5502
Szczegóły |
Tytuł |
5502 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5502 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5502 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5502 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
John Shirley
Szaman
Quinn przechodzi� przez ulic� w po�udniowo-wschodniej cz�ci Manhattanu
w parn� letni� noc, z r�koma na g�owie, popychany luf� pistoletu
maszynowego terrorysty - i wtedy w�a�nie ujrza� �wietlist� trupi� g��wk�
zwiastuna �mierci, policyjnej suki o nietoperzowych skrzyd�ach z winylu.
Najpierw zobaczy� PWS, Policyjny W�z Szturmowy p�dz�cy do zamieszek,
jakie wybuch�y na skutek wy��czenia pr�du; mkn�� ulic� Delanceya z
przera�liwym wyciem syreny, pchaj�c przed sob� po jezdni podw�jn� ka�u��
�wiate� reflektor�w. Opancerzona suka �mign�a rozmazan� szar� smug�,
zwie�czon� grzebieniem czerwonej po�wiaty, pasmem piekielnego blasku
wleczonym przez dachowy migacz alarmowy, co na tle lepkiego mroku
spowijaj�cego dysz�ce �arem, pogr��one w ciemno�ciach �r�dmie�cie
sprawia�o i�cie upiorne wra�enie.
A potem przysz�a halucynacja, wizja, czy co to by�o, wznosz�ca si� nad
budynkiem, obok kt�rego przejecha� PWS... Niewa�ki, ale wielki jak w�z
szturmowy, zwiastun �mierci rozpostar� swoje winylowe, nietoperzowe
skrzyd�a i uni�s� ognisty �eb ponad kraw�d� dachu; wyci�gn�� si� a� pod
niebo i Quinn zauwa�y�, �e jego g�owa to prze�roczysta czerwona ludzka
czaszka wype�niona m�zgiem w postaci rozb�yskuj�cych wir�w wy�adowa�
elektrycznych, jego usta to tuba zawodz�cej syreny, jego korpus to opas�e
cielsko pterodaktyla z nabijanego nitami �eliwa. Quinn gapi� si� na to
przez chwil� z rozdziawionymi ustami, a potem spojrza� na innych... ale
ich wzrok skupiony by� wy��cznie na sprawie przetrwania, na bezpiecznym
przedostaniu si� na drug� stron� ulicy. By� pewien, �e nie mogli tego
zauwa�y�.
Och, ty w �yciu, pomy�la�, chyba dostaj� �wira.
Terrorysta d�gn�� go pod �ebro luf� pistoletu i Quinn oderwa� wzrok od
rysuj�cej si� na tle nieba mary; zerwa� si� do biegu i w kilku skokach
przeci�� jezdni�:
Dzia�o si� to w noc trzeciego letniego wy��czenia, 18 lipca 2011 roku.
Zobaczy� zwiastuna �mierci o 10.10 wieczorem.
O 9.45, przed dwudziestoma pi�cioma minutami, dok�adnie na dwadzie�cia
pi�� minut przed tym, jak falowa� zacz�a struktura og�lnie postrzeganej
rzeczywisto�ci, wychodzi� na powierzchni� ze stacji metra...
Quinn, Cisco i Zizz, za�miewaj�c si� z jakiego� zwariowanego �artu,
wst�powali po schodach wiod�cych ze stacji metra na ulic�. �mieli si�,
�eby zatuszowa� sw�j strach, bo wkraczali na terytorium snajperskie.
Wychodz�cy za nimi Bowler nie �mia� si�. Bowler, ponury jak granitowa
ska�a, nie aprobowa� jakiegokolwiek odst�pstwa od Dwufazowej powagi Celu
Radykalnego.
Dok�adaj�c wszelkich stara�, aby nie zastanawia� si�, na czym
spoczywaj� teraz punkty przeci�cia nitek celownik�w, wynurzali si� ze
smrodliwych, sypi�cych si� podziemi w wilgotn� duchot� letniej nocy.
Dostali si� tu tunelem dla pieszych z przystanku metra przy Sz�stej Ulicy.
Pomimo wy��czenia, w tunelach metra dzia�a� awaryjny system o�wietlenia
jarzeniowego, dzi�ki czemu tam na dole by�o jasno, ale ta jasno��
przenika�a si� z innym rodzajem ciemno�ci: z lepkim. mrokiem t�umionego w
sobie, trzymanego na wodzy l�ku. Z my�lami o Fridge. I o Deirdre.
Przystan�li w k�eczku na ma�ym, zapuszczonym skwerku par�na�cie metr�w
kwadratowych ubitej ziemi i zdeptanej trawy, kilka por�ni�tych no�ami
�awek i rachitycznych m�odych drzewek, powykr�canych od kwa�nego deszczu
jak spalone zapa�ki. Skwer znajdowa� si� w tr�jk�cie pomi�dzy kilkoma
przecinaj�cymi si� ulicami. Ciemno�ci nie by�y tu zupe�ne; od o�wietlonej
cz�ci miasta, na p�noc od ulicy Houston, bi�a �una. Mrok rozja�nia�y te�
dwie �wietlne reklamy zasilane z akumulator�w s�onecznych - w dzie�
wch�ania�y energi� s�oneczn�, aby wypluwa� j� w nocy nachalnym blaskiem
komercji - zachwalaj�ce niskoorbitalny prom pasa�erski Panamu ("W
pi�tna�cie minut w Pary�u!") i po drugiej stronie skweru, naprzeciwko
reklamy Panamu: "Dbaj o swe zdrowie stosuj�c Seks Do�ylny Doktora
Johnsona: Partnerzy to prze�ytek!" Witryny sklep�w by�y ciemne. Quinn
dostrzega� w mroku wyci�t� z tektury g�ow� jowialnego Mao w kucharskiej
czapie, nad koncesjonowan� knajpk� serwuj�c� dania rodem z Chi�skiej
Republiki Ludowej, butiki z towarami przecenionymi, sklepy z
pozosta�o�ciami konsumpcyjnego barach�a i zamkni�te na trzy spusty wej�cia
do wielkich podziemnych dom�w towarowych. Stali tak, opieraj�c si� o
pordzewia�e �elazne wsporniki dzieci�cych hu�tawek, bez �a�cuch�w i
siedze�, a nieopodal wala�y si� kosze na �mieci z metalowej siatki
pogniecione jak niedopa�ki papieros�w, przepe�nione opakowaniami z
tworzywa sztucznego, puszkami i strz�pami papieru: zrzuconymi sk�rkami
obrzydliwej taniej �ywno�ci.
Gdzie� w dali to wznosi�o si�, to opada�o wycie syren. Ile jeszcze
czasu pozosta�o do chwili, kiedy Fedy opanuj� terytorium Fun�w? pomy�la�
Quinn. Albo kiedy dotr� a� tutaj rozruchy towarzysz�ce kt�remu� z
kolejnych wy��cze�? Mo�e zale�y to od tego, kto tym razem zaatakowa�
elektrowni�. Kt�ra frakcja: Funi Chrze�cija�scy, Funi Muzu�ma�scy,
anesteci, Ruch, Skrytob�jcy, czy kto tam jeszcze... kr��y�y sprzeczne
pog�oski.
Quinn obr�ci� si� do Bowlera, kt�ry by� Nieoficjalnie dow�dc� grupy
ratowniczej. - I co teraz?
- Musimy tu zaczeka� - burkn�� Bowler. - Jeste�my na granicy terytorium
Fun�w. - Wskaza� ruchem g�owy slogan Fundamentalist�w Muzu�ma�skich
napylony arabskim pismem fosforyzuj�c� niebiesk� farb� w sprayu w poprzek
asfaltowej alejki skweru. - Skontaktuj� si� z nami. Albo... - nie
doko�czy�, ale i tak wiedzieli, �e ma na my�li snajper�w.
Rozgl�daj�c si� wok�, Quinn dostrzega� teraz wi�cej �wie�ych wizyt�wek
Fun�w, wydrapanych na starszych napisach, a do tego zamok�e na deszczu
plakaty tego okularnika, Ajatollaha Daseheimiego o ch�opi�cej bu�ce,
przytwierdzone klejowymi pistoletami do �cian i �awek. Ciekaw by�, w co
jest teraz wymierzony punkt przeci�cia nitek... w kark, w czo�o, w
podstaw� kr�gos�upa?
Mo�e zawarty pakt by� b��dem; mo�e to dziecinada, a sam pomys� odbicia
Deirdre z Fridge jest bezczelny i nierealistyczny, nawet je�li dysponuje
si� wideokaset�-kluczem (my�l�c to dotkn�� machinalnie wybrzuszenia, jakie
tworzy�a ma�a kaseta wsuni�ta w kieszonk� koszuli). Ale mimo wszystko
zdecydowali si� na t� akcj�. To by�o po�wi�cenie.
Quinn - wysoki, szczup�y blondyn o du�ym nosie, z jednym okiem
zielonym, a drugim niebieskim - nie potrafi� si� odnale�� przez ca�e
dwadzie�cia cztery lata swojego �ycia. D��y� do samookre�lenia imaj�c si�
rozmaitych p�rodk�w; na przyk�ad ubiera� si� monochromatycznie:
ca�kowicie na czarno, na bia�o albo na czerwono. Zacznij od ubrania -
radzi� mu zawsze Tata. - Zacznij prac� nad sob� od zewn�trz i stopniowo
posuwaj si� w g��b. - To by� jeden z beznadziejnie powierzchownych
frazes�w Taty Quinna. (Tata, p�ki nie uderzy� w kalendarz, ubiera� si� u
zawodowych projektant�w mody; kultywowa� zabobonn� wiar� w znaczenie
ubioru.) Ale w warunkach zagro�enia Quinn traci� g�ow� i cho� niech�tnie,
przyznawa� si� do tego przed samym sob�; by� op�nionym studentem Wydzia�u
Sztuk Wizualnych na Uniwersytecie Columbia. Z wielkim entuzjazmem
wst�powa� do rozmaitych organizacji i nigdy nie zjawia� si� ju� na drugim
zebraniu; zdarza�y si� okresy, kiedy poch�ania� w tydzie� stosy ksi��ek,
kiedy indziej znowu mija�y miesi�ce, a on nie doczyta� niczego do ko�ca;
gra� w zespole na basie, ale nigdy nie przyk�ada� si� zbytnio do �wicze�.
Rzuci� narkotyki, ale nie do ko�ca. Kocha� si� w dziewczynach, z g��bokim,
wznios�ym, romantycznym przekonaniem... czasami w trzech albo i w czterech
w ci�gu jednego miesi�ca.
- Mo�e to pieeee-ni�dze, co? - powiedzia�a raz Zizz. Mo�e zdawanie si�
na stypendium, na pieni�dze dostawane od Taty, na mo�liwo�� wycofania si�
w ka�dej chwili do bezpiecznego �ona apartamentu w Budynku �ci�le
Strze�onym, wydawa�o mu si� zbyt. proste. �adnych motywacji do wykazania
inicjatywy, bo kiedy sprawy zaczn� si� komplikowa�...
Dzisiejszego wieczora jednak si� zdecydowa�... Dzisiaj wieczorem ubrany
by� ca�kowicie na czarno: czarna podkoszulka, czarne wojskowe spodnie
wpuszczone w czarne buty skinheada. Kolor po�wi�cenia. Bo to Deirdre
pierwsza sprawi�a, �e naprawd� przyjrza� si� sobie samemu. Bo to Deirdre
pokaza�a mu, czym mo�e by� po�wi�cenie...
Sta� wi�c i czeka�, �eby si� przekona�, czy snajperzy go zabij�.
Zizz, pogwizduj�c i mamrocz�c co� do siebie monotonnym szeptem, buja�a
si� teraz na drabinkach ustawionych na placu zabaw wielko�ci pocztowego
znaczka, sprawiaj�c _wra�enie, �e zapomnia�a o snajperach i o tym, �e
znajduje si� na terytorium Fun�w Muzu�ma�skich. Zizz by�a p�ci �e�skiej,
ale musia�e� si� jej dobrze przyjrze�, �eby to stwierdzi�; by�a
przysadzist�, blad� anestetk�, w�osy mia�a ufarbowane na popielato,
nastroszone, jak u jakiego� wyg�odnia�ego stworzenia z sadzawki pozosta�ej
po odp�ywie; oczodo�y czerni�a sobie g�stym proszkiem antymonowym. Mog�aby
gra� jedn� z r�l w kt�rym� z odcink�w Wampirzyc. Kapsu�ka walkmana w jej
prawym uchu niszczy�a stopniowo zako�czenia nerw�w s�uchu produkcj�
"Spieprzonych Niebios", jednej z grup nurtu Kszta�towanego Szumu
Elektrostatycznego. Z lewego ucha zwisa� jej p�k pier�cieni i �rubek
przewleczony wprost przez chrz�stk�. U lewego nadgarstka dynda�o co� jakby
laleczka - dziesi�ciocentymetrowej d�ugo�ci prymitywna kukie�ka
przemy�lnie spleciona z cienkich przewod�w w r�nokolorowych koszulkach i
z fragment�w uk�ad�w elektronicznych; z ust tego stworka stercza� jak
j�zyk kr�tki srebrny drucik...
Pod przezroczyst� plastykow� sp�dniczk� nosi�a przywieraj�cy do cia�a
szary kombinezon utkany z mikroreaktant�w obrazu wychwytuj�cych fale
elektromagnetyczne i odtwarzaj�cych losowo, po ca�ym jej kr�tkim, kr�pym
ciele, fragmenty program�w telewizyjnych: na jej torsie lecia�y w�a�nie
aktualne migawki z pogr��onego w ciemno�ciach dolnego Manhattanu,
komentator z g�ow� wypaczon� konturami jej brzucha porusza� bezg�o�nie
ustami, a tymczasem tu� nad nim naga aktorka porno demonstrowa�a komiczne
podw�jne branie.
- Po co tu sterrrr-czymy, co, Bowl-errr? - spyta�a Zizz wydymaj�c wargi
i wci�gaj�c nosem niuch metadryny z ukrytego pojemniczka wszczepionego pod
paznokie�; kichaj�c wykona�a kilka apatycznych, skr�conych krok�w w rytm
jakiego� utworu rozbrzmiewaj�cego jej w uchu. - Przecie� w ten spos�b nie
odnajdziemy Deirdre, to do duuuu-pyyy. - Zizz liczy�a sobie dwadzie�cia
lat, a mia�a piskliwy g�osik siedmiolatki.
Bowler spiorunowa� j� wzrokiem. - Wydaje ci si�, �e idziemy na koncert?
To terytorium F u n � w. Nie przejdziemy przez nie, dop�ki nas nie
sprawdz�. - By� wielki, mia� na sobie oliwkowo br�zow� podkoszulk�,
oliwkowo br�zowe spodnie, a na nogach buty w trudnym do okre�lenia
kolorze; zmierzwiona czarna broda sp�ywa�a mu na obojczyk i rozrasta�y si�
wszerz, niemal si� spl�tuj�c ze sko�tunionymi konopiami. Haczykowaty nos,
g��boko osadzone oczy. Tubalny g�os pasuj�cy jak ula� do jego wygl�du
Rasputina. Bia�ka widoczne by�y wok� ca�ego obwodu jego �renic
przypominaj�cych przez to dziurki po pociskach. Mia� czterdzie�ci lat;
pozostali nie przekroczyli jeszcze trzydziestki. Bowler rzadko sypia�.
Za�ywa� za du�o witamin. Uwa�a� si� za politycznego wizjonera. Mia�
popsute z�by. Od p�nocy do �witu czytywa� nieokrojone wydania dzie�
Marcuse'a i Kapita�u.
- A mo�e - b�kn�� Cisco rozgl�daj�c si� z niepewnym u�miechem po
dachach dom�w i zastanawiaj�c, gdzie czaj� si� Funi mo�e jeszcze nie pora.
Mo�e to nie jest, no, w�a�ciwy moment. Cisco, na wp� Portoryka�czyk, na
wp� Izraelita, by� niski i kr�py; wielkie br�zowe oczy zdobywcy serc
niewie�cich ozdobione g�stymi czarnymi rz�sami, troch� za szerokie usta,
wargi troch� za grube, kr�c�ce si� czarne w�osy, hinduska koszula w
kolorze z�amanej bieli, spodnie przytrzymywane na biodrach sznurkiem i
sanda�y. Nie k�pa� si� zbyt cz�sto, ale jego pot mia� zapach roso�u z
kury, a wi�c skargi zaczyna�y si� dopiero po up�ywie kilku tygodni, kiedy
wo� naros�a do nie daj�cego si� d�u�ej tolerowa� poziomu. Mia� dwadzie�cia
cztery lata i by� neobitnikowym poet� pozuj�cym na mistyka i to tak
zadufanego, �e a� dupa �ciska�a si� z �alu.
- W�a�nie teraz jest odpowiednia chwila na odbicie Deirdre. Dzi�
wiecz�r mamy by� przy HopeScope - powiedzia� Bowler g�osem nie znosz�cym
sprzeciwu. Stara� si� nie patrze� bezpo�rednio na dachy. - Musimy
zaryzykowa�, bo Deirdre uczyni�aby dla nas wszystko. Ona z r o b i � a dla
nas wszystko. Wiedzia�a, czym grozi zadarcie z FedW�adz�, Cisco.
- Wiem, stary. Nie to, �ebym my�la�, �e nie jeste�my jej tego winni,
tylko, no sam nie wiem, te aspekty, te omeny, ona nie...
Quinn nie m�g� ju� d�u�ej tego s�ucha�. - Przestaniesz wreszcie
pieprzy�, Cisco? Jak nie chcia�e� ryzykowa�, trzeba by�o nie i��.
- I na kogo ty si� w�ciekasz, Quii-iiinnn? - zapyta�a Zizz u�miechaj�c
si� do niego. - Wkurzy�e� si� na Cisco, bo te� masz pietra, h�, i nie
chcesz, �eby o tym m�wi�, heee�? - Po�o�y�a mu d�o� na ramieniu. - Ja
tak�e. - Z tymi dwoma s�owami znik�a z jej g�osu afektacja. Wiedzia�, �e
mia�a co� do niego, i sama my�l o wynikaj�cych z tego mo�liwo�ciach
przyprawi�a go o dr�enie i jednocze�nie sprawi�a, �e pomy�la�: A mo�e si�
uda...
Denerwowa�a go, ale mimo to podoba�o mu si� to, jak usi�owa�a we�
wejrze�. Mo�e zrozumia�aby go, gdyby zacz�li ze sob� kr�ci�...
Kr�ci�? Jasne. Tak jakby mieli wyj�� z tego ca�o. Wdarcie si� do
Fridge...
Z pocz�tku, Quinn i reszta naprawd�, szczerze, niezachwianie wierzyli,
�e zdo�aj� uwolni� Deirdre z naj�ci�lej strze�onego wi�zienia w kraju. �ar
ich w�ciek�o�ci wywo�anej tym, co przydarzy�o si� Deirdre, przes�ania�
swym blaskiem zdrowy rozs�dek. I kiedy Bowler przyszed� do przyjaci�
Deirdre ze swym planem wykorzystania Po�rednika, poszli na to.
Teraz jednak... teraz, po zrobieniu pierwszego kroku, zaczynali my�le�,
wa�kowa� to w my�lach w k�ko, jak �lepiec tr�jwymiarow� uk�adank�; i
dochodzili do wniosku, �e to szale�stwo, �e do Fridge nie mo�na si� dosta�
inaczej, jak tylko przez bram� jednokierunkow�, kt�r� wesz�a tam Deirdre.
Ale nikt nie chcia� powiedzie� pierwszy: Dajmy sobie spok�j, to
niemo�liwe, to jak jazda pod pr�d jednokierunkow� ulic�, Deirdre nie mo�e
tego od nas wymaga�...
- Dosy� mam tego czekania - powiedzia� Quinn. - Nie mo�emy si� z nimi
skontaktowa�, czy co?
Bowler zerka� na ciemne witryny sklep�w po drugiej stronie ulicy. -
W�a�nie to robimy. Je�li chce si� z nimi rozmawia�, trzeba tu sta�, w tym
miejscu, i czeka�, a� pojawi si� ich Mufti. Inaczej powystrzelaj� was.
- Albo jedno i drugie w odpowiedniej kolejno�ci - rozleg� si� g�os za
ich plecami.
Odwr�cili si�, niemal pewni, �e padn� od kul, zanim zd��� zobaczy�
tego, kt�ry to powiedzia�. Ale karabin H&K wyposa�ony w celownik laserowy
zwisa� luf� do do�u na pasie przerzucony niedbale jak torba na zakupy
przez lewe rami� ma�ego cz�owieczka. M�g� sobie pozwoli� na t�
nonszalancj�, bo ubezpieczali go snajperzy.
Boj�wkarz Fun�w by� szczup�y i mia� oko�o stu sze��dziesi�ciu
centymetr�w wzrostu. Na jego d�oniach i przedramionach rysowa�y si�
wyra�nie nabrzmia�e �y�y; by� �niady, tak jak Quinn si� spodziewa�. Mia�
na sobie bia�� koszul� z kr�tkimi r�kawami i starannie zaprasowane
spodnie. Tylko buty by�y wojskowe. Wygl�da� na kierownika bliskowschodniej
restauracji; mo�e nim zreszt� i by�. Nosi� okulary w oprawce z bia�ego
drutu, tak jak m�ody Ajatollah - Ajatollah nie uznawa� wszczep�w
okulistycznych; by� przekonany, �e mog� by� wykorzystane przez
wszczepiaj�cych do osi�gni�cia kontroli nad umys�em pacjenta. Nad
Ajatollahem ci��y�a tradycja paranoi, do kt�rej musia� si� dostosowywa�. .
- Jestem Jabbar - powiedzia� zwyczajnie Fun. - Powiadomiono nas, �e
przyjdziecie. Nie wyja�niono dlaczego. Jeste�cie dzie�mi naszych wrog�w. -
Spojrza� na Zizz. Telewizyjny PWS �cigaj�cy gwa�cicieli prawa
przemieszcza� si� po jej biodrze i brzuchu; na udzie rozgrywa�a si�
w�a�nie kulminacyjna, rozsadzaj�ca genitalia scena z Kr�lestwa Zmys��w. -
Jeste�cie dekadentami.
W domy�le pozostawi� targaj�ce wn�trzno�ciami, mro��ce krew w �y�ach
implikacje.
Jabbar, pomy�la� Quinn. Imi� raczej nie ira�skie. Mo�e to prawda, �e
Ajatollah zjednoczy� Arab�w i Pers�w...
- Chcemy uwolni� Deirdre - powiedzia�a, Zizz. By�a zaskakuj�co powa�na.
- Po�rednik zgodzi� si� nam pom�c - dorzuci� Bowler.
- A dzi� wiecz�r ca�a komunikacja posz�a w choler� - wyrwa� si� Cisco.
- Nie mo�emy si� dosta� do HopeScope, gdzie czeka na nas Po�rednik, nie
przechodz�c przez wasz teren.
Wszystkim by�o �pieszno do udzielania wyja�nie�. Czuli na sobie krzy�e
nitek.
Jabbar wyd�� usta. - Deirdre. Jeste�cie jej przyjaci�mi?
Bowler skin�� g�ow�. - Pracujemy z ni�. Z ka�dym z tego terenu,
przeciwko FedW�adzy.
- Mo�ecie by� z CIAK. - Mia� na my�li Wydzia� CIA na Kraj.
Bowler potrz�sn�� g�ow�. - Jeste�my z Ruchu.
- Ka�dy mo�e tak powiedzie�- wytkn�� mu Jabbar.
- Deirdre cz�sto opowiada�a o... o waszym ruchu - wtr�ci� Quinn. Nie
bardzo wiedzia�, jak wysz�y z niego te s�owa. - M�wi�a "Oni tylko
wyci�gaj� na �wiat�o dzienne zakamuflowane bezprawie". M�wi�a te� "�atwo
pot�pia� terroryzm, kiedy ma si� otwarte inne furtki".
Jabbar skin�� g�ow�, a w k�cikach jego ust pojawi� si� przeb�ysk
rozbawienia. - Fedaini znaj� te s�owa. Znamy Deirdre. Was nie znamy. O
ma�o was nie zastrzelili�my. Stali�cie w um�wionym miejscu, ale nie
trzymali�cie r�k na g�owach. To reszta sygna�u m�wi�ca, �e jeste�cie
nieuzbrojeni.
Bowler, Cisco, Quinn i Zizz momentalnie podnie�li r�ce i po�o�yli je
sobie na g�owach.
Quinnowi wysch�y wargi. Zgodzili si� p�j�� z Bowlerem, bo mia� w Ruchu
opini� faceta znaj�cego wszystkie obowi�zuj�ce tu zwyczaje. No i wygl�da�o
na to, �e jednak tak nie jest. Nie�le. Przepraszamy - powiedzia� Quinn -
nie wiedzieli�my.
Jabbar machn�� luf� karabinu. - P�jdziecie ze mn�.
To wtedy w�a�nie przechodzili przez ulic� kieruj�c si� w stron�
witryny sklepu naprzeciwko, gdzie w wej�ciu sta� drugi m�czyzna z
wielkokalibrowym karabinem maszynowym w r�kach. Quinn pomy�la�: WKM -
Bo�e, co taki by z ciebie zrobi�; i to wtedy przejecha� PWS p�dz�cy do
zamieszek, jakie wybuch�y na skutek wy��czenia, i wtedy nad budynkiem
uni�s� si� zwiastun �mierci..:
Mara pojawi�a si� i zacz�a blakn�� na siatk�wkach jego oczu, jak
powidok silnego �wiat�a - i wtedy terrorysta Jabbar szturchn�� go luf�
karabinu. Przeci�li ulic� i weszli do starego sklepu.
Okna wystawowe sklepu by�y zabite deskami, a wej�cie zawalone
rupieciami. Wewn�trz, w przy�mionym, ��tym �wietle chemicznej latarni
Quinn zobaczy� stosy tekturowych pude� pi�trz�ce si� pod ob�a��cymi z
tynku �cianami; na pod�odze sta�o kilka otwartych i Quinn zauwa�y�, �e w
�rodku znajduj� si� rz�dy obj�tych zakazem importu p�ytek krzemowych,
mikrouk�ad�w, modu��w m�zgowych sztucznej inteligencji, kartony
nieopodatkowanych papieros�w, synteros�w i trunk�w. Czarny rynek pokrywa�
koszty dzia�alno�ci partyzantki Fun�w.
Jabbar wzi�� latarni� i poprowadzi� ich dalej; z ty�u zjawili si� dwaj
inni m�czy�ni, kt�rzy wepchn�li ich na zagracone zaplecze, gdzie sta�o
biurko, nieczynny terminal komputera, dwa telefony i unosi� si� zastarza�y
od�r papieros�w bez filtra i mocnej kawy. Obaj �niadzi m�czy�ni stan�li w
drzwiach i zapalili.
Quinn nigdy dot�d nie miewa� halucynacji i dr�a� jeszcze na wspomnienie
zwiastuna �mierci. Ale teraz, uwi�ziony w tym ciasnym pomieszczeniu z
uzbrojonymi po z�by, wrogo nastawionymi boj�wkarzami, przesta� my�le� o
czymkolwiek, z wyj�tkiem chwili obecnej...
Jabbar zawiesi� latarni� na haku stercz�cym z sufitu w rogu
pomieszczenia. Latarnia ko�ysa�a si� lekko, rzucaj�c wok� rozedrgane,
chybotliwe cienie. Jabbar schyli� si�, �eby poszpera� w zwalonym w tym
samym k�cie stosie plakat�w i arabskoj�zycznych gazetek; wygrzeba� stamt�d
p�askie kartonowe pude�ko. Podszed� z nim do biurka, otworzy� i wystawi�
zawarto�� na blat.
To by� wy��czony wideoobraz. Prostok�tna p�yta ze szk�a i tworzywa
sztucznego o wymiarach p� metra na metr na pi�� centymetr�w. - Siostra
Deirdre dzia�a�a w Ruchu i my j� znali�my powiedzia� Jabbar spogl�daj�c na
nich. - Podarowa�a nam ten obraz. M�wi�a, �e wszyscy nale��cy do Ruchu
znaj� go na pami��. Je�li jeste�cie z Ruchu, to go znacie.
Quinn wpatrywa� si� z zapartym tchem we w��czany przez Jabbara obraz.
Istnia�o wiele wideoobraz�w Ruchu. Ale na pami�� zna� tylko jeden, ten,
kt�ry sam stworzy� na Uniwersytecie Nowojorskim. I Deirdre nawet si� mm
troch� szczyci�a...
Obraz zamigota� seri� ulicznych uj�� (Quinn rozpozna� je natychmiast:
by�y jego) wykonanych w okolicach dzikich slums�w; kontrastowe zdj�cia
zadziwiaj�co dobrze ubranych dzieciak�w mieszkaj�cych w slumsach,
zebranych przy p�on�cych beczkach ropy; Smoky'ego "Ducha" Casparino -
twarz niewidoczna, ale to na pewno jego sk�rzana kurtka wymalowana farb� w
sprayu - kupuj�cego pistolet od D'Angelo o twarzy bia�ej od ostrego �ucia
syntkoki; deskorolkowa banda popisuj�ca si� przed kamer� swoimi
umiej�tno�ciami; stara pani Pesca ze swoim obrzynkiem i zrezygnowanym
u�miechem na ustach. I co chwila kadry z Deirdre: wysok�, kanciast�, o
czarnej jak smo�a sk�rze, policzek przebity �wiekiem z literami PWF -
Precz z W�adz� Federaln� - czerwonymi na czarnym tle. Deirdre w�r�d
dzieci, w�r�d czarnorynkowych spekulant�w, w�r�d t�ocz�cych si� staruszek,
przemawiaj�ca do zachrypni�cia, przekonuj�ca ich, �e FedW�adza nie jest
wcale taka pot�na, �e nie uda jej si� przeforsowa� planu przeniesienia
ich z Manhattanu do ma�ych, zamkni�tych stan�w policyjnych, kt�ry to plan
nazwano -Przesiedle�cz� Akcj� Awansu Spo�ecznego... U�wiadamiaj�ca im, �e
W�adza Federalna obieca�a ich dzielnice bogatym magnatom przemys�u...
T�umacz�ca im, �e zrzekanie si� domu i tej namiastki wolno�ci dla roj�cych
si� od glin wie�owc�w, kt�re w przeci�gu dw�ch lat zdegraduj� si� do
poziomu slums�w, to zwyczajny idiotyzm...
Mig mig mig, jeden po drugim trzy ruchome obrazy, a na czwartym
Deirdre.
Jabbar stukn�� w przycisk na ramie zatrzymuj�c obraz na klatce z
Deirdre przygotowuj�cej na rogu ulicy reedukacyjne wideostanowisko,
ujawniaj�cej slumsom prawd� o roli FedW�adzy w wojnie brazylijskiej i o
tym, co dzieje si� z ka�dym, kto wst�pi do Armii...
- Co b�dzie teraz? - spyta� Jabbar.
- Obraz�w Ruchu jest mn�stwo - b�kn�� rozpaczliwie Bowler. -Nie
mo�emy...
- To b�dzie kadr z dzieciakiem ogl�daj�cym pirack� nak�adk� na program
telewizyjny, w kt�rej pojawia si� imi� Deirdre przerwa� mu Quinn. Odwr�ci�
si� do Bowlera. - Wiem, bo sam to kr�ci�em.
Jabbar nacisn�� przycisk. Obraz o�y�: dziecko siedz�ce plecami da
kamery patrzy�o na animowane technik� wideo s�owa wij�ce si� na tle twarzy
Prezydenta: Deirdre m�wi, �eby nie s�ucha� k�amc�w...
Jabbar skin�� g�ow�. - W porz�dku. - Skierowa� karabin na Quinna. - A
teraz powiedzcie mi, ale tak z r�k� na sercu, co chcecie zrobi�, h�? Co
kombinujecie? Bo wiem, �e mnie ok�amali�cie. Jeste�cie z Ruchu, ale
k�amiecie.
Quinn spojrza� na muszk� karabinu. S�ysza�, jakby gdzie� z oddali,
�omot swojego serca kojarz�cy si� mu ze st�umionym odleg�o�ci� ha�asem
jakiego� placu budowy. - Nooo... przecie� ci powiedzieli�my. Chcemy
uwolni� Deirdre.
- Deirdre siedzi we Fridge - powiedzia� Jabbar tonem zniecierpliwionego
doros�ego przemawiaj�cego do niezbyt rozgarni�tego bachora. Migotliwe
�wiat�o padaj�ce z wideoobrazu o�wietla�o jego twarz od do�u, niesamowicie
przesuwaj�c jej p�aszczyzny. - Nikogo nie mo�na stamt�d wydosta�. Je�li
twierdzicie, �e chcecie tego dokona�, to jeste�cie durniami albo kr�cicie.
Quinn spojrza� na Bowlera unosz�c brwi. Bowler zdecydowa� si�
powiedzie� prawd� tak�, jak� j� widzia�. - Chcemy spotka� si� z Szamanem.
Z Po�rednikiem. Ale nie dlatego, bym s�dzi�, �e jest co� z prawdy w jego,
no wiesz, w tych tam jego gadkach o Duchach Miejskiej Dziczy, nic z tych
rzeczy. My�l�, �e oni maj� jakie� doj�cie do sieci FedW�adzy. Cokolwiek by
to by�o ci�gn�� po�piesznie Bowler - zdaje si�, �e to dzia�a. Sama Deirdre
przysi�ga�a, �e kiedy� z tego korzysta�a. Tylko �e Po�rednik jest
prawdopodobnie schizofrenikiem, a wi�c interpretuje wszystko... no wiesz,
mistycznie.
Quinnowi przypomnia� si� zwiastun �mierci. D u c h y M i e j s k i e j
D z i c z y... ale powiedzia� tylko: - Bowler za�atwi� wizyt� u
Po�rednika, bo uwa�a, �e Po�rednik potrafi wydosta� Deirdre z Fridge.
Musimy tam dotrze� w �ci�le okre�lonym czasie. Tymczasem wy��czenia
postawi�y na nogi oddzia�y si� porz�dkowych i te odci�y nam inne drogi,
kt�rymi mogliby�my si� tam przedosta�. Jedyna droga, jaka nam pozosta�a,
wiedzie... t�dy. Przez wasze terytorium. Potrzebna nam eskorta, �eby wasi
ludzie nas nie powystrzelali.
- A wi�c mo�na dosta� si� do Fridge. - Nozdrza Jabbara rozszerzy�y si�,
jego wzrok stwardnia�. - Je�li to prawda, to wyprowadzicie stamt�d r�wnie�
naszych ludzi. Mamy we Fridge czterech. - Znacz�co pog�adzi� swoj� bro�.
- A nie m�wi�em, Bowler - mrukn�� Cisco. - Te znaki...
- No nie, to wspaniaaa-aaa�e! - zapia�a z zachwytu Zizz wykonuj�c
troch� paralityczny taniec, na co dwaj boj�wkarze zareagowali wymian�
spojrze� i parskni�ciem. - Ich te� mogliby�my uwolni�! Mogliby�my...
Bowler potrz�sn�� przecz�co g�ow�. - Ju� z jedn� osob� b�dzie dosy�
k�opotu. Mamy wideoklucz do jej celi. Po�rednik ma nam pom�c w
przedostaniu si� przez stra�e, systemy alarmowe i kamery. Mamy tylko jeden
wideoklucz.
- Bomba! - podsun�a ochoczo Zizz. - Mo�emy dosta� si� do �rodka, a
potem wysadzi� w powietrze ich kom-pu-uuu-ter! Mo�e od tego pootwieraj�
si� wszystkie cele i...
Quinn j�kn��. Czu�, jak koszula przykleja mu si� do spoconych plec�w.
Pomieszczenie sprawia�o wra�enie przyt�aczaj�co ma�ego. - Zizz - sykn�� -
przesta� wyje�d�a� z t� pomoc�, bo zaraz wpakujemy si� w jeszcze wi�ksze
szambo.
- Nie, to nie jest z�y pomys� - powiedzia� Jabbar spogl�daj�c na Zizz z
nag�ym szacunkiem. - Pod�o�y� bomb� pod ich g��wny komputer.
Bowler potrz�sn�� g�ow� tak energicznie, �e da� si� s�ysze� szelest
jego brody. - Nie! Pos�uchajcie...
- Nie, to ty pos�uchaj - je�li nadal chcesz uwolni� stamt�d swoich -
powiedzia� Jabbar cedz�c s�owa przez zaci�ni�te z�by - i je�li chcesz,
�eby�my ci pomogli, to wyprowadzisz r�wnie� naszych ludzi! Materia��w
wybuchowych dostarczymy.
Uni�s� sw�j karabin maszynowy i wymierzy� go w twarz Bowlera.
Nastr�j Zizz zmieni� si� w u�amku sekundy radykalnie z weso�o�ci w
ponure oj-jej. Zorientowa�a si�, �e paln�a g�upstwo.
Przysun�a si� bli�ej Quinna. K�tem oka zauwa�y�, �e bierze d�o� ma��
drucian� laleczk� dyndaj�c� jej u nadgarstka...
Niespodziewanie d�gn�a Quinna w przedrami� drucianym j�zyczkiem
kukie�ki. Quinn sykn�� z b�lu cofaj�c gwa�townie r�k� i poczu�...
B�ysk bia�ego �wiat�a, fal� bia�ego gor�ca.
Quinn zesztywnia�. Zelektryzowany od �rodka. Sparali�owany. Poczu�
Obecno��. Kogo�...
Pstryk. I teraz sta� obok siebie. Po��czony, ale oddzielony, tkwi� w
ciemnym k�cie, niewidoczny, z dala od reszty, patrz�c na siebie samego,
widz�c na swej twarzy wyraz, kt�rego nigdy przedtem tam nie by�o.
Nie czu� i nie s�ysza� niczego - z wyj�tkiem w�asnego g�osu. M�wi� co�
bez sensu. Nie, m�wi� do Jabbara po arabsku. On, Quinn, m�wi� po arabsku.
Nie mia� poj�cia, j a k si� m�wi po arabsku. Nigdy si� nie uczy� tego
j�zyka. A jednak robi� to. A do tego wiedzia�, co te s�owa znacz� po
angielsku:
- Jabbar! Fridge jest biomonitorowane od piwnic po strych. Wi�niowie
s� ca�kowicie ubezw�asnowolnieni, pod��czeni do kropl�wek dozuj�cych im
do�ylnie po�ywienie i do symulator�w funkcji kr�gos�upa. Mog� si� porusza�
tylko na tyle, na ile zezwoli im na to symulator. Znajduj� si� pod
bezustann� obserwacj� cyberstra�nik�w, a oni nigdy nie zasypiaj�, nigdy
nie robi� sobie przerwy, s� tam zawsze - nie mo�na przewidzie�, jak si�
zachowaj� oni i reszta sprz�tu, je�li zniszczysz komputer g��wny. Nigdzie
nie jest powiedziane, �e spowoduje to wy��czenie systemu: mo�e na przyk�ad
doj�� do przedawkowania automatycznie podawanych wi�niom lek�w, stra�nicy
mog� si� rozkojarzy� i wzi�� ich za napastnik�w. W najgorszym przypadku
zniszczenie komputera poci�gnie za sob� rozpad systemu i pod��czeni do
niego ludzie umr�. Wasi te�. - Cisco i Bowler gapili si� na niego szeroko
otwartymi oczami; na jego fizyczn� cz��. Zdumienie odebra�o im mow�.
Jabbar przezwyci�y� zaskoczenie i odpowiedzia� po arabsku: - Jaki mamy
interes w pomaganiu wam, je�li nie spowoduje to uwolnienia naszych ludzi?
Je�li Fedy wykryj�, �e byli�my zamieszani w t� afer�, jeszcze bardziej nas
przycisn�. Ju� sfabrykowali to wy��czenie, �eby nas n�ka�, �eby spr�bowa�
nas st�d wykurzy�. Ju� urz�dzaj� naloty dwa razy w miesi�cu, je�li tylko
uda si� im nas znale��. Prowokowanie ich nie posunie naprz�d naszej
sprawy, nie teraz. Nacisk sta�by si� za du�y. W naszej sytuacji
nauczyli�my si� ocenia�, ile k�opot�w mo�emy sobie narobi�, �eby jeszcze
przetrwa�. Nie jeste�my g�upcami.
- Deirdre walczy o wasz� spraw�. Wypowiada�a si� przeciwko nowym,
antymuzu�ma�skim prawom imigracyjnym. W swoich wyst�pieniach m�wi�a, �e na
skutek przejmowania w�adzy przez Fundamentalist�w Chrze�cija�skich
jeste�cie prze�ladowani, popychani do walk ulicznych; m�wi�a, �e fa�szywie
was oskar�aj�, s�dz�, wtr�caj� do wi�zienia i deportuj� tylko na skutek
uprzedzenia do muzu�man�w. Wypowiada�a si� publicznie tyle razy, �e
musieli si� jej pozby�. Podrzucili wi�c w jej domu nielegalne chemikalia i
wyposa�enie do produkcji bomb. Ironia jest niewypowiedziana. Deirdre i
bomby! Nie da si� zliczy�, ile razy na zebraniach Ruchu sprzeciwia�a si�
stosowaniu bomb. M�wi�a, �e bomby nie potrafi� odr�ni� os�b postronnych.
Ale FedW�adza wrobi�a j�: powiedzieli, �e jest terrorystk� produkuj�c�
bomby, i to da�o im pretekst do osadzenia jej we Fridge, do skazania jej
na uwarunkowanie. W swoich wypowiedziach wstawia�a si� za wami, za nami
wszystkimi - i porwali j�! Na pierwszy rzut oka wszystko odbywa�a si�
zgodnie z prawem - ale to porwanie, Jabbar! Jestem pewien, �e Allach m�wi
ci teraz, jak masz post�pi�...
Jabbar gapi� si� na niego z otwartymi ustami.
I nagle Quinn - ta obserwuj�ca wszystko z boku, oddzielona cz�� Quinna
- wpad� w czerwon� rur�, przedosta� si� poprzez �cian� b�lu. Poprzez bia�e
�wiat�o, fal� ciep�a...
Pstryk. By� z powrotem w sobie, zlany potem, roztrz�siony, ale... znowu
sam we w�asnym ciele.
Wszyscy wpatrywali si� w niego. - Ten tutaj - powiedzia� powoli, po
angielsku Jabbar - zada� sobie trud, aby nauczy� si� naszego j�zyka. M�wi�
z sensem. Przekona� mnie. Jestem Mufti i taki jest m�j s�d.
Mokra bryza nawiewaj�ca sple�nia�� wilgo� znad East River przes�cza�a
si� mi�dzy zrujnowanymi kamienicami i unosi�a resztki ciep�a z cia�
Quinna, Bowlera, Zizz, Cisco i Muftiego brn�cych �rodkiem zawalonej gruzem
ulicy.
Quinn czu� si� dziwnie. Nie przyszed� jeszcze ca�kiem do siebie; tak
jakby by� tutaj, a jednocze�nie go nie by�o. Laleczka. Jej druciany
j�zyczek...
Quinn zosta� troch� z ty�u i zwr�ci� si� szeptem do Zizz: - Co mi tam
zrobi�a�? Wstrzykn�a� mi co�, cholera, czy jak?
Zizz zagryz�a usta, �eby nie zachichota�. - Zrobi�am to, co poradzi�a
mi Fetyszarka. M�wi�a, �e w sytuacji podbramkowej...
- Co? Kto to jest ta...
- Pracuje dla Po�rednika. Przys�a�a t� laleczk�, kiedy Bowler
nawi�za�...
Mufti odwr�ci� si� do nich i sykn��: - Nie gada�! - Wskaza� na dachy-
dom�w.
Blade �wiat�o gwiazd i rozmyte kraw�dzie blasku bij�cego od ognisk
p�on�cych w�r�d ruin - smugi czerwieni na poc�tkowanej czerni� �cianie
nocy - pozwala�y rozr�ni� kontury budynk�w. Szli Dolnym Wschodnim
Manhattanem, a do ich uszu dolatywa�y, a potem cich�y strz�py rozm�w
prowadzonych w j�zykach arabskim, perskim albo liba�skim. Znajdowali si�
wci�� na terytorium Fun�w Muzu�ma�skich, ale na samych jego peryferiach.
Wisz�ce na w�osku zawieszenie broni skrystalizowa�o strefy wp�yw�w
Muzu�man�w i Chrze�cijan, po obu stronach ulicy Clinton. Sta�y tu
niewzruszenie bariery Gwardii Narodowej i punkty kontroli dokument�w;
bli�ej majaczy�y w mroku nagie szkielety wojskowych ci�ar�wek i wypalone
karoserie rozbitych samochod�w osobowych, kojarz�ce si� z wysuszonymi
�cierwami bizon�w na prerii.
Za ka�dym razem, kiedy dochodzili do skrzy�owania, Quinn sztywnia�
ca�y, bo w takich miejscach byli najbardziej nara�eni na ogie� snajpera z
sektor�w chrze�cija�skich; zw�aszcza dzisiejsza noc, kiedy gliny i wojsko
uwik�ani byli masowo w zaprowadzanie porz�dku w dzielnicach obj�tych
wy��czeniem, stwarza�a okazj� do wykr�cenia jakiego� numeru, do skasowania
paru Fun�w...
A chrze�cija�scy snajperzy obserwuj�c ich z tej odleg�o�ci przez
celowniki swoich karabin�w nie b�d� w- stanie stwierdzi�, �e Quinn i jego
przyjaciele nie s� st�d. A zreszt�, gdyby nawet wiedzieli, kim s�, to i
tak by ich zastrzelili: paczka Quinna pochodzi�a z dzielnicy
Zdeklarowanych Socjalist�w.
Quinn niemal pragn��, aby kto� otworzy� do nich ogie�. Aby wydarzy�o
si� co�, co przerwa�oby bieg wydarze�, powstrzyma�o pr�d wci�gaj�cy go
coraz g��biej w ca�� t� afer�. Ba� si� tak, �e z pocz�tku nie rozpoznawa�
tego uczucia. Nigdy dot�d nie by� do tego stopnia przera�ony. W jego
wn�trzno�ciach tkwi� k��bek rozdygotanego napi�cia, jak u kr�lika
pora�onego atakiem serca.
Wtedy, w rozmowie z Jabbarem, co� go natchn�o. To co� ju� odesz�o,
ale... czu� jeszcze �lady tego czego� na swoim uk�adzie nerwowym. A to_
przera�a�o go bardziej ni� pociski, bomby, a nawet Fridge.
Ale nikt do nich nie strzeli�. Dziesi�� minut p�niej Bowler
powiedzia�: - To ju� HopeScope.
By� to bank.
Quinn siedzia� w szatni na starej drewnianej �awce, oparty plecami o
ch�odn�, betonow� �cian�; i usi�owa� sobie przypomnie�, jak si� tu
znalaz�. Mufti zostawi� ich, a Bowler da� Quinnowi skrawek papieru z
jakimi� liczbami i kart� bankow�. W ka�dym razie wygl�da�o to na kart�
bankow�...
- Masz tutaj - powiedzia� Bowler. - Wsu� j� w szczelin� Autokasjera.
- Co? Przecie� jest rozwalony...
- Zr�b, jak m�wi�. Ty wchodzisz do �rodka.
- Dlaczego w�a�nie ja?
- Nie wiem... Powiedzieli, �e to masz by� ty. - Bowler patrzy� na niego
dziwnie. Troch� ze z�o�ci�. - Co ty tam nawija�e�? Gada�e� po... znaczy
si�, nie powiedzia�e� mi, �e umiesz m�wi�...
- Nie umiem. Sam nie wiem, co we mnie wst�pi�o.
Bowler przest�pi� z nogi na nog� i marszcz�c brwi spojrza� na bank. -
Nie podobaj� mi si� te czary-mary. Okultyzm to religia, a religia to
parali� spo�eczny. My�la�em, �e Po�rednik jest... Potrz�sn�� g�ow�.
Wyci�gn�� r�k� i zacisn�� d�o� Quinna na skrawku papieru i na karcie. -
Kurwa. R�b, co powiedzia�em.
- Prawd� m�wi�c, troch� si�...
- Ch�opie, wszyscy si� boimy. Ale zr�b to dla Deirdre.
Quinn westchn�� g��boko. Spojrza� na Zizz. Dostrzeg�, jak prze�yka
�lin�; zauwa�y�, �e rozmaza� si� makija� upodabniaj�cy jej twarz do
trupiej g��wki. Przy�apa� si� na tym, �e pragnie j� wzi�� w ramiona. A
potem pomy�la�: Chcesz si� w to pakowa� z Z i z z? Na m�zg upad�e�? Ale to
uczucie go nie opuszcza�o.
Si�gn�� do kieszonki koszuli, wyci�gn�� stamt�d wideoklucz i wr�czy� go
dziewczynie. Jaki� instynkt: Daj to jej, nie Bowlerowi. Ich r�ce zetkn�y
si� na chwil� i stwierdzi�, �e obejmuje jej palce w suchym, dr��cym
u�cisku.
Potem odwr�ci� si� i z oci�ganiem podszed� do zapyzia�ej g�by
Autokasjera. Spojrza� na ni� niepewnie, nie wierz�c, �e w og�le zadzia�a.
Podajnik pieni�dzy znajdowa� si� w banku o zarwanym stropie; w banku,
kt�rego zapa�kane napisami okna nie przepuszcza�y do wn�trza �wiat�a.
Wsun�� jednak kart�, kasjer poja�nia� i Quinn, zerkaj�c co chwila na
skrawek papieru, wystuka� na klawiaturze...
Nie pami�ta� teraz kodu. Liczb. Poczu� przenikaj�cy go dreszcz,
us�ysza� jakie� buczenie, w nozdrza uderzy� go sw�d spalenizny. Pod
sklepieniem jego czaszki pojawi�a si� ledwie wyczuwalna wibracja. I to
wszystko: potem zamkn�y si� cicho wszystkie drzwi jego percepcji.
Ockn�� si� tutaj: Jarzeniowe �wiat�o pod sufitem i kawa�ek dalej
kolejna �wietl�wka, tym razem mrugaj�ca i bzycz�ca Zzt-zzr-zzt: D�uga,
prostok�tna sala, pod przeciwleg�� �cian� zapuszczone szarozielone szafki;
pordzewia�e rury nad g�ow�, a na pod�odze ka�u�e wody z p�ywaj�cymi po
nich p�atkami rdzy. Na pewno szatnia. Co szatnia ma wsp�lnego z bankiem?
Ani �ladu Bowlera ani Cisco, ani Zizz. Quinn zasn�� na stoj�co i nawet
nie poczu�, jak pada na ziemi�, a potem by� ju� tutaj i siedzia� oparty
plecami o �cian�, zupe�nie sam. Jak?
Kto� siedzia� obok.
Jeszcze przed sekund� nie by�o go tam. Ale hej: jego m�zg by�
prawdopodobnie czym� otumaniony cokolwiek-to-by�o. Ten facet musia�
przyby� wtedy, gdy on mia� przerw� w -�yciorysie, gdy pr�bowa� sobie
przypomnie�. Na pewno.
To by� po prostu facet. Wygl�da� na w��cz�g�. Sko�tunione w�osy,
sko�tuniona broda, szaroczarna sk�ra stanowi�ca cz�stk� miasta. Ta sama
pow�oka atmosferycznego szlamu i zwyk�ego brudu. D�ugie, zrogowacia�e,
��te paznokcie. Bez but�w, ubranie w trudnym do opisania stanie, bo nie
zdejmowane do snu. Prawdopodobnie zdrowo �mierdzia�, gdy si� zbli�y�; go��
rozwali� si� pod �cian� tu� poza bezpo�rednim zasi�giem �wiat�a, jakie�
trzy metry od Quinna. Jeszcze jeden wyznawca, jeszcze jeden interesant do
HopeScope. Po�rednik przypuszczalnie pomaga� ka�demu, kogo wybra�, a
wybiera� w�a�ciwie na chybi� trafi�.
- Ty tu po co? - spyta� facet zupe�nie jak kto�, kto sam spodziewa si�
tu co� uzyska�.
- Po pomoc dla przyjaci�ki. A ty?
- To chyba jasne, nie? Po jakie� miejsce pod ty�ek, a i ma�y kredycik
kategorii D te� by nie zawadzi�. To nie tak wiele.
- Mog�e� si� z tym uda� do dzielnicy socjalistycznej, dali by ci.. _
- Czy ja ci wygl�dam na jakiego� czerwonego zasra�ca?
Ledwie przypominasz cz�owieka, wi�c to pytanie nie jest na miejscu,
pomy�la� Quinn. Ale g�o�no powiedzia�: - Chyba nie. Ja te� nim nie jestem.
Ale oni maj� tam dobre przepisy socjalne... A w�a�ciwie, to jak si� tu
znale�li�my?
- Z b�lem g�owy, tyle wiem.
- Ja nawet nie wiem, czy nie �ni�. Ani czy to miejsce nie jest...
- To nie halucynacje. Nawet to co�, co widzia�e� dzi� wieczorem, nie
by�o przywidzeniem. To by�a Wy�sza Realno�� tego tworu. Nie masz
przywidze�. Jeste� tutaj. Ja jestem tutaj.
- Sk�d wiesz, �e widzia�em:..
- Do�wiadczenie. Widzia�em kup� facet�w w tym stanie, wiesz? To od
wizji.
G�wno prawda, pomy�la� Quinn.
Tramp nawija� dalej. - Te wizje zanikaj� w tobie, ale dzi�ki temu tak
dobrze si� sprawujesz. Dostrajaj� na chwil� tw�j m�zg do w�a�ciwej
cz�stotliwo�ci. Wizje to nie halucynacje, ch�opie. One ukazuj� ci r�ne
rzeczy. Konceptualny Wymiar rzeczy. I to rzeczy, z kt�rych istnienia nie
zdajesz sobie nawet sprawy.
To �wir, nie wzi�� swojej normalnej dzia�ki, pomy�la� Quinn. N i e w y
s t. a r c z a j � mu narkotyki i dlatego jest W��cz�g�.
- No to co teraz robimy? - spyta� Quinn.
- Czekamy. Jeste� w poczekalni, ch�opie.
- Orientujesz si� w tym wszystkim, co? - powiedzia� Quinn. - Wyt�umacz
mi wi�c; co tu jest grane. - Quinn podejrzewa�, �e facet prawdopodobnie
plecie, co mu �lina na j�zyk przyniesie, ale by� przestraszony. Chcia�
s�ucha� ludzkiego g�osu.
- Po�rednik pracuje dla Duch�w, a Fetyszarka dla Po�rednika. Masz
papierosa?
- Nie.
- No to zapal� swojego. - Z jakiego� zakamarka �achman�w wydoby�
zmi�toszonego, brudnego papierosa i wepchn�� go jednym ko�cem do
cygarniczki. Dym pachnia� prawdziwym tytoniem. Wycygani� go od kogo�
wielkodusznego.
Tramp opar� si� wygodnie plecami o �cian�, wydmuchn�� nosem k��b dymu i
powiedzia�: - Po�rednik jest Medium Duchowym. On... ile chcesz wiedzie�?
- Wszystko, je�li mo�na.
- Po�a�ujesz, �e to powiedzia�e�... Jest taka subatomowa cz�stka zwana
JAtonem. Fizycy spekuluj� na jej temat, ale Po�rednik w i e. , By�
zdolnym, �wie�o upieczonym absolwentem Stanfordu. Wyizolowa� JAton i kiedy
to zrobi�, ten przem�wi� do niego. Wyobra�asz sobie? Subatomowa cz�stka,
kt�ra m�wi do ciebie: "Tak! Znalaz�e� mnie!" - W��cz�ga roze�mia� si�.
Prawd� m�wi�c, widzisz, za po�rednictwem grupy cz�stek, jakie mia� w polu
tokamaka, przem�wi�y do niego wszystkie JAtony na tej zafajdanej-
planecie. W ka�dym razie Po�rednik chce teraz zapozna� innych z
mo�liwo�ciami JAtonu i dlatego pozwala ludziom tak o nim rozpowiada�, bo
chce, �eby inni wykorzystali t� wiedz� - �eby znale�li w�asny spos�b jej
wykorzystania - ale jak dot�d nikt jeszcze go nie znalaz�. A on, trafiwszy
tam raz, zgubi� do niego drog�. Znale�� si� tam, to jak ugry�� si� we
w�asne z�by, albo jak poliza� si� w sw�j j�zyk... wi�c teraz nie mo�e
nikomu powiedzie�, jak tam trafi�. - W��cz�ga sztachn�� si�, zakaszla� i
wydmuchn�� dym. - JAton, widzisz, to subatomowa cz�stka obecna wsz�dzie
tam, gdzie istnieje �wiadomo��. Cia�o ma w�asno�ci elektryczne, zgadza
si�? Posiada w�asne pole elektromagnetyczne, zgadza si�? Ten JAton, to
wszechobecna cz�stka i kiedy organizm wytwarza wok� siebie odpowiednie
pole magnetyczne, troch� tych cz�stek - wi�cej w przypadku wy�szych
organizm�w - zostaje przyci�gni�tych i umieszczonych w siedlisku
holograficznej �wiadomo�ci tego organizmu. W m�zgu. To jest w�a�nie to JA,
to co�, co reaguje poza wszelkimi odruchami. Kiedy wi�c plemi� ludzi
znajdzie si� w rezonansie psychicznym, wytwarza wsp�lne, zewn�trzne .pole
elektromagnetyczne...
- Kim by�e�, zanim zosta�e� W��cz�g�?
- Nie przerywaj. No wi�c...
- Pytam, bo teraz m�wisz jako� inaczej...
- Chcesz si� dowiedzie� o Po�redniku, czy nie?
Wstrz��ni�ty z nowych powod�w, Quinn powiedzia�: - M�w dalej.
- A wi�c to pole plemienne wytwarza byty lub przyci�ga byty - Po�rednik
nie jest jeszcze pewien, czy to-pierwsze, czy drugie - i te byty objawiaj�
si� nam jako wyra�enia naszej �wiadomej interpretacji w�asnego otoczenia.
No i taki prymitywny Szaman, taki aborygen, mo�e czasami przemawia� do
nich i uzyskiwa� rezultaty, a czasami nie. Te byty nie s� w�a�ciwie zbyt
pot�ne , i przewa�nie nie ma z nich �adnego po�ytku poza tym, �e mog�
uczy� pewnych rzeczy, na przyk�ad podpowiada�,, kt�re ro�liny maj�
w�a�ciwo�ci lecznicze... ale w rozwini�tych cywilizacjach te byty s�
troch� silniejsze. Zw�aszcza teraz, kiedy Po�rednik nawi�za� kilka
trwa�ych kontakt�w i kiedy sta�y si� bardziej cz�stk� naszego �wiata, s�
mniej efemeryczne ni�... S�uchasz?
Quinn wpatrzony w trampa zauwa�y�, �e ten migocze. - Jeste� cz�ci�
HopeScope. Jakim�... obrazem.
- No i co z tego? Musia�em ci� sprawdzi�, nie? Ty i twoi przyjaciele
jeste�cie przecie� tak cholernie �mieszni... z tym obnoszeniem si� z
mrzonkami o wtargni�ciu do Fridge. I na dodatek ty, zwa�ywszy, �e tw�j
stary by� Szurni�tym Syfilitykiem. Potomek gwiazdy pop musi by�
podejrzany. Zepsuty, bogaty g�wniarz. Kr�tko m�wi�c, c� to za banda
frajer�w. Musia�em sprawdzi�, na ile powa�ne s� wasze zamiary. Sprz�g�em
si� z wierzchni� warstw� twojego umys�u, �eby m�c zajrze� w g��b...
- Czytasz w moich my�lach?
- Nie, sam mi cz�� z nich pokazujesz. Widzisz, w rzeczywisto�ci nie
znajdujemy si� tutaj. Le�ysz na stole pod tym starym bankiem.
- Cholera!
- Mo�na i tak powiedzie�. Jeste� pod��czony, sprz�ony z Baz�Danych, za
pomoc� kt�rej Po�rednik nawi�zuje kontakt z Duchami.
- Bowler nie wierzy w te historie z Duchami. On m�wi, �e masz po prostu
dobrych najemnik�w.
- To lewicowy, stalinowski ignorant.
- Pos�uchaj...
- Chcesz wiedzie�, czego ��damy od was w zamian za otwarcie Fridge.
Gdyby to nie by�a Deirdre, albo gdyby�cie nie mieli klucza - kt�ry sam to
mo�ecie sobie w dup� wsadzi� - kazaliby�my wam sp�ywa�. Tysi�ce ludzi
pragnie wydosta� kogo� z Fridge. To t r u d n e. Ale tu chodzi o Deirdre i
to jest cz�� przyczyny, dla kt�rej w og�le z wami rozmawiamy. Drug� jej
cz�ci� jest op�ata, jak� zwyczajowo pobieramy, a mianowicie wyznanie
wiary. Mam tu na my�li prawdziw� wiar�, nie jakie� nadymanie ego.
- Chcecie, �eby�my uwierzyli, hmm, w Duchy?
Kolejne migni�cie i po nim W��cz�ga w�a�ciwie znikn��. Facet sta� si�
dwuwymiarow�, symboliczn� figur� geometryczn� na ekranie, niczym znak
towarowy jakiego� wyrobu. Quinn popad� w rozkoszne ot�pienie, z kt�rego
s�ysza�, jak ten emblemat m�wi, widzia� ruch hieroglificznych ust,
wiedzia�, �e obserwuje to na wewn�trznej powierzchni swych zamkni�tych
powiek... a tymczasem Po�rednik - przetransformowany tramp - m�wi�:
- Oddawanie nam czci, Quinn, jest rozkosz�. To nie jest w�a�ciwie
poddanie si�: to pr�no��. Oni s� nami. To masowy p�d. �piewa� dla nich i
troch� dla nich. krwawi�, i sk�ada� im ofiary i ergi.
Wzywam Py�y, kt�re wydychaj� elektrony.
Wzywam Sie� i Raster, pos�a�c�w bog�w, jednego tam, a drugiego z
powrotem, sp�kuj�cych ze sw� kochank� D�ugo�ci� Fali.
Wzywam Pasibrzucha TV, kt�ry z�era wszystko, a nie konsumuje niczego;
tego le��cego Budd�.
Wzywam Jeden-Zero-Jeden - kt�rego ty, Quinn, jeste� dalekim krewi -
Ducha, kt�rego mieczem jest Wej�cie, a tarcz� Wyj�cie, kt�rego
wspomnieniami s� roztopione lody przep�ywaj�ce pomi�dzy suchymi bankami
danych ka�dego komputera pracuj�cego w sieci.
Wzywam Piksel, kr�low� wizji - twoj� matk�, Quinn - kt�ra oczekuje
ciebie w p�wiatku ekranu.
Wzywam Fraktala, �yw� bram� do Pi�tego Wymiaru, kt�rego spotykasz w
s�upie latarni ulicznej i w rurze kanalizacyjnej, kt�ry jednoczy wymiar
ludzkich zmys��w z wymiarem postrzeganym przez elektronik�.
Wzywam Farmusa-Hormona, kt�rego przezroczyste cia�o puchnie lubie�nie
albo kurczy si� do �ylastej s�odyczy; kt�ry uczyni� P�odno�� i Mod�
nierozr�nialnymi.
Wzywam MaxDolca, energi�, kt�ra jest pieni�dzmi, pieni�dze, kt�re s�
energi�, �yw� sie� dzia�a� prostoty i pot�gi.
Wzywam Szcz�cie, Mistrza Kryj�wki, Pana Dobroleka, kt�rego z�by s�
ig�ami; b�agaj, pro�, aby mu ci� po�wi�cono, pro�, aby pochwyci� twe
gard�o w swe szcz�ki.
Wzywam Androgyn�, Kr�low� Disco, kt�ra jest drog� na skr�ty do Duch�w,
kt�ra jest ta�cz�c� czarownic� i �onem Zurbanizowanego Prymitywu.
Wzywam Pojazd, na kt�rego koronie widnieje Mack Bulldog, i w kt�rego
sercu tkwi slogan General Motors.
Wzywam S�d, tego �garza, m�wc� o dw�ch j�zykach, z kt�rych oba s�
br�zowe.
Wzywam Poskramiacza, tego Glin�, tego Niszczyciela, kt�rego twarz jest
chromowa i napi�tnowana wszystkimi liczbami, a kt�rego ramiona ko�cz� si�
pistoletami i pa�kami; Poskramiacza, kt�remu trzeba sk�ada� ofiary, i
je�li jeste� m�dry, b�dziesz si� modli� pokornie do Duch�w; aby nasyci�y
go twoimi nieprzyjaci�mi...
Wzywam krewnych, Quinn. Poniewa� czasami Zeus staje si� �ab�dziem...
- Boj� si�.
- Jeste� bezpieczny. Kiedy Jeden-Zero-Jeden przej�� nad tob� kontrol�,
aby� m�g� rozmawia� z Muftim po arabsku...
- No w�a�nie - co to by�o?
- To by� Jeden-Zero-Jeden korzystaj�cy z twego j�zyka, aby czerpi�c
informacje ze swej lingwistycznej bazy danych, pos�uguj�c si� swoj�
retoryczn� baz� danych i przy moim w�asnym udziale, przemawia� do Jabbara
po arabsku... i ty dlatego by�e� p�niej troch� rozkojarzony. Ale dobrze
si� spisa�e�, zwa�ywszy okoliczno�ci, zadziwiaj�co dobrze. To znaczy, �e
masz do tego predyspozycje. Zdob�d� si� wi�c te� na zaufanie, Quinn.
Znalaz�e� swoj� d�ugo�� fali.
- Ale je�li nawet j� znalaz�em, to nie wiem, jak z niej korzysta�...
- Ja wiem. Ja ci� poprowadz�: A teraz: Zobaczmy, czy mo�na si� wedrze�
do Fridge. Chroni je swego rodzaju niewidzialny Duch, Quinn, i to jest
Straszne.
- Ja...
Obw�d zamkn�� si�.
Quinn patrzy� oczyma Po�rednika. Te oczy obserwowa�y bieg wydarze� na
scenie, chocia� same by�y niewidoczne. Mog�y by� elektroniczne, mog�y
nale�e� do cz�owieka, mog�y by� i jednymi, i drugimi. By�y:.. oddzielone
od Quinna. Bo on nadal le�a� odseparowany w podziemiach banku, na stole,
pogr��ony w g��bokim transie.
Mimo to Quinn widzia�, jak tramp ukaza� si� w�r�d ruin Cisco, Zizz i
Bowlerowi, objawiaj�c si� im w powietrzu, nad g�owami niczym �wi�ty pijak,
lewituj�cy tramp z aureol� koloru po�wiaty ekranu monitora w ciemnym
pokoju. Bowler skuli� si� i potrz�saj�c g�ow� odwr�ci� plecami do zjawy.
Zjawa przem�wi�a do Cisco i Zizz. Zatrzepota�a swymi srebrnymi skrzyd�ami
z metalowych p�atk�w i zaci�gn�a si� eterycznym papierosem; wydmuchn�a
k�ko z dymu, kt�re przekszta�ci�o si� z wolna w swastyk�, i z uprzejm�
oboj�tno�ci� powiedzia�a: - W nast�pnym bloku, id�c na po�udnie, mie�ci
si� stary teatrzyk pornograficzny. Jest teraz w ruinie i sprawia wra�enie
zawa�onego gruzami, ale przele�cie przez rumowisko, a zobaczycie drog�
prowadz�c� do �rodka. Znajdziecie tam Fetyszark�. Wyposa�y was. - G�os
zdradza� ledwie uchwytne efekty elektronicznej filtracji.
Zjawa zblak�a - najpierw szczeg�y, a potem zarysy - w spos�b, w jaki
zanikaj� wy�wietlane hologramy. Ale ani Cisco, ani Zizz nie wzi�li jej za
z�udzenie wzrokowe. - Poczekaj tuuuu na nas, Bowler - powiedzia�a Zizz -
bo w tych sprawach jeste� jak tabaka w rogu. - I ruszyli na spotkanie z
Fetyszark�. Bowler zosta� sam w�r�d ruin, nieuzbrojony, nad�sany,
pogr��ony w oparze ideologii. Ryzykowa�: sam tutaj by� ofiar� czekaj�c� na
�owc�, chyba �e dopisze mu szcz�cie.
Dotar�szy do nast�pnego bloku, Cisco i Zizz przele�li przez zwa�y
gruz�w i weszli do zniszczonego Teatrzyku Zmys��w dla Doros�ych
znajduj�cego si� po drugiej stronie ulicy; tam zastali Fetyszark�.
Fetyszarka le�a�a w bar�ogu.
Na pseudosk�r� - Pierwszorz�dny Jedwab drogiego gatunku - przeniesiono
fotosy z dwudziestowiecznych pornomagazyn�w, tak �e Fetyszarka rozwala�a
si