7283
Szczegóły |
Tytuł |
7283 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7283 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7283 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7283 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Greg bear
Eon
Prolog: cztery pocz�tki
Pierwszy. Wigilia Bo�ego Narodzenia 2000 Nowy Jork
- Wchodzi na eliptyczn� orbit� oko�oziemsk� - powiedzia�a Judith Hoffman. - Perigeum dziesi�� tysi�cy kilometr�w, apogeum
- pi�� tysi�cy. Co trzecie okr��enie wykonuje p�tl� wok� Ksi�yca. - Odsun�a si� od ekranu, �eby Garry Lanier, kt�ry siedzia� na
biurku, r�wnie� m�g� spojrze�. Kamie� nadal wygl�da� jak ziemniak; nie wida� by�o �adnych szczeg��w.
Odg�osy przyj�cia dobiegaj�ce zza drzwi gabinetu przypomina�y Judith o zaniedbanych obowi�zkach towarzyskich. Przyprowadzi�a
go tu kilka minut temu.
- To musi by� nieprawdopodobny zbieg okoliczno�ci.
- To nie jest zbieg okoliczno�ci - stwierdzi�a Judith. Wysoki, o czarnych, kr�tko obci�tych w�osach, Lanier
wygl�da� na jasnosk�rego Indianina, cho� nie mia� w �y�ach kropli india�skiej krwi. Judith uwa�a�a, �e Garry ma spokojne,
badawcze spojrzenie cz�owieka przyzwyczajonego do spogl�dania w niezmierzone dale. Jednak nie pok�ada�a zaufania w ludziach
tylko na podstawie wyrazu ich oczu. Polubi�a Laniera, poniewa� czego� j� nauczy�. Niekt�rzy
uwa�ali go za zimnego, ale ona wiedzia�a swoje. M�czyzna by� po prostu kompetentny, opanowany i spostrzegawczy.
Nie zwraca� uwagi na ludzkie s�abostki, dzi�ki czemu by� wyj�tkowo skuteczny jako prze�o�ony. Rzadko dostrzega� drobne
uchybienia, z�o�liwo�ci i oszczerstwa. Ocenia� innych wy��cznie po wynikach ich pracy; takie przynajmniej sprawia� wra�enie. Umia�
znale�� w nich to, co najbardziej warto�ciowe. Obserwuj�c stosunek niekt�rych ludzi do Laniera, wiele si� o nich dowiadywa�a. I
przyj�a w�asny styl dzia�ania, wzoruj�c si� na nim.
Lanier nigdy przedtem nie by� w domowym gabinecie Judith Hoffman i teraz w zimnym �wietle padaj�cym od ekranu patrzy� na
p�ki zape�nione blokami pami�ci, szerokie puste biurko, sekretarskie krzese�ko i kompaktowy edytor tekst�w pod sprz�tem wideo.
Jak wi�kszo�� go�ci na przyj�ciu troch� ba� si� pani domu. W Waszyngtonie nazywano j� Doradczyni�. Pe�ni�a funkcj�, oficjalnie i
nieoficjalnie, naukowego eksperta u boku trzech kolejnych prezydent�w. Pod koniec lat dziewi��dziesi�tych, kiedy �wiat otrz�sa� si�
w�a�nie z szoku po Ma�ej �mierci, popularne by�y jej programy wideo popularyzuj�ce odkrycia naukowe. Nale�a�a do zarz�du Jet
Propulsion Laboratory (Laboratorium Nap�du Odrzutowego) i ISCCOM - Mi�dzynarodowego Komitetu Badania Kosmosu. Nie
mog�a ukry� masywnej budowy cia�a, ale mia�a niezawodny gust. Narzuca�a sobie te� pewne ograniczenia. Paznokcie mia�a kr�tko
obci�te, nie pomalowane i wypiel�gnowane oraz skromny makija�. Ciemne w�osy uk�ada�y si� w naturalny spos�b, tworz�c burz�
drobnych loczk�w.
- To obraz z Drake'a - stwierdzi� Lanier.
- Tak, ale nie bezpo�redni. Drak� jest w dalszym ci�gu ustawiony na Perseusza.
- Nie nakieruj� go na Kamie�?
Potrz�sn�a g�ow�, ods�aniaj�c w u�miechu z�by jak wilk.
- Starzy dranie �ci�le trzymaj� si� planu i nie odwr�c� teleskopu nawet po to, by spojrze� na najwi�ksze wydarzenie dwudziestego
pierwszego wieku.
Lanier uni�s� brwi. O ile si� orientowa�, Kamie� by� tylko asteroidem. Pod�u�ny kawa�ek materii nie zagra�a� Ziemi, a po wej�ciu
na orbit� mia� stanowi� dogodny obiekt bada� naukowych. By�o to interesuj�ce, lecz niewarte a� takiego entuzjazmu.
- Dwudziesty pierwszy b�dzie za miesi�c - przypomnia� jej.
- I wtedy b�dziemy bardzo zaj�ci. - Z�o�y�a r�ce. - Garry, pracujemy razem ju� od jakiego� czasu. Ufam ci.
Zesztywnia�. Przez ca�y wiecz�r wyczuwa� w niej napi�cie. Doszed� do wniosku, �e to nie jego sprawa. Ona jednak najwyra�niej
zamierza�a go teraz w co� wtajemniczy�.
- Co wiesz o Kamieniu? - spyta�a. Zastanawia� si� przez chwil�.
- Teleskop kosmiczny Drake'a odkry� go osiem miesi�cy temu. Asteroid ma oko�o trzystu kilometr�w d�ugo�ci i sto kilometr�w
szeroko�ci w cz�ci �rodkowej. �rednie albedo. Prawdopodobnie zbudowany z krzemu, ma niklowo-�elazne j�dro. Kiedy zosta�
pierwszy raz dostrze�ony, otacza�o go co� w rodzaju halo, kt�re jednak znikn�o. W zwi�zku z tym niekt�rzy naukowcy sugerowali,
�e to j�dro wyj�tkowo du�ej starej komety. Sprzeczne raporty na temat jego niskiej g�sto�ci o�ywi�y dawne spekulacje Szk�owskiego
na temat ksi�yca Marsa.
- Sk�d wiesz o raportach?
- Nie pami�tam.
- To mnie troch� pociesza. Je�li ty nie s�ysza�e� wiele na ten temat, inni prawdopodobnie te� nie s�yszeli. By�y przecieki od
personelu Drak�'a, ale ju� to za�atwili�my.
Lanier znalaz� si� w kr�gu jej wsp�pracownik�w, kiedy pe�ni� funkcj� rzecznika prasowego firmy AT&T Orbicom Services. Zanim
zatrudni� si� w Orbicom, ods�u�y� sze�� lat w marynarce jako pilot my�liwc�w, a p�niej zbiornikowc�w lataj�cych na du�ych
wysoko�ciach. W czasie Ma�ej �mierci lata� na s�ynnej trasie Charliego Barkera nad Floryd�, Kub� i Bermudami, zaopatruj�c w
paliwo samoloty Stra�y Atlantyckiej, kt�re odegra�y decyduj�c� rol� w zako�czeniu wojny. Po zawieszeniu broni zwolni� si� z
wojska i przeszed� jako specjalista od in�ynierii lotniczej do Orbicom, kt�ry rozwija� �wiatow� sie� telekomunikacyjn�.
Najpierw kilkakrotnie zadzwoniono do siedziby Orbicom w Menlo Park w Kalifornii, p�niej przysz�o par� pr�b
o pomoc, a nast�pnie nieoczekiwanie przeniesiono go do filii w Waszyngtonie, co, jak si� p�niej dowiedzia�, nast�pi�o z inicjatywy
Judith Hoffman. Nie mieli romansu - jak�e cz�sto dementowa� takie plotki na ten temat - ale ich wsp�praca by�a czym� zupe�nie
wyj�tkowym w Waszyngtonie, gdzie panowa�a atmosfera sta�ej wojny podjazdowej
i rywalizacji.
- Po co ta tajemnica? - spyta�.
- Personelowi Drake'a polecono cenzurowa� wszystkie informacje udost�pniane spo�eczno�ci. - Chodzi�o jej o spo�eczno��
naukowc�w.
- Dlaczego, u licha, mieliby to robi�? W ci�gu ostatnich kilku lat stosunki rz�du z naukowcami by�y fatalne. Ta sprawa z
pewno�ci� ich nie poprawi.
- Tak, ale tym razem zgadzam si� ze stanowiskiem rz�du.
Poczu� dreszcz. Hoffinan by�a bardzo oddana �rodowisku naukowc�w.
- Sk�d to wszystko wiesz, skoro sprawa jest poufna?
- Mam swoje kontakty w ISCCOM. Prezydent zleci� mi nadz�r na wszystkim.
- Jezu.
- Musz� wi�c wiedzie�, czy mog� na tobie polega�.
- Judith, jestem tylko drugorz�dnym rzecznikiem prasowym.
- Bzdury. Orbicom uwa�a, �e jeste� najlepszym kierownikiem dzia�u informacji, jakiego mieli. Przez trzy miesi�ce musia�am
walczy� z Parkerem, �eby ci� przeni�s� do Waszyngtonu. By�e� wyznaczony do awansu, wiesz?
Prawd� m�wi�c, mia� nadziej�, �e uniknie kolejnego awansu. Czu�, �e odsuwa si� od prawdziwej pracy, pn�c si� coraz wy�ej ku
w�adzy.
- A ty spowodowa�a� moje przeniesienie?
- Poci�gn�am za sznurki jak przysta�o na marionetkarza, za jakiego mnie wszyscy uwa�aj�. Mog� ci� potrzebowa�. Wiesz, �e nie
wybieram wsp�pracownik�w, dop�ki nie jestem pewna, �e kiedy� uratuj� mi sk�r�.
Skin�� g�ow�. Znalaz�szy si� w otoczeniu Hoffman, zyskiwa�o si� perspektyw� wa�nego stanowiska. Do tej pory stara� si� nie
my�le� w ten spos�b.
- Pami�tasz supernow� zaobserwowan� w tym samym czasie co Kamie�?
Lanier potwierdzi� skinieniem g�owy. W gazetach ukaza�y si� sk�pe informacje, ale on by� zbyt zaj�ty, �eby uzna� ten brak
zainteresowania za dziwny.
- To nie by�a supernowa. Mimo �e mia�a odpowiedni� jasno��, nie spe�nia�a innych wymaga�. Po pierwsze, Drak� odkry� j� jako
podczerwieniony obiekt tu� poza granicami Uk�adu S�onecznego. Po dw�ch dniach rozb�ysk sta� si� widoczny i zarejestrowano
promieniowanie o cz�stotliwo�ci charakterystycznej dla rozpadu atom�w. Temperatura wzros�a od miliona do miliarda stopni
Kelvina. Detektory na satelitach, mi�dzy innymi nowa super-Vela, odebra�y promieniowanie gamma zwi�zane z przemianami j�der,
atomowych. Obiekt by� wyra�nie widoczny na nocnym niebie, wi�c astronomowie musieli to jako� wyja�ni�. O�wiadczyli, �e
kosmiczne instalacje obronne odkry�y supernow�. Nie wiedzieli jednak, z czym maj� do czynienia.
- I co?
- Rozb�ysk znikn��, wszystko si� uspokoi�o, ale w tej samej cz�ci nieba pojawi� si� Kamie�. Do tego czasu zorientowano si�, �e
to nie jest zwyk�y asteroid. - Na ekranie pojawi� si� nowy obraz.
- Sp�jrz. Po��czone Dow�dztwo Si� Kosmicznych przej�o kontrol� nad Drakiem i zmieni�o jego ustawienie.
Drak� by� najpot�niejszym orbitalnym teleskopem optycznym. Na ciemnej stronie Ksi�yca zbudowano wi�ksze instrumenty, ale
�aden nie m�g� si� z nim r�wna�. Nie nale�a� do Departamentu Obrony. Dow�dztwo Si� Kosmicznych nie mia�o prawa nim
rozporz�dza�, z wyj�tkiem sytuacji zagro�enia bezpiecze�stwa pa�stwa.
Obraz Kamienia na ekranie by� mocno powi�kszony i opleciony sieci� cyfr i naukowych danych. Ukaza�o si� wi�cej szczeg��w -
du�y krater w jednym z ko�c�w obiektu, mniejsze kratery na ca�ej powierzchni i dziwny pas przecinaj�cy go w poprzek.
- Mimo wszystko wygl�da jak asteroid - stwierdzi� Lanier bez przekonania.
- Istotnie - zgodzi�a si� Hofftnan. - Znamy ten typ. Bardzo du�y mezosyderyt. Znamy sk�ad. Brakuje jednak czterdziestu
procent masy. Potwierdzi�y to obserwacje. Przekr�j przez �rodek przypomina geoid�. Geoidy nie wyst�puj� w przestrzeni kosmicznej,
Garry. Prezydent ju� zaakceptowa� moj� propozycj� zorganizowania ekspedycji. Wprawdzie by�o to przed wyborami, ale my�l�, �e
mo�emy przepchn�� ten pomys� przez now� administracj�, mimo ograniczenia umys�owego jej przedstawicieli. Planujemy do ko�ca
lutego sze�� lot�w prom�w kosmicznych. Potrzebny b�dzie zesp� naukowc�w. Chcia�abym, �eby� nim pokierowa�. Z pewno�ci� uda
si� nam go zorganizowa� z pomoc� Orbicom.
- Ale po co te tajemnice?
- Ale�, Garry, jestem zaskoczona. - U�miechn�a si� do niego ciep�o. - Gdy przybywaj� obcy, rz�d zawsze stara si� utrzyma� to
w sekrecie.
Drugi. Sierpie� 2001, lotnisko Podlipki w pobli�u Moskwy
- Majorze Mirski, nie skupiacie si� na zadaniu.
- Kombinezon mi przecieka, pu�kowniku Majakowski.
- To nie ma nic do rzeczy. Mo�ecie wytrzyma� jeszcze przez pi�tna�cie, dwadzie�cia minut.
- Tak jest, pu�kowniku.
- Skoncentrujcie si�. Musicie wykona� ten manewr.
Mirskiemu pot zalewa� oczy. Zamruga�, pr�buj�c dostrzec w�az cumowniczy ameryka�skiego typu. Woda w skafandrze
ci�nieniowym si�ga�a mu ju� do kolan. Jej poziom stale si� podnosi�. Mirski nie potrafi� stwierdzi�, jak du�y jest przeciek. Mia�
nadziej�, �e Majakowski to wie.
Musia� zaklinowa� metalow� sztab� mi�dzy dwoma czujnikami. Za pomoc� zaczep�w w kszta�cie litery L przypi�tych do but�w i
r�kawic przymocowa� praw� kostk� i nadgarstek do zaokr�glonej pokrywy w�azu. Nast�pnie lew� r�k�...
(...ale� starali si� go zniech�ci� w szkole w Kijowie. Teraz ju� z tym koniec. Nie ma jego nauczycieli i ich dziewi�tnastowiecznych
pomys��w. Jak�e pr�bowali przyzwyczai� go do pos�ugiwania si� wy��cznie praw� r�k�, a� wreszcie, kiedy mia� prawie dwadzie�cia
lat, wydano zarz�dzenie oficjalnie uznaj�ce lewor�czne dzieci.)
Mirski z hukiem zamocowa� sztab�. Odczepi� kostk� i nadgarstek.
Woda si�ga�a mu do pasa.
- Pu�kowniku...
- Min� trzy minuty, zanim w�az si� otworzy. Mirski zagryz� wargi. Wykr�ci� szyj�, staraj�c si� zobaczy�
przez wizjer he�mu, jak radz� sobie jego koledzy. Przy s�siednich w�azach majstrowali dwaj m�czy�ni i Jefremo-wa. A gdzie
Or��w?
Tam... Mirski zdj�� he�m i zobaczy�, �e trzej nurkowie holuj� Or�owa w ciemno��, ku powierzchni zbiornika, �wie�emu powietrzu.
Nie czu� ju� wlewaj�cej si� do skafandra wody.
W�az zacz�� si� odsuwa�. Major s�ysza� odg�os pracuj�cego mechanizmu. Pokrywa nagle zatrzyma�a si�, otwarta w jednej trzeciej.
- Zaci�a si�! - zawo�a� zdumiony. Zak�ada�, �e �wiczenie dobiegnie ko�ca, kiedy tylko otworzy si� w�az, kt�ry mia� podobno
by� szczelny i odblokowa� si� po odpowiednim umieszczeniu klina. Ameryka�ska technika!
- �le za�o�yli�cie sztab�.
- Ale� nie! - zaprotestowa� Mirski.
- Majorze...
- Tak jest! - R�k� chronion� grub� r�kawic� uderzy� w sztab�. Nie przyczepiony do w�azu, odp�yn�� i straci� cenne sekundy na
podholowanie si� po linie. Zaczepy. Kolejny cios. Bez rezultatu.
Zimna woda wla�a mu si� do he�mu. Prze�kn�� kilka �yk�w i zakrztusi� si�. "No tak! Pu�kownik pomy�li, �e ton�, i zlituje si�."
- Doci�nijcie j� - poradzi� pu�kownik.
R�kawice by�y zbyt grube, �eby m�g� si�gn�� do wy��obienia, w kt�rym spoczywa�a sztaba, zablokowana przez cz�ciowo otwarty
w�az. Nacisn��. Do r�kaw�w nap�yn�a mu woda. Palce zdr�twia�y. Spr�bowa� jeszcze raz.
Skafander wype�ni� si� wod�. Mirski zacz�� ton��. Dno zbiornika znajdowa�o si� trzydzie�ci metr�w ni�ej, a wszyscy nurkowie
zajmowali si� Or�owem. Nic go nie uratuje, je�li sam sobie nie poradzi z otworzeniem w�azu. Ale je�eli nie wycofa si� w por�...
Nie odwa�y� si� jednak. Od wczesnej m�odo�ci marzy�
o gwiazdach i gdyby teraz wpad� w panik�, na zawsze znalaz�yby si� poza jego zasi�giem. Krzykn�� wewn�trz he�mu i wcisn��
czubek r�kawicy w wy��obienie, czuj�c ostry b�l mia�d�onych palc�w.
W�az drgn��.
- Po prostu si� zaklinowa� - stwierdzi� pu�kownik.
- Do diab�a, ja ton�! - krzykn�� Mirski. Odchyli� he�m
i wyplu� wod�. Us�ysza� odg�os ssania i bulgotanie. Powietrze uchodzi�o przez szpar� wzd�u� pier�cienia otaczaj�cego szyj�.
Wok� zbiornika zapali�y si� reflektory. Rozwodnione �wiat�o zala�o w�azy. Mirski poczu� pod pachami i wok� n�g czyje� d�onie.
Przez zamglony wizjer niewyra�nie dostrzeg� trzech pozosta�ych kosmonaut�w. Wydostali si� przez w�azy i ci�gn�li go w g�r�, ku
odwiecznemu i jak�e mile widzianemu niebu.
Siedzieli przy stoliku z dala od dwustu innych rekrut�w i jedli kie�bas� z kasz�. Piwo by�o zimne i w du�ej ilo�ci, cho� kwa�ne i
wodniste. Dostali te� pomara�cze, marchew i g��by kapusty. A na deser u�miechni�ty kelner postawi� przed nimi wielkie puchary
�wie�o zrobionych waniliowych lod�w, kt�rych nie jedli od czasu treningu.
Po obiedzie Jefremowa i Mirski poszli na spacer po terenie Centrum Szkolenia Kosmonaut�w. Min�li gro�nie wygl�daj�cy zbiornik
z czarnej stali do po�owy wkopany w ziemi�.
Jefremowa pochodzi�a z Moskwy i mia�a lekko sko�ne oczy. Mirski przyjecha� z Kijowa i r�wnie dobrze mo�na go by�o wzi�� za
Niemca jak za Rosjanina. To, �e urodzi� si� w Kijowie, mia�o swoje dobre strony. Rodacy wsp�czuli mu, �e nie ma dok�d wr�ci�.
Niewiele rozmawiali. Uwa�ali, �e s� w sobie zakochani. Jefremowa by�a jedn� z czternastu kobiet w Szturmowych Oddzia�ach
Kosmicznych. Z powodu p�ci musia�a si� stara� jeszcze bardziej ni� m�czy�ni. Wcze�niej szkoli�a si� jako pilot w Wojskach Obrony
Powietrznej, lataj�c na treningowych bombowcach Tu 22M i starych my�liwcach Suchoj. Mirski wst�pi� do wojska po uko�czeniu
wy�szej szko�y techniki lotniczej i kosmonautycznej. Mia� szcz�cie: zamiast p�j�� do armii w wieku lat osiemnastu, otrzyma�
stypendium w ramach Nowego Uprzemys�owienia.
W szkole in�ynierskiej mia� doskona�e oceny z nauk politycznych i dowodzenia, wi�c natychmiast wyznaczono go na trudne
stanowisko oficera politycznego w eskadrze my�liwc�w w Niemczech, lecz p�niej przeniesiono do Wojsk Obrony Kosmicznej,
kt�re istnia�y dopiero od czterech lat. Nigdy wcze�niej o nich nie s�ysza�, lecz by�o to szcz�liwe zrz�dzenie losu. Zawsze chcia� by�
kosmonaut�.
Ojciec Jefremowej by� wysoko postawionym moskiewskim urz�dnikiem. Za�atwi� jej miejsce w wojskowym programie
szkoleniowym. Uzna�, �e to dla niej bezpieczniejsze ni� w��czenie si� z okrytymi z�� s�aw� moskiewskimi m�odymi chuliganami.
Okaza�o si�, �e jest bardzo zdolna i bystra; przysz�o�� zapowiada�a si� interesuj�co, chocia� nie tak, jak oczekiwa� ojciec.
Tak bardzo r�nili si� pochodzeniem, �e istnia�y niewielkie szans�, by kiedykolwiek uda�o si� im um�wi� na randk�, nie m�wi�c o
romansie, a tym bardziej o ma��e�stwie.
- Sp�jrz - odezwa�a si� Jefremowa. - Dzisiaj wida� go wyra�nie.
- Tak? - Od razu wiedzia�, o co jej chodzi.
- Tam. - Przechyli�a g�ow� i wskaza�a na drobny punkcik tu� nad wieczorn� zorz�, obok ksi�yca w pe�ni.
- Dotr� tam przed nami - szepn�a Jefremowa ze smutkiem. - Zawsze s� szybsi.
- Jeste� pesymistk� - stwierdzi� Mirski.
- Ciekawe, jak go nazywaj�. Jak� dadz� mu nazw� po wyl�dowaniu.
- Z pewno�ci� nie "Ziemniak"! - za�mia� si� Mirski.
- Nie - zgodzi�a si�.
- Pewnego dnia - powiedzia�, mru��c oczy, �eby dojrze� plamk�.
- Co pewnego dnia?
- Mo�e nadejdzie czas, kiedy im go odbierzemy.
- Marzyciel - skwitowa�a Jefremowa.
Tydzie� p�niej na obrze�ach lotniska w dwuosobowej komorze pr�niowej nast�pi�a implozja. Jefremowa testowa�a w niej nowy
rozdaj skafandra. Zgin�a na miejscu. Obawiano si� politycznych reperkusji wypadku, lecz jej ojciec okaza� si� rozs�dny. Lepiej mie�
w rodzinie m�czennika ni� chuligana.
Mirski wzi�� kr�tki urlop i sp�dzi� go z butelk� brandy przeszmuglowan� z Jugos�awii. Ca�y dzie� przesiedzia� w moskiewskim
parku i nawet jej nie otworzy�.
Po roku uko�czy� szkolenie i otrzyma� promocj�. Opu�ci� Podlipki i sp�dzi� dwa tygodnie w Gwiezdnym Miasteczku, gdzie obejrza�
pok�j Jurija Gagarina, obecnie co� w rodzaju �wi�tyni kosmonaut�w. Stamt�d odlecia� do tajnego o�rodka w Mongolii, a potem na
Ksi�yc.
I zawsze spogl�da� w stron� Ziemniaka. Wiedzia�, �e pewnego dnia poleci tam, i to nie jako cz�onek wyprawy
ISCCOM: Trzeci. Wigilia Bo�ego Narodzenia 2004, Santa Barbara, Kalifornia
Patricia Luisa Vasquez odpi�a pasy i zamierza�a otworzy� drzwi samochodu. Spieszy�o si� jej do domu. Testy psychologiczne,
kt�rym przez kilka dni poddawano j� w Vanderberg, by�y wyczerpuj�ce.
- Zaczekaj - poprosi� Paul Lopez. Po�o�y� jej d�o� na ramieniu i spojrza� na desk� rozdzielcz�. Z radia dobiega�y d�wi�ki
Czterech p�r roku Vivaldiego. - Twoi rodzice nie b�d� zadowoleni, kiedy si� dowiedz�...
- Nie martw si� - uspokoi�a go, odgarniaj�c kosmyk ciemnobr�zowych, prawie czarnych w�os�w. Pomara�czowe �wiat�o
ulicznej latarni nadawa�o jej jasnooliwkowej sk�rze r�owy odcie�. Patrzy�a na Paula uwa�nie, zaplataj�c w�osy w dwa warkocze. Jej
du�e wyraziste oczy przypomina�y mu oczy kota szykuj�cego si� do skoku.
- Spodobasz im si� - zapewni�a g�aszcz�c go po policzku. -Jeste� pierwszym ch�opakiem nieanglosaskiego pochodzenia,
jakiego im przedstawiam.
- Chodzi mi o fakt, �e mieszkamy razem.
- Nie b�d� si� martwili tym, o czym nie wiedz�.
- Czuj� si� troch� skr�powany. Stale opowiadasz, jacy s� staro�wieccy.
- Chcia�am tylko, �eby� ich pozna� i zobaczy� m�j dom.
- Ja r�wnie� tego pragn�.
- Pos�uchaj, nikt nie b�dzie si� przejmowa� moim dziewictwem, kiedy przeka�� im najnowsz� wiadomo��. Je�li mama zapyta,
jakie mamy plany, pozwol� ci m�wi�.
- Wspaniale - skrzywi� si� Paul.
Patricia przyci�gn�a do siebie jego d�o� i poca�owa�a j�. Potem otworzy�a drzwi.
- Zaczekaj.
- Co znowu?
- Ja nie... wiesz, �e ci� kocham.
- Paul...
- Ja tylko...
- Wejd� i poznaj moj� rodzin�. Nie denerwuj si�. Wysiedli z samochodu i otworzyli baga�nik, �eby wyj��
pakunki. Patricia pomaszerowa�a �cie�k�. W ch�odnym nocnym powietrzu jej oddech zamienia� si� w par�. Wytar�a buty o
s�omiank�, otworzy�a drzwi, przytrzyma�a je �okciem i krzykn�a:
- Mamo! To ja. Przywioz�am Paula.
Rita Vasquez wzi�a od c�rki paczk� i postawi�a j� na stole kuchennym. W wieku czterdziestu pi�ciu lat by�a tylko lekko
zaokr�glona, lecz ubiera�a si� niemodnie, co dostrzega�a nawet nie interesuj�ca si� mod� Patricia.
- Co to jest, prezent? - spyta�a Rita. Wyci�gn�a ramiona i przytuli�a c�rk�.
- Mamo, sk�d wytrzasn�a� t� sukienk� z poliestru? Nie widzia�am takiej od lat.
- Znalaz�am j� w gara�u, w pudle. Tw�j ojciec kupi� mi j�, zanim si� urodzi�a�. Gdzie jest Paul?
- Niesie jeszcze dwie paczki. - Zdj�a p�aszcz, rozkoszuj�c si� zapachem tamales, pieczonej szynki i s�odkich ziemniak�w. -
Domowe zapachy - powiedzia�a, a Rita rozpromieni�a si�.
Stoj�ca w salonie sztuczna choinka by�a jeszcze nie ubrana - dekorowanie drzewka w wigilijny wiecz�r nale�a�o do rodzinnych
tradycji - a na kominku p�on�� ogie�. Patricia spojrza�a na gipsowe p�askorze�by winoro�li pod gzymsem, ci�kie drewniane belki
na suficie i u�miechn�a si�. Urodzi�a si� w tym domu. Dok�dkolwiek pojedzie, to zawsze b�dzie jej dom.
- Gdzie s� Julia i Robert?
- Robert stacjonuje w Omaha! - zawo�a�a Rita z kuchni. - Nie uda�o si� im przyjecha� w tym roku. Mo�e dostanie urlop w
marcu.
- O - powiedzia�a Patricia rozczarowana. Wr�ci�a do kuchni. - Gdzie jest tata?
- Ogl�da telewizj�.
Paul wszed� do kuchni ob�adowany. Patricia wzi�a od niego pakunki i po�o�y�a je na pod�odze obok lod�wki.
- Spodziewali�my si� ca�ej armii, wi�c przywie�li�my mn�stwo prowiantu - wyja�ni�a.
Rita spojrza�a na stosy jedzenia i potrz�sn�a g�ow�.
- Wszystko si� zje. Zaprosili�my s�siad�w, pa�stwa Ortiz, kuzyna Enrique i jego now� �on�. Wi�c to jest Paul?
- Tak.
Rita u�ciska�a go, ledwo obejmuj�c ramionami. Przytrzyma�a jego d�onie i odsun�a si�, przygl�daj�c mu si� badawczo. Paul
u�miechn�� si�. Wysoki, szczup�y, z br�zowymi w�osami i jasn� sk�r�, wygl�da� na Anglosasa. Odwzajemni�a u�miech.
Zaakceptowa�a Paula.
Patricia posz�a do pokoiku, gdzie jej ojciec zwyk� siadywa� przed telewizorem. Nigdy nie powodzi�o si� im zbyt dobrze, wi�c
odbiornik by� sprzed dwudziestu pi�ciu lat, na jego ekranie pojawia�y si� odbicia.
- Tato? - powiedzia�a Patricia cicho, podkradaj�c si� do niego w p�mroku.
- Patty! - Ramon Vasquez obejrza� si�, a pod siwym w�sem pojawi� si� szeroki u�miech. Trzy lata temu mia� wylew, w wyniku
kt�rego by� cz�ciowo sparali�owany i nawet operacja niewiele pomog�a. Patricia usiad�a na sofce obok niego.
- Przywioz�am Paula - oznajmi�a. - Przykro mi, �e Julia nie mog�a przyjecha�.
- Mnie r�wnie�. Ale tak jest w wojsku. - Ramon s�u�y� w lotnictwie przez dwadzie�cia lat, zanim odszed� na emerytur� w 1996
roku. Z wyj�tkiem Patricii ca�a rodzina
mia�a co� wsp�lnego z armi�. Julia pozna�a Roberta sze�� lat temu na przyj�ciu w bazie lotniczej.
- Mam wam co� do powiedzenia, tato.
- Tak? Co takiego? - Czy�by jego wymowa poprawi�a si� od czasu, kiedy ostatnio rozmawiali? Chyba tak. Przynajmniej tak�
mia�a nadziej�.
- C�rko! Pom� nam! - zawo�a�a Rita z kuchni.
- Co ogl�dasz? - spyta�a Patricia, nie maj�c ochoty go zostawia�.
- Wiadomo�ci.
Komentator - i jego wyra�nie widoczny cie� - m�wi� w�a�nie o Kamieniu. Patricia oci�ga�a si� z wyj�ciem pomimo wo�ania
matki
- Poniewa� na Kamie� wysy�a si� coraz wi�cej personelu, obywatele i grupy naukowc�w domagaj� si� informacji. W czwartym
roku prowadzonych przez NATO i Eurospace bada� zas�ona okrywaj�ca ich rezultaty jest coraz bardziej nieprzenikniona...
Wi�c to nie by�a wcale nowina.
- ...a szczeg�lnie niezadowoleni s� z tego powodu Rosjanie. Tymczasem cz�onkowie Stowarzyszenia Planetarnego, Towarzystwa
L-5, Przyjaci� Kontakt�w Mi�dzygwiezdnych i innych grup zebrali si� przed Bia�ym Domem i tak zwanym Niebieskim Sze�cianem
w Sunnyvale w Kalifornii, protestuj�c przeciwko militarnemu zaanga�owaniu i ukrywaniu najwa�niejszych odkry� dokonanych na
Kamieniu.
Na ekranie pojawi� si� m�ody, powa�ny, konserwatywnie ubrany m�czyzna. Sta� przed Bia�ym Domem i przesadnie gestykuluj�c
m�wi�:
- Wiemy, �e to jest sztuczny obiekt i �e sk�ada si� z siedmiu ogromnych kom�r. To nie my go zbudowali�my. We wszystkich
komorach, z wyj�tkiem si�dmej, s� miasta, opuszczone miasta. W tej ostatniej jest co� niewiarygodnego, co� niewyobra�alnego.
- Co takiego? - spyta� dziennikarz. Protestuj�cy zamacha� r�kami.
- Uwa�am, �e wszyscy powinni si� o tym dowiedzie�. Jako podatnicy mamy do tego prawo!
Komentator doda�, �e rzecznicy NASA i Po��czonego Dow�dztwa Si� Kosmicznych nie maj� nic do powiedzenia.
Patricia westchn�a i zacz�a masowa� plecy ojca.
Paul przygl�da� si� jej uwa�nie podczas kolacji, czekaj�c, a� Patricia znajdzie odpowiedni moment, ale ona nie przekaza�a nowiny.
Czu�a si� skr�powana w obecno�ci przyjaci� i s�siad�w. To by�o co�, o czym powinni si� dowiedzie� tylko rodzice. Zreszt� im te�
nie mog�a wyjawi� tyle, ile by chcia�a.
Wygl�da�o na to, �e Paul spodoba� si� Ricie i Ramonowi. To dobrze. W ko�cu i tak wszystkiego si� dowiedz�... je�li ju� si� nie
domy�lili, �e Patricia i Paul s� czym� wi�cej ni� przyjaci�mi, �e mieszkaj� razem w akademiku.
Tyle sekret�w. Mo�e nie b�d� tak zaszokowani, jak si� spodziewa�a. Kr�powa�a j� �wiadomo��, �e rodzice uznaj� j� za dojrza��
kobiet�. Nie by�a tak otwarta jak wi�kszo�� jej przyjaci� i znajomych.
Z pewno�ci� kiedy� pobior� si� z Paulem. Jednak oboje byli jeszcze m�odzi, a Paul nie zamierza� si� o�wiadczy� do czasu, zanim
b�dzie w stanie ich oboje utrzyma�. Albo dop�ki ona nie przekona go, �e sama zarobi na �ycie. A nawet z doktoratem w kieszeni by�o
to ma�o prawdopodobne w ci�gu kilku najbli�szych lat.
Nie licz�c oczywi�cie zap�aty, kt�r� dostanie za prac� w grupie Judith Hofrman. Te pieni�dze wp�yn� na osobne konto, gdzie b�d�
czeka�y do jej powrotu.
Gdy naczynia zosta�y uprz�tni�te i wszyscy zebrali si� wok� choinki, Patricia da�a matce znak, �e musz� porozmawia� w kuchni.
- I przyprowad� tat�.
Rita pomog�a Ramonowi doj�� do kuchni o kulach. Usiedli przy zniszczonym drewnianym stole, kt�ry nale�a� do rodziny od
sze��dziesi�ciu lat.
- Musz� wam co� powiedzie� - zacz�a Patricia.
- O, m�dre de Diosl - wykrzykn�a Rita, klaszcz�c w r�ce i u�miechaj�c si� rado�nie.
- Nie, mamo, to nie chodzi o Paula i o mnie - wyja�ni�a Patricia.
Twarz matki na chwil� si� zachmurzy�a.
- Wi�c o co?
- W zesz�ym tygodniu mia�am telefon. Nie mog� wam zdradzi� wszystkiego. Wyje�d�am na kilka miesi�cy, mo�e na d�u�ej. Paul
wie tyle co wy.
Paul w�a�nie wszed� do kuchni.
- Kto ci z�o�y� propozycj�? - spyta� Ramon.
- Judith Hoffman.
- Kto to? - spyta�a Rita.
- Kobieta z telewizji? - dopytywa� si� Ramon. Patricia skin�a g�ow�.
- Jest doradc� prezydenta. Chc�, �ebym wsp�pracowa�a z nimi, i tylko tyle mog� powiedzie�.
- Dlaczego wybrali akurat ciebie? - zainteresowa�a si� Rita.
- Chyba chc�, �eby zbudowa�a wehiku� czasu - rzuci� Paul. Za ka�dym razem, gdy to m�wi�, Patricia z�o�ci�a si�, ale teraz tylko
wzruszy�a ramionami.
Nie mog�a oczekiwa�, �e Paul zrozumie jej prac�. Niewielu ludzi j� rozumia�o, z pewno�ci� nie rodzina i przyjaciele.
- Paul ma jeszcze kilka zwariowanych teorii - o�wiadczy�a. - Obowi�zuje mnie jednak tajemnica.
- To prawda - powiedzia� Paul. - Trudno z ni� by�o wytrzyma� przez kilka ostatnich dni.
- Gdyby� tylko nie pr�bowa� mnie zmusi� do m�wieni�! - Westchn�a dramatycznie - ostatnio cz�sto si� jej to zdarza�o - i
spojrza�a w sufit. - To zapowiada si� bardzo ciekawie. Nikt nie b�dzie si� m�g� bezpo�rednio ze mn� kontaktowa�. Mo�ecie
wysy�a� do mnie listy pod tym adresem. - Przysun�a do siebie notes z numerami telefon�w i zapisa�a go
- Czy to dla ciebie wa�ne? - spyta�a Rita.
- Oczywi�cie - odpowiedzia� Ramon za c�rk�. Patricia sama nie bardzo wiedzia�a. Nawet teraz propozycja wydawa�a si� jej
zwariowana.
Po wyj�ciu go�ci zabra�a Paula na nocny spacer po okolicy. Przez p� godziny szli milcz�c w �wietle ulicznych
latar�.
- Wiesz, �e wr�c� - odezwa�a si� w ko�cu.
- Wiem.
- Musia�am ci przedstawi� moj� rodzin�. Jest dla mnie bardzo wa�na. Rita, Ramon, dom.
- Rozumiem - powiedzia� Paul.
- Bez nich czu�abym si� zagubiona. Mn�stwo czasu po�wi�cam pracy. To, czym si� zajmuj�, jest tajemnicze... dziwaczne dla
wi�kszo�ci ludzi. Gdybym nie mia�a miejsca, do kt�rego mog� wr�ci�, zgin�abym.
- Wiem - zapewni� Paul. - Masz bardzo mi�ych rodzic�w. Spodobali mi si�.
Zatrzyma�a si� i wzi�a go za r�ce.
- Ciesz� si�.
- Chcia�bym z tob� za�o�y� dom - o�wiadczy�. -Drugie miejsce, do kt�rego chcia�aby� wraca�.
Popatrzy�a na niego z takim napi�ciem, jakby zaraz mia�a na niego skoczy�.
- Kocie oczy -mrukn�� Paul, u�miechaj�c si� szeroko. Zawr�cili. Zanim weszli do domu na kaw� i kakao
z cynamonem, poca�owali si� na ganku.
- Jeszcze ostatnie spojrzenie - powiedzia�a, kiedy
przygotowywali si� do powrotu na Politechnik� Kalifornijsk�.
Posz�a korytarzem w stron� �azienki, mijaj�c wisz�ce na �cianie zdj�cia z promocji i oprawione w ramki strony "Physical Review",
w kt�rym pojawi� si� jej pierwszy artyku�. Przystan�a. Serce zamar�o jej na moment. Odnios�a kr�tkotrwa�e, do�� przyjemne
wra�enie spadania, dziwn� pustk� w �rodku, jakby zaraz mia�a zemdle�. Szybko wr�ci�a do siebie.
Zdarza�o si� jej to ju� wcze�niej. Nic powa�nego. Tylko czasami ciarki przechodzi�y jej po plecach na my�l o tym, dok�d si�
wybiera.
Czwarty. 1174,5 Rok Podr�y, Axis City
Premier Axis City, Ilyin T aur Ingle, sta� w du�ej kopule obserwacyjnej, spogl�daj�c na Drog�, na niebiesk� po�wiat� miasta i
autostrady, po kt�rych nieprzerwanie mkn�y pojazdy, przemieszczaj�c si� mi�dzy bramami. Za nim sta�y jego dwa duchy i
wyst�puj�cy we w�asnym ciele pose� hexamo�skiego Nexus.
- Zna pan dobrze Olmy'ego, ser Franco? - spyta� premier j�zykiem graficznym.
- Nie, ser Ingle, nie znam - odpar� pose� - chocia� jest s�ynny w Nexus.
- Trzy wcielenia, o jedno wi�cej ni� dopuszcza prawo. Za nadzwyczajn� s�u�b�. Olmy jest jednym z najstarszych cielesnych
obywateli - stwierdzi� Ingle. - Tajemnicza posta�. Ju� wycofa�by si� do Pami�ci Miasta, gdyby nie by� tak przydatny dla Nexus. -
Wyda� polecenie urz�dzeniu rozpylaj�cemu talsit. Mg�a wype�ni�a sze�cian otoczony s�ab� fioletow� po�wiat� p�l trakcyjnych. Ingle
wszed� do �rodka i wzi�� g��boki oddech.
Duchy nie poruszy�y si�. Nie reagowa�y, dop�ki si� do nich nie zwr�cono, tylko s�ucha�y i czeka�y.
- Podobno pochodzi z naderyt�w - powiedzia� pose�.
- Tak - potwierdzi� premier. - Ale s�u�y Hexamonowi niezale�nie od tego, kto sprawuje w�adz�. Nie w�tpi� w jego lojalno��.
Niezwyk�y cz�owiek. Twardy, w dawnym znaczeniu tego s�owa, cz�owiek, kt�ry prze�y� wiele powa�nych zmian, wiele cierpienia.
Pami�tam go z punktu jeden i trzy dziesi�te do dziewi�tej. Nadzorowa� przygotowania do ofensywy jart�w. Jednak tutaj mo�e by� dla
nas bardziej u�yteczny. Tylko jego mo�emy wys�a�. Axis Nader nie b�dzie mog�o nam niczego zarzuci�. Jego raporty s� zawsze
szczeg�owe i dok�adne. Prosz� poinformowa� prezydenta, �e przyjmujemy zadanie i wysy�amy Olmy'ego.
- Tak, ser Ingle.
- Przypuszczam, �e duchy s� zadowolone z odpowiedzi?
- S�uchamy - odezwa� si� jeden. Drugi nie poruszy� si�.
- �wietnie. A teraz spotkam si� z ser Olmym. Duchy znikn�y, a pose� Franco wyszed�, dotykaj�c
palcami naszyjnika. Nad jego lewym ramieniem pojawi� si� obraz flagi �wiadcz�cej o pe�nionej funkcji.
Premier wy��czy� pole trakcyjne i pok�j jeszcze bardziej zaparowa� talsitem. Gdy Olmy wszed�, poczu� odurzaj�cy, intensywny jak
aromat starego wina zapach.
Zbli�a� si� cicho do premiera, nie chc�c przerywa� jego zamy�lenia.
- Prosz� dalej, ser Olmy - przywita� go Ingle. Odwr�ci� si� do go�cia wchodz�cego po stopniach kopu�y. - Wygl�da pan dzisiaj
na wypocz�tego.
- Pan r�wnie�, ser.
- Tak. �ona urz�dzi�a mi wspania�y seans zapomnienia. Znikn�y przykro�ci mojego dwudziestego roku. To nie by� dobry okres.
Wymazanie go z pami�ci przynios�o mi ulg�.
- Doskonale, ser.
- Kiedy si� pan o�eni, Olmy?
- Gdy znajd� kobiet�, kt�ra pozwoli mi zapomnie� o moim dwudziestym pierwszym roku, pierwszym wcielenieniu.
Premier roze�mia� si� serdecznie.
- S�ysza�em, �e przyja�ni si� pan z bardzo dobrym adwokatem z Axis Nader. Jak ona si� nazywa?
- Suli Ram Kikura.
- Tak, oczywi�cie... Zdaje si�, �e �agodzi�a napi�te stosunki mi�dzy Nexus a zwolennikami Korzeniowskiego?
- Tak. Rzadko o tym rozmawiamy.
Premier zrobi� zak�opotan� min� i spojrza� w d� na platform�.
- C�, wi�c dobrze. Mam dla pana trudn� misj�.
- Z rado�ci� s�u�� Hexamonowi.
- Tym razem nie b�dzie to zwyk�e dochodzenie w sprawie nielegalnego handlu. Co kilka dziesi�cioleci wysy�amy kogo� do
Thistledown, �eby zbada� sytuacj�. Teraz jednak mamy jeszcze inny pow�d. Zaj�to Thistledown.
- Kto� wkroczy� na Zakazane Terytoria?
- Nie. To tajemnicza sprawa. Nasi wartownicy przy pierwszej barierze niczego nie zauwa�yli. Najwyra�niej obcy przybyli do
Thistledown z zewn�trz. I, co nas zdumiewa, to s� ludzie. Jest ich niewielu, ale s� dobrze zorganizowani. Nie warto docieka�, sk�d
pochodz�- mamy na to za ma�o informacji. Otrzyma pan oczywi�cie wszelkie pe�nomocnictwa i �rodek transportu. Ser Algoli
poinformuje pana o szczeg�ach. Czy wszystko jasne?
Olmy skin�� g�ow�.
- Tak, ser.
- Dobrze. - Minister opar� si� o por�cz i popatrzy� na ziemi� znajduj�c� si� dwadzie�cia kilometr�w w dole. Wok� kilku pas�w
ruchu wirowa� r�j �wiate�. - Zdaje si�, �e przy bramie utworzy si� korek. To pora k�opot�w. Miesi�c Dobrego Cz�owieka. -
Odwr�ci� si� do Olmy'ego. - Powodzenia. Albo jak mawia Eld: niech Gwiazdy, Los i Duch b�d� �askawe.
- Dzi�kuj�, ser.
Zszed� z platformy, wsiad� do windy, kt�ra d�ug� smuk�� kolumn� zawioz�a go do Central City, gdzie poczyni� przygotowania do
d�ugiej nieobecno�ci.
Wyznaczone zadanie stanowi�o przywilej. Powroty do Thistledown by�y zabronione, chyba �e chodzi�o o sprawy �ywotne dla
Nexus. Olmy nie odwiedza� tamtego miejsca od ponad czterystu lat.
Jednocze�nie misja mog�a okaza� si� niebezpieczna, zw�aszcza wobec tak niewielu informacji. Zabierze ze sob� Franta. Dzi�ki
temu wyprawa b�dzie mia�a szans� powodzenia.
"Je�li w Thistledown przebywaj� ludzie i nie s� to renegaci - co wydawa�oby si� najbardziej prawdopodobnym wyja�nieniem -
to sk�d si� tam wzi�li?"
Jak na jego gust ca�a historia by�a zbyt tajemnicza.
Kwiecie� 2005
W pierwszej fazie podr�y wahad�owcem Patricia Vasquez obserwowa�a na ekranie zasnut� chmurami Ziemi�. Jeszcze przed
odlotem kamery przes�a�y obraz d�ugich pojazd�w dostarczaj�cych ogromny �adunek na TPO, transportowy prom orbitalny.
Skojarzy�y si� jej z paj�kami przekazuj�cymi sobie owini�t� w kokon much�. Operacja zaj�a godzin�. Obserwowanie za�adunku
oderwa�o my�li Patricii od jej obecnej sytuacji.
Gdy nadesz�a jej kolej, na�o�y�a skafander i ruszy�a do w�azu, usilnie staraj�c si� zachowa� spok�j. Skafander by� z przezroczystego
plastyku, wi�c nie cierpia�a z powodu klaustrofobii, wr�cz przeciwnie. Czu�a ogrom czarnej pustki otaczaj�cej pojazd kosmiczny,
chocia� nie widzia�a gwiazd. Przy�miewa� je blask Ziemi oraz jasnych �wiate� promu.
Sk�adaj�ca si� z trzech m�czyzn i dw�ch kobiet za�oga TPO przywita�a j� ciep�o w w�skim tunelu za w�azem i zaprowadzi�a do
fotela. Mia�a st�d dobry widok i dopiero teraz dostrzeg�a nieruchome punkciki gwiazd.
Ogl�dana z tego miejsca, bez po�rednictwa monitora, przestrze� kosmiczna zdawa�a si� ci�gn�� niesko�czonymi gwiezdnymi
korytarzami. Patricia odnios�a wra�enie, �e mog�aby p�j�� jednym z tych korytarzy i zgubi� si�.
Nadal mia�a na sobie czarny kombinezon, kt�ry dosta�a na Florydzie zaledwie sze�� godzin wcze�niej. Czu�a si� nie�wie�o. W�osy
spi�te w kok wymyka�y si� niesfornymi kosmykami. Wyczuwa�a niemal zapach w�asnego zdenerwowania.
Za�oga szybowa�a wok� niej, wykonuj�c ostatnie czynno�ci kontrolne przed startem i wprowadzaj�c odczyty do tabliczek
cyfrowych i procesor�w. Patricia przyjrza�a si� ich kolorowym kombinezonom i bezskutecznie pr�bowa�a zorientowa� si�, jakie maj�
rangi i kto jest dow�dc�. Dzia�ali sprawnie, zachowywali si� i rozmawiali swobodnie, jakby byli cywilami.
TPO by� zarejestrowany jako nie uzbrojony pojazd wojskowy, podlegaj�cy ograniczeniom narzuconym po Ma�ej �mierci. Nale�a�
do dziesi�tk�w nowych statk�w zbudowanych na orbicie oko�oziemskiej, od chwili gdy pojawi� si� Kamie�. R�ni� si� zdecydowanie
od pojazd�w obs�uguj�cych Orbitalne Platformy Obronne Po��czonych Si� Kosmicznych. By� wi�kszy i mia� du�y zasi�g. Zgodnie z
traktatem rozejmowym nie m�g� dostarcza� �adunk�w na platformy.
- Startujemy za trzy minuty - oznajmi�a jasnow�osa kobieta, drugi pilot, i z u�miechem dotkn�a ramienia Patricii, kt�ra
zapomnia�a jej nazwiska. - Przez jakie� p� godziny b�dzie gor�co. Je�li chcesz skorzysta� z �azienki lub napi� si� czego�, teraz jest
odpowiednia pora.
Patricia potrz�sn�a g�ow� i odpowiedzia�a z u�miechem:
- Wszystko w porz�dku.
- To dobrze. Jeste� dziewic�? Patricia wytrzeszczy�a oczy.
- Ona ma na my�li, czy to tw�j pierwszy lot - wyja�ni�a druga kobieta. Patricia pami�ta�a, �e ma na imi� Rita, jak jej matka.
- Oczywi�cie - odpar�a. - Czy inaczej siedzia�abym tutaj z min� skaza�ca?
Blondynka roze�mia�a si�. Pilot - James albo Jack, z pi�knymi zielonymi oczami - spojrza� na ni� przez rami�- Jego g�owa
rysowa�a si� na tle pasa i miecza Oriona.
- Rozlu�nij si�, Patricio - poradzi� ze spokojem.
- Onie�miela�a j� ich pewno�� siebie wynikaj�ca z rutyny. Byli gwiezdnymi podr�nikami, wyznaczonymi do obs�ugi platform
orbitalnych, a obecnie kursuj�cymi na trasie miedzy Ziemi�, Ksi�ycem i Kamieniem. Ona dopiero co sko�czy�a studia i nigdy
wcze�niej nie opuszcza�a Kalifornii, zanim uda�a si� do O�rodka Lot�w Kosmicznych imienia Kennedy'ego na Florydzie, �eby odby�
podr� wahad�owcem.
Zastanawia�a si�, co teraz robi� ojciec i matka w Santa Barbara. Czy maj� poj�cie, gdzie jest c�rka? Po�egna�a si� z nimi zaledwie
tydzie� temu. Poczu�a skurcz �o��dka na wspomnienie ostatnich chwil sp�dzonych z Paulem. Zagwarantowano jej, �e listy od niego
b�d� dochodzi�y za po�rednictwem poczty polowej. Co jednak b�dzie mog�a mu odpisywa�? Najprawdopodobniej niewiele, a ma
przebywa� w kosmosie co najmniej dwa miesi�ce.
S�ucha�a dudnienia maszyn, szumu pomp paliwowych, tajemniczych odg�os�w, bulgotania, jakby wielkie b�ble wyskakiwa�y na
powierzchni� wody, ostrego d�wi�ku silnik�w koryguj�cych.
Zacz�li si� obraca� wok� osi znajduj�cej si� gdzie� po�rodku owini�tego w kokon �adunku, przypi�tego klamrami w miejscu, gdzie
powinien by� sze�cienny zapasowy zbiornik paliwa. Prom wystartowa� z szarpni�ciem po odpaleniu pierwszego silnika. Blondynka,
kt�ra nie zd��y�a usi��� w fotelu, wyl�dowa�a na �cianie, odbi�a si� od niej i wpad�a na komputer.
Wszyscy zapi�li pasy.
Drugi silnik zosta� odpalony pi�tna�cie minut p�niej.
Patricia zamkn�a oczy, skuli�a si� w fotelu i zacz�a rozmy�la� nad problemem, kt�rego rozwi�zanie odk�ada�a od dw�ch tygodni.
Na pocz�tku pracy nigdy nie robi�a notatek. Przed oczami ukaza�y si� jej matematyczne symbole oddzielone znakami umownymi,
kt�re sama wymy�li�a, kiedy mia�a dziesi�� lat. Mimo �e nie by�o muzyki - zwykle s�ucha�a w czasie pracy Vivaldiego albo Mozarta
- pogr��y�a si� w morzu abstrakcji. W ma�ej podr�cznej torbie namaca�a tabliczkowe urz�dzenie stereo i pude�ko z p�ytami
wielko�ci monet.
Kilka minut p�niej otworzy�a oczy. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach, wpatruj�c si� uwa�nie w tablic� przyrz�d�w
pok�adowych. Pr�bowa�a si� zdrzemn��. Tu� przed za�ni�ciem powr�ci�o wielkie pytanie: dlaczego akurat j� wybrano spo�r�d rzeszy
doskona�ych matematyk�w? To, �e otrzyma�a Medal Fieldsa, wydawa�o si� niewystarczaj�cym powodem; inni mieli znacznie
wi�ksze do�wiadczenie i osi�gni�cia...
Hoffman w�a�ciwie nie poda�a jej wyja�nienia. Powiedzia�a tylko: "Lecisz na Kamie�. Wszystko jest utajnione, wi�c nie mog� ci
nic wi�cej powiedzie�. Zorientujesz si� na miejscu. Czeka ci� mn�stwo pracy. Jestem pewna, �e dla takiego umys�u jak tw�j b�dzie to
wspania�a zabawa".
Patricia domy�li�a si�, �e nie chodzi o do�wiadczenie, i by�a z tego zadowolona.
Nie w�tpi�a w sw�j talent. Ale sam fakt, �e powo�ali si� na jej prac� doktorsk� Niegrawitacyjne zakrzywione w geodetykach w n-
wymiarowej przestrzeni: wizualizacja nadprzestrzeni i grupowanie prawdopodobie�stw, wzbudzi� w niej
czujno��.
Sze�� lat temu profesor matematyki ze Stanford powiedzia� jej, �e jedynymi istotami, kt�re pojm� jej prac�, b�d� bogowie lub istoty
pozaziemskie.
Staraj�c si� nie zwraca� uwagi na ha�asy statku i ucisk w �o��dku, pogr��y�a si� w sennych rozmy�laniach o Kamieniu.
Zainteresowane rz�dy nie zniech�ca�y do spekulacji, lecz nie dostarcza�y do nich po�ywki. Rosjanie, dopuszczeni na Kamie� dopiero
rok temu, napomykali enigmatycznie
0 tym, co odkryli ich badacze.
Astronomowie amatorzy - i paru cywilnych zawodowc�w, kt�rym agenci rz�dowi jeszcze nie z�o�yli wizyt - wskazywali na trzy
poprzeczne pasy i dziwne wg��bienia na obu biegunach asteroidu, jak gdyby wykonano go na kole garncarskim.
W rezultacie wszyscy byli przekonani, �e jest to wielkie wydarzenie, mo�e najwi�ksze w dziejach ludzko�ci.
Nie wi�c dziwnego, �e Paul kojarz�c fakty domy�li� si�, i� narzeczona wybiera si� na Kamie�.
- Jeste� zbyt rozkojarzona, by� mog�a jecha� gdzie� indziej - stwierdzi�.
"Bogowie i istoty pozaziemskie". Jednak uda�o si� jej zasn��.
Gdy si� obudzi�a, zobaczy�a Kamie�. TPO wykonywa� manewr dokowania. Asteroid wygl�da� jak na zdj�ciach, kt�re widzia�a tyle
razy w gazetach i czasopismach: w kszta�cie fasoli, zw�ony po�rodku, przeci�ty sztucznie wykonanymi rowami, usiany licznymi
kraterami. Mia� dwie�cie dziewi��dziesi�t dwa kilometry d�ugo�ci, a w najszerszym miejscu mierzy� dziewi��dziesi�t jeden
kilometr�w. Ska�a, nikiel
1 �elazo. Wcale nie by� taki zwyczajny, na jaki wygl�da�.
- Zbli�amy si� od strony bieguna po�udniowego - wyja�ni�a blondynka, obracaj�c si� w fotelu, �eby spojrze� na Patrici�
Vasquez. - Udziel� ci kr�tkiej lekcj� na wypadek, gdyby ci nic nie powiedzieli. Sami ma�o wiemy, kochanie. - Spojrza�a znacz�co
na pozosta�ych cz�onk�w za�ogi. - Na pocz�tek par� fakt�w i liczb wa�nych dla zwyk�ych nawigator�w. Zauwa�, �e Kamie� obraca
si� wok� osi wzd�u�nej. To nic zaskakuj�cego, wszyscy o tym wiedz�. Pe�en obr�t wykonuje w ci�gu siedmiu minut...
- W ci�gu sze�ciu minut i pi��dziesi�ciu sekund - poprawi� James albo Jack.
- To oznacza - kontynuowa�a blondynka, nie zbita z tropu - �e ka�da rzecz odfrunie z jego powierzchni ze spor� pr�dko�ci�,
wi�c nie mo�emy tam dokowa�. Musimy podej�� od bieguna.
- Czy w �rodku co� jest? - spyta�a Patricia.
- Ca�kiem sporo, zwa�ywszy na to, co i kogo przywie�li�my przez par� ostatnich lat - odpar� James albo Jack.
- Albedo Kamienia jest podobne jak u innych krzemowych asteroid�w. Najwyra�niej ten r�wnie� kiedy� do nich nale�a�. Oto
biegun po�udniowy - oznajmi�a Rita.
Po�rodku wielkiego polarnego krateru znajdowa�o si� wg��bienie, sadz�c po wielko�ci Kamienia do�� p�ytkie, o g��boko�ci nie
wi�kszej ni� kilometr i szeroko�ci trzech lub czterech kilometr�w.
Rotacja Kamienia by�a ledwo zauwa�alna. Prom wyr�wna� kurs i zacz�� schodzi� wzd�u� osi, a krater powi�ksza� si�, ukazuj�c
coraz wi�cej szczeg��w. Niezbyt zdziwiona Patricia zauwa�y�a, �e powierzchnia Kamienia, pokryta p�ytkimi sze�ciok�tami, wygl�da
jak plaster miodu.
W �rodku wg��bienia znajdowa�a si� czarna okr�g�a plama o �rednicy oko�o stu metr�w. Otw�r. Wej�cie. Powi�ksza�o si� coraz
bardziej, ale nadal pozostawa�o nieprzeniknione.
Prom wlecia� do otworu.
- Musimy poczeka� pi�� minut, dop�ki pr�dko�� rotuj�cego doku nie dostosuje si� do naszej - wyja�ni�
James-Jack.
- My to wszystko zrobili�my? - spyta�a Patricia niepewnym g�osem. - W ci�gu zaledwie pi�ciu lat?
- Nie, kochanie - odpar�a blondynka. - To Jjii tu by�o. Z pewno�ci� s�ysza�a�, �e Kamie� jest wydr��ony wewn�trz i ma siedem
kom�r. Znajduj� si� tu tysi�ca ton
34
sprz�tu i spory personel, kt�ry robi B�g wie co i odkrywa r�ne rzeczy. Wiele daliby�my, �eby si� dowiedzie� co. Na tym ko�czy
si� nasza wiedza. Poza tym zabroniono nam rozsiewania plotek. Nie b�d� ci zreszt� potrzebne.
- Przez ostatnie kilka minut lecieli�my wed�ug sygna�u dekuj�cego - powiedzia� James-Jack. - Lada sekunda b�dziemy mieli
kontakt g�osowy.
Z radia dobieg� spokojny m�ski g�os.
- TPO trzy-siedem. Dok gotowy. Podchod�cie z pr�dko�ci� metra na sekund�.
Rita w��czy�a reflektory statku. O�wietli�y wn�trze szarego cylindra, wewn�trz kt�rego prom wygl�da� jak niewielki samolocik.
Przed nimi pojawi�y si� cztery rz�dy �wiate�, kt�re lekko si� chwia�y, gdy dok korygowa� szybko�� obrotu.
- Zbli�amy si�.
Patricia mocno zacisn�a d�onie na kolanach. Wstrz�s by�o ledwo wyczuwalny. Silniki wy��czy�y si� i prom znieruchomia� w
tunelu. Przed statkiem otworzy� si� w�az i pojawili si� trzej ludzie w skafandrach kosmicznych, ci�gn�cy kable. W��czyli silniczki
odrzutowe skafandr�w, �eby oblecie� pojazd i przycumowa� go.
- TPO trzy-siedem, jeste�cie przycumowani - kilka minut p�niej dobieg� g�os z radia. - Witajcie na Kamieniu.
- Dzi�ki - odpar� James-Jack. - Mamy du�y �adunek i cenn� przesy�k� na pok�adzie. Obchod�cie si� z nimi ostro�nie.
- Importowane czy krajowe?
- Krajowe. Najlepszy gatunek kalifornijski. Patricia nie wiedzia�a, czy rozmawiaj� o �adunku wina,
czy o niej. Nie mia�a odwagi zapyta�.
- Masz dla nas jakie� nowiny, sekrety, przewodniku? - spyta�a blondynka.
- Moi ludzie chc� przyst�pi� do roz�adunku za pi�� minut.
- W porz�dku.
- Pytacie o sekrety. Zastan�wmy si�. Czym si� r�ni
kruk od biurka?
- Dra�. Pomy�l� nad tym - powiedzia� James-Jack. Wy��czy� mikrofon i zbli�y� si� do Patricii, �eby pom�c jej odpi�� pasy. -
Milcz� jak gr�b, wszyscy - stwierdzi�, prowadz�c j� korytarzem w stron� w�azu. - Zostawiam ci� na ich �ask�. I obiecaj nam, �e
pewnego dnia - poklepa� j� ojcowskim gestem po ramieniu - kiedy b�dziemy snuli wspomnienia w barze w Sausalito... -
zachichota�, zdaj�c sobie spraw�, jak �miesznie to brzmi - opowiesz nam ze szczeg�ami, co si� tutaj dzia�o. Wystarczy to nam na
reszt�
�ycia.
- Dlaczego s�dzisz, �e mi powiedz�? - spyta�a Patricia.
- Jak to, nie wiesz? - Rita do��czy�a do nich. - Jeste� tu najwa�niejsza. Masz uratowa� im sk�r�.
Patricia wsiad�a do kapsu�y transportowej. W�az zamkn�� si� za ni�. Zd��y�a jeszcze dostrzec ciekawo�� na twarzach za�ogi.
Pokrywa luku otworzy�a si� i dwaj m�czy�ni w skafandrach wyci�gn�li kapsu�� ze statku. Przekazano j� sobie z r�k do r�k przez
okr�g�y otw�r w ciemnoszarej powierzchni doku.
2
Dwadzie�cia pi�� kilometr�w od osi obr�t Kamienia wytwarza� przyspieszenie r�wne sze�ciu dziesi�tym ziemskiego. Garry Lanier
jak co dzie� wykorzysta� ten fakt, �eby wykona� zestaw �wicze� gimnastycznych trudnych lub niemo�liwych do wykonania na
Ziemi. G��boko oddychaj�c, robi� obroty na por�czach, szybuj�c wysoko nad do�em wype�nionym bia�ym drobnym piaskiem. Zmiany
pozycji w powietrzu by�y �atwe.
�wiczenie rozja�nia�o mu umys� - przynajmniej na par� minut - i pozwala�o wr�ci� my�lami do czas�w uniwersyteckich, kiedy
trenowa� gimnastyk�.
Pierwsza komora Kamienia, widziana w przekroju poprzecznym, przypomina�a nieco sp�aszczony cylinder. Mia�a trzydzie�ci
kilometr�w d�ugo�ci i pi��dziesi�t szeroko�ci. Poniewa� wszystkie sze�� kom�r by�o szerszych ni� d�u�szych, wygl�da�y jak g��bokie
doliny, i tak je czasami nazywano.
Lanier zatrzyma� si� na chwil� i spojrza� w g�r� na rur� plazmow�. Kr�gi �wiat�a przesuwa�y si� przez zjonizowany gaz, niewiele
g�stszy od otaczaj�cej pr�ni, p�dz�c wzd�u�
37
osi od otworu wlotowego do przeciwleg�ego kra�ca komory z tak� pr�dko�ci�, �e oko rejestrowa�o je jako wydr��ony szyb lub rur�.
Plazmowa rura - i jej przed�u�enia w pozosta�ych komorach - dostarcza�a �wiat�a ca�emu Kamieniowi, i to od dwunastu wiek�w.
Lanier zeskoczy� na piasek i wytar� d�onie o spodenki gimnastyczne. �wiczy� przez godzin�, kiedy czas mu pozwala�, a nie zdarza�o
si� to cz�sto. Jego mi�niom brakowa�o ziemskiego przyci�gania. Dobrze cho�, �e przyzwyczai� si� do rozrzedzonego powietrza.
Przeczesa� palcami kr�tko ostrzy�one czarne w�osy i wykona� trucht w miejscu, �eby och�on��.
Teraz wr�ci do ma�ego gabinetu w pawilonie administracyjnym. Zajmie si� podpisywaniem dokument�w, przydzielaniem
materia��w do r�nych bada�, nadzorowaniem zmian zespo��w naukowych w pi�ciu zat�oczonych laboratoriach, uk�adaniem planu
zaj��, blokami pami�ci i informacjami nap�ywaj�cymi z drugiej i trzeciej komory...
Mia� te� zaj�� si� spraw� k��tni agent�w ochrony, ci�g�ymi skargami Rosjan na narzucane im ograniczenia.
Zamkn�� oczy. Z tym potrafi� sobie poradzi�. Judith Hofftnan nazwa�a go kiedy� urodzonym administratorem, a on nie zaprzeczy�.
Kierowanie lud�mi, zw�aszcza b�yskotliwymi, zdolnymi, by�o dla niego jak chleb z mas�em.
Po�wi�ci te� troch� czasu ma�ej statuetce w g�rnej szufladzie biurka. Stanowi�a ona symbol osobliwo�ci Kamienia.
By�a to tr�jwymiarowa posta� m�czyzny zatopiona w bloku kryszta�u o wysoko�ci zaledwie dwunastu centymetr�w. Na podstawce
widnia�o wygrawerowane �adnymi, zaokr�glonymi literami nazwisko: Konrad Korzeniowski. Korzeniowski by� g��wnym
budowniczym Kamienia i �y� sze��set lat temu. Od tej statuetki wszystko si� zacz�o. Nowo zdobyta wiedza, o kt�rej my�la� jako o
gro�nej Bestii z Biblioteki, z ka�dym dniem zabiera�a kawa�ek jego cz�owiecze�stwa, ograbia�a go, pchaj�c na kraw�d� za�amania.
Nie potrafi� sobie poradzi� z tym, co wiedzia�... on i jeszcze dziesi�� innych os�b. Wkr�tce przyb�dzie jedenasta.
By�o mu jej �al.
Przyrz�dy gimnastyczne znajdowa�y si� p� kilometra od osiedla naukowc�w, w po�owie drogi mi�dzy nim a ogrodzeniem z drutu
kolczastego wytyczaj�cym granice, kt�rych nikt nie m�g� przekroczy� bez eskorty i zielonej odznaki.
Dno doliny pokrywa�a mi�kka warstwa piaszczystej gleby, suchej, lecz nie pylistej. Wyrasta�o z niej kilka k�p kar�owatej trawy, ale
pierwsza komora w wi�kszej cz�ci by�a ja�owa.
Samo osiedle, jedno z dw�ch w pierwszej komorze, przypomina�o staro�ytne rzymskie obozowisko, z wa�em ziemnym i p�ytk�
such� fos� wok� budynk�w. Wa� by� naszpikowany elektronicznymi czujnikami zamontowanymi na s�upach co pi�� metr�w.
Wszystkie te �rodki ostro�no�ci pochodzi�y z czas�w, kiedy podejrzewano, �e na Kamieniu mog� jeszcze przebywa� jego mieszka�cy
i stanowi� pewne niebezpiecze�stwo. Si�� nawyku - a tak�e dlatego, �e nigdy nie wykluczono takiej mo�liwo�ci - utrzymano te
zabezpieczenia.
Lanier przeszed� przez mocny drewniany mostek nad fos� i wspi�� si� po kilku stopniach na wa�, machn�wszy kart� przed
czytnikiem zamontowanym na jednym ze s�up�w.
Min�� baraki m�czyzn i kobiet i wszed� do pawilonu administracji. Postuka� palcem w biurko Ann Blakley i pomacha� jej r�k� id�c
dalej. Ann by�a jego sekretark� i asystentk� od ponad roku. Okr�ci�a si� na krze�le i si�gn�a do tabliczk