15548

Szczegóły
Tytuł 15548
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15548 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15548 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15548 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Wiera Iwanowna Krzy�anowska Pi�cioksi�g ezotoryczny dziewi�ciotomowy PRAWODAWCY Tom I wydane przez POWR�T DO NATURY Katolickie publikacje 80-345 Gda�sk-Oliwa ul. Pomorska 86/d tel/fax. (058) 556-33-32 Spis rozdzia��w Rozdzia� I str - 2 Rozdzia� II str - 10 Rozdzia� III str - 21 Rozdzia� VI str - 34 Rozdzia� V str - 51 Rozdzia� VI str - 66 IPip&wcDdlsiwcsy TOM I Rozdzia� pierwszy S�o�ce zachodzi�o, zalewaj�c purpurowymi promieniami olbrzymi� r�wnin�, z jednej strony obramo- wan� ciemn� �cian� las�w, a z drugiej �a�cuchem g�r r�wnie� pokrytych lasem. Niekt�re spiczaste szczyty dosi�ga�y zawrotnej wysoko�ci i by�y pokryte �niegiem, kt�ry zachodz�ce s�o�ce z�oci�o i stroi�o w purpur�; stoki g�r i doliny osnuwa�y si� ju� liliow� mg�� wieczorn�. Na ca�ej r�w- ninie ros�a g�sta i wysoka trawa, podobna zupe�nie do naszych zb�, po�r�d kt�rej, gdzie niegdzie, roz- rzucone by�y grupki drzew z olbrzymimi wierzcho�kami i pot�nym ulistnieniem, tworz�cym prawie nie- przejrzan� kopu��. Tej okaza�ej i jednocze�nie wspania�ej ro�linno�ci odpowiada�y tak�e i liczne stada pas�ce si� w dolinie. Olbrzymich rozmiar�w i dziwacznego kszta�tu zwierz�ta swawoli�y, lub te� leniwie rozci�gni�te na trawie wygrzewa�y si� na s�o�cu. D�ugie, gibkie ich cia�a zako�czone by�y ogonem, podobnie jak u smo- ka; dwie pary kr�tkich i grubych n�g s�u�y�y im dla poruszania si� po ziemi i ogromne skrzyd�a, podobne do orlich, pozwala�y unosi� si� w powietrze; w�ska, z du�ymi, rozumnymi oczami, g�owa podobna by�a do ko�skiej. Zwierz�ta te by�y albo czarne jak kruki, albo srebrzysto-bia�e, lub te� z�ocisto-ksztanowate z zielonawym odcieniem. Nieopodal od tego osobliwego stada, w cieniu g�stej zieleni drzew, zebra�a si� liczna grupa m�- czyzn olbrzymiego wzrostu. Za jedyne okrycie ich miedziano-czerwonego cia�a, s�u�y�a im sk�ra zwie- rz�t, opasuj�ca biodra. Szorstkie, czarne i kosmate w�osy spada�y im na ramiona, a ordynarne twarze z wystaj�cymi ko��mi policzkowymi by�y bez zarostu. Uzbrojeni byli w grube s�kate maczugi i kr�tkie kamienne topory, zatkni�te za pasem; ka�dy z nich mia� woko�o r�ki okr�cony d�ugi sznur, zaopatrzony przy ko�cu w kamie�. Jedni siedzieli na grubych pniach, inni zn�w le�eli na trawie, rozmawiaj�c ze so- b�, a gard�owe ich d�wi�ki rozlega�y si� do�� daleko. Byli to najwidoczniej pasterze, a nieopodal od nich wida� by�o wielkie kosmate zwierz�ta, ze ster- cz�cymi uszami i ostrymi z�bami; z kt�rych jedne le�a�y na trawie, a inne zn�w, porykuj�c, snu�y si� po- �r�d stada i widocznie r�wnie� ich strzeg�y. Nagle jeden z owych m�czyzn powsta� i wskaza� r�k� na grup� id�cych ku nim kobiet, kt�re mo�na by�o rozpozna� po d�ugich w�osach i wystaj�cych piersiach. Wysz�y one z pobliskiego lasu i szybko zbli- �a�y si� w stron� pasterzy. Podobnie jak i m�czyzn, jedyne ich okrycie stanowi�y fartuchy z plecionej trzciny. W koszykach, o kszta�tach najzupe�niej pierwotnych i w rogo�ach kobiety te nios�y pasterzom po�y- wienie. By�y tam owoce, r�ne korzenie i surowa ryba; a w czarkach z brzozowej kory, znajdowa� si� ja- ki� ��tawy i bardzo pachn�cy p�yn. Postawiwszy jedzenie u n�g m�czyzn, kobiety pad�y przed nimi na twarz, a nast�pnie szybko si� podnios�y i z o�ywieniem zacz�y co� opowiada�, czym wywo�a�y widocznie poruszenie w�r�d pastu- 2 ch�w. - Jaskiniowy cz�owiek zwo�uje nas! Po co? - zapyta� ze zdziwieniem jeden z m�czyzn, widocznie zafrasowany. - Czy nas tylko wzywa, czy tak�e i innych pasterzy? - z niemniejszym zaciekawieniem spyta� drugi. - Pos�aniec m�wi�, �e go�cy rozeszli si� po lasach i dolinach. Zebra� si� za� maj� w dolinie �wi�te- go kamienia tylko starsi i ci, kt�rych on sam specjalnie wskaza� - odpowiedzia�a jedna z kobiet. Szybko zjad�szy przyniesione im po�ywienie, wszyscy pu�cili si� w drog�; pozostawiaj�c stada na opiece ps�w. Kiedy dosi�gli lasu, w�wczas weszli w g�stwin� i skierowali si� ledwie widoczn� w zaro�lach �cie�- k�. Drzewa by�y olbrzymiej wysoko�ci; wszystka za� ro�linno�� by�a nad podziw pot�na i owocuj�ca, podobnie jak i owa m�odzie�cza ziemia, kt�ra j� rodzi�a. Po do�� d�ugiej podr�y, gromada id�cych wysz�a na obszern� polan�, otoczon� zewsz�d wysokimi drzewami; grube pnie tych olbrzym�w by�y puste i s�u�y�y za mieszkanie pierwotnym ludziom. Osobliwe te legowiska wszystkie wys�ane by�y sk�rami zwierz�t, a wewn�trz nich znajdowa�y si� na- wet domowe sprz�ty, wykonane z kory, oraz zapasy prowiantu. Kobiety krz�ta�y si� po gospodarstwie, a zupe�nie nagie dzieci biega�y wok� tych dziwnych dom�w i weso�o swawoli�y na �wie�ym powietrzu. Takich olbrzymich drzew-chat by�o tam przynajmniej ze sto. Po�r�d mieszka�c�w dawa�o si� r�wnie� zauwa�y� pewne poruszenie; zebrawszy si� grupkami omawiali co� g�o�no i ha�a�liwie, nowo przybywaj�cy natychmiast brali udzia� w tych naradach. Po chwili z t�umu oddzieli�o si� oko�o pi��dziesi�ciu ludzi obu p�ci, udaj�c si� ku �cie�ce, prowadz�- cej w g�stwin� le�n�. Uzbroili si� oni w ostre maczugi i wzi�li ze sob� pochodni� z grubych, smolnych ga��zi, kt�re zapalili, pocieraj�c jeden kawa�ek drzewa o dugi. Szli tak d�ugo i wreszcie znale�li si� na obszernej polanie, otoczonej z jednej strony lasem, a z dru- giej grzebienistymi ska�ami, poprzecinanymi mn�stwem rozpadlin. Po�rodku tej doliny, na niewielkim wzg�rku, sta� ogromny szcze�cienny kamie�; na nim za� wznosi� si� drugi, w kszta�cie sto�ka, kt�ry przypomina� ma�y obelisk. Ten czarny bazaltowy sto�ek by� szlifowa- ny i b�yszcza� z daleka, a woko�o niego zgromadzone by�y zio�a i �ywiczne ga��zie. Ca�a dolina zape�niona ju� by�a lud�mi. M�czy�ni i kobiety zwartym t�umem cisn�li si� u podn�a pag�rka, a czerwone, mgliste �wiat�o pochodni szkar�atnym blaskiem rozja�nia�o to dziwne zgromadze- nie. Nagle t�um si� zako�ysa�, zacz�� si� cisn��, rozst�pi� si�, utworzy� przej�cie i w tej chwili rozleg� si� szept: - Cz�owiek jaskiniowy!... Cz�owiek jaskiniowy!... Utworzonym w t�umie przej�ciem, szed� powoli cz�owiek o do�� dziwnym wygl�dzie. By� on olbrzy- miego wzrostu i chudy jak szkielet. Jego pod�u�na, ko�cista twarz z grubymi wargami, p�askim nosem i niskim czo�em, by�a blada i z sinym odcieniem, jakby pod sk�r� u niego p�yn�a krew nie czerwona, a niebieska. Oczy mia� osadzone g��boko i dziwnie szeroko otwarte; lecz co najwi�cej uderza�o w ca�ej tej postaci, to posiadanie trzeciego oka, kt�re mie�ci�o si� w tyle g�owy, prawie zupe�nie nieow�osionej. Ubrany by� w kr�tk� tunik�, uszyt� ze sk�ry zwierz�cej, a za� niezwyk�ej wielko�ci r�ce i nogi mia� zupe�nie go�e. Na jego widok zebrany t�um upad� na kolana i uderzy� czo�em o ziemi�. Odpowiadaj�c na powitanie lekkim skinieniem g�owy przybysz �w skierowa� si� w stron� pag�rka i wszed� na jego szczyt; nast�pnie okr��y� stoj�cy tam kamie� siedem razy, tyle� razy pok�oni� si� przed nim g��boko, po czym upad� na twarz i r�wnocze�nie gard�owym g�osem zacz�� wymawia� swego ro- dzaju zakl�cia. Po chwili wsta� i le��c� obok wi�zk� zi� obla� g�stym jak dziegie� p�ynem; wyj�� z wisz�cego u pa- sa woreczka dwa niewielkie kamienie i zacz�� trze� jeden o drugi, dop�ki nie posypa�y si� iskry, kt�re zapali�y smolne ga��zie, u�o�one wok� sto�kowatego kamienia. Rozleg� si� trzask, a nast�pnie buchn�� g�sty dym. W�wczas tr�joki olbrzym zacz�� po prostu ry- cze� i biega� woko�o kamienia z niezwyk�� szybko�ci�, a t�um go na�ladowa�. M�czy�ni i kobiety, wzi�wszy si� za r�ce, utworzyli olbrzymi �a�cuch i kr�cili si� woko�o owego pomnika w zapami�ta�ym ta�cu, kt�remu towarzyszy�y krzyki i dzikie wycia, co prawdopodobnie mia�o oznacza� �piew, gdy� g�osy 3 chwilami cich�y, to zn�w si� podnosi�y, lecz nie by�o w tym �adnego rytmu, lub jakiejkolwiek okre�lonej melodii. Dym g�stymi k��bami wznosi� si� w g�r� i rozpo�ciera� niby kaptur olbrzymi, nie m�cony najmniej- szym wietrzykiem. Nagle po�r�d ciemnych ob�ok�w dymu zab�ysn�� p�omie�, kt�ry ognistym s�upem wystrzeli� w g�r�, a nast�pnie zaja�nia� wszystkimi barwami t�czy, przyjmuj�c kszta�t olbrzymiego sfinksa. G�owa jego posiada�a twarz ludzk�, by�a pi�kna i innego zupe�nie typu, ni� u zebranych tam ludzi; cia�o byka z silnymi pazurami Iwa, gin�o w k��bach dymu; olbrzymie skrzyd�a dumnie podnosi�y si� ku niebu, a nad czo�em �wieci�a o�lepiaj�co jasnym �wiat�em gwiazda, wydzielaj�c r�nobarwne promie- nie. Jaskiniowy cz�owiek wraz z ca�ym t�umem zatrzymali si� prawie jednocze�nie i jakby zastygli na miejscu, a po chwili upadli wszyscy na kolana i ze czci� wpatrywali si� w zjawisko. Nagle ta zagadkowa istota przem�wi�a. Dono�ny g�os jak gdyby z oddali dochodz�cy, dociera� a� do ostatnich szereg�w i d�wi�cza�, niby pot�ny g�o�nik. - Pos�uchajcie, mieszka�cy dolin, g�r i las�w: oto nadszed� czas, w kt�rym zejd� mi�dzy was bogo- wie i mrok si� rozproszy, albowiem zmieszaj� si� oni z lud�mi, ods�oni� nieznane tajemnice, uka�� wam skarby we wn�trzu ziemi i otworz� wasze oczy na pi�kno Nieba. I przemienia was oni, a w pokoleniach waszych przechowa si� wiecznie podanie o tym, �e dane wam by�o szcz�cie ogl�dania b�ogos�awio- nych, kt�rzy zeszli z Nieba i zamieszkali mi�dzy lud�mi. Bogowie zbli�aj� si�! Przygotujcie si� ludzie r�wnin, g�r i las�w do wielkiego zdarzenia: przez dwa dni nic nie jedzcie i nie pijcie, a trzeciego dnia zbierzcie si� w dolinach i u podn�y g�r, aby zobaczy�, jak opuszcz� si� z nieba wasi monarchowie i nauczyciele. Czas nadszed�! G�os umilk�, zjawisko poblad�o i po chwili rozp�yn�o si� w powietrzu. Jeszcze przez kilka chwil t�um sta� bez ruchu, jakby pora�ony tym, co zobaczy� i us�ysza�. Nast�pnie zako�ysa� si� i zaszumia� jak wzburzone morze, a ludzie otoczywszy jaskiniowego cz�owieka, zasypywa- li go pytaniami. Obja�nia� on im tedy, �e widziana przez nich istota by�a przys�ana przez Bog�w, zwiastuj�cych w ten spos�b swoje przybycie. Pouczy� ich tak�e, jak maj� po�ci� i oczyszcza� si� przez obmywanie w rze- kach, a w ko�cu poleci� im ubra� si� w czyst� i now� odzie�. Ko�cz�c swoje pouczenia, wskaza� im jeszcze miejsca, w kt�rych maj� si� zebra�, �eby mogli lepiej widzie� nies�ychane i niewidziane dot�d widowisko: zej�cie Bog�w z nieba - tajemniczych istot, kt�re schodz� na ziemi�, aby przemieni� �wiat. T�um rozchodzi� si� w po�piechu, �eby si� podzieli� przedziwn� wie�ci� z tymi, kt�rzy jej nie s�ysze- li. Nast�pne dwa dni po owej pami�tnej nocy up�yn�y w gor�czkowym podnieceniu. W t�pym �wiatopogl�dzie dzikus�w co� si� roz�wietli�o; przebudza�a si� ciekawo��, cho� mo�e jeszcze zwierz�ca, lecz wstrz�sn�a ju� ona ich ci�kim rozumowaniem wciskaj�c im nowe my�li, kt�re powinny by�y rozbudzi� umys� do nowego �ycia. Jakby instynktownie uczuwali ju� oni, �e na ziemi� schodzi jakie� nowe �wiat�o w osobie tych nowych istot. W oznaczonym dniu, nad wieczorem, ca�a ludno�� by�a na nogach; podniecenie ros�o z godziny na godzin� i nie tylko ludzie, lecz i ca�a przyroda znajdowa�a si� w stanie oczekiwania czego� niezwyk�ego. Powietrze d�wi�cza�o jako� dziwnie, po niebieskim sklepieniu przesuwa� si� r�nobarwny blask, a dr�enie atmosfery by�o na tyle silne, �e li�cie na drzewach szele�ci�y i szumia�y, i nawet samotne ska- �y jakby ko�ysa�y si�. Zniecierpliwienie dzikiego t�umu wzrasta�o nieustannie a kilku m�odych ludzi, bardziej odwa�nych i umys�owo rozwini�tych, kt�rzy ju� poprzednio oswoili i uje�dzili wspomniane na wst�pie skrzydlate zwierz�ta, wsiedli teraz na nie i wznie�li si� w powietrze, a�eby wcze�niej ujrze� oczekiwanych bog�w. Wreszcie, po niebie rozla� si� szeroko jasny, r�owy blask, przechodz�cy w z�ocisto ��ty, a na tym promienistym tle ukaza�a si� tajemnicza flotylla, kt�ra szybko opuszcza�a si� z niebieskich wy�yn. Z ka�dego statku wyp�ywa�y strumienie o�lepiaj�cego �wiat�a, kt�re czyni�o je podobnymi do s�o�c i r�wnocze�nie rozleg�a si� nies�ychana dotychczas muzyka. Delikatne, harmonijne, a zarazem niewypowiedzianie pot�ne d�wi�ki przenika�y na wskro� nawet tych dzikich pierwotnych ludzi, i targa�y ka�dym nerwem. Milcz�cy, zmieszani i zdziwieni patrzyli na to U niezwyk�e widowisko. Poza tym muzyka sfer wywo�a�a jeszcze jedno zupe�nie nieoczekiwane zjawisko: z g��bi rzek i trz�- sawisk z rozpadlin ska� i z las�w powype�za�y r�ne stworzenia i r�nokszta�tne dziwaczne potwory; wielkie i ma�e, budz�ce strach w ludziach, kt�rzy zwykle uciekali przed nimi w obawie. Lecz straszne te bestie nie zamierza�y widocznie szkodzi� ludziom, poniewa� jak oczarowane s�ucha�y poskramiaj�cych je czarownych d�wi�k�w, kt�re jak gdyby przenika�y ludzi i zwierz�ta. Tymczasem, powietrzna flotylla opuszcza�a si� coraz ni�ej ku ziemi. Bij�ce od niej promienie przyj�- �y r�nobarwne odcienie, tak �e g�ry i doliny okrywa�y si� na przemian to szafirowo - b��kitnym, to szma- ragdowo - zielonym, lub rubinowo - czerwonym �wiat�em, a powietrze przesyca�y powiewy dziwnie pi�k- nych aromat�w. Teraz ju� mo�na by�o wyra�nie dostrzec, �e przy ko�cu ka�dego statku znajdowa�y si� otwarte drzwi i w nich, jakby na balkonie, stali ludzie wysocy, kszta�tni, w bia�ych szatach, lub owini�ci zas�ona- mi, przypominaj�cymi srebrzyst� krep�. Oblicza ich by�y niezwyk�ej pi�kno�ci i dla tych pierwotnych i nieokrzesanych ludzi wydawali si� istotnie b�stwami. Powa�nie i w zamy�leniu spogl�dali adepci na t� now� ziemi�- teren ich przysz�ej dzia�alno�ci - i na ludzk� mas�, do przemienienia kt�rej powo�ano ich tutaj, a�eby dali jej duchowe �wiat�o, ciep�o serca, poj�cie o wielko�ci Stw�rcy i praw, kt�re maj� nauczy� ludzi porz�dku i skierowa� ich na drog� dosko- nalenia si�. Jakby ko�osyna na falach harmonii, cicho przep�yn�a powietrzna flotylla nad r�wnin� i lasami, po czym, wzni�s�szy si� wy�ej, skry�a si� za wierzcho�kami wysokich g�r. Prawie jednocze�nie skrzydlate smoki zrzuci�y na ziemi� swoich je�d�c�w i z powrotem wzbi�y si� w powietrze, a pozostali wsp�bracia ich z dolin, r�wnie� poszli za ich przyk�adem i ca�e stado poszybo- wa�o ku g�rom - gdzie znikn�a niewiadoma flotylla. P�dziki t�um pierwotnych ludzi by� jakby oszo�omiony. Zrodzi�o si� w nim nowe uczucie - zachwyt i uniesienie wobec doskona�ej pi�kno�ci, a jednocze�nie i por�wnanie z ich w�asn� brzydot�. Jednak�e, uczucie to by�o zupe�nie pozbawione zawi�ci, bowiem istoty te, obdarzone nieziemsk� pi�kno�ci�, by�y wszak bogami. W zachwycie, jakiego w og�le dotychczas nie doznawa�y, oczarowane dzikie t�umy wpatrywa�y si� w �w g�rski �a�cuch, za kt�rym w tej chwili powinni byli znajdowa� si� bogowie. Po chwili opanowa� ich zabobonny l�k, gdy nagle nad wierzcho�kami najwy�szych g�r ukaza�y si� ogniste tr�jk�ty, a nast�pnie pojawi� si� olbrzymi obraz skrzydlatej istoty z ognistym mieczem. Wszyscy zrozumieli, �e miejsca te sta�y si� dla nich zakazanymi i �e �aden z mieszka�c�w dolin, la- s�w i g�r nie ma prawa zbli�a� si� do mieszka� bog�w. Wkr�tce potem pojawi�y si� z wy�yn cztery skrzydlate bia�e smoki,, a je�d�cy ich byli istotami, jakich dot�d jeszcze nigdy nie widziano. Byli to rycerze Graala w srebrnych zbrojach; na piersiach ich, na po- dobie�stwo s�o�c, ja�nia�y uwie�czone krzy�em kielichy, a w r�kach trzymali kopie z ognistymi ostrzami Pok�oniwszy si� na wszystkie cztery strony �wiata i wym�wiwszy dono�nym g�osem magiczne za- kl�cia, je�d�cy znikli w r�nych kierunkach, aby zwiastowa� m�odzie�czym narodom przybycie boskiej rasy - ich kr�l�w i prawodawc�w. A kiedy powr�cili, szczyty g�r pokry�y si� g�stymi ob�okami, poprzez kt�re niejasno migota� olbrzymi tr�jk�t; nast�pnie muzyka ucich�a, r�nobarwne �wiat�a pogas�y i wraz z g�stym mrokiem nasta�a cisza nocna; jedynie tam, gdzie schowali si� bogowie, wida� by�o jeszcze delikatn�, z�ocist� zorz�. W jednej z g�r, otaczaj�cych p�aszczyzn�, na kt�rej wyl�dowa�a flotylla adept�w, znajdowa�a si� ob- szerna grota, stworzona po cz�ci przez sam� natur�, a po cz�ci ludzkimi r�kami - i w niej zebra�o si� oko�o dwudziestu ludzi. �ciany tej podziemnej sali by�y w wielu miejscach zdobione rze�b�, ja�niej�ca kula, przymocowana do jednej ze �cian, rozja�nia�a j� delikatnym b��kitnym �wiat�em. W obszernym zag��bieniu, w rodzaju niszy, znajdowa� si� wielki czerwony, wyciosany w kszta�cie tr�jk�ta kamie� do kt�rego prowadzi�o kilka stopni, a za� na wierzcho�ku owego kamiennego tr�jk�ta wznosi� si� du�ych rozmiar�w masywny krzy� z czystego z�ota, otoczony fosforycznym blaskiem. Ze sklepienia zwisa�o nad krzy�em siedem z�otych �wiecznik�w przedziwnej roboty, a w ka�dym z nich p�o- n�� osobliwy ogie�, odpowiadaj�cy kolorem t�czy. 5 To r�nobarwne �wiat�o mieni�o si� dziwnie i wytwarza�o cudown� gr� barw na z�ocie i krysztale wielkiego kielicha, mieszcz�cego si� u podn�a krzy�a, a za� z obu stron owego kielicha le�a�o kilka ksi�g du�ych rozmiar�w w metalowych oprawach. W niewielkiej przyleg�ej grocie, o�wietlonej r�wnie� przymocowan� do �ciany kul�, znajdowa� si� st� i kamienne �awki. Kilku ludzi, kl�cz�c przed ow� grot�, modli�o si� gor�co. Pok�oniwszy si� trzy razy do ziemi, za�pie- wali ch�rem dziwnie melodyjny hymn, a nast�pnie przeszli do przyleg�ej male�kiej groty, gdzie jedni usiedli za sto�em, a inni spacerowali tam i z powrotem; wszyscy wszak�e wydawali si� wzburzeni, skon- sternowani i zatopieni w g��bokiej, a powa�nej zadumie. Byli to wszystko ludzie pi�kni, r�nych ras i typ�w, w kwiecie wieku, lecz szczupli, bladzi i o wygl�- dzie ascet�w. Wszyscy oni jednakowo ja�nieli jakim� wewn�trznym �wiat�em, kt�re jakby przenika�o poprzez sk�- r�, opromieniaj�c po cz�ci chude i energiczne twarze i �wieci�o w ich spojrzeniu, pe�nym rozumu oraz silnej woli, lecz r�wnocze�nie przes�oni�tym g��bokim smutkiem. Ludzie ci mieli na sobie ciemne sk�ry, przepasani byli sznurami, a na nogach nosili s�omiane sanda- �y. Wreszcie jeden z nich, s�dz�c z wygl�du, starszy, przerwa� trwaj�ce milczenie i rzek�: - Bracia, trudy nasze sko�czone i mam nadziej�, z nimi r�wnie� i nasze ci�kie do�wiadczenia. - Zbli�a si� godzina, w kt�rej musimy stan�� przed naszymi dawnymi nauczycielami i s�dziami, a�eby zda� rachunek z olbrzymiego zadania, jakie na nas w�o�ono. Dlatego te� zdaje mi si�, �e czas ju� zabra� dokumenty, jako dow�d naszych prac, kt�re musimy przedstawi� nauczycielom. - Wprawdzie dzwon jeszcze nie zadzwoni�, lecz masz racj� bracie, przygotujmy wszystko - odrzek� na to jeden z m�czyzn, powstaj�c z miejsca. Po tym przynie�li i u�o�yli na stole szereg du�ych ci�kich zwoj�w. Na jednych by�y nakre�lone astronomiczne po�o�enia gwiazd i ruchy planet, pocz�wszy od niepami�tnych czas�w, inne zn�w zawie- ra�y historie stopniowego rozwoju planety i �yj�cych na niej ras do maj�cych nadej�� czas�w, a jeszcze inne mie�ci�y w sobie szczeg�owy dziennik osobistej pracy ka�dego z nich, oraz osi�gni�tych rezulta- t�w. Zaledwie uko�czyli rozdzielanie i wi�zanie w paczki owych drogocennych dokument�w, gdy nagle rozleg�y si� trzy wyra�ne d�wi�czne uderzenia dzwonu. Wszyscy drgn�li i prawie jednocze�nie powstali, a niekt�rzy nawet zarumienili si� ze wzruszenia. - Przyst�pmy do ostatniego oczyszczenia i zanim staniemy przed naszymi s�dziami, wznie�my oczyszczaln� modlitw� - rzek� ten, kt�ry przem�wi� na pocz�tku. W milczeniu podchodzili kolejno do �r�d�a, kt�re cienkim strumieniem bi�o w �cianie groty i sp�ywa�o do kamiennego basenu; myli w czystej wodzie twarz i r�ce, a nast�pnie powracali do du�ej groty, gdzie odm�wili modlitw� i od�piewali hymn; lecz posiada� on tym rzem ju� zupe�nie inn� melodi�. Dono�ne i silne d�wi�ki, przepe�nione wielk� rado�ci� i gor�c� wiar�, oddawa�y chwa�� si�om dobra i b�ogos�awie�stwo oczyszczenia, a podczas gdy si� rozlega�y te wspania�e pienia, grota rozja�ni�a si� cudownym, r�owym �wiat�em, a kielich pokry� si� w tej chwili snopem o�lepiaj�cych promieni i nape�ni� si� do po�owy z�ocistym p�ynem. Uradowni i przemienieni zupe�nie, upajali si� zebrani tym czarownym widowiskiem. Potem jeden z nich wszed� na stopnie, wzi�� kielich i napi� si� z niego, a nast�pnie da� pozosta�ym, kt�rzy r�wnie� pili ze� tajemn� zawarto��. Po chwili ten, kt�ry zdawa� si� by� starszym, wzi�� kielich, inny podni�s� z�oty krzy�, a pozostali po- dzielili mi�dzy sob� ksi��ki i zwoje, po czym, trzymaj�c ka�dy w jednej r�ce niesiony przedmiot a w dru- giej p�on�c� czerwon�, woskow� �wiec�, wszyscy skierowali si� ku schodom, wykutym w skale i miesz- cz�cym si� za jej zr�bem. Na przodzie post�powali ci, kt�rzy nie�li kielich i krzy�, a za nimi szli wszyscy pozostali; i ca�y ten poch�d wst�powa� po schodach nie maj�cych, zdawa�o si�, ko�ca, a� wyszed� wreszcie na male�ki plac, ukryty po�r�d ostrych szczyt�w ska�. Zaledwie wszyscy zatrzymali si� tutaj, gdy nagle rozleg� si� g�o�ny, o dziwnych tonach, d�wi�k i w kotlinie zerwa� si� wicher, kt�ry pochwyci� ich jak s�om� i z za- e wrotn� szybko�ci� poni�s� na szczyt g�ry. Znale�li si� teraz na obszernej p�aszczy�nie, okolonej ska�ami i wysokimi g�rami; nieopodal, po�r�d wspania�ej ro�linno�ci sta� du�y budynek o nieznanym stylu. Szerokie schody wiod�y na galeri� z kolum- nami, kt�re swoim kszta�tem przypomina�y wierzcho�ki drzew, a pomi�dzy nimi w wielkich kamiennych naczyniach, w formie kielich�w, pali�y si� aromatyczne zio�a. Tutaj te� stan�li przybysze z groty w swo- ich prostych, szarych, roboczych ubraniach. Z wy�yny tej otwiera� si� przed nimi przepi�kny cudowny krajobraz. Nieopodal schod�w bieg�a w d� droga, po obu stronach kt�rej, wida� by�o kwitn�ce krzewy. Droga ta wiod�a ku obszernej polanie, na kt�rej l�dowali przybyli z umar�ej planety. Jeden za drugim przybija�y powietrzne statki i wychodzili z nich podr�ni, zbieraj�cy si� w grupy. Jedna z takich grup sk�ada�a si� z ludzi, okrytych zupe�nie d�ugimi zas�onami i poprzez t� srebrzyst� tka- nin� przebija�o jasne �wiat�o, jakby od rozpalonego do czerwono�ci metalu, a wok� ich g��w ja�nia�y szerokie kr�gi z�ocistych blask�w. Dalej stali magowie w swoich �nie�bobia�ych szatach z promieniami na czole, odpowiadaj�cymi ich stopniom (kt�re osi�gn�li przez sw� prac� duchow�) i z migoc�cymi zna- kami na piersiach, a za nimi, jakby zjawy �wietliste - maginie, rycerze Graala, przypominaj�cy ul sre- brzysty, adepci ni�szych stopni i wreszcie t�um ludzi, kt�rzy dost�pili �aski przesiedlenia na drug� plane- t�. Ci ostatni po prostu znajdowali si� w stanie os�upienia, i dr��c skupiali si� woko�o swoich opieku- n�w. Wielcy s�u�ebnicy �wiat�a na czele z hierofantami, nios�cymi kielichy, uwie�czone krzy�ami, ruszyli ku pa�acowi, gdzie oczekiwali ich pionierzy m�odzie�czej planety, kt�rzy najpierw upadli przed nimi na twarz, a nast�pnie przy��czyli si� do pochodu. Do wielkiej sali weszli tylko wy�si magowie, maginie, ry- cerze Graala i stan�li w g��bi p�kolem; za� po�rodku, przed najwy�szymi magami, kt�rych oblicza za- krywa�y d�ugie zas�ony, ustawi�a si� grupka pracownik�w nowego �wiata i z�o�y�a u ich n�g przyniesione dokumenty; potem podeszli ku nim adepci i oddali im krzy�, kielich i ksi�gi w metalowych oprawach. Po chwili w sali zaponowa�a g��boka cisza i rozleg� si� d�wi�czny g�os jednego z tych, kt�rych twa- rze by�y zas�oni�te. - Pozdrawiam was, moje dzieci. Pracowali�cie m�nie i wytrwale, i tym odkupili�cie grzechy swoje. Niech�e spadn� �a�cuchy, przykuwaj�ce was do przesz�o�ci jak wi�ni�w! Niechaj dawni wygna�cy po- wr�c� oczyszczeni do rodziny s�ug �wiat�a i u�wi�c� swoje duchowe zmartwychwstanie. Promie� o�lepiaj�cego �wiat�a jak b�yskawica b�ysn�� z grupy wy�szych mag�w i ognistym ca�unem nakry� grupk� pracownik�w, jakby spalaj�c ich. A po chwili, kiedy ta jasna mg�a si� rozwia�a, da�a si� wi- dzie� cudowna przemiana. Zamiast poprzedniego sk�rzanego okrycia, pionierzy nowej planety mieli te- raz na sobie �nie�nobia�e szaty; na twarzach ich malowa�a si� podnios�a rado��, kt�ra nadawa�a im wy- raz przedziwnej pi�kno�ci, a za� na czo�ach ich ukaza�y si� pierwsze promienie korony mag�w: u nie- kt�rych po jednym, a u niekt�rych po dwa. Przybysze ziemscy otoczyli ich ko�em, kolejno obejmowali i sk�adali �yczenia; znale�li si� tak�e mi�- dzy nimi i dawni przyjaciele, spotkanie z kt�rymi sprawia�o im wielk� rado��. Jednak�e nowo wy�wi�ceni nie zapominali obowi�zk�w gospodarzy na nowej planecie, kt�rzy po- winni przyj�� przyby�ych go�ci. Przede wszystkim odprowadzili wy�szych mag�w do przeznaczonych im pomieszcze�, a innych podr�nych zaprosili do wielkiej sali, gdzie by� ju� nakryty st� i przygotowany skromny posi�ek, sk�adaj�cy si� z mleka, miodu, owoc�w i chleba. Ebramar r�wnie� znalaz� przyjaciela pomi�dzy wygna�cami i umie�ci� go za sto�em obok siebie. - Jak�e jestem szcz�liwy, �e twoja pokuta ju� sko�czona, Udeo. Jeste�my ci niewymownie wdzi�czni z przyjaci�mi za przygotowany dla nas tak wspania�y pa�ac, kt�ry ju� od chwili przybycia daje nam wygodne schronienie - powiedzia� Ebramar. Udea, pi�kny m�ody cz�owiek o powa�nym obliczu z du�ymi czarnymi, zamy�lonymi oczami s�ysz�c to westchn��. - Czasu mieli�my dosy� do budowy. Lecz jest on co prawda, jeszcze za ma�y dla pomieszczenia was wszystkich, i dlatego te� przygotowali�my szereg grot, w kt�rych b�dziecie mogli na razie umie�ci� niewtajemniczonych. Co za� si� tyczy wyg�d, to s� one wi�cej ni� skromne, tak jak i nasze przyj�cie. 7 Nie posiadamy kulinarnego komfortu, lecz cieszyli�my si�, �e mo�emy przygotowa� i poda� wam chocia� to, co mamy. Ka�dy kamie� tego domu by� dla nas symbolem nadziei, �e mrok naszego �ycia rozproszy si� kiedy� i �e wy zamieszkacie tutaj, a my za� b�dziemy po�r�d r�wnych sobie, kt�rzy przy- nios� tu skarby przesz�o�ci - �ywe wspomnienie o umar�ej ziemi, b�d�cej niegdy� nasz� kolebk�. - O, Ebramarze! �ycie, kt�re tutaj wiod�em, wydaje mi si� ci�kim koszmarem od chwili, kiedy si� ockn��em na tej planecie dzikiej i nieobrobionej, zamieszka�ej przez ni�sze istoty, niezdolne mnie zrozu- mie�. Wprawdzie mia�em i ja towarzyszy miedoli, lecz ca�e otoczenie by�o straszn� udr�k�. �wiado- mo��, �e sami byli�my przyczyn� naszej ci�kiej doli, �al i wyrzuty sumienia przygniata�y po prostu du- sz�. Byli�my wszak dos�ownie pozbawieni wszystkiego i pozostawieni sami tylko naszej wiedzy, a jako jedyn� rozrywk� mieli�my olbrzymi� prac�. Ci�ko i trudno by�o ... Niekiedy my�la�em, �e padn� pod tym brzemieniem, takie by�o ono ci�kie. Lecz, na nieszcz�cie ... by�em nie�miertelny!! W g�osie Udei d�wi�cza�y prze�yte cierpienia i Ebramar mocno u�cisn�� jego r�k�. - Odp�d� od siebie ci�kie wspomnienia, tym bardziej, �e nie czas teraz na nie, kiedy ogrom spe�- nionego zadania i blask zas�u�onej nagrody powinny zr�wnowa�y� ca�� gorycz przesz�o�ci. Z�oty pro- mie� na twoim czole, jako znak zas�u�ony, zdobytej na nowo nie�miertelnej korony mag�w, zetrze wszystkie b��dy i cierpienia. On ci o�wieca jasn� przysz�o��, a dalej p�jdziemy ju� razem. Oczy Udei zap�on�y mi�o�ci� i gor�c� wdzi�czno�ci�. - Masz s�uszno��, Ebramarze. Pod twoj� opiek� i kierownictwem mam nadziej� ju� bez �adnych przeszk�d przej�� drog� do doskona�o�ci. Pozw�l mi podzi�kowa� sobie, wierny przyjacielu, za wszyst- ko, co dla mnie uczyni�e�. Nigdy nie opuszcza�e� mnie i nawet w najci�szych godzinach moich pr�b z dalekiej ziemi dochodzi�o do mnie gor�ce tchnienie twojej mi�o�ci, aby pocieszy�, wesprze� i ul�y� cierpieniom wygna�ca! Ebramar u�miechn�� si� i zaprzeczy� ruchem g�owy, m�wi�c: - Dasz mi w nagrod� to, co by�o moj� rado�ci�. A teraz, powtarzam, odp�d� od siebie te wspomnie- nia. P�niej pom�wimy dowoli o wszystkim. Zatem uczta nasza sko�czona. P�jd�my, chc� zaznajomi� ci� z moimi przyjaci�mi. Podeszli obaj do nielicznej grupki os�b, stoj�cych przy oknie, i Ebramar przedstawi� Ude� Narze i swoim uczniom �). - Oto dwaj m�ni i wytrwali pracownicy nauki: Supramati i Dachir. Prowadzenie ich po drodze wst�- powania by�o dla mnie prawdziwym zadowoleniem. A to: Narajana, m�j "marnotrwany syn", kt�ry powr�- ci� wreszcie do domu ojca. Sprawi� mi on wprawdzie nie ma�o przykro�ci, lecz i rado�� tak�e. W jego osobie przedstawiam ci najweselszego i najbardziej ziemskiego z mag�w; lecz spodziewam si�, �e zo- baczymy go w przysz�o�ci, na tej nowej planecie, jako zdobywc� i za�o�yciela jakiego� wielkiego pa�- stwa, kt�rego legendarne imi� zachowa si� w pami�ci ludzi a� do najodleglejszych czas�w. �) Patrz po- przednie utwory Pi�cioksi�gu: "Eliksir �ycia", "Magowie" i "�mier� Planety". Wszyscy si� roze�mieli i po chwili przyjacielskiej pogaw�dki rozeszli si� do pracy przy organizacji miejsca nowego swego osiedlenia. W celu bli�szego obja�nienia podanych wy�ej fakt�w i wyt�umaczenia obecno�ci cz�onk�w bractwa nie�miertelnych na nowej planecie, uwa�am za niezb�dne poda� ni�ej pewne wyja�nienia. Pomimo surowej dyscypliny i ci�kiej pracy, jakim podlegaj� cz�onkowie tajemnego bractwa, adepci pozostaj� jednak lud�mi, i niejeden z nich, przy ca�ym ogromie zdobytej wiedzy, zaledwie powierzchow- nie ujarzmia tl�ce si� w g��bi jego istoty s�abostki. Ludzie tacy ulegaj� niekiedy nieujarzmionym jeszcze nami�tno�ciom i pod ich wp�ywem dokonuj� nieraz rzeczy tak dalece ubli�aj�cych im, jako adeptom, �e wydalenie przest�pc�w z gminy bractwa staje si� konieczno�ci�. Jednak�e zwyczajne usuni�cie takich ludzi ze tego �rodowiska wydaje si� czym� nader niebez- piecznym, poniewa� rozporz�dzaj� oni wielk� si��, nadu�ycie kt�rej mo�e spowodowa� wiele z�ego; po- nadto, b�d�c wtajemniczonymi w wielkie sekrety nauki, mogliby nawet naruszy� naturalny bieg zdarze�, gdyby zechcieli rozszeczyc swoje wiadomo�ci w�r�d t�umu, dostatecznie rozwini�tego umys�owo, a�eby je przyj��, atoli zbyt ograniczonego, �eby u�y� ich do dobrych cel�w. Jak jednakowo� uwolni� si� od ta- kich niebezpiecznych wsp�braci? Pozbawi� �ycia tych, kt�rzy spo�yli pierwotn� materi� nie jest rzecz� �atw�. 8 Dlatego te� winnym daje si� do wyboru albo umrze� dobrowoln� i niezwykle bolesn� �mierci� przez powolne roz�o�enie organizmu za �ycia, albo te� po prostu odjazd w charakterze krzewicieli �wiat�a na now� planet�, przeznaczon� dla przysz�ych prawodawc�w, lecz znajduj�c� si� jeszcze na niskim stop- niu rozwoju. Tam musz� oni pracowa� do czasu oznaczonego dla nich przez nauczycieli, lub do ich przybycia. Swoj� olbrzymi� wiedz� maj� oni prawo i nawet s� zobowi�zani stosowa� wy��cznie dla dobra tego �wiata, dzia�aj�c podobnie, Jak Dachir i Supramati na wyspie pustynnej, a jednocze�nie nie maj� mo�- no�ci przekaza� tej wiedzy istotom ni�szym, bo te s� zupe�nie niezdolne do jej przyj�cia. B�d�c pozbawieni rozkoszy i nawet wyg�d "Wielkich Babilon�w", gdzie szczeg�lnie obfite s� poku- sy i niskie nami�tno�ci, i skazani na �ycie w pustyni, wygna�cy ci zmuszeni s� zajmowa� si� ustawiczn� prac�. Wiedza ich musi przy�piesza� rozw�j nieobrobionych miejsc i obserwowa� r�wnowag� dziewi- czej ziemi, obfituj�cej w si�y i bogactwa przyrody. Na nich ci��y r�wnie� obowi�zek opisywania powolne- go rozwoju planety i pierwotnych jej mieszka�c�w, a�eby potem m�c zda� rachunek z przygotowaw- czych prac przed zwierzchnikami. Pokuta jest zwykle ci�ka, lecz przez ni� oczyszcza si� wielki wygnaniec, zmywa z siebie dawne b��dy i jednocze�nie t� drog� podnosi si� z upadku. Takich skazanych, kt�rzy jako pokut� wybrali ci�k� prac� na innym �wiecie, Najwy�sza Rada po- gr��a�a w stan letargu, a wy�si wtajemniczeni odwozili ich na now�, odleg�� planet� - teren przysz�ej dzia�alno�ci wielkich kap�an�w zgas�ego �wiata. Wygna�cy zaopatrywali si� tylko w to, co najniezb�dniejsze: instrumenty magiczne, mog�ce si� przyda� drobiazgi, przybory i bibliotek�, pomys�owo i m�drze zestawion�, nie tylko z naukowych prac i wskaz�wek, lecz i takich, kt�re s�u�y�by im i dla odpoczynku umys�u. Na pro�b� przyjaci� wygna�com dodawano tak�e niekt�re przedmioty komfortu i wreszcie dawano im wszystko niezb�dne dla sprawowania s�u�by bo�ej, aby mogli �ci�ga� czyste emanacje, potrzebne w celu zr�wnowa�enia atmosferycznych pr�d�w i kierowania si�ami chaosu. Grupa wygna�c�w, kt�ra tylko co uczci�a swoje duchowe zmartwychwstanie, poprzedza�a bezpo- �rednio nadej�cie uchod�c�w z umar�ej planety. Jedni z nich przebywali tu ju� dawno, a inni osiedlani bywali znacznie p�niej, lecz wszyscy bez wyj�tku zas�u�yli na przebaczenie i przywr�cenie im praw przez wykonanie olbrzymiej pracy i przyk�adne �ycie. Rozrzuceni po r�nych miejscach i z dala od sie- bie, lecz jako znakomici znawcy wszystkich ga��zi magii, poddaj�cej ich w�adzy duchy �ywio��w, wy- gna�cy ci szukali w takiej pracy zapomnienia przed szalon�, nurtuj�c� ich dusze rozpacz�. Olbrzymy wiedzy, chocia� wci�� jeszcze dr�czeni pych� i r�nymi nami�tno�ciami, ludzie ci, wyrwani ze swego �rodowiska, byli samotni w tych bezp�odnych pustyniach, gdzie otacza�y ich jedynie szum fal i grzmoty burz. I tak stopniowo nadawali oni inny kierunek swoim ambicjom. Pozbawieni mo�no�ci rz�dzenia narodami, stwarzania pa�stw i pokonywania rywali, zacz�li walczy� z chaotycznymi �ywio�ami i rz�dzili armiami duch�w- pracownik�w. Kiedy pos�uszna ich �wiadomej wo- li burza ucich�a, ziemia wstrz�sn�a si� i poddawa�y wody, zraszaj�c pustynne doliny, wtedy w ich zbola- �ych sercach budzi�a si� duma innego rodzaju i doznawali przyjemnej �wiadomo�ci swojej olbrzymiej wiedzy; w ogniu tej pracy dusze ich oczyszcza�y si� powoli, niskie nami�tno�ci spala�y si� i zaczyna�o o�wieca� ich nowe �wiat�o rozumu. I w�wczas �atwo u�wiadamiali sobie marn� bezwarto�ciowo�� ziem- skiej pychy, kt�ra by�a przyczyn� ich zguby. Jak�e ma�o warte okazywa�o im si� w�wczas panowanie nad g�upim, n�dznym, schlebiaj�cym, s�u�alczym, wyst�pnym, wyuzdanym i rozpasanym t�umem, lub przemijaj�cymi, jak zjawy, kr�lestwami w por�wnaniu z bezwzgl�dn� w�adz� nad si�ami przyrody. I po- chylali si� w�wczas w pokorze przed Bosk� m�dro�ci� i mi�osierdziem, kt�re pozwoli�o im odkupi� ich winy wobec niewzruszonych praw przez owocn� prac� na tej m�odzie�czej ziemi, stanowi�cej w koronie Przedwiecznego nieobrobiony jeszcze brylant. 9 Rozdzia� drugi Od chwili przyjazdu w osiedlu ziemskich przybysz�w zawrza�a gor�czkowa czynno��. Jedni spo- �r�d uczni�w wielkich mag�w budowali spiesznie woko�o siedziby swoich nauczycieli potrzebne labora- toria, przygotowywali instrumenty itd., inni zn�w asystowali przy rozpakowywaniu i porz�dkowaniu dro- gocennych r�kopis�w, zawieraj�cych historie i naukowe wywody o zaginionej planecie. Wszystkie przywiezione skarby przesz�o�ci by�y rozmieszczane w podziemiach, przygotowanych w tym celu przez adept�w - wygna�c�w. Bardzo nieszcz�liwymi czuli si� ziemianie, przywiezieni przez mag�w. Oderwani od swoich rodzin, przyzwyczaje� i d�br ziemskich, podobni byli do przera�onego stada, tulili si� do siebie l�kliwie i wygl�- dem swoim wzbudzali lito��. Lecz opiekunowie ich widzieli ten duchowy nie�ad s�abych dusz i szybko stosowali energiczne �rodki, kt�re mia�y ich wyprowadzi� ze stanu odr�twienia i rozpaczy. Rozumiej�c, �e najlepszym lekarstwem w takich wypadkach bywa praca, magowie podzielili ich przede wszystkim na grupy, poleciwszy zaj�� si� urz�dzeniem w�asnych pomieszcze� w przeznaczonych dla nich grotach, lub te� pomaga� adeptom w pracach mniej skomplikowanych Bardziej rozwini�ci i czynni spo�r�d ziemskich przybysz�w szybko oswoili si� i poj�li, �e sprawa w og�le nie przedstawia si� tak �le. Miejscowo�� by�a po prostu istnym rajem ziemskim, tak pod wzgl�- dem pi�knego po�o�enia, jak r�wnie� wspania�ego i nie daj�cego si� opisa� bogactwa pysznej ro�linno- �ci i przyjemnego klimatu. A wi�c energiczniejsza cz�� cudzoziemc�w potrafi�a o�ywi� i zaj�� innych, bardziej ograniczonych umys�owo i o s�abej woli, i po kr�tkim czasie male�ka armia ziemian gor�co wzi�a si� do budowy i przygotowywania sobie chwilowych mieszka� oraz rozmieszczania olbrzymiego inwentarza, przywiezionego przez powietrzn� flotyll�. Zaledwie up�yn�y trzy tygodnie, a ju� pierwsze roboty by�y uko�czone. Laboratoria wy�szych ma- g�w funkcjonowa�y prawid�owo, a uczniowie ich pracowli, przekazuj�c polecenia nauczycieli magom ni�- szych stopni. Po czym na zgromadzeniach uczonych zosta�y opracowane i okre�lone programy tych szczeg�lnie wa�nych tajemnych prac, kt�re mia�y s�u�y� za podstaw� przysz�ych los�w i wychowania przysz�ych ras. - Bracia! - rzek� jeden z wy�szych hierofant�w, przewodnicz�cy na zebraniu. - Dot�d pierwszym naszym obowi�zkiem jest zaj�cie si� przywiezionymi lud�mi, kt�rzy z przezna- czenia maj� by� j�drem przysz�ych ras i cywilizacji. Uzbrojeni s� oni w siln� wiar�, dzi�ki kt�rej zostali uratowni, lecz to nie wystarczy im dla przyswojenia i przyj�cia wk�adanego na nich obowi�zku. Nie �atwa to sprawa zetkn�� si� z dzikimi narodami w charakterze krzewicieli nauki, aby zaszczepi� w nich pierw- sze poj�cie rzemios� i sztuk, rozwin�� nieokrzesany ich umys� i ugruntowa� prawa w celu ujarzmienia okrutnych, zwierz�cych nami�tno�ci tych pierwotnych ludzi. Wszak i oni sami, przedstawiciele starej cy- wilizacji, kt�ra dosi�g�szy swych szczyt�w, zag�uszy�a sprawiedliwie prawa swoich praojc�w, musz� by� o�wieceni w poznaniu sprawiedliwo�ci i dobra. A�eby wychowa� z nich nauczycieli ni�szych ras, potrzebne s� nam szko�y i czas, kt�rego co praw- da mamy na szcz�cie pod dostatkiem. A wi�c prac� trzeba rozpocz�� od budowy miasta, kt�re pomie- �ci w sobie szko�y wtajemniczenia; do celu tego wykorzystamy oczywi�cie tajemne si�y, jakimi rozporz�- dzamy, a kt�re umo�liwi� nam sko�czy� dosy� szybko to pierwsze nasze dzie�o. Z czasem poznanie tych si� wejdzie w sk�ad tajemnic naszych �wi�ty�, gdzie te� b�d� przebywa� os�oni�te do czasu, a� od- kryj� je przysz�e pokolenia. Po dok�adnym om�wieniu, ostatecznym okre�leniu i wybraniu miejsca pod budow� boskiego miasta, rozdzieliwszy prac� pomi�dzy cz�onk�w, odpowiednio do specjalno�ci ka�dego z nich, zebrani rozeszli si�; a tylko nieliczna grupka naszych dawnych przyjaci� pozosta�a na trasie, przelegaj�cym do pokoju Narajany, jaki ten�e zajmowa� i dok�d zaprosi� ich razem z Ude�, z kt�rym bardzo si� zaprzyja�ni�. W czasie podr�y na now� planet� Narajana by� bardzo ponury; prawdopodobnie ci�ko mu by�o rozsta� si� z Ziemi�, lecz tego dnia wiecznie zadowolonemu z �ycia i weso�emu magowi powr�ci� jego dobry nastr�j. Na tarasie sta� nakryty st� ze smacznymi i znakomicie przyrz�dzonymi zak�skami, sk�adaj�cymi si� z warzyw i owoc�w. Go�cie raczyli si� nimi, daj�c tym wyraz uznania gospodarzowi i Ebramar z u�mie- chem zapyta�, czy to sam Narajana tak smacznie i po mistrzowsku przyrz�dzi� obiad. 40 - Uchowaj Bo�e, �ebym mia� wala� sobie r�ce tak� prac� - odrzek� ten�e z wyrazem che�pliwo�ci w g�osie. - Przywioz�em ze sob� kucharza z lokajem, i jak widzicie, obs�uguj� mnie dosy� zno�nie. Zauwa�ywszy zdziwienie Supramatiego i innych go�ci, za wyj�tkiem u�miechaj�cego si� dyskretnie Ebramara, czym dobrodusznie wskazywa�, �e Narajana nie zatraci� swoich administracyjnych zdolno�ci, ten weso�o rzek�: - Pos�uchajcie, prosz�, przyjaciele, jak to si� sta�o: Zdarzy�o si� to ostatniego dnia, kiedy nasza sta- ruszka ziemia dr�a�a w konwulsjach przed�miertnych i ja mia�em zamiar wsiada� ju� do swego wozu po- wietrznego, aby jecha� na punkt zborny naszej flotylii. Przyznam si�, �e w duszy mojej by�o tak samo ciemno, jak i wsz�dzie woko�o. Nagle dw�ch oszala�ych ze strachu ludzi rzuci�o mi si� pod nogi, czepia- j�c si� ubrania i b�agaj�c, abym ich ratowa�, za co obiecywali zachowa� wieczn� wdzi�czno��. Chcia�em ju� odepchn�� natarczywych petent�w, lecz, ku wielkiemu memu zdziwieniu, pozna�em w nich s�ugi bo- gacza Salomona, kt�rego sam przezwa�em nowym Lukullusem. Jednego z nich zna�em jako znakomite- go kucharza, to te� natychmiast zorientowa�em si� �e tam, dok�d zd��amy przyda mi si� niezawodnie obs�uga. Na sam� my�l, �e przyjdzie mi e� jak�� piecze� z korzeni, zmajstrowan� by� mo�e przez ma�- p�, lub przez jakiego� potwora, przeszed� mnie dreszcz, a samemu gotowa� nie u�miecha�o mi si� wca- le. Z drugiej zn�w strony, pomy�la�em sobie, �e mie� za lokaja jednookiego, lub tr�jokiego s�ug�, brr... To �e taki s�uga widzia�by albo zbyt wiele, albo te� ca�kiem ma�o, przej�o mnie wstr�tem. Wypadek przyszed� mi z pomoc�, a ci obaj biedacy pod wzgl�dem ci�aru, nie przedstawiali �adnej prawie warto- �ci. - Wierzycie wy w Boga? - surowo zapyta�em ich. - A jak�e� nie wierzy� w kar� Bo�� kiedy si� widzi straszne nast�pstwa Jego gniewu - odrzekli obaj z p�aczem. - A czy w Pana naszego Jezusa Chrystusa wierzycie? - Bada�em ich dalej. Obaj prze�egnali si�, i nie przestaj�c czepia� si� mnie, jak pijawki, zaklinali si� na krzy�, m�wi�c, �e jedyna ich nadzieja w mi�osierdziu Zbawiciela. W�wczas szybko wyj��em flakon z uprzednio ju� przygotowan� do u�ycia pierworodn� esencj� i da- �em ka�demu z nich napi� si�, umie�ciwszy ich przedtem w swoim samolocie. A kiedy przyby�em na punkt zborny, Niwara obieca� mi zabra� tych dw�ch ludzi, kt�rzy spali cichut- ko, jak dwa sus�y, i ockn�li si� dopiero tutaj. A poniewa� m�odzie�cy ci s� bardzo pomys�owi, to zakrz�tneli si� ju� tutaj i kucharz przedstawi� mi spis jadalnych produkt�w, kt�re przed chwil� pr�bowali�cie. Co si� tyczy lokaja, to jest po prostu cho- dz�ca serdeczno��, a nabo�ny przy tym, jak tylko mo�na sobie wyobrazi�. Niezmiernie jestem zadowolony, drodzy przyjaciele, �e mog�em was przyj�� zno�nym obiadem! A teraz kochany Udeo, dzi�kuj� ci i twoim przyjacio�om za to, �e�cie przygotowali tak znakomite mieszkanie dla nieszcz�snych �eglarzy powietrznych. M�wi�c to, Narajana kilka razy energicznie uca�owa� siedz�cego obok siebie Ude� ku wielkiej ucie- sze obecnych, nie wy��czaj�c oswojonego ju� przyjaciela, kt�ry dawno ju� si� nie �mia�. Nawet i inni magowie, powa�ni i skupieni i od dawna przygn�bieni prze�ytymi zdarzeniami, tym si� rozweselili i ser- decznie si� u�mieli. Kiedy po chwili wstali z za sto�u, Ebramar po�o�y� r�k� na ramieniu Narajany i rzek� przyja�nie: - Marnotrwany m�j synu, jeste� istotnie najbardziej "ziemski" ze wszystkich mag�w. Pomimo czasu i prze�ytych do�wiadcze� wiekowych, pomimo wiedzy i stopnia doskona�o�ci, zachowa�e� m�odzie�cz� rado�� �ycia. Chowaj w sobie ten niebieski dar i dziel si� nim ze wszystkimi, co ci� otaczaj�, gdy� rado�� jest naj- lepszym wsparciem w pracy i czyni l�ejszym ka�de zadanie. W czarnych oczach Narajany mign�o zadowolenie i wdzi�czo��. - Dzi�kuj� ci, drogi nauczycielu, i postaram si� by� zawsze weso�ym, nawet kiedy zdob�d� siedem promieni, co nast�pi jednak jeszcze nie pr�dko. A tymczasem oczekuje mnie przyjemne zaj�cie, kt�re zajmie mnie ca�kowicie: budowa pa�acu. Chcia�bym, a�eby on by� jednym z najlepszych w mie�cie. - Mo�esz w zupe�no�ci zadowoli� sw�j smak i wznie�� rzeczywi�cie czarowny zamek - zauwa�y� // Udea. - Wszystkie metale znajduj�ce si� tutaj s� jeszcze w stanie p�p�ynnym, a wi�c s� mi�kkie. S� tu tak�e kryszta�y, posiadaj�ce niezwykle dziwne odcienie i w og�le materia�y, mog�ce zaspokoi� wszyst- kie wymagania, a twoja intuicja artysty podpowie ci, co wybra�. - Dzi�kuj� ci, Udeo i b�dziesz �askaw wskaza� mi te �r�d�a dla wykorzystania ich do wynalazk�w. A ty za�, Ebramarze, czy tak�e zaczniesz od budowy swojego domu? Jest to, zdaje mi si�, sprawa naj- pilniejsza i zarazem najprzyjemniejsza. - Nie przecz�, �e bardzo przyjemnie jest urz�dzi� w�asne ognisko, lecz s�dz�, �e inne budowle s� jeszcze potrzebniejsze - odrzek� mag, kiwaj�c g�ow�. - Nie zapominaj, �e jeste�my tu nie tylko dla naszej przyjemno�ci, a przede wszystkim moc� wiel- kiego przeznaczenia jeste�my tu dla dojrzewania planety. Z masy przywiezionych przez nas tu ludzi, musimy wychowa� kr�l�w, kap�an�w, s�ugi przysz�ych rz�d�w, artyst�w, rzemie�lnik�w i zwyk�ych robot- nik�w. Nie �atwo jest przejrze� i uczyni� odpowiedni wyb�r w tej ludzkiej masie i wykszta�ci� j� tak, �eby ka�dy z w�asnej tylko woli wype�ni� swoje krzewicielskie obowi�zki wobec otaczaj�cych nas dzikich, bar- barzy�skich plemion. A zatem z tego punktu widzenia uwa�am za najbardziej wa�n� i potrzeb� budow� szk� i �wi�ty� wtajemniczenia i dopiero po dokonaniu tej pracy b�dziemy mogli przyst�pi� do tworzenia pa�stw. Narajana podrapa� si� za uchem. - Ty jeste� zawsze uosobieniem bezinteresowno�ci, Ebramarze, ale poniewa� dzisiaj zdecydowano rozpocz�� prac� od za�o�enia naszego miasta, to przecie� trzeba tam b�dzie i �y�. - B�d� spokojny, niecierpliwcze, zapominaj�cy zawsze o tym, �e po�piech jest oznak� niedoskona- �o�ci. Wszystko b�dzie i dokona si� bardzo pr�dko, poniewa� rozporz�dzamy mo�liwo�ciami uproszcze- nia i sprowadzenia wszelkiej pracy do minimum. Czy� zapomnia�e�, �e posiadamy si�y i instrumenty, kt�re krajaj� granit, jak mi�kki wosk, obracaj� w popi� wszelkie przeszkody i podnosz� ci�ary, r�wna- j�ce si� wadze piramidy jak snopy s�omy. Si�y te pomog� nam przenie�� masy, z kt�rych zostan� wzniesione �ciany naszych pa�ac�w i szk�; ta sama si�a wykuje tak�e w g�rach podziemne �wi�tynie, przyozdobi je olbrzymi� i zadziwiaj�c� rze�b� i wykuje groty i galerie. A w dalekich, przysz�ych wiekach, ludzie-pigmeje b�d� z wielkim zdziwieniem ogl�da� te podziemne miasta i "cyklopowe" gmachy; i ze zdumieniem zapytaj� siebie, jakie� to pokole- nie olbrzym�w i czyje� to r�ce zdo�a�y w niepami�tnych czasach wyku� w skalistych masywach takie cu- da sztuki o rozmiarach nadludzkich? Nasza nieszcz�sna, zmar�a ziemia posiada�a r�wnie� podobne archaiczne pomniki i uczeni w swojej zabawnej niewiedzy, nie umieli wskaza� epoki, do kt�rej nale�a�o je zaliczy�, a stworzone one by�y istot- nie przez olbrzym�w, lecz olbrzym�w wiedzy wczesnego zarania cywilizacji. - Drogi nauczycielu, ty jak zawsze, masz s�uszno�� - odrzek� wzruszony Narajana. - Dlatego te� najwi�kszym, najpi�kniejszym i najbogatszym z pa�stw, utworzonych przez nas, po- winno by� to, w kt�rym ty zasi�dziesz na tronie. Ebramar u�miechn�� si� i przyja�nie spojrza� na niego. - Dzi�kuj� ci za wyra�ony zachwyt, lecz ja nie mam zamiaru panowa�; b�d� nada� s�u�y� naszej og�lnej sprawie w charakterze kap�ana, nauczyciela i siewcy �wiat�a w wielkiej �wi�tyni naszego przy- sz�ego miasta - "Miasta Bog�w", jak je nazw� w podaniach przysz�e wieki, dok�d zst�pili mieszka�cy nieba i sk�d wysz�y boskie pokolenia, kt�re nast�pnie rz�dzi�y narodami "Z�otego wieku". A potem w py- le wiek�w, znikn� i sami bogowie wraz z ich miastem, a wielkie tajemnice i straszne prawdy, zbyt ci�kie dla rozumu narod�w, pe�zn�cych powoli po drabinie umys�owego i fizycznego doskonalenia si� okryj� si� nieprzeniknion� zas�on� "legendy" i przechowaj� si� w pami�ci ludzkiej jedynie jako: "owoc fantazji ludowej". A prawdy te i tajemnice, kt�rych pojmowanie b�dzie zatarte, zmieni� si� w straszne i niewidzialne potwory, u�miercaj�ce ka�dego, kto o�mieli�by si� walczy� z nimi, lub pr�bowa�by ujarzmi� je... W g�osie wielkiego maga d�wi�cza� g��boki smutek, kt�ry udzieli� si� tak�e Narajanie; jego p�omien- ny wzrok przes�oni� si� mg��, a z piersi wydar�o si� westchnienie. - Ci�kie i niepoj�te jest prawo, kt�re sprawia, �e wszystko przemija: i wielowiekowe �ycia i olbrzy- 42 mie dzie�a... Nasze imiona, a z nimi tak�e i nasze czyny rozwiej� si� we mgle mit�w; i wiele to ju� b�- dzie, je�eli narody zachowaj� o nas pami�� pod postaci� wielkich, zastraszaj�cych uroje�. Wszytko bez wyj�tku pocha�ania czas... - W wieczno�ci - WIECZNYM jest tylko Niepoj�ty, z Kt�rego wszystko wyp�ywa. B�d� zadowolony, �e jeste� iskr� Bo��, wieczn� jak i jej Tw�rca; a co si� tyczy bezwarto�ciowych praw ludzkich, to musz� one podporz�dkowa� si� prawu powszechnemu. Pod tym wzgl�dem my jeste�my szczeg�lnie uprzywi- lejowani i obdarzeni przez los, kt�ry zgotowa� nam zaszczyt by� pierwszymi prawodawcami planety; lecz dlatego nie powinni�my nigdy zapomina� o tym, jak wielk� odpowiedzialno�� wk�ada na nas to za- szczytne miano. A wi�c synu m�j, spe�nimy sw�j obowi�zek i b�dziemy szczerze i gorliwie pracowali, nie troszcz�c si� o przysz�o��, zbyt jeszcze odleg�� - powa�nym tonem zako�czy� Ebramar. W nast�pnych dniach zacz�a si� bezustanna praca. Jedna cz�� adept�w zaj�a si� grupowaniem przywiezionych ziemian, tworz�c z nich, stosownie do zdolno�ci i stopnia rozwoju oddzia�y robotnik�w do budowy miasta mag�w. W tym samym czasie, wy�si adepci opracowali i wykonali plany wy�szego i podziemnego miasta, gdzie mia�y by� wybudowa- ne �wi�tynie dla naj�wi�tszych tajemnic, i przechowania dokument�w, lub archaicznych skarb�w, oraz pami�tek umar�ej Ziemi. Maginie zn�w ze swej strony grupowa�y kobiety i przydziela�y im prace przygo- towawcze, kt�re s�u�y�y tak dla ostatecznego zaopatrzenia kolonii, jak r�wnie� i dla przysz�ych szk�. W czasie, kiedy to si� dzia�o w g�rskich krainach, gdzie wyl�dowali uciekinierzy z umar�ej planety, w�r�d mieszka�c�w las�w i dolin trwa�o wielkie poruszenie. Wsz�dzie dotar�a ju� wie�� o przybyciu bog�w i ci, kt�rzy byli nieobecni przy tym niezwyk�ym zda- rzeniu, spieszyli do szcz�liwych, naocznych �wiadk�w. Z wielk� ciekawo�ci� spogl�dali w stron� g�r, za kt�rymi skry�a si� powietrzna flotylla, lecz zbli�a� si� ku nim nie pozwala� im jaki� zabobonny strach. Czasami ciekawi widzieli nad szczytami g�rskimi dziwne znaki i snopy ognia, lub te� spostrzegali, jak od czasu do