9772
Szczegóły |
Tytuł |
9772 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9772 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9772 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9772 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Brian Callison
Konw�j Stollenberga
(The Stollenberg Legacy)
Przek�ad S�awomir K�dzierski
1
Jego rysy wci�� by�y prawie takie same. W�gruncie rzeczy przez dziewi�� miesi�cy, kt�re min�y od chwili, gdy Kyle widzia� go po raz ostatni, zmieni� si� bardzo ma�o. Oczywi�cie z�t� tylko r�nic�, �e tym razem by� martwy.
- Czy jest pan w�stanie stwierdzi�, prosz� pana, �e... �e to... jest David Wallace McDonald?
- Doktor McDonald - Kyle us�ysza� jak poprawia swojego rozm�wc� matowym g�osem. - Ale nie jest lekarzem. Ma doktorat z�historii wojskowo�ci. Chyba z�King�s College.
Z jakiego� powodu wyda�o mu si� bardzo wa�ne, aby policjant doceni� osi�gni�cia Davida.
- Doktor David Wallace McDonald - z�zak�opotaniem powt�rzy� funkcjonariusz stoj�cy obok Kyle�a przy wewn�trznym oknie kostnicy. Jest m�ody, zdecydowanie za m�ody, pomy�la� Kyle, by zleca� mu przeprowadzenie tak ponurej ceremonii. Je�eli ju� o�to chodzi, jest te� zbyt m�ody, �eby by� prawdziwym policjantem i�wyra�nie czuje si� tu nieswojo. Chocia� ten koszmar spad� na niego tak nagle, nie m�g� nie zauwa�y�, �e jego towarzysz tak�e jest zestresowany. Wydawa�o si� to k��ci� z�jego powo�aniem.
By� mo�e, zastanawia� si� Kyle, nasza wsp�lna pielgrzymka do tego smutnego miejsca jest r�wnie� jego pierwsz� podr� na biurokratyczne wody wzburzone nag�� �mierci�?
Na chwil� ogarn�a go zazdro��, po��czona prawie z�niech�ci�. W�ka�dym razie i�tak ma wi�cej szcz�cia ni� ja. Po prostu po raz pierwszy musi do�wiadczy� jednego z�mniej sympatycznych aspekt�w zawodu policjanta. W�a�ciwie jest niezaanga�owanym obserwatorem, reprezentuj�cym pa�stwo - i�to wszystko. Ma by� tylko �wiadkiem, nie musi natomiast dokonywa� identyfikacji kolejnego, prowizorycznie ometkowanego denata, by� g��wnym uczestnikiem procedury zwi�zanej z�czyim� nieplanowanym przej�ciem do tego godnego po�a�owania stanu...
- Prosz� pana, czy mo�e pan - naciska� m�ody policjant - zidentyfikowa� denata jako doktora Davida Wallace�a McDon...
- Tak - odpar� Kyle, nie mog�c d�u�ej udawa�, �e nie poznaje widocznego za szk�em woskowego sobowt�ra Davida. - To on... To by� on.
Chyba wtedy podpisa� te� jaki� dokument. Na dobr� spraw� nie m�g� sobie jednak tego przypomnie�. Min�y wieki, zanim ch�opiec w�mundurze m�czyzny doszed� do wniosku, �e inicjatywa znowu nale�y do niego i�ostro�nie skin�� g�ow� nast�pnemu eksponatowi znajduj�cemu si� po drugiej stronie okna. Ten ubrany by� w�wyp�owia�y, zielony kitel i�mia� zawodowo ponur� min�.
- Dzi�kuj� - powiedzia� do interkomu, lakonicznie �egnaj�c jednocze�nie zmar�ego i��ywego, a�potem zerkn�� na Kyle�a. Mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e czuje ogromn� ulg�; jego podopieczny nie za�ama� si�, nie wprawi� wszystkich w�zak�opotanie, wpadaj�c z��kaniem przez drzwi prowadz�ce do ma�ej szpitalnej kaplicy, aby rzuci� si� na cia�o najdro�szego przyjaciela, kt�ry obecnie zosta� oficjalnie skatalogowany jako zmar�y David Wallace McDonald.
- To ju�... no c�, to tyle, prosz� pana - rzuci� ostro�nie.
Problem w�tym, �e zdenerwowany m�odzieniec zapomnia� zasun�� firank�, kt�r� zawieszono w�a�nie po to, aby odgrodzi� Kyle�a od �r�d�a bolesnych prze�y� i�Kyle nie zareagowa� na jego s�owa. Nie m�g� tak po prostu odwr�ci� si� i�roztrwoni� tych kilku dodatkowych sekund bezcennej ostateczno�ci. Zorientowa� si� jednak, �e wci�� niemal z�masochistyczn� determinacj� wpatruje si� w�widniej�cy przed nim obraz sk�pany w�zimnym �wietle jarzeni�wki.
Pracownik kostnicy, chyba nieco zaskoczony faktem, i� jego widownia najwyra�niej nie ma zamiaru ruszy� si� z�miejsca, ostatecznie podj�� decyzj�, �e zako�czy ten do�� nietypowy wyst�p improwizacj�. Przez chwil� pochyla� g�ow�, jakby przekazuj�c wyrazy wsp�czucia, a�potem dyskretnym gestem przesun�� ca�un, aby przykry� martwe oczy, kt�re ogl�da�y tak wiele tych samych horyzont�w co Kyle. Czeka� przez kilka sekund, aby wreszcie zapad�a kurtyna, a�potem, gdy niedo�wiadczony re�yser wci�� nie przekazywa� mu �adnej wskaz�wki, zmarszczy� brwi i�wzruszy� ramionami, jakby przepraszaj�c Kyle�a. W�ko�cu, nie mog�c si� doczeka� jakich� sugestii, zdecydowanym krokiem zacz�� wywozi� Davida z�tego sterylnego pomieszczenia do jakiego� przej�ciowego miejsca spoczynku, o�kt�rym Kyle nie mia� nawet odwagi pomy�le�.
R�ce Kyle�a drgn�y nagle, a�paznokcie wbi�y si� bole�nie w�mokre z�przera�enia d�onie. By� to p�onny akt wymierzania samemu sobie kary, ale tak rozpaczliwie musia� poczu� b�l - poczu� cokolwiek do cholery! A� do tego momentu absolutnego rozstania mia� tylko irracjonalne poczucie winy, �e wbrew wszystkiemu jest tak bardzo oboj�tny - i�zupe�nie nie czuje smutku. Dopiero po zako�czeniu tego rytua�u mo�e b�dzie w�stanie stawi� czo�o prawdzie, �e nigdy, nigdy wi�cej go ju� nie zobaczy... to znaczy, nie zobaczy Davida. Nie pracownika kostnicy.
Kyle mimo woli zwr�ci� uwag� na much�, kt�ra brz�cza�a w�k�cie kaplicy. Mucha domowa... mucha kostnicowa? Cho� bardzo si� stara�, nie by� w�stanie oprze� si� pewnej dygresji. Twoje w�a�ciwe miejsce, Mucho, jest tam, przy Zmar�ym po drugiej stronie szyby - nagle zda� sobie spraw�, �e robi owadowi wym�wki. W�kwestii formalnej w�og�le nie powinna� si� tu znajdowa�, je�eli masz zamiar okazywa� taki brak szacunku. Tylko sobie bzykasz bez celu? Chodzi mi o�to, �e bzyczenie w�czasie czego�, co w�a�ciwie powinno by� chwil� milczenia i�powa�nej refleksji, ujawnia zupe�nie niewybaczalny brak...
Drzwi s�u�bowego wej�cia zamkn�y si� p�ynnie, nieub�aganie za zielonym cz�owiekiem oraz ju�-nie-cz�owiekiem i�David znikn��. Kyle dalej wpatrywa� si� nieruchomym wzrokiem w�pustk�, s�ucha� brz�czenia muchy i�pr�bowa� pogodzi� si� z�czym�, z�czym pogodzi� si� nie by� w�stanie. Nie m�g� zaakceptowa� faktu, �e cz�owiek, kt�ry by� jego najlepszym przyjacielem nie, kim� wi�cej - kt�ry by� dla niego jak brat, nagle przesta� by�, no c�... przesta� by� czymkolwiek.
Nie po raz pierwszy jednak prze�ywa� taki b�l i�smutek.
Michael Kyle i�David McDonald przez wi�kszo�� swojego �ycia byli sobie bli�si ni� wielu rodzonych braci.
Oczywi�cie, pocz�tkowo by�o to do�� wymuszone porozumienie dw�ch dzieciak�w. Sojusz w�nieszcz�ciu zawarty przez zupe�nie r�nych ma�ych ch�opc�w, prze�ywaj�cych identyczne cierpienia. Rodzice ka�dego z�nich umarli na d�ugo przed czasem, kiedy rodzice powinni umiera�. Kyle straci� ich w�katastrofie lotniczej, poniewa� jego matka polecia�a do Korei wraz z�ojcem, kt�ry mia� tam obj�� dow�dztwo nowego statku pasa�erskiego. Rodzice Davida stracili �ycie nieca�y tydzie� p�niej, jad�c z�jednego biura projektowego, w�kt�rym jego ojciec pracowa� jako architekt, do drugiego. Z�niewyja�nionych powod�w przy pr�dko�ci stu pi�tnastu kilometr�w na godzin�, ich samoch�d wypad� z�szosy i�eksplodowa�, uderzaj�c w�drzewo.
W czasie lat sp�dzonych p�niej w�sieroci�cu, David, zdolniejszy od Kyle�a, z�wyr�nieniem zdawa� kolejne egzaminy, co budzi�o niepok�j przyjaciela. Kyle rozpaczliwie stara� si� uzyska� wyniki, kt�re pozwoli�yby mu p�j�� w��lady ojca i�zrobi� karier� na morzu. McDonald pomaga� mu bez cienia egoizmu - po�wi�ca� ca�e godziny, naprowadzaj�c go na kulaw� odpowied� na pytania, kt�re on sam uwa�a� za elementarne. Z�kolei Kyle stara� si� sp�aci� sw�j d�ug, zach�caj�c, a�niekiedy - z�typow� dla m�odych ludzi zjadliw� brutalno�ci� - zmuszaj�c Davida, �eby osi�gn�� sprawno�� fizyczn�, niezb�dn� do zrealizowania jego najwi�kszego marzenia, czyli wst�pienia do wojska.
Ale nic z�tego nie wysz�o i�McDonald by� tym ogromnie rozczarowany. W�czasie bada� lekarskich wykryto u�niego jak�� drobn� dolegliwo��, kt�ra skutecznie zamkn�a przed nim drog� do s�u�by wojskowej. Kyle pami�ta� jego reakcj�.
- No c� - parskn�� David, staraj�c si�, aby jego s�owa zabrzmia�y lekcewa��co. - Mo�e s� w�stanie powstrzyma� mnie przed tworzeniem historii wojskowo�ci, Mike, ale jestem cholernie pewny, �e nie mog� mnie powstrzyma� przed jej pisaniem.
U�miechn�� si� nawet i�spojrza� tryumfalnie na Kyle�a.
- Tak samo jak ty nie b�dziesz ju� mnie m�g� zmusi�, �ebym zagra� kolejny mecz w�to cholerne rugby.
W chwili gdy Kyle zaokr�towa� si� na sw�j pierwszy statek, David dosta� si� do King�s College w�Londynie. Uzyska� doktorat z�historii wojskowo�ci mniej wi�cej wtedy, gdy Kyle�owi uda�o si� wym�czy� dyplom kapitana �eglugi wielkiej. McDonald podr�owa� najdalej trzy kilometry na drugi brzeg Tamizy, na naukowe spotkania w�Imperial War Museum, a�Kyle pokonywa� setki tysi�cy mil morskich, p�ywaj�c po oceanach najpierw jako praktykant pok�adowy, potem jako m�odszy oficer, by ostatecznie zosta� pierwszym oficerem na kontenerowcu kuwejckiego armatora.
Kyle od dawna ju� prowadzi� �ywot w��cz�gi, ale dzi�ki przyja�ni z�Davidem nadal m�g� rozkoszowa� si� oczekiwaniem na pobyt w�domu pomi�dzy rejsami. By�o nim mieszkanie, kt�re wsp�lnie wynajmowali w�londy�skiej dzielnicy Bayswater. David McDonald by� rodzin� Kyle�a i�na odwr�t. Dzielili nadzieje, obawy, sukcesy i�kl�ski, i�tak samo martwili si� nimi lub cieszyli.
W mi�dzyczasie David nigdy nie wpad� na pomys�, �eby si� o�eni�, zadowalaj�c si� kontaktami z�kolejnymi dziewczynami, �adnymi, cho� - jak niezbyt obiektywnie ocenia� �wiatowiec Kyle - b�d�cymi raczej molami ksi��kowymi. Z�kolei Kyle zakochiwa� si� raz po raz w�dziewczynach spotykanych w�r�nych portach, ale nigdy nie spotka� takiej, dla kt�rej m�g�by porzuci� swoj� karier�.
Tak wi�c rodzin� zawsze stanowili tylko oni dwaj.
A� do tego ponurego listopadowego ranka.
Nawet mucha przesta�a brz�cze� w�chwili, gdy policjant w�skupieniu, niemal z�wysuni�tym j�zykiem, precyzyjnie umie�ci� na g�owie nowiutki he�m, po czym upewni� si�, �e ten obcy przedmiot tkwi dobrze na swoim miejscu, pr�buj�c ostro�nie poruszy� go czubkami palc�w. W�ko�cu odchrz�kn��.
- To wszystko. Sko�czyli�my, prosz� pana - oznajmi� z�coraz wi�kszym zdecydowaniem. Kyle podni�s� wzrok w�sam� por�, aby dostrzec w�szybie odbicie m�odego cz�owieka. Z�ut�sknieniem spogl�da� na drzwi wyj�ciowe.
Wyci�gn�� r�k� i�sam zaci�gn�� zas�on�. Jego m�ody, pozbawiony jeszcze zarostu opiekun odwr�ci� si� gwa�townie, ogromnie zawstydzony.
- O�Jezu, strasznie pana przepraszam!
- Nie ma sprawy. Jestem przekonany, �e nast�pnym razem b�dzie pan pami�ta� - pocieszy� go Kyle, odwracaj�c si� w�ko�cu od okna. Dyskretnie da� w�ten spos�b do zrozumienia, �e policjant powinien znowu przyj�� na siebie rol� przewodnika i�wyprowadzi� go z�tej antyseptycznej nekropolii.
Po raz pierwszy u�wiadomi� sobie, jak bardzo chce zamruga�. Zauwa�y�, �e podobnie jak w�przypadku z�much�, skupianie uwagi na drobiazgach - takich jak r�wniutko przyci�te w�osy pod dziewiczo czystym, granatowym he�mem - pomaga�o przezwyci�y� ogarniaj�ce go nagle poczucie pustki. Wydawa�o mu si�, �e koniecznie musi dalej udawa�, �e jest wytrwa�ym morskim w�drowcem, kt�ry powr�ci� do domu. Pierwszym oficerem-twardzielem.
Ale wiedzia�, �e prawdziwy b�l dopiero nadejdzie. Tak by�o po �mierci rodzic�w. Dopiero po zako�czeniu prawnych procedur zwi�zanych z�przypadkiem nag�ej �mierci, zacznie naprawd� zdawa� sobie spraw�, �e ju� nigdy wi�cej nie zobaczy przyjaciela. Jest ju� doros�y i�zgodnie z�zasadami prawdziwie brytyjskiego post�powania b�dzie musia� poczeka�, a� znajdzie si� w�mniej publicznym miejscu, w�kt�rym swobodnie i�bez wstydu b�dzie m�g� op�aka� Davida. Potem za� zajmie si� podejrzeniem, kt�re zaledwie kilka godzin temu by�o nie do pomy�lenia, ale teraz sta�o si� tak natarczywe, �e zmieni�o si� w�dodatkowy odra�aj�cy koszmar.
Wed�ug policji McDonald by� ofiar� wypadku w�londy�skim metrze. M�wi�c konkretnie, David zgin��, poniewa� upad� na szyny przed poci�giem wje�d�aj�cym o�si�dmej trzydzie�ci pi�� na po�o�on� najbli�ej ich mieszkania w�Bayswater stacj� Lancaster Gate. Uruchamiaj�c hamulce, motorniczy nie zauwa�y� niczego niezwyk�ego i�do chwili, gdy poci�g stan��, nie zdawa� sobie sprawy, �e kto� jest pod ko�ami.
- Musi to by� jeszcze potwierdzone w�czasie dochodzenia, prosz� pana, ale jak powiedzia� mi m�j inspektor, wygl�da na to, �e w�chwili wypadku na tym odcinku peronu kto� si� przepycha�, �eby pierwszy wsi��� do wagonu. Przypuszczam, �e to by� pech - stwierdzi� smarkaty opiekun Kyle�a z�zawodow� pewno�ci� siebie, zrodzon� podczas ca�ego prawie tygodnia przepracowanego na ulicach.
Kyle nie m�g� - nie chcia� - przyj�� policyjnej wersji za dobr� monet�.
Chocia� wiedzia�, �e wszelkie przeczucia, jakie mo�e mie� on - nowicjusz w�kwestii bada� wypadk�w komunikacyjnych - niewiele znacz� wobec opinii do�wiadczonych funkcjonariuszy.
Rzeczywi�cie, jego koncepcja by�a wyj�tkowo naci�gana - i�niesko�czenie bardziej przera�aj�ca. Ale mimo to Kyle nie m�g� pozby� si� coraz bardziej nasilaj�cego si� podejrzenia, �e David McDonald, najmilszy, naj�agodniejszy i�najmniej agresywny cz�owiek na �wiecie m�g� zosta�, no c�...
Popchni�ty?
2
Kyle sam pierwszy by�by sk�onny przyzna�, �e jego umys� wci�� jeszcze przebija si� wolno przez mg�� niedowierzania. Nie by� w�stanie obali� tezy, �e �mier� nast�pi�a na skutek fatalnego zbiegu okoliczno�ci - nie potrafi� przedstawi� cho�by wst�pnej alternatywy. Nawet jaka� mgli�cie wyra�ona sugestia, �e policja mo�e si� myli�, nie zas�ugiwa�a na powa�niejsze rozpatrzenie, skoro nie przemawia�y za ni� ani dowody rzeczowe, ani nawet logika.
Z drugiej jednak strony mia� jedn�, do�� w�tpliw� przewag�. Osobi�cie rozmawia� z�ofiar� zaledwie kilka godzin przed jej zgonem i�co�, co David powiedzia� - nie, to by�o co� nawet nie tak konkretnego jak s�owa - co�, co David zasugerowa� w�czasie bardzo kr�tkiej rozmowy telefonicznej, powraca�o, by n�ka� Kyle�a. Nic konkretnego, jedynie przekazane przez McDonalda jakie� ulotne wra�enie, do kt�rego w�wczas nie przywi�zywa� �adnego znaczenia.
A� do tej chwili. Dop�ki nie zobaczy� tego w��wietle kolejnego, straszliwego wydarzenia.
Statek Kyle�a zacumowa� przy kontenerowym terminalu w�Tilbury wczesnym rankiem. Teraz, kiedy wygas� jego dziewi�ciomiesi�czny kontrakt pierwszego oficera, mia� zamiar wyruszy� do domu natychmiast, gdy tylko przeka�e obowi�zki swojemu nast�pcy i�z�apie taks�wk�. Nagle ni st�d, ni zow�d, zaledwie kilka minut po pod��czeniu linii telefonicznej z�l�du, do jego kabiny zadzwoni� David.
Od samego pocz�tku by�a to bardzo chaotyczna rozmowa, taka jak� mog� prowadzi� tylko osoby, kt�re by�y nieroz��czne w�dzieci�stwie. Kyle zna� irytuj�c� umiej�tno�� Davida zachowywania ca�kowicie zimnej krwi w�chwili, kiedy on sam wpada� w�panik�. Teraz jednak wyczu�, �e McDonald jest podniecony.
- Jak pr�dko uda ci si� urwa�, Mike? - dopytywa� si� David, po kr�tkiej pogaw�dce na temat ostatniego rejsu Kyle�a.
- Stary, we� na wstrzymanie. Dopiero zacumowali�my. M�j zmiennik jeszcze si� nie objawi�, a�przecie� musz� przekaza� mu obowi�zki. Jak s�dz�, najwcze�niej p�nym popo�udniem.
- P�nym popo�udniem?
- Je�eli stary b�dzie w�dobrym humorze. Ale tak si� nie stanie, poniewa� przed powrotem do domu b�dzie musia� doprowadzi� statek do Rotterdamu, by go tam do ko�ca roz�adowali.
- Och - mrukn�� nieco rozczarowany David. Kyle u�wiadomi� sobie, �e na pok�adzie wci�� jest ciemno i�zmarszczy� czo�o, spogl�daj�c na telefon. Czy zdajesz sobie spraw�, �e jest dopiero wp� do si�dmej rano? Moje mieszkanie si� pali, czy co?
- Nasze mieszkanie - przypomnia� mu zasadniczym tonem David.
- Nasze mieszkanie - przyzna� Kyle. - Sp�acam hipotek�. Ty mieszkasz za friko, poniewa� jeste� naukowcem i�pieni�dze nie s� ci potrzebne.
- To si� wkr�tce zmieni - odpar� David. - Dla nas obu. Chocia� oznacza to, �e b�dzie mi potrzebna twoja pomoc.
- Pomoc? - Przerwa� mu ostro�nie Kyle, kt�ry ju� napawa� si� perspektyw� sp�dzenia kilku tygodni wype�nionych gnu�nym brakiem jakiejkolwiek odpowiedzialno�ci. - Masz na my�li moj� pomoc?
- Tylko przez miesi�c. Mo�e nawet mniej.
- Miesi�c?
- Ale nie od razu - nie zaczniemy jutro czy co� w�tym rodzaju - zapewni� go pospiesznie David. - On jest teraz w�Norwegii, w�Narwiku. Nie dotrze tu przez najbli�sze dziesi�� dni... - Zawaha� si� nagle, zdradzaj�c odrobin� niepokoju. - Nie b�dziesz robi� trudno�ci, prawda? Chodzi mi o�to, �e, no... musia�em przyj��, �e si� zgodzisz. Musisz wszystko zorganizowa� zawczasu. W�przeciwnym razie mog� nie zd��y�.
- Maszyny stop, m�j panie, ca�a wstecz - o�wiadczy� Kyle. - Co zorganizowa�? W�jakiej konkretnie sprawie mam ci pom�c?
- Nam pom�c, Mike. B�dzie tego wi�cej ni� potrzeba dla nas obu, zaufaj mi.
- Patrz uwa�nie na moje usta, stary - w�do�� nielogiczny spos�b poleci� Kyle s�uchawce telefonicznej. - W... jakiej... konkretnie... sprawie...
- Moje badania dotycz�ce Stollenberga. - Bez w�tpienia w�s�owach tych brzmia�a nutka rado�ci. - Jestem pewien, �e to rozgryz�em, Mike. Natrafi�em na co� fascynuj�cego. Cholernie fascynuj�cego, co poza wszystkim innym sprawi, �e ka�dy egiptolog od Canberry po Kair b�dzie podskakiwa� ze szcz�cia.
- Twoje badania dotycz�ce Stollenberga... - Powt�rzy� niepewnie Kyle. Z�dotychczasowego do�wiadczenia wiedzia�, �e chocia� w�a�nie sp�dzi� dziewi�� miesi�cy w�niebycie na pok�adzie oceanicznego kontenerowca o�wyporno�ci siedemdziesi�ciu tysi�cy ton, oczekuje si� od niego, by natychmiast przypomnia� sobie ka�dy skomplikowany zwrot w�poszukiwaniach, kt�re David prowadzi� w�labiryncie wojskowych dokument�w. A�skoro o�tym mowa, czemu McDonald w�og�le tak bardzo zainteresowa� si� jak�� egiptoczym�? Czy nie zajmowa� si� histori� wsp�czesn�? Od kiedy zacz�� by� specem od piramid?
- Manfreda Stollenberga... Standartenf�hrera Stollenberga. Zacz��em si� nim interesowa� w�czasie twojego ostatniego urlopu. Musisz pami�ta� Mike, �e opowiada�em ci o�tym pu�kowniku SS? Zweite Regiment, SS-Polizei-Panzer-Grenadier-Division?
- Ach, chodzi ci o�tego Stollenberga - pl�ta� si� Kyle, zupe�nie nie wiedz�c, o�co chodzi. - Niemieckiego Stollenberga.
- Podpuszczasz mnie? - zapyta� podejrzliwie David.
- Chryste, nie. Nigdy w��yciu. Nie w�sprawie Stollenberga.
- No dobra, pos�uchaj. Wreszcie uda�o mi si� wytropi� faceta, kt�rego od wielu miesi�cy usi�owa�em odnale��. My�la�em, �e umar� - tak jak wi�kszo�� tych, kt�rzy byli w�to wmieszani. Najwyra�niej Williamson dzia�a teraz troch� na w�asn� r�k�, ale rzecz w�tym, �e kiedy si� z�nim zobaczy�em... David zrobi� dramatyczn� pauz�, a�potem oznajmi�. - Mike, pewnie uznasz, �e to niemo�liwe, ale wreszcie ustali�em, �e to Rusek.
- Rusek?
- Rusek, Mike. On w�rzeczywisto�ci jest Ruskiem!
- �adne rzeczy - odpar� Kyle, rozpaczliwie graj�c na zw�ok�. Mia� mn�stwo spraw na g�owie i�w gruncie rzeczy nie chcia� tak z�marszu da� si� wci�gn�� w�obsesje Davida, albo traci� czas, pr�buj�c dowiedzie� si�, jakie jeszcze zobowi�zania poczyni� w�jego imieniu. W�ko�cu wkr�tce i�tak si� spotkaj�. Gdy tylko za�atwi sprawy na statku, z�najwi�ksz� rado�ci� zrelaksuje si� w�jego towarzystwie przy buteleczce czy dw�ch i�da si� zanudzi� na �mier� szczeg�ami tego, co kolejny esesman narozrabia� w�czasie drugiej wojny �wiatowej.
- No, i?
- No i�co?
Teraz us�ysza� nutk� irytacji.
- Nie masz zamiaru zareagowa�? Czego� powiedzie�?
- A�co z�tym Egipcjaninem? - Kyle s�abiutkim g�osem spe�ni� jego �yczenie.
- Rzeczywi�cie mnie nie podpuszczasz, do cholery. - W�g�osie McDonalda da�o si� wyczu� napi�cie. - To �miertelnie powa�na sprawa, Mike. I�wyj�tkowo delikatna. Mo�e nawet nieco niebezpieczna, je�eli trafi w�niew�a�ciwe r�ce. Konw�j Stollenberga by� jak dynamit. B�g raczy wiedzie�, co niekt�rzy ludzie mogliby zrobi�, gdyby odkryli, �e faktycznie uda�o mi si� ustali�...
Z perspektywy czasu widzia�, �e w�chwili tej zawarte by�o wszystko nie tylko odpowied�, ale r�wnie� cie� napi�cia, niemal obawa, jednak w�wczas Kyle nie chcia� si� tym zajmowa�. By� w�euforii, jak zawsze gdy wraca�. Gdyby by� cho� odrobin� bardziej czujny, nie przerwa� mu w�najwa�niejszym momencie...
- Sam powiedzia�e� o�Egipcie - broni� si� uparcie. - Nawet nie my�la�em o�nim, dop�ki nie powiedzia�e� �Egipt�.
- Egiptolodzy... - David rozlu�ni� si�, pewnie u�miecha� si� do s�uchawki. - S�uchaj, mam co� do zrobienia i�musz� ju� lecie�. Chc� wpa�� do Battersea i�jeszcze raz pogada� z�Williamsonem. Je�eli pami�� wci�� mu dopisuje, mo�e dostarczy mi ostatni kawa�ek uk�adanki Stollenberga.
W tej w�a�nie chwili do kajuty wszed� drugi oficer.
- Zmiennik jest na pok�adzie i�poszed� prosto do biura, Mike. Powiedzia�, �e mo�e przejmowa� statek, gdy tylko b�dziesz got�w.
- Za dwie minuty. - Kyle skin�� g�ow�, a�potem zdj�� d�o� z�mikrofonu. - S�uchaj, musz� i��. Ale pami�taj, to nie znaczy, �e nie mam strasznej ochoty pos�ucha� o�tej twojej sprawie Stillenberga.
- Stollenberga! - poprawi� go David, ale w�jego g�osie znowu dawa�o si� wyczu� weso�o��. - Oczywi�cie m�wimy o�niemieckim Stollenbergu, no nie, stary?
Kyle pos�a� u�miech s�uchawce.
- Przejrza�e� mnie.
- Nie mia�e� poj�cia o�czym m�wi�, prawda?
- Nie mia�em.
- Ale dzi� wieczorem b�dziesz je mia�. Dzi� wieczorem m�zg ci si� zlasuje. A�tymczasem, je�eli dotrzesz do mieszkania przede mn�, znajdziesz w�lod�wce butelk� czego� specjalnego. I�wiesz co... Mike?
- Co, Davidzie?
- Ciesz� si�, �e jeste� w�domu.
Kyle u�miechn�� si�, czuj�c jak ogarnia go szcz�cie i�ciep�o.
- Nied�ugo si� zobaczymy.
Ale ju� go nie zobaczy�. W�ka�dym razie - �ywego.
Ko�o po�udnia poszed� przespacerowa� si� po nabrze�u. Musia� zrobi� sobie przerw�, znowu poczu� ziemi� pod stopami i�oderwa� si� na chwil� od nudnej har�wki nad oficjalnymi papierkami, kt�rej ��da si� od ludzi, wyruszaj�cych w�morze na wsp�czesnych, p�ywaj�cych wed�ug stopera, statkach handlowych.
- Obecnie - oznajmi� �a�osnym i�pe�nym zadumy g�osem, przechodz�c w�cieniu sprawiaj�cych wra�enie kruchych jak bocianie nogi d�wig�w do przenoszenia kontener�w - obecnie marszpikiel i�ko�c�wk� liny zast�pi�y formalno�ci przywozowej odprawy celnej, za�wiadczenie klarowania statku, atest tona�u i�te cholerne komputery...
Nie zauwa�y� policyjnego samochodu, dop�ki nie znalaz� si� obok niego.
- Kapitan Kyle?
Zatrzyma� si� i�odwr�ci� w�ich stron�. Dwaj funkcjonariusze patrzyli na niego beznami�tnie z�wn�trza radiowozu.
- Pan Kyle - odpar�, ruchem g�owy wskazuj�c statek. - Jestem tylko pierwszym oficerem, czyli po prostu panem Kyle, ale kapitan jeszcze jest na pok�adzie, je�eli macie panowie...
- To on nam powiedzia�, �e pana tu znajdziemy.
Obaj wysiedli i�za�o�yli czapki. Ten gest sprawi�, �e sytuacja zacz�a robi� wra�enie strasznie urz�dowej. Kierowca przeszed� przed mask� bia�ego samochodu z�czerwonym poziomym pasem. Kyle przypomnia� sobie niewyra�nie, �e nazywali je �kanapkami z�d�emem� - to znaczy policyjne samochody, a�nie ich za�ogi. Pomy�la� te�, �e to samo �r�d�o nieistotnych informacji powiedzia�o mu, �e gliniarze z�Policji Miejskiej sami o�sobie m�wi� Czarne Szczury, chocia� w�tym przypadku etymologia tego przezwiska by�a mniej oczywista.
- A�wi�c, pan Kyle? Pan Michael Kyle?
- Tak. - Kyle zmarszczy� brwi, zdaj�c sobie spraw� z�nag�ego, cho� niezrozumia�ego poczucia winy. Nie by�o go tu przez prawie rok, nie m�g� wi�c w�tym czasie z�ama� �adnego prawa Zjednoczonego Kr�lestwa, a�poza tym stara� si� tego nie robi� nawet wtedy, gdy by� w�kraju. Ale mimo wszystko, policjanci mieli zbyt pos�pne miny, aby chodzi�o o�jakie� bezosobowe �ledztwo zwi�zane, powiedzmy, ze sprawami statku.
- Pan Michael Kyle zamieszka�y przy Ringtree Gardens, dzielnica Bayswater w�Londynie?
- Tak jest. Numer dwadzie�cia jeden, mieszkanie trzy - w�ka�dym razie pomi�dzy rejsami. Przepraszam, ale o�co chodzi?
- O�pana McDonalda. Pana Davida Wallace�a McDonalda. Zamieszka�ego pod tym samym adresem.
- Doktora McDonalda. - Od samego pocz�tku dnia zanosi�o si� na k�opoty z�tytu�ami. - To tytu� naukowy, nie lekarski. Ale czemu? Co takiego David zrobi�?
- Mia�... - Popatrzyli po sobie niemal b�agalnie. Kyle odni�s� wra�enie, �e ka�dy z�nich ma nadziej�, i� to ten drugi przejmie inicjatyw�. Wreszcie odezwa� si� kierowca:
- Bardzo mi przykro, prosz� pana, ale to nigdy nie jest �atwa sprawa.
Wiedzia�, �e David nie �yje, zanim kierowca upora� si� z�tym, co by�o absolutnie najgorszym aspektem doli policjanta. Kyle poczu� nagle, �e w�a�ciwie wsp�czuje funkcjonariuszowi. Na og� policjanci u�wiadamiaj� sobie fakt, �e bardzo rzadko czyja� nag�a �mier� niszczy tylko jedno �ycie. Przekazanie takiej wiadomo�ci, cho�by tylko z�obowi�zku s�u�bowego, mo�na chyba por�wna� do egzekucji na tych, co pozostali.
Coraz bardziej oszo�omiony i�z pe�n� wsp�czucia kapita�sk� dyspens�, Kyle zorientowa� si�, �e siedzi w��kanapce z�d�emem� z�dwoma Czarnymi Szczurami, kt�rzy, na szcz�cie, w�niczym szczur�w nie przypominali. Na sw�j burkliwy spos�b starali si� okaza� zrozumienie dla sytuacji, w�jakiej znalaz� si� Kyle.
Wszystko wskazywa�o na to, �e policja, nie mog�c odnale�� �adnego krewnego, kt�ry m�g�by dokona� oficjalnej identyfikacji, wykorzysta�a znalezion� w�portfelu Davida karteczk� z�nagryzmolonym numerem telefonu na statku Kyle�a. A�potem, ustaliwszy dzi�ki magistrackiej dokumentacji, �e Kyle jest wsp�w�a�cicielem mieszkania przy Ringtree Gardens, postanowili poprosi� go o�przeprowadzenie niezb�dnego rytua�u.
Na komisariacie Paddington dosta� kubek herbaty, a�siwow�osy oficer dy�urny zrelacjonowa� mu wydarzenia zwi�zane z�wypadkiem. Nie zg�osi� si� nikt, kto by�by �wiadkiem upadku Davida i�nie by�o w�tym nic szczeg�lnie dziwnego. Gdy poci�g wypada z�tunelu, pchaj�c przed sob� fal� spr�onego powietrza, wi�kszo�� pasa�er�w nie zwraca uwagi na swoich s�siad�w, ale stara si� ustali� miejsce, w�kt�rym, gdy wagony stan�, znajd� si� najbli�sze drzwi. Dzi�ki pomocy tych nielicznych os�b, kt�re w�og�le przyzna�y, �e by� mo�e przed tym koszmarnym wydarzeniem zerkn�y w�stron� ofiary, zdo�ano ustali�, �e David znajdowa� si� w�grupie przynajmniej trzech niekt�rzy twierdzili, �e czterech... a�mo�e pi�ciu? - przysz�ych pasa�er�w. Wi�kszo�� twierdzi�a, �e wszyscy byli m�czyznami. �Nie, w�r�d nich znajdowa�a si� kobieta - przysi�ga� jeden �wiadek, bawi�c si� okularami. - Z�ca�� pewno�ci� kobieta. Albo facet z�d�ugimi w�osami�.
- Niestety, z�powodu modernizacji stacji kamery s�u��ce do obserwacji peronu by�y tymczasowo wy��czone, kapitanie.
- Panie Kyle, nadkomisarzu - skorygowa� go Kyle, staraj�c si� by� bardziej konkretny ni� �wiadkowie. - Tylko �panie Kyle�.
- Inspektorze, panie Kyle - zripostowa� inspektor z�identyczn� pokor�. - Jestem tylko inspektorem. W�ka�dym razie, jak ju� powiedzia�em, kamery by�y wy��czone, w�zwi�zku z�czym nie mo�emy si� pos�u�y� zapisem wideo. Oczywi�cie policja z�metra wci�� pisze sw�j oficjalny meldunek z�wypadku i�b�dzie przeprowadzone oficjalne dochodzenie, ale, jak do tej pory okoliczno�ci towarzysz�ce �mierci pana McDonalda...
Doktora McDonalda - poprawi� go zm�czonym g�osem Kyle i�jednocze�nie pomy�la� sobie, �e w�dniu dzisiejszym wszystko uk�ada�oby si� o�wiele pro�ciej, gdyby David nie poszed� na ten cholerny uniwersytet. - By� doktorem nauk, a�nie medycyny.
- ...towarzysz�ce �mierci doktora McDonalda, prosz� pana, wskazuj�) na to, �e straci� r�wnowag� i�upad� na tory, zanim motorniczy zd��y� cokolwiek zrobi�.
Pi�� inspektora zacisn�a si� i�w jego oczach przez chwil� pojawi� si� niepok�j.
- Wie pan, to mog�o si� zdarzy� ka�demu z�nas. To m�g� by� m�j najlepszy kumpel. Albo moja �ona, czy nawet kt�ry� z�dzieciak�w.
- Wiem - odpar� Kyle, czuj�c do niego jeszcze wi�ksz� sympati� za to, �e ujawni� tak ludzk� s�abo��. - Na szcz�cie to ma�o prawdopodobne.
- W�tej pracy czasem ju� nie wiadomo co jest prawdopodobne, a�co nie. - Inspektor odchrz�kn�� i�znowu wycofa� si� pod os�on� swojego munduru. - Oczywi�cie dalej przes�uchujemy personel stacji i��wiadk�w, kt�rzy si� zg�osili, ale... - W�ledwo dostrzegalny spos�b wzruszy� ramionami i�spojrza� na le��ce na biurku inne, rutynowe meldunki dotycz�ce zak��cenia po - rz�dku, r�koczyn�w i�zaginionych ps�w.
Ten pod�wiadomy gest u�wiadomi� Kyle�owi, �e to, co zdarzy�o si� Davidowi nie by�o niczym wyj�tkowym dla ludzi, kt�rzy na co dzie� maj� do czynienia z�takimi tragediami. Przypadkowa �mier� kolejnego osobnika w�mrowisku jakim by� Londyn, wywo�ywa�a ich trosk� i�wymaga�a podj�cia przewidzianych prawem krok�w, ale raczej nie wymaga�a pe�nej mobilizacji sekcji zab�jstw Scotland Yardu - w�ka�dym razie do momentu, w�kt�rym nie uzyskaj� przynajmniej jakiej� przes�anki, aby uzna�, �e �mier� Davida mia�a podejrzany charakter. Ale czy rzeczywi�cie go mia�a? Chocia� z�perspektywy czasu zacz�� uwa�a� tajemnicze uwagi Davida za bardzo niepokoj�ce, w�tym momencie nie mia� mo�liwo�ci ani odwagi zastanowi� si�, co si� za nimi kry�o.
O ile rzeczywi�cie co� si� kry�o.
W tej w�a�nie chwili jego najwi�kszej niepewno�ci, inspektor uzna� za stosowne nieoczekiwanie unie�� brew.
- Powiedzia� pan, �e na kr�tko przed wypadkiem rozmawia� pan z�doktorem. Czy nic w�tej rozmowie nie wydaje si� panu istotne dla sprawy?
Kyle zawaha� si�, wci�� nie mog�c skupi� my�li na niczym innym, poza czekaj�c� go wizyt� w�kostnicy. Jednocze�nie zdawa� sobie spraw�, �e je�eli bierze pod uwag� istnienie alternatywnego scenariusza, opartego na czyim� zbrodniczym dzia�aniu, a�nie na nieszcz�liwym zbiegu okoliczno�ci, to w�a�nie teraz ma mo�no�� podzieli� si� swoimi w�tpliwo�ciami. Ale jakimi? Co konkretnie m�g�by powiedzie� inspektorowi?
Nieszkodliwy historyk budzi si�, jak na niego, bardzo wcze�nie i�zaniepokojony dzwoni do Kyle�a, a�zaraz potem ginie w�wypadku? W�jego �mier� zamieszany jest jaki� Rosjanin, kt�ry otrzyma w�ko�cu nazwisko, ale na razie nic o�nim nie wiadomo. Mo�na przyj��, �e w�ca�� spraw� zamieszana jest druga osoba, kt�ra ma nazwisko; David powiedzia� co� jak �Williams� albo �Williamson�. Wszystko co o�nim wiadomo to to, �e mieszka w�Battersea i�jest ju� bardzo stary, albo nawet nie �yje.
A mo�e to wszystko to jaka� kie�kuj�ca marynarska paranoja? - pomy�la� Kyle zrezygnowany.
Zmarszczy� czo�o i�niepewnie popatrzy� na stos dziennych meldunk�w, le��cy na biurku inspektora. Czy naprawd� mo�e prosi� tego um�czonego oficera, aby otwiera� jeszcze jedn� spraw�, opieraj�c si� na tak niewyra�nych podejrzeniach? A�potem zasugerowa�, aby skomplikowa� je nieco, dorzucaj�c tajemnicz� uwag� Davida, i� egiptolodzy z�jakiego� powodu powinni by� pod du�ym wra�eniem i�wyja�ni� - tylko po to, by podkre�li�, �e nie proponuje jakiego� zwyczajnego, rutynowego, pi�ciominutowego �ledztwa - �e rozwi�zanie tych zagadek, to jedynie wst�pna faza �ledztwa, ale �eby je rozwi�za� trzeba, najpierw wyja�ni� licz�c� sobie pi��dziesi�t lat tajemnic� drugiej wojny �wiatowej, otaczaj�c� jakiego� pu�kownika Waffen SS o�nazwisku Stollenberg.
B�dzie musia� wtedy przyzna�, �e nic nie wie o�rzeczywistym charakterze owej tajemnicy, ani o�samym Stollenbergu. Poza tym, �e z�ca�� pewno�ci� jest to niemiecki Stollenberg.
Kyle starannie sformu�owa� swoje zaprzeczenie.
- Nie jestem w�stanie przypomnie� sobie, by David powiedzia� cokolwiek, co mog�oby panu pom�c w�tej sprawie, inspektorze.
- Mia� powrotny bilet do East Putney, co oznacza, �e na Notting Hill Gate przesiada�by si� na District Line. Czy wie pan mo�e, z�kim mia� si� tam spotka� w�Putney? Gdziekolwiek w�rejonie Wandsworth, Battersea, je�eli ju� o�to chodzi?
- Nie mam poj�cia - odpar� ca�kowicie szczerze Kyle.
Inspektor niezgrabnie bawi� si� o��wkiem.
- Musz� zada� to pytanie, prosz� pana. Czy doktor wywar� na panu wra�enie cz�owieka, kt�ry m�g�by by�... przygn�biony lub co� w�tym rodzaju?
- Na pewno sam nie skoczy� pod poci�g, je�eli o�to panu chodzi - zaprotestowa� Kyle.
- To si� zdarza. Do�� cz�sto rzucaj� si� na szyny ludzie, kt�rzy wcale nie robi� wra�enia kandydat�w na samob�jc�w. A�kiedy nie ma �wiadk�w albo, jak w�tym przypadku, nie s� warci z�amanego grosza - wtedy mo�na doj�� jedynie do takiego wniosku, przekaza� go koronerowi i�mie� nadziej�, �e nikt nie b�dzie cierpia�.
- David McDonald nie pope�ni� samob�jstwa. - Kyle zastanawia� si� chwil�, wspominaj�c, jak rozwa�nie David traktowa� pieni�dze. - A�poza tym, jak wielu ewentualnych samob�jc�w kupuje bilet powrotny, zamierzaj�c odby� podr� w�jedn� stron�?
- To logiczny argument, zak�adaj�c, i� samob�jca dzia�a logicznie. Jednak jestem pewien, �e koroner rozpatrzy pa�sk� opini� z�nale�yt� uwag�, zw�aszcza �e nie ma w�chwili obecnej przes�anek, by j� podwa�a�. - Inspektor zerkn�� dyskretnie na zegarek. - Czy co� jeszcze, panie Kyle? Czy chcia�by pan jeszcze co� doda�, zanim m�j konstabl zaprowadzi pana do kostnicy?
W�a�nie wtedy Kyle u�wiadomi� sobie, �e jest tylko jeden spos�b, aby dowiedzie� si�, co si� naprawd� sta�o. I��e korzystaj�c z�tego sposobu nie powinien - nie mo�e - miesza� w�t� spraw� policjant�w. Chyba �e ma ochot� na zamkni�cie w�do�� szczeg�lnej celi i�na poddanie si� badaniom przez wielu ludzi w�bia�ych fartuchach. A�tymczasem trop Stollenberga, je�eli w�og�le taki istnieje, poro�nie traw�.
- Chcia�bym jedynie podzi�kowa� panu za herbat�, inspektorze - Kyle wsta�, szykuj�c si� psychicznie na czekaj�ce go katusze. - To by�a �wietna herbata. Naprawd�, bardzo mi si� przyda�a.
Godzin� p�niej Kyle po�egna� si� z�Davidem i��yczy� m�odemu policjantowi wszelkiej pomy�lno�ci w�pracy zawodowej. M�g� uzna�, �e odegra� niewielk� rol� w�jej kszta�towaniu. Wydawa�o si� ca�kiem nieprawdopodobne, aby ch�opak jeszcze kiedy� zapomnia� zaci�gn�� zas�on� na oknie w�kostnicy.
- Bardzo mi przykro, prosz� pana - oznajmi� niezgrabnie ch�opak, zanim pozostawi� Kyle�a w�t�umie urz�dnik�w wracaj�cych do domu. - Z�powodu pana McDonalda i�wszystkiego.
- Doktora McDonalda! - Kyle pr�bowa� zawo�a� w��lad za nim, ale nie m�g�, poniewa� uczucie samotno�ci �cisn�o mu gard�o. - Nauk, nie medycyny.
Kyle patrzy� na odchodz�cego policjanta, na jego nowiutki he�m g�ruj�cy nad t�umem przechodni�w. Nagle przesta� by� pewny, �e istotnie odegra� jak�� rol� w�jego karierze zawodowej. Nie by� ju� w�pe�ni przekonany, czy on sam jest predestynowany, by prowadzi� �ledztwo i�wymierzy� sprawiedliwo��.
By� jednak przekonany, �e je�li dopisze mu szcz�cie i�zdo�a ustali�, �e �mier� Davida nast�pi�a w�wyniku popchni�cia, a�nie upadku, b�dzie wiedzia�, co zrobi�. Dzi�ki marynarskiej umiej�tno�ci improwizacji znajdzie spos�b, aby wykona� t� niezb�dn� czynno��.
Wykona� wyrok na mordercy.
3
Gdy Kyle wszed� do mieszkania, stwierdzi�, �e jest w�nim niezwykle cicho.
Jak w�grobie.
Wydawa�o mu si�, �e odg�osy ruchu ulicznego, dobiegaj�ce z�po�o�onej nieopodal Bayswater Road, by�y przyg�uszone, jakby stara�y si� okaza� mu w�ten spos�b wsp�czucie. Albo by� mo�e zjawisko to nie by�o wcale czym� wyj�tkowym i�nie mia�o �adnego zwi�zku ze zgonem Davida. Po czwartej szklance wachty 0.00-4.00 - czyli o�drugiej w�nocy wed�ug l�dowej terminologii, do kt�rej znowu b�dzie musia� si� przyzwyczai� - ruch uliczny by� s�aby, nawet w�centrum Londynu.
By�o te� dziwnie gor�co. Lepki, cieplarniany upa�, kt�ry ogarn�� go w�chwili, gdy wyjmowa� klucz z�zamka. Ale Kyle poci� si� ju� w�taks�wce, kt�ra przywioz�a go z�dok�w i�nie mia�o to nic wsp�lnego z�temperatur�. By�o raczej fizycznym objawem l�ku, kt�ry czu� przed t� chwil� prawdy. Mo�e powinien by� od razu wzi�� byka za rogi, okaza� wi�cej odwagi i�przyjecha� do mieszkania natychmiast po po�egnaniu z�m�odym policjantem, zamiast - jak postanowi� bez entuzjazmu - wr�ci� na statek, aby zako�czy� przekazywanie obowi�zk�w.
Oznacza�o to, �e teraz, w��rodku nocy, kiedy ludzka odporno�� jest najs�absza, mia� rozpocz�� co�, co z�ca�� pewno�ci� mia�o si� sta� najbardziej przykrymi badaniami w�ca�ym jego �yciu.
Kyle wni�s� sw�j morski dobytek do w�skiego korytarza. Z�niepokojem zamkn�� za sob� drzwi, a�potem ponownie zawaha� si�, stoj�c w�smudze pomara�czowego �wiat�a lampy ulicznej, padaj�cego przez otwarte drzwi saloniku.
Teraz szelest ruchu ulicznego zast�pi�o dobiegaj�ce z�ko�ca korytarza nier�wne tykanie starego, stoj�cego zegara. David pod wp�ywem jakiego� impulsu kupi� go pewnego razu na King�s Road i�taszczy� przez p� Londynu, przywi�zuj�c go do kierownicy roweru, poniewa� zawsze chcia� mie� stary zegar stoj�cy. Kyle nigdy nie rozumia�, dlaczego David pragn�� posiada� w�a�nie co� takiego, tym bardziej �e ten konkretny egzemplarz sp�nia� si� przynajmniej o�dwie minuty dziennie. Sp�nienia takie zdarza�y si� po okresach bardziej precyzyjnego funkcjonowania, chocia� ka�dego sobotniego ranka, od nowa podk�adali pod niego ma�e kawa�ki korka i�tektury. Dla Davida regulacja zegara sta�a si� wymagaj�c� pe�nej koncentracji rytualn� demonstracj� uporu.
We� si� w�gar��, cz�owieku! - przywo�ywa� si� Kyle do porz�dku. U�wiadom sobie wreszcie, czym s� te nostalgiczne rozwa�ania - dygresjami, kt�rych chwytasz si� �apczywie, aby jeszcze bardziej odwlec to, co musisz zrobi�. Skup si� na zadaniu, kt�re tylko ty, przyznaj to z�r�k� na sercu, mo�esz we w�a�ciwy spos�b wykona�, poniewa� nie zdo�asz - nie mo�esz tego unikn��. Wsz�dzie, gdzie p�jdziesz w�tym do niedawna tak bezcennym sanktuarium, natkniesz si� na wspomnienia. Zastyg�e w�chwili, w�kt�rej David wyszed� z�tego mieszkania na spotkanie z�wieczno�ci�, pozostawiaj�c wszystko w�oczekiwaniu na szcz�liwy powr�t. B�d� one odbiciem �ycia, kt�re prowadzi�, �ycia nie zako�czonego, ale zawieszonego w�domowej codzienno�ci i�ta znacz�ca niezako�czono�� b�dzie bole�nie rani�a, ale mimo wszystko b�dziesz musia� si� z�ni� upora�...
W korytarzu czu� by�o jaki� niesprecyzowany, lecz znajomy zapach. Nie by� to zapach cieplarni, ale raczej... Kyle zmarszczy� brwi i�przesun�� palcem pomi�dzy ko�nierzykiem koszuli a�szyj�. O�Bo�e, ale� w�tym mieszkaniu jest gor�co! By�o to tym dziwniejsze, �e David, kt�ry nigdy nie oznacza� si� rozrzutno�ci�, gdy przychodzi�o do uruchamiania centralnego ogrzewania, przejawia� oszcz�dno�� granicz�c� niemal ze sk�pstwem. Ledwo daj�ca si� wytrzyma� temperatura, kt�r� najwyra�niej lubi� utrzymywa� w�tym cholernym mieszkaniu, poprzedniej zimy stawa�a si� cz�sto ko�ci� niezgody, poniewa� Kyle rozpieszczony w�klimatyzowanych i�wyposa�onych w�regulacj� ogrzewania pomieszczeniach statku, na pr�no narzeka� i�ostentacyjnie wk�ada� rybacki sweter tak gruby i�ci�ki, �e u�ywa� go w�a�ciwie tylko w�wczas, gdy wybierali si� na piesze w�dr�wki po szkockich g�rach.
Czy to znowu jego bezcelowa nostalgia? Znowu pr�ba unikni�cia nieuniknionego?
Na Kyle�a zamruga�o czerwone oko stoj�cej przy drzwiach automatycznej sekretarki - trzy mrugni�cia, a�potem przerwa. Trzy wiadomo�ci czekaj�ce na odpowied� Davida, ale zapewne nie w��rodku nocy.
Odruchowo wyci�gn�� r�k�, by wyprostowa� przywieziony kiedy� z�Hongkongu oprawiony w�ramki sztych ze smokiem. Pewnie wisia� przekrzywiony, od chwili, kiedy po raz ostatni wyprostowa� go dziewi�� miesi�cy temu. Nale�a�o przyzna�, �e jednym z�powod�w, dla kt�rego zegar nie by� w�stanie poprawnie odmierza� czasu, a�jego wahad�o zaczyna�o ko�ysa� si�, zataczaj�c coraz dziwaczniejsze �uki, by�o to, �e ca�e to cholerne mieszkanie by�o krzywe. Zupe�nie jak jeden z�tych dziwacznych domk�w, kt�re sta�y na ko�cu ka�dego nadmorskiego mola i�kt�re pami�ta� z�dzieci�stwa. Budynki na Ringtree Gardens by�y najcz�ciej stare, dickensowskie i�ze sk�onno�ci� do osiadania. Nawet prosty proces wybierania drzwi lub okna, kt�re mo�na by�oby otworzy� bez pomocy �omu przekszta�ca� si� zazwyczaj w��agodn� form� rosyjskiej ruletki. O��wki mia�y przykry zwyczaj staczania si� w��rodku nocy ze sto��w. W�ka�dym og�oszeniu anonsuj�cym sprzeda� nieruchomo�ci w�tym rejonie niezmiennie pojawia�o si� okre�lenie: Dom mieszkalny z�charakterem.
Kyle zmarszczy� brwi, nas�uchuj�c uwa�nie. Teraz zacz�� s�ysze� jaki� inny i�niew�tpliwie obcy d�wi�k. Ci�g�y. Uporczywy. Ca�kowicie r�ny od przerywanego szmeru odleg�ego ruchu ulicznego - ci�g�y syk...?
I tym razem nie m�g� sobie niczego wyobrazi�. W��aden spos�b!
Ogarn�� go niezrozumia�y l�k - przekonanie, �e co� jest cholernie nie tak. Nie zatrzymuj�c si� nawet, by zapali� �wiat�o w�przedpokoju, ruszy� ostro�nie w�stron� otwartych drzwi po prawej - by natychmiast zatrzyma� si� znowu i�popatrze� z�niedowierzaniem do �rodka.
W saloniku - albo raczej umeblowanej szafie nazywanej eufemistycznie salonem przez agenta, kt�ry sprzeda� im mieszkanie - sta� bardzo du�y i�niezwykle skuteczny piec gazowy. Liczy� chyba ze sto lat i�nie mieli serca si� go pozby�. Piec by� niew�tpliwie wiktoria�ski: kafelki w�kwiaty i��eliwne ozdoby otacza�y ogromne, koronkowe palniki gazowe, kt�re wydawa�y si� pasowa� bardziej do pieca, w�kt�rym wypala si� ceg�y. Zapalili go tylko raz i�od chwili przeprowadzenia tego eksperymentu nigdy nie zdecydowali si� zaryzykowa� i�uruchomi� go ponownie, cho�by w�najzimniejsze noce i�nawet na d�ugo po tym, jak odros�y im brwi. Zbli�enie si� na odleg�o�� r�ki do tej machiny piekielnej wi�za�o si� z�udarem cieplnym i�osmaleniem spodni.
A jednak teraz, chocia� noc by�a wzgl�dnie ciep�a, pogr��ony w�pomara�czowych cieniach piec jarzy� si� i�sycza�, rozkr�cony na ca�y regulator i�wyrzuca� z�siebie �ar, kt�ry ogrzewa� policzki Kyle�a niczym tropikalne s�o�ce.
Kto� go zapali�, a�upiorny upa� buchaj�cy z�pokoju �wiadczy�, �e zrobi� to dobrych kilka godzin temu. Ale kto? Przecie� nie David? Nie m�g� go rozpali�, a�potem zapomnie� o�nim i�wybra� si� do Battersea, gdy tymczasem licznik gazowy kr�ci� si� niczym szalony derwisz w�ta�cu, a�mieszkanie z�wdzi�czno�ci� przyj�o w�czasie tych kilku godzin wi�cej jednostek cieplnych, ni� otrzyma�o w�ci�gu kilku minionych lat.
A wi�c kto to zrobi�? A�zapewne jeszcze wa�niejszym pytaniem by�o po co? I�skoro ju� o�tym mowa, w�jaki spos�b ten �kto�� dosta� si� do mieszkania?
Kyle westchn�� zamy�lony, zakrztusi� si� gwa�townie i�zacz�� kaszle� i�w tej samej chwili lekki niepok�j przekszta�ci� si� w�ca�kowicie uzasadnion� panik�!
Po kilku rejsach na zbiornikowcach Kyle doskonale zacz�� zdawa� sobie spraw�, na czym polega alchemia potencjalnej katastrofy. Nauczy� si� tak�e, jak wyczuwa� niewidzialne zagro�enia ukryte w�transporcie �atwopalnych �adunk�w.
Z drugiej strony jednak, nauczy� si� te�, z�typowym dla marynarzy ze zbiornikowc�w spokojem ducha, akceptowa� fakt, �e chocia� w�pewnych sytuacjach wydobywaj�ce si� do atmosfery petrochemiczne opary mog� by� zab�jcze, to jednak warunki, w�jakich dochodzi do zap�onu s� do�� �ci�le okre�lone. Przy normalnej eksploatacji, do eksplozji mo�e doj�� wtedy, gdy powietrze zawiera od dw�ch do o�miu procent lotnych w�glowodor�w i�gdy w�pobli�u znajduje si� �r�d�o zap�onu. Nie by� jednak pewien, jakie st�enie gazu w�londy�skim powietrzu spe�nia naukowe warunki zaistnienia du�ego �bum�.
Nie przypuszcza� r�wnie�, �e ma zbyt wiele czasu na roztrz�sanie tego w�gruncie rzeczy technicznego problemu. U�wiadomi� sobie bowiem, �e ten cieplarniany zapach, kt�ry poczu� po wej�ciu do mieszkania, nie ma nic wsp�lnego z�ro�linami doniczkowymi, tylko z�miejsk� sieci� gazownicz�. Mieszanka powietrza i�gazu od dawna zbieraj�cego si� w�zamkni�tym pomieszczeniu, w�kt�rym pogr��ony w�rozwa�aniach, roztrwoni� ju� zbyt wiele czasu, jaki pozosta� mu na prze�ycie, szybko osi�ga stopie� koncentracji gro��cy rozp�taniem si� piek�a.
W ka�dej sekundzie spodziewa� si� eksplozji i�zdawa� sobie spraw�, �e st�enie gazu stworzy mieszank� tak wybuchow�, i� w�powietrze wyleci nie tylko jego mieszkanie, ale ca�y budynek numer 21 przy Ringtree Gardens oraz domy znajduj�ce si� po obu jego stronach.
Nie mia� czasu na bezmy�lne gapienie si� na otwarty p�omie� w�niewyt�umaczalny spos�b wydobywaj�cy si� z�ka�dego otworu nadaktywnego wiktoria�skiego urz�dzenia grzewczego, kt�re znajdowa�o si� od niego w�odleg�o�ci jednego, rozpaczliwego skoku.
Poza lekk� sk�onno�ci� do napinania ka�dego �ci�gna w�oczekiwaniu na nieuniknione rozcz�onkowanie, pierwsz� reakcja Kyle�a na my�l, �e mo�e to nast�pi� po nast�pnym, ekscentrycznym tikni�ciu starego zegara, by�o uczucie perwersyjnej satysfakcji. Potwierdzi�y si� jego najczarniejsze przypuszczenia. Tajemniczy przeciek gazu? Ogie� pozostawiony przez Davida w�chwili, gdy wychodzi�, by sta� si� ofiar� tragicznego wypadku?
Logika podpowiada�a mu, �e takie katastrofy nie zdarzaj� si� bez powodu. W�ka�dym razie, nie zdarzaj� si� zwyk�ym ludziom - takim nieskomplikowanym facetom jak oni dwaj. Tak samo jak nie traci si� �ycia w�nag�y i�niespodziewany spos�b, potykaj�c si� i�padaj�c przed poci�giem londy�skiego metra wje�d�aj�cym o�7.53 na stacj� Lancaster Gate!
O Jezuu! - zawy�a logika w�umy�le Kyle�a, gdy parali�uj�ce zrozumienie ust�pi�o wreszcie przed zmuszaj�cym do praktycznych dzia�a� przera�eniem. Kyle b�yskawicznie przebieg� przez pok�j i�zacz�� gor�czkowo szuka� po omacku ukrytego w�g��bokim cieniu antycznego kurka do gazu - mosi�nego, wy�lizguj�cego si� z�palc�w, zbyt ma�ego i�zbyt cholernie trudnego do znalezienia... jest! Obr�ci� go o�dziewi��dziesi�t stopni na pozycj� �Wy��. Zmusi� si�, by doczeka� do chwili, gdy roz�arzone do bia�o�ci cz�ci niech�tnie nabior� czerwonej barwy i�zaczn� przygasa� - i�dopiero wtedy znowu rzuci� si� w�stron� najbardziej prawdopodobnego �r�d�a �mierciono�nych opar�w.
Mia� racj�! Gdy tylko wybi� ramieniem drzwi do kuchni, nagromadzona w�niej mieszanina powietrza i�gazu run�a przez pr�g, odbieraj�c oddech oraz si�y i�otaczaj�c go sk��bion� chmur�. Jednocze�nie wysy�a�a wybuchowe macki i�szuka�a mo�liwo�ci detonacji w�ka�dym zakamarku korytarza i�za otwartymi na o�cie� drzwiami do saloniku.
Kyle zamieni� si� w�s�uch, tkwi�c w�p�mroku i�doskonale zdaj�c sobie spraw�, �e nawet poruszenie prze��cznikiem �wiat�a mo�e spowodowa� powstanie �uku elektrycznego, kt�ry wywo�a eksplozj� i�po�ar. Mimo to jednak zdo�a� dostrzec szeroko otwart�, ale ca�kowicie ciemn� paszcz� piekarnika. S�ycha� by�o d�wi�k, jakby ka�dy palnik ze wszystkich si� wypluwa� w�powietrze niewidzialne �wi�stwo. Ca�a kuchnia by�a w�niewyt�umaczalny spos�b - nie, cofnij s�owo �niewyt�umaczalny�! Mo�e motywy wci�� pozostawa�y niejasne, ale rzeczowe dowody tego, co si� sta�o, by�y a� nadto ewidentne. Kuchenka Davida McDonalda - kuchnia denata - zosta�a z�premedytacj� zmieniona w�bomb� zegarow�, kt�rej zapalnik ju� dzia�a�.
Kyle, dusz�c si� i�krztusz�c, si�gn�� po krzes�o kuchenne i�cisn�� nim w�szyb�, a�potem odwr�ci� si� gwa�townie, by wy��czy� gaz. Jego przera�enie zmieni�o si� w�g�uch� w�ciek�o��. Niepewno�� minionego, koszmarnego dnia - dr�cz�ca niepewno��, kt�ra sprawia�a, �e jego smutek by� tak trudny do zniesienia - zast�pi�o pos�pne przekonanie, �e oto mia� przed sob� mro��cy krew w��y�ach przyk�ad bezwzgl�dnej determinacji kogo�, kto spowodowa� �mier� jego najdro�szego przyjaciela.
By�o to jeszcze straszliwsze ni� brutalno��, z�jak� zlikwidowano Davida - zwa�ywszy, jak� rze� m�g� spowodowa� ten zbrodniczy zamach. O�ile pomi�dzy Davidem a�jego zab�jc� - albo zab�jcami - musia�a istnie� jaka�, cho�by nie wiadomo jak s�aba, wi�, ci, kt�rzy byli obiektem tych ostatnich dzia�a� byli ca�kowicie niewinnymi lud�mi. Dziesi��, a�mo�e dwadzie�cia rodzin mieszka�o na tyle blisko, �e z�pewno�ci� wielu ich cz�onk�w zgin�oby, albo zosta�o straszliwie okaleczonych, gdyby drzwi nie na�ladowa�y dziwacznego zachowania zegar�w, o��wk�w i�innych nieo�ywionych przedmiot�w i�- dzi�ki silnemu wiatrowi wdzieraj�cemu si� do kuchni przez mn�stwo powoduj�cych przeci�gi szczelin - nie zatrzasn�y si� samoistnie i�nie powstrzyma�y rozprzestrzeniania si� zab�jczych wyziew�w z�piecyka.
Kyle by� wstrz��ni�ty, ale przynajmniej otrz�sn�� si� ze zoboj�tnia�ej na wszystko apatii. W�chwili, gdy jego puls bi� ju� tylko dwukrotnie szybciej ni� normalnie, zacz�� nawet my�le� pozytywnie.
Sprawca, lub sprawcy, za drugim razem nie mieli szcz�cia. �wiadomo��, �e on... ona... oni, nie s� wcale wszechmocni i�nie musz� by� wcale bardziej niezniszczalni ni� on sam, przynios�a mu nawet niewielk� pociech�.
Najwyra�niej nikt w�s�siednich budynkach nie us�ysza� d�wi�ku rozbijanego szk�a ani st�umionych przez chusteczk� do nosa przekle�stw, rzucanych przez Kyle�a, gdy pr�bowa� otworzy� pozosta�e okna. A�mo�e s�ysza�, tylko przezornie postanowi� nie wtyka� nosa w�nie swoje sprawy.
Nieco rozgoryczony faktem, �e nie okrzyczano go zbawc�, uzna� ponuro, �e nawet gdyby ten cholerny dom wylecia� w�powietrze, mieszka�cy Ringtree Gardens uparcie nie daliby sobie przerwa� nocnego snu.
Po prostu spaliby nieco d�u�ej ni� zamierzali. To wszystko!
D�ugo siedzia� na zewn�trz, na wy�o�onej kamiennymi p�ytkami i�przyjemnie zimnej pod�odze podestu pierwszego pi�tra, z�kolanami pod brod� i�plecami opartymi o��cian�. Czeka�, a� gaz si� ulotni, i�jakby pragn�c podsyci� nerwow� frustracj�, zmaga� si� nie z�dotychczasowymi zagadkami, lecz z�nast�pn� �amig��wk�.
Dlaczego, na lito�� bosk�? - zastanawia� si� ponuro