4789
Szczegóły |
Tytuł |
4789 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4789 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4789 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4789 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
IGOR CYPRJAK
PIORUN
jesie� 1947 roku, gdzie� w Rosji
�o�nierz Iwan Iwanowicz Pietuszkin �ciska� kolanami karabin i niecierpliwi� si�.
Od zachodu nadci�ga�a burza, soczysta burza - z piorunami. Nie u�miecha�o si�
Pietuszkinowi t�uc w deszczu na drugi koniec miasta. Mo�e kto podwiezie, mo�e
nie - wr�ci do domu p�no, a Sonia skorzysta, pobiegnie zaraz do Ka�uszyna z
parteru, �eby jej dogodzi� na chybcika. Psi syn, Ka�uszyn! I Sonia - suka! Gdyby
Pietuszkin mia� dowody, �e mu przyprawiaj� rogi, zabi�by oboje na miejscu. A
mo�e lepiej nie mie� dowod�w? Wstyd by by�, straszny wstyd - przed towarzyszami,
przed s�siadami, przed ca�ym �wiatem. A teraz nie wstyd? Pietuszkinowi zdawa�o
si�, �e w ka�dym spojrzeniu widzi to �r�ce dusz� wsp�czucie, �e s�yszy, jak
ludzie szepcz� mi�dzy sob�: "Ech, ten Pietuszkin! Taki czujny komunista, a �ony
upilnowa� nie umie..."
Iwan Iwanowicz zas�pi� si� pod ponurym niebem i westchn�� ci�ko - sercowo.
Niechby ju� sprowadzili na d� skaza�ca, niechby ju� by�o po wszystkim - szast,
prast i do domu. Ale kazali czeka�, trzeba czeka� - rozkaz jest rozkaz. Swoj�
drog� musi by� kto znaczny - inaczej kapitan Wo�kow sam by go sprawi� w piwnicy.
Pewnie szpieg wysokiej klasy albo zdrajca, co wdrapa� si� do Komitetu, �eby
sprzeda� Mateczk�-Parti�. Zreszt� wszystko jedno - przyjdzie czas, szast i
prast... Byle jak najszybciej.
*
Kapitan Wo�kow sta� przy oknie i patrzy� w d� - na plac, na palik przed
podziobanym pociskami murem, na �o�nierzy z plutonu specjalnego imienia Fiedki
Powrozowa. Burza b�dzie, pomy�la� i odwr�ci� si� do m�czyzny, kt�rego twarz
odbija�a si� w ciemnej szybie.
- Podpisz - powiedzia�.
M�czyzna milcza� - wyprostowany na chudym krze�le, zapatrzony gdzie� w bok,
nieruchomy, jakby nie s�ysza� i nie widzia� Wo�kowa. Marnie wygl�da�, a jednak
po pa�sku - nie naruszy�y go dni i noce w zawilgoconej, zaszczurzonej celi. Ani
straszenie, ani bicie. Nic - nawet pr�d.
- Jak cz�owieka ci� prosz�, podpisz. Ani ci on swat, ani brat. Masz sentyment,
bo�cie razem pracowali u Canarisa? Ja to rozumiem, ale o ciebie mi chodzi.
Podpisz, �ycie ocalisz.
- Do�ywocie na Ko�ymie nazywasz ocaleniem?
Wo�kow a� drgn�� - ale� dumny, ale� si�y jest jeszcze w tym g�osie, pomy�la� z
podziwem.
- Lepsze to ni� kulka w �eb, co? Tam pluton ju� czeka na ciebie. Daj� ci
ostatni� szans�. Jemu i tak nic ju� nie pomo�e, sam Stalin chce go wyko�czy�.
Znajdziemy dziesi�ciu innych, co go oskar��. Mo�e nie b�d� tak wiarygodni jak
ty, ale to nie pierwszy raz... No, podpisz. M�g�bym ci� przecie� tu,
natychmiast... ale rozmawiam z tob�. Przecie� ty jeste� zdrajca.
- Swoich nie zdradzi�em.
- Swoich! Dure�. Ech, wy, Polacy. - Wo�kow si�gn�� po papierosa, zapali� i
zaci�gn�� si� mocno. Nagle pochyli� si� i zacz�� szepta�: - �ona i dziecko ju� w
Anglii? Wiem o nich, wiem. M�g�bym za nimi pos�a� psy go�cze, m�g�bym ich
znale��.
- Nigdy!
- Dobrze ich ukry�e�, co? - szepta� Wo�kow. - Nie b�j si�, ja zapomn�.
Uratowa�e� mi kiedy� �ycie, to teraz jeste�my kwita.
Potem odsun�� si� i popatrzy� na siedz�cego z g�ry - wyci�gn�� ku niemu paczk�
papieros�w.
Masz, zapal sobie - powiedzia� na g�os. - To ostatni...
*
Pietuszkin nie m�g� przesta� my�le� - nie o Soni i jej Ka�uszynie, ale o
m�czy�nie , kt�rego dopiero co poch�on�a ziemia. Kiedy kapitan z lejtnantem
wyprowadzili skaza�ca z budynku na plac, Pietuszkin od razu go pozna�. Ale
gdzie go widzia� wcze�niej?... Spokojna twarz, krok pewny - oficerski. Pod innym
nogi by si� ugina�y, a ten szed� sam - odepchn�� rami� lejtnanta, kt�ry chcia�
mu pom�c. Pietuszkinowi nie dawa�o spokoju, �e gdzie� ju� spotka� tego
cz�owieka. Nie mia� on wtedy na sobie cywilnych szmat, ot co, ale mundur.
Pietuszkin przedar� si� przez zamienion� w strumie� ulic�, prawie ton�c w
strugach wody. Niebo przeci�a jasna b�yskawica i wtedy przypomnia� sobie.
Stan�� i duchem cofn�� si� w czasie, zapominaj�c o deszczu i ch�odzie. Wtedy te�
by�a burza i la�o podobnie - ca�y front zatrzyma� si� na Odrze. Pietuszkin z
towarzyszem z okopu dostali rozkaz: os�ania� oficera, kt�ry szed� na spotkanie z
agentem po niemieckiej stronie. Ze dwie godziny przedzierali si� przez bagna,
omijaj�c pozycje wroga - a� stan�li na le�nej polanie z drewnian� chat� w cieniu
drzew. Oficer - bydl� - kaza� im czeka� na deszczu, a sam wszed� do �rodka. I
w�a�nie wtedy, gdy otwiera� krzywe drzwi, niebo poja�nia�o od piorun�w, a
Pietuszkin zobaczy� m�czyzn� w mundurze hitlerowca - z nerw�w ma�o brakowa�o,
�eby wygarn�� do niego z pepeszy. To by� ten sam m�czyzna, kt�rego przed chwil�
poch�on�a ziemia. Ale oficer roze�mia� si� tylko i przywita� z Niemcem jak z
bratem. Jak te� on do niego m�wi�? Dziwnie tak, bo nie po imieniu - pewnie
kryptonimem szpiegowskim, my�la� gor�czkowo Pietuszkin, jakby od przypomnienia
sobie tego kryptonimu wszystko zale�a�o. I nagle przypomnia� sobie i ucieszy�
si�, cho� sam nie wiedzia�, czemu. Oficer nazwa� tamtego "J-23".
zima 1977 roku, Berlin
To by�a wielka kl�ska Stasi - jedna z najwi�kszych. Moskwa wisia�a na telefonie,
rozkazuj�c w�ciek�ymi g�osami wierchuszki KGB, by jeszcze wi�cej agent�w
wysy�a� na drug� stron� Muru. Ale nikt ju� nie liczy�, �e uciekinier si�
znajdzie. Po k�tach szeptano, �e polec� g�owy - kto� s�ysza�, �e Bre�niew
nabawi� si� niestrawno�ci ze zgryzoty, a Honecker spakowa� ju� ciep�� odzie�.
Ca�y ten ruch i rejwach wywo�a� profesor Hans Schmidt, fizyk, a �ci�lej - jego
znikni�cie z pilnie strze�onego o�rodka bada� nad nap�dem rakietowym. Gdy Stasi
zorientowa�a si�, �e Schmidta nie ma, profesor lecia� w asy�cie Brytyjczyk�w z
MI6 do Londynu. Ale ludzie z MI6 nie �wi�towali - nie la� si� Guiness ni
szampan, nikt nie �piewa� w pijackim kanonie spro�nych piosenek z Eton. W
brytyjskim wywiadzie nasta� czas �a�oby - bowiem Thunderbolt, agent, kt�remu
zawdzi�czano sukces, wci�� nie odzyskiwa� przytomno�ci. Ranny w p�uco i g�ow�,
gdy przeprowadza� profesora przez Mur, tkwi� teraz zawieszony mi�dzy �yciem i
�mierci� w szpitalu wojskowym w Berlinie Zachodnim. Czeka� otoczony troskliw�
opiek� bezradnych lekarzy. Wreszcie zwierzchnicy zadecydowali, �e umar�. I
umar� - dla reszty �wiata. Ale kilku wtajemniczonych przygotowywa�o
przewiezienie jego ci�gle �ywych zw�ok do Szkocji - do miejsca zwanego
Inverness, gdzie pewien doktor konstruowa� dla Thunderbolta ch�odn� i cich�
trumn�, w kt�rej postanowiono pogrzeba� go �ywcem.
20 lat p�niej, Szkocja
Limuzyna sun�a mi�kko drog� w�r�d wzg�rz upstrzonych liliowymi plamami wrzosu.
W oddali wida� by�o zamek - szarobury, przysadzisty, jakby wyciosany z jednego
kamiennego bloku.
Inverness, powtarza� w duchu pasa�er auta, siwiej�cy d�entelmen w skrojonym na
miar� garniturze. Dlaczego w�a�nie tak ochrzcili�my t� ponur� twierdz�? Czy
dlatego, �e tu rodz� si� demony?
- Za chwil� b�dziemy na miejscu, sir - rzuci� kierowca nie odrywaj�c spojrzenia
od drogi.
Stary, poczciwy Jones - wielu m�g�by zmyli� pospolitym wygl�dem dobrodusznego
szoferaka. Ale Jones pod mundurem kry� nie tylko szybkostrzelny pistolet, lecz i
mi�nie komandosa, wyszkolone do zadawania �miertelnych uderze�. Biada ka�demu
, kto powa�y�by si� zagrozi� �yciu jego pracodawcy. Sir Frederic Forsyth -
komandor Royal Navy, oficjalnie w stanie spoczynku - czu� si� z Jonesem
bezpiecznie - jak z wiernym bulterierem przy nodze.
Na mil� przed zamkiem samoch�d znalaz� si� w "polu ra�enia" - tak nazywali t�
przestrze� technicy ukryci za murami. Czujniki i kamery obserwowa�y i
prze�wietla�y limuzyn�, a grupa uderzeniowa czeka�a czujnie na sygna� do ataku.
Wystarczy� najdrobniejszy szczeg�, wzbudzaj�cy niepok�j obs�ugi, by w ci�gu
kilkunastu sekund okuta brama wyplu�a na drog� opancerzony w�z bojowy. Inverness
umia�o strzec swoich tajemnic.
Przy wje�dzie na dziedziniec odby�a si� ostatnia kontrola - dw�ch agent�w,
udaj�cych s�u�b� w�a�ciciela zamku, zlustrowa�o siatk�wki go�ci, przystawiaj�c
im kolejno do oka b�yskaj�cy na czerwono skaner. Chwil� p�niej brama zamkn�a
si� za limuzyn�.
*
- Alistair, byku, �wietnie wygl�dasz! - wo�a� z u�miechem sir Frederic ju� od
progu sali rycerskiej.
- Ty te� si� trzymasz, stary koniu! - odpowiedzia� MacLean, nios�c przyjacielowi
szklank� whisky.
Firma wiele lat temu wyznaczy�a MacLeana dozorc� Inverness - wszystko wok�
zmienia�o si� szybciej ni� tytu�y brukowc�w, a Alistair wci�� trwa� na
posterunku jako pan i w�adca naziemnej cz�ci zamku. Podziemiem w�ada� kr�l
demon�w - doktor Moreau.
- Nie boisz si�? - zapyta� cicho sir Frederic, staj�c obok przyjaciela. - Ja
troch�. To by� wspania�y facet, cho� czasem nieobliczalny. A kim b�dzie teraz?
- Je�li w og�le b�dzie. Doktorek nie daje gwarancji.
- Mo�e tak by�oby lepiej?
- Dla kogo?
- I dla nas, i dla Thunderbolta.
MacLean wzruszy� ramionami jak cz�owiek, kt�ry od lat bezskutecznie pr�buje
zrzuci� z grzbietu ci�ar.
- Chcieli�my by� Bogiem. Tylko �e by� Bogiem oznacza nie tylko m�c, ale i
wiedzie�, jakie b�d� konsekwencje takich mo�liwo�ci. �eby wyj�� z tego z twarz�,
musimy poci�gn�� rzecz do ko�ca...
Dopili whisky - MacLean podszed� do kryszta�owego lustra, szepn�� has�o i
l�ni�ca powierzchnia cofn�a si�, ods�aniaj�c kabin� windy. Nim wsiedli, sir
Frederic zapyta�:
- A jak si� sprawuje nasz "kuzyn"?
- Major Robert M�w-mi-Bob Ludlum? Pe�en entuzjazm, cho� z miejsca za��da�
rachunk�w. W ko�cu to pieni�dze Wuja Sama.
- Stary John si� w�cieka, �e zmieniaj� nam "kuzyna" co dwa lata. Przy takiej
rotacji �atwo o przeciek.
- Ale John to nie Ian, nie postawi si�.
- Dlatego tylko si� w�cieka.
Jechali szybem w d� - i by�o w tym co� z zej�cia do piekie�, tyle �e cicho,
prawie bezszelestnie, bez j�k�w pot�pie�c�w w tle i porykiwa� diab��w. Mo�e
przez to demony czaj�ce si� w podziemiach zdawa�y si� bardziej straszne. Doktor
Moreau od ponad dwudziestu lat produkowa� tu swoje potwory, z kt�rych wi�kszo��,
dzi�ki Bogu, umar�a zbyt szybko, by cierpie� i sprowadza� cierpienie na innych.
Stary John powiada�, �e Moreau jest najwstydliwszym nabytkiem Korony. Sam
doktor, wykl�ty przez naukowc�w, kt�rzy skrycie zazdro�cili mu jego pozbawionej
moralno�ci odwagi, wstydzi� si� jedynie niepowodze�.
Na dole zaj�� si� nimi jeden z bladych asystent�w doktora - bia�ym korytarzem
poprowadzi� obu d�entelmen�w do sali konferencyjnej. Na sir Frederica i MacLeana
czeka� ju� major Ludlum, rozparty w jednym z mi�kkich foteli.
- Czo�em, ch�opaki - zawo�a� zrywaj�c si� z miejsca. - Ty jeste� Freddy? Mog� ci
m�wi� Freddy? Waszyngton spodziewa si� wynik�w, wi�c miejmy nadziej�, �e nasz
�pioch otworzy oczka...
Major trajkota� jak nakr�cony, lecz kiedy pojawi� si� Moreau i stan�� u szczytu
konferencyjnego sto�u, zamilk� i zagapi� si� - pewnie nie wierz�c, �e cz�owiek
mo�e tak wygl�da�. W istocie - Moreau, chudy i bia�y jak prze�cierad�o, z �ys�
czaszk� i odstaj�cymi uszami, wygl�da� groteskowo.
- Czy on pija krew? - sapn�� major, ale zupe�nie si� zablokowa�, kiedy doktor
�ypn�� na niego lewym okiem, gdy prawe pozosta�o nieruchome.
- Panowie - zapiszcza� Moreau - nasz obiekt, czyli SPY NEURO-GOLEM, w skr�cie
SNERG, jest fenomenem w skali �wiatowej. Proces wyprowadzania obiektu ze stanu
kriogenezy potrwa, jak zak�adam, dziesi�� godzin. Dotychczas dokonywali�my
takich pr�b czterokrotnie, ale by�y to dzia�ania po�owiczne, potrzebne jedynie
do przeprowadzenia zaplanowanych przeze mnie operacji.
Doktor m�wi� pro forma - wszyscy znali raporty i sprawozdania. Sir Frederic
w�a�ciwie nie s�ucha�. M�j Bo�e, my�la�, c�e�my uczynili? Thunderbolt,
przyjacielu, wybacz mi, je�li zdo�asz. To jeszcze jeden d�ug, jaki Korona
zaci�ga wobec ciebie. Bo d�ug by� spory. Thunderbolt, najlepszy agent Jej
Kr�lewskiej Mo�ci, przez dziesi�� lat wywodzi� w pole najsprawniejsze psy z KGB
i GRU. Potrafi� wyci�gn�� zza �elaznej kurtyny ka�dego, kogo brytyjski wywiad
wzi�� na cel. Nigdy nie ba� si� samotno�ci w obcym kraju, bo obcy by� wsz�dzie -
cho� pozornie sta� si� Brytyjczykiem z krwi i ko�ci. Nigdy nie da� si� osaczy�
w�asnym k�amstwom, bo ju� w dzieci�stwie nauczy� si�, �e dobrze k�ama�, to
prze�y�. Nowe nazwisko, zmy�lona przesz�o��, zmieniona twarz - to nigdy nie
stanowi�o dla niego problemu, bowiem z w�asnej to�samo�ci zosta� wydziedziczony
na samym pocz�tku �ycia, gdy wraz z matk� ucieka� ze swego kraju przed
komunistami. Nawet 007, pierwszy agent Imperium, mawia�, �e kiedy Thunderbolt
odejdzie, ju� tylko B�g chroni Kr�low�.
Ale to nie by� jedyny d�ug - istnia� jeszcze jeden, skrz�tnie obliczany przez
ksi�gowych z Waszyngtonu. Najbardziej cierpliwy makler z Wall Street nie
czeka�by dwadzie�cia lat, by jego inwestycja zacz�a procentowa� - Waszyngton
czeka�.
Dr�czy�o sir Frederica, kim b�dzie ten cz�owiek, kt�ry powstanie z bia�ej
kapsu�y snu pomi�dzy �wiat�em a ciemno�ci�. Czy b�dzie tym, kim by�, czy b�dzie
pami�ta�? On wci�� ma trzydzie�ci cztery lata, m�g�by by� moim synem, przerazi�
si� sir Frederic. A mo�e trzeba go b�dzie zn�w uczy�, szkoli� od podstaw? B�dzie
to robi� ten, kto zna� go najlepiej - ja, a to oznacza powr�t do gry, do
Wielkiej Gry. I ju� po chwili by�o mu wstyd za ten egoizm - do diab�a z
Waszyngtonem, do diab�a z doktorem Moreau i wszystkimi �wi�stwami, kt�re przez
te lata zrobi� Thunderboltowi. Byle tylko przyjaciel �y�.
Sir Forsyth patrzy�, jak unosi si� �ciana za plecami doktora - patrzy� przez
szyb� na mleczny sarkofag, wok� kt�rego krz�tali si� technicy w bia�ych
kombinezonach i maskach. Piekielne akuszerki asystuj�ce przy zmartwychwstaniu
herosa. Mo�e jednak by�oby lepiej, �eby pozosta� w swoim grobie? Mo�e by�oby
lepiej, gdyby zgin�� tam, w Berlinie, zgin�� na dobre, umar� naprawd� - raz, jak
ka�dy.
I W hotelu Holiday Inn obok Dworca Centralnego czeka� na go�cia zarezerwowany
pok�j z widokiem na strzelist� maszkar� Pa�acu Kultury i Nauki. Mimo to poprosi�
o inny, m�wi�c, �e pomieszczenie wydaje mu si� nie do�� jasne. Klasyczny wybieg
- na wypadek, gdyby za�o�ono wcze�niej pods�uch. Nowy pok�j podda� drobiazgowym
ogl�dzinom, nie oszcz�dzaj�c nawet muszli klozetowej. W ko�cu - je�li nawet
�elazna kurtyna si� podnios�a, to przecie� nie do ko�ca.
Wyci�gn�� si� wygodnie na ��ku - poczu�, �e zn�w nadchodzi nieprzyjemny
dreszcz, jakby w ko�ciach zosta�o jeszcze troch� tamtego �miertelnego
dwudziestoletniego zimna. Wiedzia�, �e to z�udzenie - i rzeczywi�cie teraz, po
roku od przebudzenia, dreszcze dopada�y go rzadko. Sporadyczne czkni�cie
psychiki powoli wychodz�cej z szoku. Macherzy od przywracania spokoju ducha
spisali si� na medal - nie oszala�, cho� szans� mia� p� na p�. �wiat, w kt�rym
si� obudzi�, nie by� jego �wiatem, ludzie, kt�rych pami�ta�, byli ju� starzy lub
martwi. Przez pierwsze tygodnie nie rozumia� nic, nie reagowa� nawet na bod�ce -
musiano go karmi� do�ylnie. Proces powracania do �ycia by� d�ugi i bolesny -
setki test�w, pyta� i �wicze� fizycznych, badanie odruch�w. Miesi�cami wi�d�
�ycie laboratoryjnego szczura. Gdyby nie Frederic, do kt�rego wieku te� nie m�g�
si� przyzwyczai�, by�oby �le.
Thunderbolt si�gn�� po pilota i w��czy� telewizor. Ustawi� kana� MTV i czeka� na
przekaz. Kolorowe obrazki miga�y z zatrwa�aj�c� szybko�ci�, ale przywyk� ju� do
nowego tempa. W�a�ciwie jego percepcja i recepcja bardzo pr�dko zacz�y dzia�a�
wy�mienicie; lepiej nawet ni� kiedy�. Ma�o tego - zmys�y mia� wyostrzone,
kondycj� jak nigdy wcze�niej, uwag� zadziwiaj�co podzieln�. M�wili mu, �e to
skutki hibernacji - kupi� diagnoz�, bo podoba� si� sobie w nowej formie.
Dok�adnie o 15.00 szczeniak z fioletowymi w�osami zacz�� wypluwa� z pr�dko�ci�
karabinu maszynowego tekst popo�udniowego serwisu. Wpatrzony w ekran Thunderbolt
wy�apywa� pojedyncze s�owa, kt�re pojawia�y si� z regularno�ci� ustalon� przez
szyfrant�w Firmy. Potem b�yskawicznie odczytywa� je wspak i uk�ada� wiadomo�� -
wszystko w pami�ci, od r�ki, bez papieru i o��wka, jak za starych czas�w.
�adnych �lad�w - kamufla� doskona�y.
Wiadomo�� zawiera�a informacje o miejscu i czasie akcji, dok�adny rysopis
obiektu - dla przypomnienia jedynie, bo zdj�cia ogl�da� w Inverness - i
scenariusz wydarze�. Thunderbolt mia� dwa dni, by przygotowa� si� do operacji.
Postanowi�, �e do godziny zero b�dzie spokojnie gra� sw� rol� - Johna Smitha,
dziennikarza-wolnego strzelca, kt�ry odwiedza kraj przodk�w, planuje wydanie
paru funt�w i napisanie konspektu powie�ci. Cz�owieka przypadkowo wci�gni�tego w
wir zaplanowanych przez Firm� zdarze�. Na razie czeka�y go beztroskie dwa dni -
w�a�ciwie wakacje.
*
Delektowa� si� lenistwem turysty, wysiaduj�c w restauracji na Starym Mie�cie,
patrz�c na kobiety, kt�re - �wiadome spojrzenia m�czyzny - instynktownie
stawa�y si� bardziej kobiece. Thunderbolt nie dotyka� �adnej z nich od roku -
cho� ten celibat trwa� wszak dwadzie�cia lat - i kusi�o go, by przypomnie�
sobie, jak ta przyjemno�� smakuje. A by�o wi�cej do przypomnienia, bo mia� teraz
dwa rodzaje wspomnie�. Prawdziwe, kt�re ko�czy�y si� w pok�sanym mrozem
Berlinie. I spreparowane, wymy�lone na u�ytek Smitha. Nauczenie si� fa�szywej
biografii nie stanowi�o problemu, nieco trudniej by�o z ca�� reszt� - pocz�wszy
od wynik�w wszystkich przespanych mistrzostw �wiata pi�ki no�nej, a sko�czywszy
na przebiegu paru wojen, rewolucji, pucz�w, skandali obyczajowych i
ekonomicznych krach�w. Moda, sztuka, polityka - poch�ania� wszystko jak
komputer, zapami�tywa� szczeg�y i najbardziej b�ahe drobnostki - dos�ownie
po�era� gazety, ksi��ki, filmy. I nie m�czy� si� - pami�� sta�a si� ch�onna jak
g�bka. Jednak kilka wspomnie� mia�o swoje miejsce w specjalnej enklawie pami�ci
- wspomnie� wa�nych, znacz�cych dla tego, dla kogo nawet przylegaj�ce jak sk�ra
drugie imi� - Thunderbolt - by�o tylko mask�. Wspomnienie m�czyzny, kt�rego
prawie nie widywa�, a kt�ry w szeptanych do ucha ba�niowych opowie�ciach matki
urasta� do rozmiar�w kolosa. M�czyzny, kt�rego widzia� po raz ostatni maj�c
cztery lata - noc�, na zimnej pla�y, s�ysz�c za plecami bicie fal o burt�
rybackiego kutra. Te ba�nie sko�czy�y si� szybko, gdy zamieszkali w obcym kraju
- matka ju� nigdy nie wraca�a do nich. Thunderbolt dzi�kowa� Bogu, �e nie
musia�a do�wiadczy� tej potwornej rozpaczy, jaka spad�aby na ni� po jego
"�mierci" - umar�a za wcze�nie, nagle, w wypadku, gdy studiowa� na Oxfordzie.
Pustki nie zdo�a� wype�ni� niczym. Nawet wuj Ian, kt�ry nie by� jego krewnym,
ale od chwili gdy zamieszkali z matk� w Anglii, traktowa� ich oboje jak rodzin�
zmar�ego przyjaciela, nie potrafi� mu pom�c. To dzi�ki Ianowi Thunderbolt trafi�
do najlepszych szk�, a potem do Firmy - i od pocz�tku mia� przeczucie, �e Ian
m�g�by powiedzie� bardzo wiele, ale nigdy nie zdoby� si�, by zacz�� zadawa� mu
pytania. To, co zosta�o po matce, zrodzi�o jeszcze wi�cej pyta� - wisiorek, nie
wi�ksza od paznokcia bry�ka zeszklonego kwarcu, a tak�e nazwisko cz�owieka,
Polaka, i jedno niewinne zdanie na kartce pachn�cego papieru, kt�ry w
zalakowanej kopercie czeka� w sejfie Iana. Owego cz�owieka Thunderbolt nie
szuka� - za �elazn� kurtyn� przebywa� zawsze kr�tko, my�l�c wy��cznie o
aktualnym zadaniu. By� mo�e teraz, tu, w Polsce, poszuka go, gdy tylko to
wszystko si� sko�czy - gdy Firma da mu par� dni prawdziwego urlopu.
II O 23.15 by� ju� gotowy i skoncentrowany. Do celu pozosta�o kilkadziesi�t
metr�w - szed� powoli, pal�c papierosa. Zagraniczny turysta, kt�ry postanowi�
przetraci� troch� grosza w kasynie. Jednak w �rodku ka�dy nerw, ka�dy mi�sie�
czeka� w napi�ciu na sygna� do dzia�ania, na has�o, po kt�rym nast�pi lawina. Od
paru sekund zale�y przecie� powodzenie ca�ej misji.
Zobaczy� ich z daleka - po przebudzeniu w Inverness jego wzrok sta� si� po
kociemu skuteczny i wystarczy�o czterokrotnie mniej �wiat�a, by porusza� si�
pewnie nawet w atramentowej ciemno�ci. M�czyzn by�o dw�ch - stali na schodach
przed wej�ciem do Queen's Casino. Pierwszy - byczek o sylwetce zapa�nika drugiej
ligi - rozgl�da� si�, trzymaj�c praw� r�k� na wysoko�ci brzucha, by w razie
zagro�enia szybciej si�gn�� po ukryt� pod marynark� bro�. Thunderbolta
interesowa� drugi - starszy, elegancko ubrany i nieco wstawiony. Niegdy� musia�
by� przystojny, ale alkohol i zarywane noce rozmi�kczy�y i zatar�y szlachetn�
ostro�� rys�w. Nie tak sprawny, nie tak silny jak dawniej, my�la� o nim
Thunderbolt, toczy si� powoli w d� niczym kamie� po zboczu, a za rok czy dwa
dopadnie go zawa�, pierwszy i mo�e ostatni.
Dzieli�o go od nich zaledwie kilka krok�w, gdy wszystko si� zacz�o. K�tem oka
dostrzeg� sun�cego ulic� mercedesa. Ciemna szyba opu�ci�a si� i w uchylonym
oknie pojawi� si� znajomy kszta�t - po�yskuj�cy, zimny, morderczy.
Thunderboltowi zdawa�o si�, �e ogl�da niemi�osiernie spowolnion� ta�m� filmow� -
byczek si�ga po bro�, strzelec z mercedesa naciska spust i jasny b�ysk ognia
maszynowego roz�wietla p�mrok. Byczek pad� przeci�ty seri� w pasie, ods�oni�
szefa, kt�ry z rozdziawion� g�b� gapi� si� przed siebie - prosto w luf�.
Thunderbolt skoczy� szczupakiem i jak rugbista podci�� m�czy�nie nogi w
kolanach. Osun�li si� obaj na schody, a nad ich g�owami zajazgota�y pociski -
zawiedzione, niecelne. Zapiszcza�y opony, mercedes ruszy� z rykiem. Kto�
krzycza�. Gdzie� z ty�u pad�y pojedyncze strza�y - Thunderbolt uni�s� g�ow� i
zobaczy� jeszcze, jak tylna szyba w mercedesie rozpryskuje si� w drobny mak.
- Szefie! �yje pan, szefie?!
Drugi goryl - kierowca - kt�ry przed sekund� podjecha� samochodem pod kasyno,
pochyla� si� teraz nad nimi z dymi�cym pistoletem w gar�ci.
- Jezus, Maria, spieprzajmy st�d, szefie!...
Szef wsta� i opieraj�c si� na ramieniu kierowcy wyci�gn�� d�o� do Thunderbolta.
Ten przyj�� u�cisk i po chwili stali twarz� w twarz, bez s�owa.
- Gliny, szefie - nerwowo ponagla� kierowca.
Szef ruszy� za nim w stron� samochodu. Thunderbolt zauwa�y� zbli�aj�cych si� na
ja�owym biegu dw�ch mundurowych - przemieszczali si� bez �ladu entuzjazmu; nie
by�o pewno�ci, czy to ju� koniec strzelaniny, czy mo�na jeszcze oberwa�.
M�czyzna, kt�remu Thunderbolt ocali� �ycie, odwr�ci� si� jeszcze, skin�� g�ow�,
po czym znikn�� w aucie - samoch�d szarpn��, rozp�yn�� si� w ciemno�ciach.
Thunderbolt odpr�y� si� i pogratulowa� sobie fazy pierwszej.
*
Policjant w cywilu o ziemniaczanej, smutnej twarzy pomacha� mu legitymacj� przed
nosem.
- Jaszczuk z Policji - sapn��, potem dok�adnie obejrza� paszport Thunderbolta i
zacz�� kiwa� g�ow�, jakby wiele tajemniczych spraw nagle si� wyja�ni�o.
Thunderbolt sta� spokojnie z papierosem w ustach - ty�em do t�umu gapi�w,
staraj�c si� unika� reporterskich flesz�w i kamer telewizyjnych. Zw�oki byczka
sm�tnie rozci�gni�te na schodach poch�ania�y ca�� uwag� krz�taj�cych si�
technik�w. Wszystko otacza�a ��ta ta�ma.
- Dobrze m�wicie po polsku, mister Smith - zagai� Jaszczuk podst�pnie mi�ym
tonem.
- W�adam te� kilkoma innymi j�zykami, panie oficerze. To przest�pstwo?
- Nie... Ale ciekawe macie skojarzenia. To mi nasuwa kolejne pytanie...
Nie doko�czy� - zamar� i wbi� wzrok bazyliszka w kogo�, kto pojawi� si� za
plecami Thunderbolta.
- Mam dla ciebie dwie wiadomo�ci, Jaszczuk: dobr� i z��...
Niewysoki m�czyzna ze z�amanym nosem stan�� obok w asy�cie czterech osi�k�w w
identycznych garniturach.
- Dobra jest taka, �e nie musimy razem pracowa� - m�wi� z u�miechem. - Z�a: my
przejmujemy �ledztwo.
- To nie jest wasza sprawa.
- Jest. Zadzwo� do nadkomisarza Sowy. Mo�esz i��, ale ekip� zostaw. Z g�ry ci
dzi�kuj�.
Jaszczuk poczerwienia�, wzi�� g��boki wdech. Zdawa�o si�, �e wybuchnie, gdy
nagle oklap� i odda� przyby�emu paszport Thunderbolta. Potem odmaszerowa�.
- Jestem Borewicz, Urz�d Ochrony Pa�stwa. Wszystko w porz�dku? Nie jest pan
ranny? To niech pan mi opowie, co tu zasz�o...
Thunderbolt m�wi�, lekarz z pogotowia ogl�da� go i opukiwa�. Mundurowi do sp�ki
z osi�kami Borewicza utrzymywali t�um w bezpiecznej odleg�o�ci. Cho� Thunderbolt
udawa� lekki szok, w istocie umys� mia� jasny i dok�adnie pami�ta� ca�e
zdarzenie. W jego g�owie zadzia�a� prawie telewizyjny replay - pami�ta� nawet
tatua� w kszta�cie w�a na przegubie zamachowca z mercedesa. Ale to przemilcza�
- zamach by� pozorowany, a cz�owiek z tatua�em pracowa� dla Firmy, cho� nawet o
tym nie wiedzia�.
- Szczeg�owe zeznanie zechce pan z�o�y� jutro w moim biurze, dobrze? W
obecno�ci przedstawiciela ambasady, rzecz jasna... - Borewicz przerwa� i
zapatrzy� si� gdzie� w bok. - Pan pierwszy raz w kraju, panie Smith? Mam do pana
pro�b�: prosz� unika� koleg�w po fachu, mam na my�li dziennikarzy, tak na
wszelki wypadek. Aha, jeszcze jedno: gdyby kto� komunikowa� si� z panem w tej
sprawie, nie omieszka pan mnie zawiadomi�, prawda?
- Kto mia�by si� komunikowa�?
- Mo�e kto� wdzi�czny?
Thunderboltowi z miejsca spodoba� si� ten Borewicz - policyjny nos, fachura.
Zamach wygl�da� na autentyczny, a jednak ten mia� jakie� przeczucie... A czuj,
co chcesz, bracie, my�la� Thunderbolt, niczego nie wyczujesz na sam policyjny
nos. Ja spokojnie zaczekam, a� ten kto� wdzi�czny odezwie si� - bo si� odezwie,
to pewne.
Thunderbolt wr�ci� do hotelu po czwartej i pad� na ��ko. Mia� przed sob� kilka
dni oczekiwania. Trzy doby p�niej zadzwoni� telefon - gra o najwi�ksz� stawk�,
wi�ksz� ni� �ycie, zacz�a si� na dobre i gdyby Thunderbolt przypuszcza�, jak
niewiele wie o jej regu�ach, by� mo�e wycofa�by si�, ale by�o ju� na to za
p�no.
III Posiad�o�� otacza� wysoki mur uzbrojony w �elazne z�by. Przy bramie
wjazdowej warowa�o dw�ch goryli, afiszuj�c si� czarnymi automatami. Oczy kamer
�ledzi�y wjazd samochodu. �wirowa alejka wiod�a pod dom - bia�� hacjend�
zbudowan� bez smaku, ale za ci�kie pieni�dze. We wszystkich oknach pali�y si�
�wiat�a, muzyka dudni�a podrasowanymi basami. Reflektory przesun�y si� po
pniach drzew parku otaczaj�cego dom i samoch�d zatrzyma� si� na podje�dzie.
Thunderbolt wysiad�, a kierowca ruszy� od
razu, zataczaj�c p�kole. Gospodarz ju� czeka�.
- Dobry wiecz�r, panie Smith. Ciesz� si�, �e znalaz� pan dla mnie czas.
M�czyzna wyci�gn�� d�o� - u�cisk mia� pewniejszy ni� tamtej nocy.
- Nazywam si� �bik, po prostu. Niewielu mo�e tak do mnie m�wi�.
- Dzi�kuj�, doceniam to. Jak pan mnie znalaz�?
- To nie by�o trudne - u�miechn�� si� �bik, mru��c oczy. - Prosz� do �rodka...
Salon by� pe�en go�ci - panowie, w wi�kszo�ci po pi��dziesi�tce, ju� rozlu�nieni
i nieco pijani, wyci�gali spocone d�onie, daj�c do zrozumienia, �e przyjaciele
�bika s� ich przyjaci�mi; panie, wszystkie du�o od nich m�odsze, u�miecha�y si�
profesjonalnie, obiecuj�c ka�dym gestem, �e warte s� stu dolar�w za godzin�.
- Niech pan si� napije, Smith. Ja za moment wr�c�.
�bik zostawi� go samego. Thunderbolt pokr�ci� si� w�r�d go�ci, wypi� koktajl i
porozmawia� z �adn� brunetk�, kt�ra w drugim zdaniu zaproponowa�a mu zwiedzanie
pi�tra. Grzecznie przyrzek� przemy�le� jej propozycj�, przeprosi� i wolno, jakby
od niechcenia, ruszy� w stron� tarasu, z kt�rego rozci�ga� si� widok na ogr�d.
Gdzie� tam w�a�nie przed chwil� mign�� mu �bik. Thunderbolt stan�� przy
prowadz�cej mi�dzy klombami �cie�ce. Nagle poczu�, �e muzyka zostaje za nim,
zmienia si� w ledwo s�yszalne t�o - odg�osy nocy nabra�y raptem kolor�w, by�y
wyra�ne i czytelne. Jego s�uch, niczym wysokiej klasy urz�dzenie szpiegowskie,
wychwyci� tocz�c� si� w ciemno�ciach ogrodu rozmow�. Pozna� g�os �bika.
- Tym razem �adnej fuszerki, rozumiesz mnie?
- Kiedy wszystko gra, szefie. Nasi w Gda�sku pilnuj� interesu.
- Zjawi� si� osobi�cie, bo chc� mie� oko na ten towar. Szwedzi bardzo sobie
chwal� t� now� amfetamin�. Ale jak co� spieprzycie... Statek musi, powtarzam,
musi wyp�yn�� dwudziestego.
- Celnicy kupieni, kapitan "Witosa" te�. Nie b�dzie problem�w, szefie.
- M�dl si� o to.
Thunderbolt cofn�� si� na taras - zgie�k przyj�cia wr�ci� i zag�uszy� wszystko.
Jak to mo�liwe, my�la�, czy to wci�� efekty pohibernacyjne? Nawet interesuj�ca
umiej�tno��. Dobrze by�oby nauczy� si� panowa� nad ni� �wiadomie.
�bik wynurzy� si� z ciemno�ci.
- Dobrze si� pan bawi?
- Nikogo tu nie znam.
- Nie zostawi� pana wi�cej. Mia�em pilny telefon. Interesy.
- Pa�skie interesy bywaj� chyba niebezpieczne.
�bik popatrzy� na niego uwa�nie i wzruszy� ramionami.
- Konkurencja gotowa jest dzi� na wszystko, panie Smith. Dziennikarz z Londynu
powinien co� o tym wiedzie�. Dowiedzia�em si� o panu tego i owego, mam swoje
�r�d�a. Ale prosz� nie pyta� o moje interesy - wbrew pozorom nie ma w nich nic
sensacyjnego.
- Nie b�d�.
- Wi�c prosz� si� ze mn� napi�.
To by�a ci�ka noc - alkohol zdawa� si� w og�le nie dzia�a� na �bika i gdyby nie
m�tniej�ce z ka�dym kieliszkiem spojrzenie, Thunderbolt przysi�g�by, �e dra�
wci�� jest trze�wy. Sam gra� ju� mocno pijanego, bo alkohol - rzecz dziwna,
wcze�niej nigdy mu si� to nie zdarza�o - zdawa� si� natychmiast wyparowywa� z
organizmu. Ale zostawa�a gorycz od w�dki - prawdziwe morze goryczy.
Wi�kszo�� go�ci ju� odjecha�a. Niedobitki wa��sa�y si� po domu jak sine upiory,
spijali resztki trunk�w. Albo spali po k�tach w ramionach dziwek, gniot�c im
drogie i �atwe do zrzucenia kreacje. Zegar zacz�� wygrywa� melodi� - wybi�a
trzecia.
- Jasiu - be�kota� gospodarz - a ty wiesz, co to �bik?
- Ty�... jest - wyduka� Thunderbolt, kiwaj�c si� nad sto�em.
- To kot. Dziki kot. Drapie�nik. Jak ja. Na mnie nie ma si�y. Pogryz�,
poszarpi�, rozerw�, jak mi kto� wejdzie w drog�. Gnojk�w przerabiam na �cierwo.
Kiedy� by�em glin�, milicjantem by�em, dasz wiar�? Najlepszym glin� w PRL-u.
Gnojk�w trzyma�em za pysk. Ale gnojki si� skrzykn�y i kaza�y mi p�j�� precz!
Mnie! Chrzani� ich! Niech wszystkie gnojki wiedz�, �e si� ich nie boj�. Bawi�
si�! Widzisz, jak si� bawi�? Wypijmy.
Wypili.
- Troch� mi �al starych czas�w - t�umaczy� �bik. - Takie to by�o proste i
klarowne, cz�owiek czu� si� jak cz�owiek. Ale si� ryp�o. Powiem ci, Jasiu, nie
�e� si�. Ja si� o�eni�em i da�em si� okpi�... Bo to z�a kobieta by�a.
- Wszystkie z�e, g�upie albo za drogie. Same dziwki.
- Dziwki. Opr�cz twojej i mojej matki.
Wypili i za to. Wypili jeszcze za par� wa�nych spraw, a� �bik zapyta�:
- A co ty b�dziesz tu porabia�? Znaczy si�: w Polsce?
- Sam nie wiem. Chcia�em uciec od gazetowych brud�w. Odsapn��. Ksi��k� napisa�.
- A o czym?
Thunderbolt, wci�� kiwaj�c si� z boku na bok, zacz�� opowiada� - nie�piesznie,
trac�c w�tek, myl�c co rusz s�owa. Teraz mia�a si� rozegra� druga faza operacji.
By� ostro�ny - wiedzia�, �e musi to brzmie� naturalnie, troch� kpiarsko. Ot,
fikcja z zadatkami na tandetny bestseller. Fabu�a oparta na prostej intrydze:
mafia rosyjska chce przej�� ameryka�ski rynek narkotyk�w. Jak? Z rozmachem!
Kacykowie sowieckich gang�w, w wi�kszo�ci byli agenci KGB, obmy�laj�, jak
przep�dzi� Kolumbijczyk�w. Uruchamiaj� szpieg�w-�pioch�w na Kubie, by ci udawali
ch�opc�w z Medellin i z miejsca robi si� kocio� - umowy zerwane, znikaj�
pieni�dze i towar, strzelaniny. Nikt ju� nie wie, kto jest kim. Sycylijczycy, co
te� Kolumbijczyk�w nie kochaj�, pruj� im w plecy. Efekt - swobodny przep�yw
narkotyk�w z Ameryki Po�udniowej do P�nocnej zostaje zahamowany. Wtedy Rosjanie
wkraczaj� na scen� z towarem takim samym, a o po�ow� ta�szym...
�bik nie wydawa� si� ju� taki pijany jak przed chwil�. Spowa�nia�, patrzy� w
bok, my�la�. Thunderbolt udawa�, �e tego nie widzi.
- Szekspirem, Jasiu, to ty nie jeste� - odezwa� si� �bik po d�ugiej pauzie.
- Szekspirowie tego �wiata nie maj� na czynsz.
- Taaa... No, wypijmy.
Wkr�tce �bik uzna�, �e ma do��. Thunderbolt pad� w sypialni na pi�trze. Le�a� z
twarz� w poduszce czuj�c, �e �bik, stoj�cy w otwartych drzwiach, patrzy na jego
plecy. Potem drzwi zamkn�y si� cicho. Thunderbolt m�g�by si� za�o�y� o zaleg�e
przez dwadzie�cia lat pobory, �e odgadnie bez pud�a tok my�li �bika. G�upiutka
historyjka, kt�r� mu opowiedzia� przy stole, mia�a potencja�, mo�liwo�ci daj�ce
si� przeliczy� na wielka fors�. Wystarczy powt�rzy� j� w�a�ciwym ludziom. I �bik
zamierza� to zrobi� - zna� w�a�ciwego cz�owieka. Oczyma duszy widzia� ju� siebie
na szczycie, tu� przy samym tronie. Tylko ten Smith... By� jak �y�ka dziegciu w
beczce miodu. W�a�ciwy cz�owiek nie powinien wiedzie�, �e to nie �bik wpad� na
genialny pomys�. Smith zniknie - nie ma sentyment�w w tej bran�y.
Thunderbolt, na kt�rego zapad� w�a�nie wyrok �mierci, wiedzia�, �e mo�e jeszcze
spa� spokojnie - �bik nie tknie go na w�asnym podw�rku. Ale od jutra trzeba si�
b�dzie mie� na baczno�ci. Jednak nie ba� si� - nie dlatego, �e potrafi�
przewidzie� nast�pny ruch �bika, ale dlatego, �e czuwa� nad
nim pot�ny Anio� Str�, kt�ry mia� ostrzec go na czas. I gdy limuzyna �bika
odwozi�a go po po�udniu do hotelu, nie przypuszcza� nawet, �e Anio� zamilknie i
porzuci go, wydaj�c na pastw� Bestii.
IV Eksplozja wstrz�sn�a hotelem - od�amki szk�a posypa�y si� na ulic�, a przez
�cian� na wysoko�ci pi�tego pi�tra przebieg�a szeroka rysa. Wszystko trwa�o
u�amek sekundy. Echo wybuchu odbija�o si� przez chwil� od okolicznych budynk�w,
ton�c w zgie�ku miasta.
�wiadkowie zeznali, �e mister Smith wyszed� z hotelowej restauracji na kilka
minut przed wybuchem. Jeden z go�ci min�� si� z nim w windzie. Te relacje by�y
wa�ne, gdy� inspektorzy ze Stra�y Po�arnej i technicy z Instytutu Kryminalistyki
bezskutecznie pr�bowali skompletowa� szcz�tki rozerwanego w pokoju cz�owieka.
Poza eksplozj�, kt�ra skruszy�a �ciany s�siednich - na szcz�cie, pustych -
pokoi, najwi�kszych spustosze� dokona�a wysoka temperatura. Nie by�o jeszcze
pewno�ci, jaki materia� wybuchowy zastosowano, ale u�yto go grubo ponad miar�.
Zamachowcy nie liczyli si� z postronnymi ofiarami - byle tylko zamieni� Smitha w
popi�.
Ambasada Wielkiej Brytanii domaga�a si� drobiazgowego �ledztwa i jak
najszybszego znalezienia zab�jc�w. Brytyjskie gazety zape�ni�y si� tytu�ami w
stylu: "Polski Belfast" i "Pa�stwo zamach�w". Skromne szcz�tki domniemanego
Johna Smitha, zamkni�te w stalowej urnie, szykowano do powrotu do domu.
*
Nie ostrzegli mnie, my�la� Thunderbolt, trzymaj�c panik� na dystans, by nie
mog�a skoczy� mu do gard�a. MTV nadawa�a, �e wszystko jest w porz�dku, �e misja
toczy si� zgodnie z planem, a� czytane na opak przekazy straci�y sens - kontakt
zosta� zerwany. Czy to zdrada, czy pr�ba? Zn�w pohibernacyjne skutki
uboczne, kt�re zablokowa�y zdolno�� rozumienia tajnych wiadomo�ci? Za wiele
pyta�, za ma�o informacji. Trzeba si� zapa�� pod ziemi�, przywarowa�,
przeczeka�. Nas�uchiwa� krok�w w ciemno�ci. To nic, �e teren jest obcy - to nie
pierwszy raz. C� to za sztuka ukry� si� w wolnym, demokratycznym kraju, gdzie
nikomu nic do nikogo. W NRD - to by�a sztuka. Potrzebna jest teraz kryj�wka,
bezpieczne miejsce, gdzie nie znajd� go ani wrogowie, ani przyjaciele -
przyjdzie czas, sam poszuka jednych i drugich.
Thunderbolt mia� szcz�cie i tylko dzi�ki przypadkowi ocali� �ycie. A mo�e nie?
Staj�c przed drzwiami swojego pokoju poczu�, �e musi by� ostro�ny. Teraz nie by�
tego pewien, ale w tamtym momencie przysi�g�by, �e widzi zarys krz�taj�cej si�
po pokoju postaci - zupe�nie jakby jego oczy uzbrojone by�y w skaner promieni
podczerwonych. Wyostrzy�a mi si� intuicja, my�la�, kiedy by�o po wszystkim.
Zamachowiec dokr�ca� w�a�nie tyln� �cian� telewizora, w kt�rym umie�ci� bomb�.
Si�gn�� nawet po n�, ale nie by� do�� szybki - pad� na pod�og� ze skr�conym
karkiem. Thunderbolt przebra� zw�oki w jedno ze swoich ubra�, narz�dzia z
nesesera zab�jcy i jego n� wrzuci� do foliowej torby. Obejrza� starannie bomb�,
zaprogramowa� telewizor, by w��czy� si� po trzech minutach, i z torb� foliow� w
r�ku wyszed� na korytarz. Przemkn�� do schod�w awaryjnych, zbieg� do podziemnego
gara�u. Wybuch odwr�ci� uwag� parkingowego i ochroniarza - Thunderbolt po chwili
by� na ulicy, gin�c w t�umie zmartwia�ych z wra�enia przechodni�w.
Foliow� torb� wrzuci� do pierwszego �mietnika. W skrytce na Dworcu Centralnym
czeka�a walizka z kompletem kupionej w Polsce odzie�y, z dokumentami na nazwisko
Jan Kowalski, kluczami do wynaj�tego mieszkania - troch� z�ot�wek i par�
drobiazg�w, kt�re cz�owiek nosi zazwyczaj przy sobie. W saszetce kosmetycznej
znalaz� zestaw do zmiany wygl�du. Na razie musia�y mu wystarczy� przyklejone
w�sy - p�niej zapu�ci prawdziwe. To wszystko zostawili tu dla niego ludzie z
Firmy, wi�c je�li zosta� zdradzony lub sprzedany, w ko�cu zdo�aj� go wy�ledzi�
jako Kowalskiego. Na razie nie mia� wyboru.
W pi�ciu kasach kupi� bilety do pi�ciu r�nych miast. I tak wybra� tras�
okr�n�, z przesiadkami. Potrafi� kluczy� i zaciera� �lady, potrafi� znika� jak
kamfora. Teraz jego celem by� Szczecin, gdzie mieszka� cz�owiek, na kt�rego
pomoc liczy�. Jego adres znalaz� w czasie oczekiwania na telefon od �bika. By�
�ledzony - zapewne przez kogo� z UOP lub policj�, ale uda�o mu si� bez wysi�ku
zgubi� ogon. W cyberbarze przy Krakowskim Przedmie�ciu pobuszowa� po sieci.
Wiedzia�, �e w�amanie si� do system�w urz�d�w administracji publicznej w tym
kraju jest dziecinn� igraszk� - w Inverness bra� lekcje u haker�w z Firmy - ale
nie przypuszcza�, �e p�jdzie tak szybko. Po godzinie mia� dok�adne dane
poszukiwanego cz�owieka. Strzela� troch� w ciemno - zna� przecie� tylko nazwisko
- ale je�li cz�owiek �w jeszcze �yje, musi by� w�a�nie tym, kt�rego znalaz�.
*
Kaza� taks�wkarzowi zatrzyma� taryf� o par� przecznic wcze�niej. Zap�aci�,
wysiad� i rozejrza� si� czujnie. Osiedle pi�trowych domk�w, z kt�rych wiele
pami�ta�o przedwojenne czasy, szykowa�o si� do poobiedniej sjesty. Gdzie�
zapiszcza�y rozradowane dzieciaki, ujada� pies. Thunderbolt przespacerowa�
swobodnie kilka ulic i stan�� przed furtk� domu - z jednym pi�trem, poddaszem;
ze zdzicza�ym ogrodem, kt�ry os�ania� okna od ulicy. Idealne miejsce, pomy�la� z
nadziej�. Na furtce wisia�a tabliczka z nazwiskiem. Thunderbolt nacisn�� dzwonek
i czeka�. Drzwi domu otworzy�y si�. �adna, piekielnie �adna, zachwyci� si�,
patrz�c na id�c� �cie�k� m�od� dziewczyn�. Mia�a kasztanowe w�osy, kr�tko
przyci�te, jasn� sk�r� i kilka drobnych pieg�w na lekko zadartym nosku.
U�miecha�a si�.
- Tak? - spyta�a, zatrzymuj�c si� przy furtce.
- Nazywam si� Kowalski. Dzwoni�em z dworca do profesora Zbycha.
- Prosz�, dziadek na pana czeka w bibliotece.
Zbych siedzia� w fotelu otoczony setkami ksi��ek. W pokoju pachnia�o kaw� i
ja�minem. Nogi profesora okrywa� kraciasty koc, staruszek zdawa� si� drzema�.
- Dziadku.
Na g�os dziewczyny ockn�� si�, zamruga� oczami i jego pobru�d�ona twarz
rozpogodzi�a si�.
- Ten pan do ciebie, dziadku. Napije si� pan kawy? - spyta�a, a gdy Thunderbolt
podzi�kowa�, wysz�a zamykaj�c drzwi.
Profesor przygl�da� si� go�ciowi z uwag�, jakby szukaj�c w pami�ci.
- Pan Kowalski, tak? Chyba nie mia�em przyjemno�ci... Prosz� siada�, o, tu jest
krzes�o... Przez telefon niewiele pan mi powiedzia�... Prosz� wybaczy�, �e tak
patrz�, ale bardzo mi pan kogo� przypomina.
Thunderbolt milcza�. Nagle zdecydowa�, �e nie ma co gra� ani udawa�.
- Wracam w�a�nie z Pary�a, profesorze - uderzy� z miejsca. - Mamy tam wsp�ln�
znajom�. Prosi�a, by panu przypomnie�, �e... najlepsze kasztany rosn� na placu
Pigalle.
Zamarli obaj. Jeden w oczekiwaniu, napi�ty, got�w do natychmiastowej ucieczki.
Drugi zaskoczony, nawet wstrz��ni�ty, pochyli� g�ow� i szepn�� automatycznie:
- A, tak, ciotka Zuzanna. Ona lubi kasztany jesieni�.
- W�a�nie przesy�a panu �wie�e.
Thunderbolt odetchn�� z ulg� - has�o, odzew - wszystko poprawnie. Oto w�a�ciwy
kod zamka szyfrowego, kt�ry otwiera drzwi do innego �wiata, �wiata, gdzie nie
trzeba nosi� masek.
- To niemo�liwe - kr�ci� g�ow� profesor. - Po tylu latach... Jak? Kim pan jest?
Thunderbolt zawaha� si�, ale odtr�ci� w�tpliwo�ci. Trzeba brn�� dalej, do samego
fina�u. Zacz�� m�wi� - najpierw powoli, potem coraz szybciej, jakby w obawie, �e
co� mu przeszkodzi - wszystko, co pami�ta� z tamtych szeptanych przez matk�
ba�ni. Bo raptem nabra� przekonania, �e je�li tego nie zrobi, je�li nie opowie i
sam nie us�yszy w odpowiedzi opowie�ci, rozpadnie si� i nie pomog� mu nawet
wszystkie Kr�la konie ni �o�nierze.
V Uznali, �e nie b�d� wtajemnicza� Anny, ale sami nie mieli przed sob� sekret�w.
Thunderbolt nie kry� niczego, cho� zrazu talent zawodowego k�amcy troch� mu
przeszkadza�. Profesor otworzy� przed nim przepastn� skarbnic� wiedzy o
przesz�o�ci - a on chcia� wiedzie� jeszcze wi�cej, jakby na fundamencie �ycia
swych rodzic�w mia� zbudowa� w�asn� to�samo��. Szpieg pozbywa si� siebie w
kolejnych rolach, gra pozor�w i iluzji wyciera w nim �lady prawdziwego "ja" -
staje si� tym, kim ma by� danego dnia. Ale ta otch�a�, kt�ra czyha tu� pod
powierzchni� fikcyjnej postaci, wci�� jest g�odna istotnej tre�ci. Mo�na ucieka�
- ale uciec nie mo�na. Tym razem ucieka� nie chcia�.
Na pocz�tku Thunderbolt prawie nie zwraca� na Ann� uwagi - nie chcia� pope�ni�
�adnego b��du, ryzykowa�. Ale dziewczyna nie pozwoli�a si� ignorowa� zbyt d�ugo.
- Jak pan to robi? - spyta�a trzeciego dnia, gdy oboje siedzieli w zacienionym
ogrodzie.
- Co takiego?
- Dzi�ki panu dziadek wydaje si� m�odszy, od�y�. Chce pisa�, �mieje si�,
odzyska� apetyt. Ma pan jakie� cudowne umiej�tno�ci?
A �eby� wiedzia�a, dziewczyno, za�mia� si� w duchu, ale nie da� nic po sobie
pozna�.
- Lepiej niech mi pani opowie o sobie. Gdzie pani znika na ca�e dnie? Je�li to
nie tajemnica, rzecz jasna...
- W Muzeum. Jestem archeologiem, dziadek nie wspomina�? Specjalnie wybra�am
prac� na Pomorzu, �eby by� blisko niego. Moi rodzice zgin�li kilka lat temu -
mamy tylko siebie.
Na chwil� zamilkli oboje. Pierwszy odezwa� si� Thunderbolt:
- Archeologia? To interesuj�ce. Ja r�wnie� ostatnio szukam �lad�w przesz�o�ci.
- Znalaz� pan?
- Za wcze�nie o tym m�wi�. A pani?
- I owszem. Wykopa�am g�ow�. Jeszcze latem. Kamienn� g�ow� - my�l�, �e z IX
wieku. Wyj�tkowo staranna robota. W oczodo�ach umieszczono dwa jantary. Czego�
podobnego jeszcze nie znaleziono. Koledzy uwa�aj�, �e to zr�czny falsyfikat, ale
ja mam przeczucie... Zreszt� badania to wyka��. Nazwa�am j� G�ow� Peruna i nic
mnie nie obchodzi, �e si� ze mnie �miej�. Wie pan, kim by� Perun? Najwy�szym
bogiem S�owian, w�adc� burzy i b�yskawic, cho� mia� i kilka innych wciele�.
Peruna w�a�ciwie nigdy nie przedstawiano inaczej jak pod postaciami �wi�towita,
Rujewita czy Jarowita, ale ten to Perun i basta. G�owa znajdowa�a si� po�rodku
wielkiego kr�gu, kt�rego granice wyznacza�y �wi�tynie innych b�stw. W centrum
kr�gu musia� sta� pos�g, po kt�rym zosta�a w�a�nie ta g�owa.
- Fascynuj�ce.
- Pan ze mnie �artuje?
- Nigdy w �yciu. Prosz� m�wi�, to naprawd� zajmuj�ce.
- Na czole mojego Peruna znajduje si� wydr��ony otw�r. S�dz�, �e przechowywano w
nim fulguryt, wytopione przez piorun szkliwo kwarcowe, inaczej piorunow� strza��
albo pr�tk�. S�owianie nazywali co� takiego kamiennym piorunem - broni�
Peruna...
Thunderbolt s�ucha� z zainteresowaniem - nie tylko ze wzgl�du na g�os i wygl�d
dziewczyny. Intryguj�ce by�o to, co m�wi�a. Si�gn�� pod koszul� i wydoby�
wisz�cy na rzemyku wisior. Trzyma� go przez moment w zaci�ni�tej d�oni - jak
wtedy, gdy wr�ci�a mu �wiadomo�� po przebudzeniu w Inverness i zacz�� reagowa�
na �wiat zewn�trzny. Wtedy w�a�nie za��da�, by zwr�cono mu t� pami�tk�.
- Czy to mog�o by� co� takiego? - spyta�, pokazuj�c Annie fulguryt.
- M�j Bo�e, jak najbardziej! Sk�d pan go ma?
- Rodzinny drobiazg.
Poda� go Annie, a ona obraca�a go w palcach. Nagle zerwa�a si� i pobieg�a do
domu. Thunderbolt, zaskoczony, ruszy� za ni�. Wpadli na siebie w sieni - Anna
zapali�a �wiat�o i wr�czy�a Thunderboltowi poka�ne szk�o powi�kszaj�ce.
- Co mam zobaczy�?
- Znak - szepn�a.
Ca�a zarumieniona wskaza�a mu cienk� jak w�os kresk�, z�aman� w dw�ch miejscach.
- Piorun - wzruszy� ramionami.
- Piorun - przyzna�a. - Taki sam znajduje si� nad otworem na G�owie Peruna. Id�
o zak�ad, �e pa�ski wisiorek jest bardzo, bardzo stary.
*
C� to ma znaczy�, do diab�a? Co mnie tam ci�gnie? Jestem idiot�, my�la�
Thunderbolt, gdy nast�pnego dnia razem z Ann� jecha� do Muzeum. Jestem idiot�,
�e opuszczam bezpieczn� kryj�wk� i afiszuj� si� po obcym mie�cie. By� mo�e
jestem �cigany - by� mo�e, mam na karku �bika, gliny i zdrajc�w z Firmy. To
czyste szale�stwo...
- Prosz� pos�ucha� - m�wi�a obok Anna, trzymaj�c przed oczami maszynopis.
Thunderbolt prowadzi� jej samoch�d, zerkaj�c na kartki. Maszynopis by�
t�umaczeniem �aci�skiego tekstu z prze�omu VI i VII wieku - relacj� rzymskiego
podr�nika, Marka Korneliusza Lupusa, kt�ry z kupcami zapu�ci� si� daleko na
p�nocny wsch�d od domu - nad zimne morze, gdzie barbarzy�cy zbierali wyrzucany
na brzeg jantar. Lupus opisywa� pewn� uroczysto��, jakiej by� �wiadkiem.
- "Ca�y dzie� przygotowywano si� do tego �wi�ta..." - czyta�a Anna. "A jest to
�wi�to dla nich najwa�niejsze, �wi�to, podczas kt�rego ich b�g, Gromow�adca,
Jowisz, zst�puje na ziemi�, by jednemu z ludzi, wybra�cowi, potomkowi starego
rodu, przekaza� cz�� swej mocy, aby ten w bo�ym imieniu sprawowa� w�adz� i
chroni� sw�j lud przed wrogami. Widzia�em owego m�odzie�ca, jak prowadzony przez
kobiety szed� do �wi�tyni w �wi�tym okr�gu. Na szyi mia� amulet, kt�ry - jak mi
powiedziano - zes�a� sam b�g w jasnej b�yskawicy. Nie wiem, co zdarzy�o si�
p�niej, ale wierz�, �e tamtej nocy Jowisz zst�pi� na ziemi�, bowiem burza, jaka
si� wtedy rozp�ta�a, nie mia�a sobie r�wnych...." Co pan na to?
- Ciekawe...
- Ciekawe? Po prostu? Czy pan rozumie, co to znaczy, je�li ten fulguryt nale�y
do pa�skiej rodziny od pokole�?
- W�a�nie si� nad tym zastanawiam. Poza tym nie znam los�w moich przodk�w. Teraz
nawet niewiele wiem o sobie...
- A wi�c najwy�szy czas czego� si� dowiedzie�.
Magazyny znajdowa�y si� w podziemiach Muzeum. Stra�nik w granatowym mundurze
przepu�ci� ich, kiwn�wszy Annie g�ow�. Szli piwnicznym korytarzem, zagraconym
dziesi�tkami drewnianych skrzy�. Niekt�re, otwarte, ods�ania�y wy�cie�ane
trocinami wn�trza i skarby wymar�ych kultur. Anna otworzy�a drzwi do
pomieszczenia na ko�cu korytarza, wesz�a do �rodka i zapali�a �wiat�o.
Thunderbolt stan�� tu� za ni�. G�owa z kamienia by�a o wiele wi�ksza ni� to
sobie wyobra�a� - p�kata, na pewno ci�ka, wyra�nie od�upana od karku. Rysunek
twarzy nie by� zbyt wyra�ny i mo�e dlatego bursztynowe oczy sprawia�y
hipnotyzuj�ce wra�enie.
- Niech pan podejdzie bli�ej, �mia�o.
Thunderbolt min�� Ann� i zbli�y� si� do Peruna. Zdawa�o mu si�, �e g�owa mierzy
go spojrzeniem swych pomara�czowo-z�otych oczu - przyci�ga go, jakby by�a mu
bliska, cho� tej blisko�ci w �aden spos�b nie potrafi� zdefiniowa�. Sta� tak
kilka minut - zupe�nie nieruchomy, zapatrzony w po�yskuj�ce �renice i ciemny
otw�r tu� ponad nimi.
- Niech pan spr�buje.
Otrz�sn�� si�. Czemu nie? Co mo�e si� zdarzy�? Najwy�ej rozp�ta si� burza,
pomy�la� z ironi�. Zdj�� z szyi fulguryt i powoli zacz�� zbli�a� go do otworu.
�wiat�o wisz�cej pod sufitem �ar�wki zamigota�o - w powietrzu zapachnia�o
elektryczno�ci�. T� elektryczno�� czu� w ko�cach palc�w, czu� j� ka�dym nerwem,
ka�dym centymetrem sk�ry. Fulguryt parzy� go w palce, cho� chwil� temu by� zimny
jak kostka lodu. Tylko spok�j, bracie, spok�j, powtarza� sobie, ale zacz�� si�
poci� i ba� - jak przed skokiem w czarn� przepa��. Nagle us�ysza� trzask
bezpiecznik�w - �ar�wka zgas�a. W ciemno�ci zajarzy� si� elektryczny �uk,
skoczy� ku niemu, uk�si�... Potem by�a ciemno��.
*
W odleg�ych o tysi�ce kilometr�w czelu�ciach Inverness kontroler zamar� przy
komputerze.
- Wezwij doktora - zawo�a� do siedz�cego obok kolegi. - Thunderbolt... znikn��.
VI To tylko jarzeni�wka, pomy�la�, otwieraj�c oczy. Otacza�a go biel -
wszechobecna, czysta biel - szpitalna.
- Jak samopoczucie?
Uni�s� g�ow� - Borewicz siedzia� na krze�le obok ��ka. Wygl�da� na
zadowolonego. Thunderbolt zapewne nie.
- Widz�, �e jest pan rozczarowany moim widokiem. Spodziewa� si� pan tej
przemi�ej panny? Zagl�da tu dwa razy dziennie. Interesuj�ca dziewczyna...
- Co pan tu robi? - m�wienie przychodzi�o z trudem.
- Dogl�dam pana, Smith. Albo Kowalski. Albo jak tam si� pan nazywa. Nie powinien
si� pan m�czy�, a wi�c to ja b�d� m�wi�. Nie mam poj�cia, czego mo�e chcie�
pa�ski rz�d. Swoj� drog� ciekawe, dla jakiego rz�du pan pracuje, ja stawiam na
star�, dobr� Angli�, to jednak drugorz�dna sprawa. Zatem nie mam poj�cia, czego
chcecie od polskiego gangstera, ale nie �ycz� sobie na przysz�o�� organizowania
jatek na moich ulicach. Bo to by�o zorganizowane, prawda? Ca�y ten zamach i tak
dalej. Na �bika nikt z naszych nie podni�s�by r�ki, bo stoj� za nim pot�ne
si�y. W�a�ciwie to powinienem przekaza� pana ch�opcom z kontrwywiadu.
Borewicz zawiesi� g�os. Czeka�.
- Jak d�ugo tu le��?
- Pi�� dni. Kaza�em pana przenie�� do separatki i postawi�em przy drzwiach
cerbera. Dla pa�skiego bezpiecze�stwa, oczywi�cie. Ca�y czas by� pan
nieprzytomny. Pora�enie pr�dem. Pech, co? Gdyby pan tu nie trafi�, pewnie nie
znalaz�bym pana tak szybko. Ale mam w tym szpitalu swojego cz�owieka. Rozes�a�em
pa�ski rysopis wszystkim moim informatorom - pogoni�em im troch� kota.
Wiedzia�em, �e pan nie zgin��. Trzeba by�o wyrzuci� t� to