Krzysztof Blagier Czynnik ludzki Idąc korytarzem zauważyli z daleka, że drzwi sekretariatu dyrektora są uchylone, więc obaj zwolnili kroku. - Doktorze, przecież nie wolno przeszkodzić nam teraz, gdy jesteśmy już blisko rozpoczęcia doświadczeń - gorączkował się Dorat. - Nie wyobrażam sobie, by mogło dojść do wstrzymania prac! Mimo zdenerwowania Adel uśmiechnął się i spojrzał z sympatią na towarzyszącego mu dryblasa. - Zgoda, rozumujesz logicznie, ale nie szukaj logiki tam, gdzie rządzą ludzkie ambicje. Wiesz, że nasze prace są ostatnim już śladem działalności poprzedniej dyrekcji instytutu? Przypomnij sobie jak kolejno reorganizowano wszystkie inne zespoły badawcze. No, ale odprowadzaj mnie dalej - sekretarka puści zaraz plotkę, że szukam oparcia w zbuntowanej młodzieży. Dorat zatrzymał się. - Powodzenia, doktorze, zaczekam aż pan stamtąd wyjdzie. Trzymam kciuki! Adel zapukał w uchylone drzwi, zajrzał do wnętrza i wszedł. - Dzień dobry, kochanie - rzucił ponurej pannicy usadowionej za biurkiem. - Naczelny chciał ze mną rozmawiać. Czy teraz mnie przyjmie? Pannica skrzywiła się niechętnie - Zaraz zapytam - dotknęła przycisku interkomu. - Dyrektorze, przyszedł doktor Adel... - Proszę, niech wejdzie - głos z interkomu brzmiał niezbyt zachęcająco. Adel poprawił krawat, wyprostował się i wkroczył z determinacją do gabinetu. Naczelny podniósł swoje sto dziesięć kilo zza biurka pokrytego stertą papierów, podał dłoń gościowi i wskazał fotel przy niskim stoliku. - Niechże pan siada, doktorze, tu będzie wygodniej niż przy biurku. Może papierosa? - Dziękuję, nie palę. Naczelny w milczeniu celebrował wyrównanie tytoniu w bibułce, błysk gazowego płomyka zapalniczki, pierwsze kłęby dymu. - Zaprosiłem pana na rozmowę, gdyż sądzę, że najwyższy czas wyjaśnić sytuację, która powstała w pańskim zespole. Widzi pan, od chwili objęcia mojego stanowiska mam ciągle trudności z utrzymaniem działalności Zespołu Podróży w Czasie, zwłaszcza z panem jako szefem. Wielokrotnie już czyniono mi wymówki: za dużo młodych, niedoświadczonych ludzi, Adel też nie ma doświadczenia kierowniczego... Mówiłem: zaczekajcie, przecież poprzedni dyrektor dobrze się zastanowił, nim uruchomił takie przedsięwzięcie, osądzimy ich po wynikach. No i jak teraz wyglądam po tej waszej wpadce? Znów zaciągnął się dymem i zaczął przerzucać trzymany w ręku plik kartek. "Szczwany lis" - przemknęło przez myśl Adelowi, "Nie znosi mnie i moich ludzi od pierwszego spotkania, ale z pewnością dowiedzie, że usuwa mnie ze stanowiska i rozwiązuje Zespół pod naciskiem opinii środowiska. Osiągnie to, o co mu naprawdę chodzi: błogi spokój w Instytucie, niekłopotliwa realizacja niedużych temacików, żadnych ryzykownych badań w rodzaju naszych przeskoków czasowych, a na tym bladym tle - ON, Wielki Człowiek Nauki..." - Dyrektorze - zaczął niepewnie - sądzę, że wpadka to zbyt mocne określenie. Chyba nie ma powodów do bardzo krytycznej oceny dotychczasowych prac... - Dotychczasowych, dotychczasowych - przerwał dość niegrzecznie Naczelny. - Tylko co dalej? Mam właśnie ten raport doktora Lama z prac grupy biologów - zna pan jego treść. Po tym, czego Lam się doszukał w waszych badaniach, powinienem właściwie natychmiast przerwać działalność Zespołu! Adel poruszył się nerwowo w fotelu. Mimo wszystko miał nadzieję na łagodniejszy przebieg rozmowy. - Dyrektorze, chciałam właśnie... Mówiąc prosto z mostu: już wkrótce moglibyśmy rozpocząć eksperymenty, do słownie za dwa - trzy tygodnie. Czy nie byłoby lepiej doprowadzić do doświadczalnego rozstrzygnięcia wątpliwości? Mógłbym przedstawić panu program doświadczeń. - Co znowu? - żachnął się Naczelny. - Ja mówię o przerwaniu prac, a pan mi proponuje jakieś programy! - Uważam, że powinniśmy to omówić. Zgodnie z założeniami planu badań, doświadczenia powinny zacząć się od wysyłania w przeszłość i przyszłość różnych przedmiotów. Część druga to próby ze zwierzętami, a dopiero na końcu - przenoszenie w czasie ludzi. - Dobrze znam plan - przerwał Naczelny. - Do czego pan zmierza? - Ponieważ doktor Lam kwestionuje możliwość osiągnięcia tego, co stanowi główny cel prac, to jest przeniesienie w czasie ludzkiego organizmu, celowe byłoby ograniczenie do minimum prób z przedmiotami i zwierzętami doświadczalnymi i szybkie sprawdzenie założeń trzeciej części. Omawialiśmy to w Zespole... - Niech pan sobie to wybije z głowy, doktorze! A w ogóle, to dlaczego nie włączył pan biologów do tych prac wcześniej? Nie zabrnęlibyście w ślepą uliczkę. "Co za obłuda" - przemknęło przez myśl Adelowi. "Przecież ten biolog, Lam, to podstawiony człowiek, brakujący element w intrydze..." - Widzę - zaczął drgającym z emocji głosem - że różnimy się zasadniczo poglądami na sytuację w Zespole... Przerwał mu głos sekretarki z interkomu - Dyrektorze, łączę rozmowę telefoniczną z ministrem. Naczelny poderwał wszystkie swoje fałdy tłuszczu z fotela i niemal podbiegł do telefonu. - Dzień dobry, panie ministrze... tak jest, panie ministrze... tak jest, służę uprzejmie... Adel próbował zebrać myśli. "Chyba nie mam już szans, pozostaje mi przecież tylko propagandowa rozgrywka na seminarium Instytutu, no i końcowe pchnięcie. Co ja powiem tym moim młodym zapaleńcom?" Naczelny kończył tymczasem rozmowę. - Tak jest... zaraz wyjeżdżam, będę w ministerstwie za pół godziny. Odłożył słuchawkę i spojrzał z niesmakiem na Adela. - Musimy przerwać rozmowę. Dalszy ciąg sprawy na jutrzejszym seminarium. Przypominam - najpierw pan referuje, potem Lam. A na spotkaniu z ministrem będę musiał wspomnieć o tym, że chyba przerwiemy , realizację pańskiego tematu. Do widzenia, doktorze - zaaferowany, nie podał nawet Adelowi ręki na pożegnanie. Adel opuszczał gabinet z lekkim szumem w głowie. Czekający na korytarzu Dorat z niepokojem spojrzał na jego zszarzałą twarz. - Co się stało, szefie?! Czyżby grubas pana znokautował - Daj spokój z żartami. Tak jak przypuszczałem - jutro rozprawa z nam i... . - Jutro? Ach tak, seminarium. Nie złożył pan rezygnacji, prawda? - Prawdę mówiąc, nie zdążyłem. Przerwano nam rozmowę. - Głowa do góry, szefie. Niech pan idzie odpocząć! - rzucił niespodziewanie Dorat i popędził w czeluść korytarza. Adel ze zdziwieniem odprowadził go wzrokiem. Co za postrzeleniec! Zszedł schodami w dół, machinalnie dotarł do wyjścia i w zamyśleniu powlókł się w stronę domu. Zdał sobie sprawę, że jest zmęczony i zobojętniały. Nie mógł zasnąć tego wieczora i musiał zażyć środek nasenny. Spał mimo to źle i nazajutrz wstał z przykrym bólem głowy. Dopiero po porannej toalecie i śniadaniu poczuł się trochę lepiej, a spacer do Instytutu nieomal przywrócił go do dobrej formy. Nad uczuciem rezygnacji powoli brało górę przekonanie, że nie sprzeda tanio swojej skóry i że moralne zwycięstwo w dyskusji na semirnarium jest jeszcze możliwe. Przeciął na ukos obszerny hall Instytutu i poszedł wprost do sali seminaryjnej. Początek wyznaczono na ósmą rano, więc w sali zdążyła już zebrać się dość liczna grupa zainteresowanych. Adel przebiegł wzrokiem twarze, skinął głową znajomym i usiadł w pierwszym rzędzie krzeseł. Nie wiedzieć czemu ogarnęło go niejasne odczucie niepokoju: walczył z nim, próbując skupić się nad przerzucanymi jeszcze raz notatkami. Sala zapełniała się. Kilka minut po ósmej weszli członkowie Rady Naukowej, o wśród mich Naczelny. Promieniejąc dobrym nastrojem, powitał zebranych i rozpoczął zebranie krótkim wprowadzeniem. Wystudiowany obiektywizm jego wypowiedzi i spokojny ton, podkreślany jowialną posturą znakomicie wprowadzały w błąd słuchaczy nieświadomych prawdziwego celu seminarium. "Zaiste, Wielki Człowiek Nauki" - pomyślał Adel. - "Może być spokojny, brudną robotę zrobią za niego inni". - W tej samej chwili dotarła do niego zapowiedź Naczelnego: - Proszę teraz doktora Adela o omówienie dotychczasowego przebiegu prac nad przeskokami czasowymi. Adel wstał, rozejrzał się po sali i znów doznał tego samego niepokojącego uczucia, co przed kilkunastoma minutami. Wysiłkiem woli skoncentrował się i zaczął mówić. - Proszę państwa, powinniśmy dziś przedyskutować celowość prowadzenia dalszych badań nad przeskokami czasowymi. Nie będę mówił długo, chciałbym raczej, by dyskusja była możliwie wszechstronna i wyczerpująca. Odchrząknął i wyprostował się pod nieprzychylnym wzrokiem Naczelnego. - Najważniejsze założenia naszych prac mają bardzo wyraźny rodowód. Podstawy teoretyczne zostały stworzone kilkanaście lat temu przez Urbana i Fritza w ich krótkiej pracy, opublikowanej w biuletynie "Yellow Letters of Theoretical Physics". Intuicyjne podstawy praktycznej realizacji przeskoków czasowych zaczerpnęliśmy natomiast z opublikowanych jeszcze wcześniej prac Caeffa, w których przewidział on uzyskanie swobody przesunięć czasowych przez wykorzystanie tak zwanego piątego wymiaru. Naszym osiągnięciem jest pomysł wykorzystania do tego celu nieliniowych efektów powstających w silnych polach grawitacyjnych. Zbudowaliśmy stanowisko doświadczalne, które posłuży do przenoszenia w czasie przedmiotów i zwierząt doświadczalnych, a sądzimy, że będzie ono także umożliwiać przenoszenie ludzi. Obecnie, kiedy otrzymaliśmy już zamówione kilka miesięcy temu grawitrony o dostatecznie dużej mocy wyjściowej, zmontowanie całego stanowiska jest kwestią kilkunastu dni. Jednakże, jak niektórym z obecnych wiadomo, zgłoszono pod naszym adresem zastrzeżenia dotyczące realności planowanych eksperymentów z udziałem ludzi. Chodzi o to, że doświadczenia z nieożywioną materią, a nawet ze zwierzętami - mogą dać tylko bardzo ograniczony zasób informacji. Przeskok czasowy jest mianowicie zjawiskiem bardzo trudno poddającym się naszym technikom pomiarowym. Nie ma możliwości dokładnego śledzenia tego, co będzie się działo z przedmiotem lub zwierzęciem podczas eksperymentu, gdyż bieżące przekazywanie informacji od obiektu doświadczalnego do obserwatora jest fizycznie niemożliwe. W czasie trwania eksperymentu można mierzyć tylko parametry charakteryzujące zjawiska zachodzące wokół strefy przeskoku, a więc na przykład parametry pola grawitacyjnego lub pobór mocy w zespole grawitronów. Można wprawdzie przenieść w czasie - razem z badanym obiektem - aparaturę pomiarową wraz z rejestratorami wyników, ale stanowi to poważne utrudnienie wielu eksperymentów, a poza tym i tak nie zapewnia uzyskania pełnego obrazu zachodzących zjawisk. Wyniki wstępnych badań nie pozwolą zatem na wiarygodne przewidywania procesów, które podczas przeskoku czasowego mogą zachodzić w świadomości człowieka. Z tego właśnie względu do naszego zespołu została dołączona grupa biologów i lekarzy, którzy otrzymali zadanie sprawdzenia realności celów naszego programu badań. Tyle na razie z mojej strony... Adel złożył notatki i usiadł. W tej samej chwili zupełnie nieoczekiwanie uświadomił sobie, co było przyczyną dręczącego go uczucia niepokoju: na sali nie było nikogo z Zespołu. "Zrejterowali i zostawili mnie samego?" zachodził w głowę. - "Nie do wiary..." Naczelny udzielił tymczasem głosu Lamowi. Niewysoki korpulentny blondyn w średnim wieku był wyraźnie podenerwowany, ale wyuczoną lekcję recytował gładko. - Koleżanki i koledzy - zaczął nie jestem na tyle mocny w fizyce i matematyce, by przedstawić moje rozumowanie na gruncie formalnym, ale muszę na początek odwołać się do teorii. Jak wiadomo, funkcje występujące w równaniach przeskoku czasowego, podanych przez Urbana i Fritza, wykazują charakterystyczne punkty nieciągłości. Fizycznym odpowiednikiem tych nieciągłości są chwile, w których badany obiekt zachowuje się niezgodnie z lokalną strzałą czasu, czyli chwile przesunięcia czasowego. Niewątpliwym osiągnięciem zespołu doktora Adela jest znalezienie odpowiednich metod dla realizacji takiego przesunięcia. Ich stosowanie do przedmiotów nieożywionych nie budzi zastrzeżeń, ale zastanówmy się, jak w chwili przesunięcia czasowego może zachować się żywy organizm. Szczególnie istotne jest to, jak zachowują się - w świetle tego, co wiemy dziś o mechanizmach działania ludzkiej pamięci - struktury białkowe przechowujące informacje. Procesy życiowe przebiegają przecież zawsze zgodnie z lokalną strzałą czasu, gdyż w przeciwnym razie uległaby naruszeniu druga zasada termodynamiki. Nasza grupa robocza starała się wyjaśnić wątpliwości i niestety, wnioski są zdecydowanie pesymistyczne. Uważamy, że człowiek nie jest fizjologicznie przystosowany do przeskoków czasowych. Badania prowadzone przez zespół doktora Adela, nie biorące pod uwagę czynnika ludzkiego, poszły w niewłaściwym kierunku. Adel przestał słuchać, gdyż drzwi sali seminaryjnej uchyliły się i do wnętrza wsunęła się ostrożnie postać w białym fartuchu, w której rozpoznał z zaskoczeniem jednego z techników grupy montażu stanowiska doświadczalnego. Ten także zauważył szefa i ostrożnie, na palcach podszedł bliżej, by wręczyć złożoną kartkę papieru, po czym szybko wymknął się z powrotem na korytarz. Adel rozwinął kartkę i przebiegi ją wzrokiem. Natychmiast rozpoznał pismo Dorata, choć musiał przeczytać kilka razy, zanim zaczął rozumieć treść. - W tej sytuacji - kończył tymczasem swoje wywody Lam - z całym przekonaniem twierdzę, że program badań nad przeskokami czasowymi jest nierealny i niepotrzebny oraz stawiam wniosek o przerwanie prac. Zapadło krótkie milczenie. Lam usiadł i rozglądał się wokół, szukając w twarzach słuchaczy reakcji na swoje wystąpienie. - Mocno postawiona sprawa - z udaną troską w glosie skomentował Naczelny. - Zanim rozpoczniemy dyskusję, może jeszcze zapytam, co na to doktor Adel? Adel przebiegł kolejny raz wzrokiem kartkę Dorata i spojrzał na zegarek. - Dyrektorze - zaczął - doktor Lam przedstawił mocne uzasadnienie tezy, że Zespół Podróży w Czasie powinien być rozwiązany. Wygląda na to, że mogą w tej sprawie powstać nowe okoliczności, choć jeszcze nie wiem, czy wynikną z nich argumenty za, czy przeciw kontynuacji badań. Z punktu widzenia dyscypliny pracy - okoliczności są raczej niekorzystne dla Zespołu. Otóż otrzymałem właśnie wiadomość - choć trudno mi w nią uwierzyć - że moi ludzie skończyli dziś w nocy montaż stanowiska doświadczalnego, zrobili kilka wstępnych prób działania i dziesięć minut temu , rozpoczęli prawdziwy eksperyment. Zdaje się, że jeśli przejdziemy do sterowni stanowiska, to będziemy mogli obejrzeć powrót kolegi Dorata z podróży w przeszłość. W ciszy, która zapadła, słychać było muchę tłukącą się o szybę świetlika pod sufitem. Nie trwało to jednak dłużej niż sekundę: nagle, ludzie rzucili się do wyjścia i korytarz zatętnił odgłosem biegnących ku hali doświadczalnej. W sali seminaryjnej pozostali tylko Adel, Naczelny, Lam i kilku szacownych członków Rady Naukowej. Adel poruszył się w stronę wyjścia. - Pójdzie pan obejrzeć, dyrektorze? Naczelny nie odpowiedział. Po krótkiej chwili wahania wstał jednak i razem ruszyli korytarzem w kierunku oszklonych drzwi sterowni. Gdy weszli do obszernego pomieszczenia, mocno zatłoczonego ciekawskimi, tłum rozstąpił się i przepuścił ich do pulpitu operatora, umieszczonego na wprost przeszklonej ściany zwróconej ku wnętrzu hali doświadczalnej. Za szybą połyskiwały matową bielą rzędy grawitronów, otaczające pomost z komorą czasoprzestrzenną. Zwoje prowizorycznie ułożonych kabli i surowa, nie pokryta farba blacha ścian komory świadczyły, że montaż odbywał się z wielkim pośpiechem. Przejścia między urządzeniami były jednak uporządkowane, nie wykorzystane materiały starannie ułożone pod ścianami hali, a pod stropem płonął ostrzegawczo czerwonym światłem wielki napis: UWAGA - EKSPERYMENT. NIEBEZPIECZNE POLE GRAWITACYJNE. Do wnętrza sterowni dobiegał głuchy pomruk układów zasilania grawitronów. "Nie do wiary" - pomyślał Adel patrząc na to wszystko. "Ten wieczny bałaganiarz Dorat tym razem dopilnował porządku !" - Wie pan czym grozi ta niebezpieczna zabawa? - odzyskał mowę Naczelny. - Proszę natychmiast przerwać eksperyment! - A wie pan, co będzie, jeśli eksperyment okaże się udany? - niemal wesoło odparł Adel. - Proszę rozejrzeć się dokoła, ilu mamy świadków. Ludnie wpatrywali się z napięciem w komorę stanowiska. Można było łatwo odróżnić wśród nich młodzież z zespołu Adela; ci z równą ciekawością zerkali od czasu do czasu na przełożonych stojących przy pulpicie. Adel spojrzał na ekran monitora, na który nieustannie wypełzały liczby raportu przekazywanego przez komputer nadzorujący doświadczenie. - Muszę pana uprzedzić, dyrektorze, że zgodnie z zaprojektowaną przez nas procedura doświadczeń człowiek po przeskoku czasowym musi być natychmiast poddany dokładnym badaniom lekarskim. Tak więc, w zasadzie nie będziemy mogli porozumieć się z Doratem, dopóki lekarze nie będą pewni stanu jego zdrowia. Co prawda, nie wiem, czy lekarze są na miejscu... Przesunął suwak wyłącznika na pulpicie. Mruczenie grawitronów cichło stopniowo, aż wreszcie zgasł ostrzegawczy napis pod stropem. W tej samej chwili uchyliły się drzwi na drugim końcu hali i w kierunku stanowiska doświadczalnego ruszyły trzy postacie w białych fartuchach. Adel z zaskoczeniem rozpoznał towarzyszących znajomemu laborantowi dwóch lekarzy z grupy Lama. A więc i oni wsparli Dorata! - Minister poprosił mnie wczoraj o sprawozdanie i wnioski z dzisiejszego seminarium. Niepotrzebnie poruszyłem u niego ten temat - ze szczerym jękiem wyrwało się Naczelnemu. "Kto mieczem wojuje..." - pomyślał sentencjonalnie Adel. Tymczasem postacie za szybą weszły już na pomost i mocowały się z zamknięciem włazu komory. Gdy właz uchylił się wreszcie, jedna z postaci zniknęła we wnętrzu. Tłum zgromadzony w sterowni ocknął się i eksplodował gwarem podniesionych rozmów. - Do tej pory wszystko przebiega dokładnie według procedury - przekrzykiwał hałas Adel, nachylając się do Naczelnego. W otworze włazu pojawiło się coś niebieskiego. - Jest Dorat, hurra, zdrów i cały! wrzasnął młody człowiek przyklejony nosem do szyby. - Ubrany w niebieski fartuch, by można było łatwo odróżnić go od ludzi z zespołu obsługi - objaśniał Adel, ale Naczelny odpowiedział tylko skrzywieniem fałd tłuszczu na obliczu. Dorat stał już na pomoście. Choć wyglądał na lekko oszołomionego, trzymał się bardzo dobrze. Spojrzał w kierunku okien sterowni, podniósł rękę w górę w zwycięskim geście i zaczął schodzić w dół po schodach. powrót