16609

Szczegóły
Tytuł 16609
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16609 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16609 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16609 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Robert Van Gulik Sędzia Di i nawiedzony klasztor WPROWADZENIE Przed laty, gdy szukałem angielskojęzycznych materia łów dotyczących życia w starodawnych Chinach, uznałem powieści, komentarze i refleksje Lin Yu-tanga, Pearl Buck1 i Alice Tisdale Hobart za nader pouczające. Ich spostrze żenia spisane bardzo wdzięczną prozą, łagodnie zapozna ją czytelników lat trzydziestych dwudziestego wieku ze społeczeństwem Chin, z jego szlachtą, wieśniakami i ludź mi interesu miast portowych. Wymienieni pisarze przetłu maczyli również pewne utwory popularnej literatury chiń skiej, dając wyraz dużego zrozumienia przedmiotu. Po drugiej wojnie światowej materiały takiego rodzaju i kali bru stały się niezmiernie rzadkie, ponieważ większość za chodnich obserwatorów Chin, jak również sami Chińczy cy, za wszelką cenę starali się wyjaśnić przyczyny upadku rządu nacjonalistów i przejęcie władzy przez komunistów. Dlatego w latach pięćdziesiątych czytelnicy z taką ulgą 1 Pearl Buck, z domu Sydenstricker (1892-1973) - pisarka amerykań ska, córka duchownego prezbiteriańskiego, wychowana w Chinach, gdzie jej rodzice prowadzili działalność misyjną. Poznała tamtejsze oby czaje, folklor, religię i stosunki, co znalazło wyraz w jej powieściach. W ro ku 1938 otrzymała Nagrodę Nobla (przyp. tłum.). i zadowoleniem powitali pojawienie się detektywistycz nych powieści Roberta Hansa van Gulika o sędzim Di, w których Cesarstwo Chińskie jawi się jako kraj kultural ny i pełen życia, a nie jak pozbawiony wszelkiego charak teru pionek w międzynarodowej grze o władzę. Ponieważ odwiedzając dzisiejsze Chiny, trudno jest odtworzyć tam tejsze życie w dawnych czasach, opowieści o sędzim Di na dal pozostają jednym z najlepszych źródeł poznania mi nionej codzienności. Kariera zawodowa van Gulika była barwna niczym za wiły gobelin utkany z wielobarwnych wątków, w którym przeplatały się praca naukowa, służba w dyplomacji i za miłowanie do sztuk pięknych. Syn oficera medycznego ar mii holenderskiej stacjonującej w Indonezji, przyszedł na świat w roku 1910 w Zutphen w holenderskiej prowincji Gelderland. Od trzeciego do dwunastego roku życia miesz kał w Indonezji. Gdy w roku 1922 jego rodzina powróciła do Holandii, młody Robert wstąpił do gimnazjum klasycz nego w Nijmegen, gdzie szybko poznano się na jego nie zwykłym talencie do języków obcych. W tym czasie zaczął studiować sanskryt oraz język amerykańskich Indian z plemienia Czarne Stopy pod kierunkiem C. C. Uhlenbecka, lingwisty z Uniwersytetu Amsterdamskiego. W wol nym czasie pobierał prywatne lekcje języka chińskiego. Jego pierwszym nauczycielem był Chińczyk studiujący rolnictwo w Wageningen. W roku 1934 van Gulik wstąpił na Uniwersytet w Leyden, będący jednym z głównych europejskich ośrodków studiów nad Azją Wschodnią. Tam systematycznie uczył się chińskiego i japońskiego, nie rezygnując z wcześniej- szych zainteresowań innymi językami azjatyckimi oraz ich literaturą. W roku 1932 wydał przełożoną przez siebie na język holenderski starą hinduską sztukę napisaną przez Kalidasę (około roku 400). Jego rozprawa doktorska na te mat kultu konia w Chinach, Japonii, Indiach i Tybecie, obroniona w roku 1934 w Utrechcie, została opublikowana w roku 1935 przez Brilla, wydawcę z Leyden, specjalizują cego się w materiałach dotyczących Azji. W tym czasie van~ Gulik pisywał również artykuły dla holenderskich czaso pism na tematy związane z Chinami, Indiami oraz z Indo nezją. W owych artykułach po raz pierwszy dał wyraz swej miłości dla starożytnej Azji oraz pełnemu rezygnacji pogo dzeniu się z zachodzącymi tam zmianami. Ukończywszy studia na uniwersytecie, w roku 1935 van Gulik wstąpił do służby w holenderskiej dyplomacji. Pierw sze stanowisko objął w poselstwie w Tokio, gdzie miał oka zję kontynuować w czasie wolnym prywatne studia nauko we. Przedmiot jego badań w większości był związany z za jęciami tradycyjnych chińskich uczonych. Ze względu na godziny pracy zawodowej, jego poszukiwania miały ograni czony zakres, choć charakteryzowała je rzadko spotykana głębia. Tak jak tradycyjny chiński dżentelmen, kolekcjono wał cenne książki, drobne przedmioty sztuki, malarstwo na zwojach pergaminu oraz instrumenty muzyczne. Swoje skarby analizował ze znawstwem naukowca i konesera, co przyniosło mu uznanie czołowych kolekcjonerów przed miotów orientalnych. Przetłumaczył słynny chiński tekst autorstwa Mi Fu na temat kamieni do rozcierania tuszu cennych przedmiotów, na których kaligraf przygotowuje tusz do pisania. On sam także był utalentowanym kaligra- fem, co u przybysza z Zachodu jest nie lada osiągnięciem. Grał na starodawnej chińskiej lutni (qin) i napisał na jej te mat dwie monografie oparte na chińskich źródłach. Więk szość jego publikacji z owych spokojnych i płodnych lat wy dano w Pekinie i w Tokio. Spotkały się one z uznaniem azjatyckich i europejskich naukowców. Druga wojna światowa położyła nagły kres pierwszemu pobytowi van Gulika w Tokio. Ewakuowany w 1942 roku wraz z innymi dyplomatami, został wysłany do Chungking jako sekretarz holenderskiej misji w Chinach. Na tym da lekim posterunku opublikował w roku 1944 edycję opraco wania na temat Ch'ana, mistrza Tung-kao, buddyjskiego mnicha, który pozostał lojalny dynastii Ming w dniach jej klęski. Pozostał w Chinach do końca wojny i w 1945 roku wrócił do Hagi, gdzie pozostał do roku 1947. Następne dwa lata spędził w holenderskiej ambasadzie w Waszyngtonie, gdzie piastował stanowisko doradcy. Ale w roku 1949 wró cił do Japonii na czteroletnią kadencję. W roku 1940 van Gulik natrafił na anonimową osiemna stowieczną powieść detektywistyczną, która go oczarowa ła. Wojna i czasy powojenne nie pozwalały mu korzystać ze źródeł i nie pozostawiały zbyt wiele wolnego czasu, ale udało mu się wygospodarować chwile, które przeznaczył na studiowanie chińskiej literatury popularnej, a zwłasz cza opowieści detektywistycznych i sądowych. Przygoto wał tłumaczenie na język angielski tradycyjnej historii de tektywistycznej, którą w roku 1949 opublikował w Tokio w limitowanej edycji, pod tytułem Dee Goong An. Owa opo wieść w trzech epizodach stała się pierwszą książką, dzię ki której świat Zachodu dowiedział się o wyczynach sę- dziego Di, jednego z tradycyjnych bohaterów chińskich opowiadań detektywistycznych. Fascynacja van Gulika sędzią Di, będącym przykład nym cesarskim sędzią pokoju oraz wyznawcą nauk Konfu cjusza, doprowadziła go do późniejszych badań chińskiego prawoznawstwa i detektywistyki. W 1956 roku wydał swój angielski przekład trzynastowiecznego zbioru spraw sądo wych, noszącego tytuł T'ang-yin pi-shih. Do fascynacji van Gulika detektywistyczną literaturą wkrótce doszło zainteresowanie chińską literaturą i sztuką erotyczną, zwłaszcza pochodzącą z epoki dynastii Ming (1368-1644). Igraszki z kurtyzanami i konkubinami często stanowiły znaczną część życia chińskiego dżentelmena, podobnie jak kolekcjonowanie kamieni do rozcierania tu szu oraz gra na qin. Aby zapoznać czytelników z tymi aspektami życia, van Gulik, wielki koneser chińskiej sztu ki piktografii, wydał w Tokio w roku 1951 prywatną edycję pięćdziesięciu kopii barwnych erotycznych rycin z epoki dynastii Ming wraz z ręcznie napisanym historycznym esejem na temat chińskiego życia seksualnego w latach 206 p.n.e. - 1644 n.e. Chociaż seks pozamałżeński oraz po pularne powieści powszechnie uchodziły za zakazane dla dżentelmena wyznającego nauki Konfucjusza, jest oczywi ste, że owi panowie rozkoszowali się niedozwolonym sek sem oraz potajemnie czytywali i pisywali powieści. W swo ich licznych pracach van Gulik pokazał, że chociaż dżen telmeni w tradycyjnych Chinach często wygłaszali czcze frazesy na temat wysokich standardów moralnych, w ży ciu prywatnym okazywali moralną słabość właściwą wszystkim ludziom. Podczas gdy erotyki van Gulika krążyły wyłącznie wśród wybranych czytelników, jego liczne przekłady i ada ptacje chińskich powieści detektywistycznych uczyniły sę dziego Di sławnym na Zachodzie, zwłaszcza w latach pięć dziesiątych. Czy to na stanowisku w Nowym Delhi, w Ha dze, czy w Kuala Lumpur, van Gulikowi udawało się pisać nowe powieści o sędzim Di, aż ich liczba osiągnęła co naj mniej siedemnaście tomów. Służba w dyplomacji zawiodła go na ostatni posterunek znów w Tokio, gdzie w roku 1965 objął od dawna pożądane stanowisko ambasadora Holandii w Japonii. Dwa lata później, już w domu na urlopie, van Gulik po raz ostatni sięgnął po pędzelek do kaligrafowania. Podczas swego stosunkowo niedługiego życia van Gulik znalazł czas w trakcie swej dyplomatycznej kariery na to, by wnikliwie zajmować się zadziwiająco szerokim wachla rzem tematów ezoterycznych oraz na to, by publikować swe odkrycia. Nie koncentrował się na wielkich proble mach politycznych, społecznych czy ekonomicznych Chin, choć niewątpliwie zdawał sobie sprawę z ich istnienia, bę dąc na bieżąco z najnowszymi debatami naukowców oraz uświadamiając sobie znaczenie współczesnych wydarzeń politycznych. Nie specjalizował się w jakimś szczególnym okresie czy gatunku literackim, lecz jego zainteresowania dotyczyły okresu od czasów chińskiego antyku klasyczne go (ok. 1200 r. p.n.e. - 200 r. n.e.) do końca panowania dy nastii Qing (lata 1644-1911). Jego zainteresowania ograni czały się raczej do czasów Chin tradycyjnych, a nie sięgały postimperialnych i rewolucyjnych walk toczących się w tym kraju w dwudziestym wieku. Poszukiwał ,,drobnych tematów", zazwyczaj faworyzowanych przez dyletantów oraz amatorów sztuki i literatury. Do zgłębiania owych do tychczas niestanowiących przedmiotu badań bocznych dróg wniósł swoje wielkie talenty lingwisty, historyka i ko nesera. Chociaż wiele jego prac naukowych trafiało do ograniczonej liczby odbiorców, wyniki jego prac naukowo-badawczych dotyczących powieściopisarstwa, prawoznawstwa i wykrywania przestępstw oraz erotyków zosta ły spopularyzowane wśród zachodnich czytelników po przez jego opowieści o wyczynach sędziego Di, będącego Sherlockiem Holmesem Chin. W czasach poprzedzających dwudziesty wiek popular na powieść chińska nie stanowiła przedmiotu poważnych badań naukowych ani w Chinach, ani na Zachodzie. Inten sywne studia nad chińską literaturą popularną zaczęły się w okresie międzywojennym. Po rewolucji chińskiej (1911-1912) oraz po zakłóceniach spowodowanych pierw szą wojną światową nowi literaci Republiki Chin dążyli do tego, by język potoczny (pai-hua) stał się językiem ogól nym, który pomoże unowocześnić kraj. Przywódcy owego radykalnego odrodzenia literackiego - Hu Shih, Lu Hsiin oraz Ts'ai Yuan-p'ei - zaczęli ożywiać dawną popularną li teraturę w nadziei, że skoro język mówiony dobrze nada wał się do jej tworzenia, to w przyszłości może stać się jeszcze lepszym nośnikiem literackiego wyrazu. Ponieważ chcieli oni zapewnić masom także nową lekturę, szukali w przeszłości frapujących historii, intrygujących wątków i moralnych przykładów, które można by przerobić i odno wić na potrzeby czytelników. W roku 1975 chińscy arche olodzy odkryli w prowincji Hupeh tajny skład spisanych na sporządzonym z bambusa papierze książek z czasów dynastii Qin (lata 221-207), które podobno zawierały mate riały na temat przestępstw i ich wykrywania, a także popu larne opowieści o sędzim pokoju, pełniącym rolę detekty wa. Tak więc poszukiwanie źródeł inspiracji dla powieści kryminalnej trwa nadal. Japońscy literaci, niemający tak wielkich uprzedzeń w stosunku do literatury popularnej jak ich chińscy współ cześni, od dawna zbierali popularne chińskie sztuki dra matyczne oraz powieści i czasami, przed ich wydaniem, adaptowali je na potrzeby japońskich gustów. Naukowcy z Zachodu, zwłaszcza wyznawcy francuskiej szkoły sinologii, której dwudziestowiecznym przedstawicielem jest Paul Pelliot, studiowali chińskie legendy i opowieści, jesz cze zanim reformatorscy literaci chińscy zdali sobie spra wę z ich roli jako czynnika szkolenia politycznego oraz nośnika propagandy. W latach trzydziestych chińscy ko muniści także uświadomili sobie propagandowe znaczenie teatru popularnego i wykorzystują tę wiedzę, począwszy od roku 1949, w którym doszli do władzy. Van Gulik, uczeń europejskiej, zdominowanej przez Pelliota szkoły sinologicznej, łączył entuzjazm dla studiów porównawczych z zachwytem egzotycznymi przedmiota mi. Dla wychowanków tej szkoły naukowej najmniejsze i najbardziej ezoteryczne tematy stawały się niezwykle znaczące dzięki skrupulatnej analizie lingwistycznej, lite rackiej i artystycznej połączonej z wnikliwością badającego je naukowca. Krótko mówiąc, przedmiot nabierał znacze nia, treści i doniosłości dzięki wyobraźni i talentom bada cza. Gdy van Gulik w roku 1935 po raz pierwszy przybył do Japonii, szybko spostrzegł, że kolekcje przedmiotów sztuki oraz biblioteki są bogate w materiały chińskiej kultury ma sowej. Jako dysponujący ograniczonym czasem nauko wiec z wyobraźnią, van Gulik zdał sobie sprawę, że może przeprowadzić fascynujące studia nad kulturą chińskiej szlachty, prowadząc badania przedmiotów, które groma dzili jej przedstawiciele, oraz zwyczajów, które zachowali owi uprzywilejowani ludzie. Chińska powieść kryminalna czy sądowa była później szą formą jednego z głównych rodzajów mówionej tradycji narracyjnej - opowieści detektywistycznej. Od czasów dy nastii Song (lata 960-1279), a prawdopodobnie już wiele wcześniej, prości ludzie uwielbiali słuchać opowieści ga wędziarzy, którzy produkowali się na bazarach i na ulicach miast i miasteczek. Jednym z popularnych bohaterów owych gawęd był sędzia Di (Ti Jen-chieh), postać histo ryczna i mąż stanu w sądzie Tang, który żył w latach 630-700. On oraz inni sędziowie pokoju, zwłaszcza Pao Cheng (999-1062), zostali rozsławieni przez gawędziarzy, dramaturgów i powieściopisarzy. Z upływem czasu wyczy ny sędziego stały się przykładem legendarnych osiągnięć detektywistyki, niezachwianie prawego prowadzenia się oraz nadludzkiej przenikliwości. Sędzia-detektyw stał się centralną postacią stereotypu, który przeniknął wszystkie formy literatury popularnej. Bohaterem tradycyjnej chińskiej powieści detektywi stycznej jest zazwyczaj miejscowy sędzia pokoju. Historia jest zwykle opowiedziana potocznym językiem z punktu widzenia czynnego zawodowo sędziego pokoju, który działa w charakterze detektywa, prowadzi przesłuchania i jest publicznym mścicielem. Z reguły w powieści zdarza się wiele przestępstw, ponieważ sędzia pokoju rzadko ma do czynienia z jedną zbrodnią na jakiś czas. Na ogół zbrodnie zdarzają się na początku opowieści i często są z sobą wzajemnie powiązane. Zazwyczaj sztuki i opowia dania nie mają charakteru dydaktycznego i opiewają przestępstwa wobec osoby, a nie występki wobec społe czeństwa. Zbrodnia jest zawsze jakimś złamaniem prawa pisanego, zazwyczaj morderstwem łub gwałtem, albo też łączy obydwa te motywy. Sędzia pełni rolę narzędzia pań stwa lub cesarza, ustalając fakty, chwytając winnego i wy mierzając karę zgodnie z prawem. W tradycyjnych opo wieściach nie zdarza się, by kierował się własnym widzi misię, miłosierdziem bądź sympatią. Sędzia uosabia od wagę, przenikliwość, uczciwość, bezstronność oraz suro wość; posiada żyłkę detektywistyczną, która czasami by wa wspomagana ponadludzką bystrością lub wiedzą po chodzącą z tamtego świata, przekazywaną mu przez du chy. Rzadko bywa wyposażony w poczucie humoru i nie frasobliwość, choć jego podwładnym czasami zdarzają się komiczne przygody. Sędzia, nieodmiennie mężczyzna w średnim wieku, po chodzący z warstwy wykształconej, pogardza luksusem, jest opiekuńczy wobec słabych i wykorzystywanych oraz nieprzekupny i nieczuły na pochlebstwa. Zbrodniarz, zwłaszcza morderca, jest zwykle nieuleczalnie zły i działa z zimną krwią. Aby go zmusić do przyznania się do winy, należy mu kilkakrotnie wymierzyć chłostę i zasługuje on na najwyższy wymiar kary przewidzianej przez prawo. Przestępca może być rozmaitego wieku i różnej płci oraz pochodzić z każdej klasy społecznej. Tatarzy, Mongołowie, taoiści i buddyści są prawie zawsze obsadzani w roli niego dziwców. Ofiara zazwyczaj należy do klasy rzemieślników, podobnie jak większość widowni na sali sądowej. Tematem wszystkich owych opowieści jest elementar na sprawiedliwość społeczna. W Cesarstwie Chińskim wy mierzanie sprawiedliwości miało na celu ukaranie winne go i zadośćuczynienie ofierze za wyrządzone krzywdy. Sę dzia pokoju obowiązkowo i skrupulatnie wypełniał oby dwa te zadania oraz utrzymywał harmonię pomiędzy spra wami ziemskimi a wolą niebios. Wszystkie rozprawy odby wały się w sali sądowej i mogły być obserwowane przez publiczność. Oskarżający sędzia musiał przesłuchiwać oskarżonego w trakcie rozprawy, a nie prywatnie. Chociaż istniało przekonanie, że sędzia natychmiast i intuicyjnie rozpoznaje, czy oskarżony jest winny, czy niewinny, żąda no od niego, by udowodnił to publicznie i zmusił oskarżo nego, by się przyznał do winy. Wszystkie rozprawy były starannie spisywane przez protokolanta, a oskarżony mu siał potwierdzić ich dokładność, składając swój podpis. Po nieważ przestępcy często bywali przebiegli, zdarzało się, że wprowadzali sędziego w błąd, choć nigdy na długo. Chociaż większość dochodzeń prowadzili przedstawiciele władzy cesarskiej, sędzia, dla dobra sprawy, czasami pro wadził je osobiście. Publiczność zgromadzona na ulicy i w sali sądowej krytykowała lub nagradzała postępowanie i decyzje sędziego. Jeżeli ludzie podejrzewali sędziego o korupcję, stronniczość lub przewrotność, publiczność protestowała lub wszczynała rozruchy. Jeżeli zwierzchni cy sędziego pokoju utwierdzili się w przekonaniu, że po stępuje on niesłusznie, dymisjonowano go i karano. Jeżeli publiczny protest został uznany za niesłuszny i wywroto wy, karano cały okręg. Gdy van Gulik w roku 1949 wydał pierwszy przekład opowieści o sędzim Di, zasugerował, że współczesny pi sarz kryminałów mógłby się sprawdzić, pisząc dla dzisiej szych czytelników powieść na chińską modłę. Ponieważ nikt nie podjął tego wyzwania, van Gulik sam zrealizował swój pomysł, chociaż nigdy przedtem nie pisywał utworów beletrystycznych. Początkowo chciał unaocznić czytelni kom japońskim i chińskim, o ile lepsze są ich tradycyjne opowieści od książek przetłumaczonych z zachodnich ory ginałów i sprzedawanych na straganach w Tokio czy w Szanghaju. Swoje dwie pierwsze powieści w języku an gielskim napisał jako szkice, które miał zamiar opubliko wać później w przekładzie na chiński i na japoński. Gdy je go zachodni przyjaciele okazali entuzjazm wobec tego no wego rodzaju powieści detektywistycznej, postanowił na dal pisać po angielsku, który był jeszcze jednym językiem opanowanym przez niego do perfekcji. Owego wielkiego kroku od badań naukowych i tłuma czeń do pisania z wyobraźni van Gulik dokonał zdecydowa nie i z sukcesem. Dzięki wcześniejszemu zaangażowaniu w poszukiwania naukowe był doskonale przygotowany do pisania powieści detektywistycznych, które oddawały at mosferę życia w dawnych Chinach. Teraz nie musiał się kurczowo trzymać historycznych faktów ani tekstów; naj ważniejsze stało się dokładne oddanie tła i realistyczne sportretowanie życia w tradycyjnych Chinach. Posługując się sędzim Di jako głównym bohaterem, van Gulik mógł swobodnie kreślić wątki i fabułę oraz korzystać z chińskiej literatury. Tak uzyskany materiał z łatwością wzbogacał i upiększał, czerpiąc z wiedzy uzyskanej dzięki studiom na ukowym oraz lekturom. Swoje powieści ożywiał, zamiesz czając w nich wyimaginowane mapy i rysunki z życia boha terów, oparte na szesnastowiecznych chińskich rycinach. Fabułę i głównych bohaterów van Gulik zazwyczaj ob myślał, odpoczywając od obowiązków służbowych, zaś wstępną topografię miejsca wydarzeń przygotowywał, ry sując mapę wyimaginowanego miasta. W książce The Bell Murders są trzy wątki zaczerpnięte bezpośrednio z chiń skich opowieści; do innych historii o sędzim Di van Gulik samodzielnie wymyślił większość tematów i wątków. Przy stąpiwszy już do właściwego pisania, kończył książkę po około sześciu tygodniach. Van Gulik od samego początku zdawał sobie sprawę z ograniczeń tradycyjnej chińskiej prozy fabularnej. Histo rie o morderstwie, cudzołóstwie, tajemniczych zdarze niach oraz o przemocy zawsze przemawiały do zachod nich czytelników, którym wciąż było mało tego rodzaju propozycji. Ale inne cechy popularnej beletrystyki chiń skiej nie cieszyłyby się tak dobrym przyjęciem. W chiń skich opowieściach zazwyczaj od razu na początku wyja wiano, kim jest przestępca; szanując zwyczaje Zachodu, van Gulik przesunął rozwiązanie zagadki na koniec książ ki. Chińskie teksty wielokrotnie bazowały na nieznanych na Zachodzie zwyczajach i wierzeniach, a chińscy autorzy nazbyt często wyświetlali tajemnicę, odwołując się do nad przyrodzonej wiedzy i interwencji z zaświatów. Zachodni czytelnicy oczekują morału lub wyjaśnienia motywów, któ rymi kierował się przestępca, a chińscy pisarze rzadko wy- raźnie zajmują się tymi zagadnieniami. Charakterystyka bohaterów w chińskiej powieści często ogranicza się do opisu typów społecznych. Autorzy nie czynią wysiłków w celu analizowania lub rozwijania indywidualnych cech bohaterów ani nie usiłują ocenić wpływu środowiska czy pochodzenia na ich postępowanie. Sam sędzia Di w chińskich opowieściach jest odmalo wany w sposób całkowicie obcy dla zachodniego czytelni ka. Aby uczynić go bardziej wiarygodnym, van Gulik po starał się, by jego bohater był bardziej ludzki. Zdarza mu się uśmiechać, odczuwać podniecenie w obecności atrak cyjnych kobiet oraz być niepewnym siebie i wątpić w słuszność własnych decyzji. Van Gulik znacznie po mniejszył niezachwianą wiarę sędziego w wyższość wszystkiego co chińskie oraz jego pogardę dla obcokrajow ców, kult przodków, rzeczowy stosunek do stosowania tor tur oraz nieubłaganą wrogość w stosunku do buddyzmu i taoizmu, które wypływały z jego konfucjańskiego poglą du na świat. Nie mogąc całkowicie zlekceważyć owych tradycyjnych atrybutów sędziego, van Gulik wolał złagodzić te jego ce chy i nadać mu wymiary bardziej ludzkie, opisując go jako człowieka oddanego rodzinie, znawcę sztuki i literatury oraz osobę głęboko religijną. Co więcej, sędzia Di zazwy czaj usiłuje rozwiązać zagadki kryminalne racjonalnie, bez ingerencji świata nadprzyrodzonego. Świadomie adaptując swoje opowieści dla czytelnika za chodniego, van Gulik niezwykle wiernie przedstawił życie mieszkańców Cesarstwa Chińskiego. Dzięki temu czytelnik doceni rolę społeczną rodziny, gdy sędzia Di upomina ojca za to, że nie upilnował cnoty swej córki. Zrozumie rolę stu denta, jego przywileje, odpowiedzialność wobec społeczeń stwa oraz związek pomiędzy wykształceniem a moralno ścią. Dowie się od sędziego Di, że buddyjscy mnisi zazwy czaj pożądają kobiet i są biegli w polityce, że Tatarzy nie są godni zaufania oraz tak jak taoiści oddają się czarnej magii, i że mieszkańcy południa znacznie się różnią pod wzglę dem języka i obyczajów od mieszkańców północy. Drobne przedmioty - kamienie do rozcierania tuszu, gwoździe w bucie Tatara, gongi taoistycznych mnichów, gałki u drzwi - użyte w strategicznych momentach opowieści da ją van Gulikowi możliwość objaśnienia zachodniemu czy telnikowi, jak wyglądają i jaką rolę pełnią te dziwne i nie znane obiekty. Każdy zagraniczny czytelnik doceni wagę, jaką w Chinach odgrywały język pisany oraz wszelkie za piski i dokumenty, zda sobie sprawę z roli nieznanych na Zachodzie społecznych korporacji, takich jak gildia żebra ków, oraz zapozna się z przesadną wagą przywiązywaną do ceremonialnych zachowań oraz grzecznościowych form zwracania się do rozmówców. Przykre strony tamtejszego życia ukazane zostały przy okazji opisów sprzedaży dziew czynek do niewoli oraz relacji o powszechności prostytucji. Wzmianki o handlu zagranicznym, o monopolu cesarza na handel solą, o ,,wyduszaniu" zeznań oraz o drobnych prze kupstwach dodają owym powieściom realizmu. Rola uka zanych w powieściach kobiet ogranicza się do prowadzenia domu, do uprawiania seksu oraz do trudnienia się ręko dziełem i do wychowywania dzieci. Opowieści o sędzim Di nie należy traktować jako do kładnego opisu życia w Cesarstwie Chińskim. Są bowiem pod pewnym względem anachroniczne. Historyczny sędzia Di żył w siódmym wieku, zaś większość opowieści o nim spisano w okresie od siedemnastego do dziewiętnastego stulecia, toteż odzwierciedlają one standardy i praktyki owych czasów. Van Gulik oparł swoje adaptacje na tych późniejszych zbiorach. Chociaż pilnie studiował obyczaje czasów dynastii Ming i Qing, jego znajomość życia we współczesnych Chinach ograniczała się do tego, co wyniósł z niewielu krótkich wizyt oraz z kilkuletniego pobytu pod czas drugiej wojny światowej. Van Gulik idealizował Chiny sprzed wstrząsu, jakiego Cesarstwo doznało na skutek de strukcyjnych wpływów Zachodu i Japonii. Najczęściej spo glądał na Cesarstwo Chińskie z punktu widzenia konfucjańskiej szlachty, której styl życia szanował i podziwiał. Jednakże, pomimo ich ograniczeń oraz stronniczości, owe opowieści dają stosunkowo wierny portret pewnych aspektów życia codziennego w Cesarstwie Chińskim. Prywatne spostrzeżenia van Gulika zostały poczynione w epoce poprzedzającej komunizm, gdy dawny styl życia nadal był kultywowany w miastach i wsiach oraz gdy sę dzia pokoju wciąż odgrywał dominującą rolę w miejsco wych wydarzeniach. Niezwykle uwrażliwiony na sferę ży cia codziennego van Gulik nie był zwykłym obserwatorem chińskiej sceny. Przerastał innych specjalistów tej dziedzi ny kwalifikacjami nabytymi podczas swych badań nauko wych oraz w trakcie pracy na najwyższych szczeblach dy plomacji, co pozwalało mu na lepsze zrozumienie tradycyj nych Chin. Samo czytanie klasycznych tekstów, gazet, książek historycznych czy dyplomatycznych dokumentów nie dałoby tak głębokiego wglądu w podstawy życia w dawnych Chinach, jaki zachodniemu czytelnikowi za pewnia lektura powieści van Gulika. Bezpośrednie prze kłady popularnych podań chińskich są zazwyczaj zbyt ob ce, a zawarte w nich przypisy nazbyt często nie stanowią wystarczającego wyjaśnienia. Dzięki dogłębnej znajomości tematu oraz interesują cym spostrzeżeniom van Gulika jego zachodni czytelnik bez trudu i z przyjemnością zapoznaje się ze światem daw nych Chin oraz dostrzega różnice i podobieństwa zacho dzące pomiędzy społecznościami Chin i Zachodu. A poza tym są to zajmujące opowiastki i choćby dlatego mogą się podobać. Donald F. Lach OSOBY Należy wyjaśnić, że w języku chińskim nazwisko - tutaj wypisane drukowanymi literami - poprzedza imię osoby. Główni bohaterowie DI Jen-djieh. Sędzia pokoju w górzystym okręgu Han-yuan, w którym usytuowany jest Klasztor Porannych Obłoków TAO Gan. Jeden z przybocznych sędziego Di Osoby opata" mające związek z ,,Przypadkiem zabalsamowanego Prawdziwa Mądrość. Opat Klasztoru Porannych Obłoków Nefrytowe Zwierciadło. Poprzedni opat tegoż klasztoru SUN Ming. Mędrzec taoistyczny, były guwerner cesarski, który przeszedł na emeryturę i mieszka w klasztorze Osoby mające związek z ,,Przypadkiem nabożnej dziewczy ny" Pani PAO. Wdowa ze stolicy Biała Róża. Jej córka TSUNG Lee. Poeta Osoby mające związek z ,,Przypadkiem posępnego mnicha" KUAN Lai. Dyrektor wędrownej trupy teatralnej Panna TING. Aktorka Panna OU-YANG. Aktorka MO Mo-te. Aktor R O Z D Z I A Ł P I E R W S Z Y Dwaj mężczyźni siedzący tuż obok siebie w odosobnio nym pomieszczeniu wysoko na wieży starego klasztoru przez chwilę wsłuchiwali się w milczeniu w ryk burzy sza lejącej pośród pogrążonych w mroku gór. Gwałtowne po rywy wiatru atakowały wieżę, zimny przeciąg przedosta wał się nawet przez masywne drewniane okiennice. Jeden z mężczyzn spojrzał z niepokojem na migoczący płomień jedynej świecy, który rzucał ich dwa dziwacznie poskręcane cienie na otynkowaną ścianę. Po raz kolejny zapytał zmęczonym głosem: -Dlaczego upierasz się, by zrobić to dzisiejszego wie czoru? - Ponieważ tak postanowiłem! - spokojnie odparł dru gi. - Nie sądzisz, że dzisiejsza uczta daje po temu doskona łą okazję? - Przy tych wszystkich ludziach, którzy tu będą? - za pytał pierwszy z powątpiewaniem. - Nie boisz się chyba, co? - prychnął jego towarzysz z pogardliwym uśmiechem. - Nie miałeś stracha poprzed nim razem, prawda? Pierwszy mężczyzna nic na to nie odpowiedział. Dale ko w górach przetoczył się grzmot. A potem zaczęła się ulewa. Deszcz bębnił o drewniane okiennice, grzechocząc niczym grad. - Nie, nie mam stracha - nagle powiedział ten pierwszy. - Ale powtarzam, że twarz owego posępnego człowieka wydaje mi się znajoma. Denerwuje mnie, że nie mogę so bie przypomnieć, gdzie i kiedy... -Zasmucasz mnie! - przerwał mu drugi z kpiarskim politowaniem. Pierwszy nachmurzył się i po chwili ciągnął dalej: - Lepiej, żebyś jej teraz nie zabijał. Ludzie mogli coś za pamiętać i zaczną się zastanawiać, dlaczego trzy... - To zależy wyłącznie od niej, mam rację? - Wąskie wargi wykrzywił pełen okrucieństwa uśmiech. Wstał rap townie i dodał: - Wracajmy na dół, ktoś może spostrzec na szą nieobecność. Musimy stale odgrywać swoje role, przy jacielu! Drugi mężczyzna także się podniósł. Wymamrotał coś w odpowiedzi, ale jego słowa zagłuszył huk następnego grzmotu. Tym razem zdawał się docierać z bardzo bliska. R O Z D Z I A Ł D R U G I W niższych partiach gór na południowym obrzeżu Han-yuan sędzia Di usłyszał trzask tego samego pioruna i za niepokojony spojrzał na ciemne, pędzone wiatrem chmu ry, z których padał ulewny deszcz. Wcisnął się głębiej pod ceratową budę wysokiego wozu, mknącego górską drogą wzdłuż nawisu stromej skarpy. Ocierając dłonią zalewane deszczem oczy, powiedział, zwracając się do dwóch stoją cych przed nim woźniców, skulonych pod okrywającymi ich pelerynami ze słomy: - Skoro nie możemy na wieczór dojechać do Han-yuan, lepiej spędźmy noc tutaj, w naszym wozie. Myślę, że na po bliskiej farmie uda się wam zdobyć trochę ryżu na kolację, prawda? Starszy z woźniców naciągnął łopoczącą w silnych po wiewach wiatru ceratę, by lepiej osłaniała mu głowę. - Lepiej tu nie stawać, proszę pana! Wiem, że w górach takie jesienne burze to zaledwie początek! Wkrótce rozpę ta się tutaj straszliwa wichura, która może zdmuchnąć nasz wóz do wąwozu po przeciwnej stronie drogi. - Jesteśmy wysoko w górach - dodał drugi woźnica. Na obszarze wielu mil nie uświadczysz tu żadnej chatki ani farmy. Tam, na górze wznosi się tylko stary klasztor. Ale pan z pewnością nie chciałby... Nagle niebo przecięła błyskawica, rozświetlając górski krajobraz. Sędzia Di przez krótką chwilę spoglądał na groźne, spiętrzone dookoła masywy oraz na czerwoną syl wetę klasztoru, wznoszącego się wysoko na zboczu po przeciwnej stronie wąwozu. Rozległ się ogłuszający grzmot i znów zapanowała ciemność. Sędzia wahał się przez chwilę, upychając swą długą czarną brodę głębiej w fałdy przemoczonej podróżnej pe leryny. Wreszcie podjął decyzję. - Wy dwaj pobiegniecie do klasztoru - powiedział sta nowczo - i powiecie, że sędzia pokoju tutejszego okręgu znajduje się w pobliżu i chciałby się zatrzymać na noc. Niech tutaj przyślą kilkunastu nieposiadających święceń braci z krytymi lektykami do wniesienia na górę moich ko biet i bagaży. - Starszy woźnica chciał coś odpowiedzieć, ; ale sędzia Di warknął: - Ruszajcie żwawo! Mężczyzna, wzruszywszy ramionami, dał za wygraną. Obydwaj woźnice pobiegli kłusem, a ich przeciwdeszczo we latarnie z pergaminu podrygiwały w ciemności. Sędzia Di ruszył po omacku wzdłuż wozu, aż odnalazł drabinkę. Wspiął się po niej i wszedłszy do środka, szybko opuścił za sobą płócienną klapę. Jego trzy żony siedziały na zwiniętych posłaniach, otulając się podróżnymi pelery nami. Za nimi, pośród worków i skrzyń, kuliły się służeb ne. Ich twarze pobladły ze strachu, przy każdym odgłosie grzmotu skupiały się w gromadkę. Było tu sucho, lecz po przez płócienną budę przenikał zimny wiatr. Gdy sędzia przysiadł na pudle z ubraniami, odezwała się pierwsza żona: - Nie powinieneś byl wychodzić na zewnątrz! Przemo kłeś do suchej nitki! - Usiłowałem pomóc Tao Ganowi i woźnicy przy napra wie złamanej osi - odparł sędzia z bladym uśmiechem - ale na nic się to nie zdało. Trzeba ją będzie zastąpić nową osią. Co więcej, konie są zmęczone i zaczyna się burza. Zatrzy mamy się na noc w Klasztorze Porannych Obłoków. To je dyne zamieszkane miejsce w tej okolicy. - Masz na myśli tę ogromną czerwoną budowlę o zielo nych dachach, którą widzieliśmy, przejeżdżając tędy dwa tygodnie temu? - spytała druga żona sędziego. Sędzia skinął głową. - Nie będzie tam tak źle - powiedział. - To największy taoistyczny klasztor w całej tutejszej prowincji i podczas świąt religijnych odwiedza go wielu ludzi. Jestem pewien, że mają tam wygodne kwatery dla gości. Wziął ręcznik, który podała mu trzecia żona, i starał się nim osuszyć brodę i bokobrody. - Poradzimy sobie! - powiedziała pierwsza żona. - Pod czas wakacji w stolicy tak nas rozpieszczano w rezydencji twego wuja, że odrobina niewygód nie zawadzi! I chętnie zobaczymy, jak ten stary klasztor prezentuje się od środ ka! - Możliwe, że tam straszy! - powiedziała trzecia żona z uśmiechem. Jej kształtne ramiona zadygotały. Sędzia Di ściągnął swe bujne brwi. - Nie ma tam zbyt wiele do oglądania - powiedział po woli. - Ot, po prostu stary klasztor, i tyle. Zjemy wieczorny posiłek w naszym pokoju i wcześnie położymy się spać. Je żeli wyjedziemy jutro o świcie, gdy tylko klasztorni stajen- ni wymienią złamaną oś, zdążymy do Han-yuan przed po- i rą na południową porcję ryżu. - Ciekawe, jak radzą sobie dzieci - powiedziała druga żona z niepokojem. - Stary Hoong i zarządca domu zajmą się nimi - pocie szającym tonem odparł sędzia. Rozmawiali o sprawach domowych, do chwili gdy głoś ne okrzyki oznajmiły przybycie ludzi z klasztoru. Tao Gan, jeden z przybocznych sędziego, zajrzał do wozu, ukazując pociągłe, pochmurne oblicze. Zakomunikował, że na damy oczekują cztery lektyki. Podczas gdy trzy żony sędziego Di oraz ich służebne wsiadały do lektyk, sędzia i Tao Gan doglądali niewyświęconych braci, którzy przyturlali ogromne głazy, by unieru chomić koła wozu. Woźnice wyprzęgli konie i pochód ru szył wzdłuż wijącej się drogi. Krople deszczu bębniły o płó cienne dachy lektyk. Sędzia Di i Tao Gan pieszo brnęli za nimi - i tak byli już do cna przemoknięci! W porywistym wietrze nie warto było rozkładać pergaminowych parasoli. Gdy przekraczali naturalny most ponad wąwozem, Tao Gan zapytał: - Czy to nie ten klasztor, który pan sędzia zamierzał od wiedzić pewien czas temu, aby przeprowadzić przesłucha nie na temat owych trzech młodych kobiet: Liu, Huang i Gao, które umarły tutaj w zeszłym roku? - Ten sam - poważnie odparł sędzia. - Nie jest to miej sce, które wybrałbym na nocleg z moim babińcem. Ale sta ło się, i nie ma na to rady. Znający drogę tragarze szybko i pewnym krokiem po konali kondygnację śliskich stopni wznoszących się zako- sami po porośniętym wysokimi drzewami zboczu. Sędzia Di podążał tuż za nimi, ale z trudem dotrzymywał im kro ku. Z zadowoleniem powitał zgrzyt zawiasów, gdy ponad nim rozwarły się wrota. Wkroczyli na duży, otoczony mu rem frontowy dziedziniec. Tragarze wnieśli lektyki, pokonując następną kondy gnację stopni w głębi dziedzińca, i postawili je pod wysoko sklepionym łukiem z poczerniałych cegieł. Czekała tam na nich grupa mnichów w habitach szafranowej barwy. W dłoniach trzymali lampiony i tlące się kadzidła. Sędzia Di usłyszał głuchy łomot zamykającej się furty. Wstrząsnął nim nagły dreszcz. Pomyślał, że ani chybi prze ziębił się na deszczu. Zbliżył się niewysoki korpulentny mnich i skłonił nisko przed sędzią. - Witam w Klasztorze Porannych Obłoków, panie sę dzio! Jestem tutejszym przeorem, do pańskich usług! - Mam nadzieję, że nasza niespodziewana wizyta nie sprawi wam kłopotu - uprzejmie odparł sędzia. - To dla nas wielki zaszczyt, panie sędzio! - wykrzyknął przeor, mrugając lekko wyłupiastymi oczyma. - Pańska wi zyta przydaje splendoru dzisiejszemu pomyślnemu dnio wi! Świętujemy powstanie naszego klasztoru, jak co roku. To już po raz dwieście trzeci, panie sędzio! - Nie wiedziałem - odparł sędzia. - Niechaj wasz klasz tor prosperuje po wieczne czasy! - Pod sklepienie wtarg nął zimny podmuch wiatru. Sędzia z niepokojem spojrzał na swoje żony, które przy pomocy służebnych wysiadały z lektyk, po czym mówił dalej: - Proszę nas zaprowadzić do naszych kwater. Musimy się przebrać. - Oczywiście, ma się rozumieć! - wykrzyknął mały] przeor. - Proszę za mną! - Wiodąc ich do wąskiego, ciem nego przejścia, mówił dalej: - Mam nadzieję, że schody wam nie przeszkadzają. Zabiorę was do wschodniego skrzydła okrężną drogą. Jest tam do pokonania wiele stop ni, ale dzięki temu unikniecie ponownego wyjścia na dwór i dalszego moknięcia! Ruszył przodem, trzymając papierową latarnię tuż nad podłogą, aby sędzia Di i Tao Gan dostrzegli stopnie. Za ni mi podążał jeden z odbywających nowicjat młodzieńców, niosący lampion na długim kiju. Pochód zamykały żony sę dziego Di wraz z sześcioma niewyświęconymi braćmi, któ rzy nieśli ich worki podróżne i skrzynie, zawieszone na bambusowych drągach, które umieścili sobie na ramio nach. Gdy pokonali pierwszą kondygnację stopni i skręcili za róg, zrobiło się bardzo cicho, nie docierały tam żadne odgłosy szalejącej na zewnątrz burzy. - Tutejsze mury muszą być bardzo grube! - zauważył sędzia Di, zwracając się do Tao Gana. - W czasach gdy je wznoszono, ludzie znali się na rze czy! I nie liczyli się z kosztami! - Gdy zaczęli pokonywać następną kondygnację, Tao Gan dodał: - Ale budowali o wiele za dużo schodów! Wspiąwszy się dwa podesty wyżej, przeor pchnął cięż kie drzwi. Weszli do długiego zimnego korytarza, oświetlo nego przez dwie latarnie zawieszone na grubych, poczer niałych ze starości krokwiach. Po prawej stronie ciągnęła się otynkowana ściana, na ścianie po lewej ręce widniał rząd wąskich i wysokich okien. Znów dała się słyszeć sza lejąca na zewnątrz wichura. - Znajdujemy się teraz na drugim piętrze wschodniego skrzydła - wyjaśnił przeor. - Schody po lewej stronie pro wadzą na dół do sali na parterze. Gdy pan sędzia nadstawi uszu, usłyszy nikłe dźwięki muzyki, towarzyszące wysta wianemu tam misterium! Sędzia przystanął i posłusznie zaczął nasłuchiwać. Gdzieś z dala dotarły do niego niewyraźne uderzenia bęb nów. Wkrótce zagłuszyło je bicie deszczu o okiennice. Wiatr się wzmagał. Sędzia był zadowolony, że wraz z żona mi znalazł schronienie pod dachem klasztoru. - Tam, za rogiem - szybko ciągnął przeor przerywanym głosem - znajdują się kwatery pana sędziego. Mam nadzie ję, że nie uznacie ich za nazbyt niewygodne. Teraz zapro wadzę pańskiego pomocnika do jego pokoju, który mieści się piętro niżej, gdzie zatrzymało się kilku innych gości. Skinął na nowicjusza z lampionem, aby ich wyprzedził, po czym we trzech się oddalili. Sędzia Di rozejrzał się wokół. Jego żony i służebne właśnie pojawiły się u szczytu schodów i wkroczyły na ko rytarz. Sędzia ruszył w ślad za przeorem. Nagle szczególnie porywisty powiew wiatru rozwarł okiennice przesłaniające okno na lewo od niego i do po mieszczenia wtargnęła fala zimnego deszczu. Sędzia Di z okrzykiem niepokoju wychylił się na zewnątrz i chwycił rozhuśtane skrzydła okiennic, aby je zatrzasnąć. I stanął jak wryty. Okno w murze budynku naprzeciw było otwarte. Sę dzia zajrzał przez nie do oddalonego o jakieś sześć stóp słabo oświetlonego pokoju. Dostrzegł szerokie plecy męż czyzny w metalowym hełmie, usiłującego objąć nagą ko- bietę. Ta zakryła twarz prawą ręką. Tam, gdzie powinna] się znajdować jej lewa ręka, sterczał tylko postrzępiony ki kut. Mężczyzna odsunął się od niej, a kobieta zatoczyła się na ścianę. Wtedy wiatr wyrwał z dłoni sędziego uchwyty; okiennic, które zatrzasnęły mu się przed nosem. Sędziai zaklął i znów je odemknął, lecz tym razem nie dostrzegł! nic poza ciemną zasłoną deszczu. Zaraz potem podeszli do niego Tao Gan i przeor, którzy! pomogli mu zasunąć zardzewiałe rygle. - Trzeba to było pozostawić mnie - rzekł przeor skru szonym tonem. Sędzia milczał. Zaczekał, aż miną ich kobiety i traga rze, po czym zapytał: - Co się mieści w budynku naprzeciwko? - To tylko lamus, panie sędzio - odparł przeor. - Lepiej chodźmy... - Przed chwilą widziałem, że jedno z okien stało otwo rem - szorstko przerwał mu sędzia. - Ale ktoś je bardzo szybko zamknął. - Okno? - zapytał zdziwiony przeor. - Pan sędzia mu siał się pomylić! Po tej stronie lamusa nie ma żadnych okien. Jest tylko ślepy mur. Tędy, proszę! ROZDZIAŁ TRZECI Sędzia Di skręcił za nim za róg. Odczuwał tępy ból w głębi oczodołów. Niechybnie złapał paskudne przezię bienie. Co więcej, spoglądał wtedy przez szarą kurtynę ulewy i właściwie tylko rzucił okiem w tamtym kierunku. Miał chyba gorączkę i doznał halucynacji. Spojrzał na Tao Gana, ale jego pomocnik najwyraźniej nic nie spostrzegł. - Lepiej idź zmienić ubranie, Tao Gan! - powiedział sę dzia. - Wróć, gdy tylko się przebierzesz. Przeor opuścił sędziego, kłaniając się raz po raz. Odda lił się ku schodom wraz z Tao Ganem. W przestronnej garderobie pierwsza żona sędziego in struowała służebne, które pudła mają otworzyć. Dwie po zostałe żony nadzorowały tragarzy, którzy krzątali się, na pełniając koksownik żarzącymi się węglami. Sędzia przez chwilę przyglądał się tej scenie, a potem przeszedł do mieszczącej się obok sypialni. Był to bardzo duży pokój, którego umeblowanie stano wiły nieliczne solidne, staromodne sprzęty. Chociaż okna były przesłonięte grubymi portierami, sędzia słyszał do chodzące z zewnątrz stłumione odgłosy burzy. Pod ścianą w głębi sypialni mieściło się ogromne łoże. Z umieszczone go wysoko pod belkowanym sufitem rzeźbionego w heba nie baldachimu spływały antyczne brokatowe zasłony. W rogu stała toaletka z akacjowego drewna, a obok nie stolik do herbaty i cztery taborety. Oprócz sporego kok sownika nie było tam innych mebli. Podłogę zakrywał gru by, wyblakły brązowy dywan. Pokój nie sprawiał szczegół nie zachęcającego wrażenia, ale wziąwszy pod uwagę go racy koksownik oraz płonące świece, nie był aż taki zły. Sędzia rozsunął zasłony wokół łoża. Stwierdził, że jesl ono wystarczająco duże, by pomieścić go wraz z trzema żo nami. Zasadniczo nie lubił, gdy sypiały wszystkie razem. W domu każda z żon posiadała własną oddzielną sypialnię i sędzia spędzał w nich noce lub zapraszał którąś z żon do swojej sypialni. Jako zagorzały wyznawca Konfucjusza uważał, że jest to jedyne stosowne rozwiązanie. Wiedział, że wielu mężów sypia w jednym łóżku z wszystkimi żona mi, lecz uważał, że jest to niewłaściwy obyczaj, wpływają cy źle na poczucie godności osobistej kobiet i niesprzyjają cy harmonijnemu życiu rodzinnemu. Jednakże w podróży musiał się z tym pogodzić. Wrócił do garderoby i kilkakrot nie kichnął. -Masz tutaj ciepłe watowane okrycie! - powiedziała pierwsza żona. A potem dodała ciszej: - Czy mam dać na piwek tym świeckim braciszkom? - Lepiej nie - odpowiedział sędzia szeptem. - Jutro przed wyjazdem zostawimy podarunek dla klasztoru. - A potem podniósł głos i rzekł: - Chętnie przywdzieję to okrycie! Druga żona pomogła mu przebrać się w suche ubrania, pierwej ogrzawszy je nad koksownikiem. - Podaj mi mój nowy czepiec! - polecił sędzia pierwszej żonie. - Muszę pójść na dół i powiedzieć kilka miłych słów opatowi. - Tylko szybko wracaj, proszę - powiedziała pierwsza żona. - Przygotujemy gorącą herbatę, a potem spożyjemy posiłek. Lepiej połóż się wcześnie do łóżka, bo coś blado wyglądasz. Chyba się przeziębiłeś! - Wrócę możliwie jak najszybciej - obiecał sędzia Di. Masz rację, nie czuję się zbyt dobrze. Musiałem się pa skudnie przeziębić. - Opasał się czarną szarfą i żony od prowadziły go ku drzwiom. Na korytarzu czekał już Tao Gan wraz z nowicjuszem trzymającym lampion. Wymizerowany pomocnik sędziego przebrał się w długą szatę z wyblakłej niebieskiej tkaniny, a na głowie miał małe kwadratowe nakrycie z mocno wy tartego czarnego aksamitu. - Opat oczekuje pana sędziego w sali recepcyjnej na do le - oznajmił nowicjusz tonem pełnym szacunku, gdy po dążali korytarzem wiodącym ku schodom. Sędzia Di przy stanął. - Chodźmy tam natychmiast. Przez chwilę stał, nasłuchując. Ulewa zdawała się słab nąć. Sędzia odemknął okiennice przesłaniające okno, przez które dojrzał był dziwaczną scenę. Z panującej na zewnątrz ciemności wiatr przyniósł niewielkie kropelki deszczu. Na wprost okna znajdował się ślepy mur. Wyżej, już w wieży, widniały dwa okna, zaś pozbawiony okien mur ciągnął się dalej, aż do przepaścistej przerwy, która oddzielała dwa budynki. Odezwał się huk grzmotu. Sędzia zamknął okno i rzekł niedbale, zwracając się do nowicju sza: - Paskudna pogoda! Zaprowadź nas teraz naprzeciw ko, do lamusa! Nowicjusz posłał sędziemu zdziwione spojrzenie. Rzekł z powątpiewaniem: - To kawał drogi, proszę pana! Musimy najpierw zejść dwa piętra, żeby dotrzeć do przejścia, które łączy dwa bu dynki, a następnie musimy wspiąć się znowu na drugie... - Prowadź! - lakonicznie rozkazał sędzia. Tao Gan spojrzał na sędziego ze zdziwieniem. Wszelako na widok beznamiętnego wyrazu jego twarzy powstrzymał się od pytania, które cisnęło mu się na usta. W milczeniu zeszli po ciemnych schodach. Nowicjusz poprowadził ich poprzez wąskie przejście, a potem na strome schody. U szczytu schodów znajdował się podest otaczający dużą kwadratową klatkę schodową. Poprzez otaczające ją okratowanie z ażurowo rzeźbionego drewna wnikał mocny zapach hinduskiego kadzidła. - Tam, w dole, znajduje się nawa główna klasztornej świątyni - wyjaśnił nowicjusz. - Teraz jesteśmy na tym sa mym poziomie co pokoje pana sędziego we wschodnim skrzydle. - Po czym, wchodząc w długi, wąski korytarz, do dał: - Tędy się idzie do lamusa. Sędzia przystanął. Gładząc brodę, spoglądał na trzy wysokie okna w otynkowanym murze po lewej stronie. Ich parapety znajdowały się zaledwie kilka stóp ponad podłogą. Nowicjusz pchnął ciężkie drzwi. Wprowadził dwu męż czyzn do podługowatego pomieszczenia o niskim suficie. Na stertach pudeł i paczek stały dwie palące się świece. - Dlaczego te świece się palą? - zapytał sędzia. - Mnisi stale tutaj wchodzą, proszę pana, aby wziąć ma ski i stroje sceniczne - odparł nowicjusz. Wskazał rząd wielkich drewnianych masek i wspaniałych szat z brokatu, zakrywających ścianę po lewej stronie. Ścianę po prawej stronie całkowicie zajmowały drewniane półki z halabar dami, włóczniami, trójzębami, drzewcami oraz innymi re kwizytami używanymi w misteriach. Sędzia odnotował, że obie ściany są pozbawione okien. Dwa małe okienka znaj dowały się w ścianie w głębi. Ocenił, że owe okienka mu szą wychodzić na wschód, na zewnętrzny mur klasztorny. Obrócił się w stronę nowicjusza i rzekł: - Poczekaj na nas na zewnątrz! Tao Gan oglądał pomieszczenie, bawiąc się w zamyśle niu trzema włoskami, które wyrastały z brodawki na jego lewym policzku. Teraz zapytał ściszonym głosem: - Co jest nie w porządku z tym lamusem? Sędzia opowiedział mu o dziwacznej scenie, którą do strzegł, wyjrzawszy przez okno w przeznaczonym dla go ści budynku naprzeciw. - Przeor mnie zapewnił - zakończył - że w ścianie la musa, znajdującej się naprzeciwko budynku, w której mieszczą się nasze kwatery, nie ma żadnych okien. I bez sprzecznie miał rację. A jednak nie mogło mi się to przy śnić! Naga kobieta musiała stracić lewą rękę jakiś czas te mu, bo nie zauważyłem ani kropli krwi. Gdybym ją spo strzegł, niewątpliwie natychmiast pospieszyłbym, aby przesłuchać o