8929
Szczegóły |
Tytuł |
8929 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8929 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8929 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8929 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Twierdza szyfr�w
Bogus�aw Wo�osza�ski
Od Autora.
Nie mo�na pozna� istoty najwa�niejszych wydarze�, si�gaj�c tylko do fakt�w opisanych i sprawdzonych. Jest ich zbyt ma�o, aby na ich podstawie zrozumie� niezwykle skomplikowan� histori� drugiej po�owy dwudziestego wieku. Co gorsza, w tej historii fakty bardzo cz�sto przeplataj� si� z k�amstwami, tworzonymi przez s�u�by specjalne po to, aby ukry� prawdziwy charakter wydarze�, lub powstaj�cymi mimowolnie, na skutek u�omno�ci ludzkiej pami�ci.
Przez wiele lat szuka�em prawdy o dramatycznych wydarzeniach, kt�re rozegra�y si� w Stanach Zjednoczonych na prze�omie lat czterdziestych i pi��dziesi�tych, gdy Federalne Biuro �ledcze nagle, z niezwyk�� energi� i przebieg�o�ci�, zacz�o chwyta� jednego po drugim radzieckich szpieg�w, kt�rzy tuzinami przenikn�li do najtajniejszych ameryka�skich program�w zbrojeniowych, w tym do programu nuklearnego. Do�� powszechne by�o mniemanie, �e to Meredith Gardner, genialny ameryka�ski kryptolog, po latach pracy z�ama� szyfr, jakim utajniano depesze wysy�ane z ambasady radzieckiej w Waszyngtonie do Moskwy. Do tego czasu, przechwytywane przez nas�uch radiowy, le�a�y w archiwum ameryka�skich tajnych s�u�b, a� pojawi�a si� mo�liwo�� do ich poznania. Jak z rogu obfito�ci zacz�y si� sypa� dane, na kt�rych podstawie od tysi�c dziewi��set czterdziestego �smego roku FBI mog�a aresztowa� i stawia� przed s�dem ma��e�stwo Rosenberg�w, Klausa Fuchsa, Harry'ego Golda i dziesi�tki innych, kt�rzy zdradzili ojczyzn�. Wszystko wydaje si� proste i logiczne, jednak�e nie mog�em znale��
6
odpowiedzi na pytanie, jak Gardnerowi uda�o si� z�ama� szyfr, kt�ry by� i jest nie do z�amania! Rosjanie u�ywali tak zwanego szyfru jednorazowego, kt�ry nie daje kryptologowi �adnej mo�liwo�ci rozpracowania go. Zawodz� wszelkie znane metody i techniki kryp-toanalizy. Szyfr�w tych nie stosowano powszechnie tylko dlatego, �e system dostarczania niezb�dnych dokument�w by� zbyt skomplikowany i czasoch�onny, aby mog�y wykorzystywa� je oddzia�y wojska rozrzucone na wielkim obszarze. Te problemy nie wyst�powa�y w przypadku przedstawicielstw dyplomatycznych i tam najcz�ciej u�ywano prostego, lecz genialnego szyfru jednorazowego.
Sk�d wi�c ameryka�ski kontrwywiad dowiedzia� si� o radzieckich szpiegach i wy�apa� ich tak sprawnie i szybko, poczynaj�c od roku tysi�c dziewi��set czterdziestego �smego?
Pocz�tkiem odpowiedzi na to pytanie sta�a si� informacja, jak� znalaz�em we wspomnieniach komandora Howarda Compaigne'a, szefa jednej z grup ameryka�skiego wywiadu (Target Intelligence Committee), poszukuj�cej w Niemczech w tysi�c dziewi��set czterdziestym pi�tym roku najwa�niejszych ekspert�w i najcenniejszych dokument�w. Wspomnia� on, �e w kwietniu tego roku w Rosenheim znale�li maszyn� nazwan� ryba-miecz, za pomoc� kt�rej mo�na by�o odczytywa� radzieckie szyfry jednorazowe. Urz�dzenie to, w istocie komputer, zosta�o skonstruowane prawdopodobnie w tysi�c dziewi��set czterdziestym trzecim roku, dzi�ki temu, �e niemiecki nas�uch radiowy przechwyci� oko�o trzydziestu tysi�cy radzieckich szyfrogram�w, w kt�rych wielokrotnie stosowano ten sam szyfr jednorazowy. W ogromnym chaosie pierwszych miesi�cy agresji niemieckiej na Zwi�zek Radziecki szyfranci z Armii Czerwonej nie przestrzegali zasad oszyfrowania, �amali podstawowe regu�y, nie zwa�aj�c, �e tym samym zostaje zagro�one bezpiecze�stwo ��czno�ci. W efekcie niemieccy kryptolodzy, otrzymuj�c ze stacji nas�uchowych tysi�ce szyfrogram�w, uzyskali szans�, kt�rej nie mia� Gardner, i szans� t� wykorzystali, konstruuj�c "ryb�-miecz".
To s� fakty, a moja opowie�� o fascynuj�cej grze wywiad�w i kontrwywiad�w, szale�czym wy�cigu specjalnych grup radzieckiego NKWD, polskiego II Oddzia�u i ameryka�skiego OSS na nich zosta�a oparta.
Niekt�re nazwiska w powie�ci zosta�y wymy�lone i ich podobie�stwo do nazwisk �yj�cych ludzi jest ca�kowicie przypadkowe.
8
Rozdzia� pierwszy.
Lodowaty wiatr wciska� si� przez szpary w plandece volkswagena, osadzaj�c smu�ki szronu, kt�ry nie topnia� w zimnej kabinie. Hugo J�rg po raz kolejny poprawi� po�y p�aszcza, otulaj�c si� ciasno i podni�s� ko�nierz. Jechali ju� trzy godziny z Hirschbergu* i cho� my�leli, �e tras� czterdziestu kilometr�w pokonaj� szybko, cel wci�� wydawa� si� odleg�y. Samoch�d wiele razy grz�z� w zaspach na szosie, w miejscach gdzie bieg�a w�r�d p�l i drzewa nie os�ania�y jej od podmuch�w wiatru nios�cego sypki �nieg. Wiele czasu sp�dzili, stoj�c w kolumnie wojskowych ci�ar�wek, kt�rych ko�a �lizga�y si�, nie mog�c wyci�gn�� pojazd�w wype�nionych �o�nierzami lub skrzyniami z zaopatrzeniem. Ostatni odcinek podr�y dawa� si� najbardziej we znaki, gdy� z nadej�ciem nocy temperatura gwa�townie spada�a, co dotkliwie odczuli, zw�aszcza �e strumie� ciep�a, p�yn�cy z silnika by� nik�y.
- Przynajmniej nie musimy si� ba� rosyjskich samolot�w -powiedzia� kierowca, jakby odgaduj�c my�li J�rga. Kilkakrotnie widzieli przelatuj�ce nisko nad drzewami samoloty, a raz musieli porzuci� samoch�d i ucieka� do rowu, gdy� pilot my�liwskiego jaka dostrzeg� ich i, kr���c nisko nad koronami drzew, otworzy� ogie�. Na szcz�cie niecelny i kr�tki, gdy� ko�czy�o mu si� paliwo lub amunicja.
* Obecnie Jelenia G�ra.
- Zatrzymamy si� na chwil�, musz� dola� benzyny. A pan kapitan to pewnie na bok w lasek, tylko nie na d�ugo, bo w takim mrozie odpadnie.
Za�mia� si�, zadowolony ze swojego dowcipu, ale widz�c, �e nie rozbawi� pasa�era, wysiad� szybko i zacz�� odpina� kanister przywi�zany sk�rzanymi paskami do burty samochodu. J�rg te� wysiad� i odszed� par� krok�w od samochodu, aby zapali� papierosa.
Styczniowa noc tysi�c dziewi��set czterdziestego pi�tego roku by�a mro�na, o niezwyk�ym uroku zimowej pory, gdy na rozgwie�d�onym niebie jasno �wieci� ksi�yc; to u�atwia�o im odnajdywanie drogi. By�o cicho, tylko z daleka dobiega� warkot kolumny ci�ar�wek, kt�r� uda�o im si� wyprzedzi�, zanim samochody utkn�y przed stromym podjazdem.
Pokrywka kanistra odskoczy�a z sykiem i kierowca przechyli� lejek, kieruj�c strumie� benzyny do baku samochodu. J�rg dopiero teraz zobaczy�, �e u lewej d�oni brakuje mu dw�ch palc�w.
- Sk�d ta... pami�tka? - wskaza� na okaleczon� d�o�.
- Wsch�d, odmro�enie - mrukn�� kierowca. - Niby mog�em odej�� z wojska, ale nie wypada�o. Tam, na wschodzie, zostawi�em najlepszych ch�opak�w z mojej kamienicy. W siedmiu poszli�my do wojska, ale tylko ja prze�y�em. No, nie w ca�o�ci...
Podni�s� kanister, opr�niaj�c go z resztek paliwa. J�rg wcisn�� niedopa�ek w �nieg i z niech�ci� wr�ci� do ciasnej kabiny, pocieszaj�c si� my�l�, �e do celu pozosta�o ju� tylko kilka kilometr�w.
Nie mia� poj�cia, dlaczego nagle zosta� odes�any do zamku Tzschocha*, o kt�rym do tego czasu nic nie s�ysza�.
Gdy dwunastego stycznia tego roku znad Wis�y ruszy�a rosyjska ofensywa, w o�rodku kryptologicznym w Hirschbergu zapanowa� niepok�j. Kilkudziesi�ciu pracownik�w tajnej organizacji "Pers Z" wyczuwa�o, �e lada dzie� przyjdzie im spakowa� rzeczy i wyruszy� w podr�, tym razem na zach�d. Pierwszy raz wyprowadzono ich z wygodnej kwatery w centrum Berlina w tysi�c dziewi��set czterdziestym drugim roku, gdy naloty alianckich samolot�w nasili�y si� tak bardzo, �e dalsza praca nad szyframi sta�a si� niepodobie�stwem. Zainstalowali si� w podmiejskiej dzielnicy
* Obecnie Czocha.
10
Dahiem, kt�ra przez kilka miesi�cy wydawa�a si� zaciszna i bezpieczna, ale zagro�enie dotar�o i tam. Ka�dej nocy, gdy wy�y syreny zapowiadaj�ce nalot, musieli pakowa� tajne dokumenty do kufr�w i znosi� je do piwnic zamienionych na schrony, aby rano wynosi� ci�kie skrzynie i rozk�ada� ich zawarto�� na biurkach, a potem d�ugo porz�dkowa� dokumenty, zazwyczaj sk�adane w po�piechu. Dlatego latem tysi�c dziewi��set czterdziestego czwartego roku ca�y zesp� wywieziono do Hirschbergu, dwie�cie kilometr�w na po�udniowy wsch�d od Berlina, gdzie by�o cicho i spokojnie. Kryptologom nie grozi�y angielskie i ameryka�skie samoloty, m�wi�o si�, �e gdzie� w mie�cie powstaj� nowe kwatery, daj�ce schronienie przed nalotami, ale niebezpiecze�stwo nadesz�o z innej strony. Ze wschodu.
Kt�rego� styczniowego po�udnia J�rga wezwa� Rudolf Schauffler, szef zespo�u.
- Wyjedzie pan dzisiaj do zamku Tzschocha. Zostaje pan tam oddelegowany bezterminowo. To tajny o�rodek Abwehry, to znaczy... by�ej Abwehry - poprawi� si�, przypominaj�c sobie, �e kilka miesi�cy wcze�niej wywiad wojskowy zosta� wch�oni�ty przez SS, a szef, admira� Wilhelm Canaris - aresztowany.
- Czy mog� zapyta� o cel mojego wyjazdu? - J�rg by� wyra�nie zaskoczony nag�� zmian�. Schauffler pokr�ci� g�ow�.
- Tam te� dzia�a "Pers Z", a by� mo�e domy�la si� pan, �e ta organizacja ma j�dro tak tajne, i� nawet ja wszystkiego nie wiem. Cel oddelegowania pozna pan na miejscu. Zapewne nie od razu.
- B�d� mnie sprawdza�? - J�rg wydawa� si� zaskoczony.
- Tak s�dz�... - Wyci�gn�� r�k�, i doda�: - Mam nadziej�, �e spotkamy si� za kilka tygodni. Cz�� naszego zespo�u zostanie wkr�tce ewakuowana do zamku Zschepplin, w pobli�u Eilenburga. Pozostali pojad� do zamku Naumburg pod Weimarem. Nie s�dz�, �eby w zamku Tzschocha zesp� pozosta� d�ugo, skoro Rosjanie s� tu� tu�.
J�rg lubi� Schaufflera. Drobny, troch� nerwowy sprawia� wra�enie przepracowanego nauczyciela, kt�rym w istocie by�. Jako absolwent uniwersytet�w w Tybindze i Monachium zacz�� karier� od nauczania matematyki. Powo�any do wojska w tysi�c dziewi��set szesnastym roku zosta� skierowany do zespo�u kryptolog�w. Po wojnie podj�� prac� w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, gdzie spotka� kapitana Kurta Selchowa organizuj�cego plac�wk� szyfr�w
.11
i nam�wiony przez niego do wsp�pracy, na sta�e zwi�za� si� z kryptologi�. W tysi�c dziewi��set trzydziestym sz�stym roku, w wyniku reorganizacji Ministerstwa, oddzia� zajmuj�cy si� �amaniem szyfr�w i ochron� tajemnic pa�stwowych nazwano "Pers Z", jako �e organizacyjnie podporz�dkowany by� Wydzia�owi Kadr i Administracji;
pierwsza cz�� nazwy by�a skr�tem od Personal, litera "Z" nic nie znaczy�a, a dodano j� tylko dlatego, �e z ni� nazwa wygl�da�a intryguj�co, jak przysta�o na nazw� instytucji kryptologicznej.
Schauffler podszed� bli�ej, jakby obawiaj�c si�, �e kto� mo�e us�ysze� to, co zamierza� powiedzie�:
- Nie s�dz�, aby pa�skie zaj�cie w zamku Tzschocha mia�o jakiekolwiek znaczenie dla Niemiec w tej wojnie - m�wi�c patrzy� prosto w oczy J�rgowi. - Powiem wi�cej: zobaczy pan tam wielk� zmarnowan� szans�, kt�rej nie wykorzystali�my, gdy� nie pasowa�a do idei szale�ca, wierz�cego tylko we w�asne zwidy. Ale po wojnie... Warto�� tego odkrycia jest niewiarygodnie wielka! Niewiarygodnie! Niech pan o tym pami�ta, J�rg! Mo�e stanie si� pan stra�nikiem tego...
Nie doko�czy� zdania. Po�piesznie poda� J�rgowi r�k� i odszed� szybko.
Min�li �agodny zakr�t i zza drzew wy�oni�y si� ciemne zabudowania zamku. Tworzy�y ponury obraz �redniowiecznej twierdzy ze spadzistymi dachami, nad kt�rymi g�rowa�a okr�g�a wie�a, doskonale widoczna na tle rozgwie�d�onego nieba. Przez ca�� jej wysoko�� zwiesza�a si� hitlerowska flaga, zapewne w lepszych czasach dobrze o�wietlona, lecz na pocz�tku tysi�c dziewi��set czterdziestego pi�tego roku wygaszono lampy, ze wzgl�du na absolutny nakaz zaciemnienia.
O�lepi�o ich jaskrawe �wiat�o reflektora i kierowca musia� zahamowa� gwa�townie przed �o�nierzem w ko�uchu, kt�ry wy�oni� si� z ciemno�ci. Ten podszed� do ich samochodu i zastuka� w szyb�.
- Dokumenty!
J�rg wyj�� ksi��eczk� oficersk� i rozkaz przyjazdu do zamku. Poda� wartownikowi, kt�ry przy�wiecaj�c sobie latark� zawieszon� na piersiach, szybko przejrza� dokumenty.
- Moment - rzuci� i skierowa� si� do drzwi wartowni, najwidoczniej, aby zadzwoni� do prze�o�onego.
12
- Czego oni tak pilnuj� w tym zamku? - kierowca przygl�da� si� masywnemu szlabanowi, zasiekom na poboczach i ob�o�onym workami z piaskiem stanowiskom karabin�w maszynowych, po obydwu stronach kamiennego �uku bramy. J�rg wzruszy� ramionami.
- Oby tylko nie trzymali nas za d�ugo na mrozie... Na schodkach wartowni pojawi� si� inny �o�nierz.
- Podjed�cie pod g��wne wej�cie. W zamku zameldujcie si� u SS-Obersturmbannfuhrera Hansa Globckego. Zawiadomi�em go, czeka na pana.
Poda� J�rgowi dokumenty i skin��, zezwalaj�c na wjazd. Za gara�ami tworz�cymi ciemn� �cian� po lewej stronie brukowanej uliczki ledwo o�wietlonej latarniami, kt�rych klosze by�y zas�oni�te kawa�kami desek, droga rozwidla�a si�. Lewa odnoga prowadzi�a na kamienny most, ko�cz�cy si� masywnymi wrotami, przed kt�rymi J�rg dostrzeg� kolejne stanowisko karabinu maszynowego ustawionego na tr�jnogu wysoko nad workami z piaskiem. �o�nierz, kt�ry wychyli� si� spoza wr�t, latark� wskaza� im praw� odnog� drogi, gdzie brukowana uliczka rozszerza�a si�, tworz�c niewielki placyk. Tam ponownie podszed� do nich wartownik, kt�ry sprawdzi� dokumenty.
- Odstawi� samoch�d do gara�u, panie kapitanie - kierowca otworzy� tylne drzwi, aby J�rg m�g� zabra� sw�j baga�. - Ode mnie nic nie b�d� chcieli. Rano wracam do Hirschbergu.
J�rg si�gn�� po walizeczk� z rzeczami osobistymi i teczk�.
- Mo�esz wy�wiadczy� mi przys�ug�?
- Tak jest, panie kapitanie.
- To prywatna sprawa. Zostawi�em w Hirschbergu dziewczyn�. Nawet nie zd��y�em si� z ni� po�egna�. Przeka� jej list. Par� s��w na do widzenia...
- Tak jest.
J�rg wydoby� z kieszeni p�aszcza notatnik i opar� go na kolanie. Szybko napisa� par� s��w po�egnania, kt�re mo�na by uzna� za elegancki gest oficera ko�cz�cego wojenny romans. Jedynie ostatnie zdanie pozwala�o domy�la� si�, �e dwoje ludzi ��czy�o co� wi�cej.
"Tak znowu si� chce odwr�ci�, cho� na chwil�, z�y cza...".
Ostatnie s�owo urywa�o si�, jakby niedoko�czone przez roztargnienie pisz�cego.
13
J�rg odwr�ci� kartk� i zapisa� adres.
- Id� tam rano, ona b�dzie w pracy, wi�c nie b�dzie zadawa� niepotrzebnych pyta�. Wsu� kartk� pod drzwi.
- Tak jest, panie kapitanie! Zanios�. - Kierowca schowa� list do kieszeni na r�kawie p�aszcza.
J�rg skin�� g�ow� i ruszy� za wartownikiem d�ugim kamiennym pomostem prowadz�cym do zamku. Widok tej ponurej twierdzy zaczyna� go coraz bardziej fascynowa�. Odczuwa� nawet pewne podniecenie na my�l, �e za kilka dni pozna tajemnic�, tak bardzo strze�on�.
Oficer dy�urny, kt�remu zameldowa� si� tu� po wej�ciu do holu poinstruowa� go, �e ma i�� za nim, i skierowa� si� w stron� schod�w. Na pierwszym pi�trze przeszli galeryjk� wzd�u� Sali Rycerskiej, o�wietlonej jedynie ogniem p�on�cym w wielkim kominku. Gdzie� z boku, zza drzwi, dobiega�a muzyka. Kto� z lekko�ci� i wdzi�kiem gra� Schuberta. J�rg rozpozna� sonat� B-dur.
- Koncert w zamku? - zwr�ci� si� do prowadz�cego go oficera.
- To prywatne apartamenty - burkn�� tamten, daj�c wyra�nie odczu�, �e nie ma ochoty udziela� wyja�nie�.
Skr�cili do korytarza, w po�owie d�ugo�ci kt�rego by�y masywne ciemnobr�zowe drzwi. Oficer zastuka� i s�ysz�c "wej��", nacisn�� klamk� z kutego �elaza.
W pokoju o �cianach wy�o�onych ciemn� boazeri� a� do sufitu, panowa� p�mrok. J�rg s�dzi� pocz�tkowo, �e id� do biura, tote� by� zaskoczony, widz�c, �e znalaz� si� w prywatnym apartamencie.
SS-Obersturmbannfuhrer Globcke podni�s� si� zza sto�u, przy kt�rym jad� kolacj�, szybko przetar� usta serwetk�, zapi�� guzik pod szyj� i podszed� do J�rga z przyja�nie wyci�gni�t� r�k�. Okr�g�a twarz, kr�tko przyci�te siwiej�ce w�osy, oczy z mimicznymi zmarszczkami �wiadcz�cymi o sk�onno�ci do �miechu - wszystko to sprawia�o, �e mo�na by�o poczu� sympati� do tego m�czyzny, kt�ry wygl�da� bardziej na komendanta stra�y po�arnej ni� na dow�dc� za�ogi SS w najbardziej strze�onym zamku Trzeciej Rzeszy. Wzi�� dokumenty, kt�re poda� mu oficer, i ruchem g�owy nakaza� mu wyj�� z pokoju.
- Czeka�em, aby pana powita�. Jestem Obersturmbannfuhrer Hans Jacob Globcke. Odpowiadam za bezpiecze�stwo zamku.
Wskaza� na krzes�o z wysokim oparciem ze sk�ry, zapraszaj�c J�rga, aby usiad�, a sam podszed� do okna i z�o�y� r�ce na piersiach.
14.
- B�dziemy razem pracowa�. W pewnym sensie oczywi�cie, gdy� zakres naszych obowi�zk�w r�ni si�, panie kapitanie... -zawiesi� g�os i podszed� do szafy w rogu pokoju. - Napije si� pan?
J�rg skin�� g�ow�.
- Ch�tnie. Nie zd��y�em odtaja� po podr�y z Hirschbergu.
- Chcia�bym dowiedzie� si� o panu czego� wi�cej, ni� wyczyta�em w dalekopisie. Podobno pochodzi pan z Litwy... - Globcke poda� mu szklank� z w�dk�. - Prosi�!
- Z �otwy - poprawi� go J�rg. - Moja rodzina mia�a tam maj�tek, pod Lipaw�, sk�d w tysi�c dziewi��set osiemnastym roku uciekli�my przed bolszewikami. Potem upa�stwowiono nasze w�o�ci, wi�c nie by�o do czego wraca�. Osiedli�my w Danzig...
- Dlaczego akurat tam? - Globcke podni�s� g�ow� z wyra�nym zainteresowaniem.
- Szczerze m�wi�c, nie wiem. Nigdy nie pyta�em ojca, dlaczego postanowili wybra� to miasto. Mo�e dosta� tam dobr� prac�, a mo�e dlatego, �e by�o blisko naszej rodzinnej Lipawy...
Wszystko w tym �yciorysie by�o prawd� i niemieckie s�u�by wielokrotnie sprawdza�y losy rodziny J�rg�w.
- Prosz� m�wi� dalej.
- Sko�czy�em fizyk� na politechnice w Gda�sku. Potem przez trzy lata studiowa�em matematyk� w Cambridge w Anglii. Na pocz�tku tysi�c dziewi��set trzydziestego dziewi�tego roku wr�ci�em do Niemiec i zosta�em powo�any do wojska, do Abwehry. S�u�y�em w plac�wce na wschodzie Polski. Badali�my dokumenty polskiego wywiadu zdobyte we wrze�niu w zbombardowanym poci�gu, jak pami�tam, w Brodach. W tysi�c dziewi��set czterdziestym roku, prawdopodobnie ze wzgl�du na p�ynn� znajomo�� francuskiego, angielskiego, polskiego i rosyjskiego oraz matematyczne wykszta�cenie oddelegowano mnie ... - zawaha� si� - do innej s�u�by.
- "Pers Z" - uzupe�ni� Globcke. - Przede mn� nie musi pan tego ukrywa�. Powinien pan wiedzie�, �e b�d� zna� ka�dy pana krok! Nie dlatego, �e panu nie wierz�, po prostu moim obowi�zkiem jest zapewnienie bezpiecze�stwa tej plac�wce.
- B�d� czu� si� bezpieczny - J�rg odstawi� szklank� i podni�s� si� z krzes�a.
- Prosz� zg�osi� si� do kancelarii. Wyznaczy�em panu kwater�, mam nadziej�, �e b�dzie w niej panu wygodnie.
.15
Globcke uprzejmie odprowadzi� go do drzwi i przez chwil� patrzy�, jak odchodzi. Najwyra�niej czeka�, a� kapitan oddali si�, aby nie zauwa�y�, dok�d on p�jdzie. Gdy ucich�y kroki, zamkn�� za sob� drzwi i skierowa� si� w drug� stron� d�ugiego korytarza. Min�� wartownika, kt�ry zasalutowa� i nacisn�� przycisk dzwonka umieszczony na �cianie, jakby informuj�c kogo�, �e nadchodzi go��. Kilka metr�w dalej Globcke zatrzyma� si� przed drzwiami, na kt�rych napis na bia�ej tablicy kategorycznie zakazywa� wst�pu osobom nieupowa�nionym. Rozleg� si� szcz�k zasuwy i drzwi otworzy�y si�. Globcke zmru�y� oczy, wchodz�c do du�ego pokoju jasno o�wietlonego lampami, wisz�cymi nisko nad dwoma d�ugimi sto�ami, na kt�rych sta�o kilkana�cie magnetofon�w "Telefunken". Przy ka�dym siedzia� �o�nierz ze s�uchawkami na uszach, cho� nie wszystkie magnetofony pracowa�y, o czym �wiadczy�y nieruchome szpule.
Globcke lubi� tam przebywa�, gdy� pok�j w podziemiach dawa� mu poczucie w�adzy nad mieszka�cami zamku.
Magnetofony rejestrowa�y d�wi�ki z kilkunastu pomieszcze�. Nawet w kasynie oficerskim pod sto�ami przy�rubowano mikrofony, aby Globcke m�g� si� dowiedzie�, o czym rozmawiaj� ludzie przychodz�cy tam na posi�ki. To pozwala�o mu orientowa� si� w morale kadry. Co prawda nie zdarzy�o si�, aby wykry� w ten spos�b jakich� podejrzanych, lecz mimo to rozwa�a� mo�liwo�ci rozbudowy sieci pods�uchu. Nie uda�o si� to, gdy� w centrali Gestapo w Berlinie najwyra�niej lekcewa�ono podania o przys�anie wi�kszej ilo�ci ta�my magnetofonowej, magnetofon�w, kabli i mikrofon�w. Niezra�ony, zacz�� domaga� si� przydzielenia kamer telewizyjnych "Tonne A", kt�re po raz pierwszy zobaczy� w tysi�c dziewi��set czterdziestym czwartym roku na poligonie pod Berlinem, gdzie demonstrowano u�ycie pocisku rakietowego Hs 293D, wystrzeliwanego z samolotu. W g�owicy, za szyb� ogrzewan� elektrycznie, zamontowano kamer�, z kt�rej obraz przesy�any by� drog� radiow� do monitora w kabinie pilota. Jej czu�o�� nie by�a du�a i cho� wystarcza�a do przekazania obrazu okr�tu na morzu, to jej przydatno�� do podgl�dania ludzi w s�abo o�wietlonym pokoju by�a �adna. Globcke, podekscytowany nowymi mo�liwo�ciami podgl�dania, nie zwraca� r�wnie� uwagi na to, �e kamera z nadajnikiem radiowym wa�y�a prawie sto trzydzie�ci kilogram�w. Jego zam�wienie zosta�o odrzucone, gdy� absolutne pierwsze�stwo przyznano potrzebom frontu.
16
- Jeszcze nie wszed� do pokoju - Untersturmfuhrer Matheas Beer stan�� na baczno��. By� to ch�opak z Westfalii, kt�ry przez wiele lat s�u�by w Hitlerjugend marzy� o za�o�eniu czarnego munduru, jakby odrzucaj�c �wiadomo��, �e daleko mu do idea�u esesmana. By� �redniego wzrostu, o kr�pej sylwetce, co nie dyskwalifikowa�o go tak bardzo, jak rysy twarzy. Okr�g�a, o do�� p�askim nosie, mia�a azjatycki wygl�d, kt�ry uwydatnia�y fa�dki sk�ry w k�cikach oczu, charakterystyczne dla ludzi Dalekiego Wschodu. Nie widzia� w tym nic szczeg�lnego, jako �e jego przodkowie pochodzili ze wschodniej Polski i zapewne przed wiekami do ich krwi dosta�a si� jaka� azjatycka domieszka. By� nazist� do szpiku ko�ci, i to by�o dla niego najwa�niejsze. Chcia� s�u�y� narodowemu socjalizmowi ca�ym sercem, a gorliwo�� ta zosta�a nagrodzona w ko�cu tysi�c dziewi��set czterdziestego trzeciego roku, gdy ze wzgl�du na ogrom strat na froncie wschodnim SS godzi�o si� na formowanie legion�w z innych narodowo�ci, a z otwartymi ramionami przyjmowa�o rodzimych ochotnik�w, nie bacz�c ju�, �e nie s� to wysocy blondyni o twardych rysach i niebieskich oczach. Matheas Beer, d���c do doskona�o�ci, kt�rej posk�pi�a mu natura, zg�osi� si� do s�u�by w oddzia�ach SS-Toten-kopfverbande, pe�ni�cych s�u�b� w obozach koncentracyjnych. Najpierw zosta� oddelegowany do Gross-Rosen, a stamt�d trafi� do podobozu w Furstenstein*, gdzie wi�niowie budowali podziemne tunele i nale�a�o szczeg�lnie baczy�, aby �adnemu nie uda�o si� uciec lub prze�y� wi�cej ni� trzy miesi�ce. Ta s�u�ba by�a wyrazem szczeg�lnego zaufania, jakie zdoby� u zwierzchnik�w, gdy� kierowano tam dobranych oficer�w. M�wi�o si� co prawda, �e przyczyny awansu by�y inne, a mianowicie, �e prze�o�eni Matheasa mieli powy�ej uszu jego codziennych raport�w z propozycjami reorganizacji s�u�by i donos�w na koleg�w, kt�rzy, jego zdaniem, tracili ducha walki i wiar� w zwyci�stwo. Prawda jednak by�a inna, a zna� j� tylko Globcke.
- Kiedy przy�l� akta z Hirschbergu? - Globcke podszed� do sto�u i otworzy� zeszyt z raportami pods�uchu. Zacz�� przegl�da� kartki, ale nie znalaz� czerwonych krzy�yk�w, kt�re stawia� szef zmiany, zaznaczaj�c wa�ne g�osy zarejestrowane na ta�mach.
* Obecnie Ksi��.
.17
- Za��da�em, �eby wys�ano jak najszybciej. Powinny wi�c by� tu jutro - Beer wci�� wierzy� w si�� sprawcz� swoich polece�. -
A dokumenty z Berlina dotr� za kilka dni.
Globcke odwr�ci� si� i podszed� do drzwi. Nie nacisn�� jednak klamki, lecz odczeka�, a� zrobi to podw�adny.
Pok�j na drugim pi�trze, kt�ry wskazano J�rgowi jako kwater� w zamku, nie wygl�da� na przytulny. By�o to du�e pomieszczenie ze �cianami wy�o�onymi ciemnobr�zow� boazeri�, z dwoma oknami, jasno o�wietlone wielkim �yrandolem nad okr�g�ym sto�em, zbyt du�ym, jak na potrzeby samotnego oficera. Pod �cian� naprzeciw okien sta�o ��ko, obok szafka nocna z niewielk� lamp� ze szklanym kloszem z zielonego szk�a. Trzeci� �cian� zajmowa�a wielka szafa z rze�bionymi drzwiami i naro�nikami, wbudowana we wn�k�, by� mo�e przed wiekami specjalnie przygotowan� w tym celu.
Rzuci� walizeczk� na ��ko i wszed� do �azienki, niewielkiej, ale schludnej, wy�o�onej bia�ymi kaflami z niebieskim szlaczkiem. Z zadowoleniem dostrzeg� kran do ciep�ej wody. Postanowi� wzi�� prysznic i rano zastanowi� si�, czy uda mu si� wyprowadzi� z tej kwatery, kt�r� przygotowa� dla niego Globcke. By� pewien, �e w wielu miejscach pokoju i �azienki s� wbudowane mikrofony, a nie m�g� wykluczy�, �e w boazerii by�y szczeliny, przez kt�re m�g� by� podpatrywany. Czu� si� jednak zbyt zm�czony wielogodzinn� podr�, aby przeszukiwa� pok�j, postanowi� wi�c od�o�y� to zadanie na nast�pny dzie�.
18-
Rozdzia� drugi
Poci�g metra zatrzyma� si� na stacji przy Pi��dziesi�tej Drugiej ulicy w Nowym Jorku. Dziewi�tnastolatek Theodore Alvin Hall siedz�cy w ko�cu wagonu nie ruszy� si� z miejsca, cho� na tej stacji zamierza� wysi���. Odczeka�, a� drzwi otworzy�y si� z sykiem parowych si�ownik�w, policzy� do pi�ciu i wtedy poderwa� si� z drewnianego fotela. Zdo�a� zerkn�� na bok, aby sprawdzi�, czy w opustosza�ym wagonie kto�, r�wnie niespodziewanie jak on, zdecydowa� si� wysi���, i wyskoczy� na peron. Nie dostrzeg� �adnego ruchu, co dawa�o mu pewno��, �e nikt nie pod��a� za nim. Jednak�e natychmiast opad�y go w�tpliwo�ci. A je�eli agenci FBI jechali w drugim wagonie i stamt�d obserwowali go przez okno w drzwiach ��cz�cych wagony? Mogli przecie� wyj�� na peron kilkadziesi�t metr�w dalej, a on, poch�oni�ty obserwacj� najbli�szego otoczenia, nie zauwa�y� tego! Przestraszony nag�� my�l� rozejrza� si� l�kliwie po peronie, ale nie dostrzeg� niczego, co mog�oby powi�kszy� niepok�j. Kilku podr�nych zmierza�o w stron� ruchomych schod�w, gdy paru innych, nie wygl�daj�cych na agent�w kontrwywiadu, spokojnie oczekiwa�o przyjazdu poci�gu. Postanowi� jednak upewni� si� i ruszy� energicznie do ruchomych schod�w. Gdy by� w po�owie wysoko�ci niespodziewanie odwr�ci� si� i zacz�� zbiega�, pokonuj�c po trzy stopnie. W ten spos�b szybko znalaz� si� na dole, ponownie konstatuj�c, �e nikt go nie �ledzi, jedynie kobieta z dzieckiem przygl�da�a mu si�, zainteresowana jego dziwnym zachowaniem. Poczu� si� troch� nieswojo, wi�c uchyli� kapelusza i spokojnie skierowa� si� do schod�w. Nikt nie poinstruowa� go, jak sprawdza�, czy nie �ledz� go ludzie
19
z kontrwywiadu, a ta umiej�tno�� by�a mu bardzo potrzebna w nowym zaj�ciu, jakiego podj�� si� przed kilkoma miesi�cami. By� tak przej�ty, �e obejrza� wszystkie szpiegowskie filmy w okolicznych kinach, przeczyta� kilkana�cie powie�ci o szpiegach, a nawet kupi� podr�cznik dla prywatnych detektyw�w i starannie przestudiowa� rozdzia� wyja�niaj�cy technik� inwigilacji. Wierzy�, �e wszystko to pomo�e mu pozna� metody wykrywania agent�w kontrwywiadu. Oczywi�cie po przeczytaniu spali� wszystkie ksi��ki w piecu centralnego ogrzewania i dok�adnie wymiesza� popi�.
Wychodz�c ze stacji, kupi� w kiosku "Wali Street Journal", zatrzyma� si� przy s�upie og�oszeniowym i bacznie rozejrza� si� dooko�a. Mia� tu spotka� si� z m�czyzn�, kt�rego nie zna�, ale wiedzia�, �e b�dzie on ubrany w szar� jesionk� i ciemnozielony kapelusz borsalino, za� znakiem wyr�niaj�cym mia�y by� reniferowe r�kawiczki trzymane w lewej d�oni.
Wielokrotnie nachodzi�y go w�tpliwo�ci, czy dobrze zrobi�, decyduj�c si� na wsp�prac� z radzieckim wywiadem. Mia� przed sob� wspania�� karier�. Studiowa� fizyk� na Uniwersytecie Harvarda, jednej z najstarszych uczelni ameryka�skich o szczeg�lnym presti�u, i uwa�any by� za genialnego studenta. Jego referaty zainteresowa�y samego Roberta Oppenheimera, kt�ry w��czy� go do zespo�u zaanga�owanego w rozwi�zywanie najtrudniejszych problem�w, nad jakimi pracowali uczeni w Los Alamos. Hall by� tak bardzo wstrz��ni�ty mo�liwo�ci� stworzenia bomby o niezwyk�ej mocy niszcz�cej, �e zwierzy� si� ze swoich rozterek Savillovi Savoyowi Saxowi, starszemu o rok przyjacielowi, z kt�rym spotka� si� na listopadowych Thanksgiving Day, gdy przyjecha� do Cambridge. Mia� tam par� spraw do za�atwienia na uczelni i dlatego w Los Alamos dali mu kr�tki urlop.
- Wierz�, �e zbudujemy bomb� uranow� o niezwyk�ej sile -m�wi�. - A wiesz, co to oznacza? Stany Zjednoczone zdominuj� �wiat! Podporz�dkuj� sobie ka�de pa�stwo, a nasz system nie jest dobry dla ludzi.
Nast�pnego dnia, gdy zn�w przedstawia� swoje zaniepokojenie losami �wiata, Sax, jakby znudzony, powiedzia� nagle:
- Ted, przesta� biadoli� i zr�b co�, �eby tak si� nie sta�o!
- A co ja mog� zrobi�?! Je�li nawet zrezygnuj� z pracy w Los Alamos, to czy w ten spos�b przeszkodz� w skonstruowaniu bomby atomowej?
20
- Przeka� Rosjanom swoj� wiedz�, a wtedy oni te� zbuduj� bomb� i r�wnowaga zostanie zachowana. S� tak wyniszczeni wojn�, �e bez takiej pomocy w og�le nie skonstruuj� broni atomowej.
- Dobry pomys� - mrukn�� Hall, nie wiedz�c, czy ma bra� powa�nie t� rad�, czy te� przyjaciel naigrawa si� z niego. Jednak�e Sax powr�ci� do tematu po kilku dniach, gdy byli ju� w Los Alamos.
- Wiesz, jaki mam pseudonim? - zapyta� niespodziewanie, gdy siedzieli w barze, pustym o tej porze dnia. Ted spojrza� na niego zaskoczony.
- "Old" - powiedzia� Sax tak spokojnie, jakby wymienia� nazw� piwa, kt�re pi�.
- Czy ty...
- Ja nie gadam, ja robi� to, co porz�dny cz�owiek powinien zrobi�: staram si� nie dopu�ci� do ameryka�skiej dominacji w powojennym �wiecie.
Tego dnia nie rozmawiali ju� na ten temat, ale Ted czu�, �e znalaz� w�a�ciw� drog�. Z zachowania Saxa, m�wi�cego p�g�osem, obserwuj�cego otoczenie m�g� wywnioskowa�, �e to nie by� �art.
- Mo�esz mnie... zaprotegowa�? - zapyta�, gdy ponownie spotkali si� w tym samym barze.
- Ju� to zrobi�em. W odpowiednim czasie powiem ci, kiedy powiniene� pojecha� do Nowego Jorku. Chc� ci� pozna�. Przeka�esz materia�y. Teraz spokojnie zbieraj informacje. Najbardziej interesuje ich implozyjny zapalnik.
Hall zdawa� sobie spraw�, �e jest to szczeg�lnie wa�ny element bomby plutonowej, potrzebuj�cej znacznie mniej materia�u rozszczepialnego ni� bomba uranowa, co by�o szczeg�lnie wa�ne dla Zwi�zku Radzieckiego. Jej konstrukcja by�a jednak o wiele bardziej skomplikowana, gdy� wywo�anie reakcji �a�cuchowej wymaga�o odpalenia trzydziestu dw�ch zapalnik�w z dok�adno�ci� do tysi�cznych cz�ci sekundy. By�o to wyzwanie, kt�re wymaga�o od zespo�u Oppenheimera wyj�tkowo intensywnej pracy.
- Pozdrowienia z Harvardu - m�czyzna, kt�ry nagle wy�oni� si� zza s�upa, uchyli� ciemnozielone borsalino.
Hall zerkn�� na jego lew� r�k� i dostrzeg� jasne reniferowe
r�kawiczki.
- To wielka uczelnia - wydusi� z siebie odzew na has�o.
21
- Jestem Michael Green - powiedzia� m�czyzna. - To oczywi�cie pseudonim, ale nie powinien pan zna� mojego prawdziwego nazwiska.
U�miechn�� si�. By� szczup�y, �redniego wzrostu, o szerokiej twarzy i pe�nych ustach skorych do �miechu. M�wi� p�ynnie po angielsku, z ledwo dostrzegalnym obcym akcentem.
- Nie st�jmy tu - wzi�� Halla pod r�k�, jak starego przyjaciela. - Na rogu jest niewielki bar. Tam mo�emy spokojnie porozmawia�. Cz�sto tam bywam - doda�.
Prawdziwe nazwisko Greena brzmia�o Izaak Achmerow. By� on jednym z najbardziej do�wiadczonych i skutecznych agent�w NKWD. Od tysi�c dziewi��set trzydziestego czwartego roku kierowa� w Stanach Zjednoczonych siatk� wywiadowcz�.
- Jak mam si� do ciebie zwraca�? - zapyta� Achmerow, wskazuj�c stolik przy oknie.
Hall zastanawia� si� przez moment, dlaczego Rosjanin wybra� w�a�nie to miejsce, troch� go to dziwi�o. Pomy�la� jednak, �e g�sta firanka, zas�aniaj�ca do po�owy okno, dobrze maskowa�a ich przed spojrzeniami z zewn�trz, a jednocze�nie pozwala�a na �ledzenie tego, co dzia�o si� na ulicy. W ten spos�b Rosjanin m�g� zorientowa� si�, czy nikt si� nimi zbytnio nie interesuje, a w przypadku zagro�enia szybko opu�ci� lokal tylnymi drzwiami.
- Mo�e "Young" - Hall przypomnia� sobie, jak Sax przyzna� si�, �e jego pseudonim brzmi "Old".
- Dobrze - u�miechn�� si� Achmerow, kt�ry zapewne zorientowa� si�, dlaczego nowy agent wybra� taki pseudonim. - Po naszemu mo�e by� "Mlad". Masz co� dla mnie?
- Tak - Hall rozejrza� si� niespokojnie. - To znaczy zostawi�em w skrytce na dworcu, na Grand Central. Ba�em si�, �e mnie �ledz�. No wiesz, jestem nowy..., a nie chcia�bym w wieku dziewi�tnastu lat wyl�dowa� w wi�zieniu federalnym. Tu jest...
Po�o�y� na stoliku kluczyk, kt�ry przykry� otwart� d�oni�.
- Skrytka numer osiemna�cie... Achmerow znowu si� u�miechn��.
- Sprytne.
- Prosz� ci� o szczero�� - Hall przysun�� si� bli�ej. - Czu�bym si� o wiele lepiej, gdybym mia� pewno��, �e moje informacje i materia�y przekazywane s� w bezpieczny spos�b. Wiem, na co si� zdecydowa�em, ale nie jestem samob�jc�.
22.
- Nie obawiaj si� -Achmerow wyj�� paczk� players�w, cz�stuj�c Halla. Ten potrz�sn�� g�ow�.
- Najwa�niejsze materia�y pojad� do Moskwy w teczce dyplomatycznego kuriera. Jest po prostu niemo�liwe, aby ameryka�skie w�adze zechcia�y go rewidowa� - Achmerow m�wi� to z pewno�ci� i spokojem, co zrobi�o na Hallu dobre wra�enie. - Nie za Roosevelta. To doprowadzi�oby do skandalu i pogorszenia stosunk�w, na kt�rych prezydentowi tak bardzo zale�y. Jednak�e w wojennych czasach podr� kuriera trwa d�ugo. Rozumiesz, z Waszyngtonu do Moskwy przez Teheran. Pozosta�e informacje od ciebie b�d� wysy�ane drog� radiow�, oczywi�cie zaszyfrowane.
- A FBI nie mo�e odczyta� szyfr�w? Achmerow pochyli� si� nad stolikiem.
- Je�eli cokolwiek na tym �wiecie mo�e by� pewne, to nasze szyfry - przerwa� i roze�mia� si� z dowcipu, ale zaraz doda� powa�nie: - To czysta prawda, zaufaj mi "Mlad".
Spojrza� na zegarek, daj�c zna�, �e ich spotkanie nie powinno trwa� zbyt d�ugo.
- Wszystkie informacje przekazuj przez "Starego". Je�eli nie b�dziesz m�g� skorzysta� z jego po�rednictwa, pojedziesz do Santa Fe. Tam skrzynka kontaktowa jest u aptekarza. Tu jest jego adres... -wyj�� z kieszeni pi�ro i zapisa� na serwetce. Odczeka� chwil�, a� Hall przeczyta nazw� i numer ulicy i podpali� serwetk� w popielniczce. - Zostawisz u niego przesy�k� i powiesz, �e odbierze j� "Maks". My b�dziemy si� spotyka� tylko w szczeg�lnych wypadkach. Potrzebujesz pieni�dzy?
- Nie, nie - Hall zaprzeczy� gwa�townie, nie chc�c by� podejrzewany, �e zdradza ojczyzn� dla pieni�dzy.
- Mo�e by� tak, �e b�dziesz potrzebowa�. "Stary" ma fundusze. Wystarczy, �e mu powiesz. No... - odsun�� krzes�o i za�o�y� kapelusz. - Posied� tu jeszcze z dziesi�� minut, �eby nas razem nie widzieli. - Pochyli� si� nad stolikiem. - Bywaj, "Mlad".
- Jeszcze jedno... - Hall zatrzyma� go gestem. - Jak mam si� zachowywa� w drodze na spotkanie z tob� lub kim� od ciebie? Mog� mnie �ledzi�.
Achmerow usiad� ponownie.
- Je�li ci� namierz�, to sam sobie z tym nie poradzisz, bo to s� fachowcy, kt�rzy �apali lepszych od ciebie, przeszkolonych i do�wiadczonych. FBI ma nieograniczone fundusze i technik�.
23
Zachowuj si� normalnie - m�wi�, obserwuj�c, jakie wra�enie na Hallu robi� jego s�owa. - Nie pr�buj sprawdza�, czy kto� ci� �ledzi, czy za�o�yli ci pods�uch w pokoju, czy podstawili ci dziewczyn�, aby� w ��ku jej wszystko wygada�. Pami�taj, �e oni s� lepsi i dlatego zachowuj si� normalnie. I ufaj mnie, a wszystko b�dzie dobrze, bo widzisz my, ja i moi koledzy, jeste�my lepsi od FBI! Wierz mi...
Wsta�. Podszed� do baru, zap�aci� za kaw� i skierowa� si� do wyj�cia. Hall patrzy� na niego przez g�st� firank�, jak zatrzymuje taks�wk�, kt�ra po chwili wtopi�a si� w nowojorski ruch.
Pewno��, zjak�Achmerow m�wi� o bezpiecze�stwie szpiegowskich przesy�ek, przywr�ci�a mu spok�j. Troch� by� z�y na siebie za g�upie zachowanie w metrze, ale pomy�la�, �e zwr�ci�a na niego uwag� tylko kobieta z dzieckiem.
Dopi� kaw� i podni�s� si� z miejsca. Spojrza� w stron� baru, ale barman by� tak zainteresowany myciem szklanek, �e zdawa� si� nie dostrzega�, �e ktokolwiek jest w lokalu.
"S� lepsi od FBI, maj� swoich wsz�dzie" - pomy�la� z satysfakcj� Hall.
Wyszed� z baru i stan�� niezdecydowany na ulicy. Nie zna� Nowego Jorku i odczuwa� pod�wiadomy l�k przed wielkim miastem. Postanowi�, �e nie b�dzie pr�bowa� si� dowiadywa� od przechodni�w, jakim autobusem dojecha� do dworca, i podni�s� r�k� na widok nadje�d�aj�cej taks�wki. Nie m�g� zauwa�y� innej taks�wki, stoj�cej przy kraw�niku po drugiej stronie ulicy, z kt�rej obserwowa� go Achmerow.
Dewiz� Achmerowa by�y s�owa jego "profesor�w" ze szko�y wywiadu pod Moskw�: "Nawet, je�eli masz pe�ne zaufanie, to zawsze starannie sprawdzaj tego, do kt�rego masz pe�ne zaufanie". To byli dobrzy fachowcy, z kt�rych wi�kszo�� ju� nie �y�a, rozstrzelana lub uwi�ziona na rozkaz Stalina tu� przed wybuchem wojny. Achmerow po wyj�ciu z baru nie wsiad� do przypadkowej taks�wki, lecz do samochodu prowadzonego przez jego agenta, kt�ry czeka� w um�wionym miejscu, a widz�c szefa natychmiast ruszy�, aby zatrzyma� si� na jego znak, co wygl�da�o bardzo naturalnie. Skr�cili w Trzeci� Alej�, potem w Pi��dziesi�t� Pierwsz� ulic�, a� wr�cili na skrzy�owanie, przy kt�rym by� bar, i zatrzymali si� przy kraw�niku, czekaj�c na Halla, kt�ry pos�usznie odlicza� dziesi��
24
minut, jakie mia�y oddziela� od siebie czas ich wyj�cia z lokalu. Achmerow chcia� mu si� przyjrze�. Instynkt podpowiada� mu, �e "Mlad" przyda si� w szpiegowskiej robocie. Nie dostrzeg� nic podejrzanego ani nikogo, kto by �ledzi� Halla, wi�c klepn�� kierowc� w rami�.
- Sergo, zadzwo� do Leny. Jak najszybciej ma by� obok skrytek w przechowalni baga�u na Grand Central Terminal. Z dzieckiem. Jak najszybciej! - powiedzia�, zapalaj�c papierosa.
Kierowca wysiad� i podbieg� do budki telefonicznej. Wr�ci� po chwili.
- B�dzie za czterdzie�ci minut. Z dzieckiem - poinformowa�.
- Dobrze, poczekamy tu troch� i jedziemy -Achmerow wyrzuci� niedopa�ek przez okno i szybko podni�s� szyb�.
Jazda z Pi��dziesi�tej Pierwszej ulicy do Grand Central Terminal nie trwa�a d�ugo. Zatrzymali si� na podje�dzie dworca i Achmerow zerkn�� na zegarek.
- Osiem minut - powiedzia� ni to do siebie, ni do kierowcy. -Lena powinna by� za osiem minut...
- Ju� jest - Sergo wskaza� na kobiet� z w�zkiem, wchodz�c� do g��wnej hali dworca.
- Id� odebra� przesy�k� z osiemnastej skrytki. Pilnuj mnie. -Achmerow wysiad� z taks�wki. Rozejrza� si� szybko, jak cz�owiek, kt�ry ma przebiec przez ulic�, ale odczuwa l�k przed przeje�d�aj�cymi samochodami. Niewinny z pozoru gest pozwala� sprawdzi�, czy w pobli�u jest kto�, kto m�g�by wygl�da� jak agent FBI. Przez jedena�cie lat w Stanach nauczy� si� rozpoznawa� tych ludzi, jak pies wyczuwaj�cy zaj�ca. Nic jednak nie wzbudzi�o jego niepokoju.
W wielkiej hali dworca jak zwykle k��bi� si� t�um ludzi spiesz�cych na perony i wychodz�cych stamt�d; cywile mieszali si� tu z �o�nierzami, kt�rych obecno�� przypomina�a, �e jest to czas wojny.
Achmerow szybko odnalaz� �cian� podzielon� na r�wne prostok�ty podr�cznej przechowalni baga�u. Nie podszed� jednak bezpo�rednio do drzwiczek z numerem osiemnastym, lecz zatoczy� obszerny kr�g. Sprawdzi� szybkim spojrzeniem, gdzie jest Sergo -sta� oparty o kolumn� i przegl�da� gazet�. Ich oczy spotka�y si� na moment, a nieznaczne skinienie g�owy kierowcy upewni�o go, �e nie jest �ledzony. Mimo to zwleka� z otwarciem skrytki. Poszed� do kiosku z kwiatami i kupi� bukiet go�dzik�w. Zachowywa� si� jak m��, kt�ry za chwil� mia� powita� �on� wracaj�c� z d�ugiej podr�y.
25
Potem wyszed� na �rodek g��wnej hali dworca, aby por�wna� wskazania swojego zegarka i dworcowego zegara nad punktem informacyjnym. Znowu rozejrza� si�, szukaj�c Serga. Ten przeszed� ju� na drug� stron�, z kt�rej mia� lepszy widok na �cian� ze skrytkami i wci�� bacznie obserwowa� otoczenie Achmerowa. Ponownie lekkim skinieniem g�owy potwierdzi�, �e nie dostrzega agent�w FBI.
Achmerow ruszy� w stron� skrytek, staraj�c si� wyliczy� kroki. Oko�o dziesi�ciu metr�w w lewo by� okr�g�y kiosk z gazetami.
Wsun�� kluczyk do zamka w drzwiczkach skrytki i otworzy� je szybko. W�o�y� tam bukiet kwiat�w, maskuj�c w ten spos�b wyjmowanie koperty. Zatrzasn�� drzwiczki i poszed� szybko w stron� kiosku. Te par� krok�w, kt�re musia� przemierzy�, aby znale�� si� za budk� z gazetami, wydawa�o mu si� najd�u�sz� w �yciu drog�. Szed� energicznie, staraj�c si� dostrzec ka�dy gwa�towny ruch w pobli�u, kt�ry m�g� by� sygna�em zagro�enia. Z szarej masy nierozpoznawalnych ludzi wy�oni�a si� kobieta, pchaj�ca w�zek z dzieckiem. Min�� j� szybkim krokiem i wiedz�c, �e kiosk zas�ania go przed obserwacj� kogokolwiek stoj�cego dalej, upu�ci� kopert� na n�ki dziecka. Dostrzeg�, jak kobieta przykry�a kopert� kocykiem w niebiesk� krat�. Kilka krok�w dalej nad w�zkiem pochyli�a si� babcia, aby rado�nie przywita� si� z wnukiem. Wystarczy�y sekundy, aby br�zowa koperta znalaz�a si� w jej torbie, lu�no zwisaj�cej z ramienia. Prawdopodobie�stwo, �e kto� obserwuj�cy tych ludzi m�g� dostrzec, w jaki spos�b koperta ze skrytki trafi�a do torby kobiety, by�o �adne.
Achmerow zatrzyma� si� ju� spokojnie i si�gn�� po papierosy.
"Za du�o pal� - pomy�la�. - Ale mam nerwow� prac�". Rozejrza� si� dooko�a. Wci�� nie dostrzega� niczego niepokoj�cego, cho� i tak nic ju� nie mo�na by�oby mu udowodni�. By� czysty.
Wcisn�� papierosa w popielniczk� wype�nion� piaskiem i ruszy� do budki telefonicznej. Odsun�� szklane drzwi, wrzuci� monet� i wykr�ci� numer.
- Konsulat Zwi�zku Radzieckiego - us�ysza�.
- Dzie� dobry - powiedzia� po rosyjsku. - Nazywam si� Wowa Barnikow. Wowa Barnikow - powt�rzy�, gdy� by�a to pierwsza cz�� has�a identyfikuj�ca go, a ponadto znak dla telefonistki, �e nast�pne informacje ma przekaza� konsulowi Wasilijowi Zarubinowi, znanemu Achmerowowi pod pseudonimem "Maksym". - Ukradli
26
mi paszport i pobili - te s�owa oznacza�y, �e ma piln� przesy�k�. -Powiedzcie, prosz�, co mam robi�.
- Gdzie to si� sta�o?
- Na rogu Trzydziestej Czwartej ulicy i Park Avenue - to by�a kolejna informacja wskazuj�ca, �e przesy�ka b�dzie oczekiwa� w punkcie kontaktowym nazywanym "Park", cho� z parkiem nic wsp�lnego nie mia�.
- Prosz� zaczeka� i nie odk�ada� s�uchawki.
Achmerow zdawa� sobie spraw�, �e telefonistka za pomoc� wewn�trznego, zabezpieczonego przed pods�uchem telefonu, po��czy�a si� z Zarubinem, aby powt�rzy� mu s�owa, kt�rych znaczenia nie zna�a. Nie mog�o to trwa� zbyt d�ugo, gdy� nale�a�o zak�ada�, �e FBI, pods�uchuj�c rozmowy z konsulatem, rozpocz�o ustalanie, sk�d dzwoni cz�owiek, skar��cy si�, �e ukradziono mu paszport.
- Musicie zg�osi� si� do konsulatu - us�ysza� po chwili. Je�eli przyjedziecie w ci�gu godziny, to mo�e za�atwicie spraw� jeszcze dzisiaj.
- Niestety, nie zd���. Mog� by� za dwie - Achmerow wskazywa� czas, w kt�rym powinno doj�� do spotkania z Zarubinem lub wys�anym przez niego cz�owiekiem.
- W takim razie przyjd�cie jutro.
- Bardzo dzi�kuj�. Do widzenia. Odwiesi� s�uchawk�.
Sergo by� ju� w samochodzie. Na widok wsiadaj�cego Achmerowa przekr�ci� kluczyk w stacyjce.
- Lena odda�a kopert� - ruchem g�owy wskaza� na gazet� przykrywaj�c� kopert� na siedzeniu obok niego.
- Podwie� mnie do "Parku".
Rzadko korzysta� z tego sposobu przekazywania materia��w szpiegowskich. Zwykle zostawia� je w kt�rej� z wcze�niej um�wionych skrytek i przekazywa� do konsulatu sygna�, gdzie nale�y odebra� przesy�k�. Bez w�tpienia by� to najbezpieczniejszy spos�b, ale te materia�y uwa�a� za szczeg�lnie wa�ne, wola� odda� je osobi�cie.
Kryptonim "Park" oznacza� mieszkanie na drugim pi�trze domu z czerwonej ceg�y w spokojnej nowojorskiej dzielnicy Queens.
27
Rozdzia� trzeci.
J�rga obudzi�o zimno. Le�a� przez chwil�, jakby w nieokre�lonej przestrzeni usi�owa� odgadn�� kierunki. W�skie pasmo �wiat�a ze szpary pod drzwiami pozwoli�o mu odtworzy� rozk�ad pokoju. Podni�s� si� i w ciemno�ci, potykaj�c si� o krzes�o zbyt odsuni�te od sto�u, pod��y� w stron� okien zas�oni�tych grubymi roletami. Po omacku odnalaz� sznurek i odsun�� zas�on�, wpuszczaj�c do pokoju �wiat�o ksi�yca. Dopiero wtedy rozpozna� zarysy sprz�t�w.
Kaloryfer ju� nie grza�, zapewne oszcz�dzano zapas w�gla, i w pokoju zrobi�o si� nieprzyjemnie zimno. W tym ch�odzie grube mury, niedostatecznie ogrzane w czasie ostatniej zimy, wydziela�y przykr� wo� st�chlizny.
Podni�s� zegarek tak, aby tarcza znalaz�a si� w �wietle ksi�yca. Dochodzi�a czwarta. Nie mia� zamiaru wraca� do ��ka, wi�c przysun�� twarz do szyby, usi�uj�c wypatrzy� krajobraz za oknem. Na dole, w�r�d ska�, ledwo przys�oni�ta ga��ziami drzew, l�ni�a srebrna tafla zamarzni�tego jeziora. Poczu� niepok�j, gdy� nie zdawa� sobie sprawy, �e mieszka tak wysoko. Nie mia� w�tpliwo�ci, �e Globcke wybra� ten pok�j umy�lnie, bo jedyne wyj�cie prowadzi�o przez drzwi i zamkowe korytarze, pe�ne wartownik�w. Tak przynajmniej s�dzi�, podziwiaj�c pi�kny zimowy widok jeziora. Zaci�gn�� starannie zas�ony i zapali� �wiat�o. Ch��d stawa� si� coraz bardziej dokuczliwy, wi�c narzuci� p�aszcz na pi�am� i zacz�� przegl�da� szafki w poszukiwaniu kawy lub herbaty. Dostrzeg� metalowe zielone pude�ko; potrz�sn�� nim i stwierdzi� z satysfakcj�, �e jest pe�ne. Nie mia� w�tpliwo�ci, �e to erzac, ale i tak cieszy� si�,
�e napije si� czego� gor�cego. Tu� obok sta�o drugie pude�ko, w kt�rym znalaz� pastylki sacharyny. Nastawi� wod� w elektrycznym czajniku i przygotowa� kubek.
Ju� w nieco lepszym nastroju zgasi� �wiat�o i ponownie podci�gn�� rolet�. Nie chcia�, aby kto� dostrzeg� �wiat�o w jego pokoju.
Usiad� przy stole i przesun�� d�oni� pod blatem. Nie wyczu� �adnej nier�wno�ci, kt�ra wskazywa�aby, �e umieszczono tam mikrofon. To zreszt� by�o ma�o prawdopodobne, gdy� kabel biegn�cy od pod�ogi przez wydr��enie w nodze sto�u by�by �atwy do wykrycia. Mogli zamontowa� pods�uch w �yrandolu, nisko zwieszaj�cym si� nad sto�em - postanowi� sprawdzi� to w ci�gu dnia, wypatruj�c kabli niepod��czonych do �ar�wek. Spojrza� na nocn� szafk� przy ��ku. Ci�ka, z rze�bionym wie�cem blatu by�a przy�rubowana do boazerii; nie m�g�by jej podnie��, aby sprawdzi�, czy z jej wn�trza wyprowadzone s� kable.
Wysun�� szufladk� i w�o�y� d�o� pod blat. Szybko wyczu� zarys otworu wyci�tego od spodu i zimn� powierzchni� bakelitu. Umieszczony tam mikrofon skierowany by� do g�ry i wychwytywa� d�wi�ki przez cienki fornir. Usuni�cie go wzbudzi�oby podejrzenia Globckego. Wsun�� szufladk�, lecz na szafce po�o�y� plik ksi��ek, kt�re wyj�� z biblioteczki w rogu pokoju; wystarczaj�co t�umi�y d�wi�ki.
Czajnik zacz�� sycze�, wi�c wr�ci� do sto�u i nala� wrz�tku do kubka z kaw�. Ju� pierwszy �yk rozgrza� go; wydawa�o mu si�, �e ca�y ten nieprzytulny pok�j wype�ni�o ciep�o.
Ci�gle nie rozumia�, po co oddelegowano go do zamku, w kt�rym z pewno�ci� ulokowano jaki� szczeg�lnie tajny zesp�. Takich grup kryptologicznych pracuj�cych dla niemieckich w�adz pa�stwowych, partyjnych i wojskowych by�o wiele. W�a�ciwie ka�dy z najwa�niejszych urz�dnik�w tego pa�stwa organizowa� w�asn� s�u�b� wywiadowcz� i kryptologiczn�, utajniaj�c� jego korespondencj�, a daj�c� mu wgl�d do dzia�alno�ci partyjnych rywali i zagranicznych wrog�w.
Urz�d Badawczy - Forschungsamt - zorganizowany w tysi�c dziewi��set trzydziestym czwartym roku na polecenie Hermanna G�ringa, zatrudniaj�cy ponad sze�� tysi�cy pracownik�w, pods�uchiwa� telefony dyplomat�w, przechwytywa� komunikacj� radiow� i odczytywa� szyfrogramy. "Pers Z" zajmowa� si� �amaniem kod�w i szyfr�w dyplomatycznych i wojskowych. Bada� je r�wnie� oddzia� szyfr�w Oberkommando der Wehrmacht, za� dow�dztwa wojsk
29
l�dowych, powietrznych i marynarki wojennej mia�y w�asne oddzia�y wywiadowcze i kryptologiczne. Swoj� agencj�, licz�c� czterdziestu siedmiu kryptolog�w, utworzy� r�wnie� G��wny Urz�d Bezpiecze�stwa Rzeszy.
Do kt�rej z tych instytucji nale�a� zesp� dzia�aj�cy w zamku Tzschocha? Z tego, co m�wi� Schauffler, by� cz�ci� zespo�u "Pers Z", ale czy tak by�o naprawd�? W jakim celu z tajnej organizacji wydzielano by jeszcze bardziej tajn�? Je�eli, z nieznanych dla J�rga powod�w, tak si� sta�o, to dlaczego w ko�cu wojny oddelegowano go do tej organizacji? Czy mia�o to zwi�zek z jego znajomo�ci� j�zyka rosyjskiego, czy te� z dotychczasow� prac� nad szyframi radzieckimi? Dlaczego nikt nie chcia� mu powiedzie�, co b�dzie robi� w tym ponurym zamku?
Mno�y� pytania, nie potrafi�c znale�� �adnej odpowiedzi, a nawet przypuszczenia, kt�re przybli�y�oby go do rozwi�zania zagadki. Wiedzia�, �e kt�rego� dnia i tak pozna cho�by cz�� prawdy, ale wola� by� dobrze do tej chwili przygotowany.
Z rozmy�lania wytr�ci�y go odg�osy krok�w dobiegaj�ce z korytarza i szmer rozm�w. Zrozumia�, �e w zamku zaczyna�a si� praca. Pok�j powoli wype�nia� si� ciep�em, a wi�c w��czono ju� ogrzewanie. Postanowi� wr�ci� do ��ka i wykorzysta� jeszcze kilkadziesi�t minut snu. By� pewien, �e nie zostanie wezwany skoro �wit, gdy� kryptolodzy sami organizowali sobie dzie� pracy, tak jak tego wymaga� szczeg�lny rodzaj ich zaj��. Pomys�u nie wolno by�o skoszarowa�.
Globcke wszed� do swojego biura na pierwszym pi�trze kilka minut po �smej, ciekawy, czy dokumenty, kt�re tak go interesowa�y, ju� dostarczono. Tu� po nim do gabinetu wkroczy� Beer, trzymaj�c pod pach� cienk� teczk� w tekturowych ok�adkach, na kt�rych widnia� czarny napis "Geheim".
- Dokumenty Jorga z Hirschbergu - powiedzia� kr�tko, k�ad�c na biurku teczk�.
Globcke z�ama� piecz�� i rozwi�za� tasiemki.
- Hugo J�rg, urodzony w tysi�c dziewi��set dziewi�tym roku w maj�tku Hasbald pod Lipaw� na �otwie - zacz�� czyta�. - Rodzice Kurt Oliver i Margareta, Niemcy krwi aryjskiej. W tysi�c dziewi��set osiemnastym roku, uciekaj�c przed bolszewikami, opu�cili
30
�otw�, gdzie ich posiad�o�ci nast�pnie upa�stwowiono. Od tego czasu zamieszkiwali w Danzig.
Przebieg� wzrokiem kilka linijek tekstu, kt�re uwa�a� za nieistotne. Wreszcie znalaz� akapit "Wykszta�cenie".
- Wydzia� Nauk Og�lnych, uko�czony z wyr�nieniem w tysi�c dziewi��set trzydziestym pi�tym roku. Od tysi�c dziewi��set trzydziestego sz�stego do tysi�c dziewi��set trzydziestego �smego roku studiowa� matematyk� w Cambridge w Anglii. W tysi�c dziewi��set trzydziestym dziewi�tym roku powo�any do s�u�by wojskowej, zgodnie ze specjalno�ci� oddelegowany do Abwehry. - Globcke podni�s� g�ow�: - Chcia�bym wiedzie�, czy zna� Canarisa albo tego drugiego zdrajc�, Ostera.
Globcke m�wi� o szefie Abwehry admirale Wilhelmie Canarisie i generale Hansie Osterze, szefie sztabu Canarisa. Obydwaj zostali uwi�zieni po zamachu na Hitlera, a ich zwi�zki ze spiskowcami by�y oczywiste.
- Je�li nawet ich zna�, to jeszcze nic nie znaczy - powiedzia� Beer, jakby staraj�c si� uchroni� J�rga. Obawia� si�, �e podejrzliwo�� Globckego, kt�ra nasila�a si� wraz z pogarszaniem si� sytuacji na froncie, mo�e sta� si� zbyt uci��liwa dla ludzi pracuj�cych w zamku. Domy�la� si� r�wnie�, �e J�rg zosta� tutaj �ci�gni�ty nie bez powodu, a Globcke stara� si� nie dopu�ci� go do pracy, w ka�dym razie op�nia� jej rozpocz�cie.