5628
Szczegóły |
Tytuł |
5628 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5628 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5628 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5628 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Artur C. Szrejter
Mysterium tremendum
Kto pozna� siebie samego, wraca
do siebie. Je�li wi�c dowiesz
si�, �e sk�adasz si� z �ycia i
�wiat�o�ci oraz �e z takich
sk�adnik�w pochodzisz, wr�cisz
do �ycia. To jest ostateczne
dobro dla tych, kt�rzy posiadaj�
gnoz�: sta� si� bogiem.
(S�owa przypisywane Hermesowi
Trismegistosowi z "Poimandresa",
I traktatu "Corpus Hermeticum".
T�umaczy� ksi�dz W. Myszor.)
1. Actus geranos
Niem�ody ju�, ale postawny i silny m�czyzna ws�uchiwa� si�
w odg�osy nocy. Tylko gro�ne pohukiwanie lasu. �aden inny
d�wi�k nie dochodzi� jego uszu, a jednak wiedzia�, �e
zaledwie kilkaset krok�w dalej nast�pny zawodnik odbywa
taniec w Ma�ym Labiryncie.
Tej nocy czwarty z tropi�lad�w przyst�pi� do turnieju,
kt�ry mia� rozstrzygn��, kto dost�pi zaszczytu wej�cia do
odkrytego niedawno, staro�ytnego labiryntu.
Darogwiazd przesta� nas�uchiwa� i zn�w rozpocz�� nerwowy
spacer wok� d�bu. Wiele razy uczestniczy� w podobnych
zawodach, nigdy jednak nie chodzi�o o tak wysok� wygran�.
Zawsze, jak dot�d, go�cy kap�an�w przynosili wie�ci o
odkryciach labirynt�w zbudowanych ludzkimi r�kami na
powierzchni ziemi. Wzniesione zwykle by�y z ogromnych
g�az�w, tote� nie umiano si� dosta� do ich �rodka inaczej
jak tylko drog� wytyczon� przez budowniczych, pe�n�
pu�apek, wrogiej magii i, czasem, �ywych jeszcze potwor�w.
Tym razem go�cy odkryli kr�todroga we wn�trzu g�ry,
powsta�ego poprzez po��czenie dziesi�tk�w naturalnych
jaski� i podziemnych chodnik�w. Tylko raz, kilkana�cie
pokole� temu, zdo�ano przemierzy� tak zbudowany labirynt.
Dokona� tego najs�awniejszy z tropi�lad�w - Dobar Gromibyk.
Wyszed� z kr�todroga po dwudziestu siedmiu dniach, kiedy
wszyscy ju� my�leli, �e nie �yje i przyni�s� to, czego
��dali kap�ani - figurk� Wielkiej Matki Ziemi, Pani
Labiryntu, W�adczyni Zwierz�t. Kap�ani Swarga odpowiednio
nagrodzili Dobara, a zdobyt� przez niego rze�b� oddali
�ar�ocznemu Najwy�szemu Ogniowi podczas �wi�ta �niw, przez
co nast�pny rok okaza� si� urodzajny jak �aden
wcze�niejszy. Dzi�ki zniszczeniu pos��ka kap�ani zyskali
te� w�adz� nad kilkoma magicznymi kr�gami, gdzie dot�d w
ka�d� pe�ni� zbiera�y si� demony otch�ani, sprowadzaj�ce na
ludzi m�r i g��d. Niekt�rzy m�wili, �e byli nimi najwi�ksi
bohaterowie Starych Lud�w, mszcz�cy si� za wygnanie swego
narodu przez przodk�w mieszkaj�cych teraz na tej ziemi
Chrobat�w.
Darogwiazd z rosn�cym podnieceniem czeka� na swoj� kolej
w zawodach. Przeby� wiele sztucznych labirynt�w, pokona�
wszystkie przeszkody, zabi� kilku gro�nych nieludzkich
stra�nik�w. Ufa� swoim si�om i do�wiadczeniu, lecz przewag�
innych zawodnik�w stanowi�a m�odo��. Darogwiazd stawi� si�
jako jedyny ze starego pokolenia tropi�lad�w. Wszyscy
przyjaciele z dawnych lat przepadli w trzewiach
kr�todrog�w, umarli lub osiedli w darowanych przez kap�an�w
gr�dkach.
Wojownik pociesza� si� tym, �e mia� wsparcie czarownego
�urawia, kt�ry pomo�e mu w przej�ciu Ma�ego Labiryntu,
ujawniaj�c pu�apki zastawione w prawdziwym kr�todrogu.
Obrazy tych niebezpiecze�stw zostan� g��boko schowane w
pami�ci tropi�lada i w razie potrzeby ujawni� si�,
ostrzeg�. Niestety, czarowny �uraw m�g� wyczu� tylko
przeszkody nieruchome, przynale�ne do jednego miejsca w
labiryncie. Inne wojownik musia� odnale�� sam.
Teraz ju� m�odzi tropi�ladowie nie korzystali z pomocy
�urawi, gdy� te niezwykle rzadko przywi�zywa�y si� do
cz�owieka. Darogwiazd mia� szcz�cie. Wszystkie trzy ptaki,
z kt�rymi �wiczy�, okazywa�y mu nie tylko szacunek, ale i
przyja��. Inni wojownicy labiryntu nieraz przez ca�e lata
nie przyst�powali do zawod�w, gdy� po �mierci pierwszego
�urawia z �adnym innym nie mogli po��czy� si� moc�. Dlatego
kap�ani zaprzestali szkolenia ptak�w, zw�aszcze �e zdo�ali
stworzy� napar z czarnej odmiany trzylistnika. Nap�j taki,
podany wojownikowi przed wej�ciem do Ma�ego Labiryntu,
pozwala� zawczasu ujrze� cz�� niebezpiecze�stw
nieruchomych. Ale tylko cz��. �aden napar nie m�g�
zast�pi� magicznego wzroku �urawia.
- Twoja kolej, Darogwia�dzie - rozleg� si� g�os jednego
z kap�an�w.
Dochodzi�a po�owa nocy. Prawie pe�ny ksi�yc o�wietla�
polan�, na kt�rej kamieniami oznaczono kolisty ma�y
Labirynt. Oczyma wyobra�ni Darogwiazd ujrza� zamiast tego
�atwego do przej�cia kr�todroga zawi�e korytarze, przepastne
urwiska i jaskinie zamieszkane przez �lepe zwierz�ta. Je�li
wszystko p�jdzie dobrze, nied�ugo zobaczy je na w�asne oczy.
Musi je ujrze�, bo inaczej sko�czy jako karczemny dziad. A
przede wszystkim straci wiar� w samego siebie.
Zdj�� sk�rzan� kurt� i polu�ni� haftki koszuli. Wszystko
robi� wolno nie chc�c, by gwa�towny ruch zburzy� opanowanie.
Pochyli� si� ku �urawiowi - wystarczy�o jedno spojrzenie, by
wiedzie�, �e Przewodnik jest got�w.
Darogwiazd zaczeka�, a� ptak znajdzie si� u wej�cia do
Ma�ego Labiryntu. Wtedy wspi�� si� na palce i rozpocz��
wolny, dostojny Taniec �urawia.
Pierwsze ruchy zrobi� wed�ug dawno wyuczonego wzoru,
nakazuj�cego kr�ci� si� wok� w�asnej lewej r�ki. Lewa by�a
stron� ciemno�ci, a wchodz�c do kr�todroga opuszcza�o si�
�wiat ludzi, tote� prawe rami� przestawa�o by� wa�ne.
Pozwoli� si� nie�� magii, nie chc�c ani nie mog�c
wkracza� w jej dziedzin�. Ona dawa�a mu teraz �ycie, jedyne
prawdziwe �ycie dla ka�dego tropi�lada.
Wystarczy�a chwila, by wy�wiczeni towarzysze nawzajem
ujrzeli swe my�li. Darogwiazd widzia� teraz to, co �uraw
dostrzega� podw�jnym wzrokiem, si�gaj�cym poza s�oneczny
�wiat. Teraz ptak sta� si� prawdziwym Przewodnikiem. Cia�o
tropi�lada nadal ta�czy�o, lecz zmys�y s�ucha�y tylko
wskaz�wek Ptaka Za�wiat�w.
Przed oczami pojawia�y si� rozmazane obrazy, kt�re zaraz
ucieka�y, by da� miejsce nowym, r�wnie niejasnym. Uk�ada�y
si� w niesko�czony wir pi�ciokolorowych plam. Plam
t�tni�cych barwami przesz�o�ci i przysz�o�ci. Dawno ju�
nauczy� si�, �e tych kolor�w nie nale�y pojmowa�. Ch�on�o
si� je i przyjmowa�o. Gdyby pr�bowa� obj�� je rozumem,
zapad�by si� w �wiat ca�kowitej czerni.
Rozta�czone cia�o wykonywa�o figury ca�kiem niezrozumia�e
dla patrz�cych. Mog�y ukazywa� zar�wno walk�, zwyci�stwo,
ucieczk� jak i �mier�. Ka�dy z zawodnik�w r�nie je wyra�a�
i u ka�dego oznacza�y co innego.
Darogwiazd ujrza� raptem, �e zn�w jest we w�asnym ciele.
Ci�ko oddycha�, zm�czony ta�cem. Nie m�g� prze�kn�� �liny,
kurz niemal zatyka� gard�o. Tropi�lad opanowywa� ruchy,
zmuszaj�c si� do coraz wolniejszych gest�w ko�cowych.
Wreszcie zatrzyma� si�.
Dw�ch kap�an�w chwyci�o go pod ramiona i pozwoli�o napi�
si� zimnego mleka. Podszed� u�miechni�ty Najwy�szy Str�
Przybytk�w Bo�ych.
- Wygra�e�, Darogwia�dzie. Ta�czy�e� p� nocy i ca�y
dzie�. Nikt nie dosta� tylu ostrze�e� o niebezpiecze�stwach,
co ty. Jeste� najlepszy. Nadal jeste� najlepszy!
2. Puella scelerata
Dwa dni, kt�re pozosta�y do pe�ni ksi�yca, Darogwiazd
wype�ni� przygotowaniami do wyprawy w g��b ziemi. Kilka razy
rozmawia� ze swoj� sow�, Mszark�, t�umacz�c jej, �e tym
razem wchodz� do najgro�niejszego labiryntu, jaki
kiedykolwiek widzieli. �e musz� si� nawzajem ochrania� i
ostrzega� w razie niebezpiecze�stwa. Muska� delikatnie pi�ra
skrzydlatego przyjaciela, chc�c sta� si� jedynym posiadaczem
jego zaufania i �yczliwego ciep�a.
��te oczy ptaka, okolone liniami z ciemniejszego i
ja�niejszego upierzenia do z�udzenia przypominaj�cymi zarys
labiryntu, uwa�nie wpatrywa�y si� w usta cz�owieka. Sowa
powoli kiwa�a �ebkiem, jakby zgadzaj�c si� z ka�dym s�owem
tropi�lada. Kiedy tylko zostawia� j� w spokoju, zamyka�a
�lepia i zasypia�a. Przecie� przez najbli�sze kilka dni nie
b�dzie mog�a pozwoli� sobie na sen.
Darogwiazd z r�wn� czu�o�ci� przemawia� do nefrytowego,
obosiecznego topora. Czy�ci� go mi�kk� we�n�, daj�c�
kamieniowi leniwy blask, jaki ma w oczach cz�owiek
opuszczaj�cy w�adztwo snu. Nefrytowe topory spa�y bowiem w
�wietle s�o�ca, a budzi�y si� wkraczaj�c do krain zakazanych
dla cz�owieka. B��kitno-zielony kamie� czu� te�, �e nied�ugo
spotka si� z czarami, kt�re zrodzi�y si� za czas�w
ciemnow�osych lud�w. Ludy owe wydoby�y kiedy� ten kamie� z
okow�w ziemi, ociosa�y i nada�y czarodziejski kszta�t
podw�jnego ostrza.
W wiecz�r, kt�rego ukoronowaniem mia�a by� noc pe�ni,
tropi�lad usiad� pod roz�o�ystym d�bem, opieraj�c d�onie o
soczyst� dar�. Powoli zaciska� pi�ci, czuj�c jak palce
najpierw przebijaj� mech, a potem zag��biaj� si� w wilgotnej
pr�chnicy. Ostre korzenie i ma�e kamienie przebija�y sk�r�
r�k. Krew sp�ywa�a kropelkami, chciwie wch�aniana przez
�yj�c� ziemi�.
Ta ofiara, a nawet samo dotkni�cie urodzajnego Cia�a
Matki dawa�o m�czy�nie rozkosz fizycznego kontaktu. Czu�
si� nagi w swej pro�bie do si�y rozporz�dzaj�cej �ywio�ami,
a jednak doskonale wiedzia�, �e owa nago�� wcale nie jest
s�abo�ci�.
Kiedy otworzy� oczy, spostrzeg�, �e stoj� przed nim
kap�ani. Mistrz ich grona skin�� na tropi�lada. Razem
podeszli do Ma�ego Labiryntu. W centrum sta�a m�oda
dziewczyna. Bia�a szata i wisz�cy na szyi wieniec
�wiadczy�y, �e to ona wzi�a na siebie trudn� rol�
Niewinnej.
Wygl�da�a prawdziwie bezbronnie, z r�kami z�o�onymi na
podo�ku, z d�ugimi w�osami osrebrzonymi po�wiat� ksi�ycow�,
z nagimi stopami.
Najwy�szy kap�an �ci�gn�� ubranie z tropi�lada, a
niebiesk� ma�ci�, kt�r� rozmaza� sobie na d�oniach, natar�
jego krocze. Kiedy sko�czy�, popchn�� wojownika ku
labiryntowi.
Darogwiazd szybko pokonywa� znane ju� �cie�ki kr�todroga.
Coraz to wyd�u�a� krok. Przy�piesza�, p�dzony po��daniem.
Niewinna nie stawia�a oporu, gdy brutalnie zrywa� z niej
ubranie. Nie j�kn�a, gdy okr�ci� d�ugie w�osy wok� d�oni.
Nie otworzy�a oczu nawet wtedy, gdy poci�gn�� jej g�ow� ku
ziemi.
Dwoma uderzeniami kolana zmusi� dziewczyn� do roz�o�enia
n�g. Trz�s�c si� z niecierpliwo�ci, ledwie zdo�a� wprowadzi�
cz�onek do gor�cej jamki. Poczu� op�r, ale nacisn�� mocniej i
wszed� do ko�ca.
Mi�kka ciasno�� Niewinnej nie przynios�a jednak
przyjemno�ci. Spe�nienie wci�� nie nadchodzi�o, a m�czy�nie
zdawa�o si�, �e jego miecz tkwi w kowalskich kleszczach.
Nigdy jeszcze nie czu� nic podobnego podczas magicznego
kochania si� z Niewinnymi. Te m�ode kap�anki, dziewice
jeszcze, stara�y si� zwykle sprawi� jak najwi�ksz�
przyjemno�� tropi�ladom, aby ukaza� jak wielka poprzez t�
chwil� sp�ywa na nich si�a Matki Ziemi.
Darogwiazd wiedzia�, �e musi okaza� si� m�czyzn�, bo
inaczej nie dost�pi zaszczytu wej�cia do labiryntu. Zebra�
resztk� si�. Nakaza� sobie by� buhajem, by� ogierem, by�
samcem! Niewiele to pomog�o.
Coraz to bardziej zwalnia� ruchy. Brakowa�o oddechu. Czu�
jak opuszcza go podniecenie.
I wtedy w�a�nie jakby kto� usun�� przeszkod�
uniemo�liwiaj�c� spe�nienie. Nieznana si�a da�a mu moc.
Poczu� b�l w trzewiach, j�drach, a cz�onek nieomal sp�on�� od
gor�czki. Cia�o Niewinnej napr�y�o si� nabrzmiewaj�c
pi�cioma boskimi p�omieniami. Ogie� spowi� jej biodra, potem
piersi, szyj�, g�ow�. Wreszcie wydosta� si� spomi�dzy
zaci�ni�tych z�b�w, rozlewaj�c bia�ym p�kiem na ustach.
Darogwiazd pu�ci� biodra dziewczyny i upad� na ziemi�.
Kr�ci�o mu si� w g�owie, r�ce dr�a�y, j�zyk zmarnia�
sucho�ci�, ale wojownik wiedzia�, �e Matka da�a
b�ogos�awie�stwo. Skalny kr�todr�g zaprasza� w swe trzewia.
3. Umbra
Otw�r prowadz�cy do jaskini wygl�da� niepozornie. Ma�y, na
wp� zasypany skalnym gruzem, poro�ni�ty �ar�ocznymi
ramionami bluszczu.
Darogwiazd obejrza� go uwa�nie i doszed� do wniosku, �e
nie jest Wej�ciem. A je�li nie jest Wej�ciem, to wiedzie do
niego. Budowniczowie kr�todroga najwidoczniej chcieli za
wszelk� cen� zatrze� �lady jego istnienia, skoro nie
ozdobili otworu jaskini symbolami Wej�cia. W czasach
Darogwiazda specjalnie niszczono labirynty, jednak przecie�
Stare Ludy nie obawia�y si� gwa�cicieli tych przybytk�w
�wi�to�ci, dlatego ukrycie Wej�cia zda�o si� tropi�ladowi
dziwne.
- Le� - szepn�� do siedz�cej na ramieniu sowy.
Rozpostar�a ogromne skrzyd�a i cicho znikn�a w ciemnym
otworze.
Tropi�lad sprawdzi�, czy top�r mocno trzyma si� za pasem,
po czym zarzuci� na plecy torb� z kilkunastoma pochodniami.
Stoj�cy obok kap�an poda� zapalone �uczywo.
Darogwiazd czu�, jak serce bije mocniej ni� zawsze.
Mocniej ni� zawsze, gdy wkracza� do labirynt�w. Mocniej ni�
zawsze, gdy wkracza� do sztucznych labirynt�w.
Grota niczym nie r�ni�a si� od setek widzianych przez
wojownika zwyk�ych grot. Mimo to szed� czujny, maj�c
wra�enie, �e za chwil� wpadnie w pu�apk� lub co� go
zaatakuje.
Cichutki szum, nies�yszalny dla niewy�wiczonych uszu,
powiedzia� tropi�ladowi, �e nadlatuje Mszarka. Usiad�a na
stalagmicie i zahucza�a. Zrozumia�, �e ostrzega przed czym�
�ywym, co czeka nie dalej jak sto krok�w st�d.
Zacz�o si�.
Darogwiazd wiedzia�, kto czeka� - jego cie�, Nieprawdziwa
strona, Nieprawy Brat Bli�niak. Tak, jak wojownik by�
uczciwy, tak Brat - zdradziecki. Tak, jak tropi�lad okrutny,
tak cie� - �agodny...
Cie� zawsze pilnowa� Wej�cia. M�g� sta� tylko przy nim,
gdy� to w�a�nie przez Wej�cie zosta� powo�any do �ycia.
Brama labiryntu natychmiast poznawa�a wn�trze cz�owieka,
kt�ry si� zbli�a� i wyczarowywa�a jego przeciwie�stwo.
Wojownik zabija� cienie zadowolony z poczucia w�asnej
si�y. Wi�kszy jednak�e by� chyba b�l towarzysz�cy tej walce.
Unicestwia� cz�owieka, tak, chyba cz�owieka, kt�ry posiada�
tyle cech wymarzonych przez Darogwiazda. Niszczy� Brata,
kt�rego nienawidzi�, kt�remu zazdro�ci�, ale te� podziwia� i
kocha�.
Tropi�lad wiedzia�, jak pokona� swoje krzywe odbicie.
Inaczej nigdy by nie dotar� do J�dra �adnego kr�todroga.
Ju� z daleka dostrzeg� barczystego cz�owieka, stoj�cego
mi�dzy dwoma kamiennymi kolumnami, kt�re ja�nia�y b��kitem
nefrytu. Darogwiazda zdziwi�a sylwetka przeciwnika. Dot�d
cienie by�y ma�e i chude - dok�adne przeciwie�stwa jego
mocnej budowy. Tym razem Brat zdawa� si� przewy�sza� go
umi�nieniem i wzrostem.
Wojownik zda� sobie spraw�, �e stary spos�b walki z
cieniem nie przyniesie zwyci�stwa - w tym labiryncie
wszystko wydawa�o si� inne, dziwaczne. Mimo to nie by� w
stanie wymy�li� na poczekaniu nowego rozwi�zania, musia�
spr�bowa� starego.
Stan�� kilka krok�w przed przeciwnikiem. Wolnym ruchem
doby� topora. Obr�ci� go kilka razy, jakby ogl�daj�c, a w
rzeczywisto�ci dziwi�c si� sobie, �e robi co�, co i tak nie
przyniesie korzy�ci.
Cios run�� z si�� padaj�cego drzewa.
Darogwiazd cofn�� si� natychmiast sycz�c z b�lu. Ostrze
odbi�o si� od piersi Brata, niemal wyrywaj�c ze staw�w
ramiona wojownika.
- Ty mi nic nie zrobisz... bracie - wyrzek� wolno cie�.
- Nie jestem twoim przeciwie�stwem. I nie powo�a� mnie do
�ycia nakaz Wej�cia. Stworzy�e� mnie sam, marz�c o zabiciu
stryja. O zgwa�ceniu kap�anki po�wi�conej bogom. O kl�sce
przyjaci� ze szko�y tropi�lad�w. Wszystko to w sobie
st�umi�e� i dzi�ki temu ja �yj�. Nie jestem twym
przeciwie�stwem, wi�c nie pokonasz mnie w walce wr�cz. Patrz
- jestem nawet mocniejszy ni� ty.
Tropi�lad wbija� wzrok we wroga nie rozumiej�c, co tamten
m�wi. Czy�by stworzy�o go z�o, t�umione w duszy przez ca�e
lata? A czym mo�na zniszczy� z�o? Jedni m�wi� - dobrem. Ale
tych jest mniej. Drudzy m�wi� - z�em. I ci maj� racj�.
Zawsze wiedzia�, �e przyjdzie mu kiedy� zn�w stan��
naprzeciw w�asnym niegodziwo�ciom. Teraz jednak, gdy
przyszed� na to czas, uczu� strach. Bo straszne jest
przyznanie si� do winy, ale jeszcze gorsze wymazanie jej
uczynkami znacznie ci�szymi.
Pe�nym pro�by ruchem przygarn�� top�r ku piersi. Tym
starodawnym gestem, oznaczaj�cym po��czenie dw�ch ostrzy
broni z dwiema stronami duszy ludzkiej, wyzwala� moc
drzemi�c� w kamieniu, moc, kt�r� kiedy� zakl�li w nim
staro�ytni Czarownicy Podw�jnych Topor�w.
- Spraw, by ci, o kt�rych my�l�, wyszli z mej g�owy i
stan�li przy mnie - wyszepta� gor�czkowo, jakby boj�c si�,
�e na przem�wienie pe�nym g�osem nie starczy mu si�.
Zamkn�� oczy i przywo�a� obrazy ludzi, o kt�rych
wspomnia� cie�. Zdawali si� pe�ni �ycia, cho� smutni.
Wyobrazi� ich sobie najwierniej, jak m�g�. Wszyscy m�odzi.
Tacy, jak wtedy, gdy ich nienawidzi� lub kocha�.
Otworzy� oczy.
Stali obok. Wpatrywali si� w skalne �ciany, nie wiedz�c
dok�d ich wezwano z przesz�o�ci. Nie �yli ju� od lat. Teraz
mieli umrze� wcze�niej ni� by�o im dot�d pisane.
Tropi�lad zadawa� ciosy bez opami�tania, widz�c tylko w
oddali Brata, kt�ry po ka�dym uderzeniu zwija� si� z b�lu,
jakby to jego dosi�ga�o ostrze.
Wojownik opu�ci� top�r. Sta�a przed nim ju� tylko
kap�anka. Pi�kna kobieta, o kszta�tach zdolnych rozpali�
ognie w ka�dym m�czy�nie. Ale ju� nie w tropi�ladzie. Ju�
nie.
- I tak mnie nie pokonasz - rozleg� si� chrypi�cy g�os
rannego. - Nie mo�esz pami�ta� wszystkich, kt�rym �le
�yczy�e�. Zawsze pozostanie we mnie do�� �ycia, bym ci nie
pozwoli� przej��.
Darogwiazd nawet nie spojrza� na niego. Teraz mia�
pewno��, �e post�puje w�a�ciwie.
- W takim razie uczyni� rzecz znacznie gorsz� ni� wzi�cie
jej si��. Pozostawi� t� kobiet� przy �yciu, wiedz�c, �e jako
starucha doprowadzi swymi matactwami do wygubienia dzielnych
m��w z rodu St�gaw�w. Pozwol� jej na ten haniebny czyn.
Obraz kap�anki znikn��.
Wojownik zatkn�� top�r za pas, klasn�� przywo�uj�c sow� i
wszed� mi�dzy kolumny. Zachrz�ci�y ko�ci, gdy depta� to, co
pozosta�o z Brata.
Darogwiazd cichutko zagwizda� pie�� starc�w. Nie tak
wyobra�a� sobie kiedy� po�egnanie z m�odo�ci�. Nie tak.
4. Specus vitae
Gdyby nie pami�ta�, �e niedawno min�� Wej�cie, m�g�by
s�dzi�, �e ca�y czas znajduje si� w tej samej jaskini.
Nigdzie nie dostrzega� �lad�w, kt�re by m�wi�y, �e
kiedykolwiek przebywali tu ludzie. Wsz�dzie tylko o�liz�e od
wody stalagmity, kapi�ce stalaktyty i grube jak uda
m�czyzny stalagnaty. Przed �wiat�em pochodni umyka�y do
szczelin r�nej wielko�ci bia�e stworzenia. Wi�kszo��
wygl�da�a na zwyk�e �lepce, owady zamieszkuj�ce wszystkie
jaskinie, stroni�ce od s�o�ca. Jednak m�czyzna dostrzega�
te� wi�ksze zwierz�ta, przypominaj�ce wyro�ni�te krety o
bladawej, p�przezroczystej sk�rze. I one musia�y by� prawie
�lepe, skoro nigdy nie wychodzi�y z tej ciemno�ci, ale
tropi�lad wiedzia�, �e nie oznacza to wcale, i� nie s�
niebezpieczne. Gdyby tylko, z�ym trafem, zgas�o mu �uczywo,
a w pobli�u znajdowa�o si� kilku mieszka�c�w cienia,
natychmiast by si� na niego rzucili.
Odegna� my�l, �e mog� czai� si� tu te� puchniaki, gro�ne
grzyby, sadowi�ce si� w za�omach �cian jaski� i czekaj�ce na
nieostro�ne zwierz�ta. Kiedy tylko wyczu�y �yw� istot�,
puch�y, nadyma�y si�, a potem, wypuszczaj�c powietrze,
wyrzuca�y ciemny py�, na miejscu zabijaj�cy ofiar�. Potem
pozostawa�o ju� tylko powolne wch�oni�cie nieruchomego
cia�a. Po wi�kszym jedzeniu puchniak nie by� niebezpieczny
przez p� dnia.
Skoro jednak sowa nie ostrzega�a na razie przed niczym,
m�g� i�� szybko i bez obawy. Zwykle przed pierwszym
rozwidleniem dr�g nie zastawiano �adnych pu�apek.
Mszarka czeka�a na niego w okr�g�ej komnacie, kt�r�
wyku�y ludzkie r�ce, aby po��czy� kilka naturalnych
korytarzy. Wskaza� ten, kt�ry mia� zbada� ptak. Sam zaj��
si� pozosta�ymi trzema.
Zag��bi� si� kilka krok�w w pierwszym chodniku. Zaraz
jednak ujrza� zakr�t, za kt�rym pod�oga si� urywa�a.
Przepa�� nie si�ga�a g��boko, ale i tak nie da�oby si� jej
przekroczy� bez liny i hak�w. Ka�dy, kto szed�by mniej
ostro�nie od tropi�lada, wpad�by w t� jam�.
Drugie i trzecie przej�cie wygl�da�y na mo�liwe do
przebycia. Nie pojawi� si� te� w umy�le wojownika �aden
ostrzegawczy obraz od �urawia.
Sowa nadlecia�a chwil� p�niej. Jej korytarz by� nie do
pokonania. Pozostawa�y zatem dwa do wyboru. Zwykle stosowano
metod� skr�tu w lewo czy te� wybierania lewego z mo�liwych
korytarzy. Darogwiazd jednak przekona� si� ju�, �e w tym
labiryncie nie wszystko wygl�da�o tak, jak w innych.
Postanowi� zaryzykowa�. Wszed� w prawe przej�cie.
W miar� marszu dostrzega� wci�� wi�cej i wi�cej
stalagnat�w. Tworzy�y coraz g�stsze skupiska, pozostawiaj�c
w�skie przej�cia dla cz�owieka. Wreszcie doszed� do miejsca,
gdzie tylko kto� bardzo chudy m�g�by si� przecisn��.
Uni�s� pochodni�, aby lepiej si� rozejrze�. Migocz�cy
blask rzuca� setki ruchomych cieni, kt�re zmienia�y
prawdziwy kszta�t jaskini. Jednak do�wiadczone oczy
wojownika dostrzeg�y szersz� przestrze� pomi�dzy
stalagnatami, tu� przy �cianie. Tamt�dy powinien spr�bowa�
si� przedosta�.
Ju� wkraczaj�c mi�dzy kamienne kolumny ujrza� w my�lach
ostrze�enie od �urawia. Nie zd��y� si� cofn��. Stalagnaty
zwar�y szereg, poruszy�y si� niczym �ywe istoty. Zosta�
otoczony kratami skalnego wi�zienia.
Nakaza� sobie spok�j. To pierwsza i najwa�niejsza zasada
w obliczu niebezpiecze�stwa.
Dopiero teraz dostrzeg�, �e zaledwie o wyci�gni�cie r�ki
znajduje si� podobna cela, w kt�rej tkwi�y spr�chnia�e ko�ci
cz�owieka. Wys�annika kap�an�w? Raczej nie, bo wtedy
wiedziano by ju� od dawna o istnieniu tego labiryntu. Musia�
by� to kto�, kto jeszcze w czasach Starych Lud�w pr�bowa�
dotrze� do J�dra kr�todroga.
Ten cz�owiek nie wydosta� si� z pu�apki. Ale te� zapewne
nikt go nie szkoli� w sztuce pokonywania labirynt�w.
Darogwiazda szkolono, ale i tak nie mia� poj�cia, jak si�
st�d wydosta�. Nigdy nie spotka� si� z tego rodzaju
przeszkod�.
Usiad�. Odszuka� wzrokiem Mszark�. Siedzia�a, bezpieczna,
kilka krok�w dalej. Spokojnie czy�ci�a pi�ra, zupe�nie jakby
nie dostrzega�a k�opot�w swego pana. Darogwiazd u�miechn��
si� w duchu. Spok�j...
Na czyj� pomoc mo�e liczy�? Wiedzia�.
Top�r sta� si� ciep�y, jakby chc�c zwr�ci� na siebie
uwag�. Tropi�lad wyj�� go zza pasa, przy�o�y� d�o� do
niebieskiego ostrza.
Nie zawi�d� si�. Dosta� rad�.
Postawi� bro� pomi�dzy kolumnami. Na�apanie w d�onie
skapuj�cej po stalagnatach wody zabra�o mu du�o czasu, ale w
ko�cu mia� jej do��, by skropi� ca�y top�r.
Pocz�wszy od ostrza bro� zacz�a wybrzusza� si� i puchn��
jak nadmuchiwany rybi p�cherz. Powoli ros�a, przybieraj�c
jasn� barw� wapienia, a� w ko�cu sta�a si� niczym s�siednie
stalagnaty. Te, chc�c zapewni� nowej kolumnie miejsce do
ustawienia, przesun�y si� na boki.
Na to tylko czeka� Darogwiazd. Chwyci� doln� cz��
stalagnata, kt�ra w jego r�kach zn�w powr�ci�a do kszta�tu
styliska. Bez trudu przeszed� przez otw�r powsta�y po
znikni�ciu ska�y wyczarowanej przez top�r.
M�g� i�� dalej. Jak nakazywa� obyczaj, nakre�li� wok�
ostrza kilka dzi�kczynnych znak�w. Odwr�ciwszy si�,
zauwa�y�, �e kolumny powr�ci�y na poprzednie miejsca.
Chcia�y zn�w utworzy� przeszkod�, gdy przelatywa�a mi�dzy
nimi sowa, jednak zwierz� okaza�o si� szybsze.
Darogwiazd jeszcze trzy razy napotyka� rozwidlenia dr�g i
zawsze wybiera� korytarze na prawo. Wci�� nie mia� pewno�ci,
czy idzie dobrze, szczeg�lnie, �e zdawa�y si� temu przeczy�
dziecinnie �atwe przeszkody - zapadnie, kamienni stra�nicy
zion�cy ogniem lub pluj�cy strza�ami. Ale wiedzia� te�, �e
nikt by si� nie trudzi� uprzykrzaniem drogi, kt�ra prowadzi
donik�d. A zatem, je�li rzeczywi�cie wybiera� dobre �cie�ki,
coraz �atwiejsze przeszkody m�wi�y o jednym: zbli�a si� do
po�owy drogi, do miejsca, gdzie ko�czy si� �wiat
niebezpiecze�stw materialnych, a zaczyna co� gorszego -
Droga Ostateczna i Jedyna, Droga Wiod�ca do �mierci.
5. Specus mortis
Wst�pi� na ni� tu� za nast�pnym zakr�tem.
Darogwiazd poczu� si� jak w korytarzu pa�acowym, chocia�
�ciany i strop by�y tutaj kamienne, a nie drewniane. Du�e
bloki skalne, dok�adnie dopasowane do siebie, pokryto
rysunkiem korowodu barwnych postaci, g��wnie kobiet
nios�cych naczynia ofiarne. Domy�li� si�, �e ma przed sob�
staro�ytne kap�anki Wielkiej Matki, gdy� ubrane by�y w
�wi�te stroje: r�nokolorowe kaftaniki z dekoltem
odkrywaj�cym j�drne, sztywne piersi oraz w wielobarwne,
kilkuwarstwowe sp�dnice, tworz�ce szerokie klosze. Wszystkie
kap�anki pod��a�y ku o�tarzowi w kszta�cie rog�w byka. Tam
wrzuca�y zawarto�� mis do ogniska rozpalonego mi�dzy rogami.
Malowana droga zakr�ca�a trzykrotnie. Na jej ko�cu
tropi�lad zobaczy� Granic� Mi�dzy �yciem a �mierci�. Odt�d
przestawa�y si� liczy� wszelkie nauki, nakazy moralne i
wytrenowane odruchy. Opada�y z cz�owieka niczym zeschni�te
li�cie, zostawiaj�c go takim, jaki by� naprawd�, w
nieskalanym wn�trzu. Tylko taki m�g� dotkn�� Granicy.
Korytarz nale��cy do �mierci obmywa�o czerwone �wiat�o,
wydobywaj�ce si� nie wiadomo sk�d. Na jego tle rysowa�a si�
drobna kobieca posta�.
- Podejd�! Czeka ci� pr�ba! - krzykn�a ku przybyszowi
g�osem mi�kkim, lecz w�adczym.
Mimo �e stan�� kilka krok�w przed ni�, nie mog� dostrzec
twarzy. Spowija� j� mrok, nadaj�cy zgrabnej postaci wygl�d
demona. Darogwiazd wiele razy walczy� z potworami l�gn�cymi
si� w czelu�ciach labirynt�w, pokonywa� najr�niejsze czary,
ale dopiero ta kobieta wzbudzi�a w nim prawdziwy strach.
Wola�by mie� przed sob� staruch� pokryt� wrzodami ni�
widzie� tak pi�kne kszta�ty po��czone z czarn� bram�
otch�ani.
- Nie b�j si�. Musisz tylko prawid�owo wybra�. Je�li nie
uda ci si�, odejdziesz. Granica zamknie si�. Je�li
odgadniesz prawd�, poprowadz� ci� dalej.
W tej chwili nie wiedzia�, czy woli odej��, czy by�
prowadzonym przez demona. Nie zostawi�a mu jednak czasu do
zastanowienia.
- Granica ��da ofiary. Krwi. Zdecyduj, kto z was ma
zgin��. Ty czy sowa?
Wypowiedziane lodowatym tonem s�owa zmrozi�y wojownika.
Kogo z�o�y� w ofierze? Je�li zabije siebie, nie p�jdzie
dalej. Je�li sow�, zawsze prze�ladowa� go b�dzie wspomnienie
��tych, ufnych oczu. By�a cz�stk� jego samego. Nie mia�
przyjaci� po�r�d ludzi, za� �uraw i Mszarka darzy�y go
uczuciem g��bszym od przyja�ni. Nie, dla kap�an�w nigdy nie
zabije sowy. B�d� musieli wybra� kogo� innego do przebycia
tego labiryntu, on wraca.
- Wybierz m�drze!
A je�li zabije siebie? Przecie� ju� i tak jest na Granicy
�mierci. Umar� wchodz�c do kr�todroga. Umrze przekraczaj�c
Granic�. Czemu wi�c nie mia�by zrezygnowa� z �ycia jeszcze
raz?
- Wybra�em.
Kobieta wyci�gn�a r�k�, otworzy�a d�o�. M�czyzna
dostrzeg�, �e podaje niewielki sztylet ze srebra. Chwyci� go
i obejrza�. Tr�jk�tne ostrze ��czy�o si� z r�koje�ci� w
kszta�cie p�ksi�yca. Dwa symbole Matki Ziemi wykute na
dodatek w po�wi�conym Jej metalu.
Tropi�lad bezradnie spojrza� na beztwarz� posta� i
wymamrota� jakie� bez�adne s�owa przera�enia - domy�li� si�,
w jaki spos�b ma z�o�y� ofiar�. Musi p�j�� �ladem Ojca
Niebieskiego, boskiego oblubie�ca.
Wybra� jednak i nie m�g� zawr�ci�.
Rozsznurowa� i opu�ci� spodnie. Mocno uchwyci� praw� r�k�
cz�onek, a lew� ci��.
Poczu� b�l nie tyle rozcinanego cia�a, co umieraj�cych
wn�trzno�ci. Jelita, �o��dek, w�troba stan�y w ogniu,
nap�cznia�y, gotowe rozerwa� brzuch. P�uca zach�ysn�y si�
powietrzem i p�k�y na tysi�ce krwawych strz�p�w, potem
spad�y w ogie� trzewi i sp�on�y.
Wojownik opad� na kolana.
Zemdla�. Umar�. Poch�on�a go ofiara.
Granica znikn�a. Czerwone �wiat�o obj�o w posiadanie
cia�o przybysza.
6. Iter salutis
Zbudzi� go dotyk mi�kkiej d�oni. Pochyla�a si� nad nim
demonica - rozpozna� j� od razu, mimo �e zmieni�a si�.
Zamiast czernie� pustk� twarz jej teraz promienia�a pi�knem.
Pi�knem drapie�nym, wszechw�adnym, ale te� zm�czonym.
- Nie �y�e�, ale tchn�am w twoje usta S�owo. Ono
uczyni�o ci� �ywym i sprawnym, jednak na razie mog� ci da�
tylko tyle.
Darogwiazd zrozumia� dopiero, gdy dotkn�� krocza. Du�y
strup dok�adnie wskazywa� miejsce, gdzie kiedy� wojownik
mia� to, co najwa�niejsze. Nie ow�adn�� nim �al ani
przygn�bienie. Mia� przeczucie, �e b�l to tylko jeden ze
stopni, kt�re musi pokona�.
- Nic nie m�w. Przygotuj si� do dalszej drogi. Pami�taj,
�e do czasu Za�lubin nie wolno ci wyrzec wi�cej ni� jedno
zdanie. Ono przes�dzi o twych dalszych losach.
Tropi�lad nie wiedzia�, czym b�d� za�lubiny, lecz skoro
m�g� u�y� tylko jednego zdania, pytania pozostawi na
p�niej.
Po kilkunastu krokach doszli do wielkiej jaskini, gdzie
miejsce czerwonej po�wiaty zaj�y ciemno�ci. Odwr�ci� si� do
przewodniczki, ale znikn�a. Poj��, �e czeka go nast�pna
pr�ba.
Zapali� wszystkie pochodnie i powtyka� je w szczeliny
skalne. Dopiero wtedy rozejrza� si�.
Wn�trze grota ton�o w mroku, jednak strop wisia� tylko
kilka krok�w nad g�ow� wojownika. Pomieszczenie mia�o �ciany
pomalowane na czerwono. Nie by� to naturalny kolor ska�y.
Wysypane drobnym piaskiem pod�o�e w wielu miejscach zawala�y
stosiki szarych kulek. Tropi�lad dotkn�� ich. Odchody. Jedne
stare, inne �wie�e.
Naraz zakr�ci�o mu si� w g�owie, pociemnia�o w oczach,
jednak zamiast zemdle�, ujrza� ostrze�enie od �urawia: grota
wygl�da�a tak, jak przed chwil�, ale nigdzie nie dostrzeg�
�ajna. Zaraz potem powr�ci� dawny obraz jaskini, lecz po co
w�adczyni labiryntu mia�aby go mami� widokiem nieczysto�ci?
Z zamy�lenia wyrwa�y go g�o�ne kroki. Szybko odwr�ci� si�
ku niebezpiecze�stwu.
Z mroku wy�ania� si� czworono�ny stw�r o ciele byka. W
miejscu, gdzie powinien widnie� �eb, wyrasta� tu��w
cz�owieka. Jego twarz os�ania�a maska, kt�ra w innych
okoliczno�ciach wyda�aby si� wojownikowi �mieszna -
ukazywa�a oblicze wykrzywione strachem.
W�a�nie ten strach sta� si� w jego oczach w�asn�
boja�ni�, od zawsze t�umionym l�kiem przed nieznan�, a
przecie� tkwi�c� w nim samym obco�ci�. A teraz znalaz� si�
w�a�nie w �wiecie nieprzyjaznym, niezrozumia�ym i pe�nym
b�lu. Jakie znaczenie ma to, czy b�dzie walczy�, czy pozwoli
zadusi� si� wrogowi...
Niespodziewanie uczu� na ramieniu szpony. Sowa. Ta jedyna
wi� z �yciem i znanym �wiatem pozwoli�a mu ockn�� si� ze
snu zw�tpienia. Zn�w zacz�� my�le�.
Nieprawdziwe odchody.
Jedno zdanie.
S�OWO.
- Ty jeste� NIE�YWY - krzykn��.
Znikn�o zwierz�ce �ajno. Potw�r stan�� w miejscu,
zamar�. Maska opad�a na piasek ods�aniaj�c nieruchome rysy
pos�gu.
Tropi�lad podszed� do niego i niepewnie dotkn�� sk�ry.
Metalowa. Z br�zu.
- Pozna�e� jego prawdziwe istnienie, Darogwia�dzie -
demonica pojawi�a si� tu� obok. - Nie zbywa ci na sprycie
ani na m�dro�ci.
Spojrza� na kobiet�, czekaj�c na dalsze s�owa.
- Moje prawdziwe imi� brzmi: Niewinna.
Zrozumia�, �e zaufa�a mu i da�a w�adz� nad sob�.
Postanowi� nigdy nie zawie�� tego zaufania.
- Twoje prawdziwe imi� brzmi: Ojciec Niebieski.
7. Iter mysticum
Prowadzi�a go za r�k� niczym bezbronnego dzieciaka a� do
st�p stromych schod�w.
- Wejd� na nie i nie obawiaj si� niczego. Tylko b�d�c
sob� zdob�dziesz to, co chcesz.
Darogwiazd klasn�� na sow�, ale ta nie przylecia�a.
Usiad�a na ramieniu demonicy i kiwni�ciem �ebka da�a znak,
by szed� sam.
- Wszystko, co ci� spotka, jest przeznaczone tylko dla
cz�owieka. Sowa nie ma tam wst�pu.
Zbli�y� pochodni� do schod�w. Ka�dy stopie� ozdobiono
p�askorze�bami przedstawiaj�cymi oblicza potwor�w i
najciemniejszych demon�w. Darogwiazd wiedzia�, �e st�paj�c
po ich twarzach okazuje im wy�szo�� i pogard�.
Schody ko�czy�y si� przed rze�bion� bram�, kt�rej strzeg�
kamienny kolos o twarzy uplecionej z jelit, o ustach z ognia
i cz�onku zako�czonym g�ow� w�a.
Tropi�lad nie przekl�� stra�nika, cho� tak nakazywa�y
nauki kap�an�w. Po c� przeklina� kamie�?
Za bram� pochodnia przesta�a by� potrzebna. Cztery
ustawione pod �cianami tr�jnogi z p�on�cymi w�glami
o�wietla�y ca�� komnat�. Wojownik rozejrza� si�.
Pomieszczenie by�o sze�ciok�tne. Na samym �rodku wznosi� si�
masywny o�tarz, okolony ustawionymi pionowo rogami byk�w.
Lewymi rogami. Pomi�dzy nimi spoczywa�a malutka figurka
Wielkiej Matki. Jedynie ci�kie piersi i rozwarty srom
zosta�y szczeg�owo wyko�czone. Reszt�, nawet twarz, ledwo
zaznaczono.
Wojownik wolno zbli�a� si� do pos��ka, maj�c wra�enie, �e
o�tarz jest paszcz�, kt�rej z�by-rogi zaraz go po�kn� i
zmia�d��.
Wreszcie sta� u celu w�dr�wki. Dor�wna� Dobarowi. Imi�
jego przejdzie teraz do legendy.
Delikatnie uj�� figurk�. Podni�s� j� bez wysi�ku,
zrobiona by�a z drewna. Cieszy� oczy tak cenn� zdobycz�,
czu� dum� z tak wielkiego czynu. Odwr�ci� si� ku schodom i
pocz�� i��. Ju� mia� postawi� stop� na pierwszym stopniu,
gdy przypomnia� sobie, �e musi przecie� z�o�y�
zado��uczynienie Matce Ziemi za zabranie figurki. Nie
dlatego, �e tak nakazywa�o prawo. Dlatego, �e sam czu�
potrzeb� oddania bogini tego, co si� jej nale�a�o.
Postawi� zdobycz przy bramie. Niecierpliwym krokiem
podbieg� do o�tarza, jednocze�nie �ci�gaj�c torb�, by
wyci�gn�� kadzid�a i tablic� z b�agalnymi modlitwami.
Kiedy stawia� ofiary mi�dzy rogami, poczu�, �e kamienny
o�tarz �yje. P�yty rozwar�y si� mi�kko, uk�adaj�c w fa�dy
cuchn�cej potem sk�ry.
Si�a nie do przezwyci�enia kaza�a m�czy�nie pochyli�
si� nad powsta�ym otworem, z kt�rego dobywa� si� �omot
olbrzymiego serca. Bi�o coraz szybciej i szybciej.
Darogwiazd poczu�, jak jego w�asne serce pracuje w tym
samym rytmie. Szybciej i szybciej.
Dwa serca, a jakby jedno. Zrozumia�, �e tego naprawd�
szuka�.
8. Hieros gamos
Opar� d�onie na byczych rogach, aby m�c g��biej zajrze� w
otw�r. Nie dostrzega� nic poprzez �cian� ciemno�ci, ale
wydawa�o mu si�, �e �r�d�o bicia przybli�a si�.
Jest tu�, tu�.
Pu�ci� rogi, gdy poczu�, �e si� poruszy�y. Pozbawiony
r�wnowagi, wpad� w otch�a�. Nie krzycza�, bo strach nie
nadszed�. Odda� si� pustce dobrowolnie.
Wielkie wargi zamkn�y si� tu� za jego nogami, a
dziesi�tki z�b�w uderzy�y o siebie. Zosta� po�kni�ty przez
ryb�, kt�rej nie s�ycha�. Przez paszcz�, kt�rej nie wida�.
Za�lubiny Ojca Niebieskiego z Matk� Ziemi� rozpocz�y
si�.
9. Viscera terrae: Locus absconditus
Spada� tylko kr�tk� chwil�, wystarczaj�co d�ug� jednak, by
poprzez bicie nieznajomego serca sp�yn�a na niego otucha.
Ukoi�a niepok�j i da�a moc.
Dwa serca pozna�y si� i po��czy�y.
Uczu� pod nogami tward� powierzchni�. Gdy tylko
wyprostowa� si�, ca�a przestrze� zalana zosta�a weso�ym
�wiat�em. Us�ysza� �miech i radosne okrzyki. Zbli�a�y si�
dwie procesje.
Pierwsza, wi�ksza i barwniejsza, zatrzyma�a si�
kilkana�cie krok�w przed nim. Przewodzi�a jej Niewinna,
ubrana teraz w str�j kap�anek Wielkiej Matki. Na jej r�kach
srebrzy�y si� wielokrotnie splecione bransolety w kszta�cie
w�y po�eraj�cych w�asny ogon. Dumnie uniesione sutki
Niewinnej pomalowano na ��to i jaskrawoczerwono. Tworzy�y
serca kwiat�w, kt�rych karminowe p�atki obejmowa�y ca�e
bujne piersi.
D�ugi na wiele �okci tren sukni Niewinnej trzyma�y
chichocz�ce m�ode dziewczyny, odziane tylko w powiewne,
mu�linowe szaty. Rzuca�y ciekawe i pe�ne po��dania
spojrzenia na cz�owieka, zaraz jednak zwr�ci�y oczy ku
drugiemu korowodowi.
Szli w nim sami m�czy�ni, a raczej stworzenia p�ci
m�skiej. Byli tam i ludzie, i p�konie, i os�y, i koz�y, i
p�barany, i mn�stwo innych. Cz�� kroczy�a na dw�ch nogach,
cz�� na czterech. Otaczali dw�ch ludzi, trzymaj�cych na
nosid�ach pod�u�ny przedmiot przykryty z�ot� materi�.
Inaczej ni� procesja dziewcz�t, wszyscy utrzymywali powag�,
a z ich ust unosi�a si� gro�na, tajemnicza pie�� o
niezrozumia�ych dla tropi�lada s�owach. Mo�e zreszt� nie
by�o s��w, a pozorn� pie�� tworzy�y prymitywne odg�osy, nie
maj�ce nic wsp�lnego z mow� cz�owieka.
Darogwiazd spostrzeg�, �e procesja idzie wprost ku niemu.
Otoczyli go zwartym ko�em, po czym podj�li inn� melodi�, weselsz�
i szybsz�. Z ich szeregu wyst�pi�o wolnym krokiem dw�ch
ludzi z nosid�ami.
Po�o�yli je na ziemi i z namaszczeniem unie�li materi�.
Wsp�lnie uchwycili spory pod�u�ny kamie� i wynie�li wysoko
ponad g�owy. Na ten widok wszyscy wydali okrzyk rado�ci.
Korow�d rozpocz�� dziwny taniec wok� tropi�lada. Wykonywane
gesty pe�ne by�y spro�no�ci i szcz�cia.
Wojownik pozna� kamienny przedmiot. By� to niezwykle
gruby cz�onek, ozdobiony j�drami wielkimi jak dojrza�e
jab�ka.
Ludzie nios�cy dumnego Rozdawc� �ycia pocz�li powoli
kr��y� naoko�o Darogwiazda, w kierunku przeciwnym ni�
ta�cz�cy korow�d. Co kilka krok�w przytupywali i, obni�aj�c
cz�onka do wysoko�ci w�asnych kroczy, wykonywali kilka
silnych ruch�w biodrami. Potem zn�w rozpoczynali marsz.
Kiedy ju� trzy razy obeszli przybysza, przez kordon
tancerzy przecisn�y si� trzy staruchy. Odebra�y kamie�
m�czyznom i podesz�y do Darogwiazda.
Nie wiedzia�, co ma robi�, ale pozwoli� im �ci�gn�� z
siebie ubranie. Pomarszczone d�onie zerwa�y strupy z jego
krocza. Krew rzuci�a si� na uda, lecz tropi�lad nie czu�
b�lu. Staruchy po�r�d wysokiego krzyku wszystkich obecnych
przy�o�y�y cz�onek do rany i cofn�y r�ce. Kamie� przywar�
do cia�a i ju� tam pozosta�.
Kiedy wojownik oderwa� od niego wzrok, zgrzybia�e baby
przemieni�y si� w dziewcz�ta, kt�re uciek�y z krzykiem.
Cz�owiek pozna� jednak, �e nie by� to krzyk strachu, lecz
rado�ci. Rado�ci, kt�ra udzieli�a si� i jemu, gdy� poj��, �e
oto jest u kresu drogi. Znalaz� siebie.
Poczu� u�ciski dziesi�tk�w silnych r�k. Ramiona t�umu
przekazywa�y go sobie, a� zosta� zaniesiony przed oblicze
Niewinnej. Ta przywita�a go u�miechem i s�owami:
- Przyby�e� ku �mierci, a poznasz �ycie. My�la�e�, �e
idziesz ku u�udzie, a zaznasz, czym jest istota stworzenia.
Przyszed�e� do nas spo�r�d ludzi, ale wiedz, �e �yj� oni w
nieprawdziwie. S� tylko cieniami dawno�ci. Mimo �e trzy razy
ju� dozna�e� oczyszczenia, nadal pe�en jeste� grzesznej
pychy. Musisz zosta� oczyszczony raz jeszcze, a wtedy
otworzy si� przed tob� droga objawienia.
Klasn�a i w�adczym gestem nakaza�a swym poddanym, by
czynili, co nale�y.
"Droga objawienia" - pomy�la� ze zdumieniem tropi�lad -
"chyba ju� zawsze b�d� wst�powa� na coraz to nowe drogi".
Zap�on�y ogniska. Zagra�y instrumenty. Przyniesiono
kadzie pe�ne miodu i wina. Rozpocz�a si� zabawa.
Dla Niewinnej i wojownika ustawiono dwa wysokie trony, z
kt�rych mogli obserwowa� wszystko, co dzieje si� w rozleg�ej
komnacie. W�a�nie przygl�da� si� jednej z dw�rek, gdy
Niewinna spyta�a:
- Jak podoba ci si� moje kr�lestwo?
- My�la�em zawsze, �e w�adz� nad labiryntami posiada
Wielka Matka - odpar� zaskoczony.
- Czy� nigdy nie s�ysza�e� o trzech prawdach: �e S�owo
pochodzi od Matki, �e Niewinna jest S�owem i �e nie ma
r�nicy mi�dzy Matk� a jej potomstwem? Ja jestem t�, kt�r�
nazywacie Ziemi�, Mokosz�, Potni�, Wielk� i setkami innych
imion. Jestem te� S�owem i jestem Niewinn�.
Darogwiazd, kt�ry rozmawia� z ni� niemal jak z r�wn�, a
mia� nawet nadziej� na wej�cie do jej �o�a, poczu� si� jak
niedorostek przy kobiecie dojrza�ej, traktuj�cego go
przyja�nie, lecz z pob�a�liwo�ci�. Zrozumia� dopiero teraz
zm�czenie w jej rysach, gwa�towno�� gest�w i pewno�� mowy.
Nie rozumia� tylko, dlaczego czyni�a mu tyle zaszczyt�w i
sadza�a obok siebie. To przerasta�o jego pojmowanie. By�o
te� co� jeszcze: rozczarowanie, �e wsz�dzie wszystkim rz�dz�
jakie� sztywne prawa, poza kt�re nie wykraczaj� nawet
bogowie.
Rzek�a na to jakby czyta�a w my�lach:
- Tak by� musi. - I doda�a: - Na razie jeste� tylko
cz�owiekiem, ale dostrzeg�am w tobie zaczyn doskona�o�ci.
Nied�ugo dost�pisz wtajemniczenia, kt�rego niewielu zazna�o
przed tob�. I pami�taj, �e zrozumienie objawienia czyni
cz�owieka bogiem.
Pomy�la�, �e nie pozostaje mu nic jak tylko czeka� na
wtajemniczenie. Ale nie chcia�by ponownie prze�ywa� katuszy
jak przy ucinaniu cz�onka.
- Patrz! - krzykn�a Niewinna.
Upojeni winem podw�adni kr�lowej pocz�li pl�sa� w
uniesieniu. M�czy�ni �apali najbli�sze z kobiet. Te nie
sprzeciwia�y si�, oplataj�c ramionami o�le, ludzkie b�d�
ko�le karki.
Patrz�cemu na to Darogwiazdowi na przemian robi�o si� to
zimno, to gor�co. Czu� narastaj�ce podniecenie. Gdyby nie
siedzia� obok bogini, rzuci�by si� pomi�dzy rozpasanych
tancerzy.
- Chod�. Poznasz mnie - z niech�ci� zrozumia�, �e
Niewinna chce, by oddalili si� od zanurzonych w rozkoszy
cia�.
Znalaz� si� po�r�d o�miu zakutanych w opo�cze starc�w.
Unie�li go na kamienn� �aw�, potem ogolili i ostrzygli.
Pos�ugiwali si� no�ycami i brzytw� delikatnie i rozwa�nie.
Nie opiera� si�, czuj�c, �e te zwyk�e czynno�ci staj� si�
�wi�te w obliczu bogini. Zst�pi�a na niego czysto��
cielesna.
Gdy wsta�, jego g�owa sp�yn�a mlekiem i miodem, kt�re
pomiesza�y si�, tworz�c strumyki obmywaj�ce szyj�, piersi,
ramiona.
Niewinna w�asnymi r�kami wtar�a mleko i mi�d w jego
sk�r�. Zst�pi�a na niego czysto�� duchowa.
- Chod�, poznasz siebie! - rozkaza�a bogini.
Wzi�a go za r�k�, tak samo, jak w korytarzach �mierci.
Obserwowa� jej mi�kki krok, ko�ysz�ce si� biodra i
nabrzmia�e piersi. Obserwowa�, jak w oczach wzbieraj�
p�omienie gor�tsze od tych, kt�rymi p�on�li kochaj�cy si�
dworzanie. Obserwowa� lekko rozchylone usta nuc�ce pie��
po��dania.
Chcia� jej i tylko jej. �adna inna nie by�a w stanie da�
mu teraz tego, czego pragn��. Nadal jednak powstrzymywa� go
strach przed ogniami p�on�cymi w cia�ach bog�w. Ogniami
zdolnymi spopieli� ka�d� istot� ziemsk�.
Weszli na schody. Szli tak przez ca�e setki lat,
pokonuj�c tysi�ce tysi�cy stopni. Darogwiazd nie odczuwa�
zm�czenia i wcale nie chcia�, by marsz ten sko�czy� si�
kiedykolwiek.
Maj�c Niewinn� u boku, got�w by� po�wi�ci� wieczno��
na wspinanie si�
niesko�czone wspinanie si�
do Pa�acu Jelit.
Nie mia� ju� w�tpliwo�ci, �e zmierzali w�a�nie tam. Do
legendarnego grodziska, gdzie po�r�d krwawych chmur Wielka
Matka przyjmowa�a wszystkich swych wyznawc�w. Gdzie dawa�a
im wieczn� m�dro�� lub str�ca�a do Przepa�ci. Gdzie by�o
wszystko i nie by�o niczego.
Do Pa�acu Jelit.