6364
Szczegóły |
Tytuł |
6364 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6364 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6364 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6364 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TOMASZ OLSZAKOWSKI
PAN SAMOCHODZIK I...
�UP BARONA UNGERNA
OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA
WST�P
By�o to 15 wrze�nia 1921 roku w Nowomiko�ajewsku na Syberii. Stary teatr �Sosn�wka� by� jednym z nielicznych budynk�w w mie�cie wystarczaj�co obszernym, by pomie�ci� wszystkich widz�w. Tego ponurego jesiennego dnia nie wystawiano w nim jednak przedstawienia. Przez ostatnie cztery lata teatr sta� pusty... Drewniane �ciany na skutek nieopalania ch�on�y ci�gle wilgo� i teraz wchodz�cych do �rodka wita� ci�ki od�r ple�ni i st�chlizny. Im wi�cej ludzi zasiada�o na widowni w fotelach niegdy� obitych grubym pluszem, tym silniej nad woni� gnij�cego drewna dominowa�y nowe zapachy. Upiorna wo� dziegciu, kt�rym smarowano sk�rzane buty, smr�d nigdy nie pranych onuc, obszarpanych szyneli, machorki najpodlejszego gatunku...
Z�ocone kinkiety, wyobra�aj�ce Murzyn�w trzymaj�cych pochodnie, ze zdumieniem patrzy�y na wype�niaj�c� sal� publiczno��. Publiczno�� kl�a, przepycha�a si�, spluwa�a woko�o �upinami ze s�onecznikowych pestek. Zabrz�cza�o rozbite kopni�ciem lustro. Malowanym oczom rze�b odpowiada�y z do�u harde spojrzenia tysi�ca koszmarnych g�b. Byli kryminali�ci, socjali�ci-terrory�ci, komuni�ci, cz�onkowie CzK... Trudno by�o na pierwszy rzut oka stwierdzi� kto jest kim... W sk�rzanych kurtkach nasmarowanych tranem i parafin�, z papierosami w z�bach, w czapach na g�owach, zajmowali powoli miejsca. Na scenie zaimprowizowano sal� s�dow�. Za m�wnic� siedzia� ju� ma�y cz�owieczek o przylizanej fryzurze. Przed rewolucj� by� fryzjerem, teraz, po trzymiesi�cznym kursie prawniczym, mianowano go prokuratorem. Z boku na �awkach t�oczyli si� korespondenci kilku najwa�niejszych gazet. Widownia zacz�a gwizda�, domagaj�c si� przedstawienia. I wreszcie zacz�o si�. Czterej �o�nierze wprowadzili wi�nia. Zakuty w kajdany wysoki jasnow�osy m�czyzna wszed� na skrzypi�ce deski. Widownia zagwizda�a i zatupa�a. Wi�zie� rzuci� w jej stron� jedno ci�kie spojrzenie. Jego b��kitne oczy zab�ys�y z�owrogo. Pierwsze dwa rz�dy zwyci�zc�w odruchowo szarpn�y si� do ty�u. Mimo �e zakuty w kajdany, nadal wzbudza� paniczny wprost l�k. Umilkli. S�dzia uderzy� m�otkiem w m�wnic�.
- Zaczynam rozpraw� - powiedzia�.
Wi�zie� spokojnie usiad� na krze�le maj�cym symbolizowa� �aw� oskar�onych. Jego twarz wykrzywi� pogardliwy u�miech.
S�dzia odczytywa� z kartki zarzuty. Napa�� na pa�stwo robotniczo-czoch�opskie, mordy, gwa�ty, podpalenia, nabijanie na pal cz�onk�w i sympatyk�w partii komunistycznej, �wiartowanie �ywcem...
Sala w milczeniu s�ucha�a jego przem�wienia. Zgroza wcisn�a nieustraszonych rewolucjonist�w w obszarpane fotele. Widzieli niejedno na frontach wojny domowej, sami tak�e splamili r�ce najohydniejszymi czynami, ale to, o czym m�wi� s�dzia, nie mie�ci�o im si� w g�owie. Siedz�cy na krze�le m�czyzna pope�ni� wi�cej zbrodni ni� ich zezwierz�cone m�zgi mog�y sobie wyobrazi�.
- Czy oskar�ony przyznaje si� do winy? - zapyta� wreszcie s�dzia.
Pods�dny powsta�.
- Wysoki s�dzie - odezwa� si� z pogardliwym u�miechem - istotnie moje oddzia�y walcz�c z rewolucyjn� gangren� musia�y dokona� pewnych niezb�dnych ci�� operacyjnych. �wiartowanie, nabijanie na pal... Owszem, wydawa�em tego typu rozkazy, inne by�y efektem nadgorliwo�ci moich podkomendnych... W zasadzie zarzuty te odpowiadaj� prawdzie... Jako dow�dca odpowiadam ze czyny moich podkomendnych.
- Co oskar�ony ma na swoj� obron�? - s�dzia zada� to pytanie tylko z przyzwyczajenia.
Wyrok wydano ju� dawno, w Moskwie. Parodia procesu mia�a go tyko uprawomocni�.
- Wysoki s�dzie - przez twarz barona przebieg� ledwo dostrzegalny u�miech - to by�a wojna...
- To nie by�a �adna wojna, tylko zbrodnicza napa�� - sykn�� s�dzia.
- ...a na wojnie nale�y stosowa� wszelkie mo�liwe metody s�u��ce odniesieniu zwyci�stwa. W tym wypadku wbijanie na pal czy obdzieranie �ywcem ze sk�ry by�o jedynie �rodkiem do celu. A celem by�a Moskwa...
Po sali przeszed� szmer, ale zaraz ucich�.
- Tego typu metody zarzucono ju� w �redniowieczu! - powiedzia� s�dzia.
Baron wzruszy� ramionami.
- Z tego co wiem, bolszewicy obdzierali ludzi ze sk�ry oraz stosowali tysi�ce innych tortur. Zarzucacie mi, �e walczy�em na spos�b �redniowieczny... Ale przecie� sami nie byli�cie lepsi.
- To jest k�amstwo - wrzasn�� prokurator.
- Doprawdy? - zdziwi� si� baron. - Czy moje metody s� �redniowieczne? C�, moi przodkowie z powodzeniem stosowali je podczas wojny ze Szwecj� w XVII wieku - powiedzia� spokojnie. - Poza tym w tych stronach nabijanie na pal ma tradycj� si�gaj�c� czas�w wielkiego Czyngiz-chana...
Prokurator zerwa� si� ze swojego miejsca.
- Nie zebrali�my si� tutaj, by s�dzi� Czyngiz-chana! - krzykn�� histerycznie.
Baron tylko si� u�miechn��. S�dzia uderzy� m�otkiem w st�.
- Pozostaje jeszcze jedna sprawa - powiedzia�. - Od zbrodniarza, kontrrewolucjonisty admira�a Ko�czaka, otrzymali�cie pi�tna�cie ton z�ota. Wedle naszych oblicze� na terenie Mongolii banda pod waszym kierownictwem, nosz�ca nazw� Azjatycka Dywizja Konna, skonfiskowa�a oko�o trzech ton z�ota i srebra. Tymczasem wojska rewolucyjne po zaj�ciu Urgi nie znalaz�y ani grosza. Gdzie si� to wszystko podzia�o?
Na twarzy oskar�onego pojawi�o si� ogromne zdumienie.
- Dlaczego mia�bym wam powiedzie�? - zdziwi� si�.
- Szczere przyznanie i zwrot zagrabionego maj�tku mog� mie� wp�yw na wysoko�� wyroku - powiedzia� prokurator.
- Je�li s�dzicie, �e w to uwierz�, to jeste�cie wyj�tkowo naiwni - odpar� baron. - Z kolei je�li cz�owiekowi, kt�ry t�pi� waszych braci jak robactwo, jeste�cie w stanie darowa� �ycie w zamian za odrobin� kruszcu, to jeste�cie �cierwami. W obu wypadkach nie zas�ugujecie...
- Domagam si� odpowiedzi, gdzie podzia�y si� skarby! - hukn�� s�dzia.
- Ca�e z�oto zu�y�em na zakup broni, amunicji i wyp�at� �o�du moim ludziom - baron sk�oni� g�ow�. - Mo�e zosta�a jaka� resztka, ale zupe�nie zapomnia�em, co z ni� zrobi�em.
- Pomo�emy sobie przypomnie�! - wrzasn�� jeden z czekist�w z pierwszego rz�du.
S�dzia wsta�.
- W imieniu Rosyjskiej Federacyjnej Republiki Radzieckiej skazuj� barona Romana Ungerna von Sternberga na kar� �mierci przez rozstrzelanie.
Up�yn�o dwadzie�cia dni. L�d skul rzek�. Po�rodku g�adkiej tafli postawiono zdezelowane szpitalne nosze. Na noszach le�a� baron. Jego cia�o nosi�o �lady najokropniejszych tortur. By� skrajnie wycie�czony. Wiatr ni�s� p�atki �niegu. By�o ponad dwadzie�cia stopni mrozu i rany skaza�ca przesta�y krwawi�. Krew zamarz�a. Pluton egzekucyjny �adowa� karabiny.
- To twoja ostatnia szansa - odezwa� si� czekista stoj�cy obok noszy. - Gdzie jest z�oto?
Oczy umieraj�cego otworzy�y si�. Popatrzy� w zadumie w niebo.
- Z�oto? - powt�rzy�y jego opuchni�te wargi. - Nie by�o �adnego z�ota...
Przez chwil� milcza�, a potem odezwa� si� znowu.
- Nigdy ju� nie b�dziecie spa� spokojnie � powiedzia�. - M�j syn nied�ugo doro�nie. Wtedy przyb�dzie tu, by wydusi� was w waszych zawszonych bar�ogach... Krew Ungern�w jest niezniszczalna, a moi krewni do ko�ca �ycia b�d� walczy� z wami. Nie zdo�acie wygra�. Nigdy...
- Z�oto? - czekista straci� cierpliwo��.
Le��cy u�miechn�� si�.
- Co� mi �wita - powiedzia�. - Faktycznie zosta�o troch� z�ota...
- Co z nim zrobi�e�?
Skazaniec znowu zapatrzy� si� w niebo i zmarszczy� czo�o, jak gdyby co� sobie przypomnia�.
- Wydaje mi si�, �e przepi�em je z podkomendnymi.
Oprawca cofn�� si�.
- Wykona� wyrok - wyda� polecenie.
Huk wystrza��w odbi� si� echem od skalistych brzeg�w rzeki.
ROZDZIA� PIERWSZY
PODRZUCONY STARODRUK � WIZYTA MICHAI�A � TESTAMENT KRWAWEGO BARONA � PLANUJEMY WYPRAW� � NASI PRZECIWNICY � PLAN PANA SAMOCHODZIKA � TAJEMNICZA FOTOGRAFIA
Wrze�niowe s�o�ce przyjemnie grza�o. Szed�em powoli Krakowskim Przedmie�ciem. Min��em uniwersytet. Mimo �e do rozpocz�cia roku akademickiego pozosta�y jeszcze trzy tygodnie, wielu student�w przekracza�o bram� uczelni. U�miechn��em si� w duchu. Te� kilka razy zdarzy�o mi si� zdawa� egzaminy w sesji poprawkowej - na jesieni. Min��em budynek mieszcz�cy Wydzia� Stosunk�w Mi�dzynarodowych oraz, o czym nieliczni tylko wiedzieli, Instytut Osetologii. Gdzie� tam na poddaszu w przesz�o pi�ciuset kartonowych pud�ach zgromadzono ludzkie szcz�tki znalezione podczas wykopalisk archeologicznych. Przyspieszy�em kroku. Obok mnie powoli przesun�� si� dziedziniec Akademii Sztuk Pi�knych. Tak niedawno przechodzi�em przez t� bram� spiesz�c na zaj�cia. Ksi�garnia imienia Boles�awa Prusa by�a jeszcze o tej porze zamkni�ta, ale zerkn��em ciekawie na wystaw�. Chwil� potem min��em kolejn� ksi�garni�, nale��c� do Wydawnictwa �Bellona�. Zaraz za ni� by� m�j ulubiony sklep. Przez du�e okna wystawy by�o wida� wn�trze zastawione zbrojami rycerskimi oraz stojakami z wszelkiej ma�ci broni� bia��. By�y to oczywi�cie repliki przeznaczone dla pasjonat�w rzemios�a rycerskiego, ale i tak mi�o by�o popatrze�. Jeszcze chwila i wszed�em w bram� naszego ministerstwa.
Min��em b��kitnego trabancika zaparkowanego na podw�rzu. A wi�c szef by� ju� w pracy. Popatrzy�em na zegarek. Do �smej brakowa�o jeszcze dwudziestu minut. Min��em Rosynanta. Pod wp�ywem nagrzewania lekko zmieni� kolor. Na dachu i masce pojawia�y si� czerwone pasemka.
- Technika - westchn��em. - Zmienia kolor, a nikt nie pomy�la�, �e nagrzewanie mo�e wywo�a� w blasze indukcj� s�abych �adunk�w elektrycznych.
Min��em samoch�d i wszed�em do gmachu.
- Jest jaka� poczta? - zapyta�em portiera okazuj�c przepustk�.
- Pan Tomasz zabra� - wyja�ni�. - jaka� ksi��ka albo co� w plastykowej oprawie.
Ksi��ka? W moim m�zgu pojawia�o si� niejasne przeczucie. Przeskakuj�c po dwa stopnie wbieg�em po schodach na pi�tro. Przesun��em kart� magnetyczn� przez szczelin� w drzwiach dziel�cych korytarz na cz�ci. Jeszcze jedna przeszkoda i wreszcie drzwi naszego gabinetu. Zapuka�em i, s�ysz�c ze �rodka zach�caj�ce mrukni�cie szefa, wszed�em.
Pan Samochodzik siedzia� w zadumie w g��bokim fotelu i z nabo�e�stwem kartkowa� gruby tomik oprawiony w pociemnia�� sk�r�. Przeczucie gwa�townie zamieni�o si� w straszliw� pewno��.
- Witaj - powiedzia�. - S�uchaj, jak tam porz�dkowanie naszego archiwum?
Nie spodziewa�em si� pyta� s�u�bowych z samego ranka.
- Wszystko gra, szefie - zameldowa�em. - Wprowadzi�em na twardy dysk jedena�cie tysi�cy dwie�cie pa�skich fiszek, wykona�em kopie zapasowe na CD-Romie. Wszystko jest oczywi�cie zaszyfrowane...
- A archiwum dzie� sztuki?
- Tak samo. Przygotowa�em te� kwartalne raporty i prognoz� na nadchodz�cy rok...
- Czyli w zasadzie nie masz chwilowo nic do roboty?
- Szefie, zawsze co� si� znajdzie...
Popatrzy�em zaniepokojony na ksi��k� w jego d�oni. Srebrzone okucia na rogach, kapita�ka, zameczek... XVI lub XVII wiek.
- Ale pilnego nic? - pan Tomasz dr��y� temat.
- Nic. Dlaczego pan pyta?
- Mam przeczucie - u�miechn�� si�, a jego oczy �ywiej spojrza�y zza okular�w. - Obejrzyj to - poda� mi ksi��k�.
Otworzy�em j� na stronie tytu�owej.
- �B��dy Talmudowe� - przeczyta�em nag��wek tytu�u. - Zaraz - ruszy�em w stron� p�ki, na kt�rej sta�a �Bibliografia polska� Karola Estreichera. Jednego tomu brakowa�o. Odwr�ci�em si� zaskoczony.
- Ju� sprawdzi�em - powiedzia� cicho szef. - To, co trzymasz w r�ce, to bia�y kruk. No, prawie bia�y, drugi egzemplarz, niekompletny, jest we Lwowie w Bibliotece Ossolineum. To bardzo rzadka ksi��ka.
W mojej g�owie zapali� si� ostrzegawcze lampki.
- Ale co to w�a�ciwie jest? - zapyta�em zaskoczony.
Kartkuj�c dzie�o natrafi�em bowiem na rozdzia� zatytu�owany �Mordy rytualne�.
- Widzisz, w XVIII wieku pojawi� si� na naszych ziemiach niejaki J�zef Frank, podaj�cy si� za Mesjasza. Uwierzy�o mu wielu �yd�w, zw�aszcza z kr�g�w chasydzkich. Pozostali oczywi�cie uznali go za oszusta. W odpowiedzi na pr�by przywo�ania go do porz�dku wyda� to w�a�nie dzie�ko... Stek najpotworniejszych bredni maj�cych rozbudzi� w chrze�cijanach nienawi�� do �yd�w... Wyj�tkowo paskudna ksi��eczka, a jednocze�nie fascynuj�cy dokument do dziej�w konflikt�w miedzy naszymi narodami. Tym bardziej fascynuj�cy, �e wi�kszo�� egzemplarzy zniszczono wkr�tce po ich opublikowaniu, a kolejne trawi� ogie�, gdy tylko wpad�y w r�ce �ydowskie. Zreszt� nie nale�y si� dziwi� zaciek�o�ci w t�pieniu tego dzie�a. I tak pozosta�y tylko dwa egzemplarze. Jeden, kt�ry trzymasz w r�ce, i drugi we Lwowie.
- A sk�d wzi�� si� ten?
- Wczoraj wieczorem kto� zostawi� to dla nas w portierni. M�ody cz�owiek, nie przedstawi� si� nawet...
- Chyba znam pewnego m�odego cz�owieka, kt�ry lubi anonsowa� swoj� wizyt� przesy�aj�c nam bia�e kruki - westchn��em.
- S�dz�, �e mamy tego samego na my�li. Poniewa� jego poprzednie przybycie oznacza�o dla nas miesi�c wakacji w Tobolsku, s�dz�, �e i tym razem czeka nas jaka� daleka eskapada. Dlatego zapyta�em, czy bie��ce sprawy zosta�y za�atwione.
Kto� delikatnie zapuka� do drzwi. Pozna�em to pukanie i poczu�em dreszcz. Dreszcze takie nawiedza�y mnie, ilekro� przypomnia�em sobie pewn� jesienn� noc w Tobolsku i forsowanie wp�aw bardzo zimnej syberyjskiej rzeki...
- Mo�e zgasimy �wiat�o i b�dziemy udawali, �e nas nie ma? - zaproponowa�em nie�mia�o.
- No co ty, nie otworzy� go�ciowi? - szef ju� szed� do drzwi. - Nasza tradycja nakazuje...
- Nakazuje wpuszcza� do domu - mrukn��em. - A to jest biuro...
- Czepiasz si� drobiazg�w.
- Poprzednim razem ledwo uszli�my z �yciem - przypomnia�em, ale ju� by�o za p�no.
Pan Samochodzik nacisn�� klamk� wpuszczaj�c do gabinetu Michai�a Derekowicza Tomatowa. Michai� u�ciska� szefa, a potem, przyozdobiwszy twarz szerokim u�miechem, ruszy� w moj� stron�.
- Pawe� Daniec, kop� lat! - powiedzia�.
U�cisn�li�my sobie d�onie.
- Siadaj i m�w, co ci� sprowadza - zaproponowa� szef, po czym przez telefon wyda� dyspozycj�, �eby przyniesiono nam dwie kawy i zielon� herbat�.
- Widz�, �e moja przesy�ka ju� dotar�a - nasz przyjaciel zerkn�� na stolik, gdzie od�o�y�em �B��dy Talmudowe�.
- S�dz� nawet, �e odgadli�my to przes�anie - westchn��em. - Znowu mamy jesie� i, zdaje si�, rzeki Syberii znowu staj� si� zimne jak l�d...
- Ty ci�gle jeszcze nie zapomnia�e�, jak wp�aw przebyli�my Tobo�? - u�miechn�� si� przybysz, ale zaraz spowa�nia�. - Tym razem ob�dziemy si� bez p�ywania. Tam gdzie si� wybieram jest zupe�nie sucho.
- Na ile zdo�ali�my ci� pozna�, domniemywam, �e znowu szykuje si� jaka� szalona eskapada - westchn�� szef. - Dok�d tym razem?
- To lubi� - powiedzia� Michai�. - Od razu wida�, �e chcecie mi pom�c...
- To b�dzie wymaga�o zgody ministra, a ten nowy jest negatywnie do nas nastawiony - westchn��em. - Wypomina� nam wsp�prac� z tob�. Powiedzia� te� wiele innych przykrych rzeczy... Chcia� zlikwidowa� nasz� kom�rk�, narzeka�, �e za du�o kosztujemy resort...
- Furda - u�miechn�� si� Michai�. - Na waszego ministra mam odpowiedniego haka.
- Haka? - zdziwi� si� pan Tomasz.
- Tak, wasz minister mia� serdecznego przyjaciela. No i ten przyjaciel wypisa� mi specjalny list polecaj�cy.
Zamy�li�em si� na chwil�.
- Czekaj, chcesz powiedzie�, �e nasz minister by� agentem KGB i poprzez jakie� kontakty zechcesz mu o tym w odpowiedniej chwili przypomnie�, gdyby si� rzuca�?
- Ech, Pawe�, ta twoja zdegenerowana wyobra�nia - u�miechn�� si�. - Naczyta�e� si� za du�o prasy brukowej.
- Wola�em szmat�awe powie�ci brukowe o szpiegach - u�miechn��em si� kwa�no.
- Czyja wygl�dam na cz�owieka maj�cego dost�p do teczek z archiw�w KGB?
- Gdyby� mia� dost�p, to nie musieliby�cie si� wtedy w�amywa� - u�miechn�� si� Pan Samochodzik.
- Wasz minister by� na plac�wce w Kanadzie, a m�j znajomy jest tam prezesem zwi�zku �owieckiego. Kilka razy go�ci� waszego zwierzchnika na polowaniach... Wezm� panowie bezp�atny urlop, a ja wam b�d� przez ten miesi�c p�aci�. Spakujecie walizki i w drog�...
- Zaraz - zaprotestowa�em. - Jeszcze nie powiedzieli�my, czy si� zgadzamy.
- A dlaczego nie? - zdziwi� si�. - Przygoda czeka. Mo�e najwi�ksza w waszym �yciu. I wszystko legalnie. I egzotyczny kraj.
Wyobrazi�em sobie szmaragdow� zatoczk�, bia�y piasek, rafy koralowe i palmy chwiej�ce si� na wieczornym wietrze.
- Egzotyczny kraj? - u�miechn�� si� szef. - Zaczyna by� ciekawie... Strasznie dawno nie k�pa�em si� w ciep�ym morzu...
Ucieszy�em si� �e nasze my�li w�druj� podobnymi �cie�kami.
- Mongolia! - zawo�a� Michai�. - Stepy, jurty, kumys, dzikie g�ry, konie...
Wizja szmaragdowej zatoczki i palm rozwia�a si�. Zamiast tego nie wiedzie� czemu wyobrazi�em sobie rozleg�y, przypr�szony �niegiem step i wlok�cych si� po nim �o�nierzy Czyngiz-chana. Poczu�em lekkie rozczarowanie.
- Mongolia - mrukn�� szef. - To brzmi zach�caj�co. A je�li wolno zapyta�... Bo chyba nie chodzi o miejsce spoczynku Czyngiz-chana?
- S�yszeli panowie o testamencie barona Romana Ungerna von Sternberga? Przepraszam, nie powinno si� odpowiada� pytaniem na pytanie, ale tak wysz�o...
- Testament barona to mit - u�miechn�� si� pan Tomasz.
Na obliczu Michai�a rozla� si� u�miech. Oczy mu zab�ys�y wewn�trznym �wiat�em. Otworzy� torb� i ruchem iluzjonisty wyci�gaj�cego z cylindra kr�lika wydoby� ze �rodka kartk� papieru formatu A-4 oprawion� w sztywn� plastykow� ok�adk�.
- Mit, powiadacie?
Nie podoba�a mi si� jego mina. By� zbyt pewny siebie. Szef uj�� dokument i przez d�u�sz� chwil� bada� go wzrokiem.
- A niech mnie... - powiedzia�. - Jak to podrobi�e�?
Nasz go�� uda� obra�onego, ale nadal si� u�miecha�.
- A fe, c� za krzywdz�ce podejrzenia - powiedzia�. - Chyba najlepiej b�dzie, je�li na�wietl� ca�� spraw� od pocz�tku.
- Zamieniamy si� w s�uch - szef wygodniej opad� na fotel, a ja otworzy�em brulion, aby w razie czego odnotowa� s�owa przybysza.
- W ubieg�ym roku podczas odgruzowywania ruin jednego z klasztor�w w U�an-Bator natrafiono na tajemniczy stalowy cylinder. Prawdopodobnie by� zamurowany w �cianie. Zreszt� by�y na nim �lady zaprawy. Gdy komuni�ci wysadzali klasztor w powietrze, mur run�� i pojemnik spocz�� bezpiecznie w gruzach.
- Nie uleg� zgnieceniu? - zdziwi� si� pan Tomasz.
- Na szcz�cie nie. Mia� �cianki grube na ponad dwa centymetry. Zardzewia� troch� po wierzchu, ale da�o si� go odkr�ci�. Wewn�trz by�o kilkadziesi�t bezcennych dokument�w oraz ten testament... Jak widzicie sporz�dzono go w trzech j�zykach: mongolskim, buriackim i niemieckim.
Pan Tomasz wyj�� z p�ki s�ownik niemiecko-polski wydany pod koniec XIX wieku i przez chwil� go kartkowa�.
- A wi�c potwierdzi�y si� s�owa Ossendowskiego - mrukn��. - Ten dokument faktycznie istnieje...
- Co tam jest napisane? - usi�owa�em zajrze� mu przez rami�.
- Ja, baron Roman Ungern von Sternberg, chan mongolski, g��wnodowodz�cy Azjatyckiej Dywizji Konnej czyni� wiadomym, co nast�puje - pan Tomasz czyta� od razu t�umacz�c na polski. - Wyruszaj�c na �miertelny b�j z czerwon� zaraz� i zdaj�c sobie spraw�, �e znaki na niebie wr� mi �mier� z r�k bolszewik�w, postanowi�em rozdysponowa� zgromadzone przeze mnie �rodki.
Je�li polegn�, a armia moja b�dzie znajdowa� si� w walce, przekazu je dow�dztwo nad dywizj� atamanowi Siemionowowi. W�wczas otrzyma on wszelkie �rodki pieni�ne oraz prawo do swobodnego dysponowania nimi z zastrze�eniem, aby przynios�o to korzy�� Mongolii i naszej ojczy�nie, Rosji. Na niego te� nak�adam obowi�zek opieki nad moim synem A�mazem, przebywaj�cym obecnie w Pekinie, oraz nad jego matk� Miao Ungern z domu Asin-Gioro. W razie �mierci atamana Siemionowa skarby b�d� mog�y by� przekazane jego nast�pcy. Je�li sprawa nasza upadnie, zgromadzone z�oto nale�y przeznaczy� na rozw�j religii buddyjskiej w Mongolii.
Wykonawcami i stra�nikami tego testamentu czyni� profesora Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego oraz in�yniera Kamila Gi�yckiego, kt�rzy swoimi podpisami potwierdz�, �e dobrowolnie przyj�li na siebie ten obowi�zek.
- Poni�ej s� podpisy - powiedzia�em. - W jaki spos�b trafi�o to do twoich r�k?
- Bardzo prosto - wyja�ni� Michai�. - Po odczytaniu testamentu rz�d Mongolii, cho� w baronie widz� nadal okupanta, kata i awanturnika, zdecydowa� si� uszanowa� jego wol�. Skarby, o ile zostan� odnalezione, b�d� rozdysponowane nast�puj�co: jeden procent dla znalazcy, dziewi�� procent dla rz�du, reszta dla rady klasztor�w. Przygotowano cztery koncesje na poszukiwania. Jedna nale�y do mnie. Dostaniemy jeden procent i podzielimy si� po r�wno...
Zapad�o milczenie. Jako pierwszy odezwa� si� Pan Samochodzik.
- W zasadzie jestem nieprzekupny - powiedzia�.
U�miechn��em si� w duchu. A bo to pierwszy raz przyjmowa� zagraniczne zlecenia?
- Pieni�dze szcz�cia nie daj� - u�miechn�� si� nasz przyjaciel. - Ale mog� czasami otrze� �zy. Nie mam zamiaru pan�w przekupywa�. Proponuj� udzia� w zyskach. Je�li nie chce pan tych pieni�dzy, to przecie� mo�na przeznaczy� je na cokolwiek. Na remont zabytk�w albo na budow� szpitala...
Szef kiwn�� g�ow�.
- Tak brzmi lepiej - u�miechn�� si�.
- A ja za swoj� cz�� kupi� wreszcie radar geologiczny, kamer� termowizyjn� i troch� innego sprz�tu potrzebnego naszej kom�rce - powiedzia�em.
- Proponuj� narad� u mnie, dzi� wieczorem - odezwa� si� Pan Samochodzik. - Wypijemy herbat� i ustalimy szczeg�y.
Michai� powa�nie skin�� g�ow�. Po chwili stukn�y drzwi. Zostali�my sami. Tylko oprawiona w sk�r� ksi��ka i kserokopia testamentu �wiadczy�y, �e wizyta ta nie by�a snem. Szykowa�a si� kolejna szalona przygoda.
Siedzieli�my w kawalerce pana Tomasza. S�o�ce powoli zapada�o za dachy staromiejskich kamieniczek. W pokoju panowa� ju� p�mrok, dlatego w��czy�em lamp� z zielonym aba�urem. Szef popatrzy� w zadumie na zegarek.
- Powinien by� trzy minuty temu - zauwa�y�.
- Mo�e si� troch� sp�ni?
- Dot�d nigdy si� nie sp�nia�.
W tym momencie rozleg�o si� delikatne pukanie do drzwi. Otworzy�em. Michai� by� lekko zadyszany, jak gdyby bieg� ca�� drog�.
- Przepraszam za sp�nienie - powiedzia�. - Korki...
Szef wskaza� mu gestem fotel.
- Wobec tego zacznijmy narad� - powiedzia�. Mam ju� wst�pn� zgod� ministra. Dostaniemy dwadzie�cia dni bezp�atnego urlopu. Wliczaj�c weekendy, mamy prawie miesi�c na poszukiwania.
Nasz go�� powa�nie kiwn�� g�ow�.
- To dobrze. Opowiem mo�e troch� o naszych konkurentach...
- Zgoda.
- A wi�c, jak ju� wspomnia�em, koncesje na poszukiwania dosta�y cztery grupy. Opr�cz naszej wybiera si� do Mongolii holenderski milioner Paul Vandersyft - z teczki wyj�� kilka pude�ek slajd�w i ma�y rzutnik.
Zgasi�em �wiat�o, a szef zdj�� ze �ciany kilim. Na chropawym tynku zobaczyli�my obraz starszego m�czyzny. Mia� poci�g�� twarz, krzaczaste brwi i bardzo niebieskie oczy. W�osy, niegdy� br�zowe, przypr�szy�a mu siwizna.
- Co o nim wiesz?
- Stosunkowo porz�dny go�� - powiedzia� nasz, przyjaciel. - Po�ow� swojego maj�tku przeznaczy� na program szczepienia afryka�skich dzieci.
- A jak z jego do�wiadczeniem?
- Poszukiwa� hitlerowskich skrytek ze z�otem w Tyrolu. Dwie uda�o mu si� zlokalizowa�. Zainkasowa� dziesi�� procent warto�ci �upu... Szuka� te� rze�b skutych z budynk�w rz�dowych w czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Odnalaz� ich resztki w winnicy dwadzie�cia kilometr�w od miasta. I to zdaje si� tylko dzi�ki analizie archiwali�w... Twardy zawodnik. Prawdopodobnie b�dzie mu towarzyszy� jego siostrzeniec wy�wietli� kolejny slajd, na kt�rym ujrzeli�my m�odzie�ca mniej wi�cej pi�tnastoletniego o lekko sko�nych oczach.
- No tak - mrukn�� szef. - Mi�y ch�opiec. Co potrafi?
- Zna biegle mongolski, rosyjski i kilka j�zyk�w zachodnich. W wieku czternastu lat zda� matur�.
- A wi�c genialne dziecko - westchn�� Pan Samochodzik. - Wygl�da troch� jak...
- Po matce jest Mongo�em. Zna dobrze j�zyk, cho� wychowywa� si� w Europie....
- Co jeszcze grozi nam z ich strony? - za�artowa�em.
- Dysponuj� fantastycznym sprz�tem. Maj� najnowszy radar geologiczny firmy SIR, kt�ry si�ga nawet do pi��dziesi�ciu metr�w w g��b.
Gwizdn��em cicho przez z�by.
- To nie wszystko. Z tego co wiem, maj� te� najnowszej klasy magnetometr protonowy.
- Czyli pod wzgl�dem wyposa�enia bij� nas na g�ow�, znaj� miejscowy j�zyk i do tego maj� pewne do�wiadczenie - westchn�� Pan Samochodzik.
- Druga ekipa te� jest dwuosobowa - Michai� postuka� prze��cznikiem. Na �cianie pojawi� si� obraz Awenira Owsianowa, a na nast�pnym zdj�ciu by� Nicolau Rauber.
Unios�em brwi w lekkim zdziwieniu. Gor�czka z�ota rodzi dziwne sojusze.
- Oczywi�cie to tak�e ludzie do�� cywilizowani - powiedzia� w zadumie Michai�. - Nie maj� sprz�tu, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo, ale za to dysponuj� rzecz� cenniejsz� ni� z�oto. Maj� dost�p do archiw�w by�ego KGB.
- Czy�by ta organizacja te� swego czasu szuka�a skarb�w Ungerna? - zdumia�em si�.
- Owszem. Przeprowadzili co najmniej trzyna�cie wypraw poszukiwawczych. Podszywali si� pod geolog�w, archeolog�w, raz nawet pod paleontolog�w. W sumie kilkadziesi�t miesi�cy w terenie. Spisali relacje, wykonali pr�bne wiercenia... Raz uda�o im si� odnie�� niewielki sukces. Znale�li zakopane na stepie �uski od pocisk�w z lekkich dzia�ek, kt�re mia� na wyposa�eniu baron.
- Te� mi sukces - mrukn�� pan Tomasz.
- W chwili gdy je ukrywano mog�y by� do�� cenne - zauwa�y�em. - Nie wiem, jak jest w Mongolii z kopalinami, ale mosi�dz m�g� by� bardzo potrzebny chocia�by do robienia kocio�k�w...
- Poza tym �wczesne �uski nabijano cz�sto ponownie prochem - dorzuci� swoje trzy grosze Michai�.
- Dobrze. A trzecia grupa naszych konkurent�w? - zaciekawi�em si�.
- Tych uwa�am za najniebezpieczniejszych - mrukn�� nasz przyjaciel.
Pstrykn�� prze��cznikiem i na �cianie pojawi� si� obraz. Staruszek o lekko sko�nych oczach siedzia� na w�zku inwalidzkim. Za w�zkiem sta�a wysoka, smuk�a dziewczyna, licz�ca oko�o dwudziestu lat. Ona tak�e zdradza�a niewielk� domieszk� rasy ��tej. By�a bardzo �adna. Czarne w�osy spi�a w ko�ski ogon, a na jej ustach go�ci� sympatyczny u�miech.
Szef patrzy� w zadumie na obrazek.
- To maj� by� nasi najgro�niejsi przeciwnicy? - zdziwi� si�. - Przecie� ten staruszek ma ze sto lat i nie wstaje z w�zka inwalidzkiego...
- Nie ma stu lat - zaprotestowa� Michai�. - Tylko osiemdziesi�t dziewi��. Poza tym jest w stanie usta� o w�asnych si�ach, a nawet kawa�ek przej��. Szybko si� m�czy, ma uszkodzone jedno kolano...
- A ta dziewczyna?
- To jego prawnuczka.
- Kim on jest? - zapyta�em. - To emerytowany detektyw czy mo�e poszukiwacz skarb�w?
- Dot�d si� tym nie zajmowa� - u�miechn�� si� Michai�. - To syn barona Romana Ungerna i ksi�niczki Miao Asin-Gioro, A�maz Ungern von Stemberg.
Gwizdn��em cicho. Szef te� wygl�da� na poruszonego.
- To on �yje? - zdumia� si�. - Czekaj Asin-G�oro, to przecie� nazwisko, kt�rego u�ywa� Pu Yi, ostatni cesarz... Czyli w jego �y�ach...
- W jego �y�ach p�ynie krew cesarzy Chin. I krew niemieckich rycerzy krzy�owc�w. To mo�e by� wybuchowa mieszanka...
- Rozumiem - mrukn�� Pan Samochodzik. - Co wiesz o nim jako o cz�owieku?
- Przez wiele lat by� �o�nierzem. Bra� udzia� w walce mi�dzy komunistami a armi� Czang Kai-Szeka. Ze swoim stuosobowym oddzia�em przez dwa tygodnie broni� starej chi�skiej twierdzy przed nacieraj�c� czwart� armi� kwantu�sk�. Os�aniali w ten spos�b ewakuacj� niedobitk�w i ludno�ci cywilnej na Taiwan. Potem walczy� w Korei i Wietnamie. Jako jeden z ostatnich odlecia� helikopterem podczas ewakuacji Sajgonu. Walczy� z czerwonymi na wszystkich kontynentach. No mo�e z wyj�tkiem Antarktydy... Ostatnim jego wyczynem by� atak, w wyniku kt�rego oddzia�y rebelianckie odbi�y miasto Aksum w Etiopii. Tam w�a�nie otrzyma� postarza� w kolano... Ma co� ze czterdzie�ci order�w i medali.
- A wi�c �o�nierz - mrukn�� szef. - Zaraz, pod Aksum w 1991 roku musia� mie�...
- Prawie osiemdziesi�t lat. Zosta� ranny i od tej pory porusza si� na w�zku. Teraz ma prawie dziewi��dziesi�t, ale krzepko si� trzyma. Wi�kszo�� Ungern�w para�a si� rzemios�em wojennym. On te�. Ale to nie jest t�py kapral z karnej jednostki. W chwilach, gdy nie toczy� wojen, uko�czy� biologi�, fizyk� i astronomi�. Studiowa� te� histori�.
- Trzy fakultety - powiedzia� z uznaniem szef. - Musi mie� sporo samozaparcia i rozleg�� wiedz�.
- Pi�knie - mrukn��em. - Gdy obudzimy si� kt�rego� ranka zastrzeleni, to b�dzie oznacza�o...
- Stosuje si� do kodeksu honorowego - uspokoi� nas Michai�. - Dodam, �e zna wi�kszo�� j�zyk�w regionu, gdzie przyjdzie nam dzia�a�. A jego prawnuczka na pewno dobrze w�ada mongolskim. Studiowa�a orientalistyk�.
- Jako potomek krwawego barona mo�e dysponowa� jakimi� danymi, kt�rych my nie mamy - zauwa�y� pan Tomasz.
- Nie da si� tego wykluczy� - Michai� spowa�nia�. - W Mongolskiej Republice Ludowej istnia�a ustawa o ochronie niepodleg�o�ci, kt�ra zabrania�a jakimkolwiek cz�onkom rodu Ungern�w pojawiania si� na ich terytorium. On b�dzie pierwszym przedstawicielem tej rodziny, kt�ry postawi stop� na ziemi, za kt�r� jego ojciec odda� �ycie.
- A wielu jest tych Ungern�w? - zainteresowa�em si�.
- Kilkunastu, mo�e dwudziestu kilku. M�wi� oczywi�cie o m�czyznach. Wi�kszo�� spokrewniona ze sob� w �smym, dziesi�tym stopniu pokrewie�stwa. �yj� w r�nych krajach i m�wi� r�nymi j�zykami. Tylko po�owa z nich nosi pi�tno...
- Pi�tno? - zdziwi� si� szef.
- Znami�... To chyba brzmi lepiej. Wybaczcie, dobrze pozna�em polski w Kanadzie, ale czasem...
- �wietnie m�wisz po naszemu - uspokoi�em go. - Co to za znami�?
- Wszyscy Ungernowie pochodz�cy z teren�w Kurlandii po swoim przodku maj� genetyczn� skaz�, kt�ra objawia si� w postaci ciemnej plamy na piersi na wysoko�ci mniej wi�cej serca... Plama wygl�da z grubsza jak odcisk ludzkiej d�oni. Oczywi�cie istnieje legenda, �e tak szatan naznaczy� r�d, kt�ry mia� mu s�u�y� po wieczne czasu nios�c �mier� i po�og�. R�d nieul�k�ych wojownik�w...
Pan Samochodzik w zadumie patrzy� przez okno.
- Mamy nad naszymi przeciwnikami niewielk� przewag� - powiedzia� wreszcie. - By� mo�e oka�e si� ona zupe�nie iluzoryczna, ale to chyba jedyna szansa odnalezienia depozytu. Chyba �e dysponujesz jakimi� dodatkowymi informacjami - popatrzy� na Michai�a wyczekuj�co.
- Gdybym dysponowa� informacjami, to sam spr�bowa�bym to ugry�� - westchn�� nasz przyjaciel. - Zdecydowa�em si� wynaj�� was... Kto inny zdo�a rozgry�� zagadk�, kt�ra wydaje si� niemo�liwa do rozwi�zania?
- A je�li i nam si� nie powiedzie?
- W�wczas uznam t� wypraw� za mi�� wycieczk� krajoznawcz� i wr�c� spokojnie do Szwecji. Mamy pocz�tek wrze�nia. Pierwszego pa�dziernika zaczyna mi si� rok akademicki. Znowu b�d� s�ucha� wyk�ad�w doktora Raubera...
- Jakich wyk�ad�w? - nie zrozumia�em.
- Nasz przyjaciel studiuje histori� sztuki w Uppsali - wyja�ni� Pan Samochodzik. - A doktor Nicolau Rauber jest wyk�adowc� na jego uniwersytecie.
- My�la�em, �e pracuje w KGB - zdziwi�em si�.
- W dzisiejszych czasach jedno drugiemu nie przeszkadza - u�miechn�� si� nasz go��. - Ale on nie pracowa� nigdy u nich na etacie, tylko by� zapraszanym zaprzyja�nionym cudzoziemskim konsultantem.
- Przysz�a mi do g�owy pewna zabawna my�l - mrukn�� pan Tomasz. - Przyjmijmy, �e znajdziesz skarby, a tw�j wyk�adowca nie. Przecie� on ci� na pierwszym egzaminie rozsmaruje na �cianie.
- Mo�e nie b�dzie tak �le... Wspomina� pan o jakim� tropie?
- Owszem, ale to b�dzie d�u�sza historia - ostrzeg�.
Usiedli�my wygodniej w fotelach.
- Skoro obaj postanowili�cie p�j�� w moje �lady i zaj�� si� poszukiwaniem r�nych zaginionych rzeczy - szef u�miechn�� si� lekko - mo�e sami na pocz�tek spr�bujecie co� wydedukowa� z posiadanych ju� materia��w.
Zamy�li�em si�.
- Gdybym zabiera� si� do szukania depozytu wspomnianego w testamencie, zacz��bym od dok�adnego przekopania ruin klasztoru...
Michai� westchn�� z ubolewaniem.
- Moja koncepcja jest zupe�nie inna - powiedzia�. - Rozkopywanie ruin nic nie da, a nawet je�li co� da, pracuje tam ju� ekipa archeologiczna. S�dz�, �e jedynym tropem, za kt�rym mo�na by p�j��, jest dok�adna analiza osobowo�ci trzech ludzi, kt�rzy podpisali si� na dokumencie. A �ci�lej m�wi�c dwu: Gi�yckiego i Ossendowskiego.
- Dlaczego wykluczasz Ungerna? - zdziwi�em si�.
- Z bardzo prostej przyczyny. Baron Ungern...
- Opowiedz co� o nim - u�miechn�� si� szef - Bo Paw�owi to nazwisko chyba nic nie m�wi...
- To by� jeden z bia�ych genera��w - zaprotestowa�em. - Walczy� z komunistami, zapewne w Mongolii...
- Owszem - u�miechn�� si� Michai�. - Ungern by� carskim oficerem. Walczy� w Mand�urii w 1905 roku. Co robi� potem przez dziewi�� lat, tego nie wiem. Podczas pierwszej wojny �wiatowej walczy� na froncie galicyjskim, gdzie stworzy� owiane legend� dzikie dywizje.
- To raczej czarna legenda - mrukn�� szef. Widz�c, �e o tym nie s�ysza�em, zacz�� wyja�nia�. - Dzikie dywizje z�o�one by�y z kozak�w. Walczy�y g��wnie na froncie po�udniowym. Ich cz�onkowie zajmowali si� dostarczaniem informacji o ruchach wroga, stanowili zwiad i jednocze�nie jedn� z g��wnych si� uderzeniowych carskiej armii. U�ywano ich tak�e do prze�amywania linii frontu... Jako pierwsi wjechali do Lwowa po opuszczeniu miasta przez Austriak�w. S�ynne by�y ich rajdy w g��b terytorium nieprzyjaciela. Parokrotnie operowali nawet kilkadziesi�t kilometr�w od swoich pozycji... To byli fanatycy wojny. Wielu gin�o w samob�jczych misjach... Jeszcze wi�cej zabi� alkohol i plutony egzekucyjne...
- Na froncie pope�nili tak� ilo�� zbrodni wojennych, �e Ungernowi grozi� s�d polowy - dorzuci� Michai�. - Zreszt� baron nie uznawa� cywilizowanej sztuki wojennej. Nie widzia� sensu w braniu je�c�w. Kultywowa� tradycje swoich teuto�skich przodk�w... Jak gdyby nie m�g� zrozumie�, �e czasy wojny trzydziestoletniej dawno odesz�y w niebyt. Po pokoju brzeskim, gdy jego band� rozformowano, wys�a� listy do atamana Semena Petlury. Zaproponowa� mu pomoc w walce z komunistami. Jednocze�nie z�o�y� propozycje Pi�sudskiemu, chcia� poprowadzi� oddzia�y przeciw Petlurze na odsiecz Lwowa.
- Troch� w tym brakuje logiki - mrukn��em.
- Nie - u�miechn�� si� szef. - On po prostu kocha� wojn�. Widzia� sens swojego �ycia w walce... Z takich jak on podczas drugiej wojny �wiatowej formowano najbardziej krwio�ercze jednostki SS i Armii Czerwonej. Pies wojny, m�wi�c j�zykiem literackim. Najemnik do wynaj�cia.
- Poniewa� �adna ze stron nie by�a zainteresowana jego us�ugami, wsi�k�. Wyp�yn�� w armii genera�a Wrangla. Tam dowodzi� jaki� czas oddzia�ami kozackimi. We wspomnieniach Wrangla jest uroczy fragment, gdy ten wszed� do chaty, w kt�rej kwaterowali kozacy. Zapyta� ich o dow�dc�, a oni pokazali mu barona �pi�cego na pod�odze na wi�zce s�omy, nakrytego brudnym ko�uchem i gazet�. Genera� obudzi� barona i wda� si� z nim w pogaw�dk�. Jak potem zanotowa�, wydawa�o mu si�, �e rozmawia z cz�owiekiem, z kt�rego wojna zdar�a cywilizowan� otoczk�... Po kl�skach Rosyjskiej Armii Wyzwole�czej baron zdecydowa� si� zmieni� teatr dzia�a� wojennych. Znikn�� na p� roku, by pojawia� si� w Mongolii. Skrzykn�� pod swoje sztandary kilka miejscowych plemion i uderzy� na stacjonuj�c� tam armi� chi�sk�. Tymczasem b��dy admira�a Ko�czaka spowodowa�y ofensyw� Armii Czerwonej na wsch�d, wzd�u� linii kolei transsyberyjskiej. Ungern w Mongolii i niedobitk�w bia�ej armii i miejscowych plemion stworzy� Azjatyck� Dywizj� Konn�. W pocz�tkach 1921 roku uderzy� na Zabajkale. Szlak jego przemarszu znaczy�y zw�oki komunist�w wbitych na pal lub po�wiartowanych...
- Po pocz�tkowych sukcesach pad� ofiar� zdrady. Zwi�zanego wydano go bolszewikom - uzupe�ni� szef...... Czerwoni wiedzieli o tym, �e zebra� znaczne ilo�ci z�ota. Prawdopodobnie uda�o mu si� przej�� cz�� depozyt�w admira�a Ko�czaka, a nale�y pami�ta�, ze admira� zebra� ca�e z�oto z syberyjskich bank�w i gdzie� schowa� tak sprytnie, �e do tej pory nie uda�o si� go odnale��... Mia� go ponad 100 ton; nie wiadomo, jak� cz�� przes�a� Ungernowi.
- Baron skonfiskowa� te� ca�e zasoby chi�skiej armii oraz haracz, kt�ry Chi�czycy na�o�yli na Mongo��w i nie zd��yli w por� wywie�� - wyja�ni� Michai�. - Poniewa� komuni�ci kochaj� si� w kosztowno�ciach, przed u�mierceniem usi�owali wydoby� z barona, gdzie ukry� depozyty. On jednak bohatersko wytrzyma� wszystkie tortury.
- Gdy s�u�y�em w komandosach, uczyli nas, �e nie ma cz�owieka, kt�ry d�ugo wytrzyma�by wyrafinowane m�ki - zauwa�y�em.
- Baron by� szale�cem, m�g� przetrzyma� katusze, kt�re zabi�yby kogo� normalnego - zauwa�y� Michai�.
- Bardziej prawdopodobne jest, �e zabezpieczy� si� na tak� okoliczno�� - doda� Pan Samochodzik. - Ja na jego miejscu zleci�bym ukrycie skarb�w Ossendowskiemu i Gi�yckiemu i nie interesowa�bym si� szczeg�ami... Gdybym nic nie wiedzia�, prawdopodobie�stwo, �e co� ze mnie wycisn�, by�oby r�wne zeru...
- Tak czy inaczej baron Ungern mimo tortur nie zdradzi� miejsca ukrycia. Dlatego te� ca�kowicie pomijam jego osob� w rozwa�aniach. Nawet je�li zna� t� tajemnic�, zabra� j� do grobu. Pozostaj� dwaj wasi rodacy, Ossendowski i Gi�ycki.
- Baron m�g� j� jako� przekaza� synowi?
- Tylko przez jednego z nich.
Szef u�miechn�� si� lekko.
- Skoncentrujmy si� na osobie Ossendowskiego - zaproponowa�.
Michai� kiwn�� energicznie g�ow�.
- Czyli co� pan o nim s�ysza�? - zapyta�.
Szef przez d�u�sz� chwil� patrzy� na niego zdumiony.
- Chwileczk�, chcesz powiedzie�, �e nazwisko Ossendowski nic ci nie m�wi?
Michai� bezradnie wzruszy� ramionami.
- O zgrozo - j�kn�� szef. - A ty? - zwr�ci� si� do mnie.
- Ja te� nie wiem, ale za to czyta�em ksi��k� Kamila Gi�yckiego �Lwica Uanga�.
- Banda nieuk�w! - hukn�� szef. - I wy chcecie pracowa� ze mn�?
Michai� wtuli� g�ow� w ramiona.
- Lito�ci, szefie - powiedzia�em. - To wszystko wina brak�w programowych i b��d�w obecnego systemu o�wiaty...
Pan Samochodzik uspokoi� si� z wolna.
- Ferdynand Antoni Ossendowski by� jednym z najs�ynniejszych polskich pisarzy okresu mi�dzywojennego - powiedzia� w zadumie. - Je�li nie najs�ynniejszym. Jego ksi��ki przek�adano na kilkana�cie j�zyk�w, a ukazywa�y si� w nak�adach wi�kszych ni� dzie�a naszych dw�ch noblist�w, Sienkiewicza i Reymonta.
Na naszych twarzach odmalowa� si� musia�o zdziwienie.
- Ossendowski wydawa� za granic� powie�ci podr�nicze i obyczajowe - powiedzia�. -- Najwi�ksz� s�aw� przynios�y mu jednak dwa dzie�a. Ksi��ka pod tytu�em �Lenin�, ukazuj�ca prawd� o Wielkiej Rewolucji Pa�dziernikowej, oraz druga, �Przez kraj ludzi, zwierz�t i bog�w�, b�d�ca zbeletryzowanym pami�tnikiem jego wyprawy przez ogarni�te wojn� domow� Syberi� i Mongoli�...
- Mongoli� - oczy Michai�a zab�ys�y domy�lnie.
- Ale zaczn� chyba od pocz�tku - Pan Samochodzik nala� sobie herbaty. - Ossendowski przez ca�e �ycie konsekwentnie budowa� swoj� legend�. Na syberyjskich uczelniach wyk�ada� chemi� i mineralogi�. U�ywa� przy tym ch�tnie tytu�u profesorskiego, cho� nie ma �adnych �lad�w, �e taki kiedykolwiek zosta� mu nadany. Twierdzi�, �e uko�czy� studia chemiczne na Sorbonie, jednak tu pojawia si� kolejny problem, gdy� nasz rodak nie figuruje w spisie absolwent�w
- Cwaniaczek - mrukn��em z uznaniem.
- Szczeg�lnie zagmatwane s� jego losy po rewolucji 1905 roku. Nie b�d� wam przypomnia� przebiegu tej krwawej awantury. Ossendowski w chwili jej wybuchu przebywa� prawdopodobnie w Mand�urii. Pracowa� tam przy wytyczaniu linii kolejowej. Nieoczekiwanie w swoich wspomnieniach pisze, �e by� naocznym �wiadkiem krwawej niedzieli w Petersburgu, by ju� kilkana�cie dni p�niej zosta� premierem samozwa�czego rz�du w Irkucku.
- Teoretycznie m�g� przejecha� t� tras� kolej� transyberyjsk� - zauwa�y�em.
- Teoretycznie - szef podkre�li� to s�owo - tak. Pod warunkiem, �e akurat nigdzie nie natrafi�by na strajki kolejarzy, to i tak podr� zaj�aby mu kilka tygodni. Przypuszczam, �e swoj� naoczn� relacj� po prostu zmy�li�. Teraz zajmijmy si� kolejnym problemem. W Irkucku, wobec ucieczki cz�ci urz�dnik�w i wywiezieniu na taczkach pozosta�ych, powsta� rz�d tymczasowy. Ossendowski sta� si� jego cz�onkiem w funkcji odpowiadaj�cej z grubsza stanowisku premiera. Rz�d poczyna� sobie bardzo odwa�nie. Irkuck by� odci�ty od �wiata strajkiem na kolei transsyberyjskiej. Jednocze�nie w stron� miasta jecha�y od wschodu eszelony �o�nierzy zdemobilizowanych po przegranej wojnie w Mand�urii. Ossendowski zdo�a� przekupi� kolejarzy, aby umo�liwili wojskom wyjazd do europejskiej cz�ci. Tym samym samozwa�czy rz�d pozby� si� ze swojego podw�rka jedynej realnej si�y wiernej monarsze lub mog�cej stanowi� zaczyn rewolucji.
- Co oni kombinowali? - zdumia�em si�. - Secesj� Syberii i utworzenie niepodleg�ego pa�stwa?!
- Trudno oceni�. W ka�dym razie grupa Ossendowskiego aresztowa�a wi�kszo�� socjalist�w i komunist�w i trzyma�a w�adz� tward� r�k�. Premier Sto�ypin st�umi� rewolucj� w europejskiej cz�ci Rosji, a do Irkucka wys�a� korpus ekspedycyjny. Samozwa�cy natychmiast oddali w�adz�. Zostali osadzeni w wi�zieniu, �ledztwo trwa�o przez ponad rok. Za bunt przeciw monarchii, a tak niekt�rzy s�dziowie interpretowali utworzenie niezale�nego rz�du, grozi� w tamtych czasach stryczek. W ko�cu jednak uznano, �e rz�d mia� szlachetne intencje i uwolniono ich od winy. Tu pojawia si� pewien weso�y kruczek. W czasie, gdy nasz bohater siedzia� w tiurmie oskar�ony o bunt i zdrad�, odby�y si� rokowania pokojowe mi�dzy Rosj� a Japoni�. Ossendowski twierdzi, �e bra� w nich udzia�; co wi�cej: sfotografowano go w�r�d uczestnik�w rosyjskiej delegacji.
Opad�a mi szcz�ka.
- Jak on to zrobi�? - zdumia�em si�.
- Niemal prosto z wi�zienia profesor �poszed� w dyrektory�: zosta� ni mniej, ni wi�cej tylko prezesem zwi�zku przemys�owc�w z�ota - organizacji, kt�ra kontrolowa�a 70% wydobycia tego kruszcu w Rosji i zrzesza�a wy��cznie w�a�cicieli trust�w wydobywczych lub kopal�.
- Mia� w�asn� kopalni� z�ota - u�miechn�� si� domy�lnie Michai�.
- Nie mia�. A przynajmniej nic na to nie wskazuje. Za to publikowa� artyku�y o technologii jego wydobycia i oczyszczania. W 1914 roku pracowa� jako dziennikarz w bardzo szmat�awej gazetce, a je�li wierzy� jego relacji, w 1916 roku ogl�da� zw�oki Rasputina wydobyte z kana�u. Jednak w chwili wybuchu Wielkiej Rewolucji Pa�dziernikowej piastowa� funkcj� wyk�adowcy na uniwersytecie w Omsku.
- Nie maj�c nawet dyplomu - u�miechn�� si� Michai�.
- W�a�nie. Potem doradza� armii admira�a Ko�czaka. Trudno powiedzie�, jak im doradza�, ale wkr�tce ponie�li kl�sk�. Doradca za� uciek� na po�udnie. Przeby� tysi�ce kilometr�w konno, przezimowa� w tajdze, usi�owa� przedrze� si� przez Tybet do Nepalu i Indii. To mu si� nie uda�o, wr�ci� wi�c na wsch�d, do ogarni�tej wojn� domow� Mongolii. Tam zetkn�� si� Ungernem. Je�li wierzy� relacjom, Krwawy Baron dostrzeg� w nim brata w rozumie i po kilku dniach u�atwi� mu wyjazd do Ameryki. Ossendowski nie pisze, kt�r�dy pojecha�. M�g� albo wyruszy� do Pekinu, gdzie mieszka�a �ona barona, albo do W�adywostoku, gdzie nadal bronili si� biali. W jego ksi��ce natomiast jest fotografia jak�w ci�gn�cych samoch�d przez piaski pustyni Gobi.
- Czyli do Chin - mrukn��em.
- Nie da si� wykluczy�.
- Dlaczego s�dzi pan, �e Ossendowski jest postaci� kluczow�? - zainteresowa� si� Michai�.
- Z bardzo prostej przyczyny. Ten cz�owiek niemal na �o�u �mierci zostawi� bardzo interesuj�c� wskaz�wk�, gdzie szuka� depozytu. Dot�d wprawdzie uwa�a�em j� za legend�, ale skoro odnaleziono testament, to wszystko zaczyna nagle wygl�da� bardzo realnie.
Unie�li�my g�owy. A wi�c pan Tomasz tak� rewelacj� zachowa� na koniec opowie�ci. Tymczasem nie zra�ony ci�gn�� dalej.
- Do Polski Ossendowski wr�ci� dopiero w 1922 roku. Zaraz te� przyst�pi� do pracy. Napisa� og�em oko�o 60 powie�ci. Lwia ich cz�� powsta�a w okresie mi�dzywojennym. Jak to czasem z geniuszami bywa, krytyka literacka wypowiedzia�a mu wojn� na �mier� i �ycie, a czytelnicy gotowi byli nosi� go na r�kach. Jego ksi��ki przek�adano na kilkana�cie j�zyk�w. Podr�owa� te� troch� po �wiecie. W 1943 roku, podczas okupacji odwiedzi� swoich znajomych mieszkaj�cych w Warszawie przy ulicy �urawiej. Chorowa� ju� w�wczas. S�dz�, �e czu� nadchodz�c� �mier�. Wtedy te� w przyp�ywie dziwnej melancholii poprosi�, �eby podali mu stoj�c� na p�ce ksi��k� �Puszcze polskie�, zreszt� jego autorstwa. Otworzy� j� na jednej z fotografii i powiedzia�, �e jest to miejsce ukrycia najcenniejszych rzeczy.
- Co przedstawia�a ta fotografia? - Michai� z wypiekami na twarzy a� podni�s� si� z fotela.
Szef z u�miechem zdj�� z p�ki oprawiony w p��tno tomik i otworzywszy w za�o�onym miejscu poda� Michai�owi.
Popatrzy�em mu przez rami�. Na zdj�ciu by�o wida� dziwn� piramidk�, prawdopodobnie wykonan� z kamienia. Za konstrukcj� widnia� pas krzew�w.
- U �r�de� Amuru - przeczyta� Michai�. - S� obja�nienia w tek�cie?
Szef z u�miechem wzruszy� ramionami.
- Nie ma. Zreszt� dlaczego mia�yby by�? To ksi��ka o najpi�kniejszych polskich lasach.
- To sk�d tu fotografia �r�de� Amuru? - j�kn��em.
Pan Samochodzik u�miechn�� si�.
- Tego nie wiem.
- Mo�e to mia�a by� wskaz�wka dla kogo� wtajemniczonego? - mrukn�� nasz przyjaciel. - Ossendowski nie m�g� si� z nim spotka� osobi�cie, wi�c wydrukowa� fotografi� w ksi��ce...
Pan Tomasz popatrzy� na niego zdumiony.
- Za du�o si� naczyta�e� krymina��w - westchn��. - Nie pro�ciej by�o pojecha� do tego cz�owieka i wr�czy� mu t� fotografie?
- Mo�e nie m�g� pojecha� za granic� - zauwa�y�em.
- W tamtych czasach paszporty by�y nowo�ci�, a o wizach prawie nikt jeszcze nie s�ysza�. Ossendowskiego by�o sta�, �eby zawie�� t� fotografi� nawet na Wysp� Wielkanocn�... A nawet gdyby akurat nie mia� got�wki, m�g� przecie� pos�a� j� w li�cie.
- Jak wi�c mo�na to wyja�ni�? - zdziwi�em si�.
- By� mo�e w krwawej zawierusze wojny domowej Ossendowski straci� kontakt z kim�, kogo koniecznie nale�a�o powiadomi� o miejscu ukrycia. Na przyk�ad z in�ynierem Gi�yckim. W�wczas umie�ci� fotografi� w ksi��ce opatrzonej swoim nazwiskiem s�dz�c, �e Gi�ycki zainteresuje si� dzie�em znajomego. Ale to mocno naci�gana hipoteza. Ustalenie adresu pisarza nie powinno sprawi� problemu jego hipotetycznym przyjacio�om. Obawiam si�, �e nie rozwi��emy tej zagadki. Tak czy inaczej mamy wskaz�wk�, kt�ra mo�e nas doprowadzi� do skarbu.
- �r�d�a Amuru - mrukn�� Michai�. -Ta rzeka ma dorzecze wi�ksze ni� powierzchnia Polski... Ale mamy szans�. Trzeba zbada� tras� podr�y profesora i pojecha� ni� pilnie rozgl�daj�c si� po poboczach...
- Nie wiem, czy mo�emy przyj�� to za�o�enie - zaprotestowa�em. - Nawet je�li w Urdze by�a g��wna kwatera Ungerna, to depozyty z�ota m�g� trzyma� w jakim� bezpiecznym miejscu.
- To tradycja koczownicza - mrukn�� Michai�. - Skarby w�adca trzyma przy sobie. Je�li wyrusza na wypraw�, przekazuje je zaufanemu s�udze lub ukrywa...
- Ukrywa - powt�rzy� szef. - Wasz plan odszukania skrytki jest ca�kiem niez�y, ale nie musimy si� tak trudzi�.
- Dlaczego? - zapyta� ostro�nie Michai�.
- Bo wiem, gdzie to jest - szef pukn�� palcem w fotografi�.
Popatrzyli�my na niego zdumieni.
- Gdzie? - wykrztusi� wreszcie pytanie nasz przyjaciel.
- We wsi Mi�dzybrodzie, nad Sanem. Jak zapewne zauwa�yli�cie, rozdzia� obok fotografii piramidki opisuje w�a�nie puszcze w tych stronach.
- Skrytka Ungerna w Polsce? - zdumia� si� Michai�. - To niemo�liwe.
- Dlaczego nie? - teraz dla odmiany zdziwi� si� szef. - Skoro znaleziono w naszym kraju okruchy skarbu Ink�w, to czemu nie barona?
- Nie m�g� doci�gn�� tu pi�tnastu do dwudziestu ton z�ota - powiedzia� nasz przyjaciel. - Bo tak mniej wi�cej ocenia si� te depozyty...
- Ossendowski nie m�wi� o z�ocie. Pod piramidk� mia�o by� ukryte to, co najcenniejsze - zaprotestowa� szef. - Czyli najprawdopodobniej kamienie szlachetne albo co� w tym gu�cie. Do du�ej metalowej puszki mo�na wsypa� brylanty warte miliony dolar�w. Albo wsadzi� na przyk�ad plany skrytek urz�dzonych w Mongolii.
- Czy to mo�liwe, �eby tu w Polsce znajdowa�o si� rozwi�zanie zagadki? - zamy�li� si� Michai�. - Ten depozyt by�by troch� daleko od miejsca, gdzie mia� zosta� wykorzystany.
- A mo�e wr�cz przeciwnie - zaprotestowa� szef. - Je�li to kamienie, to mog�o by� i tak. O