4039

Szczegóły
Tytuł 4039
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4039 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4039 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4039 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Robert Ludlum Droga do Omaha Tom 1 Powie�ci Roberta Ludluma w Wydawnictwie Amber TO�SAMO�� BOURNE'A l KRUCJATA BOURNE'A [ ULTIMATUM BOURNE'A PRZESY�KA Z SALONIK TRANSAKCJA RHINEMANNA MANUSKRYPT CHANCELLORA PAKT HOLCROFTA WEEKEND Z OSTERMANEM DZIEDZICTWO SCARLATTICH TREVAYNE Prze�o�y� � ARKADIUSZ NAKONIECZNIK Tytu� orygina�u THE ROAD TO OMAHA Henry'emu Sulfonowi - ojcu chrzestnemu, znakomitemu aktorowi, niezawodnemu przyjacielowi i wspania�emu cz�owiekowi PRZEDMOWA Wiele lat temu ni�ej podpisany stworzy� powie�� zatytu�owan� Droga do Gandolfo opart� na osza�amiaj�cej przes�ance, ol�niewaj�cym pomy�le, ktor\ powinien wstrz�sn�� wszystkimi do g��bi, co w obecnych czasach bynajmniej nie jest takie �atwe. Mia�a to by� demoniczna opowie�� > legionach sza t mu wyruszaj�cych z piek�a po to, by pope�ni� odra�aj�c� zbrodnie, opowie��, kt�ra zada�aby �miertelny cios wszystkim wierz�cym ludziom, bez wzgl�du na to, jak� konkretnie religi� wyznaj�, gdy� ukaza�aby, jak bardzo podatni na atak s� wielcy duchowi przyw�dcy naszych czas�w. M�wi�c kr�tko, tematem ksi��ki by�o porwanie biskupa Rzymu, boskiego namiestnika kochanego przez prostych ludzi na ca�ym �wiecie, papie�a Franciszka I. Rozumiecie? Mocne, prawda? C�, mia�o takie by�, ale nie by�o... Co� si� sta�o. Nieszcz�sny G�upiec, czyli pisarz, zajrza� tu i �wdzie, zapu�ci� �urawia, gdzie tylko si� da�o, po czym, ku swemu wiecznemu pot�pieniu zacz�� rechota�. Nie wolno w podobny spos�b traktowa� tak osza�amiaj�cemu pomys�u, tak wspania�ej obsesji! (Tytu� te� do luftu, nawiasem m�wi�c). Mimo to Nieszcz�sny G�upiec zacz�� tak�e my�le�, a to dla pisarza zawsze jest bardzo niebezpieczne. Do gry w��czy� si� syndrom �co by by�o, gdyby..." Co by by�o, gdyby osobnik moralnie odpowiedzialny za t� ohydn� zbrodnie nie by� wcale z�ym facetem, lecz �yw� legend� wojskowo�ci, cz�owiekiem odstawionym na boczny tor przez polityk�w, o kt�rych hipokryzji m�wi� zbyt g�o�no i zbyt cz�sto'.' Co by�o. ud\by uwielbiany papie� w gruncie rzeczy nie mia� nic przeciwko porwaniu, pod warunkiem, �e jego miejsce zajmie niezwykle podobny do niego kuzyn, niezbyt rozgarni�ty �piewak z La Scali, dzi�ki czemu prawdziwy biskup Rzymu b�dzie m�g� zdalnie sterowa� Piotrowym Kr�lestwem, bezpiecznie oddalony od og�upiaj�cych meandr�w watyka�skiej polityki mrowia grzesznik�w pragn�cych wykupi� sobie drog� do nieba dzi�ki ofiarom sk�adanym na tac�? To dopiero historia, co? Tak, s�ysz� was, s�ysz�! �Zdradzi� nas! Pop�yn�� z pr�dem, bo tak mu by�o �atwiej!" (Cz�sto zastanawia�em si� nad tym, o jakiej rzece my�l� nudziarze wykrzykuj�cy frazesy o �p�yni�ciu z pr�dem". Styksie? Nilu? Mo�e Amazonce? Na pewno nie Kolorado, bo tam �atwo mo�na wyl�dowa� na ska�ach). C�, mo�e to zrobi�em, a mo�e nie. Wiem tylko, �e przez te lata, kt�re min�y od napisania Drogi do Gandolfo, wielu czytelnik�w zada�o mi listownie, telefonicznie lub bezpo�rednio, gro��c u�yciem fizycznej przemocy, nast�puj�ce pytanie: �Co si� sta�o z tymi pajacami?" (Oczywi�cie mieli na my�li z�oczy�c�w, nie za� ich ch�tn� do wsp�pracy ofiar�). Szczerze m�wi�c, ci pajace czekali na kolejny zwariowany pomys�. Pewnego wieczoru rok temu najbardziej niezno�na z moich muz wykrzykn�a nagle: �Na Jowisza, ju� go masz!" (Jestem pewien, �e to by� cytat). Poniewa� w Drodze do Gandolfo Nieszcz�sny G�upiec potraktowa� do�� swobodnie wiele zagadnie� zwi�zanych z religi� i ekonomi�, teraz przyznaje si� bez opor�w, �e pisz�c kolejne uczone dzie�o pozwoli� sobie na podobn� swobod� w odniesieniu do prawa i s�downictwa tego kraju. Lecz czy jest kto�, kto post�puje inaczej? Nikt... naturalnie z wyj�tkiem twojego i mojego adwokata. Zadanie przedstawienia w powie�ci historii bardzo w�tpliwego pochodzenia, autentycznej, cho� nie udokumentowanej, wymaga�o od muzy, by w poszukiwaniu niezwyk�ej prawdy omija�a z daleka wiele pozornie niezb�dnych materia��w �r�d�owych, a ju� szczeg�lnie dzie�a Williama Blackstone'a *. Mimo to nie obawiajcie si�, znalaz�o si� miejsce tak�e i na mora�: Trzymajcie si� z daleka od wymiaru sprawiedliwo�ci, chyba �e si� wam uda przekupi� s�dziego lub wynaj�� mojego adwokata, co jest zupe�nie nierealne, poniewa� ma mn�stwo pracy z utrzymaniem mnie na wolno�ci. W zwi�zku z tym mam pro�b� do moich przyjaci� prawnik�w (dziwne, ale prawie wszyscy moi przyjaciele s� prawnikami, aktorami lub maniakalnymi zab�jcami; czy�by te profesje mia�y ze sob� co� wsp�lnego?): darujcie mi, je�li niekt�re prawne zagadnienia przedstawi�em powierzchownie albo w do�� mglistych zarysach. Oczywi�cie w niczym nie zmienia to faktu, �e mog�em mie� racj�... R.L. * Sir William Blackstone (1723-1780) -*Angielski prawnik i autor podr�cznik�w prawniczych (przyp. t�um.). �} 8 Wrodzona skromno�� nakaza�a Robertowi Ludlumowi przemilcze� fakt, �e kiedy Droga do Gandolfo ukaza�a si� pod jego prawdziwym nazwiskiem, natychmiast sta�a si� przebojem wydawniczym w osiemnastu krajach. Czytelnicy mogli si� z rado�ci� przekona�, �e Ludlum ma r�wnie wielki talent do pisania komedii, jak do tworzenia powie�ci sensacyjnych, trzymaj�cych w napi�ciu, a zarazem podejmuj�cych wa�ne problemy. Osoby dramatu MacKenzie Lochinvar Hawkins - by�y genera� armii USA (by�y na ��danie Bia�ego Domu, Pentagonu, Departamentu Stanu i niemal ca�ego Waszyngtonu), dwukrotnie odznaczony Medalem za Odwag�, znany tak�e jako Szalony Mac Jastrz�b. Samuel Lansing Devereaux - m�ody b�yskotliwy adwokat, absolwent wydzia�u prawa Uniwersytetu Harvard, przez jaki� czas s�u�y� w armii USA (bez wi�kszego entuzjazmu z jego sin>m l. wsp�pracowa� z Jastrz�biem w Chinach (z op�akanymi rezultatami dla wszystkich stron). Jutrzenka Jennifer Redwing - tak�e adwokat, tak�e b�yskotliwa, w dodatku nieprawdopodobnie atrakcyjna; absolutnie lojalna c�ra narodu Indian Wopotami. Aaron Pinkus - ujmuj�cy w obej�ciu olbrzym z bosto�skich kr�g�w prawniczych, wybitny adwokat i m�� stanu. fatalnym zrz�dzeniem losu pracodawca Sama Devereaux. 11 Desi Arnaz Pierwszy - zubo�a�y �otrzyk z Puerto Rico, kt�ry uleg� urokowi Jastrz�bia. Pewnego dnia mo�e zosta� dyrektorem Centralnej Agencji Wywiadowczej. ' Desi Arnaz Drugi - jak wy�ej. W mniejszym stopniu obdarzony talentem przyw�dczym, ale za to geniusz w takich dziedzinach jak uruchamianie samochod�w �na zwarcie", otwieranie zamk�w bez u�ycia klucza, naprawianie wyci�g�w narciarskich oraz przetwarzanie sosu czosnkowego na �rodek osza�amiaj�cy. . Vincent Mangecayallo - dzi�ki przyw�dcom mafii od Palermo po Brooklyn prawdziwy dyrektor CIA (Centralnej Agencji Wywiadowczej). Tajna bro� ka�dego rz�du. Warren Pease - sekretarz stanu. Kula u nogi ka�dego rz�du, ale za to w latach szkolnych kolega prezydenta. :�.�>. � Cyrus M. t - czarny najemnik z doktoratem z chemii. Wyrolo* wany przez ludzi z Waszyngtonu zacz�� stopniowo identyfikowa� si�, z Jastrz�biem w pojmowaniu prawa. Roman Z. - serbski Cygan, wsp�lokator celi zajmowanej przez wy�ej wymienionego. Najwi�ksz� rozkosz sprawia mu ca�kowity chaos,! oczywi�cie pod warunkiem, �e dysponuje zdobyt� w nieuczciwy spos�bi przewag�. Sir Henry Irving Sutton s f* - jeden z najlepszych teatralnych aktor�w charak terystycznych, a tak�e, zupe�nie przypadkowo, bohater kampanii p�nocnoafryka�skiej podczas drugiej wojny �wiatowej, poniewa�; �nie by�o tam �adnych cholernych re�yser�w, kt�rzy schrzaniliby mi, przedstawienie". 12 Hyman Goldfarb - najlepszy napastnik, jaki kiedykolwiek zaszczyci� swoj� obecno�ci� boiska National Football League. Po zako�czeniu kariery pi�karza fatalnym zrz�dzeniem losu zosta� zwerbowany przez Jastrz�bia. Samob�jcza Sz�stka, czyli Ksi���, Dustin, Marlon, sir Larry, Sly oraz Telly - zawodowi aktorzy, kt�rzy wst�pili do wojska i s� uwa�ani za najlepszy oddzia� antyterrorystyczny na �wiecie. Nie oddali jeszcze ani jednego strza�u. Cz�onkowie klubu golfowego Fawning Hill, czyli Bricky, Doozie, Froggie, Moose oraz Smythie - pi�ciu facet�w, kt�rzy uko�czyli dobre szko�y, nale�� do dobrych klub�w i z zapa�em broni� interes�w kraju, naturalnie pod warunkiem, �e w �aden spos�b nie szkodzi to i c h interesom. Johnny Calfnose - rzecznik prasowy szczepu Wopotami; podnosi s�uchawk� i zazwyczaj k�amie. Wci�� jeszcze nie zwr�ci� Jennifer kaucji za zwolnienie z aresztu. Czy mo�na doda� co� jeszcze? Arnold Subagaloo - szef personelu Bia�ego Domu. Potwornie si� w�cieka za ka�dym razem, kiedy kto� przypomni mu, �e nie jest prezydentem. Czy warto doda� co� jeszcze? Pozosta�e osoby mog� nie mie� tak du�ego znaczenia, cho� koniecznie nale�y pami�ta�, i� nie istnieje co� takiego jak ma�e role - s� tylko s�abi aktorzy, a z pewno�ci� �adnego z nich nie mo�na zaliczy� do tej godnej pogardy kategorii. Ka�dy kontynuuje wielk� tradycj� Tespisa, oddaj�c si� sztuce ca�ym cia�em i dusz�, bez wzgl�du na to, jak niewielka rola przypad�a mu (lub jej) w udziale. �Nasz� gr� bowiem poruszymy sumienie kr�la". A mo�e kogo� jeszcze. 13 PROLOG P�omienie strzela�y wysoko w nocne niebo, wywo�uj�c z ciemno�ci pulsuj�ce plamy cienia, plamy, kt�re k�ad�y si� na pokrytych malowid�ami twarzach Indian zebranych wok� ogniska. W�dz plemienia, przyodziany w uroczysty str�j �wiadcz�cy o jego urz�dzie, w pi�ropuszu sp�ywaj�cym do samej ziemi, przem�wi� dono�nym, w�adczym g�osem: - Przyby�em tutaj, by wam powiedzie�, �e grzechy bia�ego Cz�owieka nie da�y mu nic poza konfrontacj� ze z�ymi duchami, kt�re po�r� go i po�l� w ogie� wiecznego pot�pienia! Wierzcie mi, moi bracia, synowie, siostry i c�rki: dzie� obrachunk�w jest ju� bliski, a zako�czy si� on naszym tryumfem! Niekt�rych z jego s�uchaczy niepokoi� troch� fakt, �e w�dz tak�e by� bia�y. - Sk�d si� urwa� ten palant? - szepn�� starszy wiekiem cz�onek plemienia do siedz�cej obok niego squaw. - Ciii! - sykn�a kobieta. - Przywi�z� ca�� furgonetk� rzeczy z Chin i Japonii. Uwa�aj, Orle Oko, bo wszystko zepsujesz! 15 Ma�e obdrapane biuro na ostatnim pi�trze rz�dowego budynku nale�a�o do minionej epoki, gdy� od sze��dziesi�ciu czterech lat i o�miu miesi�cy korzysta� z niego wci�� ten sam u�ytkownik - ale bynajmniej nie dlatego, �eby w �cianach pokoju kry�y si� jakie� mroczne tajemnice, a tak�e nie z powodu duch�w unosz�cych si� pod pop�kanym sufitem. Po prostu nikt inny n i e c h c i a � z niego korzysta�. Od razu nale�y te� wyja�ni� jeszcze jeden szczeg�: w rzeczywisto�ci biuro nie znajdowa�o si� na ostatnim pi�trze, lecz nad ostatnim pi�trem budynku. Dochodzi�o si� do niego w�skimi drewnianymi schodami bardzo podobnymi do tych, po kt�rych wspina�y si� na balkony �ony wielorybnik�w z New Bedford, oczekuj�c pojawienia si� na horyzoncie znajomych sylwetek statk�w, co oznacza�o, �e ich Ahabom i tym razem uda�o si� wr�ci� bezpiecznie ze wzburzonego oceanu. Latem w pokoju by�o potwornie duszno, poniewa� znajdowa�o si� w nim tylko jedno ma�e okno, zim� za� potwornie zimno, gdy� drewniane �ciany nie mia�y �adnej izolacji, a okno klekota�o bez przerwy, odporne na wszelkie pr�by uszczelnienia, wpuszczaj�c do �rodka ostre podmuchy lodowatego wiatru. Og�lnie rzecz bior�c, pok�j �w, zabytkowa nadbud�wka wyposa�ona w meble nabyte na prze�omie wiek�w, stanowi� dla agencji rz�dowej, na kt�rej terenie si� mie�ci�, co� w rodzaju Syberii. Jego poprzednim u�ytkownikiem by� pewien india�ski wyrzutek, kt�ry lekkomy�lnie nauczy� si� czyta� po angielsku i zasugerowa� swoim prze�o�onym, spo�r�d kt�rych wi�k-17 szo�� nie opanowa�a do ko�ca tej umiej�tno�ci, �e pewne ograniczenia na�o�one na zamkni�tych w rezerwacie Indian Nawaho wydaj� si� nazbyt surowe. Podobno cz�owiek �w zmar� w tym pokoju podczas mro�nego stycznia 1927 roku i zosta� odnaleziony dopiero w maju, kiedy s�o�ce zacz�o mocniej przygrzewa�, w ca�ym budynku za� pojawi� si� niemi�y zapach. T� agencj� rz�dow� by�o, rzecz jasna, Biuro do Spraw Indian. Wydarzenie to jednak nie odstraszy�o nast�pnego u�ytkownika pokoju, a wr�cz przeciwnie, stanowi�o dla niego zach�t�. Samotn� postaci� w zwyk�ym szarym garniturze, pochylon� nad zamykanym biurkiem - kt�re ju� w�a�ciwie przesta�o pe�ni� funkcj� biurka, jako �e usuni�to wszystkie szuflady, �aluzjowa klapa za� utkn�a na dobre w po�owie drogi - by� genera� MacKenzie Hawkins, wojskowa legenda, bohater trzech wojen i dwukrotny zdobywca Medalu za Odwag�. Ten wielki cz�owiek, kt�rego szczup�e, muskularne cia�o zadawa�o k�am zaawansowanemu wiekowi, natomiast stalo-woszare oczy i ogorza�a, poorana zmarszczkami twarz nale�a�y bez w�tpienia do bardzo starego cz�owieka, jeszcze raz wyruszy� do boju. Jednak po raz pierwszy w �yciu nie walczy� z wrogami jego ukochanych Stan�w Zjednoczonych Ameryki, lecz z rz�dem tych�e Stan�w Zjednoczonych, w dodatku o co�, co wydarzy�o si� sto dwana�cie lat temu. Nie ma najmniejszego znaczenia kiedy - pomy�la�, odwracaj�c si� ze skrzypni�ciem na zabytkowym obrotowym krze�le do sto�u uginaj�cego si� pod ci�arem mn�stwa starych, oprawionych w sk�r� rejestr�w i map. Zrobi�y to te same srajdki, kt�re wystrychn�y go na dudka, pozbawi�y munduru i wys�a�y na wojskow� emerytur�! Tak, dok�adnie te same, wszystko jedno czy poubierane w krety�skie fraczki sprzed stu lat, czy we wsp�czesne, obcis�e na ty�ku, fircykowate garniturki. To wszystko te same srajdki. Czas nie gra roli, wa�ne jest.-tylko to, �eby da� im w ko��! Genera� �ci�gn�� ni�ej nad st� os�oni�t� zielonym aba�urem lamp� na d�ugim przegubie przypominaj�cym g�si� szyj� - na oko pocz�tek lat dwudziestych - i za pomoc� du�ego szk�a powi�kszaj�cego przez jaki� czas studiowa� roz�o�on� map�. Nast�pnie odwr�ci� si� raptownie do zdewastowanego biurka i przeczyta� po raz kolejny ust�p, kt�ry zaznaczy� w tomie akt o rozpadaj�cej si� ze staro�ci ok�adce. Jego zazwyczaj zmru�one oczy by�y teraz szeroko otwarte i p�on�y 18 podnieceniem. Si�gn�� po oddany mu do dyspozycji jedyny przyrz�d s�u��cy porozumiewaniu si� na odleg�o�� - gdyby zainstalowano mu telefon, mog�aby wyj�� na jaw jego obecno�� w biurze. By�a to rura zako�czona niewielkim lejkiem. Zagwizda� dwukrotnie do lejka, co oznacza�o piln� wiadomo��, a nast�pnie czeka� niecierpliwie na odpowied�; otrzyma� j� po trzydziestu o�miu sekundach. - Mac? - zachrypia�o przedpotopowe urz�dzenie. - To ja, Heseltine. Mam to! ' ^ - Na lito�� bosk�, nie gwi�d� tak g�o�no, dobrze? Sekretarka pomy�la�a chyba, �e to moja sztuczna szcz�ka. - Wysz�a ju�? - Wysz�a - odpar� Heseltine Brokemichael, dyrektor Biura do Spraw Indian. - O co chodzi? - Ju� ci powiedzia�em. Mam to! - To znaczy co? - Najwi�ksze dra�stwo, jakie kiedykolwiek wyprodukowa�y te srajdki, kt�re wbi�y nas znowu w cywilne ciuchy! - Z przyjemno�ci� dobior� im si� do sk�ry. Gdzie to by�o i kiedy? ,� - W Nebrasce, sto dwana�cie lat temu. f Cisza. A potem: '' - Mac, wtedy nas jeszcze nie by�o na �wiecie! Nawet ciebie! - To nie ma znaczenia, Heseltine. To to samo g�wno. Ci sami dranie, kt�rzy im to zrobili, za�atwili sto lat p�niej mnie i ciebie. - Im, czyli komu? - Kuzynom Mohawk�w znanych jako Wopotami. Przyw�drowali do Nebraski w po�owie dziewi�tnastego wieku. - I co? - Pora zajrze� do tajnych archiw�w, generale Brokemichael. ? - Daj mi spok�j! Nikomu nie wolno tego robi�! - Tobie wolno, generale. Potrzebuj� ostatecznego potwierdzenia i wyja�nienia kilku niejasnych kwestii. - Ale po co? Dlaczego? - Dlatego, �e Wopotami mog� si� okaza� prawowitymi w�a�cicielami ca�ego terenu wok� Omaha w Nebrasce. - Oszala�e�, Mac! Przecie� tam mie�ci si� Dow�dztwo Strategicznych Si� Powietrznych! - Wystarczy kilka brakuj�cych cegie�ek i utajnionych fragmen-19 t�w. Fakty s� ju� na wierzchu... Spotkamy si� w piwnicy, przy wej�ciu do archiw�w, generale Brokemichael... A mo�e powinienem powiedzie�: wsp�przewodnicz�cy Kolegium Szef�w Sztab�w, razem ze mn�? Je�eli mam racj�, a jestem ca�kowicie pewien, �e j� mam, to we�miemy kundelki z Bia�ego Domu i Pentagonu w takie obroty, �e pozabieraj� swoje ogony dopiero wtedy, kiedy im na to pozwolimy. Milczenie. A po chwili: - Wpuszcz� ci� tam, Mac, ale potem znikn� i pojawi� si� dopiero wtedy, kiedy powiesz mi, �e mog� znowu za�o�y� mundur. - W porz�dku. Aha, przy okazji: pakuj� wszystko, co tu mam, i przenosz� si� z powrotem do Arlington. Ten biedny sukinsyn, kt�rego znale�li dopiero w�wczas, gdy jego zapaszek dotar� na parter, nie umar� na pr�no! Dwaj genera�owie skradali si� wzd�u� metalowych rega��w zastawionych tomami zmursza�ymi ze staro�ci. O�wietlenie by�o tak s�abe, �e musieli korzysta� z pomocy latarek. Przy si�dmym szeregu rega��w MacKenzie Hawkins zatrzyma� si� raptownie; strumie� �wiat�a z jego latarki pada� na rozsypuj�cy si� tom o pop�kanych ok�adkach. itf. - To chyba to, Heseltine. ,,, - Dobra. Ale nie wolno ci tego st�d wynie��! '*. - Wiem, generale. Zrobi� tylko kilka zdj��. ',� Hawkins wyj�� z kieszeni miniaturowy szpiegowski aparat foto graficzny. - Ile masz kaset? - zapyta� by�y genera� Heseltine Brokemichael, kiedy MacKenzie zdj�� tom akt z rega�u i ruszy� w stron� metalowego sto�u. - Osiem - odpar� Hawkins, przerzucaj�c po��k�e stronice. - Ja te� mam kilka, gdyby ci zabrak�o - powiedzia� Heseltine. - Nie dlatego, �e si� tak strasznie podnieci�em tym, co ci si� wydaje, i� znalaz�e�, ale dlatego, �e to mo�e by� jaka� szansa odegrania si� na Ethelredzie, i nie wypuszcz� jej z r�ki! - My�la�em, �e ju� wyr�wnali�cie rachunki - zauwa�y� MacKenzie, robi�c jedno zdj�cie za drugim. - Nigdy! 20 Ethelred nic tu nie zawini�. Wszystko przez tego krety�skiego prawnika z biura inspektora generalnego, Sama Devereaux. Narwany szczeniak z Harvardu. To on pope�ni� b��d, nie Brokey Bis. Po prostu pomyli� dw�ch Brokemichael�w, i to wszystko. - G�wno prawda! Brokey Bis wrobi� mnie w to jak amen w pacierzu! - Wydaje mi si�, �e nie masz racji, ale nie przyszli�my tu po to, �eby si� nad tym zastanawia�... Brokey, potrzebuj� jeszcze tomu, kt�ry sta� na p�ce zaraz obok tego. Na ok�adce powinien mie� liczb� CXII. M�g�by� mi go przynie��? Kiedy szef Biura do Spraw Indian odwr�ci� si� i ruszy� wzd�u� metalowego rega�u, Jastrz�b wyj�� z kieszeni brzytw� i wyci�� pi�tna�cie kartek z roz�o�onego przed nim tomu, po czym ukry� je pod marynark�. - Nie mog� go znale�� - oznajmi� Brokemichael. - Trudno. I tak mam ju� wszystko, czego potrzebowa�em. - Co teraz, Mac? - Minie du�o czasu, Heseltine, bardzo du�o czasu. Kto wie, czy nawet nie rok lub dwa, ale musz� si� dok�adnie przygotowa�. Tak dok�adnie, �eby nikt nie znalaz� nawet najmniejszej dziury. - W czym? -� W oskar�eniu, kt�re zamierzam przedstawi� rz�dowi Stan�w Zjednoczonych -- odpar� Hawkins, wyci�gaj�c z kieszeni zmi�toszone cygaro i zapalaj�c je zapalniczk� z czas�w drugiej wojny �wiatowej. - Zaczekaj jeszcze troch�, Brokey. - Na co, na lito�� bosk�?... Hej, nie pal! Tu nie wolno pali�! - Och, daj spok�j. I ty, i tw�j kuzyn Ethelred zawsze zbyt mocno trzymali�cie si� przepis�w, a kiedy nie pasowa�y do rzeczywisto�ci, szukali�cie nast�pnych. Tego nie ma w przepisach, Heseltine, w ka�dym razie na pewno nie w tych, kt�re mo�esz przeczyta�. To siedzi w tobie, w twoich bebechach. Pewne sprawy s� s�uszne, a pewne nie, i to wszystko. Poczujesz to w �rodku. - O czym ty m�wisz, do cholery? - Bebechy podpowiedz� ci, �eby poszuka� tego, co nie by�o przeznaczone dla twoich oczu. Tego, co ukryto w r�nych tajemnych miejscach, takich jak to. - Mac, bredzisz od rzeczy! % - Daj mi rok lub dwa, Brokey, a wtedy zrozumiesz. Musz� to 21 dobrze rozegra�. Naprawd� dobrze. - Genera� MacKenzie Hawkins ruszy� w kierunku wyj�cia z archiw�w. - Niech to szlag trafi! - mrukn�� pod nosem. - Trzeba si� wzi�� ostro do roboty. Przygotujcie si�, dostojni wojownicy plemienia Wopotami. Jestem wasz! Min�o dwadzie�cia jeden miesi�cy, podczas kt�rych nikomu nie uda�o si� przygotowa� na przyj�cie Grzmi�cej G�owy, wodza plemienia Wopotami. Prezydent Stan�w Zjednoczonych przy�pieszy� krok id�c stalowoszarym korytarzem w podziemiach Bia�ego Domu. jMia� zaci�ni�te usta, a oczy ciska�y w�ciek�e b�yski. W ci�gu kilku (sekund wyprzedzi� towarzysz�ce mu osoby. Jego wysoka szczup�a posta� by�a pochylona do przodu, jakby zmaga�a si� z przeciwnym (wiatrem Wydawa�o si�, �e miotany niecierpliwo�ci� �pieszy ku polu bitwy, aby oceni� koszty krwawej wojny i czym pr�dzej obmy�li� strategi�, kt�ra pozwoli odeprze� wrogie hordy atakuj�ce jego kr�lestwo. By� niczym Joanna Darc szykuj�ca wypad z obl�onego Orleanu lub jak Henryk V rozmy�laj�cy o rozstrzygaj�cej bitwie pod Agincourt. Chwilowo jednak bezpo�rednim celem jego w�dr�wki by� Pok�j Operacyjny usytuowany w najni�szej cz�ci podziemi Bia�ego Domu. Z�apa� za klamk�, gwa�townym szarpni�ciem otworzy� drzwi i wkroczy� do �rodka, a za nim jego zadyszana eskorta. - Dobra, ch�opaki! - rykn��. - Ruszcie g�owami! Odpowiedzia�o mu milczenie, kt�re dopiero po d�u�szej chwili przerwa� lekko dr��cy, piskliwy g�os jednej z asystentek. - Ale chyba nie tutaj, panie prezydencie... - Co? Niby dlaczego? - To jest m�ska toaleta, panie prezydencie. *; - Jak to? W takim razie, co pani tutaj robi? - Sz�am za panem. - A niech to! Za wcze�nie skr�ci�em. Przepraszam. Dobra, idziemy. Szybko! 23 Du�y okr�g�y st� w Pokoju Operacyjnym l�ni� w blasku odbitego od sufitu �wiat�a. Na blacie mo�na by�o dostrzec cienie siedz�cych Wok� os�b. Zar�wno cienie, jak i rzucaj�ce je cia�a by�y nieruchome, natomiast zdumione twarze stanowi�ce cz�� tych cia� �zwr�ci�y si� w stron� chudego m�czyzny w okularach stoj�cego za prezydentem przy przeno�nej tablicy, na kt�rej widnia�y skomplikowane wykresy sporz�dzone czterema kolorami kredy. Te wizualne u�atwienia nie spe�ni�y do ko�ca swojej funkcji, jako �e dw�ch cz�onk�w sztabu kryzysowego by�o daltonistami. Wyraz oszo�omienia maluj�cy si� na obliczu m�odego wiceprezydenta stanowi� normalny widok, w zwi�zku z czym nie nale�a�o przywi�zywa� do tego wi�kszej wagi, a te rosn�ce podekscytowanie przewodnicz�cego Kolegium Szef�w Sztab�w, by�o zjawiskiem, nad kt�rym nie da�o si� �atwo przej�� do porz�dku dziennego. *' ^^ - Do cholery, Washbum, nic nie... - Washburn, generale. � - W porz�dku. Nie rozumiem, o co chodzi z tym wykr�tem prawnym. * - To ta pomara�czowa linia, generale. - Znaczy si�, kt�ra? > - W�a�nie m�wi�: pomara�czowa. ��* - Prosz� mi j� pokaza�. '�*? Wszystkie twarze zwr�ci�y si� w stron� genera�a. > - Co jest, Zack? - zapyta� prezydent. - Nie widzisz? - Troch� tu ciemno, panie prezydencie. *" - Ale nie a� tak ciemno, Zack. Ja widz� j� doskonale. - Ehm... Mam pewien drobny problem ze wzrokiem - powiedzia� genera�, zni�aj�c raptownie g�os. - Czasem sprawia mi trudno�� rozr�nianie niekt�rych kolor�w. - �e co, Zack? - Ja s�ysza�em, s�ysza�em! - wykrzykn�� jasnow�osy wiceprezydent siedz�cy tu� przy przewodnicz�cym Kolegium. - On jest daltonist�! - Jezus, Maria, Zack! Przecie� jeste� �o�nierzem! - To niedawna sprawa, panie prezydencie. , - Mnie si� to przydarzy�o ju� jaki� czas temu - poinformowa� wszystkich z o�ywieniem zast�pca szefa pa�stwa. - Tylko z. tego powodu nie s�u�y�em w prawdziwym wojsku. Odda�bym wszystko, �eby tylko pozby� si� tej przypad�o�ci! 24 - Przesta� chrzani�, gadu�o - warkn�� �niadosk�ry dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej i zmierzy� wiceprezydenta ci�kim spojrzeniem p�przymkni�tych oczu. - Ju� po pieprzonej kampanii wyborczej. - Daj spok�j, Vincent - wtr�ci� si� prezydent. - Nie musisz u�ywa� takich s��w. Jest w�r�d nas dama. - Jaka tam dama, prezydencie. Za�o�� si�, �e kobitka s�ysza�a ju� gorsze rzeczy. - Dyrektor u�miechn�� si� ponuro do zaczerwienionej z w�ciek�o�ci kobiety, po czym zwr�ci� si� do m�czyzny nazwiskiem Washburn i stoj�cego przed przeno�n� tablic�. - Panie ekspert, w jakie...... �ajno wdepn�li�my? - Du�o lepiej, Vinnie - pochwali� go prezydent. - Bardzo ci - Nie ma za co. Gadaj pan, panie prawnik. Co to za... eee... �mierdz�ca kupka? - Wspaniale, Vinnie. - Daj spok�j, mistrzu. Wszyscy jeste�my troch� wkurzeni. - Dyrektor CIA pochyli� si� do przodu w fotelu i spojrza� na doradc� prawnego Bia�ego Domu. - Ch�opcze, od�� t� kred� i m�w, o co chodzi. Tylko b�d� tak dobry i postaraj si�, �eby nie zaj�o ci to ca�ego tygodnia dobra? - Jak pan sobie �yczy, panie Mangecavallo - odpar� prawnik, k�ad�c kred� na p�eczk� pod tablica. - Stara�em si� tylko zobrazowa� skal� historycznych precedens�w oraz ich zale�no�� od zmian prawa dotycz�cemu ,-ns.:h india�skich narod�w. - Jakich narod�w? - przerwa� mu arogancko wiceprezydent. - Przecie� to s� tylko plemiona, nie �adne narody! - M�w dalej - warkn�� dyrektor CIA. - Traktuj go tak, jakby go tutaj nie by�o. - C�, z pewno�ci� wszyscy pami�tacie informacj� przekazan� przez naszego cz�owieka z S�du Najwy�szego o jakim� biednym, zapomnianym plemieniu Indian, kt�re wystosowa�o petycj� w sprawie traktatu z rz�dem federalnym. �w traktat zagin�� lub zosta� wykradziony przez agent�w tego� rz�du. Gdyby go odnaleziono, to zgodnie z jego postanowieniami znaczne obszary, na kt�rych obecnie znajduj� si� wa�ne instalacje w ojskow e. musia�yby przej�� na w�asno�� tego plemienia. Prezydent skin�� g�ow�. 25 - Tak, pami�tam. Nie�le si� wtedy u�miali�my. Zdaje si�, �e przys�ali nawet do S�du Najwy�szego jaki� d�ugachny list, kt�rego nikt nie mia� ochoty czyta�. - Niekt�rzy biedacy b�d� robi� wszystko, byle tylko nie wzi�� si� do uczciwej pracy - zauwa�y� wiceprezydent. - Tak, to naprawd� zabawne. - Nasz prawnik wcale si� nie �mieje - zauwa�y� szef CIA. - Istotnie, panie dyrektorze. Nasz cz�owiek poinformowa� nas tak�e o .pewnych pog�oskach, zapewne nie opartych na �adnych konkretnych podstawach, niemniej jednak na tyle interesuj�cych, �e pi�ciu lub sze�ciu s�dzi�w zapozna�o si� mimo wszystko z tre�ci� pozwu, a nast�pnie skierowa�o go pod obrady S�du. Niekt�rzy z nich s� przekonani, �e ustalenia zaginionego traktatu z tysi�c osiemset siedemdziesi�tego �smego roku, zawartego mi�dzy Indianami Wopo-tami i Czterdziestym Dziewi�tym Kongresem Stan�w Zjednoczonych, s� wi���ce tak�e dla obecnego rz�du USA. - Chyba postrada�e� zmys�y! - rykn�� Mangecavallo. - Nie mog� nam tego zrobi�! - Absolutnie nie do przyj�cia! - wycedzi� zgry�liwy sekretarz stanu ubrany w pr��kowany garnitur. - Te mato�y w togach nie prze�yj� nast�pnych wybor�w. - W�tpi�, czy musz� si� tym przejmowa�, Warren - odpar� prezydent, kr�c�c powoli g�ow�. - Ale rozumiem, co masz na my�li. Jak wielokrotnie powtarza� nasz wspania�y informator: �Te typki nie zosta�yby zatrudnione w charakterze statyst�w w Ben Hurze, nawet do scen w Koloseum". - �wietnie powiedziane - zgodzi� si� wiceprezydent. - A kto to jest ten Benjamin Hurr? - Niewa�ne - wtr�ci� si� do rozmowy �ysiej�cy, za�ywny prokurator generalny, wci�� jeszcze �api�c ci�ko powietrze po szybkim marszu podziemnymi korytarzami. - Chodzi o to, �e im nie zale�y na g�osach wyborc�w. Maj� do�ywotnie posady, a my nic nie mo�emy na to poradzi�. - Chyba �e oskar�ymy ich wszystkich o zdrad� stanu - podsun�� sekretarz stanu Warren Pease, u�miechaj�c si� drapie�nie. - O tym te� mo�esz zapomnie� - zripostowa� prokurator generalny. - S� nieskazitelnie czy�ci. Sprawdzi�em ich wszystkich w�wczas, gdy zakwestionowali nasz� decyzj� w sprawie wprowadzenia podatku od udzia�u w wyborach. 26 - To wr�cz �a�osne! - wykrzykn�� wiceprezydent, rozgl�daj�c si� po pokoju szeroko otwartymi oczami, jakby szuka� poparcia u zgromadzonych tu os�b. - Co to jest pi��set dolar�w za prawo do g�osowania? - W�a�nie - zgodzi� si� z nim aktualny gospodarz Bia�ego Domu. - Porz�dni obywatele mogliby odpisa� sobie ten wydatek od podstawy opodatkowania. W �The Bank Street Journal" ukaza� si� nawet ciekawy artyku� pewnego znakomitego ekonomisty, zreszt� naszego wsp�pracownika, kt�ry wykaza� ponad wszelk� w�tpliwo��, �e po przeniesieniu aktyw�w z podsekcji C do rubryki planowane straty w... - Chwila, moment - przerwa� mu �agodnie dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej. - Ch�opak odsiaduje teraz dziesi�tk� za przest�pstwa finansowe... Cicho nad t� trumn�, dobra, prezydencie? - Naturalnie, Vincent... Naprawd� a� dziesi�� lat? - Masz pami�ta� tylko tyle, �e nikt z nas go nie pami�ta - szepn�� dyrektor CIA. - Zapomnia�e� ju�, co nawyrabia�, zanim namierzyli go ci z Departamentu Skarbu? W�adowa� po�ow� bud�etu obronnego w szkolnictwo, ale nikt nigdy nie zobaczy� z tego ani centa. - Ale opinia publiczna by�a zachwy... - Dzi�b w luk, �ebku. - Dzi�b w luk, Vincent? S�u�y�e� w marynarce? Zdaje si�, �e to marynarskie wyra�enie. - Powiedzmy, �e p�ywa�em na ma�ych, szybkich ��dkach, prezydencie. Karaibski teatr dzia�a�. Wystarczy? - Na okr�tach, Vincent. Mia�e� co� wsp�lnego z Annapolis? - Tak, by� z nami taki jeden Grek, kt�ry potrafi� wyw�szy� ��d� patrolow� nawet w zupe�nej ciemno�ci. - Okr�t, Vincent, okr�t... Cho� mo�e, je�li masz na my�li jednostk� patrolow�... - Daj spok�j, szefie. - Dyrektor Mangecavallo przeni�s� spojrzenie na prokuratora generalnego. - Mo�e nie przyjrzeli�cie im si� do�� dok�adnie, co? Mo�e oni te� maj� co� na sumieniu? - Wykorzysta�em wszystkie zasoby FBI - odpar� oty�y prokurator generalny, poprawiaj�c si� w za ma�ym dla niego fotelu i jednocze�nie ocieraj�c czo�o brudn� chusteczk�. - �aden z nich nie mia� nawet mandatu za nieprawid�owe parkowanie, zupe�nie jakby od urodzenia siedzieli tylko w szk�ce niedzielnej. - A co mog� wiedzie� te dupki z FBI? Mnie te� chyba sprawdzali, nie? Zdaje si�, �e uznali mnie za naj�wi�tszego w ca�ym mie�cie. - Po czym zar�wno Senat, jak i Izba Reprezentant�w zatwierdzi�y twoj� kandydatur� znaczn� wi�kszo�ci� g�os�w. Nie uwa�asz, �e to sporo m�wi o sposobie, w jaki bilansujemy nasze konstytucyjne przychody i rozchody? - Raczej same przychody, i to te got�wkowe, ale na razie dajmy sobie z tym spok�j, dobra? Ten czworooki twierdzi, �e pi�ciu albo sze�ciu s�dzi�w skr�ci�o w niew�a�ciw� uliczk�, zgadza si�? - Na razie mamy do czynienia jedynie z nie sprecyzowanymi spekulacjami w kameralnym gronie - wyja�ni� Washburn. - Znaczy si�, s� z nimi jeszcze jacy� kamerzy�ci, czy jak? - �le mnie pan zrozumia�. Chcia�em powiedzie�, �e ich podejrzenia otoczone s� na razie tajemnic�. Do opinii publicznej nie dotar�o ani jedno s�owo na ten temat. Sami narzucili sobie ten re�im, aby iunctis viribus * nie narazi� na szwank bezpiecze�stwa narodowego. - �e jak? - Na lito�� bosk�! - wykrzykn�� Washburn. - Ten wspania�y kraj, ten nar�d, kt�ry tak kochamy, mo�e znale�� si� w straszliwym niebezpiecze�stwie, je�li ci g�upcy dojd� do wniosku, �e wolno im post�powa� tak, jak podpowiada im sumienie. Mo�emy zosta� starci z powierzchni ziemi! - Dobra, tylko spokojnie - mrukn�� Mangecavallo, spogl�daj�c po kolei na wszystkich siedz�cych przy stole. Omin�� tylko twarze prezydenta i jego potencjalnego nast�pcy. - Wygl�da wi�c na to, �e mamy niedu�o czasu i pi�ciu albo sze�ciu g�upk�w, nad kt�rymi musimy popracowa�, zgadza si�? Jako ekspert od tych spraw widz�, �e trzeba b�dzie nam�wi� ze dwa albo trzy kapu�ciane �by, �eby siedzia�y spokojnie na swoich grz�dkach, a poniewa� najlepiej ze wszystkich znam si� na takiej robocie, zaraz zabieram si� do pracy, capiscel - B�dzie pan musia� si� po�pieszy�, panie dyrektorze - powiedzia� Washburn. - Nasz cz�owiek twierdzi, �e za czterdzie�ci osiem godzin prezes S�du Najwy�szego poda spraw� do publicznej wiadomo�ci. Podobno s�dzia Reebock uj�� to w taki spos�b: �Ten ca�y rz�d to nie jedyny pieprzni�ty bal wariat�w w tym mie�cie". Tylko zacytowa�em jego s�owa, panie prezydencie. Ja sam nie u�ywam takich wyra�e�. Iunctis viribus (�ac.) - wsp�lnymi si�ami (przyp. t�um.). 28 Bardzo pana za to ceni�, Washbopm. Washburn, panie prezydencie. ; , Jego te�. No, ruszcie g�owami, panowie... i pani te�, panno... Trueheart, panie prezydencie. Teresa Trueheart. (� - Kim pani jest? '* - Osobist� sekretark� szefa personelu Bia�ego Domu, panie prezydencie. - I nie tylko... - mrukn�� dyrektor CIA. - Dzi�b w luk, - Szefa personelu Bia�ego... Do licha, a gdzie on si� podzia�? Przeciez mamy posiedzenie sztabu kryzysowego! -�- Codziennie w�a�nie o tej porze bierze masa� - poinformowa�a i g��w? pa�stwa panna Trueheart. r - C�, nie chcia�bym go krytykowa�, ale... - Ma pan prawo krytykowa�, kogo pan zechce, panie prezydencie- przerwa� mu wiceprezydent. - Prawd� m�wi�c, Subagaloo od d�u�szego czasu znajduje si� w stanie znacznego napi�cia nerwowego. Dziennikarze obrzucaj� go r�nymi wyzwiskami, a to bardzo wra�liwy cz�owiek. - Nic nie wp�ywa tak dobrze na napi�cie nerwowe jak porz�dny masa�! - oznajmi� wiceprezydent. - Wierzcie mi, przekona�em si� o tym na w�asnej sk�rze. - Na czym wi�c stan�li�my, panowie? Rzu�my okiem na kompas i wybierzmy fa�y. - Aye,, ye kapitanie! - Lito�ci, panie wiceprezydencie... Ten nasz kompas, szefie, powinien wskazywa� ksi�yc w pe�ni, bo na razie p�tamy si� bez sensu jak pijani lunatycy, tylko �e nikomu nie jest do �miechu. - Panie prezydencie, jako pa�ski sekretarz obrony pozwol� sobie zauwa�y�, �e ca�a ta sytuacja jest ca�kowicie niedorzeczna - odezwa� si� niezwykle niski m�czyzna, kt�rego g�owa ledwo wystawa�a ponad blat sto�u, oczy za� spogl�da�y z dezaprobat� na dyrektora CIA. - Nie mo�emy pozwoli�, �eby tym idiotom z S�du Najwy�szego roi�o si� ca�kowite zniszczenie systemu bezpiecze�stwa kraju z powodu jakiego� dawno zapomnianego traktatu z india�skim plemieniem, o kt�rym nikt nigdy nie s�ysza�! - Przepraszam, ja s�ysza�em o Wopotapi � wtr�ci� ponownie 29 wiceprezydent. - Co prawda historia Ameryki nie by�a moim ulubionym przedmiotem, ale pami�tam, �e bardzo rozbawi�a mnie ich nazwa. My�la�em jednak, �e zostali wymordowani lub wymarli z g�odu albo przydarzy�o im si� co� jeszcze g�upszego. Kr�tkie milczenie przerwa� dono�ny szept Vincenta Mangecaval-lo, kt�ry, wpatruj�c si� w cz�owieka znajduj�cego si� zaledwie o jedno uderzenie serca od najwy�szego urz�du w pa�stwie, powiedzia�: - Dziamniesz co� jeszcze, kurzy m�d�ku, a wyl�dujesz w betonowej bieli�nie na dnie Potomacu. Rozumiesz, co do ciebie m�wi�? - Ale�, Vincent! - S�uchaj no, prezydencie: zdaje si�, �e jestem g��wnym facetem od bezpiecze�stwa w tym kraju, zgadza si�? No wi�c, m�wi� ci, �e ten szczeniak ma najbardziej rozklapan� jadaczk� w ca�ym mie�cie. M�g�bym go zapuszkowa� ze sto razy za to, co powiedzia� albo zrobi�, nie wiedz�c, co robi ani co m�wi. - To nieuczciwe! - Bo to nie jest uczciwy �wiat, synu - zauwa�y� spocony prokurator generalny, po czym zwr�ci� si� do prawnika stoj�cego przy tablicy. - W porz�dku, Blackburn... - Washburn. - Skoro tak twierdzisz... Przejd�my do sedna sprawy, a kiedy m�wi� sedno, to wiem, co mam na my�li! Na pocz�tek dowiedzmy si�, kto jest tym sukinsynem, tym cholernym zdrajc�, tym chodz�cym zaprzeczeniem patriotyzmu, tym, kt�ry odwa�y� si� z�o�y� t� antypa�stwow� skarg�? - Ka�e si� nazywa� wodzem Grzmi�c� G�ow�, prawdziwym Amerykaninem - odpar� Washburn. - Nasz informator twierdzi, �e pozew, kt�ry z�o�y� jego prawnik, uznano za jeden z najlepiej sformu�owanych w historii wymiaru sprawiedliwo�ci. Podobno trafi do podr�cznik�w jako wzorcowy przyk�ad dokumentu tego rodzaju. - Do podr�cznik�w, niech mnie szlag trafi! - wybuchn�� prokurator generalny, ponownie ocieraj�c czo�o brudn� chusteczk�. - Ka�� obedrze� tego durnego banana ze skury, jest sko�czony przesta� istnie�. Nie zatrudni� go nawet do sprzedawania polis ubezpieczenio-wych w Bejrucie, nie m�wi�c ju� o jakiejkolwiek posadzie zwi�zanej z prawem! Nie zbli�y si� do niego �adna firma i nie dostanie pracy nawet w Leavenworth. Jak on si� nazywa? 30 - C�... - pisn�� Washburn dr��cym falsetem. - Tak si� niefortunnie sk�ada �e w tej sprawie mamy chwilowe k�opoty... - K�opoty? Jakie k�opoty? - Warren Pease, kt�rego lewe oko przejawia�o w chwilach podniecenia niemi�� sk�onno�� do uciekania gdzie� w bok, wysun�� naprz�d g�ow� jak zgwa�cony kurczak. - Podaj nam tylko nazwisko, ty idioto! - Nie ma �adnego nazwiska - wykrztusi� Washburn. - Bogu dzi�ki, �e ten kretyn nie pracuje dla Pentagonu! - parskn� miniaturowy sekretarz obrony. - Za�o�� si�, �e nie mogliby�my si� wtedy doszuka� co najmniej po�owy naszych rakiet. - Wydaje mi si�, �e s� w Teheranie - po�pieszy� z pomoc� prezydent - Nie mam racji, Oliver? - Moje stwierdzenie by�o czysto retoryczne, panie prezydencie. - Ledwo widoczna zza sto�u g�owa szefa Pentagonu poruszy�a si� kilkakrotnie w lewo i prawo. - Poza tym to wszystko zdarzy�o si� wiele lat temu i �aden z nas nie mia� z tym nic wsp�lnego. Pami�ta pan, panie prezydencie. - Tak, tak. Oczywi�cie. - Do cholery, Blackboard, dlaczego nie ma �adnego nazwiska? - W gr� wchodzi prawny precedens, prosz� pana, a co si� tyczy mojego nazwiizka, to... Zreszt�, niewa�ne. - Co to znaczy: niewa�ne, ty idioto? Chc� zna� nazwisko! - Nie to mia�em na my�li... - Tylko co, do jasnej cholery? - Non nomen amicus curiae - wymamrota� prawnik g�osem niewiele dono�niejszym od szeptu. -- Co ty, klepiesz zdrowa�ki? - zapyta� dyrektor CIA, wyba�uszaj�c ze zdumieniem oczy. - Precedens powsta� w roku tysi�c osiemset dwudziestym sz�stym, kiedy S�d Najwy�szy przyj�� pozew z�o�ony w imieniu powoda przez anonimowego adwokata. - .Zabij� go! - warkn�� oty�y prokurator generalny, a z jego brzucha dobieg�o z�owr�bne burczenie. - Zaczekaj! - rykn�� sekretarz stanu. Jego lewe oko wyczynia�o przedziwne, nie kontrolowane harce. - Chcesz nam powiedzie�, �e pozew, kt�ry z�o�yli Wopotami, zosta� przygotowany przez anonimowego przeciwnika lub prawnik�w? - Tak, prosz� pana. W�dz Grzmi�ca G�owa przys�a� swego 31 przedstawiciela, m�odego zucha, kt�ry niedawno rozpocz�� samodzieln� karier� adwokack�, na wypadek gdyby nale�a�o wnie�� jakie� uzupe�nienia, ale S�d, kieruj�c si� zasad� non nomen amicus curiae, uzna� pozew za ca�kowicie wystarczaj�cy. - Wi�c nawet nie wiemy, kto wypichci� to �wi�stwo? - rykn�� prokurator generalny. Burczenie w jego brzuchu przybra�o jeszcze bardziej na sile. - U nas w domu nazywamy to b�belkami - szepn�� wiceprezydent do swego zwierzchnika. - A my gotowaniem groch�wki - odpar� prezydent i mrugn�� konspiracyjnie. - Na lito�� bosk�! - zawy� prokurator. - Nie, to nie do pana, panie prezydencie, ani nie do ch�opaka. M�wi� do pana Bakwasha... - Nazywam si�... Niewa�ne. - Chce pan nam wm�wi�, �e nie mo�emy si� dowiedzie�, kto sp�odzi� te wypociny, kt�re zawr�ci�y w g�owie pi�ciu niedorozwini�tym s�dziom S�du Najwy�szego i mog� ca�kowicie unicestwi� centralny splot nerwowy naszego systemu bezpiecze�stwa narodowego? - W�dz Grzmi�ca G�owa poinformowa� S�d, �e w odpowiednim czasie, kiedy decyzja S�du Najwy�szego zostanie podana do publicznej wiadomo�ci, a jego nar�d odzyska nale�ne mu prawa, ujawni nazwisko cz�owieka, kt�ry pom�g� im przygotowa� pozew. - To mi�o z jego strony - odezwa� si� przewodnicz�cy Kolegium Szef�w Sztab�w. - Wtedy wsadzimy tego sukinsyna do rezerwatu razem z jego czerwonosk�rymi kolesiami i zetrzemy t� ca�� ha�astr� z mapy. - �eby to osi�gn��, panie generale, musia�by pan zetrze� z mapy ca�e miasto Omaha w stanie Nebraska Zwo�ane w nag�ym trybie spotkanie w Pokoju Operacyjnym dobieg�o ko�ca. Przy stole pozostali jedynie prezydent i sekretarz stanu. - A niech to, Warren - powiedzia� szef pa�stwa. - Poprosi�em, �eby� zosta�, bo czasem mam wra�enie, �e zupe�nie nie rozumiem tych facet�w. - �aden z nich na pewno nie ucz�szcza� do naszej szko�y, wsp�lokatorze. 32 - Jasne, ale nie o to mi w tej chwili chodzi. Oni wszyscy strasznie si� podniecaj�: wrzeszcz�, przeklinaj�, wymachuj� r�kami... - Przecie� obaj wiemy, �e ci z ni�szych sfer �atwo ulegaj� emocjom. Nie maj� zakodowanej genetycznie pow�ci�gliwo�ci. Pami�tasz, jak �ona dyrektora upi�a si� i zacz�a �piewa� z ty�u kaplicy o Reillym, co muil icitn<> ziiza"! Odwr�cili si� tylko ci ch�opcy, kt�rzy mieli fundowane stypendia. - Niezupe�nie - b�kn�� ze wstydem prezydent. - Ja te� si� odwr�ci�em. - Nie wierz�! - No, w ka�dym razie zerkn��em. My�l�, �e co� do niej wtedy czu�em. Zacz�o si� na lekcji ta�ca, w trakcie fokstrota. - Wredna suka, zawraca�a w g�owie wszystkim po kolei. Zdaje si�, �e ju� tylko to j� podnieca�o. _ - By� mo�e, ale wracaj�c do dzisiejszego spotkania: chyba nie s�dzisz, �e z tej india�skiej hecy mo�e wynikn�� co� powa�nego? - Sk�d�e znowu! Po prostu Reebock znowu pr�buje zale�� ci za sk�r�, bo wci�� podejrzewa, �e wykopa�e� go ze Stowarzyszenia Absolwent�w - Przysi�gam, �e to nie ja! - Wiem, bo ja to zrobi�em. Pod wzgl�dem politycznym jest nawet do przyj�cia, ale ma z�� prezencj� i okropnie si� ubiera. W smokingu wygl�da wr�cz �a�o�nie. Poza tym gada, co mu �lina na j�zyk przyniesie, w dodatku cz�ciej przeciwko nam ni� za nami. S�ysza�e� przecie�, co m�wi� ten Washboard: Reebock powiedzia� naszemu cz�owiekowi, �e �ten ca�y rz�d to nie jedyny pieprzni�ty bal wariat�w w tym mie�cie". Potrzebujesz czego� wi�cej? - Ale dlaczego oni tak bardzo si� unie�li? Szczeg�lnie Vincent Manja... Manju... no, Mango-co�-tam. - To kwestia temperamentu. W jego �y�ach p�ynie w�oska krew.' - By� mo�e masz racj�, Warren. Mimo to w dalszym ci�gu mnie to martwi. Jestem pewien, �e Vincent by� znakomitym oficerem marynarki, ale obawiam si�, �e mo�e sta� si� zupe�nie nieobliczalny, jak wiesz kto... - Prosz�, panie prezydencie! Niech pan nie przywo�uje dawnych koszmar�w! - o nie chc� dopu�ci�, by same znowu si� pojawi�y, stary przyjacielu. .Pos�uchaj, Warren: Vincent nie potrafi si� dogada� ani 33 z prokuratorem generalnym, ani z Szefami Sztab�w, ani z Departamentem Obrony. W zwi�zku z tym chcia�bym, �eby� go troch� okie�zna� i utrzymywa� z nim bli�sze kontakty. Masz si� sta� jego zaufanym przyjacielem. - Przyjacielem Mangecavalla?! - Wymaga tego racja stanu, stary druhu. Nie wolno nam dopu�ci� do og�lnonarodowego nieszcz�cia. - Przecie� z tego nic nie b�dzie! - Oczywi�cie, �e nie, ale wyobra� sobie �wiatowe reakcje, kiedy ta sprawa wyjdzie na �wiat�o dzienne. Jeste�my krajem prawa, a S�d Najwy�szy nie rzuca s��w na wiatr. Na twoich barkach spoczywa wielka odpowiedzialno��, przyjacielu. - Ale dlaczego ja? - Ju� ci wyja�ni�em, Warty! - Dlaczego nie wiceprezydent? M�g�by informowa� mnie o wszystkim na bie��co. - Kto? > - Wiceprezydent! - A jak on si� w�a�ciwie nazywa? By�o ciep�e letnie popo�udnie. Aaron Pinkus, by� moze najlepszy prawnik w Bostonie, a na pewno jeden z najsympatyczniejszych i naj�agodniejszych gigant�w tego miasta, wysiad� z limuzyny na eleganckim przedmie�ciu Weston i u�miechn�� si� do szofera, kt�ry otworzy� drzwi samochodu. - Paddy, powiedzia�em ju� Shirley, �e taki wielki w�z wystarczaj�co rzuca si� w oczy, ale ta idiotyczna czapeczka z b�yszcz�cym daszkiem, kt�r� widz� na twojej g�owie, sprawia, �e nawiedzaj� mnie smutne my�li o grzechu pychy. - Nie u starego Po�udniowca, panie Pinkus - odpar� mocno zbudowany kierowca, kt�rego siwiej�ce w�osy musia�y kiedy� tworzy� g�st�, p�omieni�cie rud� strzech�. - I tak mamy na sumieniu wi�cej grzech�w, ni� znajdzie si� �wieczek w fabryce wosku, a poza tym powtarza pan to od lat, ale bez wi�kszego efektu. Pani Pinkus jest bardzo upart� kobiet�. - Pani Pinkus zbyt cz�sto przypieka sobie m�zg pod suszark� u fryzjera... Ja tego nie powiedzia�em, Paddy. - Oczywi�cie, prosz� pana. - Nie wiem, jak d�ugo tu zostan�, wi�c mo�e skr�� w najbli�sz� przecznic�, zatrzymaj si� za rogiem... - ...i trzymaj palec na sygnalizatorze - doko�czy� z u�miechem Irlandczyk i najwyra�niej zachwycony spiskiem. - Dam panu zna� natychmiast jak tylko zobacz� samoch�d pana Devereaux, �eby zd��y� pan wyj�� tylnymi drzwiami. 35 - Wiesz co, Paddy? Gdyby nasza rozmowa trafi�a do protoko�u, przegraliby�my ka�d� spraw� bez wzgl�du na to, czego by dotyczy�a. - Na pewno nie, je�li to pan wyst�powa�by w naszej obronie. - I znowu pycha, stary przyjacielu. Opr�cz tego sprawy kryminalne stanowi� tylko margines mojej dzia�alno�ci. - Przecie� pan nie pope�nia �adnego przest�pstwa! - Mimo wszystko to dobrze, �e nikt nie protoko�uje naszej rozmowy... Czy prezentuj� si� odpowiednio, �eby stan�� przed obliczem wielkiej damy? - Jeszcze tylko poprawi� panu krawat. Troch� si� przekrzywi�. - Dzi�kuj� ci, Paddy. Kierowca zaj�� si� poprawianiem krawata, Pinkus za� skierowa� spojrzenie na okaza�y, b��kitno-szary wiktoria�ski dom otoczony ogrodzeniem z pomalowanych na bia�o sztachet, z l�ni�cymi, tak�e bia�ymi obramowaniami wok� okien i poni�ej kraw�dzi dachu. W rezydencji tej mieszka�a gro�na pani Lansing Devereaux III, matka Samuela Devereaux, potencjalnie znakomitego prawnika, a chwilowo osobnika stanowi�cego ca�kowit� zagadk� dla jego pracodawcy, Aarona Pinkusa. - Gotowe, prosz� pana. - Kierowca cofn�� si� o krok i skin�� z zadowoleniem g�ow�. - Dla ka�dej osoby p�ci przeciwnej przedstawia pan teraz wspania�y widok. - Paddy, to nie randka, lecz tylko wynikaj�ca z bezinteresownego wsp�czucia pr�ba zdobycia informacji. - Wiem, szefie. Od jakiego� czasu Sam jest troch� niesw�j. - Wi�c ty te� to zauwa�y�e�? - Jasne. W tym roku ju� z dziesi�� razy kaza� mi pan odebra� go z lotniska. Jak ju� powiedzia�em, zachowywa� si� jako� dziwnie, ale wcale nie dlatego, �eby by� zawiany. On ma jakie� k�opoty, panie Pinkus. Ma na g�owie mn�stwo powa�nych k�opot�w. - A w tej g�owie mie�ci si� wybitny prawniczy umys�, Paddy. Zobaczymy, mo�e uda nam si� dowiedzie�, co to za k�opoty. - Powodzenia, prosz� pana. Znikn� z pola widzenia, ale b�d� pod r�k�. Kiedy us�yszy pan sygna�, prosz� bra� nogi za pas. - Mo�esz mi powiedzie�, dlaczego czuj� si� jak stary �ydowski Casanova, kt�ry nie m�g�by wdrapa� si� na ogrodzenie, nawet gdyby dobiera�a mu si� do po�ladk�w ca�a sfora w�ciek�ych ps�w? 36 Pytanie trafi�o w pr�ni�, gdy� kierowca obieg� mask� samochodu, wskoczy� do �rodka i ruszy�, �eby znikn�� z pola widzenia, ale by� pod r�k�. Podczas trwaj�cej wiele lat znajomo�ci z synem Eleanory Deve-reaux, Aaron spotka� t� kobiet� zaledwie dwa razy. Po raz pierwszy wtedy, kiedy Samuel zg�osi� si� do niego do pracy, kilka tygodni wcze�niej uko�czywszy wydzia� prawa Uniwersytetu Harvard. Przypuszczalnie matka chcia�a pozna� warunki, w jakich mia� pracowa� jej syn, podobnie jak przed ka�dym wyjazdem na letni ob�z zaznajamia�a si� z warunkami wypoczynku i kwalifikacjami wychowawc�w. Drugie spotkanie - zarazem jedyne, jakie odby�o si� na stopie towarzyskiej - nast�pi�o podczas przyj�cia wydanego przez Snkus�w na cze�� wracaj�cego z wojska Sama Devereaux; powr�t nale�a� do najdziwniejszych wydarze�, jakie znaj� stosowne :roniki, gdy� doszed� do skutku z ponad pi�ciomiesi�cznym op�nieniem Pi�� miesi�cy... - rozmy�la� Aaron, id�c w kierunku furtki w bia�ym p�ocie. Niemal p�roczny okres, o kt�rym Sam nie chcia� nic m�wi� Stwierdzi� jedynie, �e zabroniono mu udziela� jakichkolwiek informacji na ten temat i da� do zrozumienia, �e chodzi�o o jak�� �ci�le tajn� operacj� rz�dow� AAaron Pinkus nie zamierza� w�wczas nak�ania� porucznika Devereaux do z�amania tajemnicy wojskowej, ale dr�czy�a go ogromna ciekawo�� wyp�ywaj�ca zar�wno z pobudek osobistych, jak i zawodowych. Postanowi� wi�c wykorzysta� swoje znajomo�ci w Waszyngtonie. � Pewnego dnia zadzwoni� do Bia�ego Domu pod prywatny numer- prezydenta i opowiedzia� g�owie pa�stwa o gn�bi�cym go problemie. - My�lisz, �e m�g� bra� udzia� w jakiej� tajnej operacji? - zapyta� prezydent. - Szczerze m�wi�c, nie s�dz�, �eby si� do tego nadawa�. - Oni czasem na to id�, Pinky. Wiesz, pozornie najgorsza obsada czasem okazuje si� najlepsza. Tak mi�dzy nami, to ca�e mn�stwo tych d�ugow�osych re�yser�w o kosmatych my�lach �aduje na ekran tylko takie rzeczy. Czy uwierzysz, �e par� lat temu jeden z nich chcia�, �eby Myrna powiedzia�a s�owo na �g"? - Tak, to rzeczywi�cie powa�ny problem, panie prezydencie. Wiem, �e jest pan bardzo zaj�ty, wi�c... - Nie wyg�upiaj si�, Pinky. W�a�nie ogl�damy z mamu�k� Ko�o 37 fortuny. Wci�� ze mn� wygrywa, ale wcale si� tym nie przejmuj�. To przecie� ja jestem prezydentem, nie ona. - Bardzo s�usznie. Czy m�g�by pan dowiedzie� si� czego� w tej sprawie? - Jasne, ju� sobie zapisa�em. Devereaux... D-e-v-a-r-o, zgadza si�? - Mo�e by�. ; Dwadzie�cia minut p�niej odebra� telefon od prezydenta. - A niech to, Pinky! Zdaje si�, �e w to wdepn��e�! - W co, panie prezydencie? - Moi ludzie powiedzieli mi, �e �poza terytorium Chin" - tak to w�a�nie uj�li - �nic, co robi� ten Devereaux, nie mia�o najmniejszego zwi�zku z rz�dem Stan�w Zjednoczonych". Tak sobie to zapisa�em. Przycisn��em ich troch�, ale oni na to, �e �z pewno�ci� nie chcia�bym wiedzie�..." - .Tak, oczywi�cie. To si� nazywa �i�� w zaparte", panie prezydencie. - Ostatnio chyba wszyscy si� w to bawi�. Aaron przystan�� na �cie�ce i spojrza� na dostojny budynek, my�l�c o Samie Devereaux oraz o niezw