483
Szczegóły |
Tytuł |
483 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
483 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 483 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
483 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
FIGURKI MARZE�
AUTOR : Arkadiusz Szynaka
HTML : Argail
To by�a ostatnia dolinka przed rezerwatem. W�a�nie dlatego nikt tam ju� nie
chodzi�. Wszyscy my�leli, �e to te� teren pod �cis�� ochron�, wi�c nie zagl�dano
tam. Dzi�ki temu mieszka�cy i go�cie le�nej doliny mogli spokojnie zajmowa� si�
swoimi dziwnymi sprawami. Sama dolinka te� chroni�a przed ciekawskimi i
zgie�kiem �wiata. By�a tak odwieczna jak zagubione na jej s�onecznej polanie
g�azy poro�ni�te mchem i paprociami. Otoczona wysokimi, g�sto zadrzewionymi
skarpami i jakby wygi�ta sw� staro�ci� w ostry �uk, zas�ania�a widok z w�skiego
niczym jar wej�cia na rozleg�� polan� u swego ko�ca. Przed ni� r�s� m�ody las
i ci�gn�y si� pszeniczne pola a� do niewielkiej wioski przy lokalnym wje�dzie
na autostrad�. Dalej, po kwadransie drogi zaczyna�y si� przedmie�cia, a po
dziesi�ciu minutach wje�d�a�o si� do centrum miasta. Miasto by�o du�e, portowe
ale rezerwat przewy�sza� go swoj� powierzchni�. Potrzeba by�o trzech dni na
przej�cie go od dolinki a� do starych, wapiennych g�r na jego ko�cu. Miasto by�o
m�ode, pe�ne zgie�ku i po�piechu, rezerwat tchn�� spokojem i czas jakby inaczej
w nim p�yn��. Tak jak port by� miejscem sk�d wyruszano w �wiat i dok�d ci�gneli
podr�ni, tak dolina by�a wej�ciem do rezerwatu i celem dla r�nych w�drowc�w z
tamtej strony. Z polany wchodzi�o si� na teren wzg�rz, dw�ch jezior, skalnych
osta�c�w i strumienia, kt�ry nie wiedzie� czemu nie chcia� p�yn�� w stron�
morza, tylko wi� si� mi�dzy wzniesieniami a� do bagien u st�p po�udniowych,
zwietrza�ych ska�.
Na samej polanie sta� bia�y dom z rozleg�ym parterem, pi�trem pod sko�nymi
czerwonymi dach�wkami i z okr�g��, wysok� wie�� ze sto�kiem zzielenia�ego,
drewnianego dachu na swym szczycie. Dom mia� szerok�, bukow� werand� z
zewn�trznym kominkiem i podwieszan� �a�cuchami �aw� na kt�rej wylegiwa� si�
nieprawdopodobnie d�ugi baset o �aciatej, czarnobia�ej sier�ci. Pies z
idiotycznym u�miechem na pysku patrzy� rozleniwionym wzrokiem na polan�, gdzie
par� drzew owocowych zaczyna�o pokrywa� si� wczesnowiosenn� zieleni�. Jego pani
w�a�nie wychodzi�a z domu pr�buj�c jednocze�nie zamkn�c nog� drzwi i nie upu�ci�
z r�k dw�ch szerokich, p�askich, wiklinowych koszy z doniczkami jagodowych
sadzonek.
- Nie le� Badziew, pom� mi z tymi drzwiami. - zawo�a�a Marianna, a baset z
westchnieniem sturla� si� bokiem z �awy, podrepta� do drzwi i pos�usznie pchn��
je pyskiem a� trzasn�� zamek.
- Dzi�ki stary.
Baset wyrozumiale patrzy� jak jego pani zr�cznie balansuj�c koszami, nie
patrz�c pod nogi, zesz�a ze schod�w werandy i zatrzyma�a si� przy rowerowej
przyczepie, gdzie wreszcie zostawi�a sw�j baga�. By�a sympatyczn�, wysok�,
smuk�� dziewczyn� po dwudziestce. W ka�dym razie tak wygl�da�a. Mia�a radosn�
twarz, jasnorudoblond w�osy do ramion i nie by�a cz�owiekiem. Ale o tym
wiedzia�o tylko kilka os�b, kt�rym to zreszt� nie przeszkadza�o. Porusza�a si� z
delikatno�ci� i gracj� wrodzon� ka�demu le�nemu chochlikowi. Jak czasem sama
m�wi�a ze �miechem - to taki dar, kt�ry w potrzebie bardzo pomaga� znikn��
mi�dzy drzewami, lub domami.
- Badziew, piesku, pojad� do miasta, a ty popilnujsz polanki i domu.
Baset zszed� z werandy i stan�� u jej st�p machaj�c ogonem. Wygl�da� jak
chodz�ca, d�uga, �aciata rura z uszami. Spojrza� Mariannie w twarz z
bezgranicznym uwielbieniem i u�miechn�� si�.
- Nie r�b takich min piesku, bo jeszcz kto� zobaczy i si� przestraszy. Kupi� ci
jak�� smaczn� puszk�, chcesz?
Baset pokiwa� g�ow�. Marianna przykucn�a i potarga�a go za uszy, potem
wsiad�a na rower i ci�gn�c za sob� przyczep�, mocno peda�uj�c, przejecha�a
mi�dzy g�azami i drzewami do wyj�cia z dolinki.
Marianna praktycznie zawsze je�dzi�a do miasta rowerem. Nawet �nie�na zima
nie by�a dla niej specjaln� przeszkod�. Dojazd do centrum zabiera� jej z
godzink�. To dlatego, �e nie mog�a korzysta� z autostrady i lubi�a zatrzymywa�
si� mijaj�c ulubione miejsca.
Jecha�a najpierw piaszczyst�, wiejsk� drog�, mi�dzy ogrzewanymi wiosennym
s�o�cem polami, kt�re co raz silniej pachnia�y ziemi� i starymi li��mi. Czasem
stawa�a w wiosce na ta�sze zakupy w starym sklepie "towar�w r�nych" - jak
g�osi� szyld nad jego wej�ciem. I odwiedza�a poczt� - lubi�a dostawa� listy i
wszelkie przesy�ki. Potem zaczyna�a si� podrz�dna, lokalna, asfaltowa droga,
kt�rej cz�� bieg�a wzd�u� wielkiego, leniwego zakola rzeki wpadaj�cej na ko�cu
swej w�dr�wki do portu. Tu jecha�a najwolniej, bo zawsze urzeka�y j� poro�ni�te,
zdzicza�e brzegi. Zatrzymywa�a si�, �eby zapami�ta� jakie� miejsce, albo zrobi�
szybki rysunek w wo�onym ze sob� szkicownik�w. Z czasem z rysunk�w powstawa�y
akwarele. Wreszcie, drewnianym mostem dostawa�a si� do przedmie��, kt�re lekko
wznosi�y si� nad reszt� miasta tworz�cym panoram� dom�w z morzem w tle.
Z centrum s�siadowa�y cztery skrzy�owane ulice samych sklep�w, kafejek z
restauracjami i przeszklonych pasa�y handlowych. Tam w jednym z ogrodniczych
magazyn�w sprzedawa�a swoje sadzonki kwiat�w i le�nych ro�lin. Handlowa�a te�
r�cznie robionymi doniczkami, drewnianymi i blaszanymi skrzynkami do kwiat�w i
jeszcze kamiennymi ozdobami do skalnych ogr�dk�w. Wszystko pochodzi�o z jej
le�nych w�dr�wek i z domowego warsztatu. By�a r�wnie� dostwc� miejsca o nazwie
"Boutiqe Artystyczny", gdzie kupowano jej akwarele, kompozycje z korzeni, pi�r i
suszu, czy naturaln� bi�uteri�.
Tego dnia, kiedy ju� pozby�a si� ro�linnego baga�u z przyczepki, zostawi�a
rower przywi�zany �a�cuchem do s�upka przed zio�ow� herbaciarni� i ruszy�a
spacerem wzd�u� ulicy. We wtorkowe przedpo�udnie nie kr�ci�o si� tu jeszcz wiele
os�b. Nie by�o wiatru, s�o�ce rozz�aca�o wystawy i figlarnie b�yska�o na
niklowanych zderzakach mijanych aut. Wst�pi�a do wielkiego sklepu zoologicznego
pog�aska� miniaturowe kr�liczki i kupi� obiecan� Badziewowi puszk� psiego
przysmaku. Poprzebiera�a w malarskich albumach niewielkiej ksi�garenki, ku
utrapieniu sprzedawcy ca�kiem przestawiaj�c ich kolejno�� na p�ce. Na
og�oszeniowym s�upie przeczyta�a kolorowy plakat o festiwalu teatr�w
awangardowych. I mimo, �e dzi� nie mia�a nic na sprzeda� wst�pi�� do swojego
"Boutiqe'u", ot tak �eby sprawdzi� co ostatnio wykupiono.
Sprzedawca kr�c�cy si� przy szklanych drzwiach, m�ody ch�opak o delikatnych
rysach twarzy, u�miechn�� si� do niej, kiedy wesz�a do sklepu.
- Marianna, dobrze, �e jeste�. Sprzedali�my wszystkie twoje kamienne
podstawki pod �wiece. Fantastycznie schodzi�y.
- Cze�� Adrian - u�cisn�a jego zadban� d�o�. - Ciesz� si�, �e to chwyci�o.
Rozumiem, �e interesuje was nowa partia?
- Jasne. Chris chce nawet co� kupi� na przyj�cie u Robert�w. Masz co�
dzisiaj?
- Nie, wpad�am z ciekawo�ci. Kiedy jest przyj�cie?
- Za dwa tygodnie. Zd��ysz zrobi� co� nowego?
- Powinnam. Mo�e b�d� te� nowe modele. Co� z metalem i co� z drewnem.
- �wietnie, Chris si� ucieszy z mo�no�ci wyboru. Wiesz jaki jest wybredny.
Chod� do kasy, wyp�ac� ci co twoje.
Przeszli marmurow� posadzk�, �rodkiem boutiqe'u mi�dzy wysokimi szklanymi
gablotami, gdzie sta�y o�wietlone przer�ne wyroby okolicznych artyst�w i
rzemie�lnik�w. Pod bia�� �cian� obwieszon� od pod�ogi do sufitu zastawionymi
p�kami, na wysmuk�ej, stalowej kolumnie, ustawiono kas� w srebrnej obudowie.
Adrian otworzy� j� i wyci�gn�� plik banknot�w.
- Przelicz czy si� zgadza i podpisz na kwicie - us�u�nie, mi�kkim ruchem
podsun�� jej pod nos metalow� podk�adk� z przyczepionym druczkiem i pi�rem na
�a�cuszku.
- Mhm, w porz�dku. Przy okazji jak ju� jestem rozejrz� si�, czy nie
dostali�cie czego� ciekawego. Mo�e co� mnie zainspiruje.
- Och. przesta�. Chris m�wi, �e takie podgl�danie nie jest tw�rcze. Sta� ci�
na w�sne pomys�y.
- Chris marudzi, jak co roku na wiosn�. Poka� co macie.
- Gablota przy wystawie, chod�.
Na szklanej p�ce sta�y w p�kolu trzy ma�e figurki. By�y po��k�e jak ko��,
nie mia�y wi�cej ni� cztery centymetry wysoko�ci i wiernie przedstawia�y ludzkie
postacie. U�miechni�tego grubaska w pow��czystej szacie, jakiego� wojownika
opartego o dwur�czny top�r i staruszka z fletem w d�oni. Wszystkie ��obienia i
szczeg�y figurek by�y bardzo staranne i ostre.
- No, no, kto� si� napracowa�. Sk�d je macie?
- To komis. Przyni�s� nam to taki m�ody przystojniak. M�wi�, �e znalaz� to w
rzeczach po zmar�ym dziadku. Pozbywa si� czego mo�e ze spadku, bo wyje�d�a z
powrotem na po�udnie. Pewnie tam z�apa� swoj� opalenizn�.
- Albo na solarium. Ile za to chcecie?
- Jeszce ich nie wycenili�my. Trudno nam stwierdzi� jakie to na prawd� stare
i cenne. Na razie sprawdzili�my, �e nie s� poszukiwane przez policj�. Wiesz,
jeste�my ostro�ni od czasu zesz�orocznej historii z tym wstr�tnym gobelinem.
- Dacie to jakiemu� rzeczoznawcy?
- W�a�ciwie my�leli�my o tobie. Rzeczoznawcy nie�le sobie licz�, jeszcze si�
oka�e, �e wycena jest dro�sza ni� warto�� tych miniaturek.
- Wiesz, �e nie mam �adnych papier�w z licencj�.
- Ale znasz si� na tym, robisz to uczciwie i z dokumentacj�. Chris prosi�,
�eby� zgodzi�a si� na dziesi�� procent od warto�ci za przys�ug�. Mamy nawet
gotow� umow�.
- Chris jest zbyt pewny siebie.
- To cecha jego m�sko�ci. Zg�d� si�, prosz�. Przecie� lubisz grzeba� w
takich rzeczach.
- No dobra, ale robi� to tylko dla twoich pi�knych oczu. Daj mi umow� i
figurki. Postaram si� wpa�� za trzy dni.
Wieczorem, ubrana w gruby sweter, siedzia�a Marianna w wielkim, drewnianym,
bujanym fotelu na werandzie swego domu przed paleniskiem kominka. Rozmy�la�a o
figurkach. Obok fotela ustawi�a stolik, na kt�rym le�a�a deska z pajdami chleba
i pokrojonym kiszonym og�rkiem. Kiedy w mie�cie przyjrza�a si� rze�bom,
wiedzia�a ju� na pewno, �e by�y bardzo stare. Po przyj�ciu do domu nagrabi�a z
polany opad�e ga��zie, a teraz wpatrywa�a si� w pozosta�y po nich roz�arzony
popi� i z przyjemno�ci� wci�ga�a zapach dymu i pieczonych, starych ziemniak�w.
Przy palenisku sta�a te� puszka psiego jedzenia.
- Tak Badziew, nie ma to jak kolacja z ogniska wiosennym zmierzchem.
Pies le��c na �awie uni�s� g�ow� z �ap i spojrza� ciekawie na Mariann�,
kt�ra opalonym patykiem zacz�a wygrzebywa� z �aru sp�kane od gor�ca bulwy.
Potem z szuflady pod stolikiem wyci�gn�a otwieracz do puszek z pokr�t�em. Nie
dotykaj�c konserwy r�kami, otworzy�a j� i wytrz�sn�a paruj�ce mi�so do
metalowej miski.
- Chod� piesku, boj� si�, �e jak ostygnie, to zastygnie.
Baset zeskoczy� z �awy i zamiataj�c deski werandy merdaj�cym ogonem zanurzy�
pysk w misce. Gdy zacz�y z niej dochodzi� mruczenia i mlaskania Marianna nabi�a
na zaostrzony patyk ziemniaka i brudz�c r�ce popio�em zeskroba�a jego sk�rk�.
Jad�a dmuchaj�c na gor�c� bulw� i przegryzaj�c og�rkiem z chlebem. Brakowa�o jej
do tego cierpkiego, porzeczkowego wina. Ale nie a� na tyle, �eby zej�� do
piwnicy po osznurowan� butelk�. W zamy�leniu spojrza�a pod �aw�. Sta� tam
miedziany kocio�ek wielko�ci wiadra. Naczynie o trzech n�kach by�o p�kate i
zdobione wt�oczeniami o ro�linnych motywach. Zrobi�a ten kocio�ek sama, wiele
lat temu, zgodnie z bardzo starym przepisem. Je�li wla�o si� do niego �r�dlanej
wody p�yn�cej na po�udnie i wstawi�o do �rodka jaki� przedmiot, mo�na by�o we
�nie zobaczy� jego przesz�o��. Teraz na dnie kocio�ka moczy�y si� trzy ko�ciane
figurki. Po rozpaleniu na kominku wyj�a miedziane naczynie z kufra i nape�ni�a
wod� ze �r�d�a za domem. Nigdy nie widzia�a tak wykonanych starych rze�b.
Liczy�a, �e sen powie o nich wi�cej, ni� zakurzone woluminy z czytelni naukowej.
Dopiero potem wyceni je i da opis z dokumentacj�.
�wit by� zimny, ale s�oneczny. Zapowiada� dobr� pogod� na ca�y dzie�.
Marianna obudzi�a si�, kiedy baset zdecydowa�, �e nadszed� czas wypu�ci� go na
spacer. Przydeptuj�c sobie uszy wgramoli� si� na ko�dr� jej wielkiego ��ka i
zacz�� tr�ca� j� nosem w policzek.
- Och, Badziew, czy to na prawd� ju� pora? - spyta�a sennie Miarianna
otwieraj�c oczy. Spojrza�a prosto w u�miechni�ty pysk psa, przeci�gn�a si� i
obj�a pieszczotliwie jego �eb.
- Wiesz, gdybym nie by�a le�nym chochlikiem, umar�abym na widok twojej
porannej miny.
Badziew pokiwa� �bem ze zrozumieniem i zeskoczy� z ��ka. Marianna zwlek�a
si� za nim i boso, owini�ta kocem przesz�a szerokim hallem z pokoju do drzwi
domu. Wyjrza�a na zewn�trz prosto we wczesne s�o�ce. Na polanie le�a�a jeszcze
zimna rosa, a niebo by�o b��kitne jak woda. Ptaki goni�y si� ze �piewem w
ga��ziach drzew.
- No piesku, pobiegaj sobie i za�atw swoje sprawy. Tylko nie id� za daleko,
bo po �nadaniu wybierzemy si� do rezerwatu.
Baset, kt�ry zbieg� ju� z werandy, odwr�ci� ciekawie g�ow�.
- Odwiedzimy Forgolla. Mam nadziej�, �e staruszek b�dzie na miejscu.
Baset podszed� z powrotem patrz�c na ni� wyczekuj�co.
- Dlaczego? Co� mi si� przy�ni�o. Kto wie, mo�e to tylko przez te og�rki na
kolacj�? A mo�e to jednak kocio�ek? W ka�dym razie sen by� ciekawy, wi�c
wpadniemy do staruszka.
Pies zamerda� ogonem jakby przyjmuj�c jej wyja�nienia i wr�ci� na ��k�.
- B�d� za p� godziny, akurat sko�cz� prysznic i razem zjemy �niadanie! -
krzykn�a za nim Marianna.
Szli ju� prawie cztery godziny r�wnym, marszowym tempem. Najpierw wzd�u�
strumienia za domem prosto na po�udnie, potem skr�tem pomi�dzy wzg�rzami a� do
trzech kamiennych osta�c�w - jakby naturalnych menchir�w. Tam odpocz�li przez
kwadrans. Marianna siedzia�a oparta o g�az jedz�c tabliczk� czekolady
wyci�gni�t� ze sk�rzanego plecaka, a Badziew rado�nie pomrukuj�c myszkowa� w
okolicznych zaro�lach. Zaj�ce nie by�y zachwycone. Dalej przez g�sty, mroczny
las prowadzi�a ich stara �cie�ka jeleni i dotarli ni� do oczka wody sk�d wspi�li
si� na �yse, kamienne wg�rze. Na polanie po drugiej stronie, wkopana w
zadrzewione zbocze nast�pnego pag�rka sta�a stara, drewniana chata Forgolla.
- Badziew, tylko si� nie u�miechaj piesku - poprosi�a Marianna.
Chata w �rodku by�a niska, ale sucha i przytulna. Wydr��on� j� daleko w g��b
pag�rka. Tak na prawd� by�a jedn� rozleg�� sal� z kolumnami - stempalmi
trzymaj�cymi strop. Przepierzenia z desek dzieli�y pomieszczenie na mniejsze
pokoje. Problemem by�o �wiat�o, bo nie wpada�o go do�� przez okno przy wej�ciu.
Wi�c wewn�trz sta� ogromny, kamienny piec z otwartym paleniskiem i by�o kilka
olejowych lamp. Z nad paleniska ci�gn�� si� komin wykopany w pag�rku i wy�o�onym
starym torfem, �eby dym i jego zapach nie by� intesywny na zewn�trz. W �rodku
chaty by�a te� studnia.
Forgoll czyta� przy oknie kiedy zobaczy� posta� z psem schodz�c� z pag�rka.
Pozna� go�ci i przed zamkni�ciem za�o�y� ksi��k� sk�rzan� zak�adk�. Wsta� od
sto�u ruszaj�c do studni po wod� na herbat�. Forgoll by� bardzo stary, ale wida�
to by�o tylko po bia�ych w�osach i weso�ych zmarszczkach na twarzy. Ods�oni�
wieko studni i wyci�gn�� wiadro wody, kt�r� nape�ni� mosi�ny sagan. Forgoll
pami�ta� czasy, gdy nie by�o miasta przy uj�ciu rzeki i gdy na �wiecie nie by�o
jeszcze Marianny. Podszed� do paleniska kominka, postawi� sagan na tr�jnogu i
rozpali� pod nim szczapy brzozowego drewna. Us�ysza� za sob� pukanie do drzwi i
znajomy g�os:
- Dzie� dobry, czy przyjmiesz dzisiaj go�ci?
- Zamknij drzwi, bo przeci�g zgasi ogie� i b�dziemy d�u�ej czekali na
herbat�.
Stary odwr�ci� si� z otwartymi ramionami i mocno przytuli� dziewczyn�.
- Dobrze zn�w ci� widzie�. I ciebie te� piesku - powiedzia� do baseta
grzecznie siedz�cego przy nodze swej pani. - Musisz by� nie�le karmiony, bo
chyba jeste� troch� d�u�szy ni� ostatnio, przy nowym roku.
- W nowy rok by� mr�z, a wtedy wszystko si� kurczy. Dobrze by� zn�w u
ciebie.
- No ja my�l�, w�a�nie za�apa�a� si� na najlepsz� herbat� malinow� w okolicy
i domowy chleb z jab�kowym musem. Zdejmuj kurtk� i siadaj za sto�em.
- Te� mam co� dla ciebie - Marianna wyj�a z plecaka s��j kiszonych og�rk�w
- s� po tym niesamowite sny.
Zjedli chleb i dopijali malinowy napar z miodem. Badziew odpoczywa� pod
sto�em, oboj�tny na niedojedzone okruchy pocz�stunku. Stara� si� nie u�miecha�.
- Wi�c m�wisz, �e po tych og�rkach - Forgoll si�gn�� po s�oik ze sto�u -
mo�na mie� ciekawe sny?
- O na pewno, je�li zjesz je na czczo przed snem. Poza tym s� pyszne i
swojskie. Ale moje sny rodz� si� raczej w kocio�ku.
- Wi�c magia jeszcze dzia�a? To mi�e. Wiesz, czasem my�l�, czy nadal tak
b�dzie, kiedy nas tu zabraknie.
- A co, wybierasz si� gdzie�? Przypomnij sobi�, �e tak by�o jeszcze za nim
si� pojawi�e�. Druidzi twierdzili, �e magia jest jak prawa natury - istnieje
niezale�nie od nas i od naszego widzimisie.
- Nie roztkliwiaj mnie wspomnieniami. Powiedz lepiej co u ciebie s�ycha�?
Marianna si�gn�a do plecaka po metalow� puszk�. W �rodku, owini�te wat�
le�a�y trzy figurki.
- Popatrz, kto� przyni�s� to do boutiqe'u.
- Do sklepu tych dw�ch ... tego?
- No przecie� wiesz. Poprosili mnie o wycen�. Przyjrza�am si� tym rze�bom,
s� bardzo stare, robione r�cznie z ko�ci tura. Spos�b przedstawienia postaci,
ich ubi�r i posiadne przedmioty sugeruj�, �e wykonano je nawet przed nasz� er�.
- To samo mo�na powiedzie� o mnie.
- Nie chwal si� i tak nie zdo�am ci� wyceni�.
- Jeste� uroczo mi�a. Czy to �r�dziemnomorskie figurki?
- Nie. Nie ma nawet nalecia�o�ci stylu. To rze�by z p�nocnej Europy. Tylko,
�e ja nigdy nie widzia�am miniaturek tak wcze�nie wykonanych o tak niezwyk�ej
dok�adno�ci w szczeg�ach. Wi�c wrzuci�am je na noc do kocio�ka.
- Czy przy�ni� ci si� m�ody, silny rze�biarz o bystrym wzroku i delikatnych
palcach?
- Nie. To by� stary wr�bita, fili tak jak ty.
- Fili? Dziwne, to raczej druidzi bawili si� rzemios�em i takim
r�kodzielnictwem.
- Uwa�aj dalej. W moim �nie fili zrobi� pi�� figurek. Potem musia�o sta� si�
co� z�ego. Widzia�am go za�amanego jakim� zdarzeniem, raptem postarza�ego,
pe�nego rozpaczy i zniech�cenia. Wzi�� do r�ki jedn� z figurek i razem z ni�
znikn��.
- Jak znikn��? Obudzi�a� si�?
- Spa�am dalej, widzia�am jeszcze cztery figurki i nawet rozpoznawa�am te
trzy. On po prostu przesta� istnie�, no nie by�o go.
- To ciekawe. Figurki do znikania. Czy on wcze�niej co� powiedzia�?
- Rusza� ustami, ale nic nie s�ysza�am. W ka�dym razie, kiedy si� obudzi�am
pomy�la�am, �e odwiedz� ciebie w ramach konsultacji artystycznych.
- No tak. A ja g�upi �udzi�em si�, �e jeste� tu z czystej przyja�ni i
sympatii do mnie.
- Och, nie m�w tak. Przecie� wiesz, �e jeste� moim bliskim przyjacielem.
- Wiem, wiem chochliku. Nie przejmuj si� moim marudzeniem. Tak tylko
zaczepiam ci�. Jakie masz plany?
- Najpierw skorzysta� z twojej toalety. Potem porosz� ci� o wr�b�. Mog�?
- Jasne. Na lewo za krzakami. Id�, ja poszukam r�d�ki.
Marianna wysz�a z chaty, a Forgoll poszed� za jedno z drewnianych
przepierze�, gdzie w rz�dzie sta�y cztery kufry. By�y wysokie prawie do pasa,
dwa z mosi�nymi obiciami na d�bie, jeden ca�y z �elaza i jeden pleciony z
wikliny. Otworzy� ten wiklinowy. Kiedy skrzypn�y sk�rzane zawiasy zaciekawiony
Badziew wydrepta� z pod sto�u. Stan�� s�upka, opar� si� o wiklinow� kraw�d� i
wpakowa� �eb do �rodka. Forgoll w p�mroku grzeba� w kufrze, wyjmuj�c z niego na
pod�og� lniane zawini�tka. Baset stara� si� w�cha� ka�d� paczuszk�, a jego
majtaj�ce si� uszy wznieca�y ob�oki drobinek kurzu. Wreszcie Forgoll znalaz�
jakby d�ug� p��cienn� rurk� przewi�zan� na jednym ko�cu. Siad� na pod�odze,
rozwi�za� tasiemki i wysun�� na d�o� cie�k�, prost� r�d�k� z dzikiej, le�nej
jab�oni.
- Tak piesku, teraz mo�emy powr�y� twojej pani. Zobaczymy co r�d�ka powie
o tych rze�bach.
Badziew wyra�nie zagryz� szcz�ki i zamerda� ogonem.
Figurki ustawili na �rodku sto�u, a sami w skupieniu usiedli na przeciw
siebie. Forgoll d�ugo trzyma� w d�oniach r�d�k� i z zamkni�tymi oczami mrucza�
co� cicho. Potem g��boko wyciszony dotkn�� r�d�k� figurek i �piewnie zanuci�:
- Wszystkie zrobiono jak w starej gro�bie,
W ka�dej zamkni�te ludzkie marzenie,
Je�li je powiesz z d�oni� na rze�bie,
Spe�ni si� ka�de wy�nione brzemie.
Umilk� i otworzy� oczy.
- Co powiedzia�em?
Marianna powt�rzy�a s�owa czterowiersza.
- No tak, m�tne jak ka�da wr�ba. Lepiej zapisz to p�ki pami�tasz bez
przekr�ce�. Potem mo�esz spokojnie nad tym rozmy�la�.
- Na pewno zrobi�e� to tak jak trzeba? Mo�e masz nie t� r�d�k�?
- �artujesz? To najlepsza r�d�ka jak� mam, a wr�ba by�a przeprowadzona
zgodnie ze wszystkimi wymogami. Nie jestem jakim� nowicjuszem, tylko starym
fili.
- I to mnie martwi, bo niby jaki sens ma ��czenie gro�by, marzenia i
brzemienia?
- Sk�d mam to wiedzie�? Interpretacj� naszych wr�b zajmowali si� druidzi.
- Jasne, a w mie�cie jest w�a�nie ich zjazd, ch�opaki zaraz wszystko mi
wyja�ni�.
- O rany, chochliku, nie d�saj si�. Nikt nie twierdzi�, �e dostaniesz gotow�
odpowied� jak na talerzu. Nawet druidzi musieli powertowa� swoje ksi�gi, �eby
zrozumie� o co chodzi�o w naszych wr�bach.
- No wiem no. G�uptas ze mnie. Nastawi�am si� jakbym pierwszy raz korzysta�a
z wr�b. To przez ten m�j sen. Liczy�am, �e dzi�ki niemu przepowiednia b�dzie od
razu jasna. P�jd� do starej biblioteki i te� popatrz� w ksi�gi. Nie gniewaj si�,
�e marudzi�am.
- Wszystko w porz�dku, jestem wyrozumia�y.
- I paskudny. Poza tym lepiej by� zrobi� buduj�c sobie w ko�cu jak��
porz�dn� toalet�, nie lubi� przeci�gu na nerkach.
- Przeci�g zabija zapach. Ciesz si�, �e nie jeste� tu zim�, to dopiero
prze�ycie.
- Wierz�. Dlatego b�d� si� zbiera�, �eby zd��y� do swojej komnatki.
- Idziesz ju�? No to uwa�aj przy strumieniu. Widzia�em tam �lady ko�skich
kopyt. Wygl�da na to, �e Puka obudzi�a si� ju� ze snu.
- Co chcesz, w ko�cu jest wiosna i las zape�nia si� duchami.
Nast�pnego dnia, tu� przed chmurnym po�udniem Marianna przyjecha�a rowerem
do miasta. Tym razem zatrzyma�a si� od razu przed boutique'm. Wia� silny, zimny
wiatr i na ulicy wirowa�y �mieci porwane z koszy. Marianna mija�a po drodze
rowery poprzewracane podmuchami, wi�c teraz sama po�o�y�a sw�j na chodniku przed
wielk� szyb� wystawy. Zapi�a �a�cuch na tylnym kole i o�lepiona k��bem kurzu
wesz�a do sklepu.
- Paskudny ten wiatr, prawda?
- Acha - przytakn�a z zamkni�tymi oczami s�ysz�c mi�kki g�os Adriana.
- Nie trzyj tego r�k�. Masz, we� moj� chusteczk�.
Poda� jej bia�y i pachn�cy r�bek jedwabnej tkaniny.
- Uch, dzi�ki. Ju� wysz�o. Cze�� Adrian.
- Witam, witam. Co za wiatr wywia� ci� dzi� z domu? Masz nowe �wieczniki?
- Nie, odwo�� wam figurki. Ju� wycenione, jeszcze tylko uzupe�ni� w
bibliotece opis z dokumentacj�, zrobi� z tego odbitk� i donios� wam papiery.
Zdj�cia dostaniecie jak sko�cz� klisz� w aparacie.
- O, szybko si� uwin�a�. Chris si� ucieszy. Czy to warto�ciowe?
- Bardzo. To stare i cenne miniaturki. Jedyne tego rodzaju na �wiecie. Tu
masz skr�t wyceny i same rze�by. W�a�ciwie my�l�, �e mo�esz je ju� sprzedawa�.
- Hej, rzeczywi�cie drogo je sobie liczysz. Nie przesadzi�a�?
- Nie obra�� si� tylko dlatego, �e jeste� s�odkim ignorantem w tych
sprawach. W dokumentacji dam wam merytoryczne uzasadnienie i wyja�ni� podstaw�
wyceny. Dobra, pojad� teraz do miejskiej biblioteki i za godzink� powinnam
wr�ci�. Mam nadziej�, �e nie b�dzie jeszcze pada�.
- Po drodze uwa�aj na mim�w.
- Kogo?
- No mim�w. Jest ten festiwal teatr�w awangardowych i pe�no dziwnych
przebiera�c�w kr�ci si� po mie�cie. Niekt�rzy to mi�e ch�opaki, ale potrafi� te�
przyczepi� si� jak wrz�d do cz�owieka �ebrz�c o datek. A� do nachalno�ci.
- B�d� artystycznie ostro�na.
W starym, poklasztornym budynku biblioteki, w katalogu dzia�u czytelni
wybra�a pozycje z historii sztuki preroma�skiej i sztuki staro�ytnej centralnej
Europy, do tego historia kultury kraj�w p�nocnych i Wielki Almanach Archeologii
Europejskiej. Wiedzia�a gdzie i czego szuka�. Po p�godzinie wertowania
dostarczonych ksi��ek zrobi�a podw�jny zestaw kopii wybranych stron. W tych
materia�ach by�a dobra podstawa dla okre�lenia przybli�onego wieku rze�b i ich
warto�ci. Potem zam�wi�a jeszcze sze�ciotomowe wydanie Religii i Wierze� �wiata.
Tu chcia�a znale�� co�, co u�atwi zrozumienie wr�by Forgolla i mo�e nawet jej
sen. Kiedy rozbola�y j� r�ce od przegl�dania opas�ego tomu z wierzeniami celt�w
zrozumia�a, �e bez konkretnej metody poszukiwa� b�dzie jedynie chaotycznie
skaka� po rozdzia�ach. Zacz�a rozmy�la� nad wr�b�. O co w niej chodzi�o? Co
jest kluczem do jej zrozumienia? Powtarza�a sobie jej s�owa a� straci�y sw�j
sens. Mo�e skupi� si� na ich rymowanym charakterze? Nie, wszystkie wr�by fili
mia�y zawsze posta� czterowiersza. A mo�e to brzmi jak przys�owie, lub
powiedzenie? Poszuka�a w indeksie ksi��ki has�a "przys�owia", otworzy�a
odpowiednie strony i w przypisie pod kr�ciutkim akapitem znalaz�a odpowied�.
Do boutiqe'u wesz�a mokra od zacinaj�cego deszczu. Zaskoczony Adrian
przygl�da� si�, jak opiera�a o szklan� gablot� ociekaj�cy wod� rower.
- Marianna, zapomnia�a� parasola? Chyba przygotuj� ci specjaln� r�an�
herbat� z koniakiem i syropem klonowym.
- B�d� wdzi�czna. A parasol jest niepraktyczny na rowerze. I od razu
przepraszam za ka�u�� pod nim, ale nie chc�, �eby mi rama rdzewia� na deszczu.
- Nie przejmuj si�, koszty sprz�tania odejmujemy od podstawy podatku.
- To rozs�dne. Poka�esz mi jeszcze raz te miniaturki?
- Ju� je sprzeda�em.
- Co?!
- Sprzeda�em te figurki. Jakie� dziesi�� minut przed twoim przyj�ciem.
- Jak?! Komu?!
- Co� nie jak? Przecie� chyba pozwoli�a� ju� wystawi� je na sprzeda�. Nie
by�o tak? A komplet kupi�a taka zrz�dliwa starsza babka - na nocny stolik - jak
m�wi�a.
- By�o tak. Nie spodziewa�am si� tylko, �e ju� zejd�.
- Ja si� tym raczej nie martwi�. O, woda si� zagotowa�a, zaraz si�
rozgrzejesz. Poka�esz mi co jeszcze wygrzeba�a� w bibliotece o takich rze�bach?
- A tak, prosz� - wyj�a spi�te kartki z p�askiej, sk�rzanej torby na
szkicownik.
Adrian zaparzy� herbat� i z ciekawo�ci� przej�a� papiery.
- Ciekawe. To rzeczywi�cie by�o stare. Dolej sobie jeszcze koniaku i syropu
klonowego. I pij powoli, bo poparzysz j�zyk. Starcisz wtedy ca�y smak herbaty.
- Masz mo�e adres tej kobiety?
- Nie. Za to mam jej r�kawiczk�, zapomnia�a przy wyj�ciu. �adna, koronkowa i
r�wnie stara jak w�a�cicielka. Po co ci adres, chcesz odkupi� te figurki?
- E, tak tylko pytam. Niby po co mi taki bibelot?
- Nie wiem. Ach, zgodnie z umow� zn�w jestem ci co� winien. Posied�
spokojnie, jak zwykle przynios� z kasy co twoje. No widzisz, jak dobrze, �e ju�
sprzedane?
Kiedy Adrian wr�ci� z pieni�dzmi i pokwitowaniem, Marianna siedzia�a
zas�piona, wpatruj�c si� w dno fili�anki.
- �le si� czujesz? Przewia�o ci� jednak?
- Co? Och nie, zamy�li�am si�. Dlaczego powiedzia�e�, �e ta kobieta by�a
taka zrz�dliwa?
- Ta od figurek? Przelicz pieni�dze. Bo ci�gle narzeka�a na upadek obyczaj�w
i ow� zgni�� moralno�� artyst�w. Tak w�a�nie powiedzia�a "owa zgni�a moralno��".
Pewnie wszysto przez ten festiwal teatr�w. Najwyra�niej obskoczyli j� mimowie.
Ci�gle powtarza�a jak marzy, �eby ten zjazd popapra�c�w si� ju� sko�czy�. Rety,
nawet kiedy ogl�da�a figurki gada�a o tym jak jak nakr�cona. Podpisz na
pokwitowaniu, dzi�ki. Czemu tak o ni� wypytujesz?
- Wiesz, ciekawa jestem kogo�, kto lekk� r�k� wydaje taki kawa� grosza na
trzy stare, ko�ciane miniaturki. No nic, dzi�ki za herbat�. Chyba przesta�o ju�
pada�, wi�c popeda�uj� do domu. Chc� jeszcze posiedzie� przy �wiecznikach.
- To ja dzi�kuj� za szybk� wycen�. A w domu lepiej wysusz si� i �yknij
aspiryn�, trzeba uwa�a� na ch��d takich wiosennych deszczy.
Sklepik w wiosce otwierano o dziesi�tej, a Marianna opar�a sw�j rower o
balustrad� przed wystaw� na dobry kwadrans wcze�niej. Sama te� usiad�a na
balustradzie w cieniu wyblak�ej markizy i machaj�c nogami czeka�a na sprzedawc�.
Jej wypchany plecak wisia� na r�czce kierownicy. Po nocnej burzy to
przedpo�udnie iskrzy�o si� ci�gle kroplami deszczu i w powietrzu nie czu�o si�
jeszcze duchoty. Badziew pracowicie obw�chiwa� okolice sklepu. Ca�a jego �aciata
pod�u�no�� wr�cz promieniowa�a szcz�ciem z podr�y u boku swej pani. Wreszcie
zza rogu budynku wyszed� Joachim, stary sprzedawca i w�a�ciciel sklepu.
- Dzie� dobry pani Marianno - przywita� j� uprzejmie pierwszy, tak jak to
potrafi� ju� tylko ludzie starej daty - wcze�nie mnie pani dzi� odwiedza.
- Dzie� dobry panu. Zawsze po burzy dobrze jest zacz�� dzie� wcze�nie.
- Czym mog� s�u�y�?
- Ma pan ju� dzisiejsz� pras�? Chcia�abym jaki� dziennik.
- Paczki z gazetami na pewno le�� od si�dmej rano przy tylnym wej�ciu.
Prosz� poczeka�, zaraz je przynios�.
Joachim poszed� na ty�y sklepu, a Marianna zacz�a przebiera� w koszyku
czekoladowych batonik�w. Szuka�a takiego z rodzynkami, Badziew przepada� za
nimi.
- S�, tak jak m�wi�em - staruszek po�o�y� na ladzie pak� r�nych pism -
kt�r� gazet� sobie pani �yczy?
- A mog� je przej�e�?
- Oczywi�cie.
Zaraz pod magazynami by�y u�o�one dzienniki. Ju� na pierwszej stronie
pierwszego z nich znalaz�a wiadomo��, kt�rej szuka�a. Napis grub�, czerwon�
czcionk� g�osi�: "Po�ar w teatrze! Ranni aktorzy! Festiwal spalony na panewce."
- Panie Joachimie, wezm� t� i batonik z rodzynkami.
Marianna przytrzyma�a ram� roweru nogami i zawo�a�a Badziewa. Kiedy pies
wgramoli� si� z jej pomoc� do bszernego kosza nad tylnym ko�em, za�o�y�a plecak
i ruszy�a w kierunku miasta. Baset �opocz�c uszami patrzy� z kosza
w kierunku jazdy.
- Piesku, nie jest dobrze - mrucza�a zamy�lona Marianna. - Trzeba jako�
odzyska� te figurki. My�la�am o tym wczoraj przez p� nocy. Widzisz, one jako�
spe�niaj� ludzkie �yczenia. Fili, kt�ry je wyrze�bi� da� im tak� moc, �e je�li
powiesz czego chcesz, trzymaj�� w r�ku figurk�, to to si� spe�ni. Spe�ni si�
cokolwiek powiesz. Dlatego we wr�bie Forgoll m�wi� o gro�bie. Bo jest takie
stare powiedzenie o przekle�stwie ziszczonych pragnie�. Cz�owiek marzy o r�nych
rzeczach, ale niekt�re my�li przychodz� mu do g�owy w gniewie lub rozpaczy. I
wcale nie jest dobrze je�li si� spe�ni�. Dojechali w�a�nie do drewnianego mostu
przez rzek� i Marianna zsiad�a z roweru. Zdziwiony baset spojrza� na ni� z
oczekiwaniem na jak�� decyzj�.
- Odpoczniemy. Ach piesku, zapomnia�am, �e mam dla ciebie batonik. Chcesz?
Badziew u�miechn�� si� szcz�liwy.
- O rany, dobrze, �e nikogo tu nie ma. Trzymaj.
Kiedy baset zaklei� sobie mord� i z b�ogo�ci� przewraca� oczami, Marianna
zdj�a plecak, usiad�a na por�czy mostu i znowu spojrza�a w gazet�.
- Ta kobieta, kt�ra kupi�a rze�by nie wie co ma. To znaczy, �e mo�e zn�w
wywo�a� jakie� nieszcz�cie. Zobacz co si� sta�o, kiedy tylko marudzi�a �eby
natychmiast sko�czy� si� festiwal. Raptem wybuch� po�ar, sp�on�� teatr, s� ranni
i imprez� odwo�ano. Dobrze, �e nikt nie zgin��. A co b�dzie je�li pok��ci
si� z s�siadk� i przy odkurzaniu figurek powie sobie, �eby tamt� trafi� szlag?
Hm, swoj� drog� ciekawe jak to si� zrobi? No nie no, spokojnie piesku, tylko tak
sobie m�wi�. Wiesz, trzeba najpierw jako� si� dowiedzie� gdzie ona mieszka.
Badziew pokiwa� g�ow�.
Marianna wpad�a do boutiqe'u tylko na chwil�. Zostawi�a kamienne �wieczniki
i kiedy dowiedzia�a si�, �e nikt nie zg�osi� si� po r�kawiczk�, wyprosi�a j� od
Adriana, w�a�ciwie nie m�wi�c mu po co. Potem, mimo �e Badziew z zachwytem
p�tli� mi�dzy szkalnymi gablotami najwyra�niej zastanawiaj�c si� gdzie unie��
tyln� ��p�, zapakowa�a go na rower i pojecha�a do dzielnicy uniwersyteckiej.Tam
mi�dzy akademikami, labolatoriami i salami wyk�adowymi by�a druga naukowa
biblioteka w mie�cie. I tam na p� etatu pracowa�a pewna emerytowana staruszka.
Kiedy� by�a czarownic�. Dawno temu obie dowiedzia�y si�
o sobie, a w�a�ciwie zorientowa�y si� o w�asnym istnieniu. Ale nigdy si� nie
spotka�y. Mo�e dlatego, �e by�y jednak po dw�ch stronach �wiata.
Staruszka o jasnej, pomarszczonej twarzy siedzia�a przy oknie za wielkim
biurkiem i wpisywa�a w komputer nowy katalog ksi��ek. S�o�ce rozbiela�o jej
posiwia�e w�osy i odbija�o si� od z�oconych oprawek okular�w. Obok parowa�a
fili�anka kawy. By�a tak wpatrzona w monitor, �e nie zauwa�y�a Marianny.
- Przepraszam, czy pani Weronika?
Staruszka odwr�ci�a si� i z u�miechem spojrza�a na dziewczyn�.
- Tak jest, dziecko. Jak mog� ci ... och - umilk�a na chwil� i spowa�nia�a.
- Hm, wybacz mi dziecko m�j pokr�tny j�zyk, ale czy to nie przypadkiem ty? Je�li
rozumiesz o co mi chodzi?
- To ja. Jestem Marianna. Czy mo�emy porozmawia�?
- Jasne, siadaj. Ciekawe m�c ciebie pozna�, moje dziecko. Napijesz si� kawy?
- Dzi�kuj�, dla mnie jeszcze za wcze�nie.
- Ach, wi�c pijasz kaw�. My�la�am, �e nie potrzebujesz takich u�ywek.
- Bo nie potrzebuj�, ale lubi�, a kiedy pij� dzia�a jak na wszystkich ludzi,
wi�c teraz jeszcze na ni� za wcze�nie.
- Ciekawe. A wi�c, co wielkiego ci� sprowadza? Co si� dzieje?
- Dlaczego my�li pani, �e dzieje si� co� wielkiego?
- Bo wiedz�c o sobie od wielu lat, nie szuka�y�my kontaktu. A dzi� do mnie
przysz�a�. Wi�c co� musia�o si� sta�. I nie chodzi chyba o dzie� babci, kt�ry
jest dopiero za par� tygodni, ani o po�ar w teatrze.
- W�a�ciwie chodzi te� o po�ar w teatrze.
- Jeste� mi�o�nikiem sztuki awangardowej? S�ucham, opowiedz mi.
Staruszka z u�miechem podpar�a si� na biurku i z uwag� patrzy�a na
dziewczyn�, kiedy ta m�wi�a jej histori� ko�cianych miniatutrek.
- Figurki marze� - powiedzia�a, kiedy Marianna umilk�a.
- Prosz�?
- Figurki marze� - powt�rzy�a staruszka. - S�ysza�am kiedy� o tym. Bardzo dawno
temu. Ale pami�tam dok�adnie. My�la�am jednak, �e takie rzeczy robili tylko w
Chinach, albo Japoni. Nie wiedzia�am, �e i u nas.
- Co to takiego?
- To w�a�nie taka ma�a rze�ba, najcz�ciej z ko�ci lub z kamienia. Nie wiem
dlaczego, ale zawsze przedstawia�a posta� ludzk�. Nigdy zwierz�c�, czy ro�linn�.
Wykonanie by�o wr�cz niezwykle staranne. Wiem, �e potrafili co� takiego zrobi�
tylko niekt�rzy magowie i kap�ani. Ci co na prawd� w�adali moc�. Zawsze by�y
ogromnie cenne i niebezpieczne. Bo jak ju� wiesz, je�li wzi�o si� je do r�ki i
powiedzia�o �yczenie, to ono si� spe�nia�o. Bez wzgl�du na to co powiesz. Potem
figurka znika�a.
- Nie wiedzia�am tego, �e znika�a. Dlaczego?
- Nie wiem na pewno. Po prostu przestawa�a istnie�. Mo�e to cena za
spe�nione �yczenie? Co� za co�. Mo�e moc spe�nienia niszczy figurk�? Tak czy
siak masz racj� m�wi�c, �e twoja nieznajoma mo�e zrobi� niechc�cy ca�kiem
interesuj�cy u�ytek z tych rze�b. Ciekawe jak trafia szlag, prawda?
- Wie pani, w�a�ciwie to przysz�am tu z nadziej� na pomoc w odzyskaniu
figurek, bo ja w�a�nie nie chc� wiedzie� jak to jest, kiedy innych trafia szlag.
- O, wi�c jednak znacznie r�nimy si� w podej�ciu do ciekawych rzeczy. Nigdy
ci� nie interesowa�o jak si� dziej� niekt�re... niezwyk�e zdarzenia? Pewnie nie.
Za to mnie bardzo ciekawi� takie historie. C�, dlatego jestem, kim jestem.
Dobrze, powiedz dziecko czego si� po mnie spodziewasz?
- Mam ze sob� zgubion� r�kawiczk� tej kobiety. My�la�am, �e z pomoc� takiej
osobistej rzeczy powie mi pani gdzie znajd� w�a�cicielk�.
- Tak, mo�na zrobi� tak� rzecz, ale to nie moja specjalno��. Ja jestem
Druda.
- Zsy�a pani koszmary senne?
- I to jakie. Jak widzisz mog� ci co najwy�ej pom�c nastraszy� staruszk�.
Marianna spochmurnia�a i umilk�a zamy�lona ze zwieszon� g�ow�. Siwow�osa
Druda popija�a kaw� patrz�c na dziewczyn� z nad kraw�dzi fili�anki.
- Zgoda, niech jej pani ze�le koszmar.
- Co? Chcesz tego? Co ci to da?
- Ona trzyma te figurki na stoliku nacnym. A co jeszcze zawsze stoi w takim
miejscu? Lampka nocna. Jak obudzi si� z koszmaru, to zapali �wiat�o. B�dzie
zdenerwowana i przestraszona, mo�e str�ci figurki na pod�og�, mo�e podnosz�c je
powie, �e nie chce �ni� takich koszmar�w. �yczenie si� spe�ni, zniknie nast�pna
miniaturka. Mo�e b�dzie chcia�a uzupe�ni� kolekcj� i przyjdzie do boutiqe'u, a
tam wezm� jej adres. I tak dowiem si� gdzie mieszka. Wtedy ukradn� ostatni�
rze�b�.
- Mo�e, mo�e. To tylko �yczenia. A co jak tw�j plan nie zadzia�a? Za du�o w
nim niepewno�ci.
- Wymy�l� co� innego. Ostatecznie mog� pogada� z duchami.
- To te� ciekawy pomys�. Ale dobrze, je�li tego chcesz dziecko, to ze�l� jej
koszmar. - Druda u�miechn�a si� zimno - Tylko musisz mi co� da� za to.
- Zap�ata?
- Jak zawsze. Dasz mi swojej krwi.
- Co takiego!?
- Ciszej, to biblioteka, nie stragan. Nie panikuj i nie udawaj naiwnej,
potrzebuj� tego dla koszmaru. Nie chc� du�o. To cenny dar. Dot�d zawsze u�ywa�am
tylko ludzkiej krwi. A tego podobno w tobie nie ma. Wi�c koszmar mo�e by�
nieludzko cudowny. Tak jak ty, moje dziecko. P�jdziesz teraz do studenckiej
apteki i kupisz strzykawk� na moj� recept�. Lecz� sobie korzonki. Wr�cisz i dasz
mi krew.
Marianna przez dwa dni pod rz�d przyje�d�a�a przed po�udniem na rowerze do
wioski i dzwoni�a z poczty do boutiq'u. Pyta�a czy kobieta, kt�ra kupi�a
ko�ciane figurki nie pojawi�a si� znowu. I przy ka�dej przecz�cej odpowiedzi
Adriana przypomina�a mu, �eby pod jakimkolwiek pretekstem wzi�� od staruszki jej
numer telefonu lub adres. Adrian raz, na pocz�tku, spyta� j� po co jej to, ale
ona tylko naburcza�a na niego wymijaj�co. Po ka�dym takim telefonie Marianna
kupowa�a u starego Joachima dziennik i dok�adnie czyta�a kronik� wypadk�w. Potem
jakby uspokojona wraca�a do swojej dolinki i zagrzebywa�a si� w warsztacie.
Robi�a teraz krajobrazy z r�nie barwionych korzeni splatanych na obramowanej,
grubej korze starych drzew.
Trzeciego dnia czeka� na ni� w wiosce poranny telegram z miasta. Nadano go
na poczcie uniwersyteckiej. Podar�a blankiet przy otwieraniu, ale wiadomo��
przeczyta�a bez trudu: "Kochanie Stop Babcia Zn�w �pi Spokojne Stop Weronika".
Kiedy szybko dzwoni�a do boutiq'u, us�ysza�a w s�uchawce g��boki m�ski g�os.
- Boutiq Artstyczny, s�ucham.
- Chris?! To ty? Jak si� ciesz�, m�wi Marianna.
- O, mi�o zn�w ci� us�ysze�. Jak si� masz? Ju� dawno ci� nie widzia�em.
- Wszystko u mnie w porz�dku. Troch� jestem zapracowana, wi�c nie wpadam do
was. Czy spodoba�y ci si� jakie� kamienne �wieczniki?
- Jasne, wybra�em ju� jeden na prezent dla Robert�w. B�dzie �wietnie pasowa�
do ich wielkiej kuchni, akurat na wieczory przy winie i kominku. Wiesz, ten
granitowy o ostrych kantach, jest taki naturalny i silny. Bardzo pierwotny.
- Fajnie, �e co� ci podpasowa�o. S�uchaj, dzwoni� z pytaniem o pewn�
klientk�, kt�ra kupi�a u was te trzy ko�ciane figurki wyceniane przeze mnie. Czy
Adrian co� ci o tym wspomina�?
- O tak, to kochany ch�opak i przezkaza� mi wszystko jak trzeba. Ta kobieta
by�a dzi� u nas, zaraz z rana, przy otwarciu sklepu. Nieprzyjemny z niej
zrz�dziuszek. Chyba ma�o ostatnio sypia�a.
- No i co?
- Spokojnie, ju� m�wi�. Koniecznie chcia�a dokupi� takie ko�ciane figurki,
bo jak m�wi�a, dwie gdzie� si� jej zapodzia�y w domu. Pewnie nieporz�dziuch z
niej. A do tego wmawia�a mi, �e zostawi�a w sklepie star�, koronkow� r�kawiczk�.
M�wi�a to z tak� min�, jakby oskar�a�a mnie o zbieranie fetyszy. Wyobra�asz
sobie? Powiedzia�em, �e w ci�gu tygodnia dam jej zna�, czy b�dzie mo�liwo��
kupienia u nas takich rzeczy.
- Fetyszy?
- Nie sieroto, figurek.
- A no tak. Czy to znaczy, �e masz na ni� jakie� namiary?
- Oczywi�cie, przecie� Adrian dok�adnie wyja�ni� mi co chcesz. Wyd�bi�em jej
numer telefonu ...
- �wietnie, podasz mi go?
- ... a wiedz�c, �e chcia�a� te� jej adres zadzwoni�em do Robert�w, kt�rzy
maj� przyjaciela pracuj�cego w telekomunikacji, i on poda�m mi adres babci.
- Chris, jestes wielki ! Gdzie ona mieszka?
- Klonowa 9, mieszkanie 7. To taka mieszcza�ska dzielnica dobrych,
czynszowych kamienic na p�noc od dworca kolejowego. Wiem od Adriana, �e
zbulgota�a� go, kiedy spyta� po co ci to, wi�c b�d� milcza�. Wiesz, "Chro�cie
nas bogowie od gniewu kobiety", czy co� w tym sensie. Zapisz sobie jeszcze jej
telefon i �ycz� powodzenia, cokolwiek kombinujesz.
Wieczorem Marianna z trem� szykowa�a si� do nocnej w�dr�wki. Za�o�y�a czarne
d�insy i golf, a do tego traperskie buty. Z drewnianej skrzyneczki o wielu
ma�ych przegr�dkach starannie wybra�a szary wisiorek. Owalny kamyk ze sk�r�
wklejon� w ryty run�w. Dar Forgolla. Zawiesi�a go na szyj� pod swetrem. Badziew
zawija� si� wok� jej n�g swoj� �aciat� d�ugo�ci� i by� wyra�nie nieszcz�liwy.
- Piesku, nie b�d� taki przestraszony. Wiem, �e nie lubisz duch�w, ale za to
�wietnie je wyczuwasz, szybciej ni� ja. Je�li bardzo nie chcesz, p�jd� sama.
Badziew w odruchu wierno�ci szczekn�� i wyszczerzy� z�by, got�w do wszelkiej
obrony swojej pani.
- Poza tym piesku, b�d� ca�y czas przy tobie. Obiecuj�. Wiesz, ja te� ich
nie lubi�.
Baset niewyra�nie pomacha� ogonem.
Wyszli z domu noc� w g��b rezerwatu. Ani pies, ani Marianna nie potrzebowli
latarki. Zreszt� droga by�a znajoma i najpierw bieg�a przy strumieniu, a potem
mi�dzy wzg�rzami zaprowadzi�a ich do trzech kamiennych osta�c�w. Kiedy si� tam
zbli�yli Badziew naje�y� sier��. Marianna szybko kucn�a za krzewem i d�ugo
wpatrywa�a si� w g�azy. Wreszcie us�ysza�a jakby cichy �miech cieni przy
kamieniach. Uspokajaj�co pog�aska�a baseta.
- Spokojnie piesku. Te trzy osta�ce s� jak prawdziwe menchiry. Druidzi
twierdz�, �e w takich miejscach lubi� si� zbiera� duchy nienarodzonych jeszcze
dzieci.
Ruszyli dalej, a wszystkie d�wi�ki ucich�y jak sp�oszone. Nie weszli do
mrocznego lasu, przez kt�ry bieg�a �cie�ka do chaty Forgolla, lecz w�drowali
wzd�� jego ciemnej granicy. Im bardziej robi�o si� wok� wilgotno i podmokle,
tym ostro�niej
i wolniej szli do przodu. Marianna z uwag� wpatrywa�a si� w mokr� �ci�k�, a
Badziew z obna�onymi k�ami w�szy� i nas�uchiwa� dooko�a. Dziewczyna co chwila
przykuca�a i delikatnie przesuwa�a d�oni� nad ziemi�, sprawdzaj�c kszta�t
mijanych zwierz�cych �lad�w. S�yszeli ju� z daleka szemrz�cy bulgot strumienia.
Pieni� si� on niespokojnie u swego �r�d�a, lecz niewiele dalej rozlewa� si�
leniwie i szeroko, tworz�c pe�ne ciszy mokre ��ki i zdradziecko g��bokie oczka
wodne.
- Badziew, jest - szepn�a pochylona do ziemi Marianna - widzisz, to �lady
ko�skich kopyt. Pow�chaj piesku, potrafisz co� wyczu�?
Baset sun�� nosem i uszami po tropie, ale wyra�nie bez skutku. Siad� przy
�ladach i zapiszcza� czekaj�c na decyzj� swojej pani.
- Dobrze, duch to nie zwierz� i nie zostawia po sobie zapachu. Forgoll mia�
racj�, �e Puka si� ju� obudzi�a. Teraz p�jdziemy za �ladami. Tylko nie zg�upiej
mi piesku i jak zobaczysz konia, nie biegnij za nim.
Czarny ko� wielko�ci kuca spokojnie przechadza� si� mi�dzy brzozami,
rozchlapuj�c wod� na niewielkiej polanie. By� mroczny jak sk��biony cie�.
Brodz�c z opuszczon� g�ow� sprawia� wra�enie zamy�lonego. Wtem musia� co�
us�ysze�, bo podni�s� �eb strzyg�c uszami i zamar� w oczekiwaniu. D�wi�k si�
powt�rzy�. Plusk ostro�nych krok�w i psi warkot. Ko� ruszy� w tym kierunku.
Mi�dzy drzewami zobaczy� dziewczyn� i d�ugiego psa. Tamci stan�li i patrzyli na
niego. Ko� zadr�a� i lekko podbieg� do nich, z wdzi�kiem unosz�c z wody p�ciny.
Przedefilowa� bokiem przed ich oczami, pokazuj�c jaki jest pi�kny. Lecz
dziewczyna milcza�a bez ruchu, a pies niemo szczerzy� z�by. Ko� zadziornie
prychn�� na baseta i lekko si� cofn��, jakby w zabawie. Nic si� nie sta�o.
Wtedy postanowi� podej�� bli�ej.
- Ach ! - parskn�� w�ciekle, raptownie przed nimi staj�c - Nosisz ciekawy
wisiorek.
- Mhm, podoba ci si�? - Marianna z zaci�ni�tymi ustami wyj�a kamyk z pod
swetra tak, �eby by� wyra�nie widoczny.
- Amulet z runami �wi�tego d�bu, symbolu druid�w. Czy wiesz jak go czuj�?
- Co� jakby p�omie�, prawda? Pono� ten kamyk sprawia te�, �e bywasz us�u�na.
Ko� w�ciekle zar�a� i k��b pary otoczy� mu nozdrza. Badziew przykucn�� na
tylnich nogach wyra�nie gotowy do skoku. W gardle narasta� mu g�uchy bulgot.
- Spokojnie Puka, bo m�j baset straci cierpliwo��. Na razie chc�
porozmawia�.
- Spiesz si� - czarne ko�skie oczy pa�a�y z�o�ci�, a kopyta nerwowo ry�y
��k�.
- Zdziwisz si�, ale mam do ciebie pro�b�. Zreszt� do�� niezwyk��. Chc� �eby�
okrad�a pewn� zrz�dliw� staruszk�. Dam ci jej adres i opis tego, co chc� dosta�.
Trzeba to zrobi� jeszcze tej nocy. Przy okazji nastraszysz sobie babci�. Zgoda?
Zaskoczona Puka a� stan�a nieruchomo i przechyli�a z ciekawo�ci� �eb.
- M�w dalej.
Nast�pnego dnia Marianna nie k�ad�a si� spa� po zmierzchu. Siedzia�a
owini�ta kocem na rogu wielkiej kanapy w pokoju ��czonym z kuchni�. Jedynym
�r�d�em �wiat�a by�a stoj�ca przy kanapie wysoka, przeno�na lampa. Z pod fa�d�w
kraciastego koca wystawa� z jednej strony pysk Badziewia, a w zupe�nie innym
miejscu koniuszek jego ogna. Radio nastawione na stacj� country nadawa�a list�
przeboj�w dla okolicznych farmer�w przerywan� reklamami nawoz�w i hurtowni pasz.
Marianna stara�a si� skupi� na czytanej ksi��ce o sposobach remontu dachu. Co
chwila popija�a cierpkawe, porzeczkowe wino z zakurzonej, osznurowanej butelki,
kt�r� ch�odnym rankiem wynios�a sobie z piwnicy.
- Wiesz piesku, by�e� wczoraj bardzo dzielny - powiedzia�a do baseta i
poczu�a jak pies przekr�ca si� brzucem na jej nogach. Potem tr�ci� j� nosem
w r�k� domagaj�c si� pieszczot. Marianna od�o�y�a ksi��k� i zacz�a delikatnie
drapa� go za uszami. Pysk Badziewia wyra�a� absolutne uszcz�liwienie.
- Pewnie zastanawia�e� si�, dlaczego zgodzi�am si� na straszenie staruszki,
co? M�j drogi, przecie� jestem chochlikiem. A do tego nie lubi� zrz�dziuszk�w.
No i Puka te� musia�a mie� swoj� przyjemno�� strachu - jako zap�at�. Teraz
podrapiemy szyjk�, o tak. Biedaku, by�e� wczoraj ca�y przemoczony, mia�e� uszka
jak dwie mokre szmatki, dobrze, �e nie z�apa�e� kataru.
Badziew zesztywnia� nagle i zmarszczy� sk�r� na pysku w niemym warkni�ciu.
- Co jest piesku? Co� ci� zabola�o?
Baset sturla� si� z pod koca na drewnian� pod�og� i zacz�� warcze� w stron�
okna. Marianna spojrza�a w ciemno�� za szyb�, lecz nic tam nie zobaczy�a.
- Hm, wiesz Badziew, to chyba b�dzie nasz dor�czyciel.
Pies szczekn��, a z cienia w k�cie pod oknem niepewnie wysz�o co� mrocznego.
- Czy mo�esz zatrzyma� psa? Prosz�. - zaszepta� mrok.
- Badziew, waruj. Kim jeste�?
- O, mrok jest tylko ma�ym Boggartem Psotnikiem. Puka kaza�a mu odda� ci
pewn� rzecz. Co Boggart dostanie w zamian? Co mu dasz?
- Odejdziesz st�d bez problem�w.
- Nie, to nie tak. Musisz co� da�, bo Boggart b�dzie si� gniewa� - sykn��
mrok.
- S�uchaj, Puka bardzo nie lubi pewnego mojego wisiorka. Je�li chcesz wy�l�
jej go z dedykacj� od ciebie. Czy wiesz, co ona robi, kiedy si� gniewa? Bywa
porywcza.
- O, nie krzywd� ma�ego Baggarta, on tylko �artowa�. On odda tobie ko��.
Mrok pochyli� si� do pod�ogi, a potem cofn�� ods�aniaj�c le��c� ko�cian�
figurk�.
- Widzisz, Boggart zrobi�, co mu kazano. Czy teraz Puka dowie si�, �e
Boggart by� dobry? Czy go pochwalisz?
- Tak, dzi�kuj�. Teraz powiem, �e dobrze zrobi�e�, co ci kazano. I Odejd�
ju�. M�j pies si� denerwuje.
Mrok sk��bi� si� w sobie, a potem znik�.
W pokoju przez chwil� panowa�a g�ucha cisza. Marianna ca�a spi�ta pr�bowa�a
patrze� jednocze�nie na wszystkie cienie dooko�a.
- Badziew, czy ju� go nie ma? Poszed� sobie?
Pies usiad�, ziewn�� szeroko, potem zacz�� si� drapa� tylni� �ap� po
grzbiecie.
- Kocham tw�j spok�j. Pfu, troch� si� ba�am.
Marianna wsta�a z kanapy i boso podesz�a do le��cej na pod�ogowej desce
figurki. Kucn�a przy niej. Baset te� tam przydrepta�.
- Widzisz piesku? Jest, le�y tu sobie. Uda�o si�, tak si� ciesz� !
Obi�a psi �eb i najpierw rado�nie zmi�dli�a mu uszy, a potem mocno
przytuli�a pysk. Badziew zni�s� to ze stoickim spokojem i tak si� u�miechn��, �e
a� sama Marianna siad�a z wra�enia.
- Ojej. �licznie si� u�miechasz. Bardzo spontanicznie.
Wsta�a z pod�ogi i zabra�a ze sob� figurk�. Nios�a j� ostro�nie w dw�ch
palcach i po�o�y�a w drugim rogu kanapy. Badziew zaj�� poduszk� po�rodku.
- Zrobimy tak. Figurk� wpakujemy do pude�ka i po�o�ymy na najwy�szej p�ce
jakiej� bardzo starej szafy. Potem poczytamy sobie przy radiu jeszcze troch� o
remontach dachu i idziemy spa�, bo rano wybieram si� do miasta z nowymi
sadzonkami na sprzedasz. Chc� te� Chrisowi pokaza� moje wyplatanki z korzeni na
korze. Potem b�d� jeszcze musia�a wej�� do jakiego� sklepu z materia�ami
budowlanymi zorientowa� si�, czy sama dam rad� z tym remontem, czy nie. I ile to
b�dzie kosztowa�.
Marianna zn�w owin�a si� kocem i si�gn�a po ksi��k�.
- Hm, a mo�e nie ma sensu tak si� m�czy� i nie b�dziemy chowa� figurki do
pude�ka? Jak s�dzisz piesku?
Arkadiusz Szynaka
Gdynia 1995-10-14