2645
Szczegóły |
Tytuł |
2645 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2645 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2645 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2645 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Krzysztof Boru� i Andrzej Trepka
Proxima
Powie�� naukowo-fantastyczna
Iskry * Warszawa * 1987
Utrzymywanie, �e tylko Ziemia jest piastunk� �ycia, jest r�wnie bezsensowne jak twierdzenie, �e na du�ym obsianym polu m�g� wyr�� tylko jeden jedyny k�os pszenicy.
Metrodor z Chios
PROLOG
Pierwszy w��czy� si�, jak zwykle, geofizyk z Mombasy, zajmuj�c sektor naprzeciw przewodnicz�cego. Po nim przybywali inni cz�onkowie kolegium.
Przewodnicz�cy raz po raz podnosi� wzrok znad notesu, kiwni�ciem g�owy witaj�c koleg�w zjawiaj�cych si� na falach eteru z r�nych punkt�w Uk�adu Ziemia-Ksi�yc. �ciany gabinetu zdawa�y si� rozst�powa�, w miar� jak przestrze� sali wype�nia�y coraz to nowe plastyczne obrazy ludzi, oddalonych od siebie w rzeczywisto�ci nierzadko o dziesi�tki, a nawet setki tysi�cy kilometr�w.
Przewodnicz�cy spojrza� na umieszczony w pulpicie zegarek.
- Ju� sze�� minut po trzynastej. Rem sp�nia si�, lecz otrzyma�em wiadomo��, i� przed godzin� odebrano drugi przekaz i z pewno�ci� chce nas zapozna� z jego/ tre�ci� - rzek�, spogl�daj�c ku ciemnej plamie, kt�ra niczym prostok�tny otw�r przecina�a jasny pier�cie� obraz�w telewizyjnych wype�niaj�cych jego gabinet.
- Czy rzeczywi�cie na jednej z planet Proximy odkryto �lady �ycia? - spyta� z niedowierzaniem s�dziwy biolog z Limy. - To wydaje si� nieprawdopodobne...
- A jednak... I to bynajmniej nie �lady, lecz �ycie w rozwini�tej postaci.
- Trudno uwierzy�...
- No, ju� jest Rem!
Luka w przestrzennej wizji zm�tnia�a. Uczestnicy narady ujrzeli, jak w nie zaj�tym dot�d wycinku barwnego pier�cienia obraz�w telewizyjnych wyr�s� niedu�y stolik fotolektora z pochylon� nad nim miedzianow�os� czupryn� m�odej uczonej.
- Przepraszam was, �e si� sp�ni�am... I �e b�d� referowa� troch� cha-, etycznie - podj�a unosz�c g�ow� znad notatek. - Ale jestem pod wra�eniem [ostatnich wiadomo�ci. S� r�wnie rewelacyjne co niepokoj�ce...
- C� si� sta�o?
Zapanowa�a pe�na oczekiwania cisza.
- Pozw�lcie - podj�a Rem - �e najpierw przypomn� tre�� poprzednich meldunk�w. Trudno bez tego rozpatrywa� istot� problemu. A jest on, moim zdaniem, najwy�szej wagi... Najpierw jednak kilka uwag og�lnych. Jak z pewno�ci� wszyscy z was wiedz�, przed trzema tygodniami odebrali�my pierwsze sygna�y z okolic Proximy. Wyprawa Astrobolidu po 131 latach podr�y osi�gn�a pierwszy cel: uk�ad planetarny gwiazdy Proxima Centauri. Bior�c pod uwag�, �e fale elektromagnetyczne biegn� do nas z Proximy 4,3 roku, do obecnej chwili ekspedycja powinna opu�ci� ju� uk�ad tej gwiazdy i przyst�pi� do badania Alfa Centauri A i B. Odpowiada to planowi prac przewiduj�cemu na Proxim� dwa do czterech lat. Planowany pobyt w Uk�adzie Alfa Centauri A i B ma trwa� 4 do 8 lat. Nasze komunikaty, nadawane obecnie, b�d� wi�c odebrane przez za�og� Astrobolidu, w najlepszym razie, pod sam koniec prac badawczych, a najprawdopodobniej - w czasie drogi powrotnej. Wspominam o tym, aby�my zdawali sobie spraw�, �e mo�emy by� tylko biernymi obserwatorami los�w ekspedycji. Nie mamy mo�liwo�ci wp�yn�� na bieg wydarze�, a wi�c udzieli� pomocy, gdyby taka pomoc by�a wskazana. S� zdani wy��cznie na w�asne si�y.
- To zrozumia�e - wtr�ci� kto� z odcieniem zniecierpliwienia. - Przejd�my do rzeczy! Co by�o w drugim sprawozdaniu?
- Pozwolicie, �e najpierw zreferuj� tre�� pierwszego przekazu, kt�ry, jak wiadomo, odebrali�my przed trzema tygodniami. Ze sprawozdania wynika, i� pierwsze zadanie: przebycie przestrzeni mi�dzygwiezdnej na szlaku S�o�ce-Proxima Centauri, wykonane zosta�o zgodnie z programem. Niemal wszyscy uczestnicy ekspedycji pozostawali w stanie anabiozy hipotermicznej przez ponad sto lat i wszyscy wr�cili do �ycia bez wi�kszych trudno�ci. Nie stwierdzono �adnych zmian patologicznych czy degeneratywnych w organizmach na skutek d�ugotrwa�ej hipotermii.
W chwili startu Astrobolidu - ci�gn�a dalej uczona - sto trzydzie�ci siedem lat temu, za�og� statku tworzy�o siedemnastu naukowc�w i technolog�w, z kt�rych ka�dy mia� co najmniej dwie specjalno�ci: naukowo-badawcz� i kosmonautyczn�. Zabrano r�wnie� ze sob� czworo dzieci, dalszych dwoje urodzi�o si� ju� po starcie. Ponadto w sk�ad za�ogi wesz�o dwoje m�odych ludzi ze sztucznej wyspy kosmicznej Celestia. Tak wi�c do Uk�adu Proximy przyby�o dwudziestu pi�ciu ludzi, z kt�rych dwudziestu urodzi�o si� na Ziemi, pi�cioro za� w przestrzeni kosmicznej.
- Komu potrzebna ta ca�a statystyka? - przerwa� niezbyt uprzejmie geofizyk z Mombasy.
Rem spojrza�a na niego przeci�gle.
- A jednak prosz� o cierpliwo��... - podj�a wsuwaj�c plik kartek do radiopowielacza. - Dla pe�nej orientacji przesy�am tabele z danymi personalnymi poszczeg�lnych cz�onk�w za�ogi. Prosz� zwr�ci� szczeg�ln� uwag� na karty oznaczone czerwonymi punktami: Daisy Brown, Dean Roche, Zoe
Karlson, Allan Feldman i Zina Makarowa. To w�a�nie ci urodzeni w kosmosie! Prosz� nie wrzuca� tych kart do utylizatora. B�d� nam jeszcze potrzebne przy rozpatrywaniu tre�ci drugiego przekazu. Pierwszy, jak wiadomo, zawiera sprawozdanie z prac prowadzonych do chwili rozpocz�cia emisji przez nadajnik maserowy wielkiej mocy, zainstalowany na ksi�ycu planety II, nazwanej Urp�, gdzie za�o�ono baz� wyprawy. W sprawozdaniu tym znajduje si� w�a�nie wiadomo��, kt�r� ju� z pewno�ci� s�yszeli�cie, o odkryciu �ycia w Uk�adzie Proximy. Rozwin�o si� ono na planecie I, kr���cej najbli�ej tej gwiazdy, w warunkach, jak si� wydaje, zupe�nie nie sprzyjaj�cych. Co dziwniejsze, orbita tej planety, nazwanej Tem�, jest bardzo wyd�u�ona i w�tpliwe, aby by�a stabilna. Stwierdzono r�wnie� wyst�powanie na Urpie, w warunkach termicznych naszego Neptuna czy Plutona, znaczn� zawarto�� wolnego tlenu w oceanach skroplonej atmosfery. Poza sprawozdaniami naukowymi przekaz ten zawiera tak�e fragmenty wspomnie� kilku cz�onk�w za�ogi Astrobolidu.
- M�wi�a� o jakich� niepokoj�cych wiadomo�ciach... - wtr�ci� przewodnicz�cy.
- W�a�nie o tym chc� powiedzie�. Chodzi o drugi przekaz. Jest on niejednolity. Sk�ada si� z dw�ch cz�ci o zupe�nie odmiennej formie. Pierwsza cz�� zawiera opis przygotowa� do bada� Temy, kt�rymi ma kierowa� biolog Ren� Petiot, a tak�e wyniki wst�pnych bada� przeprowadzonych na planecie VII, zwanej Nokt�, przez sze�cioosobow� ekip� pod kierownictwem ge-ologa-planetologa Mary Sheeldhorn. Druga cz�� nie jest w istocie sprawozdaniem, lecz chaotyczn�, utrzyman� w deklaratywnym tonie relacj� z jakiej� polemiki czy sporu, tocz�cego si� w�r�d cz�onk�w ekspedycji. W tek�cie tym s� wzmianki o nieszcz�liwym wypadku, kt�rego ofiar� sta�a si� Zoe Karlson, i jakim� rewelacyjnym odkryciu. Jak mo�na si� domy�la�, chodzi tu chyba o �lad pobytu istot inteligentnych na Nokcie. Niestety, brak zupe�nie bli�szych danych czy wyja�nie�, co w�a�ciwie odkryto.
- Mo�e w sprawozdaniu istnieje luka?
- I ja tak pocz�tkowo my�la�am. Ale druga cz�� sprawozdania nadana zosta�a natychmiast po pierwszej. Prawdopodobniejsze wydaje si�, i� owa druga cz�� zosta�a przekazana albo przez pomy�k�, zamiast w�a�ciwego sprawozdania, albo kto� umy�lnie zamieni� inforgramy.
- Je�li zasz�a pomy�ka, to chyba si� zorientuj� i w�a�ciwe sprawozdanie otrzymamy lada godzina - zauwa�y� biolog z Limy.
- By� mo�e... Nie zmienia to jednak faktu, �e w �onie ekspedycji dosz�o do niepokoj�cego kryzysu. Zreszt� os�d�cie sami... Oto jak brzmi ten dziwny tekst:
"Dzi�, na godzin� przed narad� kierunkow�, Andrzej zwo�a� �kolegium szef�w�. Rezygnacja Mary zosta�a przyj�ta. Program nie b�dzie zmieniony. Sonda�e i destrukcje nadal maj� by� przeprowadzane, a jak wynika z planu - b�d� dokonywane na wszystkich planetach kolejno, i to na coraz wi�ksz� skal�.
A wi�c postawili na swoim. Nie dostrzegaj�, czy nie chc� dostrzec, zmiany sytuacji. Apel Kory, �eby ka�dy stara� si� dzia�a� tak, jak by�my sobie �yczyli.
aby w stosunku do nas post�powano, nie ma �adnego znaczenia. W istocie wszystko pozostaje po staremu, a obecna struktura organizacyjna sprzyja pogoni za sukcesami bez wzgl�du na cen�. Zoe jest tego ofiar�, ale poza Mary nikt z �szef�w� nie zamierza z tego wyci�gn�� w�a�ciwych wniosk�w.
Doszukiwanie si� irracjonalnych �r�de� tego, co zrobi�a Zoe, jest bardzo wygodne, lecz niczego nie wyja�nia. Decyzja jej mo�e wydawa� si� szale�stwem, ale przecie� gdyby nie owo szale�stwo - czy odnale�liby�my ten niezbity dow�d, mo�e jedyny, �e nie jeste�my samotn� cywilizacj� w tej cz�ci kosmosu? I czy u�wiadomiliby�my sobie tak jasno granic�, kt�rej przekroczy� nam nie wolno?... Je�li nawet tli�o si� gdzie� w nas pi�ciorgu - mo�e sze�ciorgu, je�li liczy� Mary - przekonanie, �e to wszystko nie tak, �e trzeba inaczej, dopiero dzi�, po tym, co si� na Nokcie wydarzy�o: szale�czego, tragicznego i wspania�ego zarazem, wiemy na pewno, �e nie oni, lecz my mamy racj�!
Nie jeste�my chorzy psychicznie. To co twierdzi moja matka - to absurd. Dobrze chocia�, �e nie wszyscy zgadzaj� si� z jej diagnoz�. Ale te� nie jeste�my naiwnymi dzie�mi, jak wy�miewa nas W�ad - sam zreszt� niewiele starszy ode mnie, je�li liczy� lata fizjologiczne. A ju� aluzje Nyma na temat pochodzenia Daisy i Deana s� wr�cz nieuczciwe. Jak mo�na si� dziwi� Alowi, �e nie wytrzyma� i powiedzia�, co o tym my�li. Mo�e zbyt ostro, ale czasem tak trzeba. A je�li chodzi o �pier�cie� Nibelung�w�*, to ca�a ta starogerma�ska mitologia pachnie z daleka pr�b� zamkni�cia nam ust".
Rem sko�czy�a czyta� i przebieg�a wzrokiem po zebranych.
- To wszystko? - zapyta� przewodnicz�cy.
- Wszystko. I co o tym s�dzicie?
- Czy mo�na zidentyfikowa� autora?
-: Chyba tak. Z tre�ci zdaje si� wynika�, �e ow� matk� jest lekarka, a jest ich w ekspedycji tylko dwie: Kora Heto i Zoja Makarowa. Heto nie ma dzieci. Makarowa ma c�rk� Zin�. I to chyba w�a�nie ona nada�a ten dziwny tekst. Mo�na wi�c zidentyfikowa� ca�� pi�cioosobow� grup�. S� to: Zoe Karlson, Zina Makarowa, Allan Feldman, Daisy Brown i Dean Roche. To w�a�nie te karty, kt�re oznacza�am czerwonymi punktami...
- Daj kart� Mary Sheeldhorn - przerwa�a chwilow� cisz� historyczka z Krakowa.
Rem pochyli�a si� nad pulpitem.
- Niestety, dane o Mary Sheeldhorn nie odpowiadaj� tej regule - powiedzia�a jakby z �alem, wsuwaj�c do radiopowielacza ��dan� kart�. - Mary jest jednak matk� Allana, mo�e wi�c uleg�a wp�ywom syna.
- Czy wszyscy sze�cioro pracowali razem na Nokcie?
- Ot� nie. W sk�ad zespo�u kierowanego przez Mary Sheeldhorn wchodzi� jej m�� i ojciec Allana, geofizyk-planetolog Hans Feldman, fizyk W�ad Kalina, wszyscy troje urodzeni na Ziemi, oraz troje z owej grupy "kosmit�w":
* Nibelungi - wg XIII-wiecznego eposu germa�skiego - r�d kar��w strzeg�cy skarbu, na kt�rym ci��y�o przekle�stwo. Ryszard Wagner napisa� oper� (tetralogi�) Pier�cie� Nibelunga (1876), osnut� na tle tego podania.
10
Zoe Karlson, Dean Roche i Daisy Brown. Dean i Daisy to jeszcze jeden problem. Byli wychowani w bardzo specyficznych warunkach izolacji, na wyspie kosmicznej Celestia, b�d�cej przez d�ugi czas reliktem innej epoki*. Jak wynika z relacji tych, kt�rzy ich znali przed 130 laty, trudno sobie wyobrazi�, aby Daisy i Dean mogli przejawia� jakie� buntownicze tendencje. Przeciwnie - �rodowisko uczonych, w kt�rym si� znale�li, bardzo im imponowa�o, byli wi�c pod urokiem takich ludzi, jak Kora Heto czy Andrzej Krawczyk. Dziwne, i� znale�li si� b�d� co b�d� w "m�odzie�owej" grupie Zoe. M�wi� o "grupie Zoe", � uwagi na rol�, jak� ta dziewczyna odegra�a w wydarzeniach na Nokcie. Kto jest przyw�dc�, trudno stwierdzi� na podstawie tak sk�pych informacji. Je�li s�uszne s� podejrzenia, i� chodzi tu o jakie� zaburzenia psychiczne - mo�e w og�le grupa nie ma formy zorganizowanej.
Historyczka z Krakowa, zaj�ta jakimi� manipulacjami przy swym pulpicie, unios�a g�ow�.
- Gdzie przebywali w czasie bada� planety"�okty pozostali cz�onkowie grupy?
- Prawdopodobnie w bazie na Sel. Allan, jako biolog, mia� wej�� w sk�ad zespo�u Renego Petiot na Temie. Funkcja Ziny jest niejasna*. Jako ��czno�ciowiec - by� mo�e - ona w�a�nie obs�ugiwa�a nadajnik do porozumiewania si� z Ziemi�.
- Czy w pierwszej cz�ci drugiego sprawozdania nie ma niczego, co by mog�o zapowiada� zbli�aj�cy si� konflikt? Cho�by wzmianki o jakich� sporach czy dyskusjach? $. . ;-t
- Jest informacja o pewnych kwestiach spornych. Ale chodzi tiTo problemy czysto naukowe, o interpretacj� wynik�w bada� i oblicze�.
- Czego dotyczy�y te dyskusje?
- Przedmiotem spor�w jest hipoteza, i� Uk�ad Proximy prze�y� jaki� zagadkowy kataklizm. Jak wspomnia�am, na Urpie wyst�puje wolny tlen. Istniej� uzasadnione podejrzenia, i� powsta� on w procesach przemiany materii �ywych ustroj�w typu naszej rodzimej przyrody. Organizmy 9parte na bia�ku zanurzonym w wodzie mog� si� wprawdzie rozwija� w temperaturze, powiedzmy, minus 20�C - ale dopiero na szczeblu zwierz�t sta�ocieplnych. Powstanie takiego �ycia i jego wczesne stadia s� niemo�liwe w warunkach permanentnego mrozu i zlodowace�. A je�li przyj��, i� Urpa mia�a kiedy� klimat dostatecznie �agodny, aby mog�o tam narodzi� si� i rozwin�� �ycie, Proxima musia�a �wieci� w�wczas co najmniej 400 razy ja�niej ni� obecnie. Proporcjonalnie - temperatura na Temie by�aby tak wysoka, �e w tych warunkach nie ma mowy nie tylko o powstaniu �ycia, ale nawet o utrzymaniu atmosfery przez si�y grawitacyjne tej planety. **
- Czy znaczy to - podj�� przewodnicz�cy - �e Tema musia�a kiedy� kr��y� w odleg�o�ci wi�kszej ni� dzi�? . - Nie tylko. Przyga�ni�cie gwiazdy takiego typu jak Proxima nast�puje
* Dziejom Celestii po�wi�cona jest powie�� K. Borunia i A. Trepki Zagubiona przysz�o��.
11
do�� raptownie, zapewne w ci�gu niewielu tysi�cy lat. Rzadko�� i kszta�t �lad�w uszkodzenia powierzchni Urpy przez meteoryty �wiadczy, �e zlodowacenie nast�pi�o tam niedawno, mo�e zaledwie par� tysi�cy lat temu. Jest wi�c ca�kowicie wykluczone, aby dopiero po przyga�ni�ciu Proximy powsta�a atmosfera na Temie i zrodzi�o si� tam �ycie. Ze wst�pnych obserwacji wynika, �e liczy ono co najmniej dwa miliardy lat, nie licz�c wcze�niejszego okresu ewolucji prebiologicznej.
- A wi�c co� tu nie pasuje...
- W�a�nie! Czy mo�na przyj��, �e Tema zbli�y�a si� do Proximy w�a�nie wtedy, gdy ta przygas�a?
- Mo�e jednak tlen na Urpie nie ma pochodzenia organicznego? Rem wzruszy�a ramionami.
- Mo�e... Ale to nie zmienia faktu, �e zlodowacenie jest stosunkowo �wie�e.
- A czy na Nokcie-stwierdzono r�^ nie� jakie� anomalie?
- Chyba nie. S� tylko wzmianki o �ladach dzia�ania wysokiej temperatury. Ale mo�e chodzi o dzia�alno�� wulkaniczn�?
Zapanowa�o milczenie. Dopiero po d�u�szej chwili przerwa� je geofizyk z Mombasy.
- Pozw�lcie, �e wr�c� do sprawy tej tzw. grupy Zoe. Je�li cz�� jej cz�onk�w przebywa�a na Nokcie, inni za� na Sel, a jednak'zajmowali podobne stanowiska, musieli by� chyba w radiowym kontakcie?
- Niekoniecznie. Ca�a sprawa wybuch�a dopiero po owym tajemniczym odkryciu, o kt�rym zreszt� nic konkretnego nie wiemy, podobnie jak o wypadku Zoe. Wzmianka o "kolegium szef�w" i rezygnacji Sheeldhorn pozwala przypuszcza�, �e ekipa z Nokty wr�ci�a do bazy i tam dopiero dosz�o do otwartego konfliktu. Dlaczego jednak Mary zrezygnowa�a ze stanowiska, nie wiadomo. Mo�e jako odpowiedzialna za wypadek Zoe?
- A wi�c twoim zdaniem... - rozpocz�a krakowska historyczka i urwa�a. Zn�w pochyli�a si� nad swym -pulpitem, potem nagle wsta�a z fotela i patrz�c jako� dziwnie na Rem powiedzia�a: - M�wisz, �e Mary Sheeldhorn nie pasuje do grupy Zoe. Ot� mylisz si�! W czasie, gdy�my s�uchali twego sprawozdania, na moje polecenie ABI dostarczy� mi danych dotycz�cych rodzic�w Mary. Rzeczywi�cie urodzi�a si� ona na Ziemi, ale... w cztery miesi�ce po powrocie jej rodzic�w z bazy naukowej na Arielu, ksi�ycu Urana, gdzie przebywali blisko dwa lata.
Cz�� I
Skok przez czas i przestrze�
CO TO BY�O?
(Ze wspomnie� Nyma Engelsterna)
Uk�ad S�oneczny, 20 stycznia 2404 r.
Dobrze zapami�ta�em ten dzie�. Od siedemnastu godzin tkwi�em labd�etem w przerwie Cassiniego, niedaleko zewn�trznej kraw�dzi pier�cienia B*. Wok� - niby iskry o r�nej barwie i mocy, rozniecone po�r�d czarnej, nigdzie nie ko�cz�cej si� przestrzeni - �wieci�y r�wnym blaskiem roje gwiazd.
Po�r�d tych gwiezdnych ognik�w bieg�a per�owa obr�cz pier�cieni Saturna, spi�ta ��taw� tarcz� tej planety. D���c na spotkanie planetarnemu olbrzymowi, obr�cz pozornie ros�a, potem, zakrywszy szerokim pasem jego r�wnik, zn�w zw�a�a si� do cienkiej kreski, rozcinaj�c niebo na dwie p�kule. x
Poza przezroczyst� �cian� labd�eta rozci�ga� si� ogromny, jasny pier�cie�, z�o�ony przewa�nie z bry� lodowych. Kryszta�y lodu skrzy�y si� i migota�y, rzucaj�c postrz�pione cienie na s�siednie bloki.
S�o�ce �wieci�o po przeciwnej stronie, uko�nie do w�skiej, jasnej pr�gi pier�cienia zewn�trznego. Jego tarcza o �rednicy prawie dziesi�ciokrotnie mniejszej ni� ogl�dana z Ziemi, k�u�a w oczy jaskrawym ��tym blaskiem.
Przys�oni�em d�oni� czo�o. Na prawo od S�o�ca, tu� przy pier�cieniu zewn�trznym, l�ni�a seledynowa obr�czka atmosfery Tytana. Na lewo, obok Ja-petusa, �wiec�cego w�a�nie lustrzanym odbiciem S�o�ca, rysowa�a si� w dali pasem setek bry� rozrzuconych po niebie kraw�d� pier�cienia B.
Moje palce przebieg�y po przyciskach. Pocz��em obraca� powoli du�� czarn� ga�k� synchronizatora.
* Saturn - planeta sz�sta licz�c od S�o�ca, oddalona od niego 9,5 ra�� bardziej ni� Ziemia. Otacza j� pier�cie� b�d�cy rojem drobnych cia�, kr���cych wok� planety podobnie jak ksi�yce. Zaobserwowano szereg_ przerw w pier�cieniu, z kt�rych najwi�ksza nosi nazw� przerwy Cassiniego. W ten spos�b pier�cie� dzieli si� fta szereg wsp�rodkowych pier�cieni, z kt�rych najbli�szy planety, oddalony od jej powierzchni o 11 000 km, oznaczono liter� C, �rodkowy - B i oddzielony od niego przerw� Cassiniego zewn�trzny pier�cie� - A. Grubo�� pier�cieni nie przekracza jednego kilometra, gdy tymczasem szeroko�� ich wynosi ��cznie 65 000 km.
13
W tej samej chwili, w�r�d bladych bry� pier�cienia, b�yskaj�cych odbitym �wiat�em s�onecznym na tle czarnego nieba, rozpali�a si� jaskrawym pomara�czowym blaskiem gwiazda. Za ka�dym ruchem mojej r�ki stawa�a si� coraz ja�niejsza, coraz bardziej ��ta, to zn�w, gdy obraca�em pokr�t�o w przeciwnym kierunku, blad�a i czerwienia�a.
To by�a moja gwiazda, kt�rej �aden astronom nie potrafi�by nazwa� ani imieniem, ani numerem katalogowym. Zawsze, gdy j� "zapala�em", przypomina�a mi si� stara, zas�yszana kiedy� bajka: Istota p�boska - Anio� - zapala gwiazdy na niebie. Jedn� po drugiej. Ka�de rozb�y�ni�cie na firmamencie niebieskim zwiastuje narodziny cz�owieka na Ziemi, wraz z nadziej�, a mo�e i obietnic� lepszych los�w. Ale zawsze, nieuchronnie przychodzi taki czas, �e Anio� gasi te gwiazdy dmuchni�ciem. Kolejno, jedn� po drugiej. Skoro za� ga�nie gwiazda - ga�nie r�wnie� �ycie cz�owieka, kt�ry do niej nale�a�, a wraz z nim gasn� r�wnie� wszystkie gwiezdne obietnice...
Oderwa�em wzrok od mojej "gwiazdy", aby rozejrze� si� doko�a. Zna�em ten obraz dobrze, a mimo to ch�on��em chciwie niezwyk�e widoki. Tak patrzy cz�owiek na miejsca, z kt�rymi zwi�za� cz�stk� swojego serca - wtedy, gdy je opuszcza na d�ugo, mo�e na zawsze...
By�em rzeczywi�cie w podobnej sytuacji. Przed kilku laty opracowali�my wsp�lnie - ja i trzech koleg�w fizyk�w - now� metod� sterowania emisj� j�drow� cia� klasy H, opart� na rezonansie rotacyjnym Perkona. Prace zespo�u mia�y donios�e znaczenie praktyczne, gdy� wi�za�y si� z problemem przekazywania energii z jednych cia� niebieskich na inne.
Teoretyczne ^wyliczenia'1 do�wiadczenia laboratoryjne wymaga�y sprawdzenia w skali kosmicznej. Jako teren najbardziej odpowiedni do tego wybrali�my pier�cienie Saturna. Tu mo�na by�o eksperymentowa� na bry�ach g�sto skupionych, o niejednakowym sk�adzie chemicznym i r�nej wielko�ci.
Przeprowadzili�my szereg udanych do�wiadcze�, ale do zako�czenia prac by�o jeszcze daleko. Tymczasem moje osobiste plany skomplikowa�y si� bardzo. Mia�em wej�� w sk�ad za�ogi pionierskiej wyprawy mi�dzygwiezdnej i nie dopuszcza�em nawet my�li o zrezygnowaniu z tego zaszczytnego wyr�nienia. T� seri� do�wiadcze� chcia�em jednak zako�czy� osobi�cie i przekaza� kolegom wyniki ju� wzgl�dnie zamkni�tego etapu bada�. Postanowi�em wi�c pozosta� w uk�adzie ksi�yc�w Saturna tak d�ugo, jak to b�dzie mo�liwe, i do��czy� do wyprawy ju� po starcie A�trobolidu, w okresie wst�pnego sprawdzania wszystkich urz�dze� statku mi�dzygwiezdnego.
Teraz ten okres intensywnego wysi�ku, a nawet - mo�na rzec - wy�cigu z czasem, mia�em ju� poza sob�. W�a�nie kaza�em zawiadomi� Astrobolid, �e pojutrze, gdy tylko RD-18 przyleci na Tetyd�*, wyrusz� w po�cig za statkiem. Wed�ug ostatniego komunikatu znajdowa� si� on ju� w odleg�o�ci ponad pi�ciu miliard�w kilometr�w od S�o�ca, oddalaj�c si� od niego lotem beznap�dowym z pr�dko�ci� 2000 km/s.
* T e t h y s, czyli Tetyda - jeden z ksi�yc�w Saturna. Okr��a go w �redniej odleg�o�ci oko�o 236 000 km od jego powierzchni raz na 45 godzin. Glob ten jest przypuszczalnie olbrzymi� kul� lodow� o �rednicy oko�o 1100 km.
14 -
W�a�ciwie mog�em ju� wr�ci� na Tetyd� i troch� odpocz�� przed podr�, ale ci�gle zwleka�em. Pragn��em jeszcze cho� raz ujrze� moj� "gwiazd�". Zn�w si�gn��em do tablicy rozdzielczej. Pocz��em ostro�nie manipulowa� ga�k� i guzikami, �ledz�c ka�d� zmian� na licznikach i ekranach.
Za�o�ywszy okulary ochronne, spojrza�em raz i drugi na swoj� "gwiazd�" i zdumia�em si�. Czy�by szk�a okular�w lub szyby rakiety pokry�a rosa? To by�o niemo�liwe.
A jednak... Wyra�nie rzuca� si� w oczy mglisty, przezroczysty pier�cie�, przypominaj�cy z przyrody Ziemi zjawisko halo - barwny kr�g �wietlny, czasami otaczaj�cy Ksi�yc.
U�wiadomi�em sobie naraz zadziwiaj�cy fakt, �e �w tajemniczy pier�cie� nie otacza� "gwiazdy", ale b�yszcza� z boku, o�wietlony jej promieniami.
Zjawisko nie pozostawa�o w bezruchu. Wydawa�o mi si�, �e pulsuje ono szybko^ zmieniaj�c rozmiary. Nagl� pier�cie� wykona� obr�t o 180 stopni i przerodzi� si� w tarcz�- z�o�on� z k� wsp�rodkowych. Co� zapami�tale b�yska�o w jej centrum.
Jednocze�nie poczu�em lekki zawr�t g�owy.
Nieprzyjemne uczucie pot�gowa�o si�. Gwia�dziste niebo parokrotnie przekozio�kowa�o przed moimi oczami. Nigdy w �yciu nie prze�ywa�em takiego stanu. Czy�by przem�czenie? Chyba nie. Ostatnio, mimo intensywnej pracy, czu�em si� doskonale.
Usi�owa�em za wszelk� cen� zachowa� spok�j, lecz przychodzi�o mi to z trudno�ci�. T�py b�l pod czaszk� zwi�ksza� nastr�j zdenerwowania. Czu�em si� coraz bardziej nieswojo.
Z wysi�kiem skupi�em my�li i zacz��em powoli, r�wnomiernie zwi�ksza� tempo rozpadu j�drowego eksperymentalnej bry�y. Jasno�� "gwiazdy" ros�a, a wraz z ni� stawa� si� coraz wyra�niejszy �w owalny, zagadkowy tw�r. Stara�em si� o�wietli� go jeszcze silniej. Naraz uczu�em lodowaty .dreszcz. Ujrza�em wyra�nie, jak wp�przezroczysta tarcza, z�o�ona z ruchliwych kr�g�w, faluje, kurczy si�, to zn�w olbrzymieje, a� wreszcie poczyna p�dzi� wprost na mnie. Wewn�trz jasnego pier�cienia ujrza�em gigantycznych rozmiar�w rakiet� - swojego labd�eta - jakby odbit� w powi�kszaj�cym lustrze. Zjawisko przybli�a�o si� w zawrotnym tempie; mia�em uczucie, �e jeszcze par� sekund, a nieuchronnie nast�pi zderzenie. Zderzenie z niewiadomym...
Uczu�em nowy, jeszcze gwa�towniejszy zawr�t g�owy... By�em bliski omdlenia. Ostatnim przeb�yskiem przytomno�ci zerwa�em plomb� bezpiecze�stwa. Odruchowo zamkn��em oczy.
Poprzez szk�a ochronne i zaci�ni�te powieki przedar� si� wszechpot�ny b�ysk. Jakby sto s�o�c zap�on�o na niebie.
Odczu�em wyra�n� ulg�. Wyda�o mi si�, �e zdj�to ci�ar przygniataj�cy moj� g�ow�. Wtedy u�wiadomi�em sobie, �e spowodowa�em eksplozj� j�drow�, nie oddaliwszy si� na bezpieczn� odleg�o��. Zdj��em okulary ochronne i spojrza�em na tablic� kontroln�. Istotnie, otrzyma�em zbyt du�� dawk� promieniowania i trzeba by�o za�y� odpowiedni preparat.
Czym jednak by�o to, co widzia�em? Ogarn�y mnie w�tpliwo�ci. Czy zagadkowe zjawisko nie by�o halucynacj�? Niestety, jako jedyny �lad niedawnego wydarzenia pozosta�a tylko rozleg�a wyrwa w pier�cieniu Saturna, przecinana raz po raz przez bry�y lodowe, wytr�cone eksplozj� ze swych orbit.
Mo�e zapis co� wyja�ni - pomy�la�em, przyst�puj�c natychmiast do badania ta�my. Niestety, kamera by�a nastawiona wy��cznie na "gwiazd�".
Zwa�ywszy, �e za dwa dni wyrusz� w drog� poza Uk�ad S�oneczny i �e nie b�dzie mnie tu przez blisko trzysta lat - wiedzia�em ju�, �e nie mam �adnych mo�liwo�ci rozwi�zania zagadki.
- Nym! Przyb�d� do centrali dalekiego zasi�gu natychmiast po wyl�dowaniu!
Na ekranie widnia�a znajoma twarz dy�urnego ��czno�ci.
- Co si� sta�o? Czy jaka� wiadomo�� o RD-18?
- Nie. Z Astrobolidu. Sprawa bardzo pilna! - Wyraz twarzy i g�os dy�urnego wyra�a�y najwy�sze zdenerwowanie.
Moja rakieta znajdowa�a si� ju� nad kosmodromem. Przez przedni� szyb� by�o wida� jasno o�wietlony pas l�dowiska.
Automaty w��czy�y hamowanie. Z przedniej dyszy labd�eta wystrzeli� snop gaz�w. Po chwili, sun�c lekko na wysuni�tych g�sienicach, rakieta wjecha�a do hangaru.
Niemal biegiem wpad�em do centrali.
- Co si� sta�o?
Dy�urny ��czno�ci bez s�owa poda� mi kartk� papieru.
Przeczyta�em tekst depeszy raz i drugi:
Dziwi� nas nieporz�dki w centrali na Tetydzie. Donosicie, �e Nym Engelstern odlatuje z Tetydy jutro, gdy w rzeczywisto�ci godzin� temu przyby� na Astro-bolid i ju� �pi w swoim pokoju. Przed chwil� w��czyli�my silnik celem zwi�kszenia pr�dko�ci statku do 10 000 km/s.
Tre�� depeszy by�a tak absurdalna, �e nie mog�em oprze� si� wra�eniu, i� po prostu koledzy sp�atali mi figla.
- Ale� to naprawd� wiadomo�� z Astrobolidu - upewnia� mnie dy�urny. - O, patrz: tu jest oryginalna ta�ma. Mo�esz sprawdzi�.
- Wobec tego nic nie rozumiem - powiedzia�em w os�upieniu. Nie mia�em w�tpliwo�ci: depesza by�a istotnie nadana na Astr�bolidzie.
- Czy wys�a�e� wyja�nienia?
- Oczywi�cie. Natychmiast po otrzymaniu depeszy. Ale...
- Co ale?
- Sygna� przecie� leci blisko sze�� godzin w jedn� stron�. Rozumiesz wi�c...
- Gdyby RD-18 by�a ju� tu...
- Niestety. Przyleci dopiero jutro - westchn�� dy�urny. Chwyci�em go kurezowo za rami�.
- Czy Bili jest jeszcze na Tetydzie?
16
Dy�urny przytakn��.
- Po��cz mnie z nim natychmiast. Polec� jego rakiet�! Zaraz. Za godzin�!
- Ale� to maszyna nie przystosowana do-tak d�ugich lot�w!
- Niewa�ne! Dam sobie rad�. Po��cz mnie natychmiast z Billem. Natychmiast!
SZALONY CH�OPAK
(Ze wspomnie� Mary Sheeldhorn)
Astrobolid, pierwszy rok podr�y
Sita 3722, ma�a skalna wysepka kosmiczna, od milion�w wiek�w obiega�a S�o�ce i opr�cz nielicznych, z czasem coraz rzadszych zderze� z podobnymi do niej twardymi bry�ami materii nic nie m�ci�o jej kamiennego, zda si� wiecznego spokoju. A� nadszed� dzie�, gdy na jej niego�cinnej powierzchni osiad� wie-loramienny potw�r. Wpi� si� pot�nymi pazurami w skaliste cia�o planetoidy, a jego ogniste paszcze zacz�y po�era� coraz to nowe tony jej twardego mi��szu. Zaledwie po raz wt�ry blady punkcik Merkurego* zd��y� skry� si� w�r�d blask�w korony s�onecznej, a ju� we wn�trzu metalowego potwora, kr���ce dot�d bezu�ytecznie w przestrzeni, twarde, kamienne bloki planetki zmieni�y si� w cudo techniki XXV stulecia - okr�t mi�dzygwiezdny.
Gdy po raz pierwszy ujrza�am �w b�yszcz�cy, kulisty tw�r, maj�cy s�u�y� nam na d�ugie dziesi�ciolecia za jedyny dom i wszechstronne laboratorium, po�r�d s�oneczno-gwia�dzistego nieba �wieci� Mars, tak bliski, �e go�ym okiem mo�na by�o rozr�ni� jego sierp i dwa ksi�yce, niby robaczki �wi�toja�skie okr��aj�ce planet�: jeden wolno, drugi bardzo szybko.
Ale my�li nasze by�y wtedy skierowane gdzie indziej. Oczy wraca�y uparcie tam, gdzie opodal S�o�ca, blisko siebie, �wieci�y dwa b�yszcz�ce punkty: Wenus i Ziemia. �apczywie �owili�my ka�dy promie� s�onecznego �wiat�a odbity od naszej ojczyzny, patrz�c w jej niebieskawe oblicze jak w twarz ukochanego przed d�ugim rozstaniem.
Oto wkr�tce, zrodzony w tyglu nowoczesnego alchemika, bajkowy statek zabierze nas - dzieci Ziemi - daleko, w nieznany �wiat, kt�rym w�ada promienny Toliman**, tam gdzie S�o�ce jest tylko najja�niejsz� z gwiazd Kasjopei.
Na Sit� 3722 przylecia�am z Astrid w ostatniej grupie, na dwa dni przed startem Astrobolidu. Tym samym "pasa�erem" przybyli: nasza g��wna ana-
* Aluzja do czasu obiegu Merkurego wok� S�o�ca. Wynosi on 88 dni.
** Toliman - gwiazda podw�jna uk�adu Alfa Centaur! z�o�onego z trzech gwiazd (Toliman A i kr���ca wok� nich w wielkiej odleg�o�ci Proxima Centauri). Uk�ad Alfa Centauri jest najbli�s: S�o�ca, �wiat�o tych gwiazd biegnie do nas 4,3 roku. Toliman A, bli�niaczo podobny do S�o�ca, j< sz� gwiazd� tego uk�adu.
biotyczka - fizjolog i lekarz Kora Heto, przysz�y szef ��czno�ci - Rita Croce, eybernetyczka Mei-Lin Tai z dwojgiem dzieci oraz geolog-planetolog Igor Kondratiew z �on�, lekark� Zoj� Makarow�, i dwuletni� c�reczk� Zin�. Kondra-tiewa zna�am dot�d wy��cznie z licznych prac naukowych. Niemniej jego pociecha uzna�a mnie od pierwszej chwili za cioci�, wi���c z tym nieco uci��liwy przywilej odpowiadania na jej nieustanne pytania.
Jej ojciec - przyznaj� to dzi� szczerze - wyda� mi si� niezno�nym inilczkiem, z kt�rym sam na sam nie wytrzyma�abym ani miesi�ca, a c� dopiero 260 lat. Jednak pozory myl�. Igor potrafi m�wi�, i to jeszcze jak. Ale tylko wtedy, gdy zechce. Niestety, niecz�sto chce.
Na polowym kosmodromie Sity czeka� ju� na nas Hans, za kt�rym Astrid oardzo si� st�skni�a. Poza Hansem by�o ju� w bazie o�miu cz�onk�w za�ogi Astrobolidu. Brakowa�o tylko astrofizyka Nyma Engelsterna, kt�ry nie zd��y� uko�czy� w terminie swych prac i postanowi� dogoni� nas dopiero po starcie.
Cho� nazwiska niemal wszystkich przysz�ych wsp�towarzyszy podr�y nie by�y mi obce, jednak osobi�cie, i to bardzo blisko, zna�am tylko Renego Petiot. Studiowali�my razem paleontologi� na uniwersytecie w Santiago de Chile i dwa lata mieszkali�my w s�siaduj�cych z sob� pokojach. Petiot wyr�nia� si� spo�r�d koleg�w do�� wszechstronn� wiedz� oraz du�� systematyczno�ci� w pracy. Nie znosi� jednak egzamin�w, kt�re z regu�y zdawa� poni�ej swych istotnych mo�liwo�ci, cierpi�c na chroniczne ataki tremy. Nierzadko ci, kt�rym pomaga� w studiach, osi�gali lepsze noty. Jego istotne walory jako wybitnego naukowca wysz�y na jaw dopiero p�niej, gdy og�osi� drukiem sw� pierwsz� rewelacyjn� prac� z dziedziny psychologii ma�p cz�ekokszta�tnych. Ja w tym okresie przerzuci�am si� na geologi� do Los Angeles i straci�am Renego z oczu.
W czasach studenckich my, bli�si przyjaciele Renego, wiedzieli�my jeszcze o jednej jego umiej�tno�ci, kt�ra zreszt� do�� cz�sto dawa�a si� nam we- znaki. Wi�kszo�� koleg�w nie podejrzewa�a ani na moment, �e w bardziej za�y�ym gronie ten nie�mia�y ch�opak b�yska� raz po raz ci�tym dowcipem i �ywym humorem.
Nie widzia�am go blisko dziesi�� lat.. Spowa�nia� nieco i schud�, wydaj�c si� w swej czarnej bluzie wy�szy, ni� by� naprawd�. Przywita� si� ze mn� bardzo serdecznie ju� w przedsionku, a potem, zapraszaj�c ruchem r�ki podchodz�c� do nas m�od� kobiet� o g�adko zaczesanych blond w�asach, zawo�a�:
- Poznajcie si�: Mary Sheeldhorn, o kt�rej ci ju� m�wi�em, Ingrid Karlson, planetograf �wiatowej s�awy i moja narzeczona.
- Nie ple�, Ren� - Karlson sp�on�a rumie�cem.
- Czy�by� chcia�a da� mi kosza? - przymru�y� filuternie oko. - Na dwie godziny przed �lubem?
- Ale� nie o tym m�wi�... - zaprzeczy�a �ywo, lecz Ren� nie pozwoli� jej doko�czy�.
- Ot� wiedz, �e Ingrid i ja od�o�yli�my nasz� uroczysto�� weseln� na dzie� startu Astrobolidu. W ten spos�b pobijemy rekord.
18
- Jaki rekord?
- Odb�dziemy najd�u�sz� w historii �wiata podr� po�lubn�.
- Widz�, Ren�, �e nie zmieni�e� si� zbytnio - odpar�am. I przypominaj�c mu studenckie czasy zapyta�am: - O kawa�ach te� pewno nie zapominasz?
- Postanowi�em ostatecznie z nimi sko�czy� od chwili, gdy ta pod�a istota - wskaza� na narzeczon� - sp�ata�a mi wczoraj psot�, kt�r� b�d� pami�ta� dos�ownie na wieki.
- Jak� psot�?
- Dzi�ki niej przy podziale funkcji zosta�em generalnym kucharzem Astro-bolidu!
- Nie kucharzem, tylko in�ynierem gospodarczym - sprostowa�a Ingrid.
- W praktyce to niewielka r�nica - rzek� ponuro. - Przecie� w por�wnaniu z obs�ug� uniwerproduktora �ywno�ciowego inne fukcje to drobiazg.
- Zawsze mia�e� s�abo�� do spraw kulinarnych - usi�owa�am go pocieszy�.
- Teraz na pewno znienawidz� wszystko, co ma jaki� zwi�zek z produkcj� syntetycznej �ywno�ci. Przecie� nasza za�oga sk�ada si� z Amerykan�w, Chi�czyk�w, Rosjan, Angielki, Australijczyka, Bia�orusina, S�owaka, Niemca, Polaka, Po�udniowo-Afrykanki i Francuza, a nawet c�rki Japo�czyka i ameryka�skiej Murzynki. Czy ja potrafi� im wszystkim dogodzi�? A zreszt� - machn�� r�k� - nie martwi� si�. Niech si� oni martwi�, �e mnie wybrali...
Na godzin� przed startem spotkali�my si� wszyscy w ogrodowej sali Astro-bolidu. Zebranie prowadzi� Andrzej Krawczyk, d�ugoletni wiceprezes Mi�dzynarodowej Akademii Nauk, cz�owiek, kt�rego nazwisko by�o od kilku lat na ustach ca�ego �wiata w zwi�zku z przygotowaniami do naszej wyprawy. Zawsze spokojny i zr�wnowa�ony, a nawet czasem nieco sztywny i pryncypialny, teraz z trudem ukrywa� wzruszenie. Wszak za kilkadziesi�t minut mia�o zrealizowa� si� przedsi�wzi�cie, kt�rego by� dusz� i m�zgiem.
Najpierw zabrali g�os konstruktorzy naszego statku. Siwy jak go��b in�ynier Carmora �yczy� nam wielu niespodzianek �a�uj�c, i� nie mo�e wzi�� udzia�u w wyprawie z powodu podesz�ego wieku (liczy� sobie ju� 162 lata). Potem zwi�z�e sprawozdanie z�o�y� m�ody konstruktor rakiet i nasz przysz�y g��wny pilot - Wiktor Sokolski. Po nim z humorem opowiada� o perypetiach pierwszego okresu budowy wiecznie u�miechni�ty i ruchliwy Jaros�aw Brabec. Wreszcie Heng Sun, s�ynny chemik, poda� pokr�tce wa�niejsze szczeg�y dotycz�ce bilansu surowcowego i energetycznego naszego statku.
Spodziewa�am si�, �e przewodnicz�cym rady Astrobolidu zostanie Krawczyk, jednak myli�am si�. Nasz g��wny lekarz, William Summerbrock, uzasadni� rzeczowo i przekonywaj�co kandydatur� Kory Heto:
- Dziewi��dziesi�t pi�� procent czasu podr�y wype�ni nam sztuczny ana-biotyczny sen. A wi�c najwa�niejsz� funkcj� w tym okresie pe�ni� b�dzie Kora. Ona przecie� udoskonali�a metod� endogennej hipotermii submole-kularnej Atkinsa-Kawatake. Mamy do niej pe�ne zaufanie. Jej wiedza, zdolno�ci
19
organizacyjne i wysokie poczucie odpowiedzialno�ci za losy ekspedycji nie wymagaj� komentarzy. Dlatego s�dz�, �e przynajmniej do chwili wej�cia w Uk�ad Proximy w�a�nie Kora powinna pe�ni� funkcj� przewodnicz�cej.
Afryka�ska uczona siedzia�a w swym fotelu z opuszczon� g�ow�. Czu�a si� onie�mielona i wzruszona. Nie podnios�a te� oczu, gdy jej kandydatura przyj�ta zosta�a jednog�o�nie. Tylko k�ciki wydatnych ust drga�y nerwowo i d�ugie palce przemierza�y raz po raz kraw�d� sto�u.
Krawczyk odda� jej przewodnictwo zebrania. Podnios�a si� z fotela. G�osem mi�kkim i ciep�ym zacz�a m�wi� o celu ekspedycji, bez patosu i naukowej frazeologii, ko�cz�c s�owami jakiego� staro�ytnego my�liciela o cz�owieku - wiecznym poszukiwaczu prawdy.
Potem zn�w m�wi� Krawczyk. Jako g��wny koordynator bada� referowa� szczeg�y planu pierwszych dw�ch etap�w wyprawy. Najbli�szym zadaniem mia�o by� wyja�nienie los�w starego sztucznego ksi�yca CM-2, kt�ry opu�ci� Uk�ad S�oneczny w ko�cu XX wieku. Osobi�cie nie wierzy�am, aby�my mogli znale�� tam jeszcze jakie� �ywe istoty. Rzeczywisto�� pokaza�a, jak bardzo si� myli�am. .Drugi etap obejmowa� kilkuletnie prace badawcze w uk�adzie planetarnym gwiazdy Proxima Centauri*.
Plany te znali�my od dawna i by�am nawet zdziwiona, �e w��czono ten punkt do porz�dku dziennego. Gdy podzieli�am si� t� uwag� z siedz�cym obok mnie Hansem, zdradzi� mi, �e by� to pomys� sekcji popularyzatorskiej MA�, maj�cy nada� transmisji z odlotu Astrobolidu "wi�cej cech autentyzmu".
Wreszcie Krawczyk sko�czy� i usiad� w swym fotelu.
Zebranie dobiega�o ko�ca. Zamkn�a je kr�tka uroczysto�� za�lubin Ingrid i Renego, kt�rym Kora �yczy�a z humorem wydatnego udzia�u w pomna�aniu za�ogi naszego statku mi�dzygwiezdnego.
Potem �egnali�my wszyscy d�ugo i serdecznie in�yniera Carmor� oraz jego dw�ch m�odych pomocnik�w - ostatnich mieszka�c�w Ziemi, kt�rych widzieli�my twarz� w twarz. Ale nie zazdro�cili�my im, �e wracaj� do ojczyzny. Raczej oni zazdro�cili nam dalekiej drogi, pe�nej z pewno�ci� bajkowych wra�e� i przyg�d.
Start nast�pi� punktualnie o godzinie osiemnastej czasu uniwersalnego. Pocz�tkowo, oddalaj�c si� od planetki, statek nabiera� pr�dko�ci bardzo wolno. Obok nas p�yn�a w przestrzeni rakieta transportowa, pchaj�c przed sob� wielki uniwerproduktor - kolebk� Astrobolidu.
Wreszcie w bezpiecznej odleg�o�ci od Sity 3722 ruszyli�my pe�n� moc� silnika. Jasny strumie� materii odrzutowej, sp�ywaj�cy ze �wiec�cej kuli statku, wykona� szybki, p�ynny obr�t, przybieraj�c uko�ne po�o�enie do p�aszczyzny Uk�adu S�onecznego. Wchodzili�my na w�a�ciwy szlak.
* Proxima Centauri - najbli�sza S�o�ca gwiazda, nale��ca do uk�adu Alfa Centauri. Jest to tzw. czerwony karze� o masie siedem razy mniejszej od masy S�o�ca i �wiec�cy ponad czterna�cie tysi�cy razy s�abiej ni� S�o�ce. Uk�ad planetarny Proximy, opisany w tej powie�ci, nie jest ca�kowicie fikcj� literacka. Na podstawie obserwacji pewnych zak��ce� w ruchu Proximy~wysuni�to swego czasu hipotez�, �e wok� tej gwiazdy kr��y ciemne cia�o o masie sze��set razy wi�kszej od masy Ziemi. Ta planeta, dwa razy wi�ksza od Jowisza, mia�aby obiega� Proxim� w ci�gu 2,47 roku, w odleg�o�ci �redniej nieco mniejszej ni� odleg�o�� Ziemi od S�o�ca.
20
Snop materii odrzutowej o pr�dko�ci 6200 km/s uderzy� niespodziewanie o powierzchni� planetoidy. Cios by� tak pot�ny, �e miejsce uderzenia zmieni�o si� b�yskawicznie w par�. Po chwili z wielkiej iglicy zosta�y tylko porozrzucane na wszystkie strony bloki, nierzadko nadtopione mu�ni�ciem strumienia jon�w.
Pod��aj�cy dotychczas wraz z nami "uniwer" Carmory szybko kurczy�.si� na niebie, przybieraj�c rozmiary talerzyka, monety, p�niej ziarnka grochu, a� znik� zupe�nie z pola widzenia.
Silnik pracowa� przesz�o dwie doby, rozp�dzaj�c Astrobolid do pr�dko�ci 2000 km/s. Potem snop srebrzystych jon�w zgas�. Chodzi�o o to, �eby Nym Engelstern m�g� nas dogoni� d�ugodystansow� rakiet� RD-18, kt�ra nie rozwija�a pr�dko�ci wi�kszej nad 3000 km/s.
Z dnia na dzie� mala�o S�o�ce. Coraz s�abiej �wieci�a ojczysta Ziemia. Ju� wkr�tce przesta�a by� widoczna go�ym okiem.
W dwudziestym dziewi�tym dniu lotu automaty zasygnalizowa�y zbli�anie si� niewielkiej rakiety. W�a�nie grali�my w pi�k� wodn�, gdy nad basen przybieg�a Suzy wo�aj�c, i� nadlatuje Engelstern.
Ach, prawda! Nie przedstawi�am tej pupilki naszego zespo�u naukowego. W chwili startu liczy�a nie wi�cej ni� osiemna�cie lat. C�rka wybitnego ekonomisty japo�skiego odziedziczy�a po ojcu trze�wy analityczny umys� i sko�ne, jakby wiecznie zamy�lone oczy. Po matce, s�ynnej pianistce murzy�skiej, mia�a nie tylko nazwisko*, lecz ciemn� sk�r� i subtelno�� uczu�.
By�a jedynym cz�onkiem naszego zespo�u badawczego, kt�ry uko�czy� mia� studia ju� w czasie drogi Astrobolidu do Alfa Centauri. Kandydatura jej zosta�a wysuni�ta przez Mi�dzynarodowy Kongres Student�w. Dotychczasowe samodzielne, cho� skromne jeszcze prace Suzy z dziedziny fizyki wr�y�y dziewczynie przysz�o�� wybitnego naukowca.
Polubili�my j� wszyscy od pierwszego dnia podr�y. Teraz sta�a nad brzegiem basenu i gestykuluj�c �ywo przynagla�a nas:
- Chod�cie do centrali! Nareszcie znalaz� si� Engelstern. Spieszcie si�!
Nie potrzeba by�o nas zach�ca�. Po miesi�cu oczekiwanie na przybycie Engelsterna zacz�o si� d�u�y� nawet najcierpliwszym. Nie mogli�my si� doczeka�, kiedy wreszcie w��czone b�d� ponownie silniki dla zwi�kszenia pr�dko�ci do 10000 km/s.
Narzuciwszy p�aszcz k�pielowy na wilgotne jeszcze cia�o, wkr�tce znalaz�am si� w centrali radiowej wraz z Ingrid i Jaro (tak nazywali�my od pierwszego dnia podr�y Jaros�awa Brabca). By� tam ju� Andrzej, Wiktor, Kora i oczywi�cie Suzy, kt�ra ruchem r�ki nakaza�a nam milczenie.
* Dla zachowania w pe�ni r�wnouprawnienia kobiety i m�czyzny w XXV wieku obowi�zuje zasada dziedziczenia nazwiska osobno w linii m�skiej i �e�sKiej. Kobieta po �lubie zachowuje swe'nazwisko, c�rka dziedziczy nazwisko matki, syn - ojca.
21
Rita manipulowa�a licznymi urz�dzeniami centrali, pr�buj�c nawi�za� ��czno�� z rakiet� Engelsterna, potem odwr�ci�a g�ow� i obj�a wzrokiem nasz� grupk� stoj�c� za jej fotelem.
- Na razie nic - obja�ni�a zgaduj�c my�li wszystkich. - Wci�� jeszcze nie mog� si� z nim po��czy�.
- S�dzisz, �e to nadlatuje Engelstern? - zapyta� Sokolski.
- A kt� by inny? Co prawda, jeste�my jeszcze w obr�bie Uk�adu S�onecznego, jednak w s�siedztwie nie ma ju� �adnej bazy kosmicznej. Tor, po kt�rym porusza si� nasz statek, jest nachylony blisko 55 stopni do p�aszczyzny orbity ziemskiej, nie spotkamy wi�c po drodze �adnej planety. Najbli�ej znajduje si� obecnie Uran, bo w odleg�o�ci 4,5 miliarda kilometr�w, ale w�tpi�, aby kto� stamt�d wyruszy� w pogo� za nami. W jakim celu? To mo�e by� tylko Nym Engelstern.
- Tak! To musi by� on! - podchwyci�a Suzy.
- Kierunek ruchu wskazuje, �e leci z Ziemi - podj�� Sokolski, patrz�c na ekran.
- A wiesz, �e to zastanawiaj�ce - przyzna�a Rita.
- Dlaczego si� nie zg�asza? Przecie� jasne, �e leci do nas.
- Ju� hamuje. Zaraz powinien tu by�!
Spojrzeli�my na ekran radarowy. Wychylenie �wiec�cego z�bka wskazywa�o na silne przyspieszenie ujemne. Rita nacisn�a guzik. Zap�on�a niewielka skala - rakiet� dzieli�o od Astrobolidu tylko 6800 kilometr�w.
Krawczyk zmarszczy� brwi.
- Ta rakieta zaczyna mi si� nie podoba�. Hamuje tak gwa�townie, jak gdyby lecia�a bez cz�owieka.
Nachyli� si� i dotkn�� palcami dwu guzik�w pod ekranem radarowym. Wynik by� niepokoj�cy: przy�pieszenie waha�o si� od 4 do 8 G, chwilami skacz�c nawet na 9 G*.
- Chod�my do obserwatorium - powiedzia� astronom, poci�gaj�c za sob� Kor�. Po chwili w drzwiach ukaza�a si� g�owa Renego.
- No i co? Jest Nym? - zapyta�.
- Nie wiem - odpar�a niepewnie Rita. - Chyba tak. Niepokoi nas jednak to nadmierne hamowanie - wskaza�a na licznik.
- Co? 9 G? - Ren� gwizdn�� przez z�by.
- A mo�e ten pojazd jest tylko automatem? - wtr�ci�a Ingrid.
- Prawdopodobnie tak - odpar� Ren�. - Wyobra� sobie: 9 G przy�pieszenia! Jak by� si� czu�a pod tak� pras�? Co?
Wiktor pokr�ci� przecz�co g�ow�. Zna� te zagadnienia lepiej od zoologa.
- To nie przes�dza sprawy - zauwa�y�. - W maszynach wyczynowych,
* Przy�pieszenie l G = oko�o 10 m/sek2 i odpowiada przy�pieszeniu ziemskiemu. Np. przy przy�pieszeniu 9 G na cia�o pilota dzia�a si�a dziewi�� razy wi�ksza od si�y ci��enia ziemskiego (wa�y dziewi�� razy wi�cej ni� w spoczynku na Ziemi). -
22
5*10*km -pocz�tek hamowania
12-10* km
jasno�� Proximy s jasno�ci Tolimana A
340 - 10* km - jasno�� Proximy � 0?\J2 (t.zn.- r�wna jasno�ci Tolimana A widzianego z Uk�adu S�onecznego)
1. Ostatnia faza lotu Astrobolidu do Uk�adu Proximy (odleg�o�� od " w kilometrach)
gwiazdy Proxima Centauri
maj�cych urz�dzenia pozwalaj�ce pilotowi znie�� du�e przy�pieszenie, warto�� 9 G jest daleka od rekordu. Nie mo�e jednak utrzymywa� si� zbyt d�ugo.
Rita chcia�a o co� zapyta�, ale w tym momencie ekran wideofoniczny zamigota� raz i drugi. Pojawi�a si� twarz pilota.
Z ekranu patrzy�y z wyrazem jakby obawy czy niemej pro�by du�e, niebieskie oczy. By� to m�ody m�czyzna, ubrany w kombinezon reguluj�cy przep�yw krwi przy du�ych przy�pieszeniach.
Suzy, kt�ra wysz�a na chwil� z centrali i powr�ci�a niemal r�wnocze�nie z pojawieniem si� obrazu, zawo�a�a rado�nie:
- Witamy ci�, Nym! No, wreszcie za�oga jest w komplecie. Rita odwr�ci�a g�ow�.
- Znasz go?
- Widzia�am jego zdj�cie w jakim� czasopi�mie... Zaraz, zaraz, gdzie to by�o?
- Niewa�ne - przeci�� Ren�. - Wiadomo, �e to Nym Engelstern. Znam jego ojca. Bardzo podobny.
?A't_a te� widzia�a raz zdj�cie Engelsterna w "Przegl�dzie Astrofizycznym". Wyda� si� jej wteu}7 nieco starszy, ale dyskusj� na ten temat uzna�a za bezprzedmiotow�.
Twarz nowego cz�onka za�ogi zdradza�a ogromne wyczerpanie. Par� razy poruszy� wargami, ale nie mo�na by�o zrozumie�, co m�wi.. Tymczasem Rita nakaza�a mu prze��czy� autopilota na sterowanie zdalne. Rakieta by�a tu�--tu�.
Obraz przybysza rozp�yn�� si� w czerni. R�wnocze�nie Rita w��czy�a ekran prowadz�cy i po chwili obj�a pilotowanie zbli�aj�cej si� rakiety, by j� wprowadzi� do wn�trza Astrobolidu.
Zostawili�my j� sam� i przeszli�my do obserwatorium astronomicznego. Zastali�my tam prawie po�ow� astronaut�w skupion� wok� pantoskopu.
Na ekranie widoczny by� ma�y jednoosobowy pojazd kosmiczny typu sportowo-wyczynowego. Sokolski obja�ni� ponadto, �e rakieta ta nale�y do serii eksperymentalnej, kt�rej pierwsze pr�by sprawno�ci mia�y miejsce zaledwie przed dwoma miesi�cami.
Po chwili stateczek kierowany na odleg�o�� przez Rite wykona� zwrot, zataczaj�c p�tl� wok� Astrobolidu. Oczom naszym ukaza� si� sp�d pojazdu oraz jarz�ce si� fosforycznym �wiat�em nowiutkie litery i cyfry: KRS 1207e KS-53 �WIATOWID.
Napis wskazywa�, i� baz� macierzyst� rakiety jest polski sztuczny ksi�yc.
- W jakim celu Engelstern polecia� na �wiatowida? - zdziwi�a si� Kora.
- Niemo�liwe, by stamt�d przybywa� - odpar� Ren�. - Raczej podejrzewam, �e rakiet� t� odst�pi� Nymowi jaki� polski pilot w drodze z Saturna.
'" oojazd zosta� wprowadzony do �luzy, na spotkanie pilota wyruszy�a Ga> ^oga. Jednak na razie jakakolwiek rozmowa z przyby�ym okaza�a niemal ca�a z^. si� niemo�liwa.
-M�ody cz�owiek wprawdzie otworzy� naci�ni�ciem guzika w�az, ale nie by� w stanie o w�asnych si�ach opu�ci� kabiny. Tylko raz po raz jego p�przytomne spojrzenie �lizga�o si� po naszych twarzach.
- Pok�j dla Nyma jest przygotowany - o�wiadczy�a Kora. - Trzeba go jak najszybciej tam przenie��.
- Zaraz si� nim zajm� - dorzuci� Will.
Ren� szybko wsun�� si� do �rodka pojazdu i odpi�� pasy fotela. Potem wzi�� pilota na r�ce i wyni�s� z rakiety. M�ody cz�owiek, sk�oniwszy bezw�adnie g�ow� na rami� zoologa, natychmiast zasn��. Wkr�tce znalaz� si� w wygodnym ��ku. Zbadawszy dok�adnie chorego Will Summerbrock o�wiadczy�, �e Nym jest w najwy�szym stopniu wyczerpany d�ugotrwa�ym dzia�aniem przy�pieszenia rakiety, niemniej �yciu jego nie grozi niebezpiecze�stwo. Po zastosowaniu �rodk�w wzmacniaj�cych lekarz zaleci�, aby zapewni� �pi�cemu idealny spok�j.
Tymczasem Ren� uda� si� do �luzy. W milczeniu dok�adnie obejrza� maszyn�, nie w��czaj�c si� do o�ywionej rozmowy.
Suzy, Wiktor i Andrzej rozprawiali na temat oznacze� rakiety oraz jej typowo wyczynowej konstrukcji. Dlaczego Nym przylecia� polsk� rakiet� z uk�adu Ziemi oraz dlaczego musia� u�ywa� tak du�ych przy�piesze�, znaj�c pr�dko�� Astrobolidu i jego apeks? T� zagadk� m�g� wyja�ni� tylko on sam.
Nale�a�o jednak, zdaniem Summerbrocka, odczeka� co najmniej p� doby, zanim Nym wr�ci do normy i b�dzie m�g� bez szkody dla zdrowia opowiedzie� swe przygody.
Na mnie nowy towarzysz wywar� przyjemne wra�enie, chocia� wyobra�a�am sobie Engelsterna troch� inaczej. Zna�am go z paru prac o donios�ym znaczeniu naukowym, w�r�d kt�rych czo�owe miejsce zajmowa�y eksperymenty w pier�cieniu Saturna.
Prace Engelsterna sugerowa�y, i� jest to dojrza�y naukowiec, o g��bokiej wiedzy. Natomiast przyby�y, wygl�daj�cy wyj�tkowo m�odo, sprawia� wra�enie raczej sportowca ni� wybitnego uczonego.
Obejrzawszy ze wszystkich stron rakiet�, Ren� wyskoczy� ze �luzy i troch� �miesznym, ko�ysz�cym si� krokiem - kt�ry dowodzi� u niego podniecenia lub zdenerwowania - pod��y� przez korytarz, znikaj�c za zakr�tem.
Zaintrygowana posz�am za nim i o ma�o nie parskn�am �miechem, gdy spostrzeg�am, jak sta� z uchem przy�o�onym do drzwi pokoju Nyma. Zauwa�y� mnie r�wnie� i co� chcia� powiedzie�, ale w tej chwili rozleg� si� sygna�, zapowiadaj�cy w��czenie silnika, i straci�am Renego z oczu.
W pi�� minut p�niej nast�pi�a zmiana kierunku przy�pieszania. Astrobolid m�g� wreszcie nabra� przewidzianej pr�dko�ci podr�nej.
W p� godziny p�niej nadesz�a z Tetydy dziwaczna depesza: Wylatuj� rakiet� RD-18 dnia 23 bm. o godz. 14 czasu uniwersalnego - Engelstern.
W�a�ciwie nie by�o nad czym debatowa�. Wobec Taktu, �e Nym �pi w swoim pokoju, nie do przyj�cia by�a wiadomo��, i� dopiero jutro wyruszy w drog� z uk�adu Saturna. Po rozwa�eniu sprawy uznali�my depesz� za wynik nie-
25
porz�dk�w w centrali radiowej na Tetydzie. Depesza by�a najwidoczniej sp�niona o cztery tygodnie.
Bior�c pod uwag�, �e sprawna ��czno�� radiowa jest dla komunikacji kosmicznej zagadnieniem najwy�szej wagi, Rita zredagowa�a utrzyman� w do�� ostrym tonie replik� i niezw�ocznie j� nada�a.
Ale jakie� by�o nasze zdumienie, gdy w niespe�na dwana�cie godzin p�niej, jak grom z jasnego nieba, spad�a w odpowiedzi wiadomo��: dy�urny ��czno�ci na Tetydzie o�wiadcza� kategorycznie, �e Nym Engelstern znajduje si� jeszcze w uk�adzie Saturna, a wi�c nie mo�e "spa� w swoim pokoju na Astroboli-dzie".
By�o nas wtedy pi�cioro w centrali radiowej: Rita, Andrzej, Jaro, Ren� i ja; czekali�my na odbi�r biuletyn�w z Ziemi.
Wiadomo�� zdezorientowa�a nas zupe�nie. Gdy g�owili�my si�, szukaj�c jakiego� logicznego rozwi�zania zagadki, w pi�tna�cie minut po pierwszej depeszy nadesz�a druga, w kt�rej ju� sam Engelstern donosi�, �e nie wnikaj�c w przyczyny nieporozumienia, wyrusza ma�� rakietk� typu wyczynowego w pogo� za Astrobolidem. Prosi� ponadto o zatrzymanie silnika natychmiast po otrzymaniu wiadomo�ci. Data, miejsce wys�ania i tre�� depeszy dowodzi�y, �e dzieli�a go od nas odleg�o�� 6 miliard�w kilometr�w.
Ale w takim razie kto spa� w pokoju Nyma?
Najbardziej przej�ty by� Ren�. Z pocz�tku przechadza� si� nerwowo po centrali, wreszcie przystan�� i rzek� z westchnieniem:
- W tym wypadku chyba �a�uj�, �e nie urodzi�em si� tysi�c lat wcze�niej. Wierzy�bym w nadprzyrodzone zjawiska, k�aniaj�c si� czo�obitni� przed cudem obecno�ci Nyma Engelsterna r�wnocze�nie w Astrobolidzie i na Tetydzie. A tak...
- Ty� jednak co� podejrzewa�, Ren�? - przypomnia�y mi si� dziwne spacery zoologa w ostatnich godzinach. Spojrza� na mnie niech�tnie.
- Mo�e... Ale nie mia�em podstaw do robienia alarmu. Tym bardziej �e ch�opak naprawd� jest podobny do st