3988

Szczegóły
Tytuł 3988
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3988 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3988 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3988 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Lucyna Legut-Werecka DLA KOGO TEN WAWRZYN? Copyright by Lucyna Legut-Werecka Wydawnictwo �Tower Press� Gda�sk 2001 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 Pty� sp�ni� si� na pr�b�. Ca�� noc bola�y go z�by. Dopiero nad ranem zdrzemn�� si� chwil� i ju� by�o za p�no. Czw�rka u g�ry �widrowa�a s�odko, zupe�nie jak przy borowaniu. Tego si� nie da ab-so-lut-nie wytrzyma�! B�l cieniutki i taki wyd�u�ony, poprzez ca�� czaszk�, a� gdzie� hen daleko... Pty� le��c w ��ku, pr�bowa� my�le� o rzeczach przyjemnych, aby go zag�uszy�. Oto otrzymuje podwy�k� � zamiast tysi�c siedemset, trzy tysi�ce czterysta z�otych! Nic nie pomog�o. Z�b jak bola�, tak boli. Pty� dostaje rol� w Smaku miodu, t� kt�r� kiedy� gra� Fetting. Rusza si� jak Fetting, jest ubrany jak Fetting, m�wi jak Fetting, tyle �e to Pty�, a nie Fetting. A z�b boli!... Teraz ju� boli ka�da cebulka we w�osach, tak jakby mia�a korzenie z�bowe... Pty�-Fetting u�miecha si� do partnerki na scenie, a ona klepie go po twarzy. Jezu! Tylko nie w bol�cy z�b!... Ciekawe, czy Fettinga bola�y kiedy� z�by. Nie wygl�da� na to. Cho� koronki to on mia�... Jak si� szeroko u�miechn��, wida� by�o z ty�u koronki. Rany boskie! Nie do wytrzymania ten b�l! Pty� wyskoczy� z ��ka i w strasznym ba�aganie na stole zacz�� szuka� czego�, co mog�oby u�mierzy� cho� troch� b�l z�ba. Po co szuka�, skoro niczego takiego nigdy tu nie by�o? A jednak cz�owiek zawsze wierzy w cuda, je�eli nie ma ju� innego wyj�cia. Pty� liczy� na cud. Mo�e kiedy� kto� zgubi� tu jaki� proszek? Mo�e ten, kt�ry przed nim mieszka� w tym pokoju? Pty� ju� by� na kolanach, zagl�da� pod st�, pod ��ko, nawet wsadzi� r�k� pod kaloryfer, ale wyci�gn�� tylko gar�� sk�acza�ego kurzu. �Na nic w �yciu nie mo�na liczy� � pomy�la�. � Nawet na to, �e kto� zgubi proszek. Mo�na tylko liczy� na w�asny b�l z�b�w. Oj! Jak boli! Co w takim z�bie jest, �e tak boli? I dlaczego w�a�nie mnie? Re�yser Paj�k te� ma z�by i mog�yby go bole�. Ale nie! Mnie! Mnie bol� z�by! Bo w�a�nie mnie zawsze musi si� co� takiego przytrafi�!...� Pty� ju� nie wr�ci� do ��ka. Zasta� na pod�odze. Kl�cza� z g�ow� opart� o st� i cichutko j�cza�. Pobo�ne westchnienia do wszystkich �wi�tych przeplata� drobnymi przekle�stwami. � O Jezu! Jezu! Matko Boska! Nie wytrzymam! A niech to najja�niejszy szlag trafi! O rany! �eby cho� jednego dyrektora tak z�b bola�, toby wiedzia�, co znaczy �ycie! Cholera! Na mi�o�� bosk�, jak nie przestanie bole�, to wyskocz� oknem! Pty� nie wyskoczy� oknem, tylko zdrzemn�� si� na chwil�. Le�a� zwini�ty, przykryty brze�kiem dywanika, i tak zasta� go ranek, godzina, kiedy jest ju� za p�no, aby si� spieszy�, bo i tak si� nie zd��y. Ockn�� si� spotnia�y ze strachu. Pierwszym przytomniejszym gestem by�o dotkni�cie spuchni�tego ju� lekko policzka. Potem zerwa� si� i spojrza� na zegarek: pr�ba ju� si� zacz�a, wi�c nie ma co si� wysila�. Spodnie od pid�amy zsun�y si� troch� poni�ej bioder. By� mo�e, Pty� schud� przez t� bezsenn� noc albo gumka zluzowa�a si�, co te� si� zdarza. Pomaszerowa� do �azienki, po drodze nadeptuj�c psu na �ap�. Pies skoczy�, bardziej ze zdenerwowania ni� z b�lu, i zawy� g�o�no, daj�c wyraz swemu niezadowoleniu. Gospodyni natychmiast wyjrza�a z kuchni i powiedzia�a: � Prosi�am, �eby pan nie m�czy� psa. � Ja m�cz� psa? Jezu! A w og�le, dlaczego on sypia pod moimi drzwiami? Zawsze musz� uwa�a�, �eby na niego nie wej��. � Nie kocha pan zwierz�t. Kto nie kocha zwierz�t, jest niedobry dla ludzi. � B�agam pani�! Niech mi pani dzisiaj da spok�j! Z�by mnie bol�. � Gdyby ka�dy, kogo bol� z�by, chcia� tratowa� psy... � Za chwil� powie pani, �e go zabi�em. 5 � Po panu mo�na si� wszystkiego spodziewa�. Czy to pan bra� szynk� z lod�wki? Zreszt�, po co si� pyta�?! Wiadomo. � Co to ma wsp�lnego z psami? � Prosz� pana, pan jest tylko moim sublokatorem, to znaczy, �e ma pan prawo do pokoju, ale nie do szynki. � Oddani pani ten plasterek. Poza tym by�a s�ona. Trzeba zawsze najpierw skosztowa�, nim si� co� kupi. � Prosz� nie dotyka� mojej lod�wki! B�d� musia�a wym�wi� mieszkanie, je�eli pan b�dzie buszowa� po ca�ym domu. � Lod�wka to nie ca�y dom. I czemu pani tak od rana gderze? Sp�ni�em si� do pracy, a pani mnie jeszcze zatrzymuje. � To niech pan zostawi moj� lod�wk�. � Pani wie, jak si� nazywa cz�owiek, kt�ry si� nagle wzbogaci�? � Nic mnie to nie obchodzi. � No, no... Wol� ju� nic nie m�wi�. Zniech�ca mnie pani swoim zachowaniem. B�d� musia� pomy�le� o innym mieszkaniu. � Prosz� bardzo. Byle szybciej. � Jeszcze pani po�a�uje. Niewa�ne... Teraz si� �piesz�. � I chodzi� w takim rozmam�aniu te� wstyd. � Co za wstyd? Nie widzia�a pani kawa�ka brzucha m�czyzny? Przecie� ma pani m�a. � Nie mam ochoty ogl�da� pa�skiego brzucha! � Spodziewam si�. Jeszcze tego by brakowa�o!... � Pty� trzasn�� drzwiami do �azienki, ale zaraz wychyli� g�ow� i powiedzia�: � Przepraszam. � Potem wymy� z�by, ostro�nie omijaj�c bol�c� czw�rk�, i przytrzymuj�c spodnie od pid�amy przebieg� przez korytarz do swego pokoju. Ubiera� si� szybko. Dwa razy zmienia� krawat: jeden mia� plam� z sosu, drugi by� zgnieciony. Nie m�g� zdecydowa�, kt�ry lepszy. Pies pod drzwiami czochra� si� i �apa� z�bami pch�y. Pty� przekroczy� go, uwa�aj�c na �apy i ogon. W korytarzu przed lustrem nasadzi� kapelusz i wyszczerzy� z�by. Czw�rka g�rna spokojnie tkwi�a na swoim miejscu. Ma�y, zwyczajny z�b, w kt�rym w nocy szala�o piek�o! Pty� pochyli� si� nad psem i zajrza� mu do pyska. �Szcz�ciarz! Ten nie wie, co to b�l z�b�w... I do tego nie musi i�� na pr�b�. Poje sobie, podrzemie, pch�y po�apie... Ech, �ycie, �ycie...� Na dworcu kolejki Pty� spotka� Adel�. Ucieszy� si� bardzo, �e b�dzie m�g� z kim� podj�� temat z�b�w, i zacz��: � Ty wiesz, stara, jak mnie dzisiaj ca�� noc z�b m�czy�? � Kt�ry? � Jakie to ma znaczenie? Ten! � Ca�kiem dobry. � Nie ten! Czw�rka! U g�ry! � Niech b�dzie czw�rka, te� wygl�da zdrowo. � Wygl�da!... Ca�� noc nie spa�em! No a nad ranem zdrzemn��em si�. � Budzika nie masz? � Nie. M�wi� ci, codziennie budz� si�� o pi�tej rano i oka wi�cej nie zmru��, tylko trz�s� si� ze strachu, �e si� sp�ni� na pr�b�. � Codziennie si� trz�siesz? � Codziennie. � A jak by� sobie kupi� budzik? � Mowy nie ma! Upar�em si�, �e nie kupi� budzika. 6 � No to si� trz�! � Co� taka wa�na? Porozmawia� z tob� nie mo�na? Adela wzruszy�a ramionami i skrzywi�a lekko usta. Nie wiedzia�a, jak dalej prowadzi� rozmow� o budziku, kt�rego Pty� nie posiada�. Zas�pi�a si�. Dlaczego ona nie umie rozmawia�? Dlaczego nic jej nie przychodzi do g�owy? Dowcipny cz�owiek m�g�by mie� tysi�c pomys��w na temat budzika. Ona nie. Umys� jej jest jak ��w. Dwa dni potrzebuje, �eby znale�� odpowied�. Mo�na by na przyk�ad powiedzie� co� takiego: �A kiedy zadzwoni� r�wnocze�nie wszystkie budziki �wiata, wtedy wstan� prochy twoje i prochy twojego dziadka, i wuja Stefana. Ustawi� si� w szeregu, proch przy prochu, dziadek przy dziadku, i wys�uchaj� do ko�ca tego ostatniego dzwonienia, bo potem ju� nic nie b�dzie, ani pr�by, ani przedstawienia w plenerze, tylko szcz�liwo�� wieczna...� Oczywi�cie, ona tak nie powie. Pty� patrzy teraz na ni� i pewnie my�li, jak jest ma�o inteligentna. Ju� nawet nie chodzi o to, �e on tak my�li. Chodzi o fakt. Ona naprawd� nie potrafi nigdy prowadzi� �adnej rozmowy. Gdy tylko zacznie cokolwiek m�wi�, wydaje si� jej to g�upie. Pr�buje wi�c gwa�townie znale�� jak�� m�drzejsz� i oryginalniejsz� my�l, ale zaraz si� pl�cze, s�owa wypadaj� po drodze, zostaje zniekszta�cone zdanie, kt�re nic nie znaczy. Nic, pr�cz tego, �e Adela jest t�pa. Oczy Ptysia spojrza�y na Adel� z wysoko�ci metr osiemdziesi�t pi��. �Co oznacza to wzruszenie ramion? Niechby ona spr�bowa�a codziennie rano budzi� si� ca�a roztrz�siona! Kto z ludzi jest w stanie wytrzyma� takie ci�g�e napi�cie nerw�w? A ja wytrzymuj�! Ale kiedy� to si� wszystko �le sko�czy. Nerwy wysi�d� i cze��! Ju� mi wysiad�y z�by. Jeszcze tylko nerwy i cze��! � Dotkn�� j�zykiem z�ba. � Jak tak delikatnie dotkn�� j�zykiem, to nie boli, ale jak wessa� powietrze... Oho!� Spojrza� zn�w na Adel�: � Adela, ty masz zdrowe z�by? � A ciebie co to obchodzi? � Mo�esz chyba odpowiedzie�. Nie pytam si� o lata, tylko o z�by. � Zdrowe. � Ale dw�jka nie jest twoja? � Moja. Zap�aci�am za ni� i jest moja. � O co ci chodzi? Zaraz si� w�ciekasz... Wiesz, mam k�opot. Z�by mnie bol�. � Ju� m�wi�e� o tym. Id� do dentysty. � Najpierw chc� porozmawia�, potem p�jd�. Cz�owiek musi pomy�le�, rozwa�y�, nim co� zrobi. � Jak mnie raz bola�y z�by, to... � Adela zacz�a gwa�townie szuka� jakiego� ciekawego okre�lenia dla tego b�lu. Daremnie. Wszystkie skojarzenia wydawa�y si� jej beznadziejnie g�upie. Pty� si� niecierpliwi�. � No wi�c, co by�o z tymi twoimi z�bami? � Co by�o z moimi z�bami? � Adela w�ciek�a na siebie, �e nic nie potrafi wymy�li�, zrezygnowa�a z wszelkiej oryginalno�ci. � No co mog�o by� z moimi z�bami? Bola�y jak cholera i tyle! � Takim cieniutkim b�lem? � Czy ja wiem? Mo�e i by� on cieniutki. Bola�y. � Bo mnie to jakby kto� cienk� a d�ug� szpilk�... Rozpalon�, rozumiesz, wciska� w ten z�b i przewierca�. Adela za�ama�a si�. Jak to Pty� �adnie powiedzia� o tej szpilce. Czemu ona nigdy na nic takiego nie wpadnie? Milcza�a od tej pory ca�� drog�. Patrzy�a w okno, chocia� zna�a t� tras� na pami��. Spojrza�a po twarzach pasa�er�w. Z pewno�ci� ka�dy z nich umia�by prowadzi� z Ptysiem ciekaw� rozmow� o b�lu z�b�w. Tylko ona na �aden temat nie ma nic do powiedzenia. Teraz na przyk�ad patrzy w okno i o czym my�li? O niczym. �e tam jest dom, tam pies, a tu stoi drzewo. Na drzewie kwiaty. Jab�o�. Kwitn�ca... Czy to ma by� my�lenie? O tym, �e 7 jab�o� kwitnie, wie ka�dy. Ale co z tego wynika? Albo Pty�... Pty� stoi tam i bol� go z�by. Przecie� co� powinno z tego dla niej wynika�! Ona ma obowi�zek wysnu� jaki� wniosek z bol�cych z�b�w Ptysia. Tymczasem nic. Idzie sobie przez �ycie. Tu kwitn� drzewa, tam kogo� bol� z�by, a dla niej z�by � to z�by, drzewa � to drzewa... �Jestem kretynk� ostatniego gatunku. Nie potrafi� z cudzych z�b�w i drzew stworzy� nic w�asnego. Czas ucieka. Nawet ta podr� kolejk� to czas, kt�ry ju� przemin��. Co� si� sko�czy�o, co� odesz�o, a ja siedz�, gapi� si� w okno i nic z tego dla mnie nie wynika. Wiem tylko, �e obok stoi Pty�, kt�rego bol� z�by.� � Mo�e przy�o�� sobie loda na z�b � powiedzia� Pty�, kiedy wysiad�a z kolejki. Adel� zatka�o. �Mnie by to nigdy nie przysz�o do g�owy. A Pty� �przy�o�y sobie loda na z�b�! Ja bym pewnie powiedzia�a: �Kupi� sobie loda. Mo�e ch��d dobrze zrobi�. Ja bym tak powiedzia�a, bo nie mam za grosz dowcipu�. Nagle zdecydowa�a si�: �Niech si� dzieje, co chce! Cho� raz w �yciu powiem co� oryginalnego! Wszystko jedno co!� � Ptysiu, widzia�e� kiedy� czerwonego barana? � Nawet nie wiedzia�a, sk�d jej si� ten baran napatoczy�. To by� ten skok g�ow� w d� w abstrakcyjne my�lenie. � Ca�kiem czerwonego? � Pty� nieuwa�nie zatrzyma� na jej twarzy spojrzenie, bo by� w�a�nie zaj�ty ogl�daniem jakiego� samochodu. � Nie. Ale widzia�em na dodatku filmowym astronaut�, kt�ry porusza� si� wok� swojej rakiety. By� przywi�zany, oczywi�cie. Adela zachwycona spojrza�a na Ptysia. �Sk�d jemu ten astronauta przyszed� do g�owy? Tak nagle? Po bananie?� Odwa�y�a si� zapyta�: � Czemu w�a�nie astronauta przyszed� ci do g�owy? � A bo ja wiem? A czemu tobie baran? Tu ju� Adela nie znalaz�a odpowiedzi. �Trzeba sko�czy� temat barana, a jeszcze lepiej pozby� si� Ptysia.� � Wiesz co, Pty�? Chc� wst�pi� do sklepu. Moja scena idzie dopiero po przerwie. Ty ju� id�, bo si� sp�nisz. � Ju� si� sp�ni�em. Cze��! � I Pty� poszed�, aby si� sp�ni�, a Adela stan�a przed pierwsz� z brzegu wystaw� sklepow�. Opar�a czo�o o szyb�. �Czemu nie potrafi� my�le�? Czemu jestem g�upia? Czas ucieka. Czas ucieka, a ja nie my�l�.� Pty� zatrzyma� si�. Ju� mia� wej�� na sal� pr�b, ju� naciska� r�k� klamk�, kiedy nagle m�zg wys�a� rozkaz w kierunku r�ki: �Zatrzymaj si�! Najpierw drobna charakteryzacja, potem dopiero wkroczenie na sal�!� Wi�c Pty� wyj�� z kieszeni chusteczk� do nosa, mocno sfatygowan�, zgniecion�, oblepion� tytoniem... Zawsze u�ywa� ligniny do wycierania nosa, Chustk� mia� na wszelki wypadek. Teraz wytrzepa� z niej tyto�, rozprostowa� na oknie, wyg�adzi� d�oni�, z�o�y� w czworok�t i przy�o�y� do policzka. Przejrza� si� w kieszonkowym lusterku: efekt by� bardzo dobry! Jeszcze oku nada� wyraz bezgranicznego cierpienia i � wkroczy� na sal�. Re�yser spojrza� na niego przez u�amek sekundy, nie przerwa� jednak swoich wywod�w na temat sztuki, m�wi� dalej d�ugo i monotonnie. Pty� wyczekiwa� momentu, kiedy tamten zawiesi g�os, i powiedzia�: � Przepraszam za sp�nienie. Z�b mnie boli. Re�yser nie spojrza� nawet na niego, tylko rzuci� kr�tko: � To ju� sprawa komisji dyscyplinarnej. Jest pan zapisany w raporcie. � I dalej wyk�ada� swoje racje. Pty� rozejrza� si� po sali. Ani krzty wsp�czucia w twarzach! Oczywi�cie, nie wierz� mu. A jego bola� z�b. Bola� go, do wszystkich diab��w! Czy nikt z tych ludzi nigdy nie cierpia�? Schowa� brudn� chusteczk� i z ods�oni�t� twarz� pod��y� na swoje miejsce. Mo�e uwierz�, jak zobacz� spuchni�cie? Chrz�kn�� dwa razy, poprawi� si� w krze�le i g��boko westchn��. Adrianna, kt�ra siedzia�a akurat naprzeciw Ptysia, pochyli�a g�ow� i przygryz�a wargi. 8 �Ciekawe, z czego jej si� tak chce �mia�? � pomy�la� Pty�. � Co tu jest w og�le do �miechu? Baby to sko�czone idiotki!� Otworzy� egzemplarz sztuki i na jednej z kartek, gdzie nie by�o tekstu jego roli, na odwrotnej, nie zapisanej stronie nagryzmoli�: Zdaje si�, �e mam rop� w z�bie i zapalenie dzi�se�. Brak witamin. Po�ycz mi cytryn�. Wpatruj�c si� w m�wi�cego re�ysera z uwag�, r�wnocze�nie delikatnie oddziera� kawa�ek zapisanego papieru. Potem zwin�� go w kulk� i palcem posuwa� w kierunku Adrianny. Re�yser zerkn�� na Ptysia. Kulka zatrzyma�a si� akurat na �rodku sto�u. Pty� zacz�� oboj�tnie i lekko stuka� palcem po blacie. Re�yser przeni�s� wzrok na �cian�, kulka zn�w przesun�a si� w kierunku Adrianny, by�a ju� w zasi�gu jej r�ki. Pty� wiedzia�, �e Adrianna widzi kulk�, i z�o�ci� si�, �e jej nie zabiera, cho� wystarczy�o tylko si�gn�� r�k�. Nawet nie chodzi�o mu tak bardzo o po�yczenie cytryny, po prostu chcia�, aby kto� zainteresowa� si� jego cierpieniem. Ostatecznie nie co dzie� cz�owieka bol� z�by i w takim wypadku ma si� chyba prawo do wsp�czucia. Cichutko sykn�� dwa razy i wskaza� oczyma kulk�. Obok Adrianny siedzia� Tadeusz i pali� papierosa. Popi� upad� na stolik, Tadeusz pochyli� si�, dmuchn��. Razem z popio�em potoczy�a si� kulka. Zatrzyma�a si� dopiero na kraw�dzi sto�u, obok otwartego re�yserskiego egzemplarza. Pty� wyci�gn�� d�o�. Re�yser spojrza� na kulk� i odepchn�� j� ko�cem o��wka w kierunku Ptysia. � Niech�e pan sobie zabierze ten list! � powiedzia�. � Te zabiegi, abym nie dostrzeg� pana mi�osnej korespondencji, s� prymitywne. W dodatku niszczy pan egzemplarz. Zachowuje si� pan jak przedszkolak. �Idiota � pomy�la� Pty�. � Kto w przedszkolu umie pisa�?� Zanim Pty� cokolwiek zrobi dalej ze sob�, mo�na powiedzie� co� o Adriannie. Po prostu jest dogodny moment na �streszczenie� Adrianny. W swoim czasie Adrianna uprawia�a stolark�. Nic w tym dziwnego. By�a zniech�cana do �wiata, wi�c zaj�a si� stolark�. Czy mo�na si� zniech�ci� do �wiata pracuj�c w teatrze? Oczywi�cie. Bo oto kto� dosta� �wietn� rol� � Adrianna nie. Marzy�a o tej roli, a dosta� j� kto� inny. O kim� napisano znakomit� recenzj� � o Adriannie ani s�owa. Kto� by� m�ody i obnosi� si� bezczelnie ze swoj� m�odo�ci�, kogo� kochali wszyscy m�czy�ni, a Adrianna?... Szkoda m�wi�! Adrianna zaj�a si� wi�c stolark�. Nie wiem, czy ka�demu zaleca� stolark� na gorycze �yciowe. Mo�e inny rodzaj majsterkowania by�by te� dobry. Trzeba spr�bowa�. Adrianna dosta�a u�ywany strug od stolarza teatralnego i struga�a nim ma�e deszczu�ki na solniczk�. Solniczka jest na pewno przedmiotem, kt�ry ka�dy bez trudu potrafi wykona�. Struga�a w domu, polerowa�a szklanym papierem w teatrze, podczas pr�b, kiedy nie by�a potrzebna na scenie. A� kiedy� przenios�a si� do nowego teatru. I czy troch� lepiej jej si� tu wiod�o, czy znudzi�a si� jej stolarka, fakt, �e porzuci�a j� zupe�nie. Widz� Adriann� w noc sylwestrow�. Klub Plastyk�w. Wst�p siedemdziesi�t pi�� z�otych. Za t� kwot� postawiono na stole: p� kurcz�cia z nadzieniem, ziemniaki z groszkiem, barszcz czerwony, cztery kanapki, wod� mineraln� i butelk� szampana (szampan na cztery osoby). Z tych pieni�dzy op�acony by� jeszcze szatniarz, pan Zbych, ca�� noc pijany jak bela, i �wiece, zast�puj�ce o�wietlenie elektryczne. Suknie mini, koronkowe lub z szyfonu. Jedna d�uga suknia z plam� barszczu na staniku. Kilka kolorowych peruk. W niekt�rych uszach pingpongowe pi�eczki--kolczyki. Na pocz�tku balu spo�ywanie potraw. Nieliczne g�o�no padaj�ce zdania, akcentuj�ce dobry nastr�j. Adrianna w szyfonie w rdzawe li�cie. Jeden autentyczny cudzoziemiec, zaczepiaj�cy wszystkie kobiety w j�zyku angielskim. Wszystkie twarze u�miechni�te. Sylwester! Noc sza�u! Anglik autentycznie szcz�liwy, domy�laj�cy si� sensu dowcipnych rozm�w toczonych przy sto�ach. Potem kurcz�ta w postaci drobnych kostek i alkohol wyj�ty z kieszeni i torebek, ustawionych rz�dem na sto�ach. Wzajemna lustracja pa� i plan�w ju� dawno dokonana. P�on� �wiece. Pan Zbych w male�kiej szatni szamoce si� z p�aszczami, nabija je na haki jak �ywe prosi�ta. Pan 9 Zbych. oboj�tny na krzyk b�lu, rani hakami jedwabne podszewki. Pan Zbych, szatniany chrystusik z szeroko rozpostartymi ramionami, z cierniem damskiego kapelusza na g�owie, osuwa si� cicho na pod�og� i p�acze. Dlaczego p�acze pan Zbych? Kto to mo�e wiedzie�... Sylwester! Jeszcze przed p�noc� Adrianna przy pianinie. Szyfon w rdzawe li�cie. Cygaro w z�bach. Sylwester. Ludzie! Ludzie! Cudowna noc! Krok bli�ej �mierci! Bawcie si�! Jutro b�dziemy mie� kaca!... Pty� �pi�cy po�r�d resztek jad�a. D�ugie r�ce przerzucone przez st�. W�osy w p�misku z ryb� w galarecie. Kto� nowy wchodzi na sal�. Obcy cz�owiek o oczach zabitego zaj�ca. Siada przy stole. Zupe�nie sztywny. Martwy cz�owiek. Adrianna wali si� na jego kolana i razem spadaj� pod st�. Sylwester! Dogasaj�ce �wiece. Dogasaj�ce twarze. Stara kobieta g�o�no rozprawia o sztuce. G�owy kiwaj� si�. Zgadzaj� si�. Sztuka jest wielka. Kroki do drzwi. Kroki na schodach. Ju� tylko zosta�o siedem os�b, cztery, dwie... O godzinie dziewi�tej rano pan Zbych, szatniarz, kl�cza� przed pianinem z p�aszczem Adrianny w ramionach i b�aga�, �eby zechcia�a p�j�� do domu. Nie by�o ju� absolutnie nikogo, tylko Adrianna z cygarem w z�bach, jej r�ce przy pianinie i melodie, ma�e strz�pki melodii sylwestrowych w uszach pana Zbycha, g�uchego na wszystko pr�cz s��w Adrianny, kt�re wyra�a�yby zgod� na p�j�cie do domu. Koniec. Koniec nocy sylwestrowej. Zmi�ty szyfon w rdzawe li�cie. Zgas�e cygaro. Rozbite szk�o. Pi�eczka pingpongowa, kt�ra jeszcze godzin� temu by�a kolczykiem. � Niech pan nigdy nie zabija motyli � powiedzia�a Adrianna, nadeptuj�c pi�eczk�. � W og�le nie trzeba m�czy� ma�ych stworze�. � Sta�a ju� w drzwiach, kiedy to m�wi�a, a oczy mia�a bestialsko smutne. � Kto z pa�stwa chce powiedzie� co� na temat sztuki? � zapyta� re�yser Paj�k. � Mo�e s� jakie� pytania? � Ja chc� zapyta�... � To by� g�os Adrianny. G�os grubawy, zawsze lekko tr�caj�cy o smutek i z ma�ymi wschodnimi zawijasami, chocia� w teatrze regionalno�� wymowy surowo wzbroniona. Ka�de s�owo winno mie� etykiet� �czysto��, w przeciwie�stwie do ucha czy szyi, kt�rych czysto�ci nikt nie kontroluje. � Chc� si� dowiedzie�, ile lat ma mie� ta pijaczka, kt�r� mam gra�. Re�yser Paj�k traktowa� sw�j zaw�d bardzo serio, wi�c zastyg� w bezruchu, skupi� si� wewn�trznie, zmru�y� oko, wysun�� szcz�k� do przodu � znak, �e zacz�� prac� umys�u. Mo�na by�o prawie dostrzec ruch szarych kom�rek. Tam, w g�owie, my�li k��bi�y si�, skupia�y, rozpierzcha�y, tar�y o siebie, warcza�y, gzi�y, a ka�dy najmniejszy nawet proces odbija� si� w oku. Nic, tylko patrze� i podziwia�! Jak�e cudown� spraw� jest my�lenie!... Dwadzie�cia par oczu, kt�rym obce by�o odbicie jakiejkolwiek my�li (bezsporna opinia re�ysera Paj�ka o aktorach), wpatrywa�o si� w natchnion� twarz cz�owieka my�l�cego. Twarz re�ysera Paj�ka by�a jak pi�kny obraz p�dzla wielkiego malarza. Gatunek czysty, szlachetny i wspania�y. Wobec tej pot�gi doskona�o�ci ka�dy czu� si� marnym robakiem, zielon� liszk�, kt�ra mo�e zdolna jest obgry�� li�� kapusty, ale niedo�cig�e s� dla niej obszary my�lenia. W ciszy napi�tej a� do b�lu pad�y s�owa, w�a�nie te poprzedzone intensywnym my�leniem: � Pani Adrianno. My�l�, �e ona mo�e mie� lat... Wszystko jedno ile... Jak pani b�dzie wygodniej. Zreszt�, to si� zobaczy na scenie, w realizacji. Adrianna szepn�a cicho do Tadeusza: � Guzik z tego wiem. Pty� zacz�� delikatnie d�uba� w z�bie. Adrianna sykn�a do niego przez st�: � Przesta�! To obrzydliwe! 10 Pty� wzruszy� ramionami. Przesta� �opracowywa� z�b, kt�rym chcia� si� w�a�ciwie zaj�� tylko dla zabicia czasu. Zacz�� przerzuca� kartki egzemplarza, �wa�y� rol�: ile tego na tekst, ile na sytuacje. Czy w og�le jest co gra�, czy tylko b�dzie zapycha� miejsce na scenie, kt�re lekkomy�lny scenograf zapomnia� zape�ni� dekoracjami. Ba! Tekstu minimalnie! Za to jest jedno s�owo. Wspania�e s�owo: DUPA! To jest ju� co�. B�dzie mo�na wygra� to s�owo. Nie ma ucha, kt�re by nie zareagowa�o na �dup�. �Klawo jest! Powiem to tak sobie, ani cicho, ani g�o�no. Najgorzej podkre�li� takie s�owo, zaraz si� robi co� sztucznego. Na przyk�ad: kocham. Te� si� nie m�wi tego z przyciskiem, m�wi si� byle jak, samo zabrzmi. S�owo ma warto�� samo w sobie.� Pty� pogr��ony w zadumie nad s�owem napisa� na marginesie tekstu najpierw �dupa�, potem inne nieprzyzwoite wyrazy, wreszcie zacz�� rysowa� niekt�re cz�ci cia�a, ale tylko te, kt�rych wizerunk�w cenzor nie pu�ci�by do rozpowszechnienia. Re�yser Paj�k, my�liciel, wizjoner nawiedzony geniuszem, tkwi� za sto�em z r�kami w kieszeniach, co� m�wi�, tworzy� jaki� nowy teatr, �uchwy przeskakiwa�y mu w szcz�ce, wida� napi�cie my�li by�o ogromne. A oni siedzieli przy stole z oboj�tnymi twarzami i ka�dy skroba� na egzemplarzu w�asne nieprzyzwoite s�owa. Jeden tylko Grzegorz rysowa� geometryczne wzory. Podobno jest to objaw poprzedzaj�cy ci�kie schorzenie psychiczne. Czy�by Grzegorzowi, cz�owiekowi o oku ��wia i sercu go��bia, Grzegorzowi, kt�ry chcia� by� tylko tym, czym by�, nawet nie chcia� gra� innych r�l, tylko te, kt�re dostawa�, czy�by i jemu r�wnie� grozi�a schizofrenia? Po c� rysowa� te wzory geometryczne? M�g� po prostu rysowa� okre�lone cz�ci cia�a i by�by normalny jak ka�dy z nich. Mo�e jednak uda si� go jako� uratowa�, bo chocia� w rysunkach r�ni� si� tak bardzo od reszty, to jednak jego pragnienia by�y normalne. Marzy� jak wszyscy o ko�cu pr�by. Niech diabli wezm�, jak ta pr�ba si� wlok�a i ile jeszcze trzeba by�o prze�y� wewn�trznych ziewni�� do tej nikczemnej, bezlitosnej a tak ukochanej godziny drugiej!... Pty� wyczerpa� dzienny zapas nieprzyzwoito�ci, zamkn�� wi�c egzemplarz, schowa� d�ugopis, rozpar� si� wygodnie na krze�le, d�onie spl�t� na piersi i wpatrzy� si� w re�ysera, my�l�c ca�y czas o nim: �Jaki to nieprzeci�tny baran! Stawiam pi�� butelek winiaku, je�eli on mo�e strzeli� wi�cej ni� jednego �gola� na miesi�c. Facet, kt�ry godzinami mo�e tak chrzani�, nie potrafi by� m�czyzn�. Nie, on nawet jednego �gola� na miesi�c nie strzela! Do tego trzeba inteligencji. A w ka�dym razie wyobra�ni. Wyobra�nia jest we wszystkim najwa�niejsza. Je�eli id� si� kocha� z dziewczyn�, to nie dlatego, �e jest rzeczywi�cie �wietna, tylko �e jest taka w moim wyobra�eniu. Na przyk�ad Adela... Czy Adela jest taka �wietna? Wcale nie. To ja pewnego dnia wyobra�am sobie w�osy Adeli, �e le�� na poduszce, i lec� do Adeli, bo chc� prze�y� moje wyobra�enie o jej w�osach. O w�osach Adeli, kt�re w istocie s� takie sobie, ale moja wyobra�nia rozsypuje je na poduszce...� � Wi�c jak pan uwa�a? � z niewiadomych przyczyn re�yser Paj�k skierowa� pytanie do Ptysia. � Co znaczy, jak ja uwa�am? Nie wiem. S�ucham tylko, co pan m�wi. � Wydawa�o mi si�, �e pan nie s�ucha. � S�ucham ca�y czas z uwag�. Mam zamiar popracowa� nad t� rol�, zawsze ceni� pa�skie uwagi. My�la�em w�a�nie, jak pan to zgrabnie konstruuje. To mo�e by� klawa rzecz! � Owszem, �klawa�, jak pan m�wi, ale zaznaczam, �e trudna. � Ba! To si� rozumie. Ja jednak wol� si� potrudzi�. Nawet nie lubi�, kiedy mi rola zbyt �atwo przychodzi. Adrianna zacisn�a oczy. �Co za bydl�! Lizus! Znienawidzi�abym go, gdyby nie to... �e go tak lubi�.� Re�yser Paj�k zmieni� nagle zdanie o Ptysiu. �To dosy� mi�y i rozgarni�ty ch�opak. Troch� nieuporz�dkowany, ale w r�kach dobrego re�ysera mo�e si� sta� podatnym materia�em na przyzwoitego aktora. Popracuje si� nad nim i co� si� z niego wykrzesze. W przysz�o�ci trzeba 11 b�dzie spr�bowa� da� mu jak�� lepsz� rol�. Nie jest inteligentny, ale to w�a�ciwie aktorowi niepotrzebne. Wystarczy, �eby umia� s�ucha�.� Pty� ukradkiem spojrza� na boki: w ka�dym oku szyderstwo. �Co za ludzie! Czy mia�em mu powiedzie�, �e go mam za... Dobra! Mog� sobie my�le�, co chc�. Bohaterzy! A czy kto� z nich powiedzia�by, co naprawd� my�li?� Wzruszy� ramionami i z powrotem wpatrzy� si� w re�ysera. �Baran! Stawiam francuski koniak, �e jest ca�kowitym impotentem.� Pi�tna�cie minut przerwy. To si� dzieje mniej wi�cej ko�o godziny dwunastej. W ka�dym razie ju� za dwadzie�cia dwunasta oczy s� ze skupieniem wpatrzone w zegarki. Poj�cie czasu jest poj�ciem oszuka�czym. Nie istnieje nic takiego jak jednostka czasu. Bo jak to si� mo�e dzia�, �e niekiedy minuta trwa nie d�u�ej ni� zdmuchni�cie py�u z g�adkiego stolika, kiedy indziej minuta to okres przej�cia przez g�r� Synaj albo przez m�ody las, przez g�szcz pe�en �wierk�w, kt�ry ci�gnie si� na przestrzeni kilometr�w. Niech mi nikt nie m�wi, �e si� kr�tko �yje! Je�eli �y�oby si� tylko pr�bami, �ycie trwa�oby miliony lat. To tylko po godzinie drugiej wszystko p�dzi na �eb, na szyj�, wszystko jest zdmuchni�ciem py�ku ze szklanego blatu sto�u. Mo�e to jest w�a�nie ta m�dra regulacja albo zawi�e dzia�anie algebraiczne: czas pr�by podzielony przez czas wolno�ci r�wna si� jednostce czasu... Zbyt skomplikowane. Jedenasta czterdzie�ci cztery... Dwadzie�cia os�b pokonuje g�r� Synaj. Wysi�ek nie na miar� cz�owieka. Oczy Ptysia po prostu wy�a�� z orbit. Ka�dy na w�asn� r�k� idzie drog� krzy�ow�, ka�dy z w�asnym krzy�em, ka�dy dobrowolnie ukrzy�owany, dwudziestu cierpi�cych Chrystus�w, krok za krokiem... Kiedy wydaje si� ju�, �e miara wytrzyma�o�ci p�knie, wskaz�wki zegark�w zatrzymuj� si� na godzinie jedenastej czterdzie�ci pi��. Przerwa!!! T�um wypada z sali pr�b. T�um zape�nia schody, okupuje bufet. � Du�a czarna z ma�� ilo�ci� wody! � Piweczko! � Szynka! � �led� w �mietanie! � Chleb z twarogiem! � Kawa! Herbata! Bu�ka! �led�! Herbata! Kefir! Szynka! Kawa! Bufet teatralny pulsuje �yciem. T�um chrystus�w zamieniony w zwyczajnych ludzi. Krzy�e zostawione pod �cian�. Podejmie si� je w swoim czasie. Jeszcze nie pora na Golgot�. Przerwa trwa! Przy jednym ze stolik�w w�ciekle zajad�a dyskusja. Chodzi o konie. O zak�ady. Tych trzech �koniarzy�, kt�rzy w �yciu nie dosiedli konia, mo�e nawet nie widzieli go z odleg�o�ci bli�szej ni� przestrze� mi�dzy trybunami a bie�ni�, tych trzech koniarzy zna si� na koniach bezwzgl�dnie, tylko g�upie szcz�cie im nie dopisuje. Zawsze maj� wszystko przemy�lane do ko�ca, maj� absolutn� pewno��, na jakie konie stawia�, a potem pech! Inny przychodzi pierwszy! � Id� do kasy i kupuj� dziesi�� bilet�w po sto. Siedzi ta blondynka, wiecie, taka kr�tko obci�ta. M�wi� jej: �Prosz� jeden cztery�. Ona si� pomyli�a i daje mi jeden trzy. �Co pani robi?! � wo�am. � Wyra�nie m�wi�em jeden cztery! Ale niech pani ju� zostawi pi�� bilet�w jeden trzy, a pi�� poprosz� jeden cztery.� Macie poj�cie � przyszed� jeden trzy! Czemu ja nie skorzysta�em do ko�ca z tej pomy�ki? � Nie uwierzycie, jak� ja mia�em histori�: postawi�em na �fuksa�, ale w ostatniej chwili si� rozmy�li�em, odst�pi�em te�ciowej. My�l� sobie, niech cholera przegra, ma z czego. Robi� now� obstaw� i co? � Oczywi�cie wygrywa ko� te�ciowej. � Nic podobnego! Odwo�ali gonitw�. Hi! Hi! � Eee, trzymaj� ci si� kawa�y... Ja m�wi� zupe�nie powa�nie. � Ko� to pi�kne zwierz� � wtr�ci� od stolika obok stary pan z fajk�. 12 � Widzia�em, jak kiedy� uje�d�ano konia. To by� widok! Ha! � Uje�d�a� mo�na r�ne zwierz�ta. No, mo�e nie uje�d�a�, ale je�dzi� na nich. Ja, na przyk�ad, jecha�em raz na �wini. S�owo daj�! � Daj pan spok�j � powiedzia� pan z fajk�. � Jaki to ma zwi�zek z koniem? � Bo dlaczego u nas robi si� tylko wy�cigi koni? Mo�na by... � Wy�cigi �wi�? Mamy dosy� �wi� wok�. Wol� popatrze� na co� pi�knego. � Ma pan kogo� okre�lonego na my�li, m�wi�c o �winiach? � Daj pan spok�j. Nie mam nikogo na my�li. Chcia�em m�wi� o koniach. Konie, oczywi�cie, mog� by� pasj�. Pasj� nad pasjami. Ale to nie znaczy, �e ju� nie ma wi�kszych. Cho�by ko�ci... W�a�nie obok �ko�skiego� stolika � pasjonaci od gry w ko�ci. Te pi�tna�cie minut przerwy trzeba, wykorzysta� jak najpe�niej. �adne tracenie czasu na prze�uwanie pokarm�w! Kanapki po�ykane w locie mi�dzy jednym rzuceniem ko�ci a drugim, skupienie w oczach, dok�adne zmieszanie ko�ci w d�oni, wzrok wszystkich na tej r�ce z ko��mi, nie prze�kni�ty kawa�ek bu�ki z szynk� w ustach, potworne napi�cie, rzut i... JEST!!! � Poker z r�ki! Z pi�tek! � Pty� podskoczy� w g�r�, rozrzucaj�c ramiona. Tylko kawa ze szklanki zrobi�a chlup i ws�czy�a si� w be�ow� sukni� Adrianny. � Idiota! Jak Boga kocham! Krzysztof w�ciek�y o tego pokera z r�ki, kt�ry jemu si� trafi�, powiedzia� flegmatycznie: � M�wi�em, �e za du�o kibic�w. W takich warunkach nie da si� pracowa�. Po co si� pcha�a� do stolika? No, panowie, szkoda czasu, gramy dalej. Pty�, siadasz do sto�u czy wywabiasz plamy? � B�d��e cz�owiekiem! Widzisz, �e dziewczyna prawie p�acze. Mo�e by ciep�� wod�?... � W takim razie p�ucz t� plam�, a my gramy bez ciebie. � Co znaczy beze mnie? Adrianna! Co za ludzie! Id� do bufetu, niech co� zrobi�. Siadam! Kto zaczyna? Adrianna znikn�a ze swoj� poplamion� sukni�. Nie posz�a do bufetu, tylko do garderoby. Stan�a przed lustrem, �eby obejrze� plam�. �Cz�owiek wk�ada najlepsz� sukni� i zaraz musi mu kto� wyla� na ni� kaw�!� By�a w�ciek�a a� do �ez. Sta�a, a �zy ciek�y po prostu ciurkiem. �Rany boskie! Oczy! Nie mo�na p�aka�, kiedy si� ma tusz na rz�sach�. Za p�no. Tusz �cieka� razem ze �zami. Tusz piek� w oczy. Oczy natychmiast zrobi�y si� czerwone. Oszale� mo�na! Koniec przerwy. Ka�dy z Chrystus�w podejmuje w�asny krzy� i udaje si� z powrotem na swoj� Golgot�. Ka�dy to robi w spos�b sobie w�a�ciwy, ka�dy inaczej. Na przyk�ad Pty�: on po prostu najpierw wzrusza ramionami, porywa, dos�ownie porywa sw�j krzy� i p�dzi z nim ku przeznaczeniu, kt�re i tak go nie ominie. Oczywi�cie, m�g�by to wszystko robi� nie wzruszaj�c ramionami, ale Pty� zawsze wzrusza ramionami, nawet wtedy, kiedy mo�na si� tego najmniej spodziewa�, nawet wtedy, kiedy Adela m�wi: �Odwr�� si�, bo zdejmuj� sukni�, albo gdy dostaje w bufecie �wie�� bu�k�, a by� pewien, �e, jak zawsze, dostanie czerstw� (�e te� w tych bufetach nigdy nie ma �wie�ego pieczywa, tak jakby piekarnie piek�y wszystko o dzie� wcze�niej ni� trzeba). Wracaj�c jednak do sprawy ukrzy�owa�. Wi�c na przyk�ad pani Wiklina: ona nerwowo i z w�ciek�o�ci� chwyta sw�j krzy�. P�dzi po schodach na miejsce ka�ni, a ka�dy nerw w niej skacze osobno, jakby dokonywano na niej zbrodniczych zabieg�w. Z zaci�ni�tymi ustami, bez s�owa skargi cierpi do ko�ca, ale nie daj, Bo�e, aby cho� o minut� przed�u�ono ukrzy�owanie. Wtedy pani Wiklina ciska sw�j krzy� i ostentacyjnie opuszcza sal� pr�b. Prosz� bardzo! Ona zniesie wszelkie tortury. Mo�e by� wbijanie szpilek w m�zg, polewanie wrz�tkiem... Za to jej p�ac�. Ale niech oprawca nie my�li, �e mo�e bezkarnie wyrwa� jej cho� jeden w�os z g�owy po godzinie drugiej! 13 Marysia, w kt�rej Pty� si� po cichu i, oczywi�cie, ze wzruszeniem ramion kocha� (sam nie wiedzia�, czemu to robi), najpierw melancholijnie spogl�da na sw�j krzy�, jakby mierz�c jego ci�ar, jakby dumaj�c, czy w og�le podejmowa� trud, kt�ry jest nie do pokonania... Potem z westchnieniem obejmuje go, jeszcze na chwil� zatrzymuj�c si� u podn�a schod�w, za kt�rymi ju� nieodwracalnie by�a Golgota. Pty�, przechodz�c obok, pr�bowa� zmniejszy� jej cierpienie: � Masz w dech� sukienk� � szepn�� jej w ucho. � Chcesz, kupi� ci loda. Pan z fajk�, kt�ry posiad� ju� niejedn� m�dro��, wiedzia�, i� my�lenie o b�lu wcale go nie zmniejsza, tote� idzie sobie spokojnie. Powoli zasiada przy swoim stoliku, przygl�da si� fajce, kt�ra le�y rubinowa w plamce s�o�ca i zachwyca si� jej pi�knem. Jak dobrze jest patrze� na co� pi�knego! S�o�ce zasz�o za chmur�, teraz fajka jest prawie czarna. Ma�y punkt czarnej fajki na g�adkim, du�ym stole. Pi�kne! Stary pan nie czuje ci�aru krzy�a. Koniarze, id�c po schodach, nios� swoje krzy�e pod pach�, nieuwa�ni, zaj�ci jeszcze ci�gle numerami, na kt�re nale�a�o postawi�. Zdania by�y r�ne. Niezdecydowanie by�o jedno, wsp�lne. �eby to raz na pewno wiedzie�, na kt�rego konia stawia�! Ach! To by by�o... To by by�o... Zaraz po godzinie drugiej skoczy si� do tej kr�tko obci�tej. Po drugiej. Jak jeszcze daleko do drugiej!... Ostatnia wkracza na Golgot� Adrianna. Siada obra�ona, obra�onym gestem wsparta na swoim krzy�u, bezczelnie wystawia plam� z kawy. Niech Pty� widzi! Niech zobaczy, co zrobi�! Pty� wzrusza tylko ramionami, my�li: �Mog�a usi��� przy innym stoliku. Po co si� pcha tam, gdzie graj� w ko�ci?� Jednak jest mu troch� g�upio. Delikatnie kopie Adriann� pod sto�em. Adrianna, obra�ona, otwiera szerzej jedno oko. Pty� przydeptuje czubek jej pantofla: � Kupi� ci now� sukni�. Nie martw si�. � Kiedy? � Za kilka lat. Jak ju� b�d� dobrze zarabia�. Adrianna, zachwycona, u�miecha si� do Ptysia: � Ty �otrze! Nie, na Ptysia nie mo�na si� by�o d�ugo gniewa�. Jakie to �mieszne miny robi do Adrianny, jak przygryza wargi, by pocieszy�! A� krzy� jej staje si� taki lekki, taki lekki... Ka�da Golgota mo�e sta� si� rajem, je�eli tylko znajdzie si� tam dla kogo� jaki� Pty�. Kiedy�, mo�e to by� wtorek, a mo�e czwartek... Niewa�ne. Pty�, kt�ry m�g� i�� w dowoln� stron�, bo nie czu� w sobie �adnych sprzeciw�w ani konieczno�ci, by obra� okre�lony kierunek, szed� z pani� Wiklin�, �eby wys�ucha� jej gorzkich s��w: � Niech mi pan powie, dlaczego tak si� dzieje. Pani Wiklina stan�a, opieraj�c si� na parasolce i patrz�c Ptysiowi przenikliwie w oczy. � Dlaczego ja ju� od roku nie dostaj� �adnej dobrej roli? Czy przesta�am by� zdolna? Czy wyr�s� mi garb na nosie, kt�rego nie mo�na pokazywa�? Czy mniej pracuj�? Nie! Oni wiedz�, �e ja wiem, dlaczego tak jest. Ja to wiem! Ale ja nie chc� tego robi�! Nie b�d�! Nawet za cen� grania. Ja nie b�d� si� podlizywa�! Czy cz�owiek, kt�ry chce uczciwie �y�, zawsze musi by� kopni�ty w ty�ek? Brzydz� si� tym wszystkim, rozumie mnie pan? Pan niewiele rozumie, ale to chyba pan pojmie. Nie b�d� nikomu kadzi�! Prosz� to sobie zapami�ta�! Pani Wiklina machn�a gro�nie parasolk� przed nosem Ptysia na wypadek, gdyby spr�bowa� nie zapami�ta�, i szybko odesz�a. Pty� wzruszy� ramionami (tym razem rzeczywi�cie trudno mu by�o co� innego zrobi�) i zamy�li� si�, ale w kwestii nie dotycz�cej ca�ej sprawy, tylko jego samego: �Dlaczego Wiklina powiedzia�a o mnie, �e niewiele rozumiem? �mieszne! Co Wiklina mo�e w og�le o mnie wiedzie�?! Co mo�na wiedzie� o drugim cz�owieku, je�eli zna si� go 14 tylko poprzez st� i to na sali pr�b, bo ju� nie m�wi si�, �e w jadalni... O! W�a�nie! Trzeba co� zje��!� Pty� nie lubi� zaniedbywa� posi�k�w, zw�aszcza tu� po wyp�acie. Poszed� wi�c na obiad. Pani Wiklina, wymy�laj�c sobie w duchu, �e zn�w j� ponios�o i nie wiadomo dlaczego m�wi�a z Ptysiem o swoich osobistych sprawach, p�dzi�a ulic�. Lato, kwitn�ce akacje, wszystko to nie mia�o znaczenia. Co cz�owieka obchodz� bukiety groszk�w pachn�cych na straganie przekupki, kiedy �wiat jest taki niesprawiedliwy i pod�y? Pod�y. Inaczej tego nie mo�na nazwa�. Kiedy trafia si� dobra rola m�odej dziewczyny, dadz� j� na pewno nie jej. Jasne! Na tak� rol� jest za s t a r a ! Ale kiedy zostaje �ogon�, nikczemne dwa s�owa, kt�rych ju� nikomu nie wypada da�, dostaje je pani Wiklina, cho� w sztuce jest wyra�nie zaznaczone, �e ma to m�wi� osiemnastoletnie dziewcz�. Wtedy Wiklina jest wystarczaj�co m�oda, aby zagra� taki �osiemnastoletni ogon�! Zatrzyma�a si� przed domem. �Nie mog� wej�� tam z tym ca�ym zapasem ��ci. On czeka... M�wi�, u�miecha� si�, wej�� w normalne �ycie nie spos�b! W ka�dym razie nie w tej chwili�. Zawr�ci�a. Przesz�a z powrotem ca�� d�ug� ulic�. Zn�w by�a pod domem. Jeszcze nie. Wi�c jeszcze raz d�uga ulica. �Tylko nie zatruwa� mu �ycia swoimi goryczami. Co tam role?! Jest mi�o��! Mi�o��! Nasza wspania�a, wielka mi�o��! I to jest najwa�niejsze!� Otworzy�a furtk� do ogrodu, wbieg�a na schody, do przedpokoju, do kuchni... �Kocha� go. Po prostu kocha� go i nic wi�cej. Liczy si� tylko mi�o��!...� Wsta� od sto�u i podszed� do niej u�miechni�ty. �On si� u�miecha, kiedy mnie o ma�o szlag nie trafi! Ale niewa�ne. Liczy si� tylko mi�o��! Tylko mi�o��!� � Kochanie! Jeste� nareszcie! � Jestem. Znowu dosta�am �ogon�, takie nic. Zwariowa� mo�na! Ach! Po co ja ci znowu o tym m�wi�? P�acz. Dramat Ptysia polega� na tym, �e... Nie wiem, czy w og�le mo�na m�wi� o dramacie Ptysia, Ptysia, kt�ry wzrusza� ramionami w ka�dym wypadku. Ale jednak w tym miejscu mo�na zaryzykowa� takie okre�lenie, bowiem jego mi�o�� do Marysi mia�a posmak du�ego dramatu. By� mo�e, �e Marysia � wolna dziewczyna, Marysia z w�asnym mieszkaniem (mo�e nawet z niekr�puj�cym wej�ciem), Marysia, weso�a dziewczyna do wzi�cia, nie wzbudza�aby w Ptysiu tych szarpa� mi�osnych. M�wi� �mo�e�, bo kt� to wie? Kto zna Ptysia na tyle dok�adnie? A i sam Pty� czy zna na tyle siebie, by na to pytanie odpowiedzie�, nim si� w takiej a takiej sprawie nie wypr�buje? Tak wi�c, gdyby dobry los pozwoli� mu spotka� Marysi� troch� wcze�niej, pewnie by jej nawet nie zauwa�y�. A mo�e spotka� j� troch� p�niej dlatego, aby prze�y� sw�j osobisty wielki dramat? Bo jak inaczej nazwa� mi�o�� do osoby, kt�ra jest ju� nieodwo�alnie �on� Szablisty? Dlaczego nieodwo�alnie? No w�a�nie, mo�e kto� inny zgodzi�by si� zrezygnowa� z raz po�lubionej �ony, ale Szablista (konkretnie m�� Marysi) nigdy! Nie wiem, ile da si� o nim powiedzie�, lecz dwie rzeczy na pewno: doskonale w�ada� szabl� i by� w�ciekle zazdrosny. Podobno, id�c spa�, k�ad� swoj� szabl� przy ��ku. Nie, on nie wiedzia� nic o Ptysiu. By� zazdrosny na wszelki wypadek o wszystkich, by� zazdrosny raz na zawsze i do ko�ca. Ta szabla to by�o ostrze�enie. Nikt nawet nie pr�bowa� my�le� o Marysi jako o kobiecie, ostatecznie, kto w dzisiejszych czasach potrafi w�ada� szabl�, a je�eli nawet potrafi, to sk�d pewno��, �e Szablista nie robi tego lepiej? Marysia �y�a naprawd� jak na ostrzu szabli. Szablista mia� zwyczaj budzi� j� w samym �rodku nocy, rozkazywa� natychmiast wym�wi� jakie� imi� i nie daj Bo�e, je�eli nie by�o to jego pierwsze imi� (mia� ich trzy, ale tylko pierwsze wchodzi�o w rachub�: zawsze �atwiej dobra� sobie kochanka imionami). Gdyby Marysia mia�a g�ow� na karku, to albo dobiera�aby sobie kochank�w o tym samym imieniu co m��, albo, jak pewien zawodowy kobieciarz, wszystkich zwa�aby jednakowo. 15 Marysia, uwi�ziona mi�dzy szabl� a gniewem ma��onka, nie odwa�y�a si� nigdy pomy�le� o zdradzie. Jednak czasem podczas nocy mi�osnych, kiedy jej r�ka niechc�cy trafia�a na szabl� przy ��ku, marzy�a o tym, aby zbrodnie niekiedy nie by�y karane. Ale szabla zostawa�a na swoim miejscu, nie zanurzona we wn�trzno�ciach Szablisty. Potem nadchodzi� ranek, jasno�� dnia i Marysia przestawa�a rozmy�la� o m�ob�jstwie. Marysia przyja�ni�a si� z pani� Wiklin�. Prowadzi�a z ni� d�ugie rozmowy, przewa�nie na temat Szablasty. � Ju� d�u�ej nie mog� � u�ala�a si�. � Czego nie mo�esz? � mrukn�a na to Wiklina, zaj�ta w�a�nie czytaniem naj�wie�szej �Kultury�. � Z nim. � Co z nim? � spyta�a Wiklina, wci�� nieuwa�nie, bo czyta�a akurat ciekawy felieton Hamiltona. � �y� z nim nie mog�. � Hmm... (Z felietonu Hamiltona: �Pytanie, dlaczego z�odzieje nie pisz�; pytanie, o jakich z�odziejach pisa�, �eby to by�o do prze�kni�cia i dopuszczalne).� � To bardzo z�y cz�owiek. Nigdzie nie spotka�am tak z�ego cz�owieka. W �adnym filmie. W �adnej literaturze... � Dlaczego? Mo�na spotka� � odpar�a Wiklina na odczepnego, bo jednym okiem zerka�a na dalszy ci�g felietonu Hamiltona: �Pewno, �e powie�� to fikcja, i dlatego mo�na wszystko. Ale to teoria�. � Gdzie? Ja nigdzie nie spotka�am. � U Dickensa... w �wierszczu za kominem... (Nadal pasjonuj�cy Hamilton: �W praktyce w tym kraju w fikcj� nikt nie wierzy, chyba �e chodzi o fikcyjne rachunki).� � Kto? Ten fabrykant zabawek? Przy nim to �adne z�o. Zreszt� fabrykant potem przesta� by� z�ym cz�owiekiem... � No dobrze, ale co on ci takiego znowu zrobi�? � Wiklina zrezygnowa�a ostatecznie z czytania tygodnika. � Gdyby m n i e co� zrobi�!... Jestem do tego przyzwyczajona! On jest bardzo niedobry dla ludzi. � Co� si� jednak musia�o sta�? � Pewnie, �e si� sta�o. Tylko pos�uchaj, a potem sama powiesz: Posz�am z nim dzisiaj do lekarza. Wiesz, �e mnie samej nigdzie nie wypuszcza. Znowu mnie te migda�ki bol�. Ju� sama nie wiem, czy ci��, czy nie. No wi�c jeste�my tam i czekamy. Przychodzi jaki� biedny staruszek, od razu wiedzia�am, �e co� z nim nie jest dobrze... Wchodzi do gabinetu, ale piel�gniarka zaraz go wyprasza i m�wi, �e nie ma lekarza i ona nic nie poradzi. Ten staruszek stoi bezradny i nieszcz�liwy. Wi�c pytam, o co chodzi. A piel�gniarka od razu wrzeszczy, �e nie musi si� przed ka�dym t�umaczy�. Staruszek wystraszony ucieka, ja za nim, za mn� ten brutal. Chce mnie z powrotem wci�gn�� do poczekalni, ale ja si� nie daj� i w ko�cu dowiaduj� si� wszystkiego. Staruszek potrzebowa� �ci�gn�� mocz, by� ju� u kresu si�, a ona tu m�wi, �e nie ma czego czeka�. Wi�c da�am mu pi��dziesi�t z�otych, �eby pojecha� taks�wk� do mojego internisty. Niech si� powo�a na mnie. Wracamy potem do domu, a ten dra�, ten m�j dr�czyciel, biega po mieszkaniu i krzyczy, �ebym mu da�a pi��dziesi�t z�otych, bo mu si� chce siusiu... No i powiedz teraz sama, jak mo�na �y� z takim cz�owiekiem. Robi� sobie kpiny z czyjego� nieszcz�cia. Pani Wiklina zaduma�a si� nad �yciem Marysi i nad losem staruszk�w. Rozmowa mia�a miejsce wieczorem w bufecie, przed wej�ciem na scen�. Przedstawienie ju� jaki� czas trwa�o. I gdy kto� tam usi�owa� narzuci� publiczno�ci swoj� indywidualno��, tu panowa� nastr�j domowy, mo�na powiedzie�, przytulny jak w kuchni, odleg�ej od salonu, w kt�rym m�cz� si� gospodarze i go�cie. Pty� leniwie rozwalony siedzia� w k�cie sali, nasun�� na oczy husarsk� czapk�, aby wzrok schroni� przed �wiat�em. Cichutko cmokn�� sobie na z�bie, potem opar� si� na �okciu i patrzy� 16 na Marysi�. Ten Pty� miewa� nieraz dziwaczne pomys�y, nikt jednak nie wiedzia�, dlaczego teraz wyci�gn�� szabl� i zacz�� ostrzy� ni� n�, kt�ry le�a� na talerzyku w resztkach musztardy. Denerwuj�cy zgrzyt �elastwa... Wiklina odwr�ci�a g�ow� w jego kierunku. �Co ten Pty� sobie my�li? Idiota! Manifestacje na temat Szablisty?...� A Pty� po prostu naostrzy� n�, wystruga� nim cienk� wyka�aczk� i delikatnie d�gn�� w co� zawadzaj�cego mi�dzy z�bami. �Tak wiecznie wyprawia� co� przy z�bach! � Wiklina a� kipia�a wewn�trznie. � Paskudztwo! I czemu w�a�nie on jest ulubie�cem kobiet? Ka�dy inny m�g�by si� podoba�, ale nie on! �eby to jeszcze ko�czy�o si� na z�bach! (Tu trzeba doda�, �e Pty� mia� ko�skie z�by). Ale nie, je�eli ju� zdarzy mu si� zostawi� na chwil� z�by, mo�na mie� pewno��, �e zaraz zajmie si� swoj� twarz�. O, jest na niej co ogl�da�! Te du�e pory, pryszcze, nier�wno�ci... Twarz Ptysia jest bogata pod tym wzgl�dem. Nic dziwnego, �e lubi ca�ymi dniami ogl�da� to bogactwo w podr�cznym lusterku, a je�li ma do dyspozycji wielkie lustro w garderobie, nikomu zbyt �atwo nie uda si� oderwa� go od tak wa�nego zaj�cia. Pty� nie uznaje ogl�dania twarzy z odleg�o�ci. Przytyka wprost twarz do lustra. Mo�e wtedy pory na sk�rze wygl�daj� jak kratery? Mo�e wygl�daj� jak powierzchnia Ksi�yca? Mo�e Pty� marzy o wyprawach w kosmos? Mo�e... Nikt nie wdziera si� na obszary skojarze� Ptysia. �eby uwielbia� takie monstrum, trzeba przekroczy� granic� zbocze� � takie by�o zdanie pani Wikliny o Ptysiu, a jednak Pty� by� ulubie�cem kobiet. Marysia zbli�y�a swoje usta do ucha Wikliny: � Ty wiesz? On tu dzisiaj jest!... Szablista! Upar� si�, �e przyjdzie na przedstawienie. Znowu b�dzie awantura. � Awantura? O co? � Wiklina by�a bardzo zniecierpliwiona: nie mo�na przesadza� we wszystkim. Podejrzewa�a Marysi� o egzaltacj�. Troch� w tym wszystkim musia�o by� jej w�asnych pomys��w. � Nie b�j si�! Ju� on co� wymy�li. � Przecie� ty tutaj ani nie grasz rozebrana, ani si� z nikim nie ca�ujesz. Nie mo�na bra� pod uwag� sceny, kiedy Pty� ci� chwyta na r�ce i wynosi. No, chyba �e kto� sobie zechce dorabia� dalszy ci�g... Ale przecie� on nie mo�e by� takim idiot�! On wie, �e tylko na scenie mo�na si� m�czy�, ale za kulisami ju� nikt nie b�dzie d�wiga� drugiego cz�owieka i wyczynia� z nim B�g wie co! Swoj� drog�, chcia�abym kiedy� poruszy� t� spraw�. Pami�tasz, jak mnie kiedy� znosili po scenie �mierci? No w�a�nie! Wi�c mo�na by chocia� donie�� cz�owieka do krzes�a, a nie rzuca� nim zaraz jak workiem m�ki. Co to znaczy, �e oni nie maj� obowi�zku d�wiga� mnie za kulisami? B�d� ��da�a w ka�dym takim wypadku... Inspicjent wezwa� na scen� Marysi� i Ptysia. Przed wej�ciem na scen� Marysia prze�egna�a si�. Pty� patrzy� na ni� rozkochanym, ale dra�skim okiem. Marysia zawaha�a si� chwil�, potem poprosi�a Ptysia (nie patrzy�a mu w oczy, kiedy to m�wi�a): � Ptysiu, prosz� ci�, nie przyciskaj mnie dzisiaj tak do siebie. Wczoraj wcisn��e� mi w oko ca�y guzik od munduru. I w og�le jest tak gor�co... Niepotrzebnie dali mi ten serdak, tylko si� w nim poc�. Tak gor�co, a ty zupe�nie bez potrzeby... � Gor�co? � zarycza� Pty�, a� go stoj�cy obok Krzysztof musia� kopn�� w siedzenie, �eby si� cicho zachowywa�, bo na widowni us�ysz�. � Komu jest gor�co? Kto si� poci? I jaki guzik? Re�yser kaza� �ciska� i b�d� �ciska�! � Nagle paln�� si� d�oni� w czo�o. � A! Rozumiem! Szabelka na widowni?! No to my mu poka�emy dzisiaj �ciskanie, a� go samego �ci�nie! � Pty�! Nie mo�esz mi tego... � Ju�! Ju�! Wchodzi� na scen�! � wo�a� inspicjent Marysia rzuci�a ostatnie b�agalne spojrzenie w kierunku Ptysia i ju� by�a w jego ramionach. Re�yser Paj�k z drugiej strony kulis, wci�ni�ty mi�dzy wazony ze sztucznymi kwiatami, notowa� sobie na karteczce: �Za ostro grane. Nie by�o pauzowania. Bardzo �le!�. Potem zamy�li� si� nad brakiem inteligencji u aktor�w. Wyra�nie m�wi�, jak ma by�. Tyle razy powtarza�: Marysia wbiega na scen� i rozgl�da si�. Pty� liczy do trzech. Czy to tak trudno? Potem podbiega, chwyta j� na r�ce i zn�w liczy 17 do trzech, potem dopiero �ciskanie. A oni ju�! Co to ma by�? Nie ��da si� niczego wi�cej od tych aktor�w, tylko �eby umieli liczy�. Oni nawet tego nie potrafi�. To nie jest �ycie! To jest teatr! W �yciu mo�na si� tak ob�apia�, prosz� bardzo, ale nie tu! Tu trzeba przede wszystkim liczy�! Po przedstawieniu Szablista czeka� na moment krwawej rozprawy. By� to cz�owiek sk�py nieprzeci�tnie, ale tym razem zdecydowa� si� na taks�wk�, �eby jak najszybciej by� w domu, �eby zacz�� niszczy�, �ama�, torturowa�. Wiemy ju� o nim, �e by� gorszy ni� fabrykant zabawek w �wierszczu za kominem Dickensa, tego dnia wszak�e przeszed� wszystkie czarne typy z literatury. Skoro tylko weszli za pr�g mieszkania, zamkn�� starannie drzwi na klucz, potem posadzi� Marysi� na �rodku pokoju na krze�le. Marysia chcia�a. zdj�� palto i kapelusz, ale nie pozwoli�. Tu ju� trudno domy�li� si�, dlaczego wola� j� torturowa� w p�aszczu i kapeluszu. Wi�c tak: ona siedzia�a na �rodku, a on sta� pod drzwiami z r�kami w kieszeniach. � Pierwsza sprawa, to rzucisz teatr! � od tego zacz��. � Bez dyskusji! Z tym zawodem raz na zawsze koniec! (By� mo�e, �e chwil� przedtem przysi�g� sobie zupe�ne opanowanie i spok�j, ale zapewne zaraz o tym zapomnia�, bo nagle zacz�� rycze�): � Ja nie pozwol� robi� z siebie idioty! Obcy m�czyzna �ciska moj� �on� na oczach kilkuset ludzi! Kim ja jestem w tej sprawie, pytam si�?! To jest burdel, nie teatr! Tam tylko brakowa�o go�ego ty�ka zamiast szyldu! Banda niewy�ytych �obuz�w gzi si�, a ludzie za to p�ac� ci�kie pieni�dze! To jest okradanie obywatela i pa�stwa! Tym si� powinna zaj�� prokuratura! I jak ten b�azen trzyma� szabl�?! Rany boskie! Cz�owiek m�g� dosta� skr�tu kiszek, kiedy na to patrzy�! On mo�e ma poj�cie o tym, jak si� trzyma cepy, ale nie szabl�! A ty jeste� diablica! Ty anio�ku niebieskooki! Mnie nie zwiedziesz! � Tu zacz�� si� zbli�a� do ofiary powoli; oko zw�one, oddech chrapliwy, g�os sycz�cy... R�ka si�gn�a po szabl�, by� ju� o pi�� krok�w od ofiary, o dwa, o jeden, o p�... Oko si� zw�a�o coraz bardziej, oddech by� coraz chrapliwszy, a g�os zmieni� si� w z�owieszczy syk. I nagle uni�s� szabl� nad g�ow�, zakr�ci� ni� oszala�ego m�ynka (Marysia Bogu poleci�a dusz�) i skoczy� na tapczan!... � Patrz! Tak si� pracuje szabl�! � rycza�. � Tak wygl�da m�czyzna, kt�ry urodzi� si� do szabli! Tak wygl�da prawdziwy m�czyzna! Nagle j�kn�a spr�yna w tapczanie. P�k�a. Zaraz potem figlarnie wyjrza� koniec pr�ta, po prostu wyskoczy� poprzez obicie tapczanu. Szablista sta� skonfundowany, ze wzniesion� szabl�. �Taki pi�kny tapczan!... Czy chocia� dostanie si� gdzie� dobr� spr�yn�?� Od