7800
Szczegóły |
Tytuł |
7800 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7800 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7800 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7800 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Krzysztof Blagier
Czynnik ludzki
Id�c korytarzem zauwa�yli z daleka, �e drzwi sekretariatu dyrektora s�
uchylone, wi�c obaj zwolnili kroku.
- Doktorze, przecie� nie wolno przeszkodzi� nam teraz, gdy jeste�my ju�
blisko rozpocz�cia do�wiadcze� - gor�czkowa� si� Dorat. - Nie wyobra�am sobie,
by mog�o doj�� do wstrzymania prac!
Mimo zdenerwowania Adel u�miechn�� si� i spojrza� z sympati� na
towarzysz�cego mu dryblasa.
- Zgoda, rozumujesz logicznie, ale nie szukaj logiki tam, gdzie rz�dz�
ludzkie ambicje. Wiesz, �e nasze prace s� ostatnim ju� �ladem dzia�alno�ci
poprzedniej dyrekcji instytutu? Przypomnij sobie jak kolejno reorganizowano
wszystkie inne zespo�y badawcze. No, ale odprowadzaj mnie dalej - sekretarka
pu�ci zaraz plotk�, �e szukam oparcia w zbuntowanej m�odzie�y.
Dorat zatrzyma� si�.
- Powodzenia, doktorze, zaczekam a� pan stamt�d wyjdzie. Trzymam kciuki!
Adel zapuka� w uchylone drzwi, zajrza� do wn�trza i wszed�.
- Dzie� dobry, kochanie - rzuci� ponurej pannicy usadowionej za biurkiem. -
Naczelny chcia� ze mn� rozmawia�. Czy teraz mnie przyjmie?
Pannica skrzywi�a si� niech�tnie
- Zaraz zapytam - dotkn�a przycisku interkomu. - Dyrektorze, przyszed�
doktor Adel...
- Prosz�, niech wejdzie - g�os z interkomu brzmia� niezbyt zach�caj�co. Adel
poprawi� krawat, wyprostowa� si� i wkroczy� z determinacj� do gabinetu. Naczelny
podni�s� swoje sto dziesi�� kilo zza biurka pokrytego stert� papier�w, poda�
d�o� go�ciowi i wskaza� fotel przy niskim stoliku.
- Niech�e pan siada, doktorze, tu b�dzie wygodniej ni� przy biurku. Mo�e
papierosa?
- Dzi�kuj�, nie pal�.
Naczelny w milczeniu celebrowa� wyr�wnanie tytoniu w bibu�ce, b�ysk gazowego
p�omyka zapalniczki, pierwsze k��by dymu.
- Zaprosi�em pana na rozmow�, gdy� s�dz�, �e najwy�szy czas wyja�ni�
sytuacj�, kt�ra powsta�a w pa�skim zespole. Widzi pan, od chwili obj�cia mojego
stanowiska mam ci�gle trudno�ci z utrzymaniem dzia�alno�ci Zespo�u Podr�y w
Czasie, zw�aszcza z panem jako szefem. Wielokrotnie ju� czyniono mi wym�wki: za
du�o m�odych, niedo�wiadczonych ludzi, Adel te� nie ma do�wiadczenia
kierowniczego... M�wi�em: zaczekajcie, przecie� poprzedni dyrektor dobrze si�
zastanowi�, nim uruchomi� takie przedsi�wzi�cie, os�dzimy ich po wynikach. No i
jak teraz wygl�dam po tej waszej wpadce?
Zn�w zaci�gn�� si� dymem i zacz�� przerzuca� trzymany w r�ku plik kartek.
"Szczwany lis" - przemkn�o przez my�l Adelowi, "Nie znosi mnie i moich ludzi od
pierwszego spotkania, ale z pewno�ci� dowiedzie, �e usuwa mnie ze stanowiska i
rozwi�zuje Zesp� pod naciskiem opinii �rodowiska. Osi�gnie to, o co mu naprawd�
chodzi: b�ogi spok�j w Instytucie, niek�opotliwa realizacja niedu�ych temacik�w,
�adnych ryzykownych bada� w rodzaju naszych przeskok�w czasowych, a na tym
bladym tle - ON, Wielki Cz�owiek Nauki..."
- Dyrektorze - zacz�� niepewnie - s�dz�, �e wpadka to zbyt mocne okre�lenie.
Chyba nie ma powod�w do bardzo krytycznej oceny dotychczasowych prac...
- Dotychczasowych, dotychczasowych - przerwa� do�� niegrzecznie Naczelny. -
Tylko co dalej? Mam w�a�nie ten raport doktora Lama z prac grupy biolog�w - zna
pan jego tre��. Po tym, czego Lam si� doszuka� w waszych badaniach, powinienem
w�a�ciwie natychmiast przerwa� dzia�alno�� Zespo�u!
Adel poruszy� si� nerwowo w fotelu. Mimo wszystko mia� nadziej� na
�agodniejszy przebieg rozmowy.
- Dyrektorze, chcia�am w�a�nie... M�wi�c prosto z mostu: ju� wkr�tce
mogliby�my rozpocz�� eksperymenty, do s�ownie za dwa - trzy tygodnie. Czy nie
by�oby lepiej doprowadzi� do do�wiadczalnego rozstrzygni�cia w�tpliwo�ci?
M�g�bym przedstawi� panu program do�wiadcze�.
- Co znowu? - �achn�� si� Naczelny. - Ja m�wi� o przerwaniu prac, a pan mi
proponuje jakie� programy!
- Uwa�am, �e powinni�my to om�wi�. Zgodnie z za�o�eniami planu bada�,
do�wiadczenia powinny zacz�� si� od wysy�ania w przesz�o�� i przysz�o�� r�nych
przedmiot�w. Cz�� druga to pr�by ze zwierz�tami, a dopiero na ko�cu -
przenoszenie w czasie ludzi.
- Dobrze znam plan - przerwa� Naczelny. - Do czego pan zmierza?
- Poniewa� doktor Lam kwestionuje mo�liwo�� osi�gni�cia tego, co stanowi
g��wny cel prac, to jest przeniesienie w czasie ludzkiego organizmu, celowe
by�oby ograniczenie do minimum pr�b z przedmiotami i zwierz�tami do�wiadczalnymi
i szybkie sprawdzenie za�o�e� trzeciej cz�ci. Omawiali�my to w Zespole...
- Niech pan sobie to wybije z g�owy, doktorze! A w og�le, to dlaczego nie
w��czy� pan biolog�w do tych prac wcze�niej? Nie zabrn�liby�cie w �lep� uliczk�.
"Co za ob�uda" - przemkn�o przez my�l Adelowi. "Przecie� ten biolog, Lam, to
podstawiony cz�owiek, brakuj�cy element w intrydze..."
- Widz� - zacz�� drgaj�cym z emocji g�osem - �e r�nimy si� zasadniczo
pogl�dami na sytuacj� w Zespole...
Przerwa� mu g�os sekretarki z interkomu
- Dyrektorze, ��cz� rozmow� telefoniczn� z ministrem.
Naczelny poderwa� wszystkie swoje fa�dy t�uszczu z fotela i niemal podbieg�
do telefonu.
- Dzie� dobry, panie ministrze... tak jest, panie ministrze... tak jest,
s�u�� uprzejmie...
Adel pr�bowa� zebra� my�li. "Chyba nie mam ju� szans, pozostaje mi przecie�
tylko propagandowa rozgrywka na seminarium Instytutu, no i ko�cowe pchni�cie. Co
ja powiem tym moim m�odym zapale�com?"
Naczelny ko�czy� tymczasem rozmow�.
- Tak jest... zaraz wyje�d�am, b�d� w ministerstwie za p� godziny. Od�o�y�
s�uchawk� i spojrza� z niesmakiem na Adela.
- Musimy przerwa� rozmow�. Dalszy ci�g sprawy na jutrzejszym seminarium.
Przypominam - najpierw pan referuje, potem Lam. A na spotkaniu z ministrem b�d�
musia� wspomnie� o tym, �e chyba przerwiemy , realizacj� pa�skiego tematu. Do
widzenia, doktorze - zaaferowany, nie poda� nawet Adelowi r�ki na po�egnanie.
Adel opuszcza� gabinet z lekkim szumem w g�owie. Czekaj�cy na korytarzu Dorat
z niepokojem spojrza� na jego zszarza�� twarz.
- Co si� sta�o, szefie?! Czy�by grubas pana znokautowa�
- Daj spok�j z �artami. Tak jak przypuszcza�em - jutro rozprawa z nam i... .
- Jutro? Ach tak, seminarium. Nie z�o�y� pan rezygnacji, prawda?
- Prawd� m�wi�c, nie zd��y�em. Przerwano nam rozmow�.
- G�owa do g�ry, szefie. Niech pan idzie odpocz��! - rzuci� niespodziewanie
Dorat i pop�dzi� w czelu�� korytarza.
Adel ze zdziwieniem odprowadzi� go wzrokiem. Co za postrzeleniec! Zszed�
schodami w d�, machinalnie dotar� do wyj�cia i w zamy�leniu powl�k� si� w
stron� domu. Zda� sobie spraw�, �e jest zm�czony i zoboj�tnia�y.
Nie m�g� zasn�� tego wieczora i musia� za�y� �rodek nasenny. Spa� mimo to �le
i nazajutrz wsta� z przykrym b�lem g�owy. Dopiero po porannej toalecie i
�niadaniu poczu� si� troch� lepiej, a spacer do Instytutu nieomal przywr�ci� go
do dobrej formy. Nad uczuciem rezygnacji powoli bra�o g�r� przekonanie, �e nie
sprzeda tanio swojej sk�ry i �e moralne zwyci�stwo w dyskusji na semirnarium
jest jeszcze mo�liwe.
Przeci�� na ukos obszerny hall Instytutu i poszed� wprost do sali
seminaryjnej. Pocz�tek wyznaczono na �sm� rano, wi�c w sali zd��y�a ju� zebra�
si� do�� liczna grupa zainteresowanych. Adel przebieg� wzrokiem twarze, skin��
g�ow� znajomym i usiad� w pierwszym rz�dzie krzese�. Nie wiedzie� czemu ogarn�o
go niejasne odczucie niepokoju: walczy� z nim, pr�buj�c skupi� si� nad
przerzucanymi jeszcze raz notatkami.
Sala zape�nia�a si�. Kilka minut po �smej weszli cz�onkowie Rady Naukowej, o
w�r�d mich Naczelny. Promieniej�c dobrym nastrojem, powita� zebranych i
rozpocz�� zebranie kr�tkim wprowadzeniem. Wystudiowany obiektywizm jego
wypowiedzi i spokojny ton, podkre�lany jowialn� postur� znakomicie wprowadza�y w
b��d s�uchaczy nie�wiadomych prawdziwego celu seminarium. "Zaiste, Wielki
Cz�owiek Nauki" - pomy�la� Adel. - "Mo�e by� spokojny, brudn� robot� zrobi� za
niego inni". - W tej samej chwili dotar�a do niego zapowied� Naczelnego:
- Prosz� teraz doktora Adela o om�wienie dotychczasowego przebiegu prac nad
przeskokami czasowymi.
Adel wsta�, rozejrza� si� po sali i zn�w dozna� tego samego niepokoj�cego
uczucia, co przed kilkunastoma minutami. Wysi�kiem woli skoncentrowa� si� i
zacz�� m�wi�.
- Prosz� pa�stwa, powinni�my dzi� przedyskutowa� celowo�� prowadzenia
dalszych bada� nad przeskokami czasowymi. Nie b�d� m�wi� d�ugo, chcia�bym
raczej, by dyskusja by�a mo�liwie wszechstronna i wyczerpuj�ca.
Odchrz�kn�� i wyprostowa� si� pod nieprzychylnym wzrokiem Naczelnego. -
Najwa�niejsze za�o�enia naszych prac maj� bardzo wyra�ny rodow�d. Podstawy
teoretyczne zosta�y stworzone kilkana�cie lat temu przez Urbana i Fritza w ich
kr�tkiej pracy, opublikowanej w biuletynie "Yellow Letters of Theoretical
Physics". Intuicyjne podstawy praktycznej realizacji przeskok�w czasowych
zaczerpn�li�my natomiast z opublikowanych jeszcze wcze�niej prac Caeffa, w
kt�rych przewidzia� on uzyskanie swobody przesuni�� czasowych przez
wykorzystanie tak zwanego pi�tego wymiaru. Naszym osi�gni�ciem jest pomys�
wykorzystania do tego celu nieliniowych efekt�w powstaj�cych w silnych polach
grawitacyjnych. Zbudowali�my stanowisko do�wiadczalne, kt�re pos�u�y do
przenoszenia w czasie przedmiot�w i zwierz�t do�wiadczalnych, a s�dzimy, �e
b�dzie ono tak�e umo�liwia� przenoszenie ludzi. Obecnie, kiedy otrzymali�my ju�
zam�wione kilka miesi�cy temu grawitrony o dostatecznie du�ej mocy wyj�ciowej,
zmontowanie ca�ego stanowiska jest kwesti� kilkunastu dni. Jednak�e, jak
niekt�rym z obecnych wiadomo, zg�oszono pod naszym adresem zastrze�enia
dotycz�ce realno�ci planowanych eksperyment�w z udzia�em ludzi. Chodzi o to, �e
do�wiadczenia z nieo�ywion� materi�, a nawet ze zwierz�tami - mog� da� tylko
bardzo ograniczony zas�b informacji. Przeskok czasowy jest mianowicie zjawiskiem
bardzo trudno poddaj�cym si� naszym technikom pomiarowym. Nie ma mo�liwo�ci
dok�adnego �ledzenia tego, co b�dzie si� dzia�o z przedmiotem lub zwierz�ciem
podczas eksperymentu, gdy� bie��ce przekazywanie informacji od obiektu
do�wiadczalnego do obserwatora jest fizycznie niemo�liwe. W czasie trwania
eksperymentu mo�na mierzy� tylko parametry charakteryzuj�ce zjawiska zachodz�ce
wok� strefy przeskoku, a wi�c na przyk�ad parametry pola grawitacyjnego lub
pob�r mocy w zespole grawitron�w. Mo�na wprawdzie przenie�� w czasie - razem z
badanym obiektem - aparatur� pomiarow� wraz z rejestratorami wynik�w, ale
stanowi to powa�ne utrudnienie wielu eksperyment�w, a poza tym i tak nie
zapewnia uzyskania pe�nego obrazu zachodz�cych zjawisk. Wyniki wst�pnych bada�
nie pozwol� zatem na wiarygodne przewidywania proces�w, kt�re podczas przeskoku
czasowego mog� zachodzi� w �wiadomo�ci cz�owieka. Z tego w�a�nie wzgl�du do
naszego zespo�u zosta�a do��czona grupa biolog�w i lekarzy, kt�rzy otrzymali
zadanie sprawdzenia realno�ci cel�w naszego programu bada�. Tyle na razie z
mojej strony...
Adel z�o�y� notatki i usiad�. W tej samej chwili zupe�nie nieoczekiwanie
u�wiadomi� sobie, co by�o przyczyn� dr�cz�cego go uczucia niepokoju: na sali nie
by�o nikogo z Zespo�u. "Zrejterowali i zostawili mnie samego?" zachodzi� w
g�ow�. - "Nie do wiary..."
Naczelny udzieli� tymczasem g�osu Lamowi. Niewysoki korpulentny blondyn w
�rednim wieku by� wyra�nie podenerwowany, ale wyuczon� lekcj� recytowa� g�adko.
- Kole�anki i koledzy - zacz�� nie jestem na tyle mocny w fizyce i
matematyce, by przedstawi� moje rozumowanie na gruncie formalnym, ale musz� na
pocz�tek odwo�a� si� do teorii. Jak wiadomo, funkcje wyst�puj�ce w r�wnaniach
przeskoku czasowego, podanych przez Urbana i Fritza, wykazuj� charakterystyczne
punkty nieci�g�o�ci. Fizycznym odpowiednikiem tych nieci�g�o�ci s� chwile, w
kt�rych badany obiekt zachowuje si� niezgodnie z lokaln� strza�� czasu, czyli
chwile przesuni�cia czasowego. Niew�tpliwym osi�gni�ciem zespo�u doktora Adela
jest znalezienie odpowiednich metod dla realizacji takiego przesuni�cia. Ich
stosowanie do przedmiot�w nieo�ywionych nie budzi zastrze�e�, ale zastan�wmy
si�, jak w chwili przesuni�cia czasowego mo�e zachowa� si� �ywy organizm.
Szczeg�lnie istotne jest to, jak zachowuj� si� - w �wietle tego, co wiemy dzi� o
mechanizmach dzia�ania ludzkiej pami�ci - struktury bia�kowe przechowuj�ce
informacje. Procesy �yciowe przebiegaj� przecie� zawsze zgodnie z lokaln�
strza�� czasu, gdy� w przeciwnym razie uleg�aby naruszeniu druga zasada
termodynamiki. Nasza grupa robocza stara�a si� wyja�ni� w�tpliwo�ci i niestety,
wnioski s� zdecydowanie pesymistyczne. Uwa�amy, �e cz�owiek nie jest
fizjologicznie przystosowany do przeskok�w czasowych. Badania prowadzone przez
zesp� doktora Adela, nie bior�ce pod uwag� czynnika ludzkiego, posz�y w
niew�a�ciwym kierunku.
Adel przesta� s�ucha�, gdy� drzwi sali seminaryjnej uchyli�y si� i do wn�trza
wsun�a si� ostro�nie posta� w bia�ym fartuchu, w kt�rej rozpozna� z
zaskoczeniem jednego z technik�w grupy monta�u stanowiska do�wiadczalnego. Ten
tak�e zauwa�y� szefa i ostro�nie, na palcach podszed� bli�ej, by wr�czy� z�o�on�
kartk� papieru, po czym szybko wymkn�� si� z powrotem na korytarz. Adel rozwin��
kartk� i przebiegi j� wzrokiem. Natychmiast rozpozna� pismo Dorata, cho� musia�
przeczyta� kilka razy, zanim zacz�� rozumie� tre��.
- W tej sytuacji - ko�czy� tymczasem swoje wywody Lam - z ca�ym przekonaniem
twierdz�, �e program bada� nad przeskokami czasowymi jest nierealny i
niepotrzebny oraz stawiam wniosek o przerwanie prac.
Zapad�o kr�tkie milczenie. Lam usiad� i rozgl�da� si� wok�, szukaj�c w
twarzach s�uchaczy reakcji na swoje wyst�pienie.
- Mocno postawiona sprawa - z udan� trosk� w glosie skomentowa� Naczelny. -
Zanim rozpoczniemy dyskusj�, mo�e jeszcze zapytam, co na to doktor Adel?
Adel przebieg� kolejny raz wzrokiem kartk� Dorata i spojrza� na zegarek.
- Dyrektorze - zacz�� - doktor Lam przedstawi� mocne uzasadnienie tezy, �e
Zesp� Podr�y w Czasie powinien by� rozwi�zany. Wygl�da na to, �e mog� w tej
sprawie powsta� nowe okoliczno�ci, cho� jeszcze nie wiem, czy wynikn� z nich
argumenty za, czy przeciw kontynuacji bada�. Z punktu widzenia dyscypliny pracy
- okoliczno�ci s� raczej niekorzystne dla Zespo�u. Ot� otrzyma�em w�a�nie
wiadomo�� - cho� trudno mi w ni� uwierzy� - �e moi ludzie sko�czyli dzi� w nocy
monta� stanowiska do�wiadczalnego, zrobili kilka wst�pnych pr�b dzia�ania i
dziesi�� minut temu , rozpocz�li prawdziwy eksperyment. Zdaje si�, �e je�li
przejdziemy do sterowni stanowiska, to b�dziemy mogli obejrze� powr�t kolegi
Dorata z podr�y w przesz�o��.
W ciszy, kt�ra zapad�a, s�ycha� by�o much� t�uk�c� si� o szyb� �wietlika pod
sufitem. Nie trwa�o to jednak d�u�ej ni� sekund�: nagle, ludzie rzucili si� do
wyj�cia i korytarz zat�tni� odg�osem biegn�cych ku hali do�wiadczalnej. W sali
seminaryjnej pozostali tylko Adel, Naczelny, Lam i kilku szacownych cz�onk�w
Rady Naukowej.
Adel poruszy� si� w stron� wyj�cia. - P�jdzie pan obejrze�, dyrektorze?
Naczelny nie odpowiedzia�. Po kr�tkiej chwili wahania wsta� jednak i razem
ruszyli korytarzem w kierunku oszklonych drzwi sterowni. Gdy weszli do
obszernego pomieszczenia, mocno zat�oczonego ciekawskimi, t�um rozst�pi� si� i
przepu�ci� ich do pulpitu operatora, umieszczonego na wprost przeszklonej �ciany
zwr�conej ku wn�trzu hali do�wiadczalnej. Za szyb� po�yskiwa�y matow� biel�
rz�dy grawitron�w, otaczaj�ce pomost z komor� czasoprzestrzenn�. Zwoje
prowizorycznie u�o�onych kabli i surowa, nie pokryta farba blacha �cian komory
�wiadczy�y, �e monta� odbywa� si� z wielkim po�piechem. Przej�cia mi�dzy
urz�dzeniami by�y jednak uporz�dkowane, nie wykorzystane materia�y starannie
u�o�one pod �cianami hali, a pod stropem p�on�� ostrzegawczo czerwonym �wiat�em
wielki napis: UWAGA - EKSPERYMENT. NIEBEZPIECZNE POLE GRAWITACYJNE. Do wn�trza
sterowni dobiega� g�uchy pomruk uk�ad�w zasilania grawitron�w.
"Nie do wiary" - pomy�la� Adel patrz�c na to wszystko. "Ten wieczny
ba�aganiarz Dorat tym razem dopilnowa� porz�dku !"
- Wie pan czym grozi ta niebezpieczna zabawa? - odzyska� mow� Naczelny. -
Prosz� natychmiast przerwa� eksperyment!
- A wie pan, co b�dzie, je�li eksperyment oka�e si� udany? - niemal weso�o
odpar� Adel. - Prosz� rozejrze� si� doko�a, ilu mamy �wiadk�w.
Ludnie wpatrywali si� z napi�ciem w komor� stanowiska. Mo�na by�o �atwo
odr�ni� w�r�d nich m�odzie� z zespo�u Adela; ci z r�wn� ciekawo�ci� zerkali od
czasu do czasu na prze�o�onych stoj�cych przy pulpicie.
Adel spojrza� na ekran monitora, na kt�ry nieustannie wype�za�y liczby
raportu przekazywanego przez komputer nadzoruj�cy do�wiadczenie.
- Musz� pana uprzedzi�, dyrektorze, �e zgodnie z zaprojektowan� przez nas
procedura do�wiadcze� cz�owiek po przeskoku czasowym musi by� natychmiast
poddany dok�adnym badaniom lekarskim. Tak wi�c, w zasadzie nie b�dziemy mogli
porozumie� si� z Doratem, dop�ki lekarze nie b�d� pewni stanu jego zdrowia. Co
prawda, nie wiem, czy lekarze s� na miejscu...
Przesun�� suwak wy��cznika na pulpicie. Mruczenie grawitron�w cich�o
stopniowo, a� wreszcie zgas� ostrzegawczy napis pod stropem. W tej samej chwili
uchyli�y si� drzwi na drugim ko�cu hali i w kierunku stanowiska do�wiadczalnego
ruszy�y trzy postacie w bia�ych fartuchach. Adel z zaskoczeniem rozpozna�
towarzysz�cych znajomemu laborantowi dw�ch lekarzy z grupy Lama. A wi�c i oni
wsparli Dorata!
- Minister poprosi� mnie wczoraj o sprawozdanie i wnioski z dzisiejszego
seminarium. Niepotrzebnie poruszy�em u niego ten temat - ze szczerym j�kiem
wyrwa�o si� Naczelnemu.
"Kto mieczem wojuje..." - pomy�la� sentencjonalnie Adel. Tymczasem postacie
za szyb� wesz�y ju� na pomost i mocowa�y si� z zamkni�ciem w�azu komory. Gdy
w�az uchyli� si� wreszcie, jedna z postaci znikn�a we wn�trzu. T�um zgromadzony
w sterowni ockn�� si� i eksplodowa� gwarem podniesionych rozm�w.
- Do tej pory wszystko przebiega dok�adnie wed�ug procedury - przekrzykiwa�
ha�as Adel, nachylaj�c si� do Naczelnego.
W otworze w�azu pojawi�o si� co� niebieskiego.
- Jest Dorat, hurra, zdr�w i ca�y! wrzasn�� m�ody cz�owiek przyklejony nosem
do szyby.
- Ubrany w niebieski fartuch, by mo�na by�o �atwo odr�ni� go od ludzi z
zespo�u obs�ugi - obja�nia� Adel, ale Naczelny odpowiedzia� tylko skrzywieniem
fa�d t�uszczu na obliczu.
Dorat sta� ju� na pomo�cie. Cho� wygl�da� na lekko oszo�omionego, trzyma� si�
bardzo dobrze. Spojrza� w kierunku okien sterowni, podni�s� r�k� w g�r� w
zwyci�skim ge�cie i zacz�� schodzi� w d� po schodach.
powr�t