5435

Szczegóły
Tytuł 5435
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5435 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5435 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5435 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Eryk Remiezowicz Trzy ma�e problemy Po zej�ciu z wachty �wiat zawsze jest szary. Cztery godziny wpatrywania si� w pstrokate ekrany czujnik�w pora�a wzrok. Przed oczyma migaj� jeszcze d�ugo pastelowe plamki. Rozmieszczone rzadko �wiat�a bynajmniej nie pomagaj�. Sama szaro�� by�aby wystarczaj�cym powodem do mo�liwie szybkiego udania si� na spoczynek. Do tego dochodzi jeszcze dr�enie r�k. Teraz dopiero mo�na sobie na to pozwoli�. Przez ca�y czas d�onie trzeba by�o utrzymywa� w delikatnie wywa�onym po�o�eniu pozwalaj�cym na uruchomienie wszystkich uk�ad�w obronnych statku za pomoc� jednego drgni�cia. Stan nie by� wyj�tkiem. By� obro�c� na frachtowcu dalekiego zasi�gu Vega i teraz chcia� jedynie spa�. Zmusza� ca�e cia�o do ostatniego wysi�ku, dzi�kowa� w duchu bezimiennemu wynalazcy windy i przeklina� brak ruchomych chodnik�w. W ko�cu wbi� kod wej�cia do swojej kajuty, rozebra� si� i po�o�y� na koi. Nie mia� si�y na mycie, jedzenie i inne formalno�ci. Co� nie pasowa�o. Jaki� element nie pasowa� do standardowego, bezosobowego wn�trza. Obr�ci� si� na ��ku, �eby to sprawdzi�. �ciany nadal szare, w porz�dku. Zlew jest, OK. Obie p�ki jeszcze wisz�, szafka nadal stoi. Prysznic za firank� tak samo odrapany jak wczoraj. Wr�ci� wzrokiem do zlewu. Pod zlewem siedzia� kurdupel w czerwonym kaftaniku i spiczastej czapeczce, z brod� zaplecion� w warkocz. - Halucynacja - powiedzia� Stan na g�os. Obr�ci� si� na drugi bok i zasn��. * * * Obudzi� si� po o�miu godzinach. Tyle mia�o wystarczy�. Kurdupel by� nadal pod zlewem. Co wi�cej, na szafce siedzia� ju� drugi. Broda w warkocz, czapeczka, podobne rozmiary. Nieco inna by�a jedynie kolorystyka. Stan skoncentrowa� si� na obu maluchach. Okaza�o si�, �e w�osy r�wnie� mieli zaplecione w warkocze. Jeden w dwa, drugi w trzy. Ich widok budzi� w nim jakie� niejasne skojarzenia, wspomnienia, odczucia. KRASNOLUDKI!!!!. To by�o to! Przypomnia� sobie dzieci�stwo i bajki Konopnickiej. Rozebra� si� i wszed� pod prysznic. Oba krasnale patrzy�y na niego zdziwione. Trzy Warkocze mia� dodatkowo w oczach co� w rodzaju rozpaczy. Chrz�ka�, wierci� si�, stuka� palcami. Kr�tko m�wi�c stara� si� na siebie zwr�ci� uwag�. Stoicyzm z jakim Stan pomija� jego zaczepki wyra�nie go m�czy�. Po porannej toalecie Stan post�pi� jak ka�dy wykwalifikowany pracownik S�u�by Kosmicznej. Otworzy� drzwi i poszed� do lekarza. Nie zaszczyci� krasnali ani jednym spojrzeniem. Skrzaty zd�bia�y. K�tem oka Stan zauwa�y�, �e Dwa Warkocze zaczerwieni� si� (w�ciek�o��?, zak�opotanie? - zastanawia� si� Stan po drodze do lekarza). * * * Doktor Podhorsky, pogodny, dobroduszny S�owak, by� ma�y, p�katy, brodaty i uwielbia� jaskrawe kolory. Na szcz�cie by� �ysy i nie nosi� spiczastej czapeczki. Gdyby nie to, mia�by pe�ne prawo potraktowa� opowie�� Stana o krasnoludkach jako wyj�tkowo g�upi dowcip. A tak z pe�nym profesjonalizmem zabra� si� do pracy. Pobra� kilkana�cie r�nych pr�bek i wrzuci� je do pok�adowego analizatora. Popatrzy� na wyniki i zmarszczy� czo�o (�ysin�, co ciekawe, r�wnie� lekko marszczy� i to a� po potylic�). Stan zosta� nast�pnie poproszony o po�o�enie si� na zimnym blaszanym blacie, po czym zosta� sk�pany w najr�niejszych rodzajach promieniowania. Po ka�dym na�wietleniu komputer wypluwa� kilka stron wynik�w. Jednocze�nie aparat warcza� przera�liwie. Stan pr�bowa� przyporz�dkowywa� warczenie typowi promieniowania, ale jego wiedza o urz�dzeniach medycznych ko�czy�a si� na rentgenie. Nagle aparat przesta� warcze�. Podhorsky zagrzeba� si� w papierach i zacz�� mrucze�. Stan le�a� kilka minut spokojnie. Robi�o mu si� jednak zimno. Przerwa� delikatnie: - Mog� zej�� ze sto�u? - spyta�. - Tak, oczywi�cie, przepraszam, zapomnia�em - wymamrota� Podhorsky. Nast�pny etap kojarzy� si� Stanowi ze �redniowiecznymi torturami. Podhorsky wyj�� m�otek i igie�k�. Nast�pnie zacz�� puka� i k�u� Stana w r�ne cz�ci cia�a i pyta� o to, co te� on odczuwa. Po kilkunastu minutach na twarzy doktora pojawi�o si� zdeterminowanie. Wyj�� zapalniczk� i zacz�� si� przymierza� do zbadania reakcji swego pacjenta na przypalanie. Stan nie wytrzyma� - Co pan odkry�, panie doktorze? - spyta�. - Nic - zabrzmia�a odpowied�. - Nale�a�o tego oczekiwa�. Do s�u�by rekrutujemy jedynie najzdrowszych, najlepszych i tak dalej. Ale stara�em si� ci oszcz�dzi� wizyty u psychologa. Wybacz nadgorliwo��. Stan wybaczy�. Wybaczy� r�wnie� doktorowi m�wienie mu per ty. Doktor by� potwornie roztargniony i rozmawia� w ten spos�b z ka�dym, ��cznie z kapitanem. Czasami m�wi� nawet dziecko, kiciu lub co� w tym stylu. Doprowadza� tym kapitana do sza�u. Niestety Stana czeka�a teraz wizyta u psychologa. * * * Sp�ka Przetw�rstwa Rud, pracodawca Stana, oszcz�dza�a. Robili to inteligentnie i z wyczuciem. Nale�a�o im odda�, �e na rzeczach istotnych (pensjach zw�aszcza) nie oszcz�dzali. Czasem zdarza�y si� jednak wpadki. Jedn� z nich by� komputerowy psycholog. Nikt nie wiedzia� sk�d si� wzi�� ten idiota. Prawdopodobnie kilku jajog�owych z Anglii uzna�o, �e to dobry pomys�. Na szcz�cie za�ogi nie poddano badaniom przed startem. Kiedy za� zacz�li si� bada� po starcie, tkni�ty przeczuciem kapitan, do sp�ki z D�ugim, mechanikiem od wszystkiego, od��czy� modu� wysy�aj�cy diagnozy psychologiczne do siedziby Sp�ki. Te badania to by� istny horror. Psycholog stawia� diagnozy zupe�nie rozbie�ne z rzeczywisto�ci�. Wo�odia z maszynowni, mistrz wojew�dztwa w skokach bungee us�ysza�, �e ma l�k wysoko�ci. Kiedy komputerowy m�drzec oznajmi� kapitanowi, �e ma kompleks Edypa, bo zosta� zbyt wcze�nie odstawiony od piersi, a Podhorskiemu, �e ma problemy z �on�, bo tak naprawd� to on woli m�odych ch�opc�w (w rzeczywisto�ci m�odych ch�opc�w wola�a �ona Podhorskiego), zapad�a zgodna decyzja o bojkocie komputera. G��wny informatyk skasowa� mu ca�� pami��, tak �e dotychczasowe rewelacje znik�y, D�ugi namiesza� w transmisjach, tak �e komputer wysy�a� to, co mu za�oga podyktowa�a, Podhorsky za� ofiarnie fa�szowa� analizy psychiki ca�ej za�ogi. Komputer zyska� za� nazw� Psychol. Stan niestety i�� tam musia�. Podhorsky nie m�g� mu pom�c. Najpierw jednak postanowi� si� upewni�, �e �adne komentarze dotycz�ce jego problem�w nie dotr� do siedziby Sp�ki. Chcia� jeszcze troch� popracowa� na swoim stanowisku. * * * - D�ugi, daj� dwie flaszki za przerwanie kontaktu Psychola z Central� - D�ugi, weteran ma�opolskich knajp by� got�w za alkohol zrobi� wszystko, ��cznie z wystawieniem r�ki w pr�ni�. Na szcz�cie konstrukcja �luzy nie dopuszcza�a do tego. - Trzy, Stan - D�ugi wyszczerzy� niekompletne uz�bienie - Za ten numer mog� mnie wsadzi�. I to naszej, Luksus albo Wyborowa. Pi��dziesi�t wolt, ma si� rozumie�. - Dobra, niech b�dzie - trzy flaszki to nie by�o du�o, zw�aszcza, kiedy stanowi�y one przepustk� do dalszej pracy. - Ty, a w�a�ciwie po co tam idziesz? - zainteresowa� si� D�ugi. - Podhorsky mi kaza�. - Nie bujaj. Podhorsky nienawidzi Psychola. Stan westchn��. D�ugi by� fajnym kumplem, i nie chcia� go ok�amywa�. Ale opowiada� o krasnoludkach? Nie chcia� mie� ksywy Psychol dwa. C�, �ycie jest ci�kie. - Podhorskiemu sko�czy�y si� pomys�y na analizy. Potrzebuje czego� �wie�ego - zmy�li� natychmiast. - To czemu ty stawiasz mi w�dk�? - D�ugi najwyra�niej si� nudzi�. Dawno nic si� nie dzia�o i szuka� materia�u na plotki. - A niby czemu zgodzi�em si� tak szybko bez targowania? Podhorsky stawia. Chcesz cztery? - Stan zdecydowa� si� na szybki blef. - Jasne! - D�ugi zdo�a� w u�miechu pokaza� szczerby po sz�stkach. - To�my si� dogadali. - Masz tu pomocnika - D�ugi poda� mu co� w rodzaju pilota z jednym przyciskiem. - Jak zaczniecie gada� wciskasz przycisk, a ja przejmuj� transmisj�. - D�ugi - zastrzeg� Stan - �adnego pods�uchiwania. - Co ty, stary, krajanowi bym tego nie zrobi�! - D�ugi zamacha� chudymi ramionami. Jego za lu�na r�kawy omiot�y twarz Stana. Stan wiedzia�, kto pu�ci� plotki o Podhorskim i kapitanie. A ca�a za�oga to byli krajanie. Z ci�kim sercem wytoczy� r�wnie ci�k� artyleri�. - Jak us�ysz� co� podejrzanego to powiem, �e jeste� synem so�tysa z W�chocka. I dorzuc� par� dowcip�w na dodatek - Stan u�miechn�� si� z�owieszczo. D�ugi wyra�nie zblad�. - Na razie D�ugi. I pami�taj, cisza w eterze albo W�chock na pok�adzie. * * * Najbardziej denerwuj�cy w Psycholu by� jego g�os. Ciep�y, seksowny, kobiecy. G�os, o kt�rym si� �ni�o. W�a�cicielce takiego g�osu m�czyzna o�wiadcza� si� na kolanach po dziesi�ciu minutach. A na statku nie by�o ani jednej kobiety. - A wi�c, Stan widzie� skra.., sker..., krasnoludki? Psychol powsta� w Anglii. I to by�o wida�. Najnowocze�niejsza sie� neuronowa, zdolna do rzeczy, kt�rych cz�owiek nigdy nie wykona w�asnor�cznie (jak g�osi�a reklama), nie by�a w stanie wym�wi� s�owa skrzat. W tym momencie wi�kszo�� za�ogi za�amywa�a si� i proponowa�a przej�cie na angielski. Stan postanowi� utrudni� genialnemu idiocie zadanie. - M�wi� te� czasem krasnoludy. Ale w zasadzie to m�wi� skrzaty. - Stan, mo�e ty czasem czujesz potrzeba odej�cia z tego �wiata? To, �e Psychol m�wi� o potrzebach wynika�o z kontekstu zdania. I tylko dlatego Stan domy�li� si�, �e o to chodzi�o. U�yte przez Psychola s�owo kojarzy�o mu si� jedynie ze zgrzytem �o�yska bez smaru. - Nie, mnie tu jest dobrze. Dobra praca, dobra p�aca, czas dla siebie mam. - Ale twoja praca trudna, czy nie? Psychol wycwani� si� ostatnimi czasy. Unika� u�ywania czasownik�w, bo polskiej odmiany za choler� nie pojmowa�. Niestety nadal wrzuca� od czasu do czasu konstrukcje rodem z angielskiego. Dla jasno�ci za�oga by�a w ca�o�ci polska lub o polskim pochodzeniu. Okaza�o si�, �e za�ogi frachtowc�w i innych statk�w dalekiego zasi�gu mog� by� z�o�one jedynie z ludzi o podobnym sposobie my�lenia. Jedynym sposobem zapewnienia tej zgodno�ci by�o skompletowanie za�ogi tej samej narodowo�ci. Czysto angielski Psychol mia� problemy z Polakami. Stan zdecydowa� si� co� w ko�cu powiedzie�. - No tak, trudna. - I ty czasami chcie� wr�ci� w szcz�liwe dzieci�stwo? Od momentu, w kt�rym Psychol powiedzia� 'czasami' reszta by�a zgadywank�. Psychol m�g� powiedzie� cokolwiek. Z g�o�nika wydobywa�o si� jedynie rz�enie dobijanego s�onia. Stan wybra� optymaln� opcj� i odpowiedzia�: - Nie. Dziecko jest szcz�liwe, bo jest g�upie. Jestem doros�y i cierpi� bardziej. Ale rozumiem wi�cej, i to jest uczciwa zamiana. Nie chc� by� znowu dzieckiem, i nie t�skni� za swoj� m�odo�ci�. - Ty mie� nieszcz�liwe dzieci�stwo? Rodzice ciebie bi�, wykorzystywa�? Ty musie� chodzi� do ko�cio�a? Stan m�g�by przysi�c, �e Psychol przy ostatnich s�owach podnieci� si�. Gdyby mia� lampki, to pewnie by za�wieci�. Uporczywe trzymanie si� przez Polak�w katolicyzmu, wywo�ane cz�ciowo tradycj�, a cz�ciowo przekor�, zdawa�o si� niekt�rym wybitnie przeszkadza�. - Rodzice bili mnie jak zas�u�y�em i mieli racj� - Stan przerwa�. Co ja tu robi�? - pomy�la�. Ten idiota nic nie pomo�e. Co najwy�ej mog� zacz�� jeszcze widzie� elfy. Mam cztery w�dki do zap�acenia i kompletnie nic z rozmowy. Czas wr�ci� do siebie i sprawdzi�, czy krasnale nie znikn�y. * * * Nie znikn�y. Co gorsza, by�y ju� trzy. Trzeci, te� w jaskrawych kubraczkach, mia� wplecione w brod� z�ote nitki. Siedzia� nieruchomo jak kura na jajach, i udawa�, �e Stan nie istnieje. Trzy Warkocze wy�amywa� sobie palce. Dwa Warkocze wygl�da� w zasadzie na niewzruszonego. Zdradza�y go jedynie zaczerwienione uszy i przekrzywiona czapka. Jasne by�o, �e na co� czekaj�. Stan zadzwoni� do Podhorskiego. - Nadal tu s�. Ju� trzy. - A Psychol? - To co zwykle. Do wyrzucenia. Podhorsky ucieszy� si�. Potem si� zmartwi�. - Co ja teraz poczn�? Stasiek, dobry z ciebie ch�opak, nie chc� nic na ciebie pisa�. - Doktorze, niech pan zaczeka. Wymy�li mi pan jak�� chorob� a� do Marsa. To ju� tylko trzy dni. Sam si� zamelduj� do tamtejszej Centrali Zdrowotnej- odpowiedzia� Stan. - I niech pan nie m�wi kapitanowi prawdy. - Bardzo dobry pomys� Stasiu, bardzo dobry. Umowa stoi - Podhorskiemu wyra�nie ul�y�o. - Masz L4 na trzy doby. Potem zg�aszasz si� do Centrali. Stan nie skomentowa�. Za trzy doby mieli by� na Marsie. Tam si� rozstrzygnie. * * * Stan pr�bowa� u�y� konwencjonalnych metod usuwania halucynacji. Nacisn�� ga�k� oczn� - �adnego efektu. Wzi�� zimny prysznic - to samo. Wyszed� i wszed� - trzej krasnale nie chcieli znikn��. Zosta� sam na sam ze swoim problemem. Musia� CO� zrobi�. Nie chcia� zadawa� pyta� typu: "Sk�d �e�cie si� wzi�li?", ani krzycze� "Krasnoludk�w nie ma!!". Musia� by� oryginalny (Psychol po u�yciu s�owa "oryginalny" pyta� o seks analny. Musia� mie� ciekawych programist�w). Spyta� wi�c: - Po co wam jaskrawe ubrania? Ca�a tr�jka wyra�nie odetchn�a. Trzy Warkocze popatrzy� pytaj�co na kumpli, po czym odpowiedzia�: - Na wypadek t�pni�cia. Je�eli, nie daj Bo�e, zasypie kogo� z naszych, to w �wietle od razu wida�, gdzie on jest. Odpowied� by�a zaskakuj�co logiczna. Nie zgadza�o si� jedynie "nie daj Bo�e". Stan postanowi� p�j�� tym tropem. - Wy wierzycie w Boga? - zapyta� zaskoczony. - A mo�na nie wierzy�? - spyta� krasnal, ze zdumieniem w g�osie Stan by� katolikiem. Pope�nia� siedem grzech�w g��wnych, �ama� dziesi�� przykaza� i by�o mu z tego powodu przykro, ale by� zbyt leniwy, �eby co� z tym zrobi�. �arliwo�� brzmi�ca w g�osie krasnala da�a mu jednak zna�, �e wiara ma�ego ludku by�a o poziom wy�ej. Nie bardzo wiedzia� co powiedzie�. Zapad�a cisza. Trzy krasnoludki wyra�nie o czym� intensywnie my�la�y. A Stana kusi�o, �eby im wykaza�, �e krasnoludki nie istniej�, on jest zdrowy, a to tylko chwilowa halucynacja. Kr�tko m�wi�c, chcia� je zmusi� do znikni�cia. Niestety jedyny argument, jaki mu przychodzi� do g�owy brzmia�: - Ale was nie ma. Nikt was nigdy nie widzia�. Ca�a tr�jka popatrzy�a na siebie. G�os zabra� Z�otobrody: - Wyemigrowali�my w dziesi�tym wieku po Chrystusie. Zacz�li�cie kopa� zbyt g��boko i zbyt dok�adnie jak na nasz gust. Elfy wywioz�y nas na inne planety. Stan postanowi� brn�� dalej: - Elfy? - Zna�y najlepiej magi�, skubane - odpowiedzia� Dwa Warkocze. - Mia�y tyle czasu. To przez t� d�ugowieczno��. - I brak zaj�cia - doda� Trzy Warkocze. - Tylko szlaja�y si� po lasach i nic nie robi�y. �aden krasnoludek nie wytrzyma�by takiego trybu �ycia. Wypowied� ta zosta�a nagrodzona przychylnymi spojrzeniami reszty krasnali. Taki spos�b patrzenia na spraw� wyra�nie im odpowiada�. Stan spr�bowa� za�y� krasnoludki. - A elfy te� wyemigrowa�y? Razem z wami? Na skutek niszczenia las�w? - Nie - odpowiedzia� z niezm�conym spokojem Z�otobrody. - Zosta�y i w chwili obecnej cz�� pracuje w Greenpeace. Swoj� drog�, nas te� straszyli efektem cieplarnianym. Ale�my ich wy�miali. - Z tego co wiem niekt�rzy s� te� w ruchach feministycznych - doda� Trzy Warkocze. - Wiesz Stan, oni maj� matriarchat. Stan zaczyna� mie� dosy�. Zarzucany by� strumieniem sp�jnych, logicznych danych. Tyle tylko, �e dane te wiod�y prost� �cie�k� do ob��du. Zrozpaczony, postanowi� przenie�� rozmow� na tematy towarzyskie: - Wiecie, �e mam na imi� Stan. A jak wy si� nazywacie? Krasnale wymieni�y spojrzenia. Po chwili wahania przedstawi�y si�. Okaza�o si�, �e trzy Warkocze ma na imi� Unuk, Z�otobrody - Mortigerm, a Dwa Warkocze - Terey. "To przez matk�", doda� wyra�nie rozgoryczony. Tego ju� by�o Stanowi za wiele. Halucynacje, krasnoludki - za co? Postanowi� rozwi�za� problem raz na zawsze: - Dobra panowie. Pogadali�my sobie, a teraz do konkret�w. Nie przyszli�cie tu z czystej sympatii i ch�ci pogaw�dki. Czego wy ode mnie chcecie? Pocz�tkowo Stan mia� do siebie wyrzuty. Po pierwsze - potraktowa� halucynacj� powa�nie. Po drugie - je�eli to nie by�a halucynacja i by� zbyt ostry? Ku jego zaskoczeniu krasnale wcale si� nie obrazi�y, tylko zacz�y wykazywa� oznaki zak�opotania. Unuk wr�ci� znowu do wy�amywania palc�w, Terey zacz�� patrze� w sufit i gwizda�. Jedynie Mortigerm stan�� na wysoko�ci zadania. Wprawdzie j�ka� si� i st�ka�, ale w ko�cu wydusi� z siebie: - Musimy si� dogada� z elfami. Wy, ludzie, jeste�cie stanowczo zbyt ekspansywni. Musimy wyemigrowa� gdzie� indziej, najlepiej poza Uk�ad S�oneczny. * * * Stan wr�ci� do punktu wyj�cia. Wci�� nie dowi�d�, �e ma�a tr�jka jest halucynacj�. Co gorsza z�apa� si� na tym, �e powoli zaczyna w nich wierzy�. Podj�� jeszcze raz kuracj� antyhalucynacyjn�. Tym razem opr�cz prysznica, naciskania oczu i wej�cia z wyj�ciem, poprosi� jeszcze Mortigerma, �eby go uszczypn��. Ze�ar� r�wnie� kilka ziarenek pieprzu, wla� troch� wody z myd�em do oka i poklepa� si� siarczy�cie po policzkach. Krasnale patrzy�y na ca�� t� kuracj� z zainteresowaniem. W ko�cu Unuk o�mieli� si� spyta�: - Co ty robisz? Je�li to jaki� rytua� oczyszczenia, to my jeste�my niegro�ni. Te wszystkie bajki o z�ych duszkach w kopalniach to wymys�y. Czasem si� paru m�odzik�w upi�o i poszala�o, ale to by�y �arty. Stanowi przypomnia�y si� nagle wszystkie legendy o Skarbku, Liczyrzepie i innych koboldach. - To wy? - wykrztusi�. - Wiesz, zdarzaj� si� czarne owce - odpowiedzia� zawstydzony Unuk. - Nie wszyscy odlecieli z nami. Przyszed� czas na podj�cie decyzji. Stan od dziecka s�ysza� o kopalnianych duszkach. Dziadek, stary g�rnik, kiedy tylko sobie popi�, opowiada� mu o pracy w kopalni i o Skarbku. TO ju� nie by�a halucynacja. Zaczyna� st�pa� po znanym, cho� niepewnym gruncie. - Czyli, ostrzegacie przed zawa�ami, pokazujecie rudy... - dalej nie doko�czy�. Najm�odszy z krasnali przerwa�: - Pewnie. My mamy taki zmys�, wiesz, co� w rodzaju w�chu, tylko do metali... - Dosy�! - stanowczo przerwa� Mortigerm. - Unuk, s� rzeczy, o kt�rych si� nie opowiada. - Ale... - Powiedzia�em. Przybyli�my tu, aby rozmawia� o interesach, i o nich b�dziemy rozmawia�. Nasze talenty nie maj� tu nic do rzeczy. Wyra�nie wida� by�o, kto jest szefem. Z�ota nitka w brodzie krasnoluda najwyra�niej nie by�a jedynie kosmetyk�. - Powiem jasno i kr�tko - Mortigerm zwr�ci� si� do Stana. - Potrzebujemy cz�owieka, kt�ry skontaktowa�by nas z elfami. Z ca�ej za�ogi wybrali�my ciebie. Zgadzasz si�? S�owo "potrzebujemy" zata�czy�o Stanowi przed oczami. Od razu przypomnia� sobie legendy o krasnoludzkich bogactwach. By� jednak na tyle inteligentny, �eby zada� wcze�niej kilka pyta�. Mog�o si� okaza�, �e drogi do elf�w pilnuje smok, lub inne paskudztwo, a Stan nie czu� si� rycerzem. Najbardziej oczywiste pytanie brzmia�o: - Dlaczego ja? A w�a�ciwie czemu ten statek? - Dlaczego ty? - odpowiada� tym razem Terey. - Nasz kr�l urodzi� si� tam gdzie ty, na �l�sku. Jak i wi�kszo�� starej kadry. Tam mieszkali�my przed wyjazdem. - A, to dlatego znacie polski - ucieszy� si� Stan. - Nie, to dlatego wy m�wicie po krasnoludzku - odpowiedzia� spokojnie Mortigerm. - Eeee, sk�d lecicie i dok�d chcecie wyemigrowa�? - spyta� Stan. Postanowi� zmieni� jak najszybciej temat. Mortigerm m�g�by zachcie� wyt�umaczy� mu to dok�adniej. - Sk�d lecimy - tego nie mo�emy ci powiedzie� - odpar� Terey. - Wzgl�dy bezpiecze�stwa, rozumiesz. Stan przerwa�: - Vega leci z Tytana. To znaczy, �e jeste�cie gdzie� na Tytanie. - Bystry jest, co? - Terey spyta� retorycznie pozosta�ych krasnali. - Powiedzmy, �e nie wszystkie ksi�yce Uk�adu S�onecznego nie s� zamieszka�e. I to wystarczy. - Jeszcze tylko jedno pytanie - Stan by� autentycznie ciekawy. - Jak wytrzymujecie w temperaturze zewn�trznej dziewi��dziesi�ciu kilku kelwin�w? I w atmosferze metanu? - Ciekawy jest r�wnie�, nie? - Terey robi� si� wyra�nie z�o�liwy. - A o magii nie s�ysza�e�? A tak w og�le, to s�ysza�e� o krasnoludkach �yj�cych na powierzchni? Dyskusja robi�a si� nieprzyjemna. Terey wyra�nie chcia� pogn�bi� Ziemianina. W Stanie obudzi�a si� bojowa natura jego stron. - M�g�by� grzeczniej odpowiada�, kurduplu - strzeli�. - W go�ciach jeste�. Stan zdumia� si�. Terey zblad�, wymamrota� przeprosiny i schowa� si� w k�cie. Pa�eczk� przej�� Mortigerm. - Panie Arciszewski - o�wiadczy�. - Nie chcemy pana urazi�. Ale s� pewne rzeczy, kt�rych nie mo�emy panu powiedzie�. Nale�y do nich miejsce naszego obecnego i przysz�ego zamieszkania i pewne z naszych umiej�tno�ci. Ca�� reszt� mo�emy panu przekaza�, ale to trwa�oby lata. Nie mamy tyle czasu. Um�wmy si�, �e ma pan p� godziny na decyzj� i w tym czasie mo�e pan pyta� o co chce. - Zgadzam si� - Stan nie zastanawia� si� d�ugo. Nie by�o tu mowy o halucynacji. Przecie� wtedy krasnoludki opowiedzia�yby mu wszystko. Oczywi�cie, o ile zna� si� na psychologii, a nie zna� si� wcale. Postanowi� jednak zaryzykowa�. Odwr�ci� si� do komunikatora pok�adowego i wcisn�� kod Podhorskiego. - Doktorze! - wrzasn�� Stan rado�nie. - Znikn�y! Wszystkie trzy! Wystarczy�o si� mocno uszczypn��! Dobroduszny Podhorski wymamrota� gratulacje, nie wdaj�c si� zupe�nie w sens takiego t�umaczenia. Nagle co� sobie przypomnia�: - Da�em ci zwolnienie na trzy doby. I co teraz? - Niech tak zostanie. Mo�e rzeczywi�cie potrzebuj� odpoczynku. - W porz�dku Stan. Jeszcze raz ci m�wi� - ciesz� si�. Stan odwr�ci� si�. Ma�a tr�jka patrzy�a na niego z podziwem. Mortigerm zwr�ci� si� mentorskim tonem do dw�ch m�odszych krasnali: - Tak to si� robi ch�opcy! Widzicie teraz? - Nast�pnie zwr�ci� si� do Stana. - Widzi pan, oni nigdy nie widzieli jeszcze, �eby kto� tak zr�cznie k�ama�. My jeste�my w tym s�abi. Stan nigdy nie nazwa�by swego wyt�umaczenia zr�cznym. Poza tym wnioski z tego co m�wi� Mortigerm nie by�y mi�e. Nale�a�o przej�� do rzeczy. - Wr��my do moich pyta�. Po pierwsze - czemu nie porozmawiacie sami z elfami, a potrzebujecie do tego mnie? Pytanie by�o bardzo celne. Ca�a tr�jka zn�w zacz�a si� denerwowa�. Podj�li sw�j zwyk�y rytua� - Unuk zacz�� wy�amywa� palce, Terey zacz�� gwizda�, a Mortigerm nie�wiadomie post�kiwa�. Co� ich tu bola�o i to bardzo. Stan zacz�� si� zastanawia�. Co te� takiego mog�y krasnale odwin��? Szybko przelecia� w my�lach swoj� wiedz� na temat ma�ego ludku i ich przywar. Byli uparci - to nie by�o wyja�nienie. K��tliwi - to ju� by�o co�. Pewnie wyzwali wodza (wodzow�?) elf�w od malowanego nieroba, albo krzykliwego paso�yta. Wygl�dali te� na takich, co nie stroni� od b�jek. Okaza�o si� jednak, �e przyczyna by�a inna. - By�y ma�e problemy dotycz�ce zap�aty - g�os Mortigerma by� cichy jak szemrz�cy strumyk. No tak, jasne. Zawsze by�o wiadomo, �e krasnoludki do hojnych nie nale��. - Okiwali�cie elfy? No to ja si� nie dziwi�, �e nie chc� z wami rozmawia�. Ci�gu dalszego nie zdo�a� wypowiedzie�. G�os Mortigerma nie przypomina� ju� strumyka, lecz w�ciek�ego �ubra. Pozosta�e dwa krasnoludki te� rycza�y. - To oni nas oszukali! - Nie pozwolili nam zabra� wszystkiego! - Warunki na statkach by�y pod�e! - G�odzili nas w czasie podr�y! Wszyscy trzej ryczeli jeden przez drugiego. Ich ryki sprowadza�y si� do jednego: elfom nie nale�a�o si� nawet to co dosta�y jako zaliczk�. Biedne, ubogie krasnoludki zosta�y podle oszukane. Z�e i brzydkie elfy wykorzysta�y ich wrodzon� dobroduszno��. Stan nie wierzy� ani jednemu s�owu. Zanotowa� sobie, �eby zap�aty za��da� z g�ry. Nadszed� jednak czas aby wydusi� z krasnoludk�w konkrety. - Ile im jeste�cie winni? - Oko�o pi�� tysi�cy sztuk z�otej i srebrnej bi�uterii - powiedzia� ponuro Mortigerm. - Nie�le. Ile wyniesie moja zap�ata za po�rednictwo? Krasnale zacz�y wi� si� jak piskorze. Ca�a tr�jka nagle zacz�a go przekonywa�, jak szlachetne z jego strony by�o zrzeczenie si� zap�aty. Wszyscy zgodnie twierdzili, �e odbije si� to wspaniale na stosunkach krasnoludzko- ludzkich (Stan przez delikatno�� nie przypomnia� krasnalom, �e takowe nie istnia�y). Usi�owa�y r�wnie� wm�wi� Stanowi, �e kto� tak wspania�omy�lny jak on zrobi to tylko dla ratowania krasnoludk�w. Odpowied� Stana by�a jednak kr�tka: - Ile? - A ile chcesz? Stan pomy�la� przez chwilk�. - Dwadzie�cia kilo platyny. Krasnoludki j�y wyrzeka�, �e Stan podle wykorzystuje ich z�e po�o�enie. Niemniej jednak zgodzi�y si� zastanawiaj�co szybko. Stan zacz�� �a�owa�, �e nie za��da� wi�cej. Postanowi� to sobie wynagrodzi�: - Platyn� dostarczycie mi teraz. Tym razem krasnale stwierdzi�y, �e p�acenie z g�ry cz�onkowi rasy, kt�ra tak wspaniale k�amie jest wr�cz niemoralne. Stan postanowi� uci�� temat: - Twierdzicie wi�c, �e jestem k�amc� i oszustem? Wszyscy trzej zmieszali si�. Zacz�� Unuk: - No nie, nie jeste�, ale ta rozmowa z doktorem... - A numer jaki wyci�li�cie elfom? Mia� ich. Mortigerm wys�a� Unuka, najm�odszego, po platyn�. Po kilkunastu minutach krasnal wr�ci� z pi�cioma sztabkami. - Mam nadziej�, �e to nie z naszych �adowni? - zaasekurowa� si� Stan. W milczeniu Unuk pokaza� mu wybite na ka�dej sztabce kowad�o. To wystarczy�o. Takiego znaku nie by�o na sztabach z �adowni Vegi. Klamka zapad�a. Stan zgodzi� si� by� po�rednikiem w konflikcie elfio-krasnoludzkim. * * * Nast�pne trzy dni zaj�a mu szko�a. Krasnoludki postanowi�y mu przekaza� ca�� swoj� wiedz� dotycz�c� elf�w. By�o to ca�kiem ciekawe. Dowiedzia� si�, �e na dziesi�ciu elfich m�czyzn rodzi si� jedna kobieta i to spowodowa�o niezwyk�� w�adz� kobiet w tym plemieniu. �e nadmiern� liczb� m�czyzn koryguj� cz�ste pojedynki na �mier� i �ycie. �e efektem ubocznym dysproporcji p�ci by�y cz�ste romanse elf�w z ludzkimi kobietami. Romanse, nigdy ma��e�stwa. Dla elfa ludzka kobieta by�a zawsze namiastk�. Dowiedzia� si� r�wnie�, �e elfi m�czyzna od urodzenia �yje w swoim miejscu w hierarchii, a jedyny spos�b na przej�cie wy�ej, to zabicie prze�o�onego. W przeciwie�stwie do tego, kiedy rodzi si� dziewczynka, przydziela si� jej od urodzenia domen�, w kt�rej b�dzie rz�dzi�. Ta cz�� nauk by�a w porz�dku. Niestety krasnoludki nie ogranicza�y si� do powy�szego. M�wi�y mu wszystko: jak ma je��, co m�wi�, czego nie m�wi�, komu i jak przedstawia� si� i tak dalej. Na jego pr�by protestu odpowiada�y zwi�le, �e elfy nie znosz� cham�w. Nie to by�o jednak najgorsze. Najgorsze by�o to, �e by� traktowany jak ma�polud. Krasnoludki najwyra�niej ukszta�towa�y swoje pogl�dy na temat ludzi w �redniowieczu i loty kosmiczne nie wp�yn�y znacznie na ich opini�. Co chwil� by� pouczany, �e ma nie smarka� w r�kaw i nie sika� na �ciany. �a�owa�, �e ubikacja jest w korytarzu, bo by� mo�e zosta�o by mu to oszcz�dzone. Cho� z drugiej strony... Prysznic mia�, a i tak przypominali mu ci�gle o myciu. Wytrzyma� bardzo d�ugo. A� do momentu, w kt�rym Terey zacz�� si� rumieni�. - Wiesz Stan, jest taka sprawa - �rodkowy krasnoludek by� wyra�nie zak�opotany. Mina Tereya i jego rumieniec, kojarzy�y si� Stanowi z momentem, w kt�rym jego ojciec postanowi� mu wyt�umaczy� co to seks. - Chodzi o seks - wyduka� krasnoludek. No jasne. - Wy ludzie macie straszne potrzeby w tym wzgl�dzie... Hm. - A elfy robi� to raczej rzadko. Dobra. - Poza tym u nich kobiety wybieraj� m�czyzn, nie na odwr�t. Zgadza�o si� to do�� dobrze z reszt� informacji. Stan zauwa�y� jednak, �e krasnoludkowi ka�de u�ycie s�owa "seks" sprawia wyra�ne problemy. Postanowi� to wykorzysta�: - A wy jak uprawiacie seks? - strzeli�. Poprzedni rumieniec na twarzy Tereya by� blado�ci� w por�wnaniu z obecnym. - To nie ma nic do rzeczy - krasnoludek mrucza� sobie w brod�. "W zmienianiu temat�w to on dobry nie jest" - zauwa�y� Stan. Postanowi� zapami�ta� sobie wra�liwo�� Tereya na punkcie seksu. B�dzie mia� go jak dr�czy�. - Bo widzisz, elfie kobiety s�, wed�ug waszych standard�w, bardzo pi�kne - ci�gn�� krasnoludek. - Masz na my�li, �e s� bardzo sexy? - Stan postanowi� te� mie� troch� zabawy. Nagrod� by� pi�kny rumieniec, si�gaj�cy a� do szyi krasnoludka. - No, tak. Chodzi o to, �eby� im si� nie naprzykrza�. No wiesz, nie pr�bowa� ci�ga� ich w ciemne k�ty, nie obmacywa�, nie sk�ada� pewnych propozycji, rozumiesz o co mi chodzi. �apy przy sobie, jak to si� m�wi. Stana lekko zatka�o. Krasnoludek najwyra�niej uwa�a�, �e ludzie rzucaj� si� na ka�d� napotkan� kobiet�. Wprawdzie p�niej przyzna� mu racj�, ale teraz by� w�ciek�y. By� te� jednak Obro�c�. Jego zaw�d wymaga� spokoju i opanowania. Z trudem zmusi� si� do u�ycia g�osu o sile poni�ej stu decybeli. Powoli i wyra�nie spyta�: - Uwa�asz Terey, �e pierwszej spotkanej elfce b�d� �ciska� r�k� przez p�torej godziny, ko�cz�c na biu�cie? Krasnoludek empati� wyra�nie nie dysponowa�, bo brn�� dalej: - No widzisz, poj��e�! Nie do wiary. Krasnal wyra�nie si� ucieszy�. Stan mia� dwa wyj�cia: albo wyrywa� mu brod� w�os po w�osie, czytaj�c przy tym jaki� podr�cznik ludzkiego dobrego wychowania, albo kompletnie to zignorowa�. Wybra� trzecie: - Powiedz mi Tereyu - zacz�� �agodnie. Asertywno�� przede wszystkim. - Skarbie m�j jedyny, widzia�e� ty kiedy� cz�owieka, poza mn�, oczywi�cie? Krasnal zmarszczy� czo�o. Potem zaprzeczy�. - Wnioskuj�, �e nie widzia�e� jak ludzie si� do siebie odnosz�? Zaprzeczenie numer dwa. - To ci teraz obja�ni�. Obja�nianie trwa�o p� godziny. Stan nie cytowa� jednak podr�cznik�w dobrego wychowania. Co wi�cej, jego post�powanie wyra�nie nie �wiadczy�o o dobrym wychowaniu. T�umaczy� wprawdzie Tereyowi wszystkie b��dy, kt�re �w pope�ni�, ale co czas jaki� wtr�ca� rytmiczne sploty wyzwisk. Z trudno�ci� powstrzymywa� si� od wybijania akcentu na g�owie krasnala. W zamian za to wali� w st�. Terey pr�bowa� przerywa�, ale jego aparat g�osowy nie wytrzymywa� konkurencji z ludzkim. W g�osie Stana brzmia� t�tent kopyt husarii spod Wiednia. - Zapami�taj sobie, �e twoje pouczenia doprowadzaj� mnie do ob��du, �achmyto! Wbrew twemu przekonaniu, kraczaty niedoro�cie, nie zszed�em dwa dni temu z drzewa! I nie b�d� tolerowa� �adnych dalszych aluzji tego typu, marwa� twoja ku�tyk! Stan jako dziecko zosta� oduczony u�ywania nieprzyzwoitych s��w. Strasznie to przeszkadza�o czasami. Zaczyna�y mu si� ko�czy� pomys�y. Z braku odpowiednich wyzwisk postanowi� przerwa� litani�. Krasnal, jeszcze troch� blady, pokiwa� g�ow�. - Dobrze, ju� nie b�d� - g�os mu lekko dr�a�. Wgi�cia na stole przemawia�y wyra�nie do jego wyobra�ni. Wszed� Unuk. Jak zwykle, nie wiadomo by�o kt�r�dy. - Stan, m�wi�em ci ju�, �eby do sikania wychodzi� w jakie� ustronne miejsce? Stan podda� si�. Nie mia� ju� wyzwisk w zapasie. * * * Pierwszy roz�adunek. Phobos-Deimos. Metale rzadkie i ci�kie. Reszt� pierwiastk�w kolonia Mars �ci�ga�a z pasa asteroid. Nie by�o oczywi�cie mowy o podej�ciu Vegi do stacji. Wa�y�a zbyt wiele. Ca�y �adunek mia� zosta� odebrany za pomoc� holownik�w. W podr�cznikach holownik podlatywa�, odbiera� metal i odlatywa�. Za�o�eniem by�o jednak to, �e w luku jest ju� odpowiednia ilo�� towaru. A ten trzeba by�o do luku dostarczy�. I tu si� zaczyna� cyrk. Samodzielne przetw�rnie metalu uk�adaj� go w doskona�ym porz�dku w �adowniach. �adownie, spos�b u�o�enia w nich metalu i ca�a reszta by�y skomputeryzowane. Niby wszystko powinno si� da� policzy� i wyznaczy�. Podr�czniki oczywi�cie pokazywa�y idealne roz�o�enie metalu w �adowniach. Teoretycznie przenoszenie �adunku do luk�w towarowych powinno by� czynno�ci� �atw�. Nic z tego. Decyzja, z kt�rej �adowni ile bra� nale�a�a do najci�szych w czasie rejsu i podejmowa� j� zawsze kapitan do sp�ki z szefem �adowni. Musieli bowiem uwzgl�dni� wszystkie manewry, jakie mog� si� w czasie rejsu okaza� niezb�dne. W �adowniach by�o od stu do dwustu tysi�cy ton metalu. Ka�de hamowanie i manewr nara�a�o przegrody na zerwanie, pow�ok� na p�kni�cie, a statek na niekontrolowane skr�ty i wibracje. W�a�nie to by�a najcz�stsz� przyczyn� zagini�� frachtowc�w dalekiego zasi�gu. Kapitan i szef wy��czyli grawitacj� i wzi�li si� do roboty. Zagonili do niej r�wnie� ca�� reszt� za�ogi. Stan pocz�tkowo chcia� skorzysta� ze zwolnienia, ale g�upio mu by�o. Poszed� do kapitana i poprosi� o przydzia�. - Czujesz si� zdrowo? - jedyne pytanie. Po twierdz�cej odpowiedzi dosta� pchacz i przerzuca� bloki, blachy, g�ski, szyny i inne �wi�stwo zgodnie z wytycznymi. Na jeden przedmiot niesiony do luku przypada�o dziesi�� roznoszonych po �adowniach. Nie wiadomo sk�d, w kabinie pojawi� si� Mortigerm. Cho� kabina by�a ma�a, nie zrobi�o si� wcale t�oczno. Stary krasnolud siedzia� i patrzy� zafascynowany. Od czasu do czasu pomrukiwa� co� po cichu. Nagle przerwa�: - Jak wy tak mo�ecie? Tyle skarb�w... Tak bez serca, oboj�tnie - u�ytkowo. Ostatnie s�owa krasnoludek wypowiedzia� wr�cz z obrzydzeniem. Stan nie komentowa�. Milczenie mog�o mu teraz da� wi�cej wiedzy na temat krasnoludk�w ni� kiedykolwiek. I rzeczywi�cie, krasnoludek odezwa� si� cicho: - My nie jeste�my chciwi. To jest mi�o��, uzale�nienie, za�lepienie, zauroczenie, po��danie - wszystko to na raz. Ty widzisz niekszta�tn� bry�� metalu - a mnie si� serce rwie �eby j� uformowa�. Nada� jej sens, cel. A kiedy j� stworz� - to jest jak mi�o�� matki do dziecka. Rozsta� si� z tym, czego dotyka�y twe d�onie, zniszczy� to - to po prostu boli. To jedyna okazja kiedy mo�esz ujrze� p�acz�cego krasnoludka A mo�e p�aka� za prostym m�otkiem, kt�ry kiedy� zrobi�. Ot, kawa�ek drewna i �elaza. Dlatego musimy odej��. Nie mo�emy z wami wsp�y�. Nie poj�liby�cie tego. Przerwa�. - Nie m�wi� tego tak sobie. Tego nie rozumie nikt poza nami. To, �e naszym bogactwem nie potrafimy si� dzieli�, ba, handlowa� - to nasze przekle�stwo, to sk��ci�o nas z tymi co mog� nam pom�c. Musimy im to wyt�umaczy�. Mo�e zrozumiej� i nam wybacz�. Za��daj� i tak zap�aty, i my si� tym razem nie wycofamy, nie mo�emy. Ale musz� zachowa� umiar. Bo jest granica, powy�ej kt�rej wolimy umrze�, ani�eli rozsta� si� z dzie�em naszych d�oni. - Czemu m�wisz mi to teraz? - Tamte dwa m�okosy nie znaj� ludzi, nie wpadnie im do g�owy, �eby to wyt�umaczy�. Sam widzia�e�. Stan wspomnia� "lekcje". - Czemu im nie przerwa�e�? - Testowa�em ci�. - I jak wypad�em? - Nie�le. Ale mog�o by� lepiej. Wytrzymujesz do�� d�ugo i nawet w gniewie zachowujesz rozs�dek. To bardzo wa�ne. - Dlaczego? - Stan by� autentycznie zafascynowany. To by�a pierwsza naprawd� istotna lekcja. - My ci� od czasu do czasu wkurzamy, prawda? Elfy b�d� ci� doprowadza� do sza�u dwa razy skuteczniej - w oku starego krasnoludka b�ysn�a z�o�liwa iskierka. - Twoje zadanie b�dzie g��wnie polega�o na zachowaniu spokoju. - Dlaczego mam si� niby denerwowa�? - Tego si� nie da opisa� - iskierka ros�a coraz bardziej. - Elfy nie wkurzaj� jedynie starych drzew. Nauczyli�my kiedy� jednego mowy g�r i spowodowa� trz�sienie ziemi. Poza tym jest jeszcze jedna sprawa. Musisz ��da� widzenia z jedn� z Pa�. Nie daj si� zby� rozmow� z jakimkolwiek Starszym. Z tego co krasnoludki m�wi�y o hierarchii elf�w wynika�o, �e Panie wydawa�y polecenia, a Starsi je realizowali. Mieli jednak w tym realizowaniu woln� r�k�. - Dlaczego? - Starsi s� troch� podobni do was. Bez problemu i zastanowienia odpowiedz�, �eby�my sobie sami radzili. Z Paniami mo�na si� lepiej ugada�. Krasnoludek zn�w przerwa� i zastanowi� si�. Najwyra�niej mia� do powiedzenia co� ci�kiego kalibru. - Mo�esz spotka� si� z Pani� Tanihe, Kotarhe lub Inyhe. Je�eli jakim� cudem spotkasz si� z t� trzeci�, powo�aj si� na mnie i popro� o spotkanie w imi� G�r. - Co to znaczy? - Nie mia�e� skr�ci� do �adowni cztery-szesna�cie-a? - Mia�em, a bo co? - W�a�nie j� min�li�my. - Cholera! - Pracuj, pracuj - po tym jak si� zwierzy�, staremu krasnoludkowi wyra�nie ul�y�o. - Nast�pny przystanek Ziemia. Tam b�dzie dopiero ci�ko. * * * Stacja Phobos-Deimos, tworzy�y spojone grawitacj� niegdysiejsze ksi�yce Marsa, wiruj�c statecznie dooko�a wsp�lnego �rodka ci�ko�ci. Obr�t by� najta�sz� metod� wytwarzania ci��enia i wszyscy korzystali z niego ile si� da�o. Najwa�niejsze struktury rozmieszczone by�y w takiej odleg�o�ci od �rodka stacji, w kt�rej si�a od�rodkowa dawa�a z�udzenie ziemskiej si�y ci�ko�ci. W tym pasie znajdowa�a si� r�wnie� Centrala Zdrowotna. Oczywi�cie obsada by�a jednonarodowa - jak zwykle. Na szcz�cie byli to Niemcy, w�adaj�cy w miar� dobrze angielskim. Przy takich Chi�czykach, cz�owiek nie wiedzia� czy chc� mu wyrwa� z�by, czy zrobi� tomografi�. - Co jest? - szczekn�� doktor. By� wysokim, szczup�ym, niebieskookim blondynem. Czysty Aryjczyk. Fartuch mia� tak bia�y, �e a� oczy bola�y. Kafelki, r�wnie� bia�e, wydawa�y si� przy nim przera�liwie niedomyte. - Mia�em par� halucynacji. Szybko przesz�o. - Stanowisko? - Obro�ca. Doktor popatrzy� z niedowierzaniem. Przejrza� jeszcze raz papiery od Podhorskiego. Popatrzy� na oba nazwiska. - Miga�e� si� od roboty? - spyta� poprawnym polskim. Stan zwalczy� zaskoczenie. - A doktor sk�d zna polski? - Trzy lata medycyny we Lwowie. Mo�na si� nauczy�. - We Lwowie? - Stan spyta� mimowolnie. Lekarz popatrzy� na niego przeci�gle i nieprzyjemnie. - Odpowiada�em ju� dzisiaj cztery razy na to pytanie. Wystarczy. - Ch��d tej odpowiedzi zniech�ca� do dalszych komentarzy. Doktor okaza� si� by� profesjonalist�. Badania prowadzi� szybko, spokojnie, bez momentu zawahania. By� tak wyra�nie zadowolony z siebie, �e Stan zacz�� si� zastanawia�, czy przypadkiem nie jest naprawd� powa�nie chory. Przyczyna by�a inna. - A jednak si� miga�e� - chluba nordyckiej rasy b�ysn�a z�bami. - To b�dzie karny raport. Udawanie choroby w celu zwolnienia si� z pracy. Po�l� to do kapitana. Zbyt wiele to si� on w tym Lwowie nie nauczy�. Raport pos�any do siedziby Sp�ki - to jest gro�ba. Kapitan za taki raport wyzwa�by tylko Stana do sp�ki z aryjskim doktorem od najgorszych i wszystko. Potem Stan poszed�by na wacht�, a raport do kosza. Stan uspokoi� si�. Nagle us�ysza�: - Oczywi�cie, to si� da za�atwi�. Czego� si� jednak doktorek nauczy�. U�miech na twarzy lekarza zacz�� mu przypomina� u�miechy spotykane na co dzie� na statku. Zareagowa� zgodnie z wzorcem: - Jestem Stan. Mi�o z twojej strony. Jak m�g�bym ci si� odwdzi�czy�? - Heinrich. Mnie te� mi�o. Mam jedn� spraw�. Wyczerpa�em miesi�czny limit przesy�ek na Ziemi�, a zostawi�em w Warszawie narzeczon�. Przerzu� tylko list... Sprawa by�a jasna. - I �adnego raportu? - upewni� si� Stan. - Co ty! - Heinrich (Stach w my�li m�wi� mu ju� Heniek) by� wr�cz oburzony. - Jak chcesz to ci jeszcze dam zwolnienie na d�u�ej. Perspektywa by�a kusz�ca. Stan szybko j� odrzuci�. D�ugie zwolnienie mog�oby �le si� odbi� na jego reputacji. - Zr�b jedynie co� takiego, �eby nikt si� mnie wi�cej nie czepia� - poprosi�. - Spoko - odpar� Heniek. - Wiesz, nie robi� normalnie takich rzeczy, ale jestem naprawd� w kropce. To r�wnie� by�a cz�� rytua�u. Heniek wyra�nie nie�le wyszkoli� si� we Lwowie. Pewnie na egzaminach te� �ci�ga�. - Umowa stoi! * * * Stan mia� ostatni� wacht� przed Ziemi�. Wszyscy m�wili "Ziemia", cho� na Ziemi nie dokowa� �aden statek. Na innych planetach r�wnie�. Koszt wyrwania si� statku z grawitacji by� zbyt wysoki. Statki zostawia�y towary na stacjach orbitalnych. G��wn� stacj� Ziemi by� stary, dobry Ksi�yc. Istnia�o par� mniejszych stacji w punktach Lagrange'a, ale to Ksi�yc by� gwo�dziem programu. Vega mia�a cumowa� do Ksi�yca w doku umieszczonym na p�nocy Mare Imbrium. Osi� i podstaw� doku by�a stukilometrowa iglica transportowa. Na jej szczycie zamontowana by�a baza wst�pnej selekcji. Metale potrzebne na Ksi�ycu posy�ane by�y w d� iglicy. Wszystkie inne by�y do niej cumowane grawitacyjnie lub magnetycznie. W efekcie iglica przypomina�a grzyb otoczony przez muchy. Co chwil� zbli�a� si� do iglicy holownik, odbiera� cz�� wyrzuconego przez Veg� �adunku i przenosi� j� na Ziemi�, albo Wenus, kt�ra nie dorobi�a si� jeszcze w�asnej stacji orbitalnej zdolnej do roz�adunku frachtowc�w dalekiego zasi�gu. Du�o mniejszy Merkury mia� swojego Kaduceusza - stacj�, kt�ra mog�a przyjmowa� statki kilka razy wi�ksze od Vegi. Wenus by�a jednak koloni� rolnicz�, a jej produkty konsumowa�a prawie wy��cznie Ziemia. Ca�a dzia�alno�� ludzka na Wenus ogranicza�a si� do kilkudziesi�ciu tysi�cy farm atmosferycznych. Farmy te by�y w istocie pot�nymi statkami zdolnymi do niesko�czenie d�ugiego szybowania w g�stej atmosferze Wenus. Ich rola ogranicza�a si� do rozsiewania w atmosferze zarodk�w mikroskopijnych alg i zbierania owoc�w ich pracy. Zmutowane w ziemskich laboratoriach, odporne na wenusja�skie warunki, algi fotosyntetyzowa�y i rozmna�a�y si� w potwornym tempie. Dzi�ki mniejszej grawitacji i wi�kszemu ci�nieniu atmosferycznemu, algi mog�y unosi� si� w atmosferze przez czas na tyle d�ugi, �e farma zdolna by�a zebra� cz�� z nich, zapakowa� i wys�a� na orbit�. W ten spos�b dwutlenek w�gla z atmosfery Wenus zamienia� si� w pasz� dla Ziemian. Ubocznym efektem ca�ego procesu by�o rosn�ce st�enie tlenu Z tego powodu transport na Ziemi� m�g� odbywa� si� spokojnie za pomoc� lekkich holownik�w. A Wenus nie potrzebowa�a tyle metali, �eby uzasadni� budow� drogiej stacji, zdolnej do przyjmowania statk�w dalekiego zasi�gu. Wachta Obro�cy zawsze jest ci�ka. Nie ma innych. Obro�ca jest sprz�ony z ca�ym uk�adem obronnym statku. Ka�dy uk�ad anihiluj�cy, ekran grawitacyjny, czy te� sie� magnetyczna sprz�one s� z nerwami jego d�oni i umys�u. To w�a�nie konieczno�� chirurgicznego stworzenia po��cze� pomi�dzy uk�adem nerwowym Obro�cy a systemem komputerowym statku eliminowa�a wi�kszo�� ch�tnych do tej pracy. Niestety, po��czenie takie pozwala�o na jedyne dziesi�� lat pracy. Po tym okresie, niezale�nie od tego co by m�wi� i chcia�, ka�dy Obro�ca szed� na emerytur�. M�zg po prostu nie wytrzymywa� d�u�ej. A czasem wytrzymywa� kr�cej. Cz�sto zamiast szcz�liwej emerytury, oczekiwa� szpital psychiatryczny. Je�eli by�y Obro�ca sprowadza� si� do miasta, informowano o tym policj�. Co ciekawe, jedyne co pomaga�o, to ma��e�stwo. �onaci Obro�cy nie wychodzili na ulice z odbezpieczonym pistoletem maszynowym. Stan mia� za sob� cztery lata s�u�by i nie chcia� i�� na emerytur�. A cz�ste wypadki halucynacji powodowa�y natychmiastowe przeniesienie w stan spoczynku. On ju� by� w po�owie swojej pierwszej halucynacji... Dw�ch doktor�w uzna�o go za zdrowego (jeden przekupiony), a on sam wiedzia�, �e nie mia� �adnych halucynacji. Jednak, pr�dzej czy p�niej, oba raporty musia�y dotrze� do Centrali. A to oznacza�o pierwsz� krech� w papierach. Jedyn� pociech� by�o to, �e nie dotrze do nich raport Psychola. Dzwonek oznaczaj�cy koniec wachty Stan powita� jak zbawienie. Za chwil� mia� si� tu pojawi� Adam, jeden z pozosta�ych jedenastu Obro�c�w statku. Na statkach dalekiego zasi�gu zawsze by�o ich tylu, gdy� poza pasem asteroid zdarza�y si� ataki. Potwornie szybko mkn�ce obiekty niszcz�ce wszystko na swej drodze. Jedni m�wili: meteoryty pozauk�adowe, drudzy: Obcy. Pr�bki nikt nie z�apa�. Faktem by�o jedynie to, �e Obro�cy mogli to zniszczy� uk�adem anihilacyjnym lub odepchn�� tarcz� grawitacyjn� i g��wnie dlatego byli zatrudniani. Byli r�wnie� przydatni przy cumowaniach, gdzie za pomoc� sieci elektromagnetycznej mogli odpycha� �mieci wszelkiego pochodzenia. Tym zajmowa� si� obecnie Stan. Vega ko�czy�a sw�j rejs. Po zako�czeniu roz�adunku ca�a za�oga wsiada�a w promy pasa�erskie i sz�a na obowi�zkowy pi�tnastodniowy urlop na Ziemi. Stan mia� cich� nadziej�, �e zako�czy si� r�wnie� jego wsp�lna podr� z krasnalami. Niestety, nie zako�czy�a si�. Par� minut po zako�czeniu roz�adunku wpad� wiecznie uszcz�liwiony Unuk: - Mamy ju� prom! - wrzasn��. Stan zacz�� si� intensywnie martwi�. To zdanie w ustach krasnala mog�o znaczy� zbyt wiele. Ma�a tr�jka mog�a prom po prostu ukra��. Jest to wprawdzie teoretycznie niemo�liwe, ale... Na szcz�cie Unuk rozwia� jego w�tpliwo�ci: - Zdecydowali�my ju�, jakimi liniami polecimy! Spaceneighbor Company! Za czterna�cie godzin odchodzi ich prom do Pruszkowa! Z wszystkich firm obs�uguj�cych tras� Ziemia - Ksi�yc krasnale wybra�y najgorsz�. Stan spr�bowa� jeszcze walczy� z niekorzystnym werdyktem: - Dlaczego? Nie mo�na innej? - Oj, ale ty nudny jeste�! - zniecierpliwi� si� Unuk. - To my specjalnie rezygnujemy z kilku innych firm, z wygodniejszymi dla nas promami, �eby nie wydawa� twoich pieni�dzy, a ty jeszcze marudzisz. Stan m�g� si� zgodzi� lub zosta� pod�ym niewdzi�cznikiem. Wybra� pierwsze. Klamka zapad�a. * * * Krasnoludki przelot mia�y odby� po�r�d walizek. Ich wyj�cie z portu na Ziemi mia�o by�, oczywi�cie, jedn� wielk� improwizacj�. Stan sugerowa� pocz�tkowo, �eby krasnoludki udawa�y rze�by na p�k�. Terey zareagowa� na t� sugesti� rumie�cem po��czonym z cz�stym mruganiem, tak �e propozycja upad�a. Poza tym rzeczy przywo�one z Ksi�yca na Ziemi� by�y poddawane �cis�ej kontroli biologicznej, maj�cej zapobiec transferowi mikroorganizm�w. Mo�na sobie jedynie wyobrazi� zdziwienie celnika odkrywaj�cego �yw� rze�b�. K�opoty wywo�ane takim zjawiskiem mog�yby by� niebotyczne. Zapad�a wi�c decyzja. Krasnoludki mia�y si� przekra�� do pomieszcze� baga�owych, co w prawie pozbawionej ludzi Iglicy nie sprawia�o nadmiernych k�opot�w. A na Ziemi - si� zobaczy... Mieli wprawdzie kilka sposob�w, ale �aden nie dawa� gwarancji sukcesu. Pewn� pociech� by� fakt, �e lecieli do Pruszkowa, portu towarowego, a nie do Warszawy, kt�ra mia�a port pasa�erski. Mniejszy ruch pozwala� �ywi� nadziej�, �e operacja przej�cia krasnali b�dzie �atwiejsza. Nagle Stan przypomnia� sobie, dlaczego wszystkie towarowe porty kosmiczne znajdowa�y si� w ma�ych miastach, tu� obok wielkich metropolii. Po tym, jak port oddawano do u�ytku, miasto robi�o si� jeszcze mniejsze. Mieszkali w nim tylko ci, co musieli, albo ci, kt�rzy bez problemu znosili przera�liw� kanonad�. By�a ona efektem ubocznym dzia�ania pot�nych dzia� towarowych wynosz�cych �adunki na orbit�. Technologi� przysz�o�ci okaza�a si� by� bowiem ci�ka artyleria. �adunki wyrzucano za pomoc� gigantycznych rur wy�adowanych dymk� - dalekim potomkiem prochu. Nikt do dzi� nie wiedzia� sk�d wzi�a si� nazwa dymka. Idiotyzm tej nazwy polega� na tym, �e spalanie dymki odbywa�o si� bezdymnie. Spala�a si� ona jedynie do gazu, nie daj�c popio�u. Po tym jak ci�nienie wytworzonych w komorze spalania gaz�w osi�ga�o warto�� potrzebn� do odpalenia danego �adunku, usuwano pokryw� zamykaj�c� komor� i gazy z wielk� si�� uderza�y w �adunek, wyrzucaj�c go na orbit�. W Polsce pad�o na Pruszk�w. Spaceneighbor Company, jako firma oszcz�dna prowadzi�a komunikacj� za pomoc� port�w towarowych, bo tak by�o taniej. Szykowa�o si� niezapomniane l�dowanie. Z niejasnych przyczyn pasa�erskie promy kosmiczne firmy Spaceneighbor Company relacji Ksi�yc-Ziemia zmienia�y si� po bardzo kr�tkim okresie w �mieciarki. Prawdopodobnie problem polega� na niemo�no�ci wyrzucania odpadk�w za okno. Mo�liwe jednak, �e taki stan rzeczy wywo�any by� nisk� cen� przelotu oferowan� przez gigantyczn� kompani�. Na czym� musieli oszcz�dza�. Co by to nie by�o, po wej�ciu na pok�ad promu uderza� w nozdrza nieprzyjemny zapach �rodk�w dezynfekuj�cych. Dywany upstrzone by�y �ladami po petach i przyklejonymi gumami do �ucia. Po kr�tkim czasie zapach �rodk�w dezynfekcyjnych zostawa� jednak zag�uszony przez wo� niedomytych cia�. Woda poza Ziemi� by�a droga, a promami Spaceneighbor Company latali ci, kt�rych nie by�o na ni� sta�. Podr� zapowiada�a si� wspaniale. Prom szybko odcumowa� od wie�y. Zacz�� si� etap "na wytrzyma�o�� �o��dka". Prom musia� ustawi� si� w pozycji umo�liwiaj�cej w��czenie silnik�w pozaodrzutowych pozwalaj�cych, dzi�ki u�yciu pola grawitacyjnego, na prawi� stuprocentow� zamian� energii chemicznej w kinetyczn�. Dzi�ki temu mo�na by�o pokona� mu ca�y dystans w dwie godziny. Ze wzgl�du na t�ok przy iglicy, ustawianie musia�o trwa� kr�tko. A by� to manewr skomplikowany, z du�� ilo�ci� zawrotnych ewolucji. Po kilku minutach dziewi��dziesi�t procent pasa�er�w wywraca�o si� na lew� stron�. Stan z pewn� m�ciwo�ci� pomy�la� o krasnalach. Potem by�o przyspieszenie. Generatory grawitacji �agodzi�y je do poziomu jednego g. Prom drgn�� kilka razy nieznacznie. "Korekcja toru" - pomy�la� Stan. Nagle prom wyr�wna�. Osi�gn�li pr�dko�� podr�n�. Do momentu wej�cia w ziemsk� atmosfer� mia�o by� spokojnie. - Uaaaaaaaa! - cisz� rozdar�y zdrowe p�uca m�odego pokolenia. Niestety, odkrycia w teorii p�l grawitacyjnych pozwala�y lata� w Kosmos dos�ownie ka�demu. Na szcz�cie pociecha wraz z rodzicami siedzia�a kilkana�cie rz�d�w dalej. - Widzia�em krasnoludkaaaaaaaaa! O tam uciek�! Ten okrzyk by� ju� nieco niepokoj�cy. W przeciwie�stwie do rodzic�w dzieciaka, wybijaj�cych mu w�a�nie z g�owy g�upie pomys�y, Stan wierzy� w krasnoludki. Co gorsza, trzy z nich by�y na pok�adzie. Z do�u doszed� go cichy i niezrozumia�y szept. Pod siedzeniem siedzia� Terey i bulgota� co� po swojemu. Stan przyjrza� mu si� uwa�nie. Terey nie siedzia�. Z pod�ogi wystawa� jedynie jego tors. Co robi� z nogami - o tym Stan nie mia� poj�cia. - Pom� mi! - warkn�� krasnoludek. - Wygl�dasz jakby ci nie�le sz�o - Stan nie przejmowa� si� z�� sytuacj�. - Nie mog� tak siedzie� wiecznie! - g�os Tereya pozostawa� nadal zduszony. - Za par� minut p�kn� ja albo pod�oga. Musz� szybko wyj�� i zostawi� sobie jeszcze zapas na niewidzialno��. Przestraszy� mnie, cholerny bachor - doda� wyja�niaj�cym tonem. Oczywi�cie, pomimo wyja�nienia Stan nadal nic nie rozumia�. Najwyra�niej odbija�o si� to na jego twarzy. - Wasze dzieci neutralizuj� nasz� magi�. Przenikaj� nasze iluzje, zamra�aj� nasze dodatkowe zmys�y i tak dalej. A najlepiej to dzia�a kiedy krzycz�. Kiedy ten smarkacz wrzasn��, by�em przez moment widzialny dla wszystkich. Teraz dzieciak mnie nie widzi i mog� tak siedzie�, ale straci�em du�o si�. Musz� wyj�� z tej pod�ogi. Stan szybko zawo�a� stewardess�. - Co robisz idioto! - Terey wyra�nie nie pojmowa� istoty planu. Stan postanowi� wielkodusznie nie us�ysze� "idioty". - Droga pani - Stan wyszczerzy� si�. Mia� nadziej�, �e wyszed� mu u�miech. - Czy mog�aby mi pani przynie�� jakie� okrycie i poduszk�? Ch�tnie bym si� przespa�. Stewardessa unios�a lekko brwi. W kabinie by�o oko�o dwadzie�cia osiem - trzydzie�ci stopni Celsjusza. Okrycie wydawa�o si� do�� dziwnym pomys�em. S