3461

Szczegóły
Tytuł 3461
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3461 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3461 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3461 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Brian Clarke Wrota ziemi - Mamy problem - powiedzia� Peter Digonness. - Kto ich nie ma - nastr�j Gii Mayland nie usposabia� jej do wsp�czucia. Wci�� jeszcze czu�a si� roz�alona z powodu nag�ego nakazu powrotu, kt�ry �ci�gn�� j� tutaj z pla�y na Bahamach. - Chodzi o nasze poszukiwania Wr�t Ziemi - kontynuowa� zast�pca dyrektora Akceleracji. - Wygl�da na to, �e kto� nie chce, �eby�my je znale�li. Gia unios�a delikatnie zarysowane brwi. - Patrzcie, a to ciekawostka. - Wi�ksza ni� sobie wyobra�asz - nachmurzy� si� Digonness. - Jules Evien zosta� wczoraj zamordowany. - M�j Bo�e - twarz jej zbiela�a; usiad�a. - Jak? - Robota zawodowca, bez pud�a. Z du�ej odleg�o�ci, strzelb� laserow�. Zapad�a cisza. Og�uszona Gia wspomina�a dawnego kochanka i dobrego przyjaciela. A potem: - A mo�e chodzi�o o co� innego? Nie o Wrota Ziemi? - W�tpi�. Jules jest trzecim cz�onkiem zespo�u poszukuj�cego Wr�t Ziemi, kt�ry zgin�� w ostatnich dw�ch latach. Heidi Jonson odpad�a od �ciany w kanadyjskich G�rach Skalistych. Lynn Quoa zmar�a z pozornie naturalnych przyczyn w szpitalu w Denver. Trzy osoby z pierwszej si�demki, kt�rej przydzielono to zadanie. - Digonness potrz�sn�� g�ow�. - Bardzo to dziwne, Gia. - Ale w takim razie zamordowanie Julesa to gruby i g�upi b��d. Teraz nabra�e� wystarczaj�cych podejrze�, by zacz�� si� zastanawia�, co przydarzy�o si� pozosta�ej dw�jce. - Morderca mia� ma�o czasu. Zgodnie z planem za trzy dni od dzi� Jules mia� zosta� hibernowany na pok�adzie Farway. Powiedzia�em mu, �e moim zdaniem zbytnio koncentrowali�my si� na ziemskiej stronie, a on zgodzi� si� z tym. Mia� rozpocz�� poszukiwania na Krzykaczu. Z pustk� w br�zowych oczach Gia osun�a si� na krze�le. Krzykacz - brama, przez kt�r� mo�na dosta� si� w jednej chwili do blisko dwudziestu tysi�cy punkt�w docelowych w ca�ej galaktyce - oddalony by� od Ziemi o sze��set lat �wietlnych i dwadzie�cia sze�� miesi�cy podr�y. Dla miliard�w ludzi st�oczonych do niemo�liwo�ci na Ziemi Krzykacz oznacza� drog� do niespe�nionych marze�, na bezludne l�dy pod czystym niebem, obmywane przez nie zatrute morza. Lecz czas oczekiwania na miejsce na jednym z kilkudziesi�ciu fazowc�w zdolnych do odbycia takiej podr�y by� d�ugi: wynosi� obecnie prawie dwana�cie lat. Z ca�� pewno�ci� zg�osi�yby si� miliony wi�cej, gdyby nie trzeba by�o czeka� przez znaczn� cz�� �ycia po to tylko, by dosta� si� na statek. Tak d�ugo, dop�ki kwestia transportu stanowi� b�dzie w�skie gard�o, sen o Ziemi zdolnej do ograniczenia swej populacji do zno�nego stanu pozostanie fantazj�. Jej wzrok zb��dzi� w kierunku s�awnego tekstu "Wrota Ziemi - Streszczenie", kt�ry, oprawiony w ramki, wisia� nad biurkiem zast�pcy kierownika. Zosta� ozdobnie wykaligrafowany i ofiarowany Digonnessowi, zanim przerzucono go z powrotem z Krzykacza na Ziemi�. Streszczenie stale przypomina�o, �e: Po pierwsze: Kto�, kiedy�, jako� ustanowi� stacje b�yskawicznego galaktycznego systemu komunikacyjnego niemal dok�adnie pomi�dzy rodzinnymi planetami jedynych dw�ch znanych ras, kt�re si�gn�y do gwiazd. Po drugie: Czas podr�y do Krzykacza z obu planet wynosi, nawet dla najszybszych statk�w, ponad dwa lata. Po trzecie: W�r�d blisko dwudziestu tysi�cy wr�t na Krzykaczu jest dwoje, kt�re prowadz� donik�d. Wniosek: Te SOP 6093 i 11852 s� wrotami do Phuili i Ziemi. Pytania: Kt�re z nich prowadz� do Ziemi? Czy na Ziemi istniej� odpowiednie " Wrota Krzykacza"? Jak uruchomi� system? Trafne, zwi�z�e, sko�czenie logiczne. Jednak�e Gia, tak jak wi�kszo�� jej koleg�w z Akceleracji, przyjmowa�a Streszczenie tyle� na wiar�, co na rozum, poniewa� je�li istnia�a we wszech�wiecie jaka� sprawiedliwo�� - po prostu musia�a by� to prawda. Je�li by�o inaczej, to zaludnianie tysi�cy dost�pnych �wiat�w da�oby si� por�wna� z przenoszeniem z ziemskich pusty� po par� ziarenek piasku za ka�dym razem. Nie wiadomo sk�d i w spos�b zupe�nie nie zwi�zany z jej rozumowaniem, jak korek z butelki, wystrzeli�a w pami�ci nazwa. - Transtar - powiedzia�a. - Co takiego? Jej oczy rozszerzy�y si�. - Mam. Motyw! Poza paroma statkami, kt�re obs�uguj� stare �wiaty, Transtar przeznaczy� niemal wszystkie swoje �rodki na rejsy do Krzykacza. Je�li Wrota Ziemi stan� otworem, to go zrujnuje. Przewozowy gigant z dnia na dzie� stanie si� prze�ytkiem. Mo�esz sobie wyobrazi� lepszy pow�d, by powstrzyma� nasze poszukiwania Wr�t Ziemi? Nawet je�li mia�oby to prowadzi� do morderstwa? - Szczerze m�wi�c, nie - przyzna� g�adko Digonness. - Ale maj�c tak oczywisty motyw, Transtar - je�li to on jest winien skry� si� za fa�szywymi �ladami i po�rednikami, tak �e ca�a armia inspektor�w �ledczych utonie w tej robocie na ca�e lata. Daj sobie spok�j, Gia. Nie wezwa�em ci�, by� robi�a za szpicla. - Ani nie wezwa�e� mnie po to tylko, �eby mi oznajmi� z�e nowiny - odci�a si�. - A mo�e w�a�nie po to? Popatrzy� na ni�. Po paru chwilach spu�ci�a oczy pod jego uporczywym spojrzeniem. - Przepraszam. Nie powinnam tego powiedzie�. - Nie - rzuci� kr�tko - nie powinna�. - Poruszy� czym� za biurkiem i w pokoju zrobi�o si� ciemno. Pojawi� si� i rozszerzy� kr�g �wiat�a. W samym �rodku, na czerwonawej pustyni pod bezkresnym niebem, na szczycie niewiarygodnie smuk�ego pylonu balansowa� w pozycji poziomej olbrzymi spodek z blad� sfer� dr��cego �wiat�a ponad nim. - Wiesz, oczywi�cie, co to jest - powiedzia� Digonness. Gia u�miechn�a si� w ciemno�ciach. - Wyla�by� mnie, gdybym nie wiedzia�a. Nawet przedszkolak rozpozna gwiezdne wrota. - Urz�dowo wci�� SOP: Sztuczny Obiekt Obcego Pochodzenia - przypomnia� jej. - Tak si� sk�ada, �e to m�j ulubiony SOP Jeden. Gia skin�a g�ow� przypominaj�c sobie ca�� t� histori�. Digonness by� jedn� z pierwszych os�b zwerbowanych do Akceleracji - organizacji powo�anej, by "akcelerowa�", przyspiesza� wsp�prac� naukow�. Podobnie jak t�umacz u�atwia s�owne porozumienie, tak wyszkolony akcelerant jest w stanie po��czy� kakofoni� g�os�w specjalist�w od nauk szczeg�owych w efektywn� ca�o��; cz�sto robi to w obliczu wzajemnych podejrze� i nieporozumie�. M�ody akcelerant przydzielony do Sta�ej Ziemskiej Misji Badawczej na Krzykaczu zapocz�tkowa� bieg wydarze� obejmuj�cych SZMB i poblisk� baz� Phuil�w, kt�re wci�� jeszcze odzywa�y si� echem na trzech planetach i w dalszych regionach galaktyki. W ci�gu paru dni od swego przybycia Digonness nie tylko przekona� nad�tych Phuil�w, �e ludzie to co� wi�cej ni� dzikusy obdarzone pokr�tn� smyka�k� do techniki, ale tak�e w partnerstwie z jednym z Phuil�w przekonuj�co zademonstrowa� prawdziwe przeznaczenie gigantycznych SOP-�w: polecia� w sfer� �wiat�a nad SOP Jeden i momentalnie znalaz� si� w uroczym �wiecie, znanym teraz pod stosownym mianem Jasnogrodu. Oczywi�cie przynios�o mu to s�aw�, co sprzeciwia�o si� upodobaniom tego spokojnego cz�owieka, kt�ry postanowi� pozosta� na Krzykaczu, podczas gdy za�ogowe i bezza�ogowe pojazdy sondowa�y tysi�ce �wiat�w kryj�cych si� za SOP-ami. Jednak�e talent popycha jednostk� wy�ej, ni� chcia�aby zaj��, i w wyniku nies�abn�cego nacisku ziemskiej centrali Akceleracji Digonness powr�ci� w ko�cu, cho� niech�tnie, do domu, by obj�� kierownictwo nad poszukiwaniami Wr�t Ziemi. Digonness wskaza� na holograficzny obraz SOP-u. - To g��wnie z tego powodu jestem przekonany, �e tracimy czas po ziemskiej stronie. Wysoko�� - trzy kilometry, szeroko�� - dwa; je�li co� takiego znajduje si� na tej planecie, to wszyscy ludzie byli �lepi przez ... no, przez ile tysi�cy lat? No dobrze, mo�e kryje si� pod inn� postaci�, B�g wie jak�. Co� tak du�ego musia�oby zosta� ukryte we wn�trzu g�ry. Rzecz w tym, �e je�li nie wiemy, czego szukamy, to czego szukamy? Je�li istnieje odpowied� na to pytanie, to mo�e by� tylko na Krzykaczu. I w�a�nie tam, m�oda damo, si� udajesz. Chc�, �eby� zaj�a miejsce Julesa. Nie zaskoczy�o to Gii. Tylko ona i Jules zostali zwerbowani do Akceleracji ze S�u�by Bezpiecze�stwa Rady Zwi�zku �wiatowego, by�o wi�c naturalne, �e zast�pca kierownika Akceleracji chce wykorzysta� jej �ledcze zdolno�ci. Jednak�e postanowi�a zagra� ostro�nie. - I co mam robi�? - S�dz�, �e to ca�kiem oczywiste. Chc�, �eby� wykry�a, jak otworzy� Wrota Ziemi. Nachmurzy�a si�. - Nie nazwa�abym tego b�ahym zadaniem. Digonness spl�t� r�ce i pochyli� si� do przodu za biurkiem. Jego szare oczy patrzy�y uwa�nie i badawczo. - Uwierz mi, �e gdybym m�g�, nie zawaha�bym si� przed przydzieleniem sobie tej misji. Na Krzykaczu mam przyjaci� w�r�d obu ras. Ale obecne w�adze w swej m�dro�ci uzna�y, �e odpowied� znajduje si� na naszej planecie i �e musz� dalej kierowa� poszukiwaniami. Przynajmniej zdo�a�em ich przekona�, by przydzielono Akceleracji jedn� z kom�r hibernacyjnych na Farwuy, wi�c nie b�dziesz musia�a znosi� dwuletniej nudy na pok�adzie za�adowanego lud�mi mi�dzygwiezdnego frachtowca. A poniewa� nie masz bliskiej rodziny... - ... ani nie jestem zaanga�owana uczuciowo - przerwa�a mu Gia z u�miechem. - Ale przecie� wiesz o tym, prawda? Digonness wygl�da� na lekko speszonego. - Oczywi�cie nie mog�em mie� pewno�ci, ale ciesz� si�, �e to potwierdzasz. - To mi�o z mojej strony - powiedzia�a ze smutkiem dziewczyna. - Do cholery, Gia, proponuj� ci �yciow� szans�! Ktokolwiek lub cokolwiek ustawi�o SOP-y na Krzykaczu, chcia�o oczywi�cie, �eby ich u�ywano. A to oznacza, �e logicznie rzecz bior�c musi istnie� tam prze��cznik, kt�rym mo�na uruchomi� jeden z dw�ch nieczynnych SOP-�w, wiod�cy na Ziemi�. Got�w jestem postawi� ci�k� fors�, �e le�y tam na widoku i mo�na go obejrze� go�ym okiem. Wi�c prosz� ci�, dziewczyno: skorzystaj ze swoich szczeg�lnych zdolno�ci i znajd� go, dobra? Otw�rz Wrota Ziemi! Wyposa�enie kom�r hibernacyjnych by�o tak skomplikowane i kosztowne, �e wi�kszo�� emigrant�w udaj�cych si� do nowych planet wci�� musia�a przez ponad dwa lata znosi� ciasnot� egzystencji na pok�adzie jednego ze statk�w flotylli zbudowanej specjalnie do rejs�w na Krzykacza. Tak wi�c, gdy Gi� Mayland zrewitalizowano na tydzie� przed przybyciem Farway na Krzykacza, nie zaskoczy�a jej wrogo�� wsp�pasa�er�w. Niewielkie mia�o znaczenie, �e by�a akcelerantk�. Zaw�d ten, niegdy� wielce szacowny, by� teraz zaledwie uczciwym, nie r�ni�cym si� od innych sposobem zarabiania na niez�e utrzymanie. Ale przejawy wrogo�ci w�a�ciwie jej nie dokucza�y. Za�oga wsp�pracowa�a z ni� ch�tnie, a w ka�dym razie Dzia� ��czno�ci mia� zaleg�e depesze tachjonograficzne. Wi�kszo�� z nich dotyczy�a zwyk�ych spraw porz�dkowych, ale ostatnia od zast�pcy kierownika brzmia�a z�owieszczo. "NIEMAL DO DZI� NIE MIELI�MY �ADNYCH POSZLAK W SPRAWIE �MIERCI EVIENA, ALE W ZESZ�YM MIESI�CU ARESZTOWANO POD INNYM ZARZUTEM ZNANEGO ZAB�JCF, CO OSTATECZNIE DOPROWADZI�O DO PONOWNEGO OTWARCIA SPRAWY. ARESZTOWANY MʯCZYZNA NIE TYLKO PRZYZNA� SI� DO ZAB�JSTWA JULESA, ALE ZEZNA� WYSTARCZAJ�CO WIELE O SPOSOBIE, W JAKI PRZEKAZANO MU WYNAGRODZENIE, BY DOPROWADZI�O TO NAS DO CZ�OWIEKA NAZWISKIEM JOPHREM GENESE, KT�RY ZATRUDNIONY JEST PRZEZ FIRM� HANDLOW�. OKAZA�O SI�, �E JEST ONA - JAK SI� S�USZNIE DOMY�LA�A� - FINANSOWO ZWI�ZANA Z TRANSTAR - INTERSTELLAR. POZA TYM WIADOMO JEDYNIE, �E O GENESE NIE S�YSZANO, ANI NIE WIDZIANO GO OD CZASU NIECO PRZED POBRANIEM NALE�NO�CI PRZEZ MORDERC�. MO�E ON BY� ZATEM GDZIEKOLWIEK NA ZIEMI, A NIEWYKLUCZONE, �E POZA NI�. GIA, POWIEDZIA�EM CI PRZED WEJ�CIEM DO WAHAD�OWCAM �E TWOJA PODSTAWOWA MISJA DOTYCZY WROT ZIEMI. ALE MO�E BY�OBY ROZS�DNIE OBEJRZE� SI� OD CZASU DO CZASU ZA SIEBIE; CHO�BY PO TO, BY SPRAWDZI� LISTY PASA�ER�W. NIE DAJ� CI WI�CEJ RAD, BO W TYCH SPRAWACH MASZ LEPSZE KWALIFIKACJE NI� JA. P.D. M�oda akcelerantka wola�aby raczej nie mie� komplikacji tego rodzaju. Ale Gia doceni�a ostrze�enie Digonnessa, by "ogl�da� si� za siebie" co jaki� czas, zw�aszcza przez najbli�sze tygodnie, p�ki kontyngent osadnik�w z Farway nie zostanie wys�any do r�nych punkt�w docelowych w ca�ej galaktyce. Je�li nic niepomy�lnego nie wydarzy si� wtedy, gdy setki rodzin b�dzie si� przygotowywa� i wyprawia� ku ich wielkiej przygodzie, to prawdopodobnie nic si� w og�le nie stanie. Gdy nie b�dzie tam t�umu, w kt�ry mo�na b�dzie da� nurka po wykonaniu zadania, to rozwa�ny zab�jca b�dzie najpewniej wola� poczeka� na bezpieczniejsz� robot�. Na dzie� przed zej�ciem ze statku Gia z determinacj� na jaki� czas odsun�a na bok swe k�opoty i usadowi�a si� w jednej z kopu� obserwacyjnych umieszczonych z boku kad�uba orbituj�cego statku. W odleg�o�ci kilkuset kilometr�w przesuwa� si� z wolna podobny do marsja�skiego krajobraz Krzykacza, przetykany rozb�yskami gwiezdnych wr�t, przypominaj�cymi rozrzucone przypadkowo �wiecide�ka. Przypatruj�c si� temu Gia wiedzia�a, �e w tym samym czasie samoloty pogr��aj� si� w �wietlnych iskrach, by pojawi� si� setki, tysi�ce, a nawet setki tysi�cy lat �wietlnych dalej, na odleg�ym kra�cu galaktyki. A mo�e powracaj� nios�c za�og�, kt�ra ledwie par� minut wcze�niej po�egna�a si� z tymi, co teraz w�a�nie rozpoczynaj� nowe �ycie pod obcym s�o�cem. Pogr��ona w podziwie nie zauwa�y�a m�czyzny, kt�ry cicho wsun�� si� do kopu�y i wraz z ni� pogr��y� w medytacji nad tym najdziwniejszym ze �wiat�w. - Fascynuj�ce - powiedzia�. - Naprawd� fascynuj�ce. Odwr�ci�a si� zaskoczona. Nie zobaczy�a przed sob�, jak mo�na si� by�o spodziewa�, kogo� z za�ogi, lecz bezbarwnie ubranego, za�ywnego, kompletnie �ysego cywila, kt�remu u�miech rozszerza� r�owe policzki. Niewiarygodne, ale u�miech poszerzy� si� jeszcze bardziej. - Oni mnie te� nie lubi�. Jestem tym drugim komorowcem. Gia zamruga�a. Komorowiec? Nagle uchwyci�a znaczenie jego wypowiedzi i roze�mia�a si� uradowana. - A wi�c to pan? By�am ciekawa, z kim w�a�ciwie spa�am. Zaczerwieni� si� jak ma�y ch�opczyk oskar�ony o podgl�danie dziewczynek. - Szkoda, �e nie zostali�my sobie przedstawieni. Endart Grimes z SWP; System�w Witalizacyjnych Pendera doda� jakby ze skruch�. - Od czasu do czasu korzystamy z naszej w�asnej produkcji. Przyj�a wyci�gni�t� r�k�. U�cisk mia� energiczny. - Gia Mayland. Z Akceleracji. - O - spojrza� na ni� zaciekawiony. - Akceleracja. Czy to nie Peter Digonness... - wskaza� ruchem d�oni na planet�. - Tak, to on. Jest teraz moim szefem - powiedzia�a i zaciekawiona zapyta�a: - Udaje si� pan do jednego z nowych �wiat�w? Potrz�sn�� g�ow�. - Niestety, nie. Jestem po prostu cz�owiekiem "z zewn�trz", kt�ry mo�e sobie pozwoli� na par� lat poza Ziemi�, przy sprawdzaniu kilku udoskonale� w naszej... hm... metodzie. - Zachmurzy� si�. - Niestety, jest ona piekielnie skomplikowana, niepor�czna, a poza tym droga. - Nie da si� tego zmieni�? Oty�y m�czyzna wzruszy� ramionami. - Oczywi�cie, �e pr�bujemy. K�opot w tym, �e system jest nie tylko zawodny z samej swej natury, ale poza tym nie mo�na go naprawi� w warunkach terenowych. Podzielili�my go wi�c na osiem wymiennych modu��w. Oznacza to oczywi�cie, �e przy przewidzianym paromiesi�cznym okresie �ywotno�ci jednego modu�u trzeba zabiera� mas� zapasowych. Na przyk�ad w tym rejsie mamy trzydzie�ci wymiennych modu��w. Dwie komory hibernacyjne Farway s� pod��czone przewodami i instalacjami do stu osiemdziesi�ciu ton sprz�tu. Wiedzia�a pani o tym? - M�j Bo�e - Gia by�a wstrz��ni�ta. - Nic dziwnego, �e koloni�ci nie s� �yczliwi. Grimes spojrza� na ni� zamy�lony. - Kilka dni ostracyzmu to chyba niewielka cena. Mia� oczywi�cie racj�. Nawet najbardziej zagorza�emu wielbicielowi �ycia towarzyskiego musia�o dokuczy� dwadzie�cia sze�� miesi�cy bytowania w zat�oczonej stalowej puszce. Tak wi�c Gia odsun�a od siebie poczucie winy, kt�re ust�pi�o miejsca wdzi�czno�ci za dobry los, jaki si� jej trafi�, i ponownie usiad�a, by popatrze� na roztaczaj�ce si� przed ni� widoki. - Domy�lam si�, �e nazywaj� go Krzykaczem, poniewa� emisja gwiezdnych wr�t sprawia, �e jest to jeden z naj�atwiejszych do wykrycia obiekt�w w Galaktyce. To prawda? - Prawda - przytakn�a Gia. - To dlaczego nie mo�na wykry� Krzykacza z Ziemi? Gia westchn�a. Ach, ta ignorancja niekt�rych ludzi. Wskaza�a na skupion� w mg�awic� gromad� gwiazd, kt�ra wznosi�a si� ponad kraw�dzi� planety. - Plejady. Prosz� przeprowadzi� lini� prost� st�d do S�o�ca, a przejdzie ona dok�adnie przez �rodek tych gwiazd. Z jakiego� powodu ich skupisko nie przepuszcza cz�stotliwo�ci emitowanych przez gwiezdne wrota. Tak wi�c Krzykacz pozostawa� nie odkryty a� do czasu, gdy Far Seeker okr��y� stref� cienia Plejad w roku 2406, trzydzie�ci lat temu. Grimes przypatrywa� si� legendarnej gromadzie gwiazd, znajomej mimo odwr�cenia konfiguracji s�o�c. - A mo�e to Plejady s� przyczyn� - szepn�� w ko�cu - �e nie mo�na Krzykacza po��czy� z Ziemi� lini� natychmiastowej komunikacji. Jak pani my�li, pani Mayland? Trzeba by�o o�miu kurs�w wahad�owca, by przewie�� setki pasa�er�w z Farway na powierzchni� planety, co w dalszym ci�gu nie pozwoli�o Gii udobrucha� tych, kt�rzy wiedzieli, �e przejecha�a si� w jednej z kom�r SWP, a teraz otrzymuje przydzia� na pierwszy lot. Ale Gia przywyk�a do ich niech�ci, cho� �a�owa�a, �e nie mo�e ujawni� celu swej misji, by cho� w cz�ci przemieni� wrogo�� w przyja��. Nawet Endart Grimes, cho� ugrzeczniony, wydawa� si� dziwnie daleki: dobroduszna powierzchowno�� k��ci�a si� z tym, co - jak wyczuwa�a - kry�o si� za bladoniebieskimi oczyma. W ka�dym razie nie by�o go na wahad�owcu, wi�c Gia s�dzi�a, �e odst�pi� pierwsze�stwo, by m�c pogrzeba� w labiryncie instalacji i urz�dze� elektronicznych obs�uguj�cych dwie komory hibernacyjne. Po kilku minutach od chwili, gdy wahad�owiec osiad� �agodnie na strumieniach ognia z dysz hamuj�cych, do drzwi wyj�ciowych przylgn�y dwa hermetyczne autobusy i wszyscy przeszli rz�dem do pojazd�w o przezroczystych dachach. Gdy autobus toczy� si� podskakuj�c po �wirowanej drodze w kierunku na po�y ukrytego pod ziemi� zespo�u budynk�w Centrum Zarz�du Odpraw Kolonizacyjnych, Gia przypatrywa�a si� poprzez kamienist� r�wnin� kopu�om i piramidom bazy Phuil�w. Niekt�re z tych pe�nych wdzi�ku konstrukcji liczy�y sobie setki lat, ale wci�� po�yskiwa�y �wie�� biel� w �wietle odleg�ego s�o�ca Krzykacza. W po�owie drogi mi�dzy baz� a Centrum wznosi� si� na tle nieba czteropi�trowy, pude�kowaty budynek SZMB ra��c swoj� ostentacyjn� oszcz�dno�ci� konstrukcji. Gdzie� rozleg� si� gard�owy ryk i nagle spoza Centrum wy�oni� si� wielki, skrzydlaty kszta�t. Przyspieszy� gwa�townie, wspi�� si� wy�ej, a potem skr�ci� ku s�o�cu. Os�aniaj�c r�k� oczy Gia ujrza�a nieprawdopodobn� konstrukcj�, ku kt�rej kierowa� si� samolot: ogromny p�misek wsparty na cienkim niby kreska pylonie. S�o�ce �wieci�o zbyt jasno, by mog�a zobaczy� �wietlist� sfer� tworz�c� w�a�ciwe gwiezdne wrota i z tego samego powodu nie dostrzeg�a, jak wchodzi w nie samolot. Ale dudnienie silnik�w usta�o, jakby kto� przekr�ci� wy��cznik, i Gia wiedzia�a, �e to kolejna grupa pasa�er�w przyby�a na odleg�� planet�. - Gdzie on pojecha�? - zapiszcza� dziecinny g�osik. - Mamusiu, gdzie on pojecha�? - W miejsce, kt�re nazywaj� Jasnogrodem, kochanie. - To my tam jedziemy? - Nie, kochanic. My jedziemy do Nowego Kentu. - A dlaczego nie jedziemy do Jasnoglodu? - Dlatego, �e to nie Nowy Kent - odpowiedzia�a z rozdra�nieniem matka i poprzesta�a na tym. Ale Gia kontynuowa�a wyja�nienia w my�li. Poniewa� Jasnogr�d by� pierwsz� planet�, do kt�rej dotarto przez gwiezdne wrota, ludzie i Phuilowie wsp�lnie postanowili, �e pozostanie on taki, jak w chwili odkrycia: nie zasiedlony i nienaruszony. W samolocie byli naukowcy, by� mo�e paru dziennikarzy czy nawet jacy� tury�ci. Ale nie dostan� pozwolenia na sta�y pobyt. Po tygodniach, a najwy�ej miesi�cach b�d� musieli ponownie wyj�� przez SOP jeden, tak jak uczynili to Peter Digonness i jego towarzysz z Phuili osiemna�cie lat temu. To naprawd� nie taki z�y interes: jeden �wiat w zamian za tysi�ce. Genevieve Hagan, wicedyrektorka administracyjno-badawcza SZMB by�a drobn� kobiet� o oczach koloru intensywnej zieleni. Chodzi�y plotki, �e by�o co� mi�dzy ni� a Peterem Digonnessem podczas sp�dzonych przez niego na Krzykaczu lat i Gii wyda�o si� to ca�kiem mo�liwe. Opr�cz niew�tpliwego uroku i przenikliwej inteligencji by�a w niej szczera kobieco��, kt�ra uzupe�nia�aby doskonale znan� pow�ci�gliwo�� Digonnessa. Pouczywszy nowo przyby��, �e nale�y si� do niej zwraca� po imieniu, wicedyrektorka wr�ci�a za biurko, wyci�gn�a par� kartek papieru i nie�mia�o zapyta�a: - Co u Petera? Wci�� si� trzyma, mimo �e go posadzili za biurkiem? - Stara si�. Ale powiedzia� mi, �e wola�by by� na Krzykaczu. Jennv skin�a g�ow�. - �a�ujemy, �e go tu nie ma. - Gia zauwa�y�a nie�wiadomy nacisk po�o�ony na "my". Chyba wci�� brak jej tego m�czyzny. Po ponad trzech latach! Nagle mi�kko�� ust�pi�a miejsca energii i zielonooka kobieta przeobrazi�a si� w ch�odn� profesjonalistk�. - Do rzeczy. Otrzyma�a� od Petem informacj� o Jophremie Genese? - Przekazano mi j� po zrewitalizowaniu. - Rozumiesz zatem, dlaczego zadam ci nast�puj�ce pytanie: czy odnios�a� wra�enie, �e kto� na Farway szczeg�lnie si� tob� interesuje? Gia u�miechn�a si�. - Drugi komorowiec. - Komorowiec? - M�czyzna z drugiej komory. Endart Grimes z SWP. - A, rozumiem. S�ysza�am o Grimesie. Ale chodzi�o mi raczej o kogo� zwi�zanego z Transtarem. Gia zmarszczy�a brwi. - To by�oby raczej ma�o prawdopodobne, jak my�lisz? Je�li Transtar pragnie uniemo�liwi� nam znalezienie Wr�t Ziemi, to ich agent nie chcia�by rozg�asza� swoich powi�za� wpisuj�c si� na list� pasa�er�w jako ich cz�owiek. - Nie mia�by wyboru. Poza Grimesem i tob� jedyni ludzie na Farway, kt�rzy nie pracuj� dla Transtaru, to koloni�ci. A oni nie wyjd� poza centrum a� do czasu odjazdu. - Je�li wi�c Genew - lub ktokolwiek - by�by na pok�adzie, musia�by by� cz�onkiem za�ogi. O to ci chodzi? Jenny popchn�a przez biurko skoroszyt. - Masz tutaj dowody to�samo�ci wszystkich pi��dziesi�ciu dw�ch cz�onk�w za�ogi. A tak�e podobizn� Jophrema Genese przes�an� przez Central� par� miesi�cy temu. Gia otworzy�a skoroszyt. Na samym wierzchu widnia�o zdj�cie g�owy i ramion m�czyzny o poci�g�ej twarzy, ciemnej cerze i lekko wy�upiastych oczach. Przerzuci�a reszt� kart; na ka�dej mie�ci� si� jednostronicowy opis i niewielki wizerunek opisywanej osoby. Spo�r�d nich tylko jedna kobieta w za�odze wykazywa�a lekkie podobie�stwo do m�czyzny o szczup�ej twarzy. - Chyba niewiele ci to da�o? - powiedzia�a Jenny. Gia zamkn�a akta i wr�czy�a je z powrotem wicedyrektorce. Jestem tutaj, by odnale�� Wrota Ziemi - powiedzia�a stanowczo. - Nie zamierzam odrywa� si� od tego z powodu jakiego� hipotetycznego, tajemniczego m�czyzny. Wicedyrektorka przygl�da�a si� m�odej akcelerantce uwa�nie i z zadum�. - Potraktowa�abym powa�niej ostrze�enie Petera. Jaki jest, taki jest - ale z pewno�ci� to nie typ paranoidalny. - Wiem o tym. I uwierz mi, zamierzam podj�� wszystkie niezb�dne �rodki ostro�no�ci. Ale poza tym b�d� zajmowa� si� moim g��wnym zadaniem. - C�, oczywi�cie decyzja nale�y do ciebie. - Jenny wa�y�a przez chwil� skoroszyt w d�oni, po czym wrzuci�a go do szuflady, kt�r� zatrzasn�a ko�cz�c tym ostatecznie ca�� spraw�. - Teraz kiedy mamy to ju� za sob�, mam nadziej�, przejd�my do szczeg��w. Jak SZMB mo�e pom�c Gii Mayland w poszukiwaniu Wr�t Ziemi? - Na pocz�tek Gia Mayland potrzebuje naj�wie�szych wiadomo�ci - bezzw�ocznie odpar�a Gia. - Przez ostatnie dwa lata troch� wypad�am z gry. Jenny zachichota�a. - W porz�dku. Starcz� dwa s�owa: nic nowego. - Nic? Zupe�nie nic? - zdziwi�a si� Gia. - A czego si� spodziewa�a�? Dig ci�gle wydaje pa�stwowe pieni�dze szukaj�c tego, czego nie mo�na znale��, o czym on dobrze wie - a my na Krzykaczu nie mamy �rodk�w nawet na to; by rozpocz�� poszukiwania. Ale ciesz� si�, �e jeste� tutaj, bo tak si� sk�ada, �e zgadzam si� z Digiem: rozwi�zanie - je�li w og�le jakie� jest - znajduje si� na Krzykaczu. W ten w�a�nie, obawiam si�, �e pokr�tny spos�b oznajmi�am ci, by� nie oczekiwa�a od nas zbyt wiele. Ju� od dawna personel SZMB jest zbyt szczup�y dla tych wszystkich zespo��w badawczych, kt�re st�d odlatuj�. Gia wzruszy�a ramionami. - Co, jak s�dz�, oznacza, �e b�dziemy robi�, co si� da, z tym, co tutaj mamy. A mamy...? - B�dziesz oczywi�cie korzysta� ze �rodk�w ��czno�ci. Zarezerwowa�am ju� dla ciebie codziennie pi�tna�cie minut na otwartym kanale, o godzinie szesnastej. To drogo kosztuje, ale przynajmniej b�dziesz w kontakcie z Peterem i reszt� naszych nieocenionych specjalist�w w Centrali. Poza tym przydzieli�am ci kogo� na przewodnika i pomocnika. Oto Galvic Hagan. Musia� czeka� za drzwiami, bo wszed� do �rodka niemal w tej samej chwili, gdy wicedyrektorka nacisn�a przycisk interkomu. By� m�ody, mocno zbudowany i rudow�osy. Mia� zara�liwy u�miech. - To ta dama, mamusiu? Wicedyrektorka westchn�a. - Nie s�dzisz, �e ten �art si� troch� zu�y�? - Spojrza�a przepraszaj�co na Gi�. - Nie jeste�my nawet krewnymi, ale uda�o mu si� jako� wm�wi� po�owie miejscowych, �e jestem jego matk�. - Wzdrygn�a si�. - Bo�e uchowaj. - Biedna kobieta, nie wie nawet, ile traci - powiedzia� m�ody cz�owiek �ciskaj�c d�o� Gii. Zrobi� krok do ty�u i obrzuci� j� krytycznym spojrzeniem. - Jad�a� co� ostatnio? Gia wiedzia�a, o co mu chodzi. - Komory hibernacyjne nie s� stuprocentowo skuteczne - wyja�ni�a. - Zgaduj�, �e straci�am nieco na wadze. Skin�� g�ow�. - Proponuj� wi�c, by�my poszli do kantyny i dokarmili to urocze cia�o. Pomi�dzy k�sami mo�esz zadawa� mi wszystkie pytania, a je�li b�dziemy mieli szcz�cie, to mo�e uda mi si� da� dobr� odpowied� na niekt�re z nich. - Dobry pomys� - przytakn�a Jenny. - Wiesz co, Gia? Daj sobie spok�j na dzisiaj. Niech Vic oprowadzi ci� po stacji komunikacyjnej i zapozna z innymi. A potem wy�pij si� dobrze. Jutro spotkasz si� z Davidem. - Davidem? - Co, nie m�wi�am ci o nim? To kto� taki jak ty - u Phuil�w. Ma odszuka� Wrota Phuili. "David" by� nisk� istot� cz�ekopodobn�; mia� wszak�e psi� g�ow� pokryt� r�ow� sk�r�. Pierwsz� reakcj� Gii na jego obecno�� by�a nerwowo�� po��czona z zaciekawieniem, ale negatywne uczucia ulotni�y si� szybko pod badawczym spojrzeniem wielkich fioletowych oczu, na dnie kt�rych kry�y si� przeb�yski humoru. Przyjazny by� te� u�cisk jego d�oni pokrytej szorstk� sk�r�, o dw�ch palcach i dw�ch przeciwstawnych kciukach. - Nazywam si� Davakinapwottapellazanzis - oznajmi�, szybko wyrzucaj�c z siebie szereg sylab. - Ale dla ludzkich psyjaci� jestem David. Gia obliza�a wargi. Jak tu prowadzi� rozmow� z istot�, kt�ra wygl�da jak stoj�cy na tylnych �apach bullterier? - Hm... jak d�ugo pracujesz nad tym zadaniem? - Psez pi�� wasych miesi�cy. Ja psyjezdzam na Ksykaca, bo nie znalaz�em wr�t na Phuili. - My�lisz, �e na Phuili znajduj� si� wrota? - Je�li s� wrota na Ksykacu, to s� i na Phuili. Ale Phuilowie nie bardzo mi pomagaj�. Z pocz�tku Gia nie rozumia�a. Vic wygl�da�, jakby pojmowa� nie wi�cej ni� ona, a Jenny wzruszy�a ramionami i pozwoli�a sobie na nieznaczny u�miech. Znajdowali si� w biurze wicedyrektorki; nieziemiec usadowi� si� niezgrabnie na niskim taborecie, kt�ry przyniesiono dla wygody jego drobnego, kr�tkonogiego cia�a. Pr�buj�c nie zwraca� uwagi na dwoje zaciekawionych obserwator�w m�oda akcelerantka spojrza�a prosto w fioletowe oczy. Bez mrugni�cia odpowiedzia�y spojrzeniem na spojrzenie. - Czy to ma znaczy�, �e inni Phuilowie nie s� zainteresowani w pomocy? Czy te� jest to sprzeciw bezpo�redni? David wygl�da� na zaskoczonego; w ka�dym razie takie wra�enie sprawia�o zwiotczenie jego elastycznego pyska. - Nie rozumiem. Co to jest spseciw? - Je�li Wrota Phuili zostan� odkryte - wyja�ni�a szczeg�owo Gia - nie b�d� ju� d�u�ej potrzebne statki i za�ogi, kt�re lataj� mi�dzy Krzykaczem a twoj� planet�. Czy ci, kt�rym podlegaj� statki, nie chc� ci przeszkodzi�? "Zaskoczenie" - je�li to by�o w�a�nie to - pog��bi�o si� jeszcze. - Je�li wrota znalezione, statki jad� inne miejsce. Za�ogi jad�, gdzie statki jad�. Czy chciwo�� to wy��cznie ludzka cecha? - zastanawia�a si� Gia wstydz�c si� z powodu z�odziejskich instynkt�w w�asnej rasy i zazdroszcz�c Phuilom niewinno�ci. Ale romantyzm nie pop�aca w Akceleracji, wi�c szybko u�wiadomi�a sobie, �e uproszczone s�dy s� tyle� �udz�ce, co po prostu g�upie. Poniewa� Phuilowie podlegali tym samym naturalnym prawom co ludzko��, wi�c kiedy�, w przesz�o�ci, odebrali niew�tpliwie t� sam� lekcj�: miejsce dla anio��w jest w innym wszech�wiecie, a nie w tej brutalnej rzeczywisto�ci. David jakby czyta� w jej my�lach. - Phuilowie rozwijali si� d�ugi cas. Ma�o m�odych Phuil�w, wi�c wci�z duzo miejsca na planecie. Stary poz�dek nie potsebuje zmian. Ale wrota zmieni� stary poz�dek, bo wiele psyjdzie z zewn�ts. Ludzie st�oceni, potsebuj� nowych �wiat�w. Nie Phuilowie. My jedziemy zobacy�, nie zosta�. To zaskoczy�o nawet Genevieve Hagan. Nie przypomina�a sobie, by przez tyle lat swoich kontakt�w z Phuilami us�ysza�a wyznanie podobnych obaw: jakby pustelnik l�ka� si�, �e hordy turyst�w zaatakuj� twierdz�, w kt�rej chroni swoj� samotno��. Bez w�tpienia s�owa Davida "wiele psyjdzie z zewn�ts" odnosi�y si� do ludzi, tych nieobliczalnych - wed�ug oceny Phuil�w - istot, bezbo�nie wyznaj�cych kult Zmiany. Ale zarazem chaotyczne o�wiadczenie ma�ego nieziemca by�o wewn�trznie sprzeczne. Nie tylko wicedyrektorka dostrzeg�a t� sprzeczno��. - Je�li Phuilom nie zale�y na wrotach - powiedzia�a zaintrygowana Gia - to dlaczego pr�bujesz je otworzy�? - Ju� zadaj�c to pytanie wyczu�a trosk� tam, gdzie przedtem kry�a si� weso�o��. By�o to dziwne uczucie. W stosunkach z lud�mi nigdy tak nie umia�a wyczuwa� nastroju, jak si� to dzia�o w przypadku ma�ego nieziemca. Odpowied� Davida wyra�a�a jego nastr�j. - Ludzie uzyj� wr�t, cho�by Phuilowie nie - powiedzia� ze smutkiem. - Wkr�tce potem to b�dzie ludzka galaktyka. Moze poz�dek Phuil�w ocalony, ale nar�d Phuil�w psegra. Nar�d Phufl�w przegra. By� mo�e David nienajzr�czniej pos�u�y� si� ludzkimi s�owami, ale mimo to wywo�a�y one przejmuj�cy obraz staro�ytnej rasy zepchni�tej do odleg�ego zau�ka galaktyki. Gdy Gia zaczyna�a rozumie� wag� dylematu, przed kt�rym stan�li Phuilowie: sytuacj� wyboru mi�dzy "i��", a "nie i��", niemal�e arystotelesowsk� w swej straszliwej prostocie. Albo podj�� wyzwanie, jakie stanowi� wrota, i w konsekwencji narazi� kruche podstawy monolitycznego spo�ecze�stwa na druzgocz�ce skutki zmiany, albo te� zasklepi� si� w sobie i w ko�cu dozna� upokorzenia przez ras�, kt�ra wci�� mieszka�a w jaskiniach, kiedy kultura Phuil�w doros�a ju� do stanu zbli�onego do obecnego. Akcelerantka zbli�y�a si� do Phuila i uczucie zatroskania si� nasili�o. Otacza�o go niczym obszar niewidzialnej emanacji: forma komunikacji tak obca, jak on sam. Telepatia? - zdziwi�a si�. David, czy mnie rozumiesz? Czy mo�esz czyta� w moich my�lach? Nie by�o odpowiedzi. Tylko smutek. Pomimo sprzeciw�w Vica Hagana Gia wypo�yczy�a nast�pnego dnia �azik i wyruszy�a na w�asn� r�k�. �wirowana droga okr��a�a l�dowisko wahad�owc�w i ko�czy�a si� par� kilometr�w dalej, poni�ej olbrzymiej misy SOP Jeden. Podtrzymywa� j� trzykilometrowy pylon, tak w�t�y, �e zdawa�o si�, i� z trudem sam utrzymuje si� w pionie, nie wspominaj�c ju� o majacz�cej w g�rze pot�nej misie. Przez jaki� czas Gia siedzia�a w cieniu obiektu nie my�l�c o niczym szczeg�lnym, pozwalaj�c, by wra�enia s�czy�y si� do jej m�zgu. Nie spodziewa�a si�, �e na tym etapie dowie si� czegokolwiek, o czym ju� nie wiedzieliby naukowcy trzech planet, ale czu�a, �e jej misja rozpoczyna si� tak naprawd� od tej ma�ej pielgrzymki. W ko�cu wygramoli�a si� z pojazdu i po�azi�a tu i tam przez chwil�; nie by�o jej wygodnie w ci�nieniowym kombinezonie, ale rado�nie do�wiadcza�a tego samego uczucia nabo�nej czci, kt�rego bez w�tpienia doznawa� Peter Digonness podczas pierwszej w�dr�wki. Trudno by�o wymy�li� odpowiednie okre�lenie. Cho� z daleka pylon wydawa� si� niewiarygodnie kruchy, same rozmiary olbrzymiego obiektu, szerokiego na blisko siedemdziesi�t metr�w u podstawy, przywodzi�y na my�l masywno�� betonowego coko�u. Gia wiedzia�a ju�, �e niewyra�ne znaki wyryte na g�adkiej, szarej powierzchni, to efekt wysi�k�w podejmowanych przez naukowc�w z Phuili w celu pobrania pr�bki materia�u do analizy. W�a�nie gdy podziwia�a t� niepoj�t� odporno�� na laserowy promie� o temperaturze s�o�ca, u�wiadomi�a sobie obecno�� drugiego pojazdu, kt�ry zaparkowa� obok jej �azika, oraz ludzkiej sylwetki powoli i z trudem cz�api�cej w jej kierunku. Czeka�a, zagniewana tym wtargni�ciem, a jednocze�nie ciekawa, kim jest nieznajomy. - Jak zdrowie? - znajomy g�os zasapa� w s�uchawkach he�mu. - Zdaje si�, �e oboje robimy to, co wszyscy nowi przybysze, kiedy po raz pierwszy znajd� si� na Krzykaczu. Mam racj�, pani Mayland? U�miechn�a si�. - Tak, panie Grimes. Kiedy pan przyjecha�? - Rannym wahad�owcem. I prosz� mi m�wi� Endart. Albo nawet En, je�li ma pani ochot�. Te� b�dzie dobrze. Czy on ze mnie �artuje? - A ja jestem Gia - powiedzia�a uprzejmie. Czeka�a obok, gdy Grimes wpatrywa� si� w SOP, a nast�pnie potakiwa�a grzecznie, gdy wyg�asza� stosowne wyrazy grozy i podziwu. Nagle co� jej przypomnia�o jego wczorajsz� uwag� poczynion� w kopule obserwacyjnej Farway. Dziwne, �e nie zauwa�y�a tego wcze�niej. Sk�d, u licha, wiedzia� o Wrotach Ziemi? Zapyta�a go. Zdziwi�o go to. - Dlaczego m�wimy "niebiosa" na niebiosa? Mo�na w nie nie wierzy�, ale nazwa jest potrzebna, cho�by po to, by wskaza� to, w co si� nie wierzy. Racja? W ka�dym razie widzia�em gdzie� przedtem albo s�ysza�em jak�� wzmiank� o "Wrotach Ziemi". Wiesz, mam kr��ka na punkcie tych rzeczy. Duchy, Atlantyda, UFO, nawet Tr�jk�t Bermudzki. Oczywi�cie to bzdury, ale jakie zabawne. Chyba w g��bi serca jestem troch� romantykiem. By�o to bardzo ludzkie t�umaczenie. Niezbyt sk�adne, ale dzi�ki temu wydawa�o si� prawdziwe. Gia postanowi�a wi�c nie dr��y� g��biej tej sprawy. W ka�dym razie Akceleracja nie posiada�a prawa w�asno�ci do tego nieco prozaicznego okre�lenia - "Wrota Ziemi" - kt�re dla laika mog�o znaczy� bardzo wiele rzeczy zgodnych z prawd� lub wprost przeciwnie. Wygl�da�o, �e ostrze�enie Digonnessa o tajemniczym Jophremie Genese podzia�a�o na ni� bardziej, ni� sobie z tego zdawa�a spraw�. Zastanowi�a si�, czy nie opanowa�a jej mania prze�ladowcza. Nie dopuszcz� do tego, powiedzia�a sobie zawzi�cie. Jednak�e nie by�o �atwo oderwa� si� od tego tematu; ciekawo�� Grimesa zosta�a podra�niona. - Dlaczego o to pyta�a�? Czy to mo�liwe, �e istnieje co� takiego jak Wrota Ziemi? Masz z tym co� wsp�lnego? Gia stara�a si� opanowa� sw� reakcj�. - Oczywi�cie, �e nie. Sam powiedzia�e�, �e to bzdura. Moja praca to akceleracja, a nie wydawanie pa�stwowych pieni�dzy na pogo� za mira�ami. Wydawa�o si�, �e to go uspokoi�o. - Jak�e mi to mi�o s�ysze�. A wi�c, co teraz... hm... akcelerujesz? Facet stawa� si� niezno�ny. - W tej chwili nic szczeg�lnego. Czekam na przyjazd zespo�u z Gaylordu. To prawdopodobnie jedna z lepszych planet, ale decyzja o kolonizacji musi poczeka�, p�ki nie dokonamy oceny raportu ekipy. Uwierz mi, Endart, �e taka swoista mediacja naukowa to tylko cz�� mojej pracy. Reszta to g��wnie nudna codzienno��; jak w ka�dym zawodzie. - Gia ruszy�a z powrotem w stron� �azika, a Grimes po chwili wahania po�pieszy� za ni�. Gdy znale�li si� przy pojazdach, Grimes obr�ci� si� ponownie ku niebotycznemu SOP. - Naprawd�, jaka szkoda - wymrucza�. - Te tysi�ce planet - z Krzykacza to tylko jeden krok, jak przez pr�g. A na naszej biednej, zat�oczonej Ziemi... - Potrz�saj�c g�ow� wgramoli� si� do �azika i odjecha�. Niczym niedba�y turysta zapomnia� wy��czy� nadajnik i jego mamrotanie da�o si� s�ysze� nawet wtedy, gdy skry� si� za chmur� py�u. - ... jaka szkoda, jaka straszna, straszna szkoda... Gia poprosi�a o fotografie SOP 1, 6093 i 11852. Przyni�s� je Galvic Hagan, kt�ry przypatrywa� si� jej ciekawie, gdy rozk�ada�a je na bibliotecznym stole na trzy grupy. - Por�wnujesz? - Nie, ogl�dam tylko �adne obrazki - odpowiedzia�a zirytowana, gdy posegregowa�a zbi�r zgodnie ze swymi �yczeniami. - Wiesz, �e kto� ju� to robi�? Gia podnios�a jedn� z odbitek i zbli�y�a do �wiat�a. - No i? Roz�o�y� r�ce. - Nic nie znaleziono. Wszystkie SOP na tej planecie s� dok�adnie takie same. Te same wymiary, to samo oznakowanie, nawet takie same charakterystyczne cechy widma. - Hmmm. - Gia wiedzia�a, �e m�ody cz�owiek ma racj�, cho� nie zamierza�a tego przyzna�. �le spa�a zesz�ej nocy, czu�a si� oci�a�a fizycznie i psychicznie. W takim stanie r�wnie dobrze mog�a si� spodziewa� nowego pomys�u jak lodowca na Saharze. Ponownie spojrza�a na trzyman� w r�ce odbitk�. By� to SOP 6093, jeden z dw�ch nie dzia�aj�cych. - Vic. - S�ucham, pszepani. Wskaza�a na �wiat�o powy�ej 6093. - Czy przelatywa�e� przez to? Albo nad jedena�cie osiemset pi��dziesi�t dwa? Skin�� g�ow�. - Par� razy. Przez oba. - Jakie to uczucie? Wzruszy� ramionami. - Takie jak przy ka�dym innym SOP. Tylko nigdzie nie dotarli�my, to wszystko. - S�uchaj, Vic. Znam to uczucie tylko z opowiadania Diga. Chc� wiedzie�, czy z ka�dym jest tak samo. Pozw�l zatem, �e powt�rz� pytanie: Jakie to uczucie, kiedy si� przelatuje przez gwiezdne wrota? - Dobrze, teraz ju� rozumiem. - Vic zastanawia� si� przez chwil�. - To takie uczucie, jakby rozrywa�o ci� na kawa�ki, a potem zlepia�o na nowo. Ale tak jak do wszystkiego i do tego mo�na si� przyzwyczai�. - Jeste� pilotem? Chodzi mi o samolot. Zamruga�, zaskoczony nag�� zmian� tematu. - Jasne. Gdzie chcesz polecie�? Rzuci�a okiem na �cienn� map�. - Do sze��dziesi�t-dziewi��dziesi�t trzy. On chyba jest najbli�ej. - B�dzie z sze��set kilometr�w. Oko�o siedemdziesi�ciu minut lotu. - Za�atw to jak najszybciej. Na jutro, je�li mo�na. Chcia�abym te� zabra� z nami Davida. Vic potrz�sn�� g�ow�. - Niestety. Oba samoloty s� ju� zarezerwowane na jutro. - Rzuci� okiem na zegarek. - Ale co by� powiedzia�a na teraz? O tej porze b�dziesz mia�a dwie, trzy godziny dziennego �wiat�a po dotarciu na miejsce. - M�wi�c to zwr�ci� si� w stron� komunikatora i wystuka� trzycyfrowy numer. - Phuili - powiedzia� obcy g�os. - Czy to David? - Nie David. - M�wi Hagan. Mam w�a�nie lecie� z Gi� Mayland do sze��dziesi�t-dziewi��dziesi�t trzy. Chce, �eby polecia� David. - David leci. - Co� trzasn�o i Phuilowie roz��czyli si�. - Tylko tyle? - powiedzia�a zaskoczona Gia. - Nie zapytaj� go nawet, czy nie jest zaj�ty? Hagan zachichota�, przytrzymuj�c otwarte drzwi. - To jeszcze jedno, do czego musisz si� przyzwyczai�. Cho� wobec nas Phuilowie dzia�aj� jak jednostki, czasami wydaje si�, �e s� cz�ci� jednego organizmu. Zatrzyma�a si� przy nim. Cho� wiedzia�, �e jest starsza o co najmniej dziesi�� lat, poczu� nag�y przyp�yw uczu� opieku�czych. Prze�kn�� �lin�. - To s� obcy - powiedzia�. Skin�a g�ow� zadumana. - Tak obcy dla nas, jak my dla nich. David spotka� si� z nimi, gdy wypychali samolot z hangaru. W srebrzystym skafandrze z wyd�u�onym he�mem przypomina� bardziej kosmiczn� maskotk� ni� przedstawiciela rasy starszej od ludzko�ci. Jednak�e pomaga� m�odemu cz�owiekowi roz�o�y� i zamocowa� skrzyd�a samolotu ze sprawno�ci� do�wiadczonego zawodowca, co nie by�o zaskoczeniem, skoro ludzie zaadaptowali oryginalny wz�r Phuil�w. Wreszcie nie najlepiej dopasowana tr�jka przymocowa�a si� pasami w kabinie pilota i odrzut silnik�w wyni�s� g�adko Eloise Trzy w rozrzedzone powietrze. Wygl�da�a na kruch� konstrukcj� rur i napi�tej folii, ale w rzeczywisto�ci by� to mocny i wytrzyma�y samolot, kt�ry dowi�d� ju� swej warto�ci podczas setek lot�w. Mimo to Gia odetchn�a z ulg�, gdy zbli�yli si� ju� do wysmuk�ej kolumny poni�ej SOP 6093. - Czy mo�emy zej�� spiral� od misy w d�? - zapyta�a pilota przygotowuj�c kamer�. - Nie ma sprawy - odpowiedzia� Vic ustawiaj�c odpowiednio stery. Gdy weszli w cie� rzucany przez olbrzymi� mis�, przechyli� maszyn� schodz�c powoli po okr�gu. Gia zacz�a fotografowa� odmierzaj�c starannie uj�cia, by uchwyci� wszystkie cztery �ciany pylonu, od wazy a� do podstawy. - My�lis, �e znajdziesz co�, co inni nie znale�li, robi�c to samo? - zapyta� z zainteresowaniem siedz�cy z ty�u David. - Wszystkie fotografie, kt�re widzia�am, robione by�y z do�u - odpar�a Gia trzaskaj�c zawzi�cie kamer�. - �adna z takiego zbli�enia ani z takiego k�ta. - Jedno wychodzi - skomentowa� Phuil. Mia� prawdopodobnie racj�. Cho� jej kamera by�a prawdziwym cackiem po�r�d innych wyrob�w przemys�u elektrofotograficznego, Gia podejrzewa�a, �e zrobione z do�u hologramy zawieraj� w czterech uj�ciach tyle informacji, ile ona by�a w stanie zdoby� robi�c dziesi�tki fotografii. Lecz by� to na tyle dziwaczny �wiat, �e uzna�a, i� prawda dnia wczorajszego niekoniecznie to�sama jest z prawd� dnia dzisiejszego. Wczesne do�wiadczenia Digonnessa na Krzykaczu wykaza�y krucho�� paru pewnik�w uznawanych za niepodwa�alne, a Gia by�a wystarczaj�co zarozumia�a, by dopu�ci� mo�liwo��, �e jej uda si� podwa�y� par� innych. Zw�aszcza je�li odnajdzie Wrota Ziemi. Gdy w ko�cu oddalili si� od pylonu p�dz�c par� metr�w ponad ja�owym gruntem, Vic wprowadzi� maszyn� w szeroki wznosz�cy si� �uk. - Chcesz przelecie� przez �wiat�o? - Oczywi�cie. Chyba po to tu jeste�my? - W porz�dku. Ale uwa�aj. Nie jest to najprzyjemniejsze dla nowicjusza. - Wiem o tym. - Gia przypomnia�a sobie opis Digonnessa. "Rozrywa ci� na kawa�ki, rozrzuca po ca�ym wszech�wiecie, a p�niej - implozja, kt�ra sk�ada ci� do kupy." Zwr�ci�a si� do drugiego pasa�era: - Robi�e� to ju� przedtem? - Nie z tym. Tylko z SOP-1. Bo ten SOP nie dzia�a, ciekaw jestem, czy boli tak samo. Lec� por�wna�. Mimo to Gi� kusi�o, by powiedzie� �artobliwie, �e "b�l" jest tak samo nieprzyjemny przy przelocie przez dowolny SOP. Opowiada� jej o tym niemal ka�dy z SZMB. Tak jednak odbierali to ludzie. By� mo�e Phuilowie wyczuwaj� swoimi zmys�ami jak�� r�nic�, cho� w�tpi� nale�y, czy taka �wiadomo�� b�dzie pomocna podczas poszukiwa�. A przy tym jak opisa� obcemu subiektywne doznania? W�tpi�a, by David potrafi� zrobi� to lepiej ni� ona. Zn�w przypomnia�a sobie Digonnessa. Za�o�� si� o ci�kie pieni�dze, �e prze��cznik jest tam na widocznym miejscu - tak jej powiedzia�. Lecz je�li to prawda, to co� si� ostatnio zmieni�o. Nie mia�a w�tpliwo�ci, �e w innym przypadku zaczarowany klucz zosta�by znaleziony ju� dawno temu. Poklepa�a kamer�. Niewykluczone wi�c, �e fotografowanie nie by�o ca�kiem bezsensowne. Znale�li si� w odleg�o�ci oko�o kilometra powy�ej misy i zawracali w kierunku drgaj�cej ponad ni� bladej po�wiaty, podobnej do skoncentrowanej elektryczno�ci. Nigdy nie widzia�a czerni g��bszej ni� ta na wewn�trznej powierzchni misy; wra�enie by�o niesko�czenie g��bsze ni� efekt zwyk�ego braku o�wietlenia. Gia zadygota�a mimo ogrzewania w skafandrze. Jednak�e fotografowa�a nadal z nadziej�, �e uda si� jej uchwyci� na zdj�ciach niewiarygodny kontrast fantastycznego widoku; robi�a zdj�cia nawet na moment przedtem, nim Vic Hagan z okrzykiem "Juhuuu!" rzuci� Eloise Trzy w obszar �wiat�a. Skupi�a si� na tym tak g��boko, �e unicestwiaj�cy wszystko nag�y b�ysk promieniowania nadszed� dla niej prawie nieoczekiwanie. - ...oooooo!... Sekundy, minuty, lata p�niej - wydawa�o si�, �e jej rozchwiane zmys�y na jedn� chwil� wypad�y poza czas - SOP 6093 znalaz� si� poza nimi, a samolot terkota� spokojnie w rozrzedzonym powietrzu. Digonness, a teraz Vic pr�bowali opisa� jej to uczucie, ale Gia wiedzia�a ju�, �e s�owa nigdy nie b�d� w stanie w�a�ciwie odda� tego, czego w�a�nie do�wiadczy�a. Przypuszcza�a, �e w rzeczywistym czasie i przestrzeni znajduje si� o kilka kilometr�w i dwie lub trzy minuty poza wrotami, pod tym niebem i nad t� pustyni�, nad kt�r� w nie weszli. Ale w g��bi duszy Gia wiedzia�a z ca�kowit� pewno�ci�, �e byli g d z i e � i n d z i e j, �e w u�amku sekundy pow�drowali poza granice wszech�wiata i powr�cili stamt�d. - Jeszcze raz? - zapyta� pogodnie Vic. - Tak - odpowiedzia�a Gia, sama tym zaskoczona. - Tak! Okr�ci� si� w fotelu; nawet poprzez przy�bic� he�mu widzia�a zdziwienie na lego twarzy. - �artujesz! - a potem �a�o�nie: No, powiedz. �artujesz? - Ja tez chc� jesce raz - powiedzia� Dawid. - Ale my�l�, ze zatsyma� si� w �wietle psez chwil�. Mas autopilota? Nawet Gi� zaszokowa�o to