7082
Szczegóły |
Tytuł |
7082 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7082 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7082 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7082 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Erich Segal
Kobieta, M�szczyzna i Dziecko
Tytu� orygina�u Mann, Woman and Child
Rozdzia� 1
Mam dla pana wa�n� wiadomo��, profesorze Beckwith.
Jestem teraz zaj�ty.
Czy mog� zadzwoni� do pana p�niej?
W�a�ciwie wola�bym porozmawia� z panem osobi�cie, panie profesorze.
"Pilny" telefon wywo�a� Roberta Beckwitha z ostatniego w tym semestrze posiedzenia Instytutu.
Dzwoniono z francuskiego konsulatu.
Czy mo�e pan przyjecha� do Bostonu przed pi�t�?
spyta� podsekretarz.
Jest ju� prawie wp� do pi�tej powiedzia� Bob.
Zaczekam na pana.
Czy to a� tak wa�ne?
Uwa�am, �e tak.
Kompletnie oszo�omiony, Bob przeszed� przez hali i wr�ci� do sali, gdzie czeka�o na niego pi�ciu innych profesor�w z Instytutu Statystyki MIT.
Zg�osi� wniosek o zawieszenie obrad do jesieni ze wzgl�du na ich nisk� atrakcyjno�� wobec wy�mienitej pogody.
Jak zwykle, by� tylko jeden sprzeciw.
No wiesz, Beckwith, to raczej sprzeczne z procedur� obruszy� si� P.
Herbert Harrison.
G�osujmy, Herb zaproponowa� Bob.
Wynik g�osowania brzmia�: pi�� do jednego na korzy�� wakacji.
Bob wsiad� czym pr�dzej do samochodu i zacz�� przepycha� si� przez korek panuj�cy w godzinie szczytu na mo�cie nad rzek� Charles.
Posuwaj�c si� wolniej ni� przydro�ni biegacze, mia� mn�stwo czasu na rozwa�ania, co te� mog�o
by� a� tak pilne.
A im wi�cej o tym rozmy�la�, tym bardziej sk�ania� si� do jednego wniosku: chcieli mu da� Legi� Honorow�.
To wcale nie jest niemo�liwe, zapewnia� si� w duchu.
Przecie� wyk�ada�em we Francji mn�stwo razy dwukrotnie na Sorbonie.
Do diab�a, mam nawet Peugeota.
Na pewno o to chodzi.
Powiesz� mi na klapie tak� ma��, czerwon� sardelk�.
Mo�e nawet b�d� musia� od tej pory nosi� zawsze marynark�.
Dlaczego nie?
Warto si� po�wi�ci�, �eby zobaczy� zawi�� na niekt�rych g�bach z Instytutu.
Bo�e, Sheila i dziewczynki b�d� ze mnie dumne!
Ta wiadomo�� nadesz�a do nas teleksem powiedzia� M.
Bertrand Pelletier, ledwo Bob usiad� w jego wytwornym, wysokim gabinecie.
W r�ku trzyma� w�ski skrawek papieru.
Teraz uwaga, pomy�la� Bob.
Nagroda.
Pr�bowa� powstrzyma� u�miech.
Pisz� tu, �e profesor Beckwith z MIT ma nie
zw�ocznie skontaktowa� si� z niejakim Monsieur Venargues z Set�.
Poda� papierek Bobowi.
Set�?
powt�rzy� Bob.
I pomy�la�: "Och, nie, to niemo�liwe".
To czaruj�ca wioska, cho� troch� gaucho powiedzia� Pelletier.
Zna pan po�udniow� Fran cj�?
Hm...
owszem.
Bob zaniepokoi� si� jeszcze bardziej, dostrzeg�szy do�� ponury wyraz na twarzy urz�dnika konsulatu.
Monsieur Pelletier, o co tu w�a�ciwie chodzi?
Wiem tylko, �e sprawa dotyczy �wi�tej pami�ci Nicole Guerin.
M�j Bo�e, Nicole.
By�o to tak odleg�e i tak dobrze t�umione wspomnienie, jakby tamta historia nigdy si� naprawd�
nie wydarzy�a.
Jedyna zdrada przez wszystkie lata jego ma��e�stwa.
Dlaczego teraz?
Po tak d�ugim czasie?
Przecie� ona sama nalega�a, �eby nigdy wi�cej si� nie spotkali, ani nawet nie kontaktowali ze
sob�!
Zaraz,zaraz.
Monsieur Pelletier, powiedzia� pan "�wi�tej pami�ci Nicole Guerin"?
Czy ona nie �yje?
Podsekretarz skin�� g�ow�.
�a�uj�, ale nie znam �adnych szczeg��w.
Przykro mi, profesorze Beckwith.
Czy ten cz�owiek wie co� wi�cej?
Kim jest ta osoba, z kt�r� mam si� skontaktowa�?
Podsekretarz wzruszy� ramionami.
W przek�adzie z francuskiego znaczy�o to, �e nie wie i nie chce wiedzie�.
Pozwoli pan, �e z�o�� mu moje condoleances, profesorze Beckwith?
Natomiast ta kwestia w przek�adzie z francuskiego znaczy�a, �e robi si� p�no.
A M.
Pelletier mia� bez w�tpienia w�asne plany.
By� przecie� wonny, czerwcowy wiecz�r.
Bob zrozumia� aluzj�.
Wsta�.
Dzi�kuj� panu, Monsieur Pelletier.
Nie ma za co.
U�cisn�li sobie r�ce.
Bob wyszed� do�� niepewnie na Alej� Commonwealth.
Jego samoch�d sta� zaparkowany bokiem tu� pod hotelem Ritz.
Wst�pi� do baru i zam�wi� kieliszek na odwag�?
Nie.
Lepiej najpierw zadzwoni�.
Z jakiego� odosobnionego miejsca.
W korytarzu panowa�a cisza.
Wszyscy chyba wyjechali ju� na wakacje.
Bob zamkn�� drzwi gabinetu, usiad� przy biurku i wykr�ci� numer kierunkowy do Francji.
Ouui?
zaskrzecza� zaspany g�os z wyra�nym, prowansalskim akcentem.
M�wi...
Robert Beckwith.
Czy mog� m�wi� z Monsieur Venargues?
Bobbie, toja, Louis!
Wreszcie ci� znalaz�em.
Ale si� nam�czy�em...
Nawet po tylu latach trudno by�o nie rozpozna� tego skrzekliwego g�osu, pooranego przez dym pi��dziesi�ciu milion�w papieros�w Gauloise.
Burmistrz Louis?
By�y burmistrz.
Dasz wiar�?
Wys�ali mnie na
zielon� trawk�, jak jakiego� dinozaura.
Rada Miejska...
Bob nie mia� teraz cierpliwo�ci, by wys�uchiwa� przyd�ugich anegdot.
Louis, co to za sprawa z Nicole?
Och, Bobbie, to straszna tragedia.
Pi�� dni temu.
Zderzenie czo�owe.
Wraca�a z dy�uru na kardiochirurgi.
Ca�e miasto jest w �a�obie...
Och, przykro mi...
Dasz wiar�?
By�a taka m�oda.
�wi�ta kobieta, bez cienia egoizmu.
Ca�y Wydzia� Medycyny z Montpellier przyszed� na msz�.
Sam wiesz, Bobbie, �e nie znosi�a religii, ale musieli�my urz�dzi� msz�.
Urwa� z westchnieniem.
Bob skorzysta� z okazji.
Louis, to straszna wiadomo��.
Ale nie rozumiem, dlaczego chcia�e�, �ebym do ciebie zadzwoni�.
Przecie� up�yn�o ju� dziesi�� lat, odk�d si� z ni� widzia�em.
W s�uchawce zaleg�a nagle cisza.
Wreszcie Louis wyszepta�: Chodzi o dziecko...
Dziecko?
Nicole by�a m�atk�?
Nie, nie.
Oczywi�cie, �e nie.
By�a "samotn� matk�", jak to si� m�wi.
Sama wychowywa�a ch�opca.
Nadal nie rozumiem, co to ma wsp�lnego ze mn�.
Bobbie...
nie wiem, jak ci to powiedzie�...
Powiedz!
To tak�e twoje dziecko odpar� Louis Venar gues.
Przez chwil� po obu stronach Atlantyku panowa�a cisza.
Bobowi odebra�o mow�.
Bobbie, jeste� tam jeszcze?
Allo?
Co?
Wiem, �e to mo�e by� dla ciebie szok.
Nie, Louis.
To nie szok.
Po prostu w to nie wierz� odpar� Bob odzyskuj�c w gniewie mow�.
Ale to prawda.
By�em we wszystkim jej powiernikiem.
Sk�d u diab�a jeste� taki pewny, �e to ja jestem ojcem?
Bobbie odpowiedzia� delikatnie Louis by�e� tutaj w maju.
Przypominasz sobie demonstracje?
Ch�opiec urodzi� si�, jak to si� m�wi, zgodnie z rozk�adem.
W tym czasie w jej �yciu nie by�o nikogo innego.
Powiedzia�aby mi o tym.
Oczywi�cie, nie chcia�a, �eby� si� kiedykolwiek dowiedzia�.
Jezu Chryste, pomy�la� Bob, to nie do wiary.
Niech to szlag, Louis, nawet je�li to prawda, nie jestem odpowiedzialny...
Bobbie, uspok�j si�.
Nikt nie ��da od ciebie odpowiedzialno�ci.
Jean-Claude jest materialnie za bezpieczony.
Uwierz mi, jestem wykonawc� testamentu.
Urwa�, po czym doda�: Jest tylko jeden ma�y problem.
Bob zadr�a�.
Jaki?
spyta�.
Ch�opiec nie ma absolutnie nikogo.
Nicole nie mia�a �adnej rodziny.
Zosta� zupe�nie sam.
Bob nie odpowiedzia�.
Wci�� stara� si� odgadn��, do czego zmierza ta rozmowa.
W normalnych warunkach Marie-Therese i ja wzi�liby�my go do siebie...
Louis urwa�.
Jeste�my jego prawnymi opiekunami.
Ale Marie jest chora, Bob, powa�nie chora.
Nie zosta�o jej wiele czasu.
Przykro mi wtr�ci� cicho Bob.
C� mam powiedzie�?
Przez czterdzie�ci lat mieli�my miodowy miesi�c.
Ale teraz sam widzisz, �e nie mo�emy wzi�� ch�opca.
Je�li nie znajdziemy jakiego� innego rozwi�zania, i to szybko, zabior� go w�adze.
W ko�cu Bob zrozumia�, o co tu chodzi.
Z ka�dym oddechem wpada� w coraz wi�kszy gniew.
I w przera�enie.
Ch�opiec jest okropnie przygn�biony ci�gn�� Louis.
Nie mo�na go pocieszy�.
Wpad� w tak� rozpacz, �e nawet nie mo�e ju� p�aka�.
Siedzi tylko i...
Przejd� do sedna powiedzia� Bob.
Louis zawaha� si�.
Chc� mu powiedzie�.
Co powiedzie�?
�e istniejesz.
Nie!
Oszala�e�?
Co mu to da?
Chc� tylko, �eby wiedzia�, �e gdzie� na �wiecie �yje jego ojciec.
To ju� b�dzie co�, Bobbie.
Rany boskie, Louis!
Mam �on� i dwie ma�e c�rki.
Pos�uchaj, naprawd� przykro mi z powodu Nicole.
Przykro mi z powodu ch�opca.
Ale nie pozwol� si� w to wpl�ta�.
Nie dam skrzywdzi� mojej rodziny.
Nie mog�.
Nie chc�.
To moje ostatnie s�owo.
W s�uchawce zn�w zapanowa�a cisza.
Albo przynajmniej dziesi�� sekund pozbawionego s��w bezruchu.
Dobrze odezwa� si� wreszcie Louis.
Nie b�d� ci� wi�cej niepokoi�.
Przyznaj� jednak, �e jestem bardzo rozczarowany.
Paskudna sprawa.
Dobranoc, Louis.
Louis zn�w urwa� na chwil� (�eby da� Bobowi chwil� do namys�u), po czym podda� si� ostatecznie.
Dobranoc, Bobbie mrukn�� i wy��czy� si�.
Bob od�o�y� s�uchawk� i ukry� twarz w d�oniach.
Wszystko to by�o zbyt trudne, �eby przej�� nad tym od razu do porz�dku dziennego.
Po tylu latach Nicole Guerin zn�w pojawi�a si� w jego �yciu.
Czy ich kr�tki romans m�g� rzeczywi�cie zaowocowa� dzieckiem?
Synem?
Bo�e, co ja mam teraz robi�?
Dobry wiecz�r, profesorze.
Bob podni�s� wzrok, zaskoczony.
By�a to Lilah Coleman, sprz�taczka, kt�ra odbywa�a codzienny obch�d gabinet�w.
Ach, pani Coleman, co u pani s�ycha�?
Po staremu.
Jak panu idzie statystyka?
Ca�kiem nie�le.
Nie zna pan jakich� szcz�liwych numer�w?
Zalegam z czynszem i co� mi si� ostatnio nie wiedzie.
Niestety, pani Coleman, ja te� nie czuj� si� szcz�ciarzem.
Jak to m�wi�, panie profesorze: Jak nie masz nosa, nie kupuj losa".
Ja bynajmniej wyznaj� tak� filozofi�.
Trzeba polega� na swoim wyczuciu.
Opr�ni�a kosz ze �mieciami i przejecha�a szmat k� po jego biurku.
P�dz� dalej, profesorze.
Przyjemnych wakacji.
Niech panu odpocznie ta drogocenna �epetyna.
Wysz�a i zamkn�a ostro�nie drzwi.
Kilka jej s��w
zapad�o mu jednak w pami��.
"Trzeba polega� na swoim wyczuciu".
Do�� banalna rada.
Lecz bardzo ludzka.
Siedzia� bez ruchu, wpatrzony w telefon, d�ugo po tym jak kroki pani Coleman ucich�y w ko�cu korytarza.
Bi� si� rozpaczliwie z my�lami; jego serce toczy�o b�j z rozs�dkiem.
Nie b�d� szale�cem, Bob.
Nie stawiaj na szali swojego ma��e�stwa.
Nic nie jest tego warte.
Kto wie, czy to wszystko w og�le jest prawd�?
Zapomnij o tym.
Zapomnie�?
Nag�y, niepohamowany impuls kaza� mu podnie�� s�uchawk�.
Kiedy wykr�ca� numer, nadal nie by� pewny, co ma powiedzie�.
Halo...
to ja, Bob.
Och, jak to dobrze.
Wiedzia�em, �e zmienisz zdanie.
Pos�uchaj, Louis, potrzebuj� czasu do namys�u.
Zadzwoni� do ciebie jutro.
Dobrze, dobrze.
To uroczy ch�opiec.
Ale za dzwo� troch� wcze�niej, co?
Dobranoc, Louis.
Bob od�o�y� s�uchawk�.
Wpad� teraz w przera�enie.
Postawi� na szali ca�e swoje �ycie.
Dlaczego zadzwoni� drugi raz?
Z mi�o�ci do Nicole?
Nie.
My�l o niej napawa�a go teraz tylko przemo�n� w�ciek�o�ci�.
Z powodu ma�ego ch�opca, kt�rego nigdy nie widzia�?
Id�c w stron� parkingu przypomina� �ywego trupa. W g�owie czu� paniczny zam�t.
Musia� z kim� porozmawia�.
Ale na ca�ym szerokim �wiecie mia� tylko jednego bliskiego przyjaciela, kt�ry naprawd� go rozumia�.
Swoj� �on�, Sheil�.
Rozdzia� 2
O tej porze Autostrada nr 2 by�a ju� pusta, tote� znalaz� si� w Lexington za szybko.
Potrzebowa� na prawd� wi�cej czasu.
�eby zapanowa� nad sob�.
Uporz�dkowa� my�li.
Co mam powiedzie�?
Jak do diab�a spojrz� jej w twarz?
Dlaczego wracasz tak p�no, Bob?
Paula, jego dziewi�cioletnia c�rka, nieustannie �wiczy�a si� w przejmowaniu roli jego �ony.
Mieli�my zebranie w Instytucie odpar� Bob, z rozmys�em nie karc�c j� za to, �e bezprawnie zwr�ci�a si� do niego po imieniu.
W kuchni Jessica Beckwith, lat dwana�cie i p� wed�ug metryki i dwadzie�cia pi�� s�dz�c po zachowaniu, dyskutowa�a z matk�.
Temat: mi�czaki, palanty, kujony i myd�ki.
Naprawd�, mamo, w ca�ej budzie nie ma ani jednego przyzwoitego faceta.
O czym tak rozprawiacie?
spyta� Bob wchodz�c i ca�uj�c obie starsze kobiety ze swojej rodziny.
Postanowi� zachowywa� si� naturalnie.
Jessie narzeka na niski czy raczej beznadziejny poziom przedstawicieli przeciwnej p�ci w szkole.
Mo�e wi�c powinna� si� przenie��, Jess za�artowa� Bob.
Och, ojcze, ale� ty jeste� �lepy.
Stan Massachussets to wiocha.
Prowincja, kt�ra wzdycha za miastem.
Sheila u�miechn�a si� pob�a�liwie do Boba.
Co pani wobec tego proponuje, panno Beckwith?
spyta� Bob.
Jessie zarumieni�a si�.
Bob przerwa� jej starannie przygotowan� kampani�.
Mama wie powiedzia�a Jessica.
Europa, Bob wyja�ni�a Sheila.
Twoja c�rka chce jecha� na ob�z nastolatk�w do Europy w te wakacje.
W�a�ciwie ona jeszcze nie jest nastolatk� odparowa� Bob.
Ale z ciebie pedant, tato westchn�a Jessica.
Jestem wystarczaj�co doros�a, �eby pojecha�.
Nie na tyle, �eby� nie mog�a poczeka� jeszcze rok.
Tato, nie chc� sp�dzi� zn�w wakacji ze swoj� bur�ujsk� rodzin� na tym nudnym Cape Cod.
No to id� do pracy.
Posz�abym, ale jestem za m�oda.
Q.E.D., panno Beckwith odpar� triumfalnie Bob.
Czy by�by� tak mi�y i oszcz�dzi� mi tej akademickiej gadki?
Co b�dzie, je�li wybuchnie wojna atomowa?
Umr� nie zobaczywszy Luwru.
Jessica powiedzia� Bob, zadowolony z chwili oddechu od swoich trosk wiem z wiarygodnych �r�de�, �e przynajmniej w ci�gu najbli�szych trzech lat nie b�dzie wojny atomowej.
Ergo masz mn�stwo czasu, �eby obejrze� Luwr, zanim nas za�atwi�.
Nie strasz, tato.
To ty poruszy�a� ten temat, Jessie powiedzia�a Sheila, zaprawiona w rozs�dzaniu spor�w mi�dzy ojcem a c�rk�.
Ech, wszyscy jeste�cie beznadziejni westchn�a powt�rnie Jessica Beckwith i wysz�a oci�a�ym, pogardliwym krokiem z kuchni.
Zostali sami.
Czy ona musi akurat dzi� tak pi�k nie wygl�da�?
pomy�la� Bob.
Powinni wyj�� spod prawa okres dojrzewania powiedzia�a Sheila id�c do m�a po codzienny, wieczorny u�cisk, na kt�ry czeka�a od �niadania.
Obj�a go r�koma.
Dlaczego przyszed�e� tak p�no?
Kolega zn�w wyg�asza� epokowe mowy?
Tak.
By� dzisiaj w osza�amiaj�cej formie.
Po tylu latach porozumiewali si� specjalnym kodem.
Wed�ug niego w Instytucie Boba pracowa�o trzech m�czyzn, dwie kobiety i "Kolega" P.
Herbert Harrison, nad�ty osio�, kt�ry wyg�asza� przyd�ugie, innowiercze rozprawy na ka�dy temat.
Przyjaciele Beckwith�w r�wnie� mieli swoje przydomki.
Sowa i Kiciu� zaprosili nas i Carole Kupersmith na obiad w sobot�.
Tylko nas?
A co z Ma�poludem z Kasztanowego Wzg�rza?
Wr�ci� do �ony.
Byli bardzo zgran� par�.
A Sheila bezb��dnie wyczuwa�a ka�d� zmian� w jego nastroju.
Dobrze si� czujesz?
Tak...
odpar� Bob.
Dlaczego pytasz?
Jeste� troch� blady.
To tylko uczelniana blado��.
Dwa dni na Cape Cod i b�d� jak nowo narodzony.
Obiecaj mi, �e nie b�dziesz pracowa� dzi� w nocy.
Dobra zgodzi� si� Bob.
(Jak gdyby by� w stanie skupi� si� na czymkolwiek!)
Masz jak�� prac� z Wydawnictwa?
Nic pilnego.
Ci�gle babrz� si� w tej rosyjskochi�skiej dyplomacji.
M�wi� ci, jak na profesora uniwersytetu ten Reinhardt pisze wyj�tkowo �ywym j�zykiem.
Kochanie, gdyby wszyscy autorzy pisali jak Churchill, by�aby� bezrobotna.
W ka�dym razie, ty te� dzisiaj nie pracuj.
�wietnie.
Co� ci chodzi po g�owie?
Jej zielone oczy b�yszcza�y.
Serce zak�u�o go na my�l o tym, co b�dzie musia�a us�ysze�.
Kocham ci� powiedzia�.
Dobrze.
Ale tymczasem nakryj do sto�u, zgoda?
Tato, jak d�ugo mog�e� ogl�da� telewizj�, kiedy by�e� w moim wieku?
Paula spojrza�a porozumiewawczo na Boba.
Kiedy by�em w twoim wieku, nie by�o telewizji.
Jeste� a� taki stary?
Tw�j ojciec chce powiedzie� wyja�ni�a Sheila hiperbol� Boba �e uwa�a� czytanie ksi��ek za bardziej warto�ciowe zaj�cie.
Ksi��ki czytamy w szkole powiedzia�a Paula.
Mog� teraz obejrze� telewizj�?
Je�li odrobi�a� lekcje zastrzeg�a Sheila.
Co jest w programie?
spyta� Bob, z obowi�zku zainteresowany zaj�ciami kulturalnymi swojego potomstwa.
"Scott i Zelda" odpar�a Jessica.
O, to ma chyba jak�� warto�� edukacyjn�.
W Telewizji Publicznej?
Ech, tato westchn�a z rozdra�nieniem Jessica czy ty naprawd� jeste� a� taki ciemny?
O, za pozwoleniem, czyta�em wszystkie ksi��ki Scotta.
"Scott i Zelda" to serial wyja�ni�a z pogard� Paula.
O psie z Marsa i dziewczynie z Kalifornii doda�a Jessica.
Fascynuj�ce.
Kt�re z nich jest Scottem?
zapyta� Bob.
Och, tato, nawet mama to wie.
Sheila spojrza�a na niego z mi�o�ci�.
My biedni ciemniacy, pomy�la�a.
Niczego ju� nie kapujemy.
Kochanie, popatrz z nimi w telewizor.
Ja po sprz�tam ze sto�u.
Nie powiedzia� Bob.
Ja posprz�tam.
A ty popatrz na tego Cudownego Psa.
Tato, pies to Zelda rzuci�a ponuro Paula i pop�dzi�a do jadalni.
Idziesz, mamo?
spyta�a Jessie.
Za nic nie mog� tego opu�ci� powiedzia�a Sheila spogl�daj�c na zm�czonego m�a, kt�ry nosi� stosy brudnych naczy�.
Do zobaczenia, Robert.
Dobra.
Zaczeka�, a� dziewczynki zasn�.
Sheila siedzia�a skulona na kanapie czytaj�c "absurdalnie brukowe" romansid�o.
Jean-Pierre Rampal gra� Vivaldiego, a Bob udawa�, �e czyta "The New Republic".
Napi�cie by�o nie do zniesienia.
Chcesz drinka, kochanie?
Nie, dzi�ki odpar�a Sheila podnosz�c wzrok.
A ja mog� si� napi�?
Od kiedy to musisz mnie prosi� o pozwolenie?
Wr�ci�a do swojej lektury.
Nie do wiary mrukn�a.
Nie uwierzy�by�, gdzie oni si� kochaj� w tym rozdziale.
W samym �rodku rodeo.
Bo�e, pomy�la�, jak to powiedzie�?
S�uchaj, mo�emy chwil� porozmawia�?
Siedzia� nieca�y metr od niej, z wi�ksz� ni� zazwyczaj szklank� szkockiej w r�ku.
Jasne.
Co� nie gra?
Chyba mo�na tak powiedzie�.
Spu�ci� g�ow�.
Sheila przerazi�a si� nagle.
Od�o�y�a ksi��k� i usiad�a wyprostowana.
Bob, chyba nie jeste� chory?
Nie, tylko tak si� czuj�, pomy�la�.
Potrz�sn�� g�ow�.
Kochanie, musz� z tob� o czym� porozmawia�.
Sheila Beckwith poczu�a nagle, �e brakuje jej tchu.
Ile� to jej przyjaci�ek us�ysza�o ju�, jak m�owie zaczynaj� rozmow� od podobnego wst�pu?
Musimy porozmawia�.
Chodzi o nasze ma��e�stwo.
A s�dz�c po ponurym wyrazie twarzy Boba, on tak�e mia� za chwil� powiedzie�: "Nie pasujemy do siebie".
Bob powiedzia�a otwarcie przera�a mnie tw�j g�os.
Czy co� zrobi�am?
Nie, nie.
Chodzi o mnie.
To ja co� zrobi�em.
Co takiego?
Chryste, nie wyobra�asz sobie, jak trudno mi to powiedzie�.
Prosz� ci�, Robert, nie znios� tego napi�cia.
Bob zaczerpn�� powietrza.
Dr�a�.
Sheila, pami�tasz jak by�a� w ci��y z Paul�?
Tak?
Musia�em wtedy polecie� do Europy, do Montpellier, z tym wyk�adem...
I co...?
Chwila ciszy.
Mia�em romans.
Wyrzuci� to z siebie jak najszybciej.
Jak gdyby zrywa� banda�, by unikn�� wi�kszego b�lu.
Sheila poszarza�a na twarzy.
Nie powiedzia�a potrz�saj�c gwa�townie g�ow�, jakby chcia�a odepchn�� od siebie to, co w�a�nie us�ysza�a.
To jaki� koszmarny �art.
Szuka�a u niego wzrokiem potwierdzenia.
Powiedz, �e tak.
Nie, to prawda odpar� bezbarwnym g�osem.
Przykro mi...
Kto to by�?
spyta�a.
Nikt odpowiedzia�.
Nikt szczeg�lny.
Kto, Robert?
Nazywa�a si�...
Nicole Guerin.
By�a lekark�. "Po co jej te szczeg�y?
" zastanawia� si�.
Jak d�ugo to trwa�o?
Dwa, trzy dni.
Wi�c ile, dwa czy trzy?
Chc� wiedzie�, do cholery.
Trzy dni powiedzia�.
I trzy noce doda�a.
Tak przyzna�.
Czy to wa�ne?
Wszystko jest wa�ne odpar�a Sheila, a potem powiedzia�a do siebie Chryste.
Przygl�da� si� jej, jak usi�uje nad sob� zapanowa�.
By�o to gorsze ni� si� spodziewa�.
Wreszcie spojrza�a na niego i powiedzia�a:
I ukrywa�e� to przez tyle lat?
Skin�� g�ow�.
Dlaczego mi nigdy nie powiedzia�e�?
My�la�am, �e nasze ma��e�stwo opiera si� na ca�kowitej szczero�ci.
Dlaczego do diab�a mi nie powiedzia�e�?
Chcia�em odpar� s�abym g�osem.
Ale co...?
Czeka�em na w�a�ciwy moment.
Wiedzia�, �e brzmi to absurdalnie, ale taka by�a prawda.
Na prawd� chcia� jej powiedzie�.
Cho� nie w ten spos�b.
I po dziesi�ciu latach nadszed� w�a�ciwy moment?
spyta�a z przek�sem.
Na pewno my�la�e�, �e b�dzie �atwiej.
Tylko komu?
Nie chcia�em ci� zrani� powiedzia� wiedz�c, �e ka�da inna odpowied� b�dzie daremna.
Po chwili doda�:
Sheila, mo�e jest jaka� pociecha w tym, �e zdarzy�o mi si� to tylko raz.
Jeden jedyny raz.
Nie odpar�a cicho to �adna pociecha.
Raz to wi�cej ni� nigdy.
Zagryz�a wargi, �eby powstrzyma� �zy.
A on nie powiedzia� jeszcze wszystkiego.
Sheila, to by�o tak cholernie dawno temu.
Musia�em ci teraz powiedzie�, bo...
Odchodzisz do niej?
Nie mog�a powstrzyma� si� od wybuchu.
P� tuzina jej przyjaci�ek prze�y�o ten scenariusz (czy raczej zmar�o w jego wyniku).
Nie, Sheila, nie.
Nie widzia�em si� z ni� od dziesi�ciu lat.
To znaczy...
Wreszcie wypali�: Ona nie �yje.
Zraniona, oszo�omiona Sheila wpad�a na dodatek w konsternacj�.
Rany boskie, Bob, po co mi to wszystko m�wisz?
Czy mam napisa� do kogo� list z kondolencjami?
Zupe�nie zwariowa�e�?
Chcia�bym, pomy�la� Bob.
Sheila, m�wi� ci to, bo ona mia�a dziecko.
A my mamy dwoje i co z tego, do cholery?
Bob zawaha� si�.
Potem szepn�� prawie nies�yszalnie: To moje dziecko.
M�j ch�opiec.
Wlepi�a w niego wzrok z niedowierzaniem.
Och, nie, to nie mo�e by� prawda.
Jej oczy b�aga�y, by temu zaprzeczy�.
Bob ze smutkiem skin�� g�ow�.
Tak, to prawda.
A potem powiedzia� jej wszystko.
O strajku we Francji.
O spotkaniu z Nicole.
O ich przelotnym romansie.
I o wydarzeniach tego dnia.
O telefonie Louisa.
O ch�opcu.
O problemie z ch�opcem.
Naprawd� o tym nie wiedzia�em, Sheila.
Prosz�, uwierz mi.
Dlaczego?
Dlaczego mia�abym teraz uwierzy� ci w cokolwiek?
Nie potrafi� na to odpowiedzie�.
Podczas strasznego milczenia, kt�re potem nast�pi�o, Bob przypomnia� sobie naraz co�, co wyzna� jej dawno temu wtedy by�o to tak nieistotne.
�e chcia�by zosta� ojcem ch�opca.
Nie mia�bym nic przeciwko ma�emu futboli�cie.
A je�li to zn�w b�dzie dziewczynka?
C�, b�dziemy stara� si� dalej.
Czy to nie jest w tym wszystkim najlepsze?
�miali si� w�wczas.
"Futbolist�" okaza�a si� oczywi�cie Paula.
A operacja przy jej narodzinach sprawi�a, �e nie mogli ju� mie� wi�cej dzieci.
Przez wiele miesi�cy Sheila czu�a si� "stracona dla mi�o�ci".
Ale Bob pociesza� j�, a� wreszcie zn�w uwierzy�a, �e to, co ich ��czy, jest zbyt silne, by cokolwiek mog�o to zmieni�.
Wi� mi�dzy nimi sta�a si� jeszcze silniejsza.
A� do tego wieczora, kt�ry pogrzeba� ich wzajemne zaufanie.
Teraz wsz�dzie czai�y si� nowe �r�d�a b�lu.
Sheila, pos�uchaj...
Nie.
Ju� do�� si� nas�ucha�am.
Wsta�a i wymkn�a si� do kuchni.
Bob zawaha� si�, po czym ruszy� za ni�.
Siedzia�a przy stole i �ka�a.
Przynie�� ci co� do picia?
Nie.
Id� do diab�a.
Wyci�gn�� r�k�, �eby pog�aska� j� po jasnych w�osach.
Odsun�a si�.
Sheila, prosz�...
Bob, dlaczego musia�e� mi to powiedzie�.
Dla czego?
Bo nie wiem, co mam robi�.
I chyba dlatego, �e w g��bi duszy oczekiwa�em od ciebie pomocy, pomy�la�.
I dlatego, �e jestem egoistycznym draniem.
Usiad� naprzeciwko niej przy stole i spojrza� na ni�.
Sheila, prosz� ci�.
Chcia�, �eby m�wi�a.
�eby powiedzia�a cokolwiek, by zako�czy� to bolesne milczenie.
Nie zrozumiesz, jak bardzo to boli powiedzia�a.
Och, Bo�e, tak ci ufa�am.
Tak ufa�am...
Zn�w wybuchn�a p�aczem.
Ogarn�a go t�sknota, by wzi�� j� w ramiona, naprawi� krzywd�.
Ale ba� si�.
Nie mo�na zapomnie� tylu szcz�liwych lat...
Spojrza�a na niego i u�miechn�a si� smutno.
O to w�a�nie chodzi powiedzia�a.
Przed chwil� dowiedzia�am si�, �e wcale nie by�y to szcz�liwe lata.
Sheila, nie!
Ok�ama�e� mnie!
krzykn�a.
Prosz� ci�, kochanie.
Zrobi� wszystko, �eby to naprawi�.
Nie mo�esz.
Przerazi� go ostateczny ton tego o�wiadczenia.
Chyba nie chcesz powiedzie�, �e si� rozstajemy...
Zawaha�a si�.
Robert, nie mam teraz do�� si�.
Na nic.
Wsta�a od sto�u.
Wezm� tabletk� nasenn�, Bob.
M�g�by� wy�wiadczy� mi pewn� przys�ug�.
Zrobi� wszystko rzuci� z rozpaczliw� skwapliwo�ci�.
Prosz�, �pij w swoim gabinecie powiedzia�a.
Rozdzia� 3
Rany boskie, czy kto� umar� w nocy?
Przynajmniej raz w ponurych �artach Jessici tkwi�a nieoczekiwana prawda.
Siedzieli wszyscy w kuchni i jedli, a Jessie stosowa�a diet�.
Po�yka�a Preperat K zmieszany w po�owie z chudym mlekiem i wod� oraz wyra�a�a s�dy na temat atmosfery panuj�cej w rodzinie.
Jedz �niadanie, Jessie rozkaza�a Sheila sil�c si� na normalne zachowanie.
Okropnie wygl�dasz, tato orzek�a zatroskanym g�osem Paula.
Pracowa�em do p�nej nocy odpar� z nadziej�, �e jego "m�odsza �ona" nie wykryjejego bezsennej nocy w gabinecie.
Pracujesz o wiele za du�o stwierdzi�a Paula.
On chce zdoby� �wiatow� s�aw� wyja�ni�a siostrze Jessie.
Przecie� ju� zdoby� odpowiedzia�a Paula, po czym zwr�ci�a si� do Sheili szukaj�c potwierdzenia.
Prawda, mamo?
Przecie� tatu� ju� jest wsz�dzie s�awny?
Tak odpar�a Sheila absolutnie wsz�dzie.
Ale nie w Sztokholmie wtr�ci�a Jessie powoduj�c spi�cie w przep�ywie pr�du pochlebstw.
A co tam jest?
spyta�a Paula chwytaj�c przyn�t� Jessie.
Nagroda Nobla, idiotko.
Tw�j ojciec chce si� przejecha� za darmo do Szwecji i dosta� lepszy st� w Klubie Profesorskim.
Kapujesz, kurzy m�d�ku?
Jessie upomnia�a j� Sheila nie obra�aj siostry.
Mamo, jej istnienie jest obraz� dla ka�dego o normalnej inteligencji.
Chcesz dosta� tym mas�em orzechowym w buzi�?
spyta�a Paula.
Przesta�cie obie przerwa� im Bob.
Komitet w Sztokholmie bierze pod uwag� maniery rodziny kandydata.
Ach, ci ameryka�scy m�czy�ni westchn�a Jessica do�� niespodziewanie.
Co prosz�, Jessie?
spyta�a Sheila.
Ameryka�scy m�czy�ni tak bezgranicznie po woduj� si� ambicj�.
Przez to s� tacy prowincjonalni.
O, przepraszam!
zaprotestowa� Bob.
To tylko socjologiczne obserwacje, ojcze.
Paula stan�a przed Bobem, �eby zas�oni� go przed s�ownymi pociskami ze strony wrogo nastawionej starszej c�rki.
Tato, ona lubi si� ciebie czepia�.
Ale jak ci� nie ma, chwali si� tob� przed wszystkimi.
�eby zaimponowa� ch�opakom.
Wcale nie!
zaprotestowa�a Jessica z twarz� czerwon� od oburzenia i za�enowania.
Rywalizacja mi�dzy siostrami pozwoli�a Bobowi i Sheili zapomnie� na chwil� o ma��e�skim konflikcie.
U�miechn�li si� do siebie.
Potem przypomnieli sobie, �e nie jest to zwyczajny poranek.
Wycofali u�miechy w nadziei, �e dzieci tego nie zauwa��.
Ci�gle wymieniasz jego nazwisko przy tych gamoniach z dru�yny futbolowej powiedzia�a Paula wyci�gaj�c w stron� siostry oskar�ycielski palec.
Doprawdy, Paula, jeste� niepoczytalna po wiedzia�a Jessica czuj�c si� do�� nieswojo.
Umiem czyta� tak samo jak ty, Jessie!
Przesta�cie, dzieci burkn�a Sheila trac�c cierpliwo��.
W tym domu jest tylko jedno dziecko odparowa�a Jessica, nie zauwa�ywszy rozdra�nienia matki.
Panienki przerwa� im Bob podwioz� was obie na przystanek autobusowy.
Natychmiast.
Rzuci� strapione spojrzenie w stron� Sheili.
Dobra powiedzia�a Paula chwytaj�c w po �piechu swoje ksi��ki.
Prosz� to gdzie� odnotowa� o�wiadczy�a Jessie Beckwith.
Jestem przeciwna przymusowemu dowo�eniu autobusem.
Ale�, Jessie powiedzia� Bob ten autobus podje�d�a pod twoj� szko��.
Jessica spojrza�a na niego.
By�o jasne, �e jej nie nawidzi.
Nie mia� szacunku dla jej przekona�.
A ostatnio dosz�a do wniosku, �e nawet nie jest jej prawdziwym ojcem.
By� mo�e pewnego dnia Sheila zwierzy si� jej, �e ona i Sartre...
Jessie, pospiesz si�...
A jednak w tej chwili Sheila by�a wci�� po jego stronie.
Sta� niezdecydowanie przy drzwiach, podczas gdy dziewcz�ta ubiera�y si�.
Czy...
b�dziesz tu jeszcze, kiedy wr�c�?
spyta� niepewnie.
Nie wiem odpowiedzia�a Sheila.
Zasta� j� nadal w domu.
Odchodzisz?
Nie.
Chcia�em powiedzie�...
wychodzisz do pracy?
Nie.
Dzwoni�am do Wydawnictwa i powiedzia�am, �e popracuj� dzi� w domu.
Kiedy odwi�z� dziewczynki i wr�ci� do domu, Sheila wci�� siedzia�a przy stole w kuchni patrz�c na swoje odbicie w fili�ance kawy.
To ja j� tak urz�dzi�em, pomy�la� i poczu� do siebie odraz�.
Usiad� naprzeciw niej.
Nie kwapi�a si� do rozmowy, wi�c po d�u�szym milczeniu powiedzia�:
Sheila, jak mog� za to odpokutowa�?
Podnios�a wolno g�ow� i spojrza�a na niego.
Chyba nie mo�esz powiedzia�a.
To znaczy, �e rozejdziemy si� z tego powodu?
spyta�.
Nie wiem odpar�a.
Nic nie wiem.
�a�uj� tylko...
S�ucham?
�a�uj� tylko, �e nie jestem zdolna do zemsty.
Gdybym cho� mog�a wyrazi� swoj� w�ciek�o��...
Jej g�os za�ama� si�.
Omal nie zdradzi�a si�, �e pomimo wszystko nadal go kocha.
Przynajmniej to uda�o si� jej ukry�.
Wiem, co czujesz powiedzia�.
Naprawd�, Bob?
Wyobra�am sobie.
Chryste, jak ja �a�uj�, �e ci to powiedzia�em!
Ja te�, pomy�la�a.
Wi�c dlaczego mi powiedzia�e�, Bob?
Wypowiedzia�a to oskar�ycielskim tonem.
Nie wiem.
Cholera, Bob, ty wiesz.
Wiesz!
Zawrza�a z w�ciek�o�ci.
Teraz dopiero zrozumia�a, czego od niej chcia�.
Niech go szlag!
Chodzi ci o dziecko powiedzia�a.
Jej s�owa dotar�y do niego z przera�aj�c� si��.
Ja...
sam nie wiem powiedzia�.
Ale wiedzia� to doskonale.
Pos�uchaj, Bob, znam ci� na wylot.
Nie chcia�e� go, nie planowa�e�, ale skoro ju� je masz, czujesz si� za nie odpowiedzialny.
Ba� si� postawi� sobie pytanie, czy to prawda.
Nie wiem powiedzia�.
Bob, na mi�o�� bosk�, b�d� uczciwy wobec samego siebie.
Oboje musimy stawi� temu czo�a.
Szukaj�c jakiej � deski ratunku uchwyci� si� s�owa "oboje" jako znaku, �e nie postawi�a jeszcze krzy�yka na ich zwi�zku.
Wi�c jak?
Czeka�a na odpowied�.
Wreszcie zebra� si� na odwag� i przyzna�:
Tak, czuj� si� odpowiedzialny.
Nie potrafi� tego wyja�ni�, ale czuj�, �e powinienem co� zrobi�.
W�a�ciwie nic mu nie jeste� winny.
Wiesz o tym, prawda?
Tak, oczywi�cie, �e to prawda...
obiektywnie patrz�c.
Jest zupe�nie sam powiedzia� Bob z ulg�, �e mo�e wreszcie wyzna�, co my�li.
Mo�e m�g�bym mu pom�c uporz�dkowa� �ycie.
Znale�� jakie� inne wyj�cie ni�...
no wiesz, odes�anie go do przytu�ku.
Nie jeste� jego ojcem tylko dlatego, �e pieprzy�e� jego matk�, krzycza�a w duchu Sheila, lecz nie po wiedzia�a tego na g�os.
Jak w�a�ciwie mia�by� mu pom�c?
spyta�a.
Nie wiem.
Ale mo�e gdybym tam polecia�...
Po co?
Znasz kogo�, kto we�mie go do siebie?
Masz jakikolwiek plan?
Nie, Sheila.
Nie, nie mam.
To po co masz tam lecie�?
Nie potrafi� wyt�umaczy� swojej instynktownej reakcji.
Ledwo m�g� j� zrozumie�.
I wtedy wprawi�a go w os�upienie.
Chyba jest tylko jedno wyj�cie.
Sprowad� go tutaj.
Wlepi� w ni� wzrok z niedowierzaniem.
Czy wiesz, co m�wisz?
Skin�a g�ow�.
Czy nie dlatego mi o tym powiedzia�e�?
Nie by� pewny, ale podejrzewa�, �e mia�a racj�.
Kolejny raz.
Znios�aby� to?
U�miechn�a si� ze smutkiem.
Musz�, Bob.
To nie wspania�omy�lno��, lecz samoobrona.
Je�li nie pozwol� ci pom�c mu teraz, kiedy� oskar�ysz mnie o to, �e pozwoli�am na to, by twoje...
twoje dziecko umieszczono w sieroci�cu.
Nigdy...
Tak, oskar�ysz mnie.
Wi�c zr�b to, Bob, zanim zmieni� zdanie.
Spojrza� na ni�.
W odpowiedzi potrafi� tylko wydoby� z siebie:
Dzi�kuj� ci, Sheila.
A potem sprawi�, �e jego �liczna �ona zapomnia�a o swojej w�ciek�o�ci i przymusie ca�ej tej sytuacji, kiedy zacz�li omawia� odwiedziny jego francuskiego syna.
Ch�opiec m�g� do��czy� do nich na Cape.
Ale tylko na miesi�c powiedzia�a.
Ani dnia d�u�ej.
To powinno da� do�� czasu temu Louisowi, �eby znalaz� jakie� trwa�e rozwi�zanie.
Spojrza� na ni�.
Zdajesz sobie spraw�, co m�wisz?
Tak.
Wci�� nie m�g� w to uwierzy�.
Co powiemy dziewczynkom?
Co� wymy�limy.
Bo�e, jak ona mo�e by� taka wspania�omy�lna?
Jeste� niewiarygodna powiedzia�.
Potrz�sn�a g�ow�.
Nie, Robert.
Jestem tylko trzydziestodziewi�cioletni� kobiet�.
Rozdzia� 4
Dwa tygodnie p�niej chodzi� tam i z powrotem po korytarzu w Hali Przylot�w na Lotnisku Logan.
Podczas kilku napi�tych i niespokojnych dni odby� wiele rozm�w z Louisem Venarguesem.
Trzeba by�o podj�� rozmaite decyzje, ustali� szczeg�owy plan kr�tkiej wizyty ch�opca w Ameryce.
Miesi�c, ani dnia d�u�ej.
A Louis musia� skorzysta� z tego przewleczenia, by znale�� jak�� alternatyw� dla sieroci�ca.
Louis mia� powiedzie� Jean-Claudowi, �e zaprosili go dawni przyjaciele matki.
Nie by�o to ca�kowicie niewiarygodne, bo Nicole na pewno m�wi�a mu, �e mieszka�a przez rok w Bostonie.
Lecz w �adnym wypadku Louis nie m�g� wyjawi� ch�opcu, �e Robert Beckwithjestjego ojcem.
Oczywi�cie, Robert.
Jak sobie �yczysz.
Wiem, �e to dla ciebie nie�atwe.
Rozumiem to.
Naprawd�?
zastanawia� si� Bob.
Czeka�o go jeszcze wcale nieb�ahe zadanie powiadomienia dziewczynek.
Po wielu trudach Bob zwo�a� zebranie rodziny.
W�a�nie zmar�a nasza przyjaci�ka powiedzia�.
Kto?
spyta�a Paula wyl�knionym g�osem.
Chyba nie babcia?
Nie zaprzeczy� Bob.
Nie zna�y�cie jej.
Mieszka�a we Francji.
Pewna pani.
Francuzka?
docieka�a Paula.
Tak odpar� Bob.
Wtedy odezwa�a si� Jessie: Po co nam o tym m�wisz, skoro jej nie zna�y�my?
Bo mia�a syna...
odpar� Bob.
W jakim wieku?
spyta�a zaraz Jessie.
No...
mniej wi�cej w wieku Pauli.
O, kurcz� powiedzia�a Paula.
Jessica zmrozi�a wzrokiem m�odsz� siostr�, po czym zwr�ci�a si� zn�w do Boba.
I co?
docieka�a dalej.
Zosta� sierot� wtr�ci�a Sheila dobitnym tonem, kt�ry tylko Bob m�g� doceni�.
O, rany powiedzia�a ze wsp�czuciem Paula.
I dlatego...
powiedzia� Bob poniewa� jest zupe�nie sam, postanowili�my zaprosi� go na jaki� czas do nas.
Na jaki� miesi�c.
To znaczy, do naszego du�ego domu w Cape.
Oczywi�cie, je�li nie macie nic przeciwko temu.
O, kurcz� zaszczebiota�a zn�w Paula.
Najwyra�niej by� to g�os "za".
Jessie?
A jednak jest sprawiedliwo�� na tym �wiecie.
Prosz�?
Je�li nie mog� pojecha� do Francji, przynaj mniej b�d� mog�a o niej porozmawia� z rodowitym Francuzem.
On ma dopiero dziewi�� lat powiedzia� Bob i b�dzie raczej smutny.
Przynajmniej na pocz�tku.
Ale chyba potrafi m�wi�?
Oczywi�cie.
No to us�ysz� lepsz� francuszczyzn� ni� od Mademoiselle 0Shaughnessy.
Q.E.D., tato.
On jest w moim wieku, a nie w twoim, Jessie wtr�ci�a Paula.
Moja droga odpar�a wynio�le Jessie on nie da ci temps dujour.
Czego?
Ucz si� francuskiego.
Vous etes une gamo�.
Paula wyd�a wargi.
Nadejdzie jeszcze dzie� zemsty na Jessie.
A ich zagraniczny go�� wkr�tce po�apie si� w czym rzecz i pozna, kto jest tutaj wielki duchem.
Najdziwniejsza, �e �adna z nich nie spyta�a, dla czego ch�opiec ma przemierzy� Atlantyk, zamiast pojecha� do jakich� przyjaci�, kt�rzy mieszkali od robin� bli�ej niego.
Ale dziewi�cioletnie dziewczynki szalej� z rado�ci, gdy ma je odwiedzi� ch�opiec w ich wieku.
A dwunastoletnie dziewczynki t�skni� do mi�dzynarodowych kontakt�w, �eby zyska� polot �wiatowca.
Sheila zmusza�a si� do codziennej rutyny.
Dla dziewczynek nie by�o w jej zachowaniu nic podejrzanego.
Pracowa�a z zawzi�to�ci� i w�a�ciwie uko�czy�a redagowanie ksi��ki Reinhardta.
Rzecz jasna, Bob wiedzia�, co kryje si� za t� fasad� pracowito�ci, lecz nie m�g� nic na to poradzi�.
Ani powiedzie�.
Sheila oddala�a si� od niego, a on czu� coraz wi�ksz� bezradno��.
Nigdy nie byli sobie tacy obcy.
Chwilami, gdy ogarnia�a go t�sknota za jej u�miechem, nienawidzi� samego siebie.
A kiedy indziej nienawidzi� ch�opca.
35 .
G�o�nik w Hali Przylot�w oznajmi�, �e samolot linii TWA, lot numer 811, w�a�nie wyl�dowa�.
Wok� podw�jnych drzwi przy wyj�ciu z odprawy celnej zacz�� gromadzi� si� t�um.
Bob wpad� nagle w przera�enie.
W ci�gu minionych tygodni by� tak poch�oni�ty za�atwianiem r�nych spraw, �e nie mia� czasu na emocje.
Nie mia� ani chwili na to, by zastanowi� si�, co mo�e czu�, kiedy metalowe drzwi otworz� si� i jego syn wkroczy w jego �ycie.
Nie �aden teoretyczny problem, kt�ry omawia� przez telefon, lecz �ywe dziecko.
Podw�jne drzwi rozsun�y si�.
Wysz�a za�oga samolotu rozprawiaj�c o fantastycznych rostbefach w Durgin-Park.
A mo�e uda im si� potem za�apa� do Red Sox?
Znam t� dyskotek�...
powiedzia� przechodz�cy obok kapitan.
Kiedy drzwi ods�oni�y na chwil� miejsce odprawy celnej, Bob wyci�gn�� szyj�, �eby zajrze� do �rodka.
Zobaczy� kolejk� pasa�er�w czekaj�cych na kontrol�.
Ale ani �ladu ma�ego ch�opca.
By� tak roztrz�siony, �e zacz�� pali�.
Odk�d rzuci� palenie w �redniej szkole, wk�ada� sobie do ust d�ugopis.
Troch� go to uspokoi�o, zanim nie zorientowa� si�, co robi.
Za�enowany schowa� d�ugopis z powrotem do kieszeni.
Drzwi otworzy�y si� znowu.
Tym razem wysz�a stewardessa z walizk� z zielonej sk�ry i rozczochranym ch�opcem, kt�ry przyciska� do piersi firmow� torb� linii TWA.
Stewardessa rozejrza�a si� po t�umie i prawie natychmiast zatrzyma�a wzrok na Bo bie.
Profesor Beckwith?
Tak.
Dzie� dobry.
Chyba nie musz� was sobie przedstawia�.
Zwr�ci�a si� do ch�opca, powiedzia�a:
"Baw si� dobrze" i znikn�a.
Nagle znale�li si� sami naprzeciw siebie.
Bob spojrza� na ch�opca.
Czy on jest cho� troch� do mnie podobny?
pomy�la�.
Jean-Claude?
Ch�opiec skin�� g�ow� i wyci�gn�� r�k�.
Bob po trz�sn�� ni� z g�ry.
Bonjou monsieur powiedzia�o grzecznie dziecko.
Cho� Bob m�wi� po francusku dosy� p�ynnie, przy gotowa� sobie z g�ry kilka zda�.
Est-ce que tu as fait un bon uoyage, Jean-Claude?
Tak, aleja m�wi� po angielsku.
Uczy�em si� od dziecka prywatnie.
Och, to dobrze powiedzia� Bob.
Oczywi�cie, zamierzam po�wiczy�.
Dzi�kuj� panu za zaproszenie.
Bob odgad�, �e ch�opiec te� nauczy� si� swoich zda� na pami��.
Podni�s� jego zielon�, sk�rzan� walizk�.
Chcesz, �ebym wzi�� twoj� torb� podr�czn�?
Nie, dzi�kuj� odpar� ch�opiec, jeszcze mocniej przyciskaj�c torb� z czerwonego p��tna.
M�j samoch�d stoi na zewn�trz powiedzia� Bob.
Na pewno masz przy sobie wszystko?
Tak, prosz� pana.
Poszli.
Min�li drzwi i dotarli do parkingu, gdzie jaskrawy dzie� blad� i zmienia� si� w p�ne popo�udnie.
Wilgotny, bosto�ski upa� nie zd��y� jeszcze zel�e�.
Ch�opiec pod��a� bez s�owa za Bobem p� kroku z ty�u.
Wi�c jak, podr� by�a w porz�dku?
spyta� zn�w Bob.
Tak.
Do�� d�uga, ale przyjemna.
Hm...
a pu�cili dobry film?
By�o to kolejne, przygotowane z g�ry pytanie.
Nie ogl�da�em.
Czyta�em ksi��k�.
Ach, takpowiedzia� Bob.
Byli ju� przy samochodzie.
Widzisz, Jean-Claude, to Peugeot.
Nie czujesz si� teraz jak w domu?
Ch�opiec spojrza� na niego i u�miechn�� si� lekko.
Co to znaczy�o: "tak" czy "nie"?
Chcia�by� przespa� si� z ty�u?
spyta� Bob.
Nie, panie Beckwith.
Wol� popatrze� przez szyb�.
Prosz�, Jean-Claude, nie b�d� taki oficjalny.
M�w mi Bob.
Nie jestem senny, Bob odpar� Jean-Claude.
Kiedy znale�li si� w samochodzie, Bob spyta� go:
Wiesz, jak si� zapina pasy?
Nie.
Pomog� ci.
Bob wyci�gn�� r�k� i chwyci� pas.
Mocuj�c si� z nim i przeci�gaj�c przez piersi Jean-Claudea, musn�� go wierzchem d�oni.
M�j Bo�e, pomy�la�.
On istnieje.
M�j syn naprawd� istnieje.
Kilka minut p�niej przeje�d�ali przez Tunel Sumner, a Jean-Claude spa� jak zabity.
Jad�c na po�udnie autostrad� 93 Bob stara� si� utrzymywa� dozwolon� szybko��.
Zwykle jazda t� drog� zabiera�a mu p�torej godziny.
Lecz chcia� mie� jak najwi�cej czasu, �eby przypatrzy� si� ch�opcu.
Po prostu przypatrzy� si� mu.
Ch�opiec le�a� zwini�ty w k��bek, z g�ow� opart� o boczne drzwi.
Wygl�da na lekko wystraszonego, pomy�la� Bob wje�d�aj�cw g�stniej�cy mrok.
Do diab�a, to ca�kiem zrozumia�e.
W ko�cu nie dalej jak dwadzie�cia godzin wcze�niej obudzi� si� w bezpiecznym �wietle rodzinnej wsi.
Czy ba� si�, kiedy wsiada� rano do krajowego samolotu do Pary�a?
Czy kiedykolwiek by� gdzie� poza po�udniow� Francj�?
(O, jaki przy jemny, bezpieczny temat, mo�na o tym porozmawia� jutro).
Czy w Pary�u czeka� na niego kto� z TWA, tak jak uzgodniono?
Bob my�la� o tym przez ca�y czas o ma�ym ch�opcu, przesiadaj�cym si� z jednego samolotu na drugi.
Czy wiedzia�, co powiedzie�?
Najwyra�niej tak.
Jest bardzo opanowany jak na dziewi�ciolatka.
Dziewi�� lat.
Prze�y� na �wiecie prawie ca�� dekad�, a Bob nie wiedzia� nawet o jego istnieniu.
Ale o moim istnieniu on nie wie nadal, pomy�la� Bob.
Ciekawe, co Nicole powiedzia�a mu na temat ojca.
Spojrza� na �pi�ce dziecko i pomy�la�: "Jeste� obcy w obcym kraju, pi�� tysi�cy mil od domu, i nie wiesz, �e cz�owiek siedz�cy obok ciebie to tw�j ojciec.
A gdyby� wiedzia�?
Czy �a�owa�by�, �e nie zna�e� mnie wcze�niej?
" Zn�w spojrza� na ch�opca.
A czyja �a�uj�, �e nie zna�em ciebie?
Ch�opiec obudzi� si� w chwili, gdy mijali Plymouth.
Zobaczy� drogowskaz.
To tam jest ta s�ynna ska�a?
spyta�.
Tak.
Kiedy� si� tam przejedziemy.
Zwiedzimy wszystkie s�ynne miejsca podczas twojego pobytu.
Potem przysz�a kolej na takie miejscowo�ci jak Cape Cod Canal.
Albo Sandwich.
Ch�opiec roze�mia� si�.
Naprawd� jest miasto o nazwie Sandwich?
Tak.
Bob chichota� razem z nim.
Jest nawet Wschodni Sandwich.
Kto wymy�li� tak� �mieszn� nazw�?
Pewnie kto�, kto by� g�odny odpar� Bob.
Ch�opiec roze�mia� si� znowu.
Dobrze, pomy�la� Bob, lody zosta�y prze�amane.
Chwil� p�niej min�li kolejny wa�ny drogowskaz.
O, to ju� lepsza nazwa powiedzia� Jean-Claude z figlarnym u�mieszkiem.
Orlean przeczyta� Bob.
Nasze Joanny dArc chodz� tutaj w bikini.
Pojedziemy tam kiedy�?
spyta� ch�opiec.
Tak.
Bob u�miechn�� si�.
WELLFLEET, 6 mil.
Bob nie chcia�, �eby podr� dobieg�a ko�ca, lecz ju� za chwil� musia�a si� sko�czy�.
Jego �ona i dzieci czeka�y.
Wiesz, �e mam dzieci, Jean-Claude?
Tak.
Louis powiedzia�, �e masz dwie c�rki.
I �e twoja �ona jest bardzo mi�a.
Bo jest potwierdzi� Bob.
Czy ona te� zna�a moj� mam�?
spyta� ch�opiec.
Jezu, tylko nie pytaj o to Sheil�, Jean-Claude.
Hm...
tak.
Ale s�abo.
Ach, tak.
Wi�c to ty zna�e� j� bli�ej.
Tak odpowiedzia� Bob.
I zaraz potem u�wiadomi� sobie, �e powinien doda�: Bardzo j� lubi�em.
Tak powiedzia� cicho ch�opiec.
W�a�nie dotarli do skrzy�owania z Pilgrim Spring Road.
Za sze��dziesi�t sekund b�d� w domu.
Rozdzia� 5
Wpatrywali si� w niego wszyscy z rozmaitymi uczuciami.
Sheila dr�a�a w duchu.
S�dzi�a, �e dostatecznie przygotowa�a si� na to spotkanie.
Ale nie by�a przy gotowana.
Ch�opiec stoj�cy w jej salonie by� jego synem.
Dzieckiem jej m�a.
Dozna�a silniejszego szoku ni� w swoich naj�mielszych oczekiwaniach.
Do piero teraz zda�a sobie spraw�, �e pod�wiadomie broni�a si� przed przyj�ciem ca�ej prawdy.
Nie by�o ju� jednak odwrotu.
Dow�d sta� tu� przed ni� i mia� cztery stopy wzrostu.
Witaj, Jean-Claude.
Cieszymy si�, �e jeste� z nami.
To wszystko, na co by�o j� sta�.
Ka�d� sylab� wymawia�a z bolesnym wysi�kiem.
Czy ch�opiec za uwa�y, �e nie jest zdolna do u�miechu?
Dzi�kuj�, madame odpar�.
Jestem bardzo wdzi�czny za zaproszenie.
Cze��, jestem Paula.
Bardzo mi mi�o odpowiedzia� z u�miechem.
Podbi� jej serce.
Na ko�cu przem�wi�a jedyna arystokratka w tym towarzystwie.
Jean-Claude, je sui Jessica.
Auez vous fait un bon uoyage?
Oui, mademoiselle.
Votre francais est eblouissant.
�e co?
Jessica przygotowa�a si� do wypowiadania po francusku, a nie do rozumienia tego j�zyka.
Bob przygl�da� si� im.
M�j Bo�e, pomy�la�, to wszystko moje dzieci.
Jego angielski jest super powiedzia�a Paula do siostry a tw�j francuski straszny.
Paula!
warkn�a Jessie wysy�aj�c siostr� wzrokiem na gilotyn�.
We francuskim slangu powiedzia� dyplomatycznie Jean-Claude "straszny" znaczy te� "super".
Jessica udobrucha�a si�.
Zanosi�o si� na �wietne, "europejskie" wakacje.
Madame?
Jean-Claude podszed� teraz do Sheili.
Si�gn�� do podr�cznej torby i wyj�� co� w kszta�cie grudki gliny.
Wygl�da�o to jak masywna kula skostnia�ej gumy do �ucia.
Poda� j� jej.
O, dzi�kuj� powiedzia�a Sheila.
Co to jest?
spyta�a Paula.
Jean-Claude zajrza� do s�ownika, ale nie m�g� znale�� w�a�ciwego s�owa.
Zwr�ci� si� do Boba.
Jak si� m�wi cendrier?
Popielniczka odpar� Bob przypominaj�c sobie nagle, �e Nicole pali�a.
Zreszt�, w Set� palili chyba wszyscy.
Dzi�kuj� powt�rzy�a Sheila.
Och, to jest...
r�czna robota?
Tak odpowiedzia� ch�opiec.
Zrobi�em j� na zaj�ciach z rze�biarstwa.
Ja te� mam lekcje rze�biarstwa powiedzia�a Paula pragn�c pokaza� mu, jak wiele maj� ze sob� wsp�lnego.
Ach, tak powiedzia� Jean-Claude.
Kurcz� blade, pomy�la�a Paula, ale on jest przy stojny.
Sheila odebra�a podarunek i obejrza�a go.
Ch�opiec mia� przecie� szczere intencje.
By� to wzruszaj�cy gest.
Gliniana popielniczka z podpisem rzemie�lnika, kt�ry j� wykona�: "Guerin 16.6.78.".
Voulez-vous boire quelque chose?
spyta�a Jessica szykuj�c si� do skoku po koniak, wod� mineraln� lub jakikolwiek nap�j, kt�rego za�yczy sobie Francuz.
Non, merci, Jessica.
Je naipas soif.
Je comprends odpowiedzia�a z dum�.
Tym razem naprawd� zrozumia�a.
Mademoiselle 0Shaughnessy skoczy�aby pod sufit z rado�ci.
Co tam s�ycha� we Francji, Jean-Claude?
spyta�a Paula boj�c si� utraci� zdobyt� cz�� uwagi go�cia.
Bob uzna�, �e rozs�dnie b�dzie skr�ci� t� rozmow�.
B�dziemy mieli mn�stwo czasu na dyskusje, dziewczynki.
My�l�, �e Jean-Claude jest porz�dnie zm�czony.
Prawda, Jean-Claude?
Troch� przyzna� ch�opiec.
Tw�j pok�j jest naprzeciwko mojego powiedzia�a Paula.
Jessie kipia�a z w�ciek�o�ci.
Zaraz padnie trupem, je�li Paula b�dzie dalej tak nieudolnie go uwodzi�.
Na lito�� bosk�, co on sobie pomy�li?
Zanios� na g�r� jego baga� powiedzia� do Sheili Bob.
Nie, ja to zrobi� odpar�a, podnios�a zielon� walizk� (czy�by nale�a�a kiedy� do tamtej?)
i powiedzia�a: T�dy, Jean-Claude.
Ruszy�a schodami do g�ry.
Dobranoc powiedzia� nie�mia�o ch�opiec i pod��y� za ni�.
Ledwo oboje znikn�li mu z oczu, Bob podszed� do barku.
Rany, ale on jest przystojny!
zawo�a�a wylewnie Paula.
A ty �enuj�ca, Mademoiselle Beckwith warkn�a Jessie.
Nie masz zielonego poj�cia, jak rozmawia� z Europejczykiem.
Wypchaj si� odci�a si� Paula.
Spok�j, dziewczynki powiedzia� Bob, wzmocniony ju� porcj� Johnnie Walkera.
Zachowujcie si� stosownie do swojego wieku.
Dla Jessie by� to jednak najgorszy z mo�liwych przycink�w.
Ojcze, je�li mnie nienawidzisz, po prostu b�d� m�czyzn� i przyznaj to g�o�no.
Jessie, kocham ci�.
Obj�� j�, przyci�gn�� do siebie i poca�owa� w czo�o.
�wietnie m�wisz po francusku, Jess.
Nie wiedzia�em, �e jeste� taka dobra.
Naprawd� tak uwa�asz, tatusiu?
Nie do wiary.
M�wi�a jak dwunastolatka spragniona ojcowskiego uznania.
Tak powiedzia� Bob.
Naprawd�.
Nadal trzyma� j� w obj�ciach.
A on �wietnie m�wi po angielsku powiedzia�a Paula cho� jest dopiero w moim wieku.
Mia� prywatn� nauczycielk� wyja�ni� Bob.
Jak to?
spyta�a z nadziej� Jessie.
To on jest ze szlachetnego rodu?
Nie odpar� Bob.
Jego matka by�a wiejsk� lekark�.
A ojciec?
Nie wiem dok�adnie powiedzia� wymijaj�co Bob.
Ale na pewno nie by� ze szlachetnego rodu.
Jest bardzo samodzielny powiedzia�a Sheila.
Co masz na my�li?
Byli teraz w swojej sypialni.
Reszta domownik�w pogr��y�a si� ju� we �nie.
Nie pozwoli� mi pom�c w rozpakowywaniu baga�y.
Upar� si�, �e zrobi to sam powiedzia�a, a potem doda�a: Czy by�am dla niego ch�odna?
Nie.
Co czu�a�?
A jak my�lisz?
By�a� wspania�a powiedzia� Bob i si�gn�� po jej d�o�.
Odsun�a si�.
Po�o�y� si� spa� razem z t� ma�� torb� podr�n�.
Musi mie� w niej wszystkie swoje ziemskie skarby.
W jej g�osie zabrzmia�a ironia.
Pewnie tak powiedzia� Bob zastanawiaj�c si�, co dziewi�cioletni ch�opiec mo�e nosi� przy sobie dla otuchy.
Pod��y� wzrokiem za Sheila, gdy sz�a do �azienki, �eby umy� z�by.
Chwil� p�niej wysz�a ubrana w szlafrok i koszul� nocn�.
Bob odnosi� ostatnio niepokoj�ce wra�enie, �e �ona nie chce rozbiera� si� przy nim.
Usiad�a na ��ku i zacz�a nastawia� budzik.
(Po co, przecie� byli na wakacjach?).
Chcia� obj�� j� ramieniem i przytuli�, ale dzieli�a go od niej zbyt du�a przestrze� prze�cierade� i poduszek.
Sheila, kocham ci�.
Wci�� odwr�cona do niego plecami, majstrowa�a przy budziku.
Sheila?
Obr�ci�a si�.
On ma twoje usta powiedzia�a.
Naprawd�?
Dziwne, �e nie zauwa�y�e�.
Sheila zrzuci�a z siebie szlafrok i zagrzeba�a si� pod ko�dr�.
Przez chwil� le�a�a bez s�owa, a potem odwr�ci�a si� i powiedzia�a:
Ona musia�a mie� br�zowe oczy.
Nie pami�tam, naprawd�.
Sheila spojrza�a na niego i powiedzia�a ze sm�tnym u�miechem: Daj spok�j, Bob.
Potem wzi�a swoj� poduszk� i skuli�a si� wok� niej w rogu ��ka.
Dobranoc powiedzia�a.
Pochyli� si� i poca�owa� j� w policzek.
Nawet nie drgn�a.
Obj�� j� ramieniem.
Nie zareagowa�a.
Do tej pory �ywi� niejasn� nadziej�, �e je�li b�d� si� kocha�, wszystko jako� wr�ci do normy.
Teraz zrozumia� jednak, �e dzieli�o ich zbyt wiele.
Odwr�ci� si� na bok i podni�s� Ameryka�ski Przegl�d Statystyczny.
To lepsze ni� tabletka nasenna.
Kartkuj�c szczeg�lnie ma�o odkrywczy artyku� o procesach stochastycznych, pomy�la�: "Chryste, sam po wtarza�em to ju� milion razy." A potem zda� sobie spraw�, �e to on jest autorem artyku�u.
"Ale to i tak nuda", pomy�la�.
Powinien poprosi� Sheil�, �eby to przeredagowa�a.
Bob?
Jej g�os wyrwa� go z zadumy.
Tak, kochanie?
Odwr�ci� si� do niej.
Na jej twarzy malowa� si� okropny b�l.
A jednak wygl�da�a tak m�odo i delikatnie.
Co ja w�a�ciwie takiego zrobi�am czy raczej czego nie zrobi�am?
Prosz�?
W�a�ciwie nie powiedzia�e� mi jeszcze, dlaczego to zrobi�e�.
Co zrobi�em?
Wiedzia� doskonale, ale chcia� zyska� na czasie.
Co ci si� we mnie tak nie podoba�o, �e musia�e� mie� romans?
Cholera, zakl�� w duchu Bob.
Dlaczego ona nie rozumie, �e to by�o...
w�a�nie, co?
S�abo��?
Okazja?
Co mia� powiedzie�, �eby j� uspokoi�?
Sheila, to nie twoja wina...
Wi�c naszego ma��e�stwa.
Wydawa�o mi si�, �e byli�my szcz�liwi.
Byli�my.
Jeste�my.
Powiedzia� to z wi�ksz� wiar� ni� przekonaniem.
Byli�my powiedzia�a i odwr�ci�a si� znowu.
�eby zasn��.
Bo�e, pomy�la� Bob, to niesprawiedliwe.
Nie mog� sobie nawet przypomnie�, dlaczego to si� wydarzy�o.
Rozdzia� 6
Beckwith, na tym wieczorku zapoznawczym jest fantastyczny towar!
Ucz� si�, Bernie.
W sobot� wiecz�r, kiedy po naszym uniwerku kr�ci si� dwie�cie �licznotek?
W przysz�ym tygodniu mam egzaminy semestralne.
Wszyscy je maj�.
Dlatego przyda ci si� jaka� dupa dla rozlu�nienia.
Robert Alan Beckwith, z Rocznika 59 w Yale, po�o�y� na stole podr�cznik matematyki i usiad� na wy�artej przez mole kanapie w pokoju w Branford College, kt�ry dzieli� z Berniem Ackermanem.
Bernie, gadasz jakby� dupczy� w ka�dy weekend.
Staram si�, Beckwith.
Przynajmniej to musisz
przyzna�.
Jasne.
Masz u mnie pi�tk� za starania i dw�j� za wyniki.
�a�osny jeste�, Ackerman.
Przynajmniej szukam okazji, Bob.