668
Szczegóły |
Tytuł |
668 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
668 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 668 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
668 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: Jan Stachniuk
Tytul: CZ�OWIECZE�STWO I KULTURA
Przedmowa
Jednym z podstawowych problem�w badawczych refleksji humanistycznej jest uj�cie fenomenu kultury. O ile dawniej, zgodnie z wypr�bowan� tradycj�, si�gaj�c� korzeniami a� Arystotelesa i jego zabieg�w zmierzaj�cych do uporz�dkowania wiedzy i zawarcia jej w ramach poddanego okre�lonej koncepcji teoretycznej systemu, usi�owano zdefiniowa� samo poj�cie kultury, by zgrabnie umie�ci� t� kategori� w obr�bie filozofii systemowej, o tyle p�niej starano si� raczej uchwyci� najog�lniejsze cechy owego zjawiska, wystarczaj�co istotne dla wyodr�bnienia go spo�r�d innych sfer �ycia spo�ecznego. ��czy�o si� z tym pytanie o konkretne sk�adniki kultury, a tak�e o podstawowe mechanizmy dzia�aj�ce wewn�trz niej. Zrozumia�e, �e w praktyce badawczej oba rodzaje podej�cia do zagadnienia kultury cz�sto si� przenika�y, a kolejne rewolucje metodologiczne sprawia�y, i� zmierzano do wprowadzenia coraz wi�kszej liczby twierdze� spe�niaj�cych takie kryteria wypowiedzi naukowych, jakie ustala� obowi�zuj�cy w danym czasie model uprawiania nauki. Ka�dy ch�tny do zapoznania si� z ewolucj� metodologiczn�, kt�ra musia�a obj�� tak�e rozwa�ania o kulturze, ma tu do wyboru wiele interesuj�cych stanowisk. Czy dostarczaj�c mu tak wielu informacji o kwestii naukowo�ci (lub jej braku) tego czy innego wzorca teoretycznego, pozwalaj� one zarazem wzbogaci� ujmowanie kultury?
Nie spos�b odpowiedzie� na to jednoznacznie. Warto w ka�dym razie zauwa�y�, �e tzw. czytaj�cy og� niezbyt przejmuje si� kontrowersjami rozpalaj�cymi naukowc�w, zw�aszcza o zaci�ciu metodolog�w, do bia�ej gor�czki. Przechodzi do porz�dku dziennego nad kwalifikowaniem wypowiedzi uprawniaj�cym do uznawania ich za naukowe, poszukuj�c czego� innego � ca�o�ciowej, w miar� sp�jnej wizji kultury, nie obci��onej nadmiernym rygoryzmem naukowo�ci, ba, si�gaj�cej nawet do tego, co intuicyjne. Zanim obruszymy si� na podobne oczekiwania i wyrugujemy je pod jakimkolwiek pretekstem, sugeruj�c ich znikom� lub �adn� warto��, gdy� nie maj� nic wsp�lnego z naukowo�ci�, przypomnijmy tylko, �e sama nauka z r�wnym powodzeniem spe�nia funkcj� mitotw�rcz�, a je�li nie zaspokaja pewnych oczekiwa�, to mo�e nale�y si� jednak zwr�ci� ku refleksji, kt�ra usi�uje temu sprosta�, mniejsza o to, jakim j� obdarzymy epitetem.
Wiadomo sk�din�d, co zarzucano wielu dociekliwym badaczom, d���cym do stworzenia w miar� wyczerpuj�cej teorii obejmuj�cej �w obszar ludzkiej aktywno�ci, w jak niebezpieczne pu�apki wpadali przy tej okazji. �atwo zdoby� si� na ich wyliczenie, pracowici rejestratorzy zestawili je i poklasyfikowali. Dla przyk�adu wspomnie� mo�na o definicji kultury zaproponowanej przez S. Czarnowskiego, kt�r� upodoba�o sobie swego czasu wielu rodzimych autor�w. Na pierwszy rzut oka zniewala ona sw� por�czno�ci�, tyle �e na dobr� spraw� zakres samego poj�cia staje si� tak szeroki, �e a� korci zadanie pytania: co w takim razie nie jest kultur�? Mi�o�nicy bardziej dok�adnych definicji rozk�adaj� r�ce z za�enowaniem. Niemal ka�dy intuicyjnie wyr�nia dziedzin� zwan� kultur�, dostrzega jej swoisto��, ale przy opisaniu teoretycznym tej dziedziny, uwzgl�dniaj�cym zar�wno aspekt ontologiczny, jak i metodologiczny, rozbie�no�ci jest wiele (por. np. sp�r redukcjonist�w i antyredukcjonist�w).
Istniej�, rzecz jasna, tak�e inne drogi. Umys�, o ile uwolni si� od przymusu rygorystycznie poj�tej dociekliwo�ci, przyjmuje po prostu kategori� kultury jako poj�cie ze sfery j�zyka potocznego, nie sil�c si� na jego w miar� szczeg�owe okre�lenie wedle aktualnego modelu poprawno�ci wypowiedzi naukowych. Badacz pragnie raczej pokaza� funkcjonowanie tak nazwanego zjawiska. Ale wtedy nara�a si� na niebezpiecze�stwo, �e co bardziej zgry�liwi koledzy wytkn� nieszcz�nikowi, �e pod jedno poj�cie podk�ada zbyt wiele znacze� (jak w wypadku Czarnowskiego, z rozmaitymi modyfikacjami), w dodatku niekiedy si� wykluczaj�cych.
Tuzinkowy erudyta, po wytrwa�ej lekturze szeregu mniej lub bardziej naukowych dzie�, kleci z mozo�em konstrukt, kt�ry przybiera posta� definicji (lub teorii � zale�nie od ambicji danego autora) eklektycznej. C� rado�niejszego dla pilnych czytelnik�w i krytyk�w! Spokojnie przyst�puj� do uruchomienia pieczo�owicie przygotowanego mechanizmu krytycznego. Wytykaj� brak sp�jno�ci, uleganie wp�ywom zgo�a nieprzychylnym wzajemnemu zbli�eniu, tropi� potkni�cia, usterki rzeczowe � rozszarpuj� na strz�py ca�e dzie�o, a najwy�ej racz� przyzna�, �e jego tw�rca to osoba dosy� oczytana. Cz�sto wszak�e czyni si� wyj�tek dla podr�cznik�w, jakby nie przyjmuj�c do wiadomo�ci, �e w ten spos�b utrwalamy regu�� b��dnego ko�a � gdy kto� zapragnie uporz�dkowa� swe przemy�lenia o kulturze, zazwyczaj si�ga do kt�rego� z podr�cznik�w. Posiadane informacje w��cza wi�c nie�wiadomie w ramy szkieletu teoretycznego o w�tpliwym rodowodzie metodologicznym. P�niej niech�tnie rezygnuje si� z tak przecie� przydatnego (i niezb�dnego) stereotypu poznawczego. W odr�nieniu od traktowania poj�cia kultury jako kategorii j�zyka potocznego tu mamy do czynienia z osadzaniem tej�e kategorii w wymiarze podr�cznikowej oczywisto�ci, nosz�cej pozory uj�cia prawdziwie naukowego. Ka�dy cz�owiek kulturalny wie przecie�, u licha, czym jest kultura.
Nieodparcie nasuwa si� przy tej okazji analogia z m�czarniami teoretyk�w filmu, kt�rzy zaciekle zmagaj� si� z kwesti� okre�lenia rozmaitych gatunk�w filmowych (analogia te� z obszaru kultury). �Western (film grozy, film p�aszcza i szpady itd.) jest tym, co og� widz�w za western (film grozy, film p�aszcza i szpady) uwa�a". Wypada stwierdzi�, �e owo podej�cie, z pozoru nosz�ce podejrzane dla wielu pi�tno refleksji zdroworozs�dkowej, a nie teoretycznej, jawi si� jako rozwi�zanie ca�kiem por�czne. Wystarczy zr�cznie u�y� pewnych chwyt�w konwencji relacjonistycznej, �eby wielu oponentom wytr�ci� bro� z r�ki, zabezpieczaj�c si� zarazem przed zarzutami dotycz�cymi powierzchowno�ci czy niechlujno�ci metodologicznej.
Bez wzgl�du jednak na te (i wiele jeszcze innych) trudno�ci � liczba prac po�wi�conych kulturze ro�nie systematycznie. Bywaj� one generowane przez okresowe mody, kt�rym �rodowisko naukowc�w-humanist�w ulega r�wnie ch�tnie jak i inne zbiorowo�ci, cho� mniej ch�tnie si� oni do tego przyznaj�. Zn�w wystarczy poprzesta� na jednym przyk�adzie � refleksji nawi�zuj�cej do � niew�tpliwych przecie� � osi�gni�� nurtu antropologicznego (A. L. Kroeber, M. Mead, R. Benedict). Na razie wystarczaj�co poradzi�a sobie z tymi trapi�cymi humanistyk� k�opotami jedynie archeologia � na og� przedstawiciele tej dyscypliny nie rozp�tuj� ju� kontrowersji wok� terminu �kultura archeologiczna".
W tej sytuacji warto chyba zwr�ci� uwag� na koncepcj�, kt�rej przynajmniej eklektyzm zarzuci� nie�atwo. Zawsze da si�, oczywi�cie, wysun�� twierdzenie, �e nawi�zuje ona do przestarza�ych (czy rzeczywi�cie � najlepiej przekona� si� samemu) rozwi�za�, ma nadmierne ambicje (co to w�a�ciwie znaczy na gruncie humanistyki?) itd. Trzeba wszelako przyjrze� si� jej nieco inaczej, uwa�niej, nie trac�c z pola widzenia przytoczonych powy�ej uwag. Wtedy spostrze�emy, �e koncepcja Jana Stachniuka wcale nie musi wykracza� poza pewien zesp� standard�w przyj�tych dla refleksji o kulturze, nie nadaje si� do lekcewa��cej, apriorycznej oceny w stylu: �To nie ma nic wsp�lnego z nauk�, szkoda czasu na dyskusje". Stachniuk, jak tylu innych, powszechnie uznawanych autor�w, przyjmuje obraz kultury jako specyficznie ludzkiej formy bytu, stara si� wskaza� na najog�lniejsze jej cechy, wylicza jej sk�adniki, twierdzenia swe za� stara si� uzasadni�. Traktuje kultur� jako ca�o�� (podej�cie holistyczne) i prezentuje spos�b jej funkcjonowania. Tote� wypada si� zgodzi�, �e w punkcie wyj�cia nale�y jego uj�cie potraktowa� na zasadzie r�wnouprawnienia z innymi konceptami teoretycznymi, warunki wst�pne podj�cia ewentualnej dyskusji zosta�y spe�nione. Pogardliwe milczenie, niezauwa�anie czy og�lnikowa krytyka niczemu nie s�u��. W�wczas, by� mo�e, refleksja Stachniuka przestanie egzystowa� jako tw�r z marginesu g��wnego nurtu humanistyki, irracjonalny wybryk czy w najlepszym razie okazjonalna ciekawostka. Zamiast podci�gn�� j� pod okre�lenie typu �wypadek przy pracy" i widzie� w niej tylko wytw�r obsesji autora, sensowniej dokona� po prostu jej krytycznego, ale rzeczowego przegl�du, co umo�liwi�oby wydanie w miar� umotywowanej i rzetelnej oceny � a do tego przecie� sprowadza si� og�lnie przyj�ta w humanistyce procedura.
Wypada�oby zatem wskaza� na te interesuj�ce i niebanalne cechy pomys��w Stachniuka, kt�re pozwol� podej�� do jego propozycji (a ka�dy koncept teoretyczny jest propozycj�, tylko niekt�re za� przekszta�caj� si� w norm�) bez za�o�onego z g�ry niech�tnego nastawienia. W�wczas mo�e si� okaza�, �e nie tylko zas�uguje ona na po�wi�cenie jej odrobiny czasu, lecz potrafi tak�e sta� si� czym� w rodzaju �r�d�a inspiracji. Kwestia ewentualnych wp�yw�w (a raczej nawi�za�) te� niejednego mog�aby sk�oni� do przyjrzenia si� na nowo tak ju� wpisanym w schematy zagadnieniom, jak periodyzacja rozwoju kultury europejskiej b�d� funkcje sztuki. Spr�bujmy zacz�� od pewnych uwag dotycz�cych og�lnych rys�w koncepcji Stachniuka, by nast�pnie zaj�� si� g��wnymi dla jego refleksji kategoriami, zw�aszcza tymi, kt�re ujawniaj� rozmaite interesuj�ce w�a�ciwo�ci. Nie chodzi tu o systematyczne streszczanie pogl�d�w autora. Rzecz w tym, �e dla Stachniuka pewne kategorie s� zarazem obszarami problemowymi, to w ich obr�bie zaprezentowane zostaje to, co i dzi� przykuwa uwag� i nie pozostawia czytelnika oboj�tnym. Przyj�� mo�na, �e �w wybrany ci�g kategorii-problem�w stanowi jakby szkielet ca�ej koncepcji. Gdy uda nam si� bli�ej z nimi zapozna�, dochodzimy do wniosku, �e dalsze rozwa�ania autora to konsekwencja tych podstawowych rozstrzygni��. Jak w ka�dym wzgl�dnie ca�o�ciowym uj�ciu, przeprowadzonym z trosk� o zachowanie sp�jno�ci wywod�w, raz dokonane ustalenia poci�gaj� za sob� uzupe�nienie, wreszcie za� i inne konstrukcje, ale z punktu widzenia odr�bno�ci jako�ciowej s� one ju� mniej oryginalne, co nie znaczy, �e pe�ni� tylko rol� swoistej wyliczanki. Na pocz�tek warto chyba wydoby� te bardziej oryginalne momenty koncepcji Stachniuka.
Swe rozwa�ania zaczyna on od wskazania i podkre�lenia specyfiki cz�owieka, co b�dzie okre�la�o r�wnie� specyfik� kultury jako g��wnego obszaru ludzkiej aktywno�ci. Za podstawowy wyr�nik cz�owieka przyjmuje Stachniuk jego geniusz tworzycielski, obiektywizuj�cy si� w�a�nie w kulturze. D���c do kosmicznej pot�gi, cz�owiek przekszta�ca �wiat. Musi jednak rozpozna� samego siebie, swe w�asne przeznaczenie, by jego kulturotw�rcze dokonania okaza�y si� co� warte. �w tworzycielski rozmach uznaje Stachniuk za decyduj�cy wyznacznik humanizmu. W toku przemiany samego siebie i przyrody cz�owiek ujawnia tak naprawd� to, czym jest w istocie. Na dobr� spraw�, mimo pewnych uwag autorskich, trudno przyj�� kres ewolucji tworzycielskiej, cho�by dlatego, i� nasza aktywno�� np. na polu psychiki dopiero si� rozpocz�a. Nie da si� wi�c dostrzec tu element�w finalistycznych, wszak rozmach kreacji dopiero ruszy� z miejsca. Przeciwnie, powtarzalno��, kres rozwoju jako�ciowego � to w�a�ciwo�ci, by pos�u�y� si� okre�leniem samego autora, ��wiata biowegetacyjnego". Niekt�rym zapewne nie przypadnie do gustu to, �e nadaje si� pierwiastkowi humanistycznemu i�cie kosmiczny wymiar, transcendentalnie postrzegaj�c wol� tworzycielsk�. Gdy wszak�e potraktujemy ten w�tek w kontek�cie dalszych rozwa�a�, zw�aszcza po�wi�conych mitowi dziejotw�rczemu, dojdziemy do wniosku, �e � mniej lub bardziej �wiadomie � dla Stachniuka jego koncepcja to nie tylko przygotowanie gruntu pod now� posta� mitu dziejotw�rczego, ale i jego cz��. Kosmiczne zaplecze refleksji o istocie cz�owieka i kultury taki w�a�nie kszta�t mitu ma wsp�tworzy�. C�, cz�owiek zawsze stara si� wyj�� poza w�asne ograniczenia, a czy� znajdzie lepsz� sfer� ni� kosmos? Chodzi o podkre�lenie dw�ch spraw: po pierwsze, istota cz�owieka (a zw�aszcza jego jako�ciowo wa�nych dokona�) wykracza poza sfer� biologii, po drugie � wyj�tkowo�� i przeznaczenie cz�owieka nie powinny by� ukazywane tylko jako rezultat zewn�trznych wzgl�dem niego uwarunkowa�. Dostrzegamy tu zwi�zek mi�dzy makrokosmosem a mikrokosmosem, czyli indywiduum �wiadomym swej tw�rczej roli i realizuj�cym j� nie wedle w�asnych subiektywnych pomys��w, ale w ramach wszech�wiatowej prawid�owo�ci. W miar� dalszej lektury ujrzymy tu pokrewie�stwo z teoretycznymi pomys�ami bliskimi Stachniukowi, w tym wypadku z refleksj� presokratyk�w. Id�c tym tropem, poma�u odkryjemy, �e rozwi�zania Stachniuka, gdyby kto� chcia� szuka� ich prekursor�w, odwo�uj� si� do ca�kiem szacownej tradycji filozoficznej, czego zreszt� autor bynajmniej nie ukrywa. Nie zaszkodzi zapami�ta�, w obr�bie jakiego nurtu mie�ci si� ta refleksja.
Tak pojmowany cz�owiek � o ile mamy na my�li osob� �wiadom� swego istotnego przeznaczenia � szuka czego� wi�cej ni� �szcz�cia fizjologicznego", prowadz�cego tylko do marazmu, b�d�cego zaprzeczeniem tworzenia, aktywno�ci, prawdziwego humanizmu. Trwanie i tworzenie � z napi�cia tych dw�ch tendencji rodzi si� konflikt okre�laj�cy ca�y bieg dziej�w cz�owieka, pr�buj�cego ten dualizm przezwyci�y�. Brak recepty na szybkie uszcz�liwienie og�u � tej zmory �in�ynierii spo�ecznej" przynajmniej od czas�w Platona. Wysi�kowi aktywno�ci nie towarzyszy natychmiastowy sukces. Niemniej w samym przyj�ciu takiej wizji cz�owieka zawiera si� ju� moment optymizmu. Samorealizacja na arenie historii to wypieranie wspakhumanizmu przez humanizm, wspakultury przez kultur�. Nie pasuje do tego wcale rozumiana w o�wieceniowym duchu kategoria post�pu. Stachniuk proponuje zatem uj�cie rozwoju nie w perspektywie powtarzalnych cykli, linearnej czy spiralnej, ale zgo�a innej � kosmiczno-tworzycielskiej, z r�nymi fazami wedle dominacji (b�d� braku) rozmaitych postaci mitu dziejotw�rczego. Nie wdaj�c si� w ocen� tego pomys�u Stachniuka, podkre�lmy wszak�e, i� z powodzeniem zas�uguje on na scharakteryzowanie w ci�gu r�norodnych rozwi�za� historiozoficznych. St�d przecie� wyros�o Stachniukowe okre�lenie �dzieje bez dziej�w". Kto ma ochot�, niech por�wna to z rozwa�aniami L�vi-Straussa czy Topolskiego o ��wiecie bez historii".
Cz�owiek, przekszta�caj�c porz�dek naturalnego �wiata, stwarza kultur�, a przy tym sam si� realizuje. Aktywno�� polega na wykorzystaniu tego, co tkwi w nas potencjalnie � ale tylko jako mo�liwo�� rozwoju, nie za� jego konieczno��. Daleko st�d do p�ytkiego determinizmu. Ewolucja tworzycielska, gdy si� ju� dokonuje, wzbogaca i nasz� indywidualno��, i innych � poprzez zobiektywizowane wytwory kultury. Kumulowanie si� tego dorobku sprzyja dalszemu rozwojowi, ale wcale nie generuje go mechanicznie. Kultura jest wci�� zagro�ona przez wspakultur�, antywzorzec. Poszczeg�lne zdobycze zostaj� utrwalone, wpisane w dorobek ludzko�ci, zawieraj� w sobie energi� tw�rcz� �wiata. Ich ca�o�� okre�la Stachniuk nazw� �kulturowytwor�w" i uznaje za prawdziwy �wiat cz�owieka. Bior�c za kryterium przekroczenie progu humanizmu, czyli przekszta�cenie si� woli tworzycielskiej w czyny, wyr�nia Stachniuk trzy rodzaje �wiatopogl�du, wyczerpuj�ce mo�liwo�ci klasyfikacji teoretycznej koncepcji historiozoficznych czy dotycz�cych teorii kultury, a ponadto g��wne kierunki d��e� ludzko�ci. Przyjrzawszy si� teoretycznym podstawom koncepcji Stachniuka, pokr�tce zasygnalizowanym powy�ej, zauwa�amy ich konsekwencj� i sp�jno��, przeto spe�niony zosta� przynajmniej jeden z wymog�w w miar� rzetelnego metodologicznie wywodu. Test poszczeg�lnych wypowiedzi na falsyfikowalno�� pozostawi� wypada czytelnikowi.
By dosz�o do realizowania proces�w tw�rczych, przys�uguj�ca cz�owiekowi �intuicja wynalazcza" powinna znale�� odpowiednio przygotowany grunt. To zadanie przypada woli tworzycielskiej, kt�ra najlepsze efekty uzyskuje w�wczas, gdy korzysta z syntezy, operuje ca�o�ci�, wyzyskuje mo�liwo�ci wszystkich �kulturowytwor�w". �rodkiem prowadz�cym do tego jest mit. Stachniuk u�ywa poj�cia mitu za Sorelem i podobnie jak on upatruje w micie g��wny czynnik wp�ywaj�cy na przekszta�canie si� spo�ecze�stw. Zn�w spotykamy si� z kategori� o niejednoznacznej tre�ci, u�ywan� w najrozmaitszy spos�b. O ile jednak u Sorela w poj�ciu mitu mie�ci si� tylko to, co pozostaje w obr�bie �wiadomo�ci, o tyle Stachniuk operuje t� kategori� szerzej, odnosz�c j� do ca�o�ci kulturowytwor�w w danym momencie dziejowym, nie tworz�c z niej oderwanego od tej zobiektywizowanej sfery konceptu. Wzorzec mitu dziejowego pozwala przej�� humanizmowi do dzia�ania. Gdy taki mit uaktywnia si� w spo�ecze�stwie zastyg�ym, staje si� dla niego czym� w rodzaju wyzwania, propozycj� okre�lonego systemu warto�ci. Dygresyjnie tylko mo�na zauwa�y�, �e Stachniuk niejako przy okazji porusza tak popularn� obecnie kwesti�, jak� stanowi problem warto�ci. Rozwa�ania aksjologiczne s� co prawda jedynie sygna�em, ale ze wzgl�du na ich odniesienie � ca�kiem interesuj�cym. Nie wchodzi w gr� uniwersalny status warto�ci, lecz podkre�la si� ich dynamiczny charakter, a pr�cz tego warunek prze�ywania warto�ci, ich uwewn�trznienia. Szkoda, �e autor nie rozwin�� szerzej refleksji o warto�ciach, materia� zawarty w p�niejszych uszczeg�owieniach teorii i przyk�adach ju� tak nie przykuwa uwagi (o wyj�tku � ni�ej).
Droga od mitu do mitu, manifestowanie si� woli tworzycielskiej � daj� w rezultacie ci�g kulturowy. Na razie ma on dla Stachniuka charakter postulatu. To, co wytworzy�o kultur� w ka�dym z okres�w, nie zanika, staje si� budulcem w granicach kolejnego cyklu, r�ni�cego si� od poprzedniego. Rozw�j zawiera si� zatem w ramach okre�lonych przez pewien zakres mo�liwo�ci. Gdy si� one wyczerpi�, dana posta� kultury zanika, ale tej dorobek trwa w postaci budulca. Autor jednoznacznie odcina si� od automatyzmu w traktowaniu rozwoju kultury, daleko jeszcze do poznania praw funkcjonowania ci�gu kulturowego, a dopiero pe�niejsze ich rozpoznanie mog�oby przy�pieszy� tempo przemian kulturowych.
By�a ju� mowa o roli, jak� w koncepcji Stachniuka pe�ni kategoria mitu. Wypada jeszcze do niej powr�ci�, nadal bowiem poj�cie to odznacza si� we wsp�czesnej kulturze du�� no�no�ci�, a r�wnocze�nie jego tre�ciowa wieloznaczno�� �atwo powoduje liczne nieporozumienia. Wspomniano wcze�niej, �e Stachniuk po cz�ci zapo�yczy� rozumienie mitu od Sorela. Znaj�c ju� pewne za�o�enia koncepcji autora Cz�owiecze�stwa i kultury wyra�nie si� orientujemy, �e jak najdalszy jest od nawi�zywania do tych aspekt�w mitu, kt�re zwykle ��czymy z jego funkcjonowaniem np. w my�li antycznej, g��wnie greckiej. Tam oznacza� on pra-wzorzec t�umacz�cy dzia�anie �wiata, w nim znajdowa�a odniesienie dowolna czynno��, symbolizowa� powtarzalno�� zjawisk. Stachniuk okre�la t� form� refleksji mianem przedmitu naturalistycznego, a Grecy s� dla niego wyrazicielami pierwszej w dziejach fazy mitu indywidualistycznego, pierwszego zrywu kulturowego ludzko�ci. Mit dziejotw�rczy to �wiatopogl�dowe otwarcie ku podmiotowo�ci, to apoteoza aktywnego indywiduum, zaprzeczenie stagnacji, nieustannego reprodukowania tych samych jako�ciowo element�w. Dla staro�ytnych (i nie tylko dla nich) mit spe�nia� tylko zadania poznawcze, w w�skim zreszt� zakresie, tyle �e og�lnie porz�dkowa� obraz rzeczywisto�ci. Dla Stachniuka mit odgrywa rol� nie tylko poznawczo-wyja�niaj�c�, ale i aktywizuj�co-organizuj�c�. Korzystaj�c wi�c z pewnego tradycyjnie ��czonego z mitem baga�u tre�ci, zamierza Stachniuk rozszerzy� zakres tego poj�cia tak, aby w obecnym stuleciu aktywno�� ludzk� pobudza� mit w�a�nie na miar� tego stulecia. W nowym kszta�cie powraca wizja heroistyczna � nie ograniczona ju� do poszczeg�lnych bohater�w, wyznaczaj�cych reszcie ludzko�ci jej dzia�ania, ale obejmuj�ca ka�dego, kto rozpozna tkwi�cy w cz�owieku pierwiastek tworzycielski. Pr�cz tego ten kszta�t rozwa�a� Stachniuka to jakby ilustracja jego za�o�e� teoretycznych: budowa z istniej�cych ju� cegie�ek (czyli w tym wypadku koncepcji filozoficznych i historiozoficznych) odmiennej jako�ciowo ca�o�ci (czyli nowego zg�stka mocy kulturowej). Nie�le odpowiada to tezie, i� mit ��czy przesz�o�� z przysz�o�ci�, a czyni to w spos�b dynamiczny.
Tak naprawd� jednak aktywno�� kulturowa nie cechuje wcale ca�o�ci dziej�w, przeciwnie � jej rozkwit obejmuje niezbyt d�ugie okresy, nie by� i nie jest � cho� mog�oby tak si� sta� � udzia�em wielkich zbiorowo�ci ludzkich. Istnieje po temu szansa, ale nadal nie da si� jej uzna� za zrealizowan�. Ci�g kulturowy pozostaje zjawiskiem odosobnionym. G��wn� przeszkod� upatruje Stachniuk we wspakulturze, stagnacji, kt�ra potrafi jedynie �udzi� cz�owieka mira�em �szcz�cia fizjologicznego", odwo�uj�c si� do dualizmu jego natury. Charakterystyk� wspakultury pozostawmy samemu autorowi, a przyjrzyjmy si� bli�ej tylko pewnym dotycz�cym jej negatywnej roli elementom. To zrozumia�e, �e generalny porz�dek warto�ci wyznacza relacja kultura�wspakultura. Warto�ciowane dodatnio b�dzie wszystko, co ��czy si� z kultur�, co w jej obszar wci�ga aktywne w tej mierze jednostki. Swoista relatywizacja warto�ci zachodzi w poszczeg�lnych uk�adach kultury, wyra�a jej ewolucyjn� zmienno��. Oczywiste r�wnie�, �e wspakultura oznacza, niejako automatycznie, rozpad i odwr�cenie porz�dku warto�ci, pos�ugiwanie si� zgo�a fa�szywym ich systemem. Neguje si� istot� kultury, bior�c z niej jedynie to, co powierzchowne, poz�r podstawiaj�c za warto��. Ale wspakultura, jak z tego wynika, chytrze i perfidnie wykorzystuje dorobek kultury, cho� pozbawia j� tw�rczego pierwiastka. Krytycznie nastawieni czytelnicy mogliby w tym momencie zg�osi� w�tpliwo��, czy zabieg warto�ciuj�cy przeprowadzony przez Stachniuka nie jest zbyt kategoryczny (wspakultura jako choroba � czy�by wraca� naturalizm?), ale po raz kolejny dostrzegamy w tym autorsk� konsekwencj�. Wyst�puje tu te�, przez Stachniuka wszak�e nie podj�ty, interesuj�cy trop aksjologiczny. Pierwiastki wspakultury (owoce rozpadu, produkty wypaczonej aktywno�ci) ��cz� si� w do�� jednolite twory � powstaj� style wspakultur totalnych. Ich ci�gi, wypieraj�c ci�g kulturowy, nios� ca�kowity upadek kultury. Nie dzieje si� to w spos�b prosty i automatyczny. Mog� rodzi� si� �ywe si�y kultury, to za�, co wytworz�, ma przecie� zobiektywizowany charakter. Niemniej, pojawiaj�c si� w warunkach rozpadu, musi �w rezultat przybra� zgo�a specyficzny kszta�t � i oto napotykamy zrost kultury i wspakultury. Stachniuk podkre�la, �e brak organizuj�cego ca�o�� dzia�a� mitu dziejotw�rczego ogranicza i fragmentaryzuje owe przejawy aktywno�ci kulturowej. W zaistnia�ej sytuacji nie potrafi� one do ko�ca zda� sobie sprawy z w�asnej natury, pozostaj� czym� b��dz�cym. Stachniuk z grubsza klasyfikuje formy zrost�w, wzmiankuje te� o dynamizmie wspakultury � podporz�dkowaniu aktywno�ci tworzycielskiej �wiadomo�ci wspakulturowej. Pami�taj�c o generalnym rozgraniczeniu przez Stachniuka dw�ch porz�dk�w warto�ci, warto mo�e zastanowi� si� nad spraw� nieco wykraczaj�c� poza przedstawion� klasyfikacj�. Jak w�a�ciwie nale�a�oby oceni� nie tyle same zrosty kultury i wspakultury, ale raczej to, co one produkuj�? Z jednej strony wola tworzycielska, pozbawiona oparcia w micie, b��ka si�, dzia�a �ywio�owo, pop�dowo, nie�wiadomie, �atwo ulega machinacjom wspakultury. Zatem wypada�oby przyj��, �e to, co w tych warunkach ze sob� niesie, ze stanowiska kultury pe�nej i autentycznej nie jest wiele warte. Ale co� z tego dorobku staje si� cegie�k�, kt�r� kolejna faza dynamicznej i zdobywczej kultury wykorzystuje i wbudowuje w sw�j uk�ad. Status warto�ci odniesiony zostaje do kontekstu ich pojawienia si� i funkcjonowania. Gdyby przed�u�y� ten tok rozumowania, co Stachniuk w pewnym zakresie sugeruje w stosunku do problematyki estetycznej i etycznej (por. tu nadal aktualne rozwa�ania o moralizowaniu), pozwoli�oby to inaczej widzie� bezdro�a, po kt�rych b��ka si� kultura wsp�czesna. To ju� zadanie dla tych, kt�rzy ewentualnie zechc� skorzysta� w tej mierze ze �ladu wskazanego przez Stachniuka.
Rozwin�wszy i uporz�dkowawszy sw�j konstrukt teoretyczno-terminologiczny, dokonuje Stachniuk przegl�du rozwoju cywilizacji zachodniej � rzutowany na t�o walki kultury ze wspakultur�, odbiega od uj��, do jakich przyzwyczai�a nas lektura podr�cznik�w. Miara osi�gni�� rozwojowych to spe�nianie si� cz�owiecze�stwa. Autor rezerwuje kategori� rozwoju cywilizacyjnego wy��cznie dla kr�gu zachodnioeuropejskiego � tu tylko pojawi� si� ci�g kulturowy wyrastaj�cy z indywidualistycznej koncepcji kultury. Wielu badaczy zastanawia�o si� nad fenomenem �cudu greckiego". U Stachniuka mit helle�ski jawi si� w pozornym nawi�zaniu do tej tradycji traktowania kultury staro�ytnej Grecji, ale odnajdujemy znamienne przesuni�cie akcent�w. Prawdziwie tw�rcza i interesuj�ca faza przypada na okres przed Sokratesem, po przezwyci�eniu naturalistycznego szczebla kultury, gdy po raz pierwszy mamy do czynienia z samookre�leniem si� cz�owieka. W rezultacie wyst�puje tak�e zerwanie z szablonow� ocen� dorobku filozoficznego Hellady. Zrozumia�e, �e Sokrates czy Platon nie symbolizuj� elementu tw�rczego, ale rozk�adowy. Na uwag� zas�uguje wszak�e podkre�lenie sofistycznego prze�omu. Odchodzi si� od obiegowego wyobra�enia sofisty jako �kuglarza intelektualnego", wskazuj�c na tak istotny moment, jak odkrycie roli umys�u jako narz�dzia dzia�ania. Tendencja to zbie�na z przywracaniem sofistom przez histori� filozofii w�a�ciwego znaczenia. Dalsze dzieje cywilizacji naznaczone s� pi�tnem wspakultury i nieobecno�ci mitu. Obraz zmienia dopiero prze�om renesansowy � druga faza mitu indywidualistycznego. Rytm rozwojowy warunkuje niezbyt typowy obraz ruchu dziej�w, pozwala dostrzec momenty prawdziwie tw�rcze i rozwi�zania pozorne. W ka�dym razie daleko odchodzimy od wizji dziej�w jako ci�gu fakt�w, na plan pierwszy wysuwa si� szczeg�lny rytm procesu tworzycielskiego. Dookre�la tak Stachniuk w�tek refleksji historiozoficznej. Poprzesta�my na tym, bo � jak zwykle bywa w podobnych wypadkach � mo�na cz�sto dyskutowa� z ocenami szczeg�owymi i poszczeg�lnymi argumentami, co nie zmieni wszak�e obrazu ca�o�ciowego. Przystaj�c za� na niew�tpliwie trafn� konstatacj� o kryzysowym stanie kultury wsp�czesnej i jej przej�ciowym charakterze, zastan�wmy si� nad propozycj� Stachniuka � mitem wsp�lnoty tworz�cej. Faza ta jest logicznym etapem, o ile zgodzimy si� z tez�, �e mit indywidualistyczny wyczerpa� ju� swe mo�liwo�ci rozwojowe. Co do jej kszta�tu � autor punktuje pewne zarysowuj�ce si� ju� zjawiska i kre�li og�lne rysy, rozs�dnie na tym poprzestaj�c, bo przecie� o tym kszta�cie winien zadecydowa� czyn. Dla rozrywki mo�na zaj�� si� weryfikacj� podanych przez Stachniuka warunk�w generowania nowej postaci mitu dziejotw�rczego, pami�taj�c przy tym, �e za�o�yciel �Zadrugi" dzi�ki temu zn�w w��cza si� w dyskusj� nad relacj� og�lnego i jednostkowego, kt�rej pewne aspekty ju� uprzednio wspomniano.
To wybi�rcze przedstawienie niekt�rych problem�w i w�tk�w refleksji Jana Stachniuka o kulturze pragn�o jedynie zwr�ci� uwag� czytelnika zar�wno na momenty wyr�niaj�ce t� koncepcj� spo�r�d innych, jak i na te, kt�re prowokuj� do dyskusji z autorem lub dadz� si� przyj�� jako inspiruj�cy punkt wyj�cia do w�asnych przemy�le�. Tematyka i spos�b uj�cia czyni� z pracy Stachniuka dzie�o godne rozwa�enia i wcale nie obci��one balastem antykwaryczno�ci. Wypada uprzedzi� czytelnik�w, �e autor ch�tnie ucieka si� w swych wywodach do neologizm�w. Jak wszystko na �wiecie, da si� je rozmaicie oceni�, ale cho�by bez poj�cia �wspakultury" ca�a refleksja wygl�da�aby inaczej. Na pomys�y terminologiczne Stachniuka nale�y patrze� przede wszystkim pod k�tem ich przydatno�ci wobec wyk�adu g��wnych pomys��w teoretycznych. Pod tym wzgl�dem Stachniuk nie by� zreszt� ani pierwszym, ani ostatnim spo�r�d naszych autor�w o zaci�ciu teoretycznym. Bez w�tpienia zawsze powinna zaciekawia� jaka� nowa perspektywa uj�cia rozwoju kultury, �yczliwie wypada przyjmowa� wszelkie pr�by rewidowania schemat�w i obstukiwania stereotyp�w (Stachniuk ostrzega� przed skostnieniem!), posiadaj�ce niebanaln� i cz�sto zwi�zan� z nadal istotnymi kontrowersjami tre��. Uwa�niejsza lektura umo�liwia dostrze�enie wielu zajmuj�cych spraw tak�e i tam, gdzie u Stachniuka pozostaj� one na uboczu zasadniczych rozwa�a�. Wymieniono tu niekt�re z nich. Prawdziwym przekle�stwem jest tylko oboj�tno��. Dla wielu czytelnik�w mo�e te� by� interesuj�ce zapoznanie si� z refleksj� optymistyczn�, pokazuj�c� nie znikomo�� kondycji ludzkiej, ale jej heroiczny wymiar. Tak naprawd� warto�� ka�dego mitu okre�la stopie� jego prze�ywania. Nic nie przeszkadza, �eby rozwa�ania Stachniuka umie�ci� i w takiej perspektywie. Wiele by�o koncepcji aktywistycznych, ale ta nie stara si� na�ladowa� rozpowszechnionych wzor�w, a trudno odm�wi� jej sp�jno�ci. Je�li zwr�cimy uwag� na to, co pe�ni jedynie funkcj� postulatu (mit wsp�lnoty tworz�cej), czy nie oka�e si� owocne powi�zanie z nim nowego zespo�u tre�ci, zamiast od razu odrzuca� go w danej przez autora postaci? Zastanawia niech�� do szermowania nadu�ywanym poj�ciem �praw natury" i do koncentrowania si� na analizie czysto logicznej, zast�pionej przywo�aniem intuicyjnie u�wiadamianego kosmicznego wymiaru ludzkich dzia�a�. Zawsze �atwo z czasowego dystansu wy�apa� np. pozorne antycypacje, trudno jednak zaproponowa� koncepcj� konkurencyjn�. Gdyby wszyscy traktowali serio podobne zarzuty, jak�e stopnia�yby szeregi futurolog�w i politolog�w. Nie w tym rzecz, by stroni� od krytyki, ale by dokonywa� jej w miar� sensownie. W odniesieniu do Stachniuka wymaga�oby to faktycznie zaproponowania konkurencyjnej teorii kultury � na razie nie wida� jej na horyzoncie. Spr�bujmy wi�c si�gn�� nie do Carlyle'a, Sorela, Kroebera, ale do autora rodzimego, cho�by po to, by si� z nim pospiera�. Przynajmniej na taki dow�d uwagi zas�uguj� pomys�y Jana Stachniuka. A zatem � lektura czeka.
Zbigniew Adamski
Wprowadzenie
W morzu przeci�tno�ci polskiej rzadko zjawia si� wielko�� czynu, jeszcze rzadziej � wielko�� my�li. Tak� jest my�l, za kt�r� pod��amy na kartach tej ksi��ki. My�l obrazoburcza, bo burzy ten obraz �wiata i te warto�ci, z jakimi polakatolik przechodzi przez, nieudane przewa�nie, swoje �ycie. Z �arliwo�ci� proroka, ale i z logik� teoretyka autor rozsnuwa przed naszymi oczyma wizj� cz�owiecze�stwa biegunowo przeciwstawn� poj�ciom i zasadom obowi�zuj�cym w obszarze �wiatopogl�dowym judochrze�cija�stwa.
Autor wyr�s� i dzia�a� w mi�dzywojennym dwudziestoleciu. Druga Rzeczpospolita by�a miniatur� Pierwszej. Wyzwole�czy zryw energii narodu, kt�ry w 1918 roku zdo�a� zmobilizowa� J�zef Pi�sudski, by� kr�tkotrwa�y. Rych�o powt�rzy�a si� historia, nast�pi�a, jak to nazwa� Stachniuk gdzie indziej, recydywa saska. Nie trzeba chyba wyja�nia�, co to znaczy�o przede wszystkim w moralnym i umys�owym �yciu narodu. Fakt, �e politycznie i gospodarczo Druga Rzeczpospolita zacz�a si� stacza� po r�wni pochy�ej, by� tego prost� konsekwencj�. Do ko�ca istnienia odrodzonego pa�stwa nie osi�gni�to w wielu dziedzinach �ycia poziomu sprzed pierwszej wojny �wiatowej. Tryumfowa� natomiast ciemnogr�d, r�s� zasi�g klerykalizmu.
Z gniewnej niezgody na ten upokarzaj�cy stan rzeczy zrodzi� si� w duszy Jana Stachniuka dalekosi�ny bunt. Dalekosi�ny � bo odrzuca katolictwo z jego religi�, �wiatopogl�dem, obyczajowo�ci� itd. jako antyhumanistyczne; dalekosi�ny � bo stawia podstawowe zagadnienia bytu: czym jest cz�owiek? czym jest �wiat? Stachniuk daje w�asn� na te pytania odpowied�. Swe przemy�lenia egzystencjalnych zagadnie� rodzaju ludzkiego autor ujmuje w now� syntez�.
W niej cz�owiek, najdoskonalszy tw�r przyrody, wyst�puje w jej obszarze jako jedyny pan, s�dzia i stworzyciel. A poza tym obszarem jest pustka i nic. Cz�owiekowi przypada zaszczyt i godno�� przodownika ewolucji przyrody, a r�wnocze�nie ponosi on odpowiedzialno�� przed w�asnym sumieniem za w�a�ciwy jej kierunek i przebieg. Mamy tu i tragizm, i patos absolutnie samotnej walki z oporami otaczaj�cego �wiata, a tak�e z w�asn� s�abo�ci�. Dla takiej wizji cz�owieka w�a�ciw� jest nazwa: mit. W pierwocinach ludzko�ci mity rodzi�y si� z poda� i gadek, kt�rych matk� by� strach, zaprawiony cudowno�ciami i nadprzyrodzono�ci�.
Mit rozwini�ty w tej ksi��ce, pierwszy w dziejach narodu mit rodzimy, polski, utkany jest z odczu�, pragnie� i wyobra�e� cz�owieka XX wieku, Polaka nie pora�onego objawieniem z Palestyny. G�osi Jan Stachniuk, �e cz�owiek to jedyna si�a �wiadoma swych cel�w i swej roli w przyrodzie, do kt�rej nale�y ca�ym sob�, cia�em i duchem; �e tylko cz�owiek okre�la sam sobie, co jest dla� prawd�, dobrem i pi�knem; nie istniej� wi�c �adne uniwersalia. Doko�a tych twor�w ska�onej przez wspakultur� wyobra�ni przez wieki toczy� b�dzie ja�owe spory filozofia europejska. Stachniuk podrwiwa: �I tak umys� z narz�dzia pracy stanie si� sieci� logistyczn� do z�owienia przedziwnej ryby, zwanej �prawda�" (s. 93).
Tradycjonalist�w, wed�ug kt�rych pe�nokrwisty mit musi si�ga� metafizyki, winna zadowoli� rola, jak� w nauce Stachniuka spe�nia wola kosmiczna podniesiona do rangi Woli Tworzycielskiej. Mit Stachniuka, koncepcja z istoty swej emocjonalna, wznosi si� na gruntownej podbudowie teoretycznej. Sk�adaj� si� na ni� teoria cz�owieka oraz teoria kultury i jej przeciwie�stwa, czyli wspakultury. Ca�o�� ukazana jest w perspektywie historii. Niew�tpliwie baczny krytyk dostrze�e w syntezie Stachniuka pewne niejasno�ci, niesp�jno�ci, brak logiki, dowodzenie za pomoc� analogii itd. Sam autor jakby uprzedza racjonalistyczn� krytyk� i pisze: �Stopie� logiczno�ci, rozs�dno�ci nie jest wcale argumentem na rzecz przydatno�ci tworzycielskiej danego mitu. Wr�cz przeciwnie: im bardziej jaka� wizja pasuje do ch�opskiego rozs�dku, tym mniej ma w sobie tre�ci rozwojowych. Mglisto�� zarys�w �wiadczy� mo�e o przewadze dziewiczych obszar�w dla pionierskiej pracy: prawdziwo�ci� tu jest stopie� pobudzania instynkt�w i nami�tno�ci, zapa�u i entuzjazmu czynu" (s. 62).
Czas, kiedy ukaza�a si� praca Stachniuka, nie sprzyja� my�leniu. Nar�d by� oszo�omiony, przybity szeregiem nast�puj�cych po sobie kl�sk. Automatycznie, kurczowo trzyma� si� nieszcz�snej tradycji. �wiadczy o tym ton nielicznych recenzji, jakie si� ukaza�y. Ograniczam si� do cytowania kr�tkich fragment�w. Oto one.
23 III 1947 r. � �Kurier Codzienny": �Widma przedwojennej �Zadrugi� strasz� w nowej ksi��ce Stachniuka. Hitlerowska filozofia, kt�ra od�egnuje si� od hitleryzmu".
6�13 IV 1947 r. � tygodnik �Odrodzenie": �Do... kategorii m�tnego i szkodliwego pleciuchostwa zaliczy� nale�y wywody przedwojennego �zadru�anina�, p. Jana Stachniuka, kt�rego ksi��ka pt. Cz�owiecze�stwo i kultura ukaza�a si� w Poznaniu w r. 1946 (tak! w 1946!) ...Wszystko to, wraz ze �Spakultur�� (termin ukuty przez p. Stachniuka, por. niemieck� Gegenkultur) �mierdzi o mil� Rosenbergiem i Goebbelsem. A ukaza�o si�, powtarzamy, w Poznaniu. W Poznaniu! Nicht in Posen".
18 IV 1947 r. � londy�ski �Dziennik Polski i Dziennik �o�nierza":��Zadruga� na us�ugach komunist�w": �Nie jest przypadkiem ani dowodem liberalizmu politycznego ze strony re�ymu ukazanie si� w Poznaniu nowej ksi��ki Jana Stachniuka pt. Cz�owiecze�stwo i kultura. (...) nawet recenzenci prasy re�ymowej dopatruj� si� w niej wyra�nych natchnie�, zbli�onych do ideologii Rosenberga".
5 IV 1947 r. � �Kurier Codzienny": �Druga powojenna ksi��ka Jana Stachniuka. Kilka miesi�cy temu mia�em sposobno�� om�wi� krytycznie pierwsz� wydan� po wojnie ksi��k� wodza �Zadrugi�, Stachniuka, pt. Cz�owiecze�stwo i kultura. I przyzna� musz�, �e wydanie tej ksi��ki wyda�o mi si� wr�cz niezrozumia�e. Tymczasem wysz�a obecnie druga ksi��ka tego� autora Walka o zasady z wielom�wi�cym podtytu�em Drugi front trzeciej Rzeczypospolitej i lojalnie musz� stwierdzi�, �e jest to ksi��ka ze wszech miar pozytywna. Widocznie ksi��ka Cz�owiecze�stwo i kultura tkwi�ca jeszcze w mistycznym klimacie zadrugowym by�a zako�czeniem jednego okresu tw�rczo�ci p. Stachniuka, a walka o zasady jest pocz�tkiem czego� ca�kiem innego".
29 IV 1947 r. � �Dzi� i Jutro. Katolicki Tygodnik Spo�eczny": �Mistyka wie�y Babel". Jest to o�mioszpaltowy artyku� o Cz�owiecze�stwie i kulturze. Recenzja pod�a, g�upia i jak najbardziej katolicka. Nawet cytowa� nie warto.
20 IX 1947 r. � emigracyjny �Orze� Bia�y": �Mistyczne majaczenia". �Przed kilkunastu dniami dosta�a mi si� do r�k niezwyk�a ksi��ka. Na poz�r wygl�da niewinnie, a mo�e nawet ciekawie: Cz�owiecze�stwo i kultura, Jan Stachniuk, Pozna� 1946. (...) Kto ju� wzi�� j� do r�ki, chocia� na wi�kszo�� wypowiedzi i argument�w musia� si� oburza�, przecie� czyta� z zainteresowaniem, a w kilku wypadkach dostrzeg�em, �e gubi� przy tej lekturze i w�asne zdanie. Wynika�o to z dw�ch powod�w: 1) tematyka ksi��ki jest w swoim przeciwstawieniu si� prawdom og�lnie przyj�tym raczej oryginalna, a pozornie naukowe uj�cie przedmiotu st�pia ocen� czytelnika nie obeznanego z podobn� lektur�, 2) nami�tna argumentacja autora � fanatyka i szowinisty antykatolickiego � dzia�a na czytelnika podobnie, jak na narkomana trucizna, o kt�rej wiemy, �e jest szkodliwa, ale kt�rej � nie jeste�my zdolni si� ju� wyrzec.(...) Co jest istotn� przyczyn� tych gwa�townych, a cz�sto i bezpiecznych wyst�pie�, trudno doprawdy dociec. (...) Dlaczego jednak chrze�cija�stwo stawia na r�wni z filozofi� posokratesow� i religiami wschodu, tego dociec nie mo�na".
Rok 1947 by� ostatnim, w kt�rym mog�y si� jeszcze ukaza� jakie� krajowe recenzje ksi��ki. Szybkimi kroki nadchodzi�y �przyja��, pomoc i przyk�ad ZSRR".
Znamienne dla t�pog�owia cytowanych recenzji, �e zohydza si� w nich my�l Jana Stachniuka w�a�nie za to, co stanowi o jej wielko�ci, za mistycyzm. Cz�owiecze�stwo i kultura wymaga od czytelnika nie tyle sprawno�ci intelektualnej i pewnego zasobu wiedzy, ile odpowiedniej postawy �yciowej. W Drugiej Rzeczypospolitej tylko Ksawery Pruszy�ski, on jeden, odgad� wielko�� my�li Stachniuka. Napisa� o Nim jeszcze w roku 1937: �Ten m�ody cz�owiek... to mo�e ten z naszej generacji, kt�ry naprawd� i najg��biej przemy�la� zagadnienie obecnej Polski".
***
Jan Stachniuk urodzi� si� 13 stycznia 1905 roku w rodzinie robotnika kolejowego w Kowlu na Wo�yniu. Po zdaniu matury w tamtejszym gimnazjum im. Juliusza S�owackiego wyjecha� na ziemie zachodnie Rzeczypospolitej i w latach 1927�1930 odby� studia w Wy�szej Szkole Handlowej w Poznaniu, dzisiejszej WSE. Bra� czynny udzia� w �yciu studenckim jako wybitny dzia�acz Zwi�zku Polskiej M�odzie�y Demokratycznej. W Poznaniu te� opublikowa� pierwsze swe ksi��ki: Kolektywizm a nar�d (1933) i Heroiczna wsp�lnota narodu (1935). W nast�pnym roku przeni�s� si� do Warszawy, gdzie za�o�y� i wydawa� od roku 1937 a� do wybuchu wojny miesi�cznik �Zadruga". Periodyk �w da� pocz�tek ruchowi ideowemu o tej samej nazwie. W roku 1939 wysz�y w Warszawie dwie nast�pne prace Jana Stachniuka: Pa�stwo a gospodarstwo i Dzieje bez dziej�w.
W czasie wojny Stachniuk dzia�a� w podziemiu i sta� si� inspiratorem ideowym Stronnictwa Zrywu Narodowego. W jego organach (�Zryw" i �Kadra") umieszcza� swe artyku�y. W roku 1943 nak�adem tego stronnictwa ukaza�a si� ksi��ka Stachniuka Zagadnienie totalizmu. W powstaniu Warszawskim Stachniuk walczy� jako szeregowiec i zosta� ranny.
Po wyzwoleniu kilku cz�onk�w SZN i zarazem koleg�w Stachniuka znalaz�o si� na kr�tko u w�adzy, dzi�ki czemu uda�o si� Mu wyda� najwi�ksze dzie�o swego �ycia, prac� Cz�owiecze�stwo i kultura. Gdy nadesz�y w Polsce haniebne czasy stalinizmu, Stachniuk w roku 1949 trafi� do wi�zienia. Opu�ci� je w roku 1955, nie by� ju� jednak zdolny do jakiejkolwiek pracy. Zmar� w Warszawie 14 sierpnia 1963 roku i zosta� pochowany na cmentarzu Komunalnym na Pow�zkach.
Antoni Wacyk
Cieniom zadru�an
zapewnienie niez�omnego wytrwania
na drodze do wytyczonego celu
AUTOR
S�owo wst�pne
Tre�� niniejszej pracy jest wynikiem d�ugiej ewolucji. Zacz�o si� to od buntu przeciw istniej�cej rzeczywisto�ci polskiej. Nie mog�em pogodzi� si� z tym, co by�o panuj�c� norm� w stosunkach spo�ecznych i umys�owych Drugiej Rzeczypospolitej. Bunt przeciw temu, co zestali�o si� w Polsce w latach 1918�1939, wyrazi� si� w stwierdzeniu chorobliwie s�abej intensywno�ci polskiego �ycia i w woli jego radykalnej zmiany. Od lat ch�opi�cych czu�em, �e motor poruszaj�cy ca�okszta�t �ycia narodowego obraca si� z przedziwn� senno�ci�. Odruchowo przeciw temu protestowa�em. Pragn��em bardziej wyt�onego rytmu, bli�szego temu, kt�ry wydawa� si� dla mnie miar� normalno�ci. Doznanie r�nicy rytm�w i napi�� emocjonalnych by�o jedynym trwa�ym punktem, dzi�ki kt�remu zdoby� si� mog�em na ocen� tego, co mnie otacza�o. Czu�em obc� mi zasadniczo oklap�o�� i rozlaz�o�� stylu �ycia. Dopiero p�niej odkry�em, �e historyczna rzeczywisto�� potwierdza moje moralne prawo do protestu. To, co w Polsce si� dzieje od XVII wieku, jest wyrazem prawid�owej ewolucji upadku, posiadaj�cej bardzo zestalony rytm wewn�trzny; i ten w�a�nie rytm czu�em nader wyrazi�cie. By� on te� dla mnie najbardziej obcy i nienawistny. Zbrojny w to odczucie przyst�pi�em do pracy roz�wietlania mrok�w. Etapami by�y opracowania: Kolektywizm a nar�d, Heroiczna wsp�lnota narodu, Pa�stwo a gospodarstwo i w ko�cu Dzieje bez dziej�w.
Dociekliwa praca umys�u zd��a�a do znalezienia trwa�ego punktu, na kt�rym mog�aby si� oprze� d�wignia sprawczego czynu. O to by�o najtrudniej. Po ka�dym etapie przemy�le� stwierdza�em, �e twardy grunt maj�cy by� oparciem dla skutecznego dzia�ania znajduje si� gdzie� g��biej. Nale�a�o wi�c pod��a� w mroczn� d�ungl� nowych problemat�w. Tym torem dosz�o si� do rewizji zasad �wiatopogl�dowych, zawartej w tej pracy.
Po napisaniu Dziej�w bez dziej�w jasne ju� by�o dla mnie, �e choroba, kt�ra wycie�czy�a nar�d polski, posiada rodow�d si�gaj�cy podstaw cz�owiecze�stwa i kultury. Trzeba by�o si�gn�� do korzeni, do najbardziej podstawowych pop�d�w cz�owieka, i na tej podstawie wyja�ni� �wiat ludzkich dokona� i r�wnie brzemiennych kl�sk. Sformu�owanie teorii kultury stawa�o si� konieczno�ci�. Stwierdziwszy, �e chrze�cija�stwo i jego zorganizowany wyraz � ko�ci� katolicki jest �r�d�em uwi�du dziejowego Polski, musia�em z kolei wyja�ni� zagadkowo�� samej istoty chrze�cija�stwa. W tym badaniu polega� mo�na by�o tylko na sobie, na instynktownym odczuciu, co jest warto�ci� zgodn� z wewn�trznym rytmem moralnym, a co ni� nie jest. Prawie wszystkie systemy my�lowe, kt�re ju� istnia�y, do niczego pomocne mi nie by�y. Stopniowo wy�ania�y si� dwa przeciwstawne �wiaty: humanistyczno-tworzycielski i rozpadowy. Sformu�owania ich istoty da�y dwa systemy poj��: teori� kultury i teori� wspakultury. Na tym og�lnym tle problemat polski sta� si� zagadnieniem szczeg�owym. Wychodz�c z og�lnych zasad humanizmu i kultury, poprzez interpretacj� dziej�w, dochodzi�o si� do spraw nam najbli�szych. Dzi�ki temu stawa�y si� one uchwytne i plastyczne, posiadaj�ce ustalony punkt odniesienia. Praktyka dzia�ania znalaz�a w ko�cu dla siebie solidne oparcie. O to chodzi�o i temu s�u�y�y wszystkie dociekania, tak z pozoru oderwane.
***
My�l i dzia�anie skierowane na taki cel musia�y wywo�a� gwa�town� reakcj� obronn� tych mocy, kt�re paso�ytuj� na dziejowym upadku i degradacji narodu polskiego. W roku 1937 rozpocz�li�my jako zesp� omawianie tych zagadnie� na �amach miesi�cznika �Zadruga�. Starali�my si� wyja�ni� mechanik� oddzia�ywania chrze�cija�stwa na rozw�j historyczny Polski, szczeg�lniej od czasu zwyci�stwa kontrreformacji w ko�cu XVI wieku. Tym samym �ci�gn�li�my na siebie �mierteln� nienawi�� obozu polakatolickiego, kt�ry w zwyci�skim pochodzie �recydywy saskiej�, w latach przed 1939, totalnie ow�adn�� Polsk�.
Z tych sfer mieli�my solenne zapewnienie, �e nie pozwol� nam na wydanie �adnej ksi��ki. Podobnie by�o w swoim czasie z wydaniem Heroicznej wsp�lnoty narodu, kt�rej zarzucano komunizm. Musia�em w�wczas umie�ci� kilka g�upawych uwag, nie wi���cych si� z tre�ci� pracy, by z tego zarzutu si� oczy�ci�. Teraz sprawa by�a powa�niejsza. Istotnej tre�ci Dziej�w bez dziej�w nie mo�na by�o przes�oni�. Zdecydowali�my si� jednak drukowa�. Uko�czyli�my Dzieje bez dziej�w i odebrali�my z drukarni r�wno na 15 dni przed wybuchem wojny, tj. 16 sierpnia 1939 roku. W obawie konfiskaty nie �pieszyli�my si� z kolporta�em. Ciche rozprowadzanie ksi��ki w pierwszych miesi�cach okupacji wzmog�o jeszcze bardziej nienawi�� sfer katolickich do nas. Dostanie si� Dziej�w bez dziej�w do r�k szkolnej m�odzie�y wywo�a�o istn� burz�. Otrzymali�my poufne ostrze�enie, �e przygotowuje si� akcj� rozprawienia si� z nami i �e powinni�my by� gotowi na rzeczy najgorsze. W roku 1940 nast�pi�y wielkie wydarzenia, upadek Norwegii, Francji, kt�re odwr�ci�y uwag� w inn� stron�. Na jesieni stwierdzili�my, �e przeciw nam co� si� szykuje. Byli�my wszyscy obserwowani i �ledzeni. Dosz�y nas wiadomo�ci, �e b�dziemy zniszczeni, gdy� szkody, kt�re �Zadruga� zadaje ko�cio�owi, s� zbyt wielkie. W dyskusjach wypowiadano si�, �e pos�anie nas na szubienic� nie stoi w sprzeczno�ci z chrze�cija�sk� etyk�, gdy� w ten spos�b uchroni si� nas przed dalszym pope�nianiem �miertelnego grzechu i uratuje si� dusze od wiekuistego pot�pienia. Stali�my si� ostro�ni. Byli�my jednak wszyscy w kiepskich warunkach materialnych i dlatego wyjazd dok�dkolwiek w obce �rodowisko nastr�cza� niema�e trudno�ci. Pewnego dnia � alarm! S�awbor � jeden z aktywniejszych zadru�an � aresztowany przez gestapo! Poszli�my w rozsypk�. Ja wyjecha�em do Lublina. Up�yn�o par� tygodni. Nagle w Warszawie ukazuje si� broszura pt. Ostrze�enie, pe�na jadowitych inwektyw przeciw �Zadrudze�. Motywem g��wnym by�a teza, �e Niemcy d��� przede wszystkim do zniszczenia katolicyzmu w Polsce; ka�dy, kto wyst�puje przeciw ko�cio�owi i Watykanowi, jest agentem niemieckim; wiadomo wi�c, czym jest �Zadruga�! Dalej jak zwykle w takich sprawach: �obce fundusze�, �ambasador Moltke�, rytualne zwroty w rodzaju: �jak powszechnie wiadomo� itd. Z pocz�tku nie ogarniali�my ca�o�ci powi�za� sprawy. W Wigili� 1940 roku niespodziewanie zostaje, wraz z setk� innych szcz�liwc�w, wypuszczony z Pawiaka S�awbor. Uratowa�o go od dalszych tortur i �mierci w�a�nie owo �ostrze�enie�, inspirowane przez pewnego cz�onka zakonu na�ladowc�w Zbawiciela. �w inspirator odgrywa dzi� powa�n� rol� w sztabie Andersa.
Powr�t S�awbora wyja�ni� spraw�: zosta� zadenuncjowany jako cz�onek organizacji bojowo-niepodleg�o�ciowej �Zadruga�. Torturowano go w gestapo, ��daj�c wskazania towarzyszy i sk�ad�w broni. Sta�o si� jasne, �e dwa wrogie �rodowiska nie porozumia�y si� co do wsp�lnej akcji i dlatego pos�u�y�y si� �rodkami, kt�re si� wzajemnie parali�owa�y. Jedno chcia�o nas zniszczy� r�koma gestapo jako bojowc�w niepodleg�o�ciowych, drugie skompromitowa� jako agent�w niemieckich. By� to dla nas szcz�liwy zbieg okoliczno�ci. Postanowili�my go rozpracowa� w �wiadomie stosowany system. Gro�na by�a dla nas opinia udzia�u w akcji niepodleg�o�ciowej i sympatie wszechs�owia�skie, kt�re kojarzy�y si� ze stanowiskiem prosowieckim. Zbyt byli�my znani, by ukry� si� przed oczyma badawczych a pobo�nych rodak�w. Jednocze�nie pewne by�o, �e wyznawcy �odwiecznych prawd� ze skwapliwo�ci� przyjm� i rozkolportuj� ka�d� najpodlejsz� insynuacj� o �Zadrudze�. Je�li si� nie chcia�o zgin��, trzeba by�o zgodzi� si� na utrat� dobrego imienia, kt�re i tak by�o nara�one na to samo. Gdy natomiast bra�o si� ci�ar tej opinii �wiadomie na swoje barki, wypada� zatruty or� wrog�w, polegaj�cy na denuncjacji przed gestapo. Zdecydowali�my si� i�� t� drog�. Ca�a kalkulacja opiera�a si� na ocenie stopnia znikczemnienia i g�upoty polakatolik�w. Systematycznie rozpuszczali�my wi�c odt�d �czkawki�, czyli pog�oski o dobrych stosunkach �Zadrugi� z Niemcami, o kontakcie z Goebbelsem itd. Umo�liwia�o to nam spokojn� prac� w r�nych organizacjach niepodleg�o�ciowych. Zawsze co� nieco� jednak o tym przep�ywa�o na zewn�trz. W�wczas zwi�kszali�my dawk� �czkawek�. W pewnej chwili nienawi�� do �Zadrugi� zn�w wezbra�a tak dalece, �e spodziewali�my si� czego� dramatycznego. Pomoc, kt�r� nam okaza� Zbigniew Sadkowski (�Krak�), w tym momencie by�a szczeg�lnie cenna. B�d�c w ognisku mafii polakatolickich informowa�, �e przygotowuje si� rozprawa z nami jako �agentami komuny�. Nale�a�o si� spodziewa� nowej gro�nej denuncjacji. Rozpuszczali�my najbardziej niezwyk�e �czkawki�; aparat kolporta�owy z�o�liwych b�azn�w rozprzestrzenia� je z niepowstrzyman� furi�.
Jak p�niej si� dowiedzieli�my, sparali�owali�my w ten spos�b ca�� lawin� denuncjacji. Dochodzi�y do nas wie�ci, �e gestapo by�o zupe�nie og�upia�e przes�uchuj�c dziesi�tki ludzi, kt�rych zdanie o �Zadrudze�, zgodnie z tre�ci� �czkawek�, przeczy�o najzupe�niej denuncjacjom. Parali�owa�o to energi� gestapo. Niezwyk�y sukces odni�s� Z. Sadkowski, gdy w jakiej� innej mafii polakatolik�w uda�o mu si� zasugerowa� konieczno�� zdyskredytowania �Zadrugi� jako na�ladowc�w Rosenberga. Tak wysz�a broszura przeciw �Zadrudze� pt. Pod dyktandem Berlina. Uniemo�liwia�o to dalsze denuncjacje gorliwc�w. Gdy moja wsp�praca z grup� �Zrywu� stawa�a si� zbyt g�o�na, postanowi�em utr�ci� niebezpiecze�stwo gro��ce z wiadomej strony zdecydowanym �czkaniem�. Daj�c w roku 1943 do druku broszur� pod tytu�em Zagadnienie totalizmu, w kt�rej pos�ugiwa�em si� aparatem poj�� w�a�ciwym �Zadrudze�, musia�em utr�ci� wszystkie skojarzenia z moim autorstwem. Osi�gn��em to w pe�nej mierze za pomoc� �czkawek�, kt�re po dzi� dzie� s� skwapliwie w pewnych ko�ach powtarzane. Dobrze oceni�em stopie� licho�ci moralnej i t�poty umys�owej wyznawc�w pewnych �prawd�. Zaciera�em bij�ce w oczy fakty pisz�c w nastroju naj�ywszej weso�o�ci: ...�Zadruga� by�a mizern� maskarad� usi�uj�c� skopiowa� co� z hitleryzmu i przenie�� na grunt polski... g�osi�a powr�t do bo�k�w poga�skich... istotnym jej konikiem by�o g�oszenie pogl�d�w Rosenberga, propagowanie jego idea��w nordyckich, szerzenie mitu krwi i gleby... Dzieje bez dziej�w, jak udowodniono, by�y t�umaczeniem Mitu XX wieku Rosenberga pod innym tylko tytu�em... jak powszechnie wiadomo, ju� po wrze�niu 1939 roku wysz�o dalszych siedem nak�ad�