7980

Szczegóły
Tytuł 7980
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7980 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7980 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7980 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Gene Wolfe KSI�GA D�UGIEGO S�O�CA TOM 2 Jezioro D�ugiego S�o�ca PRZEhO�Yh MICHA�. WROCZYNSKI Tytu� orygina�u: Lak� o f the Long Sun Copyright� 1993 by Gene Wolfe Copyright for the Polish translation � 1999 by Wydawnictwo MAG Redakcja: �ucja Grudzi�ska Korekta: Ma�gorzata Dzikowska Ilustracja na ok�adce: Petcr Elson Redaktor serii: Andrzej Miszkurka Opracowanie graficzne: Jacek Brzezi�ski Sk�ad w�asny ISBN 83-87968-55-2 Wydanie I Wydawca: Wydawnictwo MAG ul. Cypryjska 54, 02-761 Warszawa tel./fax (0-22) 642 45 45 lub (0-22) 642 82 85 c-mail: [email protected] http://www.mag.com.pl Danowi Knightowi, kt�ry rozumie wi�cej ni� wi�kszo�� Bogowie, postacie i zwierz�ta wyst�puj�ce w powie�ci Notabene. W Yironie osoby p�ci m�skiej pochodzenia biochemicznego nosz� imiona zwierz�t lub produkt�w zwierz�cych: Alka, Krew, �uraw, Pi�mo, Jedwab. Osoby p�ci �e�skiej pochodzenia biochemicznego nosz� imiona ro�lin (przewa�nie kwiat�w) lub produkt�w ro�linnych: Acalypha, Mi�ta, Orchidea, R�a. Osoby pochodzenia chemicznego p�ci m�skiej i �e�skiej nosz� imiona metali, minera��w lub produkt�w z nich: Pi�-�ciak*, Marmur, Piasek, �upek. Acalypha - jedna z kobiet z domu Orchidei. Ma zapewne dziewi�tna�cie lat, jest wysoka i mocno zbudowana, a w�osy maluje na ognisty kolor kwiatu, jakiego nosi imi�. Alka nazywa j� szczebiotk�. Alka - w�amywacz, przyjaciel Jedwabia, bez reszty oddany maytere Mi�cie. Pot�nie zbudowany m�czyzna o masywnej szcz�ce i odstaj�cych uszach. Acalypha nazywa go ogierkiem. * Twardy, ob�upany w szpic kamie�, przewa�nie krzemie�, u�ywany przez cz�owieka w paleolicie jako narz�dzie i bro�. 7 Aquila - m�ody orze� wyszkolony przez Pi�ma. Aronia - kobieta, kt�ra opu�ci�a dom Orchidei. Maytere Betel - niegdy� jedna z sybilli w manteionie przy ulicy S�o�ca; obecnie nie �yje. Chi�uito - papuga nale��ca do rodzic�w Mamelty. Dreoilin - ukochana c�rka lolara. Dzwoneczek - jedna z kobiet z domu Orchidei. Echidna -jedna z g��wnych bogi�, ma��onka Paha, matka bog�w i bogini p�odno�ci. Kojarzona jest z w�ami, myszami oraz wszelkimi stworzeniami pe�zaj�cymi. Pater� Gulo* - m�ody augur. Hiacynt - pi�kna kurtyzana na us�ugach Krwi. Hierax - jeden z g��wnych bog�w, b�g �mierci; patron czwartego dnia tygodnia. Kojarzony jest z ptactwem padlino-�ernym, szakalami oraz (jak Tartaros) z wszelkimi zwierz�tami o czarnej ma�ci. Hycel - obel�ywe okre�lenie gwardzisty. lolar - lotnik. Pater� Jedwab - augur w starym manteionie przy ulicy S�o�ca; ma dwadzie�cia trzy lata, wysoki, szczup�y, z zawsze potarganymi ��tymi w�osami. Kalan - z�odziej zabity przez Alk�. Kocur - pot�ny m�czyzna pilnuj�cy porz�dku w �Kogucie". Kosmek - ma�y ch�opiec z palestry Jedwabia. Kotek - ma�y ch�opiec ucz�szczaj�cy do palestry Jedwabia. Pater� Kowadelko � protonotariusz Remory, przebieg�y cz�owieczek o ko�skich z�bach. Jego pasj� jest czarna mechanika. Krew � bogacz, zbrodniarz, de facto w�a�ciciel manteionu Jedwabia oraz ��tego domu Orchidei. Wysoki, masywny, �ysiej�cy, o czerstwej, czerwonej twarzy; ma oko�o pi��dziesi�ciu pi�ciu lat. Pater� Kwezal - przewodnicz�cy Kapitu�y w Yironie. Nosi tytu� Jego M�dro��. Kypris - pomniejsza bogini, bogini mi�o�ci. Kojarzona jest z kr�likami i go��biami. * Rosomak (�ac.). Radca Lemur - sekretarz Ayuntamiento, a tym samym de facto w�adca Yironu. Radca Leniwiec - cz�onek Ayuntamiento, ekspert w dziedzinie dyplomacji i spraw zagranicznych. Radca Lori - cz�onek Ayuntamiento, pe�ni�cy pod nieobecno�� Lemura funkcj� sekretarza. Szeregowiec �upek - �o�nierz, w armii Yironu. Mak- jedna z kobiet w domu Orchidei; �liczna, ciemnow�osa. Mamelta - �pi�ca, zbudzona przez Ple�� i uwolniona przez Jedwabia. Maytere Marmur - sybilla w manteionie Jedwabia, stanowiskiem m�odsza od R�y, lecz starsza od Mi�ty; liczy sobie ponad trzysta lat i jest ju� prawie ca�kowicie zu�yta. Mewa - cz�onek kr�gu czarnych mechanik�w Kowade�ka. Maytere Mi�ta - m�odsza stanowiskiem sybilla w manteionie Jedwabia. Molpe - jedna z g��wnych bogi�, bogini muzyki, ta�ca, sztuki, wiatru i wszelkich lekkich przedmiot�w; patronka drugiego dnia tygodnia. Kojarzona jest z motylami i ptakami �piewaj�cymi. Nutria - m�ody cz�owiek z Yironu nale��cy do klasy �redniej, m�� Trybu�ki. Oko� - drab pilnuj�cy porz�dku w domu Orchidei. Oliwka - �pi�ca. Pu�kownik Oosik* - dow�dca Trzeciej Brygady gwardii cywilnej Yironu. Orchidea - madame z ��tego domu przy ulicy Lampy, matka Orlicy. Oreb - nocny kruk Jedwabia, wielkie, czarne ptaszysko o szkar�atnych nogach i karmazynowym dziobie. Orlica - c�rka Orchidei zasztyletowana przez Acalyphe. Pah - ojciec bog�w oraz w�adca i tw�rca whorla. B�g s�o�ca i deszczu, mechanizm�w i wielu innych rzeczy, przedstawiany z dwoma g�owami. Kojarzony jest z byd�em i ptakami drapie�nymi. * St�wo pochodzenia eskimoskiego, dos�.: ko�� pr�ciowa morsa. Ko�ci takie s� powszechnie u�ywane do wyrobu r�koje�ci do no�y. Phaea -jedna z g��wnych bogi�, bogini �ywno�ci i lecznictwa; patronka sz�stego dnia tygodnia. Kojarzona jest ze �winiami. Sier�ant Piasek - �o�nierz s�u��cy w armii Yironu. Kapral Pi�ciak - �o�nierz z armii Yironu. Pi�rko - ma�y ch�opiec z palestry Jedwabia. Pi�mo - rz�dca i kochanek Krwi. Ple�� - adoptowana c�rka Krwi; ma oko�o pi�tnastu �at, potrafi odbywa� podr�e poza cia�em; si�a nieczysta. Pater� P�etwa - augur, poprzednik Jedwabia w manteionie przy ulicy S�o�ca; obecnie ju� nie �yje. Pokrzywa - sympatia Roga. Pater� Remora - koadiutor Kwezala. Wysoki i chudy, o poci�g�ej, zapadni�tej twarzy i prostych czarnych w�osach. Nosi tytu� Jego Eminencja. R�g - przyw�dca starszych ch�opc�w w palestrze Jedwabia. Maytere R�a - najstarsza stanowiskiem sybilla w manteionie Jedwabia, jej cia�o sk�ada si� w wi�kszo�ci z protez. Ma ponad dziewi��dziesi�t lat. Rzep - dziewczynka z palestry Jedwabia. Scylla - jedna z g��wnych bogi�, bogini jezior i rzek; patronka pierwszego dnia tygodnia oraz rodzinnego miasta Jedwabia, Yironu. Kojarzona jest z ko�mi, wielb��dami i rybami. Przedstawiana jest z o�mioma, dziesi�cioma lub dwunastoma ramionami. Sklerodermia - �ona rze�nika. Sprzedaje odpadki mi�sa jako karm� dla zwierz�t i dlatego czasami nazywana jest �kocim miechem". Bardzo niska, przysadzista i wyj�tkowo gruba. S�odkogorz - cz�onkini kr�gu czarnych mechanik�w Kowade�ka. Sphigx - jedna z g��wnych bogi�, bogini wojny i m�stwa; patronka si�dmego dnia tygodnia. Kojarzona jest z lwami i wszelkimi kotami. Szpik - zieleniarz. Radca Tarsjusz - cz�onek Ayuntamiento, ekspert w dziedzinie architektury i in�ynierii. Tartaros -jeden z g��wnych bog�w, b�g nocy, zbrodni i han- 10 dlu; patron trzeciego dnia tygodnia. Kojarzony jest z sowami, nietoperzami, kretami oraz (jak Hierax) z wszelkimi zwierz�tami o czarnej ma�ci. Thelxiepeia - jedna z g��wnych bogi�, bogini magii, mistycyzmu i trucizn; patronka pi�tego dnia tygodnia. Kojarzona jest z drobiem, jeleniami, ma�pami cz�ekokszta�tnymi i ma�piatkami. Trybulka - mieszkanka Yironu nale��ca do klasy �redniej, �ona Nutrii. Vulpes* - adwokat z Limny. Radca Wari - cz�onek Ayuntamiento, ekspert w dziedzinie szpiegostwa i brutalnych przes�ucha�. Ma okr�g�� twarz i zwodniczo �agodny wygl�d. Komisarz Wyrak - g��wny biurokrata w rz�dzie Yironu, wysoki i bardzo t�gi, z czarnym, sumiastym w�sem. Zaj�c - pomocnik Pi�ma. Zewn�trzny - pomniejszy b�g, kt�ry o�wieci� Jedwabia. Doktor �uraw - prywatny lekarz Krwi, niski, za�ywny m�czyzna z siwiej�c� brod�. * Lis (tac.). Byli tam naukowcy Kiedy pater� Jedwab przekroczy� pr�g, w starej plebanii zapad�a g�ucha cisza. R�g, najwy�szy ch�opiec w pa-lestrze, siedzia� wyprostowany jak struna na najniewy-godniejszym krze�le w lekko zat�ch�ej sellarii. Jedwab by� �wiecie przekonany, �e dzieciak zaj�� to miejsce dopiero w chwili, gdy us�ysza� skrzypni�cie otwieranych drzwi. Nocny kruk (Jedwab dopiero teraz przypomnia� sobie, �e nazwa� go Oreb) siedzia� na wysokim, wy�cie�anym oparciu �krzes�a d�a go�ci". - Cze��, Jedwab! - zakraka�o ptaszysko. - Dobry Jedwab! - Dobry wiecz�r. Dobry wiecz�r wam obu. Niech b�ogos�awi was Tartaros. R�g na widok Jedwabia zerwa� si� z miejsca, lecz gospodarz machni�ciem r�ki kaza� mu zn�w usi���. - Wybacz, Rogu. Niewymownie mi przykro. Wprawdzie rnaytere R�a uprzedzi�a, �e ci� do mnie przy�le, lecz zupe�nie wypad�o mi to z g�owy. Wydarzy�o si� tyle rzeczy... O Sphigx! Sphigx D�gaj�ca, miej nade mn� lito��! S�owa te wywo�a� nag�y, przeszywaj�cy b�l w kostce. Kiedy 13 Jedwab kulej�c podchodzi� do jedynego wygodnego krzes�a w izbie, krzes�a, kt�rego u�ywa� zazwyczaj do czytania, zastanawia� si�, czy le��ca na nim poduszka wci�� jeszcze jest ciep�a. Mo�e zawstydzi� Roga i dotkn�� jej d�oni�? Opieraj�c si� na lasce o r�czce w kszta�cie g�owy lwicy, pochyli� si� lekko i po�o�y� r�k� na poduszce. By�a ciep�a. - Pater�, siedzia�em tam tylko przez chwil�. Z tamtego miejsca lepiej mog�em obserwowa� ptaka. - Oczywi�cie. � Jedwab zaj�� miejsce, a chor� nog� opar� na podn�ku. - Czeka�e� na mnie prawie przez p� nocy. - Tylko kilka godzin, pater�. Pozamiata�em ojcu izb� podczas gdy on opr�nia� kas� i... i chowa� pieni�dze. Jedwab z aprobat� skin�� g�ow�. � Bardzo dobrze. Nie powiniene� mi m�wi�, gdzie je ukry�. -Zamilk� przypominaj�c sobie, �e sam zamierza� zrabowa� Krwi manteion. - Ja bym ich nie ukrad�, gdy� taki post�pek nie le�y w mojej naturze, lecz nigdy-nie wiadomo, czy kto� nas nie pods�uchuje. R�g u�miechn�� si�. - A tw�j kruk, pater�? S�ysza�em, �e ptaki cz�sto kradn� b�yszcz�ce przedmioty. Pier�cionki, �y�eczki... - Nie kradnie! - zaprotestowa� Oreb. - Mia�em na my�li ludzi o d�ugich uszach. Jestem pewien, �e gdy udziela�em dzi� rozgrzeszenia pewnej nieszcz�snej m�odej kobiecie, kto� pods�uchiwa� przez okno. Ci�gn�a si� za nim galeria i w pewnej chwili us�ysza�em skrzypni�cie desek w pod�odze, gdy ten kto� si� poruszy�. Kusi�o mnie, by szybko podej�� do okna i zdemaskowa� intruza, lecz zanim z t� chor� nog� bym spe�ni� sw�j zamiar, on zd��y�by czmychn��... by zn�w zaj�� swoje stanowisko, gdy ja wr�c� na krzes�o. - Jedwab ci�ko westchn��. - Na szcz�cie owa niewiasta spowiada�a si� bardzo cicho. - Czy� takie pods�uchiwanie nie stanowi wielkiej obrazy bog�w, pater�? - Naturalnie. Ale obawiam si�, �e tamtego cz�owieka niewiele to obchodzi�o. A najgorsze w tym wszystkim jest to, �e ja tego cz�owieka znam, czy te� zacz��em go dopiero poznawa�, 14 i bardzo polubi�em. Jestem przekonany, �e tkwi w nim du�o dobra, cho� robi wszystko, by to przede mn� ukry�. Oreb zatrzepota� skrzyd�ami. -Dobry �uraw! - Ja nie wymieni�em jego imienia, a ty nic nie s�ysza�e� -powiedzia� do Roga Jedwab. - Oczywi�cie, pater�. Nawet w po�owie nie rozumiem, co ten ptak wygaduje. - To dobrze. A by�oby jeszcze lepiej, gdyby� mia� podobne trudno�ci ze zrozumieniem mnie. R�g poczerwienia�. - Przepraszam, pater�. Nie chcia�em... Ja nie dlatego... - Nie o to mi chodzi�o - wyja�ni� po�piesznie Jedwab. - Wcale nie o to. Nawet jeszcze nie zacz�li�my o tym m�wi�, cho� pom�wimy. Musimy pom�wi�. Chodzi�o mi o to, �e nie powinienem w og�le wspomina�, i� udziela�em tamtej kobiecie rozgrzeszenia. Ale jestem okropnie zm�czony i nie panuje nad je�ykiem. Teraz, gdy pater� P�etwa nie �yje... c�, wci�� mog� si� ze wszystkiego zwierza� maytere Marmur. Zwariowa�bym, gdybym nie mia� powiernika. Przez chwil� zbiera� rozbiegane my�li. - Chcia�em powiedzie�, �e cho� �w m�czyzna jest dobrym cz�owiekiem, nie wierzy w bog�w. Niemniej zamierzam zmusi� go do przyznania si�, i� nas pods�uchiwa�, a wtedy odpuszcz� mu win�. Nie b�dzie to �atwe, lecz rozwa�y�em ju� t� spraw� z ka�dej mo�liwej strony i nie widz� sposobu, bym unikn�� spe�nienia swego obowi�zku. - Tak, pater� - odrzek� R�g. - Ale to sprawa nie na dzi�. Mam za sob� bardzo pracowity dzie�. Ujrza�em... co�, o czym niestety nie mog� ci powiedzie�. Od chwili powrotu na plebani� rozmy�lam o tym cz�owieku i o problemie z nim zwi�zanym. Przypomnia� mi o nim niebieski opatrunek na skrzydle Oreba. - W�a�nie zastanawia�em si�, co to jest. �ubki. - Jedwab zerkn�� na zegar. - Rodzice pewnie si� o ciebie bardzo niepokoj�. R�g potrz�sn�� g�ow�. 15 - Pozosta�e szproty powiedz� im, gdzie jestem. Poinformowa�em ich, �e wybieram si� do ciebie, pater�. - Na Sphigx, mam tak� nadziej�. - Jedwab pochyli� si�, spu�ci� skarpetk� i odwin�� opatrunek. - Rogu, czy widzia�e�' ju� co� takiego? - Czy to pasek sk�ry, pater�? - Nie, du�o wi�cej. - Jedwab rzuci� mu owijacz. - Zr�b co� dla mnie. Kopnij to z ca�ych si� tak, by polecia�o na �cian�. Roga zatka�o ze zdumienia. - Je�li obawiasz si�, �e str�cisz jaki� obrazek, to uderz tym ze cztery razy w pod�og�. Ale nie tu, nie w dywan. Tam, w go�e deski. Bij z ca�ych si�. R�g pos�usznie spe�ni� polecenie i odda� Jedwabiowi owijacz. - Sk�ra sta�a si� gor�ca. - I tak by� powinno. - Jedwab za�o�y� opatrunek doktora �urawia na bol�c� kostk� i u�miechn�� si� z zadowoleniem, czuj�c, jak owijacz sam zaciska si� mu na nodze. - To nie jest �adna sk�ra, cho� bardzo j� przypomina. W �rodku mie�ci si� mechanizm cienki jak z�oty labirynt na karcie. Gdy mechanizm ten jest pobudzany, absorbuje energi�. W stanie spoczynku przetwarza cz�� tej energii w ciep�o, a jej reszta ulatnia si� w postaci d�wi�ku; tak mi m�wiono. Owijacz wydaje tony nies�yszalne dla ludzkiego ucha, za ciche albo o zbyt wysokiej cz�stotliwo�ci. Czy co� s�yszysz? R�g odmownie pokr�ci� g�ow�. - Ja te� nie - rzek� Jedwab - cho� s�uch mam niez�y, du�o lepszy ni� mia� pater� P�etwa. Dop�ki nie naoliwi�em zawias�w w furtce do ogrodu, s�ysza�em nawet ich skrzypienie. Jedwab rozlu�ni� si�, ukojony ciep�em bij�cym od owijacza i mi�kko�ci� krzesla. - Te cudowne opatrunki wytwarzano na Whorlu Kr�tkiego S�o�ca, podobnie jak szk�a, �wi�te okna i wiele innych przedmiot�w, kt�re posiadamy, a kt�re je�li raz si� zepsuj�, s� nie do naprawy. - Byli tam naukowcy. Tak twierdzi maytere R�a. - Dobry �uraw! - zakraka� Oreb. Jedwab wybuchn�� �miechem. 16 -Pewnie doktor nauczy� kruka tych s��w, kiedy sk�ada� mu skrzyd�o. Zgoda, �uraw jest w pewnym sensie naukowcem. W ka�dym razie zna si� na medycynie, a ju� samo to wykracza daleko poza wiedz�, jak� dysponuje wi�kszo�� z nas. Poza tym po�yczy� mi owijacz, kt�ry niestety b�d� musia� mu za kilka dni zwr�ci�. - Taki opatrunek kosztuje ze dwadzie�cie lub trzydzie�ci kart, pater�. - Du�o wi�cej. Czy znasz Alk�? Wielki m�czyzna, kt�ry pojawia si� u nas podczas sk�adania ofiar w scyldagi. - Chyba tak, pater�. - Masywna szcz�ka, szerokie ramiona, wielkie uszy. Nosi ogromne buciory i kordelas u pasa. - Nigdy z nim nie rozmawia�em, pater�, ale wiem, kogo masz na my�li. - R�g zamilk�, a jego przystojna, m�odzie�cza twarz spowa�nia�a. - Jest gro�ny. Tak twierdz� wszyscy. Potrafi st�uc na kwa�ne jab�ko ka�dego, kto stanie mu na drodze. Kiedy� okropnie pobi� ojca Rzepa. - Przykro mi to s�ysze� - mrukn�� Jedwab, wyci�gn�� paciorki i zacz�� przesuwa� je w palcach. - Porozmawiam z nim o tym. - Pater�, lepiej trzymaj si� od niego z daleka. Jedwab potrz�sn�� g�ow�. - Nie mog�, Rogu. To m�j obowi�zek. Musz� trzyma� si� osoby pokroju Alki. Nie s�dz�, by nawet Zewn�trzny... Poza tym i tak jest ju� na wszystko za p�no. Pokaza�em ten owijacz Alce, a on o�wiadczy�, �e taki opatrunek jest wart du�o wi�cej ni� trzydzie�ci kart. Ale to akurat nie ma znaczenia. Czy kiedykolwiek zastanawia�e� si�, dlaczego zostawili�my na Whorlu Kr�tkiego S�o�ca tyle wiedzy? - S�dz�, �e ci, kt�rzy t� wiedz� posiadali, w og�le nie pojawili si� na naszym whorlu, pater�. - Najwyra�niej tak w�a�nie by�o. A je�li nawet si� na nim osiedlili, to nie w Yironie. Niemniej ich wiedza by�aby dla nas bardzo u�yteczna i z ca�� pewno�ci�, gdyby takie by�y instrukcje Paha, pojawiliby si� r�wnie� w naszym mie�cie. - Lotnicy opanowali sztuk� latania, pater�, a my nie. Jednego widzieli�my wczoraj, pami�tasz? Tu� po meczu. Lecia� 17 bardzo nisko. Te�. chcia�bym umie� lata�. Lata� jak oni, lata� jak ptaki. - Nie lata�! - o�wiadczy� g�o�no Oreb. Jedwab przez chwile studiowa� krzy� pr�niowy przymocowany do paciork�w, po czym po�o�y� je na kolanach. - Dzi� wieczorem pozna�em starszego m�czyzn�, kt�ry ma fantastyczn� sztuczn� nog�. Musia� kupi� pi�� po�amanych lub zu�ytych protez, by zbudowa� te jedn�, ale stworzy� sztuczn� nog� identyczn� jak te, kt�rymi dysponowali pierwsi osadnicy; taka noga mog�aby pochodzi� nawet z samego Whorla Kr�tkiego S�o�ca. Gdy mi j� pokaza�, pomy�la�em, �e by�oby wspaniale, gdyby�my potrafili tworzy� podobne protezy dla maytere R�y, maytere Marmur i dla wszystkich �lepych lub chromych �ebrak�w. Naturalnie, latanie te� by�oby cudowne. Sam zawsze marzy�em, by wzbi� si� w przestworza. Podejrzewam, �e u podstaw tego wszystkiego tkwi ten sam sekret. Gdyby�my potrafili budowa� cudowne sztuczne nogi dla ludzi, kt�rzy ich potrzebuj�, zapewne umieliby�my te� tworzy� cudowne sztuczne skrzyd�a dla ka�dego, kto by ich pragn��. - Pi�kne marzenia, pater�. - Kto wie? Kto wie, Rogu? Skoro ludzie na Whorlu Kr�tkiego S�o�ca potrafili sami nauczy� si� takich rzeczy... - Jedwab potrz�sn�� g�ow�, ziewn��, po czym d�wign�� si� z krzes�a. - C�, dzi�kuj� za wizyt�. Sprawi�e� mi ni� wielk� przyjemno��, lecz teraz musz� uda� si� do ��ka. -Mia�em... Maytere powiedzia�a... - Rozumiem. - Jedwab od�o�y� paciorki. - Powinienem wymierzy� ci kar�. Albo da� reprymend� i wyg�osi� surowe kazanie. Czym tak bardzo rozgniewa�e� maytere R��? R�g g�o�no prze�kn�� �lin�. - Pr�bowa�em na�ladowa� tw�j spos�b m�wienia, pater�. Tak jak przemawiasz w manteionie. Ale dzi� tego nie robi�em i nigdy ju� wi�cej nie zrobi�. - Ale� nie - odpar� Jedwab, ponownie sadowi�c si� na krze�le. - Robi�e� to dzisiaj, Rogu. Zanim tu wszed�em, s�ysza�em, jak mnie na�ladujesz. Siedzia�em przez kilka minut na schodkach i s�ucha�em. Na�ladowa�e� mnie tak dobrze, i� chwilami 18 sadzi�em, �e to m�j w�asny g�os; �e to ja sam m�wi�. Jeste� w tym bardzo dobry. - Dobry ch�opiec - zakraka� Oreb. - Nie bije. - Nikt nie ma takiego zamiaru - uspokoi� ptaka Jedwab. Kruk sfrun�� mu na kolana, z nich przeni�s� si� na oparcie krzes�a, a nast�pnie na rami� Jedwabia. - Maytere R�a czasami nas bije - wyzna� R�g. - Wiem, ale nie jestem pewien, czy post�puje s�usznie. A teraz powt�rz mi, co m�wi�e�. Nie s�ysza�em dobrze wszystkiego. R�g wymamrota� co� pod nosem i Jedwab wybuchn�� �miechem. - Teraz te� nie us�ysza�em, co m�wisz. Z ca�� pewno�ci� ja tak nie mamrocze. Kiedy przemawiam z ambony, �ciany odpowiadaj� mi gromkim echem. M�w g�o�no. - Nie, pater�. - Nie b�d� si� gniewa�. Obiecuj�. -Ja tylko... Wiesz... S�owa, kt�re ty m�wisz, pater�. - Nie m�wi? - spyta� Oreb. Jedwab nie zwr�ci� na ptaka uwagi. - �wietnie. A teraz s�ucham. Powiedz mi, co zazwyczaj m�wi�, a z pewno�ci� b�dzie to dla mnie pouczaj�ca lekcja. Obawiam si�, �e czasami mocno przesadzam. R�g ze wzrokiem wbitym w pod�og� potrz�sn�� g�ow�. - Daj spok�j, ch�opcze! Jakie to rzeczy wygaduj�? - �eby zawsze �y� w zgodzie z bogami, gdy� tylko wtedy cz�owiek jest zadowolony z �ycia, kt�re zosta�o mu przez nich podarowane. Tak zatem nale�y szuka� ludzi m�drych i na nich si� wzorowa�. - Dobrze powiedziane, Rogu, ale tw�j g�os w niczym nie przypomina mojego. A ja chc� us�ysze� w�asny g�os, tak jak s�ysza�em siedz�c na schodkach. Nie spe�nisz mojej pro�by? - Ale musz� wsta�, pater�. - Wsta�. -1 nie patrz na mnie, pater�. Jedwab zamkn�� oczy. Przez dobre p� minuty ch�opiec milcza�. Jedwab, mimo �e mia� spuszczone powieki, wyczu�, i� �wiat�o za jego krzes�em 19 (najlepsze na plebanii) przygasa. Prawe przedrami�, rozdarte poprzedniej nocy zakrzywionym dziobem siwog�owego, mia� gor�ce i spuchni�te. Poza tym by� �miertelnie zm�czony i obola�y. - ��y� z bogami - us�ysza� w�asny g�os. - A z bogami �yje ten, kto konsekwentnie pokazuje im, i� �yje zgodnie z du- j chem, kt�ry w niego tchn�li, i pos�uszny jest ich woli; z duchem, kt�ry Pah darowuje ka�demu cz�owiekowi jako stra�nika i opiekuna, z duchem, kt�ry jest najwarto�ciowszy w cz�owieku, kt�ry stanowi jego esencj� i racj� bytu. Skoro zamy�lacie �y� w �yciu, kt�re przychodzi po �yciu, poka�cie najpierw, �e jeste�cie godni �y� w obecnym �yciu. Lecz je�li ludzie nie pozwalaj� wam...". Pami�ta�, nadepn�� na co� �liskiego i jak d�ugi roz�o�y� si� na glinianych czerwonych dach�wkach. - ...�my�li jedynie o wielkiej m�dro�ci, m�dro�ci przewodnicz�cego Kapitu�y lub radcy. A to nieroztropne. Gdyby�cie nawet dzi� porozmawiali z radc� lub z Jego M�dro�ci�, obaj powiedzieliby wam, �e m�dro�� mo�e by� te� skromna, uszyta na miar� zar�wno najmniejszego dziecka, jak i du�ego. Kt�re dziecko jest m�dre? Dziecko, kt�re szanuje m�drych nauczycieli i bacznie ich s�ucha". Jedwab otworzy� oczy. - Rogu, twoje pierwsze s�owa pochodzi�y z Pisma. Wiedzia�e� o tym? -Nie, pater�. Wypowiada�em jedynie s�owa, kt�re us�ysza�em od ciebie. - Cytowa�em. Ale to dobrze, �e serce podpowiedzia�o ci w�a�nie ten ust�p, nawet je�li wykorzysta�e� go, by ze mnie zakpi�. Siadaj. M�wi�e� o m�dro�ci. Bez w�tpienia to ja recytowa�em wszystkie te niedorzeczno�ci, ale ty zas�ugujesz na co� wi�cej. Kto jest m�dry, Rogu? Czy kiedykolwiek si� nad tym zastanawia�e�? Je�li nie, zastan�w si� teraz. Kto jest m�dry? - Ty... pater�? � Nie!!! - Jedwab tak gwa�townie wsta� z krzes�a, �e Oreb zaskrzecza� ze strachu. Pater� podszed� do okna i zacz�� wygl�da� przez kraty na zryt� koleinami ulic� S�o�ca, sk�pan� w niesamowitym �wietle s�cz�cym si� z nieba. - Nie, ja wcale 20 nie jestem m�dry, Rogu. A w�a�ciwie by�em tylko przez chwile W ca�ym swym �yciu by�em m�dry jedynie przez kr�ciutk� chwil�. Podszed� do Roga i przykl�kn�� przed nim. - Pozw�l, �e wyja�ni� ci, jak bardzo by�em g�upi. Czy wiesz, w co wierzy�em, gdy mia�em tyle lat co ty? Wierzy�em, �e liczy si� wy��cznie my�l, m�dro��. Ty, Rogu, jeste� bardzo sprawny fizycznie. Wspaniale biegasz, wspinasz si� i skaczesz. Ja by�em taki sam, ale umiej�tno�ci te mia�em w najg��bszej pogardzie. Po co chwali� si� umiej�tno�ci� wspinaczki, skoro i tak nie dor�wna�bym ma�pie? A my�le� mog�em lepiej ni� ma�pa... tak naprawd� lepiej ni� jakiekolwiek inne dziecko w mojej klasie. - U�miechn�� si� gorzko i potrz�sn�� g�ow�. - Tak wtedy my�la�em. Duma jest nonsensem. - Czy my�lenie nie jest rzecz� dobr�, pater�? Jedwab d�wign�� si� z pod�ogi. -Tylko wtedy gdy my�limy w�a�ciwie. Celem naszego my�lenia jest dzia�anie. Dzia�anie jest jego jedyn� przyczyn�. W przeciwnym razie po co by�oby my�lenie? Je�li nie dzia�amy, jest bezwarto�ciowe. Je�li nie mo�emy dzia�a�, jest bezu�yteczne. Jedwab wr�ci� do swego krzes�a, ale nie usiad�. -Rogu, ile razy s�ysza�e�, jak m�wi�em o objawieniu? Z pewno�ci� ze dwadzie�cia razy. Zatem dobrze zapami�ta�e� moje s�owa. Powt�rz, co m�wi�em. R�g obrzuci� nieszcz�liwym spojrzeniem Ofeba, jakby szuka� u niego rady, lecz siedz�cy na ramieniu Jedwabia ptak przekrzywi� tylko g�ow� i niecierpliwie przestepowa� z nogi na nog�. Z wyra�nym zainteresowaniem czeka�, co ch�opiec powie. - Jest to... - wyb�ka� R�g. - Jest to m�dro��, kt�r� nape�niaj� nas sami bogowie. Nie pochodzi ona ani z ksi�g, ani i �adnego innego �r�d�a i... i... -Mo�e p�jdzie ci lepiej, je�li zn�w zaczniesz m�wi� moim Ciosem - zasugerowa� Jedwab. - Wsta� i spr�buj jeszcze raz. Skoro ci� pesz�, mog� na ciebie nie patrze�. R�g wsta�, uni�s� g�ow� i skierowa� wzrok na sufit. K�ciki ust mu opad�y. 21 - �Boskie objawienie oznacza, �e cz�owiek wszystko wie bez my�lenia. I nie znaczy to wcale, �e my�lenie jest z�e; po prostu objawienie jest lepsze. Objawienie oznacza, �e cz�owiek my�li kategoriami boga". - R�g umilk� i po chwili doda� ju� w�asnym g�osem: - To by�o mniej wi�cej tak, pater�. Musia�bym sobie do�adniej przypomnie�. - Dob�r s��w rzeczywi�cie pozostawia to i owo do �yczenia - zawyrokowa� Jedwab. - Ale twoja dykcja jest bez zarzutu, a m�j g�os prawie nie do odr�nienia. Co najwa�niejsze jednak, wszystko, co powiedzia�e�, jest szczer� prawd�. Powiedz jeszcze, kto tego doznaje, Rogu. Kto dost�puje objawienia? - Ludzie, kt�rzy przez d�ugi czas staraj� si� �y� uczciwie. Tacy ludzie czasami doznaj� objawienia. - Nie zawsze? - Nie, pater�. Nie zawsze. - Czy uwierzysz mi, Rogu, czy uwierzysz mi �lepo i bez zastrze�e�, je�li powiem, �e i ja dost�pi�em objawienia? Uwierzysz czy nie? - Skoro tak m�wisz, pater�, wierz�. - l w to �e dozna�em go zaledwie wczoraj? Oreb cicho zagwizda�. - Wierze, pater�. - Dozna�em objawienia, Rogu. I nie by�a to wcale moja zas�uga. Kusi mnie, by powiedzie�, �e by�e� wtedy ze mn�, lecz nie by�aby to prawda. Nie do ko�ca. - Czy sta�o si� to przed naszym popo�udniowym spotkaniem w manteionie, pater�? O�wiadczy�e� wtedy, �e chcesz z�o�y� prywatn� ofiar�. Czy to dlatego? - Tak. Ale jej nie z�o�y�em i zapewne nigdy... - Nie zar�nie! - Je�li nawet, to nie ciebie - odrzek� Orebowi Jedwab. - Zapewne nie b�dzie to w og�le �ywe stworzenie, cho� jutro zamierzam du�o ich kupi� i z�o�y� z nich ofiar�. - Lubi Oreba? Oreb mi�y? - Mi�y. Jedwab podni�s� lask� na wysoko�� ramienia, kruk na ni� wskoczy� i odwr�ci� si� w stron� cz�owieka. 22 - Mnie nie pozwoli� si� nawet dotkn��, pater� - odezwa� si� R�g. - Nie mia�e� powodu go dotyka�, a on ciebie nie zna�. �adne zwierze nie znosi dotyku obcego. Czy mia�e� kiedykolwiek ptaka? - Nie, pater�. Mia�em psa, ale zdech�. - Chcia�em zasi�gn�� pewnej porady. Nie chce, by Oreb zdech�... s�dz�, �e nocne kruki to bardzo odwa�ne i �ywotne stworzenia. Wyci�gnij r�k�. R�g uni�s� rami� i Oreb wskoczy� mu na nadgarstek. - Dobry ch�opiec! - Nie b�d� ci go zabiera� - powiedzia� Jedwab. - Zatrzymaj go sobie. Jako dziecko z pewno�ci� nie mia�e� wielu zabawek. - To prawda. Byli�my... - Nieoczekiwanie twarz Roga rozja�ni� pogodny u�miech. - Mia�em jedn�. Zrobi� mija dziadek. By� to drewniana figurka m�czyzny w niebieskim p�aszczu. Do- mocowane by�y do niej sznurki i przy pewnej wprawie mo�na by�o za nie tak poci�ga�, �e lalka chodzi�a i k�ania�a si�. - No w�a�nie! - Jedwab stukn�� lask� w pod�og�, oczy mu rozb�ys�y. - Dok�adnie tak� zabawk� mia�em na my�li. Czy chcesz, bym opowiedzia� ci o swojej? Uwa�asz pewnie, �e zbaczam z tematu, ale tak nie jest. Zapewniam ci�. - Oczywi�cie, pater�. M�w. - By�a to para tancerzy, kobieta i m�czyzna, bardzo pi�knie pomalowani. Gdy nakr�ca�em zabawk�, kr�cili si� na malutkiej scenie do wt�ru muzyki. Malutka kobietka ta�czy�a z ogromnym wdzi�kiem, ma�y m�czyzna fika� kozio�ki, kr�ci� piruety i pl�sa�. Mo�na by�o wybra� jedn� z trzech melodii, kt�re nastawia�o si� za pomoc� malutkiej d�wigni. Potrafi�em bawi� si� ca�ymi godzinami. W takt muzyki �piewa�em piosenki, do kt�rych sam uk�ada�em s�owa, wyobra�a�em sobie, co kobieta m�wi m�czy�nie, a co m�czyzna kobiecie. Obawiam si�, �e opowiadali sobie same g�upstwa. - Rozumiem, pater�. -Gdy ostatni rok by�em w scholi, umar�a mi matka. Zapewne m�wi�em wam o tym niejeden raz. Wkuwa�em akurat do 23 egzaminu, gdy wezwa� mnie do swych komnat pra�at i o�wiadczy�, �e po ceremonii pogrzebowej mam zabra� z domu wszystkie osobiste rzeczy. Nasz dom, ca�a niewielka posiad�o�� mej matki przechodzi�a na w�asno�� Kapitu�y. Ka�dy, kto rozpoczyna nauk� w scholi, musi podpisa� stosowne zobowi�zanie. - Biedny Jedwab! Pater� u�miechn�� si� do ptaka. - Zapewne, ale wtedy tak nie my�la�em. By�o mi smutno z powodu �mierci matki, ale nie mia�em innych powod�w do zmartwie�. Mia�em ksi��ki, przyjaci� i jedzenia pod dostatkiem... No, ale teraz to ju� naprawd� odszed�em od tematu. Tak zatem odnalaz�em zabawk� na dnie szafy. W scholi przebywa�em ju� sze�� lat i przez ca�y ten czas ani razu nie widzia�em tych tancerzy. I oto zn�w mia�em ich przed sob�! Nakr�ci�em zabawk�. Figurki zacz�y ta�czy�, rozleg�a si� ta sama muzyka, kt�r� zapami�ta�em z lat dziecinnych. Melodia nosi�a tytu� �Pierwszy romans" i s�ysz� j� do dzisiaj. j R�g zakaszla�. - Czasami rozmawiam o tym z Pokrzyw�, pater�. Bardzo chcieliby�my by� ju� starsi. - To dobrze. To bardzo dobrze, oboje doro�niecie szybciej, ni� si� warri wydaje. B�d� si� za was modli�. Ale zmierzam do tego, �e wybuchn��em w�wczas p�aczem. Podczas ceremonii pogrzebowej mej matki nie uroni�em �zy, nie uroni�em �zy nawet wtedy, gdy spuszczano trumn� do grobu. Zap�aka�em dopiero na widok zabawki, gdy� wyda�o mi si�, �e tancerzom czas wcale nie up�yn��. Nie wiedzieli, �e cz�owiek, kt�ry ich teraz nakr�ca, po raz ostatni robi� to, gdy by� jeszcze ma�ym ch�opcem. Nie wiedzieli te�, �e kobieta, kt�ra kupi�a ich na ulicy Zegara, ju� nie �yje. Czy rozumiesz, co m�wi�, Rogu? - Chyba tak, pater�. - Dla ca�ego whorla takim czym� jest w�a�nie objawienie. Wszystkim mieszka�com zatrzymuje si� czas. Dla was jest to co�, co istnieje na zewn�trz - stamt�d przemawia b�g. Do mnie przem�wi� b�g zwany Zewn�trznym. Rzadko wspomina�em o nim w palestrze, ale w przysz�o�ci wiele wam jeszcze opowiem. Wczoraj po po�udniu maytere Mi�ta powiedzia�a co�, co 24 zapad�o mi g��boko w pami��. Powiedzia�a mianowicie, �e Zewn�trzny nie przypomina innych bog�w, kt�rzy odbywaj� narady w Centralnym Procesorze. �e jego zamys��w nie zna nikt poza nim samym. May ter� Mi�ta jest bardzo pokorna, ale te� i bardzo roztropna. Musz� pami�ta�, by to pierwsze nie przys�ania�o mi drugiego. - Dobra dzieweczka! - Tak, jest wielkiej dobroci. Pokorna i czysta. - Pater�, wr��my do objawienia - przywo�a� Jedwabia do porz�dku R�g. - Do twojego objawienia. Czy dlatego wypisuj� o tobie, �e zostaniesz calde? Jedwab strzeli� palcami. - Ciesz� si�, �e poruszy�e� t� kwesti�... Zamierza�em ci� w�a�nie o to spyta�. Kto� na murze wypisa� kred� has�o: �Jedwab na calde". Czy to twoja sprawka? R�g odmownie pokr�ci� g�ow�. - A mo�e kt�rego� z innych ch�opc�w? - dopytywa� si� Jedwab. - Nie s�dz�, by zrobi� to kt�ry� z naszych szprot�w, pater�. Napisy te znajduj� si� w dw�ch miejscach. Jeden na murze sklepu z konfekcj�, a drugi na ulicy Kapelusza, na budynku, w kt�rym mieszka Cyranka. Widzia�em te napisy. Oba znajduj� si� tak wysoko nad ziemi�, �e si�gn�� tam m�g�bym tylko ja albo �wierszcz. Ale on utrzymuje, �e nie ma z tym nic wsp�lnego. - S�dz�, Rogu, �e masz racj�. Wypisuj� to na murach, bo dozna�em objawienia. A raczej dlatego �e kto� pods�ucha�, jak o tym m�wi�em. Zwierzy�em si� kilku osobom, w tym tobie, a zapewne powinienem by� trzyma� j�zyk za z�bami. - Jak to by�o, pater�? Poza tym �e, jak to okre�li�e�, wszystko si� zatrzyma�o? Przez kilka tykni�� zegara Jedwab milcza�. Po raz setny chyba kontemplowa� tamto zdarzenie. Tak cz�sto obraca� je w my�lach, �e sta�o si� g�adkie i wypolerowane niczym kamie� toczony przez wod�. - W tamtej chwili - odezwa� si� w ko�cu - dowiedzia�em si� wszystkiego, czego potrzebowa� b�d� w przysz�o�ci. Trudno to 25 nawet nazwa� chwil�, gdy� dzia�o si� poza czasem. Ale teraz, Rogu - doda� z lekkim u�miechem - jestem tak samo jak ty w samym �rodku czasu. Du�o wody up�ynie w strumieniach, zanim zrozumiem wszystko, czego dowiedzia�em si� w tamtej chwili, kt�ra wcale chwil� nie by�a. Zajmie mi troch� czasu, zanim si� z t� wiedz� oswoj�. Czy to, co m�wi�, ma jakikolwiek sens? - Chyba tak, pater� - odrzek� niepewnie R�g. - To dobrze - mrukn�� Jadwab i d�ugo nad czym� my�la�. -Dowiedzia�em si� mi�dzy innymi, �e mam zosta� nauczycielem. Zewn�trzny ��da ode mnie jednego. Mam ocali� nasz manteion. Ale �yczy sobie, bym dokona� tego jako nauczyciel. Istnieje wiele powo�a�, Rogu. Najwy�szym jest czysta wiara. Ale to mnie nie dotyczy. Moim powo�aniem jest naucza�, a nauczyciel musi zar�wno naucza�, jak i my�le�. Stary cz�owiek, kt�rego pozna�em dzi� wieczorem, ten z cudown� nog�, r�wnie� jest nauczycielem. Cho� jednonogi i stary, uosabia samo dzia�anie, sam ruch. Uczy szermierki. Czy wiesz, dlaczego jest taki, jaki jest? Dlaczego jest samym dzia�aniem? - Nie wiem, pater� - odpar� z b�yskiem w oku ch�opiec. -Dlaczego? - Poniewa� walka na miecze, a tym bardziej na azothy, nie zostawia czasu na refleksje; tak zatem cz�owiek �w uczy, jak by� samym dzia�aniem. A teraz uwa�nie pos�uchaj. On jednak my�li. Rozumiesz? Mimo �e walka na miecze musi by� samym dzia�aniem, uczenie innych takiej walki wymaga my�lenia. Stary cz�owiek musi my�le� nie tylko o tym, czego ma nauczy�, ale te� jak nauczy� najlepiej. R�g skin�� g�ow�. - Chyba rozumiem, pater�. - W taki sam spos�b, Rogu, ty musisz my�le�, na�laduj�c mnie. Nie tylko jak mnie na�ladowa�, ale te� co i kiedy na�ladowa�. A teraz ju� zmykaj do domu. - M�dry cz�owiek! - zaskrzecza� kruk, machaj�c wielkimi skrzyd�ami. - Dzi�kuj�... Id�, Rogu. Je�li Oreb zechce, by� go ze sob� zabra�, nale�y do ciebie. - Pater�? 26 - S�ucham? - Czy zamierzasz uczy� si� szermierki? Przez chwile Jedwab zastanawia� si� nad odpowiedzi�. - Istniej� wa�niejsze rzeczy ni� walka na miecze. Na przyk�ad, z kim walczy�. Inn� istotn� rzecz� jest dochowywanie tajemnic. Je�li cz�owiek dochowuje tylko tych sekret�w, o kt�re go prosz�, nie jest godzien zaufania. Z ca�� pewno�ci� to rozumiesz. - Tak, pater�. - Poza tym wi�cej mo�na wyci�gn�� wiedzy z dobrego nauczyciela ni� z materii, kt�rej naucza. Powiedz swemu ojcu i matce, �e zatrzyma�em ci� nie za kar�, lecz przez niedopatrzenie, za co ich serdecznie przepraszam. - Nie idzie! - Z oszala�ym �opotem skrzyde� Oreb niezdarnie przeskoczy� z ramienia Roga na wysokie oparcie krzes�a. -Ptak zostanie! Ch�opiec trzyma� ju� d�o� na ryglu drzwi. - Pater�, powiem im, �e odbyli�my powa�n� rozmow�. Powiem, �e uczy�e� mnie o Zewn�trznym i o wielu innych sprawach. I wcale nie b�dzie to k�amstwo. - Do widzenia - zaskrzecza�o ptaszysko. - Pa, pa! -Ty g�upi ptaku! - mrukn�� Jedwab, gdy za Rogiem zamkn�y si� drzwi. - Czego si� nauczy�e�? Kilku s��w, kt�re na dodatek niew�a�ciwie stosujesz. - Spos�b bog�w! - O tak, teraz zaczynasz si� wym�drza�. Cho� owijacz wci�� jeszcze by� ciep�y, Jedwab zdj�� go z nogi. Uderzy� opatrunkiem mocno kilka razy w podn�ek, a nast�pnie owin�� nim zabanda�owane przedrami�. - Cz�owiek b�g. M�j b�g - zaskrzecza� ptak. - Zamknij dzi�b - odpar� ze znu�eniem Orebowi jego b�g. Wsun�� r�k� w szk�o i tam Kypris poca�owa�a jego d�o�. Usta mia�a zimne jak �mier�, lecz w pierwszej chwili przywita� �mier� z rado�ci�. Niebawem ogarn�� go strach i pr�bowa� wyrwa� r�k�, kt�r� jednak Kypris trzyma�a krzepko. Wo�a� na pomoc Roga, ale z ust nie wychodzi� mu �aden d�wi�k. Cho� 27 sellaria Orchidei znajdowa�a si� na plebanii, fakt ten wcale go nie dziwi�. W przewodach kominowych zawodzi� wiatr. Pami�ta�, �e Alka przepowiedzia� wiatr, i teraz pr�bowa� przypomnie� sobie, co wed�ug z�odzieja mia�o si� wydarzy�, gdy wichura ta nadejdzie. Nie puszczaj�c jego ramienia bogini odwr�ci�a si� i unios�a r�ce. Mia�a na sobie przylegaj�c� do cia�a, p�prze�roczyst� sukni�. Jedwab by� w pe�ni �wiadomy jej cudownie toczonych ud i kr�g�ych bioder. Gdy wytrzeszcza� na Kypris oczy, orkiestra Krwi zacz�a gra� �Pierwszy romans", a bogini zmieni�a si� w pi�kn� Hiacynt (cho� jednocze�nie wci�� pozostawa�a Kypris). Gwa�townie zachwia� si� i upad�, stopy nieoczekiwanie znalaz�y si� mu nad g�ow�, lecz bogini nie pu�ci�a jego r�ki. Obudzi� si� i d�ug� chwil� spazmatycznie �apa� powietrze. Podczas jego snu �wiat�a same wygas�y. W m�tnym blasku nocnego nieba, kt�ry s�czy� si� przez zas�ony w oknie, dostrzeg�, �e Oreb nagle podskoczy� i machaj�c gor�czkowo skrzyd�ami, wyfrun�� przez okno. Przy ��ku sta�a Ple��, naga i chuda jak szkielet. Jedwab zamruga�. Posta� dziewczyny rozmaza�a si� i znikn�a. Pater� przetar� oczy. Ciep�y wiatr targa� postrz�pionymi, jasnymi zas�onami w oknie, zawodz�c tak samo jak we �nie. Owijacz na r�ku by� jasny jak firanki i pokryty lodow� szadzi�, kt�ra topnia�a pod dotykiem palc�w. Jedwab zdj�� opatrunek, wysmaga� nim wilgotne prze�cierad�o i opatrzy� kostk�, w kt�rej czu� dotkliwy b�l. Nie powinien by� bez owijacza wspina� si� z chor� nog� po schodach. Co powiedzia�by na to doktor �uraw? Od ha�asu, jaki czyni� t�uk�c owijaczem o ��ko, �wiat�a zap�on�y widmowym blaskiem. M�g� teraz dostrzec wskaz�wki pracowitego zegara stoj�cego obok tryptyku. Min�a p�noc. D�wign�� si� z po�cieli i opu�ci� skrzyd�o okna. Dopiero wtedy u�wiadomi� sobie, �e Oreb przecie� nie mo�e lata�; ma zwichni�te skrzyd�o. 28 Na parterze zobaczy� kruka, kt�ry kr��y� po kuchni w poszukiwaniu czego� do jedzenia. Jedwab wy�o�y� mu ostatni� kromk� chleba i uzupe�ni� kubek czyst� wod�. Oreb przekrzywi� �eb i zaklekota� dziobem. - Mi�so? - Je�li jeste� g�odny, sam sobie czego� poszukaj - o�wiadczy� Jedwab. - U mnie ju� nic nie znajdziesz. � Zamilk� i po chwili doda�: - Kupi� co� jutro, gdy maytere zrealizuje czek Orchidei. Kupie �yw� ryb� i wpuszcz� j� do balii, gdzie pop�ywa sobie do czasu, a� sko�czy si� mi�so z ofiarnych zwierz�t. Wtedy podziel� si� ryb� z maytere R�. I z maytere Mi�t�, oczywi�cie. Czy lubisz �wie�e ryby, Orebie? - Lubi ryby! - W porz�dku. Zobacz�, co da si� zrobi�. A teraz masz by� ze mn� szczery. Inaczej nie dostaniesz �adnej ryby. Czy by�e� w mojej sypialni? - Nie kradnie! - Nie m�wi�, �e krad�e� - wyja�ni� cierpliwie Jedwab. - Pytam tylko, czy tam by�e�. - Gdzie? - Na g�rze. - Jedwab wskaza� palcem sufit. - Wiem, �e by�e�. Gdy obudzi�em si�, zobaczy�em ciebie. - Nie, nie! - Ale� by�e� na pewno, Orebie. Widzia�em ci� na w�asne oczy. Widzia�em, jak wylatujesz przez okno. - Nie lata! - Nie zamierzam ci� kara�. Chc� ci� tylko o co� spyta�. Pos�uchaj mnie uwa�nie. Kiedy by�e� na g�rze, czy widzia�e� kobiet�? Albo dziewczyn�? Chud�, m�od� kobiet� bez ubrania? - Nie lata - powt�rzy� z uporem ptak. - Skrzyd�o boli. Jedwab przeci�gn�� palcami po w�osach. - W porz�dku, nie mo�esz lata�. Odwo�uj� pytanie. Ale czy by�e� na pi�trze? - Nie kradnie! - Oreb zn�w zaklekota� dziobem. - Ani nie kradniesz. To te� ju� wiem. - Rybie g�owy? 29 - Tak, kilka. Du�ych. Obiecuj�. Oreb wskoczy� na okienny parapet. - Nie widzi. - Prosz�, popatrz na mnie. Czy j� widzia�e�? - Nie widzi. - Co� ciebie wystraszy�o - mrukn�� z zadum� Jedwab. - Ale m�g� to sprawi� jaki� m�j gwa�towny ruch, kiedy si� budzi�em. Mo�e wystraszy�e� si�, �e ci� ukarz� za to, �e myszkujesz w mojej sypialni. Czy tak? - Nie, nie! - To okno znajduje si� dok�adnie pod oknem mojego pokoju. My�la�em tylko, �e wylatujesz. Tak naprawd� tylko wyskoczy�e� i spad�e� na krzaki je�yn. Stamt�d ju� bez trudu dosta�e� si� do kuchni. Czy mam racj�? - Nie skacze! - Nie wierz� ci, bo... Jedwab urwa�. Us�ysza� ciche skrzypienie ��ka pater� P�etwy. Ogarn�y go wyrzuty sumienia, �e obudzi� starca, kt�ry przez ca�e dnie ci�ko pracowa�, a na dodatek cierpia� na bezsenno��. Bo przecie� tylko mu si� �ni�o (tylko �ni�em - stwierdzi� zdecydowanie w duchu), �e P�etwa umar�, podobnie jak �ni�, i� Hiacynt poca�owa�a go w r�k�, �e rozmawia� z Kypris w starym ��tym domu przy ulicy Lampy; �e rozmawia� z Kypris, bogini� mi�o�ci, bogini� kurew. Napompowa� do zlewu lodowato zimnej wody. Energicznie przemywa� spocon� twarz, a nast�pnie dok�adnie zmoczy� niezbyt czyste w�osy. My� si� tak d�ugo, a� zaczai dr�e� z ch�odu, cho� noc by�a upalna. - Pater� P�etwa nie �yje - mrukn�� do Oreba, kt�ry ze wsp�czuciem pokiwa� g�ow�. Nape�ni� wod� imbryk, postawi� naczynie na piecu i rozpali� ogie�, hojnie podk�adaj�c pod szczapki papier. Kiedy ju� p�omienie zacz�y liza� sp�d czajnika, usiad� na rozchwianym taborecie i wycelowa� w Oreba palec. - Pater� P�etwa odszed� od nas zesz�ej wiosny, to znaczy prawie rok temu. Osobi�cie sprawi�em mu pogrzeb i cho� nie postawili�my nagrobka, mogi�a kosztowa�a wi�cej, ni� nas by�o 30 sta�. Tak wi�c d�wi�k, kt�ry us�ysza�em, spowodowa� wiatr. Albo szczur. Czy wyra�am si� jasno? - Je�� teraz? - Nie. W spi�arni pozosta�a tylko odrobina mat� i g��wka cukru. Zamierzam zaparzy� sobie kubek mat�, wypi� j� i wr�ci� do ��ka. Tobie te� radz� i�� spa�. Z g�ry (znad sellarii, tego Jedwab by� pewien) zn�w dobieg�o skrzypni�cie starego ��ka pater� P�etwy. Wsta�. W kieszeni wci�� mia� grawerowany ig�owiec �licznej Hiacynt, kt�ry przed wej�ciem na plebani� za�adowa� ig�ami podarowanymi mu przez Alk�. Teraz wi�c wprowadzi� nab�j do lufy, odbezpieczy� bro�, podszed� do schod�w i zadar� g�ow�. - Ple�nio, jeste� tam? Odpowiedzia�a mu cisza. - Je�li tam jeste�, ubierz si�. Id� na g�r�, by si� z tob� rozm�wi�. Kiedy postawi� nog� na pierwszym stopniu, kostk� przeszy� mu ostry b�l. Zacz�� z�orzeczy� sobie w duchu, �e lask� zostawi� opart� o wezg�owie ��ka. Gdy da� kolejny krok, zaskrzypia�a pod�oga w izbie na pi�trze. Jedwab przemie�ci� si� o trzy stopnie wy�ej, przystan�� i zacz�� nads�uchiwa�. �cianami plebani wci�� wstrz�sa�y podmuchy wiatru, kt�ry j�cza� pot�pie�czo w przewodach kominowych, tak jak w niedawnym �nie. Niew�tpliwie to wiatr uderzaj�cy w star� plebani� sprawi�, i� on, Jedwab, jak zwykle g�upi, pomy�la�, �e to skrzypi i trzeszczy ��ko starego au-gura, kt�ry usiad� w po�cieli, by pomodli� si� lub wyjrze� przez okno, a nast�pnie zn�w si� po�o�y�. Na g�rze trzasn�y cicho drzwi. Drzwi do sypialni Jedwabia. Kiedy pater� w�o�y� spodnie i ruszy� do kuchni, by odszuka� Oreba, nie zamkn�� swego pokoju. Na plebanii wszystkie drzwi, je�li nie zosta�y zamkni�te na rygle, otwiera�y si� same. By�y stare i osadzone w wypaczonych futrynach, kt�rych zapewne jeszcze w czasach, gdy budowano plebani�, nale�ycie nie wypionowano. Zamierza� ju� po�o�y� palec na spu�cie ig�owca, lecz w por� 31 przypomnia� sobie ostrze�enia Alki i opar� opuszk� na obudowie cyngla. - Ple�nio? Nie zamierzam zrobi� ci krzywdy. Chce tylko porozmawia�. Czy jeste� tam? Na pi�trze panowa�a g�ucha cisza. �adnego g�osu, �adnego szurania st�p. Jedwab pokona� kilka nast�pnych stopni. Post�pi� bardzo nierozwa�nie, chwal�c si� przed Alk� azothem; taka bro� warta by�a tysi�ce kart. Alka potrafi� w�amywa� si� do dom�w du�o lepiej strze�onych i zabezpieczonych ni� stara plebania. Tak wi�c teraz widz�c, �e w kuchni na parterze zapali�o si� �wiat�o, on lub kt�ry� z jego kompan�w zakrad� si� do sypialni, by przyw�aszczy� sobie drogocenn� bro�. - Alko? To ja, pater� Jedwab. Nikt mu nie odpowiedzia�. - Mam przy sobie ig�owiec, lecz nie chc� robi� z niego u�ytku. Je�li podniesiesz r�ce i nie b�dziesz pr�bowa� ucieka�, w�os ci z g�owy nie spadnie. Nie zamierzam oddawa� ciebie w r�ce gwardzist�w. Jego g�os pobudzi� do �ycia niewielk� lamp� umieszczon� nad podestem. Do pokonania zosta�o jeszcze dziesi�� schodk�w. Wspina� si� powoli, hamowany zar�wno przez strach, jak i b�l w nodze. I oto nagle w otwartych drzwiach swej sypialni ujrza� nogi w ciemnym obuwiu, nast�pnie skraj czarnej sutanny, a na koniec u�miechni�t� twarz leciwego augura. Pater� P�etwa pokiwa� r�k� i rozp�yn�� si� w srebrzystej mgle. Jego obramowana niebieskim materia�em calotte upad�a bezszelestnie na nier�wne deski pod�ogi. Kypris Cho� i Jedwab, i maytere Marmur zapomnieli zam�wi� p�aczki, one, powiadomione przez dostawce ruty, pojawi�y si� same na godzin� przez rozpocz�ciem ceremonii pogrzebowej Orlicy. Gdy obiecano im dwie karty, jeszcze przed pojawieniem si� pierwszych �a�obnik�w poharata�y sobie krzemieniami ramiona, piersi i policzki. Wygl�da�y jak uciele�nienie rozpaczy i nieszcz�cia. Ich d�ugie, rozpuszczone, spl�tane w�osy rozwiewa� wiatr. Rozdziera�y czarne szaty i z g�o�nym zawodzeniem pada�y na kolana, by ulicznym py�em posypywa� sobie g�owy. Przed manteionem ustawiono pi�� d�ugich �awek; mieli na nich siedzie� �a�obnicy, je�li zabraknie miejsca w �rodku. M�ode kobiety, kt�re Jedwab widzia� poprzedniego dnia w ��tym domu przy ulicy Lampy, pojawia�y si� po dwie lub trzy. Opr�cz nich stawi�o si� te� kilku kupc�w (Jedwab nie mia� w�tpliwo�ci, �e sk�oni�a ich do tego Orchidea), jak te� gro�nie wygl�daj�cych m�czyzn, zapewne kompan�w Alki. Pojawi� si� te� sam Alka, kt�ry, zgodnie ze z�o�onym �lubowaniem, przyprowadzi� barana. Maytere Mi�ta, rozja�niona 33 rado�ci�, posadzi�a go w pierwszym rz�dzie, a Jedwab doszed� do wniosku, �e Alka zapewne wyzna� sybilli, �e nale�a� do przyjaci� zmar�ej. Potem przyj�� od z�odzieja zwierze ofiarne, podzi�kowa� bardzo serdecznie (w zamian otrzyma� pe�en zmieszania u�miech) i wyprowadzi� barana bocznymi drzwiami do ogrodu, gdzie maytere Marmur uwija�a si� w�r�d innych zwierz�t. Zgromadzono tam istn� mena�eri�. - Ta ja��wka zd��y�a ju� mi podkra�� z zagonu sporo pietruszki oraz zdepta�a traw� - poskar�y�a si� maytere Jedwabiowi. - Zostawi�a jednak przy okazji kilka prezent�w, dzi�ki kt�rym w przysz�ym roku m�j ogr�dek b�dzie jeszcze pi�kniejszy. A te kr�liki... Och, pater�, to wspania�e! Popatrz tylko, ile tu stworze�! Jedwab z uwag� ogl�da� zwierz�ta i pocieraj�c w zamy�leniu policzek, zastanawia� si� nad kolejno�ci� ofiar. Niekt�rzy augurowie preferowali na pocz�tek najwi�ksze zwierz�ta, inni zaczynali od og�lnej ofiary dla wszystkich Dziewi�ciu; tego dnia jednak Jedwab powinien zacz�� od bia�ej ja��wki. Z drugiej jednak strony... - Drewna jeszcze nie dowieziono. Maytere upar�a si� zatem uda� po nie osobi�cie. Chcia�am pos�a� kilku ch�opc�w, ale si� nie zgodzi�a. Je�li w drodze powrotnej nie wsi�dzie na w�z... M�wi�a naturalnie o maytere R�y; a maytere R�a przecie� porusza�a si� z najwy�szym trudem. - Ludzi wci�� przybywa - odezwa� si� Jedwab. - Mog� wyj�� i zaj�� ich chwilowo rozmow�. M�g� te� (jak bezlito�nie przyzna� przed samym sob�) powita� zgromadzonych przeprosinami za to, �e zacznie ceremoni� pogrzebow� bez maytere R�y; m�g�by te� bez niej przeprowadzi� uroczysto�ci do ko�ca. Ale dop�ki nie przywioz� drewna cedrowego i nie zap�onie �wi�ty ogie�, nie by�o mowy o sk�adaniu ofiar. Do manteionu wr�ci� w chwili, gdy pojawi�a si� tam Orchidea, lekko podpita i mimo panuj�cego upa�u przesadnie wystrojona w sukni� z ciemnobr�zowego aksamitu, na kt�r� narzuci�a sobolowy p�aszcz. Kiedy sz�a przej�ciem mi�dzy �awkami, po policzkach sp�ywa�y jej �zy. Zaj�a wyznaczone jej, honorowe 34 miejsce w pierwszym rz�dzie, a Jedwab pomy�la�, �e cho� bardzo �mieszy go jej niepewny ch�d i klekot czarnych, l�ni�cych korali, to jednak z ca�ego serca wsp�czuje nieszcz�snej kobiecie. Jej c�rka, spoczywaj�ca na niewidocznej prawie p�achcie z polimeru, kt�ra odgradza�a j� od warstwy l�ni�cego lodu, mia�a twarz spokojn� i sprawia�a wra�enie zadowolonej. - Najpierw czarne jagni� - mrukn�� pod nosem Jedwab. Sam nie wiedzia�, dlaczego podj�� tak� akurat decyzje. Poinformowa� o tym maytere Marmur, a nast�pnie wyszed� przez bram� ogrodow� na ulic� S�o�ca, by sprawdzi�, czy nie nadje�d�a w�z. z drewnem cedrowym, po kt�ry wybra�a siL maytere R�a. Nieustannie nap�ywali kolejni wierni. Wiele twarzy zna� z dziesi�tk�w ceremonii odprawianych w ka�dy scyldag. Pojawili si� te� obcy ludzie, zapewne znajomi Orlicy lub Orchidei. Wiele os�b przysz�o na pogrzeb zwabionych fam� (wydawa�o si�, �e ca�a dzielnica ju� o tym wie) o wielkiej i niebywale obfitej w zwierz�ta ofierze dla bog�w, jaka mia�a zosta� z�o�ona w najubo�szym w ca�ym Yironie manteionie. - Pater�, czy mog� wej�� t�dy? - rozleg� si� g�os na wysoko�ci jego �okcia. - G��wnymi drzwiami nie chc� mnie wpu�ci�. Zaskoczony Jedwab zerkn�� w d� i ujrza� pyzate oblicze Skle-rodermii, �ony rze�nika, kt�ra by�a grubsza ni� wy�sza. - Naturalnie. - Wej�cia pilnuj� jacy� m�czy�ni - poskar�y�a si� Sklero-dermia. Jedwab skin�� g�ow�. - Wiem. Sam ich tam postawi�em. Gdybym tego nie zrobi�, w �rodku zabrak�oby miejsca dla bliskich i przyjaci� zmar�ej i jeszcze przed z�o�eniem pierwszej ofiary zacz�yby si� burdy. Gdy wnios� ju� drewno, pozwolimy ludziom zaj�� miejsca stoj�ce w nawach. Wprowadzi� niewiast� do ogrodu i dok�adnie zaryglowa� bram�. - Przychodz� tu w ka�dy scyldag - rzek�a Sklerodermia. - Wiem - odrzek� Jedwab. - I zawsze staram si� co� przynie��. 35 - To te� wiem. Dlatego wpuszcz� ci� po cichu bocznymi drzwiami. B�dziemy udawa�, �e te� kupi�a� ofiarne zwierze... -Urwa� i doda� po�piesznie: - Ale nie b�dziemy tego m�wi�. - Przykro mi z powodu tamtej awantury z kocim miechem. Wyla�am na ciebie, pater�, ca�e wiadro. Post�pi�am karygodnie. Straci�am chyba rozum. - Sk�erodermia cz�apa�a przodem, nie �mia�a spojrze� Jedwabiowi w oczy. Zatrzyma�a si� dopiero przy bia�ej ja��wce. - Sp�jrz, ile jest na niej mi�sa! Jedwab nie potrafi� powstrzyma� u�miechu. - Potrzebuje troch� kociego miecha. Dla mego ptaka. - Masz ptaka, pater�? Du�o os�b kupuje u mnie karm� dla ps�w. Przynios� ci troch�. Jedwab zgodnie z obietnic� wprowadzi� �on� rze�nika bocznymi drzwiami i wskaza� jej miejsce obok Roga. Gdy wchodzi� po stopniach na ambon�, w przej�ciu mi�dzy �awkami pojawi� si� m�czyzna z pierwszym nar�czem cedrowego drewna. Obok o�tarza nieoczekiwanie zmaterializowa�a si� maytere R�a, by dopi�nowa� rozpalenia ognia, a Jedwab oczyma wyobra�ni ujrza� pater� P�etw�, o kt�rym ca�kiem zapomnia� w gor�czce porannych przygotowa� do ceremonii. Nie pater�, lecz jego ducha, napomnia� si� zdecydowanie. Nic nie