15460

Szczegóły
Tytuł 15460
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15460 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15460 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15460 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Susan Elizabeth Phillips Arena dla pa� Barbara Boswell Czerwony aksamit Vera Cowie Klejnot bez skazy Kr�lowa �niegu Lato w Hiszpanii Marionetki Wspomnienia Janet Dalley Napi�tnowana Z�udzenia Diana Gabaldon Obca OUvia Goldsmith M�ode �ony Cathy Kelly Druga szansa Kobieta i kobieta Elizabeth Lowell Bez k�amstw Krajobrazy mi�o�ci Na koniec �wiata Pustynny deszcz Sen zakl�ty w krysztale Debbie Macomber Jedna noc Pewnego dnia, wkr�tce �ona z og�oszenia Michelle Martin Granice ryzyka WSZYSTKO DLA PA� Najnowsze bestsellery Mi�o�� i fortuna Skradzione chwile Fern Michaels Kr�lowa Vegas Przekle�stwo Vegas �arVegas Pod niebem Vegas Gwiazdy Vegas Dziedzictwo Vegas Odnaleziona Pe�nia �ycia Judith Michae� Jej u�miech Stevie Morgan Szafirowy blues Doris Mortman Wybra�cy losu Susan Elizabeth Philli Arena Nie b�d� dam� Podr� do nieba Cristina Pisco Papierowy ksi�yc Nora Roberts Koniec rzeki Ksi�yc nad Karolin� Rafa Danielle Steel Lustrzane odbicie Katherine Stone Z�odziej serc PHILLIPS ARENA Przek�ad Ewa Spirydowicz w przygotowaniu Diana Gabaldon Uwi�ziona w bursztynie AMBER Oto moje specjalne anio�y; kobiety, kt�re towarzyszy�y mojej pracy na r�nych jej etapach. S� w�r�d nich pisarki i redaktorki. Rady i pomoc, kt�rych mi udzieli�y, mia�y dla mnie wielkie znaczenie. W kolejno�ci, w jakiej wkroczy�y w moje �ycie: Claire Kiehl L�fkovitz Rosanne Kohake Maggie Lichota Linda Barlow Claire Zio� Jayne Ann Krentz Metyl Sawyer Carrie Feron Wam wszystkim dedykuj� t� ksi��k�. A tak�e tym anio�om, kt�re dopiero si� pojawi�... witajcie! R.ozdzia� pierwszy D aisy Deveraux zapomnia�a, jak ma na imi� jej przysz�y m��. -Ja, Theodosia, bior� sobie ciebie... Zagryz�a doln� warg�. Ojciec przedstawi� ich sobie kilka dni temu, tamtego strasznego dnia, gdy we tr�jk� za�atwiali niezb�dne do zawarcia �lubu formalno�ci; wtedy us�ysza�a, jak si� nazywa przysz�y m��, kt�ry zreszt� znikn�� najszybciej jak to by�o mo�liwe. Zobaczy�a go znowu dopiero kilka minut temu, gdy schodzi�a ze schod�w w apartamencie ojca w okolicy Central Parku. Zaraz rozpocznie si� okropna ceremonia za�lubin. Ojciec sta� tu� za ni�. Daisy wydawa�o si�, �e fizycznie odczuwa jego dezaprobat�, ale te� nie by�oby to nic nowego. Zawiod�a go, zanim jeszcze przysz�a na �wiat, i bez wzgl�du na to, jak bardzo si� stara�a, nigdy nie zdo�a�a go zadowoli�. K�tem oka �ypn�a na m�a, kt�rego kupi�y jej pieni�dze ojca. Ogier. Gro�ny, niebezpieczny ogier. Wysoki, szczup�y, same mi�nie, ani �ladu t�uszczu. Dziwne bursztynowe oczy. Matka zwariowa�aby na jego punkcie. Lani Deveraux zgin�a rok temu w po�arze jachtu, w ramionach dwudziestoczteroletniego muzyka rockowego. Daisy dopiero niedawno nauczy�a si� my�le� o matce bez �alu i smutku. U�miechn�a si� teraz pod nosem -stoj�cy obok niej m�czyzna by�by dla Lani za stary. Wygl�da� na jakie� trzydzie�ci pi�� lat, a dla jej matki g�rna granica m�skiego wieku to dwadzie�cia dziewi��. Mia� w�osy tak ciemne, �e wydawa�y si� czarne, i regularne rysy; gdyby nie silny podbr�dek i ponura mina, by�by wr�cz nieprzyzwoicie przystojny. M�czy�ni o takiej brutalnej, prymitywnej urodzie podobali si� Lani; Daisy wola�a starszych, bardziej konserwatywnych. Nie po raz pierwszy tego dnia �a�owa�a, �e ojciec nie wybra� kogo� mniej onie�mielaj�cego. Stara�a si� opanowa� zdenerwowanie t�umacz�c sobie, �e nie b�dzie przebywa�a w jego towarzystwie d�u�ej ni� to absolutnie niezb�dne, czyli kilka godzin. Kiedy tylko zdradzi mu sw�j plan, b�dzie po wszystkim. Niestety, jej plan zak�ada� tak�e z�amanie �wi�tych �lub�w ma��e�skich i obietnic, kt�re lada chwila z�o�y. Daisy nie �ama�a danego s�owa, a co dopiero przysi�gi ma��e�skiej, i podejrzewa�a, �e to wyrzuty sumienia s� odpowiedzialne za t� chwilow� amnezj�. Zacz�a jeszcze raz z nadziej�, �e jego imi� przebije si� przez barier� pami�ci. - Ja, Theodosia, bior� sobie ciebie... -1 znowu urwa�a. Pan m�ody nawet na ni� nie spojrza�, o pomocy nie ma co wspomina�. Patrzy� prosto przed siebie. Na widok ust zaci�ni�tych w w�sk� lini� przeszy� j� dreszcz. Przed chwil� wypowiada� s�owa przysi�gi, wi�c musia�o pa�� jego imi�, ale oboj�tny g�os spot�gowa� tylko jej zdenerwowanie i nic do niej nie dotar�o. - Alexander - sykn�� jej ojciec za plecami. S�dz�c po g�osie, ze z�o�ci zaciska� z�by. Jak na jednego z najzdolniejszych ameryka�skich dyploma t�w, mia� zadziwiaj�co ma�o cierpliwo�ci.. .przynajmniej je�li chodzi�o o ni�. Wbi�a paznokcie w d�o� i powiedzia�a sobie, �e nie ma innego wyj�cia. - Ja, Theodosia... - Gwa�townie zaczerpn�a tchu. - Bior� sobie ciebie, Alexandra... - Jeszcze jeden g��boki wdech. - Za w�a. Dopiero g�o�ny j�k Amelii, macochy, u�wiadomi� jej, co powiedzia�a. Ogier odwr�ci� si� w jej stron�. Pytaj�co uni�s� jedn� brew, jakby nie by� pewien, czy aby dobrze us�ysza�. �Bior� sobie ciebie za w�a". Odezwa�o si� jej poczucie humoru, poczu�a, �e k�ciki jej ust unosz� si� leciutko. �ci�gn�� brwi w poziom� kresk� nad ponurym spojrzeniem g��boko osadzonych oczu. Najwyra�niej nie dzieli jej sk�onno�ci do wybuch�w �miechu w najmniej odpowiednich momentach. Powstrzyma�a narastaj�c� histeri� i brn�a dalej nie poprawiaj�c si�. Przynajmniej ta cz�� przysi�gi jest prawdziwa, jest dla niej paskudnym, obrzydliwym w�em. W tej chwili ust�pi�a blokada pami�ci i przypomnia�a sobie jego nazwisko. Markov. Alexander Markov. Jeszcze jeden Rosjanin ojca. Jako by�y ambasador Stan�w Zjednoczonych w Zwi�zku Radzieckim, jej ojciec, Max Petroff, utrzymywa� bliskie stosunki z koloniami rosyjskich emigrant�w w Stanach i za granic�. Nawet pok�j, w kt�rym si� teraz znajdowali, odzwierciedla� jego uczucia do kraju przodk�w. O zwi�zkach z Rosj� przypomina�y b��kitne �ciany, ��ty kaflowy piec i wielobarwne kilimy. Na lewo od Daisy, w kredensie z orzecha pyszni�y si� kobaltowe rosyjskie wazy, kryszta�y i porcelany z carskiej fabryki w St. Petersburgu. Umeblowanie stanowi�a zadziwiaj�ca mieszanka ort deco i osiemnastowiecznych antyk�w. Najdziwniejsze, �e w efekcie powsta�a sp�jna ca�o��. Silna r�ka pana m�odego nakry�a jej drobn� d�o�. Zda�a sobie spraw� z jego si�y, gdy wsuwa� jej na palec zwyk�� z�ot� obr�czk�. - Bior� sobie ciebie za �on� - oznajmi� g�osem surowym i nie znosz� cym sprzeciwu. Spojrza�a na prosty pier�cionek. Odk�d pami�ta�a, snu�a, jak to okre�la�a Lani, �drobnomieszcza�skie marzenia o �lubie i mi�o�ci", za to nigdy nie wyobra�a�a sobie czego� takiego. - ...na mocy prawa przyznanego mi przez stan Nowy Jork, og�aszam was m�em i �on�. Znieruchomia�a, czekaj�c, a� s�dzia Rhinsetler wypowie tradycyjn� formu�k� o ca�owaniu panny m�odej. Gdy tego nie zrobi�, wyczu�a w tym r�k� ojca. Przynajmniej oszcz�dzi� jej upokorzenia; nie poca�uj� jej te twarde, srogie usta. To ca�y ojciec; pami�ta� o szczeg�le, kt�ry nikomu innemu nawet nie przeszed� przez my�l. Nie przyzna�aby si� do tego za skarby �wiata, ale �a�owa�a, �e nie jest cho�by odrobin� do niego podobna. Nie panowa�a nawet nad wa�nymi sprawami w swoim �yciu, a co dopiero m�wi� o szczeg�ach. U�alanie si� nad sob� nie le�a�o w jej naturze, wi�c odsun�a od siebie ponure my�li, gdy ojciec podszed� by j� poca�owa�. U�wiadomi�a sobie, �e czeka na ciep�e s�owo, ale nie zdziwi�a si� wcale, gdy niczego nie us�ysza�a. Dotkn�� jej policzka ch�odnymi ustami i odszed�. Uda�o jej si� nie okaza� rozczarowania. Razem z jej tajemniczym m�em i s�dzi� Rhinsetlerem stan�� przy oknie wychodz�cym na Central Park. W ceremonii, opr�cz nich, uczestniczyli jeszcze szofer, kt�ry dyskretnie oddali� si� do swoich obowi�zk�w, i Amelia o platynowych w�osach i po�udniowym akcencie - �ona ojca. - Wszystkiego najlepszego, moja droga. Pi�kna z was para. Czy nie wy gl�daj� razem wspaniale, Max? - Nie czekaj�c na odpowied�, obj�a Daisy, otaczaj�c j� ob�okiem pi�mowych perfum. Amelia zachowywa�a si�, jakby darzy�a nie�lubn� c�rk� m�a szczerym uczuciem. Daisy co prawda wiedzia�a doskonale, co macocha o niej my�li, jednak docenia�a jej wysi�ki. Chyba nie�atwo spojrze� w twarz skutkowi niewierno�ci w�asnego m�a, nawet je�li ta niewierno�� mia�a miejsce dwadzie�cia sze�� lat temu, i to przed �lubem. - Doprawdy, moja droga, nie rozumiem, czemu upar�a� si�, �eby w�o�y� akurat t� sukienk�. Jest odpowiednia do dyskoteki, ale nie na �lub. -Amelia obrzuci�a krytycznym spojrzeniem drog�, metalicznie po�yskuj�c� kreacj� Daisy. By�a bez r�kaw�w i ko�czy�a si� dobre dwadzie�cia centymetr�w nad kolanami. - Jest prawie bia�a. - Z�ota nie znaczy bia�a, moja droga. I jest zdecydowanie za kr�tka. - Za to �akiet wygl�da konserwatywnie - zauwa�y�a Daisy, poprawiaj�c po�y marynarki ze z�otej satyny, kt�ra si�ga�a jej do po�owy uda. - To nie wystarczy. Dlaczego nie post�pi�a� zgodnie z tradycj� i nie w�o �y�a� bia�ej sukni? Albo przynajmniej czego� mniej krzykliwego? Dlatego �e to nie jest prawdziwy �lub, odpar�a Daisy w my�lach; im mniej przestrzega�a tradycji, tym mocniej u�wiadamia�a sobie, �e szarga �wi�to�ci. Wyj�a nawet z w�os�w kwiat gardenii, kt�ry wpi�a jej macocha, ale Amelia wsun�a go ponownie w ostatniej chwili. Wiedzia�a, �e Amelii nie przypad�y do gustu jej z�ote buty - wygl�da�y jak sanda�y rzymskiego gladiatora na o�miocentymetrowym obcasie. By�y diablo niewygodne, ale przynajmniej ani odrobin� nie przypomina�y klasycznych bia�ych pantofelk�w panny m�odej. - Tw�j m�� nie jest zbyt zadowolony - sykn�a Amelia. - Nie �eby mnie to dziwi�o. Postaraj si� nie paln�� �adnego g�upstwa przynajmniej przez pierw sz� godzin�, dobrze? Powinna� naprawd� nauczy� si� najpierw my�le�, a do piero potem m�wi�. Daisy z trudem wstrzyma�a westchnienie. Amelia w�a�ciwie nigdy nie m�wi�a, co my�li, st�d jej wrogo�� wobec pasierbicy, kt�ra nie ukrywa�a swoich uczu�. Daisy nie potrafi�a udawa�, mo�e dlatego, �e wystarczaj�co si� napatrzy�a na zabiegi rodzic�w. Ukradkiem zerkn�a na m�a i po raz kolejny zastanowi�o j�, ile ojciec mu zap�aci� za to, �eby si� z ni� o�eni�. Jaka� jej cz�stka pragn�a pozna� wszystkie szczeg�y transakcji. Zap�aci� got�wk� czy czekiem? Przepraszam bardzo, panie Markov, czy przyjmuje pan American Express? Patrz�c, jak Aleksander ignoruje kieliszek z szampanem, kt�ry podsun�a mu pokoj�wka, usi�owa�a zgadn��, o czym w tej chwili my�li. Ile jeszcze minie czasu, zanim uda mu si� porwa� st�d t� rozpuszczon� dziewuch�? Alex Markov zerkn�� na zegarek. Pi�� minut i ju�, zdecydowa�. Obserwowa�, jak pokoj�wka podchodzi do niej z kieliszkiem szampana. Pij na zdrowie, damulko. Musi ci to wystarczy� na d�ugo. Max pokazywa� s�dziemu zabytkowy rosyjski samowar, a Alex podziwia� nogi swojej �ony, prezentowane ca�emu �wiatu, bo z�ota szmatka, kt�r� nazywa�a sukienk�, niewiele przys�ania�a. By�y smuk�e i kszta�tne, co kaza�o mu zastanowi� si�, czy tych przymiotnik�w mo�na u�y� opisuj�c reszt� jej cia�a, ukryt� pod �akietem. Nawet jednak najwspanialsze cia�o nie zmieni jego stosunku do tego ma��e�stwa. Przypomnia� sobie ostatni� rozmow� z ojcem Daisy. - Jest niewykszta�cona, p�ocha i nieodpowiedzialna - oznajmi� Max Petroff. - Matka mia�a na ni� okropny wp�yw. Nie wierz�, �e Daisy jest w stanie zrobi� cokolwiek po�ytecznego. Przyznaj�, to nie tylko jej wina, matka nigdy nie pozwoli�a jej si� usamodzielni�. To cud, �e tamtej nocy nie by�a z ni� na jachcie. Musisz jej �ci�gn�� lejce, Alex, w innym wypadku b�dzie ci� wodzi�a za nos. Jak na razie wszystko, co widzia�, zdawa�o si� potwierdza� s�owa Maksa. Matk� Daisy by�a Lani Deveraux, angielska modelka, kt�ra kr�lowa�a na wybiegach przed trzydziestu laty. Zgodnie z powiedzeniem, �e przeciwie�stwa si� przyci�gaj�, po��czy� j� z Maksem Petroffem gor�cy romans, gdy Max zaczyna� karier� dyplomatyczn�. Daisy by�a jego owocem. Max da� Aleksowi do zrozumienia, �e poprosi� Lani o r�k� na wiadomo��, �e jest w ci��y, ona jednak nie chcia�a si� ustatkowa�. Max twierdzi� jednak, �e zawsze spe�nia� obowi�zki ojcowskie wobec nie�lubnej c�rki. Dowody jednak wskazywa�y na co� wr�cz przeciwnego. Gdy jej gwiazda zblak�a, Lani bezustannie balowa�a i je�dzi�a w odwiedziny, zawsze zabieraj�c c�rk� ze sob�. C�, matka przynajmniej zrobi�a karier�, pomy�la� Alex, ale Daisy chyba nawet nie kiwn�a palcem. Przyjrza� si� jej uwa�nie i dostrzeg� podobie�stwo do matki. Mia�a, jak Lani, kruczoczarne w�osy i jak ona mlecznobia��karnacj� kobiety, kt�ra wi�kszo�� czasu sp�dza w zamkni�tym pomieszczeniu. Mia�a te� ciemnoniebieskie oczy matki, tak nasycone kolorem, �e przypomina�y przydro�ne fio�ki. By�a jednak drobniejsza ni� Lani - za ma�a jak na jego gust i o delikatniejszych rysach. Z tego, co pami�ta� ze starych fotografii, profil Lani by� ostry, niemal m�ski, podczas gdy uroda Daisy by�a mi�kka, delikatna, co podkre�la� zadarty nosek i g�upiutkie, �agodne usta. Wed�ug Maksa, Lani by�a pi�kna, lecz g�upia; kolejne podobie�stwo mi�dzy matk� a c�rk�. Nie ��atwa dziewczyna", na to jest zbyt dobrze wychowana; ale doskonale j� sobie wyobra�a� w roli drogocennej luksusowej piesz-czoszki bogatego m�czyzny. Zawsze by� bardzo wybredny, je�li chodzi o kobiece towarzystwo. Cho� cia�o kusi�o, wola� kobiety, kt�re maj� do zaoferowania co� wi�cej ni� fantastyczne nogi. Lubi� kochanki inteligentne, ambitne, niezale�ne, gotowe dawa� i bra�. Szanowa� kobiety gotowe stawi� mu czo�o, nie znosi� natomiast d�s�w i szloch�w. Ta ma�a ju� dzia�a�a mu na nerwy. Dobrze chocia�, �e nie b�dzie mia� k�opot�w z utrzymaniem jej w ryzach. Spojrza� na ni� i u�miechn�� si� z�o�liwie. �ycie daje w ko�� rozpieszczonym bogatym dziewczynkom. Oj, jak ci si� to nie spodoba! Po drugiej stronie pokoju Daisy zerkn�a w zabytkowe lustro. Sprawdza�a, jak wygl�da - nie z pr�no�ci, lecz z przyzwyczajenia. Dla jej matki uroda by�a wszystkim. W oczach Lani rozmazany tusz na policzku by� katastrof� gorsz� ni� wybuch bomby atomowej. Daisy mia�a now� fryzur�: w�osy do ramion, z ty�u troszk� d�u�sze, niesforne, wij�ce si�, puszyste. Podoba�a jej si� od pocz�tku, a spodoba�a jeszcze bardziej, gdy Amelia na jej widok cmokn�a j�zykiem z dezaprobat�. W zwierciadle zobaczy�a, �e zbli�a si� do niej m��. U�miechn�a si� uprzejmie. Powtarza�a sobie w my�lach, �e wszystko si� u�o�y. Musi. - Zbieraj si�, anio�ku. Wychodzimy. Jego ton bynajmniej nie przypad� Daisy do gustu, ale umia�a sobie radzi� z trudnymi typami, wi�c zignorowa�a to. - Maria szykuje sw�j popisowy suflet Grand Marnier na nasz� cze��. Musimy poczeka� - wyja�ni�a. - Nie da rady. Musimy zd��y� na samolot. Tw�j baga� ju� jest w samochodzie. Potrzeba jej czasu. Jeszcze nie jest gotowa, by zosta� z nim sama. - Czy nie mo�emy polecie� p�niejszym samolotem, Aleksandrze? Nie chcia�abym sprawi� zawodu Marii. Jest prawdziwym skarbem Amelii i na prawd� doskonale gotuje. Jego usta wygi�y si� w z�o�liwym u�miechu; �widrowa� j� bezlitosnym spojrzeniem. Mia� oczy nietypowego koloru, w odcieniu jasnego bursztynu. Przywodzi�y jej na my�l co� dziwnego. Nie by�a w stanie sformu�owa�, co to takiego, wiedzia�a jednak, �e to jest niepokoj�ce. - Mam na imi� Alex, a ty masz minut� na zabranie st�d swojego �licz nego ty�eczka. T�tno Daisy przyspieszy�o, ale zanim przysz�a jej do g�owy w�a�ciwa odpowied�, m�� zwr�ci� si� do pozosta�ej tr�jki w pokoju: - Mam nadziej�, �e nam wybaczycie, ale spieszymy si� na samolot. Amelia zrobi�a krok naprz�d i znacz�co u�miechn�a si� do Daisy. - No popatrz, popatrz. Komu� chyba bardzo spieszno do nocy po�lub nej. Smakowity k�sek z naszej Daisy, prawda? Daisy nagle straci�a apetyt na suflet Marii. - P�jd� si� przebra� - oznajmi�a. - Nie ma na to czasu. Dobrze wygl�dasz w tym, co masz na sobie. - Ale... Silna d�o� spocz�a na jej plecach i stanowczo pchn�a w stron� drzwi. - Id� o zak�ad, �e to twoja torebka. - Gdy twierdz�co skin�a g�ow�, podni�s� malutk� torebk� od Chanel i poda� jej uprzejmie. W tej chwili poja wili si� ojciec i Amelia, �eby ich po�egna�. Co prawda nie mia�a zamiaru jecha� z nim dalej ni� na lotnisko, ale i tak mia�a ochot� wyrwa� mu si�, gdy prowadzi� j� do drzwi. Odwr�ci�a si� do ojca i ogarn�a j� w�ciek�o�� na siebie, gdy rozpozna�a nut� paniki w swoim g�osie: - Mo�e tobie uda si� przekona� Aleksa, �eby�my zostali troch� d�u�ej, tato. Nie mieli�my nawet czasu, �eby... - R�b, co ci ka�e, Theodosio. I pami�taj, to twoja ostatnia szansa. Je�li i tym razem ci si� nie uda, umywam r�ce. Po raz pierwszy w �yciu postaraj si� zrobi� co� dobrze. W�a�ciwie do tej pory powinna si� ju� przyzwyczai� do ci�g�ych publicznych upokorze� ze strony ojca, ale fakt, �e poni�y� j� w obecno�ci �wie�o po�lubionego ma��onka, by� tak �enuj�cy, i� z trudem utrzyma�a wyprostowane ramiona. Bez s�owa wyprzedzi�a Aleksa i przest�pi�a pr�g. Unika�a jego wzroku, gdy w milczeniu czekali na wind�, kt�ra zawiezie ich na d�, do holu. Weszli do �rodka. Drzwi zamkn�y si� tylko po to, by ponownie si� otworzy� pi�tro ni�ej. Do kabiny wkroczy�a starsza kobieta z peki�czykiem. Daisy odruchowo przywar�a do d�bowej boazerii, ale pies i tak j� zauwa�y�. Postawi� uszy, warkn�� i skoczy�. Wrzasn�a przera�liwie, czuj�c pazury na cienkich po�czochach. - Odejd� ode mnie! - Niedobra Mitzi! - Kobieta porwa�a psa w ramiona i obrzuci�a Daisy podejrzliwym spojrzeniem. - Nie rozumiem tego. Mitzi przepada za wszystkimi. Daisy si� spoci�a. Nadal kurczowo �ciska�a mosi�n� por�cz. Nie odrywa�a wzroku od kud�atej bestii. Pies warcza� na ni� i szczerzy� z�by przez ca�a drog� na d�. - Czy�by�cie si� zna�y? - zapyta� Alex w holu. - Nie.. .widzia�am tego psa po raz pierwszy. - Nie wierz�. Nienawidzi� ci�. - Ja... - Z trudem prze�kn�a �lin�. - Chodzi o to, �e... ja si�... - Nie chcesz chyba powiedzie�, �e si� boisz zwierz�t? Skin�a tylko g�ow�, czekaj�c, a� si� uspokoi rozszala�e serce. - �wietnie - mrukn��. - Po prostu �wietnie. Kwietniowy poranek by� deszczowy i ponury. Na limuzynie czekaj�cej na nich przy kraw�niku nie by�o kolorowych wst��ek, nie by�o napisu PA�STWO M�ODZI, nie by�o balonik�w ani puszek, �adnych g�upot zarezerwowanych dla tych, kt�rzy naprawd� si� kochaj�. Lani od lat drwi�a z niej niemi�osiernie, �e jest taka staro�wiecka, ale Daisy niez�omnie marzy�a o zwyk�ym, normalnym �yciu. Nic to dziwnego w przypadku kogo�, kogo wychowywano tak niekonwencjonalnie, stwierdzi�a trze�wo. Wsiadaj�c zauwa�y�a, �e od szofera oddziela ich przydymiona szyba. Przynajmniej b�dzie mog�a zdradzi� Aleksowi sw�j plan, zanim dojad� na lotnisko. �Przysi�ga�a�, Daisy. �lubowa�a�". Zby�a g�os sumienia gwa�townym ruchem g�owy. Nie mia�a wyboru. Usiad� ko�o niej i przestronne wn�trze nagle wyda�o si� ciasne. Nie denerwowa�aby si� tak bardzo, gdyby nie jego fizyczna dominacja. Cho� nie mia� przero�ni�tych mi�ni jak przetrenowani ochroniarze, zdawa� si� w doskona�ej formie. Mia� szerokie ramiona i w�skie biodra. D�onie spoczywaj�ce na grafitowych spodniach by�y silne, opalone, o d�ugich, kszta�tnych palcach. Przeszy� j� nag�y dreszcz niepokoju. Ledwie ruszyli, a gwa�townie szarpn�� ko�nierzyk koszuli. Wystarczy� jeden ruch r�ki i pozby� si� muszki. Zerwa� j�, wcisn�� do kieszeni marynarki, rozpi�� guzik pod szyj�. Zesztywnia�a. Chyba nie zdejmie niczego wi�cej? W ulubionej fantazji erotycznej kocha�a si� z m�czyzn� bez twarzy na tylnym siedzeniu bia�ej limuzyny, kt�ra utkwi�a w korku na Manhattanie. Ich mi�o�ci towarzyszy� Michael Bolton �piewaj�c �When a man loves a woman". Tylko �e fantazja to jedno, a rzeczywisto�� drugie. Limuzyna ruszy�a z miejsca. G��boko zaczerpn�a tchu, chc�c si� uspokoi�, i poczu�a dusz�cy zapach gardenii. Kwiat nadal tkwi� w jej w�osach. Kamie� spad� jej z serca, gdy przekona�a si�, �e Alex nie b�dzie si� dalej rozbiera�, ale gdy wyprostowa� d�ugie nogi i przyjrza� si� jej z uwag�, poruszy�a si� niespokojnie. Niewa�ne, jak bardzo si� stara, nigdy nie b�dzie r�wnie �adna jak matka. Kiedy ludzie przygl�dali si� jej zbyt d�ugo, czu�a si� jak brzydkie kacz�tko. Dziura w z�otych rajstopach, pami�tka po spotkaniu z peki�czykiem, bynajmniej nie dodawa�a jej pewno�ci siebie. Otworzy�a torebk�. Musi zapali�. To okropny na��g, by�o jej wstyd, �e wpad�a w jego szpony. Cho� Lani pali�a, odk�d pami�ta�a, Daisy zawsze ogranicza�a si� do jednego papierosa przy lampce wina. Jednak podczas trudnych miesi�cy po �mierci matki przekona�a si�, �e papierosy pomagaj� jej si� odpr�y� i uzale�ni�a si� na dobre. Zaci�gn�a si� g��boko i uzna�a, �e jest na tyle spokojna, �e mo�e przedstawi� panu Markovowi sw�j plan. - Zga� to, anio�ku. Spojrza�a na niego ze skruch�. - Wiem, to okropny na��g, obiecuj�, nie b�d� na ciebie dmucha�, ale naprawd� potrzebuj� tego papierosa. Pochyli� si� nad ni� chc�c uchyli� okno. Jej papieros stan�� w p�omieniach. Wrzasn�a i upu�ci�a go b�yskawicznie. Iskry rozprys�y si� doko�a. Wyj�� chusteczk� z butonierki i ugasi� wszystkie. Dysz�c ci�ko spojrza�a w d�. Na z�otym �akiecie i sukience widnia�y czarne dziury. - Jak to mo�liwe? - sapn�a. - Chyba by� zepsuty. - Zepsuty papieros? Pierwsze s�ysz�. - Lepiej oddaj mi ca�� paczk�, pewnie inne te� si� nie nadaj� do u�ytku. - Tak, prosz�. Szybko poda�a mu kartonik. Wepchn�� go do kieszeni spodni. By�a wstrz��ni�ta, on jednak zachowa� spok�j. Opar� si� wygodnie, spl�t� r�ce na piersi i zmru�y� oczy. Musz� porozmawia�, musi mu zdradzi� sw�j plan, jak zako�czy� to �enuj�ce ma��e�stwo. Nie wydawa� si� jednak w nastroju do rozmowy; obawia�a si�, �e wszystko popsuje, je�li nie b�dzie ostro�na. Miniony rok by� dla niej tak okropny, �e nabra�a zwyczaju podtrzymywania si� na duchu. Inaczej uwierzy�aby, �e jest do niczego. A wi�c przypomnia�a sobie, �e mo�e otrzyma�a wykszta�cenie nietypowe, za to kompleksowe. I wbrew temu, co twierdzi� ojciec, odziedziczy�a inteligencj� po nim, nie po matce. Mia�a tak�e poczucie humoru i wrodzony optymizm, kt�rego nie zniszczy� nawet ostatni rok. Zna�a cztery j�zyki, od razu poznawa�a dzie�a poszczeg�lnych projektant�w i ma�o kto m�g�by jej dor�wna� w uspokajaniu rozhisteryzowanych kobiet. Niestety, nie mia�a za grosz zdrowego rozs�dku. Dlaczego, na Boga, nie s�ucha�a, gdy paryski prawnik matki t�umaczy� jej, �e po sp�acie d�ug�w Lani nic nie zostanie? Teraz dosz�a do wniosku, �e do sza�u zakup�w, w kt�re si� rzuci�a zaraz po mszy, pchn�o j� poczucie winy. Od lat pragn�a uciec przed emocjonalnym szanta�em, kt�ry trzyma� j� u boku Lani. Nie chcia�a jednak, �eby matka umar�a, o nie. Poczu�a �zy pod powiekami. Kocha�a matk� ca�ym sercem, mimo jej egoizmu, wiecznych ��da� i ci�g�ych pyta�, czy nadal jest tak pi�kna jak dawniej. I wiedzia�a, �e Lani r�wnie� j� kocha�a. Im bardziej Daisy czu�a si� winna, tym wi�cej pieni�dzy wydawa�a. Nie tylko na siebie, tak�e na starych przyjaci� Lani, od kt�rych szcz�cie si� odwr�ci�o. Gdy wierzyciele jej grozili, wypisywa�a po prostu kolejne czeki, nie wiedz�c albo nie chc�c wiedzie�, �e nie ma pieni�dzy na ich pokrycie. Max dowiedzia� si� o jej wydatkach tego samego dnia, gdy wydano nakaz aresztowania. Rzeczywisto�� zaatakowa�a j� ze zdwojon� si��; u�wiadomi�a sobie z ca�� wyrazisto�ci�, co zrobi�a. B�aga�a ojca, by udzieli� jej po�yczki, obiecywa�a, �e odda wszystko co do grosza, gdy tylko stanie na nogi. Wtedy posun�� si� do szanta�u. Najwy�szy czas, by doros�a, powiedzia�, a je�li chce unikn�� wi�zienia, musi sko�czy� ze szczeniackimi wyg�upami i post�pi�, jak on zechce. W kr�tkich, suchych s�owach przedstawi� swoje warunki. Najszybciej jak to mo�liwe po�lubi cz�owieka, kt�rego dla niej wybierze. Co wi�cej, obieca, �e pozostanie jego �on� przez p� roku i b�dzie przez ten czas pos�uszna i wierna. Dopiero po sze�ciu miesi�cach wolno jej wyst�pi� o rozw�d i podj�� pieni�dze z funduszu powierniczego, kt�ry dla niej ustanowi�, funduszu, kt�ry kontrolowa�. Je�li b�dzie gospodarowa�a rozs�dnie, z samych odsetek mo�e �y� w miar� wygodnie. - Nie m�wisz tego powa�nie! - krzykn�a, ledwie odzyska�a g�os. -W dzisiejszych czasach nikt nie aran�uje ma��e�stw! - M�wi� jak najbardziej powa�nie. Je�li si� nie zgodzisz, p�jdziesz do wi�zienia. A je�li si� rozwiedziesz przed up�ywem p� roku, nie dostaniesz ode mnie ani centa. Trzy dni p�niej przedstawi� jej przysz�ego m�a. Nie powiedzia� ani s�owa na temat jego zawodu czy pochodzenia, pouczy� j� tylko: - Przy nim nauczysz si� czego� o �yciu. Na razie to ci powinno wystar czy�. Przeje�d�ali akurat przez Triborough Bridge, wi�c domy�li�a si�, �e jad� na lotnisko La Guardia, co z kolei oznacza, �e nie mo�e d�u�ej zwleka�, musi poruszy� pal�cy temat. Odruchowo wyj�a z torebki z�ot� puderniczk� i sprawdzi�a, czyjej makija� nie ucierpia�. Zatrzasn�a j� g�o�no i schowa�a do torebki. - Panie Markov? �adnej reakcji. Chrz�kn�a. - Panie Markov? Alex? Musimy porozmawia�. Powieki ods�oni�y oczy koloru jasnego bursztynu. - O czym? Mimo napi�cia, u�miechn�a si�. - Jeste�my sobie obcy, a przed chwil� wzi�li�my �lub. Chyba mamy o czym rozmawia�. - Anio�ku, je�li chcesz teraz wybiera� imiona dla naszych dzieci, poddaj� si�. A wi�c jednak ma poczucie humoru, co z tego, �e cyniczne? - Musimy porozmawia� o tym, jak prze�y� najbli�sze p� roku, zanim b�d� mog�a wnie�� pozew o rozw�d. - Najpro�ciej chyba dzie� po dniu. - Zawiesi� g�os. - Noc po nocy. Poczu�a g�si� sk�rk� i zaraz si� skarci�a; co za g�upstwa! Powiedzia� to bez �adnych podtekst�w, a ona od razu wyobra�a sobie, �e s�yszy zmys�ow� chrypk�! U�miechn�a si� promiennie. - Mam pewien plan. Jest bardzo prosty. - Tak? - Da mi pan czek na po�ow� sumy, jak� m�j ojciec zap�aci� panu za po�lubienie mnie i ka�de z nas p�jdzie swoj� drog�. Tym sposobem zako� czymy t� niezr�czn� sytuacj�. Przez jego kamienn� twarz przemkn�o co� na kszta�t u�miechu. - Co za niezr�czn� sytuacj� masz na my�li? W�a�ciwie powinna si� ju� nauczy�, cho�by obserwuj�c kochank�w matki, �e u m�czyzn uroda nie idzie w parze z rozumem. - Niezr�czn� sytuacj�, czyli zwi�zek ma��e�ski z nieznajomym. - Poznamy si� dobrze, jak przypuszczam. - Jednak lekka chrypka pojawi�a si� w jego g�osie. Maksowi chyba nie chodzi�o o to, �eby ka�de z nas posz�o w swoj� stron�. O ile go dobrze zrozumia�em, mamy zamieszka� razem i bawi� si� w m�a i �on�. - To ca�y ojciec. Lubi sterowa� �yciem innych. Widzisz, najwi�ksz� zalet� mojego planu jest to, �e on si� nigdy nie dowie, �e mieszkamy osobno. O ile nie osiedlimy si� na Manhattanie, nie b�dzie mia� poj�cia, co robimy. - Z ca�� pewno�ci� nie osiedlimy si� na Manhattanie. Nie by�, jak si� tego spodziewa�a, ch�tny do wsp�pracy, ale jako niepoprawna optymistka, wierzy�a, �e musi go po prostu lepiej przekona�. - M�j plan si� uda, wiem to. - Wyja�nijmy to sobie. Mam ci da� po�ow� pieni�dzy, kt�re dostan� od Maksa za po�lubienie ci�? - Tak. A przy okazji, ile tego jest? - Zdecydowanie za ma�o - mrukn��. Nigdy nie musia�a si� targowa� i nie mia�a na to ochoty i teraz, ale widzia�a, �e nie ma innego wyj�cia. - Je�li si� nad tym zastanowisz, przyznasz, �e to uczciwe. W ko�cu gdyby nie ja, nie dosta�by� ani grosza. - Rozumuj�c w ten spos�b, dostan� te� po�ow� funduszu powierniczego, kt�ry dla ciebie za�o�y�. - O nie, co to, to nie. Roze�mia� si� g�o�no. - Tak te� przypuszcza�em. - Nie rozumia�e� mnie. Zwr�c� ci wszystko, gdy tylko uzyskam dost�p do funduszu. Prosz� tylko o po�yczk�. - A ja odmawiam. Wtedy zrozumia�a, �e wszystko zaprzepa�ci�a. Mia�a z�y nawyk zak�adania, �e ludzie post�pi� tak, jak zrobi�aby ona na ich miejscu. Na przyk�ad gdyby by�a Aleksem, na pewno po�yczy�aby sobie pieni�dze, byle tylko pozby� si� niepotrzebnej �ony. Musi zapali�. I to natychmiast. - Czy m�g�by� mi odda� papierosy? Jestem pewna, �e tylko jeden by� zepsuty. Bez s�owa wyj�� pogniecion� paczk� i poda� jej. Zapali�a szybko, zamkn�a oczy i zaci�gn�a si� g��boko. Us�ysza�a syk. Otworzy�a oczy; papieros sta� w p�omieniach. Upu�ci�a go z krzykiem. I znowu Alex z niewzruszonym spokojem zgasi� �ar. - Powinna� ich pozwa� do s�du - poradzi� spokojnie. Przycisn�a d�o� do gard�a, zbyt zdumiona, by wykrztusi� cho� s�owo. Wyci�gn�� d�o� i dotkn�� jej piersi. Poczu�a mu�ni�cie jego palc�w i odskoczy�a w ty�, cho� wra�liwe cia�o nabrzmia�o pod satyn�. Gwa�townie podnios�a wzrok i napotka�a spojrzenie jasnobursztynowych oczu. - Iskra - powiedzia�. Zakry�a pier� d�oni� i poczu�a gor�czkowe trzepotanie serca. Ile czasu min�o, odk�d dotyka� jej m�czyzna? Dwa lata, u�wiadomi�a sobie. Ostatnio bada� j� lekarz. Widz�c, �e zbli�aj� si� do lotniska, zebra�a si� na odwag�. - Panie Markov, zdaje pan sobie chyba spraw�, �e nie mo�emy zamieszka� razem jako m�� i �ona. Jeste�my sobie obcy. To absurd. Nalegam, �eby pan przysta� na m�j plan. - Nalegasz? - powt�rzy� mi�kko. - Nie wydaje mi si�, �eby� mia�a prawo na cokolwiek nalega�. Wyprostowa�a si� dumnie. - Nie dam si� zastraszy�, panie Markov. Pokr�ci� g�ow� i westchn�� g��boko, robi�c przy tym tak �a�osn� min�, �e ani przez chwil� nie wierzy�a w jego szczero��. - Mia�em nadziej�, �e nie b�d� musia� tego robi�, anio�ku, a powinie nem by� si� domy�li�, �e z tob� nie p�jdzie �atwo. Lepiej b�dzie, je�li wy�o�� wszystko czarno na bia�ym, �eby� wiedzia�a, czego si� spodziewa�. Ty i ja jeste�my ma��e�stwem na dobre i z�e przez najbli�sze p� roku. Mo�esz odej�� w ka�dej chwili, ale zrobisz to na w�asn� odpowiedzialno��. A na wypadek, gdyby to jeszcze do ciebie nie dotar�o, ostrzegam, �e to nie b�dzie �adne nowoczesne ma��e�stwo jak z magazynu dla kobiet, nie b�dziemy niczego omawia� i d��y� do kompromisu. To b�dzie prawdziwe ma��e�stwo w sta rym stylu. - Nagle jego g�os wyda� si� cieplejszy. - A to oznacza, anio�ku, �e ja tu rz�dz� i masz robi� to, co ci powiem. Je�li mnie nie pos�uchasz, ponie siesz przykre konsekwencje. Na koniec mam dla ciebie dobr� wiadomo��; po p� roku mo�esz i��, gdzie oczy ponios�. Nic mnie to nie obchodzi. Ogarn�a j� panika, ale wzi�a si� w gar��. - Nie lubi�, kiedy mi si� grozi. Powiedz mi od razu, jakie to konsekwencje. Opad� z powrotem w k�t limuzyny i u�miechn�� si� leniwie, a j� znowu przeszy� dreszcz. - Nie musz�, anio�ku. Jeszcze dzisiaj wszystko zrozumiesz. Rozdzia� drugi Daisy kuli�a si� w palarni w sali odpraw USAir i szybko, nerwowo zaci�ga�a si� papierosem, a� jej si� kr�ci�o w g�owie. Samolot, jak si� dowiedzia�a, lecia� do Charlestonu w Po�udniowej Karolinie. By�o to jedno z jej ulubionych miast, wi�c uzna�a to za dobry znak, mi�� odmian� po �a�cuchu coraz straszniejszych wydarze�. Po pierwsze, Ja�nie Pan Markov odrzuci� jej plan. Dalej, okaza�o si�, �e dokona� strasznych rzeczy z jej baga�em. Kiedy szofer wyj�� z baga�nika jedn� jedyn� torb�, zamiast zestawu walizek, kt�re spakowa�a, pomy�la�a, �e to pomy�ka, ale Alex szybko wyprowadzi� j� z b��du. - Zabieramy minimalny baga�. Kaza�em gospodyni przepakowa� twoj� torb� podczas uroczysto�ci. - Nie mia�e� prawa! Zabierzemy je ze sob� do kabiny, nie nadamy na baga�. - Podni�s� swoj�, o wiele mniejsz� torb� i oddali� si�, przekonany, �e za nim p�jdzie. Z trudem d�wign�a ozdobn� walizk�; chwia�a si� na wysokich obcasach, ale dziel- nie maszerowa�a za nim. G��boko nieszcz�liwa, zbli�a�a si� do bramki, przekonana, �e wszyscy si� na ni� gapi� i widz� podarte rajstopy, wypalone dziury w sukience i pogniecion� gardeni� we w�osach. Ledwie Alex znikn�� w �azience, pobieg�a po papierosy. Wtedy u�wiadomi�a sobie, �e ma przy sobie tylko dziesi�� dolar�w. Nie mog�a w to uwierzy�, ale to ca�y jej maj�tek. Zamkni�to jej konto w banku, zablokowano karty kredytowe. Schowa�a portfel do torebki i wyb�aga�a papierosa od przystojnego biznesmena. Akurat go gasi�a, gdy Alex wyszed� z �azienki. Na widok jego stroju ugi�y si� pod ni� nogi. Zamieni� doskonale skrojony grafitowy garnitur na spran� koszul� d�insow� i d�insy tak wytarte, �e niemal bia�e. Postrz�pione nogawki ledwo si�ga�y do kowbojek z mi�kkiej br�zowej sk�ry. Zakasane r�kawy koszuli ods�ania�y opalone, silne r�ce pokryte ciemnymi w�osami. Nosi� z�oty zegarek na sk�rzanym pasku. Zagryz�a doln� warg�. Ostatni� rzecz�, jakiej si� spodziewa�a, to �e zostanie wydana za M�czyzn� Marlboro. I to przez w�asnego ojca! Podszed� do niej, beztrosko wymachuj�c torb�. Obcis�e d�insy podkre�la�y w�skie biodra i nogi bez ko�ca. Lani nie posiada�aby si� ze szcz�cia. - To ostatnie wezwanie. Idziemy. - Panie Markov...b�agam...Przecie� tak naprawd� pan tego nie chce. Prosz� mi po�yczy� chocia� j edn� trzeci� pieni�dzy, kt�re mi si� nale��, a b�dziemy mie� to z g�owy. - Obieca�em co� twojemu ojcu, a ja nigdy nie �ami� danego s�owa. Mo�e jestem staro�wiecki, ale to dla mnie kwestia honoru. - Honoru! Pan mu si� sprzeda�! Pozwoli� si� kupi�! Gdzie tu miejsce na honor? - Max i ja zawarli�my umow� i ja jej nie zerw�. Oczywi�cie, je�li ty si� upierasz, �eby odej��, nie b�d� ci� zatrzymywa�. - Wie pan przecie�, �e nie mog�! Nie mam ani grosza! - Wi�c wejd�my do samolotu. - Wyj�� karty pok�adowe z kieszeni koszuli i obr�ci� si� na pi�cie. Nie mia�a konta bankowego, nie mia�a kart kredytowych, a ojciec zabroni� jej kontaktowa� si� z nim. Z przera�eniem zrozumia�a, �e nie ma innego wyj�cia. Podnios�a torb�. Przed ni� Alex doszed� do ostatniego rz�du krzese�. Siedzia� tam nastolatek i zaci�ga� si� papierosem. Gdy jej nowo po�lubiony m�� go mija�, papieros stan�� w p�omieniach. Nieca�e dwie godziny p�niej sta�a w gor�cym po�udniowym s�o�cu na lotnisku w Charlestonie i patrzy�a na p�ci�ar�wk� Alexa. Jej uwagi nie usz�a gruba warstwa brudu i tablice rejestracyjne z Florydy, ledwie widoczne pod kilogramami b�ota. - Ci�nij na ty�. - Alex bez wysi�ku rzuci� sw�j baga�, ale nie zapropono wa�, �e jej pomo�e, podobnie jak nie zaproponowa�, �e poniesie jej torb� po wyj�ciu z samolotu. Zacisn�a z�by. Je�li my�li, �e b�dzie go b�aga�a o pomoc, to jest w grubym b��dzie. Ramiona zabola�y, gdy usi�owa�a przerzuci� ci�k� torb� przez wysoki bok ci�ar�wki. Czu�a na sobie jego spojrzenie i cho� wiedzia�a, �e koniec ko�c�w b�dzie b�ogos�awi�a gospodyni� ojca, �e tak wiele rzeczy upchn�a do jednej torby, w tym momencie odda�aby wszystko za najmniejsze cacko z kolekcji Louis Vuitton. Z�apa�a r�czk� jedn� d�oni�, drug� wsun�a pod sp�d. Unios�a torb� z wysi�kiem. - Pom�c ci? - zapyta� niewinnie. - Nie., dzi�kuj�... - Wyst�ka�a raczej ni� odpowiedzia�a. - Na pewno? D�wign�a torb� na wysoko�� bark�w i nie mia�a si�y odpowiedzie�. Jeszcze tylko troszeczk�. Zachwia�a si� na wysokich obcasach. Jeszcze tylko... Z g�o�nym krzykiem razem z torb� polecia�a na ziemi�. J�kn�a, gdy uderzy�a w asfalt, i jeszcze raz, tym razem ze z�o�ci. Patrz�c prosto w s�o�ce, u�wiadomi�a sobie dwie rzeczy - torba le�a�a pod ni�, czyli zamortyzowa�a jej upadek. Po drugie, le�a�a w bardzo niewygodnej pozycji, w podkasanej sukience, z ods�oni�tymi udami. �ciska�a kolana, za to szeroko rozstawia�a stopy. W polu jej widzenia pojawi�a si� para zniszczonych kowbojek. Przesun�a wzrok wzd�u� n�g w d�insach, przez szerok� klatk� piersiow�, a� napotka�a weso�e spojrzenie bursztynowych oczu. Stara�a si� zachowa� godno�� nawet w takiej sytuacji. Z��czy�a kostki i wspar�a si� na �okciach. - Zrobi�am to celowo. Zachichota�; zabrzmia�o to jako� chrapliwie, szorstko, jakby nie robi� tego od dawna. - Nie wm�wisz mi tego. - A w�a�nie �e tak. - Z ca�� godno�ci�, na jak� j� by�o sta�, d�wign�a si� do pozycji siedz�cej. - Oto do czego doprowadzi�o pa�skie dziecinne zachowanie. Mam nadziej�, �e panu przykro. Roze�mia� si� g�o�no. - Anio�ku, tobie potrzebny nie m��, lecz opiekun. - Prosz� przesta� tak mnie nazywa�! - Ciesz si�, �e nazywam ci� w�a�nie tak. - Podni�s� jej torb� na trzech palcach jednej d�oni i cisn�� na platform� jakby wa�y�a r�wnie ma�o jak jej duma. Pom�g� jej wsta�, otworzy� drzwi kabiny i wepchn�� do rozpalonego wn�trza. Nie ufa�a sobie, wi�c milcza�a, dop�ki nie wyjechali z miasta na dwupasmow� szos� wiod�c� w g��b l�du, a nie, jak mia�a nadziej�, do Hilton Head. Po obu stronach drogi rozci�ga�y si� p�askie r�wniny. Przez otwarte okno p�ci�ar�wki wpada�o gor�ce powietrze. Niesforne loki �askota�y j� w policzek. 20 - Czy m�g�by� w��czy� klimatyzacj�? Jeszcze troch�, a z mojej fryzury nic nie zostanie. - Nie dzia�a od lat. Chyba si� uodparnia, bo jego s�owa wcale jej nie zdziwi�y. Kilometry ucieka�y, coraz rzadziej widzieli oznaki cywilizacji. Powt�rzy�a pytanie, na kt�re nie raczy� odpowiedzie�, gdy wysiedli z samolotu: - Dok�d my w�a�ciwie jedziemy? - Chyba lepiej to zniesiesz, kiedy przekonasz si� na w�asne oczy. - To nie jest dobry znak. - Ujmijmy to tak: nie spodziewaj si� powt�rki z domu tatusia. D�insy, kowbojki, tablica rejestracyjna z Florydy... mo�e jest farmerem? Na Florydzie, o ile wiedzia�a, jest wielu bogatych hodowc�w byd�a. Mo�e jad� okr�n� drog�, przez Po�udnie. Bardzo prosz�, dobry Bo�e, niech on b�dzie farmerem. I niech ma rancho jak z �Dallas". Pi�kny dom, brzydkie ciuchy, Sue Ellen i J. R wyleguj�cy si� przy basenie. - Jeste� farmerem? - A wygl�dam? - Akurat w tej chwili zachowujesz si� jak psychiatra; odpowiadasz pytaniem na pytanie. - Nic mi o tym nie wiadomo. Nigdy u �adnego nie by�em. - No pewnie. Ty oczywi�cie radzisz sobie ze wszystkim doskonale. -Mia�a to by� z�o�liwa uwaga, ale pu�ci� j� mimo uszu, zreszt� sarkazm nigdy nie wychodzi� jej najlepiej. Wyjrza�a przez okno, na monotonnie p�ask� drog�. Po prawej stronie, przed rozwalaj�cym si� domem, widnia�a kolekcja karmnik�w dla ptak�w. Gor�ce powietrze bi�o jej prosto w twarz. Zamkn�a oczy i usi�owa�a wyobrazi� sobie, �e si� zaci�ga papierosem. Do dzi� nie wiedzia�a, jak bardzo jest uzale�niona. Kiedy tylko wszystko si� wyja�ni, rzuci palenie. Nawet teraz zrobi pierwszy krok. Gdy znajdzie si� w nowym otoczeniu, obieca sobie, �e ani razu nie zapali w domu. Je�li nie b�dzie mog�a wytrzyma�, wykradnie si� na werand� albo p�jdzie nad basen. Zanim zasn�a, pomodli�a si� jeszcze raz: Panie Bo�e, spraw, �eby tam by� basen... i weranda... Obudzi�o j� nag�e szarpni�cie. To samoch�d podskakiwa� na wybojach. Otworzy�a oczy i j�kn�a g�o�no. - Co� nie tak? - Powiedz, �e to nie jest to, o czym my�l�. - Dr��c� r�k� wskaza�a ruchomy obiekt po drugiej stronie pola. - Trudno wzi�� s�onia za cokolwiek innego. A wi�c to naprawd� s�o�. Prawdziwy, �ywy s�o�. Potw�r z�apa� tr�b� bel� siana i zarzuci� sobie na grzbiet. Wpatruj�c si� w niego w popo�udniowym s�o�cu, �udzi�a si�, �e nadal �pi i �e to tylko z�y sen. - Zatrzymali�my si�, bo chcesz mnie zabra� do cyrku, tak? -zapyta�a z nadziej�. - Nie do ko�ca. - Sam chcesz i��? - Nie. Zasch�o jej w ustach do tego stopnia, �e z trudem formu�owa�a s�owa. - Panie Markov, wiem, �e pan mnie nie lubi, ale b�agam, niech pan nie m�wi, �e tu pracuje. - Jestem mened�erem. - Mened�erem cyrku - powt�rzy�a t�po. - Tak jest. Ci�ko opad�a na siedzenie. Nawet wrodzony optymizm w tej sytuacji nie widzia� nic dobrego. Na spalonym s�o�cem polu sta� wielki czerwono-niebieski namiot, kilka mniejszych i kilkana�cie ci�ar�wek i przyczep. Najwi�ksz� zdobi�y czerwone i niebieskie gwiazdy i jaskrawy napis CYRK BRACI QUEST, W�A�CICIEL OWEN QUEST. Opr�cz kilku s�oni dostrzeg�a lam�, spore klatki i zbieranin� ludzi, w�r�d nich za� brudnych m�czyzn, z kt�rych wi�kszo�� zdawa�a si� nie posiada� przednich z�b�w. Jej ojciec by� snobem. Uwielbia� drzewa genealogiczne i tytu�y arystokratyczne. Szczyci� si�, �e wywodzi si� z rosyjskiej arystokracji. To, �e odda� jedyn� c�rk� zarz�dcy cyrku, najdobitniej �wiadczy�o, jakimi uczuciami j� darzy�. - To nie �Bracia ringling". - Widz� - odpar�a sucho. - �Bracia Quest" to tak zwany cyrk b�otny. - Dlaczego b�otny? Jego odpowied� nie wr�y�a nic dobrego - Wkr�tce si� przekonasz. Zaparkowa� ci�ar�wk� w d�ugim szeregu innych samochod�w, przekr�ci� kluczyk w stacyjce i wysiad�. Zanim wygramoli�a si� z kabiny, zd��y� zdj�� z platformy obie torby. Niepewnie ruszy�a za nim. Jej nogi chwia�y si� na nier�wnym gruncie, wysokie obcasy zapada�y si� w piach. Wszyscy gapili si� na ni� ciekawie. Z dziury na kolanie wygl�da�o bia�e kolano, przypalony z�oty �akiet zsuwa� si� z ramion, jeden but utkwi� w czym� podejrzanie mi�kkim. Z obaw� opu�ci�a wzrok: tak, nie pomyli�a si�, wdepn�a w�a�nie w to, o czym my�la�a. - Panie Markov! W jej g�osie s�ycha� by�o nut� histerii, jednak zdawa� si� tego nie s�ysze�. Bez s�owa zmierza� do szeregu karawan�w i przyczep mieszkalnych. Wytar�a podeszw� o piaszczyste pod�o�e, a� ziarenka �wiru dosta�y si� do buta. Z krzykiem pobieg�a za nim. Zbli�a� si� do stoj�cych obok siebie pojazd�w. Wspania�y nowoczesny karawan z anten� satelitarn� na dachu, a obok niego poobijany, zardzewia�y gruchot, kt�ry kiedy�, w poprzednim �yciu, by� chyba zielon� przyczep� kempingow�. �Niech idzie do karawanu, b�agam, do karawanu, a nie do tego rupiecia, do karawanu, do karawanu...." Podszed� do zielonej przyczepy, otworzy� drzwi, znik� w jej wn�trzu. J�kn�a, dop�ki do niej nie dotar�o, �e jest tak zrozpaczona, �e nawet jej to nie zaskoczy�o. Po chwili Alex ponownie pojawi� si� na progu i obserwowa�, jak si� ku niemu zbli�a. Kiedy stan�a na najni�szym metalowym stopniu, u�miechn�� si� cynicznie. - Witaj w domu, anio�ku. Mam ci� przenie�� przez pr�g? Jego z�o�liwy ton nie przeszkodzi� jej w u�wiadomieniu sobie, �e nikt nigdy nie przenosi� jej przez pr�g, a, jakby nie by�o, wysz�a dzisiaj za m��. Mo�e ma�y uk�on w stron� tradycji pomo�e obojgu odnale�� jakie� pozytywne aspekty w twej okropnej sytuacji. - Tak, prosz�. - �artujesz. - Nie musisz, je�li nie chcesz. - Nie chc�. - W�a�nie widz�. - W przyczepach-kempingowych nie ma prog�w. - Je�li gdzie� s� drzwi, to jest i pr�g. Nawet igloo ma pr�g. K�tem oka dostrzeg�a, �e powoli doko�a nich gromadz� si� ludzie. Alex tak�e to zauwa�y�. - Po prostu wejd� i ju�. - To ty zaproponowa�e�. - By�em z�o�liwy. - Zauwa�y�am, �e cz�sto ci si� to zdarza. Na wypadek, gdyby� jeszcze o tym nie wiedzia�, to denerwuj�cy nawyk. - Wejd�, Daisy. Nie wiadomo kiedy z g�upiego �artu rozwin�a si� wojna si�, pr�ba charakter�w. Sta�a na najni�szym stopniu. Nogi ugina�y si� pod ni� ze zm�czenia, ale nie dawa�a za wygran�. - By�abym bardzo wdzi�czna, gdyby� zechcia� uszanowa� chocia� t� tradycj�. - Rany boskie! - Zeskoczy� na ziemi�, porwa� Daisy w ramiona i wni�s� do �rodka. Zamkn�� drzwi jednym kopni�ciem i postawi� j� na ziemi. Nie zdecydowa�a jeszcze, czy przegra�a, czy zwyci�y�a w tej potyczce, a ju� jej uwag� zaprz�tn�o otoczenie. - O Bo�e. - Chyba nie sprawisz mi przykro�ci m�wi�c, �e ci si� tu nie podoba. - Jest okropnie. Wn�trze by�o jeszcze gorsze ni� widok z zewn�trz. Zagracona, ciasna przyczepa �mierdzia�a ple�ni�, st�chlizn� i starym jedzeniem. Tu� przed sob� Daisy mia�a miniaturow� kuchenk�. Niebieska ok�adzina z�azi�a z szafek i sto�u. Brudne naczynia pi�trzy�y si� w zlewie, wiekowa patelnia kr�lowa�a na kuchence drzwi pieca trzyma�y si� na jednym zawiasie. Chodniczek by� chyba kiedy� z�oty, teraz jednak zdobi�o go tyle zastarza�ych plam, �e jego kolor najlepiej odda�oby si� wyliczaj�c wszelkie funkcje fizjologiczne. Po prawej stronie sta�a malutka r�owa kanapa, niemal niewidoczna spod sterty ksi��ek, gazet i m�skiej odzie�y. Dostrzeg�a tak�e poobijan� lod�wk�, niewielki kredens i roz�cielone ��ko. Odwr�ci�a si� na pi�cie. - A gdzie drugie ��ko? Popatrzy� jej w oczy i min�� torby, kt�re po�o�y� na �rodku pod�ogi. - Anio�ku, to jest przyczepa mieszkalna, a nie apartament w hotelu Ritz. Masz to, co widzisz. - Ale... - Urwa�a. Zasch�o jej w ustach, �o��dek wywin�� salto. ��ko zajmowa�o ca�y koniec przyczepy, od reszty pomieszczenia oddziela�a je tylko cienka br�zowa zas�ona. W�r�d spl�tanej po�cieli dostrzeg�a kilka sztuk garderoby, r�cznik i co�, co z daleka wygl�da�o jak gruby czarny pas. - Materac jest mi�kki i wygodny - zapewni�. - Kanapa mi wystarczy. - Jak chcesz. Us�ysza�a metaliczny brz�k. Odwr�ci�a si� i zobaczy�a, jak wysypuje zawarto�� kieszeni na st�: drobne monety, klucze, portfel. - Do niedawna mieszka�em w innej przyczepie, ale by�a za ma�a dla dw�ch os�b, wi�c za�atwi�em nam t�. Niestety, nie zd��y�em sprowadzi� de koratora wn�trz. - Ostry ruch g�ow�. - Kibel jest tam. To jedyne miejsce, kt�re zd��y�em sprz�tn��. Mo�esz roz�o�y� swoje rzeczy w tej szafce za tob�. Program za godzin�. Trzymaj si� z dala od s�oni. Program? - Doprawdy nie s�dz�, �ebym mog�a mieszka� w takich warunkach. - Masz racj�. Chyba przyda si� tu kobieca r�ka. Pod zlewem znajdziesz �rodki czysto�ci. Wymin�� j�, podszed� do drzwi i nagle si� zatrzyma�. Powoli wr�ci� do sto�u i schowa� portfel do kieszeni. Poczu�a si� g��boko ura�ona. - Nie jestem z�odziejk�! - krzykn�a. - Pewnie, �e nie. I chcemy, �eby tak zosta�o. - Musn�� ramieniem jej pier�, gdy zbli�a� si� do drzwi. - Dzisiaj gramy o pi�tej i o �smej. Masz by� na obu przedstawieniach. - Przesta� w tej chwili! Nie zostan� w tym okropnym miejscu! I nie b�d� po tobie sprz�ta�! W zadumie spojrza� na swoje buty, zanim odnalaz� jej wzrok. Patrzy�a w bursztynowe oczy i ogarn�� j� strach, czego nie umia�a zdefiniowa�. Powoli uni�s� d�o�. Zadr�a�a, gdy poczu�a j�na szyi. Po chwili jego szorstkie palce delikatnie pog�adzi�y jej kark gestem, kt�ry w�a�ciwie mo�na by nazwa� pieszczotliwym. - Pos�uchaj mnie, anio�ku - powiedzia� mi�kko. - Mo�emy zrobi� to �agodnie albo brutalnie. W obu wypadkach ja wygram. Zdecyduj, jak b�dzie. Patrzyli sobie w oczy. W chwili, kt�ra zdawa�a nie mie� ko�ca, bez s��w nakazywa� jej pos�usze�stwo. Jego oczy zdawa�y si� przewierca� j� na wylot, przenika� ubranie i sk�r�, a� sta�a przed nim naga, obna�ona, wra�liwa. Chcia�a odwr�ci� si� na pi�cie i uciec, ale si�a jego woli trzyma�a j� w miejscu. D�o� Aleksa przesun�a si� wzd�u� jej szyi, dotkn�a ramion w z�otym �akiecie. Satyna opad�a na pod�og� z cichym szelestem. Delikatnie zsun�� z jej barku pasek z�otej koronki - rami�czko od sukienki. Nie mia�a stanika, by�by widoczny pod sukienk�. Jej serce wali�o jak oszala�e. Koniuszkiem palca zsuwa� koronk�, a� ods�oni�a pier�. Wtedy pochyli� g�ow� i dotkn�� z�bami wra�liwej sk�ry. Wstrzyma�a oddech, czuj�c jego usta na sobie. Spodziewa�a si� b�lu, ale zako�czenia nerw�w informowa�y o rozkoszy. Jeszcze mu�ni�cie d�oni na w�osach, i nagle odwr�ci� si� i wyszed�. Zachowa� si� jak zwierz�, oznaczy� j� i odszed�. Wtedy przypomnia�a sobie w ko�cu, czemu jego oczy wydaj� si� znajome; przypomina�y oczy drapie�nika. Drzwi do przyczepy zachwia�y si� niebezpiecznie. Wyszed� na zewn�trz, odwr�ci� si� do niej i upu�ci� bia�� gardeni�, kt�r� wyj�� z jej w�os�w. Kwiat stan�� w p�omieniach. Rozdzia� trzeci Daisy zatrzasn�a drzwi nie chc�c patrze� na p�on�c� gardeni� i przycisn�a palce do piersi. Co to za cz�owiek, �e ma w�adz� nad ogniem? W miar� jak uspokaja�o si� rozszala�e serce, upomnia�a si�, �e to cyrk, �wiat iluzji. Na pewno nauczy� si� kilku sztuczek. Nie mo�e pozwoli�, by ponios�a j� wyobra�nia. Dotkn�a czerwonego �ladu na piersi i delikatne cia�o nabrzmia�o w odpowiedzi. Wpatrzona w rozes�ane ��ko, przysiad�a na sto�ku w kuchence i usi�owa�a ogarn�� rozumem ironi� losu. �Moja c�rka czeka na m�a". Lani rzuca�a t� uwag� przy kolacji, �eby zabawi� znajomych, a Daisy prze�yka�a wstyd i �mia�a si� z innymi. Lani da�a sobie spok�j, gdy Daisy sko�czy�a dwadzie�cia trzy lata. Obawia�a si�, �e przyjaciele uznaj�, �e wyhodowa�a dziwad�o. Teraz, maj�c lat dwadzie�cia sze��, Daisy zdawa�a sobie spraw�, �e jest reliktem epoki wiktoria�skiej, i na tyle orientowa�a si� w psychologii, by zrozumie�, �e jej niech�� do seksu przedma��e�skiego to forma buntu. Odk�d pami�ta�a, widzia�a, jak zamykaj� si� drzwi do sypialni matki i obieca�a sobie, �e ona taka nie b�dzie. Pragn�a sta�o�ci. Kiedy� nawet my�la�a, �e znalaz�a. Nazywa� si� Noel Black, mia� czterdzie�ci lat i pracowa� w du�ym angielskim wydawnictwie. Poznali si� na przyj�ciu w Szkocji. By� uciele�nieniem tego, czego pragn�a w m�czy�nie: stateczny, inteligentny, wykszta�cony. Niewiele czasu min�o, zanim si� w nim zakocha�a. Zawsze lubi�a by� dotykana, a poca�unki i pieszczoty Noela doprowadza�y j� do szale�stwa. A jednak nawet wtedy nie by�a w stanie post�pi� wbrew swoim przekonaniom i p�j�� z nim do ��ka. Pocz�tkowo poczu� si� ura�ony jej reakcj�, ale z czasem zrozumia� motywy, kt�rymi si� kierowa�a, i zaproponowa� ma��e�stwo. Przyj�a jego o�wiadczyny i niecierpliwie czeka�a �lubu. Lani udawa�a, �e nie posiada si� z rado�ci, ale Daisy powinna by�a okaza� wi�cej rozumu i domy�li� si�, �e matka panicznie obawia si� samotno�ci, do tego stopnia, �e jest gotowa na wszystko. Wkr�tce uknu�a misterny plan uwiedzenia Noela. Trzeba Noelowi przyzna�, �e d�ugo si� opiera�, ale Lani zawsze zdobywa�a tego, kogo pragn�a. Tak by�o i tym razem. - Zrobi�am to dla ciebie, Daisy - t�umaczy�a, gdy by�o ju� po wszystkim, a zrozpaczona c�rka nie chcia�a pogodzi� si� z prawd�. - Musia�am ci u�wiadomi�, jaki z niego hipokryta. M�j Bo�e, gdyby� za niego wysz�a, by�aby� bardzo nieszcz�liwa. Pok��ci�y si� tego dnia i Daisy spakowa�a rzeczy, chc�c wyjecha�. Rozmy�li�a si�, gdy Lani usi�owa�a pope�ni� samob�jstwo. Poprawi�a rami