749
Szczegóły |
Tytuł |
749 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
749 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 749 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
749 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jonathan Carroll. Ca�uj�c ul.
Patowi Conroyowi Stephenowi Kingowi Michaelowi Moorcockowi Paulowi Westowi Przyjacio�om, Mistrzom, Czarodziejom Je�li nie wiesz, kim jestem a ja nie wiem, kim jeste� ty �wiatem rz�dzi� b�d� prawa stworzone przez innych a my sami, pod��aj�c za niew�a�ciwym bogiem, mo�emy zgubi� nasz� gwiazd� Rytua� do odczytania innym William Stafford Cz�� pierwsza
Nie lubi� samotnych posi�k�w i mi�dzy innymi dlatego w�a�nie sta�em si� s�awny. W osobach, kt�re jadaj� w miejscach publicznych bez towarzystwa, jest co� �a�osnego i ma�o poci�gaj�cego. Lepiej ju� chyba zosta� w domu przed telewizorem, popija� zup� pomara�czow� z puszki i chrupa� krakersy, ni� siedzie� samotnie na widoku publicznym w oczekiwaniu na ten jeden sm�tny posi�ek. Uczyni�em to spostrze�enie akurat w trakcie lunchu z moj� agentk�, Patrici� Chase. Patricia, wysoka i pi�kna, jest prawdziw� kobiet� ze stali. Spojrza�a na mnie tak, jak to cz�sto robi�a w ci�gu tych ponad dwudziestu lat, odk�d si� znamy - a w jej wzroku by�a wyj�tkowa mieszanka rozbawienia, rozpaczy i gniewu. - Sk�d takie pomys�y, Sam? Nie ma nic przyjemniejszego ni� samotny posi�ek! Bierzesz jak�� ksi��k� lub ulubione pismo, nie musisz nic m�wi� ani by� dusz� towarzystwa, sam sobie narzucasz tempo jedzenia... Uwielbiam jada� samotnie. Zignorowa�em j� i kontynuowa�em: - Z drugiej jednak strony najwspanialszy w �yciu jest obiad w restauracji z now� kobiet�. Sk�adasz zam�wienie, a potem zaczynasz t� pierwsz� rozmow�. Dot�d tylko sobie gaw�dzili�cie. Jest to co� czarodziejskiego: siedzie� z t� now� istot� w twoim �yciu w jakiej� mi�ej restauracji... U�miechn�a si� i wzi�a bu�k� z koszyka. - No c�, m�j ch�opcze, pojad�e� sobie z r�nymi nowymi kobietami przez te wszystkie lata. A co m�wi� naj�wie�sze doniesienia o Irene? - Wydzwania bez ustanku i zadr�cza mnie, �e wynaj�a jednego z najlepszych w mie�cie adwokat�w od spraw rozwodowych. A potem chichocze i m�wi, ile ode mnie za��da w s�dzie. - Ale przecie� ustalili�cie co� chyba przed �lubem? - To funkcjonuje tylko wtedy, gdy si� �enisz, ale gdy przychodzi do rozwodu, to i tak wszystko psu na bud�. Irene by�a twoj� trzeci� �on�. M�j Bo�e, ca�kiem niez�a liczba. - Je�li dostajesz furii z powodu pche�, to nie rzucasz do ognia ca�ego koca, prawda? A kto powiedzia�, �e optymizm to taka dobra rzecz? - Co� mi si� zdaje, �e bior�c pod uwag� te pieni�dze, kt�re p�acisz dw�m pierwszym, powiniene� uzna� Irene za sw�j ostatni wybryk i poprzesta� na przyjaci�kach. W�a�nie, a propos pieni�dzy, co tam s�ycha� z twoj� now� powie�ci�? Odchrz�kn��em, poniewa� nie chcia�em wychrypie� nast�pnego zdania. - Nic, Patricio. Nici. Kredens jest pusty. Wypstryka�em si�. - To kiepsko. Niedawno dzwoni� Parma i pyta�, co si� z tob� dzieje. Wiesz, jak lubi sobie pogada�. Odnosi wra�enie, �e si� przed nim ukrywasz. - Bo tak jest. Zreszt� Parma jest rozpieszczony. W ci�gu o�miu lat dosta� ode mnie pi�� ksi��ek i zarobi� na tym mn�stwo pieni�dzy. Czego jeszcze ode mnie chce? Potrz�sn�a g�ow�. - To nie tak. Da� ci poka�n� zaliczk� a conto tej nowej ksi��ki i ma prawo wiedzie�, co si� dzieje. Sp�jrz na to z jego punktu widzenia. - Nie potrafi�. Nawet gdy chodzi o moje �ycie, nie mog� sobie na to pozwoli�. W tej ksi��ce wszystko jest totaln� bzdur�, bohaterowie utkn�li w p� kroku i ca�o�� nie trzyma si� kupy. - Streszczenie wygl�da�o nie�le. - To �adna sztuka napisa� streszczenie. - Wzruszy�em ramionami. - Dziesi�� stron czystej sztampy. - Wi�c co zamierzasz zrobi�? - Mo�e zn�w powinienem si� o�eni�. To by mi pozwoli�o oderwa� si� troch� od wszystkiego na pewien czas. Odchyli�a si� na krze�le i wybuchn�a g�o�nym �miechem. Zrobi�o mi si� przyjemnie, bo ju� od dawna nikogo nie roz�mieszy�em. A zw�aszcza siebie. Przez pozosta�� cz�� spotkania m�j pesymizm zmaga� si� z optymizmem. Patricia zna�a mnie bardzo dobrze i doskonale wiedzia�a, kiedy udaj�. Wyczuwa�em, �e ta rozmowa z moim wydawc�, Aureliem Parm�, nie nale�a�a do najprzyjemniejszych, poniewa� rzadko otrzymywa�em od Patricii wezwanie na taki urz�dowy lunch. Zazwyczaj rozmawiali�my przez telefon raz lub dwa razy w miesi�cu, a potem umawiali�my si� na uroczyst� kolacj� w dniu przekazania manuskryptu. - W kt�rym jeste� miejscu? - Jak facet opuszcza �on� i jest z t� dziewczyn�. - Sam, to by�o na pierwszej stronie streszczenia! - Wiem. Ale w�a�nie to ci m�wi�em. - No dobra, ale co z... - Postuka�a palcem w st�. - Daj sobie z tym spok�j, naprawd� przemy�la�em ju� wszystkie "ale co z". Zacz��em pisa� jakie� opowiadanie, ale by�o tak sm�tne, �e nawet moje pi�ro si� porzyga�o. To fatalne, wierz mi. To nie jest zwyk�a blokada tw�rcza, lecz tw�rcza susza. Moja m�zgownica przypomina ostatnimi czasy Etiopi�. - Masz szcz�cie, �e to si� zdarza po raz pierwszy. Wyda�e� dziewi�� ksi��ek. Ca�kiem sporo. Wygl�da na to, �e si� wypisa�e�. - Nie jest to najlepszy moment na takie zjawisko. Zw�aszcza �e Irene ca�y czas czeka i ostrzy sobie pazury. Rozmawiali�my o r�nych innych rzeczach, ale przez ca�y czas moje milczenie w zwi�zku z pewn� spraw� wisia�o nad nami jak smog nad Mexico City. Gdy ju� zacz�li�my si� zbiera� do wyj�cia, Patricia zaproponowa�a, �ebym si� wybra� na wakacje. - Nienawidz� wakacji! Po �lubie z Michelle pojechali�my do Europy, ale ja najch�tniej siad�bym sobie przed telewizorem i ogl�da� CNN. - Lubi�am Michelle. - Ja te�, dop�ki si� z ni� nie o�eni�em. Uwa�a�a, �e gdybym tylko si� postara�, m�g�bym zosta� wielkim pisarzem. A niby co ja robi�em przez ca�y ten czas przy biurku, mo�e przygotowywa�em sushi? Patricia spojrza�a na mnie swoim sowio m�drym wzrokiem. - Co by� wola�: pisa� wielkie ksi��ki czy takie, kt�re dobrze id�? - Ju� dawno temu zrezygnowa�em z pr�b zadziwiania ludzi. Jest takie rosyjskie przys�owie: "Prawda jest jak pszczo�a - ��dli prosto w oczy". Jedna z prawd na m�j temat jest taka, �e pisz� ksi��ki, kt�re z za�o�enia maj� bawi�, ale �adna z nich nie pretenduje do tego, aby by� wielk�. To mi wystarcza. Nale�� do tej nielicznej grupy ludzi, kt�rzy odczuwaj� szczer� wdzi�czno�� za to, co im zosta�o dane. Kiedy� na lotnisku zobaczy�em trzech ludzi, kt�rzy czytali moje ksi��ki. Nawet nie wiesz, jak by�em szcz�liwy. Wydawa�o mi si�, �e temat jest sko�czony, lecz Patricia powiedzia�a: - Konieczno�� sprawia, �e p�aczesz, �piewasz lub skaczesz. - �e co? - Ja te� znam te rosyjskie przys�owia, przecie� sama da�am ci t� ksi��k�. Do diab�a! Zadowolenie z tego, co si� robi, jest jak najbardziej s�uszne, pod warunkiem �e id�c spa�, czujemy si� dobrze. Ale z tob� ju� tak nie jest. Pisa�e� dreszczowce, kt�re podoba�y si� ludziom, i by�e� szcz�liwy. Teraz nie mo�esz pisa�, jeste� pusty i smutny. Mo�e nadszed� czas napisa� wielk� ksi��k�. Spr�buj. Mo�e jako� wygrzebiesz si� z tej koleiny. Nast�pi�a d�uga przerwa, podczas kt�rej mierzyli�my si� wzrokiem. - Naprawd� nie wiem, czy jak tak m�wisz, to jeste� suk� czy guru. - Suk�. Suk�, kt�ra chce ci� zmusi� do powrotu do pracy, �eby� m�g� wykarmi� wszystkie swoje eksma��onki. Ironia ca�ej tej sytuacji polega�a na tym, �e na �w dzie� przewidziana by�a pierwotnie ma�a uroczysto��. W�a�nie wydano moj� naj�wie�sz� powie��, �niadanie magika, i przyjecha�em do Nowego Jorku, �eby podpisywa� ksi��ki w ksi�garni nale��cej do mojego przyjaciela, Hansa Lachnera. Lubi� podpisywa� ksi��ki, poniewa� jest to jedna z tych nielicznych okazji, gdy mog� stan�� twarz� w twarz z lud�mi, kt�rzy dziel� ze mn� t� najwa�niejsz� cz�� mojego �ycia - czas, kiedy racz� ich opowie�ciami. Jasne, �e niekiedy zdarza si� jaki� �wir, kt�ry chce, �eby podpisa� mu r�cznik, albo typ, obok kt�rego nie odwa�y�bym si� usi��� w metrze, ale og�lnie rzecz bior�c, s� to przyjemne chwile, a s�uchanie komplement�w na temat moich ksi��ek te� nie jest dla mnie specjalnie przykre. Na pocz�tku by�em przera�ony, gdy� zdawa�o mi si�, �e nikt si� nie zjawi. Do ko�ca �ycia nie zapomn� tej chwili, kiedy wchodzi�em na pierwsze spotkanie autorskie i zobaczy�em t�um ludzi czekaj�cych na moje przybycie. Oszala�em. W przesz�o�ci Hans Lachner pracowa� jako redaktor w pewnym s�ynnym wydawnictwie, ale znu�y�a go polityka i intrygi. Po �mierci rodzic�w przej�� spadek i przeznaczy� go na Cover Up. By� to sklep wprawdzie niewielki, lecz za to przytulny i doskonale zaprojektowany, a Hans wy�mienicie zna� si� na ksi��kach. Gdy wst�pi�em tam pewnego razu, ujrza�em go zatopionego w rozmowie z Gabrielem Marquezem. P�niej, gdy powiedzia�em mu, �e nie wiedzia�em, i� zna hiszpa�ski, Hans odpar�: - Nie znam. Ale tego dnia si� nauczy�em. To w�a�nie on da� moj� trzeci� powie�� - "Wytatuowane miasto" - pewnemu hollywoodzkiemu producentowi, kt�ry zdecydowa� si� na jej kupno i w ko�cu zrobi� z niej film. By�em mu ogromnie zobowi�zany i czyni�em wszystko, �eby mu si� jako� odp�aci�. Gdy wszed�em do jego sklepu po lunchu z Patrici�, niew�tpliwie wygl�da�em jak Peter Lorre w M (w�a�c. Ladislav Loewenstein; 1904-1964 - w makabrycznej opowie�ci filmowej M (M-Morderstwo) Fritza Langa gra� g��wn� rol� okrutnego maniaka - przyp. red.), bo Hans zaraz podszed� do mnie i powiedzia�, �e wygl�dam jak g�wno. - Psie czy ludzkie? To nie wszystko jedno. - Co jest grane? - W�a�nie wracam z lunchu z moj� agentk�, kt�ra przepu�ci�a mnie przez maszynk�. - Pan Bayer? Odwr�ci�em si� na pi�cie, produkuj�c jednocze�nie m�j natychmiastowy szeroki u�miech, i powita� mnie b�ysk flesza. Gdy zgas� o�lepiaj�cy blask odbity w mojej siatk�wce, dostrzeg�em jak�� pulchn� kobiet� w czapce baseballowej z napisem "Timberland" i du�ych okularach w srebrnej oprawie. - B�d� tak dobry, Hans - z tymi s�owy wepchn�a mu aparat do r�ki i podesz�a do mnie. Potem wzi�a mnie pod rami�. Hans policzy� do trzech i zn�w b�ysn��, zupe�nie mnie o�lepiaj�c. - Jestem Tanya. Gdy b�dzie pan podpisywa� moje ksi��ki, prosz� pami�ta�, �e mam na imi� Tanya. - Dobrze. Odebra�a sw�j aparat i ruszy�a gdzie� zaaferowana. Hans obj�� mnie i zaprowadzi� na ty� sklepu, gdzie czeka� na nas st� i krzes�a. - Tanya zawsze kupuje dwa egzemplarze twoich ksi��ek. Drugi daje siostrze. - Niech j� B�g b�ogos�awi. Usiad�em i zaraz podeszli do mnie pierwsi ludzie, cho� uczynili to z wahaniem, jakby si� bali mi przeszkodzi�. Stara�em si� by� r�wnie mi�y jak zawsze, pytaj�c o imiona i wpisuj�c co� osobistego, �eby mogli si� p�niej u�miechn�� przy lekturze. "�niadanie z Charlesem. Bardzo mi mi�o, �e dzieli�e� ze mn� ten posi�ek". "Czarodziej wita Jennifer". "Dla Tanyi, kt�ra zawsze kupuje dwie i zas�uguje na podw�jne podzi�kowanie za to poparcie". Czas mija�, a ja podpisywa�em ksi��ki i oddawa�em si� czczym pogaduszkom. - Jestem Veronica. Mam tu z sob� ca�y zbi�r i by�oby mi mi�o, gdyby zechcia� pan je wszystkie podpisa� i... no wie pan, po prostu podpisa�. Nie spojrza�em na ni�, gdy podesz�a, poniewa� akurat wtedy Hans podawa� mi szklank� z col�. Postawi�em j� na stoliku i nagle spostrzeg�em ksi��k� na samym wierzchu poka�nego stosu - by�o to niemieckie wydanie mojej pierwszej powie�ci. - O Bo�e, a gdzie� pani to dosta�a? - U�miechn��em si�, podnios�em na ni� wzrok i os�upia�em. Przede mn� sta�a tleniona blondynka z falami w�os�w opadaj�cych na ramiona. Cer� mia�a tak l�ni�c� i delikatn�, �e wr�cz trudno sobie wyobrazi�, by cz�owiek przebywaj�cy przez jaki� czas w jej towarzystwie nie mia� powa�nych k�opot�w z r�kami. W jej wielkich, zielonych oczach wyczuwa�o si� przyjazne nastawienie, a zarazem wyra�n� g��bi� i inteligencj�. Zauwa�y�em, �e taksuje mnie. Jej usta by�y pe�ne i niemal szkar�atne, cho� nie by�o na nich ani �ladu szminki. By�y to usta dekadenckie, a� zbyt dekadenckie przy tak radosnej twarzy. Nie by�em pewien, czy do ko�ca podoba mi si� ta sprzeczno��. Podnieca�o mnie to, ale nie mia�em pewno�ci, czy mi si� to podoba. - Kupi�am j� podczas pobytu w Niemczech. Usi�uj� zgromadzi� wszystkie wydania pa�skich dzie�, ale to nie takie proste. - Jest pani zbieraczk�? - Niezupe�nie. Po prostu uwielbiam pa�skie ksi��ki. Otworzy�em jedn� z nich na stronie tytu�owej. - Pani si� nazywa... - Veronica. Veronica Lake. Moje pi�ro zamar�o. - Jak? Roze�mia�a si� g��bokim, niemal m�skim g�osem. - Tak, tak w�a�nie si� nazywam (Bohaterka nosi takie samo imi� i nazwisko jak aktorka ameryka�ska (w�a�c. Constance Ockelman; 1919-1973), kt�ra zrobi�a b�yskawiczn� karier� filmow� w latach czterdziestych; potem by�a "gwiazd�" skandali, popad�a w alkoholizm. Z zapomnienia wydoby� j� w latach sze��dziesi�tych dziennikarz, kt�ry odkry�, �e pracuje jako barmanka w podrz�dnym hotelu w Nowym Jorku. W ko�cu zacz�a gra� w niskobud�etowych filmach, po czym przenios�a si� do Anglii. Opublikowa�a autobiografi� Veronica - przyp. red.). Moja matka mia�a chyba w sobie co� z sadystki. - A pani tak bardzo j� przypomina. To zupe�nie tak, jakby kto� nazwa� syna Clark Gable. - C�, dzieciakom w Ameryce Po�udniowej daj� na imi� Jezus. - Tak, i gdy umieraj�, id� prosto do nieba. Kiedy pani umrze, Veronico, p�jdzie pani do Hollywood. Podpisa�em ksi��k� i si�gn��em po nast�pn�. Wydanie japo�skie. Potem hiszpa�skie. Tak� kolekcj� widzia�em dotychczas jedynie na mojej p�ce. - Gdybym tylko potrafi�a, pisa�abym dok�adnie takie ksi��ki jak pan. Tak dobrze je rozumiem. - Czy wyjdzie pani za mnie? - Przecie� jest pan �onaty - odrzek�a, uroczo wydymaj�c wargi. Wr�ci�em do podpisywania. - To ju� ko�c�wka. Zanim zdo�a�em cokolwiek powiedzie�, poczu�em na ramieniu czyj�� d�o�, a w powietrzu rozszed� si� osza�amiaj�cy zapach wody toaletowej mojego osza�amiaj�cego wydawcy, Aurelia Parmy. - Faraon Samuel III Blagier. A gdzie jest tw�j orszak? Od razu zrobi�em si� czujny i zesztywnia�em. - Blagier? Co chcia�e� przez to powiedzie�, Aurelio? - Nic a nic. Po prostu przyszed�em, �eby ci� obserwowa�. - Aurelio zwr�ci� si� do Veroniki. - Jestem jego wydawc� - powiedzia� protekcjonalnie swym najbardziej monarszym tonem. Potem b�ysn�� w jej stron� swoim najbardziej ol�niewaj�cym u�miechem. - A ja jego wielbicielk� - odpar�a bez u�miechu. - Ju� ci� z�apa�a, szefie. Aurelio nie lubi, kiedy kto� go tak za�atwia. Spiorunowa� j� takim spojrzeniem, �e nawet parmezan by si� roztopi�, a ona rzuci�a na� wzrokiem tak oboj�tnym, jakby by� przecinkiem na kartce. Odszed� pokonany. - Wi�c jest pani w korpusie dyplomatycznym, Veronico? - Przysz�am tu zobaczy� si� z panem, panie Bayer. Po prostu chc� mie� te moje pi�� minut. On mo�e by� z panem przez ca�y czas. - Na szcz�cie nie jest, gdy mam na to wp�yw - wymamrota�em i wr�ci�em do podpisywania. - Zdaj� sobie spraw�, �e to miejsce nie nadaje si� do za�atwiania interes�w, lecz musz� panu powiedzie�, �e robi� filmy dokumentalne i bardzo bym chcia�a nakr�ci� co� na pa�ski temat. Zostawi� panu wizyt�wk�. Gdyby by� pan zainteresowany, prosz� zadzwoni�. Zreszt� uciesz� si� z pa�skiej wizyty, nawet je�li nie zgodzi si� pan na ten film. - Czuj� si� zaszczycony - powiedzia�em, ko�cz�c podpisywa� jej ksi��ki. Zgarn�a je pod pach� i pochyli�a si� nade mn�. - A ja m�wi� powa�nie - szepn�a. Gdy odchodzi�a, podoba�a mi si� tak samo jak na pocz�tku. Jej bezpo�rednio�� wywo�ywa�a we mnie pewien l�k, cho� zarazem budzi�a podniecenie. Nast�pna osoba po�o�y�a ksi��ki na stole i rzuci�a z irytacj�: - Nareszcie. - Bardzo przepraszam. Jak si� pan nazywa? Ta pogaw�dka z Veronic� sprawi�a, �e moja praca utkn�a na pewien czas w martwym punkcie, wi�c przy�pieszy�em, staraj�c si� skupi� na tym, co robi�. Dopiero jakie� p� godziny p�niej spojrza�em na wizyt�wk�, kt�r� mi zostawi�a. Kolejny wstrz�s. Ot� najwa�niejsza w mojej powie�ci "Wytatuowane miasto" jest chwila, w kt�rej czarny charakter �ci�ga koszul� i bohaterka po raz pierwszy widzi jego plecy. W rosyjskich wi�zieniach jest taki zwyczaj, �e skaza�com, kt�rzy odbyli ju� d�ug� kar�, tatuuje si� plecy najwymy�lniejszymi bizantyjskimi rysunkami, jakie tylko mo�na sobie wyobrazi�. Ca�e dzie�o powstaje dzi�ki kombinacji ostrzy do golenia, igie� i atrament�w zrobionych z moczu i palonych obcas�w od but�w. Owa ilustracja przedstawia biografi� wi�nia - zbrodnie, jakie pope�ni�, uzale�nienie od narkotyk�w, jego miejsce w hierarchii wi�ziennej. Ka�dy z tych obraz�w ma symboliczne znaczenie, na przyk�ad diament oznacza, �e sp�dzi� po�ow� �ycia za kratkami, paj�k - �e jego specjalno�ci� s� w�amania i tak dalej. M�j bohater ma absolutnie ca�e plecy pokryte anio�ami, cerkwiami, mostami, smokami, chmurami, drzewami, a ca�o�� przywodzi na my�l naiwn� ilustracj� przedstawiaj�c� Miasto Bo�e. Tak si� z�o�y�o, �e Veronica Lake zdoby�a gdzie� t� sam� fotografi�, kt�ra natchn�a mnie wiele lat temu, i wykorzysta�a j� przy projektowaniu swojej wizyt�wki. To samo zdj�cie, tylko ozdobione srebrnymi literami z jej imieniem, nazwiskiem i numerem telefonu. I teraz to zdj�cie, wspomnienia moich pierwszych wra�e� z nim zwi�zanych, �mia�o�� Veroniki - wszystko to sprawi�o, �e ciarki przesz�y mi po plecach. Odk�d pozna�em moj� ostatni� �on�, �adna kobieta a� tak mnie nie zaintrygowa�a. To nie by� jeszcze koniec kawa��w, kt�re los p�ata� mi tego dnia. Gdy ju� sko�czy�em podpisywanie, wyrwa�em si� z r�k Aurelia; wcisn�wszy mu jaki� kit o pal�cej konieczno�ci pracy nad now� ksi��k� i zapewniwszy go, �e wszystko jest cacy, rzuci�em si� do drzwi. Wzi��em taks�wk� na przedmie�cie, gdzie w jednym z gara�y zaparkowa�em samoch�d, licz�c, �e w ten spos�b unikn� szale�stwa w godzinie szczytu. Jazda do mojego domu w Connecticut zajmuje mi dwie godziny z ok�adem, oczywi�cie je�li drogi s� przejezdne, ale szosa zakorkowa�a si� w momencie, gdy dojecha�em do West Side Highway, sk�d rozci�ga si� pi�kny widok na rzek� Hudson i p�ywaj�ce po niej �odzie. Je�li ju� ma si� gdzie� utkn��, to chyba tylko tam. W��czy�em sobie kaset� z jednym z ostatnich bestseller�w i zanim samochody ruszy�y, uda�o mi si� wys�ucha� dw�ch rozdzia��w. Kiedy przejecha�em Washington Bridge, sytuacja si� poprawi�a. Mkn��em naprz�d, rozkoszuj�c si� �wiadomo�ci�, �e ten dzie�, pe�en wymuszonych u�miech�w i fa�szywych obietnic, mam ju� za sob�. Jednak im d�u�ej nad tym wszystkim my�la�em, tym bardziej zdawa�em sobie spraw�, �e bez wzgl�du na to, jak szybko jad� t� autostrad�, w domu czekaj� na mnie wszystkie nie doko�czone sprawy. Co, do diab�a, mam zrobi� z t� poronion� powie�ci�, kt�ra le�y bez �ycia na moim biurku? Chyba po raz pierwszy w mojej karierze pisarskiej zrozumia�em, �e z powie�ci� mo�e by� tak jak z romansem - zaczyna si� od d�ugich poca�unk�w i ta�c�w przy fontannach, a potem, zanim si� zd��ysz zorientowa�, nagle zmienia si� w twojego nauczyciela z sz�stej klasy. Osi�gn��em w pracy taki etap, �e nie mia�em nawet ochoty wchodzi� do gabinetu, bo wystarczy�o jedno spojrzenie na ten stos kartek, a nachodzi�o mnie rozpaczliwe pragnienie nag�ego odlotu na inn� planet�. Oboj�tnie jak�, pod warunkiem �e nie b�dzie tam ksi��ek, termin�w ani w�oskich wydawc�w. Najlepiej uj�a to Irene: "Wszystkie szczury uciekaj� ze statku, Sam. Nawet ten najlepszy przyjaciel na �wiecie: twoja wyobra�nia". To w�a�nie by�o dla mnie najwi�kszym zaskoczeniem. Jeszcze do niedawna wszystko by�o takie proste. Regularnie co dwa lata zasiada�em za biurkiem z kilkoma postaciami w g�owie i zaczyna�em pisa�. Gdy ju� zaznajomi�em si� z nimi nieco bli�ej, pozna�em ich zwyczaje i pogl�dy na �wiat, ca�a opowie�� wy�ania�a si� z mg�y i przechodzi�a na papier. My�l�, �e wszystko sz�o tak �atwo mi�dzy innymi dlatego, �e by�em dla nich po prostu mi�y. Nigdy ich do niczego nie zmusza�em. Nie wszystkie postacie by�y moimi bohaterami, ale ka�d� z nich szanowa�em i pozwala�em jej robi� to, na co mia�a ochot�. Jaki� pisarz powiedzia� kiedy�, �e w trakcie pisania ka�dej ksi��ki przychodzi taki moment, kiedy postacie przejmuj� inicjatyw� i zaczynaj� �y� w�asnym �yciem. U mnie co� takiego dzieje si� ju� na pierwszej stronie. Jednak w zwi�zku z t� ostatni� powie�ci� najbardziej niepokoi�o mnie to, �e by�a �enuj�co wr�cz p�aska. Postacie co� tam m�wi�y i czym� si� zajmowa�y, ale wszystko by�o ma�o przekonuj�ce, poniewa� nie mog�em tchn�� w nie prawdziwego �ycia. Czu�em si� jak doktor Frankenstein, kt�remu niby uda�o si� stworzy� �yw� istot�, ale nie do ko�ca. I tak samo jak on doskonale zdawa�em sobie spraw�, �e m�j tw�r to najnormalniej w �wiecie partacka robota. Wiedzia�em, �e je�li kiedykolwiek zejdzie ze sto�u operacyjnego i znajdzie w sobie do�� energii, aby pocz�apa� w �wiat, to i tak wszystko potoczy si� inaczej, ni� planowa�em. By�em g�odny. G�odny, zm�czony i zmartwiony. Jecha�em do domu, kt�ry by� zbyt du�y dla mnie i mojego psa, Louie. Kupi�em go w czasach, kiedy dom na wsi z pi�kn� now� �on� Irene, bia�ym szczeniaczkiem i du�ym pokojem do pracy wydawa� mi si� szczytem marze�. Teraz w tym domu straszy�o, pies zmieni� si� w mizantropa, a m�j gabinet sta� si� pokojem 101 z Orwellowskiego "Roku 1984". I gdy pe�en tych radosnych my�li wjecha�em do Westchester County, nagle przyszed� mi do g�owy doskona�y pomys�: pojad� do domu. Do mojego domu w Crane's View w stanie Nowy Jork, gdzie sp�dzi�em pierwsze pi�tna�cie lat �ycia. Chocia� przeje�d�a�em tamt�dy zawsze w drodze do Nowego Jorku, od dziesi�ciu lat nie mia�em czasu, �eby si� tam zatrzyma�. Nigdy nie by�em cz�owiekiem o nostalgicznych sk�onno�ciach i nie sp�dza�em czasu na rozmy�laniu o tym, co min�o. Moja druga �ona, Michelle, powiedzia�a mi kiedy�, �e po raz pierwszy spotka�a kogo�, kto tak niewiele m�wi o swojej przesz�o�ci. Zastanowi�em si� nad tym, a potem wyzna�em, �e z pewn� podejrzliwo�ci� traktuj� ludzi, kt�rzy uczestnicz� we wszystkich spotkaniach absolwent�w, kartkuj� albumy z fotografiami i stare roczniki szkolne. Dostrzega�em w tym co� dziwnego - zupe�nie jakby czuli, �e gdzie� tam zostawili co� wa�nego, albo jakby u�wiadomili sobie, �e by� to najlepszy okres ich �ycia. Wi�c unika�em wszystkich zjazd�w, pogubi�em gdzie� te nieliczne posiadane przeze mnie roczniki szkolne i wzruszeniem ramion zby�em ca�y okres dorastania. Ostatni raz odwiedzi�em Crane's View po �lubie z Michelle, kt�ra nalega�a, �ebym j� zabra� na wycieczk�. By�a zagorza�� romantyczk� i chcia�a zobaczy� wszystko. Zwiedzili�my wi�c moj� szko��, zjedli�my lunch w pizzerii u Charliego i spacerowali�my po g��wnej ulicy tak d�ugo, a� nawet ona poczu�a si� znudzona tym, �e tak ma�o jest tu do ogl�dania. Ale w tamtych czasach by�em szcz�liwy i nie potrzebowa�em historii, �eby po�eglowa� w kierunku wspania�ej przysz�o�ci. Gdy zjecha�em z g��wnej drogi, by�a ju� si�dma wieczorem, ale o tej porze roku, w samym �rodku lata, niebo ma jasnoz�oty kolor �wie�ego chleba. Droga do miasta wi�a si� w�r�d pi�knych drzew i wielkich dom�w ukrytych za wysokimi murami. Kiedy byli�my mali, rodzice zabierali mnie i siostr� na niedzielne przeja�d�ki. Ile� to razy mijali�my te wspania�e domy i s�uchali�my ojca, kt�ry z dum� wymienia� nazwiska zamieszkuj�cych je ludzi, zupe�nie jakby zna� ich osobi�cie. Co si� sta�o z tym tak mi�ym zwyczajem, jakim by�y rodzinne przeja�d�ki? Czasami wyje�d�a�o si� na d�ugie godziny, rodzice rozmawiali sobie po cichu z przodu, dzieciaki szturcha�y si� albo szepta�y na tylnym siedzeniu, a wszyscy byli szcz�liwi, �e wyrwali si� na tyle godzin swoim wielkim, starym, czarnym fordem albo z�otym dodge'em kombi. Czasami zatrzymywa�o si� na lody albo, jeszcze lepiej, podje�d�a�o na miniaturowe pole golfowe trzy miasteczka dalej, gdzie i inne rodziny na niedzielnej wycieczce postanowi�y zrobi� sobie przystanek. Wszystkie te wspomnienia przep�ywa�y leniwie przez moj� g�ow� jak tropikalne ryby, a samoch�d toczy� si� w kierunku Crane's View. Oto r�g, na kt�rym Dave Hughes spad� z roweru, dom Woody'ego Barra i ko�ci� �wi�tego Judy, przy kt�rym wszyscy moi katoliccy przyjaciele zawsze robili znak krzy�a. Tak jak si� spodziewa�em, wszystko wydawa�o mi si� jakie� ma�e i wsz�dzie unosi�a si� delikatna wo� wody kolo�skiej, kt�rej nie u�ywa�o si� ju� od lat. Stwierdzi�em ze zdziwieniem, �e nigdy nie rozmy�la�em wiele nad moim dzieci�stwem, poniewa� by�o dobre, cho� trudno by�oby si� tam dopatrzy� czego� nadzwyczajnego. Co� jak po�ywny posi�ek, po kt�rym jest si� sytym, cho� nie wyr�nia� si� niczym specjalnym. Ojciec przepracowa� ca�e �ycie w Shell Oil, a jego ulubionym zaj�ciem by�o cz�apanie po domu z fajk� w z�bach, w kapciach i lu�nych spodniach i naprawianie wszystkiego, nawet tego, co nie wymaga�o napraw. Matka by�a gospodyni� domu - w tamtych czasach to okre�lenie nie by�o jeszcze obra�liwe. Pobrali si� zaraz po szkole i szcz�liwie prze�yli trzydzie�ci cztery lata. Latem wyje�d�ali�my do ma�ego domku w mie�cie o nazwie Sea Girt na wybrze�u New Jersey. Mieli�my jamnika, kt�ry wabi� si� Eli (ojciec ko�czy� Yale), i kilka samochod�w kombi; kolacje jadali�my wsp�lnie przed telewizorem, ogl�daj�c albo Waltera Cronkite'a, albo Perry'ego Masona. Na deser mieli�my lody waniliowe Breyera polewane sosem czekoladowym Bosco. telewizja by�a czarno-bia�a, w�osy �cina�o si� na kr�tko, dziewczyny nosi�y sp�dnice. Czy cokolwiek mog�o by� prostsze? Kafejka u Scrappy'ego, tu� za szko��, by�a moim pierwszym przystankiem tego wieczoru. Przyzwoite jedzenie, automat telefoniczny najbli�ej szko�y i nieodmienna �yczliwo�� w�a�cicieli sprawia�y, �e by�a to jedna z dw�ch ulubionych knajpek wszystkich dzieciak�w w Crane's View. Drug� by�a pizzeria u Charliego, ale mieli tam tak ma�o miejsc, �e mog�e� co najwy�ej kupi� kawa�ek pizzy i zje�� na ulicy. Natomiast kafejka by�a du�a, klimatyzowana i pe�na wygodnych, jaskrawoturkusowych kabin. Gra�a muzyka, a jedzenie by�o w cenach, na kt�re mogli�my sobie pozwoli�. Kafejka by�a nasza. Dzieciaki nie maj� nic - wszystko jest albo obiecane, po�yczone, upragnione, albo przesadzone. U Scrappy'ego mogli�my planowa�, marzy� i wprowadza� zmiany. Sprowadza�o si� to do tego, �e je�li chcia�e� si� z kim� gdzie� um�wi�, m�wi�e�: "B�d� czeka� przed Charliem". Je�li natomiast chcia�e� porozmawia�, zostawa�a tylko kafejka u Scrappy'ego. Gdy wszed�em do �rodka, by�o prawie pusto. Stan��em na chwil� w drzwiach i od razu obudzi�y si� miliardy wspomnie�. W ka�dym k�ciku i ka�dej kabinie zosta�a jaka� cz�stka mojego �ycia. Sam widok tego pomieszczenia, znajomy zapach kawy Bunn-O-Mat, sma�onego mi�sa, ludzkich cia�, pasty do pod��g i przetartych �cierk� stolik�w przypomnia� mi z ogromn� wyrazisto�ci� to inne teraz, kt�re kiedy� by�o r�wnie wa�ne jak dzisiejsze teraz. Usiad�em przy ladzie i zacz��em si� obraca� w prawo i w lewo. Niebawem podesz�a do mnie m�oda kelnerka, u kt�rej dwie rzeczy od razu rzuca�y si� w oczy: nadmiar szminki i niedob�r energii. Otacza�a j� atmosfera og�lnego oklapni�cia, typowa dla os�b, kt�re musz� by� ca�y dzie� na nogach, albo dla osiemnastolatek, kt�re uwa�aj�, �e �ycie jest stanowczo za ci�kie. - Czego pan sobie �yczy? - Poprosz� o kart� da�. Otworzy�a usta, �eby co� powiedzie�, lecz zmieni�a zdanie i zamkn�a je. Zamiast tego si�gn�a wolno pod lad� i wr�czy�a mi d�ug�, czerwon� kart� da�. - Specjalno�ci� dnia jest kurczak w cie�cie i zapiekanka mi�sna - powiedzia�a z westchnieniem. - A czy podajecie jeszcze burgery Kalifornia? - Jasne! Chce pan? - Ku mojemu zdumieniu w jej oczach b�ysn�o o�ywienie i u�miechn�a si� do mnie przyja�nie. Obserwuj�c j�, pomy�la�em ze smutkiem, �e ta m�oda kobieta wypali si� jeszcze przed czterdziestk� i pewnego dnia obudzi si� pe�na �alu i zniech�cenia, doskonale zdaj�c sobie spraw�, �e zbyt szybko zmarnowa�a to, co by�o jej dane. Ta my�l przemkn�a mi przez g�ow� jak spadaj�ca gwiazda i zaraz zgas�a. Zerkn��em na plakietk� na jej piersi: "Donna". - Donna? Zna�em kiedy� kobiet� o tym imieniu. Mia�a dwie papu�ki. - Tak, no i co dalej? - Iii... nic, chyba jednak poprosz� tego burgera. Gdy odwr�ci�a si�, �eby odej��, podnios�em palec. - Chwila, chwila. Chodzisz tu do szko�y? - Niestety tak. - Czy uczy tam jeszcze pani Muzroll? - Ona nie uczy, prosz� pana. Ona drzemie. Wtedy w�a�nie wszyscy odrabiaj� zadania. Na lekcjach u pani Muzroll. Chodzi� pan do Crane's View? - spyta�a, kiwaj�c palcem w tamt� stron�. - Dawno temu. Zn�w si� u�miechn�a. - �a�uj�, �e te� tam nie chodzi�am dawno temu. - Dalej to samo, co? - Nie, nie a� tak. Lubi� sobie ponarzeka�. Id� po tego burgera. Odprowadzi�em j� wzrokiem, a potem rozejrza�em si� dooko�a. Na zewn�trz sta�a jaka� ci�ar�wka - zapewne tych dw�ch olbrzym�w, kt�rzy siedzieli na ko�cu lady i jedli zapiekank� mi�sn�. Obserwowa�em - chyba zbyt d�ugo - jak�� par� nastolatk�w siedz�c� w jednej z kabin, kt�ra strzela�a do siebie zgniecionymi w kulki serwetkami. Przypomnia�o mi si�, jak pewnego wieczoru siedzia�em w tej samej kabinie z Louise Hamlin po upojnych macankach za szko��. Pili�my cherry col�, wpatruj�c si� w siebie wzrokiem pe�nym zachwytu i wdzi�czno�ci, jak� odczuwaj� czternastolatki po wielogodzinnym ca�owaniu si�. Co� �cisn�o mnie w �rodku na samo wspomnienie tamtego wieczoru i Louise Hamlin z jej bladorudymi w�osami. - Bardzo prosz�, co� dla zabicia czasu. - Donna po�o�y�a przede mn� jak�� ksi��k�. By� to Periauger, rocznik szko�y w Crane's View. - Z zesz�ego roku. Pomy�la�am sobie, �e mo�e b�dzie pan chcia� zobaczy�, jak tam teraz wygl�da. - Och, dzi�ki, Donna, bardzo mi mi�o! - Trzymam j� na zapleczu. Ciekawe, czy pani Muzroll si� zmieni�a. - W�tpi�. I jeszcze raz dzi�kuj�. Wspania�a wycieczka w moje m�ode lata. Tyle rzeczy by�o znajomych, a tyle nieznajomych. Nie zna�em �adnego z tych dzieciak�w, ale twarze w ka�dym roczniku wygl�daj� zawsze tak samo. Te same nienaturalne u�miechy, wyprostowane plecy, twardzi faceci, �wiry, przyszli poeci i b�a�ni. Zmienia si� tylko d�ugo�� w�os�w i fryzura, ale twarze s� zawsze takie same. Szko�a zbudowa�a now� sal� gimnastyczn� i zburzy�a star� aul�. Pan Pupel (powszechnie znienawidzony i znany jako pan Pudel) wci�� uczy� francuskiego i by� tak samo weso�y jak zawsze. Pani Bartel wci�� mia�a najwi�ksze cyce �wiata, a trener Ater nadal wygl�da� jak nosoro�ec, tyle �e starszy o trzydzie�ci lat. Wszystkie te zdj�cia poprawi�y mi nastr�j i kartkowa�em rocznik nawet wtedy, gdy Donna przynios�a mojego cheeseburgera z wszystkimi dodatkami. - Znalaz� pan jakich� znajomych? - spyta�a, pochylaj�c si� przez lad� i zagl�daj�c do ksi��ki. Mia�a d�ugie, br�zowe w�osy, g�ste i l�ni�ce. Gdy pochyla�a si� tak blisko, czu�em zapach jej perfum. Dym z papieros�w i cytryna. - Mn�stwo! A� trudno uwierzy�, �e niekt�rzy z tych ludzi wci�� jeszcze ucz�. Pami�tam, jak Pupel zawsze sadza� na przedzie naj�adniejszych ch�opak�w. Raz spr�bowa� z Franniem McCabe'em, ale Frannie wiedzia�, o co idzie, i spyta� szyderczo: "Po co, �eby mi pan zagl�da� pod sp�dnic�. Na d�wi�k nazwiska niepoprawnego McCabe'a Donna odchyli�a si� i uj�a pod boki. - Frannie McCabe to m�j wujek! - Naprawd�? Dalej tu mieszka? - Jasne! Jak si� pan nazywa? Powiem mu, �e pana spotka�am. Chodzi� pan z nim do klasy? - Tak. Nazywam si� Samuel Bayer, czyli po prostu Sam. Byli�my kumplami. Nigdy nie spotka�em tak twardego go�cia. A co on teraz porabia? - Jest glin�. - Frannie McCabe glin�? Nie, Donna, to niemo�liwe, McCabe nie mo�e by� glin�! - Tak, tak jest. Niez�y by� kiedy� z niego numer, co? - Wyraz zadowolenia w jej oczach �wiadczy� o tym, �e zna�a niejedn� historyjk� o wujku Franniem. - Straszny! Wiesz co, Donna, jak. by�em ma�y, wyobra�a�em sobie, �e je�li kto� z nas koniec ko�c�w wyl�duje na krze�le elektrycznym, to w�a�nie tw�j wujek. Nie mog� uwierzy�, �e jest glin�. - I to dobrym. Jest szefem. A� uderzy�em si� w czo�o ze zdziwienia. - Gdybym mu kiedy� powiedzia�, �e b�dzie szefem policji, toby si� chyba obrazi�. - Hej, Donna, przynie� no troch� kawy! Spojrza�a w tamtym kierunku i kiwn�a g�ow�. - Niech pan wst�pi na posterunek. Wujek si� ucieszy. Zawsze tam jest. - Wzi�a dzbanek z kaw� i posz�a. Zacz��em je��, nie przestaj�c wertowa� ksi��ki. Dru�yna pi�karska radzi�a sobie nie�le, koszykarzom sz�o gorzej. Wiosn� wystawiali "West Side Story". Dzieciaki by�y tak okropnie ucharakteryzowane, �e przypomina�y postacie z Rodziny Addams�w. Przejrza�em pobie�nie kilka kartek: klub komputerowy, klub szachist�w, kuchnia i portierzy. Dziewi�ta klasa, potem dziesi�ta i oto jest: twarz mi nie znana, lecz nazwisko jak najbardziej i jeszcze masa wspomnie�: Pauline Ostrova. - O Bo�e, Donna, chod� tu na chwil�! - Chyba zawo�a�em do�� g�o�no, poniewa� wszyscy spojrzeli na mnie szeroko otwartymi oczami. - Tak? Wskaza�em palcem na zdj�cie. - Znasz j�? Pauline Ostrov�? - Tak, znam, ale to nie �adna kole�anka czy co� takiego. A czemu? - Jaka ona jest? - Przez chwil� nie zdawa�em sobie sprawy, �e wstrzymuj� oddech w oczekiwaniu. - Taka dziwna. Elegancka. Siedzi w komputerach i takich tam. Ma g�ow� na karku. A co, zna pan jej rodzin�? Wie pan co� o nich? - Aha, nawet ca�kiem sporo. Nachyli�a si� jeszcze bardziej, zupe�nie jakby mia�a mi zdradzi� jak�� tajemnic�. - S�ysza� pan o tamtej Pauline? Jej ciotce? O tej ca�ej historii? - Donna, to ja znalaz�em jej cia�o. Wyszed�em z kafejki w tak doskona�ym nastroju, �e got�w by�em obta�czy� ca�y parking. Radio w samochodzie w��czy�em na ca�y regulator i razem z Hollies �piewa�em piosenk� "Bus Stop". Uda�o si�. Wreszcie si� uda�o i by�o to tak wspania�e, �e poczu�em si� jak kuloodporny. Uda�o si�. Dochodzi�a dziewi�ta, gdy wzi��em telefon i zacz��em wystukiwa� numer Aurelia Parmy, wydawniczej chimery, demona i wcielonego wirusa Ebola w jednej osobie, �eby powiedzie� mu: Ha! Mam pomys� na now�, wspania�� ksi��k�. Dodam do tego, �e wszystko jest ju� gotowe: nic nie trzeba wymy�la�. Wydzwania�em do niego do pracy tak d�ugo, a� wreszcie przez g�st� mg�� mojego entuzjazmu dotar�o do mnie, �e ju� od dawna jest u siebie w domu. Musia�em o tym jednak z kim� porozmawia�. Wyj��em notes i znalaz�em numer domowy Patricii Chase. Przez te wszystkie lata naszej wsp�pracy ani razu nie dzwoni�em do niej do domu. Teraz wiedzia�em, �e dostan� zatoru, je�li do niej nie zadzwoni�. Telefon dzwoni�, a ja czeka�em. Po przeciwnej stronie ulicy by�a stacja benzynowa, kt�ra kiedy� nazywa�a si� Flying A, potem Gulf, Stinoco, a na ko�cu Citgo. Teraz nale�a�a do Eona i wygl�da�a supernowocze�nie, chocia� nie by�o gara�u do naprawy samochod�w. Tylko dystrybutory paliwa i jeden z tyci, male�kich sklepik�w dla r�nych na�ogowc�w, gdzie mo�na kupi� papierosy, losy na loteri�, przek�ski i "The National Inquirer". W swoim poprzednim wcieleniu stacja by�a miejscem, do kt�rego wszyscy zje�d�ali�my si� na rowerach po szkole i zatrzymywali�my przed jaskrawoczerwonym automatem z napojami. Wszystkie kosztowa�y dziesi�taka. Wrzuca�o si� monet�, a szklane butelki spada�y ze stukotem do otworu, zimne jak l�d i doskonale dopasowane do kszta�tu d�oni. Stali�my tam, nogami �ciskaj�c rowery i opr�niaj�c butelki d�ugimi haustami. Jednocze�nie obserwowali�my samochody, kt�re podje�d�a�y albo zatankowa�, albo do naprawy. Dla tych lepszych wymy�lali�my r�ne nazwy "Jebane 4-4-2". "Niez�a Vetta". "Ten Z-28 da�by ci niez�ego kopa w dup�!" Pods�uchuj�c rozmowy mechanik�w naprawiaj�cych samochody, dowiedzieli�my si�, jak� wag� nale�y przyk�ada� do tych maszyn, i nauczyli�my si� wszystkich przekle�stw, jakie dziewi�ciolatek musia� bezwzgl�dnie zna�. �ciany naszych pokoi zdobi�y zdj�cia mustang�w shelby i toby, chevroleta 327 ze sk�rzanymi obiciami i kierowc�w rajdowych: Dona Proudhomme'a i Dona Garlitsa zwanego "Szczurem Bagien". - Halo. - Patricia? To ja, Sam Bayer. - Sam! Czy�by Aurelio trzyma� ci� pod luf�? - Lepiej, Patricio, znacznie lepiej. Tylko pos�uchaj... Opowiedzia�em jej m�j pomys� na ksi��k�. Gdy sko�czy�em, zapad�a d�uga cisza, co w przypadku wyj�tkowej Patricii Chase mog�o oznacza� dos�ownie wszystko. Zazwyczaj jej g�os jest mocny, co robi wra�enie, lecz gdy odezwa�a si� tym razem, brzmia� mi�kko i �agodnie. - Nigdy mi o tym nie m�wi�e�, Sam. - To by�o tak dawno. - Nie szkodzi. Ale historia doprawdy niesamowita! - Tak, to prawda, ale co o tym s�dzisz? Podoba ci si�? - Jest wspania�a i jestem pewna, �e Aurelio b�dzie tego samego zdania. - Ale to bynajmniej nie oznacza, �e uda mi si� cokolwiek odkry�, Patricio. Musz� si� rozejrze�. - My�l�, �e z tego mo�e by� kawa� niez�ej ksi��ki, Sam. Pewnie masz wzgl�dy u bog�w, �e obdarzyli ci� takim pomys�em zaledwie siedem godzin po naszej rozmowie. A gdzie ty w�a�ciwie jeste�? - W Crane's View! Zjad�em w�a�nie burgera Kalifornia w kafejce u Scrappy'ego i jad� w d� rzeki, �eby zobaczy�, co jeszcze pami�tam. - Zapowiada si� �wietnie, Sam. Jestem podekscytowana. - Nigdy dot�d tak nie m�wi�a�. - Bo nigdy nie pisa�e� niczego takiego. Ju� mia�em odpowiedzie�, gdy nagle zobaczy�em co�, co uderzy�o mnie jak obuchem w g�ow�. W trakcie naszej rozmowy obserwowa�em ruch na stacji benzynowej. Szyb� mia�em opuszczon�, wi�c dociera�y do mnie wszystkie szumy i warkoty z ulicy. Nic nie zwraca�o mojej uwagi do momentu, kiedy kto� w pobli�u zacz�� co� m�wi� g��bokim, monotonnym g�osem, kt�ry rozpozna�em natychmiast. Ten g�os powtarza� reklam� hondy accord, kt�r� tyle razy widzia�em w telewizji, �e zna�em j� na pami�� - zupe�nie jak jak�� straszn� piosenk�, kt�ra nie chce si� od cz�owieka odczepi�. Najpierw pozna�em slogany, a w u�amek sekundy p�niej ten g�os. Robi� dok�adnie to samo, co wtedy, kiedy by�em ma�y - powtarza� s�owa z telewizyjnych reklam. Trzydzie�ci lat temu by�y to reklamy kakao Marsh, papieros�w marki Newport, proszku do prania Tide i samochod�w rambler. Dzisiaj by�a to honda, ale to nie stanowi�o �adnej r�nicy: oto w moich uszach zabrzmia� �ywy duch Crane's View. By�em wstrz��ni�ty i zacz��em si� rozgl�da�. I rzeczywi�cie - to on; wci�� sadzi� tymi wielkimi krokami w butach wielkich jak pude�ka ze sklepu, a r�ce dynda�y mu lu�no po bokach. - Jasna dupa, to przecie� Club Soda Johnny! - Co takiego, Sam? Co m�wi�e�? - Jutro do ciebie zadzwoni�, Patricio. Musz� lecie�. W�a�nie min�a mnie moja przesz�o��, recytuj�c reklam� hondy. - Roz��czy�em si� i wyskoczy�em z samochodu. Johnny szed� w kierunku szko�y i robi� to jak zwykle tak szybko, �e musia�em biec, by go dogoni�. Przyby�o mu jakie� czterdzie�ci funt�w i uby�o sporo w�os�w. To, co zosta�o, by�o przyci�te na je�a i czyni�o jego twarz jeszcze wi�ksz� i bardziej kwadratow�. - Johnny, hej, Johnny! Zatrzyma� si� i odwr�ci�. Na m�j widok twarz mu nawet nie drgn�a. - Pami�tasz mnie? Sam Bayer. Mieszka�em tu dawno temu. - Nie. - Tak sobie my�la�em. Jak si� masz, Johnny? - Okej. - A co porabiasz? - Nic takiego. Johnny Petangles mieszka� razem z matk� i babk� na Olive Street, za stacj� kolejow�. By� troch� przyt�pawy, jak m�wili, i ima� si� r�nych prac w miasteczku. Najbardziej jednak lubi� ogl�da� telewizj�. Chocia� nie s�dz�, �e w pe�ni zas�ugiwa� na miano genialnego kretyna, mia� pewien wielki dar - potrafi� powt�rzy� s�owo w s�owo ka�d� reklam�, kt�r� kiedykolwiek widzia�. "Roto Rooter! Szoruje rury z si�� huraganu!", "We� dzi� Sominex i �pij spokojnie...", "Po�knij Clim i b�l masz z g�owy!" Ca�a ewangelia Johnny'ego pochodzi�a prosto z plastykowego pude�ka, ale chocia� by� przyg�upi, zna� ka�dy rozdzia� i werset. Latem przesiadywali�my w miejskim parku, znudzeni jak mopsy. I oto nadchodzi Johnny, przemierzaj�cy miasteczko po raz kolejny z rz�du. "Hej, Johnny, we� powiedz t� reklam� baton�w Clark. Potem Chunky A jak tam lecia� Bufferin?" Mog�o tam nie by� �adnej melodyjki, a on i tak nigdy si� nie myli�. Wszystko zostawa�o mu w pami�ci, nawet lekarze w bia�ych fartuchach, kt�rzy demonstrowali na wykresach skuteczno�� dzia�ania aspiryny Bufferin albo kremu na hemoroidy. Poniewa� jednak by� psychicznie chory, wszystkie te zdania, chocia� bezb��dne, brzmia�y p�asko i bez wyrazu, zupe�nie jak g�os z komputera. Stoj�c teraz ko�o niego, czu�em si� tak, jakby kto� podstawi� mi pod nos bukiet �wie�ych kwiat�w. Ten nostalgiczny zapach wr�cz mnie przyt�acza�. Spojrza� w prawo, w lewo. Potem z przerysowan� gwa�towno�ci� podwin�� r�kaw i popatrzy� na zegarek. Na cyferblacie dostrzeg�em zdj�cie Arnolda Schwarzeneggera z filmu "Terminator". - Musz� lecie�. Id� do domu na telewizj�. Wyci�gn��em r�k� i dotkn��em jego ramienia. By�o bardzo ciep�e. - Johnny, pami�tasz Pauline Ostrov�? Pami�tasz to nazwisko? Zmru�y� oczy, podrapa� si� po brodzie i spojrza� w niebo. Potem zacz�� co� nuci�. Przez chwil� zdawa�o mi si�, �e zapomnia� o moim pytaniu. - Nie, nie pami�tam. - Dobra jest. No c�, mi�o ci� by�o widzie�, Johnny. - Mi te� by�o mi�o. - Ku mojemu zaskoczeniu wyci�gn�� swoj� wielk� r�k� i u�cisn�� moj�. Potem z r�wnie oboj�tn� twarz� gwa�townie si� odwr�ci� i pomaszerowa� przed siebie. Gdy tak patrzy�em za nim, przypomnieli mi si�: ten dawny Club Soda Johnny, Frannie McCabe, Suzy Nicholls, Barbara Thilly .. i tylu innych. Przypomnia�y mi si� te lata w parku, kiedy �miertelnie znudzeni z rado�ci� witali�my g�upiego Johnny'ego, poniewa� m�g� nam zaoferowa� pi�� minut rozrywki. Mieli�my wtedy tyle czasu. W�a�ciwie jedyn� rzecz�, jak� wtedy mieli�my, by� czas. Wiecznie wyczekiwali�my, �e co� si� wydarzy, cho� dok�adnie nie wiedzieli�my, czego chcemy. Co� si� wydarzy, kto� przyjdzie i wybawi nas od tego dnia, tygodnia... od bycia. Johnny zatrzyma� si�, obr�ci� na pi�cie i spojrza� na mnie beznami�tnie. - Pauline nie �yje. Nabijasz si� ze mnie. Zabili j� dawno temu. - To prawda, Johnny. Dawno jak cholera. Przejecha�em obok ko�cio�a �wi�tego Serca, salonu Forda, sklepu papierniczego Powersa. To ciekawe, �e niekt�re sklepy, bez wzgl�du na to, ile razy zmieniaj� w�a�cicieli, zawsze s� takie same. Wi�kszo�� lokali w ci�gu kilku lat zmienia funkcj� z pizzerii na butik lub co� tam jeszcze, ale w sklepie papierniczym w Crane's View ca�y czas mo�na by�o kupi� gazet�, d�ugopisy i s�odycze. Gdy by�em dzieciakiem, moje pierwsze kieszonkowe wynosi�o dwadzie�cia pi�� cent�w. Akurat w sam raz na batonik Payday i komiks "Sugar and Spike". Wychodz�c stamt�d, nie wiedzia�em, co zrobi� najpierw - otworzy� komiks czy zje�� batonik. Zwykle jednak robi�em wszystko naraz: jad�em, czyta�em i przechodzi�em przez ulic�, nie ogl�daj�c si� na boki, i przytomnia�em dopiero, gdy dociera�em do domu. W samym centrum miasteczka Main Street rozwidla si� przy �wiat�ach. Id�c prosto, dochodzi si� Broadwayem pod g�r� w stron� �adniejszych cz�ci miasteczka. Gdy si� skr�ci w lewo, Main Street ci�gnie si� przez pi�kne centrum Crane's View - w sumie sze�� minut marszu. Kiedy przywioz�em tu Michelle na sentymentaln� podr� do moich korzeni, powiedzia�a: "Ale jakie wy tu mieli�cie rozrywki? Przecie� tu nic nie ma!" I to by�a prawda. �liczne miasteczko o godzin� jazdy od Manhattanu wzd�u� rzeki Hudson. Jego nazwa sugerowa�a zamo�n�, bia��, ameryka�sk� ludno��, lecz w rzeczywisto�ci zamieszkiwa�y je rodziny irlandzkie i w�oskie z ni�szych warstw. Tutejsi ludzie potrzebowali jedynie dobrego sklepu �elaznego, rynku, sklepu odzie�owego sprzedaj�cego bawe�niane spodnie, biustonosze Maidenform, domowe sukienki i pantofle Converse. Najdro�szym daniem w jad�ospisie najdro�szej restauracji w miasteczku by�a "Piana i torf". Biblioteka by�a ca�kiem przyzwoita, ale niewielu z niej korzysta�o. By�o te� kino Embassy, ale chodzi�o si� tam tylko na macanki, bo by�o ciemne i puste. Bary nazywa�y si� Shamrock i Gino. Michelle mia�a racj� - to by�o miasteczko, w kt�rym wszyscy ci�ko pracowali przez ca�y dzie�, a wieczorem wracali do domu, pili piwo i siedzieli przed telewizorem. Jednak cz�� mieszka�c�w nie pasowa�a do tego obrazka. Byli to w wi�kszo�ci urz�dnicy, kt�rzy pracowali na Manhattanie i doje�d�ali st�d, �eby tylko mie� przyzwoity dom, trawnik i troch� zieleni dooko�a. Na ko�cu Pilot Hill mieszka�o jedno ma��e�stwo - rzadko przez nas widywane - kt�re je�dzi�o rolls-royce'em, ale nie mia�o dzieci, i gdy ich spotykali�my, byli dla nas jak przybysze z innej planety. Na drugim ko�cu miasta znajdowa� si� Beacon Hill, jedyny tutaj kompleks mieszkaniowy. Nie wiadomo dlaczego, akurat tam mieszka�o wiele rodzin �ydowskich. Pami�tam, jak w sz�stej klasie chodzi�em tam do Karen Enoch, w kt�rej by�em wtedy zakochany. To w�a�nie u nich, na stole w jadalni, po raz pierwszy zobaczy�em menor�. Powiedzia�em pani Enoch, �e to pi�kny �wiecznik i �e przypomina mi ten, kt�ry Liberace ustawi� sobie na fortepianie w telewizji. P�niej, tego samego dnia, pr�bowa�a mi wyja�ni�, czym jest �wi�to Chanuka, ale poj��em jedynie, �e to Bo�e Narodzenie do dwunastej pot�gi. Dorasta�em w ma�ym ameryka�skim miasteczku w latach pi��dziesi�tych. Nie mia�em zbyt du�o do opowiadania o moim dzieci�stwie, by� mo�e dlatego, �e niewiele si� wtedy dzia�o. Nikt nie zapuszcza� d�ugich w�os�w, a jedyn� rzecz�, przeciwko kt�rej si� buntowali�my, by�a konieczno�� zjedzenia pieczeni na obiad. O narkotykach szeptano tylko sobie na ucho, a ka�dy go��, kt�ry nie zachowywa� si� tak jak wszyscy, otrzymywa� etykietk� peda�a. Uprawiali�my r�ne sporty, bez wzgl�du na to, czy byli�my w nich dobrzy, czy te� nie. Wi�kszo�� moich koleg�w mia�a na imi� Joe, Anthony albo John. Dziewczyny, kt�re nas podnieca�y i o kt�rych marzyli�my, w wi�kszo�ci osi�ga�y szczyt fizycznego rozwoju w wieku siedemnastu lat, a potem - po przedwczesnym wyj�ciu za m�� - szybko zaczyna�y przypomina� swoje matki. Przeje�d�aj�c przez centrum miasteczka, min��em posterunek i kusi�o mnie wr�cz, �eby wst�pi� i zapyta� o Franniego McCabe'a, ale stwierdzi�em, �e mo�na z tym poczeka�. Je�eli wszystko u�o�y si� tak, jak chcia�em, to wkr�tce wr�c� do Crane's View i b�d� tu sp�dza� sporo czasu. Tam, gdzie ko�czy si� niewielkie centrum handlowe, Main Street opada �agodnym �ukiem stromo w d� i dochodzi do stacji kolejowej i rzeki. Gdy zdejmowa�em nog� z peda�u gazu i pozwala�em samochodowi stacza� si� bezw�adnie drog�, przypomnia�y mi si� chwile, kiedy szed�em na piechot� z domu na stacj�, wystrojony i podniecony dniem, kt�ry mia�em sp�dzi� w Nowym Jorku. Ju� wiele tygodni wcze�niej odk�ada�em ca�e kieszonkowe i opracowywa�em dok�adny plan dzia�ania. Albo pokaz samochod�w w Colosseum, albo mecz zapa�niczy w Madison Square Garden, albo wydawanie pieni�dzy na gry w Broadway Sports Palace. Na lunch hot dog i szampan Coconut albo �ylasty stek za dwa dolary w Tad's Steaks. Wtedy Nowy Jork nie by� przera�aj�cym miastem. Dwunastoletni m�drala przechadza� si� samotnie po Times Square i najgorsze, co mog�o mu si� przytrafi�, by�o spotkanie z �ebrakiem prosz�cym o dziesi�tk�. Nigdy si� tam nie ba�em i traktowa�em Nowy Jork jak co� w rodzaju wystrojonego kolorowo przyjaciela z wyka�aczk� w z�bach. Przejecha�em przez most nad torami i skr�ci�em ostro w prawo, w kierunku stacji. Jaka� przedsi�biorcza dusza zbudowa�a na brzegu rzeki luksusow� restauracj�. Z przera�eniem zda�em sobie spraw�, �e przez te wszystkie lata �ycie tutaj p�yn�o sobie beze mnie. A kim niby oni wszyscy s�, �e tak zmieniaj� krajobraz, kt�ry kiedy� by� m�j? Jaka� cz�� nas s�dzi, �e jest w�a�cicielem obszaru swoich wspomnie�; powinno istnie� prawo nakazuj�ce zachowa� wszystko w nie zmienionym kszta�cie. Zaparkowa�em samoch�d przed stacj� i wysiad�em. W chwil� potem przez stacj� przemkn�� ekspres z Chicago. Gdy tak p�dzi� w gwa�townym podmuchu, z metalicznym stukotem, powia�o od niego znajom� woni� romantyzmu i nieograniczonych mo�liwo�ci. Z Crane's View do Nowego Jorku zawsze je�dzili�my poci�giem. Podczas tej swojej nie�piesznej przeja�d�ki zatrzymywa� si� dwana�cie razy, zanim wjecha� na Grand Central Station. Korzystali z niego ludzie doje�d�aj�cy do pracy, starsze panie udaj�ce si� na poranne przedstawienie "Hello Dolly", trzynastolatki w przykr�tkich spodniach, fioletowych swetrach z dekoltem i z tak� ilo�ci� brylantyny we w�osach, �e mogliby bez wi�kszego problemu naoliwi� rodzinny samoch�d. Spojrza�em z westchnieniem w kierunku wody i zobaczy�em dw�jk� m�odych ludzi rzucaj�cych kolorowy dysk oraz ganiaj�cego mi�dzy nimi psa. Wida� by�o, �e szaleje do upad�ego. Co jaki� czas pozwalali mu z�apa� kr��ek. Zanim wyrwali mu go z pyska i zn�w pos�ali w powietrze, pies biega� tam i z powrotem w szale�czo-tryumfalnym ta�cu. To ciekawe, jak cz�sto zdarzaj� si� w �yciu bardzo smutne chwile, po kt�rych zaraz dowiadujemy si�, �e wszystko jest w porz�dku. Nie odrywa�em wzroku od tych ludzi - rado�� bij�ca od nich by�a tak silna, �e czu�em j� z daleka. Dziewczyna zrobi�a pe�ny obr�t i wyrzuci�a kr��ek najdalej jak mog�a. Polecia� w moj� stron� i upad� w odleg�o�ci kilku st�p ode mnie. Chcia�em podej��, ale pojawi� si� pies, wi�c stan��em w miejscu. On te�. Sta� kilka cali od kr��ka, lecz patrzy� na mnie, jakbym to ja tutaj rozkazywa�. - W porz�dku, bierz. Poruszy� �bem z t� klasyczn� psi� min�, kt�ra mnie zawsze rozbawia. - M�wi�, �e w porz�dku, bierz. Chwyci� kr��ek i pomkn�� w przeciwnym kierunku. Ruszy�em w stron� wody. - Przepraszam, kt�ra teraz jest godzina? Nawet nie wiem, jak d�ugo tam sta�em, wpatrzony w wod� i zatopiony we wspomnieniach. Wiecz�r by� do tego wprost wymarzony. W ka�dym razie wyrwa�em si� z odr�twienia i najpierw spojrza�em na dziewczyn�, a potem na zegarek. - Pi�tna�cie po dziewi�tej. - Na pewno nic panu nie jest? - Mia�a tak� s�odk�, zaniepokojon� twarz. Popatrzy�em na ni� i pr�bowa�em si� u�miechn��. Nie bardzo wiedzia�em, co powiedzie�. - Czy opowiada�em ci o tym, jak znalaz�em cia�o tej dziewczyny? Moja ukochana spojrza�a na mnie z u�miechem, kt�rego nie zapomn� a� do �mierci. D�ugie, br�zowe w�osy opada�y jej na ramiona, mia�a na sobie cienk� koszul� nocn� w ma�e ptaszki. Potrz�sn�a g�ow�. - Wiesz, co najbardziej lubi� w tych naszych wsp�lnych nocach? To, �e rano zawsze opowiadasz mi co�, o czym wcze�niej nigdy nie s�ysza�am. Mia�a szesna�cie lat i jednocze�nie jakby zbli�a�a si� do trzydziestki. Wyci�gn��em r�k� przez st� i pog�aska�em j� po policzku. Uj�a moj� d�o� i poca�owa�a. - Nigdy nie mog� si� nadziwi�, �e jeste� moj� c�rk�. Cassandra Bayer zmarszczy�a brwi. - Dlaczego? Co przez to rozumiesz? - W�a�nie to. Jak to si� sta�o, �e twojej matce i mnie uda�o si� zmajstrowa� takie dobre dziecko? Ka�da zakonnica stan�aby w p�sach, widz�c �ycie twojej matki. Ja jestem bardziej neurotyczny ni� Woody Allen. A ty jeste� w�a�nie taka, jaka jeste�: solidna, m�dra, zabawna... Jak to mo�liwe? - Mo�e odziedziczy�am geny po poprzednim pokoleniu. - Wzi�a buteleczk� przera�aj�co czarnego lakieru do paznokci, by kontynuowa� malowanie kciuka. - Czy b�d� m�g� pomalowa� sobie paznokcie na czarno, gdy sko�czysz? Z j�kiem przewr�ci�a oczami. - No to jak by�o z tym cia�em? Wsta�em, �eby dola� sobie kawy. Nie podnosz�c wzroku, wyci�gn�a do