9172

Szczegóły
Tytuł 9172
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9172 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9172 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9172 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marcin Firlej i Jacek Kaczmarek SZUM SKRZYDE� AZRAELA Zysk i S-ka Wydawnictwo � Copyright by Marcin Firlej i Jacek Kaczmarek, 2003 W ksi��ce wykorzystano niepublikowane zdj�cia telewizji TVN24 autorstwa Paw�a Wudarczyka � Copyright by TVN24 sp. z o. o. oraz fotografie autorstwa Marcina Firleja, TVN24 i Jacka Kaczmarka, Polskie Radio Konsultacja j�zykowa Marcin Grodzki Projekt ok�adki Teodor Jeske-Choi�ski Redaktor Paulina Jeske-Choi�ska Redaktor techniczny Teodor Jeske-Choi�ski ISBN 83-7298-543-X Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Pozna� tel. (061) 853 27 51, 853 27 67, fax 852 63 26 Dziai handlowy, tel./fax (061) 855 06 90 sklep (Szysk.com.pl www.zysk.com.pl Tarasowi Prolog Miasto ta�czy�o ju� drugi dzie�. Ulice rozedrgane upa�em i muzyk� podrygiwa�y ca�ymi godzinami, nie przejmuj�c si� nie�mia�ymi i ca�kowicie bezskutecznymi pr�bami uporz�dkowania radosnego chaosu przez bezduszn� sygnalizacj� �wietln�. Czerwone, ��te, zielone... wyczekiwanie, kiedy tysi�ce k� samochod�w potoczy si� do przodu. Wbrew wszelkim prawid�om ruchu drogowego miasto rusza�o si� jednak tylko w g�r� i w d�, faluj�c od czasu do czasu na boki. Wydawa�o si�, �e inny rodzaj ruchu jest zupe�nie poza sfer� jego zainteresowa�, a mo�e nawet i �wiadomo�ci. Czerwone, ��te, zielone... i znowu nic. Przeciwko powa�nie zagro�onym interesom przepis�w ruchu drogowego dzia�ali nawet policjanci: chroni�c taneczny zam�t, wspierali go, a czasami wr�cz stawali si� jego cz�ci�. To wszystko z rado�ci i dumy... miasto pl�sa�o i ani my�la�o si� zatrzyma� czy te� wypu�ci� z macek ulicznego festynu tych, kt�rzy szukali odpoczynku z dala od rozlewaj�cego si� zgie�ku. - Przy��czcie si� do nas! Bawcie si� z nami! D�ugi, bia�y w�� pianki, przypominaj�cej konsystencj� krem do dekoracji ciast, wystrzeli� w p�przymkni�t� szyb� samochodu. Celem by�a najnowsza wersja luksusowego lexusa. Kierowca, jedn� r�k� zbieraj�c puszysty pocisk z w�os�w, a drug� zgarniaj�c go z kierownicy, miast z�orzeczy� i pomstowa�, u�miecha� si� tylko pod w�sem i kr�ci� g�ow� z min� kogo�, kto my�li �mog�em si� tego przecie� spodziewa�. Arab Gulf Street, tak szeroka i g�adka, �e doskona�o�ci mog�aby jej pozazdro�ci� ka�da autostrada na �wiecie, falowa�a za� dalej, pilnowana przez szpaler roz�o�ystych palm z jednej i otoczona przez leniwie drapi�ce pla�� wody Zatoki Perskiej z drugiej strony, aby nikt w tej zabawie nie przeszkodzi� albo nie uciek� z hasaj�cego t�umu. Dla kogo� nieznaj�cego kuwejckich sposob�w celebrowania dw�ch �wi�t pa�stwowych - Dnia Narodowego i Dnia Wyzwolenia, zakrawa�o to wszystko na czyste szale�stwo. Je�eli nie ma si� zamiaru uczestniczy� w ulicznej uroczysto�ci, lepiej nie wychodzi� z domu bez wyra�nej potrzeby. Spontaniczne wybuchy rado�ci potrafi� sparali�owa� miasto r�wnie mocno jak prawdziwe eksplozje, wywo�ane prawdziwymi �adunkami wybuchowymi. Uliczne korki, uwa�ane przez wi�kszo�� kierowc�w ca�ego �wiata za cywilizacyjne przekle�stwo i zbrodni� przeciw zmotoryzowanej ludzko�ci, przez te dwa dni w roku s� w Kuwejcie �ywym, cho� nieruchomym symbolem niepodleg�o�ci. - I love Kuwait, I love Amrika! - wydziera� si� obchodz�cy, co najwy�ej po raz sz�sty w �yciu kuwejckie �wi�ta pa�stwowe malec w br�zowym mundurze policjanta, wisz�c w otwartym szeroko oknie jakiego� samochodu. - Amrika? Amrika? - pyta� jego ojciec, wyci�gaj�c w nasz� stron� ko�cisty palec. - Bulanda [Polska (arab.)] Przypadkowego towarzysza niedoli, stoj�cego na s�siednim pasie w tym samym gigantycznym korku, wyra�nie rozczarowa�a ta odpowied�. Potrz�sn�� tylko g�ow� na znak, �e zrozumia�, a nast�pnie odwr�ci� si� do siedz�cej na tylnym siedzeniu �ony, wracaj�c do przerwanej rozmowy. Zaw�d, kt�ry sprawili�my ojcu ch�opca, nie przeszkodzi� w �aden spos�b malcowi uparcie wymachiwa� nam przed oczyma dwiema flagami: wi�ksz� w kuwejckich barwach narodowych i mniejsz�, ��t�, z czarnym napisem POW [Prisoner of the War (ang.)]- mi�dzynarodowy skr�t oznaczaj�cy je�c�w wojennych. .- I love Kuwait, I love Amrika! - dar� si� wniebog�osy malec. Chocia� ekspresja Kuwejtczyk�w na pocz�tku wydawa�a nam si� przesadna, a w�a�ciwie - co tu du�o kry� - irytuj�ca, po chwili zacz�li�my si� do niej przyzwyczaja�, a� wreszcie na te szale�stwa spogl�dali�my z pewnym podziwem. Europejczycy nie obchodz� w ten spos�b �wi�t narodowych. Jeste�my gotowi bawi� si� z ka�dego innego powodu, urodzin �ony, kawalerskiego kolegi, p�pkowego znajomego z pracy, traktuj�c, co najwy�ej historyczne rocznice jako preteksty do wyrwania si� z ko�owrotu pracy. Dla poddanych emira D�abira al-Ahmada as-Sabaha �wi�ta pa�stwowe by�y prawdziwie radosnym prze�yciem, pretekstem do wyrwania si� ze spinaj�cych ich, na co dzie� okop�w powagi, przyczynkiem do zabawy. Podczas gdy z podobnych okazji Europejczycy sk�adaj� tylko wie�ce pod pomnikami bohater�w narodowych - i to rano, aby jak najszybciej wymkn�� si� za miasto i odpoczywa� przed powrotem do biura - mieszka�cy tego male�kiego pa�stewka nad Zatok� Persk�, maj�c - tak jak na Arab Gulf Street - w g��bokim powa�aniu wszystkie przepisy ruchu drogowego, zatrzymuj� na �rodku ulicy samochody, �piewaj�, ta�cz� i wymachuj� narodowymi flagami, opryskuj�c si� wzajemnie bia�� piank�. Przez pozosta�e 363 dni w roku Kuwejtczycy s� wynio�li i opanowani, ska�eni bogactwem ropy z wszystkimi konsekwencjami, kt�re niesie to za sob�. Je�li ropa jest heroin� wsp�czesnego �wiata [�Ropa jest heroin� wsp�czesnego �wiata� - cytat z ksi��ki Judith Miller, Laurie Mylroie, Saddam Husajn. Wojna w Zatoce, Warszawa 1991.] to walka z tym na�ogiem jest w Kuwejcie z g�ry skazana na niepowodzenie. Chorobliwie uzale�niona jest od niej du�a cz�� mieszka�c�w tego kraju. Swoj� ziemi� uwa�aj� za p�pek �wiata, daj�c ka�dym swym gestem do zrozumienia, �e jest ona rajem na ziemi, oni za� s� dziedzicami tego Edenu XXI wieku. Kuwejtczycy r�ni� si� tym od wi�kszo�ci Arab�w, kt�rych zdarza�o nam si� wcze�niej spotyka� - Jorda�czyk�w, Egipcjan, Maroka�czyk�w czy cho�by mieszka�c�w Bahrajnu, rozkrzyczanych, tryskaj�cych emocjami, zbli�aj�cych nadmiernie swoje nosy do rozm�wcy i szarpi�cych go za r�kaw koszuli bez �adnego konkretnego powodu. Dop�ki nie zobaczyli�my Dnia Wyzwolenia, czy te�, jak kto woli: p�ki ulegle nie wzi�li�my w nim udzia�u, nie widzieli�my ani jednego rdzennego Kuwejtczyka szczerze �miej�cego si�, wybuchaj�cego nieopanowanymi salwami rado�ci, okazuj�cego wok� swoje zadowolenie i szcz�cie. Tym dziwniejsze i bardziej zaskakuj�ce by�o obserwowanie, jak doskonale opanowani na co dzie� ludzie pl�saj� na �rodku ulicy. Dwa dni, dwa �wi�ta, dwie rocznice ca�kiem r�ne, cho� w gruncie rzeczy sprowadzaj�ce si� do tego samego - niezale�no�ci nieprzyzwoicie bogatego, cho� niewielkiego kraju, kt�ry zdany tylko na siebie, bez mo�nych politycznych i militarnych protektor�w, nie przetrwa�by nawet �wier�wiecza. W dodatku oba �wi�ta maj� w mniejszym b�d� wi�kszym stopniu zwi�zek z Irakiem i granic� mi�dzy obu pa�stwami. Dzie� Narodowy to �wi�to upami�tniaj�ce proklamowanie przez Kuwejt niepodleg�o�ci i wycofanie si� z kraju oddzia��w Brytyjczyk�w, kt�rzy faktycznie decydowali o nim od 1899 roku. Pod protektorat Kr�lestwa emirat, na czele, kt�rego stal w�wczas Mubarak as-Sabah, cz�onek dynastii rz�dz�cej do dzisiaj, odda� si� wiedziony zr�czno�ci� polityczn�, widz�c w tym mniejsze z�o, bo dawa�o mu to z kolei szans� cz�ciowego uniezale�nienia si� od osma�skiej Turcji (w�adaj�cej wtedy tak�e Irakiem). Przemy�lna gra udawa�a si� a� do 1913 roku, kiedy to Brytyjczycy w obliczu zbli�aj�cej si� wojny, w zamian za poparcie i na korzystnych warunkach, zaproponowali �odst�pienie� Kuwejtu - jako autonomicznego okr�gu - imperium osma�skiemu. Cho� Turcy si� na to pierwotnie zgodzili, op�niali ostateczne podpisanie umowy, widz�c szans� na sprzymierzenie si� z Niemcami. I ten fakt zn�w zosta� wykorzystany przez Mubaraka, kt�ry obieca� Jego Kr�lewskiej Mo�ci wsp�ln� walk� przeciwko Osmanom w Iraku. Lojalno�� nie by�a jednak najmocniejsz� stron� emira, kt�ry robi� interesy z kim si� da�o, niekoniecznie ze sprzymierze�cami, a na dodatek trudni� si� podobno przemytem i nielegalnym handlem. P�ki wojna trwa�a, Brytyjczycy cierpieli zniewagi z godno�ci�, przymykaj�c oczy na wyczyny szejka, lecz po jej zako�czeniu odp�acili si� Kuwejtowi pi�knym za nadobne. Na zwo�anej w 1922 roku z woli Jego Kr�lewskiej Mo�ci konferencji, kt�rej przewodniczy� notabene r�wnie� wyspiarz, sir Percy Cox (przedtem wysoki komisarz pilnuj�cy angielskich interes�w w Bagdadzie), emirat straci� na rzecz Arabii Saudyjskiej wy��czne prawo do strefy przybrze�nej na po�udniu kraju. Zosta�a tam ustanowiona strefa neutralna, z kt�rej mog�y korzysta� plemiona obu kraj�w. Swoj� drog� wszystkie granice, w��czaj�c t� mi�dzy Kuwejtem a Irakiem, zosta�y tak�e okre�lone arbitralnie - sir Cox wyznaczy� j�, u�ywaj�c o��wka i linijki, wed�ug w�asnego widzimisi�. Radosna tw�rczo�� wys�annika rz�du brytyjskiego zdeterminowa�a rozw�j wypadk�w na wiele dziesi�tk�w lat - w jej wyniku Irak straci! niemal ca�kowicie dost�p do Zatoki Perskiej oraz nadziej� na administrowanie wyspami, do kt�rych ro�ci� sobie od dawna prawa, zacz�� wi�c z coraz wi�ksz� drapie�no�ci� zerka� na ma�ego s�siada na wschodzie, kt�ry cieszy� si� prawie pi�ciokrotnie d�u�sz� lini� brzegow� oraz najlepiej zlokalizowanym w ca�ym regionie portem, cho� po konferencji te� mia� swoje powody do zmartwie�. Plotka g�osi, �e Cox z�o�liwie wyznaczy� granic� tak, aby odebra� Irakijczykom, kt�rych nie darzy� zby� wielk� sympati�, dost�p do morza. Wielu historyk�w twierdzi nawet, �e jest to przyczyna wsp�czesnych konflikt�w w Zatoce. I trudno odm�wi� im racji. Z imperialnego punktu widzenia Coxa to nie granice by�y wa�ne, lecz strefy wp�yw�w wielkich mocarstw. Co z tego, �e Arabowie byli niezadowoleni, skoro Londyn i Pary� mia�y to, co chcia�y? Prosta jak drut, cho� niezbyt przemy�lana granica zosta�a ostatecznie potwierdzona w 1932 roku, ale - jak mo�na si� by�o tego spodziewa� - nie bez oporu Iraku, kt�ry wysuwa� kolejne roszczenia terytorialne. Wtedy ju� wydobycie i wykorzystanie ropy naftowej jako surowca zast�puj�cego w�giel zaczyna�o prze�ywa� prawdziwy rozkwit. Wprawdzie w samym Iraku ropy by�o pod dostatkiem, ale Kuwejtowi te� jej nie brakowa�o. Po raz pierwszy od setek lat malutkie pa�stewko na skraju Zatoki dosta�o od losu szans� na dynamiczny rozw�j i pozbycie si� etykietki �ubogiego krewnego�, kraju pasterzy i handlarzy. K�sek, kt�ry dotychczas przypomina� tylko such� sk�rk� od chleba, stawa� si� z dnia na dzie� prawdziwym rarytasem. Pod koniec lat 30. kr�l Iraku Ghazi I, znany ze swych nacjonalistycznych pogl�d�w i sympatii wobec nazistowskiej Rzeszy, po raz pierwszy sformu�owa� ide� aneksji Kuwejtu. Przez zainstalowan� w swoim pa�acu radiostacj� wyg�asza� nawet �arliwe mowy, w kt�rych mi�dzy innymi przedstawia� w�adc� emiratu jako zacofanego i nieporadnego feuda�a, trzymaj�cego si� przy w�adzy wy��cznie dzi�ki protektorowi z odleg�ych Wysp. Za spraw� wp�ywowych rod�w kuwejckich zacz�a traci� wp�ywy dynastia Sabah�w, kt�rych przed upadkiem jeszcze raz uratowa�o wsparcie Brytyjczyk�w. W 1939 roku kr�l Ghazi, szalej�c sportowym samochodem po ulicach Bagdadu, uderzy� w latarni� uliczn� i zgin�� na miejscu. Nast�pca tronu Fajsal II, kt�ry na skutek niespodziewanej �mierci ojca obj�� w�adz�, maj�c cztery lata, i Bryl w gruncie rzeczy marionetk� w r�ku swego stryja, nawet po osi�gni�ciu doros�o�ci nie mia� ani charyzmy, ani ambicji politycznych, aby kontynuowa� dzie�o ojca. Niekt�rzy Irakijczycy do dzi� uwa�aj� przyczyny wypadku Ghaziego za niewyja�nione i doszukuj� si� w nich zakulisowej dzia�alno�ci Brytyjczyk�w, lecz s�ycha� te� glosy, �e w tym incydencie nie ma nic dziwnego, bo m�ody kr�l by� typem playboya lubi�cego sprawdza� mo�liwo�ci szybkich aut, a w dodatku w chwili �mierci by� podobno kompletnie pijany. I tak Kuwejt, dzi�ki sprzymierze�com i zbiegom okoliczno�ci, przetrwa� jeszcze ponad 20 lat w swojej zale�no�ci od wyspiarzy, zanim Wielka Brytania 19 czerwca 1961 roku nie przyzna�a mu ca�kowitej suwerenno�ci. Wprawdzie jeszcze p�niej iracki przyw�dca Abd al-Karim Kasim zg�asza� roszczenia do terytorium Kuwejtu, powo�uj�c si� na historyczny fakt, �e w czasach imperium osma�skiego by� on cz�ci� prowincji Basra, ale bez wi�kszego skutku. Tym razem za male�kim pa�stewkiem uj�a si� ju� nie tylko Wielka Brytania, ale i Liga Arabska. I tak w 1961 roku przypiecz�towany zosta� los Kuwejtu jako suwerennego pa�stwa, a jego obywatele �wi�tuj� ten fakt do dzi� w Dzie� Narodowy - 25 lutego. �aden z nas nie pami�ta, po co w Dzie� Wyzwolenia nast�puj�cy po Dniu Narodowym wybrali�my si� wieczorem do Salmijji, handlowej i reprezentacyjnej dzielnicy miasta Kuwejt, uwielbianej przez m�odzie� z maj�tnych dom�w, pe�nej ekskluzywnych sklep�w, drogich restauracji, o�wietlonej ultrafioletowymi neonami i pachn�cej kaw� ze Starbucksa. Salmijja wr�cz ocieka bogactwem na ka�dym metrze ulicy i chodnika, stanowi�c miejsce o prawdopodobnie najwi�kszym nat�eniu krezus�w i bur�uj�w na Bliskim Wschodzie, a kto wie, mo�e nawet na �wiecie. Od Beverly Hills czy Alei Gwiazd w Hollywood r�ni j� chyba tylko zaniedbane zaplecze, pe�ne odrapanych kontener�w na �mieci. Od Salmijji dzieli�o nas zaledwie p� godziny jazdy samochodem z naszego hotelu w szarym i nudnym Bunajd al-Gar, wi�c ch�tnie robili�my zakupy w jej kolorowych domach handlowych; czasami jadali�my w ulubionej knajpce, mi�ej, lecz troch� pretensjonalnie stylizowanej na tropikaln� d�ungl�. Czasami po prostu je�dzili�my, �eby si� troch� pow��czy� i, co tu du�o kry�, pogapi� si� na Kuwejtki, kt�re akurat tam ch�tniej ni� gdzie indziej pozwala�y sobie na ods�anianie twarzy, z pe�n� premedytacj� przyci�gaj�c wzrok wszystkich wko�o mocnym makija�em i wielkimi oczami o uwodzicielskim spojrzeniu. Zapewne z podobnych pobudek i w Dzie� Wyzwolenia wsiedli�my do samochodu i skierowali�my si� na Arab Gulf Street, na ko�cu, kt�rej rozci�ga�a si� Salmijja, natychmiast pakuj�c si� w gigantyczny korek. W tempie ��wia pokonywali�my kolejne metry, przygl�daj�c si� Kuwejtczykom, nie zdejmuj�cym z rado�ci r�ki z klaksonu, wymachuj�cym flagami i wykonuj�cym przypominaj�ce taniec ruchy nawet wewn�trz przera�liwie drogich aut o l�ni�cych karoseriach. P� godziny p�niej nie byli�my nawet w jednej trzeciej drogi, rozpaczliwe szukanie objazdu nie przynios�o rezultat�w - wsz�dzie rozstawione by�y policyjne blokady, na kt�rych funkcjonariusze bezlito�nie nie przepuszczali kierowc�w, kt�rzy tak jak my postanowili skr�ci� sobie drog�. Chcesz, to jed� - ale w korku, zdawali si� m�wi�, cho� najcz�ciej, zaj�ci wymachiwaniem r�kami, nawet nie otwierali ust. Wlekli�my si�, wi�c coraz bardziej �li i zm�czeni t�okiem. Nawet zwariowani Kuwejtczycy przestali nas bawi�. Po godzinie, nie doje�d�aj�c nawet do po�owy drogi, zaciskaj�c z�by, wykorzystali�my terenowe w�a�ciwo�ci auta, zawracaj�c przez wysoki kraw�nik i pas zieleni, aby wjecha� na przeciwleg�y pas ruchu. Z przyjemno�ci� dojechali�my do Bunajd al-Gar, mijaj�c kilkudziesi�ciopi�trowy hotel od g�ry do do�u obwieszony kolorowymi lampionami, z kt�rych jak ze �wieczek na urodzinowym torcie uk�ada�a si� monstrualnych rozmiar�w flaga. Happy birthday Kuwait, wszystkiego dobrego... Sformu�owane przez kr�la Ghaziego I roszczenia wobec Kuwejtu wybucha�y jeszcze w p�niejszych czasach wielokrotnie. Irakijczycy z przyjemno�ci� wch�on�liby malusie�ki emirat, kraj mlekiem i miodem p�yn�cy. Przyw�dcy iraccy (w��cznie z Saddamem Husajnem) podpierali swoje zap�dy, mniej lub bardziej zr�cznie, �dowodami� o naturze historycznej, �eby nie powiedzie� archeologicznej. Na przyk�ad ju� po rozpocz�ciu wojny w Zatoce dziennik �Baghdad Observer� przez wiele tygodni przekonywa�, �e plemiona protoplast�w obywateli Iraku zamieszkiwa�y obszar Kuwejtu dwa tysi�ce lat przed Chrystusem, na co dowodem mia�a by� gliniana figurka znaleziona na jednej z kuwejckich wysp. Z kolei naukowcy malutkiego emiratu masowo wydawali publikacje, w kt�rych udowadniali, �e ludno��, kt�ra �y�a od zamierzch�ych wiek�w na terytorium rz�dzonym obecnie przez r�d Sabah�w, by�a odr�bna kulturowo i etnicznie od swych zachodnich s�siad�w. Kuwejtczycy zreszt� nigdy nie mieli takich ambicji jak Irakijczycy, kt�rzy pocz�tki swojej pa�stwowo�ci widz� w staro�ytnej Mezopotamii. Kiedy wspominaj� o swoich korzeniach, skromnie wskazuj� na plemi� Utub, kt�rego cz�� (genealogiczni przodkowie obecnej rodziny kr�lewskiej) na prze�omie XVII i XVIII wieku, w�druj�c prawdopodobnie w poszukiwaniu wody, ze �rodkowej cz�ci P�wyspu dotar�a a� nad sam� Zatok� - mniej wi�cej tam, gdzie usytuowana jest obecnie stolica pa�stwa. R�d Sabah�w wzni�s� tam niewielk� nadmorsk� warowni� (st�d zreszt� wzi�a si� nazwa Kuwejt, b�d�ca zdrobnieniem od wyrazu kut - fort). Ludno�� �y�a tam z po�owu pere�, rybo��wstwa i szkutnictwa. Dzi� jednym z najbardziej popularnych symboli Kuwejtu jest ma�y �aglowiec - dhow, sztandarowy produkt Utub�w, kt�ry pozwoli� im zaj�� si� handlem na masow� skal�. Czy Irakijczycy mieli podstawy do wysuwania ��da� terytorialnych? Trudno by�o nam sobie wyobrazi�, aby te dwie �yj�ce obok siebie kultury mia�y wsp�lny rodow�d, aby spo�eczno�ci zamieszkuj�ce granicz�ce przecie� ze sob� kraje, w og�le mia�y cokolwiek wsp�lnego pr�cz j�zyka i religii, a im d�u�ej o tym rozmawiali�my, tym wi�cej dostrzegali�my mi�dzy nimi r�nic. Kuwejtczycy - owoc globalizacji, czerpi�cy pe�nymi gar�ciami ze zdobyczy �wiata zachodniego, otwarci na nowinki - z konsumpcji uczynili niemal doktryn� filozoficzn�. Irakijczycy byli nieufni wobec wszystkiego, co obce, podejrzliwi, konserwatywni w stylu bycia, ci�ko do�wiadczeni histori�. Kolejni przyw�dcy Iraku zdawali si� tych r�nic nie dostrzega�, a nawet, je�li je widzieli, to i tak uparcie trwali przy swoim punkcie widzenia, �e malutkiemu emiratowi tu� pod bokiem nie nale�y si� suwerenno�� i swoboda. Nie da si� ukry�, �e Kuwejtczycy rozdra�niali jeszcze te nastroje swoim bogactwem i ty�em bycia. Przez lata oba pa�stwa rozwija�y si� w zupe�nie przeciwnych kierunkach. Podczas gdy jedno z nich kupowa�o masowo sprz�t wojskowy, drugie otwiera�o kolejne centra handlowe i pierwsz� w �wiecie arabskim gie�d� papier�w warto�ciowych. Irak pracowa� nad programami budowy broni biologicznej, chemicznej i nuklearnej, a Kuwejt przodowa� w liczbie samochod�w i magnetowid�w przypadaj�cych na mieszka�ca, zajmuj�c w tej dziedzinie pierwsze miejsce na �wiecie. Gdy Saddam Husajn toczy� wieloletni�, wyniszczaj�c� wojn� z Iranem, rz�dz�cy s�siednim krajem Sabahowie pr�bowali u niego wykupi� swoje bezpiecze�stwo, po�yczaj�c dyktatorowi zawrotn� sum� dziesi�ciu miliard�w dolar�w. Poniewa� Irak by� ju� uwik�any w jeden krwawy konflikt, ambicje aneksji Kuwejtu ucich�y. Trwa�o to jednak kr�tko. Tak to ju� jest z szanta�ystami. Tu� po zako�czeniu wojny z Iranem Saddam Husajn przypomnia� sobie o s�siedzie. Ponowi� roszczenia o dwie kuwejckie wyspy, za��da� zmiany granic, a na domiar z�ego oskar�y� Sabah�w, �e kradn� rop� naftow� z irackiej cz�ci p�l naftowych w Rumajli - prowincji, przez kt�r� przebiega wsp�lna granica obu pa�stw. Odgra�a� si�, �e rozpocznie kolejn� wojn�, bezskutecznie pr�bowa� nam�wi� Egipt do rozbioru Arabii Saudyjskiej i Kuwejtu, gromadzi� kolejne oddzia�y przy po�udniowo-zachodniej granicy, przy czym nikt nie bra� tych przygotowa� na serio. Henry Kissinger, sekretarz stanu w czasie prezydentury Nixona i wybitny analityk stosunk�w mi�dzynarodowych, w napisanej przez siebie Dyplomacji zaledwie dwa razy wymienia nazwisko irackiego dyktatora. Obie wzmianki dotycz� inwazji na Kuwejt - pierwsza z nich tego, jak �wiat by� zaskoczony decyzj� Husajna o rozpocz�ciu agresji, a druga - jak zaskoczony by� iracki dyktator odpowiedzi� na t� agresj�. Gdy w nocy 2 sierpnia 1990 roku 30 tysi�cy irackich �o�nierzy w czo�gach i ci�ar�wkach przekroczy�o po�udniowo-zachodni� granic�, nawet Kuwejt nie zorientowa� si�, �e w�a�nie zacz�a si� wojna. Nie napotykaj�c niemal �adnego oporu, przemieszczaj�c si� g��wnymi szlakami wiod�cymi przez niezamieszka�e, pustynne tereny, posuwali si� w g��b kraju tak szybko, �e gdy dotarli do stolicy, zastali tam jeszcze �pi�cych mieszka�c�w, a wi�kszo�� z tych, kt�rzy byli ju� na nogach, i tak nie zorientowa�a si�, �e ma do czynienia z wrog� armi�. - Zwr�ci�em uwag�, �e jest wi�cej wojska, ale my�la�em, �e mo�e to jakie� manewry czy �wiczenia naszej armii. U nas na ulicach jest zawsze tylu �o�nierzy, a na dodatek Irakijczycy mieli takie podobne mundury - opowiada� nam minister Abd al-Hamid al-Attar z kuwejckiego komitetu do spraw je�c�w wojennych i os�b zaginionych w czasie wojny. Zaprosi� nas do siedziby kierowanej przez siebie instytucji - monumentalnego gmachu, otoczonego palmami, r�wno przystrzy�onym �ywop�otem i wysokim, betonowym murem. Na podw�rcu, z fontanny o bajkowym kszta�cie tryska�a woda, wewn�trz w wielkiej, okr�g�ej sali zwie�czonej kopu�� wisia�o dok�adnie 607 portret�w kobiet i m�czyzn w r�nym wieku - je�c�w wojennych czy te� zaginionych z czas�w inwazji irackiej. Abd al-Hamid al-Attar by� z tym muzeum zwi�zany nie tylko funkcj�, lecz przede wszystkim emocjonalnie. Na jednym ze zdj�� by�a twarz jego syna, by�ego pracownika kuwejckiej telewizji, kt�ry zosta� przez agresor�w aresztowany ju� pierwszego dnia wojny. Od tego czasu Al-Attar nie zobaczy� swojego potomka. Opanowanie stolicy przysz�o Irakijczykom z r�wn� �atwo�ci�, co przekroczenie granicy. Walki o ni� trwa�y niespe�na trzy godziny. Armia Kuwejtu liczy�a 16 tysi�cy �o�nierzy, a ju� sama si�a uderzeniowa agresora - z�o�ona z oddzia��w elitarnej Gwardii Republika�skiej - by�a dwukrotnie wi�ksza. Sukcesywnie granic� przekracza�y kolejne jednostki - Armia Narodowa z�o�ona ze s�abo wyszkolonych i uzbrojonych ch�op�w oraz regularne zawodowe wojsko. Wieczorem tego samego dnia w Kuwejcie by�o ju� 100 tysi�cy irackich �o�nierzy. Nic, wi�c dziwnego, �e nier�wn� walk� podj�li nieliczni Kuwejtczycy, a w zasadzie wy��cznie si�y powietrzne, kt�rym uda�o si� zniszczy� pasy startowe niekt�rych lotnisk, co uniemo�liwi�o l�dowanie irackim samolotom z zaopatrzeniem, oraz dokona� dw�ch bombardowa� wojsk nieprzyjaciela. Irakijczycy mimo to szybko przej�li kontrol� nad bazami lotniczymi, wi�c kuwejccy piloci zmuszeni byli salwowa� si� ucieczk� do Arabii Saudyjskiej. Poza nimi w zasadzie nikt nie stawia� agresorowi oporu - Jedni ze strachu, drudzy z powodu nie�wiadomo�ci tego, co si� dzieje. Pewien Kuwejtczyk przyzna� nam si� kiedy� ze wstydem: - Zorientowa�em si�, �e wr�g zaatakowa� nasz kraj, kiedy zacz�to rekwirowa� nam samochody. Armia Husajna krad�a nie tylko auta. �o�nierze zabierali wszystko, co mia�o jak�kolwiek warto��. Przecie� taki by� w�a�nie cel tej wojny - wzbogaci� si� kosztem ma�ego, lecz zamo�nego s�siada. Po wojnie z Iranem Irak popad� w do�� powa�ne tarapaty finansowe. Osiemdziesi�t miliard�w dolar�w mi�dzynarodowej pomocy nie starczy�o na d�ugo, a poza kolejn� wojn� dyktator nie mia� innego pomys�u na wyprowadzenie kraju z zapa�ci. Kuwejt by� idealnym celem - �up �atwy, a k�sek smakowity. Zaraz po wkroczeniu do stolicy czo�gi skierowa�y si� w stron� banku centralnego i na d�ugo przed zako�czeniem walki o miasto �o�nierze Gwardii Republika�skiej mieli ju� pod kontrol� gigantyczne rezerwy kuwejckiego z�ota i got�wki, pieni�dze i kosztowno�ci ze sklep�w oraz prywatnych mieszka� zostawiaj�c sobie na deser. Zgodnie z militarnymi za�o�eniami s�aby s�siad podbity zosta� b�yskawicznie. Irakijczykom nie uda�o si� zrealizowa� tylko jednego punktu planu - nie zatrzymali rz�dz�cego Kuwejtem emira, kt�ry podobnie jak piloci schroni� si� w Arabii Saudyjskiej. Podobno zd��y� ewakuowa� si� z pa�acu na sze�� minut przed wtargni�ciem tam oddzia��w nieprzyjaciela. W walkach zgin�� jednak jego brat - ksi��� Fahd. Tak jak �wiat nie spodziewa� si�, �e Husajn rozpocznie inwazj�, tak samo iracki dyktator nie przewidzia� ostrej reakcji ze strony wsp�lnoty mi�dzynarodowej. Rada Bezpiecze�stwa ONZ b�yskawicznie wyda�a rezolucj� nakazuj�c� Husajnowi wycofanie si� z Kuwejtu, a kiedy dyktator j� zignorowa�, na�o�y�a na Bagdad sankcje handlowe. Pa�stwa Zachodu zamrozi�y irackie konta bankowe, uniemo�liwiaj�c dokonywanie jakichkolwiek transakcji. Sprzeciw spo�eczno�ci mi�dzynarodowej nie Bryl podyktowany jednak wy��cznie trosk� o suwerenno�� male�kiego emiratu, mi�ego pa�stewka okre�lanego z�o�liwie w zachodniej prasie jako �najwi�kszy deptak handlowy na �wiecie� i �klimatyzowany Eden�. Nikt przecie� nie nak�ada� sankcji na Chiny za to, co zrobi�y z Tybetem, albo na Zwi�zek Radziecki w odwecie za atak na Afganistan. Tym razem istnia�a powa�na obawa, �e na fali powodzenia Husajn zdecyduje si� te� na zaatakowanie Arabii Saudyjskiej - wtedy w jednym r�ku znalaz�yby si� niewyobra�alne z�o�a ropy naftowej. I cho� wielu przyw�dc�w �wiatowych t�umaczy�o swoje poczynania konieczno�ci� przeciwstawienia si� tyranowi, maj�cemu za nic prawo mi�dzynarodowe, to chyba wszyscy - na czele z prezydentem Stan�w Zjednoczonych George�em Bushem seniorem - o wiele wi�ksz� wag� przywi�zywali do bezsprzecznego faktu, �e lwia cz�� zag��bia energetycznego �wiata dosta�aby si� pod kontrol� wynaturzonego autokraty, co z kolei nios�oby za sob� trudne do przewidzenia konsekwencje dla wielu kraj�w. Nie by�o czasu na dyskusje - ba, nawet nie by�o takiej specjalnej potrzeby, bior�c pod uwag� fakt, �e ju� w pierwszej fazie operacji powstrzymywania Saddama Husajna od dalszej ekspansji (�Pustynna Tarcza�) wzi�o udzia� 28 pa�stw. Same Stany Zjednoczone zgromadzi�y w Arabii Saudyjskiej tu� przy granicy z Irakiem od 7 sierpnia 1990 roku do 17 stycznia 1991 roku ponad 430 tysi�cy �o�nierzy w obronie �naszego stylu �ycia�, jak to okre�la� prezydent USA. Warto jednak podkre�li�, �e argumenty, podawane przez ameryka�sk� administracj� w kontek�cie zaanga�owania si� w walk� przeciwko Irakowi, ch�tnie u�ywane by�y r�wnie� przez przyw�dc�w innych pa�stw, kt�re wys�a�y swoich �o�nierzy do Zatoki Perskiej. Husajn zignorowa� wyznaczone mu na 15 stycznia 1991 roku ultimatum wycofania si� z Kuwejtu. Zmieni� za to front - zr�cznie przedstawi� si� jako rzecznik wszystkich Arab�w, ��da� od Izraela i USA obietnicy stworzenia suwerennego pa�stwa palesty�skiego, twierdzi�, �e toczy wojn� z Ameryk�, kt�ra jest szatanem przybywaj�cym zza Oceanu, aby rozpocz�� swoje apokaliptyczne dzie�o zniszczenia. Nie da si� ukry� - w wielu pa�stwach regionu zyska� dzi�ki temu poklask i poparcie: w Palestynie, Jordanii, Syrii, Jemenie, a nawet Egipcie. Nie uda�o mu si� jednak oddali� tego, co tylko na wst�pie wydawa�o si� odleg�e, a w praktyce by�o nieuchronne. Dnia 17 stycznia 1991 roku rozpocz�a si� kolejna faza operacji ujarzmiania dyktatora, nazywanego przez niekt�rych publicyst�w �rze�nikiem z Bagdadu� - �Pustynna Burza�. Przewaga koalicjant�w okaza�a si� druzgoc�ca pod ka�dym wzgl�dem - technologicznym, operacyjnym i moralnym. Wojna sko�czy�a si� po 36 dniach bombardowa� i ostrza��w rakietowych i 100 godzinach operacji l�dowej. Na pami�tk� wyparcia armii irackiej z emiratu D�abir al-Ahmad as-Sabah postanowi�, �e jego poddani co roku 26 lutego b�d� obchodzi� kolejne �wi�to narodowe - Dzie� Wyzwolenia. Pogromcy Saddama Husajna zatrzymali si� jednak w p� drogi, zawr�cili, cho� mogli doj�� do samego Bagdadu. Dlaczego? Teorie s� r�ne. Najbardziej rozpowszechniona z nich m�wi, �e Bush by� przekonany, �e Irakijczycy Saddama obal� sami. W praktyce wojna zako�czona zosta�a po�owicznym sukcesem aliant�w. Pok�j nie by� nawet w po�owie satysfakcjonuj�cy. Z pozoru cele zosta�y osi�gni�te: Kuwejt wyzwolony, stabilno�� w regionie zachowana, dyktator zmuszony do powa�nych ust�pstw, tyle tylko, �e Saddam wewn�trz w�asnego kraju ten obr�t spraw przedstawi� inaczej - Amerykanie zl�kli si� dzielnej armii irackiej. �Irak zwyci�y�! - t�umaczy� narodowi Husajn. - Irak zada� cios mitowi ameryka�skiego zwierzchnictwa i na pustyni utar� nosa Stanom Zjednoczonym�. Nar�d nie mia� innego wyj�cia, jak tylko skin�� pokornie g�ow�. Na arenie mi�dzynarodowej Irak pozosta� zwyci�ony i musia� zaakceptowa� bezwarunkowo kilkana�cie rezolucji Narod�w Zjednoczonych, dotycz�cych m.in. rozejmu, akceptacji granic, uznania prawa do dzia�ania obserwator�w ONZ wewn�trz kraju, ujawnienia i zniszczenia broni masowego ra�enia. Ta ostatnia kwestia w przysz�o�ci mia�a okaza� si� szczeg�lnie dra�liwa. Wprawdzie pierwsi inspektorzy rozbrojeniowi ONZ przyjechali do Iraku bardzo szybko, ale ju� w czerwcu 1991 roku pojawi�y si� te� pierwsze problemy, kt�re z czasem doprowadzi�y do sytuacji, w kt�rej ich praca na terenie Iraku sta�a si� niemo�liwa. Ostatecznie inspektorzy opu�cili go w 1998 roku. Irak nie stosowa� si� do rezolucji, ale nikt nie by� szczeg�lnie zainteresowany wysy�aniem wojsk do Zatoki po to, aby wymusi� na Saddamie uleg�o��. Po 11 wrze�nia 2001 roku temat irackiej broni masowego ra�enia wr�ci� z du�ym impetem, podnoszony coraz g�o�niej przez Stany Zjednoczone, g��wnie w kontek�cie zagro�enia terrorystycznego. Irak zosta� oskar�ony o to, �e nie stosuje si� do prawa mi�dzynarodowego, �e u�y� broni chemicznej przeciwko ira�skim �o�nierzom, a nawet przeciwko w�asnym obywatelom, a co najwa�niejsze - �e wspiera terroryst�w. Zadziwiaj�ce, jak �atwo administracja waszyngto�ska na przestrzeni lat zmienia�a sw�j stosunek do problemu irackiego arsena�u �rodk�w bojowych. Kiedy w 1984 roku Saddam u�y� iperytu przeciwko ira�skim �o�nierzom, Donald Rumsfeld, przebywaj�cy w�wczas jako specjalny wys�annik Ronalda Reagana w Bagdadzie, nawet nie zaj�kn�� si� na temat niestosowania si� Iraku do mi�dzynarodowych ustale�, nie m�wi�c ju� o s�owach krytyki pod adresem swoich gospodarzy. Stosunki mi�dzy oboma krajami okre�lano wtedy jako normalne i by�o ma�o prawdopodobne, aby co� mog�o je zniszczy�. Wojna iracko-ira�ska by�a bardzo na r�k� Stanom Zjednoczonym i wydawa�o si�, �e nic nie jest w stanie tego zmieni�. Teheran wydawa� si� gro�niejszy dla Ameryki, a sprawuj�cy w�adz� szyiccy duchowni pierwsi zacz�li USA nazywa� �szatanem�. Oba pa�stwa wykrwawia�y si� w ci�gn�cej si�, nie bez podsycania jej z zewn�trz, wiele lat wojnie. By� mo�e gdyby Saddam Husajn nie zwr�ci� si� przeciwko ameryka�skim interesom w Kuwejcie, nigdy nie sta�by si� wielkim wrogiem Ameryki z powodu broni, kt�r� posiada�. Kiedy w marcu 1988 roku Ali Hasan al-Mad�id (nazwany p�niej Chemicznym Alim), kuzyn Saddama Husajna, wyda� rozkaz ataku chemicznego przeciwko zbuntowanym Kurdom w Halabd�y, prezydent George Bush senior nie wyrazi� nawet zaniepokojenia. Ameryk� z Irakiem wci�� ��czy�o jeszcze zby� wiele, jak chocia�by to, �e atak chemiczny zosta� przeprowadzony przy u�yciu sprzedanych wcze�niej Irakowi �mig�owc�w ameryka�skiej produkcji. W przededniu drugiej wojny w Zatoce Amerykanie du�o powa�niej zacz�li traktowa� nieprzewidywalno�� irackiego re�imu, co do �rodk�w bojowych, jakich mo�e u�y�, aby osi�gn�� swoje cele. Donald Rumsfeld, tym razem jako minister obrony USA, t�umaczy� konieczno�� interwencji w Iraku posiadaniem przez ten kraj zakazanej broni i przekonywa�, �e dotychczas rozbrojenie Iraku nie powiod�o si�. ONZ nie da�o si� jednak przekona�, cho� prezydent Stan�w Zjednoczonych George W. Bush 12 wrze�nia 2002 roku dowodzi�, �e Irak �amie szereg rezolucji tej organizacji, a zw�aszcza t� o rozbrojeniu, a tak�e nie pozwala na prac� inspektor�w na swoim terytorium. Dnia 7 pa�dziernika prezydent by� ju� ponadto pewien, �e Irak d��y do zdobycia broni nuklearnej. Tak�e Londyn z pe�nym przekonaniem popiera� tez�, wedle, kt�rej Saddam Husajn bawi si� z ca�ym �wiatem w kotka i myszk�, dostarcza� nawet na to dowod�w, jak chocia�by informacje wywiadowcze na temat pr�by zakupu przez Bagdad wzbogaconego uranu w Afryce. Francja, Niemcy i Rosja - ka�dy z tych kraj�w, kieruj�c si� zgo�a innymi przes�ankami - sceptycznie odnosi�y si� do alarmistycznych informacji p�yn�cych zza Oceanu i z Wysp, jak te� do ca�ego problemu broni ABC w Iraku. Sekretarz stanu USA Collin Powell pr�bowa� przekona� Rad� Bezpiecze�stwa ONZ, pokazuj�c schematy dzia�ania ruchomych laboratori�w, jakie mia� posiada� Irak, i kt�re zdolne by�y wyprodukowa� bro� masowego ra�enia, a tak�e prezentuj�c strz�py pods�uchanych rozm�w telefonicznych mi�dzy r�nymi dow�dcami w Iraku, kt�re sugerowa�y, �e Saddam ukrywa co� przed �wiatem. Bezskutecznie. Nie uda�o si� usankcjonowa� militarnego rozwi�zania, do kt�rego par�a Ameryka. Saddam musia� jednak poczu� si� zaniepokojony i zezwoli� na powr�t inspektor�w, kt�rzy zn�w zacz�li szuka� niedozwolonej broni w Iraku, a tak�e niszczy� iracki arsena� rakietowy, tak jak tego chcia�a wsp�lnota mi�dzynarodowa, aby Irak nigdy ju� nie by� w stanie zagrozi� swoim s�siadom. Tak czy inaczej, w samochodzie wozili�my maski gazowe (podobnie zreszt� jak inni korespondenci zagraniczni i niemal wszyscy mieszka�cy Kuwejtu, kt�rym rz�d rozda� tego typu akcesoria za darmo), boj�c si�, �e je�li wojna zaskoczy nas w drodze, padniemy ofiar� irackich gaz�w bojowych. Kilka dni po zako�czeniu obchod�w kuwejckich �wi�t narodowych pojechali�my obejrze� granic�, przez kt�r� latami tak po��dliwie na swojego s�siada spogl�da� Saddam Husajn, a teraz z drugiej strony na Irak r�wnie po��dliwie zerkali Amerykanie. Od czas�w wojny iracko-kuwejckiej by�a to zdemilitaryzowana strefa pod nadzorem Organizacji Narod�w Zjednoczonych, pilnowana przez wielonarodow� mieszank� �o�nierzy i obserwator�w cywilnych, na czele, kt�rej stal Polak - genera� Franciszek G�gor. W nabrzmia�ej sytuacji, gdy pogr�ki ze strony Stan�w Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii stawa�y si� coraz bardziej realne, wojenna machina rozp�dzona by�a ju� tak, �e trudno by�o sobie wyobrazi�, aby co� mog�o jeszcze j� powstrzyma�. Wiedzieli�my, �e pr�dzej czy p�niej przyjdzie nam t� granic� przekroczy�. Ufryzowani m�drale w krawatach zaczn� przesuwa� na potrzeby widz�w flagi na komputerowych symulacjach pola bitwy. Ludzie b�d� to ogl�da�, mo�e czasami pok��c� si� o to, co widz� i jak rozumiej� to widowisko. Koncerny zbrojeniowe zaczn� liczy� zyski. Organizacje humanitarne rusz� z pomoc�, r�wnie� dla tych, kt�rzy w przera�eniu zaczn� ucieka�. Naszym zadaniem by�o po prostu przejecha� granic� i m�wi� ludziom o tym, co dzieje si� naprawd� w kraju ogarni�tym wojn�, modl�c si�, �eby obraz ten nie zla� si� im z Szeregowcem Ryanem. Marcin: Jako kilkuletni dzieciak by�em przekonany, �e zaraz za s�upkami granicznymi pa�stw zmienia si� krajobraz. Pami�tam, jak ojciec wyjecha� na jakie� szkolenie do Bu�garii i jak po powrocie opowiada� o swoich wra�eniach, pokazuj�c kartki pocztowe ze zjawiskowymi widoczkami. Wtedy nie zdawa�em sobie sprawy, �e bujna kolorystyka to zwyk�y efekt zastosowania filtr�w fotograficznych. Rozczarowanie spotka�o mnie dopiero w podstaw�wce, gdy pojecha�em rozklekotanym autosanem na szkoln� wycieczk� do �bratniego miasta� Kiwerce na Ukrainie. Krajobraz za bia�o-czerwonym szlabanem by� dok�adnie taki sam, jak przed nim. Niebo, drzewa, trawa... nie zmieni�o si� nic. Dzi� coraz cz�ciej przekraczanie granic odbywa si� na lotnisku. Granica jest inna, chocia� r�wnie nijaka. Jest cz�ci� dw�ch dworc�w lotniczych, bezpieczn� przestrzeni� tranzytow� o do�� podobnym wygl�dzie na ca�ym �wiecie. Pozornie nic nie zdradza, �e poruszamy si� tylko po jednym ze �wiat�w - tym, w kt�rym przekraczanie granic pa�stw jest mo�liwe. Granice dziel� si�, bowiem nadal na te, kt�re mo�na przekroczy� i te, kt�rych przekroczy� si� nie da. Ta mi�dzy Kuwejtem a Irakiem nale�a�a do drugiej kategorii. By�o piekielnie gor�co od samego rana. Nie mieli�my wi�kszych k�opot�w ze znalezieniem w�a�ciwej drogi, mia� je za to nasz przewodnik. Jad�c przed nami, raz po raz gubi� zjazdy z autostrady, skr�ca� w lewo, chocia� logika nakazywa�a skr�ci� w prawo, uparcie odmawiaj�c konfrontowania swoich pomys��w z map�. Przez d�u�szy czas pod��ali�my za nim jak t�pe osio�ki, z godno�ci� przyjmuj�c kolejne zwroty akcji. Byli�my zaj�ci wpatrywaniem si� w kilometrowe konwoje z ameryka�skim i brytyjskim wojskiem, lekkie hummery z wielkokalibrowymi karabinami maszynowymi na dachach, ci�ar�wki ci�gn�ce za sob� nowoczesny sprz�t, maskuj�ce siatki opinaj�ce metalowe rusztowania przyczep, przez kt�re machali do nas serdecznie m�odzi wojacy, przerzucani do tymczasowych baz na �rodku pustyni. W ci�gu ostatnich tygodni widzieli�my ju� setki takich kolumn samochodowych kieruj�cych si� na po�udniowy zach�d, a jeszcze ci�gle robi�y na nas wra�enie. Zaj�ci fotografowaniem, prawdopodobnie mogliby�my jeszcze d�ugo znosi� pomy�ki naszego przewodnika, gdyby nie to, �e jeden z samochod�w przewodz�cych naszej grupie zatrzyma� si� gwa�townie na poboczu. - �le jedziecie! Znamy drog�, trzeba by�o skr�ci� na poprzednim zje�dzie - nie wysiadaj�c z auta, u�wiadomi� nas fotoreporter z �Paris Match�. Przez telefon zawr�cili�my przewodnika ihisz [Lekkie pojazdy u�ywane powszechnie przez ameryka�sk� armi�. Ich nazwa jest akronimem od High Utility Maximum Mobility Easy Rider (ang.) - wysoka u�yteczno��, maksymalna ruchliwo��, �atwo�� prowadzenia.] pa�sk� ekip� telewizyjn�, kt�ra do tej pory jecha�a tu� za nami, lecz teraz ju� zd��y�a nas min�� i odjecha� spory kawa�ek. Problem z wybieraniem z�ych zjazd�w z autostrady pojawi� si� jeszcze kilka razy. Francuzi zupe�nie zrezygnowali z naszego towarzystwa. Wreszcie, gdy nasz guide [ Przewodnik (ang.)] kolejny raz z rz�du �le skr�ci�, my te� od��czyli�my si�, zostawiaj�c w tyle i jego, i zdezorientowanych Hiszpan�w. Po mniej wi�cej 45 minutach jazdy, kieruj�c si� na Umm Kasr, zjechali�my z autostrady na p�nocny wsch�d. Im bli�ej byli�my granicy, tym droga stawa�a si� w�sza, a krajobraz bardziej monotonny. Znikn�y z horyzontu nawet przewody wysokiego napi�cia, kt�re towarzyszy�y nam niemal wsz�dzie w czasie poprzednich wyjazd�w na pustyni�. Wreszcie otacza� nas ju� tylko piasek i pojedyncze k�pki wyp�owia�ej od s�o�ca trawy. Na poboczu miga�y czarno-bia�e tabliczki oznaczaj�ce kolejne zjazdy do oboz�w wojskowych w g��bi pustyni, w oddali dawa�o si� zauwa�y� posterunki, wok� kt�rych kr�cili si� uzbrojeni �o�nierze. Raz na jaki� czas na horyzoncie pojawia�y si� ameryka�skie �mig�owce transportowe, Chinooki albo Sea Knighty. Bez r�nicy. Z tej odleg�o�ci wygl�da�y tak samo. Utkn�li�my w ko�cu na policyjnym posterunku przed wjazdem do strefy zdemilitaryzowanej. Posterunek to nazwa zby� szumna. Po prostu bia�a budka i wielgachna brama wype�niona stalow� siatk�. W mgnieniu oka przybieg� do nas stra�nik. By� ubrany w ci�k� kurtk�, przypominaj�c� do z�udzenia ocieplany waciak, a na g�owie mia� awangardowo zatkni�t� czapk� uszatk�, w zwi�zku, z czym bardziej przypomina� sowieckiego so�data ni� oficera kuwejckiej armii. Mimo wielkiego pistoletu, kt�ry ledwie mie�ci� mu si� w d�oni, nie budzi� respektu. Jeszcze zanim zd��y� si� odezwa�, dorobi� si� z�o�liwego przezwiska �Camel� [Wielb��d (ang.)] - Nahnu sahafijun min Bulanda [Jestem dziennikarzem z Polski (arab.)] Mamy pozwolenie na wjazd do DMZ [Demilitarized zone (ang.) - strefa zdemilitaryzowana] - wyci�gn�li�my nasze identyfikatory z Ministerstwa Informacji. - Sahafi? Sahafi? - wyrzuci� z siebie Camel i nie czekaj�c na odpowied�, pogna� dzikim k�usem do bia�ej budki. Po chwili wr�ci� stamt�d, trzymaj�c w r�ku faks. Z posterunku wylegli pozostali stra�nicy. Kuwejccy policjanci w zasadzie tylko wpatrywali si� w nasze identyfikatory, por�wnuj�c wypisane na nich nazwiska z przyniesion� przez Camela list�. Gdy pr�bowali�my im cokolwiek wyt�umaczy�, kiwali m�drze g�owami. OK, OK, OK - s�yszeli�my w odpowiedzi od wyszczerzonych w u�miechu stra�nik�w, co by�o jasnym sygna�em, �e nie rozumiej� ani s�owa po angielsku. OK - odpowiadali�my zrezygnowani, czekaj�c na efekt dzia�a� zmarszczonego coraz bardziej Camela, wpatruj�cego si� t�po w przyniesion� przez siebie list�. Jak to by�o z d�inem wychodz�cym z czarodziejskiej lampy? Rybak przypadkowo wy�owi� z morza naczynie z ��tej miedzi z szyjk� zalan� o�owiem. Odkorkowa� je z ciekawo�ci, a �z dzbana wyszed� tylko dym, kt�ry wzni�s� si� ku ob�okom na niebie i s�a� si� po ziemi. Rybaka ogarn�o bezgraniczne zdumienie. A dym po chwili zacz�� przybiera� kszta�ty, zg�stnia�, po czym drgn�wszy, zmieni� si� w ifrita, co g�ow� mia� w podniebnym blasku, a stopy w nadbrze�nym piasku. G�owa jego by�a jak kopu�a, r�ce jak wios�a, nogi jak maszty, usta jak pieczara, z�by jak ska�y, oczy jak pochodnie, nozdrza jak dzbany, w�osy mia� zmierzwione� [Ksi�ga tysi�ca i jednej nocy, prze�. A. Czapkiewicz, A. Kmietowicz, W. Kubiak, K. Skar�y�ska-Boche�ska, Warszawa 1974.]. Mimo �e Hindus, kt�ry ni st�d, ni zow�d wyr�s� nam za plecami, prezentowa� si� znacznie normalniej ni� ba�niowy d�in, pojawi� si� r�wnie niespodziewanie. W zasadzie nie powinno nas to zaskoczy�, bo w ko�cu po pierwsze byli�my o krok od ojczyzny Ksi�gi tysi�ca i jednej nocy, gdzie przecie� w przesz�o�ci takie rzeczy podobno ju� si� zdarza�y, i w dodatku - nieco racjonalniej do tego podchodz�c - w Kuwejcie mieszka�y setki tysi�cy emigrant�w z Indii. Wiecznie umorusani, w poszarpanych, wyblak�ych strojach roboczych, za psie pieni�dze wykonywali wszelkie prace typu �przynie�, wynie�, pozamiataj�. W czasach rybaka i d�ina nazywano ich po prostu niewolnikami. Dzi� r�nica jest taka, �e nikt ich nie sprzedawa�, cho� zadania i obowi�zki zosta�y te same. Hindus, kt�rego spostrzegli�my, nie przypomina� wprawdzie bajkowego ifrita, za to prezentowa� si� jak rodowity sikh - dumny wojownik z Indii. Mia� szaroniebieski turban szczelnie skrywaj�cy zwi�zane w misterny kok w�osy i d�ug�, spiczast� brod�. - Z nimi zawsze s� takie problemy - rzek� do nas z u�miechem, wskazuj�c na kuwejckich pogranicznik�w, i pochyli� si� nad kartk�, w kt�r� wpatrywa�o si� ju� co najmniej kilkana�cie par oczu, wliczaj�c nasze. W naszym przypadku problem polega� na tym, �e nazwiska zar�wno na identyfikatorach, jak i na dokumencie napisane by�y po arabsku. Ich pisownia w du�ej mierze zale�na by�a od tego, kto i jak wcze�niej wymawia� je, dyktuj�c pisarzowi. Zapisane po arabsku nazwisko operatora: Adrian P�rolniczak - nabiera�o nowego, mocno odleg�ego od orygina�u brzmienia. To, co widnia�o na naszych akredytacjach z Ministerstwa Informacji, i to, co znajdowa�o si� na faksie, kt�ry �ciska� w gar�ci Camel, r�ni�o si� od siebie zasadniczo. Stra�nicy pomimo ca�ego wysi�ku, kt�ry wk�adali w por�wnywanie dokument�w, nie byli w stanie odnale�� naszych danych. Nie pozosta�o nam nic innego, jak tylko czeka� na sp�niaj�cego si� przewodnika. Mo�e i gubi� drog�, ale mia� niezaprzeczaln� zalet�, kt�r� nie m�g� si� poszczyci� �aden z uczestnik�w tego zacnego spotkania - opr�cz arabskiego zna� r�wnie� angielski. Posterunek, przy kt�rym stali�my, by� jednym z 29 stra�nic po kuwejckiej stronie granicy. Dalej zaczyna�a si� ju� strefa zdemilitaryzowana. Dwustukilometrowy pas ci�gn�cy si� wzd�u� ca�ej granicy l�dowej obu pa�stw i 45 kilometr�w podzielonych w�d Zatoki Perskiej. Wszystko po to, aby skutecznie rozdzieli� Kuwejt i Irak. Po �Pustynnej Burzy� strefy strzegli obserwatorzy UNIKOM [United Nations Iraqi-Kuwaiti Observation Mission (ang.) - Misja Obserwacyjna ONZ na granicy Iraku i Kuwejtu.]. DMZ po stronie kuwejckiej mia�a szeroko�� 5 kilometr�w. Po irackiej by�a dwukrotnie szersza. Najpierw wa� z piachu wysoki na trzy, a szeroki na pi�� metr�w. P�niej wykopany przez Kuwejtczyk�w pi�ciometrowy r�w, g��boki tak samo, jak szeroki. Do tego ustawiony jeszcze po kuwejckiej stronie wysoki p�ot z drutu kolczastego pod napi�ciem. Takie same ziemne fortyfikacje mieli po swojej stronie Irakijczycy. Tyle, �e tam zamiast p�otu pod napi�ciem ci�gn�o si� pole minowe. Nasz przewodnik przyjecha� kwadrans po nas. Zaraz za nim dotarli Hiszpanie. Francuzi chyba zupe�nie zrezygnowali. Saba - pracownica kuwejckiego Ministerstwa Informacji - zebra�a nasze identyfikatory i razem ze stra�nikami zabra�a si� do skrupulatnego por�wnywania ich z tre�ci� faksu. Po Kolejnych dziesi�ciu minutach pozwolono nam wej�� za bram�, ale samoch�d musieli�my zostawi� przy stra�nicy. Wsiedli�my do bia�ego autokaru z oznaczeniami UN. Ca�y czas towarzyszy� nam niebieski turban Hindusa. Hiszpanie nie mieli tyle szcz�cia - ich nazwiska okaza�y si� zby� trudne do zidentyfikowania. Zrezygnowani i �li zawr�cili do Kuwejtu. Ob�z UNIKOM Camp Khor by� zaledwie sto metr�w od przej�cia na irack� stron�. Ju� za szlabanami, w by�ym szpitalu dla �o�nierzy marynarki wojennej w Umm Kasr mie�ci�a si� kwatera g��wna misji. Punkt�w takich jak ten wzd�u� ca�ej granicy by�o pi��. Nikt z wyj�tkiem obserwator�w ONZ nie m�g� przez nie przechodzi�. W oddali wida� by�o doskonale kontury portu. Po Zatoce ci�gle kr�ci�y si� odbieraj�ce irack� rop� tankowce. - Patrz, to chyba tamt�dy Irakijczycy przemycaj� rop�. Przypomnia�a nam si� jedna z publikacji, kt�r� dostali�my w Ministerstwie Informacji Kuwejtu. By�y w niej zdj�cia satelitarne portu Umm Kasr. Mia�y stanowi� dow�d, �e Irak �amie embargo, sprzedaj�c wi�cej ropy naftowej, ni� zezwalaj� na to limity ONZ. Wynika�o z nich, �e sur�wka doprowadzana jest do dok�w dwoma ruroci�gami - oficjalnym i tajnym. Wszystko wygl�da�o tak cicho i beztrosko. Szczeni�ta wychowywane przez �o�nierzy UNIKOM walczy�y ze sob� dla zabawy. Na lekkim wietrze, dzi�ki kt�remu upai stawa� si� bardziej zno�ny, delikatnie �opota�y b��kitne flagi Organizacji Narod�w Zjednoczonych. Sielski widok psu�y jedynie druty kolczaste otaczaj�ce ca�� baz�. Hindus, kt�ry nie odst�powa� nas ani na krok, zabra� nas do bia�ego, d�ugiego baraku. Wewn�trz czeka� ju� obserwator UNIKOM - Austriak, major Sandor Galavics. Mia� dla nas wyg�osi� wyk�ad o misji. Wyk�ad... O niczym wtedy bardziej nie marzyli�my... Usiedli�my w przyciemnionej sali z ogromn�, r�cznie wykonan� map� ca�ej strefy zdemilitaryzowanej. Galavics w��czy� komputerow� prezentacj� i zacz�� swoj� opowie��. Powoli i wyra�nie, niczym elektroniczny syntezator mowy, przesadnie akcentuj�c wyrazy, punkt po punkcie opowiada� o historii misji i jej zadaniach. Pomaga� sobie przy tym bilardowym kijem, pokazuj�c omawiane miejsca na mapie. - Jeste�my tutaj po to, aby obserwowa�, czy w DMZ nie dochodzi do pogwa�cenia kt�rej� z rezolucji ONZ - t�umaczy� Austriak. - Przez pogwa�cenie rozumiemy loty nad stref� zdemilitaryzowan�, u�ywanie i wnoszenie do niej broni, wkroczenie do niej jakichkolwiek wojsk, przekraczanie granicy l�dowej lub morskiej. - Co robicie, je�li wykryjecie takie naruszenie? - natychmiast pad�o pierwsze, nieco k�opotliwe w tych dniach pytanie. Galavics wzruszy� ramionami. - Mo�emy tylko napisa� raport i wys�a� do Kwatery G��wnej ONZ w Nowym Jorku. Nie mamy innych uprawnie�. - Kiedy ostatnio zdarzy�o si� jakie� powa�ne naruszenie rezolucji? - Jestem tu od 11 miesi�cy i nie przypominam sobie niczego takiego - Austriak u�miechn�� si� plastikowo. - �adnego? - Czasami zdarza si�, �e jacy� iraccy rybacy w pogoni za rybami wp�ywaj� na wody terytorialne Kuwejtu, ale chyba nie mo�na nazwa� tego pogwa�ceniem rezolucji. Gdy tylko wzywamy ich do powrotu na swoj� stron� Zatoki, natychmiast to robi�. Chocia� oczywi�cie raportujemy i takie przypadki. Wyk�ad si� sko�czy�, i dobrze, bo siedzieli�my jak na szpilkach. Najbardziej zale�a�o nam na spotkaniu z g��wnodowodz�cym UNIKOM - polskim genera�em Franciszkiem G�gorem. Wyszli�my z sali i zn�w zobaczyli�my Hindusa w niebieskim turbanie. Jego obecno�� zaczyna�a by� coraz bardziej frapuj�ca. - Kiedy zobaczymy si� z genera�em G�gorem? - Genera� jest zaj�ty. Ma wa�ne spotkanie - ze stoickim spokojem poinformowa� nas Hindus. - Poczekamy. - To nie wchodzi w gr�. - Ale to niemo�liwe. Przyjechali�my tu specjalnie do genera�a. - Nic na to nie poradz�. Nalegali�my jednak tak uparcie, �e Hindus zgodzi� si� wreszcie co� na to poradzi�. Co chwil� przeje�d�a� kolejny samoch�d z niebiesk� flag� na dachu. Jeden z kierowc�w, parkuj�c ty�em, rozjecha� plastikow� beczk�, mia�d��c j� z g�o�nym trzaskiem. Galavics rozmawia� z jakimi� dziennikarzami. D�ugo negocjowali�my z genera�em G�gorem, zanim zgodzi� si� na rozmow�. Dowodzi� misj� ONZ na granicy iracko-kuwejekiej i kierowa� prac� prawie 1300 ludzi, a wszystko to w momencie, gdy oczy ca�ego �wiata zwr�cone by�y na ten rejon. Nie to, �e nie chcia� z nami rozmawia� - chcia�, ale odwleka� ten moment, jak dziecko odwleka chwil�, kiedy musi p�j�� do ��ka. �Mo�e nie dzisiaj� - m�wi�. Kiedy wydawa�o si�, �e ju� go przekonali�my, wpada� na kolejny pomys�: �A mo�e um�wimy si� w Kuwait City, a nie tutaj?� Wreszcie zgodzi� si�. Postawi� tylko jeden warunek - �adnych medi�w poza polskimi. Musieli�my wi�c jako� zgubi� innych dziennikarzy, kt�rzy pilnowali nas, wiedz�c, �e jako Polacy za wszelk� cen� b�dziemy chcieli spotka� si� ze swoim genera�em. - Idziemy - zakomenderowa� Hindus. - Nigdzie nie id�. Chc� jeszcze nagra� majora Galavicsa. Dopiero co przyjechali�my - sprzeciwi� si� Marcin. - Ja ci o wszystkim opowiem. Nagrasz mnie. A teraz musimy ju� i�� - nie rezygnowa� Hindus. Zerkn�li�my na wizyt�wki, kt�re wcisn�� nam do r�ki. �Daljeet S. Bagga, rzecznik prasowy UNIKOM�. Najpierw wyk�ad, teraz rzecznik prasowy. Niedoczekanie. - �wietnie. Ciebie te� nagram, ale najpierw majora Galavicsa. -