414
Szczegóły |
Tytuł |
414 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
414 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 414 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
414 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Cyril M.Kornbluth
S�owa Guru
(The Words of Guru)
Prze�o�y� Andrzej Sapkowski
HTML : SASIC
Wczoraj kiedy szed�em na spotkanie z Guru, zatrzyma� mnie jaki� cz�owiek.
-Ch�opcze, co tutaj robisz o pierwszej w nocy? - zapyta�. - Dlaczego nie jeste�
w domu? Czy twoja matka wie, gdzie jeste�? Ile masz lat? Stanowczo za ma�o, �eby
w��czy� si� o tak p�nej porze.
Spojrza�em na niego i zauwa�y�em, �e jego w�osy s� zupe�nie siwe, wi�c
wybuchn��em �miechem. Starzy ludzie s� �lepi, w�a�ciwie to �aden z ludzi nie ma
daru widzenia. Zdarza si�, �e m�ode kobiety widz� niekt�re rzeczy, ale m�czy�ni
rzadko dostrzegaj� cokolwiek
-W��cz� si� o tak p�nej porze, aby zobaczy� si� z Guru.
-Guru? - zdziwi� si� stary. - Kto to jest Guru? Na pewno jaki� cudzoziemski
przyb��da. Odradzam ci kumanie si� z cudzoziemcami, m�ody cz�owieku. Kto to jest
Guru?
Powiedzia�em mu kim jest Guru, a potem, jak tylko zacz�� gl�dzi� o bzdurach i
tanich komiksach, wypowiedzia�em jedno ze s��w, kt�rych Guru mnie nauczy� i ten
cz�owiek przesta� m�wi�. Wspomnia�em ju�, �e by� stary, a jego stawy by�y
zesztywnia�e, nie zwali� si� zatem na ziemi� bezw�adnie, lecz pad� sztywno jak
k�oda, a jego g�owa trzasn�a o kamie�. A ja poszed�em dalej.
Pomimo �e nie nadszed� jeszcze dzie� moich dwunastych urodzin, wiem o wielu
sprawach, o kt�rych nie maj� poj�cia ludzie starzy.
Pami�tam te� dobrze to, czego inni ch�opcy w moim wieku nie pami�taj�. Pami�tam,
jak narodzi�em si� z ciemno�ci i pami�tam ha�a�liwe odg�osy, jakie w�wczas
wydawali nade mn� ludzie. P�niej, kiedy mia�em ju� dwa miesi�ce, zacz��em
pojmowa�, �e owe odg�osy oznaczaj� to samo, co dzieje si� w mojej g�owie, �e i
ja mog� takie odg�osy wydawa�, co niezmiernie wszystkich zaskoczy�o.
-M�wi! - powtarzali do znudzenia. - Taki ma�y! Klaro, co o tym s�dzisz?
Klara by�a moj� matk�. Odpowiada�a:
-Nie mam poj�cia, co o tym s�dzi�. W mojej rodzinie nigdy nie by�o geniuszy. Ani
w rodzinie Joe'ego, jestem zupe�nie pewna.
Joe by� moim ojcem.
Pewnego dnia Klara przyprowadzi�a m�czyzn�, kt�rego nigdy przedtem nie
widzia�em i powiedzia�a, �e to dziennikarz - taki, co to pisze r�no�ci w
gazetach. Dziennikarz pr�bowa� ze mn� rozmawia� - m�wi� do mnie tak, jak bym by�
zwyk�ym dzieckiem. Nie raczy�em mu odpowiada�, patrzy�em, tylko na niego dop�ki
nie spu�ci� wzroku i nie poszed� sobie. Dosta�em za to bur� od Klary.
W jaki� czas p�niej Klara przeczyta�a mi urywek z gazety, w kt�rej ten
dziennikarz pisywa�.. Ten urywek by� podobno �mieszny - by�o tam co� o tym, jak
dziennikarz zadawa� mi wielce skomplikowane pytania, a ja w odpowiedzi
gaworzy�em jak niemowlak. Wszystko to by�o oczywist� nieprawd� - nie
powiedzia�em do niego ani s�owa, a on nie zada� �adnego ze swoich pyta�.
S�ucha�em, jak Klara czyta, ale s�uchaj�c obserwowa�em, jak niby �limak pe�znie
po �cianie. Kiedy sko�czy�a, spyta�em
-Co to jest, tamta szara istota?
Spojrza�a w kierunku, kt�ry wskaza�em, ale nie zobaczy�a nic.
-Jaka szara istota, Piotrze? - spyta�a. ��da�em, aby nazywa�a mnie pe�nym
imieniem, Piotr, a nie Piotru� czy co� r�wnie g�upiego.
-Jaka szara istota?
-To jest wielko�ci twojej d�oni; Klaro, ale jest mi�kkie - nie wygl�da, �eby
mia�o jakie� ko�ci w �rodku. Pe�znie do g�ry, ale z przodu nie ma wcale g�owy?
Nie ma te� n�g?
Wyda�o mi. si�, �e si� wystraszy�a, ale pr�bowa�a mnie uspokoi�, tak jak
uspokaja si� dzieci, k�ad�c r�k� na �cianie i pr�buj�c dotkn�� tego, co jakoby
tam by�o. Kierowa�em jej d�oni�, w lewo, w prawo, a� wreszcie jej d�o� przesz�a
przez sam �rodek niby-�limaka. Wtedy zrozumia�em, �e ona nie jest w stanie go
ujrze�, �e w og�le nie wierzy, �e on tam jest. Przesta�em wi�c napomyka� o
niby-�limaku, dopiero po paru dniach spyta�em:
-Klaro, jak si� nazywa taka rzecz, kt�r� jeden cz�owiek widzi, a drugi nie mo�e
zobaczy�?
-To si� nazywa z�udzenie, Piotrze - odpowiedzia�a.-Je�eli dobrze ci�
zrozumia�am, chodzi o z�udzenie. Nie powiedzia�em nic, pozwoli�em, aby jak
zwykle po�o�y�a mnie do ��ka. Gdy zgasi�a �wiat�o i wysz�a, odczeka�em jaki�
czas, a potem cichutko zawo�a�em:
-Z�udzenie! Z�udzenie!
Momentalnie zjawi� si� Guru - po raz pierwszy. Sk�oni� si� nisko, zawsze tak
czyni� od tamtej pory i rzek�:
-Czeka�em.
-Nie wiedzia�em, �e tak si� ciebie przyzywa - powiedzia�em.
-B�d� got�w na ka�de twoje wezwanie. B�d� ci� uczy�, Piotrze - je�eli chcesz si�
uczy�. Czy wiesz, czego b�d� ci� uczy�?
-Je�eli b�dziesz mnie uczy� o szarej istocie na �cianie, b�d� s�ucha� pilnie -
powiedzia�em. - B�d� s�ucha� pilnie, gdy b�dziesz mnie uczy� o sprawach realnych
i o sprawach nierealnych.
-Niewielu, bardzo niewielu chce si� uczy� o takich sprawach
-powiedzia� Guru powa�niej�c. - A s� jeszcze inne sprawy, takie, o kt�rych nikt
nigdy nie chcia� si� uczy�. S� takie rzeczy, kt�rych ci� uczy� nie b�d�.
-Naucz� si� tego, czego nikt nigdy nie chcia� si� uczy�. Naucz� si� r�wnie�
tego, czego uczy� nie chcesz.
-Mistrz; objawi� si� mistrz - powiedzia� Guru z p�u�mieszkiem na ustach. -
Mistrzu, Guru jest na twoje rozkazy! Wtedy to pozna�em jego imi�. Tej samej nocy
nauczy� mnie s�owa, za pomoc� kt�rego mo�na by�o uczyni� co� niewiele
znacz�cego, dajmy na to sprawi�, aby popsu�a si� �ywno��.
Od tamtego czasu do naszego spotkania wczorajszej nocy Guru nie zmieni� si�
wcale; chocia� ja jestem ju� tego wzrostu, co on. Jego sk�ra wci�� jest tak samo
sucha i l�ni�ca jak by�a, a jego twarz tak samo wychud�a, okolona grzyw�
czarnych, bardzo sztywnych w�os�w.
Pewnej nocy, kiedy mia�em dziesi�� lat, odczeka�em w ��ku wystarczaj�co d�ugi
czas, aby Joe i Klara s�dzili, �e usn��em na dobre. Potem zostawi�em w ��ku t�
rzecz, kt�ra zjawia si�, gdy si� wypowie jedno ze s��w Guru, a sam ze�lizn��em
si� na d� po rynnie. To by�o bardzo �atwe, �azi�em po rynnie w g�r� i w d� od
czasu, gdy sko�czy�em osiem lat.
Spotka�em si� z Guru w parku Inwood Hill. - Sp�ni�e� si� - powiedzia�.
-Wcale si� nie sp�ni�em - odrzek�em. - Dobrze wiem, �e nigdy nie jest za p�no
na jedn� z tych rzeczy.
-Sk�d wiesz? - jego g�os by� ostry. - To jest tw�j pierwszy raz!
-Niewykluczone, �e r�wnie� ostatni. Nie podoba mi si� ten pomys�. Je�eli
stwierdz�, �e drugi raz nie da mi wi�cej wiedzy ni� pierwszy, nie b�dzie
drugiego razu.
-Nie wiesz nic - powiedzia�. - Nie masz poj�cia, jakie to jest. G�osy, cia�a
�liskie od ma�ci, buchaj�ce p�omienie, rytua�, kt�ry wype�nia m�zg! Nie b�dziesz
mia� o tym poj�cia, dop�ki sam nie we�miesz w tym udzia�u. S�owa Guru
-Zobaczymy. Czy mo�emy wyruszy� st�d?
-Tak - powiedzia� Guru. Potem nauczy� mnie potrzebnego s�owa i obaj
wypowiedzieli�my je jednocze�nie. Miejsce, w kt�rym znale�li�my si� zaraz potem
by�o zalane czerwonym �wiat�em, a �ciany chyba kamienne. Oczywi�cie nie by�o tam
mowy o realnym widzeniu, wi�c �wiat�o .tylko wydawa�o si� czerwonym, a kamienie
nie by�y kamieniami.
Podeszli�my do ognia, a jedna z tych, kt�re tam by�y wysz�a nam naprzeciw i
zatrzyma�a nas.
-Kto jest z tob�? - zwr�ci�a si� do Guru, nazywaj�c go innym imieniem. Nie
wiedzia�em, �e nosi on r�wnie� i to imi�, a zdziwi�em si�, bo by�o to imi�
oznaczaj�ce wielk� pot�g�.
Guru, prze�lizn�� si� po mnie szybkim spojrzeniem. " - To jest Piotr.
Wspomina�em ci o nim wielokrotnie. Wtedy spojrza�a na mnie i u�miechn�a si�,
pr꿱c i wyci�gaj�c ku mnie swoje wysmarowane ma�ci� ramiona.
-Ach - powiedzia�a mi�kko, tak mi�kko jak koty, z kt�rymi czasem rozmawiam
nocami.- Ach, to jest Piotr. Czy przyjdziesz do mnie, kiedy ci� wezw�, Piotrze?
Czy mo�e wezwiesz mnie sam kt�rej� nocy, gdy b�dziesz samotny? - Nie r�b tego! -
powiedzia� Guru, odpychaj�c j� gniewnie. - Jest zbyt m�ody, mo�esz go zepsu�,
uczyni� niezdolnym do nauki!
Poszli�my dalej, a ona wrzasn�a w �lad za nami:
-Guru i jego ucze�! Wspania�a para! Ch�opaku, on nie jest bardziej rzeczywisty
ni� ja! Ty jeste� tu jedyn� rzeczywist� istot� !
-Nie s�uchaj jej - mrukn�� Guru - jest szalona, szaleje z podniecenia. One
zawsze s� podniecone do szale�stwa tu w tym miejscu, gdy nadchodzi czas.
Zbli�yli�my si� do ognisk i siedli�my na kamieniach.
Te, kt�re tam by�y, zabija�y zwierz�ta i ptaki, a z martwymi robi�y r�ne
rzeczy. Krew zlewano do kamiennej czary, kt�r� podawano sobie w t�umie z r�k do
r�k. Ta, kt�ra siedzia�a po mojej lewej stronie, wr�czy�a mi naczynie.
-Pij!- powiedzia�a, wykrzywiaj�c usta w u�miechu, kt�ry ods�oni� jej pi�kne,
bia�e z�by. Wypi�em dwa �yki i odda�em czar� Guru.
Kiedy czara obesz�a wszystkich, rozebrali�my si� do naga. Niekt�re, jak Guru,
nie nosi�y �adnego ubrania, ale wiele by�o ubranych - te teraz zrzuca�y z siebie
wszystko.
Ta, kt�ra siedzia�a po lewej, przysun�a si� bli�ej, poczu�em na twarzy jej
oddech.
-Ka� jej przesta�; Guru - powiedzia�em. - Wiem, �e to nie nale�y do rytua�u.
Guru przem�wi� do niej ostro w ich j�zyku, a ona warkn�a gniewnie i przesiad�a
si� dalej.
Rozpocz�li�my �piewy, klaszcz�c w d�onie i uderzaj�c si� po udach. Jedna z nich
wsta�a i dziko przewracaj�c oczami zacz�a powolny taniec dooko�a ognisk. Mocno
zwiera�a szcz�ki i tak gwa�townie wyrzuca�a ramiona, �e s�ysza�em, jak trzeszcz�
jej stawy �okciowe. Posuwi�cie krocz�c po kamiennym pod�o�u, wygi�a si� w ty�
tak, �e g�ow� prawie si�gn�a st�p. Mi�nie jej brzucha wyst�pi�y jak rzemienie,
a oleista ma�� �cieka�a po jej ciele i nogach. Kiedy jej d�onie opar�y si� o
ziemi�, zwali�a si� w drgawkach, cienko i przenikliwie zawodz�c do wt�ru
za�piewom i klaskaniom reszty.
Nast�pna powt�rzy�a ca�y rytua�, a my �piewali�my dla niej g�o�niej, a jeszcze
g�o�niej dla trzeciej. Potem za�, kiedy�my wci�� klaskali i bili si� po udach,
jedna z tych, kt�re tam by�y schwyci�a trzeci� tancerk�, rzuci�a j� na o�tarz i
rozpru�a kamiennym no�em. Blask ognia zal�ni� na ostrzu ciosanym z obsydianu.
Krew tancerki sp�yn�a rowkiem, wykutym jak rynna w bryle o�tarza. W�wczas
�piewy ucich�y, a ogniska zosta�y pogaszone. Jednak pomimo ciemno�ci mogli�my
widzie�, bo wszystko to, rzecz jasna, wcale si� nie dzia�o - to by�o tylko
z�udzenie, wszyscy ci ludzie i rzeczy byli zaledwie pozorem rzeczywisto�ci.
Tylko ja by�em realny. Pewnie dlatego one tak bardzo mnie po��da�y.
Kiedy ostatni p�omie� zgas�, Guru, niezwykle podniecony i przej�ty, wyszepta�:
-Obecno��.
Z ka�u�y krwi, kt�ra wyciek�a z cia�a trzeciej tancerki, wynurzy�a si� Obecno��.
Wzrostem przewy�sza�a wszystkich, a gdy m�wi�a, jej g�os by� najdono�niejszy, a
gdy rozkazywa�a, rozkazy jej by�y wykonywane.
-Lejcie krew! - rozkaza�a, a my haratali�my nasze cia�a okruchami krzemieni.
Obecno�� wyszczerzy�a z�by w u�miechu - jej z�by by�y wi�ksze, ostrzejsze i
bielsze ni� z�by kogokolwiek z nas.
-Czy�cie wod�! - rozkaza�a, a my pluli�my na siebie nawzajem. Obecno�� �opota�a
skrzyd�ami i przewraca�a, oczami, a oczy jej by�y wi�ksze i czerwie�sze ni� oczy
kogokolwiek z nas.
-Czy�cie ogie�! - rozkaza�a, a my ziali�my na siebie nawzajem dymem i
p�omieniami. Obecno�� tupa�a nogami a z jej ust rykiem bucha�y niebieskie
p�omienie - wi�ksze i gwa�towniejsze ni� nasze.
Potem Obecno�� powr�ci�a do krwawej ka�u�y, a my rozniecili�my ognie na nowo.
Guru siedzia� zapatrzony przed siebie nieruchomym wzrokiem. Dotkn��em jego
ramienia. Sk�oni� si�, jak gdyby by�o to nasze pierwsze spotkanie tej nocy.
-Nad czym si� tak zamy�li�e�? - spyta�em. - Musimy ju� i��.
-Tak - powiedzia� z wysi�kiem - Chod�my ju�. Wi�c wypowiedzieli�my s�owo.
Pierwszym cz�owiekiem, kt�rego zabi�em, by� zakonnik, brat Pawe�. By�o to w
szkole, do kt�rej chodzi�em pobiera� nauki. Niekt�re nauki - Guru nie uczy�
wszystkiego. Zdarzy�o si� to nieca�y rok temu, a wydaje si�, jakby to by�o
bardzo dawno. Tak wielu pozbawi�em �ycia od tamtego dnia.
-Jeste� bardzo zdolnym ch�opcem, Piotrze - powiedzia� wtedy zakonnik.
-Dzi�kuj�, bracie Pawle.
-Jest jednak w tobie co�, czego nie pojmuj�. Powinienem porozmawia� z twoimi
rodzicami, ale my�l�, �e oni tego nie rozumiej�. By�e� - jak to si� m�wi -
cudownym dzieckiem?
-Tak, bracie Pawle.
-Tak, to si� zdarza. S�ysza�em, �e tak bywa za spraw� gruczo��w. Wiesz, co to s�
gruczo�y?
Przestraszy�em si�. To, o czym m�wi�, obi�o mi si� kiedy� o uszy, ale nie by�em
pewien, czy chodzi o ma�e, grube, zielone karze�ki, kt�re nosz� wy��cznie
metalowe ubrania, czy te� o istoty o wielu odn�ach, z kt�rymi rozmawia�em
kiedy� w lesie.
-Sk�d o tym wiesz? W jaki spos�b si� o nich dowiedzia�e�? - spyta�em.
-Piotrze, drogi ch�opcze! Czemu si� tak wystraszy�e�? Ja o gruczo�ach nie wiem
praktycznie nic, ale ojciec Fryderyk si� na tym zna. Ma ksi��ki na ten temat,
chocia� w�tpi, �eby wierzy� we wszystko, co w nich pisz�.
-To nie s� dobre ksi��ki, bracie Pawle - powiedzia�em. Takie ksi��ki powinno si�
pali�.
-C� za okropny pomys�, ch�opcze. Ale, wracaj�c do twojej sprawy...
Nie mog�em pozwoli� mu na wi�cej, odkry� i tak za wiele. Wypowiedzia�em jedno,
ze s��w, kt�rych wyuczy� mnie Guru, Z pocz�tku brat Pawe� wygl�da� na bardzo
zaskoczonego, a potem jakby dosta� strasznych bole�ci. Run�� na pulpit, a ja
zmaca�em mu puls, aby si� upewni�, bo nigdy przedtem nie u�ywa�em tego s�owa.
By� martwy.
Z zewn�trz dobieg� mnie odg�os ci�kich krok�w, wi�c uczyni�em si�
niewidzialnym. Do klasy wszed� ojciec Fryderyk, Ledwo si� powstrzyma�em, �eby i
jego nie zabi� za pomoc� s�owa, ale wiedzia�em, �e wzbudzi�oby to podejrzenie.
Wymkn��em si� z klasy kiedy schyla� si� nad martwym zakonnikiem my�l�c, �e ma
przed sob� �pi�cego. Przemkn��em korytarzem do pe�nego ksi��ek gabinetu ksi�dza,
pospiesznie zwali�em wszystkie tomy na stos i podpali�em je swoim oddechem.
Potem pobieg�em na szkolne podw�rko i upewniwszy si�, czy nikt nie patrzy,
uczyni�em si� znowu widzialnym. To by�o bardzo �atwe. Nazajutrz zabi�em
cz�owieka, kt�rego mija�em na ulicy.
Niedaleko od mojego domu mieszka�a dziewczyna, mia�a na imi� Mary. Mia�a w�wczas
czterna�cie lat.
Po��da�em jej r�wnie mocno; jak po��da�y mnie tamte, z Jaskini Poza Czasem i
Przestrzeni�.
Kiedy zobaczy�em si� z Guru, a Guru si� sk�oni�, opowiedzia�em mu o tej
dziewczynie. Guru spojrza� na mnie, bardzo zdumiony.
-Doro�lejesz, Piotrze - powiedzia�.
-Doro�lej�, Guru. Bliska jest chwila, w kt�rej twoje s�owa b�d� dla mnie za
s�abe. .
Guru roze�mia� si�.
-Chod�, Piotrze - rzek�. - Chod� za mn�, je�li masz �yczenie. Jest pewna sprawa,
kt�ra musi by� rozstrzygni�ta.
Przesun�� j�zykiem po swoich w�skich, purpurowych wargach i doda�:
-Wspomina�em ci, co to b�dzie.
-P�jd� - powiedzia�em. - Naucz mnie s�owa.
Guru nauczy� mnie s�owa i wypowiedzieli�my je jednocze�nie.
Miejsce, w kt�rym znale�li�my si� zaraz po tym nie przypomina�o �adnego z
miejsc, w kt�rych by�em z Guru poprzednio. To by�o Niemiejsce. W innych
miejscach zwykle dawa�o si� zauwa�y� chocia� pozorny ruch czasu i materii, tam
za� nie by�o nic - nawet pozoru. Tam Guru i inni porzucali swoje widzialne
kszta�ty i stawali si� tym, czym byli naprawd�. Tylko w Niemiejscu mogli tego
dokona�, w �adnym innym.
To nie by�a Jaskinia, bo Jaskinia by�a Poza Czasem i Przestrzeni�, a to miejsce
nie dawa�o si� umiejscowi�. Dlatego to by�o Niemiejsce.
Nie ma s��w, pozwalaj�cych opisa� to, co si� tam dzia�o. Powiem tylko, �e
przedstawiono mnie pewnym istotom, kt�re nigdy stamt�d nie odchodz�. Wszyscy
musz� przychodzi� do nich. Istoty te nie maj� nawet pozoru barwy czy te�
kszta�tu.
W�wczas dowiedzia�em si�, �e mog� zosta� jednym z nich, �e wybrano w�a�nie mnie,
jedynego z mojej planety. Nie musia�bym jednak wiecznie przebywa� w Niemiejscu,
jak one, m�g�bym �y� jak dotychczas.
Odeszli�my z Guru, wypowiadaj�c s�owo.
-A wi�c? - Guru ��da� decyzji, patrz�c mi w oczy.
-Zgadzam si� - powiedzia�em. - Ale teraz, naucz mnie jednego s�owa...
-Aha - powiedzia�, u�miechaj�c si� oble�nie. - Dziewczyn�?
-Tak - powiedzia�em. - Potrzebuj� s�owa, kt�re b�dzie dla niej znaczy�o wiele. .
Guru nauczy� mnie tego s�owa, a oble�ny u�miech nie schodzi� mu z warg.
Mary, kt�ra w�wczas mia�a czterna�cie lat, ma dzisiaj pi�tna�cie i jest, jak
m�wi�, nieuleczalnie chora psychicznie zesz�ej nocy znowu widzia�em si� z Guru -
ju� po raz ostatni. Kiedy si� zbli�y�em, sk�oni� si� nisko.
-Piotrze - powiedzia� ciep�o.
-Naucz mnie s�owa - odpowiedzia�em. - Jeszcze nie jest za p�no, Piotrze.
-Naucz mnie s�owa.
-Jeszcze mo�esz si� cofn��. Za pomoc� wiedzy, kt�r� zdoby�e�, mo�esz opanowa�
�wiat. Pomy�l, Piotrze! Nieprzebrane ilo�ci z�ota, sardonyks, klejnoty! Zwa�y
przepysznego aksamitu, ci�kie, haftowane gobeliny!
-Naucz mnie s�owa.
-Pomy�l, Piotrze, o domu, kt�ry m�g�by� zbudowa�. O domu z bia�ego marmuru,
po�rodku ka�dej bry�y migocz�cy rubin. Brama tego domu by�aby z kutego z�ota, a
sam dom zbudowany wok� strzelistej wie�y z ko�ci s�oniowej, wyrastaj�cej na
ca�e mile w turkusowe niebo. Twoje oczy odpoczywa�yby na p�yn�cych w dole
ob�okach.
-Naucz mnie s�owa.
-M�g�by� rozgniata� w ustach winne grona o smaku roztopionego srebra. M�g�by�
bez ko�ca s�ucha� �piewu s�owik�w wschodu i �piewu skowronk�w, �piewu
d�wi�cz�cego tak, jak d�wi�cza�aby gwiazda poranna, gdyby mog�a �piewa�. Twoje
nozdrza wype�nia�aby wiecznie wo� spikanardu, kwitn�cego tysi�ce tysi�cy lat.
Twoje d�onie dotyka�yby puchu purpurowych �ab�dzi himalajskich, mi�kszego od
ob�ok�w zachodu.
-Naucz mnie s�owa.
-M�g�by� posiada� kobiety o wszystkich odcieniach sk�ry - od czerni hebanu do
bieli �niegu. M�g�by� posiada� kobiety twardsze od krzemieni i kobiety mi�ksze
od ob�ok�w zachodu.
-Naucz mnie s�owa.
Guru skrzywi� wargi w z�ym u�miechu. A potem nauczy� mnie s�owa.
Nie wiem, czy wypowiem to s�owo, ostatnie s�owo, kt�rego nauczy� mnie Guru. Mo�e
wypowiem je dzi�, mo�e jutro, a mo�e dopiero za rok.
To jest s�owo, kt�re rozsadzi t� planet� - tak, jak laska dynamitu rozsadza
przegni�e jab�ko.