6421
Szczegóły |
Tytuł |
6421 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6421 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6421 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6421 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANNA BRZEZI�SKA
OPOWIE�CI Z WIL�Y�SKIEJ DOLINY
2002
A KOCHA� J�, �E STRACH
Z Wil�y�skiej Doliny wsz�dzie by�o daleko. Go�ciniec omija� j� szerokim �ukiem, tak �e do cywilizacji wiod�y jedynie dwie kr�te, poros�e traw� dr�ki. Wysoka �cie�ka wspina�a si� pomi�dzy trzema zawieszonymi nad dolin� szczytami, Palem, Maczug� i Mnichem, a� do kupieckiego traktu. Niska �cie�ka opada�a �agodnie wzd�u� Wil�y�skiego Potoku i przez ziemie starosty prowadzi�a ku odleg�ym posiad�o�ciom opactwa. Co prawda, by�a jeszcze trzecia �cie�ka, ale ona bynajmniej nie zmierza�a w stron� cywilizacji. Raczej w kierunku zupe�nie przeciwnym.
Szymek jednak nigdy nie pow�drowa� gdzie� hen przed siebie ani wysok�, ani nisk� �cie�k� - a w ka�dym razie nie dalej ni�li na skraj pastwisk, gdzie zgodnie wypasano owce ze wszystkich trzech wiosek Wil�y�skiej Doliny. Raz tylko, nas�uchawszy si� nieopatrznie gadek w�drownego kap�ana, postanowi�, �e zostanie staro�ci�skim pacho�kiem. Zamarzy�y mu si� wojenna s�awa, gorza�ka w karczmach przy trakcie i ch�tne wojakom dziewuchy. Z tego rozmarzenia wykrad� si� z wioski g��bok� noc� i pogna� w d� brzegiem Wil�y�skiego Potoku. Jednak�e jeszcze nie zacz�o dnie�, kiedy dopad� go w�adyka, dopad�, po czym wym��ci� ch�opakowi grzbiet i gwoli przestrogi wsadzi� w g�sior.
Gdyby sz�o o kogo innego, pewnie by w�adyka, cz�ek bardzo nieprzychylny zbiegostwu, nie poprzesta� na g�siorze, ale Szymek naprawd� by� person� w Wil�y�skiej Dolinie. Jego opiece powierzono dworsk� trzod�, kt�r� wybornie przyuczy� do wyszukiwania trufli. Wkr�tce jednak okaza�o si�, �e upartej nierogaci�nie wyros�y rogi - bez Szymka nie spos�b j� by�o sk�oni� do wsp�pracy. Nad�sane �winie nie chcia�y odst�pi� g�siora, a wielki ry�y wieprz, kt�ry przewodzi� stadu, z czystej z�o�liwo�ci poharata� ulubionego pa�skiego ogara. Wreszcie zniech�cony w�adyka musia� ch�opaka wypu�ci�.
I tak si� sko�czy�o Szymkowe w�drowanie. Czas mija� mu spokojnie, nie tyle bieg�, ile pe�zn�� niespiesznie i z godno�ci�. Nowiny nie dociera�y, kupcy ani zb�jcy do Wil�y�skiej Doliny nie zagl�dali zbyt cz�sto. Zreszt� i jedni, i drudzy nie mieli tu czego szuka�. Okolica by�a nieurodzajna, a ludek ubogi, spokojny i tak p�ochliwy, �e gdy tylko konie na trakcie us�ysza�, chwyta� na gwa�t dobytek i zmyka� w g�ry. Zw�aszcza jesieni�, kiedy poborcy podatkowi ci�gn�li.
Szymek by� r�wnie l�kliwy, jak s�siedzi i przewa�nie siedzia� pospo�u ze swymi �winiami g��boko w lasach. A� do przesz�ego tygodnia. Gdy� ostatniej niedzieli, kiedy wedle zwyczaju zamiast s�ucha� kazania sta� w gromadzie znajomych pod star� lip� i siarczy�cie spluwa� na placyk przed kapliczk�, zakocha� si� w Jaros�awnie, c�rce Betki m�ynarza. I to zakocha� si�, �e strach.
By�o to uczucie wielkie, obejmuj�ce Jaros�awn� razem z jej cudnymi niebieskimi oczami (szczeg�lnie kocha� lewe - zdawa�o mu si�, �e nieustannie zezuje w jego kierunku), czterema krowami posagu, puchow� pierzyn�, trzema haftowanymi poduchami, wypatrzonymi przez Szymka w komorze, i z czternastoma morgami gruntu, kt�re Jaros�awnie kiedy� przypadn� w spadku. Ojca wybranki, Betk� m�ynarza, ogarnia� sw� mi�o�ci� nader niepewnie, nie bez s�uszno�ci bowiem �ywi� obaw�, i� jego g��bokie uczucie mo�e pozosta� nieodwzajemnione.
Dlatego chy�kiem przekrada� si� w�a�nie trzeci� �cie�k� do chatki Babuni Jag�dki, nazywanej przez miejscowych star�, parszyw� wied�m�. Jednak�e w owej chwili Szymek stara� si� usilnie zapomnie� o jej przezwisku. Mia� nadziej�, �e Babunia b�dzie w sielskim, przyjaznym ludziom nastroju. Poci�gn�� nosem. A jak nie b�dzie, to i tak zd��� uciec, pomy�la�. Szcz�cie, �e na wiosn� Babuni� strasznie pokr�ci�a podagra.
Chatka Babuni, ginekologicznej znakomito�ci dw�ch powiat�w, sprawia�a wra�enie stosowne do profesji w�a�cicielki: by�a zaniedbana, brudna i cuchn�a kozimi odchodami. Jednak�e s�awa gospodyni nios�a si� znacznie dalej ni�li od�r inwentarza. Wie�niacy powtarzali szeptem, �e Babunia pok�tnie kuruje poszczerbionych zb�jc�w z Prze��czy Zdech�ej Krowy, a podobno zdarza�o si� r�wnie�, �e posy�ano po ni� z dworu w�adyki. Co to si� na �wiecie porobi�o, sarkali, kiedy w samo po�udnie Babunia Jag�dka kroczy�a hardo przez wioskowy plac. Kiedy� wied�my zna�y swoje miejsce, ledwie nock� �mia�y na �wiat wychodzi�, a i wtedy pokornie u wr�t sta�y, wedle szubienicy. A teraz?
Krzywym okiem spogl�dano te� na ho�ubionego przez Babuni� capa, gdy�, jak powszechnie wiadomo, wied�my maj� zwyczaj trzyma� w obej�ciu rozmaite potwory i kt� m�g� wiedzie�, co si� pod t� ko�l� sk�r� kry�o? Wie�niacy nieraz si� na niego zasadzali, ale bydl� by�o sprytne i szybko ucieka�o. Nie gonili go, bo si� po prostu bali - jak na wied�m�, Babunia Jag�dka by�a nad podziw rozumna i chyba nie do ko�ca sprzyja�a mieszka�com Wil�y�skiej Doliny. Plotki o jej knowaniach o�ywa�y szczeg�lnie w czas nieurodzaju, �e za� ostatnio lata by�y suche i pom�r owce straszliwie trzebi�, miejscowy w�adyka coraz bardziej si� niepokoi�.
Po prawdzie to przemy�liwa�, jak tu cichutko Babuni� Jag�dk� ogniem umorzy�. Przez ostro�no�� odby� najpierw rozmow� z miejscowym proboszczem, kt�ry jednakowo� da� stanowczy odp�r jego zamys�om, rozumiej�c, �e jak �wiat �wiatem, ka�da okolica mia�a, ma i mie� b�dzie swoj� wied�m�. Ponadto Babunia Jag�dka kr�ci�a niezwykle skuteczne czopki na hemoroidy, a przypad�o�� ta od dawna n�ka�a czcigodnego pasterza. My�l, �e zdumiewaj�ca tajemnica owego remedium mia�aby sp�on�� wraz z bab�, nape�ni�a proboszcza �miertelnym przera�eniem.
Wkr�tce te� wysz�o na jaw, �e zdrada zal�g�a si� w samym domostwie w�adyki. Spostrzeg� bowiem, �e nawet jego w�asna �ona, Wisenka, spiskuje z Babuni�. W�adyka podejrzewa�, �e ma to co� wsp�lnego z napitkiem, kt�ry spragniona przych�wka po�owica wlewa�a w niego ka�dej niedzieli; ca�y dzie� odbija�o mu si� potem czym� obrzydliwym. Poniewa� jednak ba� si� Wisenki, a jeszcze bardziej jej ojca, os�awionego starosty W�yka, pana na Pomieszczenicy, postanowi� trzyma� si� od Babuni z daleka - na razie, bo podgl�daj�c okoliczne niewiasty, w�adyka wykoncypowa� sobie, �e najp�niej przy czwartym bachorze Wisenka po�egna si� z tym pado�em i w�wczas wied�ma odpowie za wszystko, w��czywszy niedzielny kordia�.
Na razie jednak praktyka Babuni rozwija�a si� znakomicie. Szymek dostrzeg�, jak z wied�miej chatki wymyka si� m�oda �ona so�tysa i przyciskaj�c co� do podo�ka, p�dzi co tchu w las. Zza niedomkni�tych drzwi dobiega� szyderczy rechot. Stropiony Szymek nerwowo potar� nog� o nog�, ale wizja jasnej przysz�o�ci u boku Jaros�awny przewa�y�a nad strachem.
- Yhm, yhm - chrz�kn�� uprzejmie.
Babunia otwar�a drzwi energicznym pchni�ciem kosturka. Przez chwil� wpatrywa�a si� w �winiopasa, �uj�c po��k�y paznokie� kciuka, po czym wyskrzecza�a:
- Olala!
Ch�opak sp�on�� rumie�cem.
- Olala! - powt�rzy�a z cieniem podziwu i niedowierzania w g�osie. - Ale� wyr�s�, Szymek. Kto by si� spodziewa�. - Zachichota�a.
Zebra� si� w sobie i nie�mia�o zagai� rozmow�:
- W�deczki, Babuniu? - S�ysza�, �e wied�ma lubi sobie czasami popi� i zaopatrzy� si� u karczmarza w porcj� okowity.
- W�deczki? - spyta�a z politowaniem. - Nie pijam ju� w�deczki. Odk�d Wisenka zapewni�a sta�y zbyt na wyci�g z mi�ostki, pijam tylko skalmierskie wina z piwnicy jej m�a. Ty mnie nie zagaduj, Szymek, tylko wykrztu�, czego chcesz. Kt�ra to?
- Jaros�awna - wypali� i u�miechn�� si� g�upawo.
Babunia z dezaprobat� pokr�ci�a g�ow�.
- I czterna�cie m�rg - burkn�a pod nosem. - Czy wy si� nigdy niczego nie nauczycie? Czy ty nie wiesz, �e mi�ostka ro�nie na bagnach? Czy ty my�lisz, �e ja lubi� gania� go�o w pe�ni� ksi�yca? Czy ty nie mo�esz sobie znale�� jakiej� mi�ej, roztropnej dziewuchy?
- Nie! - Szymek by� pewny swojego uczucia. - Jaros�awna albo �adna.
Babunia co� znowu zamrucza�a.
- A masz czym zap�aci�? - spyta�a podejrzliwie.
Ca�kiem zbi�a go z tropu. Kilka lat temu w�adyka poswarzy� si� z dzier�awc� s�siedniej doliny i w trakcie forsowania wra�ego dworca ojciec Szymka pad� na polu chwa�y (faktycznie w fosie chwa�y, sk�d wy�owiono jego cuchn�ce jeszcze gorza�k� �cierwo, ale w�adyka mia� zaci�cie krasom�wcze). Odt�d nie powodzi�o im si� z matk� najlepiej. Zagon za cha�up� nie rodzi� do�� fasoli na zim�, chatynka z ka�dym rokiem pochyla�a si� coraz ni�ej i nawet ocieniaj�ca podw�rko jab�onka obdarowywa�a ich jedynie male�kimi parszywkami. Wprawdzie Szymek mia� dwa �winiaki, podarowane przez w�adyk� w chwili s�abo�ci, ale pr�dzej rozsta�by si� z w�asnym �yciem ni� z nimi.
- No... widzicie - zacz�� z oci�ganiem.
- Co mam widzie�?! - zaperzy�a si� starowinka. - Czy� ty my�la�, �e ja tak z dobrego serca b�d� si� po rosie w��czy�? Ja ju� nie m��dka jestem, podagra mnie �amie, zda mi si� raczej na zapiecku grza� i mi�d popija�, nie go�o pod ksi�ycem gania�! Nie zap�acisz, nie dostaniesz! I basta!
- A mo�e by tak... w naturze, Babuniu?
Wied�ma �ypn�a ciekawie, bez ceremonii obmacuj�c go wzrokiem.
- No, no! - cmokn�a z zadowoleniem.
Szymek znowu spiek� raka (chocia� w�a�ciwie nie wiedzia�, dlaczego).
- My�la�em, �e posprz�tam, drew nar�bi� - sprostowa� szybko (chocia� w�a�ciwie nie wiedzia�, co). - Dach za�atam... To� widzicie, �e strasznie dziurawy... Gn�j rozrzuc� - doko�czy� w ostatnim, rozpaczliwym porywie.
Babunia Jag�dka milcza�a wystarczaj�co d�ugo, by �zy stan�y mu w oczach.
- Siedem dni s�u�by - zadecydowa�a wreszcie sucho. - I ani dnia kr�cej.
- Jacy wy dobrzy jeste�cie - rozpromieni� si� Szymek. - To ja tu wpadn� jutro, jak tylko s�onko zajdzie, i zrobi�, co trzeba.
- Mia�am na my�li s�u�b� stacjonarn� - skrzywi�a si� Babunia. - Znaczy si�, ty i twoje �winie sprowadzicie si� na tydzie� do mnie. W�z albo przew�z.
Przez pokryty s�omian� strzech� kud��w �eb Szymka przemkn�o tragiczne przeczucie drwin, jakich nie po�a�uj� mu prze�miewcy. Wyb�ka� podzi�kowanie i markotny powl�k� si�, by oznajmi� �winiom wie�� o przeprowadzce.
Wbrew jego obawom Babunia Jag�dka nie nalega�a, by zamieszka� w chacie i zakwaterowa�a go ca�kiem przyzwoicie, w ob�rce.
- Id� do dworu - o�wiadczy�a. - Wisenka ostatnio zalega z zap�at�, wino ju� na wyczerpaniu. Wr�c� wieczorkiem, a ty chwy� si� za robot� i za�ataj daszek. Ale do studni nie zagl�daj. To bardzo szczeg�lna studnia.
- Nic si�, Babuniu, nie martwcie - zapewni� j� skwapliwie. - Ja nie z tych.
Starucha u�miechn�a si� pod nosem (a nos mia�a wielki jak czerwona bulwa, z nieodzown� kapk� zawieszon� na ko�cu) i �wawo oddali�a si� �cie�ynk�. Skoro tylko znikn�a, Szymek odetchn�� swobodniej. Ko�o wychodka znalaz� poka�n� stert� trzciny do krycia dachu i bez zw�oki wdrapa� si� na drabin�. My�l o Jaros�awnie dodawa�a mu skrzyde�. Bo te� kocha� j�, �e strach.
Kiedy w po�udnie s�o�ce przygrza�o mocniej, uzna�, �e najwy�szy czas odpocz��. Upewni� si�, �e �winie spokojnie ryj� u podn�a trzech d�b�w ocieniaj�cych polank�, pogrozi� pi�ci� ulubionemu capowi Babuni, splun�� na p�ot, �ykn�� kwa�nego mleka - ale wci�� co� go dr�czy�o. Wreszcie powoli, ostro�nie, zbli�y� si� do studni. Cembrowina wyda�a mu si� ca�kiem zwyczajna. Czujnie rozejrza� si� wok�, jednak nic nie zwiastowa�o rych�ego nadej�cia wied�my.
Co mi szkodzi, pomy�la�, i usprawiedliwi� si� w duchu. Tylko rzuc� okiem. W ko�cu, niby dlaczego mam nie zajrze�? A mo�e z�oto tam Babunia chowa wy�udzone od Wisenki? No, raz kozie �mier�. Zagl�dam.
I zajrza�. Zobaczy� wyba�uszone ze strachu swoje niebieskie �lepia i rozdziawion� zdumieniem g�b�. Ale kiedy si� tak gapi�, w g��bi studni co� zabulgota�o, zaszumia�o rzewnie i dobieg� go ukochany, s�odki g�osik Jaros�awny.
- Co tak stoisz, leniu ty �mierdz�cy. - przem�wi�a m�ynarz�wna, a za plecami Szymka- W studni pojawi�o si� jej wdzi�czne rami� i zdzieli�o go w �eb t�uczkiem do kartofli. - Znowu si� obijasz? Ze zbo�em przyjechali, migiem gnaj w�z roz�adowa�, bo ojcu poskar��! - zagrozi�a, a na powierzchni wody z bulgotem pocz�a formowa� si� posta� Betki m�ynarza.
Szymek przezornie nie czeka�, co zrobi Betka, kt�ry by� znany z ci�kiej r�ki i plugawego charakteru. Odskoczy� od studni, nim zd��y� sobie przypomnie�, �e to tylko obrazek na wodzie, i do wieczora nie zlaz� z dachu. Wszak�e wizerunek Jaros�awny wywo�a� burz� w jego sercu. Byli razem! Przem�wi�a do niego! Przekomarza�a si� z nim!
Robota wprost pali�a mu si� w r�kach. Babunia Jag�dka wr�ci�a o zmierzchu.
- Ale� si� uwin��, Szymek! - rzek�a z podziwem, po czym pocz�stowa�a go skalmierskim winem.
Napitek rozrzewni� ch�opaka i jeszcze bardziej wzm�g� t�sknot� za Jaros�awn�. W po�owie drugiej flaszki gospodyni te� najwidoczniej wpad�a w dobry nastr�j, bo zacz�a nachalnie zwo�ywa� do flaszki nietopyrki; nieszcz�sne stworzenia, kt�re dotychczas spokojnie zwisa�y z belek i bynajmniej nie mia�y ochoty na dworski rarytas, w pop�ochu furkota�y po izbie. Zach�cony swojsk� atmosfer� biesiady ch�opak zada� dr�cz�ce go od po�udnia pytanie:
- A co takiego dziwnego z wasz� studni�, Babuniu?
- Widzisz, Szymek - wied�ma czkn�a i przyja�nie klepn�a go po ramieniu - ta studnia czarowna jest i podst�pna. Taka ju� tradycja w naszej profesji, �e ka�da wied�ma musi mie� co� czarownego i podst�pnego, czy to wrednego demona we flaszce po porzeczkowej nalewce, czy kije- samobije, czy to os�a, co raz sra z�otem, a raz czystym g�wnem i nigdy nie wiadomo, na co mu ochota przyjdzie. Ja mam studni�. Znaczy si�, jak ona kogo� polubi, to �adnie �piewa i pokazuje mu przysz�o��. Je�li kogo� nie polubi, to starczy, �eby taki zajrza� do niej czy wody si� napi�, a stanie si� co� strasznego.
- A coo... strasznego? - wyj�ka� Szymek.
- No, r�nie to bywa - wyja�ni�a pogodnie Babunia. - Jedni si� zmieniaj� w �aby, inni zasypiaj� na sto lat, a by� te� jeden taki, co tylko raz si� przejrza� i z rykiem pop�dzi� w las. Wydawa�o mu si�, �e jest jeleniem. Podobno p�niej naprawd� si� w niego zmieni�. Wisenka powiada, �e ten wieniec przy palenisku w staro�ci�skim dworcu jest po nim, ale czy to prawda, nie wiadomo. Wiesz, jak jest z Wisenk�.
Szymek nie wiedzia�, ale zimny dreszcz przebieg� mu po kr�gos�upie a� do l�d�wi i z powrotem. Po�egna� si� po�piesznie, �yczy� Babuni dobrej nocy i pogna� do swojej ob�rki. Nietopyrki skorzysta�y z okazji i wypad�y za nim przez niedomkni�te drzwi, a zaczajony za rogiem chaty cap mocno trykn�� go w zadek.
- Czarcie nasienie! - rozdar� si� ch�opak. - Rych�o ty sko�czysz w kotle!
Spa� �le. �ni�o mu si�, �e znowu zajrza� do studni i zmieni� si� w koz�a.
O poranku Babunia Jag�dka obudzi�a go waleniem kostura w �cian� ob�rki i zagna�a do wybierania szamba. Smr�d by� taki, �e nawet �winie uciek�y, ale Szymek pracowa� wytrwale i marzy� o ukochanej.
Marzy� tak intensywnie, �e pod wiecz�r zn�w zajrza� do studni.
Wprawdzie w nic si� nie zmieni�, lecz troch� zdziwi�o go to, co ujrza�. By�a tam jego Jaros�awna. Dostojna i obfita, niczym p�kata dzie�ka do ciasta, z dwoma zasmarkanymi dzieciakami uczepionymi sp�dnicy, wyp�dza�a �winie z warzywnika. Ch�opak popatrzy� na ni� podejrzliwie: nie, �eby mu si� przesta�a podoba�, ale by�a jaka� odmieniona, min� mia�a kwa�n� i nie szcz�dzi�a nierogaci�nie kopniak�w. C�, i tak kocha� j� okrutnie, �e strach. Ale najgorsze by�o to, �e cudne lewe oko Jaros�awny zezowa�o na niego jako� z�o�liwie, zimno i nieprzychylnie.
Posmutnia�y powr�ci� do wybierania szamba.
- Co� ty taki markotny, Szymek? - spyta�a Babunia.
- �mierdzi strasznie - burkn��.
- Przez ciernie d��y si� do mi�o�ci - orzek�a filozoficznie. - Tylko przez ciernie.
Potem zn�w urz�dzili sobie popijaw�. Wied�ma opowiada�a zamkowe plotki, ci�gn�a gorza�� jak ch�op i podtyka�a Szymkowi pod nos marynowane �ledzie z cebul�. Uzna� wi�c, �e naprawd� niez�a z niej babina. Wygra� w karty dwa sznury prawdziwych korali, a Babunia na koniec tak si� spi�a, �e w k�ko be�kota�a:
- Przez ciernie, przez ciernie...
Jej stan zaniepokoi� troch� Szymka, wi�c wyni�s� si� cichcem - nigdy nie wiadomo, czy po pijaku wied�ma nie rzuci jakim� paskudnym zakl�ciem. Nim usn��, w jego g�owie zako�ata�a my�l, �e ze zm�czenia chyba co� mu si� przywidzia�o. Niepodobna przecie�, �eby Jaros�awna krzywo na niego patrzy�a. Postanowi� sumiennie to nazajutrz sprawdzi�.
Co te� uczyni�. Dziewczyna nie tylko krzywo na niego patrzy�a, ale te� g�o�no i soczy�cie kl�a, ku uciesze s�siad�w. Z desperacji Szymek-W-Studni poszed� na gorza�k� do karczmy, a Jaros�awna m�ciwie nie wpu�ci�a go na noc do komory. U�o�y� si� wi�c w krzakach za m�ynem, z daleka od drogi, �eby si� wie�� o jego m�owskim poha�bieniu nie roznios�a po ca�ej wsi. W krzy�u go �ama�o od targania wor�w z m�k�, w brzuchu burcza�o z g�odu, nawet studnia bulgota�a jako�... szyderczo.
Tak si� zasmuci�, �e pocieszy�a go dopiero dok�adka pierog�w z jagodami. A Babunia Jag�dka robi�a wy�mienite pierogi.
Tego wieczoru nie pow�cha� wina, bo w zapale porz�dk�w uprz�tn�� by� g�r� koziego �ajna zalegaj�cego pod p�otem na ty�ach chatki. Niestety, okaza�o si�, �e Babunia ma jak�� teori� na temat u�yteczno�ci kozich odchod�w. Wrzeszcza�a strasznie i wygra�a�a mu kosturkiem, Szymek za�, cho� nie rozumia� s�owa �destylacja�, poj��, �e Babunia jest bardzo z�a i lepiej nie wchodzi� jej w drog�. Na wszelki wypadek przespa� si� przy �winiach. Jako� mu bydl�tka dodawa�y odwagi.
Jeszcze przed �witem pogna� do studni, jednak nie czeka�a go �adna przyjemna niespodzianka. Jaros�awna wybi�a warz�chwi� z�b Szymkowi-W-Studni, a kiedy chcia� jej m�owskim prawem z�oi� sk�r�, zagrozi�a, �e niech tylko zakrzywi na ni� palec, a tatu� wywali go z domu na zbity pysk. Wykrzycza�a te�, �e musia�a ca�kiem zg�upie�, po�lubiaj�c �winiopasa, spotwarzy�a go od go�odupc�w, a na koniec skrupulatnie wyliczy�a cztery krowy posagu, pierzyn�, poduchy oraz morgi, kt�re ma odziedziczy�. Potem pojawi� si� Betka i zagna� go do roboty w m�ynie. K�tem oka Szymek-W-Studni dostrzeg�, �e jego ukochana �mieje si� w ku�ak, a m�ynarczycy wt�ruj� jej z zapa�em.
Zacisn�� z�by i postanowi�, �e nie b�dzie wi�cej zagl�da� za cembrowin�. Wied�ma mia�a racj�. Studnia naprawd� by�a szczeg�lna. Niebezpieczna, z�o�liwa i wredna.
Naprawi� p�ot, Babunia za� najpewniej mu wybaczy�a, bo w po�udnie nakaza�a odpocz��. S�oneczko przygrzewa�o, muchy bzycza�y sennie i reszt� dnia ch�opak spokojnie przedrzema� pod d�bem.
Na kolacj� by�a potrawka z zaj�ca. Szymek na�ar� si� jak �winia.
- Sk�d to macie, Babuniu? - zapyta� z respektem.
- Ot, przypa��ta�o si�. - Wied�ma otar�a z brody t�usty sos. - Chcesz jeszcze?
- Po was, Babuniu - odpar� uprzejmie, podstawiaj�c talerz. - A wy tak mo�ecie? Znaczy si�, w dworskim lesie na zwierza mo�ecie k�usowa�?
- K�usowa�? - obruszy�a si� Babunia Jag�dka. - Ja mam na to przywileje. Jeszcze przez dziada Wisenki piecz�towane, jak ta wielka wojna w G�rach �mijowych nasta�a. Starosta na po�udnie poci�gn��. Wojaczki mu si� zachcia�o, grzybowi staremu. A jak z tej wojaczki wr�ci�, to i bez konia, i bez siod�a paradnego, nawet szub� z niego zdarli, a �eb mia� tak poszczerbiony, �e mu rozum szczerbami wycieka�. No, to akurat niedu�a by�a strata - zachichota�a - bo rozumu w czerepie nigdy za du�o nie mia�. Tyle �e bez ma�a przez dwie niedziele musia�am go kurowa�...
Szymek stropi� si�. W�a�ciwie nie mia� wcale ochoty wys�uchiwa� Babcinych historii. Uwa�a�, �e od w�adyki i jego rodziny najlepiej trzyma� si� z daleka - z nieszcz�ciem jak z robactwem, starczy blisko podej��, a oblezie ze szcz�tem. Babcin brak szacunku dla porz�dku �wiata nape�nia� go niepokojem.
- A ty, Szymek, co chcia�by� robi�? - zagadn�a z chytr� min�.
- Mo�e chat� pobiel�? - zaryzykowa�, nie czekaj�c, a� wymy�li co� gorszego od wybierania szamba.
- Oj, Szymek - j�kn�a Babunia. - Jutro pi�tek, �adna, szanuj�ca si� wied�ma w obej�ciu palcem nie ruszy. Co w �yciu chcia�by� robi�, pyta�am.
- No... - Z namys�em podrapa� si� po g�owie. - Chcia�bym mie� spok�j. Zup� na mi�sie i s�odki placek ze �liwkami co niedziel�. Parobka...
Babunia dostrzeg�a, �e wysi�ek intelektualny staje si� dla Szymka zbyt bolesny i oznajmi�a:
- Dobrze, placek b�dzie jutro. We�miesz kawa�ek i zaniesiesz matce, lepiej, �eby� mi si� tu nie pa��ta�. O �winie si� nie martw, zadbam nale�ycie.
Nazajutrz zwolniony ze s�u�by i radosny Szymek zaczai� si� w krzakach, by popatrze� na krz�taj�c� si� w obej�ciu Jaros�awn�. Jednak�e ze zdziwieniem poczu�, �e jego mi�o�ci jakby zacz�o ubywa�. Mn�stwo jej uby�o zw�aszcza wtedy, kiedy m�ynarczycy go wypatrzyli i zacz�li pokpiwa�, �e Jaros�awna ma nowego zalotnika. Dziewczyna zaperzy�a si�, krzykn�a:
- Wyno� si� st�d, �winiopasie jeden! Przesta� za mn� �azi�! Przesta� si� na mnie gapi�! Wynocha! - I uciek�a z p�aczem, przy wt�rze szyderczego �miechu m�ynarczyk�w.
Zdesperowany jej nieczu�o�ci� powl�k� si� z powrotem do wied�miej chatki.
Och, Jaros�awna!, my�la� z wyrzutem, Jaros�awna, moja s�odka Jaros�awna! I czterna�cie m�rg, dopowiada� jaki� uparty g�os w jego czaszce. Cztery krowy. Puchowa pierzyna... Ale to si� zmieni, przekonywa� si� stanowczo. Jeszcze dwa dni, wywar z mi�ostki i wszystko si� zmieni.
Tak si� rozmarzy�, �e dopiero solidne bodni�cie �ci�gn�o go z powrotem na ziemi�. Cap Babuni zabecza� bezczelnie i uciek�. Czemu� ten cap strasznie go nie cierpia� i tryka� przy ka�dej okazji. Ze�lony ch�opak ruszy� za koz�em, kt�ry przemy�lnie umkn�� do chaty. Jednak popychany s�usznym gniewem Szymek nie zawaha� si�.
- Ju� jeste�? - zdziwi�a si� Babunia Jag�dka, a g�ba Szymka sama rozdziawi�a si� ze zdumienia.
W izbie bowiem siedzia�y trzy dorodne, m�ode dziewuchy, a jedna z nich w�a�nie przem�wi�a g�osem Babuni (tylko m�odszym i mniej piskliwym). Mia�y na sobie rozche�stane, g��boko wyci�te kiecki, jakie zwyk�a przywdziewa� wioskowa ladacznica. Tylko gdzie� by�o owej ladacznicy o wdzi�cznym mianie Gronostaj do zaczarowanej wied�my!
- Ja tak... za capem... przepraszam - wyb�ka� przej�ty Szymek i uciek�.
Z wn�trza chaty dobieg� go zgodny rechot trzech wied�m. Pok�ada�y si� ze �miechu. Przezornie zrezygnowa� wi�c z kolacji i wr�ci� do swoich �wi�.
Rano Babunia wygl�da�a ca�kiem zwyczajnie.
- Ty si� mnie boisz, Szymek? - zagadn�a.
- No, nie... - sk�ama� niezdarnie. - Nie bardzo.
- Bo nie ma si� co ba�. - Pokiwa�a g�ow�. - Racj� maj� dziewuchy, strasznie si� ostatnimi czasy rozleniwi�am. Zepsu�am miot��, przesta�am si� odmienia� zakl�ciem �m�oda-i-pi�kna�, nawet z nietopyrkami od dawna si� nie w��cz�. Ech, prowincja, stagnacja. Nie to, co kiedy�... - Zamy�li�a si� nad czym� pos�pnie. - Ale p�ki tu jeste�, nie b�d� czarowa�. �eby� si� zanadto nie sp�oszy�.
- E, mnie tam wszystko jedno - mrukn��. - Zmieniajcie si�, jako chcecie.
- Tak? - rzuci�a zalotnie Babunia. Zamacha�a chudziutkimi ramionami, odwin�a si� �wawo i zn�w przed Szymkiem sta�a czarnow�osa dziewoja, kt�r� onegdaj widzia� w chacie. - Dzisiaj jarmark w Zielonkach. Wr�c� wieczorem. - Wyrwa�a sztachet� z p�otu, podkasa�a wysoko kieck�, usiad�a okrakiem i odlecia�a.
Szymek pobieli� chat�, pozamiata� klepisko, wyczy�ci� piec, po�ar� resztki pieczystego z wczorajszej wied�miej uczty, i kiedy ju� zupe�nie nie wiedzia� co robi�, poszed� gapi� si� w studni�.
Jaros�awna kaza�a m�owi wynosi� si� do m�yna, a potem zamkn�a si� w komorze i strasznie z kim� chichota�a. Szymek-W-Studni przytkn�� ucho do �ciany i prawie by� pewien, �e rozpoznaje g�os proboszcza. Jak d�gni�ty ostrog� dokona� starannych ogl�dzin potomstwa (Jaros�awna ci�gle chichota�a w komorze) i doszed� do wniosku, �e jego najm�odszy syn wielce przypomina z g�by czcigodnego duszpasterza.
Ze z�o�ci Szymek skopa� cembrowin�. �al rozdziera� mu serce. Studnia zabulgota�a z oburzeniem i nic wi�cej nie zobaczy�.
S�ysza�, �e Babunia wo�a�a go po powrocie, ale si� nie odezwa�. Le�a� skulony pomi�dzy �winiami i rozpacza�, rozpacza� tak straszliwie, �e usn�� dopiero przed �witem. A rano o�wiadczy�, �e w niedziel� robi� nie b�dzie.
- Szanuj� twoje uczucia religijne - zgodzi�a si� Babunia. - Mo�emy wpa�� do wioski, jak wszyscy p�jd� na sum�.
W�a�ciwie Szymek te� mia� ochot� p�j�� na sum�, ale uzna�, �e nie nale�y prowokowa� wied�my. Nadrabiaj�c min�, usiad� za ni� na sztachecie.
- Przytrzymaj si� - poradzi�a Babunia.
Niepewnie obj�� j� w pasie. Dziewuchy zawsze si� z Szymka wy�miewa�y. Nawet wioskowa ladacznica szydzi�a, �e powinien siedzie� ze �winiami w chlewie, a nie w karczmie. Jednak Babunia tylko otar�a si� o niego lubie�nie i wierci�a n�c�co, p�ki nie znalaz� sposobu, by j� chwyci� naprawd� wygodnie.
Wyl�dowali na rynku, przed karczm�. Zza drzwi kaplicy po drugiej stronie placu dobiega� chrapliwy g�os organisty, a ��ty wioskowy kundelek, ujadaj�c, wczepi� si� w kieck� Babuni.
Kopn�a psin� w wystaj�ce �ebra i zamaszy�cie zebra�a sp�dnic�.
- Sennie tu - powiedzia�a znudzona, rozgl�daj�c si� dooko�a. - Co� mi si� zdaje, Szymek, �e trzeba ich troch� rozrusza�.
Najpierw �mign�li do m�yna i wyczarowali robaki w ca�ej m�ce. Potem zwarzyli piwo w karczmie, ochwacili konia proboszcza, z�amali o� w powozie w�adyki i napu�cili wszy do od�wi�tnej peruki Wisenki. Szymek nie pami�ta�, kiedy ostatnio tak dobrze si� bawi�. Wpadli te� na obiad do pobliskiego miasteczka, gdzie w domu o z�ej reputacji kazali sobie poda� sa�at�, dzika w sosie my�liwskim, pasztet z truflami, a na deser pianki malinowe. Babunia zap�aci�a za wszystko bez zmru�enia oka srebrnymi groszami i kaza�a jeszcze doda� trzy butelki czerwonego wina na drog�. O p�nocy przemkn�li nad osad�, zataczaj�c si� na sztachecie i strzelaj�c b�yskawicami. Na koniec Babunia wznieci�a nad sadem w�adyki grad sztucznych ogni, a Szymek r�a� z ukontentowania i ob�apia� j� coraz mocniej.
Ranem obudzi� si� w ��ku Babuni Jag�dki. Mia� mgliste odczucie, �e sp�dzi� niedziel� niezupe�nie po bo�emu, jednak mimo wszystko u�miecha� si� g�upawo i z zadowoleniem.
Wsta�, wci�gn�� portki, przek�si� owsianym plackiem i twarogiem, kt�ry Babunia zostawi�a przy ��ku, zapi� piwkiem. Z podw�rka dobieg�o go przera�liwe meczenie wied�miego capa.
- A, Szymek! - ucieszy�a si� na jego widok Babunia, wci�� w swej m�odzie�czej postaci. - Strasznie ju� mi si� znudzi� ten stary �mierdziel. Widzia�e� gdzie� n� do uboju?
- Le�y w szopce. Zaraz naostrz� - zaofiarowa� si� m�ciwie.
Kozio� najwyra�niej zrozumia�, co si� �wi�ci, gdy� podj�� ostatni, rozpaczliwy wysi�ek. Ale Babunia trzyma�a mocno.
- Przykro mi, Kiere�ko - powiedzia�a nieco melancholijnie. - Strasznie zdziadzia�e�, a ja przy tobie. Nawet jako kozio� jeste� do niczego, poza tym potrzebuj� sk�ry na nowy b�benek. - I bardzo zgrabnie poddawszy gard�o zwierzaka, zabra�a si� do sprawiania tuszy. - Jak to si� mo�na do gadziny przywi�za�. - Poci�gn�a nosem. - Tyle lat prze�yli�my razem.
- Na ka�dego przychodzi koniec - podsumowa� sentencjonalnie Szymek.
- Aha - przytakn�a Babunia. - Twoja s�u�ba te� si� sko�czy�a, ch�opcze. Mam w chacie gotowy wywar z mi�ostki. Zadasz jej pi�� kropli w napoju i m�ynarz�wna twoja.
Podzi�kowa� uprzejmie, ale na my�l o powrocie do osady i funkcji dworskiego �winiopasa ogarn�a go czemu� straszliwa melancholia. Dla pociechy pomy�la� o Jaros�awnie, jednak�e nie pami�ta� nic pr�cz tego, jak na niego wrzeszcza�a w studni i zabawia�a si� z proboszczem. I by�o mu coraz bardziej markotno.
- No to �yknijmy strzemiennego - rzek�a Babunia, zapraszaj�c go na po�egnaln� szklanic�.
Z jednej zrobi�y si� dwie i trzy, potem ca�a butelka, i jeszcze jedna. Nie wiedzie� jak zapl�ta� si� pod pierzyn� Babuni. W przeb�ysku stanowczo�ci wla� do jej szklanki wywar z mi�ostki - i to nie pi�� kropli, ale ca�� flaszeczk�.
- Oj, g�upoto� ty moja! - zagrucha�a czule Babunia Jag�dka i pog�adzi�a go po spl�tanych p�owych kud�ach.
Jak mo�na si� domy�li�, Szymek nie po�lubi� Jaros�awny m�ynarz�wny. Przeprowadzi� si� za to na dobre do chatki Babuni Jag�dki (strasznie z�yma�a si�, kiedy j� tak nazywa� i kaza�a si� wo�a� zwyczajnie, Jagna) oraz, ku nieskrywanej wrogo�ci w�adyki, zrezygnowa� z posady dworskiego �winiopasa.
Babunia skrupulatnie dba�a, by nigdy nie brakowa�o mu �wie�ego mi�sa na obiad, ulubionej podpalanki i innych rozrywek. Na pocz�tku w�adyka nieco bru�dzi�, ale uspokoi� si� po interwencji Babuni. Szymek by� pewien, �e �ona Wisenka znacznie przyczyni�a si� do pokonania jego opor�w: ostatecznie, dziedzic Wil�y�skiej Doliny zaczyna� j� coraz mocniej kopa� i chyba wszystkim zale�a�o na szcz�liwym rozwi�zaniu, prawda?
Nie oby�o si� jednak�e bez walki z oszczerczymi j�zorami. Szymek nie rozumia� co prawda znaczenia s�owa �przydupas�, ale po pierwszej samotnej wyprawie do karczmy by� naprawd� przybity. Na szcz�cie Babunia obdarowa�a go wywarem o sile dziewi�ciu ch�opa i swobodnie zdo�a� po�ama� �ebra Strugale i odbi� nerki Myszy. Odt�d ludzie darzyli go nale�nym szacunkiem i omijali z daleka.
Babunia Jag�dka hojnie obdziela�a go szcz�ciem we dnie i w nocy. Niemal nie widywa� jej pod inn� postaci�, jak ho�ej i pi�knej dziewoi. Jedynie nocami, gdy by�a pogr��ona w szczeg�lnie g��bokim �nie, na powr�t stawa�a si� obmierz��, zgrzybia�� staruch�. Czu� si� w�wczas troch� nieswojo, ale wystarczy�o d�gn�� j� �okciem pod �ebro i Babunia natychmiast zmienia�a si� w kwitn�c� m��dk�.
Na pocz�tku martwi� si� odrobin�, �e wied�ma zmusza go do biegania w sk�rze koz�a, lecz powoli przywyk�. Zreszt� ona te� zmienia�a si� w koz� i czasami a� �al by�o wraca� do ludzkiej postaci. Pasowali do siebie, jak ula�. Babunia popija�a nawet herbatk� �zr�b to bez obaw�, cho� zwa�ywszy na jej wiek, Szymek uwa�a�, �e stanowczo przesadza. Jednak�e z wied�mami nigdy nic nie wiadomo, i kto wie, o czym plotkowa�a z przyjaci�kami. Mia�y zwyczaj zmienia� si� w nietopyrki i do��cza� do stadka u powa�y. Szymek zgadywa�, �e zabawiaj� si� tak z czystej, babskiej z�o�liwo�ci - cieszy�o je, kiedy sta� na dole, nic nie rozumia� i rozdziawiwszy g�b�, patrzy�, jak wiruj� pod sufitem.
Ale i tak by� szcz�liwy. Wiedzia�, �e nie m�g� trafi� lepiej.
Zamy�la�, �eby wreszcie powiedzie� jej, jak j� kocha. A kocha� j�, �e strach.
C�RKI GRABARZA
Grabarz R�kawka by� cz�owiekiem krewkim i pochopnym w gniewie, szczeg�lnie wobec w�asnych c�rek. Z�o�liwa po�owica rodzi�a je bowiem w ilo�ci niezmiernej i, wok� grabarskiej sadyby, na skraju wil�y�skiego smyntarza, nieustannie kr�ci�o si� ca�e �wiergocz�ce stadko niewie�ciego drobiazgu. Syna za to nie mia� ni jednego. Ze zgryzoty ca�e dnie siedzia� w gospodzie, pij�c na um�r i na pohybel przewrotnej kobiecie, kt�ra upar�a si� pozbawi� go przyrodzonego dziedzica. Gdy za� zamroczy� si� nale�ycie, wl�k� si� na powr�t do cha�upy, gdzie, rozebrany gorza�k� i rozgoryczony losem, pra� bab� trzonkiem grabarskiej �opaty i z desperacj� bra� si� do p�odzenia upragnionego dzieciaka. Nieca�y rok p�niej, w zawieszonej u powa�y ko�ysce dar�a si� kolejna dziewucha. Grabarz R�kawka za�, ku uciesze karczmarza, powraca� do wcze�niejszych obyczaj�w.
A� pewnego zimowego zmierzchu, wil�y�ski grabarz, znu�ony wielce biesiadowaniem w gospodzie, przysiad� sobie na pie�ku tu� obok mogi�ki piwowara. I tam go nast�pnego poranka znalaz�o potomstwo, kt�re z upodobaniem zwyk�o harcowa� pomi�dzy kopczykami, skrywaj�cymi ziemskie szcz�tki wil�y�skich obywateli. Siedzia� wsparty wygodnie o nagrobny kamie�, z g�ow� nakryt� peleryn� z grubej sk�ry, twarz�, zsinia�� czy to od mrozu, czy pija�stwa i z grabarsk� �opat� w poprzek kolan. �opat� kto� ukrad� jeszcze tego samego ranka.
Gronostaj nie przej�a si� w�a�ciwie �mierci� rodziciela. Poniewa� nigdy wcze�niej do ich niskiej, okopconej cha�upki nie zawita�a podobna ci�ba s�siad�w, w cichej fascynacji obserwowa�a z k�ta za�ywne wie�niaczki w od�wi�tnych sp�dnicach i sztywno wykrochmalonych bluzkach. Baby �ci�gn�y z ca�ej wioski, by u�ali� si� nad wdow� i rozwie�� obszernie nad zaletami nieboszczyka, kt�ry spoczywa� tu� za �cian�, w komorze, sk�d na t� okoliczno�� przegnano kury nioski. Matka zawodzi�a, zas�aniaj�c po�atanym fartuchem twarz, kt�rej koloru dodawa�y fioletowe �lady m�owskich raz�w. Co chwila te� z przera�liwym skowytem rzuca�a si� ku drzwiom kom�rki. Kumoszki przytrzymywa�y j� w ostatniej chwili, nieomal odrywaj�c jej palce od o�cie�nicy, i w�r�d rozdzieraj�cych lament�w usadza�y na powr�t przy stole. Jednak ich pobru�d�one, wyschni�te od s�o�ca oblicza wydawa�y si� w jaki� spos�b zadowolone. Bez wzgl�du na wszelkie przywary ma��onka, w Wil�y�skiej Dolinie oczekiwano, by wdowa sumiennie wype�nia�a obowi�zki p�aczki.
Rozpacz matki jednak wydawa�a si� szczera, cho� Gronostaj zupe�nie nie umia�a poj�� jej powod�w. Dopiero dwie niedziele p�niej, kiedy pod zmierzch pacho�kowie w�adyki za�omotali w okiennice, z lekka rozja�ni�o si� jej w g�owie.
Pacho�k�w by�o czterech, wszyscy z berdyszami w d�oniach i wyra�nie podchmieleni, co wskazywa�o, �e po drodze nie omin�li gospody. Wiedli jakiego� postawnego, czarnobrodego cz�eka. Gronostaj nigdy wcze�niej nie spotka�a go w Wil�y�skiej Dolinie i a� cofn�a si� na widok jego g�by, by� bowiem szpetnie naznaczony na czole �elazem, a prawe oko, wida� wy�upione w b�jce, czy mo�e r�k� kata, przys�oni� brudn�, czarn� szmat�. Na szyi mia� �elazn� obro��, ale szed� swobodnie, bez postronka nawet. I to on pierwszy wlaz� do cha�upy i bezczelnie przepatrywa� k�ty.
Jednak naprawd� Gronostaj przerazi�a si� dopiero w�wczas, kiedy matka z g�o�nym szlochem pad�a na klepisko i wczepi�a si� w buty jednego z pacho�k�w.
- Wstawaj, kobieto! - Ch�opak niecierpliwie cofn�� nog�. - Graty zbierajcie, a duchem, bo cha�upa potrzebna.
- A dok�d ja p�jd�, ja�nie panie? - wy�ka�a matka. - No, dok�d?
Gronostaj a� buzi� otwar�a ze zdumienia, bo nie by� to �aden ja�nie pan, tylko kostropaty Gruda, kt�ry jeszcze par� lat temu zakrada� si� z kole�kami noc� do ich sadu i krad� gruszki, najs�odsze w ca�ej okolicy. I nieraz si� zdarza�o, �e jej tatko zaczai� si� chytrze w bzowych zaro�lach popod samym p�otem i nie�le przetrzepa� rabusiowi sk�r�.
Gruda zhardzia� bezmiernie, odk�d poszed� na s�u�b� do dworu, i rzadko kiedy zachodzi� do osady bez kubraka w barwach w�adyki, z g�ow� nied�wiedzia wyhaftowan� czarn� nici� na piersi. Ale dziewczynka spotyka�a go w gospodzie, dok�d matka posy�a�a j� wraz z siostrami po poch�wku co zasobniejszego kmiecia, �eby wy�ebra�y od ojca kilka miedziak�w. Najcz�ciej bez skutku. Bo je�li ojciec by� jeszcze trze�wy i mia� grosz w sakiewce, to p�dzi� je precz, wymy�laj�c im przy tym okrutnie od b�karci�t, ma�ych chytrych dziwek i �wi�skiego nasienia, czym zreszt� wywo�ywa� og�ln� a szumn� weso�o��. Je�li za� spi� si� ju� doszcz�tnie, to ch�tnie sadza� je sobie na kolanach i g�aska� po p�owych g��wkach, wyrzekaj�c na nieszcz�sny los grabarskich c�rek, ale w�wczas nie mia� ju� w trzosie ani z�amanego szel�ga. Bywa�o te�, �e karczmarz dar� si� na nie od proga, by natychmiast zabiera�y z gospody to zarzygane �cierwo. I w�a�nie Gruda czasami pomaga� im d�wign�� ojca z �awy i wyprowadzi� na dziedziniec. Gronostaj szczerze go lubi�a. Zw�aszcza odk�d przydyba� pijanego grabarza przy studni za gospod�, jak ok�ada� pi�ciami najstarsz� z c�rek, i przyk�adnie ot�uk� mu grzbiet trzonkiem jego w�asnej grabarskiej �opaty.
Teraz jednak Gruda ani spojrza� na skulone w k�cie dziewuszki.
- A pod ko�ci�, babo, albo do lasu - rzuci� oboj�tnie. - Mnie tam za jedno. Byle pr�dko, nim si� ja�nie pan do reszty ze�li. Tak bogami a prawd�, do�� �e�cie mu ju� k�opot�w przyczynili, z waszego ch�opa te� od dawna po�ytku nie by�o. Wi�c pan nowego grabarza naznaczy�, bo taka jego wola i prawo. I to ju� teraz od mo�ci Rufiana - kiwn�� na czarnobrodego - zale�y, czyli mu si� na niewiast� nadacie.
- Ani nawet na pos�ugaczk� si� nie nada - oceni� nowo mianowany grabarz, widz�c klepisko pokryte na wp� przegni�� s�om�, ko�lawy st� obok paleniska, skrzyni� z wiekiem rozr�banym siekier� i bar��g w k�cie chaty. - To� �winie w pa�skim chlewie lepsze maj� oporz�dzenie ni�li cz�ek w tej cha�upie.
- Albo mnisi wi�niowie w cuchthauzie - sykn�� przez z�by drugi z pacho�k�w. - Nie podoba si�, to droga wolna!
Przybysz rzuci� mu pos�pne spojrzenie. Gronostaj nie wiedzia�a jeszcze, �e bynajmniej nie z dobrej woli naj�� si� na wil�y�skiego grabarza, a �elazny ko�nierz na jego szyi by� wi�cej ni� ozdob�. Dopiero znacznie p�niej, z przeb�kiwa� pacho�k�w, posk�ada�a sobie w jedno paskudn� histori� Rufiana, niegdy� grasanta w g�rskiej bandzie, a jeszcze wcze�niej wywo�a�ca, przep�dzonego ze Spichrzy ksi���cym rozkazem. Nigdy nie dosz�a, za co go dok�adnie braciszkowie w tiurmie zamkn�li, ani jakim sposobem im w r�ce wpad�. Musia� mie� jednak znaczny rejestrzyk grzech�w, kiedy go bowiem w�adyka spostrzeg� zakutego w dyby pod murem opactwa i wystawionego na uciech� gawiedzi, dwa dni tylko pozosta�y mu do ka�ni na wielkim placu przed �wi�tyni�.
Nie wiedzie� te�, co tkn�o w�adyk�, cz�eka ostro�nego i niesk�onnego do szale�stw, �e na widok czarnobrodego zbira, nie zwlekaj�c, ruszy� do opata i wym�g� na nim u�askawienie. Nie posz�o �atwo, bo braciszkowie zrazu za nic nie chcieli ulec namowom w�adyki, podnosz�c krzywdy uczynione przez Rufiana �wi�tobliwym pielgrzymom pod samym opactwem. Dopiero sakiewka srebra, rzucona na st� przez ze�lonego w�adyk�, bezpowrotnie uci�a p�omienn� dysput� o praworz�dno�ci i pokucie za grzechy. Opat Ciecierka pochwyci� trzosik, mamrocz�c podzi�kowania za szczodrobliwo�� i nabo�n� trosk�. W�adyka tymczasem rozkaza� na�o�y� �elazn� obro�� na szyj� uratowanemu spod topora z�oczy�cy, a nast�pnie, przytroczywszy do niej solidny �elazny �a�cuch, uwi�za� go u ko�skiego ��gu i ruszy� do dom.
Co my�la� podczas tej w�dr�wki g�rskimi �cie�kami sam Rufian, trudno docieka�. Do��, �e w�adyka ostro pop�dza� konia, gdy� nadojad�a mu postna mnisia strawa, zapijana �r�dlan� wod�. Wiedzia� te� doskonale, �e pozostawiona nazbyt d�ugo Wisenka niepokoi si� nadmiernie, a z niepokoju i troski r�no�ci jej do g�owiny przychodz�. Na ten przyk�ad takowe, �e si� jej ma��onek z�ajdaczy�, zabradzia�ywszy n�dznie w gospodzie przy trakcie ze spichrza�skimi ladacznicami, co si� istotnie zesz�ej wiosny przydarzy�o, raz jeden i ku szczerej rozpaczy w�adyki. Kiedy bowiem do dom powr�ci�, wnet si� okaza�o, �e przed�u�aj�ca si� nieobecno�� ma��onka odwiod�a cokolwiek Wisenk� od cn�t domowych.
Zamiast przyk�adnie siedzie� przy kro�nie, pani najpierw zawodzi�a na p� wsi, wyzywaj�c w�adyk� takimi wyrazy, �e a� wie�niak�w podziw bra�. P�niej za� konie kaza�a przyprz�ga� do karocy, a chy�o. Forysia biczyskiem przez pysk zdzieli�a, bo jej g�o�no przedk�ada�, �e ja�nie pan nie przyjmie mile podobnej samowoli. Chwyci�a lejce i z rozwianymi w�osami, jedynie w spodniej sukni, pop�dzi�a go�ci�cem ku siedzibie ojca, s�awetnego starosty W�yka. Cud boski, �e jej gdzie po drodze wilcy nie zdybali, ani �e karku od po�piechu nie skr�ci�a, bo na o�lep gna�a. A jeszcze wi�kszy cud, �e starosta W�yk w�adyce czerepu nie rozszczepi�, kiedy ten popod dworcem stan��, by upomnie� si� o krewk� ma��onk�.
Wisenka jeszcze ze dwie niedziele nie chcia�a z nim gada� po tym, jak j� wreszcie wyb�aga� od ura�onego te�cia. Na koniec, dla zado��uczynienia za��da�a dworskiej ma�pki, kt�r� musia� dla niej sprowadzi� a� ze Szcze�upin, nowego kar�a i czterech �okci szkar�atnego jedwabiu. W�adyka zagryz� z�by i wykona� zam�wienie, W�yk bowiem by� cz�ekiem pami�tliwym i nader czu�ym na prawdziwe i domniemane zniewagi. Na przysz�o�� za� dba� wielce, aby nigdy nie dawa� ma��once powod�w do obaw - zaniepokojona Wisenka bywa�a nazbyt kosztowna.
A do ladacznic po staremu chadza�. Tyle �e trzyma� je w gospodzie w najbli�szym targowym mie�cie, co by�o nader wygodne, bo przecie� jako dobry gospodarz raz po raz musia� barany na sprzeda� pop�dzi�, albo w�asnym okiem dogl�dn��, czy pacho�kowie nie pokumali si� z handlarzami i nie kontraktuj� najmarniejszego obroku. Wisenka mile przyjmowa�a podobn� dba�o�� o folwarczne interesa, w�adyka za� pami�ta�, by zawsze jej z miasteczka przywie�� nowe wst��ki do czepca lub inny drobiazg. A pacho�kowie, kt�rych hojnie dopuszcza� do komitywy z ladacznicami, ani s��wkiem nie pisn�li o jego targowych rozrywkach.
Z dalszych podr�y zwyk� jednak w�adyka wraca� skrupulatnie na czas, wi�c Rufian spoci� si� tamtego dnia niezmiernie i os�ab�, bo solidna �elazna obro�a i �a�cuch zmusza�y go do �ywego k�usu po wil�y�skich pag�rkach. Tu� za ogonem pa�skiego siwka wpad� na dworski podw�rzec i, wyczerpany, przewr�ci� si� obok koryta do pojenia byd�a. Wisenka ju� od progu przewierca�a go wzrokiem. Jej oczy bacznie lustrowa�y przyby�ych, szukaj�c w obliczu i przyodziewku ma��onka �lad�w �ajdactwa. Na darmo.
- Grabarzam nowego przywi�d�. - W�adyka uda�, �e nie widzi wykrzywionych niezadowoleniem ust po�owicy.
- Grabarza? - prychn�� od poid�a Rufian, kt�ry pomimo biegu na kr�tkim postronku nie nawyk� jeszcze do wil�y�skich obyczaj�w. - A to was paskudnie musieli mnisi okpi�...
- A w�a�nie grabarza. - W�adyka bez �ladu zniecierpliwienia w g�osie smagn�� go bykowcem po grzbiecie, ale tak, �e grasant zatchn�� si� w p� s�owa i pocz�� gwa�townie chwyta� powietrze. - Takem postanowi�.
- Tyle �e grabarz co� nie bardzo ch�tny - zauwa�y�a zgry�liwie Wisenka.
- Droczy si� tylko. - W�adyka u�miechn�� si� pod w�sem i widz�c, �e Rufian zn�w rozwiera g�b�, przezornie waln�� go przez plecy ka�czugiem. - Wolno ci�gn�lim, tedy zebra�o mu si� na zbytki. Ale wedle woli. Jak mu grabarka niezbyt mi�a, to jeszcze przed zmierzchem b�dzie mia� kat zaj�cie. A kat m�ody, w rzemio�le nieobyty, na trzy razy cz�eka wiesza� potrafi, wi�c przyda mu si� �wiczenie... - znacz�co zawiesi� g�os.
Rufian pobiela� na twarzy.
- Z podzi�kowaniem ja�nie wielmo�nemu panu - powiedzia� nieco dr��cym g�osem. - Zawszem chcia� jakiej spokojniejszej profesji, jeno si� okazja nie trafi�a. Z mi�� ch�ci� b�d� grabarzowa�, to� ja z dawien dawna do trup�w nawyk�y.
- Ot i widzisz, moja duszko! - W�adyka rzuci� Wisence triumfuj�ce spojrzenie. - �al robotnego pacho�ka z wioski na �cierwograbka marnowa�. A jakem to bydl� popod opactwem w dybach ujrza�, zrazu wiedzia�em, �e si� nam nada. Trzeba je tylko do obowi�zk�w wdro�y� i pokory nauczy�. Na pocz�tek - przymru�y� �lepia, szacuj�c przygarbion� nagle sylwetk� Rufiana - wyliczy si� mu przy pr�gierzu ze dwa tuziny. Ale tak od serca. Niech wie, �e w Wil�y�skiej Dolinie nie sk�pim na nauce.
Grasant nie wzbrania� si�, kiedy s�udzy w�adyki powlekli go przed dworsk� bram� i przywi�zali do s�upka. Pacho�kowie te� nie szturchali go mocno, nie chc�c sobie zawczasu czyni� nieprzyjaciela z tego, kto im kiedy� udzieli ostatniej ziemskiej pos�ugi. Poradzili mu nawet ukradkiem, by dar� si� ile tchu w p�ucach i zawodzi� �a�o�nie, w�adyka bowiem wielce ceni� podobne objawy skruchy. Na koniec stary Lusztyk, kt�ry mia� piecz� nad stajennymi, poklepa� Rufiana po plecach, da� mu dla pokrzepienia kilka �yk�w siwuchy, potem za� bez z�o�ci i zniecierpliwienia pocz�� czyni� swoj� powinno��. A Lusztyk, cho� bia�y jak go��bek i wiekiem nie�le do ziemi przygi�ty, r�k� wci�� mia� tak krzepk�, �e nawet si� Rufian nie musia� zanadto do wrzask�w zmusza�.
Dar� si� dono�nie. A� gawrony podrywa�y si� w pop�ochu z dworskiego sadu, a zadowolony w�adyka wyszed� na ganek.
- No, ju� dobrze, dobrze, nie trzeba - od�� wargi, kiedy pacho�kowie, obeznani z kaprysami ja�nie pana, po�piesznie przygi�li grasanta do ziemi. Potem cofn�� si� o krok, ale nie omieszka� podetkn�� Rufianowi pod g�b� r�ki ozdobionej rodowym sygnetem w oprawie z poczernia�ego srebra. - Godne pochwa�y - zwr�ci� si� do przysz�ego grabarza - �e umiesz mi�osierdzie doceni� i za �askawo�� pokornie podzi�kowa�, ale czas ci si� do cha�upy zbiera�. Szafarz wyliczy ci - spod nastroszonej brwi popatrza� uwa�nie na okrwawionego rzezimieszka - ze cztery chleby i po�e� s�oniny. �eby ci si� na nowym gospodarstwie szcz�ci�o.
Rufian nie zrozumia� od razu, dlaczego oblicza pacho�k�w rozja�ni�y si� na takie dictum, ale pr�dko przywdzia� koszul�, kt�r� Lusztyk rozumnie kaza� mu zwlec przed biczowaniem, i w asy�cie czterech parobczak�w ruszy� ku wiosce. Wl�k� si� oci�ale, odburkuj�c na uprzejme zagadywania, ale na widok karczmy rozpogodzi� si� nieco. Ledwo przysiedli w pi�tk� pod lip�, ocieniaj�c� wej�cie do wil�y�skiego przybytku rozpusty i wszelakich bezece�stw, ober�ysta w wielkim sk�rzanych fartuchu przybieg� ku nim z dzbanem ciemnego piwa, i je�li nawet zauwa�y� �elazn� obro�� na szyi Rufiana, to nie zdradzi� si� ani jednym gestem. Gdy za� pokrzepiony nieco trunkiem i oddaleniem od dworu w�adyki Rufian zacz�� przepytywa� ogr�dkiem pacho�k�w na okoliczno�� owej niecodziennej ozdoby, ci obja�nili go, �e ja�nie pan bynajmniej nie zamierza go rozkuwa�. A w ka�dym razie nie pierwej, nim Rufian nale�ycie udowodni sw� przydatno�� i porzuci my�l o ucieczce.
Co gorsza, przy onych obja�nieniach ani si� ch�op obejrza�, jak niebo pociemnia�o od zmierzchu, a g�owie przyjemnie mu zaszumia�o. Kiedy podnosili si� z �awy, ober�ysta przy drepta� szybciutko, nachalnie potrz�saj�c wyci�gni�t� po nale�no�� prawic�. Z pacho�k�w �aden nie mia� ani miedziaka, zreszt� bezczelnie gadali, �e to Rufian ich zwo�a� na pocz�stunek, dla uczczenia nowej profesji. Koniec ko�c�w musia� zostawi� w ober�y nie tylko ca�y go�ciniec w�adyki, ale i w�asne buty, kt�rych mu mi�osierni mnisi nie odebrali, cho� by�y z dobrej, �wi�skiej sk�ry.
Wszystko to nie wzmog�o bynajmniej przychylno�ci Rufiana wzgl�dem grabarzowej i jej potomstwa. Sta� w progu chaty, pot�ny i gro�ny, cho� w �apciach wyplatanych z �yka, przypatruj�c si� wychud�ej niewie�cie i gromadce jasnow�osych dziewuszek w k�cie izby. Przy�wiecaj�c sobie kagankiem, uczyni� kilka krok�w i wyci�gn�� na �rodek izby Bitunk�, najstarsz� siostr� Gronostaj. Dziewczyna nie opiera�a si�. Przywyk�a do ojcowskich raz�w, wcisn�a wi�c tylko g�ow� w ramiona i jeszcze bardziej skuli�a si� w sobie, kiedy Rufian pocz�� obmacywa� jej chude piersi, zagl�da� w z�by i szczypa� po ty�ku.
- Ta mi si� na niewiast� nada - oznajmi� wreszcie pacho�kom. - A reszta, won do chlewa! Nie chc�, �eby mi si� bachory wedle pos�ania kr�ci�y.
- Jak�e tak? - zapyta� niepewnie kt�ry� ze s�ug w�adyki. - Proboszcza we wsi akuratnie nie ma, a przecie was z ambony wywo�a, jak bez b�ogos�awie�stwa dziewk� we�miecie.
- B�ogos�awie�stwem p�niej b�dziem si� k�opota�. - Rufian wyszczerzy� z�by. - Dzisiaj nam jeno do pok�adzin pilno. A z braku ksi�dza mo�ci dobrodzieja, niech nas pani matka pi�knie pob�ogos�awi. Co z woli szczerej zaraz uczyni. Prawda, dobra kobieto? - Uj�� grabarzow� za �okie� i jednym szarpni�ciem poderwa� z polepy.
Kobieta zatoczy�a si�, opar�a o pust� chlebow� dzie�� i wymamrota�a co� pod nosem, ale tak cicho, �e nawet Gronostaj nie dos�ysza�a. Rufian jednak pok�oni� si� z nieskrywan� kpin� a� do ziemi, po czym bez ceremonii wypchn�� j� za pr�g.
- No, do�� tych jase�ek! - powiedzia�. - Posz�a won, pani matko, p�kim dobry, a mo�e na weselisko poprosz�!
Jednak weseliska nie wyprawiono ani tego dnia, ani nast�pnego, ani nawet kiedy proboszcz powr�ci� wreszcie do wil�y�skiego ko�ci�ka z objazdu pasterskich sza�as�w, kt�re nawiedza� ka�dej wiosny, by po�wi�ci� m�ode owce. Wprawdzie w pierwsz� niedziel� napomkn�� co� gro�nie o jawnogrzesznicy, bez nijakiego wstydu pok�adaj�cej si� z m�czyzn�. Ale potomstwo R�kawki nie bywa�o zbyt cz�sto na nabo�e�stwach, nie potrafi� wi�c sobie przypomnie� jej imienia i ciska� gromy ca�kiem bez zapa�u. Rych�o te� przesta� czyni� wstr�ty nowemu grabarzowi, bo Rufian, ch�op wielki i bezczelny, g�o�no w karczmie gada�, �e jak si� co� proboszczowi nie widzi, to mo�e sam za �opat� wedle poch�wku chwyta�.
W obej�ciu grabarzu nie by�o chlewika, wi�c Gronostaj sp�dzi�a tamt� pierwsz� nock� w szopie na siano razem z siw� koz� i stadkiem kr�lik�w, wielce zafrapowanych nowym towarzystwem. Nakry�a si� star� derk�, kt�r� rezolutnie zd��y�a pochwyci� w izbie, nie spa�a jednak, bacznie nas�uchuj�c odg�os�w z chaty. Pacho�kowie bawili si� hucznie, z ka�d� godzin� g�o�niej wy�piewuj�c pijackie piosenki, ale raz tylko, nad ranem, wyda�o si� jej, �e s�yszy g�os Bitunki. P�niej usn�a, bole�nie �wiadoma p�ytkiego, �wiszcz�cego oddechu matki, kt�ra nie chcia�a wpe�zn�� pod derk� i a� po �wit tkwi�a na progu szopki.
I to w�a�nie ona nastr�czy�a Rufianowi pierwszej okazji do wypr�bowania nowej profesji, tu� przed �witem bowiem powiesi�a si� na jab�once przy studni, u�ywaj�c w tym bezbo�nym celu wodzy jednego z pacho�k�w. Co zreszt� mieli oni nieboszczce za z�e i g�o�no wypominali.
Gronostaj nie by�o dane zbyt d�ugo duma� nad �mierci� rodzicielki, gdy� Rufian bardzo pr�dko zap�dzi� dziewczynki do roboty, nie wy��czaj�c te� najm�odszych, kt�re zosta�y pos�ane na wzg�rza pa�� g�si zasobniejszych wie�niak�w. Gronostaj nawet sobie chwali�a t� odmian�. Cha�upa zosta�a wyszorowana i obmyta �ugiem, podw�rko zamieciono i wysypano rzecznym piaskiem, a dach Rufian w�asnor�cznie za�ata�. Ale z tego ostatniego udogodnienia Gronostaj nie korzysta�a przesadnie, bo wci�� sypia�a pospo�u z inwentarzem w szopie.
Nowy grabarz nie wydawa� si� jej gorszy od ojca. Przeciwnie. Nawet do karczmy nie chadza� co wiecz�r. Przewa�nie siedzia� na �aweczce u progu, wygrzewaj�c si� na s�onku i patrzy� spod przymru�onych powiek, jak dziewcz�tka krz�taj� si� w obej�ciu. Nie zagadywa� do nich, ale te� nimi nie poniewiera� i nie bi� ich jak ojciec, i pozwala�, by pod wiecz�r Bitunka obdziela�a je pajdami ciemnego chleba i jaglan� polewk�. W�a�ciwie Gronostaj polubi�a to nowe �ycie i szybko nauczy�a si� ukrywa� przed gospodarzem rzadkie chwile lenistwa. Ze wszystkich bowiem rzeczy pr�niactwo najbardziej rozjusza�o Rufiana.