7980
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 7980 |
Rozszerzenie: |
7980 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 7980 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7980 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
7980 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Gene Wolfe
KSI�GA D�UGIEGO S�O�CA TOM 2
Jezioro D�ugiego S�o�ca
PRZEhO�Yh MICHA�. WROCZYNSKI
Tytu� orygina�u: Lak� o f the Long Sun
Copyright� 1993 by Gene Wolfe
Copyright for the Polish translation � 1999 by Wydawnictwo MAG
Redakcja: �ucja Grudzi�ska
Korekta: Ma�gorzata Dzikowska
Ilustracja na ok�adce: Petcr Elson
Redaktor serii: Andrzej Miszkurka
Opracowanie graficzne: Jacek Brzezi�ski
Sk�ad w�asny
ISBN 83-87968-55-2 Wydanie I
Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Cypryjska 54, 02-761 Warszawa
tel./fax (0-22) 642 45 45 lub (0-22) 642 82 85
c-mail: [email protected]
http://www.mag.com.pl
Danowi Knightowi, kt�ry rozumie wi�cej ni� wi�kszo��
Bogowie, postacie i zwierz�ta wyst�puj�ce w powie�ci
Notabene. W Yironie osoby p�ci m�skiej pochodzenia biochemicznego nosz� imiona
zwierz�t lub
produkt�w zwierz�cych: Alka, Krew, �uraw, Pi�mo, Jedwab. Osoby p�ci �e�skiej
pochodzenia
biochemicznego nosz� imiona ro�lin (przewa�nie kwiat�w) lub produkt�w
ro�linnych: Acalypha, Mi�ta,
Orchidea, R�a. Osoby pochodzenia chemicznego p�ci m�skiej i �e�skiej nosz�
imiona metali, minera��w
lub produkt�w z nich: Pi�-�ciak*, Marmur, Piasek, �upek.
Acalypha - jedna z kobiet z domu Orchidei. Ma zapewne dziewi�tna�cie lat, jest
wysoka i mocno
zbudowana, a w�osy maluje na ognisty kolor kwiatu, jakiego nosi imi�. Alka
nazywa j� szczebiotk�.
Alka - w�amywacz, przyjaciel Jedwabia, bez reszty oddany maytere Mi�cie.
Pot�nie zbudowany
m�czyzna o masywnej szcz�ce i odstaj�cych uszach. Acalypha nazywa go ogierkiem.
* Twardy, ob�upany w szpic kamie�, przewa�nie krzemie�, u�ywany przez cz�owieka
w paleolicie jako narz�dzie i bro�.
7
Aquila - m�ody orze� wyszkolony przez Pi�ma.
Aronia - kobieta, kt�ra opu�ci�a dom Orchidei.
Maytere Betel - niegdy� jedna z sybilli w manteionie przy ulicy S�o�ca; obecnie
nie �yje.
Chi�uito - papuga nale��ca do rodzic�w Mamelty.
Dreoilin - ukochana c�rka lolara.
Dzwoneczek - jedna z kobiet z domu Orchidei.
Echidna -jedna z g��wnych bogi�, ma��onka Paha, matka bog�w i bogini p�odno�ci.
Kojarzona jest z
w�ami, myszami oraz wszelkimi stworzeniami pe�zaj�cymi.
Pater� Gulo* - m�ody augur.
Hiacynt - pi�kna kurtyzana na us�ugach Krwi.
Hierax - jeden z g��wnych bog�w, b�g �mierci; patron czwartego dnia tygodnia.
Kojarzony jest z ptactwem
padlino-�ernym, szakalami oraz (jak Tartaros) z wszelkimi zwierz�tami o czarnej
ma�ci.
Hycel - obel�ywe okre�lenie gwardzisty.
lolar - lotnik.
Pater� Jedwab - augur w starym manteionie przy ulicy S�o�ca; ma dwadzie�cia trzy
lata, wysoki, szczup�y,
z zawsze potarganymi ��tymi w�osami.
Kalan - z�odziej zabity przez Alk�.
Kocur - pot�ny m�czyzna pilnuj�cy porz�dku w �Kogucie".
Kosmek - ma�y ch�opiec z palestry Jedwabia.
Kotek - ma�y ch�opiec ucz�szczaj�cy do palestry Jedwabia.
Pater� Kowadelko � protonotariusz Remory, przebieg�y cz�owieczek o ko�skich
z�bach. Jego pasj� jest
czarna mechanika.
Krew � bogacz, zbrodniarz, de facto w�a�ciciel manteionu Jedwabia oraz ��tego
domu Orchidei. Wysoki,
masywny, �ysiej�cy, o czerstwej, czerwonej twarzy; ma oko�o pi��dziesi�ciu
pi�ciu lat.
Pater� Kwezal - przewodnicz�cy Kapitu�y w Yironie. Nosi tytu� Jego M�dro��.
Kypris - pomniejsza bogini, bogini mi�o�ci. Kojarzona jest z kr�likami i
go��biami.
* Rosomak (�ac.).
Radca Lemur - sekretarz Ayuntamiento, a tym samym de facto w�adca Yironu.
Radca Leniwiec - cz�onek Ayuntamiento, ekspert w dziedzinie dyplomacji i spraw
zagranicznych.
Radca Lori - cz�onek Ayuntamiento, pe�ni�cy pod nieobecno�� Lemura funkcj�
sekretarza.
Szeregowiec �upek - �o�nierz, w armii Yironu.
Mak- jedna z kobiet w domu Orchidei; �liczna, ciemnow�osa.
Mamelta - �pi�ca, zbudzona przez Ple�� i uwolniona przez Jedwabia.
Maytere Marmur - sybilla w manteionie Jedwabia, stanowiskiem m�odsza od R�y,
lecz starsza od Mi�ty;
liczy sobie ponad trzysta lat i jest ju� prawie ca�kowicie zu�yta.
Mewa - cz�onek kr�gu czarnych mechanik�w Kowade�ka.
Maytere Mi�ta - m�odsza stanowiskiem sybilla w manteionie Jedwabia.
Molpe - jedna z g��wnych bogi�, bogini muzyki, ta�ca, sztuki, wiatru i wszelkich
lekkich przedmiot�w;
patronka drugiego dnia tygodnia. Kojarzona jest z motylami i ptakami
�piewaj�cymi.
Nutria - m�ody cz�owiek z Yironu nale��cy do klasy �redniej, m�� Trybu�ki.
Oko� - drab pilnuj�cy porz�dku w domu Orchidei.
Oliwka - �pi�ca.
Pu�kownik Oosik* - dow�dca Trzeciej Brygady gwardii cywilnej Yironu.
Orchidea - madame z ��tego domu przy ulicy Lampy, matka Orlicy.
Oreb - nocny kruk Jedwabia, wielkie, czarne ptaszysko o szkar�atnych nogach i
karmazynowym dziobie.
Orlica - c�rka Orchidei zasztyletowana przez Acalyphe.
Pah - ojciec bog�w oraz w�adca i tw�rca whorla. B�g s�o�ca i deszczu,
mechanizm�w i wielu innych
rzeczy, przedstawiany z dwoma g�owami. Kojarzony jest z byd�em i ptakami
drapie�nymi.
* St�wo pochodzenia eskimoskiego, dos�.: ko�� pr�ciowa morsa. Ko�ci takie s�
powszechnie u�ywane do wyrobu r�koje�ci
do no�y.
Phaea -jedna z g��wnych bogi�, bogini �ywno�ci i lecznictwa; patronka sz�stego
dnia tygodnia. Kojarzona
jest ze �winiami.
Sier�ant Piasek - �o�nierz s�u��cy w armii Yironu.
Kapral Pi�ciak - �o�nierz z armii Yironu.
Pi�rko - ma�y ch�opiec z palestry Jedwabia.
Pi�mo - rz�dca i kochanek Krwi.
Ple�� - adoptowana c�rka Krwi; ma oko�o pi�tnastu �at, potrafi odbywa� podr�e
poza cia�em; si�a
nieczysta.
Pater� P�etwa - augur, poprzednik Jedwabia w manteionie przy ulicy S�o�ca;
obecnie ju� nie �yje.
Pokrzywa - sympatia Roga.
Pater� Remora - koadiutor Kwezala. Wysoki i chudy, o poci�g�ej, zapadni�tej
twarzy i prostych czarnych
w�osach. Nosi tytu� Jego Eminencja.
R�g - przyw�dca starszych ch�opc�w w palestrze Jedwabia.
Maytere R�a - najstarsza stanowiskiem sybilla w manteionie Jedwabia, jej cia�o
sk�ada si� w wi�kszo�ci z
protez. Ma ponad dziewi��dziesi�t lat.
Rzep - dziewczynka z palestry Jedwabia.
Scylla - jedna z g��wnych bogi�, bogini jezior i rzek; patronka pierwszego dnia
tygodnia oraz rodzinnego
miasta Jedwabia, Yironu. Kojarzona jest z ko�mi, wielb��dami i rybami.
Przedstawiana jest z o�mioma,
dziesi�cioma lub dwunastoma ramionami.
Sklerodermia - �ona rze�nika. Sprzedaje odpadki mi�sa jako karm� dla zwierz�t i
dlatego czasami
nazywana jest �kocim miechem". Bardzo niska, przysadzista i wyj�tkowo gruba.
S�odkogorz - cz�onkini kr�gu czarnych mechanik�w Kowade�ka.
Sphigx - jedna z g��wnych bogi�, bogini wojny i m�stwa; patronka si�dmego dnia
tygodnia. Kojarzona jest
z lwami i wszelkimi kotami.
Szpik - zieleniarz.
Radca Tarsjusz - cz�onek Ayuntamiento, ekspert w dziedzinie architektury i
in�ynierii.
Tartaros -jeden z g��wnych bog�w, b�g nocy, zbrodni i han-
10
dlu; patron trzeciego dnia tygodnia. Kojarzony jest z sowami, nietoperzami,
kretami oraz (jak Hierax) z
wszelkimi zwierz�tami o czarnej ma�ci.
Thelxiepeia - jedna z g��wnych bogi�, bogini magii, mistycyzmu i trucizn;
patronka pi�tego dnia tygodnia.
Kojarzona jest z drobiem, jeleniami, ma�pami cz�ekokszta�tnymi i ma�piatkami.
Trybulka - mieszkanka Yironu nale��ca do klasy �redniej, �ona Nutrii.
Vulpes* - adwokat z Limny.
Radca Wari - cz�onek Ayuntamiento, ekspert w dziedzinie szpiegostwa i brutalnych
przes�ucha�. Ma
okr�g�� twarz i zwodniczo �agodny wygl�d.
Komisarz Wyrak - g��wny biurokrata w rz�dzie Yironu, wysoki i bardzo t�gi, z
czarnym, sumiastym
w�sem.
Zaj�c - pomocnik Pi�ma.
Zewn�trzny - pomniejszy b�g, kt�ry o�wieci� Jedwabia.
Doktor �uraw - prywatny lekarz Krwi, niski, za�ywny m�czyzna z siwiej�c� brod�.
* Lis (tac.).
Byli tam naukowcy
Kiedy pater� Jedwab przekroczy� pr�g, w starej plebanii zapad�a g�ucha cisza.
R�g, najwy�szy ch�opiec w
pa-lestrze, siedzia� wyprostowany jak struna na najniewy-godniejszym krze�le w
lekko zat�ch�ej sellarii.
Jedwab by� �wiecie przekonany, �e dzieciak zaj�� to miejsce dopiero w chwili,
gdy us�ysza� skrzypni�cie
otwieranych drzwi.
Nocny kruk (Jedwab dopiero teraz przypomnia� sobie, �e nazwa� go Oreb) siedzia�
na wysokim,
wy�cie�anym oparciu �krzes�a d�a go�ci".
- Cze��, Jedwab! - zakraka�o ptaszysko. - Dobry Jedwab!
- Dobry wiecz�r. Dobry wiecz�r wam obu. Niech b�ogos�awi was Tartaros.
R�g na widok Jedwabia zerwa� si� z miejsca, lecz gospodarz machni�ciem r�ki
kaza� mu zn�w usi���.
- Wybacz, Rogu. Niewymownie mi przykro. Wprawdzie rnaytere R�a uprzedzi�a, �e
ci� do mnie przy�le,
lecz zupe�nie wypad�o mi to z g�owy. Wydarzy�o si� tyle rzeczy... O Sphigx!
Sphigx D�gaj�ca, miej nade
mn� lito��!
S�owa te wywo�a� nag�y, przeszywaj�cy b�l w kostce. Kiedy
13
Jedwab kulej�c podchodzi� do jedynego wygodnego krzes�a w izbie, krzes�a,
kt�rego u�ywa� zazwyczaj do
czytania, zastanawia� si�, czy le��ca na nim poduszka wci�� jeszcze jest ciep�a.
Mo�e zawstydzi� Roga i
dotkn�� jej d�oni�? Opieraj�c si� na lasce o r�czce w kszta�cie g�owy lwicy,
pochyli� si� lekko i po�o�y�
r�k� na poduszce. By�a ciep�a.
- Pater�, siedzia�em tam tylko przez chwil�. Z tamtego miejsca lepiej mog�em
obserwowa� ptaka.
- Oczywi�cie. � Jedwab zaj�� miejsce, a chor� nog� opar� na podn�ku. - Czeka�e�
na mnie prawie przez
p� nocy.
- Tylko kilka godzin, pater�. Pozamiata�em ojcu izb� podczas gdy on opr�nia�
kas� i... i chowa� pieni�dze.
Jedwab z aprobat� skin�� g�ow�.
� Bardzo dobrze. Nie powiniene� mi m�wi�, gdzie je ukry�. -Zamilk� przypominaj�c
sobie, �e sam
zamierza� zrabowa� Krwi manteion. - Ja bym ich nie ukrad�, gdy� taki post�pek
nie le�y w mojej naturze,
lecz nigdy-nie wiadomo, czy kto� nas nie pods�uchuje.
R�g u�miechn�� si�.
- A tw�j kruk, pater�? S�ysza�em, �e ptaki cz�sto kradn� b�yszcz�ce przedmioty.
Pier�cionki, �y�eczki...
- Nie kradnie! - zaprotestowa� Oreb.
- Mia�em na my�li ludzi o d�ugich uszach. Jestem pewien, �e gdy udziela�em dzi�
rozgrzeszenia pewnej
nieszcz�snej m�odej kobiecie, kto� pods�uchiwa� przez okno. Ci�gn�a si� za nim
galeria i w pewnej chwili
us�ysza�em skrzypni�cie desek w pod�odze, gdy ten kto� si� poruszy�. Kusi�o
mnie, by szybko podej�� do
okna i zdemaskowa� intruza, lecz zanim z t� chor� nog� bym spe�ni� sw�j zamiar,
on zd��y�by
czmychn��... by zn�w zaj�� swoje stanowisko, gdy ja wr�c� na krzes�o. - Jedwab
ci�ko westchn��. - Na
szcz�cie owa niewiasta spowiada�a si� bardzo cicho.
- Czy� takie pods�uchiwanie nie stanowi wielkiej obrazy bog�w, pater�?
- Naturalnie. Ale obawiam si�, �e tamtego cz�owieka niewiele to obchodzi�o. A
najgorsze w tym wszystkim
jest to, �e ja tego cz�owieka znam, czy te� zacz��em go dopiero poznawa�,
14
i bardzo polubi�em. Jestem przekonany, �e tkwi w nim du�o dobra, cho� robi
wszystko, by to przede mn�
ukry�.
Oreb zatrzepota� skrzyd�ami.
-Dobry �uraw!
- Ja nie wymieni�em jego imienia, a ty nic nie s�ysza�e� -powiedzia� do Roga
Jedwab.
- Oczywi�cie, pater�. Nawet w po�owie nie rozumiem, co ten ptak wygaduje.
- To dobrze. A by�oby jeszcze lepiej, gdyby� mia� podobne trudno�ci ze
zrozumieniem mnie.
R�g poczerwienia�.
- Przepraszam, pater�. Nie chcia�em... Ja nie dlatego...
- Nie o to mi chodzi�o - wyja�ni� po�piesznie Jedwab. - Wcale nie o to. Nawet
jeszcze nie zacz�li�my o tym
m�wi�, cho� pom�wimy. Musimy pom�wi�. Chodzi�o mi o to, �e nie powinienem w
og�le wspomina�, i�
udziela�em tamtej kobiecie rozgrzeszenia. Ale jestem okropnie zm�czony i nie
panuje nad je�ykiem. Teraz,
gdy pater� P�etwa nie �yje... c�, wci�� mog� si� ze wszystkiego zwierza�
maytere Marmur.
Zwariowa�bym, gdybym nie mia� powiernika.
Przez chwil� zbiera� rozbiegane my�li.
- Chcia�em powiedzie�, �e cho� �w m�czyzna jest dobrym cz�owiekiem, nie wierzy
w bog�w. Niemniej
zamierzam zmusi� go do przyznania si�, i� nas pods�uchiwa�, a wtedy odpuszcz� mu
win�. Nie b�dzie to
�atwe, lecz rozwa�y�em ju� t� spraw� z ka�dej mo�liwej strony i nie widz�
sposobu, bym unikn�� spe�nienia
swego obowi�zku.
- Tak, pater� - odrzek� R�g.
- Ale to sprawa nie na dzi�. Mam za sob� bardzo pracowity dzie�. Ujrza�em...
co�, o czym niestety nie
mog� ci powiedzie�. Od chwili powrotu na plebani� rozmy�lam o tym cz�owieku i o
problemie z nim
zwi�zanym. Przypomnia� mi o nim niebieski opatrunek na skrzydle Oreba.
- W�a�nie zastanawia�em si�, co to jest.
�ubki. - Jedwab zerkn�� na zegar. - Rodzice pewnie si� o ciebie bardzo
niepokoj�. R�g potrz�sn�� g�ow�.
15
- Pozosta�e szproty powiedz� im, gdzie jestem. Poinformowa�em ich, �e wybieram
si� do ciebie, pater�.
- Na Sphigx, mam tak� nadziej�. - Jedwab pochyli� si�, spu�ci� skarpetk� i
odwin�� opatrunek. - Rogu, czy
widzia�e�' ju� co� takiego?
- Czy to pasek sk�ry, pater�?
- Nie, du�o wi�cej. - Jedwab rzuci� mu owijacz. - Zr�b co� dla mnie. Kopnij to z
ca�ych si� tak, by polecia�o
na �cian�.
Roga zatka�o ze zdumienia.
- Je�li obawiasz si�, �e str�cisz jaki� obrazek, to uderz tym ze cztery razy w
pod�og�. Ale nie tu, nie w
dywan. Tam, w go�e deski. Bij z ca�ych si�.
R�g pos�usznie spe�ni� polecenie i odda� Jedwabiowi owijacz.
- Sk�ra sta�a si� gor�ca.
- I tak by� powinno. - Jedwab za�o�y� opatrunek doktora �urawia na bol�c� kostk�
i u�miechn�� si� z
zadowoleniem, czuj�c, jak owijacz sam zaciska si� mu na nodze. - To nie jest
�adna sk�ra, cho� bardzo j�
przypomina. W �rodku mie�ci si� mechanizm cienki jak z�oty labirynt na karcie.
Gdy mechanizm ten jest
pobudzany, absorbuje energi�. W stanie spoczynku przetwarza cz�� tej energii w
ciep�o, a jej reszta
ulatnia si� w postaci d�wi�ku; tak mi m�wiono. Owijacz wydaje tony nies�yszalne
dla ludzkiego ucha, za
ciche albo o zbyt wysokiej cz�stotliwo�ci. Czy co� s�yszysz?
R�g odmownie pokr�ci� g�ow�.
- Ja te� nie - rzek� Jedwab - cho� s�uch mam niez�y, du�o lepszy ni� mia� pater�
P�etwa. Dop�ki nie
naoliwi�em zawias�w w furtce do ogrodu, s�ysza�em nawet ich skrzypienie.
Jedwab rozlu�ni� si�, ukojony ciep�em bij�cym od owijacza i mi�kko�ci� krzesla.
- Te cudowne opatrunki wytwarzano na Whorlu Kr�tkiego S�o�ca, podobnie jak
szk�a, �wi�te okna i wiele
innych przedmiot�w, kt�re posiadamy, a kt�re je�li raz si� zepsuj�, s� nie do
naprawy.
- Byli tam naukowcy. Tak twierdzi maytere R�a.
- Dobry �uraw! - zakraka� Oreb. Jedwab wybuchn�� �miechem.
16
-Pewnie doktor nauczy� kruka tych s��w, kiedy sk�ada� mu skrzyd�o. Zgoda, �uraw
jest w pewnym sensie
naukowcem. W ka�dym razie zna si� na medycynie, a ju� samo to wykracza daleko
poza wiedz�, jak�
dysponuje wi�kszo�� z nas. Poza tym po�yczy� mi owijacz, kt�ry niestety b�d�
musia� mu za kilka dni
zwr�ci�.
- Taki opatrunek kosztuje ze dwadzie�cie lub trzydzie�ci kart, pater�.
- Du�o wi�cej. Czy znasz Alk�? Wielki m�czyzna, kt�ry pojawia si� u nas podczas
sk�adania ofiar w
scyldagi.
- Chyba tak, pater�.
- Masywna szcz�ka, szerokie ramiona, wielkie uszy. Nosi ogromne buciory i
kordelas u pasa.
- Nigdy z nim nie rozmawia�em, pater�, ale wiem, kogo masz na my�li. - R�g
zamilk�, a jego przystojna,
m�odzie�cza twarz spowa�nia�a. - Jest gro�ny. Tak twierdz� wszyscy. Potrafi
st�uc na kwa�ne jab�ko
ka�dego, kto stanie mu na drodze. Kiedy� okropnie pobi� ojca Rzepa.
- Przykro mi to s�ysze� - mrukn�� Jedwab, wyci�gn�� paciorki i zacz�� przesuwa�
je w palcach. -
Porozmawiam z nim o tym.
- Pater�, lepiej trzymaj si� od niego z daleka. Jedwab potrz�sn�� g�ow�.
- Nie mog�, Rogu. To m�j obowi�zek. Musz� trzyma� si� osoby pokroju Alki. Nie
s�dz�, by nawet
Zewn�trzny... Poza tym i tak jest ju� na wszystko za p�no. Pokaza�em ten
owijacz Alce, a on o�wiadczy�,
�e taki opatrunek jest wart du�o wi�cej ni� trzydzie�ci kart. Ale to akurat nie
ma znaczenia. Czy
kiedykolwiek zastanawia�e� si�, dlaczego zostawili�my na Whorlu Kr�tkiego S�o�ca
tyle wiedzy?
- S�dz�, �e ci, kt�rzy t� wiedz� posiadali, w og�le nie pojawili si� na naszym
whorlu, pater�.
- Najwyra�niej tak w�a�nie by�o. A je�li nawet si� na nim osiedlili, to nie w
Yironie. Niemniej ich wiedza
by�aby dla nas bardzo u�yteczna i z ca�� pewno�ci�, gdyby takie by�y instrukcje
Paha, pojawiliby si�
r�wnie� w naszym mie�cie.
- Lotnicy opanowali sztuk� latania, pater�, a my nie. Jednego widzieli�my
wczoraj, pami�tasz? Tu� po
meczu. Lecia�
17
bardzo nisko. Te�. chcia�bym umie� lata�. Lata� jak oni, lata� jak ptaki.
- Nie lata�! - o�wiadczy� g�o�no Oreb.
Jedwab przez chwile studiowa� krzy� pr�niowy przymocowany do paciork�w, po czym
po�o�y� je na
kolanach.
- Dzi� wieczorem pozna�em starszego m�czyzn�, kt�ry ma fantastyczn� sztuczn�
nog�. Musia� kupi� pi��
po�amanych lub zu�ytych protez, by zbudowa� te jedn�, ale stworzy� sztuczn� nog�
identyczn� jak te,
kt�rymi dysponowali pierwsi osadnicy; taka noga mog�aby pochodzi� nawet z samego
Whorla Kr�tkiego
S�o�ca. Gdy mi j� pokaza�, pomy�la�em, �e by�oby wspaniale, gdyby�my potrafili
tworzy� podobne protezy
dla maytere R�y, maytere Marmur i dla wszystkich �lepych lub chromych �ebrak�w.
Naturalnie, latanie
te� by�oby cudowne. Sam zawsze marzy�em, by wzbi� si� w przestworza.
Podejrzewam, �e u podstaw tego
wszystkiego tkwi ten sam sekret. Gdyby�my potrafili budowa� cudowne sztuczne
nogi dla ludzi, kt�rzy ich
potrzebuj�, zapewne umieliby�my te� tworzy� cudowne sztuczne skrzyd�a dla
ka�dego, kto by ich pragn��.
- Pi�kne marzenia, pater�.
- Kto wie? Kto wie, Rogu? Skoro ludzie na Whorlu Kr�tkiego S�o�ca potrafili sami
nauczy� si� takich
rzeczy... - Jedwab potrz�sn�� g�ow�, ziewn��, po czym d�wign�� si� z krzes�a. -
C�, dzi�kuj� za wizyt�.
Sprawi�e� mi ni� wielk� przyjemno��, lecz teraz musz� uda� si� do ��ka.
-Mia�em... Maytere powiedzia�a...
- Rozumiem. - Jedwab od�o�y� paciorki. - Powinienem wymierzy� ci kar�. Albo da�
reprymend� i wyg�osi�
surowe kazanie. Czym tak bardzo rozgniewa�e� maytere R��?
R�g g�o�no prze�kn�� �lin�.
- Pr�bowa�em na�ladowa� tw�j spos�b m�wienia, pater�. Tak jak przemawiasz w
manteionie. Ale dzi� tego
nie robi�em i nigdy ju� wi�cej nie zrobi�.
- Ale� nie - odpar� Jedwab, ponownie sadowi�c si� na krze�le. - Robi�e� to
dzisiaj, Rogu. Zanim tu
wszed�em, s�ysza�em, jak mnie na�ladujesz. Siedzia�em przez kilka minut na
schodkach i s�ucha�em.
Na�ladowa�e� mnie tak dobrze, i� chwilami
18
sadzi�em, �e to m�j w�asny g�os; �e to ja sam m�wi�. Jeste� w tym bardzo dobry.
- Dobry ch�opiec - zakraka� Oreb. - Nie bije.
- Nikt nie ma takiego zamiaru - uspokoi� ptaka Jedwab. Kruk sfrun�� mu na
kolana, z nich przeni�s� si� na
oparcie krzes�a, a nast�pnie na rami� Jedwabia.
- Maytere R�a czasami nas bije - wyzna� R�g.
- Wiem, ale nie jestem pewien, czy post�puje s�usznie. A teraz powt�rz mi, co
m�wi�e�. Nie s�ysza�em
dobrze wszystkiego.
R�g wymamrota� co� pod nosem i Jedwab wybuchn�� �miechem.
- Teraz te� nie us�ysza�em, co m�wisz. Z ca�� pewno�ci� ja tak nie mamrocze.
Kiedy przemawiam z
ambony, �ciany odpowiadaj� mi gromkim echem. M�w g�o�no.
- Nie, pater�.
- Nie b�d� si� gniewa�. Obiecuj�.
-Ja tylko... Wiesz... S�owa, kt�re ty m�wisz, pater�.
- Nie m�wi? - spyta� Oreb. Jedwab nie zwr�ci� na ptaka uwagi.
- �wietnie. A teraz s�ucham. Powiedz mi, co zazwyczaj m�wi�, a z pewno�ci�
b�dzie to dla mnie
pouczaj�ca lekcja. Obawiam si�, �e czasami mocno przesadzam.
R�g ze wzrokiem wbitym w pod�og� potrz�sn�� g�ow�.
- Daj spok�j, ch�opcze! Jakie to rzeczy wygaduj�?
- �eby zawsze �y� w zgodzie z bogami, gdy� tylko wtedy cz�owiek jest zadowolony
z �ycia, kt�re zosta�o
mu przez nich podarowane. Tak zatem nale�y szuka� ludzi m�drych i na nich si�
wzorowa�.
- Dobrze powiedziane, Rogu, ale tw�j g�os w niczym nie przypomina mojego. A ja
chc� us�ysze� w�asny
g�os, tak jak s�ysza�em siedz�c na schodkach. Nie spe�nisz mojej pro�by?
- Ale musz� wsta�, pater�.
- Wsta�.
-1 nie patrz na mnie, pater�. Jedwab zamkn�� oczy.
Przez dobre p� minuty ch�opiec milcza�. Jedwab, mimo �e mia� spuszczone
powieki, wyczu�, i� �wiat�o za
jego krzes�em
19
(najlepsze na plebanii) przygasa. Prawe przedrami�, rozdarte poprzedniej nocy
zakrzywionym dziobem
siwog�owego, mia� gor�ce i spuchni�te. Poza tym by� �miertelnie zm�czony i
obola�y.
- ��y� z bogami - us�ysza� w�asny g�os. - A z bogami �yje ten, kto konsekwentnie
pokazuje im, i� �yje
zgodnie z du- j chem, kt�ry w niego tchn�li, i pos�uszny jest ich woli; z
duchem, kt�ry Pah darowuje
ka�demu cz�owiekowi jako stra�nika
i opiekuna, z duchem, kt�ry jest najwarto�ciowszy w cz�owieku, kt�ry stanowi
jego esencj� i racj� bytu.
Skoro zamy�lacie �y� w �yciu, kt�re przychodzi po �yciu, poka�cie najpierw, �e
jeste�cie godni �y� w
obecnym �yciu. Lecz je�li ludzie nie pozwalaj� wam...".
Pami�ta�, nadepn�� na co� �liskiego i jak d�ugi roz�o�y� si� na glinianych
czerwonych dach�wkach.
- ...�my�li jedynie o wielkiej m�dro�ci, m�dro�ci przewodnicz�cego Kapitu�y lub
radcy. A to nieroztropne.
Gdyby�cie nawet dzi� porozmawiali z radc� lub z Jego M�dro�ci�, obaj
powiedzieliby wam, �e m�dro��
mo�e by� te� skromna, uszyta na miar� zar�wno najmniejszego dziecka, jak i
du�ego. Kt�re dziecko jest
m�dre? Dziecko, kt�re szanuje m�drych nauczycieli i bacznie ich s�ucha".
Jedwab otworzy� oczy.
- Rogu, twoje pierwsze s�owa pochodzi�y z Pisma. Wiedzia�e� o tym?
-Nie, pater�. Wypowiada�em jedynie s�owa, kt�re us�ysza�em od ciebie.
- Cytowa�em. Ale to dobrze, �e serce podpowiedzia�o ci w�a�nie ten ust�p, nawet
je�li wykorzysta�e� go,
by ze mnie zakpi�. Siadaj. M�wi�e� o m�dro�ci. Bez w�tpienia to ja recytowa�em
wszystkie te
niedorzeczno�ci, ale ty zas�ugujesz na co� wi�cej. Kto jest m�dry, Rogu? Czy
kiedykolwiek si� nad tym
zastanawia�e�? Je�li nie, zastan�w si� teraz. Kto jest m�dry?
- Ty... pater�?
� Nie!!! - Jedwab tak gwa�townie wsta� z krzes�a, �e Oreb zaskrzecza� ze
strachu. Pater� podszed� do okna
i zacz�� wygl�da� przez kraty na zryt� koleinami ulic� S�o�ca, sk�pan� w
niesamowitym �wietle s�cz�cym
si� z nieba. - Nie, ja wcale
20
nie jestem m�dry, Rogu. A w�a�ciwie by�em tylko przez chwile W ca�ym swym �yciu
by�em m�dry jedynie
przez kr�ciutk� chwil�.
Podszed� do Roga i przykl�kn�� przed nim.
- Pozw�l, �e wyja�ni� ci, jak bardzo by�em g�upi. Czy wiesz, w co wierzy�em, gdy
mia�em tyle lat co ty?
Wierzy�em, �e liczy si� wy��cznie my�l, m�dro��. Ty, Rogu, jeste� bardzo sprawny
fizycznie. Wspaniale
biegasz, wspinasz si� i skaczesz. Ja by�em taki sam, ale umiej�tno�ci te mia�em
w najg��bszej pogardzie. Po
co chwali� si� umiej�tno�ci� wspinaczki, skoro i tak nie dor�wna�bym ma�pie? A
my�le� mog�em lepiej ni�
ma�pa... tak naprawd� lepiej ni� jakiekolwiek inne dziecko w mojej klasie. -
U�miechn�� si� gorzko i
potrz�sn�� g�ow�. - Tak wtedy my�la�em. Duma jest nonsensem.
- Czy my�lenie nie jest rzecz� dobr�, pater�? Jedwab d�wign�� si� z pod�ogi.
-Tylko wtedy gdy my�limy w�a�ciwie. Celem naszego my�lenia jest dzia�anie.
Dzia�anie jest jego jedyn�
przyczyn�. W przeciwnym razie po co by�oby my�lenie? Je�li nie dzia�amy, jest
bezwarto�ciowe. Je�li nie
mo�emy dzia�a�, jest bezu�yteczne.
Jedwab wr�ci� do swego krzes�a, ale nie usiad�.
-Rogu, ile razy s�ysza�e�, jak m�wi�em o objawieniu? Z pewno�ci� ze dwadzie�cia
razy. Zatem dobrze
zapami�ta�e� moje s�owa. Powt�rz, co m�wi�em.
R�g obrzuci� nieszcz�liwym spojrzeniem Ofeba, jakby szuka� u niego rady, lecz
siedz�cy na ramieniu
Jedwabia ptak przekrzywi� tylko g�ow� i niecierpliwie przestepowa� z nogi na
nog�. Z wyra�nym
zainteresowaniem czeka�, co ch�opiec powie.
- Jest to... - wyb�ka� R�g. - Jest to m�dro��, kt�r� nape�niaj� nas sami
bogowie. Nie pochodzi ona ani z
ksi�g, ani i �adnego innego �r�d�a i... i...
-Mo�e p�jdzie ci lepiej, je�li zn�w zaczniesz m�wi� moim Ciosem - zasugerowa�
Jedwab. - Wsta� i
spr�buj jeszcze raz. Skoro ci� pesz�, mog� na ciebie nie patrze�.
R�g wsta�, uni�s� g�ow� i skierowa� wzrok na sufit. K�ciki ust mu opad�y.
21
- �Boskie objawienie oznacza, �e cz�owiek wszystko wie bez my�lenia. I nie
znaczy to wcale, �e my�lenie
jest z�e; po prostu objawienie jest lepsze. Objawienie oznacza, �e cz�owiek
my�li kategoriami boga". - R�g
umilk� i po chwili doda� ju� w�asnym g�osem: - To by�o mniej wi�cej tak, pater�.
Musia�bym sobie
do�adniej przypomnie�.
- Dob�r s��w rzeczywi�cie pozostawia to i owo do �yczenia - zawyrokowa� Jedwab.
- Ale twoja dykcja jest
bez zarzutu, a m�j g�os prawie nie do odr�nienia. Co najwa�niejsze jednak,
wszystko, co powiedzia�e�,
jest szczer� prawd�. Powiedz jeszcze, kto tego doznaje, Rogu. Kto dost�puje
objawienia?
- Ludzie, kt�rzy przez d�ugi czas staraj� si� �y� uczciwie. Tacy ludzie czasami
doznaj� objawienia.
- Nie zawsze?
- Nie, pater�. Nie zawsze.
- Czy uwierzysz mi, Rogu, czy uwierzysz mi �lepo i bez zastrze�e�, je�li powiem,
�e i ja dost�pi�em
objawienia? Uwierzysz czy nie?
- Skoro tak m�wisz, pater�, wierz�.
- l w to �e dozna�em go zaledwie wczoraj? Oreb cicho zagwizda�.
- Wierze, pater�.
- Dozna�em objawienia, Rogu. I nie by�a to wcale moja zas�uga. Kusi mnie, by
powiedzie�, �e by�e� wtedy
ze mn�, lecz nie by�aby to prawda. Nie do ko�ca.
- Czy sta�o si� to przed naszym popo�udniowym spotkaniem w manteionie, pater�?
O�wiadczy�e� wtedy,
�e chcesz z�o�y� prywatn� ofiar�. Czy to dlatego?
- Tak. Ale jej nie z�o�y�em i zapewne nigdy...
- Nie zar�nie!
- Je�li nawet, to nie ciebie - odrzek� Orebowi Jedwab. - Zapewne nie b�dzie to w
og�le �ywe stworzenie,
cho� jutro zamierzam du�o ich kupi� i z�o�y� z nich ofiar�.
- Lubi Oreba? Oreb mi�y?
- Mi�y.
Jedwab podni�s� lask� na wysoko�� ramienia, kruk na ni� wskoczy� i odwr�ci� si�
w stron� cz�owieka.
22
- Mnie nie pozwoli� si� nawet dotkn��, pater� - odezwa� si�
R�g.
- Nie mia�e� powodu go dotyka�, a on ciebie nie zna�. �adne zwierze nie znosi
dotyku obcego. Czy mia�e�
kiedykolwiek ptaka?
- Nie, pater�. Mia�em psa, ale zdech�.
- Chcia�em zasi�gn�� pewnej porady. Nie chce, by Oreb zdech�... s�dz�, �e nocne
kruki to bardzo odwa�ne
i �ywotne stworzenia. Wyci�gnij r�k�.
R�g uni�s� rami� i Oreb wskoczy� mu na nadgarstek.
- Dobry ch�opiec!
- Nie b�d� ci go zabiera� - powiedzia� Jedwab. - Zatrzymaj go sobie. Jako
dziecko z pewno�ci� nie mia�e�
wielu zabawek.
- To prawda. Byli�my... - Nieoczekiwanie twarz Roga rozja�ni� pogodny u�miech. -
Mia�em jedn�. Zrobi�
mija dziadek. By� to drewniana figurka m�czyzny w niebieskim p�aszczu. Do-
mocowane by�y do niej
sznurki i przy pewnej wprawie mo�na by�o za nie tak poci�ga�, �e lalka chodzi�a
i k�ania�a si�.
- No w�a�nie! - Jedwab stukn�� lask� w pod�og�, oczy mu rozb�ys�y. - Dok�adnie
tak� zabawk� mia�em na
my�li. Czy chcesz, bym opowiedzia� ci o swojej? Uwa�asz pewnie, �e zbaczam z
tematu, ale tak nie jest.
Zapewniam ci�.
- Oczywi�cie, pater�. M�w.
- By�a to para tancerzy, kobieta i m�czyzna, bardzo pi�knie pomalowani. Gdy
nakr�ca�em zabawk�,
kr�cili si� na malutkiej scenie do wt�ru muzyki. Malutka kobietka ta�czy�a z
ogromnym wdzi�kiem, ma�y
m�czyzna fika� kozio�ki, kr�ci� piruety i pl�sa�. Mo�na by�o wybra� jedn� z
trzech melodii, kt�re
nastawia�o si� za pomoc� malutkiej d�wigni. Potrafi�em bawi� si� ca�ymi
godzinami. W takt muzyki
�piewa�em piosenki, do kt�rych sam uk�ada�em s�owa, wyobra�a�em sobie, co
kobieta m�wi m�czy�nie, a
co m�czyzna kobiecie. Obawiam si�, �e opowiadali sobie same g�upstwa.
- Rozumiem, pater�.
-Gdy ostatni rok by�em w scholi, umar�a mi matka. Zapewne m�wi�em wam o tym
niejeden raz.
Wkuwa�em akurat do
23
egzaminu, gdy wezwa� mnie do swych komnat pra�at i o�wiadczy�, �e po ceremonii
pogrzebowej mam
zabra� z domu wszystkie osobiste rzeczy. Nasz dom, ca�a niewielka posiad�o�� mej
matki przechodzi�a na
w�asno�� Kapitu�y. Ka�dy, kto rozpoczyna nauk� w scholi, musi podpisa� stosowne
zobowi�zanie.
- Biedny Jedwab!
Pater� u�miechn�� si� do ptaka.
- Zapewne, ale wtedy tak nie my�la�em. By�o mi smutno z powodu �mierci matki,
ale nie mia�em innych
powod�w do zmartwie�. Mia�em ksi��ki, przyjaci� i jedzenia pod dostatkiem...
No, ale teraz to ju�
naprawd� odszed�em od tematu.
Tak zatem odnalaz�em zabawk� na dnie szafy. W scholi przebywa�em ju� sze�� lat i
przez ca�y ten czas ani
razu nie widzia�em tych tancerzy. I oto zn�w mia�em ich przed sob�! Nakr�ci�em
zabawk�. Figurki zacz�y
ta�czy�, rozleg�a si� ta sama muzyka, kt�r� zapami�ta�em z lat dziecinnych.
Melodia nosi�a tytu� �Pierwszy
romans" i s�ysz� j� do dzisiaj. j
R�g zakaszla�.
- Czasami rozmawiam o tym z Pokrzyw�, pater�. Bardzo chcieliby�my by� ju�
starsi.
- To dobrze. To bardzo dobrze, oboje doro�niecie szybciej, ni� si� warri wydaje.
B�d� si� za was modli�.
Ale zmierzam do tego, �e wybuchn��em w�wczas p�aczem. Podczas ceremonii
pogrzebowej mej matki nie
uroni�em �zy, nie uroni�em �zy nawet wtedy, gdy spuszczano trumn� do grobu.
Zap�aka�em dopiero na
widok zabawki, gdy� wyda�o mi si�, �e tancerzom czas wcale nie up�yn��. Nie
wiedzieli, �e cz�owiek, kt�ry
ich teraz nakr�ca, po raz ostatni robi� to, gdy by� jeszcze ma�ym ch�opcem. Nie
wiedzieli te�, �e kobieta,
kt�ra kupi�a ich na ulicy Zegara, ju� nie �yje. Czy rozumiesz, co m�wi�, Rogu?
- Chyba tak, pater�.
- Dla ca�ego whorla takim czym� jest w�a�nie objawienie. Wszystkim mieszka�com
zatrzymuje si� czas.
Dla was jest to co�, co istnieje na zewn�trz - stamt�d przemawia b�g. Do mnie
przem�wi� b�g zwany
Zewn�trznym. Rzadko wspomina�em o nim w palestrze, ale w przysz�o�ci wiele wam
jeszcze opowiem.
Wczoraj po po�udniu maytere Mi�ta powiedzia�a co�, co
24
zapad�o mi g��boko w pami��. Powiedzia�a mianowicie, �e Zewn�trzny nie
przypomina innych bog�w,
kt�rzy odbywaj� narady w Centralnym Procesorze. �e jego zamys��w nie zna nikt
poza nim samym. May
ter� Mi�ta jest bardzo pokorna, ale te� i bardzo roztropna. Musz� pami�ta�, by
to pierwsze nie przys�ania�o
mi drugiego.
- Dobra dzieweczka!
- Tak, jest wielkiej dobroci. Pokorna i czysta.
- Pater�, wr��my do objawienia - przywo�a� Jedwabia do porz�dku R�g. - Do
twojego objawienia. Czy
dlatego wypisuj� o tobie, �e zostaniesz calde?
Jedwab strzeli� palcami.
- Ciesz� si�, �e poruszy�e� t� kwesti�... Zamierza�em ci� w�a�nie o to spyta�.
Kto� na murze wypisa� kred�
has�o: �Jedwab na calde". Czy to twoja sprawka?
R�g odmownie pokr�ci� g�ow�.
- A mo�e kt�rego� z innych ch�opc�w? - dopytywa� si� Jedwab.
- Nie s�dz�, by zrobi� to kt�ry� z naszych szprot�w, pater�. Napisy te znajduj�
si� w dw�ch miejscach.
Jeden na murze sklepu z konfekcj�, a drugi na ulicy Kapelusza, na budynku, w
kt�rym mieszka Cyranka.
Widzia�em te napisy. Oba znajduj� si� tak wysoko nad ziemi�, �e si�gn�� tam
m�g�bym tylko ja albo
�wierszcz. Ale on utrzymuje, �e nie ma z tym nic wsp�lnego.
- S�dz�, Rogu, �e masz racj�. Wypisuj� to na murach, bo dozna�em objawienia. A
raczej dlatego �e kto�
pods�ucha�, jak o tym m�wi�em. Zwierzy�em si� kilku osobom, w tym tobie, a
zapewne powinienem by�
trzyma� j�zyk za z�bami.
- Jak to by�o, pater�? Poza tym �e, jak to okre�li�e�, wszystko si� zatrzyma�o?
Przez kilka tykni�� zegara Jedwab milcza�. Po raz setny chyba kontemplowa� tamto
zdarzenie. Tak cz�sto
obraca� je w my�lach, �e sta�o si� g�adkie i wypolerowane niczym kamie� toczony
przez wod�.
- W tamtej chwili - odezwa� si� w ko�cu - dowiedzia�em si� wszystkiego, czego
potrzebowa� b�d� w
przysz�o�ci. Trudno to
25
nawet nazwa� chwil�, gdy� dzia�o si� poza czasem. Ale teraz, Rogu - doda� z
lekkim u�miechem - jestem
tak samo jak ty w samym �rodku czasu. Du�o wody up�ynie w strumieniach, zanim
zrozumiem wszystko,
czego dowiedzia�em si� w tamtej chwili, kt�ra wcale chwil� nie by�a. Zajmie mi
troch� czasu, zanim si� z
t� wiedz� oswoj�. Czy to, co m�wi�, ma jakikolwiek sens?
- Chyba tak, pater� - odrzek� niepewnie R�g.
- To dobrze - mrukn�� Jadwab i d�ugo nad czym� my�la�. -Dowiedzia�em si� mi�dzy
innymi, �e mam
zosta� nauczycielem. Zewn�trzny ��da ode mnie jednego. Mam ocali� nasz manteion.
Ale �yczy sobie, bym
dokona� tego jako nauczyciel.
Istnieje wiele powo�a�, Rogu. Najwy�szym jest czysta wiara. Ale to mnie nie
dotyczy. Moim powo�aniem
jest naucza�, a nauczyciel musi zar�wno naucza�, jak i my�le�. Stary cz�owiek,
kt�rego pozna�em dzi�
wieczorem, ten z cudown� nog�, r�wnie� jest nauczycielem. Cho� jednonogi i
stary, uosabia samo
dzia�anie, sam ruch. Uczy szermierki. Czy wiesz, dlaczego jest taki, jaki jest?
Dlaczego jest samym
dzia�aniem?
- Nie wiem, pater� - odpar� z b�yskiem w oku ch�opiec. -Dlaczego?
- Poniewa� walka na miecze, a tym bardziej na azothy, nie zostawia czasu na
refleksje; tak zatem cz�owiek
�w uczy, jak by� samym dzia�aniem. A teraz uwa�nie pos�uchaj. On jednak my�li.
Rozumiesz? Mimo �e
walka na miecze musi by� samym dzia�aniem, uczenie innych takiej walki wymaga
my�lenia. Stary
cz�owiek musi my�le� nie tylko o tym, czego ma nauczy�, ale te� jak nauczy�
najlepiej.
R�g skin�� g�ow�.
- Chyba rozumiem, pater�.
- W taki sam spos�b, Rogu, ty musisz my�le�, na�laduj�c mnie. Nie tylko jak mnie
na�ladowa�, ale te� co i
kiedy na�ladowa�. A teraz ju� zmykaj do domu.
- M�dry cz�owiek! - zaskrzecza� kruk, machaj�c wielkimi skrzyd�ami.
- Dzi�kuj�... Id�, Rogu. Je�li Oreb zechce, by� go ze sob� zabra�, nale�y do
ciebie.
- Pater�?
26
- S�ucham?
- Czy zamierzasz uczy� si� szermierki?
Przez chwile Jedwab zastanawia� si� nad odpowiedzi�.
- Istniej� wa�niejsze rzeczy ni� walka na miecze. Na przyk�ad, z kim walczy�.
Inn� istotn� rzecz� jest
dochowywanie tajemnic. Je�li cz�owiek dochowuje tylko tych sekret�w, o kt�re go
prosz�, nie jest godzien
zaufania. Z ca�� pewno�ci� to rozumiesz.
- Tak, pater�.
- Poza tym wi�cej mo�na wyci�gn�� wiedzy z dobrego nauczyciela ni� z materii,
kt�rej naucza. Powiedz
swemu ojcu i matce, �e zatrzyma�em ci� nie za kar�, lecz przez niedopatrzenie,
za co ich serdecznie
przepraszam.
- Nie idzie! - Z oszala�ym �opotem skrzyde� Oreb niezdarnie przeskoczy� z
ramienia Roga na wysokie
oparcie krzes�a. -Ptak zostanie!
Ch�opiec trzyma� ju� d�o� na ryglu drzwi.
- Pater�, powiem im, �e odbyli�my powa�n� rozmow�. Powiem, �e uczy�e� mnie o
Zewn�trznym i o wielu
innych sprawach. I wcale nie b�dzie to k�amstwo.
- Do widzenia - zaskrzecza�o ptaszysko. - Pa, pa!
-Ty g�upi ptaku! - mrukn�� Jedwab, gdy za Rogiem zamkn�y si� drzwi. - Czego si�
nauczy�e�? Kilku s��w,
kt�re na dodatek niew�a�ciwie stosujesz.
- Spos�b bog�w!
- O tak, teraz zaczynasz si� wym�drza�.
Cho� owijacz wci�� jeszcze by� ciep�y, Jedwab zdj�� go z nogi. Uderzy�
opatrunkiem mocno kilka razy w
podn�ek, a nast�pnie owin�� nim zabanda�owane przedrami�.
- Cz�owiek b�g. M�j b�g - zaskrzecza� ptak.
- Zamknij dzi�b - odpar� ze znu�eniem Orebowi jego b�g.
Wsun�� r�k� w szk�o i tam Kypris poca�owa�a jego d�o�. Usta mia�a zimne jak
�mier�, lecz w pierwszej
chwili przywita� �mier� z rado�ci�. Niebawem ogarn�� go strach i pr�bowa� wyrwa�
r�k�, kt�r� jednak
Kypris trzyma�a krzepko. Wo�a� na pomoc Roga, ale z ust nie wychodzi� mu �aden
d�wi�k. Cho�
27
sellaria Orchidei znajdowa�a si� na plebanii, fakt ten wcale go nie dziwi�. W
przewodach kominowych
zawodzi� wiatr. Pami�ta�, �e Alka przepowiedzia� wiatr, i teraz pr�bowa�
przypomnie� sobie, co wed�ug
z�odzieja mia�o si� wydarzy�, gdy wichura ta nadejdzie.
Nie puszczaj�c jego ramienia bogini odwr�ci�a si� i unios�a r�ce. Mia�a na sobie
przylegaj�c� do cia�a,
p�prze�roczyst� sukni�. Jedwab by� w pe�ni �wiadomy jej cudownie toczonych ud i
kr�g�ych bioder. Gdy
wytrzeszcza� na Kypris oczy, orkiestra Krwi zacz�a gra� �Pierwszy romans", a
bogini zmieni�a si� w
pi�kn� Hiacynt (cho� jednocze�nie wci�� pozostawa�a Kypris). Gwa�townie zachwia�
si� i upad�, stopy
nieoczekiwanie znalaz�y si� mu nad g�ow�, lecz bogini nie pu�ci�a jego r�ki.
Obudzi� si� i d�ug� chwil� spazmatycznie �apa� powietrze. Podczas jego snu
�wiat�a same wygas�y. W
m�tnym blasku nocnego nieba, kt�ry s�czy� si� przez zas�ony w oknie, dostrzeg�,
�e Oreb nagle podskoczy�
i machaj�c gor�czkowo skrzyd�ami, wyfrun�� przez okno. Przy ��ku sta�a Ple��,
naga i chuda jak szkielet.
Jedwab zamruga�. Posta� dziewczyny rozmaza�a si� i znikn�a.
Pater� przetar� oczy.
Ciep�y wiatr targa� postrz�pionymi, jasnymi zas�onami w oknie, zawodz�c tak samo
jak we �nie. Owijacz
na r�ku by� jasny jak firanki i pokryty lodow� szadzi�, kt�ra topnia�a pod
dotykiem palc�w. Jedwab zdj��
opatrunek, wysmaga� nim wilgotne prze�cierad�o i opatrzy� kostk�, w kt�rej czu�
dotkliwy b�l. Nie
powinien by� bez owijacza wspina� si� z chor� nog� po schodach. Co powiedzia�by
na to doktor �uraw?
Od ha�asu, jaki czyni� t�uk�c owijaczem o ��ko, �wiat�a zap�on�y widmowym
blaskiem. M�g� teraz
dostrzec wskaz�wki pracowitego zegara stoj�cego obok tryptyku. Min�a p�noc.
D�wign�� si� z po�cieli i opu�ci� skrzyd�o okna. Dopiero wtedy u�wiadomi� sobie,
�e Oreb przecie� nie
mo�e lata�; ma zwichni�te skrzyd�o.
28
Na parterze zobaczy� kruka, kt�ry kr��y� po kuchni w poszukiwaniu czego� do
jedzenia. Jedwab wy�o�y�
mu ostatni� kromk� chleba i uzupe�ni� kubek czyst� wod�.
Oreb przekrzywi� �eb i zaklekota� dziobem.
- Mi�so?
- Je�li jeste� g�odny, sam sobie czego� poszukaj - o�wiadczy� Jedwab. - U mnie
ju� nic nie znajdziesz. �
Zamilk� i po chwili doda�: - Kupi� co� jutro, gdy maytere zrealizuje czek
Orchidei. Kupie �yw� ryb� i
wpuszcz� j� do balii, gdzie pop�ywa sobie do czasu, a� sko�czy si� mi�so z
ofiarnych zwierz�t. Wtedy
podziel� si� ryb� z maytere R�. I z maytere Mi�t�, oczywi�cie. Czy lubisz
�wie�e ryby, Orebie?
- Lubi ryby!
- W porz�dku. Zobacz�, co da si� zrobi�. A teraz masz by� ze mn� szczery.
Inaczej nie dostaniesz �adnej
ryby. Czy by�e� w mojej sypialni?
- Nie kradnie!
- Nie m�wi�, �e krad�e� - wyja�ni� cierpliwie Jedwab. - Pytam tylko, czy tam
by�e�.
- Gdzie?
- Na g�rze. - Jedwab wskaza� palcem sufit. - Wiem, �e by�e�. Gdy obudzi�em si�,
zobaczy�em ciebie.
- Nie, nie!
- Ale� by�e� na pewno, Orebie. Widzia�em ci� na w�asne oczy. Widzia�em, jak
wylatujesz przez okno.
- Nie lata!
- Nie zamierzam ci� kara�. Chc� ci� tylko o co� spyta�. Pos�uchaj mnie uwa�nie.
Kiedy by�e� na g�rze, czy
widzia�e� kobiet�? Albo dziewczyn�? Chud�, m�od� kobiet� bez ubrania?
- Nie lata - powt�rzy� z uporem ptak. - Skrzyd�o boli. Jedwab przeci�gn��
palcami po w�osach.
- W porz�dku, nie mo�esz lata�. Odwo�uj� pytanie. Ale czy by�e� na pi�trze?
- Nie kradnie! - Oreb zn�w zaklekota� dziobem.
- Ani nie kradniesz. To te� ju� wiem.
- Rybie g�owy?
29
- Tak, kilka. Du�ych. Obiecuj�. Oreb wskoczy� na okienny parapet.
- Nie widzi.
- Prosz�, popatrz na mnie. Czy j� widzia�e�?
- Nie widzi.
- Co� ciebie wystraszy�o - mrukn�� z zadum� Jedwab. - Ale m�g� to sprawi� jaki�
m�j gwa�towny ruch,
kiedy si� budzi�em. Mo�e wystraszy�e� si�, �e ci� ukarz� za to, �e myszkujesz w
mojej sypialni. Czy tak?
- Nie, nie!
- To okno znajduje si� dok�adnie pod oknem mojego pokoju. My�la�em tylko, �e
wylatujesz. Tak naprawd�
tylko wyskoczy�e� i spad�e� na krzaki je�yn. Stamt�d ju� bez trudu dosta�e� si�
do kuchni. Czy mam racj�?
- Nie skacze!
- Nie wierz� ci, bo...
Jedwab urwa�. Us�ysza� ciche skrzypienie ��ka pater� P�etwy. Ogarn�y go
wyrzuty sumienia, �e obudzi�
starca, kt�ry przez ca�e dnie ci�ko pracowa�, a na dodatek cierpia� na
bezsenno��. Bo przecie� tylko mu si�
�ni�o (tylko �ni�em - stwierdzi� zdecydowanie w duchu), �e P�etwa umar�,
podobnie jak �ni�, i� Hiacynt
poca�owa�a go w r�k�, �e rozmawia� z Kypris w starym ��tym domu przy ulicy
Lampy; �e rozmawia� z
Kypris, bogini� mi�o�ci, bogini� kurew.
Napompowa� do zlewu lodowato zimnej wody. Energicznie przemywa� spocon� twarz, a
nast�pnie
dok�adnie zmoczy� niezbyt czyste w�osy. My� si� tak d�ugo, a� zaczai dr�e� z
ch�odu, cho� noc by�a upalna.
- Pater� P�etwa nie �yje - mrukn�� do Oreba, kt�ry ze wsp�czuciem pokiwa�
g�ow�.
Nape�ni� wod� imbryk, postawi� naczynie na piecu i rozpali� ogie�, hojnie
podk�adaj�c pod szczapki papier.
Kiedy ju� p�omienie zacz�y liza� sp�d czajnika, usiad� na rozchwianym taborecie
i wycelowa� w Oreba
palec.
- Pater� P�etwa odszed� od nas zesz�ej wiosny, to znaczy prawie rok temu.
Osobi�cie sprawi�em mu
pogrzeb i cho� nie postawili�my nagrobka, mogi�a kosztowa�a wi�cej, ni� nas by�o
30
sta�. Tak wi�c d�wi�k, kt�ry us�ysza�em, spowodowa� wiatr. Albo szczur. Czy
wyra�am si� jasno?
- Je�� teraz?
- Nie. W spi�arni pozosta�a tylko odrobina mat� i g��wka cukru. Zamierzam
zaparzy� sobie kubek mat�,
wypi� j� i wr�ci� do ��ka. Tobie te� radz� i�� spa�.
Z g�ry (znad sellarii, tego Jedwab by� pewien) zn�w dobieg�o skrzypni�cie
starego ��ka pater� P�etwy.
Wsta�. W kieszeni wci�� mia� grawerowany ig�owiec �licznej Hiacynt, kt�ry przed
wej�ciem na plebani�
za�adowa� ig�ami podarowanymi mu przez Alk�. Teraz wi�c wprowadzi� nab�j do
lufy, odbezpieczy� bro�,
podszed� do schod�w i zadar� g�ow�.
- Ple�nio, jeste� tam? Odpowiedzia�a mu cisza.
- Je�li tam jeste�, ubierz si�. Id� na g�r�, by si� z tob� rozm�wi�.
Kiedy postawi� nog� na pierwszym stopniu, kostk� przeszy� mu ostry b�l. Zacz��
z�orzeczy� sobie w
duchu, �e lask� zostawi� opart� o wezg�owie ��ka.
Gdy da� kolejny krok, zaskrzypia�a pod�oga w izbie na pi�trze. Jedwab
przemie�ci� si� o trzy stopnie wy�ej,
przystan�� i zacz�� nads�uchiwa�. �cianami plebani wci�� wstrz�sa�y podmuchy
wiatru, kt�ry j�cza�
pot�pie�czo w przewodach kominowych, tak jak w niedawnym �nie. Niew�tpliwie to
wiatr uderzaj�cy w
star� plebani� sprawi�, i� on, Jedwab, jak zwykle g�upi, pomy�la�, �e to skrzypi
i trzeszczy ��ko starego
au-gura, kt�ry usiad� w po�cieli, by pomodli� si� lub wyjrze� przez okno, a
nast�pnie zn�w si� po�o�y�.
Na g�rze trzasn�y cicho drzwi.
Drzwi do sypialni Jedwabia. Kiedy pater� w�o�y� spodnie i ruszy� do kuchni, by
odszuka� Oreba, nie
zamkn�� swego pokoju. Na plebanii wszystkie drzwi, je�li nie zosta�y zamkni�te
na rygle, otwiera�y si�
same. By�y stare i osadzone w wypaczonych futrynach, kt�rych zapewne jeszcze w
czasach, gdy budowano
plebani�, nale�ycie nie wypionowano.
Zamierza� ju� po�o�y� palec na spu�cie ig�owca, lecz w por�
31
przypomnia� sobie ostrze�enia Alki i opar� opuszk� na obudowie cyngla.
- Ple�nio? Nie zamierzam zrobi� ci krzywdy. Chce tylko porozmawia�. Czy jeste�
tam?
Na pi�trze panowa�a g�ucha cisza. �adnego g�osu, �adnego szurania st�p. Jedwab
pokona� kilka nast�pnych
stopni. Post�pi� bardzo nierozwa�nie, chwal�c si� przed Alk� azothem; taka bro�
warta by�a tysi�ce kart.
Alka potrafi� w�amywa� si� do dom�w du�o lepiej strze�onych i zabezpieczonych
ni� stara plebania. Tak
wi�c teraz widz�c, �e w kuchni na parterze zapali�o si� �wiat�o, on lub kt�ry� z
jego kompan�w zakrad� si�
do sypialni, by przyw�aszczy� sobie drogocenn� bro�.
- Alko? To ja, pater� Jedwab. Nikt mu nie odpowiedzia�.
- Mam przy sobie ig�owiec, lecz nie chc� robi� z niego u�ytku. Je�li podniesiesz
r�ce i nie b�dziesz
pr�bowa� ucieka�, w�os ci z g�owy nie spadnie. Nie zamierzam oddawa� ciebie w
r�ce gwardzist�w.
Jego g�os pobudzi� do �ycia niewielk� lamp� umieszczon� nad podestem. Do
pokonania zosta�o jeszcze
dziesi�� schodk�w. Wspina� si� powoli, hamowany zar�wno przez strach, jak i b�l
w nodze. I oto nagle w
otwartych drzwiach swej sypialni ujrza� nogi w ciemnym obuwiu, nast�pnie skraj
czarnej sutanny, a na
koniec u�miechni�t� twarz leciwego augura.
Pater� P�etwa pokiwa� r�k� i rozp�yn�� si� w srebrzystej mgle. Jego obramowana
niebieskim materia�em
calotte upad�a bezszelestnie na nier�wne deski pod�ogi.
Kypris
Cho� i Jedwab, i maytere Marmur zapomnieli zam�wi� p�aczki, one, powiadomione
przez dostawce ruty,
pojawi�y si� same na godzin� przez rozpocz�ciem ceremonii pogrzebowej Orlicy.
Gdy obiecano im dwie
karty, jeszcze przed pojawieniem si� pierwszych �a�obnik�w poharata�y sobie
krzemieniami ramiona,
piersi i policzki. Wygl�da�y jak uciele�nienie rozpaczy i nieszcz�cia. Ich
d�ugie, rozpuszczone, spl�tane
w�osy rozwiewa� wiatr. Rozdziera�y czarne szaty i z g�o�nym zawodzeniem pada�y
na kolana, by ulicznym
py�em posypywa� sobie g�owy.
Przed manteionem ustawiono pi�� d�ugich �awek; mieli na nich siedzie� �a�obnicy,
je�li zabraknie miejsca
w �rodku. M�ode kobiety, kt�re Jedwab widzia� poprzedniego dnia w ��tym domu
przy ulicy Lampy,
pojawia�y si� po dwie lub trzy. Opr�cz nich stawi�o si� te� kilku kupc�w (Jedwab
nie mia� w�tpliwo�ci, �e
sk�oni�a ich do tego Orchidea), jak te� gro�nie wygl�daj�cych m�czyzn, zapewne
kompan�w Alki.
Pojawi� si� te� sam Alka, kt�ry, zgodnie ze z�o�onym �lubowaniem, przyprowadzi�
barana. Maytere Mi�ta,
rozja�niona
33
rado�ci�, posadzi�a go w pierwszym rz�dzie, a Jedwab doszed� do wniosku, �e Alka
zapewne wyzna�
sybilli, �e nale�a� do przyjaci� zmar�ej. Potem przyj�� od z�odzieja zwierze
ofiarne, podzi�kowa� bardzo
serdecznie (w zamian otrzyma� pe�en zmieszania u�miech) i wyprowadzi� barana
bocznymi drzwiami do
ogrodu, gdzie maytere Marmur uwija�a si� w�r�d innych zwierz�t. Zgromadzono tam
istn� mena�eri�.
- Ta ja��wka zd��y�a ju� mi podkra�� z zagonu sporo pietruszki oraz zdepta�a
traw� - poskar�y�a si�
maytere Jedwabiowi. - Zostawi�a jednak przy okazji kilka prezent�w, dzi�ki
kt�rym w przysz�ym roku m�j
ogr�dek b�dzie jeszcze pi�kniejszy. A te kr�liki... Och, pater�, to wspania�e!
Popatrz tylko, ile tu stworze�!
Jedwab z uwag� ogl�da� zwierz�ta i pocieraj�c w zamy�leniu policzek, zastanawia�
si� nad kolejno�ci�
ofiar. Niekt�rzy augurowie preferowali na pocz�tek najwi�ksze zwierz�ta, inni
zaczynali od og�lnej ofiary
dla wszystkich Dziewi�ciu; tego dnia jednak Jedwab powinien zacz�� od bia�ej
ja��wki. Z drugiej jednak
strony...
- Drewna jeszcze nie dowieziono. Maytere upar�a si� zatem uda� po nie osobi�cie.
Chcia�am pos�a� kilku
ch�opc�w, ale si� nie zgodzi�a. Je�li w drodze powrotnej nie wsi�dzie na w�z...
M�wi�a naturalnie o maytere R�y; a maytere R�a przecie� porusza�a si� z
najwy�szym trudem.
- Ludzi wci�� przybywa - odezwa� si� Jedwab. - Mog� wyj�� i zaj�� ich chwilowo
rozmow�.
M�g� te� (jak bezlito�nie przyzna� przed samym sob�) powita� zgromadzonych
przeprosinami za to, �e
zacznie ceremoni� pogrzebow� bez maytere R�y; m�g�by te� bez niej przeprowadzi�
uroczysto�ci do
ko�ca. Ale dop�ki nie przywioz� drewna cedrowego i nie zap�onie �wi�ty ogie�,
nie by�o mowy o
sk�adaniu ofiar.
Do manteionu wr�ci� w chwili, gdy pojawi�a si� tam Orchidea, lekko podpita i
mimo panuj�cego upa�u
przesadnie wystrojona w sukni� z ciemnobr�zowego aksamitu, na kt�r� narzuci�a
sobolowy p�aszcz. Kiedy
sz�a przej�ciem mi�dzy �awkami, po policzkach sp�ywa�y jej �zy. Zaj�a
wyznaczone jej, honorowe
34
miejsce w pierwszym rz�dzie, a Jedwab pomy�la�, �e cho� bardzo �mieszy go jej
niepewny ch�d i klekot
czarnych, l�ni�cych korali, to jednak z ca�ego serca wsp�czuje nieszcz�snej
kobiecie. Jej c�rka,
spoczywaj�ca na niewidocznej prawie p�achcie z polimeru, kt�ra odgradza�a j� od
warstwy l�ni�cego lodu,
mia�a twarz spokojn� i sprawia�a wra�enie zadowolonej.
- Najpierw czarne jagni� - mrukn�� pod nosem Jedwab. Sam nie wiedzia�, dlaczego
podj�� tak� akurat
decyzje.
Poinformowa� o tym maytere Marmur, a nast�pnie wyszed� przez bram� ogrodow� na
ulic� S�o�ca, by
sprawdzi�, czy nie nadje�d�a w�z. z drewnem cedrowym, po kt�ry wybra�a siL
maytere R�a.
Nieustannie nap�ywali kolejni wierni. Wiele twarzy zna� z dziesi�tk�w ceremonii
odprawianych w ka�dy
scyldag. Pojawili si� te� obcy ludzie, zapewne znajomi Orlicy lub Orchidei.
Wiele os�b przysz�o na
pogrzeb zwabionych fam� (wydawa�o si�, �e ca�a dzielnica ju� o tym wie) o
wielkiej i niebywale obfitej w
zwierz�ta ofierze dla bog�w, jaka mia�a zosta� z�o�ona w najubo�szym w ca�ym
Yironie manteionie.
- Pater�, czy mog� wej�� t�dy? - rozleg� si� g�os na wysoko�ci jego �okcia. -
G��wnymi drzwiami nie chc�
mnie wpu�ci�.
Zaskoczony Jedwab zerkn�� w d� i ujrza� pyzate oblicze Skle-rodermii, �ony
rze�nika, kt�ra by�a grubsza
ni� wy�sza.
- Naturalnie.
- Wej�cia pilnuj� jacy� m�czy�ni - poskar�y�a si� Sklero-dermia.
Jedwab skin�� g�ow�.
- Wiem. Sam ich tam postawi�em. Gdybym tego nie zrobi�, w �rodku zabrak�oby
miejsca dla bliskich i
przyjaci� zmar�ej i jeszcze przed z�o�eniem pierwszej ofiary zacz�yby si�
burdy. Gdy wnios� ju� drewno,
pozwolimy ludziom zaj�� miejsca stoj�ce w nawach.
Wprowadzi� niewiast� do ogrodu i dok�adnie zaryglowa� bram�.
- Przychodz� tu w ka�dy scyldag - rzek�a Sklerodermia.
- Wiem - odrzek� Jedwab.
- I zawsze staram si� co� przynie��.
35
- To te� wiem. Dlatego wpuszcz� ci� po cichu bocznymi drzwiami. B�dziemy udawa�,
�e te� kupi�a�
ofiarne zwierze... -Urwa� i doda� po�piesznie: - Ale nie b�dziemy tego m�wi�.
- Przykro mi z powodu tamtej awantury z kocim miechem. Wyla�am na ciebie,
pater�, ca�e wiadro.
Post�pi�am karygodnie. Straci�am chyba rozum. - Sk�erodermia cz�apa�a przodem,
nie �mia�a spojrze�
Jedwabiowi w oczy. Zatrzyma�a si� dopiero przy bia�ej ja��wce. - Sp�jrz, ile
jest na niej mi�sa!
Jedwab nie potrafi� powstrzyma� u�miechu.
- Potrzebuje troch� kociego miecha. Dla mego ptaka.
- Masz ptaka, pater�? Du�o os�b kupuje u mnie karm� dla ps�w. Przynios� ci
troch�.
Jedwab zgodnie z obietnic� wprowadzi� �on� rze�nika bocznymi drzwiami i wskaza�
jej miejsce obok
Roga.
Gdy wchodzi� po stopniach na ambon�, w przej�ciu mi�dzy �awkami pojawi� si�
m�czyzna z pierwszym
nar�czem cedrowego drewna. Obok o�tarza nieoczekiwanie zmaterializowa�a si�
maytere R�a, by
dopi�nowa� rozpalenia ognia, a Jedwab oczyma wyobra�ni ujrza� pater� P�etw�, o
kt�rym ca�kiem
zapomnia� w gor�czce porannych przygotowa� do ceremonii.
Nie pater�, lecz jego ducha, napomnia� si� zdecydowanie. Nic nie