9323

Szczegóły
Tytuł 9323
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9323 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9323 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9323 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jack London �ELAZNA STOPA Ta ziemia, scena cierpie� zadawanych �wiatu, Przyprawia ci� o md�o�ci... Za zmian� wci�� zmiana. A jednak b�d� cierpliwy. Mo�e nasz dramaturg W pi�tym akcie poka�e, co znaczy ten dramat. ROZDZIA� PIERWSZY M�J ORZE� Lato. Mi�kki wietrzyk ledwo porusza ga��ziami sekwoi, a Dzika Woda pluska �agodnie po omsza�ych kamieniach. Motyle k�pi� si� w promieniach s�o�ca i zewsz�d dochodzi usypiaj�ce brz�czenie pszcz�. Jest tak cicho, a ja siedz� tutaj pogr��ona w my�lach i niepokoju. Bo niepokojem napawa mnie ta cisza. Wydaje si� nierzeczywista. Wype�nia ca�y �wiat, lecz jest to cisza przed burz�. Wyt�am s�uch i wszystkie zmys�y, by z�owi� oznak� nadci�gaj�cej burzy. Oby nie wybuch�a przedwcze�nie Oby nie przedwcze�nie! Nic dziwnego, �e jestem niespokojna. My�l�, my�l� � nie mog� przesta� my�le�. Tak d�ugo przebywa�am w samym g�szczu �ycia, �e przygn�bia mnie cisza i spok�j. I nie mog� powstrzyma� si� od rozmy�la� nad szale�czym huraganem �mierci i zag�ady, tak bliskim ju� rozp�tania. Brzmi� mi w uszach j�ki konaj�cych; widz�, jak ju� widzia�am w przesz�o�ci, dumne i pi�kne cia�a poszarpane i okalecza�e, dusze wydarte z nich gwa�tem i rzucone pod stopy Boga. Tak my, nieszcz�sne istoty ludzkie, idziemy do naszych cel�w poprzez zniszczenie i rze�, zmierzaj�c do trwa�ego pokoju i szcz�cia na ziemi. I jestem samotna. Kiedy nie my�l� o tym, co nadci�ga, my�l� o tym, co by�o, a czego ju� nie mas � o moim orle, wzbijaj�cym si� pot�nymi skrzyd�ami ponad pr�ni�, wznosz�cym si� a� tam, gdzie dla niego zawsze �wieci�o s�o�ce promiennego idea�u wolno�ci cz�owieka. Nie potrafi� siedzie� bezczynnie i czeka� na wielkie zdarzenie, kt�re jest jego dzie�em, cho� on go ju� ujrze� nie mo�e. Po�wi�ci� Powstaniu sw�j wiek m�ski i odda� za nie �ycie. Jest ono tworem jego r�k. On go dokona�. Tak wi�c w te pe�ne niepokoju chwile oczekiwania b�d� pisa� o moim m�u. Ze wszystkich istot �yj�cych ja jedna mog� we w�a�ciwym �wietle ukaza� jego posta�. A by�a to posta� tak pi�kna i szlachetna, �e trudno przedstawi� j� w dostatecznym blasku. Dusz� mia� wspania�� i w miar� jak moja mi�o�� wyzbywa si� egoizmu, �a�uj� przede wszystkim, �e nie ma go tutaj, by widzia� jutrzejszy �wiat. Musi si� nam powie��. Zbyt pot�nie, zbyt mocno wszystko w tym celu zbudowa�. Biada �elaznej Stopie I Wkr�tce b�dzie str�cona ze zgi�tego karku ludzko�ci. Kiedy rozlegnie si� has�o, powstan� robotnicze zast�py ca�ej kuli ziemskiej. Historia nie zna�a dot�d rzeczy podobnej. Solidarno�� ludzi pracy jest zapewniona i po raz pierwszy wybuchnie rewolucja mi�dzynarodowa, kt�ra si�gnie a� po kra�ce �wiata. Jak wida� to, co ma si� zdarzy�, przepe�nia mnie do g��bi. Dniem i noc� �y�am tym ca�kowicie i tak d�ugo, �e zawsze jest we mnie obecne. St�d te� nie mog� my�le� o moim m�u, a zapomnie� o tym. By� dusz� tej sprawy, wi�c jak�ebym mog�a oddzieli� go od niej w mym sercu? Jak ju� m�wi�am, ja jedna mog� o�wietli� pewne cechy jego charakteru. Wiadomo powszechnie, �e ci�ko si� trudzi� dla Wolno�ci i, wiele dla niej wycierpia�. Jaki ci�ko si� trudzi�, ile wycierpia�, ja wiem najlepiej. By�am bowiem z nim razem przez te dwadzie�cia pe�nych troski lat i znam jego wytrwa�o��, jego niezmordowane wysi�ki i bezgraniczne oddanie Sprawie, dla kt�rej zaledwie dwa miesi�ce temu odda� �ycie. Postaram si� pisa� najpro�ciej i opowiedzie�, jak Ernest Everhard wszed� do mego �ycia. Jak spotka�am go po raz pierwszy, jak z czasem sta�am si� jego cz�stk�, jak zupe�nie przeora� moje �ycie. W ten spos�b b�dziecie mogli patrze� na niego moimi oczyma i pozna� go, jak ja go pozna�am � we wszystkim, z wyj�tkiem (rzeczy zbyt osobistych i drogich mi, aby o nich m�wi�.. Po raz pierwszy spotka�am go w lutym 1912, gdy jako go�� mego ojca by� na obiedzie u nas w Berkeley. Nie mog� powiedzie�, by moje pierwsze wra�enie by�o zbyt dodatnie. Na obiad mia�o przyj�� wiele os�b i w salonie, gdzie zebrali�my si� czekaj�c, a� wszyscy nadejd�, Ernest wyra�nie kontrastowa� z otoczeniem. M�j ojciec nazwa� po cichu ten obiad �wieczorem kaznodziej�w" i w�r�d t�umu duchownych Ernest z pewno�ci� by� nie na miejscu. Przede wszystkim by� �le ubrany. Gotowy ciemny garnitur �le na nim le�a�. Co prawda �aden gotowy garnitur nigdy na niego nie pasowa�. I tego wieczoru, jak zwykle, mi�nie wypycha�y materia�, a na pot�nych, szerokich barach ubranie marszczy�o si� w ca�e mn�stwo fa�dek. Jego kark by� karkiem atlety, grubym i mocnym. Taki wi�c � pomy�la�am � jest ten odkryty przez mego ojca filozof spo�eczny i by�y kowal. Rzeczywi�cie wygl�da� na kowala z tymi wydatnymi mi�niami i karkiem byka. Od razu umie�ci�am go w rz�dzie dziwotwor�w � jaki� �lepy Tom klasy robotniczej. A c� dopiero, kiedy poda� mi r�k�! U�cisk jego d�oni by� stanowczy i mocny, ale r�wnocze�nie spojrza� na mnie �mia�o swymi czarnymi oczyma � zuchwale, pomy�la�am sobie. Jako wytw�r otoczenia mia�am bowiem w tym czasie silne instynkty klasowe. Takie zuchwalstwo ze strony cz�owieka z mojej w�asnej klasy by�oby prawie niewybaczalne. Wiem, �e mimo woli spu�ci�am oczy i dozna�am prawdziwej ulgi, gdy odwr�ci�am si� od niego, by powita� biskupa Morehouse � mego ulubie�ca � mi�ego i powa�nego pana w �rednim wieku, przypominaj�cego wygl�dem i dobroci� Chrystusa, a przy tym uczonego. Ale �mia�o��, kt�ra wyda�a mi si� zuchwalstwem, by�a istotn� cech� Ernesta Everharda. Prosty, bezpo�redni, nie l�ka� si� niczego i nie chcia� traci� czasu na towarzyski konwenans. �Podoba�a� mi si� � wyja�ni� mi znacznie p�niej � wi�c dlaczego nie mia�bym nasyci� oczu tym, co mi si� podoba?" Powiedzia�am ju�, �e si� nie l�ka� niczego. By� z natury arystokrat� � mimo �e znajdowa� si� w obozie wrog�w arystokracji. By� nadcz�owiekiem, jasnow�os� besti�, jak j� opisa� Nie-tzsche, a ponadto zachwyca� si� demokracj�. Zaj�ta witaniem innych go�ci, zupe�nie zapomnia�am o filozofie klasy robotniczej, do czego przyczyni�o si� tak�e niemi�e pierwsze wra�enie. Ale przy stole raz czy dwa razy zwr�ci�am na niego uwag�, zw�aszcza na kpiarski b�ysk W jego oku, gdy s�ucha� tego, co kolejno m�wili pastorzy. Wyda�o mi si�, �e ma poczucie humoru i wybaczy�am mu niemal jego ubranie. Ale czas mija� i obiad dobiega� ko�ca, a Ernest nie otworzy� nawet ust, podczas gdy pastorzy m�wili bez przerwy o klasie robotniczej i jej stosunku do ko�cio�a, o tym, co ko�ci� ju� dla niej uczyni� i dalej czyni. Spostrzeg�am, �e ojcu milczenie Ernesta sprawia przykro��. W pewnej chwili ojciec skorzysta� z przerwy i poprosi� go, aby co� powiedzia�. Lecz Ernest wzruszy� tylko ramionami, stwierdzi�, �e nic nie ma do powiedzenia, i dalej gryz� solone migda�ki. Ojciec jednak nie�atwo ust�powa�. Po chwili odezwa� si� znowu: � Jest tu w�r�d nas przedstawiciel klasy robotniczej. Jestem pewien, �e m�g�by o�wietli� te sprawy z nie znanego nam punktu widzenia, co by�oby i ciekawe, i nowe. Mam na my�li pana Everharda. Reszta go�ci przejawi�a uprzejme zaciekawienie prosz�c Ernesta, by da� wyraz swoim pogl�dom. Ludzie ci zachowywali si� z tak niedwuznaczn� wyrozumia�o�ci� i pob�a�liwo�ci�, �e sprawia�o to wra�enie klepania po ramieniu. Spostrzeg�am, �e Ernest to zauwa�y� i �e go to ubawi�o. Rozejrza� si� powoli doko�a i w oczach jego zobaczy�am b�ysk �miechu. � Nie jestem bieg�y w konwenansach dysput ko�cielnych � zacz��, po czym zawaha� si� jakby za�enowany i niezdecydowany. � Prosimy � nalegano zewsz�d, a doktor Hammerfield powiedzia�: � Niczyjej prawdy nie mamy nikomu za z�e. Oczywi�cie je�eli ten kto� wypowiada j� szczerze � doda�. � A wi�c odr�nia pan szczero�� od prawdy? � natychmiast roze�mia� si� Ernest. Doktor Hammerfield os�upia�, lecz zdo�a� odpowiedzie�: � Najlepsi z nas mog� si� myli�, m�odzie�cze � nawet najlepsi. Ernest zmieni� si� w mgnieniu oka. Sta� si� innym cz�owiekiem. � Dobrze wi�c � odpar�. � I niech mi b�dzie wolno zacz�� od stwierdzenia, �e wszyscy si� mylicie. Nie wiecie nic, a nawet mniej ni� nic o klasie robotniczej. Wasza socjologia jest r�wnie b��dna i bezwarto�ciowa jak wasz spos�b my�lenia. Nie tyle to, co powiedzia�, ale jak powiedzia�, poruszy�o s mnie od razu. G�os jego by� r�wnie �mia�y jak oczy. Brzmia� V jak pobudka, kt�ra wstrz�sn�a mn� do g��bi. I ca�y st� o�ywi� si� r�wnie�, wyrwany nagle z senno�ci i nudy. � A dlaczego to nasz spos�b my�lenia, m�odzie�cze, jest tak przera�liwie b��dny i bezwarto�ciowy? � zapyta� doktor Hammerfield, a w g�osie jego i ca�ej postawie uwydatni�o si� co� niemi�ego. � Jeste�cie metafizycy. Za pomoc� metafizyki mo�na dowie�� wszystkiego. A dokonawszy tego, ka�dy metafizyk mo�e ka�demu innemu metafizykowi udowodni� ku swemu zadowoleniu, �e tamten si� myli. Jeste�cie anarchistami w dziedzinie my�li. Jeste�cie ob��kani, wy, tw�rcy wszech�wiat�w. Ka�dy z was �yje we wszech�wiecie w�asngo wyrobu, utworzonym z jego w�asnych pragnie� i fantazji. Nie znacie rzeczywistego �wiata, w kt�rym �yjecie, a na wasze my�lenie nie ma w tym rzeczywistym �wiecie miejsca, chyba jako na objaw umys�owego' schorzenia. Czy wiecie, co mi si� przypomnia�o, gdy siedzia�em przy stole s�uchaj�c, jak m�wicie i m�wicie bez ko�ca? Przypominali�cie mi �ywcem �wiat �redniowiecznych scholastyk�w, kt�rzy z powag� i uczenie rozprawiali o fascynuj�cej kwestii, ile anio��w mo�e ta�czy� na ko�cu ig�y. C�, �askawi panowie, jeste�cie tak oddaleni od �ycia umys�owego dwudziestego stulecia, jak india�ski zaklinacz odprawiaj�cy swe czary w puszczy dziewiczej dziesi�� tysi�cy lat temu. Ernest m�wi� z uniesieniem i pasj�. Twarz mu p�on�a, oczy miota�y b�yski, a szcz�ki zwiera�y si� wyzywaj�co. Ale by� to tylko jego spos�b bycia. Zawsze pobudza� ludzi. Jego mia�d��cy jak m�ot, gwa�towny spos�b atakowania wytr�ca� ich z r�wnowagi. Tak te� sta�o si� teraz. Biskup Morehouse pochyli� si� naprz�d i s�ucha� z uwag�. Rumieniec zdenerwowania i gniewu wyp�yn�� na twarz doktora Hammerfielda. Pozostali te� byli rozj�trzeni, a niekt�rzy u�miechali si� z wyrazem wy�szo�ci i rozbawienia. Ja by�am tym zachwycona. Rzuci�am okiem na ojca i ogarn�� mnie strach, �e �akrztusi si� �miechem na widok skutk�w wybuchu tej bomby ludzkiej, kt�r� sam rzuci� mi�dzy nas. � U�ywa pan bardzo nieokre�lonych poj�� � przerwa� doktor Hammerfield � mo�e pan sprecyzuje, co ma pan na my�li, nazywaj�c nas metafizykami? � Nazywam was metafizykami, bo rozumujecie metafizycznie � ci�gn�� Ernest. � Wasze metody rozumowania s� przeciwie�stwem metod naukowych. Wasze wnioski nie maj� �adnej podstawy. Mo�ecie dowie�� wszystko i nic i nie znajdzie si� po�r�d was nawet dw�ch, kt�rzy zgodz� si� w jakiej� sprawie. Ka�dy z was si�ga we w�asn� �wiadomo��, by wyja�ni� i siebie, i wszech�wiat. Ale t�umaczy� �wiadomo�� przez �wiadomo�� to tyle, co chcie� unie�� si� w powietrze ci�gn�c za w�asny pasek. � Nie rozumiem � rzek� biskup Morehouse. � Zdaje mi si�, �e wszelkie sprawy umys�u s� metafizyczne. Najbardziej �cis�a i przekonywaj�ca z nauk, matematyka, jest czyst� metafizyk�. Ka�dy proces my�lowy w rozumowaniu naukowym jest metafizyczny. Pan chyba zgodzi si� ze mn�? � Jak sam pan powiedzia�, nie rozumiecie panowie � odpar� Ernest. � Metafizyk wnioskuje dedukcyjnie, wychodz�c z w�asnej �wiadomo�ci. Uczony wnioskuje indukcyjnie, wychodz�c z fakt�w do�wiadczalnych. Rozumowanie metafizyka biegnie od teorii do fakt�w, uczonego � od fakt�w do teorii. Metafizyk szuka w sobie wyja�nienia wszech�wiata, uczony szuka we wszech�wiecie wyja�nienia siebie. � Chwa�a ci, Panie, �e nie jeste�my uczonymi � mrukn�� pob�a�liwie doktor Hammerfield. � A kim wobec tego jeste�cie? � zapyta� Ernest. � Filozofami. � T�dy was wiedli � roze�mia� si� Ernest. � Porzucili�cie rzeczywisty i twardy grunt, by unie�� si� w powietrze, maj�c s�owo za narz�dzie losu. Ale zejd�cie �askawie na ziemi� i powiedzcie dok�adnie, co rozumiecie przez filozofi�. � Filozofia jest � tu doktor Hammerfield przerwa� i wymownie odchrz�kn�� � czym�, co mo�na okre�li� w spos�b zrozumia�y tylko dla umys��w i temperament�w filozoficznych. Ograniczony badacz z nosem w prob�wce nie potrafi zrozumie� filozofii. Ernest zlekcewa�y� zaczepk�. Zawsze mia� zwyczaj odwraca� ostrze w stron� przeciwnika. Uczyni� to i teraz, a twarz jego ja�nia�a �yczliwo�ci� i g�os brzmia� przyja�nie. � A zatem zrozumie pan niew�tpliwie moj� definicj� filozofii. Nim jednak j� podam, poprosz� pana o zachowanie metafizycznego milczenia, chyba �e zdo�a pan wskaza� w niej b��d. Filozofia jest po prostu najszersz� ze wszystkich nauk. Metoda rozumowania jest w niej ta sama co w ka�dej poszczeg�lnej dziedzinie nauki i we wszystkich dziedzinach nauki razem wzi�tych. A dzi�ki tej samej metodzie rozumowania, metodzie indukcyjnej, filozofia zespala wszystkie dziedziny nauki w jedn� wielk� nauk�. Jak m�wi Spencer, dane jakiejkolwiek dziedziny nauki s� cz�ciowo ujednolicon� wiedz�. Filozofia ujednolica wiedz�, na kt�r� sk�adaj� si� wszystkie dziedziny nauki. Filozofia jest nauk� nauk, mistrzyni� nauk, prosz� �askawych pan�w. Jak wam podoba si� moja definicja? � Bardzo godna uwagi, bardzo � odmrukn�� bez przekonania doktor Hammerfield. Lecz Ernest by� bezlitosny. � Pami�tajcie, panowie � uprzedzi� � �e moja definicja jest zab�jcza dla metafizyki. Je�li teraz nie wytkniecie w niej b��du, nie b�dziecie p�niej mogli wysuwa� argument�w metafizycznych. Musicie i�� przez �ycie szukaj�c tego b��du i zachowuj�c metafizyczne milczenie, dop�ki go nie znajdziecie. Ernest zamilk� i czeka�. Zapanowa�a przykra cisza. Doktor Hammerfield by� dotkni�ty. By� tak�e zaskoczony. Mia�d��cy atak Ernesta pozbawi� go pewno�ci siebie. Nie by� przyzwyczajony do prostej i bezpo�redniej metody dyskusji. Rozejrza� si� wok� sto�u szukaj�c pomocy, lecz nikt z ni� nie po�pieszy�. Dostrzeg�am, �e ojciec os�ania serwetk� u�miech. � Jest jeszcze inna droga zdemaskowania metafizyk�w � rzek� Ernest, gdy doktor Hammerfield by� ju� ca�kowicie zdetonowany. � S�dzi� ich wed�ug ich dzie�. C� oni zdzia�ali dla ludzko�ci poza budow� zanik�w powietrznych i braniem w�asnych cieni za bog�w? Mo�e zdo�ali rozbawi� nieco ludzko��, to prawda. Lecz jakie przynie�li jej namacalne dobra? Filozofowali, je�li mi wolno nadu�y� tego s�owa, o sercu jako siedzibie uczu�, podczas gdy uczeni formu�owali wiedz� o kr��eniu kiwi. Deklamowali o zarazie i g�odzie jako dopustach bo�ych, podczas kiedy uczeni budowali spichrze i kanalizowali miasta. Tworzyli b�stwa na sw�j w�asny obraz i podobie�stwo, wtedy gdy uczeni budowali drogi i mosty. Opisywali ziemi� jako p�pek wszech�wiata, gdy uczeni odkrywali Ameryk�, a si�gaj�c w przestrze� do gwiazd � odkrywali ich prawa. S�owem, metafizycy nie zrobili nic, absolutnie nic dla ludzko�ci. Krok za krokiem musieli cofa� si� przed pochodem nauki. W miar� jak naukowo stwierdzone fakty obala�y ich subiektywne t�umaczenie rzeczy, tworzyli nowe subiektywne t�umaczenie spraw �wiata obejmuj�ce tak�e te ostatnio stwierdzone fakty. I nie w�tpi�, �e to w�a�nie robi� b�d� a� po kres czas�w. Metafizyk, szanowni panowie, jest zaklinaczem. R�nica mi�dzy wami a Eskimosem, kt�ry sporz�dza sobie bog�w przybranych w futro i �ywi�cych si� wielorybim t�uszczem, to po prostu r�nica wielu tysi�cleci stwierdzonych fakt�w, to wszystko. � A jednak my�l Arystotelesa rz�dzi�a Europ� przez dwana�cie wiek�w � obwie�ci� uroczy�cie doktor Ballingford. � A przecie� Arystoteles by� metafizykiem. Doktor Ballingford rozejrza� si� doko�a i zebra� w nagrodzie aprobuj�ce u�miechy i skinienia g��w. � Pa�ski przyk�ad jest bardzo nieudany � odrzek� Ernest. � M�wi pan o nader mrocznym okresie dziej�w. Nazywamy nawet ten okres Ciemnowieczem. By�y to czasy opanowania nauki przez metafizyk�w, czasy, kiedy fizyka polega�a na szukaniu kamienia filozoficznego, chemia by�a alchemi�, astronomia za� astrologi�. Smutne by�o to w�adztwo my�li Arystotelesa! Doktor Ballingford spojrza� niezadowolony. Zaraz jednak twarz mu poja�nia�a i rzek�: � Przyjmuj�c nawet pos�pny obraz, jaki pan nakre�li�, musi pan jednak przyzna�, �e w metafizyce zawiera�a si� jaka� si�a, skoro zdo�a�a wydoby� ludzko�� z tego mrocznego okresu i sprowadzi� o�wiecenie wiek�w p�niejszych. � Metafizyka nie mia�a z tym nic wsp�lnego � odpar� Ernest. � Co? � zawo�a� doktor Hammerfield. � Czy wi�c nie oderwane my�lenie doprowadzi�o do odkrywczych podr�y? � Ach, drogi panie � u�miechn�� si� Ernest � my�la�em, �e nie ma ju� pan g�osu: nie znalaz� pan jak dot�d b��du w mojej definicji filozofii. Nie ma pan teraz gruntu pod nogami. Ale tak jest z ka�dym metafizykiem, wi�c panu wybaczam. I powtarzam, �e metafizyka nic z tym nie ma wsp�lnego. Chleb z mas�em, jedwabie i klejnoty, pieni�dze, a tak�e przypadkowe zamkni�cie l�dowych szlak�w handlowych do Indii � takie by�y przyczyny podr�y i odkry�. Z upadkiem Konstantynopola w roku 1453 Turcy przeci�li karawanom drog� do Indii. Kupcy europejscy musieli szuka� innego szlaku. I to. by�o pierwotn� przyczyn� podr�y odkrywczych. Kolumb wyruszy� na poszukiwanie nowej drogi do Indii. M�wi� o tym wszystkie podr�czniki historii. Przy tej okazji stwierdzono nowe w�a�ciwo�ci, wymiary i kszta�ty ziemi i system Ptolemeusza musia� zgasn��. Doktor Hammerfield �achn�� si�. � Nie zgadza si� pan ze mn�? � zapyta� Ernest. � W czym wi�c si� myl�? � Mog� tylko podtrzyma� raz jeszcze m�j punkt widz�nia � odpar� zgry�liwie doktor Hammerfield. � Za d�uga historia, by w ni� si� teraz wdawa�. � �adna historia nie jest za d�uga dla uczonego � rzek� �agodnie Ernest. � Dlatego te� uczony dociera do celu. Dlatego w�a�nie dotar� i do Ameryki. Nie b�d� opisywa�a ca�ego wieczoru, cho� z rado�ci� przywo�uj� wspomnienia ka�dej chwili, (ka�dego szczeg�u tych pierwszych godzin mej znajomo�ci z Ernestem Everhardem. Sp�r szala�, wdali si� w niego wszyscy, przej�ci i rozgor�czkowani, zw�aszcza kiedy Ernest nazwa� ich romantykami filozofii i budowniczymi zamk�w na lodzie. A za ka�dym razem odsy�a� ich do fakt�w. �Fakty, panowie, nieodparte fakty!" � wo�a� z tryumfem, wysadzaj�c kt�rego� z nich z siod�a. Je�y� si� ca�y od fakt�w. Zarzuca� ich nimi, zap�dza� w kozi r�g, bombardowa� bez przerwy ca�ymi salwami fakt�w. � Pan zdaje si� by� kap�anem w �wi�tyni faktu � pr�bowa� szydzi� doktor Hammerfield. � Nie ma Boga opr�cz Faktu, a pan Everhard prorokiem jego � parafrazowa� doktor Ballingford. Ernest przytakn�� z u�miechem. � Jestem jak mieszkaniec Teksasu � powiedzia�. A gdy go naciskano, wyja�ni�: � Bo, prosz� pan�w, w Missouri na przyk�ad m�wi� zawsze: �musisz mi pokaza�". Ale w Teksasie m�wi�: �musisz mi da� to do r�ki". Z czego wida�, �e Teksasczyk nie jest metafizykiem. Kiedy indziej, gdy Ernest stwierdzi�, �e filozof metafizyczny nie zdo�a�by nigdy wytrzyma� pr�by prawdy, doktor Hammerfield nagle zapyta�: � A co jest pr�b� prawdy, m�odzie�cze? Niech�e pan �askawie wyja�ni nam to, nad czym tak d�ugo �amali sobie g�owy m�drzejsi od pana. � Ch�tnie � odpar� Ernest, a jego pewno�� siebie rozdra�ni�a tamtych. � M�drcy tak d�ugo �amali sobie g�owy nad prawd�, bo gonili za ni� w ob�okach. Gdyby pozostali na twardym gruncie, znale�liby j� z �atwo�ci�, A nawet przekonaliby si�, �e sami wypx�bowuj� prawd� ca�ym swoim �yciem, ka�dym czynem i my�l�. � Pr�ba, pr�ba � powt�rzy� niecierpliwie doktor Hammerfield. � Daruj pan sobie wst�py. Daj nam to, czego tak d�ugo szukamy � daj nam pr�b�, daj miernik prawdy. Je�li to uczynisz, b�dziemy jako bogowie. W jego s�owach i tonie brzmia� drwi�cy i nieuprzejmy sceptycyzm, w kt�rym smakowa�a po cichu wi�kszo�� obecnych, cho� biskup Morehouse nie by� tym zachwycony. � Doktor Jordan sformu�owa� to bardzo wyra�nie � rzek� Ernest. � Jego miernik prawdy brzmi: czy dzia�a skutecznie? Czy mo�na zawierzy� jej �ycie? � Ba! � mrukn�� lekcewa��co doktor Hammerfield. � Nie wzi�� pan pod uwag� biskupa Berkeleya. Nikt jak dot�d nie zdo�a� mu odpowiedzie�. � Najszlachetniejszy spo�r�d metafizyk�w � roze�mia� si� Ernest. � Ale pa�ski przyk�ad jest bardzo nieszczeg�lny. Berkeley sam przyzna�, �e jego metafizyka nie funkcjonowa�a skutecznie. Doktor Hammerfield zap�on�� gniewem sprawiedliwego. Wygl�da�, jakby przy�apa� Ernesta na kradzie�y czy k�amstwie. � M�odzie�cze � zagrzmia� � to twierdzenie jest tyle� warte co wszystkie pa�skie dzisiejsze wywody. To licha i niczym nie poparta teza. � Czuj� si� ca�kowicie zmia�d�ony � b�kn�� potulnie Ernest. � Nie wiem tylko, co mnie uderzy�o. Mo�e mi pan to po�o�y na d�oni, doktorze. � Owszem, ch�tnie � wybuchn�� doktor Hammerfield. � Bo sk�d pan mo�esz wiedzie�? Nie s�ysza�e� pan, by biskup Berkeley przyznawa�, �e z jego metafizyki nic skutecznego nie wysz�o. Nie masz pan na to dowodu. M�odzie�cze, jego metafizyka zawsze by�a skuteczna. � Uwa�am za dow�d, �e metafizyka Berkeleya nie dzia�a�a skutecznie, to � Ernest urwa� i spokojnie przeczeka� chwil� � to, �e Berkeley niezmiennie przechodzi� przez drzwi, nie za� przez mury. �e swoje �ycie zawierza� realnym kawa�kom rostbefu i chleba z mas�em. �e goli� si� brzytw�, kt�ra skutecznie usuwa�a zarost z jego twarzy. � Ale� to s� wszystko rzeczy powszednie! � wykrzykn�� doktor Hammerfield. � Metafizyka jest spraw� umys�u. � I funkcjonuje skutecznie w umy�le? � spyta� �agodnie Ernest. Tamten skin�� g�ow�. � I nawet ca�e ch�ry anielskie potrafi� ta�czy� na ko�cu ig�y � w umy�le � ci�gn�� z zastanowieniem Ernest. � I �ywi�cy si� wielorybim t�uszczem, przybrany w futra bo�ek mo�e istnie� i funkcjonowa� � w umy�le. I nie ma na to �adnych przeciwdowod�w � w umy�le. Przypuszczam, doktorze, �e pan �yje w umy�le? � M�j umys� jest moim kr�lestwem � zabrzmia�a odpowied�. � To tylko inny spos�b stwierdzenia, �e �yje pan w ob�okach. Ale na obiad z pewno�ci� pan wraca na ziemi�; albo je�li nast�pi trz�sienie ziemi. Czy te�, doktorze, chce pan powiedzie�, �e nie �ywi pan obaw, by w czasie trz�sienia ziemi jaka� niematerialna ceg�a trafi�a w pa�skie niematerialne cia�o? Przy tych s�owach r�ka doktora Hammeorfielda zupe�nie odruchowo dotkn�a czaszki, gdzie pod w�osami kry�a si� blizna. Jak si� okaza�o, Ernest mimo woli natrafi� na czu�e miejsce. Doktor Hammerfield omal nie zosta� zabity podczas wielkiego trz�sienia ziemi przez padaj�cy komin. Zebrani wybuchn�li �miechem. � A wi�c? � spyta� Ernest, gdy weso�o�� ucich�a � jakie� s� przeciwdowody? W�r�d og�lnego milczenia powt�rzy� raz jeszcze: � Wi�c. � Po czym doda�: � Owszem, dobry, ale ju� nie tak dobry ten pa�ski argument. Lecz doktor Hammerfield, chwilowo zmia�d�ony, nie reagowa� i bitwa potoczy�a si� w innych kierunkach. Punkt po punkcie Ernest zbija� twierdzenia teolog�w. Kiedy m�wili, �e znaj� klas� robotnicz�, wy�o�y� im podstawowe o niej prawdy, o kt�rych nie mieli poj�cia, i domaga� si� przeciwdowod�w. Wskazywa� im fakty, zawsze tylko fakty, zawraca� ich z podniebnych wycieczek i �ci�ga� z powrotem na twardy grunt ziemi i fakt�w. Jak dok�adnie o�ywa przede mn� ta scena! S�ysz� go ponownie, s�ysz� bojowe nuty jego g�osu, kiedy w nich wali� faktami, a ka�dym faktem uderza� wielokrotnie. By� bezlitosny. Nie prosi� o pardon i sam go nie dawa�. Nie zapomn� nigdy ci�g�w, jakie im sprawi� na ko�cu, � Wiele razy przyznali�cie dzisiaj, panowie, wprost lub daj�c dowody swej ignorancji, �e nie znacie wcale klasy robotniczej. Ale nie mo�na was za to pot�pia�. Sk�d mieliby�cie wiedzie� cokolwiek o robotnikach? Nie mieszkacie w tych samych dzielnicach co oni. Gnie�dzicie si� razem z klas� kapitalistyczn� w innych zupe�nie stronach. Bo i dlaczeg�by nie? Klasa kapitalistyczna op�aca was, od�ywia i okrywa wam grzbiety tymi ubraniami, kt�re dzi� macie na sobie. W zamian wy g�osicie w�r�d waszych pracodawc�w gatunek metafizyki, jaki najbardziej im odpowiada. A ten gatunek tak im odpowiada, bo nie zagra�a ustanowionemu porz�dkowi spo�ecznemu. Wok� sto�u rozleg�y si� sprzeciwy. � Ach, nie kwestionuj� waszej szczero�ci � ci�gn�� Ernest. � Jest niew�tpliwa. G�osicie to, w co wierzycie. Na tym polega wasza si�a i warto�� � dla klasy kapitalistycznej. Lecz gdyby wasza wiara zmieni�a si� w co�, co zagra�a ustanowionemu porz�dkowi, wasze nauki sta�yby si� nie do przyj�cia dla waszych pracodawc�w i zostaliby�cie wtedy usuni�ci. Raz po raz spotyka to kogo� z was. Czy nie mam racji? Tym razem nie by�o sprzeciwu. Wszyscy potakiwali w milczeniu, z wyj�tkiem doktora Hammerfielda, kt�ry rzek�: � ��da si� dymisji, gdy czyje� my�lenie jest b��dne. � Czyli inaczej m�wi�c, gdy to my�lenie jest nie do przyj�cia � odpar� Ernest, po czym ci�gn�� dalej: � Tote� powtarzam wam, id�cie swoj� drog�, g�o�cie kazania pobierajcie zap�at�, ale na mi�o�� bosk�, dajcie spok�j klasie robotniczej. Nale�ycie do obozu wroga. Nie macie nic wsp�lnego z klas� robotnicz�. Wasze r�ce s� wydelikacone przez prac�, jak� inni za was wykonali. Wasze brzuchy sp�cznia�y od jedzenia. (Tu doktor Ballingford drgn��, a oczy wszystkich skupi�y si� na jego opas�ym ka�dunie. M�wiono, �e od lat ju� nie widzia� w�asnych n�g). A wasze m�zgi pe�ne s� doktryn, na kt�rych spoczywa ustanowiony porz�dek. Jeste�cie takimi samymi najemnikami (uczciwymi najemnikami, przyznaj�) jak �o�nierze gwardii szwajcarskiej. B�d�cie wierni waszej naturze i tym, co wam p�ac�: strze�cie swymi kazaniami interes�w waszych pracodawc�w, ale nie przychod�cie do klasy robotniczej s�u�y� jej za fa�szywych przyw�dc�w. Nie mo�ecie uczciwie nale�e� do tych dw�ch oboz�w na raz. Klasa robotnicza umia�a obej�� si� bez was. Wierzcie mi, �e potrafi to nadal. Co wi�cej, lepiej da sobie rad� bez was ni� z wami. ROZDZIA� DRUGI WYZWANIE Gdy go�cie si� rozeszli, ojciec pad� na fotel i wybuchn�� niepowstrzymanym �miechem. Od �mierci mojej matki nie widzia�am, by �mia� si� tak serdecznie. � Za�o�� si� � m�wi� ze �miechem � �e doktor Hammerfield, odk�d �yje, nie spotka� si� z czym� podobnym. �Konwenanse dysput ko�cielnych" I Czy zauwa�y�a�, jak zacz��? Niczym jagni� � mam Everharda na my�li � i jak szybko przedzierzgn�� si� w rycz�cego lwa? Ma wspaniale zdyscyplinowany umys�. By�by z niego �wietny uczony, gdyby w tym kierunku zu�ytkowa� swoj� energi�. Nie musz� chyba zaznacza�, �e Ernest Everhard do g��bi mnie zainteresowa�. Nie tylko tym, co m�wi� i jak m�wi�; zainteresowa� mnie sam cz�owiek. Nigdy dot�d takiego cz�owieka nie spotka�am. My�l�, �e w�a�nie dlatego, cho� mia�am dwadzie�cia cztery lata, nie wysz�am jeszcze za m��. Podoba� mi si�: musia�am to wyzna� sobie w duchu. A podoba� mi si� dla przyczyn, kt�re le�a�y poza zasi�giem rozumu czy logiki. Pomimo swoich wydatnych bar�w i szyi atlety zrobi� na mnie wra�enie naiwnego ch�opca. Czu�am, �e w przebraniu intelektualnego zawadiaki kryje si� delikatna i wra�liwa dusza. Wyczuwa�am to w spos�b, kt�rego nie umia�abym okre�li�, jakim� kobiecym instynktem. Jego g�os, czysty jak brzmienie pobudki, trafia� mi prosto w serce. Wci�� mia�am go w uszach. Chcia�am znowu go us�ysze� i znowu zobaczy� w jego oczach b�ysk �miechu, kt�ry zadawa� k�am niewzruszonej powadze jego twarzy. A inne jeszcze, mgliste na razie i nieokre�lone uczucia rodzi�y si� we mnie. Kocha�am go prawie, cho� jestem pewna, �e gdybym nie spotka�a go wi�cej, owe mgliste uczucia rozwia�yby si�, i z �atwo�ci� by�abym go zapomnia�a.. Ale by�o mi chyba przeznaczane spotka� go ponownie. Sprawi�y to nowe zainteresowania mojego ojca socjologi� i dyskusyjne obiady, jakie urz�dza�. Ojciec nie by� socjologiem. W ma��e�stwie z moj� matk� by� bardzo szcz�liwy, a i badania w jego ulubionej dziedzinie, fizyce, dawa�y mu ca�kowite zadowolenie. Kiedy jednak matka umar�a, dotychczasowa praca nie mog�a wype�ni� mu pustki. Z pocz�tku bez wi�kszego zapa�u si�gn�� do filozofii; a potem, coraz bardziej zaciekawiony, przeszed� do ekonomii i socjologii. Mia� silne poczucie sprawiedliwo�ci i niebawem ogarn�a go pasja naprawiania krzywd. Z rado�ci� przyjmowa�am te oznaki nowego zainteresowania �yciem, cho� nie mia�am wtedy poj�cia, jaki to b�dzie mie� skutek. Z ch�opi�cym entuzjazmem ojciec pogr��y� si� w nowych poszukiwaniach, nie bacz�c na to, dok�d go one wiod�. Nawyk� do pracy laboratoryjnej, tote� pok�j jadalny zmieni� teraz w laboratorium socjologiczne. Na obiady przychodzili najrozmaitsi ludzie � uczeni, politycy, bankierzy, kupcy, profesorowie, przyw�dcy zwi�zkowi, socjali�ci i anarchi�ci. Ojciec pobudza� ich do dyskusji, a sam bada� ich my�li o �yciu i spo�ecze�stwie. Ernesta pozna� na kr�tko przed �wieczorem kaznodziej�w". A kiedy ju� go�cie poszli, dowiedzia�am si�, jak go spotka� pewnego dnia na ulicy, gdy przystan��, by us�ysze�, co m�wi do t�umu robotnik�w jaki� cz�owiek przemawiaj�cy z improwizowanej trybuny. Cz�owiekiem na trybunie ze skrzynki by� Ernest. Nie znaczy to, �e by� pospolitym m�wc� ulicznym. Zajmowa� wysokie stanowisko we w�adzach partii socjalistycznej, by� jednym z jej przyw�dc�w i uznanym autorytetem w zakresie filozofii socjalizmu. Ale mia� jaki� dar wyra�ania rzeczy zawi�ych bardzo jasnym j�zykiem, by� urodzonym pedagogiem i popularyzatorem i nie gardzi� skrzynk� uliczn� jako �rodkiem wyja�niania robotnikom zagadnie� ekonomii. Ojciec przystan��, s�ucha�, zainteresowa� si�, po czym um�wi� si� z nim na spotkanie, a gdy ju� znajomo�� by�a na dobre zawarta, zaprosi� Ernesta na kaznodziejski obiad. Po tym obiedzie opowiedzia� mi ojciec nieliczne znane sobie fakty z jego �ycia. Ernest urodzi� si� w rodzinie robotniczej, chocia� pochodzi� ze starego rodu Everhard�w, kt�rzy od dwustu lat mieszkali w Ameryce. Maj�c lat dziesi�� zacz�� pracowa� w fabryce, potem by� czeladnikiem, wreszcie za� kowalem. By� samoukiem, nauczy� si� niemieckiego i francuskiego i gdy go pozna�am, zarabia� na skromne �ycie t�umacz�c dzie�a naukowe i filozoficzne dla borykaj�cego si� z losem socjalistycznego wydawnictwa w Chicago. Zarobki te powi�ksza�y troch� honoraria wp�ywaj�ce czasami ze sprzeda�y jego w�asnych prac z zakresu ekonomii i filozofii. Tyle dowiedzia�am si� o nim tego dnia. I d�ugo nie mog�am zasn�� ws�uchuj�c si� wyobra�ni� w d�wi�k jego g�osu. Przestraszy�y mnie w�asne my�li. Ernest by� tak inny ni� ludzie mojej klasy, tak obcy i tak silny. Ta jego si�a napawa�a mnie zachwytem i l�kiem, gdy� galopuj�ca fantazja unosi�a mnie coraz dalej, a� zacz�am w nim widzie� kochanka i m�a. Zawsze s�ysza�am, �e si�a m�czyzny poci�ga nieodparcie kobiet�, ale on by� za silny. �Nie! � zawo�a�am � nie! To niemo�liwe, to bez sensu!" Ale nazajutrz zbudzi�am si� z pragnieniem, by zobaczy� go znowu. Chcia�am widzie�, jak z bojowym akcentem w g�osie poskramia przeciwnik�w w dyskusji; zobaczy�, jak z ca�� sw� si�� i pewno�ci� siebie pogn�bia zarozumia�ych, jak ich wytr�ca z utartych kolei my�li. Nie przeszkadza�o mi to zawadiactwo. By pos�u�y� si� jego w�asnym zwrotem, �by�o skuteczne", dawa�o wyniki. A poza tym warte by�o widzenia. Podnieca�o jak pierwsze strza�y bitwy. Min�o Mika dni, w ci�gu 'kt�rych czyta�am ksi��ki Ernesta po�yczone od ojca. Jego pisane s�owo by�o jak s�owo m�wione, jasne i przekonywaj�ce. Sko�czona prostota tego s�owa przekonywa�a nawet, gdy si� jeszcze w�tpi�o. Mia� dar przejrzysto�ci. Jego obja�nienia by�y wprost znakomite. Lecz mimo zalet stylu wiele rzeczy mi si� nie podoba�o. Zbyt wielki nacisk k�ad� na to, co nazywa� walk� klasow�, na antagonizm mi�dzy prac� i kapita�em, na sprzeczno�� interes�w. Ojciec ze �miechem powt�rzy� mi opini� doktora Hammerfielda o Erne�cie, kt�ra brzmia�a, �e jest to �bezczelny szczeniak, rozzuchwalony w�t�� i niedok�adn� wiedz�". Poza tym doktor Hammerfield zastrzeg� si�, �e nie chce wi�cej Ernesta widzie�. Natomiast biskup Morehouse zainteresowa� si� nim i pragn�� nowego spotkania. �Dzielny m�odzieniec � powiedzia� �� i bardzo �ywy, bardzo, bardzo �ywy. Tylko troch� zbyt pewny siebie, zanadto pewny siebie". Kt�rego� popo�udnia ojciec przyprowadzi� Ernesta. Biskup przyszed� ju� wcze�niej i siedli�my na werandzie do podwieczorku. Nawiasem m�wi�c, pobyt Ernesta w Berkeley spowodowany by� tym, �e ucz�szcza� na specjalne kursy biologii na uniwersytecie i du�o pracowa� nad now� ksi��k� pod tytu�em �Filozofia i rewolucja". Weranda sta�a si� nagle jakby za ciasna, kiedy przyszed� Ernest. Nie �eby taki by� du�y � mia� wszystkiego metr siedemdziesi�t pi�� wzrostu, ale jakby promieniowa� wielko�ci�. Gdy przystan��, by mnie przywita�, by� odrobink� zmieszany, co dziwnie k��ci�o si� z jego zuchwa�ymi oczyma i mocnym, zdecydowanym u�ciskiem podanej mi d�oni. Wzrok jego by� przy tym r�wnie zdecydowany i pewny. Zdawa�am si� w nim czyta� tym razem jakie� pytanie, a Ernest jak poprzednio d�ugo mi si� przygl�da�. � Czyta�am pa�sk� �Filozofi� klasy robotniczej" � powiedzia�am, a jego oczy poja�nia�y zadowoleniem. � I oczywi�cie � odpar� � wzi�a pani pod uwag�, dla jakiego czytelnika ksi��ka jest przeznaczona? � Oczywi�cie. I w�a�nie dlatego mam z panem na pie�ku � rzuci�am wyzwanie. � Ja te� mam z panem na pie�ku, panie Everhard � rzek� biskup Morehouse. Ernest wzruszy� beztrosko ramionami i wzi�� z moich r�k fili�ank� herbaty. Biskup sk�oni� si� daj�c mi pierwsze�stwo. � Pan sieje nienawi�� klasow� � powiedzia�am. � Uwa�am za rzecz z��, a nawet wyst�pn� odwo�ywanie si� do wszystkiego, co brutalne i ograniczone w klasie robotniczej. Nienawi�� klasowa jest antyspo�eczna i, jak mi si� zdaje, antysocjalistyczna. � Nie przyznaj� si� do winy � odpar�. � Nienawi�ci klasowej nie ma ani w tek�cie, ani w duchu tego wszystkiego, co kiedykolwiek pisa�em. � Oo! � zawo�a�am z wyrzutem; si�gn�am po, ksi��k� i otworzy�am j�. Wypi� �yk herbaty i u�miechn�� si� do mnie, gdy przewraca�am kartki. � Strona sto trzydziesta druga � zacz�am czyta� g�o�no: � �A zatem walka klasowa istnieje w obecnym stadium rozwoju spo�ecznego mi�dzy pracodawcami i pracuj�cymi". Spojrza�am na niego z tryumfem. � Nie ma tu wzmianki o nienawi�ci klasowej � odrzek� z u�miechem. � Ale� � powiedzia�am � sam pan pisze �walka klasowa". � Rzecz zupe�nie r�na od nienawi�ci klasowej. I niech mi pani wierzy, nie jeste�my siewcami nienawi�ci. M�wimy, �e walka klas jest prawem rozwoju spo�ecznego. Nie jeste�my za ni� odpowiedzialni. Nie tworzymy walki klas. Wyja�niamy j� tylko, jak Newton wyja�nia� prawo ci��enia. Wyja�niamy istot� sprzeczno�ci interes�w, kt�ra jest przyczyn� walki klas. � Przecie� nie powinno by� sprzeczno�ci interes�w! � zawo�a�am. � Ca�kowicie z pani� si� zgadzam � odpar�. � I my socjali�ci d��ymy w�a�nie do tego � do zniesienia sprzeczno�ci interes�w. Przepraszam pani�, ale chcia�bym tu przeczyta� wyj�tek. � Wzi�� ksi��k� i odwr�ci� kilka stron. � Strona sto dwudziesta sz�sta: �Cykl walk klasowych, kt�ry rozpocz�� si� z upadkiem pierwotnego, plemiennego komunizmu i z powstaniem w�asno�ci prywatnej, sko�czy si� wraz z zanikiem prywatnej w�asno�ci �rodk�w produkcji". � Nie zgadzam si� z panem � wtr�ci� biskup; lekki rumieniec zabarwi� mu blad�, ascetyczn� twarz, zdradzaj�c napi�cie uczu�. � Pa�ska przes�anka jest b��dna. Nie ma takiej rzeczy jak sprzeczno�� interes�w mi�dzy prac� i kapita�em � czy te� raczej nie powinno jej by�. � Dzi�kuj� � rzek� Ernest z powag�. � Ostatnim swoim zdaniem zwr�ci� mi pan przes�ank�. � Ale dlaczego mia�aby istnie� sprzeczno��? � spyta� z przej�ciem biskup. Ernest wzruszy� ramionami. � Bo taka wida� jest ju� nasza natura. � Kiedy nie jest taka! � zawo�a� biskup. � Czy ma pan na my�li cz�owieka idealnego? � zapyta� Ernest � bezinteresownego i podobnego Bogu, a tak rzadkiego na �wiecie, �e w praktyce nie istnieje? Czy te� ma pan na my�li przeci�tnego cz�owieka, zwyk�ego i pospolitego? � Zwyk�ego i pospolitego cz�owieka � brzmia�a odpowied�. � Takiego, kt�ry jest s�aby, b��dz�cy, sk�onny do upadku? Biskup Morehouse skin�� g�ow�. � Ma�ostkowego i samoluba. Znowu skinienie g�ow�. � Uwaga! � ostrzeg� Ernest. � Powiedzia�em �samolubnego". � Przeci�tny cz�owiek jest samolubny � potwierdzi� odwa�nie biskup. � I po��da wszystkiego, co tylko mo�e zdoby�. � Po��da wszystkiego, co tylko mo�e zdoby� � to smutne, ale prawdziwe. � W takim razie ju� pana pokona�em. � Szcz�ki Ernesta zwar�y si� jak potrzask. � Niech mi pan pozwoli obja�ni�. We�my na przyk�ad cz�owieka, kt�ry pracuje jako tramwajarz. � Nie m�g�by pracowa�, gdyby nie istnia� kapita� � przerwa� biskup. � To prawda. Ale przyzna pan z drugiej strony, �e kapita� musia�by zgin��, gdyby mu praca nie zapewnia�a dywidend. Biskup milcza�. � Przyzna pan? � nalega� Ernest. Biskup przytakn��. � W takim razie nasze twierdzenia znosz� si� nawzajem � powiedzia� Ernest rzeczowym tonem � i wracamy do punktu wyj�cia. Zacznijmy wi�c na nowo. Tramwajarz dostarcza pracy. Akcjonariusz dostarcza kapita�u. Wsp�lnym wysi�kiem tramwajarza i kapitalisty zarabia si� pieni�dze. Obie strony dziel� mi�dzy siebie zarobione pieni�dze. Udzia� kapitalisty nazywa si� �dywidend�", udzia� robotnika �p�ac�". � S�usznie� przerwa� biskup � i nie ma �adnego powodu, by ten podzia� nie odbywa� si� przyja�nie. � Zapomnia� pan ju� o tym, na co�my si� obydwaj zgodzili � odpar� Ernest. � Zgodzili�my si�, �e cz�owiek przeci�tny jest samolubem. Taki jest, jak jest. A pan ju� ulatuje w ob�oki i urz�dza podzia� mi�dzy takimi lud�mi, jakimi powinni by�, ale nie s�. Wr��my jednak na ziemi�. Samolubny robotnik chce otrzyma� z podzia�u, ile tylko si� da. Samolubny kapitalista te� chce otrzyma� z podzia�u, ile tylko si� da. Gdy ilo�� jakich� d�br jest ograniczona, a z dw�ch ludzi ka�dy chce ich otrzyma� jak najwi�cej dla siebie, powstaje sprzeczno�� interes�w. To jest w�a�nie sprzeczno�� mi�dzy prac� i kapita�em. I jest to sprzeczno�� nie do pomini�cia. Jak d�ugo istnie� b�d� robotnicy i kapitali�ci, trwa� b�dzie ich sp�r o podzia�. Gdyby pan dzisiaj by� w San Francisco, musia�by pan chodzi� piechot�. Wszystkie tramwaje stoj�. � Nowy strajk? � zapyta� z niepokojem biskup. � Tak, spieraj� si� o podzia� dochodu z tramwaj�w miejskich. Biskup Morehouse bardzo si� tym przej��. � To �le! � zawo�a�. � To wielka kr�tkowzroczno�� ze strony robotnik�w. Jak mog� spodziewa� si�, �e zachowaj� nasz� sympati�... � Je�eli z ich powodu musimy chodzi� piechot� � doko�czy� z ironi� Ernest. Lecz biskup Morehouse nie zwr�ci� na to uwagi i ci�gn�� dalej: � Ich pogl�d na rzeczy jest zbyt w�ski. Ludzie powinni by� lud�mi, a nie zwierz�tami. Teraz b�d� zn�w gwa�ty i morderstwa, p�acz�ce sieroty i wdowy. Kapita� i praca powinny �y� w przyja�ni. Powinny i�� r�ka w r�k�, pracuj�c dla wzajemnych korzy�ci. � I zn�w pan wzbi� si� w ob�oki � sucho zauwa�y� Ernest. � Prosz� zej�� na ziemi�. I pami�ta�, �e jak stwierdzili�my obaj, przeci�tny cz�owiek jest samolubem. � Ale nie powinien nim by�! � wykrzykn�� biskup. � Tu ja znowu zgadzam si� z panem � odrzek� Ernest. � Nie powinien by� samolubem, ale b�dzie nim, dop�ki b�dzie �y� w ustroju spo�ecznym opartym na etyce �wi�. Biskup os�upia�, a ojciec parskn�� �miechem. � Tak jest, na etyce �wi� � powt�rzy� bez skrupu��w Ernest. � Taki jest sens kapitalistycznego ustroju. I tego w�a�nie broni wasz ko�ci�, to g�osicie z ambon, ilekro� na nie wejdziecie. Etyk� �wi�! Inaczej nie mo�na jej nazwa�. Biskup Morehouse wzrokiem wezwa� mego ojca na pomoc. Ojciec jednak roze�mia� si� i pokiwa� g�ow�. � Zdaje mi si� � powiedzia� � �e pan Everhard ma racj�. Jest to polityka laissez-faire, czyli ka�dy sobie, a komu si� nie uda, niech go diabli wezm�. Jak m�wi� pan Everhard jeszcze tamtego wieczoru, dzia�alno�� kleru polega na utrzymywaniu w spo�ecze�stwie ustanowionego porz�dku. A nasz porz�dek spo�eczny wspiera si� na tym w�a�nie fundamencie. � Ale to nie jest nauka Chrystusa! � zawo�a� biskup. � Ko�ci� nie g�osi dzisiaj nauki Chrystusa � odpar� szybko Ernest. � I dlatego robotnik nie chce mie� nic wsp�lnego z ko�cio�em. Ko�ci� godzi si� na wszystkie bestialstwa i straszne barbarzy�stwa, jakich klasa kapitalistyczna dopuszcza si� wobec klasy robotniczej. � Ko�ci� nie godzi si� na to � zaoponowa� biskup. � Ko�ci� przeciw temu nie protestuje � rzek� Ernest. � A skoro nie protestuje, to tym samym si� godzi. Bo prosz� pami�ta�, �e ko�ci� jest popierany przez klas� kapitalistyczn�. � Nigdy nie rozpatrywa�em sprawy od tej strony � powiedzia� naiwnie biskup. � Pan chyba si� myli. Wiem, �e na tym �wiecie du�o jest rzeczy smutnych i z�ych. Wiem, �e ko�ci� utraci� to, co pan nazywa proletariatem. � Proletariatu nie mieli�cie nigdy za sob� � zawo�a� Ernest. � Proletariat wyr�s� poza ko�cio�em i bez ko�cio�a. � Nie bardzo pana rozumiem � przerwa� mu niepewnie biskup. � Zaraz to wyt�umacz�. Po wprowadzeniu maszyn i fabrycznego systemu produkcji w drugiej po�owie XVIII wieku, masy pracuj�ce oderwane zosta�y od ziemi. Dawny system produkcji uleg� rozbiciu. Ludzi wyparto ze wsi i st�oczono w miastach fabrycznych. Matki i dzieci zap�dzono do pracy przy nowych maszynach. �ycie rodzinne usta�o. Warunki by�y straszne. Jest to krwawa opowie��. � Wiem, wiem o tym � przerwa� biskup Morehouse z rozpacz� maluj�c� si� na twarzy. � To by�o naprawd� straszne. Ale to sta�o si� p�tora stulecia temu. � I wtedy w�a�nie, p�tora stulecia temu, narodzi� si� wsp�czesny proletariat � ci�gn�� Ernest. � Ale ko�ci� go zignorowa�. Ko�ci� milcza�, kiedy kapitali�ci zmienili nar�d w byd�o rze�ne. Ko�ci� nie protestowa�, podobnie jak nie protestuje dzisiaj. Jak m�wi Austin Lewis nawi�zuj�c do tamtych czas�w, ci, kt�rym przykazano �Pa�cie baranki moje", patrzyli w milczeniu i bez sprzeciwu, jak te baranki sprzedawano w niewol� i zapracowywano na �mier�. Ko�ci� wtedy milcza� � i zanim p�jd� dalej, chcia�bym, aby pan ze mn� wyra�nie si� zgodzi� albo te� wyra�nie mi zaprzeczy�. Czy ko�ci� wtedy milcza�? Biskup zawaha� si�. Podobnie jak doktor Hammerfield, nie by� nawyk�y do takich w�ciek�ych �zwar�", jak to nazywa� Ernest. � Dzieje osiemnastego wieku s� spisane � nalega� Ernest. � Je�li ko�ci� nie milcza� wtedy, to jego g�os znale�� mo�na w ksi�gach. � Obawiam si�, �e ko�ci� istotnie milcza� � wyzna� biskup. � I milczy tak�e dzisiaj. � Z tym si� nie zgadzam. Ernest zamilk� na chwil�, spojrza� na przeciwnika badawczo i przyj�� wyzwanie. � Dobrze � powiedzia�. � Zobaczmy. W Chicago niekt�re kobiety pracuj� ca�y tydzie� za dziewi��dziesi�t cent�w. Czy ko�ci� zaprotestowa� przeciwko temu? � Nic o tym nie wiedzia�em. Dziewi��dziesi�t cent�w na tydzie�! To straszne! � Czy ko�ci� przeciw temu zaprotestowa�? � powt�rzy� Ernest. � Ko�ci� o tym nie wie. � Biskup walczy� z coraz wi�kszym trudem. � A jednak � rzek� Ernest szyderczo � przykazano ko�cio�owi: �Pa� baranki moje". Prosz� wybaczy� mi sarkazm � doda� po chwali � ale doprawdy mo�na z wami straci� cierpliwo��. Czy kiedy protestowali�cie wobec waszych kapitalistycznych parafian przeciw pracy dzieci w prz�dzalniach na po�udniu? Sze�cio i siedmioletnie dzieci pracuj� tam na nocnych zmianach po dwana�cie godzin. Nigdy nie ogl�daj� dobroczynnych promieni s�o�ca. Gin� jak muchy. Dywidendy p�acone s� ich krwi�. A za te dywidendy buduje si� w Nowej Anglii wspania�e ko�cio�y, gdzie wasi poczciwi kaznodzieje g�osz� przyjemne bana�y wytwornym i sytym odbiorcom tych dywidend. � Nie wiedzia�em o tym � wyszepta� z trudem biskup. Twarz mia� blad�, jakby by� bliski omdlenia. � Tak wi�c nie zaprotestowali�cie? � I prosz� pami�ta�, �e ilekro� jaki� duchowny protestuje, zaraz si� go usuwa. � Nie uwa�am, aby to by�o w porz�dku � zastrzeg� si� biskup. � Czy pan zaprotestuje? � spyta� Ernest. � Wska� mi pan z�o, takie, jak m�wi�e�, w naszym w�asnym mie�cie, a zaprotestuj�. � Wska�� panu � odpar� spokojnie Ernest. � Jestem do ca�kowitej pana dyspozycji. Zabior� pana w podr� do piekie�. � A ja zaprotestuj�. � Biskup uni�s� si� w fotelu, a jego �agodna twarz sta�a si� nagle zaci�ta. � Ko�ci� nie b�dzie milcza�. � Usun� pana � ostrzeg� Ernest. � Dowiod�, �e jest inaczej � rzek� biskup. � Dowiod�, je�li jest tak, jak pan m�wi, �e ko�ci� b��dzi� wskutek niewiedzy. Co wi�cej, s�dz�, �e wszystko, co jest potworne w spo�ecze�stwie przemys�owym, istnieje wskutek niewiedzy klasy kapitalistycznej. Naprawi ona wszystkie krzywdy, gdy tylko o nich si� dowie. A b�dzie rzecz� i obowi�zkiem ko�cio�a przekaza� t� wiadomo��. Ernest wybuchn�� �miechem. By� to �miech brutalny, co sk�oni�o mnie, aby stan�� w obronie biskupa. � Musz� zwr�ci� uwag�.� powiedzia�am � �e pan widzi tylko jedn� stron� medalu. Tymczasem jest w nas du�o dobrego, cho� nie przyznaje nam pan ani jednej zalety. Biskup ma racj�. Z�o w spo�ecze�stwie przemys�owym, przy ca�ej swej potworno�ci, jest tylko skutkiem niewiedzy. Warstwy spo�eczne znalaz�y si� zbyt daleko od siebie. � Dziki Indianin nie jest tak okrutny ani drapie�ny jak klasa kapitalistyczna � rzek� Ernest; w tej chwili nienawidzi�am go z ca�ego serca. � Pan nas nie zna � odpar�am � nie jeste�my okrutni ani drapie�ni. � Prosz� tego dowie�� � rzuci� wyzywaj�co. � Jak mog� dowie�� tego... panu? � Wzbiera� we mnie gniew. Potrz�sn�� g�ow�. � Nie wymagam, by pani dowiod�a tego mnie. Prosz� to udowodni� sobie. � Nie potrzebuj�, bo wiem. � Pani nic nie wie � rzek� szorstko. � Spok�j, spok�j, dzieci � odezwa� si� �agodz�co ojciec. � Wcale o to nie dbam � zacz�am z oburzeniem, ale Ernest mi przerwa�. � O ile wiem, ma pani pieni�dze � czy te� ojciec pani, to na jedno wychodzi � zainwestowane w Zak�adach Sierra. � A c� to ma do rzeczy? � zawo�a�am. � Niewiele � wyrzek� powoli � tyle tylko, �e suknia, kt�r� ma pani ma sobie, splamiona jest krwi�. Potrawy, kt�re pani zjada, s� przyrz�dzane z krwi�. Krew ma�ych dzieci i silnych m�czyzn sp�ywa z wi�zania pani domu. Mog� przymkn�� oczy i w tej chwili nawet us�ysze�, jak sp�ywa kroplami wsz�dzie dooko�a. Jakby przystosowuj�c zachowanie do s��w, zamkn�� oczy i opad� na oparcie fotela. Wybuchn�am p�aczem z upokorzenia i zranionej pr�no�ci. Nigdy w �yciu nikt nie potraktowa� mnie tak brutalnie. Biskup i ojciec byli zmieszani i zak�opotani. Usi�owali sprowadzi� rozmow� na jakie� inne, mniej dra�liwe tory, lecz. Ernest otworzy� oczy, spojrza� na mnie i da� im znak, by umilkli. Usta i oczy mia� teraz surowe, nie by�o w nich ani �ladu u�miechu. Ale nie dowiedzia�am si� nigdy, co chcia� mi powiedzie�, jak� jeszcze ch�ost� mi wymierzy�. W tej samej bowiem chwili jaki� cz�owiek przechodz�cy chodnikiem zatrzyma� si� i spojrza� na nas. By� to ros�y m�czyzna, biednie ubrany, a na plecach ni�s� ca�e mn�stwo trzcinowych i bambusowych krzese�, p�ek i parawan�w. Patrzy� na dom, jakby zastanawiaj�c si�, czy wej�� i spr�bowa� sprzeda� co� ze swego towaru. � Ten cz�owiek nazywa si� Jackson � rzek� Ernest. � Taki zdrowy m�czyzna powinien pracowa�, a nie zajmowa� si� handlem domokr��nym � odpar�am sucho. � Czy zauwa�y�a pani jego lewy r�kaw? � spyta� �agodnie Ernest. Spojrza�am i zobaczy�am, �e r�kaw jest pusty. � To w�a�nie krew z jego r�ki s�ysza�em kapi�c� z wi�za� waszego domu � ci�gn�� Ernest tym samym tonem. � Straci� r�k� w Zak�adach Sierra i wyrzucili�cie go na bruk, by zgin�� jak szkapa ze z�aman� nog�. A kiedy m�wi� �wy", mam na my�li administratora i urz�dnik�w, kt�rych op�acacie, wy i inni udzia�owcy, za prowadzenie Zak�ad�w. Kalectwo spowodowa� wypadek. Sta�o si� to, gdy chcia� uratowa� dla firmy par� dolar�w. Tryby maszyny chwyci�y mu rami�. Si�gn��, by wydoby� odprysk �elaza, kt�ry si� tam dosta�. M�g� tego nie robi�, ale w�wczas zdruzgota�oby tryby. A tak zmia�d�y�o mu r�k�, poszarpa�o na strz�py od palc�w do ramienia. Sta�o si� to w nocy. Fabryka by�a czynna d�u�ej ni� zwykle i tego kwarta�u wyp�aci�a t�ust� dywidend�. Jackson pracowa� przez wiele godzin, jego mi�nie straci�y zwyk�� spr�ysto�� i zr�czno��. Ruchy mia� troch� zwolnione. Dlatego chwyci�a go maszyna. Mia� �on� i troje dzieci. � A co zrobi�y dla niego Zak�ady? � spyta�am. � Nic. A raczej zrobi�y co�. Wygra�y proces o odszkodowanie, jaki wytoczy� im Jackson po wyj�ciu ze szpitala. Zak�ady, wie pani, maj� bardzo zr�cznych adwokat�w. � Pan nie powiedzia� wszystkiego � rzek�am. z przekonaniem. � Albo te� pan sam nie wie wszystkiego. Mo�e ten cz�owiek by� bardzo zuchwa�y? � Zuchwa�y Ha! Ha! � za�mia� si� niczym.Mefistofeles. � Wielki Bo�e! Zuchwa�y! Z t� oderwan� r�k�! Przeciwnie, by� mimo to cichym i pokornym s�ug� i nikt nie stwierdzi�, by kiedykolwiek zachowa� si� zuchwale. � Dobrze, ale s�dy � nie ust�powa�am. � Przecie� s�dy nie rozstrzygn�yby sprawy na jego niekorzy��, gdyby nie by�o w niej czego� jeszcze, o czym pan nie wspomnia�. � G��wnym zast�pc� prawnym Zak�ad�w jest pu�kownik Ingram. To kuty prawnik. � Ernest przez chwil� bacznie si� we mnie wpatrywa�, po czym ci�gn�� dalej: � Powiem pani, co pani powinna zrobi�. Powinna pani zbada� spraw� Jack-sona. � Ju� to sobie postanowi�am � odpar�am ch�odno. � �wietnie � rozpromieni� si� Ernest � i powiem pani, gdzie go mo�na znale��. Ale dr�� na sam� my�l o tym, czego musi si� pani dowiedzie� w zwi�zku z r�k� Jacksona. W ten spos�b zar�wno biskup, jak ja przyj�li�my wyzwanie Ernesta. Wyszli razem zostawiaj�c mnie na pastw� poczucia krzywdy wyrz�dzonej mnie i mojej klasie. Ten cz�owiek by� dzik� besti�. Nienawidzi�am go wtedy i pociesza�am si� my�l�, �e jego zachowanie jest tym w�a�nie, czego spodziewa� si� mo�na ze strony przedstawiciela klasy robotniczej. ROZDZIA� TRZECI R�KA JACKSONA Nawet mi przez my�l nie przesz�o, �e r�ka Jacksona odegra w moim �yciu rozstrzygaj�c� rol�. Sam Jackson nie zrobi� na mnie wra�enia, kiedy go odszuka�am. Znalaz�am go w ruderze na skraju b�ot ci�gn�cych si� wzd�u� zatoki. Ka�u�e stoj�cej wody otacza�y dom, ich powierzchni� pokrywa�a zielona, gnij�ca ple��, wydaj�c ohydn�, nie do zniesienia wo�. Jackson by� istotnie cichym i pokornym cz�owiekiem, jakim opisa� go Ernest. Zaj�ty wyko�czaniem jakiego� przedmiotu z trzciny, przez czas naszej rozmowy ani na chwil� pracy tej nie przerywa�. Mimo jednak pokory i uni�enia wyczu�am nut� narastaj�cej goryczy, kiedy powiedzia�: � Mogli byli przynajmniej da� mi zaj�cie dozorcy. Niewiele z niego wydoby�am. Wygl�da� na t�pego, a jednak zr�czno��, z jak� pracowa� sw� jedn� r�k�, zdawa�a si� temu wra�eniu przeczy�. To nasun�o mi pewne przypuszczenie. � Jak to si� sta�o � spyta�am � �e maszyna chwyci�a panu r�k�? Spojrza� na mnie z namys�em i wahaniem, po czym potrz�sn�� g�ow�. � Sam nie wiem. Tak si� jako� sta�o. � Nieuwaga? � nalega�am dalej. � Nie � odpar� � tego bym nie powiedzia�. Pracowa�em ju� kt�r�� nadgodzin� i musia�em by� chyba porz�dnie zm�czony