9298
Szczegóły |
Tytuł |
9298 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9298 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9298 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9298 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aby rozpocz�� lektur�,
kliknij na taki przycisk ,
kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki.
Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poni�ej.
2
STEFAN �EROMSKI
DZIENNIK�W
TOM
ODNALEZIONY
Z AUTOGRAFU DO DRUKU PRZYGOTOWA�
WST�PEM I PRZYPISAMI OPATRZY�
JERZY K�DZIELA
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
WST�P
I
Jest to wiadomo�� doprawdy rewelacyjna.
Ju� po zako�czeniu prac edytorskich nad siedmiotomowym wydaniem Dziennik�w
w Dzie�ach Stefana �eromskiego odnalaz� si� w doskona�ym stanie autograf tomiku
XXI Dziennik�w, obj�to�ci oko�o o�miu arkuszy druku, o kt�rego istnieniu nikt nie
wiedzia� ani nawet po�rednio nie s�ysza�. Odnalaz� si� nie w Austrii, dok�d hitlerowcy
wywie�li inne tomiki Dziennik�w po upadku powstania warszawskiego w 1944 r., i nie
w Moskwie, dok�d po zako�czeniu wojny w 1945 r. przewieziono rewindykowane z
Austrii zbiory, po czym ocala�e tomiki zwr�cono Polsce. Losy wojenne tomiku XXI
kszta�towa�y si� niezale�nie od tamtego zespo�u r�kopis�w.
O proweniencji niniejszego tomiku Dziennik�w uda�o si� zebra� bardzo niekompletne
informacje. Wiadomo na pewno, �e tu� przed wojn� tomik ten znajdowa� si� w
Gr�dku Jagiello�skim pod Lwowem. Mia� go w swoim posiadaniu niejaki s�dzia Gross,
od kt�rego po�yczy� go in�. Jerzy Stamirowski. Po obu tych ludziach �lad zagin��.
Rodzina Jerzego Stamirowskiego, zamieszka�a przed wojn� i w czasie wojny w Warszawie,
podzieli�a losy swego miasta. Wysiedlona w 1944 r., wr�ci�a tu dopiero po
dwudziestu z g�r� latach. Przy porz�dkowaniu rozproszonych pami�tek rodzinnych
znalaz� si� i ten r�kopis. Uznany zrazu za rodzaj prywatnego depozytu, zosta� w 1969 r.
przekazany przez dr Zofi� Stamirowsk� Bibliotece Narodowej, w przekonaniu, �e wobec
zbli�aj�cej si� do ko�ca publikacji Dziennik�w �eromskiego nale�y go ju� teraz
uzna� za w�asno�� og�lnonarodow�, aby m�g� wej�� w obr�b tego wydawnictwa. W ten
spos�b ocalony zosta� z po�ogi wojennej jeszcze jeden autograf o znaczeniu podstawowym,
kt�ry m�g� przepa�� tym �atwiej, �e nigdzie nie by� zarejestrowany i nikt by go
nie poszukiwa�.
Zwyk�o si� w takich razach powtarza� metaforyczn� formu��, �e ��eromski wci��
pisze� albo �e ��eromski nadal tworzy�. Takimi formu�ami powitali krytycy publikowane
po raz pierwszy po wojnie utwory dramatyczne pisarza, z kt�rych Grzech odby�
tryumfalny poch�d po scenach teatr�w ca�ego kraju (by� r�wnie� wystawiany w Moskwie
i w Pary�u), a niespodziewanie odkryty Dramatu akt pierwszy pozosta� fragmentem
stanowi�cym zamkni�t� ca�o�� i �mia�o�ci� problematyki, si�� wyrazu artystycznego
wywar� silne wra�enie na widzach. Jeszcze cz�ciej formu�y te stosowano do
ogromnego zespo�u Dziennik�w, kt�re w spos�b najbardziej wierzytelny ukaza�y proces
narodzin i kszta�towania si� pisarza oraz drogi rozwoju jego pogl�d�w ideowych,
spo�ecznych i estetycznych, a z drugiej strony stanowi�y nieoceniony dokument dla badaczy
genezy jego dzie� dojrza�ych.
5
W tych formu�ach metaforycznych tkwi wiele prawdy. Nie zawsze bez nich uprzytomnialiby�my
sobie z nale�yt� wyrazisto�ci� fakt, �e nowo og�oszone i nie znane
przedwojennym czytelnikom teksty �eromskiego stanowi� ��cznie blisko czwart� cz��
tw�rczego dorobku pisarza. Przybywa do nich obecnie nowe, rewelacyjne znalezisko.
Tomik XXI Dziennik�w obejmuje zapisy Stefana �eromskiego od dnia 10 czerwca
do dnia 18 pa�dziernika 1890 roku i jest bezpo�redni� kontynuacj� opublikowanego ju�
tomiku XX. Autor przebywa� w�wczas w Kielcach, w �ysowie na Podlasiu, a od 10
wrze�nia tego� roku � w Na��czowie. Przejazdem zatrzymywa� si� te� na kr�tko w
Warszawie.
W strukturze tre�ciowej t. XXI nie r�ni si� od kilku poprzednich tomik�w. Opisy
stan�w psychicznych bohatera � narratora przeplatane s� opisami urody ziemi rodzinnej,
relacje o perypetiach romansowych � dywagacjami na tematy ideowe, narodowe i
spo�eczne, charakterystyki w�asnych utwor�w � rozwa�aniami estetycznymi nad kompozycj�
i stylem pisarskim. W autografie znajduj� si� ponadto do�� liczne rysunki pi�rkiem,
�wiadcz�ce o wy�szym stopniu wtajemniczenia plastycznego autora ni� te, kt�re
ozdabia�y karty wczesnych tomik�w.
Odkrycie nieznanego t. XXI Dziennik�w poci�ga za sob� szereg konsekwencji.
Przede wszystkim lu�ne fragmenty Dziennika z wrze�nia i pa�dziernika 1891 roku, odnalezione
w Archiwum G��wnym Akt Dawnych mi�dzy dissolutami z Biblioteki Ordynacji
Zamoyskich i oznaczane dotychczas umownie jako szcz�tki t. XXI, s� by� mo�e
fragmentami t. XXIV czy nawet XXV Dziennik�w. Poniewa� nic nie wskazuje, a�eby
�eromski przerwa� pisanie diariusza po osiedleniu si� w Na��czowie (wr�cz przeciwnie
� s� poszlaki, �e pisa� tam bardzo regularnie), istnieje teoretycznie mo�liwo�� odnalezienia
czy ujawnienia nast�pnych trzech lub czterech tomik�w z okresu od pa�dziernika
1890 r. do wrze�nia 1891 r. Te hipotetyczne tomiki � podobnie jak t. XXI � mog�y r�wnie�
ocale� gdzie� na prowincji, a zw�aszcza w Na��czowie.
Tak wi�c odkrycie tomiku XXI pozwala �ywi� nadziej� na odszukanie pozosta�ych brakuj�cych
cz�ci Dziennika, kt�re niekoniecznie trzeba dodawa� do liczby pi�ciu tomik�w z
czas�w kieleckich i warszawskich, zaginionych w roku 1945. Nade wszystko za� to odkrycie
koryguje nasze poj�cia o rozmiarach ca�ego zespo�u autograf�w diariusza, wskazuj�c, i�
jest on obszerniejszy i bogatszy, ni� dotychczas powszechnie s�dzono.
��eromski nadal tworzy.� Wczytajmy si� w nieznane stronice jego prozy.
II
Pierwsze pytanie, jakie nasuwa si� czytelnikom dotychczasowych Dziennik�w Stefana
�eromskiego, sformu�owa� mo�na tak oto: co nowego wnosi ten odnaleziony, tomik
do naszej wiedzy o pisarzu, o jego pogl�dach, charakterze i projektach tw�rczych?
W jaki spos�b zmienia lub modyfikuje nasze poj�cia o tym okresie jego biografii, tak
fascynuj�co, cho� zarazem subiektywnie ukazanej w poprzednich tomikach? Czy jest
on tylko kontynuacj� w�tk�w znanych, czy mo�e stanowi prze�om w dziejach osobowo�ci
pisarskiej autora?
Trzeba od razu powiedzie�, �e mi�dzy tomikiem XXI a bezpo�rednio go poprzedzaj�cymi
nie ma jakiej� wyra�nej granicy ani w zakresie zawarto�ci tre�ciowej, ani w za
6
kresie stylu. Je�eli odmiennie rozk�adaj� si� akcenty tre�ciowe czy indywidualne cechy
formalne, to w ramach w�tk�w kontynuowanych.
Jednym z nich, stanowi�cym bez w�tpienia naczeln� dominant� ideow� t. XXI, jest
nieustannie tutaj obecny problem patriotyzmu. �eromski jak ma�o kt�ry pisarz potrafi
niedostrzegalnymi �rodkami odtworzy� nieustanne ci�nienie w kraju �yj�cym pod zaborem,
ci�nienie b�d�ce miernikiem s�abo�ci lub oporu jednostek, przewa�nie zreszt� ich
bezradnego konformizmu. Jego bunt przeciw niewoli wyra�ony wprost, w s�owach pe�nych
oburzenia, gniewu i szyderstwa, jest mo�e nawet mniej przekonywaj�cy artystycznie
ni� zwyczajna, niewyszukana opowie�� o dniu powszednim pod uciskiem caratu.
Nie brak by�o i poprzednio wymownych deklaracji mi�o�ci ojczyzny w Dziennikach.
Szczeg�lnie pami�tne s� te, kt�re albo si� ��czy�y z kszta�towaniem odr�bnej postawy
ideologicznej w chaosie najsprzeczniejszych tendencji panuj�cych w�r�d m�odzie�y
akademickiej, albo wi�za�y si� �ci�le z planami pisarskimi autora. �Moja ludzko�� � to
Polacy, m�j wszech�wiat � to moja ziemia, a m�j B�g � to ojczyzna z tym wszystkim,
co si� w tym wyrazie zamyka...� (20 XI 1886). �W Polsce � nie ma bodaj dwu student�w
�czuj�cych jedno�... To jedno � to mi�o�� rodzinnej ziemi, mi�o�� nieopisanego
dobra, mi�o�� naj�wi�tszej, niepokalanej �adn� zmaz�, nie podlegaj�cej �adnemu w�tpieniu
idei, mi�o�� tego czego�, czego� nieuj�tego, tego czego�, co ka�� nam okre�la�
nasi koledzy, tego czego�, co le�y pod sercem jak �mija, co czasami p�acze, czasami
uderza pi�ci� miedzian�, a zawsze �yje, zawsze idzie we krwi, jak zegar puszczony w
ruch przez Boga� (16 IX 1887). �Powie�� nasza winna by� g�osem narodu ca�ego do
pojedynczych jednostek ma�o narodowych � a wi�c w wyborze tematu, w o�wietlaniu
pewnych zjawisk naszego �ycia musi tkwi� satyra, skarga, bicz. Nie chc� biczowa� nigdy
i nikogo wychodz�c z punkt�w etycznych, jak si� to czyni u nas, ani z punkt�w post�pu
czy zacofania � jedynie gin�ca narodowo��, nasze �ja� zanikaj�ce b�dzie mie� we
mnie trybuna� (8 VIII 1888).
Maj�c te i podobne wypowiedzi w pami�ci, trzeba jednak zauwa�y�, �e nie stanowi�y
one zasadniczego kryterium warto�ciowania wszelkich zagadnie� �ycia spo�ecznego.
By�y jednym z wa�niejszych, ale nie wy��cznym miernikiem postaw ludzkich i
s�uszno�ci idei. W t. XXI sprawa wygl�da odmiennie. Zagadnienia patriotyzmu wysuwaj�
si� zdecydowanie na czo�o �wczesnej problematyki �eromskiego, s� sta�ym systemem
odniesienia dla jego medytacji na wszelkie tematy aktualne. Wzrasta przy tym
bogactwo odcieni uczu� patriotycznych: b�l i rozpacz, rezygnacja i nadzieja, gniew i
szyderstwo, lito�� i oburzenie � wszystko to potrafi uwypukli� autor w codziennym
komentarzu do los�w w�asnych i swojego pokolenia.
Zastanawiaj�ca jest rozmaito�� form, w jakich ta dominanta patriotyczna si� przejawia.
Form� najprostsz� i najcz�stsz�, a zarazem nieodleg�� od praktyki poprzednich tomik�w
jest ta, w kt�rej pisarz przekazuje intensywne, serdeczne i bliskie zwi�zki z ziemi�
rodzinn�, kiedy np. opisuj�c urod� krajobrazu wiejskiego, ko�czy taki opis wyznaniem
patriotycznym:
��wierki si� czerni�. Na szczycie topoli, jednej tylko topoli szemrz� li�cie. Otwieraj�
si� ramiona do czego�, do kogo�, nalatuje m�odo��, kt�ra nie ma granic! Jak kwiat portulaki
otwiera ma�y sw�j kieliszek na przyj�cie s�o�ca, tak m�zg w noc tak� otwiera si�
na przyj�cie jakiego� wielkiego wyobra�enia, jednego cho�by wyrazu, formy, kt�r� by
m�g� ochrzci� t� wielk� ca�o��, kt�ra go zakuwa w niemoc i podziw. Jak ch�op, jak
gwebr � nie znajduje nazwy innej, tylko t� najwy�sz� i najprostsz�: ojczyzna� (28 VII
1890).
Niewygas�e zainteresowanie dla historii polskiej stanowi r�wnie� kontynuacj� nurtu
wyst�puj�cego ju� we wcze�niejszych tomikach Dziennik�w. Autor nadal pasjonuje si�
7
wszelkimi opisami chwa�y or�a polskiego w czasie powsta� narodowych. Z porzuconych
na dnie szafy egzemplarzy dziennika �Polak Sumienny� kompletuje sobie kromk�
codziennych zdarze� powstania listopadowego, akcentuj�c w komentarzu bohaterstwo i
po�wi�cenie �o�nierzy pod Wawrem i Grochowem. W �Polaku Sumiennym� s� � wedle
s��w autora � �nieocenione spory z �Now� Polsk��, polemiki z Mochnackim, wszystkie
mowy, proklamacje, odezwy, rozporz�dzenia wodz�w, wie�ci z placu boju, niepewne
pog�oski, wiary, nadzieje, uniesienia � ca�y chaos rewolucyjny, tak jak by�, ca�e uniesienia,
ca�a bole��. Dzie� po dniu �ledzisz wielolice �ycie za dni tych bezpowrotnych,
masz wyliczone ofiary, czyny ciche i rozg�o�ne z prostot� niespokojnej wie�ci rzucone
na te karty dla t�umu, kt�ry �aknie. Dziennik ten dlatego w�a�nie, �e ma za ide� przewodni�
zwyczajny za owych czas�w patriotyzm, �e podaje bezkrytycznie mas� fakt�w
� tym jest ciekawszy� (19 VII 1890).
W przytaczanych w Dzienniku urywkach wybiera autor te doniesienia z placu boju,
kt�re �wiadcz� o m�stwie, odwadze i waleczno�ci prostych �o�nierzy � ch�op�w, gdy�
one w�a�nie stanowi�y potwierdzenie jego marze� o przysz�ej Polsce niepodleg�ej, gdzie
u�wiadomiony narodowo lud b�dzie si�� decyduj�c�.
W zwi�zku z tym interesuje �eromskiego szczeg�lnie posta� p�omiennego trybuna
rewolucji listopadowej, Maurycego Mochnackiego, kt�ry pisa� o sobie: �Polska pot�na
i niepodleg�a by�a jedynym romansem mojej m�odo�ci�. Lektur� czterotomowych Dzie�
Mochnackiego ko�czy autor jak zwykle wyci�gami i notatkami w Dzienniku oraz nast�puj�c�
charakterystyk� og�ln�:
�Pierwszy [tom] zawiera listy do matki, rzucaj�c �wiat�o na pogmatwan� i pos�pn�, a
ma�o nam znan� histori� emigracji, zawiera zreszt� wiele rys�w biograficznych samego
Maurycego Mochnackiego, kt�ry jest postaci� przykuwaj�c� wzrok i godn� badania na
tle niezapomnianej epoki, a tak sympatyczn� szczeg�lnie... Tom drugi ( Powstanie narodu
31 r.) ma dla mnie jako ksi��ka �r�d�owa mniejsz� ni� Barzykowski warto��. Ma on
swe z tego wzgl�du zalety, �e z ca�� m�odzie�cz� emfaz� odtwarza stronnictwo m�odych
rewolucjonist�w. Styl, werwa, uniesienie pisarz�w tego okresu nosi na sobie cechy
jeszcze polskiego �elaza, hartu, dumy, m�stwa... K�pie si� w tym cz�owiek jak w
zimnej wodzie, kt�ra p�ynie z czystego, g�rskiego, szlachetnego zdroju� (23 VI 1890).
A w innym miejscu, nawi�zuj�c do g�o�nej sprawy zbyt szczerych zezna� m�odego
Mochnackiego przed komisj� �ledcz� w wi�zieniu u Karmelit�w, �eromski stwierdza:
�W �Polaku Sumiennym�, kt�ry tchnie tak� nienawi�ci� do M. Mochnackiego, s� jednak
jego usprawiedliwienia si� z zarzut�w i zaszczytne wzmianki w raporcie gen. �ymirskiego.
Ostatecznie uwierzy�em w prawo�� Mochnackiego� (19 VII 1890).
Posta� Mochnackiego na tle wydarze� 1830/31 roku fascynowa� b�dzie autora
Dziennik�w jeszcze d�ugo. Po paru latach, zetkn�wszy si� z bogatymi materia�ami �r�d�owymi
na temat powstania listopadowego i Wielkiej Emigracji podczas pracy w bibliotece
Muzeum Raperswilskiego, zamierza nawet napisa� obszern� biografi� Mochnackiego.
Ostatecznie jednak tw�rczo�� nowelistyczna poch�on�a go ca�kowicie i ten
plan nie zosta� zrealizowany.
Inn� form� supremacji zagadnie� patriotyzmu w niniejszym tomiku jest g��boki szacunek
dla tradycji, a zw�aszcza dla tradycji literackiej romantyzmu polskiego oraz silne
poczucie wsp�lnoty narodowej Polak�w pod trzema zaborami. Wiadomo�� o sprowadzeniu
z paryskiego cmentarza Montmorency zw�ok Adama Mickiewicza do kraju i
z�o�eniu ich w kryptach kr�lewskich na Wawelu opatruje autor Dziennika tak� wzruszaj�c�
glos�:
��Poeta rozmy�lacz, m�� nami�tny, liryk z daru i u�yczenia nieba, filozof w�asnego
serca...�, ten, z kt�rego jeste�my wszyscy, ten, kt�ry nas porwa� na wzd�tej fali swego
8
natchnienia � idzie nareszcie spa� mi�dzy kr�lami. Mo�e dlatego, �e na Panu Tadeuszu
uczy�a mi� matka czyta�, mo�e dlatego, �e on mi� zrobi�, czym jestem, uczciwym Polakiem,
mo�e dlatego, �e utworami jego karmi�em dusz� w najsmutniejszych chwilach
�ycia � dzie�, kiedy go do kr�lewskiej wznosz� godno�ci, b�dzie najpi�kniejszym
dniem mego �ycia. Kiedy my�l�, �e t� skryt� rado��, kt�ra jakoby mnie si� samemu
nale�y, dzieli ze mn� tyle tysi�cy ludzi, kt�rzy to samo czuj�, uczuwam, �e wst�puje
odwaga we mnie, �e �yje nar�d. Ta jest wielka, nie daj�ca si� nazwa� po imieniu korzy��
z oddania mu nale�nej czci. W takiej chwili zobaczy� mo�na, �e jest jeszcze t�um
niepoliczony, kt�remu �zapa� owiewa g�ow� dla wiekuistej idei. Gdybym m�g� tam
by� z tymi lud�mi, kt�rzy jego tak samo kochaj�!...� (24 VI 1890).
Gor�cym sercem patrioty �eromski solidaryzuje si� z przedstawicielami wszystkich
ziem dawnej Polski, kt�rzy uczestniczyli w tym podnios�ym, og�lnonarodowym obchodzie.
Nie zadowalaj� go sk�pe, telegraficzne informacje prasy warszawskiej o przebiegu
uroczysto�ci; domaga si� od Wac�awa Machajskiego dok�adnego opisu pogrzebu, a nast�pnie
celnymi uwagami opatruje przytoczone w li�cie przyjaciela mowy Adama
Asnyka i Stanis�awa Tarnowskiego, wyg�oszone przed wej�ciem do katedry. W przem�wieniu
Asnyka krytykuje �letnio��, brak �aru, niewykorzystanie okazji do sformu�owa�
�mielszych, bardziej rewolucyjnych. Dla wsp�czesnych by�o zrozumia�e, �e
wszyscy m�wcy musieli si� jako� mie�ci� w ramach legalizmu c.k. monarchii austriackiej,
�e podobny obch�d nie by�by mo�liwy ani w zaborze pruskim, ani tym bardziej w
�Kraju Przywi�la�skim�. Ale �eromski by� niecierpliwym maksymalist�: dla niego
Mickiewicz by� nie tylko zmar�ym dawno poet�, uk�adaczem pi�knych s��w, tw�rc�
wstrz�saj�cych a zabronionych wierszy patriotycznych, lecz nade wszystko duchowym
wodzem narodu. Jego wskazania obywatelskie traktowa� jak aktualny nadal program
ideowy, a cytaty z jego dzie� s�u�y�y mu za argumenty w dyskusjach z kolegami � internacjonalistami.
Jeszcze inn� form� dominacji patriotyzmu w pogl�dach autora Dziennika jest drapie�na
obserwacja i sarkastyczna krytyka metod rusyfikacji m�odzie�y w szkole kieleckiej,
b�d�cych odbiciem tendencji powszechnie stosowanych w gimnazjach za czas�w
Apuchtina. �apownictwo przy egzaminach wst�pnych, r�ne sposoby nacisku na rodzic�w,
stopniowa likwidacja stancji polskich, zakaz rozmawiania po polsku w szkole i
poza jej murami, sfa�szowane podr�czniki historii, tendencyjne programy nauczania,
sprowadzone do �a�osnej i nieobowi�zkowej parodii lekcje j�zyka ojczystego � wszystko
to mia�o s�u�y� celom szybkiej i skutecznej rusyfikacji m�odzie�y.
Por�wnuj�c w�asne do�wiadczenia gimnazjalne i �wczesnych pedagog�w z takimi
kreaturami lojalistycznymi jak gospodin Lwowskij, kt�ry niew�tpliwie by� prototypem
nauczyciela Majewskiego z Syzyfowych prac, �eromski trafnie dostrzega, jaki zatrwa�aj�cy
post�p uczyni�o obrusienije w tej samej szkole.
Na podstawie tych obserwacji z roku 1890, a nie na podstawie w�asnych prze�y�
gimnazjalnych (jak to twierdzili jeszcze do niedawna krytycy), skonstruowa� potem �eromski
Syzyfowe prace. Za jego bowiem czas�w ucisk rusyfikacyjny by� stosunkowo
znacznie mniejszy, a gorliwi jego wykonawcy � nieliczni. W�r�d nauczycieli przewa�ali
wtedy Polacy i tylko niekt�rych mo�na by zaliczy� do boja�liwych oportunist�w.
W wi�kszo�ci nauczyciele � Polacy wykonywali tylko te zarz�dzenia, kt�re wykona�
musieli, i to bez szczeg�lnego zapa�u. �aden z nich nie wyr�ni� si� te� tak� nadgorliwo�ci�,
�eby poza lekcjami rozmawia� z m�odzie�� po rosyjsku.
Chocia� tak trze�wo widzia� i opisywa� rzeczywisto�� wynaradawiaj�cej szko�y, nie
w�tpi� przecie� �eromski w ostateczne zwyci�stwo polsko�ci i patriotycznej m�odzie�y:
�A jednak ta ogromna masa dzieci i m�odzie�y tam, [...] wobec rozlepionych przepis�w
broni�cych m�wi� po polsku, po polsku m�wi i, niech nie b�d� z�ym prorokiem, po
9
polsku my�li. W cieniu ich praw rosn� wiecznie jednacy, wiecznie szlachetni w m�odo�ci.
Kiedy� �ycie ich ��ci� napoi, gdy zobacz� wszystk� bezcze�� rzeczy szlachetnych i
bezmierny tryumf pod�o�ci� (10 VI 1890).
Podobnymi konkluzjami zamyka zwykle autor Dziennik�w rozwa�ania na temat tragicznej
sytuacji unit�w na Podlasiu, gwa�tem i przemoc� �nawracanych� na prawos�awie.
Ich przywi�zanie do wiary przodk�w i m�ny op�r interpretuje trafnie jako walk�
przeciwko wynaradawianiu. Religia stanowi�a dla unit�w (podobnie jak dla p�niejszych
bohater�w nowel Poganin i Do swego Boga) substytut przynale�no�ci narodowej.
Op�r przeciw prawos�awiu by� konsekwencj� ich patriotyzmu.
Podczas wycieczki do Drohiczyna pods�uchuje autor mow� ludu i rozpiera go rado��,
�e ca�a gromada ch�op�w, kobiet i dzieci m�wi po polsku: �Wszystko to m�wi�o
tak� czyst� polszczyzn�, ale tak� nieskaziteln� polszczyzn�, �e ma�o si� nie udusi�em,
�mi�c z rado�ci jednego papierosa za drugim� (23 VI 1890).
Ze wzruszeniem i w podnios�ym, patetycznym stylu wspomina o m�cze�stwie unit�w
we wsiach powiatu bialskiego i w�odawskiego: �Oto on Bug, o kt�rym �piewa si�
w pie�niach niepodleg�ych, oto �zawica, w kt�r� sp�yn�o tyle �ez cichych, niemych, nie
znanych historii bohater�w, wielkich dusz �wiata a prostych ch�op�w z Pratulina, z
Komicy, Szpak�w... Cicho p�ynie w piaskach i niekochany mi za to, �e tyle b�lu na jego
brzegach� (23 VI 1890).
O innych heroicznych dowodach wierno�ci i przywi�zania prostego ludu do swej
ziemi i religii we wsiach Do�hobrody, Choroszczyzna i Kodnie opowiada�a potajemna
broszura, zatytu�owana ironicznie Dobrowolny powr�t unit�w, z kt�rej fragmenty
przytacza autor Dziennika dnia 5 VII 1890 r. T� sam� broszur� i ten sam jej fragment
czyta� b�d� p�niej zbiorowo ch�opi w Mogile, krzepi�c sw� wol� wytrwania przy polsko�ci,
a Maurycy Zych, �wiadek tej niezwyk�ej sceny, tak j� wzruszonymi s�owami
skomentuje:
�Jaka� czcigodna r�ka przela�a na papier to �a�osne opowiadanie, ten gorzki b�l, t�
poha�bion� my�l garsteczki ludzi, kt�rzy w nies�ychanym ucisku, w�r�d pokusy, w stadzie
n�dznik�w i g�upc�w ufaj� a� do �mierci, �e przysi�dze, jakiej� cnocie czy prawdzie
nale�y wiary dochowa�. T� my�l sk�ada� przy blasku p�omyka gazu wyzyskiwany
zecer, przenosi� j� jako zabroniony towar jaki� szlachetny mistyk, jaki� nieznany a na
�mier� gotowy wyznawca swojej idei. I przysz�a na miejsce przeznaczenia, tam, gdzie
chcia�o marzenie prawych i � in tenebris lux lucet...�
Tragizm sytuacji unit�w na Podlasiu polega wed�ug �eromskiego nie tylko na tym,
�e jest to op�r bohaterski a beznadziejny, serdeczne przywi�zanie do sprawy przegranej,
ale tak�e na tym, �e heroizmu strace�c�w nie doceniaj� inni Polacy, nawet szlachta w
tych samych okolicach Podlasia. �Dawniej szanowa�em patriotyzm arystokratyczny,
obecnie przyby�o mi b�lu i z tego wzgl�du, �e gardz� tym patriotyzmem. Dla nich dobry
jest naczelnik Kutanin, poniewa� �dla szlachty ma szacunek � on sobie tylko ch�op�w
dusi� i ci�gn�� na prawos�awie: ale to trudno...�� (11 II 1890).
Przeciwstawienie sytych i zadowolonych z siebie mieszczuch�w czy szlachty zgnu�nia�ej
w marazmie na swoich w�o�ciach temu ludowi, wystawionemu na kozackie nahajki
i wywo�onemu bez dobytku na Sybir za op�r wobec zaborcy � ma dla autora
Dziennika znaczenie wstrz�saj�cego symbolu.
10
III
Na tym tle ja�niejsze si� staje zbli�enie �eromskiego do �G�osu�, w kt�rym w�a�nie
wtedy przewag� uzyska�y �ywio�y narodowe. W poprzednich zapiskach Dziennika
uwa�ny czytelnik dostrzega� raczej niech�tny stosunek autora do ideologii ludowc�w,
propagowanej przez J�zefa Karola Potockiego i Jana Ludwika Pop�awskiego. �eromski
krytykowa� lini� ideow� �G�osu� najpierw ze stanowiska zwolennika pozytywistycznej
�Prawdy�:
��G�os� zacz�� naiwnie papla�. Nazwa� si� w prospekcie pismem post�powym, zapowiedzia�,
�e chce �podporz�dkowa� interesy oddzielnych warstw interesom ludu�.
Pi�knie, cudownie, przecudownie. C� wykaza� dot�d? Ani jednego faktu � gdzie by
podporz�dkowywa� interesy oddzielnych warstw interesom ludu. Nie zrobi� nic. W numerze
noworocznym zauwa�y�, �e nasz pozytywizm nie ma �wiary�, co k�amstwem
jest. Ka�dy pozytywista wierzy w pozytywizm, jako w �rodek do �wiat�ych cel�w. Wypowiedzia�
to �wi�tochowski, �e chce �klasycznego cz�owieka, klasycznego Polaka�.
Obecnie �G�os� maltretuje pisma post�powe za ich protektorskie wzgl�dy dla student�w
w artykule, nosz�cym tytu� Fetysze post�powo�ci. Zbeszta� wi�c pisma proteguj�ce
student�w, in�ynier�w, technik�w, przemys�owc�w, kupc�w itd. S�dzicie, �e domaga
si� opieki i sympatii dla ca�ego narodu, jak to zrobi�a �Prawda� w jednym z ostatnich
numer�w? � Nie. Ka�e �podporz�dkowa�... Zdaje mu si�, �e nie jest �fetyszem post�powo�ci
�. Logika!� (31 I 1887).
Po niezliczonych dysputach studenckich, w kt�rych ujawni� si� chaos pogl�d�w ideologicznych
w�r�d m�odzie�y akademickiej, �eromski atakowa� �G�os� z pozycji narodowych,
uwa�aj�c, �e wp�yw teoretyk�w Narodnej Woli na matador�w �G�osu� dowodzi
istnienia w pi�mie tendencji socjalistycznych:
�M�wi�, �e patriotyzm i socjalizm maj� punkty styczne... Dbr. np. dowodzi mi o istnieniu
w Pozna�skiem stowarzyszenia ch�op�w polskich i niemieckich na zasadach
wsp�lnictwa. Jego zajmuje jedynie dobrobyt, jaki tam panuje, mnie zajmuje ��czenie si�
ch�opa naszego z kulturtr�gerem. Jaka tu styczno��? [...] W�a�ciwie m�wi�c, nie chodzi�o
nam o jako�� socjalist�w, lecz o ich ilo��. Dzi� jeszcze nie mo�na orzec nic. Oni
maj� wp�yw, �G�os�, lepsze si�y uniwersytetu � my mamy patriotyzm, broszur� Je�a i �
Wolne S�owo�. Co zwyci�y � przysz�o�� oka�e� (29 II 1888).
Wkr�tce ju� mia�o si� okaza�, �e tezy o odr�bno�ci narodowej student�w � Polak�w,
u�o�one przez �eromskiego wsp�lnie z Janem Wac�awem Machajskim i poddane g�osowaniu
we wszystkich k�kach regionalnych, uzyska�y zaledwie czwart� cz�� g�os�w
og�u. Wi�kszo�� wyra�a�a przekonanie, �e �odr�bno�� narodowa mo�e oznacza� d��enie
do odbudowania Polski szlacheckiej�, �e ���czenie si� z socjalistami rosyjskimi jest
konieczn� rzecz��, �e jedno�� r�nych klas narodu jest niemo�liwa. W tej ewolucji pogl�d�w
�eromski widzia� tak�e wp�ywy �G�osu�, kt�re ocenia� ujemnie.
Nie do�� na tym. Jeszcze w styczniu 1890 r., podczas �dysputy akademickiej� z Marianem
Bohuszem w Warszawie, �eromski zaznaczy� wyra�nie odmienno�� swego stanowiska
w sprawie prze�ladowa� unit�w podlaskich, polemizuj�c z etnograficzn� koncepcj�
narodu, reprezentowan� przez redaktora �G�osu� i z jego programow� oboj�tno�ci�
wobec wynaradawiania ch�op�w w �guberni siedleckiej�. J�zef K. Potocki, kt�ry w
tej dyskusji akcentowa� szczeg�lnie konflikty spo�eczne, wysun�� has�o walki ekonomicznej
przeciwko wszystkim wyzyskiwaczom ch�opa: �Wi�c jedno jest: na gruncie
ekonomicznym � przeciw panom, �ydom, ksi�om i Moskalom burzy�, rozrzuca� ksi��eczki,
0jca Szymona np.� (20 I 1890). Has�o to godzi�o w centralny punkt �wiatopogl�du
�eromskiego, kt�ry dzia�alno�� patriotyczn� � mimo jasnej �wiadomo�ci dezinte
11
gracji spo�ecze�stwa i jej przyczyn � pojmowa� w duchu broszury T. T. Je�a Rzecz o
obronie czynnej i Skarbie Narodowym: jako solidaryzm wszystkich warstw narodu w
walce przeciw zaborcy o wyzwolenie ojczyzny.
Wobec tak zasadniczych kontrowersji zdumienie musia� budzi� fakt, �e pierwodruki
wszystkich prawie wczesnych nowel �eromskiego, jak: Si�aczka, Zapomnienie,
Zmierzch, Oko za oko, Doktor Piotr, O �o�nierzu tu�aczu i inne, zamieszcza� w�a�nie
�G�os�, a ponadto, �e sam autor kilkakrotnie w prywatnych listach do Oktawii Rodkiewiczowej
z lat 1892 � 1897 mianowa� si� �g�osowiczem�. Brak by�o w dotychczasowej
naszej wiedzy o biografii pisarza jakiegokolwiek wiarygodnego �wiadectwa w sprawie
jego zdecydowanego zwrotu w stron� �G�osu�, nieznane by�y przyczyny ani dok�adniejszy
termin owego prze�omu.
Ot� to brakuj�ce ogniwo w dziejach zwi�zk�w �eromskiego z �G�osem� odnajdujemy
w�a�nie w niniejszym tomiku Dziennika. Po do�wiadczeniach podlaskich i po
dyskusjach z kolegami w Kielcach autor tak charakteryzuje ewolucj� �G�osu� i sw�j
stosunek do pisma:
�Kierunek umys�owo � spo�eczny taki, w jaki ja wierz�, do pewnego stopnia, z pewnymi
zastrze�eniami reprezentuje obecnie �G�os�. Tygodnik ten od chwili wyst�pienia
z redakcji Krzywickiego i Pietkiewicza, od czasu polemik z pierwszym z tych Ajaks�w
Wi�ckowskiego i wy�wietlenia, wywn�trzenia si� jego kierownik�w prawie �e pozyska�
moj� sympati�. Krzywicki poci�gn�� ku �Prawdzie� ca�y orszak ��cis�ych� ewolucjonist�w
i kosmopolit�w, kt�rzy secesj� od �G�osu� daj� dow�d, �e �maj� zamiar przysiedzenia
fa�d�w nad nauk� spo�eczn��. [...] Gniewa ich to nawet, �e Pop�awski w �G�osie
� m�wi� o patriotyzmie ch�opskim, og�lnoch�opskim niejako, chrzcz�c tym mianem
przywi�zanie do zagona indywidualne, kt�re w sumie daje patriotyzm niemal. Gniewa
ich to, �e Wi�ckowski chce wiedzie�, nie tylko co zostaje na gruncie po burzy przewrotu
ekonomicznego, ale i kto zostaje. Gniewa ich ludowo�� w og�le, �ten lud, lud,
lud� � chc� wytworzy� ruch robotniczy, m�wi� mi o �wi�towaniu w Warszawie 8 tysi�cy
robotnik�w. (Wszystkich ich jest 200 tysi�cy.) Chc� przyczepi� lud do kwestii robotniczej:
7 milion�w, cho�by 2 miliony bezrolnych, do 200 tysi�cy... Weso�e b�aze�stwo�
(2 IX 1890).
Mamy tu, ukazan� in statu nascendi, polaryzacj� pogl�d�w jednego pokolenia. T�
sam� spraw� od drugiej strony przedstawia w III tomie swych Wspomnie� Ludwik
Krzywicki, nie bez cierpkiego uznania dla talent�w polemicznych Aleksandra Wi�ckowskiego,
kt�re ostatecznie zjedna�y �eromskiego dla �G�osu� na siedem lat.
Je�eli za� tak ocenia� w�wczas �eromski wypowiedzi luminarzy kierunku �mi�dzynarodowego�,
to tym bardziej z�yma� si� musia� na nieporadn� argumentacj� swych
koleg�w gimnazjalnych, kt�rzy � jak Jan Stro�ecki czy Pawe� Zaorski � zmierzali rozmaitymi
drogami ku socjalizmowi. Dyskusja z ich pogl�dami przenika niejeden akapit
tego tomiku Dziennik�w. Nie ma co ukrywa�, �e nie zawsze operuje w niej autor przekonywaj�cymi
argumentami. Niekt�re s� po prostu echem wywod�w publicyst�w
�G�osu�, jak np. traktowanie ch�op�w i robotnik�w pod k�tem widzenia arytmetycznym,
ilo�ciowym, bez uwzgl�dnienia pr�no�ci dziejowej i organizacji klasy robotniczej,
na kt�rej � jak pisa� Krzywicki � �nale�y si� oprze� w czynnej walce przeciwko
caratowi o swobody polityczne�. Kiedy indziej autor wyra�a nieumotywowane aksjomaty
wewn�trzne i serdeczne emocje, kt�re dla niego maj� walor dogmatu, ale nie trafiaj�
do przekonania �spo�ecznikom�.
Z tymi dyskusjami ideologicznymi wi��e si� te� koncepcja za�o�enia nowego dziennika
w Kielcach, na co got�w by� przeznaczy� odpowiedni fundusz Bernard Krzy�kiewicz,
kolega gimnazjalny �eromskiego i Zygmunta Wasilewskiego, uczestnik �wiatoburczych
dysput m�odzie�czych, a pod�wczas bogaty przemys�owiec. Autor Dziennika
12
pojmuje doskonale, �e pismo takie musia�oby si� zasadniczo r�ni� od wychodz�cej
dwa razy w tygodniu, a redagowanej przy pomocy no�yczek i kleju �Gazety Kieleckiej�
Stanis�awa Sienickiego, �e musia�oby mie� wyra�ne oblicze ideowe i d��y� do poruszenia
pogr��onej w marazmie inteligencji miejscowej, a nawet szokowa� opini� publiczn�.
W zwi�zku z tym pisze:
�Ja sam nie da�bym sobie rady � Zygmunt tedy musia�by by� wezwany do pomocy.
Zygmunt atoli chcia�by, i ja nie jestem od tego, aby wydawa� pismo w jakim� duchu,
prosty bowiem szwindel brukowy dla utrzymania si� nie le�y w naszym gu�cie. Na to
nie warto traci� czasu. W za�o�eniu samym le�y kapitalna sprzeczno��: Bernard � bogaty
przemys�owiec, my obadwaj nie popieraliby�my interesu wielkiego kapita�u... Klapa,
a przynajmniej ci�g�e z w�adc� starcia.
�Cio�ek� jednak�e g�upi nie jest. Jest to swojego rodzaju ��eb�, spryt ma dziedziczny
� z nim mo�na by wej�� w m�dry uk�ad i znale�� punkt styczny na gruncie... antysemityzmu
naukowego. Swoj� drog�, ja zwolennikiem zaciek�ym rozbijania kapita�u nie jestem
wcale, na gruncie szczeg�lniej kieleckim. Tu kapitalizacja � to rozw�j, post�p,
obudzenie si� z letargu, a na kapita� �ydowski �mia�o, bezkarnie i z czystym sumieniem
szczeka� mo�na, znajduj�c
brawo we wszystkich ko�ach, stronnictwach, za wszystkimi parawanami opinii� (5
IX 1890).
Projekty te nie zostan� zrealizowane, poniewa� Zygmunt Wasilewski ma ju� wtedy
szersze pole pracy w Warszawie, gdzie publikuje r�wnocze�nie w �G�osie� i w �Wi�le�
Jana Kar�owicza (kt�ry by� jego te�ciem), a sam �eromski, pozbawiony mo�liwo�ci
bytowania w Kielcach, stara si� usilnie o miejsce guwernera u in�. Micha�a G�rskiego
w Na��czowie, m.in. ze wzgl�du na stan swego zdrowia (pocz�tki gru�licy) i nadzieje
zwi�zane z walorami leczniczymi s�awnego uzdrowiska. Rych�o zreszt�, bo ju� we
wrze�niu 1892 roku, spotkaj� si� obydwaj w Szwajcarii, jako bibliotekarze Muzeum
Narodowego Polskiego w Raperswilu.
Literackim refleksem zabieg�w wok� za�o�enia nowej gazety w Kielcach b�dzie
dzia�alno�� Raduskiego w napisanej p�niej powie�ci Promie�, opublikowanej na �amach
�G�osu� w 1897 roku.
IV
W klasyfikacji gatunk�w literackich pami�tniki, a tym bardziej dzienniki, zalicza si�
do tzw. literatury faktu, przeciwstawianej niejednokrotnie rozmaitym odmianom vies
romanc�es, powie�ci biograficznych, w kt�rych autorzy nie tylko fikcj� literack� wype�niaj�
puste, nieudokumentowane okresy �yciorysu bohatera, ale cz�sto ca�� jego
sylwetk� modeluj� wed�ug z g�ry przyj�tych za�o�e� metodologicznych, eksponuj�c
b�d� to biologiczne czy psychologiczne, b�d� to socjologiczne i polityczne determinanty
losu jednostki.
Paradoks polega na tym, �e pami�tniki i dzienniki zaliczane do owej �literatury faktu�
zar�wno w selekcji, jak i w o�wietleniu przedstawionych fakt�w reprezentuj� wy��cznie
punkt widzenia autora. Innymi s�owy; autor przekazuje tylko takie fakty, kt�re
zamierza utrwali�, i w dodatku komentuje je tylko ze swego stanowiska. Tak wi�c mamy
tu do czynienia z wyj�tkowo subiektywn� literatur�, w kt�rej czasem znajdujemy
13
elementy fikcyjne, a zawsze uwzgl�dnia� musimy wsp�czynnik autokreacji, �wiadomej
b�d� nie�wiadomej konstrukcji postaci narratora � bohatera.
Jedynym faktem obiektywnym w pami�tniku jest obraz psychiki autora, wy�aniaj�cy
si� � czasem wbrew intencjom tw�rcy � z opisu wydarze�, z komentarzy, jakimi je
opatruje, a w ko�cu z ocen w�asnej dzia�alno�ci. Mo�na by zaryzykowa� twierdzenie, �e
w�a�nie to, co si� dzieje w psychice autora, stanowi w wy�szym stopniu o znaczeniu i
poczytno�ci tego typu literatury ani�eli rejestracja dawno przebrzmia�ych spraw i drobnych,
zapomnianych zdarze�.
W przypadku Dziennika Stefana �eromskiego ten obraz psychiki autora jest szczeg�lnie
interesuj�cy dzi�ki za�o�eniu absolutnej szczero�ci pisarza wobec siebie, co
oznacza mi�dzy innymi, �e tzw. sprawy dra�liwe czy nawet drastyczne, zwi�zane przewa�nie
z dziedzin� erotyki, nie s� tuszowane, cho� czasem poddane s� uwznio�laj�cym
sublimacjom. Podobnie jak w tomikach poprzednich mamy tu dalszy ci�g antypruderyjnej
autobiografii, kt�ra gdzieniegdzie przekszta�ca si� w pean na chwa�� pot�gi mi�o�ci.
Rzecz za� jest o tyle skomplikowana, �e po kr�tkotrwa�ym romansie z pani� Aniel�,
wdow� po literacie Adamie Rz��ewskim, �eromski zaanga�owa� si� mocno i z wzajemno�ci�
w uczucie do jej siostry, m�atki, Natalii Fayttowej. Oboje zdawali sobie
spraw� z braku perspektyw dla tej mi�o�ci, z tysi�cznych przeszk�d i utrudnie� nawet w
okresie jej trwania, z konieczno�ci ukrywania si� i maskowania zar�wno przed m�em,
jak przed zawiedzion� w swych nadziejach siostr�, a przecie� mimo to dostrzegali w
tym zwi�zku jakie� warto�ci jedyne i niewymienne, kt�re �al utraci�.
Znowu wi�c � jak w poprzednim romansie z Helen� Radziszewsk� � przed naszymi
oczyma rozgrywa si� tercet czy nawet kwartet mi�osny, je�li uwzgl�dnimy w tej grze
pann� Stanis�aw�, guwernantk� c�rek Natalii Fayttowej, kt�ra, zabierana na schadzki
jako dama do towarzystwa, zamierza�a gwa�townie rozkocha� w sobie autora Dziennika.
Dialektyka mi�o�ci z dwiema partnerkami r�wnocze�nie, tak wymownie przedstawiona
w tym tomiku Dziennik�w, nie tylko przyczynia si� do wzrostu samowiedzy
uczu� u autora, ale tak�e sk�ania go do respektowania i wyra�ania takich niuans�w psychologicznych,
jakich w dawniejszych tomach, odtwarzaj�cych m�odzie�cz� pasj� mi�osn�
do Heleny Radziszewskiej, daremnie by�my szukali. W istocie rzeczy relacja z
�ysowa obejmuje niemal wy��cznie opowie�� o r�nych formach emocji osobistych.
Nic bli�szego nie dowiadujemy si� o lekcjach codziennych z Adasiem Rz��ewskim, o
starych pa�stwu Dobrzy�skich, o realnym otoczeniu, w jakim autor sp�dza� dni powszednie,
dla niego bowiem wa�ny by� tylko rozw�j i fluktuacje uczucia.
Dawna nami�tno�� do Heleny Radziszewskiej wypali�a si� i zgas�a. Ju� w poprzednich
tomikach Dziennika istnia�y przekonywaj�ce dowody zmierzchu tej mi�o�ci: coraz
rzadsze kontakty osobiste, coraz bardziej zdawkowe i konwencjonalne listy czy �yczenia
imieninowe, coraz krytyczniejsze komentarze do dawnych wspomnie�. Ale bywa�o
przecie� i tak, �e po d�u�szej nawet przerwie to uczucie w sprzyjaj�cych warunkach
rozpala�o si� od nowa. Tym razem autor nie pozostawia w�tpliwo�ci co do definitywnego
zako�czenia romansu: ironia zabi�a resztki sentyment�w. Do domu pani Heleny w
�ukowie, dok�d m�� jej zosta� przeniesiony z Bia�ej Podlaskiej, zawita� autor Dziennika
w przeje�dzie do Kielc. A oto opis jego wra�e�;
�Po dwu latach mia�em zobaczy� moj� kochank� i ukochan�, anio�a mego �ycia, jedyn�
dawn� my�l moj�... Pan Leon bawi� mi� w salonie rozmow�, podczas gdy pani
Helena opanowywa�a zapewne wra�enia... �miech mi� bra�, gdym patrza� na pana Leona.
Przez lat cztery ba�amuci�em mu �on�, pisa�em do niej oko�o 300 list�w, miewa�em
schadzki, spotkania, zabiera�em mu j� sprzed nosa, znudzi�em si� ni�, zapomnia�em
j� � i on dzi� jeszcze o niczym nie wie... W cz�owieku jest wielkie i drapie�ne zwierz�,
nawet w takim humanitarniku jak ja.
14
Wysz�a wreszcie pani Helena. Nie ma na okre�lenie tego wra�enia, jakie wywar�a na
mnie, innego wyra�enia nad to, �e by�a �jak z�apana�. Stara�a si� by� uprzejm� a zimn�,
oboj�tn�, a d�awi�o j� co�, pogardza�a mn�, a po kobiecemu rada by�a zobaczy�, co si�
ze mn� sta�o... Doznawa�em w ci�gu ca�ej tej wizyty uczucia niezno�nej przykro�ci. Jeste�my,
my m�czy�ni, podli � nie ma co! Na �yciu pani Heleny le�y plama wieczna i
niestarta, nosz�ca nazw� � Stefan, a ta w�a�nie plama ma dla mnie wielki powab. I ja
udawa�em wobec niej Cezara Almaviv�: by�em zimny, grzeczny, wiele m�wi�cy dlatego
w�a�nie, aby przekona� pani� Helen� znaj�c� mi� na wskro�, �e nie umiem ju� milcze�
w towarzystwie i my�le� o niej.
M�wili�my o rzeczach oboj�tnych i �adnego z przesz�o�ci� nie maj�cych zwi�zku,
nie zamienili�my ani jednego spojrzenia przyjaznego po dwu latach niewidzenia si� � ja
z Hel� � czy� to mo�liwe? Gdy wychodzi�em, zimno po�egnawszy si�, d�awi� mi�
przykry, okrutny, pod�y �miech, rozlegaj�cy si� w pustce mej duszy z okrucie�stwem
szyderczym. Rad by�em, gdy nareszcie wsiad�em do wagonu. Wyjrzawszy oknem, dostrzeg�em
pani� Helen� na peronie: zbrzyd�a, uty�a... To ju� nie ta Helenka przecudna, �
Ach, Bo�e!... Z mi�o�ci bez granic, bez pami�ci, bez rachuby, z szale�stwa tylu lat nie
zosta�o nic, nawet gar�ci prochu! Dzi� nic dla niej nie mam pr�cz wspomnie� a la
Casanova...� (11 VI 1890).
Chocia� dawne bo�yszcze samotnika zosta�o obalone, w nowej ksi�dze nami�tno�ci
do pani Natalii odnajdujemy uk�ad analogiczny: autor � wedle cytowanej kilkakrotnie
maksymy Owidiusza � najsilniej d��y zawsze do zakazanego i pragnie tego, czego mu
odmawiaj�, wymownie przeciwstawiaj�c warto�� bezinteresownej mi�o�ci konwencjom
obyczajowym zorganizowanego spo�ecze�stwa. Z najdrobniejszymi szczeg�ami i nieomal
z lubo�ci� opisuje swe nocne wyprawy na schadzki z pani� Natali� u furtki ogrodowej
jej dworu, konieczno�� pokonywania najrozmaitszych przeszk�d po drodze,
zmylenia czujno�ci szpieguj�cej go tajemnie pani Anieli, wywiedzenia w pole ogrodnika
i dw�ch str�y nocnych czatuj�cych z psami etc.
Jak Byronowski bohater drwi z niebezpiecze�stwa, a w g��bi ducha przekonany jest,
�e to on w�a�nie w opozycji do martwych konwencji cywilizowanego �wiata reprezentuje
walory ze wszech miar humanistyczne. Jak prawdziwy romantyk buntuje si� przeciwko
po�wi�ceniu racji jednostki dla racji kodeksu obyczajowego, �wiadomie d��y do
z�amania surowego tabu spo�ecznego.
Nie koniec na tym. Narrator, b�d�cy zarazem bohaterem opowie�ci, prze�ywa typowo
romantyczn� potrzeb� analizy w�asnej osobowo�ci z r�wnoczesnym transponowaniem
jej na zewn�trz. Wobec tego cz�sto dzia�a jak gdyby wbrew sobie, wbrew swoim
interesom. A wi�c po�rednio ujawnia swe sekretne plany, kiedy gorzkie ur�gania ze
szczytnego idealizmu uczu� pozama��e�skich odparowuje gryz�c� ironi�, sarkazmem i
szyderstwem. Nie stara si� wcale o zatajenie swych udr�k mi�osnych, wr�cz przeciwnie
� �rozdrapuje rany�, pragnie swoje cierpienia wykrzycze� jak najg�o�niej. Na przyk�ad
scena, w kt�rej przera�a pani� Aniel� zamiarem samob�jstwa, je�li spe�ni ona pogr�ki
donosicielskie wobec m�a siostry, wydaje si� w pewnych momentach a� przeszar�owana
w ekspresji:
�� Ja pani� zmia�d��, ja pani� wydam przed �wiatem, kt�ry pani chce oszuka�,
zwalaj�c swe brutalne winy na tych, kogo pani niewarta w r�ce ca�owa�. Rozumie pani!
Przed Bogiem nie odpokutujesz nigdy za krzywdy, za takie krzywdy, kt�re mnie popychaj�
do �mierci. Niech moja krew na pani� spadnie, cnotliwa wie�o z ko�ci s�oniowej.
Ja mam prawie ob��d z tego wszystkiego, ale nim umr�, ukarz� pani� ca�� moj� pogard�
dla hipokryzji, dla ob�udy, dla nami�tno�ci zwierz�cej, kt�ra pani starczy za prawo moralne!...
15
By�em prawie nieprzytomny. Nigdy w �yciu nic podobnego ze mn� nie by�o, gdybym
mia� w r�ce rewolwer � by�bym bez w�tpienia strzeli� do niej w�wczas. Wybieg�a i
za chwil� wr�ci�a z Natusi�, prowadz�c [j�] za r�k�.
� My jeste�my ze sob� w najlepszej zgodzie, panie Stefanie, co panu? � m�wi�a,
obejmuj�c za szyj� biedn� N.� (17 VII 1890).
Ka�da biografia, nawet najwi�kszego indywidualisty, jest w jakim� stopniu tworem
spo�ecznym i przez to w wielu elementach powtarzalnym. Nie by�a te� niczym nowym
psychologiczna problematyka tr�jk�ta mi�osnego, eksponowana cho�by w powie�ci
Sienkiewicza Bez dogmatu, czytanej w�wczas w odcinkach �S�owa� przez wszystkich
uczestnik�w romansu w �ysowie i w Patkowie. Ale inaczej traktuje si� �pi�kne zmy�lenie�
literatury, a inaczej szar�, codzienn� rzeczywisto��. Intensywne prze�ywanie
mi�o�ci z nies�ychan� egzaltacj�, jakie demonstrowa� bohater Dziennika, by�o tak odmienne
od stereotypowych modeli zachowania si� w �towarzystwie�, tak bardzo indywidualne
i niepowtarzalne, ze musia�o robi� i robi�o piorunuj�ce wra�enie na obydwu
partnerkach, bez wzgl�du na to, czy przyjmowa�y je z �askawym przyzwoleniem, czy z
frazesami o moralno�ci na ustach.
Analizuj�c charakter pani Natalii, autor Dziennika z du�� wnikliwo�ci� psychologiczn�
zaznacza te elementy:
� �Pami�tam, �e rzadko zdarza�y si� jej takie wylewy uczu�, aby nie �artowa�a ironicznie
z w�asnych wybuch�w, z poca�unk�w, pieszczot, s��w najczulszych. Je�eli mi
si� odda�a, to dlatego g��wnie, �e przeszed�em wszelkie granice znanych jej wyzna�, �e
prawie szala�em, �em j� przera�a� gwa�towno�ci� uczucia. Dlatego tylko mi uwierzy�a.
�ycie, filister m��, towarzystwo �o��dk�w lub karierowicz�w, proza bez przerwy,
wielki stosunkowo maj�tek jej w�asny � przyuczy�y j� do pewnego rodzaju zewn�trznego
cynizmu, do pogardzania w s�owach poezj�, g��bsz� my�l�, wszystkim, co si� nie
oblicza na ruble. A ja drwi�em w�a�nie z ca�ej tej skorupy, nie k�ania�em si� uznanym
bo�yszczom, �mia�em si� otwarcie z serwilizmu dla pieni�dzy. I to znalaz�o odd�wi�k.
Ona w g��bi swej duszy tak� by�a szlachetn�, jak ja w s�owach to wyra�a�em. Dlatego
jej si� podoba�em.
By� czas, �e sz�a za mn� jak lunatyczka. Wsp�lnie wy�miewali�my nieraz spos�b
wypowiadania uczu� wierszami, a moje liche chowa�a jak skarb, uczy�a si� na pami�� i
kocha�a mi� za to, �e J� sobie stroj� w szat� poezji. P�niej przysz�a nami�tno�� i nami�tnie
mi� pokocha�a. Z ut�sknieniem oboje wyczekiwali�my schadzek, cho� utrzymywa�a
nieraz, �e robi to dla zaspokojenia mnie. To natura dziwna � porwa� j� mo�na
tylko gwa�towno�ci�. Ca�owa�a mi r�ce, ale wtedy tylko, gdym by� straszny...� (22 VIII
1890).
Obok tego w�tku liryczno � werterowskiego istnieje jednak w Dzienniku, w�tek drugi,
kt�ry nazwa� by mo�na liberty�sko � lowelasowskim. Sposoby rywalizacji mi�dzy
dwiema nudz�cymi si� w s�siednich maj�tkach siostrami (przy czym pani Aniela jako
osoba wolna jest w korzystniejszej sytuacji) m�wi� nam wiele o �wczesnym �yciu obyczajowym
na prowincji Kr�lestwa. Nudne z pozoru uroczysto�ci rodzinne, obchodzone
hucznie imieniny, zwyk�e wizyty i spacery, a nawet niedzielne wyjazdy do ko�cio�a zyskuj�
w tym o�wietleniu dodatkowy wymiar i niespodziewan� barw�, pulsuj� ukrytym
t�tnem mi�osnych uwielbie� i zachwyt�w, staj� si� dwuznaczne dla wtajemniczonych: z
zewn�trz szara pow�oka d�ugich i pustych rozm�w salonowych, od wewn�trz momenty
b�yskawicznych ol�nie�, wymiany spojrze� i znacz�cych p�s��wek, rzadziej male�kich
karteczek.
Chwilami wydaje si�, �e zabawa w konwersacj� z aluzjami erotycznymi, �w nieszkodliwy
i niezobowi�zuj�cy fechtunek flirtowy odpowiada bohaterowi Dziennika
bardziej ni� serio potraktowane uniesienia mi�osne. Narrator � bohater, kt�ry mimo
16
wszystkie niekonsekwencje i sprzeczno�ci w swym post�powaniu nie jest przecie� cynikiem
w gu�cie Casanovy ani te� Richardsonowskiego Lovelace'a z jego liczn� progenitur�
literack�, porusza si� na tych �liskich posadzkach salon�w z nadzwyczajn� �atwo�ci�,
zr�czno�ci� i przytomno�ci� umys�u, potrafi cz�sto sterowa� oficjaln� rozmow�,
a jednocze�nie wyzyska� jej przebieg dla swych tajemnych cel�w.
Ale nawet wtedy, gdy nie bierze aktywnego udzia�u w szlacheckich dysputach, jest
pilnym, uwa�nym i nieustannie czujnym obserwatorem zdarze�. Z jakim parodystycznym
zaci�ciem potrafi np. przekazywa� opowie�ci pani Anieli o Meranie, Szczawnicy i
Zakopanem, kt�re maj� utwierdza� poz� �wielko�wiatowej� damy na podlaskim pustkowiu.
Z jak� za� powag� traktuje zdrowy rozs�dek ludu, za�wiadczony np. w �wieczornych
pogwarkach� z niepi�miennym Frankiem Kr�lem.
Dla pokolenia romantyk�w erotyzm by� cz�sto tylko surogatem heroizmu w czasach
niebohaterskich, w erotyzmie lokowa�o to pokolenie ambicje nie wy�yte na innych polach
dzia�ania. Wyidealizowana kochanka by�a niezb�dna do samoutwierdzenia si� w
roli �geniusza bez teki�. Ale opr�cz romantyk�w pewnego okresu historycznego istnieje
typ romantyk�w psychicznych, duchowych, kt�ry pojawia si� w ka�dej epoce, gdy� reprezentuje
jedno z zasadniczych odniesie� cz�owieka do �wiata. Cechuje go niemo�no��
zgody na �wiat realny, wiekuista t�sknota do �wiata bli�szego pragnieniu, b�l wynikaj�cy
z niewsp�mierno�ci mi�dzy marzeniem a rzeczywisto�ci�, z rozd�wi�ku mi�dzy
sercem czuj�cym a zimnym mechanizmem istnienia. Te sprzeczno�ci wyzwalaj� si� w
szalonej mi�o�ci albo w wyt�onej tw�rczo�ci artystycznej, albo w konspiracyjnej dzia�alno�ci
politycznej czy o�wiatowej � wsz�dzie tam, gdzie jednostka mo�e pozostawi�
wyra�ne znami� swego indywidualnego czynu.
U autora Dziennika ta sprawa jest dodatkowo skomplikowana przez wp�yw pesymistycznej
filozofii �ycia. W jego �wiecie duchowym panuje Schopenhauerowskie prawo
romantycznego estetyzmu: cz�owieka mo�e zbawi� tylko sztuka. �Jedyne mo�liwe na
ziemi, bezgraniczne, niesko�czone zadowolenie � daje sztuka. Jest ona nadziemskim
�wiat�em, niewys�owion� w mi�osierdziu pocieszycielk� nieszcz�liwych, rozkosz�
upajaj�c�, ekstaz� bez granic. Jest wi�ksz� i pot�niejsz�, niezr�wnanie bogatsz� w �aski
i zachwyty � ni� mi�o��. Jest po milion razy od ostatniej � lepsz�. Jest zapomnieniem,
jest per�� w kielichu goryczy �ycia� (22 V 1887). Do tych s��w dawniejszych
mo�na doda� inne, z niniejszego tomiku, �wiadcz�ce o niezmienno�ci przekona� autora
pod tym wzgl�dem: �Sztuka daje niezmierne szcz�cie, upaja, roznami�tnia... [...] O,
sztuko, ty wynosisz zm�czon� dusz� ludzk� w krain� zapomnienia niedoli, ty jeste� �ywic�
mojego serca, kt�ra si� wytacza w promieniach s�o�ca...� (29 IX 1890).
W tych apostrofach do sztuki, kt�ra jest �pocieszycielk� nieszcz�liwych�, �jedynym
mo�liwym na ziemi zadowoleniem�, kt�ra �wynosi zm�czon� dusz� ludzk� w krain�
zapomnienia niedoli�, kryje si� Schopenhauerowska koncepcja �ycia pojmowanego jako
cierpienie. Cierpienie przenika egzystencj� bohatera Dziennik�w niezale�nie od tego,
czy jego �r�d�em s� rozmy�lania nad sensem �ycia i warto�ci� czyn�w ludzkich, czy
medytacje nad nietrwa�o�ci� zwi�zk�w mi�osnych, czy bezradno�� wobec w�asnej choroby,
czy piek�ce my�li o losach ojczyzny i narodu. Ten �b�l egzystencji� cz�sto si� ��czy
z poczuciem niemocy, zar�wno w sferze dzia�a� artystycznych, jak i w sferze powszedniego,
realnego �ycia. Nie jest to bynajmniej naiwne marzycielstwo, ale wy�szy
stopie� auto�wiadomo�ci, a nawet autookrucie�stwo w bezlitosnej wiwisekcji w�asnej
psychiki.
�Iluzja dystansu ukazuje nam niekiedy rajskie krainy, kt�re znikaj� jak mira�, gdy
si� do nich przybli�y�. Szcz�cie jest zawsze w przesz�o�ci lub w przysz�o�ci, tera�niejszo��
podobna jest do male�kiej chmurki, kt�r� goni wiatr nad s�oneczn� r�wnin�:
przed ni� i za ni� wszystko opromienione jest s�o�cem, tylko ona nie przestaje rzuca�
17
cienia. Tera�niejszo�� nigdy nas nie zadowala, przysz�o�� jest niepewna, a przesz�o��
bezpowrotna.� Te s�owa z dzie�a Artura Schopenhauera Die Welt als Wille und Vorstellung
mog�yby stanowi� motto do najg��bszego nurtu refleksji filozoficznej w tym
tomiku Dziennika. Prawda, �e ich autor nie zacytowa�, ale przecie� wiele analogicznych
przytocze� (g��wnie z Parerga und Paralipomena) znajdujemy w poprzednich tomach, a
ponadto pami�tamy tak znamienn� dla �eromskiego charakterystyk� filozofa:
�Pomimo wszelkich zaprzecze� najg��biej my�l�cy filozof naszego wieku, Schopenhauer,
kocha� si� w jakiej� Niemce, kt�ra trzyma�a go pod pantoflem, kt�ra by�a g�upi�
niesko�czenie i kt�ra niewarta by�a zamiata� pokoju wielkiego filozofa. Fakt to do��
wymowny. Cz�owiek ten przez ca�e �ycie przeklina� t� mi�o�� � a jednak poddawa� jej
si� przez ca�e �ycie. My�l� o Schopenhauerze, bo nikt mo�e spokojniej nie przypatrywa�
si� �yciu nad niego, nikt wi�cej, realniej i prawdziwiej nie cierpia�� (12 VI 1888).
Nie ma w zachowanych tomikach Dziennika bezpo�rednich dowod�w na to, aby �eromski
zna� rosyjski przek�ad g��wnego dzie�a �najg��biej my�l�cego filozofa� Mir kak
wola i priedstawlenije (t�um. A. Feta, Petersburg 1881), a polskiego przek�adu � jak
wiadomo � nie mamy do tej pory. Bli�sza prawdy wydaje si� hipoteza, �e system jego
poznawa� okazjonalnie i z drugiej r�ki. Ale infiltracje my�li Schopenhauerowskiej spotykamy
w wielu g�o�nych utworach, kt�re czyta� i komentowa� autor Dziennik�w. Do��
wskaza� wielokro� cytowany (tak�e i w tym tomiku) raczej schopenhauerowski ni�
darwinowski fragment �ycia i spostrze�e� o nim pana Graindorge Hipolita Taine'a albo
z zachwytem i przera�eniem przyswajan� liryk� �b�lu istnienia� Jakuba Leopardiego,
czy wreszcie pos�pne i wstrz�saj�ce symfonie proz� Teodora Dostojewskiego.
Opr�c