4891
Szczegóły |
Tytuł |
4891 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4891 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4891 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4891 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GY�RGY SANDOR GAL
W blasku s�awy
POWIE�� O LISZCIE
GRYF NA CHOR�GWI
l O marca 1813 roku, kiedy d�wi�k dzwon�w obwiesz-
czaj�cych po�udnie pop�yn�� nad maj�tkiem Esterha-
zych, na wie�� starego zamku Frakn� wci�gni�to her-
bow� chor�giew rodu: na niebieskim polu gryf w z�o-
tej koronie trzymaj�cy w szponach jednej nogi miecz,
drugiej za� � trzy czerwone r�e.
Dzwony bi�y: ko�ci� Benedyktyn�w w Sopron od-
powiada� kaplicy si�str Urszulanek, ko�ci� w Kismar-
toni poj�kiwa� b�agalnym g�osem, a na plebani! w L�k
prawdopodobnie zepsu� si� zegar, bo tamtejszy stary
dzwon z op�nieniem do��czy� si� do po�udniowej mod-
litwy.
Nad r�wninami, lasami, polami i �a�cuchem g�r
grzmia� pot�ny psalm; niczym wielka rzeka zbieraj�-
ca wod� ma�ych dop�yw�w, tak r�s� d�wi�k dzwon�w,
gdy do��cza�y do niego ko�cio�y w Kabold, Feherygy-
haza, Nagymarton, Volgyfalu, Galos i Oroszvar.
Ale mieszka�cy wiosek patrzyli przede wszystkim na
szarpan� marcowym wiatrem chor�giew i na stra�e
przechadzaj�ce si� po zamkowym dziedzi�cu. Chor�-
giew na wie�y i pojawienie si� stra�y mog�o oznacza�
tylko jedno: powr�t ksi�cia. Poddani Esterhazych za-
stanawiali si�, co sprowadzi�o ksi�cia do domu? Na
pewno nie polowanie, bo na ziemi le�y jeszcze war-
stwa topniej�cego �niegu, tak gruba, �e ko� zapada
� W�gierska nazwa Eisenstadt.
si� po pier�. Zapewne tak�e nie zwyczajowe zabawy
zimowe � kulig czy �lizgawka na Ferto, bo na jezio-
rze l�d jest ju� tak cieniutki jak bielmo na oczach nie-
widomego. By� mo�e ksi��� schroni� si� przed niebez-
piecze�stwami wojny? Jednak�e oficjali�ci dobrze zo-
rientowani w skomplikowanych wydarzeniach politycz-
nych twierdzili, i� ksi��� Miko�aj wcale nie musia�
ucieka� przed Francuzami, ju� dawno bowiem rozesz�a
si� wie��, �e Napoleon z dwudziestoma �o�nierzami
ledwie uszed� spod Moskwy, zgubiwszy po drodze na-
wet koron�, i teraz w�druje od miasta do miasta, lecz
nikt nie chce udzieli� mu go�ciny.
Echa wielkich wydarze� rozchodzi�y si� jak pod-
wodne pr�dy morskie. G�rny pr�d przyni�s� oficjali-
stom wie�� o kl�sce pod Austerlitz, o zwyci�stwie pod
Aspern, o masakrze pod Borodino. Lecz g��binowe pr�-
dy nios�y nieuczonemu ludowi zupe�nie inne wie�ci.
Lud nie interesowa� si� sztandarowymi zwyci�stwami
i przyodzian� w godn� czer� dworsk� �a�ob�. W czwo-
rakach niewiele wiedziano o czynach arcyksi�cia Ka-
rola czy Murata; zapami�tano jedynie, �e Francuzi nie
zawahali si� powiesi� stolarza Tella, kt�ry broni�c swe-
go dobytku, go�ymi r�kami z�ama� oficersk� szabl�
pewnego francuskiego kirasjera.
W ksi���cych maj�tkach, w tartaku w Marc, w fab-
ryce sukna w Pottendorf czy w�r�d doborja�skich pa-
sterzy rozprawiano nie o polach walk, lecz raczej
o panice spowodowanej spadkiem bankocetli� i o tym,
�e warto�� pieni�dzy cesarskich spad�a pi�ciokrotnie.
Teraz wszyscy wpatrywali si� w powiewaj�c� chor�-
giew: powr�t ksi�cia zapewne nie wr�y� nic dobrego.
�Jego Ksi���ca Mo�� kaza� prosi� o natychmiastowe
przybycie do sali rycerskiej zamku Frakn�" � konni
pos�a�cy ju� par� godzin wcze�niej powie�li ten rozkaz
' Bankocetel (z niern. Bankzettel) � banknot, pieni�dz.
do wszystkich zarz�dc�w, administrator�w, �upan�w
i rachmistrz�w. Teraz ksi��� czeka�. W d�ugiej o�mio-
okiennej sali rycerskiej wraz z ksi�ciem czekali: Kar-
ner � dyrektor kancelarii wiede�skiej i ksi���cy za-
usznik, oraz Szentga�y, zarz�dca maj�tku z Kismarton.
Kamer siedzia� w g��bokim fotelu. Drzema�, lecz zmar-
szczki na jego czole �wiadczy�y o trapi�cych go nawet
we �nie k�opotach.
Zarz�dca Szentga�y, drobny cz�owieczek o dobro-
dusznej twarzy i dziecinnym, marzycielskim spojrzeniu
niebieskich oczu, pochyli� twarz nad dokumentami �
przegl�da� je albo te� tylko udawa�, �e je przegl�da,
nie chc�c przeszkadza� ksi�ciu, kt�ry spacerowa� tam
i z powrotem po ogromnej sali, zatrzymuj�c si� nie-
kiedy przed kt�rym� z portret�w swych przodk�w.
Czas mija�.
� Cz�owieku, zbud��e si� wreszcie � ksi��� bezli-
to�nie przerwa� drzemk� Kamerowi. Kamer otworzy�
zm�czone oczy, przez chwil� patrzy� na ksi�cia nie-
przytomnym wzrokiem, po czym zerwa� si� na r�wne
nogi:
� Na rozkaz!
Ksi��� Miko�aj zaj�� miejsce u szczytu sto�u. Jego
twarz by�a niby pi�kny, lecz zle�a�y nieco owoc: usta
o szlachetnej niegdy� linii z wiekiem nabra�y wyrazu
jakiego� niesmaku, a sk�ra wok� wielkich, lekko wil-
gotnych oczu pociemnia�a i pokry�a si� siatk� zmarsz-
czek. Ksi��� m�wi� pr�dko i niewyra�nie.
� Wkr�tce wszyscy si� tu zbior�... Chcia�bym wi�c
teraz wyja�ni� par� spraw; pan Szentga�y nie ma o nich
poj�cia... Wynika to zreszt� z jego meldunk�w. Obie-
cuje z�ote g�ry za rok albo jeszcze p�niej... Ale nigdy
teraz, natychmiast. Niech pan wyja�ni, Kamer, jak
stoimy...
Kamer, wci�� jeszcze na pograniczu snu i jawy,
z trudem formu�owa� my�li:
� Dwa lata temu skarbiec nasz dozna� wielkich
strat. W my�l rozporz�dzenia rz�du Jego Cesarskiej
Mo�ci warto�� b�d�cych w obiegu banknot�w zdewa-
luowa�a si� do jednej pi�tej. �r�d�a dochod�w zacz�y
wysycha�, cho� do tej pory transakcje przebiega�y
g�adko. Zwr�cili�my si� do banku Aguado w Pary�u,
ale odm�wiono nam po�yczki. Udzielono nam jedynie
rady, i� nale�y zabiega�, aby wielkie banki wsp�lnie
podj�y si� pokrycia transakcji finansowych dominium
Esterhazych. Wst�pne rozmowy pozwoli�y mie� nadzie-
j� na pomy�lne za�atwienie sprawy. Przygotowane ju�
nawet zosta�y odpowiednie dokumenty. W ostatniej
chwili jednak wszystko si� zawali�o. Nieoczekiwanie
zmar� pan Amschel Mayer Rothschild, pozostali za�
cz�onkowie konsorcjum odst�pili od umowy.
Spod bramy wyjazdowej rozleg� si� g�o�ny turkot
karoc, bryczek i kolas przeje�d�aj�cych kolejno po
deskach zwodzonego mostu.
Niebawem sala rycerska pocz�a si� zape�nia�. Za-
rz�dcy maj�tk�w Esterh�zych wchodzili do sali g�o�no
rozprawiaj�c i dyskutuj�c, lecz na widok ksi�cia s�owa
zamiera�y im na ustach.
Ksi��� rozpocz�� narad�.
� Zaprosi�em pan�w tutaj, poniewa� sprawa jest
powa�na. Stan�li�my przed konieczno�ci� podj�cia trud-
nych decyzji... Chwalebna wojna Jego Cesarskiej Mo�ci
na�o�y�a na nas wielkie ci�ary. Stracili�my wiele krwi
(ksi��� przymkn�� oczy, jakby my�la� o poddanych ro-
du Esterhazych, kt�rzy z�o�yli �ycie w s�u�bie ojczyz-
ny), tak, wiele krwi i bardzo wiele pieni�dzy. Dlatego
te� obecnie zmuszony jestem zaleci� panom najwy�sz�
surowo��, gdy� tylko w ten spos�b b�dzie mo�na uzu-
pe�ni� nasze wielkie straty. Chcia�bym, aby zarz�dca
Szentga�y wypowiedzia� si� w tej sprawie.
Zapanowa�a przyt�aczaj�ca cisza. Oczy obecnych spo-
cz�y na drobnej postaci zarz�dcy.
� Zawsze czyni�em i dalej b�d� czyni� wszystko, aby
zas�u�y� na zaufanie Waszej Ksi���cej Mo�ci... � za-
cz�� Szentga�y, jednak�e przerwa� mu nadle�niczy
Kraitschek, kt�ry od pocz�tku siedzia� jak na roz�a-
rzonych w�glach i czeka� tylko sposobnej okazji, aby
si� odezwa�.
� A ja uwa�am � zagrzmia� � �e pan zarz�dca
wszystko za�atwia zbyt delikatnie, zapominaj�c o sta-
rym przys�owiu, kt�re m�wi, �e kto siedzi na ko�le,
ten czasem musi pos�u�y� si� batem. Ci przekl�ci ch�o-
pi rozpu�cili si� jak nigdy dot�d. Pracuj� jakby z �as-
ki, nie chc� dawa� zaprz�g�w, uciekaj� od karczowa-
nia las�w, a jak trzeba naprawia� wal�cy si� most czy
przeprowadzi� drog�, zg�aszaj� si� tylko staruchy albo
kaleki i jeszcze p�acz� mi w g�os: �Nie ma r�k do
pracy, �askawy panie, wygin�li na wojnie albo zo-
stali w niewoli u Napoleona, kt�ry pije ludzk� krew
jak biblijny bo�ek Bal".
W ciszy, kt�ra zapad�a po okrzykach nadle�niczego,
g�os Szentga�yego zabrzmia� jak westchnienie.
� I co im pan odpowiedzia�, panie Kraitschek? Prze-
cie� ich s�owa to szczera prawda.
Gruby nadle�niczy obrzuci� go spojrzeniem pe�nym
pogardliwej wy�szo�ci.
� Pan pewnie my�li, �e bawi� si� z nimi w dyplo-
macj�? M�j rachunek jest bardzo prosty. Je�eli nie ma
cz�owieka, kt�ry mo�e chwyci� �opat�, oskard, siekie-
r� czy st�por, niech do pracy przychodz� dzieci. Za
jedn� par� r�k: pi�cioro, dziesi�cioro, ca�a familia. Ro-
bota nie mo�e czeka�.
Ju� nast�pnego dnia rozesz�a si� wiadomo��, �e za-
rz�dca Szentga�y omal nie straci� stanowiska, nato-
miast Kraitschek, nadle�niczy, przeprowadzi� si� ze
swego skromnego domu do pi�knego dworku. Na trze-
ci dzie� do kancelarii w Kismarton wezwany zosta�
Schmidt, kierownik trupy �piewaczej.
� Co nowego, Schmidt � ksi��� z pewnym rozba-
wieniem spojrza� na ma�ego gnoma, kt�ry pochylony
�w s�u�alczym uk�onie czeka� na pozwolenie wyprosto-
wania si�.
� Dowiedzia�em si�, Wasza Ksi���ca Mo��, �e roz-
kaz brzmi: oszcz�dno��, oszcz�dno�� i jeszcze raz
oszcz�dno��... Obawiam si�, �e oznacza to...
� Tak � potwierdzi� ksi��� � pewne zmiany s�
nieuniknione...
Lecz Schmidt, zapominaj�c o kanonach dworskiej
�etykiety, przerwa�:
� Ju� wyznaczy�em muzyk�w, tancerzy i �piewa-
k�w, bez kt�rych, cho� serce moje krwawi, b�d� si�
m�g� jako� obej��.
Ksi��� wsta�, przespacerowa� si� po pokoju, po czym
stan�� przed muzykiem:
� Przyjacielu, chodzi o co� wi�cej. Rozpuszczam
"trup� �piewacz�...
� Wasza Ksi���ca Mo�� nie m�wi tego powa�nie! �
wybe�kota� os�upia�y Schmidt. � Rozp�dzi� muzy, ska-
za� Schmidta i jego dzieci na tu�aczk�!
Ksi��� podszed� do biurka i usiad� w fotelu.
� Zatroszcz� si� o was, Schmidt! 600 forint�w wy-
starczy?
� Och � muzyk westchn�� z ulg�, a na jego twa-
rzy rozla� si� promienny u�miech.
� I 600 forint�w dla pa�skiej �ony.
Nadle�niczy Kraitschek dobrze wiedzia�, jak wype�-
ni� polecenie ksi�cia. Od dawna uwa�a�, �e wszystko
�z�o tego �wiata bierze si� z niesubordynacji, bezbo�no-
�ci i nauk jakobin�w, a dominia Esterhazych pustosz�
k�usownicy i z�odzieje. Teraz wi�c ostro zabra� si� do
dzie�a. Rozpocz�y si� przes�uchania. Jeden z rachmi-
strz�w pas� �winie w ksi���cym lesie. Inny zabra� tro-
ch� �upk�w i belek z rozburzonego zamku w L&nzser,
aby podreperowa� wal�cy si� dom � z tych casus�w
niewiele mo�na by�o wycisn��. Na haczyk donos�w
Kraitscheka z�apa�a si� tylko jedna ryba: pi��dziesi�-
cioo�mioletni rachmistrz Georg Adam Liszt, od czter-
dziestu ju� lat �yj�cy w maj�tku Esterhazych.
Przes�uchanie odbywa�o si� w starej cz�ci zamku w
Kismarton. W sali narad przy nakrytym zielonym
suknem stole siedzia� Kraitschek, Szentga�y i dw�ch
pisarczyk�w.
� Przeciw waszmo�ci zebra�a si� ca�a g�ra oskar-
�e�. Najpierw na zgodne �yczenie ca�ej gminy odwo-
�ano waszmo�ci z Szentgyorgy, gdzie pracowa�e� wasz-
mo�� jako nauczyciel.
� Z prostymi lud�mi nie mia�em �adnych zadra�-
nie�. Tylko kierownikowi szko�y nie podoba�o si�, �e
chcia�em uczy� nie tylko dzieci, ale tak�e doros�ych.
Organista za� pogniewa� si� na mnie za to, �e odk�d
usiad�em do organ�w, ju� tylko mnie chciano s�ucha�.
� Ale przeciwko waszmo�ci opowiedzia�a si� ca�a
ludno��.
� Moje sumienie jest czyste.
� Zreszt� ksi���, nasz pan, jak zawsze, tak i wtedy
okaza� swoj� �ask�. Przeni�s� wa�ci do tartaku w Marc.
Ale i tam zacz�y si� k�opoty: wykryto braki w drew-
nie budowlanym. ;
� I ukarano mnie za to surowo. Dopiero budowniczy,
pan Gluck zg�osi� si� do kancelarii i uwolni� mnie od
podejrze�. Kilka desek, pie�k�w i rze�bionych s�up�w
pozosta�o w jego warsztacie, dlatego brakowa�o ich
w ksi�gach sk�adu.
� A tymczasem wa�� ci�gle si� skar�y�e�, wnosi�e�
pro�by, bez przerwy pisa�e� podania. Kancelaria w Kis-
marton nie zajmowa�a si� niczym innym, tylko wa�ci-
nymi gryzmo�ami.
� Wielmo�ny panie � Liszt wyprostowa� si� i spoj-
rza� na Kraitscheka wzrokiem pe�nym godno�ci i du-
my � moja roczna pensja wynosi�a siedemdziesi�t
siedem forint�w, a ja mia�em na utrzymaniu czterna�-
cioro dzieci. Co wielmo�ny pan by uczyni�, gdyby p�a-
11
ka�o wok� niego tyle przych�wku, a tu zima nadcho-
dzi i ani but�w, ani ko�uszka... ,
� Waszmo�� otrzymywa�e� przecie� dwana�cie kwin-
tali pszenicy, trzydzie�ci cetnar�w owsa, czterdzie�ci
pi�� cetnar�w siana, dwana�cie st�gwi wina, sze�� s��-
ni drewna. Z tego wy�y� mo�e ka�dy uczciwy cz�owiek.
� Ale nie mog� siana przywi�za� dzieciom do n�g
zamiast but�w, nie mog� karmi� ich pszenic�, gdy po-
trzebuj� medykamentu. Za owies nie dostan� elemen-
tarza, mog� co najwy�ej sprzeda� wino, ale jest ono-
tak kwa�ne, �e nie da si� go u�ywa� nawet jako octu.
� No, chyba nie jest a� tak pod�e, skoro wa�� tak
wytrwale go kosztowa�e�, �e jak powiada protok�,
przelecia�e� przez g�ow� konia i tylko dzi�ki zrz�dze-
niu niebios przera�one zwierz� waszmo�ci nie rozdep-
ta�o.
� To prawda, panie, ko� rzeczywi�cie zrzuci� mnie-
z siod�a. Ale dlaczego tak si� sta�o? Dlatego, wielmo�-
ny panie, �e dom m�j oddalony jest od tartaku o go-
dzin� drogi. Musia�em tam je�dzi� konno, tak�e zim�,
podczas �lizgawicy, kiedy nawet najznakomitsi je�d�cy
siedz� w domu. Dlatego w�a�nie spad�em z konia i nie
tylko pot�uk�em si� dotkliwie, ale jeszcze z�ama�em
trzy �ebra. Moja roczna pensja wynosi siedemdziesi�t
siedem forint�w. Z tego sam doktor kosztowa� dwa-
dzie�cia.
� Waszmo�� zawsze wszystko robisz inaczej ni� in-
ni ludzie. We�my cho�by wa�cine ma��e�stwa...
� Panie Kraitschek, mam wra�enie, �e zajmowanie
si� t� spraw� nie nale�y do nas � wtr�ci� si� Szent-
ga�y.
� A dlaczeg�by nie � Kraitschek wzi�� ze sto�u
arkusz papieru i zacz�� czyta�. � Waszmo�� pochowa-
�e� pierwsz� �on�, Barbar� Schlezak, potem drug�, Bar-
bar� Weninger. Kancelaria wyp�aci�a waszmo�ci nawet
zasi�ek pogrzebowy. Ale wa�ci by�o ma�o, o�eni�e� si�
po raz trzeci, z pann� Magdalen� Richter. I nawet nie
poprosi�e� wa�� o pozwolenie na zawarcie zwi�zku ma�-
�e�skiego, cho� doskonale wiesz, �e w my�l statusu
dominium Esterhazych �aden poddany, ani kawaler, ani
wdowiec, nie mo�e si� �eni� bez zgody Jego Ksi���cej
Mo�ci, ksi�cia Esterhazyego...
� Panie nadle�niczy � przerwa� mu zniecierpliwio-
ny Szentga�y � t� spraw� prosz� przed�o�y� Jego Ksi�-
��cej Mo�ci... Ja nie mam czasu zajmowa� si� t� kwe-
sti�.
� Ju� ko�cz�, panie zarz�dco. Wszystkie przypomnia-
ne tu wykroczenia to grzechy lekkie, jak m�wi nasz
Ko�ci� �wi�ty. Georg Adam Liszt pope�ni� jednak
grzech ci�ki: sprzeda� drewno opa�owe stanowi�ce jego
ordynari�, �eby zdoby� troch� grosza, a potem zbiera�
w lesie chrust i ga��zie, aby pali� nimi w piecu jak
najbiedniejsi �ebracy, czym obrazi� godno�� urz�du ordy-
nariusza. Ci�kim grzechem by�o r�wnie� to, �e w ksi�-
��cej oborze odseparowa� jedn� krow�, a jej mleko
przeznaczy� dla paniczyk�w i panienek Liszt.
� Moja w�asna krowa przesta�a dawa� mleko, ale
darmo t�umaczy�bym to dzieciom, kiedy one nie argu-
mentu potrzebowa�y, tylko mleka.
� Ponadto wa�� zebra�e� dla siebie winogrona i owo-
.ce z sadu.
� Przecie� owoce gni�y na ziemi...
� Kancelaria ksi�cia Miko�aja Esterhazyego � og�o-
:si� Kraitschek � na podstawie polecenia Jego Ksi���cej
Mo�ci pozbawia stanowiska Georga Adama Liszta, rach-
mistrza z Nagymarton, z moc� natychmiastow�. Z�o�o-
n� w skarbcu sum� tysi�ca pi�ciuset forint�w zatrzymu-
je jako kaucj� do momentu ca�kowitego wyja�nienia
;sprawy. Casus Georga Adama Liszta mo�na zakwalifi-
kowa� jako nadu�ycie podczas wykonywania s�u�by,
kancelaria rezygnuje jednak z prowadzenia post�powa-
�nia, nakazuj�c jednocze�nie wy�ej wymienionemu rach-
mistrzowi natychmiast opu�ci� dom ordynaryjny w Na-
.gymarton...
Wlok�c si� �lisk�, grz�sk� drog� prowadz�c� z Kis-
marton do Nagymarton, Georg Adam Liszt przebiega�
w my�lach wszystkie skromne mo�liwo�ci, jakie mu
jeszcze pozosta�y. Do kogo si� zwr�ci�? Dwie starsze
c�rki, Magdalena i R�a, wysz�y wprawdzie za m��,
ale same cierpi� niedostatek. Barbar� po�lubi� Alajos
Vetzk�, dworski strzelec, kt�ry jednak do swego te�cia
odnosi� si� z tak bezgranicznym podziwem, �e wprost
nie wypada�o zwraca� si� do niego o pomoc. Fryderyka,
Jan i Aleksander � to jeszcze dzieci. Toni, wyuczywszy
si� rzemios�a zegarmistrzowskiego, wyw�drowa� do
Wiednia i dopiero co stan�� na w�asnych nogach. Ojciec
wi�c nie mo�e zjawi� si� u niego teraz z gromad� dzie-
ci. Franciszek Mayerheim, m�� Teresy Liszt... Po-
sprzeczali si� o jakie� g�upstwo, a pod koniec omal nie
dosz�o mi�dzy nimi do b�jki, tote� dom Mayerheima
r�wnie� musi omija�. Liczy� mo�e jedynie na Adama
Liszta juniora, najstarszego syna. Adam o�eni� si� dwa
lata temu. Po jego domu w Doborjan biega na razie
tylko jedno dziecko. Mo�e Adam przygarnie w�asnego
ojca cho�by na par� dni, na par� tygodni...
Georg Adam Liszt zatrzyma� si� i zadr�a� z zimna.
Nie zauwa�y�, jak bardzo si� och�odzi�o. Zacz�a pada�
marzn�ca m�awka, kt�ra po paru chwilach tak si� nasi-
li�a, �e Adam, odziany w stary, wys�u�ony ko�uszek,
czu� jakby uk�ucia milion�w ostrych szpileczek.
Czeka� � by� mo�e mimo pod�ej pogody pojawi si�
na drodze jaki� pojazd. Niebawem rzeczywi�cie us�ysza�
skrzypienie k� i ujrza� zbli�aj�cy si� powoli w�z drabi-
niasty.
� Dok�d to jedziecie, kumie? � zapyta�. :
�� Do Dob�r jan � odrzek� zachrypni�ty wo�nica.
�� A zmie�ci�bym si�?
�. Czemu�by nie. �
Georg Adam Liszt wdrapa� si� na kozio� i skrzypi�-
cy, zapadaj�cy si� w rozmi�k�ej ziemi w�z drabiniasty
potoczy� si� w stron� Doborjan.
Zbli�a�a si� godzina dziesi�ta wiecz�r � dla wstaj�-
cych o �wicie mieszka�c�w wsi jest to ju� g��boka
noc � ale Adam Liszt junior, rachmistrz owczarni
w Doborjan, ci�gle jeszcze siedzia� przy stole i czyta�.
Po ojcu odziedziczy� szerokie ramiona, ale sylwetk�,
delikatne, �arystokratyczne" rysy twarzy, w�skie d�o-
nie i zdecydowan� lini� ust � wszystko to mia� po
matce. Ca�e jego usposobienie, styl �ycia, filozofia sta-
nowi�y po��czenie cech obojga rodzic�w. Od ojca prze-
j�� marzycielsk� natur�, od nieboszczki Barbary Schle-
zak � energi� i wytrwa�o��. Mia� dwadzie�cia lat, kiedy
opu�ci� dom rodzinny i zg�osi� si� do katolickiego gim-
nazjum w Pozsony'. Wiejski parobek w znoszonych
butach, w wytartym, po�atanym ko�uszku stan�� przed
rektorem z Pozsony i o�wiadczy�, �e b�dzie pali�
w piecach, czy�ci� buty, b�dzie pos�ugiwa� starszym
gimnazjalistom, a je�liby to nie wystarczy�o, got�w
jest zosta� nawet kuchcikiem, byleby tylko m�c si�
uczy�! W katolickim gimnazjum w Pozsony sp�dzi� czte-
ry lata. Nieraz mia� ochot� rzuci� w k�t podr�czniki
i powiedzie�, co my�li, tym, kt�rzy go poni�ali. Ale za-
raz reflektowa� si� � wszystko to niewa�ne, nie nale-
�y si� przejmowa�. Najwa�niejsze, �eby si� wybi�, bo na
dole dla cz�owieka ambitnego �ycie jest nie do znie-
sienia. Przem�czy� si� wi�c w gimnazjum cztery lata,
po czym 21 wrze�nia 1795 roku zdoby� si� na odwa�ny
krok: wst�pi� do klasztoru Franciszkan�w w Malacka.
W�r�d duchownych wysokie urodzenie nie jest a� tak
wa�ne � rozumowa�. Nawet syn biednego ordynariusza
mo�e zosta� kanonikiem, pra�atem, a mo�e i biskupem.
Uczy� si� wi�c filozofii, czyta� pisma �wi�tego Augu-
styna i Tomasza z Akwinu, studiowa� �acin� i troch�
hebrajskieggo, pozna� liturgi� i szkoli� si� w naukach
apologetycznych. Wygl�da�o na to, �e zwyci�y�a w nim
krew matki. Po jakim� czasie jednak ozwa�o si� dzie-
1 W�gierska nazwa Bratys�awy.
dzictwo ojca: nie wytrzyma tej nieludzkiej dyscypliny,
do�� ju� ma zmuszania si� do uleg�o�ci, kt�ra w�r�d
klasztornych �cian jest wa�niejsza od przymiot�w umy-
s�u. Adam Liszt junior pocz�� si� buntowa�. Franciszka-
nie z Malacka najpierw go napominali, potem ukarali,
a w ko�cu wyrzucili na bruk. Uparty, przywi�zany do
swych marze� 'm�odzieniec zapisa� si� na uniwersytet.
Studentem okaza� si� wy�mienitym. Nie wystarcza�y
mu przedmioty obowi�zkowe. Dwa razy w tygodniu
odwiedza� znakomitego organist� pozsonyskiego Riglera,
u kt�rego uczy� si� harmonii i kompozycji chora��w
czterog�osowych, orkiestrowych, a nawet sztuki kontra-
punktu.
Na uniwersytecie sp�dzi� rok. Po wyniesionej z domu
kuchennej niemczy�nie teraz ol�nieniem sta� si� dla nie-
go j�zyk Klopstocka, Herdera i Lessinga. Wci�� nie-
syty wiedzy, rozpocz�� nauk� francuskiego. Studiowa�
histori�, retoryk� i filozofi�. Zachwyca� si� Platonem
i Arystotelesem. A wszystko to przez jeden jedyny cu-
downy rok. Z sal uniwersytetu wyp�dzili go nie profe-
sorowie i nie kuratorzy uczelni. Pokona� go zupe�nie
inny wr�g � najpodst�pniejszy, a jednocze�nie najbar-
dziej pospolity � g��d. Adam Liszt nauczy� si� g�o-
dowa� ju� w latach gimnazjalnych. Ale i wtedy otrzy-
mywa� niekiedy z domu kawa� s�oniny czy boczku, bo-
chenek chleba, w�dzon� szynk�, a nawet piernik. Jed-
nak po �mierci matki, gdy do domu Adama Liszta se-
niora wesz�a druga �ona, paczki zacz�y przychodzi� co-
raz rzadziej, a� wreszcie przesta�y przychodzi� zupe�-
nie. Adam przeg�odowa� pierwszy rok studi�w, po czym
podda� si�. Po�egnawszy ze �zami francuskie idiomy,
Platona, histori� i grek� � zosta� kancelist� w maj�tku
Esterhazych.
Jego pierwszym miejscem pracy by� Kapuvar, potem
przeni�s� si� do Frakn�, a jeszcze p�niej do Kismar-
ton.
Kt�rego� dnia na dworze w Kismarton Adam Liszt
16
junior pozna� Jana Nepomuka Hummla. Wynios�y i nie-
przyst�pny zazwyczaj kapelmistrz dworu Ja�nie O�wie-
conego Ksi�cia Miko�aja Esterhazyego pochwali� gr�
Adama na kontrabasie, a nast�pnie zaprosi� go na pr�b�
orkiestry. Niebawem Fuchs, drugi po Hummlu autory-
tet muzyczny w orkiestrze dworskiej, da� Adamowi nu-
ty do kopiowania i nader �askawie oceni� rezultaty
jego pracy, zw�aszcza �e Adam nie tylko przepisa�
Ave Maria, ale jeszcze doda� g�osy akompaniuj�ce.
M�ody kancelista pogr��y� si� w marzeniach: z tyl-
nych pulpit�w przejdzie kiedy� do pierwszych, potem
zostanie mo�e drugim kapelmistrzem, wtedy droga do
prawdziwej kariery stanie przed nim otworem.
Wkr�tce jednak przysz�o przebudzenie. Adama wezwa-
no do kancelarii i bez jakichkolwiek wyja�nie� poleco-
no mu, aby pierwszego dnia nast�pnego miesi�ca zg�osi�
si� w Doborjan, gdzie ma przej�� funkcje tamtejszego
rachmistrza. �adnych pyta�, �adnych odwo�a� � trze-
ba si� pakowa�!
Adam wyruszy� przeto na miejsce swego zes�ania do
Doborjan, po�o�onego niedaleko Nagymarton, gdzie pra-
cowa� jego ojciec, i zacz�� pisa� podania: gotowy jest
ponie�� wszelkie ofiary, zgadza si� nawet na ni�sz�
pensj�, lecz prosi, b�aga o powrotne przeniesienie go
do Kismarton, do �ycia, do muzyki. Na swe podania
nigdy nie otrzyma� odpowiedzi.
� Czujesz si� samotny, synu... � Adam Liszt senior
z trosk� spojrza� na syna.
� Tak, ojcze, bardzo samotny.
� Powiniene� si� wi�c o�eni�.
Adam Liszt senior cz�sto odwiedza� Franza Lagera,
mydlarza z Nagymarton, kt�ry mieszka� wraz ze sw�
bratanic�, Ann�. Po �mierci rodzic�w Anna s�u�y�a naj-
pierw jako piastunka w Wiedniu, potem by�a poko-
j�wk� w domach bogatych kupc�w w Krems, wreszcie
trafi�a do stryja, zrz�dliwego, starego kawalera, i pro-
wadzi�a mu dom w Nagymarton.
17
2 � W blasku s�awy
Wkr�tce po rozmowie z ojcem Adam Liszt junior
poprosi� o r�k� Anny, a Lager nie tyle z rado�ci�, co
raczej z rezygnacj� wyrazi� zgod� na ma��e�stwo bra-
tanicy.
�lub odby� si� 11 stycznia 1811 roku w ko�ciele w L�k,
za� 22 pa�dziernika 1811 roku, w �roku komety" � jak
pod�wczas m�wiono � przysz�o na �wiat dziecko Ada-
ma Liszta juniora i Anny Lager: Franciszek Liszt.
Kiedy drabiniasty w�z dowl�k� si� wreszcie do pierw-
szych dom�w Doborjan, dochodzi�a p�noc. Adam Liszt
senior zapuka� do drzwi synowskiego domu. Po chwili
us�ysza� skrzypienie zasuwki i na progu stan�� Adam.
Bez s�owa weszli do izby.
� Co si� sta�o, ojcze?
� Wczoraj otrzyma�em dymisj�.
Na .chwil� zapad�a cisza. Przerwa� j� syn:
� Musimy napisa� bardzo uni�one podanie do ksi�-
cia.
� Napisz ty, synu, bo mnie g�owa odmawia pos�u-
sze�stwa. Nie mam ju� si�y. Nie potrafi� ani przekli-
na�, ani modli� si�.
M�odszy Liszt natychmiast usiad� do sto�u i w dra-
styczny spos�b opisa� tragedi� starego, obarczonego
licznym potomstwem cz�owieka, kt�ry w�a�nie teraz, na
przedwio�niu, zosta� wyrzucony na bruk.
Kancelaria ksi���ca nie zmieni�a jednak swego sta-
nowiska, chocia� Szentga�y, co prawda nie�mia�o, usi�o-
wa� interweniowa�, a g��wny kancelista, Schoninger,
otwarcie trzyma� stron� Liszt�w. Wszystko na pr�no.
Na wyra�ne polecenie kancelarii Adam Liszt senior
zmuszony by� opu�ci� dom w ci�gu zaledwie paru go-
dzin. Zabra� wi�c sw�j ca�y dobytek, kt�ry zmie�ci� si�
na jednym wozie � szaf�, drewniane ��ko, ko�ysk�,
kom�dk�, wyblak�e lustro, zegar �cienny, par� ksi��ek,
naczynia kuchenne�i ruszy� w stron� Doborjan. M�od-
szy Adam Liszt i jego �ona wyszli powita� przyby�ych.
18
Anna by�a prost� kobiet� i nie umia�a pi�knie m�wi�,
powiedzia�a wi�c tylko:
� Mieszkamy bardzo skromnie... Ale wszystkim, co
mamy, ch�tnie podzielimy si� z wami, ojcze.
W styczniu 1814 roku Adam Liszt junior otrzyma� za-
wiadomienie, i� zostaje przeniesiony do maj�tku w Bol-
dogasszony. Nowe mieszkanie sk�ada�o si� tylko z po-
koiku i kuchni, nie m�g� wi�c zabra� z sob� rodziny
ojca. Nie chc�c jednak zostawi� go na pastw� losu,
uda� si� wraz z nim do Kabold, do jednego z rz�dc�w
hrabiego Antala Niczlsyego, kt�rego dobra otoczone by-
�y jak wyspa morzem w�o�ci Esterhazych. Adam Liszt
junior szczerze opisa� sytuacj� i zako�czy�:
� Ojciec jest rachmistrzem. Ale teraz zadowoli si�
jakimkolwiek zaj�ciem... Chodzi o chleb, o �ycie.
� Osobi�cie ch�tnie zatrudni�bym pa�skiego ojca, ale
przypuszczam, �e pan hrabia w �adnym przypadku nie
odst�pi od kaucji.
� Kaucj� z�o�� ja.
Nie by� to jednak koniec tu�aczki starszego Adama
Liszta. Co prawda w Kabold uda�o mu si� wybi�,
zosta� nawet �upanem w jednym z maj�tk�w. Nie na
d�ugo jednak. Zatargi z prze�o�onymi sprawi�y, �e zmu-
szony by� nie odej��, lecz wr�cz ucieka�. Wiele razy
jeszcze zmienia� miejsca pracy, zanim wyl�dowa� w Pot-
tendorfie, gdzie zosta� zwyczajnym robotnikiem w fa-
bryce sukna. Kt�rego� dnia odwiedzi� go syn. Przywi�z�
�ywno��, nieco grosza, ubranka dla dzieci. Ojca nie za-
sta� w domu. Macocha powiedzia�a, �e poszed� do ko�-
cio�a.
Kiedy Adam Liszt junior wszed� do male�kiego wiej-
skiego ko�ci�ka, zewsz�d otoczy�a go muzyka.
Sta� przez chwil� zas�uchany w pe�ne blasku brzmie-
nie organ�w, po czym cichutko wszed� po schodach na
ch�r.
2'
19
Starszy Adam Liszt nawet go nie zauwa�y�. Gra�
dalej, w��czaj�c coraz pot�niejsze i coraz ja�niejsze
rejestry, gdy nagle jego spojrzenie spocz�o na przyby-
�ym. Przerwa� gr�, u�miechn�� si� z zak�opotaniem i po-
wiedzia�:
� Rozmawiam z Bogiem... Mamy z sob� wiele obra-
chunk�w.
M�odszemu Adamowi Lisztowi r�wnie trudno by�o
zapu�ci� korzenie, jak ojcu. Polecenia kancelarii gna�y
go z jednego miejsca na drugie: Kismarton, Frakn�,
Kapuvar, Doborjan, Boldogasszony, Kortvelyes...
Latem 1815 roku znowu znalaz� si� w Doborjan. Tym
razem wydawa�o si�, �e ju� na sta�e. Mydlarz Lager,
zrz�dz�c i narzekaj�c, wyp�aci� wreszcie posag Anny �
tysi�c srebrnych forint�w, co w owym czasie stanowi�o
ogromny kapita�.
Podniesiono mu tak�e uposa�enie. M�odszy Adam Liszt
zarabia� teraz sto trzydzie�ci forint�w rocznie, czyli dwa
razy tyle, co jego ojciec. Ponadto otrzymywa� 24 miary
pszenicy, 48 miar owsa, 20 st�gwi wina, 10 s��ni drze-
wa i 20 cetnar�w siana.
M�g� wreszcie pozwoli� sobie na skromne �ycie to-
warzyskie. W d�ugie zimowe wieczory mia� z kim tr�-
ci� si� kieliszkiem, pokrytykowa� prze�o�onych, pona-
rzeka� 'na dro�yzn�, a czasem, gdy wino rozgrza�o ju�
serca biesiadnik�w, 'nawet troch� po�piewa�.
Najbli�szym przyjacielem Adama by� rz�dca Fran-
kenburg z Nemetkeresztur. Lisztowie cz�sto je�dzili do
niego w odwiedziny. Czasami do��cza� do nich kapitan
kirasjer�w Joseph Niesner, kt�rego bogaty dworek s�-
siadowa� ze skromnym ordynaryjnym domkiem Fran-
kenburg�w.
Podczas gdy doro�li popijali wino, tu� obok bawi�y
si� ich dzieci: syn Frankenburg�w, Dolfi, dwoje dzie-
ci kapitana kirasjer�w � Gustaw i Maria, syn rachmi-
strza Hofera z Kismarton � Lajoska i czteroletni ju�
20
syn m�odszego Adama Liszta � Franciszek, bledziutki,
o oczach b�yszcz�cych tak mocno, �e nawet rodzona
matka nie wiedzia�a, czy to od gor�czki, czy z podnie-
cenia, czy mo�e od �ez; ma�y Franciszek �atwo wpada�
w p�acz.
Nie lubi� wizyt u Frankenburg�w, a zabawy z dzie�mi
nape�nia�y go przera�eniem. Gdy bawi�y si� w berka �
berkiem zawsze by� Franciszek, kiedy ma�y Hof er wy-
my�li� jakie� przezwisko � zawsze pasowa�o ono do
Franciszka. Blady ch�opaczek czu� si� coraz bardziej nie-
szcz�liwy i osamotniony. Sta� oparty plecami o �cian�
stajni, z dr�eniem serca czekaj�c na now� udr�k�.
Zaj�ci rozmow� rodzice zapomnieli o swych pocie-
chach. Pierwszy zainteresowa� si� nimi kapitan Niesner.
W sam� por�. Dzieci w�a�nie obrzuca�y Franciszka grud-
kami ziemi. Bielona �ciana za jego plecami pokry�a
si� py�em.
� A c� to za zabawa? Dlaczego dr�czycie tego ch�o-
pca? � zapyta� surowo kapitan.
� My go nie dr�czymy. My si� z nim bawimy... �
odpowiedzia�a nieco wystraszona Maria Niesner.
Kapitan sta� i przez chwil� z uwag� patrzy� na dzie-
ci. Dopiero teraz po raz pierwszy przyjrza� si� stoj�ce-
mu pod �cian� stajni ch�opaczkowi � w kredowo bia-
�ej twarzyczce b�yszcza�y ciemne oczy o dziwnie do-
ros�ym spojrzeniu, a delikatnie zarysowane usta mia�y
wyraz jakiej� goryczy �wiadcz�cy o przedwczesnej doj-
rza�o�ci.
� Skrzywdzili ci�? � spyta� kapitan Niesner.
� Nie! � odpowiedzia�o dziecko.
� Ale przecie� sam widzia�em, �e rzucali w ciebie
grudami ziemi.
� To by�a zabawa... . �
� Dlaczego nie m�wisz prawdy?
� Nie jestem skar�ypyt�.
Kapitan popatrzy� na w�asne dzieci, Mari� i Gustawa,
i powiedzia� cicho:
21
� Zostawcie go w spokoju, on czuje si� lepszy od
was i wyro�nie na innego cz�owieka ni� wy.
Przez d�ugi czas Adam Liszt przechowywa� tysi�c
srebrnych forint�w �oninego wiana, a� wreszcie kiedy�
poprosi� w kancelarii o zwolnienie na jeden dzie�, wy-
naj�� zaprz�g i pojecha� do Sopron, gdzie � ku zdzi-
wieniu ca�ej okolicy � kupi� fortepian. Za sze��set fo-
rint�w! Mam� ,,klawiszowe cymba�y" poch�on�y prze-
sz�o po�ow� posagu!
Od tej pory trze�wy, spokojny i zr�wnowa�ony Adam
Liszt, z kt�rego pracy kancelaria w Kismarton by�a nie-
zwykle zadowolona, ka�d� woln� chwil� sp�dza� przy
klawiaturze. Gra� Mozarta i Haydna, Beethoyena, Cle-
mentiego, Gyrowetza i Duszka, zmaga� si� z trudnymi
kompozycjami pana Hummla, a tak�e z rzadko jesz-
cze w�wczas grywanym cyklem Das wohitemperierte
Kla,vier Jana Sebastiana Bacha. Czasami r�wnie� impro-
wizowa� na tematy zapami�tanych w m�odo�ci melodii.
Anna Liszt nie podziela�a muzycznych pasji m�a.
Siedzia�a wprawdzie obok fortepianu, jednak najmniej-
szym nawet gestem czy westchnieniem, u�miechem czy
�z� nie okaza�a zainteresowania dla muzyki. Pochylona
nad rob�tk�, wpatrywa�a si� w �cieg, a bystro �miga-
j�ce w jej r�kach druty stanowi�y jakby symbol mija-
j�cych sekund.
Kt�rego� wieczora, kiedy Adam po�egna� udaj�c� si�
na spoczynek �on�, ma�y Franciszek z szacunkiem po-
ca�owa� ojca w r�k� i nieoczekiwanie zapyta�:
� A czy ja m�g�bym jeszcze troch� zosta�?
Anna obj�a syna:
� O tej porze wszystkie dzieci le�� ju� w ��kach!
� Ciemne, �atwo zachodz�ce �zami oczy dziecka b�agal-
nie spojrza�y na ojca:
� Tylko chwilk�.
Adam u�miechn�� si�:
� No to zosta�!
22
I od tej pory ojciec i syn razem sp�dzali wieczory.
Anna k�ad�a si� spa�, a wtedy ch�opaczek przysuwa� si�
do fortepianu i siedzia� oparty o �cian� z przymkni�ty-
mi oczami, i tylko po wargach niekiedy przebieg�o mu
jakie� dziwnie bolesne dr�enie.
Kt�rego� wieczora ojciec zapyta�:
� Zapami�ta�e� cho� jedn� melodi�?
Ch�opiec spojrza� na� ze zdziwieniem:
� Czy jedn�? Wszystkie!
I oto w male�kim mieszkaniu rachmistrza w Dobor-
jan zabrzmia� czysty jak d�wi�k kamertonu g�os ma-
�ego Franciszka Liszta, kt�ry po kolei od�piewywa� zwie-
wne melodie Mozarta, skomplikowane Hummla, szero-
ko rozlewaj�ce si� melodie Bacha, a tak�e ow� dziwn�
muzyk�, kt�ra rani�a jego uszy, a jednak chcia�by jej
s�ucha� i s�ucha�, bez ko�ca... Nazwiska kompozytora
jeszcze nie zna. Adam Liszt bierze do r�ki pi�ro, sta-
rannie pisze litery i g�o�no odczytuje: Ludwik van Beet-
hoven.
Nast�pnego dnia w domu Liszt�w mi�dzy ma��onka-
mi dosz�o do pierwszej sprzeczki.
� Ch�opiec powinien uczy� si� muzyki � g�os Ada-
ma brzmi niezwykle stanowczo.
� Po co? � pyta �ona.
Adam milczy, nie dlatego, �e brak mu s��w, aby wy-
t�umaczy� �onie, dlaczego Franciszek powinien uczy� si�
muzyki. Brakuje mu odwagi, by rozliczy� si� z sob�
samym, swoim �yciem i pragnieniami. Jak wyt�uma-
czy� tej spokojnej i pos�usznej kobiecie, �e jego ma-
rzenia, kt�re � jak s�dzi� � ju� dawno umar�y, nagle
powr�ci�y znowu i �e tym razem patrzy znacznie dalej
ni� kiedykolwiek dot�d. Marzenie jak pow�j oplata te-
raz jego syna.
Stary Adam Liszt haruje jako zwyk�y robotnik w pot-
tendorfskiej fabryce sukna, on sam jest zaledwie skrom-
nym rz�dc� w Doborj&n... Wi�c mo�e jego syn, Fran-
ciszek...
23
Adam Liszt znowu odnalaz� cel �ycia: uczy�. Dziwna
to jednak by�a nauka. Mia� wra�enie, �e uczy Francisz-
ka znanego ju� niegdy�, lecz p�niej zapomnianego j�-
zyka i wszystko sprowadza si� do od�wie�enia dawnych
wiadomo�ci.
Z pocz�tku pr�bowa� hamowa� tempo rozwoju syna.
Czu� niejasno, �e taki rozw�j, kt�ry pod wzgl�dem
szybko�ci znacznie przekracza mo�liwo�ci przeci�tnego
dziecka, jest czym� nienormalnym. Jednak wszelkie pr�-
py hamowania rozwoju Franciszka spe�z�y na niczym.
Wkr�tce zauwa�y�, �e to ju� nie on prowadzi ch�opca,
tylko ch�opiec porywa go za sob�, i to w tak szale�czym
tempie, �e Adam Liszt zacz�� si� powa�nie niepokoi�:
po takim p�dzie upadek mo�e by� straszny.
Matka widzia�a to znacznie pro�ciej i trze�wiej. Dzie-
cko ca�ymi dniami garbi si� przy fortepianie, podnieco-
ne muzyk� niemal nic nie je. To ju� nie zwyk�e dzie-
cko, nie cz�owiek z krwi i ko�ci, a sprowadzony na zie-
mi� cherub, i jak tak dalej p�jdzie�wkr�tce wr�ci do
swych niebia�skich braci.
Teraz ju� sprzeczki w domu Liszt�w wybucha�y co-
dziennie. Adam walczy� o swoje marzenia � Anna o �y-
cie dziecka. Jej niepok�j by� zreszt� w pe�ni uzasadnio-
ny. Kt�rego� wieczoru ch�opiec straci� przytomno��.
Znalaz�a go matka: Franciszek le�a� twarz� do ziemi,
z rozrzuconymi r�kami. Adam Liszt natychmiast poje-
cha� po lekarza do Kismarton. Stary doktor ponad
sze��dziesi�t lat sp�dzi� w maj�tku Esterhazych i przy-
zwyczai� si� do �mierci dzieci. Wilgotne cha�upy, oszcz�d-
nie odmierzane lekarstwo, wzywanie lekarza jedynie
w �miertelnym niebezpiecze�stwie � oto najcz�stsze
przyczyny przedwczesnych zgon�w. Jednym wprawnym
ruchem stary doktor �ci�gn�� z ch�opca p��cienn� koszu-
l�, obejrza� jego ko�ciste ramionka, szczup�e r�czki,
wystaj�ce �ebra i drobn� klatk� piersiow�, w kt�rej
ju� ledwie, ledwie ko�ata�o si� �ycie.
� Dziecko ma wysok� gor�czk�. Je�li dostanie dresz-
24
czy, nie wiem, czy do�yje do jutra... � powiedzia�
Anna, dotychczas zawsze �lepo pos�uszna losowi, te-
raz zbuntowa�a si� i niemal odepchn�a starego lekarza-
Wyprawi�a z pokoju r�wnie� m�a. Ona zajmie si� dzie-
ckiem. Tam, gdzie m�czy�ni rezygnuj�, do walki sta-
j� kobiety. Podnios�a nieprzytomnego ch�opca, owin�a
go w najcieplejszy koc, jaki by� w domu, w nogach
umie�ci�a rozgrzan� ceg��, po czym ukl�k�a przy ��ku
i zacz�a si� modli�. Z �arliwym zapami�taniem powta-
rza�a wci�� te same s�owa: Bo�e, dopom�... Bo�e, dopo-
m�... Bo�e, dopom�...!
Trzy bite tygodnie sp�dzi�a przy ��ku dziecka. S�siad-
ki gotowa�y, sprz�ta�y, przygotowywa�y Adamowi po-
si�ki, zawiadomi�y starego Liszta o chorobie wnuka,
a Anna czuwa�a � wyciera�a ch�opcu z czo�a zimny
pot, poi�a go, cho� dr��ce wargi dziecka ledwie przyj-
mowa�y nap�j; i dawkowa�a lekarstwo doktora z tak�
sumienno�ci�, jak gdyby od jednej minuty sp�nienia
zale�a�o �ycie syna.
Po wsi rozesz�a si� ju� wiadomo��, �e synek pana--
rachmistrza nie �yje. �wczesny kronikarz zapisa� na-
wet: ,,Ludno�� okolicy uwa�a�a ch�opca za zmar�ego"
i prawd� jest, �e stolarz przygotowywa� ju� trumn�".
Min�y trzy tygodnie, podczas kt�rych Anna nie od-
st�powa�a dziecka ani na chwil�. W czwartym tygodniu
Franciszek wsta� z ��ka i od razu podrepta� do forte-
pianu. Cudowne poznawanie �wiata muzyki rozpocz�o"
si� od nowa. Adam coraz cz�ciej zabiera� teraz ch�opca
do przyjaci� w Kismarton, a 'niekiedy nawet do So-
pron. Ojciec patrzy� na syna z rosn�cym zachwytem.
Czy to ten sam wybieraj�cy si� do nieba skrzydlaty che-
rubin? Ten sam przestraszony malec, kt�rego dzieci
obrzuci�y grudami b�ota? Teraz Franciszek rozja�nia-
si�, gdy patrz� na niego inni, gdy znajdzie si� w cen-
trum zainteresowania. W domu gra znakomicie. Ale do-
25
mow� muzykowanie nie ma por�wnania z tym, jak gra
przy obcych. Obecno�� s�uchaczy uskrzydla go. Pragnie
ich zachwyci�. I nigdy nie do�� mu oklask�w i pochwa�,
od kt�rych rumieni si�, nieomal ro�nie i jakby nawet
pi�knieje.
Ma zaledwie osiem lat, a umie ju� tak wiele, �e wpra-
wia w zak�opotanie nie tylko Adama Liszta, lecz na-
wet starych muzyk�w orkiestry w Kismarton. K�ad�
przed nim nuty i ch�opiec natychmiast gra z nich a vi-
sta. Potem zamyka nuty i gra ca�o�� z pami�ci. Ada-
mowi wydaje si� niekiedy, �e to zwyk�y sen, po kt�-
rym przyjdzie smutne przebudzenie. Nie mo�e wprost
uwierzy�, �e jego syn, wiejski ch�opaczek, kt�ry poza
kilkoma domami oficjalist�w nigdzie jeszcze w �wiecie
nie bywa�, swobodnie wst�puje po marmurowych scho-
dach pa�acyku pana zarz�dcy Szentga�yego, przechodzi
przez ozdobion� pos�gami sie�, przez salon, k�ania si�
z arystokratycznym umiarem (od kogo si� tego na^
uczy�?!), ca�uje d�o� pani Szentga�y, rzuca powitalny
komplement trzem panienkom Szentga�y, a potem sia-
da do fortepianu i gr� wprawia wszystkich w zachwyt.
Pan zarz�dca Szentga�y porusza powa�n� kwesti�:
� Ch�opiec wkr�tce wyro�nie z domowej nauki. Ja-
kie macie pa�stwo plany co do jego dalszego kszta�-
cenia?
Adam zatroskany spogl�da przed siebie:
� Sam jeszcze nie wiem. Muzyki mo�na si� uczy�
tylko w jednym miejscu, w Wiedniu. A z tym ��cz� si�
ogromne koszta. Przyzwoity nauczyciel muzyki ka�e
sobie p�aci� przynajmniej pi�� forint�w za godzin�, co
tygodniowo daje pi�tna�cie forint�w, rocznie .za� � sie-
demset do o�miuset. M�ody artysta musi r�wnie� uczy�
tii� w�oskiego i francuskiego. Ponadto koszta kwatery,
utrzymania, i to dla dw�ch os�b, bo dziecka nie mo�na
jeszcze samego wypu�ci� w �wiat...
Szentga�y potakuje:
28
� No dobrze, a ile wynios�oby to ��cznie, drogi pa-
nie Liszt?
Adam przygotowany jest do tej rozmowy. Wyci�ga
arkusz papieru i czyta poszczeg�lne pozycje. Suma ko�-
cowa wydaje si� przera�aj�co wysoka � 1500 forin-
t�w.
Szentga�y chwil� zastanawia si�.
� Nie zaszkodzi�oby pisemne podanie. Oczywi�cie na-
le�a�oby poda� mniejsze sumy. Mo�na by te� napomkn��,
�e rod Esterhazych zawsze wspomaga� s�awnych mu-
zyk�w. Ca�e memorandum nie powinno by� d�u�sze ni�
dwie, trzy strony. Ja sam przed�o�� je ksi�ciu. Ufam,
�e nie bezskutecznie.
Ksi��� wzywa do siebie pana zarz�dc� Szentga�yego.
� C� to za nowa awantura? Czy ta rodzina Liszt�w
uspokoi si� kiedy?
� Dziecko rzeczywi�cie jest niezwykle utalentowane,
Wasza Ksi���ca Mo��.
� Ale przecie� nie mog� przeznaczy� 1500 forint�w
na kszta�cenie jednego dziecka, kt�re pochwali� jaki�
wiejski fortepianista!
Na policzki Szentga�yego wyp�yn�� rumieniec.
� Wasza Ksi���ca Mo��, nie popiera�bym fa�szywej
sprawy. Ma�y Liszt to rzeczywi�cie cudowne dziecko.
Je�li Wasza Ksi���ca Mo�� zezwoli, napisz� do Giaya,
do zarz�dcy w Wiedniu, mo�e znajdzie si� tam jaka�
praca dla m�odszego Adama Liszta. Mieliby wtedy mie-
szkanie, utrzymanie i niejaki doch�d, pozosta�aby jedy-
nie kwestia op�aty za nauk�.
Ksi��� szybkim krokiem przechadza� si� po pokoju:
� Szentga�y, niech mi pan da �wi�ty spok�j. Mam
tysi�c zmartwie�, i to wi�kszych ni� troska o losy nie-
dosz�ego pianisty. Je�eli za wszelk� cen� chce pan dopo-
m�c ch�opcu, nie b�d� si� sprzeciwia�, niech pan pisze
do Giaya. Mo�e pan zaznaczy�, �e ze swej strony wy-
ra�am zgod� na przeniesienie.
27
Ale sprzeciwi� si� Giay. Aby umie�ci� rachmistrza
�w kancelarii wiede�skiej, musia�by poprzenosi� na in-
ne miejsca ca�� gromad� pracownik�w, to za� poszar-
pa�oby nitki misternie splecionej paj�czyny wsp�l-
nych interes�w. Wybra� prostsze rozwi�zanie: odpowie-
dzia� delikatnie i dyplomatycznie, ale sens jego listu.
by� jasny � nie!
Tymczasem do przeprowadzki zacz�� namawia� Lisz-
t�w tak�e stary doktor, kt�ry od czasu choroby Fran-
ciszka odwiedza� ich co tydzie�. Postawi� spraw� szcze-
rze: dom jest tak niezdrowy, �e s�abowite dziecko mo�e
w nim bardzo pr�dko powt�rnie zapa�� na zdrowiu, i to
znacznie powa�niej. Na �cianach l�ni�a saletra, w szpa-
rach desek pod�ogi zadomowi� si� grzyb, a ca�e mieszka-
nie wype�nia� st�ch�y zaduch.
Wymownym �wiadectwem s�uszno�ci rad doktora by�
kupiony za sze��set forint�w fortepian, kt�rego struny
rozlu�ni�y si�, klawisze za� tak nap�cznia�y od wilgoci,
�e mo�na je by�o porusza� jedynie uderzeniem pi�ci.
List z Sopron: baron Braun pragnie pilnie pom�wi�-
z panem �upanem Adamem Lisztem. Niezwyk�a atencja
barona, kt�ry z rachmistrza promowa� go na �upana,.
wyda�a si� Adamowi do�� podejrzana, z drugiej jednak
strony nie m�g� oprze� si� ciekawo�ci i pierwszego wol-
nego dnia pojecha� do Sopron.
Barona Brauna, a w�a�ciwie jego wychowawc�, zna-
laz� w winiarni hotelu �Pod Tr�bk� Pocztyliona". Su-
rowy m�czyzna z monoklem w oku przypomina� raczej
stra�nika wi�ziennego ni� pedagoga, a rz�d pustych bu-
telek stoj�cych przed nim na stole �wiadczy�, �e pan
wychowawca nie jest wrogiem Bachusa. Nie trac�c cza-
su na uprzejmo�ci, od razu przyst�pi� do rzeczy:
� M�j wychowanek, pan baron Braun�przerwa� na
chwil�, jakby dla uzyskania wi�kszego efektu � tak
"wi�c pan baron, niezbadanym zrz�dzeniem Opatrzno�ci,
jeszcze w dzieci�stwie straci� wzrok.
28
Adam wsp�czuj�co skin�� g�ow�.
Wychowawca jednym ruchem r�ki zam�wi� kolejn�
butelk�.
� Kiedy Opatrzno�� co� odbiera, to zazwyczaj wy-
nagradza to czym� innym. � powiedzia� i nala� sobie
-wina do szklanki. � Nieszcz�cie pana barona Opa-
trzno�� z�agodzi�a obdarzaj�c go cudownym talenten
.muzycznym.
� Ile lat ma pan baron, je�li wolno zapyta�?
� Ko�czy siedemnasty rok �ycia i cudownie gra na
skrzypcach. W ci�gu ostatnich pi�ciu lat podbi� public2-
no�� Wiednia, Pozsony, Budapesztu, Koszyc, Nagyszeben
i Temesvaru. Na ca�ym �wiecie nazywany jest nowym
-Mozartem...
Adam zauwa�y� uprzejmie:
� To najwy�sza pochwa�a, jak� mo�e otrzyma� m�o-
dy muzyk.
Wychowawca u�miecha si� �askawie.
� Pan zarz�dca Szentga�y powiedzia� mi, z jakimi
trudno�ciami musi si� pan zmaga�, aby zapewni� sy-
nowi przysz�o��. Ja sam r�wnie� czuj� si� artyst�. Naj-
pierw s�ucham g�osu serca, a dopiero potem g�osu roz-
s�dku. I przysz�a mi do g�owy zbawienna my�l: cu-
downe dziecko z Doborjan trzeba by przedstawi� publi-
czno�ci.
� S�owem, obaj ch�opcy wyst�piliby razem?
� Mo�na to i tak nazwa�. W rzeczywisto�ci �w wspa-
nia�y koncert, kt�ry poruszy publiczno�� Sopron i Mo-
son, wydaje baron Braun. Pa�ski syn mo�e w nim je-
dynie uczestniczy�.
Baron Braun na koncercie gra� wprawdzie bardzo s�a-
bo, za to jego wychowawca okaza� si� znakomitym orga-
nizatorem. Zaprosi� do sopro�skiego teatru wszystkie
osobisto�ci z okolicy: zaczynaj�c od ksi���t Esterhazych,
a na oficjalistach kismarto�skich ko�cz�c. W sumie po-
nad czterysta os�b. Adam Liszt, zdenerwowany, czeka�
na wyst�p syna. Ani przez chwil� nie mia� w�tpliwo�ci,
�e wraz z nim czeka ca�a publiczno��, kt�r� bardziej
ni� niewidomy baron interesuje popis Franciszka.
Przyci�gn�� syna do siebie:
� Mam nadziej�, �e si� nie boisz?
Ch�opiec nie odpowiedzia�, tylko podni�s� wzrok na
ojca, a w jego spojrzeniu by�o tyle poczucia wy�szo�ci,
dumy i rado�ci, �e Adam zawstydzi� si�. Kiedy wycho-
wawca Brauna rzuci� w stron� kulis: �Teraz kolej na
pana Liszta", ch�opiec zerwa� si� i pobieg� w stron�
podium. Adam uj�� pod rami� �on� i ruszyli d�ugim
korytarzem do swojej lo�y. Nie zd��yli usi���, gdy
orkiestra zacz�a gra� wprowadzenie. Adam w napi�ciu
wpatrywa� si� w syna, kt�ry nagle wyda� mu si� jesz-
cze mniejszy i drobniejszy po�r�d pot�nych muzyk�w
sopro�skich. Franciszek siedzia� nieruchomy, z opusz-
czon� g�ow�, jakby nieobecny, czekaj�c na zako�czenie
partii orkiestrowej. Wreszcie na znak kapelmistrza ude-
rzy� w klawisze. Publiczno�� wstrzyma�a oddech. Pod
uderzeniem dziecinnej d�oni akord zabrzmia� pot�nie
jak dzwon i od tej chwili wszytkie my�li i wszystkie
spojrzenia kierowa�y si� ju� tylko na ch�opca, kt�ry por-
wa� za sob� muzyk�w i poprowadzi� ich jak w�dz do
ataku. Najpierw podni�s� si� z krzes�a ostatni rz�d wi-
downi, potem nast�pny i nast�pny, a wreszcie ca�a
publiczno�� wsta�a z miejsc, by�o bowiem w tej muzyce
co� takiego, co nie pozwoli�o s�ucha� jej na siedz�co.
A po koncercie Riesa, kt�ry stanowi� planow� cz��
wyst�pu, nast�pi�o co�, czego wcale nie by�o w progra-
mie.
Adamowi serce podesz�o do gard�a, kiedy Franciszek^
nie si�gaj�c nogami pod�ogi, zsun�� si� z krzes�a, pod-
szed� do rampy, sk�oni� si� bardzo nisko, po czym.
d�wi�cznym g�osem zapyta�:
� Na jaki temat mam improwizowa�?
Na widowni rozleg�y si� oklaski, �miechy i okrzyki,.
po czym w og�lnej wrzawie da�y si� s�ysze� tytu�y �
30
duet Don Juana i Zerliny oraz menuet z Septetu Beetho-
vena.
Ch�opiec, cho� nikt mu tego nigdy nie m�wi�, dobrze
wiedzia�, �e prawdziwy egzamin nast�pi dopiero teraz.
W tych czasach ceniono wprawdzie pilno��, z jak� arty-
sta przyswoi� sobie arcydzie�a innych kompozytor�w,
ceniono technik� pianistyczn� � pot�ne akordy, roz-
leg�e pasa�e i wirtuozeri� w wykonywaniu tryli, ale
za prawdziw� sztuk� uwa�ano sztuk� tw�rcz�, umiej�t-
no�� improwizacji na zadany temat.
Franciszek zastanawia� si�. D�ugo. Mo�e nawet d�u-
�ej, ni� by wypada�o, intuicyjnie przeczuwaj�c, �e jedn�
z najwa�niejszych cech artysty jest umiej�tno�� stopnio-
wania napi�cia s�uchaczy. Wreszcie zacz�� gra�. Rozleg�a
si� muzyka faluj�ca delikatnie, jakby w�t�a r�ka tr�-
ca�a lekko struny harfy, a z tego falowania powoli wy-
�ania�a si� coraz pot�niejsza, coraz czystsza i bardziej
�wietlista Mozartowska melodia.
Nast�pnego dnia delegacja organizator�w odwiedzi�a
Adama Liszta. Koncert trzeba koniecznie powt�rzy�.
Adam nie sprzeciwia� si�, ale poprosi� o miesi�c zw�oki.
Ch�opiec niedawno przeszed� ci�ka chorob�. Nie mo�e
nadwer�a� zdrowia. I cho� nie by� to pretekst, Ada-
mowi zale�a�o na zw�oce tak�e z innego powodu. Wie��
o sukcesie wkr�tce zapewne dotrze do Kismarton. Ch�o-
piec powinien by� przedstawiony ksi�ciu, nawet w�w-
czas, je�li b�dzie wymaga�o to wielu zabieg�w. Nie-
spiesznie wprawdzie, ksi��� wyrazi� jednak zgod� na
audiencj�: jednego z ostatnich dni wrze�nia, kiedy wr�-
ci z polowania, b�dzie w Kismarton i wtedy mo�e po-
�wi�ci� par� chwil na pos�uchanie ch�opca.
Na przes�uchanie u ksi�cia Adam zaprosi� tak�e ka-
pelmistrza Fuchsa. Przygarbiony, zaczerwieniony od
ci�g�ego w�chania tabaki mistrz Fuchs by� pe�en scepty-
cyzmu.
� Takie dziecko jest jak ma�pka, kijem wszystkiego
31
�fao�na. je nauczy�. Ten ma�y Liszt knoci bez lito�ci...
l oczwi�eie nie zna zasad prawdziwej sztuki muzycznej.
Chcia�em przestrzec Wasz� Ksi���c� Mo��: wobec cu-
downych dzieci nale�y by� nieufnym.
Adam Liszt z synem czekali przesz�o godzin�, zanim
tcsi��� i kapelmistrz Fuchs weszli do sali.
� No, co tam Liszt? � ksi��� �yczliwie zwr�ci� si�
do przyby�ych.
� Adam Liszt m�odszy, pierwszy rachmistrz owczar-
ni w Doborjan, prosi uni�enie Wasz� Ksi���c� Mo��
o pozwolenie dokonania prezentacji swego syna Fran-
ciszika � Adam powoli wyrecytowa� starannie wyuczo-
ny tekst.
Ksi��� usiad� i odezwa� si� �askawie:
� No wi�c, c� porabia ch�opiec?
� Syn m�j, Franciszek, uczy si� gry na fortepianie
od trzech lat i w trakcie dotychczasowej nauki poczy-
ni� tak wielkie post�py, �e wprawi� w zaskoczenie wszy-
stkich znawc�w muzyki w okolicy. Gra z nut, transpo-
nuje, improwizuje na dowolne tematy...
Fuchs chrz�kn��, daj�c do zrozumienia, �e prosi o g�os,
i gdy ksi��� skin�� przyzwalaj�co, powiedzia� z ironi�:
� Jestem zdania, �e znawcy muzyki w okolicy nie-
�wiele si� znaj� na sztuce muzyki.
Adam sk�oni� si� z szacunkiem:
� Pan kapelmistrz zna si� na .niej znacznie lepiej.
Fuchs ci�gn�� jednak:
� Jestem zdania, �e ch�opca nale�y przede wszystkim
-rzetelnie przeegzaminowa�, zanim rodzice i �yczliwi
prze�o�eni lekkomy�lnie skieruj� m�odego cz�owieka "na
drog�, kt�ra pocz�tkowo przynie�� mo�e laury, ale p�-
niej �zy i rozgoryczenie.
Ksi��� z pewnym rozbawieniem przygl�da� si� sto-
j�cym przed nim trzem osobom. Nie by� psychologiem,
ale do�� dobrze zna� si� na ludziach i widzia�, �e
-wkr�tce pomi�dzy starym kapelmistrzem a ch�opcem
32
rozpocznie si� walka. Walka w�a�ciwie ju� si� rozpo-
cz�a. Fuchs roz�o�y� nuty na pulpicie i klasn�� w d�o-
nie: po chwili lokaj wni�s� do sali krzes�o.
� Zacznij gra� od strony si�dmej, synu! � zwr�ci� si�
do ch�opca.
Franciszek przez chwil� przygl�da� si� nutom, po
czym zacz�� gra� z tak� naturalno�ci�, jak gdyby mu-
zyka by�a jego mow� ojczyst�.
Fuchs podni�s� poprzeczk� egzaminacyjn�:
� W jakiej tonacji gra�e�, synu?
� W d-moll.
� No to zagraj teraz to samo w h-moll.
I Franciszek znowu zacz�� gra� � bez wahania, spo-
kojnie, nie za wolno i nie za szybko, w�a�nie tak, jak
wymaga�o tego tempo utworu.
Tym razem sam ksi��� raczy� zapyta�:
� Czy rzeczywi�cie nigdy nie widzia�e� tych nut?
� Nigdy!
Ksi��� �askawie zainteresowa� si�:
� No, a jakie dalsze plany?
� Koncert w Sopron zostanie powt�rzony, Wasza
Ksi���ca Mo�� � odpar� Adam � a potem sam jeszcze
nie wiem... Wychowawca barona Brauna by� zdania,
�e Franciszek m�g�by wyst�powa� na koncertach do-
mowych w Wiedniu i w Baden, a pan hrabia Szapary
namawia�, aby zaprezentowa� ch�opca w Pozsony.
Ksi��� zamy�li� si�, utkwiwszy wzrok w butach do
konnej jazdy, w