5174

Szczegóły
Tytuł 5174
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5174 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5174 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5174 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STANIS�AW LEM SZPITAL PRZEMIENIENIA POGRZEB Poci�g sta� w Nieczawach kr�tko. Ledwo Stefan przebi� si� przez ci�b� ku drzwiom i skoczy� na ziemi�, lokomotywa sapn�a i ko�a pocz�y stuka� za jego plecami. Ju� od godziny martwi� si�, �e nie wysi�dzie, i problem ten przes�oni� mu wszystko inne wraz z samym celem podr�y. Teraz, wdychaj�c powietrze a� ostre po wagonowym zaduchu, kroczy� niepewnie, mru��c oczy od s�o�ca, zarazem oswobodzony i bezradny, jakby wyrwany z ci�kiego snu. By� jeden z ostatnich dni lutego, z niebem pe�nym jasnych chmur o rozpalonych do bia�o�ci obw�dkach. Podmywane odwil�� �niegi osiad�y ci�ko w kotlinach i w�wozach, obna�a�y �cierniska, k�py krzak�w, czarne od b�ota drogi i gliniaste stoki wzg�rz. W jednolit� dot�d biel krajobrazu wst�powa� zwiastun przemian � chaos. My�l t� przyp�aci� Stefan nieostro�nym st�pni�ciem i woda chlupn�a mu do bucika. Wzdrygn�� si� z obrzydzeniem. Coraz s�absze sapanie lokomotywy rozp�yn�o si� za wzg�rzami bier�ynieckimi; da� si� wtedy s�ysze� szmer podobny do �wierkania �wierszczy, nieuchwytny, p�yn�cy zewsz�d, jednostajny odg�os tajania. W swoim w�ochatym raglanie, w mi�kkim filcowym kapeluszu i p�ytkich miastowych bucikach by� Stefan na tle rozleg�ego pog�rza postaci� mocno nie na miejscu i zdawa� sobie z tego spraw�. Drog� Wspinaj�c� si� ku wsi mkn�y rozdygotane, ra��ce oczy blaskiem strugi. Skacz�c z kamienia na kamie� dotar� wreszcie do rozstaj�w i spojrza� na zegarek. Dochodzi�a pierwsza. Pogrzeb nie by� wyznaczony na okre�lon� godzin�, lecz nale�a�o si� spieszy�. Trumna z cia�em wyjecha�a z Kielc jeszcze wczoraj. Znajdowa�a si� wi�c ju� w domu stryja Ksawerego, ale mog�a te� by� w ko�ciele, bo w telegramie by� taki niejasny zwrot o mszy. Czy mo�e o egzekwiach? Nie m�g� sobie przypomnie�, a to, �e rozwa�a kwestie liturgiczne, zdenerwowa�o go. Do domu stryja by�o dziesi�� minut drogi, tyle� na cmentarz, ale je�li kondukt b�dzie szed� okr�nie, by wst�pi� do ko�cio�a� Niezdecydowanie Stefana wzros�o. Ruszy� ku zakr�towi szosy, przystan��, cofn�� si� par� krok�w i zn�w si� zatrzyma�. W�r�d p�l zobaczy� starego ch�opa, kt�ry szed� z dala miedz� trzymaj�c na ramieniu krzy�, jaki zwykle nosi si� przed pogrzebem. Stefan chcia� zawo�a� na niego, ale si� nie odwa�y�. Zacisn�wszy z�by, pu�ci� si� wielkimi krokami w stron� cmentarza. Ch�op doszed� do muru cmentarnego i znik�. Nie by�o wida�, by szed� dalej, ku wsi, wi�c Stefan z desperacj� zagi�� po�y p�aszcza i unosz�c je jak kobieta coraz karko�omniej sadzi� przez ka�u�e. Droga na cmentarz omija�a niewielki pag�rek, poros�y g�sto leszczyn�. Stefan pobieg� na prze�aj, nie zwa�aj�c na zapadaj�cy si� �nieg i chlaszcz�ce po twarzy witki. Naraz g�stwina si� sko�czy�a. Zeskoczy� na drog� tu� przed cmentarzem. Cicho tu by�o i pusto, po ch�opie ani �ladu. Po�piech Stefana rozwia� si� nagle. Pos�pnie obejrza� ub�ocone po kostki stopy i zgrzany, oddychaj�c g��biej, zajrza� ponad furt� do �rodka. Na cmentarzu nie by�o nikogo. Pchni�ta furta zakraka�a przera�liwie i umilk�a w �a�osnym st�kni�ciu. Brudny, zaskorupia�y �nieg okrywa� fali�cie groby, rozchylaj�c si� lejowato u podn�a krzy�y. Ich drewniane szeregi urywa�y si� u k�py dzikiego bzu; dalej sta�y kamienne nagrobki ksi�y nieczawskich i wi�kszy od nich, odosobniony grobowiec rodzinny Trzynieckich, czarny ze z�otymi literami dat i nazwisk, �z trzema brzozami u granitowego wezg�owia. W pasie pustej przestrzeni, oddzielaj�cej grobowiec od reszty cmentarza jak ziemia niczyja, zia�a jama �wie�o wykopanego grobu, plami�ca glin� bia�e otoczenie. Stefan przystan�� zaskoczony. W grobowcu nie by�o ju� wida� miejsca, a na powi�kszenie go nie starczy�o czasu lub �rodk�w i Trzyniecki mia� i�� do gliny jak byle kto; Stefan wyobrazi� sobie, z jakimi uczuciami stryj Anzelm zarz�dzi� przewiezienie zw�ok, ale innej drogi nie by�o: tu chowa�o si� wszystkich umar�ych, bo Nieczawy nale�a�y niegdy� do Trzynieckich, a cho� na koniec zosta� tylko dom stryja Ksawerego, zwyczaj przetrwa� i po ka�dej �mierci rodzina s�a�a z ca�ej Polski swych przedstawicieli na pogrzeb. Z ramion krzy�y, z ga��zek dzikiego bzu zwisa�y szkliste sople, woda cyka�a z nich cicho, dziurawi�c �nieg. Stefan posta� chwil� nad otwartym grobem. Nale�a�o i�� do domu, lecz tak nie mia� na to ochoty, �e ruszy� mi�dzy krzy�e wiejskiego cmentarza. Nazwiska, wypalone drutem na deseczkach, zmienia�y si� w czarne zacieki, wiele znik�o ca�kiem, pozostawiaj�c g�adkie drewno. Brn�c w �niegu, kt�ry zi�bi� mu stopy, Stefan obszed� cmentarz doko�a i przystan�� nagle nad grobem, na kt�rym sta� du�y brzozowy krzy� z przybitym kawa�kiem blachy. Widnia� tam napis z zakr�tasami: Przechodniu Powiedz Polsce Tu Le�� Jej Syny Byli Jej Pos�uszni Do Ostatniej Godziny. Ni�ej widnia�y nazwiska z wymienionymi szar�ami. Jako ostatni figurowa� �o�nierz nieznany. By�a jeszcze data z wrze�nia 39 roku. Od tego wrze�nia nie min�o i sze�� miesi�cy, ale napis nie przetrwa�by w s�otach i mrozach, gdyby go nie odnawia�a czyja� pami�tliwa r�ka. O pami�ci �wiadczy�y te� ga��zie jedliny, okrywaj�ce gr�b dziwnie ma�y: trudno by�o uwierzy�, �e spoczywa w nim kilku ludzi. Stefan posta� tu chwil�, zarazem poruszony i niepewny, bo nie wiedzia�, czy uchyli� kapelusza; nie mog�c si� zdecydowa�, poszed� dalej. Zi�b �niegu dawa� mu si� we znaki; uderzaj�c bucikiem o bucik, zn�w spojrza� na zegarek. By�o dwadzie�cia minut po pierwszej i nale�a�o si� pospieszy�, je�li mia� zd��y� do domu, pomy�la� jednak, �e czekaj�c tu na kondukt znakomicie upro�ci sw� ceremonialn� obecno�� na pogrzebie, zawr�ci� wi�c i raz jeszcze przystan�� nad rozkopan� ziemi�, kt�ra przyj�� mia�a cia�o stryja Leszka. Zajrzawszy w g��b pustej jamy, Stefan zauwa�y�, jaka jest g��boka. �wiadomy tajnik�w techniki grzebalnej poj��, �e gr�b pog��biono umy�lnie, aby m�g� w przysz�o�ci zawrze� jeszcze jedn� trumn� � ciotki Anieli, wdowy po stryju Leszku. Odkrycie to dotkn�o go jak podpatrzona niechc�cy niegodziwo��; mimo woli cofn�� si� od do�u i w oczy rzuci�y mu si� szeregi ko�lawych krzy�y. Jego umys� by� jakby uwra�liwiony samotno�ci� i to, �e r�nice stanu posiadania trwaj� dalej w zgromadzeniu umar�ych, wyda�o mu si� absurdalne i nikczemne. Przez chwil� oddycha� g��biej. Panowa�a zupe�na cisza. Od niedalekiej wsi nie dobiega� najs�abszy odg�os, nawet wrony, kt�rych krakanie towarzyszy�o mu przedtem w w�dr�wce, ucich�y teraz zupe�nie. Kr�tkie cienie krzy�y le�a�y na �niegu, zi�b od n�g podchodzi� przez cia�o do serca. Kul�c si�, wcisn�� r�ce do kieszeni i w prawej odkry� ma�e zawini�tko, � paczuszk� z chlebem, kt�r� matka wetkn�a mu, nim wyszed� z domu. Raptownie poczu� g��d, wydoby� chleb z kieszeni i odwin�� cienki papier. Mi�dzy kromkami r�owi�o si� nieco szynki. Przybli�y� chleb do ust, lecz nie m�g� je�� nad rozkopanym grobem. M�wi� sobie, �e to przes�d, bo c� takiego ostatecznie � jama wykopana w glinie � a jednak nie zdo�a� si� przem�c. Z pajdk� chleba w r�ku pobrn�� ku furcie cmentarnej. Id�c tak, mija� bezimienne krzy�e, w ich nieforemnych kszta�tach daremnie szuka�o si� jakich� cech indywidualnych, �wiadcz�cych o ich po�miertnych w�a�cicielach. Pomy�la�, �e troska o trwa�o�� grob�w jest wyrazem niepami�tnych czas�w si�gaj�cej wiary, i� mimo twierdzenia religii, wbrew oczywisto�ci gnicia, na przek�r �wiadectwu zmys��w zmarli wiod� w g��bi ziemi jakie� istnienie, mo�e niedogodne, wstr�tne nawet, ale przecie� istnienie, tocz�ce si� poty, p�ki nad ziemi� stoj� jeszcze jakie� znaki rozpoznawcze. Dotar� do furty, .raz jeszcze spojrza�, z oddali na rz�dy krzy�y zanurzonych w �niegu i ��taw� plam� wykopanego grobu, i wyszed� na b�otnist� drog�. Kiedy przemy�la� do ko�ca ostatni wyw�d, absurdalno�� zabieg�w cmentarnych sta�a si� dla� oczywista i sw�j udzia� w dzisiejszym pogrzebie odczu� jako co� �enuj�cego. Przez chwil� by� nawet z�y na rodzic�w, �e nak�onili go do tej eskapady, tym dziwniejszej, �e w�a�ciwie nie by� tu sob�, lecz przedstawia� chorego ojca. Jad� teraz powoli chleb z szynk�, zwil�aj�c k�sy �lin� i prze�ykaj�c z pewnym trudem, bo mu zasch�o w gardle. W g�owie my�li bieg�y dalej. Tak, to zupe�nie pewne, rozwa�a�, �e ludzie jak�� najbardziej g�uch� na argumenty �wiata cz�ci� swego jestestwa wierz� w owo w�a�nie przez niego odkryte �trwanie zmar�ych�, gdyby bowiem troska o groby by�a tylko wyrazem mi�o�ci i �alu za utraconym, zadowoliliby si� spiek� nad naziemnym, widomym kszta�tem grobu. Sprowadzaj�c jednak motywy cmentarnej dzia�alno�ci ludzi do takich uczu�, nie spos�b wyt�umaczy� dba�o�ci o wygod� zw�ok, kt�ra ka�e zmar�ych ubiera�, k�a�� im poduszeczki pod g�owy i zamyka� ich w futera�ach jak najodporniejszych na dzia�anie si� przyrody. Post�puj�cymi tak musi powodowa� ciemna i nierozumna wiara w dalsze trwanie zmar�ych � to okropne, przera�aj�ce �ywego trwanie w ciasnym zamkni�ciu trumny, kt�re wida� lepsze by� musi jednak w ich instynktownym mniemaniu od ca�kowitego unicestwienia i zespolenia z ziemi�. Sam o tym nie wiedz�c, zacz�� i�� w stron� wsi, a zarazem wie�y ko�cielnej b�yszcz�cej w s�o�cu. Nagle dojrza� na zakr�cie szosy jaki� ruch i nim jeszcze poj��, co si� tam dzieje, pospiesznie wetkn�� chleb do kieszeni. Tam, gdzie szosa omija�a wzg�rza, biegn�c pod jego strom�, gliniast� �cian�, ukaza�a si� ciemna plama pochodu. Ludzie byli tak daleko, �e nie rozr�nia� twarzy, widzia� tylko sun�cy przodem krzy�, tu� za nim bia�e plamki ksi�ych kom�y, dach samochodu i g��biej sporo male�kich figurek, kt�re porusza�y si� tak wolno, jakby przest�powa�y w miejscu z nogi na nog�, ko�ysz�c si� pewno majestatycznie, ale pomniejszenie, sprawione odleg�o�ci�, czyni�o te ruchy prawie groteskowymi. Trudno by�o wzi�� ten miniaturowy pogrzeb serio i oczekiwa� go z nale�yt� powag�, nie �atwiej te� i�� mu naprzeciw. By�o to jakby przypadkowo uronione zbiorowisko ciemnych laleczek sun�cych u podn�a wielkiego gliniastego obrywu, a wiatr przynosi� ode� strz�pki niezrozumia�ego zawodzenia. Stefan chcia� znale�� si� tam jak najszybciej, nie �mia� jednak ruszy� si� z miejsca i tylko, zdj�wszy kapelusz, od czego wiatr potarga� mu natychmiast w�osy, czeka� nieruchomo na skraju drogi. Kto� nie�wiadomy nie m�g�by poj��, czy jest on sp�nionym uczestnikiem �a�obnej uroczysto�ci, czy tylko przypadkowym przechodniem. Postaci id�cych ros�y, w miar� jak si� zbli�ali, i niepostrze�enie przekroczy�y granic� tego oddalenia, kt�rego efekt tak osobliwe wywar� wra�enie na patrz�cym. Na koniec Stefan pozna� starego ch�opa id�cego na czele z krzy�em, obu ksi�y, wlok�c� si� za nimi ci�ar�wk� z pobliskiego tartaku i wreszcie ca��, krocz�c� w rozsypce rodzin�. Niesk�adny �piew kobiet wiejskich powtarza� si� monotonnie bez jednej przerwy; gdy orszak by� ledwo kilkana�cie krok�w od Stefana, da�o si� s�ysze� dzwonienie � zrazu kilka nier�wnych d�wi�k�w, potem uderzenia pe�ne, mocne, z dostoje�stwem rozp�ywaj�ce si� po okolicy. Gdy dzwon przem�wi�, Stefan pomy�la�, �e najpierw musia� poci�gn�� za sznur ma�y Wicek od Szymczak�w, kt�rego odp�dzi� zaraz jedynie powo�any do dzwonienia rudy �Tomek, ale natychmiast u�wiadomi� sobie, �e �ma�y� Wicek musi by� ju� parobkiem w jego, Stefana, wieku, a po Tomku �lad zagin��, odk�d wyjecha� do miasta. Wida� jednak walka o prawo dzwonienia trwa�a w m�odym pokoleniu Nieczaw. Trafiaj� si� w �yciu sytuacje nie przewidziane podr�cznikiem dobrych manier, tak trudne i dra�liwe, �e pokona� je mo�na tylko wielkim taktem i pewno�ci� siebie. Stefan, pozbawiony tych cn�t, nie mia� poj�cia, w jaki sposdb przy��czy� si� do orszaku i sta� niezdecydowany, czuj�c wyra�nie, �e go dostrze�ono, co zwi�kszy�o jeszcze jego pomieszanie. Szcz�liwie przed samym ko�cio�em poch�d zatrzyma� si�, jeden z ksi�y podszed� do szoferki i pyta� o co� kierowcy, kt�ry kiwa� potakuj�co g�ow�, a nie znani Stefanowi ch�opi wle�li na samoch�d i j�li �ci�ga� trumn�. Uczyni�o si�, pewne zamieszanie, w kt�rym Stefan zdo�a� szybko przymkn�� do grupy stoj�cej ko�o auta. Zauwa�y� w�a�nie kr�p� posta� i szpakowat�, wbit� w ramiona �g�ow� stryja Ksawerego, kt�ry podtrzymywa� ciotk� Aniel�, ca�� w czerni, gdy od trumny rozleg�o si� przyt�umione wo�anie: trzeba by�o wi�cej ludzi, by wnie�� j� do ko�cio�a. Stefan rzuci� si� tam, �e jednak, jak zwykle wtedy, gdy trzeba by�o na oczach wszystkich podj�� jak�� cho� troch� odpowiedzialn� czynno��, bardzo si� speszy�, jego gotowo�� dzia�ania objawi�a si� jedynie nerwowym podrepty�waniem przy pace ci�ar�wki; ostatecznie trumna wznios�a si� nad g�owy obecnych bez jego pomocy, a jemu dosta�a si� tylko do niesienia futrzana burka, kt�r� w ostatniej chwili zrzuci� z siebie i poda� mu najstarszy brat ojca, stryj Anzelm. Burk� t� wni�s� Stefan do ko�cio�a, wchodz�c jako jeden z ostatnich, lecz pe�en prze�wiadczenia, �e d�wigaj�c �w ogromny b�am nied�wiedzi i on przyczynia si� do sprawnego przebiegu ceremonii. Dzwon zako�czy� sw� monotonn� pie�� zaj�kliwym uderzeniem, obaj ksi�a na chwil� znikli, potem zn�w si� ukazali, podczas gdy rodzina sadowi�a si� w �awkach, i od o�tarza pobieg�y pierwsze wypowiedziane po �acinie s�owa egzekwii. Na dobr� spraw� Stefan m�g� usi���, bo i miejsca w �awkach by�o sporo, i futro stryjowe nie nale�a�o do lekkich, ale wola� sta� w g��bi nawy ze swym brzemieniem, mo�e w�a�nie dlatego, �e mu ci��y�o i przez to jakby kompensowa�o jego nie�mia�o�� z poprzedniej chwili. Trumna sta�a ju� na wprost o�tarza, a stryj Anzelm, zapaliwszy wok� niej �wiece, podszed� titamt�d prosto ku Stefanowi, kt�ry nawet si� tym troch� zmiesza� (liczy� na ciemno�� panuj�c� u st�p filara, pod kt�rym sta�). U�cisn�wszy jego rami�, stryj wyszepta� pod �piewny g�os ksi�y: � Ojciec chory? � Tak, prosz� stryja. Mia� wczoraj atak. � Te kamienie, co? � rzek� stryj swoim przera�liwym szeptem i chcia� wzi�� futro z r�k Stefana, kt�ry go jednak nie pu�ci�, b�kaj�c: � Ale� nie, ale� prosz�, ja, ja ju� b�d� � No daj�e mi futro, o�le, przecie tu zimno jak w psiarni! � powiedzia� stryj dobrodusznie, lecz prawie na g�os, zarzuci� na ramiona burk� i odszed� do �awki, w kt�rej siedzia�a wdowa, pozostawiaj�c Stefana jak niepysznego; m�ody cz�owiek czu� jeszcze dobr� chwil�, jak pal� go policzki. Ten w gruncie rzeczy drobny incydent zepsu� mu ca�y pobyt w ko�ciele. Och�on�� dopiero po dobrej chwili, dostrzeg�szy stryja Ksawerego siedz�cego na skraju ostatniej �awki. Z pewn� pociech� pomy�la�, jak nieswojo musi czu� si� Ksewery, ateusz tak wojuj�cy, �e pr�bowa� nawraca� ka�dego nowego proboszcza. By� to stary kawaler, raptus i weredyk, zagorza�y prenumerator biblioteki Boya, zwolennik regulacji porod�w i w dodatku jedyny lekarz w promieniu dwunastu kilometr�w. W swoim czasie krewni z Kielc usi�owali wyprze� go ze starego domu, prowadz�c z nim przez lata walk� w s�dach powiatowych i okr�gowych, lecz Ksawery wygra� wszystkie procesy i jeszcze im tak chytrze � jak powiada� � naubli�a�, �e nic mu zrobi� nie mogli. Teraz siedzia� ci�ko, po�o�ywszy wielkie r�ce nieruchomo na pulpicie, oddzielony �awk� od pokonanych krewnych. Kiedy organy odezwa�y si� swym g��bokim g�osem, drgn�o co� w Stefanie przypomnieniem dawnej, gor�cej i pokornej �wi�to�ci, kt�ra parzy�a jego dusz�, gdy by� ca�kiem ma�y; muzyk� organow� mia� zawsze w wielkim powa�aniu. Egzekwie toczy�y si� w najwi�kszym porz�dku; jeden z ksi�y rozpali� kadzid�o w ma�ym kaganku i obszed� trumn�, otaczaj�c j� k��bem wonnego, cho� trac�cego spalenizn� dymu. Stefan poszuka� oczami wdowy � siedzia�a w drugiej �awce, skulona, cierpliwa, dziwnie oboj�tna na s�owa ksi�y, kt�rzy w girlandach �aciny coraz wy�piewywali jej nazwisko, a zarazem nazwisko zmar�ego, powtarzaj�c je podnio�le i jakby natarczywie � ale nie zwracali si� do ucha �adnego z �ywych, tylko do Opatrzno�ci, i j� prosili, b�agali, nakazywali jej niemal �yczliwo�� dla tego, kt�rego ju� nie by�o. Organy zamilk�y i zn�w trzeba by�o wzi�� na barki trumn� osadzon� na katafalku przed o�tarzem, lecz teraz Stefan nawet nie pr�bowa� si� tam zbli�y�; wszyscy wstali i pokaszluj�c gotowali si� do dalszej drogi. W momencie gdy trumna, chwiej�c si� �agodnie, opuszcza�a przyciemnion� naw�, na samych schodkach ko�cio�a nast�pi�o zamieszanie � ta pod�ugowata, ci�ka skrzynia gro�nie zapad�a si� przodem, lecz natychmiast las wzniesionych r�k przywr�ci� jej r�wnowag�, tak �e tylko ko�ysz�c si� �wawiej, jakby podniecona tym, co omal nie nast�pi�o, wychyn�a na niskie ju� s�o�ce. W owej chwili przenikn�a Stefanowi przez g�ow� bardzo g�upia i makabryczna my�l, �e osob� w trumnie na pewno by� stryj Leszek, bo on zawsze lubi� narwane kawa�y, nawet w uroczystych sytuacjach. My�l t� zaraz st�umi�, a raczej wyprowadzi� na p�aszczyzn� zdrowego rozumowania: �e jest to absurd, a trumna zawiera nie stryja, a tylko jak�� pozosta�o��, jak�� reszt� po jego osobie, tak �enuj�c� i k�opotliw�, �e dla jej usuni�cia ze �rodowiska �ywych obmy�lono i zainscenizowano ca�� t� nieco d�ugotrwa��, zawi�� i z lekka fa�szem pobrzmiewaj�c� histori�. Tymczasem szed� ju� z innymi za trumn�, kieruj�c� si� ku rozwartej na o�cie� furcie cmentarza. Otaczaj�cy go orszak sk�ada� si� z jakich� dwudziestu os�b; spotkane z dala od trumny, robi�y wra�enie nieco dziwaczne, bo stroje ich stanowi�y co� po�redniego mi�dzy ubraniem na d�u�sz� podr� (jako �e wszyscy niemal przyjechali do Nieczaw z daleka) a odzieniem wizytowym z przewa�aj�c� barw� czerni. Zarazem wi�kszo�� m�czyzn nosi�a angliki z cholewami, a�niekt�re kobiety mia�y na nogach podobne do but�w, sznurowane, wysokie, futrem lamowane trzewiki. Kto�, kogo z ty�u nie m�g� Stefan rozpozna�, mia� na sobie �o�nierski p�aszcz bez wszelkich dystynkcji, z oderwanymi jakby si�� patkami, �ci�gni�ty mocno pasem; ten p�aszcz, na kt�rym przez d�ug� chwil� zatrzyma�o si� spojrzenie Stefana, by� tu jedynym przypomnieniem kampanii wrze�niowej, chocia� nie � zdecydowa� po sekundzie � �wiadczy�a o niej te� nieobecno�� tych, kt�rzy w innych okoliczno�ciach zjawiliby si� tu na pewno, jak stryj Antoni i kuzyn Piotr, obaj przebywaj�cy w niewoli niemieckiej. �piew, a raczej zawodzenie kobiet wiejskich, powtarzaj�cy rozwlekle �wieczne odpoczywanie racz mu da�, Panie, a �wiat�o�� wiekuista�� niecierpliwi� Stefana kr�tko, bo wnet przesta� dociera� do jego �wiadomo�ci. Orszak wyd�u�y� si�, a potem skupi� u wej�cia cmentarnego i za wzniesion� wysoko trumn� pop�yn�� czarnym sznurem mi�dzy grobami. Nad otwart� mogi�� zn�w rozpocz�y si� mod�y. Stefanowi by�o ich ju� troch� nadto i pomy�la� nawet, �e gdyby by� wierz�cy, uzna�by takie ci�g�e ponawianie pr�b za natr�ctwo wobec istoty, do kt�rej by�y kierowane. Zanim ostatnia uwaga uformowa�a si� w nim do ko�ca, kto� poci�gn�� go za r�kaw. Odwr�ci� si� i ujrza� otoczon� ko�nierzem futra, szerok�, z orlim nosem twarz stryja Anzelma, kt�ry spyta� go, znowu zbyt g�o�no: � Jad�e� ju� dzi� co? � i, nie doczekawszy si� odpowiedzi, doda� szybko: � Nic si� nie b�j, b�dzie bigos! � po czym klepn�� go w plecy i garbi�c si� przemyka� mi�dzy stoj�cymi, zwr�conymi w stron� wci�� jeszcze pustego grobu. Dotyka� ka�dego palcem, poruszaj�c przy tym wargami, co mocno dziwi�o Stefana, dop�ki si� nie zorientowa� w prozaiczno�ci stryjowego post�powania: Anzelm liczy� po prostu obecnych. Zaraz te� wyda� gromkim szeptem dyspozycj� ch�opakowi, kt�ry najpierw z prostacz� rewerencj� wycofa� si� z czarnego kr�gu, a znalaz�szy si� za furt�, pogna� prosto do domu Ksawerego. Zako�czywszy sw� gospodarsk� czynno��, stryj Anzelm stan��, czy to umy�lnie, czy przez przypadek, znowu u boku Stefana i znalaz� nawet chwil�, by zwr�ci� jego uwag� na malowniczo�� grupy otaczaj�cej gr�b. A w�a�nie czterech ros�ych ch�op�w unios�o trumn� na sznurach i j�o opuszcza� j� w g��b ziej�cego wn�trza, a� spocz�a, ale troch� krzywo, tak �e jeden z nich musia�, zapieraj�c si� posinia�ymi r�kami o brzeg; ziemi, pchn�� j� mocno butem. Taka obcesowo�� wobec przedmiotu, kt�ry przez ca�y czas do tej chwili otaczany by� nieustann� czci�, dotkn�a przykro Stefana. W tym fakcie znalaz� jeszcze jedno potwierdzenie swej tezy, �e �ywi, mimo ca�ej kunsztowno�ci post�powania, jakim usi�uj� nada� okr�g�o�� okrutnie kanciastemu przej�ciu od �ycia do �mierci, nie potrafi� jednak znale�� wobec umar�ych jakiej� jednolitej a ci�g�ej postawy. Gdy �opaty, pracuj�ce z zapa�em przechodz�cym w zawzi�to��, zamkn�y gr�b i uklepa�y nad nim wyd�u�on� pryzm� gliny, jawnie ukaza�a si� wojenna specyfika tego pogrzebu, nie do pomy�lenia by�o bowiem, �eby, uchodz�c z cmentarza, zostawia�o si� gr�b jednego z Trzynieckich nie zasypawszy go kwiatami, ale tej pierwszej powrze�niowej zimy trudno by�o o tym my�le�. Zawiod�y nawet szklarnie bliskiego maj�tku Przetu�owicz�w, bo szyby wyt�uczone zosta�y w czasie walk, tak �e nagrobek powsta� tylko z nar�czy ga��zi jod�owych, i oto po odm�wieniu ostatniej modlitwy, prze�egnawszy si�, wszyscy nieznacznie podawali plecy wzg�rkowi pozielenia�ej gliny i jeden za drugim wycieka� pocz�li �nie�ystymi �cie�ynami na pe�n� b�ota i ka�u� wiejsk� drog�. Kiedy ksi�a, przemarzni�ci jak wszyscy, zdj�li swe bia�e kom�e, od razu si� jako� uzwyczajnili, podobn�, cho� mniej wyrazist� przemian� widzia�o si� w innych obecnych: opada�a z nich uroczysta powaga, jakie� zwolnienie ruch�w i spojrze�, i naiwnemu obserwatorowi mog�oby si� zdawa�, �e ci ludzie do tej pory st�pali ca�y czas na palcach, czego naraz zaniechali. W drodze powrotnej Stefan manewrowa� tak, �eby si� czasem nie dosta� w pobli�e ciotki Anieli�wdowy, nie �eby jej nie lubi� albo nie wsp�czu�, przeciwnie, by�o mu jej �al, tym bardziej �e wiedzia�, jak kochaj�ce si� stanowili ze stryjem ma��e�stwo, ale mimo gor�czkowych wysi�k�w nie m�g� wykrzesa� z siebie ani jednego zdania kondolencji. Przez ten pop�och wewn�trzny zap�dzi� si� na czo�o wracaj�cych, gdzie stryj Ksawery wi�d� pod r�k� ciotk� Melani� Skoczy�sk�. By� to widok tak dziwny i rzadki, �e Stefan a� si� zdumia�, stryj bowiem ciotki Melanii nie znosi� w spos�b wszechstronny, nazywa� j� ampu�k� ze starym jadem i mawia�, �e trzeba dezynfekowa� ziemi� ze �ladami jej st�pni��. Ciotka Melania, stara panna, z dawien dawna trudni�a si� j�trzeniem wa�ni wewn�trzrodzinnych w ten spos�b, �e sama zachowuj�c ca�� s�odycz neutralno�ci, z domu do domu przenosi�a jadowite powiedzonka i plotki, od czego powstawa�y wielkie kwasy i du�o szkody, poniewa� Trzynieccy byli wszyscy i krewcy, i niezmiernie konsekwentni w raz wzbudzonych uczuciach. Dojrzawszy Stefana, Ksawery zawo�a� z daleka: � Witaj, bracie w Eskulapie! Masz ju� dyplom, co?! Stefan musia� naturalnie przystan�� dla przywitania i z rozmachem tkn�� wyzi�b�� d�o� ciotki�panny nosem, po czym ju� we troje ruszyli ku domowi, kt�ry wy�oni� si� spo�r�d drzew, ��ty jak jajko, istny dworek z klasycznymi kolumienkami i wielk� werand� wychodz�c� na sad owocowy. Przed wej�ciem przystan�li czekaj�c na nadchodz�cych. W stryju Ksawerym znienacka ockn�� si� gospodarz, zacz�� wi�c zaprasza� wszystkich do �rodka z takim impetem, jakby krewni mieli w�a�nie zamiar rozsypa� si� po �nie�ystej i grz�skiej okolicy. W samych drzwiach przeszed� Stefan kr�tk�, lecz przejmuj�c� m�k� wielokrotnych powita�, kt�re, zawieszone na czas pogrzebu, obruszy�y si� na� teraz lawin�. Musia� dobrze uwa�a�, by ca�uj�c na przemian r�ce i k�uj�ce policzki, nie pochyli� si� ku jakiej� m�skiej d�oni, co mu si� czasem trafia�o. Nie wiedzia� nawet, kiedy w�r�d szurania but�w i wywijania r�kawami zdejmowanych okry� znalaz� si� w bawialnym. Na widok ogromnego zegara szafkowego z mosi�nymi wagami poczu� si� naraz ogromnie swojsko, bo pod przeciwleg�� �cian�, pod rogatym czerepem jelenim rozk�adano dla� pos�anie, ilekro� przyjecha� do Nieczaw; po k�tach sta�y poprzetr�cane fotele, z kt�rymi w dzie� walczy�, dobieraj�c si� do ich w�osianych wn�trzno�ci, a w nocy budzi�o go czasem basowe wydzwanianie godzin i tarcza zegara majaczy�a nieziemsko z mrok�w odbitym gdzie� ksi�ycowym �wiat�em, okr�g�a, ch�odna, pomieszana ze snem i ja�niej�ca nieruchomo, w�a�nie jak ksi�yc. Nie m�g� si� jednak odda� wspomnieniom dzieci�stwa, bo w pokoju zapanowa� znaczny ruch. Panie siada�y na fotelach, panowie, stoj�c, otoczyli si� chmur� papierosowego dymu, rozmowa nie rozgrza�a si� jeszcze, a ju� otwar�y si� oba skrzyd�a drzwi do jadalnego i na progu stan�� Anzelm. Z marsem dobrodusznego, roztargnionego nieco cezara prosi� wszystkich do sto�u. O stypie nie by�o oczywi�cie mowy, s�owo to zad�wi�cza�oby niestosownie, po prostu proszono stroskanych i znu�onych podr� krewnych na skromn� przek�sk�. By� tu, w�r�d rodziny, jeden z ksi�y, kt�rzy wiedli orszak na cmentarz, chudy, z twarz� ��taw�, zm�czon�, ale u�miechni�t�, jakby zadowolony z tego, �e wszystko odby�o si� tak sk�adnie. Ksi�dz ten, nachylaj�c si� nisko a sztywnie, rozmawia� z seniork� rodu Trzynieckich, ciotk��babk� Jadwig�, male�k�, w przyd�ugich i zbyt obszernych sukniach, jakby zwi�d�a i skurczy�a si� trwaj�c nieustannie w ich wn�trzu, tak �e musia�a trzyma� r�ce uniesione modlitewnie w g�r�, by si� jej �aboty r�kaw�w nie zesun�y do ko�ca na wysch�e paluszki. W jej ma�ej, troch� p�askiej i w�a�ciwie niestarej twarzy czai� si� wyraz nieobecno�ci i przekory, jak gdyby wcale nie s�uchaj�c ksi�dza, obmy�la�a w�a�nie jaki� po starczemu dziecinny psikus. Wodzi�a po otoczeniu zaokr�glonymi, b��kitnymi oczami i naraz, upatrzywszy sobie Stefana, kiwn�a na� zgi�tym w haczyk palcem. M�ody lekarz prze�kn�� z determinacj� i zbli�y� si�, ksi�dz zastyg�, a ciotka�babka patrza�a z do�u na Stefana pilnie i jako� chytrze, a� powiedzia�a zdumiewaj�co grubym g�osem: � Stefan, syn Stefana i Michaliny? � Tak, tak � gorliwie przy�wiadczy� zapytany. Ciotka�babka u�miechn�a si� do niego, nie wiadomo, czy rada swej pami�ci, czy wygl�dowi ciotecznego wnuka; uj�a d�o� Stefana sw� do ostro�ci chud� r�czk�, zbli�y�a j� do oczu, przyjrza�a si� jej z obu stron, a potem raptownie pu�ci�a, jakby nic tam nie znalaz�a ciekawego. Zn�w z��czy�a jasne oczy ze wzrokiem otumanionego tym wszystkim Stefana i rzek�a: � A wiesz�e ty, �e ojciec tw�j �wi�tym chcia� zosta�? Gdakn�a cichute�ko trzy razy i zanim Stefan m�g�by co� odpowiedzie�, doda�a ni w pi��, ni w dziewi��: � Mamy jeszcze gdzie� jego powijaki, zachowa�y si�. Potem zapatrzy�a si� prosto przed siebie i ju� si� wi�cej nie odezwa�a. Tymczasem stryj Anzelm pojawi� si� znowu i ju� energiczniej prosi� wszystkich do jadalnego, na koniec z prze�licznym uk�onem zwr�ci� si� w stron� ciotki�babki i ruszy� z ni� w pierwsz� par�, za nim za� poci�gn�li inni. Ciotka�babka nie zapomnia�a o Stefanie, bo �yczy�a sobie, �eby usiad� przy niej, co uczyni� z jak�� radosn� rozpacz�; trafia si� cz�owiekowi prze�ywa� podobne zbitki odleg�ych od siebie uczu�. Zasiadanie do sto�u odby�o si� odrobin� chaotycznie; zjawi� si� niewidzialny dot�d gospodarz, stryj Ksawery, z ogromn� porcelanow� waz�, kt�r� poprzedza� ob�ok zawiesistej woni bigosowej, i obchodz�c wszystkich po kolei, sw� lekarsk� r�k� o za��conych nikotyn� palcach czerpa� chochl� bigos i opuszcza� go w talerze z takim rozmachem, �e kobiety usuwa�y si� w trwodze o ca�o�� toalet, przez co nastr�j od razu zrobi� si� cieplejszy. M�wiono wci�� o tym samym: o pogodzie i nadziejach na wiosenn� ofensyw� aliant�w. Po lewicy Stefana siedzia� wysoki, barczysty m�czyzna, kt�ry zwr�ci� przedtem jego uwag� wojskowym p�aszczem. By� to krewny matki Stefana, Grzegorz Niedzic, dzier�awca z Pozna�skiego. Przez ca�y czas milcza�, a gdy zaj�� jak�� pozycj�, nieruchomia� w niej, jakby kij po�kn��, u�miechn�� si� tylko prosto, nie�mia�o i jako� bardzo po dziecinnemu, jakby przeprasza� za k�opot, kt�ry sprawia tu swoj� osob�; u�miech ten osobliwie kontrastowa� z jego ogorza��, w�sat� twarz� i z ubraniem, kt�re zrobione by�o z wojskowego koca i uszyte najwidoczniej domowym sposobem, bo le�a�o na nim fatalnie. Czu�o si� przy stole, �e taka pogrobowa uroczysto�� to dla zebranych nie pierwszyzna, a Stefanowi przysz�o do g�owy, �e biesiaduj�c� tak rodzin� widzia� po raz ostatni na Bo�e Narodzenie w Kielcach. Dawa�o to do my�lenia, bo powszechne zgody by�y rzadkie i jednoczy�y krewnych wy��cznie doko�a pogrzeb�w, ale cho� w�wczas nikt bliski nie zmar�, to jednak nat�enie powszechnego �alu by�o podobne, bo przecie� dzia�o si� to �wie�o po poch�wku ojczyzny, tak �e �wczesna zgodliwo�� nie stanowi�a �adnego wyj�tku z regu�y. Stefanowi nie�atwo przebywa�o si� w tym zgromadzeniu, i to dla wielu powod�w. W og�le nie lubi� t�umnych, a ju� specjalnie uroczystych zebra�, dalej: widz�c naprzeciw ksi�dza czu�, �e obecno�� takiej �wi�tej osoby niechybnie sprowokuje Ksawerego do blu�nierstw i docink�w, a skandal�w nie cierpia� organicznie, na koniec czu� si� �le dlatego, �e jego ojciec (kt�rego tu przedstawia�) nie cieszy� si� w rodzinie najlepsz� s�aw� jako jedyny, odk�d pami�� si�ga, po�r�d ziemian i lekarzy wynalazca, i to taki, kt�ry, cho� dobiega� ju� sz�stego krzy�yka, nic w�a�ciwie nie wynalaz�. Nastroju tego nie os�adza�o s�siedztwo Grzegorza Niedzica, kt�ry wydawa� si� urodzonym niemow�, bo na pr�by nawi�zania rozmowy odpowiada� tylko ociepleniem u�miechu i spojrzeniami^ znad talerza pe�nymi sympatii, lecz tego by�o Stefanowi ma�o, �akn�� pogr��enia w rozmowie, tym bardziej �e widzia� czarne b�yski oczu Ksawerego, kt�ry najwyra�niej ju� co� szykowa�. Jako�, gdy zapanowa�a wzgl�dna cisza, przerywana tylko stukaniem �y�ek o dna talerzy, stryj odezwa� si�: � M�j Stefanku, ale w ko�ciele to� si� musia� czu� jak eunuch w haremie, co? Od�ywka ta mia�a rykoszetem ugodzi� ksi�dza i stryj gotowa� sobie pewno zaostrzony ci�g dalszy, lecz nie by�o mu dane zakosztowa� wra�enia swych s��w, bo krewni jak na komend� zacz�li m�wi� g�o�no i szybko, wszyscy bowiem wiedzieli, �e Ksawery takie rzeczy m�wi� musi, jak i to, �e jedynym sposobem jest pospieszne g�uszenie ich ha�asem og�lnej rozmowy. Potem jedna z us�uguj�cych kobiet wiejskich wywo�a�a stryja do kuchni na poszukiwania zimnego schabu, kt�ry si� gdzie� zawieruszy� i w posi�ku nast�pi�a nieprzewidziana przerwa. Stefan umila� j� sobie ogl�daniem kolekcji lic rodzinnych. Pierwsze�stwo przyznawa� niew�tpliwie stryjowi Anzelmowi. Rozros�y, t�gi, cho� nie gruby, masywny raczej, mia� Anzelm twarz niepi�kn�, lecz jako� po pa�sku pyszn� i umia� j� nosi� wspaniale. Zdawa�o si�, �e wraz z burk� nied�wiedzi� jest ona ostatni� pozosta�o�ci� po wielkich dobrach ziemskich, kt�re utraci� by� ze dwadzie�cia lat temu. Podobno przez folgowanie rozlicznym nami�tno�ciom, ale Stefan nie wiedzia� o tym nic pewnego. Wiadomo by�o jedynie, �e Anzelm jest zarazem energiczny, �askawy i gniewliwy; gniewa� si� umia� przy tym jak nikt w rodzinie � po pi��, a i po dziesi�� lat, tak �e nawet ciotka Melania zapomina�a, b co w�a�ciwie posz�o. W takich d�ugotrwa�ych wa�niach nikt nie wa�y� si� po�redniczy�, bo zdradzenie przed stryjem niewiedzy o przyczynie obrazy powodowa�o automatycznie obj�cie kl�tw� jego gniewu tak�e niezr�cznego mediatora. Tak w�a�nie sparzy� si� raz ojciec Stefana. Wszystkie jednak pot�ne, wrogie uczucia milk�y w stryju Anzelmie, jak w og�le w rodzinie, kiedy umiera� krewny; wywo�ana tak �treuga Dei� trwa�a, zale�nie od okoliczno�ci, kilka do kilkunastu dni. Wtedy jego przyrodzona dobro� ja�nia�a w ka�dym spojrzeniu i s�owie, tak niewyczerpanie szczodra i niepami�tliwa, �e za ka�dym razem Stefan najg��biej by� przekonany, i� to nie zawieszenie gniew�w, lecz ca�kowity ich odpust. Potem jednak naruszony blisk� �mierci� porz�dek stryjowych uczu� restaurowa� si�, nieub�agana surowo�� triumfowa�a na dalsze lata i wszystko pozostawa�o bez zmian � do nast�pnego pogrzebu. Ta odporno�� stryja Anzelma i jego wzrusze� na czas nies�ychanie imponowa�a Stefanowi w ch�opi�ctwie; p�niej, w latach studi�w, poj�� cz�ciowo jej mechanizm. Ongi� wielki gniew stryja popiera�a materialna pot�ga jego d�br, czyli, m�wi�c pro�ciej, sz�o o sched�, ale dzi�ki nieugi�to�ci charakteru Anzelma gniew jego przetrwa� w kr�gu rodzinnym utrat� maj�tku, tak �e obawiano si� go nadal, cho� nie sta�a ju� za tym gro�ba wydziedziczenia. Jednak�e, nawet odkrywszy �w klucz, Stefan nie wyswobodzi� si� od mieszaniny szacunku i trwogi przed najstarszym bratem ojca. Zimny schab znalaz� si� nieoczekiwanie w samym jadalnym, wewn�trz czarnego kredensu; gdy t� ogromn� bry�� mi�sa wydobyto z czelu�ci starego mebla, jego czarna barwa zestroi�a si� w my�li Stefana z kolorem trumny i zrobi�o mu si� na chwil� nijako. Naraz z tupotem i ha�asem wniesiono przez korytarzowe drzwi szereg pieczonych kaczek, s�oje cierpkich brusznic i p�miski z dymi�cymi ziemniakami; zapowiedziana przedtem skromna przek�ska jawnie zmieni�a si� w uczt�, tym bardziej �e stryj Ksawery dobywa� z kredensu flaszk� po flaszce wina. Dystans do obecnych, wci�� �ywy w Stefanie, teraz wzr�s� jakby skokiem; przez ca�y czas gorszy� si� po trosze tonem rozmowy i wpraw�, z jak� omija�a ona �mier�, kt�ra przecie� by�a jedynym powodem tego spotkania, teraz owo zgorszenie skulminowa�o w nim i razi�o go ju� wszystko, w��cznie z �alami za utracon� ojczyzn�, kt�rym towarzyszy�y �wawe ruchy sztu�c�w i szcz�k. Gdy za� przypomnia� sobie stryja Leszka, kt�ry le�a� pod glin� na pustym cmentarzu, wyda�o mu si�, �e tylko on jeszcze o nim pami�ta; z niech�ci� patrza� na zaczerwienione twarze biesiadnik�w, a jego oburzenie przekroczy�o kr�g rodziny i sta�o si� pogard� dla �wiata. Chwilowo nie m�g� jej da� wyrazu inaczej ni� przez wstrzymywanie si� od jedzenia, co uczyni� tak dobrze, �e wsta� od sto�u prawie g�odny. Zanim to nast�pi�o, w milcz�cym dot�d Grzegorzu Niedzicu, jego s�siedzie od lewej, zasz�a zmiana. Ju� od d�u�szej chwili ociera� k�opotliwie w�sy, zerka� nie�mia�o to na boki, to ku drzwiom, jakby mierz�c oczyma odleg�o��; najwyra�niej szykowa� si� do czego�. Nagle pochyli� si� do Stefana i szeptem wyjawi� mu, �e musi ju� i��, bo zaraz ma poci�g do Poznania. � Co, chcesz jecha� na noc? � zdziwi� si� troch� bezmy�lnie Stefan. � Tak, jutro rano musz� by� w pracy. Zacz�� mu t�umaczy�, �e tam, w Pozna�skiem, Niemcy ledwo toleruj� Polak�w i zwolnienie na jeden dzie� zdoby� z wielkimi trudno�ciami; ca�� noc jecha� do Nieczaw, a teraz jest czas najwy�szy na powr�t� Nie doko�czywszy niesk�adnej przemowy, wielki w�sacz naraz wci�gn�� powietrze, wsta� gwa�townie, omal nie �ci�gaj�c obrusa z zastaw�, i k�aniaj�c si� �lepo na wszystkie strony, j�� si� przepycha� ku drzwiom. Odezwa�y si� pytania, protesty, lecz uparty milczek raz jeszcze w pas sk�oni� si� wszystkim od progu i znik� w przedpokoju. Pobieg� tam stryj Ksawery; po chwili hukn�y drzwi wyj�ciowe. Stefan spojrza� w okno. Na dworze panowa�a ju� ciemno��. W wyobra�ni zamajaczy�a mu wysoka posta� w kusym p�aszczu �o�nierskim, krocz�ca b�otnist� drog�� Spojrza� na opustosza�e krzes�o po swej lewicy, dostrzeg�, �e wykrochma�one fr�dzle zwisaj�cego nisko obrusa s� tam pooddzielane od siebie i rozczesane starannie pracowit� d�ubanin�, i serce �cisn�o mu si� od ciep�ego, serdecznego �alu za tym nieznanym w�a�ciwie, dalekim kuzynem, kt�ry przez dwie noce trz�s� si� w ciemnym nie opalonym wagonie, �eby kilkaset krok�w towarzyszy� umar�emu. St�, od kt�rego wstawano, jak zawsze po obfitym posi�ku wygl�da� �a�o�nie � na talerzach pi�trzy�y si� ogryzione szkielety, pokryte zastyg�ym t�uszczem. Zapad�a chwila ciszy, w kt�rej m�czy�ni si�gali do kieszeni po papierosy, ksi�dz przeciera� irch� okulary, a ciotka�babka popad�a w os�upia�e zamy�lenie, kt�re by�oby podobne do drzemki, gdyby nie to, �e oczy mia�a szeroko otwarte. W tym powszechnym milczeniu rozleg� si� bodaj po raz pierwszy g�os Anieli�wdowy. Nie ruszaj�c si� ze swego miejsca, nieruchoma, z pochylon� g�ow�, powiedzia�a w obrus: � Wiecie, to wszystko jest jakie� takie �mieszne� I g�os jej si� za�ama�. Spot�gowanego milczenia, jakie nast�pi�o, nikt nie potrafi� przerwa�; nic podobnego nie by�o we zwyczaju, nikt nie by� na to przygotowany. Ksi�dz podszed� wprawdzie zaraz do ciotki Anieli, poruszaj�c si� z tak� jak�� zak�opotan� wpraw� jak lekarz, kt�ry winien udzieli� rych�ej pomocy, cho� nie bardzo wie jak, ale na tym sko�czy� i sta� nad ni�, czarn�, sam czarny w sutannie, z cytrynow� twarz� i podpuch�ymi powiekami, mrugaj�c, a� wybawi�a wszystkich s�u�ba, a raczej graj�ce jej rol� dwie kobiety wiejskie, kt�re wesz�y i z ogrorrtiym ha�asem pocz�y zbiera� talerze i p�miski. W p�mrocznym bawialnym, opodal b�yskaj�cych szybek d�bowej biblioteki, pod mosi�n�, kopc�c� z lekka lampa naftow� w pomara�czowym aba�urze stryj Ksawery porozumiewa� si� pospiesznym p�szeptem z krewnymi. Jednych namawia� na nocleg, innych informowa� o po��czeniach kolejowych, dyrygowa�, kiedy kogo trzeba b�dzie zbudzi�; Stefan chcia� pierwotnie wyruszy� w drog� powrotn�, ale dowiedziawszy si�, �e ma poci�g dopiero o trzeciej nad ranem, os�ab� w tym postanowieniu i bez oporu da� si� nam�wi� na pozostanie do jutra. Mia� spa� W�a�nie w bawialnym, naprzeciw zegara, musia� wi�c czeka�, a� wszyscy si� rozejd�. Gdy to wreszcie nast�pi�o, niedaleko ju� by�o do p�nocy. Stefan szybko si� umy�, rozebra� pod ledwo�ledwo migoc�c� lamp�, zdmuchn�� jej p�omyk i z nieprzyjemnym dreszczem wsun�� si� pod ch�odn� ko�dr�. Senno��, kt�r� czu� przedtem, jak r�k� odj�o. Le�a� d�ugo na wznak nie mog�c usn��, a zegar, niewidzialny w Zupe�nej ciemno�ci, majestatycznie, z jakim� przesadnym naciskiem wydzwania� kwadranse i godziny. My�li jego, zrazu nieokre�lone i niewyra�ne, kr��y�y wok� strz�p�w prze�ytego dnia, zmierzaj�c jednak wolno, jakby nieuchronnie w jedn� stron�. Ca�a rodzina mia�a w charakterze ogie� i kamie�, pasj� i nieust�pliwo��. Trzynieccy z Kielc s�yn�li z chciwo�ci, stryj Anzelm ze swych gniew�w, ciotka�babka z jakiego�, przez czas przymglonego, mi�osnego szale�stwa; ta si�a fatalna umiejscowia�a si� rozmaicie w r�nych ludziach: ojciec Stefana by� wynalazc�, wszystko inne robi� z musu, op�dza� si� od �wiata jak od much, gubi� nieraz dni, prze�ywa� dwa razy czwartek, a potem okazywa�o si�, �e uroni� �rod�, ale to nie by�o prawdziwe roztargnienie, a tylko nadmierna koncentracja na tej idei, kt�ra w tym czasie akurat go op�ta�a. Kiedy nie spa� ani nie chorowa�, mo�na by�o da� g�ow�, �e siedzi w swym miniaturowym, na poddaszu urz�dzonym warsztacie, po�r�d gazowych i spirytusowych p�omieni, rozgrzanych narz�dzi, w zapachu kwas�w i metali, i przymierza co�, szlifuje, zespala, a wszystkie owe czynno�ci, sk�adaj�ce si� na proces wynajdywania, nigdy nie ustawa�y, cho� odmienia�y si� wynalazcze zamierzenia. Z jednego niepowodzenia ojciec wchodzi� w nast�pne z jednakow� wiar� i pasj�, tak siln�, �e na obcych czyni� wra�enie odr�twia�ego czy wr�cz bezmy�lnego. Stefana nigdy nie traktowa� jak dziecko. Do malca, kt�ry zjawia� si� w p�mrocznym warsztacie, przemawia� tak, jak si� m�wi do doros�ego, ale takiego, kt�ry na przyk�ad niedos�yszy, wi�c konwersacja z nim ci�gle si� rwie i pe�no w niej nieporozumie�,. Nie bacz�c na to, z ustami pe�nymi �rubek, w popalonym fartuchu, przechodz�c od tokarni do imad�a i na powr�t do tokarni, m�wi� do niego, jakby wyk�ada� z przerwami, wype�nionymi szczeg�lnie skupionym majstrowaniem. A o czym m�wi�? Stefan nie wiedzia� teraz dobrze, bo kiedy s�ucha� owych przem�wie�, by� zbyt ma�y, by poj�� ich sens, ale zdaje si�, �e mawia� na przyk�ad tak: �Tego, co by�o i min�o, nie ma tak, jak gdyby tego w og�le nigdy nie by�o. To jest jak ciastko wczoraj zjedzone, nic.z niego nie masz. Dlatego mo�na by sobie dorobi� przesz�o��, kt�rej si� nie mia�o; je�li si� w ni� tylko uwierzy, to ju� b�dzie tak, jakby si� j� naprawd� prze�y�o�. Raz powiedzia� mu zn�w: �Czy chcia�e� przyj�� na �wiat? Prawda, �e nie? No, nie mog�e� chcie�, kiedy ci� nie by�o. Widzisz, ja te� nie chcia�em, �eby� ty przyszed� na �wiat. To znaczy chcia�em syna, ale nie ciebie, bo przecie� ciebie nie zna�em, wi�c nie mog�em ci� chcie� Chcia�em syna w og�le a ty jeste� ten rzeczywisty�� Stefan w�a�ciwie rzadko si� odzywa� i o nic ojca nie pyta�, ale zdarzy�o si� (mia� z pi�tna�cie lat), �e spyta�, co ojciec b�dzie robi�, kiedy mu si� ju� uda opracowywany wynalazek? Ojciec nachmurzy� si�, a po d�u�szym milczeniu odpar�, �e zajmie si� wynajdywaniem czego� innego. �Po co?� � spyta� pochopnie Stefan. Pytanie to, jak i pierwsze, podyktowane by�o g��boko ukrywan�, ale t�ej�c� z latami niech�ci� do osobliwego zawodu ojca, kt�ry � o tym wiedzia� ch�opiec a� nazbyt dobrze � by� przedmiotem powszechnego wydziwiania, a odium tej dziwno�ci pada�o i na niego. Spytany przez podrastaj�cego syna pan Trzyniecki powiedzia� mu: �Stefku, tak pyta� nie wolno. Widzisz, gdyby umieraj�cego spyta�, czy chce jeszcze raz �y� od nowa, na pewno si� zgodzi i nie b�dzie wcale pyta�, po co ma �y�. To samo jest z moj� prac��. Ta praca, �arliwa i wyczerpuj�ca, nie przynosi�a nic, tak �e dom utrzymywa�a matka Stefana, a �ci�lej m�wi�c jej ojciec. Pan Trzyniecki �y� wi�c na utrzymaniu �ony, co do tego stopnia oburzy�o Stefana, gdy si� o tym dowiedzia�, �e przez jaki� czas pogardza� ojcem. Podobne, cho� nie tak silne uczucia �ywili dla Trzynieckiego jego bracia, ale z czasem wszystko to si� jako� utar�o, jak ka�dy stan trwaj�cy do�� d�ugo, by na� ludzie zoboj�tnieli. Pani Trzyniecka kocha�a m�a, niestety, wszystko, co robi�, le�a�o poza granicami jej pojmowania; toczyli ze sob� walk� podjazdow�, nie bardzo o tym nawet wiedz�c, albowiem , by�o to �cieranie si� przedmiot�w nale��cych do dw�ch sfer: warsztatu i mieszkania; ojciec nie chcia� nawet umy�lnie przekszta�ci� pokoj�w w dalszy ci�g warsztat�w, ale to jako� samo si� dzia�o; na sto�ach, t�a szafach, biurkach wyrasta�y spi�trzenia drut�w i mechanizm�w, a matka dr�a�a o swoje obrusy, koronkowe serwety, rododendrony i araukarie; ojciec nie lubi� tej zieleniny, ukradkiem podrywa� korzenie, radowa� si� skrycie objawami wi�dni�cia, matka wielkimi sprz�taniami usuwa�a to jaki� drut bezcenny, to jak�� niezast�pion� �rubk�, a wszystko to dzia�o si� niechc�cy. Pracuj�c pan Trzyniecki przebywa� jakby w dalekiej podr�y, z kt�rej wraca� na dobre tylko w okresach powtarzaj�cej si� choroby. Cho� pani Trzyniecka troska�a si� tym cierpieniem prawdziwie, to jednak najspokojniejsza by�a w�wczas, gdy m�� le�a� w ��ku, poj�kuj�cy, bezradny, ob�o�ony termoforami, bo wtedy przynajmniej mia�a, o co mu chodzi i co si� z nim dzieje. Mocny d�wi�k bij�cego zegara dzieli� ciemno�� ponad le��cym Stefanem, kt�rego my�li odesz�y teraz od domu rodzicielskiego i wr�ci�y do prze�ytego dnia. Rozpatrywana czystym rozumem wi� rodzinna, owo wzajemne uwik�anie interes�w i uczu�, wsp�lnota wobec narodzin i zgon�w, wszystko to wydawa�o mu si� ja�owe i nu��ce. Czu� w piersi pieczenie jakiego� �aru demaskatorskiego, majaczy�o mu si�, �e musi wykrzykn�� w twarz rodzinie okrutn� prawd�, sprowadzaj�c� ca�� jej codzienn� i od�wi�tn� krz�tanin� od zera, ale kiedy szuka� s��w, kt�rymi m�g� si� odezwa� do �ywych, my�l jego dotkn�a stryja Leszka i znieruchomia�a, jakby si� przel�k�. Gdy si� to sta�o, nie przesta� my�le�, lecz teraz my�li rozwija�y si� w nim jako� samochc�c, a on je tylko obserwowa�. Ogarnia�o go mi�e znu�enie, przeczucie bliskiego snu, i wtedy w�a�nie wspomnia� zbiorowy gr�b na cmentarzu wiejskim. Zwyci�ona ojczyzna zmar�a, to by�a przeno�nia, ale ten ma�y �o�nierski gr�b nie by� przecie� przeno�ni�, c� mo�na by�o tam uczyni� innego, jak sta� milcz�c, z sercem �ci�ni�tym bole�nie i s�odko w przeczuciu wsp�lnoty, wi�kszej od osobniczego �ycia i osobniczej �mierci. A opodal stryj Leszek. Stefan widzia� jego nie przysypany �niegiem, nagi gr�b tak wyra�nie, jakby ju� spa�. Ale nie spa� i naraz ojczyzna zmiesza�a si� w nim z rodzin�, obie, os�dzone przez rozum, �y�y w nim dalej, czy mo�e on �y� w nich, ach, nic ju� nie wiedzia� i tylko zasypiaj�c przycisn�� r�ce do serca, bo mu si� zwidzia�o, �e wyzwoli� si� od nich � znaczy�oby to samo, co umrze�. GO�� NIESPODZIEWANY Otwieraj�c oczy pe�ne jeszcze nieprzytomno�ci snu, gotowa� si� Stefan ujrze� naprzeciw swego ��ka owalne lustro na lwich nogach ze z�oconego gipsu, brzuchat� kom�dk� i zielon� mg�� asparagusa mi�dzy oknami. Jak�e si� zdziwi�, gdy rzeczywisto�� zada�a k�am tym oczekiwaniom; le�a� bardzo nisko, tu� nad pod�og�, w pokoju wielkim, nie znanym, pe�nym dono�uego dzwonienia; w niewielkich oknach, zakrytych przejrzystymi grzebieniami sopli, b��kitnia� �wit � obcy, bo bez starej �ciany przeciwleg�ego domu. Dopiero gdy usiad� przeci�gaj�c si�, wspomnia� wydarzenia poprzedniego dnia. Wsta� szybko dr��c od ch�odu, wymkn�� si� do przedpokoju, wyszuka� na szaragach sw�j p�aszcz i narzuciwszy go na koszul� skierowa� si� do �azienki. Zza nie domkni�tych drzwi pada� blask �wiec, pomara�czowy przez kontrast z fioletowym �wiat�em poranku, kt�re p�yn�o na przedpok�j przez szklane pud�o werandy. W �azience kto� by�; Stefan pozna� g�os stryja Ksawerego i od razu nasz�a go ch�tka pods�uchiwania. Usprawiedliwia� j� przed sob� dociekliwo�ci� psychologiczn�, wierzy� bowiem czasami, �e istnieje jaka� jedyna, ostateczna prawda o ludziach i �e mo�na j� odkry�, podpatruj�c ich na gor�cym uczynku samotno�ci. Tak wi�c przed �azienk� �ciszy� kroki i nie tykaj�c drzwi zerkn�� przez szerok� na d�o� szpar� do �rodka. Na szklanej p�eczce p�on�y dwie �wiece. Z wanny pod �cian� wali�a para ��tymi od �wiat�a k��bami, otaczaj�c widmowo posta� stryja, kt�ry w parcianych portkach i wyszywanej po ukrai�sku koszuli goli� si�, wyczyniaj�c do zapoconego lustra przedziwne grymasy, i deklamowa� przez wzgl�d na brzytw� niewyra�nie, lecz z emfaz�: ��chciej przesia�, prosz�, one smako�yki przez ofaydan� dziur� od rozporka�� Rozczarowany nieco, Stefan zatrzyma� si� w niepewno�ci, co robi�, gdy stryj, jakby czuj�c jego wzrok (czy mo�e dojrzawszy go po prostu w lustrze), bo nie odwracaj�c si� � powiedzia� ca�kiem innym g�osem: � Jak si� masz, Stefek. To ty, co? W�a� tu, mo�esz si� od razu umy�, jest gor�ca woda. Stefan pozdrowi� stryja z nowym dniem i pos�usznie wszed� do �azienki. Zabra� si� do porannych ablucji pospiesznie, skr�powany nieco obecno�ci� Ksawerego, kt�ry goli� si� dalej, nie zwracaj�c na niego uwagi. Czas jaki� trwa�o milczenie, a� stryj odezwa� si� naraz: � Stefan� � Prosz� stryja? � Wiesz, jak to by�o? Z tonu tych s��w Stefan od razu zrozumia�, co Ksawery chcia� powiedzie�, ale jakby w takich sprawach nie wolno si� by�o zdawa� na sam� domy�lno��, spyta�: � Ze stryjem Leszkiem? Ksawery nic nie odpowiedzia�. Dopiero po d�u�szej chwili, skrobi�c g�rn� warg�, ni st�d, ni zow�d rzeki: � Drugiego sierpnia tu przyjecha�. Na ryby si� wybiera�, na pstr�gi, tam nad m�ynem, wiesz. I naturalnie nawet nie wspomnia�. Ja go dobrze rozumiem. Ale na obiad by�a kaczka, jak wczoraj. Tyle �e z jab�kami, bo teraz ju� nie mam. Co by�o, �o�nierze pozabierali, we wrze�niu. I on tej kaczki nie chcia� je��, a tak zawsze lubi�. Wi�c to mnie jako� tkn�o. A ju� mia� tak� twarz. Tylko �e u swojego najtrudniej zauwa�y�. Cz�owiek nie dopuszcza do siebie czy co� � Wstr�t do mi�sa i kacheksja? � spyta� Stefan zdaj�c sobie spraw� z tego, jak to oschle zabrzmia�o. W�asna fachowo�� zawstydza�a go troch� i zarazem sprawia�a mu pewn� satysfakcj�. Wsta� i wyciera� si� pospiesznie, niedok�adnie, bo ju� czu�, co to b�dzie za opowie��, a nie m�g� jej s�ucha� nagi. Czy dlatego, �e czu�by si� jaki� bezbronny? Nie zastanawia� si� nad tym. Ksawery, stoj�c wci�� ty�em do niego zapatrzony w lustro i nie odpowiadaj�c na pytanie, podj��: � Nie chcia� si� da� zbada�. No, a ja z wielk� bied�� �artami, �e �askotki studiuj�, �em jego brzucha ciekawy, kto z nas ma wi�kszy, i tak� A by� ci ju� tumor jak pi��, ruszy� si� nie da�, twardy, zro�ni�ty ze wszystkim jak diabli� � Carcinoma scirrhosum � powiedzia� nieg�o�no Stefan. Po co? Sam nie wiedzia�. Ta formu�a oznaczaj�ca raka, tyle �e po �acinie, by�a jak egzorcyzmy, jak naukowe zakl�cie oczyszczaj�ce sytuacj� z niepewno�ci, trwogi, dr�enia, nadaj�ce jej klarowo�� i spok�j naturalnej konieczno�ci. � Podr�cznikowy przypadek� � mrucza� stryj Ksawery gol�c wci�� jedno i to samo miejsce policzka. Stefan owini�ty w przykr�tki p�aszcz k�pielowy, ze spodniami w r�kach sta� przy drzwiach wyprostowany, nieruchomy, bo i c� mia� robi�? S�ucha�. � Wiesz, �e on by� prawie lekarzem? Jak to, nie wiesz? Nie wiesz? No jak�e � z czwartego roku medycyny uciek�. �elaznym medykiem by� przez �adnych par� lat, a studiowa� to�m