9155

Szczegóły
Tytuł 9155
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

9155 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 9155 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9155 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

9155 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Tytu� orygina�u hiszpa�skiego UNA MEXICANA EN LA GUERRA DE ESPANA Portret autorki MANUEL AMARAL Obwolut� i ok�adk� projektowa� W�ADYS�AW BRYKCZY�SKI M�� m�j, Virgiho Leret Ruiz, by� kapitanem lotnictwa, pilotem i obserwatorem; mia� uprawnienia lotnika i in�yniera w lotnictwie cywilnym na liniach mi�dzynarodowych. Pami�ci Jego ksi��k� t� po�wi�cam. Copyright by �La Prensa", Mexlco �Czytelnik", Warszawa 1968. Wydanie I Naktad 8 280 egz. Ark. u,yd. 10; ark. druk. li,5. Papier druk. mat. 82X10�, kl. V, 70 g z Cz�stochowy. Oddano do sk�adu 22 I 68. Podpisano do druku n v 68. Druk ukonczon w czerwcu 1968. Zak�ady Graficzne w Toruniu Zam. wyd. 981; druk. 208. H14. Cena z� 13.� Prlnted m Poland Wenezuela, Caracas, 1951 Meksyk, 1962 Musz� Ci wyzna�, �yczliwy Czytelniku, �e ksi��k� t� pisa�am kilkakrotnie. Tam, w Hiszpanii, zawin�am r�kopis w cerat� i zakopa�am w ziemi; p�niej le�a� on w wygaszonym piecu, przeznaczony do spalenia. Wrzuci�y go tam dr��ce r�ce moich c�rek i moje w�asne, w chwili kiedy falangi�ci dobijali si� do naszego mieszkania. Lata min�y, zapragn�am zrekonstruowa� moje dzieje. Ogarn�� mnie dr�cz�cy niepok�j, jak gdybym mia�a do spe�nienia wa�n� misj�. Ci��y� na mnie obowi�zek napisania tej ksi��ki i napisa�am j� po raz wt�ry, w przekonaniu, �e nie b�d� musia�a jej ukrywa�, gdy� w owym czasie wojska naszych sprzymierze�c�w wypiera�y faszyst�w. Napisa�am i � zaledwie j� uko�czy�am � znowu musia�am j� schowa�... �To tak, jakby� trzyma�a w r�ce bomb�!" � m�wili mi wszyscy, kt�rzy o niej wiedzieli. Nalegano, bym j� zniszczy�a. Kiedy nasz wyjazd do Ameryki przybiera� realne kszta�ty, ksi��ka ta mog�a sta� si� gro�n� przeszkod�... Zanim j� jednak zniszczy�am, zrobi�am notatki, aby m�c kiedy� do tej pracy wr�ci�. Do baga�u w�o�y�am kilka kartek papieru zapisanych szyfrem tylko dla mnie zrozumia�ym... ,.Materia�y do powie�ci przygodowej i kryminalnej", tak je zatytu�owa�am, i wszystko, co te stronice ,1.1 zawiera�y, robi�o wra�enie czystego nonsensu; w razie mojej �mierci nikt, nawet moje c�rki, nie umia�by dociec ich w�a�ciwego znaczenia. Wkr�tce po przybyciu do Wenezueli opisa�am moj� przesz�o�� na nowo. Odczuwa�am wtedy wielkie zm�czenie i odbi�o si� ono na ksi��ce: by�a wym�czon� Kiedy zacz�am j� poprawia�, nic mi si� w niej nie podoba�o; wyrazi�am moje my�li nie tak, jak zamierza�am. Zasiad�am wtedy jeszcze raz do pisania. Mam nadziej�, �e wersja, kt�r� obecnie przedstawiam czytelnikom, jest ostateczna. Nie dlatego, �e j� uwa�am za doskona��, bo nic nigdy nie zrobi�am doskonale, ale dlatego, �e na podobie�stwo Don Kichota, kt�ry po raz drugi sprawdza� sw�j potrzask, nie b�d� uprawia�a samokrytyki, zostawi� tekst nienaruszony... Cz�� pierwsza CZARNE WI�ZIENIE .adryt � lato 1938. Owego lata zakochanemu Virgiliowi sprzyja�o szcz�cie: mieli�my nie rozstawa� si� ani na jeden dzie�. Zamierza� sp�dzi� z nami nie tylko miesi�c urlopu, ale i dalsze dwa miesi�ce swojej s�u�by. Odkomenderowano go bowiem na trzy miesi�ce do Si� Lotniczych P�nocnego Maroka, w stref� Melilli; postanowili�my wyjecha� razem: Virgilio, ja i nasze c�rki, Carlota i Mariela. Nie chcieli�my jednak �y� tam wedle og�lnie przyj�tych zwyczaj�w. Bardziej nam odpowiada�o zamieszkanie na statku zakotwiczonym naprzeciw bazy wodnop�atowc�w, w s�siedztwie tych dziwnych maszyn, p�ywaj�cych niczym olbrzymie, u�pione ryby po wodach laguny zwanej Morzem Ma�ym. Uwa�am, �e by� to pomys� cz�owieka zakochanego, i chyba mam racj�, skoro Virgilio pami�ta� o �yczeniu, kt�re wyrazi�am jeszcze w okresie narzecze�stwa: �Chcia�abym poby� jaki� czas na morzu"; i w�a�nie latem 1936 roku romantyczne marzenia dziewcz�ce mia�y si� spe�ni�. � Zawsze ci� poci�ga�o �ycie na statku � powiedzia� Virgilio � tegoroczne wakacje sp�dzimy wi�c na statku... Jest to dr�ga nale��ca do lotnictwa i zakotwiczona w bazie wodnop�atowc�w, na Morzu Ma�ym. Posiada cztery kajuty, mes� i kuchni�; wsz�dzie zapach morza i okr�tu, tak jak to lubisz... Stateczek jest zupe�nie pusty, odk�d stoi na kotwicy. Marynarz z bazy przychodzi ka�dego ranka i robi tam porz�dki. Na morzu wieje zawsze przyjemna bryza, b�dziesz mog�a wspina� si� po trapie i mie� z�udzenie, �e jeste� bohaterk� powie�ci o piratach. Zamkn�li�my nasz dom w Madrycie i 29 czerwca 1938 roku wyjechali�my na po�udnie. W poci�gu mieli�my zarezerwowany przedzia�; zabrali�my z sob� nasz� gosposi�. Obudzili�my si� pod niebem Malagi, bia�ym i b��kitnym jak zapowied� Maroka; na ulicach kobiety o maureta�skich oczach, sprzedawczynie ja�minu, nios�y w ramionach ca�e nar�cza tych kwiat�w, kt�rych odurzaj�cy aromat wype�nia� miasto. Malaga pachnia�a niczym wystrojona dama. Virgilio kupi� mi �moni�", czyli ga��zk� ja�minu osadzon� w trzcinie. P�niej, w kajucie na statku, w�o�y�am ja�min do wody. Rankiem 1 lipca 1936 roku statek obr�ci� si� ku przyl�dkowi Tres Forcas; po stronie wschodniej oczekiwa�a nas Melilla, wyci�gni�ta na wybrze�u jak su�tanka w swym �o�u. Tutaj mia�o si� dope�ni� nasze przeznaczenie; nikt z nas czworga nie zdo�a� przed nim uj��. Na razie jednak nie wiedzieli�my, co przyniesie dzie� jutrzejszy; byli�my zakochani i szcz�liwi. Statek zwolni� tempa, wy�adowano na pok�ad nasze baga�e; dziewczynki, kt�rym dokucza�a morska choroba, uczepi�y si� r�k ojca, ja za� trzyma�am w r�ce moj� ga��zk� ja�minu. Nagle zerwa� si� wiatr, nios�cy pustynny piasek, i p�atki ja�minu pofrun�y lekko niby puch, opadaj�c w morze. Zaskoczona spojrza�am na such� trzcink� w mojej d�oni, na ga��zk� ogo�ocon� z kwiat�w. Virgilio u�miecha� si�. Ale mo�na to by�o uwa�a� za z�y omen. 10 Nasza dr�ga, zakotwiczona po�rodku zatoki, by�a urocza. Wesz�y�my na pok�ad, dziewczynki i ja, z niecierpliwo�ci� wilk�w morskich. Je�li chcieli�my dosta� si� na l�d, korzystali�my z ��dki uwi�zanej pod trapem, droga trwa�a ledwie kilka minut. Obr�ciwszy si� plecami do bazy i do wznosz�cego si� za ni� pasma afryka�skich g�r, mogli�my niemal mie� z�udzenie, �e p�yniemy. Z burty skakali�my do wody, cia�a nasze br�zowia�y rozkoszuj�c si� w ci�gu przedpo�udnia s�o�cem i wod�, a w porze popo�udniowej ?�? sjest�, kt�ra przywraca�a im utracon� energi�. P�ne popo�udnia sp�dzali�my w bazie graj�c w tenisa lub przechadzaj�c si� po okolicy, obserwuj�c z daleka, jak g�adka powierzchnia Morza Ma�ego powleka si� b��kitem i r�em, odbijaj�c niewinne i tkliwe barwy czystego nieba. Morze Ma�e jest jak gdyby zamkni�te w skrzyni � tworzy co� na kszta�t doliny w�r�d g�r; w jednym tylko miejscu otwiera si� na pe�ne morze, kt�rego ruchliwo�� nie udziela si� zgo�a mniejszemu bratu, dzi�ki zaporze, jak� stanowi hen, daleko, grobla z p�atu ziemi, piasku i muszli, ci�gn�ca si� na przestrzeni kilku kilometr�w. Morzem Ma�ym w�adali w owym czasie lotnicy; ci uskrzydleni ludzie zbudowali nad brzegiem zatoki hangary; wznosi� si� tam r�wnie� wielki budynek koszarowy dla �o�nierzy nosz�cych na mundurach emblematy lotnictwa; po drugiej stronie by� klub wojskowy. W �adnym i schludnym osiedlu mieszkali robotnicy, urz�dnicy i marynarze z bazy. Z Melilli prowadzi�a tu ta sama wielka szosa, kt�ra bieg�a dalej, do Nadoru, Seganganu i innych miejscowo�ci w g��bi kraju. Baza znajdowa�a si� w odleg�o�ci oko�o p� kilometra w bok od szosy. Po drugiej stronie szosy pi�� si� w niebo szczyt Gurugu. I oto ca�a scenografia. 11 Virgilio dosta� ataku malarii, co zmieni�o rytm naszego codziennego �ycia. Choroby tej nabawi� si� przebywaj�c w Larache jako oficer, a ilekro� wraca� do Afryki, ponawia�a si�, jak gdyby cia�o jego przypomina�o sobie owe dnie, kiedy to z oddzia�em trzydziestu �o�nierzy siedzia� zamkni�ty w ostrzeliwanym przez Maroka�czyk�w bunkrze i jad� zielsko, �eby zaspokoi� g��d i pragnienie. I teraz, tego lata 1936 roku, znowu wstrz�sn�y nim gwa�towne dreszcze; le�a� bezsilny, sk�pany w pocie. Odwiedzi� go lekarz; na stateczku zjawiali si� te� �o�nierze ca�ymi grupami, pytaj�c o zdrowie kapitana. Bo kapitan Leret nie by� dla nich uosobieniem ch�odnej dyscypliny � wiedzieli, �e ma wielkie serce, kt�rego dobro� objawia�a si� nawet wtedy, kiedy wymierza� kar�. Kara by�a zawsze sprawiedliwa i pe�na wyrozumia�o�ci dyktowanej przez zr�wnowa�ony umys� Virgilia. Tote� wsz�dzie, gdziekolwiek si� znalaz�, kochali go �o�nierze. �yje chyba jeszcze na �wiecie kilku, kt�rzy go pami�taj�. Na przyk�ad, gdy niedawno by�am w Caracas w redakcji dziennika �El Nacional", Ratto Ciarlo przedstawi� mnie profesorowi miejscowego uniwersytetu, a profesor us�yszawszy, kim jestem i kim by� m�j m��, oznajmi� mi, �e s�u�y� jako �o�nierz pod jego dow�dztwem w wojskowym aeroporcie Jetafe w Madrycie. � C� to by� za cz�owiek! �zawo�a� z gestem, kt�ry wyra�a� podziw dla rzeczy niezwyk�ych. 15 lipca owego roku 1936 Virgilio rozpocz�� przyjemny okres rekonwalescencji. Pami�tam t� dat�, gdy� by� to dzie� urodzin mojej siostry i chc�c przes�a� jej �yczenia, uda�am si� do osiedla maroka�skiego Nador, po�o�onego najbli�ej bazv. Pojecha�am autobusem pasa�erskim, kursuj�cym mi�dzy Melill� a Nadorem. W bazie mieli�my wprawdzie do dyspozycji s�u�bowy samoch�d Yirgilia, Yirgilio jednak u�ywa� go tylko do wy 12 iazd�w s�u�bowych, a �onie i c�rkom nie pozwala� korzysta� z wozu i benzyny, b�d�cych w�asno�ci� pa�stwa i ludu hiszpa�skiego. Kiedy po po�udniu czeka�am na autobus, s�o�ce sta�o wysoko i wody Morza Ma�ego wygl�da�y jak pobielone. Usiad�am na przydro�nym kamieniu. Rozgl�da�am si� dooko�a. Przede mn� ko�ysa� si� na morzu ma�y stateczek, na kt�rym przebywali moi najbli�si. Zda�am sobie w�wczas spraw�, �e moje �ycie jest nasycone, pe�ne po brzegi. Nigdy nie zapomn� tej chwili. W oddali ukaza�y si� dwie sylwetki: ubogi Maroka�czyk i jego osio�. Cz�owiek i zwierz� tworzyli chropowat� ca�o��, jakby rze�bion� w drewnie, d�ugo hartowanym na s�o�cu i deszczu. Maroka�czyk pop�dza� os�a, ma�� r�zeczk� uderzaj�c go po grzbiecie. Przechodz�c obok, pozdrowi� mnie �aman� hiszpa�szczyzn�: � Adios... mujera! �egnaj... kobieto! Nador nie jest miasteczkiem ani wsi�, jest osiedlem; sk�ada si� z parterowych domk�w wzniesionych na r�wninie; w sklepikach �ydowskich mo�na kupi� wszystko, co do �ycia potrzebne; malowniczy, brudny nie�ad; par� kawiarni, knajpa oraz dom ,,z�ych kobiet", jak je nazywaj� dzieci i te kobiety, kt�re siebie uwa�aj� za ,,dobre". Opodal, na skraju osiedla, w lepiankach z gliny i s�omy � z ma�ymi jak szpary otworami zamiast okien � gnie�d�� si� Cyganie. Wok� lepianek biegaj� dzieciaki � g�owy ostrzy�one maj� do samej sk�ry, tylko po�rodku zostawiono im d�ugi, opadaj�cy na plecy czub, przewi�zany u nasady kolorow� wst��k�. Dzieciarnia i chude psy ha�asuj� w Nadorze od rana do wieczora. Kobiety miel� kukurydz� na chleb, w trudzie i znoju uprawiaj� ziemi�, a m�owie pal� fajki, drzemi� 13 lub przypatruj� si�, jak �ony przysparzaj� im dobytku; ka�dy z m�czyzn posiada trzy b�d� nawet pi�� niewiast, kt�re pracuj� na niego w dzie�, za� w nocy wype�niaj� swe ma��e�skie obowi�zki. Wsz�dzie pe�no kurzu, wsz�dzie roi si� od much, co jednak nikomu nie przeszkadza. Kiedy przyjecha�am tam 15 lipca po po�udniu, muchy spa�y tworz�c czarne plamy na �cianach i dachu urz�du pocztowego, i nie dokucza�y mi zgo�a, podczas gdy pisa�am telegram nast�puj�cej tre�ci: �Upowa�niam moj� siostr� � imi�, nazwisko i adres... � do podj�cia sumy nale�nej mi za ostatni reporta� w �Estampas�". By� to m�j podarek urodzinowy dla siostry. Z t� depesz� uda si� ona do redakcji czasopisma i pobierze reszt� nale�no�ci za reporta�e, publikowane przed miesi�cem w Madrycie. Wraca�am do ko�ysz�cego si� na wodzie domu, gdzie oczekiwali mnie Virgilio, Mariela i Carlota. Wysiad�am na autostradzie z autobusu i pobieg�am w d� boczn� drog�; by�o ju� ch�odno. Dostrzeg�szy mnie z pok�adu, dziewczynki zacz�y wydawa� g�o�ne okrzyki rado�ci: cieszy�y si�, �e zn�w jestem z nimi. Kiedy Virgilio wyzdrowia�, po dawnemu jadali�my kolacje na pok�adzie. W �w wiecz�r dziewczynki ju� spa�y, wok� panowa�a ciemno��, jak w ka�dy inny wiecz�r, tylko Librada us�ugiwa�a nam jako� niezr�cznie; przy podawaniu r�ce odmawia�y jej pos�usze�stwa i st�uk�a par� talerzy. � Nie wiem, co si� dzisiaj ze mn� dzieje, se�ora! Ale czego� si� boj�!... Kiedy sz�am przez pok�ad do kuchni, zdawa�o mi si�, �e na morzu widz� m�czyzn w �odziach. Na sp�aszczonej, troch� eskimoskiej twarzy Librady, 14 w jej sko�nych, czarnych i naiwnych oczach pojawi� si� l�k. Spenetrowali�my wzrokiem morze, ale nie znale�li�my nic podejrzanego; otacza�y nas tylko woda i cisza. � Mo�e to i prawda, co pa�stwo m�wicie, ale ja si� boj�!... � I ciemna, piegowata twarz Librady poblad�a z przera�enia. Nasza sielanka mia�a si� niebawem sko�czy�. Nie wiedzieli�my o tym i sp�dzali�my dni spokojnie jak zawsze. Ranek 17 lipca wsta� bezs�oneczny. Nad daszkiem naszego statku wisia�a pokrywa z chmur. Z uderzeniem godziny si�dmej obudzi�o nas pukanie do drzwi kajuty. Robotnik z warsztat�w bazy, kt�rego syn przed chwil� z�ama� nog�, prosi� Virgilia o pomoc w przewiezieniu ch�opca do szpitala. Virgilio ubra� si� i odp�yn��, �eby zabra� obydwu samochodem do wojskowego szpitala w Melilli. Min�� ranek. W po�udnie, kiedy Virgilio wr�ci�, spad� drobny deszczyk; nie jedli�my obiadu na pok�adzie, lecz w mesie na dole. By� to nasz ostatni wsp�lny posi�ek w tym �yciu. Rozmawiali�my z o�ywieniem na wielce pasjonuj�cy temat: czy w niedziel� b�dzie deszcz? � dzia�o si� to w pi�tek. �Je�eli b�dzie, 1o nasza wycieczka, zaplanowana przed dwoma tygodniami, we�mie w �eb!" Zamierzali�my wybra� si� na przesmyk dziel�cy Morze Ma�e od wielkiego morza i pop�yn�� na tamt� stron� jednym ze stateczk�w przeznaczonych dla wycieczek personelu bazy. Virgilio doda� nam otuchy, zapewniaj�c, �e w niedziel� deszczu nie b�dzie: �Mo�ecie by� pewne, �e pojedziemy na wycieczk�". Chmurne popo�udnie nie zach�ca�o do sjesty, wo�a zosta� w mesie i pisa�. Tymczasem deszcz usta�, 15 z pok�adu dobieg�y mnie g�osy dziewczynek i �piew Librady zmywaj�cej naczynia; widocznie pozby�a si� ju� swego l�ku. Virgilio, jak to by�o w jego zwyczaju, czyta� gazet� wyci�gni�ty na le�aku. Nagle us�ysza�am piskliwe wo�anie Librady: � Se�or, se�or!... Prosz� spojrze�, ilu �o�nierzy... tam na szosie! � Tak, widz� � odrzek� Virgilio. � To oddzia�y maroka�skie wracaj� do Melilli z manewr�w, kt�re odbywa�y si� niedaleko st�d, w Liano Amarilio. Mariela i Loti ?� tak nazywali�my Carlot� � patrzy�y z zachwytem na kawaleri� maroka�sk�, na �opoc�ce, bia�e opo�cze. Czarne fontazie czerwonych fez�w powiewa�y na wietrze. Dziewczynki, nie odst�puj�c ojca, �wiergota�y jak ptaszki. Czas mija�, czas, kt�ry by� ju� nam wyliczony, ale nie przyspiesza� swego marszu. By�a chyba pi�ta po po�udniu, gdy Virgilio zszed� do mesy i stan�� przede mn� � w granatowym przepisowym dresie lotniczym, ozdobionym skrzyde�kami na prawej g�rnej kieszonce, w bia�ych sanda�ach na bosych stopach. Spojrza�am na niego i u�miechn�am si� jak zwykle. � Ej�e, pani literatko... czy chcesz tu sp�dzi� ca�e popo�udnie?... Co b�dziemy teraz robi�?... Mo�e zagramy w tenisa? � Wola�abym obejrze� maroka�ski cmentarz; m�wi�, �e to gdzie� niedaleko, po tamtej stronie wielkiej szosy. � Ale� weso�� mam �on�!... No, dobrze, chod�my na cmentarz!... Ale po drodze jest pe�no kolc�w, musz� w�o�y� skarpetki i buty... Gdera�am troch�, �e zbyt przesadza z t� swoj� �delikatn� sk�r�", i mieli�my nowy pow�d do �miechu. Loti i Mariela sfrun�y do �odzi i pop�yn�li�my w kierunku brzegu. ��d� przycumowali�my do palika. Osiedla zamieszkane przez marynarzy i cywilnych 16 urz�dnik�w bazy, ludzi schludnych i sympatycznych, tworzy�y mi�y dla oka widok. Zapraszano nas w go�cin�; my za� z przyjemno�ci� witali�my panuj�ce tu dobrobyt i spok�j; dzieci by�y t�u�ciutkie i zdrowe, kobiety nieskore do k��tni, m�czy�ni rozwa�ni, u�miechni�ci i pewni siebie. Osiedle mia�o szko�� za�o�on� przez Virgilia; mie�ci�a si� w drewnianym baraku. Obowi�zki nauczyciela pe�ni� wojskowy, kt�ry wiadomo�ciami sypa� jak z r�kawa. S�uchano go ch�tnie, ka�dy chcia� dowiedzie� si� czego� wi�cej, ni� to podawa�y podr�czniki szkolne. Wysoko nad osiedlem powiewa�a na szczycie bazy flaga Republiki. Po odbyciu wizyt zacz�li�my wspina� si� zboczem w poszukiwaniu mahometa�skiego cmentarza. Loti 1 Mariela biega�y wypatruj�c jaszczurek i �limak�w; Virgilio i ja gaw�dzili�my lub milczeli�my �? co by�o r�wnie mi�e. Rozmowa obfitowa�a w o�ywione allegretta i appassionata, w adagia i pauzy � zawsze mieli�my sobie co� do powiedzenia i zawsze ch�tnie s�uchali�my siebie wzajem. Ale nad nami unosi�a si� ju�, niczym kruk z opowie�ci Edgara Poe, gro�ba roz��ki. Pierwszym sygna�em by� daleki g�os syren; przenikliwe wycie rozdar�o powietrze. Ostrzegawcze wo�anie Apokalipsy. S�owa zamar�y nam na ustach. Obr�cili�my si� twarz� ku bazie; tam szukali�my przyczyny owego wycia, a tymczasem syrena wy�a, wy�a jak na po�ar. W naszym kierunku zbli�a�a si� gromadka m�czyzn. Biegli szybko, dysz�c ze zm�czenia. � Wracamy na statek! � rzuci� Virgilio i ruszy� naprzeciw id�cym. M�czy�ni, wymachuj�c r�koma, wo�ali co� bez�adnie. Przypominali rozbitk�w. Istotnie byli rozbitkami. W owym momencie byli�my wszyscy rozbitkami. Szukali Virgilia, przypisuj�c mu cechy nadludzkie, a prze 17 cie� by� on tylko cz�owiekiem, takim samym jak oni. Podbieg� do nich; rozmawiali o kilkana�cie krok�w od nas. Potem Virgilio zawr�ci�, u�ciska� nas i poprowadzi� do ��dki. � Co si� sta�o? Nie chcia� mi odpowiedzie�. Wios�owa� z ca�ych si�. Mariela i Loti spogl�da�y na nas z powag�, przeczuwaj�c co� z�ego. Weszli�my na statek, Virgilio wbieg� do kajuty, zabra� rewolwer i w�o�y� czapk� mundurow�; porusza� si� z po�piechem, bez wahania. Wr�ci� na pok�ad, jeszcze raz zszed� po trapie do �odzi i powios�owa� w kierunku bazy. Przera�one dziewczynki zosta�y z Librad� na dole. Odprowadzi�am m�a do trapu i w milczeniu stan�am przy burcie. Pozwoli�am mu odjecha�. Nie patrzy� na mnie; nie wiem, czy zdawa� sobie spraw�, �e stoj� przy burcie. G�r� od wielkiej szosy zacz�y nadlatywa� pociski. Pierwsze z pocisk�w, kt�re niebawem mia�y wznieci� po�ar �wiata. Virgilio wci�� wios�owa� i oddala� si� ode mnie. Patrzy�am na niego chciwie, pragn�am napatrzy� mu si� do syta, utrwali� w pami�ci jego posta�, przeczuwa�am bowiem, �e nie ujrz� go ju� nigdy. Nawet nie uca�owali�my si� przed rozstaniem... Po raz ostatni... W tej samej chwili pocisk ze �wistem przemkn�� obok. Zaledwie to sobie u�wiadomi�am; sta�am jak wryta. Ale Virgilio ockn�� si�. Zobaczy� mnie przy burcie i w jego oczach dostrzeg�am przera�enie. � Odejd� stamt�d!... Pod pok�ad!... S�ysza�am, ale go nie pos�ucha�am. Virgilio z�o�y� wios�a i wsta�. Jeszcze jeden pocisk przelecia� nad moj� g�ow�; by�am zapewne dogodnym celem, tamci s�dzili mo�e, �e obs�uguj� karabin maszynowy. . CarlotaL. Odejd�!... Na d�! � krzycza� Virgilio. Nie mog�am odpowiedzie�. Nie mog�am ani m�wi�, ani poruszy� si�. Virgilio wo�a�: � My�l o dzieciach!... W ko�cu oprzytomnia�am i ja; by�y to jego ostatnie s�owa. Rozkaz na ca�e �ycie i testament. Spojrza�am na Virgilia po raz ostatni i zesz�am, jak nakaza�, pod pok�ad. Librada i dziewczynki wygl�da�y przez luk kajuty. Ani one, ani ja nie wiedzia�y�my o niczym i nic nie rozumia�y�my. Wyjrza�am przez inny luk; Virgilio wyskoczy� na l�d i gestykuluj�c przemawia� do gromadki otaczaj�cych go m�czyzn; po czym wszyscy skryli si� w bloku oficerskim. Zapad�a cisza; nic nie by�o wida� ani s�ycha�, dop�ki nie rozleg�y si� strza�y i nie zaterkota�y karabiny maszynowe. To �o�nierze strzelali z okien bazy z bezrozumnym, niepotrzebnym uporem, gdy� walka ta by�a z g�ry przegrana; z powodu letniej pory urlopowej czwarta cz�� za�ogi wojskowej by�a nieobecna. Ale mieli rozkaz Manuela Haza�a, a rozkaz trzeba wykona�, podobnie jak nale�y czeka� na posi�ki maj�ce nadej�� z Francji i zdemontowa� silniki wszystkich aparat�w l�dowych oraz morskich. Oficerowie mieli kwatery w Melilli, po po�udniu w bazie zosta� tylko dow�dca warty. Op�r by� bezcelowy i dobrze o tym wiedzieli ci ludzie, kt�rzy padli ofiar� narastaj�cego niby przyp�yw morski ataku na baz�, ataku fez�w, naje�onych br�d i ciemnych twarzy; w�r�d zgie�ku, j�k�w i huku ognia. Zapada� wiecz�r, na g�adkiej powierzchni morza rozb�ys�y jak co dzie� wszystkie barwy zes�ane z nieba. Zamkni�te na naszym stateczku, szybko sta�y�my si� niewidoczne. W ciemno�ci opanowa� mnie l�k, ogarn�a mnie straszna rozpacz; przecie� oni wiedz�, �e Virgi 18 19 lio b�dzie broni� Republiki, p�ki starczy mu �ycia. Z krzykiem upad�am na pod�og� i op�akiwa�am go, jak gdyby ju� nie �y�. Loti i Mariela, kt�re do tej chwili przypatrywa�y si� wszystkiemu raczej ze zdziwieniem ni� strachem, zalewa�y si� teraz �zami. Nie wiem, jak d�ugo to trwa�o; Librada dr��c z przera�enia za�amywa�a r�ce, ma�e i p�askie jak �abie �apki. Nadesz�a noc, doko�a zaleg�a cisza, przez luk nie widzia�y�my b�ysku ognia; ale ciemno�� rozja�nia�y co chwila reflektory tropi�ce kogo� niczym psy go�cze. Po omacku wesz�am na pok�ad; potkn�am si� o co�. By�y to sanda�y, kt�re Virgilio zrzuci� wyje�d�aj�c z nami na przechadzk�. Przycisn�am je do piersi, uca�owa�am. I, z sanda�ami na sercu, rozp�aka�am si� znowu. Wr�ci�am do c�rek. Librada przygotowa�a im jedzenie po ciemku, bo podczas strzelaniny statek zosta� odci�ty od �r�d�a pr�du. Po�o�y�y�my dziewczynki spa�, a potem usiad�y�my obok siebie na skrzyni, otulone ciemno�ci�, zapatrzone w ten punkt, gdzie znajdowa�a si� baza. Zastanawia�y�my si�, co si� tam wydarzy�o. Gdzie jest Yirgilio? Odpowied� dosz�a nas z czarnego morza w postaci plusku wiose� i gwaru m�skich g�os�w u trapu. Byli to brodaci maroka�scy �o�nierze w fezach, uzbrojeni w granaty i pistolety maszynowe. Razem z nimi � marynarz z bazy. ?�? Przynosimy wiadomo�� o pani m�u, se�ora � rzek� marynarz. � Miewa si� dobrze; i �eby se�ora si� nie obawia�a. Poprosi� o t� przys�ug� nowego komendanta... i ten pozwoli�. � Gdzie jest m�j m��? Oczy m�odego marynarza �wieci�y gor�czkowym blaskiem. Maroka�czycy, obserwuj�c nas bacznie, przys�uchiwali si� rozmowie; nic z niej nie rozumieli. 20 Zatrzymali go i nas wszystkich, to znaczy marynarzy, �o�nierzy i robotnik�w z bazy. � Co si� sta�o? � zapyta�am udaj�c, �e si� u�miecham. � Nie wiem � odpar� po chwili wahania. � Zdaje si�, �e ca�e Maroko przyst�pi�o do rewolty. � Maroka�czycy? Z kolei u�miechn�� si� marynarz. � Hiszpa�scy wojskowi, faszy�ci, se�ora... � Co si� dzieje?... Czego oni chc�?... Kt� to m�g� wiedzie�?... Republika okaza�a wielkoduszno�� i �yczliwo�� wobec tych oficer�w, kt�rzy jej nie uznawali; usun�a ich z armii, ale �darowa�a" im ca�y �o�d � wielu, rzecz jasna, wola�o nadal s�u�y� Republice i od tych za��dano, by podpisali zobowi�zanie, r�cz�c w�asnym honorem, �e b�d� jej broni�. W�r�d oficer�w, kt�rzy podpisali to zobowi�zanie, by� Francisco Franco Bahamonde. Maroka�scy �o�nierze i m�ody marynarz odeszli, a my zosta�y�my same, staraj�c si� nadaremnie obj�� my�l� Po wyborach do Kortez�w w lutym 1936 roku, kt�re przynios�y zwyci�stwo Frontu Ludowego nad prawic�, genera� Francisco Franco podj�� pr�b� obalenia rz�du republika�skiego. Wobec spiskowc�w nie wyci�gni�to nale�ytych konsekwencji. Franco w trybie dyscyplinarnym zosta� przeniesiony na stanowisko genera�gubernatora Wysp Kanaryjskich; wsp�lnik�w jego, wy�szych oficer�w, dymisjonowano, zostawiaj�c im jednak pe�ne uposa�enie. Si�y reakcyjne swobodnie knu�y nowy spisek przeciwko Republice, spisek w du�ym stopniu inspirowany i popierany przez faszyzm w�oskoniemiecki, kt�rego bezpo�rednim celem by�o rozbicie demokratycznego Frontu Ludowego w Hiszpanii. Rebelianci planowali wybuch faszystowskiego powstania wojskowego w r�nych dzielnicach kraju pod przyw�dztwem genera��w � Gonzala Queipo de Liano, Jose Sanjurjo, Emilia Moli � oraz w Maroku, gdzie na czele buntu mia� stan�� genera� Franco. 21 wszystkie wypadki, kt�re tak szybko nast�powa�y po sobie w ci�gu kilku zaledwie godzin. Noc trwa�a d�ugo, wskutek napi�cia nerwowego budzi�am si� raz po raz z drzemki i bieg�am na pok�ad; w ciemno�ciach usi�owa�am dojrze� kontury bazy, kt�rej dow�dca g�upim zrz�dzeniem losu sta� si� jej wi�niem. Z brzaskiem dnia czarne brody wr�ci�y na stateczek; maroka�scy �o�nierze z p�on�cymi oczyma eskortowali kilku hiszpa�skich �o�nierzyje�c�w, kln�c ich i besztaj�c, �eby doda� sobie kontenansu. Hiszpanie przywie�li beczu�ki z wod�, elektrotechnik spokojnie wzi�� si� do roboty. � Niech pani b�dzie ostro�na, se�ora, bo tamci, chocia� nie rozumiej� naszego j�zyka, odgaduj�, zdaje si�, 0 czym m�wimy. � Siadajcie... � zapraszali ich marynarze. Maroka�czycy u�miechali si� nie reaguj�c, ale zdawa�o si�, �e z�agodnieli. Pali�a mnie ch�� wypytania �o�nierzy; stara�am si� tego jednak nie okazywa�. � Co z moim m�em? � Czuje si� dobrze � odpowiedzieli nie patrz�c na mnie. � Co to by�o? � Teraz ju� wiemy troch� wi�cej... Hiszpa�scy faszy�ci zbuntowali si�, chc� obali� Republik�. Zacz�li od rebelii w Maroku, ok�amali Maroka�czyk�w, �e armia hiszpa�ska powsta�a przeciwko Republice. � A co dzia�o si� w bazie dzisiaj w nocy?... Byli zabici? � Po�o�yli�my dw�ch Maroka�czyk�w, �o�nierza 1 sier�anta... W bazie by�o nas niewielu, pod dow�dztwem pani m�a schronili�my si� w bloku oficerskim i stamt�d ostrzeliwali�my si�, dop�ki starcza�o amunicji, kt�r� w pierwszym momencie uda�o nam si� za 22 bra� z arsena�u... ale to przysz�o tak niespodziewanie! � Kiedy ju� Wszystko przepad�o, kapitan rozkaza� nam pozosta� w bloku; potem wyszed�, cisn�� rewolwer na ziemi� i z za�o�onymi r�kami patrza�, jak Maroka�czycy posuwaj� si� naprz�d wzd�u� wybrze�a; przelatywa�y nad nim pociski, ale �aden go nawet nie drasn��! � W ko�cu nadesz�y te bestie pod komend� oficer�w hiszpa�skich, kapitan rozmawia� z kapitanem Solerem, dow�dc� oddzia��w, kt�re zaatakowa�y baz�. Nasz kapitan o�wiadczy� mu, �e za op�r on jeden jest odpowiedzialny, i nikt wi�cej. �Ja tu jestem komendantem � o�wiadczy� � a ci ludzie s�uchali tylko moich rozkaz�w." � Ale te skurczybyki zabili dw�ch naszych ludzi!... � przerwa� mu porucznik. � A kapitan, nie zwracaj�c uwagi na wycelowane w niego bagnety, chwyci� tamtego za klapy munduru... � Co pan powiedzia�?... Prosz� cofn�� te s�owa!... M�odziutki porucznik wybe�kota� jakie� usprawiedliwienie. Elektryk sko�czy� napraw�, chocia� nie spieszy� si� z robot�, chc�c przed�u�y� nasz� rozmow�. � Prawd� jest, �e to wszystko d�ugo nie potrwa � odezwa� si� jeden z �o�nierzy. � Prawd� jest to, co widzimy � rzek�a mu na to Librada, kt�ra sta�a dotychczas obok, nieruchoma i milcz�ca. A teraz zarumieni�a si� ze wstydu i u�miechn�a, bo wszyscy spojrzeli�my na ni� zaskoczeni. � Wcale nieg�upio powiedzia�a � stwierdzili marynarze z gorzkim u�miechem. Poprosi�am jeszcze o jedn� beczu�k� wody i zn�w zosta�y�my same. S�o�ce pra�y�o niemi�osiernie; ziemia p�on�a jak w gor�czce; powietrze by�o bia�e od �aru. P�nym rankiem, 18 lipca 1936 roku, liczne oddzia�y konnicy maroka�skiej zacz�y ci�gn�� wielk� szos� do 23 Melilli; za nimi toczy�y si� ci�ar�wki pe�ne �o�nierzy z Tercio ; trwa�o to a� do wieczora. Po po�udniu zjawi� si� na statku m�ody marynarz. Bez eskorty, pomimo �e by� �aresztowany". Przywi�z� nam wod�. � Da�em komendantowi s�owo i pu�ci� mnie samego � powiedzia� � zreszt� nie m�g�bym uciec daleko, cho�bym nawet chcia�... Mn�stwo tu wsz�dzie wojska, se�ora. Mrowi si� od nich na polach, w g�rach, na wybrze�u, na drogach, i �adne �ywe stworzenie im nie ujdzie... Bez pytania strzelaj� i k�ad� trupem. � A pan sk�d o tym wie? � W oddzia�ach maroka�skich s� tak�e �o�nierze hiszpa�scy, oni to nam m�wili przynosz�c obiad. Marynarz wyrazi� �al, �e nie pozwolono nam opu�ci� statku. Zaproponowa�, �eby dziewczynki wybra�y si� z nim na kr�tk� przechadzk� po l�dzie. � Powiem komendantowi prawd�, �e zabra�em je, aby rozprostowa�y nogi; siedz� biedactwa skulone mi�dzy czterema deskami � odpar� na moje zastrze�enia. � A pani b�dzie st�d patrza�a na Swoje bli�niaczki i na mnie. Mariela i Loti wskoczy�y do ��dki, uradowane t� niespodziewan� rozrywk�; macha�y do mnie r�kami na po�egnanie. Wszyscy troje weszli pomi�dzy zburzone domki, kt�rych mieszka�cy pouciekali. Z jednego z tych domk�w wynie�li odbiornik radiowy; marynarz postawi� go na �awce ��dki i zacz�� wios�owa� w kierunku naszego statku. Zaledwie oderwali si� od l�du, na wybrze�u pojawili si� dwaj maroka�scy �o�nierze z karabinami gotowymi do strza�u. Marynarz wsta�. � Spokojnie, wy, bydlaki! � krzycza� wymachuj�c i Tercio � hiszpa�skie wojska kolonialne, utworzone w 1920 roku na wz�r francuskiej Legii Cudzoziemskiej. 24 ramionami jak marionetka. � Dosta�em zezwolenie od komendanta!... �o�nierze chyba co� zrozumieli, bo opu�cili bro� i pozwolili mu podp�yn�� do burty statku. � Widzia�a ich pani, tych kafr�w? � ispyta� podaj�c mi aparat. � To radio nale�y do pewnego mechanika, mojego przyjaciela, ale niech je pani zatrzyma, tu b�dzie bezpieczne. Maroka�czycy rabuj�, wynosz� z dom�w wszystko, nawet meble. Prosz� zatrzyma� radio, a jak to wszystko si� sko�czy, odda je pani w�a�cicielowi. Tymczasem b�dzie pani s�ucha� wieczorami, co si� dzieje w Hiszpanii, i p�niej opowie pani mnie, a ja z kolei przeka�� kolegom, kt�rzy siedz� zamkni�ci i s� spragnieni wiadomo�ci. � Czy widuje pan mojego m�a? � Nie, kapitan siedzi razem z dow�dc� warty, tym samym, co mia� s�u�b� w dniu napa�ci na baz�. Po odej�ciu marynarza nie czu�y�my si� ju� tak osamotnione. Odbiornik radiowy otworzy� nam drzwi na �wiat. Z Hiszpanii dociera�y echa tego, co si� tam dzia�o. Zanios�y�my radio do mesy i tam s�ucha�y�my przeci�g�ego, jakby cuchn�cego alkoholem g�osu; informowa� on o triumfach i rzeziach, grozi� tym, kt�rzy o�mieliliby si� stawi� op�r... �Z�b za z�b, oko za oko!" � krzycza�, a my�my czu�y zapach cia� ludzkich palonych nie na stosach inkwizycji, ale ogniem wznieconym w spos�b nowoczesny, z pomoc� benzyny, aby by�o pr�dzej... Librada, dziewczynki i ja, przera�one, szuka�y�my innej stacji i trafi�y�my na �r�de�ko nadziei w�r�d pustyni. Niestety, by�y to wiadomo�ci nieprawdziwe, wyr�wnywa�y jednak prawd� zawart� w tamtym straszliwym wrzasku. Zlepek informacji i pustych frazes�w � my za� uwierzy�y�my, �e sprawiedliwo�� zwyci�y�a, �e �sprawa wolno�ci" jest wygrana. Ta�czy�y�my wok� wielkiego k�amstwa. A potem, w nocy, 25 spa�y�my lepiej z tym wielkim k�amstwem pod poduszk�. 19 lipca z brzaskiem dnia by�am na nogach. Wysz�am, by spojrze� na wsch�d s�o�ca. Maroka�czycy witali go modlitw�, inni oboj�tnie przyjmowali ten fakt do wiadomo�ci. By�am spokojniejsza ni� wczoraj, usi�owa�am nie przejmowa� si�... Po co si� oburza�, je�eli �to" jest kwesti� dni, mo�e nawet godzin?... Powzi�am wtedy decyzj� notowania wszystkiego, co widzia�am i co widz�, pocz�wszy od 17 lipca, od godziny pi�tej po po�udniu. S�dzi�am, �e notatki te mo�e p�niej kogo� zainteresuj�. Wzi�am pi�ro i par� kartek papieru, na dole dziewczynki spa�y, Librada tak�e. Zacz�am przelewa� na papier moje wra�enia, ale czyni�am to inaczej ni� obecnie, w innym stylu, bardziej patetycznym. Pami�tam, �e u�y�am takich na przyk�ad s��w: �Oddzia�y maroka�skie u�y�ni�y pola Asturii krwi� swoich ofiar... Widzia�y�my owe tragiczne, krwawo czerwone fezy". Wi�cej nie pami�tam, ale ten r�kopis przechowywany jest obecnie � po jednym z wytoczonych mi proces�w � w aktach s�du w Ceucie. Zapisa�am siedemna�cie kartek papieru, kiedy zawo�a�y mnie c�rki; przerwa�am prac�, zostawiaj�c na stole papier i pi�ro. O dziesi�tej rano przyszli zn�w maroka�scy �o�nierze i marynarze z wod� tudzie� z nakazem komendanta: wody tej ma starczy� na ca�y dzie�, bo dzi� ju� jej nam nie dostarcz�. Gdy marynarze bez po�piechu ustawiali beczu�ki, przekaza�am im p�s��wkami dobre nowiny, kt�rymi jednak niezbyt si� ucieszyli w swym przygn�bieniu. Chcieli odej��, spogl�dali w kierunku bazy, zerkaj�c na lufy karabin�w maroka�skich �o�nierzy, jakby spodziewali si� wybuchu wulkanu. Wiedzieli ju�, �e �mier� przyspieszy�a sw�j rytm, w nocy falangi�ci us�ali tru 26 parni szosy Ceuty, Tetuanu, Larache i Melilli. Le�� tam � twarzami do g�ry, z oczyma otwartymi szeroko, jak gdyby pragn�li obj�� wzrokiem ca�e niebo � jeden obok drugiego: adwokaci, lekarze, s�dziowie, urz�dnicy. Nocne �niwo �mierci. Marynarze prosili mnie odchodz�c, �ebym s�ucha�a radia; nie wierzyli, lecz nie tracili nadziei, nadziei na cud, na kt�ry czekamy, kiedy nie mamy ju� na co czeka�. Nie by�o nam dane znowu pos�ucha� wiadomo�ci radiowych. Na statek przysz�o dw�ch Maroka�czyk�w, sier�ant i �o�nierz; z rozkazu dow�dcy bazy odebrali mi radio. Nadaremnie zapewnia�am, �e nie jest moj� w�asno�ci�, �e nale�y do kogo� innego. Mieli rozkaz zabra� skrzynk�, kt�ra podaje wiadomo�ci z daleka. Umie�cili j� w ��dce; dozna�am uczucia, jak gdyby zamkn�li nam oczy i uszy na wszystko, co si� dzieje na �wiecie. Kiedy odp�yn�li o par� metr�w od naszego statku, silny podmuch wiatru porwa� ze sto�u kartki papieru, uni�s� w powietrze i rzuci� na powierzchni� morza; z pok�adu prosi�am Rifen�w, �eby je wy�owili. Sier�ant i �o�nierz przyci�gn�li je wios�ami tak ostro�nie, �e ani jedna nie zaton�a. Uratowali siedemna�cie kartek i wr�czyli mi wszystkie. Z rado�ci� po�o�y�am je zn�w na stole, aby wysch�y. Ocieka�y s�on� wod�, atrament przyblad�, jeszcze sekunda, a pismo sta�oby si� nieczytelne. Dzie� 20 lipca nie przyni�s� nic nowego. Zjawili si� stra�nicy i marynarz z wod�. Z jego twarzy znik� dziecinny u�miech. Sprawy przedstawia�y si� coraz gorzej. Po nas�onecznionych, zakurzonych drogach prowadzili Maroka�czycy d�ugie kolumny hiszpa�skich je�c�w. Wiedli ich do obozu koncentracyjnego, kt�ry za�o�ono w miasteczku Zeluan. � Co pani b�dzie tu robi� sama z c�rkami?... � odezwa� si� marynarz. � Jed�cie do miasta, do Melilli, tam 27 przynajmniej b�dziecie mi�dzy lud�mi!... Nie sied�cie tu same po�rodku morza!... Bez mo�no�ci poruszania si�!... Ba�am si�, ale nie chcia�am st�d odchodzi�, p�ki Virgilio jest uwi�ziony w bazie. � Kapitan nied�ugo tu pob�dzie... � rzek� marynarz unikaj�c mego spojrzenia. Przerazi�am si�. Dlaczego? Co si� z nim stanie? Co mu mog� zrobi�? Przez ca�e �ycie nie splami� si� �adnym niecnym czynem. � Nie, nic takiego, ale ja my�l�, my my�limy, �e i jego, i nas zabior�... Dok�d?... Tego nikt nie wie! Trzeba by�o co� przedsi�wzi��. Ulokowa� si� gdzie indziej, ale gdzie? W Melilli nie mia�am ani rodziny, ani przyjaci�. Postanowi�am zamieszka� w gospodzie. Uko�czywszy przygotowania powiadomi�am baz�, �eby przys�ano po nas ��d�; przyjecha� marynarz i dw�ch Maroka�czyk�w. Po tylu ci�kich dniach znalaz�am si� zn�w w bazie, w�r�d ludzi, kt�rzy pozdrawiali si� unosz�c w g�r� ramiona, nosili wojskowe mundury i b��kitne koszule Falangi z czerwon� jak krew strza��. Czu�am si� jak w t�umie istot z obcej planety; dziwi�am si�, �e ci ludzie o przekrwionych oczach zbrodniarzy przemawiaj� moim j�zykiem. Nowym komendantem bazy, kt�ry wdar� si� tu na miejsce mego m�a, by� kapitan Soler � w sze�� miesi�cy p�niej dowiedzia�am si�, �e zgin�� na froncie madryckim. Kapitan ten o�wiadczy�, �e do Melilli nie wolno mi jecha� bez eskorty, musz� by� konwojowana przez jednego z jego oficer�w. � Kogo �yczy pani sobie: porucznika lotnictwa czy te� kogo� z oddzia��w maroka�skich?... Wola�am kogo� z oddzia��w maroka�skich, oczywi�cie Hiszpana �� towarzystwo faszystowskiego lotnika by�oby zbyt dla mnie przykre. 28 Oficer wsiad� ze mn� do samochodu, tego samego, kt�rym dotychczas je�dzi� Virgilio. Da�am mu to do zrozumienia, zapytuj�c kierowc�: � To s�u�bowy w�z mego m�a, prawda? � Tak jest, se�ora. �� Kierowca by� r�wnie� ten sam. Samoch�d mkn�� szos� nad samym brzegiem morza. M�j konwojent i ja wygl�dali�my przez okno; w pobli�u Melilli porucznik spyta�, gdzie mamy si� zatrzyma�... Poda�am kierowcy adres kilku hoteli i pensjonat�w w Melilli. Miasto by�o opustosza�e; przemierza�y je tylko patrole z�o�one z �o�nierzy maroka�skich lub hiszpa�skich, ludzi z Tercio, o surowych twarzach. Z jakiego� okna wyjrza�a kobieta i przera�ona szybko zamkn�a okno; ba�a si� obudzi� licho czaj�ce si� w lufie �o�nierskiego karabinu. Kierowca b��dzi�, nie m�g� trafi� na w�a�ciwy kierunek; porucznik wysiad�, �eby rozpyta� o drog�. Gdy zosta�am w wozie sama, kierowca szepn��: � Co za bandyci! � A wy, prawdziwi hiszpa�scy �o�nierze, jak mo�ecie tolerowa� to i s�u�y� im? � Zap�ac� nam za to! Porucznik wr�ci�, znale�li�my poszukiwany adres. � D�ugo to potrwa? � zapyta�. � Tylko par� minut. � Zaczekam. Rozmawia�am z w�a�cicielem hotelu. Okaza�o si�, �e hotel jest dla mnie za drogi; nie wiedzia�am, kiedy znowu dostan� jakie� pieni�dze. Ruszyli�my do pensjonat�w. Gdybym mog�a zasi�gn�� rady Virgilia! Ale nie wolno rni by�o porozumie� si� z nim bodaj listownie. Wr�ci�am, nic nie za�atwiwszy. Na statku dziewczynki przyj�y mnie zal�knione, pe�ne z�ych przeczu�. Wieczorem s�ysza�y�my strzelanin�, 29 chyba z Melilli; p�niej kilka bli�szych strza��w rozdar�o spok�j nocy, od strony szosy dochodzi�y nas krzyki i gwar ludzkich g�os�w. Przypomnia�am sobie s�owa, kt�re wypowiedzia� z rana m�ody marynarz: �Nocami falangi�ci wyci�gaj� ludzi z areszt�w, zn�caj� si� nad nimi i w ko�cu morduj� ich na szosach". Nast�pnego ranka nic nowego; czekanie i czekanie w�r�d pustki na powr�t �naszych", kt�rzy przecie� musz� wr�ci�. Oko�o po�udnia ogarn�a mnie senno��, zdrzemn�am si� w kajucie; spa�am chyba pi�tna�cie minut. Tymczasem uprowadzono mi Virgilia. Na zawsze. Librada opowiedzia�a mi p�niej, �e widzia�a w bazie mn�stwo samochod�w oraz wielu m�czyzn, kt�rzy do nich wsiadali. Jednym z tych m�czyzn by� Virgilio. 21 lipca czeka�am na przywiezienie wody. Nikt nie przyby� na nasz statek; zapomniano o nas. Wreszcie 22 lipca zjawi� si� marynarz. Pyta�am go o Virgilia; dawa� wymijaj�ce odpowiedzi. � Zdaje si�, �e go przedwczoraj wywie�li � i nadrabiaj�c min� poda� mi kawa�ek papieru: �Se�ora � przeczyta�am � prosz� tu d�u�ej nie zostawa�... Prosz� przenie�� si� z rodzin� do mojego domu tu adres w Melilli. Jestem przyjacielem pani ma��onka". Brakowa�o podpisu. Propozycja spad�a jak z nieba. Zdecydowa�am si� natychmiast jecha� pod wskazany adres, �eby dowiedzie� si�, kim jest nasz protektor. Tym razem jednak nie chcia�am pojecha� sama. Dzieci i Librada mia�y mi towarzyszy�. Z pomoc� sygna��w powiadomi�am baz�, �e prosz� o transport; po chwili nadp�yn�a ��d� z wio�larzem i, oczywi�cie, z uzbrojonym maroka�skim �o�nierzem. Po wyl�dowaniu wst�pili�my do �komendanta bazy, kapitana Solera", �eby prosi� go o pozwolenie na przeprowadzk�. Przyj�� nas w mesie oficerskiej, 30 u�miechni�ty, i z galanteri� pocz�stowa� dziewczynki sucharkami. Zapewne chcia� �os�odzi� im �ycie", wiedzia� ju� bowiem, �e ojciec ich ma by� zamordowany. Wyja�ni�am mu, �e chc� si� uda� na kilka godzin do Melilli, nie robi� trudno�ci. Ba, nawet ofiarowa� nam uprzejmie �sw�j" samoch�d; pojecha�y�my wi�c tym razem � o dziwo! � bez konwojenta. Bez przeszk�d przybyli�my do Melilli; Mariela i Carlota trzyma�y mnie za r�ce; czu�am ich ma�e r�czki uczepione kurczowo moich d�oni. By�y �adniutkie i w lekkich, przewiewnych sukienkach, r�owej i niebieskiej, wygl�da�y �licznie. Znalaz�y�my wskazany adres. Zapuka�am. Skromny dom nale�a� do podoficera bazy, kt�ry w chwili wybuchu rewolty znajdowa� si� w Melilli. Dla unikni�cia represji zg�osi� si� do rebelianckiej armii, ale ca�� dusz� buntowa� si� przeciw Falandze, wiedzia� te�, jak dobry i ludzki by� m�j m��, kapitan Leret. Przyj�a nas jego �ona i kilka jej krewnych. Dopiero od nich dowiedzia�am si� o wszystkim... Krew �ci�a mi si� w �y�ach ze zgrozy. Rozpasana dzicz; bestie puszczy wdar�y si� w cywilizowany �wiat siej�c doko�a postrach i spustoszenie. � Katuj� i zabijaj� m�czyzn � opowiada�y zn�kane panie � kobiety wywlekaj� z dom�w, gwa�c� je, a p�niej morduj� na szosach. Zamilk�y widz�c, �e bledn� i �e usta mi dr��. � A co... z moim m�em? � z trudem doby�am glos z zaschni�tego gard�a. Zacz�y mnie pociesza�: � Prosz� si� nie obawia�... Wojskowych trzymaj� w zamkni�ciu, w twierdzach, ale nie zn�caj� si� nad nimi. Wyroki �mierci i represje s� dzie�em pu�kownika Solansa, kt�ry zaw�adn�� Komendantur� Wojskow�. � A genera� Romerales, by�y szef Komendantury?... 31 � Genera� i jego adiutanci s� uwi�zieni... �? P�jd� poprosi� Solansa, �eby mi pozwoli� widzie� si� z m�em! Panie przerazi�y si�. � Prosz� tego nie robi�! Tam nie wolno chodzi�... mog� pani� zamordowa�! I, na Boga, prosz� nie wraca� na statek!... Grozi wam niebezpiecze�stwo!... Przenie�cie si� od razu tutaj!... M�j m�� bardzo na to nalega�. � M�� pani nie zosta� aresztowany? � By� w domu, kiedy zacz�a si� ta napa��. Spa� po obiedzie, a p�niej nie m�g� dosta� si� do bazy... Nie pozosta�o mu nic innego, tylko przej�� na s�u�b� do faszyst�w, bo inaczej... Ale w sercu jest nadal republikaninem, jak wi�kszo�� Hiszpan�w!... Takich jak on wielu si� znajdzie u faszyst�w! Uzgodni�y�my, �e ja i Librada wr�cimy do bazy, �eby zaj�� si� rzeczami; dziewczynki poczekaj� na mnie w Melilli. � Zgodzicie si�, �ebym was tu zostawi�a na troch�? � spyta�am. Mariela i Loti patrzy�y na mnie ze strachem. Matka nigdy ich jeszcze nie ok�ama�a, ufa�y mi. Uca�owa�am je i one mnie uca�owa�y. Wysz�y na balkon z tymi ledwie poznanymi kobietami. Na po�egnanie macha�y niespokojnie r�czkami, a Loti nie mog�a si� powstrzyma� i zawo�a�a p�g�osem: � Wr�cisz wkr�tce, mamusiu? � Za godzink� b�d� z powrotem. � Adios, mamusiu... � us�ysza�am ju� za rogiem ich g�osiki. � Adios... Wr�ci�am z Librad� na statek; obok nas zjawi� si� pe�ni�cy tu stra�, pijany porucznik. Przegl�da� nasze baga�e, zamglonymi od alkoholu oczkami wpatrywa� 32 si� w ka�dy przedmiot, nic nie widz�c; tote� mog�am w�o�y� do kufra moje notatki, napisane trzy dni temu. Przysz�a kolej na teczk� nale��c� do Virgilia; w�r�d innych papier�w zawiera�a ona kilka kartek z broszurek maso�skich; porucznik wlepi� oczy w teczk�, jakby nagle wytrze�wia�, tak �e sp�oszona nie wiedzia�am, co z tym pocz��; obr�ci�am si� plecami i pochylona udawa�am, �e podnosz� jakie� buciki, a tymczasem zwin�am papiery i ukry�am je na piersi. By�a ju� ciemna noc, kiedy opu�ci�y�my baz�. Czas p�yn�� szybko, pragn�am jak najpr�dzej by� z dzie�mi, kt�re zapewne wypatruj� mnie przez okno. Kapitan Soler przy po�egnaniu oznajmi� �artobliwie, �e daje nam do dyspozycji wielki samoch�d, gdzie wygodnie zmie�cimy si� obie z baga�em. Wsiad�y�my, kierowca zaj�� swoje miejsce w szoferce, obok niego ulokowali si� dwaj �o�nierze maroka�scy uzbrojeni po z�by, jak gdyby wybierali si� na front. Kapitan Soler usprawiedliwia� si�: ch�opcy musz� zameldowa� si� w Melilli, a wszystkie pojazdy s� chwilowo zaj�te... W �lad za naszym samochodem ruszy� drugi, r�wnie du�y, pe�en uzbrojonych �o�nierzy. Nie przysz�o mi do g�owy, �e uwa�aj� mnie za Mat� Hari... mnie, zwyczajn� mieszczk�! Jecha�am do Melilli, do c�rek, ze s�u��c� i par� kurcz�t, kt�re od kilku dni hodowa�y�my na statku. By�am w nastroju niemal �e optymistycznym, ch�odne wieczorne powietrze przywr�ci�o mi pogod� ducha. Wszystko b�dzie dobrze. Opuszczaj�c statek czu�am si� jakby wyzwolona. Zbli�a�o mnie to do Virgilia. Librada, zadowolona, bez przerwy gada�a g�o�no, �eby j� �o�nierze s�yszeli. �askota�y mnie schowane na piersi papiery przypominaj�c, �e musz� pozby� si� ich mo�liwie szybko. Oto Melilla. Poda�am kierowcy adres domu, ale sa 3 � Spojrzenie... 33 moch�d mkn�� dalej. Kierowca bez s�owa doda� gazu, jakby spieszno mu by�o do�cign�� przeznaczenie. W istocie dogonili�my nasze przeznaczenie. W�z zatrzyma� si� nagle przed gmachem Komendantury Wojskowej. �o�nierze zacz�li wysiada�, co uwa�a�am za rzecz normaln�; my natomiast zosta�y�my w samochodzie, w nadziei, �e zaraz ruszymy dalej. Ale w�z ani drgn��, a kiedy i z drugiego samochodu zeskoczy� ostatni �o�nierz, jaki� sier�ant kaza� wysi��� i nam. Tak, kaza� nam wysi��� i wej�� do gmachu. Po co? Powiedz� nam to, kiedy wejdziemy. Librada i ja przybra�y�my miny, jak gdyby zwali�y si� na nas wszystkie niedole tego �wiata. Wysiad�y�my tedy i posz�y�my krok w krok za twardymi butami, kt�rych r�wnomierne dudnienie odbija�o si� jak uderzenia m�ota w naszych m�zgach. S� takie buty, dudni�ce, niestrudzone, buty, kt�re przez d�ugie lata nie odst�puj� wi�nia i na przestrzeni pi�ciu metr�w przemierzaj� dziennie tysi�ce kilometr�w. Przez d�ugi, w�ski korytarz buty zaprowadzi�y nas do brudnej, zaniedbanej izby. Obok nas z�o�ono baga�: kufer, walizki, teczk� i kurcz�ta. By�y�my niby podr�niczki na stacji, otumanione i z l�kiem oczekuj�ce dalszej podr�y. Dudnienie �o�nierskich but�w umilk�o, ale w izbie rozlega�o si� jeszcze g�o�niejsze dudnienie innych but�w, ci�kich i twardych, nad nimi � czarne spodnie i b��kitne koszule z wyhaftowan� czerwon� strza��; nad ko�nierzem � m�ode, ch�opi�ce, siedemnasto lub osiemnastoletnie twarze falangist�w. Pozbawione zarostu, blade, o zapadni�tych oczach i zaci�ni�tych szcz�kach. Strach mnie ogarn�� na widok tych dzieci�cych twarzy... Pozdrawiali si� podnoszeniem ramion, ruchy ich i s�owa by�y kr�tkie, urywane, zachowywali si� jak aktorzy, kt�rzy dopiero co nauczyli si� swej roli. Librada i ja nie rusza�y�my si� z miejsca, zegarek niezmiennie rejestrowa� up�yw czasu � Mariela 34 i Loti z pewno�ci� zalewaj� si� �zami. Po chwili ch�opcy wyszli, zosta� tylko jeden, uzbrojony w rewolwer. Usiad� przy stole, milcz�c, z powag� doros�ego m�czyzny otworzy� szuflad� i wyj�� plik fotografii przewi�zanych tasiemk�; zacz�� je ogl�da�, patrz�c raz po raz na nas, wietrzy� najwyra�niej co� podejrzanego. Siedzia�y�my nieruchomo, dop�ki jaki� �o�nierz nie odprowadzi� nas do innej, obszerniejszej izby, przedzielonej po�rodku �ukowat� �cian�. W pierwszej cz�ci � st� i biblioteka; w drugiej bez drzwi i okien � �awka, umywalka oparta o �cian�, nad ni� lustro. Kazano nam tu czeka�. Nie by�y�my same: jaki� podoficer siedzia� czytaj�c gazet�. Nie mog�am d�u�ej milcze�, spyta�am go, dlaczego nas tu przetrzymuj�, wyja�ni�am, �e �piesz� si� do c�rek. Rzek� kr�tko: �Macie czeka�, takie otrzyma�em rozkazy". Wznie�li wi�c przed nami barier� rozkaz�w niczym grube, wysokie mury o g�adkiej powierzchni. Wiele czasu up�ynie, zanim dowiemy si�, co dzia�o si� po tamtej stronie mur�w. Ale i po tamtej stronie mur�w nikt z przyjaci� nic o nas nie wie. Mog� jedynie modli� si� za nas obie. Librada usiad�a na �awce. Za�amywa�a r�ce, ma�e r�czki o kr�tkich, t�po zako�czonych palcach, i przewraca�a oczyma; robi�a wra�enie ptaka z�apanego w klatk�. Zaj�am miejsce obok niej. Podoficer, z tygodnikiem w r�ku, rozpar� si� wygodnie na krze�le. Zdo�a�am przeczyta� wiadomo�� o �mierci genera�a Sanjurjo . Wiadomo�� ze �wiata, kt�ry Genera� Jose Sanjurjo � skazany na do�ywotnie wi�zienie za udzia� w pr�bie obalenia w sierpniu 1932 ustroju republika�skiego i przebywaj�cy po ucieczce z wi�zienia na emigracji w Portugalii, gdzie przygotowywa� nowy spisek przeciw Republice � zgin�� 20 lipca 1936 roku w katastrofie lotniczej w drodze z Portugalii do Hiszpanii. 35 zaczyna� si� ju� oddala�. Nagle przypomnia�am sobie: mam na piersi papiery maso�skie. Pomy�la�am: �Zrewiduj� mnie". Wsta�am, nie bardzo wiedz�c, co robi�, i zacz�am przemierza� izb� tam i z powrotem. Librada nie zwr�ci�a na to uwagi, podoficer r�wnie� nie. Tylko s�aby odg�os moich krok�w przerywa� cisz�... Gdzie ukry� papiery? Lustro nad umywalk�, u do�u, odstaje troch� od �ciany, mo�na by zwin�� papier w rurk� i wsun�� do szpary; nie mia�am jednak odwagi... stra�nik spojrza� na mnie, kiedy moje kroki umilk�y. Znowu zatem podj�am w�dr�wk� od �ciany do �ciany. Wreszcie uda�o mi si� wcisn�� za lustro zwitek papier�w, ale koniuszek wystawa� i by� bardzo widoczny. Pu�ci�am si� jeszcze raz w obch�d i przechodz�c ko�o lustra gwa�townie popchn�am zwitek. Zadrasn�am sobie przy tym palce, ale papiery znalaz�y si� w schowku. Odetchn�am z ulg�, przekonana, �e Virgilio i ja unikn�li�my niebezpiecze�stwa i ju� nic nam nie grozi. Usiad�am grzecznie obok Librady, kt�ra nie domy�la�a si� przyczyny mego spaceru. Up�yn�o troch� czasu. Ile? W tego rodzaju areszcie, podobnie jak w otch�ani �mierci, czas stoi w miejscu. Zacieraj� si� granice dnia i nocy, panuje wci�� nieprzerwana, d�uga noc o�wietlona p�on�c� �ar�wk�. Ludzie, kt�rych profesj� jest zadawanie b�lu i �mierci, wchodz� i wychodz� we dnie i w nocy i z uporczywo�ci� robactwa pe�ni� stra�, zawsze gotowi zn�ca� si� i zabija�. �ar�wka �wieci nieustannie jaskrawym, napastliwym �wiat�em; skierowana prosto w twarz �widruje oczy i um�czon� g�ow�. Ta �wietlna tortura mia�a zmusi� mnie i Librad� do zeznania, gdzie jest szyfr, za pomoc� kt�rego Virgilio i ja porozumiewamy si� z �nieprzyjacielem". Co mog� wiedzie� o jakim� szyfrze kobieta zatroska38 na o male�ki �wiatek w�asnej rodziny i s�u��ca, prawie analfabetka? Falangi�ci i wojskowi zmieniali si� podczas �ledztwa; poniewa� odmawia�y�my zezna�, cho� by�y�my bliskie omdlenia, zacz�to nam grozi� tortur� i �mierci� w wi�zieniu. Librada zapewnia�a z krzykiem o swojej niewinno�ci i w rozpaczy przeklina�a moment, kiedy przest�pi�a pr�g naszego domu. Jak d�ugo to trwa�o? Dziesi�� godzin? Chyba d�u�ej; tam, na wolno�ci, s�o�ce zapewne ju� wsta�o i rozpocz�o codzienn� drog�... po niebie, a nas otacza�y wci�� te same cztery �ciany nowej celi, s�siaduj�cej z innymi celami, sk�d dochodzi�y wrzaski i j�ki wi�zionych. By�y to, zaiste, owe kr�gi piek�a, kt�re opisa� Dante. Ale nas obie �szanowano", by�y�my aresztantkami �specjalnej kategorii", naszych si� nie nale�y wyczerpywa�, p�ki nie zaczniemy ��piewa�". W ko�cu zostawili nas na po�amanej �awce i zapad�y�my w kr�tki sen. Nied�ugo pozwolono nam odpoczywa�. Wraz z czasem zatrzyma� si� i m�j zegarek. Drzwi otworzy�y si� nagle i stan�a w nich kobieta: pierwsza falangistka, jak� widzia�am. Ma�a, gruba, z nie�adn� twarz�, w niebieskiej koszuli ozdobionej czerwonymi strza�ami na pi

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!