16782
Szczegóły |
Tytuł |
16782 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16782 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16782 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16782 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wied¼min Zone by Silvan - www.wiedzmin.art.pl[Wersja "do druku"]
Wybór 2: Zemsta
Rozdzia³ pierwszy
Ping...ping...ping...ping...ping... Jednostajny g³os
dochodz±cy do mojej g³owy stawa³ siê coraz g³o¶niejszy. Narasta³,
pulsowa³, zmienia³ tonacjê. Ciemno¶æ przed oczami zaczê³a bledn±æ.
Robi³o siê coraz ja¶niej i ja¶niej i w koñcu otworzy³em oczy. -
Witaj w¶ród ¿ywych Luter! Jak mi³o zobaczyæ, ¿e znowu wytrzeszczasz
¶lepia. - Aahherrr - próbowa³em co¶ wyj±kaæ, jednak nie wychodzi³o
mi to zbyt dobrze.
- Gdyby ciê to interesowa³o jeste¶ w szpitalu.
- Cze¶æ Peint - no w koñcu uda³o mi siê co¶ powiedzieæ.
- Znalaz³em ciê w ka³u¿y krwi, na dodatek nie tylko twojej. Jako
dobry samarytanin zabra³em ciê wiêc do szpitala, gdzie siê ju¿ tob±
zajêli, nie wygl±da³e¶ najlepiej. Dlaczego ty nigdy mi nic nie
mówisz jak idziesz trochê poszaleæ. - rozgl±dn±³em siê wokó³ siebie
nie zwracaj±c uwagi na dalsze narzekanie, bia³e ¶ciany, bia³e
prze¶cierad³a, jednostajne ping...ping...ping maszyny stoj±cej przy
moim ³ó¿ku, a obok drugie ³ó¿ko z tak± sam± maszynk±
ping...ping............ping.......piiiiiiiiiiiiiiiiiiii.
- Wiesz co stary, chyba mam Deja vu, czy ja ju¿ tu nie by³em i nie
s³ucha³em tego twojego glêdzenia?
- To pewnie od odniesionych urazów, gdyby nie ja, to nie wiem czy
le¿a³by¶ w takim ciep³ym pomieszczeniu.
- Pewnie tak. Jak mnie znalaz³e¶?
- Us³ysza³em, ¿e szukasz panny Adams, popyta³em siê trochê tu,
trochê tam i dowiedzia³em siê, co to za osóbka, mia³em w³a¶nie ciê
odwiedziæ, tyle, ¿e nie by³o ciê w motelu. Portier tzn. ten mi³y pan
co wydaje klucze i otwiera drzwi co ³adniejszym panienkom po
krótkich pertraktacjach powiedzia³ mi, ¿e do¶æ szybko wyjecha³e¶. Po
kilku dok³adniejszych pytaniach i lekkim przyci¶niêciu delikwenta
dowiedzia³em siê paru innych szczegó³ów. Nawet sobie nie wyobra¿asz
ile wie taki cz³owiek, który siedzi ca³y czas w jednym miejscu i
obserwuje. Naprawdê fascynuj±ce. Sam siê zdziwi³em jego wiedz± i ...
- Dosyæ! Przestañ ju¿ gadaæ!!! Jeste¶my przyjació³mi, ale nie
nadu¿ywaj mojej cierpliwo¶ci. D³ugo ju¿ tu jestem?
- Bêdzie z 5 dni.
- Cholera. - zamkn±³em oczy - wiesz mo¿e kiedy mnie wypuszcz±
- Powinien pan pole¿eæ jeszcze przynajmniej 3 dni. - us³ysza³em
jaki¶ obcy, kobiecy g³os, otworzy³em oczy, przede mn± sta³a ubrana
na bia³o pielêgniarka u¶miechaj±ca siê serdecznie. - Niestety musimy
przenie¶æ pana do Miejskiego Szpitala.
- Co? Dlaczego? Miejski Szpital to umieralnia. Kto¶ mia³ niez³e
poczucie humoru nazywaj±c to "szpitalem", bardziej pasuje do tego
kostnica.
- Niestety nie ma innej rady. - powtórzy³a pielêgniarka, nie
u¶miecha³a siê ju¿ sympatycznie, teraz mia³a u¶miech w stylu "i tak
nie walniesz mnie w mordê frajerze, nie jeste¶ w stanie!" i ten
blask w oczach wyra¼nie dawa³ mi do zrozumienia, ¿e czasy, w których
pielêgniarki by³y mi³ymi osóbkami nios±cymi pomoc minê³y
bezpowrotnie. - Pañskie konto jest zablokowane i nie ma pan czym
p³aciæ, wiêc jedynym wyj¶ciem jest przeniesienie pana w inne
miejsce. To jest szpital, a nie instytucja charytatywna.
- Konto zablokowane? Mam rozumieæ, ¿e jest puste? To ile mnie
kosztowa³o le¿akowanie w tej budzie?
- Z pana konta pobrali¶my 1100$. 100$ wpisowe i po 200$ za ka¿dy
spêdzony tu dzieñ. Jednak nie mo¿emy pobraæ nastêpnej kwoty, gdy¿
bank zablokowa³ konto, co równa siê z usuniêciem pana z listy
naszych pacjentów. - Kurwa, ten u¶miech, jeszcze chwila, a postaram
siê, by znikn±³ z jej twarzy na zawsze i wtedy zamienimy siê
miejscami.
- Przepraszam - zapyta³em grzecznie, stara³em siê nie okazywaæ chêci
wbicia jej no¿a w brzuch i pokrêcenia nim na wszystkie strony, to
zazwyczaj zniechêca ludzi do dalszej rozmowy ze mn±, a wprowadzenie
tych chêci w ¿ycie jeszcze bardziej pogarsza sytuacjê. - czy bank
poda³ jak±¶ informacjê co do zablokowania konta?
- Nie, nic takiego nie mia³o miejsca. Zostanie pan przewieziony do
drugiego szpitala za dwie godziny.
- Chwileczkê - wtr±ci³ siê Peint - proszê skorzystaæ z mojego konta,
zap³acê za niego.
- Dobrze. Proszê udaæ siê ze mn± do recepcji. - i Peint ruszy³
ra¼nym krokiem za pani± w bia³ej spódniczce wyszeptawszy "zaraz
wracam, nie odchod¼" znikn±³ za drzwiami razem ze swoim
sarkastycznym u¶mieszkiem. Mog³em siê za³o¿yæ, ¿e ju¿ próbuje dobraæ
siê do biednej pielêgniarki i gdy tylko wróci zacznie siê chwaliæ
swoim nowym podbojem. Tylko co siê kurwa dzieje z moim kontem,
wyczerpaæ siê nie mog³o, bo nawet po odjêciu tych 1100$ pozosta³o mi
na koncie prawie 1000 dolców, no i przecie¿ mia³em dostaæ 500 000$
za zabicie Kathren Adams. Nie przychodzi³o mi nic do g³owy oprócz
kolejnego "kurwa maæ".
Mike wróci³ dopiero po 20 min. U¶miechniêty jak cz³owiek, który
idzie odebraæ miliard w lotka i nie wie, ¿e zaraz przejedzie go
ciê¿arówka.
- Hehe, no to wieczór mam ju¿ zajêty. Wiesz, ¿e panna Natalia jest
tak naprawdê bardzo mi³± osóbk±.
- Jezu!!! Ca³y Michael Peint. Mówi³em ci ju¿, ¿eby¶ nie szed³ do
³ó¿ka z ka¿d± kobiet±, któr± spotkasz. Jeszcze kiedy¶ tego
po¿a³ujesz.
- Ale jak na razie jest O.K., wiêc nie martw siê na zapas.
- Ja siê o ciebie nie martwiê, tyle, ¿e masz takie znajomo¶ci, ¿e
szkoda mi bêdzie, gdy co¶ ci siê stanie. No w³a¶nie, spróbuj siê
dowiedzieæ co jest nie tak z moim kontem.
- Dobra, zobaczê co da siê zrobiæ, a ty le¿ tutaj spokojnie i nie
narób k³opotów.
- Postaram siê - powiedzia³em lekko siê u¶miechaj±c - Aha, wiesz
mo¿e gdzie jest mój pluszowy mi¶?
- Zobacz w szafce. - powiedziawszy to wyszed³. Siêgn±³em do szafki i
rzeczywi¶cie le¿a³ tam mój mi¶. By³ ju¿ lekko wylinia³y i trochê
przybrudzony (g³ównie krwi±) no i mia³ naderwane jedno ucho. Wzi±³em
go do rêki i pod³o¿y³em pod g³owê, trzeba jako¶ przeczekaæ te trzy
dni. Spróbowa³em zasn±æ i chyba mi wysz³o, bo ju¿ po kilku chwilach
jednostajne ping...ping...ping znik³o z mojej ja¼ni i nasta³a
ciemno¶æ.
Rozdzia³ drugi
Zapi±³em rozporek i ju¿ zabiera³em siê za guzik, gdy drzwi
siê otworzy³y. Podnios³em wzrok, w wej¶ciu sta³ Mike.
- Cze¶æ, jeste¶ ju¿ gotowy?
- Noo, tzn. tak, ju¿ idê - powiedzia³em mocuj±c siê z guzikiem,
próbowa³em go zapi±æ, ale gdy ju¿ przechodzi³ przez dziurkê w
ostatniej chwili z niej wypada³. Chwyci³em go jeszcze raz i
spróbowa³em ponownie, z tym samym skutkiem. - Kurwa, co jest!
- Mo¿e ci pomóc, hehe.
- Spierdalaj, lepiej poszukaj moich zabawek, nigdzie nie mogê ich
znale¼æ.
- S± w samochodzie, chyba nie my¶lisz, ¿e odwióz³bym ciê do szpitala
z takim arsena³em.
- Jest!!! Uff w koñcu siê uda³o, powinienem dostaæ Nobla. -
zarzuci³em marynarkê, poprawi³em bia³± koszulê i rozprostowa³em rêce
- Choæ zmywamy siê, bo ju¿ nie mogê tu wytrzymaæ.
- Wodzu prowad¼. - powiedzia³ z u¶miechem i wyszli¶my. Po drodze do
wyj¶cia zahaczy³em jeszcze o recepcje, gdzie otrzyma³em resztê moich
rzeczy, zegarek, kartê kredytow± itp. Ra¼nym krokiem ruszyli¶my do
drzwi wyj¶ciowych.
- Aha, mówi³e¶ co¶ o samochodzie, to ju¿ nie je¼dzisz autobusami?
- Nie, hehe, ju¿ nie je¿d¿ê. Po ostatniej naszej robótce ju¿ nie
musze, choæ znowu zaczyna brakowaæ mi pieni±¿ków - doszli¶my ju¿ do
wyj¶cia, drzwi otworzy³y siê automatycznie, ¶wie¿e powietrze (no
mo¿e nie takie ¶wie¿e, powiedzmy powietrze ró¿ni±ce siê od tego,
które za¿ywa³em przez ostatni tydzieñ) wtargnê³o do p³uc i ...
zacz±³em kaszleæ.
- Cholera, czy mi siê wydaje czy tego smogu robi siê coraz wiêcej. -
powiedzia³em robi±c kilka kroków do przodu.
- Hoho, posiedzia³ trochê w szpitalu i ju¿ narzeka na domowe
pielesze, choæ lepiej przywitaæ siê ze swoim motorem i zobaczyæ
samochód.
- Ju¿ ... ekhem idê - przez chwilê stara³em siê nie kaszleæ, szed³em
za Peintem, drapanie w gardle zaczê³o jednak narastaæ - poczekaj
chwilê - zdo³a³em powiedzieæ i skuliwszy siê trochê zacz±³em
kaszleæ. Pyk...lekki, prawie nies³yszalny d¼wiêk, trawnik obok
chodnika, po spotkaniu z kul±, wybuchn±³ wyrzucaj±c w przestrzeñ
kawa³ki ziemi.
- Co jest? - rzuci³em siê do przodu biegn±c w stronê motoru, patrz±c
w stronê, z której prawdopodobnie pad³ strza³. PYK, ¶wist kuli
poczu³em na szyi, co¶ zaiskrzy³o obok, rzuci³em siê do przodu
upadaj±c ko³o motoru i chowaj±c siê za niego, Mike nerwowo otworzy³
drzwi czerwonego Ferrari.
- TO JEST TEN NOWY SAMOCHÓD???
- Tak, podoba siê? £ap - i rzuci³ mi Colta,
- Powiem ci jak przestan± do mnie strzelaæ - chwyci³em go i
wyjrza³em zza motoru. Lot kuli wskazywa³ na to, ¿e strzelano z dachu
budynku po drugiej stronie ulicy, gdybym siê nie schyli³ to pewnie
ju¿ nigdy nie musia³bym siê martwiæ o ból g³owy. Uwa¿nie ogl±da³em
dach, ale nikogo tam nie by³o! Za to dwóch policjantów sz³o w naszym
kierunku, szybko schowa³em Colta za pasek. Ju¿ po chwili byli przy
nas.
- Czy co¶ siê sta³o panowie, mogê zobaczyæ wasze dowody to¿samo¶ci?
- Nie, wszystko w porz±dku. ¦cigali¶my siê z koleg± i chyba siê
potkn±³em. - powiedzia³em przywo³uj±c na twarz u¶miech numer 52,
specjalnie na takie okazje.
- Wygl±da³o na to, ¿e pan specjalnie skoczy³ za motor. - Wzruszy³em
ramionami i poda³em mu dowód.
- Chyba to nie jest karalne.
- Na szczê¶cie dla pana nie, - przejrza³ dokument - proszê, i niech
pan, panie King ju¿ tak nie robi, bo mo¿emy uznaæ to za zak³ócanie
porz±dku.
- Dobrze, postaram siê. - odpowiedzia³em u¶miechaj±c siê pod nosem,
nienawidzi³em dzielnic korporacyjnych - czy to wszystko?
- Tak, dobrego dnia.
- W takim razie papa - powiedzia³em s³odkim g³osem, policjant
obróci³ siê i popatrzy³ na mnie, jakby zauwa¿y³ sarkazm, czy¿by
jaki¶ inteligentniejszy??? Jego wzrok spoczywa³ na mojej twarzy
przez d³u¿sz± chwilê, wiêc podnios³em rêkê i pomacha³em mu
wymawiaj±c bezg³o¶nie "pa, pa" Odwróci³ siê i odszed³ szybkim
krokiem. Z u¶miechem satysfakcji patrzy³em w ¶lad za nimi, gdy nagle
zobaczy³em cz³owieka w garniturze, z teczk± w rêku, rozgl±daj±cego
siê nerwowo na boki, wybiegaj±cego z budynku po drugiej stronie
ulicy. W g³owie od razy za¶wieci³a mi siê ¿aróweczka powiedzia³em
"Mike poczekaj tu" i truchtem ruszy³em na drug± stronê.
Dobieg³em do niego , gdy wsiada³ do taksówki, popchn±³em do ¶rodka i
wsiad³em za nim. Przystawi³em mu pistolet do brzucha. - Gdzie mam
jechaæ? - zapyta³ taksówkarz nie odwracaj±c siê.
- Powiedz gdzie, a je¶li co¶ pi¶niesz to sprawdzê co jad³e¶ na
¶niadanie.
- Bank na jedenastej alei - wyszepta³ trzês±cym siê g³osem.
- Kto ciê wykn±³?
- Co? Mnie, ja... nie. Chcesz pieni±dze? S±...s± tu - uniós³ rêkê.
- Nie! Stój, nie chce ¿adnej forsy. Otwórz teczkê, tylko powoli.-
facet trzês±cymi rêkoma siêgn±³ do szyfru i otworzy³, wysypa³o siê
trochê papierów. Szybko przeszuka³em dno teczki, a pó¼niej jego
samego, nic nie znalaz³em, chyba nie by³by taki g³upi, by wywalaæ
karabin snajperski!
- Przepraszam pana najmocniej, chyba siê pomyli³em. Proszê pokazaæ
mi swoje dokumenty. - Gostek siêgn±³ do kieszeni marynarki i wyj±³
portfel, przegl±dn±³em go i powiedzia³em:
- Najlepiej by by³o, gdyby zapomnia³ pan o tym spotkaniu i nikomu o
tym nie mówi³, ka¿dy ma prawo siê pomyliæ, czy¿ nie? - patrzy³ siê
na mnie dziwnym wzrokiem, jego oczy przypomina³y raczej szklane
kulki, otworzy³ usta, ale zamiast s³ów wylecia³a z nich stró¿ka
¶liny.
Odj±³em Colta od jego brzucha.
- Proszê, oto pañskie dokumenty, je¶li siê dowiem , ¿e pan co¶
powiedzia³ to pana zabije, dobrze? - pokiwa³ g³ow± w odpowiedzi,
¶lina pokapa³a na jego garnitur.
- No to super. - ¶cisn±³em mu policzek jak wujaszek odwiedzaj±cy
swojego ma³ego krewnego - To dobrze, ¿e siê rozumiemy, dziêki za
przeja¿d¿kê, mi³o by³o ciê poznaæ. Znikam - popuka³em w szybê
oddzielaj±c± nas od kierowcy i powiedzia³em - Ja tu wysi±dê,
zatrzymaj siê. - Kierowca szybko wjecha³ na chodnik zahaczaj±c lekko
ty³em o lampê. Wysiad³em nie zwracaj±c ju¿ uwagi na cz³owieka
le¿±cego na masce i krzycz±cego co¶ do taksówkarza. Wróci³em do
szpitala. Michael czeka³ na mnie przy swoim samochodzie.
- No, nareszcie wróci³e¶, ju¿ zaczyna³o mi siê nudziæ
- To nie ten. Daj mi resztê broni i wynosimy siê st±d. -
odpowiedzia³em i wyruszyli¶my. Po kilku minutach drogi w kasku
motoru odezwa³ siê g³os Mike'a.
- Mia³e¶ powiedzieæ co my¶lisz o wozie.
- A co mo¿na my¶leæ, super fura, rzuca siê w oczy, pewnie kosztowa³a
ciê fortunê. Dziwiê siê tylko sk±d masz jeszcze forsê.
- No to jest ten problem - ju¿ nie mam, za ostatni± wynaj±³em pokoje
w motelu.
- Heh, du¿o to ciê nie kosztowa³o, w takiej dzielnicy - Wyjechali¶my
w³a¶nie z korporacyjnych posiad³o¶ci i wdarli¶my siê przez zas³onê
brudu. Znale¼li¶my siê, tak jak Alicja, w ca³kiem innym ¶wiecie i
zag³êbiali¶my siê w niego coraz bardziej jak bezdomny do wnêtrza
¶mietnika. W pewnej chwili do moich uszy dobieg³ terkot karabinu i
ju¿ po chwili zauwa¿y³em cz³owieka z tym w³a¶nie urz±dzeniem
pruj±cego do kilku ludzi gor±czkowo szukaj±cych schronienia. Mike
zatrzyma³ siê, a ja dojecha³em do niego. Zauwa¿y³em jak dwóch ludzi
wykrzywiaj±c siê upada na ziemie z krzykiem. Pozostali migiem
zniknêli nam z oczy chowaj±c siê za ¶mietnikami lub domami. Cz³owiek
z karabinem odwróci³ siê w nasz± stronê i zacz±³ podchodziæ, twarz
wykrzywia³ mu wyraz szaleñstwa, usta otworzy³y siê wydaj±c g³o¶ne,
nieartyku³owane d¼wiêki, po dwóch krokach nacisn±³ spust, kule
zagruchota³y obok, szybko skrêci³em i wjecha³em w boczn± uliczkê
zatrzymuj±c siê w niej. Us³ysza³em odg³os silnika, wielu silników i
po chwili ulic±, z której wyjecha³em przyjecha³o stado motorów, do
odg³osów silników do³±czy³y siê szaleñcze okrzyki i wrzaski, gdy
przeje¿d¿ali obok, ludzie wymachiwali broni±, a niektórzy strzelali,
ha³as narasta³. Z zainteresowaniem podjecha³em tak, by widzieæ co
siê stanie. Kanonada motocyklistów zwali³a z nóg go¶cia z karabinem,
lecz ten upadaj±c odda³ celn± seriê. Jeden z ludzi na motorze
dosta³, jego cia³o zachwia³o siê, przechyli³o do ty³u po czym razem
z motorem zaczê³o ¶lizgaæ siê po jezdni sypi±c na oko³o iskry. Inny
motocyklista próbuj±c na niego nie wpa¶æ zderzy³ siê z koleg± i
razem krzycz±c polecieli na ziemiê poci±gaj±c za sob± kolejnego.
Jaki¶ motocykl uderzy³ w t± zaporê i kierowca wylecia³ krzycz±c
przera¼liwie a¿ do momentu upadku. Reszta zatrzyma³a siê przed
wrakami i wtedy jeden z ludzi, którzy uciekali przed kulami karabinu
rzuci³ w nich ma³y, owalny przedmiot. Spowodowa³ on wielkie
zamieszanie, którego nieszczê¶nik ju¿ nie dostrzeg³, gdy¿ kula
uderzy³a go o g³owê i spryskuj±c pobliskie otoczenie krwi± upad³ na
ziemiê. Przedmiot ów wybuch³ nagle milionem barw, ogieñ uderzy³ w
motocykle i ich je¼d¼ców, ogarn±³ wszystko i podzieli³ siê swoim
ciep³em, sekundê po tym pierwszy motocykl wybuch³ przy³±czaj±c siê
do ognia i scalaj±c siê z nim. Krzyki, wrzaski, wyciekaj±cy z nich
ból, BUM, kolejna ofiara, obok mnie przejecha³ motor z pal±cym siê
kierowc±, jego krzyk narasta³ w miarê zbli¿ania siê i milk³ w miarê
oddalania. Po kolejnym wybuchu co¶ upad³o niedaleko mnie, co¶, co
patrzy³o siê na mnie swoim jedynym, sczernia³ym okiem, w³osy
p³onê³y, ogieñ próbowa³ dostaæ siê do ¶rodka g³owy, zakosztowaæ
m±dro¶ci, po³±czyæ siê ca³kowicie ze swym nowym "przyjacielem".
- Spadamy - szepn±³em we wnêtrze kasku, a ciche mrukniêcie
potwierdzi³o moj± decyzjê. Ruszy³em wiêc próbuj±c jak najszybciej
oddaliæ siê od tego miejsca. W pewnej odleg³o¶ci przed nami pojawi³
siê samochód, a tu¿ za nim dwa motocykle. Pojazdy by³y oznakowane,
co znaczy³o, ¿e policja pofatygowa³a siê, by zobaczyæ co siê dzieje.
Tego siê w³a¶nie obawia³em. HUK. Co¶ ¶mignê³o ko³o mnie. HUK.
Kuloodporna pokrywa motoru zaiskrzy³a. Gdy dojechali¶my do pierwszej
bocznej uliczki Mike skrêci³ w ni± i nie zmieniaj±c prêdko¶ci pogna³
dalej. Wchodz±c w zakrêt zatrzyma³em motor czemu towarzyszy³ g³o¶ny
pisk, szybko chwyci³em Colty w obie d³onie i strzeli³em. Szybka
kasku jednego z motocyklistów pêk³a na poziomie oczu, si³a wystrza³u
wyrzuci³a go z siode³ka i z g³ow± odchylon± do tylu szybowa³ w
kierunku asfaltu. Drugi motocyklista dosta³ w pier¶, uderzenie
odrzuci³o go do ty³u, a ¿e mocno trzyma³ kierownicê motor poderwa³
siê w górê staj±c dêba. Kierowca spad³ z siod³a, za¶ motor iskrz±c
szalenie sun±³ ulic±. Z piskiem ruszy³em dalej widz±c jak z
samochodu wysuwa siê policjant wyci±gaj±c za sob± poka¼nych
rozmiarów karabin. Zd±¿y³em jeszcze nadusiæ przycisk, który
powodowa³ zwolnienie granatu przyczepionego z ty³u. Potoczy³ siê za
mn±. Przy¶pieszy³em, mijaj±c skrzy¿owanie, mija³em lampy, które
coraz szybciej miga³y mi w oczach, WYBUCH, spojrzenie do ty³u - dym,
kawa³ki muru. Szybki skrêt w boczn± uliczkê, pó¼niej w nastêpn± i
nastêpn±.
Dojecha³em tak do parkingu, który znajdowa³ siê najbli¿ej motelu.
Zostawi³em tam motor i pieszo poszed³em do przybytku, w którym
mia³em spêdziæ noc Mike czeka³ na mnie przy wej¶ciu. Powiedzia³,
który mam pokój i zaproponowa³, by¶my spotkali siê za kilka godzin
omówiæ dalsze dzia³anie. Nie mia³em nic przeciwko.
Rozdzia³ 3
Siedzieli¶my przy stoliku pij±c piwo. Wszechobecna muzyka
wciska³a siê w uszy, Mike papla³ jak szalony prze¿ywaj±c "wypadek"
(jak to okre¶li³a pani z radia), który wydarzy³ siê parê godzin
temu. Przez jak±¶ godzinê s³ucha³em, jak to Michael Peint radzi³
sobie od czasu naszego ostatniego rozstania. Dopiero kilka minut
temu przeniós³ siê na aktualne wydarzenia. - Dobra, przestañ gadaæ i
powiedz czy dowiedzia³e¶ siê czego¶ o koncie.
- Co?...A no tak, pewnie, ¿e siê dowiedzia³em. Popyta³em siê to tu
to tam, spotka³em siê z kilkoma przyjació³mi, no ... nie ka¿dy mnie
lubi³, ale zdo³a³em jako¶ przekonaæ ich, by pomogli mi w potrzebie,
a tak przy okazji masz mo¿e pociski do Stenmayera, bo mi siê ju¿
koñcz±? Nie? Szkoda, ale na pewno?
- MÓW DO JASNEJ CHOLERY BO CI ZARAZ PYSK ROZPIERDOLE!
- No dobrze nie gor±czkuj siê. Chce tylko ¿eby¶ wiedzia³ jak wiele
mnie to kosztowa³o.
- A wiêc?!?
- Hmm, to trochê dziwne, bo konto zablokowano ci z polecenia
Arasaki.
- Arasaki? Przecie¿ to oni mnie wynajêli.
- No w³a¶nie to mnie tak zdziwi³o, hmm, na koncie masz... -
wyci±gn±³ jak±¶ kartkê - o jest, 498 050$. Wynika z tego, ¿e
wynagrodzenie dosta³e¶ i hmm, zablokowano ci je do¶æ szybko. Po
wizycie kilku panów dyrektor kaza³ zablokowaæ konto z numerem -
znowu zerkn±³ na kartkê - 2896508434844207656, czyli twoje.
Zastanawia³em siê nad tym...
- Misiu, czy mogê ciê prosiæ do tañca? - us³ysza³em cichy mêski g³os
nad uchem, a ciep³e powietrze wtargnê³o do ¶rodka.
- ...nad tym, ¿e...¿e - Mike podniós³ wzrok na przybysza i przez
chwilê panowa³a cisza.
- To jak bêdzie z tym tañcem, mój ty prosiaczku? - odwróci³em g³owê,
sta³ przede mn± mê¿czyzna ubrany w obcis³e skórzane ciuszki i mruga³
do mnie okiem.
- Móg³by¶ potrz±sn±æ g³ow±? Proszê. - powiedzia³em spokojnie.
- Czego tylko pragniesz - odpowiedzia³ nieznajomy u¶miechaj±c siê
szeroko po czym zacz±³ merdaæ ³epetyn± na prawo i lewo, gdy skoñczy³
powiedzia³em.
- Teraz przynajmniej wiem, ¿e zaistnia³a szansa zderzenia siê twoich
dwóch szarych komórek i mo¿e dziêki temu skokowi inteligencji nie
bêdê musia³ powtarzaæ. - przechyli³em na bok g³owê - Wyno¶ siê.
- Ale¿ kotku ja ciê kocham, nie porzucaj mnie.
- Nie, ty mnie nie zrozumia³e¶, skup siê - nabra³em powietrza -
SPIERDALAJ!!!! Masz to??
- Ale...ale, ty brutalu, ty gnido!, ty... - przez chwilê patrzy³em
na poruszaj±ce siê usta nieznajomego, porusza³y siê rytmicznie
wyrzucaj±c coraz to nowe obelgi, twarz robi³a siê coraz bardziej
wykrzywiona, s³owa p³ynê³y i p³ynê³y, nie s³ysza³em ju¿ ich
widzia³em tylko poruszaj±ce siê wargi, przypomnia³ mi siê film,
który ogl±da³em bêd±c dzieckiem, a mianowicie "Nie koñcz±ca siê
opowie¶æ", nie wiem dlaczego, ale zacz±³em go sobie przypominaæ,
skupia³em siê na nim powtarzaj±c zapamiêtan± tre¶æ, gdy z zamy¶lenia
wyrwa³ mnie krzyk:
- S³uchasz mnie!! - wyci±gn±³em Colta i przystawi³em mu do ucha
- Masz brudne uszy, wyczyszczê ci je, dobrze? - nacisn±³em spust,
BUM, mieszanka szarej cieczy wytrysnê³a z prawego ucha, zabieraj±c
je ze sob±, lecia³a przez chwilê po czym upad³a na pod³ogê z cichym
pluskiem rozchlapuj±c siê jeszcze bardziej.
- No teraz jest czyste - £UP, cia³o uderzy³o o deski.
- Nokaut - us³ysza³em g³os Michaela.
- Ogl±da³e¶ kiedy¶ "Nie koñcz±c± siê opowie¶æ"? - powiedzia³em
siadaj±c z powrotem na krze¶le
- Co?
- Taki film.
- Nie...nie s±dzê. - wpatrywa³ siê za moje plecy. Sszzuuu...szszuuu,
odwróci³em g³owê patrz±c na cia³o ci±gniête przez bramkarza. Mike
spojrza³ na mnie.
- No co, nie mog³em siê przez niego skupiæ. - Peint potrz±sn±³ lekko
g³ow±, chrz±kn±³, i przeniós³ na mnie wzrok.
- O czym to ja mówi³em?
- W³a¶nie nad czym¶ siê zastanawia³e¶ - przypomnia³em grzecznie,
wyj±³em z kieszeni pluszowego misia i zacz±³em czêstowaæ go piwem.
- Co? A, no tak, eee, zastanawia³em siê nad tym trochê i poszpera³em
dalej. Jeden ze znajomych obieca³, ¿e zobaczy co da siê zrobiæ.
Je¶li pozwolisz to zadzwoniê do niego.
- Ale¿ proszê - powiedzia³em wycieraj±c pyszczek misia rêk±
- Ech, ty brudasku! Nawet nie umiesz piwa wypiæ i siê przy tym nie
u¶winiæ. Smakowa³o ci chocia¿? - schyli³em g³owê przyk³adaj±c ucho
do pyszczka.
- Niedobrze - powiedzia³ Peint odk³adaj±c komórkê. Chwilê czeka³ na
moj± reakcjê. Wyprostowa³em g³owê, pog³aska³em misia po ³epku
u¶miechaj±c siê i schowa³em go z powrotem do kieszeni. Podnios³em
wzrok na Mike'a.
- Ten strza³ przed szpitalem to te¿ sprawka Arasaki. Wynajêli
zabójcê. - chwila ciszy - Rozumiesz co¶ z tego?
- Konto, zabójca, konto, zabójca, kontozabójca...
- Jest jeszcze co¶. Policja szuka zabójcy Kathrin Adams.
- Mieli wszystko za³atwiæ, ³obuzy. Nigdy nie ufaj korporacji
przyjacielu.
- I co teraz?
- Teraz? BUHAHA! - za¶mia³em siê odchylaj±c g³owê do tylu - Teraz
zabawa zacznie siê na dobre, ale nie martw siê, to ju¿ moja
potañcówka.
- No, no. Nawet nie próbuj robiæ czegokolwiek beze mnie.
- Heh, dobra. Jutro spróbuj znale¼æ nazwisko gostka, który na mnie
poluje. A ja spróbuje za³atwiæ gotówkê. A na razie bawmy siê!
Duszkiem dopi³em piwo, które zostawi³ misio, wsta³em przewracaj±c
krzes³o i ruszy³em po³±czyæ siê z t³umem. Sza³ ogarn±³ mnie szybko,
przesta³em my¶leæ, scala³em siê z muzyk±, ze ¶wiat³em. By³em jednym
z t³umu, zros³em siê z nimi, tworzyli¶my jedno cia³o i duszê
ogarniêt± tylko jednym - zapomnieæ. Problemy zniknê³y rozbijaj±c siê
o ogrom otaczaj±cej mnie atmosfery, umys³ przesta³ dzia³aæ, zast±pi³
go instynkt, który opu¶ci³ mnie dopiero nastêpnego popo³udnia, gdy
wstawa³em z ³ó¿ka. Nawet nie wiedzia³em jak siê w nim znalaz³em.
Rozdzia³ 4
Otworzy³em oczy i przez chwilê wpatrywa³em siê w sufit.
Gdzie ja jestem? Zmusi³em moje szare komórki do my¶lenia, ale sz³o
to im jak ostatnie metry biegu na 1000 metrów. Przez chwilê mia³em
pustkê w g³owie. Wsta³em powoli przypominaj±c sobie wszystko (czy¿by
moje komórki uros³y, za³o¿y³y korki i zaczê³y graæ w pi³kê? Dlaczego
mnie tak ³eb napierdala???). Gdy zasiada³em do odgrzanej pizzy
s³u¿±cej mi za ¶niadanie mia³em ju¿ jaki taki porz±dek w g³owie.
Zjad³em i poszed³em do Mika. Nie by³o go, mo¿e to i lepiej, bo nie
wiem czy zdo³a³bym siê odezwaæ, a je¶li ju¿ dokona³bym tego
heroicznego czynu pewnie z gard³a nie wydoby³o mi siê nic wiêcej ni¿
"aghrh". Z my¶l±, by znale¼æ trochê forsy uda³em siê do gara¿u i ju¿
po chwili jecha³em w stronê granicy miasta. Pieni±dze to bardzo
dziwna rzecz (prawie tak dziwna jak kobiety!!!), a jedynym znanym mi
cz³owiekiem, który potrafi³ je zrozumieæ by³ Xaviert. Za bardzo nie
wiedzia³em, gdzie mo¿e siê podziewaæ. S³ysza³em jedynie, ¿e znajduje
siê gdzie¶ na trasie New York - Nightcity, wiêc zacz±³em
poszukiwania. Jecha³em w stronê Nightcity zwiedzaj±c ka¿d± napotkan±
stacjê benzynow± i zajazdy. Na jednej z takich stacji zauwa¿y³em
cz³owieka stoj±cego przy agregatorze, a obok niego ci±gnê³a siê
sporawa kolejka samochodów. Podjecha³em do niego.
- Witaj Xaviert! Jak mi³o ciê spotkaæ, có¿ za niespodzianka! - Twarz
wykrzywiona u¶miechem zwróci³a siê w moj± stronê, dredy podskoczy³y
przy tym szybkim ruchu, a bia³e zêby kontrastuj±ce z murzyñsk±
twarz± ukaza³y siê w pe³nej krasie.
- Luter King! Witaj brachu. - odwracaj±c siê do stoj±cych w kolejce
wrzasn±³ - Dobra panowie koniec zabawy mo¿ecie i¶æ do domu!
- Widzê, ¿e klientów ci nie brakuje. - powiedzia³em patrz±c na
odje¿d¿aj±cych z oci±ganiem ludzi. - Je¶li by³by¶ tak mi³y móg³by¶
mi zatankowaæ?
- Pewnie - podszed³ do agregatora, trochê przy nim pogrzeba³
wystukuj±c na pulpicie jakie¶ liczby - co ciê sprowadza, bo nie
uwierzê, ¿e wpad³e¶ z przyjacielsk± wizyt±.
- Niestety masz racjê, potrzebuje pieniêdzy i pomocy.
- Hoho, ty to masz wymagania. Powiadasz, ¿e potrzebna ci pomoc?
Zawsze sam sobie radzi³e¶, to musi byæ co¶ powa¿nego.
- No, takie tam przepychanki. Arasaka na mnie poluje.
- Ekhem. Co powiedzia³e¶?
- Mam ma³y problem z Arasak±.
- Ma³y problem z korporacj± jest ¶miertelnym problemem.
- Nie przesadzaj, pomo¿esz?
- Tak, nigdy nie lubi³em tych bogatych dupków, czemu nie.
- Hahaha, no to niech zabawa siê zacznie!
New York 15 - g³osi³a tablica. W polu widzenia pojawia³y siê
pierwsze wie¿owce przys³oniête chmur± spalin. Jecha³em przodem przed
pó³ciê¿arówk± Xavierta, linie na drodze zmywa³y siê w jeden wielki
szlak znacz±cy nasz± podró¿. Oprócz wie¿owców pojawi³ siê przed nami
tak¿e rój pojazdów. Gdy podjechali¶my bli¿ej posypa³y siê w nasz±
stronê pierwsze przekleñstwa. Zbieranina pojazdów ró¿norakiego typu
ci±gnê³a siê na jaki¶ kilometr. Motory przeplata³y siê z
samochodami, trójko³owcami i innymi cudami techniki, których nigdy
nie podejrzewa³bym o istnienie. Spróbowa³em wjechaæ w tê zgrajê i
utorowaæ przejazd Xaviertowi, lecz ju¿ po chwili drogê zajecha³o mi
kilka aut zagradzaj±c drogê.
- Spierdalaj st±d. To nasza droga.
- Lepiej znajd¼ sobie objazd, chyba, ¿e chcesz uzupe³niæ niedobór
¿elaza w swoim organizmie, buhaha. - cz³owiek ods³oni³ kurtkê i
pokaza³ spluwê. Przy¶pieszy³ odje¿d¿aj±c do przodu, a dwóch
motocyklistów pojawi³o siê przy moich bokach próbuj±c mnie zepchn±æ.
Zwolni³em, ale jeden z motorów zahaczy³ o mój motor i odrapa³ go
trochê, 3 ma³e iskierki ulecia³y w stronê asfaltu. Nasze motory
lekko siê zachybota³y. Ze zdziwieniem popatrzy³em na zdarty lakier,
u¶miechn±³em siê:
- Odrapa³e¶ mi mój motor.
- Je¶li nie chcesz ¿ebym ciê odrapa³ to lepiej wypierdalaj na
grzyby, jarzysz?
- Ja bardzo lubiê swój motor, a ty mi go popsu³e¶ - pu¶ci³em
kierownice i wyj±³em misia, jad±c bez trzymanki ws³uchiwa³em siê w
wyrok, który szepta³ mi do ucha. Gdy skoñczy³ od³o¿y³em go z
powrotem. Popatrzy³em w twarz mê¿czyzny na motorze, patrzy³ siê na
mnie jak na wariata, nie przeszkadza³o mi to, bo wiedzia³em, ¿e to
nie ja zwariowa³em, to ¶wiat zwariowa³. Usta przys³ania³y mu w±sy,
lecz nie ukrywa³y one lekkiego u¶miechu tl±cego siê na nich.
Siêgn±³em rêkoma pod pachy wyci±gaj±c Colty, wypali³y równocze¶nie
robi±c dziurê w lewym oczodole, kolega zaje¿d¿aj±cy mi drogê z
drugiej strony podzieli³ jego los, u¶miech momentalnie znikn±³,
czê¶æ g³owy odlecia³a do ty³u, a reszta upad³a z cia³em na ulicê.
Huk obudzi³ pozosta³ych. Odwrócili siê w moim kierunku siêgaj±c po
broñ, wsta³em, skokiem przenios³em nogi na siode³ko i z trudem
utrzymuj±c równowagê unios³em siê, BUM, kula przedar³a siê przez
cienk± barierê powietrza i zagnie¼dzi³a siê w g³owie, lewe oko
wysz³o na jej przywitanie, BUM, dziura w szybie otoczona pajêczyn±
pêkniêæ, samochód skrêci³ przewracaj±c jakiego¶ motocyklistê,
wyprostowa³em siê balansuj±c na motorze, otworzy³em usta, BUM, BUM,
BUM...pierwsze kule wylecia³y w moim kierunku, Patrzy³em na
zdziwione twarze, niedowierzanie cisnê³o im siê na usta, u¶miech
pewnego zwyciêstwa wykrzywia³ inne. Zmusi³em moje struny g³osowe do
pracy, zadzia³a³y:
- "Kolorowe kredki w pude³eczku nosze, kolorowe kredki bardzo lubiê
je..." - d¼wiêk wydoby³ siê na ¶wiat. Kolejne dwa strza³y, kolejne
dwie g³owy eksplodowa³y w miejscu lewego oka. BUM, co¶ przelecia³o
mi ko³o rêki, chcia³em podnie¶æ j± i oddaæ zmarnowan± na mnie kulê,
lecz rêka odmówi³a pos³uszeñstwa, zwróci³em na ni± wzrok ¶piewaj±c
dalej:
- "...kolorowe kredki kiedy je poproszê namaluj± wszystko to co
chce..." - rêka zwisa³a znacz±c moj± drogê strumykiem krwi, co¶
uderzy³o mnie w pier¶, przez chwilê widzia³em mój motor jad±cy
przede mn±, lecz mnie ju¿ nie by³o na siode³ku, widzia³em jak
przewraca siê po kilku metrach wpadaj±c na czyje¶ cia³o, co¶
twardego uderzy³o mi w plecy, g³owa odbi³a siê od czego¶ i zamazany
stró¿kami jakiej¶ lepiej cieczy obraz znikn±³ ca³kowicie. Us³ysza³em
huk, jednostajny, ci±g³y, jakie¶ strza³y, a pó¼niej pojawi³a siê
cisza i ciemno¶æ, otaczaj±cy mnie mrok rozja¶nia³o ¶wiate³ko.
Rozdzia³ 5
Ping...ping...ping...ping...ping... Jednostajny g³os
dochodz±cy do mojej g³owy stawa³ siê coraz g³o¶niejszy. Narasta³,
pulsowa³, zmienia³ tonacjê. Ciemno¶æ przed oczami zaczê³a bledn±æ.
Robi³o siê coraz ja¶niej i ja¶niej i w koñcu otworzy³em oczy.
- Witaj w¶ród ¿ywych Luter! Jak mi³o zobaczyæ, ¿e znowu
wytrzeszczasz ¶lepia.
- Aahherrr - próbowa³em co¶ wyj±kaæ, jednak nie wychodzi³o mi to
zbyt dobrze.
- Gdyby ciê to interesowa³o jeste¶ w szpitalu.
- Cze¶æ Peint - no w koñcu uda³o mi siê co¶ powiedzieæ.
- Znalaz³em ciê w ka³u¿y krwi, na dodatek nie tylko twojej. Jako
dobry samarytanin zabra³em ciê wiêc do szpitala, gdzie siê ju¿ tob±
zajêli, nie wygl±da³e¶ najlepiej. Dlaczego mnie nigdy nie ma, gdy
dzieje siê co¶ ciekawego. - rozgl±dn±³em siê wokó³ siebie nie
zwracaj±c uwagi na dalsze narzekanie, bia³e ¶ciany, bia³e
prze¶cierad³a, jednostajne ping...ping...ping maszyny stoj±cej przy
moim ³ó¿ku, a obok drugie ³ó¿ko z tak± sam± maszynk±
ping...ping............ping.......piiiiiiiiiiiiiiiiiiii.
- Wiesz co stary, chyba mam Deja vu, czy ja ju¿ tu nie by³em i nie
s³ucha³em tego twojego glêdzenia?
- To pewnie od odniesionych urazów, gdyby nie ja, to nie wiem czy
le¿a³by¶ w takim ciep³ym pomieszczeniu.
- Pewnie tak. Jak mnie znalaz³e¶?
- Xaviert zadzwoni³ do mnie i powiedzia³ co siê sta³o, wzi±³em
kumpla z furgonetk± i przywioz³em ciebie i twój motorek do
bezpiecznej przystani. Pamiêtasz co siê sta³o? Nie? To ci opowiem. Z
tego co mówi³ Xaviert to zaatakowa³e¶ rodzinê nomadów, nigdy ciê nie
zrozumiem, samemu porwaæ siê na ca³± rodzinê to trzeba byæ szalonym,
rozumiem kilku opryszków, ale tyle ludzi, przecie¿ to pewna ¶mieræ i
to jeszcze z samymi Coltami, trzeba by³o mi...
- Mo¿esz przej¶æ do rzeczy?!!!! Przestañ tyle paplaæ.
- No wiêc, gdy zastrzeli³e¶ tych dwóch ca³a reszta rzuci³a siê....
- ...na mnie, WIEM! Powiedz mi jak siê tu znalaz³em i dlaczego.
- No dobra, dobra. Przylecia³y s³u¿by policyjne utrzymuj±ce porz±dek
na drodze. Widocznie kto¶ mia³, z tymi nomadami, wcze¶niej k³opoty i
powiadomi³ ich. Jednym s³owem mia³e¶ cholerne szczê¶cie.
- Gdzie Xaviert?
- Za³atwi³ remont twojego motoru, a teraz odblokowuje ci konto.
- Dowiedzia³e¶ siê czego¶ nowego?
- W³a¶ciwie to tak. Znalaz³em netrunera, który przypadkiem
przechwyci³ zlecenie twojego zabójstwa, mam jego adres.
- OK. Jutro do niego pójdê.
- Jutro?? Musisz le¿eæ jeszcze przynajmniej przez tydzieñ. Zbytnio
ufasz tym cybernetycznym zabawkom, pole¿ i odpocznij, a my siê
wszystkim zajmiemy.
- Nie pozwoli³bym wam nawet zanie¶æ mojego garnituru do pralni, a co
dopiero oddaæ wam w rêce koleje mojego ¿ycia. Przyja¼ñ to jedna
sprawa, ale nie pozwolê ¿eby¶cie co¶ spieprzyli. Ju¿ te ma³e
skurwysyny, które sobie wszczepi³em zajm± siê moim zdrowiem, nic mi
nie bêdzie.
- To pole¿ chocia¿ dzisiaj, jutro ciê wypiszê i odwiedzimy tego
netrunera.
- Dobrze mamusiu. - za¶mia³em siê - Dziêki za troskê. Do jutra.
Nastêpnego dnia wyszed³em ze szpitala, na zewn±trz sta³ mój motor,
wygl±da³ jak nowy. Pojechali¶my do znajomego motelu, gdzie czeka³ na
nas Xaviert. Razem pojechali¶my pod wskazany przez Peinta adres.
- Mike, ty poczekaj tutaj, gdyby co¶ siê dzia³o to us³yszysz. -
powiedzia³em i skin±³em na Xavierta, by poszed³ za mn±. Weszli¶my do
odrapanego budynku, wydawa³o siê, ¿e ¶ciany zaraz przewróc± siê nam
na g³owy, pod nienaturalnym k±tem przechyla³y siê do ¶rodka
korytarza. Grafitti ozdabia³y ka¿d± woln± przestrzeñ ¶ciany, tak jak
¶mieci pod³ogê. Przekroczy³em jakiego¶ mê¿czyznê le¿±cego we
w³asnych wymiocinach, podszed³em do drzwi i zapuka³em. Zacz±³em siê
rozgl±daæ czekaj±c na odpowied¼, rozgl±da³em siê i rozgl±da³em, ale
nikt nie otwiera³. Siêgn±³em do klamki i otworzy³em drzwi, z lekkim
skrzypniêciem ust±pi³y, wiêc wszed³em do ¶rodka. - Jest tu kto? -
chwila oczekiwania, ¿adnej odpowiedzi. W±skim korytarzem post±pi³em
kilka kroków, zagl±dn±³em do dwóch pokoi, na prawo i na lewo ode
mnie. W koñcu doszed³em do koñca wchodz±c do ostatniego
pomieszczenia. Znajdowa³ siê tu ma³y stolik, na nim le¿a³ notebook,
a na nim g³owa netrunera. Wszed³em dalej wpuszczaj±c Xavierta.
- Zobacz czy znajdziesz co¶ w notebooku, a ja zobaczê co siê sta³o
temu panu.
- Ten pan nie ¿yje.
- To wiem, ale dlaczego? - podnios³em jego g³owê, oczy mia³ otwarte,
emanowa³ z nich strach i ból, kilka przednich zêbów zmieni³o miejsce
zamieszkania. Le¿a³y teraz na pod³odze. Na szyi kto¶ namalowa³
czerwon± prêgê, chyba za mocno, bo gostek nie wytrzyma³. Odrzuci³em
go na bok nie chc±c patrz±c na trupa. Nie lubi³em widoku uduszonego
cz³owieka, takie okazywanie si³y irytowa³o mnie, bo czy nie lepiej
strzeliæ komu¶ w oko? Raz, ¿e ofiara nie mêczy siê, dwa, ¿e ja siê
nie mêczê, a trzy to, ¿e dajemy pracê sprzedawcom broni. W ¶wiecie,
w którym panuje takie bezrobocie jest to wrêcz w dobrym gu¶cie.
- Luter znalaz³em co¶.
- Mów.
- Tu jest tylko jeden plik. Zawiera... - podszed³em i sam
popatrzy³em w monitor. "Gurtensky masz znale¼æ i zabiæ Lutera Kinga,
ostatnio by³ w New Yorku, czeka na ciebie 1.000.000 $." I podpis
"wiesz kto".
- Co? Tylko milion dolców? Oni mnie zaczynaj± denerwowaæ. I dlaczego
mi nie dali tyle! Musimy znale¼æ tego Gurtenskiego! Znam go to
debil. Dlaczego wybrali tego kretyna?
- Arasaka schodzi na psy, aha, uda³o mi siê nawet odblokowaæ twoje
konto
- Nie doceniasz ich, co¶ tu nie gra.
- Wiesz co?
- Jeszcze nie, ale Gurtensky mi to powie. Chod¼ idziemy st±d. -
Wrócili¶my do Peinta, obok jego samochodu sta³a jaka¶ laska, d³ugie
nogi przykryte obcis³ymi d¿insami, wypiêty w nasz± stronê ty³eczek
zachêca³ tylko do klepniêcia, bluzeczka os³ania³a tylko wydatne
piersi ukazuj±c p³aski brzuch. Za¶mia³a siê odrzucaj±c do ty³u
g³owê, a jej d³ugie w³osy zafalowa³y b³yszcz±c roz¶wietlane tymi
resztkami ¶wiat³± przedzieraj±cymi siê przez spaliny. Podeszli¶my
bli¿ej, gdy nas zauwa¿y³a przesta³a siê ¶miaæ i trochê zmieszana
popatrzy³a na nas przygl±daj±c siê ka¿demu kawa³kowi.
- Ju¿ jeste¶cie? Poznajcie Justin, najpiêkniejsz± dziewczynê jak±
pozna³em!
- Chyba w tym tygodniu - doda³em ¶miej±c siê serdecznie - Witaj,
mi³o mi ciê poznaæ. Uwa¿aj na tego drania, bo to niez³e zió³ko.
- Dziêki za radê. - u¶miechnê³a siê ukazuj±c zêby.
- Nono, Luter nie przesadzaj! Lepiej powiedz co znale¼li¶cie.
- Nie teraz, jak przyjedziemy.
- To pewnie przeze mnie. Mogê poczekaæ trochê dalej. - powiedzia³a
Justin - pogadajcie sobie. - zaczê³a siê oddalaæ. Przez chwilê
patrza³em za ni±, po czym spojrza³em na Xavierta, jego oczy
wpatrzone by³y w postaæ dziewczyny. Zamacha³em mu rêk± przed oczyma,
a on tylko odtr±ci³ j± jak niesforn± muchê i dalej po¿era³ j±
wzrokiem.
- Xaviert zapad³ w ¶pi±czkê, heh, to mamy go z g³owy na parê lat.
- Onna jest nawet ³adna, jak na bia³± kobia³kê - powiedzia³ cicho,
charcz±cym g³osem.
- Obetrzyj brodê i powiedz co znale¼li¶cie.
- Chwila, gdzie j± znalaz³e¶?
- Sama podesz³a i poprosi³a, ¿ebym j± podwióz³ do centrum.
- Pyta³e¶ siê czy ma siê gdzie zatrzymaæ? - zapyta³em patrz±c jak
podchodzi do mojego motoru i powoli przek³adaj±c nogê na drug±
stronê siada na siode³ku. Z³apa³a rêkoma kierownicê i popatrzy³a siê
w nasz± stronê, a widz±c, ¿e my te¿ siê na ni± patrzymy u¶miechnê³a
siê lekko, spu¶ci³a wzrok i trochê poczerwienia³a.
- Tak, powiedzia³a, ¿e jest tu nowa i zapyta³a siê czy nie znam
jakiego¶ lokum.
- I co powiedzia³e¶?
- ¯e znam, u nas. - roze¶mia³ siê. - zgodzi³a siê, tyle, ¿e ja nie
mam czasu dzi¶ wieczorem. O dziewi±tej mam siê spotkaæ z Ambrozj±, a
o czwartej rano mam wpa¶æ po Ann, bo koñczy pracê i chcia³a, abym
zrobi³ jej masa¿. Nie wiem czy siê wyrobiê.
- Nie ma sprawy, ja siê ni± zajmê. - powiedzia³em obserwuj±c jak
Justin ko³ysze siê na motorze bezg³o¶nie poruszaj±c ustami
na¶laduj±c g³os silnika.
- To mo¿e mi powiecie co znale¼li¶cie.
- Dobra. - zacz±³em nie odrywaj±c wzroku od motoru - no wiêc... -
próbowa³em zebraæ my¶li - eee, ten, no Xaviert ty powiedz.
- Hê?... - przez chwilê Mike czeka³ na dalszy rozwój opowie¶ci, ale
bole¶nie siê zawiód³. Cisza trwa³a przerywana iskrz±cym siê
powietrzem na trasie Ferrari Mike'a - mój motor.
- No powie mi kto¶ wreszcie?! - powoli zacz±³em odwracaæ w jego
stronê g³owê.
- Poszli¶my na górê i tam znale¼li¶my pana netrunera odpoczywaj±cego
na klawiaturze notebooka.
- Nie ¿y³?
- Taa, kto¶ go udusi³. Xav rzuci³ okiem na notebooka i znalaz³
zlecenie mojej ¶mierci. Ma j± wykonaæ niejaki Gurtensky.
- Ten fajt³apa? Chyba ciê nie docenili.
- Taa, - mrukn±³em odchodz±c od Ferrari.
- Ej, poczek...
- Znajd¼ go, potem pogadamy. - krzykn±³em nie odwracaj±c siê,
podszed³em do Justin - podoba ci siê?
- Tak, jest taki du¿y.
- Nawet nie wiesz jak.
- Masz du¿o paliwa?
- Nigdy nie narzeka³em. Przejedziemy siê?
- Z przyjemno¶ci±.
- To bêdzie dla mnie zaszczyt. - wsiad³em, zapali³em maszynê i
ruszy³em z piskiem zostawiaj±c za sob± kumpli i chmurê dymu. K±tem
cybernetycznego oka zauwa¿y³em postaæ stoj±c± w wej¶ciu do
mieszkania netrunera, sta³a wpatruj±c siê w moj± stronê, zdawa³o mi
siê, ¿e widzê wymiociny na ubraniu. Przesta³em o tym my¶leæ, gdy
poczu³em zaciskaj±ce siê na pasie rêce, mo¿e trochê za mocno, ale
nie przeszkadza³o mi to, cia³o przyciskaj±ce siê do mnie - miêkkie i
ciep³e, w³osy uderzaj±ce o moj± twarz, g³owa przyciskaj±ca siê do
pleców, to wszystko skutecznie rozprasza³o moje my¶li. Jecha³em
przed siebie wybieraj±c jak najd³u¿sz± drogê, chcia³em, by ta jazda
trwa³a jak najd³u¿ej, chcia³em jak najd³u¿ej czuæ ten ciê¿ar na
plecach.
Justin zamieszka³a w tym samym motelu co my, zap³aci³em za jej
pobyt, Mike'a nie by³o ca³y dzieñ, wyruszy³ na poszukiwanie
informacji, pojawi³ siê przed wieczorem, zdoby³ adres mojego
zabójcy, nie móg³ jednak z nami pój¶æ, bo mia³ bardzo wa¿ne
spotkanie z Ambrozj±. Wyszed³ po piêciu minutach, a zaraz za nim ja
i Xaviert.
Dojechali¶m