3994
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3994 |
Rozszerzenie: |
3994 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3994 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3994 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3994 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
MACIEJ WOJTYSZKO
Bromba i inni
Szanowni Czytelnicy!
Zdaj� sobie spraw�, �e przekazuj�c w Wasze r�ce kilka opowiada� po�wi�conych istotom niezwyk�ym i rzadko widywanym, mog� si� narazi� na zarzuty.
Mo�ecie mie� do mnie pretensj�, �e Wy, osobi�cie, nigdy nie .spotkali�cie Fuma lub Psztymucla, nie m�wi�c ju� o G�daczu czy Pciuchu.
S�dz� jednak, �e lepiej jest dowiedzie� si� czego� z ksi��ki ni� nie wiedzie� o tym wcale.
Zreszt� to, co zosta�o Nazwane przestaje by� Nieznane.
I odwrotnie.
Pragn� Was zapewni�, drodzy Czytelnicy, �e i Wy sami czuliby�cie si� bardzo niedobrze, gdyby�cie nie byli Nazwani.
Mam nadziej�, �e dzi�ki memu wyja�nieniu zrozumieli�cie konieczno�� powstania tych opowiada�.
Z wyrazami szacunku Autor
Pciuch
Pciuch zamieszkuje Czas. To znaczy, �e mo�na go zobaczy� tylko wtedy, kiedy si� �yje kiedy indziej.
Je�a na przyk�ad mo�emy zobaczy� dzi�. Pciucha wy��cznie jutro albo wczoraj. Dzieje si� tak dlatego, �e jest on szalenie szybkim, nowoczesnym stworzeniem: wyprzedza nasze czasy dzi�ki w�asnemu nap�dowi rakietowemu.
Pciuch�w jest niewielu, oko�o trzydziestu, a nasza historia opowiada o pewnym dzielnym, m�odym Pciuchu, kt�ry by� posiadaczem numeru dwadzie�cia cztery.
Tradycyjnie wszystkie Pciuchy pracuj� na poczcie, poniewa� tam s� najbardziej potrzebne. Tak�e Pciuch dwadzie�cia cztery by� listonoszem do Sp�nionych Przesy�ek.
Zdarza si�, �e do okienka na poczcie podbiega kto� bardzo zm�czony od szybkiego biegu i wo�a ju� od drzwi:
- Prosz� pani, prosz� pani, chcia�bym szybko wys�a� wiadomo��!
- Prosz� bardzo! - odpowiada pani w okienku. - Tu jest blankiet na telegram super-ekstra b�yskawiczny. Na kiedy ma doj�� ta wiadomo��?
- Na wczoraj - �mieje si� ten kto� z zak�opotaniem. - Zupe�nie zapomnia�em o imieninach ciotki Patrycji Tr�balskiej, Koszykowa 12 m 5.
- Na wczoraj? - pyta pani w okienku. - Dobrze, zrobimy wszystko, co w naszej mocy.
I wtedy do akcji naczelnik poczty u�ywa Pciucha do Specjalnych Zada�.
- Pciuch dwadzie�cia cztery do mnie! -m�wi naczelnik.
- S�ucham, panie naczelniku - melduje si� Pciuch, ale wcale go nie wida�, bo zazwyczaj m�wi z jutra albo nawet i z pojutrza.
- Prosz� o dor�czenie tych serdecznych �ycze�!
- Na kiedy, panie naczelniku? - pyta Pciuch dwadzie�cia cztery, kt�ry jest zawsze bardzo dok�adny i zapisuje sobie wszystko w notesie.
- Zaraz - mruczy pan naczelnik - dzi� mamy wtorek, wczoraj poniedzia�ek, no, powiedzmy, na zesz�� sobot�.
- Tak jest - odpowiada Pciuch.
- Dacie rad�? - pyta naczelnik.
- Oczywi�cie, panie naczelniku - odpowiada niez�omny Pciuch dwadzie�cia cztery o nap�dzie rakietowym i recytuje z dum�:
Dzi�ki swej najwy�szej klasie
Pciuch w�drowa� umie w czasie
I niewielkie ma k�opoty,
Id�c z wtorku do soboty.
- A wi�c licz� na was - o�wiadcza naczelnik i zajmuje si� inn� wa�n� spraw�.
Pciuch dwadzie�cia cztery nie by� jednak tak do�wiadczonym listonoszem jak inne starsze Pciuchy, chocia�by jego rodzice. Tatu� Pciucha, na przyk�ad, otrzymywa� bardzo odpowiedzialne Sp�nione Przesy�ki i cz�sto zdarza�o si�, �e musia� podr�owa� rowerem, �eby m�c zd��y� w por�.
A m�ody Pciuch dosta� w�a�nie od tatusia i mamusi hulajnog�. I chocia� rodzice ostrzegali go, �eby nie zabiera� hulajnogi do pracy, postanowi� spr�bowa�, jak b�dzie mu sz�o dostarczanie przesy�ek przy pomocy hulajnogi. Wskoczy� wi�c na ni� raz - dwa i szybciutko pojecha� na ulic� Koszykow� 12 mieszkania 5, do ciotki Patrycji Tr�balskiej.
A kiedy ju� by� pod drzwiami, przypomnia� sobie, �e musi sprawdzi� termin przesy�ki.
- Na kiedy to ma by�? - zapyta� sam siebie i zajrza� do notesika.
- Ach, na sobot�! A jaki jest teraz dzie�? - Niestety, zupe�nie zapomnia�, �e hulajnoga nie ma takiego licznika jak rower Tatusia.
- To nic - pocieszy� si� Pciuch - poszukam kogo�, kto mi pomo�e.
Na dole siedzia� pan dozorca.
- Prosz� pana - zawo�a� Pciuch - bardzo przepraszam, jaki jest teraz dzie�?
- A kto pyta? - zdziwi� si� pan dozorca.
- Listonosz Pciuch dwadzie�cia cztery!
- A dlaczego pana nie widz�, panie listonoszu?
- Poniewa� ja tu jestem wczoraj! - zawo�a� Pciuch i wyrecytowa�:
Dzi�ki swej najwy�szej klasie
Pciuch w�drowa� umie w czasie
I niewielkie ma k�opoty
Id�c z wtorku do soboty.
- Aha, wspaniale - ucieszy� si� pan dozorca. - Wi�c, je�li u mnie jest wtorek, to u pana jest teraz sobota, panie listonoszu.
- Dzi�kuj� bardzo! W�a�nie o sobot� mi chodzi�o - o�wiadczy� Pciuch i wrzuci� telegram �Z serdecznymi powinszowaniami z okazji imienin ukochanej Cioteczce Patrycji od siostrze�ca Adasia� do skrzynki na listy, zadzwoni� do mieszkania i odjecha� na hulajnodze.
- Dziwny ten Ada� - m�wi�a ciocia Patrycja czytaj�c przez okulary telegram. - Przecie� do moich imienin jeszcze ca�y miesi�c, a on ju� wysy�a �yczenia super-ekstra b�yskawicznie. Bardzo dziwny jest ten m�j siostrzeniec. Chocia� to mi�o dosta� tak wcze�nie serdeczne �yczenia. Od razu wida�, �e o mnie my�li i �e lubi swoj� star� ciotk�.
A Pciuch dwadzie�cia cztery nigdy si� nie dowiedzia� o swojej pomy�ce i o tym, �e zajecha� hulajnog� miesi�c za wcze�nie.
Zreszt� nigdy wi�cej taka pomy�ka mu si� nie zdarzy�a dzi�ki licznikowi zainstalowanemu przez tatusia przy hulajnodze.
Fumy
Fum turystyczny, czyli inaczej Fum-turysta, a w zdrobnieniu Fumik lub Fumek, rzadziej Fumak - nale�y do odmiany podr�uj�cych (animal transportera). Najwi�ksze okazy spotyka si� w okolicach dogodnych lub pozornie dogodnych do wycieczek i wczas�w.
Fumy chodz� parami albo ca�ymi rodzinami wydaj�c przy tym charakterystyczne fumkanie i cipienie. Fumkanie jest oznak� niezadowol�-, ni�, natomiast w przypadku zadowolenia zwierz� cipieje.)
Fuma �atwo pozna� po tym, �e z dziewi�ciu r�k, jakie posiada, ka�d� ma czym� zaj�t�: trzymaniem torby, koca, materaca, r�cznej katarynki, olejku do opalania, plecaka albo liczeniem pieni�dzy.
Wszystkie Fumy uwa�aj�, �e g��wnym ich zaj�ciem jest wypoczywanie, w zwi�zku z czym usi�uj� wypoczywa� z ca�ych si� i bardzo je to meczy, ale poniewa� jedyn� form� dzia�ania po zm�czeniu powinno by� wypoczywanie, wi�c zn�w wypoczywaj�, co je bardzo m�czy, i tak w k�ko.
Jednak �aden Fum nie we�mie si� do pracy w czasie odpoczynku, bo uwa�a�by to za co� najbardziej niezdrowego.
Fumy nie posiadaj� specjalnie skomplikowanych obyczaj�w, czasem �piewaj� jednak tak� piosenk�:
Fum, fum, fum, fum, fum,
fum, fum, fum, fum, fum!
Do czego to podobne!
Do czego to podobne!
Jeste�my zawiedzione,
jeste�my z�e i g�odne!
Fum, fum, fum, fum, fum!
Fum, fum, fum, fum, fum!
Do czego to podobne!
Do czego to podobne!
Ach, kiedy� wypoczniemy �agodne
i wygodne!
Wcale nie s� jednak takie �agodne, poniewa� ci�g�e wypoczywanie bardzo je rozdra�nia i niepokoi.
Fumy �ywi� si� wy��cznie konserwami i jajkami na twardo. Na drodze ewolucji przednie z�by wysun�y im si� do przodu i s�u�� jako klucz do otwierania konserw.
Niestety, jednak do dzi� nie wyrobi� im si� odruch zbierania rozrzuconych skorupek.
Na og� Fumy w�druj� utartymi szlakami turystycznymi, ale zdarzy�o si� raz, �e pewna fumia para zaw�drowa�a przez pomy�k� nad jezioro zwane Jeziorem Bobr�w.
- M�u, m�u - zawo�a�a Fumica - popatrz, jakie dziwne stworzenia.
- Nudne stworzenia - odpowiedzia� Fum - zupe�nie nie rozumiem, co one robi�.
Bobry pi�owa�y drzewo na Wielk� Tam�.
- M�j dobry zwierzaku - zwr�ci�a si� Fumica do Bobra, kt�ry pracowa� najbli�ej - jak si� nazywacie?
- B�br - mrukn�� B�br i dalej podcina� drzewo.
- M�j dobry Bobrze! Drzewa s� niejadalne - powiedzia�a strofuj�co Fumica.
- Ja je podgryzam, poniewa� pos�u�� mi jako budulec na Wielk� Tam� - odpowiedzia� ju� nieco uprzejmiej B�br, bo zrobi�o mu si� przykro, �e kto� mo�e tak ca�kowicie nie rozumie� jego pracy.
- Ale to m�czy - zauwa�y� Fum.
- To dobrze - o�wiadczy� B�br.
- Co wy te� m�wicie, m�j Bobrze, to bardzo niedobrze - powiedzia�a Fumica.
- Trzeba wypoczywa�.
- Po co? - zapyta� zdziwiony B�br.
- �eby si� nie zm�czy�.
- Ja si� lubi� m�czy�! - o�wiadczy� B�br i przyjrza� im si� podejrzliwie. - Nie lubi� odpoczywa�, a wy?
- My - Fumy popatrzy�y na siebie - my wy��cznie odpoczywamy!
B�br wyba�uszy� oczy. Nie powiedzia� ani s�owa. Tylko szybko pobieg� w kierunku swojej kolonii.
Za chwil� wszystkie Bobry zebra�y si� na Polanie wok� Fum�w, a najstarszy z nich zapyta�:
- Czy to prawda, �e wy wy��cznie wypoczywacie?
- Oczywi�cie, m�j dobry zwierzaku - odpowiedzia�a Fumica.
- I nawet nie pr�bowali�cie pracowa�? - upewni� si� najstarszy.
- Przecie� praca m�czy - o�wiadczy� ura�ony Fum.
A wtedy wszystkie Bobry zacz�y rozpaczliwie szlocha� i za�amywa� �apki.
- Przesta�cie, dlaczego tak zawodzicie? - wrzasn�� zdenerwowany Fum.
- Bo nam was �al - o�wiadczy� przez �zy najstarszy - nigdy nie pracujecie.
- A nam was �al - obrazi� si� Fum - nigdy nie odpoczywacie.
Jeszcze d�ugo ob�e strony przekonywa�y si� wzajemnie, �e s� nieszcz�liwe, ale nikt nikogo nie przekona�.
Pozosta�o tylko to przys�owie: �P�acze jak B�br nad Fumem�.
G�dacz
Nie wszyscy wiedz�, �e jest wiele wszech�wiat�w. S� wszech�wiaty Grube i Chude, Kolorowe i Nadmuchiwane, Mrugaj�ce i Odrzutowe. S� te� wszech�wiaty bardzo niedu�e, a ten, kt�ry zamieszkuj� G�dacze, jest najlepszym i najmniejszym ze znanych wszech�wiat�w.
Ot� ka�dy taki wszech�wiat jest sobie ca�kowicie osobno i na og� nie spotykaj� si� ze sob� w �adnym punkcie, ale jak si� spotkaj�, to taki punkt nazywa si� Dziur� Kosmiczn�.
Wszech�wiat G�daczy by� tak ma�y, �e kiedy spotka� si� z naszym normalnym wszech�wiatem, to zrobi�a si� bardzo male�ka Dziurka Kosmiczna, przez kt�r� m�g� si� przecisn�� jedynie najmniejszy ze wszystkich G�daczy.
W gruncie rzeczy pozosta�e wi�ksze i doros�e G�dacze nie bardzo mia�y ochot� wybiera� si� w jaki� inny �wiat, uwa�aj�c, �e jest im dobrze tam, gdzie s�, tylko w�a�nie jeden, jedyny, najmniejszy G�dacz postanowi� przecisn�� si� przez Dziurk�. Zwany by� on przez swych znajomych Wierc�cym si� G�daczem lub Nieustannie Fruwaj�cym G�daczem (wszystkie G�dacze maj� pomara�czowe skrzyd�a) albo nawet Wyj�tkowo W�cibskim G�daczem, sam za� cz�sto my�la� o sobie jako o G�daczu ��dnym Wiedzy.
Cz�sto si� zdarza, �e to, co mamusia uwa�a za wad�, my uwa�amy za zalet� i tak te� by�o w wypadku ma�ego G�dacza.
Mamusia oczywi�cie chcia�a, �eby ma�y G�dacz by� ��dny wiedzy, ale twierdzi�a, �e je�li kto� na przyk�ad nie myje uszu, �eby sprawdzi�, czy og�uchnie, to to nie jest ��dza wiedzy, tylko g�upia ciekawo��.
W ka�dym razie ma�y G�dacz skorzysta� z nieuwagi starszych i przecisn�� si� na drug� stron� Kosmicznej Dziurki.
A po drugiej stronie akurat by�a Wielka Narada pod Auspicjami (Auspicje le�� niedaleko Krakowa).
Wi�c pod tymi Auspicjami siedzieli r�ni bardzo m�drzy uczeni i my�leli, co to takiego ta dziura, a� tu nagle wyfrun�� z niej ma�y G�dacz!
- Kto ty jeste�? - zapytali ch�rem uczeni.
Kiedy biegam, to jestem biegaczem,
kiedy fruwam, to jestem fruwaczem,
kiedy si� boj�, to jestem baczem,
a tak w og�le to jestem G�daczem.
Wi�c podziwiaj mnie i patrz:
Jestem fruwaj�cy G�dacz!
- odpowiedzia� ma�y G�dacz i zakr�ci� m�ynka w powietrzu, a potem zatrzepota��skrzyd�ami i polecia� w kierunku Krakowa.
Uczeni postali jeszcze troch� nad dziur�, ale poniewa� nic wi�cej z niej nie wylaz�o, to sobie poszli.
A tymczasem ma�y G�dacz przylecia� do lasu. Bardzo si� zawstydzi� uczonych, kt�rzy przygl�dali mu si� badawczo, i mo�e dlatego tak szybko uciek�, ile si� w pomara�czowych skrzyd�ach.
Chocia� by� bardzo w�cibski, to wcale nie lubi�, �eby inni przygl�dali mu si� badawczo i znacz�co chfz�kali, bo wtedy z zak�opotania skrzyd�a robi�y mu si� ca�kiem fioletowe.
Ale ledwie przylecia� do lasu, znowu kto� znacz�co chrz�kn��. By�a to wrona, kt�ra jeszcze nigdy nie widzia�a, �eby kto� mia� pomara�czowe skrzyd�a.
- Co� podobnego - powiedzia�a - co� podobnego! No, no - powt�rzy�a jeszcze raz: - co� podobnego! - Przyjrza�a si� G�daczowi dok�adnie, ponownie chrz�kn�a i o�wiadczy�a stanowczo: - Co� podobnego!
- To samo chcia�am powiedzie� - zaskrzecza�a druga wrona, kt�ra nadlecia�a z przeciwka - co� podobnego!
G�dacz by� ju� troch� zm�czony, wi�c cho� obie wrony patrzy�y prawie tak samo badawczo jak uczeni, zapyta� grzecznie:
- Czy m�g�bym dosta� gdzie� tutaj odrobin� tiritongi?
- Co� podobnego! Jakiej znowu tiritongi? - zapyta�y wrony i spojrza�y po sobie.
- W moim wszech�wiecie - odpowiedzia� G�dacz - wszystkie G�dacze jedz� tiritong�.
- Ach, wi�c to jest G�dacz? - wrzasn�y wrony i polecia�y pochwali� si�, �e widzia�y prawdziwego G�dacza �ywi�cego si� tiritong�.
�Bardzo nie�adnie, �e tu nigdzie nie ma tiritongi i �e wszyscy dziwi� si� moim pomara�czowym skrzyd�om� - pomy�la� sobie G�dacz.
Wzbi� si� troch� wy�ej i zobaczy� ch�opca, kt�ry siedzia� na polanie w lesie i p�aka�. Podfrun�� wi�c do niego i zapyta�:
- Dlaczego ty ciekniesz? (Poniewa� G�dacze nie p�acz� nigdy, nie wiedzia�, �e to s� �zy).
- Dlatego, �e si� zgubi�em - odpowiedzia� ch�opczyk. - A kto ty jeste�?
Kiedy biegam, to jestem biegaczem,
kiedy fruwam, to jestem fruwaczem,
kiedy si� boj�, to jestem baczem,
a tak w og�le to jestem G�daczem.
Wi�c podziwiaj mnie i patrz:
Jestem fruwaj�cy G�dacz!
- A ja jestem ch�opczyk - powiedzia� ch�opczyk - i zgubi�em mam�, kiedy szukali�my grzyb�w na obiad.
- Czy grzyby to co� w rodzaju tiritongi?
- Nie wiem, co to jest tiritonga, ale grzyby s� do jedzenia.
- Tiritonga jest w�a�nie do jedzenia - odpowiedzia� G�dacz. - Je�eli nie wiesz, gdzie jest twoja mama, to pole� do g�ry i rozejrzyj si� doko�a.
- Przecie� nie mam skrzyde� - zmartwi� si� ch�opczyk i rozp�aka� si� jeszcze bardziej.
- Przesta� ciekn�� - zawo�a� G�dacz - ja jestem doskona�ym fruwaczem!
Wzbi� si� bardzo wysoko i zobaczy� na skraju lasu mamusi� ch�opczyka, kt�ra sta�a i wo�a�a:
- Hop, hop!
- Hop, hop! - zawo�a� G�dacz. Zatoczy� wielkie ko�o i usiad� na ga��zi naprzeciwko mamusi ch�opczyka.
- Ch�opczyk siedzi na polance i musimy si� �pieszy�, bo bardzo wycieka - powiedzia�.
Wi�c mamusia ch�opczyka posz�a szybko we wskazanym kierunku, a G�dacz fruwa� do g�ry i na d�, �eby przypadkiem nie pomyli�a drogi.
A kiedy by�o po k�opocie i ch�opczyk spotka� swoj� mamusi�, a mamusia swego ch�opczyka, G�dacz zapyta�, gdzie m�g�by dosta� tiritong�.
Niestety, grzyby - to nie by�a tiritonga, wi�c po�egna� si� grzeczni^, �eby zd��y� na obiad do swojego wszech�wiata. Polecia� do dziury pod Auspicjami i �pieszy� si� tak bardzo, �e sp�ni� si� tylko troszeczk� i jego tiritonga by�a ca�kiem ciep�a.
Mamusia wcale si� nie gniewa�a.
- Wiesz, mamusiu - powiedzia� G�dacz - we Wszech�wiecie, po drugiej stronie Dziury Kosmicznej, te� s� mamusie.
- Tyle razy ci m�wi�am, �eby� nie fruwa� za daleko - powiedzia�a mamusia. Ale tak naprawd�, to si� wcale nie gniewa�a.
Bromba
Historia Bromby nale�y do historii zawik�anych, pe�nych zaskakuj�cych niespodzianek i komplikacji, jednym s�owem, przypomina sam� Bromb�, t� najniezwyklejsz� posta� ze wszystkich postaci zwyk�ych i ma�ych.
Bromba nie posiada specjalnie niepokoj�cego wygl�du, nie wyr�nia si� te� niczym, co by przykuwa�o uwag� na pierwszy rzut oka. Jest nieco wi�kszym od wiewi�rki stworzonkiem o r�owym futerku, a na odrobin� za bardzo wystaj�cym brzuszku nosi du�� ��t� torb� wype�nion� r�nymi niezb�dnymi przedmiotami, jak to: lornetk�, wag�, kalendarzykiem, siedmioma termometrami, zegarem, metrem krawieckim oraz du�ym z�oconym dyplomem ozdobionym takim napisem:
Niniejszym za�wiadcza si�, �e Bromba jest upowa�niona do mierzenia i wa�enia
oraz
podawania wynik�w, poniewa� uko�czy ta kurs i okaza�a si� bardzo precyzyjna.
podpisano:
Centralny Urz�d do Mierzenia
i Wa�enia.
Wydawa�oby si�, �e trudno wyobrazi� sobie milsz� i ciekawsz� prac� ni� praca Bromby.
W�druje sobie Bromba od jednego do drugiego i nic, tylko mierzy i wa�y. Temu poda d�ugo�� ogona nie tylko w centymetrach, ale nawet w calach, innemu obliczy rozpi�to�� skrzyde�, jeszcze komu� sprawdzi temperatur� albo zwa�y m�odszego braciszka.
Zreszt� Bromba, bardzo �cis�a w obliczeniach, dzia�aj�ca bez po�piechu, sama na pocz�tku nie zdawa�a sobie sprawy, jak trudny obra�a sobie zaw�d, trudny zw�aszcza dla kogo� tak jak ona sk�onnego do refleksji.
Wszystkie Bromby, jak wiadomo, by�y sk�onne do refleksji i mo�e dlatego tak skromnie prezentuje si� ich udzia� w wojnach i tym podobnych imprezach, w kt�rych umys�y g��bokie czyli refleksyjne, nigdy nie gustowa�y.
Bo rzeczywi�cie, jak si� dobrze pomy�li, to ka�da awantura, walka, pojedynek okazuj� si� zaj�ciem ponurym, do�� monotonnym, a nawet wr�cz nudnym dla umys�u naprawd� dociekliwego. A ta Bromba nale�a�a do Bromb wyj�tkowo dociekliwych, by�a, mo�na by powiedzie�, najbardziej brombiasta z Bromb.
Zacz�o si� od tego, �e Fikander, kt�remu Bromba mia�a zmierzy� d�ugo�� uszu, zajrza� do jej ��tej torby.
- Ojej! - zawo�a� - ale tu du�o r�nych aparat�w!
- St�j przyzwoicie! - mrukn�a Bromba - bo nigdy nie dowiesz si�, jak d�ugie masz uszy!
Fikander oczywi�cie zaraz si� wyprostowa�, a Bromba powoli i uroczy�cie zmierzy�a mu najpierw lewe, a potem prawe ucho, a na wszelki wypadek potem jeszcze raz prawe i lewe.
- Nie ulega w�tpliwo�ci - o�wiadczy�a - ka�de twoje ucho posiada trzydzie�ci trzy centymetry sze�� milimetr�w d�ugo�ci. Czy poda� ci ten pomiar tak�e w calach?
- Dzi�kuj� bardzo - wystarczy mi �wiadomo��, �e ka�de z moich uszu ma trzydzie�ci trzy centymetry z kawa�kiem - powiedzia� Fikander. - Teraz, kiedy b�d� zamawia� nauszniki, sprawa b�dzie o wiele prostsza.
-- Oczywi�cie - odpar�a Bromba zagl�daj�c do kalendarzyka. - Wed�ug specjalnej tabeli potrzebne ci s� nauszniki numer 18.
- Zaraz sobie zapisz� - o�wiadczy� Fikander, ale wcale nie zapisa�, tylko zacz�� ogl�da� jeden z termometr�w.
- Dlaczego jeste� niesprawiedliwa - zapyta� - i nie mierzy�a� mi uszu tym aparatem?
- Ten aparat s�u�y do pomiaru temperatury - powiedzia�a Bromba, wyj�a mu z �apki termometr i schowa�a do torby. - U�ywam go tylko przy podejrzeniu o chorob�.
Ale p�niej, kiedy ju� wraca�a samotnie do domu, przysz�a jej do g�owy dziwna my�l.
�Dlaczego uszu Fikandra nie mo�na zmierzy� termometrem?� - my�la�a.
�G�upie pytanie - odpowiedzia�a sobie w my�li - r�wnie dobrze mo�na by si� zastanawia�, dlaczego nie mo�na zwa�y� temperatury?�
I cho� usi�owa�a na r�ne sposoby odp�dzi� od siebie podobne pomys�y, ta nie dawa�y jej one spokoju.
��ta torba zacz�a nagle ci��y�, wi�c usiad�a i obrzuci�a j� krytycznym spojrzeniem.
- Rzeczywi�cie, strasznie du�o aparat�w. Wiele wygodniej by�oby nosi� ze sob� dyplom i jeden jedyny przyrz�d do mierzenia wszystkiego.
I im d�u�ej Bromba si� zastanawia�a, tym gwa�towniejsz� odczuwa�a potrzeb� wyja�nienia sobie problemu - dlaczego nie ma przyrz�du do mierzenia wszystkiego?
Poniewa� po kilku tygodniach rozmy�lania nie mog�a doj�� do �adnych wniosk�w, uda�a si� do Centralnego Urz�du do Mierzenia i Wa�enia, gdzie poprosi�a o rozmow� z G��wnym Mierniczym.
Bardzo si� ucieszy�, gdy j� zobaczy�, ale gdy wyja�ni�a mu pow�d swojej wizyty, przesta� si� u�miecha� i popatrzy� bardzo powa�nie
- Droga kole�anko - powiedzia� - urz�d nasz przez wiele lat pracowa� nad skonstruowaniem aparatu do mierzenia wszystkiego. Ale sprawa jest o wiele trudniejsza, ni� si� wydaje.
Mamy wiele dziedzin, kt�rych w�a�ciwie nie mo�na wcale zmierzy�. Nie ma aparat�w do mierzenia urody, trudno jest dokona� pomiaru rado�ci lub smutku, a zrobienie jednego, jedynego przyrz�du do mierzenia wszystkiego jest ca�kowicie niemo�liwe. Przynajmniej na razie.
Wi�c Bromba podzi�kowa�a za rozmow� i dalej ruszy�a w �wiat ze swoj� ci�k�, ��t� torb�. Tu w�a�ciwie urywa si� historia, o kt�rej mo�na by powiedzie�, �e mimo pozor�w jest zawik�a-na, skomplikowana i tajemnicza, ale tak cz�sto bywa z histori�, w kt�rej uczestnicz� Bromby.
Utw�r, kt�ry Bromba u�o�y�a sobie po rozmowie z G��wnym Mierniczym Centralnego Urz�du do Mierzenia i Wa�enia:
Ju� tyle lat w�druj� i
przeby�am wiele dr�ek,
ale brakuje miary mi:
jak zmierzy� me podr�e?
Czy kalendarzem, kiedy zn�w
kolejna kartka spad�a,
czy te� ilo�ci� mi�ych s��w
od Pciucha i Fikandra?
Czy mo�e sum� wszystkich sum
podanych przez maszynki
lub (jak doradza� pewien Fum)
policzy� odpoczynki?
Mo�e u�miechy wszystkich paszcz
dodawa� w jeden szereg,
a mo�e w�a�nie ka�dy p�acz
powinien mie� numerek?
Wsp�lnych wynik�w moich tras
(chocia� nie chcia�am wierzy�)
nie ma. I nie ma nawet szans,
by wszystko naraz zmierzy�.
Trudno obliczy� �ycia szlak,
lecz b��dz� ci, co chc�, by
zw�tpi� w sk�din�d znany fakt
nieomylno�ci Bromby!
Fikander
Fikander r�ni si� od wszystkich. Z�o�liwi m�wi� nawet, �e Fikander robi wszystko, �eby odr�ni� si� od wszystkich, ale jest to tylko z�o�liwo��. Po prostu, jako poeta, Fikander po�wi�ca wi�cej czasu na sprawy, kt�re s� mniej wa�ne dla innych.
Na przyk�ad wybra� si� kiedy� na wspania�y mecz pi�ki no�nej pomi�dzy Puckami a Packami i zamiast ogl�da�, jak kopi� pi�k�, ca�y czas odwraca� si� do ty�u, gdzie siedzia�a Malwinka.
- Podczas meczu pi�ki no�nej potrafi si� zakocha� tylko Fikander - powiedzieli z�o�liwi. No, ale Malwinka jest rzeczywi�cie �liczna.
Podczas tego historycznego meczu zako�czonego remisem dwa - dwa Fikander naprawd� zakocha� si� w Malwince. Doko�a krzyki, marynarki powiewaj� w g�rze, spokojny zazwyczaj Fum tr�bi na jakiej� wielkiej okarynie, ma�e asiaki ci�gn� wiewi�rki za ogony, Pciuchy gwi�d��, koty machaj� transparentami, a Fikander patrzy tylko na Malwink�!
I tak rozpocz�a si� historia wielkiej mi�o�ci poety i zegarynki.
Malwinka-zegarynka pracowa�a w centrali telefonicznej i mi�ym, ciep�ym g�osem podawa�a godziny. Oczywi�cie by�o tam jeszcze kilka innych os�b, dlatego �e o godzin� mo�na si� zapyta� przez telefon zawsze, ale Mai winka wykonywa�a t� prac� najcz�ciej, gdy� posiada�a doskona�� dykcj� i zawsze starannie trzyma�a si� regulaminu.
Podczas meczu bardzo si� zaniepokoi�a (bo oczywi�cie zauwa�y�a, �e Fikander przygl�da si� jej bez przerwy), by�a jednak wyj�tkowo skromna i nawet przez my�l jej nie przesz�o, �e to z powodu jej urody.
A Fikander taki by� nie�mia�y, �e nie mia� odwagi podej�� i powiedzie�, dlaczego si� jej przygl�da. Go innego napisa� poemat wierszem na sto stron, a zupe�nie co innego powiedzie� dwa zdania do nieznajomej w czasie meczu pi�ki no�nej.
Wi�c Fikander zamiast po zako�czeniu meczu podej�� i na przyk�ad bardzo uprzejmie zapyta�: Czy Malwinka uwa�a, �e wynik jest s�uszny, albo czy Malwinka nie zechcia�aby z nim zamieni� pani s��w o pogodzie, ruszy� w odleg�o�ci kilkunastu metr�w za ni�, ci�gle nie mog�c przesta� si� przygl�da�.
Ma�pka przestraszy�a si� nie na �arty. Sz�a bardzo szybko, a kiedy tylko wesz�a do domu, zamkn�a drzwi na klucz i zatelefonowa�a do Kajetana Chrumpsa.
- A jak wygl�da podejrzany osobnik? - zapyta� Kajetan.
- Nosi bardzo d�ugi szalik owini�ty kilka razy wok� szyi, uszy chyba po 30 centymetr�w ka�de, bardzo du�e, piwne, smutne oczy, ubrany w czarne futerko z ��tym szlaczkiem, pod pach� trzyma dwie ksi��ki, ci�gle si� wpatruje w moje okno - powiedzia�a Malwinka.
- Ale� to Fikander! - zawo�a� Chrumps.
- Czy to bardzo gro�ny przest�pca?
- Wstyd, Malwinko - powiedzia� s�ynny detektyw - czy�by� nie czyta�a poematu Fikandra pod tytu�em �Cie� moich uszu przekl�ty�?
- Nie - powiedzia�a Malwinka - ostatnio ma�o czytam. Tyle os�b chce wiedzie�, kt�ra godzina...
- Mam pewien projekt, kt�ry u�atwi ci czytanie, ale o tym porozmawiamy potem, a teraz popro� Fikandra do telefonu - powiedzia� Kajetan.
Malwinka otworzy�a wi�c okno i zawo�a�a:
- Panie Fikandrze, pan Kajetan Chrumps prosi pana do telefonu.
Fikander zaczerwieni� si� od st�p do g��w i wszed� do pokoju Malwinki, �eby wzi�� s�uchawk�.
- Halo, czy to Fikander? - zapyta� detektyw.
- W pewnym sensie - odpowiedzia� coraz mocniej zaczerwieniony poeta.
- Nie mo�na by� sob� w pewnym sensie, a nie by� w innym - powiedzia� Kajetan.
- Mo�na - odpowiedzia� smutno Fikander.
- Ale to ty? - zaniepokoi� si� Kajetan.
- Ale to ja - odpowiedzia� Fikander - w pewnym sensie.
- A jak ty si� czujesz, Fikandrze? Co ci przysz�o do g�owy, �eby chodzi� za Malwinka?
- Och! - westchn�� Fikander - przepi�knie...
- Wyt�umacz si� ja�niej, co przepi�knie?
- Nie mog�. Imi� rymuje si� przepi�knie... s�oninka... w�dlinka... koniczynka... przepi�knie...
- Zdaje si�, �e ju� wiem, o co chodzi. Popro� Malwink�.
- O co?
- Do aparatu.
Fikander czerwony jak piwonia poda� Malwince s�uchawk�, ale nie powiedzia� ani s�owa. I kiedy detektyw zacz�� t�umaczy� Malwince, �e s�awny poeta Fikander po prostu, jak to poeta, zamy�li� si� i troch� niechc�cy poszed� za ni�, ale na pewno... S�awny poeta zamiast grzecznie wyja�ni� sytuacj�, uciek� z mieszkania Malwinki strasznie zawstydzony i w ponurym nastroju.
Ale na nast�pny dzie� Malwinka zobaczy�a rano, �e Fikander stoi pod jej oknem trzymaj�c w r�ku olbrzymi p�k kwiat�w. By�y tam i bzy, i r�e, i go�dziki, i w og�le bardzo du�o r�nych kwiat�w pomieszanych. To by�o tak wzruszaj�ce, �e Malwinka, cho� przecie� powinna mie� �al do Fikandra za wczorajszy dzie�, wysz�a i powiedzia�a:
- Dzie� dobry! Czy te kwiatki to dla mnie?
- Dzie� dobry. Tak - odpowiedzia� Fikander.
- Bardzo pan mi�y. Szkoda, �e pan wczoraj nie zosta� d�u�ej.
- Przepraszam - powiedzia� Fikander i u�miechn�� si�, chyba po raz pierwszy w �yciu, bo zawsze by� powa�nym i zamy�lonym artyst�.
- Zabior� te kwiaty i wstawi� do wazonu u siebie w pracy - powiedzia�a Malwinka.- Przyjdzie pan do mnie, kiedy sko�cz� prac�? Poszliby�my na karuzel�.
- Oczywi�cie! - powiedzia� Fikander.
- To do widzenia - powiedzia�a Malwinka - wr�c� ko�o godziny trzeciej.
- Do widzenia - powiedzia� Fikander. - I zn�w si� u�miechn��, ale teraz troch� smutniej, bo Malwinka odchodzi�a.
Malwinka te� si� zakocha�a w Fikandrze. Trwa�o to oczywi�cie d�u�ej, bo tylko poeci potrafi� tak si� skupi�, �eby zakocha� si� na meczu pi�ki no�nej, ale b�d� co b�d� id�c do pracy mia�a g�ow� pe�n� rozwa�a�, jaki ten Fikander oryginalny, jakie interesuj�ce pisze wiersze (po�yczy�a je sobie zesz�ego dnia od Pa�ci), jakie ma du�e oczy, jak sympatycznie si� u�miecha... kiedy us�ysza�a za sob� g�os wiewi�rki:
- Tego bym si� po tobie, Malwinko, nie spodziewa�a...
- Dzie� dobry pani - przywita�a si� Malwinka.
- Tego bym si� nie spodziewa�a - powt�rzy�a wiewi�rka. - Jestem odpowiedzialna za stan naszego miejskiego ogrodu i w�a�nie si� zastanawia�am, kto dzisiaj nazrywa� tyle kwiat�w, a tu okazuje si�, �e to Malwinka. Mog�a� przecie� poprosi�, a nie tak brutalnie zrywa�, co wpadnie pod r�k�...
Malwinka oczywi�cie wzi�a win� na siebie, ale kiedy Fikander przyszed�, �eby j� zabra� na karuzel�, o�wiadczy�a:
- Przepraszam bardzo, ale mia�am dzi� k�opoty z tego powodu, �e nazrywa� pan kwiat�w w miejskim ogrodzie, i niestety nie b�d� panu mog�a towarzyszy� na karuzeli!
Powiedzia�a to tak uroczystym tonem, �e jej samej zrobi�o si� przykro, a Fikander zn�w milcza�.
�Stoj� jak ra�ony gromem� - pomy�la�. A potem poszed�.
- Dwunasta pi��dziesi�t trzy, dwunasta pi��dziesi�t trzy - m�wi�a w�a�nie Malwinka, kiedy us�ysza�a w s�uchawce:
Pod twoim bia�ym domem
sta�em jak ra�ony gromem.
I bi�o me serce z �omotem,
ale musia�em i�� potem.
Och, co za bolesna wiadomo��:
ja zrywam kwiaty, ty nasz� znajomo��.
- Dwunasta pi��dziesi�t trzy, dwunasta pi��dziesi�t trzy - powt�rzy�a Malwinka, cho� tylko �elazna wola powstrzymywa�a j� od przekroczenia regulaminu.
O, gdym ci� ujrza� w�r�d t�umu,
ma�o nie straci�em rozumu.
Za tob� szed�em skrycie,
m�g�bym tak ca�e �ycie.
Malwinka zna�a surowy regulamin zegarynek zakazuj�cy prywatnych rozm�w. �zy nap�yn�y jej do oczu.
- Dwunasta pi��dziesi�t cztery, dwunasta pi��dziesi�t cztery - m�wi�a.
Lecz s�odka by�a ta chwilka,
cho� jestem kopni�ty jak pi�ka.
�egnam ci� w b�lu i trwodze.
C� mi zosta�o - odchodz�.
- Dwunasta pi��dziesi�t cztery, dwunasta pi��dziesi�t cztery... - Szcz�kn�a odk�adana s�uchawka. Malwinka rozp�aka�a si� na dobre. Nikomu nie nale�y �yczy� takiego wyboru: obowi�zek czy uczucie? A pi�kna Malwinka prze�y�a dwie najci�sze minuty swojego �ycia od godziny dwunastej pi��dziesi�t trzy do dwunastej pi��dziesi�t pi��.
I nie wiadomo, jak by si� sko�czy�a ca�a historia, gdyby nie roztargnienie Fikandra. Zrozpaczony, powtarzaj�c sobie ca�y czas w my�li: �C� mi zosta�o... odchodz�, wyszed� z budki telefonicznej, zarzuci� spakowany uprzednio plecak i ruszy� przed siebie. Poniewa� nie wszystkie ksi��ki mie�ci�y si� w plecaku, ni�s� tak�e kilka w r�kach, a jego d�ugi, romantyczny szal rozwija� si� coraz bardziej, wl�k� si� po ziemi i ju� wkr�tce poeta m�g� si� przekona�, sk�d si� wzi�o jego odziedziczone po przodkach imi�. Fikn�� bowiem takiego fiko�ka, �e kiedy oprzytomnia�, powtarza� przekr�cone s�owa: �c� mi odesz�o... zostaj�, a nad sob� zobaczy� pochylon� Malwink�, kt�ra w�a�nie zmienia�a mu ok�ad na g�owie.
Fikn�� tak nieszcz�liwie (albo szcz�liwie, jak kto woli), �e musia� le�e� w ��ku trzy dni i codziennie rano Bromba przychodzi�a zmierzy� mu temperatur� szklanym termometrem. Malwinka robi�a mu kompot ze �liwek. Poniewa� Kajetan Chrumps wynalaz� w�a�nie urz�dzenie magnetofonowo-zegarowo-telefoniczne, mog�a chodzi� do pracy, kiedy chcia�a, nawet ju� wtedy, kiedy Fikander wyzdrowia�.
Wiewi�rk� oboje jeszcze raz przeprosili i odczytali specjalny utw�r na przeprosiny pod tytu�em �Daremne �ale, pr�ny ogr�d�. Od tej pory rozstaj� si� ze sob� bardzo rzadko, ale t� cz�� opowiadania pozostawmy samemu poecie...
Kajetan Chrumps
Czym, a w�a�ciwie: kim jest Kajetan Chrumps?
S� tacy, kt�rzy mogliby o nim opowiada� godzinami, s� te� tacy, kt�rzy boj� si� wymawia� jego imi� lub nazwisko, s� wreszcie inni, kt�rym pom�g� i znikn��, zanim zdo�ali wyj�ka� s�owa podzi�kowania.
Jest on bowiem jedynym zwierz�tkiem, kt�re posiada imi� i nazwisko (nie licz�c setek pseudonim�w, pod kt�rymi si� kryje), jedynym zwierz�tkiem naprawd� detektywistycznym.
Pomocy udziela nie wzywany, rozszyfrowuje zagadki, aresztuje (tak!) winnych, ods�ania tajniki przest�pstw i walczy w imieniu Prawa.
Legenda g�osi, �e urodzi� si� w labiryncie i wyszed� z niego natychmiast drog� dedukcji.
Od tego czasu wyda� tak zdecydowan� walk� przest�pczo�ci zwierz�cej, �e ostatnio ma niewiele do roboty - uk�ada �amig��wki do pism rozrywkowych, reperuje stare zegary.
Ale by� czas, kiedy miewa� �apki pe�ne roboty i musia� pokonywa� pi�trz�ce si� przeciwno�ci, samotnie pojedynkowa� si� z wilkiem-morderc�, kun�-z�odziejem i z innymi przewrotnymi, gro�nymi przest�pcami.
Kajetan Chrumps zawsze pozosta� nieust�pliwy i twardy i nigdy nie zboczy� z wytyczonej drogi obowi�zku.
Dla �cis�o�ci trzeba wyja�ni�, �e nieprawdziwe s� plotki, jakoby mia� niespo�yte si�y. Przeciwnie - m�czy� si� jak ka�dy.
Zdarza�o mu si� nawet narzeka� na reumatyczne b�le w ogonku, zw�aszcza kiedy jesiennymi wieczorami prowadzi� jakie� zawik�ane, wymagaj�ce d�ugich podr�y �ledztwo.
Jego wytarta zielona kurteczka (w kieszeniach kt�rej mia� doskona�� proc�, szk�o powi�kszaj�ce oraz pude�ko pinezek) nie zawsze wida� najlepiej chroni�a od ch�od�w jesiennych.
Mo�na by oczywi�cie po�wi�ci� osobn� ksi��k� przygodom Kajetana Chrumpsa (podobno nawet powstaje taka, a autorka, Bromba, nada�a jej tytu� roboczy �Kajetan Chrumps wkracza do akcji�), ale nam chodzi raczej o skromn� prezentacj� osobowo�ci i charakteru, nie o ca�kowit� ocen� tak bogatej przecie� dzia�alno�ci.
Jak�e jednak pomin�� w niniejszej opowie�ci fakt skomponowania i napisania przez Kajetana Chrumpsa �Marsza Cierpliwych Detektyw�w�? A oto ten marsz:
Cierpliwo�� cnot� detektywa.
Wytrwa�ym w dociekaniu b�d�,
zawsze b�d�!
My�lenie prawd� nam odkrywa,
wi�c sprawnie wnioskuj, sprawnie s�d�,
sprawnie s�d�!
Ref.:
Hip! hip! rozumowanie!
i ch�odna logika!
Dok�adnie trzeba sprawdzi�,
co z czego wynika.
Hip! Hip! Hip!
Wi�c przemierzajmy nowe szlaki,
w�drujmy kryj�c w g�owie plan,
m�dry plan!
Dopomagajmy stworom takim,
kt�rym jest ci�ej, ni� jest nam,
w�a�nie nam!
Niech sprawiedliwo�� triumfuje,
gdzie skierujemy dziarski krok,
�mia�y krok!
A nam po trudach niech smakuje
�wie�utki porzeczkowy sok,
pyszny sok!
Sok porzeczkowy, to jedyny nap�j, kt�ry pije Kajetan Chrumps.
Nawet podczas niezwyk�ego pojedynku z tak zwanym genialnym przest�pc�...
Ale zacznijmy od pocz�tku. Pewnego mglistego, pa�dziernikowego poranka, kiedy opadaj�ce li�cie zacieraj� �lady, a jesienny deszcz roztapia dowody rzeczowe, Kajetan Chrumps sta� za w�g�em du�ej kamienicy nr 17.
Od wielu tygodni by� na tropie szczeg�lnie wyrafinowanego przest�pstwa, ale przest�pca wymyka� si�, kluczy� i Kajetan Chrumps czu�, �e ma do czynienia z kim�, kto nie jest przeci�tnym umys�em, z kim�, kto przenika przez jego sprytne pu�apki, ba, czasami wr�cz drwi sobie z niezmordowanego detektywa.
W�a�nie roznosiciel mleka wychodzi� z kamienicy nr 17, a Kajetan w�lizgiwa� si� w drzwi, powtarzaj�c sobie: - Mo�e zd��� na. czas, mo�e zd���...
Niestety. Kiedy stan�� przed drzwiami na trzecim pi�trze, dostrzeg�, �e w jednej z butelek brakuje mleka. Tak by�o zawsze. Chrumps ju� dawno ustali�, �e pirat grasuje w�r�d ulic Wielkiego Miasta, wybieraj�c zawsze� jaki� du�y pi�trowy dom z numerem 17, i �e zawsze znika mleko tylko z jednej jedynej butelki (cho� przecie� roznosiciele stawiali mleko przed prawie ka�dymi drzwiami).
Zagadka tkwi�a w tym, kt�re drzwi i dlaczego wybiera przest�pca. Nie spos�b by�o codziennie okr��a� wszystkie domy z nr 17, nale�a�o liczy�, na to, �e wreszcie Kajetan Chrumps odnajdzie jako� klucz do zagadki.
Detektyw wiedzia� bardzo du�o. Wiedzia� nawet, kim jest jego przeciwnik, bo strwo�one podziemie kryminalne powtarza�o cz�sto to imi� z l�kiem i czci�, a s�u�ba bezpiecze�stwa z niech�ci� i ukrywanym zak�opotaniem - Kot Makawity.
Makawity by� postaci� prawie mityczn�. Opowiadano o nim, �e wygl�da jak zwyk�y kot, �e mieszka gdzie� w Wielkim Mie�cie i �e to w�a�nie on jest tym geniuszem, kt�ry nieuchwytny planuje, za drobne zreszt� datki, najbardziej skomplikowane rabunki.
Makawitego nikt nie widzia�, dane co do koloru, rasy, ba, nawet rozmiar�w by�y sprzeczne. Ale Makawity musia� si� od�ywia� i dlatego Kajetan Chrumps z uporem maniaka sprawdza� wszystkie domy nr 17. Tym razem tak�e niewiele przynios�a wizja lokalna. Ma�y, okr�g�y otw�r w cienkiej blaszce kapsla, ani odcisku pazura, dok�adnie pozamykane wszystkie okna.
Kajetan uwa�nie obejrza� si� doko�a. Drzwi mia�y numer 33 i nale�a�y do pana S�dzimira Twarbga. Kiedy wpisywa� do notesu te dane, sprawdzi� jeszcze raz poprzednie i my�l, jak b�yskawica, przebieg�a mu przez g�ow�.
Gdy szed� ju� p�nym popo�udniem wzd�u� dzielnicy willowej, nadal liczy�: Jerzy Pac - osiem liter plus 17 to razem 25! Nies�ychane!
Makawity wypija� mleko tylko tam, gazie suma liter imienia i nazwiska odj�ta od numeru mieszkania wynosi�a 17!
Nie by�o to wiele, ale ju� co�. Do p�na w nocy wertowa� detektyw spis ludno�ci, a� wreszcie zaryzykowa�. Ukryje si� jutro w okolicy mieszkania pani Zofii Patyczek nr mieszkania 30, nr domu, oczywi�cie, 17!
Pod starym, odwr�conym kub�em czeka� nasz bohater na odej�cie roznosiciela mleka. Gdy umilk�y kroki na schodach, Kajetan Chrumps wstrzyma� oddech. Ciche skrzypni�cie, potem drugie, bezszelestnie wysuwa si� ze zsypu na �mieci elegancki czarny kot w bia�ych r�kawiczkach i... za pomoc� cieniutkiej s�omki cocktailowej chce wypi� mleko!
Nagle zadudni� g�os detektywa spod kub�a:
- W porz�dku, Makawity. Mam pana na procy! Prosz� nie pr�bowa� �adnych sztuczek!
Trzeba przyzna�, �e Makawity szybko si� opanowa�. Cho� zaskoczony, nie okaza� specjalnego zdziwienia.
- Pan Kajetan Chrumps? - zapyta�. - Wiele o panu s�ysza�em! Trudno - westchn�� ci�ko - przegra�em!
Kajetan podszed� do niego i o�wiadczy� opuszczaj�c proc�:
- Teraz, kiedy ju� pana obejrza�em osobi�cie, rzeczywi�cie nie ma pan �adnych szans! Odnalaz�bym pana na ko�cu �wiata!
- Jaki los mnie czeka? - zapyta� Makawity.
- C�, nie s�dz�, �eby ucieszy�o pana oddanie w r�ce poszkodowanych - mrukn�� Chrumps.
Makawity wzdrygn�� si�. W�sy mu opad�y i wygl�da� bardzo �a�o�nie.
- Je�li mam by� szczery, mnie tak�e nie odpowiada takie rozwi�zanie - o�wiadczy� detektyw. - Takie sprawy lepiej za�atwia� mi�dzy nami zwierz�tami. Dam panu- szans�! Jestem zwolennikiem rehabilitacji - ci�gn�� dalej - ale chod�my st�d, bo obaj oberwiemy, cho� nawet nie napocz�� pan tego mleka. Porozmawiamy u mnie w domu.
A gdy ju� usiedli w ciep�ej norce, detektyw kontynuowa� swoj� wypowied�:
- Obaj wiemy, �e nie jest pan byle kim, Makawity! Dlatego te� pragn� pana potraktowa� jak kota honoru. Obaj wiemy, �e to, co panu udowodni�em, to banalne i w gruncie rzeczy minimalne przest�pstwo. Niewiele panu grozi, ale wystarczy, by grz�z� pan dalej. Jeszcze nieraz mo�e si� panu po�lizn�� �apa, gdy ju� trafi� pan do mojej kartoteki. A oto moje warunki: zrezygnuje pan z dzia�alno�ci przest�pczej i z udzielania wszelkich porad wszystkim pospolitym rabusiom, naprawi pan, o ile to mo�liwe, szkody wyrz�dzone przez siebie i przyrzeknie, �e raz na zawsze zrywa pan z dotychczasowym �yciem.
Makawity zamy�li� si� g��boko.
- To nie jest takie proste - miaukn�� - ja nawet nigdzie nie mieszkam.
Nagle wzrok jego pad� na stoj�ce na stoliku szachy. Za�wieci�y si� kocie oczy.
- Panie Kajetanie - zacz�� - prosz� darowa� �mia�o�� - ale czy przed moj� ostateczn� decyzj� nie mogliby�my zagra� paru partii? Zawsze marzy�em o takim przeciwniku jak pan.
Chrumps zgodzi� si� ch�tnie, bo czu�, �e b�dzie to jedna z takich gier, kt�re najbardziej lubi�, �e b�dzie to gra o wysok� stawk�, o przekonanie Makawitego do uczciwego �ycia.
Ustalili, �e mecz b�dzie mia� 12 partii. Czy� mo�na opisa� t� wspania�� walk� intelekt�w?
S�o�ce wstawa�o na niebie, by znowu si� schowa�, a oni grali parti� po partii. Detektyw popija� sok porzeczkowy, a swojego niezwyk�ego go�cia cz�stowa� mlekiem.
I sta�o si�, co si� musia�o sta�. Kajetan
Chrumps odni�s� zwyci�stwo. A Kot Makawity nie tylko da� mu wtedy s�owo honoru, �e nigdy nie b�dzie mia� powi�za� ze �wiatem przest�pczym, ale nawet poprosi�, czy nie m�g�by wpa�� czasem na szachy, na rewan�.
Obszerniejsz� relacj� z tych wydarze� znale�� mo�na b�dzie w ksi��ce Bromby, kt�ra w�a�nie waha si�, czy nie zmieni� tytu�u na nast�puj�cy: �Rehabilitacja Kota Makawitego�.
Pierwsze wiadomo�ci o Vicewersach dzikich
Lustra posiadaj� swoj� tajemnic�.
Nie ulega najmniejszej w�tpliwo�ci, �e w lustrach mieszka specjalna odmiana Vicewers�w dzikich, czyli Zwierz�t Odbitych.
Czy zastanawiali�cie si� przez chwil�, co si� odbija w lustrze, kt�re stoi naprzeciw lustra? Oczywi�cie to lustro, kt�re stoi naprzeciw lustra i nawzajem. Ale takie odbijanie si� nawzajem jest wystarczaj�co nudne, �eby po pewnym czasie kt�re� lustro nie odbi�o czego�, czego w tamtym drugim wcale nie ma, i �eby nie zacz�y si� mi�dzy lustrami wzajemne wykrzywiania, kt�re prowadz� w�a�nie do powstania Vicewers�w dzikich.
Vicewersowie przybieraj� rozmaite, bardzo wyszukane kszta�ty.
Odznaczaj� si� te� pewn� specyficzn� cech� - nigdy nie wiedz�, kt�ra �apka jest lewa, a kt�ra prawa.
Zasadniczo Vicewersowie �yj� w stadach, ale trudno jest spotka� nawet pojedynczego Vicewersa, bo przed ludzkim wzrokiem kryj� si� b�yskawicznie.
Posiadaj� wiele interesuj�cych obrz�d�w ludowych, pie�ni, legend, obyczaj�w i nies�usznie nazywa si� ich dzikimi, ale nazw� przyj�to, by odr�ni� ich od zupe�nie nieciekawych Vicewers�w zwyk�ych, kt�re mo�na obejrze� w lustrze, ile razy tam si� zajrzy.
Hymn, kt�ry �piewaj� zawsze podczas swej najwi�kszej uroczysto�ci - �wi�ta Wielkiego Odbicia - daje najlepszy dow�d ich wysokiej kultury:
Gdy kryszta� luster zab�y�nie,
gdy �wiat�em si�, szyby,
zaskrzycie, niech ka�dy sobie wymy�li
jeszcze ciekawsze Odbicie!
Jak dobrze nie by� podobnym,
gdy przejrzysz si� po raz trzeci,
jak dobrze z lewa mie� prawo
i vice versa naprzeciw!!!
A oto legenda zwi�zana ze �wi�tem Wielkiego Odbicia: Dawno, dawno temu, kiedy na �wiecie nie by�o jeszcze luster, Vicewersowie prowadzili trudny i pe�en wyrzecze� tryb �ycia. Podr�owali od strumyka do jeziorka, od jeziorka do rzeczki, od rzeczki do jakiego� �r�de�ka - wszystko w nadziei, �e uda im si� osi�gn�� tak zwane podw�jne odbicie, kt�re jest warunkiem ich dobrego samopoczucia.
Nikt wtedy nawet nie marzy� o salach baletowych pe�nych luster, wielkich halach teatralnych, ba, zwyk�a szyba wydawa�a si� czym� nieosi�galnym, zreszt� nie zosta�a jeszcze po prostu wynaleziona.
Ot� kt�rego� dnia dotar�a do Vicewers�w wiadomo��, jakoby pewien kr�l, mieszkaj�cy za si�dm� g�r� i za si�dm� rzek�, posiad� narz�dzie doskonale odbijaj�ce i �e nic nie robi, tylko w nie patrzy.
Jask�ki, kt�re przynios�y t� informacj�, by�y bardzo podniecone i opowiada�y, �e ca�y kraj le�y w ruinie, a kr�l nic, tylko si� przegl�da.
Zebrali si� wi�c wszyscy Vicewersowie i rada w rad� ustalili, �e trzeba wys�a� kogo� na zwiady. Ale �e nikt nie chcia� wyrusza� w tak� d�ug� podr�, wi�c ci�gni�to losy.
No i los pad� na wyj�tkowo okropnego Vicewersa. Vicewersowie dzicy w og�le nie s� �adni, ale ten nale�a� do najbrzydszych, tak �e nawet w�r�d swoich nazywano go Pokrak�.
Wyobra�am sobie, ile musia� si� biedny Pokraka nam�czy�, zanim dotar� za si�dm� g�r� i za si�dm� rzek�!
Kiedy przyby� pod pa�ac, by� tak zm�czony, �e z wielkim trudem w�lizn�� si� do konewki, a potem na miednic� kr�lewsk�. I tak mu si� uda�o, �e od razu na kr�lewsk�!
Patrzy Pokraka: wstaje rano kr�l, ale jeszcze przed umyciem zagl�da w kwadratowe pude�eczko, kt�re trzyma w r�ku, i m�wi do siebie:
- Ojojoj, ale ze mnie �adny kr�l! No, no! Oczy jakie mam b�yszcz�ce, nosek jaki, a ta korona jaka elegancka!
Spojrza� Pokraka, a tu kr�l trzyma w r�ku lustro, pierwsze lustro, jakie by�o wtedy na �wiecie.
Zebra� si� Pokraka w sobie i hop! Skoczy� do lusterka. Ale mu tam dobrze! Tylko �e si� jeszcze nie umia� chowa�, wi�c go kr�l zobaczy�.
- A to co znowu? - wrzasn�� kr�l - czy ja tak wygl�dam?
- Jeszcze gorzej - powiedzia� Pokraka i tak si� skrzywi�, �e a� kr�lowi o ma�o szcz�ka nie wyskoczy�a z zawias�w.
- Oj! - zawo�a� kr�l - co to jest?
- B�dzie jeszcze gorzej, jak b�dziesz to przechowywa� dla siebie! - mrukn�� Pokraka.
- Co takiego? - pyta kr�l.
- To, w czym ja siedz� - rzek� Pokraka.
- Lustro? Ale� lustra s� bardzo drogie!
- No to co z tego? Co to za w�adca, kt�ry nie my�li o szcz�ciu swoich poddanych, tylko wci�� si� przegl�da! - o�wiadczy� Pokraka i zrobi� tak paskudn� min�, �e a� kr�la zemdli�o.
- Przesta�, przesta� - krzykn�� kr�l - zaraz zaczn� my�le� o szcz�ciu swoich poddanych!
- No, �eby tylko! - pogrozi� Pokraka kr�lowi i tak wyba�uszy� oczy, jakby si� dusi�.
- Tylko nie to, tylko nie to - prosi� kr�l - ju� biegn�!
I rzeczywi�cie zostawi� lustro i pobieg� wyda� rozkazy, �eby ludziom by�o lepiej i �eby zrobi� du�� fabryk� luster, i jeszcze wyda� taki rozkaz, �e ka�dy si� mo�e przegl�da�, ale nie za du�o, bo od tego ludzie trac� rozum.
Pokraka jeszcze par� razy mu si� pokaza�, a gdy sprawdzi�, �e kr�l rzeczywi�cie sporz�dnia�, pow�drowa� do swoich, by oznajmi�, �e nasta�y dobre czasy.
I dzie�, kiedy Pokraka po raz pierwszy pokaza� si� w lustrze, do dzi� jest �wi�cony jako Dzie� Wielkiego Odbicia, za� Pokraka i jego potomkowie maj� prawo pokazywa� si� ka�demu, kto za d�ugo patrzy w lustro albo jest z�ym w�adc�.
Bunt Psztymucla
Psztymucle nale�� do tak zwanych zwierz�tek autotematycznych. Oznacza to, �e g��wnym tematem ich rozm�w s� zamieszkiwane przez nie auta.
W ka�dej fabryce doskonale wiedz�, �e zanim jeszcze auto zejdzie z ta�my produkcyjnej, ju� w�lizguje si� do niego rodzina Psztymucli i chowa si� w r�nych zakamarkach �wie�o wyprodukowanego samochodu.
Zdarza si�, �e Psztymucle przywi�zuj� si� do zamieszkiwanego przez siebie wozu, ale bywa te�, �e zamieniaj� si� co jaki� czas z inn� rodzin�. Niezale�nie jednak od tego, czy Psztymucle trzymaj� si� jednego miejsca, czy kr�c� si� z wozu do wozu, bez przerwy rozmawiaj� o samochodach.
Gl�dz� i nudz�, bredz� i plotkuj�, gaw�dz�, narzekaj�, opowiadaj� i wymieniaj� do�wiadczenia wy��cznie na ten jeden temat.
A oto jak wygl�da typowa rozmowa Psztymucli:
- Cicho, zdaje si�, �e silnik �le pracuje! - wo�a tata Psztymucel.
- Cicho, dzieci - strofuje mama.
- Cicho, ty Psztymuclu - m�wi ma�y Psztymucel do brata.
Ca�a rodzina zaczyna nas�uchiwa�, bacznie wpatrzona w tat�.
- Zdawa�o mi si� - decyduje tata - to tylko zmiana bieg�w.
- Tyle lat tu mieszkasz i jeszcze nie wiesz, kiedy si� zmienia biegi - awanturuje si� mama.
- Tato - wo�a najm�odszy synek - co to za marka?
Ojciec wychyla si� z samochodu przez rur� wydechow� i patrzy w dal za odje�d�aj�cym w przeciwn� stron� wozem.
- To by�y angielskie Psztymucle - o�wiadcza z zazdro�ci� - w�z marki �Jagular�.
- �Jagulary� s� dobre, prawda? - dopytuj� si� synowie.
- Prawda, prawda - m�wi ze z�o�ci� ojciec i prze�azi na akumulator.
- A my si� musimy m�czy� z tym gruchotem - dokucza tacie mama.
- Cicho! - krzyczy tata - zdaje mi si�, �e woda kapie z ch�odnicy!
- Cicho! - pomaga mu mama.
- Cicho! - szturcha brat brata.
Po d�u�szej chwili tata udaje si� w kierunku ch�odnicy i wraca stamt�d z zatroskan� min�.
- Nie kapie, ale za to chlupie - m�wi - chlupie i chlupie.
- Pewnie za ma�o nalane - pociesza �ona.
- Tato! - wo�a drugi syn - co to za marka?
Wi�c ojciec zn�w idzie na koniec rury wydechowej, �eby popatrze� i da� odpowied�.
Rozmowy takie prowadz� przez ca�� podr�, na postoju i w gara�u, cho� oczywi�cie s� r�ne odmiany Psztymucl�w. Ta rodzina, kt�rej rozmow� opisa�em, jest najmniej sympatyczna, ale s� inne, nieco milsze, jedne specjalizuj� si� w samochodach rajdowych, inne w ci�arowych, ale ��cz�c� je cech� jest to, �e nigdy nie opuszczaj� swoich aut, chyba �e w celu zamiany na inne.
Zdarzy�o si� jednak w pewnej rodzinie, i to w�a�nie w takiej tradycyjnej rodzinie, jak opisana przed chwil�, �e pewien m�ody Psztymucel o imieniu Nulek, zamiast zawo�a� kt�rego� dnia na widok mijanego samochodu: - Tato, co to za marka? - zawo�a�:
- Tato, co tam jest za tym samochodem? Ojciec zdziwi� si� bardzo, ale poszed� popatrze�, a kiedy wr�ci�,