7842
Szczegóły |
Tytuł |
7842 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7842 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7842 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7842 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stephen R. Donaldson
Moc, Kt�ra Os�ania
Kroniki Thomasa Covenanta Niedowiarka
Ksi�ga trzecia
Prze�o�y�a Maria Duch
Tytu� orygina�u �The Power that Preserves�
Wydanie oryginalne: 1977
Wydanie polskie: 1995
B�d� wierny, Niedowiarku
Doktorowi Jamesowi R. Donaldsonowi,
kt�rego �ycie wyrazi�o wsp�czucie i po�wi�cenie
o wiele lepiej ni� s�owa
Co wydarzy�o si� w poprzednich tomach
Thomas Covenant by� szcz�liwym i odnosz�cym sukcesy pisarzem, dop�ki gangrena
nie
doprowadzi�a do amputacji dw�ch jego palc�w. Od lekarza dowiedzia� si�, �e jest
chory na
tr�d. W leprozorium choroba zosta�a powstrzymana. Po powrocie do domu Thomas
stwierdzi�, �e sta� si� wyrzutkiem. �ona rozwiod�a si� z nim, a p�yn�cy z
niewiedzy strach
sprawi�, �e s�siedzi zacz�li go unika�. Sta� si� samotnym, zgorzknia�ym
pariasem.
W odruchu buntu wybra� si� do miasta. Tam, tu� po spotkaniu z dziwnym �ebrakiem,
potkn�� si� przed mask� samochodu policyjnego i upad�. Straci� przytomno��.
Ockn�� si� w
dziwnym �wiecie, gdzie z�owrogi g�os lorda Foula przekaza� mu przepowiedni� dla
lord�w
Krainy. Po odej�ciu Foula dziewczyna imieniem Lena zabra�a go do swego domu.
Traktowano go tam jak legendarnego bohatera, Bereka P�r�kiego. Thomas odkry�,
�e jego
obr�czka �lubna z bia�ego z�ota jest w Krainie talizmanem o wielkiej mocy.
Lena smarowa�a go b�otem zwanym i�em lecz�cym, by wyleczy� jego tr�d. Covenant,
podniecony szybkim uzdrowieniem, straci� panowanie nad sob� i zgwa�ci� j�.
Pomimo to jej
matka, Atiaran, zgodzi�a si� poprowadzi� go do Revelstone; uwa�a�a, �e jego
misja jest
wa�niejsza od jej nienawi�ci do niego. Opowiedzia�a mu o pradawnej wojnie
pomi�dzy
dawnymi lordami i Foulem, kt�ra spowodowa�a, �e przez tysi�clecia profanowano
Krain�.
Covenant nie potrafi� uwierzy� w istnienie Krainy, w kt�rej by�o wiele pi�kna,
gdzie
kamie� i drzewo podlega�y magicznym mocom. Zosta� Niedowiarkiem, poniewa� nie
mia�
odwagi zaniecha� dyscypliny potrzebnej tr�dowatemu do przetrwania. Kraina by�a
ucieczk�
od rzeczywisto�ci dla jego poszkodowanego i by� mo�e ob��kanego umys�u.
Przyjazny gigant, spotkany nad rzek� Lekkodusz�, przewi�z� Covenanta sw� �odzi�
do
Revelstone, miasta lord�w. Lordowie przyj�li go do swego grona i nadali mu tytu�
ur-lorda,
ale pos�anie od lorda Foula przerazi�o ich. Je�eli Drool Skalny Robak � z�y
jaskiniowy upi�r �
zatrzyma pot�n� Lask� Praw, lordowie i ca�a Kraina b�d� w niebezpiecze�stwie.
Nowi
lordowie nie maj� mocy dawnych lord�w. Z Siedmiu Dzia��w M�dro�ci lorda Kevina
mieli
jedynie pierwszy, kt�ry rozumieli tylko cz�ciowo.
Lordowie postanowili wi�c wyruszy� na poszukiwanie Laski, trzymanej przez Droola
w
jaskiniach pod G�r� Gromu. Covenant przy��czy� si� do nich. Razem uciekali przed
atakami
pacho�k�w lorda Foula. Ruszyli na po�udnie, na r�wniny Ra, gdzie rameni s�u�yli
ranyhyn �
wielkim, dzikim koniom. Tam ranyhyn pok�oni�y si� mocy pier�cienia Covenanta.
Chc�c
zrekompensowa� z�o, kt�re uczyni� Lenie, Thomas poleci�, by ka�dego roku
przybywa� do
niej jeden ko�.
Potem lordowie pojechali do G�ry Gromu. Tam, po wielu potyczkach ze z�ymi
stworami
i czarn� magi�, stan�li przed Droolem. Wielki lord Prothall wyrwa� Lask�
Droolowi i uciekli
z katakumb, poniewa� Covenantowi uda�o si� wykorzysta� moc jego pier�cienia,
cho� nie
rozumia�, jak to uczyni�.
Po ucieczce lord�w Covenant opu�ci� Krain�. Nagle znalaz� si� w ��ku szpitalnym
i
stwierdzi�, �e od wypadku up�yn�o zaledwie kilka godzin. Powr�t tr�du
sugerowa�, �e to, co
prze�y�, by�o tylko urojeniem. Poniewa� nie by� powa�nie ranny, wypisano go ze
szpitala i
wr�ci� do domu.
Przez miesi�c �y� w samotno�ci. W ko�cu t�sknota za lud�mi zagna�a go do klubu
nocnego, gdzie piosenkarka nazwa�a go Berekiem. Nie zd��y� jednak zdoby� od niej
jakichkolwiek wyja�nie�, poniewa� nadgorliwy szeryf zmusi� go do powrotu do
domu.
P�niej zadzwoni�a do niego �ona, ale nim zd��y� si� odezwa�, potkn�� si� i
przewr�ci�,
trac�c przytomno��.
Ponownie by� w Krainie � min�o w niej ju� czterdzie�ci lat. Wielkim lordem by�a
teraz
Elena, c�rka Leny i Covenanta. Elena nie �ywi�a wzgl�dem niego urazy i z czasem
wytworzy�a si� mi�dzy nimi ciep�a wi�. Sytuacja lord�w by�a jednak krytyczna.
Foul
odnalaz� Z�oziemny Kamie�, �r�d�o wielkiej z�ej mocy; teraz przygotowywa� si� do
ataku.
Armi� lord�w dowodzi� Hile Troy, kt�ry utrzymywa�, �e r�wnie� pochodzi z
�rzeczywistej�
Ziemi Covenanta. Okaza� si� jednak zbyt s�aby, aby sprosta� czekaj�cemu go
zadaniu.
Do miasta gigant�w Coercri wys�ano dru�yn�, sk�adaj�c� si� z gwardzist�w i
lord�w, w
celu pozyskania sprzymierze�c�w do walki z Foulem. Niestety, pos�a�cy
stwierdzili, �e Foul
wymordowa� gigant�w � wszystkich z wyj�tkiem trzech, kt�rych cia�ami zaw�adn�y
furie,
z�e duchy dawnych zast�pc�w Foula. Gwardzist�w i lord�w zaatakowa� jeden z
gigant�w-
furii, ale uda�o im si� go zabi�, a przynajmniej jego cielesn� posta�. Niestety,
gwardzi�ci
zabrali furii fragment Z�oziemnego Kamienia, kt�ry zamierzali zanie�� lordom.
Inni lordowie udali si� do Revelwood, miasta na konarach roz�o�ystego drzewa, w
kt�rym
nauczano M�dro�ci. Stamt�d Hile Troy, kt�remu towarzyszy� lord Mhoram,
poprowadzi� sw�
armi� na po�udnie. W desperackiej pr�bie stawi� czo�o armii lorda Foula,
dowodzonej przez
giganta-furi�. Troy zosta� zmuszony do ucieczki. Ostatecznie wycofa� si� ze
swymi wojskami
do Szubienicznej G��bi, gdzie ostatnich prastarych drzew, obdarzonych ludzk�
wra�liwo�ci�,
strzeg� Caerroil Wildwood, pot�ny Pan Puszczy. Caerroil Wildwood uratowa�
resztki armii
Troya i zniszczy� nieprzyjaci�. Powiesi� furi�, skazuj�c z�ego ducha na
cierpienie i
opuszczenie cia�a giganta.
W tym czasie Elena uda�a si� wraz z Covenantem i przydzielonymi im gwardzistami
krwi
w kierunku tajemniczej Melenkurion � Tamy Niebios � ogromnej g�ry, znajduj�cej
si� w
pobli�u Szubienicznej G��bi. Prowadzi� ich Amok, osobliwy s�uga M�dro�ci Kevina,
kt�ry
powi�d� ich ku pradawnym tajemnicom. Uda�o im si� dotrze� do serca g�ry, gdzie
Amok
zestarza� si� i znikn��. Elena, pomimo b�aga� Covenanta, napi�a si� wody ze
�r�d�a
wskazanego jej przez Amoka. Czyni�c to, zdoby�a Moc Rozkazu. W swym
zarozumialstwie
przywo�a�a ducha lorda Kevina i rozkaza�a mu zniszczy� Foula. Ale Foul z
�atwo�ci�
zaw�adn�� widmem Kevina i ten zwr�ci� si� przeciwko Lasce Praw i Elenie,
ostatecznie j�
zabijaj�c.
Covenant i Bannor uciekli niesieni pr�dem rzeki, kt�ra wyp�ywa�a z g�ry.
Covenant,
pe�en poczucia winy i smutku, obarcza� si� odpowiedzialno�ci� za �mier� Eleny. W
pobli�u
Szubienicznej G��bi spotkali lorda Mhorama i Troya.
Caerroil Wildwood odes�a� Mhorama do domu, ale Hile Troya zamieni� w drzewo, aby
sta� si� uczniem Pana Puszczy. A Covenant ponownie znikn�� z Krainy.
Niedowiarek odzyska� przytomno�� w swoim domu. By� znowu tr�dowaty, w czasie
upadku zrani� sobie czo�o. Jego �ona dawno ju� od�o�y�a s�uchawk�. Musia� stawi�
czo�o
�wiadomo�ci, �e z powodu jego niemocy Kraina sta�a teraz otworem przed
zniszczeniem,
pozbawiona wi�kszej cz�ci swej armii i mocy Laski Praw.
Oto kr�tkie podsumowanie Jadu lorda Foula i Wojny Z�oziemnego Kamienia,
pierwszych
dw�ch tom�w Kronik Thomasa Covenanta, Niedowiarka.
1. Niebezpiecze�stwo sn�w
Thomas Covenant m�wi� przez sen. Czasami zdawa� sobie spraw� z tego, co robi; w
senne odr�twienie wdziera�y si� niewyra�ne strz�py jego g�osu niczym przeb�yski
niewinno�ci. Ale nie m�g� si� obudzi� � by� bowiem ogromnie wyczerpany. Majaczy�
podobnie jak miliony ludzi przed nim, zdrowych lub chorych, prawdom�wnych b�d�
k�amc�w. Z t� tylko r�nic�, �e jego nie mia� kto wys�ucha�. Nie by�by bardziej
samotny,
nawet gdyby by� ostatnim �ywym �pi�cym.
Dopiero na uporczywy dzwonek telefonu obudzi� si� z j�kiem.
Przez chwil� siedzia� wyprostowany, nie mog�c odr�ni� dzwonka telefonu od swego
t�pego przera�enia; oba rozbrzmiewa�y echem w jego zamglonej g�owie na
podobie�stwo
udr�ki. Wtem telefon zadzwoni� ponownie. Jego d�wi�k sprawi�, �e wygramoli� si�
spocony z
��ka i powl�k� do salonu, aby podnie�� s�uchawk�. Jego pozbawione czucia,
chorobliwie
zimne palce niezdarnie gmera�y przy czarnej s�uchawce, a gdy w ko�cu uda�o mu
si� j�
pochwyci�, przy�o�y� j� do g�owy niczym pistolet.
Nie mia� nic do powiedzenia, czeka� wi�c zak�opotany, aby odezwa�a si� osoba z
drugiego ko�ca linii.
Kobiecy g�os zapyta� niepewnie:
� Pan Covenant? Thomas Covenant?
� Tak � mrukn��, po czym zamilk�, jakby zaskoczony tym wszystkim, czego
prawdziwo��
przyzna� owym jednym s�owem.
� Ach, panie Covenant � powiedzia� g�os. � M�wi Megan Roman. � A gdy Thomas nie
odezwa� si�, doda�a nieco zgry�liwie: � Pa�ska prawniczka. Przypomina pan sobie?
Ale on nie przypomina� sobie; nic nie wiedzia� o prawnikach. Mg�a ot�pienia
pogmatwa�a
wszystkie �cie�ki jego pami�ci. Pomimo metalicznego pod�wi�ku jej g�os wydawa�
mu si�
znajomy, nie potrafi� jednak go zidentyfikowa�.
� Panie Covenant � ci�gn�a dalej � jestem pa�sk� prawniczk� ju� od dw�ch lat.
Co si� z
panem dzieje? Dobrze si� pan czuje?
Swojskie brzmienie jej g�osu niepokoi�o go. Nie chcia� przypomnie� sobie, kim
by�a.
� To nie ma ze mn� nic wsp�lnego � mrukn�� t�po.
� �artuje pan? Nie dzwoni�abym, gdyby to nie mia�o z panem nic wsp�lnego. Nie
musia�abym nic robi�, gdyby to pana nie dotyczy�o. � W jej tonie zgrzyta�a
irytacja i
zak�opotanie.
� Nie. � Nie chcia� sobie przypomnie�. Dla w�asnego dobra wysili� si�, aby
wyartyku�owa�: � Prawo nie ma ze mn� nic wsp�lnego. Ona je z�ama�a. W ka�dym
razie
mnie... nie mo�e dotkn��.
� Lepiej, aby pan uwierzy�, �e mo�e pana dotkn��. I lepiej niech pan mnie
wys�ucha. Nie
wiem, co z panem jest, ale...
Przerwa� jej. By� zbyt blisko od przypomnienia sobie jej g�osu.
� Nie � powiedzia� ponownie. � To mnie nie wi��e. Ja jestem... na zewn�trz.
Oddzielony.
Nie mo�e mnie dotkn��. Prawo nie jest... � przerwa� na chwil�, szukaj�c po
omacku we mgle
tego, co chcia� powiedzie� � przeciwie�stwem z�o�ci.
Wtem jednak na przek�r sobie rozpozna� jej g�os. Zidentyfikowa� j� pomimo
bezdusznych zniekszta�ce� telefonu. Elena.
Poczucie pora�ki pozbawi�o go oporu.
� ...o czym pan m�wi � powiedzia�a. � Jestem pa�sk� prawniczk�, Megan Roman. I
je�li
pan s�dzi, �e prawo nic nie mo�e panu zrobi�, to lepiej niech mnie pan wys�ucha.
W tej
sprawie w�a�nie dzwoni�.
� Tak � powiedzia� zrozpaczony.
� Niech pan pos�ucha, panie Covenant. � Przesta�a skrywa� sw� irytacj�. � Wcale
nie
jestem zachwycona byciem pa�sk� prawniczk�. Skr�ca mnie ju� na sam� my�l o panu.
Ale
nigdy dot�d nie porzuci�am klienta i nie mam zamiaru zaczyna� od pana. A teraz
niech si�
pan we�mie w gar�� i wys�ucha mnie.
� Tak. � Elena? j�kn�� bezg�o�nie. Elena? Co ja ci uczyni�em?
� W porz�dku. Oto jak wygl�da sytuacja. Ta pa�ska... niefortunna eskapada... w
sobotni
wiecz�r... doprowadzi�a sprawy do punktu kulminacyjnego. To... Czy musia� pan
i�� do
nocnego klubu, panie Covenant? W�a�nie do nocnego klubu?
� Nie mia�em takiego zamiaru. � Nie przychodzi�y mu do g�owy inne s�owa skruchy.
� No c�, sta�o si�. Szeryf Lytton jest teraz g�r�. Dostarczy� mu pan fakt�w,
kt�re mo�e
wykorzysta� przeciwko panu. Niedzielny wiecz�r i dzisiejszy ranek sp�dzi� na
rozmowach z
lud�mi. A ludzie, z kt�rymi m�wi�, rozmawiali z innymi lud�mi. Rada miejska
zbierze si� w
po�udnie. Panie Covenant, prawdopodobnie nie dosz�oby do tego, gdyby wszyscy nie
pami�tali pa�skiej ostatniej wycieczki do miasta. By�o wiele gadania, ale potem
sprawa
przycich�a. Teraz od�y�a na nowo. Ludzie pragn� podj�cia dzia�a�. Rada ma zamiar
owe
dzia�ania podj��. Nasze pozbawione skrupu��w w�adze lokalne maj� zamiar zmieni�
przeznaczenie grunt�w, na kt�rych znajduje si� pa�ska posiad�o��. Heven Farm
prawdopodobnie b�dzie zaliczona do teren�w przemys�owych, na kt�rych zabroniona
jest
zabudowa mieszkalna. Z chwil�, gdy do tego dojdzie, b�d� mogli zmusi� pana do
wyprowadzki. Prawdopodobnie uzyska pan uczciw� cen� za farm�... ale nie znajdzie
pan w
tym okr�gu innego miejsca do zamieszkania.
� To moja wina � powiedzia�. � Mia�em moc i nie wiedzia�em, jak jej u�y�. � Jego
cia�o
do szpiku ko�ci przenika�a dawna nienawi��.
� Co takiego? Czy pan mnie s�ucha? Panie Covenant, jest pan moim klientem... bez
wzgl�du na to, co to warte. Nie mam zamiaru sta� z za�o�onymi r�koma i pozwoli�,
aby to si�
panu przydarzy�o. Chory czy nie, ma pan te same prawa, co ka�dy inny. A te prawa
maj�
broni� obywateli przed... zaskar�eniem. Mo�emy walczy�. A teraz chc�... � na tle
metalicznych odg�os�w telefonu s�ysza�, jak zbiera odwag� � chc�, aby pan
przyszed� do
mojego biura. Dzisiaj. Rozpatrzymy sytuacj�... u�o�ymy apelacj� od tej decyzji
lub
wniesiemy spraw�... co� zrobimy. Przedyskutujemy wszystkie w�tki i zaplanujemy
strategi�.
Dobrze?
Na chwil� dotar�a do niego �wiadomo�� jej dobrowolnego ryzyka.
� Jestem tr�dowaty � powiedzia�. � Nie mog� mnie dotkn��.
� Wyrzuc� ci� na zbity pysk! Niech to cholera, Covenant... pan zdaje si� nie
rozumie�, co
tu si� dzieje. Straci pan sw�j dom. Mo�na przeciwko temu walczy�... ale to pan
jest klientem,
nie mog� walczy� bez pana.
Gwa�towno�� jej reakcji rozproszy�a jego uwag�.
� To nie jest dobra odpowied�. � Zawirowa�y w nim mgliste wspomnienia Eleny.
Nieobecny my�lami odsun�� s�uchawk� od ucha i od�o�y� na wide�ki.
Przez d�ugi czas sta� wpatruj�c si� w czarne urz�dzenie. Jego smolista barwa i
kszta�t
przypomnia�y mu o b�lu g�owy.
Przydarzy�o mu si� co� wa�nego.
Mia� wra�enie, jakby po raz pierwszy us�ysza� prawnika m�wi�cego: �Niedzielny
wiecz�r
i dzisiejszy ranek�. Odwr�ci� si� sztywno i spojrza� na �cienny zegar.
Pocz�tkowo nie m�g�
skupi� na nim wzroku; gapi� si� bezmy�lnie, jakby go o�lepia�. Ale w ko�cu
odczyta� godzin�.
Popo�udniowe s�o�ce za oknami potwierdzi�o to.
Spa� ponad trzydzie�ci godzin.
Elena? � pomy�la�. To nie mog�a dzwoni� Elena. Elena nie �y�a. Jego c�rka nie
�y�a. To
by�a jego wina.
Czo�o zacz�o mu pulsowa�. B�l porazi� jego umys� niczym jaskrawe, ostre
�wiat�o.
Pochyli� g�ow�, pr�buj�c si� przed nim uchroni�.
Elena nawet nie istnia�a. Nigdy nie istnia�a. To wszystko mu si� przy�ni�o.
Elena! � j�kn��. Odwr�ci� si� i powl�k� z powrotem w kierunku ��ka.
Szed�, a mg�a spowijaj�ca mu m�zg stawa�a si� coraz bardziej purpurowa.
W sypialni oczy rozszerzy�y mu si� na widok poduszki; zatrzyma� si�. Na
pow�oczce
zobaczy� ciemne plamy. Wygl�da�y niczym jakie� czerwone grzyby z�eraj�ce bia��
czysto��
p��tna.
Odruchowo podni�s� d�o� do czo�a. Jednak�e pozbawione czucia palce nic nie mog�y
stwierdzi�. Us�ysza� �miech choroby, kt�ra zdawa�a si� wype�nia� ca�� czaszk�.
Nudno�ci
skr�ci�y jego puste wn�trzno�ci. Trzymaj�c czo�o obiema d�o�mi, ruszy� chwiejnym
krokiem
do �azienki.
W lustrze nad umywalk� ujrza� ran� na czole.
Przez chwil� nie widzia� nic poza ni�. Wygl�da�a jak tr�d, jak niewidzialna r�ka
tr�du
�ciskaj�ca sk�r� czo�a. Czarna, zakrzep�a krew okleja�a poszarpane brzegi
rozci�cia, pstrz�c
jego blade cia�o niczym g��boka gangrena; krew s�cz�ca si� z p�kni�� zastyg�a w
grubych
strupach. Zdawa� si� czu� infekcj�, zgnilizn� wdzieraj�c� si� przez czaszk�
wprost do m�zgu.
Ten widok rani� mu oczy, jakby ju� cuchn�� chorob� i szkaradn� �mierci�.
Covenant, dygocz�c, odkr�ci� kurki, aby nape�ni� umywalk�. Podczas gdy do misy
umywalki nap�ywa�a woda, po�piesznie namydla� r�ce.
Przerwa� jednak na widok swej �lubnej obr�czki z bia�ego z�ota na serdecznym
palcu.
Przypomnia� sobie moc, kt�r� tak gwa�townie pulsowa� we �nie ten metal. S�ysza�
Bannora
m�wi�cego: �Uratuj j�! Musisz!� S�ysza�, jak sam odpowiada�: �Nie potrafi�!�
S�ysza� Hile
Troya krzycz�cego: �Tr�dowaty! Jeste� zbyt samolubny, aby kocha� kogo� opr�cz
siebie�.
Drgn�� na wspomnienie uderzenia, kt�re rozci�o mu czo�o.
Elena umar�a z jego powodu.
Ona nigdy nie istnia�a.
Wpad�a w t� szczelin�, rozpaczliwie walcz�c z widmem szalonego Kevina,
niszczyciela
Krainy, kt�rego przywo�a�a z grobu. Wpad�a i zgin�a. Laska Praw przepad�a. A
wystarczy�o
unie�� r�k�, �eby j� uratowa�.
Ona nigdy nawet nie istnia�a. Przy�ni�a mu si�, gdy le�a� nieprzytomny po tym,
jak
uderzy� si� g�ow� o brzeg stolika.
Wpatrywa� si� w sw� ran� targany sprzecznymi uczuciami, jakby by�a wyzwaniem,
obosiecznym pot�pieniem. Krzycza�a do niego z lustra, �e proroctwo jego choroby
spe�ni�o
si�.
J�cz�c, odsun�� si� i pospieszy� z powrotem do telefonu. Namydlonymi,
ociekaj�cymi
wod� r�koma manipulowa� przy nim, usi�uj�c wykr�ci� numer rodzic�w Joan. Mog�a
przebywa� u nich. By�a jego �on�; pragn�� z ni� porozmawia�.
Jednak�e w po�owie wybierania numeru rzuci� s�uchawk�. W pami�ci mia� jej obraz:
sta�a
przed nim nieskalanie czysta i dlatego bezlitosna. Ona wierzy�a, �e w sobotni�
noc odm�wi� z
ni� rozmowy. Nie wybaczy mu jego bezradnego odtr�cenia.
Jak�e m�g�by jej powiedzie� o tym, �e pragnie przebaczenia za to, �e w swych
snach
pozwoli� innej kobiecie zgin��?
A jednak potrzebowa� kogo�... potrzebowa� kogo�, do kogo m�g�by zawo�a�: � Pom�
mi!
Nie m�g� zadzwoni� do lekarzy w leprozorium. Odes�aliby go na powr�t do
Luisiany.
Leczyliby go, �wiczyli i doradzaliby mu. Przywr�ciliby go z powrotem do �ycia,
tak jakby
tylko jego choroba mia�a znaczenie, jakby m�dro�� by�a tylko powierzchowna, a
smutek,
wyrzuty sumienia i przera�enie by�y jedynie z�udzeniem, lustrzanym trikiem, nie
pasuj�cym
do chrom�w, porcelany, czysto�ci, bieli, sztywnych szpitalnych prze�cierade� i
jarzeniowego
�wiat�a.
Zostawiliby go nierealnemu �wiatu jego pasji.
Covenant poczu�, �e chrapliwie chwyta oddech, dyszy, jakby powietrze w pokoju
by�o
zbyt zje�cza�e dla jego p�uc.
Potrzebowa�... potrzebowa�.
Gor�czkowo wykr�ci� numer informacji i zdoby� telefon nocnego klubu, w kt�rym
pi� w
sobotni wiecz�r.
Uzyska� po��czenie, a jaka� kobieta znudzonym g�osem oznajmi�a, �e Susie
Thurston
opu�ci�a nocny klub. Nim przysz�o mu na my�l, aby o to zapyta�, powiedzia�a mu,
gdzie
piosenkarka ma wyst�powa�.
Ponownie zadzwoni� do informacji, a potem uzyska� mi�dzymiastowe po��czenie z
miejscem, w kt�rym Susie Thurston mia�a wyst�powa�. Przez central� tego klubu
bez
zb�dnych pyta� po��czy� si� z jej garderob�.
Gdy tylko us�ysza� jej niski g�os, wydysza� ochryple:
� Czemu to zrobi�a�? Czy to on ci� do tego nak�oni�? Jak tego dokona�? Chc�
wiedzie�...
� Kim jeste�? � przerwa�a mu szorstko. � Nie mam poj�cia, o czym, do diab�a,
m�wisz.
Co ty sobie wyobra�asz? Ja nic ci nie zrobi�am.
� Sobotni wiecz�r. Zrobi�a� mi to w sobotni wiecz�r.
� Blaga, nic o tobie nie wiem. Nic ci nie zrobi�am. Odczep si�, dobrze?
� Zrobi�a� to w sobotni wiecz�r. On ci� do tego nak�oni�. Nazwa�a� mnie
�Berekiem�. �
Berek P�r�ki by� nie �yj�cym od dawna bohaterem z jego snu. Ludzie w jego �nie,
ludzie z
Krainy, wierzyli, �e on jest odrodzonym Berekiem P�r�kim, wierzyli w to,
poniewa� tr�d
pozbawi� go dw�ch palc�w prawej r�ki. � Ten szalony stary �ebrak powiedzia�,
aby� nazwa�a
mnie Berekiem, i ty tak uczyni�a�.
Kobieta milcza�a przez d�ug� chwil�, po czym odezwa�a si� ponownie.
� Och, to ty. Ty jeste� tym facetem � ludzie w klubie powiedzieli, �e jeste�
tr�dowaty.
� Nazwa�a� mnie Berekiem � wychrypia� Covenant, jakby dusi� si� grobowym
powietrzem domu.
� Tr�dowaty � wyszepta�a. � Och, do diab�a! Mog�am ci� poca�owa�. Blaga, tak
mnie
nabra�e�. Cholernie przypomina�e� mojego przyjaciela.
� Berek � j�kn�� Covenant.
� Co... Berek? �le mnie zrozumia�e�. Powiedzia�am Berrett. Berrett Williams jest
moim
przyjacielem. Od dawna si� znamy. Wiele si� od niego nauczy�am, ale on ca�y czas
kr�ci� i
zgrywa� si�. Niewa�ne, to by� pajac. Przyj�cie na m�j wyst�p bez mojej wiedzy
by�o w jego
stylu. A ty wygl�da�e�...
� To on ci� do tego nak�oni�. Ten stary �ebrak sprawi�, �e to zrobi�a�. On
pr�buje mi co�
zrobi�.
� Blaga, masz tr�d m�zgu. Nie znam �ebrak�w. Kr�ci si� wok� mnie wystarczaj�co
du�o
bezu�ytecznych starc�w. Powiedz, a mo�e ty jeste� Berrettem Williamsem. To
przypomina
jeden z jego kawa��w. Berrett, niech ci� diabli, je�li mnie znowu nabierasz...
Covenanta ponownie chwyci�y md�o�ci. Od�o�y� s�uchawk� i z�apa� si� za brzuch.
Ale
jego �o��dek by� zbyt pusty, aby m�g� wymiotowa�; nie jad� od czterdziestu o�miu
godzin.
Otar� pot z oczu zmartwia�ymi palcami i ponownie wykr�ci� numer informacji.
Od na wp� zaschni�tego myd�a na palcach zacz�y go piec oczy i zasz�y mg��.
Otrzyma�
numer, o kt�ry mu chodzi�o, i wybra� kolejne zamiejscowe po��czenie.
� Ministerstwo Obrony � odezwa� si� lakoniczny wojskowy g�os.
Covenant zamruga� oczyma, pr�buj�c usun�� z nich piek�c� mikstur�, kt�ra
wype�nia�a je
niczym wstyd.
� Chcia�bym rozmawia� z Hile Troyem � odpowiedzia�. Troy r�wnie� by� postaci� z
jego
snu, ale upiera� si�, �e istnia� naprawd�, �e by� mieszka�cem prawdziwego
�wiata, nie
wymys�em sennego koszmaru Covenanta.
� Hile Troy? Chwileczk�, sir. � Covenant s�ysza� szybko przerzucane kartki. �
Sir, nie
mam nikogo takiego na li�cie.
� Hile Troy � powt�rzy� Covenant. � Pracuje w jednym z waszych... w jednej z
waszych
grup m�zgowc�w. Mia� wypadek. Je�li nie zgin��, to powinien by� ju� z powrotem w
pracy.
� Sir, je�li jest tak, jak pan m�wi, to nale�y on do tajnego personelu. � G�os
wojskowego
straci� cz�� swej lakoniczno�ci. � Nie mog� pana z nim skontaktowa�, nawet
gdybym go
mia� na li�cie.
� Po prostu daj go do telefonu � j�kn�� Covenant. � On b�dzie chcia� ze mn�
rozmawia�.
� Jak si� pan nazywa, sir?
� On b�dzie chcia� ze mn� rozmawia�.
� By� mo�e, ale musz� zna� pa�skie nazwisko.
� Och, do diab�a! � Covenant otar� oczy wierzchem d�oni, po czym powiedzia�
zniech�cony: � Jestem Thomas Covenant.
� W porz�dku, sir. Po��cz� pana z majorem Rolle. By� mo�e on b�dzie m�g� panu
pom�c.
Na linii zapanowa�a cisza. W tle Covenant s�ysza� seri� metalicznych klikni��,
podobnych
do tykania zwiastuj�cego �mier�. Stawa� si� coraz bardziej napi�ty. Rana na
czole pulsowa�a
niczym krzyk. Przycisn�� s�uchawk� do g�owy i obj�� si� wolnym ramieniem,
usi�uj�c
zapanowa� nad sob�. Gdy linia ponownie o�y�a, ledwie m�g� si� powstrzyma�, by
nie zawy�
do s�uchawki.
� Pan Covenant? � powiedzia� uprzejmy, ujmuj�cy g�os. � Jestem major Rolle. Mamy
problemy ze zlokalizowaniem osoby, z kt�r� chcia� pan rozmawia�. To du�e
ministerstwo �
rozumie pan. Czy m�g�by pan powiedzie� o nim co� wi�cej?
� Nazywa si� Hile Troy. Pracuje w jednej z waszych grup m�zgowc�w. Jest �lepy. �
S�owa dr�a�y Covenantowi na ustach, jakby zamarza�.
� �lepy, m�wi pan? Panie Covenant, wspomina� pan o jakim� wypadku. Czy m�g�by
pan
mi powiedzie�, co sta�o si� temu Hile Troyowi?
� Po prostu daj mi z nim porozmawia�. Jest tam czy nie?
Major zawaha� si�.
� Panie Covenant � powiedzia� po chwili � nie mamy w tym ministerstwie �lepych
ludzi.
Czy m�g�by pan poda� mi �r�d�o swych informacji? Obawiam si�, �e pad� pan
ofiar�...
Covenant zacz�� nagle krzycze� w�ciekle.
� Wypad� z okna, gdy w jego mieszkaniu wybuch� po�ar, i zgin��! Nigdy nawet nie
istnia�!
W dzikiej pasji wyrwa� sznur telefonu z gniazdka, po czym cisn�� aparatem w
zegar
wisz�cy na �cianie salonu. Telefon uderzy� w tarcz� zegara, odbi� si� od niej i
spad� na
pod�og�, tak jakby by� odporny na zniszczenie, ale zegar zadr�a� i rozpad� si�
na kawa�ki.
� By� martwy od wielu dni! Nigdy nie istnia�!
W przyst�pie furii waln�� i kopn�� stolik do kawy zmartwia��, obut� nog�. Stolik
wywr�ci� si�, podskoczy� na dywanie i rozbi� ramk� zdj�cia Joan. Covenant kopn��
go
ponownie i z�ama� mu nog�. Potem kopn�� kanap� i poku�tyka� do rega��w z
ksi��kami.
Jeden po drugim poprzewraca� je na pod�og�.
Po kilku chwilach mi�y porz�dek, jaki panowa� w pokoju tr�dowatego, zmieni� si�
w
niebezpieczny chaos. Covenant natychmiast pop�dzi� do sypialni. Pozbawionymi
czucia
palcami wyci�gn�� scyzoryk z kieszeni, otworzy� go i poci�� na strz�py
poplamion� krwi�
poduszk�. Potem, gdy pierze niczym �nieg opad�o na ��ko i komody, wsun�� n� z
powrotem
do kieszeni i wyszed� z domu trzaskaj�c drzwiami.
Pobieg� do lasu rosn�cego za Haven Farm, ku stoj�cej na odludziu chacie, w
kt�rej
mie�ci�a si� jego pracownia. Skoro nie potrafi� m�wi� o swym strapieniu, to by�
mo�e
potrafi�by o nim napisa�. Gna� �cie�k�, a jego palce ju� nerwowo kurczy�y si�
gotowe
wystuka�: Pom� mi, pomocy, pomocy, pomocy! Gdy jednak dotar� do chaty,
stwierdzi�, �e
jej wn�trze wygl�da tak, jakby on ju� tu by�. Drzwi by�y wyrwane z zawias�w,
kad�ub jego
maszyny do pisania le�a� zmaltretowany po�r�d �mietniska papier�w. Zrujnowane
pomieszczenie by�o powalane ekskrementami, a pokoiki cuchn�y uryn�.
Pocz�tkowo gapi� si� na to pobojowisko, jakby przy�apa� si� na zaniku pami�ci.
Nie
przypomina� sobie, aby co� takiego robi�. Wiedzia�, �e tego nie zrobi�; to by�
wandalizm, atak
skierowany na niego, podobnie jak przed wieloma dniami czy tygodniami spalenie
jego stajni.
Obraz tych nieoczekiwanych zniszcze� oszo�omi� go. Na chwil� zapomnia� o tym, co
w�a�nie
uczyni� ze swym domem. Nie jestem gwa�townym cz�owiekiem, pomy�la�. Nie jestem.
Ciasnota wn�trza chaty zdawa�a si� wali� na niego ze wszystkich �cian. Pier�
�cisn�y mu
duszno�ci. Po raz trzeci chwyci�y go md�o�ci, ale nie m�g� wymiotowa�.
Dysz�c przez zaci�ni�te z�by, uciek� do lasu.
Zrazu porusza� si� bez celu, gna� swe wyniszczone cia�o, jak m�g� najszybciej w
g��b
lasu, kierowa�a nim jedynie ch�� ucieczki. Ale gdy na wzg�rza sp�yn�y promienie
zachodz�cego s�o�ca, a zmierzch zatar� �cie�ki, skierowa� swe kroki ku miastu.
My�l o
ludziach wabi�a go niczym urok. Potykaj�c si�, brn�� w zmierzchaj�cym �wietle
wiosennego
wieczoru, a jego sercem targn�� przyp�yw dziwnego, irracjonalnego uczucia
nadziei. Raz po
raz przychodzi�o mu na my�l, �e ju� sam widok szczerej, nie czyni�cej mu
wyrzut�w twarzy
uspokoi�by go, przywr�ci� mu panowanie nad trudnym po�o�eniem.
L�ka� si� widoku takiej twarzy. Bezwzgl�dny wyrok jej zdrowia by�by ponad jego
si�y.
Mimo to przedziera� si� niezdarnie przez las niczym �ma w na wp� dobrowolnej
ofierze.
Nie m�g� si� oprze� ozi�b�emu kuszeniu ludzi, powabowi i b�lowi swego zwyk�ego
�miertelnego cia�a. Pomocy! Drga� przy ka�dym uderzeniu okrutnej nadziei.
Pom�cie mi!
Gdy jednak zbli�y� si� do miasta � gdy wyszed� z lasu na ty�ach rozproszonych
dom�w,
kt�re niczym ochronny pier�cie� otacza�y centrum miasteczka � nie potrafi�
zdoby� si� na
odwag�, by podej�� bli�ej. O�wietlone jasno okna, ganki i podjazdy zdawa�y si�
nie do
przebycia: musia�by stawi� czo�o nadmiernemu o�wietleniu, zbytnio si� ods�oni�,
aby dotrze�
do jakichkolwiek drzwi, bez wzgl�du na to, czy by�by tam widziany mile czy nie.
Noc by�a
jedyn� os�on�, jaka mu pozosta�a.
Skaml�c z powodu zawiedzionych nadziei, usi�owa� posuwa� si� naprz�d. Szed� od
domu
do domu, usi�uj�c znale�� taki, kt�ry ofiarowa�by mu najl�ejszy cie� nadziei na
pocieszenie.
Ale �wiat�a nie zaprasza�y go. Jawna nieprzyzwoito�� narzucania si� nie�wiadomym
niczego
ludziom w ich domach powi�kszy�a jedynie trzymaj�cy go na uboczu l�k. Nie
potrafi� okpi�
m�czyzn i kobiet �yj�cych w sanktuariach za jasno�ci� okien. Nie ud�wign��by
ju� ci�aru
�adnej ofiary.
W ten spos�b � przemykaj�c chy�kiem kra�cami miasta niczym duch, upi�r niezdolny
do
straszenia � min�� domy, a potem wr�ci� po swych �ladach do Haven Farm, niczym
gnany
wiatrem suchy li��, kruchy i podatny na ogie�.
W ci�gu nast�pnych trzech dni w chwilach goryczy mia� ochot� spali� sw�j dom,
zamieni� go w pochodni� � uczyni� z niego stos pogrzebowy swej nieczysto�ci. W
momentach przyp�ywu mniej gwa�townych uczu� pragn�� po prostu podci�� sobie �y�y
�
otworzy� je i pozwoli�, aby wyp�yn�a powolna n�dza jego nerwowego za�amania.
Nie
potrafi� si� jednak zdecydowa� na �adne z tych dzia�a�. Targany wizjami
okropno�ci zdawa�
si� traci� moc podejmowania decyzji. Odrobin� silnej woli, kt�ra mu pozosta�a,
spo�ytkowa�
na odmawianie sobie jedzenia i wypoczynku.
Ju� raz obywa� si� bez jedzenia. G��d pom�g� mu przebrn�� przez las oszustw,
kt�rymi
siebie mami�, i doprowadzi� go do u�wiadomienia sobie potworno�ci, jakiej
dopu�ci� si�
wobec Leny, matki Eleny. Teraz pragn�� uczyni� to samo; chcia� przebi� si� przez
wszystkie
wym�wki, usprawiedliwienia, argumenty obrony i stawi� czo�o najczarniejszej
postaci swego
za�amania. Je�li mu si� to nie uda, b�dzie tak jak Elena oszukiwa� si� ka�dym
wyci�gni�tym,
nieprawdziwym wnioskiem.
Jednak�e g��wn� przyczyn� jego walki z g��bok� potrzeb� odpoczynku by�a obawa
przed
tym, co mog�o mu si� przydarzy�, gdyby zasn��. Nauczy� si�, �e niewinny nie �pi.
Poczucie
winy rodzi si� w snach.
�adne z tych wyrzecze� nie wzi�o g�ry. Md�o�ci skr�caj�ce mu ustawicznie
�o��dek
powstrzymywa�y go przed jedzeniem. A jego op�akany stan nie pozwala� mu odej��.
Powstrzymywa�o go to i uwiera�o niczym uprz��; zdawa�o si� ociera� mu dusz�. Gdy
tylko
czu� si� zagro�ony ub�stwem swych �rodk�w zaradczych, wypada� z domu niczym
zab��kany
wicher i p�dzi� przez wzg�rza, ca�ymi milami w g�r� i w d� poro�ni�tego
drzewami koryta
Righters Creek. A gdy by� zbyt wyczerpany, k�ad� si� w salonie na po�amanych
meblach.
By�o mu na nich zbyt niewygodnie, aby zasn�� na tyle g��boko, by �ni�.
Przez ca�y ten czas nie zajmowa� si� w og�le rozwojem swej choroby. Zaniedbywa�
WKS
� Wizualn� Kontrol� Sk�ry, od kt�rej zale�a�o powodzenie jego walki z
rozwijaj�cym si�
tr�dem � i inne samoobronne nawyki, tak jakby straci�y dla niego wszelkie
znaczenie. Nie
za�ywa� lekarstw, kt�re w swoim czasie zatrzyma�y rozw�j choroby. Czo�o zacz�o
mu
ropie�; zimna dr�twota w�era�a si� powoli coraz g��biej w nerwy jego r�k i n�g.
Akceptowa�
taki stan rzeczy, ignorowa� jego niebezpiecze�stwo. To by�o s�uszne, zas�u�y�
sobie na to.
Pomimo to, ka�dego wieczoru ogarnia�o go przeczucie zbli�aj�cej si� �mierci. W
pos�pnym �wietle zapadaj�cego zmroku ch�� zobaczenia innych ludzi stawa�a si�
nie do
zniesienia; zaci�ga�a go, pluj�cego i zgrzytaj�cego z�bami, w ciemno�ci poza
�wiat�a dom�w
miasteczka. Co wiecz�r pr�bowa� zbli�y� si� do drzwi domu, kt�regokolwiek domu.
Ale nie
potrafi� znale�� w sobie tyle odwagi, aby przest�pi� linie �wiat�a. Ludzie
znajduj�cy si� o rzut
kamieniem pozostawali tak nieosi�galni, jakby zamieszkiwali inny �wiat. Ka�dego
wieczoru
by� zdany na pastw� swej nie ust�puj�cej s�abo�ci � i pulsuj�cego b�lu, kt�ry
wype�nia� mu
czaszk� w miar�, jak post�powa�a infekcja czo�a.
Elena zgin�a przez niego. By�a jego c�rk� i kocha� j�. A jednak schwyta� j� w
zasadzk�
�mierci.
Ona nigdy nawet nie istnia�a.
Nie potrafi� znale�� na to odpowiedzi.
P�niej, w czwartkowy wiecz�r, schemat jego niemocy uleg� za�amaniu. Podczas
bezowocnej eskapady do jego �wiadomo�ci dotar�y odg�osy tajemniczego o�ywienia.
D�wi�k
wznosi� si� i opada� niczym g�os m�wcy, a pomi�dzy strofami s�ysza� �piewy.
Bezcielesne
g�osy brzmia�y w mroku �a�obnie, niczym zaproszenie na zgromadzenie pot�pionych
dusz.
Elena by�a �piewaczk�, c�rk� z rodziny �piewak�w. Pod��a� za porywaj�cym
smutkiem
melodii, niezdarnie odszukuj�c drog� w spowitych nocnym mrokiem kra�cach miasta.
D�wi�ki powiod�y go obok dom�w, wok� miasta, wzd�u� drogi ku nieurodzajnym
polom, kt�re s�u�y�y mieszka�com za plac defilad przy okazji wszelkich
patriotycznych
obchod�w. Nieliczni ludzie nadal spieszyli w kierunku p�l, tak jakby byli
sp�nieni.
Covenant unika� spotkania z nimi, trzymaj�c si� z dala od drogi. Po dotarciu na
plac defilad
stwierdzi�, �e na �rodku rozbito ogromny namiot. Jego boki by�y podwini�te, tak
�e bi�o spod
nich jasne �wiat�o latarni.
Namiot by� pe�en ludzi. Siadali w�a�nie na �awkach po sko�czonych �piewach. W
czasie
tego poruszenia kilku porz�dkowych wskazywa�o sp�nialskim ostatnie wolne
miejsca.
�awki sta�y w ciasnych rz�dach przed szerokim podwy�szeniem z przodu namiotu. Za
ci�kim pulpitem siedzia�o na nim trzech m�czyzn, a za nimi znajdowa� si�
prowizoryczny
o�tarz, pospiesznie zbity z sosnowych desek i smutnie ozdobiony krzywymi
�wiecami i
podniszczonym z�otym krzy�em.
Ludzie usadowili si� na �awkach, a w�wczas jeden z m�czyzn na podwy�szeniu �
niski,
t�gawy, ubrany w czarny garnitur i poszarza�� bia�� koszul� � wsta� i podszed�
do pulpitu.
� Pom�dlmy si� � powiedzia� dono�nym, zmuszaj�cym do pos�usze�stwa g�osem.
Wszyscy ludzie pochylili g�owy. Covenant zamierza� oddali� si� z niesmakiem, ale
powstrzyma�a go spokojna pewno�� tonu m�czyzny. Przys�uchiwa� si� niech�tnie
cz�owiekowi, kt�ry z�o�y� r�ce na pulpicie i modli� si� cicho.
� Kochany Jezu, nasz Panie i Zbawco � prosz� zwr�� swe spojrzenie na zgromadzone
tu
duszyczki. Zajrzyj do ich serc, Panie � zobacz b�l, krzywdy, samotno�� i smutek
� tak, i
grzech � i t�sknot� za Tob�, Panie, ukryt� w ich sercach. Pociesz ich, Panie.
Pom� im,
uzdr�w ich. Naucz ich pokoju, daj pozna� cudown� moc modlitwy do Ciebie, Panie.
Amen.
� Amen � odpowiedzieli razem ludzie.
G�os m�czyzny poruszy� Covenanta. Dos�ysza� w nim co�, co brzmia�o jak
szczero��,
jak zwyk�e wsp�czucie. Nie m�g� by� tego pewny; sny przekona�y go, �e niewiele
wiedzia� o
szczero�ci. Ale nie odszed�. Miast tego, gdy ludzie unosili swe g�owy po
modlitwie, ostro�nie
przesun�� si� ku �wiat�u, podszed� na tyle blisko, by przeczyta� du�y napis
umieszczony przy
drodze.
Brzmia� on:
Krucjata WIELKANOCNA
Dr B. Sam Johnson
wskrzesiciel i uzdrowiciel
od dzi� do niedzieli
tylko
Do pulpitu na podwy�szeniu podszed� inny m�czyzna. Nosi� koloratk�, a na szyi
mia�
srebrny krzy�. Poprawi� na nosie ci�kie okulary i rozpromieniony zwr�ci� si� do
ludzi.
� Jestem zachwycony � rzek� � obecno�ci� tutaj dr. Johnsona i Matthew Logana. W
ca�ym stanie s� oni znani ze swej wspania�ej pos�ugi duchowej. Nie musz� wam
m�wi�, jak
bardzo potrzebujemy tu wskrzeszenia � jak wielu z nas potrzebuje odzyskania tej
uzdrawiaj�cej wiary, szczeg�lnie w okresie �wi�t wielkanocnych. Dr Johnson i Mr.
Logan
pomog� nam wr�ci� ku niezr�wnanej �asce boskiej.
Niski, ubrany na czarno m�czyzna ponownie wsta� i zabra� g�os.
� Dzi�kuj�, sir. � Pastor zawaha� si�, po czym odszed� od pulpitu, tak jakby
zwolniono go
� jakby przerwano mu we wst�pnej fazie kwiecistego wprowadzenia � a dr Johnson
ci�gn��
dalej g�adko. � Przyjaciele, oto m�j drogi brat w Chrystusie, Matthew Logan.
S�yszeli�cie
jego cudowny, przecudowny �piew. Teraz przeczyta dla nas s�owo Bo�e. Brat Logan.
Matthew Logan podszed� do pulpitu, a jego zwalista posta� wyra�nie g�rowa�a nad
dr.
Johnsonem. Zdawa� si� nie mie� w og�le karku, a jednak g�owa spoczywaj�ca na
szerokich
barkach g�rowa�a p� jarda nad g�ow� jego towarzysza. Pewnym ruchem
przekartkowa�
masywn�, czarn� Bibli� le��c� na pulpicie, odszuka� w�a�ciwe miejsce i pochyli�
g�ow�, aby z
szacunkiem odczyta� s�owo Bo�e.
Zacz�� bez wst�pu:
�Je�eli nie b�dziecie Mnie s�ucha� i nie b�dziecie wykonywa� tych wszystkich
nakaz�w,
je�eli b�dziecie gardzi� moimi ustawami, je�eli b�dziecie si� brzydzi� moimi
wyrokami, tak
�e nie b�dziecie wykonywa� moich nakaz�w i z�amiecie moje przymierze, to i Ja
obejd� si� z
wami odpowiednio: ze�l� na was przera�enie, wycie�czenie i gor�czk�, kt�re
prowadz� do
�lepoty i rujnuj� zdrowie. Wtedy na pr�no b�dziecie siali wasze ziarno. Zjedz�
je wasi
nieprzyjaciele. Zwr�c� oblicze przeciwko wam, b�dziecie pobici przez
nieprzyjaci�. Ci,
kt�rzy was nienawidz�, b�d� rz�dzili wami, a wy b�dziecie ucieka� nawet wtedy,
kiedy was
nikt nie b�dzie �ciga�. (...) Rozbij� wasz� dumn� pot�g�, sprawi�, �e niebo
b�dzie dla was jak
z �elaza, a ziemia jak z br�zu. Na pr�no b�dziecie si� wysila� � wasza ziemia
nie wyda
�adnego plonu, a drzewo na ziemi nie da owoc�w.
Je�eli [nadal] b�dziecie post�powa� Mnie na przek�r i nie zechcecie Mnie
s�ucha�, ze�l�
na was siedmiokrotne kary za wasze grzechy: ze�l� na was dzikie zwierz�ta, kt�re
po�r�
wasze dzieci, zniszcz� byd�o, zmniejsz� zaludnienie, tak �e wasze drogi
opustoszej�.
Je�eli i wtedy nie poprawicie si� i b�dziecie post�powa� Mnie na przek�r, to i
Ja post�pi�
wam na przek�r i b�d� was kara� siedmiokrotnie za wasze grzechy. Ze�l� na was
miecz, kt�ry
si� pom�ci za z�amanie przymierza. Je�eli wtedy schronicie si� do miast, ze�l�
zaraz�
pomi�dzy was, tak �e wpadniecie w r�ce nieprzyjaci�.�
Covenant czu�, �e ulega urokowi recytowanych przez Matthew Logana s��w.
Obietnica
kary chwyci�a go za serce; usidli�a go tak, jakby czyha�a w zasadzce na jego
szar�,
wyn�dznia�� dusz�. Sztywno, mimowolnie, ruszy� w kierunku namiotu, jakby kl�twa
przyci�ga�a go do siebie.
�Je�eli i wtedy nie b�dziecie Mi pos�uszni i b�dziecie Mi post�powa� na przek�r,
to i Ja z
gniewem wyst�pi� przeciwko wam i ze�l� na was siedmiokrotne kary za wasze
grzechy.
B�dziecie jedli cia�o syn�w i c�rek waszych. Zniszcz� wasze wy�yny s�oneczne,
rozbij�
wasze stele, rzuc� wasze trupy na trupy waszych bo�k�w, b�d� si� brzydzi� wami.
Zamieni�
w ruiny wasze miasta, spustosz� wasze miejsca �wi�te, nie b�d� wch�ania�
przyjemnej woni
waszych ofiar. Ja sam spustosz� ziemi�, tak �e b�d� si� zdumiewa� wasi wrogowie,
kt�rzy j�
wezm� w posiadanie. Was samych rozprosz� mi�dzy narodami, dob�d� za wami miecza,
ziemia wasza b�dzie spustoszona, miasta zburzone.
Wtedy ziemia b�dzie obchodzi� swe szabaty przez wszystkie dni swego
spustoszenia�
(Kp� 26, 14-34) .
Covenant pochyli� si� pod po�� namiotu, wszed� do �rodka i stan�� obok
porz�dkowego na
ty�ach namiotu. Porz�dkowy zerkn�� na niego podejrzliwie, ale nie poruszy� si�,
aby wskaza�
mu miejsce siedz�ce. W drugim ko�cu namiotu, wysoko na podwy�szeniu sta� Matthew
Logan niczym okrutny patriarcha rozdzielaj�cy r�wno kary na pochylone,
wystawione na
ciosy g�owy ni�ej niego. Kl�twa wzbiera�a w Covenancie wzburzeniem i l�ka� si�,
�e
wybuchnie, nim wyst�pienie dobiegnie ko�ca. Matthew Logan przerwa� i ponownie
zacz��
wertowa� Bibli�. Odszuka� nowy fragment i czyta� spokojniej:
�Kto bowiem spo�ywa i pije nie zwa�aj�c na Cia�o [Pa�skie], wyrok sobie spo�ywa
i pije.
Dlatego to w�a�nie wielu w�r�d was s�abych i chorych i wielu te� umar�o. Je�eli
za� sami
siebie os�dzimy, nie b�dziemy s�dzeni. Lecz gdy jeste�my s�dzeni przez Pana,
upomnienie
otrzymujemy, aby�my nie byli pot�pieni ze �wiatem� (1 Kor 11, 29-32).
Logan zatrzasn�� Bibli� i powolnym krokiem wr�ci� na swe miejsce.
Natychmiast poderwa� si� na nogi dr B. Sam Johnson. Zdawa� si� tryska� energi�;
nie
m�g� doczeka� si� zabrania g�osu. Szcz�ki dr�a�y mu z emocji, gdy zwr�ci� si� do
swych
s�uchaczy.
� Przyjaciele, jak�e cudowne s� s�owa Boga! Jak�e szybko chwytaj� za serce.
Jakie�
pocieszenie nios� chorym, ciemi�onym, s�abym. I jak�e �atwo sprawiaj�, �e nawet
najczystsi
z nas p�on� wstydem. S�uchajcie, przyjaciele! S�uchajcie s��w Apokalipsy:
�Ja pragn�cemu dam darmo pi� ze �r�d�a wody �ycia.
Zwyci�zca to odziedziczy
i b�d� Bogiem dla niego,
a on dla mnie b�dzie synem.
A dla tch�rz�w, niewiernych, obmierz�ych, zab�jc�w, rozpustnik�w, gu�larzy,
ba�wochwalc�w i wszelakich k�amc�w:
udzia� w jeziorze gorej�cym ogniem i siark�.
To jest �mier� druga� (Ap 21, 6-8).
� Cudowne, cudowne s�owa Bo�e. W jednym kr�tkim ust�pie s�yszeli�my dwa wielkie
przes�ania Biblii � Stary i Nowy Testament. Brat Logan przeczyta� wam najpierw
fragment ze
Starego Testamentu, z Ksi�gi Kap�a�skiej, rozdzia� 26. Wys�uchali�cie tych s��w,
przyjaciele? Czy wys�uchali�cie ich ca�ym sercem? To g�os Boga, Boga
Wszechmog�cego.
On nie owija� w bawe�n�, przyjaciele. Nie b��dzi� w op�otkach. Nie kry� istoty
sprawy pod
p�aszczykiem pi�knych s��wek i wymy�lnego j�zyka. Nie! On m�wi: je�li
zgrzeszycie, je�li
z�amiecie me przykazania, to ze�l� na was przera�enie i chorob�. Uczyni� wasz�
ziemi�
nieurodzajn� i ze�l� na was plagi i zaraz�. A je�li nadal b�dziecie grzeszy�,
uczyni� z was
kanibali i kaleki. �Wtedy ziemia b�dzie obchodzi� swoje szabaty przez wszystkie
dni swego
spustoszenia�. A wiecie, jak brzmi� przykazania, przyjaciele? Mog� je wam
stre�ci� w
s�owach z Apokalipsy. �Nie b�d�cie tch�rzliwi, niewierni, obmierzli�. Mniejsza o
morderstwo, cudzo��stwo, czarnoksi�stwo, ba�wochwalstwo, k�amstwo. My wszyscy
tutaj
zgromadzeni jeste�my dobrymi lud�mi. Ale czy nigdy nie czuli�cie l�ku? Czy nigdy
nawet
odrobin� nie os�ab�a wasza wiara? Czy wasze serca i umys�y zawsze by�y czyste?
�Wtedy
ziemia b�dzie obchodzi� swoje szabaty przez wszystkie dni swego spustoszenia�.
Aposto�
Pawe� nazwa� rzeczy po imieniu. Powiedzia�: �Dlatego to w�a�nie wielu w�r�d was
s�abych i
chorych i wielu te� umar�o�.
Ale Jezus poszed� dalej. Powiedzia�: �Id�cie ode Mnie, przekl�ci, w ogie�
wieczny,
przygotowany diab�u i jego anio�om!� Czy�bym s�ysza� wasze sprzeciwy? Czy�bym
s�ysza�,
jak niekt�rzy z was m�wi� do siebie: �Nikt nie mo�e by� a� tak czysty. Jestem
cz�owiekiem.
Nie mog� by� doskona�y�. Macie s�uszno��! Oczywi�cie, macie s�uszno��. Ale prawo
zes�ane
przez Boga nie dba o wasze usprawiedliwienia. Je�li jeste� chromy, masz
artretyzm, je�li
�lepniesz lub s�abnie ci serce, je�li jeste� kalek�, masz stwardnienie rozsiane,
cukrzyc� lub
cokolwiek innego, b�d�cego w istocie paradnym okre�leniem na grzech, to mo�esz
by�
pewny, �e spad�a na ciebie kl�twa Boga. Lecz nie my�lcie, �e jeste�cie
bezpieczni, je�li
jeste�cie w dobrym zdrowiu! Macie po prostu szcz�cie, �e B�g nie postanowi� �z
gniewem
wyst�pi� przeciwko wam�. Nie mo�ecie by� bez skazy, przyjaciele. A prawo nie dba
o to, jak
bardzo si� staracie. Miast powtarza� sobie, jakie to pr�ne wysi�ki czynili�cie,
pos�uchajcie
Biblii. W Starym Testamencie powiedziano to jasno: �Tr�dowaty, kt�ry podlega tej
chorobie,
b�dzie mia� rozerwane szaty, w�osy w nie�adzie, brod� zas�oni�t� i b�dzie wo�a�:
Nieczysty,
nieczysty�.
Teraz m�wca mia� ju� swych s�uchaczy w gar�ci. Jego d�wi�czny g�os po��czy�
wszystkich w grup� naznaczon� �miertelno�ci� i s�abo�ciami. Nawet Covenant
zapomnia�, �e
jest intruzem w tym p��ciennym przybytku; dos�ysza� w tej przemowie tak wiele
osobistych
w�tk�w, �e nie potrafi� im si� oprze�. Pragn�� wierzy�, �e jest przekl�ty.
� Przyjaciele � podj�� g�adko dr Johnson � w istocie straszna to dla nas chwila,
gdy
uderza choroba, b�l lub gdy zostajemy okaleczeni i nie mo�emy d�u�ej uchodzi� za
czystych.
Ale nie powiedzia�em wam jeszcze o Ewangelii. Czy pami�tacie s�owa Chrystusa:
�Kto chce
znale�� swe �ycie, straci je, a kto straci swe �ycie z mego powodu, znajdzie je�
(Mt 10, 39)?
S�yszeli�cie, co m�wi� Pawe�: �Lecz gdy jeste�my s�dzeni przez Pana, upomnienie
otrzymujemy, aby�my nie byli pot�pieni ze �wiatem� (1 Kor 11, 32)? S�yszeli�cie
s�owa
autora Apokalipsy: �Ten, kt�ry zwyci�y, przejmie dziedzictwo, a ja b�d� jego
Bogiem, a on
mym synem�? Ten medal ma dwie strony, przyjaciele. Prawo jest jedynie po�ow�
Bo�ego
przekazu. Druga po�owa to karanie, dziedzictwo, przebaczenie, uzdrowienie �
mi�osierdzie,
kt�re dor�wnuje Bo�ej sprawiedliwo�ci. Czy� musz� wam przypomina�, �e Syn Bo�y
uzdrowi� ka�dego, kto Go o to prosi�? Nawet tr�dowatych? Czy� musz� wam
przypomina�, �e
zawis� na krzy�u, skazany na m�ki i ha�b�, aby odkupi� nasze grzechy? Czy� musz�
wam
przypomina�, �e gwo�dzie rozdar�y jego d�onie i stopy? �e bok przebi�a mu
w��cznia? �e by�
martwy przez trzy dni? Martwy i skazany na piekielne m�ki? Przyjaciele, On
uczyni� to tylko
z jednego powodu. On uczyni� to, aby odkupi� ca�e nasze tch�rzostwo,
niedowiarstwo,
nieprzestrzeganie dni �wi�tych, aby�my mogli by� uzdrowieni. A wszystko, co
musimy
uczyni�, by dost�pi� uzdrowienia, to uwierzy� w nie, zaakceptowa� i mi�owa� Go
za to.
Wszystko, co musimy uczyni�, to powt�rzy� za cz�owiekiem, kt�rego dziecko
umiera�o:
�Wierz�; Panie, pom� mnie niewiernemu!� Pi�� prostych s��w, przyjaciele. Gdy
p�yn� z
g��bi serca, s� wystarczaj�c� zap�at� za ca�e kr�lestwo sprawiedliwo�ci.
Jak na dany znak, Matthew Logan wsta� i zacz�� �piewa� cichym dyszkantem �Ju�
si� nie
b�j, Pan przy boku twym�. Dr Johnson z�o�y� d�onie i powiedzia�:
� Pom�dlcie si� ze mn�, przyjaciele.
Natychmiast g�owy wszystkich s�uchaczy pochyli�y si�. Covenant r�wnie� pochyli�
g�ow�, ale w tej pozycji rana na czole pali�a go szczeg�lnie mocno. Podni�s�
ponownie
wzrok, gdy dr Johnson powiedzia�:
� Zamknijcie oczy, przyjaciele. Usu�cie ze swych my�li s�siad�w, dzieci,
rodzic�w,
wsp�ma��onk�w. Usu�cie wszystko, co rozprasza wasze my�li. Sp�jrzcie w g��b
siebie,
przyjaciele. Us�yszycie g�os Boga, m�wi�cego: �Jeste�cie niepewni, jeste�cie w
potrzebie�.
M�dlcie si� w duszy wraz ze mn�. �wi�ty Jezu, Ty� nasz� jedyn� nadziej�. Jedynie
Twe
boskie mi�osierdzie mo�e uzdrowi� chorob�, kt�ra niszczy nasz� odwag�, rozk�ada
korzenie
naszej wiary, czyni nas nieczystymi w Twych oczach. Jedynie Twe dotkni�cie,
Panie, potrafi
uleczy� chorob� niszcz�c� pok�j. Ods�aniamy przed Tob� swe serca, Panie. Dopom�
nam
znale�� odwag�, aby wypowiedzie� owych pi�� trudnych, jak�e trudnych s��w:
�Wierz�;
Panie, pom� mnie niewiernemu!� Panie, prosz� daj nam odwag�, by�my mogli by�
uzdrowieni.
Nie przerywaj�c, wyci�gn�� ramiona ponad s�uchaczy i ci�gn�� dalej:
� Czy czujecie Jego ducha, przyjaciele? Czy czujecie Go w swych sercach?
Czujecie
palec Jego sprawiedliwo�ci, badaj�cy chore miejsca w waszych duszach i cia�ach?
Je�li tak, to
wyst�pcie i pozw�lcie, abym wraz z wami pomodli� si� za uzdrowienie.
Pochyli� g�ow� w cichej pro�bie, czekaj�c na skruszonego, kt�ry odpowie na jego
wezwanie. Ale Covenant ju� szed� pomi�dzy �awkami. Porz�dkowy chcia� go
ukradkiem
zatrzyma�, ale cofn�� si�, gdy kilku ze s�uchaczy podnios�o wzrok. Covenant
przemaszerowa�
gor�czkowym krokiem przez namiot, wspi�� si� po surowych, drewnianych schodach
na
podwy�szenie i stan�� przed dr. Johnsonem. Oczy mu b�yszcza�y, gdy odezwa� si�
ochryp�ym
szeptem:
� Pom� mi.
M�czyzna by� ni�szy, ni� wygl�da� z widowni. Jego czarny garnitur by�
powycierany, a
koszula brudna od d�ugiego u�ywania. Nie goli� si� ostatnio; sztywne, posiwia�e
bokobrody
przydawa�y szorstko�ci szcz�kom i policzkom. Na jego twarzy pojawi� si� wyraz
niepewno�ci
� niemal trwogi � gdy Covenant przed nim stan��, ale szybko przes�oni� go
dobrotliwo�ci� i
powiedzia� spokojnym, d�wi�cznym g�osem:
� Pom�c ci, synu? Jedynie B�g mo�e ci pom�c, ale ja z rado�ci� przy��cz� si� do
modlitwy ka�dej skruszonej duszy. � Stanowczym ruchem po�o�y� r�k� na ramieniu
Covenanta. � Kl�knij, synu, i m�dl si� wraz ze mn�. Popro�my wsp�lnie Pana o
pomoc.
Covenant chcia� kl�kn��, chcia� podda� si� rozkazuj�cemu czarowi r�ki i g�osu
dr.
Johnsona, ale jego kolana parali�owa�o wycie�czenie i poczucie pilno�ci jego
sprawy. B�l
czo�a w�era� mu si� niczym kwas w g��b m�zgu. Czu�, �e je�li si� pochyli, to
kompletnie si�
za�amie.
� Pom� mi � szepn�� ponownie. � Nie mog� tego znie��.
Na widok oporu Covenanta twarz dr. Johnsona przybra�a surowy wyraz.
� Czy czujesz skruch�, synu? � zapyta� powa�nie. � Czy odnalaz�e� ju� chore
miejsce
grzechu w swej duszy? Czy szczerze pragniesz do�wiadczy� mi�osierdzia Boga
Wszechmog�cego?
� Jestem chory � odpar� Covenant, jakby odmawia� litani�. � Dopu�ci�em si�
zbrodni.
� I czujesz skruch�? Potrafisz ze szczerym, z g��bi serca p�yn�cym �alem wym�wi�
owe
trudne s�owa?
Covenant mimowolnie zwar� szcz�ki. Spomi�dzy zaci�ni�tych z�b�w doby� si� jego
skowyt:
� Pom� mnie niewiernemu.
� Synu, to nie wystarczy. Wiesz, �e to za ma�o. � Surowo�� na twarzy dr.
Johnsona
ust�pi�a miejsca sprawiedliwemu os�dowi. � Nie pr�buj zwie�� Boga, bo wyklnie
ci� na
zawsze. Czy wierzysz? Czy wierzysz w uzdrawiaj�c� moc Boga?
� Ja... � Covenant usi�owa� poruszy� szcz�kami, ale z�by zaciska�y mu si�, jakby
zro�ni�te rozpacz�. � Ja nie wierz�.
Matthew Logan przerwa� �piew. Nag�a cisza zadzwoni�a Covenantowi w uszach niczym
kpina.
� Jestem tr�dowaty � wyszepta� upokorzony.
Ludzie w pierwszych rz�dach nie s�yszeli go, nie rozpoznali go. Czyta� to z ich
twarzy,
zaciekawionych i wyczekuj�cych. Nie by� tym zaskoczony; czu�, �e iluzje, kt�rych
ostatnio
do�wiadcza�, zmieni�y go nie do poznania. Nawet dawno temu, kiedy jeszcze
cieszy� si�
zdrowiem, nigdy szczeg�lnie nie szuka� towarzystwa bardziej religijnych ludzi z
miasteczka.
Dr Johnson us�ysza� jednak jego s�owa. Wyba�uszy� niebezpiecznie oczy i
przem�wi� tak
cicho, �e jego s�owa by�y ledwie s�yszalne dla Covenanta.
� Nie wiem, kto ci� do tego nam�wi�, ale nie ujdzie ci to p�azem.
A potem zaraz zwr�ci� si� ponownie do ludzi zgromadzonych w namiocie.
� Biedaku, majaczysz. Masz gor�czk�, to od tej zainfekowanej rany. � S�owa
przeznaczone dla s�uchaczy wymawia� tchn�cym sympati� g�osem. � Bolej� nad tob�,
synu.
Aby oczy�ci� tw�j umys� na tyle, by dotar� do niego g�os Boga, potrzebna jest
modlitwa
wielkiej mocy. Bracie Logan, czy nie zechcia�by� zabra� tego biednego, chorego
cz�owieka
na bok i pomodli� si� z nim? Je�li B�g pob�ogos�awi twe wysi�ki zbiciem jego
gor�czki, to
by� mo�e poczuje skruch�.
Masywne r�ce Matthew Logana zacisn�y si� niczym kleszcze na ramionach
Covenanta.
Jego palce wpija�y si� w niego, jakby mia�y zamiar skruszy� mu ko�ci.
Niedowiarek zosta�
p