6997
Szczegóły |
Tytuł |
6997 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6997 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6997 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6997 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Rafa� A. Ziemkiewicz
Skarby Stolin�w
Krajowa Agencja Wydawnicza, ��d� 1990
Projekt ok�adki i strony tytu�owej: Grzegorz W. Komorowski
Ilustracje: Przemys�aw Ulatowski
Redaktor: Helena Kucabowa
Redaktor techniczny: Bo�enna Kostrzewa-Nowicka
� Copyright by Rafa� A. Ziemkiewicz.
Illustrated by Grzegorz K. Komorowski and Przemys�aw Ulatowski, ��d� 1989
ISBN 83-03-02867-7
RSW �Prasa � Ksi��ka � Ruch"
KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA ODDZIA� W �ODZI
��d� 1990
Wydanie pierwsze. Nak�ad 19 650+350 egz. Ark. wyd. 8,3, ark. druk. 10,75
Druk: ��dzka Drukarnia Dzie�owa Zam. nr 867/1100/88. D-6
HREBORCUDAK
�atwo jest zez�o�ci� ro�enice. Starczy przy po�ogu wykona� jeden gest nie w
por�, u�miechn�� si� lub rzuci� jakie� s�owo w z�ej chwili. Biada wtedy matce
i rodz�cemu si� dziecku, bo ro�enice, jak wszystkie le�ne demony, s� z�o�liwe
i m�ciwe ponad wszelk� ludzk� miar�. Potrafi taka spojrze� na noworodka z�ym
okiem, a� skrzywi si� i nie wyprostuje ju� nigdy, potrafi zapl�ta� mu j�zyk
albo zabra� cie�, od czego ka�dy cz�owiek marnieje szybko i umiera. Potrafi
jednym zmarszczeniem brwi zes�a� na matk� gor�czk� i niechybn� �mier�. A je�li
bardzo si� j� urazi, wtedy odmieni dziecku serce; to prawdziwe uniesie ze sob�
w g��b puszczy i zostawi po�r�d uroczyska, a da drugie, u�omne i sprzeczne z
przyrodzeniem.
Tak si�/w�a�nie sta�o z Hreborem. Nie wiedzie�, w czym przewini�a ro�enicom
jego matka, czym je m�g� urazi� ojciec. Mo�e zdarzy�o im si� w chwili
zapomnienia radowa� g�o�no na przyj�cie z dawna oczekiwanego potomka? Mo�e nie
ustrzegli przed z�ym okiem szykowanej dla niego wyprawy? Mo�e zawistny Jor�z,
s�uga demon�w, kt�ry cz�sto kr�ci si� wok� ludzkich obej��, podchwyci� jakie�
ich nierozs�dne s�owo i poni�s� je ku le�nym ost�pom? Tego ju� nikt si� nigdy
nie dowie. Do�� �e w c�wili po�ogu odmieni�a ro�enica Hrebora, daj�c mu serce
kobiety. I skoro si� to sta�o, zaraz przysz�a ku -niemu z�a Dola i uj�a w
palce ni� nowego �y-
wota, tak �e si� musia�o od tej chwili zdarzy� wszystko, co si� zdarzy�o
potem.
Jednak w�wczas nikt jeszcze nie wiedzia�, co jest pisane .dziecku, i wielce
cieszono si� w Zadragu z jego przyj�cia na �wiat. Ojciec Hrebora, w�odarz
�argrad, wi�d� si� z rodu Pahwazd�w i chocia� nie by� to jeszcze w tym czasie
r�d tak liczny i pot�ny, jak potem, nale�a� ju� do najmo�niejszych w ca�ym
Slengu. Tymczasem �argrad, cho� ju� niem�ody, wci�� nie mia� dot�d potomka,
kt�remu m�g�by zostawi� w�odarstwo. Radowa� si� wi�c bardzo, zw�aszcza �e
upragniony syn widzia� mu si� ch�opakiem silnym i mocnym, kt�ry wyro�nie na
dzielnego wojownika i rozwa�nego gospodarza. Gdy unosi� malca, tr�caj�c jego
g��wk� o stropowe belki, i prosi� wszystkich opiekun�w rodu, wszystkie domowe
chowa�ce o �yczliwo�� i trosk� nad nim, gdy dotyka� nim progu i paleniska,
oddaj�c go w opiek� przezdziadom, marzy� w duchu o s�awie, jak� zdob�dzie jego
syn i jak� okryje sw�j r�d. Mo�e spe�ni�yby si� te marzenia, gdyby si� ju�
losy dziecka nie ustali�y wcze�niej. Lecz tak pr�ne by�y hojne obiaty, kt�re
posy�a� do trzemu, i zakl�cia sprowadzonych
�erc�w.
By� �argrad cz�owiekiem rozwa�nym i l�ka� si�, aby puszcza�skie moce nie
powzi�y z�o�ci ku jego pierworodnemu. St�d da� synowi to imi�, kt�re dziwi�o
potem niejednego, kto je s�ysza�. Jako� zdawa�o si�, �e jego zmy�lno��
odnios�a skutek; Hrebor r�s� na t�giego m�odzie�ca, �mig�ego i szerokiego w
barach, choroby nie ima�y si� go wcale, wzrok mia� bystry, a pi�ci mocne. By�
te� dzieckiem nad wiek zmy�lnym i nieraz zadziwia� starszych s�owami, jakich
nikt by si� nie spodziewa� po niedoros�ym otroku. Zarazem jednak zdradza�
dziwn� ospa�o�� i sk�onno�� do popadania w zadum�. Robi�, co do niego
nale�a�o, lecz sam z siebie nigdy o nic nie zadba�, najbardziej za� lubi�
siedzie� przy ogniu i s�ucha� opowie�ci i �piew�w. Zapomina� wtedy o ca�ym
�wiecie i nigdy nie mia� tego do��.
�y�o w tym czasie wielu w�drownych mistrz�w, kt�rzy
ca�e swe �ycie po�wi�cali doskonaleniu si� w sztuce wojennej. Takiego
mistrza, imieniem Starz, sprowadzi� na sw�j dw�r �argrad, aby obj�� on
piecz� nad Hreborem; a by�o to wkr�tce po tym, jak m�odzie�cowi �ci�to po raz
pierwszy w�osy i odebrano go spod opieki matki. Przez wiele lat zachodzi�
Starz do Zadragu i ca�ymi dniami �wiczy� m�odego Pahwazd� w trudnej sztuce
szermierki, wieczorami za� wpaja�, mu m�dro�� dawnych mistrz�w. �argrodowic
s�ucha� go pilnie i przyk�ada� si� do �wicze� najlepiej, jak umia�, gdy�
wiedzia�, �e taka jest jego powinno��. Szybko jednak spostrzeg� Starz, �e
ch�opiec nie ma zupe�nie serca do m�skich spraw i niech�tnie o nich my�li. Z
czasem obraca� w��czni� coraz sprawniej, ale zez�oszczony rnistrz wymawia�, i�
czyni to jak tancerka, nie jak wojownik. Wreszcie gdy uzna�, �e do�� ju�
nauki, podda� Hrebora zwyczajowej pr�bie. Da� mu prawdziw� w��czni�, ostr�
i smuk��, zamiast drewnianej, i wypu�ci� na niego podra�nionego psa. �eby
dowie�� swej si�y, powinien ucze� rozp�ata� zwierz� jednym ciosem od g�owy
do ogona. Hrebor tymczasem uskakiwa� tylko na bok, nie uderzaj�c. Dwa razy tak
zrobi�, wreszcie, przynaglany przez mistrza i k�sany coraz dotkliwiej,
uderzy�. Chlusn�a krew i wtedy zdarzy�o si� co�, czego Starz nigdy w �yciu
nie ogl�da�: jego ucze� cisn�� w��czni� na ziemi� i uciek� z p�a-czeiri, kln�c
si�, �e nigdy nie uderzy nikogo ostrym �elazem. D�ugo potem le�a� w pos�aniu i
�ka�, a na samo wspomnienie tej chwili bra�y go torsje.
Tego� wieczora Starz opu�ci� Zadrag, a na odchodnym rzek� w�odarzowi:
� Wiele lat w�druj� po puszczy, ale dot�d nie widzia�em ch�opca r�wnie
dziwnego jak tw�j syn. Znam si� na ludziach i powiem ci, �e nigdy nie b�dzie z
niego ani wojownik, ani gospodarz. Najlepiej by by�o, gdyby� odda� go �ercom.
Niech pali zio�a i �piewa zakl�cia, bo do niczego innego si� nie nadaje.
�argrad zez�o�ci� si� tylko i ani mu w g�owie by�o s�ucha� rady Starz�.
Pomy�la�, �e dziwna ta s�abo�� minie pewnie
Hreborowi z wiekiem, tymczasem za� sam uczy� go gospodarowania.
Zdarzy�o si� w jaki� czas potem, �e �argrad musia� na d�u�szy czas wyruszy� w
podr�. Zostawi� wi�c wszystkie sprawy na g�owie syna, przykazuj�c s�ugom, by
we wszystkim byli mu pos�uszni.
D�ugo wspominali pacho�kowie ten ezas, Hrebor bowiem karmi� ich r�wnie dobrze,
jak sam jad�, i ma�o dogl�da�. Nawet gdy wyszed� w pole, zaraz wci�gali go w
gadk� i kiedy jeden opowiada� mu jak�� histori�, pozostali wypoczywali w
najlepsze. Tymczasem rok by� z�y, pow�d� poczyni�a znaczne szkody w zasiewach,
a wielki wiatr przetrzebi� mocno budynki w osadzie, tak �e nawet najlepszy
gospodarz mia�by sporo k�opotu. Hrebor za�, kiedy przychodzili do niego
pacho�kowie i u�alali si� na g��d i n�dz�, litowa� im1 si�, zwalnia� z
powinno�ci, a nadto jeszcze obdarza� wyniesionym z ojcowskiej komory dobrem.
Matka i zaufani s�udzy w�odarza pr�no napominali go, mia� bowiem tak� natur�,
�e nigdy nie pomy�la� o tym, co zdarzy si� nast�pnego dnia.
Pewnie by w��darskie obej�cie zniszcza�o pod jego zarz�dem do cna, gdyby nie
wr�ci� wreszcie �argrad. Kiedy zobaczy� wielkie zaniedbania w gospodarstwie,
wpad� w z�o�� i kaza� wzywa� syna do siebie, ale �e nie by�o go w obej�ciu, bo
spacerowa� sobie w�a�nie po lesie, s�ucha� wi�c tylko �argrad opowie�ci o tym,
co si� pod jego nieobecno�� dzia�o. Na samym ko�cu dowiedzia� si� o owym
obdarowywaniu �cier-cia��w przez Hrebora i wpad� w gniew tak straszny, �e
nawet �ona kry�a si� po k�tach dworu, aby nie wpa�� mu w takiej chwili pod
r�k�.
Pow�ci�gn�� si� jednak i gdy Hrebor stawi� si� wreszcie przed nim, usi�owa� mu
najpierw przem�wi� do rozumu:
� Ojcowie moi wiele lat trudzili si�, by zdoby� to, co ty got�w by� z lekkim
sercem rozda� �ciercia�om, skoro tylko poczn� j�cze� i narzeka� na sw�j los.
Wiedz, �e tak jest �wiat urz�dzony, i� nic nie przychodzi bez trudu. Ojc�w
moich nikt nie wspiera�, lecz gdy przyciska� z�y los, szli z w��czni�
na wyprawy. Wielu z nich odda�o g�owy w obcych krajach, zanim uzbiera�o si� z
�up�w na jako takie obej�cie. Komu g��d i n�dza, niech zakasa r�kawy i mozo�em
dochodzi swego albo niech we�mie w��czni� i idzie po �upy, a nie czeka na
g�upca, co go wesprze datkiem. Dlatego moc� mojej ojcowskiej w�adzy ka�� ci
przyprowadzi� tu wszystkich tych leniwych, kt�rych w dzieci�cej g�upocie
obdarowa�e�, i sam dopilnujesz, aby odpracowali w dw�jnas�b to, co wzi�li. A
je�li �le to zrobisz, wymierz� ci kar� zgodn� z obyczajem.
Hrebor wszak�e s�ucha� go z podniesion� g�ow� i odpowiedzia� zuchwale, jak
nigdy mu si� nie zdarzy�o:
� Wspiera�em tych, kt�rym z�o�liwe Dole nie pozwoli�y zazna� w �yciu rado�ci.
Jest u nas do�� dobra, �eby starczy�o go dla chorych i steranych. A je�li
ojcowie si�� odbierali ludziom ich w�asno��, nie chc� tego dziedziczy� i wol�
zrobi� z ich srebra lepszy u�ytek.
Gdy to us�ysza�, straci� �argrad wszelk� rozwag�, chwyci� za dr�g i obi� nim
pierworodnego, a� ten sp�yn�� krwi� i nie m�g� si� o w�asnych si�ach porusza�.
Matk� jego za�, gdy chcia�a odci�gn�� go od syna, zajecha� przez g�ow�, �e
wiele dni le�a�a w �o�u bez ducha. Po czym zabroni� dawa� mu je�� wi�cej ni�
chleb i wod� i wpuszcza� go do gospodarskich izb, p�ki nie nabierze rozumu.
Wtedy te� w�a�nie nazwa� w z�o�ci Hrebora cudakiem, nie my�l�c nawet, �e
przezwisko to przylgnie do jego syna na zawsze.
Po tym Hrebor zapa�a� do ojca tak� nienawi�ci�, �e nigdy ju� nie mog�o by�
zrozumienia mi�dzy tymi dwoma najbli�szymi sobie lud�mi. Nie czeka� nawet, a�
wyli�e si� z ran, ale jeszcze kulej�c i pluj�c krwi�, zebra� w w�ze�ek gar��
swoich rzeczy i noc�, nie m�wi�c nikomu, opu�ci� ojcowskie dworzyszcze. Na
drodze si� jeszcze obr�ci�, przekl�� g�o�no ojca i rzek�, �e nigdy w �yciu nie
chce go widzie�. Pr�dko te� z�o�liwy Jorsz podchwyci� jego s�owa i nie
wiedzia� nawet Hrebor, �e stanie si�, jak powiedzia�.
Rankiem �argrad porozsy�a� pacho�k�w, by przywiedli Hrebora do domu. Krzycza�
przy tym, �e zabije go w�asn�
7
r�k�, woli bowiem nie mie� syna wcale, ni� mie� takiego, kt�ry sw� g�upot� i
uporem �ci�ga ha�b� na ca�y r�d. Ale pacho�kowie w duchu litowali si� nad
ch�opakiem, tote� pomogli mu w ucieczce, dali mu jeszcze �ywno�� i par� groszy
na drog�.
Tak zatem maj�c ledwie szesna�cie wiosen, opu�ci� Hre-bor sw�j dom, bez �alu,
a tylko z nienawi�ci� w sercu. W�drowa� przez �wiat od jednej osady do
drugiej, lecz nigdzie nie m�g� zagrza� miejsca. Wkr�tce te� pokosztowa� losu,
od kt�rego chcia� wybawi� innych, pr�no bowiem szuka� cz�owieka, kt�ry
chcia�by wspomaga� w��cz�g�, niczego w dodatku nie umiej�cego. Pozna� n�dz� na
w�asnej sk�rze, gdy musia� za kawa�ek chleba ima� si� r�nych zaj��, nieraz
zdzieraj�c r�ce do krwi. W innym mo�e obudzi�oby to rozs�dek, ale Hrebor im
wi�cej znosi� niedoli, tym bardziej zacina� si� w swym uporze. Pewien swej
racji got�w by� znienawidzi� ca�y �wiat za to, �e by� inny, ni�by on chcia�.
Tak powoli wzbiera�o w m�odym w��cz�dze szale�stwo, ale nim wzros�o, du�o
jeszcze mia�o up�yn�� czasu. . , Tymczasem szed� bez celu i kierunku, a� po
wielu dniach dotar� do podg�rskiej osady zwanej Skerh. Tak si� za� z�o�y�o, �e
przyby� tam w samo �wi�to zimowego s�o�ca, gdy w osadzie bawiono si� hucznie i
rado�nie przez ca�y dzie� i noc. Cho� wi�c nikt go tam nie zna�, przyj�li
Skerhanie przybysza �yczliwie, jak to bywa podczas wielkiej uciechy. Usadzili
go przy biesiadnym stole, dali mu je�� do syta i piwa, ile chcia�.
Skoro ju� najad� si� i napi� jak nigdy, odk�d wyruszy� z domu, pocz��
ws�uchiwa� si� w rozmowy Skerhan; nie mieli oni wielu powod�w do zmartwie�,
ale w jednym im zbywa�o, �e nie przyszed� do osady �aden g�dziarz, kt�ry by
zabawi� ich pouczaj�c� histori�. Wtedy uzna� Hrebor, �e wypada wywdzi�czy� si�
za go�cin�, wyst�pi� i zacz�� opowiada�.
Spotka� w drodze wielu g�dziarzy, dot�d mu nie znanych, gdy� �argrad mia� ich
za darmozjad�w i nigdy nie
wpuszcza� za sw�j pr�g. S�ysza� od nich r�ne historie, a mia� t� zdolno��, �e
wszystkie zapad�y mu g��boko w pami�ci i nieraz, nie maj�c si� do kogo
odezwa�, powtarza� je sam sobie. Tote� dobrze mu sz�y g�d�by, chocia� przedtem
tego nie pr�bowa�. Opowiedzia� najpierw o Gaszronie Mocarnym j sto�i-nach,
potem o wyprawie �dawora i o zakl�tej w��czni; wielu zna�o te g�d�by, ale
Hrebor, sam skory do wzrusze�, potrafi� poruszy� serce w ka�dym, kto go
s�ucha�. Po ka�dej opowie�ci nie �a�owano mu miodu i jad�a, a byli i tacy, co
rzucali mu srebro i m�wili, �e lepszego nigdy nie s�yszeli. Rozochoci�o to
Hrebora i opowiada� dalej, a� w ko�cu, mocno sobie podchmieliwszy^ zacz��
histori� zupe�nie now�, nie z�o�on� dot�d przez nikogo. M�wi� o z�ym i chytrym
cz�owieku, kt�ry wygna� z domu w�asnego syna, bo mierzi�o go oddawa� mu w
dziedzictwo sw�j maj�tek, a potem o z�ym losie wygnanego. Nie dba� przy tym o
prawd�, lecz sam wzrusza� si� t� opowie�ci� coraz bardziej i pl�t� rzeczy
zupe�nie niestworzone, nim poj�� wreszcie, �e nijak nie b�dzie umia� tej
g�d�by sko�czy�. Szcz�ciem dla niego �wita�o ju�, wi�kszo�� ucztuj�cych
posn�a, a z tych, co jeszcze s�uchali, �aden nie umia�by powiedzie�, o czym
mowa. Hrebor wi�c przerwa�, m�wi�c, �e zabrak�o mu piwa, i tym sposobem
wymkn�� si� z biesiady.
Ale w�odarz osady, Trzebor z rodu Stre�d�w, jak przystoi dobremu gospodarzowi,
pi� na uczcie niewiele, by mie� baczenie na wszystko. S�ucha� s��w przybysza i
zapad�y mu one g��boko w serce, rozumia� bowiem, �e nieznajomy opowiada swoje
dzieje. By� Trzebor cz�owiekiem wielce zacnym, wi�c wie�� o takiej pod�o�ci
oburzy�a go bardzo. Wezwa� w�drowca do siebie i spyta�, czy dobrze domy�la
si�, o kim by�a ta opowie��. Hrebor rozczuli� si� jego trosk� i potwierdzi�, a
wtedy Stre�da rzek� mu:
� Nie martw si� wi�cej, przybyszu, bo trafi�e� na przyjaci�. Co roku wodz�
tutejszych ludzi na wyprawy i wiele w��czni mam na swoje rozkazy. Pomog� ci
odzyska� ojcowizn�, z kt�rej ci� tak podle wyzuto.
Zaraz te� poprowadzi� go pod �wi�ty d�b i tam poprzysi�gli sobie przyja�� i
pomoc.
Tak zatem zamieszka� Hrebor u w�odarza Skerhu. Rankiem wprawdzie, gdy piwo
wywietrza�o mu z g�owy, przerazi� si�, ale nie trwa�o to d�ugo; pomy�la�
zaraz, �e do wiosny jeszcze daleko i w razie czego zawsze zd��y co� wymy�li�,
a na razie ma gdzie przezimowa� i mo�e je�� do syta. W zamian bawi� wieczorami
gospodarzy r�nymi historiami s�yszanymi na go�ci�cu, a cz�ciej jeszcze
zmy�lonymi, to bowiem sz�o mu lepiej ni� komukolwiek innemu. Polubili go
wszyscy, gdy� dla ka�dego mia� dobre s�owo i nigdy nie odmawia� pomocy.
Szczeg�lnie jednak przypad� do serca �onie Trzebora, Danradzie. Nie by�a to
ju� .kobieta m�oda, ale wci�� jeszcze pi�kna i pe�na uroku. M�� niewiele o ni�
dba�, zaj�ty wa�niejszymi sprawami, a k�dziel i dogl�danie dzieci nudzi�y j�
okrutnie. Upodoba�a sobie m�odzie�ca za jego �agodne obej�cie i �atwo��, z
jak� poddawa� si� wzruszeniom. Trudno te� by�o jej nie spostrzec jego urody i
silnych mi�ni, jakie wyrobi�a w nim ci�ka praca i trudy w�dr�wki. Przebywa�a
z nim cz�sto, s�ucha�a jego s��w i przygl�da�a mu si� skrycie.
Hrebor dostrzeg� w niej bratnie serce i polubi� j�, lecz na wszystkie czu�e
s�owa i sekretne gesty pozostawa� nieczu�y, widz�c w tym jedynie zwyk��
przyja��. Ta jednak jego dzieci�ca niewinno�� podsyca�a tylko ��dze Danrady,
a� zatraci�a do cna rozs�dek i uczciwo�� wobec m�a.
Pewnej nocy wreszcie, nie mog�c wytrzyma� d�u�ej trawi�cego j� �aru, zakrad�a
si� do izby, w kt�rej spa� Hrebor, i wyjawi�a mu swe uczucia. Tak przy tym
by�a dla niego dobra i z tak� czu�o�ci� pie�ci�a go, szepcz�c mi�e s�owa, �e
ogie� jej udzieli� si� Hreborowi i straciwszy opami�tanie, pogr��y� si� w nie
znanej mu dot�d rozkoszy. Tej nocy pokocha� Dan-rad� pierwsz�, m�odzie�cz�
mi�o�ci�, kt�ra ca�kiem odebra�a mu rozum i zaw�adn�a nim do cna.
Odt�d niepomny by� na nic, ca�e dnie chodzi� jak we �nie, my�la� bowiem tylko
o swej kochance i zbli�aj�cej si�
10
nocy. Ledwie za� si� �ciemnia�o, przychodzi�a do jego izby i nie opuszcza�a
jej a� do �witu. I chocia� Danrada, wiedz�c, jak mo�e si� to sko�czy�, nie
zaniedba�a niczego, by ukry� ich zwi�zek, przecie� nie mog�o to wiecznie by�
tajemnic�. Wkr�tce te� s�u��ce, kt�re zawsze wszystko wiedz� najlepiej,
przejrza�y, co zasz�o mi�dzy ich pani� a przybyszem. Milcza�y jednak, boj�c
si� gniewu gospodyni i widz�c, �e Trze-bor ufa obojgu i niczego si� nie
domy�la.
Jako� w�odarz Skerhu co innego mia� na g�owie, tak ju� bowiem jest, �e o
wyst�pkach kobiety jej m�� zawsze dowiaduje si� ostatni. Nie traci� on czasu,
lecz mimo zimowej pory rozsy�a� pacho�k�w z listami do wszystkich swych
krewnych i przyjaci�, przykazuj�c im te�, by og�osili po okolicy wiosenn�
wypraw�. Wspomina� w tych listach tak�e o Hre-borze, tak jak jego losy zna�, i
wielu sprawa ta zaciekawi�a. Hrebor bowiem, sk�onny przesadza� we wszystkim,
m�wi�c o swym ojcu uczyni� z niego bogacza, jakich ma�o w ca�ym Slengu. Dla
zacnego Trzebora by� to tylko jeden wi�cej dow�d pod�o�ci starego Pahwazdy,
innych jednak pocz�a kusi� ch�� �up�w nie gorszych ni� za g�rami, a
�atwiejszych do zdobycia, w dodatku ca�kiem zgodnie z prawem, gdy� s�usznie
by�o ujmowa� si� za pokrzywdzonym.
Przysz�a wreszcie wiosna, stopnia�y �niegi, le�ne drogi obesch�y, a w puszczy
pobudzi�y si� nied�wiedzie. Zacz�li �ci�ga� do Skerhu wojownicy ch�tni na
wypraw�. Przyby�o wielu Stre�d�w, zaciek�ych i wy�wiczonych w bojach z Orwa�-
czykami, przysz�o te� sporo ludu z innych rod�w, bo Trze-bor, jako rozwa�ny
gospodarz i w�dz, cieszy� si� powa�aniem w ca�ej okolicy. Zebra�o si� samych
gospodarzy prawie trzydzie�ci w��czni, a r�nych w��cz�g�w, parobk�w i innych
ludzi lu�nych ze dwa razy tyle, tak �e ledwie starczy�o dla wszystkich miejsca
w osadzie. Nie chcia� Trzebor zwleka�, by zapa� nie wypali� si� w
bezczynno�ci, wi�c nie czekaj�c nawet, a� drogi lepiej obeschn�, zebra� ich u
siebie dla ustalenia, dok�d p�jd� i kt�r�dy.
Z niech�ci� szed� Hrebor na t� rad�, pe�en �alu, �e nie
11
potrafi zatrzyma� czasu, bo nie u�miecha�a mu si� roz��ka z Danrad�.
Zarazemjednak nie traci� nadziei, obmy�li� bowiem pewien podst�p, by wszystko,
co dot�d napl�ta�, wyja�ni� i nie straci� przy tym czci.
Jako� los zdawa� si� mu sprzyja�, bo gospodarze nijak nie mogli si� pogodzi�
co do celu wyprawy. Wi�kszo�� chcia�a m�ci� Hrebora, inni jednak, a zw�aszcza
Radwar z Nawran-z�w, wywodzili jako rzecz godniejsz� i�� do Orwanu. �Niech�e
Hrebor idzie z nami � m�wili � a skoro oka�e si� dobrym towarzyszem i wr�ci z
�upem, tym �atwiej zjedna sobie stronnik�w". Spierali si� tak p� dnia, a�
Hrebor przem�wi� w te s�owa:
� Cieszy mnie, �e pragniecie mi pom�c, ale nie spos�b nie przyzna� racji tym,
kt�rzy wol� i�� za g�ry. Niech�e was pogodz�: p�jd� do swej osady i raz
jeszcze rozm�wi� si� z ojcem. Je�li zn�w powt�rzy to co przedtem, poprosz� was
o pomoc, a je�li wr�ci�o mu opami�tanie, przyjd� tu po to, aby i�� z wami do
Orwanu. Wy za� i tak nic na tym nie stracicie, bo przez ten czas go�ci�ce
obeschn� i droga b�dzie �atwiejsza.
Wszyscy uznali, �e m�wi rozs�dnie, i zgodzili si� na to. Zacz�� si�
�argradowic szykowa� do drogi, rad, �e wywi�d� gospodarzy w pole i zyska� przy
tym s�aw� dobrego syna, nawet wobec pod�ego ojca. Tak� bowiem odkry� w sobie
podczas zimowych god�w cech�, �e ogromnie cieszy�o go uznanie innych.
W istocie nie my�la�, rzecz jasna, wraca� do Zadragu. Chcia� tylko przeczeka�
pewien czas w lesie i wr�ci� z wie�ci� o ujednaniu z ojcem, a potem p�j�� z
wypraw�, ale na kr�tko. Skoro dojd� do g�r, wymknie si� pod byle jakim powodem
i wr�ci do Skerhu, zabierze Danrad� i pow�druj� gdzie� dalej, gdzie nikt ich
nie rozpozna.
Pewien by�, �e mu si� ten plan powiedzie, ale jednego nie wzi�� pod uwag�.
Ot�, gdy siedzia� w pobliskim lesie i liczy� dni, pozostali skracali sobie
czas, jak kto umia�. Najpierw biesiadowano hucznie, jak to zawsze przed
wypraw�,
12
kiedy nikt nie wie, czy dane mu b�dzie wr�ci�. Ale gdy uczty trwaj� zbyt
d�ugo, ludzie staj� si� ponurzy, znika weso�o��, a ka�dy tylko szuka zwady.
Sta�o si� zatem'jaki� tydzie� po odej�ciu Hrebora, �e Trzebor pok��ci� si�
mocno z Radwa-rem. O co posz�o, nikt nie zapami�ta�, do�� �e w z�o�ci wyrzuci�
Radwar Trzeborowi, i� cz�owiek, kt�ry w�asnej �ony nawet'nie umie dopilnowa�,
tak si� nadaje na wodza wyprawy, jak kamienie na rozpa�k�.
Nie wiadomo na pewno, sk�d Radwar wiedzia� o tej sprawie, nietrudno jednak
zgadn��, i� pewnie od pacho�k�w w�odarza. W ka�dym razie ich wezwa�, .gdy
gospodarze kazali mu dowie�� tej obelgi, je�li nie chce by� ukarany za
oszczerstwo. Wtedy to przy wszystkich potwierdzili, co mi�dzy �cier- , cia�ami
szeptano ju� od dawna, a Danrad� broni�a si� s�abo i nie umia�a zaprzeczy�
niczemu. Jeszcze tego samego dnia ponios�a zas�u�on� kar�: wysieczono j� wobec
wszystkich r�zgami, wypalono na ciele haniebne klejmo wiaro�omczyni i po�t�d
raz�w i ur�ga� wygnano sromotnie do puszczy.
Niewiele to ul�y�o w�odarzowi, kt�rego omal krew nie zala�a z w�ciek�o�ci, i�
tak pozwoli� z siebie zrobi� durnia. Ilekro� wspomnia�, �e sam wprowadzi�
zdrajc� do swego domu i obdarzy� �askami niczym rodzonego syna, t�uk� g�ow� o
�ciany jak szaleniec i rozwala�, co mia� pod r�k�. Jedno co mu sprawia�o w
z�o�ci ulg�, to szykowanie ka�ni dla Hrebora, skoro tylko powr�ci.
Ale z�e duchy zbyt wiele mia�y z m�odego Pahwazdy pociechy, aby mu pozwoli�
umrze� tak pr�dko. Sprawi�y zatem, �e gdy wreszcie wyruszy� z powrotem do
Skerhu, spotka� w przydro�nej gospodzie pewnego sytnika, w�druj�cego z
Harlongu. Kiedy zauwa�y�, �e biedak jest g�odny i zdro�ony, uraczy� go
wieczerz� zakropion� dobrze piwem, za co ten odwdzi�czy� mu si� nowinami ze
�wiata. By�o w�r�d nich i to, co us�ysza� przechodz�c przez Skerh.
Struchla� Hrebor na t� wie��, poj�� bowiem, �e Trzebor nie spocznie teraz,
p�ki go nie obedrze ze sk�ry. Tote� zaw�adn�a nim taka trwoga, �e w p�
rozmowy zerwa� si� nagle
13
i uciek� z gospody, cho� by� ju� wcze�niej zap�aci� za nocleg. �Zacny jaki�
cz�owiek, ale cudak straszliwy" � rzek� patrz�c na to sytnik i s�owa te
dobieg�y Hrebora ju� za drzwiami.
Daleko odszed� odtSkerhu i innych siedzib Stre�d�w, nim strach opu�ci� go na
tyle, by m�g� przystan�� i chwil� pomy�le�. �ar�a go z�o�� na sw� pod�� Dol�,
ale bardziej jeszcze to, i� pozostawi� mi�owan� kobiet� na pastw� losu ani o
niej nawet nie pomy�lawszy w po�piesznej ucieczce. Ogarn�a go rozpacz-taka,
�e nic tylko przewiesi� przez jak�� ga��� sznur i tak zako�czy� g�upi �ywot.
Je�li tego nie zrobi�, to tylko ze strachu, i� po �mierci przypadnie mu los
le�nego Yupiora i cierpienie po kres �wiata. A mo�e wstrzyma�a go te� my�l o
odkupieniu z�a, jakiego narobi�, bo chocia� serce mia�, jakie mu dano, i nic
na to poradzi� nie m�g�, tli�a si� w nim .przecie� odziedziczona po przodkach
zacno��. Nie wiedzia� tylko, jak by to m�g� uczyni� i by� mo�e rozmy�la� nad
tym w czasie po�piesznych w�dr�wek przez puszcze, z dala od go�ci�ca.
Po sytym i b�ogim �yciu w Skerhu teraz znowu zazna� n�dzy. Nie cierpia� jednak
ju� od niej tak jak przedtem, bo gdy wreszcie odwa�y� si� zbli�y� do ludzkich
osiedli, utrzymywa� si� z opowiadania historii po gospodach i jarmarkach. Lecz
cho� m�wi� jak zawsze zajmuj�co, rzadko go wynagradzano za g�d�by, gdy� zbyt
wiele by�o w nich smutku. On sam zreszt� od zgryzoty zmieni� si� bardzo i
niewiele przypomina� tego weso�ego m�odzie�ca, kt�ry samym swym obej�ciem
budzi� ludzk� �yczliwo��. Postarza� si� i przygarbi�, twarz mia� ponur�, a z
ka�dego jego s�owa i gestu bi�o co�, co nie pozwala�o si� radowa� w jego
towarzystwie i ka�dy oddycha� z ulg�, kiedy Hrebor odchodzi�. Tak to ju� jest,
�e widome nieszcz�cie nigdy nie wzbudza �yczliwo�ci. Nadto jeszcze na pewnym
jarmarku przy�apano go, i� to, co opowiada, zmy�li� od pocz�tku do ko�ca, za
co wytarzano go w smole i obito na odchodne.
Trafi� wreszcie do osady, zwanej Isthard. By�a niedaleko niej s�awna
�wi�tynia, schowana po�r�d mokrade�. Wy-
14
chwalano w ca�ej okolicy m�dro�� �erc�w z le�nego trzemu i skuteczno�� ich
mod��w, wi�ksz� ni� gdzie indziej, bo �wi�tyni� postawiono w miejscu
nawiedzanym w pradawnych czasach przez samego Swarga, kiedy to jeszcze
schodzi� on z ob�ok�w.
Gdy pos�ysza� o tym Hrebor, za�wita�a mu nadzieja. Za wszystko, co mia�,
nakupi� po�wi�conej kaszy na obiaty i cho� nie by�o jej wiele, ruszy� zapyta�
bog�w, co mu wypada czyni�. Drog� znalaz� �atwo i wkr�tce ju� zobaczy� wielk�
budowl� o g�adkich �cianach, wysokiej bramie i dachu srebrzystym od staro�ci.
Sk�oni� si�, jak przysta�o, i poszed� dalej, lecz skoro stan�� tak blisko
bramy, �e m�g�by dotkn�� jej r�k�, zatrzyma� si� nagle i nie m�g� post�pi� ani
kroku wi�cej. Zapar� si� i zebra� w sobie, ale tylko nogi zary�y mu si�
g��biej w piaszczystej drodze, jakby jaka� niewidzialna �ciana stan�a mu na
przeszkodzie. Pr�no mocowa� si� z ni�, a� opad� zupe�nie z si�. Dostrze�ono
go wreszcie z trzemu, gdy tak szarpa� si� na drodze, a skoro nie ust�powa�,
uchylono bram� i jeden z �erc�w stan�� w niej, trzymaj�c w d�oni chroni�cy
przed z�ymi mocami amulet.
� Kim jeste� ty, kt�remu bogowie widomie broni� wst�pu do swej �wi�tyni? �
zapyta�.
Na te s�owa zrozumia� Hrebor, �e wpad� we w�adz� demon�w i dlatego �wi�te
miejsce jest dla niego zamkni�te. Upad� na drog� i zap�aka� gorzko, rozsypuj�c
po�wi�con� kasz�. Targa� na sobie szaty i rwa� w�osy z g�owy, a� zlitowa� si�
�wi�ty m�� i wyszed� do niego. Od blisko�ci pot�nego amuletu Hrebor uspokoi�
si� troch� i �kaj�c opowiedzia� �er-cowi sw� histori�. Ten wys�ucha� go
cierpliwie, po czym zaduma� si� g��boko i rzek� mu wreszcie:
� Pierwszy raz z�ama�e� prawa, sprzeciwiaj�c si� ojcu. Drugi, opuszczaj�c dom
bez jego wiedzy i b�ogos�awie�stwa. Trzeci, rzucaj�c na� oszczerstwo. Czwarty
za�, bior�c kobiet� cz�owieka, kt�ry okaza� ci dobro� i kt�remu przysi�ga�e�
przyja��. Ju� drugi z tych czyn�w wystarczy�, by� wpad� we w�adz� z�ych
duch�w, a ka�dy nast�pny oddali� od ciebie
15
nadziej� tak, i� prawie ju� jej nie wida�. Lecz �e z�ama�a ci� nie pod�o��,
ale z�o�liwo�� demon�w, poradz� ci, co masz czyni�. Najpierw jednak chc�
pozna� twe imi� i r�d. .
Powiedzia� tak, bo jak to cz�sto jest u �erc�w, umia� przenika� ludzkie losy i
pozna�, co jest przyczyn� kl�sk przybysza. Ale Hrebor, odk�d uciek� przed
gniewem Trzebora, nie zdradza� nikomu swego imienia, gdy� wiedzia�, �e Stre�-
dy rozes�ali po kraju listy, w kt�rych obiecywali wiele zap�aci� za jego
g�ow�. Po drodze przedstawia� si� jako Cudak, pami�taj�c s�owa sytnika, a
ka�dy uznawa�, �e to dla niego dobry przydomek i o wi�cej nie pyta�. Tak te�
nazwa� si� i teraz, na co kap�an odrzek� gniewnie:
� G�upio robisz, �e taisz przede mn� swe imi�. Jak jednak chcesz. Obieca�em ci
rad�, wi�c masz j�: wracaj tam, gdzie zacz�y si� twoje przewiny, i id� ich
tropem. Je�li ludzie znajd� dla ciebie przebaczenie, mo�e zdo�asz znale��
drog�, chocia� to stokro� trudniejsze, ni� j� zgubi�. Gdyby� na ni� wr�ci�,
doprowadzi ci� tutaj, a je�li nie, b�d� przekl�ty i niech si� tw�j los dope�ni
dla igraszki z�ych si�.
Powiedziawszy to, odwr�ci� si� i wszed� w bram�, kt�r� te� zaraz za nim
zawarto.
Hrebor pozosta� jeszcze d�ugi czas na �cie�ce, nim zdecydowa� si� wr�ci� do
Zadragu i prosi� ojca o wybaczenie. Postanowi� to wreszcie i ruszy� do
rodzinnej osady.
Ale zdarzenia p�yn�y tymczasem szybko, jak szybko p�ynie woda w strumieniu.
Zostawmy zatem Hrebora, gdy tak w�druje le�nymi �cie�kami, i zobaczmy teraz,
co dzia�o si� z Trzeborem i zebranymi w jego osadzie gospodarzami.
Skoro Hrebor nie wraca�, rozes�ali oni po okolicy pacho�k�w. Uczynili to zbyt
p�no, by mogli dopa�� przemykaj�cego si� puszcz� wiaro�omc�. Spotkali
natomiast owego sytnika, z kt�rym �argradowic rozmawia� w gospodzie. W ten
spos�b Stre�da dowiedzia� si�, �e Hrebor umkn�� przed jego gniewem. Dowiedzia�
si� te� czego� jeszcze, co m�odzieniec nierozwa�nie rzek� sytnikowi, �e
ujedna� by� si� z ojcem i zosta� przez niego przywr�cony do praw.
16
� Skoro tak, nie gdzie indziej jak na bjcowym dwo-rzyszczu szuka� b�dzie
schronienia � powiedzia� Trzebor do towarzyszy. � Przyjaciele moi, obiecywa�em
powie�� was na wypraw�, lecz wpierw dokona� musz� swej zemsty. Je�li wolicie
i�� za g�ry, niech�e was prowadzi kto inny. Lecz zwa�cie, �e ojciec tego �otra
jest nie lada jakim bogaczem i s�usznie b�dzie wzi�� na nim �upy.
Zakrzykn�li wszyscy, �e nie opuszcz� w�odarza w nieszcz�ciu i tak wyprawa
zosta�a rozpocz�ta.
Wkr�tce potem, przeszed�szy skro� puszczy, stan�li pod cz�stoko�em Zadragu.
Nikt w osadzie ani si� spodziewa� napa�ci, bo w te strony od lat ju� nie
zagl�da� �aden nieprzyjaciel, niewielu wi�c pacho�k�w m�g� �argrad postawi�
przeciw wojownikom Stre�dy. Kr�tko trwa�a walka � kto nie zd��y� uciec, gin��
od w��czni b�d� topora albo szed� w �yka. �argrad jednak nie z�o�y� broni i
nie my�la� b�aga� lito�ci, lecz broni� ojcowizny i wielu po�o�y� trupem, zanim
sam wreszcie pad� na skrwawion� w��czni�.
Nie znaleziono w osadzie ani Hrebora, ani obiecanych �up�w i pr�no �ona
Pahwazdy, p�acz�c i za�amuj�c r�ce nad pobitym m�em, t�umaczy�a Stre�dom, �e
nic nie jest tak, jak my�l�. Nie dali jej wiary i chc�c dowiedzie� si�, gdzie
�argrad ukry� swe skarby, dr�czyli nieszcz�sn� dop�ty, dop�ki nie wyzion�a
ducha. Zez�o�ci�a ludzi Trzebora ta zawzi�to��, �e nawet konaj�c nie chcia�a
wyda� bogactw. Pobrali wszelkie dobro, jakie znale�li w osadzie, a by�o tego
niema�o, i spalili j� do go�ej ziemi, nie szcz�dz�c nawet drzew. Po czym
odeszli, niesyci ani �up�w, ani zemsty.
Wiele czasu min�o, nim ci nieliczni, kt�rzy ocaleli z pogromu, odwa�yli si�
wyj�� z le�nych kryj�wek. Pochowali zabitych, op�akali ich godnie, a dla
w�odarza i jego �ony usypali na starym �alniku osobny, wysoki stos. Kiedy go
podpalali, ujrzeli na drodze w�drowca w �achmanach, p�dz�cego ku zgliszczom. Z
trudem rozpoznali w nim �argra-dowica, tak mia� zmienion� twarz i tyle
szale�stwa w oczach, gdy u st�p p�on�cego stosu s�ucha� ich opowie�ci.
17
Kto wiele w �yciu wycierpia�, ten wie, i� przychodzi wreszcie chwila, �e oczom
brakuje �ez, a piersi tchu do lament�w. Tak si� te� sta�o z Hreborem. Kiedy
wpatrywa� si� w p�omienie, dusza jego przepali�a si� do cna i poj��, i� jest
przekl�ty na wieki. Od tej pory nigdy ju� nie mia� zap�aka�, jak tylko jeden
jedyny raz, ale o tym opowiem wam w swoim czasie. Nie rozumieli Zadra�anie,
czemu milczy i stoi jak pos�g, czemu nie po�egna si� z rodzicami, nie rzuci w
ogie� �wi�tej ga��zi, nie zaprzysi�e zemsty. On za� my�la� o tym tylko, by
rzuci� si� w p�omienie, lecz strach porazi� go znowu i nie umia� przymusi�
skamienia�ych n�g do ruchu. Tkwi� wi�c nieczu�y jak g�az, p�ki stos nie
wypali� si�, a Zadra�anie nie usypali na wy�arzonych popio�ach kurhanu.
Niekt�rzy widz�c to szemrali, �e m�g� si� wadzi� z ojcem, ale nie zaopatrzy�
go na �mier� i nie pom�ci� � to ha�ba. Inni jednak uciszali ich, bo pami�tali
go jako cz�owieka �yczliwego ludziom, i kazali wzywa� �erc�w, by wyp�dzili z
m�odzie�ca szale�stwo.
Nim to jednak zrobiono, poruszy� si� wreszcie Hrebor, upad� na kolana,
przylgn�� czo�em do �wie�o usypanego kurhanu i szepta�: ,,Co mam czyni�? Co
mam czyni�?"
Nikt nie wiedzia�, co naprawd� znaczy�y te s�owa powiedziane do samego siebie
i ile w nich by�o b�lu. Ucieszyli si� Zadra�anie, �e min�� z�y czar.
Przynie�li mu ocala�� ze zgliszcz w��czni�, a by�a to ta sama w��cznia, kt�r�
go niegdy� uczy� w�ada�' Starz, i wtykaj�c j� Hreborowi w r�ce, m�wili:
�Pom�cij" ich! Pom�cij!"
I cho� nie opuszcza� Pahwazdy strach i nie widzia� drogi przed, sob�,
wiedzia�, �e tak musi zrobi�. Przyj�� w��czni� i odszed�, jak si� pojawi�, bez
jednego s�owa.
�e szed� ledwie wlok�c nogi, nie wiedz�c dok�d si� skierowa�, wie�� o tym, co
sta�o si� w Zadragu, wyprzedzi�a go, obieg�a rozrzucone po�r�d puszcz i
mokrade� osady. Wsz�dzie obudzi�a gniew i groz�, a zw�aszcza tam, gdzie
mieszkali ludzie wywodz�cy si� z rodu Pahwazd�w b�d� im sprzyjaj�cy. Krewniacy
jego, dowiedziawszy si� o okrutnym losie
18
�argrada, poprzysi�gli zemst� Stre�dom i zwo�ywali si� na rady. Szczeg�ln� za�
zawzi�to�ci� zapa�a� rodzony brat �argrada, Skerwar� z Urhaszu, kt�rej to
osady dzi� ju� nie ma, bo zniszczonej w wojnach nie odbudowano.
Razu pewnego Skerwar� przydyba� ko�o swego w�odarstwa kilkunastu w;oj�w
id�cych do Estaronu, a �e jeden z nich nosi� rodow� mask� Stre�d�w, otoczy�
ich ze swymi lud�mi i wyzwa� owego Stre�d� na pojedynek.
Pr�no przedk�adali mu, �e s� w s�u�bie ksi�cia z Ran�na-ru i z jego polecenia
w�druj� przez kraj.
� Nic mi do was � odrzek� Skerwar� � i nie z wami szukam zwady. Lecz r�d tego
cz�owieka rozla� krew mojego brata i poprzysi�g�em �mier� ka�demu, kto nosi
jego znaki.
� Nie uchybi� ci � powiedzia� mu Stre�da � ale b�d�c ksi���cym dziesi�tnikiem,
nie mog� krzy�owa� z tob� w��czni, p�ki nie spe�ni� naznaczonego mi zadania.
Wtedy przyrzekam ci wr�ci� tu i zmierzy� si� z tob�, cho� nic mi nie wiadomo o
zwadzie mi�dzy naszymi rodami. Wiedz te�, �e na szerokim �wiecie dziej� si�
teraz rzeczy daleko wa�niejsze od rodowych wa�ni, kt�rych nie pojmujesz, i nie
wa� si� do nich miesza� w �aden spos�b.
Wszystko to by�o prawd�. Dziesi�tnik �w, daleki krewny Trzebora, �y� stale na
ksi���cym dworze i nie wiedzia� nic o wyprawie w�odarza Skerhu, a sk�d si�
wzi�� w Urhaszu i jakie by�o jego zadanie, dowiecie si� p�niej.
Nawet w�a�ni ludzie Skerwar�a uznali s�owa dziesi�t-nika za rozs�dne i
s�uszne. Ale on sam,�jak wszyscy w jego rodzie porywczy i skory do gniewu, ani
chcia� s�ysze� o zw�oce. L�y� Stre�d� i grozi�, �e wytnie jego ludzi w pie�,
je�li natychmiast nie stawi mu czo�a. Nie chcia� Stre�da dopu�ci� do bitki,
chocia� nie wiadomo, dla kogo gorzej by si� ona sko�czy�a, a w ko�cu te� od
obelg, kt�re s�ysza�, zawrza�a w nim krew i stan�� do pojedynku.
Wspania�a to by�a walka i nikt ju� dzisiaj takiej nie' ujrzy. Dziesi�tnik,
cho� m�ody, zaprawiony by� w wielu bojach i obraca� w��czni� zr�cznie, lecz
mniej zwinny Skerwar�
19
przewy�sza� go si�� i do�wiadczeniem. Tote� pokona� go po d�ugiej walce i
rozp�ata� mu g�ow� wraz z he�mem, cho� sam poni�s� przy tym wiele szwanku.
Dru�ynnicy ksi�cia zabrali cia�o swego wodza, a �e nie wiedzieli dok�adnie, co
mu ksi��� zleci�, musieli zawr�ci� do Ran�naru.
Tak si� to sta�o i teraz mog� ju� powiedzie� wam, dok�d i po co szli
dru�ynnicy ksi�cia. Bo dot�d opowiada�em o sprawach slenga�skiej puszczy, a
przecie� na szerokim �wiecie czas nie stan�� ani ludzie nie posn�li, tylko
wszystko sz�o swoj� kolej�. Kr�lowa� w�wczas w Estaronie Othomahr, zwany
Szalonym. Ot� w tym czasie, gdy Hrebor opuszcza� rodzinne dworzyszcze, podbi�
on i zho�dowa� wszystkie okoliczne kraje. Tym sposobem jeden Sleng pozosta�
po�r�d podlejg�ych mu ziem wolny i drwi� sobie z jego korony. Postanowi� zatem
wygubi� mieszka�c�w puszczy i uczyni� z nich swe s�ugi. Nikt w Slengu nie
przeczuwa� nadchodz�cej burzy, z dawna bowiem wadzono si� z s�siadem zza g�r,
lecz od strony rzeki od lat ju� nie przychodzi�y napa�ci.
�le powiedzia�em: jeden cz�owiek przejrza�, co szykuj� Slenganom nadchodz�ce
czasy, i my�la�, jak obroni� si� przed estaro�sk� nawa��, a by� to ksi���
Hodbor � m�ny, prawy i rozumny w�adca, kt�rego imi� pozostanie s�awne na
zawsze. Jednak nie b�d� dzi� o nim opowiada�, bo inna to zupe�nie historia, z
losami Hfebora niewiele maj�ca wsp�lnego. Do�� b�dzie wam wiedzie�, �e kiedy
�argradowic zd��a� do Skerhu, ksi��� Hodbor s�a� na wszystkie strony go�c�w i
zaci�ga� m�odych zabijak�w do swej dru�yny. A gdy Hrebor zapomnia� o ca�ym
�wiecie, pogr��ywszy si� w mi�o�ci do Danrady, Othomahr zbiera� swe wojska i
jawnie.szykowa� si� do wojny.
Wiedzia� Hodbor, �e cho�by ka�dy w puszczy pochwyci� za bro� i tak nie do��
ich b�dzie do walki z zakutymi w stal rycerzami Othomarha. Umy�li� zatem, �e
gdy nieprzyjaciel przekroczy rzek�, powstan� przeciw kr�lowi maronarscy
wielmo�e i tym sposobem �atwiej pokonaj� wsp�lnego wroga, W tym w�a�nie celu,
aby om�wi� z maronarskimi grafami
20
warunki przymierza, pod��a� do Skurgonu m�ody Stre�da; a zanim jego ludzie
wr�cili do Ran�naru, zanim wys�a� Hodbor nowych pos��w, wydarzy�y si� inne
rzeczy, i tym sposobem za spraw� Hrebora zaprzepaszczono zwyci�stwo w
nadchodz�cej wojnie.
Wr��my jednak do niego, skoro wiecie ju�, co si� tymczasem dzia�o poza
granicami puszczy. Szed� Hrebor, jak ju� powiedzia�em, powoli i nieprzytomnie,
a z�e duchy kierowa�y jego krokami. G�owi� si� przy tym, co pocz��, lecz do
niczego nie przychodzi�, a pami�taj�c, co go spotka�o w le�nym trzemie, ba�
si� kogokolwiek pyta� o rad�. Nikt te� si� zbytnio nie interesowa� samotnym
w�drowcem, jako �e w osadach i na go�ci�cach trwa� wielki ruch. Obchodzili je
ksi���cy go�cy, zwo�uj�c gospodarzy na wielki wiec do Ran�naru. W owych
czasach bowiem wiece nie odbywa�y si� tak jak teraz, same z siebie, lecz tylko
na wezwanie ksi�cia.
Szli zatem wszyscy do stolicy, radzi� o wojnie, a za nimi wl�k� si� i Hrebor.
I tak Dola pokierowa�a jego krokami, �e spotka� po drodze Skerwar�a,
zd��aj�cego z wieloma innymi Pahwazdami na wiec. Skerwar� pozna� go po
w��czni, kt�ra w ich rodzie od wiek�w przechodzi�a z ojca na syna, i wielce
si� z tego spotkania uradowa�. Wcze�niej ju� bowiem postanowi� z innymi, �e na
wiecu rozprawi� si� ze Stre�da-mi. Powitawszy krewniaka serdecznie, zaraz
zacz�� go wypytywa� o r�ne rzeczy i opowiada�, co sam uczyni� i jak chce
pom�ci� �argrada. Hrebor zrazu milcza�, ale potem, widz�c, jak wielu
�yczliwych sobie i oddanych jego sprawie ludzi ma wok� siebie, rozchmurzy�
si�. D�ugo, d�ugo rozmawia� ze Skerwar�em, rozpalaj�c si� przy tym coraz
bardziej, a� wreszcie o niczym innym ju� nie my�la�, jak tylko o zem�cie' na
Stre�dach. Tak �atwo, jak to ju� m�wi�em, zmienia�y si� nastroje, kt�re nim
rz�dzi�y. I znowu zapomniawszy o wszystkim, co dot�d z jego poczyna� wynik�o,
popad� Hrebor w takie same jak dawniej �garstwa. Kazano mu m�wi� � nie
potrafi� opowiedzie� rzeczy takimi, jakimi by�y, lecz swoim zwyczajem tu co�
uj��, tam doda�. I w ko�cu wysz�o z jego
21
s��w dowodnie, �e Trzebor po to tylko przyj�� przybysza, aby oszczerczo
oskar�y� go o zwi�zek � Danrad� i w ten spos�b uzyska� pow�d do napa�ci na
Zadrag, bo jako cz�owiek tch�rzliwy nie chcia� szuka� �upu za g�rami, czy mo�e
mia� do �argrada jakie� zadawnione urazy.
Tym sposobem zyska� Hrebor nadziej�, i� z pomoc� rodu dokona zemsty i uwolni
dusze swych rodzic�w od cierpie�, co pomo�e inu znale�� lepsz� drog�.
Stan�li zatem na wiecowym polu pod Ran�narem. Niechybnie dosz�oby tam do
bitki, skoro tylko przyszli jedni i drudzy; szcz�ciem Hodbor, wiedz�c ju� o
zwadzie, kaza� swej dru�ynie rozdzieli� zwa�nione rody; tym sposobem utrzymano
mir, a� wiec si� rozpocz��.
Ale jedni i drudzy chodzili po�r�d zebranych, burz�c umys�y, i jak to zwykle
bywa, inne rody bra�y to jedn�, to drug� stron�. Z najmo�niejszych ze
Stre�dami trzymali Jar-�owdy i Nawranzy, a za Pahwazdami uj�li si� Astarhy i
Tra-g�y i w ko�cu nie by�o nikogo na wiecu., komu ta sprawa by�aby oboj�tna.
Chcia� Hodbor radzi� o wojnie, lecz nic z tego nie wysz�o. Dla wszystkich
wr�da by�a pilniejsz� spraw� i p�ki jej nie zako�czono, nie chcieli s�ysze� o
czym innym. A �e rody ani my�la�y si� ugodzi�, zdawa�o si� ju�, �e nie mo�e
by� inaczej, tylko najlepsi woje, na kt�rych ksi��� m�g� liczy�, powy�ynaj�
si� nawzajem, nie czekaj�c wcale Estaro�czyk�w.
Nie darmo jednak nosi� Hodbor koron� przodk�w; szed� z ni� w parze rozs�dek
godny w�adcy ^wolnych ludzi. Podsun�� zebranym my�l, �eby dwaj zwa�nieni
za�atwili ze sob� spraw� po m�sku, w zgodnym z prawem pojedynku. Zgodzili si�
na to gospodarze i tak im to przypad�o do serca, �e zawsze odt�d tak
rozs�dzano na wiecu najostrzejsze spory. Stre�dy i Pahwazdy te� na to
przystali, gdy� jedni i drudzy pewni byli, �e ich jest s�uszno�� i bogowie
oka�� im sprawiedliwo��. Jeden tylko Hrebor struchla� na my�l, �e ma si�
potyka� z cz�owiekiem, kt�remu poprzysi�ga� wieczn� przyja��, ale nie wypada�o
mu tego po sobie okaza�.
22
Wyznaczono walk� na nast�pny ranek. Wytyczono plac, ogrodzono go lin�, a
wszyscy, kto �yw, zebrali si� patrze� na to spotkanie. Wreszcie zad�to w r�g,
ale Hrebora nie by�o na placu. Skerwar� pop�dzi� po krewniaka, lecz nie
znalaz� go w namiocie. Szuka� Zargradowica po ca�ym obozie � na pr�no. Zad�to
wreszcie w r�g po raz trzeci i wszyscy poj�li, �e Hrebor uciek� przed walk�.
Ucieszyli si� Stre�dy, syci zemsty i radzi, �e wszyscy odwr�cili si� od
poha�bionych wrog�w. A kiedy Skerwar� ujrza�, jaka ha�ba spad�a na r�d i na
niego, jako na najstarszego, krew zala�a mu g�ow� i odda� ducha jeszcze tego
samego dnia. Tak bogowie pokarali go za zmuszenie do pojedynku i zabicie
ksi���cego dziesi�tnika. Mo�na by�o zatem radzi� o wojnie i ksi��� cieszy�
si�, �e tak, a nie inaczej zako�czy�a si� ta sprawa. �Gdyby walczyli ze sob� �
my�la� i mia� w tym s�uszno�� � m�g�by r�d pokonanego nie uzna� pojedynku i
ci�gn�� wr�d� dalej, a tak jest ju� po niej". Pr�dko te� o sprawie tej
zapomniano, zw�aszcza �e po Hreborze s�uch zagin��, a w czasie wojny by�y
wa�niejsze sprawy. Jednak poniewa� nie o nich tu opowiadam, pomi�my te rzeczy
i wr��my do los�w Hrebora.
Nie mia� on ju� nigdy u�ywa� swego imienia, bo sam dobrze wiedzia�, �e sw�
ucieczk� jakby wykre�li� si� spo�r�d �ywych. Nawet w my�lach nie zwa� siebie
inaczej ni� cudakiem, zrozumia� bowiem, �e urodzi� si� cz�owiekiem g�upim i
tch�rzliwym i �e nosi w sobie strach wi�kszy, ni� ma si�y. Nie chcia� spotyka�
ludzi, ukry� si� zatem g��boko w puszczy, po�r�d najg�stszych moczar�w, gdzie
nawet my�liwi bali si� zagl�da�. �y� z polowania i le�nych owoc�w, �owi� ryby
i niczego ju� w �yciu nie czeka�, pr�cz tego, by dokona�o si�, co si� musi
dokona�. Niestraszne mu by�y-najgorsze nawet uroczyska, bo niepodobnym by�o,
�eby mu si� mog�o jeszcze przydarzy� co� gorszego ni� dot�d. Tak zatem �y� w
ukryciu, a� przysz�a zima i mr�z �ci�� mokrad�a. Wtedy to dopiero rozpocz��
Othomarh z dawna zamierzan� wojn�, ale o tym Cudak ani nie wiedzia�, ani
wiedzie� nie chcia�.
Nie �pieszmy si� tak jednak z nasz� opowie�ci�, zanim
23
bowiem spad�y pierwsze �niegi, zdarzy�o si� z Hreborem jeszcze co�, czego nie
spos�b tu przemilcze�. Ot� dnia pewnego, w��cz�c � si� po lesie, napotka�
zbudowan� na skraju uroczyska kle�. Rozumia�, �e musi tam mieszka� czarownik
lub wied�ma, gdy� nikt inny nie wa�y�by si� osi��� tak blisko z�ego. ,,Bogowie
nic mi nie pomog�, c� wi�c szkodzi spyta� o rad� ciemne moce?" � pomy�la� i
ruszy� do chaty.
Nie pomyli� si�, gdy� w istocie mieszka�a tam pewna wied�ma. Umia�a ona wr�y�
z wody i ognia, sporz�dza� najsilniejsze nawi�zy i wywary z zi�, a przeciw
komu ruszy�a palcem, ten m�g� by� pewien, �e nie u�miechnie si� wi�cej.
Imienia jej nikt nie zna� i nie pyta� o nie. Przybywali do niej ludzie nieraz
z bardzo daleka, �aden jednak nie m�g�by rzec nawet, jak, wygl�da, gdy� ka�dy
ba� si� na ni� podnie�� wzrok, aby nie rzuci�a z�ego uroku, i skoro otrzyma�,
o co prosi�, ucieka� czym pr�dzej. St�d nikt nawet nie wiedzia�, �e stara
wied�ma niedawno rozsta�a si� z tym �wiatem, lecz wcze�niej znalaz�a sobie
sk�d� r�wnie jak ona pot�pion� nast�pczyni�, kt�rej zd��y�a przekaza� wiele
swej wiedzy
i mocy.
Hrebor, jak ju� rzek�em, nie l�ka� si� z�ych si�. Wszed� do chaty �mia�o, z
podniesionym czo�em i spojrza� wied�mie w twarz. Serce jego zadr�a�o nagle,
pozna� bowiem sw� kochank�, kt�r� z dawna mia� za umar��. I ona go pozna�a,
cho� oboje zmienili si� bardzo- od czasu pierwszych spotka� na Trzeborowym
dworzyszczu. Padli sobie jak za dawnych dni w obj�cia, Danrada ze �zami,
Hrebor ze zwieszon� g�ow�, i trwali tak d�ugo, z wielkiego wzruszenia nie
mog�c si� do siebie odezwa� ani s�owem.
Przebudzi�o si� serce w m�odej wied�mie i cho� ju� si� by�a pogodzi�a ze swym
losem, zapragn�a zn�w ludzi i ludzkich spraw. W Hreborze za� rozpali�a si�
dawna mi�o�� i od�y�y wspomnienia. Je�li bowiem kiedy� by� szcz�liwy, to
wtedy tylko, gdy g�uchy i �lepy na wszystko chroni� si� w ramionach Danrady.
Nie chcia� ju� niczego, tylko by powr�ci�o to, co by�o mi�dzy nimi dawniej.
Zapragn�� zbudowa� dom,
24
z dala od ludzi, w przepastnych g��biach puszczy, w kt�rym �yliby razem a� do
ko�ca swych dni, nie my�l�c o niczym. Tego dnia siedzieli d�ugo w noc,
przytuleni do siebie, i opowiadali sobie swe nieweso�e dzieje.
Rych�o te� zabra� si� Hrebor do pracy. Ca�ymi dniami �ci�ga� z lasu pnie drzew
i ociosawszy tramy ��czy� je, a� postawi�' wysokie na p�tora cz�owieka
�ciany. Do dzi� mo�e stoi gdzie� po�r�d bagnisk Swarm ta nie doko�czona chata.
Z rzadka zab��dzi tam kto�, by si� zdziwi�, co za nieznany cie�la rozpocz��
budow� w tak dzikim i odludnym miejscu.
Danrada, cho� w istocie pragn�a porzuci� swe czarnoksi�skie zaj�cia, inne
jednak chowa�a my�li. Hrebor, nie tak ju� pi�kny jak dawniej, odziany w
�achmany i sk�ry zwierz�t, z twarz� pooran� bruzdami � s�owem, nawet wygl�dem
swym w pe�ni zas�uguj�cy na miano Cudaka, nie budzi� ju� w niej tej ��dzy, co
dawniej. S�uchaj�c jego s��w, odkry�a w nim tch�rza i cz�owieka bez krzty
rozs�dku, zas�uguj�cego mo�e na lito��, lecz nie wartego mi�o�ci. A kiedy
opowiada� jej o swych dziejach, zapiek�y j� wspomnienia tego, co mia�a na
Skerha�skim dworzyszczu i co straci�a. I zacz�a kie�kowa� w przewrotnej
kobiecie my�l, �e Trzebor wiele jej wybaczy, je�li przyniesie mu i rzuci do
st�p g�ow� kochanka.
I chocia� z pozoru nic si� w niej nie zmieni�o i wci�� by�a dla Hrebora taka
jak w Skerhu, uparta my�l dr��y�a jej serce, a� zaw�adn�a nim do ko�ca.
Pewnej nocy, gdy znu�ony mi�o�ci� Hrebor zasn�� ju� g��boko, unios�a si� cicho
z pos�ania, wzi�a 'd�ugi, ostry sztylet i pochyli�a si� nad kochankiem,
mierz�c w gard�o. Ju� mia�a zada� morderczy cios, kiedy Hrebor ockn�� si�
nagle. Ujrza� nad sob� pochylon� posta� i b�ysk klingi, wi�c nie my�l�c wcale
wyrwa� jej ostrze i na o�lep, w przera�eniu zada� cios. Sztylet zaton�� w
piersi Danrady i z j�kiem osun�a si� ona na klepisko, brocz�c krwi�.
Tak si� sta�o, �e pierwszy raz w �yciu odebra� Hrebor komu� �ycie i przy tym
zabi� t�, kt�r� jedyn� w �wiecie kocha� ca�ym sercem. Poj��, co zrobi�, ale
sta�o si� � gdy po-
25
chyla� si� nad ni�, usi�uj�c unie�� jej g�ow�, twarz Danrady zasnuwa� ju� z
wolna cie� �mierci. Zd��y�a jeszcze tylko wyzna� mu sw�j zamiar i poprosi� o
wybaczenie, skoro odchodzi ju� z tego �wiata.
� Wybaczam ci, Danrado � powiedzia� Hrebor. � Przekle�stwo ci��y nade mn� i
stokro� lepiej by by�o, gdybym zgin�� z twej r�ki, zamiast �y� po tym, co si�
sta�o.
Wtedy twarz Danrady rozja�ni� u�miech. Zebra�a reszt� si�, otworzy�a raz
jeszcze oczy i kaza�a Hreborowi rozsypa� na palenisku uroczne ziele schowane w
skrzyni. Powiedzia�a mu te� zakl�cie, jakie mia� przy. tym powt�rzy�. Zna�a je
od starej wied�my, lecz jak ono brzmia�o, tego nie wiem i nikt ju� dzisiaj nie
wie, bo zgin�o ono wraz z Hreborem Cudakiem. I wtedy dopiero oczy zasz�y jej
mg�� i wyda�a ostatnie tchnienie.
Nim noc si� sko�czy�a, Hrebor usypa� Danradzie stos z przygotowanych do budowy
tram�w i pogrzeba� j� zgodnie z obyczajem. Potem, wci�� jeszcze w mroku nocy,
usiad� przed paleniskiem i sypn�wszy w ogie� zielem, wypowiedzia� s�owa
zakl�cia.
Wtedy p�omienie wzd�y si� nagle, sypn�y z nich iskry, a� Hrebor cofn�� si�
przed �arem. Rozja�ni� izb� blask, od kt�rego musia� odwr�ci� g�ow� i mocno
zacisn�� powieki. Gdy je otworzy�, ujrza�, jak w�r�d ognia formuje si� z
p�omieni ludzka posta�. Pozna� w niej swego ojca w por�banej zbroi i z krwaw�
w��czni� w r�ku. Przerazi� si� Hrebor i pad� na twarz, oczekuj�c, co si�
stanie.
� Czego chcesz ode mnie? � dobieg� go daleki, ale pot�ny g�os �argrada. �
Czemu nawet po �mierci nie dajesz mi spokoju? Nie jeste� godny, aby twoje imi�
kala�o wargi uczciwego cz�owieka. Krew ci�gnie si� za tob�, krew widz� na
twych r�kach i wok� ciebie. Po co mnie wzywasz, cudaku?
Hrebor skuli� si� jeszcze bardziej, a z jego ust z trudem doby�y si� s�owa:
�przebaczenia, ojcze".
� Przebaczenia � powt�rzy� zwid z gorycz�. � Na lepszy liczy�em los, gdy
przyjmowa�em ci� od twej matki. �adna
26
�mier� nie jest m�owi straszna i mo�na zgin�� nawet od skrytego ciosu, je�li
wiesz, �e b�dzie ciebie mia� kto pom�ci�. Gdyby� cho� na tyle okaza� si� moim
synem, wybaczy�bym ci wszystko inne. Ale wiem, �e nigdy tego nie uczynisz, i
ta kraina, w kt�rej umarli znajduj� odpoczynek po trudach �ycia, na zawsze
b�dzie dla mnie zawarta. Ale nie b�d� ci� przeklina�, bo wiem teraz wi�cej,
ni� mog�em zobaczy� ludzkimi oczami. Umar�ym �atwiej pozna� przyczyny tego, co
zdarza
si� na �wiecie.
� Ojcze � rzek� Hrebor, zdobywaj�c si� na �mia�o�� i podnosz�c wzrok. � Wiem,
�e dobrze m�wisz, lecz skoro pozna�e� to, co jest zakryte przed �miertelnymi,
powiedz mi, czemu sta�em si� cudakiem i nie wzi��em nic z zacno�ci twojej i
twoich ojc�w? Sam niczego tak nie pragn�, jak poznania tej tajemnicy, lecz
nikt mi jej nie umia� wyja�ni�.
Wtedy �argrad zamy�li� si� i opowiedzia� synowi o tym, jak w samym zaraniu
�ycia z�o�liwe demony z�ama�y jego los. " .
� Lecz nic ci nie da ta wiedza � zako�czy�. � Bo �aden cz�owiek nie zwyci�y
demon�w i nie zmusi ich do oddania tego, co raz zabra�y, cho�by by�
najm�niejszy na �wiecie; i nawet gdyby� pozna� czar chroni�cy od ich