7082

Szczegóły
Tytuł 7082
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7082 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7082 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7082 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Erich Segal Kobieta, M�szczyzna i Dziecko Tytu� orygina�u Mann, Woman and Child Rozdzia� 1 Mam dla pana wa�n� wiadomo��, profesorze Beckwith. Jestem teraz zaj�ty. Czy mog� zadzwoni� do pana p�niej? W�a�ciwie wola�bym porozmawia� z panem osobi�cie, panie profesorze. "Pilny" telefon wywo�a� Roberta Beckwitha z ostatniego w tym semestrze posiedzenia Instytutu. Dzwoniono z francuskiego konsulatu. Czy mo�e pan przyjecha� do Bostonu przed pi�t�? spyta� podsekretarz. Jest ju� prawie wp� do pi�tej powiedzia� Bob. Zaczekam na pana. Czy to a� tak wa�ne? Uwa�am, �e tak. Kompletnie oszo�omiony, Bob przeszed� przez hali i wr�ci� do sali, gdzie czeka�o na niego pi�ciu innych profesor�w z Instytutu Statystyki MIT. Zg�osi� wniosek o zawieszenie obrad do jesieni ze wzgl�du na ich nisk� atrakcyjno�� wobec wy�mienitej pogody. Jak zwykle, by� tylko jeden sprzeciw. No wiesz, Beckwith, to raczej sprzeczne z procedur� obruszy� si� P. Herbert Harrison. G�osujmy, Herb zaproponowa� Bob. Wynik g�osowania brzmia�: pi�� do jednego na korzy�� wakacji. Bob wsiad� czym pr�dzej do samochodu i zacz�� przepycha� si� przez korek panuj�cy w godzinie szczytu na mo�cie nad rzek� Charles. Posuwaj�c si� wolniej ni� przydro�ni biegacze, mia� mn�stwo czasu na rozwa�ania, co te� mog�o by� a� tak pilne. A im wi�cej o tym rozmy�la�, tym bardziej sk�ania� si� do jednego wniosku: chcieli mu da� Legi� Honorow�. To wcale nie jest niemo�liwe, zapewnia� si� w duchu. Przecie� wyk�ada�em we Francji mn�stwo razy dwukrotnie na Sorbonie. Do diab�a, mam nawet Peugeota. Na pewno o to chodzi. Powiesz� mi na klapie tak� ma��, czerwon� sardelk�. Mo�e nawet b�d� musia� od tej pory nosi� zawsze marynark�. Dlaczego nie? Warto si� po�wi�ci�, �eby zobaczy� zawi�� na niekt�rych g�bach z Instytutu. Bo�e, Sheila i dziewczynki b�d� ze mnie dumne! Ta wiadomo�� nadesz�a do nas teleksem powiedzia� M. Bertrand Pelletier, ledwo Bob usiad� w jego wytwornym, wysokim gabinecie. W r�ku trzyma� w�ski skrawek papieru. Teraz uwaga, pomy�la� Bob. Nagroda. Pr�bowa� powstrzyma� u�miech. Pisz� tu, �e profesor Beckwith z MIT ma nie zw�ocznie skontaktowa� si� z niejakim Monsieur Venargues z Set�. Poda� papierek Bobowi. Set�? powt�rzy� Bob. I pomy�la�: "Och, nie, to niemo�liwe". To czaruj�ca wioska, cho� troch� gaucho powiedzia� Pelletier. Zna pan po�udniow� Fran cj�? Hm... owszem. Bob zaniepokoi� si� jeszcze bardziej, dostrzeg�szy do�� ponury wyraz na twarzy urz�dnika konsulatu. Monsieur Pelletier, o co tu w�a�ciwie chodzi? Wiem tylko, �e sprawa dotyczy �wi�tej pami�ci Nicole Guerin. M�j Bo�e, Nicole. By�o to tak odleg�e i tak dobrze t�umione wspomnienie, jakby tamta historia nigdy si� naprawd� nie wydarzy�a. Jedyna zdrada przez wszystkie lata jego ma��e�stwa. Dlaczego teraz? Po tak d�ugim czasie? Przecie� ona sama nalega�a, �eby nigdy wi�cej si� nie spotkali, ani nawet nie kontaktowali ze sob�! Zaraz,zaraz. Monsieur Pelletier, powiedzia� pan "�wi�tej pami�ci Nicole Guerin"? Czy ona nie �yje? Podsekretarz skin�� g�ow�. �a�uj�, ale nie znam �adnych szczeg��w. Przykro mi, profesorze Beckwith. Czy ten cz�owiek wie co� wi�cej? Kim jest ta osoba, z kt�r� mam si� skontaktowa�? Podsekretarz wzruszy� ramionami. W przek�adzie z francuskiego znaczy�o to, �e nie wie i nie chce wiedzie�. Pozwoli pan, �e z�o�� mu moje condoleances, profesorze Beckwith? Natomiast ta kwestia w przek�adzie z francuskiego znaczy�a, �e robi si� p�no. A M. Pelletier mia� bez w�tpienia w�asne plany. By� przecie� wonny, czerwcowy wiecz�r. Bob zrozumia� aluzj�. Wsta�. Dzi�kuj� panu, Monsieur Pelletier. Nie ma za co. U�cisn�li sobie r�ce. Bob wyszed� do�� niepewnie na Alej� Commonwealth. Jego samoch�d sta� zaparkowany bokiem tu� pod hotelem Ritz. Wst�pi� do baru i zam�wi� kieliszek na odwag�? Nie. Lepiej najpierw zadzwoni�. Z jakiego� odosobnionego miejsca. W korytarzu panowa�a cisza. Wszyscy chyba wyjechali ju� na wakacje. Bob zamkn�� drzwi gabinetu, usiad� przy biurku i wykr�ci� numer kierunkowy do Francji. Ouui? zaskrzecza� zaspany g�os z wyra�nym, prowansalskim akcentem. M�wi... Robert Beckwith. Czy mog� m�wi� z Monsieur Venargues? Bobbie, toja, Louis! Wreszcie ci� znalaz�em. Ale si� nam�czy�em... Nawet po tylu latach trudno by�o nie rozpozna� tego skrzekliwego g�osu, pooranego przez dym pi��dziesi�ciu milion�w papieros�w Gauloise. Burmistrz Louis? By�y burmistrz. Dasz wiar�? Wys�ali mnie na zielon� trawk�, jak jakiego� dinozaura. Rada Miejska... Bob nie mia� teraz cierpliwo�ci, by wys�uchiwa� przyd�ugich anegdot. Louis, co to za sprawa z Nicole? Och, Bobbie, to straszna tragedia. Pi�� dni temu. Zderzenie czo�owe. Wraca�a z dy�uru na kardiochirurgi. Ca�e miasto jest w �a�obie... Och, przykro mi... Dasz wiar�? By�a taka m�oda. �wi�ta kobieta, bez cienia egoizmu. Ca�y Wydzia� Medycyny z Montpellier przyszed� na msz�. Sam wiesz, Bobbie, �e nie znosi�a religii, ale musieli�my urz�dzi� msz�. Urwa� z westchnieniem. Bob skorzysta� z okazji. Louis, to straszna wiadomo��. Ale nie rozumiem, dlaczego chcia�e�, �ebym do ciebie zadzwoni�. Przecie� up�yn�o ju� dziesi�� lat, odk�d si� z ni� widzia�em. W s�uchawce zaleg�a nagle cisza. Wreszcie Louis wyszepta�: Chodzi o dziecko... Dziecko? Nicole by�a m�atk�? Nie, nie. Oczywi�cie, �e nie. By�a "samotn� matk�", jak to si� m�wi. Sama wychowywa�a ch�opca. Nadal nie rozumiem, co to ma wsp�lnego ze mn�. Bobbie... nie wiem, jak ci to powiedzie�... Powiedz! To tak�e twoje dziecko odpar� Louis Venar gues. Przez chwil� po obu stronach Atlantyku panowa�a cisza. Bobowi odebra�o mow�. Bobbie, jeste� tam jeszcze? Allo? Co? Wiem, �e to mo�e by� dla ciebie szok. Nie, Louis. To nie szok. Po prostu w to nie wierz� odpar� Bob odzyskuj�c w gniewie mow�. Ale to prawda. By�em we wszystkim jej powiernikiem. Sk�d u diab�a jeste� taki pewny, �e to ja jestem ojcem? Bobbie odpowiedzia� delikatnie Louis by�e� tutaj w maju. Przypominasz sobie demonstracje? Ch�opiec urodzi� si�, jak to si� m�wi, zgodnie z rozk�adem. W tym czasie w jej �yciu nie by�o nikogo innego. Powiedzia�aby mi o tym. Oczywi�cie, nie chcia�a, �eby� si� kiedykolwiek dowiedzia�. Jezu Chryste, pomy�la� Bob, to nie do wiary. Niech to szlag, Louis, nawet je�li to prawda, nie jestem odpowiedzialny... Bobbie, uspok�j si�. Nikt nie ��da od ciebie odpowiedzialno�ci. Jean-Claude jest materialnie za bezpieczony. Uwierz mi, jestem wykonawc� testamentu. Urwa�, po czym doda�: Jest tylko jeden ma�y problem. Bob zadr�a�. Jaki? spyta�. Ch�opiec nie ma absolutnie nikogo. Nicole nie mia�a �adnej rodziny. Zosta� zupe�nie sam. Bob nie odpowiedzia�. Wci�� stara� si� odgadn��, do czego zmierza ta rozmowa. W normalnych warunkach Marie-Therese i ja wzi�liby�my go do siebie... Louis urwa�. Jeste�my jego prawnymi opiekunami. Ale Marie jest chora, Bob, powa�nie chora. Nie zosta�o jej wiele czasu. Przykro mi wtr�ci� cicho Bob. C� mam powiedzie�? Przez czterdzie�ci lat mieli�my miodowy miesi�c. Ale teraz sam widzisz, �e nie mo�emy wzi�� ch�opca. Je�li nie znajdziemy jakiego� innego rozwi�zania, i to szybko, zabior� go w�adze. W ko�cu Bob zrozumia�, o co tu chodzi. Z ka�dym oddechem wpada� w coraz wi�kszy gniew. I w przera�enie. Ch�opiec jest okropnie przygn�biony ci�gn�� Louis. Nie mo�na go pocieszy�. Wpad� w tak� rozpacz, �e nawet nie mo�e ju� p�aka�. Siedzi tylko i... Przejd� do sedna powiedzia� Bob. Louis zawaha� si�. Chc� mu powiedzie�. Co powiedzie�? �e istniejesz. Nie! Oszala�e�? Co mu to da? Chc� tylko, �eby wiedzia�, �e gdzie� na �wiecie �yje jego ojciec. To ju� b�dzie co�, Bobbie. Rany boskie, Louis! Mam �on� i dwie ma�e c�rki. Pos�uchaj, naprawd� przykro mi z powodu Nicole. Przykro mi z powodu ch�opca. Ale nie pozwol� si� w to wpl�ta�. Nie dam skrzywdzi� mojej rodziny. Nie mog�. Nie chc�. To moje ostatnie s�owo. W s�uchawce zn�w zapanowa�a cisza. Albo przynajmniej dziesi�� sekund pozbawionego s��w bezruchu. Dobrze odezwa� si� wreszcie Louis. Nie b�d� ci� wi�cej niepokoi�. Przyznaj� jednak, �e jestem bardzo rozczarowany. Paskudna sprawa. Dobranoc, Louis. Louis zn�w urwa� na chwil� (�eby da� Bobowi chwil� do namys�u), po czym podda� si� ostatecznie. Dobranoc, Bobbie mrukn�� i wy��czy� si�. Bob od�o�y� s�uchawk� i ukry� twarz w d�oniach. Wszystko to by�o zbyt trudne, �eby przej�� nad tym od razu do porz�dku dziennego. Po tylu latach Nicole Guerin zn�w pojawi�a si� w jego �yciu. Czy ich kr�tki romans m�g� rzeczywi�cie zaowocowa� dzieckiem? Synem? Bo�e, co ja mam teraz robi�? Dobry wiecz�r, profesorze. Bob podni�s� wzrok, zaskoczony. By�a to Lilah Coleman, sprz�taczka, kt�ra odbywa�a codzienny obch�d gabinet�w. Ach, pani Coleman, co u pani s�ycha�? Po staremu. Jak panu idzie statystyka? Ca�kiem nie�le. Nie zna pan jakich� szcz�liwych numer�w? Zalegam z czynszem i co� mi si� ostatnio nie wiedzie. Niestety, pani Coleman, ja te� nie czuj� si� szcz�ciarzem. Jak to m�wi�, panie profesorze: Jak nie masz nosa, nie kupuj losa". Ja bynajmniej wyznaj� tak� filozofi�. Trzeba polega� na swoim wyczuciu. Opr�ni�a kosz ze �mieciami i przejecha�a szmat k� po jego biurku. P�dz� dalej, profesorze. Przyjemnych wakacji. Niech panu odpocznie ta drogocenna �epetyna. Wysz�a i zamkn�a ostro�nie drzwi. Kilka jej s��w zapad�o mu jednak w pami��. "Trzeba polega� na swoim wyczuciu". Do�� banalna rada. Lecz bardzo ludzka. Siedzia� bez ruchu, wpatrzony w telefon, d�ugo po tym jak kroki pani Coleman ucich�y w ko�cu korytarza. Bi� si� rozpaczliwie z my�lami; jego serce toczy�o b�j z rozs�dkiem. Nie b�d� szale�cem, Bob. Nie stawiaj na szali swojego ma��e�stwa. Nic nie jest tego warte. Kto wie, czy to wszystko w og�le jest prawd�? Zapomnij o tym. Zapomnie�? Nag�y, niepohamowany impuls kaza� mu podnie�� s�uchawk�. Kiedy wykr�ca� numer, nadal nie by� pewny, co ma powiedzie�. Halo... to ja, Bob. Och, jak to dobrze. Wiedzia�em, �e zmienisz zdanie. Pos�uchaj, Louis, potrzebuj� czasu do namys�u. Zadzwoni� do ciebie jutro. Dobrze, dobrze. To uroczy ch�opiec. Ale za dzwo� troch� wcze�niej, co? Dobranoc, Louis. Bob od�o�y� s�uchawk�. Wpad� teraz w przera�enie. Postawi� na szali ca�e swoje �ycie. Dlaczego zadzwoni� drugi raz? Z mi�o�ci do Nicole? Nie. My�l o niej napawa�a go teraz tylko przemo�n� w�ciek�o�ci�. Z powodu ma�ego ch�opca, kt�rego nigdy nie widzia�? Id�c w stron� parkingu przypomina� �ywego trupa. W g�owie czu� paniczny zam�t. Musia� z kim� porozmawia�. Ale na ca�ym szerokim �wiecie mia� tylko jednego bliskiego przyjaciela, kt�ry naprawd� go rozumia�. Swoj� �on�, Sheil�. Rozdzia� 2 O tej porze Autostrada nr 2 by�a ju� pusta, tote� znalaz� si� w Lexington za szybko. Potrzebowa� na prawd� wi�cej czasu. �eby zapanowa� nad sob�. Uporz�dkowa� my�li. Co mam powiedzie�? Jak do diab�a spojrz� jej w twarz? Dlaczego wracasz tak p�no, Bob? Paula, jego dziewi�cioletnia c�rka, nieustannie �wiczy�a si� w przejmowaniu roli jego �ony. Mieli�my zebranie w Instytucie odpar� Bob, z rozmys�em nie karc�c j� za to, �e bezprawnie zwr�ci�a si� do niego po imieniu. W kuchni Jessica Beckwith, lat dwana�cie i p� wed�ug metryki i dwadzie�cia pi�� s�dz�c po zachowaniu, dyskutowa�a z matk�. Temat: mi�czaki, palanty, kujony i myd�ki. Naprawd�, mamo, w ca�ej budzie nie ma ani jednego przyzwoitego faceta. O czym tak rozprawiacie? spyta� Bob wchodz�c i ca�uj�c obie starsze kobiety ze swojej rodziny. Postanowi� zachowywa� si� naturalnie. Jessie narzeka na niski czy raczej beznadziejny poziom przedstawicieli przeciwnej p�ci w szkole. Mo�e wi�c powinna� si� przenie��, Jess za�artowa� Bob. Och, ojcze, ale� ty jeste� �lepy. Stan Massachussets to wiocha. Prowincja, kt�ra wzdycha za miastem. Sheila u�miechn�a si� pob�a�liwie do Boba. Co pani wobec tego proponuje, panno Beckwith? spyta� Bob. Jessie zarumieni�a si�. Bob przerwa� jej starannie przygotowan� kampani�. Mama wie powiedzia�a Jessica. Europa, Bob wyja�ni�a Sheila. Twoja c�rka chce jecha� na ob�z nastolatk�w do Europy w te wakacje. W�a�ciwie ona jeszcze nie jest nastolatk� odparowa� Bob. Ale z ciebie pedant, tato westchn�a Jessica. Jestem wystarczaj�co doros�a, �eby pojecha�. Nie na tyle, �eby� nie mog�a poczeka� jeszcze rok. Tato, nie chc� sp�dzi� zn�w wakacji ze swoj� bur�ujsk� rodzin� na tym nudnym Cape Cod. No to id� do pracy. Posz�abym, ale jestem za m�oda. Q.E.D., panno Beckwith odpar� triumfalnie Bob. Czy by�by� tak mi�y i oszcz�dzi� mi tej akademickiej gadki? Co b�dzie, je�li wybuchnie wojna atomowa? Umr� nie zobaczywszy Luwru. Jessica powiedzia� Bob, zadowolony z chwili oddechu od swoich trosk wiem z wiarygodnych �r�de�, �e przynajmniej w ci�gu najbli�szych trzech lat nie b�dzie wojny atomowej. Ergo masz mn�stwo czasu, �eby obejrze� Luwr, zanim nas za�atwi�. Nie strasz, tato. To ty poruszy�a� ten temat, Jessie powiedzia�a Sheila, zaprawiona w rozs�dzaniu spor�w mi�dzy ojcem a c�rk�. Ech, wszyscy jeste�cie beznadziejni westchn�a powt�rnie Jessica Beckwith i wysz�a oci�a�ym, pogardliwym krokiem z kuchni. Zostali sami. Czy ona musi akurat dzi� tak pi�k nie wygl�da�? pomy�la� Bob. Powinni wyj�� spod prawa okres dojrzewania powiedzia�a Sheila id�c do m�a po codzienny, wieczorny u�cisk, na kt�ry czeka�a od �niadania. Obj�a go r�koma. Dlaczego przyszed�e� tak p�no? Kolega zn�w wyg�asza� epokowe mowy? Tak. By� dzisiaj w osza�amiaj�cej formie. Po tylu latach porozumiewali si� specjalnym kodem. Wed�ug niego w Instytucie Boba pracowa�o trzech m�czyzn, dwie kobiety i "Kolega" P. Herbert Harrison, nad�ty osio�, kt�ry wyg�asza� przyd�ugie, innowiercze rozprawy na ka�dy temat. Przyjaciele Beckwith�w r�wnie� mieli swoje przydomki. Sowa i Kiciu� zaprosili nas i Carole Kupersmith na obiad w sobot�. Tylko nas? A co z Ma�poludem z Kasztanowego Wzg�rza? Wr�ci� do �ony. Byli bardzo zgran� par�. A Sheila bezb��dnie wyczuwa�a ka�d� zmian� w jego nastroju. Dobrze si� czujesz? Tak... odpar� Bob. Dlaczego pytasz? Jeste� troch� blady. To tylko uczelniana blado��. Dwa dni na Cape Cod i b�d� jak nowo narodzony. Obiecaj mi, �e nie b�dziesz pracowa� dzi� w nocy. Dobra zgodzi� si� Bob. (Jak gdyby by� w stanie skupi� si� na czymkolwiek!) Masz jak�� prac� z Wydawnictwa? Nic pilnego. Ci�gle babrz� si� w tej rosyjskochi�skiej dyplomacji. M�wi� ci, jak na profesora uniwersytetu ten Reinhardt pisze wyj�tkowo �ywym j�zykiem. Kochanie, gdyby wszyscy autorzy pisali jak Churchill, by�aby� bezrobotna. W ka�dym razie, ty te� dzisiaj nie pracuj. �wietnie. Co� ci chodzi po g�owie? Jej zielone oczy b�yszcza�y. Serce zak�u�o go na my�l o tym, co b�dzie musia�a us�ysze�. Kocham ci� powiedzia�. Dobrze. Ale tymczasem nakryj do sto�u, zgoda? Tato, jak d�ugo mog�e� ogl�da� telewizj�, kiedy by�e� w moim wieku? Paula spojrza�a porozumiewawczo na Boba. Kiedy by�em w twoim wieku, nie by�o telewizji. Jeste� a� taki stary? Tw�j ojciec chce powiedzie� wyja�ni�a Sheila hiperbol� Boba �e uwa�a� czytanie ksi��ek za bardziej warto�ciowe zaj�cie. Ksi��ki czytamy w szkole powiedzia�a Paula. Mog� teraz obejrze� telewizj�? Je�li odrobi�a� lekcje zastrzeg�a Sheila. Co jest w programie? spyta� Bob, z obowi�zku zainteresowany zaj�ciami kulturalnymi swojego potomstwa. "Scott i Zelda" odpar�a Jessica. O, to ma chyba jak�� warto�� edukacyjn�. W Telewizji Publicznej? Ech, tato westchn�a z rozdra�nieniem Jessica czy ty naprawd� jeste� a� taki ciemny? O, za pozwoleniem, czyta�em wszystkie ksi��ki Scotta. "Scott i Zelda" to serial wyja�ni�a z pogard� Paula. O psie z Marsa i dziewczynie z Kalifornii doda�a Jessica. Fascynuj�ce. Kt�re z nich jest Scottem? zapyta� Bob. Och, tato, nawet mama to wie. Sheila spojrza�a na niego z mi�o�ci�. My biedni ciemniacy, pomy�la�a. Niczego ju� nie kapujemy. Kochanie, popatrz z nimi w telewizor. Ja po sprz�tam ze sto�u. Nie powiedzia� Bob. Ja posprz�tam. A ty popatrz na tego Cudownego Psa. Tato, pies to Zelda rzuci�a ponuro Paula i pop�dzi�a do jadalni. Idziesz, mamo? spyta�a Jessie. Za nic nie mog� tego opu�ci� powiedzia�a Sheila spogl�daj�c na zm�czonego m�a, kt�ry nosi� stosy brudnych naczy�. Do zobaczenia, Robert. Dobra. Zaczeka�, a� dziewczynki zasn�. Sheila siedzia�a skulona na kanapie czytaj�c "absurdalnie brukowe" romansid�o. Jean-Pierre Rampal gra� Vivaldiego, a Bob udawa�, �e czyta "The New Republic". Napi�cie by�o nie do zniesienia. Chcesz drinka, kochanie? Nie, dzi�ki odpar�a Sheila podnosz�c wzrok. A ja mog� si� napi�? Od kiedy to musisz mnie prosi� o pozwolenie? Wr�ci�a do swojej lektury. Nie do wiary mrukn�a. Nie uwierzy�by�, gdzie oni si� kochaj� w tym rozdziale. W samym �rodku rodeo. Bo�e, pomy�la�, jak to powiedzie�? S�uchaj, mo�emy chwil� porozmawia�? Siedzia� nieca�y metr od niej, z wi�ksz� ni� zazwyczaj szklank� szkockiej w r�ku. Jasne. Co� nie gra? Chyba mo�na tak powiedzie�. Spu�ci� g�ow�. Sheila przerazi�a si� nagle. Od�o�y�a ksi��k� i usiad�a wyprostowana. Bob, chyba nie jeste� chory? Nie, tylko tak si� czuj�, pomy�la�. Potrz�sn�� g�ow�. Kochanie, musz� z tob� o czym� porozmawia�. Sheila Beckwith poczu�a nagle, �e brakuje jej tchu. Ile� to jej przyjaci�ek us�ysza�o ju�, jak m�owie zaczynaj� rozmow� od podobnego wst�pu? Musimy porozmawia�. Chodzi o nasze ma��e�stwo. A s�dz�c po ponurym wyrazie twarzy Boba, on tak�e mia� za chwil� powiedzie�: "Nie pasujemy do siebie". Bob powiedzia�a otwarcie przera�a mnie tw�j g�os. Czy co� zrobi�am? Nie, nie. Chodzi o mnie. To ja co� zrobi�em. Co takiego? Chryste, nie wyobra�asz sobie, jak trudno mi to powiedzie�. Prosz� ci�, Robert, nie znios� tego napi�cia. Bob zaczerpn�� powietrza. Dr�a�. Sheila, pami�tasz jak by�a� w ci��y z Paul�? Tak? Musia�em wtedy polecie� do Europy, do Montpellier, z tym wyk�adem... I co...? Chwila ciszy. Mia�em romans. Wyrzuci� to z siebie jak najszybciej. Jak gdyby zrywa� banda�, by unikn�� wi�kszego b�lu. Sheila poszarza�a na twarzy. Nie powiedzia�a potrz�saj�c gwa�townie g�ow�, jakby chcia�a odepchn�� od siebie to, co w�a�nie us�ysza�a. To jaki� koszmarny �art. Szuka�a u niego wzrokiem potwierdzenia. Powiedz, �e tak. Nie, to prawda odpar� bezbarwnym g�osem. Przykro mi... Kto to by�? spyta�a. Nikt odpowiedzia�. Nikt szczeg�lny. Kto, Robert? Nazywa�a si�... Nicole Guerin. By�a lekark�. "Po co jej te szczeg�y? " zastanawia� si�. Jak d�ugo to trwa�o? Dwa, trzy dni. Wi�c ile, dwa czy trzy? Chc� wiedzie�, do cholery. Trzy dni powiedzia�. I trzy noce doda�a. Tak przyzna�. Czy to wa�ne? Wszystko jest wa�ne odpar�a Sheila, a potem powiedzia�a do siebie Chryste. Przygl�da� si� jej, jak usi�uje nad sob� zapanowa�. By�o to gorsze ni� si� spodziewa�. Wreszcie spojrza�a na niego i powiedzia�a: I ukrywa�e� to przez tyle lat? Skin�� g�ow�. Dlaczego mi nigdy nie powiedzia�e�? My�la�am, �e nasze ma��e�stwo opiera si� na ca�kowitej szczero�ci. Dlaczego do diab�a mi nie powiedzia�e�? Chcia�em odpar� s�abym g�osem. Ale co...? Czeka�em na w�a�ciwy moment. Wiedzia�, �e brzmi to absurdalnie, ale taka by�a prawda. Na prawd� chcia� jej powiedzie�. Cho� nie w ten spos�b. I po dziesi�ciu latach nadszed� w�a�ciwy moment? spyta�a z przek�sem. Na pewno my�la�e�, �e b�dzie �atwiej. Tylko komu? Nie chcia�em ci� zrani� powiedzia� wiedz�c, �e ka�da inna odpowied� b�dzie daremna. Po chwili doda�: Sheila, mo�e jest jaka� pociecha w tym, �e zdarzy�o mi si� to tylko raz. Jeden jedyny raz. Nie odpar�a cicho to �adna pociecha. Raz to wi�cej ni� nigdy. Zagryz�a wargi, �eby powstrzyma� �zy. A on nie powiedzia� jeszcze wszystkiego. Sheila, to by�o tak cholernie dawno temu. Musia�em ci teraz powiedzie�, bo... Odchodzisz do niej? Nie mog�a powstrzyma� si� od wybuchu. P� tuzina jej przyjaci�ek prze�y�o ten scenariusz (czy raczej zmar�o w jego wyniku). Nie, Sheila, nie. Nie widzia�em si� z ni� od dziesi�ciu lat. To znaczy... Wreszcie wypali�: Ona nie �yje. Zraniona, oszo�omiona Sheila wpad�a na dodatek w konsternacj�. Rany boskie, Bob, po co mi to wszystko m�wisz? Czy mam napisa� do kogo� list z kondolencjami? Zupe�nie zwariowa�e�? Chcia�bym, pomy�la� Bob. Sheila, m�wi� ci to, bo ona mia�a dziecko. A my mamy dwoje i co z tego, do cholery? Bob zawaha� si�. Potem szepn�� prawie nies�yszalnie: To moje dziecko. M�j ch�opiec. Wlepi�a w niego wzrok z niedowierzaniem. Och, nie, to nie mo�e by� prawda. Jej oczy b�aga�y, by temu zaprzeczy�. Bob ze smutkiem skin�� g�ow�. Tak, to prawda. A potem powiedzia� jej wszystko. O strajku we Francji. O spotkaniu z Nicole. O ich przelotnym romansie. I o wydarzeniach tego dnia. O telefonie Louisa. O ch�opcu. O problemie z ch�opcem. Naprawd� o tym nie wiedzia�em, Sheila. Prosz�, uwierz mi. Dlaczego? Dlaczego mia�abym teraz uwierzy� ci w cokolwiek? Nie potrafi� na to odpowiedzie�. Podczas strasznego milczenia, kt�re potem nast�pi�o, Bob przypomnia� sobie naraz co�, co wyzna� jej dawno temu wtedy by�o to tak nieistotne. �e chcia�by zosta� ojcem ch�opca. Nie mia�bym nic przeciwko ma�emu futboli�cie. A je�li to zn�w b�dzie dziewczynka? C�, b�dziemy stara� si� dalej. Czy to nie jest w tym wszystkim najlepsze? �miali si� w�wczas. "Futbolist�" okaza�a si� oczywi�cie Paula. A operacja przy jej narodzinach sprawi�a, �e nie mogli ju� mie� wi�cej dzieci. Przez wiele miesi�cy Sheila czu�a si� "stracona dla mi�o�ci". Ale Bob pociesza� j�, a� wreszcie zn�w uwierzy�a, �e to, co ich ��czy, jest zbyt silne, by cokolwiek mog�o to zmieni�. Wi� mi�dzy nimi sta�a si� jeszcze silniejsza. A� do tego wieczora, kt�ry pogrzeba� ich wzajemne zaufanie. Teraz wsz�dzie czai�y si� nowe �r�d�a b�lu. Sheila, pos�uchaj... Nie. Ju� do�� si� nas�ucha�am. Wsta�a i wymkn�a si� do kuchni. Bob zawaha� si�, po czym ruszy� za ni�. Siedzia�a przy stole i �ka�a. Przynie�� ci co� do picia? Nie. Id� do diab�a. Wyci�gn�� r�k�, �eby pog�aska� j� po jasnych w�osach. Odsun�a si�. Sheila, prosz�... Bob, dlaczego musia�e� mi to powiedzie�. Dla czego? Bo nie wiem, co mam robi�. I chyba dlatego, �e w g��bi duszy oczekiwa�em od ciebie pomocy, pomy�la�. I dlatego, �e jestem egoistycznym draniem. Usiad� naprzeciwko niej przy stole i spojrza� na ni�. Sheila, prosz� ci�. Chcia�, �eby m�wi�a. �eby powiedzia�a cokolwiek, by zako�czy� to bolesne milczenie. Nie zrozumiesz, jak bardzo to boli powiedzia�a. Och, Bo�e, tak ci ufa�am. Tak ufa�am... Zn�w wybuchn�a p�aczem. Ogarn�a go t�sknota, by wzi�� j� w ramiona, naprawi� krzywd�. Ale ba� si�. Nie mo�na zapomnie� tylu szcz�liwych lat... Spojrza�a na niego i u�miechn�a si� smutno. O to w�a�nie chodzi powiedzia�a. Przed chwil� dowiedzia�am si�, �e wcale nie by�y to szcz�liwe lata. Sheila, nie! Ok�ama�e� mnie! krzykn�a. Prosz� ci�, kochanie. Zrobi� wszystko, �eby to naprawi�. Nie mo�esz. Przerazi� go ostateczny ton tego o�wiadczenia. Chyba nie chcesz powiedzie�, �e si� rozstajemy... Zawaha�a si�. Robert, nie mam teraz do�� si�. Na nic. Wsta�a od sto�u. Wezm� tabletk� nasenn�, Bob. M�g�by� wy�wiadczy� mi pewn� przys�ug�. Zrobi� wszystko rzuci� z rozpaczliw� skwapliwo�ci�. Prosz�, �pij w swoim gabinecie powiedzia�a. Rozdzia� 3 Rany boskie, czy kto� umar� w nocy? Przynajmniej raz w ponurych �artach Jessici tkwi�a nieoczekiwana prawda. Siedzieli wszyscy w kuchni i jedli, a Jessie stosowa�a diet�. Po�yka�a Preperat K zmieszany w po�owie z chudym mlekiem i wod� oraz wyra�a�a s�dy na temat atmosfery panuj�cej w rodzinie. Jedz �niadanie, Jessie rozkaza�a Sheila sil�c si� na normalne zachowanie. Okropnie wygl�dasz, tato orzek�a zatroskanym g�osem Paula. Pracowa�em do p�nej nocy odpar� z nadziej�, �e jego "m�odsza �ona" nie wykryjejego bezsennej nocy w gabinecie. Pracujesz o wiele za du�o stwierdzi�a Paula. On chce zdoby� �wiatow� s�aw� wyja�ni�a siostrze Jessie. Przecie� ju� zdoby� odpowiedzia�a Paula, po czym zwr�ci�a si� do Sheili szukaj�c potwierdzenia. Prawda, mamo? Przecie� tatu� ju� jest wsz�dzie s�awny? Tak odpar�a Sheila absolutnie wsz�dzie. Ale nie w Sztokholmie wtr�ci�a Jessie powoduj�c spi�cie w przep�ywie pr�du pochlebstw. A co tam jest? spyta�a Paula chwytaj�c przyn�t� Jessie. Nagroda Nobla, idiotko. Tw�j ojciec chce si� przejecha� za darmo do Szwecji i dosta� lepszy st� w Klubie Profesorskim. Kapujesz, kurzy m�d�ku? Jessie upomnia�a j� Sheila nie obra�aj siostry. Mamo, jej istnienie jest obraz� dla ka�dego o normalnej inteligencji. Chcesz dosta� tym mas�em orzechowym w buzi�? spyta�a Paula. Przesta�cie obie przerwa� im Bob. Komitet w Sztokholmie bierze pod uwag� maniery rodziny kandydata. Ach, ci ameryka�scy m�czy�ni westchn�a Jessica do�� niespodziewanie. Co prosz�, Jessie? spyta�a Sheila. Ameryka�scy m�czy�ni tak bezgranicznie po woduj� si� ambicj�. Przez to s� tacy prowincjonalni. O, przepraszam! zaprotestowa� Bob. To tylko socjologiczne obserwacje, ojcze. Paula stan�a przed Bobem, �eby zas�oni� go przed s�ownymi pociskami ze strony wrogo nastawionej starszej c�rki. Tato, ona lubi si� ciebie czepia�. Ale jak ci� nie ma, chwali si� tob� przed wszystkimi. �eby zaimponowa� ch�opakom. Wcale nie! zaprotestowa�a Jessica z twarz� czerwon� od oburzenia i za�enowania. Rywalizacja mi�dzy siostrami pozwoli�a Bobowi i Sheili zapomnie� na chwil� o ma��e�skim konflikcie. U�miechn�li si� do siebie. Potem przypomnieli sobie, �e nie jest to zwyczajny poranek. Wycofali u�miechy w nadziei, �e dzieci tego nie zauwa��. Ci�gle wymieniasz jego nazwisko przy tych gamoniach z dru�yny futbolowej powiedzia�a Paula wyci�gaj�c w stron� siostry oskar�ycielski palec. Doprawdy, Paula, jeste� niepoczytalna po wiedzia�a Jessica czuj�c si� do�� nieswojo. Umiem czyta� tak samo jak ty, Jessie! Przesta�cie, dzieci burkn�a Sheila trac�c cierpliwo��. W tym domu jest tylko jedno dziecko odparowa�a Jessica, nie zauwa�ywszy rozdra�nienia matki. Panienki przerwa� im Bob podwioz� was obie na przystanek autobusowy. Natychmiast. Rzuci� strapione spojrzenie w stron� Sheili. Dobra powiedzia�a Paula chwytaj�c w po �piechu swoje ksi��ki. Prosz� to gdzie� odnotowa� o�wiadczy�a Jessie Beckwith. Jestem przeciwna przymusowemu dowo�eniu autobusem. Ale�, Jessie powiedzia� Bob ten autobus podje�d�a pod twoj� szko��. Jessica spojrza�a na niego. By�o jasne, �e jej nie nawidzi. Nie mia� szacunku dla jej przekona�. A ostatnio dosz�a do wniosku, �e nawet nie jest jej prawdziwym ojcem. By� mo�e pewnego dnia Sheila zwierzy si� jej, �e ona i Sartre... Jessie, pospiesz si�... A jednak w tej chwili Sheila by�a wci�� po jego stronie. Sta� niezdecydowanie przy drzwiach, podczas gdy dziewcz�ta ubiera�y si�. Czy... b�dziesz tu jeszcze, kiedy wr�c�? spyta� niepewnie. Nie wiem odpowiedzia�a Sheila. Zasta� j� nadal w domu. Odchodzisz? Nie. Chcia�em powiedzie�... wychodzisz do pracy? Nie. Dzwoni�am do Wydawnictwa i powiedzia�am, �e popracuj� dzi� w domu. Kiedy odwi�z� dziewczynki i wr�ci� do domu, Sheila wci�� siedzia�a przy stole w kuchni patrz�c na swoje odbicie w fili�ance kawy. To ja j� tak urz�dzi�em, pomy�la� i poczu� do siebie odraz�. Usiad� naprzeciw niej. Nie kwapi�a si� do rozmowy, wi�c po d�u�szym milczeniu powiedzia�: Sheila, jak mog� za to odpokutowa�? Podnios�a wolno g�ow� i spojrza�a na niego. Chyba nie mo�esz powiedzia�a. To znaczy, �e rozejdziemy si� z tego powodu? spyta�. Nie wiem odpar�a. Nic nie wiem. �a�uj� tylko... S�ucham? �a�uj� tylko, �e nie jestem zdolna do zemsty. Gdybym cho� mog�a wyrazi� swoj� w�ciek�o��... Jej g�os za�ama� si�. Omal nie zdradzi�a si�, �e pomimo wszystko nadal go kocha. Przynajmniej to uda�o si� jej ukry�. Wiem, co czujesz powiedzia�. Naprawd�, Bob? Wyobra�am sobie. Chryste, jak ja �a�uj�, �e ci to powiedzia�em! Ja te�, pomy�la�a. Wi�c dlaczego mi powiedzia�e�, Bob? Wypowiedzia�a to oskar�ycielskim tonem. Nie wiem. Cholera, Bob, ty wiesz. Wiesz! Zawrza�a z w�ciek�o�ci. Teraz dopiero zrozumia�a, czego od niej chcia�. Niech go szlag! Chodzi ci o dziecko powiedzia�a. Jej s�owa dotar�y do niego z przera�aj�c� si��. Ja... sam nie wiem powiedzia�. Ale wiedzia� to doskonale. Pos�uchaj, Bob, znam ci� na wylot. Nie chcia�e� go, nie planowa�e�, ale skoro ju� je masz, czujesz si� za nie odpowiedzialny. Ba� si� postawi� sobie pytanie, czy to prawda. Nie wiem powiedzia�. Bob, na mi�o�� bosk�, b�d� uczciwy wobec samego siebie. Oboje musimy stawi� temu czo�a. Szukaj�c jakiej � deski ratunku uchwyci� si� s�owa "oboje" jako znaku, �e nie postawi�a jeszcze krzy�yka na ich zwi�zku. Wi�c jak? Czeka�a na odpowied�. Wreszcie zebra� si� na odwag� i przyzna�: Tak, czuj� si� odpowiedzialny. Nie potrafi� tego wyja�ni�, ale czuj�, �e powinienem co� zrobi�. W�a�ciwie nic mu nie jeste� winny. Wiesz o tym, prawda? Tak, oczywi�cie, �e to prawda... obiektywnie patrz�c. Jest zupe�nie sam powiedzia� Bob z ulg�, �e mo�e wreszcie wyzna�, co my�li. Mo�e m�g�bym mu pom�c uporz�dkowa� �ycie. Znale�� jakie� inne wyj�cie ni�... no wiesz, odes�anie go do przytu�ku. Nie jeste� jego ojcem tylko dlatego, �e pieprzy�e� jego matk�, krzycza�a w duchu Sheila, lecz nie po wiedzia�a tego na g�os. Jak w�a�ciwie mia�by� mu pom�c? spyta�a. Nie wiem. Ale mo�e gdybym tam polecia�... Po co? Znasz kogo�, kto we�mie go do siebie? Masz jakikolwiek plan? Nie, Sheila. Nie, nie mam. To po co masz tam lecie�? Nie potrafi� wyt�umaczy� swojej instynktownej reakcji. Ledwo m�g� j� zrozumie�. I wtedy wprawi�a go w os�upienie. Chyba jest tylko jedno wyj�cie. Sprowad� go tutaj. Wlepi� w ni� wzrok z niedowierzaniem. Czy wiesz, co m�wisz? Skin�a g�ow�. Czy nie dlatego mi o tym powiedzia�e�? Nie by� pewny, ale podejrzewa�, �e mia�a racj�. Kolejny raz. Znios�aby� to? U�miechn�a si� ze smutkiem. Musz�, Bob. To nie wspania�omy�lno��, lecz samoobrona. Je�li nie pozwol� ci pom�c mu teraz, kiedy� oskar�ysz mnie o to, �e pozwoli�am na to, by twoje... twoje dziecko umieszczono w sieroci�cu. Nigdy... Tak, oskar�ysz mnie. Wi�c zr�b to, Bob, zanim zmieni� zdanie. Spojrza� na ni�. W odpowiedzi potrafi� tylko wydoby� z siebie: Dzi�kuj� ci, Sheila. A potem sprawi�, �e jego �liczna �ona zapomnia�a o swojej w�ciek�o�ci i przymusie ca�ej tej sytuacji, kiedy zacz�li omawia� odwiedziny jego francuskiego syna. Ch�opiec m�g� do��czy� do nich na Cape. Ale tylko na miesi�c powiedzia�a. Ani dnia d�u�ej. To powinno da� do�� czasu temu Louisowi, �eby znalaz� jakie� trwa�e rozwi�zanie. Spojrza� na ni�. Zdajesz sobie spraw�, co m�wisz? Tak. Wci�� nie m�g� w to uwierzy�. Co powiemy dziewczynkom? Co� wymy�limy. Bo�e, jak ona mo�e by� taka wspania�omy�lna? Jeste� niewiarygodna powiedzia�. Potrz�sn�a g�ow�. Nie, Robert. Jestem tylko trzydziestodziewi�cioletni� kobiet�. Rozdzia� 4 Dwa tygodnie p�niej chodzi� tam i z powrotem po korytarzu w Hali Przylot�w na Lotnisku Logan. Podczas kilku napi�tych i niespokojnych dni odby� wiele rozm�w z Louisem Venarguesem. Trzeba by�o podj�� rozmaite decyzje, ustali� szczeg�owy plan kr�tkiej wizyty ch�opca w Ameryce. Miesi�c, ani dnia d�u�ej. A Louis musia� skorzysta� z tego przewleczenia, by znale�� jak�� alternatyw� dla sieroci�ca. Louis mia� powiedzie� Jean-Claudowi, �e zaprosili go dawni przyjaciele matki. Nie by�o to ca�kowicie niewiarygodne, bo Nicole na pewno m�wi�a mu, �e mieszka�a przez rok w Bostonie. Lecz w �adnym wypadku Louis nie m�g� wyjawi� ch�opcu, �e Robert Beckwithjestjego ojcem. Oczywi�cie, Robert. Jak sobie �yczysz. Wiem, �e to dla ciebie nie�atwe. Rozumiem to. Naprawd�? zastanawia� si� Bob. Czeka�o go jeszcze wcale nieb�ahe zadanie powiadomienia dziewczynek. Po wielu trudach Bob zwo�a� zebranie rodziny. W�a�nie zmar�a nasza przyjaci�ka powiedzia�. Kto? spyta�a Paula wyl�knionym g�osem. Chyba nie babcia? Nie zaprzeczy� Bob. Nie zna�y�cie jej. Mieszka�a we Francji. Pewna pani. Francuzka? docieka�a Paula. Tak odpar� Bob. Wtedy odezwa�a si� Jessie: Po co nam o tym m�wisz, skoro jej nie zna�y�my? Bo mia�a syna... odpar� Bob. W jakim wieku? spyta�a zaraz Jessie. No... mniej wi�cej w wieku Pauli. O, kurcz� powiedzia�a Paula. Jessica zmrozi�a wzrokiem m�odsz� siostr�, po czym zwr�ci�a si� zn�w do Boba. I co? docieka�a dalej. Zosta� sierot� wtr�ci�a Sheila dobitnym tonem, kt�ry tylko Bob m�g� doceni�. O, rany powiedzia�a ze wsp�czuciem Paula. I dlatego... powiedzia� Bob poniewa� jest zupe�nie sam, postanowili�my zaprosi� go na jaki� czas do nas. Na jaki� miesi�c. To znaczy, do naszego du�ego domu w Cape. Oczywi�cie, je�li nie macie nic przeciwko temu. O, kurcz� zaszczebiota�a zn�w Paula. Najwyra�niej by� to g�os "za". Jessie? A jednak jest sprawiedliwo�� na tym �wiecie. Prosz�? Je�li nie mog� pojecha� do Francji, przynaj mniej b�d� mog�a o niej porozmawia� z rodowitym Francuzem. On ma dopiero dziewi�� lat powiedzia� Bob i b�dzie raczej smutny. Przynajmniej na pocz�tku. Ale chyba potrafi m�wi�? Oczywi�cie. No to us�ysz� lepsz� francuszczyzn� ni� od Mademoiselle 0Shaughnessy. Q.E.D., tato. On jest w moim wieku, a nie w twoim, Jessie wtr�ci�a Paula. Moja droga odpar�a wynio�le Jessie on nie da ci temps dujour. Czego? Ucz si� francuskiego. Vous etes une gamo�. Paula wyd�a wargi. Nadejdzie jeszcze dzie� zemsty na Jessie. A ich zagraniczny go�� wkr�tce po�apie si� w czym rzecz i pozna, kto jest tutaj wielki duchem. Najdziwniejsza, �e �adna z nich nie spyta�a, dla czego ch�opiec ma przemierzy� Atlantyk, zamiast pojecha� do jakich� przyjaci�, kt�rzy mieszkali od robin� bli�ej niego. Ale dziewi�cioletnie dziewczynki szalej� z rado�ci, gdy ma je odwiedzi� ch�opiec w ich wieku. A dwunastoletnie dziewczynki t�skni� do mi�dzynarodowych kontakt�w, �eby zyska� polot �wiatowca. Sheila zmusza�a si� do codziennej rutyny. Dla dziewczynek nie by�o w jej zachowaniu nic podejrzanego. Pracowa�a z zawzi�to�ci� i w�a�ciwie uko�czy�a redagowanie ksi��ki Reinhardta. Rzecz jasna, Bob wiedzia�, co kryje si� za t� fasad� pracowito�ci, lecz nie m�g� nic na to poradzi�. Ani powiedzie�. Sheila oddala�a si� od niego, a on czu� coraz wi�ksz� bezradno��. Nigdy nie byli sobie tacy obcy. Chwilami, gdy ogarnia�a go t�sknota za jej u�miechem, nienawidzi� samego siebie. A kiedy indziej nienawidzi� ch�opca. 35 . G�o�nik w Hali Przylot�w oznajmi�, �e samolot linii TWA, lot numer 811, w�a�nie wyl�dowa�. Wok� podw�jnych drzwi przy wyj�ciu z odprawy celnej zacz�� gromadzi� si� t�um. Bob wpad� nagle w przera�enie. W ci�gu minionych tygodni by� tak poch�oni�ty za�atwianiem r�nych spraw, �e nie mia� czasu na emocje. Nie mia� ani chwili na to, by zastanowi� si�, co mo�e czu�, kiedy metalowe drzwi otworz� si� i jego syn wkroczy w jego �ycie. Nie �aden teoretyczny problem, kt�ry omawia� przez telefon, lecz �ywe dziecko. Podw�jne drzwi rozsun�y si�. Wysz�a za�oga samolotu rozprawiaj�c o fantastycznych rostbefach w Durgin-Park. A mo�e uda im si� potem za�apa� do Red Sox? Znam t� dyskotek�... powiedzia� przechodz�cy obok kapitan. Kiedy drzwi ods�oni�y na chwil� miejsce odprawy celnej, Bob wyci�gn�� szyj�, �eby zajrze� do �rodka. Zobaczy� kolejk� pasa�er�w czekaj�cych na kontrol�. Ale ani �ladu ma�ego ch�opca. By� tak roztrz�siony, �e zacz�� pali�. Odk�d rzuci� palenie w �redniej szkole, wk�ada� sobie do ust d�ugopis. Troch� go to uspokoi�o, zanim nie zorientowa� si�, co robi. Za�enowany schowa� d�ugopis z powrotem do kieszeni. Drzwi otworzy�y si� znowu. Tym razem wysz�a stewardessa z walizk� z zielonej sk�ry i rozczochranym ch�opcem, kt�ry przyciska� do piersi firmow� torb� linii TWA. Stewardessa rozejrza�a si� po t�umie i prawie natychmiast zatrzyma�a wzrok na Bo bie. Profesor Beckwith? Tak. Dzie� dobry. Chyba nie musz� was sobie przedstawia�. Zwr�ci�a si� do ch�opca, powiedzia�a: "Baw si� dobrze" i znikn�a. Nagle znale�li si� sami naprzeciw siebie. Bob spojrza� na ch�opca. Czy on jest cho� troch� do mnie podobny? pomy�la�. Jean-Claude? Ch�opiec skin�� g�ow� i wyci�gn�� r�k�. Bob po trz�sn�� ni� z g�ry. Bonjou monsieur powiedzia�o grzecznie dziecko. Cho� Bob m�wi� po francusku dosy� p�ynnie, przy gotowa� sobie z g�ry kilka zda�. Est-ce que tu as fait un bon uoyage, Jean-Claude? Tak, aleja m�wi� po angielsku. Uczy�em si� od dziecka prywatnie. Och, to dobrze powiedzia� Bob. Oczywi�cie, zamierzam po�wiczy�. Dzi�kuj� panu za zaproszenie. Bob odgad�, �e ch�opiec te� nauczy� si� swoich zda� na pami��. Podni�s� jego zielon�, sk�rzan� walizk�. Chcesz, �ebym wzi�� twoj� torb� podr�czn�? Nie, dzi�kuj� odpar� ch�opiec, jeszcze mocniej przyciskaj�c torb� z czerwonego p��tna. M�j samoch�d stoi na zewn�trz powiedzia� Bob. Na pewno masz przy sobie wszystko? Tak, prosz� pana. Poszli. Min�li drzwi i dotarli do parkingu, gdzie jaskrawy dzie� blad� i zmienia� si� w p�ne popo�udnie. Wilgotny, bosto�ski upa� nie zd��y� jeszcze zel�e�. Ch�opiec pod��a� bez s�owa za Bobem p� kroku z ty�u. Wi�c jak, podr� by�a w porz�dku? spyta� zn�w Bob. Tak. Do�� d�uga, ale przyjemna. Hm... a pu�cili dobry film? By�o to kolejne, przygotowane z g�ry pytanie. Nie ogl�da�em. Czyta�em ksi��k�. Ach, takpowiedzia� Bob. Byli ju� przy samochodzie. Widzisz, Jean-Claude, to Peugeot. Nie czujesz si� teraz jak w domu? Ch�opiec spojrza� na niego i u�miechn�� si� lekko. Co to znaczy�o: "tak" czy "nie"? Chcia�by� przespa� si� z ty�u? spyta� Bob. Nie, panie Beckwith. Wol� popatrze� przez szyb�. Prosz�, Jean-Claude, nie b�d� taki oficjalny. M�w mi Bob. Nie jestem senny, Bob odpar� Jean-Claude. Kiedy znale�li si� w samochodzie, Bob spyta� go: Wiesz, jak si� zapina pasy? Nie. Pomog� ci. Bob wyci�gn�� r�k� i chwyci� pas. Mocuj�c si� z nim i przeci�gaj�c przez piersi Jean-Claudea, musn�� go wierzchem d�oni. M�j Bo�e, pomy�la�. On istnieje. M�j syn naprawd� istnieje. Kilka minut p�niej przeje�d�ali przez Tunel Sumner, a Jean-Claude spa� jak zabity. Jad�c na po�udnie autostrad� 93 Bob stara� si� utrzymywa� dozwolon� szybko��. Zwykle jazda t� drog� zabiera�a mu p�torej godziny. Lecz chcia� mie� jak najwi�cej czasu, �eby przypatrzy� si� ch�opcu. Po prostu przypatrzy� si� mu. Ch�opiec le�a� zwini�ty w k��bek, z g�ow� opart� o boczne drzwi. Wygl�da na lekko wystraszonego, pomy�la� Bob wje�d�aj�cw g�stniej�cy mrok. Do diab�a, to ca�kiem zrozumia�e. W ko�cu nie dalej jak dwadzie�cia godzin wcze�niej obudzi� si� w bezpiecznym �wietle rodzinnej wsi. Czy ba� si�, kiedy wsiada� rano do krajowego samolotu do Pary�a? Czy kiedykolwiek by� gdzie� poza po�udniow� Francj�? (O, jaki przy jemny, bezpieczny temat, mo�na o tym porozmawia� jutro). Czy w Pary�u czeka� na niego kto� z TWA, tak jak uzgodniono? Bob my�la� o tym przez ca�y czas o ma�ym ch�opcu, przesiadaj�cym si� z jednego samolotu na drugi. Czy wiedzia�, co powiedzie�? Najwyra�niej tak. Jest bardzo opanowany jak na dziewi�ciolatka. Dziewi�� lat. Prze�y� na �wiecie prawie ca�� dekad�, a Bob nie wiedzia� nawet o jego istnieniu. Ale o moim istnieniu on nie wie nadal, pomy�la� Bob. Ciekawe, co Nicole powiedzia�a mu na temat ojca. Spojrza� na �pi�ce dziecko i pomy�la�: "Jeste� obcy w obcym kraju, pi�� tysi�cy mil od domu, i nie wiesz, �e cz�owiek siedz�cy obok ciebie to tw�j ojciec. A gdyby� wiedzia�? Czy �a�owa�by�, �e nie zna�e� mnie wcze�niej? " Zn�w spojrza� na ch�opca. A czyja �a�uj�, �e nie zna�em ciebie? Ch�opiec obudzi� si� w chwili, gdy mijali Plymouth. Zobaczy� drogowskaz. To tam jest ta s�ynna ska�a? spyta�. Tak. Kiedy� si� tam przejedziemy. Zwiedzimy wszystkie s�ynne miejsca podczas twojego pobytu. Potem przysz�a kolej na takie miejscowo�ci jak Cape Cod Canal. Albo Sandwich. Ch�opiec roze�mia� si�. Naprawd� jest miasto o nazwie Sandwich? Tak. Bob chichota� razem z nim. Jest nawet Wschodni Sandwich. Kto wymy�li� tak� �mieszn� nazw�? Pewnie kto�, kto by� g�odny odpar� Bob. Ch�opiec roze�mia� si� znowu. Dobrze, pomy�la� Bob, lody zosta�y prze�amane. Chwil� p�niej min�li kolejny wa�ny drogowskaz. O, to ju� lepsza nazwa powiedzia� Jean-Claude z figlarnym u�mieszkiem. Orlean przeczyta� Bob. Nasze Joanny dArc chodz� tutaj w bikini. Pojedziemy tam kiedy�? spyta� ch�opiec. Tak. Bob u�miechn�� si�. WELLFLEET, 6 mil. Bob nie chcia�, �eby podr� dobieg�a ko�ca, lecz ju� za chwil� musia�a si� sko�czy�. Jego �ona i dzieci czeka�y. Wiesz, �e mam dzieci, Jean-Claude? Tak. Louis powiedzia�, �e masz dwie c�rki. I �e twoja �ona jest bardzo mi�a. Bo jest potwierdzi� Bob. Czy ona te� zna�a moj� mam�? spyta� ch�opiec. Jezu, tylko nie pytaj o to Sheil�, Jean-Claude. Hm... tak. Ale s�abo. Ach, tak. Wi�c to ty zna�e� j� bli�ej. Tak odpowiedzia� Bob. I zaraz potem u�wiadomi� sobie, �e powinien doda�: Bardzo j� lubi�em. Tak powiedzia� cicho ch�opiec. W�a�nie dotarli do skrzy�owania z Pilgrim Spring Road. Za sze��dziesi�t sekund b�d� w domu. Rozdzia� 5 Wpatrywali si� w niego wszyscy z rozmaitymi uczuciami. Sheila dr�a�a w duchu. S�dzi�a, �e dostatecznie przygotowa�a si� na to spotkanie. Ale nie by�a przy gotowana. Ch�opiec stoj�cy w jej salonie by� jego synem. Dzieckiem jej m�a. Dozna�a silniejszego szoku ni� w swoich naj�mielszych oczekiwaniach. Do piero teraz zda�a sobie spraw�, �e pod�wiadomie broni�a si� przed przyj�ciem ca�ej prawdy. Nie by�o ju� jednak odwrotu. Dow�d sta� tu� przed ni� i mia� cztery stopy wzrostu. Witaj, Jean-Claude. Cieszymy si�, �e jeste� z nami. To wszystko, na co by�o j� sta�. Ka�d� sylab� wymawia�a z bolesnym wysi�kiem. Czy ch�opiec za uwa�y, �e nie jest zdolna do u�miechu? Dzi�kuj�, madame odpar�. Jestem bardzo wdzi�czny za zaproszenie. Cze��, jestem Paula. Bardzo mi mi�o odpowiedzia� z u�miechem. Podbi� jej serce. Na ko�cu przem�wi�a jedyna arystokratka w tym towarzystwie. Jean-Claude, je sui Jessica. Auez vous fait un bon uoyage? Oui, mademoiselle. Votre francais est eblouissant. �e co? Jessica przygotowa�a si� do wypowiadania po francusku, a nie do rozumienia tego j�zyka. Bob przygl�da� si� im. M�j Bo�e, pomy�la�, to wszystko moje dzieci. Jego angielski jest super powiedzia�a Paula do siostry a tw�j francuski straszny. Paula! warkn�a Jessie wysy�aj�c siostr� wzrokiem na gilotyn�. We francuskim slangu powiedzia� dyplomatycznie Jean-Claude "straszny" znaczy te� "super". Jessica udobrucha�a si�. Zanosi�o si� na �wietne, "europejskie" wakacje. Madame? Jean-Claude podszed� teraz do Sheili. Si�gn�� do podr�cznej torby i wyj�� co� w kszta�cie grudki gliny. Wygl�da�o to jak masywna kula skostnia�ej gumy do �ucia. Poda� j� jej. O, dzi�kuj� powiedzia�a Sheila. Co to jest? spyta�a Paula. Jean-Claude zajrza� do s�ownika, ale nie m�g� znale�� w�a�ciwego s�owa. Zwr�ci� si� do Boba. Jak si� m�wi cendrier? Popielniczka odpar� Bob przypominaj�c sobie nagle, �e Nicole pali�a. Zreszt�, w Set� palili chyba wszyscy. Dzi�kuj� powt�rzy�a Sheila. Och, to jest... r�czna robota? Tak odpowiedzia� ch�opiec. Zrobi�em j� na zaj�ciach z rze�biarstwa. Ja te� mam lekcje rze�biarstwa powiedzia�a Paula pragn�c pokaza� mu, jak wiele maj� ze sob� wsp�lnego. Ach, tak powiedzia� Jean-Claude. Kurcz� blade, pomy�la�a Paula, ale on jest przy stojny. Sheila odebra�a podarunek i obejrza�a go. Ch�opiec mia� przecie� szczere intencje. By� to wzruszaj�cy gest. Gliniana popielniczka z podpisem rzemie�lnika, kt�ry j� wykona�: "Guerin 16.6.78.". Voulez-vous boire quelque chose? spyta�a Jessica szykuj�c si� do skoku po koniak, wod� mineraln� lub jakikolwiek nap�j, kt�rego za�yczy sobie Francuz. Non, merci, Jessica. Je naipas soif. Je comprends odpowiedzia�a z dum�. Tym razem naprawd� zrozumia�a. Mademoiselle 0Shaughnessy skoczy�aby pod sufit z rado�ci. Co tam s�ycha� we Francji, Jean-Claude? spyta�a Paula boj�c si� utraci� zdobyt� cz�� uwagi go�cia. Bob uzna�, �e rozs�dnie b�dzie skr�ci� t� rozmow�. B�dziemy mieli mn�stwo czasu na dyskusje, dziewczynki. My�l�, �e Jean-Claude jest porz�dnie zm�czony. Prawda, Jean-Claude? Troch� przyzna� ch�opiec. Tw�j pok�j jest naprzeciwko mojego powiedzia�a Paula. Jessie kipia�a z w�ciek�o�ci. Zaraz padnie trupem, je�li Paula b�dzie dalej tak nieudolnie go uwodzi�. Na lito�� bosk�, co on sobie pomy�li? Zanios� na g�r� jego baga� powiedzia� do Sheili Bob. Nie, ja to zrobi� odpar�a, podnios�a zielon� walizk� (czy�by nale�a�a kiedy� do tamtej?) i powiedzia�a: T�dy, Jean-Claude. Ruszy�a schodami do g�ry. Dobranoc powiedzia� nie�mia�o ch�opiec i pod��y� za ni�. Ledwo oboje znikn�li mu z oczu, Bob podszed� do barku. Rany, ale on jest przystojny! zawo�a�a wylewnie Paula. A ty �enuj�ca, Mademoiselle Beckwith warkn�a Jessie. Nie masz zielonego poj�cia, jak rozmawia� z Europejczykiem. Wypchaj si� odci�a si� Paula. Spok�j, dziewczynki powiedzia� Bob, wzmocniony ju� porcj� Johnnie Walkera. Zachowujcie si� stosownie do swojego wieku. Dla Jessie by� to jednak najgorszy z mo�liwych przycink�w. Ojcze, je�li mnie nienawidzisz, po prostu b�d� m�czyzn� i przyznaj to g�o�no. Jessie, kocham ci�. Obj�� j�, przyci�gn�� do siebie i poca�owa� w czo�o. �wietnie m�wisz po francusku, Jess. Nie wiedzia�em, �e jeste� taka dobra. Naprawd� tak uwa�asz, tatusiu? Nie do wiary. M�wi�a jak dwunastolatka spragniona ojcowskiego uznania. Tak powiedzia� Bob. Naprawd�. Nadal trzyma� j� w obj�ciach. A on �wietnie m�wi po angielsku powiedzia�a Paula cho� jest dopiero w moim wieku. Mia� prywatn� nauczycielk� wyja�ni� Bob. Jak to? spyta�a z nadziej� Jessie. To on jest ze szlachetnego rodu? Nie odpar� Bob. Jego matka by�a wiejsk� lekark�. A ojciec? Nie wiem dok�adnie powiedzia� wymijaj�co Bob. Ale na pewno nie by� ze szlachetnego rodu. Jest bardzo samodzielny powiedzia�a Sheila. Co masz na my�li? Byli teraz w swojej sypialni. Reszta domownik�w pogr��y�a si� ju� we �nie. Nie pozwoli� mi pom�c w rozpakowywaniu baga�y. Upar� si�, �e zrobi to sam powiedzia�a, a potem doda�a: Czy by�am dla niego ch�odna? Nie. Co czu�a�? A jak my�lisz? By�a� wspania�a powiedzia� Bob i si�gn�� po jej d�o�. Odsun�a si�. Po�o�y� si� spa� razem z t� ma�� torb� podr�n�. Musi mie� w niej wszystkie swoje ziemskie skarby. W jej g�osie zabrzmia�a ironia. Pewnie tak powiedzia� Bob zastanawiaj�c si�, co dziewi�cioletni ch�opiec mo�e nosi� przy sobie dla otuchy. Pod��y� wzrokiem za Sheila, gdy sz�a do �azienki, �eby umy� z�by. Chwil� p�niej wysz�a ubrana w szlafrok i koszul� nocn�. Bob odnosi� ostatnio niepokoj�ce wra�enie, �e �ona nie chce rozbiera� si� przy nim. Usiad�a na ��ku i zacz�a nastawia� budzik. (Po co, przecie� byli na wakacjach?). Chcia� obj�� j� ramieniem i przytuli�, ale dzieli�a go od niej zbyt du�a przestrze� prze�cierade� i poduszek. Sheila, kocham ci�. Wci�� odwr�cona do niego plecami, majstrowa�a przy budziku. Sheila? Obr�ci�a si�. On ma twoje usta powiedzia�a. Naprawd�? Dziwne, �e nie zauwa�y�e�. Sheila zrzuci�a z siebie szlafrok i zagrzeba�a si� pod ko�dr�. Przez chwil� le�a�a bez s�owa, a potem odwr�ci�a si� i powiedzia�a: Ona musia�a mie� br�zowe oczy. Nie pami�tam, naprawd�. Sheila spojrza�a na niego i powiedzia�a ze sm�tnym u�miechem: Daj spok�j, Bob. Potem wzi�a swoj� poduszk� i skuli�a si� wok� niej w rogu ��ka. Dobranoc powiedzia�a. Pochyli� si� i poca�owa� j� w policzek. Nawet nie drgn�a. Obj�� j� ramieniem. Nie zareagowa�a. Do tej pory �ywi� niejasn� nadziej�, �e je�li b�d� si� kocha�, wszystko jako� wr�ci do normy. Teraz zrozumia� jednak, �e dzieli�o ich zbyt wiele. Odwr�ci� si� na bok i podni�s� Ameryka�ski Przegl�d Statystyczny. To lepsze ni� tabletka nasenna. Kartkuj�c szczeg�lnie ma�o odkrywczy artyku� o procesach stochastycznych, pomy�la�: "Chryste, sam po wtarza�em to ju� milion razy." A potem zda� sobie spraw�, �e to on jest autorem artyku�u. "Ale to i tak nuda", pomy�la�. Powinien poprosi� Sheil�, �eby to przeredagowa�a. Bob? Jej g�os wyrwa� go z zadumy. Tak, kochanie? Odwr�ci� si� do niej. Na jej twarzy malowa� si� okropny b�l. A jednak wygl�da�a tak m�odo i delikatnie. Co ja w�a�ciwie takiego zrobi�am czy raczej czego nie zrobi�am? Prosz�? W�a�ciwie nie powiedzia�e� mi jeszcze, dlaczego to zrobi�e�. Co zrobi�em? Wiedzia� doskonale, ale chcia� zyska� na czasie. Co ci si� we mnie tak nie podoba�o, �e musia�e� mie� romans? Cholera, zakl�� w duchu Bob. Dlaczego ona nie rozumie, �e to by�o... w�a�nie, co? S�abo��? Okazja? Co mia� powiedzie�, �eby j� uspokoi�? Sheila, to nie twoja wina... Wi�c naszego ma��e�stwa. Wydawa�o mi si�, �e byli�my szcz�liwi. Byli�my. Jeste�my. Powiedzia� to z wi�ksz� wiar� ni� przekonaniem. Byli�my powiedzia�a i odwr�ci�a si� znowu. �eby zasn��. Bo�e, pomy�la� Bob, to niesprawiedliwe. Nie mog� sobie nawet przypomnie�, dlaczego to si� wydarzy�o. Rozdzia� 6 Beckwith, na tym wieczorku zapoznawczym jest fantastyczny towar! Ucz� si�, Bernie. W sobot� wiecz�r, kiedy po naszym uniwerku kr�ci si� dwie�cie �licznotek? W przysz�ym tygodniu mam egzaminy semestralne. Wszyscy je maj�. Dlatego przyda ci si� jaka� dupa dla rozlu�nienia. Robert Alan Beckwith, z Rocznika 59 w Yale, po�o�y� na stole podr�cznik matematyki i usiad� na wy�artej przez mole kanapie w pokoju w Branford College, kt�ry dzieli� z Berniem Ackermanem. Bernie, gadasz jakby� dupczy� w ka�dy weekend. Staram si�, Beckwith. Przynajmniej to musisz przyzna�. Jasne. Masz u mnie pi�tk� za starania i dw�j� za wyniki. �a�osny jeste�, Ackerman. Przynajmniej szukam okazji, Bob.