6451

Szczegóły
Tytuł 6451
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6451 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6451 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6451 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tytu� orygina�u Mein Kampf T�umaczenie Irena Puchalska Piotr Marsza�ek Opracowanie graficzne Karol Drabik Redaktor techniczny Krystyna Burli�ska Copyright @ jor the Polish Translation by Wydawnictwo "Scripta Manent" Krosno I.9.92 SPIS TRE�CI Cz�� I Obrachunek S�owo wst�pne Adolfa Hitlera . Rozdzia� I W domu rodzinnym . Rozdzia� II Wiede�skie �ata nauki i walki . Rozdzia� III Pogl�dy polityczne z okresu wiede�skiego . Rozdzia� IV Monachium Rozdzia� V Wojna �wiatowa Rozdzia� VI Propaganda wojenna Rozdzia� VII Rewolucja . Rozdzia� VIII Pocz�tki mojej dzia�alno�ci politycznej . Rozdzia� IX Niemiecka Partia Robotnicza . Rozdzia� X Przyczyny upadku imperium Rozdzia� XI Nar�d i rasa . Rozdzia� XII Pierwszy okres w rozwoju Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej CZʌ� II Ruch narodowosocjalistyczny Rozdzia� I �wiatopogl�d a partia . Rozdzia� II Pa�stwo Rozdzia� III Obywatele Rozdzia� IV Osobowo�� a koncepcja pa�stwa narodowego . Rozdzia� V �wiatopogl�d a organizacja . Rozdzia� VI Pierwsze dni walki: znaczenie przem�wie� . Rozdzia� VII Walka z si�ami czerwonych . Rozdzia� VIII Silny cz�owiek jest najmocniejszy, gdy jest sam . Rozdzia� IX My�li na temat znaczenia i organizacji socjalistycznych robotnik�w Rozdzia� X Pozorny federalizm . Rozdzia� XI Propaganda a organizacja . Rozdzia� XII Sprawa zwi�zk�w zawodowych . Rozdzia� XIII Powojenna polityka Niemiec w kwestii sojuszy. Rozdzia� XIV Polityka wschodnia Rozdzia� XV Prawo do samoobrony. Aneks . Oficjalny Manifest NSDAP w sprawie stanowiska Partii w kwestii ch�opskiej oraz rolnictwa Program NSDAP . Cz�� I Obrachunek S�owo wst�pne Adolfa Hitlera 9 pa�dziernika I92j roku, w cztery lata od jej powstania, Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza zosta�a rozwi�zana, a jej dzia�alno�� zakazana w ca�ej Rzeszy. 1 kwietnia 1924 roku wyrokiem S�du Ludowego w Monachium zosta�em skazany i osadzony w twierdzy Landsberg nad Lechem. To da�o mi po latach nieprzerwanej pracy mo�liwo�� przyst�pienia do dzie�a, kt�rego wielu si� domaga�o, a kt�re ja uwa�a�em za po�yteczne dla ruchu. Tak wi�c postanowi�em wyja�ni� w tej ksi��ce cele naszego ruchu, a tak�e przedstawi� obraz jego rozwoju. Z niej b�dzie si� mo�na wi�cej nauczy� ni� z jakiejkolwiek czysto doktrynerskiej rozprawy naukowej. Da�o mi to sposobno�� przedstawienia swojej osobowo�ci na tyle, na ile jest to potrzebne do zrozumienia idei tej ksi��ki i rozwiania sfabrykowanej przez �ydowsk� pras� legendy mojej osoby. T� prac� zwracam si� nie do obcych, ale do tych stronnik�w ruchu, kt�rzy nale�� do niego sercem i pragn� jego zrozumienia. Wiem, �e ludzi �atwiej mo�na pozyska� s�owem m�wionym ni� pisanym i �e ka�dy wielki ruch na tej ziemi ro�nie w si�� dzi�ki m�wcom, a nie wielkim pisarzom. Jednak�e w celu stworzenia podstaw jakiej� doktryny i jej ujednolicenia wewn�trzne zasady musz� zosta� spisane. Mo�e wi�c ta ksi��ka stanie si� kamieniem w�gielnym naszego ruchu, do kt�rego i ja wnios� sw�j wk�ad. Autor ROZDZIA� I W domu rodzinnym Dzisiaj rozumiem, jak dobrze si� sta�o, �e los wybra� na miejsce mojego urodzenia Braunau nad Innem. To ma�e graniczne miasteczko le�y mi�dzy dwoma pa�stwami niemieckimi, o kt�rych ponowne zjednoczenie nale�y zabiega� wszelkimi mo�liwymi �rodkami. Niemiecka Austria musi powr�ci� do wielkiej niemieckiej ojczyzny i to nie z powod�w ekonomicznych. O nie! Nawet gdyby z tego punktu widzenia ponowny zwi�zek by� rzecz� oboj�tn� - a tak�e wtedy, gdyby aktualnie by� szkodliwy - musi on nast�pi�. Wsp�lna krew powinna nale�e� do wsp�lnej Rzeszy. Niemcy nie maj� prawa zajmowa� si� polityk� kolonialn� tak d�ugo, jak d�ugo nie b�d� zdolni do po��czenia swoich syn�w we wsp�lnym pa�stwie. Dop�ki ka�dy Niemiec nie znajdzie si� w granicach Rzeszy i nie b�dzie w stanie wy�ywi� si�, dop�ty nie b�d� mieli Niemcy moralnego prawa zdobywania obcych teren�w, cho�by to by�o korzystne dla poszczeg�lnych obywateli. W ten spos�b to ma�e miasteczko sta�o si� symbolem wielkiego przedsi�wzi�cia. Czy my nie jeste�my tacy sami jak wszyscy Niemcy? Czy wszyscy nie stanowimy ca�o�ci? Ten problem zacz�� wrze� w moim dzieci�cym umy�le. W odpowiedzi na swoje nie�mia�e pytania, by�em zmuszony z zazdro�ci� uzna� fakt, �e Niemcy nie byli nigdy tak szcz�liwi, jak b�d�c cz�onkami imperium Bismarcka. W tym austriackim miasteczku nad Innem, mieszkali w ko�cu lat osiemdziesi�tych minionego stulecia moi rodzice: ojciec by� urz�dnikiem pa�stwowym, matka zajmowa�a si� gospodarstwem domowym. Z tych czas�w niewiele pozosta�o w moich wspomnieniach, gdy� wkr�tce ojciec musia� opu�ci� na zawsze to miasteczko i podj�� prac� w Passau, w samych Niemczech. Los austriackiego urz�dnika celnego wymaga� ci�g�ego podr�owania. Po pewnym czasie ojciec przeni�s� si� do Li n z u i tam doczeka� emerytury. Kupi� w Marktfleckens Lambach w G�rnej Austrii gospodarstwo rolne i tym samym poszed� w �lady naszych przodk�w. Wol� mego ojca by�o, abym zosta� urz�dnikiem pa�stwowym. By� dumny z tego, co sam osi�gn�� i tego samego pragn�� dla swego dziecka. Nie wyobra�a� sobie odmowy: wed�ug niego niedo�wiadczony ch�opiec nie m�g� sam o sobie decydowa�. A jednak mia�o si� sta� inaczej. Pierwszy raz w swoim �yciu, maj�c zaledwie jedena�cie lat, musia�em stan�� w opozycji do ojca! Tak jak on by� zdecydowany przeforsowa� swoje plany, tak ja by�em nieugi�ty w odmowie. Nie chcia�em zosta� urz�dnikiem. �adne rozmowy czy powa�ne argumenty nie zmieni�y mej niech�ci. Nie chcia�em by� urz�dnikiem i nie godzi�em si� zosta� nim. Ka�da pr�ba powo�ywania si� na przyk�ad mego ojca, maj�ca wzbudzi� we mnie zachwyt i zainteresowanie tym zawodem, wywo�ywa�a jedynie przeciwny efekt. Nienawidzi�em siedzenia w biurze nie pozwalaj�cego by� panem swojego w�asnego czasu; sp�dzenie ca�ego �ycia na wype�nianiu formularzy wydawa�o mi si� nudne. Teraz, gdy dokonuj� przegl�du tych lat, ujrza�em dwa zdarzenia, kt�re uwidoczni�y si� w tym okresie najwyra�niej: I) sta�em si� nacjonalist�, 2) nauczy�em si� rozumie� prawdziwy sens historii. Stara Austria by�a pa�stwem wielonarodowo�ciowym. W stosunkowo wczesnej m�odo�ci mia�em mo�liwo�� wzi�� udzia� w nacjonalistycznej walce w starej Austrii. Mieli�my szkoln� organizacj� i wyra�ali�my nasze pogl�dy przy pomocy kwiat�w chabru i czarno-czerwono-z�otych barw. Pozdrawiali�my si� s�owami "Heil", a zamiast pie�ni "Kaiserlied", �piewali�my, pomimo ostrze�e� i kar, "Deutschland �ber Alles" (Niemcy ponad wszystko - przyp. t�umacza). W ten spos�b m�odzie� kszta�ci�a si� politycznie, podczas gdy obywateli tak zwanego pa�stwa narodowego nie ��czy�o nic wi�cej poza wsp�lnym j�zykiem. Mimo to, oczywi�cie, nie zalicza�em si� do oboj�tnych i sta�em si� wkr�tce fanatycznym niemieckim nacjonalist�, jednak nie w dzisiejszym partyjnym rozumieniu tego s�owa. Rozw�j w tym kierunku nast�powa� u mnie bardzo szybko, tak �e ju� w wieku pi�tnastu lat rozumia�em r�nic� mi�dzy dynastycznym "patriotyzmem", a narodowym "nacjonalizmem". To ostatnie rozumia�em o wiele lepiej. Czy my ju� jako ch�opcy nie wiedzieli�my, �e to austriackie pa�stwo nie darzy�o nas, Niemc�w, w og�le �adn� mi�o�ci�? Nasza wiedza o metodach post�powania Habsburg�w by�a potwierdzana ka�dego dnia przez codzienne do�wiadczenia. Na p�nocy i na po�udniu trucizna obcych ras z�era�a cia�a naszego narodu i nawet Wiede� coraz mniej przypomina� niemieckie miasto. "Dom Cesarski', stawa� si� czeskim, gdzie tylko to by�o mo�liwe; wreszcie r�ka bogini odwiecznej sprawiedliwo�ci i nieub�aganej zemsty zada�a �mier� najwi�kszemu wrogowi niemiecko�ci Austrii, arcyksi�ciu Franciszkowi Ferdynandowi. Zabi�a go kula, kt�rej sam pom�g�. To on by� przecie� g��wnym patronem ruchu, kt�rego celem by�o uczyni� z Austrii pa�stwo s�owia�skie. Zarodek przysz�ej wojny �wiatowej i w istocie ca�kowita ruina Niemiec le�� w fatalnym po��czeniu m�odej niemieckiej Rzeszy z austriackim niby-pa�stwem. W trakcie pisania tej ksi��ki b�d� musia� zaj�� si� gruntownie tym problemem. Wystarczy tu jedynie stwierdzi�, �e od najwcze�niejszej m�odo�ci by�em przekonany, i� zniszczenie Austrii jest koniecznym warunkiem bezpiecze�stwa niemieckiej rasy, a ponadto, �e poczucie narodowo�ci w �aden spos�b nie mo�e by� identyfikowane z dynastycznym patriotyzmem. Nieszcz�ciem niemieckiej rasy by� przede wszystkim panuj�cy dom Habsburg�w. Konsekwencjami tego stanu by�a gor�ca mi�o�� do mojej niemieckiej Austrii i g��boka nienawi�� do austriackiego pa�stwa. Decyzja o wyborze zawodu zapad�a szybciej, ni� mog�em tego oczekiwa�. W trzynastym roku �ycia straci�em nagle ojca. Zawa� serca pozbawi� �ycia tego jeszcze krzepkiego cz�owieka. Umar� bezbole�nie pogr��aj�c nas w g��bokim b�lu. Nie powiod�o mu si� to, czego najbardziej pragn�� - zapewni� swojemu dziecku egzystencj� i tym samym uchroni� go przed gorycz� �ycia, kt�rej sam zazna�. Z pocz�tku nic si� nie zmieni�o. Matka zgodnie z �yczeniem ojca czu�a si� zobowi�zana nadal kierowa� moim wychowaniem i kszta�ci� mnie na urz�dnika. la jednak, jak nigdy przedtem, by�em zdecydowany, �e pod �adnym warunkiem nim nie zostan�. Dlatego ju� w szkole �redniej unika�em niekt�rych przedmiot�w i w og�le nauki. Z pomoc� przysz�a mi choroba i w ci�gu kilku tygodni zdecydowa�y si� losy mojej przysz�o�ci. Ci�ka choroba p�uc spowodowa�a, �e lekarz stanowczo odradza� podj�cie pracy w biurze. Musia�em przerwa� nauk� na jeden rok. To, o czym tak d�ugo marzy�em, sta�o si� rzeczywisto�ci�. Pod wp�ywem mojej choroby matka w ko�cu uzna�a, �e po przerwie wr�c� do szko�y realnej, a p�niej b�d� m�g� ucz�szcza� do akademii. By�y to najszcz�liwsze dni, jak przepi�kny sen. I naprawd� mia� to by� tylko sen. Dwa lata p�niej �mier� matki po�o�y�a kres tym wszystkim planom. Jej choroba od pocz�tku nie dawa�a wielkich nadziei na uleczenie, jednak jej �mier� by�a dla mnie wielkim ciosem. Swojego ojca czci�em, a matk� kocha�em. Ub�stwo i twarda rzeczywisto�� zmusza�y mnie do podj�cia szybkiej decyzji. Skromne �rodki finansowe mojej rodziny prawie zupe�nie si� wyczerpa�y wskutek ci�kiej choroby matki. Przyznana mi sieroca renta nie wystarcza�a nawet na prze�ycie, tak wi�c by�em zmuszony zarabia� jako� na swoje utrzymanie. Z walizk� pe�n� ubra� i bielizny oraz determinacj� w sercu pojecha�em do Wiednia. Mia�em nadziej� odmieni� los, tak jak m�j ojciec pi��dziesi�t lat wcze�niej. Chcia�em zosta� "kim�", ale w �adnym wypadku nie urz�dnikiem. ROZDZIA� II Wiede�skie lata nauki i walki �mier� matki, niczym przeznaczenie, zadecydowa�a w pewnym sensie o mojej przysz�o�ci. W ostatnich miesi�cach jej choroby pojecha�em do Wiednia w celu z�o�enia egzamin�w wst�pnych do akademii. By�em przekonany, �e z dziecinn� �atwo�ci� zdam. W szkole realnej rysowa�em najlepiej w mojej klasie, a od tego czasu moje zdolno�ci rozwin�y si� jeszcze bardziej. Liczy�em wi�c na powodzenie. Nad moim talentem malarskim wzi�y jednak g�r� zainteresowania architektur�. jeszcze w wieku szesnastu lat, gdy po raz pierwszy pojecha�em do Wiednia, by studiowa� malarstwo w dworskim muzeum, moje oczy widzia�y tylko samo muzeum. Biega�em za tymi drzwiami od rana do wieczora, a nawet do p�nej nocy, od jednego obiektu do drugiego. Godzinami mog�em tak sta� przed oper� i podziwia� parlament. Ca�a ulica Ringstrasse robi�a na mnie wra�enie cudu z tysi�ca i jednej nocy. Teraz po raz drugi by�em w tym pi�knym mie�cie i czeka�em na rezultat egzaminu wst�pnego. By�em tak przekonany o powodzeniu, �e zawiadomienie o nie przyj�ciu spad�o na mnie jak grom z jasnego nieba. Jednak rektor wyja�ni� mi, �e z rysunk�w, kt�re ze sob� przynios�em, jednoznacznie wynika, i� nie mam predyspozycji malarskich, natomiast mam zdolno�ci w dziedzinie architektury. Po raz pierwszy w moim m�odym �yciu by�em niezadowolony z samego siebie. To, czego dowiedzia�em si� o moich zdolno�ciach, sprawi�o, �e postanowi�em zosta� architektem. Droga do tego by�a jednak bardzo trudna. Zem�ci�a si� teraz moja niech�� do nauki w szkole realnej. Przyj�cie do akademii by�o uwarunkowane posiadaniem matury. Nie by�o mo�liwe spe�nienie mojego marzenia, aby zosta� artyst�. Zadziwiaj�ce bogactwo i odra�aj�ca n�dza przeplata�y si� w Wiedniu ze sob� w ogromnym kontra�cie. W centralnych cz�ciach miasta mo�na by�o czu� t�tno dwudziestopi�ciomilionowego imperium, z wszelkimi niebezpiecznymi powabami tego wielonarodowo�ciowego pa�stwa. Ol�niewaj�cy blask dworu przyci�ga� jak magnes bogactwo i inteligencj� pozosta�ych cz�ci imperium. Do tego dochodzi�a jeszcze silna centralistyczna polityka habsburskiej monarchii. Ona umo�liwia�a utrzymanie razem tej mieszaniny narod�w. jej rezultatem by�a nadzwyczajna koncentracja ca�ej w�adzy w stolicy. Ponadto Wiede� nie tylko by� politycznym i intelektualnym centrum naddunajskiej monarchii, ale tak�e centrum administracyjnym. Opr�cz rzeszy wysokich rang� urz�dnik�w pa�stwowych, oficer�w, artyst�w i uczonych znajdowa�a si� w nim jeszcze wi�ksza armia robotnik�w, a przyt�aczaj�ce ub�stwo wyst�powa�o tu� obok bogactwa arystokracji i kupc�w. Tysi�ce bezrobotnych przewala�o si� wok� pa�ac�w przy Ringstrasse, a poni�ej, via Triumphalis bytowali w brudzie i bagnie bezdomni. Wiede�, jak �adne inne niemieckie miasto, najlepiej si� nadawa� do studiowania problem�w socjalnych. Ale, aby nie zrobi� b��du, trzeba si� znale�� w samym �rodku tych problem�w, inaczej nic z tego nie pozostanie poza czczym gadaniem i zak�aman� sentymentalno�ci�. Jedno i drugie jest szkodliwe. Pierwsze, bo nie bada sedna zagadnienia, drugie, poniewa� pomija je. Nie wiem, co jest gro�niejsze: ignorowanie socjalnych potrzeb, jak czyni wi�kszo�� tych, kt�rym si� poszcz�ci�o, i tych, kt�rzy podnie�li si� dzi�ki w�asnym wysi�kom w codziennej pracy, czy lekcewa�enie ludzi przez pozbawion� taktu, chocia� zawsze uprzejm�, �askaw� i modn� cz�� bab w sp�dnicach lub spodniach, udaj�c� sympati� dla ludu. Ci ludzie oczywi�cie grzesz� bardziej z powodu braku instynktu ni� pr�by zrozumienia. Dziwi ich p�niej brak rezultat�w mimo gotowo�ci do pracy spo�ecznej i reakcje sprzeciwu. Stawiaj� to za dow�d niewdzi�czno�ci ludu. Te umys�y nie rozumiej�, �e za prac� spo�eczn� nie wolno domaga� si� wdzi�czno�ci, poniewa� nie rozdzielaj� ja�mu�ny, ale przywracaj� w ten spos�b prawo. Ju� wtedy u�wiadomi�em sobie, �e tylko podw�jna metoda mo�e przyczyni� si� do polepszenia warunk�w bytu, mianowicie: g��bokie poczucie socjalnej odpowiedzialno�ci, w celu stworzenia lepszych podstaw naszego rozwoju, po��czone z bezlitosn� determinacj� zniszczenia naro�li, kt�rym nie mo�na zaradzi�. Tak jak natura nie koncentruje si� na utrzymaniu tego, co jest, lecz aby podtrzyma� gatunek doskonali go poprzez rozw�j, tak i w �yciu nie mo�na ulepsza� istniej�cego z�a, kt�re posiadaj�c natur� cz�owieka w dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu przypadkach na sto nie da si� zmieni�. Nale�y wi�c zapewni� lepsze metody rozwoju od samego pocz�tku. W trakcie walki o egzystencj� w Wiedniu zauwa�y�em, �e zadania socjalne wcale nie musz� sk�ada� si� z pracy charytatywnej, kt�ra jest �mieszna i bezu�yteczna, ale ich sensem powinno by� usuni�cie g��boko tkwi�cych b��d�w w organizacji naszego �ycia gospodarczego i kulturalnego, kt�re s� powi�zane ze sob�, i doprowadzenie do usuni�cia pojedynczych przeszk�d, b�d� przynajmniej ograniczenie ich znaczenia. Poniewa� austriackie pa�stwo w praktyce ignorowa�o ca�kowicie socjalne prawa, jego niezdolno�� do usuni�cia z�ych naro�li budzi�a m�j niepok�j . Nie wiem, co najbardziej mnie w tym czasie przera�a�o: ekonomiczna n�dza towarzyszy pracy, ich moralne ub�stwo, czy te� niski poziom ich duchowego rozwoju. Jak�e cz�sto nasza bur�uazja unosi si� w moralnym oburzeniu, gdy s�yszy z ust jakiego� nieszcz�snego w��cz�gi, �e jest mu oboj�tne, czy jest Niemcem, czy nie, byle mia� zapewniony byt. Natychmiast g�o�no protestuj� i s� przera�eni takimi pogl�dami. Ale ilu naprawd� zada�o sobie pytanie, dlaczego ich pogl�dy s� lepsze. Ilu jest takich, co pami�taj� o wielko�ci ojczyzny, o swoim narodzie we wszystkich dziedzinach kulturalnego i artystycznego �ycia, kt�re daje im prawo do dumy wynikaj�cej z przynale�no�ci do tego b�ogos�awionego narodu? Jak wielu z nich ma �wiadomo��, �e poczucie dumy z w�asnej ojczyzny zale�y od zrozumienia jego wielko�ci we wszystkich tych dziedzinach? Szybko i gruntownie nauczy�em si� rozumie� co�, czego poprzednio by�em nie�wiadomy. Problem nacjonalizmu ludzi jest pierwszym i g��wnym warunkiem stworzenia zdrowych socjalnych warunk�w jako podstawy wychowania jednostki. Poniewa� tylko ten, kto poprzez wychowanie i szko�� pozna� kulturaln�, ekonomiczn�, a nade wszystko polityczn� wielko�� swojej ojczyzny, mo�e uzyska� poczucie dumy, �e jest cz�onkiem takiego narodu. Walczy� mog� tylko o co�, co mi�uj�, mi�uj� tylko to, co szanuj�, a szanuj� jedynie to, co rozumiem. Teraz, gdy obudzi�o si� we mnie zainteresowanie zagadnieniami socjalnymi, zacz��em studiowa� je gruntownie. Przede mn� otworzy� si� nowy i nieznany �wiat. W latach 1909-19IO moje po�o�enie ekonomiczne zmieni�o si� w takim stopniu, �e nie musia�em pracowa� na chleb jako robotnik pomocniczy. Pracowa�em samodzielnie jako malarz i akwarelista. Psychika szerokich mas nie jest wra�liwa ha p�. �rodki i s�abo�ci. Podobnie jak kobieta, na kt�rej delikatno�� uczu� mniejszy wp�yw ma abstrakcyjna m�dro�� ni� bli�ej nieokre�lona t�sknota poddania si� uczuciom, �atwiej ulegnie mocnemu m�czy�nie ni� s�abemu, tak i ludzie bardziej kochaj� mocnego w�adc� ni� s�abego i czuj� wi�ksz� satysfakcj� z doktryny, kt�ra nie toleruje rywali, ni� z takiej, kt�ra uznaje liberaln� wolno�� - nar�d na og� nie wie, jak si� ni� pos�ugiwa� i wnet czuje si� opuszczony. Je�eli doktryna s�uszniejsza, ale w praktyce bardziej bezlitosna, przeciwstawi si� socjaldemokracji, to ta doktryna, by� mo�e w ci�kiej walce, ale zwyci�y. Jeszcze przed dwoma laty nie by�y znane ani zasady socjaldemokracji, ani instrumenty, kt�rymi si� w dzia�aniu pos�ugiwa�a. Poniewa� socjaldemokracja najlepiej zna warto�� si�y z w�asnego do�wiadczenia, zwykle atakuje tych, u kt�rych wyczuwa instynktownie brak tego elementu. Z drugiej strony chwali s�abo�� przeciwnika, pocz�tkowo ostro�nie, p�niej �mielej, stosownie do poznanej lub przewidywanej jego warto�ci. Mniej obawia si� ona bezsilnego geniuszu ni� kogo� mocnego, ale miernego pod wzgl�dem umys�owym. Najbardziej popiera s�abych zar�wno na ciele, jak i na duchu. Wie, jak wywo�a� wra�enie, i� potrafi zachowa� spok�j, podczas gdy zdobywa jedn� pozycj� po drugiej. Stosuje tak�e ciche represje lub jawny rozb�j w momentach, gdy uwaga opinii publicznej jest skierowana ku innym sprawom. Niekiedy nie porusza pewnych spraw uwa�aj�c je za nieistotne, aby celowo pobudza� na nowo niebezpiecznego przeciwnika. Jest to taktyka ca�kowicie obliczona na ludzk� s�abo��, a jej rezultat jest matematycznie pewny, chyba �e i druga strona nauczy si�, jak walczy�. S�absze natury musz� wiedzie�, �e chodzi tutaj o ich "by� albo nie by�". Zastraszenie W warsztatach i fabrykach, na spotkaniach i masowych demonstracjach b�dzie skuteczne, dop�ki nie natrafi na r�wn� sobie si��. N�dza, kt�ra dopada robotnik�w, wcze�niej czy p�niej kieruje ich do obozu socjaldemokracji. Poniewa� mieszcza�stwo niezliczon� ilo�� razy, nie tylko w najg�upszy, ale tak�e i najbardziej niemoralny spos�b wyst�powa�o przeciwko uzasadnionym ��daniom ludu - cz�sto bez �adnych korzy�ci dla siebie - dlatego robotnicy, nawet ci najbardziej zdyscyplinowani, byli zmuszani do porzucania dzia�alno�ci w organizacjach zwi�zkowych i do zajmowania si� polityk�. W wieku dwudziestu lat nauczy�em si� odr�nia� zwi�zki zawodowe b�d�ce instrumentem obrony socjalnych praw pracuj�cych i walki o lepsze warunki �ycia dla nich od zwi�zk�w pe�ni�cych funkcj� instrumentu partyjnego w politycznej walce klasowej . Fakt, �e socjaldemokracja zrozumia�a ogromne znaczenie ruchu zwi�zkowego, umo�liwi� jej pos�ugiwanie si� nim jako instrumentem walki i zapewni� jej sukces. Mieszcza�stwo nie zrozumia�o tego, wskutek czego straci�o swoj� polityczn� pozycj�. Wierzy�o ono, �e pogardliwe odrzucenie tego logicznego przecie� post�powania, zada mu �mier� i zmusi socjaldemokracj� do wej�cia na drog� pozbawion� logiki. Poniewa� absurdem jest twierdzenie, �e ruch zwi�zkowy jest g��wnym, wrogiem ojczyzny, prawdziwy musi by� pogl�d przeciwny. Je�eli akcje zwi�zk�w s� wymierzone przeciwko klasie stanowi�cej jeden z filar�w narodu i odnosz� sukces, to nie s� one skierowane przeciwko ojczy�nie czy pa�stwu, ale w najlepszym tego s�owa znaczeniu narodowo. W ten spos�b mo�na uku� socjalne podstawy, bez kt�rych og�lne narodowe u�wiadomienie jest nie do pomy�lenia. Zyskuj� one najwi�ksze zas�ugi dzi�ki wykorzenianiu socjalnych naro�li rakowatych, zwalczaj� choroby zar�wno umys�owe, jak i fizyczne i doprowadzaj� nar�d do og�lnego dobrobytu. Zb�dne jest wi�c pytanie, czy s� one potrzebne. Tak d�ugo, jak mi�dzy pracodawcami istniej� ludzie o niewielkim stopniu zrozumienia zagadnie� socjalnych lub - przekonani do fa�szywych idei sprawiedliwo�ci i uczciwo�ci, jest nie tylko prawem, ale i obowi�zkiem ludzi przez nich zatrudnionych, kt�rzy mimo wszystko tworz� cz�� naszej narodowo�ci, zabezpieczy� interesy og�u przeciwko wyzyskowi i g�upocie poszczeg�lnych pracodawc�w, poniewa� utrzymanie lojalno�ci i zaufania ludzi jest dla narodu tak samo konieczne, jak utrzymanie go w zdrowiu. Je�eli niegodne traktowanie ludzi wywo�uje ich op�r, wtedy o tej walce zadecyduje strona, kt�ra jest silniejsza, chyba �e oficjalny wymiar sprawiedliwo�ci jest przygotowany do odparcia z�a. Ponadto jest zrozumia�e, �e poszczeg�lny pracodawca popierany przez po��czone si�y wszystkich przedsi�biorc�w mo�e zwr�ci� si� przeciwko zatrudnionym. Je�eli oczywi�cie nie b�dzie zmuszony odda� zwyci�stwa na samym pocz�tku. W ci�gu kilkudziesi�ciu lat pod fachowym okiem socjaldemokracji ruch zwi�zkowy przekszta�ci� si� z instrumentu broni�cego socjalnych praw ludzi w instrument rujnuj�cy narodow� gospodark�. Interesy robotnik�w wcale si� nie liczy�y, poniewa� w polityce zastosowanie ekonomicznych nacisk�w zawsze ma miejsce tam, gdzie jedna strona jest w wystarczaj�cym stopniu pozbawiona skrupu��w, a druga wystarczaj�co g�upia. Od pocz�tku tego wieku ruch zwi�zkowy zaprzesta� s�u�y� swoim pierwotnym celom. Z roku na rok coraz bardziej znajdowa� si� pod wp�ywem polityki socjaldemokracji i sko�czy� si�, u�yty jako tama dla walki klas. " Wolne zwi�zki zawodowe" zawis�y nad politycznym horyzontem i nad �yciem ka�dego cz�owieka, jak chmury burzowe. To by� jeden z najokropniejszych instrument�w terroru przeciwko bezpiecze�stwu, narodowej niezale�no�ci i trwa�o�ci pa�stwa oraz wolno�ci ludzi. Przede wszystkim to one przekszta�ci�y idee demokracji w odra�aj�ce, ironiczne frazesy przynosz�ce wstyd wolno�ci i kpi�ce z braterstwa nast�puj�cymi s�owami "je�eli nie przy��czysz si� do nas, dla twojego dobra rozwalimy ci czaszk�". Pozna�em w�wczas tych "przyjaci� ludu". Z biegiem lat moje pogl�dy stawa�y si� szersze i g��bsze, ale nie znajdowa�em przyczyny, aby je zmieni�. Gdy coraz bardziej wnika�em w r�ne aspekty socjaldemokracji, wzros�o moje pragnienie zrozumienia istoty jej doktryny. Oficjalna literatura partii by�a prawie zupe�nie bezu�yteczna dla moich cel�w. Twierdzenia i argumenty dotycz�ce zagadnie� ekonomicznych, kt�re tam znalaz�em, okaza�y si� b��dne, a kierunki politycznych cel�w - fa�szywe. Poczu�em si� dodatkowo odtr�cony kr�tackimi sposobami przedstawiania fakt�w. W ko�cu znalaz�em powi�zanie pomi�dzy t� destrukcyjn� doktryn�, a charakterystycznymi cechami rasy do tej pory mi nie znanej . Zrozumienie �yd�w jest jedynym kluczem do w�a�ciwego poznania wewn�trznych, a wi�c rzeczywistych f cel�w socjaldemokracji. Zrozumienie tej rasy pozwala na odrzucenie b��dnych koncepcji dotycz�cych przedmiotu i znaczenia tej partii. Dzisiaj jest mi trudno powiedzie�, je�eli to w og�le mo�liwe, kiedy s�owo "�yd" nabra�o dla mnie socjalnego znaczenia. Nie pami�tam, abym kiedykolwiek us�ysza� to s�owo w domu za �ycia mego ojca. My�l�, �e ten starszy pan traktowa� je jak s�owo z innej epoki, je�eli w og�le u�ywa� tego terminu. Mia� mocne poczucie w�asnej narodowo�ci, kt�re r�wnie� na mnie wywar�o swe pi�tno. Tak�e w szkole nie znalaz�em podstaw do zmiany wyniesionego z domu obrazu rzeczywisto�ci. W szkole realnej pozna�em �ydowskiego ch�opca, kt�rego wszyscy traktowali�my z du�� nieufno�ci�. Ta ostro�no�� spowodowana by�a jego pow�ci�gliwo�ci�. W wieku czternastu, pi�tnastu lat zacz��em coraz cz�ciej spotyka� si� ze s�owem "�yd", szczeg�lnie przy okazji politycznych dyskusji. Odczuwa�em lekk� niech�� do tego s�owa i nie mog�em powstrzyma� si� przed nieprzyjemnym uczuciem wywo�anym przez ujawniane w mojej obecno�ci r�nice religijne. W�wczas zagadnienie to widzia�em wy��cznie w tym aspekcie. W Li n z u mieszka�o bardzo ma�o �yd�w. W ci�gu stuleci upodobnili si� do Europejczyk�w i nie r�nili si� wygl�dem od innych ludzi: w�wczas rzeczywi�cie patrzy�em na nich jak na Niemc�w. Nie by�a dla mnie jasna b��dno�� tej koncepcji, poniewa� jedynym wyr�niaj�cym ich szczeg�em, kt�ry dostrzega�em, by�a odr�bno�� religijna. W�wczas my�la�em, �e to by�a przyczyn a ich prze�ladowania, a niech��, jak� do nich czu�em, przeradza�a si� w odraz� do siebie. O istnieniu �ydowskiej wrogo�ci nie mia�em w�wczas poj�cia. Nast�pnie pojecha�em do Wiednia. Pocz�tkowo znajdowa�em si� pod wra�eniem architektonicznych dozna� i by�em zbyt przybity trudn� sytuacj�, by u�wiadomi� sobie rozwarstwienie ludzi w tym ogromnym h1ie�cle. Chocia� Wiede� liczy� w�wczas oko�o dw�ch tysi�cy �yd�w j nie widzia�em ich w�r�d dwu milion�w mieszka�c�w. W czasie pierwszych tygodni moje oczy i umys� nie by�y zdolne zauwa�y� tylu warto�ci i idei. Stopniowo uspokaja�em si� i r�ne wra�enia zacz�y si� stawa� wyra�ne i oczywiste, przez co zyskiwa�em wi�cej do�wiadczenia w tym nowym �wiecie. Powraca�em tak�e do kwestii �ydowskiej . Nie twierdz�, �e spos�b, w jaki mia�em ich pozna�, by� dla mnie szczeg�lnie mi�y. Ci�gle jeszcze traktowa�em �yd�w jako przedstawicieli innej religii i nie zgadza�em si� na atakowanie ich z powodu zwyk�ej tolerancji religijnej. Uwa�a�em, �e ton, u�ywany szczeg�lnie przez wiede�sk� antysemick� pras�, niegodny by� kulturalnych tradycji wielkiego narodu. Dr�czy�o mnie wspomnienie pewnych zdarze� ze �redniowiecza, kt�rych wol� nie wspomina�. Poniewa� prasa nie cieszy�a si� dobr� reputacj� - nigdy nie wiedzia�em dok�adnie, sk�d to si� wzi�o - uwa�a�em to bardziej za efekt zazdro�ci ni� rezultat przewrotno�ci pogl�d�w. Moje przekonania umocni�o to - wydawa�o mi si� to bardziej godne w formie - gdy naprawd� wielka prasa odpowiada�a na ataki albo reagowa�a milczeniem. Pilnie czyta�em tak zwan� �wiatow� pras� ("Neue Freie Presse",. " Wiener Tageblatt", etc.). Stale jednak budzi� we mnie odraz� spos�b, w jaki ta prasa nadskakiwa�a dworowi. Zaledwie jakie� wydarzenie mia�o miejsce w Hofburgu, a ju� uderzano w tony pe�ne; zachwytu b�d� krzykliwej reklamy, stosuj�c idiotyczn�' praktyk� zwracania si� do "najm�drzejszego monarchy" wszystkich czas�w. Uwa�a�em to za skaz� na liberalnej demokracji. Mieszkaj�c w Wiedniu z wielkim zainteresowaniem �ledzi�em, podobnie jak wcze�niej, wszelkie wypadki w Niemczech, zwi�zane z politycznymi lub kulturalnymi zagadnieniami. Z dum� i podziwem por�wnywa�em wzrost znaczenia Rzeszy z upadkiem pa�stwa austriackiego. Gdy polityka zagraniczna w ca�o�ci mnie satysfakcjonowa�a, martwi�a mnie cz�sto polityka wewn�trzna. Kampania przeciwko Wilhelmowi II nie wzbudzi�a mojej aprobaty. Uwa�a�em go nie tylko za cesarza niemieckiego, . ale przede wszystkim za tw�rc� niemieckiej floty. Fakt, �e Reichstag zakaza� cesarzowi przem�wie�, rozgniewa� mnie, poniewa� zakaz nie mia� mocy prawnej. By�em w�ciek�y, �e w tym pa�stwie ka�demu g�upcowi wolno krytykowa� i wyst�powa� w Reichstagu jako prawodawcy, �e osoba nosz�ca koron� imperium mo�e by� strofowana przez najg�upsz� i najbardziej absurdaln� instytucj� w ka�dym czasie .Jeszcze bardziej by�em oburzony tym, �e wiede�ska prasa, kt�ra k�ania�a si� z szacunkiem najni�szemu z niskich, je�eli zalicza� si� do dworu, teraz z udawanym niepokojem, ale tak�e - jak zauwa�y�em - z ukryt� wrogo�ci� dawa�a wyraz swym zastrze�eniom do cesarza Niemiec. Musz� przyzna�, �e jedna z antysemickich gazet, " Wentsche Volksblatt", zachowywa�a wi�ksz� przyzwoito�� pisz�c na ten temat. Dzia�a� mi te� na nerwy spos�b, w jaki prasa odnosi�a si� do Francji. Wstyd by�o si� przyzna�, �e jest si� Niemcem, s�ysz�c s�odki hymn na cze�� tego " wielkiego, kulturalnego narodu". To powodowa�o, �e cz�ciej odrzuca�em t� "�wiatow� pras�". Si�ga�em wtedy po "Volksblatt", kt�ry by� mniejszy, ale uczciwiej przedstawia� pogl�dy na te sprawy. Nie zgadza�em si� z ich napastliwym antysemickim tonem, ale znalaz�em w nim argumenty, kt�re wywo�a�y u mnie refleksje. W ka�dym razie dowiedzia�em si� z niego o cz�owieku i ruchu, kt�rzy p�niej zadecydowali o losie Wiednia: doktorze Karlu Luegerze i Partii Chrze�cija�sko-Socjalistycznej . Po przybyciu do Wiednia by�em ich wrogiem .W moich oczach ten cz�owiek i ta organizacja by�y w�wczas "reakcyjne". Kiedy pewnego razu spacerowa�em po mie�cie, napotka�em jak�� istot� z czarnymi pejsami, w d�ugim kaftanie. Moj� pierwsz� my�l� by�o, czy jest to �yd. W Li n z u wygl�dali oni zupe�nie inaczej. Ostro�nie obserwowa�em tego m�czyzn�, ale im d�u�ej wpatrywa�em si� w niego i bada�em jego rysy, tym bardziej nasuwa�o mi si� pytanie: czy to jest Niemiec? Jak zwyk�e przy takich okazjach pr�bowa�em rozwia� moje w�tpliwo�ci przy pomocy ksi��ek. Pierwszy raz w �yciu kupi�em za kilka halerzy antysemickie broszury. Niestety wszystkie one zdawa�y si� by� napisane dla czytelnika, kt�ry ma przynajmniej cz�ciow� wiedz� na temat zagadnie� �ydowskich. W ko�cu ton wi�kszo�ci z nich by� taki, �e znowu ogarn�y mnie w�tpliwo�ci, ponadto twierdzenia w nich zawarte nie by�y poparte naukowymi argumentami. Sprawa ta wydawa�a si� tak bardzo rozleg�a, a jej badanie zbyt d�ugotrwa�e, �e n�ka�a mnie obawa, abym nie wyrz�dzi� komu� krzywdy. Znowu ogarn�a mnie niepewno�� i niepok�j . Nie mog�em d�u�ej w�tpi�, ten problem nie dotyczy� ludzi innej wiary, ale odr�bnego narodu. Jak tylko zacz��em studiowa� to zagadnienie i zwr�ci�em uwag� na �yd�w, ujrza�em Wiede� w innym �wietle. Teraz gdziekolwiek nie poszed�em widzia�em �yd�w, a im cz�ciej ich spotyka�em, tym wyra�niej zauwa�a�em, �e, r�nili si� od innych ludzi. Szczeg�lnie �r�dmie�cie i rejony znajduj�ce si� na p�noc od kana�u Dunaju; roi�y si� od ludzi niepodobnych do Niemc�w. Mimo to wci�� mia�em w�tpliwo�ci, a moje wahania rozwiali sami �ydzi. Wielki ruch, kt�ry rozszerza� si� w�r�d nich, by� szeroko reprezentowany zw�aszcza w Wiedniu. By� to syjonizm. Oczywi�cie wygl�da�o to tak, jakby tylko cz�� �yd�w zajmowa�a tak� postaw�, wi�kszo�� natomiast rzeczywi�cie szczerze odrzuca�a takie zasady. Jednak przy baczniejszej obserwacji, zjawisko to rozwia�o si� we mgle teorii, faktycznie ze wzgl�d�w praktycznych, poniewa� tak zwani liberalni �ydzi nie uznawali syjonist�w, ale nie jako nie-�ydzi, ale po prostu jako �ydzi, kt�rzy uwa�ali syjonizm za niepraktyczny, ma�o tego, mo�e nawet za niebezpieczny dla judaizmu. Ale ich wewn�trzna solidarno�� jest trwa�a. Pozorny rozd�wi�k pomi�dzy syjonistami i liberalnymi �ydami w kr�tkim czasie przyprawi� mnie o md�o�ci. Wydawa� si� by� nieszczery od pocz�tku do ko�ca, ca�y by� k�amstwem, a co wi�cej, niegodny by� stale wychwalanej wznios�o�ci i czysto�ci moralnej tego narodu. Judaizm wiele straci� w moich oczach, kiedy pozna�em przejawy jego dzia�alno�ci w prasie, literaturze i dramatopisarstwie. Na nic nie zdadz� si� ju� ob�udne zapewnienia. Wystarczy tylko popatrze� na ich plakaty i przestudiowa� nazwiska tych natchnionych tw�rc�w obrzydliwych wymys��w na potrzeby kina czy teatru, kt�re s� im przypisywane, �eby si� na nie na zawsze uodporni�. Ta zaraza, kt�ra zosta�a wszczepiona naszemu narodowi, by�a gorsza ni� czarna �mier�. Zacz��em uwa�nie studiowa� nazwiska wszystkich tw�rc�w tych plugawych produkt�w �ycia artystycznego. Efektem by�a coraz bardziej nieprzychylna postawa, jak� kiedykolwiek zajmowa�em w stosunku do �yd�w. Chocia� moje uczucia mog�y si� sprzeciwia� temu tysi�c razy, rozum musia� jednak wyci�ga� w�a�ciwe wnioski. Pod tym samym k�tem zacz��em bada� moj� ulubion� "pras� �wiatow�". Liberalne tendencje w tej prasie postrzega�em teraz w innym �wietle: jej uszlachetniony ton w odpowiedzi na ataki lub zupe�ne ich ignorowanie by� dla mnie chytrym, n�dznym trikiem. Ich genialnie napisane recenzje teatralne zawsze faworyzowa�y �ydowskich autor�w, a krytyka dotyczy�a wy��cznie Niemc�w. Ich uszczypliwe docinki przeciwko Wilhelmowi II, podobnie jak ich podziw dla francuskiej kultury i cywilizacji wykazywa�y zgodno�� ich metod. To nie m�g� by� przypadek. Teraz, kiedy pozna�em �yd�w jako przyw�dc�w socjaldemokracji, otworzy�y mi si� oczy. Moja d�ugotrwa�a walka wewn�trzna do biega�a ko�ca. Stopniowo zdawa�em sobie spraw�, �e socjaldemokratyczna prasa by�a w wi�kszo�ci kontrolowana przez �yd�w. Nie przywi�zywa�em do tego wi�kszej wagi, ale dok�adnie taka sama sytuacja by�a w innych gazetach. Nale�y jednak zauwa�y�, �e nie istnia�o ani jedno czasopismo kierowane przez �yd�w, kt�re mia�oby charakter narodowy. Pr�bowa�em odrzuci� niech�� i czyta� t� pras�, ale moja odraza ros�a w miar� lektury. Dlatego by�em ciekawy autor�w tego narodowego dra�stwa; poczynaj�c od wydawc�w wszyscy byli �ydami. Zauwa�y�em, �e autorami wszelkich ukazuj�cych si� socjaldemokratycznych broszur byli, bez wyj�tku, �ydzi. Stwierdzi�em, �e nazwiska prawie wszystkich przyw�dc�w, a na pewno ogromnej wi�kszo�ci, nale�a�y do "narodu wybranego", oboj�tnie czy byli to cz�onkowie parlamentu austriackiego, czy sekretarze zwi�zk�w zawodowych, przewodnicz�cy organizacji lub uliczni agitatorzy. Wsz�dzie widoczny by l ten sam ponury obraz. Na zawsze pozosta�y w mej pami�ci nazwiska: Austerlik, Dariel, Adler, Ellenbogen itd. Jedna rzecz sta�a si� teraz dla mnie zupe�nie jasna, przyw�dztwo partii, z kt�rym od miesi�cy prowadzi�em za�art� walk�, by�o prawie zupe�nie w r�kach obcego narodu. Dowiedzia�em si� w ko�cu, ku mojej wewn�trznej satysfakcji, �e �yd nie by� Niemcem. Dopiero teraz nabra�em ca�kowitej pewno�ci, �e dzia�ali oni na szkod� naszego narodu. Im d�u�ej walczy�em z nimi, tym lepiej poznawa�em ich dialektyczne metody. Bazowali na g�upocie swoich przeciwnik�w, a gdy to nie przynosi�o rezultat�w, udawali, �e nie wiedz�, o co chodzi. Je�eli sytuacja nie by�a dla nich korzystna, szybko zmieniali temat i te same bana�y stosowali do zupe�nie innego zagadnienia. Dopasowywali je w spos�b dowolny i og�lnikowy, chc�c sprawi� wra�enie, �e posiadaj� rzeteln� wiedz�. Gdy jednak przystawia�o si� takiego osobnika do muru, tak �e nie mia� innego wyj�cia i musia� przytakn��, wydawa�o nam si�, �e posun�li�my si� do przodu. Jakie� ogromne by�o nasze zdziwienie, gdy nazajutrz �yd nic nie pami�ta� i dalej opowiada� swoje skandaliczne bzdury, jakby nic si� nie sta�o. Nie m�g� sobie nic przypomnie�, opr�cz udowodnionych ju� raz prawd swoich twierdze�. Ze zdumienia stawa�em jak wryty. Nikt nie wiedzia� czemu bardziej si� dziwi� - b�yskotliwo�ci ich odpowiedzi czy umiej�tno�ci k�amania. Stopniowo zaczyna�em to nienawidzi�. Wszystko to mia�o jednak dobr� stron�. Moja mi�o�� do narodu niemieckiego wzrasta�a wsz�dzie tam, gdzie mia�em do czynienia z propagatorami socjaldemokracji. Na podstawie codziennych do�wiadcze� zaczyna�em szuka� �r�de� marksistowskiej doktryny. Jej przejawy by�y jeszcze dla mnie widoczne w indywidualnych przypadkach. Bez odpowiedzi pozostawa�o ci�gle pytanie, czy tw�rcom znany by� rezultat osi�gni�ty w praktyce, czy te� stali si� ofiarami b��du. Zacz��em zapoznawa� si� z tw�rcami doktryny, aby pozna� zasady tego ruchu. Dzi�ki znajomo�ci, chocia� niezbyt rozleg�ej, problemu �ydowskiego, osi�gn��em sw�j cel szybciej, ni� si� tego spodziewa�em. Umo�liwi�o mi to w praktyce por�wnanie rzeczywisto�ci z teoretycznymi twierdzeniami or�downik�w socjaldemokracji. Nauczy�em si� rozumie� metody �yd�w. Dokonywa�y si� we mnie w�wczas najwi�ksze zmiany, jakich kiedykolwiek do�wiadczy�em. Z szarego obywatela sta�em si� fanatycznym antysemit�. �ydowska doktryna marksistowska odrzuca arystokratyczne prawo natury i w miejsce odwiecznego przywileju si�y k�adzie masy i znaczenie ilo�ci. W ten spos�b zaprzecza indywidualnej warto�ci cz�owieka, nie uznaje, aby narodowo�� i rasa by�y warto�ci�, pozbawia znaczenia ludzk� egzystencj� i kultur�. Je�eli �yd z pomoc� swego marksistowskiego credo podbije narody �wiata, jego panowanie b�dzie ko�cem ludzko�ci, a nasza planeta, bezludna jak przed milionami lat, b�dzie p�dzi� w eterze. Odwieczna natura bezwzgl�dnie karze tych, kt�rzy; �ami� jej prawa. To daje mi przekonanie, �e dzia�am w imieniu Wszechmog�cego Stw�rcy. ROZDZIA� III Pogl�dy polityczne z okresu wiede�skiego Generalnie rzecz bior�c my�l polityczna w starej naddunajskiej monarchii by�a bogatsza i mia�a szerszy zakres ni� w Niemczech w tam samym czasie, z wyj�tkiem Prus, Hamburga i wybrze�a Morza P�nocnego. Niemiecki Austriak, �yj�c w granicach wielkiego imperium, nigdy nie straci� poczucia obowi�zk�w z tego wynikaj�cych. Tylko on w tym pa�stwie poza granicami cesarstwa widzia� jeszcze granice imperium. Chocia� przeznaczenie oderwa�o go od wsp�lnej ojczyzny, do ko�ca jednak pr�bowa� dokona� wielkiego zadania, polegaj�cego na utrzymaniu tego imperium dla Niemiec, bo zdobyli je jego przodkowie w trwaj�cych wiele wiek�w walkach na wschodzie. W sercach i w pami�ci najlepszych Niemc�w nigdy nie wygas�a sympatia dla wsp�lnej ojczyzny-matki. Kr�g widzenia Niemca austriackiego by� szerszy ni� mieszka�c�w reszty imperium. jego stosunki ekonomiczne cz�sto obejmowa�y ca�e imperium. Prawie wszystkie wielkie zak�ady znajdowa�y si� w jego r�kach, podobnie jak stanowiska urz�dnicze i techniczne. Poza tym zajmowa� si� handlem zagranicznym, o ile �ydostwo nie zd��y�o po�o�y� r�ki na tej dziedzinie. Niemiecki Austriak - rekrut - powo�ywany by� do niemieckiego regimentu, z tym �e �w regiment m�g� tak�e stacjonowa� w Herzegowinie, jak w Wiedniu czy Galicji. Korpus oficerski pozostawa� niemiecki, w tymi zw�aszcza wy�si oficerowie. Sztuka i nauka by�y niemieckie. W muzyce, architekturze, rze�biarstwie i malarstwie Wiede� by� niewyczerpanym �r�d�em nowych pr�d�w. Tak�e polityka zagraniczna by�a kierowana przez Niemc�w, chocia� mo�na si� by�o r�wnie� doliczy� kilku W�gr�w . Mimo to mo�liwo�ci utrzymania imperium by�y niewielkie, poniewa� brakowa�o najwa�niejszych za�o�e�. W austriackim imperium wielonarodowo�ciowym jedyn� mo�liwo�ci� przezwyci�enia tendencji od�rodkowych poszczeg�lnych nacji mog�o by� zarz�dzanie centralne i zorganizowanie wewn�trzne. W innym wypadku nie mog�o ono przetrwa�. Rzesz� niemieck�, w przeciwie�stwie do Austrii, gdzie warunki by�y odmienne, zamieszkiwa� jeden nar�d. W r�nych krajach Austrii, z wyj�tkiem W�gier, przesz�o�� nie odgrywa�a wi�kszej roli, by� mo�e zniszczy� j� czas. Za to rozwija�y si� w nich ruchy narodowo�ciowe, kt�rych zwalczanie by�o trudne. Na obrze�ach monarchii zacz�y si� tworzy� pa�stwa narodowo�ciowe. Sam Wiede� nie m�g� przez d�u�szy czas tej walki wytrzyma�. Kiedy Budapeszt sta� si� wielkim miastem, okaza� si� rywalem Wiednia. Od tej pory ju� nie wzmacnia� ca�ej monarchii, lecz tylko jej cz��. Wkr�tce Praga posz�a za jego przyk�adem, nast�pnie Lw�w i inne centra. Od �mierci J�zefa II w 1790 roku ten proces by� coraz bardziej widoczny. Jego szybko�� zale�a�a od r�nych czynnik�w, kt�re cz�ciowo znajdowa�y si� w samej monarchii, a cz�ciowo by�y rezultatem posuni�� Austrii w polityce zagranicznej . Je�eli walka o utrzymanie pa�stwa mia�a by� powa�na i skuteczna, to osi�gn�� ten cel mo�na by�o jedynie poprzez bezwzgl�dn� i konsekwentn� centralizacj�. Ale to wymaga�oby wprowadzenia zasady jednolitego j�zyka pa�stwowego, a wi�c tak�e przygotowania technicznych instrument�w wprowadzenia go drog� administracyjn�, poniewa� bez tego pa�stwo nie mo�e przetrwa�. Jedynym sposobem osi�gni�cia tej jednolito�ci jest wyrobienie �wiadomo�ci ju� w szkole i w og�le w czasie pobierania nauki. Nie mo�na tego osi�gn�� w dziesi�� czy dwadzie�cia lat, a dopiero w ci�gu wiek�w, poniewa� tak jak w przypadku wszelkich problem�w kolonizacyjnych konsekwentne d��enie do celu jest znacznie wa�niejsze ni� spazmatyczne wysi�ki. Austriackie imperium nie sk�ada�o si� z podobnych narod�w - nie ��czy�a ich wsp�lna krew, ale raczej wsp�lna pi��. S�abo�� kierownictwa niekoniecznie musi prowadzi� do odr�twienia w pa�stwie, ale mo�e obudzi� indywidualne instynkty. Niezrozumienie tego jest by� mo�e najwi�ksz� win� Habsburg�w. J�zef II, cesarz rzymski narodu niemieckiego, rozumia�, �e jego "Dom" stanie nad przepa�ci� i dostanie si� w wir babilonu ras, chyba �e w ostatniej chwili uda mu si� naprawi� s�abe strony dokona� jego poprzednik�w. Ten "przyjaciel ludu" zacz�� z nadludzk� energi� naprawia� zaniedbania poprzednich w�adc�w i pr�bowa� w okresie dziesi�ciu lat odzyska� to, co zosta�o wypuszczone z r�k w ci�gu stuleci. Jego nast�pcy nie stan�li na wysoko�ci zadania ani duchem, ani si�� woli. Rewolucja 1848 roku by�a, by� mo�e wsz�dzie, walk� klas, lecz w Austrii by�a ona pocz�tkiem walki narod�w. Ale Niemiec, zapominaj�c o swoim pochodzeniu i nie zdaj�c sobie sprawy z jego znaczenia stan�� w s�u�bie ruchu rewolucyjnego i przypiecz�towa� w ten spos�b sw�j los. Odegra� znaczn� rol� w budzeniu ducha �wiatowej demokracji, kt�ra w kr�tkim czasie obrabowa�a gol z podstaw jego egzystencji. Utworzenie reprezentacyjnego cia�a parlamentu, bez[ uprzedniego ustanowienia j�zyka pa�stwowego, stanowi�o pocz�tek ko�ca panowania niemieckiej rasy; od tej chwili samo pa�stwo wyda�o na siebie wyrok. To, co nast�pnie si� sta�o, by�o ju� tylko ewolucj� imperium. Nie chc� wchodzi� w szczeg�y, poniewa� nie jest to celem tej ksi��ki, chc� jedynie rozwa�y� te wypadki, kt�re b�d�c zawsze przyczynami upadku narod�w i pa�stw, maj� znaczenie dla naszej epoki, a i mnie pomog� ustali� zasady w�asnej my�li polityczne). W�r�d instytucji wskazywanych zwyk�ym obywatelom - chocia� nietrudno by�o zauwa�y�, �e monarchia jest rozbita - najwa�niejsz�, stanowi�c� podstawow� jako�� by� parlament, czy jak go zwano w Austrii Reichsrat. Jest oczywiste, �e parlament w Anglii, kraju "klasycznej" demokracji, by� ojcem tego cia�a. Ta b�ogos�awiona instytucja zosta�a przeniesiona stamt�d w ca�o�ci i osadzona w Wiedniu bez istotnych zmian. Angielski dwuizbowy system rozpocz�� sw�j byt w "Abgeordnetenhaus und Herrenhaus". Jednak "domy" si� nieco r�ni�y. Gdy Barry pozwoli� na wy�onienie si� pa�acu z fal Tamizy, zaczerpn�� z historii brytyjskiego imperium natchnienie udekorowania tysi�ca dwustu nisz, konsoli i kolumn tego wspania�ego gmachu. W ten spos�b w rze�biarstwie i malarstwie Izba Lord�w i Wsp�lna Izba Reprezentant�w sta�y si� �wi�tyni� narodowej chwa�y. To by� pierwszy problem Wiednia. Gdy Du�czyk Hansen uko�czy� ostatni� wie�yczk� marmurowego pa�acu dla przedstawicieli narod�w, nie pozostawa�o mu nic innego jak zapo�yczy� ornamenty z antyku. Greccy i rzymscy m�owie stanu i filozofowie upi�kszyli ten teatralny gmach "zachodniej demokracji", a na szczycie z symboliczn� ironi� umieszczono kwadryg� obracaj�c� si� na cztery strony �wiata i obrazuj�c� rozbie�ne tendencje wewn�trz pa�stwa. Inne narodowo�ci uzna�y za zniewag� i prowokacj� fakt, �e t� prac� gloryfikowano austriack� histori�, podobnie jak i to, �e w imperium niemieckim o�mielono si� po�wi�ci� budynek Reichstagu w Berlinie "narodowi niemieckiemu". Los Niemc�w w pa�stwie austriackim zale�a� od ich si�y w Reichsracie. Do czasu wprowadzenia powszechnego i tajnego g�osowania Niemcy posiadali wi�kszo�� w parlamencie. Nawet wtedy, gdy socjaldemokracja nie by�a jeszcze uwa�ana za niemieck� parti�. Od wprowadzenia powszechnego g�osowania Niemcy stracili liczebn� przewag�. Teraz nie by�o ju� �adnych przeszk�d w dalszej degeneracji pa�stwa. Obecna demokracja zachodnia jest zwiastunem marksizmu, kt�ry nie powsta�by bez demokracji. Jest ona po�ywk� zarazy rozwijaj�cej si� na �wiecie. W swojej zewn�trznej formie wyrazu - w systemie parlamentarnym - pojawia si� ona jako "potworno�� g�wna i ognia" (ein Spottgebust aus Dreck und Feuer), ku memu ubolewaniu jej ogie� wypali� si� zbyt szybko. Jestem bardzo wdzi�czny losowi, �e ten problem stan�� przede mn� jeszcze w Wiedniu. Obawiam si�, �e w Niemczech znalaz�bym zbyt �atwo odpowied� na to pytanie. Gdybym za pierwszym pobytem w Berlinie pozna� absurdalno�� zwi�zan� z funkcjonowaniem parlamentu, m�g�bym popa�� w przeciwn� skrajno��, to znaczy popiera� idee imperialne i bez zastanowienia stan�� w opozycji do ludzko�ci. W Austrii to by�o niemo�liwe. Nie tak �atwo by�o pope�ni� tak prosty b��d. Je�eli parlament nic nie by� wart, Habsburgowie jeszcze mniej znaczyli, w ka�dym razie nie wi�cej. Parlament podejmuje decyzj�, jej konsekwencje s� fatalne - nikt nie ponosi odpowiedzialno�ci, nikt nie ma obowi�zku wyt�umaczy� si� z tego. Czy parlament bierze odpowiedzialno�� za rz�d, kt�ry wyrz�dzi� ! wszelkie szkody i po prostu ust�puje z urz�du? Albo czy parlament si� rozwi�zuje, kiedy zmienia si� koalicja? Czy w og�le wi�kszo�� mo�e by� za cokolwiek odpowiedzialna? Czy� ka�da koncepcja odpowiedzialno�ci nie jest zwi�zana z jednostk�? A czy w praktyce jest mo�liwe oskar�enie jakiej� osobisto�ci z rz�du o machinacje? Czy s�dzimy, �e rozw�j tego �wiata bierze si� z po��czonej inteligencji wi�kszej grupy, a nie z umys�u poszczeg�lnych jednostek? Albo czy wyobra�amy sobie, �e w przysz�o�ci b�dziemy mogli pomija� ten aspekt ludzkiej kultury? Czy przeciwnie, nie jest teraz nawet bardziej potrzebny ni� dawniej? Czytelnikowi �ydowskich gazet trudno sobie wyobrazi� z�o spowodowane przez nowoczesne instytucje demokracji, kontrolowane przez parlament, chyba �e nauczy� si� samodzielnie my�le� i bada�. J es t to podstawowa przyczyna zalania naszego politycznego �ycia najbardziej bezwarto�ciowymi zjawiskami naszych czas�w. Jednej rzeczy nie wolno nigdy zapomnie�. Wi�kszo�� nie mo�e nigdy zast�pi� jednostki. Wi�kszo�� jest nie tylko obro�c� g�upoty, ale tak�e tch�rzliwej polityki i tak jak stu g�upc�w nie mo�e sta� si� jednym m�drym, tak i bohaterskiej decyzji nie mo�e wyda� stu tch�rzy. Daleko bardziej skutecznym podzia�em w politycznej edukacji, kt�r� w tym przypadku jest w�a�ciwiej nazywa� propagand�, jest ten, kt�ry przypisuje si� prasie zajmuj�cej si� "prac� u�wiadamiaj�c�" i w ten spos�b b�d�cej w pewnym sensie rodzajem szko�y dla doros�ych. Ta nauka nie le�y jednak w gestii pa�stwa, bo jest przej�ta przez si�y w przewa�aj�cej cz�ci po�ledniego charakteru. Gdy jeszcze jako m�ody cz�owiek by�em w Wiedniu, mia�em najlepsz� sposobno�� pozna� w�a�cicieli i m�drych rzemie�lnik�w tej maszyny do masowej edukacji. Z pocz�tku dziwi�em si�, jak w kr�tkim czasie te z�e si�y w pa�stwie zdo�a�y tak bardzo wp�yn�� na opini� publiczn�. W ci�gu kilku dni ten absurd sta� si� spraw� pa�stwow� w wielkich konsekwencjach, podczas gdy w tym samym czasie podstawowe problemy posz�y w zapomnienie albo mo�e nale�a�oby raczej powiedzie�, �e zosta�y skradzione z pami�ci i pola widzenia. Tym samym w ci�gu kilku tygodni wylansowano nazwiska i zwi�zano z nimi nieprawdopodobne nadzieje. Zyska�y one tak� popularno��, kt�rej nie m�g�by osi�gn�� przez ca�e �ycie naprawd� wielki cz�owiek, i to nazwiska, o kt�rych jeszcze miesi�c wcze�niej nikt nie s�ysza�, podczas gdy stare zaufane postacie �ycia publicznego i pa�stwowego posz�y w zapomnienie albo zosta�y obrzucone takimi pom�wieniami, �e mog�yby sta� si� symbolem ha�by. Trzeba by�o koniecznie bada� te niegodziwe, �ydowskie metody r�wnocze�nie w setkach miejsc, aby m�c oceni� w pe�ni niebezpiecze�stwo gro��ce ze strony tych �ajdak�w. Najszybciej, naj�atwiej uchwycimy bezsens i niebezpiecze�stwo tej niemoralno�ci, je�eli por�wnamy system demokracji parlamentarnej z prawdziw� niemieck� demokracj�. Najpierw nale�y zwr�ci� uwag� na to, �e liczba po. wiedzmy pi�ciuset os�b, kt�re zosta�y wybrane, jest powo�ana do decydowania w ka�dej sprawie. W praktyce oni sami s� rz�dem, poniewa� gabinet wybrany z tej liczby os�b tylko pozornie kieruje sprawami pa�stwowymi. Ten tak zwany rz�d faktycznie nie mo�e podj�� �adnego dzia�ania bez uprzednio otrzymanej zgody zgromadzenia og�lnego. W tej sytuacji nie mo�e za cokolwiek odpowiada�, poniewa� ostateczna decyzja nigdy do niego nie nale�y, ale pozostaje w r�kach parlamentarnej wi�kszo�ci. On istnieje, aby po prostu wykonywa� wol� wi�kszo�ci we wszystkich przyp