8014

Szczegóły
Tytuł 8014
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8014 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8014 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8014 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Colin Forbes Pu�apka w Palermo Prze�o�yli: EWA KRASNOD�BSKA i JAN ZAKRZEWSKI Dla Jane 1. Poniedzia�ek, 5 lipca 1943 �Ca�y plan jest idiotyczny... musisz mie� wiele szcz�cia, �eby wyj�� z tego ca�o...� Wida� ju� by�o nieprzyjacielski brzeg: zamglona sylwetka g�ry otoczonej noc�. Gdy hydroplan siada� na �r�dziemnomorskiej toni, a p�ywaki wzbija�y strugi wodnego py�u, w g�owie Lawsona brz�cza�y s�owa gro�nego ostrze�enia majora Jamesa Petriego. Maszyna gwa�townie wytraci�a szybko��, ale p�yn�a dalej r�wnolegle do brzegu odleg�ego o jakie� osiemset metr�w. Major Lawson siedz�cy za pilotem marynarki trzyma� si� mocno obramowania drzwiczek i patrzy� w przemykaj�c� pod nim czarn� wod�. Kiedy samolot ju� sta�, ko�ysany lekk� fal�, Lawson wyrzuci� na wod� trzy gumowe pontony. G�o�no plusn�y i zacz�y jak korki podskakiwa� na fali, nadal przywi�zane do hydroplanu. Ksi�yc wyszed� zza chmur w�a�nie w chwili, kiedy Lawson modli� si�, by za chmurami pozosta�. Ksi�ycowy reflektor obna�y� o�miu ludzi alianckiej grupy dywersyjnej, gdy jeden po drugim pojawiali si� ko�o Lawsona i wskakiwali do niestabilnych ponton�w. Pilot wy��czy� oba motory. Stan�y. Lawson czeka� ze stenem przewieszonym przez rami�, wpatrzony w odleg�y brzeg, a jednocze�nie odlicza� cz�onk�w swej wyprawy zeskakuj�cych do ponton�w. Zn�w my�la� o tym, co jeszcze powiedzia� mu Petrie, ale wtedy, kiedy by�o ju� zbyt p�no, by zmieni� plan: �Dawnay nie powinien by� akceptowa� podobnego szale�stwa! O�miu ludzi, z tob� dziewi�ciu, to zbyt wielu do tej roboty. B�d� sobie wchodzi� w drog�...� Opuszczaj�c w nerwowym po�piechu kabin� hydroplanu jeden z �o�nierzy potkn�� si� o nogi wyskakuj�cego przed nim i od upadku ocali�a go tylko szybko podana r�ka Lawsona, kt�ry pomy�la� ponuro, �e pe�en niepokoju Petrie zrobi� dobrze pozostaj�c w Tunisie, by m�c wys�ucha� pierwszych meldunk�w od grupy dywersyjnej. By�a dziesi�ta, kiedy dziewi�ciu �o�nierzy w przebraniu sycylijskich wie�niak�w odepchn�o pontony od hydroplanu i zacz�o wios�owa� ku wyspie bronionej przez wojska Osi. Ta w�dr�wka po zalanej �wiat�em ksi�yca przestrzeni szarpa�a nerwy. P�yn�li po morzu rozko�ysanym, w�r�d plam cieni i iluminowanych sinym �wiat�em grzbiet�w fal. Hydroplan pilotowany przez porucznika Dawida Gilbeya pozosta� z ty�u, unosz�c si� i opadaj�c miarowo ze swymi unieruchomionymi silnikami na wzd�tym fal� morzu. Plan zak�ada�, �e Gilbey b�dzie czeka�, a� grupa Lawsona dotrze do l�du; �e nie zapu�ci motor�w, aby nie zwr�ci� uwagi nieprzyjaciela, dop�ki uzbrojony desant nie dop�ynie do pla�y. Malutkie pontony te� si� podnosi�y i opada�y mi�dzy fale. Lawson siedzia� w wiod�cym, wios�owa� mechanicznie, wpatrzony w opustosza�y brzeg i nasyp kolejowy tu� za nim. Obr�ci� si�, by rzuci� okiem na hydroplan, kt�rym na sycylijski brzeg przylecieli z Tunisu. Przynajmniej w tej sprawie Petrie nie mia� racji: �Hydroplan jest zbyt ha�a�liwy do takiego przedsi�wzi�cia�, upiera� si� podczas ostatecznej odprawy przed rozpocz�ciem misji, kiedy ju� wszystkie jego zastrze�enia zosta�y odrzucone przez genera�a Dawnaya i jego sztabowych planist�w. �Hydroplan b�dzie musia� zbli�y� si� do Sycylii, �eby wy�adowa� ca�� grup� i jej �odzie. Po obu stronach Cie�niny Messy�skiej roi si� od �o�nierzy. Nieprzyjaciel was us�yszy�. Wygl�da na to, �e Petrie si� myli�, mo�e wi�c myli� si� i w innych sprawach. Nik�a nadzieja, niezbyt podniecaj�ca Lawsona: Petrie, uczestnik dziesi�ciu wypraw za linie nieprzyjaciela, rzadko si� w tych sprawach myli�, natomiast genera� Dawnay - ��elazny cz�owiek, cz�owiek z �elaza, ale tylko od szyi w g�r�, jak to powiedzia� Petrie - przyby� z Londynu zaledwie przed sze�cioma tygodniami. Gdy zbli�yli si� do opustosza�ej pla�y, nadal jedynymi nocnymi d�wi�kami by�y ciche klapsy czubk�w fal o boki ponton�w, t�umione nerwowe chrz�kni�cia i szelest wiose� zanurzanych w wod�, im bli�ej brzegu tym energiczniej, jakby wios�uj�cej dziewi�tce zale�a�o na szybszym wyl�dowaniu na sycylijskiej ziemi. Lawson spojrza� przez rami� za siebie - hydroplan nadal ko�ysa� si� majestatycznie, a w nim niewidoczny teraz Gilbey, wpatrzony w pok�adowe instrumenty, oczekiwa� chwili, kiedy b�dzie m�g� odlecie�. W ostatnim pontonie kapral Carpenter siedzia� pochylony bardziej ni� inni, gdy� plecy przygniata� mu nadajnik radiowy, niepor�czne, ci�kie pud�o, kt�re przypomina�o Lawsonowi jeszcze co�, co powiedzia� Petrie: �Bill, b�agam ci�, zostaw to radio. Je�li b�dziesz w tarapatach, je�li b�dziesz musia� wia�, to Carpenter d�wigaj�cy ten ci�ar b�dzie dla ciebie kul� u nogi. W razie potrzeby b�dziesz przecie� mia� nadajnik ruchu oporu obs�ugiwany przez Gambariego w Messynie.� Dawnay jednak nalega� na zabranie nadajnika, tak samo jak mocno nalega� na zabranie pozosta�ego sprz�tu i na ten lot hydroplanem. �To jest nasze normalne post�powanie na holenderskim wybrze�u, mo�e tutaj tego jeszcze nie wiecie...�, uzasadnia� decyzj�. W�a�ciwie nagle znale�li si� tu� przy pla�y. Nie zdziwi�o to Lawsona - cz�sto nast�puje takie zaskoczenie, gdy z pofalowanego morza wp�ywa si� na g�adk� wod� zatoki. Za niespe�na minut� wszyscy znajd� si� ju� na twardym gruncie. Trzeba tylko przebiec w�skie pasemko szarego piasku i poszuka� os�ony na zboczu kolejowego nasypu, kt�ry by�o wida� tu� za szos� ��cz�c� Messyn� na wschodzie z Palermo na zachodzie. Od�o�ywszy wios�o Lawson da� znak i pontony zmieni�y szyk, jeden po lewej, drugi po prawej stronie dow�dcy, aby na wypadek kontaktu ogniowego z nieprzyjacielem w czasie l�dowania rozproszy� cele. Lawson wyda� te� rozkaz siedz�cemu za nim w pontonie sier�antowi. M�wi� niemal�e szeptem. - Kiedy dotkniemy pla�y, p�dzimy do nasypu kolejowego. Chc� tam by� przed pozosta�ymi. Wi�c od razu z kopyta, Briggs! I wy dwaj tak�e! - B�dziemy trzymali si� pana, sir! By� to drobiazg, ale by� mo�e bardzo istotny drobiazg: Lawson chcia� znale�� si� ze swoj� za�og� pierwszy na nasypie, aby w razie pojawienia si� w niew�a�ciwej chwili patrolu nieprzyjacielskiego m�c zapewni� os�on� ogniow� pozosta�ym. Obejrza� si� jeszcze raz, gdy Gilbey zapu�ci� silniki; odg�os pracuj�cych motor�w rozszed� si� przera�aj�cym rykiem ponad posrebrzon� powierzchni� morza. Ale Lawson natychmiast przeni�s� wzrok na poszarpane kontury krajobrazu za pla��, szukaj�c �lad�w ruchu. Ku niebu wznosi�a si� skalna �ciana, w polu widzenia nie by�o �adnego domu, tylko ta opuszczona pla�a wci�ni�ta mi�dzy urwiste ska�y si�gaj�ce wody po obu stronach piaszczystego placka. Pla�a zbyt ma�a na l�dowanie wi�kszego desantu, nie by�o wi�c te� wida� �adnych z�owieszczych drut�w, zapowiadaj�cych pole minowe. Ponton przechyli� si� do ty�u, pokona� grzbiet fali, prze�lizn�� si� przez sk��bion� nad piaskiem pla�y wod� z pian�. Lawson wyskoczy� na brzeg, za nim inni. Ostatni zatrzyma� si� chwil�, aby wci�gn�� ponton daleko na pla��. Zgi�ty nisko w pa��k Lawson pogna� przez piasek, przeskoczy� puste pasmo drogi i wdrapa� si� na ziemny nasyp kolejowy. Na samym szczycie pad� plackiem na ziemi� obserwuj�c uwa�nie zbocze g�ry pe�ne g�az�w i skalistych wyst�p�w, za kt�rymi mog�y kry� si� nawet poka�ne si�y wroga. Lawson zakl��: zupe�nie znik�d pojawi� si� messerschmitt, z rykiem motoru nurkowa� w punkt daleko za plecami Lawsona, tam gdzie hydroplan przygotowywa� si� do startu. A wi�c jednak Petrie mia� racj�! Potrzebowali pi�tnastu minut na przybycie na pla�� od miejsca, w kt�rym czeka� Gilbey. W tym czasie kto� wys�a� sk�d� radiow� wiadomo�� na lotnisko, w tym te� czasie samolot wystartowa� i przylecia�. Pozostali cz�onkowie wyprawy le�eli ju� na nasypie. Lawson zn�w da� znak i trzech �o�nierzy powr�ci�o na pla��, aby z niej �ci�gn�� pontony i ukry� g��biej na brzegu. Mo�e ju� teraz zb�dna ostro�no��, ale istnia�o i takie prawdopodobie�stwo, �e messerschmitt odbywa� normalny lot patrolowy, podczas kt�rego pilot zobaczy� nieprzyjacielski samolot na morzu. Istnia�a jeszcze iskierka nadziei, �e nieprzyjaciel nic nie wie o l�dowaniu desantu, �e pilot messerschmitta zapatrzony w sw�j cel na morzu, do kt�rego pikowa� z du�ej wysoko�ci, nie zauwa�y ludzkich figurynek ci�gn�cych pontony przez piasek, by je spr�bowa� ukry� pod nasypem. - Lepiej zmykajmy st�d w g��b l�du, panie majorze! - zaproponowa� sier�ant Briggs. S�ycha� by�o coraz wi�kszy, r�wny ryk motor�w hydroplanu, ale pilot nadal nie dysponowa� odpowiedni� moc�, by wystartowa� na wodzie. Messerschmitt spada� na sw� ofiar� pod ostrym k�tem, jego silnik wy� pot�pie�czo. Lawson przesta� interesowa� si� tym, co rozgrywa�o si� na morzu, zatopiony w obserwacji g�az�w i skalnych nawis�w stromego zbocza g�ry. Mi�dzy nasypem, na kt�rego skraju le�eli �o�nierze Lawsona, a pierwszym wielkim g�azem na zboczu by�a go�a przestrze�, g�adkie zbocze nie zapewniaj�ce najmniejszej os�ony - pas l�du kilkusetmetrowej szeroko�ci. Je�li powy�ej, za g�azami, znajdowa� si� wr�g, to grupa desantowa zostanie zmasakrowana podczas jakiejkolwiek pr�by podej�cia. Radiooperator kapral Carpenter zaj�� uprzednio mu wyznaczone miejsce na lewym skraju tyraliery ukrytej na nasypie. Gdy wszyscy wyrusz�, b�dzie szed� ostatni, a wi�c w pierwszej fazie mo�e czu� si� bezpieczniejszy ni� pozostali. Czekaj�c na rozkaz i maj�c teraz czas, obejrza� si� za siebie: hydroplan usi�owa� wystartowa�, p�ywaki pozostawia�y dwie spienione smugi, ryk silnik�w pot�nia�. Gilbey musia� dokona� skr�tu ku otwartemu morzu, aby m�c oderwa� si� od wody i oddali� od wyspy. Carpenter zauwa�y� z niepokojem, �e lec�cy prosto jak strza�a niemiecki my�liwiec minimalnie zmienia kierunek, us�ysza� szczekliwy terkot karabin�w maszynowych drapie�nika dopadaj�cego ogona umykaj�cego hydroplanu, zobaczy� nag�y wytrysk dymu i ognia z kad�uba. Hydroplan ju� nabiera� wysoko�ci, gdy Gilbey utraci� nad nim panowanie. By�o to w chwili, gdy messerschmitt wyszed� z pikowania i pru� ju� ku niebu. Hydroplan nagle jakby zadr�a�, zachybota�, otar� si� prawym skrzyd�em o powierzchni� morza, spektakularnie przekozio�kowa� o sto osiemdziesi�t stopni i g�o�no klasn�� grzbietem o wod� - Carpenter s�ysza� to kla�ni�cie! Nast�pi� g�uchy wybuch, pojawi�a si� chmurka czarnego dymu, jakie� drobne resztki pozosta�y na wodzie - i cisza, bowiem messerschmitt by� ju� poza granic� d�wi�ku. Lawson s�ysza� ca�y przebieg katastrofy nie widz�c jej, i raz jeszcze powr�ci�y s�owa majora Petriego: �Hydroplan jest zbyt ha�a�liwy...� Do�� rozmy�lania o tym, co by�o! Nie zwlekaj�c d�u�ej da� sygna� ruszenia naprz�d. O�miu ludzi w nier�wnej linii ruszy�o zboczem g�ry, pistolety maszynowe nie�li przed sob� gotowe do strza�u, ci��y�y im kieszenie wy�adowane zapasowymi magazynkami i granatami, za� dwu z nich nios�o dodatkowy ci�ar - ka�dy po pi�tna�cie kilo materia��w wybuchowych, by mogli wykona� zadanie, jakim ich obarczono. Szli pod g�r� w starannie wypracowanym, pozornie bez�adnym szyku, by jakikolwiek wrogi strzelec - je�li takowy mia�by na nich czatowa� ukryty gdzie� mi�dzy ska�ami - musia� do ka�dego inaczej celowa�. Kapral Carpenter, wiedz�c, czego si� od niego oczekuje, sta� teraz w cieniu nasypu, poprawia� pasy niesionej na plecach radiostacji i szykowa� si� do drogi, czekaj�c na znak r�k� majora Lawsona, kt�rego intencje odgadywa�. Miast znaku us�ysza� przera�aj�cy grzechot broni maszynowej oraz pojedyncze strza�y - zza ska� i g�az�w powy�ej wspinaj�cych si� �o�nierzy spada� deszcz ognia. Niekt�rzy z nich na kr�tko otworzyli ogie� do cel�w, kt�rych nie widzieli, paru rzuci�o si� naprz�d, paru innych skoczy�o do ty�u w daremnej pr�bie znalezienia ponownie os�ony za nasypem kolejowym. Jednak�e nieprzyjacielski dow�dca na g�rze wybra� moment na otwarcie ognia bezb��dnie, �o�nierze Lawsona zostali wystrzelani jak kaczki. Lawson, trafiony jako jeden z pierwszych, pad� zdo�awszy odda� jedynie kr�tk� seri� ze swego stena. Le��c na boku usi�owa� si� jeszcze podnie��, lecz czu�, �e to niemo�liwe. Strzelanina trwa�a. Trafi�y go nast�pne kule. Po niespe�na minucie nic si� ju� nie porusza�o na zboczu i w�wczas nieprzyjacielscy �o�nierze wyszli zza g�az�w i ska�. Tak, wszystko to trwa�o niespe�na minut�, ale w tym czasie Carpenter zd��y� zdj�� z plec�w radiostacj�, otworzy� brezentow� klap�, wysun�� anten� teleskopow�. Carpenter by� londy�skim koknejem, przed wojn� kierowc� taks�wki, do swoich obowi�zk�w podchodzi� flegmatycznie mimo tego, co dzia�o si� przed jego oczami. Skry� si� za nasypem i zacz�� wystukiwa� wiadomo��: �Hydroplan zaalarmowa� wroga, grupa desantowa Orfeusz unicestwiona...� Nadal palce jego wystukiwa�y znaki Morse�a, gdy na kark spad� mu mia�d��cy cios kolb�. Nie doko�czy� zdania. Po dwu godzinach wiadomo�� przekazano majorowi Petriemu... 2. �roda wieczorem, 7 lipca W mroku afryka�skiej nocy dwie umundurowane postacie zd��a�y szybkim krokiem do du�ego kwadratowego namiotu, kt�rego p�achty wydyma�a i szarpa�a piaskowa burza. W kilkunastometrowej odleg�o�ci od namiotu sta�y posterunki strzeg�ce dost�pu ze wszystkich stron. Stra�e sta�y tak daleko od namiotu, aby niczyje ucho nie mog�o zrozumie� ani s�owa wypowiedzianego podczas narady zwo�anej w nadzwyczajnym trybie na godzin� dziesi�t� wieczorem. Major James Petrie, ju� w tej wojnie odznaczony orderem za niezwyk�e bohaterstwo - DSO - szed� pierwszy, pierwszy znalaz� si� przy wej�ciu do namiotu, odpi�� furkocz�c� na wietrze klap� i przepu�ci� id�cego tu� za nim prze�o�onego, pu�kownika Artura Parridge�a. Parridge rzuci� jeszcze okiem na niebo, stwierdzi�, �e piaskowa burza si� wzmaga, i wszed� do pustego namiotu z d�ugim sto�em na krzy�akach okolonym krzes�ami. Mapa le��ca na stole pokryta by�a warstewk� piasku. Parridge sta� przez chwil� rozgl�daj�c si� doko�a i otrzepuj�c piasek z bawe�nianej bluzy mundurowej. Pusty namiot by� o�wietlony lampami naftowymi zawieszonymi nad sto�em na rozpi�tym drucie; lampy rzuca�y migotliwe �wiat�o poruszaj�ce cieniami na �cianach namiotu. Gdy Petrie wszed�, Parridge si� odezwa�: - Tym razem trzymaj buzi� na k��dk�, Jim! - Zbyt wiele pan wymaga, pu�kowniku! Zw�aszcza bior�c pod uwag� zaistnia�� sytuacj�. - Petrie rzuci� okiem na pu�kownika; w k�cikach jego ust zarysowa�y si� zmarszczki - oznaka prze�ywanego napi�cia. Parridge co� mrukn��. By� m�czyzn� pod pi��dziesi�tk�, przedwcze�nie posiwia�ym. Bior�c pod uwag� zaistnia�� sytuacj� mia� powody, by si� martwi�! Tak, desant Lawsona zako�czony rze�ni�! W tej w�a�nie sytuacji Parridge zdawa� sobie spraw�, �e sugestii milczenia nie mo�e zamieni� w rozkaz i dlatego zdecydowa� si� powiedzie� co� innego. - Pami�taj, �e jutro rano jedziesz na odpoczynek do Algieru. - Przynajmniej b�d� dalej od Dawnaya. To by�o krwawe fiasko! Dziewi�ciu ludzi zgin�o w chwili l�dowania. I niepotrzebnie... - W�a�nie o to mi chodzi�o, kiedy m�wi�em o buzi na k��dk�. - Parridge poszed� w g��b namiotu i usiad� za sto�em najdalej od miejsca, kt�re by�o przeznaczone dla genera�a Dawnaya. - Siadaj tu ko�o mnie! - Klepn�� par� razy oparcie krzes�a obok. By� zdecydowany trzyma� Petriego najdalej od genera�a. Major James Petrie mia� lat dwadzie�cia dziewi��, w czasie pokoju by� in�ynierem g�rnictwa, w mundurze mia� zamiar pozostawa� tylko do ko�ca wojny. Od chwili otrzymania przydzia�u do samodzielnej eskadry feluk na Morzu �r�dziemnym, dowodzonej przez Parridge�a, odby� dziesi�� wypraw dywersyjnych poza linie nieprzyjaciela - dowodz�c nimi! - a by�a to dzia�alno�� o tak wysokim stopniu ryzyka, �e niewielu oficer�w prze�ywa�o d�u�ej ni� dwa miesi�ce. Petrie przetrwa� dwa lata - sta� si� ekspertem w tych sprawach na terenie wroga, a ostatnio powr�ci� z paromiesi�cznego pobytu na Sycylii, gdzie pe�ni� funkcj� oficera ��cznikowego z sycylijskim podziemiem - najbardziej zdeprawowan� band� opryszk�w na ca�ym obszarze �r�dziemnomorskim. Sp�dzi� wi�c na wyspie dwa miesi�ce usi�uj�c nauczy� Sycylijczyk�w zbierania w�a�ciwych informacji natury wojskowej i przekazuj�c bezcenne dane - na podstawie kt�rych opracowywano nast�pnie plany inwazyjne - drog� radiow� do Kwatery G��wnej Si� Sojuszniczych, KGSS. Po powrocie do Tunisu spuentowa� swoje do�wiadczenie kr�tko: �To nie Niemcy budzili we mnie l�k, ale nasi podziemni sojusznicy - i to l�k �miertelny!� Jakie to dziwne, my�la� Parridge, ci m�odzi ludzie nienawidz�cy wojny za to, �e zabiera im najlepsze lata �ycia, celuj� zazwyczaj w sztuce zabijania i morderczej walce. Mo�e dlatego, �e przyszli do wojska nieska�eni, dostrzegali przed sob� to, co by�o po prostu widoczne, nie mieli umys��w zara�onych zdezaktualizowanymi doktrynami, nie mieli umys��w takich jak �Szybko�ciowiec� Dawnay... Parridge postanowi� teraz nie my�le� o wiecznie sierdz�cym si� generale. Po co? B�dzie go mia� a� nadto, gdy si� pojawi. I najtrudniejsz� spraw� b�dzie powstrzymywanie Petriego. Brunet, g�adko ogolony, o twarzy spalonej na maho� afryka�skim s�o�cem, by� Petrie jednym z tych nielicznych ludzi, kt�rzy natychmiast zwracaj� uwag� wszystkich, gdy tylko pojawi� si� w pokoju - silnie zarysowana broda, zdecydowane usta, lekko garbaty nos, zawsze ruchliwe oczy obserwuj�ce wszystko i wszystkich; i tak pozytywne by�o to pierwsze wra�enie, �e mo�na by�o nie zauwa�y� lekkiego wygi�cia ust sugeruj�cego sardoniczny humor. - S�uchaj, Jim! - odezwa� si� Parridge. - W�a�ciwie mia�em ci o tym nie m�wi� przed otrzymaniem potwierdzenia. Poda�em ci� do awansu. Kiedy wr�cisz z Algieru, b�dziesz ju� podpu�kownikiem. - Dzi�kuj�, sir - odpar� Petrie nie okazuj�c wi�kszego przej�cia wiadomo�ci�. Poczu� przyjazne klepni�cie po plecach i kapitan Edward Johnson - Armia Stan�w Zjednoczonych! - kt�ry przed chwil� wszed� do namiotu, usiad� obok niego. - My�la�em, �e ju� jeste� w drodze do rozkosznego piekie�ka nocnych lokali Algieru? - Dopiero jutro rano, Ed. �sma zero zero. Punktualnie. Dzi� mnie widzisz definitywnie po raz ostatni. - I bardzo dobrze! Tylko si� nie zgub w zau�kach Starego Miasta w pogoni za tymi tancerkami w welonach. Johnson by� o dwa lata m�odszy od Petriego. Przyja�nili si�. Johnson zapali� papierosa, a Parridge u�miechn�� si� do siebie: genera� Dawnay nie pali� i lubi� zmusza� innych do dzielenia z nim tej cnoty, zw�aszcza m�odszych oficer�w. Ciekawe, jak genera� poradzi sobie z tym aspektem anglo-ameryka�skich stosunk�w. Namiot wype�nia� si� oficerami, kt�rzy zajmowali miejsca przy stole. Kto� zwr�ci� uwag� na map� i j�kn�� g�o�no: - O Bo�e, Sycylia! Jeszcze jeden desant lawsonowskiego typu. Chyba od razu p�jd� do lekarza po zwolnienie z zaj��. W czasie rozmowy Johnsona z Petriem pu�kownik Parridge obserwowa� Amerykanina i doszed� do wniosku, �e podoba mu si� to, co widzi. Johnson podobnie jak Petrie by� brunetem i biegle m�wi� po w�osku, raczej ludzki ni� gro�ny, gotowy do u�miechu i u�miechaj�cy si� cz�sto, ale - wed�ug oceny Petriego, kiedy przys�ano mu Johnsona do pomocy na Sycyli� - wiedzia�, czego si� ode� oczekuje, i umia� to zrobi�. Przed wojn� Johnson pracowa� w ameryka�skiej S�u�bie Granicznej, owej specjalnej p�wojskowej s�u�bie federalnej, kt�rej zadaniem jest patrolowanie granic Stan�w Zjednoczonych i ich ochrona przed przemytnikami i innymi niepo��danymi osobnikami. I ponadto pe�ni� s�u�b� na najbardziej niebezpiecznej granicy mi�dzy Stanami a Meksykiem, gdzie n� jest w codziennym u�yciu i to nie do krajania boczku. Za kilka miesi�cy Johnson b�dzie doskona�ym dow�dc� wypraw za linie wroga! Nagle zamilk�y wszystkie rozmowy, Parridge zesztywnia�, gdy� ta ostrzegawcza cisza mog�a zapowiada� tylko jedno: przyby� genera� Dawnay! Petrie sko�czy�, co mia� do powiedzenia Johnsonowi, opar� si� w krze�le i wpatrzy� w wyd�ty wiatrem dach namiotu szarpanego seri� nag�ych podmuch�w, b�d�cych doskona�ym preludium do tego, co mia�o nast�pi�. Do namiotu wszed� kapitan Stoneham, jeden z brytyjskich planist�w odpowiedzialnych za desant Lawsona, i usiad� blisko szczytu sto�u. Jego wzrok na sekund� spotka� si� ze wzrokiem Petriego, po czym Stoneham umkn�� z oczami. Nast�pnie wszed� pu�kownik Lemuel Benson, ameryka�ski prze�o�ony Johnsona, i do��czy� do grupy swoich oficer�w siedz�cych przy stole. Jak wiele innych wojskowych przedsi�wzi�� na afryka�skim kontynencie, tak i obecnie chodzi�o o wsp�lne dzia�anie, a podczas narady status Bensona by� r�wny statusowi Dawnaya. W namiocie zrobi�o si� niezno�nie gor�co i wielu oficer�w chustkami ociera�o sobie czo�a. Kto� mocno szarpn�� wej�ciow� klap�, odsun�� j�, i do namiotu wszed� niski, t�gi oficer w mundurze ustrojonym w generalsk� czerwie�. W r�ku mia� kr�tk� wojskow� laseczk� z bambusa, kt�r� trzepn�� o st�. Dla wszystkich by�o oczywiste, �e pan genera� Dawnay nie jest w najlepszym humorze. - Siadajcie, panowie! - burkn��. - Nie ma dzi� czasu na ceremonia�. Niemniej niech B�g ma w opiece tego, kt�ry by nie wsta�, pomy�la� cynicznie Petrie siadaj�c. - Dla tych, kt�rzy nie byli na poprzedniej odprawie, przedstawi� pokr�tce zarys problemu - rozpocz�� Dawnay. - Stoimy w obliczu krytycznej sytuacji. Niemiecko- w�oskie si�y zosta�y zepchni�te z Afryki i jeste�my w przededniu pierwszego alianckiego natarcia na kontynent europejski... - przerwa� w�chaj�c powietrze. - Kto� tu pali! Johnson zgni�t� papierosa, pu�kownik Benson ze smutn� min� zrezygnowa� z zamiaru palenia. - Desant Lawsona si� nie uda� - ci�gn�� Dawnay. - Ale je�li kto� zapomnia�, to mu przypomn�, �e jest wojna i takie rzeczy si� zdarzaj�. Pozostaje problem naprawienia sytuacji, i to szybko. Przed kilkoma miesi�cami W�osi mieli sze�� wielkich prom�w kolejowych na trasie mi�dzy Kalabri� a Sycyli�. Byli wi�c zdolni przetransportowa� do Messyny olbrzymie ilo�ci wojska i broni. Pi�� z tych prom�w uda�o si� nam zatopi� podczas wcze�niejszych nalot�w, ale potem Niemcy zmilitaryzowali ca�y obszar Cie�niny Messy�skiej, i to na olbrzymi� skal�. Wiemy, na przyk�ad, �e cie�niny strze�e siedemset dzia�, i w opinii dow�dc�w lotnictwa pr�ba przedarcia si� przez t� zapor� by�aby samob�jstwem. Sz�sty i ostatni prom kolejowy, �Cariddi�, nadal p�ywa pod os�on� tych dzia�, i nadal jest zdolny przewozi� ludzi i bro� na Sycyli�. - Zamilk� tylko na chwil�. - Lawson otrzyma� zadanie zatopienia �Cariddi�. Nie powiod�o mu si�. Je�li ten okr�t nie zostanie zatopiony, mo�e nas to kosztowa� wojn�. I pozostaje nam jedynie czterdzie�ci osiem godzin, �eby �Cariddi� pos�a� na dno. - Czy pan zanadto nie dramatyzuje sytuacji, sir, z tym przegrywaniem wojny? - z absolutnym spokojem zada� pytanie kapitan Johnson. Dawnay przebi� go wzrokiem i pochyli� sw� kr�tko ostrzy�on� g�ow� ku pu�kownikowi Bensonowi. Wys�ucha� Bensona, kiwn�� g�ow� i spojrza� na Johnsona. - Jest bardzo istotne, aby pan dobrze zrozumia� sytuacj�, kapitanie - powiedzia� ostro - gdy� mo�e w�a�nie pana poprosimy o poprowadzenie kolejnego desantu, by zatopi� prom. Pr�bowali�my ju� wszystkiego, aby go zniszczy�. Bombowc�w dalekiego zasi�gu, �odzi torpedowych... a nawet dzi� wieczorem usi�owa�a przedosta� si� w pobli�e promu eskadra uzbrojonych w torpedy bombowc�w. Podobnie jak Lawsonowi, im si� te� nie uda�o. Major-pilot Weston zgin��. Petrie poruszy� si� niespokojnie w krze�le i nie zwracaj�c uwagi na sygna�y Parridge�a, by siedzia� cicho, zapyta�: - Major Weston nie �yje? - Z raportu wynika, �e w samolocie nast�pi� wybuch. W powietrzu. Tak wi�c marynarka nie mo�e wej�� do cie�niny, bo jest zbyt w�ska, jest zbyt wiele nabrze�nych dzia� i na wodzie zbyt wiele �odzi torpedowych. Taktyczne lotnictwo brytyjskie te� si� nie mo�e przedosta� niskim pu�apem nad Messyn�, a tam w�a�nie dokuje prom, gdy� zapora artyleryjska i z broni automatycznych jest nie do przebicia. - Dawnay ponurym wzrokiem rozejrza� si� po opalonych twarzach, widocznych w �wietle lamp. - Marynarka i lotnictwo nie mog� wi�c nic, pozostaje armia! - Pi�ci� uderzy� w st�. - Musimy wys�a� jeszcze jedn� grup� dywersyjn�. Nie tylko musi zd��y� we w�a�ciwym czasie do Messyny, ale przenikn�� do strefy portowej strze�onej przez niemieckie oddzia�y wyborowe, dosta� si� na prom, za�o�y� �adunki wybuchowe i pos�a� �Cariddi� na dno tej cholernej cie�niny! - Powiedzia� pan, �e mamy czterdzie�ci osiem godzin, generale - odezwa� si� Parridge. - Konkretnie do kiedy? - P�noc. Pi�tek. 9 lipca! Kilku z obecnych g�o�no z�apa�o powietrze, potem nast�pi�a absolutna cisza. Dawnay �widrowa� oczami obecnych, Parridge pochyli� si� nad sto�em i doda�: - W tej sytuacji grupa sabota�owa mia�aby jedynie dwadzie�cia cztery godziny na wykonanie zadania, gdy� dwadzie�cia cztery godziny potrzebne s� na przygotowanie. Najmniej dzie� i noc na przygotowania! - Powiedzia�em, �e sytuacja jest krytyczna! - A czy mamy jakie� wiadomo�ci od Gambariego? - g�os Parridge�a ujawnia� rezygnacj�, gdy� pu�kownik po raz pierwszy zda� sobie spraw�, �e stoi wobec beznadziejnej sytuacji. Gambari by� alianckim agentem w Messynie. - �e �Cariddi� dalej p�ywa! - odpowiedzia� g�ucho Dawnay. - A teraz wyja�ni� naszemu m�odemu kapitanowi Johnsonowi, dlaczego nie zanadto dramatyzuj�. Sztab si� sojuszniczych obliczy�, �e je�li dokonamy desantu na Sycyli�, to nasze desantowe si�y zdolne b�d� pokona� znajduj�cego si� na wyspie wroga przy jego obecnej liczebno�ci i uzbrojeniu. Obecnej liczebno�ci! Nasz wywiad jednak donosi, �e w okolice Neapolu przyby�a dwudziesta dziewi�ta niemiecka dywizja pancerna i �e w ka�dej chwili mo�e wyruszy� na po�udnie w pobli�e Cie�niny Messy�skiej. Je�liby �Cariddi� przewi�z� t� dywizj� na Sycyli� po naszym l�dowaniu, to mogliby�my zosta� zepchni�ci do morza... - I z tego powodu mieliby�my przegra� wojn�? - przerwa� niecierpliwy Johnson. - Ed, poczekaj! - odezwa� si� pu�kownik Benson. - Genera� jeszcze nie sko�czy� wyja�nia�, jak to si� w�a�nie mo�e sta�. - Je�li zawiedzie nasza pierwsza pr�ba powrotu do Europy - kontynuowa� Dawnay - to Niemcy b�d� mogli wycofa� poka�ne si�y z obszaru �r�dziemnomorskiego i wys�a� je z powrotem do Rosji. Je�li to nast�pi, Sowieci zostan� odrzuceni w g��b, poza Europ�. Rozumuj�c logicznie, przy skrajnym za�o�eniu mo�e to oznacza� koniec Rosji. A wszystko dlatego, �e jednego promu nie uda�o si� pos�a� na dno. �Cariddi� jest jedyn� jednostk� p�ywaj�c� zdoln� w odpowiednim czasie przewie�� na wysp� dywizj� pancern� mog�c� nas pokona�. - Zgadzam si� z t� analiz� - powiedzia� lakonicznie Benson. - Genera� nie przesadza, Ed. - Po prostu chcia�em wiedzie� - odpar� r�wnie lakonicznie Johnson. - I rozumiem, �e prom ma by� zatopiony. - Do p�nocy w pi�tek! - powt�rzy� Dawnay. I to nas informuje o planach wobec Sycylii, pomy�la� Petrie. Inwazja w sobot� dziesi�tego lipca, przed �witem! - Pozostaje do rozwi�zania ma�y problem - powiedzia� Benson. - Jak to zrobi�? - Kapitam Stoneham opracowa� plan, kt�ry ja osobi�cie aprobuj� - o�wiadczy� zebranym Dawnay. Nie by�o s�ycha� �adnych pomruk�w, ale twarze obecnych wyra�nie si� �ci�gn�y. Parridge spojrza� z niepokojem na Petriego. Z r�kami za�o�onymi na piersiach, ze wzrokiem utkwionym w Dawnaya Petrie zacz�� s�ucha� Stonehama przedstawiaj�cego plan: desant spadochronowy... w pobli�e Messyny... brak czasu uniemo�liwia desant w dalszej odleg�o�ci, w bezpieczniejszej okolicy... ludzie musz� by� dobrze uzbrojeni, dysponowa� du�� si�� ogniow�, �eby m�c si� przebi� przez kordony wroga... Ta ostatnia sugestia znalaz�a wielkie uznanie Dawnaya, gdy� zacz�� jej mocno przytakiwa� - Dawnay postrzega� wojn� wy��cznie przez pryzmat walki wr�cz. Stoneham kontynuowa�: - Trzeba wys�a� siln� grup�, aby zrekompensowa� przewidywane straty... co najmniej dziewi�ciu ludzi... no i nadajnik radiowy... Jezu! Petrie hamowa� si� z trudem. Ten plan by� znacznie gorszy od planu narzuconego Lawsonowi - to by�o zaproszenie do katastrofy. Parridge musia� odgadywa�, co my�li Petrie, gdy� dotkn�� jego ramienia w niemej pro�bie, aby si� nie odzywa�. Petrie skin�� g�ow�, lecz nie by�a to obietnica, mog�o to znaczy� wszystko lub nic, i dalej s�ucha� Stonehama: na p�nocnym brzegu Sycylii a� si� roi od w�oskich �odzi patrolowych... nie ma sensu pr�bowa� drogi morskiej... spadochrony jedynym sposobem... Petrie pomy�la� z gorycz�, �e z r�wnym powodzeniem mo�na by zaoszcz�dzi� spadochron�w i zrzuci� desant bez nich. Wszyscy zgin� szybciej i w mniejszych cierpieniach. Wok� sto�u siedzia�o oko�o dwudziestu oficer�w, po�owa z nich to sztabowcy, ale ta druga po�owa oficerskiej braci, kt�rej twarze wyra�a�y g��boki niepok�j, coraz cz�ciej zerka�a ku skrajowi sto�u, gdzie siedzia� Petrie. Czekali, �eby zabra� g�os. Parridge to widzia� - oni chcieli, �eby kto� wreszcie wsta� i powiedzia� panu genera�owi, �e proponowany plan jest absolutnym, beznadziejnym samob�jczym szale�stwem. I vox populi orzek�, �e tym kim� powinien by� najbardziej do�wiadczony specjalista od dzia�a� poza liniami nieprzyjaciela - Petrie! - I to jest zarys operacji, tak jak ja j� widz� - zako�czy� Stoneham. - Czy kto� ma uwagi? - zapyta� Dawnay zdawkowo. - Byle kr�tko! Nikt? To dobrze. Pozostaje nam wyznaczenie sk�adu grupy desantowej... By� mo�e z rozmys�em Dawnay wpatrywa� si� w kartk� papieru, kiedy to m�wi�, ale teraz nagle podni�s� wzrok znad sto�u, jakby uderzony przegrzan� atmosfer� w namiocie. Wszyscy patrzyli na przeciwleg�y skraj sto�u, gdzie Petrie podnosi� si� wolno z krzes�a. Zwr�ci� twarz ku Parridge�owi z przepraszaj�cym grymasem, kt�ry znikn��, gdy obr�ci� wzrok ku Dawnayowi. - Czy mog� zabra� g�os, sir? - zapyta� niespokojnie. - Tylko prosz� m�wi� kr�tko! - odpar� Dawnay. - Zbyt ma�o pozostaje nam czasu na czcz� gadanin�. - O�mielam si� stwierdzi�, sir, �e pozostaje nam r�wnie� bardzo ma�o czasu, aby uchroni� si� przed kolejn� g�upot�! Musimy... - Co, do diab�a, ma znaczy� ta uwaga?! Ton, jakim Petrie m�wi�, by� r�wnie niewinny jak wyraz jego twarzy. - Wydawa�o mi si�, generale, �e pan uzna� wys�anie desantu Lawsona za g�upot�. - Ale pan powiedzia� �kolejn��! - oskar�ycielskim tonem o�wiadczy� Dawnay. - Tak jest. M�wi�em o planie kapitana Stonehama. Zrzucenie ekipy sabota�owej prawie nad Messyn� by�oby niemal tym samym, co zrzucenie kogo� na grzbiet wielkiego je�a ze stalowymi ig�ami. Jest to najsilniej broniony obszar na ca�ej wyspie... - Musimy podj�� to ryzyko! Mamy jedynie czterdzie�ci osiem godzin! - I dlatego te� nie wolno nam pope�ni� b��du, prawda, generale? - zapyta� Petrie �agodnie. - Ta druga grupka desantowa b�dzie zarazem ostatni�, musi wykona� zadanie albo zadanie w og�le nie b�dzie wykonane. Tym razem trzeba to zrobi� dobrze. Pomys� zrzutu ze spadochronami nie ma sensu, z g�ry zak�ada niepowodzenie... - Dlaczego? - przerwa� Dawnay. - W�a�nie dlatego, �e mamy jedynie czterdzie�ci osiem godzin, generale. Po pierwsze, zrzut musia�by nast�pi� w nocy przy ksi�ycu, a wi�c jest du�e prawdopodobie�stwo, �e ich kto� zauwa�y. A przecie� podstawowym warunkiem powodzenia misji jest takie przerzucenie grupy sabota�owej, aby nieprzyjaciel nie wiedzia�, �e ona istnieje. Po drugie, takie zrzuty maj� to do siebie, �e rozsiew sprz�tu i ludzi jest spory. Traci si� zawsze wiele cennego czasu, aby si� uformowa�. A szczeg�lnie w warunkach sycylijskich cz�onkowie grupy mogliby si� na dobre pogubi�. Zrzut na spadochronach odpada. - Czy ma pan jeszcze jakie� zastrze�enia? - g�os Dawnaya ocieka� nie ukrywanym sarkazmem. Spojrza� znacz�co na zegarek, jakby chcia� dok�adnie wiedzie�, ile� to czasu zaj�� mu Petrie. - Mam ich wiele, panie generale. Prawd� m�wi�c w planie kapitana Stonehama nie widz� nic, co m�g�bym aprobowa�. Na przyk�ad - proponuje on najmniej dziewi�ciu ludzi. To o wiele za du�o. Taka grupa zawsze wzbudzi podejrzenie, cho�by wszyscy byli doskonale przebrani i ucharakteryzowani na sycylijskich wie�niak�w. A w razie komplikacji b�d� sobie wchodzili w drog�. Poza tym trudno b�dzie znale�� tak� liczb� ludzi biegle m�wi�cych po w�osku. Szybko znale��... - Wiem, wiem, musimy za�o�y� powa�ne straty - przerwa� Dawnay. - Nawet gdyby straty nie mia�y by� powa�ne, gdyby zgin�� tylko jeden cz�owiek, to oznacza�oby, �e nas widziano, a wi�c misja by�aby zniweczona... - A w og�le co to za pomys�, �eby wszyscy musieli m�wi� tym ich j�zykiem? - Bo jedynie w ten spos�b mog� si� swobodnie czu� i porusza� w�r�d cywilnej ludno�ci. A czuj�c si� pewniej, mog� dzia�a� szybciej. Wszystko zaczyna si� i ko�czy na wyznaczonym przez pana, generale limicie czasowym. - A wi�c ilu� to ludzi pan proponuje, majorze Petrie? - Dawnay pochyli� si� nad sto�em, jakby chcia� wyskoczy� lada moment w kierunku Petriego. Napi�cie w�r�d obecnych wzros�o. Nawet nikt si� nie porusza�, po cz�ci dlatego, aby nie uroni� ani jednego s�owa, a po cz�ci, by �adnym gestem nie oznajmi� przynale�no�ci do obozu kt�regokolowiek z obu m�czyzn zwartych w s�ownym pojedynku. - Wys�a�bym st�d dwu ludzi... - Dwu ludzi! - Genera� by� bliski apopleksji. - I ani jednego wi�cej, generale. I jeszcze jedno: kapitan Stoneham wyliczy� ekwipunek, jaki ma by� zabrany. Za du�o tego. To ma by� zesp� sabota�owy, a nie desant bojowy. Ludzie maj� przemkn�� przez nieprzyjacielskie linie obrony i posterunki kontrolne nie zauwa�eni, musz� dosta� si� na pok�ad �Cariddi�, nim Niemcom za�wita w g�owie my�l, �e podobna rzecz mog�aby si� zdarzy�... - Petrie przerwa� w po�owie zdania, gdy� zobaczy�, �e Dawnay obraca si� na krze�le, wpatruje ze zdumieniem w kogo�, kto w�a�nie wszed� do namiotu, zrywa si� i salutuje. Po sekundzie wszyscy obecni ju� stali, a cisza panowa�a w namiocie tak absolutna, �e s�ycha� by�o piasek pustyni wiruj�cy w podmuchach wiatru. Nowy przybysz by� kr�py, �ylasty, mia� d�ugi nos. Na epoletach polowego munduru nosi� skrzy�owane szable pe�nego genera�a, a nie dystynkcje genera�a-brygadiera, jakim by� Dawnay, za� na g�owie beret i oznaki wojsk pancernych. - Dzi�kuj�, Dawnay, ja poprowadz� dalej! - powiedzia� lapidarnie i zaj�� miejsce u szczytu sto�u. - Prosz� siada�, panowie. B�dziemy kontynuowali. I do czego pan doszed�, Dawnay? - Drobna figurka genera�a siedz�cego pod lamp� dominowa�a zar�wno wojskowym stopniem jak i osobowo�ci�. Petriemu przypomina� napi�t� do ko�ca spr�yn�, kt�ra za chwil� zostanie zluzowana. Genera� z wyra�n� niecierpliwo�ci� czeka� na koniec wywod�w Dawnaya patrz�c ca�y czas na skraj sto�u, gdzie siedzia� Petrie. Tak jest, genera� Sir Bernard Strickland wzi�� spraw� w swoje r�ce! Niecierpliwym gestem wyci�gn�� ko�cist� d�o� ku Stonehamowi, kt�ry poda� mu arkusz papieru ze szkicem przed chwil� zaproponowanego przez siebie desantu. Strickland zacz�� czyta�, wci�� s�uchaj�c Dawnaya, a kiedy sko�czy� podni�s� g�ow� i zn�w spojrza� na przeciwleg�y skraj sto�u. Parridge poruszy� si� niespokojnie - dopiero teraz zrozumia�, dlaczego Petrie - mimo projektowanego wyjazdu na urlop - zosta� zaproszony na t� narad�. To Strickland dopisa� jego nazwisko do listy. Teraz wsta� - nie mia� imponuj�cej sylwetki! - zmi�� w gar�ci plan Stonehama i rzuci� na st�. - Nast�pnym razem, kapitanie Stoneham, prosz� przynie�� ze sob� kosz do �mieci. To jedyne miejsce na podobne bzdury. Pa�ski plan nie jest wart funta k�ak�w. - Tak jest! - odpar� skonfundowany Stoneham. - I prosz� zameldowa� si� u mnie w moim wozie jutro rano o �smej zero zero! I dobrze by by�o, gdyby pan te� tam si� zjawi�, Dawnay. A teraz, majorze Petrie, jak pan proponuje zatopi� �Cariddi�? Petrie wyja�ni�, w jaki spos�b mo�na dosta� si� na Sycyli� bez obudzenia czujno�ci wroga. Strickland aprobowa� metod�. Wsta� i przeszed� przez ca�y namiot, zatrzyma� si� tu� ko�o Petriego i s�ucha� maj�c r�ce za�o�one na plecach. Przez ca�y czas jego wzrok nie opuszcza� twarzy majora. - Ilu pan proponuje ludzi? - zapyta�. Genera� leciutko sepleni�, ale mankament ten miast zaciera� jego s�owa, w przedziwny spos�b dodawa� im autorytetu. Pami�taj�c reakcj� Dawnaya, Petrie lekko si� zawaha� przed udzieleniem odpowiedzi. - No m�w, cz�owieku! - odezwa� si� Strickland. - Kiedy zjawi� si� na Sycylii, to szybko uporam si� z Niemcami i W�ochami, ale w tym celu potrzebna mi jest pa�ska pomoc. Gdy wyl�duj�, ten prom musi by� na dnie cie�niny. - Wystarczy trzech ludzi - odpar� Petrie spokojnie. - Wi�ksza liczba zmniejszy szans� powodzenia misji. - I pan s�dzi, �e trzech wystarczy? - Jestem tego pewien. Jeden, dow�dca, musi biegle m�wi� po w�osku. Drugi, saper, specjalista od materia��w wybuchowych. I tego ju� mamy na Sycylii. My�l� o sier�ancie Fieldingu, radiotelegrafi�cie, z kt�rym pracowa�em na wyspie. Jest on w�a�nie ekspertem od wysadzania w powietrze obiekt�w. I poza tym m�wi po w�osku. Trzeci, zast�pca dow�dcy, te� musi zna� j�zyk w�oski. A ponadto jeden z dwu oficer�w tak�e musi zna� si� na �adunkach wybuchowych i ich zak�adaniu, na wszelki wypadek, gdyby co� si� sta�o Fieldingowi. - Wyposa�enie? - Po jednym rewolwerze, daj�cym si� ukry� w cywilnym ubraniu, nast�pnie no�e i trzydzie�ci kilogram�w materia��w wybuchowych. To wszystko. Ludzie ci b�d� mo�e musieli ucieka� jak zaj�ce, w ka�dej chwili gotowi do ukrycia si�. Nie mo�na ich obci��a� �adnym �elastwem. - Radiostacja by�aby w tym wypadku �elastwem? - Zdecydowanie tak. A w razie potrzeby nadajnik radiowy ma nasz agent w Messynie, Gambari. Wiadomo�� mo�emy przes�a� przez niego. - I gdzie l�dowanie, na jakim odcinku brzegu? - Palermo! - Petrie palcem uderzy� w map� w miejscu, gdzie widnia�o k�ko oznaczaj�ce okolice Sycylii. W namiocie s�ycha� by�o zduszony szmer zdumienia. Strickland zmarszczy� czo�o. - Przecie� to jest ponad sto sze��dziesi�t kilometr�w na zach�d od Messyny! - Nieprzyjaciel w �adnym wypadku nie b�dzie spodziewa� si� desantu w tak nieprawdopodobnym miejscu. Na tym opiera si� cz�ciowo m�j plan. Ale tylko cz�ciowo. S� dwa aspekty problemu. - Petrie si� rozgrzewa� i m�wi� z coraz wi�kszym przekonaniem. - Pierwszy aspekt to wyl�dowa� w miejscu, gdzie najmniej ktokolwiek si� tego spodziewa. Prosz� pami�ta�, �e Messyna i okolice s� naszpikowane W�ochami i Niemcami w mundurach. Desant Lawsona zaalarmowa� dow�dztwo na p�nocnym brzegu, niedaleko od Messyny. A wi�c ca�y ten rejon odpada. Jest drugi aspekt problemu: mam dobre kontakty w Palermo i dlatego uwa�am, �e to jest najlepsze miejsce do l�dowania. I w Palermo mo�emy uzyska� transport, kt�ry zabezpieczy nam drog� do Messyny... - Nabrze�n� szos� Palermo - Messyna? - Nie, to by�oby zbyt niebezpieczne. Mamy informacje o po�owie dywizji pancernej stacjonuj�cej na zach�d od Cefalu. Prosz� spojrze�, generale, ludzie b�d� musieli przedosta� si� t� drog� przez �rodek wyspy, bardzo kr�t�...! - Petrie palcem wi�d� po nitkach �r�dg�rskich dr�g. - Wewn�trz wyspy liczba posterunk�w wojskowych jest minimalna. Uda si� przejecha�. My�l� te�, �e trzeba by wywo�a� Gambariego, �eby czeka� na naszych w po�owie drogi, w Scopanie. Gambari jest bardzo wa�ny przy realizacji tego planu. Przede wszystkim zna rozk�ad regularnych rejs�w �Cariddi�. - To ma sens! - przyzna� Strickland pochylaj�c si� nad map�, by prze�ledzi� proponowan� tras�. Parridge spojrza� na zegarek. By�a dwudziesta druga trzydzie�ci. Normalnie o tej porze Strickland ju� spa�: genera� funkcjonowa� w ramach narzuconej sobie dyscypliny - o sz�stej rano wstawa�, o wp� do dziesi�tej szed� spa�. Z�amanie tej zasady uwypukla�o znaczenie, jakie przywi�zywa� do planowanej operacji. Strickland mrukn�� aprobuj�co i zn�w spojrza� w oczy Petriemu. - Wspomnia� pan �rodek transportu z Palermo, majorze. Jak, sk�d? - To w�a�nie dodatkowy pow�d l�dowania w Palermo. Zespo�owi potrzebna b�dzie pomoc. Ta pomoc jest w Palermo. - Petrie zamilk� na chwil�. - Trzeba b�dzie wykorzysta� mafi�. Strickland w zamy�leniu potar� brod�. Dozna� szoku, ale nie chcia� tego okaza� Petriemu. - Chodzi o pa�skich przyjaci� z podziemia, tak? - Gdyby to mieli by� jedyni przyjaciele, to warto by zacz�� kolekcjonowa� kilku wrog�w - odpar� Petrie. - Ale pan my�li o ich wykorzystaniu? - KGSS wykorzystuje ich od miesi�cy w celu zbierania informacji na temat ruchu jednostek wojskowych na wyspie. Sp�dzi�em osiem tygodni na Sycylii koordynuj�c t� dzia�alno��. Z tego, co wiem, Amerykanie tak�e wys�ali swoich ludzi w celu nawi�zania kontaktu z mafi�. I nawet w Stanach Zjednoczonych zwolnili z wi�zienia federalnego czo�owych m�fiosi, �eby uzyska� ich pomoc. Mnie si� to wcale nie podoba, ale na Sycylii mafia jest najbli�sza tego, co okre�li� mo�na ruchem oporu. G��wnie dlatego, �e jeszcze przed wojn� policja Mussoliniego zepchn�a mafi� do podziemia. Powiedzmy sobie prawd�: poza mafi� nie mamy nikogo. Odezwa� si� pu�kownik Benson i Strickland obr�ci� g�ow�, aby go lepiej s�ysze�. - Petrie ma racj�, generale, m�wi�c, �e wys�ali�my na Sycyli� naszych ludzi. I by� mo�e niekt�rych b�dziemy potrzebowa� do pomocy w Sojuszniczym Zarz�dzie Wojskowym, jaki powstanie na wyspie. M�fiosi m�wi� po sycylijsku, potrafi� swoich ludzi utrzymywa� w dyscyplinie. A nam Sycylia b�dzie potrzebna do dalszych operacji. - Wszystko to wiem. - Genera� Strickland zrobi� ruch zniecierpliwienia. - Ja pyta�em pana, majorze Petrie, jak i sk�d b�dzie w Palermo transport? - Mafia dostarczy. Ci�ar�wk� do wo�enia jarzyn albo samoch�d osobowy. To pozwoli przewie�� naszych ludzi do�� szybko z Palermo do Messyny �r�dl�dow� drog�. Jest jeszcze trzeci pow�d, dla kt�rego Palermo jest idealnym miejscem do rozpoczynania tego rodzaju akcji: tam w�a�nie znajdzie si� Sycylijczyka, na kt�rym b�dzie mo�na polega�, �e dopilnuje, aby nasi ludzie nie pogubili si� w terenie. Przecie� musz� mie� przewodnika. - Czy na Sycylii taki towar istnieje? Sycylijczyk, na kt�rym mo�na polega�? Przecie� to banda �otr�w. Czy te� pozna� pan kogo� w Palermo, majorze, komu mo�e pan cho� troch� zaufa�? - My�l�, �e tak. Jest tam cz�owiek, kt�ry mo�e spe�ni� nasze nadzieje. Tylko jeden cz�owiek, kt�ry ma na tyle odwagi, �e b�dzie pilotowa� ekip� sabota�ow� a� do celu. - Petrie na chwil� zamilk� zastanawiaj�c si�, jaka b�dzie reakcja na jego propozycj�. - My�l� o jednym: Vito Scelba. - Ten bandyta? - Strickland bynajmniej nie by� rozbawiony. - Najwi�kszy rzezimieszek w rejonie �r�dziemnomorskim. - Pan go nie docenia, generale - odpar� �agodnie Petrie. - Scelba jest najwi�kszym bandyt� i rzezimieszkiem na ca�ej naszej p�kuli. Jest gorszy lub, je�li kto woli, lepszy od ka�dego z komunistycznych partyzant�w, kt�rych pozna�em w Grecji. Ale w�a�nie Scelba jest czwartym powodem, dla kt�rego proponuj� Palermo. Jest on nie tylko capo, szefem podziemnej mafii, ale kontroluje wszystkich mafiosi we wszystkich portach sycylijskich, w Messynie tak�e! - Petrie zamilk�, aby ta ostatnia informacja dotar�a do obecnych. - Czy przez porty rozumie pan r�wnie� strefy portowe i nabrze�a? - Tak jest, w�a�nie dok�adnie o tym my�la�em, generale. Scelba mo�e wykorzysta� swoich ludzi, �eby nasz� ekip� przeszmuglowa� do portu. A z tego, co wiem, nabrze�e messy�skie nale�y do najlepiej bronionych skrawk�w brzegu w ca�ej Europie. - I jest pan pewien, �e Scelba b�dzie chcia� to wszystko dla nas zrobi�? - rzuci� Strickland. - Absolutnie pewny. O ile dostanie swoj� dol�. W ten spos�b kupimy jego lojalno��. - Za jak� cen�? - Wiem o tym, �e chcia�by uzyska� oficjalne stanowisko w wojskowej administracji, jak� ustanowimy po zdobyciu Sycylii. Jemu to jest bardzo potrzebne do podbudowania autorytetu. Jego cen� b�dzie urz�d prefekta, naczelnika okr�gu Palermo, ale po targach zgodzi si� na funkcj� burmistrza Palermo. - O tym b�d� musieli zadecydowa� nasi eksperci polityczni. Poniewa� pan tam by� i pozna� tego cz�owieka, majorze, to czy b�dzie pan got�w rekomendowa� go na stanowisko burmistrza? Petrie z rezygnacj� roz�o�y� r�ce. - Gdybym ja decydowa�, to nie da�bym mu rekomendacji nawet na zamiatacza ulic. Je�li o mnie chodzi, to uwa�am za powa�ny b��d to flirtowanie z mafi�. Mo�e si� okaza� kt�rego� dnia, �e znacznie lepiej by�o nie mie� z ni� nic wsp�lnego. Ale w obecnym konkretnym wypadku, je�li chce pan, generale, aby zadanie zosta�o wykonane, Scelba jest nieodzowny. - Za du�o politykierstwa w tym, co pan m�wi - powiedzia� z niesmakiem Strickland. - Mnie polityka nie obchodzi. Moim zadaniem jest wygrywanie wojny. Ekipa musi uda� si� na wysp� jutro wieczorem, mog� obieca� Scelbie wszystko, i to, �e zostanie burmistrzem, a p�niej pomy�limy, co z tym fantem zrobi�. Teraz jest teraz! I teraz pozostaje do rozwi�zania jeszcze jeden problem: kto? Kogo wy�lemy. Je�li idzie o dow�dc� ekipy, to wymieni� pan warunki, jakim musi odpowiada�. - Strickland kolejno wylicza� je na palcach. - Po pierwsze, bieg�y j�zyk w�oski. Po drugie, dobra znajomo�� Sycylii. Po trzecie, znajomo�� materia��w wybuchowych. I musi spe�nia� jeszcze jeden warunek, o kt�rym pan nie wspomnia�, majorze: musi umie� przekona� tego bandyt�, Scelb�, �eby z nami wsp�pracowa�. Mam racj�? - Tak jest, panie generale. - Czy pan zdaje sobie spraw�, majorze Petrie, �e wymieniaj�c te warunki opisa� pan siebie? - Podejrzewa�em to, generale - odpar� Petrie bez nadmiernego entuzjazmu. Parridge przechyli� si� tak, aby Strickland m�g� go widzie�. - Mo�e pana nie poinformowano, panie generale, �e jutro z samego rana major Petrie rozpoczyna urlop. Od dawna mu nale�ny. - Ach tak? - Strickland spojrza� na Petriego krytycznym wzrokiem. - W takim wypadku niech pan major szybko si� zdecyduje, czy jedzie na urlop, czy te� mo�e dysponuje jeszcze resztkami formy, aby pojecha� na t� Sycyli� i sprawi� nam przyjemno�� zatopienia �Cariddi�. - Chyba jestem w dostatecznej formie - odpar� spokojnie Petrie. - Jako mego zast�pc� zabior� kapitana Johnsona. - Pa�skie �chyba� mnie nie zadowala. - Strickland podpar� si� obiema r�kami i przenikliwie spogl�da� na Petriego. - Ca�y sukces inwazji, mojego desantu, mo�e zale�e� od zatopienia tego promu. - Wykonam zadanie, je�li otrzymam woln� r�k� w przygotowaniu szczeg�owego planu. - Daj� panu woln� r�k�. I teraz mog� i�� spa�. - Obr�ci� si�, aby odej��, ale Petrie zacz�� m�wi� i genera� si� zatrzyma�. - Chodzi mi jeszcze o dwudziest� dziewi�t� niemieck� dywizj� grenadier�w pancernych. Jakie s� ostatnie informacje o jej miejscu pobytu? - Istotne pytanie, majorze. Wed�ug naszych ostatnich informacji nadal przebywa w rejonie Neapolu. - Strickland zmarszczy� brwi. - Ale to by�o wczoraj. Samoloty zwiadowcze regularnie fotografuj� ca�y obszar, tylko �e od dwudziestu czterech godzin panuje pe�ne zachmurzenie. Wi�c zak�adamy, �e dywizja tam jeszcze jest. Gdy genera� opu�ci� namiot, rozbrzmia�y rozmowy. Petrie robi� wszystko, aby nie patrze� na oficer�w zebranych wok� sto�u. I bez patrzenia dobrze wiedzia�, co w ich spojrzeniach wyczyta: oznaki sympatii i ulg� - ulg�, �e to nie oni musz� ryzykowa� �ycie. W niemieckiej kwaterze g��wnej si� zbrojnych w Europie Po�udniowej na balkonie neapolita�skiego palazzo, w kt�rym mie�ci�o si� dow�dztwo, ros�y m�czyzna o owalnej twarzy czeka� na dzwonek telefonu stoj�cego za nim na stoliku w sypialni: marsza�ek Albert Kesselring by� jednym z najzdolniejszych dow�dc�w wojsk Osi. By� jednym z najzdolniejszych i najlepszych mo�e dlatego, �e potrafi� sobie zawsze zapewni� maksymaln� niezale�no��. Jak tylko m�g� i kiedy tylko m�g�, ignorowa� co bardziej dogmatyczne rozkazy z kwatery g��wnej nad kwaterami - z Prus Wschodnich - od Hitlera. Tym razem zn�w zamierza� sam podj�� decyzj�, kt�r� uwa�a� za absolutnie konieczn�, poniewa� otrzyma� pakiet meldunk�w s�u�b wywiadowczych: porty p�nocnoafryka�skie by�y pe�ne okr�t�w wojennych i jednostek pomocniczych - element�w wielkiej armady. Pewne jednostki sojuszniczych si� desantowych wysz�y ju� nawet na pe�ne morze z portu w Aleksandrii. Kr��y�y te� pog�oski, �e wielki konw�j ze Stan�w Zjednoczonych zbli�a si� do Gibraltaru. Tak wi�c nadszed� czas na konkretne dzia�ania. Kesselring musia� podj�� decyzj�. By�a godzina dziesi�ta wieczorem. Siedzia� na balkonie po ciemku. �wiat�o ksi�yca nie przebija�o grubej, zawieszonej nisko warstwy chmur. Kesselring modli� si�, aby tak trwa�o jeszcze przez pewien czas. Telefon zadzwoni�, przez chwil� odg�os dzwonka stanowi� akompaniament dla ci�kich krok�w wartownika chodz�cego po brukowanym podw�rcu poni�ej balkonu. Kesselring wsta� szybko i wszed� do sypialni. Podni�s� s�uchawk�. - To ty, Klaus? Co nowego? Us�ysza� s�owa z drugiej strony: - Wszystko gotowe, panie marsza�ku! Dzwoni� genera� Rheinhardt, dow�dca dwudziestej dziewi�tej dywizji grenadier�w pancernych. �Wszystko gotowe� - dwa s�owa. Rheinhardt nigdy nie u�ywa� trzech, je�li mog�y wystarczy� dwa. Z namiotu, w kt�rym siedzia�, widzia� przez podniesion� klap� sylwetk� czo�gu Mark IV i jego za�og� siedz�c� na ziemi, w pe�nym rynsztunku bojowym, z pe�nym wyposa�eniem, w pe�ni czujn�. Wszystko gotowe! - Ruszaj natychmiast na po�udnie, Klaus! Ja wiem, �e wiele most�w jest zwa