483

Szczegóły
Tytuł 483
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

483 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 483 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

483 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

FIGURKI MARZE� AUTOR : Arkadiusz Szynaka HTML : Argail To by�a ostatnia dolinka przed rezerwatem. W�a�nie dlatego nikt tam ju� nie chodzi�. Wszyscy my�leli, �e to te� teren pod �cis�� ochron�, wi�c nie zagl�dano tam. Dzi�ki temu mieszka�cy i go�cie le�nej doliny mogli spokojnie zajmowa� si� swoimi dziwnymi sprawami. Sama dolinka te� chroni�a przed ciekawskimi i zgie�kiem �wiata. By�a tak odwieczna jak zagubione na jej s�onecznej polanie g�azy poro�ni�te mchem i paprociami. Otoczona wysokimi, g�sto zadrzewionymi skarpami i jakby wygi�ta sw� staro�ci� w ostry �uk, zas�ania�a widok z w�skiego niczym jar wej�cia na rozleg�� polan� u swego ko�ca. Przed ni� r�s� m�ody las i ci�gn�y si� pszeniczne pola a� do niewielkiej wioski przy lokalnym wje�dzie na autostrad�. Dalej, po kwadransie drogi zaczyna�y si� przedmie�cia, a po dziesi�ciu minutach wje�d�a�o si� do centrum miasta. Miasto by�o du�e, portowe ale rezerwat przewy�sza� go swoj� powierzchni�. Potrzeba by�o trzech dni na przej�cie go od dolinki a� do starych, wapiennych g�r na jego ko�cu. Miasto by�o m�ode, pe�ne zgie�ku i po�piechu, rezerwat tchn�� spokojem i czas jakby inaczej w nim p�yn��. Tak jak port by� miejscem sk�d wyruszano w �wiat i dok�d ci�gneli podr�ni, tak dolina by�a wej�ciem do rezerwatu i celem dla r�nych w�drowc�w z tamtej strony. Z polany wchodzi�o si� na teren wzg�rz, dw�ch jezior, skalnych osta�c�w i strumienia, kt�ry nie wiedzie� czemu nie chcia� p�yn�� w stron� morza, tylko wi� si� mi�dzy wzniesieniami a� do bagien u st�p po�udniowych, zwietrza�ych ska�. Na samej polanie sta� bia�y dom z rozleg�ym parterem, pi�trem pod sko�nymi czerwonymi dach�wkami i z okr�g��, wysok� wie�� ze sto�kiem zzielenia�ego, drewnianego dachu na swym szczycie. Dom mia� szerok�, bukow� werand� z zewn�trznym kominkiem i podwieszan� �a�cuchami �aw� na kt�rej wylegiwa� si� nieprawdopodobnie d�ugi baset o �aciatej, czarnobia�ej sier�ci. Pies z idiotycznym u�miechem na pysku patrzy� rozleniwionym wzrokiem na polan�, gdzie par� drzew owocowych zaczyna�o pokrywa� si� wczesnowiosenn� zieleni�. Jego pani w�a�nie wychodzi�a z domu pr�buj�c jednocze�nie zamkn�c nog� drzwi i nie upu�ci� z r�k dw�ch szerokich, p�askich, wiklinowych koszy z doniczkami jagodowych sadzonek. - Nie le� Badziew, pom� mi z tymi drzwiami. - zawo�a�a Marianna, a baset z westchnieniem sturla� si� bokiem z �awy, podrepta� do drzwi i pos�usznie pchn�� je pyskiem a� trzasn�� zamek. - Dzi�ki stary. Baset wyrozumiale patrzy� jak jego pani zr�cznie balansuj�c koszami, nie patrz�c pod nogi, zesz�a ze schod�w werandy i zatrzyma�a si� przy rowerowej przyczepie, gdzie wreszcie zostawi�a sw�j baga�. By�a sympatyczn�, wysok�, smuk�� dziewczyn� po dwudziestce. W ka�dym razie tak wygl�da�a. Mia�a radosn� twarz, jasnorudoblond w�osy do ramion i nie by�a cz�owiekiem. Ale o tym wiedzia�o tylko kilka os�b, kt�rym to zreszt� nie przeszkadza�o. Porusza�a si� z delikatno�ci� i gracj� wrodzon� ka�demu le�nemu chochlikowi. Jak czasem sama m�wi�a ze �miechem - to taki dar, kt�ry w potrzebie bardzo pomaga� znikn�� mi�dzy drzewami, lub domami. - Badziew, piesku, pojad� do miasta, a ty popilnujsz polanki i domu. Baset zszed� z werandy i stan�� u jej st�p machaj�c ogonem. Wygl�da� jak chodz�ca, d�uga, �aciata rura z uszami. Spojrza� Mariannie w twarz z bezgranicznym uwielbieniem i u�miechn�� si�. - Nie r�b takich min piesku, bo jeszcz kto� zobaczy i si� przestraszy. Kupi� ci jak�� smaczn� puszk�, chcesz? Baset pokiwa� g�ow�. Marianna przykucn�a i potarga�a go za uszy, potem wsiad�a na rower i ci�gn�c za sob� przyczep�, mocno peda�uj�c, przejecha�a mi�dzy g�azami i drzewami do wyj�cia z dolinki. Marianna praktycznie zawsze je�dzi�a do miasta rowerem. Nawet �nie�na zima nie by�a dla niej specjaln� przeszkod�. Dojazd do centrum zabiera� jej z godzink�. To dlatego, �e nie mog�a korzysta� z autostrady i lubi�a zatrzymywa� si� mijaj�c ulubione miejsca. Jecha�a najpierw piaszczyst�, wiejsk� drog�, mi�dzy ogrzewanymi wiosennym s�o�cem polami, kt�re co raz silniej pachnia�y ziemi� i starymi li��mi. Czasem stawa�a w wiosce na ta�sze zakupy w starym sklepie "towar�w r�nych" - jak g�osi� szyld nad jego wej�ciem. I odwiedza�a poczt� - lubi�a dostawa� listy i wszelkie przesy�ki. Potem zaczyna�a si� podrz�dna, lokalna, asfaltowa droga, kt�rej cz�� bieg�a wzd�u� wielkiego, leniwego zakola rzeki wpadaj�cej na ko�cu swej w�dr�wki do portu. Tu jecha�a najwolniej, bo zawsze urzeka�y j� poro�ni�te, zdzicza�e brzegi. Zatrzymywa�a si�, �eby zapami�ta� jakie� miejsce, albo zrobi� szybki rysunek w wo�onym ze sob� szkicownik�w. Z czasem z rysunk�w powstawa�y akwarele. Wreszcie, drewnianym mostem dostawa�a si� do przedmie��, kt�re lekko wznosi�y si� nad reszt� miasta tworz�cym panoram� dom�w z morzem w tle. Z centrum s�siadowa�y cztery skrzy�owane ulice samych sklep�w, kafejek z restauracjami i przeszklonych pasa�y handlowych. Tam w jednym z ogrodniczych magazyn�w sprzedawa�a swoje sadzonki kwiat�w i le�nych ro�lin. Handlowa�a te� r�cznie robionymi doniczkami, drewnianymi i blaszanymi skrzynkami do kwiat�w i jeszcze kamiennymi ozdobami do skalnych ogr�dk�w. Wszystko pochodzi�o z jej le�nych w�dr�wek i z domowego warsztatu. By�a r�wnie� dostwc� miejsca o nazwie "Boutiqe Artystyczny", gdzie kupowano jej akwarele, kompozycje z korzeni, pi�r i suszu, czy naturaln� bi�uteri�. Tego dnia, kiedy ju� pozby�a si� ro�linnego baga�u z przyczepki, zostawi�a rower przywi�zany �a�cuchem do s�upka przed zio�ow� herbaciarni� i ruszy�a spacerem wzd�u� ulicy. We wtorkowe przedpo�udnie nie kr�ci�o si� tu jeszcz wiele os�b. Nie by�o wiatru, s�o�ce rozz�aca�o wystawy i figlarnie b�yska�o na niklowanych zderzakach mijanych aut. Wst�pi�a do wielkiego sklepu zoologicznego pog�aska� miniaturowe kr�liczki i kupi� obiecan� Badziewowi puszk� psiego przysmaku. Poprzebiera�a w malarskich albumach niewielkiej ksi�garenki, ku utrapieniu sprzedawcy ca�kiem przestawiaj�c ich kolejno�� na p�ce. Na og�oszeniowym s�upie przeczyta�a kolorowy plakat o festiwalu teatr�w awangardowych. I mimo, �e dzi� nie mia�a nic na sprzeda� wst�pi�� do swojego "Boutiqe'u", ot tak �eby sprawdzi� co ostatnio wykupiono. Sprzedawca kr�c�cy si� przy szklanych drzwiach, m�ody ch�opak o delikatnych rysach twarzy, u�miechn�� si� do niej, kiedy wesz�a do sklepu. - Marianna, dobrze, �e jeste�. Sprzedali�my wszystkie twoje kamienne podstawki pod �wiece. Fantastycznie schodzi�y. - Cze�� Adrian - u�cisn�a jego zadban� d�o�. - Ciesz� si�, �e to chwyci�o. Rozumiem, �e interesuje was nowa partia? - Jasne. Chris chce nawet co� kupi� na przyj�cie u Robert�w. Masz co� dzisiaj? - Nie, wpad�am z ciekawo�ci. Kiedy jest przyj�cie? - Za dwa tygodnie. Zd��ysz zrobi� co� nowego? - Powinnam. Mo�e b�d� te� nowe modele. Co� z metalem i co� z drewnem. - �wietnie, Chris si� ucieszy z mo�no�ci wyboru. Wiesz jaki jest wybredny. Chod� do kasy, wyp�ac� ci co twoje. Przeszli marmurow� posadzk�, �rodkiem boutiqe'u mi�dzy wysokimi szklanymi gablotami, gdzie sta�y o�wietlone przer�ne wyroby okolicznych artyst�w i rzemie�lnik�w. Pod bia�� �cian� obwieszon� od pod�ogi do sufitu zastawionymi p�kami, na wysmuk�ej, stalowej kolumnie, ustawiono kas� w srebrnej obudowie. Adrian otworzy� j� i wyci�gn�� plik banknot�w. - Przelicz czy si� zgadza i podpisz na kwicie - us�u�nie, mi�kkim ruchem podsun�� jej pod nos metalow� podk�adk� z przyczepionym druczkiem i pi�rem na �a�cuszku. - Mhm, w porz�dku. Przy okazji jak ju� jestem rozejrz� si�, czy nie dostali�cie czego� ciekawego. Mo�e co� mnie zainspiruje. - Och. przesta�. Chris m�wi, �e takie podgl�danie nie jest tw�rcze. Sta� ci� na w�sne pomys�y. - Chris marudzi, jak co roku na wiosn�. Poka� co macie. - Gablota przy wystawie, chod�. Na szklanej p�ce sta�y w p�kolu trzy ma�e figurki. By�y po��k�e jak ko��, nie mia�y wi�cej ni� cztery centymetry wysoko�ci i wiernie przedstawia�y ludzkie postacie. U�miechni�tego grubaska w pow��czystej szacie, jakiego� wojownika opartego o dwur�czny top�r i staruszka z fletem w d�oni. Wszystkie ��obienia i szczeg�y figurek by�y bardzo staranne i ostre. - No, no, kto� si� napracowa�. Sk�d je macie? - To komis. Przyni�s� nam to taki m�ody przystojniak. M�wi�, �e znalaz� to w rzeczach po zmar�ym dziadku. Pozbywa si� czego mo�e ze spadku, bo wyje�d�a z powrotem na po�udnie. Pewnie tam z�apa� swoj� opalenizn�. - Albo na solarium. Ile za to chcecie? - Jeszce ich nie wycenili�my. Trudno nam stwierdzi� jakie to na prawd� stare i cenne. Na razie sprawdzili�my, �e nie s� poszukiwane przez policj�. Wiesz, jeste�my ostro�ni od czasu zesz�orocznej historii z tym wstr�tnym gobelinem. - Dacie to jakiemu� rzeczoznawcy? - W�a�ciwie my�leli�my o tobie. Rzeczoznawcy nie�le sobie licz�, jeszcze si� oka�e, �e wycena jest dro�sza ni� warto�� tych miniaturek. - Wiesz, �e nie mam �adnych papier�w z licencj�. - Ale znasz si� na tym, robisz to uczciwie i z dokumentacj�. Chris prosi�, �eby� zgodzi�a si� na dziesi�� procent od warto�ci za przys�ug�. Mamy nawet gotow� umow�. - Chris jest zbyt pewny siebie. - To cecha jego m�sko�ci. Zg�d� si�, prosz�. Przecie� lubisz grzeba� w takich rzeczach. - No dobra, ale robi� to tylko dla twoich pi�knych oczu. Daj mi umow� i figurki. Postaram si� wpa�� za trzy dni. Wieczorem, ubrana w gruby sweter, siedzia�a Marianna w wielkim, drewnianym, bujanym fotelu na werandzie swego domu przed paleniskiem kominka. Rozmy�la�a o figurkach. Obok fotela ustawi�a stolik, na kt�rym le�a�a deska z pajdami chleba i pokrojonym kiszonym og�rkiem. Kiedy w mie�cie przyjrza�a si� rze�bom, wiedzia�a ju� na pewno, �e by�y bardzo stare. Po przyj�ciu do domu nagrabi�a z polany opad�e ga��zie, a teraz wpatrywa�a si� w pozosta�y po nich roz�arzony popi� i z przyjemno�ci� wci�ga�a zapach dymu i pieczonych, starych ziemniak�w. Przy palenisku sta�a te� puszka psiego jedzenia. - Tak Badziew, nie ma to jak kolacja z ogniska wiosennym zmierzchem. Pies le��c na �awie uni�s� g�ow� z �ap i spojrza� ciekawie na Mariann�, kt�ra opalonym patykiem zacz�a wygrzebywa� z �aru sp�kane od gor�ca bulwy. Potem z szuflady pod stolikiem wyci�gn�a otwieracz do puszek z pokr�t�em. Nie dotykaj�c konserwy r�kami, otworzy�a j� i wytrz�sn�a paruj�ce mi�so do metalowej miski. - Chod� piesku, boj� si�, �e jak ostygnie, to zastygnie. Baset zeskoczy� z �awy i zamiataj�c deski werandy merdaj�cym ogonem zanurzy� pysk w misce. Gdy zacz�y z niej dochodzi� mruczenia i mlaskania Marianna nabi�a na zaostrzony patyk ziemniaka i brudz�c r�ce popio�em zeskroba�a jego sk�rk�. Jad�a dmuchaj�c na gor�c� bulw� i przegryzaj�c og�rkiem z chlebem. Brakowa�o jej do tego cierpkiego, porzeczkowego wina. Ale nie a� na tyle, �eby zej�� do piwnicy po osznurowan� butelk�. W zamy�leniu spojrza�a pod �aw�. Sta� tam miedziany kocio�ek wielko�ci wiadra. Naczynie o trzech n�kach by�o p�kate i zdobione wt�oczeniami o ro�linnych motywach. Zrobi�a ten kocio�ek sama, wiele lat temu, zgodnie z bardzo starym przepisem. Je�li wla�o si� do niego �r�dlanej wody p�yn�cej na po�udnie i wstawi�o do �rodka jaki� przedmiot, mo�na by�o we �nie zobaczy� jego przesz�o��. Teraz na dnie kocio�ka moczy�y si� trzy ko�ciane figurki. Po rozpaleniu na kominku wyj�a miedziane naczynie z kufra i nape�ni�a wod� ze �r�d�a za domem. Nigdy nie widzia�a tak wykonanych starych rze�b. Liczy�a, �e sen powie o nich wi�cej, ni� zakurzone woluminy z czytelni naukowej. Dopiero potem wyceni je i da opis z dokumentacj�. �wit by� zimny, ale s�oneczny. Zapowiada� dobr� pogod� na ca�y dzie�. Marianna obudzi�a si�, kiedy baset zdecydowa�, �e nadszed� czas wypu�ci� go na spacer. Przydeptuj�c sobie uszy wgramoli� si� na ko�dr� jej wielkiego ��ka i zacz�� tr�ca� j� nosem w policzek. - Och, Badziew, czy to na prawd� ju� pora? - spyta�a sennie Miarianna otwieraj�c oczy. Spojrza�a prosto w u�miechni�ty pysk psa, przeci�gn�a si� i obj�a pieszczotliwie jego �eb. - Wiesz, gdybym nie by�a le�nym chochlikiem, umar�abym na widok twojej porannej miny. Badziew pokiwa� �bem ze zrozumieniem i zeskoczy� z ��ka. Marianna zwlek�a si� za nim i boso, owini�ta kocem przesz�a szerokim hallem z pokoju do drzwi domu. Wyjrza�a na zewn�trz prosto we wczesne s�o�ce. Na polanie le�a�a jeszcze zimna rosa, a niebo by�o b��kitne jak woda. Ptaki goni�y si� ze �piewem w ga��ziach drzew. - No piesku, pobiegaj sobie i za�atw swoje sprawy. Tylko nie id� za daleko, bo po �nadaniu wybierzemy si� do rezerwatu. Baset, kt�ry zbieg� ju� z werandy, odwr�ci� ciekawie g�ow�. - Odwiedzimy Forgolla. Mam nadziej�, �e staruszek b�dzie na miejscu. Baset podszed� z powrotem patrz�c na ni� wyczekuj�co. - Dlaczego? Co� mi si� przy�ni�o. Kto wie, mo�e to tylko przez te og�rki na kolacj�? A mo�e to jednak kocio�ek? W ka�dym razie sen by� ciekawy, wi�c wpadniemy do staruszka. Pies zamerda� ogonem jakby przyjmuj�c jej wyja�nienia i wr�ci� na ��k�. - B�d� za p� godziny, akurat sko�cz� prysznic i razem zjemy �niadanie! - krzykn�a za nim Marianna. Szli ju� prawie cztery godziny r�wnym, marszowym tempem. Najpierw wzd�u� strumienia za domem prosto na po�udnie, potem skr�tem pomi�dzy wzg�rzami a� do trzech kamiennych osta�c�w - jakby naturalnych menchir�w. Tam odpocz�li przez kwadrans. Marianna siedzia�a oparta o g�az jedz�c tabliczk� czekolady wyci�gni�t� ze sk�rzanego plecaka, a Badziew rado�nie pomrukuj�c myszkowa� w okolicznych zaro�lach. Zaj�ce nie by�y zachwycone. Dalej przez g�sty, mroczny las prowadzi�a ich stara �cie�ka jeleni i dotarli ni� do oczka wody sk�d wspi�li si� na �yse, kamienne wg�rze. Na polanie po drugiej stronie, wkopana w zadrzewione zbocze nast�pnego pag�rka sta�a stara, drewniana chata Forgolla. - Badziew, tylko si� nie u�miechaj piesku - poprosi�a Marianna. Chata w �rodku by�a niska, ale sucha i przytulna. Wydr��on� j� daleko w g��b pag�rka. Tak na prawd� by�a jedn� rozleg�� sal� z kolumnami - stempalmi trzymaj�cymi strop. Przepierzenia z desek dzieli�y pomieszczenie na mniejsze pokoje. Problemem by�o �wiat�o, bo nie wpada�o go do�� przez okno przy wej�ciu. Wi�c wewn�trz sta� ogromny, kamienny piec z otwartym paleniskiem i by�o kilka olejowych lamp. Z nad paleniska ci�gn�� si� komin wykopany w pag�rku i wy�o�onym starym torfem, �eby dym i jego zapach nie by� intesywny na zewn�trz. W �rodku chaty by�a te� studnia. Forgoll czyta� przy oknie kiedy zobaczy� posta� z psem schodz�c� z pag�rka. Pozna� go�ci i przed zamkni�ciem za�o�y� ksi��k� sk�rzan� zak�adk�. Wsta� od sto�u ruszaj�c do studni po wod� na herbat�. Forgoll by� bardzo stary, ale wida� to by�o tylko po bia�ych w�osach i weso�ych zmarszczkach na twarzy. Ods�oni� wieko studni i wyci�gn�� wiadro wody, kt�r� nape�ni� mosi�ny sagan. Forgoll pami�ta� czasy, gdy nie by�o miasta przy uj�ciu rzeki i gdy na �wiecie nie by�o jeszcze Marianny. Podszed� do paleniska kominka, postawi� sagan na tr�jnogu i rozpali� pod nim szczapy brzozowego drewna. Us�ysza� za sob� pukanie do drzwi i znajomy g�os: - Dzie� dobry, czy przyjmiesz dzisiaj go�ci? - Zamknij drzwi, bo przeci�g zgasi ogie� i b�dziemy d�u�ej czekali na herbat�. Stary odwr�ci� si� z otwartymi ramionami i mocno przytuli� dziewczyn�. - Dobrze zn�w ci� widzie�. I ciebie te� piesku - powiedzia� do baseta grzecznie siedz�cego przy nodze swej pani. - Musisz by� nie�le karmiony, bo chyba jeste� troch� d�u�szy ni� ostatnio, przy nowym roku. - W nowy rok by� mr�z, a wtedy wszystko si� kurczy. Dobrze by� zn�w u ciebie. - No ja my�l�, w�a�nie za�apa�a� si� na najlepsz� herbat� malinow� w okolicy i domowy chleb z jab�kowym musem. Zdejmuj kurtk� i siadaj za sto�em. - Te� mam co� dla ciebie - Marianna wyj�a z plecaka s��j kiszonych og�rk�w - s� po tym niesamowite sny. Zjedli chleb i dopijali malinowy napar z miodem. Badziew odpoczywa� pod sto�em, oboj�tny na niedojedzone okruchy pocz�stunku. Stara� si� nie u�miecha�. - Wi�c m�wisz, �e po tych og�rkach - Forgoll si�gn�� po s�oik ze sto�u - mo�na mie� ciekawe sny? - O na pewno, je�li zjesz je na czczo przed snem. Poza tym s� pyszne i swojskie. Ale moje sny rodz� si� raczej w kocio�ku. - Wi�c magia jeszcze dzia�a? To mi�e. Wiesz, czasem my�l�, czy nadal tak b�dzie, kiedy nas tu zabraknie. - A co, wybierasz si� gdzie�? Przypomnij sobi�, �e tak by�o jeszcze za nim si� pojawi�e�. Druidzi twierdzili, �e magia jest jak prawa natury - istnieje niezale�nie od nas i od naszego widzimisie. - Nie roztkliwiaj mnie wspomnieniami. Powiedz lepiej co u ciebie s�ycha�? Marianna si�gn�a do plecaka po metalow� puszk�. W �rodku, owini�te wat� le�a�y trzy figurki. - Popatrz, kto� przyni�s� to do boutiqe'u. - Do sklepu tych dw�ch ... tego? - No przecie� wiesz. Poprosili mnie o wycen�. Przyjrza�am si� tym rze�bom, s� bardzo stare, robione r�cznie z ko�ci tura. Spos�b przedstawienia postaci, ich ubi�r i posiadne przedmioty sugeruj�, �e wykonano je nawet przed nasz� er�. - To samo mo�na powiedzie� o mnie. - Nie chwal si� i tak nie zdo�am ci� wyceni�. - Jeste� uroczo mi�a. Czy to �r�dziemnomorskie figurki? - Nie. Nie ma nawet nalecia�o�ci stylu. To rze�by z p�nocnej Europy. Tylko, �e ja nigdy nie widzia�am miniaturek tak wcze�nie wykonanych o tak niezwyk�ej dok�adno�ci w szczeg�ach. Wi�c wrzuci�am je na noc do kocio�ka. - Czy przy�ni� ci si� m�ody, silny rze�biarz o bystrym wzroku i delikatnych palcach? - Nie. To by� stary wr�bita, fili tak jak ty. - Fili? Dziwne, to raczej druidzi bawili si� rzemios�em i takim r�kodzielnictwem. - Uwa�aj dalej. W moim �nie fili zrobi� pi�� figurek. Potem musia�o sta� si� co� z�ego. Widzia�am go za�amanego jakim� zdarzeniem, raptem postarza�ego, pe�nego rozpaczy i zniech�cenia. Wzi�� do r�ki jedn� z figurek i razem z ni� znikn��. - Jak znikn��? Obudzi�a� si�? - Spa�am dalej, widzia�am jeszcze cztery figurki i nawet rozpoznawa�am te trzy. On po prostu przesta� istnie�, no nie by�o go. - To ciekawe. Figurki do znikania. Czy on wcze�niej co� powiedzia�? - Rusza� ustami, ale nic nie s�ysza�am. W ka�dym razie, kiedy si� obudzi�am pomy�la�am, �e odwiedz� ciebie w ramach konsultacji artystycznych. - No tak. A ja g�upi �udzi�em si�, �e jeste� tu z czystej przyja�ni i sympatii do mnie. - Och, nie m�w tak. Przecie� wiesz, �e jeste� moim bliskim przyjacielem. - Wiem, wiem chochliku. Nie przejmuj si� moim marudzeniem. Tak tylko zaczepiam ci�. Jakie masz plany? - Najpierw skorzysta� z twojej toalety. Potem porosz� ci� o wr�b�. Mog�? - Jasne. Na lewo za krzakami. Id�, ja poszukam r�d�ki. Marianna wysz�a z chaty, a Forgoll poszed� za jedno z drewnianych przepierze�, gdzie w rz�dzie sta�y cztery kufry. By�y wysokie prawie do pasa, dwa z mosi�nymi obiciami na d�bie, jeden ca�y z �elaza i jeden pleciony z wikliny. Otworzy� ten wiklinowy. Kiedy skrzypn�y sk�rzane zawiasy zaciekawiony Badziew wydrepta� z pod sto�u. Stan�� s�upka, opar� si� o wiklinow� kraw�d� i wpakowa� �eb do �rodka. Forgoll w p�mroku grzeba� w kufrze, wyjmuj�c z niego na pod�og� lniane zawini�tka. Baset stara� si� w�cha� ka�d� paczuszk�, a jego majtaj�ce si� uszy wznieca�y ob�oki drobinek kurzu. Wreszcie Forgoll znalaz� jakby d�ug� p��cienn� rurk� przewi�zan� na jednym ko�cu. Siad� na pod�odze, rozwi�za� tasiemki i wysun�� na d�o� cie�k�, prost� r�d�k� z dzikiej, le�nej jab�oni. - Tak piesku, teraz mo�emy powr�y� twojej pani. Zobaczymy co r�d�ka powie o tych rze�bach. Badziew wyra�nie zagryz� szcz�ki i zamerda� ogonem. Figurki ustawili na �rodku sto�u, a sami w skupieniu usiedli na przeciw siebie. Forgoll d�ugo trzyma� w d�oniach r�d�k� i z zamkni�tymi oczami mrucza� co� cicho. Potem g��boko wyciszony dotkn�� r�d�k� figurek i �piewnie zanuci�: - Wszystkie zrobiono jak w starej gro�bie, W ka�dej zamkni�te ludzkie marzenie, Je�li je powiesz z d�oni� na rze�bie, Spe�ni si� ka�de wy�nione brzemie. Umilk� i otworzy� oczy. - Co powiedzia�em? Marianna powt�rzy�a s�owa czterowiersza. - No tak, m�tne jak ka�da wr�ba. Lepiej zapisz to p�ki pami�tasz bez przekr�ce�. Potem mo�esz spokojnie nad tym rozmy�la�. - Na pewno zrobi�e� to tak jak trzeba? Mo�e masz nie t� r�d�k�? - �artujesz? To najlepsza r�d�ka jak� mam, a wr�ba by�a przeprowadzona zgodnie ze wszystkimi wymogami. Nie jestem jakim� nowicjuszem, tylko starym fili. - I to mnie martwi, bo niby jaki sens ma ��czenie gro�by, marzenia i brzemienia? - Sk�d mam to wiedzie�? Interpretacj� naszych wr�b zajmowali si� druidzi. - Jasne, a w mie�cie jest w�a�nie ich zjazd, ch�opaki zaraz wszystko mi wyja�ni�. - O rany, chochliku, nie d�saj si�. Nikt nie twierdzi�, �e dostaniesz gotow� odpowied� jak na talerzu. Nawet druidzi musieli powertowa� swoje ksi�gi, �eby zrozumie� o co chodzi�o w naszych wr�bach. - No wiem no. G�uptas ze mnie. Nastawi�am si� jakbym pierwszy raz korzysta�a z wr�b. To przez ten m�j sen. Liczy�am, �e dzi�ki niemu przepowiednia b�dzie od razu jasna. P�jd� do starej biblioteki i te� popatrz� w ksi�gi. Nie gniewaj si�, �e marudzi�am. - Wszystko w porz�dku, jestem wyrozumia�y. - I paskudny. Poza tym lepiej by� zrobi� buduj�c sobie w ko�cu jak�� porz�dn� toalet�, nie lubi� przeci�gu na nerkach. - Przeci�g zabija zapach. Ciesz si�, �e nie jeste� tu zim�, to dopiero prze�ycie. - Wierz�. Dlatego b�d� si� zbiera�, �eby zd��y� do swojej komnatki. - Idziesz ju�? No to uwa�aj przy strumieniu. Widzia�em tam �lady ko�skich kopyt. Wygl�da na to, �e Puka obudzi�a si� ju� ze snu. - Co chcesz, w ko�cu jest wiosna i las zape�nia si� duchami. Nast�pnego dnia, tu� przed chmurnym po�udniem Marianna przyjecha�a rowerem do miasta. Tym razem zatrzyma�a si� od razu przed boutique'm. Wia� silny, zimny wiatr i na ulicy wirowa�y �mieci porwane z koszy. Marianna mija�a po drodze rowery poprzewracane podmuchami, wi�c teraz sama po�o�y�a sw�j na chodniku przed wielk� szyb� wystawy. Zapi�a �a�cuch na tylnym kole i o�lepiona k��bem kurzu wesz�a do sklepu. - Paskudny ten wiatr, prawda? - Acha - przytakn�a z zamkni�tymi oczami s�ysz�c mi�kki g�os Adriana. - Nie trzyj tego r�k�. Masz, we� moj� chusteczk�. Poda� jej bia�y i pachn�cy r�bek jedwabnej tkaniny. - Uch, dzi�ki. Ju� wysz�o. Cze�� Adrian. - Witam, witam. Co za wiatr wywia� ci� dzi� z domu? Masz nowe �wieczniki? - Nie, odwo�� wam figurki. Ju� wycenione, jeszcze tylko uzupe�ni� w bibliotece opis z dokumentacj�, zrobi� z tego odbitk� i donios� wam papiery. Zdj�cia dostaniecie jak sko�cz� klisz� w aparacie. - O, szybko si� uwin�a�. Chris si� ucieszy. Czy to warto�ciowe? - Bardzo. To stare i cenne miniaturki. Jedyne tego rodzaju na �wiecie. Tu masz skr�t wyceny i same rze�by. W�a�ciwie my�l�, �e mo�esz je ju� sprzedawa�. - Hej, rzeczywi�cie drogo je sobie liczysz. Nie przesadzi�a�? - Nie obra�� si� tylko dlatego, �e jeste� s�odkim ignorantem w tych sprawach. W dokumentacji dam wam merytoryczne uzasadnienie i wyja�ni� podstaw� wyceny. Dobra, pojad� teraz do miejskiej biblioteki i za godzink� powinnam wr�ci�. Mam nadziej�, �e nie b�dzie jeszcze pada�. - Po drodze uwa�aj na mim�w. - Kogo? - No mim�w. Jest ten festiwal teatr�w awangardowych i pe�no dziwnych przebiera�c�w kr�ci si� po mie�cie. Niekt�rzy to mi�e ch�opaki, ale potrafi� te� przyczepi� si� jak wrz�d do cz�owieka �ebrz�c o datek. A� do nachalno�ci. - B�d� artystycznie ostro�na. W starym, poklasztornym budynku biblioteki, w katalogu dzia�u czytelni wybra�a pozycje z historii sztuki preroma�skiej i sztuki staro�ytnej centralnej Europy, do tego historia kultury kraj�w p�nocnych i Wielki Almanach Archeologii Europejskiej. Wiedzia�a gdzie i czego szuka�. Po p�godzinie wertowania dostarczonych ksi��ek zrobi�a podw�jny zestaw kopii wybranych stron. W tych materia�ach by�a dobra podstawa dla okre�lenia przybli�onego wieku rze�b i ich warto�ci. Potem zam�wi�a jeszcze sze�ciotomowe wydanie Religii i Wierze� �wiata. Tu chcia�a znale�� co�, co u�atwi zrozumienie wr�by Forgolla i mo�e nawet jej sen. Kiedy rozbola�y j� r�ce od przegl�dania opas�ego tomu z wierzeniami celt�w zrozumia�a, �e bez konkretnej metody poszukiwa� b�dzie jedynie chaotycznie skaka� po rozdzia�ach. Zacz�a rozmy�la� nad wr�b�. O co w niej chodzi�o? Co jest kluczem do jej zrozumienia? Powtarza�a sobie jej s�owa a� straci�y sw�j sens. Mo�e skupi� si� na ich rymowanym charakterze? Nie, wszystkie wr�by fili mia�y zawsze posta� czterowiersza. A mo�e to brzmi jak przys�owie, lub powiedzenie? Poszuka�a w indeksie ksi��ki has�a "przys�owia", otworzy�a odpowiednie strony i w przypisie pod kr�ciutkim akapitem znalaz�a odpowied�. Do boutiqe'u wesz�a mokra od zacinaj�cego deszczu. Zaskoczony Adrian przygl�da� si�, jak opiera�a o szklan� gablot� ociekaj�cy wod� rower. - Marianna, zapomnia�a� parasola? Chyba przygotuj� ci specjaln� r�an� herbat� z koniakiem i syropem klonowym. - B�d� wdzi�czna. A parasol jest niepraktyczny na rowerze. I od razu przepraszam za ka�u�� pod nim, ale nie chc�, �eby mi rama rdzewia� na deszczu. - Nie przejmuj si�, koszty sprz�tania odejmujemy od podstawy podatku. - To rozs�dne. Poka�esz mi jeszcze raz te miniaturki? - Ju� je sprzeda�em. - Co?! - Sprzeda�em te figurki. Jakie� dziesi�� minut przed twoim przyj�ciem. - Jak?! Komu?! - Co� nie jak? Przecie� chyba pozwoli�a� ju� wystawi� je na sprzeda�. Nie by�o tak? A komplet kupi�a taka zrz�dliwa starsza babka - na nocny stolik - jak m�wi�a. - By�o tak. Nie spodziewa�am si� tylko, �e ju� zejd�. - Ja si� tym raczej nie martwi�. O, woda si� zagotowa�a, zaraz si� rozgrzejesz. Poka�esz mi co jeszcze wygrzeba�a� w bibliotece o takich rze�bach? - A tak, prosz� - wyj�a spi�te kartki z p�askiej, sk�rzanej torby na szkicownik. Adrian zaparzy� herbat� i z ciekawo�ci� przej�a� papiery. - Ciekawe. To rzeczywi�cie by�o stare. Dolej sobie jeszcze koniaku i syropu klonowego. I pij powoli, bo poparzysz j�zyk. Starcisz wtedy ca�y smak herbaty. - Masz mo�e adres tej kobiety? - Nie. Za to mam jej r�kawiczk�, zapomnia�a przy wyj�ciu. �adna, koronkowa i r�wnie stara jak w�a�cicielka. Po co ci adres, chcesz odkupi� te figurki? - E, tak tylko pytam. Niby po co mi taki bibelot? - Nie wiem. Ach, zgodnie z umow� zn�w jestem ci co� winien. Posied� spokojnie, jak zwykle przynios� z kasy co twoje. No widzisz, jak dobrze, �e ju� sprzedane? Kiedy Adrian wr�ci� z pieni�dzmi i pokwitowaniem, Marianna siedzia�a zas�piona, wpatruj�c si� w dno fili�anki. - �le si� czujesz? Przewia�o ci� jednak? - Co? Och nie, zamy�li�am si�. Dlaczego powiedzia�e�, �e ta kobieta by�a taka zrz�dliwa? - Ta od figurek? Przelicz pieni�dze. Bo ci�gle narzeka�a na upadek obyczaj�w i ow� zgni�� moralno�� artyst�w. Tak w�a�nie powiedzia�a "owa zgni�a moralno��". Pewnie wszysto przez ten festiwal teatr�w. Najwyra�niej obskoczyli j� mimowie. Ci�gle powtarza�a jak marzy, �eby ten zjazd popapra�c�w si� ju� sko�czy�. Rety, nawet kiedy ogl�da�a figurki gada�a o tym jak jak nakr�cona. Podpisz na pokwitowaniu, dzi�ki. Czemu tak o ni� wypytujesz? - Wiesz, ciekawa jestem kogo�, kto lekk� r�k� wydaje taki kawa� grosza na trzy stare, ko�ciane miniaturki. No nic, dzi�ki za herbat�. Chyba przesta�o ju� pada�, wi�c popeda�uj� do domu. Chc� jeszcze posiedzie� przy �wiecznikach. - To ja dzi�kuj� za szybk� wycen�. A w domu lepiej wysusz si� i �yknij aspiryn�, trzeba uwa�a� na ch��d takich wiosennych deszczy. Sklepik w wiosce otwierano o dziesi�tej, a Marianna opar�a sw�j rower o balustrad� przed wystaw� na dobry kwadrans wcze�niej. Sama te� usiad�a na balustradzie w cieniu wyblak�ej markizy i machaj�c nogami czeka�a na sprzedawc�. Jej wypchany plecak wisia� na r�czce kierownicy. Po nocnej burzy to przedpo�udnie iskrzy�o si� ci�gle kroplami deszczu i w powietrzu nie czu�o si� jeszcze duchoty. Badziew pracowicie obw�chiwa� okolice sklepu. Ca�a jego �aciata pod�u�no�� wr�cz promieniowa�a szcz�ciem z podr�y u boku swej pani. Wreszcie zza rogu budynku wyszed� Joachim, stary sprzedawca i w�a�ciciel sklepu. - Dzie� dobry pani Marianno - przywita� j� uprzejmie pierwszy, tak jak to potrafi� ju� tylko ludzie starej daty - wcze�nie mnie pani dzi� odwiedza. - Dzie� dobry panu. Zawsze po burzy dobrze jest zacz�� dzie� wcze�nie. - Czym mog� s�u�y�? - Ma pan ju� dzisiejsz� pras�? Chcia�abym jaki� dziennik. - Paczki z gazetami na pewno le�� od si�dmej rano przy tylnym wej�ciu. Prosz� poczeka�, zaraz je przynios�. Joachim poszed� na ty�y sklepu, a Marianna zacz�a przebiera� w koszyku czekoladowych batonik�w. Szuka�a takiego z rodzynkami, Badziew przepada� za nimi. - S�, tak jak m�wi�em - staruszek po�o�y� na ladzie pak� r�nych pism - kt�r� gazet� sobie pani �yczy? - A mog� je przej�e�? - Oczywi�cie. Zaraz pod magazynami by�y u�o�one dzienniki. Ju� na pierwszej stronie pierwszego z nich znalaz�a wiadomo��, kt�rej szuka�a. Napis grub�, czerwon� czcionk� g�osi�: "Po�ar w teatrze! Ranni aktorzy! Festiwal spalony na panewce." - Panie Joachimie, wezm� t� i batonik z rodzynkami. Marianna przytrzyma�a ram� roweru nogami i zawo�a�a Badziewa. Kiedy pies wgramoli� si� z jej pomoc� do bszernego kosza nad tylnym ko�em, za�o�y�a plecak i ruszy�a w kierunku miasta. Baset �opocz�c uszami patrzy� z kosza w kierunku jazdy. - Piesku, nie jest dobrze - mrucza�a zamy�lona Marianna. - Trzeba jako� odzyska� te figurki. My�la�am o tym wczoraj przez p� nocy. Widzisz, one jako� spe�niaj� ludzkie �yczenia. Fili, kt�ry je wyrze�bi� da� im tak� moc, �e je�li powiesz czego chcesz, trzymaj�� w r�ku figurk�, to to si� spe�ni. Spe�ni si� cokolwiek powiesz. Dlatego we wr�bie Forgoll m�wi� o gro�bie. Bo jest takie stare powiedzenie o przekle�stwie ziszczonych pragnie�. Cz�owiek marzy o r�nych rzeczach, ale niekt�re my�li przychodz� mu do g�owy w gniewie lub rozpaczy. I wcale nie jest dobrze je�li si� spe�ni�. Dojechali w�a�nie do drewnianego mostu przez rzek� i Marianna zsiad�a z roweru. Zdziwiony baset spojrza� na ni� z oczekiwaniem na jak�� decyzj�. - Odpoczniemy. Ach piesku, zapomnia�am, �e mam dla ciebie batonik. Chcesz? Badziew u�miechn�� si� szcz�liwy. - O rany, dobrze, �e nikogo tu nie ma. Trzymaj. Kiedy baset zaklei� sobie mord� i z b�ogo�ci� przewraca� oczami, Marianna zdj�a plecak, usiad�a na por�czy mostu i znowu spojrza�a w gazet�. - Ta kobieta, kt�ra kupi�a rze�by nie wie co ma. To znaczy, �e mo�e zn�w wywo�a� jakie� nieszcz�cie. Zobacz co si� sta�o, kiedy tylko marudzi�a �eby natychmiast sko�czy� si� festiwal. Raptem wybuch� po�ar, sp�on�� teatr, s� ranni i imprez� odwo�ano. Dobrze, �e nikt nie zgin��. A co b�dzie je�li pok��ci si� z s�siadk� i przy odkurzaniu figurek powie sobie, �eby tamt� trafi� szlag? Hm, swoj� drog� ciekawe jak to si� zrobi? No nie no, spokojnie piesku, tylko tak sobie m�wi�. Wiesz, trzeba najpierw jako� si� dowiedzie� gdzie ona mieszka. Badziew pokiwa� g�ow�. Marianna wpad�a do boutiqe'u tylko na chwil�. Zostawi�a kamienne �wieczniki i kiedy dowiedzia�a si�, �e nikt nie zg�osi� si� po r�kawiczk�, wyprosi�a j� od Adriana, w�a�ciwie nie m�wi�c mu po co. Potem, mimo �e Badziew z zachwytem p�tli� mi�dzy szkalnymi gablotami najwyra�niej zastanawiaj�c si� gdzie unie�� tyln� ��p�, zapakowa�a go na rower i pojecha�a do dzielnicy uniwersyteckiej.Tam mi�dzy akademikami, labolatoriami i salami wyk�adowymi by�a druga naukowa biblioteka w mie�cie. I tam na p� etatu pracowa�a pewna emerytowana staruszka. Kiedy� by�a czarownic�. Dawno temu obie dowiedzia�y si� o sobie, a w�a�ciwie zorientowa�y si� o w�asnym istnieniu. Ale nigdy si� nie spotka�y. Mo�e dlatego, �e by�y jednak po dw�ch stronach �wiata. Staruszka o jasnej, pomarszczonej twarzy siedzia�a przy oknie za wielkim biurkiem i wpisywa�a w komputer nowy katalog ksi��ek. S�o�ce rozbiela�o jej posiwia�e w�osy i odbija�o si� od z�oconych oprawek okular�w. Obok parowa�a fili�anka kawy. By�a tak wpatrzona w monitor, �e nie zauwa�y�a Marianny. - Przepraszam, czy pani Weronika? Staruszka odwr�ci�a si� i z u�miechem spojrza�a na dziewczyn�. - Tak jest, dziecko. Jak mog� ci ... och - umilk�a na chwil� i spowa�nia�a. - Hm, wybacz mi dziecko m�j pokr�tny j�zyk, ale czy to nie przypadkiem ty? Je�li rozumiesz o co mi chodzi? - To ja. Jestem Marianna. Czy mo�emy porozmawia�? - Jasne, siadaj. Ciekawe m�c ciebie pozna�, moje dziecko. Napijesz si� kawy? - Dzi�kuj�, dla mnie jeszcze za wcze�nie. - Ach, wi�c pijasz kaw�. My�la�am, �e nie potrzebujesz takich u�ywek. - Bo nie potrzebuj�, ale lubi�, a kiedy pij� dzia�a jak na wszystkich ludzi, wi�c teraz jeszcze na ni� za wcze�nie. - Ciekawe. A wi�c, co wielkiego ci� sprowadza? Co si� dzieje? - Dlaczego my�li pani, �e dzieje si� co� wielkiego? - Bo wiedz�c o sobie od wielu lat, nie szuka�y�my kontaktu. A dzi� do mnie przysz�a�. Wi�c co� musia�o si� sta�. I nie chodzi chyba o dzie� babci, kt�ry jest dopiero za par� tygodni, ani o po�ar w teatrze. - W�a�ciwie chodzi te� o po�ar w teatrze. - Jeste� mi�o�nikiem sztuki awangardowej? S�ucham, opowiedz mi. Staruszka z u�miechem podpar�a si� na biurku i z uwag� patrzy�a na dziewczyn�, kiedy ta m�wi�a jej histori� ko�cianych miniatutrek. - Figurki marze� - powiedzia�a, kiedy Marianna umilk�a. - Prosz�? - Figurki marze� - powt�rzy�a staruszka. - S�ysza�am kiedy� o tym. Bardzo dawno temu. Ale pami�tam dok�adnie. My�la�am jednak, �e takie rzeczy robili tylko w Chinach, albo Japoni. Nie wiedzia�am, �e i u nas. - Co to takiego? - To w�a�nie taka ma�a rze�ba, najcz�ciej z ko�ci lub z kamienia. Nie wiem dlaczego, ale zawsze przedstawia�a posta� ludzk�. Nigdy zwierz�c�, czy ro�linn�. Wykonanie by�o wr�cz niezwykle staranne. Wiem, �e potrafili co� takiego zrobi� tylko niekt�rzy magowie i kap�ani. Ci co na prawd� w�adali moc�. Zawsze by�y ogromnie cenne i niebezpieczne. Bo jak ju� wiesz, je�li wzi�o si� je do r�ki i powiedzia�o �yczenie, to ono si� spe�nia�o. Bez wzgl�du na to co powiesz. Potem figurka znika�a. - Nie wiedzia�am tego, �e znika�a. Dlaczego? - Nie wiem na pewno. Po prostu przestawa�a istnie�. Mo�e to cena za spe�nione �yczenie? Co� za co�. Mo�e moc spe�nienia niszczy figurk�? Tak czy siak masz racj� m�wi�c, �e twoja nieznajoma mo�e zrobi� niechc�cy ca�kiem interesuj�cy u�ytek z tych rze�b. Ciekawe jak trafia szlag, prawda? - Wie pani, w�a�ciwie to przysz�am tu z nadziej� na pomoc w odzyskaniu figurek, bo ja w�a�nie nie chc� wiedzie� jak to jest, kiedy innych trafia szlag. - O, wi�c jednak znacznie r�nimy si� w podej�ciu do ciekawych rzeczy. Nigdy ci� nie interesowa�o jak si� dziej� niekt�re... niezwyk�e zdarzenia? Pewnie nie. Za to mnie bardzo ciekawi� takie historie. C�, dlatego jestem, kim jestem. Dobrze, powiedz dziecko czego si� po mnie spodziewasz? - Mam ze sob� zgubion� r�kawiczk� tej kobiety. My�la�am, �e z pomoc� takiej osobistej rzeczy powie mi pani gdzie znajd� w�a�cicielk�. - Tak, mo�na zrobi� tak� rzecz, ale to nie moja specjalno��. Ja jestem Druda. - Zsy�a pani koszmary senne? - I to jakie. Jak widzisz mog� ci co najwy�ej pom�c nastraszy� staruszk�. Marianna spochmurnia�a i umilk�a zamy�lona ze zwieszon� g�ow�. Siwow�osa Druda popija�a kaw� patrz�c na dziewczyn� z nad kraw�dzi fili�anki. - Zgoda, niech jej pani ze�le koszmar. - Co? Chcesz tego? Co ci to da? - Ona trzyma te figurki na stoliku nacnym. A co jeszcze zawsze stoi w takim miejscu? Lampka nocna. Jak obudzi si� z koszmaru, to zapali �wiat�o. B�dzie zdenerwowana i przestraszona, mo�e str�ci figurki na pod�og�, mo�e podnosz�c je powie, �e nie chce �ni� takich koszmar�w. �yczenie si� spe�ni, zniknie nast�pna miniaturka. Mo�e b�dzie chcia�a uzupe�ni� kolekcj� i przyjdzie do boutiqe'u, a tam wezm� jej adres. I tak dowiem si� gdzie mieszka. Wtedy ukradn� ostatni� rze�b�. - Mo�e, mo�e. To tylko �yczenia. A co jak tw�j plan nie zadzia�a? Za du�o w nim niepewno�ci. - Wymy�l� co� innego. Ostatecznie mog� pogada� z duchami. - To te� ciekawy pomys�. Ale dobrze, je�li tego chcesz dziecko, to ze�l� jej koszmar. - Druda u�miechn�a si� zimno - Tylko musisz mi co� da� za to. - Zap�ata? - Jak zawsze. Dasz mi swojej krwi. - Co takiego!? - Ciszej, to biblioteka, nie stragan. Nie panikuj i nie udawaj naiwnej, potrzebuj� tego dla koszmaru. Nie chc� du�o. To cenny dar. Dot�d zawsze u�ywa�am tylko ludzkiej krwi. A tego podobno w tobie nie ma. Wi�c koszmar mo�e by� nieludzko cudowny. Tak jak ty, moje dziecko. P�jdziesz teraz do studenckiej apteki i kupisz strzykawk� na moj� recept�. Lecz� sobie korzonki. Wr�cisz i dasz mi krew. Marianna przez dwa dni pod rz�d przyje�d�a�a przed po�udniem na rowerze do wioski i dzwoni�a z poczty do boutiq'u. Pyta�a czy kobieta, kt�ra kupi�a ko�ciane figurki nie pojawi�a si� znowu. I przy ka�dej przecz�cej odpowiedzi Adriana przypomina�a mu, �eby pod jakimkolwiek pretekstem wzi�� od staruszki jej numer telefonu lub adres. Adrian raz, na pocz�tku, spyta� j� po co jej to, ale ona tylko naburcza�a na niego wymijaj�co. Po ka�dym takim telefonie Marianna kupowa�a u starego Joachima dziennik i dok�adnie czyta�a kronik� wypadk�w. Potem jakby uspokojona wraca�a do swojej dolinki i zagrzebywa�a si� w warsztacie. Robi�a teraz krajobrazy z r�nie barwionych korzeni splatanych na obramowanej, grubej korze starych drzew. Trzeciego dnia czeka� na ni� w wiosce poranny telegram z miasta. Nadano go na poczcie uniwersyteckiej. Podar�a blankiet przy otwieraniu, ale wiadomo�� przeczyta�a bez trudu: "Kochanie Stop Babcia Zn�w �pi Spokojne Stop Weronika". Kiedy szybko dzwoni�a do boutiq'u, us�ysza�a w s�uchawce g��boki m�ski g�os. - Boutiq Artstyczny, s�ucham. - Chris?! To ty? Jak si� ciesz�, m�wi Marianna. - O, mi�o zn�w ci� us�ysze�. Jak si� masz? Ju� dawno ci� nie widzia�em. - Wszystko u mnie w porz�dku. Troch� jestem zapracowana, wi�c nie wpadam do was. Czy spodoba�y ci si� jakie� kamienne �wieczniki? - Jasne, wybra�em ju� jeden na prezent dla Robert�w. B�dzie �wietnie pasowa� do ich wielkiej kuchni, akurat na wieczory przy winie i kominku. Wiesz, ten granitowy o ostrych kantach, jest taki naturalny i silny. Bardzo pierwotny. - Fajnie, �e co� ci podpasowa�o. S�uchaj, dzwoni� z pytaniem o pewn� klientk�, kt�ra kupi�a u was te trzy ko�ciane figurki wyceniane przeze mnie. Czy Adrian co� ci o tym wspomina�? - O tak, to kochany ch�opak i przezkaza� mi wszystko jak trzeba. Ta kobieta by�a dzi� u nas, zaraz z rana, przy otwarciu sklepu. Nieprzyjemny z niej zrz�dziuszek. Chyba ma�o ostatnio sypia�a. - No i co? - Spokojnie, ju� m�wi�. Koniecznie chcia�a dokupi� takie ko�ciane figurki, bo jak m�wi�a, dwie gdzie� si� jej zapodzia�y w domu. Pewnie nieporz�dziuch z niej. A do tego wmawia�a mi, �e zostawi�a w sklepie star�, koronkow� r�kawiczk�. M�wi�a to z tak� min�, jakby oskar�a�a mnie o zbieranie fetyszy. Wyobra�asz sobie? Powiedzia�em, �e w ci�gu tygodnia dam jej zna�, czy b�dzie mo�liwo�� kupienia u nas takich rzeczy. - Fetyszy? - Nie sieroto, figurek. - A no tak. Czy to znaczy, �e masz na ni� jakie� namiary? - Oczywi�cie, przecie� Adrian dok�adnie wyja�ni� mi co chcesz. Wyd�bi�em jej numer telefonu ... - �wietnie, podasz mi go? - ... a wiedz�c, �e chcia�a� te� jej adres zadzwoni�em do Robert�w, kt�rzy maj� przyjaciela pracuj�cego w telekomunikacji, i on poda�m mi adres babci. - Chris, jestes wielki ! Gdzie ona mieszka? - Klonowa 9, mieszkanie 7. To taka mieszcza�ska dzielnica dobrych, czynszowych kamienic na p�noc od dworca kolejowego. Wiem od Adriana, �e zbulgota�a� go, kiedy spyta� po co ci to, wi�c b�d� milcza�. Wiesz, "Chro�cie nas bogowie od gniewu kobiety", czy co� w tym sensie. Zapisz sobie jeszcze jej telefon i �ycz� powodzenia, cokolwiek kombinujesz. Wieczorem Marianna z trem� szykowa�a si� do nocnej w�dr�wki. Za�o�y�a czarne d�insy i golf, a do tego traperskie buty. Z drewnianej skrzyneczki o wielu ma�ych przegr�dkach starannie wybra�a szary wisiorek. Owalny kamyk ze sk�r� wklejon� w ryty run�w. Dar Forgolla. Zawiesi�a go na szyj� pod swetrem. Badziew zawija� si� wok� jej n�g swoj� �aciat� d�ugo�ci� i by� wyra�nie nieszcz�liwy. - Piesku, nie b�d� taki przestraszony. Wiem, �e nie lubisz duch�w, ale za to �wietnie je wyczuwasz, szybciej ni� ja. Je�li bardzo nie chcesz, p�jd� sama. Badziew w odruchu wierno�ci szczekn�� i wyszczerzy� z�by, got�w do wszelkiej obrony swojej pani. - Poza tym piesku, b�d� ca�y czas przy tobie. Obiecuj�. Wiesz, ja te� ich nie lubi�. Baset niewyra�nie pomacha� ogonem. Wyszli z domu noc� w g��b rezerwatu. Ani pies, ani Marianna nie potrzebowli latarki. Zreszt� droga by�a znajoma i najpierw bieg�a przy strumieniu, a potem mi�dzy wzg�rzami zaprowadzi�a ich do trzech kamiennych osta�c�w. Kiedy si� tam zbli�yli Badziew naje�y� sier��. Marianna szybko kucn�a za krzewem i d�ugo wpatrywa�a si� w g�azy. Wreszcie us�ysza�a jakby cichy �miech cieni przy kamieniach. Uspokajaj�co pog�aska�a baseta. - Spokojnie piesku. Te trzy osta�ce s� jak prawdziwe menchiry. Druidzi twierdz�, �e w takich miejscach lubi� si� zbiera� duchy nienarodzonych jeszcze dzieci. Ruszyli dalej, a wszystkie d�wi�ki ucich�y jak sp�oszone. Nie weszli do mrocznego lasu, przez kt�ry bieg�a �cie�ka do chaty Forgolla, lecz w�drowali wzd�� jego ciemnej granicy. Im bardziej robi�o si� wok� wilgotno i podmokle, tym ostro�niej i wolniej szli do przodu. Marianna z uwag� wpatrywa�a si� w mokr� �ci�k�, a Badziew z obna�onymi k�ami w�szy� i nas�uchiwa� dooko�a. Dziewczyna co chwila przykuca�a i delikatnie przesuwa�a d�oni� nad ziemi�, sprawdzaj�c kszta�t mijanych zwierz�cych �lad�w. S�yszeli ju� z daleka szemrz�cy bulgot strumienia. Pieni� si� on niespokojnie u swego �r�d�a, lecz niewiele dalej rozlewa� si� leniwie i szeroko, tworz�c pe�ne ciszy mokre ��ki i zdradziecko g��bokie oczka wodne. - Badziew, jest - szepn�a pochylona do ziemi Marianna - widzisz, to �lady ko�skich kopyt. Pow�chaj piesku, potrafisz co� wyczu�? Baset sun�� nosem i uszami po tropie, ale wyra�nie bez skutku. Siad� przy �ladach i zapiszcza� czekaj�c na decyzj� swojej pani. - Dobrze, duch to nie zwierz� i nie zostawia po sobie zapachu. Forgoll mia� racj�, �e Puka si� ju� obudzi�a. Teraz p�jdziemy za �ladami. Tylko nie zg�upiej mi piesku i jak zobaczysz konia, nie biegnij za nim. Czarny ko� wielko�ci kuca spokojnie przechadza� si� mi�dzy brzozami, rozchlapuj�c wod� na niewielkiej polanie. By� mroczny jak sk��biony cie�. Brodz�c z opuszczon� g�ow� sprawia� wra�enie zamy�lonego. Wtem musia� co� us�ysze�, bo podni�s� �eb strzyg�c uszami i zamar� w oczekiwaniu. D�wi�k si� powt�rzy�. Plusk ostro�nych krok�w i psi warkot. Ko� ruszy� w tym kierunku. Mi�dzy drzewami zobaczy� dziewczyn� i d�ugiego psa. Tamci stan�li i patrzyli na niego. Ko� zadr�a� i lekko podbieg� do nich, z wdzi�kiem unosz�c z wody p�ciny. Przedefilowa� bokiem przed ich oczami, pokazuj�c jaki jest pi�kny. Lecz dziewczyna milcza�a bez ruchu, a pies niemo szczerzy� z�by. Ko� zadziornie prychn�� na baseta i lekko si� cofn��, jakby w zabawie. Nic si� nie sta�o. Wtedy postanowi� podej�� bli�ej. - Ach ! - parskn�� w�ciekle, raptownie przed nimi staj�c - Nosisz ciekawy wisiorek. - Mhm, podoba ci si�? - Marianna z zaci�ni�tymi ustami wyj�a kamyk z pod swetra tak, �eby by� wyra�nie widoczny. - Amulet z runami �wi�tego d�bu, symbolu druid�w. Czy wiesz jak go czuj�? - Co� jakby p�omie�, prawda? Pono� ten kamyk sprawia te�, �e bywasz us�u�na. Ko� w�ciekle zar�a� i k��b pary otoczy� mu nozdrza. Badziew przykucn�� na tylnich nogach wyra�nie gotowy do skoku. W gardle narasta� mu g�uchy bulgot. - Spokojnie Puka, bo m�j baset straci cierpliwo��. Na razie chc� porozmawia�. - Spiesz si� - czarne ko�skie oczy pa�a�y z�o�ci�, a kopyta nerwowo ry�y ��k�. - Zdziwisz si�, ale mam do ciebie pro�b�. Zreszt� do�� niezwyk��. Chc� �eby� okrad�a pewn� zrz�dliw� staruszk�. Dam ci jej adres i opis tego, co chc� dosta�. Trzeba to zrobi� jeszcze tej nocy. Przy okazji nastraszysz sobie babci�. Zgoda? Zaskoczona Puka a� stan�a nieruchomo i przechyli�a z ciekawo�ci� �eb. - M�w dalej. Nast�pnego dnia Marianna nie k�ad�a si� spa� po zmierzchu. Siedzia�a owini�ta kocem na rogu wielkiej kanapy w pokoju ��czonym z kuchni�. Jedynym �r�d�em �wiat�a by�a stoj�ca przy kanapie wysoka, przeno�na lampa. Z pod fa�d�w kraciastego koca wystawa� z jednej strony pysk Badziewia, a w zupe�nie innym miejscu koniuszek jego ogna. Radio nastawione na stacj� country nadawa�a list� przeboj�w dla okolicznych farmer�w przerywan� reklamami nawoz�w i hurtowni pasz. Marianna stara�a si� skupi� na czytanej ksi��ce o sposobach remontu dachu. Co chwila popija�a cierpkawe, porzeczkowe wino z zakurzonej, osznurowanej butelki, kt�r� ch�odnym rankiem wynios�a sobie z piwnicy. - Wiesz piesku, by�e� wczoraj bardzo dzielny - powiedzia�a do baseta i poczu�a jak pies przekr�ca si� brzucem na jej nogach. Potem tr�ci� j� nosem w r�k� domagaj�c si� pieszczot. Marianna od�o�y�a ksi��k� i zacz�a delikatnie drapa� go za uszami. Pysk Badziewia wyra�a� absolutne uszcz�liwienie. - Pewnie zastanawia�e� si�, dlaczego zgodzi�am si� na straszenie staruszki, co? M�j drogi, przecie� jestem chochlikiem. A do tego nie lubi� zrz�dziuszk�w. No i Puka te� musia�a mie� swoj� przyjemno�� strachu - jako zap�at�. Teraz podrapiemy szyjk�, o tak. Biedaku, by�e� wczoraj ca�y przemoczony, mia�e� uszka jak dwie mokre szmatki, dobrze, �e nie z�apa�e� kataru. Badziew zesztywnia� nagle i zmarszczy� sk�r� na pysku w niemym warkni�ciu. - Co jest piesku? Co� ci� zabola�o? Baset sturla� si� z pod koca na drewnian� pod�og� i zacz�� warcze� w stron� okna. Marianna spojrza�a w ciemno�� za szyb�, lecz nic tam nie zobaczy�a. - Hm, wiesz Badziew, to chyba b�dzie nasz dor�czyciel. Pies szczekn��, a z cienia w k�cie pod oknem niepewnie wysz�o co� mrocznego. - Czy mo�esz zatrzyma� psa? Prosz�. - zaszepta� mrok. - Badziew, waruj. Kim jeste�? - O, mrok jest tylko ma�ym Boggartem Psotnikiem. Puka kaza�a mu odda� ci pewn� rzecz. Co Boggart dostanie w zamian? Co mu dasz? - Odejdziesz st�d bez problem�w. - Nie, to nie tak. Musisz co� da�, bo Boggart b�dzie si� gniewa� - sykn�� mrok. - S�uchaj, Puka bardzo nie lubi pewnego mojego wisiorka. Je�li chcesz wy�l� jej go z dedykacj� od ciebie. Czy wiesz, co ona robi, kiedy si� gniewa? Bywa porywcza. - O, nie krzywd� ma�ego Baggarta, on tylko �artowa�. On odda tobie ko��. Mrok pochyli� si� do pod�ogi, a potem cofn�� ods�aniaj�c le��c� ko�cian� figurk�. - Widzisz, Boggart zrobi�, co mu kazano. Czy teraz Puka dowie si�, �e Boggart by� dobry? Czy go pochwalisz? - Tak, dzi�kuj�. Teraz powiem, �e dobrze zrobi�e�, co ci kazano. I Odejd� ju�. M�j pies si� denerwuje. Mrok sk��bi� si� w sobie, a potem znik�. W pokoju przez chwil� panowa�a g�ucha cisza. Marianna ca�a spi�ta pr�bowa�a patrze� jednocze�nie na wszystkie cienie dooko�a. - Badziew, czy ju� go nie ma? Poszed� sobie? Pies usiad�, ziewn�� szeroko, potem zacz�� si� drapa� tylni� �ap� po grzbiecie. - Kocham tw�j spok�j. Pfu, troch� si� ba�am. Marianna wsta�a z kanapy i boso podesz�a do le��cej na pod�ogowej desce figurki. Kucn�a przy niej. Baset te� tam przydrepta�. - Widzisz piesku? Jest, le�y tu sobie. Uda�o si�, tak si� ciesz� ! Obi�a psi �eb i najpierw rado�nie zmi�dli�a mu uszy, a potem mocno przytuli�a pysk. Badziew zni�s� to ze stoickim spokojem i tak si� u�miechn��, �e a� sama Marianna siad�a z wra�enia. - Ojej. �licznie si� u�miechasz. Bardzo spontanicznie. Wsta�a z pod�ogi i zabra�a ze sob� figurk�. Nios�a j� ostro�nie w dw�ch palcach i po�o�y�a w drugim rogu kanapy. Badziew zaj�� poduszk� po�rodku. - Zrobimy tak. Figurk� wpakujemy do pude�ka i po�o�ymy na najwy�szej p�ce jakiej� bardzo starej szafy. Potem poczytamy sobie przy radiu jeszcze troch� o remontach dachu i idziemy spa�, bo rano wybieram si� do miasta z nowymi sadzonkami na sprzedasz. Chc� te� Chrisowi pokaza� moje wyplatanki z korzeni na korze. Potem b�d� jeszcze musia�a wej�� do jakiego� sklepu z materia�ami budowlanymi zorientowa� si�, czy sama dam rad� z tym remontem, czy nie. I ile to b�dzie kosztowa�. Marianna zn�w owin�a si� kocem i si�gn�a po ksi��k�. - Hm, a mo�e nie ma sensu tak si� m�czy� i nie b�dziemy chowa� figurki do pude�ka? Jak s�dzisz piesku? Arkadiusz Szynaka Gdynia 1995-10-14