15460
Szczegóły |
Tytuł |
15460 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15460 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15460 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15460 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Susan Elizabeth Phillips
Arena
dla pa�
Barbara Boswell
Czerwony aksamit
Vera Cowie
Klejnot bez skazy
Kr�lowa �niegu
Lato w Hiszpanii
Marionetki
Wspomnienia
Janet Dalley
Napi�tnowana Z�udzenia
Diana Gabaldon
Obca
OUvia Goldsmith
M�ode �ony
Cathy Kelly
Druga szansa Kobieta i kobieta
Elizabeth Lowell
Bez k�amstw
Krajobrazy mi�o�ci
Na koniec �wiata
Pustynny deszcz
Sen zakl�ty
w krysztale
Debbie Macomber
Jedna noc
Pewnego dnia, wkr�tce
�ona z og�oszenia
Michelle Martin
Granice ryzyka
WSZYSTKO DLA PA�
Najnowsze bestsellery
Mi�o�� i fortuna Skradzione chwile
Fern Michaels
Kr�lowa Vegas Przekle�stwo Vegas
�arVegas Pod niebem Vegas
Gwiazdy Vegas
Dziedzictwo Vegas
Odnaleziona
Pe�nia �ycia
Judith Michae�
Jej u�miech
Stevie Morgan
Szafirowy blues Doris Mortman
Wybra�cy losu
Susan Elizabeth Philli
Arena Nie b�d� dam� Podr� do nieba
Cristina Pisco
Papierowy ksi�yc
Nora Roberts
Koniec rzeki
Ksi�yc nad Karolin�
Rafa
Danielle Steel
Lustrzane odbicie
Katherine Stone
Z�odziej serc
PHILLIPS
ARENA
Przek�ad
Ewa Spirydowicz
w przygotowaniu
Diana Gabaldon
Uwi�ziona w bursztynie
AMBER
Oto moje specjalne anio�y; kobiety, kt�re towarzyszy�y mojej pracy na r�nych
jej etapach. S� w�r�d nich pisarki i
redaktorki. Rady i pomoc, kt�rych mi udzieli�y, mia�y dla mnie wielkie znaczenie.
W kolejno�ci, w jakiej wkroczy�y w moje
�ycie:
Claire Kiehl L�fkovitz Rosanne Kohake Maggie Lichota Linda Barlow Claire Zio�
Jayne Ann Krentz Metyl Sawyer Carrie Feron
Wam wszystkim dedykuj� t� ksi��k�.
A tak�e tym anio�om, kt�re dopiero si� pojawi�... witajcie!
R.ozdzia� pierwszy
D aisy Deveraux zapomnia�a, jak ma na imi� jej przysz�y m��.
-Ja, Theodosia, bior� sobie ciebie...
Zagryz�a doln� warg�. Ojciec przedstawi� ich sobie kilka dni temu, tamtego
strasznego dnia, gdy we tr�jk� za�atwiali
niezb�dne do zawarcia �lubu formalno�ci; wtedy us�ysza�a, jak si� nazywa
przysz�y m��, kt�ry zreszt� znikn�� najszybciej
jak to by�o mo�liwe. Zobaczy�a go znowu dopiero kilka minut temu, gdy schodzi�a
ze schod�w w apartamencie ojca w
okolicy Central Parku. Zaraz rozpocznie si� okropna ceremonia za�lubin.
Ojciec sta� tu� za ni�. Daisy wydawa�o si�, �e fizycznie odczuwa jego
dezaprobat�, ale te� nie by�oby to nic nowego.
Zawiod�a go, zanim jeszcze przysz�a na �wiat, i bez wzgl�du na to, jak bardzo
si� stara�a, nigdy nie zdo�a�a go
zadowoli�.
K�tem oka �ypn�a na m�a, kt�rego kupi�y jej pieni�dze ojca. Ogier. Gro�ny,
niebezpieczny ogier. Wysoki, szczup�y,
same mi�nie, ani �ladu t�uszczu. Dziwne bursztynowe oczy. Matka zwariowa�aby na
jego punkcie.
Lani Deveraux zgin�a rok temu w po�arze jachtu, w ramionach
dwudziestoczteroletniego muzyka rockowego. Daisy
dopiero niedawno nauczy�a si� my�le� o matce bez �alu i smutku. U�miechn�a si�
teraz pod nosem -stoj�cy obok niej
m�czyzna by�by dla Lani za stary. Wygl�da� na jakie� trzydzie�ci pi�� lat, a
dla jej matki g�rna granica m�skiego wieku
to dwadzie�cia dziewi��.
Mia� w�osy tak ciemne, �e wydawa�y si� czarne, i regularne rysy; gdyby nie silny
podbr�dek i ponura mina, by�by
wr�cz nieprzyzwoicie przystojny. M�czy�ni o takiej brutalnej, prymitywnej
urodzie podobali si� Lani; Daisy wola�a
starszych, bardziej konserwatywnych. Nie po raz pierwszy tego dnia �a�owa�a, �e
ojciec nie wybra� kogo� mniej
onie�mielaj�cego.
Stara�a si� opanowa� zdenerwowanie t�umacz�c sobie, �e nie b�dzie przebywa�a w
jego towarzystwie d�u�ej ni� to
absolutnie niezb�dne, czyli kilka godzin. Kiedy tylko zdradzi mu sw�j plan,
b�dzie po wszystkim. Niestety, jej plan zak�ada�
tak�e z�amanie �wi�tych �lub�w ma��e�skich i obietnic, kt�re lada chwila z�o�y.
Daisy nie �ama�a danego s�owa, a co
dopiero przysi�gi ma��e�skiej, i podejrzewa�a, �e to wyrzuty sumienia s�
odpowiedzialne za t� chwilow� amnezj�.
Zacz�a jeszcze raz z nadziej�, �e jego imi� przebije si� przez barier� pami�ci.
- Ja, Theodosia, bior� sobie ciebie... -1 znowu urwa�a.
Pan m�ody nawet na ni� nie spojrza�, o pomocy nie ma co wspomina�. Patrzy�
prosto przed siebie. Na widok ust
zaci�ni�tych w w�sk� lini� przeszy� j� dreszcz. Przed chwil� wypowiada� s�owa
przysi�gi, wi�c musia�o pa�� jego imi�, ale
oboj�tny g�os spot�gowa� tylko jej zdenerwowanie i nic do niej nie dotar�o.
- Alexander - sykn�� jej ojciec za plecami. S�dz�c po g�osie, ze z�o�ci
zaciska� z�by. Jak na jednego z najzdolniejszych ameryka�skich dyploma
t�w, mia� zadziwiaj�co ma�o cierpliwo�ci.. .przynajmniej je�li chodzi�o o ni�.
Wbi�a paznokcie w d�o� i powiedzia�a sobie, �e nie ma innego wyj�cia.
- Ja, Theodosia... - Gwa�townie zaczerpn�a tchu. - Bior� sobie ciebie,
Alexandra... - Jeszcze jeden g��boki wdech. - Za w�a.
Dopiero g�o�ny j�k Amelii, macochy, u�wiadomi� jej, co powiedzia�a.
Ogier odwr�ci� si� w jej stron�. Pytaj�co uni�s� jedn� brew, jakby nie by�
pewien, czy aby dobrze us�ysza�. �Bior� sobie
ciebie za w�a". Odezwa�o si� jej poczucie humoru, poczu�a, �e k�ciki jej ust
unosz� si� leciutko.
�ci�gn�� brwi w poziom� kresk� nad ponurym spojrzeniem g��boko osadzonych oczu.
Najwyra�niej nie dzieli jej
sk�onno�ci do wybuch�w �miechu w najmniej odpowiednich momentach.
Powstrzyma�a narastaj�c� histeri� i brn�a dalej nie poprawiaj�c si�.
Przynajmniej ta cz�� przysi�gi jest
prawdziwa, jest dla niej paskudnym, obrzydliwym w�em. W tej chwili ust�pi�a
blokada pami�ci i przypomnia�a sobie
jego nazwisko. Markov. Alexander Markov. Jeszcze jeden Rosjanin ojca.
Jako by�y ambasador Stan�w Zjednoczonych w Zwi�zku Radzieckim, jej ojciec, Max
Petroff, utrzymywa� bliskie
stosunki z koloniami rosyjskich emigrant�w w Stanach i za granic�. Nawet pok�j,
w kt�rym si� teraz znajdowali,
odzwierciedla� jego uczucia do kraju przodk�w. O zwi�zkach z Rosj� przypomina�y
b��kitne �ciany, ��ty kaflowy piec i
wielobarwne kilimy. Na lewo od Daisy, w kredensie z orzecha pyszni�y si�
kobaltowe rosyjskie wazy, kryszta�y i porcelany
z carskiej fabryki w St. Petersburgu. Umeblowanie stanowi�a zadziwiaj�ca
mieszanka ort deco i osiemnastowiecznych
antyk�w. Najdziwniejsze, �e w efekcie powsta�a sp�jna ca�o��.
Silna r�ka pana m�odego nakry�a jej drobn� d�o�. Zda�a sobie spraw� z jego si�y,
gdy wsuwa� jej na palec zwyk��
z�ot� obr�czk�.
- Bior� sobie ciebie za �on� - oznajmi� g�osem surowym i nie znosz�
cym sprzeciwu.
Spojrza�a na prosty pier�cionek. Odk�d pami�ta�a, snu�a, jak to okre�la�a Lani,
�drobnomieszcza�skie marzenia o
�lubie i mi�o�ci", za to nigdy nie wyobra�a�a sobie czego� takiego.
- ...na mocy prawa przyznanego mi przez stan Nowy Jork, og�aszam
was m�em i �on�.
Znieruchomia�a, czekaj�c, a� s�dzia Rhinsetler wypowie tradycyjn� formu�k� o
ca�owaniu panny m�odej. Gdy tego nie
zrobi�, wyczu�a w tym r�k� ojca. Przynajmniej oszcz�dzi� jej upokorzenia; nie
poca�uj� jej te twarde, srogie usta. To ca�y
ojciec; pami�ta� o szczeg�le, kt�ry nikomu innemu nawet nie przeszed� przez my�l.
Nie przyzna�aby si� do tego za skarby
�wiata, ale �a�owa�a, �e nie jest cho�by odrobin� do niego podobna. Nie panowa�a
nawet nad wa�nymi sprawami w swoim
�yciu, a co dopiero m�wi� o szczeg�ach.
U�alanie si� nad sob� nie le�a�o w jej naturze, wi�c odsun�a od siebie ponure
my�li, gdy ojciec podszed� by j�
poca�owa�. U�wiadomi�a sobie, �e czeka na ciep�e s�owo, ale nie zdziwi�a si�
wcale, gdy niczego nie us�ysza�a. Dotkn��
jej policzka ch�odnymi ustami i odszed�. Uda�o jej si� nie okaza� rozczarowania.
Razem z jej tajemniczym m�em i s�dzi� Rhinsetlerem stan�� przy oknie
wychodz�cym na Central Park. W ceremonii,
opr�cz nich, uczestniczyli jeszcze szofer, kt�ry dyskretnie oddali� si� do
swoich obowi�zk�w, i Amelia o platynowych
w�osach i po�udniowym akcencie - �ona ojca.
- Wszystkiego najlepszego, moja droga. Pi�kna z was para. Czy nie wy
gl�daj� razem wspaniale, Max? - Nie czekaj�c na odpowied�, obj�a Daisy,
otaczaj�c j� ob�okiem pi�mowych perfum.
Amelia zachowywa�a si�, jakby darzy�a nie�lubn� c�rk� m�a szczerym uczuciem.
Daisy co prawda wiedzia�a
doskonale, co macocha o niej my�li, jednak docenia�a jej wysi�ki. Chyba nie�atwo
spojrze� w twarz skutkowi niewierno�ci
w�asnego m�a, nawet je�li ta niewierno�� mia�a miejsce dwadzie�cia sze�� lat
temu, i to przed �lubem.
- Doprawdy, moja droga, nie rozumiem, czemu upar�a� si�, �eby w�o�y� akurat
t� sukienk�. Jest odpowiednia do
dyskoteki, ale nie na �lub. -Amelia obrzuci�a krytycznym spojrzeniem drog�,
metalicznie po�yskuj�c� kreacj� Daisy. By�a
bez r�kaw�w i ko�czy�a si� dobre dwadzie�cia centymetr�w nad kolanami.
- Jest prawie bia�a.
- Z�ota nie znaczy bia�a, moja droga. I jest zdecydowanie za kr�tka.
- Za to �akiet wygl�da konserwatywnie - zauwa�y�a Daisy, poprawiaj�c po�y
marynarki ze z�otej satyny, kt�ra
si�ga�a jej do po�owy uda.
- To nie wystarczy. Dlaczego nie post�pi�a� zgodnie z tradycj� i nie w�o
�y�a� bia�ej sukni? Albo przynajmniej czego� mniej krzykliwego?
Dlatego �e to nie jest prawdziwy �lub, odpar�a Daisy w my�lach; im mniej
przestrzega�a tradycji, tym mocniej
u�wiadamia�a sobie, �e szarga �wi�to�ci. Wyj�a nawet z w�os�w kwiat gardenii,
kt�ry wpi�a jej macocha, ale Amelia
wsun�a go ponownie w ostatniej chwili.
Wiedzia�a, �e Amelii nie przypad�y do gustu jej z�ote buty - wygl�da�y jak
sanda�y rzymskiego gladiatora na
o�miocentymetrowym obcasie. By�y diablo niewygodne, ale przynajmniej ani
odrobin� nie przypomina�y klasycznych
bia�ych pantofelk�w panny m�odej.
- Tw�j m�� nie jest zbyt zadowolony - sykn�a Amelia. - Nie �eby mnie
to dziwi�o. Postaraj si� nie paln�� �adnego g�upstwa przynajmniej przez pierw
sz� godzin�, dobrze? Powinna� naprawd� nauczy� si� najpierw my�le�, a do
piero potem m�wi�.
Daisy z trudem wstrzyma�a westchnienie. Amelia w�a�ciwie nigdy nie m�wi�a, co
my�li, st�d jej wrogo�� wobec
pasierbicy, kt�ra nie ukrywa�a swoich uczu�. Daisy nie potrafi�a udawa�, mo�e
dlatego, �e wystarczaj�co si� napatrzy�a
na zabiegi rodzic�w.
Ukradkiem zerkn�a na m�a i po raz kolejny zastanowi�o j�, ile ojciec mu
zap�aci� za to, �eby si� z ni� o�eni�. Jaka�
jej cz�stka pragn�a pozna� wszystkie szczeg�y transakcji. Zap�aci� got�wk� czy
czekiem? Przepraszam bardzo, panie
Markov, czy przyjmuje pan American Express? Patrz�c, jak Aleksander ignoruje
kieliszek z szampanem, kt�ry
podsun�a mu pokoj�wka, usi�owa�a zgadn��, o czym w tej chwili my�li.
Ile jeszcze minie czasu, zanim uda mu si� porwa� st�d t� rozpuszczon� dziewuch�?
Alex Markov zerkn�� na zegarek.
Pi�� minut i ju�, zdecydowa�. Obserwowa�, jak pokoj�wka podchodzi do niej z
kieliszkiem szampana. Pij na zdrowie,
damulko. Musi ci to wystarczy� na d�ugo.
Max pokazywa� s�dziemu zabytkowy rosyjski samowar, a Alex podziwia� nogi swojej
�ony, prezentowane ca�emu
�wiatu, bo z�ota szmatka, kt�r� nazywa�a sukienk�, niewiele przys�ania�a. By�y
smuk�e i kszta�tne, co kaza�o mu
zastanowi� si�, czy tych przymiotnik�w mo�na u�y� opisuj�c reszt� jej cia�a,
ukryt� pod �akietem. Nawet jednak
najwspanialsze cia�o nie zmieni jego stosunku do tego ma��e�stwa.
Przypomnia� sobie ostatni� rozmow� z ojcem Daisy.
- Jest niewykszta�cona, p�ocha i nieodpowiedzialna - oznajmi� Max Petroff. -
Matka mia�a na ni� okropny wp�yw. Nie
wierz�, �e Daisy jest w stanie zrobi� cokolwiek po�ytecznego. Przyznaj�, to nie
tylko jej wina, matka nigdy nie pozwoli�a jej
si� usamodzielni�. To cud, �e tamtej nocy nie by�a z ni� na jachcie. Musisz jej
�ci�gn�� lejce, Alex, w innym wypadku b�dzie
ci� wodzi�a za nos.
Jak na razie wszystko, co widzia�, zdawa�o si� potwierdza� s�owa Maksa. Matk�
Daisy by�a Lani Deveraux, angielska
modelka, kt�ra kr�lowa�a na wybiegach przed trzydziestu laty. Zgodnie z
powiedzeniem, �e przeciwie�stwa si�
przyci�gaj�, po��czy� j� z Maksem Petroffem gor�cy romans, gdy Max zaczyna�
karier� dyplomatyczn�. Daisy by�a jego
owocem.
Max da� Aleksowi do zrozumienia, �e poprosi� Lani o r�k� na wiadomo��, �e jest w
ci��y, ona jednak nie chcia�a si�
ustatkowa�. Max twierdzi� jednak, �e zawsze spe�nia� obowi�zki ojcowskie wobec
nie�lubnej c�rki.
Dowody jednak wskazywa�y na co� wr�cz przeciwnego. Gdy jej gwiazda zblak�a, Lani
bezustannie balowa�a i
je�dzi�a w odwiedziny, zawsze zabieraj�c c�rk� ze sob�. C�, matka przynajmniej
zrobi�a karier�, pomy�la� Alex, ale
Daisy chyba nawet nie kiwn�a palcem.
Przyjrza� si� jej uwa�nie i dostrzeg� podobie�stwo do matki. Mia�a, jak Lani,
kruczoczarne w�osy i jak ona
mlecznobia��karnacj� kobiety, kt�ra wi�kszo�� czasu sp�dza w zamkni�tym
pomieszczeniu. Mia�a te� ciemnoniebieskie
oczy matki, tak nasycone kolorem, �e przypomina�y przydro�ne fio�ki. By�a jednak
drobniejsza ni� Lani - za ma�a jak na
jego gust i o delikatniejszych rysach. Z tego, co pami�ta� ze starych fotografii,
profil Lani by� ostry, niemal m�ski,
podczas gdy uroda Daisy by�a mi�kka, delikatna, co podkre�la� zadarty nosek i
g�upiutkie, �agodne usta.
Wed�ug Maksa, Lani by�a pi�kna, lecz g�upia; kolejne podobie�stwo mi�dzy matk� a
c�rk�. Nie ��atwa dziewczyna", na
to jest zbyt dobrze wychowana; ale doskonale j� sobie wyobra�a� w roli
drogocennej luksusowej piesz-czoszki bogatego
m�czyzny.
Zawsze by� bardzo wybredny, je�li chodzi o kobiece towarzystwo. Cho� cia�o
kusi�o, wola� kobiety, kt�re maj� do
zaoferowania co� wi�cej ni� fantastyczne nogi. Lubi� kochanki inteligentne,
ambitne, niezale�ne, gotowe dawa� i bra�.
Szanowa� kobiety gotowe stawi� mu czo�o, nie znosi� natomiast d�s�w i szloch�w.
Ta ma�a ju� dzia�a�a mu na nerwy.
Dobrze chocia�, �e nie b�dzie mia� k�opot�w z utrzymaniem jej w ryzach. Spojrza�
na ni� i u�miechn�� si� z�o�liwie.
�ycie daje w ko�� rozpieszczonym bogatym dziewczynkom. Oj, jak ci si� to nie
spodoba!
Po drugiej stronie pokoju Daisy zerkn�a w zabytkowe lustro. Sprawdza�a, jak
wygl�da - nie z pr�no�ci, lecz z
przyzwyczajenia. Dla jej matki uroda by�a wszystkim. W oczach Lani rozmazany
tusz na policzku by� katastrof� gorsz�
ni� wybuch bomby atomowej.
Daisy mia�a now� fryzur�: w�osy do ramion, z ty�u troszk� d�u�sze, niesforne,
wij�ce si�, puszyste. Podoba�a jej si�
od pocz�tku, a spodoba�a jeszcze bardziej, gdy Amelia na jej widok cmokn�a
j�zykiem z dezaprobat�.
W zwierciadle zobaczy�a, �e zbli�a si� do niej m��. U�miechn�a si� uprzejmie.
Powtarza�a sobie w my�lach, �e
wszystko si� u�o�y. Musi. - Zbieraj si�, anio�ku. Wychodzimy.
Jego ton bynajmniej nie przypad� Daisy do gustu, ale umia�a sobie radzi� z
trudnymi typami, wi�c zignorowa�a to.
- Maria szykuje sw�j popisowy suflet Grand Marnier na nasz� cze��. Musimy
poczeka� - wyja�ni�a.
- Nie da rady. Musimy zd��y� na samolot. Tw�j baga� ju� jest w samochodzie.
Potrzeba jej czasu. Jeszcze nie jest gotowa, by zosta� z nim sama.
- Czy nie mo�emy polecie� p�niejszym samolotem, Aleksandrze? Nie
chcia�abym sprawi� zawodu Marii. Jest prawdziwym skarbem Amelii i na
prawd� doskonale gotuje.
Jego usta wygi�y si� w z�o�liwym u�miechu; �widrowa� j� bezlitosnym spojrzeniem.
Mia� oczy nietypowego koloru,
w odcieniu jasnego bursztynu. Przywodzi�y jej na my�l co� dziwnego. Nie by�a w
stanie sformu�owa�, co to takiego,
wiedzia�a jednak, �e to jest niepokoj�ce.
- Mam na imi� Alex, a ty masz minut� na zabranie st�d swojego �licz
nego ty�eczka.
T�tno Daisy przyspieszy�o, ale zanim przysz�a jej do g�owy w�a�ciwa odpowied�,
m�� zwr�ci� si� do pozosta�ej
tr�jki w pokoju:
- Mam nadziej�, �e nam wybaczycie, ale spieszymy si� na samolot.
Amelia zrobi�a krok naprz�d i znacz�co u�miechn�a si� do Daisy.
- No popatrz, popatrz. Komu� chyba bardzo spieszno do nocy po�lub
nej. Smakowity k�sek z naszej Daisy, prawda?
Daisy nagle straci�a apetyt na suflet Marii.
- P�jd� si� przebra� - oznajmi�a.
- Nie ma na to czasu. Dobrze wygl�dasz w tym, co masz na sobie.
- Ale...
Silna d�o� spocz�a na jej plecach i stanowczo pchn�a w stron� drzwi.
- Id� o zak�ad, �e to twoja torebka. - Gdy twierdz�co skin�a g�ow�,
podni�s� malutk� torebk� od Chanel i poda� jej uprzejmie. W tej chwili poja
wili si� ojciec i Amelia, �eby ich po�egna�.
Co prawda nie mia�a zamiaru jecha� z nim dalej ni� na lotnisko, ale i tak mia�a
ochot� wyrwa� mu si�, gdy prowadzi� j�
do drzwi. Odwr�ci�a si� do ojca i ogarn�a j� w�ciek�o�� na siebie, gdy
rozpozna�a nut� paniki w swoim g�osie:
- Mo�e tobie uda si� przekona� Aleksa, �eby�my zostali troch� d�u�ej, tato.
Nie mieli�my nawet czasu, �eby...
- R�b, co ci ka�e, Theodosio. I pami�taj, to twoja ostatnia szansa. Je�li i
tym razem ci si� nie uda, umywam r�ce. Po
raz pierwszy w �yciu postaraj si� zrobi� co� dobrze.
W�a�ciwie do tej pory powinna si� ju� przyzwyczai� do ci�g�ych publicznych
upokorze� ze strony ojca, ale fakt, �e
poni�y� j� w obecno�ci �wie�o po�lubionego ma��onka, by� tak �enuj�cy, i� z
trudem utrzyma�a wyprostowane ramiona.
Bez s�owa wyprzedzi�a Aleksa i przest�pi�a pr�g.
Unika�a jego wzroku, gdy w milczeniu czekali na wind�, kt�ra zawiezie ich na d�,
do holu. Weszli do �rodka. Drzwi
zamkn�y si� tylko po to, by ponownie si� otworzy� pi�tro ni�ej. Do kabiny
wkroczy�a starsza kobieta z
peki�czykiem.
Daisy odruchowo przywar�a do d�bowej boazerii, ale pies i tak j� zauwa�y�.
Postawi� uszy, warkn�� i skoczy�.
Wrzasn�a przera�liwie, czuj�c pazury na cienkich po�czochach.
- Odejd� ode mnie!
- Niedobra Mitzi! - Kobieta porwa�a psa w ramiona i obrzuci�a Daisy
podejrzliwym spojrzeniem. - Nie rozumiem
tego. Mitzi przepada za wszystkimi.
Daisy si� spoci�a. Nadal kurczowo �ciska�a mosi�n� por�cz. Nie odrywa�a wzroku
od kud�atej bestii. Pies warcza�
na ni� i szczerzy� z�by przez ca�a drog� na d�.
- Czy�by�cie si� zna�y? - zapyta� Alex w holu.
- Nie.. .widzia�am tego psa po raz pierwszy.
- Nie wierz�. Nienawidzi� ci�.
- Ja... - Z trudem prze�kn�a �lin�. - Chodzi o to, �e... ja si�...
- Nie chcesz chyba powiedzie�, �e si� boisz zwierz�t? Skin�a tylko g�ow�,
czekaj�c, a� si� uspokoi
rozszala�e serce.
- �wietnie - mrukn��. - Po prostu �wietnie.
Kwietniowy poranek by� deszczowy i ponury. Na limuzynie czekaj�cej na nich przy
kraw�niku nie by�o kolorowych
wst��ek, nie by�o napisu PA�STWO M�ODZI, nie by�o balonik�w ani puszek, �adnych
g�upot zarezerwowanych dla
tych, kt�rzy naprawd� si� kochaj�. Lani od lat drwi�a z niej niemi�osiernie, �e
jest taka staro�wiecka, ale Daisy niez�omnie
marzy�a o zwyk�ym, normalnym �yciu. Nic to dziwnego w przypadku kogo�, kogo
wychowywano tak
niekonwencjonalnie, stwierdzi�a trze�wo.
Wsiadaj�c zauwa�y�a, �e od szofera oddziela ich przydymiona szyba. Przynajmniej
b�dzie mog�a zdradzi� Aleksowi
sw�j plan, zanim dojad� na lotnisko.
�Przysi�ga�a�, Daisy. �lubowa�a�". Zby�a g�os sumienia gwa�townym ruchem g�owy.
Nie mia�a wyboru.
Usiad� ko�o niej i przestronne wn�trze nagle wyda�o si� ciasne. Nie
denerwowa�aby si� tak bardzo, gdyby nie jego
fizyczna dominacja. Cho� nie mia� przero�ni�tych mi�ni jak przetrenowani
ochroniarze, zdawa� si� w doskona�ej formie.
Mia� szerokie ramiona i w�skie biodra. D�onie spoczywaj�ce na grafitowych
spodniach by�y silne, opalone, o d�ugich,
kszta�tnych palcach. Przeszy� j� nag�y dreszcz niepokoju.
Ledwie ruszyli, a gwa�townie szarpn�� ko�nierzyk koszuli. Wystarczy� jeden ruch
r�ki i pozby� si� muszki. Zerwa� j�,
wcisn�� do kieszeni marynarki, rozpi�� guzik pod szyj�. Zesztywnia�a. Chyba nie
zdejmie niczego wi�cej?
W ulubionej fantazji erotycznej kocha�a si� z m�czyzn� bez twarzy na tylnym
siedzeniu bia�ej limuzyny, kt�ra utkwi�a w
korku na Manhattanie. Ich mi�o�ci towarzyszy� Michael Bolton �piewaj�c �When a
man loves a woman". Tylko �e fantazja
to jedno, a rzeczywisto�� drugie.
Limuzyna ruszy�a z miejsca. G��boko zaczerpn�a tchu, chc�c si� uspokoi�, i
poczu�a dusz�cy zapach gardenii. Kwiat
nadal tkwi� w jej w�osach. Kamie� spad� jej z serca, gdy przekona�a si�, �e Alex
nie b�dzie si� dalej rozbiera�, ale gdy
wyprostowa� d�ugie nogi i przyjrza� si� jej z uwag�, poruszy�a si� niespokojnie.
Niewa�ne, jak bardzo si� stara, nigdy nie
b�dzie r�wnie �adna jak matka. Kiedy ludzie przygl�dali si� jej zbyt d�ugo,
czu�a si� jak brzydkie kacz�tko. Dziura w
z�otych rajstopach, pami�tka po spotkaniu z peki�czykiem, bynajmniej nie
dodawa�a jej pewno�ci siebie.
Otworzy�a torebk�. Musi zapali�. To okropny na��g, by�o jej wstyd, �e wpad�a w
jego szpony. Cho� Lani pali�a, odk�d
pami�ta�a, Daisy zawsze ogranicza�a si� do jednego papierosa przy lampce wina.
Jednak podczas trudnych miesi�cy po
�mierci matki przekona�a si�, �e papierosy pomagaj� jej si� odpr�y� i
uzale�ni�a si� na dobre. Zaci�gn�a si� g��boko i
uzna�a, �e jest na tyle spokojna, �e mo�e przedstawi� panu Markovowi sw�j plan.
- Zga� to, anio�ku.
Spojrza�a na niego ze skruch�.
- Wiem, to okropny na��g, obiecuj�, nie b�d� na ciebie dmucha�, ale
naprawd� potrzebuj� tego papierosa.
Pochyli� si� nad ni� chc�c uchyli� okno. Jej papieros stan�� w p�omieniach.
Wrzasn�a i upu�ci�a go b�yskawicznie. Iskry rozprys�y si� doko�a. Wyj��
chusteczk� z butonierki i ugasi�
wszystkie.
Dysz�c ci�ko spojrza�a w d�. Na z�otym �akiecie i sukience widnia�y czarne
dziury. - Jak to mo�liwe? - sapn�a.
- Chyba by� zepsuty.
- Zepsuty papieros? Pierwsze s�ysz�.
- Lepiej oddaj mi ca�� paczk�, pewnie inne te� si� nie nadaj� do u�ytku.
- Tak, prosz�.
Szybko poda�a mu kartonik. Wepchn�� go do kieszeni spodni. By�a wstrz��ni�ta, on
jednak zachowa� spok�j. Opar� si�
wygodnie, spl�t� r�ce na piersi i zmru�y� oczy.
Musz� porozmawia�, musi mu zdradzi� sw�j plan, jak zako�czy� to �enuj�ce
ma��e�stwo. Nie wydawa� si� jednak
w nastroju do rozmowy; obawia�a si�, �e wszystko popsuje, je�li nie b�dzie
ostro�na. Miniony rok by� dla niej tak
okropny, �e nabra�a zwyczaju podtrzymywania si� na duchu. Inaczej uwierzy�aby,
�e jest do niczego.
A wi�c przypomnia�a sobie, �e mo�e otrzyma�a wykszta�cenie nietypowe, za to
kompleksowe. I wbrew temu, co
twierdzi� ojciec, odziedziczy�a
inteligencj� po nim, nie po matce. Mia�a tak�e poczucie humoru i wrodzony
optymizm, kt�rego nie zniszczy� nawet
ostatni rok. Zna�a cztery j�zyki, od razu poznawa�a dzie�a poszczeg�lnych
projektant�w i ma�o kto m�g�by jej dor�wna�
w uspokajaniu rozhisteryzowanych kobiet. Niestety, nie mia�a za grosz zdrowego
rozs�dku.
Dlaczego, na Boga, nie s�ucha�a, gdy paryski prawnik matki t�umaczy� jej, �e po
sp�acie d�ug�w Lani nic nie
zostanie? Teraz dosz�a do wniosku, �e do sza�u zakup�w, w kt�re si� rzuci�a
zaraz po mszy, pchn�o j� poczucie winy.
Od lat pragn�a uciec przed emocjonalnym szanta�em, kt�ry trzyma� j� u boku Lani.
Nie chcia�a jednak, �eby matka
umar�a, o nie.
Poczu�a �zy pod powiekami. Kocha�a matk� ca�ym sercem, mimo jej egoizmu,
wiecznych ��da� i ci�g�ych pyta�, czy
nadal jest tak pi�kna jak dawniej. I wiedzia�a, �e Lani r�wnie� j� kocha�a.
Im bardziej Daisy czu�a si� winna, tym wi�cej pieni�dzy wydawa�a. Nie tylko na
siebie, tak�e na starych przyjaci�
Lani, od kt�rych szcz�cie si� odwr�ci�o. Gdy wierzyciele jej grozili,
wypisywa�a po prostu kolejne czeki, nie wiedz�c
albo nie chc�c wiedzie�, �e nie ma pieni�dzy na ich pokrycie.
Max dowiedzia� si� o jej wydatkach tego samego dnia, gdy wydano nakaz
aresztowania. Rzeczywisto�� zaatakowa�a j�
ze zdwojon� si��; u�wiadomi�a sobie z ca�� wyrazisto�ci�, co zrobi�a. B�aga�a
ojca, by udzieli� jej po�yczki, obiecywa�a, �e
odda wszystko co do grosza, gdy tylko stanie na nogi.
Wtedy posun�� si� do szanta�u. Najwy�szy czas, by doros�a, powiedzia�, a je�li
chce unikn�� wi�zienia, musi
sko�czy� ze szczeniackimi wyg�upami i post�pi�, jak on zechce.
W kr�tkich, suchych s�owach przedstawi� swoje warunki. Najszybciej jak to
mo�liwe po�lubi cz�owieka, kt�rego dla
niej wybierze. Co wi�cej, obieca, �e pozostanie jego �on� przez p� roku i
b�dzie przez ten czas pos�uszna i wierna.
Dopiero po sze�ciu miesi�cach wolno jej wyst�pi� o rozw�d i podj�� pieni�dze z
funduszu powierniczego, kt�ry dla niej
ustanowi�, funduszu, kt�ry kontrolowa�. Je�li b�dzie gospodarowa�a rozs�dnie, z
samych odsetek mo�e �y� w miar�
wygodnie.
- Nie m�wisz tego powa�nie! - krzykn�a, ledwie odzyska�a g�os. -W
dzisiejszych czasach nikt nie aran�uje
ma��e�stw!
- M�wi� jak najbardziej powa�nie. Je�li si� nie zgodzisz, p�jdziesz do
wi�zienia. A je�li si� rozwiedziesz przed
up�ywem p� roku, nie dostaniesz ode mnie ani centa.
Trzy dni p�niej przedstawi� jej przysz�ego m�a. Nie powiedzia� ani s�owa na
temat jego zawodu czy
pochodzenia, pouczy� j� tylko:
- Przy nim nauczysz si� czego� o �yciu. Na razie to ci powinno wystar
czy�.
Przeje�d�ali akurat przez Triborough Bridge, wi�c domy�li�a si�, �e jad� na
lotnisko La Guardia, co z kolei oznacza, �e
nie mo�e d�u�ej zwleka�, musi
poruszy� pal�cy temat. Odruchowo wyj�a z torebki z�ot� puderniczk� i sprawdzi�a,
czyjej makija� nie ucierpia�.
Zatrzasn�a j� g�o�no i schowa�a do torebki.
- Panie Markov? �adnej reakcji. Chrz�kn�a.
- Panie Markov? Alex? Musimy porozmawia�. Powieki ods�oni�y oczy koloru
jasnego
bursztynu.
- O czym?
Mimo napi�cia, u�miechn�a si�.
- Jeste�my sobie obcy, a przed chwil� wzi�li�my �lub. Chyba mamy o czym
rozmawia�.
- Anio�ku, je�li chcesz teraz wybiera� imiona dla naszych dzieci, poddaj�
si�.
A wi�c jednak ma poczucie humoru, co z tego, �e cyniczne?
- Musimy porozmawia� o tym, jak prze�y� najbli�sze p� roku, zanim
b�d� mog�a wnie�� pozew o rozw�d.
- Najpro�ciej chyba dzie� po dniu. - Zawiesi� g�os. - Noc po nocy.
Poczu�a g�si� sk�rk� i zaraz si� skarci�a; co za g�upstwa! Powiedzia� to
bez �adnych podtekst�w, a ona od razu wyobra�a sobie, �e s�yszy zmys�ow� chrypk�!
U�miechn�a si� promiennie.
- Mam pewien plan. Jest bardzo prosty.
- Tak?
- Da mi pan czek na po�ow� sumy, jak� m�j ojciec zap�aci� panu za
po�lubienie mnie i ka�de z nas p�jdzie swoj� drog�. Tym sposobem zako�
czymy t� niezr�czn� sytuacj�.
Przez jego kamienn� twarz przemkn�o co� na kszta�t u�miechu.
- Co za niezr�czn� sytuacj� masz na my�li?
W�a�ciwie powinna si� ju� nauczy�, cho�by obserwuj�c kochank�w matki, �e u
m�czyzn uroda nie idzie w parze
z rozumem.
- Niezr�czn� sytuacj�, czyli zwi�zek ma��e�ski z nieznajomym.
- Poznamy si� dobrze, jak przypuszczam. - Jednak lekka chrypka pojawi�a si�
w jego g�osie. Maksowi chyba nie
chodzi�o o to, �eby ka�de z nas posz�o w swoj� stron�. O ile go dobrze
zrozumia�em, mamy zamieszka� razem i bawi�
si� w m�a i �on�.
- To ca�y ojciec. Lubi sterowa� �yciem innych. Widzisz, najwi�ksz� zalet�
mojego planu jest to, �e on si� nigdy nie
dowie, �e mieszkamy osobno. O ile nie osiedlimy si� na Manhattanie, nie b�dzie
mia� poj�cia, co robimy.
- Z ca�� pewno�ci� nie osiedlimy si� na Manhattanie.
Nie by�, jak si� tego spodziewa�a, ch�tny do wsp�pracy, ale jako niepoprawna
optymistka, wierzy�a, �e musi go po
prostu lepiej przekona�.
- M�j plan si� uda, wiem to.
- Wyja�nijmy to sobie. Mam ci da� po�ow� pieni�dzy, kt�re dostan� od Maksa za
po�lubienie ci�?
- Tak. A przy okazji, ile tego jest?
- Zdecydowanie za ma�o - mrukn��.
Nigdy nie musia�a si� targowa� i nie mia�a na to ochoty i teraz, ale widzia�a,
�e nie ma innego wyj�cia.
- Je�li si� nad tym zastanowisz, przyznasz, �e to uczciwe. W ko�cu gdyby nie
ja, nie dosta�by� ani grosza.
- Rozumuj�c w ten spos�b, dostan� te� po�ow� funduszu powierniczego, kt�ry
dla ciebie za�o�y�.
- O nie, co to, to nie. Roze�mia� si� g�o�no.
- Tak te� przypuszcza�em.
- Nie rozumia�e� mnie. Zwr�c� ci wszystko, gdy tylko uzyskam dost�p do
funduszu. Prosz� tylko o po�yczk�.
- A ja odmawiam.
Wtedy zrozumia�a, �e wszystko zaprzepa�ci�a. Mia�a z�y nawyk zak�adania, �e
ludzie post�pi� tak, jak zrobi�aby ona na
ich miejscu. Na przyk�ad gdyby by�a Aleksem, na pewno po�yczy�aby sobie
pieni�dze, byle tylko pozby� si�
niepotrzebnej �ony.
Musi zapali�. I to natychmiast.
- Czy m�g�by� mi odda� papierosy? Jestem pewna, �e tylko jeden by�
zepsuty.
Bez s�owa wyj�� pogniecion� paczk� i poda� jej. Zapali�a szybko, zamkn�a oczy i
zaci�gn�a si� g��boko.
Us�ysza�a syk. Otworzy�a oczy; papieros sta� w p�omieniach. Upu�ci�a go z
krzykiem. I znowu Alex z
niewzruszonym spokojem zgasi� �ar.
- Powinna� ich pozwa� do s�du - poradzi� spokojnie.
Przycisn�a d�o� do gard�a, zbyt zdumiona, by wykrztusi� cho� s�owo.
Wyci�gn�� d�o� i dotkn�� jej piersi. Poczu�a mu�ni�cie jego palc�w i odskoczy�a
w ty�, cho� wra�liwe cia�o nabrzmia�o
pod satyn�. Gwa�townie podnios�a wzrok i napotka�a spojrzenie jasnobursztynowych
oczu.
- Iskra - powiedzia�.
Zakry�a pier� d�oni� i poczu�a gor�czkowe trzepotanie serca. Ile czasu min�o,
odk�d dotyka� jej m�czyzna? Dwa
lata, u�wiadomi�a sobie. Ostatnio bada� j� lekarz.
Widz�c, �e zbli�aj� si� do lotniska, zebra�a si� na odwag�.
- Panie Markov, zdaje pan sobie chyba spraw�, �e nie mo�emy zamieszka� razem
jako m�� i �ona. Jeste�my sobie
obcy. To absurd. Nalegam, �eby pan przysta� na m�j plan.
- Nalegasz? - powt�rzy� mi�kko. - Nie wydaje mi si�, �eby� mia�a prawo na
cokolwiek nalega�.
Wyprostowa�a si� dumnie.
- Nie dam si� zastraszy�, panie Markov.
Pokr�ci� g�ow� i westchn�� g��boko, robi�c przy tym tak �a�osn� min�, �e ani
przez chwil� nie wierzy�a w jego
szczero��.
- Mia�em nadziej�, �e nie b�d� musia� tego robi�, anio�ku, a powinie
nem by� si� domy�li�, �e z tob� nie p�jdzie �atwo. Lepiej b�dzie, je�li wy�o��
wszystko czarno na bia�ym, �eby� wiedzia�a, czego si� spodziewa�. Ty i ja
jeste�my ma��e�stwem na dobre i z�e przez najbli�sze p� roku. Mo�esz odej��
w ka�dej chwili, ale zrobisz to na w�asn� odpowiedzialno��. A na wypadek,
gdyby to jeszcze do ciebie nie dotar�o, ostrzegam, �e to nie b�dzie �adne
nowoczesne ma��e�stwo jak z magazynu dla kobiet, nie b�dziemy niczego
omawia� i d��y� do kompromisu. To b�dzie prawdziwe ma��e�stwo w sta
rym stylu. - Nagle jego g�os wyda� si� cieplejszy. - A to oznacza, anio�ku, �e
ja tu rz�dz� i masz robi� to, co ci powiem. Je�li mnie nie pos�uchasz, ponie
siesz przykre konsekwencje. Na koniec mam dla ciebie dobr� wiadomo��;
po p� roku mo�esz i��, gdzie oczy ponios�. Nic mnie to nie obchodzi.
Ogarn�a j� panika, ale wzi�a si� w gar��.
- Nie lubi�, kiedy mi si� grozi. Powiedz mi od razu, jakie to konsekwencje.
Opad� z powrotem w k�t limuzyny i u�miechn�� si� leniwie, a j� znowu
przeszy� dreszcz.
- Nie musz�, anio�ku. Jeszcze dzisiaj wszystko zrozumiesz.
Rozdzia� drugi
Daisy kuli�a si� w palarni w sali odpraw USAir i szybko, nerwowo zaci�ga�a si�
papierosem, a� jej si� kr�ci�o w
g�owie. Samolot, jak si� dowiedzia�a, lecia� do Charlestonu w Po�udniowej
Karolinie. By�o
to jedno z jej ulubionych miast, wi�c uzna�a to za dobry znak, mi�� odmian�
po �a�cuchu coraz straszniejszych wydarze�.
Po pierwsze, Ja�nie Pan Markov odrzuci� jej plan. Dalej, okaza�o si�, �e
dokona� strasznych rzeczy z jej baga�em. Kiedy szofer wyj�� z baga�nika
jedn� jedyn� torb�, zamiast zestawu walizek, kt�re spakowa�a, pomy�la�a, �e
to pomy�ka, ale Alex szybko wyprowadzi� j� z b��du.
- Zabieramy minimalny baga�. Kaza�em gospodyni przepakowa� twoj� torb�
podczas uroczysto�ci.
- Nie mia�e� prawa!
Zabierzemy je ze sob� do kabiny, nie nadamy na baga�. - Podni�s� swoj�, o wiele
mniejsz� torb� i oddali� si�,
przekonany, �e za nim p�jdzie. Z trudem d�wign�a ozdobn� walizk�; chwia�a si�
na wysokich obcasach, ale dziel-
nie maszerowa�a za nim. G��boko nieszcz�liwa, zbli�a�a si� do bramki,
przekonana, �e wszyscy si� na ni� gapi� i widz�
podarte rajstopy, wypalone dziury w sukience i pogniecion� gardeni� we w�osach.
Ledwie Alex znikn�� w �azience, pobieg�a po papierosy. Wtedy u�wiadomi�a sobie,
�e ma przy sobie tylko dziesi�� dolar�w.
Nie mog�a w to uwierzy�, ale to ca�y jej maj�tek. Zamkni�to jej konto w banku,
zablokowano karty kredytowe. Schowa�a portfel
do torebki i wyb�aga�a papierosa od przystojnego biznesmena.
Akurat go gasi�a, gdy Alex wyszed� z �azienki. Na widok jego stroju ugi�y si�
pod ni� nogi. Zamieni� doskonale skrojony
grafitowy garnitur na spran� koszul� d�insow� i d�insy tak wytarte, �e niemal
bia�e. Postrz�pione nogawki ledwo si�ga�y
do kowbojek z mi�kkiej br�zowej sk�ry. Zakasane r�kawy koszuli ods�ania�y
opalone, silne r�ce pokryte ciemnymi
w�osami. Nosi� z�oty zegarek na sk�rzanym pasku. Zagryz�a doln� warg�. Ostatni�
rzecz�, jakiej si� spodziewa�a, to �e
zostanie wydana za M�czyzn� Marlboro. I to przez w�asnego ojca!
Podszed� do niej, beztrosko wymachuj�c torb�. Obcis�e d�insy podkre�la�y w�skie
biodra i nogi bez ko�ca. Lani nie
posiada�aby si� ze szcz�cia.
- To ostatnie wezwanie. Idziemy.
- Panie Markov...b�agam...Przecie� tak naprawd� pan tego nie chce. Prosz� mi
po�yczy� chocia� j edn� trzeci�
pieni�dzy, kt�re mi si� nale��, a b�dziemy mie� to z g�owy.
- Obieca�em co� twojemu ojcu, a ja nigdy nie �ami� danego s�owa. Mo�e jestem
staro�wiecki, ale to dla mnie kwestia
honoru.
- Honoru! Pan mu si� sprzeda�! Pozwoli� si� kupi�! Gdzie tu miejsce na honor?
- Max i ja zawarli�my umow� i ja jej nie zerw�. Oczywi�cie, je�li ty si�
upierasz, �eby odej��, nie b�d� ci�
zatrzymywa�.
- Wie pan przecie�, �e nie mog�! Nie mam ani grosza!
- Wi�c wejd�my do samolotu. - Wyj�� karty pok�adowe z kieszeni koszuli i
obr�ci� si� na pi�cie.
Nie mia�a konta bankowego, nie mia�a kart kredytowych, a ojciec zabroni� jej
kontaktowa� si� z nim. Z przera�eniem
zrozumia�a, �e nie ma innego wyj�cia. Podnios�a torb�.
Przed ni� Alex doszed� do ostatniego rz�du krzese�. Siedzia� tam nastolatek i
zaci�ga� si� papierosem. Gdy jej nowo
po�lubiony m�� go mija�, papieros stan�� w p�omieniach.
Nieca�e dwie godziny p�niej sta�a w gor�cym po�udniowym s�o�cu na lotnisku w
Charlestonie i patrzy�a na
p�ci�ar�wk� Alexa. Jej uwagi nie usz�a gruba warstwa brudu i tablice
rejestracyjne z Florydy, ledwie widoczne pod
kilogramami b�ota.
- Ci�nij na ty�. - Alex bez wysi�ku rzuci� sw�j baga�, ale nie zapropono
wa�, �e jej pomo�e, podobnie jak nie zaproponowa�, �e poniesie jej torb� po
wyj�ciu z samolotu.
Zacisn�a z�by. Je�li my�li, �e b�dzie go b�aga�a o pomoc, to jest w grubym
b��dzie. Ramiona zabola�y, gdy usi�owa�a
przerzuci� ci�k� torb� przez wysoki bok ci�ar�wki. Czu�a na sobie jego
spojrzenie i cho� wiedzia�a, �e koniec ko�c�w
b�dzie b�ogos�awi�a gospodyni� ojca, �e tak wiele rzeczy upchn�a do jednej
torby, w tym momencie odda�aby wszystko
za najmniejsze cacko z kolekcji Louis Vuitton.
Z�apa�a r�czk� jedn� d�oni�, drug� wsun�a pod sp�d. Unios�a torb� z wysi�kiem.
- Pom�c ci? - zapyta� niewinnie.
- Nie., dzi�kuj�... - Wyst�ka�a raczej ni� odpowiedzia�a.
- Na pewno?
D�wign�a torb� na wysoko�� bark�w i nie mia�a si�y odpowiedzie�. Jeszcze tylko
troszeczk�. Zachwia�a si� na
wysokich obcasach. Jeszcze tylko...
Z g�o�nym krzykiem razem z torb� polecia�a na ziemi�. J�kn�a, gdy uderzy�a w
asfalt, i jeszcze raz, tym razem ze z�o�ci.
Patrz�c prosto w s�o�ce, u�wiadomi�a sobie dwie rzeczy - torba le�a�a pod ni�,
czyli zamortyzowa�a jej upadek. Po drugie,
le�a�a w bardzo niewygodnej pozycji, w podkasanej sukience, z ods�oni�tymi udami.
�ciska�a kolana, za to szeroko
rozstawia�a stopy.
W polu jej widzenia pojawi�a si� para zniszczonych kowbojek. Przesun�a wzrok
wzd�u� n�g w d�insach, przez
szerok� klatk� piersiow�, a� napotka�a weso�e spojrzenie bursztynowych oczu.
Stara�a si� zachowa� godno�� nawet w
takiej sytuacji. Z��czy�a kostki i wspar�a si� na �okciach.
- Zrobi�am to celowo.
Zachichota�; zabrzmia�o to jako� chrapliwie, szorstko, jakby nie robi� tego od
dawna.
- Nie wm�wisz mi tego.
- A w�a�nie �e tak. - Z ca�� godno�ci�, na jak� j� by�o sta�, d�wign�a
si� do pozycji siedz�cej. - Oto do czego doprowadzi�o pa�skie dziecinne
zachowanie. Mam nadziej�, �e panu przykro.
Roze�mia� si� g�o�no.
- Anio�ku, tobie potrzebny nie m��, lecz opiekun.
- Prosz� przesta� tak mnie nazywa�!
- Ciesz si�, �e nazywam ci� w�a�nie tak. - Podni�s� jej torb� na trzech
palcach jednej d�oni i cisn�� na platform� jakby
wa�y�a r�wnie ma�o jak jej duma. Pom�g� jej wsta�, otworzy� drzwi kabiny i
wepchn�� do rozpalonego wn�trza.
Nie ufa�a sobie, wi�c milcza�a, dop�ki nie wyjechali z miasta na dwupasmow�
szos� wiod�c� w g��b l�du, a nie, jak
mia�a nadziej�, do Hilton Head.
Po obu stronach drogi rozci�ga�y si� p�askie r�wniny. Przez otwarte okno
p�ci�ar�wki wpada�o gor�ce powietrze.
Niesforne loki �askota�y j� w policzek.
20
- Czy m�g�by� w��czy� klimatyzacj�? Jeszcze troch�, a z mojej fryzury
nic nie zostanie.
- Nie dzia�a od lat.
Chyba si� uodparnia, bo jego s�owa wcale jej nie zdziwi�y. Kilometry
ucieka�y, coraz rzadziej widzieli oznaki cywilizacji. Powt�rzy�a pytanie, na
kt�re nie raczy� odpowiedzie�, gdy wysiedli z samolotu:
- Dok�d my w�a�ciwie jedziemy?
- Chyba lepiej to zniesiesz, kiedy przekonasz si� na w�asne oczy.
- To nie jest dobry znak.
- Ujmijmy to tak: nie spodziewaj si� powt�rki z domu tatusia. D�insy,
kowbojki, tablica rejestracyjna z Florydy...
mo�e jest farmerem?
Na Florydzie, o ile wiedzia�a, jest wielu bogatych hodowc�w byd�a. Mo�e jad�
okr�n� drog�, przez Po�udnie. Bardzo
prosz�, dobry Bo�e, niech on b�dzie farmerem. I niech ma rancho jak z �Dallas".
Pi�kny dom, brzydkie ciuchy, Sue
Ellen i J. R wyleguj�cy si� przy basenie.
- Jeste� farmerem?
- A wygl�dam?
- Akurat w tej chwili zachowujesz si� jak psychiatra; odpowiadasz pytaniem
na pytanie.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Nigdy u �adnego nie by�em.
- No pewnie. Ty oczywi�cie radzisz sobie ze wszystkim doskonale. -Mia�a to
by� z�o�liwa uwaga, ale pu�ci� j�
mimo uszu, zreszt� sarkazm nigdy nie wychodzi� jej najlepiej.
Wyjrza�a przez okno, na monotonnie p�ask� drog�. Po prawej stronie, przed
rozwalaj�cym si� domem, widnia�a
kolekcja karmnik�w dla ptak�w. Gor�ce powietrze bi�o jej prosto w twarz.
Zamkn�a oczy i usi�owa�a wyobrazi� sobie, �e si� zaci�ga papierosem. Do dzi�
nie wiedzia�a, jak bardzo jest
uzale�niona. Kiedy tylko wszystko si� wyja�ni, rzuci palenie. Nawet teraz zrobi
pierwszy krok. Gdy znajdzie si� w
nowym otoczeniu, obieca sobie, �e ani razu nie zapali w domu. Je�li nie b�dzie
mog�a wytrzyma�, wykradnie si� na
werand� albo p�jdzie nad basen.
Zanim zasn�a, pomodli�a si� jeszcze raz: Panie Bo�e, spraw, �eby tam
by� basen... i weranda...
Obudzi�o j� nag�e szarpni�cie. To samoch�d podskakiwa� na wybojach.
Otworzy�a oczy i j�kn�a g�o�no.
- Co� nie tak?
- Powiedz, �e to nie jest to, o czym my�l�. - Dr��c� r�k� wskaza�a ruchomy
obiekt po drugiej stronie pola.
- Trudno wzi�� s�onia za cokolwiek innego.
A wi�c to naprawd� s�o�. Prawdziwy, �ywy s�o�. Potw�r z�apa� tr�b�
bel� siana i zarzuci� sobie na grzbiet. Wpatruj�c si� w niego w popo�udniowym
s�o�cu, �udzi�a si�, �e nadal �pi i �e to
tylko z�y sen.
- Zatrzymali�my si�, bo chcesz mnie zabra� do cyrku, tak? -zapyta�a z
nadziej�.
- Nie do ko�ca.
- Sam chcesz i��?
- Nie.
Zasch�o jej w ustach do tego stopnia, �e z trudem formu�owa�a s�owa.
- Panie Markov, wiem, �e pan mnie nie lubi, ale b�agam, niech pan nie m�wi,
�e tu pracuje.
- Jestem mened�erem.
- Mened�erem cyrku - powt�rzy�a t�po.
- Tak jest.
Ci�ko opad�a na siedzenie. Nawet wrodzony optymizm w tej sytuacji nie widzia�
nic dobrego.
Na spalonym s�o�cem polu sta� wielki czerwono-niebieski namiot, kilka mniejszych
i kilkana�cie ci�ar�wek i
przyczep. Najwi�ksz� zdobi�y czerwone i niebieskie gwiazdy i jaskrawy napis CYRK
BRACI QUEST, W�A�CICIEL
OWEN QUEST. Opr�cz kilku s�oni dostrzeg�a lam�, spore klatki i zbieranin� ludzi,
w�r�d nich za� brudnych m�czyzn,
z kt�rych wi�kszo�� zdawa�a si� nie posiada� przednich z�b�w.
Jej ojciec by� snobem. Uwielbia� drzewa genealogiczne i tytu�y arystokratyczne.
Szczyci� si�, �e wywodzi si� z rosyjskiej
arystokracji. To, �e odda� jedyn� c�rk� zarz�dcy cyrku, najdobitniej �wiadczy�o,
jakimi uczuciami j� darzy�.
- To nie �Bracia ringling".
- Widz� - odpar�a sucho.
- �Bracia Quest" to tak zwany cyrk b�otny.
- Dlaczego b�otny?
Jego odpowied� nie wr�y�a nic dobrego - Wkr�tce si� przekonasz.
Zaparkowa� ci�ar�wk� w d�ugim szeregu innych samochod�w, przekr�ci� kluczyk w
stacyjce i wysiad�. Zanim
wygramoli�a si� z kabiny, zd��y� zdj�� z platformy obie torby.
Niepewnie ruszy�a za nim. Jej nogi chwia�y si� na nier�wnym gruncie, wysokie
obcasy zapada�y si� w piach.
Wszyscy gapili si� na ni� ciekawie. Z dziury na kolanie wygl�da�o bia�e kolano,
przypalony z�oty �akiet zsuwa� si� z
ramion, jeden but utkwi� w czym� podejrzanie mi�kkim. Z obaw� opu�ci�a wzrok:
tak, nie pomyli�a si�, wdepn�a
w�a�nie w to, o czym my�la�a.
- Panie Markov!
W jej g�osie s�ycha� by�o nut� histerii, jednak zdawa� si� tego nie s�ysze�. Bez
s�owa zmierza� do szeregu
karawan�w i przyczep mieszkalnych. Wytar�a podeszw� o piaszczyste pod�o�e, a�
ziarenka �wiru dosta�y si� do buta. Z
krzykiem pobieg�a za nim.
Zbli�a� si� do stoj�cych obok siebie pojazd�w. Wspania�y nowoczesny karawan z
anten� satelitarn� na dachu, a obok niego
poobijany, zardzewia�y gruchot, kt�ry kiedy�, w poprzednim �yciu, by� chyba
zielon� przyczep� kempingow�.
�Niech idzie do karawanu, b�agam, do karawanu, a nie do tego rupiecia, do
karawanu, do karawanu...."
Podszed� do zielonej przyczepy, otworzy� drzwi, znik� w jej wn�trzu. J�kn�a,
dop�ki do niej nie dotar�o, �e jest tak
zrozpaczona, �e nawet jej to nie zaskoczy�o.
Po chwili Alex ponownie pojawi� si� na progu i obserwowa�, jak si� ku niemu
zbli�a. Kiedy stan�a na najni�szym metalowym
stopniu, u�miechn�� si� cynicznie.
- Witaj w domu, anio�ku. Mam ci� przenie�� przez pr�g?
Jego z�o�liwy ton nie przeszkodzi� jej w u�wiadomieniu sobie, �e nikt nigdy nie
przenosi� jej przez pr�g, a, jakby
nie by�o, wysz�a dzisiaj za m��. Mo�e ma�y uk�on w stron� tradycji pomo�e obojgu
odnale�� jakie� pozytywne aspekty w
twej okropnej sytuacji.
- Tak, prosz�.
- �artujesz.
- Nie musisz, je�li nie chcesz.
- Nie chc�.
- W�a�nie widz�.
- W przyczepach-kempingowych nie ma prog�w.
- Je�li gdzie� s� drzwi, to jest i pr�g. Nawet igloo ma pr�g.
K�tem oka dostrzeg�a, �e powoli doko�a nich gromadz� si� ludzie. Alex tak�e to
zauwa�y�.
- Po prostu wejd� i ju�.
- To ty zaproponowa�e�.
- By�em z�o�liwy.
- Zauwa�y�am, �e cz�sto ci si� to zdarza. Na wypadek, gdyby� jeszcze o tym
nie wiedzia�, to denerwuj�cy
nawyk.
- Wejd�, Daisy.
Nie wiadomo kiedy z g�upiego �artu rozwin�a si� wojna si�, pr�ba charakter�w.
Sta�a na najni�szym stopniu. Nogi
ugina�y si� pod ni� ze zm�czenia, ale nie dawa�a za wygran�.
- By�abym bardzo wdzi�czna, gdyby� zechcia� uszanowa� chocia� t� tradycj�.
- Rany boskie! - Zeskoczy� na ziemi�, porwa� Daisy w ramiona i wni�s� do
�rodka. Zamkn�� drzwi jednym
kopni�ciem i postawi� j� na ziemi.
Nie zdecydowa�a jeszcze, czy przegra�a, czy zwyci�y�a w tej potyczce, a ju� jej
uwag� zaprz�tn�o otoczenie.
- O Bo�e.
- Chyba nie sprawisz mi przykro�ci m�wi�c, �e ci si� tu nie podoba.
- Jest okropnie.
Wn�trze by�o jeszcze gorsze ni� widok z zewn�trz. Zagracona, ciasna przyczepa
�mierdzia�a ple�ni�, st�chlizn� i starym
jedzeniem. Tu� przed sob� Daisy mia�a miniaturow� kuchenk�. Niebieska ok�adzina
z�azi�a z szafek i sto�u. Brudne naczynia
pi�trzy�y si� w zlewie, wiekowa patelnia kr�lowa�a na kuchence
drzwi pieca trzyma�y si� na jednym zawiasie. Chodniczek by� chyba kiedy� z�oty,
teraz jednak zdobi�o go tyle zastarza�ych plam,
�e jego kolor najlepiej odda�oby si� wyliczaj�c wszelkie funkcje fizjologiczne.
Po prawej stronie sta�a malutka r�owa kanapa,
niemal niewidoczna spod sterty ksi��ek, gazet i m�skiej odzie�y. Dostrzeg�a
tak�e poobijan� lod�wk�, niewielki kredens i
roz�cielone ��ko. Odwr�ci�a si� na pi�cie.
- A gdzie drugie ��ko?
Popatrzy� jej w oczy i min�� torby, kt�re po�o�y� na �rodku pod�ogi.
- Anio�ku, to jest przyczepa mieszkalna, a nie apartament w hotelu Ritz.
Masz to, co widzisz.
- Ale... - Urwa�a. Zasch�o jej w ustach, �o��dek wywin�� salto.
��ko zajmowa�o ca�y koniec przyczepy, od reszty pomieszczenia oddziela�a je
tylko cienka br�zowa zas�ona. W�r�d
spl�tanej po�cieli dostrzeg�a kilka sztuk garderoby, r�cznik i co�, co z daleka
wygl�da�o jak gruby czarny pas.
- Materac jest mi�kki i wygodny - zapewni�.
- Kanapa mi wystarczy.
- Jak chcesz.
Us�ysza�a metaliczny brz�k. Odwr�ci�a si� i zobaczy�a, jak wysypuje zawarto��
kieszeni na st�: drobne monety,
klucze, portfel.
- Do niedawna mieszka�em w innej przyczepie, ale by�a za ma�a dla
dw�ch os�b, wi�c za�atwi�em nam t�. Niestety, nie zd��y�em sprowadzi� de
koratora wn�trz. - Ostry ruch g�ow�. - Kibel jest tam. To jedyne miejsce,
kt�re zd��y�em sprz�tn��. Mo�esz roz�o�y� swoje rzeczy w tej szafce za tob�.
Program za godzin�. Trzymaj si� z dala od s�oni.
Program?
- Doprawdy nie s�dz�, �ebym mog�a mieszka� w takich warunkach.
- Masz racj�. Chyba przyda si� tu kobieca r�ka. Pod zlewem znajdziesz �rodki
czysto�ci.
Wymin�� j�, podszed� do drzwi i nagle si� zatrzyma�. Powoli wr�ci� do sto�u i
schowa� portfel do kieszeni. Poczu�a si�
g��boko ura�ona.
- Nie jestem z�odziejk�! - krzykn�a.
- Pewnie, �e nie. I chcemy, �eby tak zosta�o. - Musn�� ramieniem jej pier�,
gdy zbli�a� si� do drzwi. - Dzisiaj gramy
o pi�tej i o �smej. Masz by� na obu przedstawieniach.
- Przesta� w tej chwili! Nie zostan� w tym okropnym miejscu! I nie b�d� po
tobie sprz�ta�!
W zadumie spojrza� na swoje buty, zanim odnalaz� jej wzrok. Patrzy�a w
bursztynowe oczy i ogarn�� j� strach,
czego nie umia�a zdefiniowa�.
Powoli uni�s� d�o�. Zadr�a�a, gdy poczu�a j�na szyi. Po chwili jego szorstkie
palce delikatnie pog�adzi�y jej kark
gestem, kt�ry w�a�ciwie mo�na by nazwa� pieszczotliwym.
- Pos�uchaj mnie, anio�ku - powiedzia� mi�kko. - Mo�emy zrobi� to �agodnie albo
brutalnie. W obu wypadkach ja
wygram. Zdecyduj, jak b�dzie.
Patrzyli sobie w oczy. W chwili, kt�ra zdawa�a nie mie� ko�ca, bez s��w
nakazywa� jej pos�usze�stwo. Jego oczy
zdawa�y si� przewierca� j� na wylot, przenika� ubranie i sk�r�, a� sta�a przed
nim naga, obna�ona, wra�liwa. Chcia�a
odwr�ci� si� na pi�cie i uciec, ale si�a jego woli trzyma�a j� w miejscu.
D�o� Aleksa przesun�a si� wzd�u� jej szyi, dotkn�a ramion w z�otym �akiecie.
Satyna opad�a na pod�og� z cichym
szelestem. Delikatnie zsun�� z jej barku pasek z�otej koronki - rami�czko od
sukienki. Nie mia�a stanika, by�by
widoczny pod sukienk�. Jej serce wali�o jak oszala�e.
Koniuszkiem palca zsuwa� koronk�, a� ods�oni�a pier�. Wtedy pochyli� g�ow� i
dotkn�� z�bami wra�liwej sk�ry.
Wstrzyma�a oddech, czuj�c jego usta na sobie. Spodziewa�a si� b�lu, ale
zako�czenia nerw�w informowa�y o
rozkoszy. Jeszcze mu�ni�cie d�oni na w�osach, i nagle odwr�ci� si� i wyszed�.
Zachowa� si� jak zwierz�, oznaczy� j� i
odszed�. Wtedy przypomnia�a sobie w ko�cu, czemu jego oczy wydaj� si� znajome;
przypomina�y oczy drapie�nika.
Drzwi do przyczepy zachwia�y si� niebezpiecznie. Wyszed� na zewn�trz, odwr�ci�
si� do niej i upu�ci� bia�� gardeni�,
kt�r� wyj�� z jej w�os�w.
Kwiat stan�� w p�omieniach.
Rozdzia� trzeci
Daisy zatrzasn�a drzwi nie chc�c patrze� na p�on�c� gardeni� i przycisn�a
palce do piersi. Co to za cz�owiek, �e ma
w�adz� nad ogniem? W miar� jak uspokaja�o si� rozszala�e serce, upomnia�a si�,
�e to cyrk, �wiat iluzji. Na pewno
nauczy� si� kilku sztuczek. Nie mo�e pozwoli�, by ponios�a j� wyobra�nia.
Dotkn�a czerwonego �ladu na piersi i delikatne cia�o nabrzmia�o w odpowiedzi.
Wpatrzona w rozes�ane ��ko,
przysiad�a na sto�ku w kuchence i usi�owa�a ogarn�� rozumem ironi� losu.
�Moja c�rka czeka na m�a". Lani rzuca�a t� uwag� przy kolacji, �eby zabawi�
znajomych, a Daisy prze�yka�a wstyd i
�mia�a si� z innymi. Lani da�a sobie spok�j, gdy Daisy sko�czy�a dwadzie�cia
trzy lata. Obawia�a si�, �e przyjaciele
uznaj�, �e wyhodowa�a dziwad�o.
Teraz, maj�c lat dwadzie�cia sze��, Daisy zdawa�a sobie spraw�, �e jest reliktem
epoki wiktoria�skiej, i na tyle
orientowa�a si� w psychologii, by zrozumie�, �e jej niech�� do seksu
przedma��e�skiego to forma buntu.
Odk�d pami�ta�a, widzia�a, jak zamykaj� si� drzwi do sypialni matki i obieca�a
sobie, �e ona taka nie b�dzie. Pragn�a
sta�o�ci. Kiedy� nawet my�la�a, �e znalaz�a.
Nazywa� si� Noel Black, mia� czterdzie�ci lat i pracowa� w du�ym angielskim
wydawnictwie. Poznali si� na przyj�ciu
w Szkocji. By� uciele�nieniem tego, czego pragn�a w m�czy�nie: stateczny,
inteligentny, wykszta�cony. Niewiele czasu
min�o, zanim si� w nim zakocha�a.
Zawsze lubi�a by� dotykana, a poca�unki i pieszczoty Noela doprowadza�y j� do
szale�stwa. A jednak nawet wtedy nie
by�a w stanie post�pi� wbrew swoim przekonaniom i p�j�� z nim do ��ka.
Pocz�tkowo poczu� si� ura�ony jej reakcj�, ale z
czasem zrozumia� motywy, kt�rymi si� kierowa�a, i zaproponowa� ma��e�stwo.
Przyj�a jego o�wiadczyny i niecierpliwie
czeka�a �lubu.
Lani udawa�a, �e nie posiada si� z rado�ci, ale Daisy powinna by�a okaza� wi�cej
rozumu i domy�li� si�, �e matka
panicznie obawia si� samotno�ci, do tego stopnia, �e jest gotowa na wszystko.
Wkr�tce uknu�a misterny plan uwiedzenia
Noela.
Trzeba Noelowi przyzna�, �e d�ugo si� opiera�, ale Lani zawsze zdobywa�a tego,
kogo pragn�a. Tak by�o i tym
razem.
- Zrobi�am to dla ciebie, Daisy - t�umaczy�a, gdy by�o ju� po wszystkim, a
zrozpaczona c�rka nie chcia�a pogodzi�
si� z prawd�. - Musia�am ci u�wiadomi�, jaki z niego hipokryta. M�j Bo�e, gdyby�
za niego wysz�a, by�aby� bardzo
nieszcz�liwa.
Pok��ci�y si� tego dnia i Daisy spakowa�a rzeczy, chc�c wyjecha�. Rozmy�li�a si�,
gdy Lani usi�owa�a pope�ni�
samob�jstwo.
Poprawi�a rami