15441

Szczegóły
Tytuł 15441
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15441 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15441 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15441 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ted Chiang Historia twojego �ycia (Stories of your life and others) Piek�o to nieobecno�� Boga Co ma cieszy� oczy Wie�a Babilonu (Tower of Babylon) Gdyby wie�� po�o�y� na r�wninie Szinar, przej�cie od jej podstawy do szczytu zaj�oby dwa dni. P�ki wie�a stoi, wej�cie na jej szczyt trwa miesi�c i jeszcze p�, je�li idzie si� bez obci��enia. Nieliczni jednak wchodz� na wie�� z pustymi r�kami, kroki wi�kszo�ci ludzi spowalnia w�zek z ceg�ami, kt�ry ci�gn� za sob�. Mi�dzy dniem, kiedy ceg�a zostaje za�adowana na w�zek, i dniem, kiedy si� j� z niego zdejmuje, by sta�a si� cz�ci� wie�y, mijaj� cztery miesi�ce. Hillalum sp�dzi� ca�e �ycie w Elam i zna� Babilon jedynie jako nabywc� elamickiej miedzi. Jej sztabki �adowano na statki i sp�awiano rzek� Karun do Ni�szego Morza, kieruj�c je nast�pnie ku Eufratowi, Hillalum i pozostali g�rnicy podr�owali l�dem, id�c obok kupieckiej karawany objuczonych onagr�w. Szli zakurzon� �cie�k�, kt�ra schodzi�a z p�askowy�u i wiod�a przez r�wniny na zielone pola podzielone kana�ami i groblami. �aden z nich nigdy nie widzia� wie�y. Sta�a si� widoczna, kiedy wci�� dzieli�o ich od niej wiele staj: linia cienka niczym pasmo lnu, chwiej�ca si� w dr��cym powietrzu, wznosz�ca si� ze skorupy b�ota � Babilonu. Gdy si� przybli�yli, skorupa zmieni�a si� w pot�ne mury miejskie, ale oni widzieli tylko wie��. Gdy opu�cili wzrok do poziomu rzecznej r�wniny, zobaczyli �lady pozostawione przez wie�� w otoczeniu miasta: Eufrat p�yn�� teraz na dnie szerokiego koryta, kt�re wy��obiono, by zdoby� glin� do wyrobu cegie�. Na po�udniu by�o wida� niezliczone szeregi piec�w do wypalania ceg�y. Nie p�on�� ju� w nich ogie�. Kiedy podeszli do bram miasta, wie�a wyda�a si� pot�niejsza od wszystkiego, co Hillalum potrafi� sobie wyobrazi�: kolumna tak szeroka jak ca�a �wi�tynia, lecz wznosz�ca si� tak wysoko, �e przestawa�a by� widoczna. Ca�a grupa sz�a z zadartymi g�owami, mru��c w s�o�cu oczy. Nanni, przyjaciel Hillaluma, tr�ci� go �okciem. Nie posiada� si� ze zdumienia. � Mamy na to wej��? Na szczyt? G�rnicy doszli do �rodkowej bramy w zachodnim murze, Z kt�rej wychodzi�a jaka� karawana. Kiedy t�oczyli si� w w�skim pasku cienia padaj�cego od muru, ich brygadzista, Beli, zawo�a� do stra�nik�w stoj�cych na szczycie baszty przy bramie. � Jeste�my g�rnikami wezwanymi z krainy Elam. Stra�nicy uradowali si�. Jeden z nich odkrzykn��: � To wy macie przekopa� si� przez sklepienie niebios? � My. Ca�e miasto �wi�towa�o. Uroczysto�ci zacz�y si� przed o�miu dniami, kiedy wys�ano w g�r� ostatnie ceg�y, i mia�y trwa� jeszcze dwa dni. Co dzie� i co noc miasto cieszy�o si� i ta�czy�o, ucztowa�o. Wraz z wypalaczami cegie� siedzieli ci�gacze w�zk�w, m�czy�ni z nogami oplecionymi w�z�ami mi�ni stwardnia�ych od wspinania si� na wie��. Co ranka zaczyna�a drog� nowa grupa; wspina�a si� przez cztery dni, przekazywa�a �adunek nast�pnej grupie ci�gaczy i pi�tego dnia wraca�a do miasta z pustymi w�zkami. �a�cuch takich zespo��w prowadzi� a� na szczyt wie�y, ale tylko te najni�sze �wi�towa�y z mieszka�cami miasta. Tym, kt�rzy mieszkali na wie�y, wysy�ano wcze�niej do�� wina i mi�sa, by uczta rozci�gn�a si� na ca�� wysoko�� pylonu. Wieczorem Hillalum oraz pozostali elamiccy g�rnicy siedzieli na glinianych sto�kach przy d�ugim stole uginaj�cym si� od jedzenia, jednym z wielu ustawionych na miejskim rynku. G�rnicy wypytywali ci�gaczy o wie��. � Kto� mi m�wi�, �e murarze, kt�rzy pracuj� na szczycie wie�y, lamentuj� i wydzieraj� sobie w�osy, kiedy spada ceg�a, bo zast�pienie jej now� trwa cztery miesi�ce, ale �e nikt nie zauwa�a, kiedy spada cz�owiek. Czy to prawda? � zapyta� Nanni. Jeden z rozmowniejszych ci�gaczy, Lugatum, potrz�sn�� g�ow�. � O, nie, to tylko taka opowiastka. Na wie�� wspina si� nieustaj�ca karawana cegie�; na szczyt docieraj� ich tysi�ce codziennie. Strata jednej z nich nic nie znaczy dla murarzy. � Nachyli� si� do s�uchaczy. � Jednak jest co�, co ceni� bardziej ni� ludzkie �ycie: kielnia. � Dlaczego? � Je�li murarz upu�ci kielni�, nie mo�e pracowa�, dop�ki nie przy�l� mu na g�r� nast�pnej. Ca�ymi miesi�cami nie mo�e zarobi� najedzenie, musi zaci�ga� d�ugi. Strata kielni wywo�uje wielki lament. Je�li jednak spadnie cz�owiek, a zostanie jego kielnia, ludzie przyjmuj� to ze skrywan� ulg�. Nast�pny, kt�ry upu�ci swoj� kielni�, mo�e sobie wzi�� t� dodatkow� i dalej pracowa�, nie wpadaj�c w d�ugi. Hillalum by� przera�ony i przez chwil� stara� si� gor�czkowo przeliczy�, ile kilof�w przynie�li ze sob� g�rnicy. Po chwili zrozumia�. � To nie mo�e by� prawda. Dlaczego nie kaza� przynie�� na g�r� zapasowych kielni? Ich waga by�aby niczym w por�wnaniu z tymi wszystkimi ceg�ami. I z pewno�ci� utrata cz�owieka oznacza powa�ne op�nienie, chyba �e jest na szczycie dodatkowy murarz. Bez kogo� takiego trzeba czeka�, a� przyjdzie z do�u. Wszyscy ci�gacze rykn�li �miechem. � Tego nie oszukamy � powiedzia� rozbawiony Lugatum. Zwr�ci� si� do Hillaluma. � Zaczniecie si� wspina� zaraz po zako�czeniu �wi�ta? Hillalum napi� si� piwa z miseczki. � Tak. S�ysza�em, �e do��cz� do nas g�rnicy z jakiej� zachodniej krainy, ale ich nie widzia�em. Wiecie co� o nich? � Tak, pochodz� z kraju zwanego Egiptem, ale nie wydobywaj� rudy, tak jak wy. Dobywaj� kamie�. � My te� wydobywamy kamie� w Elam � odezwa� si� Nanni z ustami pe�nymi wieprzowiny. � Nie tak jak oni. Oni tn� granit. � Granit? � W Elam dobywa�o si� wapie� i alabaster, ale nie granit. � Jeste� pewien? � Kupcy podr�uj�cy do Egiptu powiadaj�, �e maj� tam zigguraty i �wi�tynie zbudowane z olbrzymich blok�w wapienia i granitu. Rze�bi� te� w granicie ogromne pos�gi. � Ale obr�bka granitu jest bardzo trudna. Lugatum wzruszy� ramionami. � Nie dla nich. Kr�lewscy architekci s�dz�, �e kiedy dotrzecie do sklepienia niebios, tacy kamieniarze mog� si� przyda�. Hillalum skin�� g�ow�. To zapewne prawda. Kt� m�g� wiedzie�, czego b�d� potrzebowa�? � Widzia�e� ich? � Nie, jeszcze nie przybyli, ale s� spodziewani za kilka dni. Mog� jednak nie pojawi� si� przed zako�czeniem �wi�ta, wtedy wy, Elamici, wejdziecie na wie�� sami. � Wy p�jdziecie z nami, prawda? � Tak, ale tylko przez pierwsze cztery dni. Potem musimy zawr�ci�, a wy, szcz�liwcy, p�jdziecie dalej. � Dlaczego uwa�asz nas za szcz�liwc�w? � Bardzo chc� wej�� na sam szczyt. Kiedy� ci�gn��em z wy�szymi zespo�ami i dotar�em na wysoko�� dwunastu dni wspinaczki, ale nigdy nie zaszed�em wy�ej. Wy zajdziecie. � Lugatum u�miechn�� si� smutno. � Zazdroszcz� wam, �e dotkniecie sklepienia niebios. Dotkn�� sklepienia niebios. Rozbi� je kilofami. Hillulamowi zrobi�o si� nieswojo na t� my�l. � Nie ma powodu do zazdro�ci� � zacz��. � W�a�nie � wtr�ci� Nanni. � Kiedy sko�czymy, wszyscy ludzie b�d� mogli dotkn�� sklepienia niebios. Nast�pnego ranka Hillalum poszed� obejrze� wie��. Stan�� na wielkim placu, kt�ry j� otacza�. Z boku wznosi�a si� �wi�tynia; ogl�dana oddzielnie, wywiera�aby ogromne wra�enie, ale obok wie�y sta�a niezauwa�ona. Czu� jej przemo�n� masywno��. Wed�ug wszystkich opowie�ci wie�a zosta�a zbudowana tak, aby by�a mocna jak �aden ziggurat; wzniesiono j� z dok�adnie wypalonych cegie�, podczas gdy zwyk�e zigguraty budowano z cegie� suszonych na s�o�cu, a wypalane ceg�y stanowi�y tylko warstw� zewn�trzn�. Osadzano je w zaprawie ze smo�y ziemnej, kt�ra wsi�ka�a w wypalon� glin� i twardniej�c, wi�za�a tak mocno, jakby sama by�a ceg��. Podstawa wie�y przypomina�a pierwsze dwa poziomy zwyk�ego zigguratu. Pierwszy � ogromna kwadratowa platforma o boku jakich� dwudziestu �okci i wysoka na czterdzie�ci � mia� na po�udniowej �cianie potr�jne schody. Na nim znajdowa�a si� druga, mniejsza platforma, na kt�r� mo�na si� dosta� tylko �rodkowymi schodami. Sama wie�a zaczyna�a si� w�a�nie na tej drugiej platformie. Ka�dy jej bok mia� sze��dziesi�t �okci d�ugo�ci. Wznosi�a si� niczym kwadratowy s�up d�wigaj�cy ci�ar niebios. Oplata�a j� �agodnie wznosz�ca si�, wci�ta rampa, niczym sk�rzany pas owini�ty wok� r�koje�ci bicza. Nie: spojrzawszy jeszcze raz, Hillalum spostrzeg�, �e wie�� obiegaj� dwie przeplataj�ce si� rampy. Na zewn�trznej kraw�dzi ka�dej z nich sta�y s�upy. Nie by�y grube, lecz szerokie, co sprawia�o, �e dawa�y cie�. Kiedy patrzy� w g�r� wie�y, widzia� przeplataj�ce si� pasy � rampa, ceg�y, rampa, ceg�y � a� na pewnej wysoko�ci zacz�y si� one ze sob� zlewa�. Wie�a wznosi�a si� coraz wy�ej, poza zasi�g wzroku; Hillalum zamruga�, zmru�y� oczy i poczu�, �e kr�ci mu si� w g�owie. Cofn�� si� chwiejnie par� krok�w i odwr�ci�, przeszyty dreszczem. Przypomnia� sobie histori� o czasach po Potopie, opowiadan� mu w dzieci�stwie. O tym, jak ludzie zn�w zaludnili wszystkie zak�tki �wiata, zamieszkuj�c wi�cej krain ni� kiedykolwiek przedtem. Jak dop�yn�li do kra�c�w �wiata i zobaczyli ocean spadaj�cy w mg��, prosto w czarne wody Otch�ani daleko w dole. Jak zdali sobie spraw� z rozmiar�w ziemi, uznali, �e jest ma�a i zapragn�li zobaczy�, co le�y za jej granicami, zbada� ca�� reszt� dzie�a Jahwe. Jak spojrzeli w niebo i zastanawiali si� nad siedzib� Jahwe nad zbiornikami z wodami niebios. I jak przed wieloma wiekami zacz�a si� budowa wie�y, s�upa si�gaj�cego nieba, schod�w, po kt�rych mogliby wej�� ludzie, by zobaczy� dzie�a Jahwe, i po kt�rych m�g�by zej�� Jahwe, by zobaczy� dzie�a ludzi. Opowie�� o tysi�cach ludzi trudz�cych si� bez odpoczynku, lecz z rado�ci�, pracowali bowiem, by lepiej pozna� Jahwe, zawsze napawa�a Hillaluma otuch�. Kiedy Babilo�czycy przybyli do Elam w poszukiwaniu g�rnik�w, prze�ywa� wielkie emocje. Kiedy jednak sta� teraz u podn�a wie�y, jego zmys�y zbuntowa�y si�, uparcie twierdz�c, �e nic nie powinno wznosi� si� tak wysoko. Kiedy patrzy� w g�r� wie�y, nie mia� wra�enia, �e znajduje si� na ziemi. Czy powinien wspi�� si� na co� takiego? Rankiem, kiedy mieli wyruszy� na g�r�, druga platforma by�a od kraw�dzi do kraw�dzi zastawiona mocnymi, dwuko�owymi w�zkami ustawionymi w rz�dach. Wiele z nich za�adowano wszelak� �ywno�ci�: workami j�czmienia, pszenicy, soczewicy, cebuli, daktyli, og�rk�w, bochenk�w chleba, suszonej ryby. By�y tam niezliczone olbrzymie gliniane dzbany z wod�, winem z daktyli, piwem, kozim mlekiem, oliw� palmow�. Inne w�zki zosta�y wy�adowane towarami, kt�re mo�na by sprzeda� na bazarze: naczyniami z br�zu, koszykami z trzciny, belami lnu, drewnianymi sto�kami i sto�ami. By�y tam te� utuczony w� i koza, kt�rym kap�ani nak�adali kaptury, �eby nie mog�y patrze� na boki i nie ba�y si� wysoko�ci. Po dotarciu na szczyt mia�y zosta� z�o�one w ofierze. Dalej sta�y w�zki z kilofami i m�otami g�rnik�w oraz wyposa�eniem ma�ej ku�ni. Ich brygadzista zarz�dzi� te�, by cz�� w�zk�w za�adowano drewnem i wi�zkami trzciny. Lugatum sta� przy w�zku i naci�ga� liny przytrzymuj�ce drewno. Podszed� do niego Hillalum. � Sk�d jest to drewno? Po opuszczeniu Elam nie widzia�em �adnych las�w. � Na p�nocy ro�nie las, kt�ry zosta� zasadzony, gdy rozpocz�a si� budowa wie�y. Poci�te drewno jest sp�awiane Eufratem. � Zasadzili�cie ca�y las? � Kiedy architekci zacz�li budowa� wie��, zdali sobie spraw�, �e do wypalania ceg�y b�dzie potrzeba o wiele wi�cej drewna, ni� znajdowa�o si� go na r�wninie, wi�c kazali zasadzi� las. Specjalne grupy ludzi dostarczaj� wod� i sadz� nowe drzewko za ka�de wyci�te. Hillalum zdziwi� si�. � I to daje ca�e potrzebne drewno? � Wi�kszo��. Wyci�to te� wiele innych las�w na p�nocy, a drewno sprowadzono rzek�. Przyjrza� si� ko�om w�zka, odkorkowa� sk�rzany buk�ak i nala� nieco oliwy mi�dzy ko�o i o�. Podszed� do nich Nanni, patrz�c na rozpo�cieraj�ce si� przed nimi ulice Babilonu. � Nigdy jeszcze nie by�em tak wysoko, �eby m�c patrze� z g�ry na miasto. � Ani ja � rzek� Hillalum, lecz Lugatum tylko si� roze�mia�. � Chod�cie. W�zki s� ju� gotowe. Wkr�tce wszyscy m�czy�ni poustawiali si� w parach przy swoich w�zkach. Stali mi�dzy ich dyszlami, do kt�rych by�y przymocowane p�tle ze sznura. W�zki ci�gni�te przez g�rnik�w by�y przemieszane z w�zkami zwyk�ych ci�gaczy, po to by nowicjusze utrzymywali w�a�ciwe tempo. Lugatum i jego towarzysz mieli w�zek stoj�cy tu� za w�zkiem Hillaluma i Nanniego. � Pami�tajcie � powiedzia� Lugatum � �eby trzyma� si� jakie� dziesi�� �okci za w�zkiem przed wami. Na zakr�tach ca�y ci�ar spoczywa na ci�gn�cym z prawej, wi�c b�dziecie si� zmienia� co godzin�. Ci�gacze zacz�li ju� si� posuwa� w g�r� rampy. Hillalum i Nanni pochylili si� i zarzucili p�tle swojego w�zka na przeciwne ramiona. Wyprostowali si� razem, unosz�c prz�d w�zka z ziemi. � A teraz ci�gnijcie! � zawo�a� Lugatum. Naparli na liny i w�zek ruszy� z miejsca. Gdy ko�a zacz�y si� ju� obraca�, ci�gni�cie wydawa�o si� do�� �atwe i g�rnicy szybko okr��yli platform�. Kiedy jednak dotarli do rampy, musieli pochyli� si� mocniej. � To ma by� lekki w�zek? � mrukn�� Hillalum. Rampa by�a na tyle szeroka, �e pojedynczy cz�owiek mie�ci� si� obok w�zka, je�eli musia� go min��. Powierzchni� mia�a wy�o�on� ceg�ami. Tocz�ce si� po niej od wiek�w ko�a wy��obi�y dwie g��bokie koleiny. Nad g�owami ci�gaczy wznosi�o si� sklepienie wsparte na kroksztynach; szerokie, kwadratowe ceg�y zachodzi�y na siebie, spotykaj�c si� po�rodku. S�upy z prawej strony by�y tak szerokie, �e rampa nieco sprawia�a wra�enie tunelu. Je�li nie patrzy�o si� w bok, nie mia�o si� poczucia przebywania na wie�y. � �piewacie przy pracy? � zapyta� Lugatum. � Kiedy kamie� jest mi�kki. � To za�piewajcie kt�r�� z waszych g�rniczych pie�ni. Wo�anie dotar�o do pozosta�ych g�rnik�w i po chwili wszyscy �piewali. W miar� jak skraca�y si� cienie, wchodzili coraz wy�ej. Otacza�o ich tylko czyste powietrze i szli w cieniu chroni�cym od s�o�ca, wi�c by�o znacznie ch�odniej ni� w w�skich zau�kach miasta na poziomie ziemi, gdzie przemykaj�ce na drug� stron� ulicy jaszczurki pada�y w po�udnie z gor�ca. Patrz�c w bok, g�rnicy widzieli ciemny Eufrat i zielone pola ci�gn�ce si� ca�ymi stajami, poprzecinane l�ni�cymi w s�o�cu kana�ami. Babilon stanowi� z�o�ony wz�r �ci�ni�tych ulic i budynk�w ra��cych wzrok wybielonymi gipsem �cianami; by�o go wida� coraz mniej, poniewa� wydawa�o si�, �e coraz bardziej przybli�a si� do podstawy wie�y. Hillalum zn�w ci�gn�� za lin� po prawej stronie, bli�ej kraw�dzi, kiedy us�ysza�, jak na rampie poziom ni�ej kto� krzyczy. Zapragn�� zatrzyma� si� i spojrze� w d�, ale nie chcia� zak��ca� marszu, a i tak nie m�g�by wyra�nie zobaczy� ni�ej le��cej rampy. � Co si� tam dzieje? � zawo�a� do id�cego z ty�u Lugatuma. � Jeden z twoich g�rnik�w boi si� wysoko�ci. Czasami zdarza si� kto� taki w�r�d tych, kt�rzy wspinaj� si� na wie�� pierwszy raz. Taki cz�owiek przywiera do �ciany i nie mo�e wej�� wy�ej. Co prawda nieliczni odczuwaj� to tak szybko. Hillalum zrozumia�. � Znamy podobny l�k ogarniaj�cy tych, kt�rzy chc� zosta� g�rnikami. Niekt�rzy nie mog� wej�� do kopalni ze strachu, �e zostan� zasypani. � Naprawd�? � zawo�a� Lugatum. � Nigdy o czym� takim nie s�ysza�em. A jak ty si� czujesz na wysoko�ci? � Nic nie czuj�. � Zerkn�� jednak na Nanniego; obaj znali prawd�. � Dr�� ci d�onie, co? � szepn�� Nanni. Hillalum potar� r�koma szorstk� lin� i skin�� g�ow�. � Ja te� to czu�em, przedtem, kiedy by�em bli�ej kraw�dzi. � Mo�e powinni�my mie� na g�owach kaptury jak ten w� i koza � mrukn�� �artobliwie Hillalum. � My�lisz, �e my te� zaczniemy si� ba� wysoko�ci, kiedy wejdziemy wy�ej? Hillalum zastanowi� si�. To, �e jeden z ich towarzyszy poczu� strach tak szybko, nie wr�y�o dobrze. Otrz�sn�� si�: tysi�ce ludzi wchodzi�o na wie�� bez strachu i g�upio by�oby pozwoli�, by l�k jednego g�rnika zarazi� ich wszystkich. � Jeste�my po prostu nieprzyzwyczajeni. B�dziemy mieli kilka miesi�cy, �eby oswoi� si� z wysoko�ci�. Zanim dotrzemy na szczyt wie�y, b�dziemy �a�owali, �e nie jest wy�sza. � Nie � odpar� Nanni. � Chyba nie b�d� chcia� ci�gn�� tego wy�ej. Roze�mieli si�. Wieczorem zjedli kolacj� z�o�on� z j�czmienia, cebuli i soczewicy, po czym u�o�yli si� do snu w jednym z w�skich korytarzy, przecinaj�cych wn�trze wie�y. Kiedy g�rnicy obudzili si� nast�pnego ranka, ledwo mogli chodzi�, tak bola�y ich nogi. Ci�gacze �miej�c si�, dali im ma�� do nacierania mi�ni i prze�adowali w�zki, �eby zmniejszy� obci��enie g�rnik�w. Kiedy teraz Hillalum patrzy� w d�, dr�a�y mu kolana. Na tej wysoko�ci wia� silny wiatr i g�rnik przewidywa�, �e w miar� wspinaczki b�dzie si� wzmaga�. Ciekawi�o go, czy kto� zosta� kiedy� zdmuchni�ty z wie�y w chwili nieuwagi. I ten upadek: cz�owiek mia�by czas na odm�wienie modlitwy, zanim uderzy�by w ziemi�. Hillalum zadr�a� na sam� my�l. Nast�pny dzie� r�ni� od poprzedniego tylko wi�kszy b�l n�g g�rnik�w. Teraz widzieli znacznie dalej i rozleg�o�� widoku osza�amia�a: by�o wida� pustynie, le��ce za polami, a karawany wydawa�y si� niewiele wi�ksze od szeregu owad�w. Ju� �aden inny g�rnik nie ba� si� wysoko�ci tak bardzo, �eby nie m�g� i�� dalej, i przez ca�y dzie� wspinali si� coraz wy�ej bez �adnych przeszk�d. Trzeciego dnia nogom g�rnik�w nie poprawi�o si� i Hillalum czu� si� jak stary kaleki cz�owiek. Dopiero czwartego dnia poczuli si� lepiej i zn�w mogli ci�gn�� poprzednie �adunki. Wspinaczka trwa�a a� do wieczora, kiedy spotkali drug� grup� ci�gaczy, kt�rzy szybko prowadzili puste w�zki ramp� wiod�c� w d�. Obie rampy wi�y si� wok� siebie, nie stykaj�c si�, lecz ��czy�y je korytarze przecinaj�ce wie��. Kiedy obie grupy zr�wna�y si� ze sob�, przesz�y na s�siedni� ramp�, by wymieni� si� w�zkami. G�rnicy zostali przedstawieni ci�gaczom drugiej grupy i wszyscy tego wieczora rozmawiali i jedli razem. Nast�pnego ranka pierwsza grupa przygotowa�a puste w�zki do drogi powrotnej do Babilonu, a Ligatum po�egna� si� z Hillalumem i Nannim. Dbajcie o wasz w�zek. By� na samym szczycie wie�y wi�cej razy ni� kt�rykolwiek cz�owiek. Czy temu w�zkowi te� zazdro�cisz? � zapyta� Nanni. Nie, bo za ka�dym razem, kiedy dociera na szczyt, musi wraca� na sam d�. Ja bym tego nie zni�s�. Kiedy druga grupa zatrzyma�a si� pod koniec dnia, do Hillaluma i Nanniego podszed� ci�gacz w�zka jad�cego za nimi. Mia� na imi� Kudda. � Nigdy nie widzieli�cie zachodu s�o�ca na tej wysoko�ci. Chod�cie popatrze�. � Ci�gacz podszed� do kraw�dzi i usiad�, zwieszaj�c nogi nad przepa�ci�. Zobaczy�, �e g�rnicy zawahali si�. � Podejd�cie bli�ej. Jak chcecie, to mo�ecie po�o�y� si� i wyjrze� za kraw�d�. � Hillalum nie chcia� wyda� si� strachliwym dzieckiem, ale nie potrafi� si� zmusi� do spuszczenia n�g nad przepa�ci� licz�c� tysi�ce �okci. Po�o�y� si� na brzuchu, przybli�aj�c do kraw�dzi sam� g�ow�. Nanni zrobi� tak samo. Kiedy s�o�ce zacznie zachodzi�, sp�jrzcie w d� na �cian� wie�y. � Hillalum zerkn�� na d�, po czym szybko podni�s� wzrok na horyzont. Co jest innego w zachodzie s�o�ca na wie�y? Zastan�wcie si�: kiedy s�o�ce chowa si� za szczyty g�r na zachodzie, na r�wninie Szinar robi si� ciemno. Tutaj jednak jeste�my nad szczytami g�r, wi�c nadal widzimy s�o�ce. �eby�my zobaczyli noc, musi ono zej�� ni�ej. Hillalum zrozumia� i a� otworzy� usta. � Cienie g�r oznaczaj� pocz�tek nocy. Noc zapada na ziemi wcze�niej ni� tu. Kudda skin�� g�ow�. � Wida�, jak noc wznosi si� w g�r� wie�y z ziemi do nieba. Porusza si� szybko, ale powinni�cie to zobaczy�. Przez minut� patrzy� na czerwon� kul� s�o�ca, a potem spojrza� w d� i pokaza� palcem. � Ju�! Hillalum i Nanni spojrzeli w d�. U podstawy pot�nego s�upa male�ki Babilon le�a� w cieniu. Potem ciemno�� wspi�a si� na wie�� niczym rozwijaj�ca si� w g�r� materia. Porusza�a si� na tyle powoli, �e Hillalum czu�, i� mo�e policzy� mijaj�ce chwile, ale w miar� przybli�ania si� gwa�townie ros�a, a� min�a ich szybciej ni� mgnienie oka, a oni znale�li si� w mroku. Hillalum przewr�ci� si� na plecy i spojrza� w g�r�. Zd��y� zobaczy�, jak ciemno�� szybko ogarn�a reszt� wie�y. W miar� jak s�o�ce opada�o poza kraw�d� �wiata, niebo stopniowo ciemnia�o. � Wspania�y widok, prawda? Hillalum nie odpowiedzia�. Po raz pierwszy zobaczy�, czym jest noc: cieniem samej ziemi, rzucanym na niebo. Po nast�pnych dw�ch dniach wspinaczki bardziej przyzwyczai� si� do wysoko�ci. Chocia� przebyli w linii prostej prawie staj�, potrafi� stan�� na kraw�dzi i spojrze� w d� wie�y. Przytrzyma� si� jednego ze znajduj�cych si� tam s�up�w i ostro�nie wychyli�, by spojrze� w g�r�. Zauwa�y�, �e wie�a nie wygl�da ju� jak g�adki s�up. Zapyta� Kudd�: � Wie�a wydaje si� rozszerza� u g�ry. Jak to mo�liwe? Przyjrzyj si� lepiej. Ze �cian wychodz� drewniane balkony. S� zrobione z drewna � cyprysowego i wisz� na lnianych linach. Hillalum zmru�y� oczy. � Balkony? A po co? � Roz�o�ono na nich ziemi�, �eby ludzie mogli uprawia� warzywa. Na tej wysoko�ci trudno o wod�, wi�c najcz�ciej hoduje si� cebul�. Wy�ej, gdzie jest wi�cej deszczu, zobaczysz fasol�. Nanni zapyta�: � Jak to mo�liwe, �eby wy�ej by� deszcz, kt�ry nie spada tutaj? Kudda zdziwi� si�. � Spadaj�c, wysycha w powietrzu. To oczywiste. � Tak, oczywiste. � Nanni wzruszy� ramionami. Pod koniec nast�pnego dnia doszli do poziomu balkon�w. By�y to p�askie platformy g�sto poro�ni�te cebul�, podtrzymywane grubymi linami przymocowanymi do �cian wie�y tu� pod nast�pn� kondygnacj� balkon�w. Na ka�dym poziomie we wn�trzu wie�y znajdowa�o si� kilka w�skich pomieszcze�, w kt�rych mieszka�y rodziny ci�gaczy. Widzia�o si� kobiety siedz�ce na progach i szyj�ce tuniki lub wykopuj�ce cebul� w ogrodach. Dzieci goni�y si� po rampach, bez strachu biegaj�c mi�dzy w�zkami i wzd�u� kraw�dzi balkon�w. Mieszka�cy wie�y z �atwo�ci� odr�niali g�rnik�w, u�miechali si� do nich i machali im r�kami. Kiedy nadszed� czas wieczornego posi�ku, zatrzymano wszystkie w�zki i zdj�to z nich �ywno�� oraz inne towary przywiezione dla mieszkaj�cych tu ludzi. Ci�gacze przywitali si� z rodzinami i zaprosili g�rnik�w na posi�ek. Hillalum i Nanni zjedli z rodzin� Kuddy wspania�� kolacj�, na kt�r� z�o�y�y si� suszone ryby, chleb, wino daktylowe i owoce. Hillalum zauwa�y�, �e ta cz�� wie�y tworzy jakby ma�e miasteczko, ci�gn�ce si� pomi�dzy dwiema ulicami � rampami prowadz�cymi w g�r� i w d�. Znajdowa�a si� tu r�wnie� �wi�tynia, w kt�rej odbywa�y si� uroczysto�ci; urz�dowali s�dziowie rozs�dzaj�cy spory i funkcjonowa�y sklepy zaopatrywane przez karawan�. Oczywi�cie miasteczko pozostawa�o w �cis�ym zwi�zku z karawan�: jedno nie mog�o istnie� bez drugiego. A jednak ka�da karawana r�wna�a si� podr�y, zaczynaj�cej si� w jednym miejscu i ko�cz�cej w innym. To miasteczko nie by�o w zamierzeniu trwa�e; stanowi�o zaledwie cz�� ci�gn�cej si� ca�e stulecia podr�y. Po kolacji Hillalum zapyta� Kudd� i jego rodzin�: � Czy kt�re� z was by�o kiedykolwiek w Babilonie? Odpowiedzia�a �ona Kuddy, Alitum: � Nie, po co? To daleka droga, a wszystko, czego nam trzeba, mamy tutaj. � Nie chcecie pochodzi� po ziemi? Kudda wzruszy� ramionami. � Mieszkamy na drodze do nieba; wszystko, co robimy, prowadzi do jej przed�u�enia. Kiedy zechcemy opu�ci� wie��, p�jdziemy ramp� prowadz�c� w g�r�, nie w d�. G�rnicy wchodzili coraz wy�ej. Nadszed� taki dzie�, �e czy patrzy�o si� w g�r�, czy w d� z kraw�dzi rampy, wie�a wydawa�a si� taka sama. Poni�ej jej trzon kurczy� si� w nico�� na d�ugo przedtem, nim wydawa�o si�, �e dotar�a do le��cej poni�ej r�wniny. Podobnie g�rnicy wci�� jeszcze nie mogli dostrzec szczytu. Widzieli jedynie �ciany wie�y. Patrzenie w g�r� lub w d� budzi�o przera�enie, bo nie by�o ci�g�o�ci; nie stanowili ju� cz�ci ziemi. Wie�a mog�aby by� nitk� zawieszon� w powietrzu, nieprzymocowan� ani do ziemi, ani do nieba. Podczas tej cz�ci wspinaczki nadchodzi�y chwile, kiedy Hillalum wpada� w rozpacz, czuj�c si� odci�ty od �wiata; zupe�nie jakby ziemia odrzuci�a go za niewierno��, a niebo nie raczy�o go przyj��. Pragn��, �eby Jahwe da� jaki� znak, �e aprobuje dzia�anie ludzi; inaczej jak mogli zosta� w miejscu, kt�re dawa�o duchowi tak ma�o pociechy? Mieszka�cy wysokich kondygnacji wie�y nie odczuwali niepokoju zwi�zanego z ich po�o�eniem; zawsze ciep�o witali g�rnik�w i �yczyli im powodzenia przy pracy na szczycie. Mieszkali w�r�d wilgotnych chmur, widzieli burze od spodu i od g�ry, zbierali �niwo z powietrza i nigdy nie bali si�, �e to niew�a�ciwe miejsce dla ludzi. Nie mieli �adnych boskich zapewnie�, ale nigdy nie zaznali chwili zw�tpienia. Wraz z up�ywem kolejnych tygodni s�o�ce i ksi�yc zatacza�y coraz ni�sze �uki podczas swych codziennych podr�y. Ksi�yc zalewa� po�udniow� stron� wie�y srebrzystym blaskiem, l�ni�c niczym patrz�ce na nich oko Jahwe. W kr�tkim czasie znale�li si� dok�adnie na tym samym poziomie co przep�ywaj�cy po niebie ksi�yc: dotarli na wysoko�� pierwszego z cia� niebieskich. Patrzyli zmru�onymi oczyma na jego dziobat� twarz i dziwili si� majestatycznemu ruchowi, gardz�cemu jakimikolwiek podporami. A potem zbli�yli si� do s�o�ca. Latem s�o�ce pojawia si� pionowo nad Babilonem i na tej wysoko�ci bardzo blisko mija wie��. W tej cz�ci nie mieszka�a �adna rodzina, nie by�o tu te� �adnych balkon�w, poniewa� gor�co wystarcza�o do upra�enia j�czmienia. Zaprawa mi�dzy ceg�ami wie�y nie by�a ju� ze s�omy ziemnej, kt�ra zmi�k�aby i rozp�yn�a si�, lecz z gliny dos�ownie wypalonej przez upa�. Dla ochrony przed dziennymi temperaturami s�upy zosta�y poszerzone tak, �e tworzy�y niemal nieprzerwan� �cian�, zamykaj�c ramp� w tunelu z jedynie w�skimi szczelinami, przez kt�re wpada� �wiszcz�cy wiatr i strza�y z�ocistego �wiat�a. A� do tego miejsca grupy ci�gaczy znajdowa�y si� w takich samych odleg�o�ciach od siebie, ale tu trzeba by�o dokona� modyfikacji. Ka�dego ranka wyruszali coraz wcze�niej, by zyska� wi�cej ciemno�ci w czasie, gdy ci�gn�li w�zki. Kiedy znale�li si� na poziomie s�o�ca, podr�owali wy��cznie noc�. W ci�gu dnia pr�bowali spa�, nadzy i spoceni w gor�cym wietrze. G�rnicy bali si�, �e je�li uda im si� zasn��, to zanim si� obudz�, zostan� �ywcem upieczeni. Ci�gacze odbyli jednak t� podr� wiele razy i nigdy nikogo nie stracili; w ko�cu dotarli ponad poziom s�o�ca, gdzie by�o tak jak poni�ej. Teraz �wiat�o dnia pada�o w g�r�, co wydawa�o si� w najwy�szym stopniu nienaturalne. W balkonach usuni�to niekt�re deski, �eby mog�o przez nie prze�wieca� �wiat�o, a na pozosta�ych zostawiono ziemi�; ro�liny wyrasta�y w bok i w d�, by pochwyci� s�oneczne promienie. A potem przybli�yli si� do gwiazd, ma�ych ognistych kul rozci�gaj�cych si� na wszystkie strony. Hillalum spodziewa� si�, �e b�dzie ich wi�cej, lecz nawet z male�kimi gwiazdami niewidocznymi z ziemi wydawa�y si� rozsiane bardzo rzadko. Nie wszystkie znajdowa�y si� na tej samej wysoko�ci, lecz zajmowa�y kilka staj w g�r�. Trudno by�o powiedzie�, jak s� daleko; nie mieli �adnych wskaz�wek co do ich wielko�ci, lecz czasami kt�ra� z nich zbli�a�a si� do wie�y, daj�c dow�d swej zdumiewaj�cej pr�dko�ci. Hillalum zda� sobie spraw�, �e wszystkie cia�a niebieskie p�dz� z podobn� szybko�ci�, by m�c w jeden dzie� przemierzy� ca�y �wiat od kra�ca do kra�ca. W dzie� niebo by�o o wiele ja�niejsze, ni� wydawa�o si� z ziemi, co oznacza�o, �e zbli�aj� si� do sklepienia. Przygl�daj�c si� niebu, Hillalum ze zdumieniem zobaczy� gwiazdy. Z ziemi nie by�o ich wida� poprzez blask s�o�ca, ale na tej wysoko�ci sta�y si� zupe�nie wyra�ne. Pewnego dnia przybieg� do niego Nanni i powiedzia�: � Gwiazda uderzy�a w wie��! � Co!? � Hillalum rozejrza� si� w panice, czuj�c si�, jakby otrzyma� cios. � Nie, nie teraz. Dawno temu, przed ponad stu laty. Jeden z mieszka�c�w wie�y w�a�nie o tym opowiada; by� przy tym jego dziad. Weszli do korytarzy i zobaczyli kilku g�rnik�w siedz�cych wok� pomarszczonego staruszka. � �wbi�a si� w ceg�y o jakie� p� staja nad nimi. Wci�� mo�na zobaczy� blizn�, kt�r� zostawi�a; jest jak wielki �lad po ospie. � A co si� sta�o z gwiazd�? � P�on�a, skwiercza�a i by�a zbyt jasna, by na ni� patrze�. Ludzie chcieli j� wyd�uba�, by wr�ci�a na sw�j szlak, ale by�a zbyt gor�ca, �eby blisko do niej podej��, a nie �mieli ugasi� jej wod�. Po kilku tygodniach ostyg�a w pomarszczon� mas� czarnego metalu tak du��, �e obejmowa� j� ramionami jeden cz�owiek. � Tak� du��? � powiedzia� z nabo�nym zdumieniem Nanni. Kiedy gwiazdy spada�y na ziemi� z w�asnej woli, znajdowano czasami ma�e kawa�ki metalu z nieba, twardszego ni� najlepszy br�z. Metalu tego nie mo�na by�o przetopi�, wi�c po rozgrzaniu do czerwono�ci obrabiano go m�otkami: robiono z niego amulety. Zaiste, nikt nigdy nie s�ysza� o tak wielkiej masie znalezionej na ziemi. Mo�ecie sobie wyobrazi�, jakie narz�dzia mo�na by z niej zrobi�? � Chyba nie pr�bowali�cie przerobi� jej na narz�dzia? � zapyta� z przera�eniem Hillalum. � O, nie. Ludzie bali si� jej dotkn��. Wszyscy zeszli z wie�y, czekaj�c na odwet Jahwe za zak��cenie dzie�a stworzenia. Czekali kilka miesi�cy, ale nie pojawi� si� �aden znak. W ko�cu wr�cili i wyd�ubali gwiazd�. Jest teraz w �wi�tyni w mie�cie na dole. Zapad�a cisza. Przerwa� j� jeden z g�rnik�w: � Opowie�ci o wie�y nigdy o tym nie m�wi�y. � To by�o wykroczenie, co�, o czym si� nie wspomina. W miar� jak wspinali si� coraz wy�ej, kolor nieba blad�, a� wreszcie pewnego ranka Hillalum obudzi� si�, stan�� na kraw�dzi rampy i krzykn�� zdziwiony: to, co przedtem wydawa�o si� bladym niebem, teraz sprawia�o wra�enie bia�ego sufitu rozci�gaj�cego si� wysoko nad ich g�owami. Znajdowali si� na tyle wysoko, by dostrzec sklepienie niebios, by zobaczy� je jako mocny pancerz okrywaj�cy ca�e niebo. Wszyscy g�rnicy m�wili �ciszonymi g�osami, patrz�c jak idioci w g�r�, a mieszka�cy wie�y �miali si� z nich. Kiedy zn�w ruszyli w g�r�, zdziwili si�, jak blisko ju� s� nieba. G�ad� powierzchni sklepienia zwiod�a ich, czyni�c je niewidzialnym, a� pojawi�o si� nagle jakby tu� nad g�owami. Teraz zamiast wspina� si� do nieba, wspinali si� ku pozbawionej jakichkolwiek cech r�wninie, kt�ra rozci�ga�a si� w niesko�czono�� we wszystkich kierunkach. Jej widok zdezorientowa� wszystkie zmys�y Hillaluma. Czasami, kiedy patrzy� na sklepienie, mia� wra�enie, jakby �wiat obr�ci� si� do g�ry nogami i �e gdyby straci� r�wnowag�, spad�by w g�r� na sklepienie. Kiedy natomiast sklepienie wydawa�o si� wznosi� nad jego g�ow�, wyczuwa� jego pot�n� wag�. By�o warstw� tak ci�k� jak reszta �wiata, a jednak pozbawione jakiegokolwiek oparcia, i Hillalum po raz pierwszy w �yciu ba� si�, �e zawali si� na niego sufit. By�y te� chwile, kiedy wydawa�o si�, �e sklepienie jest wznosz�c� si� przed nim pionow� �cian� urwiska o niewyobra�alnej wysoko�ci, podobnie jak ledwie widoczna w dole ziemia, i �e wie�a to mocno naci�gni�ta lina mi�dzy nimi. Albo, co by�o najgorsze ze wszystkiego, Hillalumowi przez chwil� wydawa�o si�, �e nie ma g�ry ani do�u, a jego cia�o nie wie, w kt�r� stron� jest przyci�gane. Uczucie, jakby ba� si� wysoko�ci, tylko o wiele gorsze. Cz�sto budzi� si� zlany potem i z zaci�ni�tymi palcami, staraj�c si� chwyci� ceglanego pod�o�a. Nanni i wielu innych g�rnik�w te� mia�o przekrwione oczy, chocia� nikt nie m�wi�, co nie pozwala mu spa�. Wchodzili wolniej zamiast szybciej, jak spodziewa� si� ich brygadzista Beli; widok sklepienia wywo�ywa� raczej niepok�j ni� entuzjazm. Ci�gacze zacz�li si� niecierpliwi�. Hillalum zastanawia� si�, jakich ludzi wykuwa�o �ycie w takich warunkach, czy udawa�o im si� uciec szale�stwu? Czy przyzwyczaili si� do tego? Czy dzieci urodzone pod twardym niebem p�aka�yby, gdyby zobaczy�y pod stopami ziemi�? Mo�e ludzie nie mieli �y� w takim miejscu. Je�li natura powstrzymywa�a ich przed zbytnim zbli�aniem si� do nieba, to raczej powinni zosta� na ziemi. Kiedy dotarli do wierzcho�ka wie�y, oszo�omienie znikn�o, a mo�e to oni stali si� odporniejsi. Stoj�c na kwadratowej platformie na szczycie, g�rnicy patrzyli na najbardziej przera�aj�cy widok, jaki kiedykolwiek mog�y ogl�da� ludzkie oczy: daleko pod nimi le�a� gobelin utkany z ziemi i morza, przys�oni�ty mg��, rozci�gaj�cy si� we wszystkich kierunkach do granicy widoczno�ci. Tu� nad nimi wisia� dach �wiata, ostateczna g�rna granica nieba, b�d�ca gwarancj�, �e ich punkt widokowy jest najwy�szy z mo�liwych. Tu mo�na by�o si� zetkn�� z najwi�ksz� mas� dzie�a stworzenia. Kap�ani modlili si� do Jahwe; z�o�yli dzi�kczynienie, �e pozwolono im zobaczy� tak wiele, i prosili o wybaczenie pragnienia ujrzenia jeszcze wi�cej. Na szczycie u�o�ono ceg�y. W powietrzu czu�o si� ostry �apach, unosz�cy si� z podgrzewanych kot��w, w kt�rych topi�y si� kawa�ki smo�y ziemnej. By�a to najbardziej ziemska wo�, jak� g�rnicy czuli od kilku miesi�cy, i ich nozdrza chciwie wy�apywa�y ka�dy jej powiew, zanim porwa� go wiatr. Tu, na szczycie, gdzie ciecz, kt�ra niegdy� wyp�ywa�a ze szczelin w ziemi, teraz twardnia�a, wi���c ceg�y, ziemia wyci�ga�a ku niebu palec. Tu pracowali murarze, m�czy�ni wysmarowani smo��, kt�rzy mieszali zapraw� i zr�cznie, z niedo�cig�� precyzj�, uk�adali ci�kie ceg�y. Jak nikt inny, nie mogli sobie pozwoli� na zawroty g�owy, gdy patrzyli na sklepienie, poniewa� wie�a nie mog�a odbiec od pionu ani na palec. Wreszcie zbli�ali si� do ko�ca swego dzie�a, a po czterech miesi�cach wspinaczki g�rnicy byli gotowi zacz�� swoje. Egipcjanie przybyli wkr�tce potem. Mieli ciemn� sk�r�, drobn� budow� cia�a i rzadkie brody. Ci�gn�li w�zki wy�adowane m�otkami z dolerytu, narz�dziami z br�zu i drewnianymi klinami. Ich brygadzista nazywa� si� Senmut, rozmawia� z Belim, brygadzist� Elamit�w, o tym, jak przebi� sklepienie. Z przywiezionych ze sob� element�w Egipcjanie zbudowali ku�nie, podobnie jak zrobili to Elamici do przekuwania narz�dzi z br�zu, kt�re st�pi� si� podczas kopania. Samo sklepienie pozostawa�o tu� poza zasi�giem wyci�gni�tych palc�w m�czyzny; kiedy si� podskakiwa�o, by go dotkn��, wydawa�o si� g�adkie i ch�odne. By�o wykonane jakby z drobnoziarnistego bia�ego granitu pozbawionego skaz i jakichkolwiek cech. I w tym tkwi� problem. Dawno temu Jahwe spu�ci� Potop, uwalniaj�c wody z do�u i z g�ry; wody otch�ani wytrysn�y ze �r�de� ziemi, a wody nieba przela�y si� przez upusty w sklepieniu. Teraz ludzie przygl�dali mu si� z bliska, lecz nie widzieli �adnych upust�w. Rozgl�dali si� we wszystkich kierunkach, mru��c oczy, ale granitowej r�wniny nie przerywa�y �adne otwory, �adne spojenia. Wygl�da�o na to, �e wie�a styka si� ze sklepieniem w miejscu znajduj�cym si� mi�dzy zbiornikami, co okaza�o si� bardzo szcz�liwym trafem. Gdyby by�o wida� jaki� upust, musieliby ryzykowa� rozbicie go i opr�nienie zbiornika. To oznacza�oby deszcz dla Szinar, deszcz nie w por�, bardziej rz�sisty od deszcz�w zimowych, i spowodowa�oby powodzie wzd�u� ca�ego Eufratu. Deszcze najprawdopodobniej sko�czy�yby si� po opr�nieniu zbiornika, ale zawsze istnia�a mo�liwo��, �e Jahwe ukarze ich i przed�u�y opady, a� zawali si� wie�a, a Babilon rozpu�ci si� w b�oto. Mimo �e nie by�o wida� �adnych upust�w, ryzyko wci�� istnia�o. Mo�e upusty nie mia�y spoin widocznych dla oczu �miertelnika, a zbiornik le�a� wprost nad nimi. A mo�e zbiorniki by�y olbrzymie, tak �e nawet je�li najbli�szy upust znajdowa� si� w odleg�o�ci wielu staj, nad nimi wci�� le�a� zbiornik. D�ugo dyskutowano nad dalszym post�powaniem. Jahwe przecie� nie zmyje wie�y � twierdzi� Qurdusa, jeden z murarzy. � Gdyby wie�a by�a blu�nierstwem, Jahwe zniszczy�by j� ju� wcze�niej. Przez te wszystkie stulecia, kiedy j� wznosili�my, nie widzieli�my najmniejszej oznaki niezadowolenia Jahwe. Zanim przebijemy si� do jakiego� zbiornika, Jahwe go opr�ni. Gdyby Jahwe patrzy� na to przedsi�wzi�cie z tak� aprobat�, to wewn�trz sklepienia ju� czeka�yby na nas gotowe schody � sprzeciwi� si� Eluti, jeden z Elamit�w. � Jahwe ani nam nie pomo�e, ani nie b�dzie nas powstrzymywa�; je�li przebijemy zbiornik, spadn� na nas jego wody. Hillalum nie m�g� w takiej chwili zatrzymywa� swoich w�tpliwo�ci dla siebie. � A je�li wody s� nieograniczone? Jahwe mo�e nas nie ukara�, ale mo�e pozwoli�, �eby�my sami na siebie sprowadzili wyrok. � Elamito � odpar� Qurdusa � mimo �e przyby�e� na wie�� dopiero niedawno, powiniene� wiedzie� lepiej. Pracujemy z mi�o�ci do Jahwe, robimy to przez ca�e �ycie, podobnie jak nasi ojcowie w poprzednich pokoleniach. Ludzie tak sprawiedliwi jak my nie mog� by� os�dzeni pochopnie. To prawda, �e pracujemy w jak najczystszych zamiarach, ale to nie znaczy, �e pracujemy m�drze. Czy ludzie rzeczywi�cie obrali w�a�ciw� �cie�k�, wybieraj�c �ycie z dala od ziemi, z kt�rej powstali? Jahwe nigdy nie powiedzia�, �e ten wyb�r jest w�a�ciwy. Teraz jeste�my gotowi rozbi� niebo, mimo wiedzy, �e nad nami znajduje si� woda. Je�li b��dzimy, to jak mo�emy by� pewni, �e Jahwe uchroni nas przed naszymi w�asnymi pomy�kami? � Hillalum doradza ostro�no�� i ja si� z nim zgadzam � rzek� Beli. � Nie mo�emy sprowadzi� na �wiat drugiego Potopu ani nawet niebezpiecznych deszcz�w na Szinar. Rozmawia�em z Egipcjaninem Senmutem, kt�ry pokaza� mi projekty, na podstawie kt�rych zapiecz�towywano grobowce tamtejszych kr�l�w. Wierz�, �e kiedy zaczniemy kopa�, ich metody zapewni� nam bezpiecze�stwo. Po uroczysto�ci, podczas kt�rej kap�ani z�o�yli ofiar� z wo�u i kozy, wypowiedzieli wiele �wi�tych s��w i spalili mn�stwo kadzid�a, g�rnicy przyst�pili do pracy. Jeszcze zanim dotarli do sklepienia, by�o oczywiste, �e zwyk�e kopanie kilofami i m�otami b�dzie niepraktyczne: nawet gdyby kopali poziomo, posuwaliby si� przez granit nie wi�cej ni� na szeroko�� dw�ch palc�w dziennie, a kopanie w pionie by�oby o wiele wolniejsze. Pos�u�yli si� wi�c ogniem. Z przywiezionego drewna u�o�yli ognisko pod wybranym punktem sklepienia i palili je przez ca�y dzie�. Kamie� p�ka� i kruszy� si� pod wp�ywem gor�ca p�omieni. Kiedy ogie� wygas�, g�rnicy spryskali kamie� wod�, �eby przyspieszy� p�kanie. Wtedy mogli �upa� go na du�e kawa�ki, kt�re spada�y ci�ko na wie��. W ten spos�b ka�dy dzie� palenia ognia przynosi� prawie �okie� wybranego materia�u. Tunel nie wznosi� si� w g�r� pionowo, lecz pod k�tem, jaki zwykle przyjmuje si� dla schod�w, �eby mo�na by�o zbudowa� ramp� ze stopniami si�gaj�c� do niego z wie�y. Ogie� wyg�adza� �ciany i pod�og�; g�rnicy przygotowali zabezpieczenie, �eby nie obsuwa� si� w d�. Ognisko rozpalane na ko�cu tunelu uk�adali na platformie z wypalonych cegie�. Kiedy tunel wznosi� si� ju� na dziesi�� �okci w g��b sklepienia, g�rnicy przestali kopa� w g�r� i rozszerzyli go do rozmiar�w komory. Kiedy usun�li ca�y kamie� os�abiony przez ogie�, do pracy przyst�pili Egipcjanie. Nie u�ywali ognia. Zacz�li budowa� przesuwane drzwi z granitu, pos�uguj�c si� tylko d�utami i m�otkami z dolerytu. Najpierw obrobili kamie� tak, by z jednej �ciany wyci�� olbrzymi blok granitu. Hillalum i inni g�rnicy pr�bowali im pomaga�, ale okaza�o si� to trudne: kamienia nie obrabia�o si� przez kruszenie go, lecz od�upywanie kawa�k�w. Trzeba by�o uderza� m�otkiem z dok�adnie okre�lon� si�� � uderzenia s�absze lub mocniejsze na nic by si� zda�y. Po kilku tygodniach blok by� gotowy; wy�szy od cz�owieka i szerszy ni� wy�szy. Aby odci�� go od pod�ogi, Egipcjanie wy��obili wok� podstawy kamienia szczeliny, w kt�re wbili drewniane kliny. Nast�pnie rozszczepili je i wbili w nie jeszcze cie�sze kliny, a potem wlali do szczelin wod�, �eby drewno nap�cznia�o. Po kilku godzinach w kamieniu pojawi�a si� rysa i blok zosta� uwolniony. Pod przeciwn� �cian� pomieszczenia z prawej strony g�rnicy wypalili w�ski korytarz biegn�cy w g�r�, a w pod�odze przed wej�ciem do komory wy��obili biegn�cy w d� rowek d�ugi na �okie�. W ten spos�b powsta�a g�adka, nieprzerwana rampa przecinaj�ca pod�og� tu� przed wej�ciem i ko�cz�ca si� z jego lewej strony. Na tej rampie Egipcjanie umie�cili granitowy blok. Ci�gn�c i pchaj�c, wprowadzili go do bocznego korytarza, do kt�rego ledwo si� zmie�ci�, i podparli stert� p�askich cegie� z b�ota, si�gaj�cych lewej �ciany niczym s�up le��cy na rampie. Maj�c ruchomy g�az, kt�ry zatrzyma wod�, g�rnicy mogli bezpiecznie dr��y� tunel. Gdyby przebili zbiornik i wody niebios wyla�y si� do tunelu, rozbiliby kolejno ceg�y i kamie� ze�lizn��by si� do rowka w pod�o�u, ca�kowicie blokuj�c wej�cie. Je�li wody run�yby z tak� si��, �e porwa�yby ze sob� ludzi, ceg�y z b�ota stopniowo by si� rozpu�ci�y i kamie� te� zsun��by si� na d�. Wody zosta�yby zatrzymane, a g�rnicy mogliby rozpocz�� kopanie nowego tunelu w innym kierunku, omijaj�c zbiornik. G�rnicy zn�w rozpalili ogie�, by dalej dr��y� tunel, rozpoczynaj�c go w �cianie pomieszczenia naprzeciwko wej�cia. Aby wspom�c kr��enie powietrza w sklepieniu, na wysokich drewnianych ramach rozpi�to wo�owe sk�ry i ustawiono je uko�nie po obu stronach wej�cia do tunelu na szczycie wie�y. W ten spos�b sta�y wiatr wiej�cy pod sklepieniem niebios by� kierowany w g�r� do tunelu; podtrzymywa� on ogie� i oczyszcza� powietrze po wygaszeniu go, tak �e g�rnicy mogli pracowa�, nie wdychaj�c dymu. Po ustawieniu ruchomego kamienia Egipcjanie nie przerwali pracy. Podczas gdy g�rnicy wymachiwali kilofami na ko�cu tunelu, oni wycinali w litej skale schody, maj�ce zast�pi� te z drewna. Robili to za pomoc� drewnianych klin�w, a kamienne bloki, kt�re usuwali z pochy�ej pod�ogi, zast�powa�y stopnie. G�rnicy pracowali, wci�� wyd�u�aj�c tunel. Wznosi� si� on ca�y czas w g�r�, cho� regularnie zmienia� kierunek niczym nitka w olbrzymim �ciegu. Zbudowali nast�pne komory z przesuwanymi drzwiami, tak �e gdyby przebili zbiornik, zosta�by zalany tylko najwy�szy odcinek tunelu. Na powierzchni sklepienia wykuli kanaliki, z kt�rych zwiesili pomosty i platformy; zaczynaj�c od tych platform, do�� odleg�ych od wie�y, wydr��yli boczne tunele, kt�re ��czy�y si� z g��wnym tunelem g��boko w sklepieniu. Dzi�ki nim mieli wentylacj�, poniewa� kierowany do nich wiatr wyci�ga� dym z g��bi tunelu. Praca trwa�a ca�ymi latami. Grupy ci�gaczy nie wci�ga�y ju� cegie�, lecz drewno i wod� do ognisk. W tunelach tu� pod powierzchni� sklepienia zamieszkali ludzie, a na wisz�cych platformach zacz�li uprawia� zwieszaj�ce si� w d� warzywa. G�rnicy mieszkali tam, na granicy nieba; niekt�rzy z nich o�enili si� i mieli dzieci. Tylko nieliczni zn�w stan�li na ziemi. Z twarz� owini�t� wilgotn� szmat�, Hillalum zszed� z drewnianych stopni na kamie�, i do�o�y� drewna do ogniska na ko�cu tunelu. Ogie� b�dzie si� pali� przez wiele godzin, a on zaczeka w ni�szych tunelach, gdzie powietrze nie by�o g�ste od dymu. Na chwil� zamar� z przera�enia. Lodowato zimna woda uderzy�a o jego nogi i przewr�ci�a go. Wsta�, staraj�c si� z�apa� oddech, napieraj�c cia�em na p�dz�c� wod�, chwytaj�c si� stopni. Przebili zbiornik. Musia� zej�� poni�ej najwy�szych przesuwanych drzwi, zanim zablokuj� przej�cie. Jego nogi chcia�y przeskakiwa� stopnie, ale Hillalum wiedzia�, �e je�li tak zrobi, to upadnie. A wtedy w�ciek�y pr�d na pewno roztrzaska go o ska��. Id�c tak szybko, jak tylko mia� odwag�, schodzi� po jednym stopniu. Kilka razy po�lizn�� si�, za ka�dym razem zsuwaj�c si� o kilkana�cie stopni; plecami ociera� si� o kamienne stopnie, ale nie czu� b�lu. Przez ca�y czas by� pewien, �e tunel zawali si� i go przygniecie albo �e p�knie ca�e sklepienie, pod jego stopami otworzy si� niebo, a on spadnie na ziemi� w�r�d kropli niebieskiego deszczu. Nadesz�a kara Jahwe, drugi Potop. Jak daleko jeszcze do ruchomego kamienia? Tunel wydawa� si� ci�gn�� bez ko�ca, a wody p�dzi�y coraz szybciej. Hillalum zbiega� po schodach. Potkn�� si� i upad� w p�ytk� wod�. Sko�czy�y si� schody i znalaz� si� w komorze ruchomego kamienia. Woda si�ga�a mu powy�ej kolan. Wsta� i zobaczy� Damaiy� i Ahuniego, dw�ch g�rnik�w, kt�rzy w�a�nie go zauwa�yli. Stali przed kamieniem, kt�ry ju� zablokowa� wej�cie. Nie! � Zawo�a� Hillalum. Zamkn�li nas! � wrzasn�� Damaiya. � Nie zaczekali! Czy id� inni? � krzykn�� Ahuni bez nadziei w g�osie. � Mo�e uda nam si� poruszy� ten kamie�. Nie ma nikogo � odpowiedzia� Hillalum. � Czy mog� go pchn�� z drugiej strony? Nie s�ysz� nas. � Ahuni uderzy� w kamie� m�otkiem. Huk p�dz�cej wody zag�usza� wszystkie d�wi�ki. Hillalum rozejrza� si� po ma�ej komorze, dopiero teraz zauwa�aj�c kt�rego� z Egipcjan, unosz�cego si� na powierzchni wody twarz� w d�. Spad� ze schod�w i zabi� si� � krzykn�� Damaiya. Czy nic nie mo�emy zrobi�? Ahuni spojrza� w g�r�. � Oszcz�d� nas, Jahwe. Ca�a tr�jka sta�a w podnosz�cej si� wodzie, rozpaczliwie si� modl�c, ale Hillalum wiedzia�, �e na pr�no: Jahwe nie prosi� ludzi, by wznie�li wie�� lub przebili sklepienie; decyzja o tym nale�a�a wy��cznie do nich i ludzie ponios� �mier� w tym przedsi�wzi�ciu, tak jak zdarza�o si� to na ziemi. Prawo�� nie ocali ich przed konsekwencjami ich czyn�w. Woda dosi�g�a im piersi. � Wejd�my wy�ej � krzykn�� Hillalum. Mozolnie ruszyli w g�r� tunelu przeciwko pr�dowi, a woda wznosi�a si� za nimi. Nieliczne pochodnie o�wietlaj�ce tunel zgas�y, wi�c szli w ciemno�ci, mamrocz�c modlitwy, kt�rych nie s�yszeli. Drewniane stopnie zamocowane u szczytu tunelu zosta�y zmyte i zaklinowa�y si� poni�ej. Przeszli po nich i dotarli do g�adkiego kamiennego zbocza; tam czekali, a� woda poniesie ich wy�ej. Czekali w milczeniu, wyczerpawszy modlitwy. Hillalum wyobrazi� sobie, �e stoi w czarnym prze�yku Jahwe, a Przepot�ny pije wod� niebios, got�w po�kn�� grzesznik�w. Woda ponios�a ich w g�r�, a� Hillalum m�g� wyci�gni�tymi r�kami dotkn�� sufitu. Olbrzymia szczelina, z kt�rej tryska�a woda, znajdowa�a si� tu� obok. Pozosta�o ju� niewiele powietrza. Hillalum zawo�a�: � Kiedy ta komora si� nape�ni, mo�emy pop�yn�� w kierunku nieba. Nie wiedzia�, czy go us�yszeli. Kiedy woda si�gn�a sufitu, po raz ostatni zaczerpn�� powietrza i wp�yn�� do szczeliny. Umrze bli�ej nieba ni� ktokolwiek przed nim. Szczelina ci�gn�a si� przez wiele �okci. Gdy tylko Hillalum j� przep�yn��, kamienna warstwa umkn�a mu spod plec�w i jego machaj�ce ko�czyny niczego ju� nie dotyka�y. Przez chwil� czu�, jak niesie go pr�d, ale po chwili nie by� tego taki pewien. Otacza�a go tylko ciemno�� i zn�w poczu� ten straszny zawr�t g�owy, kt�rego do�wiadczy�, kiedy po raz pierwszy zbli�y� si� do sklepienia. Nie m�g� rozr�ni� �adnego kierunku, nie wiedzia� nawet, gdzie jest g�ra ani d�. Wykonywa� p�ywackie ruchy, ale nie wiedzia�, czy p�ynie. Mo�e unosi� si� bezradnie w spokojnej wodzie, a mo�e porwa� go w�ciek�y pr�d; czu� jedynie parali�uj�ce zimno. Nie widzia� �adnego �wiat�a. Czy w tym zbiorniku nie ma powierzchni, do kt�rej m�g�by si� wznie��? Wtedy zn�w uderzy� w kamie�. Jego d�onie wyczu�y szczelin�. Czy wr�ci� do miejsca, z kt�rego wyruszy�? Woda wpycha�a go do szczeliny, a on nie mia� si�y si� opiera�. Zosta� wci�gni�ty do tunelu i obija� si� o jego �ciany. By� niewiarygodnie g��boki, jak najd�u�szy kopalniany szyb. Hillalum czu�, �e zaraz p�kn� mu p�uca, ale tunel zdawa� si� nie mie� ko�ca. W ko�cu g�rnik nie m�g� ju� d�u�ej wstrzymywa� oddechu i wypu�ci� powietrze z ust. Ton�� i otaczaj�ca go ciemno�� zala�a mu p�uca. Nagle �ciany rozbieg�y si�. Hillaluma ni�s� p�dz�cy strumie� wody, poczu� powietrze nad jego powierzchni�! A potem nie czu� ju� nic. Obudzi� si� z twarz� przyci�ni�t� do wilgotnego kamienia. Nic nie widzia�, ale czu� przy d�oniach wod�. Przetoczy� si� na plecy i j�kn��: bola�y go r�ce i nogi, by� nagi, sk�r� mia� poobcieran� do krwi i pomarszczon� od wody, ale oddycha�. Po pewnym czasie Hillalum w ko�cu wsta�. Wok� jego kostek k��bi�a si� woda. Kiedy post�pi� krok, zrobi�a si� g�adsza. W przeciwnym kierunku by� suchy kamie� � dotyk podpowiada�, �e to �upek. By�o zupe�nie ciemno, jak w kopalni bez pochodni. Pokaleczonymi palcami maca� przed sob� pod�o�e, kt�re w ko�cu wznios�o si� i zmieni�o w �cian�. Pe�za� tam i z powrotem powoli, niczym jakie� �lepe stworzenie. Znalaz� �r�d�o wody, du�y otw�r w pod�o�u. Przypomnia� sobie! Zosta� wyrzucony ze zbiornika w g�r� przez ten otw�r. Pe�z� przed siebie, jak mu si� wydawa�o, ca�ymi godzinami; je�li to jaskinia, to by�a olbrzymia. Znalaz� miejsce, w kt�rym pod�o�e wznosi�o si�. Czy jest jakie� przej�cie prowadz�ce w g�r�? Mo�e uda mu si� trafi� do nieba. Czo�ga� si�, nie maj�c poj�cia, ile min�o czasu, nie przejmuj�c si�, �e nie b�dzie potrafi� wr�ci�, poniewa� nie m�g� wr�ci� tam, sk�d przyby�. Szed� korytarzami prowadz�cymi w g�r�, ilekro� je znajdowa�, a prowadz�cymi w d�, kiedy musia�. Chocia� po�kn�� wi�cej wody, ni� s�dzi�, �e to mo�liwe, zacz�� odczuwa� pragnienie i g��d. W ko�cu zobaczy� �wiat�o i wybieg� na zewn�trz. �wiat�o by�o tak jasne, �e Hillalum zamkn�� oczy i pad� na kolana z zaci�ni�tymi pi�ciami uniesionymi na wysoko�� twarzy. Czy to blask Jahwe? Czy jego oczy znios� ten widok? Po kilku minutach otworzy� je i zobaczy� pustyni�. Zostawi� za sob� jaskini� u podn�a jakich� g�r. Po horyzont ci�gn�y si� ska�y i piasek. Czy niebo jest jak ziemia? Czy Jahwe mieszka w takim miejscu? A mo�e to tylko jeszcze jedno kr�lestwo w dziele stworzenia Jahwe, jeszcze jedna ziemia znajduj�ca si� nad ziemi� Hillaluma, a Jahwe mieszka wy�ej? S�o�ce znajdowa�o si� przy szczytach g�r za jego plecami. Wznosi si� czy opada? Czy s� tu dnie i noce? Hillalum popatrzy� n