5052
Szczegóły |
Tytuł |
5052 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5052 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5052 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5052 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ludwik Jerzy Kern
Karampuk
Ka�dy si� gdzie� rodzi.
Konie na przyk�ad rodz� si� przewa�nie w�stajni, krowy w�oborze, prosiaki w�chlewiku, a�wiewi�rki w�dziupli. Rekiny przychodz� na �wiat w�morzu, lwy w�afryka�skich zaro�lach, tygrysy w�d�ungli lub tajdze, a��aby w�ka�u�y. Or�y rodz� si� w�gniazdach w�r�d niedost�pnych g�rskich szczyt�w, krokodyle nad brzegami wielkich tropikalnych rzek, foki gdzie� tam prawie pod biegunem, a�kolorowe wa�ki na podmok�ej ��ce w�s�oneczny dzie�.
Natomiast Karampuk urodzi� si� w�cylindrze.
My�licie pewnie, �e to jaka� omy�ka, co? Nic podobnego. Karampuk naprawd� przyszed� na �wiat w�cylindrze. By� to czarny, wytworny cylinder pewnego s�awnego na ca�� kul� ziemsk� magika.
Zdarzenie to by�o na tyle niezwyk�e, �e pozwol� sobie kilka s��w o�nim opowiedzie�.
Ot� magik �w, kt�rego pe�ne nazwisko brzmia�o Miguel Campinello de la Vare Zapassas, je�dzi� po ca�ym naszym globie, z�kraju do kraju i�z miasta do miasta, i�wsz�dzie wzbudza� podziw publiczno�ci swymi nieprawdopodobnymi wr�cz popisami magicznymi. Repertuar mia� osza�amiaj�cy. Mo�na by d�ugo wymienia� jego popisowe numery, kt�rych zazdro�cili mu inni magicy, ale zabra�oby to nam zbyt wiele czasu i�op�ni�o tylko moj� opowie�� o�niezwyk�ych narodzinach Karampuka. Do��, �e w�r�d wielu b�yskotliwych punkt�w jego magicznego programu najb�yskotliwszy chyba by� numer z��ywym kr�likiem, kt�ry to numer mistrz Miguel Campinello de la Vare Zapassas zostawia� zawsze na zako�czenie wyst�pu.
Numer ten polega� na tym, �e mistrz zdejmowa� z�g�owy sw�j czarny, wytworny cylinder, pokazywa� go d�ugo publiczno�ci, tak �eby wszyscy mogli zajrze� do �rodka i�zobaczy�, �e jest wewn�trz absolutnie pusty, a�potem przykrywa� go magiczn� chusteczk� i�robi� nad nim kilka tajemniczych znak�w r�k�. Nast�pnie b�yskawicznym ruchem usuwa� chustk� i�z cylindra wyskakiwa� �ywy kr�lik. Na widowni rozlega� si� wtedy za ka�dym razem huragan braw, a�mistrz Miguel, zadowolony z�udanego tricku, k�ania� si� publiczno�ci nisko w�pas.
Trwa�o tak przez wiele lat, a� wreszcie pewnego wieczoru, kiedy ju� zdj�� z�g�owy sw�j cylinder i�zacz�� go pokazywa� widzom na dow�d, �e nic w�nim nie ma, Miguel Campinello de la Vare Zapassas u�wiadomi� sobie nagle z�przera�eniem, �e zapomnia� przed wyst�pem wsadzi� do cylindra (kt�ry oczywi�cie mia� podw�jne denko) swego poczciwego tresowanego kr�lika. Tym razem cylinder jego by� naprawd� pusty.
Mo�ecie sobie wyobrazi� jego samopoczucie w�tym momencie. Sytuacja by�a rozpaczliwa. Wiele os�b na widowni by�o kt�ry� ju� tam raz z�rz�du na jego wyst�pie. Ci wszyscy ludzie wiedzieli, co ma by� dalej. Nie by�o sposobu wycofania si�. Musia� zachowywa� si� tak, jak zachowywa� si� na poprzednich wyst�pach. Ale na poprzednich wyst�pach mia� w�cylindrze, pomi�dzy dwoma denkami, �ywego kr�lika, kt�rego w�odpowiednim momencie, po zdj�ciu chustki, wypuszcza� na wolno��. Teraz tego kr�lika nie by�o. Po prostu zapomnia� go przed wyst�pem wsadzi� do cylindra. Jak mo�na by�o zrobi� co� takiego! Jak mo�na by�o pozwoli� sobie na takie niedopatrzenie! Ca�a jego s�awa, s�awa jednego z�najwybitniejszych magik�w naszych czas�w, pry�nie za chwil� jak ba�ka mydlana. Co gorsze, o�mieszy si� i�skompromituje. Ludzie przestan� przychodzi� na jego wyst�py, bo co wart jest magik, kt�ry w�odpowiednim momencie nie potrafi wyczarowa� z�cylindra kr�lika?
Wszystkie te czarne my�li przelecia�y mu przez m�zg dos�ownie w�u�amku sekundy. Nie by�o wyj�cia, musia� post�powa� dalej tak, jakby ten kr�lik znajdowa� si� wewn�trz cylindra. Trudno � co b�dzie, to b�dzie.
Nakry� cylinder chustk� i�chwiej�c si� z�rozpaczy na nogach zacz�� wyczynia� swoje hokus-pokus, wiedz�c z�g�ry, �e i�tak nie ma to najmniejszego znaczenia. Bardziej z�przyzwyczajenia robi� to ni� z�przekonania. W�ko�cu, odwr�ciwszy g�ow� w�bok, �eby nie widzie� w�asnej kl�ski, zdesperowanym ruchem szarpn�� chustk� i�czeka� na gwizdy zawiedzionej publiczno�ci.
Tymczasem ku jego zdumieniu zamiast oczekiwanych gwizd�w rozleg�y si� niesamowite owacje. Publiczno�� oszala�a. Ca�a sala krzycza�a:
�Brawo! Brawo!�
�Biiiis!�
�Niech �yje Zapassas!� � i�tak dalej, i�tak dalej.
Nie chcia� wierzy� swoim uszom. Oczy mia� zamkni�te, bo zamkn�� je jeszcze przed szarpni�ciem tej nieszcz�snej chustki, i�teraz dopiero zacz�� je powolutku otwiera�, �eby sprawdzi�, czy czasem nie �ni. Istotnie, nie �ni�. Sala wiwatowa�a na jego cze�� jak jeszcze nigdy. �Co im si� sta�o? � pomy�la�. � Zwariowali chyba. Kr�lika nie ma, a�oni bij� brawo. Przedziwna jaka� historia�.
I nagle wzrok Miguela Campinello de la Vare Zapassas pad� na cylinder. W�cylindrze, wyobra�cie sobie, siedzia� kr�lik. Ale jaki kr�lik! Przynajmniej trzy albo cztery razy wi�kszy od tego, kt�rego zwykle u�ywa� do tej sztuczki. Kr�lik cudo, kr�lik marzenie, kr�lik, jakiego nigdy przedtem nie zdarzy�o mu si� widzie�.
Bez najmniejszego wysi�ku wyskoczy� ten zdumiewaj�cy kr�lik z�cylindra mistrza Miguela i�siad� sobie na fotelu, kt�ry sta� obok stolika z�jego magicznymi przyrz�dami. Stamt�d przygl�da� mu si� swymi filuternymi oczkami i�na zmian� kiwa� raz jednym, a�raz drugim uchem.
To by� w�a�nie Karampuk.
Natychmiast po wyst�pie mistrz Zapassas chy�kiem przemkn�� si� do swej garderoby i�szybko zatrzasn�� za sob� drzwi.
Nie chcia� nikogo widzie�. Przez kilka chocia�by minut pragn�� by� zupe�nie sam. Musia� przyj�� do siebie po tym wszystkim, co si� zdarzy�o.
Przez zamkni�te drzwi dobiega� do jego uszu daleki odg�os jeszcze niemilkn�cych oklask�w, ale Zapassas wola� o�nich nie my�le�. By� ca�y mokry. Uczucie przera�enia nie opuszcza�o go nawet teraz. Przechodzi�y go dreszcze, ile razy wyobrazi� sobie, co by si� sta�o, gdyby nie przyszed� mu z�pomoc� ten jaki� nieprawdopodobny kr�lik, kt�ry nie wiadomo sk�d si� wzi��.
Jego tresowany kr�lik bowiem, ten, kt�rego dzie� po dniu u�ywa� do swych magicznych sztuczek, siedzia� sobie jakby nigdy nic w�niewielkiej klatce i�zajada� si� pomara�czow� marchewk�.
� Fujara z�ciebie � powiedzia� mistrz Miguel zdejmuj�c frak i�wieszaj�c go na wieszaku. � Gdyby� by� troch� inteligentniejszy, sam by� pami�ta� o�tym, �e przed wyst�pem trzeba wskoczy� do cylindra i�schowa� si� za podw�jnym denkiem.
Te s�owa jednak nie zrobi�y na kr�liku najmniejszego wra�enia. Dalej gryz� swoj� marchewk� nie zwracaj�c najmniejszej uwagi na mistrza czarnej magii, z�kt�rym wsp�pracowa�, jakby nie by�o, od �adnych paru lat.
� Nic nie rozumiesz � m�wi� dalej mistrz Miguel. � Chocia�, prawd� m�wi�c, to by�a wy��cznie moja wina. �mieszne by by�o zreszt�, gdybym ca�� moj� wielk� magiczn� s�aw� mia� powierza� inteligencji takiego nierozgarni�te-go stworzenia jak kr�lik...
W tym momencie do drzwi garderoby mistrza Miguela Campinello de la Vare Zapassas co� delikatnie zaskroba�o.
� Kto tam? � zapyta� zaniepokojony mistrz.
� Ja � us�ysza� w�odpowiedzi niezbyt pot�ny g�osik, kt�rego brzmienie by�o mu najzupe�niej obce.
� Co za ja? � zdenerwowa� si� mistrz. � Ja � mo�e powiedzie� ka�dy.
� Ale to jestem ja, kr�lik, ten, co si� urodzi� niedawno w�pa�skim cylindrze. Niech pan mnie wpu�ci.
Mistrz Miguel, przyzwyczajony do najrozmaitszych cud�w, stan�� po�rodku garderoby jak wryty. Nie wiedzia�, co ma robi�.
� Niech pan mnie wpu�ci � dopomina� si� g�osik za drzwiami. � Chyba pan si� mnie nie boi?
Nie by�o wyj�cia.
Mistrz Miguel podszed� do drzwi i�szeroko je otworzy�. Hyc, hyc, hyc � do garderoby wskoczy� kr�lik, ten sam, kt�ry dopiero co uratowa� jego reputacj�.
� Pozwoli pan, �e usi�d� � powiedzia� kr�lik, rozgl�daj�c si� po garderobie. � Bardzo tu u�pana �adnie. Ciesz� si�, �e to pan jest moim ojcem.
� Jakim zn�w ojcem? � oburzy� si� mistrz Miguel. � Ja jestem cz�owiekiem, a�cz�owiek nie mo�e by� ojcem kr�lika.
� W�ko�cu dzi�ki panu przyszed�em na �wiat.
� Nic mi o�tym nie wiadomo � zaprotestowa� mistrz Miguel.
� Przecie� to pan swoimi zakl�ciami i�magicznymi formu�ami powo�a� mnie do �ycia. Pa�ski czarny, wytworny cylinder sta� si� moj� ko�ysk�.
� Nie nale�y wierzy� w�takie rzeczy � zacz�� ogl�dnie mistrz Miguel. � Trzeba sobie zda� spraw�, prawda, �e czarna magia polega w�gruncie rzeczy na zr�czno�ci, prawda, a�nie na �adnych nadprzyrodzonych zjawiskach. To jest zestaw pewnych, prawda, trick�w, sposob�w, chwyt�w, umiej�tno�ci zagadywania publiczno�ci i�tak dalej... Nie mog� teraz wyjawia� szczeg�owo wszystkich tajemnic naszego, nie�atwego zreszt�, zawodu.
� A�jednak moja w�asna osoba i�tej osoby tu obecno�� � powiedzia� kr�lik rozsiadaj�c si� wygodnie na krze�le � �wiadcz� o�czym� wr�cz przeciwnym.
� O�czym mianowicie? � zainteresowa� si� mistrz Miguel.
� O�tym mianowicie, �e w�pa�skim zawodzie zdarzaj� si� jednak cuda. Bardzo pana prosz�, niech pan mi nie robi przykro�ci, mam na �wiecie tylko pana jednego.
� Jak to: tylko mnie? � zapyta� z�odrobin� przera�enia w�g�osie mistrz Miguel. � Przecie� kr�liki, o�ile mi wiadomo, maj� na og� bardzo liczne rodziny.
� Ale nie ja � o�wiadczy� przybysz. � Mo�e takie kr�liki jak ten, kt�rego pan tam trzyma w�klatce...
� To jeden z�moich sta�ych wsp�pracownik�w � powiedzia� mistrz Miguel.
� No wi�c mo�e takie zwyk�e kr�liki, jak ten pa�ski wsp�pracownik, maj� liczne rodziny, ale zapewniam pana, �e ja jej nie posiadam. Zreszt� pan sam powinien najlepiej o�tym wiedzie�.
� A�niby dlaczego?
� A�dlatego, �e to pan mnie powo�a� do �ycia. Czy w�momencie mego urodzenia znajdowa�y si� w�pa�skim cylindrze pr�cz mnie jeszcze jakie� inne kr�liki, kt�re by mog�y uchodzi� za moich braci ewentualnie siostry?
� Tego bym nie m�g� powiedzie� � o�wiadczy� mistrz Miguel. � Prawd� m�wi�c, zauwa�y�em tylko ciebie.
� A�widzi pan! � zawo�a� triumfalnie kr�lik, kiwaj�c na zmian� uszami z�wielkiego zadowolenia. � To znaczy, �e nie mam ani si�str, ani braci. Kr�liczego ojca i�kr�liczej matki nie mam tak�e...
� Kiedy to niemo�liwe! � zaprotestowa� mistrz Zapassas. � Ka�dy musi mie� ojca i�matk�. Wiele tysi�cy lat do�wiadczenia m�wi nam o�tym.
� Ale ja nie mam, i�koniec. Pan jest moim ojcem i�matk�.
� Matk� te�? � zaj�cza� zrozpaczony magik. � Wystarczy, �e b�d� tylko ojcem...
� Nic podobnego � zawo�a� kr�lik. � Pan b�dzie r�wnie� moj� matk�. Trzeba ponosi� konsekwencje swoich nieopatrznych magicznych post�pk�w. Sam pan zreszt� powiedzia�, �e ka�dy musi mie� matk�, dlaczego wi�c ja mia�bym by� jedynym na �wiecie wyj�tkiem... Bez braci i�bez si�str mog� si� obej��, ale bez ojca i�bez matki, nie! Ostatecznie, powinien pan czu� wobec mnie jakie� zobowi�zanie. Pomog�em panu przecie� w�dosy� tragicznym momencie pa�skiego �ycia.
� Masz racj� � przy�wiadczy� potulnie mistrz Miguel.
� W�zwi�zku z�czym b�dzie si� pan musia� mn� zaopiekowa�. Z�g�ry jednak zaznaczam, �e ta opieka nie mo�e polega� na wsadzeniu mnie na przyk�ad do tej klatki, w�kt�rej przebywa ju� pa�ski sta�y wsp�pracownik, obgryzaj�cy tak zapami�tale t� pomara�czow� marchewk�. Nie jestem zwyk�ym kr�likiem. Sam pan widzi, �e ju� w�tej chwili jestem kilka razy wi�kszy od tego pa�skiego sta�ego wsp�pracownika, a�b�d� jeszcze wi�kszy.
� To znaczy jaki? � zainteresowa� si� mistrz Miguel.
� To znaczy taki jak pan. Jestem przecie� pa�skim synem. I�to podw�jnym synem. Raz jako ojca, a�raz jako matki. A�wiadomo, �e dzieci wradzaj� si� przewa�nie w�swoich rodzic�w i�s� do nich zazwyczaj bardzo podobne.
� W�tym przypadku jednak o�podobie�stwie chyba nie mo�e by� mowy � zauwa�y� ironicznie mistrz Zapassas.
� Niech pan si� nie u�miecha, m�j ty tatomamo, albo, moja ty mamotato, jak pan woli? Wiele rzeczy jeszcze ulegnie zmianie. Na razie podobie�stwo, istotnie, jest minimalne, ale z�biegiem czasu wszystko si� zmieni.
Mistrz Zapassas mia� ogromn� ochot� chwyci� tego bezczelnego kr�lika za uszy i�wyrzuci� po prostu ze swojej garderoby, ale sumienie nie pozwala�o mu tego uczyni�. B�d� co b�d� ten zdumiewaj�cy kr�lik przyszed� mu z�pomoc� w�bardzo nieprzyjemnym momencie, to by� fakt nie ulegaj�cy najmniejszej w�tpliwo�ci. A�mo�e rzeczywi�cie on sam, Miguel Campinello de la Vare Zapassas, jest a� tak wielkim magikiem, �e potrafi wyczarowa� z�cylindra kr�lika, kt�rego tam nie ma? Mo�e tylko do tej pory nie wiedzia� o�tych swoich wielkich mo�liwo�ciach? Nie wiedzia� dlatego, �e nigdy nie pr�bowa�. Zawsze wola� na wszelki wypadek mie� schowanego w�czelu�ciach cylindra prawdziwego, tresowanego kr�lika. Teraz, wobec sytuacji, jaka zaistnia�a, b�dzie musia� jeszcze raz spr�bowa� tej sztuczki bez kr�lika, �eby si� przekona�, czy wyjdzie, czy nie... Na razie jednak lepiej z�tym dziwacznym kr�likiem �y� w�zgodzie. Jak mu si�, nie daj Bo�e, cz�owiek narazi, to jeszcze got�w mnie zdemaskowa�, mnie i�ca�� moj� czarn� magi�.
� Dobrze � powiedzia� zwracaj�c si� do siedz�cego na krze�le kr�lika � przyrzekam ci, �e nie wsadz� ci� do klatki. Zabior� ci� dzisiaj do siebie do domu, a�potem jako� to si� wszystko u�o�y. Powiedz mi tylko, jak ty masz na imi�?
� Wyb�r imienia to jest na og� sprawa rodzic�w � powiedzia� kr�lik strzelaj�c szelmowsko swoimi czerwonawymi oczkami.
� Prawda, zupe�nie o�tym zapomnia�em � mrukn�� mistrz Miguel. � A�ty sam nie masz jakiego� pomys�u na imi� dla siebie?
� Nie mam zielonego poj�cia o�tych sprawach � o�wiadczy� kr�lik. � Nie mam rodziny, wi�c nie znam si� na imionach. Normalnie dostaje si� imi� po dziadku albo po wujku, albo po jakim� tam kuzynie bli�szym czy dalszym.
� S�usznie � przytakn�� mistrz Miguel. � Wobec tego ja ci co� wymy�l�. Mam! B�dziesz si� nazywa� Karampuk.
� Co to za imi�?
� To imi� pewnego psa, kt�ry �y� bardzo, bardzo dawno temu...
� Wola�bym, �eby to by�o imi� jakiego� s�awnego kr�lika, kt�ry �y� przed wiekami i�ws�awi� si� jakimi� wiekopomnymi czynami.
� Kiedy ten ca�y Karampuk jest bardzo dobrze notowany w�kr�liczych kronikach.
� A�co on takiego zrobi�? � spyta� zaintrygowany kr�lik.
� W�przeciwie�stwie do innych ps�w, uwielbia� kr�liki i�nigdy nie robi� im nie tylko najmniejszej krzywdy, ale nawet najmniejszej przykro�ci.
� Zgoda � zawo�a� kr�lik. � Zgadzam si�, niech ja mam na imi� Karampuk. To b�dzie bardzo �adnie brzmia�o: Karampuk Campinello de la Vare Zapassas, prawda?
� Chcesz u�ywa� mego pe�nego nazwiska? � z�dr�eniem w�g�osie zapyta� mistrz Miguel.
� A�niby dlaczego mia�bym go nie u�ywa�? Przecie� mamy bardzo �adne rodowe nazwisko, nie ma si� czego wstydzi�.
� O�rety! � wrzasn�� mistrz Miguel Campinello de la Vare Zapassas i�z�apa� si� obiema r�kami za g�ow�. � A�tom sobie narobi� czarno-magicznego bigosu!
Szykuj�c si� do opuszczenia garderoby mistrz Miguel spostrzeg� nagle z�przera�eniem, �e Karampuk jest ju� o�wiele wi�kszy ni� by� w�momencie, kiedy to nieopatrznie otworzy� mu drzwi. By� ju� prawie tak du�y jak pies bernardyn. R�wnie� jego kr�licze uszy by�y odpowiednio du�e. Zepsu�o to do reszty humor magikowi.
� S�uchaj � powiedzia� � ty ci�gle ro�niesz...
� W�przyrodzie chyba wszystko ci�gle ro�nie � zauwa�y� Karampuk. � Dlaczego wi�c ja mia�bym nie rosn��?
� A�ro�nij sobie, ro�nij � zawo�a� mistrz Miguel � ale nie w�takim tempie!
� Czy to panu przeszkadza?
� A�wyobra� sobie, �e przeszkadza. Chc� ci� zabra� do swego domu...
� Czy�by dom pa�ski by� tak ma�y, �e obawia si� pan, i� si� w�nim nie zmieszcz�? � za�artowa� Karampuk.
� Nie o�to chodzi � powiedzia� mistrz Miguel. � Ma�ego kr�lika mog� zanie�� do domu, a�z takim jak ty, to...
� Ja sam p�jd�! � przerwa� mu Karampuk. � Nie musi mnie pan wcale nosi�.
� Oszala�e�! � zawo�a� Zapassas. � Przecie� nie b�d� szed� ulic� z�takim dziwad�em jak ty. Si�gasz mi prawie do pasa. Wyobra�asz sobie, jak by�my na ulicy wygl�dali?
� Bardzo �adnie � zauwa�y� Karampuk. � Ale je�li nie ma pan ochoty chodzi� po mie�cie z�takim mn�, jakim jestem w�tej chwili, to niech pan troch� jeszcze poczeka.
� Niby na co mam czeka�?
� Na moje podro�niecie. To nie potrwa d�ugo. Za p� godziny b�d� taki wysoki jak pan.
� Przepi�kna perspektywa � mrukn�� do siebie mistrz Miguel.
� Wtedy nie b�dzie tej dysproporcji wzrostu, kt�ra pana tak niepokoi � powiedzia� uprzedzaj�co grzecznym tonem Karampuk. � Przypuszczam, �e nikt z�przechodni�w nie zwr�ci nawet na nas uwagi.
� To ci si� tylko tak zdaje. Zapominasz o�swoich uszach i�o swoim niecodziennym sposobie poruszania si�.
� Uszy mo�na schowa� � zauwa�y� Karampuk. � W�o�� sobie na g�ow� moj� ko�ysk�, czyli ten pa�ski czarny magiczny cylinder, w�kt�rym przyszed�em na �wiat, a�co do mojego sposobu chodzenia, to te� na to znajdzie si� rada.
� Ciekaw jestem jaka? Przecie� ty nie chodzisz, a�najzwyczajniej kicasz.
� A�c� to takiego jest kicanie? � zapyta� filozoficznie Karampuk. � Kicanie jest to pewna odmiana podskok�w, podskoki za� s� jednym z�element�w ta�ca. Czy ty, matkoojcze, potrafisz ta�czy�?
Na wzmiank� o�tym matkoojcostwie w�mistrzu Zapassasie a� zagotowa�o si�, ale opanowa� swoje nerwy i�najbardziej spokojnym g�osem, na jaki m�g� si� zdoby�, odpowiedzia�:
� Powiedzmy, �e potrafi� ta�czy�, to co z�tego?
� A�to wtedy we�miemy si� za r�czki i�b�dziemy szli ulic� podskakuj�c, tak jakby�my ta�czyli. Przy zastosowaniu tej metody moje kicanie powinno by� absolutnie niezauwa�alne.
� Mam w�podrygach chodzi� po mie�cie? � zaj�cza� mistrz Miguel.
� A�c� w�tym z�ego? Osoby szcz�liwe, osoby, kt�rym si� co� uda�o albo kt�re s� z�czego� wyj�tkowo zadowolone, bardzo cz�sto chodz� po mie�cie podryguj�c z�rado�ci, chyba to zauwa�y�e�?
� Nooo, owszem � przytakn�� magik. � Takie rzeczy si� zdarzaj� rzeczy wi�cie/Ale co innego podskoczy� sobie raz tam na jaki� czas, a�co innego podskakiwa� bez przerwy...
� Tym si� zupe�nie nie martw. Wszyscy b�d� przekonani, �e jeste� bez przerwy szcz�liwy. Kto wie, mo�e wkr�tce wszyscy zaczn� na�ladowa� ten nasz spos�b chodzenia, �eby pokazywa� innym, jak bardzo s� szcz�liwi i�zadowoleni.
Tak jak przepowiedzia�, po up�ywie p� godziny Karampuk zr�wna� si� mniej wi�cej wzrostem z�mistrzem Miguelem. Kiedy to nast�pi�o, Karampuk zawo�a�:
� Szybko, szybko, ojczematko, k�ad� mi na g�ow� tw�j magiczny cylinder. Je�li tego nie zrobisz, b�d� r�s� w�dalszym ci�gu. Tylko tw�j magiczny cylinder mo�e przerwa� ten przepi�kny zreszt� i�godzien najwy�szego podziwu proces ro�ni�cia.
Mistrz Miguel Campinello de la Vare Zapassas natychmiast wsadzi� Karampukowi na g�ow� cylinder i�Karampuk od razu przesta� rosn��.
� �adnie si� teraz urz�dzi�em � powiedzia� przygn�bionym g�osem mistrz Miguel. � W�czym ja od jutra b�d� wyst�powa�? Z�czego b�d� wyci�ga� kr�lika?
� B�dziesz wyst�powa� w�cylindrze, tak jak do tej pory � zapewni� go Karampuk.
� Wtedy b�d� go musia� zdj�� z�twojej g�owy, a�jak go zdejm�, to zn�w zaczniesz rosn�� i�do czego to w�ko�cu doprowadzi, zastan�w si� tylko?
� Nie r�b paniki! � zawo�a� Karampuk. � Proces ro�ni�cia jest ju� zahamowany. Wystarczy�o na to w�zupe�no�ci jedno w�o�enie cylindra. Nawet je�li go teraz zdejm�, nie urosn� ju� ani o�centymetr.
� O�jak to dobrze! � krzykn�� ucieszony magik.
� Ale w�tej chwili jeszcze ci go nie oddam. Musz� przecie� jako� schowa� swoje uszy, kt�re tak bardzo ci si� nie podobaj�, jutro za� p�jdziemy do cylindziarza...
� Do kogo?
� No, do takiego, co robi cylindry...
� Taki, co robi cylindry, nazywa si� kapelusznik � zauwa�y� mistrz Miguel.
� Kapelusznik to robi kapelusze � zaoponowa� Karampuk. � A�cylindry robi cylindziarz.
� Mam pewne do�wiadczenie w�tych sprawach, mo�esz mi wierzy�. Niejeden cylinder w��yciu zamawia�em i�zawsze robi�em to u�kapelusznika. U�specjalnego kapelusznika, je�li chcesz wiedzie�, zwyczajni bowiem kapelusznicy nie potrafi� zrobi� cylindra z�podw�jnym denkiem.
� W�porz�dku � zgodzi� si� Karampuk. � Niech ci b�dzie. P�jdziemy wobec tego jutro do kapelusznika, ale do zwyczajnego kapelusznika, bo ja przecie� nie potrzebuj� cylindra z�podw�jnym denkiem. Wprost przeciwnie, cylinder bez tego podw�jnego denka b�dzie dla mnie o�wiele wygodniejszy. Nawet mo�e nie tyle dla mnie, ile dla moich uszu, kt�re dzi�ki temu b�d� mia�y w�cylindrze o�wiele wi�cej miejsca. Bo w�tym, co go teraz mam na g�owie, to im jednak dosy� ciasno. No, to mo�emy i��...
� Chwileczk� � powiedzia� Zapassas � musisz przecie� co� w�o�y� na siebie.
� Nie widz� potrzeby � odpar� Karampuk. � Na dworze jest bardzo ciep�o, mog� i�� tak, jak stoj�.
� Ale nie ze mn�. �eby i�� ze mn�, musisz w�o�y� na siebie m�j p�aszcz.
� Bo�e, jak ty mnie dr�czysz. Wszystko mi jedno zreszt�, dawaj ten p�aszcz...
W p�aszczu i�w cylindrze na g�owie Karampuk wygl�da� nadzwyczaj wytwornie. W�niczym nie przypomina� ma�ego kr�lika, kt�ry przed niedawnym czasem urodzi� si� w�tym samym cylindrze, kt�ry teraz zdobi� szczyt jego g�owy, ukrywaj�c jednocze�nie przed niedyskretnymi ludzkimi spojrzeniami par� wyj�tkowo pot�nych kr�liczych uszu.
P�aszcz mistrza Miguela le�a� na nim doskonale, obaj bowiem byli obecnie tego samego wzrostu. Pod rondem cylindra b�yszcza�y szelmowsko jego wielkie, nieco czerwonawe oczy, a�d�ugie anteny w�s�w stercza�y w�lewo i�w prawo. Te w�sy wygl�da�y podejrzanie.
� Trzeba b�dzie je przyci�� � powiedzia� stanowczym g�osem mistrz Miguel.
� Przenigdy! � zaprotestowa� Karampuk. � Z�przyci�tymi w�sami b�d� wygl�da� niepowa�nie.
� To raczej z�takimi, jakie masz teraz, wygl�dasz niepowa�nie � o�wiadczy� na to mistrz Miguel.
� A�niby dlaczego? � zaperzy� si� Karampuk.
� A�dlatego � odpar� magik � �e s� za rzadkie.
� Za rzadkie? � zdumia� si� Karampuk. � Moje w�sy s� za rzadkie! No, wiecie, pa�stwo, nie spodziewa�em si�, �e taka zniewaga spotka kiedykolwiek moje w�sy.
� To nie jest �adna zniewaga, tylko stwierdzenie faktu.
� A�wi�c jak wed�ug ciebie powinny wygl�da� w�sy, �eby mo�na o�nich powiedzie�, �e s� powa�ne?
� Powa�ne w�sy powinny by� g�ste � powiedzia� z�ca�ym spokojem Zapassas. � Natomiast twoje w�sy to rzadzizna. Tu w�osek, tam w�osek, naprawd� bardzo niepowa�nie to wygl�da.
Karampuk spojrza� w�lustro. Kto wie, czy mistrz nie ma racji? Rzeczywi�cie teraz, kiedy by� w�p�aszczu i�cylindrze, te jego w�sy wygl�da�y istotnie nie najlepiej.
� Czy my�lisz, �e z�g�stymi w�sami by�oby mi bardziej do twarzy? � zapyta� w�ko�cu.
� Niew�tpliwie � odpar� magik.
� A�co trzeba robi�, �eby mie� g�ste w�sy?
� Trzeba je odpowiednio piel�gnowa�. Szczotkowa�, czesa�, szczypa�, a�nawet u�ywa� specjalnej ma�ci na porost w�s�w.
� To jest taka ma��? � zainteresowa� si� Karampuk.
� Je�li jest ma�� na porost w�os�w, to dlaczego nie mia�oby by� ma�ci na porost w�s�w?
� Koniecznie musz� zdoby� tubk� takiej ma�ci � zakomunikowa� Karampuk.
� O, to nie jest takie proste, jakby si� mog�o zdawa� � powiedzia� mistrz Miguel. � Ma�� na porost w�s�w jest nies�ychanie trudno zdoby�. Sprzedaje siej� tylko na imienne zlecenie...
� Po co to robi� takie korowody? � mrukn�� Karampuk.
� To jest niezb�dne � zareplikowa� magik. � Ma�� na porost w�s�w jest �rodkiem niemal tak niebezpiecznym jak dynamit i�dlatego musz� by� zachowane szczeg�lne �rodki ostro�no�ci.
� Co te� ty opowiadasz? � zdumia� si� Karampuk. � Jak�e� ma�� na porost w�s�w mo�e by� r�wnie niebezpieczna jak dynamit? Dynamit to jest dynamit, wiadomo, mo�e wybuchn�� i�gotowe nieszcz�cie. A�jakie nieszcz�cie mo�e grozi� ze strony niewinnej ma�ci na porost w�s�w?
� Niewinnej? � wrzasn�� mistrz Miguel. � �adnie mi niewinna! A�wiesz, co mo�e si� sta� po dostaniu si� jej w�niepowo�ane r�ce?!
Karampuk z�mistrzem Miguelem, trzymaj�c si� za r�ce, wyszli wreszcie w�podskokach na ulic�. Sprawiali wra�enie rozbawionych przyjaci�, kt�rzy wracaj� z�jakiego� bardzo udanego przyj�cia. By�o p�no i�po ulicach spacerowa�o niewiele os�b.
�Ca�e szcz�cie � my�la� sobie mistrz Miguel � �e jest ciemno i��e nie wida�, jak si� wyg�upiam. Strach pomy�le�, co by to by�o, gdybym tak musia� podskakiwa� w��wietle dziennym...�
�Co za pech � my�la� sobie w�tym czasie Karampuk � �e akurat jest noc i��e tak ma�o ludzi widzi m�j spacer z�najs�ynniejszym magikiem �wiata, kt�ry jednocze�nie jest moimi rodzicami. Ubrany jestem w��liczny p�aszcz, a�na g�owie mam jego magiczny cylinder. Naprawd� szkoda, �e na ulicach jest tak ma�o ludzi...�
Ludzie zreszt� nie bardzo zwracali uwag� na t� dziwn� par�. O�tej porze na ulicach miast dziej� si� najrozmaitsze rzeczy i�widok dw�ch weso�ych, wracaj�cych do domu przyjaci� nie jest niczym nadzwyczajnym. �e szli podskakuj�c sobie co chwila? C�, rado�� mo�e si� objawia� w�r�ny spos�b. Jeden sobie pod�piewuje, a�inny zn�w mo�e sobie podskakiwa�. Wolno mu, byle robi� to kulturalnie i�nie zak��ca� innym wieczornego spokoju.
Od czasu do czasu tylko kto� si� za nimi ogl�da� i�kiwaj�c z�pob�a�aniem g�ow�, m�wi�:
� Jak to mi�o patrze� na ludzi, kt�rym jest dobrze. Magikowi jednak za dobrze nie by�o. Poniewa� nie by� przyzwyczajony do takiego chodzenia w�podskokach, szybko zacz�� odczuwa� zm�czenie. Kiedy Karampuk zaproponowa�, �eby si� jeszcze przeszli w�jedn� i�drug� stron� g��wn� ulic� miasta, kt�ra by�a najbardziej o�wietlona i�przy kt�rej znajdowa�y si� najwspanialsze sklepy, mistrz Zapassas stanowczo zaprotestowa�.
� To ju�, uff, nie dzisiaj. Dzisiaj, uff, nie b�dziemy ju� wi�cej, uff, podskakiwa�. Teraz, uff, wsi�dziemy w�samoch�d, uff, i�pojedziemy, uff, do domu.
� W�jaki samoch�d? � zainteresowa� si� Karampuk, kt�ry nie tylko �e nie sapa� jak jego towarzysz, ale w�og�le nie czu� si� ani odrobin� zm�czony.
� W�m�j samoch�d, uff � odpowiedzia� magik.
� A�gdzie on jest?
� Tu niedaleko, uff, na parkingu.
Wykonali jeszcze kilkadziesi�t podskok�w i�znale�li si� na parkingu w�r�d t�umu drzemi�cych spokojnie aut. Mistrz Miguel szybko odnalaz� sw�j pojazd i�otworzy� drzwi.
� Prze�liczny jest ten nasz samoch�d, mamotato! � zawo�a� Karampuk, przygl�daj�c si� pojazdowi z�niek�amanym podziwem. � Ciekaw jestem, co to za marka?
� Tego si� nie da, uff, wyja�ni� w�dw�ch s�owach � o�wiadczy� magik. � Ja, uff, jako jeden z�najznakomitszych magik�w, uff, �wiata, nie mog� przecie�, uff, je�dzi� jakim� tam Fordem, Moskwiczem czy Fiatem. Ja, uff, musz� mie� ekstra samoch�d, samoch�d-bajk�, uff, rozumiesz?
� Rozumiem.
� I�dlatego m�j bajkowy, uff, samoch�d jest krzy��wk�...
� Czym? � zapyta� Karampuk.
� Krzy��wk�, uff, czyli skrzy�owaniem r�nych najlepszych element�w r�nych marek. Wiadomo, �e jedne samochody maj� lepszy silnik, a�inne zn�w lepsze podwozie, uff. W�jednych jest wysokiej klasy dyferencja�, a�w innych zn�w znakomite zawieszenie. Jedne maj� wspaniale skonstruowan� skrzynk� bieg�w, a�inne znowu rewelacyjn� pomp� benzynow�. Uff! No wi�c ja kaza�em sobie zmontowa� samoch�d z�samych najlepszych cz�ci.
� I�jaki jest efekt? � zainteresowa� si� Karampuk.
� Zaraz zobaczysz � powiedzia� mistrz Miguel i�siad� za kierownic�, wskazuj�c jednocze�nie Karampukowi miejsce obok siebie.
Karampukowi nie trzeba by�o dwa razy tego powtarza�. Wsiad� natychmiast, i�to z�takim impetem, �e przy wsiadaniu spad� mu z�g�owy cylinder, kt�rym zawadzi� o�dach samochodu. Przypadkowy obserwator m�g�by nawet powiedzie�, �e Karampuk nie tyle wsiad� do tego samochodu, ile hycn�� do jego wn�trza jednym b�yskawicznym hycni�ciem. Ale poniewa� takiego przypadkowego obserwatora nie by�o akurat w�pobli�u, wi�c fakt ten, miejmy nadziej� pozosta� niezauwa�ony.
Mistrz Miguel przekr�ci� kluczyk.
W fantastycznym motorze jego samochodu co� zazgrzyta�o, ale silnik nie zapali�.
� Nic � powiedzia� magik. � Zaraz damy mu ssanie, wtedy natychmiast zapali.
Pomanipulowa� jak�� d�wigni� i�ponownie przekr�ci� kluczyk. Powt�rzy�o si� to, co poprzednio. Co� zgrzytn�o i�na tym koniec. � Czy ju� jedziemy? � zapyta� pe�nym niecierpliwo�ci g�osem Karampuk.
� Na razie jeszcze nie � odpowiedzia� zdenerwowany magik. � Nigdy mi si� takie rzeczy nie zdarza�y. Zawsze zapala� za pierwszym dotkni�ciem. Tajemnicza jaka� historia...
� Mo�e si� co� zepsu�o?
� W�tym samochodzie nic si� nie mo�e zepsu� � zapewni� mistrz Miguel.
� A�mo�e wk�adasz niew�a�ciwy kluczyk?
� Nic podobnego. Wk�adam dobry kluczyk, mo�esz by� o�to spokojny.
Powiedziawszy to mistrz Miguel spr�bowa� zapali� samoch�d po raz trzeci. Tym razem silnik wreszcie zaskoczy�, ale pracowa� bardzo nieregularnie. Pik-pik-pak-pak, pik-pik-pak-pak, pik-pik-pak-pak zamiast pikpikpikpikpikpik-pikpikpik...
� Co� si� jednak dzieje w�tym silniku � zauwa�y� zaniepokojony.
� Po czym to poznajesz? � zapyta� z�uznaniem Karampuk.
� Po tej jego nieregularnej pracy.
� A�mnie si� w�a�nie podoba, �e nie stuka w�k�ko jednego i�tego samego, tylko sobie urozmaica to swoje stukanie.
� Nie znasz si� na tych sprawach, wi�c nie zabieraj g�osu � powiedzia� mistrz Miguel.
� A�ty si� znasz? � zapyta� Karampuk.
� No pewnie, �e si� znam.
� To wobec tego powiedz mi, dlaczego silnik robi pik-pik-pak-pak zamiast jednostajnego pikpikpikpikpik?
� Dlaczego? � zamy�li� si� Zapassas. � Widocznie nast�pi� jaki� defekt.
� Ale jaki? � chcia� koniecznie wiedzie� Karampuk.
� Trudno mi to tak od razu powiedzie� � zacz�� si� wykr�ca� mistrz Miguel. � Nie jestem przecie� mechanikiem...
� Ale jeste� magikiem, a�magik to o�wiele wa�niejsza figura ni� mechanik.
� Magik te� nie mo�e wszystkiego wiedzie�... � powiedzia� ugodowym tonem mistrz Miguel i�w��czy� pierwszy bieg.
Wspania�y samoch�d po kilku szarpni�ciach ruszy� wreszcie do przodu. Motor, stukaj�c swoje pik-pik-pak-pak, zacz�� porusza� ko�a. Wyjechali z�parkingu i�szerok�, o�wietlon� rt�ciowymi lampami alej� zmierzali w�stron� domu Miguela Campinello de la Vare Zapassas.
� Czy to jest ju� najwi�ksza szybko��, jak� mo�e osi�gn�� tw�j samoch�d? � zapyta� po chwili jazdy Karampuk.
� Sk�d! � o�wiadczy� mistrz Miguel. � Mog� jecha� dziesi�� razy szybciej.
� To jed�.
� Kiedy nie mog�.
� Przed chwil� powiedzia�e�, �e mo�esz jecha� dziesi�� razy szybciej, a�teraz zn�w m�wisz, �e nie mo�esz...
� To znaczy � zacz�� nie�mia�o t�umaczy� magik � teoretycznie mog� jecha� dziesi�� razy szybciej, ale praktycznie nie mog�.
� Czemu?
� Bo nie ci�gnie.
� Kto?
� Motor nie ci�gnie.
� Naci�nij gaz.
� Nacisn��em ju� do samego ko�ca � powiedzia� zdenerwowany mistrz Miguel, bo zacz�o mu si� robi� troch� g�upio. Przyznacie sami, �e to nie jest przyjemna sytuacja, je�li jest si� w�a�cicielem wspania�ego samochodu, i�okazuje si�, �e ten wspania�y samoch�d nie ci�gnie.
� Nacisn��e�, a�my si� ledwo wleczemy � zauwa�y� Karampuk.
� Niestety, m�j drogi, niestety � przyzna� zmartwiony magik. � Na szcz�cie jeste�my ju� przed moim domem. Zaraz wstawimy go do gara�u, a�jutro pojedziemy z�nim do samochodowego pana doktora.
� Taki samochodowy pan doktor to na pewno bierze du�o pieni�dzy � powiedzia� Karampuk.
� A�oczywi�cie, oczywi�cie � przytakn�� mistrz Miguel. � Ale trudno, nie ma rady. Jak samoch�d jest chory, to trzeba go leczy�. Wysiedli. Mistrz Miguel otworzy� gara�, a�potem wjecha� do jego wn�trza.
� Zamkniemy go teraz na noc � powiedzia�, gasz�c w�gara�u �wiat�o.
� I�sam tak zostanie na noc? � zapyta� zaniepokojony Karampuk.
� Sam. Zawsze zostaje sam.
� Ale dzisiaj on jest przecie� chory, a�chorego nigdy nie nale�y zostawia� samego na noc.
� Nie mam zamiaru sp�dzi� ca�ej nocy w�gara�u � powiedzia� Zapassas. � To zreszt� nie jest chyba �adna powa�na choroba...
� Wszystko jedno � o�wiadczy� Karampuk. � Nie powinien zostawa� sam. Na pewno zrobi mu si� przykro, jak odejdziemy.
� Wiec co proponujesz? � zapyta� mistrz Miguel.
� Proponuj�, �ebym ja z�nim zosta� na noc.
� Chcesz z�nim zosta� na noc w�ciemnym gara�u?
� Czemu nie, ja si� ciemno�ci nie boj�. B�dzie mi nawet bardzo przyjemnie.
� Aaa, je�li tak, to prosz� ci� bardzo, miej t� przyjemno�� � powiedzia� mistrz Miguel.
W chwil� potem Karampuk us�ysza� skrzypienie zamykanych drzwi i�oddalaj�ce si� kroki mistrza Miguela.
W pogr��onym w�ciemno�ciach gara�u zapanowa�a teraz g�ucha cisza. Karampuk po�o�y� si� na tylnym siedzeniu. Postanowi� natychmiast zasn��. Czu� si� zm�czony. Przez tych par� godzin od swego urodzenia w�cylindrze zd��y� ju� prze�y� mas� wra�e�. Jeszcze raz sobie to wszystko przypomnia� i�mo�e dlatego sen jako� nie przychodzi�.
A w�og�le, czy to wypada spa�, je�li si� zostaje z�kim� chorym na noc, �eby si� nim opiekowa�? Pewnie nie wypada, pomy�la� sobie w�g��bi duszy Karampuk. Nie wypada pewnie te� tak milcze�. Osoby dobrze wychowane powinny by� rozmowne. Ale czy mo�na rozmawia� z�samochodem? A�niby dlaczego nie? Mo�e on tylko czeka na to, �eby z�nim zacz�� rozmow�? Tylko od czego si� zaczyna rozmow� z�samochodem? Mo�e od zatr�bienia?
� Co mi szkodzi � mrukn�� pod nosem Karampuk. � Zatr�bi�, zobaczymy, jak on si� zachowa. I�udaj�c klakson samochodowy Karampuk zatr�bi� trzy razy:
� Bim-bim-bim!
� Bim-bim-bim! � odpowiedzia�o mu dudni�cym g�osem echo, natomiast sam samoch�d milcza�.
� Bim-bim-bim! � spr�bowa� po raz drugi.
Zn�w odpowiedzia�o mu tylko g��bokie gara�owe echo:
� Bim-bim-bim!
� Ju� wiem, co zrobi�! � zawo�a� Karampuk. � Uszczypn� go, wtedy na pewno si� obudzi. Chwileczk�, musz� si� zastanowi�, w�co go uszczypn��? Czy w�mask�, czy w�opon�, czy mo�e w�wycieraczk�? Ech, na pocz�tek wystarczy w�opon�...
Otworzywszy drzwi, Karampuk wychyli� si� z�wn�trza i�uszczypn�� samoch�d w�praw� tyln� opon�. Ledwo to uczyni�, w�gara�u rozleg� si� zaspany, pe�en przera�enia szept:
� Kto tutaj jest? Kto tutaj jest?
Szept dobiega� spod maski.
� Kto tutaj jest? Kto tutaj jest? Czy to zn�w ten okropny szczur zaczyna gry�� mnie po oponach?
Karampuk zastyg� jak skamienia�y. Nie wiedzia�, jak ma si� zachowa�. W�ko�cu doszed� do wniosku, �e to nie�adnie nie przyznawa� si� do pope�nionych przez siebie czyn�w, i�powiedzia�:
� To nie �aden szczur, to ja, Karampuk.
� Karampuk? � zapyta� samoch�d. � Nie przypominam sobie takiego, mam troch� gor�czki...
� Ja w�a�nie tu przyjecha�em w�tobie, niedawno. Siedzia�em na przednim siedzeniu, przypominasz sobie?
� Co� sobie przypominam � powiedzia� samoch�d. � Ale wyra�nie czu�em, �e co� mnie przez sen gryzie w�opon�...
� To ja � przyzna� si� Karampuk.
� Ty mnie ugryz�e�? � spyta� zdziwiony samoch�d.
� Nie ugryz�em, tylko uszczypn��em. Chcia�em, �eby� si� obudzi�. Najpierw tr�bi�em, ale tr�bienie nie da�o wyniku.
� �le si� czuj�, m�j przyjacielu, s�aby jaki� jestem ostatnio � powiedzia� samoch�d zm�czonym g�osem.
� Zauwa�y�em to w�czasie jazdy � wtr�ci� si� Karampuk. � Zupe�nie nie ci�gniesz.
� Ot� to, m�j kochany, ot� to.
� A�przecie� jeste� takim wspania�ym samochodem � powiedzia� Karampuk. � Sk�adasz si� z�samych najlepszych cz�ci.
� To zupe�na bzdura � powiedzia� samoch�d z�przekonaniem. � Zapassas, ten m�j w�a�ciciel, wykombinowa� sobie, �e zrobi ze mnie najlepszy samoch�d �wiata, wsadzaj�c we mnie najlepsze cz�ci z�innych samochod�w...
� A�czy nie jeste� najlepszym samochodem �wiata?
� Tylko pozornie, tylko pozornie. Czy bior�c po jednym najlepszym palcu od ka�dego z�dziesi�ciu najlepszych pianist�w �wiata, mo�na zrobi� jakiego� superpianist�? W�tpi�, m�j kochany. To samo jest ze mn�. Poszczeg�lne cz�ci s� bardzo dobre, a�w sumie wszystko razem jako� nie gra.
� Jutro pojedziesz do samochodowego pana doktora � oznajmi� Karampuk. � Na pewno ci co� poradzi...
� Nonsens! � zaperzy� si� samoch�d.
� Przecie� jeste� chory.
� Ale nie a� tak powa�nie, �eby je�dzi� do doktora. Wystarczy�oby przeprowadzi� kuracj� tu na miejscu, w�gara�u.
� Sam przyzna�e�, �e nie ci�gniesz.
� Nie ci�gn�, bo dwie �wiece mam zaoliwione � powiedzia� samoch�d. � Zauwa�y�e� mo�e w�czasie jazdy, �e m�j silnik wydaje odg�os pik-pik-pak-pak zamiast pikpikpikpik!
� Zauwa�y�em.
� To nienormalne pak-pak powoduj� w�a�nie te dwie zaoliwione �wiece.
� Czy to jest do wyleczenia? � zapyta� z�trosk� w�g�osie Karampuk.
� No pewnie! � zawo�a� samoch�d. � Wystarczy wkr�ci� dwie nowe �wiece i�od razu wszystko b�dzie w�porz�dku. Silnik si� zapali za pierwszym dotkni�ciem, nic nie b�dzie zgrzyta�o przy w��czaniu zap�onu, a�ja zaczn� ci�gn�� bez �adnego sapania, jak si� tylko naci�nie troch� gazu...
� Popatrz, jakie to proste! � wykrzykn�� Karampuk. � To Zapassas nie m�g� na to wpa��?
� On o�tych rzeczach nie ma najmniejszego poj�cia.
� A�ty nie mog�e� mu o�tym powiedzie�?
� My ze sob� nie rozmawiamy � powiedzia� samoch�d. � To znaczy, poniewa� jemu nie zdarzy�o si� nigdy skierowa� do mnie kilku cho�by s��w, ja te� pilnuj� si�, �eby nie odzywa� si� w�jego obecno�ci... I�tak to trwa.
� Mimo �e czasem masz wielk� ochot� co� mu powiedzie�...
� Tak, zw�aszcza o�tym szczurze, kt�ry nocami gryzie mnie po oponach.
� Przepraszam, �e ci� uszczypn��em � powiedzia� Karampuk. � Nie wiedzia�em, �e istnieje jaki� paskudny szczur, kt�ry nocami robi ci g�upie kawa�y.
� Nie ma o�czym m�wi� � powiedzia� samoch�d. � Uszczypn��e� to uszczypn��e�, trudno, przypadek.
� A� tym szczurem to swoj� drog� trzeba by co� zrobi� � zauwa�y� Karampuk. � Nie mo�e przecie� tak ci� po nocach straszy�...
� C� ja mu mog� zrobi�? � zaj�cza� samoch�d. � M�g�bym najwy�ej na niego najecha�, ale on zawsze jest zwinniejszy ode mnie. Czasem, kiedy wje�d�am do gara�u, siedzi tu� przy �cianie i�ironicznie si� na mnie patrzy. Wie, �e musz� przed t� �cian� zahamowa�, bo inaczej sam sobie zrobi�bym krzywd�.
� Nie b�j si�, znajdziemy na niego lekarstwo � zapewni� go Karampuk. � Zaraz jutro rano powiem o�tym szczurze twemu w�a�cicielowi. On na pewno z�nim co� zrobi.
� My�lisz, �e go z�apie? � zainteresowa� si� samoch�d.
� Z�apa� to mo�e nie z�apie, ale mo�e zmieni� go na przyk�ad w�ma��, weso�� myszk�.
� Myszka by�aby lepsza od szczura, nie ulega w�tpliwo�ci � powiedzia� samoch�d. � Obawiam si� tylko, �e biegaj�c po mnie za bardzo by mnie �askota�a.
� Masz �askotki? � zapyta� Karampuk.
� Jeszcze jakie! � przyzna� si� samoch�d i�na samo ich wspomnienie zacz�� chichota� jak oszala�y.
� Wobec tego poprosz� Zapassasa, �eby zamieni� szczura w�co� ca�kiem innego, w�co�, co nie �askocze.
� Niech go zamieni w�zapasowe ko�o � zaproponowa� samoch�d.
� To nie jest z�y pomys�, ale ma jedn� wad�.
� Gdzie ty wozisz zapasowe ko�o?
� W�baga�niku.
� No wi�c z�twojego baga�nika ci�gle by si� rozlega�y popiskiwania tego szczura zamienionego w�zapasowe ko�o.
� No to ju� nie wiem, w�co go zamieni� � powiedzia� zrezygnowanym g�osem samoch�d.
� Ja te� nie wiem � przyzna� si� Karampuk. � Pewnie jeste�my zanadto zm�czeni, �eby co� m�drego wymy�li�. Dlatego najlepiej b�dzie, jak si� teraz troch� prze�pimy, a�rano murowanie co� nam wpadnie do g�owy.
� Masz racj� � zgodzi� si� samoch�d. � �pijmy wi�c, dobranoc.
� Dobranoc!
Karampuk zdj�� z�g�owy sw�j magiczny cylinder, wyci�gn�� si� jak d�ugi na tylnym siedzeniu i�b�yskawicznie zapad� w�sen. W�chwil� potem spa� r�wnie� i�samoch�d.
Rano Karampuk obudzi� si� pierwszy. Bola�y go wszystkie ko�ci i�mi�nie, bo nie m�g� si� porz�dnie wyci�gn�� �pi�c na tylnym siedzeniu. Na domiar z�ego odczuwa� b�l g�owy. Prawd� m�wi�c, to nie bardzo zdawa� sobie spraw� z�tego, co w�a�ciwie dzieje si� z�jego g�ow�, jako �e dotychczas nigdy nie mia� do czynienia z�takimi objawami. Kr�tko m�wi�c, by� to pierwszy b�l g�owy w�jego �yciu.
Widz�c, �e samoch�d pogr��ony jest jeszcze w�g��bokim �nie, i�nie maj�c z�kim zamieni� kilku s��w na temat stanu swojej g�owy, Karampuk zupe�nie s�usznie doszed� do wniosku, �e na pewno dobrze zrobi mu �wie�e powietrze.
Cichute�ko otworzy� drzwi, wsadzi� na g�ow� cylinder i�wymkn�� si� z�gara�u.
Musia� natychmiast przymru�y� swoje czerwonawe oczy, bo po ciemno�ciach panuj�cych w�gara�u zosta� nagle o�lepiony pe�nym �wiat�em budz�cego si� akurat pogodnego dnia. Kiedy ju� wzrok mu si� nieco oswoi�, Karampuk rozejrza� si� doko�a. Gara� sta� w�bardzo porz�dnie utrzymanym ogr�dku. �eby si� troch� przewietrzy� i�wyprostowa� nogi, Karampuk zacz�� powoli przechadza� si� �cie�kami pomi�dzy zagonkami i�klombami. Wdycha� przy tym g��boko �wie�e poranne powietrze.
Chodzi� tak sobie i�chodzi�, gdy wtem wzrok jego pad� na przepi�kny zagon m�odej, bladozielonej sa�aty. W�tej samej chwili u�wiadomi� sobie, �e od dawna, to znaczy od samego urodzenia, nic nie mia� w�ustach.
�Ju� wiem � zawo�a� w�duchu � z�czego mnie boli g�owa! Z�g�odu! Nie ulega najmniejszej w�tpliwo�ci, �e z�g�odu. Musz� koniecznie co� zje��, wtedy na pewno ten b�l zaraz przejdzie�.
Pochyli� si� nad zagonkiem, �eby poczu� zapach sa�aty. Nos bowiem od pocz�tku �wiata jest w�tych sprawach nieodmiennie pierwsz� instancj�. To on wydaje zawsze wst�pne opinie, to on nawi�zuje pierwszy, najdelikatniejszy, bo tylko w�chowy, kontakt z�jakim� przysmakiem, to on wreszcie decyduje, czy b�dziemy to co� je��, czy te� nie.
�Pachnie przecudnie � mrukn�� Karampuk w�g��bi duszy. � Osza�amiaj�co pachnie, osza�amiaj�co! Nie wyobra�am sobie, �eby m�g� istnie� na �wiecie pi�kniejszy zapach�.
Samym zapachem jednak trudno zaspokoi� g��d, cho�by si� nie wiem jak mocno w�cha�o i�w�cha�o. Co gorsza, takie w�chanie pobudza jeszcze dodatkowo apetyt i�wtedy ju� nie ma mowy o�tym, �eby si� powstrzyma� przed ugryzieniem tego czego�, co si� w�danym momencie w�cha.
Podobnie sprawa wygl�da�a z�Karampukiem. Nieziemski zapach m�odej, bladozielonej sa�aty sprawi�, �e Karampuk odgryz� ma�y kawa�eczek listka z�g��wki, kt�ra ros�a przy samym brzegu. �eby sprawdzi�, czy smak tej sa�aty zgadza, si� z�owym osza�amiaj�cym zapachem. �eby si� osobi�cie przekona�, czy przypadkiem ten zapach nie jest czym� bez pokrycia, jak�� szumn� reklam� i�niczym wi�cej...
Nic podobnego. Wszystko by�o w�absolutnym porz�dku. Smak sa�aty by� godny jej zapachu. I�szczerze m�wi�c, dopiero po��czone razem, jeszcze bardziej si� nawzajem pot�gowa�y i�uzupe�nia�y.
Nie zdziwicie si� wi�c zapewne, je�li Warn powiem, �e Karampuk te� doszed� do tego wniosku, czego efektem by�o odgryzienie ca�ego listka sa�aty i�powolne delektowanie si� jego zaletami.
Po tym pierwszym listku przysz�a kolej na drugi listek, po drugim listku na trzeci, po trzecim na czwarty, po czwartym na pi�ty, po pi�tym na sz�sty, po sz�stym na si�dmy, a�po si�dmym � to ju� nie by�o na �wiecie tej pierwszej g��wki sa�aty, kt�ra � trzeba to obiektywnie przyzna� � taka zn�w wielka nie by�a, skoro by�a zaledwie siedmiolistkowa.
�Ciekaw jestem, czy inne g��wki te� maj� po siedem listk�w?� � pomy�la� sobie Karampuk i�nie trac�c czasu zacz�� natychmiast sprawdza�.
Z takich pyta� wynikaj� niekiedy imponuj�ce rzeczy. Takie pytania zadawali sobie zawsze wielcy podr�nicy i�wielcy uczeni, zanim jeszcze odkryli nowy l�d lub nowe zjawisko. �Ciekaw jestem, czy dop�yn� do Indii p�yn�c ci�gle na zach�d?� � zapytywa� sam siebie Magellan, a�zn�w s�ynny fizyk Newton, zanim odkry� swoje najwa�niejsze prawo ci��enia, nie raz i�nie dwa mrucza� sobie pod nosem: �Ciekaw jestem, jaka te� mo�e by� przyczyna, �e jab�ko z�jab�oni zawsze spada w�d�?�
Po zjedzeniu tej pierwszej g��wki sa�aty Karampuk by� wi�c na najlepszej drodze, �eby zosta� s�ynnym badaczem. Badaczem zajmuj�cym si� szczeg�owymi i�drobiazgowymi studiami nad nies�ychanie wa�nym zagadnieniem ilo�ci listk�w w�poszczeg�lnych g��wkach sa�aty.
Sprawa by�a niezwykle interesuj�ca i�wcale nie taka prosta, jak by si� mog�o na pierwszy rzut oka wydawa�.
Druga g��wka sa�aty bowiem wcale nie mia�a siedmiu listk�w, jak jej poprzedniczka, lecz jedena�cie. Fakt ten by� dla Karampuka pewnego rodzaju zaskoczeniem. Zdumienie jego jeszcze si� wzmog�o, kiedy po zjedzeniu trzeciej g��wki sa�aty okaza�o si�, �e nie sk�ada�a si� ona ani z�siedmiu listk�w, ani z�jedenastu, lecz z�dziewi�ciu. Czwarta g��wka mia�a z�kolei trzyna�cie listk�w, a�pi�ta zn�w siedem.
Po zjedzeniu pi�ciu g��wek sa�aty Karampuk, oblizuj�c si� ze smakiem, zacz�� sobie kombinowa� tak:
�Zdaje si�, �e odkry�em jakie� bardzo istotne prawo sa�atowe. Ot� wygl�da na to, �e g��wki sa�aty maj� zawsze nieparzyst� ilo�� listk�w. Sprawdz� sobie to jeszcze na kilku nast�pnych g��wkach, a�potem og�osz� moj� wielk� teori� o�nieparzysto�ci listk�w w�g��wkach sa�aty! Nazw� t� teori� TEORI� KARAMPUKA! To dopiero b�dzie odkrycie!�
Jako uczciwy badacz Karampuk nie poprzesta� na tych zjedzonych pi�ciu g��wkach sa�aty. �eby potwierdzi� swoj� �mia�� hipotez� o�nieparzysto�ci listk�w, �mia�o si�gn�� po sz�st� g��wk�. Z�ca�ym zaparciem (ale i�smakiem) jad� listek za listkiem i�tu spotka�a go niespodzianka. Bo kiedy zjad� �smy listek, okaza�o si�, �e dziewi�tego ju� nie ma.
�Wynika�oby z�tego � zaduma� si� Karampuk � �e ta sz�sta g��wka sa�aty mia�a parzyst� ilo�� listk�w... To burzy�oby ca�� moj� teori�. Bierzmy si� wobec tego do jedzenia si�dmej�.
Si�dma g��wka na szcz�cie mia�a zn�w nieparzyst� ilo�� listk�w, ale za to potem trzy g��wki pod rz�d, to znaczy �sma, dziewi�ta i�dziesi�ta, mia�y parzyste ilo�ci listk�w.
�Komplikuj� si� te moje badania � pomy�la� sobie Karampuk. � Ale trudno, jak si� ju� zacz�o, to teraz nie mo�na ich przerywa�. Wszyscy wielcy badacze prze�ywaj� chwile zw�tpie�, a�przecie� si� nie za�amuj�, tylko prowadz� swoje do�wiadczenia dalej. Ja te� si� nie za�ami�!�
Po powzi�ciu takiego uroczystego postanowienia Karampuk ponownie wzi�� si� do jedzenia sa�aty i�skrupulatnego liczenia listk�w. Ze wzgl�du na smak m�odej sa�aty i�jej nadzwyczajne w�a�ciwo�ci nie sprawia�o mu to bynajmniej najmniejszej przykro�ci. Rzadko si� zdarza, aby badacz mia� przy okazji przeprowadzanych przez siebie bada� tyle przyjemno�ci, co Karampuk. Karampuk, zajmuj�c si� do�wiadczeniami, dodatkowo jeszcze zaspokaja� g��d. Nie omyl� si� chyba, je�li powiem, �e pierwszy g��d Karampuk ju� prawie zaspokoi�. G�owa powoli przestawa�a go bole� i�czu� si� coraz ra�niej i�weselej.
Godzina by�a wczesna, nikt si� nigdzie w�pobli�u nie kr�ci�, a�tym samym nie przeszkadza� mu w�jego zbo�nym naukowym dziele. Wiadomo przecie�, jak cenna jest cisza i�spok�j, je�li chodzi o�stworzenie odpowiednich warunk�w dla naukowych prac.
Karampuk w�tej chwili niew�tpliwie mia� takie warunki. Postanowi� ich nie zmarnowa�.
Pracowicie wyrywa� g��wk� za g��wk� i�zjada� je jedn� po drugiej, przeliczaj�c nieustannie listki. Niestety, sprawa przybiera�a nieweso�y obr�t. O�ile w�niekt�rych g��wkach by�a istotnie nieparzysta ilo�� listk�w, o�tyle w�innych, jak na z�o��, by�a parzysta.
TEORIA KARAMPUKA o�nieparzysto�ci listk�w w�g��wkach sa�aty leg�a w�gruzach wkr�tce po swoim przyj�ciu na �wiat. Karampuk jednak �atwo si� nie poddawa�.
�Skoro odwali�em ju� taki kawa� roboty � pomy�la� sobie i�to by�a prawda, bo z�zagonka sa�aty znikn�a ju� prawie po�owa g��wek � to doprowadz� to ca�e do�wiadczenie do ko�ca. Jak zjem wszystkie g��wki co do jednej, to na pewno jaki� ko�cowy wniosek da si� z�tego do�wiadczenia wyci�gn��. Grunt, to nie podupada� na duchu!�
G��wki sa�aty znika�y z�zagonka, a�Karampuk nic, tylko liczy� i�liczy�, �eby zebra� jak najwi�cej danych, �eby mie� jak najwi�cej materia��w dotycz�cych budowy tych g��wek jako takich. Nie przesta� nawet wtedy, kiedy pod furtk� podjecha� mleczarz i�brz�cz�c butelkami ustawi� przy wej�ciu dwie pe�ne butelki, a�zabra� dwie puste. Mleczarz spostrzeg� Karampuka, ale widz�c jak�� dziwaczn� posta� w�cylindrze, wzi�� go za stracha na wr�ble, kt�rego wczoraj po po�udniu musia� w�swoim ogrodzie postawi� ten tajemniczy pan Miguel Campinello de la Vare Zapassas, kt�ry podobno potrafi wyczynia� najrozmaitsze magiczne sztuki.
Sto sze��dziesi�ta dziewi�ta g��wka sa�aty mia�a nieparzyst� ilo�� listk�w, potem w�o�miu kolejnych g��wkach by�a parzysta ilo��, potem zn�w by�o kilka nieparzystych, potem by�y parzyste, zn�w nieparzyste, zn�w parzyste i�tak a� do samego ko�ca. Ostatnia, trzysta czternasta g��wka sa�aty mia�a zn�w nieparzyst� ilo�� listk�w, a�mianowicie siedem.
Zjad�szy te ostatnie siedem listk�w, a�trzeba przyzna�, �e zrobi� to z�najwi�kszym wysi�kiem, Karampuk g��boko si� zamy�li�. Zw�aszcza ilo�� listk�w znajduj�cych si� w�ostatniej g��wce sa�aty da�a mu du�o do my�lenia:
�O ile mnie pami�� nie myli � my�la� sobie Karampuk � to w�pierwszej g��wce sa�aty by�o r�wnie� siedem listk�w. Z�tego chyba da�oby si� wyci�gn�� jaki� og�lniejszy wniosek. Musz� przecie� wyci�gn�� jaki� wniosek, skoro przeprowadzi�em takie gigantyczne do�wiadczenie. No, bo czy nie jest rzecz� godn� uwagi, �e zar�wno pierwsza g��wka sa�aty poddana badaniom, jak i�ostatnia g��wka poddana takim�e badaniom, zawiera�y jednakow� ilo�� listk�w, to jest po siedem? To jest zaskakuj�ce, prawda?�
Schrupawszy do czysta ca�y zagonek sa�aty, Karampuk zacz�� si� nerwowo przechadza� po ogr�dku. Takim samym nerwowym krokiem przechadzaj� si� pewnie po swoich pracowniach uczeni, kiedy ich umys� zaabsorbuje nagle jaka� jedna my�l. Chodzi� Karampuk z�jednego k�ta ogrodu w�drugi, a� wreszcie znalaz� si� przy furtce/Zobaczy� mleko. Po tej sa�acie strasznie mu si� chcia�o pi�.
Wzi�� jedn� z�butelek, zdj�� b�yszcz�cy kapsel i�jednym duszkiem wypi� szybko do dna. Chwil� odpocz��, po czym wypi� drug� butelk�.
Prawie natychmiast poczu� si� sennie i�oci�ale. Ale nie dawa� za wygran�.
�Musz�, musz� � powtarza� w�my�lach � musz� ustali� Prawo Karampuka! �eby nie wiem co si� mia�o dzia�, to ja takie prawo odkryj�! Prawo Karampuka, jak to �adnie brzmi!�
Zbli�y� si� ostro�nie do drugiego