5435
Szczegóły |
Tytuł |
5435 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5435 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5435 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5435 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eryk Remiezowicz
Trzy ma�e problemy
Po zej�ciu z wachty �wiat zawsze jest szary. Cztery godziny wpatrywania si� w pstrokate ekrany czujnik�w pora�a
wzrok. Przed oczyma migaj� jeszcze d�ugo pastelowe plamki. Rozmieszczone rzadko �wiat�a bynajmniej nie pomagaj�.
Sama szaro�� by�aby wystarczaj�cym powodem do mo�liwie szybkiego udania si� na spoczynek. Do tego dochodzi
jeszcze dr�enie r�k. Teraz dopiero mo�na sobie na to pozwoli�. Przez ca�y czas d�onie trzeba by�o utrzymywa� w
delikatnie wywa�onym po�o�eniu pozwalaj�cym na uruchomienie wszystkich uk�ad�w obronnych statku za pomoc�
jednego drgni�cia.
Stan nie by� wyj�tkiem. By� obro�c� na frachtowcu dalekiego zasi�gu Vega i teraz chcia� jedynie spa�. Zmusza� ca�e
cia�o do ostatniego wysi�ku, dzi�kowa� w duchu bezimiennemu wynalazcy windy i przeklina� brak ruchomych
chodnik�w. W ko�cu wbi� kod wej�cia do swojej kajuty, rozebra� si� i po�o�y� na koi. Nie mia� si�y na mycie, jedzenie i
inne formalno�ci.
Co� nie pasowa�o. Jaki� element nie pasowa� do standardowego, bezosobowego wn�trza. Obr�ci� si� na ��ku, �eby to
sprawdzi�. �ciany nadal szare, w porz�dku. Zlew jest, OK. Obie p�ki jeszcze wisz�, szafka nadal stoi. Prysznic za
firank� tak samo odrapany jak wczoraj. Wr�ci� wzrokiem do zlewu. Pod zlewem siedzia� kurdupel w czerwonym
kaftaniku i spiczastej czapeczce, z brod� zaplecion� w warkocz.
- Halucynacja - powiedzia� Stan na g�os. Obr�ci� si� na drugi bok i zasn��.
* * *
Obudzi� si� po o�miu godzinach. Tyle mia�o wystarczy�.
Kurdupel by� nadal pod zlewem. Co wi�cej, na szafce siedzia� ju� drugi. Broda w warkocz, czapeczka, podobne
rozmiary. Nieco inna by�a jedynie kolorystyka. Stan skoncentrowa� si� na obu maluchach. Okaza�o si�, �e w�osy
r�wnie� mieli zaplecione w warkocze. Jeden w dwa, drugi w trzy. Ich widok budzi� w nim jakie� niejasne skojarzenia,
wspomnienia, odczucia. KRASNOLUDKI!!!!. To by�o to! Przypomnia� sobie dzieci�stwo i bajki Konopnickiej.
Rozebra� si� i wszed� pod prysznic. Oba krasnale patrzy�y na niego zdziwione. Trzy Warkocze mia� dodatkowo w
oczach co� w rodzaju rozpaczy. Chrz�ka�, wierci� si�, stuka� palcami. Kr�tko m�wi�c stara� si� na siebie zwr�ci�
uwag�. Stoicyzm z jakim Stan pomija� jego zaczepki wyra�nie go m�czy�.
Po porannej toalecie Stan post�pi� jak ka�dy wykwalifikowany pracownik S�u�by Kosmicznej. Otworzy� drzwi i
poszed� do lekarza. Nie zaszczyci� krasnali ani jednym spojrzeniem. Skrzaty zd�bia�y. K�tem oka Stan zauwa�y�, �e
Dwa Warkocze zaczerwieni� si� (w�ciek�o��?, zak�opotanie? - zastanawia� si� Stan po drodze do lekarza).
* * *
Doktor Podhorsky, pogodny, dobroduszny S�owak, by� ma�y, p�katy, brodaty i uwielbia� jaskrawe kolory. Na szcz�cie
by� �ysy i nie nosi� spiczastej czapeczki. Gdyby nie to, mia�by pe�ne prawo potraktowa� opowie�� Stana o
krasnoludkach jako wyj�tkowo g�upi dowcip. A tak z pe�nym profesjonalizmem zabra� si� do pracy. Pobra� kilkana�cie
r�nych pr�bek i wrzuci� je do pok�adowego analizatora. Popatrzy� na wyniki i zmarszczy� czo�o (�ysin�, co ciekawe,
r�wnie� lekko marszczy� i to a� po potylic�).
Stan zosta� nast�pnie poproszony o po�o�enie si� na zimnym blaszanym blacie, po czym zosta� sk�pany w
najr�niejszych rodzajach promieniowania. Po ka�dym na�wietleniu komputer wypluwa� kilka stron wynik�w.
Jednocze�nie aparat warcza� przera�liwie. Stan pr�bowa� przyporz�dkowywa� warczenie typowi promieniowania, ale
jego wiedza o urz�dzeniach medycznych ko�czy�a si� na rentgenie.
Nagle aparat przesta� warcze�. Podhorsky zagrzeba� si� w papierach i zacz�� mrucze�. Stan le�a� kilka minut spokojnie.
Robi�o mu si� jednak zimno. Przerwa� delikatnie:
- Mog� zej�� ze sto�u? - spyta�.
- Tak, oczywi�cie, przepraszam, zapomnia�em - wymamrota� Podhorsky.
Nast�pny etap kojarzy� si� Stanowi ze �redniowiecznymi torturami. Podhorsky wyj�� m�otek i igie�k�. Nast�pnie zacz��
puka� i k�u� Stana w r�ne cz�ci cia�a i pyta� o to, co te� on odczuwa. Po kilkunastu minutach na twarzy doktora
pojawi�o si� zdeterminowanie. Wyj�� zapalniczk� i zacz�� si� przymierza� do zbadania reakcji swego pacjenta na
przypalanie.
Stan nie wytrzyma�
- Co pan odkry�, panie doktorze? - spyta�.
- Nic - zabrzmia�a odpowied�. - Nale�a�o tego oczekiwa�. Do s�u�by rekrutujemy jedynie najzdrowszych, najlepszych i
tak dalej. Ale stara�em si� ci oszcz�dzi� wizyty u psychologa.
Wybacz nadgorliwo��.
Stan wybaczy�. Wybaczy� r�wnie� doktorowi m�wienie mu per ty. Doktor by� potwornie roztargniony i rozmawia� w
ten spos�b z ka�dym, ��cznie z kapitanem. Czasami m�wi� nawet dziecko, kiciu lub co� w tym stylu. Doprowadza� tym
kapitana do sza�u.
Niestety Stana czeka�a teraz wizyta u psychologa.
* * *
Sp�ka Przetw�rstwa Rud, pracodawca Stana, oszcz�dza�a. Robili to inteligentnie i z wyczuciem. Nale�a�o im odda�,
�e na rzeczach istotnych (pensjach zw�aszcza) nie oszcz�dzali. Czasem zdarza�y si� jednak wpadki. Jedn� z nich by�
komputerowy psycholog.
Nikt nie wiedzia� sk�d si� wzi�� ten idiota. Prawdopodobnie kilku jajog�owych z Anglii uzna�o, �e to dobry pomys�. Na
szcz�cie za�ogi nie poddano badaniom przed startem. Kiedy za� zacz�li si� bada� po starcie, tkni�ty przeczuciem
kapitan, do sp�ki z D�ugim, mechanikiem od wszystkiego, od��czy� modu� wysy�aj�cy diagnozy psychologiczne do
siedziby Sp�ki. Te badania to by� istny horror. Psycholog stawia� diagnozy zupe�nie rozbie�ne z rzeczywisto�ci�.
Wo�odia z maszynowni, mistrz wojew�dztwa w skokach bungee us�ysza�, �e ma l�k wysoko�ci. Kiedy komputerowy
m�drzec oznajmi� kapitanowi, �e ma kompleks Edypa, bo zosta� zbyt wcze�nie odstawiony od piersi, a Podhorskiemu,
�e ma problemy z �on�, bo tak naprawd� to on woli m�odych ch�opc�w (w rzeczywisto�ci m�odych ch�opc�w wola�a
�ona Podhorskiego), zapad�a zgodna decyzja o bojkocie komputera. G��wny informatyk skasowa� mu ca�� pami��, tak
�e dotychczasowe rewelacje znik�y, D�ugi namiesza� w transmisjach, tak �e komputer wysy�a� to, co mu za�oga
podyktowa�a, Podhorsky za� ofiarnie fa�szowa� analizy psychiki ca�ej za�ogi. Komputer zyska� za� nazw� Psychol.
Stan niestety i�� tam musia�. Podhorsky nie m�g� mu pom�c. Najpierw jednak postanowi� si� upewni�, �e �adne
komentarze dotycz�ce jego problem�w nie dotr� do siedziby Sp�ki. Chcia� jeszcze troch� popracowa� na swoim
stanowisku.
* * *
- D�ugi, daj� dwie flaszki za przerwanie kontaktu Psychola z Central� - D�ugi, weteran ma�opolskich knajp by� got�w
za alkohol zrobi� wszystko, ��cznie z wystawieniem r�ki w pr�ni�. Na szcz�cie konstrukcja �luzy nie dopuszcza�a do
tego.
- Trzy, Stan - D�ugi wyszczerzy� niekompletne uz�bienie - Za ten numer mog� mnie wsadzi�. I to naszej, Luksus albo
Wyborowa. Pi��dziesi�t wolt, ma si� rozumie�.
- Dobra, niech b�dzie - trzy flaszki to nie by�o du�o, zw�aszcza, kiedy stanowi�y one przepustk� do dalszej pracy.
- Ty, a w�a�ciwie po co tam idziesz? - zainteresowa� si� D�ugi.
- Podhorsky mi kaza�.
- Nie bujaj. Podhorsky nienawidzi Psychola.
Stan westchn��. D�ugi by� fajnym kumplem, i nie chcia� go ok�amywa�. Ale opowiada� o krasnoludkach? Nie chcia�
mie� ksywy Psychol dwa. C�, �ycie jest ci�kie.
- Podhorskiemu sko�czy�y si� pomys�y na analizy. Potrzebuje czego� �wie�ego - zmy�li� natychmiast.
- To czemu ty stawiasz mi w�dk�? - D�ugi najwyra�niej si� nudzi�. Dawno nic si� nie dzia�o i szuka� materia�u na
plotki.
- A niby czemu zgodzi�em si� tak szybko bez targowania? Podhorsky stawia. Chcesz cztery? - Stan zdecydowa� si� na
szybki blef.
- Jasne! - D�ugi zdo�a� w u�miechu pokaza� szczerby po sz�stkach.
- To�my si� dogadali.
- Masz tu pomocnika - D�ugi poda� mu co� w rodzaju pilota z jednym przyciskiem. - Jak zaczniecie gada� wciskasz
przycisk, a ja przejmuj� transmisj�.
- D�ugi - zastrzeg� Stan - �adnego pods�uchiwania.
- Co ty, stary, krajanowi bym tego nie zrobi�! - D�ugi zamacha� chudymi ramionami. Jego za lu�na r�kawy omiot�y
twarz Stana.
Stan wiedzia�, kto pu�ci� plotki o Podhorskim i kapitanie. A ca�a za�oga to byli krajanie. Z ci�kim sercem wytoczy�
r�wnie ci�k� artyleri�.
- Jak us�ysz� co� podejrzanego to powiem, �e jeste� synem so�tysa z W�chocka. I dorzuc� par� dowcip�w na dodatek -
Stan u�miechn�� si� z�owieszczo.
D�ugi wyra�nie zblad�.
- Na razie D�ugi. I pami�taj, cisza w eterze albo W�chock na pok�adzie.
* * *
Najbardziej denerwuj�cy w Psycholu by� jego g�os. Ciep�y, seksowny, kobiecy. G�os, o kt�rym si� �ni�o. W�a�cicielce
takiego g�osu m�czyzna o�wiadcza� si� na kolanach po dziesi�ciu minutach. A na statku nie by�o ani jednej kobiety.
- A wi�c, Stan widzie� skra.., sker..., krasnoludki?
Psychol powsta� w Anglii. I to by�o wida�. Najnowocze�niejsza sie� neuronowa, zdolna do rzeczy, kt�rych cz�owiek
nigdy nie wykona w�asnor�cznie (jak g�osi�a reklama), nie by�a w stanie wym�wi� s�owa skrzat. W tym momencie
wi�kszo�� za�ogi za�amywa�a si� i proponowa�a przej�cie na angielski. Stan postanowi� utrudni� genialnemu idiocie
zadanie.
- M�wi� te� czasem krasnoludy. Ale w zasadzie to m�wi� skrzaty.
- Stan, mo�e ty czasem czujesz potrzeba odej�cia z tego �wiata?
To, �e Psychol m�wi� o potrzebach wynika�o z kontekstu zdania. I tylko dlatego Stan domy�li� si�, �e o to chodzi�o.
U�yte przez Psychola s�owo kojarzy�o mu si� jedynie ze zgrzytem �o�yska bez smaru.
- Nie, mnie tu jest dobrze. Dobra praca, dobra p�aca, czas dla siebie mam.
- Ale twoja praca trudna, czy nie?
Psychol wycwani� si� ostatnimi czasy. Unika� u�ywania czasownik�w, bo polskiej odmiany za choler� nie pojmowa�.
Niestety nadal wrzuca� od czasu do czasu konstrukcje rodem z angielskiego.
Dla jasno�ci za�oga by�a w ca�o�ci polska lub o polskim pochodzeniu. Okaza�o si�, �e za�ogi frachtowc�w i innych
statk�w dalekiego zasi�gu mog� by� z�o�one jedynie z ludzi o podobnym sposobie my�lenia. Jedynym sposobem
zapewnienia tej zgodno�ci by�o skompletowanie za�ogi tej samej narodowo�ci. Czysto angielski Psychol mia� problemy
z Polakami.
Stan zdecydowa� si� co� w ko�cu powiedzie�.
- No tak, trudna.
- I ty czasami chcie� wr�ci� w szcz�liwe dzieci�stwo?
Od momentu, w kt�rym Psychol powiedzia� 'czasami' reszta by�a zgadywank�. Psychol m�g� powiedzie� cokolwiek. Z
g�o�nika wydobywa�o si� jedynie rz�enie dobijanego s�onia. Stan wybra� optymaln� opcj� i odpowiedzia�:
- Nie. Dziecko jest szcz�liwe, bo jest g�upie. Jestem doros�y i cierpi� bardziej. Ale rozumiem wi�cej, i to jest uczciwa
zamiana. Nie chc� by� znowu dzieckiem, i nie t�skni� za swoj� m�odo�ci�.
- Ty mie� nieszcz�liwe dzieci�stwo? Rodzice ciebie bi�, wykorzystywa�? Ty musie� chodzi� do ko�cio�a?
Stan m�g�by przysi�c, �e Psychol przy ostatnich s�owach podnieci� si�. Gdyby mia� lampki, to pewnie by za�wieci�.
Uporczywe trzymanie si� przez Polak�w katolicyzmu, wywo�ane cz�ciowo tradycj�, a cz�ciowo przekor�, zdawa�o
si� niekt�rym wybitnie przeszkadza�.
- Rodzice bili mnie jak zas�u�y�em i mieli racj� - Stan przerwa�. Co ja tu robi�? - pomy�la�. Ten idiota nic nie pomo�e.
Co najwy�ej mog� zacz�� jeszcze widzie� elfy. Mam cztery w�dki do zap�acenia i kompletnie nic z rozmowy. Czas
wr�ci� do siebie i sprawdzi�, czy krasnale nie znikn�y.
* * *
Nie znikn�y. Co gorsza, by�y ju� trzy. Trzeci, te� w jaskrawych kubraczkach, mia� wplecione w brod� z�ote nitki.
Siedzia� nieruchomo jak kura na jajach, i udawa�, �e Stan nie istnieje. Trzy Warkocze wy�amywa� sobie palce. Dwa
Warkocze wygl�da� w zasadzie na niewzruszonego. Zdradza�y go jedynie zaczerwienione uszy i przekrzywiona
czapka. Jasne by�o, �e na co� czekaj�. Stan zadzwoni� do Podhorskiego.
- Nadal tu s�. Ju� trzy.
- A Psychol?
- To co zwykle. Do wyrzucenia.
Podhorsky ucieszy� si�. Potem si� zmartwi�.
- Co ja teraz poczn�? Stasiek, dobry z ciebie ch�opak, nie chc� nic na ciebie pisa�.
- Doktorze, niech pan zaczeka. Wymy�li mi pan jak�� chorob� a� do Marsa. To ju� tylko trzy dni. Sam si� zamelduj�
do tamtejszej Centrali Zdrowotnej- odpowiedzia� Stan. - I niech pan nie m�wi kapitanowi prawdy.
- Bardzo dobry pomys� Stasiu, bardzo dobry. Umowa stoi - Podhorskiemu wyra�nie ul�y�o. - Masz L4 na trzy doby.
Potem zg�aszasz si� do Centrali.
Stan nie skomentowa�. Za trzy doby mieli by� na Marsie. Tam si� rozstrzygnie.
* * *
Stan pr�bowa� u�y� konwencjonalnych metod usuwania halucynacji. Nacisn�� ga�k� oczn� - �adnego efektu. Wzi��
zimny prysznic - to samo. Wyszed� i wszed� - trzej krasnale nie chcieli znikn��. Zosta� sam na sam ze swoim
problemem.
Musia� CO� zrobi�. Nie chcia� zadawa� pyta� typu: "Sk�d �e�cie si� wzi�li?", ani krzycze� "Krasnoludk�w nie ma!!".
Musia� by� oryginalny (Psychol po u�yciu s�owa "oryginalny" pyta� o seks analny. Musia� mie� ciekawych
programist�w). Spyta� wi�c:
- Po co wam jaskrawe ubrania?
Ca�a tr�jka wyra�nie odetchn�a. Trzy Warkocze popatrzy� pytaj�co na kumpli, po czym odpowiedzia�:
- Na wypadek t�pni�cia. Je�eli, nie daj Bo�e, zasypie kogo� z naszych, to w �wietle od razu wida�, gdzie on jest.
Odpowied� by�a zaskakuj�co logiczna. Nie zgadza�o si� jedynie "nie daj Bo�e". Stan postanowi� p�j�� tym tropem.
- Wy wierzycie w Boga? - zapyta� zaskoczony.
- A mo�na nie wierzy�? - spyta� krasnal, ze zdumieniem w g�osie
Stan by� katolikiem. Pope�nia� siedem grzech�w g��wnych, �ama� dziesi�� przykaza� i by�o mu z tego powodu przykro,
ale by� zbyt leniwy, �eby co� z tym zrobi�.
�arliwo�� brzmi�ca w g�osie krasnala da�a mu jednak zna�, �e wiara ma�ego ludku by�a o poziom wy�ej. Nie bardzo
wiedzia� co powiedzie�.
Zapad�a cisza. Trzy krasnoludki wyra�nie o czym� intensywnie my�la�y. A Stana kusi�o, �eby im wykaza�, �e
krasnoludki nie istniej�, on jest zdrowy, a to tylko chwilowa halucynacja. Kr�tko m�wi�c, chcia� je zmusi� do
znikni�cia. Niestety jedyny argument, jaki mu przychodzi� do g�owy brzmia�:
- Ale was nie ma. Nikt was nigdy nie widzia�.
Ca�a tr�jka popatrzy�a na siebie. G�os zabra� Z�otobrody:
- Wyemigrowali�my w dziesi�tym wieku po Chrystusie. Zacz�li�cie kopa� zbyt g��boko i zbyt dok�adnie jak na nasz
gust. Elfy wywioz�y nas na inne planety.
Stan postanowi� brn�� dalej:
- Elfy?
- Zna�y najlepiej magi�, skubane - odpowiedzia� Dwa Warkocze. - Mia�y tyle czasu. To przez t� d�ugowieczno��.
- I brak zaj�cia - doda� Trzy Warkocze. - Tylko szlaja�y si� po lasach i nic nie robi�y. �aden krasnoludek nie
wytrzyma�by takiego trybu �ycia.
Wypowied� ta zosta�a nagrodzona przychylnymi spojrzeniami reszty krasnali. Taki spos�b patrzenia na spraw�
wyra�nie im odpowiada�.
Stan spr�bowa� za�y� krasnoludki.
- A elfy te� wyemigrowa�y? Razem z wami? Na skutek niszczenia las�w?
- Nie - odpowiedzia� z niezm�conym spokojem Z�otobrody. - Zosta�y i w chwili obecnej cz�� pracuje w Greenpeace.
Swoj� drog�, nas te� straszyli efektem cieplarnianym. Ale�my ich wy�miali.
- Z tego co wiem niekt�rzy s� te� w ruchach feministycznych - doda� Trzy Warkocze. - Wiesz Stan, oni maj�
matriarchat.
Stan zaczyna� mie� dosy�. Zarzucany by� strumieniem sp�jnych, logicznych danych. Tyle tylko, �e dane te wiod�y
prost� �cie�k� do ob��du. Zrozpaczony, postanowi� przenie�� rozmow� na tematy towarzyskie:
- Wiecie, �e mam na imi� Stan. A jak wy si� nazywacie?
Krasnale wymieni�y spojrzenia. Po chwili wahania przedstawi�y si�. Okaza�o si�, �e trzy Warkocze ma na imi� Unuk,
Z�otobrody - Mortigerm, a Dwa Warkocze - Terey. "To przez matk�", doda� wyra�nie rozgoryczony.
Tego ju� by�o Stanowi za wiele. Halucynacje, krasnoludki - za co? Postanowi� rozwi�za� problem raz na zawsze:
- Dobra panowie. Pogadali�my sobie, a teraz do konkret�w. Nie przyszli�cie tu z czystej sympatii i ch�ci pogaw�dki.
Czego wy ode mnie chcecie?
Pocz�tkowo Stan mia� do siebie wyrzuty.
Po pierwsze - potraktowa� halucynacj� powa�nie. Po drugie - je�eli to nie by�a halucynacja i by� zbyt ostry?
Ku jego zaskoczeniu krasnale wcale si� nie obrazi�y, tylko zacz�y wykazywa� oznaki zak�opotania. Unuk wr�ci�
znowu do wy�amywania palc�w, Terey zacz�� patrze� w sufit i gwizda�. Jedynie Mortigerm stan�� na wysoko�ci
zadania. Wprawdzie j�ka� si� i st�ka�, ale w ko�cu wydusi� z siebie:
- Musimy si� dogada� z elfami. Wy, ludzie, jeste�cie stanowczo zbyt ekspansywni. Musimy wyemigrowa� gdzie�
indziej, najlepiej poza Uk�ad S�oneczny.
* * *
Stan wr�ci� do punktu wyj�cia. Wci�� nie dowi�d�, �e ma�a tr�jka jest halucynacj�. Co gorsza z�apa� si� na tym, �e
powoli zaczyna w nich wierzy�.
Podj�� jeszcze raz kuracj� antyhalucynacyjn�. Tym razem opr�cz prysznica, naciskania oczu i wej�cia z wyj�ciem,
poprosi� jeszcze Mortigerma, �eby go uszczypn��. Ze�ar� r�wnie� kilka ziarenek pieprzu, wla� troch� wody z myd�em
do oka i poklepa� si� siarczy�cie po policzkach. Krasnale patrzy�y na ca�� t� kuracj� z zainteresowaniem. W ko�cu
Unuk o�mieli� si� spyta�:
- Co ty robisz? Je�li to jaki� rytua� oczyszczenia, to my jeste�my niegro�ni. Te wszystkie bajki o z�ych duszkach w
kopalniach to wymys�y. Czasem si� paru m�odzik�w upi�o i poszala�o, ale to by�y �arty.
Stanowi przypomnia�y si� nagle wszystkie legendy o Skarbku, Liczyrzepie i innych koboldach.
- To wy? - wykrztusi�.
- Wiesz, zdarzaj� si� czarne owce - odpowiedzia� zawstydzony Unuk. - Nie wszyscy odlecieli z nami.
Przyszed� czas na podj�cie decyzji. Stan od dziecka s�ysza� o kopalnianych duszkach. Dziadek, stary g�rnik, kiedy
tylko sobie popi�, opowiada� mu o pracy w kopalni i o Skarbku. TO ju� nie by�a halucynacja. Zaczyna� st�pa� po
znanym, cho� niepewnym gruncie.
- Czyli, ostrzegacie przed zawa�ami, pokazujecie rudy... - dalej nie doko�czy�. Najm�odszy z krasnali przerwa�:
- Pewnie. My mamy taki zmys�, wiesz, co� w rodzaju w�chu, tylko do metali...
- Dosy�! - stanowczo przerwa� Mortigerm. - Unuk, s� rzeczy, o kt�rych si� nie opowiada.
- Ale...
- Powiedzia�em. Przybyli�my tu, aby rozmawia� o interesach, i o nich b�dziemy rozmawia�. Nasze talenty nie maj� tu
nic do rzeczy.
Wyra�nie wida� by�o, kto jest szefem. Z�ota nitka w brodzie krasnoluda najwyra�niej nie by�a jedynie kosmetyk�.
- Powiem jasno i kr�tko - Mortigerm zwr�ci� si� do Stana. - Potrzebujemy cz�owieka, kt�ry skontaktowa�by nas z
elfami. Z ca�ej za�ogi wybrali�my ciebie. Zgadzasz si�?
S�owo "potrzebujemy" zata�czy�o Stanowi przed oczami. Od razu przypomnia� sobie legendy o krasnoludzkich
bogactwach. By� jednak na tyle inteligentny, �eby zada� wcze�niej kilka pyta�. Mog�o si� okaza�, �e drogi do elf�w
pilnuje smok, lub inne paskudztwo, a Stan nie czu� si� rycerzem. Najbardziej oczywiste pytanie brzmia�o:
- Dlaczego ja? A w�a�ciwie czemu ten statek?
- Dlaczego ty? - odpowiada� tym razem Terey. - Nasz kr�l urodzi� si� tam gdzie ty, na �l�sku. Jak i wi�kszo�� starej
kadry. Tam mieszkali�my przed wyjazdem.
- A, to dlatego znacie polski - ucieszy� si� Stan.
- Nie, to dlatego wy m�wicie po krasnoludzku - odpowiedzia� spokojnie Mortigerm.
- Eeee, sk�d lecicie i dok�d chcecie wyemigrowa�? - spyta� Stan. Postanowi� zmieni� jak najszybciej temat. Mortigerm
m�g�by zachcie� wyt�umaczy� mu to dok�adniej.
- Sk�d lecimy - tego nie mo�emy ci powiedzie� - odpar� Terey. - Wzgl�dy bezpiecze�stwa, rozumiesz.
Stan przerwa�:
- Vega leci z Tytana. To znaczy, �e jeste�cie gdzie� na Tytanie.
- Bystry jest, co? - Terey spyta� retorycznie pozosta�ych krasnali. - Powiedzmy, �e nie wszystkie ksi�yce Uk�adu
S�onecznego nie s� zamieszka�e. I to wystarczy.
- Jeszcze tylko jedno pytanie - Stan by� autentycznie ciekawy. - Jak wytrzymujecie w temperaturze zewn�trznej
dziewi��dziesi�ciu kilku kelwin�w? I w atmosferze metanu?
- Ciekawy jest r�wnie�, nie? - Terey robi� si� wyra�nie z�o�liwy. - A o magii nie s�ysza�e�? A tak w og�le, to s�ysza�e�
o krasnoludkach �yj�cych na powierzchni?
Dyskusja robi�a si� nieprzyjemna. Terey wyra�nie chcia� pogn�bi� Ziemianina. W Stanie obudzi�a si� bojowa natura
jego stron.
- M�g�by� grzeczniej odpowiada�, kurduplu - strzeli�. - W go�ciach jeste�.
Stan zdumia� si�. Terey zblad�, wymamrota� przeprosiny i schowa� si� w k�cie.
Pa�eczk� przej�� Mortigerm.
- Panie Arciszewski - o�wiadczy�. - Nie chcemy pana urazi�. Ale s� pewne rzeczy, kt�rych nie mo�emy panu
powiedzie�. Nale�y do nich miejsce naszego obecnego i przysz�ego zamieszkania i pewne z naszych umiej�tno�ci. Ca��
reszt� mo�emy panu przekaza�, ale to trwa�oby lata. Nie mamy tyle czasu. Um�wmy si�, �e ma pan p� godziny na
decyzj� i w tym czasie mo�e pan pyta� o co chce.
- Zgadzam si� - Stan nie zastanawia� si� d�ugo.
Nie by�o tu mowy o halucynacji. Przecie� wtedy krasnoludki opowiedzia�yby mu wszystko. Oczywi�cie, o ile zna� si�
na psychologii, a nie zna� si� wcale. Postanowi� jednak zaryzykowa�. Odwr�ci� si� do komunikatora pok�adowego i
wcisn�� kod Podhorskiego.
- Doktorze! - wrzasn�� Stan rado�nie. - Znikn�y! Wszystkie trzy! Wystarczy�o si� mocno uszczypn��!
Dobroduszny Podhorski wymamrota� gratulacje, nie wdaj�c si� zupe�nie w sens takiego t�umaczenia. Nagle co� sobie
przypomnia�:
- Da�em ci zwolnienie na trzy doby. I co teraz?
- Niech tak zostanie. Mo�e rzeczywi�cie potrzebuj� odpoczynku.
- W porz�dku Stan. Jeszcze raz ci m�wi� - ciesz� si�.
Stan odwr�ci� si�. Ma�a tr�jka patrzy�a na niego z podziwem. Mortigerm zwr�ci� si� mentorskim tonem do dw�ch
m�odszych krasnali:
- Tak to si� robi ch�opcy! Widzicie teraz? - Nast�pnie zwr�ci� si� do Stana. - Widzi pan, oni nigdy nie widzieli jeszcze,
�eby kto� tak zr�cznie k�ama�. My jeste�my w tym s�abi.
Stan nigdy nie nazwa�by swego wyt�umaczenia zr�cznym. Poza tym wnioski z tego co m�wi� Mortigerm nie by�y mi�e.
Nale�a�o przej�� do rzeczy.
- Wr��my do moich pyta�. Po pierwsze - czemu nie porozmawiacie sami z elfami, a potrzebujecie do tego mnie?
Pytanie by�o bardzo celne. Ca�a tr�jka zn�w zacz�a si� denerwowa�. Podj�li sw�j zwyk�y rytua� - Unuk zacz��
wy�amywa� palce, Terey zacz�� gwizda�, a Mortigerm nie�wiadomie post�kiwa�. Co� ich tu bola�o i to bardzo. Stan
zacz�� si� zastanawia�. Co te� takiego mog�y krasnale odwin��? Szybko przelecia� w my�lach swoj� wiedz� na temat
ma�ego ludku i ich przywar. Byli uparci - to nie by�o wyja�nienie. K��tliwi - to ju� by�o co�. Pewnie wyzwali wodza
(wodzow�?) elf�w od malowanego nieroba, albo krzykliwego paso�yta. Wygl�dali te� na takich, co nie stroni� od
b�jek. Okaza�o si� jednak, �e przyczyna by�a inna.
- By�y ma�e problemy dotycz�ce zap�aty - g�os Mortigerma by� cichy jak szemrz�cy strumyk.
No tak, jasne. Zawsze by�o wiadomo, �e krasnoludki do hojnych nie nale��.
- Okiwali�cie elfy? No to ja si� nie dziwi�, �e nie chc� z wami rozmawia�.
Ci�gu dalszego nie zdo�a� wypowiedzie�. G�os Mortigerma nie przypomina� ju� strumyka, lecz w�ciek�ego �ubra.
Pozosta�e dwa krasnoludki te� rycza�y.
- To oni nas oszukali!
- Nie pozwolili nam zabra� wszystkiego!
- Warunki na statkach by�y pod�e!
- G�odzili nas w czasie podr�y!
Wszyscy trzej ryczeli jeden przez drugiego. Ich ryki sprowadza�y si� do jednego: elfom nie nale�a�o si� nawet to co
dosta�y jako zaliczk�. Biedne, ubogie krasnoludki zosta�y podle oszukane. Z�e i brzydkie elfy wykorzysta�y ich
wrodzon� dobroduszno��.
Stan nie wierzy� ani jednemu s�owu. Zanotowa� sobie, �eby zap�aty za��da� z g�ry. Nadszed� jednak czas aby wydusi�
z krasnoludk�w konkrety.
- Ile im jeste�cie winni?
- Oko�o pi�� tysi�cy sztuk z�otej i srebrnej bi�uterii - powiedzia� ponuro Mortigerm.
- Nie�le. Ile wyniesie moja zap�ata za po�rednictwo?
Krasnale zacz�y wi� si� jak piskorze. Ca�a tr�jka nagle zacz�a go przekonywa�, jak szlachetne z jego strony by�o
zrzeczenie si� zap�aty. Wszyscy zgodnie twierdzili, �e odbije si� to wspaniale na stosunkach krasnoludzko- ludzkich
(Stan przez delikatno�� nie przypomnia� krasnalom, �e takowe nie istnia�y). Usi�owa�y r�wnie� wm�wi� Stanowi, �e
kto� tak wspania�omy�lny jak on zrobi to tylko dla ratowania krasnoludk�w. Odpowied� Stana by�a jednak kr�tka:
- Ile?
- A ile chcesz?
Stan pomy�la� przez chwilk�.
- Dwadzie�cia kilo platyny.
Krasnoludki j�y wyrzeka�, �e Stan podle wykorzystuje ich z�e po�o�enie. Niemniej jednak zgodzi�y si� zastanawiaj�co
szybko. Stan zacz�� �a�owa�, �e nie za��da� wi�cej. Postanowi� to sobie wynagrodzi�:
- Platyn� dostarczycie mi teraz.
Tym razem krasnale stwierdzi�y, �e p�acenie z g�ry cz�onkowi rasy, kt�ra tak wspaniale k�amie jest wr�cz niemoralne.
Stan postanowi� uci�� temat:
- Twierdzicie wi�c, �e jestem k�amc� i oszustem?
Wszyscy trzej zmieszali si�. Zacz�� Unuk:
- No nie, nie jeste�, ale ta rozmowa z doktorem...
- A numer jaki wyci�li�cie elfom?
Mia� ich. Mortigerm wys�a� Unuka, najm�odszego, po platyn�. Po kilkunastu minutach krasnal wr�ci� z pi�cioma
sztabkami.
- Mam nadziej�, �e to nie z naszych �adowni? - zaasekurowa� si� Stan.
W milczeniu Unuk pokaza� mu wybite na ka�dej sztabce kowad�o. To wystarczy�o. Takiego znaku nie by�o na sztabach
z �adowni Vegi. Klamka zapad�a. Stan zgodzi� si� by� po�rednikiem w konflikcie elfio-krasnoludzkim.
* * *
Nast�pne trzy dni zaj�a mu szko�a. Krasnoludki postanowi�y mu przekaza� ca�� swoj� wiedz� dotycz�c� elf�w. By�o
to ca�kiem ciekawe. Dowiedzia� si�, �e na dziesi�ciu elfich m�czyzn rodzi si� jedna kobieta i to spowodowa�o
niezwyk�� w�adz� kobiet w tym plemieniu. �e nadmiern� liczb� m�czyzn koryguj� cz�ste pojedynki na �mier� i �ycie.
�e efektem ubocznym dysproporcji p�ci by�y cz�ste romanse elf�w z ludzkimi kobietami. Romanse, nigdy ma��e�stwa.
Dla elfa ludzka kobieta by�a zawsze namiastk�. Dowiedzia� si� r�wnie�, �e elfi m�czyzna od urodzenia �yje w swoim
miejscu w hierarchii, a jedyny spos�b na przej�cie wy�ej, to zabicie prze�o�onego. W przeciwie�stwie do tego, kiedy
rodzi si� dziewczynka, przydziela si� jej od urodzenia domen�, w kt�rej b�dzie rz�dzi�.
Ta cz�� nauk by�a w porz�dku. Niestety krasnoludki nie ogranicza�y si� do powy�szego. M�wi�y mu wszystko: jak ma
je��, co m�wi�, czego nie m�wi�, komu i jak przedstawia� si� i tak dalej. Na jego pr�by protestu odpowiada�y zwi�le,
�e elfy nie znosz� cham�w. Nie to by�o jednak najgorsze. Najgorsze by�o to, �e by� traktowany jak ma�polud.
Krasnoludki najwyra�niej ukszta�towa�y swoje pogl�dy na temat ludzi w �redniowieczu i loty kosmiczne nie wp�yn�y
znacznie na ich opini�. Co chwil� by� pouczany, �e ma nie smarka� w r�kaw i nie sika� na �ciany. �a�owa�, �e ubikacja
jest w korytarzu, bo by� mo�e zosta�o by mu to oszcz�dzone. Cho� z drugiej strony... Prysznic mia�, a i tak
przypominali mu ci�gle o myciu. Wytrzyma� bardzo d�ugo. A� do momentu, w kt�rym Terey zacz�� si� rumieni�.
- Wiesz Stan, jest taka sprawa - �rodkowy krasnoludek by� wyra�nie zak�opotany.
Mina Tereya i jego rumieniec, kojarzy�y si� Stanowi z momentem, w kt�rym jego ojciec postanowi� mu wyt�umaczy�
co to seks.
- Chodzi o seks - wyduka� krasnoludek.
No jasne.
- Wy ludzie macie straszne potrzeby w tym wzgl�dzie...
Hm.
- A elfy robi� to raczej rzadko.
Dobra.
- Poza tym u nich kobiety wybieraj� m�czyzn, nie na odwr�t.
Zgadza�o si� to do�� dobrze z reszt� informacji. Stan zauwa�y� jednak, �e krasnoludkowi ka�de u�ycie s�owa "seks"
sprawia wyra�ne problemy. Postanowi� to wykorzysta�:
- A wy jak uprawiacie seks? - strzeli�.
Poprzedni rumieniec na twarzy Tereya by� blado�ci� w por�wnaniu z obecnym.
- To nie ma nic do rzeczy - krasnoludek mrucza� sobie w brod�.
"W zmienianiu temat�w to on dobry nie jest" - zauwa�y� Stan. Postanowi� zapami�ta� sobie wra�liwo�� Tereya na
punkcie seksu. B�dzie mia� go jak dr�czy�.
- Bo widzisz, elfie kobiety s�, wed�ug waszych standard�w, bardzo pi�kne - ci�gn�� krasnoludek.
- Masz na my�li, �e s� bardzo sexy? - Stan postanowi� te� mie� troch� zabawy.
Nagrod� by� pi�kny rumieniec, si�gaj�cy a� do szyi krasnoludka.
- No, tak. Chodzi o to, �eby� im si� nie naprzykrza�. No wiesz, nie pr�bowa� ci�ga� ich w ciemne k�ty, nie obmacywa�,
nie sk�ada� pewnych propozycji, rozumiesz o co mi chodzi. �apy przy sobie, jak to si� m�wi.
Stana lekko zatka�o. Krasnoludek najwyra�niej uwa�a�, �e ludzie rzucaj� si� na ka�d� napotkan� kobiet�. Wprawdzie
p�niej przyzna� mu racj�, ale teraz by� w�ciek�y. By� te� jednak Obro�c�. Jego zaw�d wymaga� spokoju i opanowania.
Z trudem zmusi� si� do u�ycia g�osu o sile poni�ej stu decybeli. Powoli i wyra�nie spyta�:
- Uwa�asz Terey, �e pierwszej spotkanej elfce b�d� �ciska� r�k� przez p�torej godziny, ko�cz�c na biu�cie?
Krasnoludek empati� wyra�nie nie dysponowa�, bo brn�� dalej:
- No widzisz, poj��e�!
Nie do wiary. Krasnal wyra�nie si� ucieszy�. Stan mia� dwa wyj�cia: albo wyrywa� mu brod� w�os po w�osie, czytaj�c
przy tym jaki� podr�cznik ludzkiego dobrego wychowania, albo kompletnie to zignorowa�. Wybra� trzecie:
- Powiedz mi Tereyu - zacz�� �agodnie. Asertywno�� przede wszystkim. - Skarbie m�j jedyny, widzia�e� ty kiedy�
cz�owieka, poza mn�, oczywi�cie?
Krasnal zmarszczy� czo�o. Potem zaprzeczy�.
- Wnioskuj�, �e nie widzia�e� jak ludzie si� do siebie odnosz�?
Zaprzeczenie numer dwa.
- To ci teraz obja�ni�.
Obja�nianie trwa�o p� godziny.
Stan nie cytowa� jednak podr�cznik�w dobrego wychowania. Co wi�cej, jego post�powanie wyra�nie nie �wiadczy�o o
dobrym wychowaniu. T�umaczy� wprawdzie Tereyowi wszystkie b��dy, kt�re �w pope�ni�, ale co czas jaki� wtr�ca�
rytmiczne sploty wyzwisk. Z trudno�ci� powstrzymywa� si� od wybijania akcentu na g�owie krasnala. W zamian za to
wali� w st�. Terey pr�bowa� przerywa�, ale jego aparat g�osowy nie wytrzymywa� konkurencji z ludzkim. W g�osie
Stana brzmia� t�tent kopyt husarii spod Wiednia.
- Zapami�taj sobie, �e twoje pouczenia doprowadzaj� mnie do ob��du, �achmyto!
Wbrew twemu przekonaniu, kraczaty niedoro�cie, nie zszed�em dwa dni temu z drzewa! I nie b�d� tolerowa� �adnych
dalszych aluzji tego typu, marwa� twoja ku�tyk!
Stan jako dziecko zosta� oduczony u�ywania nieprzyzwoitych s��w. Strasznie to przeszkadza�o czasami. Zaczyna�y mu
si� ko�czy� pomys�y. Z braku odpowiednich wyzwisk postanowi� przerwa� litani�.
Krasnal, jeszcze troch� blady, pokiwa� g�ow�.
- Dobrze, ju� nie b�d� - g�os mu lekko dr�a�. Wgi�cia na stole przemawia�y wyra�nie do jego wyobra�ni.
Wszed� Unuk. Jak zwykle, nie wiadomo by�o kt�r�dy.
- Stan, m�wi�em ci ju�, �eby do sikania wychodzi� w jakie� ustronne miejsce?
Stan podda� si�. Nie mia� ju� wyzwisk w zapasie.
* * *
Pierwszy roz�adunek. Phobos-Deimos. Metale rzadkie i ci�kie. Reszt� pierwiastk�w kolonia Mars �ci�ga�a z pasa
asteroid. Nie by�o oczywi�cie mowy o podej�ciu Vegi do stacji. Wa�y�a zbyt wiele. Ca�y �adunek mia� zosta� odebrany
za pomoc� holownik�w. W podr�cznikach holownik podlatywa�, odbiera� metal i odlatywa�. Za�o�eniem by�o jednak
to, �e w luku jest ju� odpowiednia ilo�� towaru. A ten trzeba by�o do luku dostarczy�. I tu si� zaczyna� cyrk.
Samodzielne przetw�rnie metalu uk�adaj� go w doskona�ym porz�dku w �adowniach. �adownie, spos�b u�o�enia w
nich metalu i ca�a reszta by�y skomputeryzowane. Niby wszystko powinno si� da� policzy� i wyznaczy�. Podr�czniki
oczywi�cie pokazywa�y idealne roz�o�enie metalu w �adowniach. Teoretycznie przenoszenie �adunku do luk�w
towarowych powinno by� czynno�ci� �atw�.
Nic z tego. Decyzja, z kt�rej �adowni ile bra� nale�a�a do najci�szych w czasie rejsu i podejmowa� j� zawsze kapitan
do sp�ki z szefem �adowni. Musieli bowiem uwzgl�dni� wszystkie manewry, jakie mog� si� w czasie rejsu okaza�
niezb�dne. W �adowniach by�o od stu do dwustu tysi�cy ton metalu. Ka�de hamowanie i manewr nara�a�o przegrody
na zerwanie, pow�ok� na p�kni�cie, a statek na niekontrolowane skr�ty i wibracje. W�a�nie to by�a najcz�stsz�
przyczyn� zagini�� frachtowc�w dalekiego zasi�gu.
Kapitan i szef wy��czyli grawitacj� i wzi�li si� do roboty. Zagonili do niej r�wnie� ca�� reszt� za�ogi. Stan pocz�tkowo
chcia� skorzysta� ze zwolnienia, ale g�upio mu by�o. Poszed� do kapitana i poprosi� o przydzia�.
- Czujesz si� zdrowo? - jedyne pytanie. Po twierdz�cej odpowiedzi dosta� pchacz i przerzuca� bloki, blachy, g�ski,
szyny i inne �wi�stwo zgodnie z wytycznymi. Na jeden przedmiot niesiony do luku przypada�o dziesi�� roznoszonych
po �adowniach.
Nie wiadomo sk�d, w kabinie pojawi� si� Mortigerm. Cho� kabina by�a ma�a, nie zrobi�o si� wcale t�oczno.
Stary krasnolud siedzia� i patrzy� zafascynowany. Od czasu do czasu pomrukiwa� co� po cichu. Nagle przerwa�:
- Jak wy tak mo�ecie? Tyle skarb�w... Tak bez serca, oboj�tnie - u�ytkowo.
Ostatnie s�owa krasnoludek wypowiedzia� wr�cz z obrzydzeniem. Stan nie komentowa�. Milczenie mog�o mu teraz da�
wi�cej wiedzy na temat krasnoludk�w ni� kiedykolwiek. I rzeczywi�cie, krasnoludek odezwa� si� cicho:
- My nie jeste�my chciwi. To jest mi�o��, uzale�nienie, za�lepienie, zauroczenie, po��danie - wszystko to na raz.
Ty widzisz niekszta�tn� bry�� metalu - a mnie si� serce rwie �eby j� uformowa�. Nada� jej sens, cel. A kiedy j� stworz�
- to jest jak mi�o�� matki do dziecka. Rozsta� si� z tym, czego dotyka�y twe d�onie, zniszczy� to - to po prostu boli. To
jedyna okazja kiedy mo�esz ujrze� p�acz�cego krasnoludka A mo�e p�aka� za prostym m�otkiem, kt�ry kiedy� zrobi�.
Ot, kawa�ek drewna i �elaza. Dlatego musimy odej��. Nie mo�emy z wami wsp�y�. Nie poj�liby�cie tego.
Przerwa�.
- Nie m�wi� tego tak sobie. Tego nie rozumie nikt poza nami. To, �e naszym bogactwem nie potrafimy si� dzieli�, ba,
handlowa� - to nasze przekle�stwo, to sk��ci�o nas z tymi co mog� nam pom�c. Musimy im to wyt�umaczy�. Mo�e
zrozumiej� i nam wybacz�. Za��daj� i tak zap�aty, i my si� tym razem nie wycofamy, nie mo�emy. Ale musz�
zachowa� umiar. Bo jest granica, powy�ej kt�rej wolimy umrze�, ani�eli rozsta� si� z dzie�em naszych d�oni.
- Czemu m�wisz mi to teraz?
- Tamte dwa m�okosy nie znaj� ludzi, nie wpadnie im do g�owy, �eby to wyt�umaczy�. Sam widzia�e�.
Stan wspomnia� "lekcje".
- Czemu im nie przerwa�e�?
- Testowa�em ci�.
- I jak wypad�em?
- Nie�le. Ale mog�o by� lepiej. Wytrzymujesz do�� d�ugo i nawet w gniewie zachowujesz rozs�dek. To bardzo wa�ne.
- Dlaczego? - Stan by� autentycznie zafascynowany. To by�a pierwsza naprawd� istotna lekcja.
- My ci� od czasu do czasu wkurzamy, prawda? Elfy b�d� ci� doprowadza� do sza�u dwa razy skuteczniej - w oku
starego krasnoludka b�ysn�a z�o�liwa iskierka. - Twoje zadanie b�dzie g��wnie polega�o na zachowaniu spokoju.
- Dlaczego mam si� niby denerwowa�?
- Tego si� nie da opisa� - iskierka ros�a coraz bardziej. - Elfy nie wkurzaj� jedynie starych drzew. Nauczyli�my kiedy�
jednego mowy g�r i spowodowa� trz�sienie ziemi. Poza tym jest jeszcze jedna sprawa. Musisz ��da� widzenia z jedn� z
Pa�. Nie daj si� zby� rozmow� z jakimkolwiek Starszym.
Z tego co krasnoludki m�wi�y o hierarchii elf�w wynika�o, �e Panie wydawa�y polecenia, a Starsi je realizowali. Mieli
jednak w tym realizowaniu woln� r�k�.
- Dlaczego?
- Starsi s� troch� podobni do was. Bez problemu i zastanowienia odpowiedz�, �eby�my sobie sami radzili. Z Paniami
mo�na si� lepiej ugada�.
Krasnoludek zn�w przerwa� i zastanowi� si�. Najwyra�niej mia� do powiedzenia co� ci�kiego kalibru.
- Mo�esz spotka� si� z Pani� Tanihe, Kotarhe lub Inyhe. Je�eli jakim� cudem spotkasz si� z t� trzeci�, powo�aj si� na
mnie i popro� o spotkanie w imi� G�r.
- Co to znaczy?
- Nie mia�e� skr�ci� do �adowni cztery-szesna�cie-a?
- Mia�em, a bo co?
- W�a�nie j� min�li�my.
- Cholera!
- Pracuj, pracuj - po tym jak si� zwierzy�, staremu krasnoludkowi wyra�nie ul�y�o. - Nast�pny przystanek Ziemia. Tam
b�dzie dopiero ci�ko.
* * *
Stacja Phobos-Deimos, tworzy�y spojone grawitacj� niegdysiejsze ksi�yce Marsa, wiruj�c statecznie dooko�a
wsp�lnego �rodka ci�ko�ci. Obr�t by� najta�sz� metod� wytwarzania ci��enia i wszyscy korzystali z niego ile si� da�o.
Najwa�niejsze struktury rozmieszczone by�y w takiej odleg�o�ci od �rodka stacji, w kt�rej si�a od�rodkowa dawa�a
z�udzenie ziemskiej si�y ci�ko�ci. W tym pasie znajdowa�a si� r�wnie� Centrala Zdrowotna.
Oczywi�cie obsada by�a jednonarodowa - jak zwykle. Na szcz�cie byli to Niemcy, w�adaj�cy w miar� dobrze
angielskim. Przy takich Chi�czykach, cz�owiek nie wiedzia� czy chc� mu wyrwa� z�by, czy zrobi� tomografi�.
- Co jest? - szczekn�� doktor. By� wysokim, szczup�ym, niebieskookim blondynem. Czysty Aryjczyk. Fartuch mia� tak
bia�y, �e a� oczy bola�y. Kafelki, r�wnie� bia�e, wydawa�y si� przy nim przera�liwie niedomyte.
- Mia�em par� halucynacji. Szybko przesz�o.
- Stanowisko?
- Obro�ca.
Doktor popatrzy� z niedowierzaniem. Przejrza� jeszcze raz papiery od Podhorskiego. Popatrzy� na oba nazwiska.
- Miga�e� si� od roboty? - spyta� poprawnym polskim.
Stan zwalczy� zaskoczenie.
- A doktor sk�d zna polski?
- Trzy lata medycyny we Lwowie. Mo�na si� nauczy�.
- We Lwowie? - Stan spyta� mimowolnie.
Lekarz popatrzy� na niego przeci�gle i nieprzyjemnie.
- Odpowiada�em ju� dzisiaj cztery razy na to pytanie. Wystarczy. - Ch��d tej odpowiedzi zniech�ca� do dalszych
komentarzy.
Doktor okaza� si� by� profesjonalist�. Badania prowadzi� szybko, spokojnie, bez momentu zawahania. By� tak
wyra�nie zadowolony z siebie, �e Stan zacz�� si� zastanawia�, czy przypadkiem nie jest naprawd� powa�nie chory.
Przyczyna by�a inna.
- A jednak si� miga�e� - chluba nordyckiej rasy b�ysn�a z�bami. - To b�dzie karny raport. Udawanie choroby w celu
zwolnienia si� z pracy. Po�l� to do kapitana.
Zbyt wiele to si� on w tym Lwowie nie nauczy�. Raport pos�any do siedziby Sp�ki - to jest gro�ba. Kapitan za taki
raport wyzwa�by tylko Stana do sp�ki z aryjskim doktorem od najgorszych i wszystko. Potem Stan poszed�by na
wacht�, a raport do kosza. Stan uspokoi� si�. Nagle us�ysza�:
- Oczywi�cie, to si� da za�atwi�.
Czego� si� jednak doktorek nauczy�. U�miech na twarzy lekarza zacz�� mu przypomina� u�miechy spotykane na co
dzie� na statku. Zareagowa� zgodnie z wzorcem:
- Jestem Stan. Mi�o z twojej strony. Jak m�g�bym ci si� odwdzi�czy�?
- Heinrich. Mnie te� mi�o. Mam jedn� spraw�. Wyczerpa�em miesi�czny limit przesy�ek na Ziemi�, a zostawi�em w
Warszawie narzeczon�. Przerzu� tylko list...
Sprawa by�a jasna.
- I �adnego raportu? - upewni� si� Stan.
- Co ty! - Heinrich (Stach w my�li m�wi� mu ju� Heniek) by� wr�cz oburzony. - Jak chcesz to ci jeszcze dam
zwolnienie na d�u�ej.
Perspektywa by�a kusz�ca. Stan szybko j� odrzuci�. D�ugie zwolnienie mog�oby �le si� odbi� na jego reputacji.
- Zr�b jedynie co� takiego, �eby nikt si� mnie wi�cej nie czepia� - poprosi�.
- Spoko - odpar� Heniek. - Wiesz, nie robi� normalnie takich rzeczy, ale jestem naprawd� w kropce.
To r�wnie� by�a cz�� rytua�u. Heniek wyra�nie nie�le wyszkoli� si� we Lwowie. Pewnie na egzaminach te� �ci�ga�.
- Umowa stoi!
* * *
Stan mia� ostatni� wacht� przed Ziemi�. Wszyscy m�wili "Ziemia", cho� na Ziemi nie dokowa� �aden statek. Na
innych planetach r�wnie�. Koszt wyrwania si� statku z grawitacji by� zbyt wysoki. Statki zostawia�y towary na stacjach
orbitalnych. G��wn� stacj� Ziemi by� stary, dobry Ksi�yc. Istnia�o par� mniejszych stacji w punktach Lagrange'a, ale
to Ksi�yc by� gwo�dziem programu. Vega mia�a cumowa� do Ksi�yca w doku umieszczonym na p�nocy Mare
Imbrium.
Osi� i podstaw� doku by�a stukilometrowa iglica transportowa. Na jej szczycie zamontowana by�a baza wst�pnej
selekcji. Metale potrzebne na Ksi�ycu posy�ane by�y w d� iglicy. Wszystkie inne by�y do niej cumowane
grawitacyjnie lub magnetycznie. W efekcie iglica przypomina�a grzyb otoczony przez muchy. Co chwil� zbli�a� si� do
iglicy holownik, odbiera� cz�� wyrzuconego przez Veg� �adunku i przenosi� j� na Ziemi�, albo Wenus, kt�ra nie
dorobi�a si� jeszcze w�asnej stacji orbitalnej zdolnej do roz�adunku frachtowc�w dalekiego zasi�gu. Du�o mniejszy
Merkury mia� swojego Kaduceusza - stacj�, kt�ra mog�a przyjmowa� statki kilka razy wi�ksze od Vegi.
Wenus by�a jednak koloni� rolnicz�, a jej produkty konsumowa�a prawie wy��cznie Ziemia. Ca�a dzia�alno�� ludzka na
Wenus ogranicza�a si� do kilkudziesi�ciu tysi�cy farm atmosferycznych. Farmy te by�y w istocie pot�nymi statkami
zdolnymi do niesko�czenie d�ugiego szybowania w g�stej atmosferze Wenus. Ich rola ogranicza�a si� do rozsiewania w
atmosferze zarodk�w mikroskopijnych alg i zbierania owoc�w ich pracy. Zmutowane w ziemskich laboratoriach,
odporne na wenusja�skie warunki, algi fotosyntetyzowa�y i rozmna�a�y si� w potwornym tempie.
Dzi�ki mniejszej grawitacji i wi�kszemu ci�nieniu atmosferycznemu, algi mog�y unosi� si� w atmosferze przez czas na
tyle d�ugi, �e farma zdolna by�a zebra� cz�� z nich, zapakowa� i wys�a� na orbit�. W ten spos�b dwutlenek w�gla z
atmosfery Wenus zamienia� si� w pasz� dla Ziemian. Ubocznym efektem ca�ego procesu by�o rosn�ce st�enie tlenu
Z tego powodu transport na Ziemi� m�g� odbywa� si� spokojnie za pomoc� lekkich holownik�w. A Wenus nie
potrzebowa�a tyle metali, �eby uzasadni� budow� drogiej stacji, zdolnej do przyjmowania statk�w dalekiego zasi�gu.
Wachta Obro�cy zawsze jest ci�ka. Nie ma innych. Obro�ca jest sprz�ony z ca�ym uk�adem obronnym statku. Ka�dy
uk�ad anihiluj�cy, ekran grawitacyjny, czy te� sie� magnetyczna sprz�one s� z nerwami jego d�oni i umys�u. To
w�a�nie konieczno�� chirurgicznego stworzenia po��cze� pomi�dzy uk�adem nerwowym Obro�cy a systemem
komputerowym statku eliminowa�a wi�kszo�� ch�tnych do tej pracy. Niestety, po��czenie takie pozwala�o na jedyne
dziesi�� lat pracy. Po tym okresie, niezale�nie od tego co by m�wi� i chcia�, ka�dy Obro�ca szed� na emerytur�. M�zg
po prostu nie wytrzymywa� d�u�ej. A czasem wytrzymywa� kr�cej. Cz�sto zamiast szcz�liwej emerytury, oczekiwa�
szpital psychiatryczny. Je�eli by�y Obro�ca sprowadza� si� do miasta, informowano o tym policj�. Co ciekawe, jedyne
co pomaga�o, to ma��e�stwo. �onaci Obro�cy nie wychodzili na ulice z odbezpieczonym pistoletem maszynowym.
Stan mia� za sob� cztery lata s�u�by i nie chcia� i�� na emerytur�. A cz�ste wypadki halucynacji powodowa�y
natychmiastowe przeniesienie w stan spoczynku. On ju� by� w po�owie swojej pierwszej halucynacji... Dw�ch
doktor�w uzna�o go za zdrowego (jeden przekupiony), a on sam wiedzia�, �e nie mia� �adnych halucynacji. Jednak,
pr�dzej czy p�niej, oba raporty musia�y dotrze� do Centrali. A to oznacza�o pierwsz� krech� w papierach. Jedyn�
pociech� by�o to, �e nie dotrze do nich raport Psychola.
Dzwonek oznaczaj�cy koniec wachty Stan powita� jak zbawienie. Za chwil� mia� si� tu pojawi� Adam, jeden z
pozosta�ych jedenastu Obro�c�w statku. Na statkach dalekiego zasi�gu zawsze by�o ich tylu, gdy� poza pasem asteroid
zdarza�y si� ataki.
Potwornie szybko mkn�ce obiekty niszcz�ce wszystko na swej drodze. Jedni m�wili: meteoryty pozauk�adowe, drudzy:
Obcy. Pr�bki nikt nie z�apa�. Faktem by�o jedynie to, �e Obro�cy mogli to zniszczy� uk�adem anihilacyjnym lub
odepchn�� tarcz� grawitacyjn� i g��wnie dlatego byli zatrudniani. Byli r�wnie� przydatni przy cumowaniach, gdzie za
pomoc� sieci elektromagnetycznej mogli odpycha� �mieci wszelkiego pochodzenia. Tym zajmowa� si� obecnie Stan.
Vega ko�czy�a sw�j rejs. Po zako�czeniu roz�adunku ca�a za�oga wsiada�a w promy pasa�erskie i sz�a na obowi�zkowy
pi�tnastodniowy urlop na Ziemi. Stan mia� cich� nadziej�, �e zako�czy si� r�wnie� jego wsp�lna podr� z krasnalami.
Niestety, nie zako�czy�a si�.
Par� minut po zako�czeniu roz�adunku wpad� wiecznie uszcz�liwiony Unuk:
- Mamy ju� prom! - wrzasn��.
Stan zacz�� si� intensywnie martwi�. To zdanie w ustach krasnala mog�o znaczy� zbyt wiele. Ma�a tr�jka mog�a prom
po prostu ukra��. Jest to wprawdzie teoretycznie niemo�liwe, ale...
Na szcz�cie Unuk rozwia� jego w�tpliwo�ci:
- Zdecydowali�my ju�, jakimi liniami polecimy! Spaceneighbor Company! Za czterna�cie godzin odchodzi ich prom do
Pruszkowa!
Z wszystkich firm obs�uguj�cych tras� Ziemia - Ksi�yc krasnale wybra�y najgorsz�. Stan spr�bowa� jeszcze walczy� z
niekorzystnym werdyktem:
- Dlaczego? Nie mo�na innej?
- Oj, ale ty nudny jeste�! - zniecierpliwi� si� Unuk. - To my specjalnie rezygnujemy z kilku innych firm, z
wygodniejszymi dla nas promami, �eby nie wydawa� twoich pieni�dzy, a ty jeszcze marudzisz.
Stan m�g� si� zgodzi� lub zosta� pod�ym niewdzi�cznikiem. Wybra� pierwsze. Klamka zapad�a.
* * *
Krasnoludki przelot mia�y odby� po�r�d walizek. Ich wyj�cie z portu na Ziemi mia�o by�, oczywi�cie, jedn� wielk�
improwizacj�. Stan sugerowa� pocz�tkowo, �eby krasnoludki udawa�y rze�by na p�k�. Terey zareagowa� na t� sugesti�
rumie�cem po��czonym z cz�stym mruganiem, tak �e propozycja upad�a.
Poza tym rzeczy przywo�one z Ksi�yca na Ziemi� by�y poddawane �cis�ej kontroli biologicznej, maj�cej zapobiec
transferowi mikroorganizm�w. Mo�na sobie jedynie wyobrazi� zdziwienie celnika odkrywaj�cego �yw� rze�b�.
K�opoty wywo�ane takim zjawiskiem mog�yby by� niebotyczne.
Zapad�a wi�c decyzja. Krasnoludki mia�y si� przekra�� do pomieszcze� baga�owych, co w prawie pozbawionej ludzi
Iglicy nie sprawia�o nadmiernych k�opot�w. A na Ziemi - si� zobaczy... Mieli wprawdzie kilka sposob�w, ale �aden nie
dawa� gwarancji sukcesu. Pewn� pociech� by� fakt, �e lecieli do Pruszkowa, portu towarowego, a nie do Warszawy,
kt�ra mia�a port pasa�erski. Mniejszy ruch pozwala� �ywi� nadziej�, �e operacja przej�cia krasnali b�dzie �atwiejsza.
Nagle Stan przypomnia� sobie, dlaczego wszystkie towarowe porty kosmiczne znajdowa�y si� w ma�ych miastach, tu�
obok wielkich metropolii. Po tym, jak port oddawano do u�ytku, miasto robi�o si� jeszcze mniejsze. Mieszkali w nim
tylko ci, co musieli, albo ci, kt�rzy bez problemu znosili przera�liw� kanonad�. By�a ona efektem ubocznym dzia�ania
pot�nych dzia� towarowych wynosz�cych �adunki na orbit�. Technologi� przysz�o�ci okaza�a si� by� bowiem ci�ka
artyleria. �adunki wyrzucano za pomoc� gigantycznych rur wy�adowanych dymk� - dalekim potomkiem prochu. Nikt
do dzi� nie wiedzia� sk�d wzi�a si� nazwa dymka. Idiotyzm tej nazwy polega� na tym, �e spalanie dymki odbywa�o si�
bezdymnie. Spala�a si� ona jedynie do gazu, nie daj�c popio�u. Po tym jak ci�nienie wytworzonych w komorze spalania
gaz�w osi�ga�o warto�� potrzebn� do odpalenia danego �adunku, usuwano pokryw� zamykaj�c� komor� i gazy z
wielk� si�� uderza�y w �adunek, wyrzucaj�c go na orbit�. W Polsce pad�o na Pruszk�w. Spaceneighbor Company, jako
firma oszcz�dna prowadzi�a komunikacj� za pomoc� port�w towarowych, bo tak by�o taniej. Szykowa�o si�
niezapomniane l�dowanie.
Z niejasnych przyczyn pasa�erskie promy kosmiczne firmy Spaceneighbor Company relacji Ksi�yc-Ziemia zmienia�y
si� po bardzo kr�tkim okresie w �mieciarki. Prawdopodobnie problem polega� na niemo�no�ci wyrzucania odpadk�w
za okno. Mo�liwe jednak, �e taki stan rzeczy wywo�any by� nisk� cen� przelotu oferowan� przez gigantyczn�
kompani�. Na czym� musieli oszcz�dza�. Co by to nie by�o, po wej�ciu na pok�ad promu uderza� w nozdrza
nieprzyjemny zapach �rodk�w dezynfekuj�cych. Dywany upstrzone by�y �ladami po petach i przyklejonymi gumami
do �ucia.
Po kr�tkim czasie zapach �rodk�w dezynfekcyjnych zostawa� jednak zag�uszony przez wo� niedomytych cia�. Woda
poza Ziemi� by�a droga, a promami Spaceneighbor Company latali ci, kt�rych nie by�o na ni� sta�. Podr� zapowiada�a
si� wspaniale. Prom szybko odcumowa� od wie�y. Zacz�� si� etap "na wytrzyma�o�� �o��dka". Prom musia� ustawi� si�
w pozycji umo�liwiaj�cej w��czenie silnik�w pozaodrzutowych pozwalaj�cych, dzi�ki u�yciu pola grawitacyjnego, na
prawi� stuprocentow� zamian� energii chemicznej w kinetyczn�. Dzi�ki temu mo�na by�o pokona� mu ca�y dystans w
dwie godziny. Ze wzgl�du na t�ok przy iglicy, ustawianie musia�o trwa� kr�tko. A by� to manewr skomplikowany, z
du�� ilo�ci� zawrotnych ewolucji. Po kilku minutach dziewi��dziesi�t procent pasa�er�w wywraca�o si� na lew�
stron�. Stan z pewn� m�ciwo�ci� pomy�la� o krasnalach.
Potem by�o przyspieszenie. Generatory grawitacji �agodzi�y je do poziomu jednego g.
Prom drgn�� kilka razy nieznacznie. "Korekcja toru" - pomy�la� Stan. Nagle prom wyr�wna�. Osi�gn�li pr�dko��
podr�n�. Do momentu wej�cia w ziemsk� atmosfer� mia�o by� spokojnie.
- Uaaaaaaaa! - cisz� rozdar�y zdrowe p�uca m�odego pokolenia.
Niestety, odkrycia w teorii p�l grawitacyjnych pozwala�y lata� w Kosmos dos�ownie ka�demu. Na szcz�cie pociecha
wraz z rodzicami siedzia�a kilkana�cie rz�d�w dalej.
- Widzia�em krasnoludkaaaaaaaaa! O tam uciek�!
Ten okrzyk by� ju� nieco niepokoj�cy. W przeciwie�stwie do rodzic�w dzieciaka, wybijaj�cych mu w�a�nie z g�owy
g�upie pomys�y, Stan wierzy� w krasnoludki. Co gorsza, trzy z nich by�y na pok�adzie.
Z do�u doszed� go cichy i niezrozumia�y szept. Pod siedzeniem siedzia� Terey i bulgota� co� po swojemu. Stan przyjrza�
mu si� uwa�nie. Terey nie siedzia�. Z pod�ogi wystawa� jedynie jego tors. Co robi� z nogami - o tym Stan nie mia�
poj�cia.
- Pom� mi! - warkn�� krasnoludek.
- Wygl�dasz jakby ci nie�le sz�o - Stan nie przejmowa� si� z�� sytuacj�.
- Nie mog� tak siedzie� wiecznie! - g�os Tereya pozostawa� nadal zduszony. - Za par� minut p�kn� ja albo pod�oga.
Musz� szybko wyj�� i zostawi� sobie jeszcze zapas na niewidzialno��. Przestraszy� mnie, cholerny bachor - doda�
wyja�niaj�cym tonem.
Oczywi�cie, pomimo wyja�nienia Stan nadal nic nie rozumia�. Najwyra�niej odbija�o si� to na jego twarzy.
- Wasze dzieci neutralizuj� nasz� magi�. Przenikaj� nasze iluzje, zamra�aj� nasze dodatkowe zmys�y i tak dalej. A
najlepiej to dzia�a kiedy krzycz�. Kiedy ten smarkacz wrzasn��, by�em przez moment widzialny dla wszystkich. Teraz
dzieciak mnie nie widzi i mog� tak siedzie�, ale straci�em du�o si�. Musz� wyj�� z tej pod�ogi.
Stan szybko zawo�a� stewardess�.
- Co robisz idioto! - Terey wyra�nie nie pojmowa� istoty planu. Stan postanowi� wielkodusznie nie us�ysze� "idioty".
- Droga pani - Stan wyszczerzy� si�. Mia� nadziej�, �e wyszed� mu u�miech. - Czy mog�aby mi pani przynie�� jakie�
okrycie i poduszk�? Ch�tnie bym si� przespa�.
Stewardessa unios�a lekko brwi. W kabinie by�o oko�o dwadzie�cia osiem - trzydzie�ci stopni Celsjusza. Okrycie
wydawa�o si� do�� dziwnym pomys�em. S