2455
Szczegóły |
Tytuł |
2455 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2455 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2455 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2455 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JERRY AHERN
KRUCJATA 3
POSZUKIWANIE
(PRZE�O�Y�A: BARBARA MIRUSZEWSKA)
SCAN-DAL
Dla Leslie - najwspanialszej czytelniczki ksi��ek!
ROZDZIA� I
"Sarah, Michael, Ann... �yj�. Bo�e!" - my�la� Rourke. Szed� szybko przez las, zostawiaj�c w tyle zgliszcza swego domu. Kartka, kt�r� Sarah przybi�a na drzwiach stodo�y, tkwi�a teraz w jego portfelu. Ale do czego potrzebny mu by� teraz portfel? Prawo jazdy, legitymacja ubezpieczeniowa, zezwolenie na bro�... Szed� dalej, z Pythonem w sk�rzanym futerale na prawym biodrze, z dwoma pistoletami typu Detonics pod kurtk�, coltem CAR-15 w kaburze pod prawym ramieniem.
Prawie wszystko, co mia� teraz w portfelu, wyda�o mu si� bezu�yteczne. Banknot studolarowy z patrz�cym zagadkowo Franklinem, karta CIA, karty kredytowe. Jedyn� rzeczywi�cie wa�n� rzecz� by�o zdj�cie �ony - Sarah, syna Michaela i c�rki Ann. To zdj�cie i �wistek papieru z nabazgran� wiadomo�ci� by�y dla niego jedynymi realnymi rzeczami od wybuchu wojny. Spojrza� w g�r�, na niebo i poprawi� si�: gwiazdy r�wnie� by�y rzeczywiste i ziemia pod nogami - ale jak d�ugo jeszcze - nie wiedzia�. Dziwne chmury k��bi�y si� na nocnym niebie, zachody s�o�ca co wiecz�r stawa�y si� bardziej czerwone, pogoda wyra�nie si� zmienia�a. Ile pocisk�w zosta�o wystrzelonych, ile bomb zrzuconych tamtej, pierwszej nocy III wojny �wiatowej? "Tak - pomy�la� - b�dzie to najprawdopodobniej ostatnia wojna w dziejach Ziemi".
Zatrzyma� si� i zn�w spojrza� w g�r�. Niebo intrygowa�o go. Kiedy studiowa� medycyn�, interesowa� si� tym, co pobudza cz�owieka do �ycia. P�niej, w tajnych s�u�bach CIA, zaj�� si� czym� zgo�a przeciwnym - zabijaniem. Nie sta�by si� przecie� ekspertem od broni palnej przez zwyk�y przypadek czy na korespondencyjnym kursie. P�niej, jako ekspert od spraw prze�ycia, zaj�� si� zn�w tym, jak utrzyma� prac� organizmu w trudnych, nietypowych warunkach. Pal�c cygaro zastanawia� si�, czy Sarah i dzieci te� patrz� na gwiazdy tej nocy. Czy gdzie� istnieje jeszcze zdrowy rozs�dek? Czasami �a�owa� nawet, �e on, Rourke, jest zupe�nie normalny i zdrowy na umy�le - przez to by�o mu ci�ej.
Pomy�la� o Paulu Rubensteinie, m�odym �ydowskim ch�opaku z Nowego Jorku, lub raczej miejsca, kt�re kiedy� by�o Nowym Jorkiem. Paul tak bardzo r�ni� si� od niego: nigdy nie je�dzi� na motorze, nigdy nie strzela�. Rourke uwa�a� go za swego najwi�kszego sprzymierze�ca i przyjaciela.
John nie lubi� je�dzi� motocyklem w ciemno�ci. Jego Harley Low Rider by� w doskona�ym stanie, ale Rourke przyzwyczai� si� je�dzi� w goglach, a teraz mia� tylko okulary przeciws�oneczne. Spojrza� na zegarek. �wietlista, czerwona tarcza wskazywa�a 6.30. Na horyzoncie zauwa�y� czerwonaw� lini�, nad ni� k��bi�y si� g�ste, bia�e chmury. Py� radioaktywny? Przypomnia� sobie, �e musi sprawdzi� licznik Geigera przymocowany do motoru. Drugi licznik zostawi� Paulowi.
By� ju� kilka kilometr�w od miejsca, gdzie ukrywa� si� ranny Paul, doskonale uzbrojony: "Schmeisser", browning typu High Power oraz karabin Steyr Mannlicher.
Obserwowa� horyzont. S�o�ce migota�o za czerwieniej�cymi chmurami. Ta czerwie� niepokoi�a go. Poczu� nag�y �cisk w �o��dku: jak potoczy si� �ycie, gdy znajdzie ju� Sarah, Michaela i Ann? Czy zawsze ju� b�d� �y� w jego kryj�wce, jak pierwotni ludzie? I w jakim �wiecie b�d� dorasta�y dzieci?
Rourke wyobrazi� sobie, jak m�wi kt�rego� dnia do syna:
- Michael, zostawiam ci opustosza�e i ska�one tereny, na kt�rych nic nie wyro�nie przez wieki. Ska�on� wod�, kt�rej nie mo�na pi�, zatrute powietrze, kt�rym nie mo�na oddycha�, ostatni ocalony egzemplarz Encyklopedii, bo nie ma ju� nikogo, kto napisa�by now�. Zostawiam ci te� wspania�� znajomo�� j�zyka, ale nie masz, niestety, do kogo m�wi�. Oto super motocykl - brakuje jednak benzyny. Masz tu zestaw najlepszych pistolet�w, jakie dotychczas wyprodukowano, ale sko�czy�a si� amunicja. Ptaki i pszczo�y, o kt�rych ci kiedy� opowiada�em, ju� wymar�y. Je�li znajdziesz kiedy� dziewczyn�, kt�ra nie sta�a si� jeszcze morderczyni� ani nie wpad�a w ob��d, mo�ecie przed�u�y� istnienie gatunku ludzkiego. Chocia� z pewno�ci� b�dzie on ohydnie zdeformowany...
Popatrzy� na wsch�d s�o�ca. Czy b�dzie jeszcze nast�pny? S�o�ce wschodzi�o, bo Ziemia obraca�a si�, ale gdy si� zatrzyma? Pomy�la� o tym, jak zako�czy swoj� wypowied� do syna, gdy ten osi�gnie ju� wiek dojrza�y:
- Baw si� dobrze...
Rourke zatrzyma� motor. Szaro�� na wschodzie kontrastowa�a z kolorem horyzontu, mg�a o lekko zgni�ym zapachu uk�ada�a si� fali�cie nad ziemi�. Nagle us�ysza� strza�y. Zgasi� silnik, prze�o�y� colta CAR-15 do prawej r�ki, zacisn�� palce, zsiad� z motoru i ukry� si� za drzewem. Przed nim rozci�ga�a si� p�aska r�wnina, a dalej skupisko ska�, gdzie ukrywa� si� Paul. Odg�os strza��w stawa� si� coraz wyra�niejszy. Ujrza� zbli�aj�ce si� postacie - kilkunastu m�czyzn, uzbrojonych, brudnych i najwyra�niej - wyczerpanych.
Posuwali si� powoli w kierunku ska�. Strzelali, a Paul odpowiada� im ogniem. Twarz Rourke'a rozja�ni�a si� w u�miechu.
- Zaraz was dopadn� - wyszepta� do siebie.
ROZDZIA� II
Rourke przysun�� motocykl do drzewa. Na polanie, jakie� dwie�cie metr�w dalej, zauwa�y� pi�� odkrytych ci�ar�wek r�nego typu. "Transport bandyt�w" - pomy�la�. Oszacowa� sytuacj�. Gdyby od razu zacz�� strzela�, wywi�za�aby si� przewlek�a bitwa, trwaj�ca godziny, a mo�e nawet dni, zw�aszcza �e w pobli�u mogli by� inni bandyci, kt�rzy przybyliby na pomoc.
John znajdowa� si� na lekkim wzniesieniu. Patrzy� w d� na p�ask� przestrze� dochodz�c� do ska�, gdzie ukrywa� si� Paul. Dojrza� go przez lornetk�: le�a� z karabinem przy ramieniu. Nie mogli go trafi�. "Gdyby podzielili si� na dwie grupy - pomy�la� - strzelaj�c� i manewruj�c�, szybko unieszkodliwiliby Paula". Na szcz�cie ich taktyka nie by�a tak dobra.
Przerzuci� przez plecy karabin, przesun�� si� na skraj wzniesienia, potem mi�dzy sosnami i niskimi ska�kami zbli�y� si� do bandyt�w. Najbli�szy z nich - wysoki, mocno zbudowany, uzbrojony w jaki� automatyczny pistolet (Rourke nie m�g� rozpozna� z du�ej odleg�o�ci) pr�bowa� zbli�y� si� do Rubensteina, biegn�c zygzakiem wzd�u� ska�. Rourke postanowi� zaj�� mu drog�. Wyci�gn�� czarny, chromowany, dwustronny n�. Podczas kolejnej serii ognia Rourke podbieg� nie zauwa�ony par� krok�w do przodu, rzucaj�c si� z impetem na wysokiego m�czyzn�. G�owa tamtego uderzy�a o ska�y. Rourke zamierzy� si� no�em i wbi� kr�tkie ostrze w szyj�. Cia�o osun�o si� na ziemi�. John rozejrza� si� wko�o - nikt go nie zauwa�y�. Wypatrzy� wi�c nast�pny cel: wysokiego, ko�cistego m�czyzn� z d�ugimi blond w�osami i postrz�pion� brod�. Wytar� krew z no�a w spodnie zabitego i ruszy�.
Cel by� jakie� dwadzie�cia pi�� metr�w przed nim. Odczeka� do nast�pnej serii strza��w, przeskoczy� nisk� bry�� skaln� i przywar� do pnia sosny. Po chwili rzuci� si� na upatrzonego m�czyzn�, przyduszaj�c go do ziemi. Lew� r�k� chwyci� za t�uste w�osy, odchyli� mu g�ow� i przejecha� no�em po ods�oni�tym gardle. G�owa opad�a na ska�y. Wycieraj�c n� o ubranie zabitego, dostrzeg� nast�pny cel. Ilu z nich za�atwi jeszcze, zanim kt�ry� odwr�ci si� i dostrze�e go?
Posuwa� si� w stron� czarnego, barczystego m�czyzny, trzymaj�cego automat w lewym r�ku. Zbli�y� si� na jakie� dziesi�� metr�w, poczeka� do kolejnej serii strza��w i ruszy�. M�czyzna odwr�ci� si� nagle i uskoczy�, ale lewa r�ka Rourke'a przygwo�dzi�a go do ziemi. Tamten pr�bowa� krzykn��, ale ostrze no�a przeci�o mu szyj�. Pad� do ty�u, nie wydaj�c d�wi�ku. Cia�o stoczy�o si� ze ska�.
Rourke instynktownie odwr�ci� si� i zobaczy�, �e jeden z bandyt�w przymierza si� do strza�u. Rzuci� n�, b�yskawicznie wyj�� Detonicsa spod lewego ramienia i strzeli�, trafiaj�c w sam �rodek czo�a.
Nast�pnie si�gn�� po n� rzucony w traw�, oczy�ci� go i schowa�. Zacz�� si� wspina� po skalnym zboczu. Bandyci skierowali ogie� w jego stron�. Skry� si� za ska��. Gdzie� z g�ry s�ysza� terkot dziewi�ciomilimetrowego karabinu Rubensteina. Wyj�� colta CAR-15, odbezpieczy� i wystrzeli� par� razy. Bandyci cofali si�. Ruszy� w ich kierunku. K�tem oka zauwa�y� Rubensteina schodz�cego powoli i niezgrabnie w d�. Pistolety w obu r�kach Paula plu�y ogniem. Bandyci nadal strzelali, pr�buj�c przedosta� si� do ci�ar�wek. Rourke podni�s� colta CAR-15, wycelowa�, ale magazynek by� ju� pusty. Wyszarpn�� z kabury sze�ciocalowego Pythona, strzeli� i jeden z uciekaj�cych pad� z rozpostartymi r�kami. Wycelowa� zn�w, wypali� i trafi� drugiego. Gdy opu�ci� bro�, dostrzeg�, �e ostatni bandyta chwieje si�, przyciskaj�c d�onie do po�ladk�w, pr�buje zrobi� krok, a� w ko�cu pada.
Paul Rubenstein zbli�y� si� do Rourke'a. Twarz mia� mokr� od potu.
- Strzeli�e� mu w plecy. Rourke westchn�� i powiedzia�:
- Tylko dlatego, �e by�a to jego najlepiej wygl�daj�ca cz�� cia�a.
ROZDZIA� III
Sarah Rourke zeskoczy�a z konia, trzymaj�c lu�no lejce. Spojrza�a na ogrodzenie z work�w wype�nionych piaskiem, otaczaj�ce farm�. Odwr�ci�a g�ow�.
- Michael, Annie i ty, Millie - zosta�cie tutaj. P�jd� zobaczy�, czy tam kto� jest.
Potem doda�a, patrz�c na dziesi�cioletni� Millie Jenkins:
- Zobacz�, Millie, mo�e kto� zna twoj� ciotk� i powie, jak odnale�� jej farm�.
Ruszy�a w stron� domu, wycieraj�c spocone d�onie o d�insy. Zbli�y�a si� do work�w z piaskiem, prowadz�c Tildie za sob�. Koby�a zar�a�a. Sarah zostawi�a przy siodle pistolet, kt�ry zabra�a jednemu z bandyt�w. Mia�a jeszcze colta, schowanego za pasem spodni i zas�oni�tego niebiesk� bluzk�. W g�rach Tennessee by�o do�� ch�odno, ale poci�a si�. Zdj�a z g�owy niebiesko-bia�� chustk� i poprawi�a zburzone, ciemne w�osy.
Na farmie nie zauwa�y�a �adnego znaku �ycia. Dom wygl�da� zupe�nie zwyczajnie i dlatego chyba zatrzyma�a si� w�a�nie przy nim. B��dzi�a z dzie�mi po g�rach przez kilka dni, pr�buj�c znale�� "ciotk� Mary" i odda� jej Millie Jenkins. Ciotka Mary by�a siostr� matki Millie.
Sarah nie mia�a poj�cia, jakie panie�skie nazwisko nosi�a Carla Jenkins. Mo�liwe zreszt�, �e ciotka Mary by�a ju� zam�na. Wszystko, co pami�ta�a Millie z dawnego pobytu na farmie ciotki, to dom po�o�ony w dolinie, ogromne pastwisko oraz to, �e ciotka Mary hodowa�a r�e.
Zatrzyma�a si� i opar�a r�k� na jednym z work�w. Na podw�rzu parkowa�o pi�� odkrytych ci�ar�wek. Potem popatrzy�a uwa�nie na dom. Okiennice by�y zamkni�te.
Sarah poczu�a si� nieswojo. Wyj�a spod bluzki colta, odbezpieczy�a go i wsun�a z powrotem za pas. Zrobi�a to za os�on� worka z piaskiem, na wypadek, gdyby obserwowa� j� kto� z wn�trza domu.
Wspi�a si� na jeden z work�w, by lepiej widzie�, potem podnios�a r�k� i zawo�a�a z ca�ej si�y:
- Halo! Jest tam kto? Chc� o co� zapyta�!
Nie by�o odpowiedzi. Pomacha�a bia�o-niebiesk� chustk� i krzykn�a jeszcze raz:
- Halo! Chc� tylko o co� zapyta�!
Drzwi uchyli�y si� i na ganku stan�� wysoki, brodaty m�czyzna z pistoletem w r�ku. Zbli�y� si� do schodk�w i wrzasn�� g�o�no:
- Nie chcemy tu �adnych obcych! Wyno�cie si� st�d!
- Widzi pan, mam tu troje ma�ych dzieci. Niczego nie chc�, potrzebuj� tylko pewnych informacji...
- Wyno�cie si�! - m�czyzna odwr�ci� si� i zamierza� wej�� do domu.
Prze�ycia ostatnich dni: strach, samotno��, nagromadzone napi�cie, wszystko to musia�o w ko�cu znale�� uj�cie. Nie mog�a powstrzyma� �ez.
- Prosz�! Na mi�o�� bosk�!
M�czyzna zrobi� jeszcze krok lub dwa, potem jednak odwr�ci� si� w jej stron�.
- Tam jest brama, id�cie w tamt� stron� - pokaza� r�k�. - Nie chc� was tu widzie�!
Opar�a si� ci�ko o ogrodzenie, spojrza�a na dzieci i nagle poczu�a si� bardzo zm�czona.
ROZDZIA� IV
- Wsz�dzie pe�no bandyt�w - powiedzia� Rourke, mru��c oczy w jasnym, porannym s�o�cu.
- My�lisz, �e znale�li twoj� kryj�wk�, John? - zapyta� Paul Rubenstein. Okulary w drucianej oprawce zsun�y mu si�, twarz b�yszcza�a od potu.
Rourke pomy�la� chwil� i odpar�:
- Nie, na pewno nie. Mo�e archeolodzy odkryj� j� za tysi�c lat, ale teraz - nikt! Problem w tym, czy... - Rourke popatrzy� na cia�a zabitych i zamy�li� si�.
- W czym problem, John?
Rourke zapali� cygaro, zastanawiaj�c si�, na jak d�ugo wystarczy zapas przechowywany w kryj�wce.
- My�l� o �wiecie... Ogl�dasz wschody i zachody s�o�ca, zmiany pogody, deszcze, wiatry. Je�li to wszystko ocaleje, to co b�dzie dalej? Czy odbudujemy �wiat? Jest tyle pyta�, tyle trudnych pyta�...
Rourke zamy�li� si�. Roz�adowa� bro�, wyrzuci� zu�yte naboje.
- Ale - westchn�� - gdy wyrzuci si� z siebie ca�� gorycz i frustracj�, jest �atwiej.
Ruszy� w kierunku ska�, gdzie poprzedniej nocy ukryli motocykl Paula. Spieszy� si�. Wiedzia�, �e pokonani bandyci mogli by� cz�ci� znacznie wi�kszej, uzbrojonej grupy, kt�ra mog�a nadej�� w ka�dej chwili. To by�oby mu bardzo nie na r�k�. By� ju� tak blisko swojej bezpiecznej kryj�wki. Chcia� dalej szuka� Sarah, nie m�g� marnowa� czasu na bezsensown� strzelanin�. Ostatnio nie my�la� prawie o niczym innym, jak tylko o odnalezieniu swojej rodziny. Wierzy�, �e prze�yli. Wsiad� na motor, rozejrza� si� po okolicy. "Je�li Sarah z dzie�mi znajduje si� gdzie� w g�rach p�nocnej Georgii, trudno b�dzie ich odnale�� - pomy�la�. Mo�e r�wnie dobrze by� w Georgii, jak w Karolinie, albo mo�e w Tennessee." Znalezienie kobiety z dwojgiem ma�ych dzieci w kraju pe�nym uciekinier�w nie by�o proste. Ca�a jego �rodkowa cz�� by�a radioaktywn� pustyni�. Prawo nie istnia�o. Rosjanie, bandyci - kto wie, co planowali? Rourke w��czy� silnik i ruszy� �cie�k� w d�.
ROZDZIA� V
"Nigdy nie powinni widzie� mnie przygn�bionego" - my�la� W�adimir Karamazow, major KGB. Sta� przy wyj�ciu z wojskowego samolotu, wci�gaj�c w p�uca rze�kie powietrze Chicago. Tu� przy schodkach prowadz�cych z jeta czeka� jego s�u�bowy samoch�d. Szofer sta� obok wyprostowany i czujny.
Karamazow u�miechn�� si� i zwinnie zbieg� po schodkach. Poda� teczk� szoferowi, ten odebra� j� i zasalutowa�.
- Dobry wiecz�r, towarzyszu majorze.
- Dobry wiecz�r, Piotrze - odpar� nie patrz�c na niego. Jego uwag� zajmowa�y �wiat�a pola startowego. Przybywa�o wojskowych transport�w. Po ucieczce nowego ameryka�skiego prezydenta, Samuela Chambersa oraz niebezpiecznym i �enuj�cym epizodzie z Johnem Rourke i swoj� w�asn� �on�, Natali�, Karamazow zrewidowa� wcze�niejsze pogl�dy co do pacyfikacji Ameryki po wojnie, kt�r� jego kraj nominalnie wygra�. Przekona� si�, �e ma do czynienia z narodem dobrze uzbrojonych indywidualist�w, kt�rych op�r trudno st�umi�.
Powinni byli uderzy� w prowincj�, we wsie, a nie - bombardowa� wielkie miasta Ameryki. To da�oby lepszy efekt; �atwiej by�oby ujarzmi� ludzi z du�ych miast. Nie widzia� celu w bombardowaniu Nowego Jorku. Wszystkie bogactwa tej metropolii zosta�y stracone bezpowrotnie.
- Towarzyszu majorze, co nowego?
- Nic, Piotrze - odpar� - w�a�nie rozmy�la�em o sprawno�ci, z jak� nasi przyw�dcy wprowadzaj� nowe wojska, �eby wspom�c pacyfikacje Stan�w Zjednoczonych. Na szcz�cie mamy takich odwa�nych i przewiduj�cych ludzi. Prawda, Piotrze?
- Tak, towarzyszu majorze - odpar� m�ody cz�owiek. Major KGB i kapral armii wpatrywali si� w siebie przez chwil�. Karamazow zorientowa� si�, �e jego kierowca nie wierzy w t� bzdur� ani troch� bardziej ni� on sam. Roze�mia� si�. Zbli�y� si� do cadillaca. Lubi� ameryka�skie wozy; by�y szybkie, czego nie m�g� powiedzie� o radzieckich.
Rozpi�� pas i rz�d guzik�w, usiad� wygodnie i wyda� kr�tkie polecenie:
- Do domu, Piotrze.
Czekaj�c, a� samoch�d ruszy, przymkn�� oczy. W czasie jazdy zdrzemn�� si� i obudzi� dopiero wtedy, gdy samoch�d zwalnia� przed ogromnym domem z niskim, obszernym gankiem. Do ganku prowadzi�a betonowa droga pomi�dzy pasami zieleni, kt�re by�y dawniej trawnikami. Karamazow pomy�la�, �e jest to zdecydowanie najlepszy z jego dotychczasowych dom�w. I do tego usytuowany w najbogatszej dzielnicy Chicago.
W�z skr�ci� w betonow� alej�. Nareszcie Karamazow mia� troch� wolnych dni, po raz pierwszy od czasu ucieczki Chambersa i Rourke'a z bazy w Teksasie. Pomy�la� o swojej �onie. Wspomnienia od�y�y.
Samoch�d stan��, Karamazow w�o�y� czapk� czekaj�c, a� szofer otworzy mu drzwi. "Czy Rourke k�ama�? - pyta� sam siebie. - Czy Natalia by�a jego kochank�?"
Wysiad�, w rozpi�tym mundurze, z pasem przerzuconym przez rami�.
- B�d� ci� potrzebowa� o sz�stej rano - rzuci� kierowcy. - Przyjemnego wieczoru!
- Nawzajem, towarzyszu majorze.
- Zostaw baga� na ganku. Mo�esz odej��, Piotrze. Karamazow nacisn�� dzwonek. Czeka�. By� coraz bardziej w�ciek�y na my�l o �onie. Wreszcie drzwi otworzy�y si� i us�ysza� jej g�os:
- Ach, to ty.
Karamazow zacisn�� pi�ci. Wyobrazi� j� sobie z przymkni�tymi oczyma. By�a taka pi�kna: ciemnoniebieskie oczy, czarne w�osy, g�adka, alabastrowa sk�ra. A na dodatek by�a jedn� z najlepszych agentek KGB; ch�odna i oficjalna, ale jednocze�nie ciep�a i ludzka. Nawet wrogowie nie potrafili jej nienawidzi�.
- Dobry wiecz�r, Natalio - Karamazow przygl�da� si� �onie.
Mia�a na sobie bia��, koronkow� sukni�, jeszcze ze Zwi�zku Sowieckiego. Wygl�da�a na idealn� �on� - elegancka, mi�a, powa�na i skromna.
Natalia spu�ci�a oczy i nic nie powiedzia�a.
- Jeste� dzi� pi�kna jak zawsze - wyszepta�. Wszed�, zdj�� sk�rzane r�kawice i po�o�y� je razem z czapk� i teczk� na stoliku pokrytym sk�r�. P�aszcz przerzuci� przez krzes�o.
- Dasz mi drinka?
Bez s�owa ruszy�a w stron� kuchni. W swojej d�ugiej, koronkowej sukni porusza�a si� p�ynnie i lekko.
Karamazow zdj�� mundur i rzuci� na fotel w salonie. Rozpi�� guziki bia�ej koszuli i automatycznie sprawdzi�, czy ma pistolet w lewej kieszeni spodni. Odwr�ci� si�, gdy Natalia wr�ci�a z kuchni z tac�, na kt�rej sta�a butelka w�dki i szklanka.
- Zawsze sumienna i uczynna - rzek� z ironi�, gdy Natalia nachyli�a si� nad niskim stolikiem, by postawi� tac�.
- A ty nie wypijesz?
- Nie - powiedzia�a cicho.
Chwyci� j� za ramiona i przyci�gn�� do siebie. W�osy opad�y jej na czo�o, odchyli�a g�ow�, aby odrzuci� je z twarzy. Karamazow praw� r�k� �cisn�� jej bia��, smuk�� szyj�.
- To boli - powiedzia�a spokojnie, ale on roze�mia� si�.
- Jeste� ekspertem od sztuki walki. Nie umiesz mnie powstrzyma�? - zapyta� i pu�ci� j�. Nala� sobie w�dki i wypi� od razu p� szklanki.
- Chc�, �eby� napi�a si� ze mn�.
- Nie b�d� pi�a.
Chwyci� j� za kark i brutalnie odchyli� g�ow�. Przytkn�� jej szklank� do ust i wla� w�dk�. P�yn �cieka� po twarzy, Natalia zakrztusi�a si�. Kiedy zwolni� u�cisk, wytar�a r�k� usta i siad�a na brzegu kanapy. Spojrza� na ni�.
- Pi�a� z nim? Rourke pewnie wola� ameryka�sk� whisky ni� rosyjsk� w�dk�?
Podni�s� si�, zn�w nala� sobie w�dki i przez chwil� ogl�da� przejrzysty p�yn. Potem nagle uderzy� j� w policzek.
- Nie zdradzi�am ci� - powiedzia�a patrz�c m�owi w oczy.
- Ale chcia�a� to zrobi�! - wrzasn�� i uderzy� j� pi�ci� w twarz, wylewaj�c sobie reszt� w�dki na koszul�.
ROZDZIA� VI
Warakow ogl�da� szkielety mastodont�w niezmiennie od trzech tygodni, odk�d Sowieckie Dow�dztwo Si� Zbrojnych w Ameryce P�nocnej ulokowa�o si� w dawnym muzeum. Genera� Warakow przyzwyczai� si� do tych wymar�ych olbrzym�w. Wyobra�a� sobie czasem, �e widzi szkielety nied�wiedzia lub or�a i zastanawia� si�, czy te zwierz�ta te� ju� wygin�y. Spojrza� w okno. Lubi� ciemno��, by�a spokojna, koj�ca.
- Towarzyszu generale.
Odwr�ci� si� od barierki i u�miechn�� do m�odej sekretarki.
- S� ju�?
- Tak, towarzyszu generale.
Spojrza� na sw�j rozpi�ty mundur, ale nie zapi�� guzik�w. By� generalnym dow�dc� i w promieniu tysi�cy mil nie by�o nikogo, kto m�g�by mu rozkazywa�.
Odwr�ci� si�, �eby spojrze� jeszcze na mastodonty. Cho�by nic pozytywnego nie wynik�o z tej wojny, on przynajmniej zwiedzi� dobrze to muzeum. Kiedy� s�u�y� jako doradca w Egipcie, ale tam nawet nie widzia� takich skarb�w przesz�o�ci. "Wreszcie znalaz�em sobie dom, jaki lubi�" - my�la� id�c przez hall.
- Tu, w�r�d prehistorycznych okaz�w - doda� g�o�no. Przeszed� obok cz�owieka z epoki kamiennej, malajskiej kobiety i Buszmena uzbrojonego w pistolet pneumatyczny. Wszed� do biura. Oficerowie siedzieli p�kolem przy jego pustym biurku. Popatrzy� na nich, u�miechn�� si� i rzek�:
- Nie wstawajcie, nie ma potrzeby.
Okr��y� biurko, usiad� na krze�le, pochyli� si� i zdj�� buty.
- Wszyscy zdajemy sobie spraw� - zacz�� - �e ca�kowita militarna okupacja Stan�w Zjednoczonych jest obecnie niemo�liwa. Niekt�re istniej�ce jeszcze jednostki wojsk ameryka�skich, brytyjskich, niemieckich i paru innych wci�� utrudniaj� �ycie naszym �o�nierzom w Europie. Chiny pilnuj� dobrze swoich granic, my - swoich. Wojna l�dowa z Chinami, panowie, by�aby szale�stwem. Jestem przekonany, �e nigdy nie okupowaliby�my Ameryki, gdyby nie fakt, �e potrzebujemy tutejszego przemys�u. Zak�ady przecie� ocala�y. Potrzebujemy broni, �ywno�ci, czo�g�w i chemikali�w. I to - uderzy� pi�ci� w st� - jest nasz� g��wn� misj� w Stanach Zjednoczonych. Podkre�lam! Wiele raport�w wskazuje na to, �e dokonujemy raczej totalnej pacyfikacji Ameryki. To nie jest mo�liwe, przynajmniej obecnie!
Opar� si� na krze�le i przygl�da� oficerom.
- Zaj��em si� osobi�cie szczeg�ami planu pacyfikacji. To plan osi�gni�cia ograniczonych, realnych cel�w, towarzysze; wznowienie produkcji przemys�owej i ochrona przed sabota�em. Skorzystam z do�wiadczenia ludzi, kt�rych pr�bujemy kontrolowa�. Podpisa�em rozkaz zak�adania militarnych plac�wek samowystarczalnych. Ma to by� co� podobnego do ameryka�skich fort�w, znanych z film�w o kapitalistycznym wyzysku Indian.
Pochyli� si� i uwa�nie przyjrza� siedz�cym m�czyznom.
- Nasze zadania s� proste: zapobieganie tworzeniu si� zorganizowanego oporu i ochrona ludno�ci cywilnej. Powtarzam: trzeba chroni� ludno�� cywiln�. Grupy ��dnych krwi bandyt�w grasuj� wsz�dzie, zabijaj�c i pl�druj�c, co si� da. Musimy udowodni� cywilnej ludno�ci ameryka�skiej, �e nie chcemy jej zag�ady. Musimy broni� ludzi przed tymi bandytami. Jednocze�nie musicie wiedzie� o tym, �e niekt�re z tych band mog� sta� si� j�drem, wok� kt�rego skoncentruje si� zbrojny op�r. Gdy rozwinie si� ruch oporu - a wi�kszo�� moich poufnych s�u�b donosi, �e to ju� nast�puje - musimy by� zaanga�owani w obron� Amerykan�w przed tymi elementami kryminalnymi. Nie mo�emy pozwoli� na to, by ruch oporu sta� si� powszechny i popularny, jak na przyk�ad w Afganistanie.
Pierwszy zabra� g�os jeden z oficer�w, genera� Nowostowski:
- Towarzyszu generale - u�miechn�� si� i rozejrza� wok�. - My mamy broni� tych ludzi?
- Tak jest, Ilia. - Nigdy, przynajmniej... - zacz�� m�wi� Warakow, patrz�c ca�y czas poza g�owami wojskowych na szkielety mastodont�w. - Je�li oni przekonaj� si�, �e s� bezpieczni... - przerwa� zauwa�ywszy, �e zgubi� poprzedni w�tek. Zamy�li� si� i po chwili zaczai m�wi� na nowo:
- Nigdy nie b�d� nas lubi�, nie b�d� akceptowa� naszych rz�d�w, ale je�li sprawimy, �e b�d� mogli na nas polega� - wygramy wi�ksz� cz�� walki psychologicznej. I dop�ki wa��saj� si� te bandy, musimy martwi� si� o ludno�� cywiln�. Te gangi awanturnik�w s� przewa�nie dobrze uzbrojone i bezlitosne.
- To rozs�dne, co m�wisz, generale. Warakow skin�� g�ow� do starego przyjaciela - takie s�owa by�y wi�cej warte ni� oficjalna pochwa�a.
- Pierwsze forty b�d� za�o�one w p�nocno-wschodniej Georgii. B�dzie to po��czone z patrolowaniem Georgii, Karoliny i rozszerzy si� do atlantyckiego wybrze�a.
- Floryd� oddali�my... roze�mia� si� Warakow - z jej po�arami las�w, zmniejszaj�cym si� poziomem w�d gruntowych, Kuba�czykom. I jako naszym wiernym, lojalnym sojusznikom, �yczymy im sukces�w w zagospodarowywaniu tych ziem!
Roze�mieli si� wszyscy, nawet zawsze pe�na rezerwy sekretarka Warakowa. Gdy �miech umilk�, Warakow zn�w zacz�� m�wi�:
- Siedziba pierwszej plac�wki znajduje si� na terenie jednego z najstarszych uniwersytet�w. Nie mo�emy tam niczego zniszczy�. Je�li oka�emy respekt wzgl�dem tego, co Amerykanie szanuj�, by� mo�e troch� tego respektu oni oka�� nam.
Zwr�ci� si� do sekretarki:
- Wezwij pu�kownika Korci�skiego. Potrzebujemy go teraz.
M�oda kobieta wsta�a, przesz�a do hallu i po chwili wprowadzi�a Wasylego Korci�skiego. By� to m�czyzna w �rednim wieku, jasnow�osy, przystojny, mo�e troch� zniewie�cia�y. Tak ocenia� go Warakow. Przejrza� jego tajne akta: kwalifikacje lotnicze, dwukrotnie ranny, �onaty, dwaj synowie bli�niacy, ca�a rodzina prze�y�a i mieszka w Moskwie. To dobrze, pomy�la� Warakow. Nie chcia�by na dow�dczym stanowisku cz�owieka, kt�ry szuka zemsty za osobiste krzywdy.
- Panowie! To jest komendant naszej pierwszej plac�wki.
ROZDZIA� VII
Natalia zachwia�a si� pod wp�ywem ciosu m�a i zobaczy�a, �e jego r�ka zn�w zbli�a si� w jej stron� - dostrzeg�a zakrwawione palce. Pr�bowa�a odeprze� atak, ale uderzy� j� w rami� lew� r�k� a praw� pi�ci� w twarz. Pad�a w ty� na kanap�, czuj�c, �e suknia podwija si� do g�ry.
Poczu�a nap�ywaj�ce �zy. Potem skurczy�a si�, widz�c jak rozpina pas. Karamazow podni�s� butelk� w�dki.
- Zdecydowa�em, Natalio - rzek� dr��cym z napi�cia g�osem.
- Musisz by� moja, teraz. - Przechyli� butelk� do ust i pi� zach�annie. Pust� butelk� odrzuci� za siebie. Roze�mia� si� i uni�s� r�k�. Natalia zamkn�a oczy. Smagn�� pasem po jej nogach. Wrzasn�a, skuli�a si� i przywar�a do kanapy. Czu�a piek�cy b�l. Spr�bowa� j� podnie��, wyrwa�a si�. Ca�y czas unika�a jego wzroku.
Niegdy� by� dla niej jak ojciec. P�niej zosta� jej kochankiem, jedynym, jakiego mia�a. Istnia�a mi�dzy nimi przez lata silna wi� duchowa. Teraz nie mog�a patrze� na niego.
Karamazow na przemian t�uk� j� bez opami�tania i rwa� z niej strz�py sukni. Skrzy�owa�a r�ce na piersiach, zas�ania�a si�.
- W�adimir, prosz� ci�... przesta�...
- Nie - odpowiedzia� cicho, ledwo go us�ysza�a. Widzia�a, jak zn�w podnosi pas. Uderzy� j� w brzuch. Zgi�a si� w wp� i upad�a na dywan. Czu�a teraz pas na plecach. Chwyci� j� za w�osy, przyci�gn�� do siebie, ledwo mog�a oddycha�.
- Nie b�dziesz ze mn� walczy�! - warkn�� i ci�� pasem po twarzy.
Si�gn�a r�k� do policzka - krwawi�; nie mog�a otworzy� lewego oka. Poci�gn�� j� na kanap�.
Od�o�y� pas i zacz�� rozpina� spodnie. Zsun�� je, gdy znalaz� si� nad ni�.
- Nie! Prosz�, nie! - b�aga�a.
Czu�a jego r�ce ugniataj�ce piersi, wczepiaj�ce si� we w�osy na �onie.
- Nie - szepn�a Natalia. Potem poczu�a twardo�� wbijaj�c� si� w ni�. Krzykn�a, a potem le�a�a nieruchomo, wpatruj�c si� w sufit. �zy ciek�y jej po twarzy. W ko�cu zszed� z niej i us�ysza�a, jak mamrocze:
- Suka. Suka bez serca. Zat�uk� ci�!
Uderzy� j� pi�ci� w twarz. Usta jej krwawi�y, pr�bowa�a unie�� g�ow�, �eby nie zach�ysn�� si� krwi�.
W�adimir, chwiej�c si�, si�gn�� po butelk�. Odrobina w�dki by�a jeszcze w �rodku. Przechyli� butelk� do ust. Wypi�. U�miech, jakiego nigdy przedtem u niego nie widzia�a, wykwit� mu na ustach, gdy podni�s� znowu pas. Ci�ki cios prawie natychmiast wywo�a� ciemnoczerwon� pr�g� na jej piersiach. Pchn�� j� na kanap�, trzymaj�c wci�� butelk�. Przybli�y� j� do Natalii.
- Je�li ja nie sprawi�em ci przyjemno�ci, mo�e ona to zrobi.
Kobieta j�kn�a, prze�kn�a s�on� krew; opuchni�te usta wykrzywi�y si� w rozpaczy.
ROZDZIA� VIII
- Nie wiem - rzek� Rourke nie patrz�c na Rubensteina. Wci�� obserwowa� gwiazdy. Byli ju� nieca�� mil� od g��wnego wej�cia do kryj�wki.
- Czasami masz uczucie, �e co� si� dzieje. Nie wiesz, gdzie ani co, ale wiesz, �e ciebie w jaki� spos�b dotyczy i kt�rego� dnia dowiesz si�, co to by�o. Takie uczucie dzia�a jak zimny prysznic na twoj� g�ow�...
- Co masz na my�li? - zapyta� Paul Rubenstein zm�czonym g�osem.
- Chod�my - Rourke u�miechn�� si� lekko. - Ju� niedaleko - popatrzy� na Paula. Wida� by�o, �e Rubenstein by� wyczerpany d�ug� drog�, dokucza�y mu nie zagojone jeszcze dok�adnie rany.
Prowadzili motory w�sk� �cie�k� pod g�r�. Rourke rozpoznawa� znane punkty - zna� tu, w okolicy, ka�de drzewo, ka�d� ska��. Znalaz� to miejsce sze�� lat temu, przez ostatnie trzy lata przebudowa� i urz�dzi�. By�a to naturalna jaskinia, rze�biona miliony lat przez dwunastometrowy wodospad z podziemnego �r�d�a, u kt�rego podstawy rozpo�ciera�o si� naturalne rozlewisko lodowatej, krystalicznie czystej wody. Gigantyczne stalaktyty zwiesza�y si� z sufitu i formowa�y w stalagmity w dole pieczary.
Rourke wykorzysta� podziemny strumie� jako �r�d�o energii elektrycznej, dostarczaj�cej mocy.
Struktur� jaskini pozostawi� nie zmienion�. W tylnej cz�ci utworzone zosta�y kwatery do spania, z prawej strony wodospadu. Na mniejszych, naturalnych p�pi�trach urz�dzi� dodatkowe pomieszczenia - dwie sypialnie, kuchni� i �azienk�. Za�o�y� elektryczno��, wykona� instalacje wodno-kanalizacyjne i poprzywozi� ci�ar�wk� meble, narz�dzia i wszystko to, co potrzebne do �ycia przez d�u�szy czas: zapasowe cz�ci, a nawet podr�czniki i fachowe poradniki. Najbardziej lubi� du�y pok�j w g��wnej cz�ci jaskini. W nim by�y jego ksi��ki, p�yty, video-kasety, bro�.
- No to jeste�my - rzek� Rourke zsiadaj�c z motoru.
- Gdzie? Nic nie widz�.
- Nic dziwnego - odpowiedzia� Rourke - kryj�wka by�aby bezu�yteczna, gdyby nie by�a absolutnie bezpieczna. Zrobi�em co� w rodzaju ukrytego wej�cia. Nie wystarczy zamaskowa� je ga��ziami, jak w filmach czy w komiksach. Trzeba czego� trwalszego, sta�ego.
- Wi�c co zrobi�e�?
- Sp�jrz - Rourke podszed� do grubo ciosanej, potrzaskanej i zwietrza�ej �ciany granitu. Znajdowali si� mniej wi�cej w po�owie stoku g�ry. Pchn�� g�az po prawej stronie, a ten potoczy� si�. Rourke podszed� teraz do ociosanej ska�y przy granitowej �cianie i odsun�� j�.
- Zobacz. Ca�a Georgia le�y na wielkiej granitowej p�ycie. Ta g�ra jest cz�ci� g�rotworu rozci�gaj�cego si� a� do Tennessee. Robi�em badania geologiczne.
Rourke ca�ym ci�arem cia�a napar� na ska��. Rozleg� si� huk. Rubenstein cofn�� si�. Ska�a, na kt�rej sta� Rourke, zacz�a zapada� si� powoli, wreszcie pojawi� si� otw�r, o rozmiarach drzwi do gara�u, prowadz�cy do wn�trza.
- Po prostu wagi i przeciwwagi - u�miechn�� si� Rourke. - Gdy zechcesz otworzy� od wewn�trz, d�wignie wykonaj� to samo przemieszczenie ska�.
Rubenstein pochyli� si�, zagl�daj�c do ciemnego wn�trza.
- Wejd� - powiedzia� Rourke i wszed� pierwszy z latark�. W��czy� s�abe, czerwonawe �wiat�o, rozja�niaj�ce wej�cie.
- Wprowad� motor do �rodka.
Gdy Rubenstein pcha� maszyn�, Rourke doda�:
- Paul, tam jest d�wignia z czerwon� r�czk�, przy wy��czniku �wiat�a. Opu�� j� na d�.
Odczeka� chwil�, a� us�ysza� g�os Paula:
- Zrobione, John.
Rourke nie odpowiedzia�, przesun�� dwie ska�y-przeciwwagi w dawne po�o�enie, a potem wszed� do jaskini. Pochyli� si� nad czerwon� r�czk� d�wigni, zwolni� j�. Granitowa p�yta zacz�a przesuwa� si� - drzwi zamkn�y si�. Pod�o�e dr�a�o. Rourke ujrza�, jak Paul wpatruje si� w stalowe podw�jne drzwi przed nimi.
- Zainstalowa�em urz�dzenie ultrad�wi�kowe, �eby nie wchodzi�o robactwo i insekty.
Rourke podszed� do stalowych drzwi, kt�re pod�wietli� latark�, przez chwil� manipulowa� przy tarczy, przekr�ci� r�czk� i drzwi otworzy�y si�.
- Bo�e! - wyszepta� Paul. Rourke spojrza� na niego i u�miechn�� si�.
- Jest tak, jak ci opisywa�em - rzek� z dum�. - Wprowadzimy motory po tej rampie - wskaza� na kamienn� pochy�o��. - Zaraz zwiedzisz ca�o��, o ile nie zemdlejesz z wra�enia.
Paul otar� czo�o. Rourke tymczasem sprowadzi� motory i zamkn�� drzwi od wewn�trz.
- To pomieszczenie jest ognioodporne. Mam par� wyj�� zapasowych, poka�� ci je jutro.
U podstawy rampy sta�a ci�ar�wka.
- To ford przerobiony na nap�d spirytusowy. Mam destylarni� - wyja�ni� Rourke. Dalej, wzd�u� �ciany od pod�ogi do sufitu sta�y rz�dy rega��w, a przy nich metalowe drabinki.
- Tam wy�ej jest zapas amunicji, �ywno��, whisky - wszystko co chcesz. Sporz�dzi�em inwentarz ca�o�ci, notuj�, czego ubywa i przybywa, wiem, czego brakuje, co mo�e by� ju� przeterminowane.
Rourke zacz�� wymienia� rzeczy na p�kach.
- Papier toaletowy, papierowe r�czniki, myd�o, szampon, �wiece, �ar�wki, �ruby, gwo�dzie, zasuwy, nakr�tki, uszczelki...
- A to - wskaza� na doln� p�k� - najlepsza pi�a �a�cuchowa typu Mc Culloch Pro Mac 610, �atwa w obs�udze, o du�ej wytrzyma�o�ci. A dalej - cz�ci zapasowe.
Rourke ruszy� dalej. Pokazywa� rz�dy p�ek z �ywno�ci� w wielkich pojemnikach, paczkach, puszkach i workach, stosy bielizny.
- Wszystko przygotowane, nie powinno niczego zabrakn��.
Wielka skrzynia przy regale zawiera�a futera�y, paski i inne sk�rzane rzeczy. Obok druga zawiera�a wojskowe buty i pasy.
- To zajmie ci tylko chwil�. Rzu� okiem na moje ksi�gi inwentaryzacyjne - zdj�� wisz�c� na haczyku papierow� teczk�.
- A teraz sp�jrz tam. To moja duma i rado�� - wskaza� na �cian�, gdzie zawieszony by� nowy, b�yszcz�cy, czarny motor, Harley-Davidson Low Rider.
- Zawiesi�em go, �eby chroni� opony - wyja�ni�. Rourke nacisn�� kontakt i wy��czy� �wiat�o w cz�ci jaskini za nimi. W��czy� drugi i ukaza�a si� kolejna izba.
- To jest pok�j do pracy - obja�ni� i wskaza� r�k� na rz�dy sto��w wzd�u� �cian, a na nich r�noraki sprz�t: imad�a, wiertarki, pi�y. Wy�ej, na p�kach: filtry, �wiece zap�onowe, rozmaite narz�dzia.
- Jutro oczyszcz� bro�.
Rourke zgasi� �wiat�o, przeszli dalej do du�ej sali. Wodospad pluska� tu� obok. Rourke zdj�� sk�rzan� kurtk�, odpi�� pasy na bro� i zdj�� je z ramienia.
- Winylowe - rzek�. - Nie lubi� tworzyw sztucznych, ale te s� trwalsze i �atwiejsze do naprawy. Zwr�ci� si� do Rubensteina:
- Co chcia�by� teraz zobaczy�? �azienk�? Co s�dzisz o prawdziwym prysznicu? - Nie czekaj�c na odpowied�, wskaza� kamienn� p�yt� odgradzaj�c� garderob�. - We� sobie ubranie.
Rourke przeszed� przez pok�j i zatrzyma� si� przy oszklonej szafie z broni�. Odwr�ci� si� do Paula, kt�ry trzyma� czyst� odzie�. U�miechn�� si�.
- Co to jest, John?
- Chod�, zobacz. To dziewi�ciomilimetrowy Interdynamics KG-9.
- Wygl�da jak pistolet maszynowy.
- To tylko p�automat - wskazywa� po kolei ka�dy egzemplarz broni i o ka�dym co� m�wi�.
- John, ja wiem, �e to nie wypada... ale ile ci� to kosztowa�o?
- Oszcz�dza�em ka�dego centa przez ostatnie sze�� lat. Czasem uprawia�em hazard, ale nie zawsze wygrywa�em. Musia�em te� sp�aca� d�ugi. - Rourke zamkn�� szaf� z broni� i podszed� do sofy, stoj�cej na �rodku wielkiego pokoju. Spojrza� na Paula.
- Jeste� chyba ciekawy, jak wygl�da �azienka, co? Weszli do kuchni, Paul stan�� w progu. Centraln� cz�� kuchni zajmowa� d�ugi, wysoki st� z barowymi sto�kami wok�. Z boku sta�a sze�ciopalnikowa kuchenka, du�a, dwudrzwiowa lod�wka i dwie zamra�arki. Rourke otworzy� jedn� z nich. Wn�trze wype�nione by�o paczkami owini�tymi w foli� aluminiow�. Wyj�� jedn� z nich. Si�gn�� do kieszeni, wyj�� cygaro, pow�cha� i w�o�y� do ust.
- Nabierasz mnie - rzek� wolno Rubenstein. Jego g�os brzmia� dziwnie. M�ody cz�owiek by� wyra�nie wstrz��ni�ty.
- O co chodzi? Co jest dziwne? Wszystkie wygody, jak w domu. - Rourke sta� z zapalon� zapalniczk� w r�ku.
Na �cianie, ponad g�ow� Paula, wisia�a fotografia Sarah i dzieci.
- Wszystkie wygody - powt�rzy�.
- Jak to wszystko tutaj sprowadzi�e�?
- Ci�ar�wk� - odpar� Rourke. Podszed� do lod�wki, otworzy� j� i wyj�� pojemnik z lodem. Wzi�� wysok� szklank� i wsypa� kilka kostek.
- Pocz�stuj si�, czym chcesz - zwr�ci� si� do Paula. Nacisn�� w��cznik przy zlewie. Rozleg� si� �oskot, potem szum. Odkr�ci� kran z zimn� wod�; zabulgota�a i wytrysn�a silnym strumieniem. Podszed� do szafki i wyj�� butelk�. Odkorkowa� j� i nala� troch� p�ynu do szklanki z lodem. Wr�ci� do zlewu i dola� troch� wody, potem wy��czy� pomp�.
- Musisz zawsze pami�ta� o w��czeniu wody, to nie jest zwyk�y wodoci�g. U�ywam kilku pomp elektrycznych, na wypadek, gdyby kt�ra� si� zepsu�a.
Rourke przeszed� ze szklank� w r�ku z powrotem do du�ego pokoju. Rubenstein szed� za nim.
- John, to nie mo�e by� rzeczywiste...
- Ale� to jest - Rourke odwr�ci� si� do niego. - Jest! Id� i we� prysznic. Potem przygotuj� co� do jedzenia.
- Mo�e kotlety z jajkiem sadzonym? - za�artowa� Paul.
Rourke nie roze�mia� si�.
- Dobrze. Zjemy mro�one mi�so. A jajka mog� by� w proszku?
Rourke pi� swego drinka, w czasie gdy Rubenstein bra� prysznic. Potem w�o�y� kotlety do kuchenki mikrofalowej i usiad� na sofie. Zacz�� przegl�da� katalog ksi��ek, kt�re sta�y na p�kach wzd�u� �ciany du�ego pokoju. Pokrzepi�a go zawarto�� jego biblioteki, ale zaraz posmutnia� - by�a to obecnie jego jedyna biblioteka. Od�o�y� katalog i podszed� do p�ek. Przysun�� drabin� i wspi�� si� na ni�. Wyj�� jeden z tom�w. By�a to ksi��ka o przewidywanych zmianach klimatycznych w rezultacie wzrostu temperatury. Niepokoi�y go nienormalne wahania pogody. Rubenstein wr�ci� od�wie�ony.
- Co to za ksi��ki? - wskaza� na doln� p�k�.
- To ksi��ki, kt�re sam napisa�em. O broni, o utrzymaniu si� przy �yciu w ekstremalnych warunkach, o takich r�nych rzeczach. Ksi��ki z r�nych dziedzin. - Rourke trzyma� w r�ku ksi��k� o klimacie, zastanawiaj�c si�, czy znajdzie w niej odpowied� na dr�cz�cy go problem.
- Zawsze uwa�a�em, �e ksi��ki s� r�wnie niezb�dne do prze�ycia jak �ywno��, woda, schron czy bro�. Co by by�o, Paul, gdyby�my prze�yli, ale ca�a m�dro�� �wiata nie ocala�aby w ksi��kach. Einstein powiedzia� kiedy� co� takiego: "Niezale�nie od tego, czym walczono by na III wojnie �wiatowej, nast�pna odby�aby si� ju� na maczugi i kamienie". Po prostu cywilizacja sko�czy�aby si�.
- Ksi��ki dla dzieci te� masz? - zdziwi� si� Paul patrz�c na jedn� z p�ek.
- Dla Annie i Michaela, a mo�e dla ich dzieci. Wi�kszo�� tych ksi��ek, zreszt�, napisa�a i ilustrowa�a Sarah.
- Czy rzeczywi�cie my�lisz, �e to b�dzie trwa�o tak d�ugo?
- Co? �wiat? Czy nast�pstwa wojny? - zapyta� Rourke. Nie czeka� na odpowied�. Od�o�y� ksi��k� na podr�czny stolik przy sofie, opr�ni� szklank� i powiedzia�:
- Wy��cz kuchenk� za kilka minut, id� wzi�� prysznic.
Wyszed� z pokoju. Ogoli� si�, wyszorowa� kilkakrotnie z�by, potem wszed� pod prysznic. Namydli� si� dok�adnie, umy� w�osy pod gor�cym strumieniem wody. Potem pu�ci� zimny strumie�. Woda z podziemnego �r�d�a by�a lodowata. Stoj�c pod prysznicem ogl�da� swoje cia�o. Par� zadrapa�, siniak�w. W zasadzie wyszed� bez szwanku ze wszystkich ostatnich potyczek i przyg�d. Bada� ostatnio na sobie stopie� napromieniowania - nie przekroczy� normy. Wci�gn�� powietrze tak, �e m�g� policzy� sobie �ebra i spostrzeg� na piersiach coraz wi�cej siwych w�os�w. Uni�s� g�ow�, woda sp�ywa�a mu po twarzy. Wytrzyma� tak d�u�sz� chwil�. Wycieraj�c si� dr�a� troch�, nieprzyzwyczajony jeszcze do temperatury jaskini. Ci�gle by�o 68 �F, co wynika�o z naturalnej temperatury ska� i wody. Z ulg� w�o�y� lekkie obuwie, zamiast wojskowych bucior�w.
Domy�la� si�, �e Paul zwiedza jaskini�. Z koszul� wyci�gni�t� na spodnie, drinkiem i �wie�ym cygarem Rourke poszed� do tylnej cz�ci jaskini, znajduj�cej si� poza pomieszczeniami mieszkalnymi i wodospadem. U�miechn�� si� na widok przyjaciela. Paul by� bardzo zmieszany. Przygl�da� si� ma�emu domkowi przykrytemu foli�. Purpurowe �wiat�o �arzy�o si� w �rodku, wilgo� skrapla�a si� na �cianach.
- Cieplarnia?
- Jeste� zdziwiony, jak widz�. Lepiej by�oby zastosowa� tu �wiat�o s�oneczne, ale jak? My�la�em o zainstalowaniu �wietlika z zewn�trz, ale to mog�oby by� widoczne. Tak jest te� dobrze, no i mamy �wie�e warzywa.
- Masz tu wszystko! - wykrzykn�� Paul z podziwem.
- Niezupe�nie.
Rourke wszed� do kuchni przygotowa� kolacj� i wkr�tce nakry� do sto�u. Jedli w milczeniu. Po kolacji usiedli w du�ym pokoju, pili i rozmawiali. Zegarek Rourke'a wskazywa� 4 rano.
Rubenstein poczu� si� zm�czony i niebawem poszed� spa�. Rourke zosta� sam, ale nie m�g� zasn��. My�la� o �onie i zastanawia� si�, gdzie ma jej szuka�. W��czy� jedn� z kaset video. Na ekranie ukaza�a si� Sarah i dzieci. Nie m�g� ich jednak ogl�da�. W��czy� jaki� film i patrzy�, ale tylko przez chwil�. Wyszuka� inn� kaset�, z filmem popularnonaukowym o g�o�nej teorii pochodzenia �wiata. Ogl�daj�c go, zrobi� sobie nast�pnego drinka. Potem wybra� film o tajnym brytyjskim agencie wywiadu. Nie m�g� si� skupi�, pi� kolejnego drinka i my�la� o tym, co zrobi, kiedy sko�czy si� whisky.
ROZDZIA� IX
Natalia zawy�a z b�lu, kiedy Karamazow wepchn�� jej szyjk� butelki w pochw�. Mia�a poczucie winy, nie powinna by�a pomaga� Rourke'owi w ucieczce. Jednocze�nie czu�a, �e z nim mog�aby zdradzi� m�a - zosta� kochank� Rourke'a.
Teraz pod�wiadomie pragn�a by� za to ukarana. Znowu poczu�a b�l. Butelka zag��bi�a si�. Natalia wrzasn�a. Wiedzia�a, �e nie mo�e si� podda� Karamazowowi. Podnios�a si� i kantem d�oni silnie uderzy�a go w szyj�. Jej cia�o dzia�a�o teraz niezale�nie od jej woli, broni�a si�, a instynkt m�wi� jej, �e musi walczy� o �ycie. Chwyci�a m�czyzn� za podbr�dek i pchn�a go. Zsun�� si� z kanapy, poci�gaj�c j� za sob� na pod�og�. Wsta� zaraz. Trzyma� pas, tym razem zamierza� si� klamr�.
- W�adimir... - j�kn�a. Zrozumia�a, �e m�czyzna, z kt�rym �y�a, kt�remu mimo wszystko by�a wierna, oddali� si� od niej zupe�nie. Klamra pasa �mign�a w jej stron�. Pr�bowa�a uchyli� si� przed uderzeniami. Macha�a nogami. Kopn�a go wreszcie tak, �e upad�. Pas wypad� mu z r�ki. Szybkim skokiem ukl�k�a W�adimirowi na piersiach, przygniataj�c go do pod�ogi. Si�gn�a po le��cy blisko pistolet. Prawym �okciem przytrzymywa�a mu g�ow�, gdy pr�bowa� jej przeszkodzi�.
Mia�a w r�ku bro�. Odbezpieczy�a j� i przy�o�y�a m�owi mi�dzy oczy, prawie dotykaj�c sk�ry. Nie poznawa�a swego g�osu:
- Zabij� ci�, je�li si� ruszysz, ty chamie! Wyno� si� z tego domu i zostaw mnie! Nie chc� ci� zna�. Strzel� ci mi�dzy oczy i jeszcze b�d� si� �mia�a!
Odsun�a si� od niego. Karamazow wsta� i potykaj�� si� poszed� w kierunku hallu. Kiedy odszed�, opad�a na pod�og� i rozp�aka�a si�.
ROZDZIA� X
John Rourke otworzy� oczy i spojrza� w telewizor. Okaza�o si�, �e usn�� ogl�daj�c film. Momentalnie przypomnia� sobie, gdzie jest i co tu robi.
Film trwa� jeszcze. Wojskowe samoloty ameryka�skie wysoko szybowa�y po jasnoniebieskim niebie. By�o wida� jakie� twarze: a to murzy�skie dziecko, a to hiszpa�ski ch�op, potem biznesmen, orientalna kobieta, gospodyni domowa. Twarze dzieci, m�czyzn, kobiet... Amerykanie... A teraz flaga: 50 gwiazd na niebieskim polu z trzynastoma bia�o-czerwonymi paskami - powiewa nad g�owami dzieci. Orze� na niebie, pomnik Waszyngtona, widok z lotu ptaka na Statu� Wolno�ci.
"Oto ojczyzna dzielnych ludzi" - pomy�la�. Wsta�, odsun�� pust� szklank�, �zy zakr�ci�y mu si� w oczach.
Opad� na kolana, kiedy znowu ujrza� flag� powiewaj�c� na wietrze. Nagle ca�y obraz znik�. Zosta� jedynie wielki pok�j w jaskini, wewn�trz granitowej g�ry - jego kryj�wka zabezpieczona przed ca�ym �wiatem...
Sarah, Michael, Annie - twarze... Amerykanie... P�aka� w ciemno�ci. Wszystko min�o i mo�e jedyne, co mu pozosta�o, to ten obraz w pami�ci...
ROZDZIA� XI
Mimo �e zapad� zmrok, Sarah Rourke z dzie�mi jecha�a dalej. Jacy� ludzie z farmy przy drodze ostrzegali j�, �e okolica jest niebezpieczna, bo na drogach grasuj� bandyci, kt�rzy zabijaj� napotykanych po drodze podr�nych. Trzyma�a w pogotowiu odbezpieczony pistolet. Dowiedzia�a si�, �e poszukiwana ciotka Millie nosi nazwisko Molliner i ma farm� gdzie� wysoko w g�rach.
Jechali konno poln� drog�, coraz dalej od ucz�szczanych szlak�w. Wko�o rozpo�ciera�y si� wzg�rza i w oddali - wysokie szczyty. Sarah zna�a te g�ry, przynajmniej tak jej si� wydawa�o. Byli tu z Johnem kilka razy na biwakach, zanim jeszcze urodzi�y si� dzieci. John lubi� g�ry. M�wi� jej, �e g�ry s� spokojne i silne, ale nawet przy dobrej pogodzie mog� nagle zaskoczy� gwa�town� burz�, ulew� czy �nie�yc�. Ksi�yc by� ledwo widoczny, zw�aszcza �e wiatr przesuwa� przez jego tarcz� g�ste, purpurowe chmury. Gdy robi�o si� przez chwil� ja�niej, Sarah zwalnia�a i spogl�da�a na dzieci i na szlak. Czy to by�a w�a�ciwa droga? M�czyzna z farmy naszkicowa� jej map� i, jak dot�d, wszystkie znaki orientacyjne zgadza�y si�, ale droga by�a taka d�uga...
Mo�e celowo skierowali j� na nieucz�szczany, ale bezpieczny szlak, chocia� o wiele d�u�szy.
Poprawi�a si� w siodle. Wiatr wia�, zacz�� kropi� deszcz. Odwr�ci�a si� do dzieci, �eby co� powiedzie� i wtedy dostrzeg�a po prawej stronie �ywop�ot. Kilkadziesi�t metr�w dalej majaczy�o �wiate�ko. Zsiad�a z konia. Zacz�o pada� coraz mocniej. Trzymaj�c lejce obu koni, zbli�y�a si� do zaro�li. Wiatr i deszcz ch�osta�y z du�� si��. Stru�ki wody zalewa�y jej oczy, koszula przylepi�a si� do cia�a. Po kilkunastu metrach zobaczy�a jaki� dom. Odwr�ci�a si� do Michaela. Mia� na sobie poncho, kt�re mu wykroi�a z kawa�ka plastikowej folii.
- Michael, trzymajcie si� razem. Je�li co� si� stanie, uciekajcie. Wyprowad� Annie i Millie, i staraj si� doj�� do jakiej� farmy.
- O co chodzi, mamo?
- Podejd� do tamtego domu. Nie jestem pewna, czy to jest farma Mary Molliner...
Odgarn�a z czo�a mokre w�osy i ruszy�a w stron� domu. Michael nigdy jej nie zawi�d�: by� synem swego ojca - przekona�a si�, �e mo�na na nim polega�. Zak�u� no�em jednego z m�czyzn, kt�rzy zaatakowali ich farm� zaraz po wybuchu wojny. Wtedy ocali� im �ycie i niedawno raz jeszcze uratowa� j� sam�... Wzdrygn�a si� na wspomnienie choroby - wypi�a ska�on� wod�. Opiekowa� si� ni� przez par� dni, p�ki nie wyzdrowia�a. Spojrza�a na syna - faliste w�osy przylepi�y mu si� do g�owy, by� zupe�nie przemokni�ty.
- Rozumiesz, Michael?
- Okay, mamo. Id� ju� - rzek� stanowczo sze�ciolatek. Czy po tych wszystkich przej�ciach Michael b�dzie kiedy� znowu ma�ym ch�opcem? Musia� tak nagle wydoro�le�, by� m�czyzn�, d�wiga� na swych barkach zbyt wielki ci�ar. Czu�a �zy nap�ywaj�ce do oczu.
Odda�a lejce Michaelowi. Da�a mu te� karabin AR-15, odbezpieczony.
- Uwa�aj! - ostrzeg�a i ruszy�a w kierunku domu Ogl�da�a si� co chwila, �eby nie straci� z oczu dzieci.
- Michael, nie zsiadaj z konia! Uwa�aj na Millie! - zawo�a�a jeszcze. Zbli�y�a si� do farmy. By�a zm�czona uci��liw� w�dr�wk� i brzemieniem odpowiedzialno�ci za swoje dzieci i osierocon� Millie. Musia�a teraz by� matk� dla nich trojga. "Sarah Rourke - matka i podr�nik" - pomy�la�a i u�miechn�a si� smutno.
Zamajaczy� przed ni� zarys domu. W jednym z okien pali�o si� ��te �wiat�o. Zobaczy�a ma�y ganek. Wchodz�c na pierwszy stopie� potkn�a si�, przemoczone buty i spodnie sprawia�y, �e jej kroki by�y ci�kie. Trzymaj�c si� por�czy dobrn�a do drzwi i zapuka�a. Otworzy�y si� po chwili. My�la�a, �e ka�� jej d�u�ej czeka�. W progu stan�� m�ody m�czyzna z pistoletem w r�ku, za nim sta�a kobieta.
- Mary Molliner... - Sarah m�wi�a zdyszana. - Przyprowadzi�am Millie Jenkins....
Ciep�o bi�o z kuchni. Suche, gor�ce powietrze sprawi�o, �e zrobi�o jej si� s�abo. Us�ysza�a podniesiony kobiecy g�os.
- Zejd� z drogi! Pom� mi j� podnie��! - Sarah poczu�a, �e jakie� r�ce chwytaj� j� wp�.
ROZDZIA� XII
Rourke usiad� przy kuchennym stole. Popija� mocn�, czarn� kaw� patrz�c przez otwarte drzwi na pusty pok�j. Wsta� wcze�nie, oczy�ci� bro�, sprawdzi� motocykl. Potem wzi�� prysznic i przebra� si�. Wydosta� ze schowka plecak Lowe Alpine Systems Loco, u�ywany przez dru�yny ratownicze. Zacz�� si� pakowa�, ale poczu� g��d. Spojrza� na wodospad i pomy�la�, co powie Sarah i dzieci, gdy po raz pierwszy zobacz� jaskini� - je�li w og�le kiedykolwiek j� zobacz�. Odrzuci� t� my�l. Znajdzie ich na pewno i przywiezie tutaj. Wyobrazi� sobie dzieci bawi�ce si� w p�ytkim basenie u podn�a wodospadu.
Dola� sobie kawy i na kartce papieru zacz�� sporz�dza� list� rzeczy, kt�re musi zabra�. Mia� zamiar wyruszy� zaraz, zbada� okolice opanowane przez Sowiet�w i bandyt�w, no i odnale�� swoj� rodzin�. Zanotowa�: dwa pistolety typu Detonics, zapasowe magazynki i amunicja, lornetka oraz du�y, r�cznie wykonany n�. Podni�s� wzrok. Do pokoju wszed� Rubenstein.
- Hej, Paul, pr�bujesz pobi� rekord? - spojrza� na zegarek. Rubenstein spa� 14 godzin.
- Po raz pierwszy od d�u�szego czasu wiedzia�em, �e nikt nie b�dzie do mnie strzela� w �rodku nocy. Przepraszam...
- Nic nie szkodzi. Nalej sobie kawy. - Rubenstein wszed� do kuchni.
- W lod�wce jest sok pomara�czowy. Rozejrzyj si� i przygotuj sobie �niadanie.
- Sok pomara�czowy? - Paul szeroko otworzy� oczy. Rourke milcza�, zastanawiaj�c si�, co jeszcze dopisa� do listy.
- John - odezwa� si� Rubenstein - co planujesz?
- Nie wiem jeszcze, kiedy wyrusz�. Chyba wkr�tce, ale nie b�d� d�ugo na pierwszej wyprawie. Nie martw si�.
- Chcia�bym si� dosta� do St. Petersburga. Je�li jeszcze istnieje... Musz� sprawdzi�, czy �yj� rodzice.
- Wiem - rzek� Rourke i u�miechn�� si�. - B�dzie mi ciebie brakowa�o, Paul. Zawsze b�dziesz moim najlepszym przyjacielem.
- S�uchaj, czy... - zaj�kn�� si� Paul.
- We� st�d wszystko, co jest ci potrzebne!
- Nie, nie o to mi chodzi�o. Je�eli moi rodzice nie �yj�, czy...
- M�j dom - Rourke wskaza� na jaskini� - jest twoim domem. I chcia�bym, �eby� tu wr�ci�. A z drugiej strony mam nadziej�, �e twoi rodzice �yj�. Wtedy m�g�by� mi pom�c szuka� Sarah, a moje dzieci mia�yby wujka.
- John, ja...
- Nic nie m�w. Nie mo�esz na razie st�d odej��. Jestem lekarzem, zapomnia�e�? Musisz odpocz�� z tydzie�, dop�ki twoje rany si� nie zagoj�. Poza tym, chc� ci� nauczy�, jak prze�y� w trudnych warunkach. Dam ci kilka niezb�dnych rzeczy - dobry n�, mapy, kompas. Powiem ci, jak si� nimi pos�ugiwa�, jak dba� o motocykl. Troch� ju� na ten temat wiesz.
- John, czy my�lisz, �e znajdziesz Sarah i dzieci?
- Tak, znajd� ich, na pewno.
Rourke nala� sobie jeszcze jedn� fili�ank� kawy i opar� si� wygodnie.
- Wiesz, Paul, nigdy nie mieli�my czasu, �eby porozmawia�. Ta Rosjanka - Natalia - zawsze dziwi�a si�, co dopinguje mnie do dzia�ania, co mnie trzyma przy �yciu. Kiedy�, jeszcze w Ameryce �aci�skiej, sam jeden ocala�em po tym, jak wpadli�my w zasadzk�. Na pewno wi�c trzeba mie� troch� szcz�cia. Poza tym g��bokie wewn�trzne przekonanie, �e chce si� �y�.
Rourke wskaza� stalowe drzwi prowadz�ce do hallu i dalej, do zewn�trznego �wiata.
- Nikt z zewn�trz nie zabije mnie i nie zatrzyma, je�li na to nie pozwol�... No, oczywi�cie, jaki� snajper, wysoko na ska�ach, m�g�by strzeli� mi w plecy i nic bym na to nie poradzi�. Ale w otwartym konflikcie... - Rourke szuka� w�a�ciwych s��w. - Nie chodzi o to, �e jestem lepszy czy silniejszy, albo sprytniejszy. Ja po prostu nigdy nie rezygnuj�. Wiesz, co mam na my�li, Paul? Trudno mi wyt�umaczy� ja�niej...
- Wiem, zauwa�y�em to - powiedzia� Paul. - Chcesz mnie nauczy� tego s