7199
Szczegóły |
Tytuł |
7199 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7199 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7199 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7199 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KAROL MAY
POGROMCA YUMA
TOM PIERWSZY CYKLU SZATAN I JUDASZ
T�UMACZ ANONIMOWY
W SONORZE
Gdyby mnie kto zapyta�, jakie miasto na ziemi jest najbardziej ponure i gdzie sp�dza si� czas najnudniej, odpar�bym bez namys�u: to Guaymas w Sonorze, p�nocno�zachodnim stanie republiki meksyka�skiej. Jest to co prawda odczucie wr�cz osobiste i kto inny m�g�by si� o nie spiera�; ja jednak nie mog� go zmieni�, gdy� � przepraszam za wyra�enie, lecz jest ono bardzo odpowiednie � przepr�niaczy�em w tej przekl�tej dziurze dwa najbardziej ja�owe tygodnie mojego �ycia.
G�ry wznosz�ce si� we wschodniej cz�ci Sonory obfituj� w pok�ady szlachetnych metali, miedzi i o�owiu, a prawie w ka�dej rzece mo�na znale�� z�oty piasek w wi�kszych lub mniejszych ilo�ciach, jednak w tych czasach, z obawy przed Indianami, wydobywano owe skarby w niewielu miejscach. A dla wi�kszego bezpiecze�stwa zapuszczano si� w g�ry tylko w licznej kompanii. Najwi�ksza trudno�� polega�a na skompletowaniu odpowiedniej ilo�ci pracownik�w. Meksykanin nadaje si� do wszystkiego, byle nie do pracy; Indianin nigdy nie zgodzi�by si� wykopywa� z�ota za pieni�dze, poniewa� uwa�a je za swoj� prawowit� w�asno��. Chi�czyk�w za�, pomimo, �e uwija si� ich tutaj a� nadto, nikt nie chce najmowa�, bo gdy raz si� najmie ��tego, to ju� niepodobna si� go pozby�. Ale zapyta mo�e niejeden � wszak pozostaj� przecie� gambusinnowie i prospektorzy, owi prawdziwi poszukiwacze z�ota i robotnicy kopalniani; ci byliby najodpowiedniejsi; dlaczego ich nie zaanga�owano? Odpowied� bardzo prosta: wszyscy poszukiwacze z�ota przenie�li si� w�wczas do Arizony, gdzie, jak dochodzi�y wie�ci, z�oto w nieprzebranych wprost ilo�ciach garn�o si� samo do r�k. Obszar Sonory opustosza� zupe�nie, podobnie jak teraz, kiedy nie tylko g�rnictwo, ale i hodowla byd�a ucierpia�a wiele w tym kraju z powodu ci�g�ej trwogi przed dzikimi Indianami.
Co do mnie, to nie uleg�szy bynajmniej gor�czce z�ota, chcia�em dosta� si� do Arizony, aby zaobserwowa� tamtejsze oryginalne �ycie. Nadarzy�a si� jednak lepsza sposobno�� poznania okolicy. Wydawca pewnej gazety w San Francisco zaproponowa� mi pisanie dla niego komunikat�w z powstania meksyka�skiego, kt�re w�a�nie w tym czasie wybuch�o, a powsta�cami dowodzi� znany genera� Jargas. Z rado�ci� przyj��em propozycj�.
Jargas nie mia� szcz�cia. Powstanie upad�o, a wodza stracono. Odes�awszy ostatnie sprawozdanie, wr�ci�em przez g�ry Sierra Verde, a�eby dosta� si� do Guaymas. Mia�em nadziej� znale�� tam okr�t, zd��aj�cy do jakiej� miejscowo�ci nad Zatok� Kalifornijsk�, po�o�onej bardziej na p�noc, gdy� celem mojej podr�y by�a rzeka Rio Gila, gdzie wed�ug umowy mia�em si� spotka� z moim przyjacielem, wodzem Apacz�w Winnetou.
Powr�t m�j nie odbywa� si� tak szybko, jak sobie �yczy�em. Jeszcze w samotnych g�rach Sierry potkn�� si� m�j ko� tak nieszcz�liwie, �e z�ama� przedni� nog�. Musia�em go zastrzeli� i ruszy� piechot� w dalsz� drog�. Ca�ymi dniami nie widzia�em ludzkiej twarzy, nie mog�em wi�c marzy� o kupnie konia lub mu�a. Musia�em si� przy tym pilnie wystrzega� spotkania z Indianami Bravos, plemieniem nieujarzmionym i nieprzychylnym obcym, gdy� m�g�bym to drogo op�aci�. W�dr�wka by�a d�uga i wyczerpuj�ca. Odetchn��em z ulg� dopiero, gdy zszed�em w skaln� dolin�, w kt�rej le�y smutna miejscowo�� Guaymas.
Miasto, kt�rego widoku z tak� t�sknot� oczekiwa�em, nie przedstawia�o si� bynajmniej zachwycaj�co. Mia�o wtedy zaledwie dwa tysi�ce mieszka�c�w i sk�ada�o si� z dom�w bez okien, zbudowanych z pustych wewn�trz cegie�. Otoczone naoko�o wysokimi, nagimi ska�ami, le�a�o w niezno�nym skwarze s�onecznym, podobne do zbiela�ego szkieletu i zdawa�o si� by� zupe�nie wymar�e, gdy� zar�wno na ulicach, jak i w ca�ej okolicy nie zauwa�y�em w pierwszej chwili �ywej duszy.
Musz� jednak przyzna�, �e je�eli Guaymas wywar�o na mnie niezbyt mi�e wra�enie, to tym gorsze moja osoba wywar�a ma mieszka�cach tej mie�ciny.
Odzienie, za kt�re zap�aci�em osiemdziesi�t dolar�w przed odjazdem z San Francisco, podar�o si� ju� na strz�py, a obuwie zbli�a�o si� do kresu swojej egzystencji. Prawy but dawno zapomnia� o obcasie, przy lewym zachowa�a si� jeszcze po�owa tej ozdoby. Gdy obserwowa�em rozdziawione z przodu nosy moich trzewik�w, przypomina�y mi si� gwa�tem szeroko rozwarte, zg�odnia�e dzioby naszych poczciwych wiejskich kaczek.
A wreszcie kapelusz! W szcz�liwych czasach zwany sombrero, to znaczy cienisty, zrezygnowa� teraz zupe�nie ze swego zaszczytnego tytu�u. Jego szeroka kresa znika�a coraz bardziej, (chocia� do dzi� dnia nie rozumiem, z jakiego powodu) a to, co tkwi�o jeszcze na mojej g�owie jako wierna pozosta�o�� kapelusza, mia�o kszta�t mniej wi�cej tureckiego fezu i nadawa�oby si� wy�mienicie do cedzenia atramentu. Jedynie pas sk�rzany, m�j d�ugoletni towarzysz, dowi�d� i tym razem swej wytrzyma�o�ci.
Id�c powoli wzd�u� ulicy i rozgl�daj�c si� w obie strony, czy przecie� nie ujrz� jakiej� �ywej istoty, zauwa�y�em niski budynek, nad kt�rego wej�ciem widnia� du�y napis, zawieszony na dw�ch dr�gach, wystaj�cych z dachu. Litery by�y niegdy� bia�e, malowane na ciemnym tle, tak jednak wyblak�y i sp�owia�y, �e zdo�a�em tylko przeczyta� zach�caj�ce s�owa: MESON de�
Sta�em chwil�, usi�uj�c odcyfrowa� ostatnie s�owo na szyldzie, gdy us�ysza�em czyje� kroki. Obr�ciwszy si�, pozdrowi�em uprzejmie jakiego� cz�owieka i poprosi�em, aby mi wskaza� najporz�dniejsz� gospod� w mie�cie. Przechodzie� wskaza� mi budynek, przed kt�rym sta�em.
��Niech pan d�u�ej nie szuka, sennor! To najwykwintniejszy hotel w mie�cie. Niech pana nie zra�a brak na szyldzie s�owa �Madrid�; je�li si� pan poleci gospodarzowi i oczywi�cie je�li ma pan czym zap�aci�, sennor b�dzie mia� wszystko, czego sobie za�yczy. Gospodarz nazywa si� don Geronimo. Moim s�owom mo�e pan zaufa�, gdy� jako escribano, czyli pisarz gminny znam w Guaymas wszystkich obywateli.
Wymieniaj�c swoje dostojne stanowisko, uderzy� si� ku�akiem w piersi, nast�pnie obrzuci� mnie spojrzeniem, kt�re wyra�nie powiedzia�o co o mnie my�li. �Lepiej zapewne zosta�by� przyj�ty w wi�zieniu miejskim, ni� w hotelu!�.
Ufaj�c tej znakomito�ci guaymaskiej przest�pi�em pr�g gospody. By�bym tutaj wst�pi� nawet bez polecenia pisarza, gdy� bardzo znu�ony nie mia�em ochoty wystawia� si� d�u�ej na �ar po�udniowego s�o�ca.
Najwykwintniejszy hotelu miasta, Maison de Madrid. Mi�e pokoje, czyste ��ka, smaczne potrawy. Poczu�em ogromny apetyt. Wszed�em i znalaz�em si� od razu we �wszystkich ubikacjach�.
Hotel posiada� jedn�, jedyn� izb�. Opr�cz drzwi od ulicy, zauwa�y�em drugie, prowadz�ce na podw�rze. Okien, lub jakichkolwiek innych otwor�w w �cianach, nie by�o. Obok tylnych drzwi sta�o kamienne palenisko, poczernia�e od sadzy. Miejsce to by�o dowcipnie wybrane, gdy� pozwala�o dymowi uchodzi� wprost przez bram�, bez specjalnego komina. Pod�og� stanowi�a twardo ubita glina, wkopane w ni� pale tworzy�y nogi sto��w i �awek. Po lewej stronie wisia�y wzd�u� muru hamaki jako ��ka dla go�ci, z kt�rych jednak mogli korzysta� wszyscy wed�ug upodobania. Przy drugiej �cianie by� bufet, prawdopodobnie zbity z kilku starych skrzy�. Obok niego wisia�o znowu kilka hamak�w, �wygodne miejsce spoczynku� rodziny w�a�ciciela hotelu. W jednym z nich spali trzej ch�opcy. R�ce i nogi mieli tak popl�tane, �e dopiero po dobrej chwili mo�na by�o doj��, kt�re ko�czyny do kt�rego nale�� tu�owia. W drugim hamaku wypoczywa�a c�rka gospodarza, sennorita Felisa. Mia�a szesna�cie lat, jak mi to p�niej powiedzia�a, chrapa�a jednak jak unisono szesnastu burz zimowych. W trzecim hamaku odbywa�a popo�udniow� drzemk� gospodyni. By�a to jejmo�� wysoka na sze�� st�p i pi�� cali; imi� jej brzmia�o donna Elwira. Ma��onek jej obja�nia� mnie p�niej w zaufaniu, �e nie ma na �wiecie niewiasty tak rezolutnej. Ja jednak nie mia�em szcz�cia ogl�da� wulkanicznego wybuchu jej energicznego temperamentu, gdy� donna Elwira zawsze, ile razy ja widzia�em, albo drzema�a, albo spa�a jak suse�. W czwartym hamaku odkry�em przedmiot, podobny do pier�cienia, barwy szarego, lnianego p��tna, kt�ry w pierwszej chwili wzi��em za pas ratunkowy, jakiego si� u�ywa na okr�tach; przypatrzywszy si� jednak bli�ej, doszed�em do przekonania, �e domniemany pas mo�e zmieni� si� w razie potrzeby w co� szlachetniejszego. Z tego wi�c powodu zdecydowa�em si� da� mu lekkiego szturcha�ca. W odpowiedzi na to pier�cie� poruszy� si� i rozwin��. Ukaza�y si� r�ce, nogi, nawet g�owa, i wreszcie pas ratunkowy rozwin�� si� ca�kowicie, zeskoczy� z hamaku i stan�� przede mn� jako ma�y, chudy cz�owieczek, odziany w szare, lniane ubranie. Przypatrzywszy mi si� zdziwionym wzrokiem, zapyta� tonem, w kt�rym mia� by� gniew, lecz brzmia� jedynie wyrzut:
��Czego pan chce, sennor? Dlaczego przeszkadza mi pan w moim popo�udniowym wypoczynku? I w og�le dlaczego pan nie �pi? Przecie� w tym �miertelnym upale ka�dy rozumny cz�owiek k�adzie si� na spoczynek!
��Szukam gospodarza! � odpowiedzia�em.
��Ja jestem gospodarzem. Moje nazwisko grzmi Geronimo!
��Przyby�em w�a�nie w tej chwili do miasta i chcia�bym wyruszy� w dalsz� drog� okr�tem. Czy mog� tymczasem zamieszka� u pana?
��Zobaczymy p�niej! Teraz jednak niech pan �pi tam, w jednym z hamak�w.
Wskaza� na przeciwleg�� �cian�.
��Zm�czony jestem, to prawda, � odpowiedzia�em � ale i g��d mi dokucza.
��P�niej, p�niej! Tymczasem niech pan �pi! � nalega� natarczywie.
��I w gardle mi wysch�o!
��Dobrze, dobrze, postaram si� o wszystko, niczego panu nie zabraknie, tylko niech pan teraz �pi, niech pan �pi nareszcie!
Z pocz�tku m�wi� zupe�nie cicho; ostatnie s�owa zabrzmia�y jednak g�o�niej. S�siednie hamaki zacz�y si� chwia�, wobec czego don Geronimo szepn�� do mnie ostrzegaj�co:
��Ani s�owa, sennor, gdy� inaczej zbudzi si� donna Elvira! �pij pan! Z tymi s�owami wskoczy� do swojego hamaku i zwin�� si� znowu w pier�cie�. Co mia�em pocz��! Zostawi�em w spokoju �pi�cy �pas ratunkowy� razem z jego rodzin� i wyszed�em przez tylne drzwi. Znalaz�em si� na do�� obszernym podw�rzu. W jednym jego k�cie by�, wsparty na s�upach, daszek zrobiony z �odyg kukurydzy, pod kt�rym przechowywano sprz�ty gospodarskie. Obok le�a�a spora wi�zka s�omy, a przy niej du�y pies, uwi�zany na �a�cuchu. S�oma by�a zapewne lepszym legowiskiem ni� hamaki. Zbli�y�em si� wi�c do wi�zki, nieco zaniepokojony, �e pies narobi ha�asu i obudzi donn� Elvir�. Jednak�e obawa okaza�a si� p�onna. Poczciwe psisko spa�o tak�e, otworzy�o wprawdzie oczy, po to aby zamkn�� je natychmiast i nie zwraca�o na mnie wcale uwagi, gdy sobie przygotowa�em pos�anie ze s�omy. Po�o�y�em si� i natychmiast zasn��em, maj�c obydwie strzelby na ramieniu. Znu�ony, spa�em tak twardo, �e obudzi�em si� dopiero, gdy kto� mnie silnie potrz�sn�� za rami�. Mija�o ju� po�udnie, nade mn� sta� m�j ma�y gospodarz, m�wi�c:
��Niech pan wstanie, sennor! Teraz mamy czas podj�� decyzj�.
��Jak� decyzj�? � zapyta�em podnosz�c si�.
��Czy b�dzie wolno panu u mnie zosta�, czy nie?
��Dlaczego potrzeba do tego decyzji?
Pyta�em, chocia� doskonale wiedzia�em o co tu chodzi. Przyjrza�em mu si� dok�adniej, ni� to mog�em uczyni� wcze�niej. By� rzeczywi�cie nadzwyczaj ma�y i przera�aj�co chudy. W�osy nosi� kr�tko przystrzy�one, prawie do sk�ry. Jego ostre rysy mia�y wyraz przebieg�y i przy tym ogromnie dobroduszny.
��Donna Elvira �yczy sobie, abym przyjmowa� tylko cavalleros � odpowiedzia� � a sennor przyzna chyba, �e nie czyni podobnego wra�enia.
��Rzeczywi�cie? � zapyta�em z u�miechem, spogl�daj�c na� z g�ry. � Czy s�dzi pan, �e tylko ten jest cavallero, kto ma nowe ubranie na sobie?
��Nie, czasem nawet porz�dnemu cz�owiekowi zdarzy si� zaniedba� swoj� powierzchowno��, ale donna Elvira okazuje wra�liwo�� na tym punkcie i czuje do pana odraz�.
��Spa�a przecie�, kiedy przyszed�em.
��Spa�a rzeczywi�cie, ona �pi w og�le bardzo ch�tnie, je�li nie ma nic innego do roboty, ale potem wysz�a na podw�rze, a�eby si� panu przypatrzy� i gdy zobaczy�a pa�skie ubranie, pa�skie buty, pa�ski kapelusz, powiedzia�a sobie natychmiast� sennor, czy to konieczne, abym si� wyra�a� dosadnie?
Nie. Ja pana i tak rozumiem, don Geronimo. Poniewa� nie podobam si� donnie, poszukam sobie innej gospody.
Zwr�ci�em si� ku wyj�ciu. Wtedy jednak gospodarz zatrzyma� mnie i powiedzia�:
St�j pan! Zaczekaj sennor jeszcze chwilk�! W domu jest tak samotnie, gdy nie ma �adnego go�cia, a wreszcie pan mi nie wygl�da na rozb�jnika. Chcia�bym wstawi� si� za panem u donny Elviry, do tego jednak trzeba udowodni�, �e b�dziesz mi po�yteczny. Czy gra sennor w domino?
��Gram.
��Dobrze! Wejd� sennor do �rodka. Zrobimy pr�b�!
Donna Elvira le�a�a w swoim hamaku. Sennorita Felisa siedzia�a za bufetem przy szklance rumu. Ch�opc�w nie by�o w izbie, zabawiali si� na ulicy z r�wie�nikami, obrzucaj�c si� zgni�ymi pomara�czami. Don Geronimo przyni�s� domino i zaprosi� mnie, abym usiad� z nim przy jednym ze sto��w. Gdy si� rozleg� chrz�st kostek, donna Elvira poruszy�a si�. Jej ma��onek rzek� do mnie:
��Niech pan we�mie sze�� sztuk, najwy�szy dublet zaczyna. Gospodyni podnios�a g�ow�. Sennorita Felisa zbli�y�a si� ze szklank� w r�ce i przysiad�a do nas, �eby m�c lepiej obserwowa� gr�. Teraz poj��em, kogo mia�em przed sob�. Ci ludzie spali, gdy nie grali w domino, a budzili si�, aby gra�. A jednak Geronimo by� zaledwie zno�nym graczem. Wygra�em pierwsz� parti�, drug� i trzeci�. Przy pierwszej ucieszy� si� gospodarz, przy drugiej zdziwi�, przy trzeciej zawo�a� zachwycony:
��Pan jeste� mistrzem, sennor! Pan musi u nas zosta�, �ebym m�g� si� uczy� u pana. �aden cz�owiek nie zdo�a� mnie jeszcze pobi� trzy razy!
By�a to przesada. Podczas gry nie zadawa�em sobie �adnego trudu, natomiast on gra� tak niedo��nie, �e nie trzeba by�o �adnego obliczania, aby go pokona�. Teraz wsta� i podszed�szy do swojej �ony, rozmawia� z ni� cicho przez chwil�. Nast�pnie uda� si� za bufet, wy doby� jak�� ksi��k� oraz olbrzymi ka�amarz, postawi� jedno i drugie przede mn� na stole i powiedzia�:
��Donna Elvira udzieli�a �askawie pozwolenia, aby pan pozosta� w naszym hotelu. Niech wi�c sennor wpisze do tej ksi��ki swoje nazwisko!
Otworzy�em podan� mi ksi��k�. Zawiera�a same nazwiska, liczby i daty. Mi�dzy kartkami le�a�o prastare, g�sie pi�ro, kt�rego koniec, pokryty grub�, tward� pow�ok� zaschni�tego atramentu by� prawie dok�adnie tak samo rozdziawiony, jak nosy moich but�w.
��Tym pi�rem mam pisa�? � zapyta�em ubawiony.
��Oczywi�cie! Nie mam innego do dyspozycji, a sennor zapewne tak�e nie nosi pi�r ze sob�?!
��Ale� tym o�ogiem nie podobna napisa� dw�ch liter!
Jak to?! Powiadam panu, �e odk�d ten hotel posiadam, to jest prawic od dziesi�ciu lat, wszyscy moi go�cie pos�ugiwali si� tym pi�rem i tym atramentem.
Atrament by� oczywi�cie od dawna wyschni�ty.
��Jak oni zabierali si� do tego?
��Z pomoc� wody, jak pan mo�e �atwo si� domy�li�, je�li sztuka pisania jest mu znan�, cho�by tylko powierzchownie. Gdy si� wymoczy pi�ro w gor�cej wodzie, staje si� ono tak mi�kkie, jak nowe. Je�eli si� naleje gor�cej wody do ka�amarza, otrzymuje si� zupe�nie nowy atrament. Tutaj pisze si� bardzo wiele, gdy� m�j dom jest cz�sto odwiedzany a ka�dy go�� musi si� zapisa�; z tych powod�w nie mog� sobie pozwoli� aa rozrzutno��, musz� oszcz�dza� pi�ro i atrament. Poniewa� jednak pan, jak mi si� zdaje, nie zna sztuki pisarskiej, wi�c ja pana wyr�cz�.
��B�d� wdzi�czny sennor, prosz� o to bardzo. Usunie mi pan wielki ci�ar z duszy!
��Bardzo dobrze! Nie ka�dy potrafi w�ada� pi�rem! Natychmiast zagrzej� wod�.
Podszed� do bufetu, nala� spirytusu, czy rumu do lampki, zapali� i wzi�wszy blaszany garnek z wod�, trzyma� go cierpliwie nad p�omieniem. Dziesi�� lat zmusza� go�ci pos�ugiwa� si� tym pi�rem i atramentem spalaj�c za ka�dym razem za grosz spirytus. Wszystko dla swojej �le rozumianej oszcz�dno�ci! Kiedy woda zagotowa�a si�, co trwa�o przynajmniej kwadrans, zanurzy� w niej pi�ro na chwil�, wyla� zawarto�� naczynia do ka�amarza, zak��ci� silnie pi�rem i odezwa� si� zadowolony:
��Teraz mog� przyst�pi� do dzie�a.
Po�o�y� ksi��k� przed sob�, ustawi� dogodnie ka�amarz, chrz�kn�� energicznie, si�gn�� po pi�ro, zmarszczy� g��boko brwi, u�o�y� ksi��k� inaczej, ka�amarz przesun��, zakas�a�, usiad� wygodniej, ni� poprzednio, s�owem, zabiera� si� do owych kilkunastu s��w tak, jakby mia� spisywa� kronik� �wiata.
W czasie gdy gospodarz gotowa� wod�, przewraca�em kartki ksi��ki. Pismo na ostatnich stronach by�o ciemno���te, ku przodowi coraz wi�cej blak�o tak, �e na koniec nie mo�na by�o nic przeczyta�. Pierwsze karty zdawa�y si� nigdy nie by� zapisane.
��Niech pan teraz uwa�a sennor, � odezwa� si� don Geronimo � mam wpisa� dzie� i rok pa�skiego przybycia do mnie, pa�skie nazwisko, stanowisko lub zaw�d, wreszcie w jakim zamiarze pan tu przyby�. Mam nadzieje, �e sennor poda mi to wszystko �ci�le wed�ug faktycznego stanu rzeczy!
Udzieli�em mu ��danych informacji, a on przeni�s� je na papier, maluj�c litery, kt�re pod wzgl�dem wyrazisto�ci nie pozostawia�y nic do �yczenia. Malowa� powoli, bardzo powoli i z wielkim przej�ciem, nale�nym tak wa�nej i szlachetnej funkcji. Po up�ywie p� godziny zako�czy� nareszcie ostatni� kresk� i odsun�wszy ksi��k� od siebie, zapyta� mnie z rozja�nionym obliczem:
��Jak si� panu podoba moja r�ka, sennor? Czy widzia� pan ju� kiedy� takie litery i poci�gni�cia?
��Nie, jeszcze nigdy, � odpowiedzia�em zgodnie z prawd� � pan posiada bardzo charakterystyczne pismo.
��Nie ma w tym nic dziwnego, poniewa� prawie wszystkie nazwiska musz� sam wpisywa�, gdy� przewa�aj�ca cz�� go�ci podobnie jak i sennor nie umie si� pos�ugiwa� pi�rem i atramentem.
��Dzi�kuj� panu za podane mi wiadomo�ci. S� one zrozumia�e, ale jednego tylko nie umiem sobie wyt�umaczy�. Jako sw�j zaw�d poda� pan, �e jest literatem, ja jednak nie s�ysza�em o czym� podobnym. Czy to jest rzemios�o, ranga wojskowa, albo mo�e odnosi si� to do handlu w og�lno�ci lub specjalnie do drobnego handlu pok�tnego?
��Ani to, ani tamto! Literat jest tym, co pan okre�la s�owem autor albo pisarz.
Spojrza� na mnie zaskoczony i zapyta�:
��Czy ma pan maj�tek?
��Nie!
��Je�li tak, to �al mi pana z ca�ego serca! Przy tym zawodzie musisz sennor z konieczno�ci umrze� z g�odu.
��Jak to, don Geronimo?
��Pan pyta jeszcze o to? O, ja znam te stosunki bardzo dok�adnie, gdy� mamy tu tak�e pisarza. Bogacz pisze do gazety, wychodz�cej w Hermosillo. Musi bardzo du�o p�aci�, aby drukowano jego r�kopisy. Jest to zaj�cie, zwi�zane z wielkimi wydatkami, a nie przynosz�ce �adnych korzy�ci. Jak sennor mo�e �y�, w co sennor zamierza si� ubiera�, co sennor chce je�� i pi�? �a�uj� pana najserdeczniej! Czy zdo�a pan zap�aci� za to, co u mnie pan zje?
��Tak! Na to jeszcze wystarczy.
��To mnie bardzo cieszy. Teraz nie dziwi� si� pa�skiej odzie�y i jednego tylko nie pojmuj�, �e pan wygl�da przy tym tak dobrze i zdrowo. Ale, caramba!, teraz przychodzi mi na my�l, �e przecie� musi pan umie� pisa�!
��Oczywi�cie!
��I pomimo to pozostawi� mi pan t� prac�? Dlaczego ukrywa�e� sennor, �e� opanowa� t� ci�k� sztuk�?
��Poniewa� nie by�oby uprzejmie z mojej strony zaprzecza� panu, skoro mnie uwa�a�e� za cz�owieka, kt�ry nie umie si� obchodzi� pi�rem.
��S�usznie! Ta uprzejmo�� �wiadczy dobrze o panu. Czy mog� zapyta�, sk�d pan przybywa?
��Z tamtej strony Sierra Verde.
��Piechot�? Coraz bardziej �al mi pana!
��Wyruszy�em w drog� konno, jak to pan mo�e pozna� po tym, �e nosz� ostrogi; ko� jednak upad� i z�ama� nog�; musia�em go zastrzeli�!
Dlaczego nie wzi�� pan ze sob� siod�a i uprz�y?
��Poniewa� nie chcia�em d�wiga� ci�aru na takim skwarze i przez tyle dni.
��Ale pan m�g� je sprzeda� i z otrzymanych pieni�dzy �y� przez ca�e dwa dni. Nie powinien pan raczej d�wiga� tych dw�ch starych strzelb, kt�re tu widz�. Jest to konstrukcja dzi� zupe�nie nie u�ywana. Nie warta ani p� dolara. Mo�e mi pan wierzy�, gdy� dobrze rozumiem si� na tym!
Wzi�� do r�ki sztucer Hanry�ego. Zauwa�ywszy przy zamku walec z nabojami, potrz�sn�� g�ow�. Potem si�gn�� po nied�wiedzi�wk�, chc�c j� podnie��; zostawi� j� jednak na pod�odze, gdy� nie uradzi� jedn� r�k�.
��Niech pan to wyrzuci � zaleca� � nie ma pan z tego �adnego po�ytku a tylko zawad� w podr�y. � Dok�d sennor udaje si� z Guaymas?
��Okr�tem dalej na p�noc, poza Hermosillo.
��Na to mo�e sennor d�ugo czeka�! Rzadko okr�ty zapuszczaj� si� tak daleko.
��Je�li tak, to pojad� konno.
��W tym celu musia�by pan kupi� sobie konia lub mu�a; zapewniam sen � nora jednak, �e teraz nawet za drogie pieni�dze nie dostanie pan nigdzie zwierz�cia wierzchowego. Gdyby sennor mia� czas, m�g�by skorzysta� z kolei �elaznej, kt�ra prowadzi do Arispe.
��Kiedy odchodz� poci�gi w tym kierunku?
��Poci�gi? Zaraz mo�na pozna�, �e pan tu obcy, sennor. Kolej jeszcze nie gotowa. M�wi�, �e b�dzie uko�czona w ci�gu trzech, czterech, mo�e pi�ciu lat; o tym wszystkim jednak nic panu nie wiadomo. Pan nie powinien podr�owa� po kraju, kt�rego pan nie zna i kt�ry jest tak bardzo oddalony od pa�skiej ojczyzny. Przy pa�skim ub�stwie jest to rzecz niebezpieczna. Pan poda� jako swoj� ojczyzn� Sajoni�. Gdzie le�y to miasto?
��To nie miasto, lecz kr�lestwo, nale��ce do Alemanii.
��Ca�kiem s�usznie! Nie mo�na mie� w g�owie wszystkich kart geograficznych! � odpar� � A zatem wolno panu u mnie zosta�; poniewa� jest pan bardzo dobrym graczem i wskutek tego znakomitym towarzyszem, b�d� mia� wzgl�d na pana i postawi� sennorowi mo�liwie nisk� cen�. Za ca�kowite utrzymanie zap�aci pan jednego peso dziennie. Jest to cena stosunkowo niewielka i spodziewam si�, �e targ b�dzie zbyteczny!
��Dzi�kuj� panu i zgadzam si�. � o�wiadczy�em, gdy� za cen� jednego peso musia�em uwa�a� �kompletne� utrzymanie ofiarowane jakby za darmo.
Don Geronimo skin�� z zadowoleniem, odsun�� ksi��k� z nazwiskami go�ci na bok, si�gn�� po domino i powiedzia�:
��Poniewa� pan jest g�odny i spragniony, wi�c Pelisa przygotuje panu posi�ek, a tymczasem mo�emy zagra� kilka razy. Zaczynamy!
Nie pyta� wcale, czy mam ochot� na gr�, czy nie. Zdawa� si� uwa�a� za rzecz zupe�nie naturaln�, �e jestem takim samym nami�tnym graczem, jak on.
Zgodzi�em si� na gr�, gdy� nie chcia�em mu sprawia� przykro�ci. Mia�em zamiar pozwoli� mu wygra�, ale do takiego stopnia gra� nieudolnie, �e nie mog�em jednak tego dokona�. Przy trzeciej partii poczu�em od strony ogniska, przy kt�rym krz�ta�a si� sennorita, wo� przypalonej m�ki. W po�owie czwartej przerwa� gospodarz nagle gr�, uderzy� si� r�k� w czo�o i zawo�a�:
��Jak mog�em poprzednio o tym zapomnie�! Sennor chce si� uda� do Hermosillo, a ja nie pomy�la�em wcale o tym, �e nadarza si� panu wspania�a sposobno��. Mianowicie sennor Enriquo czeka na okr�t, kt�ry tu przyp�ynie i odp�ywa nast�pnie do Labos.
��Ta miejscowo�� by�aby mi rzeczywi�cie na r�k�. Ale co to za cz�owiek, kt�rego pan nazywa sennor Enriquo?
��M�j go��, kt�rego nazwisko zapisane jest w ksi��ce tu� przed pa�skim? Nie czyta� pan?
Otworzy�em ksi��k� i przeczyta�em na g�os:
��Harry Melton. �wi�ty dnia ostatniego.
Te s�owa by�y napisane oczywi�cie po angielsku. Saint of the Latter Day. A zatem mormon! Sk�d on si� wzi�� tutaj? Co go sprowadzi�o z wielkiego miasta nad s�onym jeziorem tak daleko na po�udnie do Guaymas?
��Dlaczego spogl�da pan w ksi��k� tak zamy�lony? � zapyta� gospodarz. � Czy zauwa�y� pan co szczeg�lnego?
��W�a�ciwie nie. Czyta� pan te s�owa?
��Tak, ale nie zrozumia�em ich. Ten sennor jest taki powa�ny, dumny i pobo�ny, �e nie chcia�em narzuca� mu si� pytaniami. Prawdopodobnie wymawia�em �le jego imi�, gdy� mnie obja�ni�, �e Harry znaczy tyle, co hiszpa�skie Enriquo. Dlatego tak go nazywam.
Wi�c on mieszka u pana?
��Sypia u mnie, wychodzi z rana i wraca dopiero wieczorem. Co robi ca�y dzie�?
��Tego nie wiem. Nie mam czasu zajmowa� si� ka�dym go�ciem z osobna!
To by�o s�uszne. Ten ma�y cz�owiek gra� i spa�, spa� i gra�, wi�c oczywi�cie nie m�g� absolutnie zwraca� uwagi na swoich go�ci. Po kr�tkiej przerwie m�wi� dalej:
��Znam, tylko jego nazwisko i wiem, �e czeka na okr�t, zd��aj�cy do Labos. Sennor Enriquo m�wi w og�le bardzo ma�o. Jego pobo�no�� jest rzeczywi�cie godna pochwa�y. Szkoda tylko, �e nie umie gra� w domino!
��Sk�d pan wie, �e jest pobo�ny?
��Widz� to, gdy� przesuwa ustawicznie w palcach paciorki, nigdy nie wyjdzie, ani nie wejdzie, nie uk�oniwszy si� przed �wi�tym obrazem, wisz�cym na �cianie i nie zaczerpn�wszy �wi�conej wody z kropielnicy w drzwiach.
Nic na to nie odpowiedzia�em, gdy� uwa�a�em za lepsze, nie wyja�nia� swoich my�li. Mormon z r�a�cem! Wielo�e�stwo i woda �wi�cona! Ksi�ga mormon�w i uk�on przed �wi�tym obrazem! Ten cz�owiek by� na pewno ob�udnikiem, a jego ob�uda musia�a mie� jaki� pow�d.
Nie mog�em zajmowa� si� dalej tymi my�lami, gdy� sennorita Felisa przynios�a w�a�nie fili�ank�, zawieraj�c� brunatn�, g�st� ciecz i �ycz�c mi smacznego, postawi�a przede mn� na stole. Poniewa� gospodarz przy��czy� si� do tego �yczenia, wi�c mog�em przypuszcza� zupe�nie s�usznie, �e mam spo�y� podany mi nap�j. Przy�o�y�em zatem fili�ank� do ust i skosztowa�em raz, drugi, trzeci, a� na koniec powiedzia� mi m�j j�zyk, �e mam do czynienia z mikstur� z�o�on� z wody, syropu i palonej m�ki.
��Co to jest? � zapyta�em.
Na to Felisa za�ama�a r�ce ze zdumienia i zawo�a�a.
��Czy to mo�liwe, sennor? Pan nie pi� nigdy czekolady?
��Czekolady? � zapyta�em � Czekolad� pi�em wiele razy!
��A to jest wszak czekolada!
��Nieprawda�? � odezwa� si� gospodarz zadowolony � tak, moja czekolada s�ynie w ca�ej okolicy. Kto wie jak� mieszanin� pi� pan gdzie indziej! Moja jest jednak tak wyborna, �e kto przychodzi do mnie po raz pierwszy, dziwi si� niewymownie i nie daje wiary, sennor, jak znakomicie racz� moich go�ci!
Nie da�em mu pozna�, �e by�em wr�cz przeciwnego zdania, tylko zapyta�em:
��Co mi pan poda na kolacj� don Geronimo?
��Kolacj�? � odpowiedzia� zdziwiony, poczym obja�ni� mnie, wskazuj�c na fili�ank� � to w�a�nie kolacja; stoi przecie� na stole!
��Ach tak! Co daje pan na �niadanie? Fili�ank� czekolady.
��Na obiad?
��Fili�ank� niezr�wnanej czekolady. To jest najlepsze co mo�na spo�y�!
��Je�li kto� jednak chce mie� chleb i mi�so, albo co� podobnego? To musi i�� do piekarza i do rze�nika.
��Powiedz pan, czy masz wino? Czekolada nie pomaga na pragnienie.
��O, wyborne! �yczy sobie pan szklaneczk�?
��Tak jest. Ile kosztuje?
��Trzydzie�ci centavos.
R�wna�o si� to po�owie talara. Don Gerenimo uczyni� mi zaszczyt, przynosz�c wino w�asnymi r�kami, przy czym jednak poda� je c�rce, zamiast mnie. Sennorita Felisa wypi�a po�ow� szklanki, nie skrzywiwszy si� nawet i poda�a mi reszt� z mi�ym u�miechem. Skosztowa�em ma�y �yk, kt�ry jednak spowodowa� natychmiastowy wybuch kaszlu. �Wino� by�o istn� trucizn�, najprawdziwszym kwasem siarkowym!
��Niech pan pije powoli, bardzo powoli � ostrzega� gospodarz. � Moje wino jest za silne dla pana!
��Rzeczywi�cie za mocne, don Geronimo � m�wi�em kaszl�c, � pozw�l pan, �e p�jd� do piekarza i do rze�nika!
��Nie wypije pan reszty wina? � zapyta�a sennorita.
��Nie. Musz� niestety bardzo dba� o swoje zdrowie.
Przytkn�a szklank� do r�anych ust i wypr�ni�a j� tak, jak poprzednio, nie drgn�wszy nawet powiek�. Potem poprosi�a mnie w poufnym tonie:
��Gdy pan p�jdzie do piekarza i do rze�nika, to niech mi pan co przyniesie, sennor. Go�cie szlachetni i og�adzeni zwykli zawsze tak czyni�!
Zap�aci� jednego peso, dosta� trzy razy wody z m�k� i syropem, spa� w hamaku, najprawdopodobniej z �ywym inwentarzem, a do tego zaopatrywa� rodzin� gospodarza w �ywno��! Maison de Madrid. Najlepszy hotel miasta! O pisarzu gminny! Twoj� dobr� rad� ceni� wysoko, ale rozejrz� si� raz jeszcze!
Poszed�em, nie m�wi�c oczywi�cie ani s�owa o moim zdradzieckim zamiarze. Ca�e dwie godziny szuka�em lepszego pomieszczenia, jednak�e w ko�cu doszed�em do przekonania, �e pisarz gminny mia� s�uszno��. Maison de Madrid by� po prostu pa�acem w por�wnaniu z jaskiniami, kt�re widzia�em. Kupi�em zatem za jednego peso mi�sa, kt�re, m�wi�c nawiasem, cuchn�o ca�kiem zno�nie, nast�pnie wzi��em u piekarza sporo p�askich plack�w kukurydzianych i powr�ci�em do hotelu, gdzie zosta�em przyj�ty z wielkim uznaniem, skoro tylko zauwa�ono, �e nie przychodz� z pr�nymi r�kami.
Mi�a Felisa, nie pytaj�c wiele, odebra�a natychmiast wszystko ode mnie i rozpali�a ogie�, a�eby upiec mi�so. Trzej ch�opcy zabrali si� zaraz do plack�w, rozgryzaj�c je w z�bach jak ko�ci, za� donna Elwira usiad�a w swoim hamaku, zbudzona woni� pieczeni rozchodz�c� si� od ogniska. Oblicza jej nie mog�em niestety zobaczy�, gdy� jedyna lampa jaka si� tu znajdowa�a, sta�a daleko od niej, na stole, przy kt�rym siedzia� gospodarz. Usiad�em naprzeciw niego. Wtedy don Geronimo podsun�� mi domino i odezwa� si� po przyjacielsku:
Jeszcze kilka partii sennor, dop�ki nie zaczniemy je��. Nie mamy przecie� nic innego do roboty!
Grali�my zatem dop�ki nie nakryto do sto�u, to znaczy dop�ki sennorita Felisa nie po�o�y�a przede mn� najbardziej zat�ch�ego kawa�ka mi�sa, oczywi�cie bez talerza i jakichkolwiek innych dodatk�w, ale za to ze swoim najbardziej s�onecznym u�miechem. Reszta mi�sa pow�drowa�a ze zdumiewaj�c� szybko�ci� na miejsce swego przeznaczenia, kt�re jednak nie znajdowa�o si� niestety w moim g�odnym �o��dku. Z go�cia zamieni�em si�, albo raczej zosta�em zamieniony, w gospodarza!
W�a�nie, gdy po ostatnim k�sie obtar�em m�j n� o r�kaw i wsun��em go z powrotem za pas, przyszed� �w go��, kt�rego ukazania si� oczekiwa�em z wielk�, chocia� tajon� ciekawo�ci�. Cz�owiekiem tym by� mormon. Blask naszej lampy si�ga� a� do drzwi, a poniewa� siedzia�em wprost naprzeciw nich, wi�c mog�em dok�adnie obserwowa� przybysza.
Pok�oni� si� w stron� �wi�tego obrazu, nast�pnie si�gn�� ko�cami palc�w do ma�ej kropielniczki wisz�cej przy drzwiach, a potem dopiero zwr�ci� si� ku nam z kr�tkim pozdrowieniem. Zobaczywszy mnie, obcego, przypatrywa� mi si� przez chwil�, poczym podszed� szybkim krokiem do sto�u, otworzy� ksi��k� z nazwiskami, przeczyta� dane dotycz�ce mojej osoby i �ycz�c dobrej nocy cofn�� si� w ciemn� cz�� izby, gdzie by�y umieszczone hamaki dla go�ci.
To wszystko odby�o si� tak szybko, �e nie mia�em czasu przypatrze� si� dok�adnie jego obliczu. Zarazem pokaza�o si�, jak wielki respekt mia� gospodarz przed Meltonem, gdy�, skoro tylko ten oddali� si� od naszego sto�u, rzek� don Geronimo do swoich:
��Sennor Enriquo chce spa�. Po��cie si� i nie r�bcie ha�asu! Frontowe drzwi zamkni�to na zasuw�, tylne, prowadz�ce na podw�rze, pozosta�y otwarte. Donna Elwira po�o�y�a si� z powrotem; sennorita Felisa poda�a mi r�k� na dobranoc i podesz�a r�wnie� do swojej konopnej ko�yski Morfeusza. Gospodarz, �ycz�c mi�ego spoczynku, zdmuchn�� mi �wiat�o przed nosem i wpe�z� w swoj� hu�tawk�, gdzie zamieni� si� natychmiast w pas ratunkowy. Pozosta�em w ciemno�ci. Co prawda by�em nieco zdumiony sposobem w jaki don Geronimo okazywa� nowemu go�ciowi swoja gospodarsk� uprzejmo�� i pieczo�owito��; ostatecznie jednak bawi�y mnie te osobliwe stosunki.
Siedzia�em chwil�, nie mog�c si� zdecydowa�, gdzie mam wybra� miejsce na spoczynek. Wkr�tce us�ysza�em dono�ne chrapanie c�reczki. Matka wydycha�a powietrze w zupe�nie regularnych odst�pach czasu i to z takim przej�ciem, jakby kto� zdmuchiwa� �wiat�o. Ojciec wydawa� pomruki, kt�re mo�na by�o �mia�o por�wna� z brz�czeniem trzmiela. Wydawa�o mi si� wi�c nieprawdopodobie�stwem usn�� przy takim koncercie; dlatego zrezygnowawszy z hamak�w, wyszed�em na podw�rze, a�eby ulokowa� si� na moim poprzednim legowisku. Pies zrazu warcza�, wkr�tce jednak si� uspokoi�, rozpoznawszy we mnie zapewne tego samego cz�owieka, kt�rego ju� w po�udnie znosi� przy sobie. Wsun��em strzelby pod kup� �odyg kukurydzy, gdy� dawnym zwyczajem nie chcia�em si� z nimi rozstawa�. U�o�y�em si� jak mog�em najwygodniej. Spa�em wy�mienicie i obudzi�em si� dopiero, gdy s�o�ce sta�o ju� do�� wysoko na niebie. Wszed�em do izby. Ch�opcy szamotali si� i gonili naoko�o �awek; donna Elvira le�a�a jeszcze, sennorita Felisa gotowa�a przy ognisku niezr�wnan� czekolad�, kt�ra pachnia�a dla odmiany zbieg�ym syropem; gospodarz, skoro mnie tylko zobaczy�, przyni�s� spiesznie domino, a�eby rozpocz�� na nowo wczorajsz� prac� Danaid.
Mormon nie oddali� si� jeszcze. Siedzia� przy stole i zdawa� si� oczekiwa� mego ukazania si�, gdy� zauwa�y�em, i� bacznie mnie obserwowa�. Stara�em nie da� mu do poznania, �e czyni� to samo, a jednak nie mog�em oderwa� od niego oczu.
By�a to osobisto�� oryginalna i nadzwyczaj interesuj�ca. Dobrze zbudowany, odziany bardzo starannie, przedstawia� si� okazale. Oblicze mia� ogolone zupe�nie g�adko. Ale co to by�o za oblicze! Skoro je zobaczy�em, przypomina�y mi si� natychmiast owe, jedyne w swoim rodzaju rysy, kt�re nada� malowanym przez siebie diab�om genialny malarz francuski Gustaw Dore. Podobie�stwo by�o tak wielkie, �e mo�na by�o przypuszcza�, jakoby mormon pozowa� Doremu do rysunku. Wiek jego oszacowa�em najwy�ej na czterdzie�ci kilka lat. Czarne pukle w�os�w wi�y si� wok� wysokiego, szerokiego czo�a i opada�y prawie a� na ramiona; by�a to rzeczywi�cie wspania�a czupryna. Oczy mia� du�e, aksamitno�czarne; nos lekko zakrzywiony, jednak nie zanadto ostry; drganie jego jasno � r�owo zabarwionych nozdrzy �wiadczy�o o �ywym temperamencie. Usta mia� bardzo delikatne, kszta�t ich jednak, a zw�aszcza k�ciki, zakrzywione nieco ku do�owi, pozwala�y wnioskowa�, �e Melton posiada siln�, energiczn� wole. Podbr�dek by� filigranowo, ale przecie� silnie zbudowany, jak to mo�na widzie� tylko u os�b, kt�rych duch jest pot�niejszy od zwierz�cych pop�d�w i potrafi je tak w zupe�no�ci opanowa�, �e trudno nawet przypuszcza� ich obecno�ci. Z osobna ka�d� cz�� jego oblicza trzeba by�o nazwa� pi�kn�, ale ca�o�ci brakowa�o harmonii. A tam, gdzie nie ma harmonii nie mo�e by� mowy o pi�knie prawdziwym. Nie mog� powiedzie�, czy kto� inny odni�s�by takie samo wra�enie, co do mnie jednak, to poczu�em do mormona odraz�. Ta twarz, z�o�ona z nieharmonizuj�cych ze sob� cz�ci, wyda�a mi si� fantasmagoryjn� i wzbudza�a we mnie uczucie przykro�ci. Do tego przy��czy�o si� jeszcze jedno. Im cz�ciej spogl�da�em na Meltona, tym wyra�niej odczuwa�em, �e by� podobny do kogo�, kt�rego spotka�em w okoliczno�ciach nie rzucaj�cych na niego bynajmniej dobrego �wiat�a. Biedzi�em si� nad tym d�ugo, lecz nie mog�em absolutnie przypomnie� sobie ani osoby, ani miejsca lub czasu, w kt�rym mog�o nast�pi� to spotkanie. Podczas nast�pnych dni widywa�em mormona regularnie z rana i wieczora i za ka�dym razem ros�o we mnie przekonanie, �e ju� kiedy� zetkn��em si� z cz�owiekiem bardzo do niego podobnym, kt�ry wyst�pi� wrogo wzgl�dem mnie, albo wzgl�dem jakiej� zaprzyja�nionej ze mn� osoby.
Melton, ilekro� mnie widzia�, mierzy� mnie bystrym spojrzeniem, w kt�rym przebija�a tylko ciekawo��; zdawa�o mi si� jednak, �e mormon stara� si� usilnie ukry� przede mn� niemi�e wra�enie, jakiego doznawa� na m�j widok. Nie wiedzia� mo�e, �e wra�enie to by�o obustronne.
Jak ju� nadmieni�em, czeka�em na okr�t, mormon za�, wed�ug wiadomo�ci udzielonej mi przez gospodarza, zdawa� si� by� pewnym przybycia okr�tu. Mimo to nie zwr�ci�em si� do niego o bli�sze szczeg�y, gdy� mia�em poczucie, �e skoro raz wejd� z nim w stosunki, nie b�d� si� m�g� ju� od niego uwolni�. By�o przecie� jasne, �e wystarczy�o zwr�ci� si� do kapitana statku, a�eby zosta� pasa�erem. Jednak�e sta�o si� inaczej ni� zamierza�em. Pi�tnastego dnia, wieczorem, mormon, przyszed�szy do hotelu, nie po�o�y� si� natychmiast spa�, jak to zwykle czyni�, lecz przysiad� si� do nas, to jest do gospodarza i do mnie, gdy� rozumia�o si� samo przez si�, �e obydwaj trawili�my czas przy grze w domino. Po d�ugich, bezowocnych wysi�kach uda�o mi si� na koniec doprowadzi� do tego, �e ma�y don Geronimo wygra� parti�.
��Teraz prys� czar, sennor! � zakrzykn�� uradowany. � Pan przyzna chyba, �e gram w�a�ciwie o wiele lepiej od pana i tylko z�y los prze�ladowa� mnie dotychczas. Pan chwyta� zawsze najlepsze kostki, podczas gdy mnie dostawa�y mc takie, kt�rych w og�le nie warto bra� do r�ki. Teraz jednak musi by� inaczej; zaraz panu poka��, o ile pana w grze przewy�szam! Zacznijmy na nowo!
Poodwracal kostki i zmiesza� je przygotowuj�c si� do nowej gry. Nie odpowiedzia�em nic, gdy� mia�em zamiar pozwoli� mu wy grad tak�e nast�pn� parti�, je�liby to tylko by�o mo�liwe; nagle jednak odezwa� si� po raz pierwszy mormon zwracaj�c si� do gospodarza:
��Co panu przychodzi do g�owy, sennor! Czy pan nie zauwa�y�, �e pa�ski przeciwnik wysila� si� po prostu, a�eby pope�nia� b��dy i pozwoli� panu wygra� parti�? Pan przez ca�e �ycie nie nauczy si� tak gra� jak on! Co za grubia�stwo! Pos�ugiwa� si� zwyk�ym tytu�em sennor, podczas gdy ma�emu cz�owieczkowi zale�a�o bardzo na tym, a�eby go nazywano don Geronimo. Jakkolwiek gospodarz by� zwykle bardzo uprzejmy i mia� przed mormonem wielki respekt, to jednak teraz da� Meltonowi ostr� odpowied�, za kt�r� ten oczywi�cie nie pozosta� d�u�ny. Sprzeczka zamieni�a si� w g�o�n� k��tni�; nareszcie Geronimo zapakowa� kostki i opu�ci� st� a�eby po�o�y� si� w hamaku. Mormon patrzy� za nim z widocznym zadowoleniem, z czego wywnioskowa�em, �e rozpocz�� sprzeczk� umy�lnie, a�eby usun�� gospodarza i zosta� ze mn� sam na sam.
Istotnie, skoro tylko ma�y zwin�� si� w swoim hamaku, Melton zwr�ci� si� do mnie z zapytaniem:
��Pan mieszka tutaj ju� od pi�tnastu dni. Czy pan zamierza pozosta� w Guaymas?
Zdanie to nie by�o wypowiedziane w tonie grzecznego pytania. Czu�em, �e Melton chcia� si� okaza� przychylnym, przychodzi�o mu to jednak z trudem; jego pytanie brzmia�o jak mowa urz�dnika, albo prze�o�onego, kt�ry zwraca� si� do podw�adnej mu osoby.
��Nie � odpowiedzia�em � nie mam tu nic do roboty.
��Dok�d pan chce si� uda�?
��Mo�e do La Libertad.
Wymieni�em to miasto, gdy� w jego pobli�u le�a�o Lobos, dok�d wed�ug opowiadania gospodarza mia� p�yn�� okr�t oczekiwany przez mormona.
��Sk�d pan przyszed� tutaj?
��Z g�r Sierra Verde.
��Co pan tam robi�? Szuka� pan mo�e z�ota? Znalaz� pan co?
��Nie � odpar�em, nie zwracaj�c uwagi na jego pierwotne pytanie.
��My�la�em to sobie! Po panu wida� od razu, �e pan jest biedakiem. Obra� pan sobie bardzo nieszcz�liwe rzemios�o.
��Jak to?
��Przeczyta�em w spisie nazwisk, �e pan jest literatem; ot� wiem dobrze, �e w tym zawodzie mo�na znale�� tylko zubo�a�e i upad�e osobniki.
Jak m�g� pan zapu�ci� si� w t� okolice! Jeste� pan Niemcem. Gdyby pan zosta� w swej ojczy�nie, m�g�by pan tam pisa� listy lub sporz�dza� rachunki dla ludzi nie umiej�cych obchodzi� si� pi�rem i zarabia� w ten, albo w podobny spos�b, przynajmniej tyle, �eby nie cierpie� g�odu!
��Hm! � zamrucza�em nie daj�c mu pozna�, �e mnie bawi� swoj� logik� � pisanie list�w nie przynosi takich dochod�w, jak pan przypuszcza. Mo�na przy tym przyci�ga� pasa, a� brzuch zetknie si� z kr�gos�upem!
��A pan nie znalaz� na to innej rady, tylko pow�drowa� w obce kraje, a�eby przyci�ga� pasa tak d�ugo, dop�ki pa�ski brzuch zupe�nie nie zniknie! Niech mi pan nie bierze tego za z�e, ale to chyba g�upota z pa�skiej strony. Nie ka�dy ma takie szcz�cie, jak pa�ski imiennik, kt�ry nie by� zreszt� literatem, tylko wy�wiczonym my�liwym, gdy wyrusza� w �wiat.
��M�j imiennik? Kogo ma pan na my�li?
��Ach, my�la�em, �e pan by� ju� w Stanach Zjednoczonych w zachodnich peryferiach, jednak pa�skie pytanie zaprzecza temu, gdy� inaczej by�by pan s�ysza� o Old Shatterhandzie!
��Old Shatterhand? To nazwisko znam. Czyta�em prawdopodobnie w jakiej� gazecie pewn� opowie�� podr�nicz�, w kt�rej wyst�powa� ten cz�owiek. Zdaje si�, �e to my�liwy preriowy, albo poszukiwacz �lad�w, jak to si� tutaj tych ludzi nazywa!
��Jest nim rzeczywi�cie. Wiem przypadkowo, �e jest Niemcem, a poniewa� pan nosi takie same nazwisko, wi�c w pierwszej chwili przysz�a mi my�l, �e mam do czynienia z owym Old Shatterhandem; jednak�e bardzo pr�dko pozna�em swoj� pomy�k�. Lituj� si� nad pa�skim smutnym po�o�eniem i chc� panu dopom�c do pod�wigni�cia si� z niedoli, oczywi�cie przypuszczaj�c, �e sennor ma tyle rozumu, a�eby si� wy d�wign�� z ca�ych si� liny ratunkowej, kt�r� mu rzucam.
W�a�ciwie powinienem by� wy�mia� go w oczy, jednak pohamowa�em si� i nie porzuca�em skromnej miny. Jego brutalny spos�b wyra�ania si� m�g� mnie z�o�ci�, bawi�o to mnie jednak, �e pozostawiam go w b��dzie i dlatego odpowiedzia�em spokojnie:
��Dlaczego nie mam mie� tyle rozumu? Nie jestem przecie� dzieckiem, kt�re nie umie docenia� proponowanego mu dobrodziejstwa!
��Dobrze! Je�li si� pan zgodzi na moj� propozycj� pozb�dzie si� pan wszelkiej troski i otrzyma pan od razu bardzo p�atne stanowisko.
��Gdybym m�g� w to wierzy�! Prosz� pana bardzo, niech mi pan jak najpr�dzej wyjawi swoj� propozycj�.
��Tylko powoli! Niech mi pan powie, co pan zamierza w�a�ciwie robi� w La Libertad?
��Chc� szuka� pracy, rozejrze� si� za jakim� zaj�ciem. Poniewa� tutaj, w tej zamar�ej mie�cinie nic nie znalaz�em, wi�c mam nadziej�, �e tam b�d� mia� wi�cej szcz�cia!
��Pan si� myli. La Libertad le�y wprawdzie nad morzem, ale jest to miejscowo�� jeszcze smutniejsza ni� Guaymas. Setki g�odnych Indian w��cz� si� tam nie mog�c znale�� roboty. Pan znalaz�by si� jeszcze w trudniejszym po�o�eniu ni� tutaj. Prawdziwe to szcz�cie dla pana, �e opatrzno�� zrz�dzi�a nasze spotkanie. Pan s�ysza� mo�e, �e nale�� do �wi�tych dnia ostatniego. Moja ofiara nakazuje mi ka�d� owieczk�, kt�r� znajd� w pustyni zaprowadzi� na kwitn�ce pola szcz�cia; jest wi�c moim obowi�zkiem dopom�c panu. Czy pan m�wi i pisze po angielsku?
��Zno�nie!
��To wystarczy. Mo�e pisze pan po hiszpa�sku tak dobrze jak m�wi?
��Tak, ale nie mog� da� sobie rady z interpunkcj�, poniewa� w j�zyku hiszpa�skim wykrzykniki i znaki zapytania stoj� nie tylko po, lecz tak�e przed zdaniem.
��To si� jeszcze poka�e � odpar� z u�miechem wy�szo�ci, � nie ��dam od pana mistrzostwa! Czy ma pan ochot� zosta� tenedorde libros, ksi�gowym?
Pytanie to wypowiedzia� z tak� min� jakby mi ofiarowa� co najmniej ksi�stwo. Dlatego odpar�em w tonie radosnego zdziwienia:
��Ksi�gowym? Jak�e ch�tnie przyj��bym takie stanowisko! � Niestety, jednak nie jestem kupcem! S�ysza�em wprawdzie, �e jest jaka� pojedyncza i podw�jna buchalteria, ale nie rozumiem si� na tym!
��To niepotrzebne, sennor, gdy� pan ma przyj�� miejsce nie u kupca tylko w hacjendzie. Wprawdzie nie mog� oznaczy� wysoko�ci pa�skiej p�acy, gdy� to nale�y do w�a�ciciela hacjendy, ale zapewniam pana, �e b�dzie sennorowi bardzo dobrze na tej posadzie. Ma sennor wszelk� swobod� i jestem przekonany, �e otrzymasz pan nie mniej jak sto pes�w. Oto moja r�ka. Uderz pan! Kontrakt sporz�dzimy natychmiast.
Wyci�gn�� r�k�. Uda�em jakobym ju� chcia� poda� mu i swoj�, lecz w ostatniej chwili zapyta�em, cofaj�c powoli d�o�:
��Czy pan m�wi powa�nie, czy te� �artuje sobie tylko ze mnie? Wydaje mi si� bardzo dziwnym, �e sennor obcemu cz�owiekowi daje tak wspania�� propozycj�.
��Tak, to rzeczywi�cie bardzo dziwne i dlatego radz� panu nie zwleka�, tylko przyj�� j� czym pr�dzej.
��Chcia�bym to uczyni�, jak sam pan mo�e przypuszcza�, jednak jest przecie� jasne, �e powinienem dowiedzie� si� bli�szych szczeg��w. Gdzie znajduje si� owa hacjenda, do kt�rej chce mnie pan pos�a�?
��Nie chc� pana pos�a�, tylko sam pana tam zaprowadz�.
��To mnie cieszy jeszcze bardziej. Czy podr� jest bardzo kosztowna?
��Sennor nie wyda ani jednego centavo, gdy� ja op�ac� wszystko. Skoro pan si� zgodzi ostatecznie nie tylko uwolni� pana od wszelkich wydatk�w, ale nawet mam pe�nomocnictwo wyp�aci� mu zaliczk�. Hacjendero jest moim przyjacielem. Nazywa si� Timoteo Pruchillo i jest w�a�cicielem hacjendy del Arroyo.
��Gdzie le�y ta hacjenda?
��Poza miastem Ures. Aby tam dotrze� trzeba pop�yn�� st�d okr�tem do Labos, a p�niej ma si� a� do samej hacjendy wspania�� drog� l�dow�; podczas tej kr�tkiej, ale bardzo przyjemnej podr�y b�dzie pan mia� du�o rozrywki i nauki, zw�aszcza �e znajdzie pan tam liczne towarzystwo. Indianin nie jest wytrzyma�ym i pewnym robotnikiem, dlatego brak ludzi, kt�rzy nadawaliby si� do rob�t w hacjendzie. Ot� sennor Timoteo zwerbowa� Niemc�w, czy te� S�owian. Jest ich oko�o czterdziestu robotnik�w, kt�rzy przyb�d� tutaj jutro; wi�kszo�� prowadzi �ony i dzieci. Podpisali ju� kontrakty i wszystko jest tak obmy�lone, �e stan� si� wkr�tce zamo�nymi lud�mi. Hacjendaro pos�a� mnie, a�ebym ich przyj�� i obj�� przewodnictwo nad nimi przez reszt� drogi.
��Z jakiej miejscowo�ci pochodz� ci ludzie?
��Nie wiem tego dok�adnie, ale przypuszczam, �e mieszkali blisko granicy Polonii albo Pomeranii. Miasto, z kt�rego okolicy pochodz� nazywa si�, je�li mnie pami�� nie myli, Cobili.
��Takiego miasta tam nie ma. Hm, Pomorze albo Polska! Mo�e pan ma na my�li miasto Kobylin?
��Tak, tak; tak w�a�nie jak pan to wymawia brzmi nazwa owej miejscowo�ci. Nasz agent doprowadzi� tych ludzi do Hamburga, sk�d wyruszyli dalej parowcem do San Francisco. Stamt�d przyb�d� tutaj jutro na ma�ym okr�cie �aglowym. Statek l�duje w Guaymas tylko dlatego, by mnie zabra� na pok�ad i odp�ywa zaraz dalej. Je�eli pan chce si� jeszcze namy�li� to mog� da� panu czas tylko do jutrzejszego poranka. Je�li si� za� pan w tym czasie nie zdecyduje cofam moj� ofert� i mo�e pan siedzie� w Guaymas tak d�ugo, jak mu si� b�dzie podoba�!
��Przypuszczam, �e kapitan statku przyj��by mnie jako pasa�era a� do Lobos?
��Nie, stanowczo nie, nawet za najlepsz� op�at�. Okr�t jest wynaj�ty lylko dla owych wychod�c�w i kapitan nie �mie przyj�� nikogo innego. Po co wi�c si� namy�la�? By�by� senior po prostu wariatem, gdyby� odrzuci� moj� ofert�!
Patrzy� na mnie z oczekiwaniem zapewne przekonany, �e otrzyma potakuj�c� odpowied�. By�em w k�opocie. Mia�em poprzednio zamiar pozwoli� mu m�wi�, a potem go wy�mia�; teraz jednak musia�em tego zaniecha�. W jaki inny spos�b odjecha�bym z Guaymas? Ju� sama ta okoliczno�� nakazywa�a mi nie dawa� odmownej odpowiedzi. Mia�em jednak jeszcze jeden pow�d, a�eby odby� z nim t� podr�. Oczekiwa� emigrant�w z Europy, prawdopodobnie z pozna�skiego, sprowadzonych do Ameryki w celach zarobkowych na podstawie zawartego z nimi uk�adu. To ju� wystarczy�o, a�ebym si� ich losem �ywo zainteresowa�, tym bardziej, �e zdziwi�a mnie droga jak� obra� Melton do hacjendy. Wiedzia�em, �e miasto Ures w pobli�u kt�rego mia�a le�e� hacjenda wznosi si� nad rzek� w kierunku jej �r�de�, tymczasem mormon chcia� jecha� a� do Lobos, a wi�c dalej. Drog� l�dow� stamt�d opisa� mi wprawdzie jako bardzo przyjemn� i poci�gaj�c�, przeczuwa�em jednak, chocia� nie by�em nigdy w tej okolicy, �e mnie ok�ama�. Cho�by by� nawet powiedzia� prawd�, to sz�o tutaj o tak wielkie okr��enie, �e domy�la�em si� jakiego� szczeg�lnie wa�nego powodu, kt�ry go do tego zmusza�. Poniewa� nie nadk�ada si� tak drogi z lud�mi maj�cymi ze sob� kobiety i dzieci, wi�c musia�em wnioskowa�, �e nie jest to pow�d przypadkowy i niewinny. Skutkiem tego przysz�o mi na my�l, �e wychod�com grozi jakie� niebezpiecze�stwo; czu�em si� w obowi�zku zbada� je i ostrzec tych ludzi. To jednak by�oby nieprawdopodobie�stwem gdybym pozosta� w Guaymas. Musia�em jecha� z Meltonem. Ale jak? Zwi�za� si� z nim nie mog�em, a tym mniej pisemnym kontraktem. R�wnie� okoliczno�ci, �e mormon zmusza� mnie po prostu do przyj�cia tak dobrej posady, chocia� uwa�a� mnie za cz�owieka niezdatnego do niczego, wydawa�a mi si� w wysokim stopniu podejrzan�. Jakie zamiary ukrywa�y si� za t� propozycj�, tego niestety nie mog�em na razie przewidzie�; na to potrzeba by�o czasu, kt�ry musia�em zdoby� podst�pem. Dlatego odpowiedzia�em na jego ostatni� uwag�:
��Pan ma s�uszno��, sennor! Gdybym odrzuci� pa�sk� propozycj� to by�oby to g�upot�, ale i wielk� niewdzi�czno�ci� z mojej strony wobec pa�skiej dobroci. Zgodzi�bym si� w tej chwili, gdyby nie jedna jeszcze bardziej uzasadniona w�tpliwo��.
��W�tpliwo��? Chcia�bym wiedzie� jakiego rodzaju?
��Nie prowadzi�em jeszcze �adnej ksi��ki i nie przebywa�em nigdy w hacjendzie. W�tpi� wi�c czy b�d� m�g� zaspokoi� hacjendera!
��O tym dw�ch zda� nie ma! � przerwa� mi. � Powiedzia�em panu przecie�, �e pa�ska przysz�a praca b�dzie dziecinn� igraszk�. Zapisuje pan co zebrano w polach, ile si� urodzi�o �rebi�t, ile ciel�t, a wreszcie kwot�, kt�r� sennor Timoteo otrzyma� za swoje zbiory. To ca�a praca jakiej ��da od pana!
��I za to mam dosta� kompletne utrzymanie oraz sto pes�w miesi�cznie?
��Przynajmniej sto!
��Je�li tak, to zgodzi�bym si� w tej chwili, chcia�bym tylko wiedzie�, czy rzeczywi�cie zas�uguj� na takie wynagrodzenie?
��Niepoprawny Europejczyk z pana! Dla mnie, jako dla �wi�tego ostatnich dni jest najwa�niejsz� rzecz� bogobojno�� i sprawiedliwo��; pan jednak przesadza w uczciwo�ci. Wy w Europie, jeste�cie jednak osobliwymi lud�mi!
��Mo�e by�, sennor, niech pan jednak zauwa�y, �e nie odrzucam pa�skiej propozycji. Jad� z panem, jednak umow� podpisz� dopiero wtedy, gdy przekonam si�, �e zas�uguj� na ofiarowan� mi zap�at�.
Co za niedorzeczno��! Ale je�li pan nie chce inaczej, to niech tak b�dzie. Ile posiada pan pieni�dzy? Poniewa� pan tylko warunkowo ze mn� jedzie wi�c nie mam obowi�zku za pana p�aci�. Mog� panu ofiarowa� tylko wolny przejazd na naszym okr�cie, poza tym nic wi�cej.
��Poprzestaj� na tym, na szcz�cie mam jeszcze kilka pes�w, kt�re zapewne wystarcz� na czas, dop�ki nie dostaniemy si� do hacjendy.
��Ale tak jak pan jest teraz odziany nie mog� go wzi�� ze sob�. Czy mo�e pan wytrzasn�� sobie jakie� nowe ubranie?
��Tak, gdy� przy obecnym gor�cu kupuje si� tylko odzie� lekk� i tani�.
��Wi�c niech pan za�atwi to wszystko jutro rano, a�ebym nie czeka� na pana. Teraz dobranoc!
Skin�� g�ow� i nie podaj�c mi r�ki poszed� do swojego hamaku. Dzieci spa�y, sennorita Felisa chrapa�a, donna Elvira drzema�a tak�e ci�ko oddychaj�c, ma�y Geronimo wydawa� tony podobne do skrzypienia nie naoliwionych zawias. Zga