9074
Szczegóły |
Tytuł |
9074 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9074 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9074 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9074 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Arthur C. Clarke
Wielki Wir
Nie jestem pierwszym cz�owiekiem na �wiecie, kt�ry wie dok�adnie kiedy i jak zginie - powtarza� sobie z gorycz� Cliff Leyland. - Niezliczona ilo�� skaza�c�w oczekiwa�a ju� swego ostatniego �witu. Tylko �e oni do samego ko�ca mogli mie� jednak jaka� nadziej�. S�dziowie s� lud�mi i mog� u�askawi� w ostatniej chwili. Od praw natury nie ma jednak �adnego odwo�ania.
Przypomnia� sobie, jak zaledwie sze�� godzin temu gwi�d��c rado�nie pakowa� swoje dziesi�� kilogram�w osobistego baga�u. Pami�ta� dok�adnie (nawet teraz, po tym, co si� wydarzy�o), jak oczami wyobra�ni widzia� Myr� w swoich ramionach, Briana i Sue, wybieraj�cych si� z nim w obiecan� podr� Nilem. Za kilka minut, kiedy Ziemia wzejdzie nad horyzontem, b�dzie m�g� znowu zobaczy� Nil...
A wszystko dlatego, �e chcia� zaoszcz�dzi� 950 dolar�w, lec�c do domu nie rakiet� pasa�ersk�, lecz katapult� frachtow�.
By� oczywi�cie przygotowany na to, �e pierwsze 12 sekund b�dzie bardzo nieprzyjemne. Wypchni�ty z elektrycznej wyrzutni pojemnik potoczy� si� wzd�u� dziesi�ciomilowego toru i wystrzeli� z Ksi�yca. Nawet pod ochron� wodnego p�aszcza w kt�rym p�ywa� ju� podczas odliczania do zera, nie oczekiwa� dwudziestu g od samego startu. I jeszcze wtedy, kiedy przyspieszenie �cisn�o pojazd, nie zdawa� sobie sprawy z niezmiernych si�, kt�re na niego dzia�a�y. Jedynym s�yszalnym d�wi�kiem by�o lekkie trzeszczenie metalowych �cianek. Dla ka�dego, kto do�wiadczy� og�uszaj�cego grzmotu startu rakiety, cisza ta by�a niepokoj�ca. Kiedy za� g�o�nik w kabinie oznajmili �Czas plus pi�� sekund, szybko�� dwa tysi�ce mil na godzin� - Cliff nie wierzy� w�asnym uszom.
Dwa tysi�ce mil na godzin� w pi�� sekund po starcie, kiedy siedem sekund ma jeszcze przed sob�! Cliff lecia� w b�yskawicy przecinaj�cej tarcz� Ksi�yca. O czasie plus siedem sekund sta�o si�!
Nawet w bezpiecznej os�onie zbiornika Cliff m�g� wyczu�, �e zdarzy�o si� co� z�ego. Otaczaj�ca go woda, dotychczas �ci�ta swym ci�arem prawie na l�d, zda�a si� nagle o�ywa�. Wprawdzie pojazd wci�� jeszcze sun�� po torze, ale by�o oczywiste, �e skoro przyspieszenie usta�o, �lizga si� ju� tylko w�asnym rozp�dem.
Nie mia� czasu, �eby si� nad tym zastanowi�, a tym bardziej, by odczuwa� strach. Awaria zasilania trwa�a niewiele ponad sekund�. Zaraz potem przyspieszenie wr�ci�o. Gwa�towny podrzut wstrz�sn�� pojazdem jak pude�kiem zapa�ek, wywo�uj�c seri� z�owieszczych, dzwoni�cych trzask�w.
Kiedy przyspieszenie znik�o ostatecznie, r�wnocze�nie znik�o przeci��enie. Nie potrzebowa� �adnych przyrz�d�w pomiarowych, �eby to stwierdzi�; reakcja w�asnego �o��dka by�a dla Cliffa dostatecznym dowodem, �e pojazd opu�ci� tor i wznosi� si� teraz ponad powierzchni� Ksi�yca. Czeka� niecierpliwie, a� automatyczne pompy opr�ni�y zbiornik i osuszy�y go gor�cym powietrzem. Gdy si� to wreszcie sta�o, przeszed� do komory kontrolnej i opad� na sk�adane siedzenie w kabinie.
- Kontrola wyrzutni - wywo�ywa� spiesznie przez radio, zapinaj�c pasy zabezpieczaj�ce. - Co si� sta�o, do licha
Spokojny g�os, w kt�rym jednak dawa�o si� wyczu� zdenerwowanie, odezwa� si� niemal natychmiast:
- W�a�nie sprawdzamy. Wywo�amy ci� za trzydzie�ci sekund.
Po czym doda� z op�nieniem: Ciesz� si�, �e jeste� ca�y.
Oczekuj�c ponownego wezwania, Cliff rozja�ni� przedni ekran. Nie widzia� przed sob� nic, z wyj�tkiem gwiazd, a wi�c to, co widzie� powinien. Zosta� wi�c wyrzucony w przestrze� ze znaczn� szybko�ci� i nie by�o przynajmniej obawy, �e spadnie natychmiast, roztrzaskuj�c si� o powierzchni� Ksi�yca. Ale pewne te� by�o, �e rozbije si� pr�dzej czy p�niej, bo nie osi�gn�� �szybko�ci ucieczki�, kt�ra oderwa�aby go od grawitacji Ksi�yca. Pojazd nakre�li teraz w przestrzeni wielka elips� i po niewielu godzinach powr�ci do punktu startowego.
- Halo, Cliff - odezwa�a si� znowu kontrola wyrzutni - wyja�nili�my co zasz�o. Kiedy przechodzi�e� przez pi�t� sekcj� pasa startowego, uk�ady hamuj�ce zadzia�a�y. Dlatego szybko�� startu by�a ni�sza o siedemset mil na godzin�. Powiniene� wr�ci� z powrotem po oko�o pi�ciu godzinach. Ale nie martw si�, silniki korekcyjne wypchn� ci� na sta�� orbit�. Przeka�emy ci, kiedy je uruchomi�. Wtedy wszystko, co pozostanie ci do zrobienia, to czeka� spokojnie, p�ki nie po�lemy kogo�, kto sprowadzi�by ci� na d�.
Po tych s�owach Cliff odpr�y� si�. Jak m�g� zapomnie� o silnikach korekcyjnych! Mimo niskiej mocy, mog�y go jednak wypchn�� na bezkolizyjna orbit�. Chocia� pomknie w d� i z zapieraj�c� oddech szybko�ci� przeleci na przestrzeni kilku mil nad g�rami i p�aszczyznami powierzchni ksi�ycowej, nic z�ego mu si� nie stanie...
Wtedy przypomnia� sobie nagle trzaski dolatuj�ce z komory kontrolnej i nadzieja opu�ci�a go znowu. W poje�dzie przestrzennym niewiele by�o urz�dze�, kt�rych trzaskanie nie poci�gn�oby za sob� gro�nych konsekwencji.
W�a�nie rozwa�a� te konsekwencje, bo sprawdzanie obwod�w zap�onu zosta�o ostatecznie zako�czone. Silniki korekcyjne nie mog�y by� uruchomione ani r�cznie, ani automatycznie. Skromne zapasy paliwa, kt�re mia�y mu zapewni� bezpiecze�stwo, sta�y si� zupe�nie bezu�yteczne. Nic si� tu nie da zrobi�. Po pi�ciu godzinach trajektoria, kt�ra przemierza, zamknie si� i pojazd wraz z nim powr�ci do punktu wyj�cia.
�Ciekaw jestem, czy nowy krater zostanie nazwany moim imieniem� - pomy�la�. - �Krater Leylanda, o �rednicy... O jakiej �rednicy. No, nie przesadzajmy, nie przypuszczam, �eby mia� wi�cej ni� par�set jard�w. Nie warto go b�dzie nawet zamacza� na mapie..�
Kontrola wyrzutni milcza�a. Wiedzia� nawet dlaczego. Niewiele mo�na powiedzie� cz�owiekowi, kt�ry w�a�ciwie ju� nie �yje. A jednak - cho� zdawa� sobie spraw�, �e nic nie zdo�a zmieni� toru jego lotu - nawet teraz nie dociera�a do niego �wiadomo��, �e wkr�tce w postaci atom�w b�dzie rozsiany ponad niewidoczn� z Ziemi stron� Ksi�yca. A teraz ci�gle jeszcze oddala� si� od jego powierzchni, siedz�c wygodnie w malej, przytulnej kabinie. My�l o �mierci wydala mu si� nieprawdopodobna, tak jak na og� wszystkim ludziom a� do ostatniej ich chwili.
Cliff zapomnia� na moment o swoim ko�cu. Horyzont przed nim przesta� by� plaski. Co� �wiec�cego ja�niej jeszcze ni� ognisty pejza� ksi�ycowy rozb�ys�o nagle w�r�d gwiazd. Zakrzywianie si� toru pojazdu wzd�u� kraw�dzi Ksi�yca wywo�a�o jedyny rodzaj wschodu Ziemi, jaki jest mo�liwy: Wsch�d Ziemi spowodowany przez cz�owieka. Szybko�� lotu pojazdu orbicie by�a taka, �e po minucie obraz si� zmieni� : Ziemia wyskoczy�a zza roz�wietlonego horyzontu i zacz�a wspina� si� szybko po niebie.
By�a ju� widoczna w trzech czwartych i �wieci�a zbyt silnie, �eby na ni� patrze� wprost. Ukaza� si� jedynie krajobraz kosmiczny, z�o�ony nie z monotonnych ska� i zapylonych p�aszczyzn, ale ze �niegu, z chmur i z morza. W rzeczywisto�ci by�y to prawie wy��cznie morza, bo Ziemia by�a zwr�cona ku Cliffowi stron� Pacyfiku, a o�lepiaj�ce refleksy S�o�ca zakrywa�y Hawaje. Mgie�ka ziemskiej atmosfery, mi�kka otoczka, kt�ra - jak niedawno wierzy� - mia�a z�agodzi� jego l�dowanie na planecie, zamazywa�a szczeg�y krajobrazu. Mo�e ta ciemniejsza kreska, wysuwaj�ca si� z ciemno�ci by�a Now� Gwine�? Nie by� pewien.
Jaka� gorzka ironia tkwi�a w �wiadomo�ci, �e zd��a� teraz prosto ku temu promiennemu zjawisku. Tylko siedemset mil na godzin� wi�cej i m�g�by je osi�gn��. Siedemset mil na godzin� - tylko tyle! R�wnie dobrze m�g�by za��da� siedmiu milion�w...
Widok wschodz�cej Ziemi przywi�d� mu na my�l dom i przypomnia� o obowi�zku, kt�rego wype�nienia nie m�g� ju� d�u�ej odk�ada�.
- Kontrol� wyrzutni, prosz�... - opanowanie dr�enia g�osu kosztowa�o wiele wysi�ku - prosz� o po��czenie z Ziemi�.
Sytuacja by�a jak z najdziwaczniejszego snu: tu, w przestrzeni i pustce ponad Ksi�ycem, us�ysza� dzwonek telefonu, rozlegaj�cy si� w jego w�asnym domu, odleg�ym o �wier� miliona mil. �Tam, w Afryce, musi by� blisko p�noc - pomy�la� - trzeba b�dzie troch� poczeka� na podniesie s�uchawki. Myra jest oszo�omiona pierwszym snem, ale jako �ona cz�owieka z przestrzeni, zawsze l�kaj�ca si� z�ej wiadomo�ci, oprzytomnia� natychmiast. Aparatu telefonicznego sypialni nie ma, oboje tego nie znosz�, tote� co najmniej pi�tna�cie sekund zajmie jej zapalenie �wiat�a, zamkni�cie drzwi od pokoju dziecinnego, �eby nie obudzi� niemowl�cia, zej�cie po schodach..
G�os jej dobieg� go wyra�nie poprzez pustk� przestrzeni kosmicznej. Wszystkie jego odcienie rozpozna�by zawsze, gdziekolwiek by si� nie znalaz�. Teraz wyczuwa� w nim nutk� niepokoju.
- Pani Leyland - odezwa� si� g�os operatora po��cze� z Ziemi� - m�� pani� wzywa. Przypominam o dwusekundowym op�nieniu.
Cliff pomy�la� przez chwil� o ludziach, kt�rzy s�uchaj� tej rozmowy na Ziemi, na Ksi�ycu i na satelitach przeka�nikowych. Ci�ko b�dzie prowadzi� t� ostatni� rozmow� z najbli�szymi, nie wiedz�c nawet, ilu ma s�uchaczy. Ale kiedy tylko zacz�� m�wi�, wszyscy poza Myr� i nim przestali istnie�.
- Kochanie - zacz��. - Tu Cliff. Obawiam si�, �e nie b�d� m�g� przyjecha� do domu, tak jak obieca�em.
Wydarzy� mi si�... defekt techniczny. Teraz wszystko jest w porz�dku, ale wkr�tce spodziewam si� du�ych k�opot�w.
Prze�kn�� �lin�, staraj�c si� zwil�y� spopiela�e wargi. Potem zacz�� m�wi� szybko, �eby nie mog�a mu przerwa�. Najkr�cej jak m�g� opisa� ostatnie wydarzenia. Stara� si� nie podkre�la� beznadziejno�ci sytuacji.
- Wszyscy tu robi�, co w ich mocy - powiedzia�. - Mo�e jaki� statek b�dzie m�g� mnie zabra�. Ale na wypadek, gdyby to si� nie uda�o... to znaczy, na wszelki wypadek... chcia�bym porozmawia� z tob� i z dzie�mi.
Myra zachowa�a spok�j. M�g� zawsze liczy�, �e nie za�amie si� w takiej chwili.
- Nie martw si�, Cliff. Jestem pewna, �e ci� uratuj� i �e sp�dzimy razem nasze wakacje tak, jak sobie planowali�my. Zobaczysz.
- Ja te� tak my�l� - sk�ama�. Ale tylko tak, na wszelki wypadek, czy mog�aby� obudzi� dzieci? Tylko nie m�w im, �e co� si� sta�o.
P� minuty oczekiwania na zaspane, ale podniecone g�osy dzieci wydawa�y si� wieczno�ci�. CIiff pragn�� raz jeszcze zobaczy� ich twarze, ale pojemnik nie by� zaopatrzony w takie luksusy jak fonowizja. Zreszt� mo�e tak w�a�nie by�o lepiej. Nie m�g�by ukry� prawdy patrz�c im w oczy. Dowiedz� si�, ale nie od niego. W ci�gu tych kilku chwil ostatniej rozmowy chcia�, �eby dzieci by�y naprawd� szcz�liwe.
I bez tego ci�ko by�o odpowiada� na ich pytania, m�wi�, �e wkr�tce si� zobacz�, sk�ada� obietnice, kt�rych nie b�dzie m�g� dotrzyma�. Musia� w�o�y� wiele wysi�ku w panowanie nad sob�, zw�aszcza kiedy Brian przypomnia� mu o pyle ksi�ycowym, kt�ry poprzednim razem zapomnia� mu przywie��; Tym razem pami�ta� o tym.
- Mam to, Brian, s�oik stoi tu� ko�o mnie. Ju� wkr�tce b�dziesz go m�g� pokaza� kolegom (nie, wkr�tce py� znajdzie si� znowu tam, sk�d by� wzi�ty...). Suzie, b�d� grzeczn� dziewczynk� i s�uchaj mamusi. Ostatni raport z twojej szko�y nie by� za dobry, szczeg�lnie uwagi na temat zachowania... Tak, Brian, mam te fotografie i ten kawa�ek ska�y z Arrstarcha...
Ci�ko jest umiera�, maj�c 35 lat. Ale jeszcze ci�ej jest straci� ojca, kiedy ma si� tylko dziesi��. Jak Brian b�dzie go wspomina� po latach! Mo�e zapami�ta tylko zanikaj�cy w przestrzeni g�os! Tak ma�o czasu sp�dzi� z nim na Ziemi.
Po odej�ciu dzieci pozosta�o jeszcze wiele spraw do za�atwienia. Teraz trzeba by�o zachowa� zimn� krew, by� praktycznym i rzeczowym. Myra b�dzie musia�a jako� u�o�y� sobie �ycie bez niego, ale trzeba jej przynajmniej zorganizowa� pierwsze kroki. Cokolwiek bowiem przydarzy si� jednostce, �ycie nieub�aganie p�ynie dalej. A �ycie obejmuje tak�e rachunki, raty, r�ne zobowi�zania formalne i wsp�lne konto. Stara� si� m�wi� tak bezosobowo, jak gdyby sprawy te dotyczyli kogo� Innego.
Nikt im nie przerywa�. A przecie� musia�y gdzie� by� po�rednicz�ce odbiorniki kontrolne. By�a jednak tak cicho, jak gdyby on i Myra byli jedynymi �yj�cymi istotami we Wszech�wiecie. Przez peryskop widzia� o�lepiaj�cy blask Ziemi: znajdowa� si� teraz w po�owie drogi do pu�apu nieba. Wydawa�o si� nieprawdopodobne, �e ten srebrzysty kr�g jest siedliskiem tylu miliard�w ludzi. Teraz tylko troje z nich liczy�o si� dla niego.
Przyszed� wreszcie moment, kiedy nie pozosta�o nic do powiedzenia. Bywa, �e dla wyra�enia pewnych uczu� ma�o jest ca�ego �ycia, ale zdarza si� te�, �e i sze��dziesi�t minut mo�e by� za wiele. Cliff by� ju� emocjonalnie i fizycznie zupe�nie wyczerpany, a i Myra trzyma�a si� zapewne ostatkiem si�. Chcia� zosta� sam na sam ze swoimi my�lami w�r�d gwiazd, uspokoi� umys� i zawrze� przymierze z Wszech�wiatem.
- Kochanie, po�acz� si� z Tob� znowu za jak�� godzin� - powiedzia�. Nie mia� potrzeby wyja�nia�, zbyt dobrze rozumieli si� nawzajem. - Jeszcze b�dziemy rozmawia�... Mam przed sob� mn�stwo czasu... Tymczasem b�d� zdrowa !
Odczeka� chwil� na �b�d� zdr�w� z Ziemi, przerwa� po��czenie i popatrzy� bezmy�lnie na desk� rozdzielcz�. Nieoczekiwanie, bez udzia�u �wiadomo�ci czy wewn�trznej potrzeby, �zy nap�yn�y mu do oczu i nagle zda� sobie spraw�, �e szlocha jak dziecko.
P�aka� nad tymi, kt�rych kocha� i nad sob�. Nad przysz�o�ci�, kt�ra nie nadejdzie, i nad nadziejami, kt�re wkr�tce przemienia si� w roz�arzona par�, b��dz�c� w�r�d gwiazd. P�aka� tak�e dlatego, �e nie by�o ju� nic do zrobienia.
Po chwili opanowa� si�. Co wi�cej, zda� sobie spraw�, �e jest okropnie g�odny. Nie by�o powodu, �eby gin�� z pustym �o��dkiem. Otworzy� wi�c szafk� �cienn� w poszukiwaniu racji �ywno�ciowych. W momencie, kiedy wyciska� z tubki do ust past� z kurcz�t i szynki, kontrola wyrzutni przywo�a�a go znowu.
Na drugim ko�cu linii odezwa� si� jaki� nowy g�os. Brzmia� wyra�nie, spokojnie i fachowo. Byt to g�os cz�owieka, kt�ry nie �cierpi �adnych �kawa��w�, wyrz�dzonych przez aparatur�.
- M�wi Van Kessel, kierownik Obs�ugi Technicznej, Dzia� Pojazd�w Mi�dzyplanetarnych: S�uchaj uwa�nie, Leyland. Wydaje si� nam, �e znale�li�my wyj�cie z sytuacji. Jest w tym du�e ryzyko, ale te� i jedyna twoja szansa.
Przerzucanie si� od rozpaczy do nadziei jest ci�k� pr�b� dla systemu nerwowego. Cliff poczu� nag�y zawr�t g�owy. Gdyby w istniej�cych warunkach by�a ku temu jakakolwiek mo�liwo��, osun��by si� zapewne na pod�og�. Kiedy oprzytomnia�, powiedzia� z oci�ganiem:
- Prosz�, m�w.
W miar� s�uchania jego uwaga zacz�a wzrasta�, by powoli zmieni� si� w niedowierzanie.
- Nie wierz�! - powiedzia� w ko�cu. - Przecie� to nie ma sensu!
- Nie dyskutuj z komputerami - odpowiedzia� Van Kessel. - Wyniki zosta�y ju� sprawdzone na dwadzie�cia r�nych sposob�w i na pewno maj� sens! Wed�ug komputer�w wystarczy jedno kopni�cie, �eby zmieni� orbit�. Przypuszczam, �e nigdy jeszcze nie mia�e� na sobie ekwipunku pr�niowego?
- Nie, oczywi�cie, �e nie.
- Szkoda. Ale nie przejmuj si� tym. Je�li si� zastosujesz �ci�le do wskaz�wek, nie mo�esz pope�ni� b��du. Kombinezon znajdziesz w schowku. Z�am piecz�cie i wyci�gnij go stamt�d.
Cliff przep�yn�� w powietrzu sze�� st�p od deski rozdzielczej do tylnej cz�ci kabiny i nacisn�� d�wigni�, opatrzon� napisem: �Tylko w razie niebezpiecze�stwa! Kombinezon pr�niowy typ 17�. Drzwiczki otworzy�y si�, ukazuj�c lu�no wisz�cy, srebrzy�cie po�yskuj�cy materia�.
- W�� to na siebie - poleci� Van Kessel. Nie troszcz si� o bioochraniacz. Dopasujesz go p�niej.
- Jestem ju� w kombinezonie - powiedzia� Cliff po chwili. - Co robi� dalej
- Odczeka� dwadzie�cia minut, a kiedy dam sygna�, otworzy� klap� i wyskoczy�!
S�owo �wyskoczy� przenikn�o Cliffa nag�ym dreszczem. Rozejrza� si� po wn�trzu znajomej ju�, ma�ej komfortowej kabiny i nagle wyobrazi� sobie samotno�� w pr�ni usianej gwiazdami, bezd�wi�czn� otch�a�, w kt�ra cz�owiek m�g�by zapada� si� do ko�ca Czasu.
Nigdy jeszcze nie by� w otwartej przestrzeni mi�dzyplanetarnej i nie pragn�� si� w niej znale��. By� tylko synem farmera. Po uzyskaniu stopnia magistra agronomii zasta� czasowo oddelegowany z saharyjskiego O�rodka U�y�niania Gleby, by pr�bowa� uprawy zbo�a na Ksi�ycu. Pr�nia by�a nie dla niego. Nale�a� do �wista gleb i ska�, ksi�ycowego py�u i pumeksu.
- Nie mog� tego zrobi� - wyszepta�. - Czy naprawd� nie ma innego sposobu!
- Nie ma! - powiedzia� Van Kessel. - My tu wyskakujemy ze sk�ry, �eby ciebie ocali�, robimy wszystko, co mo�liwe. Nie czas teraz na histerie. Dziesi�tki ludzi bywa�y ju� w gorszych opa�ach: ci�ko ranni, uwi�zieni we wrakach, miliony mil od jakiejkolwiek pomocy. Nie jeste� nawet zadrapany, a ju� zaczynasz skomle�. We� si� w gar��, cz�owieku, albo spiszemy ci� na straty i pozwolimy ci ugotowa� si� we w�asnym sosie...
Cliff poczerwienia� i przez kilka sekund nie m�g� powiedzie� s�owa.
- Ju� w porz�dku - rzek� w ko�cu. - Powt�rz te instrukcje jeszcze raz. - To rozumiem - powiedzia� aprobuj�co Van Kessel. - Za dwadzie�cia minut, kiedy osi�gniesz apogeum obecnej orbity, wejdziesz do �luzy powietrznej. Od tego momentu stracimy z tob� kontakt: radio w twoim kombinezonie ma tylko dziesi�ciomilowy zasi�g. Ale my b�dziemy ci� �ledzi� za pomoc� radaru i b�dziemy m�wi� do ciebie, kiedy znajdziesz si� znowu nad nami. Co do urz�dze� kontrolnych kombinezonie...
Dwadzie�cia minut up�yn�o szybko. Pod koniec tego czasu Cliff wiedzia� ju� dok�adnie, co ma robi�. Doszed� nawet do tego, �e zacz�� wierzy� w mo�liwo�� powodzenia przedsi�wzi�cia.
- Skacz - powiedzia� Van Kessel. Pojazd jest usytuowany prawid�owo, �luza powietrzna wska�e ci kierunek. Zreszt� nie to jest najistotniejsze. Najwa�niejsza jest SZYBKO��. W�� w ten skok wszystkie swoje si�y i... powodzenia !
- Dzi�kuj� - powiedzia� nieporadnie Cliff. - Przepraszam, �e przedtem...
- Niewa�ne - przerwa� Van Kesset. - Skacz ju�!
Po raz ostatni Cliff spojrza� na ma�� kabin�, zastanawiaj�c si�, czy o wszystkim pami�ta�. Osobiste rzeczy kazano mu zostawi�. Nagle przypomnia� sobie o stoiku z py�em ksi�ycowym, kt�ry obieca� Brianowi. Tym razem nie zawiedzie ch�opca. Taka ma�a pr�bka, kilka uncji zaledwie, nie zawa�y na jego losie. Przywi�za� kawa�ek sznurka do szyjki stoika i przymocowa� go do pas�w przy kombinezonie.
Bluza powietrzna by�a tak ma�a, �e dos�ownie nie mo�na si� by�o ruszy�. Sta� �ci�ni�ty mi�dzy wewn�trznymi i zewn�trznymi drzwiami, czekaj�c na zako�czenie cyklu automatycznego przepompowywania powietrza, wreszcie �ciana rozerwa�a si� przed nim i stan�� w obliczu gwiazd.
Manipuluj�c niezdarnie palcami w r�kawicach, wydoby� si� z komory na zewn�trz i wyprostowa� si�, stoj�c na wygi�tym kad�ubie. Mocno �ciska� lin�. Nieprawdopodobny, zapieraj�cy oddech w piersi widok sparali�owa� go na chwil�. Zapomnia� o l�ku i zawrocie g�owy, zapomnia� o gro��cym niebezpiecze�stwie, tylko ch�on�� ten widok oczami nie skr�powanym w�skim polem widzenia peryskopu.
Ksi�yc by� w gigantycznym nowiu. Linia oddzielaj�ca noc od dnia ci�gn�a si� jak z�bkowany �uk poprzez jedn� czwart� nieba. Poni�ej s�o�ce chodzi�o ju� na pocz�tek d�ugiej nocy ksi�ycowej, ale wierzchotki najwy�szych g�r p�on�y jeszcze ostatnim �wiat�em dnia, jakby wyzywaj�c ciemno��, kt�ra je otacza�a.
Ciemno�� ta nie by�a zupe�na. Wprawdzie S�o�ce zasz�o poza lini� horyzontu, ale Ziemia - ju� prawie w pe�ni - �wieci�a jasno. Cliff widzia� dalekie, ale wyra�ne w migoc�cym �wietle ziemskim kontury ksi�ycowych m�rz i �a�cuch�w g�rskich, ledwo zarysowane kszta�ty szczyt�w, ciemne kr�gi krater�w. Lecia� nad widmowym, sennym l�dem, kt�ry czyha� na jego zgub�. By� teraz w najwy�szym punkcie swojej orbity, gdzie� na granicy mi�dzy stref� Ksi�yca a Ziemi. By� ju� czas, by skoczy�.
Ugi�� nogi i przysiad�, opieraj�c si� o kad�ub pojazdu. Potem, z najwi�ksz� si��, na jak� m�g� si� zdoby�, wystrzeli� si� w stron� gwiazd, z lin� bezpiecze�stwa lec�c� za nim.
Pojazd znik� mu sprzed oczu ze zdumiewaj�c� szybko�ci�. Kiedy to si� sta�o, Cliff dozna� zupe�nie nieoczekiwanego uczucia. Spodziewa� si� paniki lub zawrotu g�owy, ale nigdy tej nieomylnej pewno�ci, �e to, co teraz prze�ywa, jest mu doskonale znane. Wszystko to si� ju� na pewno zdarzy�o! Nie jemu, oczywi�cie, ale komu� innemu. Nie m�g� sprecyzowa� w pami�ci tego natr�tnego uczucia, zreszt� nie by�o na to czasu.
Rzuci� szybkie spojrzenie na Ziemi� i na Ksi�yc, po czym - ju� bez �wiadomej my�li - podj�� decyzj�. Lina polecia�a w przestrze�, kiedy szarpn�� b�yskawiczny wyzwalacz spadochronu. By� teraz zupe�nie sam - dwa tysi�ce mil ponad Ksi�ycem, �wier� miliona mil od Ziemi. Nic mu ju� nie pozosta�o do zrobienia, tylko czeka�. Dopiero za dwie i p� godziny bodzie wiedzia�, czy ocaleje, czy jego w�asne mi�nie zdo�a�y dokona� tego, czego nie zdzia�a�y silniki pojazdu.
Kiedy tak patrzy� na gwiazdy wiruj�ce powoli wok�, u�wiadomi� sobie nagle �r�d�o prze�laduj�cego go uczucia, �e to wszystko ju� kiedy� by�o... Wiele lat up�yn�o od czasu, kiedy czyta� opowiadanie Allana Edgara Poego, ale tego si� nie zapomina...
Tak jak w opowiadaniu zosta� schwytany w wielki wir, kt�ry usi�owa� wci�gn�� go w zgubna otch�a�. On r�wnie� spodziewa� si� uj�� niebezpiecze�stwa, porzucaj�c sw� ��d�. I chocia� zagra�aj�ce mu z�owrogie si�y by�y odmienne od tych, kt�re chcia�y zgubi� bohatera opowiadania, podobie�stwo sytuacji by�o uderzaj�ce. Rybak Poego przywi�za� si� do beczki, poniewa� p�kate cylindryczne przedmioty wolniej ulegaj� wsysaniu w g��b morza ni� du�e statki. Genialny pisarz prawid�owo zastosowa� w swojej opowie�ci prawa hydrodynamiki. Cliffowi pozostawa�o tylko mie� nadziej�, �e pr�ba zastosowania praw dzia�ania mechanizm�w niebieskich b�dzie r�wnie udana.
Z jak� szybko�ci� uda�o mu si� odskoczy� od pojazdu? Chyba dobre pi�� mil na godzin�. W kategoriach kosmicznych szybko�� ta by�a bardzo nieznaczna, ale chyba wystarczaj�ca, �eby go przerzuci� na now� orbit�, kt�ra - jak mu obieca� Van Kessel przejdzie kilka mil nad powierzchni� Ksi�yca. Nie by� to du�y margines odleg�o�ci, ale powinien wystarczy� w tym bezpowietrznym, pozbawionym atmosfery �wiecie.
Z dojmuj�cym poczuciem winy Cliff zda� sobie nagle spraw�, �e nie zd��y� powt�rnie zatelefonowa� do Myry. By�a to wina Van Kessela, in�ynier absorbowa� go bez przerwy. Mia� zreszt� racj�: cz�owiek w niebezpiecze�stwie powinien my�le� wy��cznie o sobie, wszystkie si�y fizyczne i umys�owe koncentruj�c na ratowaniu �ycia.
Lecia� teraz w kierunku nocnej strony Ksi�yca, a w�ski sierp, o�wietlony jeszcze S�o�cem, kurczy� si� niemal w oczach. Rani�cy oczy dysk S�o�ca, na kt�re nie mia� odwagi spojrze�, opodal szybko ku krzywi�nie horyzontu. P�kolisty krajobraz ksi�ycowy topnia� w p�on�cej linii �wiat�a, �uk ognia si�ga� gwiazd. Nagle rozpad� si� na tuzin b�yszcz�cych paciork�w, kt�re, jeden po drugim, migota�y i gas�y, w miar� jak Cliff mkn�� w stron� ciemnej strony Ksi�yca.
Kiedy S�o�ce znikn�o wreszcie za horyzontem, �wiat�o Ziemi sta�o si� intensywniejsze i srebrzystymi jak igie�ki lodu b�yskami migota�o w kombinezonie, gdy Cliff obraca� si� powoli, lec�c po swojej orbicie. Ka�dy obr�t trwa� oko�o dziesi�ciu sekund. Zmieniaj�cy si� ci�gle widok by� jedynym sprawdzianem tych obrot�w. Teraz, kiedy promienie S�o�ca przesta�y razi� oczy, mia� mo�no�� zobaczy� tysi�ce gwiazd, tam gdzie przedtem widzia� ich setki. Znane gwiazdozbiory uton�y w tej mnogo�ci, a nawet najja�niejsze z planet by�y w tej feerii �wiate� trudne do odnalezienia.
Ciemny kr�g nocnego Ksi�yca le�a� mrokiem w�r�d gwiezdnego pola i w miar� jak Cliff zbli�a� si� do niego zdawa� si� wolno rosn��. Raz po raz jaka� gwiazda przesuwa�a si� poza kraw�d� ciemnego kr�gu i przestawa�a istnie�. By�o to tak, jak gdyby rosn�ca w przestrzeni ciemna otch�a� po�era�a niebiosa.
Cliff nie mia� �adnego sprawdzianu ani swego ruchu, ani up�ywaj�cego czasu, poza tym regularnym, dziesi�ciosekundowym obrotem swego cia�a. Kiedy spojrza� na zegarek, stwierdzi�, �e opu�ci� pojazd ju� p� godziny temu. Szuka� go mi�dzy �wiec�cymi gwiazdami, ale nigdzie go nie dostrzega�. Tu� po skoku pojazd pozosta� przypuszczalnie wiele mil za nim, ale obecnie, poniewa� lecia� po ni�szej ni� Cliff orbicie, chyba go ju� wyprzedzi� i wcze�niej dotrze do Ksi�yca.
Cliff zastanawia� si� nad tym paradoksalnym z pozoru zjawiskiem. Potem napi�cie ostatnich godzin w po��czeniu z euforia niewa�ko�ci spowodowa�y rzecz zdawa�oby si� nieprawdopodobn�: uko�ysany �agodnym szelestem powietrza wp�ywaj�cego pod mask�, zapad� niepostrze�enie w g��boki sen bez marze�.
Obudzi� si� pod wp�ywem jakiego� pod�wiadomego sygna�u. Ziemia zbli�a�a si� ju� do kraw�dzi Ksi�yca. Widok zachodz�cej planety wzbudzi� w nim na nowo fal� tak bezbrze�nego �alu, �e przez chwil� musia� walczy� z tym uczuciem, �eby odzyska� kontrol� nad sob�. Mo�e my�la� ju� ostatni raz w �yciu widzi Ziemi� teraz, kiedy nieub�aganie szybuje po w�asnej orbicie ku odwrotnej stronie Ksi�yca, ku l�dowi, nad kt�rym Ziemia nigdy nie �wieci. L�ni�ce czapy lodowe Antarktydy, r�wnikowe pasy chmur, refleksy S�o�ca na Pacyfiku wszystko to zapada�o si� nieub�aganie za ksi�ycowe g�ry. I nagle znikn�o. Teraz nie �wieci�o mu ju� ani S�o�ce, ani Ziemia, a niewidzialny l�d pod nim by� tak czarny, �e a� rani� oczy.
Na samym �rodku tego czarnego kr�gu, w miejscu, gdzie to by�o absolutnie niemo�liwe, pojawi�a si� nagle gromada gwiazd. Cliff patrzy� na nie przez kilka sekund w os�upieniu, a� wreszcie zda� sobie spraw�, �e przelatuje nad jednym z osiedli za�o�onych na przeciwleg�ej p�kuli Ksi�yca. Tam g��boko w dole, pod ci�nieniowymi kopu�ami miasta, ludzie przeczekiwali noc ksi�ycow� �pi�c, pracuj�c, kochaj�c, odpoczywaj�c, k��c�c si�...
Czy wiedzieli, �e on teraz przecina ich niebo, lec�c jak niewidzialny meteor nad ich g�owami z szybko�ci� czterech tysi�cy mil na godzin� Chyba tak. Ca�y Ksi�yc i ca�a Ziemia musia�y by� ju� poinformowane o jego niebezpiecznej sytuacji. Mo�e usi�uj� go odnale�� za pomoc� radaru i teleskop�w, cho� niewiele maj� na to czasu. W ci�gu kilku sekund nieznane miasto znikn�o z pola widzenia i Cliff znowu pozostawa� samotny nad tarcz� ksi�yca.
Nie mia� mo�no�ci oceny, jak wysoko unosi si� ponad t� czarna pustk� i jak szybko opada w d�, bo nie by�o tu �adnej skali ani perspektywy. Ale zdawa� sobie spraw�, �e stale opada i w ka�dej chwili jedna ze �cian krateru lub jeden ze szczyt�w g�rskich, kt�re wyci�gaj� si� w jego kierunku, mo�e go �ci�gn�� z nieba na zawsze.
Bo w tej ciemno�ci, gdzie� tam przed nim i pod nim, kry�o si� ostatni niebezpiecze�stwo, kt�rego obawia� si� teraz najbardziej. Na tej p�kuli Ksi�yca z p�nocy na po�udnie rozci�g�a si� �ciana wielkiego masywu g�rskiego. �ciana d�uga na ponad tysi�c mil. Za ni� znajdowa� si� Sektor Radziecki. Cliff by� jeszcze ch�opcem, gdy w 1959 roku ta cz�� Ksi�yca zosta�a odkryta, i jeszcze teraz pami�ta podniecenie, jakie go ogarn�o, kiedy ogl�da� pierwsze zamazane zdj�cia, wykonane przez ��unnika - III�. W najdziwniejszych snach nie m�g�by sobie wtedy wyobrazi�, �e pewnego dnia b�dzie p�yn�� w przestrzeni w stron� tych samych g�r i �e te g�ry zadecyduj� o jego losie.
Wybuch zachodu S�o�ca by� zupe�nym zaskoczeniem. �wiat�o eksplodowa�o przed nim, przeskakuj�c z wierzcho�ka na wierzcho�ek, a� wreszcie p�omienie ogarn�y ca�y �uk horyzontu. Z g��bi nocy ksi�ycowej Cliff lecia� jak pocisk prosto ku S�o�cu. �Przynajmniej nie umr� w ciemno�ciach� - pomy�la�. Najwi�ksze niebezpiecze�stwo kry�o si� ci�gle przed nim. By� ju� prawie w tym samym miejscu, z kt�rego wystartowa�, i teraz zbli�a� si� do najni�szego punktu swojej orbity. Rzuci� okiem na chronometr przy kombinezonie i stwierdzi�, �e up�yn�o ju� pe�nych pi�� godzin. Za kilka minut albo uderzy w powierzchni� Ksi�yca, albo otar�szy si� prawie o ni� poleci bezpiecznie w przestrze�.
Na tyle, na ile m�g� to oceni�, by� teraz nie wi�cej ni� 20 mil ponad powierzchni� Ksi�yca i ci�gle jeszcze opada�, jakkolwiek bardzo powoli. Pod jego stopami d�ugie cienie ksi�ycowego zachodu godzi�y w nocny l�d jak sztylety. Strome, uko�ne promienie S�o�ca tak wyolbrzymia�y ka�de wzniesienie gruntu, �e najmniejsze pag�rki wydawa�y si� g�rami. Ale po chwili ju� bez najmniejszych w�tpliwo�ci stwierdzi�, �e teren przed nim zaczyna wznosi� i marszczy� w podn�a masyw�w g�rskich. Ponad sto mil dalej, ale zbli�aj�c si� z szybko�ci� mili na sekund�, ska�y pi�trzy�y si� wysoko. Nic nie mo�na by�o uczyni�, aby je omin��. Trasa jego lotu nie da�aby si� zmieni� ani o centymetr. Wszystko, co mo�na, zrobiono ju� dwie i p� godziny wcze�niej.
Zrobiono wszystko, ale jednak za ma�o, �eby go ocali�. Teraz widzia� wyra�nie, �e nie uniesie si� nad tymi g�rami, to one wznosi�y si� nad nim.
Znowu zacz�� �a�owa�, �e nie zd��y� porozmawia� po raz drugi z kobiet�, kt�ra dotychczas czeka�a na to o �wier� miliona mil od niego. A zreszt� - mo�e to i lepiej. W�a�ciwie c� jeszcze pozosta�o do powiedzenia?
Teraz, kiedy znalaz� si� ponownie w zasi�gu kontroli wyrzutni, s�ysza� g�osy nawo�uj�ce si� doko�a niego w przestrzeni. Pojawia�y si�, a potem zanika�y, gdy przelatywa� poprzez stref� cienia radiowego g�r. S�ysza�, �e m�wili o nim, ale ten fakt niewiele go ju� obchodzi�. S�ucha� tego z bezosobowym zainteresowaniem, jak wie�ci z miejsca odleg�ego w czasie i przestrzeni, jak wiadomo�ci, kt�re go w�a�ciwie nie dotycz�. Raz us�ysza� g�os Van Kessela, m�wi�cy zupe�nie wyra�nie:
- Powiedzcie kapitanowi �Callisto�, �e dok�adne dane orbity przeka�emy mu, gdy tylko Leyland przejdzie poza najni�szy punkt orbity. Spotkanie powinno nast�pi� za godzin� i pi�� minut od teraz. �Nie chcia�bym ci� zawie�� - pomy�la� Cliff - ale nie b�d� m�g� si� stawi� na to spotkanie�.
Spi�trzona �ciana ska� by�a ju� tylko o 50 mil przed nim. Za ka�dym razem, gdy obraca� si� bezw�adnie w przestrzeni, zbli�a� si� do niej o dziesi�� mil. Nie by�o ju� czasu na optymizm; pod��a� w kierunku skalnej bariery szybciej ni� kula karabinowa. To by� ju� koniec. Nagle najwa�niejsz� spraw� sta�o si� dla niego pytanie, czy wpadnie na �cian� twarz�, czy te� roztrzaska si� odwr�cony do niej plecami, jak tch�rz.
Teraz ju� liczy� tylko sekundy, kt�re mu pozosta�y do ko�ca. Pejza� ksi�ycowy rozwija� si� pod nim szybko, ka�dy szczeg� widzia� ostro i wyra�nie w jaskrawym �wietle zachodu. By� odwr�cony do nacieraj�cych na niego g�r ty�em i m�g� widzie� szlak, kt�ry przeby�, kt�ry powinien doprowadzi� go do Ziemi. Ka�dy dziesi�ciosekundowy obr�t by� dla niego dniem. Pozosta�o mu ich ju� nie wi�cej ni� trzy.
Nagle krajobraz eksplodowa� w bezg�o�nym p�omieniu. Blask eksplozji zmi�t� d�ugie cienie spod st�p g�r i krater�w, skrzesa� ogie� na szczytach. Trwa�o to tylko u�amek sekundy.
Dok�adnie przed sob� w odleg�o�ci dwudziestu mil ujrza� rozleg�� chmur� py�u, kt�ra wznosi�a si� ku gwiazdom. Wygl�da�o to tak, jak gdyby nast�pi� nag�y wybuch wulkanu. By�o to oczywi�cie niemo�liwe. Niezbyt prawdopodobna by�a nast�pna jego my�l, �e na skutek jakiej� akcji, zorganizowanej z fantastyczna pr�dko�ci� i precyzj� przez Wydzia� In�ynieryjny Drugiej P�kuli Ksi�yca, zdo�ano usun�� przeszkod� na jego drodze.
Bo przeszkoda zosta�a jednak usuni�ta! Olbrzymi, p�okr�g�y k�s ska�y zosta� wyrwany z linii oddzielaj�cej niebo od g�r. Fragmenty ska� i od�amki unosi�y si� jeszcze nad kraterem, kt�ry pi�� sekund wcze�niej jeszcze nie istnia�. Taki cud mog�aby zdzia�a� tylko eksplozja j�drowa, wywo�ana na trasie jego lotu w superdok�adnie wyliczonym miejscu i momencie. Cliff nie wierzy� jednak w cuda.
Zrobi� jeszcze jeden kompletny obr�t i znalaz� si� nieomal nad g�rami. Wtedy u�wiadomi� sobie nagle, �e przez ca�y ten czas lecia� przed nim niewidzialny kosmiczny buldo�er. Energia kinetyczna, zawarta w porzuconym przez niego poje�dzie (tysi�c ton, poruszaj�ce si� z szybko�ci� wi�ksza ni� mila na sekund�), wystarczy�a a� nadto do wybicia szczelny, przez kt�r� teraz przelatywa�. Uderzenie stworzonego przez cz�owieka meteoru musia�o wstrz�sn�� ca�a p�kul� Ksi�yca.
Szcz�cie dopisywa�o mu do samego ko�ca przestrzennej podr�y. By� jeszcze kr�tki stukot cz�stek py�u o kombinezon, potem zdo�a� uchwyci� spojrzeniem zamglony b�ysk roz�arzonych ska� i szybko rozprzestrzeniaj�cych si� ob�ok�w dymu (chmury na Ksi�ycu?) Wreszcie znalaz� si� poza �a�cuchem g�rskim, nic ju� nie maj�c przed sob� poza pustk� nieba.
Gdzie� tam w g�rze spotka na szlaku swojej drugiej orbity �Callisto�, kt�ry za godzin� wyruszy mu na spotkanie. Ale ju� teraz nie by�o powod�w do po�piechu. Niew�tpliwie uda�o mu si� wydosta� z Wielkiego Wiru. �y�.
Tam, o kilka mil na prawo od jego szlaku, wida� by�o pas startowy, kt�ry wygl�da� jak w�os rozci�gni�ty w poprzek tarczy Ksi�yca. Za kilka chwil znajdzie si� w strefie zasi�gu fal radiowych i b�dzie m�g� wreszcie - ju� z rado�ci� - po raz drugi wywo�a� Ziemi�, by odby� obiecan� rozmow� z �on�, nadal wyczekuj�c� po�r�d afryka�skiej nocy.
przek�ad : Leontyna Frankowska