4889
Szczegóły |
Tytuł |
4889 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4889 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4889 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4889 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
NEIL GAIMAN
Rycersko��
Pani Whitaker odnalaz�a �wi�tego Graala; by� przykryty
futrem. W ka�dy czwartek po po�udniu, mimo �e nogi nie
s�u�y�y jej ju� tak jak dawniej, udawa�a si� na poczt�, aby
odebra� emerytur�; w drodze powrotnej wst�powa�a do sklepu
"Oxfam" i kupowa�a sobie jaki� drobiazg.
W owym sklepie sprzedawali u�ywane ubrania, bibeloty,
najrozmaitsze drobiazgi i mn�stwo starych ksi��ek w
najta�szych, kieszonkowych wydaniach. Wszystko to by�y dary:
u�ywane rupiecie, cz�sto rzeczy kogo� zmar�ego, po kim
trzeba by�o opr�ni� mieszkanie. Dochody ze sklepu sz�y na
cele dobroczynne,
Personel stanowili tu wy��cznie ochotnicy. Tym razem
dy�ur mia�a Marie, nieco przyt�ga siedemnastolatka ubrana w
rozci�gni�ty fioletowy sweter, kt�ry wygl�da� tak, jakby
tak�e pochodzi� z tego sklepu.
Marie siedzia�a przy kasie z numerem "Kobiety
Nowoczesnej" i wype�nia�a zamieszczon� tam ankiet� "Poznaj
sw� ukryt� osobowo��". Od czasu do czasu zagl�da�a na
ostatni� stron� pisma i sprawdza�a, ile punkt�w jest za
odpowied� A, B czy C, po czym dopiero zastanawia�a si�,
kt�r� z mo�liwo�ci wybra�.
Pani Whitaker rozejrza�a si� doko�a.
Wypchana kobra wci�� jeszcze nie zosta�a sprzedana.
Le�a�a w sklepie ju� od p� roku, obrastaj�ckurzem.
Szklane oczy wytrzeszcza�a �a�o�nie na wieszaki z ubraniami
i na rega� pe�en poobt�ukiwanej porcelany i obgryzionych
zabawek. Pani Whitaker poklepa�a j� po g�owie.
Wybra�a sobie z p�ki dwie powie�ci Millsa & Boona - "
Jej wielka dusza" i "Jej niespokojne serce", kosztowa�y po
pi�� pens�w po czym przez d�u�sz� chwil� zastanawia�a si�
nad pust� butelk� po winie Mateus Ros�, na kt�rej efektownie
osadzony by� aba�ur; ostatecznie jednak zdecydowa�a, �e nie
mia�aby gdzie tego postawi�.
Podnios�a do�� wylinia�e futro, wydzielaj�ce przykry zapach
naftaliny. Pod nim znajdowa�a si� laska i poplamiony
egzemplarz "Romans�w i legend rycerskich" pi�ra A.R. Hope'a
Moncrieffa, wyceniony na pi�� pens�w. Obok ksi��ki le�a�
�wi�ty Graal. Na podstawie mia� ma�� papierow� naklejk� z
wypisan� na niej flamastrem cen�: 30 pens�w.
Pani Whitaker wzi�a do r�ki zakurzony srebrny kielich i
spogl�daj�c spoza grubych szkie� szacowa�a go uwa�nie.
- To �adna rzecz - stwierdzi�a.
Marie wzruszy�a ramionami.
- Dobrze by wygl�da� na gzymsie nad kominkiem.
Marie ponownie wzruszy�a ramionami.
Pani Whitaker wr�czy�a jej pi��dziesi�t pens�w,
dziewczyna za� poda�a dziesi�� pens�w reszty i br�zow�
papierow� torb� do zapakowania ksi��ek oraz �wi�tego Graala.
Nast�pnie pani Whitaker posz�a do rze�nika, znajduj�cego
si� tu� obok, gdzie kupi�a pi�kny kawa�ek w�tr�bki. Potem
uda�a si� do domu.
Wn�trze kielicha pokrywa�a gruba warstwa rudawego kurzu.
Pani Whitaker wyp�uka�a go z du�� ostro�no�ci�, po czym
wstawi�a do ciep�ej wody z odrobink� octu, �eby si�
wymoczy�. Po godzinie wypolerowa�a puchar do po�ysku past�
polersk� i ustawi�a nad kominkiem w saloniku, pomi�dzy
uroczym, ma�ym porcelanowym pieskiem a fotografi� swego m�a
Henry'ego, zrobion� w roku 1953 na pla�y we Frinton.
Rzeczywi�cie mia�a racj�: wygl�da�o to �adnie.
Tego wieczora jad�a na kolacj� w�tr�bk� obtaczan� w
bu�eczce i sma�on� z cebulk�. Bardzo jej to smakowa�o.
Nazajutrz by� pi�tek. W pi�tki pani Whitaker i pani
Greenberg mia�y zwyczaj nawzajem si� odwiedza�. Siedzia�y w
saloniku i popija�y herbat�, zagryzaj�c makaronikami. Pani
Whitaker wsypa�a sobie do fili�anki �y�eczk� cukru,
natomiast pani Greenberg u�y�a s�odziku, kt�ry zawsze nosi�a
przy sobie w torebce w specjalnym plastykowym pojemniczku.
- �adna rzecz - powiedzia�a pani Greenberg, wskazuj�c na
Graala. - Co to jest?
- To �wi�ty Graal - odpar�a pani Whitaker. - Kielich, z
kt�rego pi� Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy. Potem, gdy
Go ukrzy�owano i w��cznia setnika przebi�a Mu bok, do tego
kielicha sp�yn�a Jego przenaj�wi�tsza krew.
Pani Greenberg prychn�a. By�a zwyk�� �yd�wk� i nie
popiera�a spraw szkodliwych dla zdrowia.
- Nic mi o tym nie wiadomo - rzek�a - ale to bardzo �adna
rzecz. Nasz Myron dosta� co� podobnego za zwyci�stwo w
zawodach p�ywackich, tylko �e tamten puchar ma z boku wyryte
jego imi� i nazwisko.
- Wci�� chodzi z t� sympatyczn� dziewczyn� co
przedtem? Z t� fryzjerk�?
- Z Bernice? Ach, tak. My�l� ju� nawet o zar�czynach.
- No to �adnie - stwierdzi�a pani Whitaker i si�gn�a po
nast�pny makaronik. Makaroniki by�y wypieku pani Greenberg,
kt�ra przychodz�c tu co drugi pi�tek przynosi�a je ze sob�:
s�odkie z�ociste ciasteczka z migda�ami na wierzchu.
Rozmawia�y o Myronie i o Bernice, potem o Ronaldzie,
siostrze�cu pani Whitaker, kt�ra nie mia�a w�asnych dzieci,
i o wsp�lnej znajomej, pani Perkins, kt�ra w�a�nie
przebywa�a w szpitalu z powodu problem�w z biodrem,
biedaczka.
O dwunastej w po�udnie pani Greenberg posz�a do domu, a
pani Whitaker zrobi�a sobie na lunch grzank� z serem. Po
lunchu za�y�a lekarstwa: jedn� pigu�k� bia��, jedn� czerwon�
i dwie malutkie pomara�czowe.
I wtedy odezwa� si� dzwonek u drzwi.
Pani Whitaker otworzy�a. Na zewn�trz sta� m�ody
m�czyzna z jasnymi, prawie bia�ymi w�osami si�gaj�cymi
ramion; mia� na sobie l�ni�c� srebrn� zbroj� i bia��
opo�cz�.
- Witam - rzuci� kr�tko.
- Witam - odpowiedzia�a pani Whitaker.
- Wybra�em si� na poszukiwania.
- To mi�o - odpar�a pani Whitaker niezobowi�zuj�co.
- Czy mog� wej��? - zapyta�.
Pani Whitaker przecz�co pokr�ci�a g�ow�.
- Przykro mi, ale raczej nie.
- Poszukuj� �wi�tego Graala. Czy nie ma go tutaj? -
zapyta� m�ody cz�owiek.
- Ma pan jaki� dow�d to�samo�ci? - Pani Whitaker
wiedzia�a, �e starsza, mieszkaj�ca samotnie osoba nie
powinna wpuszcza� do domu nieznanych osobnik�w; �wiadczy�oby
to o braku rozs�dku. Mo�na przy okazji straci� wszystko, co
si� ma w torebce, albo i wi�cej.
M�ody cz�owiek zawr�ci� i by� ju� w ogr�dku. Przy furtce
sta� uwi�zany olbrzymi wierzchowiec szarawej ma�ci,
przypominaj�cy konia poci�gowego. Spogl�da� bystrze, z
godno�ci� wznosz�c g�ow�. Rycerz poszpera� w jukach u siod�a
i wr�ci�, trzymaj�c w r�ku zw�j.
Pismo by�o podpisane przez Artura, kr�la wszystkich
Anglik�w i wzywa�o, by ka�dy, bez wzgl�du na stan i
zajmowan� pozycj�, przyj�� do wiadomo�ci, i� ma do czynienia
z Galaadem, rycerzem Okr�g�ego Sto�u, kt�ry podj�� Wypraw� w
Celu Szlachetnym i Prawym. Pod spodem widnia� rysunek
przedstawiajacy m�odego m�czyzn�; podobie�stwo zosta�o do��
dobrze uchwycone.
Pani Whitaker skin�a g�ow�. Spodziewa�a si� jakiego�
kartoniku z fotografi�, to jednak robi�o du�o wi�ksze
wra�enie.
- W takim razie prosz�, niech pan wejdzie - rzek�a.
Weszli do kuchni. Pani Whitaker zrobi�a Galaadowi
fili�ank� herbaty, po czym wprowadzi�a go do saloniku.
Na widok Graala stoj�cego nad kominkiem, Galaad
przykl�kn�� na jedno kolano. Ostro�nie postawi� fili�ank� na
brunatnym dywanie. �wiat�o s�oneczne padaj�ce przez
koronkowe firanki nada�o z�otawy odcie� jego pe�nej
nabo�e�stwa twarzy, w�osy przypomina�y teraz srebrn�
aureol�.
- W istocie jest to �wi�ty Graal - wyszepta�. -
Trzykrotnie zamruga� swymi jasnoniebieskimi oczami, jakby
chcia� powstrzyma� �zy. Pochyli� g�ow� w ge�cie niemal
modlitewnym. Potem wsta� i zwr�ci� si� do pani Whitaker: -
Szlachetna damo, stra�niczko Naj�wi�tszego z �wi�tych,
pozw�l, abym opu�ci� to miejsce wraz z B�ogos�awionym
Kielichem i aby tym sposobem moje w�dr�wki dobieg�y ko�ca, a
moje zadanie zosta�o wype�nione.
- S�ucham? - zapyta�a pani Whitaker.
Galaad podszed� do niej i uj�� jej stare d�onie.
- Moje poszukiwania si� zako�czy�y - powiedzia�. -
Nareszcie dotar�em do miejsca, gdzie znajduje si� �wi�ty
Graal.
Pani Whitaker zacisn�a wargi.
- Czy m�g�by pan, z �aski swojej, podnie�� fili�ank� i
spodek?
Galaad pos�usznie podni�s� z pod�ogi fili�ank�.
- Nie, chyba si� na to nie zgodz� - rzek�a pani Whitaker.
- Podoba mi si�. Tu jest dla niego �wietne miejsce, pomi�dzy
tym pieskiem a fotografi� mojego Henry'ego.
- Czy potrzeba pani z�ota? Tak? O pani, mog� przynie�� ci
z�oto...
- Nie. Nie potrzebuj� z�ota, dzi�kuj� bardzo. Po prostu
nie jestem tym zainteresowana. - Pani Whitaker odprowadzi�a
Galaada do drzwi wej�ciowych. - Mi�o mi by�o pana pozna�.
Ko� skuba� jej gladiolusy. Gromadka dzieci z s�siedztwa
sta�a na chodniku i przygl�da�a si� wierzchowcowi. Galaad
wyj�� z sakwy podr�nej par� kostek cukru i pokaza� co
odwa�niejszym z dzieci, jak karmi si� konia; d�o� nale�a�o
trzyma� p�asko. Dzieciaki chichota�y, a jedna ze starszych
dziewczynek pog�aska�a konia po chrapach.
Galaad p�ynnym ruchem wskoczy� na siod�o i oddali� si�
k�usem po Hawthorne Crescent. Pani Whitaker patrzy�a za
nimi, dop�ki nie znikli jej z oczu. Wtedy westchn�a i
wr�ci�a do domu.
Weekend min�� spokojnie.
W sobot� pani Whitaker pojecha�a autobusem do
Maresfield, odwiedzi� swego siostrze�ca Ronalda, jego �on�
Euphoni� oraz ich dwie c�reczki, Clariss� i Dillian.
Zawioz�a im ciasto z porzeczkami, kt�re sama upiek�a.
W niedziel� rano posz�a na msz�. Pobliski ko�ci� pod
wezwaniem �wi�tego Jakuba by� mo�e troch� za bardzo
"miejscem, gdzie podobnie my�l�cy i zaprzyja�nieni ze sob�
wierni gromadz� si� i wsp�lnie raduj�", a troch� za ma�o,
jak na potrzeby pani Whitaker, ko�cio�em. Lubi�a jednak
pastora, wielebnego Bart�omieja, je�li akurat nie gra� na
gitarze.
Po nabo�e�stwie przysz�o jej do g�owy, �e mog�aby mu
wspomnie� o �wi�tym Graalu stoj�cym u niej w saloniku, potem
jednak zarzuci�a t� my�l.
W poniedzia�ek rano pani Whitaker pracowa�a w ogr�dku na
ty�ach domu. Hodowa�a tam zio�a, kt�re by�y powodem jej
wielkiej dumy: koperek, werben�, mi�t�, rozmaryn, tymianek i
spory zagonek pietruszki. Na kl�czkach, w grubych zielonych
r�kawicach ogrodniczych, pieli�a i zbiera�a �limaki, po czym
wk�ada�a je do plastykowej torby.
Mia�a szczeg�lnie czu�e serce, je�li chodzi�o o �limaki.
Wynosi�a je na ty� ogrodu, granicz�cego z lini� kolejow� i
wyrzuca�a je za p�ot.
�ci�a w�a�nie troch� pietruszki do sa�atki, kiedy
us�ysza�a za sob� kaszlni�cie. Odwr�ci�a si� i ujrza�a
Galaada; sta� wysoki i pi�kny, a jego zbroja l�ni�a w
porannym s�o�cu. Trzyma� pod�u�ny pakunek owini�ty w
nat�uszczon� sk�r�.
- Wr�ci�em - oznajmi�.
- Dzie� dobry. - Pani Whitaker podnios�a si� do�� powoli i
zdj�a r�kawice. - C�, skoro ju� pan tu jest, m�g�by si�
pan do czego� przyda�.
Poda�a mu plastykow� torb� pe�n� �limak�w i poleci�a
wysypa� je za p�ot na ty�ach ogrodu.
Wykona� to polecenie.
Potem poszli do kuchni.
- Herbaty? A mo�e lemoniady? - zapyta�a.
- Napij� si� tego, co pani.
Pani Whitaker wyj�a z lod�wki dzbanek z lemoniad�
w�asnej roboty i wys�a�a Galaada do ogr�dka po ga��zk�
mi�ty. Nast�pnie wybra�a dwie wysokie szklanki, umy�a
starannie mi�t� i w�o�y�a po par� listk�w do ka�dej z nich,
po czym nala�a lemoniad�.
- Czy pa�ski ko� jest na zewn�trz? - zapyta�a.
- O tak. Nazywa si� Grizzel.
- I przypuszczam, �e przyby� pan z daleka?
- Z bardzo daleka.
- Rozumiem. - Pani Whitaker wyj�a spod zlewu niebiesk�
plastykow� misk� i do po�owy nape�ni�a j� wod�.
Galaad wyni�s� j� Grizzelowi. Poczeka�, a� ko� wypije, po
czym odda� pust� misk� pani Whitaker.
- A wi�c - rzek�a - przypuszczam, �e wci�� chodzi panu o
Graala.
- Zaiste, nadal szukam �wi�tego Graala. - Galaad podni�s� z
pod�ogi pakunek owini�ty w sk�r�, po�o�y� na obrusie i
rozpakowa�. - Za niego ofiaruj� pani to.
By� to miecz o ostrzu d�ugim prawie na cztery stopy. Na
ca�ej d�ugo�ci klingi by�y pi�knie wyryte jakie� s�owa i
znaki. R�koje�� ozdobiono srebrem i z�otem, a w jej ga�ce
osadzono wielki klejnot.
- Bardzo �adne... - stwierdzi�a pani Whitaker z
pow�tpiewaniem.
- To miecz Balmung, wykuty dawno temu przez Waylanda
Smitha. Drugi taki to Flamberge, miecz bli�niaczy. Ten, kto
go nosi, jest niepokonany w walce i �adna bitwa mu nie
straszna, nie zdolen jest do �adnego tch�rzostwa i
niegodnego czynu. W r�koje�ci tkwi sardoniks Birkon,
strzeg�cy posiadacza miecza zar�wno przed trucizn� wsypan�
ukradkiem do wina czy innego trunku, jak i przed zdradliwymi
przyjaci�mi.
Pani Whitaker przygl�da�a si� chwil�.
- Musi by� bardzo ostry - stwierdzi�a.
- Potrafi przeci�� w powietrzu spadaj�cy w�os. Co tam
w�os, potrafi nawet przeci�� promie� s�o�ca - powiedzia�
Galaad z dum�.
- C�, w takim razie mo�e by go pan gdzie� od�o�y�?
- Pani go nie chce? - Galaad wydawa� si� zawiedziony.
- Nie, dzi�kuj�. - Pani Whitaker przesz�o przez my�l, �e
Henry'emu, jej nie�yj�cemu m�owi, pewnie by si� ta bro�
podoba�a. Powiesi�by miecz na �cianie w swoim gabinecie,
obok wypchanego karpia, kt�rego z�owi� kiedy� w Szkocji i
pokazywa� wszystkim go�ciom.
Galaad z powrotem zawin�� miecz Balmung w nat�uszczon�
sk�r� i owi�za� go bia�ym sznurem. Wygl�da� na strapionego.
Pani Whitaker zrobi�a mu na drog� kanapki z serem
�mietankowym i z og�rkiem i zapakowa�a je w pergamin. Da�a
mu te� jab�ko dla Grizzela. Oba prezenty sprawi�y chyba
rycerzowi przyjemno��.
Pomacha�a na do widzenia i je�d�cowi, i koniowi.
Po po�udniu pojecha�a autobusem odwiedzi� t� kochan�,
biedn� pani� Perkins, kt�ra wci�� jeszcze le�a�a w szpitalu
z powodu problem�w z biodrem. Zawioz�a jej kawa�ek ciasta z
owocami. Piek�c je, zmodyfikowa�a nieco przepis rezygnuj�c z
orzech�w, jako �e pani Perkins nie mia�a ju� takich z�b�w
jak dawniej.
Wieczorem troch� poogl�da�a telewizj� i wcze�nie
po�o�y�a si� spa�.
We wtorek kto� zadzwoni� do drzwi. Pani Whitaker robi�a
w�a�nie porz�dek w schowku na strychu i nie zd��y�a na czas
zej�� na d�, schodzi�a bowiem powoli i ostro�nie. Znalaz�a
karteczk� z informacj� od listonosza, �e przyni�s� paczk�,
nie zasta� jednak nikogo w domu.
Westchn�a, wsun�a karteczk� do torby i posz�a na poczt�.
Przesy�ka pochodzi�a z Australii, od jej siostrzenicy
Shirelle, mieszkaj�cej w Sydney. Zawiera�a zdj�cia
Wallace'a, m�a Shirelle, i jej dw�ch c�rek, Dixie i Violet
oraz du�� muszl� zawini�t� w wat�.
Pani Whitaker mia�a u siebie w sypialni wiele ozdobnych
muszli. Najbardziej lubi�a t�, na kt�rej na kolorowej emalii
wymalowano widok wysp Bahama, a kt�ra by�a prezentem od jej
zmar�ej w 1983 roku siostry Ethel.
Wsadzi�a muszl� i zdj�cia do torby na zakupy. Wracaj�c
do domu wst�pi�a do sklepu "Oxfam", skoro ju� by�a w
pobli�u.
- Moje uszanowanie, pani W. - powita�a j� Marie.
Pani Whitaker popatrzy�a na ni� uwa�nie. Marie mia�a
umalowane usta (mo�e nie najszcz�liwiej dobra�a kolor
szminki i najwyra�niej nie mia�a wprawy w pos�ugiwaniu si�
ni�, ale pani Whitaker by�a pewna, �e to przyjdzie z
czasem). Ubrana by�a w ca�kiem gustown� sp�dnic�.
- Och, witaj kochanie - odpowiedzia�a pani Whitaker.
- W zesz�ym tygodniu by� tu jaki� cz�owiek i pyta� o t�
rzecz, kt�r� pani kupi�a, o ten ma�y metalowy kubek.
Powiedzia�am mu, gdzie mo�e pani� znale��. Nie ma mi pani
tego za z�e, prawda?
- Nie, kochanie. Ju� mnie znalaz�.
- By� jak marzenie, s�owo daj�, jak marzenie.
Polecia�abym na niego. - Marie westchn�a z �alem. - Mia�
takiego du�ego bia�ego konia i w og�le...
Pani Whitaker zauwa�y�a z aprobat�, �e dziewczyna dzi�
nawet si� nie garbi.
Podesz�a do p�ki z ksi��kami i wybra�a sobie nast�pn�
powie�� wydan� przez Millsa & Boona, zatytu�owan� "Jej
wznios�a nami�tno��" - chocia� nie zd��y�a jeszcze
przeczyta� tamtych dw�ch, kt�re kupi�a b�d�c tu poprzednim
razem. Wzi�a do r�ki egzemplarz "Romans�w i legend
rycerskich" i otworzy�a go. Ksi��ka pachnia�a st�chlizn�.
Na pierwszej stronie u g�ry, czerwonym atramentem wypisane
by�o starannie: Ex Libris Fisher. Od�o�y�a ksi��k� na
miejsce.
Wr�ciwszy do domu, ujrza�a czekaj�cego ju� na ni�
Galaada. Dzieciaki z s�siedztwa siedzia�y na Grizzelu, a
rycerz prowadzi� go wzd�u� ulicy w t� i z powrotem.
- Ciesz� si�, �e pan przyjecha� - powiedzia�a pani
Whitaker. - Trzeba poprzestawia� par� ci�kich kufr�w.
Zaprowadzi�a go do schowka na g�rze. Odsun��
wszystkie stare kufry i walizy, tak aby mia�a dost�p do
stoj�cego pod sam� �cian� kredensu. By�o tam okropnie du�o
kurzu.
Zatrzyma�a Galaada prawie przez ca�e popo�udnie; on
przesuwa� r�ne sprz�ty, a ona odkurza�a.
Rycerz mia� szram� na policzku i jedn� r�k� trzyma�
troch� sztywno.
Podczas robienia porz�dk�w i odkurzania rozmawiali ze
sob� co nieco. Pani Whitaker opowiedzia�a mu o Henrym, swym
nie�yj�cym m�u, i jak to dzi�ki odszkodowaniu po jego
stracie uda�o si� sp�aci� dom; i o tym, �e nie ma komu tego
wszystkiego zostawi�, bo nawet Ronald i jego �ona lubi�
tylko to, co nowoczesne. Opowiedzia�a mu, jak pozna�a
Henry'ego, w czasie wojny, kiedy on by� w Obronie Cywilnej,
a ona nie do�� starannie zaciemni�a kuchenne okna; i o tym,
jak chodzili razem do miasta na pota�c�wki; i jak po
zako�czeniu wojny wybrali si� do Londynu, a ona wtedy
pierwszy raz w �yciu napi�a si� wina.
Galaad zrewan�owa� si� opowie�ci� o swojej matce Elaine,
kt�ra by�a kobiet� p�och� i niesta��, a do tego jeszcze
czarownic�; i o swym dziadku, kr�lu Pellesie, kt�ry by�
dobrym cz�owiekiem, ale nie bardzo wiedzia�, czego chcia�; a
tak�e o swej m�odo�ci w zamku Bliant na Wyspie Rado�ci.
M�wi� tak�e o swym ojcu, kt�rego zna� jako ob��kanego "Le
Chevalier Mal Fet", a kt�ry by� w rzeczywisto�ci
naj�wietniejszym z rycerzy, Lancelotem du Lac, cho�
wyst�powa� w przebraniu i udawa� szale�ca. Wspomina� te�
czasy, kt�re sp�dzi� jako m�ody dziedzic na zamku Camelot.
O pi�tej po po�udniu pani Whitaker rozejrza�a si� po
schowku i zdecydowa�a, �e wystarczy. Potem otworzy�a okno,
�eby troch� przewietrzy�. Zeszli na d� do kuchni, gdzie
nastawi�a wod� na herbat�.
Galaad usiad� przy kuchennym stole. Otworzy� sk�rzan�
sakiewk�, kt�r� mia� u pasa i wyj�� z niej okr�g�y, bia�y
kamie� wielko�ci mniej wi�cej pi�ki do krykieta.
- To dla ciebie, pani - powiedzia� - a ty daj mi �wi�tego
Graala.
Pani Whitaker wzi�a kamie�, kt�ry okaza� si� ci�szy,
ni� na to wygl�da�, i podnios�a go do �wiat�a. By�
mlecznoprzezroczysty ze srebrnymi c�tkami wewn�trz, kt�re w
popo�udniowym s�o�cu mieni�y si� po�yskliwie. Poczu�a, �e
jest ciep�y w dotyku. D�ugo go trzyma�a i stwierdzi�a, �e
ogarnia j� dziwne uczucie - pewien wewn�trzny bezw�ad i
g��boki spok�j. B�ogo�� - tak mo�na by okre�li� stan, w
kt�rym si� teraz znajdowa�a; by�o jej b�ogo.
Niech�tnie od�o�y�a kamie� na st�.
- Bardzo �adny - powiedzia�a.
- To kamie� filozoficzny, kt�ry nasz praojciec Noe
zawiesi� w arce, aby �wieci�, kiedy by�o ciemno. Ten kamie�
potrafi przemienia� metale nieszlachetne w z�oto, ma te�
jeszcze inne w�a�ciwo�ci - poinformowa� j� Galaad z dum�. -
Ale to nie wszystko, mam co� jeszcze. Prosz�. - Ze sk�rzanej
sakwy wyj�� jajko i poda� jej.
By�o czarne i b�yszcz�ce, w bia�e i purpurowe c�tki;
wielko�ci� przypomina�o jajo g�sie. Kiedy pani Whitaker
dotkn�a je, przesz�y j� ciarki. Pierwszym wra�eniem by�o
uczucie niezwyk�ego gor�ca i wolno�ci. S�ysza�a trzask
odleg�ych ogni i przez u�amek sekundy zdawa�o si� jej, �e
szybuje gdzie� ponad �wiatem, wznosi si� i opada na
skrzyd�ach p�omieni.
Od�o�y�a jajko na st�, obok kamienia filozoficznego.
- To jest jajo Feniksa; pochodzi z dalekiej Arabii -
obja�ni� Galaad. - Pewnego dnia wyl�gnie si� z niego sam
ptak Feniks, a kiedy przyjdzie jego czas, uwije on gniazdo z
p�omieni, z�o�y jajko i sp�onie, aby odrodzi� si� znowu z
ognia w epoce, kt�ra ma nadej��.
- W�a�nie tak my�la�am.
- No i na koniec - obwie�ci� Galaad - przywioz�em pani
to. - Wyci�gn�� co� z sakiewki i poda� jej.
By�o to jab�ko z rubinu, z bursztynow� �ody�k�. Wydawa�o
si� twarde, ale jej palce zostawi�y na nim �lady, a
rubinowy sok sp�yn�� pani Whitaker po palcach.
W przedziwny, magiczny spos�b kuchni� wype�ni� zapach
lata i dojrza�ych owoc�w: malin, brzoskwi�, truskawek i
porzeczek. Jakby z wielkiego oddalenia da�y si� s�ysze�
czyje� g�osy po��czone wsp�ln� pie�ni�, w powietrzu unosi�
si� d�wi�k odleg�ej muzyki.
- To jest jab�ko z ogrodu Hesperyd - powiedzia� Galaad
cicho. - Jeden k�s uleczy ka�d� chorob� i zagoi ka�d� ran�,
nawet najg��bsz�; drugi k�s przywr�ci m�odo�� i urod�; a
trzeci k�s podobno daje �ycie bez ko�ca.
Pani Whitaker zliza�a z d�oni lepki sok; smakowa� jak
najlepsze wino.
Na chwil� o�y�y wspomnienia o tym, jak to by�o w
m�odo�ci: �e mia�a pr�ne, szczup�e cia�o, ca�kowicie jej
pos�uszne; �e potrafi�a biega� po wiejskich dr�kach dla
samej niek�amanej rado�ci takiego biegania - co nie
przystawa�oby kobiecie dojrza�ej; i �e m�czy�ni u�miechali
si� do niej tylko dlatego, i� by�a sob� i cieszy�a si�
�yciem.
Spojrza�a na sir Galaada, najurodziwszego z rycerzy,
kt�ry siedzia� teraz w jej ma�ej kuchence, pe�en wdzi�ku i
godno�ci.
Wstrzyma�a oddech.
- Z tymi oto darami przyby�em do pani - odezwa� si�
Galaad - i musz� przyzna�, ze wcale nie�atwo by�o je zdoby�.
Pani Whitaker po�o�y�a rubinowy owoc na stole kuchennym.
Popatrzy�a na kamie� filozoficzny, jajo Feniksa i jab�ko
�ycia. Potem posz�a do saloniku i spojrza�a na kominek: na
ma�ego porcelanowego pieska, na �wi�tego Graala i na czarno-
bia�� fotografi� jej zmar�ego m�a, Henry'ego, kt�ry
oddalony od niej o prawie czterdzie�ci lat, bez koszuli, z
u�miechem, zajada� lody.
Wr�ci�a do kuchni, czajnik w�a�nie zacz�� gwizda�.
Nala�a troch� wrz�tku do dzbanka i wyparzy�a go. Wsypa�a
dwie �y�eczki herbaty i zgodnie z tradycj� jeszcze
jedn� dla dzbanka, a nast�pnie zala�a reszt� wrz�tku. Robi�a
to wszystko w milczeniu.
Potem odwr�ci�a si� i spojrza�a na Galaada.
- To jab�ko prosz� zabra� - powiedzia�a ze stanowczo�ci�
w g�osie. - Nie nale�y proponowa� starszym paniom takich
rzeczy, to niew�a�ciwe...
Tu przerwa�a.
- Ale pozosta�e dwie rzeczy wezm� - doda�a po chwili
namys�u. - �adnie b�d� wygl�da�y nad kominkiem, a dwie
rzeczy za jedn�, to i tak przyzwoita zamiana, je�liby si� kto
pyta�.
Galaad rozpromieni� si�. Schowa� rubinowe jab�ko do
sk�rzanej sakiewki, a potem ukl�k� na jedno kolano i
poca�owa� pani� Whitaker w r�k�.
- Niech pan przestanie. - Pani Whitaker wyj�a najlepsze
porcelanowe fili�anki, u�ywane tylko przy wyj�tkowych
okazjach i nala�a herbat�.
Siedzieli w milczeniu, popijaj�c.
Kiedy sko�czyli, poszli do saloniku.
Galaad prze�egna� si� i si�gn�� po Graala.
Pani Whitaker ustawi�a na jego miejscu jajko i kamie�.
Jajko troch� si� turla�o, wi�c opar�a je o pieska z
porcelany.
- Bardzo �adnie wygl�daj� - powiedzia�a.
- Tak, bardzo �adnie - przyzna� Galaad.
- Mo�e by pan co� zjad� przed odjazdem?
Pokr�ci� przecz�co g�ow�.
- Chocia� kawa�ek ciasta z owocami. Teraz mo�e si� panu
wydawa�, �e pan nie jest g�odny, a za par� godzin co� do
jedzenia bardzo si� przyda. No i pewnie chce pan skorzysta�
z toalety. Ja tymczasem zapakuj� panu kielich.
Wskaza�a mu toalet�, znajduj�c� si� na ko�cu korytarza,
a sama, trzymaj�c Graala, posz�a do kuchni. W spi�arni mia�a
jaki� stary papier od �wi�tecznych prezent�w, w kt�ry
zawin�a teraz kielich. Obwi�za�a pakunek sznurkiem. Potem
ukroi�a du�y kawa�ek ciasta z owocami i w�o�y�a go do
br�zowej papierowej torby, dok�adaj�c tam jeszcze banana i
plaster dobrze dojrza�ego sera, zawini�ty w foli�.
Galaad wr�ci� z toalety. Pani Whitaker poda�a mu torb� i
�wi�tego Graala. Wspi�a si� na palce i poca�owa�a go w
policzek.
- Mi�y z pana ch�opak - powiedzia�a. - Niech pan na
siebie uwa�a.
U�ciska� j�, a ona wyprowadzi�a go tylnym wyj�ciem na
zewn�trz. Zamkn�a za nim drzwi, nala�a sobie nast�pn�
fili�ank� herbaty i p�aka�a cichutko w papierow� chusteczk�,
s�uchaj�c cichn�cego stukotu ko�skich kopyt.
W �rod� pani Whitaker przez ca�y dzie� by�a w domu.
W czwartek wybra�a si� na poczt� odebra� emerytur�. Po
drodze wst�pi�a do sklepu "Oxfam".
Przy kasie siedzia�a teraz jaka� nieznajoma kobieta.
- Gdzie jest Marie? - zapyta�a pani Whitaker.
Kobieta przy kasie mia�a siwe w�osy o niebieskawym
odcieniu, a na nosie grube niebieskie szk�a. Wzruszy�a
ramionami i potrz�sn�a g�ow�.
- Odjecha�a z pewnym m�odym cz�owiekiem. Na koniu. Ale
jak tak mo�na, pytam si�? Ja dzi� po po�udniu powinnam by� w
sklepie w Hatfield, ale m�j Johnny musia� przywie�� mnie
tutaj, dop�ki nie znajdziemy kogo� na zast�pstwo.
- Ach. To mi�o, �e znalaz�a sobie ch�opca.
- Dla niej mo�e mi�o - mrukn�a kobieta przy kasie -
ale kto� musi by� te� dzi� po po�udniu w Hatfield.
Na p�ce w g��bi sklepu pani Whitaker znalaz�a stare
za�niedzia�e srebrne naczynie z d�ugim dzi�bkiem. Zgodnie z
tym, co g�osi�a karteczka przyklejona z boku, zosta�o
wycenione na sze��dziesi�t pens�w. Wygl�da�o troch� jak
sp�aszczony i wyd�u�ony dzbanek do herbaty.
Wybra�a z p�ki powie�� Millsa & Boona, kt�rej jeszcze
nie czyta�a. Nazywa�o si� to: "Jej szczeg�lna mi�o��".
Poda�a ksi��k� i srebrne naczynie kobiecie przy kasie.
- Sze��dziesi�t pi�� pens�w, z�otko - powiedzia�a
kobieta, bior�c do r�ki srebrny przedmiot i przygl�dajac mu
si�. - Zabawny stary rupie�, co? Dzi� rano to przynie�li.
- Naczynie mia�o z jednej strony wyryty napis z chi�skich
hieroglif�w i �ukowate ucho o do�� wyszukanym kszta�cie. -
Przypuszczam, �e to rodzaj puszki na oliw�.
- Nie, to nie �adna puszka - zaprzeczy�a pani Whitaker,
kt�ra wiedzia�a dok�adnie, co to jest. - To jest lampa.
Do uchwytu lampy br�zowym sznurkiem by�a przywi�zana ma�a
metalowa obr�czka bez �adnych ornament�w.
- W�a�ciwie - powiedzia�a pani Whitaker - namy�li�am si�
i wezm� tylko t� ksi��k�.
Zap�aci�a za ksi��k� pi�� pens�w, a lamp� odnios�a tam,
gdzie j� znalaz�a, na p�k� w g��bi sklepu.
Pomijaj�c wszystko inne, nie mia�abym przecie� gdzie jej
postawi�, pomy�la�a pani Whitaker, wracaj�c do domu.
Prze�o�y�a Urszula Grabowska