15548
Szczegóły |
Tytuł |
15548 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15548 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15548 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15548 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wiera Iwanowna Krzy�anowska
Pi�cioksi�g ezotoryczny
dziewi�ciotomowy
PRAWODAWCY Tom I
wydane przez
POWR�T DO NATURY
Katolickie publikacje
80-345 Gda�sk-Oliwa ul. Pomorska 86/d
tel/fax. (058) 556-33-32
Spis rozdzia��w
Rozdzia� I str - 2
Rozdzia� II str - 10
Rozdzia� III str - 21
Rozdzia� VI str - 34
Rozdzia� V str - 51
Rozdzia� VI str - 66
IPip&wcDdlsiwcsy
TOM I
Rozdzia� pierwszy
S�o�ce zachodzi�o, zalewaj�c purpurowymi promieniami olbrzymi� r�wnin�, z jednej
strony obramo-
wan� ciemn� �cian� las�w, a z drugiej �a�cuchem g�r r�wnie� pokrytych lasem.
Niekt�re spiczaste szczyty dosi�ga�y zawrotnej wysoko�ci i by�y pokryte �niegiem,
kt�ry zachodz�ce
s�o�ce z�oci�o i stroi�o w purpur�; stoki g�r i doliny osnuwa�y si� ju� liliow�
mg�� wieczorn�. Na ca�ej r�w-
ninie ros�a g�sta i wysoka trawa, podobna zupe�nie do naszych zb�, po�r�d
kt�rej, gdzie niegdzie, roz-
rzucone by�y grupki drzew z olbrzymimi wierzcho�kami i pot�nym ulistnieniem,
tworz�cym prawie nie-
przejrzan� kopu��. Tej okaza�ej i jednocze�nie wspania�ej ro�linno�ci
odpowiada�y tak�e i liczne stada
pas�ce si� w dolinie.
Olbrzymich rozmiar�w i dziwacznego kszta�tu zwierz�ta swawoli�y, lub te� leniwie
rozci�gni�te na
trawie wygrzewa�y si� na s�o�cu. D�ugie, gibkie ich cia�a zako�czone by�y ogonem,
podobnie jak u smo-
ka; dwie pary kr�tkich i grubych n�g s�u�y�y im dla poruszania si� po ziemi i
ogromne skrzyd�a, podobne
do orlich, pozwala�y unosi� si� w powietrze; w�ska, z du�ymi, rozumnymi oczami,
g�owa podobna by�a
do ko�skiej. Zwierz�ta te by�y albo czarne jak kruki, albo srebrzysto-bia�e, lub
te� z�ocisto-ksztanowate
z zielonawym odcieniem.
Nieopodal od tego osobliwego stada, w cieniu g�stej zieleni drzew, zebra�a si�
liczna grupa m�-
czyzn olbrzymiego wzrostu. Za jedyne okrycie ich miedziano-czerwonego cia�a,
s�u�y�a im sk�ra zwie-
rz�t, opasuj�ca biodra. Szorstkie, czarne i kosmate w�osy spada�y im na ramiona,
a ordynarne twarze
z wystaj�cymi ko��mi policzkowymi by�y bez zarostu. Uzbrojeni byli w grube
s�kate maczugi i kr�tkie
kamienne topory, zatkni�te za pasem; ka�dy z nich mia� woko�o r�ki okr�cony
d�ugi sznur, zaopatrzony
przy ko�cu w kamie�. Jedni siedzieli na grubych pniach, inni zn�w le�eli na
trawie, rozmawiaj�c ze so-
b�, a gard�owe ich d�wi�ki rozlega�y si� do�� daleko.
Byli to najwidoczniej pasterze, a nieopodal od nich wida� by�o wielkie kosmate
zwierz�ta, ze ster-
cz�cymi uszami i ostrymi z�bami; z kt�rych jedne le�a�y na trawie, a inne zn�w,
porykuj�c, snu�y si� po-
�r�d stada i widocznie r�wnie� ich strzeg�y.
Nagle jeden z owych m�czyzn powsta� i wskaza� r�k� na grup� id�cych ku nim
kobiet, kt�re mo�na
by�o rozpozna� po d�ugich w�osach i wystaj�cych piersiach. Wysz�y one z
pobliskiego lasu i szybko zbli-
�a�y si� w stron� pasterzy. Podobnie jak i m�czyzn, jedyne ich okrycie
stanowi�y fartuchy z plecionej
trzciny.
W koszykach, o kszta�tach najzupe�niej pierwotnych i w rogo�ach kobiety te
nios�y pasterzom po�y-
wienie. By�y tam owoce, r�ne korzenie i surowa ryba; a w czarkach z brzozowej
kory, znajdowa� si� ja-
ki� ��tawy i bardzo pachn�cy p�yn.
Postawiwszy jedzenie u n�g m�czyzn, kobiety pad�y przed nimi na twarz, a
nast�pnie szybko si�
podnios�y i z o�ywieniem zacz�y co� opowiada�, czym wywo�a�y widocznie
poruszenie w�r�d pastu-
2
ch�w.
- Jaskiniowy cz�owiek zwo�uje nas! Po co? - zapyta� ze zdziwieniem jeden z
m�czyzn, widocznie
zafrasowany.
- Czy nas tylko wzywa, czy tak�e i innych pasterzy? - z niemniejszym
zaciekawieniem spyta� drugi.
- Pos�aniec m�wi�, �e go�cy rozeszli si� po lasach i dolinach. Zebra� si� za�
maj� w dolinie �wi�te-
go kamienia tylko starsi i ci, kt�rych on sam specjalnie wskaza� - odpowiedzia�a
jedna z kobiet.
Szybko zjad�szy przyniesione im po�ywienie, wszyscy pu�cili si� w drog�;
pozostawiaj�c stada na
opiece ps�w.
Kiedy dosi�gli lasu, w�wczas weszli w g�stwin� i skierowali si� ledwie widoczn�
w zaro�lach �cie�-
k�. Drzewa by�y olbrzymiej wysoko�ci; wszystka za� ro�linno�� by�a nad podziw
pot�na i owocuj�ca,
podobnie jak i owa m�odzie�cza ziemia, kt�ra j� rodzi�a.
Po do�� d�ugiej podr�y, gromada id�cych wysz�a na obszern� polan�, otoczon�
zewsz�d wysokimi
drzewami; grube pnie tych olbrzym�w by�y puste i s�u�y�y za mieszkanie
pierwotnym ludziom.
Osobliwe te legowiska wszystkie wys�ane by�y sk�rami zwierz�t, a wewn�trz nich
znajdowa�y si� na-
wet domowe sprz�ty, wykonane z kory, oraz zapasy prowiantu. Kobiety krz�ta�y si�
po gospodarstwie,
a zupe�nie nagie dzieci biega�y wok� tych dziwnych dom�w i weso�o swawoli�y na
�wie�ym powietrzu.
Takich olbrzymich drzew-chat by�o tam przynajmniej ze sto.
Po�r�d mieszka�c�w dawa�o si� r�wnie� zauwa�y� pewne poruszenie; zebrawszy si�
grupkami
omawiali co� g�o�no i ha�a�liwie, nowo przybywaj�cy natychmiast brali udzia� w
tych naradach.
Po chwili z t�umu oddzieli�o si� oko�o pi��dziesi�ciu ludzi obu p�ci, udaj�c si�
ku �cie�ce, prowadz�-
cej w g�stwin� le�n�. Uzbroili si� oni w ostre maczugi i wzi�li ze sob�
pochodni� z grubych, smolnych
ga��zi, kt�re zapalili, pocieraj�c jeden kawa�ek drzewa o dugi.
Szli tak d�ugo i wreszcie znale�li si� na obszernej polanie, otoczonej z jednej
strony lasem, a z dru-
giej grzebienistymi ska�ami, poprzecinanymi mn�stwem rozpadlin.
Po�rodku tej doliny, na niewielkim wzg�rku, sta� ogromny szcze�cienny kamie�; na
nim za� wznosi�
si� drugi, w kszta�cie sto�ka, kt�ry przypomina� ma�y obelisk. Ten czarny
bazaltowy sto�ek by� szlifowa-
ny i b�yszcza� z daleka, a woko�o niego zgromadzone by�y zio�a i �ywiczne
ga��zie.
Ca�a dolina zape�niona ju� by�a lud�mi. M�czy�ni i kobiety zwartym t�umem
cisn�li si� u podn�a
pag�rka, a czerwone, mgliste �wiat�o pochodni szkar�atnym blaskiem rozja�nia�o
to dziwne zgromadze-
nie.
Nagle t�um si� zako�ysa�, zacz�� si� cisn��, rozst�pi� si�, utworzy� przej�cie i
w tej chwili rozleg� si�
szept:
- Cz�owiek jaskiniowy!... Cz�owiek jaskiniowy!...
Utworzonym w t�umie przej�ciem, szed� powoli cz�owiek o do�� dziwnym wygl�dzie.
By� on olbrzy-
miego wzrostu i chudy jak szkielet. Jego pod�u�na, ko�cista twarz z grubymi
wargami, p�askim nosem
i niskim czo�em, by�a blada i z sinym odcieniem, jakby pod sk�r� u niego p�yn�a
krew nie czerwona,
a niebieska. Oczy mia� osadzone g��boko i dziwnie szeroko otwarte; lecz co
najwi�cej uderza�o w ca�ej
tej postaci, to posiadanie trzeciego oka, kt�re mie�ci�o si� w tyle g�owy,
prawie zupe�nie nieow�osionej.
Ubrany by� w kr�tk� tunik�, uszyt� ze sk�ry zwierz�cej, a za� niezwyk�ej
wielko�ci r�ce i nogi mia�
zupe�nie go�e.
Na jego widok zebrany t�um upad� na kolana i uderzy� czo�em o ziemi�.
Odpowiadaj�c na powitanie lekkim skinieniem g�owy przybysz �w skierowa� si� w
stron� pag�rka
i wszed� na jego szczyt; nast�pnie okr��y� stoj�cy tam kamie� siedem razy, tyle�
razy pok�oni� si� przed
nim g��boko, po czym upad� na twarz i r�wnocze�nie gard�owym g�osem zacz��
wymawia� swego ro-
dzaju zakl�cia.
Po chwili wsta� i le��c� obok wi�zk� zi� obla� g�stym jak dziegie� p�ynem;
wyj�� z wisz�cego u pa-
sa woreczka dwa niewielkie kamienie i zacz�� trze� jeden o drugi, dop�ki nie
posypa�y si� iskry, kt�re
zapali�y smolne ga��zie, u�o�one wok� sto�kowatego kamienia.
Rozleg� si� trzask, a nast�pnie buchn�� g�sty dym. W�wczas tr�joki olbrzym
zacz�� po prostu ry-
cze� i biega� woko�o kamienia z niezwyk�� szybko�ci�, a t�um go na�ladowa�.
M�czy�ni i kobiety,
wzi�wszy si� za r�ce, utworzyli olbrzymi �a�cuch i kr�cili si� woko�o owego
pomnika w zapami�ta�ym
ta�cu, kt�remu towarzyszy�y krzyki i dzikie wycia, co prawdopodobnie mia�o
oznacza� �piew, gdy� g�osy
3
chwilami cich�y, to zn�w si� podnosi�y, lecz nie by�o w tym �adnego rytmu, lub
jakiejkolwiek okre�lonej
melodii.
Dym g�stymi k��bami wznosi� si� w g�r� i rozpo�ciera� niby kaptur olbrzymi, nie
m�cony najmniej-
szym wietrzykiem.
Nagle po�r�d ciemnych ob�ok�w dymu zab�ysn�� p�omie�, kt�ry ognistym s�upem
wystrzeli� w g�r�,
a nast�pnie zaja�nia� wszystkimi barwami t�czy, przyjmuj�c kszta�t olbrzymiego
sfinksa.
G�owa jego posiada�a twarz ludzk�, by�a pi�kna i innego zupe�nie typu, ni� u
zebranych tam ludzi;
cia�o byka z silnymi pazurami Iwa, gin�o w k��bach dymu; olbrzymie skrzyd�a
dumnie podnosi�y si� ku
niebu, a nad czo�em �wieci�a o�lepiaj�co jasnym �wiat�em gwiazda, wydzielaj�c
r�nobarwne promie-
nie.
Jaskiniowy cz�owiek wraz z ca�ym t�umem zatrzymali si� prawie jednocze�nie i
jakby zastygli na
miejscu, a po chwili upadli wszyscy na kolana i ze czci� wpatrywali si� w
zjawisko. Nagle ta zagadkowa
istota przem�wi�a. Dono�ny g�os jak gdyby z oddali dochodz�cy, dociera� a� do
ostatnich szereg�w
i d�wi�cza�, niby pot�ny g�o�nik.
- Pos�uchajcie, mieszka�cy dolin, g�r i las�w: oto nadszed� czas, w kt�rym zejd�
mi�dzy was bogo-
wie i mrok si� rozproszy, albowiem zmieszaj� si� oni z lud�mi, ods�oni� nieznane
tajemnice, uka�� wam
skarby we wn�trzu ziemi i otworz� wasze oczy na pi�kno Nieba. I przemienia was
oni, a w pokoleniach
waszych przechowa si� wiecznie podanie o tym, �e dane wam by�o szcz�cie
ogl�dania b�ogos�awio-
nych, kt�rzy zeszli z Nieba i zamieszkali mi�dzy lud�mi. Bogowie zbli�aj� si�!
Przygotujcie si� ludzie
r�wnin, g�r i las�w do wielkiego zdarzenia: przez dwa dni nic nie jedzcie i nie
pijcie, a trzeciego dnia
zbierzcie si� w dolinach i u podn�y g�r, aby zobaczy�, jak opuszcz� si� z nieba
wasi monarchowie
i nauczyciele. Czas nadszed�!
G�os umilk�, zjawisko poblad�o i po chwili rozp�yn�o si� w powietrzu.
Jeszcze przez kilka chwil t�um sta� bez ruchu, jakby pora�ony tym, co zobaczy� i
us�ysza�. Nast�pnie
zako�ysa� si� i zaszumia� jak wzburzone morze, a ludzie otoczywszy jaskiniowego
cz�owieka, zasypywa-
li go pytaniami.
Obja�nia� on im tedy, �e widziana przez nich istota by�a przys�ana przez Bog�w,
zwiastuj�cych w ten
spos�b swoje przybycie. Pouczy� ich tak�e, jak maj� po�ci� i oczyszcza� si�
przez obmywanie w rze-
kach, a w ko�cu poleci� im ubra� si� w czyst� i now� odzie�. Ko�cz�c swoje
pouczenia, wskaza� im
jeszcze miejsca, w kt�rych maj� si� zebra�, �eby mogli lepiej widzie�
nies�ychane i niewidziane dot�d
widowisko: zej�cie Bog�w z nieba - tajemniczych istot, kt�re schodz� na ziemi�,
aby przemieni� �wiat.
T�um rozchodzi� si� w po�piechu, �eby si� podzieli� przedziwn� wie�ci� z tymi,
kt�rzy jej nie s�ysze-
li.
Nast�pne dwa dni po owej pami�tnej nocy up�yn�y w gor�czkowym podnieceniu.
W t�pym �wiatopogl�dzie dzikus�w co� si� roz�wietli�o; przebudza�a si� ciekawo��,
cho� mo�e
jeszcze zwierz�ca, lecz wstrz�sn�a ju� ona ich ci�kim rozumowaniem wciskaj�c
im nowe my�li, kt�re
powinny by�y rozbudzi� umys� do nowego �ycia. Jakby instynktownie uczuwali ju�
oni, �e na ziemi�
schodzi jakie� nowe �wiat�o w osobie tych nowych istot.
W oznaczonym dniu, nad wieczorem, ca�a ludno�� by�a na nogach; podniecenie ros�o
z godziny na
godzin� i nie tylko ludzie, lecz i ca�a przyroda znajdowa�a si� w stanie
oczekiwania czego� niezwyk�ego.
Powietrze d�wi�cza�o jako� dziwnie, po niebieskim sklepieniu przesuwa� si�
r�nobarwny blask,
a dr�enie atmosfery by�o na tyle silne, �e li�cie na drzewach szele�ci�y i
szumia�y, i nawet samotne ska-
�y jakby ko�ysa�y si�.
Zniecierpliwienie dzikiego t�umu wzrasta�o nieustannie a kilku m�odych ludzi,
bardziej odwa�nych
i umys�owo rozwini�tych, kt�rzy ju� poprzednio oswoili i uje�dzili wspomniane na
wst�pie skrzydlate
zwierz�ta, wsiedli teraz na nie i wznie�li si� w powietrze, a�eby wcze�niej
ujrze� oczekiwanych bog�w.
Wreszcie, po niebie rozla� si� szeroko jasny, r�owy blask, przechodz�cy w
z�ocisto ��ty, a na tym
promienistym tle ukaza�a si� tajemnicza flotylla, kt�ra szybko opuszcza�a si� z
niebieskich wy�yn.
Z ka�dego statku wyp�ywa�y strumienie o�lepiaj�cego �wiat�a, kt�re czyni�o je
podobnymi do s�o�c
i r�wnocze�nie rozleg�a si� nies�ychana dotychczas muzyka.
Delikatne, harmonijne, a zarazem niewypowiedzianie pot�ne d�wi�ki przenika�y na
wskro� nawet
tych dzikich pierwotnych ludzi, i targa�y ka�dym nerwem. Milcz�cy, zmieszani i
zdziwieni patrzyli na to
U
niezwyk�e widowisko.
Poza tym muzyka sfer wywo�a�a jeszcze jedno zupe�nie nieoczekiwane zjawisko: z
g��bi rzek i trz�-
sawisk z rozpadlin ska� i z las�w powype�za�y r�ne stworzenia i r�nokszta�tne
dziwaczne potwory;
wielkie i ma�e, budz�ce strach w ludziach, kt�rzy zwykle uciekali przed nimi w
obawie. Lecz straszne te
bestie nie zamierza�y widocznie szkodzi� ludziom, poniewa� jak oczarowane
s�ucha�y poskramiaj�cych
je czarownych d�wi�k�w, kt�re jak gdyby przenika�y ludzi i zwierz�ta.
Tymczasem, powietrzna flotylla opuszcza�a si� coraz ni�ej ku ziemi. Bij�ce od
niej promienie przyj�-
�y r�nobarwne odcienie, tak �e g�ry i doliny okrywa�y si� na przemian to
szafirowo - b��kitnym, to szma-
ragdowo - zielonym, lub rubinowo - czerwonym �wiat�em, a powietrze przesyca�y
powiewy dziwnie pi�k-
nych aromat�w.
Teraz ju� mo�na by�o wyra�nie dostrzec, �e przy ko�cu ka�dego statku znajdowa�y
si� otwarte
drzwi i w nich, jakby na balkonie, stali ludzie wysocy, kszta�tni, w bia�ych
szatach, lub owini�ci zas�ona-
mi, przypominaj�cymi srebrzyst� krep�. Oblicza ich by�y niezwyk�ej pi�kno�ci i
dla tych pierwotnych
i nieokrzesanych ludzi wydawali si� istotnie b�stwami.
Powa�nie i w zamy�leniu spogl�dali adepci na t� now� ziemi�- teren ich przysz�ej
dzia�alno�ci - i na
ludzk� mas�, do przemienienia kt�rej powo�ano ich tutaj, a�eby dali jej duchowe
�wiat�o, ciep�o serca,
poj�cie o wielko�ci Stw�rcy i praw, kt�re maj� nauczy� ludzi porz�dku i
skierowa� ich na drog� dosko-
nalenia si�.
Jakby ko�osyna na falach harmonii, cicho przep�yn�a powietrzna flotylla nad
r�wnin� i lasami, po
czym, wzni�s�szy si� wy�ej, skry�a si� za wierzcho�kami wysokich g�r.
Prawie jednocze�nie skrzydlate smoki zrzuci�y na ziemi� swoich je�d�c�w i z
powrotem wzbi�y si�
w powietrze, a pozostali wsp�bracia ich z dolin, r�wnie� poszli za ich
przyk�adem i ca�e stado poszybo-
wa�o ku g�rom - gdzie znikn�a niewiadoma flotylla.
P�dziki t�um pierwotnych ludzi by� jakby oszo�omiony. Zrodzi�o si� w nim nowe
uczucie - zachwyt
i uniesienie wobec doskona�ej pi�kno�ci, a jednocze�nie i por�wnanie z ich
w�asn� brzydot�.
Jednak�e, uczucie to by�o zupe�nie pozbawione zawi�ci, bowiem istoty te,
obdarzone nieziemsk�
pi�kno�ci�, by�y wszak bogami.
W zachwycie, jakiego w og�le dotychczas nie doznawa�y, oczarowane dzikie t�umy
wpatrywa�y si�
w �w g�rski �a�cuch, za kt�rym w tej chwili powinni byli znajdowa� si� bogowie.
Po chwili opanowa� ich
zabobonny l�k, gdy nagle nad wierzcho�kami najwy�szych g�r ukaza�y si� ogniste
tr�jk�ty, a nast�pnie
pojawi� si� olbrzymi obraz skrzydlatej istoty z ognistym mieczem.
Wszyscy zrozumieli, �e miejsca te sta�y si� dla nich zakazanymi i �e �aden z
mieszka�c�w dolin, la-
s�w i g�r nie ma prawa zbli�a� si� do mieszka� bog�w.
Wkr�tce potem pojawi�y si� z wy�yn cztery skrzydlate bia�e smoki,, a je�d�cy ich
byli istotami, jakich
dot�d jeszcze nigdy nie widziano. Byli to rycerze Graala w srebrnych zbrojach;
na piersiach ich, na po-
dobie�stwo s�o�c, ja�nia�y uwie�czone krzy�em kielichy, a w r�kach trzymali
kopie z ognistymi ostrzami
Pok�oniwszy si� na wszystkie cztery strony �wiata i wym�wiwszy dono�nym g�osem
magiczne za-
kl�cia, je�d�cy znikli w r�nych kierunkach, aby zwiastowa� m�odzie�czym narodom
przybycie boskiej
rasy - ich kr�l�w i prawodawc�w.
A kiedy powr�cili, szczyty g�r pokry�y si� g�stymi ob�okami, poprzez kt�re
niejasno migota� olbrzymi
tr�jk�t; nast�pnie muzyka ucich�a, r�nobarwne �wiat�a pogas�y i wraz z g�stym
mrokiem nasta�a cisza
nocna; jedynie tam, gdzie schowali si� bogowie, wida� by�o jeszcze delikatn�,
z�ocist� zorz�.
W jednej z g�r, otaczaj�cych p�aszczyzn�, na kt�rej wyl�dowa�a flotylla adept�w,
znajdowa�a si� ob-
szerna grota, stworzona po cz�ci przez sam� natur�, a po cz�ci ludzkimi r�kami
- i w niej zebra�o si�
oko�o dwudziestu ludzi. �ciany tej podziemnej sali by�y w wielu miejscach
zdobione rze�b�, ja�niej�ca
kula, przymocowana do jednej ze �cian, rozja�nia�a j� delikatnym b��kitnym
�wiat�em.
W obszernym zag��bieniu, w rodzaju niszy, znajdowa� si� wielki czerwony,
wyciosany w kszta�cie
tr�jk�ta kamie� do kt�rego prowadzi�o kilka stopni, a za� na wierzcho�ku owego
kamiennego tr�jk�ta
wznosi� si� du�ych rozmiar�w masywny krzy� z czystego z�ota, otoczony
fosforycznym blaskiem. Ze
sklepienia zwisa�o nad krzy�em siedem z�otych �wiecznik�w przedziwnej roboty, a
w ka�dym z nich p�o-
n�� osobliwy ogie�, odpowiadaj�cy kolorem t�czy.
5
To r�nobarwne �wiat�o mieni�o si� dziwnie i wytwarza�o cudown� gr� barw na
z�ocie i krysztale
wielkiego kielicha, mieszcz�cego si� u podn�a krzy�a, a za� z obu stron owego
kielicha le�a�o kilka
ksi�g du�ych rozmiar�w w metalowych oprawach.
W niewielkiej przyleg�ej grocie, o�wietlonej r�wnie� przymocowan� do �ciany kul�,
znajdowa� si�
st� i kamienne �awki.
Kilku ludzi, kl�cz�c przed ow� grot�, modli�o si� gor�co. Pok�oniwszy si� trzy
razy do ziemi, za�pie-
wali ch�rem dziwnie melodyjny hymn, a nast�pnie przeszli do przyleg�ej male�kiej
groty, gdzie jedni
usiedli za sto�em, a inni spacerowali tam i z powrotem; wszyscy wszak�e wydawali
si� wzburzeni, skon-
sternowani i zatopieni w g��bokiej, a powa�nej zadumie.
Byli to wszystko ludzie pi�kni, r�nych ras i typ�w, w kwiecie wieku, lecz
szczupli, bladzi i o wygl�-
dzie ascet�w.
Wszyscy oni jednakowo ja�nieli jakim� wewn�trznym �wiat�em, kt�re jakby
przenika�o poprzez sk�-
r�, opromieniaj�c po cz�ci chude i energiczne twarze i �wieci�o w ich
spojrzeniu, pe�nym rozumu oraz
silnej woli, lecz r�wnocze�nie przes�oni�tym g��bokim smutkiem.
Ludzie ci mieli na sobie ciemne sk�ry, przepasani byli sznurami, a na nogach
nosili s�omiane sanda-
�y.
Wreszcie jeden z nich, s�dz�c z wygl�du, starszy, przerwa� trwaj�ce milczenie i
rzek�:
- Bracia, trudy nasze sko�czone i mam nadziej�, z nimi r�wnie� i nasze ci�kie
do�wiadczenia.
- Zbli�a si� godzina, w kt�rej musimy stan�� przed naszymi dawnymi nauczycielami
i s�dziami,
a�eby zda� rachunek z olbrzymiego zadania, jakie na nas w�o�ono.
Dlatego te� zdaje mi si�, �e czas ju� zabra� dokumenty, jako dow�d naszych prac,
kt�re musimy
przedstawi� nauczycielom.
- Wprawdzie dzwon jeszcze nie zadzwoni�, lecz masz racj� bracie, przygotujmy
wszystko - odrzek�
na to jeden z m�czyzn, powstaj�c z miejsca.
Po tym przynie�li i u�o�yli na stole szereg du�ych ci�kich zwoj�w. Na jednych
by�y nakre�lone
astronomiczne po�o�enia gwiazd i ruchy planet, pocz�wszy od niepami�tnych czas�w,
inne zn�w zawie-
ra�y historie stopniowego rozwoju planety i �yj�cych na niej ras do maj�cych
nadej�� czas�w, a jeszcze
inne mie�ci�y w sobie szczeg�owy dziennik osobistej pracy ka�dego z nich, oraz
osi�gni�tych rezulta-
t�w.
Zaledwie uko�czyli rozdzielanie i wi�zanie w paczki owych drogocennych
dokument�w, gdy nagle
rozleg�y si� trzy wyra�ne d�wi�czne uderzenia dzwonu.
Wszyscy drgn�li i prawie jednocze�nie powstali, a niekt�rzy nawet zarumienili
si� ze wzruszenia.
- Przyst�pmy do ostatniego oczyszczenia i zanim staniemy przed naszymi s�dziami,
wznie�my
oczyszczaln� modlitw� - rzek� ten, kt�ry przem�wi� na pocz�tku.
W milczeniu podchodzili kolejno do �r�d�a, kt�re cienkim strumieniem bi�o w
�cianie groty i sp�ywa�o
do kamiennego basenu; myli w czystej wodzie twarz i r�ce, a nast�pnie powracali
do du�ej groty, gdzie
odm�wili modlitw� i od�piewali hymn; lecz posiada� on tym rzem ju� zupe�nie inn�
melodi�.
Dono�ne i silne d�wi�ki, przepe�nione wielk� rado�ci� i gor�c� wiar�, oddawa�y
chwa�� si�om dobra
i b�ogos�awie�stwo oczyszczenia, a podczas gdy si� rozlega�y te wspania�e pienia,
grota rozja�ni�a si�
cudownym, r�owym �wiat�em, a kielich pokry� si� w tej chwili snopem
o�lepiaj�cych promieni i nape�ni�
si� do po�owy z�ocistym p�ynem.
Uradowni i przemienieni zupe�nie, upajali si� zebrani tym czarownym widowiskiem.
Potem jeden
z nich wszed� na stopnie, wzi�� kielich i napi� si� z niego, a nast�pnie da�
pozosta�ym, kt�rzy r�wnie� pili
ze� tajemn� zawarto��.
Po chwili ten, kt�ry zdawa� si� by� starszym, wzi�� kielich, inny podni�s� z�oty
krzy�, a pozostali po-
dzielili mi�dzy sob� ksi��ki i zwoje, po czym, trzymaj�c ka�dy w jednej r�ce
niesiony przedmiot a w dru-
giej p�on�c� czerwon�, woskow� �wiec�, wszyscy skierowali si� ku schodom,
wykutym w skale i miesz-
cz�cym si� za jej zr�bem.
Na przodzie post�powali ci, kt�rzy nie�li kielich i krzy�, a za nimi szli
wszyscy pozostali; i ca�y ten
poch�d wst�powa� po schodach nie maj�cych, zdawa�o si�, ko�ca, a� wyszed�
wreszcie na male�ki
plac, ukryty po�r�d ostrych szczyt�w ska�. Zaledwie wszyscy zatrzymali si� tutaj,
gdy nagle rozleg� si�
g�o�ny, o dziwnych tonach, d�wi�k i w kotlinie zerwa� si� wicher, kt�ry
pochwyci� ich jak s�om� i z za-
e
wrotn� szybko�ci� poni�s� na szczyt g�ry.
Znale�li si� teraz na obszernej p�aszczy�nie, okolonej ska�ami i wysokimi g�rami;
nieopodal, po�r�d
wspania�ej ro�linno�ci sta� du�y budynek o nieznanym stylu. Szerokie schody
wiod�y na galeri� z kolum-
nami, kt�re swoim kszta�tem przypomina�y wierzcho�ki drzew, a pomi�dzy nimi w
wielkich kamiennych
naczyniach, w formie kielich�w, pali�y si� aromatyczne zio�a. Tutaj te� stan�li
przybysze z groty w swo-
ich prostych, szarych, roboczych ubraniach.
Z wy�yny tej otwiera� si� przed nimi przepi�kny cudowny krajobraz. Nieopodal
schod�w bieg�a w d�
droga, po obu stronach kt�rej, wida� by�o kwitn�ce krzewy. Droga ta wiod�a ku
obszernej polanie, na
kt�rej l�dowali przybyli z umar�ej planety.
Jeden za drugim przybija�y powietrzne statki i wychodzili z nich podr�ni,
zbieraj�cy si� w grupy.
Jedna z takich grup sk�ada�a si� z ludzi, okrytych zupe�nie d�ugimi zas�onami i
poprzez t� srebrzyst� tka-
nin� przebija�o jasne �wiat�o, jakby od rozpalonego do czerwono�ci metalu, a
wok� ich g��w ja�nia�y
szerokie kr�gi z�ocistych blask�w. Dalej stali magowie w swoich �nie�bobia�ych
szatach z promieniami
na czole, odpowiadaj�cymi ich stopniom (kt�re osi�gn�li przez sw� prac� duchow�)
i z migoc�cymi zna-
kami na piersiach, a za nimi, jakby zjawy �wietliste - maginie, rycerze Graala,
przypominaj�cy ul sre-
brzysty, adepci ni�szych stopni i wreszcie t�um ludzi, kt�rzy dost�pili �aski
przesiedlenia na drug� plane-
t�.
Ci ostatni po prostu znajdowali si� w stanie os�upienia, i dr��c skupiali si�
woko�o swoich opieku-
n�w.
Wielcy s�u�ebnicy �wiat�a na czele z hierofantami, nios�cymi kielichy,
uwie�czone krzy�ami, ruszyli
ku pa�acowi, gdzie oczekiwali ich pionierzy m�odzie�czej planety, kt�rzy
najpierw upadli przed nimi na
twarz, a nast�pnie przy��czyli si� do pochodu. Do wielkiej sali weszli tylko
wy�si magowie, maginie, ry-
cerze Graala i stan�li w g��bi p�kolem; za� po�rodku, przed najwy�szymi magami,
kt�rych oblicza za-
krywa�y d�ugie zas�ony, ustawi�a si� grupka pracownik�w nowego �wiata i z�o�y�a
u ich n�g przyniesione
dokumenty; potem podeszli ku nim adepci i oddali im krzy�, kielich i ksi�gi w
metalowych oprawach.
Po chwili w sali zaponowa�a g��boka cisza i rozleg� si� d�wi�czny g�os jednego z
tych, kt�rych twa-
rze by�y zas�oni�te.
- Pozdrawiam was, moje dzieci. Pracowali�cie m�nie i wytrwale, i tym
odkupili�cie grzechy swoje.
Niech�e spadn� �a�cuchy, przykuwaj�ce was do przesz�o�ci jak wi�ni�w! Niechaj
dawni wygna�cy po-
wr�c� oczyszczeni do rodziny s�ug �wiat�a i u�wi�c� swoje duchowe
zmartwychwstanie.
Promie� o�lepiaj�cego �wiat�a jak b�yskawica b�ysn�� z grupy wy�szych mag�w i
ognistym ca�unem
nakry� grupk� pracownik�w, jakby spalaj�c ich. A po chwili, kiedy ta jasna mg�a
si� rozwia�a, da�a si� wi-
dzie� cudowna przemiana. Zamiast poprzedniego sk�rzanego okrycia, pionierzy
nowej planety mieli te-
raz na sobie �nie�nobia�e szaty; na twarzach ich malowa�a si� podnios�a rado��,
kt�ra nadawa�a im wy-
raz przedziwnej pi�kno�ci, a za� na czo�ach ich ukaza�y si� pierwsze promienie
korony mag�w: u nie-
kt�rych po jednym, a u niekt�rych po dwa.
Przybysze ziemscy otoczyli ich ko�em, kolejno obejmowali i sk�adali �yczenia;
znale�li si� tak�e mi�-
dzy nimi i dawni przyjaciele, spotkanie z kt�rymi sprawia�o im wielk� rado��.
Jednak�e nowo wy�wi�ceni nie zapominali obowi�zk�w gospodarzy na nowej planecie,
kt�rzy po-
winni przyj�� przyby�ych go�ci. Przede wszystkim odprowadzili wy�szych mag�w do
przeznaczonych im
pomieszcze�, a innych podr�nych zaprosili do wielkiej sali, gdzie by� ju�
nakryty st� i przygotowany
skromny posi�ek, sk�adaj�cy si� z mleka, miodu, owoc�w i chleba.
Ebramar r�wnie� znalaz� przyjaciela pomi�dzy wygna�cami i umie�ci� go za sto�em
obok siebie.
- Jak�e jestem szcz�liwy, �e twoja pokuta ju� sko�czona, Udeo. Jeste�my ci
niewymownie
wdzi�czni z przyjaci�mi za przygotowany dla nas tak wspania�y pa�ac, kt�ry ju�
od chwili przybycia daje
nam wygodne schronienie - powiedzia� Ebramar.
Udea, pi�kny m�ody cz�owiek o powa�nym obliczu z du�ymi czarnymi, zamy�lonymi
oczami s�ysz�c
to westchn��.
- Czasu mieli�my dosy� do budowy. Lecz jest on co prawda, jeszcze za ma�y dla
pomieszczenia
was wszystkich, i dlatego te� przygotowali�my szereg grot, w kt�rych b�dziecie
mogli na razie umie�ci�
niewtajemniczonych.
Co za� si� tyczy wyg�d, to s� one wi�cej ni� skromne, tak jak i nasze przyj�cie.
7
Nie posiadamy kulinarnego komfortu, lecz cieszyli�my si�, �e mo�emy przygotowa�
i poda� wam
chocia� to, co mamy. Ka�dy kamie� tego domu by� dla nas symbolem nadziei, �e
mrok naszego �ycia
rozproszy si� kiedy� i �e wy zamieszkacie tutaj, a my za� b�dziemy po�r�d
r�wnych sobie, kt�rzy przy-
nios� tu skarby przesz�o�ci - �ywe wspomnienie o umar�ej ziemi, b�d�cej niegdy�
nasz� kolebk�.
- O, Ebramarze! �ycie, kt�re tutaj wiod�em, wydaje mi si� ci�kim koszmarem od
chwili, kiedy si�
ockn��em na tej planecie dzikiej i nieobrobionej, zamieszka�ej przez ni�sze
istoty, niezdolne mnie zrozu-
mie�. Wprawdzie mia�em i ja towarzyszy miedoli, lecz ca�e otoczenie by�o
straszn� udr�k�. �wiado-
mo��, �e sami byli�my przyczyn� naszej ci�kiej doli, �al i wyrzuty sumienia
przygniata�y po prostu du-
sz�. Byli�my wszak dos�ownie pozbawieni wszystkiego i pozostawieni sami tylko
naszej wiedzy, a jako
jedyn� rozrywk� mieli�my olbrzymi� prac�. Ci�ko i trudno by�o ...
Niekiedy my�la�em, �e padn� pod tym brzemieniem, takie by�o ono ci�kie. Lecz,
na nieszcz�cie
... by�em nie�miertelny!!
W g�osie Udei d�wi�cza�y prze�yte cierpienia i Ebramar mocno u�cisn�� jego r�k�.
- Odp�d� od siebie ci�kie wspomnienia, tym bardziej, �e nie czas teraz na nie,
kiedy ogrom spe�-
nionego zadania i blask zas�u�onej nagrody powinny zr�wnowa�y� ca�� gorycz
przesz�o�ci. Z�oty pro-
mie� na twoim czole, jako znak zas�u�ony, zdobytej na nowo nie�miertelnej korony
mag�w, zetrze
wszystkie b��dy i cierpienia. On ci o�wieca jasn� przysz�o��, a dalej p�jdziemy
ju� razem.
Oczy Udei zap�on�y mi�o�ci� i gor�c� wdzi�czno�ci�.
- Masz s�uszno��, Ebramarze. Pod twoj� opiek� i kierownictwem mam nadziej� ju�
bez �adnych
przeszk�d przej�� drog� do doskona�o�ci. Pozw�l mi podzi�kowa� sobie, wierny
przyjacielu, za wszyst-
ko, co dla mnie uczyni�e�. Nigdy nie opuszcza�e� mnie i nawet w najci�szych
godzinach moich pr�b
z dalekiej ziemi dochodzi�o do mnie gor�ce tchnienie twojej mi�o�ci, aby
pocieszy�, wesprze� i ul�y�
cierpieniom wygna�ca!
Ebramar u�miechn�� si� i zaprzeczy� ruchem g�owy, m�wi�c:
- Dasz mi w nagrod� to, co by�o moj� rado�ci�. A teraz, powtarzam, odp�d� od
siebie te wspomnie-
nia. P�niej pom�wimy dowoli o wszystkim. Zatem uczta nasza sko�czona. P�jd�my,
chc� zaznajomi�
ci� z moimi przyjaci�mi.
Podeszli obaj do nielicznej grupki os�b, stoj�cych przy oknie, i Ebramar
przedstawi� Ude� Narze i swoim
uczniom �).
- Oto dwaj m�ni i wytrwali pracownicy nauki: Supramati i Dachir. Prowadzenie
ich po drodze wst�-
powania by�o dla mnie prawdziwym zadowoleniem. A to: Narajana, m�j "marnotrwany
syn", kt�ry powr�-
ci� wreszcie do domu ojca. Sprawi� mi on wprawdzie nie ma�o przykro�ci, lecz i
rado�� tak�e. W jego
osobie przedstawiam ci najweselszego i najbardziej ziemskiego z mag�w; lecz
spodziewam si�, �e zo-
baczymy go w przysz�o�ci, na tej nowej planecie, jako zdobywc� i za�o�yciela
jakiego� wielkiego pa�-
stwa, kt�rego legendarne imi� zachowa si� w pami�ci ludzi a� do najodleglejszych
czas�w. �) Patrz po-
przednie utwory Pi�cioksi�gu: "Eliksir �ycia", "Magowie" i "�mier� Planety".
Wszyscy si� roze�mieli i po chwili przyjacielskiej pogaw�dki rozeszli si� do
pracy przy organizacji
miejsca nowego swego osiedlenia.
W celu bli�szego obja�nienia podanych wy�ej fakt�w i wyt�umaczenia obecno�ci
cz�onk�w bractwa
nie�miertelnych na nowej planecie, uwa�am za niezb�dne poda� ni�ej pewne
wyja�nienia.
Pomimo surowej dyscypliny i ci�kiej pracy, jakim podlegaj� cz�onkowie tajemnego
bractwa, adepci
pozostaj� jednak lud�mi, i niejeden z nich, przy ca�ym ogromie zdobytej wiedzy,
zaledwie powierzchow-
nie ujarzmia tl�ce si� w g��bi jego istoty s�abostki. Ludzie tacy ulegaj�
niekiedy nieujarzmionym jeszcze
nami�tno�ciom i pod ich wp�ywem dokonuj� nieraz rzeczy tak dalece ubli�aj�cych
im, jako adeptom, �e
wydalenie przest�pc�w z gminy bractwa staje si� konieczno�ci�.
Jednak�e zwyczajne usuni�cie takich ludzi ze tego �rodowiska wydaje si� czym�
nader niebez-
piecznym, poniewa� rozporz�dzaj� oni wielk� si��, nadu�ycie kt�rej mo�e
spowodowa� wiele z�ego; po-
nadto, b�d�c wtajemniczonymi w wielkie sekrety nauki, mogliby nawet naruszy�
naturalny bieg zdarze�,
gdyby zechcieli rozszeczyc swoje wiadomo�ci w�r�d t�umu, dostatecznie
rozwini�tego umys�owo, a�eby
je przyj��, atoli zbyt ograniczonego, �eby u�y� ich do dobrych cel�w. Jak
jednakowo� uwolni� si� od ta-
kich niebezpiecznych wsp�braci? Pozbawi� �ycia tych, kt�rzy spo�yli pierwotn�
materi� nie jest rzecz�
�atw�.
8
Dlatego te� winnym daje si� do wyboru albo umrze� dobrowoln� i niezwykle bolesn�
�mierci� przez
powolne roz�o�enie organizmu za �ycia, albo te� po prostu odjazd w charakterze
krzewicieli �wiat�a na
now� planet�, przeznaczon� dla przysz�ych prawodawc�w, lecz znajduj�c� si�
jeszcze na niskim stop-
niu rozwoju. Tam musz� oni pracowa� do czasu oznaczonego dla nich przez
nauczycieli, lub do ich
przybycia.
Swoj� olbrzymi� wiedz� maj� oni prawo i nawet s� zobowi�zani stosowa� wy��cznie
dla dobra tego
�wiata, dzia�aj�c podobnie, Jak Dachir i Supramati na wyspie pustynnej, a
jednocze�nie nie maj� mo�-
no�ci przekaza� tej wiedzy istotom ni�szym, bo te s� zupe�nie niezdolne do jej
przyj�cia.
B�d�c pozbawieni rozkoszy i nawet wyg�d "Wielkich Babilon�w", gdzie szczeg�lnie
obfite s� poku-
sy i niskie nami�tno�ci, i skazani na �ycie w pustyni, wygna�cy ci zmuszeni s�
zajmowa� si� ustawiczn�
prac�. Wiedza ich musi przy�piesza� rozw�j nieobrobionych miejsc i obserwowa�
r�wnowag� dziewi-
czej ziemi, obfituj�cej w si�y i bogactwa przyrody. Na nich ci��y r�wnie�
obowi�zek opisywania powolne-
go rozwoju planety i pierwotnych jej mieszka�c�w, a�eby potem m�c zda� rachunek
z przygotowaw-
czych prac przed zwierzchnikami.
Pokuta jest zwykle ci�ka, lecz przez ni� oczyszcza si� wielki wygnaniec, zmywa
z siebie dawne
b��dy i jednocze�nie t� drog� podnosi si� z upadku.
Takich skazanych, kt�rzy jako pokut� wybrali ci�k� prac� na innym �wiecie,
Najwy�sza Rada po-
gr��a�a w stan letargu, a wy�si wtajemniczeni odwozili ich na now�, odleg��
planet� - teren przysz�ej
dzia�alno�ci wielkich kap�an�w zgas�ego �wiata.
Wygna�cy zaopatrywali si� tylko w to, co najniezb�dniejsze: instrumenty magiczne,
mog�ce si�
przyda� drobiazgi, przybory i bibliotek�, pomys�owo i m�drze zestawion�, nie
tylko z naukowych prac
i wskaz�wek, lecz i takich, kt�re s�u�y�by im i dla odpoczynku umys�u.
Na pro�b� przyjaci� wygna�com dodawano tak�e niekt�re przedmioty komfortu i
wreszcie dawano
im wszystko niezb�dne dla sprawowania s�u�by bo�ej, aby mogli �ci�ga� czyste
emanacje, potrzebne
w celu zr�wnowa�enia atmosferycznych pr�d�w i kierowania si�ami chaosu.
Grupa wygna�c�w, kt�ra tylko co uczci�a swoje duchowe zmartwychwstanie,
poprzedza�a bezpo-
�rednio nadej�cie uchod�c�w z umar�ej planety. Jedni z nich przebywali tu ju�
dawno, a inni osiedlani
bywali znacznie p�niej, lecz wszyscy bez wyj�tku zas�u�yli na przebaczenie i
przywr�cenie im praw
przez wykonanie olbrzymiej pracy i przyk�adne �ycie. Rozrzuceni po r�nych
miejscach i z dala od sie-
bie, lecz jako znakomici znawcy wszystkich ga��zi magii, poddaj�cej ich w�adzy
duchy �ywio��w, wy-
gna�cy ci szukali w takiej pracy zapomnienia przed szalon�, nurtuj�c� ich dusze
rozpacz�. Olbrzymy
wiedzy, chocia� wci�� jeszcze dr�czeni pych� i r�nymi nami�tno�ciami, ludzie ci,
wyrwani ze swego
�rodowiska, byli samotni w tych bezp�odnych pustyniach, gdzie otacza�y ich
jedynie szum fal i grzmoty
burz. I tak stopniowo nadawali oni inny kierunek swoim ambicjom.
Pozbawieni mo�no�ci rz�dzenia narodami, stwarzania pa�stw i pokonywania rywali,
zacz�li walczy�
z chaotycznymi �ywio�ami i rz�dzili armiami duch�w- pracownik�w. Kiedy pos�uszna
ich �wiadomej wo-
li burza ucich�a, ziemia wstrz�sn�a si� i poddawa�y wody, zraszaj�c pustynne
doliny, wtedy w ich zbola-
�ych sercach budzi�a si� duma innego rodzaju i doznawali przyjemnej �wiadomo�ci
swojej olbrzymiej
wiedzy; w ogniu tej pracy dusze ich oczyszcza�y si� powoli, niskie nami�tno�ci
spala�y si� i zaczyna�o
o�wieca� ich nowe �wiat�o rozumu. I w�wczas �atwo u�wiadamiali sobie marn�
bezwarto�ciowo�� ziem-
skiej pychy, kt�ra by�a przyczyn� ich zguby. Jak�e ma�o warte okazywa�o im si�
w�wczas panowanie
nad g�upim, n�dznym, schlebiaj�cym, s�u�alczym, wyst�pnym, wyuzdanym i
rozpasanym t�umem, lub
przemijaj�cymi, jak zjawy, kr�lestwami w por�wnaniu z bezwzgl�dn� w�adz� nad
si�ami przyrody. I po-
chylali si� w�wczas w pokorze przed Bosk� m�dro�ci� i mi�osierdziem, kt�re
pozwoli�o im odkupi� ich
winy wobec niewzruszonych praw przez owocn� prac� na tej m�odzie�czej ziemi,
stanowi�cej w koronie
Przedwiecznego nieobrobiony jeszcze brylant.
9
Rozdzia� drugi
Od chwili przyjazdu w osiedlu ziemskich przybysz�w zawrza�a gor�czkowa czynno��.
Jedni spo-
�r�d uczni�w wielkich mag�w budowali spiesznie woko�o siedziby swoich
nauczycieli potrzebne labora-
toria, przygotowywali instrumenty itd., inni zn�w asystowali przy rozpakowywaniu
i porz�dkowaniu dro-
gocennych r�kopis�w, zawieraj�cych historie i naukowe wywody o zaginionej
planecie.
Wszystkie przywiezione skarby przesz�o�ci by�y rozmieszczane w podziemiach,
przygotowanych
w tym celu przez adept�w - wygna�c�w.
Bardzo nieszcz�liwymi czuli si� ziemianie, przywiezieni przez mag�w. Oderwani
od swoich rodzin,
przyzwyczaje� i d�br ziemskich, podobni byli do przera�onego stada, tulili si�
do siebie l�kliwie i wygl�-
dem swoim wzbudzali lito��. Lecz opiekunowie ich widzieli ten duchowy nie�ad
s�abych dusz i szybko
stosowali energiczne �rodki, kt�re mia�y ich wyprowadzi� ze stanu odr�twienia i
rozpaczy. Rozumiej�c,
�e najlepszym lekarstwem w takich wypadkach bywa praca, magowie podzielili ich
przede wszystkim na
grupy, poleciwszy zaj�� si� urz�dzeniem w�asnych pomieszcze� w przeznaczonych
dla nich grotach,
lub te� pomaga� adeptom w pracach mniej skomplikowanych
Bardziej rozwini�ci i czynni spo�r�d ziemskich przybysz�w szybko oswoili si� i
poj�li, �e sprawa
w og�le nie przedstawia si� tak �le. Miejscowo�� by�a po prostu istnym rajem
ziemskim, tak pod wzgl�-
dem pi�knego po�o�enia, jak r�wnie� wspania�ego i nie daj�cego si� opisa�
bogactwa pysznej ro�linno-
�ci i przyjemnego klimatu. A wi�c energiczniejsza cz�� cudzoziemc�w potrafi�a
o�ywi� i zaj�� innych,
bardziej ograniczonych umys�owo i o s�abej woli, i po kr�tkim czasie male�ka
armia ziemian gor�co
wzi�a si� do budowy i przygotowywania sobie chwilowych mieszka� oraz
rozmieszczania olbrzymiego
inwentarza, przywiezionego przez powietrzn� flotyll�.
Zaledwie up�yn�y trzy tygodnie, a ju� pierwsze roboty by�y uko�czone.
Laboratoria wy�szych ma-
g�w funkcjonowa�y prawid�owo, a uczniowie ich pracowli, przekazuj�c polecenia
nauczycieli magom ni�-
szych stopni. Po czym na zgromadzeniach uczonych zosta�y opracowane i okre�lone
programy tych
szczeg�lnie wa�nych tajemnych prac, kt�re mia�y s�u�y� za podstaw� przysz�ych
los�w i wychowania
przysz�ych ras.
- Bracia! - rzek� jeden z wy�szych hierofant�w, przewodnicz�cy na zebraniu.
- Dot�d pierwszym naszym obowi�zkiem jest zaj�cie si� przywiezionymi lud�mi,
kt�rzy z przezna-
czenia maj� by� j�drem przysz�ych ras i cywilizacji. Uzbrojeni s� oni w siln�
wiar�, dzi�ki kt�rej zostali
uratowni, lecz to nie wystarczy im dla przyswojenia i przyj�cia wk�adanego na
nich obowi�zku. Nie �atwa
to sprawa zetkn�� si� z dzikimi narodami w charakterze krzewicieli nauki, aby
zaszczepi� w nich pierw-
sze poj�cie rzemios� i sztuk, rozwin�� nieokrzesany ich umys� i ugruntowa� prawa
w celu ujarzmienia
okrutnych, zwierz�cych nami�tno�ci tych pierwotnych ludzi. Wszak i oni sami,
przedstawiciele starej cy-
wilizacji, kt�ra dosi�g�szy swych szczyt�w, zag�uszy�a sprawiedliwie prawa
swoich praojc�w, musz� by�
o�wieceni w poznaniu sprawiedliwo�ci i dobra.
A�eby wychowa� z nich nauczycieli ni�szych ras, potrzebne s� nam szko�y i czas,
kt�rego co praw-
da mamy na szcz�cie pod dostatkiem. A wi�c prac� trzeba rozpocz�� od budowy
miasta, kt�re pomie-
�ci w sobie szko�y wtajemniczenia; do celu tego wykorzystamy oczywi�cie tajemne
si�y, jakimi rozporz�-
dzamy, a kt�re umo�liwi� nam sko�czy� dosy� szybko to pierwsze nasze dzie�o. Z
czasem poznanie
tych si� wejdzie w sk�ad tajemnic naszych �wi�ty�, gdzie te� b�d� przebywa�
os�oni�te do czasu, a� od-
kryj� je przysz�e pokolenia.
Po dok�adnym om�wieniu, ostatecznym okre�leniu i wybraniu miejsca pod budow�
boskiego miasta,
rozdzieliwszy prac� pomi�dzy cz�onk�w, odpowiednio do specjalno�ci ka�dego z
nich, zebrani rozeszli
si�; a tylko nieliczna grupka naszych dawnych przyjaci� pozosta�a na trasie,
przelegaj�cym do pokoju
Narajany, jaki ten�e zajmowa� i dok�d zaprosi� ich razem z Ude�, z kt�rym bardzo
si� zaprzyja�ni�.
W czasie podr�y na now� planet� Narajana by� bardzo ponury; prawdopodobnie
ci�ko mu by�o
rozsta� si� z Ziemi�, lecz tego dnia wiecznie zadowolonemu z �ycia i weso�emu
magowi powr�ci� jego
dobry nastr�j.
Na tarasie sta� nakryty st� ze smacznymi i znakomicie przyrz�dzonymi zak�skami,
sk�adaj�cymi si�
z warzyw i owoc�w. Go�cie raczyli si� nimi, daj�c tym wyraz uznania gospodarzowi
i Ebramar z u�mie-
chem zapyta�, czy to sam Narajana tak smacznie i po mistrzowsku przyrz�dzi�
obiad.
40
- Uchowaj Bo�e, �ebym mia� wala� sobie r�ce tak� prac� - odrzek� ten�e z wyrazem
che�pliwo�ci
w g�osie.
- Przywioz�em ze sob� kucharza z lokajem, i jak widzicie, obs�uguj� mnie dosy�
zno�nie.
Zauwa�ywszy zdziwienie Supramatiego i innych go�ci, za wyj�tkiem u�miechaj�cego
si� dyskretnie
Ebramara, czym dobrodusznie wskazywa�, �e Narajana nie zatraci� swoich
administracyjnych zdolno�ci,
ten weso�o rzek�:
- Pos�uchajcie, prosz�, przyjaciele, jak to si� sta�o: Zdarzy�o si� to
ostatniego dnia, kiedy nasza sta-
ruszka ziemia dr�a�a w konwulsjach przed�miertnych i ja mia�em zamiar wsiada�
ju� do swego wozu po-
wietrznego, aby jecha� na punkt zborny naszej flotylii. Przyznam si�, �e w duszy
mojej by�o tak samo
ciemno, jak i wsz�dzie woko�o. Nagle dw�ch oszala�ych ze strachu ludzi rzuci�o
mi si� pod nogi, czepia-
j�c si� ubrania i b�agaj�c, abym ich ratowa�, za co obiecywali zachowa� wieczn�
wdzi�czno��. Chcia�em
ju� odepchn�� natarczywych petent�w, lecz, ku wielkiemu memu zdziwieniu,
pozna�em w nich s�ugi bo-
gacza Salomona, kt�rego sam przezwa�em nowym Lukullusem. Jednego z nich zna�em
jako znakomite-
go kucharza, to te� natychmiast zorientowa�em si� �e tam, dok�d zd��amy przyda
mi si� niezawodnie
obs�uga. Na sam� my�l, �e przyjdzie mi e� jak�� piecze� z korzeni, zmajstrowan�
by� mo�e przez ma�-
p�, lub przez jakiego� potwora, przeszed� mnie dreszcz, a samemu gotowa� nie
u�miecha�o mi si� wca-
le. Z drugiej zn�w strony, pomy�la�em sobie, �e mie� za lokaja jednookiego, lub
tr�jokiego s�ug�, brr...
To �e taki s�uga widzia�by albo zbyt wiele, albo te� ca�kiem ma�o, przej�o mnie
wstr�tem. Wypadek
przyszed� mi z pomoc�, a ci obaj biedacy pod wzgl�dem ci�aru, nie przedstawiali
�adnej prawie warto-
�ci.
- Wierzycie wy w Boga? - surowo zapyta�em ich.
- A jak�e� nie wierzy� w kar� Bo�� kiedy si� widzi straszne nast�pstwa Jego
gniewu - odrzekli obaj
z p�aczem.
- A czy w Pana naszego Jezusa Chrystusa wierzycie?
- Bada�em ich dalej.
Obaj prze�egnali si�, i nie przestaj�c czepia� si� mnie, jak pijawki, zaklinali
si� na krzy�, m�wi�c, �e
jedyna ich nadzieja w mi�osierdziu Zbawiciela.
W�wczas szybko wyj��em flakon z uprzednio ju� przygotowan� do u�ycia pierworodn�
esencj� i da-
�em ka�demu z nich napi� si�, umie�ciwszy ich przedtem w swoim samolocie.
A kiedy przyby�em na punkt zborny, Niwara obieca� mi zabra� tych dw�ch ludzi,
kt�rzy spali cichut-
ko, jak dwa sus�y, i ockn�li si� dopiero tutaj.
A poniewa� m�odzie�cy ci s� bardzo pomys�owi, to zakrz�tneli si� ju� tutaj i
kucharz przedstawi� mi
spis jadalnych produkt�w, kt�re przed chwil� pr�bowali�cie. Co si� tyczy lokaja,
to jest po prostu cho-
dz�ca serdeczno��, a nabo�ny przy tym, jak tylko mo�na sobie wyobrazi�.
Niezmiernie jestem zadowolony, drodzy przyjaciele, �e mog�em was przyj�� zno�nym
obiadem!
A teraz kochany Udeo, dzi�kuj� ci i twoim przyjacio�om za to, �e�cie
przygotowali tak znakomite
mieszkanie dla nieszcz�snych �eglarzy powietrznych.
M�wi�c to, Narajana kilka razy energicznie uca�owa� siedz�cego obok siebie Ude�
ku wielkiej ucie-
sze obecnych, nie wy��czaj�c oswojonego ju� przyjaciela, kt�ry dawno ju� si� nie
�mia�. Nawet i inni
magowie, powa�ni i skupieni i od dawna przygn�bieni prze�ytymi zdarzeniami, tym
si� rozweselili i ser-
decznie si� u�mieli.
Kiedy po chwili wstali z za sto�u, Ebramar po�o�y� r�k� na ramieniu Narajany i
rzek� przyja�nie:
- Marnotrwany m�j synu, jeste� istotnie najbardziej "ziemski" ze wszystkich
mag�w. Pomimo czasu
i prze�ytych do�wiadcze� wiekowych, pomimo wiedzy i stopnia doskona�o�ci,
zachowa�e� m�odzie�cz�
rado�� �ycia.
Chowaj w sobie ten niebieski dar i dziel si� nim ze wszystkimi, co ci� otaczaj�,
gdy� rado�� jest naj-
lepszym wsparciem w pracy i czyni l�ejszym ka�de zadanie.
W czarnych oczach Narajany mign�o zadowolenie i wdzi�czo��.
- Dzi�kuj� ci, drogi nauczycielu, i postaram si� by� zawsze weso�ym, nawet kiedy
zdob�d� siedem
promieni, co nast�pi jednak jeszcze nie pr�dko. A tymczasem oczekuje mnie
przyjemne zaj�cie, kt�re
zajmie mnie ca�kowicie: budowa pa�acu. Chcia�bym, a�eby on by� jednym z
najlepszych w mie�cie.
- Mo�esz w zupe�no�ci zadowoli� sw�j smak i wznie�� rzeczywi�cie czarowny zamek
- zauwa�y�
//
Udea.
- Wszystkie metale znajduj�ce si� tutaj s� jeszcze w stanie p�p�ynnym, a wi�c
s� mi�kkie. S� tu
tak�e kryszta�y, posiadaj�ce niezwykle dziwne odcienie i w og�le materia�y,
mog�ce zaspokoi� wszyst-
kie wymagania, a twoja intuicja artysty podpowie ci, co wybra�.
- Dzi�kuj� ci, Udeo i b�dziesz �askaw wskaza� mi te �r�d�a dla wykorzystania ich
do wynalazk�w.
A ty za�, Ebramarze, czy tak�e zaczniesz od budowy swojego domu? Jest to, zdaje
mi si�, sprawa naj-
pilniejsza i zarazem najprzyjemniejsza.
- Nie przecz�, �e bardzo przyjemnie jest urz�dzi� w�asne ognisko, lecz s�dz�, �e
inne budowle s�
jeszcze potrzebniejsze - odrzek� mag, kiwaj�c g�ow�.
- Nie zapominaj, �e jeste�my tu nie tylko dla naszej przyjemno�ci, a przede
wszystkim moc� wiel-
kiego przeznaczenia jeste�my tu dla dojrzewania planety. Z masy przywiezionych
przez nas tu ludzi,
musimy wychowa� kr�l�w, kap�an�w, s�ugi przysz�ych rz�d�w, artyst�w,
rzemie�lnik�w i zwyk�ych robot-
nik�w. Nie �atwo jest przejrze� i uczyni� odpowiedni wyb�r w tej ludzkiej masie
i wykszta�ci� j� tak, �eby
ka�dy z w�asnej tylko woli wype�ni� swoje krzewicielskie obowi�zki wobec
otaczaj�cych nas dzikich, bar-
barzy�skich plemion. A zatem z tego punktu widzenia uwa�am za najbardziej wa�n�
i potrzeb� budow�
szk� i �wi�ty� wtajemniczenia i dopiero po dokonaniu tej pracy b�dziemy mogli
przyst�pi� do tworzenia
pa�stw.
Narajana podrapa� si� za uchem.
- Ty jeste� zawsze uosobieniem bezinteresowno�ci, Ebramarze, ale poniewa�
dzisiaj zdecydowano
rozpocz�� prac� od za�o�enia naszego miasta, to przecie� trzeba tam b�dzie i �y�.
- B�d� spokojny, niecierpliwcze, zapominaj�cy zawsze o tym, �e po�piech jest
oznak� niedoskona-
�o�ci.
Wszystko b�dzie i dokona si� bardzo pr�dko, poniewa� rozporz�dzamy mo�liwo�ciami
uproszcze-
nia i sprowadzenia wszelkiej pracy do minimum. Czy� zapomnia�e�, �e posiadamy
si�y i instrumenty,
kt�re krajaj� granit, jak mi�kki wosk, obracaj� w popi� wszelkie przeszkody i
podnosz� ci�ary, r�wna-
j�ce si� wadze piramidy jak snopy s�omy.
Si�y te pomog� nam przenie�� masy, z kt�rych zostan� wzniesione �ciany naszych
pa�ac�w i szk�;
ta sama si�a wykuje tak�e w g�rach podziemne �wi�tynie, przyozdobi je olbrzymi�
i zadziwiaj�c� rze�b�
i wykuje groty i galerie. A w dalekich, przysz�ych wiekach, ludzie-pigmeje b�d�
z wielkim zdziwieniem
ogl�da� te podziemne miasta i "cyklopowe" gmachy; i ze zdumieniem zapytaj�
siebie, jakie� to pokole-
nie olbrzym�w i czyje� to r�ce zdo�a�y w niepami�tnych czasach wyku� w
skalistych masywach takie cu-
da sztuki o rozmiarach nadludzkich?
Nasza nieszcz�sna, zmar�a ziemia posiada�a r�wnie� podobne archaiczne pomniki i
uczeni w swojej
zabawnej niewiedzy, nie umieli wskaza� epoki, do kt�rej nale�a�o je zaliczy�, a
stworzone one by�y istot-
nie przez olbrzym�w, lecz olbrzym�w wiedzy wczesnego zarania cywilizacji.
- Drogi nauczycielu, ty jak zawsze, masz s�uszno�� - odrzek� wzruszony Narajana.
- Dlatego te� najwi�kszym, najpi�kniejszym i najbogatszym z pa�stw, utworzonych
przez nas, po-
winno by� to, w kt�rym ty zasi�dziesz na tronie.
Ebramar u�miechn�� si� i przyja�nie spojrza� na niego.
- Dzi�kuj� ci za wyra�ony zachwyt, lecz ja nie mam zamiaru panowa�; b�d� nada�
s�u�y� naszej
og�lnej sprawie w charakterze kap�ana, nauczyciela i siewcy �wiat�a w wielkiej
�wi�tyni naszego przy-
sz�ego miasta - "Miasta Bog�w", jak je nazw� w podaniach przysz�e wieki, dok�d
zst�pili mieszka�cy
nieba i sk�d wysz�y boskie pokolenia, kt�re nast�pnie rz�dzi�y narodami "Z�otego
wieku". A potem w py-
le wiek�w, znikn� i sami bogowie wraz z ich miastem, a wielkie tajemnice i
straszne prawdy, zbyt ci�kie
dla rozumu narod�w, pe�zn�cych powoli po drabinie umys�owego i fizycznego
doskonalenia si� okryj�
si� nieprzeniknion� zas�on� "legendy" i przechowaj� si� w pami�ci ludzkiej
jedynie jako: "owoc fantazji
ludowej".
A prawdy te i tajemnice, kt�rych pojmowanie b�dzie zatarte, zmieni� si� w
straszne i niewidzialne
potwory, u�miercaj�ce ka�dego, kto o�mieli�by si� walczy� z nimi, lub pr�bowa�by
ujarzmi� je...
W g�osie wielkiego maga d�wi�cza� g��boki smutek, kt�ry udzieli� si� tak�e
Narajanie; jego p�omien-
ny wzrok przes�oni� si� mg��, a z piersi wydar�o si� westchnienie.
- Ci�kie i niepoj�te jest prawo, kt�re sprawia, �e wszystko przemija: i
wielowiekowe �ycia i olbrzy-
42
mie dzie�a... Nasze imiona, a z nimi tak�e i nasze czyny rozwiej� si� we mgle
mit�w; i wiele to ju� b�-
dzie, je�eli narody zachowaj� o nas pami�� pod postaci� wielkich,
zastraszaj�cych uroje�. Wszytko bez
wyj�tku pocha�ania czas...
- W wieczno�ci - WIECZNYM jest tylko Niepoj�ty, z Kt�rego wszystko wyp�ywa. B�d�
zadowolony,
�e jeste� iskr� Bo��, wieczn� jak i jej Tw�rca; a co si� tyczy bezwarto�ciowych
praw ludzkich, to musz�
one podporz�dkowa� si� prawu powszechnemu. Pod tym wzgl�dem my jeste�my
szczeg�lnie uprzywi-
lejowani i obdarzeni przez los, kt�ry zgotowa� nam zaszczyt by� pierwszymi
prawodawcami planety;
lecz dlatego nie powinni�my nigdy zapomina� o tym, jak wielk� odpowiedzialno��
wk�ada na nas to za-
szczytne miano. A wi�c synu m�j, spe�nimy sw�j obowi�zek i b�dziemy szczerze i
gorliwie pracowali,
nie troszcz�c si� o przysz�o��, zbyt jeszcze odleg�� - powa�nym tonem zako�czy�
Ebramar.
W nast�pnych dniach zacz�a si� bezustanna praca.
Jedna cz�� adept�w zaj�a si� grupowaniem przywiezionych ziemian, tworz�c z
nich, stosownie
do zdolno�ci i stopnia rozwoju oddzia�y robotnik�w do budowy miasta mag�w. W tym
samym czasie,
wy�si adepci opracowali i wykonali plany wy�szego i podziemnego miasta, gdzie
mia�y by� wybudowa-
ne �wi�tynie dla naj�wi�tszych tajemnic, i przechowania dokument�w, lub
archaicznych skarb�w, oraz
pami�tek umar�ej Ziemi. Maginie zn�w ze swej strony grupowa�y kobiety i
przydziela�y im prace przygo-
towawcze, kt�re s�u�y�y tak dla ostatecznego zaopatrzenia kolonii, jak r�wnie� i
dla przysz�ych szk�.
W czasie, kiedy to si� dzia�o w g�rskich krainach, gdzie wyl�dowali uciekinierzy
z umar�ej planety,
w�r�d mieszka�c�w las�w i dolin trwa�o wielkie poruszenie.
Wsz�dzie dotar�a ju� wie�� o przybyciu bog�w i ci, kt�rzy byli nieobecni przy
tym niezwyk�ym zda-
rzeniu, spieszyli do szcz�liwych, naocznych �wiadk�w.
Z wielk� ciekawo�ci� spogl�dali w stron� g�r, za kt�rymi skry�a si� powietrzna
flotylla, lecz zbli�a�
si� ku nim nie pozwala� im jaki� zabobonny strach. Czasami ciekawi widzieli nad
szczytami g�rskimi
dziwne znaki i snopy ognia, lub te� spostrzegali, jak od czasu do