8077

Szczegóły
Tytuł 8077
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8077 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8077 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8077 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

OPOWIE�� O PRAWDZIWYM CZ�OWIEKU Borys Polewoj OPOWIE�� O PRAWDZIWYM CZ�OWIEKU Prze�o�y� Jerzy Wyszomirski Warszawa 1978 Tytu� orygina�u rosyjskiego: Powiest' o nastojaszczem cze�owiekie Ok�adk� projektowa� Jerzy Kepkiewicz Redaktor Helena Bron Redaktor techniczny Anna �o��dkiewicz Korektor Jolanta Rososi�ska Pa�stwowe Wydawnictwo �iskry", Warszawa 1978 r. Wydanie XIV. Nak�ad 30.000 egz. <II rzut), ark. wyd. 19,3, ark. druk. 24,75. Papier druk. mat. kl. IV, 65 g, 82X104. Druk uko�czono we wrze�niu 1978 r. Opolskie Zak�ady Graficzne. Zam. nr 992/78. Cena z! 35,� O ksi��ce i jej autorze Literackim uniwersytetem Borysa Polewaj� by�o dziennikarstwo. Nim zacz�� pisa� powie�ci, przez wiele lat pracowa� jako korespondent, reporter i sprawozdawca prasowy. Do�wiadczenia te nauczy�y go, �e �ycie stwarza sytuacje i bohater�w, jakich nie wymy�li najbujniejsza nawet fantazja. Tote� wszystkie ksi��ki tego pisarza osnute s� na kanwie dokumentalnej, m�wi� o tym, co zdarzy�o si� w rzeczywisto�ci. Kr�g jego ulubionych bohater�w jest przy tym zdecydowanie okre�lony: tak samo jak lotnik Mieriesjew z �Opowie�ci o prawdziwym cz�owieku" wszyscy oni wyr�niaj� si� si�� charakteru, zdolno�ci� do najwy�szego po�wi�cenia, szlachetno�ci� i wielkim sercem. Nazwisko Polewoj jest literackim pseudonimem, naprawd� pisarz nazywa si� Borys Niko�ajewicz Kampow. Urodzi� si� w roku 1908 w Moskwie, lecz dzieci�stwo i wczesn� m�odo�� sp�dzi� w Twerze (dzisiejszy Kalinin). Uczy� si� w technikum, a po jego uko�czeniu pracowa� jako majster w fabryce w��kienniczej. Pisa� zacz�� wcze�nie. Gdy mia� czterna�cie lat, na �amach �Twerskiej Prawdy" opublikowano jego pierwsz� notatk� licz�c� siedem i p� linijek. Kontakty z t� gazet� utrwala�y si� i przekszta�ci�y z biegiem czasu w sta�� wsp�prac�. Jako wys�annik �Twerskiej Prawdy" przysz�y pisarz cz�sto wyje�d�a� na zabit� deskami prowincj�, gdy trzeba by�o, przeobra�a� si� w agitatora, flisaka, robociarza, a raz nawet � chc�c zbada� margir.es spo�eczny Tweru � w chuligana i z�odziejaszka. Pierwszy zbi�r jego reporta�y, po�wi�cony tej w�a�nie tematyce, ukaza� si� w roku 1927. Sukces ksi��ki i zach�ta Maksyma Gorkiego do dalszej tw�rczo�ci zadecydowa�y o tym, �e m�ody Kampow rzuca na zawsze fabryk� i po�wi�ca si� wy��cznie pracy literackiej. W roku 1939 ju� jako Borys Po-lewoj wydaje sw� pierwsz� powie�� p.t. �Gor�cy oddzia�"; si�ga w niej do popularnej w�wczas tematyki produkcyjnej, opisuje �ycie i prac� robotnik�w wielkiego zak�adu przemys�owego. Tu pojawiaj� si� jego pierwsi prawdziwi ludzie. Nadesz�a wojna. Wkr�tce po agresji Niemiec hitlerowskich na ZSRR Polewoj przywdzia� mundur wojennego korespondenta, i tak jak wielu innych pisarzy zacz�� zagrzewa� do walki sw� patriotyczn� publicystyk�. Jako wys�annik gazety �Prawda" pisa� dla niej sprawozdania, korespondencje, reporta�e z front�w. Dzia�a� niezwykle operatywnie, pojawia� si� w miejscach decyduj�cych star�: pod R�ewem, Stalingradem, na �uku Kurskim, w Polsce (z wojskami marsza�ka Iwana Koniewa, kt�re wyzwoli�y m.in. Krak�w i O�wi�cim), io Pradze i w Berlinie. Nieraz ociera� si� o �mier� � cho�by wtedy, gdy trzeba by�o przedrze� si� do partyzant�w na okupowan� Smole�szczyzn�. Reporta�e i wspomnienia z tego okresu opublikowane zosta�y w licznych ksi��kach, m.in. takich jak �Od Bie�gorodu do Karpat" (1945), �W wielkim natarciu" (1967), �Do Berlina � 896 kilometr�w" (1973). Tematem ich jest bohaterstwo �o�nierzy, patriotyzm i ofiarno�� ca�ego narodu, zaciekle broni�cego wolno�ci. Pisarz pragnie utrwali� niezwyk�e wydarzenia i czyny, kt�rych by� �wiadkiem, rozs�awi� je i upami�tni� dla przysz�ych pokole�. O jednym z nich, zdawa� by si� mog�o niewiarygodnym, napisa� w korespondencji spod Kurska w roku 1943. Pozna� w�wczas bohatera Zwi�zku Radzieckiego Aleksandra Marie-sjewa, lotnika z amputowanymi do kolan nogami. Cz�owiek ten nie tylko lata�, ale str�ci� kilka samolot�w nieprzyjacielskich! Niezwyk�e jego dzieje, zwyci�skie zmagania z przeciw-no�ciami losu i z w�asnym kalectwem, zobrazowa� Polewoj w trzy lata p�niej na kartach swej najpopularniejszej ksi��ki, w�a�nie �Opowie�ci o prawdziwym cz�owieku". Napisa� j� podczas procesu norymberskiego nad zbrodniarzami wojennymi, w kt�rym uczestniczy� jako korespondent �Prawdy". Zgodnie z zamys�em autorskim mia�a ona by� odpowiedzi� na pytanie, co sta�o si� �r�d�em zwyci�stwa, jakie cechy charakteru prawdziwych ludzi przyczyni�y si� do skruszenia �elaznej pot�gi Hitlera. 6 Akcja ksi��ki rozgrywa si� w latach 1941�43, a wi�c w najtrudniejszym, najkrwawszym okresie zmaga� radziecko-nie-mieckich. Nie widzimy tu wszak�e koszmaru, grozy i niszcz�cej si�y, jak� niesie wojna. Atmosfera ksi��ki Polewoja wi��e si� bowiem z rado�ci� pierwszych dni zwyci�stwa, w kt�rych powsta�a, z odzwierciedleniem tryumfu. �Opowie��..." jest ho�dem z�o�onym bohaterstwu, wyrzeczeniom i ponadludzkim wysi�kom zwyci�skiego narodu. Cech� narracji odautorskiej sta�a si� wi�c intonacja patetyczna, wyra�aj�ca dum� i podziw dla prawdziwych ludzi, nieco nawet przez autora wyidealizowanych. Mieriesjew (nazwisko realnej postaci zosta�o zmienione bardzo nieznacznie) nie jest w ksi��ce jedynym tego rodzaju bohaterem: pr�cz niego poznajemy wielu innych, podobnych mu ludzi dobrej woli � wiejskich ch�opc�w, kt�rzy znale�li, w lesie rannego lotnika, weterana wojny domowej, komisarza Wo-robiowa, lekarzy i piel�gniarki, koleg�w frontowych bohaterskiego lejtnanta. Heroizm powszechny zmobilizowa� r�wnie� Mieriesjewa, sta� si� �r�d�em jego indywidualnego bohaterstwa. Tak wi�c Mieriesjew, jeden z wielu �o�nierzy radzieckich, co Polewoj podkre�la, przeobra�a si� w posta� symboliczn�; jego wyczyn jest miar� po�wi�cenia i heroizmu ca�ego narodu. Frapuj�cy ci�g dalszy �Opowie�ci o prawdziwym cz�owieku" napisa�o samo �ycie. Autor jej i bohater spotkali si� nie tylko na froncie, ale i po wojnie, ju� po opublikowaniu ksi��ki, 0 czym pisarz informuje w dopisanym p�niej pos�owiu. Istnieje zreszt� jeszcze jedna ksi��ka, w kt�rej Polewoj m�wi o dalszych losach Mariesjewa � �Notatnik z Norymbergi" (1969). �Wszystkie moje ksi��ki zawdzi�czam do�wiadczeniom wojny � stwierdza Borys Polewoj. � I te, kt�re ju� napisa�em, 1 te, kt�rych fabu�y mgli�cie kr��� mi po g�owie". Istotnie, w utworach pisarza z okresu powojennego � a s� w�r�d nich reporta�e, powie�ci i opowiadania � wci�� g��wnym tematem pozostaj� lata walk i wzruszaj�ce, pe�ne niezwyk�ych przyg�d dzieje uczestnik�w ostatniej wojny. Szczeg�lnie interesuj�ce t� zw�aszcza dwie opowie�ci: �Doktor Wiera" (1966) i �Aniuta" (1975). Ich tytu�owe bohaterki poszerzaj� kr�g prawdziwych ludzi � kruche i osamotnione spiesz� z pomoc� rannym ryzykuj�c w�asnym �yciem, pe�ne s� po�wi�cenia, czu�o�ci i odwagi. Autor �Opowie�ci o prawdziwym cz�owieku" nie poprzestaje na pracy literackiej. ��czy j� z dzia�alno�ci� publicystyczn� i wydawnicz�, jest naczelnym redaktorem m�odzie�owego miesi�cznika �Junost"'. Jego pasja podr�nicza, a tak�e zaanga�owanie na rzecz ruchu obro�c�w pokoju i zwi�zane z tym wyjazdy zagraniczne sprawi�y, �e wyda� wiele reporta�y o ludziach i krajach, kt�re pozna�. Spotykamy w nich m.in. w�tki polskie, dotycz�ce przewa�nie polsko-radzieckiego braterstwa broni w latach wsp�lnej walki. i � Alicjo Wo�od�ko cz�� pierwsza 1 Giwiazdy iskrzy�y si� jeszcze ostro i zimno, ale niebo na wschodzie zacz�o ju� ja�nie�. Drzewa powoli wy�ania�y si� z mroku. Nagle ich wierzcho�kami wstrz�sn�� silny i �wie�y wiatr. Las natychmiast o�y�, zaszumia� pe�nym i d�wi�cznym g�osem. Trwo�nym, �wiszcz�cym szeptem pocz�y si� nawo�ywa� sosny stuletnie i suchy szron posypa� si� z mi�kkim szelestem z poruszonych ga��zi. Wiatr ucich� tak samo niespodziewanie, jak nadlecia�. Drzewa znowu zastyg�y w zimnym odr�twieniu. Natychmiast da�y si� s�ysze� wszystkie odg�osy le�nego �witania: �ar�oczne u�eranie si� wilk�w na s�siedniej polance, ostro�ne szczekanie lis�w i pierwsze, niepewne jeszcze postukiwanie zbudzonego dzi�cio�a, rozlegaj�ce si� w ciszy le�nej tak melodyjnie, jak gdyby puka� nie w pie� drzewny, lecz w puste pud�o skrzypiec. Zn�w zaszele�ci� porywisty wiatr w ci�kim igliwiu wierzcho�k�w sosen. Na rozja�nionym niebie cicho zgas�y ostatnie gwiazdy. Niebo zw�zi�o si� i zg�stnia�o. Las, otrz�sn�wszy si� z resztek nocnego mroku, wstawa� w ca�ej swej zielonej wspania�o�ci. Po tym, jak czerwieniej�c zaja�nia�y k�dzierzawe g�owy sosen i ostre ig�y jode�, mo�na by�o odgadn��, �e s�o�ce wstawa�o i wscho- dz�cy dzie� zapowiada� si� jasny, mro�ny, j�drny. Rozwidni�o si� zupe�nie. Wilki ukry�y si� w chaszczach le�nych, by trawi� �er nocny; z polany wyni�s� si� lis, zostawiaj�c na �niegu koronkowy, chytrze spl�tany trop. Stary las zaszumia� miarowo, przeci�gle. Tylko ptasia wrzawa, pukanie dzi�cio�a, weso�e �wierkanie migaj�cych w�r�d ga��zi ��ciutkich sikorek i �apczywe, suche chrz�kanie s�jek urozmaica�y ten przeci�g�y, trwo�ny i sm�tny szum przewalaj�cy si� mi�kkimi falami. Sroka, czyszcz�ca na ga��zce olszyny sw�j czarny, ostry dzi�b, przechyli�a nagle g�ow� na bok, zacz�a nads�uchiwa�, przysiad�a, gotowa zerwa� si� i polecie�. Niepokoj�co trzeszcza� chrust. Kto� wielki i silny szed� przez las nie wybieraj�c drogi. Zatrzeszcza�y krzaki, za-ko�ysa�y si� wierzcho�ki malutkich sosenek, zaskrzypia� �nieg. Sroka krzykn�a i rozwin�wszy ogon, podobny do pierzastej brzechwy, odlecia�a p�dem strza�y. Z przypr�szonych porannym szronem sosen wysun�� si� d�ugi, bury pys,k, uwie�czony ci�kimi, rozga��zionymi rogami. Wystraszone �lepia rozejrza�y si� po wielkiej polanie. R�owe, zamszowe nozdrza, ziej�ce gor�c� par� trwo�nego oddechu, zadrga�y kurczowo. Stary �o� zamar� w so�nie jak pos�g. Tylko k�aczko-wata sk�ra dr�a�a nerwowo na jego grzbiecie. Nastroszone uszy �owi�y ka�dy d�wi�k, a s�uch mia�o zwierz� tak ostry, �e s�ysza�o, jak kornik toczy drzewo pod kor� sosny. Ale nawet i te czujne uszy nie s�ysza�y w lesie nic pr�cz rozgwaru ptasiego, stukotu dzi�cio�a i miarowego poszumu sosen. S�uch uspokaja�, ale w�ch uprzedza� o niebezpiecze�stwie. Ze �wie�ym oparem odwilg�ego �niegu miesza�y si� zapachy ostre, ci�kie i gro�ne, obce tym drzemi�cym kniejom. Czarne, smutne �lepia zwierz�cia zobaczy�y na o�lepiaj�cej �usce �reni ciemne postacie. Nie 10 poruszywszy si�, zwierz� spr�y�o si�, gotowe skoczy� w g�szcz le�ny. Ale ludzie trwali nieruchomo. Le�eli pokotem w �niegu, gdzieniegdzie jeden na drugim. By�o ich wielu, ale �aden sd� nie rusza�, nie zak��ca� dziewiczej ciszy. Obok wznosi�y si� jakie� potwory, wros�e w zaspy. One w�a�nie wydawa�y �w zapach ostry i niepokoj�cy. L�kliwie patrz�c zezem, sta� �o� na skraju lasu nie rozumiej�c, co si� wydarzy�o z t� grup� cichych, nieruchomych i na poz�r zupe�nie niegro�nych ludzi. Uwag� jego �ci�gn�� d�wi�k rozlegaj�cy si� w g�rze. �o� drgn��, sk�ra na jego grzbiecie zafalowa�a, tylne nogi ugi�y si� jeszcze bardziej. Jednak�e d�wi�k ten r�wnie� nie by� straszny. Jak gdyby kilkana�cie chrab�szczy, bucz�c basowo, kr��y�o w listowiu zakwitaj�cej brzozy. Buczeniu ich wt�rowa� niekiedy cz�sty kr�tki trzask, podobny do wieczornego wrzasku derkacza na bagnie. Ot� i same chrab�szcze. Po�yskuj�ce skrzyd�ami bujaj� w b��kitnym, mro�nym powietrzu. Zn�w wrzasn�� gdzie� wysoko derkacz. Jeden, z chrab�szczy, nie zwijaj�c skrzyde�, run�� w d�. Pozosta�e znowu zapl�sa�y w lazurze niebieskim. �o� rozlu�ni� napi�te mi�nie, wyszed� na polan�, lizn�� �re� zerkaj�c ku niebu: I nagle jeszcze jeden chrz�szcz oderwa� si� od rozpl�sanego w powietrzu roju i zostawiaj�c za sob� d�ugi, przepyszny ogon, poszybowa� wprost ku polanie. R�s� tak szybko, �e �o� ledwie zd��y� da� susa w krzaki, gdy co� olbrzymiego, straszniejszego ni� nag�y podmuch nawa�nicy jesiennej, grzmotn�o w wierzcho�ki sosen i gruchn�o o ziemi� tak, i� las ca�y zahucza� i j�kn��. Echo unios�o si� nad drzewami prze�cigaj�c �osia, kt�ry cwa�em gna� w ost�py. Uwi�z�o w g�szczu zielonych chojar�w echo. Skrz�c si� i migocz�c posypa� si� szron z wierzcho�k�w drzew, 11 str�conych upadkiem samolotu. Cisza, przeci�g�a i w�adcza, znowu obj�a las. I w ciszy tej da�o si� s�ysze� wyra�nie, jak j�kn�� cz�owiek i jak zachrz�ci�a ci�ko �re� pod �apami nied�wiedzia, kt�rego wyp�dzi� z kniei na polan� huk niezwyk�y i trzask. Nied�wied� by� wielki, stary i kosmaty. Niechlujna sier�� w burych kud�ach zwisa�a mu po zapad�ych bokach, k�akami stercza�a na chudym, cherlawym zadzie. W tych stronach od jesieni toczy�a si� wojna. Dotar�a nawet tutaj, do tych matecznik�w, dok�d przedtem, i to niecz�sto, zapuszczali si� tylko le�nicy i my�liwi. Huk pobliskiej bitwy jesieni� jeszcze wyp�dzi� nied�wiedzia z legowiska, przerwa� jego sen zimowy i oto teraz g�odny i z�y zwierz wa��sa� si� po lesie nie zaznaj�c spoczynku. Nied�wied� przystan�� na skraju, tam gdzie przed chwil� sta� �o�. Obw�cha� jego �wie�e, smakowicie pachn�ce tropy, ci�ko i �apczywie wci�gn�� powietrze ruszaj�c zapad�ymi bokami i j�� nas�uchiwa�. �o� odszed�, za to w pobli�u rozlega� si� g�os, kt�ry wydawa�a jaka� �ywa i zapewne s�aba istota. Zje�y�a si� sier�� na karku zwierza. Wyci�gn�� pysk. I znowu ten g�os �a�osny, ledwie s�yszalny ze skraju lasu. Powoli, st�paj�c ostro�nie mi�kkimi �apami, pod kt�rymi za�amywa�a si� z trzaskiem sucha i twarda �re�, skierowa� si� zwierz ku nieruchomej, wbitej w �nieg postaci ludzkiej... Lotnik Aleksiej Mieriesjew trafi� w podw�jne �kleszcze". Nic gorszego nie mog�o si� wydarzy� podczas walki powietrznej. Gdy wystrzela� ju� wszystkie swoje pociski i by� zupe�nie bezbronny, opad�y go cztery samo- loty niemieckie i nie pozwalaj�c mu ani zawr�ci�, ani zmieni� kierunku, poprowadzi�y na swoje lotnisko. A wszystko sta�o si� tak: eskadra my�liwc�w pod dow�dztwem lejtnanta Mieriesjewa wylecia�a, by towarzyszy� �I�om", kt�re si� udawa�y na bombardowanie nieprzyjacielskiego lotniska. �mia�y wypad odby� si� pomy�lnie. Szturmowce, te �lataj�ce czo�gi", jak je nazywano w piechocie, �lizgaj�c si� nieomal na wierzcho�kach sosen, przekrad�y si� wprost na lotnisko, gdzie rz�dami sta�y wielkie transportowe �Junkersy". Wynurzywszy si� niespodziewanie spoza z�batego pasma sinego lasu, szturmowce pomkn�y nad oci�a�ymi cielskami transportowc�w ostrzeliwuj�� je z dzia�ek i kae-m�w o�owiem i stal�, zalewaj�c pociskami smugowymi. Mieriesjew, kt�ry wraz ze swoj� czw�rk� os�ania� powietrze nad rejonem ataku, widzia� dobrze z g�ry, jak po lotnisku pocz�y si� miota� ciemne figurki ludzkie, jak si� rozpe�za�y ci�ko po ubitym �niegu transportowce, jak szturmowce dokonywa�y coraz to nowych i nowych nawrot�w, jak oprzytomnia�e wreszcie za�ogi �Junkers�w" zacz�y pod ostrza�em wyko�owywa� na start i podnosi� swe maszyny w powietrze. Tu w�a�nie Aleksiej pope�ni� b��d. Zamiast pilnie strzec powietrza nad rejonem bombardowania, skusi� si�, jak to m�wi� lotnicy, na �atw� zwierzyn�. Poderwawszy maszyn� w g�r�, spad� kamieniem na ci�ki i powolny transportowiec, kt�ry si� zaledwie oderwa� od ziemi; z przyjemno�ci� grzmotn�� kilku d�ugimi seriami w jego czworok�tne pstre cielsko, zrobione z karbowanego duraluminium. Pewny siebie, nawet nie spojrza�, jak wr�g trzasn�� o ziemi�. Po drugiej stronie lotniska poderwa� si� w g�r� jeszcze jeden �Junkers". Aleksiej pop�dzi� za nim. Zaatakowa� � i nie uda�o si�. Ogniste smugi prze�lizgn�y si� ponad maszyn� z wolna wznosz�c� si� w powietrze. Aleksiej ostro za- 12 wr�ci�, zaatakowa� raz jeszcze, znowu spud�owa�, znowu dopad� swej ofiary i zwali� j� ju� gdzie� na uboczu, nad lasem, pakuj�c za�arcie w szeroki kad�ub o kszta�cie cygara kilka d�ugich serii z broni pok�adowej. Zestrzeliwszy �Junkersa" i zatoczywszy dwa zwyci�skie ko�a w tym miejscu, gdzie ponad zielonym, rozwichrzonym morzem niezmierzonego lasu wzbi� si� czarny s�up, Aleksiej zn�w skierowa� samolot ku lotnisku nieprzyjaciela. Ale nie dane mu by�o ju� tam dolecie�. Zobaczy�, �e trzy my�liwce z jego klucza wiod� b�j z dziesi�cioma �messerami", kt�re dow�dztwo lotniska niemieckiego zapewne wezwa�o w celu odparcia nalotu szturmowc�w. �mia�o rzucaj�c si� na hitlerowc�w, kt�rzy trzykrotnie przewy�szali ich liczb�, lotnicy usi�owali odci�gn�� nieprzyjaciela od szturmowc�w. Tocz�c b�j uprowadzali przeciwnika coraz dalej i dalej, podobnie jak to czyni cieciorka, kt�ra udaje postrzelon�, aby odci�gn�� my�liwego od swych piskl�t. Aleksiejowi zrobi�o si� wstyd, �e da� si� zwie�� �atw� zwierzyn� i to tak dalece, i� czu�, jak mu pod he�mem zap�on�y policzki. Wybra� sobie przeciwnika i zacisn�wszy z�by rzuci� si� do walki. Celem jego by� �messer", kt�ry si� nieco odsun�� od innych, jak wida�, r�wnie� upatrzywszy sobie zdobycz. Wyciskaj�c ca�� szybko�� ze swego �osio�ka", Aleksiej rzuci� si� na nieprzyjaciela z boku. Zaatakowa� go wedle wszelkich prawide�. Szary kad�ub samolotu nieprzyjacielskiego by� wyra�nie widzialny w paj�czynowym krzy�yku celownika, gdy Aleksiej nacisn�� spust. Lecz tamten spokojnie prze�lizn�� si� obok. A przecie� Aleksiej nie m�g� chybi�. Cel by� bliski i widzialny z wyj�tkow� wyrazisto�ci�. �Amunicja!" � domy�li� si� Aleksiej czuj�c, jak plecy jego zalewa zimny pot. Nacisn�� dla sprawdzenia spust i nie odczu� tego dygotu, jaki ca�ym swym cia�em odczuwa 14 lotnik, gdy puszcza w ruch bro� swej maszyny. B�bny amunicyjne by�y puste; uganiaj�c si� za transportowcami Aleksiej wystrzeli� ca�y zapas amunicji. Ale wr�g nie wiedzia� o tym! Bezbronny Aleksiej postanowi� wcisn�� si� w rozgardiasz walki, �eby przynajmniej liczebnie podnie�� stosunek si�. Omyli� si�. W my�liwcu tak niefortunnie zaatakowanym przez Aleksieja siedzia� do�wiadczony i spostrzegawczy lotnik. Natychmiast zauwa�y�, �e samolot jest bezbronny, i da� rozkaz swym towarzyszom. Cztery �Messerschmitty" porzuciwszy walk� obieg�y Aleksieja z bok�w, nacisn�y od g�ry i od do�u i wskazuj�c mu kierunek smugami pocisk�w, widocznymi wyra�nie w b��kitnym i przejrzystym powietrzu, wzi�y go w podw�jne �kleszcze". Przed kilku dniami Aleksiej s�ysza�, �e tutaj, w okolicy Starej Russy, przylecia�a z zachodu znakomita niemiecka dywizja lotnicza �Richthofen". Sk�ada�a si� z najlepszych as�w faszystowskiej Rzeszy i patronowa� jej sam Goering. Aleksiej zrozumia�, �e znalaz� si� w szponach tych wilk�w powietrznych, �e chc� go niew�tpliwie doprowadzi� na swoje lotnisko, zmusi� do l�dowania i wzi�� �ywcem do niewoli. Takie wypadki zdarza�y si� w�wczas. Aleksiej sam widzia�, jak pewnego razu klucz'my�liwc�w pod dow�dztwem jego przyjaciela Andrieja piegtiarenki, Bohatera Zwi�zku Radzieckiego, doprowadzi� i zmusi� do l�dowania hitlerowskiego zwiadowc�. D�uga, zieloitkawoblada twarz je�ca, jego chwiejny krok natychmiast stan�y w pami�ci Aleksieja. �Niewola? Nigdy! Ten kawa� si� nie uda" � postanowi�. Ale wywin�� si� nie zdo�a�. Gdy czyni� najmniejsz� pr�b� odchylenia si� od narzuconego kierunku, hitlerowcy przecinali mu drog� seriami z kaem�w. Znowu mign�a w my�li twarz wzi�tego do niewoli lotnika, o wykrzywionych rysach, z drgaj�c� szcz�k�. By� 15 ... j w tej twarzy jaki� poni�aj�cy, zwierz�cy strach. Mieriesjew zacisn�� mocno z�by, da� pe�ny gaz i wyprowadziwszy samolot pionowo, spr�bowa� da� nurka pod g�RMga �mcssera", kt�ry go przyciska� do ziemi. Uda�o mu sit; wydrze� z konwoju. Lecz wr�g zd��y� w por� nacisn�� spust. Silnik straci� sw�j rytm i zacz�� pracowa� urywanie. Ca�y samolot zatrz�s� si� w �miertelnej gor�czce. Postrzelili! Aleksiej zd��y� skr�ci� w bia�� mg�� ob�oku, zmyli� �lad po�cigu. Lecz co dalej? Lotnik ca�ym sob� odczuwa� dreszcz zranionego samolotu, jak gdyby to nie by�o konanie okaleczonego silnika, lecz gor�czka smagaj�ca jego w�asne cia�o. Gdzie zosta� zraniony silnik? Jak d�ugo samolot mo�e si� utrzyma� w powietrzu? Czy nie wybuchn� zbiorniki? Aleksiej raczej odczu� to wszystko, ni� pomy�la�. Mia� wra�enie, �e siedzi na petardzie dynamitowej, do kt�rej po loncie p�dzi ju� p�omie�, wzi�� wi�c kierunek powrotny, na lini� frontu, �eby w razie katastrofy pogrzeba�y go przynajmniej r�ce rodak�w. Rozwi�zanie nast�pi�o nagle. Silnik zaci�� si� i umilk�. Samolot, jak gdyby ze�lizguj�c si� ze stromej g�ry, gwa�townie run�� w d�. Pod samolotem przelewa� si� szarozielon� fal� nieograniczony jak morze las... �A jednak nie niewola!" � zd��y� pomy�le� lotnik, gdy bliskie ju� drzewa, zlewaj�c si� w pod�u�ne pasma, p�dzi�y pod skrzyd�ami samolotu. Gdy las, niby zwierz, skoczy� na niego, Aleksiej odruchowo wy��czy� silnik. Rozleg� si� og�uszaj�cy trzask i wszystko natychmiast znik�o, jak gdyby lotnik razem z maszyn� pogr��y� si� w g�st� wod�. Padaj�c, samolot zaczepi� o wierzcho�ki sosen. To z�agodzi�o uderzenie. �ami�c kilka drzew samolot rozbi� si� w kawa�y lecz na mgnienie przedtem Aleksiej zosta� wyrwany z siedzenia i podrzucony w g�r�. Padaj�c na 16 roz�o�yst�, odwieczn� jod�� lotnik zsun�� si� po konarach w g��bok� zasp�, nawian� wiatrem u jej podn�a. To ocali�o mu �ycie. Ile czasu le�a� bez ruchu, bez przytomno�ci, tego Aleksiej nie pami�ta�. Jakie� majacz�ce cienie ludzkie, zarysy gmach�w, nieprawdopodobne machiny migaj�ce w p�dzie unosi�y si� przed nim i ten ich p�d rozwichrzony przyprawia� ca�e jego cia�o o t�py, Skrobi�cy b�l. Potem z tego zam�tu wy�oni�o si� co� wielkiego, gor�cego, o kszta�tath nieokre�lonych i zion�o na niego pal�cym smrodem, Pr�bowa� si� odsun��, ale cia�o jego jak gdyby wlepi�o si� w �nieg. Obj�ty pod�wiadomym przera�eniem, Aleksiej szarpn�� si� � i nagle poczu� mro�ne powietrze wdzieraj�ce mu si� do p�uc, ch��d �niegu na policzku i ostry b�l ju� nie w ca�ym ciele, lecz w nogach. ��yj�!" � przemkn�o mu przez my�l. Zrobi� ruch, �eby si� podnie��, i us�ysza� obok siebie chrz�szcz�ce skrzypienie sieni pod czyimi� stopami i g�o�ny, charcz�cy oddech. �Faszy�ci!" � pomy�la� natychmiast, t�umi�c w sobie pragnienie, by otworzy� oczy, skoczy� i broni� si�. �Niewola, a jednak niewola!... Co robi�?" Przypomnia� sobie, �e jego mechanik Jura, majster do wszystkiego, mia� mu wczoraj przyszy� oderwany rzemie� do kabury pistoletu, ale jako� nie przyszy�; trzeba by�o wylatuj�c w�o�y� pistolet do bocznej kieszeni kom-binezonuC Teraz, �eby go wydoby� musia�by odwr�ci� si� na bok. Tego oczywista nie mo�na zrobi� niepostrze�enie. Aleksiej le�a� twarz� do ziemi. Biodrem czu� ostr� kraw� pistoletu. Ale le�a� nieruchomo: mo�e wr�g we�mie go za zabitego i odejdzie. Hitlerowiec zadrepta� obok, jako� dziwnie westchn��, zn�w podszed� do Aleksieja. Zaskrzypia� �nieg. Posta� pochyli�a si�. Aleksiej zn�w czu� jego smrodliwy oddech. Teraz wiedzia�, �e wr�g jest sam, i tu by�a mo�li- 2 � Opowie�� o prawdziwym cz�owieku 17 wo�� ratunku: trzeba si� przyczai�, nagle skoczy�, schwyci� go za gard�o i nie daj�c mu u�y� broni, zacz�� r�wn� walk�... Ale trzeba to zrobi� z wyrachowaniem i dok�adnie. Nie zmieniaj�c .pozycji, bardzo powoli Aleksiej odemkn�� powiek� i przez zmru�one rz�sy zobaczy� przed sob� zamiast hitlerowca bur�, kud�at� plam�. Otworzy� oko szerzej i natychmiast zacisn�� je mocno: przed nim siedzia� na tylnych �apach wielki, wychudzony i wyli-nia�y nied�wied�. Cicho, jak to umiej� zwierz�ta, siedzia� nied�wied� obok nieruchomej postaci ludzkiej, zaledwie widniej�cej w sinawej zaspie, iskrz�cej si� w s�o�cu. Jego brudne nozdrza lekko drga�y. Z p�otwartego pyska, z kt�rego wygl�da�y stare, ��te, lecz jeszcze pot�ne k�y, zwiesza�a si� i chwia�a na wietrze cieniutka ni� g�stej �liny. Wyp�dzony przez wojn� z zimowego legowiska, nied�wied� by� g�odny i z�y. Ale nied�wiedzie nie jedz� padliny. Obw�chawszy nieruchome cia�o, ostro woniej�ce benzyn�, nied�wied� odszed� leniwie na polan�, gdzie w obfito�ci le�a�y takie same nieruchome, wmarz-ni�te w �re� cia�a ludzkie. J�k i szmer sprowadzi�y go z powrotem. I oto siedzia� obok Aleksieja. W�ciek�y g��d walczy� w nim ze wstr�tem do �cierwa. G��d pocz�� zwyci�a�. Zwierz� westchn�o, podnios�o si�, przewr�ci�o �ap� cz�owieka w zaspie i szarpn�o pazurami �diabelsk� sk�r�"* kombinezonu. Kombinezon nie ust�pi�. Nied�- *Dtabelska sk�ra � mocna impregnowana tkanina cz�ciowo odporna na ogie�, u�ywana na kombinezony. 18 wied� zarycza� g�ucho. Aleksiej musia� zdoby� si� na wielki wysi�ek^ by st�umi� w sobie pragnienie otwarcia oczu, nie odskoczy�, nie kfzykn��, nie odepchn�� tego ci�kiego, t�ocz�cego mu piersi cielska. W�wczas gdy ca�a jego istota rwa�a si� do �ywio�owej i zaciek�ej obrony, Aleksiej zmusi� si� do tego, �e powolnym a niedostrzegalnym ruchem wsun�� r�k� do kieszeni, nama-ca� tam karbowan� r�koje�� pistoletu, ostro�nie, by nie szcz�kn��, odwi�d� wielkim palcem kurek i pocz�� nieznacznie wyci�ga� ju� uzbrojon� r�k�. Zwierz� jeszcze silniej szarpn�o kombinezon. Mocna tkanina zatrzeszcza�a, lecz wytrzyma�a znowu. Nied�wied� zarycza� w�ciekle, z�apa� kombinezon z�bami, poprzez futro i watolin� szarpn�� cia�o. Aleksiej ostatnim wysi�kiem woli st�umi� w sobie b�l i w momencie gdy zwierz wyrwa� go z zaspy, wydoby� pistolet i nacisn�� spust. G�uchy strza� trzasn�� rozg�o�nie i z hukiem. Podfrun�wszy, �wawo odlecia�a sroka. Szron posypa� si� z poruszonych ga��zi Zwierz powoli wypu�ci� ofiar�. Aleksiej pad� w �nieg nie odrywaj�c oczu od przeciwnika. Ten siedzia� na tylnych �apach, a w jego czarnych, zaro�ni�tych drobn� sier�ci�, zaropia�ych �lepiach zastyg�o zdumienie. G�sta krew ciemn� strug� s�czy�a si� poprzez k�y i kapa�a na �nieg. Zarycza� ochryple i strasznie, podni�s� si� ci�ko na tylne �apy i natychmiast osiad� martwo w �nieg, zanim Aleksiej zd��y� strzeli� raz jeszcze. B��kitna �re� stopniowo zachodzi�a czerwon� posok� i topniej�c dymi�a z lekka u g�owy zwierza. Nied�wied� by� martwy. Chwila napi�cia min�a. Aleksiej zn�w uczu� ostry, piek�cy b�l w stopach i zwaliwszy si� w �nieg straci� przytomno��. Ockn�� si�, gdy s�o�ce sta�o ju� wysoka. Promienie, przeszywaj�c igliwie, iskrz�cymi b�yskami zapala�y 19 �re�. W cieniu �nieg wydawa� si� nie b��kitny, lecz granatowy. �C� to, nied�wied� przywidzia� mi si� tylko, czy co?" � by�o pierwsz� my�l� Aleksieja. Bure, kud�ate, niechlujne cielsko le�a�o rozwalone obok na b��kitnym �niegu. Las szumia�. D�wi�cznie dr��y� kor� dzi�cio�. D�wi�cznie �wierka�y skacz�c w krzakach zwinne ��tobrzuszki-sikorki. ��yj�, �yj�, �yj�!" � powtarza� w my�li Aleksiej. I on ca�y, ca�e jego cia�o radowa�o si� w uniesieniu, ch�on�c w siebie cudowne, pot�ne, upajaj�ce poczucie �ycia, kt�re nawiedza cz�owieka i ogarnia go zawsze, ilekro� uda mu si� wydosta� ze �miertelnego niebezpiecze�stwa. Ulegaj�c temu pot�nemu uczuciu Aleksiej zerwa� si�, lecz natychmiast z j�kiem przysiad� na cielsku nied�wiedzia. B�l w stopach przepali� mu ca�e cia�o. W g�owie mia� g�uchy, ci�ki szum, jakby si� w niej obraca�y, grzechoc�c, wierc�c m�zg, stare wyszczerbione �arna. W oczach mu si� �mi�o, jakby kto� naciska� powieki palcami. Wszystko, co go otacza�o, ukazywa�o mu si� albo wyra�nie i jaskrawo, zalane zimnymi ��tymi promieniami s�o�ca, albo znika�o, kryj�c si� w szarej, migoc�cej skroni mg�awicy. ��le. Pewnie kontuzja podczas upadku, i z nogami te� co� si� sta�o" � pomy�la� Aleksiej. Uni�s�szy si� zobaczy� ze zdziwieniem szerokie pole widniej�ce za skrajem lasu, uj�te na widnokr�gu w sine p�kole dalekiego boru. Zapewne w jesieni, a najpewniej wczesn� zim�, wzd�u� brzegu lasu przez to pole przechodzi�a jedna z obronnych linii, na kt�rej nied�ugo, lecz uporczywie � jak to si� m�wi: na �mier� i �ycie � trzyma� si� oddzia� czerwonoarmist�w. Zamiecie przykry�y rany ziemi �nie�n�, zle�a�� wat�. Ale i pod ni� �atwo by�o od- 20 tfadn�� kretowiska okop�w, wzg�rki rozbitych gniazd ogniowych, niezliczone kr�gi mniejszych i wi�kszych lej�w ci�gn�cych si� a� do podn�a zbitych, poranionych, �ci�tych lub wywr�conych przez wybuchy drzew na skraju lasu. W�r�d poszarpanego pola wmarz�o w �nieg kilka czo�g�w pomalowanych pstro na kolor �uski szczupaka. Wszystkie one � szczeg�lnie skrajny, zapewne wybuchem granatu lub miny powalony na bok tak, �e d�uga lufa jego dzia�a niby wysuni�ty j�zor zwisa�a ku ziemi � wydawa�y si� trupami nieznanych potwor�w. I na ca�ym polu, u przedpiersia nieg��bokich okop�w, w pobli�u czo�g�w i na skraju lasu, le�a�y na przemian trupy czerwonoarmist�w i �o�nierzy hitlerowskich. By�o ich tak du�o, �e gdzieniegdzie pi�trzy�y si� jedne na drugich. Ludzie le�eli w tych samych, utrwalonych przez mr�z pozac�i, w jakich przed kilku miesi�cami, na samym pocz�tku zimy, �mier� zaskoczy�a ich w boju. Wszystko to m�wi�o Aleksiejowi, �e b�j, kt�ry tu szala�, musia� by� uporczywy i za�arty, �e jego towarzysze bojowi bili si� zapomniawszy o wszystkim opr�cz tego, �e wroga trzeba zatrzyma�, nie przepu�ci� dalej. Oto niedaleko, na skraju, u st�p �ci�tej, pociskiem grubej sosny, kt�rej pie� wysoki, uko�nie od�amany, broczy teraz ��toprzezroczyst� �ywic�, le�� hitlerowcy ze zmia�d�onymi czaszkami, ze zgruchotanymi twarzami. Po�rodku, w poprzek jednego z wrog�w, le�y na wznak olbrzymi,, okr�g�olicy, wielkog�owy junak bez p�aszcza, tylko w bluzie bez pasa, z rozdartym ko�nierzem, a obok niego karabin ze z�amanym bagnetem, z kolb� zakrwawion� i strzaskan�. Dalej przy drodze wiod�cej do lasu, pod m�od� jode�k� przysypan� piaskiem, na po�y w leju, r�wnie� na wznak le�y m�ody Uzbek o twarzy subtelnej, niby wyrze�bionej ze starej ko�ci s�oniowej. Za nim, pod 21 jod�y widnieje u�o�ona kupka nie zu�ytych mat�w, a i sam Uzbek trzyma granat w od- mej w ty� martwej r�ce, jak gdyby przedtem, za- nlm mia� go rzuci�, chcia� spojrze� w niebo � i tak ju� zastyg�. A dalej jeszcze, wizd�u� drogi le�nej, w pobli�u e�tko-wanych kad�ub�w czo�g�w, nad urwiskami wielkich lej�w, w okopach, obok starych pni � wsz�dzie zw�oki w wat�wkach, w pikowanych spodniach, w brudnozie-lonych frenczach i rog&�ych pilotkach naci�ni�tych dla ciep�a na uszy; z wydm stercz� zgi�te kolana, wysuni�te podbr�dki, odtaja�e ze �reni woskowe twarze, ogryzione przez lisy, odziobane przez sroki i kruki. Kilka kruk�w z wolna kr��y�o nad polan� i nagle przypomnia�a ona Aleksiejowi podnios�e, pe�ne ponurej mocy pobojowisko ksi�cia Igora1, kt�re widzia� w szkolnym podr�czniku historii na rycinie skopiowanej z obrazu wielkiego mistrza rosyjskiego. �Oto i ja le�a�bym tutaj!" � pomy�la� Aleksiej i zn�w ca�� jego istot� wype�ni�o burzliwe poczucie �ycia. Otrz�sn�� si�. W g�owie wci�� jeszcze z wolna obraca�y si� poszczerbione �arna, nogi pali�y i bola�y bardziej ni� przedtem, lecz A�eksiej, siedz�c na zimnym ju� i suchym �nie�kiem posrebrzonym cielsku nied�wiedzia my�la�, co ma pocz��, dok�d i��, w jaki spos�b przedosta� si� do swoich przednich plac�wek. Mapnik zgubi� podczas upadku. Ale. i bez mapy uzmys�awia� sobie wyra�nie dzisiejsz� marszrut�. Hitlerowskie lotnisko polowe, na kt�re odby�y sw�j nalot sztuf-mowce, le�a�o o jakie� sze��dziesi�t kilometr�w na za- � ch�d od linii frontu. Wi���c my�liwce nieprzyjacielskie w walce powietrznej, lotnikom radzieckim uda�o si� od- 1 Ksi��a Igor � ksi��� nowogrodzko-siewierski; Jego wyprawa na Po�owc�w stanowi temat �S�owa o wyprawie Igora", najstarszego eposu rosyjskiego. 22 ci�gn�� je od lotniskana wsch�d przypuszczalnie o dwadzie�cia kilometr�w, sam za� Aleksiej, gdy si� wydar� z podw�jnych �kleszczy", zdo�a� prawdopodobnie jeszcze troch� posun�� si� na wsch�d. Zatem spad� mniej wi�cej w odleg�o�ci trzydziestu pi�ciu kilometr�w od linii frontu, daleko na ty�ach czo�owych dywizji niemieckich, gdzie� na obszarze olbrzymiego tak zwanego Czarnego Lasu, ponfid-kt�rym nieraz zdarza�o mu si� lata�, gdy towarzyszy� bombowcom i szturmowcom w ich kr�tkich lotach na najbli�sze ty�y niemieckie. Las ten z g�ry zawsze wydawa� mu si� niesko�czenie zielonym morzem. W pi�kn� pogod� las k��bi� si� czapami sosen, a w s�ot�, zaci�gni�ty szar� mg��, przypomina� zmrocznia�� tafl� wody, po kt�rej sun� drobne fale. �e run�� w serce tego matecznika, by�o i dobrze, i �le. Dobrze dlatego, �e w�r�d dziewiczych ost�p�w pewnie nie napotka hitlerowc�w, trzymaj�cych si� zazwyczaj dr�g i osiedli. �le za� dlatego, �e mia� przed sob� niezbyt wprawdzie d�ug�, lecz uci��liw� w�dr�wk� przez zaro�la le�ne, gdzie nie mo�na by�o spodziewa� si� pomocy ludzkiej, kawa�ka chleba, dachu nad g�ow�, �yku gor�cej wody. Nogi przecie�... Czy go ponios�? Czy p�jd�? Usi�owa� ostro�nie podnie�� si� z nied�wiedziego cielska. Ten sam ostry b�l, zaczynaj�cy si� w stopach, przeszy� znowu jego cia�o od do�u do g�ry. Krzykn��. Zn�w musia� usi���. Spr�bowa� �ci�gn�� but. But nie schodzi�, a ka�de szarpni�cie wywo�ywa�o j�k. W�wczas Aleksiej zacisn�� z�by, przymkn�� oczy, ze wszystkich si� szarpn�� but obiema r�kami � i natychmiast straci� przytomno��. Gdy si� ockn��, ostro�nie odwin�� bajow� onuc�. Ca�a stopa obrz�k�a i stanowi�a jeden wielki granatowy siniec. Ka�dy jej staw piek� i p�on��. Aleksiej postawi� nog� na �niegu: b�l si� zmniejszy�. Takim sa- 23 09 rozpaczliwym szarpni�ciem, jakby sam sobie wy-�j�c z�b, zdar� Aleksiej i drugi but. < )bydwie nogi by�y do niczego. Widocznie, gdy ude-iMle samolotu o wierzcho�ki sosen wyrzuci�o go z ka-�ny, stopy co� przygniot�o i rozkruszy�o drobne kostki I* podbiciu i w palcach. Oczywista, �e w zwyk�ych warunkach nie przysz�oby mu nawet do g�owy �eby �tan�� na tych rozbitych, opuchni�tych nogach. Ale by� Sam w kniei le�neJ. "a ty�ach wroga, gdzie spotkanie z cz�owiekiem wr�y�o nie ulg�, lecz �mier�. I postanowi� i��, i�� na wsch�d, i�� przez las, i�� za wszelk� cen�, nie pr�buj�c szuka� wygodnych dr�g i osiedli Zdecydowanie zerwa� si� z nied�wiedziego cielska st�kn��, zazgrzyta� z�bami i postawi� pierwszy krok' Przystan��, wydoby� drug� nog� ze �niegu, zrobi� jeszcze krok. W g�owie mu hucza�o, las i polana zachwia�y si�, odp�yn�y na bok. Aleksiej czu�, �e s�abnie z wysi�ku i b�lu. Zagryz� wargi i szed� dalej, brn�c ku drodze le�nej, kt�ra wiod�a mimo rozwalonego czo�gu, mimo Uzbeka z granatem � w g��fo lasu, na wsch�d. Po mi�kkim �niegu m�g� jeszcze jako� i��, lecz zaledwie wst�pi� na tward�, odmuchan� przez wiatr zlodowacia�� grud� ziemi, b�l sta� si� tak dominuj�cy, �e Aleksiej przystan�� nie maj�c si�y da� cho�by jeszcze kroku. Sta� tak, rozkraczywszy niedo��nie nogi, ko�ysz�c si� niby od wiatru. I "nagle wszystko poszarza�o mu w oczach. Znik�a droga, sosny sine choiny, b��kitny, pod�u�ny prze�wit nad ' nimi.' Aleksiej sta� na lotnisku przy samolocie, przy swoim samolocie, a je<go mechanik, czyli � jak go nazwa� � �techniarz", dryblas Jura, �wiec�c z�bami i bia�kami oczu, wci�� po�yskuj�cymi na nie ogolonej i wiecznie umorusanej twarzy, zapraszaj�cym gestem wskaza� mu kabin�; �e niby wszystko gotowe, zabieraj si� do lotu... Aleksiej zrobi� krok ku samolotowi, ale ziemia p�on�a, 24 . pali�a mu stopy, jakby szed� po roz�arzonych w�glach. Szarpn�� si�, �eby przeskoczy� przez t� ziej�c� �arem ziemi� wprost na skrzyd�o, lecz potr�ci� o zimny kad�ub samolotu i zdumia� si�. Kad�ub nie by� g�adki, lakierowany, lecz chropowaty, oblicowany kor� sosnow�. �adnego samolotu. Aleksiej znajduje si� na drodze i maca d�oni� pie� drzewa. �Halucynacja? Dostaj� ob��du od kontuzji � pomy�la� Aleksiej. � I�� drog� niepodobna. Skr�ci� na calizn�? Ale to ogromnie op�ni w�dr�wk�..." Siad� na �niegu, zn�w stanowczym, kr�tkim szarpni�ciem �ci�gn�� buty, paznokciami i z�bami przedar� je na podbiciu, �eby nie uwiera�y zgruchotanych st�p, zdj�� z szyi du�y, puszysty szal z angorskiej we�ny, rozdar� go przez p�, owin�� stopy i zn�w si� obu�. Teraz l�ej by�o i��. Zreszt�, i�� � to nie jest odpowiednie s�owo: nie i��, leoz posuwa� si�, posuwa� si� ostro�nie, st�paj�c na pi�tach i podnosz�c wysoko nogi, jak wtedy, gdy si� chodzi�o po b�ocie. Po kilku krokach b�l i wysi�ek wywo�a�y zawr�t g�owy. Aleksy stawa�, zamyka� oczy, opiera� si� o pie� drzewa albo przysiada� w zaspie i odpoczywa� czuj�c gwa�towne pulsowanie t�tnic. Tak si� posuwa� przez kilka godzin. Lecz gdy si� obejrza�, na ko�cu przesieki wida� by�o jeszcze o�wietlony zakr�t drogi, na kt�rym ciemn� plamk� odznacza� si� na �niegu martwy Uzbek. Aleksiej zmartwi� si� bardzo. Jednak nie zrezygnowa�. Zapragn�� i�� szybciej. Powsta� z zaspy, mocno zwar� z�by i poszed� naprz�d, wyznaczaj�c sobie niewielkie odcinki i skupiaj�c na nich uwag� � od sosny do sosny, od pniaka do pniaka, od zaspy do zaspy. Na dziewiczym �niegu pustynnej le�nej drogi wi� si� za nim nik�y, kr�ty, nieczytelny trop, jaki pozostawia ranne zwierz�. 25 4 > I iic do wieczora. Gdy s�o�ce, kryj�c si� ami Aleksieja, rzuci�o zimny promie� za-i wierzcho�ki sosen i w lesie j�� si� zg�szcza� /.mrok � przy drodze, w parowie zaro�ni�tym ja-eem, ods�oni� si� przed Aleksiejem obraz, kt�ry wstrz�sn�� nim niczym smagni�cie mokrym r�cznikiem wzd�u� kr�gos�upa � i w�osy zje�y�y mu si� pod he�mem. ' , ; � W�wczas gdy tam na polanie toczy� si� b�j, tu w parowie, w zaro�lach ja�owca by� zapewne punkt opatrunkowy. Tu znoszono rannych i sk�adano ich na poduszkach z igliwa. Tak te� le�eli i teraz rz�dami pod os�on� krzak�w, na po�y zawiani albo ca�kiem zasypani �niegiem. Ju� na pierwszy rzut oka wida� by�o, �e nie umarli z powodu ran. Kto� zr�cznymi ci�ciami no�a po-przerzyna� im gard�a i le�eli w jednakich pozach, z odrzuconymi w ty� g�owami, jak gdyby usi�uj�c dojrze�, co si� dzieje poza nimi. Wkr�tce wyja�ni�a si� tajemnica straszliwego obrazu. Pod sosn�, obok zawianego �niegiem czerwonoarmisty, trzymaj�c jego g�ow� na swych kolanach, siedzia�a po pas w �niegu siostra, drobne, w�tle dziewcz� w czapce z nausznikami zwi�zanej pod brod�. Mi�dzy jej �opatkami stercza�a r�koje�� no�a, po�yskuj�ca polerunkiem. Tu� obok, dusz�c jeden drugiego za gard�a w ostatnim, �miertelnym chwycie, zakrzepli: �o�nierz w czarnym mundurze esesmana i czer-wonoarmista z g�ow� obanda�owan� zakrwawion� gaz�. Aleksiej zrozumia� od razu, �e ten czarny dor�n�� rannych swym no�em, zak�u� siostr� i zosta� schwytany przez niedobitka, kt�ry wszystkie si�y swego gasn�cego �ycia wla� w palce d�awi�ce gard�o wroga. Tak wi�c pogrzeba�a ich �mier�: i w�t�e dziewcz�tko 26 w czapce z iiausznikami, os�aniaj�ce swym cia�em rannego, i tych dw�ch � siepacza i m�ciciela, kt�rzy scze-p i li si� u jej n�g odzianych w stare juchtowe butki z szerokimi cholewami. Przez chwil� Mieriesjew sta� jak pora�ony, potem poku�tyka� ku siostrze i wydar� z jej cia�a sztylet. By� to n� esesowski, zrobiony na kszta�t miecza starogerma�-skiego, o r�koje�ci mahoniowej, w kt�r� by� wprawiony srebrny znak SS. Na rdzawej klindze zachowa� si� napis: Alles fiir Deutschland. Aleksiej zdj�� z esesmana sk�rzan� pochw� sztyletu. N� by� niezb�dny w w�dr�wce. Potem wygrzeba� spod �niegu zeskorupia��, zlodowacia�� plandek�, troskliwie okry� ni� trupa siostry, po�o�y� na wierzchu par� ga��zek sosnowych... Gdy si� tym trudzi�, �ciemni�o si�. Na zachodzie zgas�y prze�wity mi�dzy drzewami. Mroczna i g�sta ciemno�� otoczy�a par�w. By�o tu zacisznie, ale wicher nocny hula� po wierzcho�kach sosen, las szumia� � to usypiaj�co i �piewnie, to porywi�cie i trwo�nie. Parowem przeci�ga� niewidoczny ju� dla oka, z cicha szeleszcz�cy i k�uj�cy w twarz �nie�ek. Urodzony w Kamyszynie, �r�d step�w nadwol�a�-skich, mieszczuch, niedo�wiadczony w sprawach le�nych, Aleksiej nie zatroszczy� si� zawczasu ani o nocleg, ani o ognisko. Zaskoczony ciemno�ci� nieprzejrzan�, czuj�c niezno�ny b�l w rozbitych, utrudzonych nogach, nie mia� si�, by p�j�� po paliwo; zaszy� si� wi�c w g�ste zaro�la so�niny, kucn�� pod drzewem, zwin�� si� w k��bek, ukry� twarz w kolanach, kt�re obj�� r�kami, i grzej�c si� w�asnym oddechem zamar�, chciwie rozkoszuj�c si� spokojem i bezruchem. Na podor�dziu mia� pistolet z odwiedzionym kurkiem, ale w�tpliwe, czy m�g�by go ii�y� tej pierwszej nocy sp�dzonej w lesie. Aleksiej spa� kamiennym snem, nie 27 s�ysz�c ani miarowego poszumu sosen, ani hukania puchacza poj�kuj�cego przy drodze, ani dalekiego wycia wilk�w � �adnego z tych g�os�w le�nych, kt�rymi wype�niona by�a g�sta i nieprzenikniona, coraz szczelniej osaczaj�ca go ciemno��. Za to obudzi� si� od razu, jakby go kto� szturchn��, gdy ledwie �wita�o i tylko najbli�sze drzewa w niejasnych zarysach wy�ania�y si� z mro�nej mg�y. Obudzi� si�, przypomnia� sobie, co si� z nim dzieje, gdzie si� znajduje, i poniewczasie przestraszy� si� tej nocy, tak spokojnie sp�dzonej w lesie. Przejmuj�ce zimno przedosta�o si� przez pokrycie i futro kombinezonu i przenikn�o do ko�ci. Po ciele przebieg� drobny niepowstrzymany dreszcz. Ale najstraszniejsze by�y nogi: bola�y jeszcze ostrzej, nawet teraz, gdy pozostawa�y w spokoju. Aleksiej z l�kiem pomy�la� o tym, �e trzeba wstawa�. Ale wsta� tak samo stanowczo, jednym zrywem, jak wczoraj, gdy zdziera� z siebie buty. Czas by� drogi. Na domiar ca�ej niedoli Aleksieja zacz�� trapi� g��d. Jeszcze wczoraj, okrywaj�c cia�o siostry plandek�, zauwa�y� obok niej brezentow� torb� z czerwonym krzy�em. Jaki� zwierzaczek zd��y� ju� tam pogospodarowa� i na �niegu, doko�a wygryzionych dziur, wida� by�o okruszyny. Wczoraj Aleksiej prawie nie zwr�ci� na to uwagi. Dzisiaj podni�s� torb�. Znalaz� w niej par� pakiet�w z opatrunkami, du�� puszk� konserw, paczk� czyich� list�w, histereczko, na kt�rego odwrotnej stronie wprawiona by�a fotografia chudziutkiej staruszki. By� te� pewnie chleb albo suchary, ale ptaki czy te� zwierz�ta poradzi�y sobie z tym jad�em. Aleksiej powk�ada� opatrunki i puszk� do kieszeni kombinezonu, powiedzia� sobie: �Dzi�kuj� ci, kochana", poprawi� plandek� zrzucon� przez wiatr z n�g dziewcz�cia i z wolna 28 powl�k� si� na wsch�d, kt�ry p�on�� ju� pomara�czowo spoza siatki ga��zi sosnowych. Mia� teraz kilogramow� puszk� konserw i postanowi� je�� raz na dob�, w po�udnie. �eby zag�uszy� b�l, o kt�ry go przyprawia� ka�dy krok, Aleksiej zacz�� zastanawia� si� i oblicza�, jak d�ugo potrwa jego w�dr�wka. Gdyby robi� na dob� dziesi��, dwana�cie kilometr�w, doszed�by do swoich za trzy, najwy�ej za cztery dni. Tak. Dobrze! A teraz �� co znaczy przej�� dziesi��, dwana�cie kilometr�w? Kilometr � to dwa tysi�ce krok�w, a zatem dziesi�� kilometr�w � to dwadzie�cia tysi�cy krok�w; du�o tego, je�li zwa�y�, �e po ka�dych pi�ciuset, sze�ciuset krokach trzeba si� zatrzyma�, by odpocz��. Wczoraj, �eby skr�ci� drog�, Aleksiej wyznacza� sobie jakie� widoczne punkty orientacyjne: sosn�, pniak, wyb�j na drodze � i d��y� do nich jako do miejsca odpoczynku. Teraz przet�umaczy� to wszystko na mow� liczb, prze�o�y� na liczb� krok�w. Postanowi� odcinki pomi�dzy tymi punktami oblicza� na tysi�c krok�w, czyli na p� kilometra, i odpoczywa� co godzina nie d�u�ej ni� pi�� minut. Wynika�o z tego, �e od �witu do zachodu, chocia� z wysi�kiem, przejdzie jednak z dziesi�� kilometr�w. Ale z jakim trudem zrobi� pierwsze tysi�c krok�w! �eby os�abi� b�l, usi�owa� odwr�ci� sw� uwag� i zaj�� si� rachowaniem, jednak�e uszed�szy pi��set krok�w zacz�� si� pl�ta�, myli� i nie m�g� ju� my�le� o niczym innym pr�cz piek�cego, szarpi�cego b�lu. Jednak�e przeszed� ten tysi�c krok�w. Nie maj�c ju� .si�y, by usi���, Aleksiej pad� twarz� w �nieg i pocz�� go liza�. Tuli� do niego czo�o i skronie, w kt�rych hucza�a krew, 29 i doznawa� niewys�owion�j b�ogo�ci od tego lodowatego dotkni�cia. Potem drgn��, spojrza� na zegarek. Sekundnik wybija� ostatnie mgnienia pi�tej minuty. Aleksiej z l�kiem spojrza� na wskaz�wk�, jak gdyby z chwil�, kiedy zako�czy ona sw�j obieg, mia�o nast�pi� co� straszliwego, lecz gdy wskaz�wka dobieg�a cyfry sze��dziesi�t, natychmiast si� podni�s�, j�kn�� i ruszy� dalej. Do po�udnia, gdy p�mrok le�ny roziskrzy� si� cienkimi ni�mi promieni s�onecznych, kt�re przedar�y si� przez g�stw� igliwia, a w lesie mocno zapachnia�o �ywic� i taj�cym �niegiem, Aleksiej odby� zaledwie cztery takie przemarsze. Opad� po�rodku drogi wprost na �nieg, nie maj�c ju� si�y dowlec si� do pnia wielkiej brzozy, znajduj�cej si� nieledwie w odleg�o�ci wyci�gni�tego ramienia. Siedzia� d�ugo, pochylony, o niczym nie my�l�c, nic nie widz�c i nie s�ysz�c, nawet nie czuj�c g�odu. Wreszcie westchn��, wrzuci� do ust kilka bry�ek �niegu, przezwyci�aj�c skuwaj�ce cia�o odr�twienie wydoby� z kieszeni rdzaw� puszk� i otworzy� j� sztyletem. W�o�y� do ust kawa�ek zmarzni�tej, bez smaku s�oniny i chcia� to prze�kn��, lecz s�onina odtaja�a. Poe�ul w ustach jej smak i nagle dozna� takiego uczucia g�odu, �e z wysi�kiem oderwa� si� od puszki i zacz�� je�� �nieg, byleby tylko co� po�yka�. Zanim ruszy� w dalsz� drog�, wyci�� sobie kije z ja�owca. Opiera� si� na nich, ale i�� z godziny na godzin� by�o coraz trudniej. : ...Trzeci dzie� w�dr�wki po kniejach le�nych, gdzie Aleksiej nie widzia� �adnego �ladu ludzi, upami�tni� si� nieoczekiwanym wydarzeniem. 30 Pierwsze promienie s�o�ca obudzi�y Aleksieja. Przemarzni�ty na wskro� dr�a� z zimna. W kieszeni kombinezonu znalaz� zapalniczk�, kt�r� mu z �uski karabinowej zrobi� na pami�tk� mechanik Jura. Jako� zapomnia� ca�kiem o niej i o tym, �e mo�na i trzeba roznieca� ogie�. Na�arna� z jod�y, pod kt�r� spa�, suchych, omsza�ych ga��zek, przykry� je igliwiem i podpali�. ��te, szparkie j�zyczki ognia wyrywa�y si� spod siwego dymu. Smolne, suche drzewo zaj�o si� szybko i weso�o. P�omie� przeskoczy� na igliwie i rozdmuchany wiatrem rozpala� si� z j�kiem i �wistem. Ognisko trzaska�o i sycza�o, roztaczaj�c suchy, dobroczynny �ar. Aleksiej poczu� si� lepiej; zsun�� b�yskawiczny zamek kombinezonu, wyci�gn�� z kieszeni bluzy par� wytartych list�w, pisanych jednakowym, okr�g�ym, starannym pismem, wyj�� z jednego z nich fotografi� szczup�ej dziewczyny, kt�ra w kwiecistej sukni siedzia�a z podwini�tymi nogami na trawie. D�ugo patrzy� na ni�, potem zn�w troskliwie owin�� fotografi� w celofan, w�o�y� do listu, w zadumie potrzyma� w r�kach i schowa� z powrotem do kieszeni. � To nic, to nic, wszystko' b�dzie dobrze � powiedzia�, zwracaj�c si� ni to do dziewczyny, ni to do siebie samego, i w zadumie powt�rzy�: � Nic to... Teraz ju� wprawnym ruchem �ci�gn�� z n�g buty, odwin�� szal, uwa�nie obejrza� stopy. Spuch�y mu jeszcze bardziej. Palce stercza�y w r�ne strony, jak gdyby stopy by�y gumowe, nadmuchane powietrzem. Barwa ich by�a jeszcze ciemniejsza ni� wczoraj. Aleksiej westchn�� �egnaj�c si� z dogasaj�cym ogniskiem i zn�w powl�k� si� drog�, skrzypi�c kijami po zlodowacia�ym �niegu, przygryzaj�c wargi i trac�c chwilami przytomno��. Nagle, w�r�d innych szmer�w lasu, kt�rych oswojone ucho prawie ju� nie chwyta�o, Aleksiej dos�ysza� daleki odg�os hucz�cych silnik�w. Po- 31 cz�tkowo my�la�, �e si� przes�ysza� wskutek zm�czenia, ale silniki hucza�y coraz g�o�niej, to wyj�c na pierwszym biegu, to przycichaj�c. Z pewno�ci� byli to Niemcy i jechali t� sam� drog�, kt�r� on szed�. Aleksiej uczu�, �e wszystko w nim zamar�o. Strach doda� mu si�. Zapominaj�c o zm�czeniu, o b�lu w nogach skr�ci� z drogi, dobrn�� grud� do g�stego jod�owego zagajnika, zaszy� si� w g�szczu i po�o�y� na �niegu. Z drogi nie spos�b go by�o zauwa�y�; on za� widzia� wyra�nie drog� o�wietlon� popo�udniowym s�o�cem, ju� wznosz�cym si� ponad z�bczast� �cian� wierzcho�k�w jod�owych. Szum si� zbli�a�. Aleksiej przypomnia� sobie, �e na �niegu nie ucz�szczanej drogi widoczny by� wyra�nie jego samotny �lad. Ale na ucieczk� by�o za p�no: silnik przedniego samochodu hucza� ju� ca�kiem blisko. Aleksiej jeszcze mocniej wtuli� si� w �nieg. Naprz�d mign�� mi�dzy ga��ziami p�aski, podobny do klina samoch�d pancerny posmarowany wapnem. Ko�ysz�c si� i szcz�kaj�c �a�cuchami zbli�a� si� do miejsca, gdzie �lady Aleksieja skr�ca�y w las. Aleksiej wstrzyma� oddech. Samoch�d pojecha� dalej. Za nim sz�a niewielka otwarta ci�ar�wka na g�sienicach. Kto� w czapce o zadartym denku, wtuliwszy nos w bury futrzany ko�nierz, siedzia� obok szofera, a z ty�u na wysokiej �awce kiwali si� �o�nierze z automatami, odziani w szarozielone p�aszcze i he�my. W pewnej odleg�o�ci, prychaj�c i zgrzytaj�c g�sienicami, jecha�a jeszcze jedna ci�ar�wka, w kt�rej rz�dami siedzia�o z pi�tnastu hitlerowc�w. Aleksiej wtula� si� w �nieg. Samochody by�y tak blisko, �e w twarz wion�� mu ciep�y od�r sw�du gazo-linowego. W�osy zje�y�y mu si� na karku, mi�nie zwin�y w spr�one k��by. Ale samochody przejecha�y, wo� si� rozwia�a i po chwili ju� z oddali dochodzi� ledwie rozpoznawalny szum motor�w. 32 Przeczekawszy, a� wszystko ucichnie, Aleksiej wydosta� si� na drog�, na kt�rej zna� by�o dok�adnie szcze-blowate �lady ci�gnik�w, i po tych �ladach poszed� dalej. Posuwa� si� tymi samymi r�wnomiernymi przemarszami, tak samo odpoczywa�, tak samo si� posila�, odbywszy po�ow� dziennej drogi. Lecz teraz szed� ostro�nie jak zwierz�. Jego trwo�ny s�uch chwyta� ka�dy szmer, oczy czujnie patrzy�y na wszystkie strony, jak gdyby wiedzia�, �e tu� obok podkrada si� i kryje wielki, gro�ny drapie�ca. Jako lotnik, przyzwyczajony do walki w powietrzu, Aleksiej po raz pierwszy spotka� na ziemi �ywych, nie unieszkodliwionych wrog�w. Teraz brn�� ich �ladem, u�miechaj�c si� szyderczo. Nieweso�o �y� im tutaj, nie-przytulnie, niego�cinna jest ziemia przez nich okupowana! Nawet przez ten las dziewiczy, gdzie trzy dni nie widzia� Aleksiej �ladu cz�owieka, oficer ich musi je�dzi� z tak� eskort�! � To nic, nic, wszystko b�dzie dobrze! � dodawa� sobie otuchy Aleksiej i wci�� szed�, szed�, szed�, usi�uj�c zapomnie�, �e nogi bol� go coraz ostrzej i �e sam s�abnie coraz bardziej. �o��dek nie dawa� si� ju� oszuka� ani kawa�kiem m�odej kory jod�owej, kt�r� Aleksiej wci�� gryz� i po�yka�, ani gorzkawymi p�czkami brzozowymi, ani delikatnym i lepkim, ci�gn�cym si� w z�bach w��knem m�odej kory lipowej. Do zmroku przeszed� zaledwie pi�� odcink�w. Za to na noc roznieci� wielkie ognisko ob�o�ywszy igliwiem i chrustem ogromny, na wp� zgni�y pie� brzozy le��cej na ziemi. Dop�ki pie� tli� si� �arem, Aleksiej spa� wyci�gni�ty na �niegu, odczuwaj�c o�ywcze ciep�o to w jednym, to w drugim boku. Odwraca� si� wi�c odruchowo i budzi�, �eby dorzuci� chrustu i nie da� zgasn�� pniakowi, kt�ry sycz�c p�on�� leniwie. W nocy rozhula�a si� zamie�. Poruszy�y si�, zaszu- 3 � Opowie�� o prawdziwym cz�owieku 33 ^illimtfiem,^ ^n^czej nie wstanie. Sta-Hl |ia|ceni (iuszk^' pokaleczywszy sobie jlt�k� � Jk ostfe kraw�dzie, ale wci�� |jl�z