukry� fakt imitacji. Po prostu by�y to wsp�czesne malowid�a na deskach, dobrze wzorowane na bardzo starych i pi�knych ikonach. Odsun��em je wi�c na bok i zaj��em si� bursztynow� figurk�, zrobiono j� bardzo dawno, mo�e przed tysi�cem albo dwoma tysi�cami lat, z du�ego kawa�ka bursztynu, bo figurka mia�a prawie dwadzie�cia centymetr�w wysoko�ci. By� to prymitywny, schematyczny zarys kobiecej postaci, jakby rze�biarzowi nie zale�a�o na upodobnieniu jej do kogo� konkretnego, lecz wyobra�eniu kobiety w og�le, kobiety-symbolu. Moim zdaniem przedstawia�a bogini� p�odno�ci. �e by�a to rze�ba kultowa s�u��ca do obrz�d�w religijnych, potwierdza�by fakt, i� wykonano j� z bursztynu, kt�ry w odleg�ych wiekach ceniono bardziej ni� z�oto. Chocia�, by� mo�e, zrobi� j� kto�, kto mia� pod dostatkiem tego materia�u i dlatego � zamiast wykona� setki tak cennych w dawnych latach paciork�w bursztynowych � wyrze�bi� posta� kobiety. I gdy tak o tym pomy�la�em, przypomnia�em sobie co�. Zerwa�em si� z krzes�a. � Czy pozwoli pan, �e na chwil� pojad� do domu i przywioz� stary katalog zabytk�w? � zapyta�em. Kapitan J�wiak, kt�ry przez ca�y czas, gdy ogl�da�em roz�o�one na biurku przedmioty, przygl�da� mi si� z tak� uwag� i napi�ciem, jakby chcia� odgadn�� tok moich my�li, wskaza� palcem bursztynow� posta� kobiety. � A wi�c jednak to ona pana zainteresowa�a � stwierdzi�. I doda� z zadowoleniem: � Wiedzia�em, �e pan b�dzie nam m�g� pom�c w rozwi�zaniu tej zagadki. Bo je�li chodzi o te ikony, eksperci z Zak�adu Kryminalistyki natychmiast orzekli, �e s� to wsp�cze�nie malowane obrazy. Co za� si� tyczy tej figurki z bursztynu, stwierdzili tylko, �e jest stara. A dla mnie to za ma�o. Dlatego zdecydowa�em si� zwr�ci� o pomoc do pana. � Czy m�g�bym wiedzie�, w jakich okoliczno�ciach znaleziono t� bursztynow� pani�? � Nazwa�em j� Bursztynow� Wenus � roze�mia� si� kapitan J�wiak. � I taki kryptonim nada�em prowadzonej przeze mnie sprawie kryminalnej. � Bursztynowa Wenus? � zawo�a�em. I w mej g�owie otworzy� si� sezam pami�ci. Usiad�em za biurkiem. Powiedzia�em: � Nie musz� jecha� po katalog. Przypomnia�em sobie wszystko, co wiem o tej figurce. Na twarzy kapitana J�wiaka wida� by�o napi�cie. � Naprawd� udzieli mi pan informacji o Bursztynowej Wenus? � Nazwa� pan figurk� Bursztynow� Wenus, a ja przypomnia�em sobie, �e zetkn��em si� ju� z t� nazw�. Dotyczy�a ona identycznej figurki z bursztynu. Wyci�gn�� z kieszeni gruby notatnik. Usiad� obok mnie przy biurku. � S�ucham wi�c, panie Tomaszu... Tym razem to ja u�miechn��em si� i powiedzia�em z odrobin� za�enowania: � Czy nie obrazi si� pan, je�li wysun� pewn� propozycj�? Ja powiem panu, co wiem o Bursztynowej Wenus, a pan zdradzi mi, w jakich okoliczno�ciach zosta�a ona odnaleziona. Nie pytam zreszt� przez zwyk�� ciekawo��, tylko z obowi�zku, jako muze-alnik. � Zgoda � kiwn�� g�ow�. � Informuj�c pana, nie post�pi� wbrew przepisom, gdy� w pewnym sensie uwa�amy t� spraw� za zako�czon�. Wzi��em do r�ki bursztynow� figurk�. � Pochodzi ona najprawdopodobniej z Sambii, a odkryto j� w grobie z tak zwanego okresu rzymskiego, a wi�c w pocz�tkach naszej ery. Do ko�ca czterdziestego czwartego roku znajdowa�a si� ona w muzeum w E. i podczas dzia�a� wojennych zgin�a wraz z ca�ymi niemal zbiorami. S�dzili�my, �e zbiory muzeum wywieziono do Niemiec. Niestety, poszukiwania nasze na terenie Niemiec nie da�y rezultatu. I to ju� chyba wszystko, co mog� panu powiedzie� na ten temat � zako�czy�em i spojrza�em pytaj�co na kapitana J�wiaka. � Dwie fa�szywe ikony i Bursztynow� Wenus � zacz�� kapitan celnicy odebrali na granicy pewnemu cudzoziemcowi, gdy chcia� te przedmioty wywie�� bez zezwolenia w�adz. Nie ma chyba dla pana znaczenia, jak si� nazywa ten cudzoziemiec i z jakiego pochodzi kraju, znajduje si� on ju� zreszt� w swojej ojczy�nie. Ze wzgl�du na to, �e ikony okaza�y si� fa�szywe, zdecydowano si� umorzy� �ledztwo, cudzoziemca ukarano tylko grzywn�, a przedmioty, kt�re chcia� wywie��, zatrzymano w depozycie. Cudzoziemiec z�o�y� jednak zeznania przed milicj� i one mog� mie� dla pana pewn� warto��, poniewa�, jak si� zorientowa�em z pana s��w, odkrycie tej bursztynowej figurki rzuca nowe �wiat�o na spraw� zaginionych zbior�w. � W�a�nie. To bardzo wa�na sprawa. � Cudzoziemiec kupi� obrazy od cz�owieka, kt�rego przypadkowo pozna� w sklepie �Desy" w Warszawie. Mamy rysopis tego cz�owieka; s�dzimy, �e to jaki� plastyk, kt�ry dorabia sobie fa�szuj�c ikony i sprzedaj�c je obcokrajowcom. Przez tego w�a�nie plastyka cudzoziemiec zetkn�� si� z innym, nazwijmy go umownie Cz�owiekiem z Blizn�, bo cudzoziemiec m�wi�, �e �w osobnik ma blizn� na prawym policzku. Cz�owiek z Blizn� zaoferowa� cudzoziemcowi Bursztynow� Wenus i zaproponowa� zrobienie wielkiego interesu. Na czym polega� �w interes? Cz�owiek z Blizn� stwierdzi�, �e zna jezioro na Mazurach, gdzie podczas dzia�a� wojennych wpad�a pod l�d hitlerowska ci�ar�wka, wywo��ca jakie� bardzo cenne przedmioty. Ci�ar�wka le�y na dnie jeziora. Cz�owiekowi z Blizn� uda�o si� do niej dotrze� i wydoby� bursztynow� figurk�, lecz twierdzi, �e innych przedmiot�w nie uda si� wydosta� z ci�ar�wki bez aparat�w do nurkowania. Namawia� wi�c cudzoziemca, aby wszed� z nim w sp�k�. Cudzoziemiec mia� wy�o�y� pieni�dze, za kt�re Cz�owiek z Blizn� nauczy�by si� podwodnego nurkowania i zakupi� sprz�t podwodny. Po wydobyciu skarb�w podzieliliby si� nimi po po�owie. Cudzoziemiec jednak nie mia� zaufania do Cz�owieka z Blizn� i nie chcia� z nim wchodzi� w �adne sp�ki. Poprzesta� na kupnie Bursztynowej Wenus, kt�r�, jak pan wie, odebrano mu na granicy. R�ce mi dr�a�y, gdy si�gn��em do kieszeni po fajk�. � Kiedy si� to wszystko zdarzy�o? � zapyta�em. � Przed dwoma tygodniami. � Cudzoziemiec nie zgodzi� si� finansowa� poczyna� Cz�owieka z Blizn�. Ale mo�e si� znalaz� kto�, kto zaryzykowa� troch� pieni�dzy? I w tej chwili Cz�owiek z Blizn� na kt�rym� z warszawskich basen�w by� mo�e uczy si� podwodnego nurkowania. A za p� roku przyst�pi do wydobywania skarb�w. � Tak, to bardzo prawdopodobne � skin�� g�ow� kapitan J�wiak. � Trzeba tego cz�owieka aresztowa�. Musimy odzyska� te skarby! � krzykn��em. � Nie mo�na aresztowa� cz�owieka tylko dlatego, �e uczy si� nurkowania. W Warszawie jest kilka klub�w p�etwonurk�w i wiele ludzi uprawia ten sport. A mo�e Cz�owiek z Blizn� nie jest z Warszawy tylko, na przyk�ad, z Olsztyna lub Wroc�awia? � Ale mo�e zaryzykowa� ekspedycj� i wydoby� zbiory z zatopionej ci�ar�wki. Wzruszy� ramionami. � Mazury nazywaj� Krain� Tysi�ca Jezior. Kt�re jezioro z tego tysi�ca jest tym, gdzie zaton�a ci�ar�wka? � Gdyby odnale�� Cz�owieka z Blizn� � powiedzia�em � i otoczy� go dyskretn� obserwacj�, to ju� on sam, latem, zaprowadzi�by nas na miejsce zatopionej ci�ar�wki. Znowu u�miechn�� si� wyrozumiale. � Czy zdaje sobie pan spraw�, ilu ludzi trzeba by zatrudni� w tym celu? Nie mamy gwarancji, �e cudzoziemiec powiedzia� prawd�. A mo�e sk�ama� i Cz�owiek z Blizn�? Mo�e po prostu chcia� wy�udzi� pieni�dze od cudzoziemca i historia zatopionej ci�ar�wki jest tylko jego wymys�em? Lecz je�li nawet przyjmiemy, �e ca�a sprawa jest praw- dziwa i rzeczywi�cie istnieje jezioro z zatopion� ci�ar�wk�, czy s�dzi pan, �e Cz�owiek z Blizn�, zra�ony odmow� ze strony cudzoziemca, b�dzie nadal poszukiwa� finansowego poparcia dla wydobycia zbior�w? Pro�ciej by mu by�o zwr�ci� si� do jakiego� p�etwonurka i zaproponowa� mu sp�k� na zasadach: ja ci wska�� miejsce, ty wydob�-dziesz zbiory, a skarbami podzielimy si�. � Wi�c co robi�? Jaka jest rada? � Nie umiem panu nic powiedzie� � odrzek� kapitan J�wiak. � Cieszy mnie zaufanie, jakie ma pan do nas, ale musz� stwierdzi�: nie jeste�my towarzystwem jasnowidz�w, nie wiemy, gdzie znajduje si� jezioro z zatopion� ci�ar�wk�. Wyniki �ledztwa oraz Bursztynow� Wenus przeka�emy Naczelnemu Zarz�dowi Muze�w w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Na tym nasza rola zostaje zako�czona. Nie znaczy to oczywi�cie, �e zupe�nie przestaniemy interesowa� si� t� spraw�. Je�li otrzymamy sygna�, i� kto� usi�uje wydoby� skarby, stanowi�ce w�asno�� naszego narodu, mo�e pan by� pewny, �e wtr�cimy swoje trzy grosze. Zrozumia�em, �e to jest koniec rozmowy. Po�egna�em kapitana J�wiaka i powr�ci�em do swych codziennych zaj��. Pr�bowa�em zapomnie� o sprawie Bursztynowej Wenus, ale w majakach sennych zwidywa�y mi si� postacie p�etwonurk�w, wydobywaj�cych z g��bin jeziora niezliczon� ilo�� bursztynowych figurek. We �nie stara�em si� im je odebra� i budzi�em si� zm�czony walk�, zlany potem. W tydzie� p�niej zjawi�em si� w archiwum Muzeum Narodowego i w starych szparga�ach zacz��em szuka� teczki z zapiskami, kt�re kiedy� sporz�dzi�em. By�em wtedy studentem historii sztuki, a �e studiowa�em w pierwszych powojennych latach, gdy dla muzealist�w polskich pierwszoplanowym zadaniem sta�o si� odnalezienie i rewindykowanie polskich zbior�w zrabowanych przez hitlerowc�w, na praktyce wakacyjnej powierzono mi spraw�, kt�r� raczej winien si� by� zaj�� detektyw ni� historyk sztuki. Ale ja w�a�nie mia�em �y�k� detektywistyczn� i zaj�cie to przypad�o mi do gustu. Moim zadaniem by�o ustalenie trasy, kt�r� prawdopodobnie ucieka�y samochody hitlerowskie ze zbiorami muzeum w E. Zadanie okaza�o si� trudne i przeros�o moje mo�liwo�ci badawcze. Wprawdzie dzi�ki pomocy autochtonicznej ludno�ci polskiej, zamieszkuj�cej obszar Mazur i Powi-�la, zdo�a�em nakre�li� pewien odcinek drogi, kt�r� ci�ar�wka z napisem �Muzeum w E." ucieka�a przed nacieraj�cymi oddzia�ami Armii Czerwonej, jednak szlak urywa� si� w pewnym miejscu. I mimo wielu usi�owa� nie zdo�a�em odnale�� zagubionego tropu. Pami�tam, �e kiedy kierownictwu Muzeum Narodowego przedstawi�em wykre�lon� na mapie tras� uciekaj�cej ci�ar�wki, poddano w w�tpliwo�� warto�� mych bada�, tak by�a fantastycznie kr�ta i sprzeczna z logik�. Wynika�o z niej bowiem, �e zbiory wywo�ono nie na zach�d, ale na po�udnie, co wydawa�o si� bzdur�. Dlatego wyniki moich bada� od�o�ono do archiwum. Po dwudziestu latach z prawdziwym wzruszeniem wzi��em do r�ki z��k�a teczk� i otworzywszy j�, na nowo odczyta�em zrobione przeze mnie kiedy� zapiski. Mapka z zaznaczon� na niej tras� wskazywa�a, �e zbiory wieziono na Pas��k, a potem do miejscowo�ci o nazwie Matyty. W tym miejscu ci�ar�wka skr�ci�a na drog� do miasteczka, kt�re zwie si� obecnie Zalewo. Tu w�a�nie, w Zalewie, urywa� si� trop uciekaj�cej ci�ar�wki. Zalewo w�wczas p�on�o, zbombardowane przez samoloty radzieckie. Rynek pe�en by� cofaj�cego si� w pop�ochu hitlerowskiego wojska. Jeden z dawnych mieszka�c�w Zalewa przypomnia� sobie, �e wielotonow� ci�ar�wk� z napisem �Muzeum w E." widzia� stoj�c� na rozstaju dr�g, przy wje�dzie do miasteczka. By�o to w czasie kolejnego nalotu i kierowca ci�ar�wki zjecha� troch� z szosy, szosa bowiem stanowi�a g��wny cel nadlatuj�cych samolot�w. Mieszkaniec �w ukry� si� przed nalotem w piwnicy, a gdy uspokoi�o si� troch� i opu�ci� piwnic�, ci�ar�wki ju� nie zobaczy�. Prawdopodobnie odjecha�a. Albo szos� na Stary Dzierzgo�, albo drog� do Jerzwa�du i Susza. W Starym Dzierzgoniu � pami�tam � sp�dzi�em bezowocnie a� dwa dni, wypytuj�c �wczesnych mieszka�c�w miasteczka o ci�ar�wk� z napisem �Muzeum w E.". Nie zauwa�y� te� jej nikt w miejscowo�ciach po�o�onych na tej samej trasie. Pozostawa�a wi�c tylko droga: na Dobrzyki, Jerzwa�d i Susz, przez kt�ry mo�na by�o dojecha� dalej: do Prabut, Kwidzyna lub Malborka i jeszcze dalej na zach�d � do Niemiec. Niestety, r�wnie� i na tej trasie nikt nie zapami�ta� poszukiwanego przeze mnie samochodu. Na tym stwierdzeniu zako�czy�em wtedy swoje badania. Ale teraz by�em nieco m�drzejszy ni� przed laty. M�drzejszy o jedn� informacj�. Ci�ar�wka nie odjecha�a do Niemiec, uton�a w jakim� jeziorze. Przynios�em po��k�� teczk� do domu i roz�o�y�em map� wojew�dztwa olszty�skiego. Zbiory nie mog�y pojecha� w kierunku I�awy, bo tam ju� by�y radzieckie czo�gi. Nie widziano ci�ar�wki w Starym Dzierzgoniu, wi�c i t� tras� trzeba odrzuci�. Pozostaje tylko droga na Susz, lecz i w Suszu jej nie widziano... Przy drodze do Starego Dzierzgonia nie ma �adnego jeziora. A przy trasie Zalewo-Susz rozlewa si� d�ugi Jeziorak. Skoro w Suszu nie widziano ci�ar�wki, znaczy to chyba, �e mi�dzy Zalewem a Suszem kierowca nagle skr�ci� na jak�� poln� drog� i usi�owa� przedosta� si� przez zamarzni�te w owym czasie jezioro. Ale w kt�rym to nast�pi�o miejscu? Czy w Dobrzykach? A mo�e bardziej na po�udnie? Mo�e mi�dzy Dobrzykami a Jerzwa�dem odkry� boczn� drog� na Matyty i jecha� dalej a� do ko�ca d�ugiego p�wyspu, wrzynaj�cego si� w Jeziorak? Mo�e przez w�ski przesmyk ��cz�cy Jeziorak z Jeziorem P�askim usi�owa� przedosta� si� do drogi, kt�ra umo�liwia�a powr�t na tras� do Susza? Milcza�a roz�o�ona przede mn� mapa, poci�ta czerwono-��tymi nitkami dr�g i szos. Spraw� nale�a�o dalej bada� ju� na miejscu, nad Jeziorakiem. I w tym celu poszed�em do Ministerstwa Kultury i Sztuki, do dyrektora Marczaka. Na biurku dyrektora zobaczy�em rozpiecz�towan� paczk�, w kt�rej le�a�a Bursztynowa Wenus. Dyrektor ko�czy� w�a�nie czytanie informacji, jak� milicja do��czy�a do zabytkowej figurki. � Zdaje mi si�, �e wiem, czemu zawdzi�czam pa�sk� wizyt� � odezwa� si� do mnie dyrektor Marczak. � Przyszed�em w sprawie zaginionych zbior�w muzeum w E. Roz�o�y� r�ce. � Raduje mnie fakt, �e cz�� tych zbior�w prawdopodobnie jest gdzie� na naszych ziemiach. Niestety, milicji nie uda�o si� ustali�, w kt�rym miejscu spoczywa zatopiona ci�ar�wka. � Wydaje mi si�, �e w Jezioraku � wtr�ci�em. � Tak? Jest pan tego pewien? � zapyta� ironicznie. � Z r�k� na sercu mo�e pan przysi�c, �e to Jeziorak? A je�li nawet tak jest, to co z tego? � Nale�y wszcz�� poszukiwania... � Co takiego? Do kogo pan to m�wi, panie Tomaszu? Do starego kajakarza, kt�ry zwiedzi� niemal wszystkie mazurskie jeziora? A mo�e pan nigdy nie by� w tamtych stronach? Jeziorak jest trzecim co do wielko�ci mazurskim jeziorem. Ma trzydzie�ci kilometr�w d�ugo�ci, prosz� pana, i wiele ogromnych zatok, wiele wysp, wysepek, p�wysp�w. Wystarczy zajrze� do przewodnika � to m�wi�c si�gn�� do szuflady i wyj�� czer-wono-bia�y Przewodnik po Polsce � aby przekona� si�, �e Jeziorak ma ponad trzy tysi�ce hektar�w lustra wody. Na takiej przestrzeni chcia�by pan odnale�� zatopion� ci�ar�wk�? Mia�by pan mniejsz� szans� ni� szukaj�c ig�y w stogu siana. Roz�o�y�em na biurku map�, z po��k�ej teczki wyci�gn��em swoje stare raporty. � S�dz�, �e ci�ar�wka zaton�a przy tym p�wyspie, a w ka�dym razie w p�nocnej cz�ci Jezioraka. Tylko t�dy mog�a ucieka� przed radzieckimi czo�gami. Wzruszy� ramionami i stwierdzi�: � Mam do pana zaufanie, panie Tomaszu, bo ju� niejedn� zagadk� pan rozwi�za� i niejedn� korzy�� odda� pan polskiemu muzealnictwu. Ale ta sprawa przerasta pana mo�liwo�ci. I nasze r�wnie�. Chyba �e pan wska�e miejsce z dok�adno�ci� do... trzystu metr�w. No, powiedzmy... nawet p� kilometra! Wtedy na koszt ministerstwa mo�emy zorganizowa� ekip� p�etwonurk�w i rozpocz�� poszukiwania. Z kolei ja bezradnie roz�o�y�em r�ce. � Nawet z dok�adno�ci� do pi�ciu kilometr�w nie wska�� miejsca. Przecie� nie jestem pewien, czy to w og�le chodzi o Jeziorak. Pozostaje wi�c jedno: wykorzystam sw�j urlop w lipcu na szukanie zbior�w. Pojad� nad Jeziorak, postaram si� spotka� tam cz�owieka z blizn� na prawym policzku, cz�owieka kt�ry najprawdopodobniej b�dzie ju� zaopatrzony w aparat do nurkowania lub przy pomocy jakiego� p�etwonurka spr�buje wydoby� skarby z zatopionej ci�ar�wki. Ten cz�owiek wska�e mi miejsce, gdzie s� zatopione zbiory. W�wczas zawiadomi� milicj� i odzyskamy je. Na podstawie starych katalog�w przypuszcza� mo�na, �e jest to kolekcja wyrob�w z bursztynu, kt�r� posiada�o muzeum w E. Dyrektor Marczak a� si� rozpromieni�. � Tak pan postanowi�? To wspaniale. Nie pozostaje mi nic innego, jak �yczy� panu sukces�w. A w dwa tygodnie p�niej na ulicy spotka�em przypadkowo kapitana J�wiaka. Podszed� do mnie, przywita� si� i zapyta�: � Czy to prawda, �e w tym roku wybiera si� pan na urlop nad Jeziorak? M�wi� mi o tym dyrektor Marczak... � Tak. Urlop sp�dz� nad Jeziorakiem � u�miechn��em si�. Przecie� chyba domy�la� si�, dlaczego w�a�nie tam chc� si� wybra�. � To bardzo du�e jezioro � rzek�. � Zamierzam sp�dzi� urlop nad p�nocn� cz�ci� Jezioraka � odpowiedzia�em. � Ach tak � zastanowi� si� chwil�, a potem doda� �egnaj�c si� ze mn�: � �ycz� powodzenia. Ale ostrzegam, �e wa�y si� pan na trudne przedsi�wzi�cie. ROZDZIA� TRZECI NA DRUGIM BRZEGU � DZIEWCZYNA Z WARKOCZEM � NIKT NIC NIE WIE O KAPITANIE NEMO � DZIWNY CZ�OWIEK Z CIʯKIM WORKIEM � CO Ml M�WI� KAZNODZIEJA � ZABAWNY PODARUNEK � PODEJRZENIA � KA�DY SZUKA SAMOTNO�CI � ZWIEDZAM JEZIORAK � CO ODKRY�EM NA WYSEPKACH Nie lubi� bez potrzeby ujawnia� niezwyk�ych w�a�ciwo�ci mego wehiku�u. Mog� nim rozwija� szybko�� ponad dwie�cie kilometr�w na godzin� � i przecie� by�y ju� takie chwile, �e musia�em jecha� a� z tak wielk� pr�dko�ci�. Lecz zazwyczaj nie podr�uj� szybciej ni� inni. Przyzwyczai�em si� tak�e do tego, �e widok mego samochodu budzi drwiny, potem za�, gdy pokazuje on swoj� niezwyk�� szybko��, zaczynaj� si� niezliczone pytania i pro�by, abym pokaza� silnik i opowiedzia� histori� wehiku�u. Tyle jednak razy musia�em m�wi� o moim wuju Gromille, zacnym wynalazcy, kt�ry odkupi� wrak rozbitego pod Zakopanem samochodu ferrari 410, obudowa� go karoseri� w�asnego wyrobu i pomys�u � tyle razy � powtarzam, opowiada� musia�em t� histori�, �e wol� je�dzi� wolno i nie sprawia� niespodzianek, po kt�rych zawsze nast�puj� pytania i konieczno�� wyja�nie�. A poza tym dla poszukiwacza przyg�d jest lepiej, je�eli nie prezentuje od razu wszystkich swoich mo�liwo�ci. Z niejednej niebezpiecznej przygody wyszed�em ca�o tylko dlatego, �e moim przeciwnikom wehiku� wyda� si� starym, �miesznym, dziwacznym samochodem, zdolnym rozwija� szybko�� co najwy�ej sze��dziesi�ciu kilometr�w na godzin�. Zbyt d�ugo trwa�a naprawa promu na Jezioraku i doszed�em do wniosku, �e trac� tu za wiele czasu. M�j wehiku� �wietnie p�ywa� po wodzie. Nie chcia�em jednak na oczach bandy Czarnego Franka i innych wycieczkowicz�w wje�d�a� do Jezioraka. Zawr�ci�em wi�c przed gospod� i udaj�c, �e zamierzam objecha� jezioro, wr�ci�em szos� w las. Potem skr�ci�em w pierwsz� przesiek�, kt�ra prowadzi�a nad jezioro, znalaz�em dogodny zjazd do wody, pu�ci�em w ruch �rub� wehiku�u, a poniewa� w tym miejscu Je-ziorak by� bardzo w�ski, w chwil� p�niej znajdowa�em si� ju� na drugim brzegu. Po dziesi�ciu minutach by�em na drodze prowadz�cej do promu. I wtedy los jakby zem�ci� si� na mnie za to, �e okaza�em tyle niecierpliwo�ci � ogromny gw�d� z podkowy ko�skiej wlaz� w opon� wehiku�u i przebi� d�tk�. Zrobi�em to, co czyni� wszyscy kierowcy w takiej sytuacji. Przystan��em, podnios�em lewarkiem samoch�d, zdj��em ko�o z przebit� d�tk�. Mia�em w skrzyni wozu zapasowe ko�o z napompowan� d�tk�. Ale pozosta� bez zapasu ju� na pocz�tku poszukiwa� Cz�owieka z Blizn�? Kto wie, w jakich sytuacjach znajd� si� jeszcze? Zdj��em wi�c opon�, wyci�gn��em z niej hufnal i zabra�em si� do zalepiania dziury w d�tce. Ta praca zaj�a mi ponad godzin�. W tym czasie wida� naprawiono prom, na drodze bowiem pokaza� si� ob�ok kurzu i obok mnie przemkn�y dwa osobowe samochody: pana Anatola i jego przyjaciela. Zd��y�em dostrzec zdziwione miny obydwu pan�w, kt�rzy napotkali mnie o trzy kilometry od promu, cho� przecie� z promu nie korzysta�em. P�niej przejecha�o ci�arowe auto wioz�ce band� Czarnego Franka. Wyrostki r�wnie� zrobi�y zdumione miny, gdy mnie dostrzeg�y. Ich widok zmartwi� mnie. Wygl�da�o na to, �e oni te� jad� nad p�nocn� cz�� Jezioraka, w stron� wsi Siemiany, dok�d i ja zmierza�em. Ko�czy�em pompowanie opony, kiedy nadjecha�a blondynka z pi�knym warkoczem. A wi�c Czarny Franek nie zdo�a� jej nam�wi�, aby przy��czy�a si� do jego bandy. Przystan�a obok mego samochodu, zeskoczy�a z roweru. Na jej �adnej, jeszcze bardzo dziecinnej twarzy zauwa�y�em wyraz podejrzliwo�ci. � Jak si� pan tu dosta�? � zapyta�a. � Przecie� promem pan nie przep�yn��. Zamacha�em r�kami. � Przelecia�em. M�j samoch�d potrafi lata� w powietrzu. Pokr�ci�a g�ow�. � Owszem, wygl�d ma bardzo dziwny. Ale raczej przypomina ��dk� ni� samolot. I dok�d pan zmierza t� machin�? Na ryby, na wczasy? Nie obrazi�em si�, �e mnie tak indaguje. Ale i dawa� wyczerpuj�cych odpowiedzi nie zamierza�em. � A pani? � zapyta�em. � Na wczasy? Na letnisko? Wzruszy�a ramionami. � Do domu wracam, prosz� pana. Do rodzic�w. Bo ja jestem tutejsza. Rodzice maj� gospodarstwo niedaleko st�d. A ja zrobi�am w tym roku matur� w I�awie, potem zdawa�am w Warszawie na studia, zda�am i teraz wracam do rodzic�w na wakacje. � A na co pani zdawa�a? � Och, pan jest strasznie ciekawski. A na moje pytania, to pan w og�le nie raczy� odpowiedzie�. � Bo jestem na pani� troch� oburzony. Dziwnie zachowa�a si� pani wobec Czarnego Franka. Dlaczego pani usiad�a razem z nimi? Wydawa�o mi si�, �e pani wcale nie �aknie ich towarzystwa. Roze�mia�a si� pogodnie. � Dobrze pan my�la�. Nie lubi� takich typ�w. Ale nie chcia�am, �eby spowodowali awantur�. Post�pi� pan jak d�entelmen. I jestem panu za to wdzi�czna. Ale nie mog�am nadu�ywa� pana rycersko�ci. Przesiadaj�c si� do nich, nie ponios�am szwanku na honorze, a ciekawa by�am, dok�d jedzie ta banda. � A ten Kapitan Nemo? S�ysza�a pani o nim? Znowu przecz�co pokr�ci�a g�ow�. � Nie mam poj�cia, kto to taki. Mieszkam w tych okolicach, ale o Kapitanie Nemo nigdy nie s�ysza�am. Z ksi��ki Verne'a owszem. Ale �eby tu by� jaki� Kapitan Nemo, to co� nieprawdopodobnego. � A jednak wszyscy widzieli�my �lizgacz z tak� nazw� na dziobie. � Pi�kny �lizgacz � powiedzia�a z zachwytem. � Mia� panoramiczn� szyb� i male�k� kabink� na wypadek niepogody. To chyba co� cudownego gdy p�ynie si� nim po jeziorze. � �lizgacz Kapitan Nemo by� faktem zauwa�y�em. � Wi�c mo�e jaki� Kapitan Nemo przebywa nad Jeziorakiem? � Zapewne przyjecha� na wczasy � zastanawia�a si� g�o�no. � Albo tu niedawno zamieszka�? Od czasu gdy posz�am do liceum w I�awie, przez dziesi�� miesi�cy w roku mieszkam w internacie, w domu bywam tylko w niedziele, w �wi�ta i na wakacjach. Po powrocie do domu zapytam rodzic�w o Kapitana Nemo. Mo�e oni o nim co� wiedz�? Je�li i pan zostanie nad Jeziorakiem, to by� mo�e jeszcze si� spotkamy i wtedy co� wi�cej zdo�am o nim powiedzie�. Moi rodzice maj� ��dk�, cz�sto p�ywam po jeziorze. A cho� jezioro jest ogromne, spotka� si� mo�na, prawda? Dlatego chc� wiedzie�, gdzie pan zamieszka. Bezradnie roz�o�y�em r�ce. � Nie wiem. Mo�e ulokuj� si� w pobli�u Siemian. Mo�e w Jeziornie? � Pan ju� tu bywa�? � Nie. Okolice znam tylko z mapy i opisu w przewodniku. � Pan jest w�dkarzem? � Te� nie. Lubi� samotno�� i tutaj chc� j� znale��. � A ja panu przeszkadzam... � stwierdzi�a. Powiedzia�a: �do widzenia", wskoczy�a na rower i odjecha�a. Po kilkudziesi�ciu metrach skr�ci�a z drogi w las, na jak�� �cie�yn�. Mieszka�a w tych stronach, wi�c chyba �wietnie orientowa�a si� w terenie. Zapewne t� tras� odbywa�a w ka�d� sobot� i przed ka�dym �wi�tem, gdy wraca�a ze szko�y do domu. Sko�czy�em pompowanie ko�a. Wsiad�em do wehiku�u i pojecha�em drog� przez las. �Czy kiedy� spotkam j� jeszcze?" � pomy�la�em o sympatycznej dziewczynie z jasnym warkoczem, kt�ra na rowerze powraca�a do rodzinnego domu, aby z dum� o�wiadczy�, �e zda�a egzamin na wy�sz� uczelni�. By�o ju� po po�udniu, ale wci�� jeszcze dokucza� skwar letniego dnia. Sosnowy las po obydwu stronach drogi wprawdzie dawa� troch� cienia, lecz od nagrzanej pod�ci�ki bucha�o �arem. Pachnia�o igliwiem i �ywic�, najpi�kniejsz� z moich ulubionych woni. Mimo wszystko jednak chcia�em znowu znale�� si� nad jeziorem, bo pomy�la�em o k�pieli. Poza tym zaczyna�em odczuwa� g��d. Nale�a�o przyrz�dzi� obiad. Na rozstajach piaszczystych le�nych dr�g, pod sp�kanym pniem ogromnej brzozy siedzia� jaki� m�ody m�czyzna w du�ym s�omkowym