5652
Szczegóły |
Tytuł |
5652 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5652 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5652 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5652 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BARTEK �WIDERSKI
zaprenumeruj sw�j �wiat
Zobaczy�em j� po raz pierwszy w redakcji "Ca�ej Ty", gdy cz�stowa�a sekretarza
W�jcickiego gum� do �ucia. Wychodz�c, ju� w drzwiach, musn�a m�j policzek
kasztanowym kucykiem i u�miechn�a si�, a jej twarz rozkwit�a. K�ciki ust
unios�y si� do g�ry, w br�zowych, zmru�onych oczach zagra�y figlarne iskierki.
Zanim zd��y�em co� powiedzie�, dziewczyna odwr�ci�a si� i ci�gn�c wst�g�
�wie�ego, wiosennego zapachu, znik�a w perspektywie redakcyjnego korytarza.
Otrze�wi� mnie g�os W�jcickiego.
- Czy pan Skalski przyni�s� zn�w, bro� Bo�e, jaki� tekst? - spyta�, wsuwaj�c do
ust listek gumy i odchylaj�c si� w fotelu.
Podszed�em do jego wielkiego biurka.
- Mam dla pana notk� do "Towarzyskiego miszmasz". T�umaczenie z ostatniego
"Paris Matcha", wizyta Adolfa Monroe na balu u ksi�nej Monako. Nie�le tam
narozrabia�... Ju� dzwoni�em, ich paparazzi mo�e nam odsprzeda� odbitk�.
Hiszpa�ska br�dka i okulary nie drgn�y, ale podskoczy�y brwi, zmarszczone nad
rogow� oprawk�.
- Co pan, biografi� pisze? - spyta� W�jcicki, odbieraj�c kartk�. - Ile razy
m�wi�em: g�ra 300 znak�w.
Prychaj�c, jakby �u� cytryn�, a nie mi�tow� gum�, wpatrywa� si� w wydruk,
po�o�ony na rogu biurka. Obserwowa�em wahad�owy ruch jego ramienia, uzbrojonego
w czerwony flamaster. Co chwila opuszcza� je w d�, niczym m�ot przekuwaj�cy
bezkszta�tn� tre�� relacji wedle ustalonego szablonu.
- Dobrze - westchn�� wreszcie, zwracaj�c artyku�, upstrzony nerwowymi zygzakami.
- Tylko niech pan zacznie od opisu, jak usiad� jej na kolanach, zerwa� peruk� i
zwymiotowa� do �rodka. W dw�ch s�owach potem, kim jest Monroe. Tylko bez
okre�le� typu "hedonista" czy "kontestator". Mo�e by� "ekscentryk" i
"dowcipni�". No i tytu�: "Metaboliczna prowokacja"... Zaraz mnie pan sprowokuje,
jak Boga kocham!
Sekretarz Ma�kiewicz-Kaas, wyfiokowana, za�ywna blondynka, zerkn�a wsp�czuj�co
znad monitora.
- Niech go pan oszcz�dzi, m�ody jest.
- �e ��todzi�b to wida�, ale chyba nie pracujesz pan w "Ca�ej Ty" od wczoraj -
oczy W�jcickiego pomniejszone przez minusowe szk�a spojrza�y z g��bi czaszki. -
Nie b�d� od nowa t�umaczy� o co chodzi, podpowiadam ostatni raz. Tytu� niech
b�dzie... "Blaski i cienie high-life'u". Rozumie pan? High-life zainteresuje
ka�d� kobiet�, a o prowokacjach mo�e pan wypisywa� do "Przegl�du
Filozoficznego".
Nabra�em powietrza, ale on nachyli� si� nad nowym plikiem papier�w. Zreszt�
obrona nic nie dawa�a. Od pocz�tku pracy w "Ca�ej Ty" wiedzia�em, do kogo nale�y
ostatnie s�owo.
Ma�kiewicz wsta�a od swojego biurka i dogoni�a mnie w drzwiach.
- Panie Grzesiu, prosz� nie wychodzi�. Prada chcia�a si� z panem zobaczy�.
Na korytarzu wzi�a mnie pod �okie�.
- Sprawdz�, czy jest u siebie - rzuci�a i doda�a ciszej. - Niech pan si� nie
przejmuje tym festyniarzem. Ludziom z ambicjami trudno tutaj �y� - u�miechn�a
si� ciep�o i zapuka�a do gabinetu naczelnej.
Zacz��em nerwowo dopina� r�kawy i ko�nierzyk. Na audiencji u szefowej by�em raz,
gdy dwa miesi�ce temu przyjmowa�a mnie do pracy.
- Prada czeka na pana. G�owa do g�ry - u�miechn�a si� Ma�kiewicz, otrzepuj�c
moje ramiona z niewidzialnych py�k�w. - Chyba jest w dobrym humorze, przynie�li
w�a�nie pr�bn� seri� z "Avalonu".
W gabinecie redaktor ��cka rozmawia�a przez telefon, wcieraj�c w nadgarstki
wonno�ci, wylewane wprawnymi ruchami z pot�nego flakonu. Nie przerywaj�c
rozmowy, skin�a na m�j uk�on i wskaza�a brod� krzes�o.
Jej gabinet, wytapetowany w tonacji "szaro�ci przedwieczornej", ocienia�y li�cie
rododendron�w w p�katych donicach pod oknami. S�oneczne refleksy po�yskiwa�y na
starannie u�o�onej fryzurze ��ckiej, iskrzy�y powtykane w z�oto brylanciki na
jej wypiel�gnowanych palcach. Klap� aksamitnego �akietu zdobi�a wyszywana z�otem
nazwa jej ulubionego domu mody - "Prada". Na wymasowanym obliczu naczelnej
go�ci� teraz ujmuj�cy u�miech, a w g�osie brzmia�o �yczliwe zainteresowanie.
Czyli �e jej rozm�wca nie by� zwi�zany z redakcj� - podw�adni ��ckiej znali jej
pogodny wizerunek g��wnie z telewizji. Na co dzie� urz�dowa� w tym gabinecie
ch�odny, wymagaj�cy ekonom, nie cofaj�cy si� przed z�o�liwo�ci�, a nawet
okrucie�stwem, w egzekwowaniu pos�usze�stwa. Ale �e zaci�te babsztyle nie
otrzymuj� tytu�u "Osobowo�ci Roku", maska dobroci by�a niezb�dnym elementem
promocji firmy.
- Dzie� dobry, Grzesiek, co s�ycha�? - spyta�a, odk�adaj�c s�uchawk�. Nim
otworzy�em usta, rozleg�y si� pierwsze takty arii Carmen. Tym razem dobijano si�
do niej przez cienki p�atek telefonu kom�rkowego, kt�ry wyj�a z r�kawa.
- Uff, dobra, powiem kr�tko - wr�ci�a do mnie po ch�odnym odes�aniu interesanta
do asystentki. - Tw�j ostatni tekst o tr�baczach jazzowych by� dobry, tylko...
za du�o dat. Skr�ci�am o po�ow� fragment o yyy... Milesie Davisie, a wstawi�am o
Jurku Kraniaku. Te� nagra� niez�� p�yt�, a poza tym to mi�y cz�owiek, m�j dobry
znajomy. Nie starczy�o te� miejsca na Marsalisa, zreszt� jego nikt nie zna.
- Ma pani racj� - odpar�em, powstrzymuj�c si� od pytania, czy nie mog�aby
podpisa� tego artyku�u swoim nazwiskiem.
- Ale tekst w porz�dku. Dlatego mam dla ciebie co� nowego. Du�y reporta� o
handlu prostytutkami.
Wys�ucha�a kolejnego interesanta, skazuj�c mnie na pi�� minut niepewno�ci.
Prostytutki w "Ca�ej Ty"? Plastykowy �wiatek nowojorskich wybieg�w i butik�w na
Champs Elys�es, nie obejmowa� slums�w. Reporta� kryminalny w magazynie, kt�ry
zmian� koloru sp�dnic okrzykiwa� prze�omem dziejowym, a za zbrodni� uwa�a�
noszenie naturalnego futra!? Najwidoczniej co� mi umkn�o.
- Zg�o� si� do Ma�kiewiczowej, wprowadzi ci� w szczeg�y. B�dziecie pracowa�
razem. Jak dobrze p�jdzie, wejdziecie na trzy kolumny, do setnego numeru. Ale
tekst tip-top, za miesi�c na moim biurku. Jakie� pytania?
To zmienia�o posta� rzeczy. Oznacza�o sowite honorarium, wyt�uszczenie nazwisk
autor�w, mo�e nasze zdj�cia na pocz�tku, p�niej listy od czytelnik�w, czyli
awans w zawodowej hierarchii. Zapomnia�em o wszelkich "ale", a ona dorzuci�a
prezent i zarazem zadanie:
- W pi�tek promocja ksi��ki Zieli�skiej-Devoux. Zaproszenie u sekretarki.
D�ugonogie b�stwo spotka�em powt�rnie nazajutrz w redakcyjnym bufecie.
Odbieraj�c obiad z automatu, obserwowa�em k�tem oka, jak pr�buje okie�zna� burz�
rudych lok�w, spinaj�c je w ko�ski ogon. W nast�pnej chwili nasze spojrzenia
sprz�g�y si�, nieomal wypu�ci�em tac� z r�k. Gdy pochyli�a si� nad talerzem i
mog�em z�apa� oddech, dotar�o do mnie, �e siedzi sama. Je�li teraz z ni� nie
porozmawiam, nigdy sobie tego nie wybacz�.
- Dieta? - spyta�em, dosiadaj�c si� i wskaza�em na mikroskopijn� porcj� sa�atki.
U�miechn�a si� i wbi�a na widelec ziarenko ry�u.
- Raczej kontrolowana anoreksja.
- Jeste� modelk�?
Nie musia�em pyta�. Gdyby wesz�a do redakcji "Ca�ej Ty" w charakterze go�ca, te�
trafi�aby przed obiektyw.
- Z doskoku. Studiuj� prawo. A ty pracujesz tutaj?
- Jestem reporterem - pochwali�em si� wczorajszym "awansem" i nie�mia�o
wyci�gn��em d�o�. Mia�a na imi� Agnieszka, a dotyk jej ch�odnej, kruchej d�oni
pozostawia� wra�enie niedosytu. Znowu unios�a do g�ry k�ciki ust, uwydatniaj�c
zaokr�glone ko�ci policzkowe. Je�li mia�em skleci� co� z sensem, musia�em
oderwa� wzrok od jej twarzy.
Nieoczekiwanie skin�a komu� ponad moj� g�ow�, a potem si�gn�a do kieszeni.
W�jcicki wzi�� podan� mu gum� do �ucia i odszed�, zerkaj�c na mnie niech�tnie.
- Mog� spyta� dlaczego codziennie cz�stujesz sekretarza gum� do �ucia?
W jej br�zowych oczach zn�w b�ysn�y z�ote iskierki.
- Bo mi j� codziennie w tym celu kupuje.
- Jak to?
- Rano daje mi now� paczk�, �ebym j� nosi�a w kieszeni spodni. Widzisz -
klepn�a si� po udzie, opi�tym opalizuj�cym materia�em legins�w - gumy szybko
si� nagrzewaj�.
Pochyli�a si� nad sto�em i doda�a szeptem.
- To go podnieca.
Pokr�ci�a z niedowierzaniem g�ow� i odchyli�a si�.
- Nic wi�cej - zapewni�a, widz�c moje zak�opotanie. - Poza, hmm... kontaktem
termicznym, jednostronnym zreszt�.
Wzi�a porcj� sa�atki, popatrzy�a w bok i nieoczekiwanie spowa�nia�a.
- Dosta� kosza.
Je�li jej u�miech cieszy� oczy, to zmarszczenie brwi i wyd�cie ust �wiadczy�o o
temperamencie i sile charakteru.
- Przepraszam, nie chcia�em ci� tak wypytywa�.
- Nie szkodzi. W og�le nie mam tu z kim gada�. M�j fotograf i fryzjer wci�� ze
sob� flirtuj�, stylistka jest zarozumia�� fl�dr�, a makija�ystka przyjecha�a z
Francji i nie zna polskiego.
Zanim wysz�a na sesj�, dowiedzia�em si�, �e pozuje do reklamy perfum "Avalon". W
planach mia�a pokaz mody retro, organizowany przez "Ca�� Ty" w Pa�acu Kultury
Totalitarnej. Wszystkie imprezy urz�dzane w tym skansenie socrealizmu �ci�ga�y
masy zagranicznych wa�niak�w, jej honorarium pokry�o wi�c czesne za dwa semestry
studi�w. Jej naturalno��, �ywio�owo��, nawet wy�wiechtane "wieesz", kt�rym
przeplata�a wyznania, odgarniaj�c za ucho niesforny kosmyk, w magiczny spos�b
zmniejsza�y dystans mi�dzy nami. Czu�em si�, jakbym j� zna� od lat.
- Czy mog�aby� da� mi gum� W�jcickiego? - spyta�em na odchodnym. - Jutro ci
oddam.
- Ale po co? - unios�a brwi.
- Do ponoszenia, oczywi�cie.
- W kieszeni?
- Niekoniecznie.
- Dobra - rozejrza�a si� konspiracyjnie. - Ale gdzie b�dziesz... Zreszt� nie
chc� wiedzie�.
- A mog� jeszcze jedn�? Dla siebie.
Pogrozi�a mi palcem, ale nie odm�wi�a. Chwil� p�niej, przed komputerem
ulokowanym w �rodkowym rz�dzie hali redakcyjnej, gdy ciep�y listek dotkn��
mojego podniebienia, poczu�em eufori�. Podsumowa�em popo�udnie: eteryczne b�stwo
okaza�o si� dziewczyn� z krwi i ko�ci, mi��, obdarzon� poczuciem humoru, w
dodatku otwart� na umacnianie znajomo�ci. Wszak um�wi�em si� z ni� na jutro,
kr�tko przed tym, jak ucisk w mojej skarpetce znajdzie si� na j�zyku tego
starego bufona W�jcickiego.
Z werw� i entuzjazmem zabra�em si� do relacji z kolejnego rozwodu ksi�cia Walii.
Kilka dni po�wi�ci�em dokumentacji do zam�wionego reporta�u. Hania - jak
redaktor Ma�kiewicz-Kaas pozwoli�a si� tytu�owa� po wst�pnej naradzie w
redakcyjnej kawiarni - wyja�ni�a mi powody umieszczania brukowych sensacji w
naszym lakierowanym high-quality magazine. ��cka zaplanowa�a osobny dzia� pt. "Z
�ycia wzi�te". Chodzi�o o nowe rzesze czytelniczek pracuj�cych aktualnie na
wzrost nak�adu pism typu "Szok" czy "Kiler" i przy okazji przyci�gni�cie nowych
reklamodawc�w, kt�rzy omijali dot�d nasz� redakcj�, jako pruderyjn�. "Ca�a Ty"
mia�a dla nich lekko stwardnie�. Je�li teksty i reklamy o seksie i przemocy nie
odstr�cz� starych czytelniczek, przed pismem otworz� si� obiecuj�ce perspektywy.
Nasz temat zapowiada� si� interesuj�co. Biuro z ogarni�tego bezrobociem
miasteczka w zachodniej Polsce werbowa�o dziewczyny do sezonowej pracy w
Niemczech. Busy, jad�ce na Zach�d, tu� przed granic� skr�ca�y do willi na
uboczu. Tam dziewczyny wi�zano i poddawano przedziwnym badaniom
pseudopsychologicznym, seansom hipnotycznym, wciskano im narkotyki i zmuszano do
orgii. Potem na nadgarstkach tatuowano kod kreskowy - dane personalne, kart�
zdrowia, proponowan� cen�, informacje o ich temperamencie i pseudonim przysz�ego
"w�a�ciciela". Tak oznakowane panienki l�dowa�y w ekskluzywnym, niemieckim
burdelu, stylizowanym na erotyczny supermarket. Interes kr�ci� si� od lat i by�
bardzo dochodowy.
- Nie wydaje ci si�, �e wszyscy faceci, kt�rzy wyrywaj� "towary", szczypi� je w
ty�ki i pakuj� do swoich samochod�w, traktuj� knajpy czy dyskoteki w�a�nie jak
supermarkety? - spyta�a Agnieszka, gdy opowiedzia�em jej o reporta�u. - Patrz�
na opakowanie, szybko macaj�, czy nie ma defekt�w i buch do koszyka. Tamci s� po
prostu bardziej dos�owni.
Moje zauroczenie, wr�cz fascynacja przeradza�o si� w rodzaj radosnej tkliwo�ci,
kt�r� wci�� ba�em si� nazwa� po imieniu. Za ka�dym razem, gdy patrzy�em w jej
br�zowe oczy, czu�em, �e ton�, a wszystko wok� traci ostro��. Sko�czy�a zdj�cia
do reklam�wki, pierwszy raz um�wili�my si� poza redakcj� i tego ciep�ego,
sierpniowego wieczoru, w zielono-��tych alejkach �azienek nigdy nie zapomn�.
Nawet nie dra�nili mnie faceci wyba�uszaj�cy oczy na widok jej zjawiskowej
twarzy (tudzie� wspania�ego biustu i fantastycznych n�g). Nie by�a typem
"towaru", kt�ry bezceremonialnie mo�na "uszczypn�� w ty�ek". Przy ca�ej
otwarto�ci (gwarantuj�cej szczero��, gdy� w jej wypadku nie by�a to tylko maska)
okaza�a si� osob� odpowiedzialn�, a nawet zasadnicz�, zak�ada�em wi�c, �e nasz
zwi�zek potraktuje serio. Postanowi�em zaczeka� na odpowiedni moment i wy�o�y�
karty. Z naiwno�ci� cz�owieka zakochanego nie pami�ta�em, �e los - ten Najwy�szy
Krupier - mo�e ukrywa� asa w r�kawie.
Wie�owiec wydawnictwa "Ca�a Ty" prezentowa� si� imponuj�co nawet bez ogromnej,
holograficznej modliszki, kt�ra pi�tkowego wieczoru przysiad�a na dachu. Od paru
miesi�cy warszawiacy podziwiali jego l�ni�cy kszta�t unosz�cy si� nad zabudow�
�r�dmie�cia. Owalny, czterdziestopi�trowy budynek, pe�en wn�k i taras�w,
obwieszonych girlandami egzotycznych pn�czy, wygl�da� intryguj�co, nawet
stabilnie spoczywaj�c na fundamentach. Wykonany z tworzyw sztucznych stanowi�
szczytowe osi�gni�cie technologii, a tak�e dow�d triumfu pomys�owo�ci
architekt�w nad ustawowymi rygorami. Jego wysoko�� zgadza�a si� co do centymetra
z maksimum, wyznaczonym przez ustaw� o zabudowie �r�dmie�cia (podpisan� niedawno
pod presj� opinii publicznej, przera�onej inwazj� korea�skich monstr�w). Ale oto
pewnego ranka na dachu wie�owca pojawi�y si� cztery ogromne balony, kt�re
zacz�y p�cznie� pod naporem wype�niaj�cego je helu. Gdy stan�y pionowo w g�r�
(co brukowce po swojemu okre�li�y mianem jednoczesnej erekcji czterech
gigantycznych prezerwatyw) trzasn�y klamry mocuj�ce, budynek zachwia� si� z
metalicznym chrz�stem i majestatycznie uni�s� w g�r�. Na wysoko�ci trzydziestu
metr�w uwi�zi�a go sie� lin, zamocowanych do fundament�w, wpuszczonych w ziemi�
na g��boko�� kilkunastu pi�ter.
I tak swoj� wielk�, lewituj�c� siedzib� wydawnictwo "Ca�a Ty" przechytrzy�o
urz�d miasta, a pozosta�ym korporacjom ulokowanym w centrum pokaza�o ich
miejsce. Telewizyjne transmisje z niecodziennego wydarzenia by�y jednym wielkim
pasmem darmowych reklam; sprzeda� pisma podskoczy�a w�wczas do niewiarygodnego
poziomu 1,5 miliona egzemplarzy. Nawet ja, w�wczas student ostatniego roku
dziennikarstwa, kupi�em jeden z nich. Mimo lekkiego rozczarowania tre�ci�
artyku��w "Ca�ej Ty" by�em tak urzeczony przebojowo�ci� redakcji, �e za wszelk�
cen� postanowi�em do niej si� dosta�. Dwa miesi�ce p�niej mi si� uda�o, uzna�em
to za �yciowy sukces i pocz�tek ol�niewaj�cej kariery.
- Witam pa�stwa na premierze ksi��ki "Jestem modliszk�" Violetty Zieli�skiej-
Devoux, wydanej przez "Ca�a Ty Publishing" - ni�s� si� g�os ��ckiej po szklanej
kopule sali bankietowej. Pomieszczenie, usytuowane na szczycie budynku, mia�o
kszta�t �wiartki jab�ka, le��cego na jednej ze �ci�tych powierzchni i
"nadgryzionego" przez znajduj�c� si� w g��bi scen�. Siedzia�em przy stoliku
ustawionym na teleskopowej kolumnie o regulowanej wysoko�ci, teraz zawieszonym
tu� pod kopu��. Na pocz�tku wieczoru zaprosili mnie do siebie pani Hania i
felietonista Marek �opot (vel Wiktor Kochanowski, prowadz�cy w "Ca�ej Ty" k�cik
porad seksualnych), a potem odci�li odwr�t przyciskiem "up".
- Przeczyta� pan te menstruacyjne up�awy kole�anki Devoux? - spyta� �opot,
chuchaj�c ginem. Znudzony, o pomarszczonych, obwis�ych policzkach wygl�da� jak
mops. Pomy�la�em, �e ten ekspoeta, wielki minimalista (je�li nie jest to
oksymoron) sam musia� by� gwiazd� podobnych bankiet�w lat osiemdziesi�tych.
Kiedy znik� ochronny parasol, roztaczany przez w�adz� ludow�, literackie pisma
wykl�y go jako kabotyna i cha�turnika. Teraz nurza� rozczarowania w alkoholu i
wci�� k�sa� karmi�c� go r�k�. Nie spotka�em w redakcji ani poza ni� drugiego tak
zapiek�ego krytyka "Ca�ej Ty". Praca, kt�ra dla mnie oznacza�a wyr�nienie, dla
niego musia�a by� dnem zawodowej degrengolady.
- Panie Marku! - ofukn�a go tylko Ma�kiewicz-Kaas, tupi�c szpilk� z
przezroczystej masy.
Na scenie pojawi�a si� bohaterka wieczoru. Towarzyszy�y jej dwie hostessy w
kostiumach modliszek, nios�ce plansze z powi�kszon� ok�adk� ksi��ki. Dwie inne
rozrzuca�y fosforyzuj�cy py� tworz�cy wok� sceny migotliw� mgie�k�. Upi�te
wysoko, kruczoczarne w�osy, przymkni�te powieki, wytatuowane w�e wij�ce si�
wok� kostek Violetty Dwojga Nazwisk upodabnia�y j� do egzotycznej kr�lowej.
Dostojnie p�yn�a, unoszona magiczn� si��, muskaj�c twarze poddanych po�ami
jedwabnej szaty. W istocie siedzia�a na w�zku inwalidzkim, pchanym przez
wielkiego, �ysego ochroniarza.
- Jest nasza cesarzowa i jej nadworny eunuch - dono�nym szeptem skomentowa�
�opot. Gdy Hania pos�a�a mu mia�d��ce spojrzenie, doda�: - Przecie� nie mo�e
mie� jaj! Madame Violetta ma alergi� na testosteron.
- Nie musz� tu rekomendowa� naszej znakomitej autorki - podj�a z estrady ��cka.
- Od lat, wbrew przeciwno�ciom losu, regularnie wydaje bestsellerowe powie�ci i
poradniki. Jej wytrwa�o��...
- Ciekawe, czy byliby�my tutaj, gdyby napisa�a to normalnie, przy biurku -
szepn�� �opot.
- Nie zaprzeczysz chyba, �e felietony Zieli�skiej s� znakomite - zaprotestowa�a
pani Hania.
- Owszem, to prawdziwe arcydzie�o - odpar� ekspoeta i doda� ciszej - prozy
waginalnej.
- Jeste� wulgarny - �achn�a si� sekretarz redakcji. - Czy to jej wina, �e tylko
ta cz�� cia�a pozosta�a sprawna po wypadku?
- Ale przyznasz te�, �e nie jest win� wszystkich m�czyzn, �e pijany kierowca,
kt�ry j� potr�ci�, by� akurat facetem. A jednak jej feministyczne paszkwile
wini� za to nas wszystkich - odpar� powa�nie pan Marek.
- To po prostu dzielna kobieta, kt�ra m�wi, co my�li - upiera�a si� Hania. -
Podziwiam j� za bezkompromisowo��, konsekwencj� i solidarno�� ze wszystkimi
kobietami. Wy, m�czy�ni, jeste�cie tacy egoistyczni: tylko ja i ja.
- "Ja, ja, ja!" Nie czas na cytowanie niemieckiego pornosa! No dobrze, posuwam
si� za daleko, wi�c dajmy temu pok�j - powiedzia� ugodowo poeta. - Powiem wam
tylko, co us�ysza�em na mie�cie. Podobno czujnik, kt�rym wybiera litery w
komputerze, uleg� uszkodzeniu. I ostatni felieton napisa�a tylko dzi�ki
sekretarce, a raczej jej �rodkowemu palcowi.
Ma�kiewicz wyprostowa�a si� i nabra�a powietrza, ale �opot doko�czy�:
- Jestem tylko ciekaw, czy mia�a co� z tego. Opr�cz satysfakcji tw�rczej, ma si�
rozumie�.
- A to ju� pan powinien wiedzie� najlepiej jako ekspert w tej dziedzinie, drogi
Wiktorze Kochanowski - odci�a si� zaczerwieniona ze z�o�ci sekretarz.
T�umacz�c si� biologiczn� konieczno�ci�, wcisn��em czerwony przycisk. Z
pneumatycznym sykiem zjechali�my do parteru i opu�ci�em to k��tliwe grono, by
zakrz�tn�� si� wok� sto�u, pe�nego pater z owocami, mis z sa�atkami i ponczem.
Przemowa ��ckiej ko�czy�a oficjaln� cz�� wieczoru (z przyczyn obiektywnych
autorka nie podpisywa�a ksi��ek) i towarzystwo rozbi�o si� na ma�e grupki.
Pr�buj�c odnale�� Agnieszk�, niespodziewanie stan��em twarz� w twarz z naczeln�.
- Dzie� dobry... wiecz�r - b�kn��em.
- Dzie�dobrywiecz�r. Przeczyta�am tw�j wywiad z Elvisem Kowalskim, bardzo dobry.
M�czy�ni z jej otoczenia - w�r�d kt�rych zidentyfikowa�em projektanta mody,
dw�ch biznesmen�w z pierwszej setki, jednego z pierwszej dziesi�tki i sekretarza
W�jcickiego - taksowali mnie badawczo.
- Mocne, zw�aszcza to pytanie o kochanka i ulubion� pozycj�. Tak trzeba
rozmawia� z lud�mi estrady: wali� po nerach, bo to nie s� panienki na wydaniu,
tylko stare rajfury.
I poklepawszy mnie po plecach, zgrabnym p�obrotem wr�ci�a do adorator�w.
Ruszy�em w kierunku tarasu, aby odetchn�� �wie�ym powietrzem. Co za ironia losu,
przedwczoraj pos�a�em ten wywiad mailem koledze ze studi�w, pracuj�cemu w
"Przegl�dzie Kulturalnym". Ko�cz�c dziennikarstwo obiecali�my sobie regularn�
korespondencj� i konsultacj� "dokona� zawodowych". Po po�udniu, przez telefon
traktowa� mnie z g�ry, wr�cz nazwa� tekst "brukow� sensacyjk�". Wywiad nie m�g�
by� jednak najgorszy, skoro spodoba� si� tak wytrawnej dziennikarce jak ��cka.
Sta�em na tarasie ze szklank� ponczu w r�ku i delektowa�em si� wibrowaniem
po�echtanej pr�no�ci. Nag�y harmider rozleg� si� w przeciwleg�ym ko�cu tarasu.
Nad rozkrzyczanym t�umkiem g�rowa�a b�yszcz�ca p�achta, rozpi�ta na aluminiowych
pr�tach. Materia� uni�s� si� teraz nad barierk� tarasu, a pod nim pojawi� si�
m�czyzna w kasku i kombinezonie. W b�yskach fleszy rozpozna�em go -by� to
Wincenty Czaplicki. Syn s�awnej poetki, lider sto�ecznej, smallbitowej
cyganerii, �wie�y nabytek ��ckiej. Niewiele starszy ode mnie, mia� ju� w pi�mie
autorski felieton "Z ufarbowanej czapy". Z bliska ujrza�em jego roze�mian�
twarz, krzycza� w stron� piszcz�cych z wra�enia kobiet: "Tacie zapisuj� palto, a
babci knedle, kt�re trzymam pod poduszk�. Mo�e zje�� wszystkie trzy". Wspi�� si�
na barierk�, odbi� i... run�� w d�. Dopiero po chwili w��czy� silnik motolotni,
wyr�wna� tor lotu, a po chwili zacz�� unosi� si� w g�r�. Go�cie na tarasie
odetchn�li i zacz�li bi� brawo. A lotnia, ko�ysz�c si� majestatycznie, niczym
wielki li�� niesiony jesiennym wiatrem, oddala�a si� w kierunku zachodz�cego
s�o�ca. Je�li Czaplicki by� kabotynem, to przynajmniej przez du�e K.
Tak bardzo chcia�em mie� u swego boku Agnieszk�, �e zacz��em rozpoznawa� j� w
ka�dej sylwetce na chodniku w dole. Z g��bi rozgrzanego powietrza, nios�cego
kurz i zapach spalin, powia� niespodziewanie zimny wiatr, wyrywaj�c mi z palc�w
bia�� serwetk�. Pomy�la�em, �e sta�o si� co� z�ego.
Nast�pnego dnia Agnieszka nie pojawi�a si� na pr�bie pokazu i nikt nie wiedzia�
dlaczego. Gdy wieczorem zadzwoni�em, telefon odebra�a wsp�lokatorka.
- Nie, nie mog� poprosi� Agnieszki - powiedzia�a zduszonym g�osem. - A kto m�wi?
- Grzesiek, kolega z pracy.
- Grzesiek Skalski? Bo�e, opowiada�a mi o tobie - dziewczyna umilk�a, a potem
g��boko westchn�a.
- S�uchaj, czy mog�aby�...
- Sta�o si� co� strasznego - przerwa�a. - Agnieszka nie �yje.
Zanurzy�em d�o� we w�osach i mocno poci�gn��em. B�l przywr�ci� mnie
rzeczywisto�ci.
- Mo�esz powt�rzy�?
- Znalaz�am j� wczoraj w �azience. Pope�ni�a samob�jstwo - dziewczyna zacz�a
p�aka�. - Przepraszam, nie mog� teraz rozmawia�.
Samob�jstwo? Agnieszka? Niemo�liwe! Pr�bowa�em zebra� my�li. W ko�cu trzepn�o
mnie. I to tak, �e nie pami�tam, co robi�em w ci�gu nast�pnej godziny.
Oprzytomnia�em w ��ku, przewracaj�c si� z boku na bok w po�cieli mokrej od �ez.
O spaniu nie by�o mowy, wi�c pojecha�em do mieszkania Agnieszki. Chcia�em
dowiedzie� si� czego� wi�cej od jej kole�anki i przede wszystkim sprawdzi�, czy
wszystko nie jest okrutnym �artem. Nie by�o nikogo. Zahaczaj�c o nocny sklep,
wr�ci�em do domu. Reszt� nocy sp�dzi�em przed w��czonym telewizorem,
wydzwaniaj�c do Agnieszki i upijaj�c si� winem.
Na pogrzeb, trzy dni p�niej, przyby�o niewiele os�b. Rodzina, kilkana�cie
kole�anek, znajomi - wszyscy samochodami na �l�skich rejestracjach. Wygl�da�o,
�e mieszkaj�c w Warszawie zaledwie dwa tygodnie, Agnieszka zd��y�a si�
zaprzyja�ni� tylko ze mn� i wsp�lokatork�. Zdziwi�o mnie, �e nie przyszed� nikt
z redakcji. Dopiero po uroczysto�ci pojawi� si� szofer i po�o�y� na grobie
wieniec z napisem "Pogr��one w smutku kole�anki z �Ca�ej Ty�". Nazwa pisma by�a
wypisana wielk�, kolorow� czcionk�, nie licuj�c� z okoliczno�ciami.
Po ceremonii podesz�a do mnie kr�pa, ubrana na czarno dziewczyna, ci�ko
st�paj�c na wysokich koturnach.
- Cze��, ty jeste� Grzesiek? Monika. - By�a przeciwie�stwem Agnieszki: niska,
oty�a brunetka, z do�eczkami w za�zawionych policzkach. - Telefonowa�e�, to ja
mieszka�am z Ag�. Dzi�ki, �e przyszed�e�.
- Mia�aby� ochot� na kaw� albo co� mocniejszego?
W kawiarni wys�ucha�em wielu ciep�ych, a nawet wrz�cych s��w na temat Agnieszki,
przerywanych dono�nym pochlipywaniem, zw�aszcza kiedy dotarli�my do wspomnie� z
fatalnego wieczoru. Monika znalaz�a nagie zw�oki w wannie, wype�nionej po brzegi
wod� (a raczej rozwodnion� krwi�). Wyda�o si� jej, �e Agnieszka ma na ramionach
nak�ucia, jak po zastrzykach. Nie by�o �adnego listu.
- Ci�gle nie mog� w to uwierzy�. Wiod�o jej si�, zawodowo i prywatnie - zerkn�a
na mnie z bladym u�miechem. - M�wi�a, �e pozna�a ciekawego faceta i �e co� z
tego b�dzie. Nie zd��y�y�my si� dobrze pozna�, ale wydawa�a si� taka pi�kna i
zdolna, zadowolona z �ycia, otwarta, weso�a...
- S�uchaj, to jaki� absurd. By�a najnormalniejsz� dziewczyn�, jak� znam. �aden
typ depresyjny, a co dopiero samob�jczy! Co� musia�o si� sta�.
- Przepraszam, ale czy nie pok��cili�cie si� ostatnio?
- Sk�d. By�o w porz�dku i sz�o coraz lepiej.
- To mo�e dowiedzia�a si�, �e ma raka? Albo AIDS? - w opuchni�tych oczach Moniki
pojawi�o si� niezdrowe podniecenie.
- Mo�e. Ale wtedy powinna zostawi� jaki� list, prawda? - Wiedz� o tej materii
czerpa�em z tanich melodramat�w.
- No to mo�e wzi�a narkotyki? Bo sk�d te �lady na ramionach?
Rozmowy w tym gu�cie ma�o mnie bawi�y, wi�c powiedzia�em, �e musz� ju� lecie�.
Poprosi�a mnie o telefon - chcia�a mi ofiarowa� drobiazg po Agnieszce, ukryty
dla mnie przed jej rodzicami. By�em wdzi�czny za t� �yczliwo�� i o�mielony
spyta�em, czy nie odst�pi mi jakiej� fotografii Agnieszki. Niestety, by�a
skazana jak ja na oczekiwanie na reklam�wk� perfum "Avalon".
Wykupi�a ju� nasz� roczn� prenumerat� i uzyska�a obywatelstwo Miasta
Rozczytanych Kobiet, zaksi�gowane w wydawnictwie "Ca�a Ty" pod numerem
1.705.228.
Musia�em wzi�� si� w gar��, nazajutrz czeka�a mnie wizja lokalna w willi, w
kt�rej rozegra� si� dramat dziewczyn z kodem paskowym na przegubach. W drodze na
dworzec odwiedzi�em Monik� i odebra�em obiecan� pami�tk� - du�y, damski zegarek
elektroniczny. Zaskoczy�y mnie jego rozmiary i pstrokate wzornictwo; Agnieszka
gustowa�a w delikatniejszych ozdobach. Podobno dosta�a go w prezencie.
W poci�gu Hania zaprosi�a mnie do wagonu restauracyjnego.
- Dzi�kuj�, jestem ju� po kolacji - odpar�em. Pal�c papierosa, �lizga�em si�
wzrokiem po polach przemykaj�cych za oknem. Nie zamieni�bym tej odpr�aj�cej
czynno�ci na otr�bow� strucl� z marcepanem. - Po jedzeniu w poci�gu robi mi si�
niedobrze.
- Mo�esz wzi�� aviomarin - wyci�gn�a z kieszeni ampu�k�. - Ale skoro nie jeste�
g�odny, to przynajmniej mi potowarzyszysz. Musimy pogada� o reporta�u.
- No nie wiem...
- Chod�, chod�. Postawi� ci drinka.
- Tylko daj mi pi�� minut - westchn��em, gasz�c papierosa. - Musz� si� przebra�.
Redaktor Ma�kiewicz-Kaas oddali�a si�, a ja zastanawia�em si�, kim jest pan
Kaas. Na jakiej plac�wce, raucie czy delegacji si� poznali. I czy mia�by za z�e
my�li wszystkich facet�w, ocieraj�cych si� o jej ci�kie biodra, opi�te uszytym
na miar� kostiumem.
W�o�y�em czyst� koszul�, marynark� i uda�em si� do wagonu restauracyjnego.
Siedzia�a przy stoliku i czyta�a ostatni numer "Ca�ej Ty".
- Sp�jrz, znowu zwi�kszyli nak�ad - powiedzia�a. - Co naj�mieszniejsze, odk�d
jest kontrolowany, s� to prawdziwe liczby.
- To dawniej by�y fa�szywe? - za�mia�em si�, otwieraj�c menu. Star�a serwetk�
resztki kremu z ust i spojrza�a zamy�lona.
- S�ysza�e� o samospe�niaj�cym si� proroctwie?
- Nie. To co� z teologii?
- Wr�cz przeciwnie. Z ekonomii.
Skin�a na kelnera, a by�a z tych kobiet, kt�re nie musz� robi� tego dwa razy, i
z�o�y�a zam�wienie.
- Co z t� teori�? - spyta�em od niechcenia.
- Chodzi o kreowanie fakt�w dokonanych. Na przyk�ad: kto� puszcza plotk�, �e
pewien bank wkr�tce splajtuje. Klienci banku wycofuj� z kont pieni�dze, boj�c
si� ich utraty. A �e najbogatszy nawet bank nie jest w stanie jednocze�nie
wyp�aci� wszystkich depozyt�w, firma staje si� niewyp�acalna. Proroctwo si�
spe�nia.
- O rany! Chyba nie powiesz, �e nak�ad "Ca�ej Ty" by� fa�szowany?... Najpierw
wykreowali si� na najwi�kszy magazyn w kraju, a potem rzeczywi�cie nim zostali!
Ludzie ze stolika obok obejrzeli si� w nasz� stron�, a Hania zgromi�a mnie
wzrokiem.
- Przepraszam - b�kn��em szeptem. - Nie wiedzia�em.
- Teraz to ju� nie ma znaczenia. Zreszt� to nie jest karalne, dop�ki dane
fiskalne s� prawdziwe.
Stukn�a swoim drinkiem o m�j sok.
- Wypijmy za spe�nione proroctwo. Niechaj co miesi�c przynosi nam s�aw� i �yw�
got�wk�.
Po drugim drinku kole�anka Kaas m�wi�a mi ju� "drogi Grzesiu" , wydymaj�c hojne
usta i opieraj�c zaobr�czkowan� d�o� na moim ramieniu. Gdy wstawa�em od sto�u,
niby od niechcenia wyci�gn�a z torebki kluczyk tak, bym zobaczy� na breloczku
numer jej jednoosobowego przedzia�u. Uda�em, �e tego nie widz�; spojrza�a
przeci�gle i z u�miechem pokr�ci�a g�ow�. Mia�a za du�e powodzenie, �eby
przejmowa� si� drobnymi pora�kami i za du�� klas�, �eby to okaza�.
Do swego przedzia�u wszed�em na palcach, �eby nie obudzi� pasa�era na g�rnym
��ku. Przep�uka�em usta antybakteryjnym "Raidem", w�o�y�em pi�am� i u�o�y�em
si� w po�cieli. Nie dawa� mi spokoju zegarek Agnieszki, wi�c w ciemno�ciach
przyjrza�em si� jego fosforyzuj�cej tarczy. Bawi�c si� guzikiem umieszczonym z
boku obudowy, zmienia�em funkcje wy�wietlane w kwarcowym okienku: godzina, data,
budzik, temperatura. Wreszcie dotar�em do niepokoj�cego napisu: "Masz jedn�
wiadomo��". Obr�ci�em zegarek i dostrzeg�em drugi guzik ukryty w tylnej �ciance
koperty. Nacisn��em go... i zamar�em. Z boku zegarka wystrzeli� promie� �wiat�a
i rzuci� na �cian� kolorowy dese�. Po chwili obraz wyostrzy� si� i u�o�y� w
kr�tki tekst wypisany czarnymi literami na zielonym prostok�cie o rozmiarach A
4.
"Zadzwo� w wa�nej sprawie pod numer: 0 800 876 344. Jacek".
A wi�c to by�a tajemnica nazbyt du�ej koperty! Mia�em w r�ku zegarek z pagerem i
mikroskopijnym projektorem, najnowszy gad�et techniki telekomunikacyjnej.
S�ysza�em o nim, firma jeszcze nie wesz�a na polski rynek. Agnieszka zapewne
dosta�a to od kogo� powracaj�cego z Zachodu... Bardziej zaintrygowany ni�
zazdrosny o tajemniczego Jacka, odnotowa�em w pami�ci numer; pocz�tek wskazywa�
na infolini� jakiej� firmy.
Za�o�y�em zegarek i zasn��em, wmawiaj�c sobie, �e przez jego rozgrzewaj�c� si�
powierzchni� dotykam jej r�ki. �e sk�rzany pasek przechowa� ciep�o, kt�re
przedwcze�nie ulecia�o z kruchych nadgarstk�w Agnieszki.
- Nie ma tu wiele do ogl�dania - zastrzeg� policjant, usuwaj�c plomby z drzwi
willi. Wybudowano j� w latach osiemdziesi�tych ubieg�ego wieku, tak sugerowa�a
elewacja wy�o�ona t�uczonym szk�em butelkowym i miniaturowa wie�yczka. Sier�ant
wprowadzi� nas do korytarza obitego czerwon� tapet�.
- Tu jest salon - niewielkie pomieszczenie zdominowa�y porozwieszane na �cianach
poro�a. - A dalej pokoiki o wiadomym przeznaczeniu - mrugn�� porozumiewawczo,
otwieraj�c drzwi klitki z �o�em monstrualnej wielko�ci.
- Czy to weneckie lustro? - spyta�a Ma�kiewicz, wskazuj�c zwierciad�o na p�
�ciany.
- Nie. Ale tam za lampk� by�a ukryta kamera, kt�r� skonfiskowali�my. W�a�ciciel
nagrywa� tu kasety pornograficzne. Niestety, nie uda�o si� nam do nich dotrze�.
- Niestety - powt�rzy�a Hanka i spojrza�a ironicznie. U�miechn�� si� i da� znak,
�e chce pokaza� co� jeszcze. Doszli�my do ko�ca korytarza, policjant odsun��
dywan, ods�aniaj�c klap� wbudowan� w pod�og�.
- Tu by�y trzymane - powiedzia� z min� magika. Podni�s� klap�, wyprostowa� si� i
rozejrza�. Po�r�d kilku zainstalowanych w �cianie w��cznik�w zlokalizowa�
w�a�ciwy i zapali� �wiat�o. Ukaza�y si� drewniane schody, prowadz�ce w g��b
piwnicy. Ruszyli�my �ladem sier�anta po trzeszcz�cych stopniach i znale�li�my
si� w niskim, betonowym korytarzu, b�d�cym odrapan� z tapety replik� tego na
g�rze. Otworzy� okratowane, zaopatrzone w solidny zamek drzwi i weszli�my do
celi. Za ca�e umeblowanie starcza�y dwie prycze i krzes�o, a o�wietlenie - naga
�ar�wka pod sufitem.
- Tu je trzymali, po trzy, cztery w celi. W sumie jest ich dziewi��. Ostatnie
pomieszczenie s�u�y�o jako salon tatua�u.
Ruszyli�my w g��b korytarza, mijaj�c cztery pary identycznych wn�k, a� doszli�my
do ostatnich drzwi obitych blach�. Pochylaj�c g�owy, weszli�my do pokoju
przypominaj�cego gabinet dentystyczny. Sier�ant podszed� do le��cego na szafce
aparatu i podni�s� pod��czony do� kablem plastikowy sze�cian, z naje�on� ig�ami
g�owic�.
- Urz�dzenie zrobiono na zam�wienie. Tu wprowadza�o si� dane - wskaza� na
wbudowan� w aparat klawiatur�. - A te ig�y tatuowa�y na sk�rze kod kreskowy.
Zrobili to na bazie standardowego software handlowego i drukarki ig�owej.
Spojrzeli�my po sobie z Hank�, ale przera�enie go�ci�o w naszych oczach �enuj�co
kr�tko. Oto mieli�my w gar�ci wymarzony temat, z mrocznym t�em i mas�
efektownych detali mro��cych krew w �y�ach. Perwersyjne z�o kontra skrzywdzona
niewinno�� - reportersk� �y�� z�ota.
Wyj��em aparat i zacz��em mierzy� �wiat�o.
Drog� powrotn� sp�dzili�my we wsp�lnym przedziale, robi�c notatki i przegl�daj�c
zdj�cia na ekranie cyfrowego aparatu.
- Zdajesz sobie spraw�, �e mo�esz zapomnie� o druku zdj�� tych kiczowatych
salon�w? - ostrzeg�a Hanka, wskazuj�c na fotografi� sztucznego kominka, nad
kt�rym sro�y�y si� jelenie rogi. - Przejd� tylko zdj�cia z piwnicy.
- Dlaczego?
- Takie wn�trza nie mog� pojawi� si� w "Ca�ej Ty" pod �adnym pretekstem. Nie
pasuj� do estetyki pisma.
Chwyci�a z�bami spink� do w�os�w i zacz�a wi� na czubku g�owy ma�y koczek.
Mia�em dosy� osaczaj�cej mnie zewsz�d ofensywnej kobieco�ci.
- Poddajemy wszystkie materia�y tak tendencyjnej obr�bce, �e trac� zwi�zek z
rzeczywisto�ci� - zauwa�y�em. - Kiedy pisa�em o Almodovarze, W�jcicki kaza� mi
scharakteryzowa� go jednym zdaniem: "Uwielbia kr�ci� filmy o kobietach i dla
kobiet". Nie wydaje ci si�, �e infantylizujemy czytelniczki?
-Totalnie je og�upiamy - przytakn�a Hanka otwieraj�c kosmetyczk�. - Co
�mieszniejsze, nazywa si� to "schodzeniem do poziomu czytelnika". Tylko �e my
ten poziom jeszcze bardziej obni�amy i potem musimy dostosowywa� si� do coraz
ni�szego. I tak w ko�o Macieju.
- Sprz�enie zwrotne. Tylko dok�d prowadzi ta spirala g�upoty?
- Na dno - roze�mia�a si� Hanka.
Nie wygl�da�o na to, �eby sp�dza�o to jej sen z podmalowanych powiek.
Zgadzam si�, �e kapitan okr�tu powinien i�� ze swoj� jednostk� na dno, ale ja
robi�em w firmie za szeregowego majtka. Nie chcia�em pogr��a� si� z
czytelniczkami "Ca�ej Ty" w umys�owej degradacji, wi�c nigdy nie czyta�em
magazynu. Wyj�tek czyni�em dla swoich artyku��w, kierowany ciekawo�ci�, czy
W�jcicki zostawi� co� z orygina�u, czy te� ko�c�wk� czerwonego flamastra zrobi�
z niego kolejn� sztampow� g�upawk�. Pocz�tkowo mia�em wyrzuty sumienia, niczym
czarna owca w zwartym zespole identyfikuj�cym si� z firm�. Otworzy�a mi oczy
rozmowa z �opotem. Gdy pochwali�em jeden z jego tekst�w, spyta� gorzko:
"�artujesz, czy ju� naprawd� nie masz co czyta�?"
Ale reporta�u otwieraj�cego w pa�dziernikowym numerze dzia� "Z �ycia wzi�te" nie
mog�em pomin��. "Dramat modelki" natychmiast przyku� moj� uwag�, w spisie tre�ci
zapowiedzi towarzyszy�o zdj�cie Agnieszki. Trudno by�o j� rozpozna� w bladej
zjawie ze �le o�wietlonej, czarno-bia�ej fotografii, tote� upewni�em si� dopiero
po odnalezieniu tekstu, ozdobionego powi�kszonym zdj�ciem paszportowym.
By�a pi�kna i m�oda, mia�a ciekaw� prac�. Perspektywy, kt�rych kole�anki z
rodzinnych Piekar mog�y jej tylko pozazdro�ci�. Jednak jej �yciow� drog�
przeci�a �cie�ka bia�ego proszku, kt�ra wiod�a na cmentarz. Oto ponura historia
Agnieszki M., modelki, kt�ra pod wp�ywem narkotyk�w odebra�a sobie �ycie.
Po tym leadzie nast�powa� artyku� niejakiej Jolanty Zalewskiej naszpikowany
k�amstwami. Kre�li� portret prowincjonalnej g�si, poddanej pokusom wielkiej
metropolii i staczaj�cej si� w narkomani�. By� w 90% wyssany z palca i gdyby nie
fotografia, nigdy nie domy�li�bym si�, o kogo chodzi. Rozdar�em pismo i
wyrzuci�em je przez okno.
Poniewa� nie mog�em powt�rzy� tej czynno�ci milion siedemset tysi�cy razy,
postanowi�em ustali�, kim jest Jolanta Zalewska i wyci�gn�� z niej, w jakim celu
sfabrykowa�a paszkwil bezczeszcz�cy pami�� mojej dziewczyny. I za��da�
sprostowania na �amach pisma.
- Witamy naszego Kojaka - przywita� mnie W�jcicki w pokoju sekretarzy redakcji.
Moje trwaj�ce tydzie� dyskretne �ledztwo komentowa� g�upimi docinkami. - Wie pan
ju�, kto zabi�?
- Nie. Ale jestem na tropie.
- A mia�e� czas, �eby zaj�� si� naszym artyku�em? - spyta�a Ma�kiewiczowa,
wstaj�c od komputera.
- Tak. W�a�nie przynios�em swoj� po��wk� i wst�pn� wersj� leadu.
- Dobra, zostaw to w moim komputerze. Ja musz� lecie�, bo za par� minut rusza
demonstracja.
- Jaki� nowy temat? - spyta�em, instaluj�c dyskietk�.
- Marsz przeciw przemocy, pisz� o tym do "Miszmaszu". Mo�e by� �miesznie, bo
dzieciaki s� uzbrojone po z�by. Spodziewaj� si� starcia z kontrdemonstracj�
anarchist�w.
- Anarchi�ci s� za przemoc�?
- Nie. Ale chc� j� ograniczy� przez likwidacj� policji i kary �mierci. Odwrotnie
ni� demonstranci.
- O tempora, o mores! - westchn�� �opot. Wszed� do pokoju, kr�c�c g�ow�. - Za
mojej m�odo�ci by� jeden poch�d, jeden sztandar i wszystko by�o jasne.
- Ale mamy wolno��, niestety - podsumowa�a Hanka, zdejmuj�c z wieszaka p�aszcz.
- Pa!
�opot, mrucz�c pod nosem, zajrza� przez moje rami� na ekran.
- A wy ci�gle m�czycie te biedne dziewczynki?
Nagle nachyli� si� i doda� ciszej:
- S�ysza�em, �e interesuje si� pan zw�aszcza jedn�, kt�rej przeguby potraktowano
jeszcze brutalniej.
Spojrza�em w jego szare, zmru�one oczy. Przekrzywi� g�ow� jak mops, kt�ry chce
si� bawi�.
- Wie pan co� o niej?
- Nie - wyprostowa� si� i podszed� do zawieszonego na �cianie spiegla. - Ale dam
panu rad� starego wygi: Niech pan si� zda w tej sprawie na sw�j nos.
Pokiwa� g�ow�, jakby udzieli� mi nies�ychanie wa�nej wskaz�wki. W drzwiach
uszczypn�� si� jeszcze w przekrwiony organ powonienia i kilka razy poci�gn�� nim
znacz�co.
Esprit d'escalier - ol�nienie na schodach. Tak o ludziach mego pokroju mawia�
Diderot; zrozumia�em aluzj� �opota dopiero wychodz�c z redakcji.
W domu wygrzeba�em z p�metrowej sterty pa�dziernikowy numer "Ca�ej Ty"
(pochopnie porwany egzemplarz odkupi�em wy��cznie dla zdj�� Agnieszki) i
odszuka�em reklam� "Avalonu". Znajoma twarz ton�a w wilgotnych oparach, w
poprzek zdj�cia bieg�o has�o: "Avalon - magiczny �wiat w zasi�gu r�ki".
Odchyli�em brzeg kartki i pow�cha�em wyperfumowane zag��bienie. W tym samym
momencie zadzwoni� telefon.
- Cze��, m�wi Monika. Co nowego? - Obieca�em informowa� j� o post�pach mojego
"�ledztwa".
- Na razie nic - odpar�em zgodnie z prawd�.
- Przed chwil� rozmawia�am z rodzicami Agnieszki. Przeczytali ten paszkwil i s�
w szoku. Matka zacz�a mi p�aka� do s�uchawki, ojciec wylecia� z domu nie
wiadomo dok�d. Kiedy si� ju� dowiesz, kim jest �ajza, kt�ra to napisa�a,
wydrapi� jej oczy.
- Zostaw jedno dla mnie.
- Zapewni�am t� biedn� kobiet�, �e to wszystko bzdury. Obieca�am, �e wkr�tce
wszystko si� wyja�ni i napisz� sprostowanie. Matka d�ugo nie widzia�a Agi i by�a
kompletnie sko�owana. Chyba uwierzy�a w t� narkomani�. Bo�e, co za paranoja.
Zn�w wzi��em do r�k magazyn, bezwiednie przekartkowa�em reklamy i spis tre�ci.
Zanim si� obejrza�em, by�em w po�owie numeru, zaczytany w rankingu dziesi�ciu
najlepszych samoopalaczy, �wie�o po artykule o depilacji �ydek. Spojrza�em na
zegarek - od telefonu Moniki up�yn�o p� godziny! Albo by�em przepracowany,
albo nie doceni�em pi�ra kole�anek z dzia�u urody. Bo po�ytku wynios�em z tej
lektury tyle, co �lepy z samouczka gry w tenisa.
Dziwi�c si� roztargnieniu, odszuka�em ponownie reklam� z Agnieszk� i zacz��em
bada� detale z t�a. Przeczyta�em kr�tki tekst, wyliczaj�cy zalety kosmetyku,
zako�czony adresem producenta i numerem telefonu informacyjnego. Ten ostatni
wyda� mi si� znajomy. Uruchomi�em pager Agnieszki i na �cianie pojawi�a si�
wiadomo�� od tajemniczego Jacka. Jego numer telefonu by� infolini� firmy Avalon.
Wykr�caj�c go, uk�ada�em w g�owie przekonuj�ce k�amstewko.
- Halo, zg�asza si� firma Avalon. Czym mog� s�u�y�? - odezwa� si� m�ski g�os.
- Czy mog� rozmawia� z Jackiem?
- Przy telefonie.
- M�wi Grzegorz Skalski z magazynu "Ca�a Ty". Mam dla pana drobiazg od Agnieszki
Badowskiej. Jaki� czas temu prosi�a mnie o przekazanie, ale przypomnia�em sobie
dopiero teraz. Wie pan, o kim m�wi�?
- Tak - odpar� po chwili. - Gdzie si� spotkamy?
- Powiedzmy o dziewi�tej w "Akwarium"?
- Zgoda. Mam r�k� na temblaku, wi�c pozna mnie pan bez trudu. Cze��.
- Cze��.
Jedyny go�� "Akwarium" z r�k� na temblaku siedzia� przy oknie. M�ody, �ylasty
blondyn, w obcis�ych spodniach i wzorzystej kamizelce. Ciekawe, czy bardzo
bola�o go przek�ucie dolnej wargi, w kt�rej tkwi� teraz okr�g�y sztyft,
wygl�daj�cy jak wielka, metalowa opryszczka.
- Jacek?... Cze��, Grzesiek jestem. - Wyci�gn�� zdrow� lew� r�k�.
Gdy usiad�em i podnios�em menu, nerwowo zerkn�� na zegarek.
- S�uchaj, troch� si� spiesz�. Czy mo�esz mi powiedzie�, co dla mnie masz?
- Oczywi�cie - wyj��em z kieszeni zegarek Agnieszki i po�o�y�em na stoliku. Ale
gdy si�gn�� po niego, nakry�em d�oni� pstrokat� kopert�. - Przykro mi. Tak
naprawd� nie jest dla ciebie. Chodzi mi o to.
Ustawi�em zegarek pionowo, unios�em do g�ry i nacisn��em guzik. W zielonym
prostok�cie na blacie pojawi�a si� nadana przez niego wiadomo��.
- Chodzi�em z Agnieszk�. Jej wypadek by� dla mnie i jej rodziny tragedi�. Ale
jeszcze wi�ksz� spos�b, w jaki odesz�a i artyku�, kt�ry zszarga� jej pami��.
Dlatego bardzo chcia�bym wiedzie�, jak� spraw� mia�e� do niej w przeddzie�
�mierci.
Jacek by� klaunem doskona�ym. Najpierw zacz�� szarpa� sw�j kolczyk i rozci�ga�
doln� warg�, jakby chcia� opr�nia� z gwinta s��j og�rk�w. Potem zacz�� si�
rozgl�da�, szukaj�c drogi ucieczki. Obejrza� si� nawet za siebie; gdybym nie
patrzy�, zajrza�by pewnie pod stolik, szukaj�c tam klapy awaryjnego zej�cia.
- Mo�esz mi powiedzie�, gdzie i kiedy pozna�e� Agnieszk�? - przerwa�em dziwny
wyst�p.
Podskoczy� na krze�le, gdy kelnerka spyta�a, co zamawiamy. - Nic nie zamawiamy -
uprzedzi� mnie. - W�a�nie wychodzimy.
Zdumiony ruszy�em za nim. Tu� przy wyj�ciu zatrzyma�o nas ciche brz�czenie,
dobiegaj�ce z wn�trza jego kieszeni. Wyj�� pod�u�ny r�owy breloczek i spojrza�
na wbudowan� we� tarcz�. Strza�ka wskazywa�a godzin� trzeci�, czyli na stolik z
prawej strony. Siedzia� tam w�saty m�czyzna w sk�rzanej kurtce, trzymaj�cy w
r�ku identyczny breloczek, tylko w kolorze czarnym. Gdy skrzy�owa� spojrzenia z
Jackiem, mrugn�� do niego, a jego w�sy unios�y si�. Jacek odwzajemni� u�miech,
szybko jednak skin�� g�ow� w moim kierunku i znikn�� za drzwiami. Pojednawczo
u�miechn��em si� do zas�pionego w�sacza, zastanawiaj�c si�, czym jeszcze
zaskoczy mnie m�j nowy znajomy.
Do kawalerki Jacka w czynszowniku na ul. �elaznej dotarli�my taks�wk�. Je�li
pr�buje mnie zwabi� do swojej sypialni, to dam sobie rad�. R�owy kolor jego
Cyfrowej Gej-swatki - a tak�e ubranie i wygl�d - �wiadczy�y, �e dominacja nie
jest jego specjalno�ci�. Ul�y�o mi, �e za t� znajomo�ci� z Agnieszk� nie kryje
si� romans.
Przy drzwiach Jacek wsun�� kart� do elektronicznego czytnika. Trzasn�y blokady,
a na wy�wietlaczu pojawi�o si� pytanie: ilu masz go�ci? Wcisn�� jedynk� i
wprowadzi� mnie do �rodka. W niedu�ym salonie zapali�a si� czerwona lampka i
w��czy�a nastrojowa muzyka. Po chwili z dono�nym chlupotem pocz�o si� wysuwa�
ze �ciany ��ko wodne.
- O, przepraszam - wycofa� si� do korytarza, jeszcze raz wczyta� kart� i wcisn��
dw�jk�. ��ko znikn�o w �cianie, �wiat�o poja�nia�o i zbiela�o, a pod �cian�
salonu zacz�� si� nadmuchiwa� zestaw wypoczynkowy. Po chwili Jacek m�g� wskaza�
mi wygodny gumowy fotel, sam siad� na pneumatycznej kanapie.
- Przepraszam za to zamieszanie.
- Nie chc� ci� pogania�, ale czy mogliby�my wr�ci� do Agnieszki? - przerwa�em.
- Oczywi�cie. Zaraz zrozumiesz, dlaczego nie mogli�my kontynuowa� rozmowy w
klubie. Kiedy pozna�em Agnieszk�... Ot�, w og�le jej nie zna�em - zachichota�,
widz�c moje zdumienie. Si�gn�� do uchwytu w �cianie i odchyli� klap�, za kt�r�
kry� si� barek. On przyrz�dza� drinki, a ja ogl�da�em plakat we wn�trzu.
Przedstawia� m�czyzn� w obcis�ych spodniach, o ow�osionej klatce piersiowej i z
twarz� podobn� do w�sacza z "Akwarium". Podpis g�osi�: "ciota"; tak chyba
nale�a�o odczyta� angielskie queen. Nie mia�em nic przeciwko gejom, ale dra�ni�a
mnie ostentacyjno�� Jacka.
- Nie zawsze pracowa�em w informacji Avalonu. Do niedawna by�em asystentem media
planera, z w�asnym gabinetem i komputerem zalogowanym do sieci - wyprostowa�
si�, potem znowu zgarbi� i poci�gn�� solidny �yk. - Pewnego dnia dosta�em
telefon od dyrektora, abym zani�s� mu wyniki jednej z naszych analiz. Kiedy
wszed�em, pracowa� w�a�nie na komputerze. Monitor by� ustawiony tak, �e
zobaczy�em jego ekran. Wprawdzie szybko wy��czy� go, ale zanim przeszli�my do
omawiania raportu, wyry�em w pami�ci wypisany na nim tekst. Trzy sekundy to
wi�cej, ni� potrzebowa�em - pochwali� si�. - Przeszed�em kiedy� kurs szybkiego
czytania.
Powinien albo szybciej opowiada�, albo wolniej pi�. Ba�em si�, �e spadnie pod
st�, nim dotrze do ko�ca historii.
- P�niej mia�em chwil� na przemy�lenie i doszed�em do wniosku, �e facet zleca�
morderstwo przez Internet. W otwartych oknach dialogowych do telekonferencji
wypisany by� komunikat: "Robota w �rod� o 20.30. Premia 100% za skuteczne
zaaran�owanie przedawkowania narkotyk�w". Na g�rze by� wpisany adres jego
rozm�wcy... Po nieprzespanej nocy zdecydowa�em, �e musz� co� zrobi�, bo chodzi�o
o ludzkie �ycie. Gdy zosta�em sam w swoim gabinecie, wystuka�em na komputerze
zapami�tany adres. Zg�osi�a si� firma dezynsekcyjna i zaoferowa�a swoje us�ugi.
Pomy�la�em, �e raz kozie �mier� i napisa�em: "Zmiana plan�w. Zasz�a pomy�ka w
adresie �rodowej akcji. Poda� stare dane". Po d�u�szej chwili - na pewno
sprawdzali, z kim rozmawiaj�, ale nasz firmowy serwer jest rozpoznawany przez
sie� jako ca�o��, byli wi�c pewni, �e to dyrektor - przysz�a odpowied�:
"Agnieszka Badowska. Podaj w�a�ciwe dane". Nadawca nazywa� si� "Iwan".
Reszta jego relacji z trudem przebija�a si� przez �omot serca hucz�cego w mojej
piersi.
- ...w ko�cu przypadkiem us�ysza�em to nazwisko w dziale reklamy i dotar�em do
numeru jej pagera. Reszt� znasz. No, a w mi�dzyczasie mia�em ten wypadek, po
kt�rym przerzucono mnie do dzia�u public relations - zako�czy�, pocieraj�c chor�
r�k�.
- Co ci si� sta�o? - spyta�em.
- Kto� wyla� na moj� klawiatur� klej mega-glue. Wiesz, ten, kt�ry zasycha
b�yskawicznie, gdy znajdzie si� mi�dzy dwiema p�aszczyznami. Kiedy zacz��em
pisa�, palce przyklei�y si�, a w dodatku wszystko zacz�o iskrzy� i kopa�
pr�dem. Straci�em dwie opuszki i niepr�dko b�d� m�g� znowu si��� do komputera.
- My�lisz, �e si� zorientowali?
- Jako� odkapowali, z kt�rego komputera ��czono si� z firm� "dezynsekcyjn�" i
zosta�em ukarany. "Klawiatura niszczy ka�dego, kto u�ywa jej wbrew interesom
firmy"... Niestety, nie mam dowodu. Potraktowali to jako wypadek przy pracy,
podwoili mi pensj� i przenie�li tam, gdzie mog� pracowa� jedn� r�k�.
- I masz zamiar dalej pracowa� dla tych bydlak�w?
- A co mam zrobi�? Je�li odejd� po takim awansie finansowym, pomy�l�, �e chc�
sypa� i dadz� zna� Iwanowi. Dlatego robi�em swoje i udawa�em, �e wszystko jest
OK. A� do dzisiaj.
B�bni�c palcami o por�cz fotela, wyobrazi�em sobie Agnieszk�, szamoc�c� si� ze
zbirem uzbrojonym w brzytw�.
- Dlaczego? - sylwetka Jacka rozmaza�a si� w moich piek�cych oczach. - Dlaczego
to zrobili?
- Tego nie wiem, bracie. Ale przesta� b�bni�, bo za chwil� przebijesz gum� -
podni�s� si� z fotela. - Zrobi� ci nast�pnego drinka.
Nagle zza framugi drzwi wej�ciowych wy�oni� si� pod�u�ny, metalowy kszta�t. Lufa
pistoletu spoczywaj�cego w d�oni okrytej czarn�, sk�rzan� r�kawiczk�. Rozleg�
si� cichy trzask i Jacek zachwia� si�, a w jego jasnych w�osach pojawi�a si�
krew. Oczywi�cie, wszystko trwa�o znacznie kr�cej ni� przeczytanie dwu zda�,
nawet przez absolwenta kursu szybkiego czytania. A jednak nie do�� szybko, bym w
nast�pnej chwili, widz�c wylot lufy skierowanej w moj� stron�, nie zdo�a� zej��
z trajektorii pocisku. Z�o�y�em si� jak scyzoryk i zanurkowa�em pod st�. Traf
chcia�, �e po drodze zawadzi�em nog� o przew�d lampki. Pok�j pogr��y� si� w
nieprzeniknionym mroku. Jebut twoju mat'! - us�ysza�em nad g�ow�, a potem gwizd
kolejnej kulki. Najciszej jak mog�em, odturla�em si� w bok i wsta�em.
Nie wiem, czy od razu skojarzy�em wtargni�cie kln�cego po rosyjsku mordercy ze
�mierci� Agnieszki. Mo�e zagotowa�a si� we mnie d�ugo t�umiona, bezsilna
rozpacz? Do��, �e gdy skulony, og�uszony w�asnym krzykiem ruszy�em do wyj�cia,
nie zatrzyma�aby mnie nawet betonowa �ciana, gdybym przypadkiem nie trafi� w
drzwi. Za� uderzenie w mi�kki, sk�rzany w�r, ust�puj�cy z trzaskiem pod
naciskiem mojego barku, przyni�s� tylko ulg� i da� poczucie si�y. Wiedzia�em, �e
teraz musz� jak najszybciej ucieka�. Opanowa�em samob�jcz� pokus� walki, gdy
obudzony w�a�nie rozs�dek podpowiedzia� mi, �e nie mam w sobie do�� adrenaliny,
aby przes�dzi� o jej wyniku. Zbieg�em po schodach, nie ogl�daj�c si� za siebie.
Co� m�wi�o mi, �e nie powinienem wraca� do domu, a nie zna�em nikogo, kogo
m�g�bym prosi� o nocleg. Ca�� noc szwenda�em si� po opustosza�ych ulicach Woli.
Nad ranem, wyko�czony, zasn��em na �awce w parku, przykrywaj�c si� gazet�. Po
dw�ch godzinach niespokojnego snu obudzi� mnie go��b, kt�ry wyl�dowa� na moim
ramieniu. Kupi�em bu�k� i zjad�em j� wraz z nim i stadkiem gruchaj�cych koleg�w.
Gdy w toalecie umy�em twarz, przyczesa�em palcami w�osy i wyp�uka�em usta zimn�
wod�, poczu�em si� jak cz�owiek. Metrem pojecha�em do redakcji.
Winda w kszta�cie