4889

Szczegóły
Tytuł 4889
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4889 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4889 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4889 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

NEIL GAIMAN Rycersko�� Pani Whitaker odnalaz�a �wi�tego Graala; by� przykryty futrem. W ka�dy czwartek po po�udniu, mimo �e nogi nie s�u�y�y jej ju� tak jak dawniej, udawa�a si� na poczt�, aby odebra� emerytur�; w drodze powrotnej wst�powa�a do sklepu "Oxfam" i kupowa�a sobie jaki� drobiazg. W owym sklepie sprzedawali u�ywane ubrania, bibeloty, najrozmaitsze drobiazgi i mn�stwo starych ksi��ek w najta�szych, kieszonkowych wydaniach. Wszystko to by�y dary: u�ywane rupiecie, cz�sto rzeczy kogo� zmar�ego, po kim trzeba by�o opr�ni� mieszkanie. Dochody ze sklepu sz�y na cele dobroczynne, Personel stanowili tu wy��cznie ochotnicy. Tym razem dy�ur mia�a Marie, nieco przyt�ga siedemnastolatka ubrana w rozci�gni�ty fioletowy sweter, kt�ry wygl�da� tak, jakby tak�e pochodzi� z tego sklepu. Marie siedzia�a przy kasie z numerem "Kobiety Nowoczesnej" i wype�nia�a zamieszczon� tam ankiet� "Poznaj sw� ukryt� osobowo��". Od czasu do czasu zagl�da�a na ostatni� stron� pisma i sprawdza�a, ile punkt�w jest za odpowied� A, B czy C, po czym dopiero zastanawia�a si�, kt�r� z mo�liwo�ci wybra�. Pani Whitaker rozejrza�a si� doko�a. Wypchana kobra wci�� jeszcze nie zosta�a sprzedana. Le�a�a w sklepie ju� od p� roku, obrastaj�ckurzem. Szklane oczy wytrzeszcza�a �a�o�nie na wieszaki z ubraniami i na rega� pe�en poobt�ukiwanej porcelany i obgryzionych zabawek. Pani Whitaker poklepa�a j� po g�owie. Wybra�a sobie z p�ki dwie powie�ci Millsa & Boona - " Jej wielka dusza" i "Jej niespokojne serce", kosztowa�y po pi�� pens�w po czym przez d�u�sz� chwil� zastanawia�a si� nad pust� butelk� po winie Mateus Ros�, na kt�rej efektownie osadzony by� aba�ur; ostatecznie jednak zdecydowa�a, �e nie mia�aby gdzie tego postawi�. Podnios�a do�� wylinia�e futro, wydzielaj�ce przykry zapach naftaliny. Pod nim znajdowa�a si� laska i poplamiony egzemplarz "Romans�w i legend rycerskich" pi�ra A.R. Hope'a Moncrieffa, wyceniony na pi�� pens�w. Obok ksi��ki le�a� �wi�ty Graal. Na podstawie mia� ma�� papierow� naklejk� z wypisan� na niej flamastrem cen�: 30 pens�w. Pani Whitaker wzi�a do r�ki zakurzony srebrny kielich i spogl�daj�c spoza grubych szkie� szacowa�a go uwa�nie. - To �adna rzecz - stwierdzi�a. Marie wzruszy�a ramionami. - Dobrze by wygl�da� na gzymsie nad kominkiem. Marie ponownie wzruszy�a ramionami. Pani Whitaker wr�czy�a jej pi��dziesi�t pens�w, dziewczyna za� poda�a dziesi�� pens�w reszty i br�zow� papierow� torb� do zapakowania ksi��ek oraz �wi�tego Graala. Nast�pnie pani Whitaker posz�a do rze�nika, znajduj�cego si� tu� obok, gdzie kupi�a pi�kny kawa�ek w�tr�bki. Potem uda�a si� do domu. Wn�trze kielicha pokrywa�a gruba warstwa rudawego kurzu. Pani Whitaker wyp�uka�a go z du�� ostro�no�ci�, po czym wstawi�a do ciep�ej wody z odrobink� octu, �eby si� wymoczy�. Po godzinie wypolerowa�a puchar do po�ysku past� polersk� i ustawi�a nad kominkiem w saloniku, pomi�dzy uroczym, ma�ym porcelanowym pieskiem a fotografi� swego m�a Henry'ego, zrobion� w roku 1953 na pla�y we Frinton. Rzeczywi�cie mia�a racj�: wygl�da�o to �adnie. Tego wieczora jad�a na kolacj� w�tr�bk� obtaczan� w bu�eczce i sma�on� z cebulk�. Bardzo jej to smakowa�o. Nazajutrz by� pi�tek. W pi�tki pani Whitaker i pani Greenberg mia�y zwyczaj nawzajem si� odwiedza�. Siedzia�y w saloniku i popija�y herbat�, zagryzaj�c makaronikami. Pani Whitaker wsypa�a sobie do fili�anki �y�eczk� cukru, natomiast pani Greenberg u�y�a s�odziku, kt�ry zawsze nosi�a przy sobie w torebce w specjalnym plastykowym pojemniczku. - �adna rzecz - powiedzia�a pani Greenberg, wskazuj�c na Graala. - Co to jest? - To �wi�ty Graal - odpar�a pani Whitaker. - Kielich, z kt�rego pi� Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy. Potem, gdy Go ukrzy�owano i w��cznia setnika przebi�a Mu bok, do tego kielicha sp�yn�a Jego przenaj�wi�tsza krew. Pani Greenberg prychn�a. By�a zwyk�� �yd�wk� i nie popiera�a spraw szkodliwych dla zdrowia. - Nic mi o tym nie wiadomo - rzek�a - ale to bardzo �adna rzecz. Nasz Myron dosta� co� podobnego za zwyci�stwo w zawodach p�ywackich, tylko �e tamten puchar ma z boku wyryte jego imi� i nazwisko. - Wci�� chodzi z t� sympatyczn� dziewczyn� co przedtem? Z t� fryzjerk�? - Z Bernice? Ach, tak. My�l� ju� nawet o zar�czynach. - No to �adnie - stwierdzi�a pani Whitaker i si�gn�a po nast�pny makaronik. Makaroniki by�y wypieku pani Greenberg, kt�ra przychodz�c tu co drugi pi�tek przynosi�a je ze sob�: s�odkie z�ociste ciasteczka z migda�ami na wierzchu. Rozmawia�y o Myronie i o Bernice, potem o Ronaldzie, siostrze�cu pani Whitaker, kt�ra nie mia�a w�asnych dzieci, i o wsp�lnej znajomej, pani Perkins, kt�ra w�a�nie przebywa�a w szpitalu z powodu problem�w z biodrem, biedaczka. O dwunastej w po�udnie pani Greenberg posz�a do domu, a pani Whitaker zrobi�a sobie na lunch grzank� z serem. Po lunchu za�y�a lekarstwa: jedn� pigu�k� bia��, jedn� czerwon� i dwie malutkie pomara�czowe. I wtedy odezwa� si� dzwonek u drzwi. Pani Whitaker otworzy�a. Na zewn�trz sta� m�ody m�czyzna z jasnymi, prawie bia�ymi w�osami si�gaj�cymi ramion; mia� na sobie l�ni�c� srebrn� zbroj� i bia�� opo�cz�. - Witam - rzuci� kr�tko. - Witam - odpowiedzia�a pani Whitaker. - Wybra�em si� na poszukiwania. - To mi�o - odpar�a pani Whitaker niezobowi�zuj�co. - Czy mog� wej��? - zapyta�. Pani Whitaker przecz�co pokr�ci�a g�ow�. - Przykro mi, ale raczej nie. - Poszukuj� �wi�tego Graala. Czy nie ma go tutaj? - zapyta� m�ody cz�owiek. - Ma pan jaki� dow�d to�samo�ci? - Pani Whitaker wiedzia�a, �e starsza, mieszkaj�ca samotnie osoba nie powinna wpuszcza� do domu nieznanych osobnik�w; �wiadczy�oby to o braku rozs�dku. Mo�na przy okazji straci� wszystko, co si� ma w torebce, albo i wi�cej. M�ody cz�owiek zawr�ci� i by� ju� w ogr�dku. Przy furtce sta� uwi�zany olbrzymi wierzchowiec szarawej ma�ci, przypominaj�cy konia poci�gowego. Spogl�da� bystrze, z godno�ci� wznosz�c g�ow�. Rycerz poszpera� w jukach u siod�a i wr�ci�, trzymaj�c w r�ku zw�j. Pismo by�o podpisane przez Artura, kr�la wszystkich Anglik�w i wzywa�o, by ka�dy, bez wzgl�du na stan i zajmowan� pozycj�, przyj�� do wiadomo�ci, i� ma do czynienia z Galaadem, rycerzem Okr�g�ego Sto�u, kt�ry podj�� Wypraw� w Celu Szlachetnym i Prawym. Pod spodem widnia� rysunek przedstawiajacy m�odego m�czyzn�; podobie�stwo zosta�o do�� dobrze uchwycone. Pani Whitaker skin�a g�ow�. Spodziewa�a si� jakiego� kartoniku z fotografi�, to jednak robi�o du�o wi�ksze wra�enie. - W takim razie prosz�, niech pan wejdzie - rzek�a. Weszli do kuchni. Pani Whitaker zrobi�a Galaadowi fili�ank� herbaty, po czym wprowadzi�a go do saloniku. Na widok Graala stoj�cego nad kominkiem, Galaad przykl�kn�� na jedno kolano. Ostro�nie postawi� fili�ank� na brunatnym dywanie. �wiat�o s�oneczne padaj�ce przez koronkowe firanki nada�o z�otawy odcie� jego pe�nej nabo�e�stwa twarzy, w�osy przypomina�y teraz srebrn� aureol�. - W istocie jest to �wi�ty Graal - wyszepta�. - Trzykrotnie zamruga� swymi jasnoniebieskimi oczami, jakby chcia� powstrzyma� �zy. Pochyli� g�ow� w ge�cie niemal modlitewnym. Potem wsta� i zwr�ci� si� do pani Whitaker: - Szlachetna damo, stra�niczko Naj�wi�tszego z �wi�tych, pozw�l, abym opu�ci� to miejsce wraz z B�ogos�awionym Kielichem i aby tym sposobem moje w�dr�wki dobieg�y ko�ca, a moje zadanie zosta�o wype�nione. - S�ucham? - zapyta�a pani Whitaker. Galaad podszed� do niej i uj�� jej stare d�onie. - Moje poszukiwania si� zako�czy�y - powiedzia�. - Nareszcie dotar�em do miejsca, gdzie znajduje si� �wi�ty Graal. Pani Whitaker zacisn�a wargi. - Czy m�g�by pan, z �aski swojej, podnie�� fili�ank� i spodek? Galaad pos�usznie podni�s� z pod�ogi fili�ank�. - Nie, chyba si� na to nie zgodz� - rzek�a pani Whitaker. - Podoba mi si�. Tu jest dla niego �wietne miejsce, pomi�dzy tym pieskiem a fotografi� mojego Henry'ego. - Czy potrzeba pani z�ota? Tak? O pani, mog� przynie�� ci z�oto... - Nie. Nie potrzebuj� z�ota, dzi�kuj� bardzo. Po prostu nie jestem tym zainteresowana. - Pani Whitaker odprowadzi�a Galaada do drzwi wej�ciowych. - Mi�o mi by�o pana pozna�. Ko� skuba� jej gladiolusy. Gromadka dzieci z s�siedztwa sta�a na chodniku i przygl�da�a si� wierzchowcowi. Galaad wyj�� z sakwy podr�nej par� kostek cukru i pokaza� co odwa�niejszym z dzieci, jak karmi si� konia; d�o� nale�a�o trzyma� p�asko. Dzieciaki chichota�y, a jedna ze starszych dziewczynek pog�aska�a konia po chrapach. Galaad p�ynnym ruchem wskoczy� na siod�o i oddali� si� k�usem po Hawthorne Crescent. Pani Whitaker patrzy�a za nimi, dop�ki nie znikli jej z oczu. Wtedy westchn�a i wr�ci�a do domu. Weekend min�� spokojnie. W sobot� pani Whitaker pojecha�a autobusem do Maresfield, odwiedzi� swego siostrze�ca Ronalda, jego �on� Euphoni� oraz ich dwie c�reczki, Clariss� i Dillian. Zawioz�a im ciasto z porzeczkami, kt�re sama upiek�a. W niedziel� rano posz�a na msz�. Pobliski ko�ci� pod wezwaniem �wi�tego Jakuba by� mo�e troch� za bardzo "miejscem, gdzie podobnie my�l�cy i zaprzyja�nieni ze sob� wierni gromadz� si� i wsp�lnie raduj�", a troch� za ma�o, jak na potrzeby pani Whitaker, ko�cio�em. Lubi�a jednak pastora, wielebnego Bart�omieja, je�li akurat nie gra� na gitarze. Po nabo�e�stwie przysz�o jej do g�owy, �e mog�aby mu wspomnie� o �wi�tym Graalu stoj�cym u niej w saloniku, potem jednak zarzuci�a t� my�l. W poniedzia�ek rano pani Whitaker pracowa�a w ogr�dku na ty�ach domu. Hodowa�a tam zio�a, kt�re by�y powodem jej wielkiej dumy: koperek, werben�, mi�t�, rozmaryn, tymianek i spory zagonek pietruszki. Na kl�czkach, w grubych zielonych r�kawicach ogrodniczych, pieli�a i zbiera�a �limaki, po czym wk�ada�a je do plastykowej torby. Mia�a szczeg�lnie czu�e serce, je�li chodzi�o o �limaki. Wynosi�a je na ty� ogrodu, granicz�cego z lini� kolejow� i wyrzuca�a je za p�ot. �ci�a w�a�nie troch� pietruszki do sa�atki, kiedy us�ysza�a za sob� kaszlni�cie. Odwr�ci�a si� i ujrza�a Galaada; sta� wysoki i pi�kny, a jego zbroja l�ni�a w porannym s�o�cu. Trzyma� pod�u�ny pakunek owini�ty w nat�uszczon� sk�r�. - Wr�ci�em - oznajmi�. - Dzie� dobry. - Pani Whitaker podnios�a si� do�� powoli i zdj�a r�kawice. - C�, skoro ju� pan tu jest, m�g�by si� pan do czego� przyda�. Poda�a mu plastykow� torb� pe�n� �limak�w i poleci�a wysypa� je za p�ot na ty�ach ogrodu. Wykona� to polecenie. Potem poszli do kuchni. - Herbaty? A mo�e lemoniady? - zapyta�a. - Napij� si� tego, co pani. Pani Whitaker wyj�a z lod�wki dzbanek z lemoniad� w�asnej roboty i wys�a�a Galaada do ogr�dka po ga��zk� mi�ty. Nast�pnie wybra�a dwie wysokie szklanki, umy�a starannie mi�t� i w�o�y�a po par� listk�w do ka�dej z nich, po czym nala�a lemoniad�. - Czy pa�ski ko� jest na zewn�trz? - zapyta�a. - O tak. Nazywa si� Grizzel. - I przypuszczam, �e przyby� pan z daleka? - Z bardzo daleka. - Rozumiem. - Pani Whitaker wyj�a spod zlewu niebiesk� plastykow� misk� i do po�owy nape�ni�a j� wod�. Galaad wyni�s� j� Grizzelowi. Poczeka�, a� ko� wypije, po czym odda� pust� misk� pani Whitaker. - A wi�c - rzek�a - przypuszczam, �e wci�� chodzi panu o Graala. - Zaiste, nadal szukam �wi�tego Graala. - Galaad podni�s� z pod�ogi pakunek owini�ty w sk�r�, po�o�y� na obrusie i rozpakowa�. - Za niego ofiaruj� pani to. By� to miecz o ostrzu d�ugim prawie na cztery stopy. Na ca�ej d�ugo�ci klingi by�y pi�knie wyryte jakie� s�owa i znaki. R�koje�� ozdobiono srebrem i z�otem, a w jej ga�ce osadzono wielki klejnot. - Bardzo �adne... - stwierdzi�a pani Whitaker z pow�tpiewaniem. - To miecz Balmung, wykuty dawno temu przez Waylanda Smitha. Drugi taki to Flamberge, miecz bli�niaczy. Ten, kto go nosi, jest niepokonany w walce i �adna bitwa mu nie straszna, nie zdolen jest do �adnego tch�rzostwa i niegodnego czynu. W r�koje�ci tkwi sardoniks Birkon, strzeg�cy posiadacza miecza zar�wno przed trucizn� wsypan� ukradkiem do wina czy innego trunku, jak i przed zdradliwymi przyjaci�mi. Pani Whitaker przygl�da�a si� chwil�. - Musi by� bardzo ostry - stwierdzi�a. - Potrafi przeci�� w powietrzu spadaj�cy w�os. Co tam w�os, potrafi nawet przeci�� promie� s�o�ca - powiedzia� Galaad z dum�. - C�, w takim razie mo�e by go pan gdzie� od�o�y�? - Pani go nie chce? - Galaad wydawa� si� zawiedziony. - Nie, dzi�kuj�. - Pani Whitaker przesz�o przez my�l, �e Henry'emu, jej nie�yj�cemu m�owi, pewnie by si� ta bro� podoba�a. Powiesi�by miecz na �cianie w swoim gabinecie, obok wypchanego karpia, kt�rego z�owi� kiedy� w Szkocji i pokazywa� wszystkim go�ciom. Galaad z powrotem zawin�� miecz Balmung w nat�uszczon� sk�r� i owi�za� go bia�ym sznurem. Wygl�da� na strapionego. Pani Whitaker zrobi�a mu na drog� kanapki z serem �mietankowym i z og�rkiem i zapakowa�a je w pergamin. Da�a mu te� jab�ko dla Grizzela. Oba prezenty sprawi�y chyba rycerzowi przyjemno��. Pomacha�a na do widzenia i je�d�cowi, i koniowi. Po po�udniu pojecha�a autobusem odwiedzi� t� kochan�, biedn� pani� Perkins, kt�ra wci�� jeszcze le�a�a w szpitalu z powodu problem�w z biodrem. Zawioz�a jej kawa�ek ciasta z owocami. Piek�c je, zmodyfikowa�a nieco przepis rezygnuj�c z orzech�w, jako �e pani Perkins nie mia�a ju� takich z�b�w jak dawniej. Wieczorem troch� poogl�da�a telewizj� i wcze�nie po�o�y�a si� spa�. We wtorek kto� zadzwoni� do drzwi. Pani Whitaker robi�a w�a�nie porz�dek w schowku na strychu i nie zd��y�a na czas zej�� na d�, schodzi�a bowiem powoli i ostro�nie. Znalaz�a karteczk� z informacj� od listonosza, �e przyni�s� paczk�, nie zasta� jednak nikogo w domu. Westchn�a, wsun�a karteczk� do torby i posz�a na poczt�. Przesy�ka pochodzi�a z Australii, od jej siostrzenicy Shirelle, mieszkaj�cej w Sydney. Zawiera�a zdj�cia Wallace'a, m�a Shirelle, i jej dw�ch c�rek, Dixie i Violet oraz du�� muszl� zawini�t� w wat�. Pani Whitaker mia�a u siebie w sypialni wiele ozdobnych muszli. Najbardziej lubi�a t�, na kt�rej na kolorowej emalii wymalowano widok wysp Bahama, a kt�ra by�a prezentem od jej zmar�ej w 1983 roku siostry Ethel. Wsadzi�a muszl� i zdj�cia do torby na zakupy. Wracaj�c do domu wst�pi�a do sklepu "Oxfam", skoro ju� by�a w pobli�u. - Moje uszanowanie, pani W. - powita�a j� Marie. Pani Whitaker popatrzy�a na ni� uwa�nie. Marie mia�a umalowane usta (mo�e nie najszcz�liwiej dobra�a kolor szminki i najwyra�niej nie mia�a wprawy w pos�ugiwaniu si� ni�, ale pani Whitaker by�a pewna, �e to przyjdzie z czasem). Ubrana by�a w ca�kiem gustown� sp�dnic�. - Och, witaj kochanie - odpowiedzia�a pani Whitaker. - W zesz�ym tygodniu by� tu jaki� cz�owiek i pyta� o t� rzecz, kt�r� pani kupi�a, o ten ma�y metalowy kubek. Powiedzia�am mu, gdzie mo�e pani� znale��. Nie ma mi pani tego za z�e, prawda? - Nie, kochanie. Ju� mnie znalaz�. - By� jak marzenie, s�owo daj�, jak marzenie. Polecia�abym na niego. - Marie westchn�a z �alem. - Mia� takiego du�ego bia�ego konia i w og�le... Pani Whitaker zauwa�y�a z aprobat�, �e dziewczyna dzi� nawet si� nie garbi. Podesz�a do p�ki z ksi��kami i wybra�a sobie nast�pn� powie�� wydan� przez Millsa & Boona, zatytu�owan� "Jej wznios�a nami�tno��" - chocia� nie zd��y�a jeszcze przeczyta� tamtych dw�ch, kt�re kupi�a b�d�c tu poprzednim razem. Wzi�a do r�ki egzemplarz "Romans�w i legend rycerskich" i otworzy�a go. Ksi��ka pachnia�a st�chlizn�. Na pierwszej stronie u g�ry, czerwonym atramentem wypisane by�o starannie: Ex Libris Fisher. Od�o�y�a ksi��k� na miejsce. Wr�ciwszy do domu, ujrza�a czekaj�cego ju� na ni� Galaada. Dzieciaki z s�siedztwa siedzia�y na Grizzelu, a rycerz prowadzi� go wzd�u� ulicy w t� i z powrotem. - Ciesz� si�, �e pan przyjecha� - powiedzia�a pani Whitaker. - Trzeba poprzestawia� par� ci�kich kufr�w. Zaprowadzi�a go do schowka na g�rze. Odsun�� wszystkie stare kufry i walizy, tak aby mia�a dost�p do stoj�cego pod sam� �cian� kredensu. By�o tam okropnie du�o kurzu. Zatrzyma�a Galaada prawie przez ca�e popo�udnie; on przesuwa� r�ne sprz�ty, a ona odkurza�a. Rycerz mia� szram� na policzku i jedn� r�k� trzyma� troch� sztywno. Podczas robienia porz�dk�w i odkurzania rozmawiali ze sob� co nieco. Pani Whitaker opowiedzia�a mu o Henrym, swym nie�yj�cym m�u, i jak to dzi�ki odszkodowaniu po jego stracie uda�o si� sp�aci� dom; i o tym, �e nie ma komu tego wszystkiego zostawi�, bo nawet Ronald i jego �ona lubi� tylko to, co nowoczesne. Opowiedzia�a mu, jak pozna�a Henry'ego, w czasie wojny, kiedy on by� w Obronie Cywilnej, a ona nie do�� starannie zaciemni�a kuchenne okna; i o tym, jak chodzili razem do miasta na pota�c�wki; i jak po zako�czeniu wojny wybrali si� do Londynu, a ona wtedy pierwszy raz w �yciu napi�a si� wina. Galaad zrewan�owa� si� opowie�ci� o swojej matce Elaine, kt�ra by�a kobiet� p�och� i niesta��, a do tego jeszcze czarownic�; i o swym dziadku, kr�lu Pellesie, kt�ry by� dobrym cz�owiekiem, ale nie bardzo wiedzia�, czego chcia�; a tak�e o swej m�odo�ci w zamku Bliant na Wyspie Rado�ci. M�wi� tak�e o swym ojcu, kt�rego zna� jako ob��kanego "Le Chevalier Mal Fet", a kt�ry by� w rzeczywisto�ci naj�wietniejszym z rycerzy, Lancelotem du Lac, cho� wyst�powa� w przebraniu i udawa� szale�ca. Wspomina� te� czasy, kt�re sp�dzi� jako m�ody dziedzic na zamku Camelot. O pi�tej po po�udniu pani Whitaker rozejrza�a si� po schowku i zdecydowa�a, �e wystarczy. Potem otworzy�a okno, �eby troch� przewietrzy�. Zeszli na d� do kuchni, gdzie nastawi�a wod� na herbat�. Galaad usiad� przy kuchennym stole. Otworzy� sk�rzan� sakiewk�, kt�r� mia� u pasa i wyj�� z niej okr�g�y, bia�y kamie� wielko�ci mniej wi�cej pi�ki do krykieta. - To dla ciebie, pani - powiedzia� - a ty daj mi �wi�tego Graala. Pani Whitaker wzi�a kamie�, kt�ry okaza� si� ci�szy, ni� na to wygl�da�, i podnios�a go do �wiat�a. By� mlecznoprzezroczysty ze srebrnymi c�tkami wewn�trz, kt�re w popo�udniowym s�o�cu mieni�y si� po�yskliwie. Poczu�a, �e jest ciep�y w dotyku. D�ugo go trzyma�a i stwierdzi�a, �e ogarnia j� dziwne uczucie - pewien wewn�trzny bezw�ad i g��boki spok�j. B�ogo�� - tak mo�na by okre�li� stan, w kt�rym si� teraz znajdowa�a; by�o jej b�ogo. Niech�tnie od�o�y�a kamie� na st�. - Bardzo �adny - powiedzia�a. - To kamie� filozoficzny, kt�ry nasz praojciec Noe zawiesi� w arce, aby �wieci�, kiedy by�o ciemno. Ten kamie� potrafi przemienia� metale nieszlachetne w z�oto, ma te� jeszcze inne w�a�ciwo�ci - poinformowa� j� Galaad z dum�. - Ale to nie wszystko, mam co� jeszcze. Prosz�. - Ze sk�rzanej sakwy wyj�� jajko i poda� jej. By�o czarne i b�yszcz�ce, w bia�e i purpurowe c�tki; wielko�ci� przypomina�o jajo g�sie. Kiedy pani Whitaker dotkn�a je, przesz�y j� ciarki. Pierwszym wra�eniem by�o uczucie niezwyk�ego gor�ca i wolno�ci. S�ysza�a trzask odleg�ych ogni i przez u�amek sekundy zdawa�o si� jej, �e szybuje gdzie� ponad �wiatem, wznosi si� i opada na skrzyd�ach p�omieni. Od�o�y�a jajko na st�, obok kamienia filozoficznego. - To jest jajo Feniksa; pochodzi z dalekiej Arabii - obja�ni� Galaad. - Pewnego dnia wyl�gnie si� z niego sam ptak Feniks, a kiedy przyjdzie jego czas, uwije on gniazdo z p�omieni, z�o�y jajko i sp�onie, aby odrodzi� si� znowu z ognia w epoce, kt�ra ma nadej��. - W�a�nie tak my�la�am. - No i na koniec - obwie�ci� Galaad - przywioz�em pani to. - Wyci�gn�� co� z sakiewki i poda� jej. By�o to jab�ko z rubinu, z bursztynow� �ody�k�. Wydawa�o si� twarde, ale jej palce zostawi�y na nim �lady, a rubinowy sok sp�yn�� pani Whitaker po palcach. W przedziwny, magiczny spos�b kuchni� wype�ni� zapach lata i dojrza�ych owoc�w: malin, brzoskwi�, truskawek i porzeczek. Jakby z wielkiego oddalenia da�y si� s�ysze� czyje� g�osy po��czone wsp�ln� pie�ni�, w powietrzu unosi� si� d�wi�k odleg�ej muzyki. - To jest jab�ko z ogrodu Hesperyd - powiedzia� Galaad cicho. - Jeden k�s uleczy ka�d� chorob� i zagoi ka�d� ran�, nawet najg��bsz�; drugi k�s przywr�ci m�odo�� i urod�; a trzeci k�s podobno daje �ycie bez ko�ca. Pani Whitaker zliza�a z d�oni lepki sok; smakowa� jak najlepsze wino. Na chwil� o�y�y wspomnienia o tym, jak to by�o w m�odo�ci: �e mia�a pr�ne, szczup�e cia�o, ca�kowicie jej pos�uszne; �e potrafi�a biega� po wiejskich dr�kach dla samej niek�amanej rado�ci takiego biegania - co nie przystawa�oby kobiecie dojrza�ej; i �e m�czy�ni u�miechali si� do niej tylko dlatego, i� by�a sob� i cieszy�a si� �yciem. Spojrza�a na sir Galaada, najurodziwszego z rycerzy, kt�ry siedzia� teraz w jej ma�ej kuchence, pe�en wdzi�ku i godno�ci. Wstrzyma�a oddech. - Z tymi oto darami przyby�em do pani - odezwa� si� Galaad - i musz� przyzna�, ze wcale nie�atwo by�o je zdoby�. Pani Whitaker po�o�y�a rubinowy owoc na stole kuchennym. Popatrzy�a na kamie� filozoficzny, jajo Feniksa i jab�ko �ycia. Potem posz�a do saloniku i spojrza�a na kominek: na ma�ego porcelanowego pieska, na �wi�tego Graala i na czarno- bia�� fotografi� jej zmar�ego m�a, Henry'ego, kt�ry oddalony od niej o prawie czterdzie�ci lat, bez koszuli, z u�miechem, zajada� lody. Wr�ci�a do kuchni, czajnik w�a�nie zacz�� gwizda�. Nala�a troch� wrz�tku do dzbanka i wyparzy�a go. Wsypa�a dwie �y�eczki herbaty i zgodnie z tradycj� jeszcze jedn� dla dzbanka, a nast�pnie zala�a reszt� wrz�tku. Robi�a to wszystko w milczeniu. Potem odwr�ci�a si� i spojrza�a na Galaada. - To jab�ko prosz� zabra� - powiedzia�a ze stanowczo�ci� w g�osie. - Nie nale�y proponowa� starszym paniom takich rzeczy, to niew�a�ciwe... Tu przerwa�a. - Ale pozosta�e dwie rzeczy wezm� - doda�a po chwili namys�u. - �adnie b�d� wygl�da�y nad kominkiem, a dwie rzeczy za jedn�, to i tak przyzwoita zamiana, je�liby si� kto pyta�. Galaad rozpromieni� si�. Schowa� rubinowe jab�ko do sk�rzanej sakiewki, a potem ukl�k� na jedno kolano i poca�owa� pani� Whitaker w r�k�. - Niech pan przestanie. - Pani Whitaker wyj�a najlepsze porcelanowe fili�anki, u�ywane tylko przy wyj�tkowych okazjach i nala�a herbat�. Siedzieli w milczeniu, popijaj�c. Kiedy sko�czyli, poszli do saloniku. Galaad prze�egna� si� i si�gn�� po Graala. Pani Whitaker ustawi�a na jego miejscu jajko i kamie�. Jajko troch� si� turla�o, wi�c opar�a je o pieska z porcelany. - Bardzo �adnie wygl�daj� - powiedzia�a. - Tak, bardzo �adnie - przyzna� Galaad. - Mo�e by pan co� zjad� przed odjazdem? Pokr�ci� przecz�co g�ow�. - Chocia� kawa�ek ciasta z owocami. Teraz mo�e si� panu wydawa�, �e pan nie jest g�odny, a za par� godzin co� do jedzenia bardzo si� przyda. No i pewnie chce pan skorzysta� z toalety. Ja tymczasem zapakuj� panu kielich. Wskaza�a mu toalet�, znajduj�c� si� na ko�cu korytarza, a sama, trzymaj�c Graala, posz�a do kuchni. W spi�arni mia�a jaki� stary papier od �wi�tecznych prezent�w, w kt�ry zawin�a teraz kielich. Obwi�za�a pakunek sznurkiem. Potem ukroi�a du�y kawa�ek ciasta z owocami i w�o�y�a go do br�zowej papierowej torby, dok�adaj�c tam jeszcze banana i plaster dobrze dojrza�ego sera, zawini�ty w foli�. Galaad wr�ci� z toalety. Pani Whitaker poda�a mu torb� i �wi�tego Graala. Wspi�a si� na palce i poca�owa�a go w policzek. - Mi�y z pana ch�opak - powiedzia�a. - Niech pan na siebie uwa�a. U�ciska� j�, a ona wyprowadzi�a go tylnym wyj�ciem na zewn�trz. Zamkn�a za nim drzwi, nala�a sobie nast�pn� fili�ank� herbaty i p�aka�a cichutko w papierow� chusteczk�, s�uchaj�c cichn�cego stukotu ko�skich kopyt. W �rod� pani Whitaker przez ca�y dzie� by�a w domu. W czwartek wybra�a si� na poczt� odebra� emerytur�. Po drodze wst�pi�a do sklepu "Oxfam". Przy kasie siedzia�a teraz jaka� nieznajoma kobieta. - Gdzie jest Marie? - zapyta�a pani Whitaker. Kobieta przy kasie mia�a siwe w�osy o niebieskawym odcieniu, a na nosie grube niebieskie szk�a. Wzruszy�a ramionami i potrz�sn�a g�ow�. - Odjecha�a z pewnym m�odym cz�owiekiem. Na koniu. Ale jak tak mo�na, pytam si�? Ja dzi� po po�udniu powinnam by� w sklepie w Hatfield, ale m�j Johnny musia� przywie�� mnie tutaj, dop�ki nie znajdziemy kogo� na zast�pstwo. - Ach. To mi�o, �e znalaz�a sobie ch�opca. - Dla niej mo�e mi�o - mrukn�a kobieta przy kasie - ale kto� musi by� te� dzi� po po�udniu w Hatfield. Na p�ce w g��bi sklepu pani Whitaker znalaz�a stare za�niedzia�e srebrne naczynie z d�ugim dzi�bkiem. Zgodnie z tym, co g�osi�a karteczka przyklejona z boku, zosta�o wycenione na sze��dziesi�t pens�w. Wygl�da�o troch� jak sp�aszczony i wyd�u�ony dzbanek do herbaty. Wybra�a z p�ki powie�� Millsa & Boona, kt�rej jeszcze nie czyta�a. Nazywa�o si� to: "Jej szczeg�lna mi�o��". Poda�a ksi��k� i srebrne naczynie kobiecie przy kasie. - Sze��dziesi�t pi�� pens�w, z�otko - powiedzia�a kobieta, bior�c do r�ki srebrny przedmiot i przygl�dajac mu si�. - Zabawny stary rupie�, co? Dzi� rano to przynie�li. - Naczynie mia�o z jednej strony wyryty napis z chi�skich hieroglif�w i �ukowate ucho o do�� wyszukanym kszta�cie. - Przypuszczam, �e to rodzaj puszki na oliw�. - Nie, to nie �adna puszka - zaprzeczy�a pani Whitaker, kt�ra wiedzia�a dok�adnie, co to jest. - To jest lampa. Do uchwytu lampy br�zowym sznurkiem by�a przywi�zana ma�a metalowa obr�czka bez �adnych ornament�w. - W�a�ciwie - powiedzia�a pani Whitaker - namy�li�am si� i wezm� tylko t� ksi��k�. Zap�aci�a za ksi��k� pi�� pens�w, a lamp� odnios�a tam, gdzie j� znalaz�a, na p�k� w g��bi sklepu. Pomijaj�c wszystko inne, nie mia�abym przecie� gdzie jej postawi�, pomy�la�a pani Whitaker, wracaj�c do domu. Prze�o�y�a Urszula Grabowska