7842

Szczegóły
Tytuł 7842
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7842 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7842 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7842 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stephen R. Donaldson Moc, Kt�ra Os�ania Kroniki Thomasa Covenanta Niedowiarka Ksi�ga trzecia Prze�o�y�a Maria Duch Tytu� orygina�u �The Power that Preserves� Wydanie oryginalne: 1977 Wydanie polskie: 1995 B�d� wierny, Niedowiarku Doktorowi Jamesowi R. Donaldsonowi, kt�rego �ycie wyrazi�o wsp�czucie i po�wi�cenie o wiele lepiej ni� s�owa Co wydarzy�o si� w poprzednich tomach Thomas Covenant by� szcz�liwym i odnosz�cym sukcesy pisarzem, dop�ki gangrena nie doprowadzi�a do amputacji dw�ch jego palc�w. Od lekarza dowiedzia� si�, �e jest chory na tr�d. W leprozorium choroba zosta�a powstrzymana. Po powrocie do domu Thomas stwierdzi�, �e sta� si� wyrzutkiem. �ona rozwiod�a si� z nim, a p�yn�cy z niewiedzy strach sprawi�, �e s�siedzi zacz�li go unika�. Sta� si� samotnym, zgorzknia�ym pariasem. W odruchu buntu wybra� si� do miasta. Tam, tu� po spotkaniu z dziwnym �ebrakiem, potkn�� si� przed mask� samochodu policyjnego i upad�. Straci� przytomno��. Ockn�� si� w dziwnym �wiecie, gdzie z�owrogi g�os lorda Foula przekaza� mu przepowiedni� dla lord�w Krainy. Po odej�ciu Foula dziewczyna imieniem Lena zabra�a go do swego domu. Traktowano go tam jak legendarnego bohatera, Bereka P�r�kiego. Thomas odkry�, �e jego obr�czka �lubna z bia�ego z�ota jest w Krainie talizmanem o wielkiej mocy. Lena smarowa�a go b�otem zwanym i�em lecz�cym, by wyleczy� jego tr�d. Covenant, podniecony szybkim uzdrowieniem, straci� panowanie nad sob� i zgwa�ci� j�. Pomimo to jej matka, Atiaran, zgodzi�a si� poprowadzi� go do Revelstone; uwa�a�a, �e jego misja jest wa�niejsza od jej nienawi�ci do niego. Opowiedzia�a mu o pradawnej wojnie pomi�dzy dawnymi lordami i Foulem, kt�ra spowodowa�a, �e przez tysi�clecia profanowano Krain�. Covenant nie potrafi� uwierzy� w istnienie Krainy, w kt�rej by�o wiele pi�kna, gdzie kamie� i drzewo podlega�y magicznym mocom. Zosta� Niedowiarkiem, poniewa� nie mia� odwagi zaniecha� dyscypliny potrzebnej tr�dowatemu do przetrwania. Kraina by�a ucieczk� od rzeczywisto�ci dla jego poszkodowanego i by� mo�e ob��kanego umys�u. Przyjazny gigant, spotkany nad rzek� Lekkodusz�, przewi�z� Covenanta sw� �odzi� do Revelstone, miasta lord�w. Lordowie przyj�li go do swego grona i nadali mu tytu� ur-lorda, ale pos�anie od lorda Foula przerazi�o ich. Je�eli Drool Skalny Robak � z�y jaskiniowy upi�r � zatrzyma pot�n� Lask� Praw, lordowie i ca�a Kraina b�d� w niebezpiecze�stwie. Nowi lordowie nie maj� mocy dawnych lord�w. Z Siedmiu Dzia��w M�dro�ci lorda Kevina mieli jedynie pierwszy, kt�ry rozumieli tylko cz�ciowo. Lordowie postanowili wi�c wyruszy� na poszukiwanie Laski, trzymanej przez Droola w jaskiniach pod G�r� Gromu. Covenant przy��czy� si� do nich. Razem uciekali przed atakami pacho�k�w lorda Foula. Ruszyli na po�udnie, na r�wniny Ra, gdzie rameni s�u�yli ranyhyn � wielkim, dzikim koniom. Tam ranyhyn pok�oni�y si� mocy pier�cienia Covenanta. Chc�c zrekompensowa� z�o, kt�re uczyni� Lenie, Thomas poleci�, by ka�dego roku przybywa� do niej jeden ko�. Potem lordowie pojechali do G�ry Gromu. Tam, po wielu potyczkach ze z�ymi stworami i czarn� magi�, stan�li przed Droolem. Wielki lord Prothall wyrwa� Lask� Droolowi i uciekli z katakumb, poniewa� Covenantowi uda�o si� wykorzysta� moc jego pier�cienia, cho� nie rozumia�, jak to uczyni�. Po ucieczce lord�w Covenant opu�ci� Krain�. Nagle znalaz� si� w ��ku szpitalnym i stwierdzi�, �e od wypadku up�yn�o zaledwie kilka godzin. Powr�t tr�du sugerowa�, �e to, co prze�y�, by�o tylko urojeniem. Poniewa� nie by� powa�nie ranny, wypisano go ze szpitala i wr�ci� do domu. Przez miesi�c �y� w samotno�ci. W ko�cu t�sknota za lud�mi zagna�a go do klubu nocnego, gdzie piosenkarka nazwa�a go Berekiem. Nie zd��y� jednak zdoby� od niej jakichkolwiek wyja�nie�, poniewa� nadgorliwy szeryf zmusi� go do powrotu do domu. P�niej zadzwoni�a do niego �ona, ale nim zd��y� si� odezwa�, potkn�� si� i przewr�ci�, trac�c przytomno��. Ponownie by� w Krainie � min�o w niej ju� czterdzie�ci lat. Wielkim lordem by�a teraz Elena, c�rka Leny i Covenanta. Elena nie �ywi�a wzgl�dem niego urazy i z czasem wytworzy�a si� mi�dzy nimi ciep�a wi�. Sytuacja lord�w by�a jednak krytyczna. Foul odnalaz� Z�oziemny Kamie�, �r�d�o wielkiej z�ej mocy; teraz przygotowywa� si� do ataku. Armi� lord�w dowodzi� Hile Troy, kt�ry utrzymywa�, �e r�wnie� pochodzi z �rzeczywistej� Ziemi Covenanta. Okaza� si� jednak zbyt s�aby, aby sprosta� czekaj�cemu go zadaniu. Do miasta gigant�w Coercri wys�ano dru�yn�, sk�adaj�c� si� z gwardzist�w i lord�w, w celu pozyskania sprzymierze�c�w do walki z Foulem. Niestety, pos�a�cy stwierdzili, �e Foul wymordowa� gigant�w � wszystkich z wyj�tkiem trzech, kt�rych cia�ami zaw�adn�y furie, z�e duchy dawnych zast�pc�w Foula. Gwardzist�w i lord�w zaatakowa� jeden z gigant�w- furii, ale uda�o im si� go zabi�, a przynajmniej jego cielesn� posta�. Niestety, gwardzi�ci zabrali furii fragment Z�oziemnego Kamienia, kt�ry zamierzali zanie�� lordom. Inni lordowie udali si� do Revelwood, miasta na konarach roz�o�ystego drzewa, w kt�rym nauczano M�dro�ci. Stamt�d Hile Troy, kt�remu towarzyszy� lord Mhoram, poprowadzi� sw� armi� na po�udnie. W desperackiej pr�bie stawi� czo�o armii lorda Foula, dowodzonej przez giganta-furi�. Troy zosta� zmuszony do ucieczki. Ostatecznie wycofa� si� ze swymi wojskami do Szubienicznej G��bi, gdzie ostatnich prastarych drzew, obdarzonych ludzk� wra�liwo�ci�, strzeg� Caerroil Wildwood, pot�ny Pan Puszczy. Caerroil Wildwood uratowa� resztki armii Troya i zniszczy� nieprzyjaci�. Powiesi� furi�, skazuj�c z�ego ducha na cierpienie i opuszczenie cia�a giganta. W tym czasie Elena uda�a si� wraz z Covenantem i przydzielonymi im gwardzistami krwi w kierunku tajemniczej Melenkurion � Tamy Niebios � ogromnej g�ry, znajduj�cej si� w pobli�u Szubienicznej G��bi. Prowadzi� ich Amok, osobliwy s�uga M�dro�ci Kevina, kt�ry powi�d� ich ku pradawnym tajemnicom. Uda�o im si� dotrze� do serca g�ry, gdzie Amok zestarza� si� i znikn��. Elena, pomimo b�aga� Covenanta, napi�a si� wody ze �r�d�a wskazanego jej przez Amoka. Czyni�c to, zdoby�a Moc Rozkazu. W swym zarozumialstwie przywo�a�a ducha lorda Kevina i rozkaza�a mu zniszczy� Foula. Ale Foul z �atwo�ci� zaw�adn�� widmem Kevina i ten zwr�ci� si� przeciwko Lasce Praw i Elenie, ostatecznie j� zabijaj�c. Covenant i Bannor uciekli niesieni pr�dem rzeki, kt�ra wyp�ywa�a z g�ry. Covenant, pe�en poczucia winy i smutku, obarcza� si� odpowiedzialno�ci� za �mier� Eleny. W pobli�u Szubienicznej G��bi spotkali lorda Mhorama i Troya. Caerroil Wildwood odes�a� Mhorama do domu, ale Hile Troya zamieni� w drzewo, aby sta� si� uczniem Pana Puszczy. A Covenant ponownie znikn�� z Krainy. Niedowiarek odzyska� przytomno�� w swoim domu. By� znowu tr�dowaty, w czasie upadku zrani� sobie czo�o. Jego �ona dawno ju� od�o�y�a s�uchawk�. Musia� stawi� czo�o �wiadomo�ci, �e z powodu jego niemocy Kraina sta�a teraz otworem przed zniszczeniem, pozbawiona wi�kszej cz�ci swej armii i mocy Laski Praw. Oto kr�tkie podsumowanie Jadu lorda Foula i Wojny Z�oziemnego Kamienia, pierwszych dw�ch tom�w Kronik Thomasa Covenanta, Niedowiarka. 1. Niebezpiecze�stwo sn�w Thomas Covenant m�wi� przez sen. Czasami zdawa� sobie spraw� z tego, co robi; w senne odr�twienie wdziera�y si� niewyra�ne strz�py jego g�osu niczym przeb�yski niewinno�ci. Ale nie m�g� si� obudzi� � by� bowiem ogromnie wyczerpany. Majaczy� podobnie jak miliony ludzi przed nim, zdrowych lub chorych, prawdom�wnych b�d� k�amc�w. Z t� tylko r�nic�, �e jego nie mia� kto wys�ucha�. Nie by�by bardziej samotny, nawet gdyby by� ostatnim �ywym �pi�cym. Dopiero na uporczywy dzwonek telefonu obudzi� si� z j�kiem. Przez chwil� siedzia� wyprostowany, nie mog�c odr�ni� dzwonka telefonu od swego t�pego przera�enia; oba rozbrzmiewa�y echem w jego zamglonej g�owie na podobie�stwo udr�ki. Wtem telefon zadzwoni� ponownie. Jego d�wi�k sprawi�, �e wygramoli� si� spocony z ��ka i powl�k� do salonu, aby podnie�� s�uchawk�. Jego pozbawione czucia, chorobliwie zimne palce niezdarnie gmera�y przy czarnej s�uchawce, a gdy w ko�cu uda�o mu si� j� pochwyci�, przy�o�y� j� do g�owy niczym pistolet. Nie mia� nic do powiedzenia, czeka� wi�c zak�opotany, aby odezwa�a si� osoba z drugiego ko�ca linii. Kobiecy g�os zapyta� niepewnie: � Pan Covenant? Thomas Covenant? � Tak � mrukn��, po czym zamilk�, jakby zaskoczony tym wszystkim, czego prawdziwo�� przyzna� owym jednym s�owem. � Ach, panie Covenant � powiedzia� g�os. � M�wi Megan Roman. � A gdy Thomas nie odezwa� si�, doda�a nieco zgry�liwie: � Pa�ska prawniczka. Przypomina pan sobie? Ale on nie przypomina� sobie; nic nie wiedzia� o prawnikach. Mg�a ot�pienia pogmatwa�a wszystkie �cie�ki jego pami�ci. Pomimo metalicznego pod�wi�ku jej g�os wydawa� mu si� znajomy, nie potrafi� jednak go zidentyfikowa�. � Panie Covenant � ci�gn�a dalej � jestem pa�sk� prawniczk� ju� od dw�ch lat. Co si� z panem dzieje? Dobrze si� pan czuje? Swojskie brzmienie jej g�osu niepokoi�o go. Nie chcia� przypomnie� sobie, kim by�a. � To nie ma ze mn� nic wsp�lnego � mrukn�� t�po. � �artuje pan? Nie dzwoni�abym, gdyby to nie mia�o z panem nic wsp�lnego. Nie musia�abym nic robi�, gdyby to pana nie dotyczy�o. � W jej tonie zgrzyta�a irytacja i zak�opotanie. � Nie. � Nie chcia� sobie przypomnie�. Dla w�asnego dobra wysili� si�, aby wyartyku�owa�: � Prawo nie ma ze mn� nic wsp�lnego. Ona je z�ama�a. W ka�dym razie mnie... nie mo�e dotkn��. � Lepiej, aby pan uwierzy�, �e mo�e pana dotkn��. I lepiej niech pan mnie wys�ucha. Nie wiem, co z panem jest, ale... Przerwa� jej. By� zbyt blisko od przypomnienia sobie jej g�osu. � Nie � powiedzia� ponownie. � To mnie nie wi��e. Ja jestem... na zewn�trz. Oddzielony. Nie mo�e mnie dotkn��. Prawo nie jest... � przerwa� na chwil�, szukaj�c po omacku we mgle tego, co chcia� powiedzie� � przeciwie�stwem z�o�ci. Wtem jednak na przek�r sobie rozpozna� jej g�os. Zidentyfikowa� j� pomimo bezdusznych zniekszta�ce� telefonu. Elena. Poczucie pora�ki pozbawi�o go oporu. � ...o czym pan m�wi � powiedzia�a. � Jestem pa�sk� prawniczk�, Megan Roman. I je�li pan s�dzi, �e prawo nic nie mo�e panu zrobi�, to lepiej niech mnie pan wys�ucha. W tej sprawie w�a�nie dzwoni�. � Tak � powiedzia� zrozpaczony. � Niech pan pos�ucha, panie Covenant. � Przesta�a skrywa� sw� irytacj�. � Wcale nie jestem zachwycona byciem pa�sk� prawniczk�. Skr�ca mnie ju� na sam� my�l o panu. Ale nigdy dot�d nie porzuci�am klienta i nie mam zamiaru zaczyna� od pana. A teraz niech si� pan we�mie w gar�� i wys�ucha mnie. � Tak. � Elena? j�kn�� bezg�o�nie. Elena? Co ja ci uczyni�em? � W porz�dku. Oto jak wygl�da sytuacja. Ta pa�ska... niefortunna eskapada... w sobotni wiecz�r... doprowadzi�a sprawy do punktu kulminacyjnego. To... Czy musia� pan i�� do nocnego klubu, panie Covenant? W�a�nie do nocnego klubu? � Nie mia�em takiego zamiaru. � Nie przychodzi�y mu do g�owy inne s�owa skruchy. � No c�, sta�o si�. Szeryf Lytton jest teraz g�r�. Dostarczy� mu pan fakt�w, kt�re mo�e wykorzysta� przeciwko panu. Niedzielny wiecz�r i dzisiejszy ranek sp�dzi� na rozmowach z lud�mi. A ludzie, z kt�rymi m�wi�, rozmawiali z innymi lud�mi. Rada miejska zbierze si� w po�udnie. Panie Covenant, prawdopodobnie nie dosz�oby do tego, gdyby wszyscy nie pami�tali pa�skiej ostatniej wycieczki do miasta. By�o wiele gadania, ale potem sprawa przycich�a. Teraz od�y�a na nowo. Ludzie pragn� podj�cia dzia�a�. Rada ma zamiar owe dzia�ania podj��. Nasze pozbawione skrupu��w w�adze lokalne maj� zamiar zmieni� przeznaczenie grunt�w, na kt�rych znajduje si� pa�ska posiad�o��. Heven Farm prawdopodobnie b�dzie zaliczona do teren�w przemys�owych, na kt�rych zabroniona jest zabudowa mieszkalna. Z chwil�, gdy do tego dojdzie, b�d� mogli zmusi� pana do wyprowadzki. Prawdopodobnie uzyska pan uczciw� cen� za farm�... ale nie znajdzie pan w tym okr�gu innego miejsca do zamieszkania. � To moja wina � powiedzia�. � Mia�em moc i nie wiedzia�em, jak jej u�y�. � Jego cia�o do szpiku ko�ci przenika�a dawna nienawi��. � Co takiego? Czy pan mnie s�ucha? Panie Covenant, jest pan moim klientem... bez wzgl�du na to, co to warte. Nie mam zamiaru sta� z za�o�onymi r�koma i pozwoli�, aby to si� panu przydarzy�o. Chory czy nie, ma pan te same prawa, co ka�dy inny. A te prawa maj� broni� obywateli przed... zaskar�eniem. Mo�emy walczy�. A teraz chc�... � na tle metalicznych odg�os�w telefonu s�ysza�, jak zbiera odwag� � chc�, aby pan przyszed� do mojego biura. Dzisiaj. Rozpatrzymy sytuacj�... u�o�ymy apelacj� od tej decyzji lub wniesiemy spraw�... co� zrobimy. Przedyskutujemy wszystkie w�tki i zaplanujemy strategi�. Dobrze? Na chwil� dotar�a do niego �wiadomo�� jej dobrowolnego ryzyka. � Jestem tr�dowaty � powiedzia�. � Nie mog� mnie dotkn��. � Wyrzuc� ci� na zbity pysk! Niech to cholera, Covenant... pan zdaje si� nie rozumie�, co tu si� dzieje. Straci pan sw�j dom. Mo�na przeciwko temu walczy�... ale to pan jest klientem, nie mog� walczy� bez pana. Gwa�towno�� jej reakcji rozproszy�a jego uwag�. � To nie jest dobra odpowied�. � Zawirowa�y w nim mgliste wspomnienia Eleny. Nieobecny my�lami odsun�� s�uchawk� od ucha i od�o�y� na wide�ki. Przez d�ugi czas sta� wpatruj�c si� w czarne urz�dzenie. Jego smolista barwa i kszta�t przypomnia�y mu o b�lu g�owy. Przydarzy�o mu si� co� wa�nego. Mia� wra�enie, jakby po raz pierwszy us�ysza� prawnika m�wi�cego: �Niedzielny wiecz�r i dzisiejszy ranek�. Odwr�ci� si� sztywno i spojrza� na �cienny zegar. Pocz�tkowo nie m�g� skupi� na nim wzroku; gapi� si� bezmy�lnie, jakby go o�lepia�. Ale w ko�cu odczyta� godzin�. Popo�udniowe s�o�ce za oknami potwierdzi�o to. Spa� ponad trzydzie�ci godzin. Elena? � pomy�la�. To nie mog�a dzwoni� Elena. Elena nie �y�a. Jego c�rka nie �y�a. To by�a jego wina. Czo�o zacz�o mu pulsowa�. B�l porazi� jego umys� niczym jaskrawe, ostre �wiat�o. Pochyli� g�ow�, pr�buj�c si� przed nim uchroni�. Elena nawet nie istnia�a. Nigdy nie istnia�a. To wszystko mu si� przy�ni�o. Elena! � j�kn��. Odwr�ci� si� i powl�k� z powrotem w kierunku ��ka. Szed�, a mg�a spowijaj�ca mu m�zg stawa�a si� coraz bardziej purpurowa. W sypialni oczy rozszerzy�y mu si� na widok poduszki; zatrzyma� si�. Na pow�oczce zobaczy� ciemne plamy. Wygl�da�y niczym jakie� czerwone grzyby z�eraj�ce bia�� czysto�� p��tna. Odruchowo podni�s� d�o� do czo�a. Jednak�e pozbawione czucia palce nic nie mog�y stwierdzi�. Us�ysza� �miech choroby, kt�ra zdawa�a si� wype�nia� ca�� czaszk�. Nudno�ci skr�ci�y jego puste wn�trzno�ci. Trzymaj�c czo�o obiema d�o�mi, ruszy� chwiejnym krokiem do �azienki. W lustrze nad umywalk� ujrza� ran� na czole. Przez chwil� nie widzia� nic poza ni�. Wygl�da�a jak tr�d, jak niewidzialna r�ka tr�du �ciskaj�ca sk�r� czo�a. Czarna, zakrzep�a krew okleja�a poszarpane brzegi rozci�cia, pstrz�c jego blade cia�o niczym g��boka gangrena; krew s�cz�ca si� z p�kni�� zastyg�a w grubych strupach. Zdawa� si� czu� infekcj�, zgnilizn� wdzieraj�c� si� przez czaszk� wprost do m�zgu. Ten widok rani� mu oczy, jakby ju� cuchn�� chorob� i szkaradn� �mierci�. Covenant, dygocz�c, odkr�ci� kurki, aby nape�ni� umywalk�. Podczas gdy do misy umywalki nap�ywa�a woda, po�piesznie namydla� r�ce. Przerwa� jednak na widok swej �lubnej obr�czki z bia�ego z�ota na serdecznym palcu. Przypomnia� sobie moc, kt�r� tak gwa�townie pulsowa� we �nie ten metal. S�ysza� Bannora m�wi�cego: �Uratuj j�! Musisz!� S�ysza�, jak sam odpowiada�: �Nie potrafi�!� S�ysza� Hile Troya krzycz�cego: �Tr�dowaty! Jeste� zbyt samolubny, aby kocha� kogo� opr�cz siebie�. Drgn�� na wspomnienie uderzenia, kt�re rozci�o mu czo�o. Elena umar�a z jego powodu. Ona nigdy nie istnia�a. Wpad�a w t� szczelin�, rozpaczliwie walcz�c z widmem szalonego Kevina, niszczyciela Krainy, kt�rego przywo�a�a z grobu. Wpad�a i zgin�a. Laska Praw przepad�a. A wystarczy�o unie�� r�k�, �eby j� uratowa�. Ona nigdy nawet nie istnia�a. Przy�ni�a mu si�, gdy le�a� nieprzytomny po tym, jak uderzy� si� g�ow� o brzeg stolika. Wpatrywa� si� w sw� ran� targany sprzecznymi uczuciami, jakby by�a wyzwaniem, obosiecznym pot�pieniem. Krzycza�a do niego z lustra, �e proroctwo jego choroby spe�ni�o si�. J�cz�c, odsun�� si� i pospieszy� z powrotem do telefonu. Namydlonymi, ociekaj�cymi wod� r�koma manipulowa� przy nim, usi�uj�c wykr�ci� numer rodzic�w Joan. Mog�a przebywa� u nich. By�a jego �on�; pragn�� z ni� porozmawia�. Jednak�e w po�owie wybierania numeru rzuci� s�uchawk�. W pami�ci mia� jej obraz: sta�a przed nim nieskalanie czysta i dlatego bezlitosna. Ona wierzy�a, �e w sobotni� noc odm�wi� z ni� rozmowy. Nie wybaczy mu jego bezradnego odtr�cenia. Jak�e m�g�by jej powiedzie� o tym, �e pragnie przebaczenia za to, �e w swych snach pozwoli� innej kobiecie zgin��? A jednak potrzebowa� kogo�... potrzebowa� kogo�, do kogo m�g�by zawo�a�: � Pom� mi! Nie m�g� zadzwoni� do lekarzy w leprozorium. Odes�aliby go na powr�t do Luisiany. Leczyliby go, �wiczyli i doradzaliby mu. Przywr�ciliby go z powrotem do �ycia, tak jakby tylko jego choroba mia�a znaczenie, jakby m�dro�� by�a tylko powierzchowna, a smutek, wyrzuty sumienia i przera�enie by�y jedynie z�udzeniem, lustrzanym trikiem, nie pasuj�cym do chrom�w, porcelany, czysto�ci, bieli, sztywnych szpitalnych prze�cierade� i jarzeniowego �wiat�a. Zostawiliby go nierealnemu �wiatu jego pasji. Covenant poczu�, �e chrapliwie chwyta oddech, dyszy, jakby powietrze w pokoju by�o zbyt zje�cza�e dla jego p�uc. Potrzebowa�... potrzebowa�. Gor�czkowo wykr�ci� numer informacji i zdoby� telefon nocnego klubu, w kt�rym pi� w sobotni wiecz�r. Uzyska� po��czenie, a jaka� kobieta znudzonym g�osem oznajmi�a, �e Susie Thurston opu�ci�a nocny klub. Nim przysz�o mu na my�l, aby o to zapyta�, powiedzia�a mu, gdzie piosenkarka ma wyst�powa�. Ponownie zadzwoni� do informacji, a potem uzyska� mi�dzymiastowe po��czenie z miejscem, w kt�rym Susie Thurston mia�a wyst�powa�. Przez central� tego klubu bez zb�dnych pyta� po��czy� si� z jej garderob�. Gdy tylko us�ysza� jej niski g�os, wydysza� ochryple: � Czemu to zrobi�a�? Czy to on ci� do tego nak�oni�? Jak tego dokona�? Chc� wiedzie�... � Kim jeste�? � przerwa�a mu szorstko. � Nie mam poj�cia, o czym, do diab�a, m�wisz. Co ty sobie wyobra�asz? Ja nic ci nie zrobi�am. � Sobotni wiecz�r. Zrobi�a� mi to w sobotni wiecz�r. � Blaga, nic o tobie nie wiem. Nic ci nie zrobi�am. Odczep si�, dobrze? � Zrobi�a� to w sobotni wiecz�r. On ci� do tego nak�oni�. Nazwa�a� mnie �Berekiem�. � Berek P�r�ki by� nie �yj�cym od dawna bohaterem z jego snu. Ludzie w jego �nie, ludzie z Krainy, wierzyli, �e on jest odrodzonym Berekiem P�r�kim, wierzyli w to, poniewa� tr�d pozbawi� go dw�ch palc�w prawej r�ki. � Ten szalony stary �ebrak powiedzia�, aby� nazwa�a mnie Berekiem, i ty tak uczyni�a�. Kobieta milcza�a przez d�ug� chwil�, po czym odezwa�a si� ponownie. � Och, to ty. Ty jeste� tym facetem � ludzie w klubie powiedzieli, �e jeste� tr�dowaty. � Nazwa�a� mnie Berekiem � wychrypia� Covenant, jakby dusi� si� grobowym powietrzem domu. � Tr�dowaty � wyszepta�a. � Och, do diab�a! Mog�am ci� poca�owa�. Blaga, tak mnie nabra�e�. Cholernie przypomina�e� mojego przyjaciela. � Berek � j�kn�� Covenant. � Co... Berek? �le mnie zrozumia�e�. Powiedzia�am Berrett. Berrett Williams jest moim przyjacielem. Od dawna si� znamy. Wiele si� od niego nauczy�am, ale on ca�y czas kr�ci� i zgrywa� si�. Niewa�ne, to by� pajac. Przyj�cie na m�j wyst�p bez mojej wiedzy by�o w jego stylu. A ty wygl�da�e�... � To on ci� do tego nak�oni�. Ten stary �ebrak sprawi�, �e to zrobi�a�. On pr�buje mi co� zrobi�. � Blaga, masz tr�d m�zgu. Nie znam �ebrak�w. Kr�ci si� wok� mnie wystarczaj�co du�o bezu�ytecznych starc�w. Powiedz, a mo�e ty jeste� Berrettem Williamsem. To przypomina jeden z jego kawa��w. Berrett, niech ci� diabli, je�li mnie znowu nabierasz... Covenanta ponownie chwyci�y md�o�ci. Od�o�y� s�uchawk� i z�apa� si� za brzuch. Ale jego �o��dek by� zbyt pusty, aby m�g� wymiotowa�; nie jad� od czterdziestu o�miu godzin. Otar� pot z oczu zmartwia�ymi palcami i ponownie wykr�ci� numer informacji. Od na wp� zaschni�tego myd�a na palcach zacz�y go piec oczy i zasz�y mg��. Otrzyma� numer, o kt�ry mu chodzi�o, i wybra� kolejne zamiejscowe po��czenie. � Ministerstwo Obrony � odezwa� si� lakoniczny wojskowy g�os. Covenant zamruga� oczyma, pr�buj�c usun�� z nich piek�c� mikstur�, kt�ra wype�nia�a je niczym wstyd. � Chcia�bym rozmawia� z Hile Troyem � odpowiedzia�. Troy r�wnie� by� postaci� z jego snu, ale upiera� si�, �e istnia� naprawd�, �e by� mieszka�cem prawdziwego �wiata, nie wymys�em sennego koszmaru Covenanta. � Hile Troy? Chwileczk�, sir. � Covenant s�ysza� szybko przerzucane kartki. � Sir, nie mam nikogo takiego na li�cie. � Hile Troy � powt�rzy� Covenant. � Pracuje w jednym z waszych... w jednej z waszych grup m�zgowc�w. Mia� wypadek. Je�li nie zgin��, to powinien by� ju� z powrotem w pracy. � Sir, je�li jest tak, jak pan m�wi, to nale�y on do tajnego personelu. � G�os wojskowego straci� cz�� swej lakoniczno�ci. � Nie mog� pana z nim skontaktowa�, nawet gdybym go mia� na li�cie. � Po prostu daj go do telefonu � j�kn�� Covenant. � On b�dzie chcia� ze mn� rozmawia�. � Jak si� pan nazywa, sir? � On b�dzie chcia� ze mn� rozmawia�. � By� mo�e, ale musz� zna� pa�skie nazwisko. � Och, do diab�a! � Covenant otar� oczy wierzchem d�oni, po czym powiedzia� zniech�cony: � Jestem Thomas Covenant. � W porz�dku, sir. Po��cz� pana z majorem Rolle. By� mo�e on b�dzie m�g� panu pom�c. Na linii zapanowa�a cisza. W tle Covenant s�ysza� seri� metalicznych klikni��, podobnych do tykania zwiastuj�cego �mier�. Stawa� si� coraz bardziej napi�ty. Rana na czole pulsowa�a niczym krzyk. Przycisn�� s�uchawk� do g�owy i obj�� si� wolnym ramieniem, usi�uj�c zapanowa� nad sob�. Gdy linia ponownie o�y�a, ledwie m�g� si� powstrzyma�, by nie zawy� do s�uchawki. � Pan Covenant? � powiedzia� uprzejmy, ujmuj�cy g�os. � Jestem major Rolle. Mamy problemy ze zlokalizowaniem osoby, z kt�r� chcia� pan rozmawia�. To du�e ministerstwo � rozumie pan. Czy m�g�by pan powiedzie� o nim co� wi�cej? � Nazywa si� Hile Troy. Pracuje w jednej z waszych grup m�zgowc�w. Jest �lepy. � S�owa dr�a�y Covenantowi na ustach, jakby zamarza�. � �lepy, m�wi pan? Panie Covenant, wspomina� pan o jakim� wypadku. Czy m�g�by pan mi powiedzie�, co sta�o si� temu Hile Troyowi? � Po prostu daj mi z nim porozmawia�. Jest tam czy nie? Major zawaha� si�. � Panie Covenant � powiedzia� po chwili � nie mamy w tym ministerstwie �lepych ludzi. Czy m�g�by pan poda� mi �r�d�o swych informacji? Obawiam si�, �e pad� pan ofiar�... Covenant zacz�� nagle krzycze� w�ciekle. � Wypad� z okna, gdy w jego mieszkaniu wybuch� po�ar, i zgin��! Nigdy nawet nie istnia�! W dzikiej pasji wyrwa� sznur telefonu z gniazdka, po czym cisn�� aparatem w zegar wisz�cy na �cianie salonu. Telefon uderzy� w tarcz� zegara, odbi� si� od niej i spad� na pod�og�, tak jakby by� odporny na zniszczenie, ale zegar zadr�a� i rozpad� si� na kawa�ki. � By� martwy od wielu dni! Nigdy nie istnia�! W przyst�pie furii waln�� i kopn�� stolik do kawy zmartwia��, obut� nog�. Stolik wywr�ci� si�, podskoczy� na dywanie i rozbi� ramk� zdj�cia Joan. Covenant kopn�� go ponownie i z�ama� mu nog�. Potem kopn�� kanap� i poku�tyka� do rega��w z ksi��kami. Jeden po drugim poprzewraca� je na pod�og�. Po kilku chwilach mi�y porz�dek, jaki panowa� w pokoju tr�dowatego, zmieni� si� w niebezpieczny chaos. Covenant natychmiast pop�dzi� do sypialni. Pozbawionymi czucia palcami wyci�gn�� scyzoryk z kieszeni, otworzy� go i poci�� na strz�py poplamion� krwi� poduszk�. Potem, gdy pierze niczym �nieg opad�o na ��ko i komody, wsun�� n� z powrotem do kieszeni i wyszed� z domu trzaskaj�c drzwiami. Pobieg� do lasu rosn�cego za Haven Farm, ku stoj�cej na odludziu chacie, w kt�rej mie�ci�a si� jego pracownia. Skoro nie potrafi� m�wi� o swym strapieniu, to by� mo�e potrafi�by o nim napisa�. Gna� �cie�k�, a jego palce ju� nerwowo kurczy�y si� gotowe wystuka�: Pom� mi, pomocy, pomocy, pomocy! Gdy jednak dotar� do chaty, stwierdzi�, �e jej wn�trze wygl�da tak, jakby on ju� tu by�. Drzwi by�y wyrwane z zawias�w, kad�ub jego maszyny do pisania le�a� zmaltretowany po�r�d �mietniska papier�w. Zrujnowane pomieszczenie by�o powalane ekskrementami, a pokoiki cuchn�y uryn�. Pocz�tkowo gapi� si� na to pobojowisko, jakby przy�apa� si� na zaniku pami�ci. Nie przypomina� sobie, aby co� takiego robi�. Wiedzia�, �e tego nie zrobi�; to by� wandalizm, atak skierowany na niego, podobnie jak przed wieloma dniami czy tygodniami spalenie jego stajni. Obraz tych nieoczekiwanych zniszcze� oszo�omi� go. Na chwil� zapomnia� o tym, co w�a�nie uczyni� ze swym domem. Nie jestem gwa�townym cz�owiekiem, pomy�la�. Nie jestem. Ciasnota wn�trza chaty zdawa�a si� wali� na niego ze wszystkich �cian. Pier� �cisn�y mu duszno�ci. Po raz trzeci chwyci�y go md�o�ci, ale nie m�g� wymiotowa�. Dysz�c przez zaci�ni�te z�by, uciek� do lasu. Zrazu porusza� si� bez celu, gna� swe wyniszczone cia�o, jak m�g� najszybciej w g��b lasu, kierowa�a nim jedynie ch�� ucieczki. Ale gdy na wzg�rza sp�yn�y promienie zachodz�cego s�o�ca, a zmierzch zatar� �cie�ki, skierowa� swe kroki ku miastu. My�l o ludziach wabi�a go niczym urok. Potykaj�c si�, brn�� w zmierzchaj�cym �wietle wiosennego wieczoru, a jego sercem targn�� przyp�yw dziwnego, irracjonalnego uczucia nadziei. Raz po raz przychodzi�o mu na my�l, �e ju� sam widok szczerej, nie czyni�cej mu wyrzut�w twarzy uspokoi�by go, przywr�ci� mu panowanie nad trudnym po�o�eniem. L�ka� si� widoku takiej twarzy. Bezwzgl�dny wyrok jej zdrowia by�by ponad jego si�y. Mimo to przedziera� si� niezdarnie przez las niczym �ma w na wp� dobrowolnej ofierze. Nie m�g� si� oprze� ozi�b�emu kuszeniu ludzi, powabowi i b�lowi swego zwyk�ego �miertelnego cia�a. Pomocy! Drga� przy ka�dym uderzeniu okrutnej nadziei. Pom�cie mi! Gdy jednak zbli�y� si� do miasta � gdy wyszed� z lasu na ty�ach rozproszonych dom�w, kt�re niczym ochronny pier�cie� otacza�y centrum miasteczka � nie potrafi� zdoby� si� na odwag�, by podej�� bli�ej. O�wietlone jasno okna, ganki i podjazdy zdawa�y si� nie do przebycia: musia�by stawi� czo�o nadmiernemu o�wietleniu, zbytnio si� ods�oni�, aby dotrze� do jakichkolwiek drzwi, bez wzgl�du na to, czy by�by tam widziany mile czy nie. Noc by�a jedyn� os�on�, jaka mu pozosta�a. Skaml�c z powodu zawiedzionych nadziei, usi�owa� posuwa� si� naprz�d. Szed� od domu do domu, usi�uj�c znale�� taki, kt�ry ofiarowa�by mu najl�ejszy cie� nadziei na pocieszenie. Ale �wiat�a nie zaprasza�y go. Jawna nieprzyzwoito�� narzucania si� nie�wiadomym niczego ludziom w ich domach powi�kszy�a jedynie trzymaj�cy go na uboczu l�k. Nie potrafi� okpi� m�czyzn i kobiet �yj�cych w sanktuariach za jasno�ci� okien. Nie ud�wign��by ju� ci�aru �adnej ofiary. W ten spos�b � przemykaj�c chy�kiem kra�cami miasta niczym duch, upi�r niezdolny do straszenia � min�� domy, a potem wr�ci� po swych �ladach do Haven Farm, niczym gnany wiatrem suchy li��, kruchy i podatny na ogie�. W ci�gu nast�pnych trzech dni w chwilach goryczy mia� ochot� spali� sw�j dom, zamieni� go w pochodni� � uczyni� z niego stos pogrzebowy swej nieczysto�ci. W momentach przyp�ywu mniej gwa�townych uczu� pragn�� po prostu podci�� sobie �y�y � otworzy� je i pozwoli�, aby wyp�yn�a powolna n�dza jego nerwowego za�amania. Nie potrafi� si� jednak zdecydowa� na �adne z tych dzia�a�. Targany wizjami okropno�ci zdawa� si� traci� moc podejmowania decyzji. Odrobin� silnej woli, kt�ra mu pozosta�a, spo�ytkowa� na odmawianie sobie jedzenia i wypoczynku. Ju� raz obywa� si� bez jedzenia. G��d pom�g� mu przebrn�� przez las oszustw, kt�rymi siebie mami�, i doprowadzi� go do u�wiadomienia sobie potworno�ci, jakiej dopu�ci� si� wobec Leny, matki Eleny. Teraz pragn�� uczyni� to samo; chcia� przebi� si� przez wszystkie wym�wki, usprawiedliwienia, argumenty obrony i stawi� czo�o najczarniejszej postaci swego za�amania. Je�li mu si� to nie uda, b�dzie tak jak Elena oszukiwa� si� ka�dym wyci�gni�tym, nieprawdziwym wnioskiem. Jednak�e g��wn� przyczyn� jego walki z g��bok� potrzeb� odpoczynku by�a obawa przed tym, co mog�o mu si� przydarzy�, gdyby zasn��. Nauczy� si�, �e niewinny nie �pi. Poczucie winy rodzi si� w snach. �adne z tych wyrzecze� nie wzi�o g�ry. Md�o�ci skr�caj�ce mu ustawicznie �o��dek powstrzymywa�y go przed jedzeniem. A jego op�akany stan nie pozwala� mu odej��. Powstrzymywa�o go to i uwiera�o niczym uprz��; zdawa�o si� ociera� mu dusz�. Gdy tylko czu� si� zagro�ony ub�stwem swych �rodk�w zaradczych, wypada� z domu niczym zab��kany wicher i p�dzi� przez wzg�rza, ca�ymi milami w g�r� i w d� poro�ni�tego drzewami koryta Righters Creek. A gdy by� zbyt wyczerpany, k�ad� si� w salonie na po�amanych meblach. By�o mu na nich zbyt niewygodnie, aby zasn�� na tyle g��boko, by �ni�. Przez ca�y ten czas nie zajmowa� si� w og�le rozwojem swej choroby. Zaniedbywa� WKS � Wizualn� Kontrol� Sk�ry, od kt�rej zale�a�o powodzenie jego walki z rozwijaj�cym si� tr�dem � i inne samoobronne nawyki, tak jakby straci�y dla niego wszelkie znaczenie. Nie za�ywa� lekarstw, kt�re w swoim czasie zatrzyma�y rozw�j choroby. Czo�o zacz�o mu ropie�; zimna dr�twota w�era�a si� powoli coraz g��biej w nerwy jego r�k i n�g. Akceptowa� taki stan rzeczy, ignorowa� jego niebezpiecze�stwo. To by�o s�uszne, zas�u�y� sobie na to. Pomimo to, ka�dego wieczoru ogarnia�o go przeczucie zbli�aj�cej si� �mierci. W pos�pnym �wietle zapadaj�cego zmroku ch�� zobaczenia innych ludzi stawa�a si� nie do zniesienia; zaci�ga�a go, pluj�cego i zgrzytaj�cego z�bami, w ciemno�ci poza �wiat�a dom�w miasteczka. Co wiecz�r pr�bowa� zbli�y� si� do drzwi domu, kt�regokolwiek domu. Ale nie potrafi� znale�� w sobie tyle odwagi, aby przest�pi� linie �wiat�a. Ludzie znajduj�cy si� o rzut kamieniem pozostawali tak nieosi�galni, jakby zamieszkiwali inny �wiat. Ka�dego wieczoru by� zdany na pastw� swej nie ust�puj�cej s�abo�ci � i pulsuj�cego b�lu, kt�ry wype�nia� mu czaszk� w miar�, jak post�powa�a infekcja czo�a. Elena zgin�a przez niego. By�a jego c�rk� i kocha� j�. A jednak schwyta� j� w zasadzk� �mierci. Ona nigdy nawet nie istnia�a. Nie potrafi� znale�� na to odpowiedzi. P�niej, w czwartkowy wiecz�r, schemat jego niemocy uleg� za�amaniu. Podczas bezowocnej eskapady do jego �wiadomo�ci dotar�y odg�osy tajemniczego o�ywienia. D�wi�k wznosi� si� i opada� niczym g�os m�wcy, a pomi�dzy strofami s�ysza� �piewy. Bezcielesne g�osy brzmia�y w mroku �a�obnie, niczym zaproszenie na zgromadzenie pot�pionych dusz. Elena by�a �piewaczk�, c�rk� z rodziny �piewak�w. Pod��a� za porywaj�cym smutkiem melodii, niezdarnie odszukuj�c drog� w spowitych nocnym mrokiem kra�cach miasta. D�wi�ki powiod�y go obok dom�w, wok� miasta, wzd�u� drogi ku nieurodzajnym polom, kt�re s�u�y�y mieszka�com za plac defilad przy okazji wszelkich patriotycznych obchod�w. Nieliczni ludzie nadal spieszyli w kierunku p�l, tak jakby byli sp�nieni. Covenant unika� spotkania z nimi, trzymaj�c si� z dala od drogi. Po dotarciu na plac defilad stwierdzi�, �e na �rodku rozbito ogromny namiot. Jego boki by�y podwini�te, tak �e bi�o spod nich jasne �wiat�o latarni. Namiot by� pe�en ludzi. Siadali w�a�nie na �awkach po sko�czonych �piewach. W czasie tego poruszenia kilku porz�dkowych wskazywa�o sp�nialskim ostatnie wolne miejsca. �awki sta�y w ciasnych rz�dach przed szerokim podwy�szeniem z przodu namiotu. Za ci�kim pulpitem siedzia�o na nim trzech m�czyzn, a za nimi znajdowa� si� prowizoryczny o�tarz, pospiesznie zbity z sosnowych desek i smutnie ozdobiony krzywymi �wiecami i podniszczonym z�otym krzy�em. Ludzie usadowili si� na �awkach, a w�wczas jeden z m�czyzn na podwy�szeniu � niski, t�gawy, ubrany w czarny garnitur i poszarza�� bia�� koszul� � wsta� i podszed� do pulpitu. � Pom�dlmy si� � powiedzia� dono�nym, zmuszaj�cym do pos�usze�stwa g�osem. Wszyscy ludzie pochylili g�owy. Covenant zamierza� oddali� si� z niesmakiem, ale powstrzyma�a go spokojna pewno�� tonu m�czyzny. Przys�uchiwa� si� niech�tnie cz�owiekowi, kt�ry z�o�y� r�ce na pulpicie i modli� si� cicho. � Kochany Jezu, nasz Panie i Zbawco � prosz� zwr�� swe spojrzenie na zgromadzone tu duszyczki. Zajrzyj do ich serc, Panie � zobacz b�l, krzywdy, samotno�� i smutek � tak, i grzech � i t�sknot� za Tob�, Panie, ukryt� w ich sercach. Pociesz ich, Panie. Pom� im, uzdr�w ich. Naucz ich pokoju, daj pozna� cudown� moc modlitwy do Ciebie, Panie. Amen. � Amen � odpowiedzieli razem ludzie. G�os m�czyzny poruszy� Covenanta. Dos�ysza� w nim co�, co brzmia�o jak szczero��, jak zwyk�e wsp�czucie. Nie m�g� by� tego pewny; sny przekona�y go, �e niewiele wiedzia� o szczero�ci. Ale nie odszed�. Miast tego, gdy ludzie unosili swe g�owy po modlitwie, ostro�nie przesun�� si� ku �wiat�u, podszed� na tyle blisko, by przeczyta� du�y napis umieszczony przy drodze. Brzmia� on: Krucjata WIELKANOCNA Dr B. Sam Johnson wskrzesiciel i uzdrowiciel od dzi� do niedzieli tylko Do pulpitu na podwy�szeniu podszed� inny m�czyzna. Nosi� koloratk�, a na szyi mia� srebrny krzy�. Poprawi� na nosie ci�kie okulary i rozpromieniony zwr�ci� si� do ludzi. � Jestem zachwycony � rzek� � obecno�ci� tutaj dr. Johnsona i Matthew Logana. W ca�ym stanie s� oni znani ze swej wspania�ej pos�ugi duchowej. Nie musz� wam m�wi�, jak bardzo potrzebujemy tu wskrzeszenia � jak wielu z nas potrzebuje odzyskania tej uzdrawiaj�cej wiary, szczeg�lnie w okresie �wi�t wielkanocnych. Dr Johnson i Mr. Logan pomog� nam wr�ci� ku niezr�wnanej �asce boskiej. Niski, ubrany na czarno m�czyzna ponownie wsta� i zabra� g�os. � Dzi�kuj�, sir. � Pastor zawaha� si�, po czym odszed� od pulpitu, tak jakby zwolniono go � jakby przerwano mu we wst�pnej fazie kwiecistego wprowadzenia � a dr Johnson ci�gn�� dalej g�adko. � Przyjaciele, oto m�j drogi brat w Chrystusie, Matthew Logan. S�yszeli�cie jego cudowny, przecudowny �piew. Teraz przeczyta dla nas s�owo Bo�e. Brat Logan. Matthew Logan podszed� do pulpitu, a jego zwalista posta� wyra�nie g�rowa�a nad dr. Johnsonem. Zdawa� si� nie mie� w og�le karku, a jednak g�owa spoczywaj�ca na szerokich barkach g�rowa�a p� jarda nad g�ow� jego towarzysza. Pewnym ruchem przekartkowa� masywn�, czarn� Bibli� le��c� na pulpicie, odszuka� w�a�ciwe miejsce i pochyli� g�ow�, aby z szacunkiem odczyta� s�owo Bo�e. Zacz�� bez wst�pu: �Je�eli nie b�dziecie Mnie s�ucha� i nie b�dziecie wykonywa� tych wszystkich nakaz�w, je�eli b�dziecie gardzi� moimi ustawami, je�eli b�dziecie si� brzydzi� moimi wyrokami, tak �e nie b�dziecie wykonywa� moich nakaz�w i z�amiecie moje przymierze, to i Ja obejd� si� z wami odpowiednio: ze�l� na was przera�enie, wycie�czenie i gor�czk�, kt�re prowadz� do �lepoty i rujnuj� zdrowie. Wtedy na pr�no b�dziecie siali wasze ziarno. Zjedz� je wasi nieprzyjaciele. Zwr�c� oblicze przeciwko wam, b�dziecie pobici przez nieprzyjaci�. Ci, kt�rzy was nienawidz�, b�d� rz�dzili wami, a wy b�dziecie ucieka� nawet wtedy, kiedy was nikt nie b�dzie �ciga�. (...) Rozbij� wasz� dumn� pot�g�, sprawi�, �e niebo b�dzie dla was jak z �elaza, a ziemia jak z br�zu. Na pr�no b�dziecie si� wysila� � wasza ziemia nie wyda �adnego plonu, a drzewo na ziemi nie da owoc�w. Je�eli [nadal] b�dziecie post�powa� Mnie na przek�r i nie zechcecie Mnie s�ucha�, ze�l� na was siedmiokrotne kary za wasze grzechy: ze�l� na was dzikie zwierz�ta, kt�re po�r� wasze dzieci, zniszcz� byd�o, zmniejsz� zaludnienie, tak �e wasze drogi opustoszej�. Je�eli i wtedy nie poprawicie si� i b�dziecie post�powa� Mnie na przek�r, to i Ja post�pi� wam na przek�r i b�d� was kara� siedmiokrotnie za wasze grzechy. Ze�l� na was miecz, kt�ry si� pom�ci za z�amanie przymierza. Je�eli wtedy schronicie si� do miast, ze�l� zaraz� pomi�dzy was, tak �e wpadniecie w r�ce nieprzyjaci�.� Covenant czu�, �e ulega urokowi recytowanych przez Matthew Logana s��w. Obietnica kary chwyci�a go za serce; usidli�a go tak, jakby czyha�a w zasadzce na jego szar�, wyn�dznia�� dusz�. Sztywno, mimowolnie, ruszy� w kierunku namiotu, jakby kl�twa przyci�ga�a go do siebie. �Je�eli i wtedy nie b�dziecie Mi pos�uszni i b�dziecie Mi post�powa� na przek�r, to i Ja z gniewem wyst�pi� przeciwko wam i ze�l� na was siedmiokrotne kary za wasze grzechy. B�dziecie jedli cia�o syn�w i c�rek waszych. Zniszcz� wasze wy�yny s�oneczne, rozbij� wasze stele, rzuc� wasze trupy na trupy waszych bo�k�w, b�d� si� brzydzi� wami. Zamieni� w ruiny wasze miasta, spustosz� wasze miejsca �wi�te, nie b�d� wch�ania� przyjemnej woni waszych ofiar. Ja sam spustosz� ziemi�, tak �e b�d� si� zdumiewa� wasi wrogowie, kt�rzy j� wezm� w posiadanie. Was samych rozprosz� mi�dzy narodami, dob�d� za wami miecza, ziemia wasza b�dzie spustoszona, miasta zburzone. Wtedy ziemia b�dzie obchodzi� swe szabaty przez wszystkie dni swego spustoszenia� (Kp� 26, 14-34) . Covenant pochyli� si� pod po�� namiotu, wszed� do �rodka i stan�� obok porz�dkowego na ty�ach namiotu. Porz�dkowy zerkn�� na niego podejrzliwie, ale nie poruszy� si�, aby wskaza� mu miejsce siedz�ce. W drugim ko�cu namiotu, wysoko na podwy�szeniu sta� Matthew Logan niczym okrutny patriarcha rozdzielaj�cy r�wno kary na pochylone, wystawione na ciosy g�owy ni�ej niego. Kl�twa wzbiera�a w Covenancie wzburzeniem i l�ka� si�, �e wybuchnie, nim wyst�pienie dobiegnie ko�ca. Matthew Logan przerwa� i ponownie zacz�� wertowa� Bibli�. Odszuka� nowy fragment i czyta� spokojniej: �Kto bowiem spo�ywa i pije nie zwa�aj�c na Cia�o [Pa�skie], wyrok sobie spo�ywa i pije. Dlatego to w�a�nie wielu w�r�d was s�abych i chorych i wielu te� umar�o. Je�eli za� sami siebie os�dzimy, nie b�dziemy s�dzeni. Lecz gdy jeste�my s�dzeni przez Pana, upomnienie otrzymujemy, aby�my nie byli pot�pieni ze �wiatem� (1 Kor 11, 29-32). Logan zatrzasn�� Bibli� i powolnym krokiem wr�ci� na swe miejsce. Natychmiast poderwa� si� na nogi dr B. Sam Johnson. Zdawa� si� tryska� energi�; nie m�g� doczeka� si� zabrania g�osu. Szcz�ki dr�a�y mu z emocji, gdy zwr�ci� si� do swych s�uchaczy. � Przyjaciele, jak�e cudowne s� s�owa Boga! Jak�e szybko chwytaj� za serce. Jakie� pocieszenie nios� chorym, ciemi�onym, s�abym. I jak�e �atwo sprawiaj�, �e nawet najczystsi z nas p�on� wstydem. S�uchajcie, przyjaciele! S�uchajcie s��w Apokalipsy: �Ja pragn�cemu dam darmo pi� ze �r�d�a wody �ycia. Zwyci�zca to odziedziczy i b�d� Bogiem dla niego, a on dla mnie b�dzie synem. A dla tch�rz�w, niewiernych, obmierz�ych, zab�jc�w, rozpustnik�w, gu�larzy, ba�wochwalc�w i wszelakich k�amc�w: udzia� w jeziorze gorej�cym ogniem i siark�. To jest �mier� druga� (Ap 21, 6-8). � Cudowne, cudowne s�owa Bo�e. W jednym kr�tkim ust�pie s�yszeli�my dwa wielkie przes�ania Biblii � Stary i Nowy Testament. Brat Logan przeczyta� wam najpierw fragment ze Starego Testamentu, z Ksi�gi Kap�a�skiej, rozdzia� 26. Wys�uchali�cie tych s��w, przyjaciele? Czy wys�uchali�cie ich ca�ym sercem? To g�os Boga, Boga Wszechmog�cego. On nie owija� w bawe�n�, przyjaciele. Nie b��dzi� w op�otkach. Nie kry� istoty sprawy pod p�aszczykiem pi�knych s��wek i wymy�lnego j�zyka. Nie! On m�wi: je�li zgrzeszycie, je�li z�amiecie me przykazania, to ze�l� na was przera�enie i chorob�. Uczyni� wasz� ziemi� nieurodzajn� i ze�l� na was plagi i zaraz�. A je�li nadal b�dziecie grzeszy�, uczyni� z was kanibali i kaleki. �Wtedy ziemia b�dzie obchodzi� swoje szabaty przez wszystkie dni swego spustoszenia�. A wiecie, jak brzmi� przykazania, przyjaciele? Mog� je wam stre�ci� w s�owach z Apokalipsy. �Nie b�d�cie tch�rzliwi, niewierni, obmierzli�. Mniejsza o morderstwo, cudzo��stwo, czarnoksi�stwo, ba�wochwalstwo, k�amstwo. My wszyscy tutaj zgromadzeni jeste�my dobrymi lud�mi. Ale czy nigdy nie czuli�cie l�ku? Czy nigdy nawet odrobin� nie os�ab�a wasza wiara? Czy wasze serca i umys�y zawsze by�y czyste? �Wtedy ziemia b�dzie obchodzi� swoje szabaty przez wszystkie dni swego spustoszenia�. Aposto� Pawe� nazwa� rzeczy po imieniu. Powiedzia�: �Dlatego to w�a�nie wielu w�r�d was s�abych i chorych i wielu te� umar�o�. Ale Jezus poszed� dalej. Powiedzia�: �Id�cie ode Mnie, przekl�ci, w ogie� wieczny, przygotowany diab�u i jego anio�om!� Czy�bym s�ysza� wasze sprzeciwy? Czy�bym s�ysza�, jak niekt�rzy z was m�wi� do siebie: �Nikt nie mo�e by� a� tak czysty. Jestem cz�owiekiem. Nie mog� by� doskona�y�. Macie s�uszno��! Oczywi�cie, macie s�uszno��. Ale prawo zes�ane przez Boga nie dba o wasze usprawiedliwienia. Je�li jeste� chromy, masz artretyzm, je�li �lepniesz lub s�abnie ci serce, je�li jeste� kalek�, masz stwardnienie rozsiane, cukrzyc� lub cokolwiek innego, b�d�cego w istocie paradnym okre�leniem na grzech, to mo�esz by� pewny, �e spad�a na ciebie kl�twa Boga. Lecz nie my�lcie, �e jeste�cie bezpieczni, je�li jeste�cie w dobrym zdrowiu! Macie po prostu szcz�cie, �e B�g nie postanowi� �z gniewem wyst�pi� przeciwko wam�. Nie mo�ecie by� bez skazy, przyjaciele. A prawo nie dba o to, jak bardzo si� staracie. Miast powtarza� sobie, jakie to pr�ne wysi�ki czynili�cie, pos�uchajcie Biblii. W Starym Testamencie powiedziano to jasno: �Tr�dowaty, kt�ry podlega tej chorobie, b�dzie mia� rozerwane szaty, w�osy w nie�adzie, brod� zas�oni�t� i b�dzie wo�a�: Nieczysty, nieczysty�. Teraz m�wca mia� ju� swych s�uchaczy w gar�ci. Jego d�wi�czny g�os po��czy� wszystkich w grup� naznaczon� �miertelno�ci� i s�abo�ciami. Nawet Covenant zapomnia�, �e jest intruzem w tym p��ciennym przybytku; dos�ysza� w tej przemowie tak wiele osobistych w�tk�w, �e nie potrafi� im si� oprze�. Pragn�� wierzy�, �e jest przekl�ty. � Przyjaciele � podj�� g�adko dr Johnson � w istocie straszna to dla nas chwila, gdy uderza choroba, b�l lub gdy zostajemy okaleczeni i nie mo�emy d�u�ej uchodzi� za czystych. Ale nie powiedzia�em wam jeszcze o Ewangelii. Czy pami�tacie s�owa Chrystusa: �Kto chce znale�� swe �ycie, straci je, a kto straci swe �ycie z mego powodu, znajdzie je� (Mt 10, 39)? S�yszeli�cie, co m�wi� Pawe�: �Lecz gdy jeste�my s�dzeni przez Pana, upomnienie otrzymujemy, aby�my nie byli pot�pieni ze �wiatem� (1 Kor 11, 32)? S�yszeli�cie s�owa autora Apokalipsy: �Ten, kt�ry zwyci�y, przejmie dziedzictwo, a ja b�d� jego Bogiem, a on mym synem�? Ten medal ma dwie strony, przyjaciele. Prawo jest jedynie po�ow� Bo�ego przekazu. Druga po�owa to karanie, dziedzictwo, przebaczenie, uzdrowienie � mi�osierdzie, kt�re dor�wnuje Bo�ej sprawiedliwo�ci. Czy� musz� wam przypomina�, �e Syn Bo�y uzdrowi� ka�dego, kto Go o to prosi�? Nawet tr�dowatych? Czy� musz� wam przypomina�, �e zawis� na krzy�u, skazany na m�ki i ha�b�, aby odkupi� nasze grzechy? Czy� musz� wam przypomina�, �e gwo�dzie rozdar�y jego d�onie i stopy? �e bok przebi�a mu w��cznia? �e by� martwy przez trzy dni? Martwy i skazany na piekielne m�ki? Przyjaciele, On uczyni� to tylko z jednego powodu. On uczyni� to, aby odkupi� ca�e nasze tch�rzostwo, niedowiarstwo, nieprzestrzeganie dni �wi�tych, aby�my mogli by� uzdrowieni. A wszystko, co musimy uczyni�, by dost�pi� uzdrowienia, to uwierzy� w nie, zaakceptowa� i mi�owa� Go za to. Wszystko, co musimy uczyni�, to powt�rzy� za cz�owiekiem, kt�rego dziecko umiera�o: �Wierz�; Panie, pom� mnie niewiernemu!� Pi�� prostych s��w, przyjaciele. Gdy p�yn� z g��bi serca, s� wystarczaj�c� zap�at� za ca�e kr�lestwo sprawiedliwo�ci. Jak na dany znak, Matthew Logan wsta� i zacz�� �piewa� cichym dyszkantem �Ju� si� nie b�j, Pan przy boku twym�. Dr Johnson z�o�y� d�onie i powiedzia�: � Pom�dlcie si� ze mn�, przyjaciele. Natychmiast g�owy wszystkich s�uchaczy pochyli�y si�. Covenant r�wnie� pochyli� g�ow�, ale w tej pozycji rana na czole pali�a go szczeg�lnie mocno. Podni�s� ponownie wzrok, gdy dr Johnson powiedzia�: � Zamknijcie oczy, przyjaciele. Usu�cie ze swych my�li s�siad�w, dzieci, rodzic�w, wsp�ma��onk�w. Usu�cie wszystko, co rozprasza wasze my�li. Sp�jrzcie w g��b siebie, przyjaciele. Us�yszycie g�os Boga, m�wi�cego: �Jeste�cie niepewni, jeste�cie w potrzebie�. M�dlcie si� w duszy wraz ze mn�. �wi�ty Jezu, Ty� nasz� jedyn� nadziej�. Jedynie Twe boskie mi�osierdzie mo�e uzdrowi� chorob�, kt�ra niszczy nasz� odwag�, rozk�ada korzenie naszej wiary, czyni nas nieczystymi w Twych oczach. Jedynie Twe dotkni�cie, Panie, potrafi uleczy� chorob� niszcz�c� pok�j. Ods�aniamy przed Tob� swe serca, Panie. Dopom� nam znale�� odwag�, aby wypowiedzie� owych pi�� trudnych, jak�e trudnych s��w: �Wierz�; Panie, pom� mnie niewiernemu!� Panie, prosz� daj nam odwag�, by�my mogli by� uzdrowieni. Nie przerywaj�c, wyci�gn�� ramiona ponad s�uchaczy i ci�gn�� dalej: � Czy czujecie Jego ducha, przyjaciele? Czy czujecie Go w swych sercach? Czujecie palec Jego sprawiedliwo�ci, badaj�cy chore miejsca w waszych duszach i cia�ach? Je�li tak, to wyst�pcie i pozw�lcie, abym wraz z wami pomodli� si� za uzdrowienie. Pochyli� g�ow� w cichej pro�bie, czekaj�c na skruszonego, kt�ry odpowie na jego wezwanie. Ale Covenant ju� szed� pomi�dzy �awkami. Porz�dkowy chcia� go ukradkiem zatrzyma�, ale cofn�� si�, gdy kilku ze s�uchaczy podnios�o wzrok. Covenant przemaszerowa� gor�czkowym krokiem przez namiot, wspi�� si� po surowych, drewnianych schodach na podwy�szenie i stan�� przed dr. Johnsonem. Oczy mu b�yszcza�y, gdy odezwa� si� ochryp�ym szeptem: � Pom� mi. M�czyzna by� ni�szy, ni� wygl�da� z widowni. Jego czarny garnitur by� powycierany, a koszula brudna od d�ugiego u�ywania. Nie goli� si� ostatnio; sztywne, posiwia�e bokobrody przydawa�y szorstko�ci szcz�kom i policzkom. Na jego twarzy pojawi� si� wyraz niepewno�ci � niemal trwogi � gdy Covenant przed nim stan��, ale szybko przes�oni� go dobrotliwo�ci� i powiedzia� spokojnym, d�wi�cznym g�osem: � Pom�c ci, synu? Jedynie B�g mo�e ci pom�c, ale ja z rado�ci� przy��cz� si� do modlitwy ka�dej skruszonej duszy. � Stanowczym ruchem po�o�y� r�k� na ramieniu Covenanta. � Kl�knij, synu, i m�dl si� wraz ze mn�. Popro�my wsp�lnie Pana o pomoc. Covenant chcia� kl�kn��, chcia� podda� si� rozkazuj�cemu czarowi r�ki i g�osu dr. Johnsona, ale jego kolana parali�owa�o wycie�czenie i poczucie pilno�ci jego sprawy. B�l czo�a w�era� mu si� niczym kwas w g��b m�zgu. Czu�, �e je�li si� pochyli, to kompletnie si� za�amie. � Pom� mi � szepn�� ponownie. � Nie mog� tego znie��. Na widok oporu Covenanta twarz dr. Johnsona przybra�a surowy wyraz. � Czy czujesz skruch�, synu? � zapyta� powa�nie. � Czy odnalaz�e� ju� chore miejsce grzechu w swej duszy? Czy szczerze pragniesz do�wiadczy� mi�osierdzia Boga Wszechmog�cego? � Jestem chory � odpar� Covenant, jakby odmawia� litani�. � Dopu�ci�em si� zbrodni. � I czujesz skruch�? Potrafisz ze szczerym, z g��bi serca p�yn�cym �alem wym�wi� owe trudne s�owa? Covenant mimowolnie zwar� szcz�ki. Spomi�dzy zaci�ni�tych z�b�w doby� si� jego skowyt: � Pom� mnie niewiernemu. � Synu, to nie wystarczy. Wiesz, �e to za ma�o. � Surowo�� na twarzy dr. Johnsona ust�pi�a miejsca sprawiedliwemu os�dowi. � Nie pr�buj zwie�� Boga, bo wyklnie ci� na zawsze. Czy wierzysz? Czy wierzysz w uzdrawiaj�c� moc Boga? � Ja... � Covenant usi�owa� poruszy� szcz�kami, ale z�by zaciska�y mu si�, jakby zro�ni�te rozpacz�. � Ja nie wierz�. Matthew Logan przerwa� �piew. Nag�a cisza zadzwoni�a Covenantowi w uszach niczym kpina. � Jestem tr�dowaty � wyszepta� upokorzony. Ludzie w pierwszych rz�dach nie s�yszeli go, nie rozpoznali go. Czyta� to z ich twarzy, zaciekawionych i wyczekuj�cych. Nie by� tym zaskoczony; czu�, �e iluzje, kt�rych ostatnio do�wiadcza�, zmieni�y go nie do poznania. Nawet dawno temu, kiedy jeszcze cieszy� si� zdrowiem, nigdy szczeg�lnie nie szuka� towarzystwa bardziej religijnych ludzi z miasteczka. Dr Johnson us�ysza� jednak jego s�owa. Wyba�uszy� niebezpiecznie oczy i przem�wi� tak cicho, �e jego s�owa by�y ledwie s�yszalne dla Covenanta. � Nie wiem, kto ci� do tego nam�wi�, ale nie ujdzie ci to p�azem. A potem zaraz zwr�ci� si� ponownie do ludzi zgromadzonych w namiocie. � Biedaku, majaczysz. Masz gor�czk�, to od tej zainfekowanej rany. � S�owa przeznaczone dla s�uchaczy wymawia� tchn�cym sympati� g�osem. � Bolej� nad tob�, synu. Aby oczy�ci� tw�j umys� na tyle, by dotar� do niego g�os Boga, potrzebna jest modlitwa wielkiej mocy. Bracie Logan, czy nie zechcia�by� zabra� tego biednego, chorego cz�owieka na bok i pomodli� si� z nim? Je�li B�g pob�ogos�awi twe wysi�ki zbiciem jego gor�czki, to by� mo�e poczuje skruch�. Masywne r�ce Matthew Logana zacisn�y si� niczym kleszcze na ramionach Covenanta. Jego palce wpija�y si� w niego, jakby mia�y zamiar skruszy� mu ko�ci. Niedowiarek zosta� p